21.01.2015 Views

tekst kuratorski Stacha Szabłowskiego, PDF - Centrum Sztuki ...

tekst kuratorski Stacha Szabłowskiego, PDF - Centrum Sztuki ...

tekst kuratorski Stacha Szabłowskiego, PDF - Centrum Sztuki ...

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Materiały prasowe <strong>Centrum</strong> <strong>Sztuki</strong> Współczesnej Zamek Ujazdowski<br />

Olaf Brzeski<br />

SAMOLUB<br />

22.06 – 18.08.2013<br />

Kurator: Stach Szabłowski<br />

Stach Szabłowski<br />

Samolub<br />

Olaf Brzeski przedstawia się jako Samolub 1 . To znaczy niemalże tyle, co egocentryk, ale nie do końca.<br />

„Egocentryk” byłby epitetem, „samolub” jest wyznaniem wiary. W co Oczywiście w siebie: we własne<br />

wyobrażenia i intuicje oraz w możliwość i sens przekazywania ich innym. Słowo „samolub” pobrzmiewa nutą<br />

lubieżnej przyjemności, która towarzyszy zajmowaniu się samym sobą. Słychać w nim także inną nutę – echo<br />

arogancji, skądinąd niezbędnej, aby zdobyć się na śmiałość obiektywizacji subiektywnych doświadczeń, czyli<br />

inaczej mówiąc, aby zdobyć się na praktykowanie sztuki.<br />

Opowieść o sztuce Brzeskiego można by więc zacząć tak: „Na początku jest podmiot” – silnie zarysowane,<br />

niemalże modernistyczne autorskie Ja. Rozważania, czy tak skonstruowany, ostentacyjnie indywidualistyczny<br />

podmiot nie jest przypadkiem postacią o reakcyjnym charakterze, pozostawiam tym, którzy uważają za stosowne<br />

wartościować sztukę według kryterium postępu. Tymczasem twórczość Brzeskiego, wbrew logice progresu, w<br />

znacznej mierze jest oparta na geście powrotu. Chodzi tu o powrót do pewnych tradycyjnych kategorii, takich<br />

jak indywidualizm, kunszt czy dyscyplina warsztatowej rzeźby. Chodzi także o powrót do podstawowych<br />

doświadczeń, często wypartych poza sferę świadomości, o krok wstecz, w stronę obszaru instynktu, pożądania i<br />

lęku, ruch w stronę tego, co prymitywne i wymykające się rygorom społecznej organizacji. Nie bez powodu<br />

tłem, na którym Brzeski często umieszcza swoje wyobrażenia, jest las. To miejsce, w którym reguły społeczne<br />

nie obowiązują, miejsce nieskolonizowane przez ludzi – a więc takie, w którym człowiek musi skonfrontować<br />

się sam ze sobą. Powroty Brzeskiego nie mają przy tym nic z nostalgicznego spojrzenia wstecz. Jego<br />

zainteresowanie prymitywizmem i dzikością nie jest podsycane złudną nadzieją na odkrycie w sobie<br />

„szlachetnego dzikusa”. Wyprawy do lasu nie wynikają z eskapistycznego odruchu ucieczki do natury przed<br />

wyzwaniami cywilizacji. Eskapizmem nie są również wycieczki artysty w obszary tego, co fantastyczne. Od<br />

nostalgii za „starym, dobrym” porządkiem sztuki wolne są wreszcie jego powroty do tradycyjnych kategorii<br />

rzeźbiarskich. Jeżeli Brzeski wraca do tego wszystkiego – do lasu, do obszarów podświadomości i<br />

prymitywizmu, a także do rzeźby – to dlatego, że wierzy, iż w tych dziedzinach kryją się niewyeksploatowane<br />

zasoby, niezałatwione sprawy i źródła samowiedzy, z których wciąż można czerpać. Najwyraźniej widać to na<br />

przykładzie warsztatowej rzeźby; artysta sięga po jej tradycyjne środki wyrazu i tematy, wierząc, że kryją<br />

potencjał, który da się zaktualizować i uruchomić na obszarze współczesności.<br />

Jeżeli punktem wyjścia sztuki Brzeskiego jest silnie wyartykułowane autorskie Ja, to powinniśmy poszukać<br />

wizerunku własnego autora – i od niego zacząć przyglądanie się wątkom, narracjom i motywom kluczowym dla<br />

twórczości artysty samolubnego. Znajdziemy tylko jedną taką pracę, ale za to znaczącą; można ją taktować<br />

niemalże jako alegoryczny manifest postawy rzeźbiarza. Jedyna jak dotąd realizacja Brzeskiego, która jest par<br />

excellence autoportretem, to rzeźba w brązie z 2012 roku. Artysta stworzył wizerunek własny w konwencji<br />

pełnopostaciowego męskiego aktu. To bodaj najbliższa akademickiemu realizmowi ze wszystkich prac<br />

Brzeskiego i zarazem wyznanie wiary w siłę wyrazu rzeźby, nawet w jej najbardziej wyeksploatowanej i<br />

skompromitowanej formie, jaką jest niewielka figura z brązu.<br />

1 Słowem „Samolub” artysta zatytułował swoją indywidualną wystawę w <strong>Centrum</strong> <strong>Sztuki</strong> Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa,<br />

Bezpośrednią inspiracją dla tego tytułu była praca Konstantego Laszczki z lat 20. XX wieku, ceramiczna rzeźba Samolub.


W Autoportrecie Brzeski mierzy się z klasyczną figuracją, ale realizm pracy zakażony jest wirusem<br />

groteski. Surowy, niepatynowany i nieszlifowany brąz, z którego jest odlana figurka, ma w swoim kolorycie coś<br />

obscenicznie cielesnego. To ciało ostentacyjnie męskie, ciało pożądliwe; między jego nogami dynda wydatny<br />

penis. Falliczny charakter tego przedstawienia wzmacnia nienaturalnie długi nos, przypominający drugi penis<br />

sterczący bezwstydnie z twarzy figury. To nos Pinokia; Brzeski przedstawia się pod postacią samca, satyra i<br />

jednocześnie kłamcy, który dąży do prawdy pokrętnymi drogami konfabulacji i ułudy. Figura kłamcy, a nawet<br />

pajaca, staje się alegorią artysty, który manipuluje zmysłami widzów i stosuje swoje sztuczki; sztuka to<br />

kłamstwo, ale artysta, podobnie jak Pinokio, niepoprawny łgarz i egoista, pozostaje całkowicie szczery.<br />

*<br />

Jak opowiedzieć twórczość, której autor przedstawia się nam pod postacią mężczyzny z nosem Pinokia<br />

Dwuznaczność tego wizerunku własnego można potraktować jako wskazówkę, aby nie szukać jednej opowieści,<br />

lecz równoległych narracji, których bieg prowadzi do zrozumienia sztuki artysty. Sterczący nos wygląda jak<br />

drogowskaz, ale wbrew pozorom może wskazywać kilka kierunków jednocześnie. Jednym z nich jest<br />

dyscyplina, z którą artysta zmierzył się, tworząc autoportret, czyli rzeźba.<br />

W pokoleniu Olafa Brzeskiego jest niewielu artystów, którzy uprawiają rzeźbę warsztatową, a zostanie<br />

zaledwie kilku, jeżeli liczyć tylko tych, którzy są rozpoznawani i doceniani przez główny nurt systemu<br />

instytucjonalnego sztuki. Oczywiście istnieje jeszcze rzeźba w rozszerzonym polu, obejmującym różne praktyki<br />

z dziedziny performansu, sztuki mediów czy rozumianej w duchu Beuysa rzeźby społecznej. Brzeskiego<br />

interesuje jednak nie tyle przesuwanie granic tej dyscypliny, ile badanie możliwości, które wciąż czekają w jej<br />

tradycyjnych ramach. Jedną z opowieści na temat sztuki Brzeskiego jest więc historia podejmowania kolejnych<br />

klasycznych rzeźbiarskich tematów: portret, popiersie na postumencie, akt męski, figura w kontrapoście, grupa<br />

figur w ruchu, studium modela z natury. Z tą opowieścią splata się równoległa narracja, której bohaterką jest<br />

inna stara kategoria rzeźbiarska – relacja artysty z materiałem. Być może najsilniejszym argumentem, który<br />

przekonuje Brzeskiego do rzeźby, jest możliwy do zrealizowania na polu tej dyscypliny bezpośredni, fizyczny<br />

związek twórcy z materią sztuki; rzemieślniczy, manualny wymiar tworzenia prac odgrywa ogromną rolę przy<br />

konstruowaniu ich dyskursu i komunikowaniu sensu. Materiał znaczy; przed kilku laty była to przede wszystkim<br />

ceramika. To tworzywo rzadko używane przez współczesnych artystów. Proces obróbki tego materiału jest<br />

technologicznie skomplikowany, wymaga sporej wiedzy i doświadczenia, przez co słabo wpisuje się w<br />

postkonceptualną „szybką” kulturę artystyczną, w której liczy się ekonomia produkcji i ekonomia<br />

doświadczania. Dla Brzeskiego „hermetyczny” charakter tej techniki stanowi jednak raczej pokusę niż<br />

przeszkodę. Ceramika to także materiał kruchy; trudno opędzić się od wizji ceramicznej rzeźby, która spada na<br />

podłogę i rozbija się na kawałki, w jednej chwili niwecząc czas, wysiłek i środki poświęcone na jej stworzenie.<br />

W 2006 roku Brzeski porozbijał swoje rzeźby z cyklu Sztuka jest przemocą – po czym posklejał je tak, jak<br />

odtwarza się cenną stłuczoną wazę. Ten akt wymierzonego we własne twory ikonoklazmu był momentem<br />

zdefiniowania relacji między artystą a jego dziełem i tworzywem. To relacja określana przez czułość i<br />

poświęcenie, a jednocześnie przez wolność autora. Rozbicie własnego dzieła było aktem wyzwolenia się od jego<br />

materialności; po ustanowieniu swej niepodległości autor mógł przystąpić do naprawiania szkód, które<br />

wyrządził.<br />

Drugim ważnym dla Brzeskiego tworzywem jest metal – mocna antyteza kruchej ceramiki. Moment<br />

przejścia od jednej materii do drugiej obrazuje Rzeźba zjedzona przez ślimaka. To ustawione na postumencie<br />

szczątki popiersia; przedstawienie zostało „wyżarte”.<br />

Z portretu (który być może nigdy nie istniał) przetrwała tylko podstawa i fragment szyi – reszty brakuje,<br />

jakby rzeczywiście, zgodnie z tytułem, coś ją zjadło. Pomalowana na biało Rzeźba zjedzona przez ślimaka jest<br />

bliska konwencji, w jakiej były wykonane ceramiczne biusty z cyklu Sztuka jest przemocą i można na pierwszy<br />

rzut oka wziąć ją za pracę z porcelany, ale w rzeczywistości jest odlana z żeliwa. Następne realizacje w tym<br />

materiale nie ukrywają już swojej natury. Prace z cyklu Sierotki 2 to żeliwne sztaby umieszczane przez artystę w<br />

przeszklonych drewnianych gablotach. Właściwie to jeszcze nie rzeźby, lecz sam materiał na początku procesu<br />

2 Sierotki zostały premierowo pokazane na wystawie konkursowej nagrody „Spojrzenia”, do której nominowany był Olaf Brzeski. Wystawa<br />

odbyła się w warszawskiej Zachęcie w 2009 roku.


obróbki; kawały żeliwa wyginają się miękko, jakby przed chwilą zostały wyjęte z hutniczego pieca. W<br />

zaskakującej plastyczności tego twardego, ciężkiego tworzywa zdaje się kryć obietnica przyszłych prac, jakieś<br />

niewydobyte jeszcze potencjały. Czy to właśnie ten potencjał, który Brzeski zrealizował w pracach z lat 2012–<br />

13, takich jak Francis i haszysz, Upadek człowieka, którego nie lubię, Blask czy Z miłości do kobiety Wszystkie<br />

te rzeźby zostały wykonane w metalu i są w równej mierze dziełem rzeźbiarskiego kunsztu co kowalskiego<br />

rzemiosła. W przeciwieństwie do Sierotek, w których metal-żeliwo – był „nagi”, nieosłonięty konwencją<br />

reprezentacji, w pracy Francis i haszysz tworzywo służy do wykreowania iluzji – i zbudowania figury. Rzeźba to<br />

pełnopostaciowy portret, akt męski w kontrapoście, wykonany na podstawie studium z modela. Figura jest nie<br />

tyle wyrzeźbiona, ile skonstruowana ze stalowych prętów, wymodelowanych i pomalowanych tak, że do<br />

złudzenia przypominają źdźbła słomy. Iluzja nie rozwiewa się, nawet kiedy z przypisów do pracy dowiadujemy<br />

się o jej prawdziwej, metalowej naturze – rośnie tylko napięcie między wrażeniem, jakie wywiera filigranowa,<br />

lekka, „słomiana” anatomia Francisa, a wiedzą o jego twardej, metalowej strukturze.<br />

Sposób, w jaki Brzeski traktuje materię swoich prac, prowadzi nas do jednego z przewodnich tematów jego<br />

sztuki: metamorfozy. Procesom przemiany poddane są zarówno tworzywo, jak i wizerunki. Ludzie i zwierzęta z<br />

cyklu Sztuka jest przemocą zostają uchwyceni w trakcie niepokojącej mutacji: ich fizjonomie morfują i<br />

wypaczają się, oblicza są zdeformowane przez rakowate narośle, nadmiar pęczniejącej tkanki, która usiłuje<br />

wyrwać się z ram „normalnej” anatomii. Jedno z popiersi wygląda, jakby przed chwilą się roztopiło; płynna<br />

materia, która mogła być głową, cieknie z szyi i rozlewa się na podłodze. To, że niektóre z tych prac zostały<br />

wcześniej rozbite i noszą widoczne ślady sklejenia, dodatkowo podkreśla wątek metamorfozy; tworzenie,<br />

zniszczenie i rekonstrukcja to kolejne fazy ciągu przemian, w który zaplątane są rzeźby Brzeskiego.<br />

Mutują także Czarne charaktery…, cykl ceramicznych zwierzęcych łbów, przedstawionych w konwencji<br />

myśliwskich trofeów. W hybrydalnych anatomiach tych monstrualnych stworzeń elementy zaczerpnięte ze<br />

świata fauny mieszają się z geometrycznymi formami, należącymi już raczej do porządku technologii. Nie jest<br />

jasne, w którym kierunku zachodzi przemiana – czy to fragmenty jakichś przemysłowych urządzeń ulegają<br />

zezwierzęceniu, czy też raczej bestie ewoluują w stronę industrialnego, cyberpunkowego postzwierzęcia.<br />

Przemiana sięga szczególnie daleko w wypadku byka. Jego masywny, kanciasty pysk przypomina ciężkie,<br />

żeliwne urządzenie, które mogłoby się znaleźć na okręcie wojennym. Czy ten zgeometryzowany potwór nie<br />

zapowiada sztab żeliwa, z cyklu Sierotki Właśnie prace z tej serii wydają się kluczowe dla rozpoznania logiki<br />

przemian zachodzących w imaginarium Brzeskiego. Trudno przy tym nie dostrzec analogii między aktami<br />

transformacji u Brzeskiego a pojęciem transmutacji sformułowanym na gruncie alchemii, dziedziny, w obrębie<br />

której wyobraźnia symboliczna oraz psychologiczne projekcje i metafory spotykały się z chemią i metalurgią.<br />

Znamienne, że przemiana u Brzeskiego dokonuje się właśnie poprzez metal, substancję zajmującą centralną<br />

pozycję w dyskursie i praktyce alchemików. Proces alchemicznej transmutacji zakłada trzy fazy; zrozumienie<br />

materii, zdekomponowanie jej i przekształcenie w inną – podobnie jak w procesie twórczym rzeźbiarza<br />

zrozumienie materiału jest pierwszym krokiem do modelowania go i ostatecznego przekształcenia w znaczący<br />

artefakt, nasycony symboliczną wartością 3 . Z alchemicznej perspektywy nieuformowane, toporne sztaby żeliwa<br />

z cyklu Sierotki jawią się jako materia prima w dokonywanym przez Brzeskiego dziele transformacji form. W<br />

twórczości tego skądinąd wiernego figuracji artysty abstrakcyjne twory odpowiadają fazie nigredo<br />

alchemicznego procesu – są rozpadem przedstawienia, sygnalizują moment ciszy w dyskursie; prace niczego nie<br />

artykułują, są materią, która dopiero czeka na przemianę w znaczenie. Zawarta w Sierotkach obietnica spełnia<br />

się we Francisie… i pracach następnych. Metal, niezorganizowana materia prima, zostaje przemieniony w<br />

słomę, przekuty w figurę, przekształcony w odbicie postaci człowieka.<br />

Jeżeli przewijający się przez twórczość Brzeskiego wątek przemiany wyraźniej zarysowuje się w świetle<br />

analogii alchemicznej, to dopełniający obraz tej metanarracji wyłoni się, kiedy spojrzymy na nią z perspektywy<br />

animistycznej – przy czym animizm traktujemy tu w duchu bliskim rozumieniu tego pojęcia, jakie zaproponował<br />

Anselm Franke w cyklu znakomitych wystaw i publikacji Animism 4 .<br />

3 Mechanizmy rynku sztuki potrafią sprawić, że żeliwo (przekształcone przez artystę) może być sprzedawane na wagę złota, w pewnym<br />

sensie spełniając w ten sposób transmutacyjne ambicje alchemików.<br />

4 Dzielący czas między Berlin i Brukselę kurator, krytyk i pisarz, Anselm Franke, realizował projekt Animism jako cykl wystaw mających<br />

miejsce kolejno w Extra City Kunsthal oraz Museum of Contemporary Art M HKA w Antwerpii, Kunsthalle Bern (2010), Generali<br />

Foundation w Wiedniu (2011) oraz Haus der Kulturen der Welt w Berlinie (2012). Teoretyczną bazą dla wystaw była zredagowana przez<br />

Franke publikacja Animism, Sternberg Press, Oslo 2010.


Zachodnia antropologia opisuje animizm jako światopogląd charakterystyczny dla przedstawicieli<br />

prymitywnych kultur i wyznawców archaicznych religii, a więc właściwy Innym, którzy nie osiągnęli jeszcze<br />

„naszego” poziomu rozwoju 5 . Animistyczne przekonanie o zasadniczej jedności świata (ważne także dla<br />

kosmologii alchemicznej) wyraża się w przypisywaniu pewnego rodzaju życia i podmiotowości wszystkim<br />

elementom rzeczywistości, od istoty ludzkiej, przez przedmioty, po kosmos. Z punktu widzenia zachodniej<br />

nowoczesności takie postrzeganie świata jest interpretowane jako nieumiejętność dokonywania rozróżnień –<br />

ułomność, która uniemożliwia przedstawicielom prymitywnych kultur „prawidłowe” rozpoznanie obiektywnej<br />

rzeczywistości. Animista jawi się więc jako ten, który nie potrafi odróżnić duszy od ciała, podmiotu od<br />

przedmiotu, fikcji od tego, co realne, natury od kultury i fenomenów naturalnych od zjawisk społecznych. To<br />

właśnie zdolność do dokonywania tych rozgraniczeń leży u podstaw nowoczesnej cywilizacji, a także, jak<br />

zauważa Anselm Franke, umożliwia owej cywilizacji ekspansję – otwiera drogę do kolonizacji zarówno<br />

uprzedmiotowionej, pozbawionej duszy przyrody, jak i „prymitywnych”, pogrążonych w świecie<br />

animistycznych złudzeń Innych. Mechanistyczny wiek XIX starał się „wyeksportować” animistyczne<br />

postrzeganie świata poza swoje granice, przypisując je „dzikim” oraz tym, którzy uparcie hołdują błędom<br />

przednowoczesnej, archaicznej przeszłości. Wypchnięcie animizmu poza nawias nowoczesności nie powiodło<br />

się jednak do końca i zapewne w ogóle nie jest w pełni możliwe. Zygmunt Freud znalazł dla niego nowy dom (a<br />

właściwie piwnicę) w sferze podświadomości i opisał jako projekcję życia wewnętrznego, które jednostka<br />

nieświadomie rzutuje na świat zewnętrzny. Poza obszarem psychopatologii jedyną dziedziną, w której obecność<br />

animizmu pozostaje akceptowalna i nie narusza nowoczesnego porządku, jest sztuka. W tej dziedzinie<br />

charakterystyczne dla animizmu zacieranie granicy między tym, co subiektywne, a tym, co obiektywne, jest<br />

kulturowo „legalne”. Oczywiście ta legalizacja ma swoją cenę – sztuka zostaje wzięta w nawias, nie jest<br />

traktowana jako część rzeczywistości. W rezultacie fala animizmu pod postacią literackiej i filmowej fikcji oraz<br />

fantastycznych wizerunków zalała nowoczesną sztukę, zwłaszcza w jej popularnym wydaniu – im dalej bowiem<br />

od kultury wysokiej, tym słabsze są rygory nowoczesnego rozumu i tym większe jest przyzwolenie na fantastykę<br />

oraz zaspokajanie pożądań i potrzeb, którym nowoczesność odmawia racji bytu. Victoria Nelson w książce<br />

Sekretne życie lalek ilustruje ten proces przykładem wypychania metafizyki w dziedzinę opowieści grozy i<br />

przywołuje wypowiedź Nicholasa Kazana: „W horrorze można poruszać zagadnienia, o jakich nie można<br />

wspomnieć w żadnym innym gatunku filmowym” – wyjaśnił kiedyś prostodusznie hollywoodzki scenarzysta,<br />

dodając przy tym, że „w horrorach postacie mogą rozmawiać o istnieniu Boga, a w każdym innym filmie<br />

brzmiałoby to niewiarygodnie pretensjonalnie” 6 .<br />

Elementy fantastyki i poetyki horroru były częścią propozycji artystycznej, z którą Olaf Brzeski wszedł na<br />

scenę sztuki w połowie ubiegłej dekady. Obrazowanie odwołujące się do fantastycznej wyobraźni miało<br />

wówczas w kontekście polskim zdecydowanie antyakademicki charakter; na scenie sztuki panował dyktat<br />

nurtów czerpiących z racjonalistycznych tradycji neoawnagardowych i (post)konceptualnych. Wciąż aktualne<br />

były również kryteria oceny wprowadzone przez sztukę krytyczną w latach 90.: artystów skrupulatnie rozliczano<br />

ze społecznego i politycznego wymiaru ich twórczości. Zainteresowania o charakterze egzystencjalnym jawiły<br />

się z tej perspektywy jako pięknoduchostwo, fantastyka zaś kojarzona była dość jednoznacznie ze sztuką<br />

osuwającą się w otchłanie kultury popularnej. Brzeski jednak nie bał się zbytnio schodzenia do tych „otchłani”;<br />

w pracach takich jak Czarne charaktery, czyli długo oczekiwana zmiana ról, Sztuka jest przemocą czy Sen –<br />

samozapłon wizualizował to co wyobrażone z hiperrealistyczną dosłownością, która zbliżała jego dzieła do<br />

weryzmu, z jakim kino przedstawia to co niemożliwe za pomocą efektów specjalnych. Nieprzypadkowo<br />

spełnienie dążeń do wizualnego uwiarygodnienia swych fantastycznych wyobrażeń Brzeski znalazł właśnie w<br />

kinie, realizując film Pamięci majora Józefa Monety i wszystkim prawdziwym nauczycielom. Ta stylizowana na<br />

archiwalny materiał znaleziony czarno-biała krótkometrażówka już nie tyle nawiązywała do poetyki horroru, ile<br />

była po prostu filmem grozy. Brzeski nakręcił go, korzystając z arsenału środków właściwych dla kina<br />

fantastycznego, włącznie z sugestywną charakteryzacją, która powołała do życia niepokojąco realistycznego<br />

5 Termin „animizm” ukuł Edward B. Tylor, jeden z pionierów nowoczesnej antropologii, w pracy Cywilizacja pierwotna z 1871 roku.<br />

Poszukując korzeni wierzeń religijnych, Tylor odkrył je w „błędzie” rozpowszechnionym wśród przedstawicieli kultur pierwotnych i<br />

polegającym na przypisywaniu życia i osobowych właściwości przedmiotom ze swojego otoczenia.<br />

6 S. Farber, New Sacre Tactics, Low on Blood and Gore, „New York Times”, www.nytimes.com/1/12/98/ardeisure/, cyt. za: V. Nelson<br />

Sekretne życie lalek, Kraków 2009, s. 21.


potwora znajdującego się w centrum narracji – pół człowieka, pół krokodylopodobnego gada, tytułowego majora<br />

Monetę.<br />

Co jest źródłem wrażenia niesamowitego, które wywołują niektóre, zwłaszcza wczesne prace Brzeskiego<br />

Artysta stworzył osobiste bestiarium, ale nie to, że wiele istot, które przedstawił, ma potworne cechy, jest<br />

najważniejsze. Niesamowity jest raczej proces przemian, który animuje te przedstawienia, nadając im pozór<br />

życia. Zwierzęta zmieniają się w bestie, bestie w zwierzokształtne maszyny, partyzancki dowódca z czasów II<br />

wojny światowej przybiera postać demona, źdźbła słomy układają się w widmo człowieka 7 . Paradoksalnie,<br />

animistyczna sugestia najsilniej dochodzi do głosu w wypadku Sierotek, prac de facto abstrakcyjnych. Sztaby<br />

żeliwa zdają się mięknąć, dostosowują się kształtem do otoczenia, a umieszczenie wielu z nich w drewnianych,<br />

przeszklonych gablotach potęguje wrażenie, że mamy do czynienia nie z kawałami metalu, lecz jakimiś<br />

prymitywnymi organizmami, eksponatami z muzeum historii naturalnej. Muzeum zaś to jeszcze jedna<br />

przestrzeń, w której nowoczesny człowiek może bezkarnie praktykować animizm. Dlaczego setki tysięcy ludzi<br />

chodzą do muzeum gapić się na mumie czy dinozaury, jeżeli nie dla niesamowitego wyobrażenia o powrocie tych<br />

eksponatów do życia – pyta Anselm Franke. – Czy muzea, szczególnie na populistycznym poziomie swojego<br />

dyskursu, nie wytwarzają owej specyficznej, widmowej przestrzeni animistycznej wyobraźni, w której „ożywa<br />

historia”<br />

Brzeski wprowadza widza w obszar freudowskiego niesamowitego, przestrzeń, w której świadomy podmiot<br />

orientuje się z niepokojem, że nie jest już sam – otaczające go rzeczy, siły natury, zwierzęta i fantazmaty, które<br />

brał za przedmioty swoich racjonalnych operacji, również mogą posiadać jakiegoś rodzaju podmiotowość, być<br />

może niebezpieczną albo nawet wrogą. W jakim celu jednak zapuszczać się w te cieszące się dwuznaczną sławą<br />

okolice, będące raczej domeną psychoanalityków i twórców horrorów Wydaje się, że jeżeli Brzeski decyduje<br />

się na owe wycieczki, to dlatego że na tym grząskim terenie ma nadzieję zbliżyć się do przedmiotu kolejnej<br />

metanarracji swojej twórczości – do tematu bestialstwa. Tworząc hybrydy i potwory, Brzeski poszukiwał obrazu<br />

bestialstwa w tym, co zwierzęce i wynaturzone. Tropy odnalezione podczas tych poszukiwań prowadzą jednak<br />

nie w stronę wizerunku fantazmatycznego monstrum, lecz w kierunku człowieka, konkretniej mówiąc, do<br />

postaci mężczyzny, w którym mamy prawo dopatrywać się porte-parole samego autora. W filmie Upadek<br />

człowieka, którego nie lubię przemianie ulega już nie jakiś zwierzokształtny stwór czy legendarny partyzant<br />

nawiedzający w czasie wojny „lasy Kielecczyzny”, lecz sam artysta. Upadek… to autotematyczna narracja, w<br />

której artysta przełamuje twórczą niemoc, ulegając bestialskiej pokusie wyrządzenia zła, sprowadzenia na kogoś<br />

nieszczęścia. Zła intencja zapładnia wyobraźnię wizją, którą autor natychmiast przelewa na papier, sporządza<br />

szkic, ale ręka, która go rysuje, to już nie dłoń Brzeskiego, lecz szponiasta łapa demona. Poszukiwania<br />

bestialstwa kończą się odnalezieniem go w samym sobie. Jego ostatecznym obrazem nie jest jednak diaboliczne<br />

monstrum z długimi pazurami; to tylko z rozmysłem przerysowana i skonstruowana nie bez ironicznego zmysłu<br />

alegoria. Aby ujrzeć ten obraz bez kostiumu fantastycznej konwencji, należy raczej spojrzeć na akt męski,<br />

wrócić do fallicznego portretu własnego artysty, a następnie skonfrontować go z inną pracą, spektakularną<br />

rzeźbą Z miłości do kobiety. Brzeski przedstawia w tej realizacji dwie figury zbudowane w podobny sposób, w<br />

jaki został stworzony Francis… – ciała postaci skonstruowane są ze stalowych prętów, wymodelowanych tak,<br />

aby do złudzenia przypominały źdźbła słomy. Ludzie ze słomy ukazani są w scenie brutalnej walki, jedna z<br />

postaci kopie drugą w głowę. Pomiędzy nogami walczących dyndają odlane z aluminium pełne ziarna kłosy –<br />

symbole męskiej seksualności, która napędza bijatykę paliwem agresji. W tej pracy, w której potworność<br />

pochodzi już nie z obszarów mitologicznej wyobraźni, lecz z porządku ulicznej burdy, obraz bestialstwa<br />

ostatecznie krystalizuje się w pojęciu męskości. Ta zaś w świetle sztuki Brzeskiego jawi się jako dyskurs<br />

pożądania, przemocy, wstydu, siły i strachu przed słabością – lęku, który zmienia mężczyznę w bestię.<br />

*<br />

7 Organizowanie martwej materii w ludzką postać przywodzi na myśl topos Golema. Warto jednak zauważyć, że w interpretacji Brzeskiego<br />

ów topos zyskuje specyficzny rys, zakorzeniony w tradycji polskiego wczesnego modernizmu, w którego ikonografii pojawiła się postać<br />

Chochoła, słomianego człowieka. Słomiane widmo przewija się przez malarstwo Jacka Malczewskiego i swoją ikoniczną postać przybiera w<br />

dramacie Wesele Stanisława Wyspiańskiego.


Na koniec wróćmy do wspominanej wyżej pracy Upadek człowieka, którego nie lubię, aby tym razem spojrzeć<br />

na nią z innej perspektywy – od strony rysunku. Film otwiera realistyczna ekspozycja; oto zbliża się termin<br />

otwarcia nowej wystawy, a artyście brakuje pomysłu. Niespodziewanie twórcę nawiedza wizja śmierci<br />

upierdliwego sąsiada, który zalazł mu za skórę. Brzeski chwyta się tej myśli, szkicuje postać człowieka, który<br />

pada rażony zawałem serca. Artysta nie poprzestaje jednak na tym; wyprowadza widza z przestrzeni filmowej i<br />

pokazuje w galerii zaskakującą pracę. Oto rysunek z filmu został powiększony do skali, w której upadająca<br />

postać ma wymiary naturalne. Praca oparta jest na złudzeniu optycznym, potrzebny jest drugi rzut oka, aby<br />

rozpoznać, że nie mamy do czynienia z płaskim szkicem powiększonym do monumentalnych rozmiarów, lecz z<br />

rzeźbą, w której każda wykonana na papierze kreska została przetłumaczona na precyzyjnie wymodelowany<br />

metalowy pręt. Ta niespodziewana materializacja wyobrażenia, które poprzez rysunek staje się faktem w<br />

fizycznej przestrzeni, prowadzi nas do zagadnienia, które wydaje się ważne dla zrozumienia twórczości<br />

Brzeskiego. W jakim stopniu możliwe jest zobrazowanie i uobecnienie fantazmatów Jakie są relacje między<br />

spojrzeniem artysty a tym, co przedstawia on później spojrzeniu widza Na ile w dziele sztuki da się<br />

zobiektywizować to, co subiektywne Na te pytania Brzeski odpowiada poprzez rysunek, medium, które<br />

znajduje się między pewną wizją a pracą, której owa wizja daje początek. W praktyce Brzeskiego rysunek<br />

pojawia się zarówno w funkcji disegno, jako zapis procesu krystalizowania się konceptów, jak i w roli narzędzia<br />

badawczego, używanego podczas studiów z modela. Warto przy tym zauważyć, że przedmiotem owych badań są<br />

w równej mierze model i studiujący go artysta; Brzeski jako Samolub zainteresowany jest przede wszystkim<br />

relacją, jaka buduje się między nim a tematem jego pracy. To przeniesienie uwagi studiującego z przedmiotu<br />

studiów na samego siebie jest doskonale widoczne w projekcie 27 kobiet w tydzień. To cykl rysunków, które<br />

Brzeski wykonał, jeżdżąc samochodem po leśnych drogach w różnych zakątkach Polski i portretując prostytutki.<br />

Emocjonalne napięcie tej pracy wynika z dwuznaczności relacji między modelką a portrecistą, który<br />

zatrzymując samochód na poboczu leśnej drogi, wikła swój artystyczny zamiar w sprawy pożądania – i w<br />

ekonomię prostytucji, która uprzedmiotawia obie strony seksualnego kontraktu. To, że przedmiotem umowy nie<br />

jest w tym wypadku seks, lecz sesja pozowania, niewiele zmienia; artysta występuje tu przede wszystkim jako<br />

mężczyzna, który czegoś pożąda i gotów jest kupić drugą osobę, aby zaspokoić swoje pragnienie. Rysunkowe<br />

portrety modelek stają się lustrami, w których odbijają się pożądanie, wstyd i ciekawość artysty – ciekawość<br />

samego siebie w sytuacji, w której sztuka tak jawnie demaskuje się jako sublimacja erotycznego spełnienia. Tak<br />

naprawdę sztukę Brzeskiego zdaje się jednak napędzać inne, bardziej samolubne pragnienie niż pożądanie<br />

Innego. To pragnienie pójścia za swoim wyobrażeniem do końca, ziszczenie własnego fantazmatu – jak w pracy<br />

Upadek człowieka, którego nie lubię, którą przenika marzenie o sprawczej mocy aktu twórczego – marzenie<br />

spełnione w geście przeniesienia narysowanego w przebłysku inspiracji szkicu w fizyczną przestrzeń realnego<br />

świata. Rysunkami w przestrzeni są również linearne, widmowe postacie z prac Francis i haszysz i Z miłości do<br />

kobiety. Jest nim także Blask, rzeźba, w której rysunek przedstawiający eksplozję światła, moment czystego<br />

olśnienia, zostaje przetłumaczony na materię masywnych stalowych prętów, z których każdy drobiazgowo<br />

odtwarza wykreśloną na papierze kreskę. W tym przywiązaniu do obrazu, który przeznaczony jest tylko dla oczu<br />

artysty, Brzeski jawi się jako prawdziwy Samolub.<br />

Katalog Olaf Brzeski Samolub, BWA Wrocław – Galerie <strong>Sztuki</strong> Współczesnej, <strong>Centrum</strong> <strong>Sztuki</strong> Współczesnej<br />

Zamek Ujazdowski, Instytut Adama Mickiewicza, Wrocław – Warszawa 2013

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!