31.07.2015 Views

Co dalej, młody człowieku? - Powiat Słupski

Co dalej, młody człowieku? - Powiat Słupski

Co dalej, młody człowieku? - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

<strong>Powiat</strong>SŁUPSKINr 3-4 (109-110), Marzec-Kwiecień 2010Rok X * ISSN 1730-7686Cała Polska w żałobieTrzeba się stale zmieniać i rozwijaćFotografia chłopów pomorskichKsiądz w Kwakowie ratuje kościółU kardynała Dziwisza<strong>Co</strong> <strong>dalej</strong> młody człowieku?Mosty WilnaPraca nasza kochana - zatracanaHamburska „Księżniczka” w polskich barwachWieś Tworząca


absolutorium 2010w szkołach powiatuZdjęcia: J. Maziejuk


Cała Polska w żałobiePrezydent RP Lech Kaczyński zginął w katastrofie samolotowej10 kwietnia br. prezydencki samolotTU-154 z prezydentem Lechem Kaczyńskim,Marią Kaczyńską oraz polską delegacjąna uroczystości 70. rocznicy zbrodnikatyńskiej, rozbił się przy lądowaniu na lotniskuw Smoleńsku. Na pokładzie samolotuznajdowało się 96 osób. Wszyscy zginęli.To największa tragedia w historii Polski,na liście pasażerów były osoby pełniącenajważniejsze funkcje w państwie.Samolot miał problemy z lądowaniem,przed godziną 9 zahaczył o drzewa na końcupasa startowego przy próbie ponownegopoderwania się do lotu i runął na ziemię1,5 kilometra od lotniska w Smoleńsku. Nalotnisku panowała totalna mgła i prawdopodobnieto było przyczyną katastrofy.Jednak prawdziwe przyczyny zostaną dopierowyjaśnione. Do niedzieli 18 kwietniabr. - dnia pogrzebu Pary Prezydenckiejogłoszona została żałoba narodowa. (M.M.)W 70. rocznicę mordu katyńskiego przygotowano szczególny program,jednak w żadnym scenariuszu nie przewidziano, że będziemyopłakiwać Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego,Jego małżonkę Marię, najważniejsze osoby w państwieoraz członków delegacji na uroczystości katyńskie i załogę samolotuMiejsce przeklęte - KatyńUroczystości rocznicowe odbyły się13 kwietnia br. przy Krzyżu Katyńskim naCmentarzu Komunalnym w Słupsku. Natwarzach osób zgromadzonych możnabyło zauważyć wielki ból i smutek. Zdarzająsię takie chwile, kiedy trudno znaleźćodpowiednie słowa, aby wyrazić to,co czujemy...W czasie okazjonalnych przemówieńprzywracano pamięć tamtych zbrodni,padało wiele słów o stalinowskim totalitaryźmiei ziemi na wschodzie przesiąkniętejpolską krwią... w Charkowie, Archangielsku,Miednoje i Katyniu, miejscu dla Polakówprzeklętym. Ks. Biskup Zadarko, biskuppomocniczy diecezji koszalińsko-kołobrzeskiejw modlitwie zwrócił uwagę nato, że doczekaliśmy chwili, kiedy możemydać świadectwo pamięci Narodu. Historykz Akademii Pomorskiej, Janusz Czerwińskiprzypomniał o zbrodni ludobójstwa dokonanejz woli Stalina. Na rozkaz najwyższychFot. J. MaziejukWiadomość o katastrofie polskiego samolotu niedaleko Smoleńska wypełniła sercawszystkich Polaków niewypowiedzianym smutkiem. W wypadku śmierć poniósłPrezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wraz z żoną Marią Kaczyńską,87 osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie oraz 7 członków załogi.Polska straciła wybitne osoby, które swym czynem i gorącympatriotyzmem kształtowały naszą współczesną Ojczyznę.W imieniu Zarządu <strong>Powiat</strong>u Słupskiego oraz Radnych Rady <strong>Powiat</strong>uSłupskiego składamy najgłębsze wyrazy współczucia i żalu. Dotknął nasogrom tragedii, której nie jesteśmy w stanie opisać żadnymi słowami. Głębokismutek towarzyszy wszystkim Polakom, a słowo Katyń po raz kolejnywiąże się z narodową tragedią. Solidarnie łączymy się w bólu z rodzinamiofiar i pragniemy złożyć Im najszczersze kondolencje. Smutek, któryodczuwają, jest naszym smutkiem. Smutkiem Narodu i każdego z osobna.Zawsze zostaną w naszej pamięci.Przewodniczący Rady <strong>Powiat</strong>u SłupskiegoRyszard StusStarosta SłupskiSławomir Ziemianowicz


władz Związku Sowieckiego ponad 320 tysięcymieszkańców Kresów Wschodnichwywieziono w głąb Rosji a ponad 15 tysięcypolskich oficerów wymordowano.Fot. J. MaziejukDla uczczenia tamtych wydarzeń złożonopod Krzyżem Katyńskim ziemię zcmentarzy wojennych w Archangielsku, Katyniu,Charkowie i Miednoje, które do Słupskaz tych miejsc przywieźli przedstawicieleZwiązku Sybiraków i Rodzin Katyńskich. Maona symbolizować trwały związek z Polakami,którzy w czasach stalinowskiej napaścina nasz kraj zostali wywiezieni na nieludzkąziemię lub strzałami w tył głowy zostalizgładzeni jako żołnierze - oficerowie w obozachjenieckich utworzonych przez NKWD.W imieniu Rodzin Katyńskich wystąpiłaMaria Wysoczańska z Gdyni, która zogromnym wzruszeniem opowiadała oswoim ojcu - uczestniku kampanii wrześniowej,zamordowanym w obozie w Starobielsku.Za dusze pomordowanych modlili siękapłani katoliccy oraz prawosławni i protestanccy.Robert Kujawski, wiceprzewodniczącyRady Miejskiej w Słupsku odczytałtekst przemówienia, który miał odczytaćLech Kaczyński w czasie uroczystości w Katyniu.Był apel poległych i salwa honorowa.Kilkadziesiąt delegacji złożyło wiązanki ikwiaty pod Krzyżem Katyńskim.Maria MatuszewskaTekst przemówienia LechaKaczyńskiego na uroczystościw Katyniu 10 kwietnia 2010 r.polskich oficerów zgładzono bez procesów i wyrokówSzanowni Przedstawiciele Rodzin Katyńskich!Szanowni Państwo!W kwietniu 1940 roku ponad 21 tysięcypolskich jeńców z obozów i więzieńNKWD zostało zamordowanych. Tej zbrodniludobójstwa dokonano z woli Stalina, narozkaz najwyższych władz Związku Sowieckiego.Sojusz III Rzeszy i ZSRR, paktRibbentrop-Mołotow i agresja na Polskę17 września 1939 roku znalazły swojąwstrząsającą kulminację w zbrodni katyńskiej.Nie tylko w lasach Katynia, także wTwerze, Charkowie i w innych, znanych ijeszcze nieznanych miejscach straceń wymordowanoobywateli II Rzeczypospolitej,ludzi tworzących podstawę naszej państwowości,nieugiętych w służbie ojczyzny.W tym samym czasie rodziny pomordowanychi tysiące mieszkańców przedwojennychKresów były zsyłane w głąb ZwiązkuSowieckiego, gdzie ich niewypowiedzianecierpienia znaczyły drogę polskiej GolgotyWschodu.Najbardziej tragiczną stacją tej drogibył Katyń. Polskich oficerów, duchownych,urzędników, policjantów, funkcjonariuszystraży granicznej i służby więziennejzgładzono bez procesów i wyroków. Byliofiarami niewypowiedzianej wojny. Zostalizamordowani z pogwałceniem prawi konwencji cywilizowanego świata. Zdeptanoich godność jako żołnierzy, Polaków iludzi. Doły śmierci na zawsze miały ukryćciała pomordowanych i prawdę o zbrodni.Świat miał się nigdy nie dowiedzieć. Rodzinomofiar odebrano prawo do publicznejżałoby, do opłakania i godnego upamiętnienianajbliższych. Ziemia przykryła śladyzbrodni, a kłamstwo miało wymazać ją zludzkiej pamięci.Ukrywanie prawdy o Katyniu - efektdecyzji tych, którzy do zbrodni doprowadzili- stało się jednym z fundamentów politykikomunistów w powojennej Polsce: założycielskimkłamstwem PRL. Był to czas,kiedy za pamięć i prawdę o Katyniu płaciłosię wysoką cenę. Jednak bliscy pomordowanychi inni, odważni ludzie trwali wiernieprzy tej pamięci, bronili jej i przekazywalikolejnym pokoleniom Polaków. Przenieśliją przez czas komunistycznych rządówi powierzyli rodakom wolnej, niepodległejPolsce. Dlatego im wszystkim, a zwłaszczaRodzinom Katyńskim, jesteśmy winni szacuneki wdzięczność. W imieniu Rzeczypospolitejskładam najgłębsze podziękowanieza to, że broniąc pamięci o swoich bliskich,ocaliliście Państwo jakże ważny wymiarnaszej polskiej świadomości i tożsamości.Katyń stał się bolesną raną polskiejhistorii, ale także na długie dziesięcioleciazatruł relacje między Polakami i Rosjanami.Sprawmy, by katyńska rana mogła sięwreszcie w pełni zagoić i zabliźnić. Jesteśmyjuż na tej drodze. My, Polacy, doceniamydziałania Rosjan z ostatnich lat. Tą drogą,która zbliża nasze narody, powinniśmyiść <strong>dalej</strong>, nie zatrzymując się na niej ani niecofając.Wszystkie okoliczności zbrodni katyńskiejmuszą zostać do końca zbadanei wyjaśnione. Ważne jest, by została potwierdzonaprawnie niewinność ofiar, byujawnione zostały wszystkie dokumentydotyczące tej zbrodni. Aby kłamstwo katyńskiezniknęło na zawsze z przestrzenipublicznej. Domagamy się tych działańprzede wszystkim ze względu na pamięćofiar i szacunek dla cierpienia ich rodzin.Ale domagamy się ich także w imię wspólnychwartości, które muszą tworzyć fundamentzaufania i partnerstwa pomiędzysąsiednimi narodami w całej Europie.Oddajmy wspólnie hołd pomordowanymi pomódlmy się nad ich głowami.Chwała bohaterom! Cześć Ich pamięci!4POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


Fot. M. Matuszewskaę skończyłaSesja odbyła się w ostatni wtorek marca.Starosta słupski Sławomir Ziemianowiczprzedstawił sprawozdanie z działalności Zarząduw okresie od poprzedniej sesji oraz zwykonania uchwał Rady <strong>Powiat</strong>u Słupskiego.Zapoznał wszystkich z najważniejszymiwydarzeniami, w których uczestniczyliprzedstawiciele powiatu słupskiego bądźstarostwo było ich współorganizatorem.Wyjaśnił aktualną sytuację usteckiej spółkiAukcja Rybna, którą powiat niebawemprzejmie od samorządu województwa. Poinformował,iż rybacy są żywo zainteresowaniaukcją i wszystko wskazuje na to, żeuda się zrealizować plany jej przekazania.Rybacy mają konkretne projekty, jak ją zagospodarować- planują prowadzić działalnośćgospodarczą, skupiając wszystkie organizacjeproducenckie.Halina Mrozik, dyrektor <strong>Powiat</strong>owegoCentrum Pomocy Rodzinie w Słupskuprzedstawiając sprawozdanie z realizacjizadań finansowych ze środków PaństwowegoFunduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnychw 2009 roku, zwróciła uwagęna mniejszą o połowę wielkość środków odlimitu przyznanego w 2008 roku. Dyrektor<strong>Powiat</strong>owego Urzędu Pracy Janusz Chałubińskizreferował trzy sprawozdania, któreszczegółowo były omawiane na posiedzeniuKomisji Polityki Społecznej: z realizacjiw 2009 roku zadań finansowanych ze środkówPaństwowego Funduszu RehabilitacjiOsób Niepełnosprawnych, Programu działaniana rzecz osób niepełnosprawnychw powiecie słupskim na lata 2007 - 2012,a także z realizacji w 2009 roku Programupromocji zatrudnienia oraz aktywizacji lokalnegorynku pracy na lata 2007-2013.Przedstawił najważniejsze kierunki działańUrzędu Pracy w celu ograniczenia skutkówkryzysu gospodarczego w 2009. Zaliczyłdo nich: promowanie postaw przedsiębiorczych,walkę o zatrzymanie na rynku pracyosób starszych, pomoc przy zmianie kwalifikacjizawodowych i organizację staży.Temat, który najczęściej pojawiał się winterpelacjach i zapytaniach, dotyczył stanudróg powiatu słupskiego. Radni zgłaszaliuwagi głównie do dróg ze swoich gmin.- Trudno się z państwem nie zgodzić, natomiastproszę nie zapominać, że zima niedawnosię skończyła i nie da się naprawić wszystkiegood razu. Ustalając kolejność naprawnależało wziąć pod uwagę takie priorytety,jak bezpieczeństwo, później natężenie ruchu,a na koniec pozostałe uwarunkowania.Remonty już się rozpoczęły i niebawem powinnobyć dużo lepiej na drogach powiatowych- odpowiadał Sławomir Ziemianowicz.Na sesji radni podjęli uchwały w sprawie:zmian w budżecie powiatu słupskiegona 2010 rok; określenia zadań, na które przeznaczasię środki Państwowego FunduszuRehabilitacji Osób Niepełnosprawnych; likwidacjiVI Liceum Profilowanego i TechnikumUzupełniającego Nr 6 wchodzących wskład Zespołu Szkół Agrotechnicznych im.Władysława Reymonta w Słupsku; zatwierdzeniaprojektu systemowego pt. „Wyższekwalifikacje zawodowe - większe możliwościna rynku pracy” w ramach ProgramuOperacyjnego Kapitał Ludzki współfinansowanegoze środków Europejskiego FunduszuSpołecznego; zmiany uchwały NrXXXVI/276/2009 Rady <strong>Powiat</strong>u Słupskiegoz dnia 27 października 2009 roku w sprawielikwidacji <strong>Powiat</strong>owego Obwodu LecznictwaOgólnego - Samodzielnego PublicznegoZOZ w Słupsku.Maria MatuszewskaKierownik Oddziału Promocji i Współpracyobradowała sesja rady powiatu słupskiegorogi i oświatęnianoubytki w jezdniach zagrażające bezpieczeństwuruchu. Prace wykonywane sąprzy użyciu recyklera, a wprowadzenie odkwietnia remontera dodatkowo zintensyfikujezakres prowadzonych napraw. Jeszczew kwietniu planowane jest rozpoczęcieprac związanych z przebudową drogi nr1153 Reblino - Wrząca, na odcinku ponad10 kilometrów. Środki na tę inwestycję w85 procentach pochodzą z RegionalnegoProgramu Operacyjnego WojewództwaPomorskiego, a w 15 procentach z budżetupowiatu. Wartość całego projektu wynosiponad 13 milionów złotych.W marcu udzielono dotacji na remontzabytkowych kościołów. Przyznana kwotaponad 88 tysięcy złotych przeznaczona zostałana zapewnienie wkładu własnego narealizacje projektu „Renowacja i konserwacjazabytkowych kościołów w Biesowicach,Bruskowie Wielkim, Kwakowie, Zębowiei Cetyniu oraz powstanie historycznegoszlaku wzdłuż kościołów”. Zabytkowychobiektów sakralnych dotyczyła także realizacjainnej uchwały Rady <strong>Powiat</strong>u. 4 marcapodpisano porozumienie samorządowepomiędzy <strong>Powiat</strong>em Słupskim a gminami:Kępice, Słupsk, Dębnica Kaszubska w celurealizacji projektu „Dziedzictwo i kulturamałych ojczyzn w powiecie słupskim - remontzabytkowych obiektów sakralnych”.Liderem projektu jest gmina Kępice, którazłożyła projekt do konkursu.Maria Matuszewskaracjonalne i celowe wykorzystanie środkówPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 20107


wydłużenie pasa startowego i odwrócenie kierunku startu samolotówPoparcie dla lotniskaStarosta słupski SławomirZiemianowiczpoparł inicjatywęZarządu AeroklubuSłupskiego mającą nacelu uruchomieniew Krępie koło Słupskalotniska biznesowo-turystyczno-sportowego2 kwietnia br. w siedzibie PomorskiejAgencji Rozwoju Regionalnego wSłupsku z udziałem władz lokalnych iwojewódzkich odbyło się seminariumpt. „Lotnisko Krępa - niewykorzystanąszansą...”. Dyskutowano na temat rozwojulotniska, czyli wydłużenia pasastartowego oraz jego odwrócenia, bysamoloty nie startowały w kierunku pobliskiegoosiedla domków jednorodzinnych.Spotkanie zakończyło się podpisaniemdeklaracji wyrażającej poparcierozbudowy lotniska. Podpisy na dokumenciezłożyli posłowie RP JolantaSzczypińska i Witold Namyślak, senatorKazimierz Kleina, starosta słupski SławomirZiemianowicz, starosta Lęborski RyszardWenta i wicestarosta Wiktor Tyburski,wiceprezydent Słupska Andrzej Kaczmarczyk,wiceprzewodniczący Rady MiastaSłupska Robert Kujawski, burmistrzUstki Jan Olech, wójtowie gmin: Słupsk- Mariusz Chmiel, Kobylnica - Leszek Kuliński,Dębnica Kaszubska - EugeniuszDańczak, rektor Wyższej HanzeatyckiejSzkoły Zarządzania - Antoni Szreder, zastępcadyrektora Departamentu RozwojuGospodarczego Urzędu Marszałkowskiego- Grzegorz Mocarski, prezes PomorskiejAgencji Rozwoju Regionalnego- Mirosław Kamiński, prezes AeroklubuSłupskiego - Władysław Pędziwiatr oraznaczelnik Wydziału Rozwoju Lokalnego iIntegracji Urzędu Miasta Ustka - JarosławTeodorowicz. (M.M.)Fot. J. MaziejukPorozumieniez Akademią<strong>Powiat</strong> Słupski podpisał porozumieniez Akademią Pomorską o efektywnym wykorzystaniupotencjału naukowo-dydaktycznegow rozwoju lokalnej gospodarki, edukacjii kultury, a także o wzajemnej promocjiZe strony Akademii Pomorskiej dokumentsygnował rektor Roman Drozd,a w imieniu <strong>Powiat</strong>u Słupskiego starostaSławomir Ziemianowicz i wicestarosta AndrzejBury. Na mocy podpisanego porozumieniapowiat zobowiązał się do udzielaniaAkademii pomocy przy organizowaniuimprez naukowych i sportowych. Możliwateż będzie m.in. współorganizacja form dokształcaniai doskonaleniazawodowego nauczycielioraz udostępnianie bazydydaktycznej uczelni wprzypadku realizacji przeznią kierunków i specjalnościstudiów wskazanychprzez powiat zgodnie zjego potrzebami. Uczelniabędzie mogła liczyćna wsparcie w organizacjipraktyk studenckich wprowadzonych przez siebieszkołach i placówkachoświatowych. <strong>Powiat</strong> zadeklarowałtakże współdziałaniez uczelnią w zakresietworzenia ośrodkówo charakterze naukowo-kulturalnym.Akademia Pomorskaze swej strony zobowiązała się do uruchamiania,w miarę możliwości, wskazanychprzez powiat kierunków i specjalności studióworaz udzielania powiatowi pomocyprzy organizowaniu placówek wychowawczych,świetlic środowiskowych i innychplacówek wychowawczych. Ponadto,uczelnia będzie wykonywała na zleceniepowiatu analizy, ekspertyzy, opracowaniai badania ankietowe. (EW)8POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


współpraca z organizacjami pozarządowymi15 kwietnia podpisano umówy z organizacjami pozarządowymina realizację zadań publicznych w zakresie promocjii ochrony zdrowia w 2010 roku. Na programy te przeznaczonoz budżetu powiatu łącznie 20 tys. złotychUmowy podpisaneFot. J. MaziejukZe strony powiatu słupskiego dokumentyasygnowali starosta słupski SławomirZiemianowicz, wicestarosta AndrzejBury i skarbnik Jadwiga Janicka. Zadaniabędą realizowane w ramach programówedukacyjno-profilaktycznych promującychzachowania prozdrowotne wśródmieszkańców powiatu oraz programówdziałań usprawniająco-rehabilitacyjnychna rzecz osób niepełnosprawnych powiatumających na celu poprawę ich funkcjiżyciowych. Organizacje otrzymały dofinansowaniew ramach otwartego konkursuofert na wspieranie wykonania zadańpublicznych ujętych w Programie Współpracypowiatu słupskiego z organizacjamipozarządowymi na rok 2010. Oferty mogłyskładać organizacje i inne podmiotyw zakresie realizacji zadań z pomocy społecznej,działań na rzecz osób niepełnosprawnych,ochrony i promocji zdrowia,upowszechniania kultury fizycznej i sportu,kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury itradycji. Na zadania te wpłynęło łącznie 57ofert. Komisje konkursowe na posiedzeniachw dniu 2 i 3 marca br. ocieniły zgłoszonewnioski i zaproponowały przyznaniedotacji dla organizacji, które spełniływymogi formalne i przedstawiły najciekawszepropozycje. Z zakwalifikowanychofert do otrzymania dotacji, Zarząd <strong>Powiat</strong>uSłupskiego wybrał podmioty, któreFot. J. Maziejukotrzymały dofinansowanie z budżetu powiatu.Na upowszechnianie kultury fizycznejprzyznano 25 tys. zł, na za zadania zzakresu kultury, sztuki, ochrony dóbr kulturyi tradycji - 24 tys. zł; pomocy społecznej- 17,5 tys. zł; promocji i ochrony zdrowia- 20 tys. zł.Umowy na realizację wybranych zadańna promocję i ochronę podpisanoze: Stowarzyszeniem Przyjaciół Niepełnosprawnych„Dajmy im Radość” w Słupskuna programy: „Żyję zdrowo i sportowo” -2.000 zł, „Igraszki w wodzie” - 635 zł; Stowarzyszeniem„KROKUS” Centrum Trzeźwościw Słupsku, na programy: „Ogniskaintegracyjno-rehabilitacyjne jako edukacjaprofilaktyczna w promowaniu zdrowegostylu życia osób z uzależnieniamina terenie powiatu słupskiego” - 2.500 zł,„Pomorski Samochodowy Rajd TrzeźwościowyGryfa Ziemi Słupskiej” - 900 zł; Stowarzyszeniem„Bezpieczny Region Słupski”na realizację programu „Czysta Gra”- 600 zł; Okręgiem Pomorskim PolskiegoZwiązku Niewidomych w Gdańsku, na wydawanie„Gazety Mówionej PZN”- 2.000 zł;Polskim Towarzystwem Oświaty ZdrowotnejOddziałem Terenowym w Słupsku, naprogramy: „Nie puszczaj życia z dymem”- 1.600 zł, „Wybierz życie - dbaj o piersi”- 1.700 zł; Stowarzyszeniem „PROMYK” wDamnicy na program „Chcę i mogę żyć aktywnie”- 689 zł; Zarządem Oddziału PomorskiegoPolskiego Związku Głuchych wGdańsku, na realizację programu „Rehabilitacjaosób dorosłych z uszkodzeniem słuchuw placówce PZG w Słupsku” - 2.400 zł;Oddziałem Polskiego Centrum Mediacji wSłupsku na realizację programu „Mediacjapomaga żyć zdrowiej, przeciwdziała agresji”- 2.400 zł. Umowy z pozostałymi organizacjamipodpisane zostaną w innym terminie.(D.R., M.M.)więcej ciekawych pomysłów - większe wsparcie powiatuPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 20109


Jakub Klimek, Jakub Czerniawski, Lidia Gosz oraz MałgosiaWerwicka z Liceum Ogólnokształcącego w Ustce zostalifinalistami etapu centralnego konkursu na najlepszemłodzieżowe miniprzedsiębiorstwo PRODUKCIK 2010Młodzi przedsiębiorcypowalczą o udział w konkursie europejskimProduktem, za jaki nagrodzone Miniprzedsiębiorstwo„ESP - Edu Software Provider”,są nowoczesne kursy obsługi popularnego,używanego w szkolnictwie i większościbranż, oprogramowania biurowegoMicrosoft Office 2007. Kursy mają postaćfilmów wideo, na których lektor omawiaposzczególne funkcje programu, każdaFot. Archiwum autoraomawiana czynność jest widoczna na ekraniekomputera. Filmy instruktażowe zarchiwizowanesą na specjalnych płytkach CD,które stanowią produkt.Finaliści będą reprezentowali szkołępodczas finału w dniach 10 - 12 czerwca br.w Warszawie, walcząc o udział w konkursieeuropejskim organizowanym przez YoungEnterprise Europe.Konkurs PRODUKCIK odbywa się w ramachprogramu Młodzieżowe miniprzedsiębiorstwo,realizowanego przez FundacjęMłodzieżowej Przedsiębiorczości wspólniez Fundacją Edukacji Rynku Kapitałowego.Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych gromadząkapitał, wybierają produkt, prowadząbadania marketingowe, organizująproces produkcji oraz sprzedaży. Prowadządokumentację finansową, taką samą, jak wprawdziwych przedsiębiorstwach tego typu.Program umożliwia uczniom zdobyciei sprawdzenie w praktyce wiedzy z zakresuzakładania i prowadzenia własnej firmy.(M.D.)Fot. J. MaziejukJeden dzień - a dał sporoUczniowie klasdrugich LiceumOgólnokształcącegow Ustce wzięliudział w siódmejedycji ogólnopolskiegoprogramuDzień PrzedsiębiorczościSzkoła realizuje ten program już od2004 roku. Dzień Przedsiębiorczości jestprojektem sprzyjającym podejmowaniuprzez młodych ludzi trafnych decyzji w planowaniudalszej drogi edukacyjnej i zawodowej.Uczniowie w tym dniu w ramachkilkugodzinnej praktyki w firmach i instytucjachmieli możliwość poznania wybranegoprzez siebie zawodu, zdobycia wiedzyna temat kwalifikacji i predyspozycjiniezbędnych do wykonania danej profesji,zauważenia i zrozumienia związku międzywykształceniem a karierą zawodową.Dzień przedsiębiorczości tak naprawdębył pierwszym dniem w ich karierze zawodowej.Młodzież zagościła między innymiw Centrum Szkolenia Marynarki Wojennejw Ustce, miejskich przedszkolach nr2 i 3, Straży Miasta, Urzędzie Gminy, PrzychodniWeterynaryjnej Małych Zwierzątprzy ulicy Bursztynowej, NadleśnictwieUstka, Banku Spółdzielczym. Była zachwyconamożliwością uczestnictwa w takimprojekcie.Lidia Gosz, klasa II A: - Na początkupodeszłam do tej inicjatywy jak do wolnegodnia od nauki. Nie miałam pomysłu,gdzie mogłabym spędzić ten dzień. Mojakoleżanka z klasy namówiła mnie, abymposzła z nią do przedszkola. Prowadzonezajęcia były bardzo ciekawe i żałowałam,że nie mogę brać w nich bardziej czynnegoudziału. Jeszcze tego samego dnia sprawdziłamwarunki rekrutacji na pedagogikęwczesnoszkolną i przedszkolną. To naprawdęprzydatna inicjatywa.Mateusz Karaś, klasa II A: - Od zawszechciałem odbyć praktykę w przychodniweterynaryjnej. I otrzymałem taką możliwość.Z pozoru wydaje się, że jednodniowapraktyka, to nic szczególnego, daje jednaksporo. Taki dzień powinien być organizowanyczęściej.Renata Szanter, Ustka12POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


apel do mieszkańców słupska i powiatu słupskiegoFotografia chłopów pomorskichPozwólmy, aby postacie z rodzinnych fotografii zaistniały.Stwórzmy historyczny portret wsi pomorskiej zbudowanyz jej własnych dokumentówMiejska Biblioteka Publiczna orazStarostwo <strong>Powiat</strong>owe w Słupsku, tworzącwspólny projekt związany z gromadzeniemdokumentów wizualnych, przedstawiającychmieszkańców wsi regionu słupskiego,zwraca się do Państwa o bezpośredniudział w jego realizacji. Fotografie zgromadzonew albumach rodzinnych stanowiąniezwykle istotne źródło historyczne, którepo analizie tworzy swoisty wizerunek wsipomorskiej. To ludzie tworzą historię, realizująswoje zamierzenia, wpajają wartości,tworząc bazę dla przyszłych pokoleń. Pozwólmy,aby postacie z rodzinnych fotografiizaistniały. Stwórzmy historyczny portretwsi pomorskiej zbudowany z jej własnychdokumentów.Wiele rodzinnych fotografii naszychprzodków powstało albo na życzenie czyzamówienie, albo wykonywane były przezamatorów. Obiektem zdjęć jest z regułyczłowiek, czasem jego najbliższe otoczenie,a więc rodzina na tle zabudowań, zrzadka zaś krajobraz. Podstawą społecznościwiejskiej była rodzina. Znalazło to odbiciew fotografii.Rodzinne fotografie przedstawiająciągłość trwania i odmienność sposobówbycia na przestrzeni wielu lat. Najistotniejszesą te najstarsze (sprzed 1945 r. oraz z lat1945-50, 60., 70., 80.), pożółkłe, schowanew najgłębszych domowych archiwach, niedostępnedla oka ludzkiego, bezimienne.Te fotografie przedstawiają historię, o którejzapominamy w pogoni życia codziennego.Nasza kultura zapisana w fotografiizasługuje na to, by ją pokazać innym, możemybyć z niej dumni. Naszym obowiązkiemjest udostępnienie tychże dokumentów,odszyfrowanie nazwisk, pokazanieświatu kolekcji przedstawiającej historię.Pomorze jest wielokulturowym regionem,dlatego też nasz wspólny zbiórbędzie swoistą kolekcją o walorach etnograficznych,historycznych i socjologicznych.Poznana historia naszych bliskichstanowi dla nas wsparcie w trudnych sytuacjachżycia codziennego, dodaje nampewności i otuchy. Najstarsza, a przy tymnajciekawsza rodzinna kolekcja zostanienagrodzona.Zgromadzony materiał ikonograficznyzostanie zdigitalizowany i wnikliwieopracowany na podstawie materiału epistolarnegonadawcy dokumentu. Z tegoteż względu prosimy o wnikliwy opis każdejnadesłanej fotografii: nazwisko i imiępostaci, skąd przybyła na Pomorze, ewentualniejaką pełniła rolę społeczną w danejwsi, przybliżony rok wykonania zdjęcia,kontekst, miejscowość w której zdjęciezostało wykonane, ewentualnie opis otoczeniastanowiącego tło fotografii, nazwiskoi imię nadawcy dokumentu oraz jegokoneksje rodzinne, z jakiej miejscowościfotografię nadesłano. Główną rolę gra postać,niemniej jednak ubiór i otoczenie jestistotne.Skoro istnieje chłopskie malarstwo,poezja, rzeźba - istnieje również chłopskafotografia. I takich dokumentów oczekujemyod Państwa. Nasi pradziadkowie fotografowalisię w jakimś celu, fotograf dostałpozwolenie na uwiecznienie chwili, uchwyciłgest, spojrzenie, wyraz twarzy. Fotografiabyła swoistym elementem komunikacji,na której odmienność gestu, usytuowaniapostaci i wyrazu twarzy wywodzi się z tradycji,obyczaju oraz warunków cywilizacyjnych.Od nas zależy dalszy los tych fotografii.Rodzinny dokument stanowi swoistykod informacyjny. Pozwólmy na odkodowaniezawartych w nim treści. Naszym celemjest, aby rodzina, portret rodzinny stanowiłosnowę całego wielkiego „rodzinnegoalbumu chłopów pomorskich”, osadzonegow czasie i przestrzeni. Album zostaniezaprezentowany na stronie Bałtyckiej BibliotekiCyfrowej. Fotografie zostaną zwróconenadawcy.Danuta SrokaDział Promocji i Informacji RegionalnejMiejskiej Biblioteki Publicznej w Słupskuto ludzie tworzą historię - pokażmy stare zdjęciaPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201013


Ksiądz w KwakowW kronikach wsiKwakowo ksiądzJacek Popławski napewno zapisze sięzłotymi literami, bouratował przed kompletnąruiną miejscowykościół. Niszczejącyprzez lata obiektstale osiadał na kruchymfundamenciez piasku. Powiększałysię pęknięcia naścianach, a wielkarysa rozpołowiła XIVwiecznąwieżę zagrażającjej zawaleniemUśmiechy losuSztuka żyje tylko wtedy, kiedy się jąogląda, a jak się ma z nią kontakt,należy do naszej kulturyFot. Z. WiśniewskiPrzez osiem lat, gdy ks. Jacek objął parafięNiepokalanego Poczęcia NMP w Kwakowie,chylący się ku ruinie kościół spędzałmu sen z powiek. Cóż z tego, skoro nawetpobieżny szacunek remontu przerastałmożliwości parafii. Dopiero w 2007 rokupojawiła się szansa na realizację przedsięwzięcia.Razem z ks. Włodzimierzem Malinowskimz Cetynia postanowili sięgnąć pośrodki unijne, które na taki cel znalazły sięw Regionalnym Programie OperacyjnymWojewództwa Pomorskiego na lata 2007-2013. Wspólnie napisali projekt „Renowacjai konserwacja zabytkowych kościołóww Biesowicach, Bruskowie Wielkim, Kwakowie,Zębowie i Cetyniu oraz powstanie historycznegoszlaku turystycznego wzdłużtych kościołów”. Projekt został zaakceptowanyi po dwóch latach przyznano na jegorealizację 4 mln złotych.Nie oznacza to wcale, że <strong>dalej</strong> poszłojak z płatka. Procedury otrzymania przyznanychpieniędzy okazały się nader rygorystyczne,stąd cała realizacja projektuprzerodziła się w ciągłe pisanie rozlicznychdokumentów zabezpieczających wszystkieprowadzone działania. Trzeba też byłopowołać konsorcjum do realizacji projektu,znaleźć dobrą firmę kosultingową jakojednostkę prowadzącą zadanie, a późniejw drodze przetargów wyłonić wykonawcęprzedsięwzięcia. Do tego musieli zgromadzićwkład własny, który był warunkiemuruchomienia przyznanych pieniędzy. Wtym zakresie bardzo pomogło Starostwo<strong>Powiat</strong>owe w Słupsku, które udzieliło dotacjina prace konserwatorskie i budowlanew ramach powiatowego Programu opiekinad zabytkami na lata 2009-2012. Parafiaw Kwakowie otrzymała kwotę 26.426,15 zł,Parafia w Sycewicach na remont kościoła wZębowie 7.924,91 zł, a Parafia w BruskowieWielkim - 53.695,60 zł.- Pokonywanie biurokratycznych formalnościze szczegółowym opisem wszystkichczynności wykonanych w ramach projektuwymaga ogromnej cierpliwości i chwilamiprzypomina drogę przez mękę - relacjonujeks. Jacek. - Jednak nie sposób tegoominąć, trzeba stale odpisywać na przesyłaneuwagi, gromadzić coraz większe ilościwystawaWprawdzie życie nie spełnia marzeń,ale zaspokaja wiele potrzeb. Rzeczywistośćteż musi wystarczyć - ale nie wystarcza.Choć brak nam wspólnej prawdy na tematzapotrzebowania na sztukę i kulturę - towszelkie tego typu wydarzenia aktualizująwartości estetyczne podświadomie oczekiwane.Wprawdzie smak artystyczny to jakośćsubiektywna, jednak - mam nadzieję- spostrzeżenia moje z wernisażu i wystawyprac Małgorzaty Berdeckiej - będą adekwatne,także obiektywne. Pewnie poszerzęje też o refleksje nie tylko artystyczne.Nasza fascynacja sztuką powoduje, że niejesteśmy wobec niej obojętni. Czasem naszadziwia, czasem ją ignorujemy, czasemprzepraszamy, jednak zawsze jej potrzebujemy.Sztuka - każdy jej wymiar (użytkowa,terapeutyczna, czy absolutna) - zachwyca,a wspieranie ludzi uprawiających tę sferęnaszej tożsamości zaświadcza, że personifikujemysię z nią. Udowadniamy, że umiemyistnieć życiem zwielokrotnionym. (Byciewartościowym człowiekiem, to o wieleFot. L. Kreft14POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


z bożą pomocą, za środki z unii i powiatuie ratuje kościółFot. Z. Wiśniewskipapierów i czuwać nad najdrobniejszą sprawą.Wielką i fachową pomoc mamy przedewszystkim ze strony wykonawcy, firmy panaJanusza Kazimierskiego, który bardzo angażujesię w to, co robi, a jego zapał podtrzymujenas wszystkich. Otuchy dodają nam teżparafianie, pomaga wójt gminy, dlatego wierzymy,że remont kościoła na pewno doprowadzimydo końca.Wszystkie prace idą wartkim tempem,choć kościół wewnątrz jest kompletniezrujnowany. Zbity ze ścian tynk odsłoniłrozstępy w kamieniach, które trzebabyło połączyć drucianą kolczugą, po czymponownie zasłonić warstwą nowego tynku.W ten sposób umocniono cały korpusobiektu oraz ściągnięto od wewnątrz i zespolonokotwami pęknięcie wieży. Zostaływstawione nowe okna dębowe oraz odrestaurowanai wzmocniona belkowa konstrukcjasklepienia, chóru i wieży. Wszystkiedetale dawnej architektury są odnawianei zabezpieczane zgodnie z projektem ipod nadzorem konserwatora zabytków. Wkońcowym etapie prac zostaną odnowioneschody prowadzące do kościoła oraz, coszczególnie ważne, zostanie zainstalowanakanalizacja deszczowa, dzięki której nie będziesię już gromadzić woda, a mury pozostanąsuche.Niebawem, w ramach projektu rusząteż prace w kościołach w Bruskowie Wielkimi w Zębowie. Tam również obiekty będąosuszone od wewnątrz i na zewnątrz,a dodatkowo w Bruskowie kościół otrzymanowe zwieńczenie wieży. Jesienią, gdyprace remontowe dobiegną końca w odrestaurowanychświątyniach odbędzie sięuroczysta konsekracja.Jerzy Jakym, SłupskStarostwo Słupskie realizuje „Programopieki nad zabytkami powiatu słupskiego nalata 2009-2012”. To bardzo ważny dokument,który pomoże uratować przed degradacjąbogatą spuściznę materialną całego powiatu.Umożliwi także finansowe wspieraniewłaścicieli obiektów zabytkowych w podejmowanychprzez nich działaniach dla ochronyzabytków. Rada <strong>Powiat</strong>u Słupskiego możeudzielać dotacje właścicielom zabytków naprace konserwatorskie, restauratorskie lub robotybudowlane. Jest to zarazem zachęta dlawłaścicieli zabytków, by zabiegali o środki naich ratowanie z kasy unijnej. Dla osiągnięciatego trzeba napisać dobry projekt. Programzmienia na korzyść położenie zabytków wcałym powiecie motywując do większej dbałościo nie i lepszej opieki. (J.J.)więcej niż bycie wartościowym pracownikiem.)Ta „jedność w wielości” naszych działań,jest sumą zawodowych, ale i estetycznychaspiracji - i to bez względu na kompetencje,czy poziom - bo wszystkie te szczeblesą jednakowo ważne.Moje zaangażowanie w nobilitowaniuosób o szczególnych predyspozycjachartystycznych byłoby tylko „grochem ościanę” bez serdecznie życzliwej pomocyosób o uznanym autorytecie społecznymi kulturalnym. Życzliwość, to rodzaj duchowegomecenatu. Doświadczając wcześniejpodobnej życzliwości - spłacam długwdzięczności swoim mecenasom, poprzezeksponowanie kolejnych ciekawych osobowości,do których - bez wątpienia - należypani Małgorzata Berdecka (pisałem oniej w artykule „Człowiek i kultura”).Pomysł wystawy jej prac zainicjowałaMarianna Kawiecka - dyrektor Domu PomocySpołecznej w Lubuczewie. Podkreśleniew tej formie zdolności autorki świadczy ostarannym doborze kadry dla podopiecznych.Autorka swoją wystawę zatytułowała„Uśmiechy losu”. Był to debiut w budynkuStarostwa <strong>Powiat</strong>owego - miejscu tak godnymi nobliwym.Powszechne zainteresowanie (wręcz- oczarowanie ), liczni zwiedzający, obecnośćmediów, podziękowania i życzenia odnajwyższych władzą osobistości - dopełniłysatysfakcji i zadowolenia. Grudniowyczas ekspozycji tych prac pojmuję też jakodyskretny i osobliwy w wyborze prezentświąteczny. Sztuka żyje tylko wtedy, kiedysię ją ogląda, a jak się ma z nią kontakt, należydo naszej kultury.Wprawdzie życie nie spełnia marzeń,ale zaspokaja wiele potrzeb. Rzeczywistośćteż musi wystarczyć - ale nie wystarcza.Choć brak nam wspólnej prawdy na tematzapotrzebowania na sztukę i kulturę - towszelkie tego typu wydarzenia aktualizująwartości estetyczne podświadomie oczekiwane.POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201015


intryguje mnie i zastanawia to smutne zamyślenieFot. J. MaziejukWystawa „Uśmiechy losu” przedstawiałaportretowane twarze. Myślę, że jestto usprawiedliwienie artystycznego wyboru,bo z kategorii rzeczowej jaką jest rysunek- przenosi nas mimowolnie w kategoriępsychologiczną.Sztuka, to forma świadomości. Toprzeniesienie wnętrza zainteresowań nazewnątrz, ma na celu zaproszenie do zachwytunad niepowtarzalnym urokiem fizjonomii(np. portrety), z jego enigmatycznymwyrazem osobowości.Rysunki M. Berdeckiej pojmuję jakoosobliwą zależność w sposobie postrzeganialudzi. Chciałoby się rzec: rzeczywistośćuduchowiona, albo - duchowość uzewnętrzniona(urzeczywistniona). To dlamnie rodzaj informacji, komunikacji bezsłów, gdzie mimika, oczy, kształt czy grymas- (odzwierciedlony obraz) mają znaczenieżądzy poznania mentalności rysowanejosoby, jego fenomenu życia wraz ztrudem istnienia. To swoista galeria indywidualnościo zabarwieniu uczuciowym.Intryguje mnie i zastanawia to smutnezamyślenie emanujące z portretowanychpostaci. Interpretuję to dwojako. Albo jestto milcząca zgoda na życie, pomimo absurdalnościwszystkiego (wraz z biologicznymikonsekwencjami), taki „żywot człowiekapoczciwego”, gdzie „słońce krwawo zachodzi,z nim resztka nadziei”, albo - świadomei celowe zatrzymanie czasu - chwili, w którympytanie „Quo Vadis” - dominuje.Przygniatany ciężarem lat - w każdejz tych postaci dostrzegam (okupione cierpieniem)- trwanie, także godność w przeżywaniuswojego losu. Czymże jest każdeżycie, jeśli nie lękiem z faktu przemijania?Z czasem, wszyscy odgadujemy niemożnośćwszelkiego pragnienia, naszegosyzyfowego dążenia „ja - realnego” do „ja- idealnego”, gdzie nasza przyszła postać„z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”- przypomina naszą jednorazową rolę.To taka kosmiczna bezdomność jednostki,zmierzająca w kosmiczną bezosobowość (zczasem nawet całych społeczeństw).Rozpoznanie świata, wcale nie oznaczajego zaakceptowania (nie być szczęśliwym,a być nieszczęśliwym - to ogromnaróżnica). Stąd te zamyślone twarze. Byćmoże ciała nasze i osobowości zmartwychwstanąkiedyś, jednak portretowane osoby(do których też satysfakcjonująco się zaliczam)- wydają się być personalnym dokumentemtożsamości duchowej: trudu, bólu,honoru, piękna i marzenia.Nawarstwianie się kolejnych stanówświadomości, poczucie dysharmonii związanez trudem egzystencjalnym i życiemmarzeniowym, nie osłabiło psychologicznejwięzi autorki z drugim człowiekiem -lustrem. To więź metafizyczna, swoisty romans.Wszyscy przecież potrzebujemy filozofiimyślenia spełniającego życie.Nie zajmuję merytorycznego stanowiskai nie uogólniam - piszę tylko o moimwrażeniu i spostrzeganiu jako konsekwencji.Poczucie estetyki zawsze mnie fascynuje.U każdego! Boję się tylko obojętności,bo ta straszliwsza jest niż przemoc.A propos autorki. Ma 36 lat. Od dwóchlat zatrudniona jest w DPS w Lubuczewie,w charakterze instruktora terapii zajęciowej.Jest absolwentką liceum plastycznegoi nadal podnosi swoje kwalifikacje. Jako terapeutka,w pracy z podopiecznymi dokonujewłaściwych „wzmocnień” i jest ceniona,lubiana przez mieszkańców Domu.Teraz tylko - pozostało mi rozpoznaćźródło zainteresowania sztuką i kulturą.Stara to prawda, że dzieci nie słuchają rodziców,tylko je obserwują i naśladują. Takteż działo się w domu rodzinnym M. Berdeckiej(z domu: Musiał). W okazjonalnychwspomnieniach o swoim dorastaniu podkreśla- niezrozumiałe dla mnie - w dzieciństwiezainteresowania rodziców. W przypadkumatki, było to rysowanie i związanyz tym żal, że los nie umożliwił jej ukończeniaszkoły plastycznej. (Księgowa z pasjąrysowania, to ładny objaw widzenia świata,choć pozornie się wykluczający.) Dziś, radośćz dorastających wnuków łagodzi i oddalaniespełnione marzenie.Ojciec - choć jego życie zawodowewymagało technicznych kwalifikacji - piszeod blisko czterdziestu lat wiersze „do szuflady”-póki co. Zapisuje też krótkie (choćz pointą) myśli. Jedna z nichszczególnie została przezemnie zapamiętana: „Chciałbymmieć za żonę japonkę,bo one żyją po to, by ich mężowiebyli - szczęśliwi”.Już „wyszczuplone” zkartek zeszyty szkolne dzieci- zdradzały poetyckie upodobaniaojca. Wierszowane myślizanotowane np. w książcekucharskiej żony - czemu nie?Trudno się dziwić, że w tej sytuacjigesty aprobaty i zachętydo dalszej twórczości - byłymało motywujące ze stronymałżonki i dzieci. Atmosferadomu - żartuje pani Małgosia- była albo gorąca, albo zimna.Nigdy - letnia!Z przemyconego dyskretnieprzez córkę zeszytu z wierszami -wybrałem jeden:***Ptaku skrzydlatyZanuć mi pieśń o zielonym ogrodzieGdzie łanie chodzą, słychać świerszczy granieZanucę z tobą pieśń o słońcu, co mało zostawia cieniaZostanę tam, gdzie ludzie zagrają w zieloneZostanę mocarzem swoich wolnych myśliPieśni o domu, o niebiańskim dachuWyśpiewaj mi moje życie.Eugeniusz Musiał(26.01.1989)Dziś pan Eugeniusz jest na emeryturze.Ma wszystko. Brak mu tylko śmiałościdołączenia do grupy „poetów (nie)profesjonalnych”.Wystawa „Uśmiechy losu” spowodowałakolejne zainteresowanie zdolnościamiM. Berdeckiej. Wykonała bowiem kilkaportretów osób związanych ze sportem.Na III Balu Przyjaciół Sportu i ogłoszeniuwyników 50-tego Plebiscytu Głosu Pomorza(16 stycznia br.) - jej portrety, obok (naszkle malowanych) prac pana Czesława Guitaz Lubunia - były wdzięcznym prezentemdla obdarowanych trenerów i sportowców.Między innymi też, została zaproszona dowykonania portretu dla pani Aldony Peplińskiej- uznanej poetki, z okazji wydaniajej kolejnego tomiku poezji. To uroczystespotkanie miało miejsce w Motarzynie.Każde życie, które potrafi się określić,wydobyć i wyrazić swój kształt - zyskujetym samym wyższą rangę społeczną. Formajest prawodawstwem w stosunku dosiebie samego. I - „to jest to”!Klemens Rudowski, Słupsk16POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


w gimnazjum nie stało? Nie było tam człowieka,który nazywa się Sławomir Miluski?Wszyscy nauczyciele wiedzą, że Sławekz powodów ideologicznych nie byłmoim idolem, ale na Boga nie zakopuje siężyjącego człowieka, który nadal przechadzasię korytarzami gimnazjum. A przecież:od 1 września 1982 roku pracuje na tereniegminy jako nauczyciel historii i wiedzyo społeczeństwie. Przez szesnaście lat pełniłfunkcję dyrektora szkół różnego typu:Szkoły Podstawowej im. T. Kościuszki, Gimnazjumim. Cz. Miłosza, Zespołu Szkół, BiuraObsługi Szkół. W 1996 roku przekazywałszkoły samorządowi gminnemu. Organizowałw gminie system oświaty. Od 1999 rokuaktywnie wdrażał w życie reformę systemuedukacji. W 2001 roku został dyrektoremGimnazjum w Dębnicy Kaszubskiej.Przygotował i wdrożył program przejęciauczniów z klas gimnazjalnych z miejscowoludziegłębokiej wiary i żarliwego partiotyzmuPo oswobodzeniu Słupska, w marcu1945 roku pierwsi uruchomili warsztatybyli polscy rzemieślnicy przebywającyna robotach przymusowych w Niemczech.Wraz z napływem polskich osadnikówzaczęli przybywać następni rzemieślnicy.Kroniki tamtego czasu odnotowują wielumistrzów rzemiosła: piekarzy, cukierników,wędliniarzy, kominiarzy, szewców, stolarzyi fryzjerów. To dzięki nim już pod koniecczerwca 1945 roku odbyło się zebranieorganizacyjne pierwszych rzemieślników,którzy powołali Cech Piekarzy, Cukiernikówi Młynarzy wybierając na starszego cechuRomana Mirka. Najważniejszym z podjętychwówczas zadań była aprowizacja staleprzybywającej ludności. W ścisłej współpracyz władzami miasta dzielono chleb - najcenniejszyprodukt powojennego czasu.W kolejnych miesiącach organizowałysię nowe cechy - rzeźników i wędliniarzy,fryzjerów, metalowców, stolarzy, dekarzyi tapicerów. Powstawały nowe warsztaty -młynarskie, kołodziejskie, kowalskie, bednarskie,elektrotechniczne, naprawy samochodów,hydrauliczne, fotograficzne, malarskie,powroźnicze, krawieckie, szewskie,pralnicze, transportowe i kamieniarskie.Następował szybki rozwój rzemiosła. Jużw październiku 1945 roku w Słupsku byłozarejestrowanych 50 warsztatów rzemieślniczych,a w maju 1946 było ich ponad 200skupionych w dziewięciu cechach branżowychi siedmiu grupach zawodowych.Pierwszym warsztatem rzemieślniczymbył zakład szewski otwarty w marcu1945 roku przez mistrza Mariana Piłata.Upamiętnia to tablica przy ulicy Armii Krajowej.Zaraz po nim powstały pierwsze piekarnie:Bolesława Szycy przy ulicy Sierpinka,a od 1948 roku Leopolda Lewny, StefanaDobiegały przy ulicy W. Polskiego, HenrykaStokłosy przy ulicy Prusa, którą kontynuujeGerard Cyman. W Ustce powstała piekarniaStefana Brzóski.PionierzysłupskiegorzemiosłaPierwszym warsztatem rzemieślniczymw Słupsku był zakład szewski,otwarty w marcu 1945 rokuPionierem wędliniarstwa był TadeuszKucharski, który mieszkał w Kobylnicy i byłjednym z inicjatorów odbudowy kościołamariackiego. Jego trzej synowie nie kontynuowalijuż zawodu ojca, ale położyli zasługiw branży metalowej - obecnie samochodowej.Pierwszą branżę metalową ślusarzy iinstalatorów reprezentował Brunon Ochybowski,który w latach 1956 - 1976 pełniłfunkcję starszego cechu. Z kolei w Ustcejednym z pierwszych rzemieślników był KazimierzOlender, przez trzy kadencje prezesIzby Rzemieślniczej. To dzięki tym dwómrzemieślnikom powstały „Domy Rzemiosła”w Słupsku i Ustce.Pierwszym mistrzem fryzjerstwa wSłupsku był Czesław Szymański, któryprzed wojną prowadził zakład w Chodzieżykoło Piły. Ranny w kampanii wrześniowejpod Sochaczewem w szpitalu poznałpielęgniarkę, późniejszą żonę Halinę, którąnauczył fryzjerstwa prowadząc w czasiewojny zakład w domu. Ich zawodowe tradycjekontynuują dzieci we własnych zakładachrzemieślniczych w Słupsku.Wśród pierwszych słupskich fotografów-rzemieślnikówbył Jan Skrypko, któregopamięta wielu słupszczan i przechowujew rodzinnych albumach jego zdjęcia robionez kucykiem i bernardynem.Pierwsi rzemieślnicy byli ludźmi głębokiejwiary i żarliwego patriotyzmu. Nieszczędząc sił w odbudowie zniszczonegomiasta zakładali w nim swoje warsztatyznane przez lata z solidnego rzemiosła.Dziś to już chlubna tradycja, którą z dumąkontynuują nowe pokolenia słupskich rzemieślników.Jerzy Jakym, SłupskZakopany?Nie był moim idolem, ale na Boga nie zakopujesię żyjącego człowieka, który nadalprzechadza się korytarzami gimnazjumW Biuletynie Informacyjnym GminyDębnica Kaszubska z lutego 2010 roku miałemprzyjemność przeczytać niepodpisanesprawozdanie - informację o minionym rokuw naszym dębnickim gimnazjum. Miłomi było przeczytać, ze pamiętano (chociażnie jestem pracownikiem gimnazjum), iż toja zorganizowałem spotkanie z poetą i redaktoremnaczelnym kwartalnika „ZnadWilii” Romualdem Mieczkowskim, którybywał przewodnikiem Miłosza, patronagimnazjum, po zaułkach Wilna.I czego dowiedziałem się jeszcze? Bardzosmutnych wiadomości. Autor tekstunie zauważył tak ważnej rzeczy, jak zmianadyrektora szkoły. A więc nic się w 2009 rokuprzeczytane...POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201017


upominam się... i uczciwość pozostawiam do przemyśleniaści Motarzyno, Dobieszewo, Dębnica Kaszubskaprzez nowo powstałe Gimnazjumw Dębnicy Kaszubskiej. Zaproponował dorosłymmieszkańcom gminy edukację napoziomie szkoły średniej. Doprowadził doutworzenia uzupełniającego liceum ogólnokształcącegodla dorosłych. Dał się poznaćjako człowiek rozwijający bazę szkół.Pamiętamy, że doprowadził do wybudowaniamurowanych ubikacji przy szkolepodstawowej. Uczniowie szkół, którymikierował, uzyskiwali czołowe lokaty w konkursachprzedmiotowych, artystycznych,sportowych na poziomie powiatu i województwa.Udało mu się wdrożyć w zakresiedydaktyki wiele innowacyjnych programówrozwijających umiejętności uczniów ipodnoszących poziom ich wiedzy. Nawiązałwspółpracę ze szkołą w Niemczech. Doprowadziłdo wymiany młodzieży. Zainicjowałi przeprowadził przedsięwzięcie nadaniaszkołom, którymi kierował imion: T. Kościuszki- szkole podstawowej i Cz. Miłosza- gimnazjum. Potrafił wokół tych celów skupićduże grono rodziców. W swoim działaniuwspółpracował z wieloma instytucjami,organizacjami i sponsorami. Doprowadziłdo tego, że po raz pierwszy w naszej gminiezagrała Wielka Orkiestra ŚwiątecznejPomocy. Był inicjatorem i współautoremwydania szeregu publikacji na temat gminyDębnica Kaszubska.Tyle pamiętam, będąc przez dwadzieściapięć lat nauczycielem w naszej gminie.Okazuje się, że te osiągnięcia nie zasługująnawet na wzmiankę, jaką poczyniła paniJustyna Kośla, pisząc w tym samym numerzebiuletynu o zmianie dyrekcji w ZespoleSzkolno-Przedszkolnym w Dębnicy Kaszubskiej.Młodą nauczycielkę na to stać, aAnonima z gimnazjum, niestety, nie.Tak sobie myślę na zakończenie mojegogłosu. Czy autor artykułu i wydawcy biuletynuwiedzą, że na terenie naszej miejscowościjeszcze żyją Pani Urszula Masiukiewicz,Pani Jadwiga Karaś, Pan Jan Dziuba?Jeśli nie, to bardzo smutne. Tak samo jak pogrzebanieza życia Sławomira Miluskiego.Upominam się o rzetelność i zwykłąludzką uczciwość. Myślę, że upominać się oto pierwsze mam niezbywalne prawo jakotwórca pierwszej niezależnej prasy na terenienaszej gminy. Uczciwość zostawiam doprzemyślenia anonimowemu autorowi artykułui nowym władzom gimnazjum.Jerzy FryckowskiDębnica KaszubskaNa specjalnych makietach popłynęła woda, zaczęła pracowaćelektrownia, a wytworzony prąd oświetlił miastoInteraktywna edukacjaw tej sali można sprawdzić swoją wiedzęFot. M. MatuszewskaUroczyście otwarto salę edukacyjnąw siedzibie Parku Krajobrazowego „DolinaSłupi” w Słupsku.- Bardzo się cieszę, że udało się stworzyćtaką salę, która w wirtualny sposób pozwolizwiedzić park, a tym samym zachęcido zobaczenia przyrody w naturze. SiedzibaParku od kilkudziesięciu lat znajduje sięw pomieszczeniach starostwa i dlatego jesteśmyod lat bardzo zaprzyjaźnieni. Ponadtołączą nas podobne zadania, dbałośćo środowisko naturalne i troska o obszarychronionego krajobrazu. Podejmujemywięc w partnerstwie wiele projektów z zakresuochrony przyrody na terenie powiatusłupskiego. Gratuluję ciekawego pomysłu,wykonania, a przede wszystkim nowoczesności- powiedział starosta słupski SławomirZiemianowicz..Projekt pod nazwą „Kompleksowe zagospodarowaniesali edukacyjnej w siedzibieParku Krajobrazowego „Dolina Słupi”dofinansowano ze środków Ekofunduszui WojewódzkiegoFunduszu OchronyŚrodowiska i GospodarkiWodnej wGdańsku. Po całkowitejmodernizacjiza ponad 300 tys.zł sala jest multimedialnai interaktywna.Wypchanezwierzaki i namalowanetablice zastąpiłynowoczesneekrany, pięknezdjęcia, mapy i projektory,które umożliwiają zapoznanie się zżyjącymi w parku zwierzętami i roślinami.Pokazany jest przebieg Słupi, mapa z jej dopływamii jeziorami zaporowymi w Krzyni iKonradowie. Dzięki nowoczesnej technicemożna zobaczyć, jak działają turbiny elektrowniwodnej w Krzyni, a wyprodukowanyprąd oświetla „miasto”. Można obejrzećtroć wędrowną i miejsca, gdzie składa ikrę,sprawdzić swoją wiedzę w zgaduj-zgaduli(np. dobrać odpowiednie liście do zdjęćdrzew) lub poznać przyrodę z multimedialnychprezentacji.Edukacja przyrodnicza w takiej salcezapewne zachęci uczniów z powiatu i miastaSłupska do pogłębienia wiedzy przyrodniczej.(M.M.)Fot. M. Matuszewska18POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


na szczęście koła wracają...Trzy węgły domu trzymakobieta, czyli co nieco o KGWDom rozumiany jako rodzina rządzi się od zawsze tymi samymiregułami. Jeśli zostaną zburzone, wszystko się rozpada,bo to budowla krucha i wymagająca codziennych starańPani Anastazja zwykła kwitować rozmowyo kłopotach domowych sąsiadówprzysłowiem: Trzy węgły domu trzyma kobieta,czwarty mężczyzna. I choć to niemodnemyślenie w czasie dyskusji o parytetach,zgadzam się z osiemdziesięcioczteroletniąsąsiadką mieszkającą od zawsze nawsi. Zmieniły się wprawdzie warunki życia,zmieniła się wieś, ale dom rozumiany jakorodzina rządzi się od zawsze tymi samymiregułami. Jeśli zostaną zburzone, wszystkosię rozpada, bo to budowla krucha i wymagającacodziennych starań. Wiedzą o tympanie z kół gospodyń wiejskich, dlategoprzyjmują do swego grona... panów. Dom,tradycje, życie wiejskiej społeczności stająsię wówczas wspólną sprawą obu płci, bezdyskusji o parytetach. Dowodzi tego równieżhistoria. W Muzeum Tradycji Kółek Rolniczychw Piasecznie w gminie Gniew, tymsamym Piasecznie, gdzie znajduje się SanktuariumKrólowej Pomorza, znajdziemy informację,że w 1862 roku Juliusz BernardKraziewicz (1829-1895) założył WłościańskieTowarzystwo Rolnicze, pierwowzór późniejszychkółek rolniczych. Cztery lata późniejz jego inicjatywy powstało TowarzystwoGospodyń, którego przewodniczącązostała Januaria Kalkstejnowa. Sens działaniaTowarzystwa założyciel widział w sprawachprostych, jak: gospodarność, popularyzacjaogrodnictwa, oszczędzanie orazsprawach wyższych, jak: ocalenie lokalnegofolkloru i zachowanie świadomości narodowejpod zaborem. „Kto kocha swoją ojczyznę,cnoty, obyczaje, niechaj strzeże tejziemi, nich ją w skiby kraje”, tak w sentencjęujął zadanie dla powstałych z jego inicjatywyTowarzystw. Od tego zaczyna się historiakobiecej samorządności na wsi. Wcześniejz potrzeby poczucia wspólnoty kobietyorganizowały się spontanicznie, a to dodarcia pierza, a to do kiszenia kapusty, cobarwnie opisał Reymont w „Chłopach”. MariaDługoszkowa urodzona w Woli Okrzejskiej,rodzinnej wsi Henryka Sienkiewicza,pamięta z dzieciństwa wierszyk:Międli matuś len w komorzeaż paździora lecą.Pójdę, stanę przy międlicy,pomogę co nieco.Będę patrzećjak oczyszcza len żelazna szczotka.Potem siądę,gdy prząść będzie, obok kołowrotka.Przyjdzie do nas prządek kilkai nie będzie smutno.Będą śpiewać,prząść niteczki na to białe płótno.W 1918 roku organizacje kobiet wiejskichw Polsce przybrały jedną nazwę: KołoGospodyń Wiejskich. Dziś koła o ponadstuletniejtradycji w swych kronikach dokumentujądziałalność w okresie zaborówi między wojnami. Po wyzwoleniu życiespołeczne na wielu wsiach organizowanona nowo. Zmiany niosła reforma rolna, migracje,na wsie ziem odzyskanych zaczęlizjeżdżać ludzie z różnych regionów kraju.Nie od razu, ale z czasem KGW podjęły sięnowych zadań. Najważniejszym była ponownaintegracja wiejskich społecznościpokiereszowanych wojną, nowymi warunkamispołecznymi i ustrojowymi. W różnychregionach kraju inna ich rola wynikałazarówno z tradycji, jaki i z aktualnych potrzeb.Trzeba było uczyć zasad dobrego żywienia,prowadzenia gospodarstwa rolnego,podwyższyć higienę, rozpowszechnićtak zwany postęp, ale i ocalić ludową kulturęi tradycje będące wyrazem tożsamościspołecznej i etnicznej. Koła gospodyń wiejskichorganizowały kursy pieczenia, pokazyżywieniowe połączone z wykładami, którezawsze cieszyły się zainteresowaniem pań.- To był czas wytchnienia od pracy w gospodarstwiei okazja do spotkania towarzyskiego- wspomina tamten okres uczestniczkakursu gotowania i pieczenia w Objeździe,Regina Turek, członkini Koła GospodyńWiejskich od początku, czyli 1964 roku.Kronikarz życia wiejskiego z ObjazdyRoman Zub pod datą 12 marca 1966 rokuzanotował: „W sali klubowej odbył się gościnnywieczór członkiń Koła GospodyńWiejskich w Objeździe z okazji zakończeniakursu gotowania i pieczenia. Wieczorek, wktórym uczestniczyła instruktorka kół gospodyń,pani Rosińska w towarzystwie mężai przewodnicząca Koła w Objeździe, paniAnna Waszkiewicz, przebiegał w miłej i serdecznejatmosferze”. Był to czas zawiązywaniatrwałych znajomości. Pani Turkowaz sympatią wspomina nieżyjącą już instruktorkę,opowiada o wspieraniu jej modlitwąw ciężkiej chorobie. Koło powstało równo-trzeba było uczyć dobrych zasadPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201019


w objeździe obok siebie funkjonowały dwa środowiska - chłopskie i pegeerowskiecześnie z kółkiem rolniczym. Takie były zasadydziałania dawniej i dziś. W 1964 rokuAnna Waszkiewicz, żona naczelnika pocztyz Objazdy, matka trojga dzieci, znalazładość czasu i chęci, by zająć się kobiecą organizacją.Przewodniczyła Kołu do czasuprzeprowadzki do miasta. W tym czasie organizowanokurs haftu kaszubskiego, popularyzująckulturę regionu w zróżnicowanejetnicznie powojennej społeczności.Później krótko przewodniczącą byłaStanisława Janus, powszechnie znana, lubiana.Jednak jej temperament i dzielonez życiowym partnerem zainteresowania,zabierały zbyt wiele czasu. <strong>Co</strong> jakiś czas dowsi przyjeżdżała instruktorka zaopatrzonaw maszynę do szycia i prowadziła kurskrawiecki. Teraz maszyna do szycia jest wprawie każdym domu, od czasu pamiętnejbiedy, gdy w sklepach były tylko kolejki.Zdolne panie z KGW po kursie szycia umiałyi naprawić, i przenicować stare szmatki wmodne kiecki dla siebie i dzieci. Byle się niedać biedzie.Około roku 1974 po dwuletniej żałobiepo mężu przewodniczącą KGW w Objeździezostała pani Helena Romanów. Cieszyła siębezspornym autorytetem, kierując Kołemdo końca lat osiemdziesiątych. Oboje z mężemEugeniuszem Romanowem przebylidługą wojenną drogę wraz z Armią Andersa.Pani Helena w Persji urodziła syna Władysława,pracowała też w polskim domudziecka. Jej mąż Eugeniusz Romanów brałudział w walkach o Monte Cassino, ale zarazpo wojnie nie należało się tym chwalić.Kiedy osiedlili się w Objeździe, a właściwiew Bałamątku, pracował jako leśniczy, byłnieoficjalnym pogotowiem ratunkowym,gdy nie było jeszcze ośrodka zdrowia, ekspertemdo spraw różnych. Z tego względureprezentował wieś w różnych gremiach:Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej i ZjednoczonymStronnictwie Ludowym, był radnympowiatowym i prezesem gromadzkiejorganizacji ZBoWiD. Pani Helena Romanówwówczas „trzymała trzy węgły domu”, zajmującsię synami, skromnym gospodarstwemi domem. Po śmierci męża i odejściusynów „na swoje” działalnością w KGW wypełniałażycie. Stanisława Węgierska miaławtedy dwadzieścia lat i była młodą mężatkąna dużym gospodarstwie. Z sympatią iwdzięcznością wspomina panią Helenę,która serdecznie umiała zająć się młodymigospodyniami. W Objeździe obok siebiefunkcjonowały dwa środowiska: chłopskie ipegeerowskie. Zawsze w cichej rywalizacjii głęboko skrywanej niechęci. Do KGW należaływ zasadzie gospodynie „na swoim”,ale pani Helena umiała pogodzić oba środowiska.Kiedy dzieci z PGR miały zakładowąchoinkę, KGW organizowało zabawę dladzieci chłopskich. Ale w kursach, szkoleniachi korzystaniu z wypożyczalni naczyń,wszyscy byli na równych prawach.Organizowano konkursy na najpiękniejszyogród i na zagospodarowanie otoczenia.Było to bardzo ważne, kiedy Objazdazostała wsią gminną, chodziło przecieżo prestiż. Wiedział o tym ówczesny naczelnikgminy Stanisław Maciejczyk, mieszkańcomwsi zależało, by wykorzystać szansę.Młodzież z ZMW ułożyła chodniki, a naczelnik,jak wspominają mieszkańcy, opierał sięo nadwątlone czasem płoty, by skrócić ichżywot. Trzeba było stawiać nowe i dbać oobejście, bo to nie honor być bałaganiarzemw gminnej wsi. Kobiety sadziły egzotycznekrzewy, kwiaty i warzywa. Objazdanależała do jej mieszkańców.krakowskie spotkanie opiekunów szlaków papieskichU kardynała DziwiszaSzlaki Papieskie, rzetelnie oznaczonew oparciu o dokumenty i wiarygodnewspomnienia osób towarzyszącychks. Wojtyle w turystycznych wędrówkach,są formą wyjścia naprzeciwpragnieniu Ojca ŚwiętegoPo raz drugi Związek Miast i Gmin DorzeczaRzeki Słupi i Łupawy został zaproszonyna krakowskie spotkanie opiekunówi przyjaciół szlaków papieskich, organizowaneod sześciu lat przez Fundację SzlakówPapieskich, której patronem jest arcybiskupkrakowski - ks. kardynał StanisławDziwisz. Wraz z Anną Szemraj - szefowąZwiązku na audiencję zostali tym razem zaproszeniprzedstawiciele gminy Kobylnica,Urzędu Miejskiego w Słupsku - z prezydentemAndrzejem Kaczmarczykiem na czele,20POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


Fot. J. Nitkowska-WęglarzKobiety wiejskie, choć przeciążoneobowiązkami, były ciekawe nowego, aprzynależność do KGW dawała też pewneprofity. Można było zamówić i kupić kurczakiz wylęgarni! Było to wygodniejszeniż nasadzanie kwok na dwudziestu ośmiujajach. Pojawiły się „sztuczne kwoki” i gotowepasze dla kurcząt i prosiąt. Prawdziwarewolucja! W momencie zlikwidowaniaSłużby Rolnej opiekę nad Kołami przejęłyOśrodki Doradztwa Rolniczego. W Objeździeczęstym gościem była pani HelenkaKopeć z Ośrodka Doradztwa Rolniczego wStrzelinie. Odwiedzała gospodynie na zebraniachi w ich domach, służąc zawsze radą.Wraz z przyjściem przewrotu w 1989 rokuKoła zaczęły umierać śmiercią naturalną.Do zamknięcia działalności przyczynił siędodatkowo fakt, że zlikwidowano pegeery,drobny handel dawał większy dochód niżciężka praca na roli. Pojawiła się moda na„Zachód”, bycie w Kole stało się śmieszne,było kojarzone z absurdem czasów PRL.Na szczęście powrót do tradycji kółjest znów na topie. Młode kobiety doceniająatrakcyjność wspólnego działania i jegokonkretny wymiar dla środowiska, w któryma także dwa zespoły prezentujące folklorkaszubski - „Zgoda” ze Smołdzina i „Jantar”ze Szkoły Podstawowej w Motarzynie. Ichwyjazd był możliwy dzięki dofinansowaniuprzez władze gminne Dębnicy Kaszubskieji Smołdzina. W spotkaniu uczestniczyli takżeksięża: Krzysztof Płuciennik z parafii mariackiejw Słupsku i Jerzy Zgoda ze StarogarduGdańskiego.- Cieszę się, że Fundacja pozwoliła siępokazać naszym zespołom na mszy i podczasaudiencji u kardynała Dziwisza. To dlanas wielkie wyróżnienie - powiedziała AnnaSzemraj.- Na spotkanie zapraszane są co rokuinne środowiska. W roku ubiegłym byłanas w Krakowie tylko trójka. Śladów pobytupapieża na naszym terenie jest mało,więc traktujemy je jak coś bardzo cennego.W dziesięciu miejscach stoją tzw. kamieniepapieskie: w Gowidlinie, Sulęczynie, Parchowie,Soszycy, Gołębiej Górze, GałąźniMałej, Leśnym Dworze, Lubuniu, KrępieSłupskiej i w Słupsku. Idea upowszechnianiaturystyki kajakowej Słupią śladami OjcaŚwiętego jest bardzo życzliwie traktowanaprzez władze gmin znajdujących się w dorzeczurzeki.Czym zajmuje się Fundacja SzlakówPapieskich? Na to pytanie jej przewodnicząca- Urszula Własiuk odpowiada:- Szlaki papieskie, rzetelnie oznaczonew oparciu o dokumenty i wiarygodnewspomnienia osób towarzyszących ks. Wojtylew turystycznych wędrówkach, są formąwyjścia naprzeciw pragnieniu Ojca Świętego:„... dobrze by było umieścić w mojejbiografii trasy, wszystkie trasy, na którychbyłem, żebym tak był wrośnięty w polskążyją. Tak jest w Objeździe i w Rowach. Choćkoła gospodyń wiejskich są strukturami nieformalnymi,wiele z nich w ostatnich latachrejestruje swoją działalność w formie stowarzyszeń,ze względu na dostęp prawny do zewnętrznychfunduszy. Bardzo często działajądla siebie i dla całych społeczności wiejskich- organizują, by pozyskać fundusze, zabawysylwestrowe, zajęcia dla dzieci, prowadzą zespoły,dokonują drobnych inwestycji w wioskach.Nie wszystkim patronuje Rada KrajowaKół Gospodyń Wiejskich. Nie zawsze ichdziałalność powiązana jest z kółkiem rolniczym.Na takiej zasadzie działają Koła GospodyńWiejskich w Objeździe i Rowach, gdzieupadły rolnicze tradycje, ale pozostały wiejskieproblemy. Być może przez koła gospodyńwiejskich prowadzi droga do ponownejintegracji wiejskich środowisk i obywatelskiejedukacji bez względu na parytety. Przysłowiepani Anastazji nabiera nowego sensumimo ludowej proweniencji.Czesława Długoszek, ObjazdaFotografia ze zbiorów Romana Zubaprzedstawia panią Helenę Romanów w czasiechoinki dla chłopskich dzieci.ziemię...” Ich realizacja jest jednym z najważniejszychzadań Fundacji, wynikającym zestatutu. Tworząca się wokół papieskich szlakówatmosfera jest nie z tego świata, łączyona ludzi nicią przyjaźni, miłości bliźniego ibezinteresownej życzliwości. Nikt nie policzył,ile tych szlaków jest w Polsce, to ciąglesprawa otwarta i nieodgadniona. ObecnośćOjca Świętego jest w tych miejscach odczuwalnai łączy kraj wspólną nicią. Myślą przewodniątegorocznego spotkania było „Sumsum corda - od Bałtyku aż do Tatr”. W tensposób realizujemy narastającą koniecznośćwzajemnego poznania się. Teraz już nikogodo naszej idei nie trzeba przekonywać. Najlepszymtego dowodem był fakt, że trzechwójtów z różnych gmin stało obok siebie namszy trzymając takie same krzyże w dłoniach.<strong>Co</strong>rocznie zapraszamy na spotkanieopiekunów szlaków papieskich około dwustuosób, jest to w zasadzie wyróżnienie, bowiemzaangażowanych w działalność są tysiąceludzi. Zależy nam na tym, by podczaskrakowskich spotkań wszyscy byli z nich zadowolenii mieli w nich swój udział.Arcybiskup krakowski - ks. KardynałStanisław Dziwisz odwołując się do symboluFundacji - krzyża umieszczonego natrójkącie, powiedział do uczestniczących waudiencji:- W herbie szlaków papieskich jestkrzyż z Giewontu górujący nad całą Polską.Dziś jesteśmy zgromadzeni pod tym krzyżem,który będzie upamiętniał postać JanaPawła II. Rodzi się wokół tego krzyża nowawspólnota, jego szlaków, ale wcale nie chodzitu o kamienie czy kapliczki, ale o to byupamiętnić tę wielka postać.Jolanta Nitkowska-Węglarz, SłupskTa pielgrzymkaubogaciła nas,prostych ludziKiedy dowiedzieliśmy się że nasza kapela,,Zgoda’’ ma zagrać w Kaplicy Arcybiskupóww Krakowie u samego abpkardynała Stanisława Dziwisza, trudnonam było w to uwierzyć.Po śniadaniu w Pałacu Arcybiskupówspotkamy się z innymi delegacjami,następnie pod pomnikiem Ojca ŚwiętegoJana Pawła gramy i śpiewamy melodiekaszubskie. Obstąpił nas tłum, wszyscy sąwzruszeni pięknymi melodiami, zachwycająnasze kaszubskie stroje. Gramy nazmianę z kapelą góralską. O godzinie 10-tej bierzemy udział w mszy św. w Kaplicy,którą celebruje abp Stanisław Dziwisz. Mamywielki zaszczyt śpiewać na rozpoczęcietej mszy piękną pieśń - ,,Kaszubską Królową”.Podczas ofiarowania śpiewamy jeszczepiękniejszą pieśń, a mianowicie ,,KaszubskaPani’’.Podczas mszy występuje też trzydziestoosobowychór z Orawy, zagrała równieżkapela góralska. Na koniec wszystkiezespoły zaśpiewały papieską ,,Barkę’’. Pomszy św. zaproszeni jesteśmy na audiencjęu JE Kardynała Stanisława. Kapela naszaśpiewa „Sto lat”. Jako przedstawicielkigminy Smołdzino z Danutą Grabowską-Lauterbch wręczamy JE wielkanocny koszyczekprzyozdobiony kaszubską serwetką,przygotowany przez panie z GOK-u. Jaz wielkim wzruszeniem wręczam też swójtomik poezji ,,Poszybuję w niebo kluczemżurawi’’. Kardynał ściskając moją rękę obiecujena pewno przeczytać. Jestem bardzowzruszona. Dziękuje również kapeli zapiękne śpiewanie. Aktor teatru krakowskiego(nie pamiętam nazwiska) czyta pięknąpoezję Karola Wojtyłły... Audiencja dobiegakońca. Dzieci z zespołu ,,Jantar’’ z Motarzynaz pomocą naszej kapeli śpiewają alfabetkaszubski, tańczą taniec zwany ,,Szewcem’’.Na koniec śpiewamy ,,Kaszebe wełaju nas’’.Oklaskom nie ma końca.Jesteśmy zaproszeni do Sali WłoskiejKlasztoru oo Franciszkanów. Sala zapieradech w piersiach, nie wiadomo co podziwiać,ileż tu pięknych malowideł, rzeźb.Dziękujemy wszystkim, którzy zorganizowalitak piękną i wzruszającą pielgrzymkę,która ubogaciła nas, prostych ludziw sferze duchowej. Wielkie podziękowanieskładamy Pani Annie Szemraj. DziękujemyWójtowi, że umożliwił delegacji zeSmołdzina zanieść dla JE kardynała StanisławaDziwisza pozdrowienia od mieszkańcówgminy.Henryka Jurałowicz-Kurzydło, Słupsku kardynała dziwiszaPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201021


historiaŻołnierz w sutannieW 1982 roku wydanazostała w Detroit USAautobiograficzna opowieśćo życiu i walceksiędza FranciszkaWołoszyka. Cechującysię ogromnym umiłowaniemojczyznyduszpasterz głębokiejwiary, narażając życiew obronie godnościi honoru Polaków, byłpostacią rzadko wymienianąw annałachi kronikach obrazującychwalkę Polakóww okresie okupacjina PomorzuFot. Archiwum autoraKsiążka zatytułowana „Ogień i łzy” zewzględu na bogactwo przeżyć, wspartafaktograficzną dokumentacją i dziesiątkamizdjęć, stanowi gotowy scenariusz wartfilmowego zapisu. Głównym inspiratoremnapisania jej był przebywający w tym czasiew Kanadzie pisarz i korespondent wojennyMelchior Wańkowicz. - Wańkowiczstale zachęcał mnie - wspomina ks. Wołoszyk.- Chwyć za pióro i pisz, pisz, kiedytylko możesz. - Często spotykaliśmy się siedzącprzed plebanią na kulawych taboretachpopijając czarną kawę własnoręcznieparzoną. Przygotowywaliśmy równocześnieobchody Konstytucji Majowej w Kanadzie,na których Wańkowicz wygłosił główneprzemówienie.Wybór drogiKsiądz Franciszek Wołoszyk urodziłsię w 1914 roku we wsi Konarzyny koło Kościerzynyna Pomorzu Kaszubskim. Rodziceprowadzili gospodarstwo rolne położonemiędzy jeziorami Krąg i Czerwonek w otoczeniulasów i łąk. W wielodzietnej, katolickiejrodzinie żyjącej w duchu poszanowaniazasad tradycji regionalnej, chleb przedkrojeniem znaczono znakiem krzyża. Szkołępodstawową i gimnazjum ukończył wKościerzynie - ambitnej - jak pisze - stolicyKaszub stojącej na straży ducha polskiego,dumnej ze swoich rodaków: Józefa Wybickiego- twórcy hymnu narodowego i legionówpolskich we Włoszech oraz TomaszaRogali - uczestnika konferencji pokojowejw Wersalu, domagającego się przyłączeniaPomorza do Polski. Ks. Franciszek Wołoszykzamierzał kontynuować studia nauczelni wojskowej, jednak ze względu nastan zdrowia podjął decyzję o poświęceniużycia Bogu, Ojczyźnie i człowiekowi. Studiaw Seminarium Duchownym w Pelplinie naKociewiu - stolicy wiedzy i ducha Bożego,rozpoczął w 1934 roku. 4 czerwca 1939 rokuw Bazylice Katedralnej w Pelplinie otrzymałświęcenia kapłańskie, oraz posadę duszpasterskąw Komierowie koło Sępólna.WojnaW tym okresie zaczęto coraz częściejmówić o możliwościach wybuchu wojny zNiemcami. Przemawiając 30 stycznia 1933roku Hitler wykrzyczał światu swoje groźby,nienawiść do katolicyzmu i żydostwa:„Trzeba Polaków wykreślić z wieczności, zabićw nich nieśmiertelność, jeśli mamy byćwładcami ich ziem.” Nad zachodnią granicąPolski zbierały się ciemne chmury wojny.Niemiecki minister spraw zagranicznychRibbentrop oficjalnie oświadczył: - „Mychcemy wojny! Potrzebny nam Gdańsk iziemie poznańskie”. W obawie rozpoczęciawojny papież Pius XII zwrócił się do władzpolskich z mocno krytykowaną sugestiąspełnienia niemieckich żądań za cenę pokojuna świecie.1 września 1939 roku na śpiące miastai wsie polskie spadły niemieckie bomby.Ksiądz Franciszek Wołoszyk wraz z grupąrodaków wierzących w zwycięstwo armiipolskiej, postanowił przedostać się doWarszawy. Uciekali wozem konnym kryjącsię w rowach i zagajnikach przed ostrzałemniemieckich samolotów. Jednak drogado Warszawy była zamknięta. Zdecydowałsię wrócić na Pomorze. Ukrywał się we wsiWałdowo u znajomego gospodarza Kawki,gdzie był przypadkowym świadkiem rozstrzelaniapolskiej rodziny. Poszukiwanyprzez gestapo ukrywał się w wykopanymz pomocą wtajemniczonego Kaszuba Lizakowskiegoschronie nad jeziorem Wdzydzew tzw. Kniei - samotnym pustkowiu nadbrzegiem jeziora. Tam dowiedział się o rozstrzelaniuswoich kolegów - księży Klamanaz Czerska i Lipskiego z Kościerzyny, oraztrzydziestu siedmiu gospodarzy w lesiekoło wsi Lipusz. W porozumieniu z najbardziejzaufanymi znajomymi - Suchomskim,Kawką, Kulasem, ks. Wołoszyk postanowiłzawiązać tajną organizację wojskową. Parafię,w której ukrywał się nazwano parafiąpartyzancką promieniującą duchem walki iwiarą w zwycięstwo. Wiosną 1940 roku nawyspie Ostrów na jeziorze Wdzydzkim odprawiłnocną niedzielną sumę rezorekcyjną.Wygłosił kazanie przepełnione hasłamimiłości do wszystkiego co polskie, nawołującdo walki z najeźdźcą za cenę życia. Wewspólnej modlitwie uczestniczyło okołotysiąc parafian. W okresie świąt Wielkanocnych1940 roku żandarmeria niemieckarozpoczęła energiczne poszukiwania ks.Wołoszyka. Zmuszony do ucieczki ukrył sięu stryja Stanisława Wardyna w miejscowościGórki. Aresztowany i bity Wardyna niewskazał miejsca pobytu księdza.Konspiracja i walkaW pobliżu miejscowości Nowa Kiszewakoło Kościerzyny, w starym budynkumieszkała z synem Alojzym wdowa ApoloniaŁangowska. Tam ukryto ks. Wołoszykaw schronie wykopanym pod podłogą chlewika.Łangowska wielokrotnie ratowałażycie księdza ostrzegając przed poszukującymigo Niemcami, nachodzącymi domWołoszyków, bijąc i torturując ojca i siostręZofię. O ukrywającym się księdzu poinformowanodowództwo Armii Krajowej wFot. Archiwum autora22POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


Starogardzie Gdańskim. Przygotowywanoucieczkę księdza, dostarczono fikcyjnedokumenty. Nie wszyscy popierali jednakgotowych do walki Polaków. Ksiądz Franciszekzganiony został przez proboszczaks. J. Wrycza za nieustępliwe stanowiskowobec władz niemieckich. Ulotki nawołującedo walki i sprzeciwu wobec decyzjiniemieckich rozdawano mieszkańcom pobliskichmiejscowości. W imieniu PolskiejOrganizacji Podziemnej podpisywał je komendant- ks. Franciszek Wołoszyk używającpseudonimu „Konar.” Chcąc zwiększyćzasięg partyzanckiej działalności ks.Wołoszyk przeniósł się w Bory Tucholskiei ukrywał u robotnika leśnego Lęczyńskiego.Wspólnie zorganizowali liczną grupęmłodych i gotowych do walki mieszkańcówpobliskich osiedli. Budowali ukrytew lasach schrony połączone podziemnymikorytarzami. Nocą 3-go maja 1942 rokuostrzeżony przez robotnika leśnego,ksiądz ucieka z miejsca obozowania. Rankiemnastępnego dnia Niemcy w liczbieokoło pięciuset otoczyli opuszczony obózwysadzając i niszcząc schrony i bunkry. Informacjao działaniu w Borach Tucholskichgrupy partyzantów dowodzonej przez ks.Wołoszyka dotarła do dowództwa okręguArmii Krajowej w Toruniu.Wiosną 1943 roku ks. Wołoszyk spotkałsię z delegatem wojskowym Armii KrajowejT. Łęgowskim, który poinformował go wimieniu Niepodległościowej Polskiej ArmiiPodziemnej o mianowaniu na stanowiskokomendanta okręgowego w stopniu podpułkownika.Teren objęty jego działaniemobejmować miał Skarszewy, Kościerzynę,Brusy, Wiele, Karsin i Czersk. Obowiązkiemnowego komendanta było przygotowaniemasowego powstania przeciwko Niemcomponoszącym już klęski w Rosji. W tymczasie ks. Wołoszyk boleśnie przeżył śmierćdowódcy organizacji bojowej„GRYF” kapitana Gierszewskiego- pseudonim„Ryś”. Oskarżony o kolaborację,zbytnią samodzielnośći niepodporządkowaniesię dowództwu organizacji,został zastrzelonyprzez spiskujących współtowarzyszy.Po tym wydarzeniuks. Wołoszyk zerwałcałkowicie łączność z organizacją„GRYF”. W 1943 rokuprzeniósł się do wsi Wąglikowice.Z pomocą rodzinyNiemczyków organizowałnową siedzibę dla dowodzonejprzez siebie grupybojowej. Zbudowano podziemneschrony i tunele,w których przebywało kilkudziesięciupartyzantów.Wspierani przez okolicznąludność wznawiają akcjedywersyjne i propagandowe.Wiosną 1944 rokuruszyła ofensywa wojskradzieckich i alianckich.Niemcy zwiększają terrorna ludności Pomorza. Mordowanocałe rodziny biorącodwet za klęski na fronciewschodnim. Zginęłarodzina Szulców z Osowa,Lizakowskich z Kniei, Czapiewskichz Przytarni, braciaSzymańscy z Olpucha,Robert Bławat z Karsina.Poszukiwany przez gestapo ksiądz Wołoszykpo raz kolejny zmienia miejsce pobytuprzenosząc się wraz z częścią oddziału dolasów w pobliżu rodzinnych Konarzyn.Wyzwolenie i emigracjaWiosną 1945 roku do miejscowościKonarzyny wkraczają wojska radzieckie.Pełen entuzjazmu i radości ze zbliżającegosię końca wojny ks. Wołoszyk, po ujawnieniusię dowódcy oddziału radzieckiego, zostajewraz z dwoma podoficerami aresztowanyi bez przedstawienia zarzutów skazanyna śmierć. Prowadzony na miejsce kaźniucieka kryjąc się w pobliskich lasach, ażdo chwili opuszczenia miejscowości przezwojska radzieckie. Po zakończeniu wojnywańkowicz zachęcał: pisz, pisz...ks. Wołoszyk upokarzany i prześladowanyprzez władze komunistyczne, za namowąi pomocą biskupa Wronki postanowiłopuścić Polskę. Przez Warszawę, Wrocław,Zgorzelec, po sforsowani Nysy, udał się doNiemiec Wschodnich, skąd wraz z grupąuciekinierów dotarł do obozu przejściowegodla Polaków w miejscowości Papenburgw Niemczech Zachodnich. Poszukiwanynieustannie przez polskie władze komunistycznepod zarzutem kolaboracji, wobawie przed deportacją postanowił wyjechaćdo Francji, gdzie zamieszkiwała jegokuzynka wraz z mężem MaksymilianemPastwą. Otoczony troskliwą opieką PolskiejMisji Katolickiej we Francji, jako oficerArmii Krajowej otrzymał z pomocą księdzadoktora Franciszka Cegiełki stanowiskokapelana górników polskich we Francji. W1948 roku, korzystając z propozycji PolskiejMisji Katolickiej w Paryżu, podjął decyzję owyjeździe do Wenezueli, by nieść posługękapłańską organizującej się tam Polonii. Wlutym 1948 roku statkiem „<strong>Co</strong>lumbia” opuściłFrancję. W Wenezueli pracował jakoprezes Centralnego Komitetu UchodźcówEuropejskich oraz rektor Polskiej Misji Katolickiejw Caracas otrzymując przychylnąopinię kardynała Montiniego - późniejszegoPapieża Pawła VI. Po otrzymaniu zgodyrezydującego w Rzymie arcybiskupa JózefaGawlina, oraz noncjusza papieskiego ArmandoLombardiego wyjechał do Kanadyprzejmując w 1956 roku stanowisko PrezesaKongresu Polonii Kanadyjskiej na prowincjęManitoba. Ksiądz Franciszek Wołoszykumarł 14 stycznia 1987 roku na Florydziew USA.PamięćChcąc uzupełnić i poszerzyć wspomnieniao ks. Franciszku odnalazłem jego bratankaksiędza Leszka Wołoszyka. Pełni on obecnieposługę duszpasterską jako proboszczwe wsi Lipnica w powiecie bytowskim. Wspominającswojego wuja mówi: - To był prawdziwybohater narażający wielokrotnie życie.Wypełniał swoją misję dając dowód swychpatriotycznych przekonań wynikających zmiłości do Polski pełniąc jednocześnie obowiązkiduszpasterskie. Odznaczony ZłotymKrzyżem Zasługi z Mieczami, został upamiętnionytablicą odsłoniętą przez biskupa Szlagęw kościele w Konarzynach. W Bytowie żyjąwnuczki Apolonii Łangowskiej, która wielokrotnieuratowała życie księdzu Wołoszykowi:Grażyna Szczepanik, Bożena Sieprawska,w Blachowni Janina Urban. Znają historięswojej babci z opowieści nieżyjących rodziców:Heleny i Alojzego Łangowskich orazwnuczki Haliny Hinc z Kościerzyny.Andrzej Szczepanik, BytówŹródłem informacji o losach księdzaFranciszka Wołoszyka była jego autobiograficznaopowieść „Ogień i łzy”, oraz wspomnieniajego bratanka księdza Leszka Wołoszyka iczłonków rodziny Apolonii Langowskiej.upokarzany i prześladowany przez władze komunistyczne opuścił polskęPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201023


gimnazjalistom, maturzystom, a także ich rodzicom pod rozwagę<strong>Co</strong> <strong>dalej</strong>, młody człowKtoś mądry powiedział, że inżynier zawszemoże zostać poetą lub muzykiem,ale żaden poeta ani muzyk nie zbudujemostu, ani promu kosmicznegoSą uczniowie, którzy wcześnie decydująco pragną osiągnąć w życiu. Większośćz wyborem: gdzie lub czego się <strong>dalej</strong> uczyćczeka do ostatniej chwili i często podejmujego pod wpływem impulsu, bądź namówkumpli ze swej przyjacielskiej paczki. Czyzdają sobie sprawę, że ta decyzja: co <strong>dalej</strong>,przesądza nieraz o całym życiu młodegoczłowieka? A co mają tu do powiedzeniarodzice? Ponoszą dużą część odpowiedzialnościza los dziecka, na nich spoczywaciężar finansowania nauki. <strong>Co</strong>ś też powinnymieć do powiedzenia lokalne społeczności,choćby ustalając preferencje dla zawodówpotrzebnych perspektywicznie ich małejojczyźnie.Rodzice mają dla pociech najczęściejjedną radę: Idź dziecko tam, gdzie lżej sięuczyć. Z możliwych podpowiedzi jest tonajgorsza; faktycznie, pewnych zajęć możei łatwiej się wyuczyć, za to potem ciężkoo pracę. Gdzieś się rozmył etos zawodów„dających fach”. Czyżby zachłyśnięci zmianamiustrojowymi również rodzice dali sięponieść przekonaniu, że dobrobyt zbudująw Polsce menadżerowie i ludzie od marketingu,urzędnicy i bankowcy, fachowcy odnauk politycznych i ekonomii?A samorządy?Jakikolwiek będzie wybór, ma on niemałeznaczenie nie tylko dla indywidualnegolosu młodego człowieka; jest on ważnytakże dla całej społeczności, z którą los gozwiąże. Bo ta społeczność jest w stanie zapewnić- albo i nie - pracę. Czy to będziepraca satysfakcjonująca jego samego i zarazemrozwijająca jego małą ojczyznę, czyteż ofertą będzie zaledwie miejsce na liściebezrobotnych? Bo niestety, lista bezrobotnychstaje się coraz dłuższa i - także niestety- coraz więcej na niej ludzi z wyższymwykształceniem. I wcale nie zanosi się, żebędzie szybko maleć, choć jednocześnierośnie lista zawodów o które domaga sięrynek pracy. Ale rynek pracy woła o techników,o i inżynierów, o mechaników, elektryków,specjalistów w zawodach budowlanych.Bo to oni decydują o gospodarce itempie jej rozwoju. Cywilizację, a więc gospodarkęi dobrobyt budują ludzie czynu- technicy i inżynierowie; wszyscy inni sąw większym lub mniejszym stopniu tegomaterialnego dobrobytu konsumentami.Dopiero na gruncie materialnego dobro-Fot. J. Maziejukbytu rozwija sie coś, co ludzkość najogólniejnazywa kulturą, a więc oświata, nauka,sztuka. Obie te sfery ludzkiej aktywnościsą sobie nawzajem potrzebne - jednabez drugiej istnieć nie może. Ale najpierwneandertalczyk urządził dla siebiejaskinię, a dopiero potem jego bliźni ryłw niej rysunki naskalne. Najpierw budujesię dom, a dopiero potem pisze się w nimksiążkę, komponuje muzykę czy obmyślanowy system filozoficzny. Ktoś mądry powiedział,że inżynier zawsze może zostaćpoetą lub muzykiem, ale żaden poeta animuzyk nie zbuduje mostu, ani promu kosmicznego.Liczba szkół średnich o profilu zawodowymw Słupsku daje gimnazjalistomwciąż niezłą możliwość wyboru, choć malejącezainteresowanie zawodami technicznymisprawiło niestety, że wiele z nichprofil kształcenia przesunęło w stronęprzedmiotów licealnych. Ta zmiana preferencjijeszcze do niedawna cieszyła działaczysamorządowych, bo licea to naukatańsza o koszty pracowni i warsztatów niezbędnychw szkołach technicznych. Takiesamo przesunięcie preferencji dało się obserwowaćw szkolnictwie wyższym, gdziemnożyły się uczelnie prywatne, stawiającena niskie koszty kształcenia. Lecz o ile ofertaśrednich szkół zawodowych jest wciążw miarę bogata, to konia z rzędem temu,kto zgadnie ile wśród dwudziestu pięciu wwojewództwie pomorskim szkół wyższychmamy uczelni technicznych.Otóż liczne są szkoły kształcące nauczycielii pedagogów, bankowców i finansistów,biuralistów i ludzi do wszelkiejadministracji, filologów biegłych w różnychjęzykach, fachowców od zarządzania,marketingu oraz politologów. Modana te kierunki sprawiła, że ich absolwentamirynek pracy jest zakorkowany na conajmniej dwadzieścia lat. Zaś jeśli chodzio techników i inżynierów - zdolniejszychi ambitniejszych wciąż wysysa nam UniaEuropejska. Oni znajdują tam pracę w swoichspecjalnościach najłatwiej. O ile trudnosobie wyobrazić żeby historyk czy geografuczył brytyjską czy francuską dziatwę bezgruntownej znajomości języka, (więc najczęściejnasi magistrowie myją podłogi,sprzątają, w najlepszym wypadku niańcządzieci lub pielęgnują staruszków) to wprzypadku inżynierów czy techników najbardziejuniwersalnym sposobem porozumiewaniasię jest na całym świecie rysunektechniczny, projekt, schemat - a więc kodktórego znaczenie jest międzynarodowe iuniwersalne.24POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


ieku?Teraz można powiedzieć ile jest w Pomorskiemuczelni technicznych, kształcącychinżynierów. Otóż tylko dwie. Jedną jestPolitechnika Gdańska, drugą słupska WyższaSzkoła Inżynierii Gospodarki - uczelniamłoda, mająca swój słupski adres dopierood paru lat, Ale - podkreślmy - kształcąca wna kierunkach, które dopiero stają się poważnei poszukiwane i cenione. W porównaniudo wielkiej, omszałej tradycjami PolitechnikiGdańskiej jest to uczelnia mała, alekadry naukowo dydaktycznej może jej pozazdrościćniejedna dużo większa uczelnia.Zresztą, która w naszym regionie ma wśródswojej profesury - aż dwóch członków PolskiejAkademii Nauk? Założyło ją właśniegrono naukowców - właśnie specjalistówod gospodarki przestrzennej - dziedzinynauki tyleż młodej, co mającej szalone perspektywy,zwanej potocznie „sztuką modelowaniaprzestrzeni”.Inżynier z artystycznąwyobraźniąWejście Polski do Unii Europejskiejsprawiło, że obok zawodów i specjalnościjuż tradycyjnych, pojawiają się nowe, równieciekawe i przyszłościowe, wymuszaneprzez proces cywilizacyjny, od któregogłównych nurtów jeszcze przed 20 latyżelazna kurtyna nas odgradzała; teraz UEżąda od Polski dostosowania się do światowychstandardów, a opóźnienia w tymwzględzie mamy kolosalne.Specjalista inżynier w zakresie gospodarkiprzestrzennej - czy ktoś jeszczeprzed paru laty słyszał o takich fachowcach?Czy stawia się garaż, czy budujewielki kombinat przemysłowy, każdadziałalność inwestycyjna musi być skorelowanaz planem zagospodarowaniaprzestrzennego. Taki plan to podstawiarozwoju każdej społeczności, każdej gminy,powiatu, regionu. To on przewiduje nawiele lat naprzód co i gdzie - i w jaki sposóbbędzie budowane. Na zdrowy rozumtrudno wszak wyobrazić sobie, by dziś nawetdomek jednorodzinny mógł powstaćw kompletnej głuszy, bez dróg, sieci wodkan,elektryczności. Ktoś wcześniej musiprzygotować taki kompleksowy projekt,wymodelować przestrzeń, ktoś musi zaprojektowaćjego uzbrojenie technicznew drogi, kanalizację, instalacje przesyłuenergii. Skoro projektuje się osiedle, totrzeba przewidzieć szkołę, placówki handlowe,usługowe; jeśli kombinat - to całąinfrastrukturę dostaw i odbioru, bocznicękolejową, słowem całe otoczenie.A architekt krajobrazu? Każda działalnośćinwestycyjna jest ingerencją człowiekaw naturę. Więc musi być ktoś, kto potencjalneszkody zminimalizuje, słowem ktoś,kto pogodzi cywilizacyjne potrzeby człowieka,wymogi natury, dbając przy tym oestetykę. Dla przykładu dodajmy, że jeśli terazaby rozpocząć budowę domku wystarczyprojekt architekta, to już niebawem koniecznebędzie uzupełnienie go projektemzagospodarowania najbliższego otoczenia.Może to zabrzmi śmiesznie, ale nawet płototaczający posesję przyjdzie zestroić z otoczeniemi sąsiedztwem. I to, wedle obowiązującychw Unii Europejskiej reguł, przygotowaćmusi specjalista.Albo zagospodarowanie źródeł energiiodnawialnej - to kolejna specjalnośćinżynierska jaką oferuje słupska WyższaSzkoła Inżynierii Gospodarki. W Polsce pozyskujemyenergię głównie z węgla, jej niedostatekna Pomorzu sprawia, że myśli sięo budowie elektrowni atomowej. TymczasemUnia Europejska w trosce o czystośćśrodowiska i wymogi klimatyczne żąda, abyna jej terytorium do 2020 roku co najmniej15 proc. pozyskanej energii pochodziło zeźródeł odnawialnych. U nas ta dziedzinasztuki inżynierskiej a zarazem działalnościgospodarczej i komunalnej jest w powijakach,gdzieniegdzie pojawiają się fermywiatrowe, na których olbrzymie wiatrakigenerują prąd, ale to wszystko wciąż małoi mało! Już samo to obrazuje jak bardzo fachowcówtej specjalności potrzebuje rynekpracy, nie mówiąc o tym jak mogą grymasićpodczas rozmów o wynagrodzenie.Wedle oceny władz wojewódzkich jużw tej chwili na specjalistów w zawodachjakie proponuje WSIG czeka ponad tysiącmiejsc pracy, a żadna inna uczelnia w województwietakich specjalistów nie kształci.A więc to nie absolwenci WSIG szukająpracy, lecz to ich szuka praca. Stąd, częstoku ubolewaniu władz uczelni, już na praktykachzawodowych, obowiązkowych pokażdym kolejnym roku studiów, praktykantdostaje propozycje pracy i z nauki wsystemie stacjonarnym, przechodzi na statusstudenta studiów zaocznych, co ma dlaniego tę dobra stronę, że już ze swojej pensji,a nie z pieniędzy rodziców finansuje dalsząnaukę.Bo trzeba tu dodać, że uczelnia jestplacówką niepubliczną, zatem za naukętrzeba płacić. Ale gdyby wziąć sie do liczeniai czesne rozłożyć na miesięczne raty, tookazałaby się równe miesięcznej opłacie zaakademik na uczelni publicznej (czyli uczącejbezpłatnie), a przecież trzeba jeszczeten miesiąc jakoś przeżyć. Pociechą niechbędzie rozbudowany system pomocy socjalnejoferowany przez WSIG studentom zrodzin uboższych. Są wiec stypendia państwowe,stypendia Rektora WSIG, częściowe,a czasem całkowite zwolnienie od czesnegow przypadku studentów najpilniejszychw nauce.Wybierać trzeba mądrzeTych, którzy myślą o szkołach pomaturalnychwarto przestrzec: prawo UE nieuznaje takiego wykształcenia. Wedle standardówUnii Europejskiej wykształceniewyższe jest dwustopniowe: najpierw stopieńlicencjata (w przypadku WSIG jest tojuż tytuł inżyniera), potem magistra. <strong>Co</strong>więcej, obowiązują w naszym kraju i innestandardy, wedle których - dla przykładu -czy się studiuje na Politechnice Warszawskiej,czy WSIG, to program, liczba godzinpoświęcona przedmiotowi, czy standardyegzaminacyjne muszą być identyczne - cosprawia, że można zacząć studia na WSIG,bez żadnych przeszkód w każdej chwiliprzenieść się chociażby na PolitechnikęWarszawską, czy nawet na jakąś europejskąuczelnię; i odwrotnie, rozpocząć studiaw Koszalinie, czy Gdańsku i kontynuowaćje w Słupsku. Warto aby wzięli to pod rozwagęci, których ambicją jest dyplom wysocerenomowanej i sławnej uczelni. Zawszedo takiego dyplomu mogą wystartowaćw Słupsku, choć czy to będzie dyplomrenomowanej uczelni niemieckiej, czy brytyjskiej,będzie w świetle obowiązującychstandardów i dokładnie tyle samo wart, ilesłupski. Zaś ile wart jest posiadacz dyplomu,to już tylko zależy od pojemności jegogłowy.<strong>Co</strong> od nowego rokuakademickiego?Od nowego roku akademickiegoWSIG uruchamia nowy kierunek studiówinżynierskich: geodezję i kartografię zespecjalnościami: nawigacja satelitarna:morska i lądowa oraz geodezja inżynieryjna.To specjalności bardzo potrzebne i wyjątkowointratne. Dość powiedzieć, że takjak notariusz, geodeta jest osobą zaufaniapublicznego, dokumenty z jego podpisemprzesądzają m.in. o prawie własności, i takjak akty notarialne , są honorowane przezwszystkie urzędy i instytucje.To oferta dla maturzystów. A co maWSIG dla absolwentów gimnazjów?Otóż od 1 września rusza w SłupskuTechnikum Akademickie. Nazwa bierze sięstąd, że jego organizatorem jest właśnieWyższa Szkoła Inżynierii Gospodarki, przyniej Technikum będzie działać i jej kadra naukowo-dydaktyczna,będzie je wspierać. Awięc uczniów Technikum prowadzić będądo matury i tytułu technika także ci, którzydziś uczą już przyszłych inżynierów. Oznaczato, iż przyszli absolwenci TechnikumAkademickiego bez przeszkód będą moglikontynuować naukę w WSIG. Kogo kształcićbędzie Technikum? Propozycją są trzykierunki. Otóż jego absolwent będzie mógłokazać się dyplomem technika architekturykrajobrazu lub też technika geodety ze znajomościątechnik geodezji satelitarnej. Trzecimkierunkiem jest informatyka.żaden poeta ani muzyk nie zbuduje mostuPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201025


uczą się terenoznawstwa i poznają historięMarsz usteckichgimnazjalistówPrzyszli technicy potraktowali marszjako promocję swojej szkołyW ostatnich dniach astronomicznejzimy 18 i 19 marca br. uczniowie Gimnazjumim. gen. Mariusza Zaruskiego w Ustcewyruszyli na 6-kilometrowy szlak do starejstrzelnicy - w rejonie nasady trzeciego molaw Ustce. W marszu każdego dnia wzięłyudział cztery klasy. Najpierw 75 gimnazjalistów,potem 46 wraz z 30 uczniami technikumi 8 wychowawców. Gimnazjalistomprzewodzili i objaśniali tajniki terenoznawstwastarsi koledzy z Zespołu Szkół Technicznychregularnie biorący udział w terenowycheskapadach. Przyszli technicypotraktowali marsz jako promocję swojejszkoły, bo pokazali gimnazjalistom najciekawszezajęcia pozalekcyjne, jakie odbywająsię w ich szkole od wielu lat. Tutajuczą się terenoznawstwa, poznają historię iatrakcje kulturowo-przyrodnicze PomorzaŚrodkowego.Na przyszkolnym boisku sformowanoosiemnaście grup marszowych pierwszegodnia i dwanaście grup drugiegodnia. Każdej przewodził doświadczonypiechur. Każdy uczestnik dysponowałTechnikum jest niepubliczne, ale naukajest bezpłatna, a jej poziom, a więci wartość dyplomu, potwierdzającegoumiejętności, gwarantują ci sami profesorowie,którzy uczą przyszłych inżynierówtychże specjalności. To zawody dla ambitnych,szukających w życiu pewności, stabilizacji,dobrych zarobków i pewności zatrudnienia.To szkoła także dla tych, którzyzdecydują się na kontynuowanie nauki napoziomie wyższym. Dyplom gwarantujeim studia w Wyższej Szkole Inżynierii Gospodarki.Andrzej Radzik, SłupskFot. Archiwum autoramapą topograficzną. Na trasę ruszano wpięciominutowych odstępach. Marszrutapoczątkowo przebiegała terenami zabudowanymimiasta w kierunku szkoły,następnie przez ogródki działkowe,Osiedle Kwiatowe i <strong>dalej</strong> terenami leśnymi.Zadaniem punktowanym było rozpoznanietakich gatunków drzew, jak: olcha,klon, dąb, sosna, buk. Uczniowie musieliteż odpowiedzieć na pytania: jakie kierunkikształcenia istnieją w ZST Ustka, ilesłupów podtrzymuje wiatę na usteckimperonie, jaką szerokość posiada most naCzarnej, z którego roku pochodzi leśnamogiła? Odnalezienie czternastu punktówzaznaczonych na mapie potwierdzałodotarcie do wskazanego miejsca.Pomimo sprzyjającej pogody przemieszczaniesię po lesie nie było wcale łatwe,bo zalegało jeszcze dużo mokregośniegu, a i wspinaczka na wzgórza wydmowewymagała dobrej kondycji fizycznej.Trudy zmagań wynagrodził jednak odpoczynekprzy ognisku.Robert Dąbrowski, UstkaTowarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodnapod przewodnictwem Marina Boratyńskiegood wielu lat organizujeciekawe wyjazdy do Wilna, zawsze związaneze spotkaniami z ludźmi kultury, ichwystępami i prezentacją dorobku artystycznego,a także z wizytami w DomachDziecka w Nowej Wilejce i przy ulicy Gribow Wilnie.Kontakty z Wilnem nie ograniczają siętylko do zwiedzania miasta. Między mieszkańcami,organizacjami, samorządami, aostatnio między Starostwem <strong>Powiat</strong>owymw Słupsku a Merostwem w Nemenczyniezostała nawiązana nić przyjaźni i zapowiadającejsię bliższej współpracy.Obecnie członkowie StowarzyszeniaInżynierów i Techników Budowlano-Sanitarnychw Wilnie i Stowarzyszenia InżynierówLitwy, pracując pod przewodnictweminż. Jana Andrzejewskiego i fotoreporteraBronisławy Kondratowicz, przygotowująwystawę fotogramów mostów Wilna, a wprzyszłości myślą o wydaniu albumu.Wilno już od swojego powstania rozwijasię dzięki położeniu na skrzyżowaniudróg wodnych i lądowych, którymi ciągnęlikupcy ze swoimi towarami. Przeprawyprzez rzekę Wilię i jej dopływ Wilenkę miałyogromne znaczenie, dlatego budowa mostówzaczęła się w czasie Wielkiego KsięstwaLitewskiego. Już samą nazwę miastozawdzięcza rzece, która w swoim górnymbiegu nosi słowiańską nazwę Wilii, a w swojejdolnej części - litewską Neris. Właśnie odniej noszą swoją nazwę góry Ponarskie.Nic dziwnego, że Wielki Książę Giedyminprzeniósł swoją stolicę z położonychnieco na uboczu Trok do bardziej rozwiniętegogospodarczo Wilna, gdzie przełomWilenki stworzył znakomite warunkido budowy obronnego Górnego Zamku iwspaniałej siedziby Zamku Dolnego, przyktórych już od XIV wieku rozwija się miastohandlowe i rzemieślnicze.Epoka XIX i XX wieku była okresemszybkiego rozwoju Wilna, także w zakresieinżynierii dróg i mostów. Mosty za czasówimperium rosyjskiego powstawały z drewnai kamienia, a teraz materiały te zostaływyparte przez metal i beton. Wielkie zasługiw tym zakresie mieli inżynierowie Wilejszisowie,którzy później stali się twórcamilitewskiego narodowego odrodzenia. Także- twórca słynnego warszawskiego mostuzwiązany był z Litwą.Pierwsze nowoczesne mosty połączyłylewobrzeżną i główną część miasta zszybko rozwijającą się prawobrzeżną częścią.Były to mosty: „Zielony” - łączący centrumz dzielnicą Śnipiszki i most „Zwierzyniecki”- łączący centrum z dzielnicą Zwierzyniec.W końcu XIX wieku, kiedy zarzuconopowstałą w Kownie ideę budowy twierdzfortowych i przystąpiono do budowy tzw.obozów warownych, między innymi w Wilniez prochowniami artyleryjskimi przy uli-Fot. B. Kondratowicz26POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


1 maja - święto pracyPraca nasza kochanDziś, zaczyna się eliminować pracę z procesu produkcjigospodarczej i zdaniem ekspertów, za kilkadziesiąt lat tapowszechna i niezbędna każdemu ludzka praca zniknieprawdopodobnie w większości krajów rozwiniętychPo latach, gdy wszystko było ludowei nasze wspólne, wahadło poleciało w stronęprzeciwną i nastał czas Najjaśniejszej zjasnych, czas daleko posuniętej indywidualizacji,tak w życiu społecznym jak i wgospodarce. Ten proces nie ominął przedewszystkim sfery polityki i po czasach gdyjednostka była zerem doszliśmy do stanu,w którym co jednostka to partia, choć rozumiananie dosłownie. Oczywiście indywidualizacjaw polityce nie jest specjalnieuciążliwa dla zwykłego śmiertelnika i jeśliją w ogóle zauważa, to głównie przed wyborami,gdy łaskawie doszlusuje do wybranejpartii i odda na nią swój cenny głos.Czyni to coraz rzadziej i oporniej.O wiele bardziej, bezpośrednio, dotykaobywatela indywidualizacja upowszechnionai upowszechniająca się w sferze społeczneji w gospodarce. Wyrażana jest naco dzień cudownym słowem - bądź mobilnyi porzekadłem - każdy kowalem swegolosu - czy też - jak sobie pościelesz tak sięwyśpisz. Kowal... skiemu swego losu wcalenie łatwo dziś korzystać z możliwości braniasprawy w swoje ręce. W tych rękach niemieści się sprawa braku własnego mieszkania,życia na kredyt, obciążeń czynszowychczy kredytowych, sprawa własnego warsztatunie wspominając o innych koniecznościach:obywatelu, szukaj pały i broń sięsam, oby umiejętnie, czy prowadź się zdrowo,by nie zawracać głowy służbie zdrowia(np. nie pal).Na obecnym etapie rozwoju ludzkiejcywilizacji problemy są na ogół zbyt złożoneby je rozwiązywać „biorąc sprawy wswoje ręce”. Potrzebny jest raczej dobrzezorganizowany zbiorowy wysiłek, choćoczywiście różni powinni być jego organizatorzy.Od kilkunastu co najmniej lat żyjemypod parasolem ekonomii i prawa, a doludzkich uszu i oczu wlewa się szum informacyjnyprzesycony wskaźnikami, procentami,normami, paragrafami umacniając wświadomości przekonanie, że przyszłość ijakość naszej egzystencji, siła i zamożnośćnasza i państwa, to kwestia wspierająca sięjak na fundamencie owej statystyki. Gdzieśsię zagubiło przeświadczenie, niegdyśoczywiste najdurniejszym, że zasadniczymźródłem siły i bogactwa jest praca, nauka ipomyślunek, a wskaźniki i procenty są formąopisu efektów a nie samym efektem.Ekonomia zaś i prawo służą organizacjizbiorowego wysiłku, ale nie są w stanie gozastąpić. Winny wspomagać siły kreatywne,ale ich nie zastępować.Wynika stąd,że bez intelektualnegowysiłku czy pracyfizycznej wysiłki mikroczy makroekonomistówłatwo stają sięprzelewaniem z pustegow próżne.Obserwując naszeżycie publiczneodnoszę wrażenie, żeci, którzy na opiniępubliczną mają największywpływ jakbyo tych wszystkichoczywistościach naglezapomnieli: ukształtowałsię dosyć infantylnywizerunek kapitalistycznejekonomii jakoswoistego perpetuummobile. Na naszychoczach staje sięcoś, co należy nazwaćprzeżywaniem przełomowegomomentuw historii ludzkości inie jest to humbug słowny: społeczeństwupracy systematycznie... kończy się praca.Każda racjonalizacja ukierunkowanajest bowiem na to, żeby mniejsza liczba zatrudnionychwykonywała tyle samo, a najlepiejjeszcze więcej. Dlaczego? Cała racjonalnośćnowoczesnego myślenia i racjonalizacjaświata pracy polega właśnie na tym,że szukamy bezpośredniej, najkrótszej drogiprowadzącej do celu. Produkować corazwięcej, przy coraz mniejszych nakładach- oto definicja postępu prowadzącego dotego, że każdy nowy pomysł zakłada wyrzuceniena śmietnik tego, co było jeszczeużywane z braku czegoś lepszego.Dziś, zaczyna się eliminować pracę zprocesu produkcji gospodarczej i zdaniemekspertów, za kilkadziesiąt lat ta powszechnai niezbędna każdemu ludzka praca zniknieprawdopodobnie w większości krajówrozwiniętych. Już obecnie wiele czynnościwykonywanych przez inteligentnemaszyny zmniejsza zapotrzebowanie naludzką pracę a proces ten nabiera tempa.Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale ponad75 proc. ludności czynnej zawodowow krajach rozwiniętych zajmuje się pracąmniej lub bardziej powtarzalną. Ta możebyć wykonywana przez coraz doskonalszesystemy automatyczne, skomputeryzowanie,robotyzację, co wymusza likwidowaniedotychczasowych stanowisk pracy. Jużdziś robotnicy, technicy, urzędnicy różnychszczebli i branż pracują w niepełnym wymiarzeczasu, robota ma charakter tymczasowy.Obserwujemy, że sektor usług już objętoburzliwym procesom automatyzacji, aczyni się to nadal w bankach, firmach ubezpieczeniowych,handlu hurtowym i detalicznym,administracji. W ślad za planamirestrukturyzacji, przedsiębiorstwa realizująplany zwolnień pracowników, likwiduje siętradycyjne struktury, procedury i standardy,kadry zastępuje niewielkimi zespołami specjalistówod informatyki i sieci telekomuni-28POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


co stanie się z milionami ludzi, dla których zabraknie pracy?a - zatracanakacyjnych. Wszystko po to, by zmniejszyćkoszty - wydatki na płacę i liczbę stanowiska przez to zwiększyć rentowność, utrzymaćsię na rynku, wygrać z konkurencją. Innymisłowy, postęp technologiczny i organizacyjnyskutkuje zawsze i wszędzie ograniczeniemmiejsc pracy a w świecie totalnej konkurencjirynkowej nikt z tego postępu niezrezygnuje. Rodzą się jednak pytania, którychpolitycy i ekonomiści nie mają żadnejochoty formułować. <strong>Co</strong> stanie się z owymimilionami ludzi, dla których zabraknie pracy?<strong>Co</strong> należy zrobić, robić już dziś, by dobrodziejstwai korzyści jakie daje gospodarkaoparta na wysokiej technologii, dystrybuowaćwe właściwy sposób? Jak do tejpory, całą śmietankę spijają akcjonariuszerozmaitych spółek, wszelakiej maści prezesii menadżerowie, no i elita pracownikówznana w ogólności jako „elita władzy”.Może ktoś powiedzieć, że pytania tegotypu są nie bardzo sensowne, są bliższegdybaniu, natury futurologicznej czy redakcyjnejatrakcyjności tematu i rozważań„co by było gdyby...”. Jakąś prawdą jest to,że nasz kraj jest w sytuacji psa gończegona wyścigowym ringu ścigającym zajączka- za unijną kasę próbującym nadrobić kilkudziesięcioletniezaniedbania i zapóźnieniaw stosunku do krajów rozwiniętych starejEuropy. Siłą rzeczy, rynek pracy na etapieelementarnego rozwoju jest mało czuły naw.w zagrożenia. Ale czy na pewno? Przezwyciężaniekryzysu gospodarczego tak,jakoby go nie było, nie ma tu nic do rzeczy?Póki co, rośnie stale rzesza bezrobotnychlub nie mogących po raz pierwszyznaleźć zatrudnienia. Pochwycona w spiralęobniżającą ich pozycję społeczną i pozbawionajakiegokolwiek sposobu zaradzeniatemu upadkowi, żeby przeżyć, zacznieszukać alternatyw i nie tylko „gasić światło”,artykułować swoje niezadowolenie, z któregonieparlamentarna brutalność na internetowychforach jest na razie tylko nieszkodliwympianiem. Na razie, a co <strong>dalej</strong>?Wepchnięci przez wyrafinowaną technikęw beznadziejną sytuację,coraz powszechniejbędą skłonni braćsiłą to, czego odmawiaim funkcjonującysystem gospodarczy.Módl się i pracuj,w świetle powyższegowydaje się, żejesteśmy na najlepszejdrodze do kroczeniaw mało świetlistąprzyszłość i do zapewnieniamożliwościrealizowania jedyniepierwszego członu tegowezwania: módlmysię, co i też ładnieczynimy.Czy jednak samamodlitwa wystarczy?Cześć frajerzy,dewaluacja pracy trwai jest to sytuacja czystokulturowa. W klimacieniemoralności przekrętstał się obowiązującąnormą, jeśli nie chce się wyjść na frajera,sposobem bycia, normą i etyką tworzącejsię subkultury. Tadeusz Różewicz w „Kartotece”powiedział: „...czasy są niby duże,ludzie trochę mali...”. Tzw. biznes, biznesmeniw nowych warunkach ustrojowych mielibyć solą ziemi naszej. Stali się bezkrytycznymineofitami dzikiego kapitalizmu, kapitalizmupolitycznego, pokerowego sukcesu:absolutnie wolnego rynku, bez zasadi ocen moralnych, bez etyki, bez tolerancjii poszanowania prawa. Ich moralność jestwytworem oświecającym kant blaskiemżyczliwości: obywają się bez honoru i kultury,bez szacunku do państwa i obywateli,bez dbałości o jedno i drugie. Jawnie zaprzeczajątezie o gospodarce rynkowej jakoustroju budowanym na fundamencie pracy,wymuszającym dobrą robotę, efektywnośći racjonalność zachowania. WykorzystanieFot. J. Maziejukluk prawnych, znajomości, układy, powiązania,koterie, kumoterstwo, nepotyzm dominujew biznesie dekorującym się wzniosłymibalami bogaczy, z których lichy dochódprzeznacza się na biednych.W dzisiejszej hierarchii społecznej pojęciaawansu w biznesie i kwalifikacji biznesmenanie są przejrzyste. Dawny cinkciarzrobi kasę w nieruchomościach lubcoś produkuje, księgowy handluje bursztynem,lekarz szyje ubrania, inżynier handlujepasmanterią lub ciuchami, nauczycielkasprzedaje mięso czy warzywa. Wszystkimbrakuje specjalistycznego wykształcenia,fachowości, przejrzystości widzenia światabiznesu, umiejętności zaprogramowaniasię na sukces, do tego wszystkiego posiadaniaswojego stylu i klasy. Nic dziwnego,że wielu tonie w morzu niespodzianek.Tzw. biznes jest taki jaki jest i nie możebyć inny, choćby dlatego lub m.in. dlatego,że Polska znajduje się na absolutnieszarym końcu pod względem innowacyjnościz powodu braku jej powiązania zkomercjalizacją, a tej z obopólną zyskownością.Świat nauki i postępu tworzy wizjei pomysły nie znajdujące zastosowaniana rynku, sobie a muzom, a biznes klepieto, co udaje się przenieść technologicznieczy produktowo z innych krajów. Czy słyszałktoś o markowych produktach, hitachpolskiej gospodarki? Problem innowacyjnościjest bardziej skomplikowany niż sięwydaje i dotyczy równie mocno szkolnictwai edukacji zawodowej, absolwentów,ich przydatności dla innowacyjnego rynkujak i przepisów prawa oddalających od siebienaukę i biznes. Dziesiątki polskich patentówkupuje Szwajcar czy Niemiec a niepolski biznesmen. Obraz nie jest zbyt ciekawy,a uzupełnia go biurokracja państwa,bezwolna i często skorumpowana do tegobezkarna w swoich poczynaniach za sutewynagrodzenie.Czy można nazwać płacą efektywnąkrociowe zarobki członków zarządu miasta,gminy, samorządowców różnych opcji politycznych,grzeszników bez winy, li tylko kłócącychsię bez umiaru o mizerię projektowądla miasta, gminy, czy zapyziałej wioszczyny?W politycznym biznesie znamy przykłady,kiedy ludzie postawieni do brania odpowiedzialnościza ład pracy społeczeństwa,robią głupstwa, brudzą ręce, potem zacinająsię chcąc zachować twarz i stanowisko zawszelką cenę nie bacząc na społeczne stratywynikające z takiej postawy.Faktycznie stwarzają klimat bezprawia,sankcjonują go i chcą, by im <strong>dalej</strong>czapkowano. Ludzie bez kręgosłupa moralnegołączą ignorancję i niekompetencjęz dobrym samopoczuciem. A mogłoby byćtak dobrze, w łonie klasy politycznej i klasybiznesu powinny się konstytuować nowoczesne,otwarte poglądy na świat ekonomiczny,nowe idee, sposoby myślenia, działania,powstawać nowoczesne produkty inowa organizacja pracy.dewaulacja pracy trwa i jest to sytuacja czysto kulturowaPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201029


Czy tak się dzieje, pewnie trochę tak,nowe szlaki są przecierane, ale mizeria jestwidoczna. Biznesmen czy polityk z sądowymzagrożeniem czy wyrokiem, to widoknie rzadki, bryluje <strong>dalej</strong>, nie otacza go społecznainfamia, działa <strong>dalej</strong> w tzw. dobrymtowarzystwie.Partie nie są w stanie wykreowaćwspólnej skali wartości, a schizofrenicznerozbicie partii o całkowicie odmiennychpoglądach na świat postulowany ideologiczniewspółżyje ze światem rzeczywistym- wybujałe mitomaństwo, pijarowskiezachwyty i samozadowolenie ze skrzeczącymirealiami. Politycy nie sprawdzają sięprzez czyn i rozumną pracę, nie tworzą rozumnychi twórczych stosunków międzyludzkich- nie ma ani zmiany ani przyspieszeniarytmu samej zmiany.Problem jest w tym, że obecna kulturapowszechna nie stanowi żadnego spoiwastruktur świadomościowych z procesaminowoczesnej, choć raczej unowocześnianejcywilizacji pracy, administracji,zarządzania, organizacji. Gdybym potrafiłstanąć na głowie, mógłbym rzec w tymmomencie: z mojego punktu widzeniawszystko idzie normalnie.. Kultura polityczna,gospodarcza, społeczna rozwijasię w ramach tego co jest grane i poprawnieakceptowalne: ratuj się jak możesz, zamiastOjczyzna - to wielki zbiorowy obowiązek.Nie dziwmy się, że wymarzony ioczekiwany biznes polski NIE STAŁ się synonimemdążenia do doskonałości zawodowej,prawości ani gwarantem sprawiedliwości.Ludzie biznesu są produktemswoich czynów, a wśród nich wybijają sięafery, pogarda do społeczeństwa i luksusoweżycie ponad stan. Nadzieja, że w swejzbiorowości potrafią stworzyć klasę średnią,która wypracuje wizję kraju zgodną zinteresami społecznymi jest beznadziejniei groźnie złudna - społeczna i etyczna spoistośćtej grupy jest oparta na złodziejskiejzasadzie pierwszego miliona zł., $, czy €,a nie na poczuciu solidarności między losemobywatelskiej wspólnoty, a własnąpomyślnością. Niewidzialne ręce rynku,nieproduktywne, łupieżcze, amoralne, bezetyki, tworzące zwarty system przenikającyw tkanki i zmysły ludzi są mało widocznedla organów kontroli i ścigania, za todokładnie przez obywateli, na naiwnościktórych żeruje każdy, kto może i oszust iten obiecujący duże pieniądze za sms-y wkonkursach szczęścia (to ciepłe i z brzegu).był wspaniałym gospodarzem i przykładnym mężemMój pradziadekW mojej głowie pojawia się taki obrazek:do kuchni wchodzi dziadek Stefan z kankąmleka i przecedza je przez pieluchę. Potemnalewa mi mleka do metalowego kubkaFot. Archiwum autora16 lutego minęły dwa lataod śmierci mojego pradziadkaStefana Dobrosielskiego. Piszącto krótkie wspomnienie o Nimchciałbym złożyć hołd człowiekowi,który dla mnie na zawszepozostanie wzorem.Urodził się 31 sierpnia 1923roku w miejscowości Obórznia wgminie Łabiszyn, w powiecie Szubin.Do roku 1939, do wybuchu IIwojny światowej przebywał z rodzicami- Feliksem i Bronisławąw domu. W roku 1940, gdy skończyłsiedemnaście lat, niemieckiebiuro wysłało go do pracy wgospodarstwie rolnym. Warunkibyły tragiczne. Wspomnienia otamtych czasach zawsze wywoływałyu dziadka poruszenie, aniekiedy łzy w oczach. Rodzinabyła dla Niego największą wartością.Aby pozostać przy rodzicachnie zawahał się skłamać niemieckiewładze i udał się do lekarza.Niestety, lekarz stwierdził, że byłzdrowy i cały plan legł w gruzach.Za karę wysłano Go do pracyprzymusowej na terenie powiatusłupskiego. Listem przesyłowymskierowano Go do miejscowościStowięcino. Tam doczekał końca wojny. Tamteż poznał swoją żonę, moją wspaniałą prababcię- Erykę Albrecht, która trafiła do Stowięcina,uciekając z Niemiec, z matką Niną ibratem Kurthem, przed Armią Czerwoną.W 1945 roku, po wkroczeniu na ziemiepolskie i po kapitulacji Niemiec, ArmiiCzerwonej, dziadek dostał się do polskiegooddziału. Przywdział polski mundur izostał przydzielony do obrony majątkówprzed Rosjanami. W ten sposób dostał siędo Warblina. Razem z Eryką zostali jednymiz pierwszych mieszkańców tej wsi. Dziadekzostał zarządcą pałacu, którego niestetyjuż nie ma.Przez wiele lat pełnił funkcję sołtysawsi Warblino. Od 1945 roku sołtysamiWarblina byli też jego brat, zięć, a obecniejest córka. Przez ponad sześćdziesiąt lat tylkodwie osoby, które pełniły urząd sołtysaWarblina, nie wywodziły się z rodziny Dobrosielskich.Dla mnie świadczy to o zaufaniujakim ludzie darzyli mojego Pradziadka.Był on wspaniałym gospodarzem,przykładnym mężem, ojcem pięciorgadzieci, dziadkiem i pradziadkiem. Był teżprzykładnym katolikiem, dla którego zasadywiary były drogowskazem, jak żyć.Zmarł, gdy miałem szesnaście lat. ZdążyłemGo poznać, poznałem też Jego historię.Miałem okazję z Nim żyć. Kiedy myślę oswoim dziadku, w mojej głowie pojawia sięobrazek: do kuchni wchodzi dziadek Stefanz kanką mleka i przecedza je przez pieluchę.Potem nalewa mi mleka do metalowegokubka. Kojarzy mi się też Pradziadekz brązową czapką, w której chodził odkądpamiętam i z rowerem, którym przyjeżdżałdo nas, do Główczyc.Kojarzy mi się też z pięknymi, czarnobiałymifotografiami, które przedstawiająGo razem z babcią Eryką. Są to zdjęcia,które mają swój urok. Uwielbiam je oglądać.Zwłaszcza to, na którym Pradziadekw dumnej postawie prezentuje na swojejpiersi znak „P”, którym oznaczano Polaków.Damian Wutke, Główczyce30POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


zrobiliśmy sporo, aby ustanowić prymat kapitału nad pracąPrzyrost dóbr ze wzrostu gospodarczegotrafia do kieszeni elitarnych mniejszościa oszukany obywatel mądry jest jakzwykle po szkodzie. Dlaczego tak jest? Zasprawą spieniężonej świadomości, bo ludzkiemotywacje do szybkich zarobków wyrastająz obecnego podłoża kulturowego.Wyrasta z niego kryzys tożsamości dzisiejszegosystemu gospodarczego - z wiary wcud i szczęście, które zastąpią i zwyciężąprawa rynku, a w biznesie zrealizują marzenia.Powstający i trwający polski biznes,etos pracy dowodzi, że zysk nie musi byćpochodną wydajności pracy a ta wynikaćz wiedzy, techniki, organizacji. Nasz smallbusiness, rozbłyskujący medialnie od czasudo czasu, czasem przesadnie nazywany elitąmającą wpływ na wybory i postawy społeczneto komedia pomyłek, bieg na krótkichdystansach, a nie cierpliwy, długodystansowy.Życie tego biznesu to farsa, chaotycznysplot przypadkowych zdarzeń wynikającychprzeważnie z obsesyjnych maniii marzeń podkręcanych na masową skalę.Tworzy on nową siatkę wartości u nowych,młodych ludzi, sposobiących się do życia,a jakże zgodnie z pouczeniem mądrego S.Staszica „...Takie będą Rzeczypospolite, jakieich dzieci chowanie...”Czy w oparciu o naśladowanie obecnych,obiegowych wzorców przyszli młodziadepci biznesu mogą potwierdzić swąprzynależność do świata nowoczesnej pracy?To pytanie retoryczne, bo idzie o coświęcej - o kulturowy ideał ich osobowości,styl życia i obyczaju, w którym praca twórczai wydajna zajmuje rzeczywiście miejscehonorowe.Myślę, że zrobiliśmy sporo, aby ustanowićprymat kapitału nad pracą, nobilitowaćcwaniactwo jako wartość, równie dużo,aby zniszczyć i dokopać morale pracy.Neofici biznesu mogą zrobić oszałamiającąkarierę, ale czy wczorajszy krezus przedstawianypublicznie jako profesjonalista, amedia dawały mu prawo do pouczania innych,często okazujący się zwykłym kanciarzem,to dobry wzór? Przecież reprezentującymasowy ruch małego interesu, wzorce dlainnych, wszystko robią na opak. Rozpoczynająprodukcję czegoś, co nie idzie na rynkualbo źle schodzi, łapiąc po drodze kilka srokza ogon. Czy export - import - trade, snobistycznei ambitne managing directors i executivemanaging, szybkie kredyty bankowe ipodobne ruchy, to dobre wzorce? Wątpię.Czesław Guit, LubuńBiblioteka w Zespole Szkół Agrotechnicznychw Słupsku to miejsce wyjątkowegozaangażowania młodzieży.Uczniowie realizują swoje pasje w KoleBibliotecznym, podejmują szereg cennychinicjatyw w ramach Szkolnego Klubu Wolontariusza.Wspólne działania młodzieżyi opiekunów pozwoliły na zorganizowaniewspaniałych i jedynych w swoim rodzajuimprez i uroczystości w szkole.Młodzież od wielu lat podejmuje inicjatywywolontarystyczne wspierając działalnośćTowarzystwa Przyjaciół Dzieci, DomuInterwencji Kryzysowej, SalezjańskiegoOratorium, Caritasu, Centrum Wolontariatuw Słupsku. Od blisko czterech lat współpracujeze Świetlicą Socjoterapeutyczną w Żelaziew gminie Smołdzino. Nastolatkowieuatrakcyjniają wolny czas dzieciom z tejwsi, organizując im między innymi coroczną,świąteczną zabawę choinkową. „Akcjachoinka w Żelazie” - znalazła w szkolnejspołeczności od samego początku wieluentuzjastów. Uczniowie, nauczyciele i innipracownicy szkoły przynoszą co roku wokresie świątecznym drobne upominki dlamaluchów - maskotki, zabawki, gry, książki.Tę inicjatywę szkolną wspierają także lokalnisponsorzy.Wydarzeniem całej akcji jest wspólnazabawa choinkowa w świetlicy, która obfitujew liczne gry, zabawy i konkursy staranniewcześniej przygotowane przez młodzież.Punktem kulminacyjnym jest spotkaniez upragnionym św. Mikołajem.Okazją do wspólnie spędzonego czasubyła też autokarowa wycieczka krajoznawczadla dzieci z Żelaza do Słupska. Zobaczyłyone zbiory Muzeum Pomorza Środkowego,obejrzały seans filmowy w kinieMilenium, zwiedziły urocze zakątki miasta.Na współpracę ze świetlicą środowiskowąpozyskano fundusze między innymiw ramach programu „Bank DziecięcychUśmiechów’ oraz z projektu „Od pomysłudo realizacji - inkubator aktywności lokalnej.”Udział w kolejnym projekcie pod ha-Fot. M. KalataBiblioteka inspirującaMłodzi ludzie mają olbrzymie pokładymożliwości i pomysłowości, czasami możetrzeba ich tylko odpowiednio zainspirowaćsłem „Szachy to takie proste” (powstał wramach programu „Pracownia Umiejętności”),stał się okazją do stworzenia wyjątkowej,trzydniowej imprezy - MiędzyszkolnegoTurnieju Żywych Szachów dla uczniówszkół średnich ze Słupska. Turniej rozgrywanożywymi figurami, w które wcielili sięuczniowie różnych szkół średnich oraz samipomysłodawcy. Nauczyciel historii - jednocześnieczłonek Bractwa Rycerskiego,przybliżył uczniom historię szachów.Do wyjątkowych dni w szkole, należąspotkania z poetami i pisarzami w ramachkolejnych edycji Słupskiej Wiosny Literackiej.Z wizytą w szkole byli: Michał Ogórek,Edward Lutczyn, Jolanta Nitkowska - Węglarz,Barbara Kosmowska, Ernest Bryll, DanielOdija, Grzegorz Tomczak.Do innych niepowtarzalnych chwilzaliczono wzruszające spotkanie z UrszuląKościelniak, wdową po światowej sławy artyściemalarzu, Mieczysławie Kościelniaku.Młodzież mogła poznać losy tego niezwykłegoczłowieka.Także spotkanie z poetami wiejskimiskupionymi przy Starostwie <strong>Powiat</strong>owymw Słupsku było interesujące.Każdy rok szkolny przynosi nowe wyzwaniai nowe przedsięwzięcia, ale zawszezapał i entuzjazm młodzieży jest ten sam,niezmienny, autentyczny i spontaniczny.Młodzi ludzie mają olbrzymie pokładymożliwości i pomysłowości, czasami możetrzeba ich tylko odpowiednio zainspirować.Na przykład takimi pięknymi słowami:„Im więcej ludzi rozwinie się dzięki Tobie,tym pełniejsza będzie Twoja własna realizacja”(J.C. Maxwell).Monika ŻynisZespół Szkół Agrotechnicznych w SłupskuPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201031


Kościoły i ich księżaW minionym wieku zmieniały się granice administracyjne Polski,rządy, a nawet ustroje. Zmiany, szczególnie po wojnach,zachodziły również w administracji kościoła katolickiego. Problemten dotyczy także obecnej gminy Dębnica KaszubskaDziś na terenie gminy działają trzy parafierzymsko-katolickie: Dębnica Kaszubska,Budowo, Dobieszewo, ponadto trzywioski z terenu gminy należą do parafii Łupawa(kościół filialny w Gogolewie erygowany7 czerwca 1997 roku), Mielno do parafiiSuchorze, Maleniec do Nożyna do 15grudnia 2009 roku, obecnie do Łupawy.Parafia Dębnica KaszubskaPrzed wojną mieszkańcy parafii byliNiemcami wyznania ewangelickiego. Katolicyz Dębnicy Kaszubskiej (ok. 20 rodzin)dojeżdżali do jedynej w powiecie parafii wSłupsku. Dnia 15 sierpnia 1949 roku ks. Augustynkardynał Hlond - prymas Polski, erygowałDiecezję Gorzowską, której podlegałytereny gminy Dębnica Kaszubska. Z chwiląutworzenia Diecezji Koszalińsko - Kołobrzeskiejw 1972 roku tereny te przeszły doniej, a od 1992 roku do Diecezji Pelplińskiej.Wrzesień 1946 jest czasem (dokładnej datynie zapisano), kiedy na pobyt stały przybyłdo Dębnicy Kaszubskiej ks. Czesław Łaszyński,a ks. dziekan Karol Chmielewski(z dekanatu Słupsk - południe) poświęciłdębnicką świątynię. Kościół dębnicki zostałzbudowany w 1584 roku, przebudowanyw 1781, zaś w 1830 powiększony. Należywspomnieć, że po drugiej wojnie światowejnie było w nim tabernakulum, monstrancji,kielicha, pateny, szat liturgicznych, naczyń,kadzielnicy, świec. Te sprzęty oraz obrazśw. Jana Chrzczyciela przywiózł z Krakowaproboszcz Łaszyński, częściowo zakupił jelub dostał za darmo od OO. Dominikanów.Materiał na ołtarz dał Jan Rzepka, wykonałgo miejscowy stolarz (Niemiec), a pracęnadzorował Brunon Lanckowski. Uporządkowanodziedziniec kościelny z rozpadającychsię pomników, wycięto drzewa i krzaki,splantowano obejście, pobielono ścianyświątyni. Część ogrodzenia kościoła orazlichtarze, katafalk kazał wykonać kierownikgospodarstwa rolnego z Krzemienia (Krzyni).Kronika odnotowała olbrzymie zaangażowanieparafian i organizacji społecznych,jak Liga Kobiet, Straż Pożarna i osób fizycznych(p. Hipolit Szarowski, p. Cieszanowski,Bolesław Girsa, Alfons Holak, Gabriel Jankiewicz,Józef Sadowski, Marian Dziedzic)w dzieło przywrócenia kościoła do użytku.W dniu 10 października 1949 roku odbyłaFot. J. Maziejuksię w parafii pierwsza wizytacja kanonicznaks. biskupa Nowickiego połączona zbierzmowaniem. Parafia była bardzo duża,bo administrowała czterema kościołami -w Zagórzycy, Dobieszewie, Podwilczynie iDębnicy Kaszubskiej, od 26 marca 1951 rokukaplicą w Łabuniu znajdującą się w domupana R. Kołodziejskiego.Od 15 października 1949 do 18 sierpnia1950 roku proboszczem był ks. JózefPłonka, były przełożony OO. Bernardynóww Radecznicy koło Lublina. Dał się poznaćjako wspaniały kaznodzieja. To jego inicjatywąjest przygotowanie figury Matki Boskiej,którą umieszczono na cokole zbudowanymprzez Niemców ku czci bohaterówpierwszej wojny światowej, co widać z drogiwojewódzkiej 210. W dniu 18 sierpnia1950 roku. ks. Płonka został pozbawionywolności przez Urząd Bezpieczeństwa. Jakwspomina ks. Antoni Kania, na wieść o tymzdarzeniu w kościołach rozległ się płacz, lamentwiernych, że trudno było prowadzićnabożeństwa. Jak się udało ustalić, był onbardzo zasłużonym człowiekiem w walce zhitlerowcami i komunistami. O. ks. mjr WacławJózef Płonka kapelan oddziałów partyzanckich,9 pp AK, WiN obwodu Zamośćpseu. „Czarny”, „Wacław” skazany był nadwanaście lat więzienia przez Urząd Bezpieczxeństwa.W wyniku amnestii w 1956 rokukarę zmieniono mu na osiem lat więzienia.W styczniu 1957 roku zwolniono go z odbyciareszty kary. Odznaczony został KrzyżemKawalerskim Virtuti Military. Tablica pamiątkowapoświęcona o. Płonce znajduje się nadziedzińcu kościoła p.w. św. Antoniego wRadecznicy oraz w kościele garnizonowymAK w Zwierzyńcu na Lubelszczyźnie.W okresie od 27 sierpnia 1950 do 28grudnia 1966 roku (16 lat) proboszczem byłwspomniany ks. Antoni Kania. Przed wojnąpełnił tę funkcję w Medynie (powiat Zbaraż),Nowej Hucie (powiat Buczacz) orazbył kapelanem AK w stopniu kapitana opseudonimie „Ketlicz” z siedzibą w Monasterzyskach.Brał czynny udział w wojnie1918 -1920, Rząd RP w Londynie odznaczyłgo Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami.W Dębnicy Kaszubskiej zasłużył się tym, żerozpoczął prowadzenie kroniki parafialnej itam są spisane Jego i parafii poczynania. Zewspomnień parafian należy wymienić to, żepomagał biednym i zagubionym. Wspominająteż, że często do kościołów filialnych ikaplicy w Lubuniu chodził pieszo. Ks. Antoniciepło wspomina zaangażowanie wiernychw przygotowanie uroczystości kościelnych iliczny ich udział do tego stopnia, że częstonie mieścili się w kościołach.Nie sposób wszystkich zdarzeń opisaćw tym opracowaniu. Dodam, że 9 lipca 1951roku parafianie uczestniczyli w spotkaniu wSłupsku, Łupawie i Kołczygłowach z JE. ks.abp. Stefanem Wyszyńskim - PrymasemPolski, gdzie dostąpili sakramentu bierzmowania.Prowadzenie trzech kościołów i kaplicyoraz nauczanie katechezy w szkołach:Dębnicy Kaszubskiej, Dobieszewie, Łabiszewie,Podwilczynie, Mielnie, Lubuniu i to bezmotoru czy samochodu świadczy o wielkimoddaniu się służbie kościołowi w minionychlatach. Miały też miejsce częste wizyty „gościw czerwonej limuzynie” (Urząd Bezpieczeństwa),jednak parafianie i ministranci wporę informowali o tym ks. Kanię. W 195632POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


Ks. Czesław Łaszyński o. Ks. mjr. Wacław Józef Płonka Ks. kpt. Antoni Kania Ks. Marian Patalas Ks. Kan. Zygfryd StrokoszKs. Ireneusz NowakKs. Mieczysław Patałuchroku przybył do pomocy ks. wikary MarianPatalas, później proboszcz parafii Dobieszewo,a od 27 lipca 1966 roku proboszczw Dębnicy Kaszubskiej. Następnie do 2 lipca1962 roku wikariuszem był ks. ZbigniewWilczyński, późniejszy proboszcz w Budowie,a po jego odejściu w parafii dębnickiejpracował ks. Zenon Kędziora.Godnym odnotowania jest fakt peregrynacjiw Dębnicy Kaszubskiej obrazuMatki Boskiej Częstochowskiej 25 grudnia1964 roku. Drugim faktem znaczącym,mającym miejsce na terenie gminy byłouczestniczenie ks. abp. Karola Wojtyły wspływie kajakowym rzeką Słupią (20-30lipca 1966 r.). Wydarzenie to upamiętniapostawiony obelisk nad Słupią w LeśnymDworze - VII przystań.Od śmierci ks. Antoniego Kani 28 grudnia1966 roku do 28 grudnia 1981 roku proboszczembył wspomniany ks. Marian Patalas(15 lat), który powiększył cmentarz i googrodził. Kolejnym proboszczem został ks.Zygfryd Strokosz sprawujący tę funkcję od28 grudnia 1981 roku do 1 lipca 2006 roku(24 lata). Początkowo pracował sam, późniejpomagali mu wikariusze: ks. KrzysztofRoszak (1993-1994), ks. Mirosław Gronalewski(1994-1997), który zginął w wypadkusamochodowym i miał pogrzeb w rodzinnychBrusach. Na kościele w Dębnicy Kaszubskiejjest okolicznościowa tablica informującao tym. Następnie wikariuszami byli:ks. Janusz Pawlak (1997-2000), ks. RyszardHirsz (2000-2005), ks. mgr Krzysztof Ostasz(2005-2008). Długa jest lista materialnychdokonań z tego okresu. I tak: powiększonoo nawy boczne kościół, zmieniono dach:kościoła, wieży, plebanii i budynku gospodarczego.Zakupiono nowe tabernakulum,ołtarz marmurowy, posadzkę wkościele, nowe ławki modrzewiowe,konfesjonały, nowe organyelektryczne we Włoszech oraznagłośnienie. Ks. proboszcz postawiłteż nowy nagrobek na mogileks. A. Kani oraz ks. M. Gronalewskiemuw Brusach. Zmienionowystrój kościoła poprzez metaloplastycznądekorację wnętrza (tabernakulum,ołtarz, drogę krzyżową),wykonaną przez artystęplastyka Józefa Kołodziejczyka zChorzowa, za co pochwalił proboszczapóźniejszy ks. Kardynał Ignacy Jeżi biskup pelplinski ks. prof. dr hab. Jan BernardSzlaga. W Dębnicy Kaszubskiej miałamiejsce dekanalna pielgrzymka relikwii św.Wojciecha w dniu 17 kwietnia 1997 roku.Przez wiele lat ks. Zygfryd pełnił funkcjęwicedziekana dekanatu łupawskiego. KościółDębnicki wpisano na listę zabytków IIIgrupy, zaangażowano firmę „Kalla” w uporządkowaniei prowadzenie cmentarza.Rzeźby św. Jana Chrzciciela nad wejściemdo świątyni i figurę Chrystusa przy kościelewykonał parafianin Andrzej Gan, a figuryze żłóbka i Chrystusa Frasobliwego - ZenonFrąckiewicz z Łupianek. W trakcie wymianydachów znaleziono starą kronikę pastorówz XVII wieku, którą przekazano do muzeumdiecezjalnego w Pelplinie, pisaną w językachkaszubskim i niemieckim. W dowóduznania odznaczono ks. Z. Strokosza „ZłotymMedalem za Zasługi dla Pożarnictwa”.Z okazji 45-lecia kapłaństwa 15 sierpnia2003 roku został on uhonorowany tytułemKanonika Honorowego przez biskupapelplińskiego. Rada Gminy zaś 10 grudnia2008 roku nadała mu tytuł „Zasłużony dlagminy Dębnica Kaszubska”. W 2006 rokuks. Z. Strokosz przeszedł na emeryturę, służącpomocą swoim następcom i okolicznymparafiom.W latach 2006-2008 proboszczem byłIreneusz Nowak, który wyjechał do Kazachstanu,a pomocą służył mu ks. wikary mgrKrzysztof Ostasz.Od 1 lipca 2008 roku proboszczemjest ks. Mieczysław Patałuch. Ponad rokfunkcję wikarego pełnił ks. Zdzisław Wirkus,a obecnie pełni ją ks. Jan Gilmajster. Wroku ubiegłym odnowiono kaplicę cmentarnąw Dębnicy Kaszubskiej i kościół wPodwilczynie. Rada Sołecka Dębnicy Kaszubskiejodnowiła ze swoich środkówchodnik i schody do kościoła z drogi nr210.W 1956 roku, w wyniku obowiązkowychprzesiedleń w ramach akcji „Wisła”,na tereny gminy przybyło wielu osadnikówobrządku greko-katolickiego. Przybyli takżedo Słupska ich kapłani, którzy docieralido Dębnicy Kaszubskiej. Pierwszy raz przyjechał1 listopada 1956 roku ks. Stefan Dziubina,następnie przyjeżdżali: ks. WładysławPyrciak, ks. Zenon Drozd, a od 1992 roku regularniew każdą niedzielę i święta przyjeżdżaks. dziekan Bogdan Pipka.Parafia BudowoNajstarszy w powiecie słupskim murowanykościół wiejski pochodzi z I połowyXIV wieku i znajduje się w Budowie. W XVIIwieku dobudowano do niego wieżę z dachemnamiotowym, w nim znajduje się zabytkowaambona i chrzcielnica z XVII wieku,rokokowy prospekt organowy z 1750roku i polichromia o motywach roślinnychz XVIII wieku. Do parafii w Budowie na początkunależał kościół filialny w Gałęźni Małeji Nożynie. Pierwszym księdzem pełniącymposługę duszpasterską był ks. CzesławWrzosek (1946-1948) z Łupawy. Następniekościół w Budowie był kościołem filialnymw parafii Borzytuchom, a posługę pełnił ks.Jan Klepa (1948-1952), późniejszy infułat.Kolejnymi księżmi w latach 1952-1962. byliOO Filipini z Bytowa: ks. Władysław Nater,Marian Wichłacz, ks. Władysław Simosiewicz,a proboszczem był Kazimierz SzeligaCOR. Przez dwa lata - od 1962 do 1963roku proboszczem był ks. Tadeusz Moskal.Od roku 1963 do 1973 funkcję tę pełnił ks.Henryk Kazimierczak z ks. ks. wikarymi kolejno:Janem Surowcem, (Gracjanem Pikulikiem),Antonim Maziarzem, TadeuszemGawinem, Wacławem Stefanowiczem T. S.,Antonim Musielakiem (SVD), (Janem Michalcemredemptorystą). W tym miejscunależy wspomnieć, że w grudniu 1970 rokuwprowadzono zmiany posoborowe, tj.liturgię w języku polskim i ołtarz posoborowy.Z ważniejszych wydarzeń należy odnotowaćperegrynację obrazu Matki BoskiejCzęstochowskiej, która miała miejsce21 listopada 1965 roku. Od roku 1973 do1977 proboszczem był ks. Józef Pałka spra-ich praca tworzy cząstkę naszej historiiPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201033


Ks. Czesąw WrzosekKs. Jan KlepaKs. Kazimierz SzeligaKs. Tadeusz MoskalKs. Henryk KazimierzczakKs. Józef PałkaKs. Zbigniew WilczyńskiKs. Ryszard ŁopaciukKs. Grzegorz RybickiKs. Tadeusz Rybińskiwujący swą funkcję z ks. wikarym JanemGrzybosiem. Kolejno od roku 1978 do 1986proboszczem był ks. Zbigniew Wilczyńskiz wikariuszami Władysławem Wójcikiem iWitoldem Kołodziejem. Ks. Wilczyński zapisałsię w historii parafii Budowo tym, żepodjął się remontu generalnego kościołafilialnego w Gałęźni Małej, budową kościołafilialnego w Motarzynie, wymianą ławekdla wiernych w kościele w Budowie, „zorganizował”drugi dzwon dla kościoła w Budowie.Kolejno proboszczem był w latach1986-1989 ks. Ryszard Łopaciuk, który podjąłsię budowy nowego kościoła filialnegow Niepoględziu i wstawił część nowych witrażyw kościele w Budowie. Od roku 1989do 1993 proboszczem był ks. GrzegorzRybicki, a od roku 1993 do chwili obecnejfunkcję tę pełni ks. Tadeusz Rybiński, któryukończył budowę kościoła w Niepoględziu.Obecnie parafia administruje czteremakościołami: w Budowie, Gałęźni Małej,Motarzynie i Niepoględziu. W roku 2006 wGałęźni Małej nad Słupią wspólnie z gminąKołczygłowy postawiono obelisk przypominającyo spływie kajakowym późniejszegopapieża Jana Pawła II - VI przystań.Parafia DobieszewoDo grona najstarszych budowli sakralnychdrewnianych w powiecie słupskimnależy kościół w Dobieszewie. Pochodzi onz początku XIX wieku, zaś ambona z XVIIIwieku. Początkowo był kościołem filialnymparafii w Dębnicy Kaszubskiej. Pierwszymksiędzem, który zamieszkał w Dobiesze-Ks. Stanisław WiśniewskiKs. Marian PatalasKs. Ryszard PawlukowskiKs. Lech Boncza-BystrzyckiKs. Jan StrzeleckiKs. Kazimierz CebulaKs. Ludwik StaniszewskiKs. Marian GórkaKs. Kazimierz GajdaKs. Jerzy Ślisz34POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


ich praca tworzy cząstkę naszej historiiwie (samodzielny wikariat) był ks. StanisławWiśniewski, po nim proboszczem był ks.Marian Patalas do 1966 roku z pomocą ks.wikarego Ryszarda Pawlukowskiego, któryzostał jego następcą przez kolejnych sześćlat. Następnie pełnił tę funkcję przez pięćlat ks. Lech Bończa - Bystrzycki, późniejszyprof. dr hab. WSD w Koszalinie. Kolejnymproboszczem przez sześć lat był ks. JanStrzelecki, w tym czasie został wymienionydach na kościele, wstawiono słupy wzmacniającenawę, dobudowano zakrystię. Przezrok 1982 proboszczem był ks. Kazimierz Cebula,kolejnym - ks. Ludwik Staniszewski(przerobił poniemiecką kaplicę cmentarnąw Warblewie na kościół filialny). Po wyjeździedo pracy na Białoruś ks. Ludwika przezrok 1990 zastępował go ks. Marian Górkaz Łodzi. Przez kolejne lata proboszczembył ks. Kazimierz Gajda, a obecnie od roku2001 jest ks. Jerzy Śliż. Peregrynacja obrazuMatki Boskiej Częstochowskiej miała miejsceod 28 listopada 1989 roku. Cmentarzparafialny został założony przy cmentarzuponiemieckim. Działkę na ten cel przekazałap. Wanda Niemkowicz.Należy wspomnieć, że wielu parafianwyróżniło się zaangażowaniem w budowęświątyń i ich remonty: Czesław Szocik wGogolewie, Jan Dańczak, Ryszard Rytelewski,Edmund Spirewka w Motarzynie, KazimierzKniter z rodziną w Niepoględziu. Niesposób wymienić wszystkich i za to przepraszam.Funkcję organisty pełnili w DębnicyKaszubskiej: p. Michał Szyłko, a następniep. Radosław Materka - obecnie prof. pianistykina Uniwersytecie Kalifornijskim, p.Piotr Tomczyk, a obecnie p. Jakub Brilowskize Słupska. W Dobieszewie organistą był p.Stanisław Wrzachol, w Budowie p. EdmundLicoch, a obecnie p. Kazimierz Treder.W ciągu 65 lat z terenu gminy DębnicaKaszubska wyszło pięciu księży: ks. WładysławKitajgrodzki z Dębnicy Kaszubskiej,ks. Zygmunt Wojsz z Budowa, ks. KrzysztofStefan z Motarzyna, ks. Marcin Kidziun zGogolewka oraz ks. Piotr Baran z Troszek wobrządku greko-katolickim. Z grona wcześniejwymienionych kapłanów, później jedenzostał profesorem WSD (ks. Bończa Bystrzycki),jeden infułatem (ks. Klepa), trzechkanonikami (ks. ks. Pałka, Strokosz, Wilczyński).Z ważnych dat należy przypomniećpielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II doojczyzny. Wierni z gminy Dębnica Kaszubskamogli uczestniczyć w diecezjalnychspotkaniach: 1 czerwca 1991 roku w Koszaliniei 6 czerwca 1999 roku w Pelplinie.Z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiejpojawiła się możliwość otrzymaniadotacji w ramach osi nr 8 z RegionalnegoProgramu Operacyjnego dla województwapomorskiego. Przystąpiły do niego międzyinnymi samorządy gminy Dębnica Kaszubskai Starostwo <strong>Powiat</strong>owe. Wójt gminyDębnica Kaszubska Eugeniusz Dańczakzwrócił się do proboszczów z ofertą skorzystaniaz tych środków pod warunkiem, żeparafie wniosą 15 proc. wkładu własnego.Z propozycji tej pragną skorzystać parafiew Budowie i Dębnicy Kaszubskiej.Z końcem kwietnia 2010 roku kończysię Rok Kapłański ustanowiony przez PapieżaBenedykta XVI. Sądzę, że jest to stosownachwila aby wspomnieć o kapłaństwie ijego roli w Polsce XX wieku. Należy pamiętaćo okolicznościach towarzyszących odzyskaniuniepodległości po I wojnie i zmianiegranic państwowych po II wojnie światowej,w wyniku czego na ziemie północnei zachodnie przyszli Polacy z Wileńszczyzny,Polski południowo-wschodniej,Kaszub i innych terenów. Kościół i księżabyli wtedy jedyną organizacją integrującąnaród Polski. Do powiatu słupskiegoprzybyli zesłańcy na Sybir, byli więźniowieobozów koncentracyjnych, uczestnicy robótprzymusowych, żołnierze walczący naróżnych frontach, np.: Monte Casino, Lenino,AK, żołnierze Łupaszki, ludzie przymusowowcieleni do Wermachtu, członkowieUPA, partyzanci różnych formacji i inni.Napływająca ludność przynosiła odmiennezwyczaje dotyczące życia świeckiego ireligijnego. Władza ludowa utrudniała kapłanomsprawowanie ich funkcji doprowadzającnawet do aresztowań. Wypadawięc przypomnieć kapłanów, którzy sweżycie poświęcili nam i naszym poprzednikom,gdyż ich praca tworzy cząstkę naszejhistorii.dr Stanisław JankRadny <strong>Powiat</strong>u SłupskiegoDębnica KaszubskaP.S. Dziękuję ks. proboszczom, ks. seniorowi,żonie, p. Dorocie Tomaszewskiej, p. KrystianowiCzapiewskiemu oraz wszystkim parafianom,którzy służyli mi pomocą w opracowaniutej publikacji.Przyszedł czas napodanie sobie rąkNic nie powstajesamo z siebie,wszystko co nascieszy, jest owocemmądrego, serdecznegowysiłku ludzipotrafiących wpisaćwe własny los pracęna rzecz innychW latach 1922-1939 Polska i Litwa graniczyłyna linii 507 kilometrów. Od roku1990 długość międzypaństwowej granicywynosi 104 kilometry i z chwilą wejścia Polskioraz Litwy do Unii Europejskiej i strefySchengen jest to jej wewnętrzna granica zewszystkimi dobrodziejstwami dla obywatelii interesów obu państw. Przez lata, począwszyod roku 1917, na wzajemnych polsko - litewskichrelacjach ciążył spór o Wilno. „RepublikaLitewska przetrwała dwadzieściatrzy lata, od 1917 do 1940 roku. [...] Konflikt zLitwą koncentrował się wokół kwestii Wilna[...], mimo że we wszystkich kręgach polskiejopinii publicznej istniały silne sentymentalnepowiązania z Litwą, a także wśród pewnychsfer żywiono nadzieję na unię federalną”(s. 961) „Obietnica uzyskania Wilna byłaprzynętą, która wciągnęła Litwinów w sowieckąpułapkę. Żałosne rezultaty dały osobie znać w latach 1939-1940. Zgoda ZSRRna przekazanie Wilna Litwie stanowiła jedyniepreludium do wkroczenia oddziałówArmii Czerwonej w czerwcu 1940 roku i zapowiedźtragicznej śmierci niepodległościLitwy. W większym lub mniejszym stopniuwszystkie narody Europy wschodniej popełniłygrzech zabiegania o realizację własnychpartykularnych i egoistycznych celówkosztem dobrosąsiedzkich stosunków iwspólnego bezpieczeństwa [...]” - tak tamtenczas ocenia Norman Davies w „Bożymigrzysku” (str. 973).Ostatecznie sprawę rozstrzygniętow Jałcie nie pytając o zdanie zainteresowanych.Losy tysięcy ludzi zmuszonychsłupsk - wilnoPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201035


ozrzuceni wichrami dziejów tworzymy nową historię przyjaźni i współpracyopuścić rodzinne domy lub zostać pozagranicami własnego państwa nie były dladecydentów kwestią najważniejszą. Dlategopowojenny porządek Europy kształtujesię po dzień dzisiejszy. „Dzisiaj, kiedy po latachzasmakowaliśmy wolności, ucząc sięjej z każdym mijającym dniem, patrzymyna historię z refleksją i zadumaniem. Rozrzuceniwichrami dziejów tworzymy nowąhistorię przyjaźni i współpracy opartejna wolności i tolerancji” - napisał w posłowiudo albumu „Polska - Litwa. Pojednaniei przebaczenie” Sławomir Ziemianowicz,starosta słupski.Trudniej niż granice państw jest zburzyćgranice między ludźmi budowane zdawnych urazów, zawiedzionychnadziei czy po prostuniezrozumień i polityki. Jedynadroga prowadzi przezprzebaczenie i pojednaniena różnych poziomach. Rozumiejąto Polacy i Litwini, dlategorozważnie i z życzliwościąprzyjmują inicjatywy partnerstwai współpracy w wielu lokalnychsamorządach.Wydawcą albumu „Polska-Litwa.Pojednanie i przebaczenie”jest Starostwo <strong>Powiat</strong>owew Słupsku, które jakoredaktor albumu reprezentowałpan Zbigniew Babiarz-Zych. Na wszystkich etapachrealizacji książki razem pracowaliPolacy zamieszkali wWilnie i w Słupsku. Uwieńczeniemwspólnego wysiłku jestpiękny, bogaty w historyczne iwspółczesne fotografie albumoddany czytelnikom w 2009roku w koneserskim nakładzie600 egzemplarzy. Płaszczyzną porozumieniai współpracy, także przy publikacji, stałysię pozarządowe organizacje zawodowe:Związek Inżynierów Litwy, Zrzeszenie Inżynierówi Techników Sanitarno-Budowlanychw Wilnie w osobach Violetty Czesanko(redaktor albumu) i Jana Andrzejewskiego(autor tekstów) oraz Stowarzyszenie Inżynierówi Techników Rolnictwa w Słupsku wosobie Krystyny Popiel (redaktor albumu)i Stanisława Grzybowskiego ze Słupska. Oznaczeniu i roli organizacji technicznych zWilna informacje znajdziemy na stronach90. i 91. prezentowanej książki. Na kolejnychkartach oglądamy zdjęcia nowoczesnego,oddanego do użytku w 2001 rokuDomu Kultury Polskiej w Wilnie. Towarzyszynam refleksja, że nic nie powstaje samoz siebie, wszystko co nas cieszy, jest owocemmądrego, serdecznego wysiłku ludzipotrafiących wpisać we własny los pracę narzecz innych. Stąd w albumie na stronach134-135 zamieszczono biogramy organizatorówpolsko-wileńskiej współpracy, wśródnich Mariana Boratyńskiego i księdza prałataJana Giriatowicza.Podzielam zdanie pana Jana Andrzejewskiegoz Wilna, który napisał we Wstępie:[...] książka żyje wiele lat w domach,bibliotekach, księgarniach”. Szczególneznaczenie wydawnictwa zwartego jakodokumentu czasów, ludzi i spraw zależyod edytorskiej staranności. Gromadzimy ipieczołowicie pielęgnujemy piękne książkijak drogie pamiątki. One świadczą o nasi za nas. Album „Polska-Litwa. Pojednaniei przebaczenie” nawiązuje słowem autoratekstów do wcześniejszej publikacji „Historiai Rzeczywistość. Wilno-Słupsk, 2006”.Doceniając rozwagę w podejmowaniu kolejnychdziałań na drodze do pojednania,przypomniano, że sprawa dojrzewała w sercachi umysłach do czasu 12-15 lipca 2005roku, gdy na polach grunwaldzkich Jan Andrzejewskii Krystyna Popiel, po rekomendacjiPrezydenta Polski pana AleksandraKwaśniewskiego, zorganizowali uroczystespotkanie weteranów litewskich i polskich.Wiktoria grunwaldzka Jagiełły i Witoldaokazała się symbolem przemawiającym dowyobraźni uczestników spotkania. GenerałAntanas Paulavicius, prezes Klubu WeteranówLitewskich Korpusu Posiłkowego powiedziałwówczas: „Na Polach Grunwalduwalczyliśmy po jednej stronie, jak bracia.Potem różne narody próbowały nas skłócić.To samo próbują teraz zrobić na Białorusi.Podburzyć ludzi przeciwko ludziom. Ztym musimy walczyć. To jest nasze zadaniena dziś”. (str. 59) Wydarzenia na Białorusi zpoczątku 2010 roku wplątujące Polaków wniepotrzebne podziały i konflikty dowodząmądrości i aktualności zadania wyznaczonegoprzez litewskiego weterana. Pamiątkowyalbum „Polska-Litwa. Pojednanie iprzebaczenie” dokumentuje fotografią isłowem działania sprzyjające porozumieniuna różnych płaszczyznach, dla obopólnejsatysfakcji. Zrodził się z potrzeby sercaludzi świadomych zawiłości historii obu narodówod czasów Witolda i Jagiełły. Kulminacyjnymmomentem pojednania, opisanymi udokumentowanym fotografią, byłopodpisanie przez Wacława Pacyno, prezesaKlubu Weteranów Armii Krajowej w imieniuzamieszkałych na Litwie kombatantówi gen. Povilasa Plechaviciusa, prezesa KlubuWeteranów Litewskich Korpusu Posiłkowego,w Pałacu Prezydenckim Litwy w dniu2 września 2004 roku „Deklaracji Pojednania”.Jan Andrzejewski przytacza jej fragment:„Minęło sześćdziesiąt lat od czasu,kiedy byliśmy sobie wrogami i dziś stwierdzamy,że historia rozstrzygnęła kwestie,z powodu których przeciwkosobie walczyliśmy. [...] Litwai Polska są wolnymi krajami.[...] Przyszedł czas na podaniesobie rąk.” Na sąsiednich stronachalbumu znajduje się dużafotografia sygnatariuszy „DeklaracjiPojednania” oddającawłaśnie ten moment. Podaniesobie rąk w geście pojednaniajest aktem symbolicznym, alew przestrzeni psychologicznejzarówno społecznej, jak i międzynarodowej,gesty i symbolesą znaczące i czytelne.Dlatego słusznie wileński komentatorwydarzeń podkreślawagę symbolu Białego Anioła,znaku wolności Litwy, przyktórym „Deklarację” podpisano.Problem przebaczeniai pojednania dotyczy zarównogłębokich relacji pomiędzybliskimi sobie osobami, jakrównież szerokich przestrzenispołecznych, w tym międzynarodowych.Przebaczenie otwiera drogę pojednaniu.Podczas gdy przebaczyć (w pewnym sensie)można bez względu na postawę winowajcy,to pojednanie, czyli odbudowanieobustronnych więzi, wymaga już zaangażowaniaobu stron. (S. Tokarski: Od przebaczeniado pojednania-psychologiczneuwarunkowania pojednania z Bogiem iludźmi” (www.psychologia.net.pl).Przebaczenie i pojednanie otwieraperspektywę w przyszłość, lecz równieżpozwala zracjonalizować przeszłość, byją wyjaśnić i zrozumieć bez chęci zemstyi odwetu. Pełny tekst „Deklaracji Pojednania”na jasnej stronie o niemal słonecznejbarwie otwiera album. Kolejne karty od 5.do 51. dokumentują słowem wstępnym,opisanymi rzetelnie fotografiami i mapkamidziałania oddziałów Armii Krajowej naWileńszczyźnie. Czarnobiałe fotografie pochodząze zbiorów ppłk Mariana Wołoszkoi opowiadają o historii oddziałów GracjanaKlaudiusza Fróga - („Szczerbca”, „Górala”).Na czele Brygady w sile ok. 750 ludziw styczniu 1944 r. rozbił ekspedycję karną36POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


niemieckiej żandarmerii i litewskiej policjipomocniczej. Skutecznie walczył z litewskimioddziałami Lietuvos Vietine Rinktine.Ostatecznie w nocy z 13 na 14 maja 1944 r.po krwawej bitwie, w której został ranny, jegooddział opanował Murowaną Oszmiankę,rozbijając dwie kompanie litewskie. Powojnie został osadzony w więzieniu i stracony11 maja 1951 roku.Nieostre z oczywistych względów fotografiew czarnym passepartout, pokazującecodzienne życie oddziałów w oficjalnychi koleżeńskich sytuacjach, opowiadająo bohaterach mimo woli, o dumie iobowiązku wojennej służby. Historię uzupełniająfragmenty pamiętnika, piosenki,mapki i kalendarium. To zamknięty rozdziałhistorii, kiedy przeciwko sobie stawaliPolacy i Litwini, wierząc w te same prawdy.To również zamknięty rozdział albumu.Później historia obeszła się z oboma narodamipodobnie. Rok 2004 otworzył noweperspektywy porozumienia i współpracy.Przypominają o tym barwne strony albumupoświęcone spotkaniu w Grunwaldzie(strony 56-63). Było ono możliwe dziękiludziom, którzy wytyczali „Drogę do wolności”.Taki tytuł nosi kolejny rozdział publikacjipoświęcony ludziom i ich dziełomocalającym polskość tam, gdzie Polski niebyło, w Wilnie. Zdjęcia grupowe i indywidualnez notami biograficznymi (HalinaChoroszewska 1930-2006), upamiętniającespotkanie w Słupsku w 1990 roku, fotografiedokumentów i pisemka „Echo”; wszystkiesą świadectwem uporu i wiary w sensdziałania.Polacy na Litwie są dumni ze swej litewskiejojczyzny. Wiedzą i pracowitościąodwdzięczają się ziemi, na której żyją, leczPolska zawsze jest w ich sercach. Patriotyzmdla nich ma realny wymiar tęsknotyi troski o ocalenie polskich korzeni. W albumieznajdziemy zatem pięknie i z dumąprzedstawione fotografie Aktu RadyNajwyższej Republiki Litewskiej w SprawieOdrodzenia Niepodległości PaństwaLitewskiego i obok panoramę Pałacu Prezydenckiegow Wilnie. Na kolejnych stronachfotografie-świadectwa serdecznychrocznic i miejsc: rocznica Konstytucji, płytanagrobna „Matka i Serce Syna”, widok z Zułowai Ostra Brama z obrazem Matki BożejOstrobramskiej. To miejsca znane i drogiewszystkim Polakom. Pięknie sfotografowanei opisane. Otoczone pamięcią i troską.Świadectwa wspólnej historii, o którą szedłspór.Pojednanie wyzwala projekcję przyszłościi takiej nie mogło zabraknąć w wydawnictwieprowadzącym czytelnika kunowemu zawiłymi ścieżkami historii pisanejsłowem i fotografią. Oglądamy nakoniec piękne barwne fotogramy Wilna iSłupska, młodych, uśmiechniętych ludziw ludowych i historycznych strojach orazzadanie dla Polaków i Litwinow wynikającez wersu z narodowej epopei: „Litwo,wspólny album „polska - litwa”Ojczyzno moja...” Przeszłość, historia drogido pojednania i wspólna perspektywana przyszłość znalazły wymiar w fotografiii słowie w okolicznościowym albumie poruszającympamięć i wyobraźnię. Karty zapisaneserdecznymi słowami i dokumentarnymifotografiami spina twarda czarnaokładka z fotografią pomnika z TrzykrzyskiejGóry (dawniej zwanej Łysą Górą) wWilnie na prawym brzegu Wilejki. To takżepiękny i wymowny symbol. Według legendybiałe krzyże świadczyły o męczeństwiefranciszkanów z czasów Olgierda. Późniejtrwały nad Wilejką fizycznie bądź w pamięciaż do 1950 roku, kiedy wysadzono je wpowietrze.W 1989 roku odbudowano krzyże jakopomnik ofiar stalinizmu na Litwie. Odkopaneresztki dawnych krzyży zamurowanow fundamentach. Tak jest z historią,nowe budujemy na tym, co minęło. Trzebamądrego wysiłku, by zrozumieć przeszłośćwe wszystkich jej uwarunkowaniach. Trzebawyobraźni, by w przyszłość przenieśćpamięć minionego czasu. W albumie „Polska-Litwa.Pojednanie i przebaczenie” odnajdziemygorzki smak przeszłości i nadziejęna przyszłość bez dzielących ludzigranic.Czesława DługoszekObjazdaPolska-Litwa. Pojednanie i przebaczenie. Starostwo<strong>Powiat</strong>owe w Słupsku 2009Zaliczam się do tej grupy, którzy mogliby jeszcze wypić, ale zabrakło jużpieniędzy. W związku z tym niedomogiem - siłą rzeczy - wytrzeźwiałemObudź w sobie moc...chłopa szlachetnegoZupełnie trzeźwy - jak biblijny Cham,który szydził z zamroczonego winem i nagiegotatusia Noego (z zawodu - winogrodnika)- podzielę się kilkoma przemyśleniami,zanim dosięgnie i mnie też niewspółmiernaco do winy kara. Zasada: „co wolnowojewodzie, to nie tobie...” - obowiązujeod zawsze i do zawsze.Trudno jest dziś dokonać podziału administracyjnegoczy socjalnego na miasto iwieś lub ludzi wiejskich czy miejskich. Dziśmiejsca zamieszkania i ewentualnej pracysą przekornie odwrotne (podobnie zresztąjak praktykowane formy relacji międzyludźmi). Ten pozorny paradoks jest wynikiemzmian ustrojowych, ambicji, mody,stylu życia, majętności, zbliżonego wykształceniaoraz sposobu zarobkowania. Todziś fundamentalny problem, gdzie organizmludzki schodzi na plan dalszy, bo procesypsychologiczne i socjologiczne warunkująnasze samopoczucie (id, ego, superego).Psychiatria więc to dziedzina medycyny,która musi się nami zająć przedewszystkim!!! (Nasze potencjalne „drzewogenealogiczne” - obok fotografii - powinnozawierać psychiatryczną ocenę naszej kondycjiprywatnej i społecznej). Przypomniałemsobie dowcip ilustrujący obłęd w ustaleniuprawdziwej tożsamości pochodzeniowej.Podchodzi na wiejskiej dyskotecechłopak z miasta i proponuje miejscowejdziewczynie: - „Zatańczymy?”. „Z miastowyminie kicam” - odrzekła. Podchodzi więc dodrugiej - „Pokicamy?” Usłyszał tylko - „Spadajwieśniaku”.***Zachęcony filmowym przebojem „SamiSwoi” (Kargul i Pawlak), także piosenkarskimkiedyś hitem: „Chłop żywemu nieprzepuści (2x) / Jak się żywe napatoczy / Niemoje spojrzenie na światPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201037


Fot. J. Maziejukpożyje se, a juści” - pragnę wyeksponowaćte cechy osobowości, które też posiadam ipielęgnuję. Jestem przecież ze wsi i na wsipoczęty. Jako już „stary folklor” (w dodatkutępy jak wiejska siekiera), rozpoznaję w sobiei u niektórych znajomych identyfikacyjnecechy komunikacji werbalnej i objawyzachowania „korzennego”. (Cechy te odziedziczonemamy po przodkach. Także - potyłkach, jakże często sfatygowanych przezrobotę, w której się nie kurzy).Podobno baba czy chłop - mogąwyjść ze wsi, ale wieś - nie wyjdzie z nichnigdy. Też zaliczam się do tej grupy. Udowodnięto typowym rozumowaniem: choć„mądrzejszy zawsze ustępuje” - ja nie jestemtaki głupi żeby ustąpić. Zbyt mądryteż jestem, żeby dać sobie zbadać iloraz inteligencji(IQ - rwa mać !).Dziś, jako ubogi pastuszek (w dodatkubez bydełka) zdobywam wykształcenieadekwatne do czasu, w którym żyję i funkcjonujęzawodowo, społecznie i kulturowo.Przesadziłem z tym wykształceniem, bozdobywam jedynie liczne papierki koniecznedo zatrudnienia. Moje udokumentowanepapierkami CV - to istne WC.To zrozumiałe, że - z przyczyn odemnie niezależnych - stałem się ofiarą powołanialub ofiarą losu. (jakiego mnie Bożestworzyłeś - takiego mnie masz). Po upadkuPRL-u, byłem „żałosnym niewypałemszmuglującym słoninę (Herbert)”. Dziś adoptujęsię do współczesnych warunków,ale tylko pod względem żywieniowym. Koniecz odwiecznym MENU, to jest - kluskowo- warzywnym jadłospisem, popijanymspecyfikiem o zagranicznej nazwie - „Turek”.Teraz, jako „obywatel świata” utrwalamsobie potrawy „nowej generacji”, naprzytkład: kebab, pizza, hot-dog, hamburger,cappuccino, spaghetti, itp. Tkwi wemnie jeszcze utrwalona od pokoleń „cykoria”,ale - choć bojaźliwie - posuwam się wświetlaną przyszłość.Źródłem wszelkiego „dziania się” jestgłupota. Np. w polityce, czy w sztuce miernotajest nicością, ale w każdej radzie miejskiejczy gminnej, także przy wyborach -cnotą. To żywioł, który - jak lawa - przelewasię to w prawo, to w lewo naszego życiaspołecznego. (Zapominając o swoich korzeniach- zająłem się polityką).Obserwuję ten żywioł siedząc okrakiemna płocie politycznym (czyt.: centrum).Wystarczy mi przełożyć jedną nogęi jestem - po prawicy, albo drugą i jestem- po lewicy. (Raz Panu Bogu - świeczkę, raz- diabłu ogarek). Ukradkiem tylko zerkam,żeby nie obraził się Hermes - bóg kupcówi złodziei. Siedzę tak - zauważyłem - jakosioł, który nie wiedząc co wybrać: słomę,czy siano - przymiera głodem. W przypływiewiosennego podniecenia nucę ludowąmelodię „wpuść ptoszka do gniozdka, niechajse podzióbie”. Uzupełniam ten repertuargrając na ekologicznych instrumentach:listku bzowym i na słomce żytniej. Czasemmuzykuję na flecie prostym, bo nie lubiębrakoróbstwa.***Wróćmy jednak do naszych korzeni.Bolesław Prus w „Placówce” przedstawiłprostego chłopa o nie prostackim myśleniu,to jest - umiłowaniu ziemi ojczystej zawszelką cenę. Stanowił on dla kolonizatorówtwardy orzech do zgryzienia. Niestety.Rozmyło się później to nasze proste, ale nieprostackie myślenie, bo już w okresie międzywojennymAdolf Nowaczyński, autorksiążki „Małpie zwierciadło”, zauważył dramatycznespłycenie tej autonomicznej cechychłopskiej, pisząc złośliwie:„Niech na całym świecie wojna,Bylem sprzedał me warchlaki,Byle rosły mi buraki,Byle każda krowa dojna,Byle moja wieś spokojna!Niech tam przyjdą i Prusaki.”Tamto zagrożenie już minęło, ale mimoto warto walczyć o miedzę (czyt.: wiedzę).Moja „walka o ogień” (czyt.: kaganekHamburska „KsiężniczkDar Pomorza (tzw. „Biała Fregata”) - to trzymasztowy żaglowiecszkolny (pełnorejowiec) zakupiony przez społeczeństwoPomorza w 1929 roku dla ówczesnej PaństwowejSzkoły Morskiej w Gdyni. Oto pokrótce jego dziejehistoriaW dniu 9 marca 1909 roku na jednejz pochylni hamburskiej stoczni Blohm &Voss położono stępkę pod kadłub szkolnegożaglowca dla Deutscher Schulschiff-Verein, oznaczony numerem stoczniowym202. Projektując nowy statek, niemieccy inżynierowiewzorowali się na pełnorejowcuGrossherzogin Elisabeth, zbudowanym dlategoż DSV w Geestemünde kilka lat wcześniej.12 października 1909 roku odbył sięchrzest żaglowca: jedna z synowych CesarzaWilhelma II - Księżniczka Zofia Karolina- nadała mu swoje imię, (Prinzess EitelFriedrich), po czym kadłub statku spłynąłna wodę. 3 kwietnia 1910 roku gotowy pełnorejowiecprzekazano armatorowi. Pierwszymz dwóch portów rejestracji statku byłOldenburg, a pierwszym komendantem„Księżniczki” został Schiffer auf GrosserFahrt (kapitan ż. w.) Richard Dressler. W trzydni po przekazaniu do służby nowy statek,całkowicie pozbawiony jakiegokolwiekpomocniczego napędu, wyszedł w swójpierwszy szkolny rejs - do norweskiego Kristiansandi belgijskiej Antwerpii. Niestety,„Księżniczka” nie miała zbyt wiele szczęściapod flagą DSV: służyła ledwie nieco ponadcztery lata, prowadzona przez czterech komendantów.Pływała m. in. na wody MorzaKaraibskiego. Przeżyła wiele typowych dlaFot. Archiwum autora38POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


oświaty) rozjaśnia moje jestestwo korzenne,bo myślę jak prosty - ale nie prostacki- chłop, dla którego ziemia jest uświęconajego odwiecznym trudem i „... ani go stamtądwyrwać, ani przesunąć za miedzę - będziewciąż trwać”.Z powodu prostackiego często myślenia,stałem się typem osobowości afektywneji intuicyjnej. Cechy te i postawa zachowawczanie zrekompensowała mi jednakbraku wiedzy, także rozgoryczenia - dlaczegoprzegrałem darowany mi czas życiai pracy na roli. (Czas przegrałem, bo go niewidziałem, a - jako bezmózgowiec - jestemwzrokowcem!). Dziś wydaje mi się, że zbytczęsto unosiłem swój pusty łeb ku niewymiernemuniebu, zamiast dbać o wymiernąziemię ojczystą (choć to praca na rolibyła moim niebem). Jakimś - niezrozumiałymmi - cudem, przestałem być tej (i na tej)ziemi potrzebny. Dziś jestem tylko podwórkowymwizjonerem, posiadającym wiedzęzasłyszaną pod trzepakiem albo na targowisku.Cóż z tego, że jakiś C.K. Norwid ostrzegał:„... lecz aby drogę mierzyć przyszłą,trzeba nam pomnieć, skąd się wyszło”- ja mam swoich znajomych, których wy teżnie znacie (np.: Zenek Kapusta).***Moje pragmatyczne myślenie podpowiada,że nie jest tak źle, bo i bez pracy naroli mam się dobrze. Z producenta awansowałemna nabywcę. „Made in Poland” zamieniłemna „Made in Chiny”. (Rozum todobra rzecz, trzeba go tylko mieć).Jem chińskie jaja, czosnek, kapustę iinne stamtąd warzywa. Ubieram się w chińskieciuchy kupowane od egzotycznychsprzedawców, a chińska elektronika stałasię udziałem mojego polskiego istnienia.Ba, nawet polskie święta Bożego Narodzeniaczy Wielkanocne - mają oprawę i symboleprodukowane w Chinach.Mój wiarygodny kolega „uskrzydlił”mnie informacją, że i polską szopkę Bożonarodzeniowąprodukuje się tam dla nas,łącznie z personalnymi postaciami. Zdajesię, tylko opłatek wigilijny produkowanyjest w naszym kraju, co stanowi pozytywnyprzykład kooperacji na poziomie międzynarodowym!Wszystko więc mamy za grosze. Zajadającchińską zupkę, myślę czasem - ile groszyja sam jestem wart? Bóg osądzi. (Czuję,że kiedyś będzie gorąco!) Na razie nie maminnej alternatywy, jak - biesiadować lub -pielgrzymować. Ja - póki co - biesiaduję jakPan Twardowski - z wiersza A. Mickiewicza.„Jedzą, piją, lulki palą,Tańce, hulanka, swawola;Ledwie karczmy nie rozwalą,Cha cha, chi chi, hejza, hola!”(Pamięć mnie od biesiadowania zawiodła,bo zapomniałem nazwę karczmy).***Miłościwie nam panująca wstrzemięźliwośćseksualna (zalecana szczególnie wkrajach „trzeciego świata”) i u nas przyniosłanieoczekiwane skutki. Choć znam 103pozycje seksualne, to moja żona zna 104 -wymówki. Wśród współczesnych kobiet imężczyzn tworzy się nowa jakość. „Matki,żony i kochanki” (3 w 1), to przykład zwielokrotnionejtożsamości. A ja - z pastuszka- stałem się „singlem”. Jestem wreszciePanem (!), który uprawia - pańszczyznę odwiecznąi w tej sferze.Wracając do esencji omawianego problemu,raz jeszcze podkreślę, że człowiekprosty ma często szlachetne myślenie. Jestto coś więcej, niż - szlacheckie pochodzenie.Chwała za to ludziom prostym! Jeślimogę i tu wtrącić dygresję, to powiem tak:Jaka jest różnica pomiędzy człowiekiemprostym a prostakiem? Podobna do różnicypomiędzy pedagogiem a pedofilem.Prostak i pedofil - ci dopiero potrafią kochaćdzieci! Ten obrzydliwy dowcip o pedofiluprzytaczam dla podkreślenia mojegoobrzydzenia również do prostaków. Wprawdzie żadnego z nich nie zabiłem, zato z przyjemnością czytam ich nekrologi!(Tym sposobem - w sztuce mnożenia sobienieprzyjaciół - doszedłem do wirtuozerii !)Raz jeszcze zacytuję wcześniej wspomnianegoA. Nowaczyńskiego („Małpiezwierciadło”), który ustami wiejskiego proboszczapowiedział:„... a nadto, mili chrześcijanie, winniśmyBogu i niezmierzoną wdzięczność,iże śmierć ludzką ustanowił na sam koniecżywota człowieczego,czego wam też i z serca życzę.Amen”.Wielka to szkoda, że polski chłop (dziśjuż wiejsko - miejski) przekonał się ze zdumieniemraz jeszcze, że nie jego jest królestwo,potęga i chwała na tej ziemi. Tej ziemi!!!Klemens Rudowski, Słupskczłowiek prosty ma często szlachetne myśleniea” w polskich barwachPOWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201039


poniósł polskie barwy dookoła świataFot. Archiwum autoraszkolnych żaglowców przygód, a raz o maływłos byłaby spłonęła.W 1914 roku wybuchła sławna wojna,nazwana później Pierwszą Światową,i skończyły się dalekie rejsy statków DSV.W roku 1918 przyszła klęska Niemiec i koniecznośćwydania zwycięzcom lwiej częściocalałej floty handlowej. „Księżniczka”trafiła w 1919 roku do St. Nazaire we Francji,gdzie stanęła po prostu na przysłowiowym„sznurku”. W siedem lat później nazwę statkuzmieniono na <strong>Co</strong>lbert, a w 1927 rokudawny statek szkolny nabył baron de Foreste,arystokrata, który utraciwszy wcześniejswój oceaniczny jacht Torane, chciał przebudowaćbyłą „Księżniczkę” na podobnąjednostkę z mechanicznym napędem. Naszczęście skończyło się na planach, a hamburskipełnorejowiec pozostał żaglowcem.Tymczasem w roku 1920, w dalekiejod St. Nazaire (i jakże podówczas ambitnej!)Polsce powstała Państwowa SzkołaMorska, założona w Tczewie nad Wisłą.Dysponowała ona własnym żaglowcemszkolnym - starym barkiem brytyjskiej budowyo nazwie Lwów. Jedyny ten kliper, jakikiedykolwiek służył pod biało-czerwonąbanderą, zapisał się złotymi zgłoskami wksiędze dziejów floty handlowej młodegokraju: w sierpniu 1923 roku, płynąc z Europydo Brazylii pod dowództwem komendantaT. Ziółkowskiego, po raz pierwszyponiósł polskie barwy za Równik.Pod koniec lat dwudziestych ubiegłegowieku stało się jasne, że stary bark dożywaswoich dni. Trzeba było zacząć rozglądaćsię za następcą. W roku 1929 specjalniepowołany Pomorski Komitet Floty Narodowejzakupił za sumę 7 000 funtów szterlingów(zebraną z datków społecznych) kolejnyżaglowiec z przeznaczeniem do służbyw charakterze statku szkolnego. Zakupionymstatkiem była niegdysiejsza „Księżniczka”.W grudniu 1929 roku żaglowiec, nazwanyprowizorycznie Pomorzem, ożył: obsadzonyszkieletową załogą pod dowództwemostatniego komendanta Lwowa, kpt.ż. w. Konstantego Maciejewicza - wypłynąłw pierwszy swój rejs pod polską banderą zSaint Nazaire do Nakskov. Pamiętny ten rejs- w bardzo silnym sztormie, na holu dwóchholenderskich holowników (Poolzee i WitteZee) - o mały włos skończyłby się rozbiciemżaglowca o skały Bretanii. Statek uratowałykotwice i ich łańcuchy, a także determinacjapolskiej załogi szkieletowej, która pozejściu z pokładu holenderskich runnerówwalczyła o przetrwanie przyszłej dumy odrodzonejPolski. W 1965 roku w serii (nieodżałowanych!)Miniatur Morskich ukazała sięrelacja z tego rejsu pióra kpt. ż. w. T. Meissnera,który uczestniczył w tej przygodzie,jako pierwszy oficer (co ciekawe - na pokładzietowarzyszyła mu żona).W 1930 roku cudem ocalony statekprzebudowano w Nakskov Skibsvaerft wDanii. Przystosowano go do potrzeb szkolenia„narybku” morskiego pod polskąbanderą, wbudowano też pomocniczy silnikDiesla i śrubę. Wtedy też oficjalnie zmieniononazwę pełnorejowca na Dar Pomorzadla upamiętnienia znacznego udziałupomorskiego społeczeństwa w składkachna zakup statku.Nasz Dar ma nie tylko „rodzeństwo” -starszą (dziś francuską) siostrę i młodszego(dziś norweskiego) brata - ale i... najprawdziwszą,duńską „córę”: oto doświadczenia,zebrane przez stoczniowców z NakskovSkibsvaerft przy przebudowie żaglowca,zaowocowały budową sławnego, pływającegow najlepsze do dziś, pełnorejowcaDanmark.Wypada w tym miejscu wspomnieć,że, jak to zwykle bywa w Polsce, znaleźli sięmalkontenci, zwyczajnie niezadowoleni zdecyzji o zakupie hamburskiej „Księżniczki”.W rozmaitych gazetach i gazetkach pojawiałysię nader liczne, jadowite i napastliweteksty, których autorzy od czci i wiaryodsądzali inicjatorów zakupu „tego staregokalosza”, czy „tej zardzewiałej łajby bez takielunku”...W dniu 19 czerwca 1930 roku odbudowanyi wypiękniały statek po raz pierwszyzawinął na redę Gdyni. Po nieszczególnymwrażeniu z pierwszych miesięcy po jegozakupie nie pozostało śladu! W niecałymiesiąc później - 13 lipca tegoż roku - żaglowieczostał po raz wtóry ochrzczony: p.Maria Janta-Pełczyńska uroczyście nadałamu nazwę Dar Pomorza, a ks. biskup StanisławOkoniewski poświęcił statek i jegobanderę wykonaną specjalnie na tę okazjęprzez Pomorzanki.W tydzień po uroczystym chrzcie, 20lipca 1930 roku - statek wyszedł, pod KomendantemMaciejewiczem, w pierwszyswój rejs szkolny do Kopenhagi i Antwerpii.Tak zaczęła się jego długa, piękna i owocnasłużba. Wspaniały Dar obronił się sam,dając odpór zarówno rodzimym malkontentom,jak i rozmaitym krzykaczom spodznaku swastyki. Ci ostatni, piórem jednegoz redaktorów hamburskiego magazynumorskiego „Hansa”, skarżyli się w 1938 rokuna „zły los, co dotyka również statki” i pomstowalina Polaków, nie wiedzących jakoby,jak też nazywa się po polsku der Kreuzbramstengenstagsegelsniederholerleitblock.Statek tymczasem służył rzetelnie.Na przykład 22 listopada 1931 roku przeciąłpo raz pierwszy w swej polskiej historiiRównik, a potem poniósł - pierwszy razw dziejach kraju! - polskie barwy dookołaświata.Bez wątpienia najsławniejszy zewszystkich rejsów Daru Pomorza rozpocząłsię 16 września 1934 roku w Gdyni, a zakończyłtamże w niecały rok później. Podczaspierwszych etapów wielkiej podróżyBiałej Fregacie towarzyszyła jej „belgijskaznajoma” - barkentyna Mercator (dziś sta-40POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 2010


obchody niezwykłego jubileuszu najsławniejszego z polskich statków wypadły bladotek-muzeum w jednym z portów Belgii). 3września 1935 roku, gdy Dar kończył swójrejs wokół globu, na topie jego stermasztuzawisł wimpel o długości aż 39 metrów- symbol przebytych w czasie podróży 39tysięcy mil morskich. Najdłuższa podróżsławnego już statku wiodła przez KanałPanamski; złowrogi dla żeglarzy przylądekHorn fregata opłynęła dopiero na początkulistopada 1937 roku.W roku 1938 Dar Pomorza, dowodzonyprzez swego drugiego polskiego komendanta,kpt. ż. w. Konstantego Kowalskiego(absolwenta gdyńskiej PSM), wziąłudział w sławnym, pierwszym Zlocie StatkówSzkolnych Bałtyku w Sztokholmie. Towtedy kapitan Andersen, komendant prawienowego podówczas norweskiego ChristianaRadicha, został zaproszony do zwiedzeniapolskiego żaglowca. Norweg dokładnieobejrzał sobie statek, po czym cisnąłswą zdobną galonami czapką o pokładrufówki Daru i stwierdził, że tak utrzymanegożaglowca jeszcze dotąd nie widział!Zawieruchę drugiej wojny światowejprzeczekał Dar w gościnnym Sztokholmie,gdzie został internowany. W dniu 24października 1945 roku statek powrócił doGdyni. Aż do 1967 roku pełnił dość monotonnąsłużbę szkoleniową w barwach ówczesnejPaństwowej Szkoły Morskiej. W1953 roku dowództwo Daru objął kolejnyKomendant, absolwent PSM i uczestnik pamiętnegorejsu wokół Ziemi - Kazimierz Jurkiewicz.W 1967 roku statek po raz pierwszyprzełamał Żelazną Kurtynę i popłynął nasławne Expo-67 do Montrealu, gdzie jegoznakomita Załoga zrobiła furorę.Najwspanialszym powojennym rokiemDaru był bez wątpienia olimpijski rok1972. Polski pełnorejowiec, wciąż dowodzonyprzez kapitana Jurkiewicza, powróciłwtedy do flotylli skrzydlatych statkówszkolnych świata, i uczynił to w pięknymstylu. Startując w tradycyjnych regatachOperacji Żagiel (Cutty Sark Tall Ships’ Races)statek i jego załoga podjęli wyzwanierzucone przez dwa barki rodem z Hamburga:amerykańskiego Eagle’a i niemieckiegoGorch Focka - i rzutem na taśmęwygrali! Dystyngowany „niemiec”, okrętszkolny ówczesnej Bundesmarine, dowodzonyprzez kmdra Ernsta von Witzendorffa,przeciął linię mety ledwie w pięć minutpo Białej Fregacie, a po kilku dalszych minutachzałoga zasłużonego okrętu oddałatradycyjne żeglarskie honory starszej opół wieku „kuzynce”, opuszczając bombramrejefok- i grotmasztu. Całe wydarzeniecelnie podsumował później sygnalistaEagle’a. Gdy amerykański Orzeł, minąwszylinię mety, przepływał obok zwycięskiegoDaru, wspomniany sygnalista zamrugał wjego stronę lampą Aldisa: DOBRA ROBOTACHLOPCY!W roku 1974 Gdynia, port macierzystyBiałej Fregaty, stała się po raz pierwszyetapowym portem regat Cutty Sark TSR.W tymże roku udział w regatach wzięły poraz pierwszy statki spod bandery ZwiązkuRadzieckiego i jeden z nich - trójmasztowybark Towariszcz (nota bene rodem z...Hamburga!) odniósł w tych regatach zwycięstwo,zaś Dar zajął miejsce czwarte.Kolejne regaty w ramach Operacji Żagielodbyły się w roku 1976 - roku dwustuleciaStanów Zjednoczonych Ameryki. Darw składzie skrzydlatej flotylli popłynął zaAtlantyk. Amerykańska Polonia stanęła nawysokości zadania: przyjęcie pływającegoambasadora Starego Kraju i jego załogibyło królewskie. Za Atlantykiem splotły sięjeszcze raz symbolicznie szlaki Daru i ChristianaRadicha: brodaty kapitan Kjell Thorsen,komendant „norwega”, oficjalnie pożegnałw imieniu Bractwa Kaphornowcówodchodzącego na emeryturę KomendantaJurkiewicza.W roku 1980 Dar, dowodzony przezswego ostatniego komendanta, kpt. ż.w. Tadeusza Olechnowicza, znakomicieuwieńczył półwiekową służbę morskiejPolsce, zdobywając prestiżową „Cutty SarkTrophy”. Krótko przedtem swą pierwszą wizytęna pokładzie żaglowca złożył piszącyte słowa.W dniu 15 września1981 statek wyszedłz Gdyni w ostatni swój rejs do fińskiejKotki.4 lipca roku następnego powtórzonow Gdyni uroczystość sprzed niemal 52lat. Tym razem pałeczkę w „sztafecie” polskichskrzydlatych statków szkolnych przejąłod hamburskiej Księżniczki Dar Młodzieży,pierwszy żaglowiec oceaniczny polskiejbudowy. Dar Pomorza został w dniu 16 listopada1982 roku przekazany CentralnemuMuzeum Morskiemu. W końcu maja1983 roku na sławnym żaglowcu otwartooddział Centralnego Muzeum Morskiego.Rok 2009 jest dla Daru rokiem jegosetnych „urodzin”. Niestety, obchody niezwykłegojubileuszu najsławniejszego zpolskich statków wypadły blado. Kolejna(czwarta!) Operacja Żagiel w Gdyni (2-5 lipca2009), która z racji setnych urodzin legendarnegostatku powinna być światową galąnajsławniejszych żaglowców szkolnych,zorganizowana została zaledwie na poziomieregionalnym. Przybyły m.in. żaglowcez Norwegii, w tym niezawodny ChristianRadich, ale zabrakło wielu statków, związanychz dziejami Daru - by wspomnieć tylkopełnorejowiec Danmark („duńską córę” Jubilata),czy drugiego Gorch Focka, zażartegorywala w wielu regatach.10 października 2009 roku, dwa dniprzed setnymi urodzinami statku, uroczyścieodnowiono chrzest Daru Pomorza. Honorydrugiej Matki Chrzestnej pełniła paniBarbara Szczurek, żona Prezydenta Gdyni.W gdyńskiej Akademii Morskiej - spadkobierczynitradycji polskich Szkół Morskich- zorganizowano sesję naukową, poświęconahistorii Białej Fregaty.Stuletni żaglowiec od Blohma i Vossarzetelnie przepracował sześćdziesiąt latpod dwiema banderami i trzema nazwami!Pod polską banderą statek służył od 13lipca 1930 do 4 lipca 1982 roku; odbył 102rejsy szkolne; w ciągu prawie 52 lat przepłynąłpół miliona mil morskich (bez małamilion kilometrów; jest to odległość równaokoło 50 rejsom dookoła świata); podczassłużby wyszkolono na nim 13 384 studentów(którzy wszyscy bez wyjątku dowiedzielisię, jak brzmi polska nazwa wspomnianegowyżej bloku!); zajął trwałe miejscew morskiej historii Polski, jako pierwszystatek w dziejach polskiej bandery handlowej,jaki opłynął dookoła świat; w ciągupółwiekowej służby dowodziło nim sześciupolskich Komendantów: jako pierwszy- kpt. ż. w. Konstanty Maciejewicz-Matyjewicz,jako ostatni - kpt. ż. w. TadeuszOlechnowicz.W najbliższym czasie czekają nas kolejnejubileusze statku stulecie przekazaniastatku do służby pod znakiem DSV, jakoPrinzess Eitel Friedrich (3 kwietnia 2010 r), istulecie wyjścia w pierwszy rejs pod kapitanemDresslerem (6 kwietnia 2010 r).13 lipca 2030 roku minie sto lat odwejścia Daru Pomorza do służby pod polskąbanderą.Wojciech Marek Wachniewski, SłupskNa podstawie materiałów z Sieci i z archiwumwłasnego.POWIAT SŁUPSKI NR 3-4 (109-110) • MARZEC-KWIECIEŃ 201041


Była urzędniczką miejskiej kasy oszczędności w Warszawie.Koledzy z biura, urzeczeni urodą, przesłali jej fotografię nakonkurs piękności, zorganizowany przez magazyn „Światowid”oraz gazety: „Express Poranny” i „Kuryer Czerwony”Dziwne prawdziwe opowieściz kresowym rodowodemTe opowieści, które rozpoczyna małakoperta, są w stylu romantyzmu dziewiętnastowiecznego,choć czas ich akcjiprzypada na lata 1939-1945. Wszystkiesą prawdziwe, ale ubarwione domysłami.Choć każda z nich ma swoich bohaterówznanych mi z miejsca, imienia i nazwiska, anawet twarzy, mogła zdarzyć się w każdyminnym miejscu i każdej innej osobie.Właśnie tej koperty już nie ma. Zaginęłalub może leży gdzieś w szpargałach i mimousilnych poszukiwań nie odnalazła się. Zapamiętałemją dobrze. Była dziwna, maleńka,ofrankowana, czyli ze znaczkiem pocztowym,ale nieopieczętowanym. Nadawcąopisanym na odwrocie był posterunek policjiw małym miasteczku. To też było dziwne.Dotarłem do ludzi, którzy dokładnie znali tęhistorię. Liścik ten i wiele innych, doręczaładresatce listonosz, więc musiał ten list miećnaklejony znaczek. Ale list nigdy „nie szedł”oficjalnie, więc i nie miał stempla pocztowego.Nadawcą był policjant, adresatem mieszkankadrugiego miasteczka, ale faktycznymodbiorcą - jej siostra. Romans dlatego byłpotajemny, że ów policjant nie uzyskał zgodyzwierzchnika na poślubienie osoby o żydowskimrodowodzie (wtedy policjanci musielimieć zgodę swojego zwierzchnika naożenek). Policjant poszedł na front, trafił naZachód, wojnę przeżył, ale do rodzinnychstron powrócić, nawet nie mógł marzyć. Korespondowalize sobą, posyłał jej paczki. Życiasobie nie ułożył, ona też.W końcu lat pięćdziesiątych ubiegłegowieku, ukończywszy studia uniwersyteckie,podjąłem pracę w liceum. Jego dyrektorembyła gołębiego serca pani, niezamężna,choć już niemłoda. Kiedy pokazywałaswoje humory, mówiono: „ot, jak tostara panna”. A to staropanieństwo byłowynikiem wielkiej niespełnionej młodzieńczeji tragicznej miłości. Utraciła narzeczonegokilkanaście dni przed wyznaczonądatą ślubu. We wrześniu. Był porucznikiem,lotnikiem. Podobno przystojny, jak na lotnikaprzystało. Oboje byli przystojni. I urodziwiurodą młodych ludzi zakochanych wsobie. Zginął w starciu z innym młodym lotnikiem,pewnie też przystojnym, być możeteż czekającym na niedaleki ślub. Mojapierwsza w życiu dyrektorka zmarła w staropanieństwie.Oto inna opowieść, też z kresowymrodowodem. Miała lat dwadzieścia cztery.Była urzędniczką miejskiej kasy oszczędnościw Warszawie. Koledzy z biura, urzeczeniurodą, przesłali jej fotografię na konkurspiękności, zorganizowany przez magazyn„Światowid” oraz gazety: „Express Poranny”i „Kuryer Czerwony”. Konkurs ten o nazwie„Miss Polonia”, wymyślonej przez TadeuszaBoja-Żeleńskiego, polegał na ocenie nadesłanychfotografii. Na początku roku 1929,mimo że faworytkami tego pierwszego, historycznegokonkursu były Hanna Daszyńska,córka marszałka Sejmu i hrabianka AlinaRzyszczewska, jury przyznało tytuł Missskromnej, nieutytułowanej urzędniczce. Tylkotyle wiadomo o niej i tym pierwszym wPolsce tytule Miss Polonia. Być może, dziękitej opowieści Polska dowie się więcej.Przed kilku laty, dziwnym zrządzeniemlosu, ni stąd ni z owąd, dostałem film nakręconyw moim miasteczku - kilka tygodniprzed wizytą w nim Prezydenta Rzeczypospolitej,Ignacego Mościckiego, kilka tygodniprzed moim urodzeniem. AmerykańskiŻyd, emigrant, odwiedzając rodzinne strony,filmował dom swego dzieciństwa, ulicepo których chodził, po których i ja chodziłem,pierwszą swoją szkołę - cheder, swoichnajbliższych, którzy tu nadal żyli. W filmietym pierwsza polska Miss Polonia, warszawskaurzędniczka, w wieśniaczej chuściena głowie z drewnianymi grabiami naramieniu, wraca z pola. Sekwencja ma tytuł„Dziewczyna, którą porzuciłem”. Myślę, żenigdy nie uda się rozwiązać zagadki, dlaczegota urocza warszawianka znalazła się wżydowsko - białorusko - polskim miasteczkukresowym, na filmie amerykańskiego Żyda.Czyżby też jakiś niezwykły romans?W niewielkim dolnośląskim miasteczku,skąd wszędzie było daleko, podjąłem pierwsząw życiu pracę, zaraz po wojnie. Szybkopoznałem swoich rówieśników, szybko poznałeminnych i ich sprawy. Ta była dziwna.Miejscowy fotograf miał dwie żony. W czasiePowstania Warszawskiego, sam żołnierz- powstaniec na Starym mieście, otrzymałwiadomość, że jego żona, sanitariuszka zginęłana Mokotowie Tuż po wojnie zapragnąłzamieszkać, gdzie diabeł mówi dobranoc,gdzie go nikt nie odnajdzie ani nie rozpozna.Od bimbrowej zagłady uratowała gourodziwa Cyganka. Ożenił się. Jeszcze nie minąłpierwszy powojenny rok, a w miasteczkupojawiła się, podejmując pracę w barze... rzekomozmarła żona! Tylko oni troje wiedzieli,w jaki sposób ułożyli sobie życie. Jak się tadziwna historia <strong>dalej</strong> potoczyła, nie wiem.Podobna, choć zabawnie zakończona,powojenna przygoda zdarzyła się wmoim bliskim otoczeniu. Wywieziona naprzymusowe roboty Polka, wyszła za mążza Niemca, frontowego żołnierza. Miesiącprzed końcem wojny i dwa miesiące przedrozwiązaniem dostała oficjalną wiadomośćz frontu o śmierci męża. Już po porodziewyszła ponownie za mąż, wychowując córkę- pogrobowca. Dwadzieścia lat po wojnieokazało się, że pierwszy mąż, Niemiec,żyje. On też otrzymał wiadomość oficjalną,jeszcze na froncie, że jego żona zginęła wbombardowaniu (na miasto nie spadła anijedna bomba). Ułożył sobie życie. Zaprosiłobie panie. Zanim dojechały do granicy taksię spiły, że je zatrzymano bez prawa przekroczeniagranicy. Ojciec nigdy nie zobaczyłswojej córki - Polki.Zdzisław Stankiewicz, Słupsk„POWIAT SŁUPSKI” - Biuletyn InformacyjnyWydawca: Starostwo <strong>Powiat</strong>owe w Słupsku. Redaguje zespół: Zbigniew Babiarz-Zych (przewodniczący), Maria Matuszewska (z-ca przewodniczącego),Artur Wróblewski. Adres redakcji: Wydział Polityki Społecznej, Starostwo <strong>Powiat</strong>owe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 59 842 54 17, fax. 59 842 71 11;e-mail: zych@powiat.slupsk.pl; Skład komputerowy i łamanie: Artur Wróblewski. Zdjęcia: Jan Maziejuk. Druk: Zakład Poligraficzny „Grawipol”, 76-200 Słupsk,ul. Poznańska 42. Na okładkach: Czarne Wesele w Klukach; Łzy radości - zakończenie roku szkolnego w Zespole Szkół Agrotechnicznych w Słupsku.Biuletyn rozsyłany jest do radnych, parlamentarzystów, sołtysów, jednostek OSP, szkół, domów kultury, jednostek organizacyjnych powiatu, firm biznesowych oraz urzędówmiast i gmin. Zamieszczany jest również na stronie internetowej: www.powiat.slupsk.pl


majówka w lękwicyu Krzysztofa GąsiorowskiegoZdjęcia: J. Maziejuk


www.powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!