12.07.2015 Views

Wydanie 3 2011/2012 - ZSO nr 1

Wydanie 3 2011/2012 - ZSO nr 1

Wydanie 3 2011/2012 - ZSO nr 1

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Dwumiesięcznik UczniowskiZespołu Szkół Ogólnokształcących <strong>nr</strong> 1Numer 23/<strong>2012</strong> Kwiecień/Maj <strong>2012</strong>ODYSEUSZE DZISIEJSZYCHCZASÓWsakura„PRÓCZ DZIŚ NIE MA NIC”–OPOWIEŚĆ O „RENT”


AktualnościAktualności„Ellyta” podbija Wiktorowo po raz drugi!ODYSEUSZE DZISIEJSZYCH CZASÓWOlimpiada? Pewnie, czemu nie!Ręka na pulsieOfiara losuCo jeść, żeby przeżyć?Cztery koła i jaSkuwka, zasuwka ... czyli małeco nieco o poprawności językowej ...Cool-tura„PRÓCZ DZIŚ NIE MA NIC”– OPOWIEŚĆO „RENT”„Śmiechu warte?”Na kozetceZdrowe ambicjeSport„Gotowi na walkę o awans”TransferySparingiLekkim pióremSakuraESPERANa wesołoPół żartem, pół serią„Ellyta” podbijaWiktorowo po razdrugi!Wiktorowo to ośrodekwypoczynkowy położony niedalekoBydgoszczy, oferującyodpoczynek na łonie natury.Postanowiliśmy ponownieskorzystać z uroków tegocudownego miejsca i przeprowadzićw nim warsztaty.25 stycznia około godziny9:00 wsiedliśmy do pięknychbusików, które w godzinędowiozły nas na miejsce.Drodzy Czytelnicy!Wiosna przyszła do nas w idealnym momencie.Maturzystom słońce doda energiipodczas pisania egzaminu dojrzałości, a pozostałym,którym zaczęła się bardzo długamajówka pozwoli na zrealizowanie wszelkichplanów.W obecnym numerze znajdziecie m.in:intrygujące opowiadanie Oli Rulewskiej, bardzoosobisty wiersz autorstwa Laury Porowskiej oraz artykuło poziomie dzisiejszych kabaretów Michała Zaborowskiego.Te i inne artykuły czekają na Was!Korzystając z okazji, w imieniu całej redakcji życzę maturzystomsamych dobrych wyników - i by najdłuższe wakacje w życiubyły jednocześnie tymi najlepszymi.OlaPierwszy dzień poświęcony byłsztuce fotografii. Pan prof. PiotrDobosiewicz zdradził namtajniki fotografii, które w ciągucałego dnia musieliśmywykorzystać w praktyce. Podwieczór wspólnie oglądaliśmynasze dzieła.Następnego dnia mieliśmyzajęcia z techniki pisaniareportażu z panią prof. AlicjąKłopotek i z panem prof. PiotremDobosiewiczem. Oglądaliśmyinteresujące reportażewybitnego w swojej dziedzinieMarcela Łozińskiego oraz dostaliśmyzadanie napisaniawłasnych reportaży na dowolnytemat. Pod koniec dnia czekałona nas ognisko, przy którymnie mogło zabraknąć mrocznychhistorii oraz pieczeniakiełbasek.Trzeciego dnia zbieraliśmypomysły na nowy numer gazetkii żegnaliśmy się z Wiktorowem.Już około 14:00 byliśmyw Bydgoszczy.Mamy nadzieję,że to nie było naszeostatnie spotkaniez Wiktorowemi jeszcze kiedyś tamwrócimy.Jeliń-AleksandraskaODYSEUSZEDZISIEJSZYCHCZASÓWW naszej szkole działawiele inicjatyw. Począwszyod gazetki Ellyta, przez teatrScena Jeden, aż po skupiskonajbardziej kreatywnych z nas,czyli Odyseję Umysłu. Pełnipasji uczniowie udzielają sięjako młodzi konstruktorzy,wynalazcy, projektanci. Ichwolny czas wypełnia kreatywnemyślenie, twórcze rozwiązaniai szalone przedsięwzięcia. I tooni właśnie w ostatnim czasiestali się bohaterami, zwyciężającw mistrzostwach Polski„Odysei umysłu”.Młodzi jedynkowicze wystartowaliw kategorii Temat– Dylemat. Ich zadaniem byłorozwiązanie hamletowskiegoproblemu „Być albo nie być”.Odyseusze przedstawili tenodwieczny dylemat w formiezagadnienia „dziergać czy3


nie dziergać”. Efektem ichwytężonej pracy stał sięgigantyczny sweter, który służydo ogrzewania dwóch osóbnaraz.W finale, który odbywał sięw Gdańsku, na zawodnikówczekało także zadanie spontaniczne.Musieli przenieśćelementy zamknięte w kwadracie,nie mając do niego dostępu.Jednak przy ścisłej współpracyi salomonowemu rozwiązaniu,najlepiej poradzili sobie z tymdylematem. Nagrodą dla naszychkoleżanek i kolegów jestwyjazd na mistrzostwa świataodbywające się w Iowa StateUniveristy w USA.Jednak przed dzielnymiuczniami pojawił się problem.Wszystkie koszty (wyjazdu,wiz, zakwaterowania), musząpokryć na własną rękę. Jest tobardzo duży wydatek, dlategouczniowie poszukują sponsora,który sfinansuje wyjazd.Na szczęście Urząd Miastapokryje część wydatków, aledo zdobycia funduszy zostajecoraz mniej czasu.Pozostaje tylko miećnadzieję, że tak pięknie karierabędzie rozwijała się we właściwymkierunku i z wielkimisukcesami. Ellyta ze swojejstrony gratuluje wszystkimczłonkom Odysei Umysłu, orazPaniom Małgorzacie Niewiadomskieji Beacie Gołębiowskiejza trud włożony w przygotowania,ciężką pracę i końcowysukces. Trzymamy kciuki!4MICHAŁ ZABOROWSKIOlimpiada?Pewnie,czemu nie!Patryk Gacka, uczeńjedynki, zafascynowany polityką,historią i prawem.Wybierający się na prawo naUniwersytecie Jagiellońskim,symbol ciężkiej i wytrwałejpracy. W wywiadzie opowiedziałmi o swoich przygotowaniachdo olimpiady, o sukcesie orazzdradził mi swoje wrażenia popobycie w Brukseli.Czy ta olimpiada związanajest z Twoim planami naprzyszłość?Zdecydowanie tak. Zamierzamstudiować prawona Uniwersytecie Jagiellońskim,a materiał, którymusiałem do olimpiady opanowaćjest również wymaganyna studiach. Był to świadomywybór.Ile czasu zajęły przygotowania?Trudno powiedzieć. Oddłuższego czasu interesuję siępolityką, historią i prawem.Natomiast prawdziwe przygotowaniarozpocząłem w drugiejklasie. Przed istotnym etapemzawsze biorę około tygodniawolnego od szkoły i wtedy przygotowaniasą znacznie bardziejsukcesywne, niż w normalnedni szkolne, kiedy trzebarównież odrobić lekcje czy przygotowaćsię do sprawdzianu.Czy byłeś pewny swojegosukcesu, czy miewałeśmomenty chęci rezygnacji?Co prawda, w tym rokuczułem się pewniej niżw zeszłym, jednak zwątpienieAktualnościrównież mi często towarzyszyło.Tak naprawdę, to przedkażdym etapem przychodzi dogłowy taka myśl, że inni sąlepiej przygotowani, albo że niezdążyło się przeczytać jakiejśksiążki, czy artykułu. Po zmaganiachjest znacznie lepiej.Czy kilka lat temupomyślałbyś, że uda Ci sięosiągnąć taki sukces?Raczej nie, bo nie planowałemstartów w olimpiadach.W gimnazjum poświęciłemsię trenowaniu wioślarstwa,w liceum przyszedł czas nanaukę, ale nawet rok temunie pomyślałbym, że może misię udać. Zdecydowanie wolęminimalistyczne podejściei ciężką pracę.Czy nosisz w sobie pewienniedosyt, że to jest jednakdrugie a nie pierwsze miejsce?(uśmiech)… Nie, nie.Spełniłem swój cel, zostałemlaureatem, także jestem bardzoszczęśliwy i nie odczuwamniedosytu. Poza tym napędzamnie to do dalszej pracy przedfinałem innej olimpiady.Jak Ci się podobała Bruksela?Bruksela jest piękna.Lubię miasta, w których umiejętniełączy się historię zewspółczesnością, co widać właśniew Brukseli. Nie był to mójpierwszy pobyt w tym mieście,ale zapewne jeszcze niejede<strong>nr</strong>az z chęcią się tam udam.Aleksandra Jelińska


Ręka na pulsieOfiara losuW ramach projektu, Aktywnyuczeń, pracownik, obywatel– to ja, dzięki kompetencjomkluczowym dnia 09.03.<strong>2012</strong>roku odbyło się spotkaniez Michałem Pauli. Trudnookreślić, czy tematem spotkaniabyła relacja artysty – podróżnikaz pobytu w Tajlandii, czy prezentacjaksiążki „12 x śmierć.Opowieść z Krainy Uśmiechu”i przemyślenia byłego więźnia,skazanego wielokrotniena karęśmierci, odsiadującegowyrokm.in. w jednymz najcięższycha z j a t y c k i c hwięzień: BangKwang.M i c h a ł Pauli przemycałz Polski do Tajlandii narkotyki- pigułki ecstasy. Artystastwierdził, że dał się namówićna ich przemyt m.in. dlatego, żeuważał je za narkotyki „lżejsze”.Jednak pojęcie „bezpieczniejszychnarkotyków” nie istnieje.Znaczenie wyrazu „narkotyk”niezmiennie pozostaje takiesamo. Równie dziwnym wydawałomi się wytłumaczenieMichała Pauli, że do zbrodnidał się namówić, gdyż byłczłowiekiem naiwnym. Widoczniełatwiej zagrać na emocjachnas – ludzi młodych, odwołującsię do wybryku młodości,niż wprost powiedzieć, że byłosię chciwym i łakomym szybkiegozarobku. Cały wykładautora był dosyć sprzeczny. Nieprezentował jednoznacznegosprzeciwu przeciw przemytowi,nie był ostrzeżeniem przedpopełnieniem podobnej zbrodni,nie prezentował skruchyskazańca, a skupiałraczej uwagę na irracjonalnymwierzeniu w cuda i łut szczęściaw wypadku, gdy zostaniesię przyłapanym.Owszem, padały wielkiei ważne słowa na tematprzemiany wewnętrznej człowieka,który doznał wielkiejniesprawiedliwości losu.Człowieka, który uważał, żestał się ofiarą zmówienia władzTajlandii. Człowieka, któregoboli szufladkowanie go przezspołeczeństwo polskie dogrupy „przestępca”. Jednakwydaje mi się, że w całymnatłoku tych pięknie oprawionychsłów i jeszcze głębszychprzemyśleń na temat życia,Michał Palu zapomniał, żezbrodnia i jej konsekwencjesą wynikiem posiadania przezczłowieka wolnej woli. Człowiekmoże zrozumieć swojąwinę i przyjąć karę lub oznajmiaćwszem i wobec, że jestwinnym i na tym kreować swójnowy wizerunek.Ostatnimi czasy do Polskizawitała nowa moda polegającana promowaniu przestępcówi wznoszenia ich w sposóbabsurdalny do poziomu bohatera.Wywiady, książki, filmy,wsparcia finansowe wszystkoto skupiło się wokół osób, któremówiąc najprościej, nie zasłużyłyna to. Uważam, że istniejewiele instytucji, mnóstwo osób,które mogłyby służyć za przykładdo naśladowania bądźczynnik motywujący do działania,a które są marginesowanei omijane przez media, naskutek braku jakiejś chwytliwej,łapiącej za serce, ciemnejstrony historii ich życia. Jeżelispotkanie z Michałem Paulimiało mi coś uzmysłowić, torzeczywiście uzmysłowiło – jakpo raz kolejny chciano zamanipulowaćnaszymi uczuciamii włączyć nas w wielką medialnągrę.Laura Porowska„Co jeść, żebyprzeżyć?”Ostatnio zastanawiałamsię, czy w Bydgoszczy jeszczeda się gdzieś zjeść dobrydomowy obiad w przystępnejcenie. A nie ciągle spaghetti,pizza, kebab, frytki, burgery,naleśniki czy też inne „niepolskie”potrawy. Idę więc przezmiasto, jak zwykle burczy miw brzuchu i szukam jakiegokolwiekmiejsca, które zaoferujemi pyszny domowy obiadek.I tak oto trafiam na ulicę MariiSkłodowskiej – Curie. Pod numerem1 znajduje się chybaostatni socjalistyczny barmleczny w naszym mieście.Jego nazwa „Kaprys Bar” jestbardzo charakterystyczna.Ponaglana uporczywym burczeniem,szybko się poddajęi wchodzę do środka.Wystrój - jak w typowejstołówce, takiej jakie są, gdysię jedzie na kolonie. Ale jestbardzo dużo miejsca: ogromnasala, z wysokim sufitem, dużeokna, które sprawiają, że wnętrzenie jest ponure. I kwiaty.Mnóstwo roślin doniczkowychzdecydowanie dodaje urokutemu miejscu.Po chwili dołącza do mniemoja mama. Podchodzimy dokasy i nasze oczy lądują nawielkim menu wywieszonymna ścianie. Wybór jest ogromny(i wszystko jest dostępne!!Ilu tam musi przychodzić ludziw ciągu dnia!), nie możemy sięzdecydować. Są tu tradycyjnekotlety schabowe, zrazy, kurczak,ziemniaki, kluski, szerokibukiet surówek i sałatek,koktajle i ciasta, pomidorowa,grzybowa, barszcz z pasztecikiem,grochowa, żurek…niesposób wszystkiego wymienić!W końcu decyduję się nagrochówkę, filet z kurczaka,ziemniaczki, modrą kapustęi pieczarki jako dodatek. Mamawybiera barszcz z pasztecikiem,kluseczki śląskie ze skwar-5


kami i kwaśną kapustą. Jakodeser bierzemy po koktajlutruskawkowym. Z przerażeniempatrzę jak pani ekspedientkaz wściekłością wali w klawiszebiednej kasy. Chyba po prostusię spieszyła, bo akuratprzyszło dużo ludzi i chciała toszybko załatwić. Za nasz dwudaniowyobiad + deser płacimy30zł. To chyba niedużo?Zabieramy się do jedzenia.Obie zupy przepyszne,prawdziwe i domowe. Po zjedzeniugrochówki niepewniepatrzę na drugie danie – gdzieja to zmieszczę?? Ale wszystkowygląda tak pysznie, że niemożemy się powstrzymać.Bohatersko sięgamy po nożei widelce, i wcinamy aż nam sięuszy trzęsą.Podsumowując: zjadłyśmypyszny, domowy, dwudaniowyobiad z deserem dla dwóchosób w cenie 30zł, sceneriamoże nie jak w ekskluzywnejrestauracji, ale było czystoi przyjemnie. I kolejna zaleta:zanim zdążyłyśmy odnieść naczyniapo posiłku, podchodzimiła pani kelnerka i robi toza nas. Jedyny minus tolokalizacja, bo jest daleko odszkoły. Podobało mi się też to,że w „Kaprysie” jadają ludziew każdym wieku: od maluszkówz rodzicami, poprzezstudentów Collegium Medicummającym praktyki w Szpitaluim. Jurasza, aż po emerytów.Z baru wyszłyśmy albo raczej„wykulałyśmy się”, bo tak byłyśmynajedzone.Jeśli macie ochotę na cośinnego niż burgery, trochę czasuw piątek po lekcjach i 15złw kieszeni to koniecznie tamzajrzyjcie. Obiecuję, że tego niepożałujecie. A kto by się przejmowałtym, że mleczne barywyszły już raczej z mody (a jużna pewno w naszej szkole) skoromożna zjeść coś naprawdępysznego i w 100% zdrowszegood frytek w niskiej cenie?:)6Marysia ŚwigońCztery koła i jaJest 28 grudnia <strong>2011</strong> godzina10:00. Siedzę na brzegułóżka i staram się zebrać myśliprzed godziną sądu, przedgodziną 12:00. Myślę sobie:„Już za dwie godziny tam będę,wejdę, usiądę w holu głównymi zacznie się oczekiwanie nagłos z głośników.”Godzina 11:10 siedzę naprzednim siedzeniu samochodumoich rodziców, w głośnikachleci moja ulubiona piosenkaGotye feat. Kimbra- „Somebodythat I used to know”, tatapróbuje rozładować napięcie,niestety, nadaremnie. Przedoczami mam tylko ten sambudynek, do którego muszęjeździć co miesiąc, budynekWojewódzkiego Ośrodka RuchuDrogowego w Bydgoszczy,w skrócie WORD.Już jestem w środku. Wokółmnie pełno zagubionych i przestraszonychtwarzy. Wybierammiejsce przy oknie. Rozglądamsię i widzę tylko kilometrowąkolejkę ludzi czekających nazapisanie się na egzamin. Naglezauważam koleżankę, sytuacjasię rozluźnia. Jednak postanawiamwrócić na miejsce i wyjąćksiążkę, która ostatnimi czasydziwnie mnie relaksuje.Jest godzina 12:10, nadalsiedzę na tym samym miejscuz książką w torbie, bo nie mogłamsię skupić i stwierdzam,że mi się nudzi. Wyjmuję telefoni piszę sms-a do taty: „Jakskończysz sprawy na mieście,to jednak przyjedź do WOR-D-u”. Mija niecałe pół godzinyi tata jest już ze mną.Godzina 12:45. Dostajęsms-a od kolegi: „I jak?”, zachwilę dzwoni do mnie przyjaciółkaz tym samym pytaniem.Stwierdziłam, że najlepiejbędzie wyłączyć moje dziecko,czyli telefon komórkowy.Godzina 13:00. Zaczynamsię denerwować. „DlaczegoRęka na pulsienikogo nie wyczytują?”, „Możenie siedzę w tym miejscu,w którym powinnam?” te i innepytania przez następne piętnaścieminut krążyły w mojejgłowie.Stało się. O 13:30 w głośnikachusłyszałam męskigłos: „Osoby zapisane naegzamin praktyczny na godzinę12:00 zapraszam do holu głównego.”Pomyślałam: „O Bożeto ja! Tylko spokojnie, będziedobrze.” Dostałam „kopniakaw tyłek” na szczęście od taty,pan w stylowym, czarnym sweterkuodhaczył mnie na liściei w mgnieniu oka znalazłam sięw budynku C.Czekam w szarym budynkuz kolorowymi siedzeniamii z widokiem na czerwone elkistojące za oknem. Ze mną siedzijeszcze jakieś dziesięć osób.Nagle z tylnych drzwi wychodzimężczyzna, wyczytuje zdającego,za chwilę pojawia się kobietai wzywa na egzamin młodądziewczynę. Myślę: „Ciekawekiedy, będę ja. Ile jeszcze? Jakteraz nie zdam, rzucam to całeprawko!”.13:35, Pojawia się mężczyzna,ten sam, który wzywał nasdo budynku, rozpoznaję go, tomój egzaminator z ostatniegoegzaminu, zabiera na egzaminchłopaka w moim wieku, cieszęsię za chłopaka, bo trafił musię bardzo wyrozumiały egzaminator,który ‘oblewa’ tylko zapoważne błędy.13:40. Zza drzwi wychodziczwarty egzaminator. Słyszę:„Jelińska Aleksandra”, wstaję,zabieram torbę, kurtkęi staram się iść stanowczymkrokiem, pomijając wzrokreszty osób czekających naswoją kolej. Podchodzę dopana w czerwonej kurtce,mówię ‘dzień dobry’, słyszęodpowiedź: „Dzień dobry. Nazywamsię Jakub Kowalski*”.Słysząc ‘Kowalski’ nie wiedziałamczy śmiać się czy płakać,bo dwójka moich znajomychzdała z nim za pierwszym


Ręka na pulsierazem, ale z kolei mój kolegaz nim nie zdał i nastraszyłmnie, mówiąc, że jest surowy,nieprzyjemny itp. Pomimotego postanowiłam zachowaćstoicki spokój i wyłożyłamwszystko na jedną kartę.Procedurę wsiadania doczerwonej elki, zatwierdzanierozumienia zasad egzaminuzapamiętam do końca życia.Jedyne o czym marzyłam będącna placu manewrowym,to aby zaliczyć łuk. I udało się.Od momentu wyjechaniaz WORD-u pamiętam jedynieprzebłyski egzaminu i mojąmyśl krążącą po głowie: „Olanie zepsuj tego! Jak zepsujeszto teraz, to nie wybaczyszsobie do końca życia, rozumieszto?”.Byłam na ul. Cichej, naChodkiewicza, na rondzie przyOsiedlu Leśnym, ale to tylkourywki, bo byłam tak pochłoniętajazdą.Tę część egzaminu, którąSkuwka,zasuwka...... czyli małe co niecoo poprawnościjęzykowejMatury za nami, wakacjeprzed nami! Najpierwjednak każdy licealista, którymianem maturzysty określićsię jeszcze nie może,musi zmierzyć się z ocenamikońcowymi. Warto jednakpomęczyć się parę ostatnichchwil, by z beztroskimumysłem rozpocząćwakacje. Ja również,po raz przedostatniw tym roku szkolnym,zamierzam pomęczyć Wasjęzykiem polskim i jego skomplikowanymi(chociaż może nieaż tak...) zasadami.Nie będzie jednak tak źle.Zajmę się bowiem tematem ściślezwiązanym z wakacjami,a konkretnie: etymologią słowa,które często się w naszychpamiętam w całości, to słowapana Kowalskiego: „Proszę zjechaćna prawy pas i będziemyjechać do ośrodka”. Od tychsłów pamiętam wszystko. Tojak skręciłam do ośrodka, jakprzejechałam przez barierki,jak zaparkowałam, jak otrzymałamarkusz przebiegu egzaminupraktycznego z wynikiempozytywnym oraz jak poszłamza egzaminatorem do biura,gdzie wstęp dla zdających jestzabroniony.Ale to wszystko byłonieważne, liczyło się dla mnietylko to, by dobiec do tatyi wykrzyczeć, że zdałam.Kiedy dobiegłam do niegoi wykrzyczałam zdanie, któreprzez ostatnie trzy miesiącenie mogło być wypowiedziane,w odpowiedzi usłyszałam:„Zobacz! Niespodzianka.”I co zobaczyłam? Przyjaciółkibiegnące w moją stronęz otwartymi ramionami, któreczekały, by mnie uściskać.ustach pojawia. Mianowicie,„wczasy”. Okazuje się, żeprzed laty wyraz ten był synonimemsłowa „wywczasy”,i wówczas zdania mówiąceo sposobie wakacji brzmiałynastępująco: „Jedziemy na wywczasynad morze”. Zabawnie,prawda?Słowo „wczasy” etymologiczniema związek z rzeczownikiemwczas, który funkcjonowałw polszczyźnie mniej więcej dopołowy XIX w. Pierwotnie rozumianogo jako „wygody”.W znaczeniu ‘wypoczynek ludzipracujących i ich rodzinorganizowany przez zakładypracy, związki zawodowe czyzrzeszenia twórcze’ określenieto weszło do polszczyzny podrugiej wojnie światowej.„(…) Wczasy należą do zdobyczyPolski powojennej i są dobrodziejstwem,którego ludzie pracydawniej nie znali” – pisał przeszłopół wieku temu prof. WitoldDoroszewski (O kulturę słowa,Warszawa 1962, s. 618).Do oczu napłynęły mi łzy szczęścia,nie obchodziło mnie to,że się rozmazałam, że prawieumazałam sobie, dziewczynomi tacie kurtki, ważne było to,że moim wszechogarniającymszczęściem mogłam dzielić sięz bliskimi mi osobami. Niezapomnę również tego, jakgratulacje złożył mi mójegzaminator z poprzedniegoegzaminu, ten w stylowym,czarnym sweterku oraz jakwychodząc z budynku, płakałamrazem z mamą przeztelefon.I tak zakończyła się mojaprzygoda z jakże cudownymWojewódzkim Ośrodkiem RuchuDrogowego w Bydgoszczy,i mogę spokojnie powiedzieć, żego pokonałam.*Dane egzaminatora zostałyzmienione.Aleksandra JelińskaSkuwka, zasuwka...Wyraz „wywczasy” wyszedłjednak z użycia, uznano go zawtórny, sztuczny. Może to i lepiejdla naszego słownika, brzmibowiem cokolwiek dziwnie.Jeśli już mowa o letnimwypoczynku, warto zwrócićuwagę na słowo „kolonia”, gdyżczęsto używa się go niepoprawnie,zapewne całkiemnieświadomie. Nie wszyscywiedzą, że występuje onw polszczyźnie wyłączniew postaci pluralnej, a więc żenależy mówić i pisać: W tym rokumoja córka była na koloniach(a nie: na kolonii) w górach;O koloniach (a nie: o kolonii)w Tatrach można by długoopowiadać; Wiele dzieci niewyjechało w tym roku na kolonie(a nie: na kolonię) itp.Teraz już z pełną świadomościąmożecie, drodzy Czytelnicy, wyjeżdżaćna (te!) kolonie ;)Nie pozostaje mi nic innego,jak życzyć wszystkim udanychwakacji!Ola Rulewska7


8„PRÓCZ DZIŚ NIEMA NIC”–OPOWIEŚĆO „RENT”Jest rok 1988. DramaturgowiBillemu Aronsonowimarzy się stworzenie musicalu,opartego na słynnej operzeGiacomo Pucciniego „La Boheme”,ale dziejącego się współcześniew realiach NowegoJorku. Rok później, 29 letnikompozytor Jonathan Larsonzaczyna z nim współpracę,komponując kilka utworów.W 1991 roku przejmuje całyprojekt, określając nadchodzącedzieło jako „musicalpokolenia MTV”.Przez następne lata Larsonpisze swoje dzieło, w sumie(po setkach zmian i poprawek)zawierające 42 utwory,w międzyczasie dorabiającjako kelner w restauracji.W roku 992 przedstawia zarysdyrektorowi New York TheatreWorkshop, jednak podczasprób musical okazuje sięzbyt długi i złożony, co zmuszaJonathana do kolejnych zmian.Po zaakceptowaniu sztuki,od roku 1994 „Rent” zostajewystawione na deskach NYTW,gromadząc liczną widownięi osiągając OFF- Broadwayowysukces. W obliczu zbliżającejsię premiery na właściwymBroadwayu, Larson znów zmieniastrukturę i utwory swojegomusicalu.Dzień przed premierąw roku 1996, tuż po próbie generalnej,na której skarży sięna złe samopoczucie, autorwraca do swojego mieszkania.W noc poprzedzającą premieręumiera na zawał serca, wywołanyprzez zespół Marfana.W obliczu tragedii ani reżyser,ani aktorzy nie chcą graćw sztuce, jednak na prośbęrodziców Jona zaczynają przedstawienie.W pierwszym akcie,siedzą na krzesłach, dopierow drugim na dobre wcielającsię w role. Przedstawieniekończy się kilkudziesięciominutowąowacją na stojąco,już pierwszego dnia urastającdo miana legendarnego.Tragiczna śmierć kompozytorajak i niesamowita historiaopowiedziana w „Rent”,sprawiała, że musical zyskałniesamowitą popularnośći trzeba było przenieść go dowiększego teatru, ze względuna olbrzymie zainteresowanie,zwłaszcza wśród młodzieży,do której był skierowany.„Rent” to niebanalnahistoria, obok której niemożna przejść obojętnie.To opowieść o grupce przyjaciół,mieszkających w biednej,Cool-turaartystycznej dzielnicyNowego Jorku, LowerEast Side. Każdyz nich musi stanąćprzed codziennymiproblemami, takimijak bieda, głód,samotność, uciekającyczas i chorobyna czele z AIDS, na którycierpi część bohaterów. Jednakw trudnych chwilach zawszemogą na siebie liczyć i uświadamiająsobie, że najważniejszaw życiu jest siła miłości, którątrzeba żyć każdego dnia. Mark,Roger, Mimi, Joanne, Maureen,Angel, Collins i Benny towyraziste i charakterystycznepostacie, z którymi możeidentyfikować się każdy z nas.Wątki zawarte w sztuce są ponadczasowei uniwersalne, takbardzo związane z otaczającąnas rzeczywistością.„Rent” przez 11 lat bytnościna scenie doczekał sięponad 5500 przedstawień,stając się jedną z najczęściejgranych i najważniejszychsztuk w historii teatru. Historiadoczekała się czterechnagród Tony, oraz (co do dziśjest niezwykle rzadkim osiągnięciemdla musicalu) nagrodyPulitzera dla najlepszej sztuki.W 2005 roku nakręcono udanąadaptację filmową (w którejzagrała oryginalna obsadaz 1996 roku). W 2008 odbyłsię ostatni spektakl, transmitowanydo kin w formule „liveon Broadway” – pokazującskalę i dziedzictwo sztuki.W roku <strong>2011</strong> dzieło wróciło nadeski OFF – Broadwayu.To wszystko zadecydowałowłaśnie o najnowszymwyborze teatru Scena Jeden.GRAMY RENT! Wkrótcerozpoczną się próby z nowoprzetłumaczonym librettemi tekstami piosenek, w odświeżonejwersji i ze spojrzeniemmłodych ludzi, do którychprzecież „Rent” jest kierowany.MICHAŁ ZABOROWSKI


Cool-tura„Śmiechu warte?”Zmęczony trudami całegotygodnia, nową szkołą,nadmiernymi emocjami, usiadłemw sobotni wieczór przedtelewizorem. Pilot w rękęi rozpocząłem. No właśnie...Na pierwszym kanale wyświetlająserial, jeden z „tych”,których ilość odcinków jestodwrotnie proporcjonalna doilości polotu jego scenarzystów,a główny bohater pojawia sięw przysłowiowej lodówcez okrzykiem „to znowu ja”. Nainnym programie trójka celebrytówszuka utalentowanychludzi, najbardziej promującsiebie. Z resztą reklamy właśnieprzerwały ten szoł, więc nie będęczekał na kolejne, wątpliwenieraz talenty. Kolejny kanał,znowu trójka, tym razempublicystów. Rozmawiająo sprawach omawianych setnyraz w tym tygodniu i taknaprawdę ich akademickiedywagacje są kolejnymiautokreacjami. Po kilku minutachmam wrażenie, ze temat,o którym mówią jest znaczniemniej ważny od sposobuw jakim rozmawiają. Kolejnazmiana programu. ChuckNorris w półobrocie robipółszpagat albo odwrotnie. Tojuż chyba widziałem.Ostatnia próba. Nareszcie!Program kabaretowy, czylicoś, co mógłbym oglądaćnieprzyzwoicie długo, żeby niepowiedzieć bez końca. Jest towprawdzie powtórka programuz wakacji, który był powtórkąprogramu z kwietnia, ale sąskecze, monologi czy dowcipy,które śmieszą wielokrotnie.Tym bardziej, że oglądałem tenprogram tylko raz. Łysiejącyaktor opowiada dowcip o przyjacielui angielskim dentyście,który słyszałem w wykonaniu,co najmniej trzech innych polskichkomików. Swoją drogą,to ciekawe, czy oni mają tegosamego przyjaciela, który byłu angielskiego dentysty?A może to tajna misja jakiegośstomatologicznego lobby?Po chwili dwójka kabaretowychwygów udających przezdwadzieścia lat małżeństwo,opowiada dowcipy tak starei wysłużone, że same przewracająsię o własną brodę.Liczyłem na jakąś odmianę,gdy na scenę wkroczyłagrupa młodych ludzi- zdobywcówkilku głównych nagródw kabaretowych przeglądach.Ku mojemu zdumieniu, niepowtórzyli nic ze starychdowcipów, ale... To, co zaprezentowalinie było anibłyskotliwe, broń Boże inteligentne,przekraczało granicedobrego smaku, a momentaminawet żenujące. Ale twórcybawili się doskonale. O dziwo,także publiczność była rozbawionai nagradzała „młodetalenty” gromkimi brawami.Wniosek mógł być tyko jeden.Albo im zapłacona za klakęalbo oni zapłacili za bilety,więc chcieli się bawić za każdącenę.Wyłączyłem. Cisza. Dalejnie będę szukał. Tęsknię to inteligentnych,dowcipnych programówkabaretowych, którezdarza mi się oglądać w archiwachtelewizji.Dobry dowcip zagubiłsię w przeszłości, humor poszedłna wewnętrzną emigrację,a śmiech.... przypomina szyderczyrechot.Michał ZaborowskiNa kozetceZdrowe ambicjeGodzina szesnasta, pośpieszniewybiegłam ze szkoły,żeby zdążyć na spotkaniez babcią. Zawsze je lubiłam.Mogłam z nich wynieść tak wielepożytecznych informacji...- Młodzi ludzie nie mająw tych czasach za grosz ambicji.Na nic nie mają czasu. Na nicnie starcza im siły. - powiedziałamoja babcia, nalewając mikawy.Zawsze miała rację. Niemogłam się sprzeciwić, mójgłos się nie liczył. Wypiłam łykagorącej kawy i zaczęłam rozmyślać.Czy rzeczywiście tak jest?Czy nie posiadam ambicji?Babcia zbytnio uogólniłatemat. Znam wielu swoichrówieśników, którzy mają konkretniewyznaczony cel w życiui skrupulatnie do niego dążą.Sama do nich należę, wiem czegopotrzebuję i gdzie za kilkalat pragnę się znaleźć. Tematten podlega jednak dyskusji.Wyróżnić można zarówno zdroweambicje, jak i te chore.Generalnie cecha charakteru,jaką jest zdrowa ambicja,należy do zalet. Termin te<strong>nr</strong>ozumiem jako walkę w dążeniudo upragnionego celu.Człowiek posiadający tę cechęma predyspozycje, ale teżi dużo chęci,woli do bycia corazlepszym.Oprócz zjawiska powszechnegozaniku ambicji częściejobserwuje się tak zwany przerostambicji. Być może mojababcia myli się, twierdząc, iżmłodzi ludzie nie mają żadnegocelu w życiu ani wystarczającejzawziętości? Być może towłaśnie chorobliwa ambicjajest tematem wymagającymrozważenia. Wiele razy byłamświadkiem złego wpływu tejcechy na młodych ludzi, naich światopogląd i pragnienia.Media coraz częściej donosząo próbach samobójczych,zabójstwach spowodowanych9


problemami w osiągnięciu sukcesuprzez młodych ludzi. Aleprzecież to tylko pojedynczeprzypadki,o których dowiadujemysię dzięki interwencjidociekliwych dziennikarzy.Wystarczy rozejrzeć się w gronienaszych znajomych, którzynie radzą sobie z przerostemformy nad treścią.Młodzi ludzie odczuwajączęsto poważny stres związanyz edukacją. W liceach ogólnokształcącychnacisk kładzionyjest na każdy przedmiot z osobna,często bez wyróżnianiatych o programie rozszerzonym.Uczniowie, kierowani, zwyklezbyt wysoką ambicją, niepotrafią zdecydować się naposzczególne lekcje, z którychpragną zdawać maturę,skupiają się na ogóle i starająopanować cały materiał.Czując presję nie tyle ze stronyrodziców, otoczenia, alepłynącą z własnej dumy,zaczynają odczuwać poważnystres. Prowadzi on do licznychpowikłań, które w wielu przypadkachkończą się depresją,przewrażliwieniem a takżezagubieniem, utratą konkretnegocelu w życiu. Ambicjestają się wadą,chorą cechą,pogrążającą młodych ludzi.Pamiętam, gdy moja babciaopisywała mi jak to z zajęć lekcyjnychbiegła na próbę swojejkapeli, kochała śpiewać.- Bo ważne jest, żeby oprócznauki mieć jakieś hobby, cośco wykracza po za zakres przedmiotówszkolnych. - kontynuowałaswój wywód na tematmłodzieży i jej braku ambicji,a ja wróciłam do moichrefleksji. Mam fotografię, cośco czyni mnie na swój sposóboryginalną, pozwala mi odczućuczucie spełnienia. Ostatniocoraz częściej słyszę od moichznajomych, jak to rezygnująz kółek zainteresowań przeznatłok nauki. Niegdyś nasidziadkowie, rodzice potrafilipogodzić ze sobą sprawy szkolne,zainteresowania i pracę?Teraz my- nie mamy czasuna zrealizowanie połowy ichobowiązków. Chore ambicjepowodują, że wszystko, co udanam się osiągnąć,zrealizować,wydaje się niewystarczającei budzi w nas myśli,że wykonujemyto nieprawidłowo.„Po trupach do celu” topowiedzenie staje się corazczęściej dewizą młodych ludzi.Każdy z nas odczuwa potrzebęwyróżnienia się, bycia najlepszym.Często obserwuje się takzwany „wyścig szczurów” wewszystkich życiowych aspektach.Chorobliwa ambicjazaciera wszelkie szlachetnecele, a człowiek jest zaślepionyw swym dążeniu i niejednokrotniepnie się ,,na szczyt”kosztem innych. Zamiaststawać się coraz lepszymi,skupiamy się na wyścigu, za-Na kozetcepominając o tym, co było dlanas najważniejszymi wartościami.Ambicja, dzięki którejcoś osiągnęli, niegdyś tak chwalebna,staje się najgorszą wadąi zamiast rozwijać,uczyć, stajesie czynnikiem hamującym.- A ty Ania, co? Z kółka fotograficznegozrezygnowałaś?Mama mówiła mi coś, że jużnie chodzisz na dodatkowyangielski? A jak z Twoim dziennikarstwem?Dokąd chcesziść na studia? - moja babciazasypała mnie licznymi pytaniami,wyrywając mnie z moichrozmyślań.Trudno jest mi odpowiedziećna każde z nich. Sama niedo końca jestem pewna tego, comnie czeka, ale wiem,że będęskrupulatnie dążyć do wyznaczonychcelów.Moja babcia lubigeneralizować, ja jednak wierzęw to,że istnieją zarówno osobyborykające się z brakiem ambicjijak i z ich przerostem. Dobrąmetodą jest znalezienie złotegośrodka, czasem i to wydaje siębyć niewykonalne. Być możew przyszłości coraz mniejsłyszeć będę od swoich znajomycho zbyt dużej ilościnauki, a coraz więcej o nowychzainteresowaniach. Być możenigdy nie będę musiała braćudziału w wyścigu szczurówani borykać się z przerostemambicji.Anna Łobocka10


Sport„Gotowi na walkęo awans”Niespełna tydzień przedwznowieniem rozgryweko mistrzostwo I ligi piłkarskiejwśród kibiców bydgoskiegoZawiszy rośnie optymizm.Ekipa sprawiła sporą niespodziankę,zajmując 3 miejscepo rundzie jesiennej. Tymsamym wzrosły apetyty, a zagłówny cel sezonu zaczętostawiać wejście Zawiszy doEkstraklasy.Najważniejsze jest jednakto, że drużyna nie zostałaosłabiona, a możliwe, że wzmocnionapoprzez ekstraklasowedoświadczenie takich piłkarzy,jak Paweł Strąk, czy MarcinDrzymont.Oczywiście pełen obraz bilansuzysku i strat niebieskoczarnych zweryfikuje boisko.TransferyRadosław Osuch jeszczeprzed zakończeniem rundyjesiennej wspominał o potrzebiewzmocnienia formacji obronnej.Spowodowane to było dużąilością łapanych kartek przezdefensorów Zawiszy.W tym celu podpisano umowyz Marcinem Drzymontem i CezarymStefańczykiem. Pierwszypo rozstaniu z GKS Bełchatówpozostawał bez pracy przezokres sześciu miesięcy. Jednakpierwsze gry kontrolne z NielbąWągrowiec, czy Olimpią Elblągwykluczyły jego przypuszczalnezaniki w formie.Drugi to znanyw Bydgoszczy boczny obrońca,który ostanie pół roku spędziłna boiskach ekstraklasy w barwachŁódzkiego KS. Stefańczykjest dobrze znany bydgoskimkibicom, bowiem to właśnieon odegrał niebagatelną rolęw awansie drużyny do I Ligi.Poważnym wzmocnieniemZawiszy będą zapewne pomocnicy.Paweł Strąk - poprzednioGórnik Zabrze, ostatniemiesiące grywał w rezerwachŚląskiej ekipy.Stąd też – podobnie, jaku Drzymonta- obawiano sięo jego wydolność. Z meczuna mecz grał, jednak corazpewniej. Pokazał, że może poważniezagrozić MartinsowiEkwueme w rywalizacji o miejscena środku pola. Najbardziejimponował Słowak- VladimirKukol – poprzednio JagielloniaBiałystok. Szybki, zwinny, dotego z dobrą techniką stwarzałwiele sytuacji pod bramką rywali.Niestety podczas obozuprzygotowawczego w Turcji,doznał kontuzji stawu skokowegoi w ostatnich grachkontrolnych nie brał udziału.Bydgoscy lekarze robiąjednak wszystko, aby ta„słowacka torpeda „wraz z AdrianemBłądem, mogła siaćpopłoch na skrzydłach Zawiszyi wrócić na pierwszy meczrundy.Klub pozyskał równieżdwoje młodzieżowców: RafałaLipińskiego – poprzednio VictoriaKoronowo oraz MateuszaMąke – poprzednio KSZOOstrowiec Świętokrzyski.Powodem ich zatrudnienia,były liczne absencje AdrianaBłąda oraz Pawła Oleksego,spowodowane zgrupowaniamikadr młodzieżowych.Oczywiście takie powołaniato chluba zarównodla zawodników, jaki dla klubu. Niestety niedla trenera, który musiałszukać alternatywnychustawień taktycznych dladrużyny.Pod koniec rundyjesiennej błędy zaczęłyzdarzać sięAndrzejowi Witanowi.Co prawda nieliczne,ale w niektórych spotkaniachprzesądzająceo ich końcowym rezultacie.Dlatego też zaczęto rozglądaćsię za klasowym bramkarzem,rywalizującym z Witanem.Początkowo wybór padł naKrzysztofa Pilarza – zawodnikaKorony Kielce. Oba kluby byłyjuż ponoć ugadane, jednakw ostatniej chwili Korona zadecydowałazabrać Pilarzana zagraniczne zgrupowanie.Testowano np. estońskiegobramkarza, reprezentantamłodzieżówki swego kraju.Po niespełna tygodniu podziękowanomu za treningii poproszono by przyjechał doBydgoszczy za rok. W końcuznaleziono dwie kandydaturyzawodników mogących w każdejchwili wzmocnić RycerzyPomorza. Byli to : GrzegorzKasprzik – wówczas LechPoznań oraz Bojan Pejkow –Lokomotiv Sofia. Po spotkaniuz Wartą Poznań- w którympierwszą połowę rozegrałPejkow, a drugą Kasprzik,wybrano Bułgara i to on podpisałkontrakt z Zawiszą Bydgoszcz.W okresie przygotowawczymprzetestowano w barwachZawiszy wielu piłkarzy.Byli to m.in.: Tomasz Nowak– wówczas ŁKS Łódź, ArgentyńczykFernando Brandan –gwiazda „wolnych” na youtube.com, czy Victor Agali. Wokółtego ostaniego zrobił się popularny„szum medialny”. Jakto ? Była gwiazda Bundesligi11


PRZYBYLIOstatnioMarcin Drzymont obrońca GKS BełchatówVladimir Kukol pomocnik Jagiellonia BiałystokRafał Lipiński pomocnik Victoria KoronowoMateusz Mąka pomocnik KSZO OstrowieŚwiętokszyskiBojan Pejkow bramkarz Lokomotiv SofiaCezary Stefańczyk obrońca Łódzki KlubSportowyPaweł Strąk pomocnik Górnik ZabrzeODESZLITomasz Chałas napastnik Olimpia ElblągBenjamin Imeh napastnik Czarni ŻagańPaweł KanikPatryk KlofiknapastnikpomocnikKamil Majkowski pomocnik Sandecja Nowy SączSzymon MaziarzpomocnikWojciech Okińczyc napastnik Flota ŚwinoujścieŁukasz Zapała bramkarz Wda ŚwiecieDATADRUŻYNAGOSPODARZYDRUŻYNA GOŚCI WYNIK STRZELCYBRAMEK DLAZAWISZY28.01 Zawisza Nielba Wągrowiec 0:031.01 Zawisza Olimpia Elbląg 1:2 Leśniewski04.02 Zawisza Warta Poznań 2:1 Leśniewski,Agali08.02 Zawisza OKS Olsztyn 0:011.02 Lechia Gdańsk Zawisza 1:015.02 Zawisza ChojniczankaChojnice18.02 Wisła Płock Zawisza 1:2 Ekwueme,Zawistowski22.02 ChangchunYatai (Chiny)26.02 SKA-EnergiaChabarowsk(Rosja)29.02 TiekstilszczikIwanowo(Rosja)0:3Zawisza 4:0Zawisza 2:1 A. BłądZawisza 0:1 Wójcicki10.03 Zawisza Bytovia Bytów 2:0 Leśniewski,HrymowiczSportw I ligowym beniaminku?Agali był – jak żartowaliniektórzy kibice – najdłużejtestowanym zawodnikiem naświecie. W czasie jego pobytuw Bydgoszczy strzelił nawetbramkę w sparingu z WartąPoznań. Nie przekonało totrenera Kubota, jak również wielu kibiców,którzy widząc powolne, ociężałei „drewniane” ruchy Nigeryjczykanie mogli powstrzymywać śmiechu.Po blisko miesięcznym testowaniuzrezygnowano z byłej gwiazdy niemieckiejSchalke Gelserkirschen...Zespół Zawiszy opuściło 8 piłkarzy,w tym aż 4 napastników: BenjaminImeh- podpisał kontrakt z CzarnymiŻagań, Wojciech Okińczyc z FlotąŚwinoujście, Tomasz Chałas z OlimpiąElbląg, natomiast Paweł Kaniknie znalazł klubu. Pożegnano równieżSzymona Maziarza, Patryka Klofika –obaj bez klubu, Kamila Majkowskiego– Sandecja Nowy Sącz oraz ŁukaszaZapałę- Wda Świecie.SparingiW czasie zimowej przerwy Bydgoskizespół rozegrał 11 sparingów,w których odniósł 4 zwycięstwa, poniósł5 porażek i odnotował 2 remisy.Warto zwrócić uwagę na samą gręZawiszy. Mimo początkowego chaosuz czasem drużyna nabrała charakteru.Trzeba podkreślić, że porażki m.in.z Chojniczanką, czy Lechią wynikałyz braku koncentracji bydgoszczan.Podczas sparingu z gdańszczanami,gdy piłkarze myślami byli już w szatni,w ostatniej sekundzie spotkaniaBojan Pejkov tak niefortunnie kopnąłpiłkę, że ta uderzyła o plecyTomasza Dawidowskiego, ustalającwynik na korzyść Lechii.12


SportLekkim pióremSakuraMając w ręku kawałek swojego snuNuciłam melodię, której tytułu nie mogłeś odgadnąćMyślę, że marzenia moją kształt, dlatego moja naiwna duszaPrzelała się w Twoje oczy, bo one nigdy nie gasną.Zawisza Bydgoszcz z pewnościągodnie przepracowałzimową przerwę. Wzmocnionynowymi zawodnikamizespół będzie starał się powalczyćo ekstraklasę. Pomimonarzekań na brak klasowegonapastnika, defensywneustawienie zespołu, czy słabewyniki w sparingach drużynajest gotowa do walki o awans.Z pewnością będzie trudno,bowiem czołówka I ligi równieżsolidnie się wzmocniła.Jednak to 3 miejsce niejest przypadkiem, ale wynikiemciężkiej pracy drużynyw poprzedniej rundzie. Oby nawiosnę było podobnie...Ciekawsze transfery innychI ligowców: (imię i nazwisko;klub z jakiego przychodzi)Pogoń Szczecin: Adrian Budka-Widzew Łódź, Hernani -Korona Kielce, Sergiej Mosnikov- Flora Tallin, WojciechGolla – Lech Poznań,Piast Gliwice: Fernando Cuerda,Alvaro Jurado - Kluby 2 i 3ligi hiszpańskiej, Tomas Docekal– Victoria PilznoArka Gdynia - Charles Nwaogu- Energii Cottbus, MilosRadosavljevic - Victorii Pilzno,Radosław Pruchnik- ŁKSŁódź, Patryk Jędrzejowski -Sandecja Nowy Sącz, Wallace –Górnik Łęczna.Wojciech KaczmarekKwiaty wiśniZapytałam Cię kiedyś, czy nasze myśliKołyszą się w objęciach świata.Odpowiedziałeś, że nawet gdybyZgubiły się gdzieś po drodzeTo póki nasze serca są otwartePowrócą, by na nowo wypełnić je radościąKwiaty wiśniNie potrafiłam zliczyć popełnionych błędówChociaż nasze dłonie były złączoneNie dosięgałam Cię.Błądziłam w uliczkach nieprzespanych nocyTak bardzo chciałam oddychać Twoim powietrzem.Kwiaty wiśniPragnęłam nie bać się rzeczywistościTak innej od moich wizji.Przyszłość, którą dawał nam każdy poranekStarannie zapisywałam w listach,By codziennie na nowo wysyłać Ci moje uczucia.Płatki kwiatu wiśni porwał wiatrWyruszyły z misją wykrzyczenia Ci,Że wciąż tutaj jestem.Poszukaj kwiatu swoich marzeń.Pokochaj bladoróżowy znak wysłany z ziemi.Mając w ręku kawałek swojego snuNuciłam melodię, której tytułu nie mogłeś odgadnąćZapewne nigdy nie potrafiłabym się uśmiechnąćGdybym zdradziła Ci, że jej tytułTo ten bladoróżowy płatek, który zaplątał mi się we włosachNa naszym pierwszym spotkaniu.ESPERALaura Porowska- Ma pani dziwne imię – rzekłdo niej mężczyzna w banku,gdy płaciła za rachunki. Uniosłabrwi i spojrzała na niegoswoimi wielkimi oczyma. Facetaż skulił się w sobie. Takiegospojrzenia jeszcze nie widział.Mimo to nie mógł sobie podarowaćkolejnego pytania.- To nie jest polskie, prawda?Tym razem spojrzała na niegojak na idiotę. Właściwie niemusiała nic mówić. Jej oczymówiły wszystko. Załatwiłaformalności i wyszła, rzuciłajedynie „do widzenia”. Mężczyznapowiódł za nią wzrokiem.„Oczy na pół twarzy...”pomyślał zauroczony. Ale jużprzy następnym kliencie o niejzapomniał.Espera, bo tak nazywała sięta kobieta o niezwykłychoczach szła ulicą, rozmyślając13


o bankierze. Szła powolii skupiła się, by dobrze zapamiętaćtego człowieka. Jużo nim nie zapomni.Od małego nie zapominałao ludziach. Gdy miała siedemlat ktoś bardzo jej pomógłi dzięki tej osobie mała Esperauwierzyła w świat. Tak silnie,że o każdym człowieku myślała,że jest wartością samąw sobie. Jedyne, co przerażałomałą Esperę to długie dystanse,które trzeba pokonywać, bybyć wśród ludzi. Każda drogawydawała jej się dłuższa odpoprzedniej. Gdy Espera dorosła,przestała bać się długichdróg. Jakby trochę się skróciły.Każdy dystans był mniejszy,tylko ten między ludźmi sięzwiększył. Dlatego też Esperadbała, by mieć zawsze szerokootwarte oczy i nie pomijać żadnegoczłowieka. Bo z ufnościądziecka wierzyła, że człowiekjest wartością samą w sobie.Posiadała także umiejętnośćniezwykle szybkiegoprzyswajania języków obcych,może dlatego, że musiała podróżować.Polskiego nauczyłasię błyskawicznie, znała teżjapoński, rosyjski i francuski.Nie mówiąc o angielskim.Strasznie zależało jej, by języknie był barierą, ale drogą doporozumienia.Kiedyś ktoś chciał poznaćją bliżej. Nie przestraszył sięjej wielkich oczu o wymownymspojrzeniu. Była wówczas takaszczęśliwa, że unosiła się nadziemią. „Wiedziałam, że wartomieć nadzieję” myślała uradowana.Był to mężczyzna. Jemujednemu powierzyła swojenajwiększe sekrety i otworzyłasię przed nim. Powiedziała, żepochodzi z hiszpańskiej prowincji,że jej siostra zginęław wypadku, bo tak chciała. Żejej mama pochodzi z Brazylii,ale nie wie, gdzie jest i czyw ogóle żyje. Że pewnie o niej,Esperze, zapomniała. Że ojciec14był Hiszpanem, ale o nim to jużw ogóle nic nie wie. Wyznałanawet, że lubi sobie wyobrażaćojca jako szaleńczo zakochanegow życiu wędrowca, któregojedyną cenną rzeczą w życiujest gitara. „I chodzi gdzieś poświecie, i gra na tej gitarze,i śpiewa hiszpańskie ballady.A ludzie chcą go słuchać, bojest uśmiechnięty, ma białąkoszulę i czują, że ich lubi”mówiła, patrząc wielkimi rozmarzonymioczyma w niebo.Mężczyzna lubił jej słuchać,jej niedorzecznych historiio dobrych ludziach. Rozczulałogo, że widzi świat w takichbarwach. Pewnego razu spytało jej imię. Skąd właściwietakie.- Sama je sobie nadałam.I sama je stworzyłam.Nic więcej nie powiedziała,mężczyzna musiał zadowolićsię taką odpowiedzią.Espera nadal chodziła poświecie i poznawała nowychludzi, na których bardzo jej zależało.Mężczyzna bardzo długojej towarzyszył. Ale pewnegorazu zapomniał o niej. Zniknął.I tyle go widziała. Jak zwyklejednak zapadł jej głębokow pamięć.Pewnego słonecznegopopołudnia Espera, kupującgałkę lodów bananowych, zaznajomiłasię z ekspedientką.Po dziesięciu minutach rozmowy,gdy ta miała przerwęw pracy, bardzo dużo się o niejdowiedziała. Okazało się, żeekspedientka Zofia ma dużoproblemów, które ją przewyższają.Nie umie sobie z nimiporadzić. Rozmowa z Esperąi ich późniejsza przyjaźń bardzojej jednak pomogła. Dałanadzieję. Espera była tegoświadoma i dlatego tak lubiłaotaczać się ludźmi. Bo wiedziałajak na nich działa.Pewnego razu Zofia spytałao jej imię. Espera wzruszyłatylko ramionami. Zofia kontynuowaławięc zwierzaniesię ze swoich problemów. Ni-Lekkim pióremgdy wcześniej ani później niespytała o nic, co dotyczyło Espery.Tak jakoś. Zawsze mówiłytylko o jej, Zofii, problemach.A po kilku latach zniknęła. Jejmąż wyleczył się z alkoholizmu,córka wyzdrowiała i wygrali naloterii. I wyjechali. Zofia zapomniałao Esperze, jej oczachi nadziei, którą jej dawała.Ale Espera jak zwykle zapamiętałaZofię. Przecież niezapominała o ludziach. Sąpodstawą tego świata. Pielęgnowaławspomnienia o nich,rozmowy, niczym zawziętyogrodnik rabaty z kwiatami.Do każdego żywiła wielkiszacunek. Z równie wielkąstarannością pielęgnowaław sobie swoją nadzieję, któradawała jej siłę. Po prostu jąw sobie kochała.Kiedyś Espera zapisałasię do koła wędrowniczego.Grupa ludzi urządzała sobiewycieczki, chcieli krok po krokupoznać świat. Przed jednąz wypraw spóźniła się na zbiórkę,bo zwyczajnie zaspała. Całądrogę miała nadzieję, że na niąpoczekają. Niestety, gdy w końcudotarła na miejsce zbiórki,nikogo tam nie było. Zapomnielio niej. „To nic” pomyślałai ruszyła sama. Miała nadzieję,że szybko ich dogoni. Alboże przypomną sobie o niej.Po kilku godzinach trudnejwędrówki dogoniła grupę,która akurat miała postój.Okrasiła twarz miłym, jak zwykle,uśmiechem i spojrzaładokładnie na każdego z osobna.Przewodnik grupy podszedłdo niej. Poklepał po plecach.„Fajnie, że jesteś!” rzuciłi ruszyli dalej. Espera jednakpotrzebowała odpoczynku.Ruszyli bez niej. Znowu o niejzapomnieli.Nikt nawet nie zauważył kiedywykreśliła się z listy członkówgrupy. Ale przecież fajnie, żebyła, bo dawała innym nadzieję,była ich siła napędową. Coz tego, że już jej nie ma?


Lekkim pióremLata mijały, a Espera była corazsłabsza. Starzała się jak każdyczłowiek. Nadal jednak starałaotaczać się ludźmi. Słuchałaich i dawała nadzieję. Każdemustarała się dać po kawałkuszczęścia, co niezwykle uszczęśliwiałoją samą i sprawiało, żejej ogromne oczy błyszczały bezustanku.Ludzie z chęcią i chwilowąwdzięcznością odbierali tekawałki szczęścia i karmilisię jej nadzieją. I obiecywali.Że będą, że przyjdą. Ale i takzapominali. Espery nadziejajednak nie opuszczała. Nadalwierzyła w tych ludzi. Pamiętałakażdego. I pielęgnowała tewspomnienia.Przyszedł dzień, kiedyEspera umarła. Dusza opuściłaciało. Uniosła się gdzieś tam,gdzie zazwyczaj unoszą siędusze. Kobieta z uśmiechempożegnała ciało, które przeztyle lat pomagało jej poznawaćludzi i podążać za nimi.Przecież bez ciała nie mogłabydawać im nadziei, że wszystkosię ułoży, że będzie dobrze.Wędrowała sobie dalej,tyle że już bez tej cielesnej powłoki.Myślała o ludziach, którychmiała szczęście poznaći o tym, jak po kolei pomagała imwierzyć. Aż w końcu napotkała,tam właśnie, gdzie wędrujądusze, wielkie białe drzwi.Otworzyła je bez wahaniai ujrzała duże jasne pomieszczenie.Weszła i spotkaławszystkich ludzi, z którymikiedyś miała do czynienia.Pamiętała dokładnie każdego,jakżeby inaczej. Ale jejnikt. Nikt nie pamiętał Espery,kobiety o wielkich oczachi imieniu, które sama dla siebiestworzyła. To nie polskie, tood „esperanza”, co znaczynadzieja. Głupia i naiwnanadzieja, że ludziom na sobiezależy.Na wesołoWspółczesna kobieta„Ciężki jest los współczesnejkobiety. Musi ubierać się jakchłopak, wyglądać jak dziewczyna,myśleć jak mężczyznai pracować jak koń.”Elizabeth TaylorKim w dzisiejszych czasachjest kobieta? Matką, żonąi kochanką, wszystkim po trochu.Taki RoboCop tylko delikatniejpowiedziane. Posiada prawo głosu,może się kształcić i rozwijać,pracować, prowadzić samochód,nierzadko swoimi umiejętnościamiprzewyższa mężczyzn,a jednak jest niechętnie widzianana stanowisku kierowniczym.Może więc współczesna kobietajest też trochę przerażająca? Możemężczyźni boją się być podwładnymikobiety i dlatego nie bardzochcą by ich szefem była kobieta?Może to przez strach płci brzydkiejkobiety awansują rzadziej i dostająmniejsze wynagrodzenie za pracęna tym samym stanowisku comężczyzna?W zamyśle biblijnym kobietazostała stworzona po to, by dawaćżycie. I tak było, jest i będzie.Oczywiście daje życie we współpracyz mężczyzną, jednakprzyjmuje się, że to głównie na niejciąży odpowiedzialność za rozwóji wychowanie dzieci. Do utrzymaniadomu w czystości i wychowaniadzieci dochodzi jeszcze pracazawodowa, chęć samorealizacjii rozwoju. Miliony kobiet nacałym świecie godzą wszystkie teobowiązki, a do tego wyglądająpięknie każdego dnia. Dlatego jauważam, że kobiety to czarodziejki.I tak samo jak ja mówiła znanaprojektantka mody Coco Chanel:„Nie ma kobiet brzydkich, są tylkokobiety zaniedbane.”Przez tysiące lat uciskane (w niektórychkrajach do dzisiaj są,a mamy XXI WIEK!!), usuwanew cień, chowane po kątach, udowodniły,że nie są płcią słabą.Wręcz przeciwnie: są niewiarygodniesilne. Same wywalczyły sobieprawo do głosu i równouprawnienie,zdobywają szczyty nie tylkow świecie zawodowym. W swoimżyciu codziennym udowadniają,że podołają niejednemu zadaniuzwłaszcza takiemu, które wymagaogromnej organizacji czasu, któremunie podołałby mężczyzna.Drogie panie, badania naukowedowodzą, że jesteśmy o wiele bardziejodporne na ból niż panowie(uważa się, że to właśnie dlategokobiety rodzą dzieci). Nie mam tuna myśli tego, że to my powinniśmybiegać z karabinem na wojnie.Chodzi o to, że nasza psychika jestw stanie wytrzymać dłużej dużenatężenie bólu. Pod względemfizycznym to oczywiście mężczyznajest tym silniejszym (ktoś musiprzecież wbijać gwoździe i otwieraćsłoiki, prawda?).Nie chcę, żeby uważano mójtekst za seksistowski. Dlatego odrazu mówię, że uwielbiam mężczyzn.Kochani panowie! Bez wasświat byłby koszmarnie nudny!I mam ogromną prośbę: mówcieswoim kobietom, że je kochaciekażdego dnia, nie tylkow Walentynki czy w Dzień Kobiet.Chcę także powiedzieć, że to, żeteraz większość kobiet chodziw spodniach nie znaczy, że stałyśmysię mniej delikatne. A mydrogie panie pamiętajmy, że10 marca obchodzimy DzieńMężczyzn! Odwdzięczmy się naszymojcom, braciom, sympatiom,mężom, podziękujmy za stanieu naszego boku i prośmy o kolejnelata troskio nas.Marysia Świgoń


Znajdź 5różnicPodaj 10 szczegółów różniących obieUFOkotRedakcjaAdres redakcji:“Ellyta” - Plac Wolności 9s.4985-004 Bydgoszczellyta.redakcja@gmail.comRedaktor naczelny:Aleksandra JelińskaRedaguje zespół:z-ca red. nacz.Aleksandra RulewskaMarysia ŚwigońAnia Łobocka, LauraPorowska, Wojtek Kaczmarek,Martyna Woźniak,Joanna Szynicka,Alicja Owczarzak, ArturKarczewski, Hania Engel,Michał Zaborowski,fotografia: Michał Zaborowskifotoedycja i skład: mgr Piotr Dobosiewicz (DoPio)opieka pedagogiczna: mgr Alicja Kłopotek (j. polski) mgr Piotr Dobosiewicz (informatyka)

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!