05.03.2018 Views

Anna Harłukowicz-Niemczynow, "W maratonie życia"

Matylda wie, czym jest nieodwzajemniona miłość, wie też, czym jest romans, który zdawał się miłością, wie, czym jest utrata dziecka i wiążący się z nią wszechogarniający ból. Pomimo doświadczeń, którymi obdarował ją los, potrafi wstać, otrzepać kolana i biec naprzód, ciągle wierząc, że najlepsze dopiero przed nią. To nie jest kolejna książka o bieganiu. To powieść o tym, że życie jest „królewskim dystansem”, w trakcie którego wszystko może się zdarzyć. Każdy z nas jest w stanie dotrzeć do upragnionej mety, po przekroczeniu której wszystko może być tylko dobre.

Matylda wie, czym jest nieodwzajemniona miłość, wie też, czym jest romans, który zdawał się miłością, wie, czym jest utrata dziecka i wiążący się z nią wszechogarniający ból. Pomimo doświadczeń, którymi obdarował ją los, potrafi wstać, otrzepać kolana i biec naprzód, ciągle wierząc, że najlepsze dopiero przed nią. To nie jest kolejna książka o bieganiu. To powieść o tym, że życie jest „królewskim dystansem”, w trakcie którego wszystko może się zdarzyć. Każdy z nas jest w stanie dotrzeć do upragnionej mety, po przekroczeniu której wszystko może być tylko dobre.

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Redakcja<br />

<strong>Anna</strong> Seweryn<br />

Projekt okładki i stron tytułowych<br />

Pracownia WV<br />

Fotografia Ewy Huryń na okładce<br />

© <strong>Anna</strong> Gajdzińska<br />

Wydawca informuje, że podczas sesji fotograficznej nie ucierpiał żaden krokus.<br />

Redakcja techniczna, skład i łamanie<br />

Grzegorz Bociek<br />

Korekta<br />

Klaudia Dąbrowska<br />

Wydanie I, Chorzów 2017<br />

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA<br />

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c<br />

tel. 600 472 609<br />

office@videograf.pl<br />

www.videograf.pl<br />

Dystrybucja: DICTUM Sp. z o.o.<br />

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21<br />

tel. 22 663 98 13, fax 22 663 98 12<br />

dystrybucja@dictum.pl<br />

www.dictum.pl<br />

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2017<br />

tekst © <strong>Anna</strong> <strong>Harłukowicz</strong>-<strong>Niemczynow</strong><br />

ISBN 978-83-7835-594-6


Dla Przemka, Remika i Lili Anny – mojej Rodzinie<br />

z miłością


195 METRÓW<br />

Za chwilę wszystko się skończy. Nie po to tu przyjechałam,<br />

aby teraz się poddać. Teraz, kiedy jestem już prawie na mecie,<br />

wiem, że mogę to osiągnąć. Choć bywa, że owo „prawie” robi<br />

wielką różnicę.<br />

Wiem, że za chwilę minie ból, a duma zostanie w sercu na<br />

zawsze. Zamknę burzliwy rozdział życia, po to aby otworzyć<br />

kolejny, z pewnością spokojniejszy i bogatszy w stabilizację.<br />

Tyle już wycierpiałam, że grzechem byłoby osiąść na laurach,<br />

czując obezwładniający zapach zwycięstwa.<br />

Gdyby nie te przeklęte skurcze łydek, byłoby całkiem nieźle.<br />

Dlaczego lepiej się nie przygotowałam? Mądry Polak po<br />

szkodzie… Zaraz umrę… wyzionę ducha i koniec. Lecz zrobię to<br />

dopiero wtedy, gdy na mojej szyi zawiśnie medal. „Jak to masz<br />

dość? – pyta moja ambicja. – Przecież sama tego chciałaś!”.<br />

Honor nie pozwoli mi zejść z trasy.<br />

Jeszcze ta mała dziewczynka, z tą przeklętą piłeczką. Jak<br />

to możliwe, że rodzice pozwolili jej przebywać samej na trasie<br />

biegu? O! Na szczęście matka ją zabrała. Niewiele brakowało,<br />

a zabiłabym się o tę jej piłkę. Po przebiegnięciu czterdziestu<br />

dwóch kilometrów mam minimalną zdolność kontrolowania<br />

7


własnego ciała. Podejrzewam, że gdyby zdarzyło mi się przewrócić,<br />

ponowne zebranie się do truchtu graniczyłoby z cudem.<br />

Jasny gwint! Nie jestem wytrawnym biegaczem, nabijającym<br />

każdego wieczora kilometry. Jestem zwykłą kobietą, matką,<br />

która truchta tylko po to, aby wreszcie odpocząć od wykarmionej<br />

własną piersią trójki wiecznie kłócących się bachorów.<br />

Proszę, niech ten na górze wybaczy mi, to że tak je nazywam.<br />

To tylko chwila słabości. Już naprawdę nie mogę… Z całych<br />

sił walczę, aby nie przejść do marszu, bo podobno wtedy jest<br />

najgorzej, podobno wtedy kończy się maraton. Ja wcale nie chce<br />

go kończyć przed metą! Chcę biec, a nawet wlec się krokiem<br />

przypominającym coś na kształt biegu, wszystko jedno, byle<br />

do przodu i byle to się już skończyło.<br />

Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje,<br />

przyjdź królestwo Twoje…<br />

Niech to szlag! Nie jestem w stanie policzyć, ile razy w myślach<br />

odmówiłam tę modlitwę. Panie, daj mi siłę. „Wszystko<br />

mogę w Chrystusie, który mnie umacnia”. Poradzę sobie.<br />

„Jeśli zmierzasz na szczyt, nie dziw się, że masz pod górkę!”<br />

– wyczytałam gdzieś w Internecie. Czy ten, kto to napisał,<br />

przebiegł w swoim życiu chociaż jeden maraton? Nieważne.<br />

Jakie to ma teraz znaczenie?<br />

Myśl pozytywnie. „Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły.<br />

Biegną bez zmęczenia”. Wcale nie jestem zmęczona. Wcale<br />

a wcale. Tryskam energią. Jeszcze kilka minut i zamknę za sobą<br />

cały ból „tamtego” życia, które, bądź co bądź, doprowadziło<br />

mnie do chwili, która trwa. Teraz nie wolno mi się rozklejać.<br />

„Muszę być silna, chcę być silna, jestem silna!” – krzyczę<br />

do siebie w myślach, bezgłośnie. Liczy się tylko moja wiara<br />

w siebie samą. Jeśli ja w siebie zwątpię, to któż we mnie<br />

uwierzy? Skupiam się na pozytywnych myślach: „Przecież nie<br />

ma słabych ciał – są słabe charaktery!”. Dobiegnę tylko do<br />

tego zakrętu, później będzie tylko jedna naprawdę mała górka,<br />

8


i po wszystkim. Pokonam te kilkaset metrów i wreszcie dam<br />

nogom prawo łaski.<br />

Właśnie tutaj, gdzie kiedyś emocjonalnie umarłam, urodzę<br />

się na nowo. Pożegnam małą Michalinkę, której narodzin nie<br />

było mi dane doświadczyć. Chociaż… może to był mały Michał?<br />

Mam trzydzieści dwa lata i ponownie rozpoczynam swoje<br />

życie.<br />

– Proszę się odsunąć! To moja żona, chcę ją zabrać na<br />

bok, przecież blokuje trasę mety. Matylda, słyszysz mnie? Jak<br />

się nazywasz? – pyta Tomasz, przerywając mój spazmatyczny<br />

płacz radości.<br />

– Kochanie, przecież wiesz. – Uśmiecham się. – Jestem<br />

Matylda Kochanek-Ostrowska. Twoja żona i jednocześnie<br />

najszczęśliwsza kobieta na świecie.<br />

– Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zejść.<br />

– Nie ma mowy, mój drogi, jeszcze trochę się ze mną pomęczysz.<br />

Właśnie narodziłam się na nowo.


P I E R W S Z Y<br />

KILOMETR<br />

Matylda Kochanek-Ostrowska to ja. Przede wszystkim jestem<br />

człowiekiem, a zaraz później kobietą, żoną i mamą. Staram<br />

się o tym nie zapominać. Hierarchia przede wszystkim. Jestem<br />

malutka, drobniutka i, zdawałoby się, słaba. Lecz myślę o sobie<br />

inaczej. Jestem silną babą z jajami tak wielkimi, jakich często<br />

brak współczesnym facetom. Nie żebym była feministką, nie<br />

jestem. Chociaż ostatnio obiło mi się o uszy, że każda kobieta<br />

jest trochę feministką. Zwał jak zwał, nie można mi jednak ująć<br />

tego, że radzić sobie w życiu potrafię. Jestem pewna siebie<br />

i uważam to za zaletę. Nie uwieszam się na moim Tomku. Mimo<br />

że nie jesteśmy długo po ślubie, to wiele razem przeżyliśmy.<br />

Mogę na niego liczyć. Każdego dnia jestem wdzięczna losowi,<br />

za to, że postawił go na mojej drodze.<br />

Tomek… hm… uśmiecham się na myśl o nim. Mój mąż jest<br />

dinozaurem. Gatunkiem objętym szczególną ochroną. Dba<br />

o mnie z wyjątkową starannością. Jest zaradny, pracowity,<br />

uczciwy, czuły i… jeszcze przystojny. Bardzo przystojny. Jest tak<br />

przystojny, że sama sobie zazdroszczę takiego ciacha w łóżku.<br />

Wychowujemy razem trójkę dzieci. Jest genialnym ojcem dla<br />

Kajtka, Ani i Tośki.<br />

10


Najstarszy jest dwunastoletni Kajtek. Jest dzieckiem z mojego<br />

pierwszego małżeństwa. Przez kilka lat wychowywałam go<br />

sama. Jego ojciec postanowił rozwinąć żagle zaraz po tym, jak<br />

oświadczyłam mu, że jestem w ciąży. Tak więc on się rozwijał,<br />

a ja… też się rozwijałam, tylko trochę inaczej. Ale o tym później.<br />

Nasz synek to typowy intelektualista. Nie lubi się fizycznie<br />

męczyć, kocha wygodne fotele, w których może się zanurzyć,<br />

czytając najnowsze informacje dotyczące wszechświata. Kiedy<br />

mam problem z tym, aby coś szybko policzyć, pytam Kajtka –<br />

jest żywym kalkulatorem.<br />

Córeczki przyszły na świat w bardziej cywilizowanych warunkach.<br />

Najpierw Ania, która imię otrzymała po mojej babci.<br />

Babcia ma chłonny i błyskotliwy umysł, jest taktowna i delikatna.<br />

Dziadek za nią szaleje. Każdego ranka wstaje przed<br />

szóstą tylko po to, aby przynieść babci jeszcze gorące bułki od<br />

zaprzyjaźnionego piekarza. Innego pieczywa babcia nie uznaje,<br />

no, chyba że przyniosę jej własnoręcznie upieczony chleb na<br />

naturalnym zakwasie. Wtedy bułki idą w odstawkę. Bardzo bym<br />

chciała, aby Anulka miała tak dobre życie jak jej prababcia. Która<br />

matka nie chce tego dla swoich dzieci? Anulka ma dopiero cztery<br />

latka. Jest oczkiem w głowie Tomka. Córunia tatunia, perełka<br />

tętniącego życia. Ciągle podskakuje i cieszy się każdą minutą.<br />

Uczę się tego od własnego dziecka. Pasja w czystej postaci.<br />

Najmłodsza, dwuletnia Tośka, jest dziełem przypadku<br />

i chwilowego wzlotu namiętności. W przeciwieństwie do Ani,<br />

Tośka nie była planowana. Zaskoczyła nas nie mniej niż zima<br />

zaskakuje drogowców. Najpierw płakałam z żalu nad losem,<br />

że jak ja niby teraz dam sobie radę z trójką dzieci, a potem,<br />

kiedy już czułam pierwsze ruchy jej płodowego życia, płakałam<br />

ze szczęścia. Kiedy się urodziła, całkowicie zwariowałam na<br />

jej punkcie. Tosia jest oazą spokoju. Całkiem inna od swojego<br />

rodzeństwa. Jest nagrodą za nieprzespane noce, które zafundowały<br />

mi jej poprzednicy. Tak samo jak ja – jest biegaczką.<br />

11


Co prawda na razie tylko bierną, ale kto wie, może jeszcze<br />

dane mi będzie poczłapać za nią w jakimś <strong>maratonie</strong>? Ech…<br />

rozmarzyłam się.<br />

Jestem niepoprawną marzycielką, aczkolwiek twardo stąpam<br />

po ziemi. Oczywiście, że te dwie cechy można ze sobą połączyć.<br />

Właśnie bycie mamą samotnie wychowującą dziecko mnie tego<br />

nauczyło. Tak, byłam mamą samotnie wychowującą dziecko,<br />

chociaż nigdy nie mówiłam o sobie „samotna matka”. Przecież<br />

miałam Kajtka, to jak mogłam być samotna? Matka nigdy nie<br />

jest samotna. Mieliśmy siebie. Tylko ja i Kajtek, Kajtek i ja.<br />

Mężczyzna mojego życia. Żaden inny nie miał do mnie dostępu.<br />

Po rozwodzie z jego ojcem dostałam alergii na testosteron.<br />

Moje ciało nagle zostało wyposażone w genialny system<br />

ochronny, zwany „paszoł won, dziadu”, przez który żaden<br />

hormon płci męskiej nie miał najmniejszej szansy się przebić.<br />

Byłam sobie sterem i okrętem, a Kajtek był moim portem.<br />

To do niego każdego wieczora cumowałam. Patrzyłam na<br />

maleńkie, ufnie śpiące ciałko… Tak dużo wtedy pracowałam.<br />

Wstawałam o świcie, aby zdążyć zaprowadzić go do przedszkola,<br />

potem biegłam do pracy, uczyć angielskiego naszą polską<br />

młodzież, następnie wracałam po Kajtka i zaczynała się druga<br />

część dnia, zwana „korepetycje”. Kajtek jest „dzieckiem ludu”.<br />

Potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji. Przez to, że tak często<br />

zostawiałam go u coraz to innej cioci, babci, opiekunki, to stał<br />

się bardzo samodzielny i nad wyraz dorosły jak na swój wiek.<br />

Mój syn to urodzony mówca. Mały profesor z ogromną<br />

wiedzą o kosmosie. Potrafi opowiadać o tym godzinami. Nawet<br />

kiedy nikt go nie słucha – opowiada i opowiada z takim<br />

błyskiem w oku, że poraża każdego, na kogo spojrzy. Jestem<br />

z niego taka dumna. Nie wiem, czy można być dumnym bardziej.<br />

Nad moim synem mogłabym się rozpływać godzinami.<br />

Oczywiście uważam, że jestem bardzo obiektywna – jak każda<br />

matka zresztą.<br />

12


Rozstanie z ojcem Kajtka bolało, oj, bardzo bolało. Najbardziej<br />

bolało szukanie pocieszenia w ramionach innego. Jak<br />

to się mówi – dostałam za swoje. Postronni ludzie mogliby<br />

stwierdzić, że u jego boku miałam wszystko, jednak nie było<br />

to prawdą. Jeśli wszystkim można nazwać dach nad głową<br />

i jako takie zabezpieczenie finansowe, to tak, miałam wszystko.<br />

Wszystko oprócz miłości, ale o tym też później. Tak łatwo<br />

jest oceniać postępowanie innych, komentować decyzje, które<br />

odważyli się podjąć. Tylko ludzie ludziom potrafią zgotować<br />

najbardziej zaskakujące koleje losu. „Zanim ocenisz kogoś,<br />

spróbuj założyć jego buty” – zwykła mawiać moja babcia Ania.<br />

***<br />

– Mamusiu, kiedy wrócimy do domku? Tatuś nas już<br />

tam nie chce? – zapytał po raz setny Kajtek.<br />

Nie wiem, ile razy słyszałam to pytanie. Usta Kajtka wypowiadały<br />

je niczym modlitwę – każdego ranka, wieczora,<br />

przed śniadaniem, po śniadaniu, przed obiadem, po obiedzie,<br />

przed kolacją, po kolacji i jeszcze kilkakrotnie w ciągu<br />

dnia, między posiłkami. Można było zwariować. Kiedy<br />

mnie o to pytał, jego oczy robiły się większe niż pięć złotych,<br />

a policzki różowiały w jednej chwili. Pytał i pytał, chociaż<br />

milion razy odpowiadałam w taki sam sposób, to miałam<br />

wrażenie, że mój syn będzie tak pytał aż do momentu,<br />

w którym usłyszy odpowiedź, która go usatysfakcjonuje.<br />

– Kajtuniu, nigdy tam już nie wrócimy – odpowiadałam.<br />

Opowiadałam mu o ojcowskiej miłości. Bo niby co miałam<br />

mu opowiadać? Kładłam swojemu dziecku do głowy,<br />

że nasze rozstanie nie jest jego winą. To zresztą była prawda.<br />

„Dorośli ludzie czasami zmieniają swoje życiowe plany,<br />

ale nie ma to nic wspólnego z tobą” – mówiłam. Tak<br />

poradził mi pan Edward – psycholog, do którego chodzi-<br />

13


łam na terapię. Jak mantrę powtarzał mi, że nie ma rozwodu,<br />

który by się nie odbił na psychice potomstwa.<br />

– Wszystkie te dyrdymały o rozstaniach w przyjaźni ludzie<br />

wymyślają tylko po to, aby uśpić swoje wyrzuty sumienia<br />

– mawiał mój ówczesny życiowy mentor. – Proszę<br />

pani, ja nie wierzę w przyjaźń pomiędzy ludźmi, których<br />

losy doprowadziły do rozwodu – dodawał.<br />

W dużej mierze to ja zafundowałam swojemu dziecku<br />

taki los, więc zmuszona byłam słuchać tych pytań. To ja<br />

miałam obowiązek na nie odpowiadać. Taka była moja<br />

kara… a przynajmniej tak wtedy myślałam. Przecież nie<br />

mogłam powiedzieć własnemu dziecku, że jego ojciec od<br />

kilku lat prowadził podwójne życie. Dla Kostka Kochanka<br />

byłam życiową pomyłką. „Nie udało się nam – niech każdy<br />

idzie w swoją stronę, tak będzie lepiej” – powiedział.<br />

A miało być tak pięknie! Ja, zaczarowana Matylda, miałam<br />

go zmienić. Mój wdzięk miał na niego działać wiecznie.<br />

Taka była teoria. Praktyka okazała się nieco bardziej<br />

okrutna i już chwilę po ślubie z tego całego zaczarowania<br />

zostało jedynie rozczarowanie. Proza życia odarła nas ze<br />

złudzeń.<br />

Chociaż babcia Ania zawsze mi powtarzała, że zmienić<br />

to ja mogę sobie skarpety, a nie chłopa, to jakoś tak<br />

nie bardzo chciałam jej wierzyć. „Przez czterdzieści lat<br />

nie nauczyłam dziadka nosić kapci” – mówiła na dowód<br />

swojej teorii. Kazała mi się trzymać z dala, od tego pożal<br />

się boże Kochanka!<br />

– Przecież jemu tylko wsiu bźdźiu w głowie. Przewraca<br />

tym młodym dziewczynom w głowach i tyle z tego<br />

wszystkiego. Będziesz kolejną, zobaczysz! Obyś tylko sama<br />

z dzieckiem kiedyś nie została. Ten Kostek całe życie będzie<br />

biegał w krótkich galotach. Nigdy z nich nie wyrośnie<br />

– gadała i gadała.<br />

14


Nie było widać końca tego jej gadania, które często żartobliwie<br />

nazywałam krakaniem albo też gderaniem. Mimo<br />

to słuchałam babci. Nawet kiedy jej słowa pozornie puszczałam<br />

mimo uszu, zawsze część z nich wsiąkała na zawsze<br />

w moją pamięć, zupełnie tak jak woda w wysuszoną gąbkę.<br />

Dziś mądrość babci jest ze mną w każdej chwili życia.<br />

Wtedy, zakochana po uszy, próbowałam bronić swojej<br />

pierwszej poważnej miłości. Prosiłam babcię, aby wreszcie<br />

przestała krakać.<br />

– Wiesz, że specjalnie dla mnie zrezygnował z występu<br />

w Jarocinie? – zagadnęłam pewnego dnia.<br />

– Dobra, dobra. Specjalnie dla ciebie… – Babcia tylko<br />

westchnęła.<br />

– Jego kapela miała grać tam koncert. To była wielka<br />

szansa dla Kostka. Przecież wiesz, że śpiewanie to całe<br />

jego życie. Zmienił się, mówię ci. Nie wierz temu, co ludzie<br />

gadają na prawo i lewo – próbowałam ją przekonać.<br />

– Wnusiu, jestem już za stara na to, aby wierzyć plotkom.<br />

Nie obchodzi mnie to, co gadają ludzie! Patrzę na<br />

niego i widzę, że to nie jest chłopak dla ciebie. Znalazł<br />

sobie młodziutką i naiwną. Pobawi się i zostaniesz sama.<br />

Zobaczysz. On nie jest zdolny do miłości!<br />

Ech… gdybym wtedy jej posłuchała… Ona pierwsza<br />

go przejrzała na wylot. Tłumaczyła mi, że mój wybranek<br />

oprócz siebie, nie kocha nikogo więcej. Tak samo jak<br />

i jego ojciec. To od babci usłyszałam historię rodziny Kochanków.<br />

– Biedna Bożena Kochankowa wiecznie sama była. Rodziła<br />

tych nicponi jednego po drugim. Stary Bogdan Kochanek<br />

jak tylko z morza wracał, to zaraz kolejne dziecko<br />

w drodze było. Żeby chociaż się jej córka trafiła, a to same<br />

chłopaczyska – ciągnęła swą opowieść babcia. – Ty wiesz,<br />

Matylda, ile trzeba trudu, aby wychować czterech synów?<br />

15


W dwójkę ciężko, a co dopiero samej. Bogdan był innego<br />

zdania. Uważał, że on na dom zarabia, a domem ma się<br />

zająć żona. Nic dziwnego, że biedna Kochankowa zaczęła<br />

do kieliszka zaglądać. Każdy sobie próbuje radzić, jak<br />

tylko potrafi. Oj, złą drogę wybrała, ale cóż… takie życie.<br />

Wierny też jej nie był, sama widziałam. Ten Twój Kostek<br />

to taki sam jak i jego ojciec. Nie zaspokoi głodu chlebem<br />

z jednego pieca. Wszystkie piekarnie dookoła będą jego,<br />

tak jak i Bogdana były. Dopiero starość go na tyłku posadziła.<br />

Rozchorował się na stare lata i dopiero zaczął rodzinę<br />

cenić. Szkoda, że Kochankowa tych lat nie dożyła.<br />

Oj, biedna kobiecina, biedna… Niedaleko pada jabłko od<br />

jabłoni, Matyldziu. Posłuchaj mnie, dziecko, posłuchaj.<br />

Nie będziesz żałowała.<br />

Czekałam, aż wreszcie da spokój, ale jej wywodom na<br />

temat życia nie było końca. Teraz, jak sobie o tym pomyślę,<br />

to dociera do mnie, że gdybym posłuchała jej rad,<br />

moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Lecz czy lepiej?<br />

Tego nie wie nikt, bo przecież to, co się nigdy nie<br />

wydarzyło, nie ma prawa istnieć, więc nie ma najmniejszego<br />

sensu o tym myśleć.<br />

– Cały czas się zastanawiam, dlaczego młodość nie pobiera<br />

nauk od starszych pokoleń. Wyfruwa z gniazda młody<br />

ptak i myśli, że świat się zmieni. A świat, wnusiu, jest<br />

zawsze taki sam. Tylko ludzie patrzą na niego z różnych<br />

perspektyw. Tak bardzo bym chciała, abyś na Kostka Kochanka<br />

spojrzała moimi oczami. Może wtedy dostrzegłabyś<br />

to, co mam na myśli… A zresztą… – Urwała w pół<br />

zdania, co od razu wykorzystałam, wtrącając do jej monologu<br />

swoje pięć groszy.<br />

– Przestań wreszcie gadać, babciu. Ciesz się moim<br />

szczęściem.<br />

– Dobrze, już dobrze. Nic więcej nie mówię.<br />

16


Ufff… miałam spokój, przynajmniej do następnego<br />

razu. Jednak trochę zastanawiałam się nad tym, co mówiła.<br />

Wiedziałam, że jest bardzo mądrą kobietą i chce dla mnie<br />

dobrze. Byłam z nią bardzo związana. Babcia Ania była<br />

kimś, kogo potrafiłam słuchać, nie denerwując się i nie<br />

oburzając, że wtrąca się w moje życie. Tylko ona mogła<br />

robić to bezkarnie. Wiedziałam, że w jej radach nie ma<br />

ani cienia pogardy dla moich decyzji. Potrafiła odważnie<br />

wyrażać swoje zdanie, nie urażając przy tym mojej wrażliwej<br />

młodej duszy. Mogę śmiało powiedzieć, że na każdym<br />

etapie mojego życia była mi bratnią duszą. Kocham<br />

ją bardziej niż własną matkę. Ufam jak nikomu na świecie.<br />

Dobrze mieć takiego człowieka obok siebie.<br />

***<br />

Serce waliło mi jak oszalałe. Czekałam na ten moment<br />

cztery lata. Już po urodzeniu Ani marzyłam o tym, że przebiegnę<br />

maraton. Chciałam pokazać całemu światu, na co mnie<br />

stać. Udowodnić, że mogę pokonać słabości swojego ciała<br />

i umysłu. Dam z siebie wszystko. „Jestem dobrze przygotowana.<br />

Przynajmniej tak mi się wydaje” – myślałam w trakcie<br />

ostatnich dni przed godziną „zero”. Niby w siebie wierzyłam,<br />

ale jakiś znikomy procent niepewności tkwił gdzieś na samym<br />

dnie mojego jestestwa i dlatego właśnie czułam się tak<br />

fajnie. Owa niepewność dodawała tylko pikanterii całemu<br />

przedsięwzięciu, zwanemu maratonem. Przygotowywałam się<br />

na tyle, na ile mogłam w ciągu dwóch tygodni przed biegiem,<br />

zjadając więcej makaronu niż niejeden mieszkaniec Italii jest<br />

w stanie zjeść przez miesiąc. Zapasy glikogenu mięśniowego<br />

miałam zdecydowanie w nadwyżce. Myślałam optymistycznie.<br />

W trakcie przygotowań zostawiłam za sobą ponad dwa<br />

tysiące kilometrów.<br />

17


„Uda się. Wiem, że mi się uda. Jestem dobrze przygotowana<br />

mentalnie. Maraton biegnie głowa i serce. Nogi są tylko<br />

narzędziem” – powtarzałam do swojego odbicia w lustrze.<br />

Niebawem miałam przekonać się o tym, czy to prawda. Już<br />

nie mogłam się doczekać.<br />

Dzień wcześniej odebraliśmy pakiet startowy. Byłam taka<br />

szczęśliwa i podekscytowana. Tomek nie mówił nic, tylko robił<br />

mi zdjęcia. Dumnie podpisałam się w okienku obok własnego<br />

nazwiska. KOCHANEK-OSTROWSKA Matylda: numer startowy<br />

sto czterdzieści dwa.<br />

– Tomasz, zobacz, jakie to szczęście. Pobraliśmy się czternastego<br />

lutego, to prawie jak sto czterdzieści dwa! Do tego jeden<br />

plus cztery, plus dwa, daje siedem, a powszechnie wiadomo,<br />

że siódemka to szczęśliwa cyfra. To będzie cudowny bieg,<br />

zobaczysz. Jak nic złamię cztery godziny.<br />

– Ty się lepiej skup na tym, aby nogi nie złamać – droczył<br />

się ze mną.<br />

– Oj, jakiś ty miły. Zawsze wiedziałam, że mogę na ciebie<br />

liczyć. Twoja wiara dodaje mi skrzydeł. Zaraz chyba pofrunę.<br />

– Jak będziesz leciała, kochanie, to uważaj na linie elektryczne<br />

– mogą zepsuć ci fryzurę.<br />

– Już ty się o moje włosy nie martw, mój ty urodzony optymisto.<br />

– Pocałowałam czule jego szorstki, nieogolony policzek.<br />

Tomek nigdy nie lubił okazywać swoich uczuć. Mimo to<br />

zawsze wiedziałam, że kocha mnie jak nikt inny na świecie.<br />

To on od początku wiedział, że zostanę jego żoną. Mi dojście do<br />

takich właśnie wniosków zajęło trochę więcej czasu. Na samą<br />

myśl o historii naszej miłości uśmiecham się do siebie. Miałam<br />

w życiu naprawdę wielkie szczęście. Zresztą cały czas sądzę,<br />

że jestem szczęściarą. Mój mąż pojawił się w naszym życiu<br />

przez przypadek-wypadek. Bo jak inaczej można nazwać fakt,<br />

iż cofając moim rozpadającym się oplem corsą, wjechałam<br />

z impetem w jego wymuskaną i błyszczącą toyotę? Nigdy<br />

18


nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Wysiadł z samochodu, z zamiarem<br />

namacalnego wymierzenia sprawiedliwości gamoniowi,<br />

nieumiejącemu kierować. Kiedy jednak spojrzał w przerażone<br />

oczy Kajtka, cała jego złość umknęła w jednej chwili. Zdołał<br />

tylko z siebie wydusić:<br />

– Czy wszystko w porządku?<br />

– Tak – odpowiedziałam. – Nasz rupieć jakoś to przeżyje.<br />

Już nic bardziej oszpecić go nie może. Gorzej z pańskim pięknym<br />

samochodem.<br />

– Proszę się nie martwić sprawami tak błahymi. – Posłał<br />

mi rozbrajający uśmiech.<br />

– Mógł pan nie stawać na drodze mojej mamusi. Zawsze jak<br />

się spieszymy, to przytrafiają się nam takie wypadki.<br />

– Nie mówi się wypadki, a przypadki – poprawiłam synka.<br />

– Co to za różnica, jak już i tak jest po wszystkim – odparł<br />

Kajtek, rozkładając ręce.<br />

Jego gest bardzo nas rozbawił i rozładował napiętą atmosferę.<br />

Wymieniliśmy się numerami telefonów w celu omówienia<br />

formalności związanych z ubezpieczeniem aut i każde wróciło do<br />

swojego życia. Tomasz wtedy już przeczuwał, że kraksa, którą spowodowałam,<br />

nie była dziełem przypadku. Ten przypadek-wypadek<br />

zmienił nasze życie na zawsze. Wystarczyło jedno spotkanie dwojga<br />

oczu, aby połączyć na zawsze trzy światy. Mój, Tomka i Kajtusia.<br />

***<br />

Stałam na starcie i ustawiałam swój zegarek, który za chwilę<br />

miał zacząć odliczać czas. Jeszcze tylko parę godzin i będę inną<br />

osobą. Dookoła czuć było zapach mentolowych maści – zapach<br />

biegacza. Chyba każdy miał tam nasmarowane kolana. Ja również.<br />

– Doczekałaś się tego dnia – szepnęłam sama do siebie.<br />

Byłam totalnie skupiona na celu.<br />

19


Nagle przed oczami ukazał mi się ogromny napis: NASZA<br />

MAMA MATYLDA NIE BATON – PRZEBIEGNIE DZIŚ<br />

MARATON!!! NUMER STO CZTERDZIEŚCI DWA JAK<br />

BŁYSKAWICA GNA. NA MECIE SIĘ SPOTKAMY – BARDZO<br />

CIĘ KOCHAMY!!!<br />

Cały Tomasz! Ustawił nasze dzieci w rządku i wszyscy<br />

dumnie patrzyli, jak mama wreszcie idzie, a raczej biegnie po<br />

swoje. Zastanawiałam się, kiedy oni zdążyli to przygotować.<br />

Jak zdołali to przede mną ukryć? Byłam szczerze wzruszona.<br />

Kajtek wyglądał na przerażonego całą sytuacją. On jedyny<br />

z trójki naszych dzieci był świadomy ogromu tego dystansu.<br />

Kilka dni wcześniej prosił Tomka, aby ten pojechał z nim na<br />

czterdziestodwukilometrową przejażdżkę samochodem. Kiedy<br />

wrócili, młody milczał. Wiedziałam, że się o mnie martwi.<br />

„Kup mi półfrancuskie rogaliki, Kajtuś, wiesz, te moje ulubione.<br />

Na mecie będę bardzo głodna”– poprosiłam. Moje słowa wywołały<br />

uśmiech nie tylko na twarzy Kajtka, ale też na twarzy<br />

Tomka, którego oczy zdawały się mówić: „Cała Matylda”.<br />

Teraz wszyscy stali w rządku, trzymając ten transparent.<br />

Ania coś do mnie wołała, ale nie byłam w stanie nic zrozumieć<br />

. Było głośno i ciasno – jak to na pierwszych metrach<br />

biegu. Tosieńka zatykała uszy. Była szczerze wkurzona, że<br />

matka zaserwowała jej tego typu atrakcje. Tomasz jak zwykle<br />

panował nad sytuacją.<br />

Za chwilę wystartuję w biegu swojego życia. Będę miała<br />

sporo czasu, aby to i owo przemyśleć. Pogodzić się w końcu<br />

z tym, co przyszło mi doświadczyć. Właśnie dziś raz na zawsze<br />

rozliczę się z przeszłością. Zrobię to właśnie tu, w Kołobrzegu.<br />

To miasto mnie ukształtowało. Spędziłam tu kawał życia. Wyjechałam<br />

dopiero jako trzydziestoletnia kobieta po przejściach,<br />

z kilkuletnim Kajtkiem u boku i nadzieją na lepsze jutro.<br />

***<br />

20


Zaczęło się wielkie odliczanie. Dziesięć, dziewięć, osiem,<br />

siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden – START! Usłyszałam<br />

strzał i zaczęłam biec.<br />

Czas: 5.10.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!