LISTONOSZ DONIÓSŁWieczorem braliśmy udział w zajęciach,podczas których nauczyliśmysię jak krok po kroku uzdatniać skażonąwodę. Próbowaliśmy także mierzyćpoziom zanieczyszczeń pobliskiego jezioraprzy pomocy specjalnych odczynników.Zapoznano nas z niemiecką kampaniąwalki z biedą pt: „Widzę więcej, niżwy jesteście w stanie dostrzec”, którauświadamia Niemców, że ubodzy to nietylko starcy w łachmanach, a może byćnim każdy z nas. Na razie wolontariuszesą skupieni na zbieraniu funduszy,które będą przekazane na dożywianiedzieci w szkołach, kupno podręcznikówczy ubrań.Pewnego dnia odwiedziła nas drużynaratowników z wyszkolonymi psami.Podczas akcji ratowniczej koniecznejest bezwzględne posłuszeństwo czworonoga,dlatego świetnie przygotowaneowczarki niemieckie, order collie i labradorywykonywały każdą komendę opiekuna.Nie sprawiało im najmniejszegoproblemu przejście po równoważni, pokonanietunelu, czy odnalezienie leżącejosoby wśród tłumu gapiów. Wszyscybyliśmy pod dużym wrażeniem i z podziwemoklaskiwaliśmy kolejne sprawnościpsów.Kadra (złożona z ludzi równie pozytywniezakręconych jak nasza, polska)wciąż dbała o atrakcje dla uczestników,dlatego późną nocą „spacerowaliśmy”po lesie pełnym duchów i zjaw, tę przechadzkęz pewnością będę długo pamiętała…Wybraliśmy się także autokaremdo Dusseldorfu i Kolonii, widziałyśmysłynną katedrę szczególnie ważnądla nas, Polaków, ponieważ tam Jan PawełII odprawiał mszę świętą. Obiekt jestznany z tego, że budowano go przezszereg stuleci, a uczestniczyło w tymgrono najlepszych artystów z całegoświata. Z tarasu widokowego na najwyższejz wież katedry roztacza się przepięknapanorama miasta, lecz aby mócją podziwiać trzeba pokonać ponad tysiącschodów. Może to przyprawićo „lekką” zadyszkę, ale widok zapieradech w piersiach.Miejsce tegorocznych Dni Młodzieżywywarło na nas duże wrażenie, bo jestmiastem niezwykle tolerancyjnym i otwartym,przepełnionym ciekawymi, nieszablonowymiludźmi.W Dusseldorfie zwiedzaliśmy siedzibęmiejscowego Czerwonego <strong>Krzyż</strong>a.Muszę przyznać, że bardzo mi się tampodobało, gdyż tamtejsza placówka jestperfekcyjnie wyposażona; od kolorowych„krzyżykowych” gadżetów, poprzez multimediado własnych autokarów, karetekczy samochodów gotowych do akcjiw razie klęski żywiołowej.Ale wszystko, co dobre szybko siękończy, więc jak się domyślacie dziesięćdni minęło jak mrugnięcie okiem.Obóz był doskonałą okazją, aby wymienićdoświadczenia (nie tylko czerwonokrzyskie)z ludźmi z innych krajów, myślę,że im więcej takich wyjazdów tymlepiej… Ostatniego wieczoru wszyscynieważne czy chłopcy, czy dziewczyny,czy kadra, czy uczestnicy płakali jakbobry. Na szczęście w naszych głowachpozostaną na zawsze wspomnieniaszalonych dni (i nocy) z BadMunstereifel 2005. A może by takw przyszłym roku obóz międzynarodowyw Sulejowie?Emilia OsuchŁódzka Grupa SIM PCK28Informator Młodzieży PCK Numer 2/3 2005
Obóz w LangenloisW dniach 8.07-25.07.05 r. w Langenloisodbył się po raz 50 Międzynarodowyobóz dla młodzieży czerwonokrzyskiej.W związku z tym, że był to obóz jubileuszowynie tylko trwał dłużej niż zwykle(bo aż 17 dni), ale także gościł najwięcejkrajów- bo aż 21 przedstawicielipaństw z Europy, Azji, Ameryki Pn, Pdi Środkowej. Tematem przewodnimobozu było hasło „Youth X-Change Humanity”– Learn from the past-apply it tothe fucture.Program obozu był bardzo napięty.Już na początku podzieliliśmy sięna 4 grupy: taneczną, wokalną, medialnąi teatralną. Każda z nich miała za zadanieprzygotować program na FestiwalNarodów, który miał się odbyć w przedostatnidzień naszego pobytu w Langenlois.Oprócz tego, co parę dni odbywałysię zajęcia teoretyczne dotyczące m.in.Historii CK i CP, Konwencji Genewskich,Prawa Humanitarnego, Strategii 2010,min przeciwpiechotnych oraz zajęciapraktyczne, w których m.in. konstruowaliśmymaszynę latającą dla jajka, chodziliśmyprzez 1,5 godziny z związanymioczami pokonując różne przeszkody,przeprowadzaliśmy między sobą mediacje,a także rozwiązywaliśmy zagadkę.Każda delegacja miała także dzień,w którym mogła przedstawić i nauczyćinnych swojej kultury, zwyczajów, tańca,kuchni i języka. Wieczorami wszyscyspotykaliśmy się w ogrodzie, pokazywaliśmyczego nauczyliśmy się o danejkulturze i szaleliśmy przy muzycei różnych zabawach. Trzeba też przyznać,że kadra o nas bardzo dbała, ponieważcodziennie dostawaliśmy bajkęna dobranoc oraz coś słodkiego.Oprócz czasu spędzonego w internaciewyjeżdżaliśmy też na wycieczki.Pierwszą była wycieczka do Mauthausen,LISTONOSZ DONIÓSŁInformator Młodzieży PCK Numer 2/3 200529