12.07.2015 Views

Wydanie 2 2007/2008 - ZSO nr 1

Wydanie 2 2007/2008 - ZSO nr 1

Wydanie 2 2007/2008 - ZSO nr 1

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Miesięcznik Uczniowski Zespołu Szkół Ogólnokształcących <strong>nr</strong> 1Numer 2/<strong>2007</strong> Gudzień <strong>2007</strong>Wywiad z Jarosławem DurszewiczemDyrektorem Zespołu Szkół Ogólnokształcących <strong>nr</strong> 1Klasy pierwsze obejmująrządy w szkoleWywiad z Małgorzatą Rogattyprezenterką Telewizji BydgoskiejMelodramat czy komedia?Cośmy zrobili ze Świętami?


WywiadWywiadz absolwentką naszejszkoły, prezenterkąTelewizji Bydgoskiej,PaniąMałgorzatą RogattyNa wstępie chciałybyśmy w imieniucałej redakcji serdecznie podziękowaćza wywiad, a pierwsze naszepytanie dotyczy Pani pracy. Jak mogłabyPani opisać ją w kilku zdaniach?Jak wygląda jeden dzień Pani pracy?-W tej chwili jestem zarówno reporterem,prezenterką, jak i wydawcą. Zajmuję sięrealizacją materiałów informacyjnych,prowadzę „Zbliżenia”. W latach 90 r.realizowałam program miejski, jednakpóźniej zdecydowałam się na informację,gdyż to interesuje mnie najbardziej.Bardzo ciekawe jest to, że tak naprawdękażdego dnia robię coś innego. Jest to pracabardzo różnorodna, dlatego wykonujeją z wielką pasją. Jako wydawca z koleijestem odpowiedzialna za ostatecznykształt dziennika i za to, co się w nim ukaże.Niestety, często musimy odrzucić wielemateriału, gdyż program trwa tylko20 minut. W zasadzie, jak już wspomniałam,każdy dzień w telewizji wyglądainaczej, w zależności od tego, co muszęzrobić. Jako wydawca pracę zaczynamok. 8:00; zbieram materiały już poprzedniegodnia, po czym składam program.To zmienia się jednak diametralnie, bowciąż pojawiają się nowe, świeższe informacje.Przed godzina 18:00 sytuacja staje siębardzo napięta, program nabiera ostatecznegokształtu i w całym budynku panujewielki chaos. Mój dzień w telewizjikończy się zatem po godzinie 22:00.Z kolei jako prezenterka pracujętylko do południa nad informacjami, popołudniu zaś tylko je przedstawiam. Dziśniezwykle rzadko zajmuję się reporterką ,przede wszystkim jestem wydawcą i prezenterką.Nie mam zamiaru jednak od tegoodchodzić, to wciąż gdzieś tam we mniejest, pozostaje na zawsze.Czy już w dzieciństwie marzyła Pani odziałaniu w mediach, tutaj w telewizji?-Jako nastolatka - oglądając telewizję-marzyłam, by kiedyś znaleźć siępo drugiej stronie, np. tak jak znanewtedy prezenterki pokroju pani Loskiej.Zawsze mówiłam: „To fajnai łatwa praca. Fajna robota”. Dziś wiem, żeto wcale nie jest takie proste, jak się wydaje.Wtedy, choć marzyłam o pięknychstrojach, wspaniałych fryzurachi dopasowanych makijażach, niemyślałam poważnie. Tak jak wieluludzi, fascynowała mnie praca w telewizji,ale nie wiązałam z nią mojejprzyszłości.Jak za Pani czasów wyglądało 1 LO?- I LO kojarzy mi się przede wszystkimz ciężką pracą. Byłam na biolchemie,uczyła mnie Pani Prof. Łoś- bardzowymagająca, dlatego zawsze uczestniczyłamw wielu olimpiadach biologicznych.Zawsze myślałam o medycynie,która tak naprawdę tkwi wemnie do tej pory. Jeśli zdarzyło się,że czasem byłam nieprzygotowana dolekcji, wcale nie liczyła się ta dwójaw dzienniku, ale zawód zadanywychowawczyni. Pani prof. zawszeznalazła coś, czego nie wiedzieliśmyi czasem było bardzo ciężko, za codziś bardzo serdecznie jej dziękuję. Przedmiotyhumanistyczne nie sprawiały miproblemów, biologię po prostu lubiłam, alechemia i fizyka były moją „kulą u nogi”.Na matematykę z Panią Łepek też zawszechodziłam z ciężkim sercem i prosiłam,by znowu nie iść do tablicy, gdyż wiele odnas wymagano. Uczyłam się dużo, jednakistniały przedmioty, które sprawiały miogromna przyjemność: polski, angielski,biologia, historia. Nie jest się przecie geniuszemze wszystkiego, dlatego był to dlamnie czas naprawdę intensywnej pracy.Równocześnie wiele lat tańczyłam takżew zespole „Gest” i tak naprawdę wiele czasupoświęcałam właśnie temu. Nie miałamczasu na zabawy i imprezy z klasą, milejednak wspominam wszystkich i uważamich za wspaniałe osoby..Co wspomina Pani najmilej z lat spędzonychw liceum?- Miałam wielu wspaniałych profesorów:panie Łoś czy Kaźmierczak,doskonałego dyrektora Szparę,niezwykle dbającego o uczniówi opinię szkoły. Najmilej jednakwspominam moją wychowawczynięPanią Prof. Hoffę,która mimo iż była bardzomłodym nauczycielem, to zawszeprzygotowanym do każdejlekcji. My byliśmy jej pierwsząklasą i chyba właśnie dlategodarzyła nas tak ogromną sympatią..Potrafiła o nas walczyć,o każdego z nas, i pomagaćw każdej sytuacji. Wszyscyuwielbiali wycieczki i spotkaniaz nią, gdyż była to tak oddanaklasie osoba, że nigdy więcejkogoś takiego nie spotkałam. Mile oczywiściewspominam całą moja klasę i wszystkichznajomych.Co sądzi Pani o dzisiejszej „Jedynce”?- Dzisiejsza „Jedynka” na pewno pięknieje.Pan dyrektor Durszewicz wyraźnie starasię zadbać o wizerunek i odbudowę budynku,co widać. Jest to szkoła powszechniepropagowana, bardzo zauważalna.Wciąż powstają nowe klasy. Nawiązuje sięwspółpracę z innymi krajami Europy. Niewiem natomiast, co dzieje się, jeśli chodzio poziom merytoryczny, więc nie chcę tugłosić nieprawdziwych informacji i czegokolwiekosądzać. Uważam jednak, z całąpewnością, że szkołą ta zasługuje na wysokipoziom, prestiż i znaczenie nie tylkow Bydgoszczy.Czy w okresie, kiedy Pani chodziłado naszej szkoły także tworzonabyła gazeta? A może działała Paniw Samorządzie Szkolnym?- Za moich czasów nie funkcjonowałagazeta, jednak ludzie wykazywali sięaktywnością. Organizowano wiele imprez,spotkań poetyckich, dyskotek, zabaw, spotkańz aktorami - i to z najwyższej półki.Bywałam w Samorządzie Klasowym, niew szkolnym, jednak zawsze byłam osobązaangażowaną, co łatwo sprawdzić możnaw kronikach. Nasza klasa bardzoczęsto także organizowała przedstawieniateatralne. Jak zatem widać, nie tylkosię uczyliśmy, ale organizowaliśmy życiecałej szkoły.Co najbardziej pociąga Panią w swojejpracy?- Bardzo wciąga mnie, że jestem w centruminformacji. O wszystkim, co najważniejsze,dowiaduję się pierwsza. Cieszę się, że ktośpotrafi docenić to, co robię i stwierdzi, żenie tylko ładnie wyglądałam, ale przedewszystkim dobrze przedstawiłam informacjei odpowiednio przeczytałam tekst.Ktoś mówi: „Jesteś naprawdę dobrą dziennikarkąi prezenterką”, jednak zawszenależy pamiętać , że tylko krótki moment -i należy zmieniać się wraz z rozwojem dziennikarstwa.To ciągła praca- z jednej stronydążysz do jak najlepszych wyników,udowadniając sobie na co jeszcze cię stać.Z drugiej , widząc swój rozwój, czujemysię usatysfakcjonowani, przechodzimyz etapu do etapu. Uwielbiam pracę wydawcy,którą obecnie wykonuję, jednak wiem,że dobrym wydawcą będę dopiero za kilkalat, gdy nabiorę więcej doświadczenia.7


Jak i gdzie rozpoczynała Pani swojąprzygodę z telewizją?- Mój początek przygody z telewizją był bardzodziwny. Kończyłam wtedy studia pedagogicznew Bydgoszczy. To był rok 1994i telewizja bydgoska otwierała swój programmiejski, dlatego też poszukiwanodziennikarzy, operatorów, scenografów…Zupełnie przypadkowo się o tym dowiedziałami chciałam namówić do tej pracymojego męża, który zajmował się fotografią.Jednak to on nakłonił mnie do pracydziennikarskiej. Wtedy nie byłam tymzupełnie zainteresowana. Poszłam jednakna konkurs, który składał się z kikuetapów. Pierwszy to test psychologicznyz bardzo dziwnymi pytaniami, który już napoczątku mnie zirytował. Po tym, ja go napisałami zobaczyłam tłum chętnych dopracy ludzi, chciałam zrezygnować. Okazałosię jednak, że przeszłam dalej. Drugi etapodbył się już w studiu, gdzie trzeba było sięzaprezentować i odpowiadać na pytania komisji.Przeszłam i ten etap- i właśnie wtedyzaczęłam zastanawiać się, co dalej zemną będzie, jeśli przejdę i to. Ta rozmowakwalifikacyjna polegała na wyciąganiuinformacji o człowieku oraz sprawdzaniujego odporności na stres. Doprowadzonomnie wedy do pasji, gdy zaczęto drążyć tematmojej pracy magisterskiej o osobachniepełnosprawnych. Strasznie się wtedyzdenerwowałam, jednak zachowywałampozory spokoju do końca. Wychodząc,obiecałam sobie, że więcej tu nie wrócę,choćby błagali mnie na kolanach. Oczywiście,gdy następnego dnia dostałam telefon,że mam się zgłosić przybiegłam do studiajak na skrzydełkach. Od wtedy zaczął sięokres ciężkiej pracy i pamiętam, że przezkilka pierwszych lat nie wierzyłam, że wogóle nadaje się do tego. Z czasem oswoiłamsię ze wszystkim, a dziennikarstwodawało mi coraz więcej szczęścia, radościi satysfakcji.Czy ma Pani jakieś plany związane zeswoim zawodem?- Jasne, że tak! Bycie wydawcą daje midużo satysfakcji, gdyż stanowisko to whierarchii dziennikarskiej stoi wysoko.Niemniej nie mogę powiedzieć, że jest tominimum moich marzeń, a tylko pewienetap, do którego wielu dziennikarzy dąży .Praca ta wciąż mnie rozwija , dlatego byćmoże za jakiś czas będę chciała np. zrobićswój program lub zajmę się publicystyką.Jednak do wszystkiego trzeba dorosnąć.Musi upłynąć swój czas, nie można i nienależy wrzucać człowieka na zbyt8„głębokie wody” bez jakiegokolwiekdoświadczenia. Bardzo chciałabym pogodzićtakże życiową pasję z rodziną,która jest dla mnie najważniejsza.To rzecz naprawdę trudna - i dlatego moimmarzeniem na najbliższą przyszłość jestspędzenie świat i sylwestra z rodziną, wdomu, a nie w pracy. Oprócz zawodu trzebamieć własne, osobiste życie, czas dlanajbliższych, którego tak bardzo wciążbrakuje.Co uważa Pani za najtrudniejszew swojej pracy? I czy miała Panikiedykolwiek problemy z publicznymiwystąpieniami? Czy dręczyłaPanią trema lub uczucie strachu przedkamerą?- Oczywiście, że tak! Mało jest osób, któreod pierwszych chwil w telewizji stająsię „urodzonymi dziećmi kamery”. Dziękistresowi uczymy się walczyć z nim już odpoczątku. Każde nowe wyzwanie budzi doteraz we mnie stres, emocje, tremę, gdyżobawiam się, czy na pewno wszystko będzietak, jak być powinno. To jest rzecz naturalna.Nowości powodują zdenerwowanie, alei większą mobilizację, dodają skrzydeł.Na pewno były sytuacje, kiedy siędenerwowałam, jednak po pewnym czasienauczyłam się nad tym panować. Jako wydawcamartwię się do teraz o każdy nowydzień- by nie było żadnych wpadek, by reportażokazał sie sukcesem, żeby wszystkoudało się wykonać wg planu.Czy ma Pani jakąś niezwykłą przygodęzwiązaną z pracą w telewizji?- To zawsze najtrudniejsze pytanie, gdyżtakich przygód jest codziennie tysiące. Takimtypowym lapsusem językowym był kiedyśdziennik 16:45, który zaczęłam „MałgorzataFLASH Rogatty”.:)) (Śmiech). Kolejnąbyła zapowiedź Jarosława Lewandowskiegoprzed rozpoczęciem „Zbliżeń” prowadzonychprzeze mnie. Wtedy nie zostałomi nic innego, jak tylko powiedzieć: „A jednakMałgorzata Rogatty, witam państwa”.Szczególnie pamiętam jednak wpadkę podczasreportażu o jelicie grubym. Zapytałamwtedy pacjenta, czy miał już podobne przypadkiw rodzinie, na co on odpowiada, żejego siostra zmarła, choć nie na raka jelitagrubego. I wtedy ja wybuchnęłam: „No, naszczęście!”. Próbowałam wtedy szybko siętłumaczyć. Moi koledzy operatorzy zaczęlisię śmiać, pacjent nie wiedział, jak ma sięzachować, a ja już do końca programu goprzepraszałam.Czy mogłaby Pani udzielić nam kilkuwskazówek, jako młodym, początkującymredaktorom?- Przede wszystkim każdy dziennikarz musimieć oczy i uszy szeroko otwarte. Kiedytraficie do redakcji, pamiętajcie zawsze, żewydawca oczekuje od młodego człowieka,by przyszedł do niego przygotowany, pewnytego, co chce robić, a nie tylko czeka nato, co mu zaproponuje. Chodzi o to, by ludziemłodzi umieli zauważyć, co dzieje sięwokół nich i by wyszli w świat ze swojainwencją. Jeśli robi się dany temat, niemoże nas zwieść pewność siebie czy rutyna,gdyż każdą informację należy potwierdzićw kilku źródłach. Nigdy nie można byćpewnym, że to, co robimy jest maksimumnaszych możliwości, gdyż ciągle trzebarozwijać się i robić więcej i więcej, ponadprogram. Należy mieć pewność, że naszeinformację są prawdziwe i nie krzywdząludzi. W pracy dziennikarskiej trzeba mówići pokazywać to, co jest złe, ale nigdynie można skrzywdzić drugiego człowiekabez uzasadnienia, bo to naprawdę bardzołatwe w tym zawodzie. Na dziennikarzu spoczywaogromna odpowiedzialność za słowai nigdy nie należy o tym zapominać. Aniwtedy, gdy masz 20 lat, ani wtedy, gdy masz40 lat, ani tym bardziej - 60. Będąc dziennikarzem,należy mieć silny charakter,pewność siebie, ambicje, chęć poznaniaświata i ludzi. Należy przed wszystkimumieć dostrzegać to, co się dzieje dookołai być po prostu człowiekiem, być sobą…Imię: MałgorzataNazwisko: RogattyZnak zodiaku: RybySmak: słodkiKolor: kolory ciepłe tj. złoty, brzoskwiniowy,wszelkiego rodzaju czerwienieKwiat: wszystkie ;)Zapach: świąteczny, świeżo upieczonegociastaMuzyka: Sting, George MichaelFilm: różnorodneKsiążka: nie mam swojej ulubionej, do którejkilkakrotnie wracam, po prostu lubiędobrą lekturęNie cierpię…: kłamstwa, zarozumialstwa,chamstwa, zawiści, niekompetencjiZawsze znajdę czas na…: dzieci i rodzinęBoję się…: ciężkiej choroby w rodzinieMarzę by …: się rozwijać, podróżować, znaleźćwięcej czasu dla rodzinyChciałabym…: by ludzie oglądali „Zbliżenia”i byli zadowoleniWada: niecierpliwość, impulsywność, gadatliwośćZaleta: empatia, zrozumienie, otwartość naludzi, pracowitośćZainteresowania: praca, dzieci, dom i takw kółko ;)Serdecznie dziękujemy za rozmowę i udzieloneinformacje. Życzymy także w imieniucałej redakcji wielu sukcesów, zarówno wżyciu zawodowym, jak i osobistym!!!Wywiad przeprowadziły:Sylwia NadolnaMarta WnukZdjęcia:Justyna HoppeWywiad


„Pani Motylw OperzeNova”Kiedy w 1904 roku GiacomoPuccini wystawił w LaScali swoje kolejne dzieło,okazało się ono kompletnakatastrofą. Niepochlebneopinie skierowane w stronęautora, wbrew nieżyczliwymplanom zazdrośników, jeszczebardziej zmotywowały godo działania. I tak po wielu poprawkach,skróceniu całości zaprezentowana po razdrugi „Madama Butterfly” podbiła sercapubliczności. Warto dodać, że za honorariumPuccini kupił sobie elegancką łódź,którą nazwał japońskim imieniem bohaterki- Cio-Cio-San.Cio-Cio-San widzom bydgoskiej OperyNova, po listopadowej premierze, kojarzysię jednak nie z jachtem włoskiego kompozytora,lecz z genialnie odegraną pierwszoplanowąrolą kobiecą. Nic zresztądziwnego. Kikuko Teshima, kreującaPanią Motyl to japońska sopranistka,która dała popis swoich umiejętnościwokalnych, jak i aktorskich. Doskonaletechnicznie wyśpiewała niełatwe arie,szczególnie w akcie II, oddając przy tymw pełni emocje towarzyszące pierwszy razzakochanej młodziutkiej gejszy. Pełenwachlarz uczuć, od płomiennej miłościpoprzez ufność, naiwność, uzupełniłagłęboka rozpacz. Typową kanwę melodramatuz międzynarodowym tłem Pucciniwykorzystał, aby jeszcze raz ukazać, coznaczy miłość, wierność w XX wieku.Dzięki Kikuko Teshima postać Butterflybiła niezwykłą autentycznością,naturalnością, co zapewne było o wieletrudniejszym do osiągnięcia efektemw wykonaniu europejskich solistek.Choć opera przez wielu uznawanabywa za typowy „wyciskacz łez”, w konwencjiwyreżyserowanej przez HolenderkęMarianne Belgröf wyszła obronną ręką.Tkliwy melodramat ujął za serce idealnieskomponowaną muzyką Pucciniegoi tak też zaaranżowaną przez MaciejaFigasa w czwartej w historii Opery Novaodsłonie „Madama Butterfly”. Widz miałwrażenie, rzadko spotykanej wśród tegotypu inscenizacji, bliskości z artystami.Odczucie to potęgowało zachowanie równowagiwszelkich planów dźwiękowych,budzących podziw rozmachem scen zbiorowychi odpowiednio dostosowanychpartii solistów.Owa harmonia, sceniczny ład wiązałysię również z wyważoną scenografiąNiemca Andrey von Schlippe, która, jaksię okazało, początkowo sprawiała wieletrudności technicznych bydgoskiej ekipie.Ascetyczne środki inscenizacyjnewydobywało znakomicie prowadzone przezBogumiła Palewicza światło. Wprawdziew scenie harakiri popełnianego przez PaniąMotyl nie mogło równać się ono z obrazamiwyczarowanymi przy samobójstwie Juliiw spektaklu „Romeo in love” Carmen Moto,mimo to na wyróżnienie zasługuje sposóboświetlenia przesuwających się po sceniew pionie i poziomie delikatnych ścian10z widokiem na morze. Zwracającym uwagęmotywem stało się wykorzystanie szerokiejgamy barwnej, z której każdy odcieńsymbolizował poszczególne uczucie. Bielmówiła o absolutnej niewinności, czerwieńzapowiadała śmierć, ale jednocześniemiłość, zieleni towarzyszyła nadzieja,szarość uwidaczniała smutek i tęsknotę.Gra kolorami ukazywała swoistą rytualność,pozwalała widzowi zbudować swójwłasny, indywidualny obraz każdej postaci.Zastosowanie tego typu rozwiązań scenograficzno-inscenizacyjnychsprawiło, żejapońszczyzna opery straciła na znaczeniu.Oczywiście, pozostały elementy typowe dlakraju bohaterki, jak choćby rzucane nascenie kwiaty białej wiśni, jednak „MadameButterfly” zyskała wiele na uniwersalizmie,ponadczasowości. W żadnym momenciewidz nie miał wrażenia „Cepelii”. Uwypukliłsię dramat Pani Motyl, a konwencjanawiązywała momentami do antycznejtragedii. Tkliwy melodramat zamienił sięw pięknie opowiedzianą muzyką, śpiewemi gestem historię nieszczęśliwej miłości.Rewelacyjnym wokalem w premierowejodsłonie popisała się nie tylko KikukoTeshima, ale również Pavlo Tolstoy (tenor),jako Pinkerton, porucznik marynarki amerykańskiej,mąż Madame.Kolejny sukces na swoim koncie odnotowaćmoże odtwórca roli konsula Sharpless,Leszek Skrla (baryton). Solista OperyBałtyckiej w Gdańsku od pierwszych taktów,po ostatnią arię pokazał absolutnąklasę i pewność swego śpiewu.Marcin Naruszewicz, bardzo dobrytenor, jak również z zamiłowania trębacz,stanął na wysokości zadania, kreującpostać Goro.Odrobiny monotonii można by doszukaćsię w interpretacji roli pomocnicy PaniMotyl-Suzy. Dorota Sobczak (mezzosopran)nie podbiła serc odbiorców, pomimo nienaganniewyśpiewanej partii.Opera Nova po pozytywnie zakończonymturnee z „Madame Butterfly”w krajach Beneluksu zaproponowała tęinscenizację rodzimej publiczności. Miejmynadzieję, że bydgoscy widzowie okażą sięnie bardziej wybredni niż poprzedni i doceniąpoziom zrealizowanej opery, zauważąumiejętność współpracy artystów w iściemiędzynarodowym zespole. W porównaniudo premiery sprzed roku (Ma<strong>nr</strong>u), z równieascetyczną scenografią, „Madame Butterfly”pod każdym względem stanowi przecieżprawdziwe arcydzieło.Dominika MatuszakPo godzinachKulturalnaBydgoszczGrudzień, już niedługo Święta! Każdyz nas żyje już magią tego niezwykłegoczasu. A co ciekawego możemy zobaczyćw kinie, filharmonii, teatrze? Zapraszamdo przeglądu wiadomości kulturalnych naświąteczny grudzień.W Multikinie od 7 grudnia możemy zobaczyćtrzy nowe filmy. „Magiczna kostka”film animowany, o smokach z mitologii.Zmęczyły się gonitwą za ludźmi, zgromadziłysię na Smoczym Wzgórzu. Tam, łącząswe siły i energie… Co z tego wyszło?Zapraszam na seans. :) „Smaki miłości”,melodramat z pięknym przesłaniem. Filmprzedstawia historie pięciu osób, ich miłości,szalonej, złej i trwałej. Film przygodowy„Złoty kompas”, adaptacja powieści PhilipaPullmana, pierwszej części trylogii “Mrocznematerie”. Baśniowa przygoda, która jestumiejscowiona w alternatywnym świecie…Od 28 grudnia na ekranach film „Rozważnii romantyczni. Klub miłośników Jane Austen.”.Film opowiada o grupie ludzi , którzydyskutują o twórczości angielskiej pisarki.Przez ten czas osoby znajdą swoje miłości,a w związkach pojawią się kryzysy. W Adriimożemy w tym miesiącu oglądać „Sztuczki”,„Pora umierać”, „Nightwatching” europejskifilm z udziałem polskich aktorów, oraz„I ty możesz zostać bohaterem”. Polecam!W kinoteatrze prócz seansów filmowych,spektakle Baja Pomorskiego, oraz występypolskich kabaretów. Czego chcieć więcejw mroźne grudniowe dni?Teraz coś dla nocnych marków.14 grudnia w Multikinie „Noc kina”. Starto 23:00, a w repertuarze filmy: sensacyjne,komedie, horrory, obyczajowe, kino europejskiei coś świątecznego ;) Bilety po 5 złi 10 zł. Szczegóły na stronie i w samymMultikinie.Chcesz wiedzieć więcej? Odwiedź konieczniestronę internetową Multikinai Adrii.Teraz coś dla miłośników teatru. Poznałamrepertuar na grudzień! Przedstawiasię on następująco… Od 6 grudnia nadeskach rodzimego teatru oglądać możemyspektakl pt. „Pchła Szachrajka”, (sztukawystawiana: 7-13, 15,16, 18,19 i 20 grudnia)– polecać chyba nie muszę, każdy z naspamięta tą lekturę! Prócz tego, „Drugie zabiciepsa” (14-16, oraz od 29-31 grudnia),„Nordost”- sztuka o terroryzmie widzianymoczami kobiet (tylko 27,28 i 29 grudnia!).Informacje i rezerwacje pod numerem tel.052-321-05-30.A grudzień w Filharmonii Pomorskiej?Proszę bardzo - oto repertuar!19 grudnia <strong>2007</strong> - godz. 19 koncert „NaBoże Narodzenie”, 20 grudnia <strong>2007</strong> - godz.11 Widowisko muzyczne –„Narodziła namsię dobroć”, 20 grudnia <strong>2007</strong> - godz. 19koncert „Tradycyjne polskie kolędy”. Aw sylwestra, czyli 30 i 31 grudnia <strong>2007</strong> -niedziela/poniedziałek, godz. 17 i 20 –koncerty sylwestrowe. Bilety jeszcze dokupienia w kasach filharmonii.No i to chyba wszystko! Wesołychi kulturalnych świąt, oraz szczęśliwegonadchodzącego roku! Jeśli chcecie wiedziećwięcej, polecam stronę infobygoszcz.pl i wszystkich instytucji!Katarzyna Kolet


“Za bramą” - część 2- Gosia? – zagadnęła. – Czy ty się dobrzeczujesz?Małgosia drgnęła i spojrzała na koleżankęz wyrzutem.- Przestraszyłaś mnie – powie-działa.Marysia przysunęła sobie krzesłoi usiadła naprzeciwko przyjaciółki, którapowróciła do przerwanego zajęcia.Patrzyła w milczeniu jak dziewczyna przeglądakartki i rzuca je za siebie.- No co? – Gosia nie wytrzymała spojrzeniakoleżanki i znów przerwała pracę.– Robię porządek. Ktoś to w końcu musizrobić, prawda?- Jak dla mnie, to tu jest teraz jeszczewiększy bałagan niż przedtem. Gośka, cosię stało?- Nic, co się miało stać?- Ty mi powiedz…Małgosia przez chwilę patrzyła nadziewczynę, nie mając pojęcia co jej odpowiedzieć.Rzeczywiście, nie stało sięnic wielkiego, a ona sama nie potrafiławytłumaczyć swojego zachowania.W końcu wstała i zaczęła zbierać z podłogiporozrzucane kartki. Marysia westchnęła,rozumiejąc, że nie uda jej się niczegodowiedzieć i pomogła Gosi. Szybkouporały się z bałaganem i kiedy dołączyłado nich reszta grupy, wszystko było jużtak jak poprzedniego dnia, tylko kosz naśmieci wypełniony był po brzegi kartkamipapieru.- Robimy te paczki? – spytał Wojtek,przerywając ciszę.Skinęli głowami i z zapałem wzięli siędo pracy. Po chwili prowadzili ze sobą wesołąpogawędkę, w którą Gosia dała sięwciągnąć bez większych sprzeciwów. Kiedygasiła światło i zamykała za sobą drzwi,miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku.Uśmiechnęła się delikatnie i dogoniłaprzyjaciół, by razem z nimi wrócić dodomu i odpocząć przed „wielkim dniem”.***Gosia z ulgą powitała nadejście WielkiegoCzwartku. Wstała wcześniej, bymieć absolutną pewność, że wszystko jestdokładnie tak, jak być powinno. Wyszłaz domu, żegnając się krótko z mamą. Dzieńbył piękny. Chłodne powietrze porankacałkowicie ją rozbudziło i spędziło z jej oczuresztki snu. Świecące prosto w oczy słońcesprawiło, że zaczęła myśleć o zakupieokularów słonecznych, co już dawno miałazrobić. Mijany po drodze park zapełnił sięludźmi, którzy odłożyli świąteczne porządki,by cieszyć się z wiosny. Uśmiechnęła sięi pomaszerowała dalej, dobrze sobie znanądrogą.Sprawdziła jeszcze raz dokładniewszystkie paczki i listę potrzebujących.Kiedy już się przekonała, że wszystko jestw jak najlepszym porządku, usiadła zadowolonaza biurkiem i cierpliwie czekała naprzyjście przyjaciół.Podzielili się nazwiskami wedługalfabetu, by było jak najprościej zarównodla nich jak i dla przychodzących.Gosia właśnie pochylała się, by sięgnąćpaczkę dla kolejnej rodziny, kiedy poczułana sobie czyjś wzrok. Odwróciła się gwałtowniei napotkała głębokie spojrzeniepiwnych oczu. Poczuła się dziwnie lekkoi nierealnie, jakby nagle odfrunęła do innegoświata. Patrzył na nią przez krótkąchwilę, po czym podszedł do Eweliny i pokazałjej dowód tożsamości. Gosia miałaokazję przyjrzeć mu się bliżej.Nie był aż tak wysoki na jakiegopoczątkowo wyglądał, jednak jegochudość optycznie zwiększała wzrost. Miałnieco dłuższe, brązowe włosy, które wyglądałyjak potargane przez wiatr. Jegoopalona, śniada cera pasowała do koloruoczu chłopaka i ładnie z nimi współgrała.Spojrzał na nią ukradkiem, a ona szybkowróciła na ziemię i wręczyła paczkę patrzącejna nią z oczekiwaniem kobiecie.Odwróciła się znowu, tym razem tylkopo to, by zobaczyć jak chłopak wychodziz pomieszczenia. W progu spojrzał jeszczeraz na Gosię i jego usta wygięły się w cośna kształt łagodnego uśmiechu. Dopiero pochwili od jego zniknięcia, dziewczyna ocknęłasię i powróciła do rozdawania darów.- Ewela, jak idzie? – spytała, zaglądającprzyjaciółce przez ramię.- Ten chłopak… Bednarski… był ostatniz mojej listy. Pomóc ci?- Nie, ja też mam koniec.- W takim razie zróbmy wszystkim cośdo picia.Kiedy pokoik opustoszał już z potrzebujących,wszyscy wypili herbatę, a Gosiazaoferowała, że posprząta. Koledzy znali jąna tyle dobrze, że nie protestowali.Dziewczyna poczekała chwilę, by miećcałkowitą pewność, że nikt jej nie zaskoczyi wyciągnęła z szafy teczkę, w której znajdowałysię dane wszystkich rodzin z listy.Odszukała literę „B” i wyjęła kartkęopatrzoną nazwiskiem „Bednarscy”.Spisała adres na małą karteczkę, odchyliłasię na krześle i uśmiechnęłaz zadowoleniem. Zmyła szybko naczynia,zamknęła drzwi i pobiegła wzdłuż głównejulicy.Jej początkowy entuzjazm szybkozmalał. Nazwa uliczki nic jej nie mówiła,a napotkani ludzie nie potrafili wskazaćdziewczynie drogi. Już miała się poddać,kiedy zobaczyła młodego Bednarskiegowychodzącego ze sklepu spożywczego.W związku z tym, jej plany uległy diametralnejzmianie. Podbiegła do chłopaka,starając się opanować dziwne zdenerwowanie.- Cześć – rzuciła wesoło.- Cześć – odparł i spojrzał na nią krótko.– Niech zgadnę, zapomniałem podpisu?- Nie, to bardziej… to znaczy chciałamzapytać…Nie wiedziała jak zacząć, by go nieurazić. Często miała styczność z ludźmi,którzy oburzali się, gdy propono-wanoim pomoc.- Pytaj – powiedział chłopak, przerywającmilczenie. – Może nawet odpowiem…Nie był niemiły, ale w jego głosie możnabyło wyraźnie wyczuć chłodną rezerwę,co na pewno nie dodawało Gosi odwagi.- Czy… może… czegoś wam szczególniebrakuje? – spytała i dopiero po chwilizorientowała się, że powiedziała to najgorzejjak tylko można. – To… to znaczy…Może mogłabym… pomóc?- Już pomogłaś.Dziewczyna z przerażeniem zauważyła,że poziom chłodu w głosie chłopakawzrósł. Skręcili w jedną z wąskichuliczek prostopadłych do rynku.- Ale może mogłabym… - spróbowałajeszcze raz.- Nie sądzę – przerwał jej i przyspieszył.- Ale… Ja tylko chciałam… - powiedziałajeszcze.Chłopak odwrócił się i spojrzał na nią.Drgnęła i spuściła wzrok. W jego spojrzeniuwyraźnie dostrzegła gniew. Przez chwilęstali w milczeniu naprzeciwko siebie.Chłopak westchnął.- Nie mieszaj się w to, dobra? – poprosiłdużo łagodniejszym tonem. – Potrafięzadbać o swoją rodzinę dużo lepiej niż cisię wydaje.Gosia podniosła wzrok tylkopo to, by zobaczyć plecyodchodzącego chłopaka. Kopnęła ze złościąw ścianę budynku i jęknęła z bólu. Powoliodeszła w kierunku domu.c.d.n.Druga strona lustraDruga stronalustraPrawa, których łatwo jest sięnauczyć na pamięć, a jednocześnietrudno zrozumieć. Zadania, wktórych rozwiązaniach często brakujesensu. Wzory, które w końcuzaczynają się mieszać. Nie da sięukryć – fizyka nie należy do szczególnielubianych przez uczniówprzedmiotów. Tymczasem po pewnejlekcji, gdzie profesor zamiastprowadzić nudny wykład, zagrałna gitarze utwór Sinatry, byłampozytywnie zaskoczona. A wszystkoza sprawą profesora CezaregoFanslaua…Jak wspomina Pan czasy szkołyśredniej? Czy miało wtedy miejsce jakieśwydarzenie, które utkwiło Profesorowiw pamięci szczególnie?Mile wspominam te czasy, dlatego żenauka w zasadzie zawsze szła mi dobrze,przykładałem się do niej od podstawówki.Koledzy, towarzystwo oraz atmosfera wklasie także pozytywnie zachowały się wmojej pamięci. Natomiast jeśli chodzi o toszczególne wydarzenie, to miało ono miejscew ostatniej klasie i nie należało onodo przyjemnych. Otóż liceum, do któregouczęszczałem, miało po raz pierwszy wydaćmedal, przyznawany grupie najlepszychuczniów szkoły. Wymagania były dośćwysokie. O tę nagrodę mogło się ubiegaćtrzech kandydatów z mojej klasy, włącznieze mną. Kiedy jednak zobaczyłem, iż ta rywalizacjazaczyna zamieniać się w wyścigszczurów, wycofałem się z niej. Odbiło sięto wprawdzie na moich ocenach, chociażna świadectwie widniał biało – czerwonypasek. Medalu nie zdobyłem, ale uważam,że postąpiłem słusznie. Nie chciałem rywalizowaćz innymi, tylko sam ze sobą.Co w młodości interesowało Profesoranajbardziej?Wiele rzeczy i w tym tkwił mój problem.Czytałem mnóstwo książek, interesowałymnie zarówno nauki ścisłe, jaki artystyczna sfera życia. Uczyłem się gry nainstrumentach, co właściwie jest normą wmojej rodzinie. Co drugi jej członek to albomuzyk, albo nauczyciel. W końcu jednak13


należało zdecydować, cochce się w życiu robić,co wiązało się międzyinnymi z wyborem kierunkustudiów. Ostateczniestwierdziłem, żewarto byłoby zająć sięfizyką. Na drugim rokubyłem już w stu procentachprzekonany osłuszności tego wyboru.Fizyka uczy wielu pożytecznychrzeczy.Słyszałam, że imałsię Pan w życiu różnychzajęć, jak pracaw cyrku czy jeżdżeniepo świecie w charakterzemuzyka. MógłbyProfesor opowiedziećo wspomnieniach związanych z tyminiecodziennymi wydarzeniami?To były dwa bardzo ciekawe epizodyw moim życiu. Oczywiście nie pracowałemwtedy w szkolnictwie, zajmowałem się wyłączniemuzyką. Najpierw wyjechałem napół roku do Finlandii jako pianista cyrkowyw niedużym zespole. Cyrk był niewielki,codziennie byliśmy w innym miejscu. Coprawda wiązało się to z ciężką pracą fizyczną,ale też miłymi przeżyciami. Zwiedziłemniezwykle ciekawy kraj, nauczyłem się językafińskiego z książki „Fiński dla Anglików”.Byłem z siebie dumny, bo to językwcale niełatwy. Aby przetestować własneumiejętności z tym związane, wychodziłemna miasto aby po prostu porozmawiaćz ludźmi, co nieźle się udawało. Drugimtakim epizodem było związanie sięz amerykańskim cyrkiem, który jeździł poEuropie Zachodniej. Bardzo duży cyrk, doktórego zaangażowano mnie wyłącznie jakoartystę. Nie wykonywałem żadnej innejpracy, dzięki czemu miałem mnóstwo czasuna zwiedzanie. Włochy przejechaliśmywzdłuż i wszerz, z góry na dół. Nauczyłemsię wtedy języka włoskiego. Nauka językówobcych, szczególnie samodzielna, jest moimhobby. Ze szkoły wyniosłem znajomośćjęzyka niemieckiego i rosyjskiego, samnatomiast nauczyłem się angielskiego,włoskiego, szwedzkiego, fińskiego… Możeto nie jest za dużo, nie uważam się za poliglotę.Poza tym, jeśli jakiegoś języka nieużywa się przez dłuższy czas, zapomina sięgo, i tak w chwili obecnej używam głównieangielskiego.Dlaczego w końcu zrezygnował Panz pracy w cyrku?Wadą tej pracy jest ciągłe życie w podróży.Jest to oczywiście bardzo ciekawe,zwiedza się nowe kraje, poznaje odmiennekultury, co naprawdę lubię. Jeśli jednakma się rodzinę, to jednak odpowiedzialnośćza nią nie sprowadza się wyłącznie doutrzymywania jej, do spraw materialnych.To także dbałość o jej potrzeby emocjonalnei dlatego postanowiłem zrezygnowaćz tych podróży. Choć w tamtych czasachzrodziło się mnóstwo nowych możliwości,posypały się oferty pracy np. na statkachwycieczkowych dla bogatych Amerykanówpływających na Karaibach, więc rzeczywiściemogłem materialnie podnieść statusrodziny. W tej sytuacji należało jednakzadać sobie pytanie, czy ta rodzina nadalstanowiłaby całość… Są rzeczy ważniejszeniż pieniądze.14Czy oprócz tego w życiu Profesoradziało się jeszcze coś niezwykłego?Tak, a wiąże się to z tak delikatnąsferą, jaką jest sfera religii. Tak jak prawiekażdy w tym kraju wychowałem się wrodzinie katolickiej. Przez jakiś czas byłemnawet organistą w kościele, co też właściwiejest tradycją rodzinną. W pewnym momenciezainteresowałem się tym, o czymnaprawdę mówi Biblia, przestudiowałemją dość dokładnie w różnych przekładach:polskim, angielskim, niemieckim. Zafascynowałamnie ta książka, mogę śmiałostwierdzić, iż jest ona moją ulubioną.I tak, kilkanaście lat temu, pod wpływemtejże lektury, postanowiłem zostać ŚwiadkiemJehowy, podobnie zresztą jak i mojanajbliższa rodzina. To istotna, życiowazmiana, z której jestem naprawdę zadowolony.W tym się spełniam, moje potrzebyemocjonalne i duchowe są zaspokojone.Skoro podróżował Pan po świeciei wykonywał tak nietypowe zawody, dlaczegoaktualnie pracuje Profesor jakonauczyciel fizyki?Zabrzmiało to tak, jakby to była ciężkamęka i najgorszy zawód;) Ujmę tow ten sposób: nigdy nie wykonywałempracy, której bym nie znosił, a którą podjąłemwyłącznie dla pieniędzy. Zawszestarałem się polubić to, co robię, aby mócwykonywać to coraz lepiej. Lubię młodzież,lubię nauczać, lubię przedmiot, którym sięzajmuję. Ten zawód ma sporo zalet. W końcunie do pogardzenia są trzy miesiące wakacjiw ciągu roku, kiedy można zająć sięswoimi innymi pasjami;) A poza tym jest tobardzo szczególna praca, myślę, że każdynauczyciel się ze mną zgodzi. Praca na żywymmateriale, jakim jest młody człowiek,którego można kształtować bądź chociażw pewnym stopniu wpłynąć na to kreowanie,jest pasjonująca. Znacznie ciekawsze, niżpraca z maszynami, materią nieożywioną.To jest coś, co daje chyba więcej satysfakcji.Satysfakcja ta może i nie przekłada sięna wysoki status materialny nauczyciela,ale na jakąś wdzięczność czy szacunekuczniów. To jest coś co cenię. Z młodzieżąmam raczej dobry kontakt. Fakt, iż lubięmłodych ludzi, chyba odbija się jak w lustrzew drugą stronę. Spotykam się z miłą reakcją,sympatycznymi wypowiedziami na mójtemat. Poza tym jest bardzo szczególnymwydarzeniem spotkać po latach swojegodawnego ucznia, który specjalnie przyjdziedo szkoły, opowie, jak mu się wiedzie, czyteż powie, który z nauczycieli, a tym samemczęsto i przedmiot, utkwił mu w pamięci.Druga strona lustraCzy w związku z tym któryś z Panadawnych uczniów zaczął studiowaćfizykę?Tym pytaniem przypomniałaś mi pewnewydarzenie z mojego życia. Otóż był takiczas, kiedy pracowałem jako asystent nawyższej uczelni. Mój kontrakt się kończyłi zatrudniono kogoś innego. Ku memuzdziwieniu na tym stanowisku znalazł sięmój dawny uczeń, który – o czym nie wiedziałem– studiował fizykę, skończył studiaz całkiem niezłym wynikiem i postanowiłzwiązać swoje życie z karierą fizyka zawodowego,pracuje na tej uczelni jako asystent.Może już jest doktorem? Trzeba by siędowiedzieć…Który okres ze swojego życia wspominaPan z największym sentymentem?Chyba nie wyróżniałbym żadnego.Każdy okres ma swoje zalety. Dzieciństwo– bardzo ciekawe, spędzone w małym miasteczkuniedaleko Bydgoszczy. Takie małemiasteczka w pewnym sensie dają więcejmożliwości niż duże miasta. Może nie jeślichodzi o sprawy kulturalne, ale na pewnojeśli chodzi o spędzanie wolnego czasuaktywnie na powietrzu. Później wspominanajuż szkoła średnia, studia, na którychczłowiek dorośleje, zaczyna trochę inaczejpatrzeć na świat. Poza tym zmienia sięwtedy sposób uczenia się na taki dającymożliwość rozwijania pasji. Studiującfizykę, notabene, przeczytałem najwięcejliteratury pięknej w życiu. Dla zachowaniarównowagi czułem potrzebę rozwoju sferyhumanistycznej. Czytałem Mickiewicza, poraz kolejny zachwyciłem się „Panem Tadeuszem”.Dorosłość to praca w szkole, pracamuzyka, praca w cyrku. Każdy okres maswoje dobre strony, myślę, że jestem życiowymoptymistą.Czy w związku z rozwojem w kręgunauk humanistycznych próbował Profesortakże coś pisać?Owszem, napisałem nawet wierszembajkę o treści związanej z fizyką. Ta książkanie została wydana, choć miała całkiemniezłe recenzje w pewnym znanym wydawnictwie.Udało mi się wydać inną książkęmówiącą o sposobach zapamiętywaniawzorów z fizyki. Był także czas, kiedy pisałemsporo wierszy, dla samego siebie.Czy chciałby Profesor zrealizowaćw życiu jeszcze jakieś marzenia?Chciałbym móc jeszcze trochę podróżować,tym razem jednak wraz z żoną,która dotychczas była tą, która czekała, takjak w pewnej piosence „męska rzecz byćdaleko, a kobieca – wiernie czekać”. Chciałbymwraz z nią móc jeszcze pojeździć…to, co szczególnie mnie w tym pasjonuje,to nie tyle poznawanie fragmentów Ziemi,a poznawanie ludzi. To takie marzenie, którejeszcze przede mną do zrealizowania.Co jeszcze oprócz fizyki, podróżyi języków?Dorzuciłbym jeszcze jedno, a mianowicieinteresuje mnie funkcjonowaniemózgu, czy też umysłu ogólnie rzeczbiorąc. Zbieram różne książki, pisanew różnych językach, z łamigłówkami logicznymi,studiuję literaturę dotyczącąsztuki uczenia się oraz rozwoju intelektu.Jest to hobby, które może ogranicza się doczytania książek, czasami przemycam różnerzeczy na lekcje, kiedy rozwiązujemy różnełamigłówki logiczne.Daria Obarska


Wspomnienia po latachWspomnienianajstarszegoabsolwentaAntoni Wierzchosławskirocznik maturalny 1933Bydgoszcz, 22 września <strong>2007</strong>r.Wielce Szanowni Uczestnicy dzisiejszego,historycznego spotkania, SzanownyPanie dyrektorze, dostojne grono pedagogiczne,drogie koleżanki i drodzy koledzyPaństwowego Gimnazjum Klasycznegoi I Liceum Ogólnokształcącego!W swym wystąpieniu chciałbym złożyćhołd dyrektorom i profesorom naszegoGimnazjum Klasycznego, ale równieżpowiedzieć, czym była dla nas ta szkoła.Może ona poszczycić się piękną tradycją,bo sięgającą początków 17 wieku, kiedyoo. Jezuici założyli w swym budynkukolegialnym przy Starym Rynku - SzkołęGłówną. W końcu 19 wieku została onaprzeniesiona do budynku, w którym dziśgościmy. Wychowywała ona swych ucznióww atmosferze kultury śródziemnomorskiej.Było to gimnazjum typu staroklasycznego.Przypominam sobie, że na ścianach klatkischodowej głównego wejścia - od PlacuWolności - wypisane były takie hasła jak:“Nulla Dies sine linea”, “Sursum Corda”,“Gnoti se auton”, “Młodości, ty nad poziomywylatuj”.W 1919 r., a więc rok przed zajęciemBydgoszczy przez wojska polskie gen. Hallerazakład liczył 713 uczniów, w tym 121Polaków. W kwietniu 1920r. powstały jużklasy polskie, a uczniowie niemieccy przenieślisię do swojego prywatnego gimnazjum.Napływali nowi polscy nauczycielei uczniowie, których liczba w roku szkolnym1920/21 wzrosła już do 361. Odtądprzeciętnie liczba ta rocznie wynosiła ok.400 uczniów. W latach 1920-1929 szkołanasza wypuściła 488 maturzystów, w tymznanego matematyka, który rozszyfrowałniemiecką “Enigmę” Mariana Rejewskiego.Do Gimnazjum uczęszczałem w latach1925 - 1933. Uczniów obowiązywało noszeniegranatowych rogatywek i mundurkówz naszywkami na kołnierzach pasków- srebrnych dla klas od 1 do 4 i złotych od5 do 8 klasy. Na ulicy wolno było uczniomprzebywać tylko do godz. 8. wieczorem.Dyrektorem szkoły od przejęcia jejprzez władze polskie do roku 1930 był drStanisław Stróżewski, a po nim funkcję tędo 1939 roku sprawował prof. dr ZygmuntPolakowski, który został rozstrzelany przezNiemców. O ile pierwszy był człowiekiemsurowym, onieśmielającym uczniów, wymagającymi budzącym respekt, to drugicharakterem różnił się od swojego poprzednika.Rozluźniła się wtedy atmosfera,stosowane jeszcze przez niektórych profesorówkary cielesne były surowo zakazane.Nowy dyrektor wprowadził samorządszkolny i Komitety Rodzicielskie. Był wymagającymprofesorem, dobrym mówcą,surowym w ocenach, ale nie gardził teżdowcipem. Budził wśród uczniów uznaniedla swej wiedzy oraz umiejętności interpretacjiutworów.Wielki szacunek wśród młodzieży budziłprof. Czesław Zgodziński, który wykładałnam od 4 klasy grekę, a w innych klasachrównież łacinę. Był wychowawcą naszymod 4 klasy do maturalnej. Kulał nieco,więc chodził lekko pochylony z laską, stądnazywaliśmy go “Hefajstosem”. Cechowałago wielka sumienność i obowiązkowość.Kochał młodzież. Niełatwo było zyskaću niego lepszą notę niż dostateczną. Byłdobrym wychowawcą, był religijny, przystępowałrazem z nami do Komunii św. naniedzielnych, obowiązkowych wspólnychmszach św. w kościele Klarysek.Łacinę wykładał nam w pierwszychklasach prof. Stryszowski, a w wyższychprof. Mieczysław Seidel. Miał on wydatneusta, mówił wolno i z naciskiem, miał swojeoryginalne powiedzenie “ki diabeł”, gdyjakiś uczeń psocił na lekcji, czy też szukałbibuły lub pióra. Niekiedy uczniowie robilimu celowo plamę w dzienniku, dokładniei nieraz długo wycierał ją gumką, a uczniowietymczasem mogli się jeszcze przygotowaćdo odpowiedzi. Zaciągając z lwowskazwracał się do ucznia słowem: piptomaitzn. podnieś się, stąd uczniowie dali muprzezwisko: “Pipuch”. Był człowiekiemdobrodusznym i życzliwym dla uczniów,ale równocześnie wymagającym.Łacina wykładana była od 1 klasyi była początkowo dla mnie 10 - latka,przybyłego z wiejskiej szkoły, przedmiotemtrudnym do opanowania. W ciągu pierwszegoroku miałem stopień niedostateczny, dopierona świadectwie końcowym pierwszegoroku udało mi się zasłużyć na stopieńdostateczny. W następnych latach polubiłemten przedmiot i na maturze zdałem goz wyróżnieniem.Historii i geografii uczył nas prof.Mieczysław Psuja. Cechował go charaktergwałtowny i zapalczywy. Niekiedy, gdyobruszał się na niesfornego ucznia - nieuka,uderzał go kijkiem od mapy po plecach.Ale miał dobre serce. Wiedzę historycznąpotrafił przekazywać nam obiektywniei tę o najnowszych czasach. Był poglądównarodowych, endeckich. Gdy byłemwójtem w 7 klasie zwrócił się do mnie abymz delegacją klasową udał się do dyrektoraPolakowskiego z uczniowską propozycjąnadania naszemu Gimnazjum jako patrona- króla Kazimierza Wielkiego, założycielaBydgoszczy. Dyr. Polakowski wysłuchałprośby naszej delegacji i obiecał daćodpowiedź za pewien czas. Po miesiącuprzyszedł do naszej klasy, wywołał mniei powiedział: no, Wierzchosławski, patronjuż jest. Pójdź do tablicy i napisz jegonazwisko: Piłsudski. Gdy usłyszałem tonazwisko byłem nieco sfrustrowany i napisałemje przez zamknięte “o”. Ale zaraz siępoprawiłem.Religię wykładał nam bardzo lubianyprzez uczniów ks. Tadeusz Zieliński. Byłczłowiekiem bardzo przystojnym, miałgrecki profil twarzy i kręcące się włosy.Nieraz kręcił jakiś loczek. Nosił oficerskiebuty i miał żołnierski krok. Był „moderatorem”Sodalicji Mariańskiej, do którejnależała spora liczba uczniów. Byłem jejczłonkiem, a nawet sekretarzem w jednejz kadencji. Przedmiot wykładał jasnoi ostro karcił, gdy ktoś nie uważał na lekcji.Gdy został proboszczem w Łubowie podGnieznem, odwiedzaliśmy go.Do najbardziej aktywnych profesorównależał Mieczysław Sygnarski. Próczwychowania fizycznego, które było jegogłówna specjalnością, uczył też językapolskiego i języka esperanto, którego byłwielkim popularyzatorem i napisał pierwszyw Polsce podręcznik esperanta dlamłodzieży szkół średnich. Prof. Sygnarskibył zagorzałym wrogiem alkoholu. Z jegoinicjatywy powstało w gimnazjum KółkoAbstynentów, (którego przez jedną kadencjębyłem prezesem), liczące sporą ilośćczłonków, którzy składali przyrzeczenie,że będą unikać alkoholu do 18 roku życia.Profesor, co roku urządzał w auli uroczystespotkania dla propagowania idei abstynenckiejoraz organizował wystawy odstraszająceod alkoholu.Mieliśmy tez wspaniałych innych profesorów:jęz. polskiego dr. Jana Piechockiego,jęz. francuskiego (wykładanego od 3 klasy)prof. Stanisławę Gromadzką, matematykiprof. Leona Radziejskiego, (któregoprzezywaliśmy “Korwusem” od krzywychgeometrycznych) oraz śpiewu - prof. MikołajaKaraśkiewicza, u którego z regułymiałem ocenę niedostateczną ze względuna moje “drewniane uszy”.Oprócz zdobywania wiedzy, gimnazjumbyło dla nas również pierwszą szkołą wychowaniaobywatelskiego, przygotowującądo życia w społeczeństwie. Funkcjonowału nas samorząd uczniowski, istniały różnekoła zainteresowań. Prócz wspomnianejjuż przeze mnie Sodalicji Mariańskiej orazKoła Abstynentów działało Koło Filomatów,które urządzało co roku w auli uroczysty“Wieczór trzech wieszczów” z atrakcyjnymprogramem artystycznym, wykonywanymprzez uczniów, imających się równieżpisaniem wierszy. Rozprowadzało onoczasopismo młodzieżowe “Filomata” orazwydało jednodniówkę “Echo filomatów”z artykułami literackimi i wierszaminaszych kolegów. Istniało też koło teatralneoraz koło taneczne u prof. Kochańskiego.Gdy panienki z żeńskiego gimnazjumRolbiejskiej urządzały potańcówkę w swoimgmachu - zawsze zapraszały nas chłopcówz klasycznego.Najliczniejszą organizacją szkolną byłoharcerstwo. Warunkiem przyjęcia do niegobyło sprawienie sobie mundurku harcerskiego,na którego nabycie nie było jednakstać niejednego ucznia. (Jego koszt wynosiłok. 30 zł). Wychowywało ono w duchupatriotycznym oraz organizowało wycieczkido podmiejskich lasów, najczęściej doSmukały i Rynkowa oraz obozy letnie nadmorzem w Wielkiej Wsi - Hallerowie.15


Dużym zainteresowaniem uczniów cieszyłsię sport. Na boisku szkolnym (któreznajdowało się naprzeciw gimnazjum, nanarożniku ulic Libelta i Krasińskiego, gdziedziś stoją domy profesorskie) uprawialiśmylekkoatletykę, koszykówkę, siatkówkę, gręw palanta i piłkę nożną oraz tenis stołowy.Rozgrywaliśmy mecze międzyszkolneosiągając nie małe sukcesy. W zimieuczęszczaliśmy na ślizgawki w Parku Miejskimoraz na sanki do Rynkowa. Uprawialiśmytakże wioślarstwo. Mieliśmy teżwłasną przystań wioślarska przy mościeBernardyńskim (która została zlikwidowanaw związku z rozbudową drogi). W szałasiemieliśmy łodzie wioślarskie - czwórkęi dwójkę oraz kajaki. Pływaliśmy po Brdzie,kanale noteckim i Wiśle.Na terenie szkoły istniała tez tajnaorganizacja tzw. Noga - NarodowaOrganizacja Gimnazjalna, do której teżnależałem. Wychowywała ona swychczłonków w duchu narodowym.Kończąc swe wystąpienie pragnę podkreślić,że pobyt w gimnazjum był dla nasnie tylko okresem zdobywania wiedzy, którąprzekazywali nam kochani przez nas i szanowaniprofesorowie, ale również szkołąkształtującą nasze charaktery, osobowościi postawy życiowe oraz przygotowującąnas do życia w społeczeństwie. Dowodem,że nasi profesorowie nas dobrze wychowalina dobrych Polaków i patritów jest tablicaodsłonięta podczas V - tego zjazdukoleżeńskiego z nazwiskami ok. 90. uczniówi profesorów, którzy złożyli swe życie naołtarzu Ojczyzny.Kochaliśmy i kochamy naszą “budę”,w której spędziliśmy lata naszej uroczejmłodości. Co roku, żyjący jeszcze jej wychowankowiespotykaliśmy się. Spotkaniamiały nazwę “zjazdów” bo początkowogromadziły ponad setkę absolwentówz rodzinami. Lata mijają i jest nas corazmniej. W tym roku przybyło na spotkaniejuż tylko 7 osób. Coraz więcej odchodzinas na “wieczną wartę” lub schorowani niemogą wychodzić z domu. Taki jest porządektego świata.Na zakończenie zwracam się do Wasdrogie koleżanki i koledzy z rocznikówlicealnych abyście kontynuowali tę tradycjęspotkań, bo one utrzymują wciąż więzyi zawiązaną w czasie nauki przyjaźń.Dziękuję za uwagę„Kolekcjonerstwo macharakter profesjonalnyi wiąże się ze zdobyciempewnej wiedzy o przedmiocie.Polega na porządkowaniuzbioru, który powinien byćdostatecznie duży i w miarękompletny. Jeśli ktoś posiadakilka unikatów, to posiadatylko fragmentarycznyzbiór. Kolekcjoner dąży dozdobycia całości”.Kolekcjonerzy toludzie szaleni. Dla zdobyciaunikatów do zbioru sągotowi wydać wszystkieoszczędności, opróżnić kontado zera, po to tylko by miećkolejny okaz do kolekcji.Są tacy, którzy np. ze strachu przedutratą rarytasów rzadko wychodzą z domu,albo którzy nie chcą wymieniać z innymiswoich dubletów (podwójnych), żeby niewzmacniać zbiorów konkurencji.A zbierać można wszystko. Od obrazówi drogocennej chińskiej porcelany, pobutelki i kapsle od napojów. Najbardziejpopularne rodzaje kolekcjonerstwa to: filatelistyka(zbieranie znaczków), numizmatyka(monety), falerystyka (medalei odznaczenia), ale ludzie zbierają różnedziwne rzeczy, np. są zbieracze temperówek,zabytkowych sztućców, biletówautobusowych z różnych miast i wielewiele innych.Dla niektórych ludzi jest to sposób nażycie. Dni, w których zdobywa się jakieś„białe kruki” na długo zapadają w pamięcizbieraczy. Ogromną radością jest patrzećjak zbiór staje się pełniejszy. Kolejne brakisię uzupełniają, a znajomi pasjonaci pękająz zazdrości.To jest trochę jak myślistwo. Fanatycyczęsto jeżdżą po kraju, by zdobyć cościekawego; zdziwilibyście się jak wielkieemocje temu towarzyszą.Dzięki kolekcjonowaniu polepsza sięspostrzegawczość, z czasem potrafimydostrzec nawet najdrobniejsze szczegółynaszych okazów.Jednak przede wszystkim kolekcjonerstwołączy ludzi. Dam Wam nawet dobryprzykład.Kącik Kolekcjonera.Kącik kolekcjoneraPamiętacie, jak kilka lat temu dochipsów dodawali „pokemony”? Czy tonie było piękne, gdy wszyscy lubili tosamo? Bez względu na to, czy chodziłeśdo klasy pierwszej czy szóstej, z każdymmogłeś porozmawiać na ten jeden temati powymieniać się. A ile serdecznychprzyjaźni zawiązało się dzięki temu!I chociaż dziś nikt już ich nie zbiera, to musicieprzyznać, że wtedy, kto miał „asha” tobył gość…Mógłbym tak pisać w nieskończoność.Plusów kolekcjonowania jest mnóstwo. Ktojest jednym z nich ten wie.Czy nie cudowne byłoby znalezieniebratniej duszy w szkole? Jednymz zadań tego działu jest zebranie wszystkichszkolnych fanatyków zbieractwa w celuwymiany doświadczeń, zainteresowań.Jeśli Wy lub wasi Rodzice zbieraciecoś ciekawego i chcecie się z naszymiczytelnikami podzielić wrażeniami, piszciena adres gazety. Ja ze swej strony postaramsię omówić szerzej poszczególnerodzaje kolekcjonerstwa.Jeśli nie będzie z waszej strony ciekawszychpropozycji, w następnym wydaniu„Ellyty” omówię dział, który dotknął mnieosobiście - kolekcjonowanie pamiąteksportowych.Jarosław BednarzŚwięta na wesoło16


Komiks17


I LOWYNIKI ROZGRYWEK - DZIEWCZĘTAII LOIII LOIV LOV LOVII LOI LO 2:1 2:0 2:0 2:0 1:2 9 9:3 IVII LO 1:2 2:1 2:0 0:2 2:0 8 7:5 VIIII LO 1:2 2:1 2:0 2:0 2:0 9 9:3 IIIV LO 1:2 2:0 2:0 2:0 2:1 9 9:3 IV LO 0:2 2:1 2:0 2:1 2:1 9 8:5 VVII LO 0:2 0:2 0:2 1:2 1:2 5 2:10 IXXI LO 0:2 0:2 0:2 0:2 0:2 4 0:10 XZSCHEM 0:2 0:2 1:2 0:2 2:0 6 3:8 VIIZSEKON 2:0 1:2 2:1 2:0 2:0 9 9:3 IIIZSGASTR 2:1 0:2 0:2 1:2 0:2 6 3:9 VIIII LOII LOIII LOIV LOV LOVII LOXI LOXI LOZSCZSCOstateczna klasyfikacjazespół mecze punkty stosunek setów1 IV Liceum Ogólnokształcące 5 9 9:32 III Liceum Ogólnokształcące 5 9 9:33 Z.S.Ekonomicznych 5 9 9:34 I Liceum Ogólnokształcące 5 9 9:35 V Liceum Ogólnokształcące 5 9 8:56 II Liceum Ogólnokształcące 5 8 7:57 Z.S.Chemicznych 5 6 3:88 Z.S.Gastronomicznych 5 6 3:99 VII Liceum Ogólnokształcące 5 5 2:1010 XI Liceum Ogólnokształcące 5 4 0:10I LOII LOZSEZSEWYNIKI ROZGRYWEK- CHŁOPCYV LOVI LOVII LOXI LOElektrykElektron.I LO 1:2 0:2 0:2 0:2 0:2 0:2 6 1:12 XIILO 2:1 2:0 2:1 1:2 2:1 0:2 10 9:7 IVV LO 0:2 0:2 2:0 2:1 0:2 7 4:7 VIIVI LO 2:0 2:0 2:1 0:2 0:2 0:2 9 6:7 VIVII LO 2:0 1:2 1:2 2:0 2:1 0:2 0:2 10 8:9 IIIXI LO 2:1 2:0 0:2 2:1 0:2 8 6:6 VELEK-TRYK1:2 0:2 1:2 1:2 1:2 0:2 6 4:12 IXELEK-TRONIKEKONO-MIK2:0 2:0 2:0 2:0 2:1 2:1 12 12:2 II2:0 1:2 1:2 0:2 5 4:6 VIIIZSS 2:0 2:0 2:0 2:0 2:0 2:0 2:0 14 14:0 II LOII LOV LOVI LOVII LOXI LOElektrykElektron.Ekon.Ekon.Ostateczna klasyfikacjazespół mecze punkty stosuneksetów1 Zespół Szkół Samochodowych 7 14 14:02 Zespół Szkół Elektronicznych 6 12 12:23 II Liceum Ogólnokształcące 6 10 9:74 VII Liceum Ogólnokształcące 7 10 8:95 VI Liceum Ogólnokształcące 6 9 6:76 XI Liceum Ogólnokształcące 5 8 6:67 V Liceum Ogólnokształcące 5 7 4:78 Zespół Szkół Elektrycznych 6 6 4:129 I Liceum Ogólnokształcące 6 6 1:1210 Zespół Szkół Ekonomicznych 4 5 4:6ZSSZSSZSGZSGPKTpkt.SETYSETMSCEMCESport w szkoleW listopadzie wiele rozgrywek międzyszkolnychdobiegło końca. Nasza szkoła, jak wiecie, znakomiciereprezentowała się zarówno w piłce siatkowej,ręcznej, jak i koszykowej.Koniec sezonu siatkarskiego był raczej udany,a oto wyniki.Nasi koszykarze i koszykarki nie skończyli jeszczejednak sezonu.Szkolne sukcesy!!!Piłka ręcznaW listopadzie rozegrano także ostatnie meczepiłki ręcznej, zarówno dziewcząt, jak i chłopców.Nasze szczypiornistki odniosły zdobyły MistrzostwoBydgoszczy. Wielki sukces odniosły przedewszystkim dzięki systematycznemu treningowioraz niezastąpionemu p. Piotrowi Baldowskiemu,który wszystko nadzorował. Pierwszy meczwygrały gładko 11:4, drugi 10:0. Kolejne niebyły już tak łatwe, jednak dziewczyny poradziłysobie świetnie wygrywając kolejno 10:8 i 9:4.W ostatnim terminie jednak nie pozostawiłyrywalkom cienia możliwości na wygranąi zakończyły turniej wynikiem 11:7. Dzięki temuzwycięstwu nasza szkoła dostała się do półfinałuMistrzostw Województwa w Strzelnie, gdzieostatecznie zajęła III miejsce, co w klasyfikacjiogólnej dało VI miejsce w województwie.Dziewczętom serdecznie gratulujemy i życzymydalszych sukcesów!!!Chłopcom sezon jednak nie powiódł się tak,jak byśmy wszyscy tego chcieli, gdyż pierwszetrzy mecze przegrali tylko 1 pkt., kolejno: 6:7,10:11, 5:6. Ostatni mecz to już jednak definitywnaporażka - 2:6, co dało im ostatecznie 4 miejscew grupie. Chłopcy nie zakwalifikowali się dodalszych rozgrywek. Był to dla nich wyjątkowonieudany sezon, dlatego życzymy zwyżki formyw kolejnym - i liczymy na wygraną.LekkoatletykaSportNasi lekkoatleci - sztafeta męska - także odnieśliwielkie zwycięstwo. Zajęli oni VI miejscew Mistrzostwach Bydgoszczy w biegach przełajowych.A oto nasz skład pod czujnym okiem znakomitegotrenera p. Piotra Baldowskiego:Aleksander Adamczyk, Tomasz Piotrowski,Łukasz Brzozowski, Szymon Czapiewski,Paweł Szymanowski, Michał Puziak, PrzemysławChyliński, Maciej Mielcarek, Mateusz Kwiatkowski,Amadeusz Wójcik, Szymon Poslednik,Michał Roczyński.Serdecznie gratulujemy i życzymy powodzeniai polepszenia wyników w kolejnym sezonie !!!Sylwia Nadolna18


Na wesołoPfsor powiedziałProfesorMałgorzata Dudek„Każdy ma prawo wdepnąć tam, gdzietrzeba … albo i tam gdzie nie trzeba”„Suma to jest taki nocnik U …No zobacz! Co to?! Λ- i już by ci sięwylało!”„Hmm… zastanawia się teraz co robiław niedziele,zamiast rozwiązywać zadania!”ProfesorMałgorzata PilimonTak narysowałam...no nagryzdoliłam...(do klasy wchodzi wystraszony pierwszak)– Czy ma pani tkanki zwierzęce?– No, w sumie to mam. – odpowiadanauczycielka patrząc na swoje ręce.Królik himalajski, jak sama nazwawskazuje, rośnie w chłodnych górachi ten królik ma biało upierzoną sierść.Profesor Alicja KłopotekO jeny, ale suprajza.Piszemy temat: Ćwiczenia maturalnemyślnik hurrrra zdam maturę!!!Nie lubię Mickiewicza, ale nie mówcieo tym nikomu.Zobaczyć kobietę w człowieku...Dlaczego nic tam nie drgnęło mu...toznaczy serce...Pająkówna, no panna, chociaż 7 dziecimiała. No ostro było.To język polski a nie przystosowaniedo życia w rodzinie, więc nie wchodzimyw te aspekty socjologiczne. Zerotolerancji dla żądzy!Stopy, które parzą, ręce, które leczą.Nie bucz głupia- mówi Antek do krowy...Niegrzeczne dzieci, za karę będą jeśćsnickersy i pójdzie im w biodra.Jak żyć? – trzeba wdychać smród hipopotamai się nie zatruć.ProfesorŁadysława Łepek – tyleradości i tylko dwiekalorieDziś 13 piątek i jestem groźna. Nieśmiać się!(ktoś z klasy) Ale my jesteśmy na to zagłupi. – (z rozbrajającym uśmiechem)Ja wiem.Obudziły się gadułki – wiosna idzie...I tak przelewa, przelewa jak to sięmówi z próżnego...nie z pustego wpróżne...Kto mi to przeczyta słowami?To tak możemy rozmawiać – ja o grzybie, ty o rybie.ProfesorDanuta GrabowskaProśba pani Górkiewicz jest dla mnierozkazem.ProfesofIzabela JasińskaTak, wiercą...sms-y...(uczennica pisze trudną reakcję natablicy, a tu zamiast sprawdzenia poprawnościjej zapisu) To twoje „N” tojakieś taki amputowane...ProfesorAleksandraHoffaNie, to nie mójojciec ofiarowałmi to piwo.Patologia zawszesię zwraca.Religijnie i po bożemu zksiędzem SierzchułąNo jeszcze nie było w moim życiu takiegoetapu, że przestałem być księdzem.Tylko brać do Brdy, przywiązać domotorówki i jechać żeby rozum przewietrzyć.Narkomania jest jak topór dla mózgu.Nie to co Tausza – jej mózg jest elastyczny.No bez czapki chodzisz – po co ogrzewaszswoją głową miasto?No nie śmiej się z kolegi, on nic na tonie poradzi, że taki jest.ProfesorMałgorzatą GórkiewiczTylko liżesz i liżesz, a ręce nie pracują.(do koleżantki która jadła lizaka nalekcji o prądzie ;P)Kropeczka, niech będzie kropeczka, jawolę kropeczkę.ProfesorAnna UrbanowskaW tym nieładzie widzisz lepiej niż przeciętnyładziej. (nadal głowimy się nadznaczeniem słowa ładziej...)Zamknij to okno, bo mnie wczorajstrasznie przewiało i bardzo wczorajprzez to cierpiałam. (zważmy na fakt,że okna na ostatnim piętrze są niezwykleogromne taaa...)W pokoju nauczycielskim wołają namnie Świecznik, bo jak wejdę, to zawszezgaszę światło.Papier toaletowy – przedmiot pożądania.Nie baw się włosami kolegi! Eee to jestkolega czy koleżanka?ProfsorEwa PapużyńskaNo dobrze, dobrze...takie czyz ogonkemPoszkodowanego należy podtrzymywaćna duchu – o ilejest przystojny.W razie ataku bombowego należy podkopaćsię pod chodnik.Profsor Bożena DziedzicNic ci więcej nie trzeba. Jesteś najedzonyi mogą cię po ulicy z siekierąganiać.Ja lubię tak czasami trochę zboczyć.


ZabawaZ A B A W A - Znajdź 10 różnicPołącz punktyczterema liniamiprostymiRedakcjaAdres redakcji:“Ellyta” - Plac Wolności 9 s.4985-004 Bydgoszczellyta.redakcja@gmail.comRedaktor naczelny:Sara CiesielskaRedaguje zespół:z-ca red. nacz. Klaudia Ziółkowskaz-ca red. nacz. Anna Krukowskasekretarz Sylwia NadolnaAda Czubak, Dominika Matuszak,Przemysław Droż, Agata Brzozowska,Anna Kubera, Monika Grudniak,Jarosław Bednarz, Justyna Hoppe,Katarzyna Kolet, Daria Obarska,Marta Perczyńska, Agnieszka Ryska,Joanna Szymańska, Eliza Nowosad,Katarzyna Wegenke, Magdalena Satzkefotoedycja i skład:mgr Piotr Dobosiewiczopieka pedagogiczna:mgr Alicja Kłopotek (j. polski)mgr Piotr Dobosiewicz (informatyka)

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!