Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
tych, którym nie szczędzisz dobrodziejstw i łaski, nie zaś po ścieżkach grzeszników,<br />
którzy ściągnęli na się gniew Twój i którzy błądzą. Amen.”<br />
A Staś słuchając tych głosów podniósł oczy w górę — i w tej dalekiej krainie,<br />
wśród płowych, głuchych piasków, począł mówić: „Pod Twoją obronę uciekamy się,<br />
święta Boża Rodzicielko…”<br />
<br />
Noc bladła. Ludzie mieli już siadać na wielbłądy, gdy nagle spostrzegli pustynnego<br />
wilka, który wtul<strong>iw</strong>szy ogon pod siebie przebiegł wąwóz o sto kroków od karawany<br />
i wydostawszy się na przec<strong>iw</strong>ległe płaskowzgórze biegł dalej z wszelkimi oznakami<br />
strachu, jakby uciekał przed jakimś nieprzyjacielem. W egipskich <strong>pustyni</strong>ach nie masz<br />
takich dzikich zwierząt, przed którymi wilki czułyby trwogę, i dlatego widok ten<br />
zaniepokoił wielce sudańskich Arabów. Cóż by to być mogło? Czyżby nadchodziła już<br />
pogoń? Jeden z Beduinów wdrapał się szybko na skałę, ale zaledwie spojrzał, zsunął<br />
się z niej jeszcze prędzej.<br />
— Na proroka! — zawołał zmieszany i przelękły — chyba lew bieży ku nam i jest<br />
już tuż!<br />
A wtem spoza skał ozwało się basowe: „wow”, po którym Staś i Nel zakrzyknęli Pies<br />
razem:<br />
— Saba! Saba!<br />
Ponieważ po arabsku znaczy to: lew, więc Beduini przestraszyli się jeszcze bardziej,<br />
lecz Chamis roześmiał i się i rzekł:<br />
— Ja znam tego lwa. Pies<br />
To powiedziawszy gwizdnął przeciągle — i w tejże chwili olbrzymi brytan wpadł<br />
między wielbłądy. Ujrzawszy dzieci skoczył ku nim, przewrócił z radości Nel, która<br />
wyciągnęła do niego ręce, wspiął się na Stasia, następnie skowycząc i poszczekując<br />
obiegł oboje kilkakrotnie, znów przewrócił Nel, znów wspiął się na Stasia i wreszcie,<br />
ległszy u ich stóp, począł ziać.<br />
Boki miał zapadłe, z wywieszonego języka spadały mu płaty piany, machał jednak<br />
ogonem i podnosił oczy pełne miłości na Nel, jakby jej chciał powiedzieć: „Ojciec<br />
twój kazał mi cię pilnować, więc oto jestem!”<br />
Dzieci siadły przy nim z jednej i drugiej strony i poczęły go pieścić. Dwaj Beduini,<br />
którzy nie widzieli nigdy podobnej istoty, spoglądali na niego ze zdumieniem,<br />
powtarzając: „Allach! o kelb kebir!” (Na Boga, to wielki pies!) — on zaś leżał przez<br />
jakiś czas spokojnie, następnie podniósł jednak łeb, wciągnął powietrze w swój czarny,<br />
podobny do ogromnej trufli nos, zawietrzył i skoczył ku wygasłemu ognisku,<br />
przy którym leżały resztki pożywienia.<br />
W tej samej chwili kozie i baranie kości poczęły trzaskać i kruszyć się jak słomki<br />
w jego potężnych zębach. Po ośmiu ludziach, licząc ze starą Dinah i z Nel, było tego<br />
dosyć sporo nawet dla takiego kelb kebir.<br />
Lecz Sudańczycy zakłopotali się jego przybyciem i dwaj wielbłądnicy odwoławszy<br />
na bok Chamisa poczęli z nim rozmawiać z niepokojem, a nawet ze wzburzeniem.<br />
— Iblis przyniósł tu tego psa! — zawołał Gebhr — i jakim sposobem trafił tu za<br />
dziećmi, skoro do Gharak przyjechały koleją?<br />
— Zapewne śladem wielbłądów — odpowiedział Chamis.<br />
— Źle się stało. Każdy, kto zobaczy go przy nas, zapamięta naszą karawanę<br />
i wskaże, którędy przechodziła. Trzeba się go pozbyć koniecznie.<br />
— Ale jak? — spytał Chamis.<br />
— Jest strzelba, weź ją i strzel mu w łeb.<br />
32