<strong>Jacek</strong> <strong>Poremba</strong>Dlaczego właśnie moda i portret – czy to przypadek, czy świadomywybór – zainteresowanie <strong>drugim</strong> człowiekiem?Pierwsze zdjęcia zrobiłem 20 lat temu i to był kompletnyprzypadek. Z wykształcenia jestem mechanikiem urządzeń automatykiprecyzyjnej. Wtedy nie było tak dużo szkół fotograficznychjak teraz. Po ukończeniu nauki robiłem różne rzeczy– byłem pomocnikiem w drukarni, zaopatrzeniowcem w MuzeumMiasta Łodzi. W tej drukarni zaczęło się coś tam w mojej głowiedziać. Mój tata robił sporo zdjęć i w domu był cudowny PentaconSix TL. Więc zacząłem sam tę rzeczywistość zewnętrzną fotografować.Wkrótce razem z przyjacielem zrobiliśmy wystawęw Łodzi. Trafiła ona również do CSW Zamek Ujazdowski w 1990roku. Jednak te zdjęcia były kompletnie nie związane z fotografiąkomercyjną – stanowiły jakieś nasze poetyckie opowieścifotograficzne. I tak przez rok trochę się po tej fotografii błąkałem.Zaprzyjaźniłem się z kuratorem naszej wystawy w CSW.Pomagałem przy ekspozycjach, dokumentowałem różne rzeczy,robiłem w ciemni duże odbitki.Dokładnie po roku Joasia Chrzanowska, projektantka z Łodzi,która postanowiła wypuścić swoją autorską kolekcję na targiInterfashion, pomyślała, że mogę zrobić dla niej jakieś zdjęcia.Wtedy byłem jeszcze kompletnie nieświadomy, czym jest fotografiamody. Wówczas do Polski jeszcze nie docierała tak jak dziśzagraniczna prasa modowa. W 1991 roku istniały chyba tylko trzyredakcje polskie – „Zwierciadło”, „Uroda” i „Pani”. Wziąłem od niejciuchy stylizowane na lata 20-30. W ówczesnej Łodzi łatwo byłoodnaleźć klimaty tamtej epoki – jakiś stary samochód stojący naulicy, Księży Młyn. Dziewczyny oczywiście same się malowały.Chodziliśmy przez dwa dni po mieście robiąc zdjęcia. Potem zrobiłemodbitki w ciemni samodzielnie – sepiowałem, porobiłem takiespecjalne ramki, żeby wyglądały jak wydarte zdjęcia z albumu.Zdjęcia zawisły na stoisku razem z tą kolekcją. Okazało się,że było to najładniejsze stoisko, a ubrania cieszyły się sporympowodzeniem. Jakaś szwedzka firma kupiła prawa do jej produkcjii sprzedaży. Moje zdjęcia zaczęły automatycznie z tą kolekcjąfunkcjonować. Dzięki tej firmie ukazał się pierwszy katalog,plakaty, metki. Redakcja „Pani” również zainteresowała się tąkolekcją i opublikowała zdjęcia. Wejście na rynek dosyć mocne,choć nie bardzo świadome. Od tego właściwe wszystko sięzaczęło. Pojawiły się kolejne zamówienia. Ponieważ na rynkubyło jeszcze stosunkowo trudno o materiały światłoczułe, toprzez długi czas tworzyłem w zasadzie fotografię czarno-białą.Kolorem nie zajmowałem się, gdyż nie bardzo potrafiłem to robićsamodzielnie, a nie było jeszcze laboratoriów wykonującychusługi na dobrym poziomie.Ponieważ tematem przewodnim numeru jest moda, chciałbymzadać kilka pytań od nośnie fotografii mody i sposobu realizacjizdjęć. Na zdjęciach realizowanych w studio nie widzimyskomplikowanej scenografii. Modele występują zwykle najednolitym tle, rzadko pojawiają się drobne rekwizyty. Czyto jest świadome dążenie do prostoty, czy też chęć skupieniauwagi widza na fotografowanym obiekcie.Przez wiele lat robiłem różne eksperymenty fotograficzne.Był długi okres Polaroidowy – dużo nad tym pracowałem.Jednak z upływem czasu – im dalej, tym większa świadomośćmaterii – stwierdziłem, że człowiek w zasadzie jest dla mnienajważniejszy. To, co udaje mi się wyciągnąć z tego człowiekajest najważniejsze. Oczywiście lubię scenografię i lubię przy jejpomocy coś opowiadać, ale człowieka stawiam na pierwszymmiejscu. Doszło do tego, że zawsze wożę ze sobą czarną szmatę(tło), żeby tę przestrzeń z tyłu móc odciąć.Miałem dużo przemyśleń podczas fascynacji Polaroidem.Stwierdziłem, że bardzo łatwo wpaść w pewną manierę. Podczaskorzystania z tej techniki pojawiła się tzw. łatwość robienia„pięknych zdjęć”. Do tego dochodziły cechy charakterystycznedla tej technologii – ramka, czasami zacieki, ciekawe efektygraficzne. Gdy prowadziłem kiedyś zajęcia z „polaroidów” dlastudentów, zauważyłem, że ludzie nie myślą co i jak sfotografują,natomiast przykładają największą wagę do efektu czystoformalnego. Powstawały zdjęcia takie, że równie dobrze mógłbyje wykonać mój kilkuletni syn. To jest bardzo ważne i trudne,Czy miałeś jakieś inspiracje, wzorowałeś się na kimś?Raczej trudno było o inspiracje z powodów, o których wspomniałem– trudno było dotrzeć do branżowej prasy. Nowe tytułyzaczęły pojawiać dopiero później. Nie miałem żadnego mistrza,choć uważam, że jest to potrzebne. Przydaje się ktoś, kto wskażeodpowiednie tory i skróci drogę ucznia do osiągnięcia celu. Jatego nie miałem – eksperymentowałem i sam poszukiwałemtego, co w fotografii najbardziej by mnie zainteresowało.73
warsztat<strong>Lubię</strong> <strong>kontakt</strong> z <strong>drugim</strong> człowiekiemaby fotografując przy użyciu takich technik nie popaść w czysteefekciarstwo gubiąc przy tym istotę fotografii.Zacząłem zbierać albumy fotograficzne, interesować sięmocniej fotografią i poczułem, że to, co najbardziej mnie interesuje,to czysta fotografia bez zbędnych dodatków, czyli pozbawionawszystkich zabiegów techniczno-formalnych. Ważnestało się to, co fotografia może mi dać i w jaki sposób może mniewzruszyć. Zainteresowała mnie twórczość fotografów, którychznakiem rozpoznawczym, nie jest forma jak na przykład zdjęciaPolaroidowe Paulo Roversiego, lecz jej czysty przekaz. Kiedypatrzę na takie zdjęcia, jestem w stanie rozpoznać, że robił jeten, a nie inny fotograf. Wyczuwam w nim energię twórcy. Takąwłaśnie fotografię chciałbym robić. Niegdyś robiąc czarno-białąodbitkę zwykle ją jeszcze sepiowałem – chciałem dodatkowo cośulepszyć, dodać. Wydaje mi się to teraz jednak tylko zabiegiemczysto powierzchniowym. To, co jest „po drugiej stronie lustra”pozostaje jednak niezmienione.Ile z Twoich założeń twórczych udaje się przemycić do zdjęćkomercyjnych? Czasami otrzymujesz zlecenia, które mogą Cisię nie bardzo podobać, ale jednak podejmujesz się ich wykonania,bo jest to Twoja praca, z której żyjesz.Ja pracę nazywam rzemiosłem artystycznym. Myślę, że fotografpowinien mieć świadomość, iż jest to praca usługowa.Na świecie są pewnie fotografowie-gwiazdy, którzy dyktująwarunki, jak chcą fotografować. Myślę jednak, że w Polsce niema takiej osoby. Nie lubię sytuacji, gdy dostaję zlecenie i klientmówi, iż mogę zrobić to, co chcę.Rzeczywiście, paradoksalnie czasami może to być trudnasytuacja.To jest trudne w tego typu fotografii. Wszystko zależy oczywiścieod klienta i co to jest za temat. Wolę jednak, gdy ktoś miswoje oczekiwania w jakimś minimalnym stopniu sprecyzuje.W ramach tego zaczynam wtedy szukać swoich kierunków.Jeżeli pracuję dla jakiegoś pisma, które ma swój określonycharakter, jeżeli godzę się robić zdjęcia, to nie powinienem sięobrażać na to, że każe mi się robić coś tak, a nie inaczej. Świadomośćtego oraz umiejętność spotkania się w połowie drogiw formie pozytywnego kompromisu jest bardzo ważna. W ramachtego należy próbować w koncepcji tej gazety umieścić jaknajwięcej siebie. Dla mnie największym komplementem jest to,gdy ktoś mówi, że po otwarciu gazety i bez czytania podpisówrozpozna moje zdjęcia. Ważny jest złoty środek. To wszystkozależy od klienta. Przez dwadzieścia lat pracy w fotografii reklamowej(z wyłączeniem fotografii portretowej, gdzie jestembrany ze względu na swoje predyspozycje) mogę powiedzieć,że wykonałem tylko jedno zlecenie, pod którym mógłbym siępodpisać obiema rękami, że jest to czysto moje autorskie dzieło.Jak na tak długi czas to bardzo mało. Po drodze oczywiście była74