nie dziergać”. Efektem ichwytężonej pracy stał sięgigantyczny sweter, który służydo ogrzewania dwóch osóbnaraz.W finale, który odbywał sięw Gdańsku, na zawodnikówczekało także zadanie spontaniczne.Musieli przenieśćelementy zamknięte w kwadracie,nie mając do niego dostępu.Jednak przy ścisłej współpracyi salomonowemu rozwiązaniu,najlepiej poradzili sobie z tymdylematem. Nagrodą dla naszychkoleżanek i kolegów jestwyjazd na mistrzostwa świataodbywające się w Iowa StateUniveristy w USA.Jednak przed dzielnymiuczniami pojawił się problem.Wszystkie koszty (wyjazdu,wiz, zakwaterowania), musząpokryć na własną rękę. Jest tobardzo duży wydatek, dlategouczniowie poszukują sponsora,który sfinansuje wyjazd.Na szczęście Urząd Miastapokryje część wydatków, aledo zdobycia funduszy zostajecoraz mniej czasu.Pozostaje tylko miećnadzieję, że tak pięknie karierabędzie rozwijała się we właściwymkierunku i z wielkimisukcesami. Ellyta ze swojejstrony gratuluje wszystkimczłonkom Odysei Umysłu, orazPaniom Małgorzacie Niewiadomskieji Beacie Gołębiowskiejza trud włożony w przygotowania,ciężką pracę i końcowysukces. Trzymamy kciuki!4MICHAŁ ZABOROWSKIOlimpiada?Pewnie,czemu nie!Patryk Gacka, uczeńjedynki, zafascynowany polityką,historią i prawem.Wybierający się na prawo naUniwersytecie Jagiellońskim,symbol ciężkiej i wytrwałejpracy. W wywiadzie opowiedziałmi o swoich przygotowaniachdo olimpiady, o sukcesie orazzdradził mi swoje wrażenia popobycie w Brukseli.Czy ta olimpiada związanajest z Twoim planami naprzyszłość?Zdecydowanie tak. Zamierzamstudiować prawona Uniwersytecie Jagiellońskim,a materiał, którymusiałem do olimpiady opanowaćjest również wymaganyna studiach. Był to świadomywybór.Ile czasu zajęły przygotowania?Trudno powiedzieć. Oddłuższego czasu interesuję siępolityką, historią i prawem.Natomiast prawdziwe przygotowaniarozpocząłem w drugiejklasie. Przed istotnym etapemzawsze biorę około tygodniawolnego od szkoły i wtedy przygotowaniasą znacznie bardziejsukcesywne, niż w normalnedni szkolne, kiedy trzebarównież odrobić lekcje czy przygotowaćsię do sprawdzianu.Czy byłeś pewny swojegosukcesu, czy miewałeśmomenty chęci rezygnacji?Co prawda, w tym rokuczułem się pewniej niżw zeszłym, jednak zwątpienieAktualnościrównież mi często towarzyszyło.Tak naprawdę, to przedkażdym etapem przychodzi dogłowy taka myśl, że inni sąlepiej przygotowani, albo że niezdążyło się przeczytać jakiejśksiążki, czy artykułu. Po zmaganiachjest znacznie lepiej.Czy kilka lat temupomyślałbyś, że uda Ci sięosiągnąć taki sukces?Raczej nie, bo nie planowałemstartów w olimpiadach.W gimnazjum poświęciłemsię trenowaniu wioślarstwa,w liceum przyszedł czas nanaukę, ale nawet rok temunie pomyślałbym, że może misię udać. Zdecydowanie wolęminimalistyczne podejściei ciężką pracę.Czy nosisz w sobie pewienniedosyt, że to jest jednakdrugie a nie pierwsze miejsce?(uśmiech)… Nie, nie.Spełniłem swój cel, zostałemlaureatem, także jestem bardzoszczęśliwy i nie odczuwamniedosytu. Poza tym napędzamnie to do dalszej pracy przedfinałem innej olimpiady.Jak Ci się podobała Bruksela?Bruksela jest piękna.Lubię miasta, w których umiejętniełączy się historię zewspółczesnością, co widać właśniew Brukseli. Nie był to mójpierwszy pobyt w tym mieście,ale zapewne jeszcze niejede<strong>nr</strong>az z chęcią się tam udam.Aleksandra Jelińska
Ręka na pulsieOfiara losuW ramach projektu, Aktywnyuczeń, pracownik, obywatel– to ja, dzięki kompetencjomkluczowym dnia 09.03.<strong>2012</strong>roku odbyło się spotkaniez Michałem Pauli. Trudnookreślić, czy tematem spotkaniabyła relacja artysty – podróżnikaz pobytu w Tajlandii, czy prezentacjaksiążki „12 x śmierć.Opowieść z Krainy Uśmiechu”i przemyślenia byłego więźnia,skazanego wielokrotniena karęśmierci, odsiadującegowyrokm.in. w jednymz najcięższycha z j a t y c k i c hwięzień: BangKwang.M i c h a ł Pauli przemycałz Polski do Tajlandii narkotyki- pigułki ecstasy. Artystastwierdził, że dał się namówićna ich przemyt m.in. dlatego, żeuważał je za narkotyki „lżejsze”.Jednak pojęcie „bezpieczniejszychnarkotyków” nie istnieje.Znaczenie wyrazu „narkotyk”niezmiennie pozostaje takiesamo. Równie dziwnym wydawałomi się wytłumaczenieMichała Pauli, że do zbrodnidał się namówić, gdyż byłczłowiekiem naiwnym. Widoczniełatwiej zagrać na emocjachnas – ludzi młodych, odwołującsię do wybryku młodości,niż wprost powiedzieć, że byłosię chciwym i łakomym szybkiegozarobku. Cały wykładautora był dosyć sprzeczny. Nieprezentował jednoznacznegosprzeciwu przeciw przemytowi,nie był ostrzeżeniem przedpopełnieniem podobnej zbrodni,nie prezentował skruchyskazańca, a skupiałraczej uwagę na irracjonalnymwierzeniu w cuda i łut szczęściaw wypadku, gdy zostaniesię przyłapanym.Owszem, padały wielkiei ważne słowa na tematprzemiany wewnętrznej człowieka,który doznał wielkiejniesprawiedliwości losu.Człowieka, który uważał, żestał się ofiarą zmówienia władzTajlandii. Człowieka, któregoboli szufladkowanie go przezspołeczeństwo polskie dogrupy „przestępca”. Jednakwydaje mi się, że w całymnatłoku tych pięknie oprawionychsłów i jeszcze głębszychprzemyśleń na temat życia,Michał Palu zapomniał, żezbrodnia i jej konsekwencjesą wynikiem posiadania przezczłowieka wolnej woli. Człowiekmoże zrozumieć swojąwinę i przyjąć karę lub oznajmiaćwszem i wobec, że jestwinnym i na tym kreować swójnowy wizerunek.Ostatnimi czasy do Polskizawitała nowa moda polegającana promowaniu przestępcówi wznoszenia ich w sposóbabsurdalny do poziomu bohatera.Wywiady, książki, filmy,wsparcia finansowe wszystkoto skupiło się wokół osób, któremówiąc najprościej, nie zasłużyłyna to. Uważam, że istniejewiele instytucji, mnóstwo osób,które mogłyby służyć za przykładdo naśladowania bądźczynnik motywujący do działania,a które są marginesowanei omijane przez media, naskutek braku jakiejś chwytliwej,łapiącej za serce, ciemnejstrony historii ich życia. Jeżelispotkanie z Michałem Paulimiało mi coś uzmysłowić, torzeczywiście uzmysłowiło – jakpo raz kolejny chciano zamanipulowaćnaszymi uczuciamii włączyć nas w wielką medialnągrę.Laura Porowska„Co jeść, żebyprzeżyć?”Ostatnio zastanawiałamsię, czy w Bydgoszczy jeszczeda się gdzieś zjeść dobrydomowy obiad w przystępnejcenie. A nie ciągle spaghetti,pizza, kebab, frytki, burgery,naleśniki czy też inne „niepolskie”potrawy. Idę więc przezmiasto, jak zwykle burczy miw brzuchu i szukam jakiegokolwiekmiejsca, które zaoferujemi pyszny domowy obiadek.I tak oto trafiam na ulicę MariiSkłodowskiej – Curie. Pod numerem1 znajduje się chybaostatni socjalistyczny barmleczny w naszym mieście.Jego nazwa „Kaprys Bar” jestbardzo charakterystyczna.Ponaglana uporczywym burczeniem,szybko się poddajęi wchodzę do środka.Wystrój - jak w typowejstołówce, takiej jakie są, gdysię jedzie na kolonie. Ale jestbardzo dużo miejsca: ogromnasala, z wysokim sufitem, dużeokna, które sprawiają, że wnętrzenie jest ponure. I kwiaty.Mnóstwo roślin doniczkowychzdecydowanie dodaje urokutemu miejscu.Po chwili dołącza do mniemoja mama. Podchodzimy dokasy i nasze oczy lądują nawielkim menu wywieszonymna ścianie. Wybór jest ogromny(i wszystko jest dostępne!!Ilu tam musi przychodzić ludziw ciągu dnia!), nie możemy sięzdecydować. Są tu tradycyjnekotlety schabowe, zrazy, kurczak,ziemniaki, kluski, szerokibukiet surówek i sałatek,koktajle i ciasta, pomidorowa,grzybowa, barszcz z pasztecikiem,grochowa, żurek…niesposób wszystkiego wymienić!W końcu decyduję się nagrochówkę, filet z kurczaka,ziemniaczki, modrą kapustęi pieczarki jako dodatek. Mamawybiera barszcz z pasztecikiem,kluseczki śląskie ze skwar-5