11.01.2013 Views

KI Gałczyński – bez cenzury - Interia.pl

KI Gałczyński – bez cenzury - Interia.pl

KI Gałczyński – bez cenzury - Interia.pl

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Wachman<br />

Stalagu XI A<br />

Altengrabow


Wachman<br />

Stalagu XI A<br />

Altengrabow<br />

Wspomnienia opracował<br />

Bogdan Kruszona


Opracowanie graficzne, skład i łamanie<br />

Bogdan Kruszona<br />

Projekt okładki<br />

Bogdan Kruszona<br />

© Copyright by Bogdan Kruszona, 2008<br />

Druk i oprawa<br />

Drukarnia Wydawnictwa Bernardinum Sp. z o.o., Pel<strong>pl</strong>in<br />

ISBN 978-83-7380-575-0


Od autora<br />

Ojciec Romana Kaufmanna przed pierwszą wojną<br />

œwiatow¹ emigrowa³ za prac¹ do Niemiec. Tam pracowa³<br />

trzy lata w kopalni wêgla kamiennego. Gdy<br />

wybuch³a wojna, wcielono go do armii pruskiej. Po<br />

wojnie wróci³ do rodziny, do wsi Czerlejnko powiat<br />

Œroda, województwo poznañskie. W czasie drugiej<br />

wojny œwiatowej Niemcy wszystkim Polakom<br />

maj¹cym przodków w armii pruskiej przyznawali<br />

obywatelstwo niemieckie III grupy, by móc wcieliæ<br />

mê¿czyzn do swojej armii. Ze Starogardu Gdañskiego<br />

tylko z jednego podwórka ul. Gdañskiej w ten sposób<br />

przymusowo do Wehrmachtu wcielono oprócz<br />

Kaufmanna kilkunastu szlachetnych Polaków, w tym<br />

ojca ksiêdza Henryka Jankowskiego, który zgin¹³<br />

na froncie wschodnim. Oprócz Jankowskiego tylko<br />

z jednego podwórka zginêli: Albrecht, Benke, Lerwitz,<br />

Puchalski i jeszcze kilku innych kolegów i znajomych<br />

Kaufmanna. Tym nielicznym, którzy prze¿yli,<br />

nie przypinano medali. ¯adne w³adze <strong>–</strong> ani polskie,<br />

ani niemieckie <strong>–</strong> nie uzna³y i do dziœ nie upomnia³y<br />

siê o Polaków ze Œl¹ska i Pomorza. Polscy ¿o³nierze<br />

Wehrmachtu po wojnie nie mieli swojego zwi¹zku<br />

czy swojej reprezentacji pozarz¹dowej, wrêcz przeciwnie,<br />

byli przeœladowani i szykanowani. Ka¿dy<br />

¿o³nierz Wehrmachtu <strong>–</strong> z tych setek tysiêcy przymusowo<br />

wcielonych do wojska, a nielicznych, którzy


Roman Kaufmann urodzony 11.04.1915 r. w Klei <strong>–</strong> Scheringen,<br />

powiat Kostschin, syn Lorenza i Marianny z domu Juskowiak


prze¿yli <strong>–</strong> móg³by napisaæ swoj¹ w³asn¹ historiê.<br />

Czytelnik tego pamiêtnika mo¿e zadaæ pytanie: Po<br />

co i dla kogo? OdpowiedŸ jest tylko jedna. Dla historycznej<br />

prawdy i potwierdzenia, ¿e pod³oœci<br />

i małostkowości cz³owieka nie wyznacza krój, kolor,<br />

naszywki czy dystynkcje na mundurze, który<br />

nosi³. Cz³owiek uczciwy zawsze nim pozostanie,<br />

<strong>bez</strong> wzglêdu na uniform, który nosi³ w przesz³oœci,<br />

mimo ¿e nie by³ to jego mundur i jego Ojczyzna.


Niemiecki Wehrpass<br />

Roman Kaufmann do Wehrmachtu wcielony zosta³<br />

tak jak dziesi¹tki mieszkañców Pel<strong>pl</strong>ina. Mia³ do<br />

wyboru, albo byæ Polakiem z biletem do Stuthoffu<br />

w jedn¹ stronê, albo, podpisuj¹c Volkslistê III grupy,<br />

staæ siê obywatelem niemieckim a¿ do odwo³ania.<br />

Chcia³ ¿yæ! Wybra³ mniejsze z³o. Narzeczona Kaufmanna,<br />

Janina Nawatzka, po ukoñczeniu niemieckiej<br />

Berufschule w Tczewie pracowa³a w Pel<strong>pl</strong>inie<br />

w sklepie kawy, win i s³odyczy u G³owackich,<br />

póŸniej Kaiser-Kaffe-Gescheft. Nastêpnie ju¿ do<br />

koñca wojny w Urzêdzie Gminy w Pel<strong>pl</strong>inie. Mieli<br />

siê pobraæ. W niemieckiej komendzie uzupe³nieñ<br />

w Starogardzie poborowy Kaufmann otrzyma³ Wehrpass,<br />

a w nim Wehrnummer Preussisch Stargard<br />

16/62/5/9 ze skierowaniem w g³¹b niemieckiej Rzeszy<br />

do Bückeburga. Z du¿¹ tekturow¹ kartk¹ zawieszon¹<br />

na sznurku u szyi i ma³¹ walizeczk¹ stawi³<br />

siê na dworcu w Tczewie (Dirschau). Na kartce<br />

wyraŸnie by³ zapisany adres miejsca docelowego.<br />

Przy wtórze krzyków i wrzasków stoj¹cych w kolumnach<br />

gestapowców, wepchniêty zosta³ do poci¹gu<br />

z napisem Berlin. Gdy ich rozdzielano, Janka ze<br />

³zami w oczach zd¹¿y³a jeszcze kilka razy krzykn¹æ:<br />

„Pisz, bêdê czeka³a”. W czasie kolejnych przesiadek<br />

na kolejowych dworcach gestapowcy z wrzaskiem<br />

odczytywali zawieszone na piersiach poborowych<br />

adresy z zapisanym miejscem docelowym.


Sklep G³owackich. Pel<strong>pl</strong>in 22.07.1938 r.<br />

Przy ci¹g³ych wrzaskach: ab, ab, ab, schnel, links,<br />

byli przepêdzani z peronu na peron i przerzucani do<br />

wagonów jak worki ziemniaków. Szeregowy Kaufmann,<br />

ju¿ jako ¿o³nierz Wehrmachtu, po przeszkoleniu<br />

w Bückeburgu zosta³ skierowany do Stalagu<br />

XI A w Altengrabow ko³o Magdeburga. Podstawową<br />

grupę w hitlerowskim systemie obozów jenieckich<br />

stanowiły obozy stałe. Grupa ta obejmowała trzy zasadnicze<br />

rodzaje obozów jenieckich. Były to obozy<br />

żołnierskie (Manschafts-Stammlager- Stalag), obozy<br />

oficerskie (Offizierslager-Oflag) i obozy internowanych<br />

(Interniertenlager-Ilag). Ponadto w ramach<br />

stalagów i oflagów istniały obozy o obostrzonym<br />

rezimie traktowania jeńców i obozy karne (Straflager-Stralag).<br />

By³ koniec listopada, pocz¹tek d³ugiej<br />

i mroŸnej zimy. Do Altengrabow wraz z innymi<br />

¿o³nierzami przywieziono ich ciê¿arówk¹. By³a to


0<br />

Wpis z drug¹ kategori¹ wojskow¹<br />

zbieranina ¿o³nierzy w wiêkszoœci z drug¹ kategori¹<br />

zdolnoœci do s³u¿by w wojsku. Pochodzili z ró¿nych<br />

stron Europy. Wœród nich byli Œl¹zacy, ale najwiêcej<br />

by³o „Niemców” z dawnych ziem pruskich. ¯o³nierze<br />

drugiej kategorii otrzymali w Bückeburgu umundurowanie,<br />

czêsto niedopasowane i w licznych przypadkach<br />

po ¿o³nierzach rannych lub zabitych na<br />

froncie. Kaufmann by³ niskiego wzrostu.<br />

D³ugo przebiera³ w magazynie, by wybraæ mundur<br />

w miarê dopasowany i nie zniszczony. W koñcu<br />

trafi³ i wybra³ mundur prawie jak nowy. Pokwitowa³<br />

odbiór i poszed³ do koszar siê przebraæ. Gdy spojrza³<br />

w lustro, zauwa¿y³ na swoim mundurze dwie<br />

ma³e ³aty <strong>–</strong> jedn¹ z przodu i drug¹ z ty³u na <strong>pl</strong>ecach.<br />

Domyœli³ siê, ¿e nieszczêœnik, który nosi³ ten<br />

mundur przed nim, dosta³ prawdopodobnie strza³<br />

prosto w serce. Kula przebi³a go na wylot. Inni mieli<br />

mundury zszywane i flekowane w ró¿nych miejscach,<br />

lecz nic nie wskazywa³o na to, by ktoœ oprócz


niego mia³ mundur zdjêty z nieboszczyka. Wpad³<br />

w przygnêbienie, ba³ siê, ¿e to z³y znak. Gdy codziennie<br />

rano ubiera³ mundur, czu³ siê fatalnie. Na<br />

dodatek paskudnie coœ uwiera³o go w szyjê. Gdy<br />

przejrza³ dok³adnie mundur, zauwa¿y³ od wewn¹trz<br />

na ko³nierzu rêcznie przyszyt¹ jasn¹ szmatkê.<br />

W koñcu j¹ odpru³. Na szmatce po drugiej stronie<br />

ktoœ kopiowym o³ów-kiem napisa³ adres w³aœciciela<br />

munduru. Z zamazanych i rozlanych liter mo¿na<br />

by³o wyraŸnie odczytaæ adres Hugon Peters Hanno-<br />

R. Kaufmann<br />

Przegl¹d Batalionu Kaufmanna nr 405. Rok 1944<br />

Skierowanie do s³u¿by w Altengrabow


wer Hitlerstr. 19. Na ten adres Kaufman wys³a³ krótki<br />

list z informacj¹, ¿e jest niemieckim ¿o³nierzem,<br />

który po kimœ otrzyma³ mundur, a naszywkê odsy³a<br />

na pami¹tkê. Po miesi¹cu otrzyma³ list od matki, która<br />

w³asnorêcznie przyszy³a naszywkê synowi, który<br />

przed wyjazdem na front wschodni by³ w domu<br />

na krótkim urlopie. W kilku zdaniach opisa³a okolicznoœci<br />

œmierci syna. Hugon Peters zosta³ zabity po<br />

kapitulacji Warszawy. „Zgin¹³ w podwarszawskich<br />

lasach od strza³u polskiego bandyty, który wraz innymi<br />

bandytami <strong>pl</strong>¹drowa³ okoliczne gospodarstwa”.<br />

W liœcie nieszczêsna matka prosi³a, by po wojnie,<br />

gdy uda mu siê prze¿yæ, czego mu serdecznie ¿yczy,<br />

odwiedzi³ j¹ i podarowa³ jej mundur zabitego syna.


Powitanie w Altengrabow<br />

W Altengrabow, gdy wysiadali z samochodu,<br />

wia³ przenikliwy wiatr i pada³ deszcz ze œniegiem.<br />

Wje¿d¿aj¹c do obozu, ¿o³nierze ujrzeli potworny<br />

i przygnêbiaj¹cy widok. Na ogrodzonym kolczastym<br />

drutem polu, na otwartej przestrzeni, le¿eli ludzie<br />

zjawy, ludzie cienie, otuleni strzêpami wojskowych<br />

p³aszczy. Byli to radzieccy jeñcy. Niektórzy z nich,<br />

wycieñczeni, na le¿¹co wygrzebywali sobie mena¿kami<br />

do³y w zamarzniêtej ziemi. Za wszelk¹ cenê<br />

chcieli choæ trochê uchroniæ siê przed zimnym wiatrem<br />

i œniegiem. W rowie, tu¿ przy p³ocie, na œniegu<br />

le¿a³o kilka do siebie przytulonych cia³. Kaufmann<br />

podszed³ bli¿ej .<br />

Nogi mu siê ugiê³y i dziwny dreszcz przeszy³ jego<br />

cia³o. Sta³ jak wryty. Nie móg³ oderwaæ wzroku od<br />

nieszczêœników. Patrzyli sobie w oczy. Nowy niemiecki<br />

¿o³nierz nie wiedzia³, czy z zimna, czy z ¿alu<br />

Według opinii zawartej w raporcie MCK na temat działalności<br />

obozów jenieckich, jeńcy byli podzieleni na grupy i traktowani<br />

nierówno. Jeńcami uprzywilejowanymi byli Anglicy, i Amerykanie.<br />

Z pewnymi względami traktowano jeńców francuskich,<br />

norweskich, belgijskich i holenderskich. Jeńcy polscy oraz Grecy<br />

i Jugosłowianie byli narażeni na szykany z uwagi na politykę rasową<br />

okupanta. Los jeńców radzieckich był tragiczny ponieważ<br />

Wehrmacht całkowicie nie respektował wobec nich konwencji haskiej<br />

i konwencji genewskiej. Ogółem w hitlerowskich obozach jenieckich<br />

wymordowano około 3 400 000 jeńców radzieckich.


Schemat organizacyjny zarz¹dzania obozami jenieckimi<br />

w hitlerowskiej Rzeszy w latach 1939-1945


Schemat organizacji wewnêtrznej zarz¹dzania<br />

obozem jenieckim i obs³ugi pocztowej.<br />

z oczu pop³ynê³y mu ³zy. Rosjanie patrzyli na niego<br />

szklanymi oczyma. Jeden z nich cicho powiedzia³:<br />

„Nie nada, niczto, niczto, nielzja”, przymkn¹³ oczy<br />

i odwróci³ g³owê.<br />

Od strony le¿¹cych nieszczêœników zawia³ zimny<br />

wiatr, jak gdyby to by³ powiew œmierci. Porucznik,<br />

dowódca grupy, rykn¹³ na ca³e gard³o: „Kaufmann<br />

do szeregu! Pluton do koszar biegiem marsz!” Szeregowy<br />

Kaufmann, biegn¹c, dyskretnie ociera³ ³zy<br />

rêkawem mokrego szorstkiego wojskowego p³aszcza.<br />

Co jakiœ czas patrzy³ w lewo na kilkaset przeraŸliwie<br />

chudych, obdartych, czêsto <strong>bez</strong> obuwia postaci<br />

przypominaj¹cych sylwetkami ludzi. W obozie feld-


febel Kaufmann zosta³ przydzielony wraz z koleg¹<br />

Johanem Brockim z Tczewa do s³u¿by wartowniczej.<br />

Brodzki z powodu nadczynności tarczycy miał<br />

widoczny wytrzeszcz gałek ocznych, co było przedmiotem<br />

częstych żartów ze strony niemieckich kolegów.<br />

Dolegliwość ta była przyczyną skierowania<br />

Brockiego do Bataillonu-Strzelców Krajowych (LSB)<br />

czyli pomocniczej formacji Wehrmachtu. Uchroniło<br />

go to przed wysłaniem na front wschodni. W Stalagu<br />

341 przez ca³y okres s³u¿by by³ wartownikiem<br />

ró¿nych jenieckich baraków, obiektów i magazynów<br />

wojskowych. Pod koniec służby przeniesiono go do<br />

służby wartowniczej Lazaretu w Gross-Lubras .<br />

Niemieckie obozy żołnierskie stalagi stanowiły<br />

najliczniejszy i najbardziej rozbudowany rodzaj<br />

obozów stałych. Były to obozy dla żołnierzy szeregowych<br />

i podoficerów. Generalnym zadaniem stalagów<br />

była praktyczna realizacja celów hitlerowskiej<br />

polityki jenieckiej czyli eks<strong>pl</strong>oatacja jeńców jako siły<br />

roboczej Stosownie do wyznaczonych celów stalagi<br />

2 Jan Władysław Maciejewski powstaniec warszawski w swoich<br />

wspomnieniach prawdopodobnie opisuje Brockiego:<br />

Dwukrotnie byłem chory na awitaminozę. Nawet jeden szkop,<br />

wachman <strong>–</strong> daliśmy mu pseudonim „Sowa”, bo miał duże oczy,<br />

a był to życzliwy człowiek, nie wrzeszczał, nie bił nas (inni<br />

wrzeszczeli) <strong>–</strong> mnie zawiózł do lekarza. Lekarz zobaczył, bo mi<br />

się rany pootwierały, awitaminoza, to wszystko zaczęło ropieć. Dał<br />

mi, żebym sobie przemywał to octem, łobuz cholerny. W lazarecie<br />

wówczas była pierwsza dostawa z Czerwonego Krzyża, pierwsze…<br />

Proszek, który się sypało… Jakiś lek obozowi lekarze polscy dostali<br />

i mnie wyleczyli


można podzielić na <strong>–</strong> stalagi będące obozami pracystalagi<br />

robocze, <strong>–</strong> stalagi karne o zaostrzonym reżimie<br />

traktowania jeńców i stalagi specjalne „wychowawczo-szkoleniowe”<br />

(dla kolaborantów), jeńców<br />

ubiegających się o wpisanie na tzw. niemiecką listę<br />

narodowościową.<br />

Karta pocztowa jeñca jugos³owiañskiego<br />

Jeñcy belgijscy przed swoim barakiem


Polscy jeńcy<br />

w Stalagu XI A<br />

W wiêkszoœci jednak w parze z Brockim, Kaufmann<br />

by³ wachmanem kilku baraków, w których<br />

przebywali internowani ¿o³nierze belgijscy. Baraki<br />

belgijskie by³y oddzielone drutem kolczastym od<br />

Jeñcy belgijscy przy p³ocie granicz¹cym<br />

z polskimi barakami 10 i 11


araków z jeñcami polskimi. Jeńcy polscy z kampanii<br />

wrześniowej 1939 roku jak i wzięci do niewoli<br />

w późniejszym okresie byli lokowani na terenach<br />

tzw. Starej Rzeszy (Altreich).<br />

P o l a c y<br />

byli jeñcami<br />

z 1939 roku,<br />

z k a m p a n i i<br />

wrzeœniowej.<br />

Zostali wziêci<br />

do niewoli<br />

przez Ros-<br />

jan na froncie<br />

wschodnim.<br />

Widok ogólny stalagu XI A<br />

Polscy jeñcy do Altengrabow zostali przywiezieni<br />

z obozów rosyjskich na zasadzie wymiany. Z Kozielska<br />

przyjechali do Altengrabow sami szeregowcy.<br />

Dopiero po wojnie siê dowiedzieliœmy, ¿e polscy<br />

oficerowie na zawsze pozostali w Katyniu, Charkowie<br />

i Miednoje. Każdy żołnierz polski dostając się do<br />

niewoli, posiadał na ogół przy sobie polską walutę<br />

w różnych kwotach. Były to wypłacone gaże wojskowe.<br />

Żołnierze nie mieli możliwości wcześniejszego<br />

przekazania pieniędzy najbliższym, ponieważ<br />

w warunkach wojny nie funkcjonowały już urzędy<br />

pocztowe i banki. W obozach żołnierze byli poddani<br />

rewizji osobistej. Wszelkie posiadane pieniądze<br />

zostały im odebrane i przekazane do administracji


Altegrabow Franciszek Doñczyk sekretarz mêża zaufania<br />

0


Batalion strzelecki Franciszka Doñczyka, Chojnice 1928 r.<br />

Batalion strzelecki Franciszka Doñczyka, Chojnice 1928 r.


Franciszek Doñczyk w innym mundurze


obozu (Gruppe Verwaltung), gdzie zostały wpisane<br />

na konta poszczególnych jeńców jako depozyt.<br />

W grupie polskich jeñców w niemieckich koszarach<br />

mówi³o siê o intelektualiœcie Ga³czyñskim i prawej<br />

rêce hauptmana Steinhofa, Leonie Hoffmannie.<br />

Sekretarzem Hoffmanna był Franciszek Dończyk.<br />

Franciszek Dończyk pochodził z Chojnic. Dostał się<br />

do niewoli po rozbiciu przez niemców Batalionu<br />

Strzelców Krajowych stacjonującego w Chojnicach.<br />

O innych Polakach w koszarach ma³o rozmawiano.<br />

Nazwisk innych polskich jeñców nie sposób<br />

by³o zapamiêtaæ. By³o to niemo¿liwe. Szybka rotacja<br />

i ci¹g³e ubywanie jeñców z powodu przejœcia do<br />

cywila powodowa³y zmiany zakwaterowañ 3 .<br />

W okresie czterech lat przez Altengrabow Stalag<br />

XI A przewinê³o siê prawdopodobnie oko³o 20<br />

tysięcy polskich ¿o³nierzy. Pod koniec 1944 roku<br />

w polskim obozie pozosta³o zaledwie od 150 do 200<br />

Jeńcy zwolnieni do domu. List do Stefana Stachowiaka.<br />

Jak ci pisałam Sabka pracuje w straży więziennej w Białej Podlaskiej.<br />

Donoszę Ci kochany Stefku o jednej rzeczy, która Cię zaciekawi,<br />

a mianowicie Mundek Marzyński, który był razem z Tobą<br />

w szpitalu, powrócił przed kilkoma tygodniami z niewoli, a zapytany<br />

o Ciebie, powiedział mi, że dobrze wyglądasz, że operacja udała<br />

się i że wyjechałeś na roboty. Został on zwolniony w dniu 1.IX.1940.<br />

A pojechał do domu w pierwszych dniach maja. Pozdrawiam Cię<br />

w jego imieniu.<br />

Kończąc przesyłam Ci moc pozdrowień od całej rodziny od kolegów<br />

z którymi pracowałeś przed wojną. Jednocześnie pozdrawia Cię Kot<br />

i Zaręba, którzy zostali zwolnieni z wojska oraz szereg innych osób,<br />

którzy Ci dobrze życzą i pragną Twojego szczęśliwego powrotu.


List do Stefana Stachowiaka o zwolnieniu z niewoli


List do Stefana Stachowiaka o zwolnieniu z niewoli<br />

jeñców. Wszyscy wracali do domów lub pozostawali<br />

w Niemczech jako pracownicy cywilni. Zatrudnienie<br />

jeńców następowało w specjalnie do tego tworzonych<br />

drużynach roboczych (Arbeitskommando-Arb.Kdo).


Drużyna stanowiła najniższy szczebel organizacyjny<br />

w stalagach. Stan ilościowy drużyny był zróżnicowany<br />

i zależał od potrzeb. Drużyny robocze zorganizowane<br />

były na wzór oddziału wojskowego. Niemiecki<br />

dowódca drużyny roboczej był jednocześnie<br />

komendantem obozu. Dowódcy drużyn roboczych<br />

i strażnicy rekrutowali się z Batalionów Strzelców<br />

Krajeńskich (Landes-Schutzen Bataillonen-LSB),<br />

przydzielonych do dyspozycji komendantów stalagów.<br />

Do pilnowania jeńców w miejscu pracy wykorzystywano<br />

również Straż Pomocniczą (Hilfswachmannschafen<br />

w skrócie Hilfswache), składającą się<br />

z osób cywilnych. Pozostali tylko ci, którym by³o<br />

w obozie dobrze lub te¿ wiedzieli, ¿e nie maj¹ do<br />

kogo wracaæ. Polscy jeñcy <strong>–</strong> w zale¿noœci od ich<br />

liczby <strong>–</strong> byli kwaterowani pod celtami (namiotami),<br />

w drewnianych barakach i murowanych stajniach.<br />

Leon Hoffmann by³ polskim tak zwanym mê¿em<br />

zaufania. Mê¿owie zaufania mieli do dyspozycji<br />

sekretarza i, w zale¿noœci od liczby jeñców, kilku<br />

t³umaczy. Jedyny kontakt jeñców z dowódcami obozu<br />

i wachmanami by³ za poœrednictwem mê¿ów zaufania.<br />

Tych kilku wybranych jeñców urzêduj¹cych<br />

w biurach obozu, w szczególnoœci m¹¿ zaufania<br />

i cenzorzy, to by³o ucho i oko Hauptmana Steinhoffa.<br />

Cokolwiek siê dzia³o w obozie, by³o pod<br />

œcis³¹ kontrol¹ obozowej Abwery i Wehrmachtu.<br />

Rewizje w barakach, wyznaczanie jeñców do brudnych<br />

prac, sterowanie rozdzielnictwem paczek, wy-


dawanie przepustek, nawet zgoda na uczestniczenie<br />

w mszach nie by³y przypadkiem. Niemieccy dowódcy<br />

celowo przy mê¿u zaufania i jego kolegach,<br />

niby w tajemnicy, szeptem mówili o terminach <strong>pl</strong>anowanych<br />

rewizji. Rozg³asza³ je w „g³êbokiej tajemnicy”<br />

Hauptman Flack. Niemcy wiedzieli, ¿e grupa<br />

Hoffmanna przeka¿e informacje do baraków. W ten<br />

sposób sami Niemcy pozbywali siê kłopotu pisania<br />

protokołów i karania jeñców, poniewa¿ wszystko,<br />

co by³o nielegalne w baraku, natychmiast niszczono<br />

przed rewizj¹. Równie¿ by³o to korzystne dla samych<br />

donosicieli. Mechanizm ten dzia³a³ w dwie strony.<br />

Grupowi, t³umacze, sam Hoffmann i jego sekretarz<br />

Franciszek Doñczyk byli darzeni zaufaniem wœród<br />

jeñców, dziêki tym informacjom. Od nich z kolei sz³y<br />

w drug¹ stronê „cenne informacje” o wszystkim, co<br />

dzieje siê w polskich barakach. Do tego trzeba jeszcze<br />

dodaæ cenzorów korespondencji jako wyj¹tkowo<br />

zaufanych obozowej Abwery, a szczególnie,<br />

kiedy nowym komendantem obozu zosta³ Oberstleutnant<br />

Nieter. Najbardziej chodzi³o o nielegaln¹<br />

korespondencjê i uniemo¿liwienie przemycania informacji<br />

na zewn¹trz stalagu. Komendantowi obozu<br />

(Lagerkommandant) podlegała cała służba wartownicza<br />

i administracja obozowa, a w odniesieniu<br />

do stalagów także Bataliony Strzelców Krajowych<br />

Landesschutzen-Bataillon-LSB czyli pomocnicza formacja<br />

Wehrmachtu. Sprawy pocztowe wewnątrz<br />

obozu należały do kompetencji komórki wywiadu


i <strong>cenzury</strong> (Abwehr<br />

und Postuberwachung).<br />

Do<br />

jej zadań należało:<br />

utrzymywanie<br />

i kontrolowanie<br />

wszelkich przesyłek<br />

pocztowych<br />

w y c h o d z ą c y c h<br />

i przychodzących<br />

do obozu, kontakty<br />

z przedstawicielami<br />

państw<br />

neutralnych i Czerwonego<br />

Krzyża.<br />

Oprócz tego, dla<br />

Pozdrowienia z Stalagu XI A<br />

własnych celów<br />

prowadzono kartoteki<br />

jeńców przebywających w obozie oraz jeńców<br />

poszukiwanych. Komórką wywiadu i <strong>cenzury</strong><br />

obozowej kierował oficer kontr wywiadu, który dysponował<br />

odpowiednim do wielkości obozu zespołem<br />

cenzorów. Interesy jeńców reprezentował mąż<br />

zaufania (Hauptvertravensmann), który był jedynym<br />

łącznikiem między ogółem jeńców a komendą<br />

obozu.<br />

Donosicielstwo wœród jeñców polskich by³o<br />

wszechobecne. Chêtnych wœród kadry Niemców do<br />

wys³uchiwania donosów by³o pe³no.


Pocz¹wszy od niemieckiego personelu I batalionu<br />

jenieckiego, sonderfurerów stalagów, Appela,<br />

Klinkhardta z Feldfeblem Porschke, Heinsem i Frankiem<br />

na czele. Grupowi i mê¿owie zaufania byli wyznaczani<br />

przez Niemców. Ga³czyñski siê wyró¿nia³.<br />

Ci¹gle gdzieœ siê krêci³, coœ za³atwia³ i coœ szmuglowa³.<br />

Pali³ na³ogowo papierosy. Nielegalnie, ale za<br />

cichym przyzwoleniem wachmanów kontaktowa³<br />

siê z jeñcami angielskimi, francuskimi i belgijskimi.<br />

Mia³ ³atwoœæ porozumiewania siê.<br />

Zna³ jêzyk niemiecki i francuski. Wœród wspó³wiêŸniów<br />

siê wyró¿nia³ i wywy¿sza³. Koledzy wachmani<br />

polskich baraków znali nastroje i bie¿¹ce<br />

informacje o jeñcach, dziêki us³u¿nym informatorom.<br />

Wiedzieli o ci¹g³ym konflikcie Ga³czyñskiego<br />

z mê¿em zaufania Hoffmannem. Konflikt by³ powodowany<br />

tym, ¿e Ga³czyñski przychodzi³ do biura<br />

t³umaczy, by siê wykazaæ dobr¹ znajomoœci¹ jêzyka<br />

niemieckiego i francuskiego. T³umacze bali siê utraty<br />

cie<strong>pl</strong>utkiego stanowiska. Trzymali go na dystans i nie<br />

nawi¹zywali bli¿szej przyjaŸni. Z grupy Hoffmanna<br />

nikt nie by³ z nim blisko zaprzyjaŸniony. Ga³czyñski<br />

by³ ca³kowicie œwiadomy swojej <strong>bez</strong>karnoœci w obozie,<br />

jak zresztą wszyscy polscy jeńcy w Stalagu XI<br />

A. Zna³ prawa jeñca, wynikaj¹ce z podpisania przez<br />

Niemców Konwencji Genewskiej. Wiedzia³, ¿e niemieccy<br />

wachmani maj¹ kategoryczny zakaz u¿ywania<br />

si³y fizycznej w stosunku do jeñców wszystkich<br />

narodowoœci (poza Rosjanami) pod rygorem kary.


Fragment programu teatru przygotowanego przez Francuzów<br />

w Stalagu XI A w 1943 r.<br />

Jako jeniec szczególnie uci¹¿liwy, znaj¹cy biegle<br />

jêzyk niemiecki, otrzymywa³ kilkakrotnie propozycjê<br />

wyjœcia z obozu do œ³u¿by cywilnej w Niemczech.<br />

Móg³ w ten sposób podj¹æ pracê na terenie Niemiec<br />

lub wróciæ do swoich krewnych i bliskich,<br />

mieszkaj¹cych na terenie okupowanej Polski. Ka¿dy<br />

jeniec przechodz¹cy do cywila otrzymywa³ oko³o<br />

stu marek zasi³ku. Ga³czyñski propozycjê konsekwentnie<br />

odrzuca³. Po niemiecku, z pominiêciem<br />

drogi s³u¿bowej, pisa³ petycje do komendanta obozu,<br />

skar¿¹c siê na z³e traktowanie jeñców. Jako przyk³ady<br />

traktowania niezgodnego z prawem podawa³<br />

przymuszanie go do pracy, z³e wy¿ywienie, brak<br />

pomocy z Czerwonego Krzy¿a, brak dostêpu do<br />

ksi¹¿ek i gazet.<br />

0


Równie¿ domaga³ siê umo¿liwienia uczestniczenia<br />

w ¿yciu kulturalnym i sportowym obozu. Jako<br />

przyk³ad podawa³ umo¿liwienie jeñcom francuskim<br />

i angielskim rozgrywania meczów pi³karskich czy<br />

organizowanie teatru i zespo³ów muzycznych 4 .<br />

Równie¿ wskazywa³, ¿e jeñcy innych narodowoœci<br />

korzystali z prawa wychodzenia poza obóz<br />

w niedzielê i œwiêta <strong>bez</strong> asysty wachmanów. Dowódca<br />

wachty ¿artowa³, ¿e dla wra¿liwej dupy polskiego<br />

poety pojedzie do Fuhrera z proœb¹ o przydzia³<br />

papieru i ksi¹¿ek wielkich niemieckich filozofów.<br />

¯o³nierze z baraku bali siê represji i stronili od<br />

Ga³czyñskiego. Koledzy Kaufmanna <strong>–</strong> niemieccy<br />

wachmani pilnuj¹cy Polaków <strong>–</strong> opowiadali, ¿e poeta<br />

chcia³ byæ za wszelk¹ cenê grupowym. Mia³ œwiadomoœæ,<br />

¿e z tego tytu³u wzroœnie jego znaczenie<br />

i presti¿ wœród polskich jeñców.<br />

Bêd¹c grupowym, mia³by mo¿liwoœæ w miarê swo-<br />

bodnego poruszania siê po obozie, lepszego traktowania<br />

przez wachmanów i komendanturê obozu.<br />

Domaga³ siê, by grupowi byli wybierani przez<br />

jeñców. Pe³ni¹c tê funkcjê, móg³by kontaktowaæ się<br />

4 Powstaniec warszawski Ryszard Merriman<br />

Pamiętam były mecze piłki nożnej między różnymi narodowościami,<br />

bo to był międzynarodowy [obóz]. Tam byli Jugosłowianie,<br />

najstarsi byli Polacy, później Francuzi, my byliśmy najmłodszymi,<br />

byli Belgowie, bardzo międzynarodowa sytuacja. Koszt wstępu na<br />

mecz zorganizowanego przez Anglików był jeden papieros amerykański,<br />

dwa angielskie, trzy francuskie. Tak, papierosy to była<br />

waluta.


z oficerami z pominiêciem mê¿a zaufania <strong>–</strong> Hoffmanna.<br />

Kolegów informowa³, ¿e Niemcy go potrzebuj¹<br />

jako t³umacza.<br />

By³a to ewidentna nieprawda. Wœród wachmanów<br />

pilnuj¹cych polskich jeñców by³o dwóch lub<br />

trzech z Gdañska, mówi¹cych tak jak Kaufmann<br />

i Brocki <strong>–</strong> lepiej po polsku ni¿ po niemiecku. W koszarach<br />

wachmani po wachcie, bêd¹c sami, po cichu<br />

rozmawiali tylko po polsku. Kiedy s³yszeli, ¿e ktoœ<br />

idzie po korytarzu, natychmiast zaczynali rozmowê<br />

po niemiecku. Koledzy podejrzewali Ga³czyñskiego<br />

o wspó³pracê z Niemcami. By³y to <strong>bez</strong>podstawne<br />

i niczym nie poparte pomówienia. Donosicielstwo<br />

w polskim obozie by³o wszechobecne, lecz w koszarach<br />

wojskowych nigdy nazwisko Ga³czyñskiego<br />

w tym kontekœcie nie pada³o. Co ciekawe, u Belgów<br />

czy Francuzów donosicielstwo nie mia³o miejsca.<br />

Ga³czyñski by³ w ci¹g³ym konflikcie z kolegami.<br />

Stalag XI A brama g³ówna 1944 r.


Obozowy dowód <strong>–</strong> legitymacja rosyjskiego jeñca<br />

Konflikt ten był oparty na nieuzasadnionym braku<br />

zaufania. ródłem <strong>pl</strong>otek byli sami Polacy. Żeby te<br />

zachowania zrozumieć, trzeba wiedzieć, ¿e zdecydowana<br />

wiêkszoœæ polskich jeñców to byli proœci<br />

ludzie <strong>bez</strong> wykszta³cenia.<br />

Oni to, metodami prymitywnymi, najczêœciej<br />

oczerniaj¹c jeden drugiego, „wzmacniali swoj¹<br />

pozycjê” w grupie. Bano siê przenoszenia represji<br />

(brania na tak zwany celownik ze strony wachmanów<br />

i komendantury obozu) na wszystkie polskie<br />

baraki.<br />

Niechêæ do Ga³czyñskiego mia³a swój pocz¹tek<br />

z pierwszego roku pobytu jeñców polskich w Altengrabow.<br />

Po baraku rozesz³a siê informacja, ¿e poeta<br />

Ga³czyñski pisze „codzienn¹ obozow¹ kronikê”.<br />

Ga³czyñski dokumentowa³ swój pobyt w stalagu.


Niezw³ocznie us³u¿ni koledzy wspó³wiêŸniowie<br />

donieœli o tym wachmanowi Porsche. Niemiec<br />

Porsche zameldowa³ prze³o¿onym z Wehrmachtu<br />

i Abwery. Natychmiast podczas nieobecnoœci<br />

Ga³czyñskiego w baraku, hauptmann zawo³a³ wachmana<br />

ze Œl¹ska, który mieszka³ w pokoju obok Kaufmanna,<br />

i kaza³ mu przynieœæ i czytaæ zabazgrane<br />

kartki. Po przet³umaczeniu tekstów nikt nic z tego<br />

nie rozumia³. W trudnych do odczytania notatkach<br />

by³ jakiœ nic nie znacz¹cy be³kot. Nikt tego nie rozumia³.<br />

Porucznik zarechota³, wyci¹gn¹³ z szuflady biurka<br />

dwa cienkie zeszyty i powiedzia³: „Masz, daj mu to.<br />

Jak to poeta, to niech z nudów zajmie siê pisaniem<br />

Wywożenie nieczystoœci poza obrêb stalagu


Barak z piêtrowymi łóżkami i piecem żelaźniakiem<br />

Doñczyk i Rychel w Altengrabow z Holendrami


wierszy.” Wszystkie zeszyty biurowe w obozie by³y<br />

w linie, a kartki dodatkowo mia³y wyt³oczone wodne<br />

znaki z faszystowsk¹ swastyk¹. To m¹¿ zaufania<br />

Hoffmann wyznacza³ osoby do pracy w zale¿noœci<br />

od bie¿¹cych potrzeb lub <strong>pl</strong>anów dostarczonych<br />

z Arbeitsamtu.<br />

Ga³czyñskiego, jako wra¿liwego artystê, omija³y<br />

takie prace, jak grzebanie zmar³ych jeñców czy<br />

wywo¿enie nieczystoœci i odpadów poza teren obozu.<br />

Od czasu do czasu s³u¿y³ kolegom jako t³umacz,<br />

gdy otrzymywali korespondencjê po niemiecku.<br />

W latach 1943<strong>–</strong>1944 rzadko, ale w zale¿noœci<br />

od potrzeb przysy³anych z Arbeitsamtu, wysy³ano<br />

jeñców do pobliskich gospodarstw <strong>–</strong> do kopania<br />

i kopcowania kartofli, lub do prac w chlewie oraz<br />

innych prac poza obozem. Jeńcy polscy wiedzieli, że<br />

Artykuły 23 i 24 konwencji genewskiej przewidują<br />

wypłatę żołdu miesięcznego jeńcom oficerom. Kwoty<br />

te wynosiły: podporucznik 72 marki, porucznik<br />

81 marek, kapitan 96 marek, major 108 marek, podpułkownik<br />

120 marek, pułkownik 150 marek, generał<br />

brygady 180 marek i generał dywizji 210 marek.<br />

Szeregowi i podoficerowie żołdu nie otrzymywali.<br />

Żołd jeńcom był wypłacany w specjalnie ustanowionych<br />

dla obozów jenieckich środkach płatniczych<br />

w postaci jednostronnie drukowanych papierowych<br />

bonów (Kriegsgefangenen <strong>–</strong> Lagergeld <strong>–</strong> Pieniądz<br />

obozowy jeńców wojennych). Bony te były przeznaczone<br />

wyłącznie do obrotu wewnętrznego w obo-


Zbiórka jeńców przed bramą główną Stalagu XIA.<br />

Wyjazd jeńców do pracy do wyznaczonych komenderówek<br />

Wyjazd jeńców do pracy.<br />

Zbiórka przed bramą główną Stalagu XI A


zach. Uzyskiwane przez jeńców „lagermarki” mogły<br />

być wpłacane na ich konta osobiste i przesyłane do<br />

rodzin w kraju. często uzyskiwały wyższy kurs niż<br />

„Reichsnarki” .<br />

Niemcy nie mieli zwyczaju pilnowaæ jeñców<br />

w czasie pracy. Po wpisaniu do karty pracy miejsca<br />

pracy, wyznaczeni jeñcy rozwo¿eni byli traktorami<br />

Powstaniec warszawski Marian Kowalski wspomina:<br />

Zaraz do tego dojdę, bo to się wiąże z tą pracą. Nawet dostawaliśmy<br />

uposażenie. Były marki obozowe, można było za to kupić szmatławe<br />

papierosy, ołówki, pióra, zeszyty. Po pewnym czasie skumaliśmy się<br />

z niemiecką obsługą obozu, co było istotne, a szczególnie z jednym<br />

z Abwery, który do nas się przyczepił. On nam udostępniał informacje<br />

z frontu. Mieliśmy na mapie [pokazane] jak front się zmienia,<br />

jak przechodzą do następnej ofensywy i Niemcy ciągle się cofają.<br />

Chorągiewki były ponaznaczane, jak wojska zachodnie i wschodnie<br />

idą. To już był grudzień, przenieśli nas do baraków, to były stajnie,<br />

[kiedyś] tam były jednostki huzarów. Już byliśmy pod dachem,<br />

zaczęliśmy dostawać paczki, które przysyłał Międzynarodowy Czerwony<br />

Krzyż, po niemiecku to się nazywało liebesgabe. To były paczki<br />

[wysyłane] od dnia przyjścia do niewoli, z tym, że one przychodziły<br />

z opóźnieniem, bo zanim poszły listy do Genewy to upłynęło<br />

[trochę czasu]. Pierwsze paczki dostaliśmy na Boże Narodzenie. To<br />

było bardzo dużo, bo to jednocześnie była pomoc w wyżywieniu<br />

i pieniądze. Tam były papierosy, czekolada, kawa, za które można<br />

było wiele rzeczy u Niemców uzyskać, lepsze traktowanie… Jak się<br />

zorientowaliśmy, że ten obóz zagarną sowieci, to zaraz zaczęliśmy<br />

kombinować, co tu zrobić. Doszliśmy do wniosku, że trzeba znaleźć<br />

tak zwany Arbeitskommando, dostatecznie daleko wysunięte na<br />

zachód, żeby nas sowieci nie ogarnęli. Ponieważ mieliśmy stosunki<br />

biurokratyczne uzgodnione, Niemcom to też było na rękę, bo mogli<br />

się potem wykazać ewentualnie. Powiedzieliśmy, żeby znaleźli taką<br />

Arbeitskommando <strong>–</strong> komendę pracy, komanderówkę <strong>–</strong> żeby nie była<br />

liczna, żeby było jakieś piętnaście osób i żeby była na zachodniej<br />

stronie Łaby, i możliwie szybko, bo już luty się robił, zima się już<br />

kończyła.


Lagermarki<br />

lub autobusami. Stamt¹d docierali do miejsca przeznaczenia<br />

<strong>–</strong> czêsto sami, <strong>bez</strong> konwoju. W pobli¿u<br />

Altengrabow by³y nastêpuj¹ce wioski: oddalone<br />

o 2 km Dornitz, 3,5 km Magdeburgerforth, 2,5 km<br />

Drewitz, 4 km Schopsdorf, 4,5 km Buschhauser,<br />

4 km Reesdorf, 6 km Gehlsdorf, 7 km, Ringelsdorf,<br />

8 km Holzernhaus, 8 km Wulpen, 7 km Lubars, 6 km<br />

Ringelsdorf, do których jeñcy do pracy docierali pieszo.<br />

Nie dotyczy³o to ¿o³nierzy radzieckich.<br />

Ca³kowit¹ odpowiedzialnoœæ za jeñca przejmowali<br />

Niemcy, u których pracował. Pewnego razu Kauf-


mann dostał rozkaz, by odprowadziæ Ga³czyñskiego<br />

z kilkoma Francuzami, którzy podpadli do bauera<br />

i dopilnowaæ ich do koñca pracy. Na pytanie, dlaczego,<br />

otrzyma³ odpowiedŸ, ¿e to dziwna grupka<br />

wyj¹tkowych leni, obiboków i niepewny element,<br />

notorycznie uchylaj¹cy siê od pracy. Doda³ te¿,<br />

przymru¿aj¹c oko, ¿e to s¹ smakosze cejloñskiej<br />

mocnej herbaty. Na drugi dzieñ rozkaz zmieniono<br />

(dowódcy wiedzieli, ¿e Kaufmann jestem polskim<br />

Niemcem) i zamiast niego poszed³ z nimi starszy niemiecki<br />

wachman. Kaufmanna i Brockiego wys³ano<br />

do pilnowania belgijskich magazynów, bo zaczê³y siê<br />

tam systematyczne ma³e kradzie¿e. Nikt z wiêŸniów<br />

nie chcia³ z Ga³czyñskim pracowaæ. Na komenderówkach<br />

(miejscach pracy) spotyka³ siê poeta<br />

z jeñcami francuskimi. Znajomoœci te zaowocowa³y<br />

czêstymi spotkaniami z Francuzami na terenie obozu<br />

po ich stronie. Poeta tam ci¹gle przesiadywa³ z artystami,<br />

przebrany we francusk¹ bluzê i fura¿erkê. To,<br />

¿e by³ przepuszczany przez stra¿ników, nie mia³o<br />

0<br />

Nieœmiertelnik jeñca radzieckiego<br />

Fot. Internet


Fot. Internet<br />

Francuska orkiestra bigbandowa. Rok 1943<br />

nic wspólnego z przebraniem. Ci sami wachmani<br />

o tych samych godzinach przepuszczali „swoich”<br />

<strong>bez</strong> dokumentów. Dobrze go znano i wiedziano, ¿e<br />

nie posiada przepustki. Francuzi czêstowali go przedziwn¹<br />

herbat¹ .<br />

Powstaniec warszawski Rajmund Caban wspomina:<br />

Nie przebywałem tam długo, bo zachowywałem się w obozie bardzo<br />

nierozważnie, to znaczy z Niemcami, którzy tam mnie [pilnowali],<br />

to nie żyłem w dobrych stosunkach. Komendantowi kilka<br />

słów tam powiedziałem brzydkich, i poza tym to nie chodzi już<br />

o mnie, tylko o środowisko, w jakim się znajdowałem, Francuzów,<br />

Belgów, Holendrów szczególnie, Anglików, którzy ciągle Niemcom<br />

przypominali, że oni walczyli z dziećmi cały czas. Oni uznali, że<br />

się zachowuję bardzo arogancko, bo jestem cały czas umundurowany.<br />

Dostałem umundurowanie od wszystkich narodowości,


Korespondencja polskiego jeñca<br />

Po wygotowaniu „cejlonki” lub „kolumbijki” i po<br />

wypiciu gêstego herbacianego syropu przez dwa dni<br />

chodzili przymuleni i bladzi. Internowani ¿o³nierze<br />

angielscy to by³a jeniecka „arystokracja”. Anglicy<br />

nie byli brani do pracy, zreszt¹ podobnie Amerykanie.<br />

To by³a obozowa elita. Na komenderówkach<br />

miałem wiele furażerek. Jak chciałem wejść do jakiejś grupy, to<br />

wchodziłem zakładając tylko furażerkę tego kraju, bo miałem<br />

mundur kanadyjski w zasadzie, dostałem z przydziału, i wchodziłem<br />

sobie, gdzie chciałem i im się to nie podobało, że wchodziłem<br />

wszędzie, gdzie chciałem. Jak wszedłem do kuchni, to mogłem<br />

wejść później. Chcieli się mnie pozbyć w jakiś sposób.


jeñcy belgijscy, holenderscy, francuscy i innych<br />

narodowoœci nawi¹zywali kontakty 7 .<br />

Mieli mo¿liwoœæ „organizowania” leków od Anglików<br />

(aspiryny i penicyliny), a od Amerykanów<br />

papierosów, czekolady i puszek. Byæ mo¿e to by³o<br />

przyczyn¹, ¿e ¿aden z jeñców polskich nie zmar³<br />

na terenie stalagu z powodu choroby. Chociaż ze<br />

szmuglu, ale leki wœród jeñców by³y dostêpne, nawet<br />

penicylina, ig³y i strzykawki. Od Anglików dowiadywano<br />

siê dok³adnie o sytuacji na wszystkich<br />

frontach. Anglicy mieli radia i mapy. Co jakiœ czas<br />

radio wêdrowa³o do ró¿nych baraków <strong>–</strong> Francuzów,<br />

Belgów i Polaków <strong>–</strong> równie¿ wachmani o tym wiedzieli,<br />

dziêki donosom, jednak nie meldowali o tym<br />

komendanturze obozu .<br />

Powstaniec warszawski Ryszard Spurek wspomina:<br />

Altengrabow Stalag XI-A. „Żywiciel” tam poszedł, nasz Kamiński<br />

poszedł, cały Żoliborz poszedł do Stalagu XI-A Altengrabow. Była<br />

śmieszna historia, jak odsłaniali na Spiskiej tablicę ku czci „Grota”<br />

Roweckiego. Poszedłem tam z żoną. W pewnym momencie podchodzi<br />

do mnie Bogdan Tomaszewski i wita się: „Cześć!”. Przywitałem<br />

się z nim. Mówię: „Panie redaktorze, pan to jest powszechnie<br />

znany, pięćdziesiąt procent Polaków pana zna, a mnie?”. A on na<br />

to mówi: „A w policyjnym szynelu, to kto chodził w Altengrabowie?”.<br />

Mówię: „Istotnie, zdaje się, że tylko ja”. Jak nas wywozili<br />

z Altengrabowa na komenderówki, to przyjechało kilkudziesięciu<br />

ze Śródmieścia, między innymi i Bohdan Tomaszewski. Spacerowaliśmy<br />

wokół stajni i oni, i my, zaprzyjaźnialiśmy się.<br />

8 Ryszard Merriman<br />

Potem przyjechaliśmy do obozu w Altengrabow Stalag XIA. Tam<br />

jako kapral nie byłem zmuszony do pracy. Ponieważ już wtedy


Mieli œwiadomoœæ ewentualnych represji.<br />

Wiêkszoœæ wachmanów to byli Niemcy, jak ju¿<br />

wspomnia³em, z drug¹ kategori¹ wojskow¹. Za<br />

wszelk¹ cenê chcieli prze¿yæ, podobnie zreszt¹ jak<br />

ci, których pilnowali. Ich los by³ taki sam. Wiêkszoœæ<br />

z nich by³a mocno przeciwna wojnie i Hitlerowi.<br />

Nie mówili o tym g³oœno, poniewa¿ za g³oszenie takich<br />

pogl¹dów grozi³o natychmiastowe skierowanie<br />

¿o³nierza na front wschodni, a za pod¿eganie do<br />

buntu <strong>–</strong> rozstrzelanie. Skierowanie na front wschodni<br />

by³o równoznaczne z wyrokiem œmierci. Wachmani<br />

pe³ni¹cy stra¿ przez d³u¿szy okres razem z jeñcami<br />

szmuglowali. By³y nawet przyjaŸnie .<br />

dobrze mówiłem po angielsku, nawiązałem kontakt z Anglikami,<br />

podoficerami. Byli niesamowicie zorganizowani. Mieli ukrytą<br />

mapę w jednym baraku, mieli radiostację i mieli mapę ukrytą,<br />

gdzie śledzili postęp wojsk zachodnich. Pamiętam były mecze piłki<br />

nożnej między różnymi narodowościami, bo to był międzynarodowy<br />

[obóz]. Tam byli Jugosłowianie, najstarsi byli Polacy, później<br />

Francuzi, my byliśmy najmłodszymi, byli Belgowie, bardzo międzynarodowa<br />

sytuacja. Koszt wstępu na mecz zorganizowanego<br />

przez Anglików był jeden papieros amerykański, dwa angielskie,<br />

trzy francuskie.<br />

Relacja powstańca warszawskiego Aleksandera Menharda:<br />

Jednym strażnikiem był Luksemburczyk, żołnierz, taka oferma.<br />

Żołnierz, który nie poszedł na front, tylko z karabinem pilnował<br />

jeńców. Miał mnie pilnować. Pamiętam, myśmy poszli. Otwierają<br />

szambo, mam wybierać, ledwie się trzymam na nogach. On<br />

się ogląda, czy nikt nie widzi i powstaje sytuacja zupełnie absurdalna.<br />

Wpycha mi w ręce swój karabin i mówi, żebym pilnował,<br />

czy ktoś nie widzi. Wziął łopatę i zaczął łopatą ten gnój wybierać.<br />

To taki pierwszy punkt, że oni też są ludźmi, niektórzy.


Widzą, że człowiek jest wykończony, więc chcą jakoś pomagać.<br />

Drugie wypadki były, jak myśmy jechali do lekarza tramwajem<br />

z obozu w kilka rannych osób. Żołnierz wchodził z nami do wozu,<br />

on siadał, a myśmy mieli stać. Inni niemieccy pasażerowie siedzieli<br />

w tramwaju, a myśmy mieli stać. Niemcy się podnosili i mówili,<br />

że mamy siadać. Jesteśmy w rozterce <strong>–</strong> nie wolno! Jeńcy nie mogą<br />

siadać!”. Tamci z krzykiem: „Dlaczego nie mogą?! Oni są ranni,<br />

nie mogą stać!”. Takie ludzkie akcenty, które mi pokazały, że<br />

jednak nie wszyscy Niemcy, to są takie dranie, jak człowiek sobie<br />

wyobrażał. To tak na marginesie, pierwsze kontakty ludzkiego odruchu<br />

ze strony Niemców. Żołnierzowi, który oddał swój karabin,<br />

żebym potrzymał, to dałem papierosy, bo już wtedy dostawaliśmy<br />

paczki z Czerwonego Krzyża. Nie paliłem, a za papierosy można<br />

było wszystko dostać. Tak że on wiedział, że ja mu za to zapłacę<br />

papierosami. To nie było takie znowuż altruistyczne, on wiedział,<br />

że mu się opłaci zaryzykować. Wiedział, że jeżeli by zobaczyli, że<br />

jeniec trzyma karabin, a on to gówno ciągnie, to wtedy zostałby<br />

przecież rozstrzelany. Takie śmieszne sytuacje.<br />

Powstaniec Józef Sobczyński<br />

Były piętrowe prycze. Myśmy byli w stalagu XI A Altengrabow. Tam<br />

spotkaliśmy oficerów z 1939 roku. Dzielili się z nami paczkami.<br />

Myśmy mogli już wtedy dostawać paczki i handlować. Wymienialiśmy<br />

je na żywność. Żywność można było dostać za cokolwiek, za<br />

papierosa, za kawałek czekolady. Nie odczuwaliśmy głodu. Natomiast<br />

obok, widzieliśmy, jak okropnie i nędznie byli traktowani<br />

jeńcy radzieccy<br />

Jerzy Oględzki<br />

Był taki głód i koledzy byli tak niewytrzymali, że sprzedawali:<br />

na przykład Longinesa czy Patka można było kupić za półtora<br />

bochenka chleba. Niemcy wykorzystywali to niemiłosiernie. Apelowałem<br />

do kolegów: „Koledzy, powstrzymajcie się trochę! Dadzą<br />

więcej!”, nic nie pomagało. Ale kto chce jeść, to na co mu zegarek.<br />

Ja miałem Longinesa lotniczego <strong>–</strong> dawali mnie [niezrozumiałe] bochenków,<br />

ale nie dałem.


Wszystkich ³¹czy³a choæby ta wstrêtna i ohydna<br />

potrawa zwana zup¹ buraczan¹. Kaufmann nie pali³,<br />

wiêc od Francuzów za papierosy dostawa³ chleb.<br />

Od Amerykanów czekoladê, kawê, herbatê i puszki<br />

z miêsem.<br />

„Słuchaj, jak masz dobre serce, a jesteśmy chorzy, [to] jakieś lekarstwo:<br />

aspirynę, może węgiel drzewny, trochę mąki, czosnku, cebuli,<br />

wiesz, to co potrzeba do wyleczenia się”. Z mojej drużyny właśnie<br />

siedmiu nas tak [chorowało], to mnie najwięcej obchodziło.<br />

Koledzy trochę powątpiewali, ale za dwadzieścia cztery godziny<br />

idę na szarówkę, ta strzelnica była niedaleko latryn. On tam jest,<br />

Johann miał na imię. Pokazuje: dość duża paczka, bochenek chleba<br />

(bo Niemcy mieli takie chyba [po] kilo osiemdziesiąt, podłużne,<br />

duże chleby), ale i mąka była, i kasza manna, cebula, czosnek,<br />

aspiryna, węgiel. I była butelka zero cztery albo zero pięć nalewki<br />

na orzechach, pewnie i anyżek <strong>–</strong> z kilku ziół. Mówi, że to jest bardzo<br />

dobre lekarstwo, jego grosmutter to dała. Dałem mu dwieście<br />

marek: „Masz, to dla ciebie” i sto marek dla jego grosmutter za to<br />

lekarstwo. Rzeczywiście <strong>–</strong> jak się tej nalewki wypiło [...], to za dwa<br />

dni byliśmy już zdrowi! On znów taką paczkę przyniósł, pamiętam<br />

<strong>–</strong> cztery paczki przyniósł.<br />

Janusz Paszyński<br />

Jednak po paru godzinach ten sam żołnierz przyszedł z naręczem<br />

drew, rozpalił ogień w piecyku, usiadł koło mnie i zaczął opowiadać<br />

o sobie. Pochodził z Kolonii, dom jego został zbombardowany,<br />

cała rodzina była w jakimś obozie dla uciekinierów pod<br />

Poznaniem. Wyciągnął fotografię żony i dzieci, zaczął o nich<br />

opowiadać <strong>–</strong> niemal się przy tym rozpłakał. Prawie cały wieczór<br />

przy mnie spędził na tej rozmowie. Nazajutrz zawieźli mnie już<br />

do innego obozu jenieckiego w pobliżu Magdeburga. Był to obóz<br />

XI A w miejscowości Altengrabow.


Gorzej ju¿ by³o, jak do Altengrabow skierowano<br />

kilku SS manów z obozów koncentracyjnych likwidowanych<br />

na skutek cofania siê wojsk niemieckich<br />

z terenów okupowanych. To byli prawdziwi mordercy.<br />

Wachmanom komendantura na odprawach<br />

nie przekazywa³a bie¿¹cych wiadomoœci z frontu.<br />

Oficjalny radiowêze³ przepe³niony by³ k³amliw¹ gebelsowsk¹<br />

propagand¹. Sami wachmani dowiadywali<br />

siê od Anglików o bie¿¹cej sytuacji na froncie.<br />

Rosjanie byli ca³kowicie odizolowani. Nie mieli pomocy<br />

znik¹d. G³ód, zimno i choroby dziesi¹tkowa³y<br />

jeñców rosyjskich.<br />

Codziennie po kilka lub kilkanaœcie cia³ zmar³ych<br />

z g³odu i zimna wywo¿ono na cmentarz poza<br />

obóz. W stalagu nie by³o pieców krematoryjnych,<br />

zreszt¹ w innych obozach jenieckich równie¿. Mówili<br />

o tym Niemcy skierowani do Altengrabow z innych<br />

stalagów. Codziennie szed³ koszmarny kondukt<br />

z chwiej¹cymi siê z wycieñczenia rosyjskimi<br />

jeñcami, ci¹gn¹cymi ponury karawan przykryty <strong>pl</strong>andek¹.<br />

Drewniany wóz za³adowany zesztywnia³ymi<br />

w ró¿nych pozach nieboszczykami opuszcza³<br />

g³ówn¹ bramê obozu ku wiecznej wolnoœci. „Z przykroœci¹<br />

<strong>–</strong> mówi Kaufmann <strong>–</strong> muszê powiedzieæ, ¿e<br />

byli i tacy Niemcy, którzy w tej dramatycznej chwili<br />

próbowali ¿artowaæ, œmiej¹c siê, ¿e znowu jedzie<br />

„pospieszny poci¹g do Rosji”. Nie chcê o tym


Stempel obozu<br />

w Stalagu XI<br />

A w Altengrabow wbijany<br />

na korespondencji<br />

wychodz¹cej<br />

poza obóz<br />

Druga brama Altengrabow Stalag XI A


wspominaæ i mówiæ, bo to koszmar”. Do dziœ, mimo<br />

up³ywu czasu, ma to przed oczyma 10 .<br />

Jeñcy z ca³ej Europy, w tym i jeńcy polscy,<br />

spokojnie i cier<strong>pl</strong>iwie czekali koñca wojny. Mieli<br />

pewnoœæ, ¿e pobyt w stalagu im to zapewni. W obozie<br />

dla internowanych <strong>bez</strong>pieczeñstwo zapewnia³o<br />

im miêdzynarodowe prawo. Zreszt¹ w obozie by³y<br />

wizytacje Miêdzynarodowego Czerwonego Krzy¿a.<br />

Najbardziej brakowa³o drewna, chleba i papieru. Za<br />

cztery bochenki chleba mo¿na by³o ju¿ dostaæ od<br />

geszefciarzy z³oty zegarek.<br />

Nawet odbywa³ siê w „konspiracji” przed Niemcami<br />

miêdzynarodowy handel za jednym z belgijskich<br />

baraków przy p³ocie, na boisku sportowym.<br />

W administracji stalagu zaprowadzone były imienne<br />

konta jeńców w postaci kartoteki zawierajacej:<br />

nazwisko, imię, stopień wojskowy, numer jenie-<br />

10 Witold Zahorski<br />

Ale jakoś dowieźli nas do tego Altengrabow. Z początku było bardzo<br />

mizernie, bo to był duży obóz dla różnych jeńców, zachodnich,<br />

Rosjan i dla takich jak my. Przez pierwszych parę dni mieszkaliśmy<br />

w dużych namiotach na słomie, też był tłok i głód. Nie było<br />

dużo jedzenia. Pamiętam, że Rosjanie, jeńcy rosyjscy, byli okrutnie<br />

traktowani przez Niemców. Słaniali się zupełnie wycieńczeni, jak<br />

szkielety i w nocy często przychodzili do naszego namiotu, żeby<br />

ukraść, co się dało. Ręka się wsuwała pod płótno namiotu i macała<br />

na około, żeby zobaczyć, co jest. Zawsze buty były pożądane.<br />

A z drugiej strony jeńcy państw zachodnich, którzy tam byli od<br />

dłuższego czasu, byli dobrze zagospodarowani, dobrze odżywieni,<br />

to była arystokracja obozowa. Czasami przez druty podawali<br />

nam to, co mieli, zupy obozowe, które im nie bardzo smakowały.


0<br />

Wed³ug Niemców „pospieszny poci¹g do Rosji”<br />

Karta pocztowa Altengrabow 1940 r.


Fot. Internet<br />

Czêœæ po³udniowa Stalagu XI A<br />

cki, blok lub barak, ewentualnie numer jenieckiej<br />

drużyny roboczej (Arbeits-Kommando). Ostatniego<br />

dnia każdego miesiąca odnotowywano w kartotece<br />

wpływy i rozchody jeńców. Szeregowi jeńcy polscy<br />

mogli wysyłać zarobione pieniądze rodzinom za pośrednictwem<br />

wachmanów biura obozowego (Gruppe<br />

Verwaltung), lub biura pracodawcy, w wysokości<br />

nie przekraczającej miesięcznego zarobku.<br />

Oczywiœcie, nie by³o tam ¿adnej konspiracji, poniewa¿<br />

handluj¹cych Niemców by³o tyle samo, co<br />

jeñców. Komendantura obozu o tym wiedzia³a, cicho<br />

przyzwala³a, nawet wysy³ali swoich sekretarzy<br />

po konkretny towar, którego nie by³o w kantynie<br />

wojskowej. Chodzi³o oczywiœcie o z³ote zegarki,


kolczyki i pierœcionki. Drewna u¿ywano do palenia<br />

w barakowym ¿elaŸniaku. W krótkim czasie w szaletach<br />

pozosta³a tylko jedna d³uga deska klozetowa.<br />

Jeñcy wszystkie deski klozetowe rozebrali i przemycali<br />

do baraku na podpa³kê. Dostêpne gazety<br />

s³u¿y³y jako papier toaletowy .<br />

Internowani mieli ograniczony przydzia³ kart<br />

pocztowych. Na jeñca wypada³y dwie s³u¿bowe<br />

karty pocztowe miesiêcznie. Jeniec móg³ równie¿<br />

wys³aæ miesiêcznie dwa listy. Kartki z zeszytu by³y<br />

dzielone na skrawki i na nich jeñcy pisali listy do<br />

rodzin. Listy <strong>bez</strong> <strong>cenzury</strong> jeñcy wysy³ali przez Niemców<br />

poznanych w komenderówkach, u których<br />

pracowali. By³o powszechnie wiadomo, ¿e cenzorzy<br />

to kapusie, ciesz¹cy siê <strong>bez</strong>granicznym zaufaniem<br />

Niemców. Walut¹ by³o wszystko <strong>–</strong> papierosy, herbata,<br />

nawet zwyk³y o³ówek.<br />

Powstaniec warszawski Maciej Maria Janosz Dominikowski<br />

Zachowały się nawet żłoby murowane <strong>–</strong> piękne, luksusowe, wypolerowane.<br />

Postawiono tam trzypiętrowe prycze i wszystkich tam<br />

trzymano. To był wesoły obóz, bardzo międzynarodowy. Byli tam<br />

oczywiście Polacy, Francuzi <strong>–</strong> którymi bardzo gardziliśmy <strong>–</strong> Anglicy,<br />

Amerykanie, Jugosłowianie („jugosy”, jak ich nazywano), Murzyny<br />

z Senegalu. Widziałem naszych kulturalnych sojuszników<br />

Francuzów [w obrzydliwej sytuacji]. Polacy nie mieli tak zwanych<br />

latryn. Dlaczego? Naród przemyślny, spaliliśmy wszystko w zimie.<br />

Został się tylko murek i kawałek drutu i kto chciał, wspinał się na<br />

ten murek, trzymał się drutu i robił swoje.


Angielska karta pocztowa


Altengrabow <strong>–</strong> widoczna wie¿a z zegarem w centrum<br />

„Pamiêtam, tylko nie wiem kto <strong>–</strong> mówi Kaufmann<br />

<strong>–</strong> Albrecht albo ten drugi Œl¹zak powiedzia³,<br />

¿e Ga³czyñski to s³awny poeta i jakby mia³ papier,<br />

to by pisa³ wiersze, lecz wiedzieliœmy o zeszytach<br />

leutlanta, które poeta przeznaczy³ jako towar do wymiany<br />

i to zdarzenie zamknê³o dalsze dyskusje na<br />

ten temat.


Prowokacja<br />

w polskim II batalionie<br />

Od tego czasu mia³ on utrudniany dostêp do kartek<br />

czystego papieru. Za wszelk¹ cenê stara³ siê, by przeniesiono<br />

go do lazaretu oddalonego od stalagu XI A<br />

o kilka kilometrów. Lazaret ten nazywa³ siê Gross-<br />

Lubars. Zasadniczo by³o to niemo¿liwe, by na wniosek<br />

jeñca on sam z pominiêciem drogi s³u¿bowej by³<br />

przeniesiony na sta³e na komenderówkê. A jednak<br />

tak siê sta³o. By³o to <strong>bez</strong>poœrednio po tragicznym<br />

zdarzeniu. „Wieczorem zastêpca komendanta obozu<br />

wezwa³ wartowników. By³o nas oko³o dwudziestu.<br />

Oznajmiono nam, ¿e doniesiono mu, i¿ w baraku<br />

Polaków znajduje siê radio i mapy. Zarz¹dzi³ o 22.00<br />

godzinie alarm i przeszukanie”. Kaufmann z koleg¹<br />

doszed³ do wniosku, ¿e skoro nie poinformowano<br />

o tym Hofmanna, to sprawa jest powa¿na. Trzeba<br />

ratowaæ polskich jeñców, którym ktoœ ze swoich<br />

zgotowa³ zdradê. Kaufmann pobieg³ do polskiego<br />

baraku i tylko krzykn¹³, ¿e za dziesiêæ minut rewizja.<br />

Zdawa³ sobie sprawê, ¿e ta sama osoba mo¿e<br />

donieœæ na niego. Gdyby to siê wyda³o, grozi³o mu<br />

za zdradê rozstrzelanie. Dwudziestu wachmanów<br />

wraz z nim przewróci³o barak do góry nogami. Radia<br />

nie znaleziono. Hauptmann Flack pod koniec zrobi³


zbiórkê i popatrzy³ na ¿elaŸniak, w którym bucha³<br />

¿ar. Otworzy³ drzwiczki piecyka i pogrzebaczem<br />

wyci¹gn¹³ zwoje wypalonych drutów. Powiedzia³<br />

po niemiecku coœ w rodzaju: no tak, przyszliœmy<br />

odrobinê za póŸno. Potem by³o wiadome, ¿e by³o<br />

to radio na s³uchawki od Anglików. Prawdopodobnie<br />

akcja ta mia³a byæ wymierzona przeciwko Hoffmannowi.<br />

Standardowe wyposażenie jeñca polskiego


Morderstwo<br />

przy ogrodzeniu<br />

Po tym fakcie natychmiast Ga³czyñskiego przeniesiono<br />

do pracy w lazarecie Gross Lubars. Problemy<br />

z Ga³czyñskim i s³uch o nim w stalagu zagin¹³.<br />

„Pamiętam dramatyczne i tragiczne zarazem zdarzenie”<br />

<strong>–</strong> opowiada Kaufmann. W polskiej grupie<br />

jeńców na początku 1944 r. pojawił się niby taki bohater.<br />

Przywieźli go z Kampinosu. Był to partyzant<br />

podszywający się <strong>–</strong> jak wówczas wielu <strong>–</strong> pod jedną<br />

z grup AK. Dowiedział się od więźniów weteranów,<br />

że Stalag XI A w Altengrabow to kurort z zakazem<br />

jakiegokolwiek szykanowania jeńców. Widocznie<br />

uznał, że jest <strong>bez</strong>karny. Drwił z wachmanów, zaczepiał<br />

po polsku, zachowywał się jak głupek. Strażnicy<br />

przy ogrodzeniu pełnili wachtę parami. Ten Polak<br />

podchodził do płotu i handlował z Belgami. ¯Żaden<br />

starszy stażem wachman na to nie zwracał uwagi.<br />

Partyzant nie wiedział, że Brocki i Kaufmann są Polakami<br />

i rozumieją po polsku lepiej niż po niemiecku.<br />

Rozumieli ciągłe zaczepki i drwiny kierowane<br />

pod ich adresem .<br />

Irena Alina Grabowska<br />

Tam żeśmy siedzieli w tym obozie w strasznych warunkach <strong>–</strong><br />

już nie chcę o tym opowiadać, ale to były... Tylko jedno, co było


Pewnego razu po stronie polskich baraków pojawi³<br />

siê nowy ukraiñski podoficer SS w towarzystwie<br />

wachmana Porsche. Widaæ by³o po zachowaniu, ¿e<br />

byli lekko podpici. Porsche kilka razy krzykn¹³, ¿eby<br />

jeniec siê odsun¹³ i odszed³ od drutów. Polak siê odwróci³<br />

i z uœmieszkiem pod nosem odpowiedzia³, ¿e<br />

SS-man mo¿e go w dupê poca³owaæ. Ukraiñski SSman<br />

podszed³ bli¿ej i powoli zacz¹³ œci¹gaæ z ramienia<br />

karabin. Widaæ by³o, ¿e nieszczêœnikowi dawali<br />

czas by odszedł od płotu. Nie wytrzyma³em <strong>–</strong> mówi<br />

wachman <strong>–</strong> krzykn¹³em po polsku coœ w rodzaju:<br />

uciekaj od p³otu cz³owieku, bo oni ciê zabij¹. Na<br />

to jeniec zdziwiony, ¿e niemiecki wachman mówi<br />

po polsku, odpowiedzia³ z flegm¹ i ironi¹ w g³osie:<br />

„Ty tak samo wiesz jak oni, ¿e mo¿ecie nas w dupê<br />

poca³owaæ”. Odwróci³ g³owê z uœmiechniêt¹ rozdziawion¹<br />

gêb¹ w kierunku SS-mana. Wtedy pad³<br />

strza³. „Bohater” z dziwnie g³upim uœmieszkiem<br />

poma³u usun¹³ siê na ziemiê. Dosta³ w <strong>pl</strong>ecy prosto<br />

w serce, kula przebila go na wylot. Zgin¹³ na miejscu.<br />

Potem wieczorem w koszarach d³ugo przyjaciele<br />

wachmani rozmawiali o tym zdarzeniu. Kaufmann<br />

nie móg³ odrzuciæ myœli, ¿e zastrzelony Polak, to ten<br />

sam partyzant, który zabi³ Hugona Petersa, pierwszego<br />

w³aœciciela swojego munduru. Porównuj¹c<br />

dobre, to to, że nie wolno było uderzyć jeńca wojennego, zabić<br />

jeńca wojennego, chyba że ucieka <strong>–</strong> wtedy tak. Ale jak nie ucieka,<br />

to nie wolno w ten sposób się zachowywać.


Fot. Internet<br />

Racja ¿ywnoœciowa, numery obozowe<br />

(nieœmiertelniki) i naczynia jeñca<br />

w stalagu XI A<br />

informacje z listu matki Petersa i zachowanie „bohatera”<br />

spod Warszawy, by³ przekonany, ¿e historia<br />

zatoczy³a sprawiedliwe ko³o. Mundur polskiego<br />

jeñca by³ przedziurawiony w identycznych miejscach<br />

jak mundur Petersa, który Kaufmann mia³ na sobie.<br />

SS-mana przeniesiono do innego obozu. Od czasu<br />

przyjazdu do stalagu tych kilku partyzantów spod<br />

Warszawy wydarzy³a siê jeszcze jedna tragiczna historia.<br />

Zmieniono komendanta obozu. Zosta³ nim<br />

Oberstleutnant Nieter. Nowy komendant zaostrzy³<br />

rygor. Po 17.00 nie wolno by³o wychodziæ jeñcom<br />

z baraku. Któregoœ dnia, póŸnym wieczorem, nagle<br />

odezwa³ siê alarm i rozleg³y strza³y. Rano przy przej-


mowaniu wachty podano wiadomoœæ, ¿e dwóch polskich<br />

jeñców zastrzelono przy drutach. Gdy przysz³a<br />

ta grupka „bohaterów z Kampinosu” do obozu, co<br />

kilka dni pod os³on¹ nocy by³y w³amania do magazynów<br />

z ¿ywnoœci¹. Widocznie internowani polscy<br />

partyzanci s¹dzili, ¿e w obozie, podobnie jak na<br />

wolnoœci, mo¿na <strong>bez</strong>karnie rabowaæ i <strong>pl</strong>¹drowaæ.<br />

Po tej tragedii definitywnie skoñczy³ siê problem<br />

z w³amaniami do magazynów.<br />

W koszarach miêdzy sob¹ Niemcy rozmawiali<br />

i doszli do wniosku, ¿e prawdopodobnie AK-owcy<br />

zginêli, bo naruszyli interesy starego wojska. Potem<br />

z polskich stajni (bo przeniesiono ich do murowanych<br />

starych stajni) dosz³o do tego, ¿e ci jeñcy utworzyli<br />

bandê przestêpcz¹ i prawdopodobnie w nocy<br />

handlowali kradzionym towarem.<br />

0


Kara śmierci za chrust<br />

Z jeñcami belgijskimi wachmani co jakiœ czas wychodzili<br />

po chrust do lasu. Chrust s³u¿y³ do palenia<br />

w ¿elaŸniakach. Bardzo chêtnie jeñcy belgijscy wychodzili<br />

z polskimi stra¿nikami 13 .<br />

Zaraz za bram¹ <strong>–</strong> kontynuuje Kaufmann <strong>–</strong><br />

dawaliœmy im luz. W lesie staraliœmy siê nie zauwa¿yæ,<br />

jak ciêli drewno w krótkie belki i k³adli na spodzie<br />

wózka. Na wierzchu œciête pniaki maskowali chrustem.<br />

Za kradzie¿ i ciêcie drzewa grozi³ s¹d polowy.<br />

Gdy z lasu podjechaliœmy do bramy, nagle pojawi³<br />

siê nowy kapitan, mianowany zastêpc¹ komendanta.<br />

Kazał wóz rozładowaæ. Wezwał kogoœ z obozowej<br />

Abwery. Oœwiadczono Kaufmannowi, ¿e za<br />

wspó³udzia³ w kradzie¿y drewna jutro o jedenastej<br />

bêdzie rozstrzelany. Belgijscy jeñcy zostan¹ na trzy<br />

miesi¹ce zamkniêci w karcerze. Gefrajter Kaufmann<br />

wiedzia³, ¿e Niemcy dla swoich byli <strong>bez</strong>wzglêdni.<br />

Powstaniec warszawski Leszek Droszcz<br />

Daliśmy im popalić, mimo tego że stosunki z nimi były zupełnie<br />

poprawne, a my <strong>–</strong> dzięki temu, że dawaliśmy niektórym co jakiś<br />

czas pudełko czekolady czy paczkę papierosów <strong>–</strong> mieliśmy z nimi<br />

sztamę. Potem nas użyli do wycinania drzew w lesie, drzew<br />

w parkach. Jak przychodziliśmy do parku (przyprowadzał nas<br />

wachman), to Niemcy krzyczeli z daleka: Na, die Elite kommt!<br />

(przychodzi elita!). Wiedzieli, że jesteśmy już na paczkach amerykańskich.


Karta pocztowa jeñca belgijskiego<br />

By³a to najd³u¿sza noc w jego ¿yciu. Napisa³ po-<br />

¿egnalny list do Janki w Pel<strong>pl</strong>inie. Wczeœnie rano<br />

z kilku baraków grupowi i belgijski m¹¿ zaufania<br />

poszli do dowódcy kompani z proœb¹ o darowanie<br />

mu ¿ycia. O godzinie jedenastej stawi³ siê u zastêpcy<br />

komendanta, a ten mu mówi: „tu podpisz”. Kaufmann<br />

by³ pewny, ¿e podpisuje zgodê na odes³anie<br />

jego osobistych rzeczy do domu. Odebra³ podpisany<br />

kwit, patrzy, a to przepustka na jego pierwszy<br />

i od razu siedmiodniowy urlop do domu. Na drugi<br />

dzieñ wyjecha³ do Pel<strong>pl</strong>ina do Janki. Po przyjeŸdzie<br />

z urlopu dowiedzia³ siê, ¿e Belgowie poszli do Ame-


Dok³adny scenariusz francuskiego teatru obozowego<br />

rykanów i zrobiono dwa du¿e wory zrzutki. Czekolada,<br />

miód, kawa, papierosy, puszki i nie wiadomo<br />

co jeszcze. W ten sposób ci nieszczêœnicy, którym<br />

pomaga³, uratowali mu ¿ycie. Wsiad³ w poci¹g<br />

do Berlina i przez Szczecin dojecha³ do Tczewa,<br />

a nastêpnie do Pel<strong>pl</strong>ina.


Urlop<br />

Szczêœciu, p³aczom i opowiadaniom nie by³o<br />

koñca. Gdy ju¿ emocje opad³y, tata Janki z politowaniem<br />

spojrza³ na przestrzelony mundur przyszłego<br />

ziêcia. Jan Nawatzki by³ mistrzem krawieckim<br />

i starszym cechowym. Mia³ dwóch czeladników<br />

i dziewiêciu uczniów. By³ jedynym w okolicy, który<br />

szy³ ksiê¿om sutanny. Jednym z wyró¿niaj¹cych siê<br />

uczniów by³ Serocki. Serocki otrzyma³ od majstra kupon<br />

dobrego wojskowego materia³u i na miarê uszy³<br />

Kaufmanowi mundur na krój oficerski. Mia³ to byæ<br />

mundur jednoczeœnie do œlubu. Czeladnik Serocki<br />

mundur ten uszy³ w dwa dni. Kaufmann wygl¹da³<br />

w nim jak niemiecki genera³. Z przysz³ym szwagrem<br />

w nowym mundurze pojecha³ do Gdañska<br />

po pierœcionek zarêczynowy i obr¹czki. Dwóch<br />

dziwnych elegancików przed jubilerskim sklepem<br />

na ulicy D³ugiej podpad³o niemieckiemu Schupo.<br />

Policmajster z potê¿nym wilczurem d³ugo sprawdza³<br />

dokumenty szwagrów, z przydzia³em na zakup<br />

obr¹czek w³¹cznie. Pies krêci³ siê ko³o nogi policjanta<br />

i nie móg³ spokojnie usiedzieæ. Policjant co<br />

chwilê go uspokaja³. W koñcu pies podniós³ nogê<br />

i d³ugo sika³ na nogawkê spodni nowego munduru<br />

Kaufmanna. Dwaj proœci ¿o³nierze Wehrmachtu<br />

ca³¹ powrotn¹ drogê pok³adali siê ze œmiechu. Kaufmann<br />

przyj¹³ to zdarzenie jako gwarancjê d³ugiego,


Zwolnienie Kaufmanna do cywila<br />

szczêœliwego ¿ycia z ukochan¹ dziewczyn¹. W Pel<strong>pl</strong>inie<br />

spodnie munduru wyprano.<br />

Na drugi dzieñ Kaufmann ubra³ cywilne ciuchy,<br />

co by³o zabronione, wsiad³ na rower i z ulicy Koœciuszki<br />

pojecha³ rowerem pod sklep Keisser-Kafe-<br />

Gesheft, gdzie pracowa³a Janka. Ulica Koœciuszki<br />

³¹czy siê ze Starogardzk¹. Do Katedry jest z górki.<br />

Kaufmann szczêœliwy, pogwizduj¹c, z górki jecha³<br />

<strong>bez</strong> trzymania. Na moœcie rzeki Wierzycy sta³ Schupo.<br />

Zatrzyma³ weso³ego szczêœciarza. Ten zblad³.<br />

Policjant mówi do niego: „Klucze do roweru masz?”.<br />

„Mam”, odpowiedzia³ dygocz¹c ze strachu przysz³y<br />

¿onkoœ. „Dawaj” <strong>–</strong> i poma³u odkrêci³ hamulec, poluzowa³<br />

nakrêtkê kierownicy, wyci¹gn¹³ j¹ i wyrzuci³<br />

przez most do rzeki. Oddaj¹c klucz powiedzia³:<br />

„Teraz mo¿esz jechaæ, tobie kierownica nie jest potrzebna”.<br />

Mrucz¹c pod nosem doda³ po niemiecku<br />

coœ w rodzaju: tu musi byæ ³ad i porz¹dek.


Powrót z urlopu<br />

Mimo tego zdarzenia humor i radoœæ nie opuszcza³a<br />

narzeczonych. Dano na zapowiedzi i wyznaczono<br />

szybki termin œlubu. Stary mundur ojciec Janki schowa³<br />

do piwnicy, by zgodnie z ¿yczeniem pani Peters,<br />

oddaæ go jej po wojnie na pami¹tkê po zabitym<br />

synu. W nowym mundurze Kaufmann stawi³ siê po<br />

urlopie wAltengrabow. Przywióz³ trzy dobre wódki,<br />

wêdzonki i swojsk¹ wêdzon¹ kie³basê. Poszed³<br />

z tym wszystkim do swojego prze³o¿onego, po³o¿y³<br />

na stole i zameldowa³ siê po powrocie z urlopu.<br />

Jednoczeœnie poprosi³ o drugi urlop na zawarcie<br />

zwi¹zku ma³¿eñskiego. Podporucznik, wdziêczny<br />

za „pami¹tki” z Pel<strong>pl</strong>ina, wyrazi³ zgodê. Kaufmann<br />

zaliczy³ nastêpne siedem dni urlopu. Alkohol i papierosy<br />

by³y na kartki i jako cenny towar zamienny<br />

zosta³y w Pelpinie wykupione, a nastêpnie zawiezione<br />

do Altengrabow. Z Belgem na szmugiel<strong>pl</strong>acu<br />

zamieni³ dwie butelki czystej wódki i wêdzonkê na<br />

du¿y, piêkny z³oty zegarek marki Schaffhausen 14 .<br />

4 Powstaniec warszawski Jerzy Oględzki<br />

Był taki głód i koledzy byli tak niewytrzymali, że sprzedawali:<br />

na przykład Longinesa czy Patka można było kupić za półtora<br />

bochenka chleba. Niemcy wykorzystywali to niemiłosiernie. Apelowałem<br />

do kolegów: „Koledzy, powstrzymajcie się trochę! Dadzą<br />

więcej!”, nic nie pomagało. Ale kto chce jeść, to na co mu zegarek.<br />

Ja miałem Longinesa lotniczego <strong>–</strong> dawali mnie [niezrozumiałe] bochenków,<br />

ale nie dałem.


Stalag XI A poma³u z polskich jeńców pustosza³.<br />

Coraz wiêcej jeñców wszystkich narodowoœci poza<br />

Rosjanami zwalniano do cywila .<br />

Po łaźni dochodzę do wieżyczki ze strażnikiem Niemcem i mówię<br />

do niego: „Słuchaj, masz sto marek za eins Brot, za jeden chleb”.<br />

To zaczął karabinem... Mówię: „Pocałuj mnie w siedzenie! Tutaj ci<br />

strzelać nie wolno! Jak bym był za drutami, to tak, a tutaj to [nie]”.<br />

Mówię: Zwei hundert Mark, eins Brot<strong>–</strong> dwieście marek za jeden<br />

chleb. I zgłupiał, bo przecież on żołdu tyle nie miał. Ale pyta się<br />

mnie: „Słuchaj, to są dobre marki?”. Mówię: „Dobre, Deutsche, niemieckie<br />

marki!”. Trochę po niemiecku umiałem, bo w gimnazjum<br />

mechanicznym na Okęciu Paluchu przed wojną był język niemiecki.<br />

W [wielu] szkołach był język niemiecki [jako] techniczny,<br />

trochę człowiek musiał się nauczyć. Ale on mówi, że dopiero za<br />

dwadzieścia cztery godziny będzie miał służbę. Mówię: „Trudno”.<br />

I mówi: „Za jeden chleb?!”. „Słuchaj, jak byłbyś chory na czerwonkę<br />

i miał marki, to co ci z tych marek, jak nie masz co jeść, jest<br />

głód i nie ma lekarstwa?”. Mówi, że dopiero za dwadzieścia cztery<br />

godziny, ale bardzo dobry był człowiek. Mówi: „A może jeszcze coś<br />

zamiast chleba?”<br />

Fragment listu do jeńca Stefana Stachowiaka. Arb. kom. 299<br />

Stalag XI A<br />

Jak ci pisałam Sabka pracuje w straży więziennej w Białej Podlaskiej.<br />

Donoszę Ci kochany Stefku o jednej rzeczy, która Cię zaciekawi,<br />

a mianowicie Mundek Marzyński, który był razem z Tobą<br />

w szpitalu, powrócił przed kilkoma tygodniami z niewoli, a zapytany<br />

o Ciebie, powiedział mi, że dobrze wyglądasz, że operacja<br />

udała się i że wyjechałeś na roboty. Został on zwolniony w dniu<br />

1.IX.1940. A pojechał do domu w pierwszych dniach maja. Pozdrawiam<br />

Cię w jego imieniu.<br />

Kończąc przesyłam Ci moc pozdrowień od całej rodziny od kolegów<br />

z którymi pracowałeś przed wojną. Jednocześnie pozdrawia<br />

Cię Kot i Zaręba, którzy zostali zwolnieni z wojska oraz szereg innych<br />

osób, którzy Ci dobrze życzą. i pragną Twojego szczęśliwego<br />

powrotu.


Zdrowych wachmanów podmieniano niemieckimi<br />

weteranami. Zdarza³o siê, ¿e niektórzy mieli po<br />

piêædziesi¹t lat i byli po licznych wyleczonych kontuzjach<br />

.<br />

Zaczê³y siê naloty dywanowe aliantów na Magdeburg<br />

i Hannower. ¯o³nierzy Wehrmachtu z Altengrabow<br />

wywo¿ono do pomocy przy ratowaniu<br />

cywili i odgruzowaniu ulic. Po jednym z nalotów,<br />

Kaufmanna wraz z kolegami wywieziono do Hannoweru.<br />

Wszyscy ¿o³nierze odgruzowywali zawalone<br />

domy. Z gruzów wydobywano rannych, lecz<br />

w wiêkszoœci zw³oki cywilów. Po kilku dniach <strong>pl</strong>uton<br />

Kaufmanna zawieziono na przedmieœcia Magdeburga<br />

17 .<br />

Relacja powstańca warszawskiego Leszeka Droszcza<br />

Zarządzili ewakuację. Wyszliśmy na szosę, wachmani razem<br />

z nami. Wachmani to był Volksturm, to były stare dziady, już sfatygowane<br />

życiem. Maszerujemy. Jak myśmy się dorwali do szosy,<br />

to rozpuściliśmy pedały jak cholera! A szkopy truchtem za nami!<br />

Ledwie nadążali! Daliśmy im popalić, mimo tego że stosunki z nimi<br />

były zupełnie poprawne, a my <strong>–</strong> dzięki temu, że dawaliśmy<br />

niektórym co jakiś czas pudełko czekolady czy paczkę papierosów<br />

<strong>–</strong> mieliśmy z nimi sztamę. Potem nas użyli do wycinania drzew<br />

w lesie, drzew w parkach. Jak przychodziliśmy do parku (przyprowadzał<br />

nas wachman), to Niemcy krzyczeli z daleka: Na, die Elite<br />

kommt! (przychodzi elita!). Wiedzieli, że jesteśmy już na paczkach<br />

amerykańskich.<br />

Powstaniec warszawski Janusz Seweryn Kent<br />

Nie, jeszcze nie. Byłem w obozie <strong>–</strong> to był chyba wrzesień czy październik,<br />

jak mnie tam wieźli. Przywieźli mnie w końcu do obozu<br />

w Altengrabow. Leżałem w szpitalu, zrobili mi jeszcze operację, po-


Tam pracowali przy odgruzowaniu terenu<br />

w pobli¿u przeciwlotniczej wie¿y strzelniczej.<br />

W pewnej chwili przeraŸliwie zawy³y syreny.<br />

W potê¿nych megafonach podano, ¿e na miasto<br />

nadlatuje kilkaset samolotów wroga, by ponowiæ<br />

bombardowanie. Nastêpny komunikat przez uliczne<br />

megafony by³ zapowiedzi¹ zbli¿aj¹cej siê tragedii.<br />

Minê³o kilka minut, gdy spiker w radio<br />

zacz¹³ wrzeszczeæ: „Ratuj siê kto mo¿e, wszyscy<br />

obowi¹zkowo maj¹ zejœæ do schronów!” Bunkier przy<br />

przeciwlotniczej wie¿y by³ pe³en ludzi. Kaufmann<br />

zacz¹³ biec do drugiego bunkra. Nie zd¹¿y³. Zaczê³o<br />

siê piek³o. Nie by³o gdzie siê ukryæ. Wycie syren,<br />

huk spadaj¹cych potê¿nych bomb i d³ugie serie karabinów<br />

maszynowych spowodowa³y, ¿e zakry³ g³owê<br />

rêkoma i przysiad³ na metalowych skrzynkach,<br />

tu¿ przy belce wysokiej wie¿y strzelniczej. Wokó³<br />

nie by³o ¿ywej duszy. Z wie¿y po schodach susa-<br />

prawili mi gips, bo wszystko się rozpadało. Polski lekarz, też jeniec<br />

wojenny, dbał o mnie. Był ciekawy moment: jak przyjechaliśmy do<br />

obozu i zaczęli nas rozładowywać, to zrobił się alarm. Okazało<br />

się, że leciała armada bombowców alianckich i <strong>–</strong> też się wierzyć<br />

nie chciało <strong>–</strong> lecieli w trzech liniach, eskadra za eskadrą. Nam nie<br />

wolno było się ruszać, chodzić ani nic. Na początku leciał jeden<br />

samolot. Pierwszy samolot, który leciał, zrzucił mały spadochron<br />

na początku obozu <strong>–</strong> zdaje się, czerwonego koloru. Jak był po drugiej<br />

stronie obozu, to zrzucał spadochron z zielonym kolorem, tak<br />

że dawał znać, że na ten teren nie wolno żadnych bomb zrzucać<br />

(to był olbrzymi obóz). Ale zaczęło się od jeszcze jednego nalotu<br />

na stacji w Magdeburgu. To był dzień najcięższego nalotu, jaki<br />

Magdeburg w ogóle miał.


mi w dó³ bieg³ ¿o³nierz. Wyrwa³ spod Kaufmanna<br />

dwie metalowe ciê¿kie skrzynki i krzykn¹³: „Bierz<br />

dwie i na górê!” Tak z amunicj¹ biegali kilka razy.<br />

Gdy byli u góry na <strong>pl</strong>atformie, zauwa¿yli nurkuj¹cy<br />

prosto na wiê¿ê samolot. Niemca, który podawa³<br />

skrzynkê z taœmami amunicji, kula trafi³a w nogê.<br />

Pocisk rozerwa³ mu têtnicê wysoko przy pachwinie.<br />

Trafiony ¿o³nierz upuœci³ skrzynkê z amunicj¹, nie<br />

móg³ utrzymaæ równowagi i cofa³ siê, kuœtykaj¹c na<br />

jednej nodze.<br />

Po chwili „usiad³” w otwór, blokuj¹c swoim<br />

cia³em zejœcie z wie¿y. W tej pozycji, brocz¹c krwi¹,<br />

po kilku minutach skona³. Dwóch strzelców <strong>bez</strong><br />

przerwy strzela³o w kierunku nadlatuj¹cych samolotów.<br />

Ciê¿ki karabin maszynowy trz¹s³ cia³em jednego<br />

z nich. Ryczeli na Kaufmanna, by podawa³<br />

im skrzynki z amunicj¹. Gdy zatrzasnêli w zamku<br />

kolejn¹ now¹ taœmê z nabojami, trafi³a ich seria<br />

z nadlatuj¹cego myœliwca. Zginêli obydwaj prawie<br />

równoczeœnie. Kaufmann siedzia³ skulony ze strachu<br />

przy cekaemie. Nad g³ow¹ bzyka³y mu dziwne<br />

„chrab¹szcze”. Dziwi³ siê, sk¹d tu na wie¿y jesieni¹<br />

chrab¹szcze. Dopiero po chwili dotar³o do niego, ¿e<br />

to kule bzykaj¹ mu nad uchem. Uœwiadomi³ sobie,<br />

¿e za chwilê zginie. Instynkt samozachowawczy pokona³<br />

strach. Odsun¹³ zabitego strzelca, zaj¹³ jego<br />

miejsce i wyj¹c ze strachu, wycelowa³ w nadlatuj¹cy<br />

samolot. Krzycz¹c przeraŸliwie, strzela³ nieustannie<br />

tak d³ugo, a¿ karabin przesta³ strzelaæ. Nagle zrobi³o<br />

0


siê cicho. Powoli z kurzu wy³ania³ siê obraz zniszczeñ.<br />

Gdy ¿o³nierze wyszli ze schronów, weszli na<br />

wie¿ê. Ktoœ coœ mówi³, œciska³ mu d³oñ. Sprowadzili<br />

go na dó³, klepali po <strong>pl</strong>ecach. Dowódca baterii<br />

przeciwlotniczej wyznaczy³ Kaufmanna do odznaczenia.<br />

Po kilku dniach na apelu, w obecnoœci<br />

swojego batalionu, zosta³ odznaczony ¯elaznym<br />

Krzy¿em i rozkazem dowódcy wys³any na piêæ dni<br />

urlopu. Gdy przyjecha³ do Pel<strong>pl</strong>ina, wszyscy ju¿ mówili<br />

o rych³ym koñcu wojny. Po urlopie zameldowa³<br />

siê w Altengrabow, by po kilku dniach znaleŸæ<br />

siê ponownie w Hannowerze. Na jednej z bocznych<br />

ulic na przedmieœciu Hannoweru, podczas odgruzowania<br />

zawalonego domu, us³yszeli wo³anie<br />

o pomoc. Serce Kaufmanna zaczê³o biæ szybciej,<br />

nie móg³ sobie poradziæ z du¿ymi kawa³ami gruzu.<br />

Zacz¹³ przeklinaæ po polsku i z wœciek³oœci¹ waliæ<br />

kilofem. Nagle us³ysza³ g³osy dzieci wo³aj¹cych<br />

po polsku o pomoc. Gdy ju¿ dotarli do zawalonej<br />

piwnicy, zobaczyli trójkê wyg³odnia³ych, zabrudzonych<br />

i zap³akanych dzieci. W pomieszczeniu obok,<br />

odciêci przez zwa³y gruzu, byli ¿ywi rodzice maluchów.<br />

Radoœæ i szczêœcie ogarnê³y polsk¹ rodzinê,<br />

która z polskich kresów zosta³a wywieziona na roboty<br />

do Niemiec. Wœród nich wyró¿nia³a siê najstarsza,<br />

oœmioletnia, rezolutna i œliczna czarnulka.<br />

Opowiada³a niemieckiemu ¿o³nierzowi, ¿e tatuœ<br />

robi buty dla Niemców. Potem popatrzy³a dziwnie<br />

na mówi¹cego po polsku niemieckiego ¿o³nierza


i z niedowierzaniem zapyta³a: „A co pan tu robi dla<br />

Niemców?”. Zrobi³o mu siê g³upio. Nie odpowiedzia³<br />

od razu, tylko z kieszeni wyci¹gn¹³ czekoladê<br />

i poda³ ma³ej gadulskiej, po chwili mówi¹c cicho:<br />

„Taki to los, taki to los, moje dziecko”. Gdy podawa³<br />

jej czekoladê, zauwa¿y³, ¿e obur¹cz trzyma³a<br />

brudny pomiêty zeszyt zawiniêty w rulonik. Zapyta³,<br />

co tam tak mocno trzyma w rêku. Odpowiedzia³a,<br />

¿e mamusia przepisa³a jej z jakiejœ ksi¹¿ki bajeczkê<br />

o Andrzejku, by z niej uczyæ siê pisaæ i czytaæ po<br />

polsku.<br />

W lipcu 1944 roku Kaufmannowi urodzi³a siê córka<br />

Rita. Gdy jecha³ na urlop do Pel<strong>pl</strong>ina obejrzeæ po<br />

raz pierwszy swoje oczekiwane i ukochane dziecko,<br />

partyzanci rozkrêcili tory na trasie Chojnice <strong>–</strong> Starogard,<br />

poci¹g siê wykolei³ i rannego Kaufmanna<br />

zawieziono do szpitala w Gdañsku. Po podleczeniu<br />

uznano go niezdolnym do dalszego pe³nienia s³u¿by<br />

wojskowej. Wszyscy odradzali mu powrót do rodzinnego<br />

domu. Ostrzegali przed zbli¿aj¹cymi siê Rosjanami,<br />

upominali, ¿e Rosjanie <strong>bez</strong>litoœnie go zabij¹.<br />

Jednak mi³oœæ do ¿ony i dziecka by³a wiêksza, ni¿<br />

strach przed radzieckim wojskiem. Liczy³ siê z tym,<br />

¿e mo¿e byæ rozstrzelany, gdy nadejd¹ Rosjanie. Ba³<br />

siê, ¿e mieszkañcy Pel<strong>pl</strong>ina donios¹ Rosjanom, ¿e<br />

by³ on niemieckim ¿o³nierzem, niemieckim wachmanem<br />

w Stalagu XI A 341 w Altengrabow, gdzie<br />

z g³odu i zimna zginê³o kilkadziesi¹t tysiêcy jeñców<br />

radzieckich. Mimo to wróci³ do swoich bliskich,


y³o mu wszystko jedno, chcia³ razem z ¿on¹, córk¹<br />

i ca³¹ rodzin¹ wspólnie dzieliæ los.<br />

Przed wejœciem Rosjan do Pel<strong>pl</strong>ina dwa niemieckie<br />

mundury i wojskowe buty w³o¿ono do skrzyni<br />

i zakopano w ogródku pod grusz¹ przy ulicy<br />

Koœciuszki 22. Gdy ju¿ Rosjanie byli kilka kilometrów<br />

od Pel<strong>pl</strong>ina, z ¿on¹ i córk¹ pojecha³ do Skórcza,<br />

do krewnych <strong>–</strong> Amalii i Stefana Kowalskich<br />

<strong>–</strong> by tam przeczekaæ gor¹cy okres wyzwolenia. Po<br />

Skórczu krêci³o siê jeszcze kilku niemieckich niedobitków.<br />

Wieczorem zapukano do drzwi mieszkania<br />

Fot. muzeum w Łambinowicach<br />

Stalag XI A baraki polskiej kompanii inwalidzkiej


Kowalskich. Przybysze byli prawie dzieæmi <strong>–</strong> jeden<br />

mia³ osiemnaœcie, a drugi dziewiêtnaœcie lat,. Obaj<br />

brudni, g³odni, przemêczeni i obdarci <strong>–</strong> byli to wycofuj¹cy<br />

siê niemieccy ¿o³nierze. Prosili Kaufmanna<br />

o cywilne ubrania i jedzenie. Mówili, ¿e chodzili<br />

od domu do domu i prosili o pomoc, jednak do<br />

tej pory nikt im pomocy nie udzieli³. Wujek Stefan<br />

wpuœci³ ich do domu, podarowa³ nieszczêœnikom<br />

dwie marynarki i zaopatrzy³ w jedzenie. Chcia³ ich<br />

przenocowaæ na strychu, lecz wszyscy bali siê,<br />

¿e „Ruscy” jak ich znajd¹, to ca³¹ rodzinê rostrzelaj¹.<br />

Wujek Kowalski da³ nieszczêœnikom klucz<br />

od chlewika i powiedzia³, ¿e tam w s³omie maj¹<br />

przeczekaæ do rana. Rano o godzinie ósmej na podwórzu<br />

ju¿ krêcili siê Rosjanie, <strong>pl</strong>¹drowali kurniki<br />

w poszukiwaniu kur i jajek. Ciocia Amalia zawo³a³a<br />

wszystkich do okna i zza firan przera¿eni ogl¹dali<br />

potworny dramat. Kilku Rosjan wyci¹ga³o z chlewika<br />

zziêbniêtych i zaspanych Niemców. Rosjanie ich<br />

obszukali, jednemu wyjêli z kieszeni papierosy, po<br />

chwili podprowadzili do drzewa, jeszcze chwilê rozmawiali,<br />

a potem skoœnooki Rosjanin strzeli³, celuj¹c<br />

z pistoletu w ty³ g³owy jednemu z nich. Drugi Niemiec<br />

odwróci³ siê, ukl¹k³ i zacz¹³ p³akaæ, b³agaj¹c,<br />

by darowali mu ¿ycie. Z³o¿y³ rêce jak do modlitwy,<br />

wtedy ten sam Rosjanin strzeli³ klêcz¹cemu w klatkê<br />

piersiow¹. Gdy Niemiec upad³ na ziemiê, dobito go<br />

strza³em w ty³ g³owy. Zamordowanych z zimnym<br />

wyrachowaniem ch³opców w niemieckich mundu-


ach Rosjanie, zapaliwszy „zdobyczne” papierosy,<br />

pozostawili pod drzewem i odeszli. Œwiadkowie tej<br />

egzekucji p³akali jak dzieci. Kaufmann zrozumia³, ¿e<br />

pozostaj¹c w Pel<strong>pl</strong>inie, móg³ podzieliæ los dwóch<br />

przed chwil¹ zabitych nieszczêœników. Wujek Stefan<br />

do koñca ¿ycia mia³ wyrzuty sumienia i obwinia³<br />

siebie za œmieræ m³odych Niemców, za to, ¿e<br />

nie udzieli³ im schronienia, gdy w nocy prosili go<br />

o nocleg. Po dwóch dniach Roman Kaufmann z wujkiem<br />

Stefanem pod tym samym drzewem pochowali<br />

zamordowanych ¿o³nierzy Wehrmachtu. S¹siedzi,<br />

poproszeni o pomoc w pochówku, ponownie ze<br />

strachu odmówili. PóŸniej siê okaza³o, ¿e œwiadkami<br />

tego morderstwa byli równie¿ s¹siedzi Kowalskich,<br />

którzy nie udzielili Niemcom pomocy i schronienia.<br />

Po wojnie Kaufmann napisa³ krótki list do pani<br />

Peters z informacj¹, ¿e prze¿y³ wojnê i chce spe³niæ<br />

jej proœbê i odes³aæ mundur jej zabitego syna. Po<br />

jakimœ czasie otrzyma³ poczt¹ zwrotn¹ swój list ze<br />

stem<strong>pl</strong>em „adresat nieznany”. Czas zabliŸni³ rany,<br />

lecz do dziœ dnia w tym samym miejscu le¿¹ zakopane<br />

mundury Kaufmanna i dwie zapomiane ¿o³nierskie<br />

mogi³y i tylko co jakiœ czas wspomienia<br />

wracaj¹, do Altengrabow, do opisanych zdarzeñ.


Spotkanie w 1946 roku<br />

W 1946 roku Kaufmann, stoj¹c w Starogardzie<br />

w kolejce po ryby w sklepie pana Streyla³a, zauwa¿y³<br />

dziwnie znajom¹ twarz. Przed nim sta³ Franciszek<br />

Doñczyk, sekretarz Leona Hoffmanna ze Stalagu XI A<br />

w Altengrabow. Kaufmann podszed³ do niego i powiedzia³:<br />

„Dzieñ dobry, poznaje mnie pan?” Doñczyk<br />

odpowiedzia³, ¿e nie. Wtedy Kaufmann powiedzia³,<br />

¿e wtedy w obozie byli po przeciwnych stronach.<br />

Doñczyk, zmieszany, powiedzia³, ¿e teraz ju¿ po<br />

wojnie jesteœmy razem i trzeba zapomnieæ tamte z³e<br />

czasy i sobie pomagaæ. Kaufmann mu na to: „Niech<br />

pan mi nie próbuje pomagaæ, pan ju¿ w obozie moim<br />

kolegom ze Œl¹ska tak pomóg³, ¿e dostali skierowanie<br />

na wschodni front i krótko po tym zostali zabici.<br />

Pan musi sam sobie odpowiedzieæ, czy ma pan<br />

krew na rêkach. Pozostawiam to do rozstrzygniêcia<br />

pañskiemu sumieniu”. Doñczyk, blady na twarzy jak<br />

œciana, odwróci³ siê i odszed³. Krótko po tym spotkaniu<br />

wyjecha³ ze Starogardu w nieznanym kierunku<br />

i zagin¹³ <strong>bez</strong> wieœci. W 1948 roku do mieszkania<br />

Kaufmannów na ulicy Gdañskiej zapukano do drzwi.<br />

W progu sta³ barczysty mê¿czyzna i prosi³ o chwilê<br />

rozmowy. Nazywa³ siê Hildebrand i by³ z okolic Tucholi<br />

ko³o Chojnic. W czasie kampanii wrzeœniowej<br />

w 1939 roku dosta³ siê do niemieckiej niewoli i jako<br />

jeñca skierowano go wraz z pozosta³ymi przy ¿yciu


kolegami do obozu w Altengrabow Stalag XI A 341.<br />

Tam, jak wszystkim polskim jeñcom, odbierano<br />

do polskiego depozytu pieni¹dze prywatne i przeznaczone<br />

na ¿o³d dla polskich ¿o³nierzy, a tak¿e<br />

kosztownoœci, dokumenty w³asne oraz powierzone<br />

im przez rannych i zabitych kolegów pami¹tki<br />

z proœb¹ o dorêczenie po wojnie ich rodzinom. Po<br />

dwóch miesi¹cach pobytu w stalagu Hildebrand<br />

zosta³ wraz innymi jeñcami z Pomorza zwolniony<br />

do cywila. W Altengrabow polscy jeñcy funkcyjni,<br />

urzêduj¹cy we w³adzach obozowych, z g³ównym<br />

mê¿em zaufania na czele i jego sekretarzem, mieli<br />

wy³¹cznoœæ na gospodarowanie maj¹tkiem depozytowym.<br />

Wychodz¹cych do cywila polskich<br />

jeñców nazywali pogardliwie „volksdojczami” i celowo<br />

utrudniali im zwroty depozytów, szczególnie<br />

tych wartoœciowych. Hildenbrandowi, podobnie,<br />

jak wielu jego kolegom, nie zwrócono depozytów,<br />

gdy przechodzili do cywila. Hildebrand otrzyma³<br />

informacjê, ¿e ¿aden ¿o³nierz niemiecki od szeregowca<br />

pocz¹wszy, a skoñczywszy na dowódcach<br />

Stalagu XI A, nie mia³ stycznoœci i nie zarz¹dza³ polskimi<br />

depozytami. Zajmowali siê tym wy³¹cznie polscy<br />

mê¿owie zaufania, to by³a ich wy³¹czna domena<br />

i to ich powinien Hildebrand odnaleŸæ. Kaufmann<br />

powiedzia³, ¿e w 1946 roku widzia³ i rozmawia³<br />

z Doñczykiem, lecz drogi ich siê rozesz³y i miejsca<br />

pobytu Dończyka nie zna.


Epilog<br />

Kaufmann doczeka³ się póŸnej staroœci. Urodzona<br />

w 1944 roku córka Rita jest dziœ cenionym adwokatem,<br />

a syn urodzony w 1946 roku emerytowanym<br />

nauczycielem. Mimo dziewiêædziesiêciu dwóch lat,<br />

Kaufmann codziennie z synem po œniadaniu spaceruje<br />

do oddalonej od mieszkania o sto metrów<br />

³awki. Podczas tych spacerów zawsze opowiada<br />

swoje przygody wojenne. Mimo podesz³ego wieku,<br />

pamiêta wszystko ze szczegó³ami. Pewnego razu<br />

na „ich ³aweczkê” ko³o przystanku autobusowego<br />

usiad³a elegancka pani. Stała siê mimowolnym œwiadkiem<br />

rozmowy ojca z synem. Us³ysza³a opowieœæ<br />

o nalotach na Hannower i o tym, jak Kaufmann wraz<br />

z Brockim wydoby³ z piwnic zbombardowanego<br />

domu polsk¹ rodzinê. Po chwili ze ³zami w oczach<br />

powiedzia³a, ¿e to ona z rodzeñstwem i rodzicami<br />

została przywalona podczas bombardowania, ¿e do<br />

dziœ dnia ma w domu ten zeszyt, z którego uczy³a<br />

siê czytaæ i pisaæ po polsku. Umówiliœmy siê, by<br />

opowiedzia³a swoj¹ historiê. Okaza³o siê, ¿e t¹ rezolutn¹<br />

kilkuletni¹ dziewczynk¹ by³a pani Jadwiga<br />

Czerwiñska. Dawna Jadzia, a dzisiaj ju¿ pani Jadwiga,<br />

przy kawie i ciasteczkach zaczê³a opowiadaæ<br />

swoj¹ historiê.<br />

W Hamburgu w obozie przejœciowym znalaz³a<br />

siê Krystyna Wiœniewska z mê¿em, dwiema córka-


mi i synem. Jadwiga by³a najstarsza z rodzeñstwa<br />

Na skutek dzia³añ band UPA rodzina Wiœniewskich<br />

uciek³a do miejscowoœci Sarny, a potem do Równego.<br />

Stamt¹d zostali wywiezieni do Niemiec.<br />

W wagonach bydlêcych jechali kilka dni do Hamburga.<br />

W Hamburgu w obozie przejœciowym wszyscy<br />

zostali odwszawieni, a chorych przekazywano<br />

do lazaretów. Po akcji spisywania wszystkie dzieci<br />

chciano odebraæ rodzicom, by je zniemczyæ na<br />

wzór dzieci zamojskich, „ ale, ¿e nas potraktowano<br />

jak ochotników, wiêc po kilku interwencjach<br />

do w³adz niemieckich dzieci pozostawiono przy<br />

rodzicach. Pamiêtam taki moment, jak oddzielono<br />

nas od rodziców. Byliœmy nago, po dezynfekcjach.<br />

Trzyma³am rodzeñstwo za rêce i us³ysza³am krzyk:<br />

„Trzymaj je mocno, by siê nie zgubi³y!”. Wokó³ nas<br />

by³o du¿o dzieci. Potem wywieziono nas do Hannoweru.<br />

W tym mieœcie byliœmy zgromadzeni w bardzo<br />

du¿ym pomieszczeniu. Przyje¿d¿ali tu przyszli<br />

pracodawcy i wybierano si³ê robocz¹ <strong>–</strong> jak niewolników.<br />

Nasza rodzina pozosta³a na koñcu. Prawdopodobnie<br />

z powodu trójki ma³ych dzieci. No i tata<br />

nasz by³, niestety, inwalid¹.<br />

W koñcu przyjecha³a Niemka i zabra³a nas do<br />

siebie na gospodarstwo. Prawdopodobnie bardziej<br />

z litoœci, ni¿ rzeczywistej potrzeby. Ze strony<br />

kobiet mieszkaj¹cych na wsi spotyka³yœmy siê<br />

z ¿yczliwoœci¹. Mama z tat¹ pracowali. By³a jesieñ. Ja<br />

<strong>–</strong> mówi pani Jadwiga <strong>–</strong> jako najstarsza zajmowa³am


siê opiek¹ nad m³odszym rodzeñstwem. Na Wo³yniu<br />

dodatkowo uczy³am siê jêzyka niemieckiego. Niemieckiego<br />

uczy³am siê od nauczycielki, ¯ydówki<br />

z Warszawy. Krótko przed zim¹, po zakoñczeniu<br />

wykopków buraków i ziemniaków, tata jako dobry<br />

szewc zosta³ skierowany do pracy w warsztacie szewskim<br />

w Hanowerze. W³aœcicielem du¿ego warsztatu<br />

szewskiego by³ Niemiec <strong>–</strong> nazista. Mama pracowa³a<br />

w szkole jako sprz¹taczka. Ja zajmowa³am siê do<br />

koñca wojny m³odszym rodzeñstwem. Dostaliœmy<br />

mieszkanie, kartki ¿ywnoœciowe, mimo to by³a bieda.<br />

Sta³ym po¿ywieniem by³y ziemniaki polane s³odkim<br />

syropem z buraków cukrowych. Od czasu do czasu<br />

po cichu pukano w nasze okno i wrzucano nam<br />

ubrania i nieraz paczki z wy¿ywieniem. Tata mówi³,<br />

¿e w pobli¿u naszego mieszkania (mieszkaliœmy na<br />

obrze¿ach miasta) by³ obóz polskich jeñców wojennych.<br />

Nie wiem, sk¹d rodzice mieli polskie gazety.<br />

Tata nam je przynosi³, byœmy mogli siê uczyæ czytaæ<br />

po polsku. Sama siê uczy³am i pomaga³am siostrze<br />

i bratu w poznawaniu liter. Niemcy chcieli przyj¹æ<br />

nas do szko³y, lecz warunkiem przyjêcia by³o podpisanie<br />

Volkslisty III grupy. Rodzice odmówili. Z tego<br />

powodu nas do szko³y nie przyjêto. Pisaæ i czytaæ<br />

po polsku uczyliœmy siê z przypadkowo dostêpnych<br />

broszur i ksi¹¿eczek. Niektórych wierszyków<br />

uczyliœmy siê na pamiêæ. W czasie bombardowañ<br />

chowaliœmy siê do schronów razem z Niemcami. Na<br />

skutek bombardowañ ziemia dr¿a³a.<br />

0


Pobyt w Lager Dornick/Emmerich<br />

Mimo ¿e nie chcieliœmy byæ razem w schronach<br />

z Niemcami, to w obawie o utratê ¿ycia chowaliœmy<br />

siê. Kiedyœ rodzice podczas bombardowania zeszli<br />

z nami do piwnicy. Zbombardowano nasz dom.<br />

Byliœmy tam przysypani i odciêci od œwiata przez<br />

kilka dni. Odkopali nas niemieccy ¿o³nierze. Rodzice<br />

i ja rozmawialiœmy z jednym z nich po polsku.<br />

Wojna siê ju¿ koñczy³a. Nasz¹ rodzinê wyzwolili Anglicy<br />

i Amerykanie. Wtedy po raz pierwszy w ¿yciu<br />

widzia³am Murzyna. Przywieziono nas 18 wrzeœnia<br />

1945 do DP- Lager Dornick/Emmerich. Stamt¹d do<br />

Lubeki, a nastêpnie statkiem RAGNE do Polski, do<br />

Gdyni. Statek by³ niemiecki, z niemieck¹ za³og¹, lecz<br />

dowodzili nim Amerykanie. Podró¿ siê przeci¹ga³a,<br />

poniewa¿ morze by³o zaminowane. Z tej podróży<br />

statkiem pamiêtam nastêpuj¹ce zdarzenie. W mesie<br />

mówiono nam, ¿e wœród nas wraca do kraju poeta<br />

Ga³czyñski. Dla mnie, jako dziecka ³akn¹cego czytania,<br />

wielkim prze¿yciem by³o, gdy w du¿ej sali<br />

jadalnej w mesie Ga³czyñski mówi³, lub czyta³ wier-


sze. Statek dop³yn¹³ do Gdyni i tak znaleŸliœmy siê<br />

w Polskim Urzêdzie Repatriacyjnym.<br />

Po wyjœciu za m¹¿ osiedli³am siê z mê¿em w Starogardzie<br />

Gdañskim.” Po szeœædziesiêciu latach<br />

przypadkowe spotkanie z nieznajom¹ zakończyło<br />

wojenn¹ historiê niemieckiego ¿o³nierza Wehrmachtu,<br />

wachmana z batalionu 405 w Altengrabow Stalag<br />

XI A 341.


K.I. <strong>Gałczyński</strong><br />

<strong>–</strong> <strong>bez</strong> <strong>cenzury</strong><br />

Po opublikowaniu wspomnień Romana Kaufmanna<br />

dotyczących jego losów z czasów pobytu<br />

w latach 1942-1944 w Wehrmachcie jako wachmana<br />

w Stalagu XI A w Altengrabow otrzymałem lawinę<br />

telefonów, listów, maili z całego kraju i z zagranicy,<br />

w tym z Niemiec Francji i Belgii. Przesyłano<br />

mi uzupełniające informacje, dokumenty, zdjęcia,<br />

a co najważniejsze, pozycje literackie, również pamiętniki<br />

o Altengrabow, pozwalające zweryfikować<br />

opowiadanie wachmana Romana Kaufmanna,<br />

a w niektórych przypadkach uszczegółowić je i doprecyzować.<br />

Dużo zainteresowania wzbudził u czytelników<br />

epizod opisany<br />

w Wachmanie dotyczący<br />

pobytu K. I. <strong>Gałczyński</strong>ego<br />

w Altengrabow.<br />

Przeczytałem wszystkie<br />

dostępne i publikowane<br />

wspomnienia powstańców<br />

warszawskich, których<br />

faszyści po Powstaniu<br />

Warszawskim skie-<br />

rowali do Stalagu XI A.<br />

Szczególnie interesujące<br />

Zegarek od K. I.<br />

<strong>Gałczyński</strong>ego


są wypowiedzi Zbigniewa Szydelskiego powstańca<br />

Obwodu II z batalionu „Żywiciel”. Sprowadziłem<br />

i przeczytałem książki, które wskazali mi czytelnicy,<br />

w tym Czarne owce dla Apolla Waldorffa (1984),<br />

Stalag XI A Dończyka (1959) i Szpital w niewoli Widmańskiego<br />

(1970). W Anglii nie ma już w sprzedaży<br />

książki irlandzkiego lekarza Johana Burtona dotyczącej<br />

jego pobytu w Altengrabow. Szkoda. <strong>Gałczyński</strong><br />

w Altengrabow był zaprzyjaźniony z Burtonem. Zachował<br />

się i jest w posiadaniu Kaufmanna zegarek<br />

Atlantic, który <strong>Gałczyński</strong> dostał od Burtona i który<br />

następnie sprzedał za sześć paczek amerykańskich<br />

papierosów Kaufmannowi. Czynię starania, by<br />

książkę Burtona zdobyć. Dla pełnego materiału porównawczego<br />

konieczne również by było sprowadzenie<br />

z Francji książki Fabiana Montanta „Stalag XI<br />

A Altengrabow”.<br />

Co do książki Burtona to na pewno ma ją Kira<br />

Gałczyńska. Książkę otrzymała ją od Burtona 31<br />

lipca 1986 r. gdy był w Warszawie. Na użytek Kiry<br />

wybiórczo fragmenty książki tłumaczył publicysta<br />

„Rzeczypospolitej” Piotr Bratkowski. Książkę Johana<br />

Burtona powinna Kira Gałczyńska przekazać<br />

„Leśniczówce” ponieważ przetłumaczona w całości<br />

a nie wybiórczo powinna być dostępna dla badaczy<br />

historii literatury polskiej XX wieku, jako materiał<br />

porównawczy z czterema książkami, których tytuły<br />

przytaczam poniżej w tekście.


Otrzymałem za to materiały i informacje z Muzeum<br />

Polskich Jeńców Wojennych w Łambinowicach<br />

pod Opolem.<br />

By poszerzyć wiedzę o poecie z lat niemieckiej<br />

niewoli, kontaktowałem się z kustoszem muzeum<br />

<strong>Gałczyński</strong>ego w Leśniczówce Pranie. Przeczytałem<br />

mnóstwo opracowań historyków literatury dotyczących<br />

K.I.G. z różnych uczelni w kraju. Kom<strong>pl</strong>etne<br />

zaskoczenie. Z całego materiału, jaki posiadam i jest<br />

dostępny w uczelnianych bibliotekach, wyłania się<br />

zupełnie inny obraz poety z lat 1939-1946, czyli<br />

z okresu jego pobytu w niewoli, niż ten, który istnieje<br />

w powszechnym obiegu. W powielanych z jakiegoś<br />

pierwowzoru publikacjach dotyczących <strong>Gałczyński</strong>ego<br />

z czasów wojny napotkałem informacje<br />

lakoniczne, nieprawdziwe, lub jakby celowo zmanipulowane,<br />

by kreować wizerunek poety-patrioty,<br />

męczennika, nad życie kochającego żonę Natalię<br />

i córkę Kirę, skazanego przez okupanta na sześcioletnią<br />

rozłąkę z krajem i najbliższymi. Oportunistę<br />

działającego wyrafinowanie i świadomie na szkodę<br />

okupanta. Z materiałów i obecnej wiedzy jaką<br />

posiadam, jawi się zupełnie inna postać K.I.G, diametralnie<br />

odmienna niż spotykana w publikacjach<br />

zalegających półki bibliotek, księgarni i opracowań<br />

uczelnianych.<br />

W powszechnie dostępnych publikacjach i książkach<br />

o <strong>Gałczyński</strong>m, oraz na oficjalnej stronie internetowej<br />

o K.I.G., istnieje wszędzie ten sam lakonicz-


ny zapis: Jesienią za odmowę podpisania zgody na<br />

przeniesienie w stan cywilny i podburzanie współtowarzyszy<br />

niedoli, aby tego nie robili, zostaje odesłany<br />

do karnej kompanii.<br />

W innych publikacjach o tym samym temacie<br />

można spotkać zapisy stwierdzające, że podburzanie<br />

<strong>Gałczyński</strong>ego przynosiło pozytywny skutek, nie<br />

był pewien swego losu żył w całkowitej niewiedzy<br />

o losie najbliższych w okupowanej Polsce.<br />

Zaskakujące, że na oficjalnej stronie internetowej<br />

pod hasłem Listy całkowicie została pominięta<br />

korespondencja z czasów wojny Jerzego Waldorffa<br />

z poetą i jego żoną Natalią.<br />

W „Notatniku” <strong>Gałczyński</strong>ego z Altengrabow<br />

w dniu 2 X 1941 r. widnieje zapis<br />

Die Jovis<br />

Rano, jak mi się wydaje, zakończyłem batalię na<br />

lucernie. Teraz choruję, mam piekielny ból w karku<br />

(steifes Genick), biorę togal i aspirynę. Ale wszystko<br />

jest dobrze. Przyszedł list od Cesarzowej i kartka od<br />

Walldorfa. A Walldorf znowu, najlepszy Walldorf<br />

pyta, czy nie „potrzebowałbym czego do jedzenia lub<br />

papierosów”. Kochany Jerzy! Boże mój, jak to będzie<br />

cudownie kiedyś odwdzięczyć mu się za jego dobroć”.<br />

W innym zapisie autor oficjalnej strony internetowej<br />

przedstawia poetę jako: człowieka odważnego, pa-


triotę ujmującego się i czującego odpowiedzialność<br />

za innych współtowarzyszy niedoli.<br />

Co do patriotycznych postaw <strong>Gałczyński</strong>ego<br />

w Stalagu XI A opisywanych lakonicznie w dostępnych<br />

oficjalnych materiałach oraz na oficjalnej stronie<br />

internetowej K. I. <strong>Gałczyński</strong>ego, to moim zdaniem<br />

konieczne są dodatkowe wyjaśnienia. Wszyscy<br />

polscy żołnierze „wrześniowcy” przebywający w Stalagu<br />

XI A na dostępnych fotografiach są w polskich<br />

mundurach. K. I. <strong>Gałczyński</strong> w polskim mundurze<br />

fotografowany jest do 1942 r. Po 1942 r. zachowały<br />

się zdjęcia <strong>Gałczyński</strong>ego z obozu w Altengrabow<br />

w mundurze angielskim. Dla pewności wysłałem<br />

te zdjęcia do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie<br />

z prośbą o pomoc w szczegółowym określeniu<br />

munduru w jakim ubrany był <strong>Gałczyński</strong>. Otrzymałem<br />

potwierdzające informacje dotyczące angielskiego<br />

umundurowania poety.<br />

Kaufmann w „Wachmanie” opowiada: Znajomości<br />

te (chodzi o <strong>Gałczyński</strong>ego) zaowocowały częstymi<br />

spotkaniami z Francuzami po ich stronie. Poeta<br />

tam ciągle przesiadywał z artystami, przebrany we<br />

francuską bluzę i furażerkę. To, że był przepuszczany<br />

przez strażników nie miało nic wspólnego<br />

z przebraniem. Trzeba wiedzieć, że polski mundur<br />

a do tego zachowany guzik z orłem w koronie, był<br />

najwyższą świętością polskich jeńców w niemieckiej<br />

niewoli. Nie do pomyślenia było, by którykolwiek<br />

z jeńców dobrowolnie przebierał się w obcy


mundur. W obozowych magazynach były mundury<br />

po polskich żołnierzach odchodzących do cywila.<br />

W tym miejscu trzeba dodać, że jeńcy francuscy<br />

i angielscy byli traktowani przez wachmanów z szacunkiem.<br />

W pamiętniku Romana Kaufmanna Wachman<br />

Stalagu XI A Altengrabow jest następujący zapis:<br />

W niemieckich koszarach mówiło się o intelektualiście<br />

<strong>Gałczyński</strong>m i prawej ręce hauptmana Steinhofa<br />

Leonie Hoffmannie. Nazwisk innych polskich jeńców<br />

nie sposób było zapamiętać. Było to niemożliwe.<br />

Szybka rotacja i ciągłe ubywanie jeńców z powodu<br />

przejścia do cywila powodowały zmiany zakwaterowań.<br />

W okresie czterech lat przez Altengrabow Stalag<br />

XI A przewinęło się prawdopodobnie około 20 tysięcy<br />

polskich żołnierzy. Pod koniec wojny pozostało<br />

zaledwie 150 do 200 jeńców. Natomiast Franciszek<br />

Dończyk, sekretarz męża zaufania polskiego batalionu<br />

w Altengrabow, w swojej książce precyzuje:<br />

Na robotników cywilnych do Rzeszy przeszło kilkadziesiąt<br />

tysięcy polskich jeńców, a do cywila przeszło<br />

do 1940 roku około 5 tysięcy polskich jeńców. Pod<br />

koniec 1944 r. na ogólną liczbę 34 tysiące polskich<br />

jeńców w obozie w Stalagu XI A i dwóch lazaretach<br />

pozostało 144 polskich wrześniowców (w tym <strong>Gałczyński</strong>).<br />

W liczbie tej zdecydowaną większość stanowili<br />

funkcyjni w trzech obozach i obsługa stalagu,<br />

w tym obsługa szpitali. Wśród nich kilkunastu takich<br />

jak K.I. <strong>Gałczyński</strong>, którzy zawarli przyjaźnie,


tworzyli pary, by po wojnie rozpocząć nowe życie.<br />

Potwierdzenie tych faktów można znaleźć we wspomnieniach<br />

powstańców warszawskich dotyczących<br />

ich pobytu w Altengrabow w latach 1944-1946<br />

i publikowanych w Muzeum Powstania Warszawskiego<br />

w Warszawie.<br />

0<br />

Relacje polskich jeńców<br />

z lazaretu Gross Lubras:<br />

Maciej Maria Janosz Dominikowski<br />

Spotkałem tam <strong>Gałczyński</strong>ego. On tam siedział<br />

od 1939 roku. Byłem nawet na jego wieczorku autorskim.<br />

Nikt nie wiedział, kto to jest <strong>Gałczyński</strong>, do<br />

cholery, no nikt tego nie wiedział. Dobrze, że poeta<br />

będzie miał wieczorek autorski. Zrobili mu draperię<br />

z koca, zaimprowizowali stolik. Przychodzi poeta,<br />

zapala papierosa i tak stoi, cholera, z piętnaście<br />

minut. Myśmy byli bardzo grzecznymi chłopcami.<br />

Nikt nie gwizdał, nikt nie tupał, ale zaczęli szemrać.<br />

Pamiętam [jak] wreszcie wygłosił dwa wiersze, „Inge<br />

Barcz”: „A trup pachniał czarną kawą…” i jeszcze<br />

czymś. Pamiętam z tego urywki. I „Skumbrie w tomacie”.<br />

Co to jest do cholery za poeta? Ktoś zaczął<br />

grzecznościowo brawko klepać, ale w rezultacie rozeszliśmy<br />

się i poszedł w cholerę. Potem okazał się<br />

wielką komunistyczną świnią, ze strachu się ześwinił.<br />

Ale to już dalsza historia.


Co dalej ciekawego… Odleżałem [swoje] w tym<br />

lazarecie. Potem stwierdzono, że jestem już zdrów.<br />

Przecież cały czas byłem zdrów, ale dlaczego nie<br />

potrzymać chłopaka w szpitalu. Pisano Tbc pulmonum<br />

(gruźlica płuc) każdemu. Nasi lekarze pisali,<br />

a przychodził tak zwany Stabsarzt (niemiecki lekarz<br />

sztabowy, odpowiednik naszego majora) i oprowadzał<br />

go nasz polski ordynator. Tbc pulmonum, Tbc<br />

pulmonum, Tbc pulmonum, Tbc pulmonum <strong>–</strong> dziwił<br />

się, dlaczego tyle. „No tak, w głodzie żyli” i tak<br />

dalej, ale się nie czepiał. Pojechałem do normalnego<br />

obozu. Tam to już była radocha. Nie było baraków<br />

tylko stajnie, jeszcze wilhelmowskie, przedwilhelmowskie.<br />

Były tam kiedyś wielkie jednostki kawaleryjskie,<br />

niemieckie. Jeszcze w końcu dziewiętnastego<br />

wieku i potem. Nie było co z tym zrobić. Zachowały<br />

się nawet żłoby murowane <strong>–</strong> piękne, luksusowe,<br />

wypolerowane. Postawiono tam trzypiętrowe prycze<br />

i wszystkich tam trzymano. To był wesoły obóz, bardzo<br />

międzynarodowy. Byli tam oczywiście Polacy,<br />

Francuzi <strong>–</strong> którymi bardzo gardziliśmy <strong>–</strong> Anglicy,<br />

Amerykanie, Jugosłowianie („jugosy”, jak ich nazywano),<br />

Widziałem naszych kulturalnych sojuszników<br />

Francuzów [w obrzydliwej sytuacji]. Polacy nie mieli<br />

tak zwanych latryn. Dlaczego? Naród przemyślny,<br />

spaliliśmy wszystko w zimie. Został się tylko murek<br />

i kawałek drutu i kto chciał, wspinał się na ten murek,<br />

trzymał się drutu i robił swoje. A Francuzi mieli


tę swoją klozetkę, szkiełkiem wyszlifowaną, wyheblowaną,<br />

pięćdziesiąt oczek. Rzędem <strong>–</strong> bo im się chciało<br />

przy tym pracować. Nazywano ich pogardliwie<br />

„katanami”, nie wiem dlaczego, skąd te „katany” się<br />

wzięły. Przecież Katania jest we Włoszech, ale tak ich<br />

nazywano. Kiedyś przylatuje któryś z kolegów i mówi:<br />

„Chodźcie zobaczyć, co te »katany« robią”. Jakaś<br />

ciekawostka, polecieliśmy zobaczyć. Siedzi pięćdziesięciu<br />

jeńców francuskich, każdy ma spuszczone gacie,<br />

robi kupę, jednocześnie miskę na kolanach i żre.<br />

Autentyczne! Czegoś podobnego nawet po pijanemu<br />

bym sobie nie wyobraził.<br />

Zygmunt Gebethner<br />

Wyzwolenie to było ósmego maja. Ponieważ nasz<br />

szpital obozowy Altengrabow... Tu ciekawostka jeszcze,<br />

bo kancelarię tego obozu, szpitala prowadził<br />

Ildefons <strong>Gałczyński</strong>, z którym zresztą bardzo blisko<br />

wtedy się kontaktowałem. To tylko taka uwaga na<br />

boku.<br />

Piotr Guirard<br />

Tak, lekarzami byli oficerowie polscy. Pamiętam<br />

nazwisko <strong>–</strong> pan doktor Przybylski. Właściwie<br />

w szpitalu siedziałem do wyzwolenia. Razem ze<br />

mną w tym samym baraku, przez ścianę siedział<br />

Konstanty Ildefons <strong>Gałczyński</strong>. On był dolmeczerem,


czyli tłumaczem, mówił czterema językami; znakomity<br />

facet. Zaprzyjaźniłem się z nim. On stworzył<br />

potem „Piekielnego Piotrusia”, myśląc o mnie.<br />

Znalazł sobie Piotrusia, byłem najmłodszym szczeniakiem,<br />

który pełzał gdzieś po baraku, jeszcze się<br />

kiepsko czułem. Jak po wojnie było jego… spotkanie<br />

autorskie na Marszałkowskiej w Teatrze Malickiej<br />

przy <strong>pl</strong>acu Unii, to poszedłem z kolegą, na końcu<br />

można było kupić książkę, pierwsze wydanie książki.<br />

Poszedłem, nie miałem pieniędzy, więc mój kolega<br />

kupił, ale mówi: „To idź, ty go znasz”. Poszedłem,<br />

on mnie poznał i napisał: „»Piekielnemu Piotrusiowi«,<br />

koledze zza piekielnych drutów”. Piękna dedykacja.<br />

Podpisał się „K. I. <strong>Gałczyński</strong>”, ale musiałem<br />

książkę oddać, bo to [kolega] kupił. Tak że nic z tego.<br />

Myśmy w obozie organizowali życie w jakiś sposób.<br />

Byli chorzy, byli ranni, byli ciężko ranni. Byli tacy,<br />

którzy dekowali się, bo i tacy byli.<br />

Jerzy Kisieliński<br />

On tam był na różnych funkcjach, był tłumaczem,<br />

był tłumaczem u Belgów nawet, bo umarł belgijski<br />

tłumacz, to on był dolmeczerem i dla Belgów<br />

i dla Polaków. Dończyk był tak samo w tym obozie<br />

mężem zaufania, bo <strong>Gałczyński</strong> nie był mężem zaufania,<br />

ale zorganizował zaraz dużą pomoc dla<br />

rannych, jeździł, Niemców przekupywał, bo mieli<br />

magazyny, mieli paczki z 1939 roku, nawet antybio-


tyki sprowadzał z innych obozów, gdzie już dostali<br />

ze Szwajcarii, sprowadzał dla chłopaków. On szukał<br />

żony swojej i Kiry, córki, myślał, że z Warszawy, to<br />

może przywiezione, bo z nami i kobiety przyjechały<br />

tak samo. Zastępca dowódcy kompanii Wirskiego,<br />

Jung jechał razem ze mną w jednym wagonie do Altengrabow,<br />

tylko później ich oddzielili, bo oficerów<br />

do oflagów przesyłali. Wzięli nas i zorganizował<br />

<strong>Gałczyński</strong> i mąż zaufania Hoffmann i Dończyk po<br />

jednej paczce dla sześciu, to musieli ze dwieście paczek<br />

nam dać, bo nas było tysiąc dwustu, obliczyłem,<br />

że chyba dali ze dwieście paczek.<br />

Janusz Wawrykiewicz<br />

<strong>Gałczyński</strong> był w głównym obozie i miał tam<br />

przyjaciela Anglika, a ja byłem w tym odgrodzonym.<br />

Wyznaczyli grupę czterdziestu na tak zwane Arbeitskommando.<br />

Ja z paroma serdecznymi kolegami też<br />

się zgłosiłem, bo tam nie można było wytrzymać. Wszy<br />

nas jadły żywcem! To się nie da opowiedzieć. Głód,<br />

nędza, zimno! Trzęśli się wszyscy pod tym jednym kocykiem!<br />

Nie można było wytrzymać... A tam była jakaś<br />

możliwość ucieczki. Ale trzeba było się stamtąd po<br />

prostu wyrwać. Podjechał samochód. Myśmy już byli<br />

gotowi. Wyszliśmy wszyscy, cała nasza czterdziestka<br />

i [samochód] już miał [jechać], ale jeszcze go zatrzymali<br />

na chwilkę. Przychodzi czterdziesty pierwszy<br />

z głównego obozu. To był jeden jedyny Polak ([bo]


tam byli Amerykanie, Francuzi, Serbowie, wszystkie<br />

nacje, które walczyły w czasie wojny z Niemcami).<br />

To był właśnie <strong>Gałczyński</strong>. Przyjechaliśmy na Arbeitskommando<br />

i tam już byłem razem z nim cały<br />

czas, tylko [mieszkałem] w sąsiednim baraczku. Były<br />

dwa baraczki: w jednym baraczku przygotowali dla<br />

nas miejsce, a w drugim byli żołnierze, tak zwani<br />

wrześniowcy, czyli wzięci do niewoli w 1939 roku.<br />

Na Wielkanoc Niemcy zgodzili się, żeby nas odwiedził<br />

ksiądz, do spowiedzi [mogliśmy iść] ewentualnie<br />

i mszę miał odprawić. Przygotowaliśmy ołtarzyk<br />

i [wszystko co potrzeba]. Ale przyjechał ksiądz Flamand.<br />

Mówił po flamandzku tylko. To przed kim się<br />

spowiadać? Mszę odprawił po łacinie, po swojemu,<br />

ale trzeba było [powiedzieć] kazanie. Porozmawiał<br />

z nim <strong>Gałczyński</strong>, [który] znał chyba z sześć języków.<br />

Dogadał się z nim, że on to powie w jego imieniu.<br />

Powiedział nam wspaniałe kazanie, tak że wszyscy<br />

chłopcy… niby zahartowani, a większość beczała<br />

jak... [Było] o naszym losie, o wszystkim. Zresztą był<br />

bardzo zainteresowany Powstaniem. Wypytywał się<br />

nas wszystkich. Długo, długo [i wielokrotnie] ze mną<br />

rozmawiał, pasowałem mu do rozmowy widocznie.<br />

Rozmawialiśmy o Powstaniu. o wszystkim, co było,<br />

jak to było w czasie okupacji w Warszawie, bo on<br />

siedział od 1939 roku. Był wzięty do niewoli w czasie<br />

wojny. O naszej doli, o doli żołnierza, o niewoli...<br />

Nie potrafię tego powtórzyć, ale to było naprawdę<br />

serdecznie wzruszające. Tak że z pewnością nie


powstało w głowie księdza, tylko <strong>Gałczyński</strong> od siebie<br />

powiedział. I zadeklamował nam wiersz „Pieśń<br />

o fladze”. To było pierwsze publiczne [czytanie]. To<br />

nie były specjalne wieczory artystyczne. Były dwa<br />

baraczki. W [jednym] baraczku mieszkała równo setka<br />

wrześniowców, a w drugim była kuchnia, potem<br />

magazyn kuchenny, a potem świetlica. Wrześniowcy<br />

mieli do nas pretensję, dlatego że jak myśmy przyjechali,<br />

to im zabrali świetlicę. Na świetlicy postawili<br />

dwadzieścia piętrowych łóżek (nas tam czterdziestu<br />

było). Tak że oni stracili świetlicę. <strong>Gałczyński</strong> mieszkał<br />

z tamtymi. Przychodził do nas i normalnie rozmawialiśmy<br />

o różnych rzeczach. Myśmy wiedzieli,<br />

że to jest poeta. [Chcieliśmy], żeby coś powiedział.<br />

Mówi: „To przeczytam wam coś, czego jeszcze nikt<br />

nie słyszał”. On to napisał w Altengrabow, w obozie.<br />

Zatem to było pierwsze czytanie. Potem pomógł nam<br />

jeszcze, jak się wojna [skończyła]... Dla nas skończyła<br />

się 13 kwietnia, bo zagon Pattona, który był daleko,<br />

daleko na wschód, akurat nas ogarnął. Potem<br />

<strong>Gałczyński</strong> przeniósł się, wyjechał gdzieś dalej na<br />

zachód i od tej pory już straciliśmy z nim kontakt.<br />

Doktor Widmański w swoich wspomnieniach pisze:<br />

Pytałem o <strong>Gałczyński</strong>ego. Powiedzieli, że poeta<br />

przyjaźni się z malarzem Macewiczem i najczęściej<br />

przebywa u Francuzów. <strong>Gałczyński</strong> z komenderówki<br />

w pobliżu Birkholz został z powrotem przeniesiony<br />

w dniu 24 X 41r do obozu głównego w Altengrabow<br />

do batalionu jeńców intelektualistów różnej na-


odowości. Potwierdzenie tej informacji znajdujemy<br />

w „Notatniku” poety w zapisie z dnia 23 X 1941 r.<br />

z Die Jovis na Die Veneris<br />

Zostałem wezwany nagle do Altengrabow. Jackowi<br />

zostawiłem krzyż. Przeczytałem u św. Jana ustęp<br />

o świetle i ciemności. Jestem spokojny. A zresztą: Non<br />

premeditari defensionem Crux Vincet. Amen.<br />

Jak dotąd — wszystko dobrze. Niespodzianka za<br />

niespodzianką, ale noc była i ranek ciężkie. Zostaję<br />

w obozie, jak długo — nie wiem, może do końca.<br />

Szkoda, że Janka nie ma ze mną. Nasze ostatnie godziny<br />

razem były piękne.<br />

W notatniku <strong>Gałczyński</strong>ego czytamy:<br />

25 X 1941 r.<br />

Die Sabbati<br />

Virgini Potentissime laus et gloria. To co mnie tu<br />

spotkało jest nieprawdopodobne: kultura, książki,<br />

rozmowy, wspaniały aumôner francuski*, który ma<br />

podobną sprawę do mojej; b. ciekawy młody prawnik<br />

i technolog naftowy z Krakowa, malarz ze Lwowa,<br />

piękny Słoweniec i tysiące rzeczy, których w tej chwili<br />

nie mogę ująć. Dręczy mnie tylko sprawa Janka.<br />

Jak mu dać znać, żeby spróbował dostać się tutaj?<br />

Wiem, że powinienem podawać ludziom rękę nawet


wtedy, gdy ta ręka w podobnym wypadku do mnie<br />

się nie wyciągnie. Amen<br />

26 X 1941 r.<br />

Die Dominica<br />

Z przykrością stwierdzam, że ten przerzut do obozu<br />

wykoleił mnie. Ale wola nie śpi, i zakorzeniam<br />

się i organizuję się w tym dziwnym terenie. W piątek<br />

nie modliłem się, ale w sobotę już modliłem się, przełamując<br />

w sobie sporo oporów zażenowania, bom<br />

uklęknął. Ale jakże pięknie powiedział Danner (capucin):<br />

l’homme n’est pas qu’a genoux. A ta profuzja<br />

narodów, języków, piosenek, przekleństw, a wszystko<br />

w cieniu skrzydeł śmierci, z której się koniec końców<br />

kpi <strong>–</strong> to znowu przypomina mi experiance Małaczewskiego.<br />

Wiadomo z innego źródła, z książki Dończyka,<br />

że gdy Niemcy zlikwidowali artyście malarzowi Macewiczowi<br />

pracownię, przeniósł się on do specjalnego<br />

obozu na terenie Niemiec do Heeresbekleidungsamt<br />

w Hasserode w Górach Hercu. Było to<br />

miejsce nazywane przez Niemców Polnische Intelligenzkomando<br />

nr 1416-2 (tylko dla intelektualistów,<br />

artystów i twórców). Dlaczego nie poszedł do tego<br />

obozu z Macewiczem <strong>Gałczyński</strong>, należy się tylko<br />

domyślać. Prawdopodobnie, jak mówił Kaufmann,<br />

lecz prosił, by tego nie zamieszczać w książce, dlatego,<br />

że w Stalagu XIA był łatwy i nieograniczony<br />

dostęp do papierosów, alkoholu, benzedryny i in-


nych farmakologicznych środków odurzających.<br />

Być może powodem niepójścia z Macewiczem do<br />

obozu dla intelektualistów i twórców była zawarta<br />

w tym czasie bliska przyjaźń z jedną z pielęgniarek<br />

w lazarecie „A”. Niestety nazwiska tej pani nie udało<br />

mi się ustalić. Jak „cierpiał” <strong>Gałczyński</strong> w tym czasie<br />

w Stalagu sam opisuje w „Notatniku”w następujący<br />

sposób „<br />

31 X 1941 r.<br />

Die Veneris<br />

Deszcz, sleet. Chmary ludzi, chmury spraw, tysiące<br />

rozmów; poznaję młodego kompozytora francuskiego,<br />

Gabrielsa, biorę pierwszą lekcję muzykologiczną<br />

z podręcznika Kona. Jestem mocny. Amen.<br />

2 XI 1941 r.<br />

Wczoraj na tle tego wszystkiego (ciemność) przygrywał<br />

francuski jazz, a Gabriels ćwiczył na fortepianie<br />

pod okiem Wachmana. Dziś spowiadałem się<br />

i komunikowałem.<br />

6 XI 1941 r.<br />

Die Jovis<br />

Wieczorem wyniosłem Jankowi kawałek czekolady<br />

i dwa hiszpańskie migdały. Muszę Janka wkręcić<br />

na spanie do Macewicza. A co ze słoniem?


8 XI 1941 r.<br />

Die Sabbati<br />

Wyjdźmy na spotkanie Królowej Soboty! Po południu<br />

i wieczorem byłem w teatrze jednym, który był<br />

przykrym wspomnieniem głupiego music—hallu naszej<br />

cywilizacji, a wieczorem w teatrze improwizowanym,<br />

żołnierskim, na francuskiej piole (z franc.<br />

piaule — wrzask. Przyp. — K.G.). Ten teatr zostawił<br />

mi dużo wspomnień i myśli. Wrócę jeszcze do tego.<br />

00<br />

10 XI 1941 r.<br />

Jutro (to, co teraz zanotuję, stanowi takie maleńkie<br />

egocentrum w wielkim tragicznym i wspaniałym<br />

świecie, który, da Pan Bóg, nie jest tylko egocentrum,<br />

ale i sociocentrum, bo chcę być pożyteczny) idę do<br />

szpitala. Może to jest mały, a może duży fakt, w każdym<br />

razie może mieć duże konsekwencje. Boże, daj<br />

mi to przekonanie, że kierują mną nie tylko pobudki<br />

instynktu samozachowawczego, ale wola dobra, jasna,<br />

Voluntas Ina.<br />

12 XI 1941 r.<br />

Die Mercurii<br />

Wolałbym, żebym nie był wezwany na interrogatoire,<br />

a zresztą wyzywam tę próbę charakteru. Mediante<br />

Virgine. Byłem dziś na koncercie francuskiej


KDF czyli Organisation des Loisirs. (Młody reżyser,<br />

uczeń Sachy Guitry, zaprosił mnie jutro na dyskusję.<br />

Ma przyjść po mnie jutro kompozytor Gabriels). Grali<br />

Mozarta, a na tablicy była lekcja deklinacji „Der<br />

gute Vater”. Na sali mętne żarówki i kupa dymu tytoniowego.<br />

Gabriels nb., jak ćwiczy na fortepianie, też<br />

z Wachmanem. Wyje wiatr wschodni. Czytam „Mein<br />

Kampf”. Z tej książki można się dużo nauczyć!!!<br />

Cierpię na złą przemianę materii wskutek nadmiernego<br />

jedzenia, względnie braku roboty fizycznej, ale<br />

Mediante Virgine, chciałbym tu zostać tak do końca,<br />

wśród ciekawych książek, wśród ciekawych ludzi.<br />

Dziś znów napisałem dwa listy do Cesarzowej.<br />

Czuję, że w moim światopoglądzie następuje jakaś<br />

przebudowa. Chciałbym tę przebudowę skończyć na<br />

wiosnę, a potem ten światopogląd realizować przez<br />

10 lat. Daj Boże. Kira, Cesarzowa, Mama, Waldy,<br />

Zagórscy i wszyscy, i wszystko. Amen.<br />

Bogdan Kruszona w Wachmanie zamieścił następujące<br />

wspomnienie: Pewnego razu Kaufmann<br />

dostał rozkaz, by odprowadzić <strong>Gałczyński</strong>ego z kilkoma<br />

Francuzami, którzy podpadli, do bauera i dopilnować<br />

ich do końca pracy. Na pytanie, dlaczego,<br />

otrzymał odpowiedź, że to dziwna grupka wyjątkowych<br />

leni, obiboków i dodał przymrużając oko, że to<br />

są smakosze cejlońskiej mocnej herbaty (...) Spotykał<br />

się z jeńcami francuskimi na terenie obozu i po ich<br />

stronie. Francuzi częstowali go dziwną herbatą. Po<br />

wygotowaniu cejlonki lub kolubmbijki i po wypiciu<br />

0


gęstego syropu przez dwa dni chodzili przymuleni<br />

i bladzi. Widmański natomiast tak wspomina <strong>Gałczyński</strong>ego:<br />

Gdy poeta czytał swoje wiersze, podchorążowie<br />

wybuchali śmiechem. Na co <strong>Gałczyński</strong>: Kiedy<br />

się śmiejecie, już mówić nie będę. Dajcie jednego<br />

łyka. O ile kieliszek rozcieńczonej salicylówki można<br />

było wypić <strong>bez</strong> większego wstrętu, o tyle spirytusu<br />

kamforowego nikt z nas nawet naparstka wypić nie<br />

mógł <strong>–</strong> z wyjątkiem K. I. <strong>Gałczyński</strong>ego. Poeta potrafił<br />

spokojnie powoli wlać w siebie pięćdziesięciogramową<br />

szklankę spirytusu kamforowego.<br />

Widmański w swojej książce o karnych kompaniach<br />

w Stalagu XI A: Nie zawsze wszystko z naszymi<br />

jeńcami układało się pomyślnie. Zdarzały się<br />

przypadki, że funkcyjni (<strong>Gałczyński</strong> był pisarzem)<br />

bimbali sobie. Hitlerowcy opornych kierowali do tzw.<br />

karnej kompanii. Widmański w innym miejscu: Kiedy<br />

na początku wiosny niemiecki lekarz, zamiast<br />

przy pracy w biurze szpitala, zastał <strong>Gałczyński</strong>ego<br />

spokojnie śpiącego w pokoju podchorążych, rozkazał<br />

w trybie doraźnym przenieść poetę do obozu<br />

głównego. W obozie tym <strong>Gałczyński</strong> znalazł się pod<br />

<strong>bez</strong>pośrednimi rozkazami męża zaufania Hoffmanna,<br />

którego nie interesował poeta, tylko karnie przeniesiony<br />

do Hauptlagu jeniec. Widmański: Wygląd<br />

zewnętrzny również różnił <strong>Gałczyński</strong>ego od otoczenia.<br />

Podchorążowie i sanitariusze przybyli mnie<br />

przywitać w dobrze skrojonych, czystych mundurach,<br />

spodniach w kant starannie zaprasowanych.<br />

0


Inaczej <strong>Gałczyński</strong>. Mundur na nim workowaty, od<br />

góry do dołu rozpięty, wygnieciony i brudny. Pod<br />

szyją czarny fontaż. Spodnie poskręcane jak harmonijka,<br />

a na nogach trepy. Waldorff: <strong>Gałczyński</strong><br />

wtargnął rozchełstany, nieogolony, brudny i blady.<br />

W „Notatniku” <strong>Gałczyński</strong>ego pod datą 27-28-29 X<br />

1941 r. widnieją zapisy:<br />

27 X 1941 r.<br />

Die Lunae<br />

Calaverie z długim nosem, z pod francuskich Pirenejów,<br />

obrońca éducation, rationaliste, tańczył jotę,<br />

Hiszpan z Algieru śpiewał tanga argentyńskie. Jest<br />

ciepło, są piosenki, miód, szynka, czekolada, pstrokacizna<br />

narodów językowych, na przemian mówi<br />

się po polsku, francusku, niemiecku i angielsku, śpiewa<br />

się po hiszpańsku, a grunt wierzyć, gdy nadzieję<br />

się ma. Dangé powiedziałem, że powinien był zrobić<br />

przepis, któryby bił dy<strong>pl</strong>omatów po mordzie.<br />

28 X 1941 r.<br />

Die Martis<br />

Wczoraj Francuzi, metysi (bicot) z Algieru, Polacy<br />

i Hiszpanie śpiewali „Gitarę”, skupieni wokół piosenki,<br />

jak wokół ognia i piosenkę podrzucali jak ogień,<br />

a najpiękniej, gestami nieomal liturgicznymi, robił<br />

0


to Dominique Gueveria, metys, bicot, który zresztą<br />

prowadził piosenkę.<br />

0<br />

29 X 1941 r.<br />

Die Mercurii<br />

Wczoraj zauważyłem i to było objawienie, że muszę<br />

jeszcze przebić i dostać się do obszernego świata<br />

rzeczywistości, pewnego primordialnego (pierwszo<strong>pl</strong>anowego)<br />

typu, którą dotychczas w życiu mijałem.<br />

Już byłem bliski klęski wewnętrznej, ale droga nakazania<br />

sobie paru rzeczy życiowych, jak umycie się,<br />

wypranie paru sztuk bielizny, pomoc koledze cierpiącemu<br />

na zęby, stanąłem znowu na nogi i cafardu<br />

mojego nikt nie zauważy.<br />

Danuta Kołodziejska-Pollard<br />

Myśmy były w Gross-Lübars, Altengrabow, o tym<br />

jest dużo opisane przez innych ludzi. Odseparowali<br />

kobiety od reszty więźniów, bo jak żeśmy przyjechały<br />

do Gross-Lübars, to zaczęły się straszne kochania<br />

i randki przez druciane płoty. Dwa małżeństwa chyba,<br />

albo więcej, <strong>bez</strong> dotyku prawie. Tam było bardzo<br />

przyjemnie, nas świetnie traktowali, tak jak mężczyzn.<br />

Tylko trzeba było gacie nosić i to było niewygodne.<br />

W paczkach były tylko dla mężczyzn ubrania.<br />

Tak skróciłam tę wersje teraz, że trzeba było gacie<br />

nosić. Były ciepłe i wygodne, ale gacie.


Maria Stapf<br />

Obok byli Francuzi. Wszystko, co pamiętam, to<br />

Francuzi w nocy poprzecinali druty i przynosili<br />

nam trochę jedzenia. Ze mną była Ania Sułtan, to<br />

ona nawet zakochała się w jakimś Francuzie i on<br />

bardzo dbał o nią i o nas też. Nawet jakieś rogaliki<br />

piekł. Oni mieli lepsze warunki. Ale później z tego<br />

obozu wywieźli nas do pracy.<br />

Powstaniec warszawski Zbigniew Szydelski,<br />

pseudonim „Kit”, w swoich wspomnieniach z Altengrabow<br />

o <strong>Gałczyński</strong>m pisze tak: Był zdrowy, ale<br />

przebywał w szpitalu. Myślę, że chcieli mu zapewnić<br />

lepsze warunki (...) Ta rozpacz i samotność dręczyły<br />

go również w niewoli i kazały szukać jakiejś bliskiej<br />

duszy. Stała się nią towarzyszka niedoli Lucyna Wolanowska.<br />

Jerzy Michalski<br />

Wszedłem w porozumienie z sanitariuszem <strong>–</strong> tam<br />

był lekarz rosyjski, jeniec, i sanitariusze też rosyjscy.<br />

Za paczkę papierosów można było uzyskać skierowanie<br />

do lazaretów. W ten sposób znalazłem się w szpitalu<br />

polowym obozu w Altengrabow. I kogo tam spotykam?<br />

Spotykam […] poetę, żołnierza z 1939 roku.<br />

On miał leśniczówkę, w której mieszkał, jeszcze jego<br />

córka żyje. <strong>Gałczyński</strong>! On, jak była modlitwa wieczorem<br />

na sali, to wpadał tylko na chwilę <strong>–</strong> był sa-<br />

0


nitariuszem <strong>–</strong> stawał w progu i tak palcami przebierał.<br />

Przed zakończeniem wojny Niemcy wszystkich<br />

stamtąd z powrotem wyrzucają do obozów <strong>–</strong> między<br />

innymi i jego. Likwidują, wszystkich wyrzucają z lazaretu<br />

<strong>–</strong> oczywiście tych, których można wyrzucać.<br />

Ja tam prawie dwa miesiące leżałem.<br />

Doktor Widmański w swoich wspomnieniach pisze:<br />

Pytałem o <strong>Gałczyński</strong>ego. Powiedzieli, że poeta<br />

przyjaźni się z malarzem Macewiczem i najczęściej<br />

przebywa u Francuzów. Wiadomo z innego źródła,<br />

z książki Dończyka, że gdy Niemcy zlikwidowali artyście<br />

malarzowi Macewiczowi pracownię, przeniósł<br />

się on do specjalnego obozu na terenie Niemiec<br />

do Heeresbekleidungsamt w Hasserode w Górach<br />

Hercu. Było to miejsce nazywane przez Niemców<br />

Polnische Intelligenzkomando nr 1416-2 (tylko dla<br />

intelektualistów, artystów i twórców). Dlaczego nie<br />

poszedł do tego obozu z Macewiczem <strong>Gałczyński</strong>,<br />

należy się tylko domyślać. Prawdopodobnie, jak<br />

mówił Kaufmann, lecz prosił, by tego nie zamieszczać<br />

w książce, dlatego, że w Stalagu XIA był łatwy<br />

i nieograniczony dostęp do papierosów, alkoholu,<br />

benzedryny, leku który był powszechnie stosowany<br />

w obozie jako lek antydepresyjny (obecnie występuje<br />

pod nazwą amfetamina) i innych farmakologicznych<br />

środków odurzających. Być może powodem<br />

niepójścia z Macewiczem do obozu dla intelektualistów<br />

i twórców, była zawarta w tym czasie bliska<br />

0


przyjaźń z jedną z pielęgniarek w lazarecie „A”. Niestety<br />

nazwiska tej pani nie udało mi się ustalić.<br />

W Wachmanie zamieściłem następujące wspomnienie:<br />

Pewnego razu Kaufmann dostał rozkaz,<br />

by odprowadzić <strong>Gałczyński</strong>ego z kilkoma Francuzami,<br />

którzy podpadli, do bauera i dopilnować ich do<br />

końca pracy. Na pytanie, dlaczego, otrzymał odpowiedź,<br />

że to dziwna grupka wyjątkowych leni, obiboków<br />

i dodał przymrużając oko, że to są smakosze<br />

cejlońskiej mocnej herbaty (...) Spotykał się z jeńcami<br />

francuskimi na terenie obozu i po ich stronie. Francuzi<br />

częstowali go dziwną herbatą. Po wygotowaniu<br />

cejlonki lub kolubmbijki i po wypiciu gęstego syropu<br />

przez dwa dni chodzili przymuleni i bladzi. <strong>Gałczyński</strong><br />

w swoim „Notatniku „ w dniu 20 IX 1941 r.<br />

pisze :<br />

Die Sabbati<br />

A po południu awantura: Du hast im Holz gestanden!<br />

Du warst beobachtet! Du bist faul itd. Specjalny<br />

rozkaz, żeby karbowy obserwował mnie przy robocie,<br />

specjalnie przysłany na pole do mnie Wachman<br />

z karabinem. Chmury, pchane w moją stronę przez<br />

dwóch komicznych łajdaków <strong>–</strong> owczarza i lokaja <strong>–</strong><br />

zbierają się nad moją czarującą głową. Rozproszyłem<br />

nieco te chmury śmiechem i śpiewem. (It`s the<br />

long way to Tiperarry). Ale co będzie jutro? Pojutrze?<br />

Burza przejdzie, a może Straffkompanie? Zobaczymy.<br />

Nie boję się<br />

0


Widmański natomiast tak wspomina <strong>Gałczyński</strong>ego:<br />

Gdy poeta czytał swoje wiersze, podchorążowie<br />

wybuchali śmiechem. Na co <strong>Gałczyński</strong>: Kiedy<br />

się śmiejecie, już mówić nie będę. Dajcie jednego<br />

łyka. O ile kieliszek rozcieńczonej salicylówki można<br />

było wypić <strong>bez</strong> większego wstrętu, o tyle spirytusu<br />

kamforowego nikt z nas nawet naparstka wypić<br />

nie mógł <strong>–</strong> z wyjątkiem K.I.<strong>Gałczyński</strong>ego. Poeta<br />

potrafił spokojnie powoli wlać w siebie pięćdziesięciogramową<br />

szklankę spirytusu kamforowego.<br />

Widmański w swojej książce o karnych kompaniach<br />

w Stalagu XIA: Nie zawsze wszystko z naszymi jeńcami<br />

układało się pomyślnie. Zdarzały się przypadki, że<br />

funkcyjni (<strong>Gałczyński</strong> był pisarzem) bimbali sobie. Hitlerowcy<br />

opornych kierowali do tzw. karnej kompanii.<br />

Widmański w innym miejscu: Kiedy na początku<br />

wiosny niemiecki lekarz, zamiast przy pracy w biurze<br />

szpitala, zastał <strong>Gałczyński</strong>ego spokojnie śpiącego<br />

w pokoju podchorążych, rozkazał w trybie doraźnym<br />

przenieść poetę do obozu głównego. W obozie<br />

tym <strong>Gałczyński</strong> znalazł się pod <strong>bez</strong>pośrednimi rozkazami<br />

męża zaufania Hoffmanna, którego nie interesował<br />

poeta, tylko karnie przeniesiony do Hauptlagu<br />

jeniec.<br />

Relacje między mężem zaufania Leonem Hoffmannem<br />

a <strong>Gałczyński</strong>m częściowo wyjaśniające przyczyny<br />

wzajemnej niechęci zawarte są w „Notatniku”<br />

<strong>Gałczyński</strong>ego z dnia 22-24-26-29 IX 1941 r.<br />

0


22 IX 1941 r.<br />

Odpowiedziałem wymijająco, bo musiałem powiedzieć<br />

najważniejsze, tj., że H. (chodzi o Leona<br />

Hoffmanna) prześladuje mnie za to, że reklamowałem<br />

w sprawie jedzenia. Mam przynajmniej<br />

za<strong>bez</strong>pieczone tyły. Prosiłem o Kanta i Leibnitza.<br />

B. Sama przyniosła mi czysty ręcznik, a w ręczniku<br />

był kawałek chleba z serem. Dobroć. Cudowna niespodzianka<br />

dobroci, nagle zapalającej się jak gwiazda<br />

na ciemnym niebie Tacyta.<br />

24 IX 1941 r.<br />

(Dziś przed południem ładowanie kartofli w tempie<br />

tak wściekłym, że się porządnie zalewałem potem.<br />

Bałwanieje się od takiej roboty. We trzech 300<br />

cetnarów. Złośliwy H., (Hoffmann) który mnie wsadził<br />

między dwóch akordników. Jeśli H. (Hoffmann)<br />

myśli, że mnie w ten sposób zegnie, to się myli. Io<br />

sono cum poeta.<br />

26 IX 1941 r.<br />

Die Veneris<br />

Dziś był dzień próby nerwów i hartu. Ciężka<br />

utarczka we mgle przy lucernie z lokajem i owczarzem.<br />

Pogróżki i zniewagi. Ale trzymałem się.<br />

0


29 IX 1941 r.<br />

Dzień ciężki, dzień niewesoły, pełen zdenerwowania<br />

w związku ze skutkami skargi na jedzenie.<br />

Owczarz. Lokaj. O jakże ciężko jest być nienawidzonym!<br />

Rano grabiłem, <strong>bez</strong> zegarka, nie wiedziałem kiedy<br />

ruszyć na obiad, podczas obiadu ciężkie, przykre<br />

<strong>pl</strong>otki o intrygach i parę momentów naprawdę złego<br />

samopoczucia. Ale opanowuję się. Jestem zahartowany.<br />

Widmański: Wygląd zewnętrzny również różnił<br />

<strong>Gałczyński</strong>ego od otoczenia. Podchorążowie i sanitariusze<br />

przybyli mnie przywitać w dobrze skrojonych,<br />

czystych mundurach, spodniach w kant starannie<br />

zaprasowanych. Inaczej <strong>Gałczyński</strong>. Mundur na<br />

nim workowaty, od góry do dołu rozpięty, wygnieciony<br />

i brudny. Pod szyją czarny fontaż. Spodnie<br />

poskręcane jak harmonijka, a na nogach trepy.<br />

Waldorff: <strong>Gałczyński</strong> wtargnął rozchełstany,<br />

nieogolony brudny i blady. Powstaniec warszawski<br />

Zbigniew Szydelski pseudonim „Kit” w swoich<br />

wspomnieniach z Altengrabow o <strong>Gałczyński</strong>m pisze<br />

tak: Był zdrowy, ale przebywał w szpitalu. Myślę, że<br />

chcieli mu zapewnić lepsze warunki (...) Ta rozpacz<br />

i samotność dręczyły go również w niewoli i kazały<br />

szukać jakiejś bliskiej duszy. Stała się nią towarzyszka<br />

niedoli Lucyna Wilamowska. Trzeba dodać, że<br />

0


w 1946 roku Lucyna Wilamowska stała się oficjalnie<br />

drugą żoną poety. Waldorff obecny przy spotkaniu<br />

w Krakowie w 1946 roku z Natalią, ośmioletnią<br />

Kirą na kolanach u babci z Konstantym i Lucyną<br />

Wilamowską w swoich wspomnieniach stwierdził,<br />

że poeta popełnił bigamię. Dończyk: (...) nie można<br />

więc powiedzieć, że polscy jeńcy czuli się w Altengrabowie<br />

zbytnio osamotnieni. Zawsze potrafili<br />

znaleźć drogę na urządzane imprezy. Widmański<br />

o funkcyjnych: Wieczne spory i kłótnie o stosunek<br />

do Niemców, o przyjaciółki, robotnice z sąsiadującej<br />

ze Stalagiem fabryki <strong>–</strong> są codziennym zjawiskiem.<br />

W innym miejscu Widmański opisuje o korzystaniu<br />

jeńców z usług przedsiębiorczej Niemki, która<br />

w swym mieszkaniu za płotem obozu za pieniądze,<br />

kojarzyła jeńców z niemieckimi prostytutkami.<br />

W tym miejscu muszę dodać stwierdzenia Kaufmanna,<br />

których w książce nie ma ze względów<br />

etycznych. Otóż Niemcy wszystkich chorych polskich<br />

jeńców na gruźlicę oraz choroby obyczajowe<br />

(weneryczne: rzeżączkę i kiłę) kierowali do lazaretu<br />

„T”. Choroby obyczajowe były leczone wówczas<br />

sulfonamidami ponieważ penicylina była dopiero<br />

dostępna w lazarecie (którą otrzymywano z Anglii)<br />

na przełomie 1944/45 r. Salicylany w zderzeniu z alkoholem<br />

nie powodowały całkowitego wyleczenia<br />

z „francy”. Tak tą powszechną chorobę nazywali<br />

polscy jeńcy. Nawroty choroby następowały w przypadku<br />

pacjentów nadużywających alkoholu.


Ta informacja zdaje się być logicznym uzupełnieniem<br />

relacji zamieszczonej wyżej powstańca warszawskiego<br />

Zbigniewa Szydelskiego pseudonim<br />

„Kit”dotycząca pobytu „zdrowego” <strong>Gałczyński</strong>ego<br />

w lazarecie.<br />

Dończyk: Przymusowemu przejściu na robotników<br />

cywilnych nie podlegał element niepewny,<br />

a więc inteligencja, politycznie podejrzani, „podżegacze”,<br />

podoficerowie zawodowi, Żydzi oraz pochodzący<br />

ze wschodniej Polski. Dla tych ostatnich czyniono<br />

liczne ustępstwa.<br />

Można się domyślać, że wiele szczegółów dotyczących<br />

poety Dończyk pominął w swojej książce<br />

po uzgodnieniu i dwukrotnym spotkaniu z poetą<br />

w Gdańsku i Stargardzie Gdańskim, na którym<br />

miał również być Roman Kaufmann. Na propozycję<br />

spotkania w Stargardzie Gdańskim <strong>Gałczyński</strong>ego,<br />

Dończyka i Kaufmanna w celu uzgodnień,<br />

co do treści pisanej przez Dończyka książki Kaufmann<br />

odpowiedział: Spotykajcie się i piszcie co<br />

chcecie, ja nie mam nic do ukrycia. Ustalajcie między<br />

sobą. Mnie to nie interesuje. Ja się tych czasów<br />

nie boję. Dzięki przekazanym mi wspomnieniom<br />

Romana Kaufmanna z łatwością mógłbym bardzo<br />

szczegółowo umieścić <strong>Gałczyński</strong>ego w faktach podanych<br />

przez czterech autorów wyżej wspomnianych<br />

książek. Kaufmann prosił mnie, bym nie opisywał<br />

szczegółowo czasów upodlenia, poniewierki,<br />

gdy załamywali się i popadali w depresję nawet


najtwardsi. Tak się działo. To wiele tłumaczy, lecz<br />

to nie znaczy, że w książkach, podręcznikach, poważnych<br />

pracach magisterskich i dostępnych powszechnie<br />

opracowaniach można zakłamywać wizerunek<br />

poety, przekazywać do publicznej wiadomości<br />

kłamstwa, nieprawdy i półprawdy o życiu poety<br />

w latach niewoli. Jest niestosowne, by szukać głębi,<br />

heroizmu i drugiego dna w Notatniku ujawniając go<br />

50 lat po śmierci poety, uzasadniać przyczyny nikłej<br />

twórczości z pobytu w Stalagu XI A oportunizmem,<br />

doszukiwać się w jego działaniach patriotyzmu, czy<br />

tłumaczyć obozową cenzurą rzadkie i banalne treści<br />

obozowej korespondencji do przyjaciół i rodziny.<br />

Prawda wyłania się taka, że <strong>Gałczyński</strong>, chory na<br />

chorobę alkoholową i dyspomanię (jak pisze Waldorff),<br />

całą energie podczas pobytu w Stalagu podporządkował<br />

i skierował na zdobywaniu używek<br />

i alkoholu. Następstwem nałogu była intelektualna<br />

niemoc, depresja, obojętność na szyderstwa i brak<br />

poważania kolegów. Dlatego, ze względu na łatwość<br />

zdobycia alkoholu, pojawiają się w dostępnych<br />

przekazach niby przyjaźnie i kum<strong>pl</strong>e w batalionie<br />

francuskim, co potwierdza Kaufmann we Wspomnieniach<br />

Wachmana.<br />

W pamiętniku wachmana Romana Kaufmanna<br />

na stronie 22 i 23 czytamy; Po baraku rozeszła się<br />

informacja, że poeta <strong>Gałczyński</strong> pisze „codzienną<br />

obozową kronikę”.<strong>Gałczyński</strong> dokumentował swój<br />

pobyt w stalagu...Natychmiast podczas nieobecno-


ści <strong>Gałczyński</strong>ego w baraku, hauptmann zawołał<br />

wachmana ze Śląska, który mieszkał w pokoju obok<br />

Kaufmanna i kazał mu przynieść i czytać zabazgrane<br />

kartki. W trudnych do odczytania notatkach<br />

był jakiś nic nie znaczący bełkot. Nikt tego nie rozumiał.<br />

W celu orzeczenia stanu emocjonalnego<br />

i psychofizycznego poety, gdy pisał „Notatnik” zamierzam<br />

wysłać kopię pisma <strong>Gałczyński</strong>ego z publikowanych<br />

fragmentów „Notatnika” do biegłego<br />

sądowego grafologa. Jako materiał porównawczy<br />

będą służyły publikowane kopie rękopisów wierszy<br />

poety. Wiadomo,że <strong>Gałczyński</strong> miał wyrobiony,<br />

czytelny i staranny charakter pisma.<br />

Jerzy Waldorff, przyjaciel <strong>Gałczyński</strong>ego i Natalii<br />

do czasu wydania książki Czarne owce Apollina”<br />

napisał: Niech Pan Bóg przebaczy tym wszystkim<br />

przyjaciołom <strong>Gałczyński</strong>ego, co pijali z nim wódkę<br />

lub też bawili się widokiem pijanego i potem w wielu<br />

opisach miał kopy! Zostawiali go jak schlanego błazna,<br />

który wyczyniał brewerie.


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


0<br />

Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A


Dokument podpisany przez mê¿a zaufana Hoffmanna<br />

0


Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>


Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>


Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>


Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>


Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>


Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>


Spis treści<br />

Od autora ..................................................................................... 5<br />

Niemiecki Wehrpass ...................................................................... 8<br />

Powitanie w Altengrabow ........................................................... 13<br />

Polscy jeñcy w Stalagu XI A ........................................................ 18<br />

Prowokacja w polskim II batalionie ........................................... 55<br />

Morderstwo przy ogrodzeniu ...................................................... 57<br />

Kara śmierci za chrust ................................................................ 61<br />

Urlop ........................................................................................... 64<br />

Powrót z urlopu .......................................................................... 66<br />

Spotkanie w 1946 roku ............................................................... 76<br />

Epilog .......................................................................................... 78<br />

K. I. <strong>Gałczyński</strong> <strong>–</strong> <strong>bez</strong> <strong>cenzury</strong> ................................................... 83<br />

Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A .......................................115


Notatki


Notatki

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!