09.01.2020 Views

Katarzyna Mak, "Między nami miłość". Tom 3: "Nierozłączni"

Zapytani o definicję miłości często odpowiadamy, że to najpiękniejsze i najbardziej niewiarygodne uczucie, które bez naszego przyzwolenia może zawładnąć naszym sercem. Trzeba jednak pamiętać, że nie wiążą się z tym tylko uniesienia na miarę Mount Everestu czy same przyjemności… Miłość, która połączyła Antka i Mię, zachwyca niczym ukwiecona łąka latem. Jednak uczucie tych dwojga zupełnie jak płatki polnych kwiatów może mieć również krótki termin ważności. Kiedy tylko pojawiają się pierwsze problemy, pozornie silne i niezachwiane fundamenty nagle mogą runąć jak domek z kart. Mia po raz kolejny zmierzy się z własnymi słabościami, próbując poradzić sobie z rozczarowaniem, kłamstwem, a w efekcie złamanym sercem. Czy wybaczy zdradę i niedomówienia, które z dnia na dzień spadną na jej wątłe ramiona, nie pozostawiając cienia nadziei na lepsze jutro? Antek znów zostanie wystawiony na próbę i tym razem wszystko wskazuje na to, że nie będzie w stanie udźwignąć nadmiaru emocji, które nim zawładną. Czy zdoła wybaczyć ukochanej kobiecie to jedno zdanie, którego nie spodziewał się usłyszeć z jej ust: „Już cię nie kocham”? Para znana z dwóch poprzednich części cyklu Między nami miłość (Niepokorna i Nieuchwytny) będzie musiała udowodnić, że rzeczywiście są… nierozłączni i nie umieją bez siebie żyć. Czy nie wyrzekną się miłości w imię urażonej dumy, braku zaufania lub miłosnego zawodu, który być może okaże się podłą intrygą? Czy Mia zdoła wybaczyć Antkowi jego chwile słabości, a on zapomni jej brak wiary, który w istocie doprowadził do rozpadu ich związku? Czy znajdą lekarstwo na małżeńskie problemy i uda im się uratować niepowtarzalny związek, który z takim zaangażowanie budowali?

Zapytani o definicję miłości często odpowiadamy, że to najpiękniejsze i najbardziej niewiarygodne uczucie, które bez naszego przyzwolenia może zawładnąć naszym sercem. Trzeba jednak pamiętać, że nie wiążą się z tym tylko uniesienia na miarę Mount Everestu czy same przyjemności… Miłość, która połączyła Antka i Mię, zachwyca niczym ukwiecona łąka latem. Jednak uczucie tych dwojga zupełnie jak płatki polnych kwiatów może mieć również krótki termin ważności. Kiedy tylko pojawiają się pierwsze problemy, pozornie silne i niezachwiane fundamenty nagle mogą runąć jak domek z kart.
Mia po raz kolejny zmierzy się z własnymi słabościami, próbując poradzić sobie z rozczarowaniem, kłamstwem, a w efekcie złamanym sercem. Czy wybaczy zdradę i niedomówienia, które z dnia na dzień spadną na jej wątłe ramiona, nie pozostawiając cienia nadziei na lepsze jutro?
Antek znów zostanie wystawiony na próbę i tym razem wszystko wskazuje na to, że nie będzie w stanie udźwignąć nadmiaru emocji, które nim zawładną. Czy zdoła wybaczyć ukochanej kobiecie to jedno zdanie, którego nie spodziewał się usłyszeć z jej ust: „Już cię nie kocham”?
Para znana z dwóch poprzednich części cyklu Między nami miłość (Niepokorna i Nieuchwytny) będzie musiała udowodnić, że rzeczywiście są… nierozłączni i nie umieją bez siebie żyć. Czy nie wyrzekną się miłości w imię urażonej dumy, braku zaufania lub miłosnego zawodu, który być może okaże się podłą intrygą? Czy Mia zdoła wybaczyć Antkowi jego chwile słabości, a on zapomni jej brak wiary, który w istocie doprowadził do rozpadu ich związku? Czy znajdą lekarstwo na małżeńskie problemy i uda im się uratować niepowtarzalny związek, który z takim zaangażowanie budowali?

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.





K a t a r z y n a M a K

VIDEOGRAF


Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Maksym Leki i Ewa Leśny

Fotografia na okładce

© Alex Gukalov, Meranna, Photographee.eu | shutterstock.com

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Damian Walasek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

office@videograf.pl

www.videograf.pl

Dystrybucja: DICTUM Sp. z o.o.

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

dystrybucja@dictum.pl

www.dictum.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019

tekst © Katarzyna Mak

ISBN 978-83-7835-757-5

Printed in EU

zapraszamy do księgarni internetowej wydawnictwa

www.videograf.pl


Trudno tak razem być nam ze sobą,

bez siebie nie jest lżej…

Lecz trzeba nam…

trzeba dbać o tę miłość.

Nie wolno stracić jej,

nam nie wolno stracić jej…

Edyta Bartosiewicz, Krzysztof Krawczyk

Tę książkę dedykuję wszystkim tym,

którzy pomimo przeciwności losu,

nie zważając na konsekwencje,

kochają najszczerszą miłością…



Prolog

Spojrzał na mnie, a potem znów na nią, zupełnie

jakby od nas obu oczekiwał wyjaśnień. Otworzyłam

usta i pewnie wyglądałam jak świąteczny

karp, łapiący powietrze na zapas, bo naraz zabrakło

mi słów. Nie byłam gotowa na taką konfrontację.

On też nie był! Myślałam, że sytuacja jest dramatyczna,

ale wkrótce okazało się, że może być jeszcze

gorzej… Antek chwycił się za głowę i padł na

kolana. Na złamanie karku wypadłam z auta i doskoczyłam

do niego. Przerażał mnie ten widok, bo

Antek miał zamknięte oczy, a jego ręce bezwładnie

opadły mu na uda.

— Antek, Antek… — piszczałam bezradnie.

Nie wiedząc, co robić, drżącymi i zziębniętymi

palcami dotknęłam jego policzka i się rozpłakałam.

Na szczęście to sprawiło, że otworzył oczy i choć patrzył

na mnie nieprzytomnym wzrokiem, poczułam

ulgę, że żyje.

— Powiedz, że nic ci nie jest — chlipałam, wciąż

muskając dłonią jego porośniętą całodniowym zarostem

mocno zaciśniętą szczękę.

— 7 —


Agata stała bez ruchu kilka metrów dalej i ani

drgnęła. Czy tak zachowuje się kochająca narzeczona?

Przyglądała się nam jakby z odrazą, ale nie obchodziło

mnie to. Liczył się tylko on i to, że właśnie

stałam się naocznym świadkiem tego, jak zły

był stan jego zdrowia. Antek wciąż nie był gotowy

na prawdę, nadal nie mógł poznać swojej przeszłości.

„A może już nawet nigdy nie będzie…” — pomyślałam

z żalem, który właśnie miażdżył mi serce.

Wstałam więc z kolan, pomagając podnieść się

jemu. Przyjął moją dłoń niechętnie, zupełnie jakby

i mnie nie ufał. Dlatego nie miałam więcej odwagi,

by patrzeć mu w oczy. Odwróciłam się więc na pięcie

i podeszłam do Agaty.

— Wolę nie mieć go wcale, niż sprawić, aby gasł

na moich oczach — wyszeptałam, a potem…

…poderwałam się z poduszki. To tylko sen! Paskudny

sen i jeszcze gorsza przeszłość, o której należy

już teraz zapomnieć…


On

Spacer po Krupówkach, kończący wypad nad Morskie

Oko, które pomimo zimy i panującej zewsząd

niskiej temperatury usiane milionem gwiazd, migoczących

w jego wyjątkowo spokojnej, skutej srebrzystą

warstwą lodu tafli, wyglądało bajecznie, uznałem

za miłe zwieńczenie kończącego się dnia. Być może

moja żona nie była tego samego zdania, gdyż wciąż

słabo znosiła te niskie temperatury panujące o tej

porze roku w Polsce i pewnie wolałaby teraz wylegiwać

się w palącym słońcu na jednej z plaż Hiszpanii.

Jednak musiałem przyznać, że znosiła to dzielnie.

Podziwiałem ją za to. Zwłaszcza mając świadomość,

ile przeze mnie wycierpiała…

Mógłbym tak na nią patrzeć nieustannie. Jak podczas

naszego ostatniego spaceru urokliwymi uliczkami

Zakopanego, gdy w jej ciemnych oczach żarzyły

się światła mijanych ulicznych latarni, uśmiech księżyca

czy blask migoczących gwiazd. Czy nawet godzinami

wpatrywać się w jej słodko zaspane oblicze,

kiedy zmęczona po całym dniu pieszych wędrówek

usnęła na moim ramieniu, jak właśnie w tej chwili.

— 9 —


Może to głupie, ale może po tych wszystkich traumatycznych

wydarzeniach, które omal nie zniszczyły naszego

szczęścia, zwyczajnie bałem się zasnąć, zupełnie

jakbym lękał się, że obudzę się, a jej nie będzie

obok mnie. Dlatego choć Mia była tak blisko, wtulona

we mnie, wciąż zerkałem na nią z uwielbieniem,

jakbym widział taki cud po raz pierwszy, i z przerażeniem

jednocześnie, że mogę ją widzieć po raz ostatni.

Wmawiałem sobie, że mój lęk powodowany jest jedynie

traumą, jaka pewnie jeszcze długo będzie ciągnąć

się za nami po tym, co nas spotkało, lecz wciąż

coś z tyłu głowy szeptało mi, jak bardzo się oszukuję.

Agata wyraźnie coś kombinowała. Nie wiedziałem,

co tym razem wymyśliła ta szalona kobieta, ale

byłem pewien, że i teraz tak łatwo nie odpuści. Już

wcześniej udowodniła, do czego jest zdolna…

— Dlaczego nie śpisz? — Nagle z zamyślenia wyrwał

mnie głos mojej żony, która leniwie uniosła ciężkie

od snu powieki.

— Wolę patrzeć na ciebie — odparłem i cmoknąłem

ją w czubek nosa, który pod wpływem tej pieszczoty

zmarszczyła uroczo.

Wtedy też odnalazła moje usta i złożyła na nich

pocałunek, niewinny, subtelny, ale również pełen

obietnic. Oddałem jej go i choć grzechem było ją w tej

chwili rozbudzać, znów zapragnąłem jej tak bardzo,

że natychmiast przystąpiłem do pieszczot, na które

Mia ostatnio reagowała bardziej entuzjastycznie.

Odnalazłem jej piersi, które pod wpływem dotyku

moich palców stwardniały natychmiast. Drażniłem

je, stymulowałem brodawki, które napinały się pod

— 10 —


moimi dłońmi, a następnie moje ręce powędrowały

niżej. Na chwilę zatrzymałem je w okolicy pępka,

a jej oddech już stał się płytki. Kiedy dotarłem jedną

dłonią do sklepienia jej ud, poczułem, że drżały niecierpliwie.

Moja kobieta niezmiennie reaguje na mnie

w tak osobliwy sposób, co momentalnie doprowadza

mnie niemal do szaleństwa. Syciłem się więc jeszcze

przez moment tą cudowną chwilą, rozkoszując się jej

gotowością, cichymi jękami, które raz po raz wydobywały

się z jej ust.

— Kochaj mnie — wyszeptała wówczas schrypniętym

głosem, przepełnionym dobrze mi znanymi,

tak uwielbianymi przeze mnie emocjami.

— Kocham — odparłem szybko.

Nie czekając dłużej, znalazłem się nad nią, a właściwie

na niej, w niej… Kochałem ją tak, jak lubiła

— niespiesznie, namiętnie, okrywając pocałunkami

jej spocone ciało. Była moja, tylko moja…

Ona

Za oknem już świtało, więc teraz to ja przyglądałam

się śpiącemu obok mnie Antkowi. Od kilku dni

mój świeżo upieczony mąż nie sypiał najlepiej, choć

pytany przeze mnie, co jest tego powodem, oczywiście

wszystkiemu stanowczo zaprzeczał. Wyraźnie

unikał tematu, zupełnie jakby czegoś się obawiał.

Czasem też zwodził mnie, że nie może spać, bo wciąż

— 11 —


ma na mnie ochotę, co nieustannie mi udowadniał

i doprawdy szalenie mi tym schlebiał, ale wiedziałam,

że nie był ze mną do końca szczery. Wyraźnie

widziałam, że coś go trapiło. Nie chciałabym pisać

czarnych scenariuszy i czegoś sobie roić w głowie, ale

podejrzewałam, że to coś poważnego, skoro Antek

zachowywał się tak dziwnie. Zaczęłam się też niepokoić

o jego stan zdrowia, choć w zasadzie chyba nie

powinnam, bo mój ukochany wyglądał na zupełnie

zdrowego i funkcjonował całkiem normalnie, oczywiście

nie uwzględniając tej bezsenności. No i może

jeszcze był czasem lekko podenerwowany… rzucał

ukradkowe spojrzenia, ilekroć boy zapukał do naszych

drzwi bądź kiedy zza okna dobiegł warkot sportowego

samochodu któregoś z gości. Może dramatyzowałam,

przesadnie analizując każdy jego gest, ale

tak bardzo boję się znów go stracić…

Zsunęłam z siebie rękę męża, którą ciasno obejmował

mnie niemal przez całą noc, próbując się wymknąć.

Nie chciałam go budzić, ale byłam bardzo

głodna, a w dodatku pilnie potrzebowałam skorzystać

z łazienki. Jednak Antek momentalnie otworzył

oczy i przez moment sprawiając wrażenie zdezorientowanego,

nadal mnie przytrzymywał.

— Muszę siku — skwitowałam więc, na co z jego

oczu natychmiast zniknął cały ten niepokój, który

przez ułamek sekundy obnażał stan jego ducha.

— Nie obawiaj się, nie zamierzam uciekać — dodałam,

cmokając go.

— I tak znalazłbym cię wszędzie, nawet na krańcu

świata — odparł, już bardziej przytomnie.

— 12 —


Zaśmiałam się cicho. To było naprawdę miłe

i szalenie urocze słyszeć to z ust świeżo upieczonego

małżonka.

Po wyjściu z toalety, w której z niewiadomych powodów

ostatnio spędzam znacznie więcej czasu niż

dotychczas, zastałam go obok wózka, którym obsługa

przywiozła nam śniadanie. Antek nie był zupełnie

nagi, bo miał na sobie bokserki, a jednak na

widok jego skąpo odzianego ciała poczułam te znajome

dreszcze w podbrzuszu.

— Nawet o tym nie myśl! — Pogroził mi palcem,

prawdopodobnie dostrzegając moje wygłodniałe spojrzenie.

— Najpierw śniadanie — nakazał, a następnie

podszedł do mnie tak szybko, że zakręciło mi

się w głowie. — Wszystko w porządku? — zapytał,

obejmując mnie w talii.

Kiwnęłam tylko głową, bo jego bliskość wciąż

mnie rozpraszała. Głośno przełknęłam ślinę, gdyż

moja wyobraźnia natychmiast poszybowała w rejony

odległe od spokojnego spożywania posiłku, choć od

biedy można był to podciągnąć pod konsumpcję…

Po raz kolejny nie umknęło to jego uwagi.

— Najpierw śniadanie — upierał się. — Zmizerniałaś

ostatnio. Chyba rzeczywiście głupim pomysłem

było cię zabierać zimą w góry — dodał z przejęciem

w głosie.

— Nic mi nie jest — odpowiedziałam, siląc się

na uśmiech.

W zasadzie naprawdę nie czułam się najgorzej.

Czasem tylko miewałam takie stany apatii, jakby

nasilonej senności, ale uznałam, że to normalne.

— 13 —


Przecież od dziecka wychowywałam się w słonecznej

Hiszpanii, a tymczasem ten utrzymujący się siarczysty

mróz czy nazbyt rześkie powietrze mogły we

mnie wywoływać reakcję podobną do snu zimowego

u niedźwiedzia. Słyszałam o tym ostatnio od jednego

z baców, kiedy przechadzaliśmy się po Gubałówce

i muszę przyznać, że projekt przespania całej zimy

bardzo mi się spodobał. Kiedyś z tatą często wyjeżdżaliśmy

w grudniu czy w styczniu do Costa del Sol,

gdzie mogłam się wówczas przechadzać w letnich sukienkach.

W Barcelonie potrafiło być w zimie kilkanaście

stopni, ale na plusie, a nie jak tutaj, w Polsce,

dużo poniżej zera.

— Śniadanie! — Antek dał mi lekkiego klapsa

w nagi pośladek, kiedy po raz kolejny próbowałam

postawić na swoim.

— Jesteś gorszym uparciuchem ode mnie! — Udawałam

nadąsaną.

— Dla twojego dobra — odparł, a następnie niemal

siłą wcisnął mnie w puszysty szlafrok i posadził

na łóżku, obok małego stoliczka po brzegi zastawionego

jedzeniem.

Już chciałam protestować, używając trochę głupiego

argumentu, że w tym „miśku” będzie mi za gorąco,

ale pewnie nie dałby się nabrać raz jeszcze na

ten sam numer, bo przecież ostatnio stale słyszał ode

mnie, jak tu zimno i jak bardzo brakuje mi palącego

hiszpańskiego słońca. Postanowiłam więc dać mu

tę satysfakcję i pozwolić mu wierzyć, że się poddaję.

Prawda jednak była taka, że musiałam się zmusić,

żeby cokolwiek przełknąć, bo nagle straciłam apetyt.

— 14 —


Coś dziwnego ostatnio działo się ze mną, ale szybko

uznałam, że za taki stan rzeczy odpowiedzialne są

zima i mróz za oknem, do którego nadal nie umiałam

przywyknąć.

Tymczasem potulnie jadłam wszystko, co nałożył

mi na talerz, choć w istocie najadłyby się tym co najmniej

dwie osoby, ku ścisłości — dwóch rosłych mężczyzn.

Jajka na bekonie, chrupiące rogaliki z masłem

i wędzone oscypki z konfiturą żurawinową. Do tego

wypiłam niemal dwa kubki kakao i czułam, że za

chwilę pęknę. A jeszcze kilka minut wcześniej zdawało

mi się, że nie jestem głodna. Moje zmienne, dość

nietypowe zachowanie w tej właśnie chwili mogłam

przyrównać do pociągu towarowego, który ociężale

rusza ze stacji, by raptem nabrać niewiarygodnego

pędu. Zupełnie nie pojmowałam własnych reakcji…

— No widzisz, a upierałaś się, że nie jesteś głodna

— odezwał się nagle mój mąż, który już od jakiegoś

czasu przyglądał mi się z szelmowskim błyskiem

w oku.

— Wcale nie upierałam się, że nie jestem głodna

— powiedziałam, przeżuwając przyjemnie skrzypiący

pod zębami owczy ser. — Po prostu miałam

ochotę na deser jeszcze przed śniadaniem — droczyłam

się z nim, oblizując ociekające dżemem palce.

— Czy to oznacza, że już przeszła ci na niego

ochota?

— Całkiem możliwe — mruknęłam, udając, że

jest mi gorąco, więc lekko rozchyliłam poły szlafroka,

wachlując się przy tym nieznacznie dla podsycenia

atmosfery.

— 15 —


Teraz to on głośno przełykał ślinę, co cholernie

mnie kręciło.

— A może pozwolisz, że sam sprawdzę to dokładniej?

— To bardzo niegrzeczne przeszkadzać komuś

podczas posiłku. — Zaśmiałam się lekko, a dżem

kapnął mi na dekolt.

Tyle wystarczyło, by Antek natychmiast znalazł

się obok. Szybko oblizał mi palce z resztek słodkiego

musu, po czym, nie czekając na moje przyzwolenie,

rozwiązał pasek szlafroka i niezwłocznie zsunął

go z moich ramion. Moje serce natychmiast przyspieszyło,

oddech stał się płytki, a powieki nieznacznie

się przymknęły. Wtedy jego wargi znalazły się

w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu kapnęła mi

kropelka dżemu. Z moich ust natychmiast wydobył

się cichy jęk, który działał na mego męża jak żaden

inny dźwięk. Natychmiast pozbył się szlafroka, który

wcześniej sam na mnie siłą wpakował, i nie przestając

całować piersi, zaczął mnie pieścić w miejscu,

które już tylko pod wpływem jego pożądliwego spojrzenia

stało się wilgotne. Następnie zjechał ustami

pomiędzy moje uda, drżące w oczekiwaniu na ekstazę,

której zwyczajnie już nie mogłam się doczekać.

Całował mnie, dotykał, stymulował palcami, a ja wiłam

się pod nim, chcąc już całego go poczuć w sobie.

— Proszę… — jęknęłam zmienionym głosem, który

zdawał się nie należeć do mnie.

Uśmiechnął się wówczas, a następnie z impetem

wszedł we mnie i zastygł na moment bardzo głęboko.

Czułam rozchodzące się po moim ciele przy-

— 16 —


jemne dreszcze, mrowienie we wszystkich kończynach,

przyjemny prąd rozchodzący się wzdłuż mojego

kręgosłupa, a po chwili rozpadłam się na milion

małych kawałków…

On

Mia już czwarty raz musiała skorzystać z toalety.

Było jej niedobrze, a ja podejrzewałem, że przeze

mnie tak się czuła — przecież wciskałem w nią

te wszystkie góralskie specjały. Jednak, dzięki Bogu,

ani razu nie zwymiotowała i zapewniała, że z każdą

chwilą wszystko zaczyna wracać do normy, co mnie

nieco uspokoiło, bo jakoś nie wyobrażałem sobie dodatkowych

postojów, gdy jeszcze przyjdzie się nam

zmierzyć z korkiem na zakopiance.

I wówczas zadzwonił Daniel. Niechętnie, ale jednak

odebrałem. Znowu węszyłem jakieś kłopoty.

— No co tym razem się stało? — zapytałem

wprost.

— Też miło mi cię słyszeć — doszedł mnie lekko

poirytowany głos mego przyjaciela.

To w zasadzie było trochę dziwne, bo Daniel na

ogół nie przywiązywał wagi do takich „pierdół”, jak

sam miał w zwyczaju nazywać te wszystkie grzecznościowe

zwroty.

— Mam nadzieję, że niebawem wracacie, bo tu

istny cyrk zaczyna się robić.

— 17 —


— Jest aż tak źle? — Wciąż miałem nadzieję, że

chodzi mu głównie o pracę albo raczej jej chwilowy

brak, gdyż zima w świecie budowlanki to był swoisty

„sezon ogórkowy”.

— Słuchaj, stary… — Już sam ten zwrot powodował,

że miałem ochotę zakończyć tę rozmowę, zanim

się w ogóle zaczęła, gdyż wiedziałem, że zazwyczaj

znaczył on tylko jedno — kłopoty.

— Przejdźże wreszcie do rzeczy, póki Mia jest

w łazience.

— Agata szaleje — wydusił z siebie wreszcie.

— Twoja zmiana numeru telefonu tylko ją rozsierdziła.

Wiesz, że ostatnio zaczaiła się na moją

Patrycję i od niej próbowała wyciągnąć namiary

na ciebie? A kiedy moja dziewczyna jakoś zdołała

ją przekonać, że nie posiada twojego numeru,

tamta naskoczyła na nią, żeby zatem dała jej kontakt

do Mii.

— Chyba jej nie dała tego numeru?!

— Nie. Spławiła ją jakoś, ale…

— Słuchaj, muszę kończyć — powiedziałem nagle,

gdyż dostrzegłem kątem oka postać mojej żony,

podążającej w moim kierunku. — Porozmawiamy

o tym, jak wrócimy.

— Ale Antek…

— Na razie, stary.

— To był Daniel? — zapytała Mia i patrzyła na

mnie jakoś bardziej podejrzliwie.

Być może z obawy, że coś usłyszała z naszej rozmowy,

a może ze zwykłego, choć nie do końca wytłumaczalnego

strachu, który nie opuszczał mnie od

— 18 —


kilku dni, ale chyba dopatrywałem się w swej żonie

jakiejś wyostrzonej wnikliwości.

— Tak. — Kiwnąłem głową.

— Macie jakieś kłopoty w pracy? — zapytała, siadając

mi na kolanach. — Bo wyglądasz na zmartwionego.

— Nie martw się tym. Wkrótce sam się wszystkim

zajmę i doprowadzę sprawy do końca.

— A więc są jakieś SPRAWY? To coś poważnego?

— dopytywała, wpatrując mi się w oczy, jakby

coś podejrzewała, a ja wolałem, by sekret jak najdłużej

pozostał… w sekrecie.

— Naprawdę nie masz się czym martwić — powiedziałem

wówczas i nawet uśmiechnąłem się lekko,

choć na samą myśl o tym, co mogło mnie czekać po

powrocie, robiło mi się nieprzyjemnie zimno. — To

co? Gotowa na powrót do naszego domu?

Tylko skinęła głową i przytuliła się do mnie, zupełnie

jakby naraz, pomimo że wcześniej wciąż narzekała

na chłód panujący w Tatrach, nie chciała stąd

wyjeżdżać.

Ona

We Wrocławiu też nie było najlepiej. Wszędzie

zalegał zmarznięty śnieg, zgarnięty z ulic aż pod

same chodniki. Nie było jednak tak urokliwie jak

w Zakopanem, bo zaspy zdecydowanie nie były białe

— 19 —


i nie iskrzyły się malowniczo w słońcu, tylko przypominały

raczej hałdy. W takich chwilach, mając

przed oczyma tak ponuro wyglądający obraz, zaczęłam

powątpiewać, czy kiedykolwiek przywyknę do

tego klimatu, który był tak różny od tego, w którym

się wychowywałam. I choć byłam u boku mężczyzny,

którego kocham nad życie, w ciepłym domu,

który już zawsze będzie mi się kojarzył z naszą miłością,

tęskniłam za Barceloną, za słońcem, ciepłymi,

przepełnionymi po brzegi turystami plażami.

Tęskniłam za ojcem i wszystkim, co mi go przypominało…

— Może zaczekasz na mnie i pójdziemy tam razem?

— zapytał mnie Antek, kiedy szykowałam się

do wyjścia. — Załatwię tylko tę jedną sprawę i wrócę

tu po ciebie, a potem pojedziemy na cmentarz razem,

co ty na to?

— Nie martw się o mnie. — Cmoknęłam go w policzek.

— Nie chcę, żebyś po nocy jeździł w tak niekorzystnych

warunkach. Dlatego jeśli teraz zabiorę się

z tobą, to oboje wrócimy do domu przed zmierzchem.

Musiałam być przekonująca, gdyż już nie spierał

się ze mną, co jeszcze w Zakopanem zdarzało mu się

dość często, ale i nie wyglądał na zachwyconego, co

już cieszyło mnie znacznie mniej. Zupełnie nie wiedziałam,

dlaczego tak się upierał i starał się nie odstępować

mnie na krok. Przecież już nieraz chadzałam

sama na cmentarz, szczególnie wtedy, kiedy po

jego odejściu i całej tej nieszczęsnej historii z niepamięcią

czułam się okrutnie samotna i potrzebowałam

wyżalić się rodzicom.

— 20 —


— Jedziemy? — spytałam jeszcze, na co kiwnął

tylko głową.

***

Po wizycie na cmentarzu poczułam się lekko skołowana.

Nie wiem, może to wpływ tych białych pierzynek,

którymi otulone były groby, co sprawiało

wrażenie jakby były… uśpione. Być może właśnie

dlatego dziś wyjątkowo nie poczułam obecności żadnego

z rodziców, za którymi nieustannie tęskniłam.

Za to moja córeczka, która dotąd sprawiała wrażenie

jedynie słuchaczki i obserwatorki łez swej matki,

dziś miała mi tak wiele do powiedzenia… Pewnie

niejednemu może się to wydać głupie, z kolei

w oczach kogoś innego w najlepszym razie mogłabym

uchodzić za wariatkę, ale po śmierci Zosi, ilekroć

przychodziłam na jej grób, w ramach terapii,

która miała za zadanie pomóc mi pogodzić się z tą

stratą, rozmawiałam z nią bezgłośnie, w swoich myślach

prowadziłam z nią dialog. Właściwie z reguły

to ja zawsze mówiłam, a ona słuchała. Dziś jednak

było odwrotnie.

Może to właśnie za jej namową udałam się do najbliższej

apteki, gdzie zakupiłam test ciążowy? Wciąż

nie wydawało mi się to bardzo prawdopodobne, bo

choć faktem było, iż jakiś czas temu ze względu na

nieprzyjemne skutki uboczne musiałam odstawić

tabletki antykoncepcyjne, to naprawdę uważaliśmy

z Antkiem. Wspólnie bowiem uznaliśmy, że jeszcze

jakiś czas poczekamy z decyzją o dzieciach. Mój mąż

argumentował to faktem, że chciał się mną nacieszyć

— 21 —

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!