zach. Uzyskiwane przez jeńców „lagermarki” mogły być wpłacane na ich konta osobiste i przesyłane do rodzin w kraju. często uzyskiwały wyższy kurs niż „Reichsnarki” . Niemcy nie mieli zwyczaju pilnowaæ jeñców w czasie pracy. Po wpisaniu do karty pracy miejsca pracy, wyznaczeni jeñcy rozwo¿eni byli traktorami Powstaniec warszawski Marian Kowalski wspomina: Zaraz do tego dojdę, bo to się wiąże z tą pracą. Nawet dostawaliśmy uposażenie. Były marki obozowe, można było za to kupić szmatławe papierosy, ołówki, pióra, zeszyty. Po pewnym czasie skumaliśmy się z niemiecką obsługą obozu, co było istotne, a szczególnie z jednym z Abwery, który do nas się przyczepił. On nam udostępniał informacje z frontu. Mieliśmy na mapie [pokazane] jak front się zmienia, jak przechodzą do następnej ofensywy i Niemcy ciągle się cofają. Chorągiewki były ponaznaczane, jak wojska zachodnie i wschodnie idą. To już był grudzień, przenieśli nas do baraków, to były stajnie, [kiedyś] tam były jednostki huzarów. Już byliśmy pod dachem, zaczęliśmy dostawać paczki, które przysyłał Międzynarodowy Czerwony Krzyż, po niemiecku to się nazywało liebesgabe. To były paczki [wysyłane] od dnia przyjścia do niewoli, z tym, że one przychodziły z opóźnieniem, bo zanim poszły listy do Genewy to upłynęło [trochę czasu]. Pierwsze paczki dostaliśmy na Boże Narodzenie. To było bardzo dużo, bo to jednocześnie była pomoc w wyżywieniu i pieniądze. Tam były papierosy, czekolada, kawa, za które można było wiele rzeczy u Niemców uzyskać, lepsze traktowanie… Jak się zorientowaliśmy, że ten obóz zagarną sowieci, to zaraz zaczęliśmy kombinować, co tu zrobić. Doszliśmy do wniosku, że trzeba znaleźć tak zwany Arbeitskommando, dostatecznie daleko wysunięte na zachód, żeby nas sowieci nie ogarnęli. Ponieważ mieliśmy stosunki biurokratyczne uzgodnione, Niemcom to też było na rękę, bo mogli się potem wykazać ewentualnie. Powiedzieliśmy, żeby znaleźli taką Arbeitskommando <strong>–</strong> komendę pracy, komanderówkę <strong>–</strong> żeby nie była liczna, żeby było jakieś piętnaście osób i żeby była na zachodniej stronie Łaby, i możliwie szybko, bo już luty się robił, zima się już kończyła.
Lagermarki lub autobusami. Stamt¹d docierali do miejsca przeznaczenia <strong>–</strong> czêsto sami, <strong>bez</strong> konwoju. W pobli¿u Altengrabow by³y nastêpuj¹ce wioski: oddalone o 2 km Dornitz, 3,5 km Magdeburgerforth, 2,5 km Drewitz, 4 km Schopsdorf, 4,5 km Buschhauser, 4 km Reesdorf, 6 km Gehlsdorf, 7 km, Ringelsdorf, 8 km Holzernhaus, 8 km Wulpen, 7 km Lubars, 6 km Ringelsdorf, do których jeñcy do pracy docierali pieszo. Nie dotyczy³o to ¿o³nierzy radzieckich. Ca³kowit¹ odpowiedzialnoœæ za jeñca przejmowali Niemcy, u których pracował. Pewnego razu Kauf-