Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
siła się ku płomieniowi. Zakrwawione oczy badały kolor ognia, ażeby po jego barwie<br />
osądzić, czy stal się już wytwarza.<br />
W pewnej chwili dał rozkaz, ażeby wrzucić w paszczę naczynia krzemionkę (ii<br />
ium), która się w tej temperaturze 1400 stopni asymiluje mechanicznie z żelazem.<br />
Płomień szalał. Słup jego, zwężony jak miecz obosieczny, wydawał zduszony ryk<br />
— i leciał. Zdawało się, że ten ogień wydrze się ze swego miejsca, zerwie i buchnie<br />
w górę. Wzrok nie był w stanie znieść blasku, który rozświetlił ponurą halę.<br />
Wówczas na galerii z żelazną balustradą, za płomieniem, a w połowie jego wysokości,<br />
zdawało się, że w samym ogniu, jak salamandra, ukazała się czarna figura.<br />
Doktor ciekawie wlepił wzrok i śledził ruchy tej postaci.<br />
Robotnik długie narzędzie, pewien rodzaj miotły kominiarskiej, zanurzył w ciecz<br />
parskającą.<br />
Wtedy doktor poznał w tej czarnej osobie swego brata — i serce zapaliło się<br />
w nim, jakby w nie zleciała iskra z płomienistego ogniska.<br />
<br />
Powrót z wywczasów letnich doktora Antoniego Czernisza stanowił dla świata lekarskiego<br />
jak gdyby otwarcie roku. Doktor Czernisz był prawdziwie niezwykłym człowiekiem.<br />
Jako lekarz zajął jedno z pierwszych miejsc nie tylko w Warszawie. Imię<br />
jego było na ustach publiczności, powtarzało się w pismach specjalnych i nieobce<br />
było naukowemu światu zagranicy. Owszem, wyznać trzeba, że tam cieszyło się<br />
większym uznaniem niż w domu.<br />
Dr Czernisz pochodził ze sfery ludzi biednych. O własnej sile ukończył nauki,<br />
zdobył sobie imię w świecie i byt. Stosunkowo dość późno, bo dopiero po czterdziestym<br />
roku życia, gdy już był człowiekiem zamożnym, ożenił się z kobietą wielkiej<br />
piękności. Pani Czerniszowa była „jedyną nadzieją” zrujnowanej rodziny półarystokratycznej.<br />
Wyszła za mąż nie z miłości prawdopodobnie, lecz z przekonania. Była to<br />
swego czasu żywa bojowniczka emancypacji. Z biegiem czasu dzieci przychodzące na<br />
świat, obowiązki i stosunki usunęły ją od życia szerszego, ale nie zburzyły jej aspiracyj<br />
i wierzeń. Do sprawy uczciwej zawsze przyłożyła ręki. Już to nie były dawne prace<br />
tchnące entuzjazmem, ale jeszcze tkwił w nich pewien umiarkowany zapał. W salonach<br />
doktorstwa Czerniszów gromadziła się sfera myśląca. Wszystko, co Warszawa<br />
miała wybitnego, znajdowało tam gościnę. Przyjęcia rozłożone były w ten sposób,<br />
że jednego tygodnia w umówione środy zbierała się inteligencja wszelkich zawodów,<br />
drugiego — tylko lekarze. Jeżeli w dniu niewłaściwym przybłąkał się ktoś spoza<br />
koła medycznego, był gościem pani. Grono lekarskie nie trwoniło swych zebrań środowych<br />
na gawędkę. Zgromadzenia te, początkowo obejmujące grupę najbliższych<br />
przyjaciół gospodarza, literalnie wciągały ludzi. Jeżeli kto miał ukończoną pracę, to<br />
ją tam czytał; jeżeli nastręczył się komu w praktyce niezwykły wypadek, to tam był<br />
podawany do wiadomości kolegów. Przybył ktoś ze świata, z wycieczki naukowej,<br />
tam zdawał sprawę z tego, co widział i do stosowania w kraju, w granicach sztuki<br />
lekarskiej, za słuszne uważał. Posiedzenia nie miały charakteru napuszonego, ale też<br />
nie trąciły szlaokiem. Liczono się z nimi, a co ważniejsza, lubiono je. Gospodarz,<br />
człowiek skromny a mądry, pełen dystynkcji i słodyczy, pani domu czarująca każdym<br />
słowem i gestem, salony, w których znajdowało się urządzenie wytworne, niejedno<br />
dzieło sztuki, a nade wszystko owa atmosfera myśli, wyższości prawdziwej i kultury<br />
— przyciągały wszystkich.<br />
Judym, który doktora Czernisza znał będąc jeszcze studentem, złożył mu w pierwszych<br />
dniach września swe uszanowanie i został zaproszony do koła.<br />
Kobieta, Małżeństwo,<br />
Pozycja społeczna, Praca<br />
organiczna, Żona<br />
32