KI Gałczyński – bez cenzury - Interia.pl
KI Gałczyński – bez cenzury - Interia.pl
KI Gałczyński – bez cenzury - Interia.pl
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Wachman<br />
Stalagu XI A<br />
Altengrabow
Wachman<br />
Stalagu XI A<br />
Altengrabow<br />
Wspomnienia opracował<br />
Bogdan Kruszona
Opracowanie graficzne, skład i łamanie<br />
Bogdan Kruszona<br />
Projekt okładki<br />
Bogdan Kruszona<br />
© Copyright by Bogdan Kruszona, 2008<br />
Druk i oprawa<br />
Drukarnia Wydawnictwa Bernardinum Sp. z o.o., Pel<strong>pl</strong>in<br />
ISBN 978-83-7380-575-0
Od autora<br />
Ojciec Romana Kaufmanna przed pierwszą wojną<br />
œwiatow¹ emigrowa³ za prac¹ do Niemiec. Tam pracowa³<br />
trzy lata w kopalni wêgla kamiennego. Gdy<br />
wybuch³a wojna, wcielono go do armii pruskiej. Po<br />
wojnie wróci³ do rodziny, do wsi Czerlejnko powiat<br />
Œroda, województwo poznañskie. W czasie drugiej<br />
wojny œwiatowej Niemcy wszystkim Polakom<br />
maj¹cym przodków w armii pruskiej przyznawali<br />
obywatelstwo niemieckie III grupy, by móc wcieliæ<br />
mê¿czyzn do swojej armii. Ze Starogardu Gdañskiego<br />
tylko z jednego podwórka ul. Gdañskiej w ten sposób<br />
przymusowo do Wehrmachtu wcielono oprócz<br />
Kaufmanna kilkunastu szlachetnych Polaków, w tym<br />
ojca ksiêdza Henryka Jankowskiego, który zgin¹³<br />
na froncie wschodnim. Oprócz Jankowskiego tylko<br />
z jednego podwórka zginêli: Albrecht, Benke, Lerwitz,<br />
Puchalski i jeszcze kilku innych kolegów i znajomych<br />
Kaufmanna. Tym nielicznym, którzy prze¿yli,<br />
nie przypinano medali. ¯adne w³adze <strong>–</strong> ani polskie,<br />
ani niemieckie <strong>–</strong> nie uzna³y i do dziœ nie upomnia³y<br />
siê o Polaków ze Œl¹ska i Pomorza. Polscy ¿o³nierze<br />
Wehrmachtu po wojnie nie mieli swojego zwi¹zku<br />
czy swojej reprezentacji pozarz¹dowej, wrêcz przeciwnie,<br />
byli przeœladowani i szykanowani. Ka¿dy<br />
¿o³nierz Wehrmachtu <strong>–</strong> z tych setek tysiêcy przymusowo<br />
wcielonych do wojska, a nielicznych, którzy
Roman Kaufmann urodzony 11.04.1915 r. w Klei <strong>–</strong> Scheringen,<br />
powiat Kostschin, syn Lorenza i Marianny z domu Juskowiak
prze¿yli <strong>–</strong> móg³by napisaæ swoj¹ w³asn¹ historiê.<br />
Czytelnik tego pamiêtnika mo¿e zadaæ pytanie: Po<br />
co i dla kogo? OdpowiedŸ jest tylko jedna. Dla historycznej<br />
prawdy i potwierdzenia, ¿e pod³oœci<br />
i małostkowości cz³owieka nie wyznacza krój, kolor,<br />
naszywki czy dystynkcje na mundurze, który<br />
nosi³. Cz³owiek uczciwy zawsze nim pozostanie,<br />
<strong>bez</strong> wzglêdu na uniform, który nosi³ w przesz³oœci,<br />
mimo ¿e nie by³ to jego mundur i jego Ojczyzna.
Niemiecki Wehrpass<br />
Roman Kaufmann do Wehrmachtu wcielony zosta³<br />
tak jak dziesi¹tki mieszkañców Pel<strong>pl</strong>ina. Mia³ do<br />
wyboru, albo byæ Polakiem z biletem do Stuthoffu<br />
w jedn¹ stronê, albo, podpisuj¹c Volkslistê III grupy,<br />
staæ siê obywatelem niemieckim a¿ do odwo³ania.<br />
Chcia³ ¿yæ! Wybra³ mniejsze z³o. Narzeczona Kaufmanna,<br />
Janina Nawatzka, po ukoñczeniu niemieckiej<br />
Berufschule w Tczewie pracowa³a w Pel<strong>pl</strong>inie<br />
w sklepie kawy, win i s³odyczy u G³owackich,<br />
póŸniej Kaiser-Kaffe-Gescheft. Nastêpnie ju¿ do<br />
koñca wojny w Urzêdzie Gminy w Pel<strong>pl</strong>inie. Mieli<br />
siê pobraæ. W niemieckiej komendzie uzupe³nieñ<br />
w Starogardzie poborowy Kaufmann otrzyma³ Wehrpass,<br />
a w nim Wehrnummer Preussisch Stargard<br />
16/62/5/9 ze skierowaniem w g³¹b niemieckiej Rzeszy<br />
do Bückeburga. Z du¿¹ tekturow¹ kartk¹ zawieszon¹<br />
na sznurku u szyi i ma³¹ walizeczk¹ stawi³<br />
siê na dworcu w Tczewie (Dirschau). Na kartce<br />
wyraŸnie by³ zapisany adres miejsca docelowego.<br />
Przy wtórze krzyków i wrzasków stoj¹cych w kolumnach<br />
gestapowców, wepchniêty zosta³ do poci¹gu<br />
z napisem Berlin. Gdy ich rozdzielano, Janka ze<br />
³zami w oczach zd¹¿y³a jeszcze kilka razy krzykn¹æ:<br />
„Pisz, bêdê czeka³a”. W czasie kolejnych przesiadek<br />
na kolejowych dworcach gestapowcy z wrzaskiem<br />
odczytywali zawieszone na piersiach poborowych<br />
adresy z zapisanym miejscem docelowym.
Sklep G³owackich. Pel<strong>pl</strong>in 22.07.1938 r.<br />
Przy ci¹g³ych wrzaskach: ab, ab, ab, schnel, links,<br />
byli przepêdzani z peronu na peron i przerzucani do<br />
wagonów jak worki ziemniaków. Szeregowy Kaufmann,<br />
ju¿ jako ¿o³nierz Wehrmachtu, po przeszkoleniu<br />
w Bückeburgu zosta³ skierowany do Stalagu<br />
XI A w Altengrabow ko³o Magdeburga. Podstawową<br />
grupę w hitlerowskim systemie obozów jenieckich<br />
stanowiły obozy stałe. Grupa ta obejmowała trzy zasadnicze<br />
rodzaje obozów jenieckich. Były to obozy<br />
żołnierskie (Manschafts-Stammlager- Stalag), obozy<br />
oficerskie (Offizierslager-Oflag) i obozy internowanych<br />
(Interniertenlager-Ilag). Ponadto w ramach<br />
stalagów i oflagów istniały obozy o obostrzonym<br />
rezimie traktowania jeńców i obozy karne (Straflager-Stralag).<br />
By³ koniec listopada, pocz¹tek d³ugiej<br />
i mroŸnej zimy. Do Altengrabow wraz z innymi<br />
¿o³nierzami przywieziono ich ciê¿arówk¹. By³a to
0<br />
Wpis z drug¹ kategori¹ wojskow¹<br />
zbieranina ¿o³nierzy w wiêkszoœci z drug¹ kategori¹<br />
zdolnoœci do s³u¿by w wojsku. Pochodzili z ró¿nych<br />
stron Europy. Wœród nich byli Œl¹zacy, ale najwiêcej<br />
by³o „Niemców” z dawnych ziem pruskich. ¯o³nierze<br />
drugiej kategorii otrzymali w Bückeburgu umundurowanie,<br />
czêsto niedopasowane i w licznych przypadkach<br />
po ¿o³nierzach rannych lub zabitych na<br />
froncie. Kaufmann by³ niskiego wzrostu.<br />
D³ugo przebiera³ w magazynie, by wybraæ mundur<br />
w miarê dopasowany i nie zniszczony. W koñcu<br />
trafi³ i wybra³ mundur prawie jak nowy. Pokwitowa³<br />
odbiór i poszed³ do koszar siê przebraæ. Gdy spojrza³<br />
w lustro, zauwa¿y³ na swoim mundurze dwie<br />
ma³e ³aty <strong>–</strong> jedn¹ z przodu i drug¹ z ty³u na <strong>pl</strong>ecach.<br />
Domyœli³ siê, ¿e nieszczêœnik, który nosi³ ten<br />
mundur przed nim, dosta³ prawdopodobnie strza³<br />
prosto w serce. Kula przebi³a go na wylot. Inni mieli<br />
mundury zszywane i flekowane w ró¿nych miejscach,<br />
lecz nic nie wskazywa³o na to, by ktoœ oprócz
niego mia³ mundur zdjêty z nieboszczyka. Wpad³<br />
w przygnêbienie, ba³ siê, ¿e to z³y znak. Gdy codziennie<br />
rano ubiera³ mundur, czu³ siê fatalnie. Na<br />
dodatek paskudnie coœ uwiera³o go w szyjê. Gdy<br />
przejrza³ dok³adnie mundur, zauwa¿y³ od wewn¹trz<br />
na ko³nierzu rêcznie przyszyt¹ jasn¹ szmatkê.<br />
W koñcu j¹ odpru³. Na szmatce po drugiej stronie<br />
ktoœ kopiowym o³ów-kiem napisa³ adres w³aœciciela<br />
munduru. Z zamazanych i rozlanych liter mo¿na<br />
by³o wyraŸnie odczytaæ adres Hugon Peters Hanno-<br />
R. Kaufmann<br />
Przegl¹d Batalionu Kaufmanna nr 405. Rok 1944<br />
Skierowanie do s³u¿by w Altengrabow
wer Hitlerstr. 19. Na ten adres Kaufman wys³a³ krótki<br />
list z informacj¹, ¿e jest niemieckim ¿o³nierzem,<br />
który po kimœ otrzyma³ mundur, a naszywkê odsy³a<br />
na pami¹tkê. Po miesi¹cu otrzyma³ list od matki, która<br />
w³asnorêcznie przyszy³a naszywkê synowi, który<br />
przed wyjazdem na front wschodni by³ w domu<br />
na krótkim urlopie. W kilku zdaniach opisa³a okolicznoœci<br />
œmierci syna. Hugon Peters zosta³ zabity po<br />
kapitulacji Warszawy. „Zgin¹³ w podwarszawskich<br />
lasach od strza³u polskiego bandyty, który wraz innymi<br />
bandytami <strong>pl</strong>¹drowa³ okoliczne gospodarstwa”.<br />
W liœcie nieszczêsna matka prosi³a, by po wojnie,<br />
gdy uda mu siê prze¿yæ, czego mu serdecznie ¿yczy,<br />
odwiedzi³ j¹ i podarowa³ jej mundur zabitego syna.
Powitanie w Altengrabow<br />
W Altengrabow, gdy wysiadali z samochodu,<br />
wia³ przenikliwy wiatr i pada³ deszcz ze œniegiem.<br />
Wje¿d¿aj¹c do obozu, ¿o³nierze ujrzeli potworny<br />
i przygnêbiaj¹cy widok. Na ogrodzonym kolczastym<br />
drutem polu, na otwartej przestrzeni, le¿eli ludzie<br />
zjawy, ludzie cienie, otuleni strzêpami wojskowych<br />
p³aszczy. Byli to radzieccy jeñcy. Niektórzy z nich,<br />
wycieñczeni, na le¿¹co wygrzebywali sobie mena¿kami<br />
do³y w zamarzniêtej ziemi. Za wszelk¹ cenê<br />
chcieli choæ trochê uchroniæ siê przed zimnym wiatrem<br />
i œniegiem. W rowie, tu¿ przy p³ocie, na œniegu<br />
le¿a³o kilka do siebie przytulonych cia³. Kaufmann<br />
podszed³ bli¿ej .<br />
Nogi mu siê ugiê³y i dziwny dreszcz przeszy³ jego<br />
cia³o. Sta³ jak wryty. Nie móg³ oderwaæ wzroku od<br />
nieszczêœników. Patrzyli sobie w oczy. Nowy niemiecki<br />
¿o³nierz nie wiedzia³, czy z zimna, czy z ¿alu<br />
Według opinii zawartej w raporcie MCK na temat działalności<br />
obozów jenieckich, jeńcy byli podzieleni na grupy i traktowani<br />
nierówno. Jeńcami uprzywilejowanymi byli Anglicy, i Amerykanie.<br />
Z pewnymi względami traktowano jeńców francuskich,<br />
norweskich, belgijskich i holenderskich. Jeńcy polscy oraz Grecy<br />
i Jugosłowianie byli narażeni na szykany z uwagi na politykę rasową<br />
okupanta. Los jeńców radzieckich był tragiczny ponieważ<br />
Wehrmacht całkowicie nie respektował wobec nich konwencji haskiej<br />
i konwencji genewskiej. Ogółem w hitlerowskich obozach jenieckich<br />
wymordowano około 3 400 000 jeńców radzieckich.
Schemat organizacyjny zarz¹dzania obozami jenieckimi<br />
w hitlerowskiej Rzeszy w latach 1939-1945
Schemat organizacji wewnêtrznej zarz¹dzania<br />
obozem jenieckim i obs³ugi pocztowej.<br />
z oczu pop³ynê³y mu ³zy. Rosjanie patrzyli na niego<br />
szklanymi oczyma. Jeden z nich cicho powiedzia³:<br />
„Nie nada, niczto, niczto, nielzja”, przymkn¹³ oczy<br />
i odwróci³ g³owê.<br />
Od strony le¿¹cych nieszczêœników zawia³ zimny<br />
wiatr, jak gdyby to by³ powiew œmierci. Porucznik,<br />
dowódca grupy, rykn¹³ na ca³e gard³o: „Kaufmann<br />
do szeregu! Pluton do koszar biegiem marsz!” Szeregowy<br />
Kaufmann, biegn¹c, dyskretnie ociera³ ³zy<br />
rêkawem mokrego szorstkiego wojskowego p³aszcza.<br />
Co jakiœ czas patrzy³ w lewo na kilkaset przeraŸliwie<br />
chudych, obdartych, czêsto <strong>bez</strong> obuwia postaci<br />
przypominaj¹cych sylwetkami ludzi. W obozie feld-
febel Kaufmann zosta³ przydzielony wraz z koleg¹<br />
Johanem Brockim z Tczewa do s³u¿by wartowniczej.<br />
Brodzki z powodu nadczynności tarczycy miał<br />
widoczny wytrzeszcz gałek ocznych, co było przedmiotem<br />
częstych żartów ze strony niemieckich kolegów.<br />
Dolegliwość ta była przyczyną skierowania<br />
Brockiego do Bataillonu-Strzelców Krajowych (LSB)<br />
czyli pomocniczej formacji Wehrmachtu. Uchroniło<br />
go to przed wysłaniem na front wschodni. W Stalagu<br />
341 przez ca³y okres s³u¿by by³ wartownikiem<br />
ró¿nych jenieckich baraków, obiektów i magazynów<br />
wojskowych. Pod koniec służby przeniesiono go do<br />
służby wartowniczej Lazaretu w Gross-Lubras .<br />
Niemieckie obozy żołnierskie stalagi stanowiły<br />
najliczniejszy i najbardziej rozbudowany rodzaj<br />
obozów stałych. Były to obozy dla żołnierzy szeregowych<br />
i podoficerów. Generalnym zadaniem stalagów<br />
była praktyczna realizacja celów hitlerowskiej<br />
polityki jenieckiej czyli eks<strong>pl</strong>oatacja jeńców jako siły<br />
roboczej Stosownie do wyznaczonych celów stalagi<br />
2 Jan Władysław Maciejewski powstaniec warszawski w swoich<br />
wspomnieniach prawdopodobnie opisuje Brockiego:<br />
Dwukrotnie byłem chory na awitaminozę. Nawet jeden szkop,<br />
wachman <strong>–</strong> daliśmy mu pseudonim „Sowa”, bo miał duże oczy,<br />
a był to życzliwy człowiek, nie wrzeszczał, nie bił nas (inni<br />
wrzeszczeli) <strong>–</strong> mnie zawiózł do lekarza. Lekarz zobaczył, bo mi<br />
się rany pootwierały, awitaminoza, to wszystko zaczęło ropieć. Dał<br />
mi, żebym sobie przemywał to octem, łobuz cholerny. W lazarecie<br />
wówczas była pierwsza dostawa z Czerwonego Krzyża, pierwsze…<br />
Proszek, który się sypało… Jakiś lek obozowi lekarze polscy dostali<br />
i mnie wyleczyli
można podzielić na <strong>–</strong> stalagi będące obozami pracystalagi<br />
robocze, <strong>–</strong> stalagi karne o zaostrzonym reżimie<br />
traktowania jeńców i stalagi specjalne „wychowawczo-szkoleniowe”<br />
(dla kolaborantów), jeńców<br />
ubiegających się o wpisanie na tzw. niemiecką listę<br />
narodowościową.<br />
Karta pocztowa jeñca jugos³owiañskiego<br />
Jeñcy belgijscy przed swoim barakiem
Polscy jeńcy<br />
w Stalagu XI A<br />
W wiêkszoœci jednak w parze z Brockim, Kaufmann<br />
by³ wachmanem kilku baraków, w których<br />
przebywali internowani ¿o³nierze belgijscy. Baraki<br />
belgijskie by³y oddzielone drutem kolczastym od<br />
Jeñcy belgijscy przy p³ocie granicz¹cym<br />
z polskimi barakami 10 i 11
araków z jeñcami polskimi. Jeńcy polscy z kampanii<br />
wrześniowej 1939 roku jak i wzięci do niewoli<br />
w późniejszym okresie byli lokowani na terenach<br />
tzw. Starej Rzeszy (Altreich).<br />
P o l a c y<br />
byli jeñcami<br />
z 1939 roku,<br />
z k a m p a n i i<br />
wrzeœniowej.<br />
Zostali wziêci<br />
do niewoli<br />
przez Ros-<br />
jan na froncie<br />
wschodnim.<br />
Widok ogólny stalagu XI A<br />
Polscy jeñcy do Altengrabow zostali przywiezieni<br />
z obozów rosyjskich na zasadzie wymiany. Z Kozielska<br />
przyjechali do Altengrabow sami szeregowcy.<br />
Dopiero po wojnie siê dowiedzieliœmy, ¿e polscy<br />
oficerowie na zawsze pozostali w Katyniu, Charkowie<br />
i Miednoje. Każdy żołnierz polski dostając się do<br />
niewoli, posiadał na ogół przy sobie polską walutę<br />
w różnych kwotach. Były to wypłacone gaże wojskowe.<br />
Żołnierze nie mieli możliwości wcześniejszego<br />
przekazania pieniędzy najbliższym, ponieważ<br />
w warunkach wojny nie funkcjonowały już urzędy<br />
pocztowe i banki. W obozach żołnierze byli poddani<br />
rewizji osobistej. Wszelkie posiadane pieniądze<br />
zostały im odebrane i przekazane do administracji
Altegrabow Franciszek Doñczyk sekretarz mêża zaufania<br />
0
Batalion strzelecki Franciszka Doñczyka, Chojnice 1928 r.<br />
Batalion strzelecki Franciszka Doñczyka, Chojnice 1928 r.
Franciszek Doñczyk w innym mundurze
obozu (Gruppe Verwaltung), gdzie zostały wpisane<br />
na konta poszczególnych jeńców jako depozyt.<br />
W grupie polskich jeñców w niemieckich koszarach<br />
mówi³o siê o intelektualiœcie Ga³czyñskim i prawej<br />
rêce hauptmana Steinhofa, Leonie Hoffmannie.<br />
Sekretarzem Hoffmanna był Franciszek Dończyk.<br />
Franciszek Dończyk pochodził z Chojnic. Dostał się<br />
do niewoli po rozbiciu przez niemców Batalionu<br />
Strzelców Krajowych stacjonującego w Chojnicach.<br />
O innych Polakach w koszarach ma³o rozmawiano.<br />
Nazwisk innych polskich jeñców nie sposób<br />
by³o zapamiêtaæ. By³o to niemo¿liwe. Szybka rotacja<br />
i ci¹g³e ubywanie jeñców z powodu przejœcia do<br />
cywila powodowa³y zmiany zakwaterowañ 3 .<br />
W okresie czterech lat przez Altengrabow Stalag<br />
XI A przewinê³o siê prawdopodobnie oko³o 20<br />
tysięcy polskich ¿o³nierzy. Pod koniec 1944 roku<br />
w polskim obozie pozosta³o zaledwie od 150 do 200<br />
Jeńcy zwolnieni do domu. List do Stefana Stachowiaka.<br />
Jak ci pisałam Sabka pracuje w straży więziennej w Białej Podlaskiej.<br />
Donoszę Ci kochany Stefku o jednej rzeczy, która Cię zaciekawi,<br />
a mianowicie Mundek Marzyński, który był razem z Tobą<br />
w szpitalu, powrócił przed kilkoma tygodniami z niewoli, a zapytany<br />
o Ciebie, powiedział mi, że dobrze wyglądasz, że operacja udała<br />
się i że wyjechałeś na roboty. Został on zwolniony w dniu 1.IX.1940.<br />
A pojechał do domu w pierwszych dniach maja. Pozdrawiam Cię<br />
w jego imieniu.<br />
Kończąc przesyłam Ci moc pozdrowień od całej rodziny od kolegów<br />
z którymi pracowałeś przed wojną. Jednocześnie pozdrawia Cię Kot<br />
i Zaręba, którzy zostali zwolnieni z wojska oraz szereg innych osób,<br />
którzy Ci dobrze życzą i pragną Twojego szczęśliwego powrotu.
List do Stefana Stachowiaka o zwolnieniu z niewoli
List do Stefana Stachowiaka o zwolnieniu z niewoli<br />
jeñców. Wszyscy wracali do domów lub pozostawali<br />
w Niemczech jako pracownicy cywilni. Zatrudnienie<br />
jeńców następowało w specjalnie do tego tworzonych<br />
drużynach roboczych (Arbeitskommando-Arb.Kdo).
Drużyna stanowiła najniższy szczebel organizacyjny<br />
w stalagach. Stan ilościowy drużyny był zróżnicowany<br />
i zależał od potrzeb. Drużyny robocze zorganizowane<br />
były na wzór oddziału wojskowego. Niemiecki<br />
dowódca drużyny roboczej był jednocześnie<br />
komendantem obozu. Dowódcy drużyn roboczych<br />
i strażnicy rekrutowali się z Batalionów Strzelców<br />
Krajeńskich (Landes-Schutzen Bataillonen-LSB),<br />
przydzielonych do dyspozycji komendantów stalagów.<br />
Do pilnowania jeńców w miejscu pracy wykorzystywano<br />
również Straż Pomocniczą (Hilfswachmannschafen<br />
w skrócie Hilfswache), składającą się<br />
z osób cywilnych. Pozostali tylko ci, którym by³o<br />
w obozie dobrze lub te¿ wiedzieli, ¿e nie maj¹ do<br />
kogo wracaæ. Polscy jeñcy <strong>–</strong> w zale¿noœci od ich<br />
liczby <strong>–</strong> byli kwaterowani pod celtami (namiotami),<br />
w drewnianych barakach i murowanych stajniach.<br />
Leon Hoffmann by³ polskim tak zwanym mê¿em<br />
zaufania. Mê¿owie zaufania mieli do dyspozycji<br />
sekretarza i, w zale¿noœci od liczby jeñców, kilku<br />
t³umaczy. Jedyny kontakt jeñców z dowódcami obozu<br />
i wachmanami by³ za poœrednictwem mê¿ów zaufania.<br />
Tych kilku wybranych jeñców urzêduj¹cych<br />
w biurach obozu, w szczególnoœci m¹¿ zaufania<br />
i cenzorzy, to by³o ucho i oko Hauptmana Steinhoffa.<br />
Cokolwiek siê dzia³o w obozie, by³o pod<br />
œcis³¹ kontrol¹ obozowej Abwery i Wehrmachtu.<br />
Rewizje w barakach, wyznaczanie jeñców do brudnych<br />
prac, sterowanie rozdzielnictwem paczek, wy-
dawanie przepustek, nawet zgoda na uczestniczenie<br />
w mszach nie by³y przypadkiem. Niemieccy dowódcy<br />
celowo przy mê¿u zaufania i jego kolegach,<br />
niby w tajemnicy, szeptem mówili o terminach <strong>pl</strong>anowanych<br />
rewizji. Rozg³asza³ je w „g³êbokiej tajemnicy”<br />
Hauptman Flack. Niemcy wiedzieli, ¿e grupa<br />
Hoffmanna przeka¿e informacje do baraków. W ten<br />
sposób sami Niemcy pozbywali siê kłopotu pisania<br />
protokołów i karania jeñców, poniewa¿ wszystko,<br />
co by³o nielegalne w baraku, natychmiast niszczono<br />
przed rewizj¹. Równie¿ by³o to korzystne dla samych<br />
donosicieli. Mechanizm ten dzia³a³ w dwie strony.<br />
Grupowi, t³umacze, sam Hoffmann i jego sekretarz<br />
Franciszek Doñczyk byli darzeni zaufaniem wœród<br />
jeñców, dziêki tym informacjom. Od nich z kolei sz³y<br />
w drug¹ stronê „cenne informacje” o wszystkim, co<br />
dzieje siê w polskich barakach. Do tego trzeba jeszcze<br />
dodaæ cenzorów korespondencji jako wyj¹tkowo<br />
zaufanych obozowej Abwery, a szczególnie,<br />
kiedy nowym komendantem obozu zosta³ Oberstleutnant<br />
Nieter. Najbardziej chodzi³o o nielegaln¹<br />
korespondencjê i uniemo¿liwienie przemycania informacji<br />
na zewn¹trz stalagu. Komendantowi obozu<br />
(Lagerkommandant) podlegała cała służba wartownicza<br />
i administracja obozowa, a w odniesieniu<br />
do stalagów także Bataliony Strzelców Krajowych<br />
Landesschutzen-Bataillon-LSB czyli pomocnicza formacja<br />
Wehrmachtu. Sprawy pocztowe wewnątrz<br />
obozu należały do kompetencji komórki wywiadu
i <strong>cenzury</strong> (Abwehr<br />
und Postuberwachung).<br />
Do<br />
jej zadań należało:<br />
utrzymywanie<br />
i kontrolowanie<br />
wszelkich przesyłek<br />
pocztowych<br />
w y c h o d z ą c y c h<br />
i przychodzących<br />
do obozu, kontakty<br />
z przedstawicielami<br />
państw<br />
neutralnych i Czerwonego<br />
Krzyża.<br />
Oprócz tego, dla<br />
Pozdrowienia z Stalagu XI A<br />
własnych celów<br />
prowadzono kartoteki<br />
jeńców przebywających w obozie oraz jeńców<br />
poszukiwanych. Komórką wywiadu i <strong>cenzury</strong><br />
obozowej kierował oficer kontr wywiadu, który dysponował<br />
odpowiednim do wielkości obozu zespołem<br />
cenzorów. Interesy jeńców reprezentował mąż<br />
zaufania (Hauptvertravensmann), który był jedynym<br />
łącznikiem między ogółem jeńców a komendą<br />
obozu.<br />
Donosicielstwo wœród jeñców polskich by³o<br />
wszechobecne. Chêtnych wœród kadry Niemców do<br />
wys³uchiwania donosów by³o pe³no.
Pocz¹wszy od niemieckiego personelu I batalionu<br />
jenieckiego, sonderfurerów stalagów, Appela,<br />
Klinkhardta z Feldfeblem Porschke, Heinsem i Frankiem<br />
na czele. Grupowi i mê¿owie zaufania byli wyznaczani<br />
przez Niemców. Ga³czyñski siê wyró¿nia³.<br />
Ci¹gle gdzieœ siê krêci³, coœ za³atwia³ i coœ szmuglowa³.<br />
Pali³ na³ogowo papierosy. Nielegalnie, ale za<br />
cichym przyzwoleniem wachmanów kontaktowa³<br />
siê z jeñcami angielskimi, francuskimi i belgijskimi.<br />
Mia³ ³atwoœæ porozumiewania siê.<br />
Zna³ jêzyk niemiecki i francuski. Wœród wspó³wiêŸniów<br />
siê wyró¿nia³ i wywy¿sza³. Koledzy wachmani<br />
polskich baraków znali nastroje i bie¿¹ce<br />
informacje o jeñcach, dziêki us³u¿nym informatorom.<br />
Wiedzieli o ci¹g³ym konflikcie Ga³czyñskiego<br />
z mê¿em zaufania Hoffmannem. Konflikt by³ powodowany<br />
tym, ¿e Ga³czyñski przychodzi³ do biura<br />
t³umaczy, by siê wykazaæ dobr¹ znajomoœci¹ jêzyka<br />
niemieckiego i francuskiego. T³umacze bali siê utraty<br />
cie<strong>pl</strong>utkiego stanowiska. Trzymali go na dystans i nie<br />
nawi¹zywali bli¿szej przyjaŸni. Z grupy Hoffmanna<br />
nikt nie by³ z nim blisko zaprzyjaŸniony. Ga³czyñski<br />
by³ ca³kowicie œwiadomy swojej <strong>bez</strong>karnoœci w obozie,<br />
jak zresztą wszyscy polscy jeńcy w Stalagu XI<br />
A. Zna³ prawa jeñca, wynikaj¹ce z podpisania przez<br />
Niemców Konwencji Genewskiej. Wiedzia³, ¿e niemieccy<br />
wachmani maj¹ kategoryczny zakaz u¿ywania<br />
si³y fizycznej w stosunku do jeñców wszystkich<br />
narodowoœci (poza Rosjanami) pod rygorem kary.
Fragment programu teatru przygotowanego przez Francuzów<br />
w Stalagu XI A w 1943 r.<br />
Jako jeniec szczególnie uci¹¿liwy, znaj¹cy biegle<br />
jêzyk niemiecki, otrzymywa³ kilkakrotnie propozycjê<br />
wyjœcia z obozu do œ³u¿by cywilnej w Niemczech.<br />
Móg³ w ten sposób podj¹æ pracê na terenie Niemiec<br />
lub wróciæ do swoich krewnych i bliskich,<br />
mieszkaj¹cych na terenie okupowanej Polski. Ka¿dy<br />
jeniec przechodz¹cy do cywila otrzymywa³ oko³o<br />
stu marek zasi³ku. Ga³czyñski propozycjê konsekwentnie<br />
odrzuca³. Po niemiecku, z pominiêciem<br />
drogi s³u¿bowej, pisa³ petycje do komendanta obozu,<br />
skar¿¹c siê na z³e traktowanie jeñców. Jako przyk³ady<br />
traktowania niezgodnego z prawem podawa³<br />
przymuszanie go do pracy, z³e wy¿ywienie, brak<br />
pomocy z Czerwonego Krzy¿a, brak dostêpu do<br />
ksi¹¿ek i gazet.<br />
0
Równie¿ domaga³ siê umo¿liwienia uczestniczenia<br />
w ¿yciu kulturalnym i sportowym obozu. Jako<br />
przyk³ad podawa³ umo¿liwienie jeñcom francuskim<br />
i angielskim rozgrywania meczów pi³karskich czy<br />
organizowanie teatru i zespo³ów muzycznych 4 .<br />
Równie¿ wskazywa³, ¿e jeñcy innych narodowoœci<br />
korzystali z prawa wychodzenia poza obóz<br />
w niedzielê i œwiêta <strong>bez</strong> asysty wachmanów. Dowódca<br />
wachty ¿artowa³, ¿e dla wra¿liwej dupy polskiego<br />
poety pojedzie do Fuhrera z proœb¹ o przydzia³<br />
papieru i ksi¹¿ek wielkich niemieckich filozofów.<br />
¯o³nierze z baraku bali siê represji i stronili od<br />
Ga³czyñskiego. Koledzy Kaufmanna <strong>–</strong> niemieccy<br />
wachmani pilnuj¹cy Polaków <strong>–</strong> opowiadali, ¿e poeta<br />
chcia³ byæ za wszelk¹ cenê grupowym. Mia³ œwiadomoœæ,<br />
¿e z tego tytu³u wzroœnie jego znaczenie<br />
i presti¿ wœród polskich jeñców.<br />
Bêd¹c grupowym, mia³by mo¿liwoœæ w miarê swo-<br />
bodnego poruszania siê po obozie, lepszego traktowania<br />
przez wachmanów i komendanturê obozu.<br />
Domaga³ siê, by grupowi byli wybierani przez<br />
jeñców. Pe³ni¹c tê funkcjê, móg³by kontaktowaæ się<br />
4 Powstaniec warszawski Ryszard Merriman<br />
Pamiętam były mecze piłki nożnej między różnymi narodowościami,<br />
bo to był międzynarodowy [obóz]. Tam byli Jugosłowianie,<br />
najstarsi byli Polacy, później Francuzi, my byliśmy najmłodszymi,<br />
byli Belgowie, bardzo międzynarodowa sytuacja. Koszt wstępu na<br />
mecz zorganizowanego przez Anglików był jeden papieros amerykański,<br />
dwa angielskie, trzy francuskie. Tak, papierosy to była<br />
waluta.
z oficerami z pominiêciem mê¿a zaufania <strong>–</strong> Hoffmanna.<br />
Kolegów informowa³, ¿e Niemcy go potrzebuj¹<br />
jako t³umacza.<br />
By³a to ewidentna nieprawda. Wœród wachmanów<br />
pilnuj¹cych polskich jeñców by³o dwóch lub<br />
trzech z Gdañska, mówi¹cych tak jak Kaufmann<br />
i Brocki <strong>–</strong> lepiej po polsku ni¿ po niemiecku. W koszarach<br />
wachmani po wachcie, bêd¹c sami, po cichu<br />
rozmawiali tylko po polsku. Kiedy s³yszeli, ¿e ktoœ<br />
idzie po korytarzu, natychmiast zaczynali rozmowê<br />
po niemiecku. Koledzy podejrzewali Ga³czyñskiego<br />
o wspó³pracê z Niemcami. By³y to <strong>bez</strong>podstawne<br />
i niczym nie poparte pomówienia. Donosicielstwo<br />
w polskim obozie by³o wszechobecne, lecz w koszarach<br />
wojskowych nigdy nazwisko Ga³czyñskiego<br />
w tym kontekœcie nie pada³o. Co ciekawe, u Belgów<br />
czy Francuzów donosicielstwo nie mia³o miejsca.<br />
Ga³czyñski by³ w ci¹g³ym konflikcie z kolegami.<br />
Stalag XI A brama g³ówna 1944 r.
Obozowy dowód <strong>–</strong> legitymacja rosyjskiego jeñca<br />
Konflikt ten był oparty na nieuzasadnionym braku<br />
zaufania. ródłem <strong>pl</strong>otek byli sami Polacy. Żeby te<br />
zachowania zrozumieć, trzeba wiedzieć, ¿e zdecydowana<br />
wiêkszoœæ polskich jeñców to byli proœci<br />
ludzie <strong>bez</strong> wykszta³cenia.<br />
Oni to, metodami prymitywnymi, najczêœciej<br />
oczerniaj¹c jeden drugiego, „wzmacniali swoj¹<br />
pozycjê” w grupie. Bano siê przenoszenia represji<br />
(brania na tak zwany celownik ze strony wachmanów<br />
i komendantury obozu) na wszystkie polskie<br />
baraki.<br />
Niechêæ do Ga³czyñskiego mia³a swój pocz¹tek<br />
z pierwszego roku pobytu jeñców polskich w Altengrabow.<br />
Po baraku rozesz³a siê informacja, ¿e poeta<br />
Ga³czyñski pisze „codzienn¹ obozow¹ kronikê”.<br />
Ga³czyñski dokumentowa³ swój pobyt w stalagu.
Niezw³ocznie us³u¿ni koledzy wspó³wiêŸniowie<br />
donieœli o tym wachmanowi Porsche. Niemiec<br />
Porsche zameldowa³ prze³o¿onym z Wehrmachtu<br />
i Abwery. Natychmiast podczas nieobecnoœci<br />
Ga³czyñskiego w baraku, hauptmann zawo³a³ wachmana<br />
ze Œl¹ska, który mieszka³ w pokoju obok Kaufmanna,<br />
i kaza³ mu przynieœæ i czytaæ zabazgrane<br />
kartki. Po przet³umaczeniu tekstów nikt nic z tego<br />
nie rozumia³. W trudnych do odczytania notatkach<br />
by³ jakiœ nic nie znacz¹cy be³kot. Nikt tego nie rozumia³.<br />
Porucznik zarechota³, wyci¹gn¹³ z szuflady biurka<br />
dwa cienkie zeszyty i powiedzia³: „Masz, daj mu to.<br />
Jak to poeta, to niech z nudów zajmie siê pisaniem<br />
Wywożenie nieczystoœci poza obrêb stalagu
Barak z piêtrowymi łóżkami i piecem żelaźniakiem<br />
Doñczyk i Rychel w Altengrabow z Holendrami
wierszy.” Wszystkie zeszyty biurowe w obozie by³y<br />
w linie, a kartki dodatkowo mia³y wyt³oczone wodne<br />
znaki z faszystowsk¹ swastyk¹. To m¹¿ zaufania<br />
Hoffmann wyznacza³ osoby do pracy w zale¿noœci<br />
od bie¿¹cych potrzeb lub <strong>pl</strong>anów dostarczonych<br />
z Arbeitsamtu.<br />
Ga³czyñskiego, jako wra¿liwego artystê, omija³y<br />
takie prace, jak grzebanie zmar³ych jeñców czy<br />
wywo¿enie nieczystoœci i odpadów poza teren obozu.<br />
Od czasu do czasu s³u¿y³ kolegom jako t³umacz,<br />
gdy otrzymywali korespondencjê po niemiecku.<br />
W latach 1943<strong>–</strong>1944 rzadko, ale w zale¿noœci<br />
od potrzeb przysy³anych z Arbeitsamtu, wysy³ano<br />
jeñców do pobliskich gospodarstw <strong>–</strong> do kopania<br />
i kopcowania kartofli, lub do prac w chlewie oraz<br />
innych prac poza obozem. Jeńcy polscy wiedzieli, że<br />
Artykuły 23 i 24 konwencji genewskiej przewidują<br />
wypłatę żołdu miesięcznego jeńcom oficerom. Kwoty<br />
te wynosiły: podporucznik 72 marki, porucznik<br />
81 marek, kapitan 96 marek, major 108 marek, podpułkownik<br />
120 marek, pułkownik 150 marek, generał<br />
brygady 180 marek i generał dywizji 210 marek.<br />
Szeregowi i podoficerowie żołdu nie otrzymywali.<br />
Żołd jeńcom był wypłacany w specjalnie ustanowionych<br />
dla obozów jenieckich środkach płatniczych<br />
w postaci jednostronnie drukowanych papierowych<br />
bonów (Kriegsgefangenen <strong>–</strong> Lagergeld <strong>–</strong> Pieniądz<br />
obozowy jeńców wojennych). Bony te były przeznaczone<br />
wyłącznie do obrotu wewnętrznego w obo-
Zbiórka jeńców przed bramą główną Stalagu XIA.<br />
Wyjazd jeńców do pracy do wyznaczonych komenderówek<br />
Wyjazd jeńców do pracy.<br />
Zbiórka przed bramą główną Stalagu XI A
zach. Uzyskiwane przez jeńców „lagermarki” mogły<br />
być wpłacane na ich konta osobiste i przesyłane do<br />
rodzin w kraju. często uzyskiwały wyższy kurs niż<br />
„Reichsnarki” .<br />
Niemcy nie mieli zwyczaju pilnowaæ jeñców<br />
w czasie pracy. Po wpisaniu do karty pracy miejsca<br />
pracy, wyznaczeni jeñcy rozwo¿eni byli traktorami<br />
Powstaniec warszawski Marian Kowalski wspomina:<br />
Zaraz do tego dojdę, bo to się wiąże z tą pracą. Nawet dostawaliśmy<br />
uposażenie. Były marki obozowe, można było za to kupić szmatławe<br />
papierosy, ołówki, pióra, zeszyty. Po pewnym czasie skumaliśmy się<br />
z niemiecką obsługą obozu, co było istotne, a szczególnie z jednym<br />
z Abwery, który do nas się przyczepił. On nam udostępniał informacje<br />
z frontu. Mieliśmy na mapie [pokazane] jak front się zmienia,<br />
jak przechodzą do następnej ofensywy i Niemcy ciągle się cofają.<br />
Chorągiewki były ponaznaczane, jak wojska zachodnie i wschodnie<br />
idą. To już był grudzień, przenieśli nas do baraków, to były stajnie,<br />
[kiedyś] tam były jednostki huzarów. Już byliśmy pod dachem,<br />
zaczęliśmy dostawać paczki, które przysyłał Międzynarodowy Czerwony<br />
Krzyż, po niemiecku to się nazywało liebesgabe. To były paczki<br />
[wysyłane] od dnia przyjścia do niewoli, z tym, że one przychodziły<br />
z opóźnieniem, bo zanim poszły listy do Genewy to upłynęło<br />
[trochę czasu]. Pierwsze paczki dostaliśmy na Boże Narodzenie. To<br />
było bardzo dużo, bo to jednocześnie była pomoc w wyżywieniu<br />
i pieniądze. Tam były papierosy, czekolada, kawa, za które można<br />
było wiele rzeczy u Niemców uzyskać, lepsze traktowanie… Jak się<br />
zorientowaliśmy, że ten obóz zagarną sowieci, to zaraz zaczęliśmy<br />
kombinować, co tu zrobić. Doszliśmy do wniosku, że trzeba znaleźć<br />
tak zwany Arbeitskommando, dostatecznie daleko wysunięte na<br />
zachód, żeby nas sowieci nie ogarnęli. Ponieważ mieliśmy stosunki<br />
biurokratyczne uzgodnione, Niemcom to też było na rękę, bo mogli<br />
się potem wykazać ewentualnie. Powiedzieliśmy, żeby znaleźli taką<br />
Arbeitskommando <strong>–</strong> komendę pracy, komanderówkę <strong>–</strong> żeby nie była<br />
liczna, żeby było jakieś piętnaście osób i żeby była na zachodniej<br />
stronie Łaby, i możliwie szybko, bo już luty się robił, zima się już<br />
kończyła.
Lagermarki<br />
lub autobusami. Stamt¹d docierali do miejsca przeznaczenia<br />
<strong>–</strong> czêsto sami, <strong>bez</strong> konwoju. W pobli¿u<br />
Altengrabow by³y nastêpuj¹ce wioski: oddalone<br />
o 2 km Dornitz, 3,5 km Magdeburgerforth, 2,5 km<br />
Drewitz, 4 km Schopsdorf, 4,5 km Buschhauser,<br />
4 km Reesdorf, 6 km Gehlsdorf, 7 km, Ringelsdorf,<br />
8 km Holzernhaus, 8 km Wulpen, 7 km Lubars, 6 km<br />
Ringelsdorf, do których jeñcy do pracy docierali pieszo.<br />
Nie dotyczy³o to ¿o³nierzy radzieckich.<br />
Ca³kowit¹ odpowiedzialnoœæ za jeñca przejmowali<br />
Niemcy, u których pracował. Pewnego razu Kauf-
mann dostał rozkaz, by odprowadziæ Ga³czyñskiego<br />
z kilkoma Francuzami, którzy podpadli do bauera<br />
i dopilnowaæ ich do koñca pracy. Na pytanie, dlaczego,<br />
otrzyma³ odpowiedŸ, ¿e to dziwna grupka<br />
wyj¹tkowych leni, obiboków i niepewny element,<br />
notorycznie uchylaj¹cy siê od pracy. Doda³ te¿,<br />
przymru¿aj¹c oko, ¿e to s¹ smakosze cejloñskiej<br />
mocnej herbaty. Na drugi dzieñ rozkaz zmieniono<br />
(dowódcy wiedzieli, ¿e Kaufmann jestem polskim<br />
Niemcem) i zamiast niego poszed³ z nimi starszy niemiecki<br />
wachman. Kaufmanna i Brockiego wys³ano<br />
do pilnowania belgijskich magazynów, bo zaczê³y siê<br />
tam systematyczne ma³e kradzie¿e. Nikt z wiêŸniów<br />
nie chcia³ z Ga³czyñskim pracowaæ. Na komenderówkach<br />
(miejscach pracy) spotyka³ siê poeta<br />
z jeñcami francuskimi. Znajomoœci te zaowocowa³y<br />
czêstymi spotkaniami z Francuzami na terenie obozu<br />
po ich stronie. Poeta tam ci¹gle przesiadywa³ z artystami,<br />
przebrany we francusk¹ bluzê i fura¿erkê. To,<br />
¿e by³ przepuszczany przez stra¿ników, nie mia³o<br />
0<br />
Nieœmiertelnik jeñca radzieckiego<br />
Fot. Internet
Fot. Internet<br />
Francuska orkiestra bigbandowa. Rok 1943<br />
nic wspólnego z przebraniem. Ci sami wachmani<br />
o tych samych godzinach przepuszczali „swoich”<br />
<strong>bez</strong> dokumentów. Dobrze go znano i wiedziano, ¿e<br />
nie posiada przepustki. Francuzi czêstowali go przedziwn¹<br />
herbat¹ .<br />
Powstaniec warszawski Rajmund Caban wspomina:<br />
Nie przebywałem tam długo, bo zachowywałem się w obozie bardzo<br />
nierozważnie, to znaczy z Niemcami, którzy tam mnie [pilnowali],<br />
to nie żyłem w dobrych stosunkach. Komendantowi kilka<br />
słów tam powiedziałem brzydkich, i poza tym to nie chodzi już<br />
o mnie, tylko o środowisko, w jakim się znajdowałem, Francuzów,<br />
Belgów, Holendrów szczególnie, Anglików, którzy ciągle Niemcom<br />
przypominali, że oni walczyli z dziećmi cały czas. Oni uznali, że<br />
się zachowuję bardzo arogancko, bo jestem cały czas umundurowany.<br />
Dostałem umundurowanie od wszystkich narodowości,
Korespondencja polskiego jeñca<br />
Po wygotowaniu „cejlonki” lub „kolumbijki” i po<br />
wypiciu gêstego herbacianego syropu przez dwa dni<br />
chodzili przymuleni i bladzi. Internowani ¿o³nierze<br />
angielscy to by³a jeniecka „arystokracja”. Anglicy<br />
nie byli brani do pracy, zreszt¹ podobnie Amerykanie.<br />
To by³a obozowa elita. Na komenderówkach<br />
miałem wiele furażerek. Jak chciałem wejść do jakiejś grupy, to<br />
wchodziłem zakładając tylko furażerkę tego kraju, bo miałem<br />
mundur kanadyjski w zasadzie, dostałem z przydziału, i wchodziłem<br />
sobie, gdzie chciałem i im się to nie podobało, że wchodziłem<br />
wszędzie, gdzie chciałem. Jak wszedłem do kuchni, to mogłem<br />
wejść później. Chcieli się mnie pozbyć w jakiś sposób.
jeñcy belgijscy, holenderscy, francuscy i innych<br />
narodowoœci nawi¹zywali kontakty 7 .<br />
Mieli mo¿liwoœæ „organizowania” leków od Anglików<br />
(aspiryny i penicyliny), a od Amerykanów<br />
papierosów, czekolady i puszek. Byæ mo¿e to by³o<br />
przyczyn¹, ¿e ¿aden z jeñców polskich nie zmar³<br />
na terenie stalagu z powodu choroby. Chociaż ze<br />
szmuglu, ale leki wœród jeñców by³y dostêpne, nawet<br />
penicylina, ig³y i strzykawki. Od Anglików dowiadywano<br />
siê dok³adnie o sytuacji na wszystkich<br />
frontach. Anglicy mieli radia i mapy. Co jakiœ czas<br />
radio wêdrowa³o do ró¿nych baraków <strong>–</strong> Francuzów,<br />
Belgów i Polaków <strong>–</strong> równie¿ wachmani o tym wiedzieli,<br />
dziêki donosom, jednak nie meldowali o tym<br />
komendanturze obozu .<br />
Powstaniec warszawski Ryszard Spurek wspomina:<br />
Altengrabow Stalag XI-A. „Żywiciel” tam poszedł, nasz Kamiński<br />
poszedł, cały Żoliborz poszedł do Stalagu XI-A Altengrabow. Była<br />
śmieszna historia, jak odsłaniali na Spiskiej tablicę ku czci „Grota”<br />
Roweckiego. Poszedłem tam z żoną. W pewnym momencie podchodzi<br />
do mnie Bogdan Tomaszewski i wita się: „Cześć!”. Przywitałem<br />
się z nim. Mówię: „Panie redaktorze, pan to jest powszechnie<br />
znany, pięćdziesiąt procent Polaków pana zna, a mnie?”. A on na<br />
to mówi: „A w policyjnym szynelu, to kto chodził w Altengrabowie?”.<br />
Mówię: „Istotnie, zdaje się, że tylko ja”. Jak nas wywozili<br />
z Altengrabowa na komenderówki, to przyjechało kilkudziesięciu<br />
ze Śródmieścia, między innymi i Bohdan Tomaszewski. Spacerowaliśmy<br />
wokół stajni i oni, i my, zaprzyjaźnialiśmy się.<br />
8 Ryszard Merriman<br />
Potem przyjechaliśmy do obozu w Altengrabow Stalag XIA. Tam<br />
jako kapral nie byłem zmuszony do pracy. Ponieważ już wtedy
Mieli œwiadomoœæ ewentualnych represji.<br />
Wiêkszoœæ wachmanów to byli Niemcy, jak ju¿<br />
wspomnia³em, z drug¹ kategori¹ wojskow¹. Za<br />
wszelk¹ cenê chcieli prze¿yæ, podobnie zreszt¹ jak<br />
ci, których pilnowali. Ich los by³ taki sam. Wiêkszoœæ<br />
z nich by³a mocno przeciwna wojnie i Hitlerowi.<br />
Nie mówili o tym g³oœno, poniewa¿ za g³oszenie takich<br />
pogl¹dów grozi³o natychmiastowe skierowanie<br />
¿o³nierza na front wschodni, a za pod¿eganie do<br />
buntu <strong>–</strong> rozstrzelanie. Skierowanie na front wschodni<br />
by³o równoznaczne z wyrokiem œmierci. Wachmani<br />
pe³ni¹cy stra¿ przez d³u¿szy okres razem z jeñcami<br />
szmuglowali. By³y nawet przyjaŸnie .<br />
dobrze mówiłem po angielsku, nawiązałem kontakt z Anglikami,<br />
podoficerami. Byli niesamowicie zorganizowani. Mieli ukrytą<br />
mapę w jednym baraku, mieli radiostację i mieli mapę ukrytą,<br />
gdzie śledzili postęp wojsk zachodnich. Pamiętam były mecze piłki<br />
nożnej między różnymi narodowościami, bo to był międzynarodowy<br />
[obóz]. Tam byli Jugosłowianie, najstarsi byli Polacy, później<br />
Francuzi, my byliśmy najmłodszymi, byli Belgowie, bardzo międzynarodowa<br />
sytuacja. Koszt wstępu na mecz zorganizowanego<br />
przez Anglików był jeden papieros amerykański, dwa angielskie,<br />
trzy francuskie.<br />
Relacja powstańca warszawskiego Aleksandera Menharda:<br />
Jednym strażnikiem był Luksemburczyk, żołnierz, taka oferma.<br />
Żołnierz, który nie poszedł na front, tylko z karabinem pilnował<br />
jeńców. Miał mnie pilnować. Pamiętam, myśmy poszli. Otwierają<br />
szambo, mam wybierać, ledwie się trzymam na nogach. On<br />
się ogląda, czy nikt nie widzi i powstaje sytuacja zupełnie absurdalna.<br />
Wpycha mi w ręce swój karabin i mówi, żebym pilnował,<br />
czy ktoś nie widzi. Wziął łopatę i zaczął łopatą ten gnój wybierać.<br />
To taki pierwszy punkt, że oni też są ludźmi, niektórzy.
Widzą, że człowiek jest wykończony, więc chcą jakoś pomagać.<br />
Drugie wypadki były, jak myśmy jechali do lekarza tramwajem<br />
z obozu w kilka rannych osób. Żołnierz wchodził z nami do wozu,<br />
on siadał, a myśmy mieli stać. Inni niemieccy pasażerowie siedzieli<br />
w tramwaju, a myśmy mieli stać. Niemcy się podnosili i mówili,<br />
że mamy siadać. Jesteśmy w rozterce <strong>–</strong> nie wolno! Jeńcy nie mogą<br />
siadać!”. Tamci z krzykiem: „Dlaczego nie mogą?! Oni są ranni,<br />
nie mogą stać!”. Takie ludzkie akcenty, które mi pokazały, że<br />
jednak nie wszyscy Niemcy, to są takie dranie, jak człowiek sobie<br />
wyobrażał. To tak na marginesie, pierwsze kontakty ludzkiego odruchu<br />
ze strony Niemców. Żołnierzowi, który oddał swój karabin,<br />
żebym potrzymał, to dałem papierosy, bo już wtedy dostawaliśmy<br />
paczki z Czerwonego Krzyża. Nie paliłem, a za papierosy można<br />
było wszystko dostać. Tak że on wiedział, że ja mu za to zapłacę<br />
papierosami. To nie było takie znowuż altruistyczne, on wiedział,<br />
że mu się opłaci zaryzykować. Wiedział, że jeżeli by zobaczyli, że<br />
jeniec trzyma karabin, a on to gówno ciągnie, to wtedy zostałby<br />
przecież rozstrzelany. Takie śmieszne sytuacje.<br />
Powstaniec Józef Sobczyński<br />
Były piętrowe prycze. Myśmy byli w stalagu XI A Altengrabow. Tam<br />
spotkaliśmy oficerów z 1939 roku. Dzielili się z nami paczkami.<br />
Myśmy mogli już wtedy dostawać paczki i handlować. Wymienialiśmy<br />
je na żywność. Żywność można było dostać za cokolwiek, za<br />
papierosa, za kawałek czekolady. Nie odczuwaliśmy głodu. Natomiast<br />
obok, widzieliśmy, jak okropnie i nędznie byli traktowani<br />
jeńcy radzieccy<br />
Jerzy Oględzki<br />
Był taki głód i koledzy byli tak niewytrzymali, że sprzedawali:<br />
na przykład Longinesa czy Patka można było kupić za półtora<br />
bochenka chleba. Niemcy wykorzystywali to niemiłosiernie. Apelowałem<br />
do kolegów: „Koledzy, powstrzymajcie się trochę! Dadzą<br />
więcej!”, nic nie pomagało. Ale kto chce jeść, to na co mu zegarek.<br />
Ja miałem Longinesa lotniczego <strong>–</strong> dawali mnie [niezrozumiałe] bochenków,<br />
ale nie dałem.
Wszystkich ³¹czy³a choæby ta wstrêtna i ohydna<br />
potrawa zwana zup¹ buraczan¹. Kaufmann nie pali³,<br />
wiêc od Francuzów za papierosy dostawa³ chleb.<br />
Od Amerykanów czekoladê, kawê, herbatê i puszki<br />
z miêsem.<br />
„Słuchaj, jak masz dobre serce, a jesteśmy chorzy, [to] jakieś lekarstwo:<br />
aspirynę, może węgiel drzewny, trochę mąki, czosnku, cebuli,<br />
wiesz, to co potrzeba do wyleczenia się”. Z mojej drużyny właśnie<br />
siedmiu nas tak [chorowało], to mnie najwięcej obchodziło.<br />
Koledzy trochę powątpiewali, ale za dwadzieścia cztery godziny<br />
idę na szarówkę, ta strzelnica była niedaleko latryn. On tam jest,<br />
Johann miał na imię. Pokazuje: dość duża paczka, bochenek chleba<br />
(bo Niemcy mieli takie chyba [po] kilo osiemdziesiąt, podłużne,<br />
duże chleby), ale i mąka była, i kasza manna, cebula, czosnek,<br />
aspiryna, węgiel. I była butelka zero cztery albo zero pięć nalewki<br />
na orzechach, pewnie i anyżek <strong>–</strong> z kilku ziół. Mówi, że to jest bardzo<br />
dobre lekarstwo, jego grosmutter to dała. Dałem mu dwieście<br />
marek: „Masz, to dla ciebie” i sto marek dla jego grosmutter za to<br />
lekarstwo. Rzeczywiście <strong>–</strong> jak się tej nalewki wypiło [...], to za dwa<br />
dni byliśmy już zdrowi! On znów taką paczkę przyniósł, pamiętam<br />
<strong>–</strong> cztery paczki przyniósł.<br />
Janusz Paszyński<br />
Jednak po paru godzinach ten sam żołnierz przyszedł z naręczem<br />
drew, rozpalił ogień w piecyku, usiadł koło mnie i zaczął opowiadać<br />
o sobie. Pochodził z Kolonii, dom jego został zbombardowany,<br />
cała rodzina była w jakimś obozie dla uciekinierów pod<br />
Poznaniem. Wyciągnął fotografię żony i dzieci, zaczął o nich<br />
opowiadać <strong>–</strong> niemal się przy tym rozpłakał. Prawie cały wieczór<br />
przy mnie spędził na tej rozmowie. Nazajutrz zawieźli mnie już<br />
do innego obozu jenieckiego w pobliżu Magdeburga. Był to obóz<br />
XI A w miejscowości Altengrabow.
Gorzej ju¿ by³o, jak do Altengrabow skierowano<br />
kilku SS manów z obozów koncentracyjnych likwidowanych<br />
na skutek cofania siê wojsk niemieckich<br />
z terenów okupowanych. To byli prawdziwi mordercy.<br />
Wachmanom komendantura na odprawach<br />
nie przekazywa³a bie¿¹cych wiadomoœci z frontu.<br />
Oficjalny radiowêze³ przepe³niony by³ k³amliw¹ gebelsowsk¹<br />
propagand¹. Sami wachmani dowiadywali<br />
siê od Anglików o bie¿¹cej sytuacji na froncie.<br />
Rosjanie byli ca³kowicie odizolowani. Nie mieli pomocy<br />
znik¹d. G³ód, zimno i choroby dziesi¹tkowa³y<br />
jeñców rosyjskich.<br />
Codziennie po kilka lub kilkanaœcie cia³ zmar³ych<br />
z g³odu i zimna wywo¿ono na cmentarz poza<br />
obóz. W stalagu nie by³o pieców krematoryjnych,<br />
zreszt¹ w innych obozach jenieckich równie¿. Mówili<br />
o tym Niemcy skierowani do Altengrabow z innych<br />
stalagów. Codziennie szed³ koszmarny kondukt<br />
z chwiej¹cymi siê z wycieñczenia rosyjskimi<br />
jeñcami, ci¹gn¹cymi ponury karawan przykryty <strong>pl</strong>andek¹.<br />
Drewniany wóz za³adowany zesztywnia³ymi<br />
w ró¿nych pozach nieboszczykami opuszcza³<br />
g³ówn¹ bramê obozu ku wiecznej wolnoœci. „Z przykroœci¹<br />
<strong>–</strong> mówi Kaufmann <strong>–</strong> muszê powiedzieæ, ¿e<br />
byli i tacy Niemcy, którzy w tej dramatycznej chwili<br />
próbowali ¿artowaæ, œmiej¹c siê, ¿e znowu jedzie<br />
„pospieszny poci¹g do Rosji”. Nie chcê o tym
Stempel obozu<br />
w Stalagu XI<br />
A w Altengrabow wbijany<br />
na korespondencji<br />
wychodz¹cej<br />
poza obóz<br />
Druga brama Altengrabow Stalag XI A
wspominaæ i mówiæ, bo to koszmar”. Do dziœ, mimo<br />
up³ywu czasu, ma to przed oczyma 10 .<br />
Jeñcy z ca³ej Europy, w tym i jeńcy polscy,<br />
spokojnie i cier<strong>pl</strong>iwie czekali koñca wojny. Mieli<br />
pewnoœæ, ¿e pobyt w stalagu im to zapewni. W obozie<br />
dla internowanych <strong>bez</strong>pieczeñstwo zapewnia³o<br />
im miêdzynarodowe prawo. Zreszt¹ w obozie by³y<br />
wizytacje Miêdzynarodowego Czerwonego Krzy¿a.<br />
Najbardziej brakowa³o drewna, chleba i papieru. Za<br />
cztery bochenki chleba mo¿na by³o ju¿ dostaæ od<br />
geszefciarzy z³oty zegarek.<br />
Nawet odbywa³ siê w „konspiracji” przed Niemcami<br />
miêdzynarodowy handel za jednym z belgijskich<br />
baraków przy p³ocie, na boisku sportowym.<br />
W administracji stalagu zaprowadzone były imienne<br />
konta jeńców w postaci kartoteki zawierajacej:<br />
nazwisko, imię, stopień wojskowy, numer jenie-<br />
10 Witold Zahorski<br />
Ale jakoś dowieźli nas do tego Altengrabow. Z początku było bardzo<br />
mizernie, bo to był duży obóz dla różnych jeńców, zachodnich,<br />
Rosjan i dla takich jak my. Przez pierwszych parę dni mieszkaliśmy<br />
w dużych namiotach na słomie, też był tłok i głód. Nie było<br />
dużo jedzenia. Pamiętam, że Rosjanie, jeńcy rosyjscy, byli okrutnie<br />
traktowani przez Niemców. Słaniali się zupełnie wycieńczeni, jak<br />
szkielety i w nocy często przychodzili do naszego namiotu, żeby<br />
ukraść, co się dało. Ręka się wsuwała pod płótno namiotu i macała<br />
na około, żeby zobaczyć, co jest. Zawsze buty były pożądane.<br />
A z drugiej strony jeńcy państw zachodnich, którzy tam byli od<br />
dłuższego czasu, byli dobrze zagospodarowani, dobrze odżywieni,<br />
to była arystokracja obozowa. Czasami przez druty podawali<br />
nam to, co mieli, zupy obozowe, które im nie bardzo smakowały.
0<br />
Wed³ug Niemców „pospieszny poci¹g do Rosji”<br />
Karta pocztowa Altengrabow 1940 r.
Fot. Internet<br />
Czêœæ po³udniowa Stalagu XI A<br />
cki, blok lub barak, ewentualnie numer jenieckiej<br />
drużyny roboczej (Arbeits-Kommando). Ostatniego<br />
dnia każdego miesiąca odnotowywano w kartotece<br />
wpływy i rozchody jeńców. Szeregowi jeńcy polscy<br />
mogli wysyłać zarobione pieniądze rodzinom za pośrednictwem<br />
wachmanów biura obozowego (Gruppe<br />
Verwaltung), lub biura pracodawcy, w wysokości<br />
nie przekraczającej miesięcznego zarobku.<br />
Oczywiœcie, nie by³o tam ¿adnej konspiracji, poniewa¿<br />
handluj¹cych Niemców by³o tyle samo, co<br />
jeñców. Komendantura obozu o tym wiedzia³a, cicho<br />
przyzwala³a, nawet wysy³ali swoich sekretarzy<br />
po konkretny towar, którego nie by³o w kantynie<br />
wojskowej. Chodzi³o oczywiœcie o z³ote zegarki,
kolczyki i pierœcionki. Drewna u¿ywano do palenia<br />
w barakowym ¿elaŸniaku. W krótkim czasie w szaletach<br />
pozosta³a tylko jedna d³uga deska klozetowa.<br />
Jeñcy wszystkie deski klozetowe rozebrali i przemycali<br />
do baraku na podpa³kê. Dostêpne gazety<br />
s³u¿y³y jako papier toaletowy .<br />
Internowani mieli ograniczony przydzia³ kart<br />
pocztowych. Na jeñca wypada³y dwie s³u¿bowe<br />
karty pocztowe miesiêcznie. Jeniec móg³ równie¿<br />
wys³aæ miesiêcznie dwa listy. Kartki z zeszytu by³y<br />
dzielone na skrawki i na nich jeñcy pisali listy do<br />
rodzin. Listy <strong>bez</strong> <strong>cenzury</strong> jeñcy wysy³ali przez Niemców<br />
poznanych w komenderówkach, u których<br />
pracowali. By³o powszechnie wiadomo, ¿e cenzorzy<br />
to kapusie, ciesz¹cy siê <strong>bez</strong>granicznym zaufaniem<br />
Niemców. Walut¹ by³o wszystko <strong>–</strong> papierosy, herbata,<br />
nawet zwyk³y o³ówek.<br />
Powstaniec warszawski Maciej Maria Janosz Dominikowski<br />
Zachowały się nawet żłoby murowane <strong>–</strong> piękne, luksusowe, wypolerowane.<br />
Postawiono tam trzypiętrowe prycze i wszystkich tam<br />
trzymano. To był wesoły obóz, bardzo międzynarodowy. Byli tam<br />
oczywiście Polacy, Francuzi <strong>–</strong> którymi bardzo gardziliśmy <strong>–</strong> Anglicy,<br />
Amerykanie, Jugosłowianie („jugosy”, jak ich nazywano), Murzyny<br />
z Senegalu. Widziałem naszych kulturalnych sojuszników<br />
Francuzów [w obrzydliwej sytuacji]. Polacy nie mieli tak zwanych<br />
latryn. Dlaczego? Naród przemyślny, spaliliśmy wszystko w zimie.<br />
Został się tylko murek i kawałek drutu i kto chciał, wspinał się na<br />
ten murek, trzymał się drutu i robił swoje.
Angielska karta pocztowa
Altengrabow <strong>–</strong> widoczna wie¿a z zegarem w centrum<br />
„Pamiêtam, tylko nie wiem kto <strong>–</strong> mówi Kaufmann<br />
<strong>–</strong> Albrecht albo ten drugi Œl¹zak powiedzia³,<br />
¿e Ga³czyñski to s³awny poeta i jakby mia³ papier,<br />
to by pisa³ wiersze, lecz wiedzieliœmy o zeszytach<br />
leutlanta, które poeta przeznaczy³ jako towar do wymiany<br />
i to zdarzenie zamknê³o dalsze dyskusje na<br />
ten temat.
Prowokacja<br />
w polskim II batalionie<br />
Od tego czasu mia³ on utrudniany dostêp do kartek<br />
czystego papieru. Za wszelk¹ cenê stara³ siê, by przeniesiono<br />
go do lazaretu oddalonego od stalagu XI A<br />
o kilka kilometrów. Lazaret ten nazywa³ siê Gross-<br />
Lubars. Zasadniczo by³o to niemo¿liwe, by na wniosek<br />
jeñca on sam z pominiêciem drogi s³u¿bowej by³<br />
przeniesiony na sta³e na komenderówkê. A jednak<br />
tak siê sta³o. By³o to <strong>bez</strong>poœrednio po tragicznym<br />
zdarzeniu. „Wieczorem zastêpca komendanta obozu<br />
wezwa³ wartowników. By³o nas oko³o dwudziestu.<br />
Oznajmiono nam, ¿e doniesiono mu, i¿ w baraku<br />
Polaków znajduje siê radio i mapy. Zarz¹dzi³ o 22.00<br />
godzinie alarm i przeszukanie”. Kaufmann z koleg¹<br />
doszed³ do wniosku, ¿e skoro nie poinformowano<br />
o tym Hofmanna, to sprawa jest powa¿na. Trzeba<br />
ratowaæ polskich jeñców, którym ktoœ ze swoich<br />
zgotowa³ zdradê. Kaufmann pobieg³ do polskiego<br />
baraku i tylko krzykn¹³, ¿e za dziesiêæ minut rewizja.<br />
Zdawa³ sobie sprawê, ¿e ta sama osoba mo¿e<br />
donieœæ na niego. Gdyby to siê wyda³o, grozi³o mu<br />
za zdradê rozstrzelanie. Dwudziestu wachmanów<br />
wraz z nim przewróci³o barak do góry nogami. Radia<br />
nie znaleziono. Hauptmann Flack pod koniec zrobi³
zbiórkê i popatrzy³ na ¿elaŸniak, w którym bucha³<br />
¿ar. Otworzy³ drzwiczki piecyka i pogrzebaczem<br />
wyci¹gn¹³ zwoje wypalonych drutów. Powiedzia³<br />
po niemiecku coœ w rodzaju: no tak, przyszliœmy<br />
odrobinê za póŸno. Potem by³o wiadome, ¿e by³o<br />
to radio na s³uchawki od Anglików. Prawdopodobnie<br />
akcja ta mia³a byæ wymierzona przeciwko Hoffmannowi.<br />
Standardowe wyposażenie jeñca polskiego
Morderstwo<br />
przy ogrodzeniu<br />
Po tym fakcie natychmiast Ga³czyñskiego przeniesiono<br />
do pracy w lazarecie Gross Lubars. Problemy<br />
z Ga³czyñskim i s³uch o nim w stalagu zagin¹³.<br />
„Pamiętam dramatyczne i tragiczne zarazem zdarzenie”<br />
<strong>–</strong> opowiada Kaufmann. W polskiej grupie<br />
jeńców na początku 1944 r. pojawił się niby taki bohater.<br />
Przywieźli go z Kampinosu. Był to partyzant<br />
podszywający się <strong>–</strong> jak wówczas wielu <strong>–</strong> pod jedną<br />
z grup AK. Dowiedział się od więźniów weteranów,<br />
że Stalag XI A w Altengrabow to kurort z zakazem<br />
jakiegokolwiek szykanowania jeńców. Widocznie<br />
uznał, że jest <strong>bez</strong>karny. Drwił z wachmanów, zaczepiał<br />
po polsku, zachowywał się jak głupek. Strażnicy<br />
przy ogrodzeniu pełnili wachtę parami. Ten Polak<br />
podchodził do płotu i handlował z Belgami. ¯Żaden<br />
starszy stażem wachman na to nie zwracał uwagi.<br />
Partyzant nie wiedział, że Brocki i Kaufmann są Polakami<br />
i rozumieją po polsku lepiej niż po niemiecku.<br />
Rozumieli ciągłe zaczepki i drwiny kierowane<br />
pod ich adresem .<br />
Irena Alina Grabowska<br />
Tam żeśmy siedzieli w tym obozie w strasznych warunkach <strong>–</strong><br />
już nie chcę o tym opowiadać, ale to były... Tylko jedno, co było
Pewnego razu po stronie polskich baraków pojawi³<br />
siê nowy ukraiñski podoficer SS w towarzystwie<br />
wachmana Porsche. Widaæ by³o po zachowaniu, ¿e<br />
byli lekko podpici. Porsche kilka razy krzykn¹³, ¿eby<br />
jeniec siê odsun¹³ i odszed³ od drutów. Polak siê odwróci³<br />
i z uœmieszkiem pod nosem odpowiedzia³, ¿e<br />
SS-man mo¿e go w dupê poca³owaæ. Ukraiñski SSman<br />
podszed³ bli¿ej i powoli zacz¹³ œci¹gaæ z ramienia<br />
karabin. Widaæ by³o, ¿e nieszczêœnikowi dawali<br />
czas by odszedł od płotu. Nie wytrzyma³em <strong>–</strong> mówi<br />
wachman <strong>–</strong> krzykn¹³em po polsku coœ w rodzaju:<br />
uciekaj od p³otu cz³owieku, bo oni ciê zabij¹. Na<br />
to jeniec zdziwiony, ¿e niemiecki wachman mówi<br />
po polsku, odpowiedzia³ z flegm¹ i ironi¹ w g³osie:<br />
„Ty tak samo wiesz jak oni, ¿e mo¿ecie nas w dupê<br />
poca³owaæ”. Odwróci³ g³owê z uœmiechniêt¹ rozdziawion¹<br />
gêb¹ w kierunku SS-mana. Wtedy pad³<br />
strza³. „Bohater” z dziwnie g³upim uœmieszkiem<br />
poma³u usun¹³ siê na ziemiê. Dosta³ w <strong>pl</strong>ecy prosto<br />
w serce, kula przebila go na wylot. Zgin¹³ na miejscu.<br />
Potem wieczorem w koszarach d³ugo przyjaciele<br />
wachmani rozmawiali o tym zdarzeniu. Kaufmann<br />
nie móg³ odrzuciæ myœli, ¿e zastrzelony Polak, to ten<br />
sam partyzant, który zabi³ Hugona Petersa, pierwszego<br />
w³aœciciela swojego munduru. Porównuj¹c<br />
dobre, to to, że nie wolno było uderzyć jeńca wojennego, zabić<br />
jeńca wojennego, chyba że ucieka <strong>–</strong> wtedy tak. Ale jak nie ucieka,<br />
to nie wolno w ten sposób się zachowywać.
Fot. Internet<br />
Racja ¿ywnoœciowa, numery obozowe<br />
(nieœmiertelniki) i naczynia jeñca<br />
w stalagu XI A<br />
informacje z listu matki Petersa i zachowanie „bohatera”<br />
spod Warszawy, by³ przekonany, ¿e historia<br />
zatoczy³a sprawiedliwe ko³o. Mundur polskiego<br />
jeñca by³ przedziurawiony w identycznych miejscach<br />
jak mundur Petersa, który Kaufmann mia³ na sobie.<br />
SS-mana przeniesiono do innego obozu. Od czasu<br />
przyjazdu do stalagu tych kilku partyzantów spod<br />
Warszawy wydarzy³a siê jeszcze jedna tragiczna historia.<br />
Zmieniono komendanta obozu. Zosta³ nim<br />
Oberstleutnant Nieter. Nowy komendant zaostrzy³<br />
rygor. Po 17.00 nie wolno by³o wychodziæ jeñcom<br />
z baraku. Któregoœ dnia, póŸnym wieczorem, nagle<br />
odezwa³ siê alarm i rozleg³y strza³y. Rano przy przej-
mowaniu wachty podano wiadomoœæ, ¿e dwóch polskich<br />
jeñców zastrzelono przy drutach. Gdy przysz³a<br />
ta grupka „bohaterów z Kampinosu” do obozu, co<br />
kilka dni pod os³on¹ nocy by³y w³amania do magazynów<br />
z ¿ywnoœci¹. Widocznie internowani polscy<br />
partyzanci s¹dzili, ¿e w obozie, podobnie jak na<br />
wolnoœci, mo¿na <strong>bez</strong>karnie rabowaæ i <strong>pl</strong>¹drowaæ.<br />
Po tej tragedii definitywnie skoñczy³ siê problem<br />
z w³amaniami do magazynów.<br />
W koszarach miêdzy sob¹ Niemcy rozmawiali<br />
i doszli do wniosku, ¿e prawdopodobnie AK-owcy<br />
zginêli, bo naruszyli interesy starego wojska. Potem<br />
z polskich stajni (bo przeniesiono ich do murowanych<br />
starych stajni) dosz³o do tego, ¿e ci jeñcy utworzyli<br />
bandê przestêpcz¹ i prawdopodobnie w nocy<br />
handlowali kradzionym towarem.<br />
0
Kara śmierci za chrust<br />
Z jeñcami belgijskimi wachmani co jakiœ czas wychodzili<br />
po chrust do lasu. Chrust s³u¿y³ do palenia<br />
w ¿elaŸniakach. Bardzo chêtnie jeñcy belgijscy wychodzili<br />
z polskimi stra¿nikami 13 .<br />
Zaraz za bram¹ <strong>–</strong> kontynuuje Kaufmann <strong>–</strong><br />
dawaliœmy im luz. W lesie staraliœmy siê nie zauwa¿yæ,<br />
jak ciêli drewno w krótkie belki i k³adli na spodzie<br />
wózka. Na wierzchu œciête pniaki maskowali chrustem.<br />
Za kradzie¿ i ciêcie drzewa grozi³ s¹d polowy.<br />
Gdy z lasu podjechaliœmy do bramy, nagle pojawi³<br />
siê nowy kapitan, mianowany zastêpc¹ komendanta.<br />
Kazał wóz rozładowaæ. Wezwał kogoœ z obozowej<br />
Abwery. Oœwiadczono Kaufmannowi, ¿e za<br />
wspó³udzia³ w kradzie¿y drewna jutro o jedenastej<br />
bêdzie rozstrzelany. Belgijscy jeñcy zostan¹ na trzy<br />
miesi¹ce zamkniêci w karcerze. Gefrajter Kaufmann<br />
wiedzia³, ¿e Niemcy dla swoich byli <strong>bez</strong>wzglêdni.<br />
Powstaniec warszawski Leszek Droszcz<br />
Daliśmy im popalić, mimo tego że stosunki z nimi były zupełnie<br />
poprawne, a my <strong>–</strong> dzięki temu, że dawaliśmy niektórym co jakiś<br />
czas pudełko czekolady czy paczkę papierosów <strong>–</strong> mieliśmy z nimi<br />
sztamę. Potem nas użyli do wycinania drzew w lesie, drzew<br />
w parkach. Jak przychodziliśmy do parku (przyprowadzał nas<br />
wachman), to Niemcy krzyczeli z daleka: Na, die Elite kommt!<br />
(przychodzi elita!). Wiedzieli, że jesteśmy już na paczkach amerykańskich.
Karta pocztowa jeñca belgijskiego<br />
By³a to najd³u¿sza noc w jego ¿yciu. Napisa³ po-<br />
¿egnalny list do Janki w Pel<strong>pl</strong>inie. Wczeœnie rano<br />
z kilku baraków grupowi i belgijski m¹¿ zaufania<br />
poszli do dowódcy kompani z proœb¹ o darowanie<br />
mu ¿ycia. O godzinie jedenastej stawi³ siê u zastêpcy<br />
komendanta, a ten mu mówi: „tu podpisz”. Kaufmann<br />
by³ pewny, ¿e podpisuje zgodê na odes³anie<br />
jego osobistych rzeczy do domu. Odebra³ podpisany<br />
kwit, patrzy, a to przepustka na jego pierwszy<br />
i od razu siedmiodniowy urlop do domu. Na drugi<br />
dzieñ wyjecha³ do Pel<strong>pl</strong>ina do Janki. Po przyjeŸdzie<br />
z urlopu dowiedzia³ siê, ¿e Belgowie poszli do Ame-
Dok³adny scenariusz francuskiego teatru obozowego<br />
rykanów i zrobiono dwa du¿e wory zrzutki. Czekolada,<br />
miód, kawa, papierosy, puszki i nie wiadomo<br />
co jeszcze. W ten sposób ci nieszczêœnicy, którym<br />
pomaga³, uratowali mu ¿ycie. Wsiad³ w poci¹g<br />
do Berlina i przez Szczecin dojecha³ do Tczewa,<br />
a nastêpnie do Pel<strong>pl</strong>ina.
Urlop<br />
Szczêœciu, p³aczom i opowiadaniom nie by³o<br />
koñca. Gdy ju¿ emocje opad³y, tata Janki z politowaniem<br />
spojrza³ na przestrzelony mundur przyszłego<br />
ziêcia. Jan Nawatzki by³ mistrzem krawieckim<br />
i starszym cechowym. Mia³ dwóch czeladników<br />
i dziewiêciu uczniów. By³ jedynym w okolicy, który<br />
szy³ ksiê¿om sutanny. Jednym z wyró¿niaj¹cych siê<br />
uczniów by³ Serocki. Serocki otrzyma³ od majstra kupon<br />
dobrego wojskowego materia³u i na miarê uszy³<br />
Kaufmanowi mundur na krój oficerski. Mia³ to byæ<br />
mundur jednoczeœnie do œlubu. Czeladnik Serocki<br />
mundur ten uszy³ w dwa dni. Kaufmann wygl¹da³<br />
w nim jak niemiecki genera³. Z przysz³ym szwagrem<br />
w nowym mundurze pojecha³ do Gdañska<br />
po pierœcionek zarêczynowy i obr¹czki. Dwóch<br />
dziwnych elegancików przed jubilerskim sklepem<br />
na ulicy D³ugiej podpad³o niemieckiemu Schupo.<br />
Policmajster z potê¿nym wilczurem d³ugo sprawdza³<br />
dokumenty szwagrów, z przydzia³em na zakup<br />
obr¹czek w³¹cznie. Pies krêci³ siê ko³o nogi policjanta<br />
i nie móg³ spokojnie usiedzieæ. Policjant co<br />
chwilê go uspokaja³. W koñcu pies podniós³ nogê<br />
i d³ugo sika³ na nogawkê spodni nowego munduru<br />
Kaufmanna. Dwaj proœci ¿o³nierze Wehrmachtu<br />
ca³¹ powrotn¹ drogê pok³adali siê ze œmiechu. Kaufmann<br />
przyj¹³ to zdarzenie jako gwarancjê d³ugiego,
Zwolnienie Kaufmanna do cywila<br />
szczêœliwego ¿ycia z ukochan¹ dziewczyn¹. W Pel<strong>pl</strong>inie<br />
spodnie munduru wyprano.<br />
Na drugi dzieñ Kaufmann ubra³ cywilne ciuchy,<br />
co by³o zabronione, wsiad³ na rower i z ulicy Koœciuszki<br />
pojecha³ rowerem pod sklep Keisser-Kafe-<br />
Gesheft, gdzie pracowa³a Janka. Ulica Koœciuszki<br />
³¹czy siê ze Starogardzk¹. Do Katedry jest z górki.<br />
Kaufmann szczêœliwy, pogwizduj¹c, z górki jecha³<br />
<strong>bez</strong> trzymania. Na moœcie rzeki Wierzycy sta³ Schupo.<br />
Zatrzyma³ weso³ego szczêœciarza. Ten zblad³.<br />
Policjant mówi do niego: „Klucze do roweru masz?”.<br />
„Mam”, odpowiedzia³ dygocz¹c ze strachu przysz³y<br />
¿onkoœ. „Dawaj” <strong>–</strong> i poma³u odkrêci³ hamulec, poluzowa³<br />
nakrêtkê kierownicy, wyci¹gn¹³ j¹ i wyrzuci³<br />
przez most do rzeki. Oddaj¹c klucz powiedzia³:<br />
„Teraz mo¿esz jechaæ, tobie kierownica nie jest potrzebna”.<br />
Mrucz¹c pod nosem doda³ po niemiecku<br />
coœ w rodzaju: tu musi byæ ³ad i porz¹dek.
Powrót z urlopu<br />
Mimo tego zdarzenia humor i radoœæ nie opuszcza³a<br />
narzeczonych. Dano na zapowiedzi i wyznaczono<br />
szybki termin œlubu. Stary mundur ojciec Janki schowa³<br />
do piwnicy, by zgodnie z ¿yczeniem pani Peters,<br />
oddaæ go jej po wojnie na pami¹tkê po zabitym<br />
synu. W nowym mundurze Kaufmann stawi³ siê po<br />
urlopie wAltengrabow. Przywióz³ trzy dobre wódki,<br />
wêdzonki i swojsk¹ wêdzon¹ kie³basê. Poszed³<br />
z tym wszystkim do swojego prze³o¿onego, po³o¿y³<br />
na stole i zameldowa³ siê po powrocie z urlopu.<br />
Jednoczeœnie poprosi³ o drugi urlop na zawarcie<br />
zwi¹zku ma³¿eñskiego. Podporucznik, wdziêczny<br />
za „pami¹tki” z Pel<strong>pl</strong>ina, wyrazi³ zgodê. Kaufmann<br />
zaliczy³ nastêpne siedem dni urlopu. Alkohol i papierosy<br />
by³y na kartki i jako cenny towar zamienny<br />
zosta³y w Pelpinie wykupione, a nastêpnie zawiezione<br />
do Altengrabow. Z Belgem na szmugiel<strong>pl</strong>acu<br />
zamieni³ dwie butelki czystej wódki i wêdzonkê na<br />
du¿y, piêkny z³oty zegarek marki Schaffhausen 14 .<br />
4 Powstaniec warszawski Jerzy Oględzki<br />
Był taki głód i koledzy byli tak niewytrzymali, że sprzedawali:<br />
na przykład Longinesa czy Patka można było kupić za półtora<br />
bochenka chleba. Niemcy wykorzystywali to niemiłosiernie. Apelowałem<br />
do kolegów: „Koledzy, powstrzymajcie się trochę! Dadzą<br />
więcej!”, nic nie pomagało. Ale kto chce jeść, to na co mu zegarek.<br />
Ja miałem Longinesa lotniczego <strong>–</strong> dawali mnie [niezrozumiałe] bochenków,<br />
ale nie dałem.
Stalag XI A poma³u z polskich jeńców pustosza³.<br />
Coraz wiêcej jeñców wszystkich narodowoœci poza<br />
Rosjanami zwalniano do cywila .<br />
Po łaźni dochodzę do wieżyczki ze strażnikiem Niemcem i mówię<br />
do niego: „Słuchaj, masz sto marek za eins Brot, za jeden chleb”.<br />
To zaczął karabinem... Mówię: „Pocałuj mnie w siedzenie! Tutaj ci<br />
strzelać nie wolno! Jak bym był za drutami, to tak, a tutaj to [nie]”.<br />
Mówię: Zwei hundert Mark, eins Brot<strong>–</strong> dwieście marek za jeden<br />
chleb. I zgłupiał, bo przecież on żołdu tyle nie miał. Ale pyta się<br />
mnie: „Słuchaj, to są dobre marki?”. Mówię: „Dobre, Deutsche, niemieckie<br />
marki!”. Trochę po niemiecku umiałem, bo w gimnazjum<br />
mechanicznym na Okęciu Paluchu przed wojną był język niemiecki.<br />
W [wielu] szkołach był język niemiecki [jako] techniczny,<br />
trochę człowiek musiał się nauczyć. Ale on mówi, że dopiero za<br />
dwadzieścia cztery godziny będzie miał służbę. Mówię: „Trudno”.<br />
I mówi: „Za jeden chleb?!”. „Słuchaj, jak byłbyś chory na czerwonkę<br />
i miał marki, to co ci z tych marek, jak nie masz co jeść, jest<br />
głód i nie ma lekarstwa?”. Mówi, że dopiero za dwadzieścia cztery<br />
godziny, ale bardzo dobry był człowiek. Mówi: „A może jeszcze coś<br />
zamiast chleba?”<br />
Fragment listu do jeńca Stefana Stachowiaka. Arb. kom. 299<br />
Stalag XI A<br />
Jak ci pisałam Sabka pracuje w straży więziennej w Białej Podlaskiej.<br />
Donoszę Ci kochany Stefku o jednej rzeczy, która Cię zaciekawi,<br />
a mianowicie Mundek Marzyński, który był razem z Tobą<br />
w szpitalu, powrócił przed kilkoma tygodniami z niewoli, a zapytany<br />
o Ciebie, powiedział mi, że dobrze wyglądasz, że operacja<br />
udała się i że wyjechałeś na roboty. Został on zwolniony w dniu<br />
1.IX.1940. A pojechał do domu w pierwszych dniach maja. Pozdrawiam<br />
Cię w jego imieniu.<br />
Kończąc przesyłam Ci moc pozdrowień od całej rodziny od kolegów<br />
z którymi pracowałeś przed wojną. Jednocześnie pozdrawia<br />
Cię Kot i Zaręba, którzy zostali zwolnieni z wojska oraz szereg innych<br />
osób, którzy Ci dobrze życzą. i pragną Twojego szczęśliwego<br />
powrotu.
Zdrowych wachmanów podmieniano niemieckimi<br />
weteranami. Zdarza³o siê, ¿e niektórzy mieli po<br />
piêædziesi¹t lat i byli po licznych wyleczonych kontuzjach<br />
.<br />
Zaczê³y siê naloty dywanowe aliantów na Magdeburg<br />
i Hannower. ¯o³nierzy Wehrmachtu z Altengrabow<br />
wywo¿ono do pomocy przy ratowaniu<br />
cywili i odgruzowaniu ulic. Po jednym z nalotów,<br />
Kaufmanna wraz z kolegami wywieziono do Hannoweru.<br />
Wszyscy ¿o³nierze odgruzowywali zawalone<br />
domy. Z gruzów wydobywano rannych, lecz<br />
w wiêkszoœci zw³oki cywilów. Po kilku dniach <strong>pl</strong>uton<br />
Kaufmanna zawieziono na przedmieœcia Magdeburga<br />
17 .<br />
Relacja powstańca warszawskiego Leszeka Droszcza<br />
Zarządzili ewakuację. Wyszliśmy na szosę, wachmani razem<br />
z nami. Wachmani to był Volksturm, to były stare dziady, już sfatygowane<br />
życiem. Maszerujemy. Jak myśmy się dorwali do szosy,<br />
to rozpuściliśmy pedały jak cholera! A szkopy truchtem za nami!<br />
Ledwie nadążali! Daliśmy im popalić, mimo tego że stosunki z nimi<br />
były zupełnie poprawne, a my <strong>–</strong> dzięki temu, że dawaliśmy<br />
niektórym co jakiś czas pudełko czekolady czy paczkę papierosów<br />
<strong>–</strong> mieliśmy z nimi sztamę. Potem nas użyli do wycinania drzew<br />
w lesie, drzew w parkach. Jak przychodziliśmy do parku (przyprowadzał<br />
nas wachman), to Niemcy krzyczeli z daleka: Na, die Elite<br />
kommt! (przychodzi elita!). Wiedzieli, że jesteśmy już na paczkach<br />
amerykańskich.<br />
Powstaniec warszawski Janusz Seweryn Kent<br />
Nie, jeszcze nie. Byłem w obozie <strong>–</strong> to był chyba wrzesień czy październik,<br />
jak mnie tam wieźli. Przywieźli mnie w końcu do obozu<br />
w Altengrabow. Leżałem w szpitalu, zrobili mi jeszcze operację, po-
Tam pracowali przy odgruzowaniu terenu<br />
w pobli¿u przeciwlotniczej wie¿y strzelniczej.<br />
W pewnej chwili przeraŸliwie zawy³y syreny.<br />
W potê¿nych megafonach podano, ¿e na miasto<br />
nadlatuje kilkaset samolotów wroga, by ponowiæ<br />
bombardowanie. Nastêpny komunikat przez uliczne<br />
megafony by³ zapowiedzi¹ zbli¿aj¹cej siê tragedii.<br />
Minê³o kilka minut, gdy spiker w radio<br />
zacz¹³ wrzeszczeæ: „Ratuj siê kto mo¿e, wszyscy<br />
obowi¹zkowo maj¹ zejœæ do schronów!” Bunkier przy<br />
przeciwlotniczej wie¿y by³ pe³en ludzi. Kaufmann<br />
zacz¹³ biec do drugiego bunkra. Nie zd¹¿y³. Zaczê³o<br />
siê piek³o. Nie by³o gdzie siê ukryæ. Wycie syren,<br />
huk spadaj¹cych potê¿nych bomb i d³ugie serie karabinów<br />
maszynowych spowodowa³y, ¿e zakry³ g³owê<br />
rêkoma i przysiad³ na metalowych skrzynkach,<br />
tu¿ przy belce wysokiej wie¿y strzelniczej. Wokó³<br />
nie by³o ¿ywej duszy. Z wie¿y po schodach susa-<br />
prawili mi gips, bo wszystko się rozpadało. Polski lekarz, też jeniec<br />
wojenny, dbał o mnie. Był ciekawy moment: jak przyjechaliśmy do<br />
obozu i zaczęli nas rozładowywać, to zrobił się alarm. Okazało<br />
się, że leciała armada bombowców alianckich i <strong>–</strong> też się wierzyć<br />
nie chciało <strong>–</strong> lecieli w trzech liniach, eskadra za eskadrą. Nam nie<br />
wolno było się ruszać, chodzić ani nic. Na początku leciał jeden<br />
samolot. Pierwszy samolot, który leciał, zrzucił mały spadochron<br />
na początku obozu <strong>–</strong> zdaje się, czerwonego koloru. Jak był po drugiej<br />
stronie obozu, to zrzucał spadochron z zielonym kolorem, tak<br />
że dawał znać, że na ten teren nie wolno żadnych bomb zrzucać<br />
(to był olbrzymi obóz). Ale zaczęło się od jeszcze jednego nalotu<br />
na stacji w Magdeburgu. To był dzień najcięższego nalotu, jaki<br />
Magdeburg w ogóle miał.
mi w dó³ bieg³ ¿o³nierz. Wyrwa³ spod Kaufmanna<br />
dwie metalowe ciê¿kie skrzynki i krzykn¹³: „Bierz<br />
dwie i na górê!” Tak z amunicj¹ biegali kilka razy.<br />
Gdy byli u góry na <strong>pl</strong>atformie, zauwa¿yli nurkuj¹cy<br />
prosto na wiê¿ê samolot. Niemca, który podawa³<br />
skrzynkê z taœmami amunicji, kula trafi³a w nogê.<br />
Pocisk rozerwa³ mu têtnicê wysoko przy pachwinie.<br />
Trafiony ¿o³nierz upuœci³ skrzynkê z amunicj¹, nie<br />
móg³ utrzymaæ równowagi i cofa³ siê, kuœtykaj¹c na<br />
jednej nodze.<br />
Po chwili „usiad³” w otwór, blokuj¹c swoim<br />
cia³em zejœcie z wie¿y. W tej pozycji, brocz¹c krwi¹,<br />
po kilku minutach skona³. Dwóch strzelców <strong>bez</strong><br />
przerwy strzela³o w kierunku nadlatuj¹cych samolotów.<br />
Ciê¿ki karabin maszynowy trz¹s³ cia³em jednego<br />
z nich. Ryczeli na Kaufmanna, by podawa³<br />
im skrzynki z amunicj¹. Gdy zatrzasnêli w zamku<br />
kolejn¹ now¹ taœmê z nabojami, trafi³a ich seria<br />
z nadlatuj¹cego myœliwca. Zginêli obydwaj prawie<br />
równoczeœnie. Kaufmann siedzia³ skulony ze strachu<br />
przy cekaemie. Nad g³ow¹ bzyka³y mu dziwne<br />
„chrab¹szcze”. Dziwi³ siê, sk¹d tu na wie¿y jesieni¹<br />
chrab¹szcze. Dopiero po chwili dotar³o do niego, ¿e<br />
to kule bzykaj¹ mu nad uchem. Uœwiadomi³ sobie,<br />
¿e za chwilê zginie. Instynkt samozachowawczy pokona³<br />
strach. Odsun¹³ zabitego strzelca, zaj¹³ jego<br />
miejsce i wyj¹c ze strachu, wycelowa³ w nadlatuj¹cy<br />
samolot. Krzycz¹c przeraŸliwie, strzela³ nieustannie<br />
tak d³ugo, a¿ karabin przesta³ strzelaæ. Nagle zrobi³o<br />
0
siê cicho. Powoli z kurzu wy³ania³ siê obraz zniszczeñ.<br />
Gdy ¿o³nierze wyszli ze schronów, weszli na<br />
wie¿ê. Ktoœ coœ mówi³, œciska³ mu d³oñ. Sprowadzili<br />
go na dó³, klepali po <strong>pl</strong>ecach. Dowódca baterii<br />
przeciwlotniczej wyznaczy³ Kaufmanna do odznaczenia.<br />
Po kilku dniach na apelu, w obecnoœci<br />
swojego batalionu, zosta³ odznaczony ¯elaznym<br />
Krzy¿em i rozkazem dowódcy wys³any na piêæ dni<br />
urlopu. Gdy przyjecha³ do Pel<strong>pl</strong>ina, wszyscy ju¿ mówili<br />
o rych³ym koñcu wojny. Po urlopie zameldowa³<br />
siê w Altengrabow, by po kilku dniach znaleŸæ<br />
siê ponownie w Hannowerze. Na jednej z bocznych<br />
ulic na przedmieœciu Hannoweru, podczas odgruzowania<br />
zawalonego domu, us³yszeli wo³anie<br />
o pomoc. Serce Kaufmanna zaczê³o biæ szybciej,<br />
nie móg³ sobie poradziæ z du¿ymi kawa³ami gruzu.<br />
Zacz¹³ przeklinaæ po polsku i z wœciek³oœci¹ waliæ<br />
kilofem. Nagle us³ysza³ g³osy dzieci wo³aj¹cych<br />
po polsku o pomoc. Gdy ju¿ dotarli do zawalonej<br />
piwnicy, zobaczyli trójkê wyg³odnia³ych, zabrudzonych<br />
i zap³akanych dzieci. W pomieszczeniu obok,<br />
odciêci przez zwa³y gruzu, byli ¿ywi rodzice maluchów.<br />
Radoœæ i szczêœcie ogarnê³y polsk¹ rodzinê,<br />
która z polskich kresów zosta³a wywieziona na roboty<br />
do Niemiec. Wœród nich wyró¿nia³a siê najstarsza,<br />
oœmioletnia, rezolutna i œliczna czarnulka.<br />
Opowiada³a niemieckiemu ¿o³nierzowi, ¿e tatuœ<br />
robi buty dla Niemców. Potem popatrzy³a dziwnie<br />
na mówi¹cego po polsku niemieckiego ¿o³nierza
i z niedowierzaniem zapyta³a: „A co pan tu robi dla<br />
Niemców?”. Zrobi³o mu siê g³upio. Nie odpowiedzia³<br />
od razu, tylko z kieszeni wyci¹gn¹³ czekoladê<br />
i poda³ ma³ej gadulskiej, po chwili mówi¹c cicho:<br />
„Taki to los, taki to los, moje dziecko”. Gdy podawa³<br />
jej czekoladê, zauwa¿y³, ¿e obur¹cz trzyma³a<br />
brudny pomiêty zeszyt zawiniêty w rulonik. Zapyta³,<br />
co tam tak mocno trzyma w rêku. Odpowiedzia³a,<br />
¿e mamusia przepisa³a jej z jakiejœ ksi¹¿ki bajeczkê<br />
o Andrzejku, by z niej uczyæ siê pisaæ i czytaæ po<br />
polsku.<br />
W lipcu 1944 roku Kaufmannowi urodzi³a siê córka<br />
Rita. Gdy jecha³ na urlop do Pel<strong>pl</strong>ina obejrzeæ po<br />
raz pierwszy swoje oczekiwane i ukochane dziecko,<br />
partyzanci rozkrêcili tory na trasie Chojnice <strong>–</strong> Starogard,<br />
poci¹g siê wykolei³ i rannego Kaufmanna<br />
zawieziono do szpitala w Gdañsku. Po podleczeniu<br />
uznano go niezdolnym do dalszego pe³nienia s³u¿by<br />
wojskowej. Wszyscy odradzali mu powrót do rodzinnego<br />
domu. Ostrzegali przed zbli¿aj¹cymi siê Rosjanami,<br />
upominali, ¿e Rosjanie <strong>bez</strong>litoœnie go zabij¹.<br />
Jednak mi³oœæ do ¿ony i dziecka by³a wiêksza, ni¿<br />
strach przed radzieckim wojskiem. Liczy³ siê z tym,<br />
¿e mo¿e byæ rozstrzelany, gdy nadejd¹ Rosjanie. Ba³<br />
siê, ¿e mieszkañcy Pel<strong>pl</strong>ina donios¹ Rosjanom, ¿e<br />
by³ on niemieckim ¿o³nierzem, niemieckim wachmanem<br />
w Stalagu XI A 341 w Altengrabow, gdzie<br />
z g³odu i zimna zginê³o kilkadziesi¹t tysiêcy jeñców<br />
radzieckich. Mimo to wróci³ do swoich bliskich,
y³o mu wszystko jedno, chcia³ razem z ¿on¹, córk¹<br />
i ca³¹ rodzin¹ wspólnie dzieliæ los.<br />
Przed wejœciem Rosjan do Pel<strong>pl</strong>ina dwa niemieckie<br />
mundury i wojskowe buty w³o¿ono do skrzyni<br />
i zakopano w ogródku pod grusz¹ przy ulicy<br />
Koœciuszki 22. Gdy ju¿ Rosjanie byli kilka kilometrów<br />
od Pel<strong>pl</strong>ina, z ¿on¹ i córk¹ pojecha³ do Skórcza,<br />
do krewnych <strong>–</strong> Amalii i Stefana Kowalskich<br />
<strong>–</strong> by tam przeczekaæ gor¹cy okres wyzwolenia. Po<br />
Skórczu krêci³o siê jeszcze kilku niemieckich niedobitków.<br />
Wieczorem zapukano do drzwi mieszkania<br />
Fot. muzeum w Łambinowicach<br />
Stalag XI A baraki polskiej kompanii inwalidzkiej
Kowalskich. Przybysze byli prawie dzieæmi <strong>–</strong> jeden<br />
mia³ osiemnaœcie, a drugi dziewiêtnaœcie lat,. Obaj<br />
brudni, g³odni, przemêczeni i obdarci <strong>–</strong> byli to wycofuj¹cy<br />
siê niemieccy ¿o³nierze. Prosili Kaufmanna<br />
o cywilne ubrania i jedzenie. Mówili, ¿e chodzili<br />
od domu do domu i prosili o pomoc, jednak do<br />
tej pory nikt im pomocy nie udzieli³. Wujek Stefan<br />
wpuœci³ ich do domu, podarowa³ nieszczêœnikom<br />
dwie marynarki i zaopatrzy³ w jedzenie. Chcia³ ich<br />
przenocowaæ na strychu, lecz wszyscy bali siê,<br />
¿e „Ruscy” jak ich znajd¹, to ca³¹ rodzinê rostrzelaj¹.<br />
Wujek Kowalski da³ nieszczêœnikom klucz<br />
od chlewika i powiedzia³, ¿e tam w s³omie maj¹<br />
przeczekaæ do rana. Rano o godzinie ósmej na podwórzu<br />
ju¿ krêcili siê Rosjanie, <strong>pl</strong>¹drowali kurniki<br />
w poszukiwaniu kur i jajek. Ciocia Amalia zawo³a³a<br />
wszystkich do okna i zza firan przera¿eni ogl¹dali<br />
potworny dramat. Kilku Rosjan wyci¹ga³o z chlewika<br />
zziêbniêtych i zaspanych Niemców. Rosjanie ich<br />
obszukali, jednemu wyjêli z kieszeni papierosy, po<br />
chwili podprowadzili do drzewa, jeszcze chwilê rozmawiali,<br />
a potem skoœnooki Rosjanin strzeli³, celuj¹c<br />
z pistoletu w ty³ g³owy jednemu z nich. Drugi Niemiec<br />
odwróci³ siê, ukl¹k³ i zacz¹³ p³akaæ, b³agaj¹c,<br />
by darowali mu ¿ycie. Z³o¿y³ rêce jak do modlitwy,<br />
wtedy ten sam Rosjanin strzeli³ klêcz¹cemu w klatkê<br />
piersiow¹. Gdy Niemiec upad³ na ziemiê, dobito go<br />
strza³em w ty³ g³owy. Zamordowanych z zimnym<br />
wyrachowaniem ch³opców w niemieckich mundu-
ach Rosjanie, zapaliwszy „zdobyczne” papierosy,<br />
pozostawili pod drzewem i odeszli. Œwiadkowie tej<br />
egzekucji p³akali jak dzieci. Kaufmann zrozumia³, ¿e<br />
pozostaj¹c w Pel<strong>pl</strong>inie, móg³ podzieliæ los dwóch<br />
przed chwil¹ zabitych nieszczêœników. Wujek Stefan<br />
do koñca ¿ycia mia³ wyrzuty sumienia i obwinia³<br />
siebie za œmieræ m³odych Niemców, za to, ¿e<br />
nie udzieli³ im schronienia, gdy w nocy prosili go<br />
o nocleg. Po dwóch dniach Roman Kaufmann z wujkiem<br />
Stefanem pod tym samym drzewem pochowali<br />
zamordowanych ¿o³nierzy Wehrmachtu. S¹siedzi,<br />
poproszeni o pomoc w pochówku, ponownie ze<br />
strachu odmówili. PóŸniej siê okaza³o, ¿e œwiadkami<br />
tego morderstwa byli równie¿ s¹siedzi Kowalskich,<br />
którzy nie udzielili Niemcom pomocy i schronienia.<br />
Po wojnie Kaufmann napisa³ krótki list do pani<br />
Peters z informacj¹, ¿e prze¿y³ wojnê i chce spe³niæ<br />
jej proœbê i odes³aæ mundur jej zabitego syna. Po<br />
jakimœ czasie otrzyma³ poczt¹ zwrotn¹ swój list ze<br />
stem<strong>pl</strong>em „adresat nieznany”. Czas zabliŸni³ rany,<br />
lecz do dziœ dnia w tym samym miejscu le¿¹ zakopane<br />
mundury Kaufmanna i dwie zapomiane ¿o³nierskie<br />
mogi³y i tylko co jakiœ czas wspomienia<br />
wracaj¹, do Altengrabow, do opisanych zdarzeñ.
Spotkanie w 1946 roku<br />
W 1946 roku Kaufmann, stoj¹c w Starogardzie<br />
w kolejce po ryby w sklepie pana Streyla³a, zauwa¿y³<br />
dziwnie znajom¹ twarz. Przed nim sta³ Franciszek<br />
Doñczyk, sekretarz Leona Hoffmanna ze Stalagu XI A<br />
w Altengrabow. Kaufmann podszed³ do niego i powiedzia³:<br />
„Dzieñ dobry, poznaje mnie pan?” Doñczyk<br />
odpowiedzia³, ¿e nie. Wtedy Kaufmann powiedzia³,<br />
¿e wtedy w obozie byli po przeciwnych stronach.<br />
Doñczyk, zmieszany, powiedzia³, ¿e teraz ju¿ po<br />
wojnie jesteœmy razem i trzeba zapomnieæ tamte z³e<br />
czasy i sobie pomagaæ. Kaufmann mu na to: „Niech<br />
pan mi nie próbuje pomagaæ, pan ju¿ w obozie moim<br />
kolegom ze Œl¹ska tak pomóg³, ¿e dostali skierowanie<br />
na wschodni front i krótko po tym zostali zabici.<br />
Pan musi sam sobie odpowiedzieæ, czy ma pan<br />
krew na rêkach. Pozostawiam to do rozstrzygniêcia<br />
pañskiemu sumieniu”. Doñczyk, blady na twarzy jak<br />
œciana, odwróci³ siê i odszed³. Krótko po tym spotkaniu<br />
wyjecha³ ze Starogardu w nieznanym kierunku<br />
i zagin¹³ <strong>bez</strong> wieœci. W 1948 roku do mieszkania<br />
Kaufmannów na ulicy Gdañskiej zapukano do drzwi.<br />
W progu sta³ barczysty mê¿czyzna i prosi³ o chwilê<br />
rozmowy. Nazywa³ siê Hildebrand i by³ z okolic Tucholi<br />
ko³o Chojnic. W czasie kampanii wrzeœniowej<br />
w 1939 roku dosta³ siê do niemieckiej niewoli i jako<br />
jeñca skierowano go wraz z pozosta³ymi przy ¿yciu
kolegami do obozu w Altengrabow Stalag XI A 341.<br />
Tam, jak wszystkim polskim jeñcom, odbierano<br />
do polskiego depozytu pieni¹dze prywatne i przeznaczone<br />
na ¿o³d dla polskich ¿o³nierzy, a tak¿e<br />
kosztownoœci, dokumenty w³asne oraz powierzone<br />
im przez rannych i zabitych kolegów pami¹tki<br />
z proœb¹ o dorêczenie po wojnie ich rodzinom. Po<br />
dwóch miesi¹cach pobytu w stalagu Hildebrand<br />
zosta³ wraz innymi jeñcami z Pomorza zwolniony<br />
do cywila. W Altengrabow polscy jeñcy funkcyjni,<br />
urzêduj¹cy we w³adzach obozowych, z g³ównym<br />
mê¿em zaufania na czele i jego sekretarzem, mieli<br />
wy³¹cznoœæ na gospodarowanie maj¹tkiem depozytowym.<br />
Wychodz¹cych do cywila polskich<br />
jeñców nazywali pogardliwie „volksdojczami” i celowo<br />
utrudniali im zwroty depozytów, szczególnie<br />
tych wartoœciowych. Hildenbrandowi, podobnie,<br />
jak wielu jego kolegom, nie zwrócono depozytów,<br />
gdy przechodzili do cywila. Hildebrand otrzyma³<br />
informacjê, ¿e ¿aden ¿o³nierz niemiecki od szeregowca<br />
pocz¹wszy, a skoñczywszy na dowódcach<br />
Stalagu XI A, nie mia³ stycznoœci i nie zarz¹dza³ polskimi<br />
depozytami. Zajmowali siê tym wy³¹cznie polscy<br />
mê¿owie zaufania, to by³a ich wy³¹czna domena<br />
i to ich powinien Hildebrand odnaleŸæ. Kaufmann<br />
powiedzia³, ¿e w 1946 roku widzia³ i rozmawia³<br />
z Doñczykiem, lecz drogi ich siê rozesz³y i miejsca<br />
pobytu Dończyka nie zna.
Epilog<br />
Kaufmann doczeka³ się póŸnej staroœci. Urodzona<br />
w 1944 roku córka Rita jest dziœ cenionym adwokatem,<br />
a syn urodzony w 1946 roku emerytowanym<br />
nauczycielem. Mimo dziewiêædziesiêciu dwóch lat,<br />
Kaufmann codziennie z synem po œniadaniu spaceruje<br />
do oddalonej od mieszkania o sto metrów<br />
³awki. Podczas tych spacerów zawsze opowiada<br />
swoje przygody wojenne. Mimo podesz³ego wieku,<br />
pamiêta wszystko ze szczegó³ami. Pewnego razu<br />
na „ich ³aweczkê” ko³o przystanku autobusowego<br />
usiad³a elegancka pani. Stała siê mimowolnym œwiadkiem<br />
rozmowy ojca z synem. Us³ysza³a opowieœæ<br />
o nalotach na Hannower i o tym, jak Kaufmann wraz<br />
z Brockim wydoby³ z piwnic zbombardowanego<br />
domu polsk¹ rodzinê. Po chwili ze ³zami w oczach<br />
powiedzia³a, ¿e to ona z rodzeñstwem i rodzicami<br />
została przywalona podczas bombardowania, ¿e do<br />
dziœ dnia ma w domu ten zeszyt, z którego uczy³a<br />
siê czytaæ i pisaæ po polsku. Umówiliœmy siê, by<br />
opowiedzia³a swoj¹ historiê. Okaza³o siê, ¿e t¹ rezolutn¹<br />
kilkuletni¹ dziewczynk¹ by³a pani Jadwiga<br />
Czerwiñska. Dawna Jadzia, a dzisiaj ju¿ pani Jadwiga,<br />
przy kawie i ciasteczkach zaczê³a opowiadaæ<br />
swoj¹ historiê.<br />
W Hamburgu w obozie przejœciowym znalaz³a<br />
siê Krystyna Wiœniewska z mê¿em, dwiema córka-
mi i synem. Jadwiga by³a najstarsza z rodzeñstwa<br />
Na skutek dzia³añ band UPA rodzina Wiœniewskich<br />
uciek³a do miejscowoœci Sarny, a potem do Równego.<br />
Stamt¹d zostali wywiezieni do Niemiec.<br />
W wagonach bydlêcych jechali kilka dni do Hamburga.<br />
W Hamburgu w obozie przejœciowym wszyscy<br />
zostali odwszawieni, a chorych przekazywano<br />
do lazaretów. Po akcji spisywania wszystkie dzieci<br />
chciano odebraæ rodzicom, by je zniemczyæ na<br />
wzór dzieci zamojskich, „ ale, ¿e nas potraktowano<br />
jak ochotników, wiêc po kilku interwencjach<br />
do w³adz niemieckich dzieci pozostawiono przy<br />
rodzicach. Pamiêtam taki moment, jak oddzielono<br />
nas od rodziców. Byliœmy nago, po dezynfekcjach.<br />
Trzyma³am rodzeñstwo za rêce i us³ysza³am krzyk:<br />
„Trzymaj je mocno, by siê nie zgubi³y!”. Wokó³ nas<br />
by³o du¿o dzieci. Potem wywieziono nas do Hannoweru.<br />
W tym mieœcie byliœmy zgromadzeni w bardzo<br />
du¿ym pomieszczeniu. Przyje¿d¿ali tu przyszli<br />
pracodawcy i wybierano si³ê robocz¹ <strong>–</strong> jak niewolników.<br />
Nasza rodzina pozosta³a na koñcu. Prawdopodobnie<br />
z powodu trójki ma³ych dzieci. No i tata<br />
nasz by³, niestety, inwalid¹.<br />
W koñcu przyjecha³a Niemka i zabra³a nas do<br />
siebie na gospodarstwo. Prawdopodobnie bardziej<br />
z litoœci, ni¿ rzeczywistej potrzeby. Ze strony<br />
kobiet mieszkaj¹cych na wsi spotyka³yœmy siê<br />
z ¿yczliwoœci¹. Mama z tat¹ pracowali. By³a jesieñ. Ja<br />
<strong>–</strong> mówi pani Jadwiga <strong>–</strong> jako najstarsza zajmowa³am
siê opiek¹ nad m³odszym rodzeñstwem. Na Wo³yniu<br />
dodatkowo uczy³am siê jêzyka niemieckiego. Niemieckiego<br />
uczy³am siê od nauczycielki, ¯ydówki<br />
z Warszawy. Krótko przed zim¹, po zakoñczeniu<br />
wykopków buraków i ziemniaków, tata jako dobry<br />
szewc zosta³ skierowany do pracy w warsztacie szewskim<br />
w Hanowerze. W³aœcicielem du¿ego warsztatu<br />
szewskiego by³ Niemiec <strong>–</strong> nazista. Mama pracowa³a<br />
w szkole jako sprz¹taczka. Ja zajmowa³am siê do<br />
koñca wojny m³odszym rodzeñstwem. Dostaliœmy<br />
mieszkanie, kartki ¿ywnoœciowe, mimo to by³a bieda.<br />
Sta³ym po¿ywieniem by³y ziemniaki polane s³odkim<br />
syropem z buraków cukrowych. Od czasu do czasu<br />
po cichu pukano w nasze okno i wrzucano nam<br />
ubrania i nieraz paczki z wy¿ywieniem. Tata mówi³,<br />
¿e w pobli¿u naszego mieszkania (mieszkaliœmy na<br />
obrze¿ach miasta) by³ obóz polskich jeñców wojennych.<br />
Nie wiem, sk¹d rodzice mieli polskie gazety.<br />
Tata nam je przynosi³, byœmy mogli siê uczyæ czytaæ<br />
po polsku. Sama siê uczy³am i pomaga³am siostrze<br />
i bratu w poznawaniu liter. Niemcy chcieli przyj¹æ<br />
nas do szko³y, lecz warunkiem przyjêcia by³o podpisanie<br />
Volkslisty III grupy. Rodzice odmówili. Z tego<br />
powodu nas do szko³y nie przyjêto. Pisaæ i czytaæ<br />
po polsku uczyliœmy siê z przypadkowo dostêpnych<br />
broszur i ksi¹¿eczek. Niektórych wierszyków<br />
uczyliœmy siê na pamiêæ. W czasie bombardowañ<br />
chowaliœmy siê do schronów razem z Niemcami. Na<br />
skutek bombardowañ ziemia dr¿a³a.<br />
0
Pobyt w Lager Dornick/Emmerich<br />
Mimo ¿e nie chcieliœmy byæ razem w schronach<br />
z Niemcami, to w obawie o utratê ¿ycia chowaliœmy<br />
siê. Kiedyœ rodzice podczas bombardowania zeszli<br />
z nami do piwnicy. Zbombardowano nasz dom.<br />
Byliœmy tam przysypani i odciêci od œwiata przez<br />
kilka dni. Odkopali nas niemieccy ¿o³nierze. Rodzice<br />
i ja rozmawialiœmy z jednym z nich po polsku.<br />
Wojna siê ju¿ koñczy³a. Nasz¹ rodzinê wyzwolili Anglicy<br />
i Amerykanie. Wtedy po raz pierwszy w ¿yciu<br />
widzia³am Murzyna. Przywieziono nas 18 wrzeœnia<br />
1945 do DP- Lager Dornick/Emmerich. Stamt¹d do<br />
Lubeki, a nastêpnie statkiem RAGNE do Polski, do<br />
Gdyni. Statek by³ niemiecki, z niemieck¹ za³og¹, lecz<br />
dowodzili nim Amerykanie. Podró¿ siê przeci¹ga³a,<br />
poniewa¿ morze by³o zaminowane. Z tej podróży<br />
statkiem pamiêtam nastêpuj¹ce zdarzenie. W mesie<br />
mówiono nam, ¿e wœród nas wraca do kraju poeta<br />
Ga³czyñski. Dla mnie, jako dziecka ³akn¹cego czytania,<br />
wielkim prze¿yciem by³o, gdy w du¿ej sali<br />
jadalnej w mesie Ga³czyñski mówi³, lub czyta³ wier-
sze. Statek dop³yn¹³ do Gdyni i tak znaleŸliœmy siê<br />
w Polskim Urzêdzie Repatriacyjnym.<br />
Po wyjœciu za m¹¿ osiedli³am siê z mê¿em w Starogardzie<br />
Gdañskim.” Po szeœædziesiêciu latach<br />
przypadkowe spotkanie z nieznajom¹ zakończyło<br />
wojenn¹ historiê niemieckiego ¿o³nierza Wehrmachtu,<br />
wachmana z batalionu 405 w Altengrabow Stalag<br />
XI A 341.
K.I. <strong>Gałczyński</strong><br />
<strong>–</strong> <strong>bez</strong> <strong>cenzury</strong><br />
Po opublikowaniu wspomnień Romana Kaufmanna<br />
dotyczących jego losów z czasów pobytu<br />
w latach 1942-1944 w Wehrmachcie jako wachmana<br />
w Stalagu XI A w Altengrabow otrzymałem lawinę<br />
telefonów, listów, maili z całego kraju i z zagranicy,<br />
w tym z Niemiec Francji i Belgii. Przesyłano<br />
mi uzupełniające informacje, dokumenty, zdjęcia,<br />
a co najważniejsze, pozycje literackie, również pamiętniki<br />
o Altengrabow, pozwalające zweryfikować<br />
opowiadanie wachmana Romana Kaufmanna,<br />
a w niektórych przypadkach uszczegółowić je i doprecyzować.<br />
Dużo zainteresowania wzbudził u czytelników<br />
epizod opisany<br />
w Wachmanie dotyczący<br />
pobytu K. I. <strong>Gałczyński</strong>ego<br />
w Altengrabow.<br />
Przeczytałem wszystkie<br />
dostępne i publikowane<br />
wspomnienia powstańców<br />
warszawskich, których<br />
faszyści po Powstaniu<br />
Warszawskim skie-<br />
rowali do Stalagu XI A.<br />
Szczególnie interesujące<br />
Zegarek od K. I.<br />
<strong>Gałczyński</strong>ego
są wypowiedzi Zbigniewa Szydelskiego powstańca<br />
Obwodu II z batalionu „Żywiciel”. Sprowadziłem<br />
i przeczytałem książki, które wskazali mi czytelnicy,<br />
w tym Czarne owce dla Apolla Waldorffa (1984),<br />
Stalag XI A Dończyka (1959) i Szpital w niewoli Widmańskiego<br />
(1970). W Anglii nie ma już w sprzedaży<br />
książki irlandzkiego lekarza Johana Burtona dotyczącej<br />
jego pobytu w Altengrabow. Szkoda. <strong>Gałczyński</strong><br />
w Altengrabow był zaprzyjaźniony z Burtonem. Zachował<br />
się i jest w posiadaniu Kaufmanna zegarek<br />
Atlantic, który <strong>Gałczyński</strong> dostał od Burtona i który<br />
następnie sprzedał za sześć paczek amerykańskich<br />
papierosów Kaufmannowi. Czynię starania, by<br />
książkę Burtona zdobyć. Dla pełnego materiału porównawczego<br />
konieczne również by było sprowadzenie<br />
z Francji książki Fabiana Montanta „Stalag XI<br />
A Altengrabow”.<br />
Co do książki Burtona to na pewno ma ją Kira<br />
Gałczyńska. Książkę otrzymała ją od Burtona 31<br />
lipca 1986 r. gdy był w Warszawie. Na użytek Kiry<br />
wybiórczo fragmenty książki tłumaczył publicysta<br />
„Rzeczypospolitej” Piotr Bratkowski. Książkę Johana<br />
Burtona powinna Kira Gałczyńska przekazać<br />
„Leśniczówce” ponieważ przetłumaczona w całości<br />
a nie wybiórczo powinna być dostępna dla badaczy<br />
historii literatury polskiej XX wieku, jako materiał<br />
porównawczy z czterema książkami, których tytuły<br />
przytaczam poniżej w tekście.
Otrzymałem za to materiały i informacje z Muzeum<br />
Polskich Jeńców Wojennych w Łambinowicach<br />
pod Opolem.<br />
By poszerzyć wiedzę o poecie z lat niemieckiej<br />
niewoli, kontaktowałem się z kustoszem muzeum<br />
<strong>Gałczyński</strong>ego w Leśniczówce Pranie. Przeczytałem<br />
mnóstwo opracowań historyków literatury dotyczących<br />
K.I.G. z różnych uczelni w kraju. Kom<strong>pl</strong>etne<br />
zaskoczenie. Z całego materiału, jaki posiadam i jest<br />
dostępny w uczelnianych bibliotekach, wyłania się<br />
zupełnie inny obraz poety z lat 1939-1946, czyli<br />
z okresu jego pobytu w niewoli, niż ten, który istnieje<br />
w powszechnym obiegu. W powielanych z jakiegoś<br />
pierwowzoru publikacjach dotyczących <strong>Gałczyński</strong>ego<br />
z czasów wojny napotkałem informacje<br />
lakoniczne, nieprawdziwe, lub jakby celowo zmanipulowane,<br />
by kreować wizerunek poety-patrioty,<br />
męczennika, nad życie kochającego żonę Natalię<br />
i córkę Kirę, skazanego przez okupanta na sześcioletnią<br />
rozłąkę z krajem i najbliższymi. Oportunistę<br />
działającego wyrafinowanie i świadomie na szkodę<br />
okupanta. Z materiałów i obecnej wiedzy jaką<br />
posiadam, jawi się zupełnie inna postać K.I.G, diametralnie<br />
odmienna niż spotykana w publikacjach<br />
zalegających półki bibliotek, księgarni i opracowań<br />
uczelnianych.<br />
W powszechnie dostępnych publikacjach i książkach<br />
o <strong>Gałczyński</strong>m, oraz na oficjalnej stronie internetowej<br />
o K.I.G., istnieje wszędzie ten sam lakonicz-
ny zapis: Jesienią za odmowę podpisania zgody na<br />
przeniesienie w stan cywilny i podburzanie współtowarzyszy<br />
niedoli, aby tego nie robili, zostaje odesłany<br />
do karnej kompanii.<br />
W innych publikacjach o tym samym temacie<br />
można spotkać zapisy stwierdzające, że podburzanie<br />
<strong>Gałczyński</strong>ego przynosiło pozytywny skutek, nie<br />
był pewien swego losu żył w całkowitej niewiedzy<br />
o losie najbliższych w okupowanej Polsce.<br />
Zaskakujące, że na oficjalnej stronie internetowej<br />
pod hasłem Listy całkowicie została pominięta<br />
korespondencja z czasów wojny Jerzego Waldorffa<br />
z poetą i jego żoną Natalią.<br />
W „Notatniku” <strong>Gałczyński</strong>ego z Altengrabow<br />
w dniu 2 X 1941 r. widnieje zapis<br />
Die Jovis<br />
Rano, jak mi się wydaje, zakończyłem batalię na<br />
lucernie. Teraz choruję, mam piekielny ból w karku<br />
(steifes Genick), biorę togal i aspirynę. Ale wszystko<br />
jest dobrze. Przyszedł list od Cesarzowej i kartka od<br />
Walldorfa. A Walldorf znowu, najlepszy Walldorf<br />
pyta, czy nie „potrzebowałbym czego do jedzenia lub<br />
papierosów”. Kochany Jerzy! Boże mój, jak to będzie<br />
cudownie kiedyś odwdzięczyć mu się za jego dobroć”.<br />
W innym zapisie autor oficjalnej strony internetowej<br />
przedstawia poetę jako: człowieka odważnego, pa-
triotę ujmującego się i czującego odpowiedzialność<br />
za innych współtowarzyszy niedoli.<br />
Co do patriotycznych postaw <strong>Gałczyński</strong>ego<br />
w Stalagu XI A opisywanych lakonicznie w dostępnych<br />
oficjalnych materiałach oraz na oficjalnej stronie<br />
internetowej K. I. <strong>Gałczyński</strong>ego, to moim zdaniem<br />
konieczne są dodatkowe wyjaśnienia. Wszyscy<br />
polscy żołnierze „wrześniowcy” przebywający w Stalagu<br />
XI A na dostępnych fotografiach są w polskich<br />
mundurach. K. I. <strong>Gałczyński</strong> w polskim mundurze<br />
fotografowany jest do 1942 r. Po 1942 r. zachowały<br />
się zdjęcia <strong>Gałczyński</strong>ego z obozu w Altengrabow<br />
w mundurze angielskim. Dla pewności wysłałem<br />
te zdjęcia do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie<br />
z prośbą o pomoc w szczegółowym określeniu<br />
munduru w jakim ubrany był <strong>Gałczyński</strong>. Otrzymałem<br />
potwierdzające informacje dotyczące angielskiego<br />
umundurowania poety.<br />
Kaufmann w „Wachmanie” opowiada: Znajomości<br />
te (chodzi o <strong>Gałczyński</strong>ego) zaowocowały częstymi<br />
spotkaniami z Francuzami po ich stronie. Poeta<br />
tam ciągle przesiadywał z artystami, przebrany we<br />
francuską bluzę i furażerkę. To, że był przepuszczany<br />
przez strażników nie miało nic wspólnego<br />
z przebraniem. Trzeba wiedzieć, że polski mundur<br />
a do tego zachowany guzik z orłem w koronie, był<br />
najwyższą świętością polskich jeńców w niemieckiej<br />
niewoli. Nie do pomyślenia było, by którykolwiek<br />
z jeńców dobrowolnie przebierał się w obcy
mundur. W obozowych magazynach były mundury<br />
po polskich żołnierzach odchodzących do cywila.<br />
W tym miejscu trzeba dodać, że jeńcy francuscy<br />
i angielscy byli traktowani przez wachmanów z szacunkiem.<br />
W pamiętniku Romana Kaufmanna Wachman<br />
Stalagu XI A Altengrabow jest następujący zapis:<br />
W niemieckich koszarach mówiło się o intelektualiście<br />
<strong>Gałczyński</strong>m i prawej ręce hauptmana Steinhofa<br />
Leonie Hoffmannie. Nazwisk innych polskich jeńców<br />
nie sposób było zapamiętać. Było to niemożliwe.<br />
Szybka rotacja i ciągłe ubywanie jeńców z powodu<br />
przejścia do cywila powodowały zmiany zakwaterowań.<br />
W okresie czterech lat przez Altengrabow Stalag<br />
XI A przewinęło się prawdopodobnie około 20 tysięcy<br />
polskich żołnierzy. Pod koniec wojny pozostało<br />
zaledwie 150 do 200 jeńców. Natomiast Franciszek<br />
Dończyk, sekretarz męża zaufania polskiego batalionu<br />
w Altengrabow, w swojej książce precyzuje:<br />
Na robotników cywilnych do Rzeszy przeszło kilkadziesiąt<br />
tysięcy polskich jeńców, a do cywila przeszło<br />
do 1940 roku około 5 tysięcy polskich jeńców. Pod<br />
koniec 1944 r. na ogólną liczbę 34 tysiące polskich<br />
jeńców w obozie w Stalagu XI A i dwóch lazaretach<br />
pozostało 144 polskich wrześniowców (w tym <strong>Gałczyński</strong>).<br />
W liczbie tej zdecydowaną większość stanowili<br />
funkcyjni w trzech obozach i obsługa stalagu,<br />
w tym obsługa szpitali. Wśród nich kilkunastu takich<br />
jak K.I. <strong>Gałczyński</strong>, którzy zawarli przyjaźnie,
tworzyli pary, by po wojnie rozpocząć nowe życie.<br />
Potwierdzenie tych faktów można znaleźć we wspomnieniach<br />
powstańców warszawskich dotyczących<br />
ich pobytu w Altengrabow w latach 1944-1946<br />
i publikowanych w Muzeum Powstania Warszawskiego<br />
w Warszawie.<br />
0<br />
Relacje polskich jeńców<br />
z lazaretu Gross Lubras:<br />
Maciej Maria Janosz Dominikowski<br />
Spotkałem tam <strong>Gałczyński</strong>ego. On tam siedział<br />
od 1939 roku. Byłem nawet na jego wieczorku autorskim.<br />
Nikt nie wiedział, kto to jest <strong>Gałczyński</strong>, do<br />
cholery, no nikt tego nie wiedział. Dobrze, że poeta<br />
będzie miał wieczorek autorski. Zrobili mu draperię<br />
z koca, zaimprowizowali stolik. Przychodzi poeta,<br />
zapala papierosa i tak stoi, cholera, z piętnaście<br />
minut. Myśmy byli bardzo grzecznymi chłopcami.<br />
Nikt nie gwizdał, nikt nie tupał, ale zaczęli szemrać.<br />
Pamiętam [jak] wreszcie wygłosił dwa wiersze, „Inge<br />
Barcz”: „A trup pachniał czarną kawą…” i jeszcze<br />
czymś. Pamiętam z tego urywki. I „Skumbrie w tomacie”.<br />
Co to jest do cholery za poeta? Ktoś zaczął<br />
grzecznościowo brawko klepać, ale w rezultacie rozeszliśmy<br />
się i poszedł w cholerę. Potem okazał się<br />
wielką komunistyczną świnią, ze strachu się ześwinił.<br />
Ale to już dalsza historia.
Co dalej ciekawego… Odleżałem [swoje] w tym<br />
lazarecie. Potem stwierdzono, że jestem już zdrów.<br />
Przecież cały czas byłem zdrów, ale dlaczego nie<br />
potrzymać chłopaka w szpitalu. Pisano Tbc pulmonum<br />
(gruźlica płuc) każdemu. Nasi lekarze pisali,<br />
a przychodził tak zwany Stabsarzt (niemiecki lekarz<br />
sztabowy, odpowiednik naszego majora) i oprowadzał<br />
go nasz polski ordynator. Tbc pulmonum, Tbc<br />
pulmonum, Tbc pulmonum, Tbc pulmonum <strong>–</strong> dziwił<br />
się, dlaczego tyle. „No tak, w głodzie żyli” i tak<br />
dalej, ale się nie czepiał. Pojechałem do normalnego<br />
obozu. Tam to już była radocha. Nie było baraków<br />
tylko stajnie, jeszcze wilhelmowskie, przedwilhelmowskie.<br />
Były tam kiedyś wielkie jednostki kawaleryjskie,<br />
niemieckie. Jeszcze w końcu dziewiętnastego<br />
wieku i potem. Nie było co z tym zrobić. Zachowały<br />
się nawet żłoby murowane <strong>–</strong> piękne, luksusowe,<br />
wypolerowane. Postawiono tam trzypiętrowe prycze<br />
i wszystkich tam trzymano. To był wesoły obóz, bardzo<br />
międzynarodowy. Byli tam oczywiście Polacy,<br />
Francuzi <strong>–</strong> którymi bardzo gardziliśmy <strong>–</strong> Anglicy,<br />
Amerykanie, Jugosłowianie („jugosy”, jak ich nazywano),<br />
Widziałem naszych kulturalnych sojuszników<br />
Francuzów [w obrzydliwej sytuacji]. Polacy nie mieli<br />
tak zwanych latryn. Dlaczego? Naród przemyślny,<br />
spaliliśmy wszystko w zimie. Został się tylko murek<br />
i kawałek drutu i kto chciał, wspinał się na ten murek,<br />
trzymał się drutu i robił swoje. A Francuzi mieli
tę swoją klozetkę, szkiełkiem wyszlifowaną, wyheblowaną,<br />
pięćdziesiąt oczek. Rzędem <strong>–</strong> bo im się chciało<br />
przy tym pracować. Nazywano ich pogardliwie<br />
„katanami”, nie wiem dlaczego, skąd te „katany” się<br />
wzięły. Przecież Katania jest we Włoszech, ale tak ich<br />
nazywano. Kiedyś przylatuje któryś z kolegów i mówi:<br />
„Chodźcie zobaczyć, co te »katany« robią”. Jakaś<br />
ciekawostka, polecieliśmy zobaczyć. Siedzi pięćdziesięciu<br />
jeńców francuskich, każdy ma spuszczone gacie,<br />
robi kupę, jednocześnie miskę na kolanach i żre.<br />
Autentyczne! Czegoś podobnego nawet po pijanemu<br />
bym sobie nie wyobraził.<br />
Zygmunt Gebethner<br />
Wyzwolenie to było ósmego maja. Ponieważ nasz<br />
szpital obozowy Altengrabow... Tu ciekawostka jeszcze,<br />
bo kancelarię tego obozu, szpitala prowadził<br />
Ildefons <strong>Gałczyński</strong>, z którym zresztą bardzo blisko<br />
wtedy się kontaktowałem. To tylko taka uwaga na<br />
boku.<br />
Piotr Guirard<br />
Tak, lekarzami byli oficerowie polscy. Pamiętam<br />
nazwisko <strong>–</strong> pan doktor Przybylski. Właściwie<br />
w szpitalu siedziałem do wyzwolenia. Razem ze<br />
mną w tym samym baraku, przez ścianę siedział<br />
Konstanty Ildefons <strong>Gałczyński</strong>. On był dolmeczerem,
czyli tłumaczem, mówił czterema językami; znakomity<br />
facet. Zaprzyjaźniłem się z nim. On stworzył<br />
potem „Piekielnego Piotrusia”, myśląc o mnie.<br />
Znalazł sobie Piotrusia, byłem najmłodszym szczeniakiem,<br />
który pełzał gdzieś po baraku, jeszcze się<br />
kiepsko czułem. Jak po wojnie było jego… spotkanie<br />
autorskie na Marszałkowskiej w Teatrze Malickiej<br />
przy <strong>pl</strong>acu Unii, to poszedłem z kolegą, na końcu<br />
można było kupić książkę, pierwsze wydanie książki.<br />
Poszedłem, nie miałem pieniędzy, więc mój kolega<br />
kupił, ale mówi: „To idź, ty go znasz”. Poszedłem,<br />
on mnie poznał i napisał: „»Piekielnemu Piotrusiowi«,<br />
koledze zza piekielnych drutów”. Piękna dedykacja.<br />
Podpisał się „K. I. <strong>Gałczyński</strong>”, ale musiałem<br />
książkę oddać, bo to [kolega] kupił. Tak że nic z tego.<br />
Myśmy w obozie organizowali życie w jakiś sposób.<br />
Byli chorzy, byli ranni, byli ciężko ranni. Byli tacy,<br />
którzy dekowali się, bo i tacy byli.<br />
Jerzy Kisieliński<br />
On tam był na różnych funkcjach, był tłumaczem,<br />
był tłumaczem u Belgów nawet, bo umarł belgijski<br />
tłumacz, to on był dolmeczerem i dla Belgów<br />
i dla Polaków. Dończyk był tak samo w tym obozie<br />
mężem zaufania, bo <strong>Gałczyński</strong> nie był mężem zaufania,<br />
ale zorganizował zaraz dużą pomoc dla<br />
rannych, jeździł, Niemców przekupywał, bo mieli<br />
magazyny, mieli paczki z 1939 roku, nawet antybio-
tyki sprowadzał z innych obozów, gdzie już dostali<br />
ze Szwajcarii, sprowadzał dla chłopaków. On szukał<br />
żony swojej i Kiry, córki, myślał, że z Warszawy, to<br />
może przywiezione, bo z nami i kobiety przyjechały<br />
tak samo. Zastępca dowódcy kompanii Wirskiego,<br />
Jung jechał razem ze mną w jednym wagonie do Altengrabow,<br />
tylko później ich oddzielili, bo oficerów<br />
do oflagów przesyłali. Wzięli nas i zorganizował<br />
<strong>Gałczyński</strong> i mąż zaufania Hoffmann i Dończyk po<br />
jednej paczce dla sześciu, to musieli ze dwieście paczek<br />
nam dać, bo nas było tysiąc dwustu, obliczyłem,<br />
że chyba dali ze dwieście paczek.<br />
Janusz Wawrykiewicz<br />
<strong>Gałczyński</strong> był w głównym obozie i miał tam<br />
przyjaciela Anglika, a ja byłem w tym odgrodzonym.<br />
Wyznaczyli grupę czterdziestu na tak zwane Arbeitskommando.<br />
Ja z paroma serdecznymi kolegami też<br />
się zgłosiłem, bo tam nie można było wytrzymać. Wszy<br />
nas jadły żywcem! To się nie da opowiedzieć. Głód,<br />
nędza, zimno! Trzęśli się wszyscy pod tym jednym kocykiem!<br />
Nie można było wytrzymać... A tam była jakaś<br />
możliwość ucieczki. Ale trzeba było się stamtąd po<br />
prostu wyrwać. Podjechał samochód. Myśmy już byli<br />
gotowi. Wyszliśmy wszyscy, cała nasza czterdziestka<br />
i [samochód] już miał [jechać], ale jeszcze go zatrzymali<br />
na chwilkę. Przychodzi czterdziesty pierwszy<br />
z głównego obozu. To był jeden jedyny Polak ([bo]
tam byli Amerykanie, Francuzi, Serbowie, wszystkie<br />
nacje, które walczyły w czasie wojny z Niemcami).<br />
To był właśnie <strong>Gałczyński</strong>. Przyjechaliśmy na Arbeitskommando<br />
i tam już byłem razem z nim cały<br />
czas, tylko [mieszkałem] w sąsiednim baraczku. Były<br />
dwa baraczki: w jednym baraczku przygotowali dla<br />
nas miejsce, a w drugim byli żołnierze, tak zwani<br />
wrześniowcy, czyli wzięci do niewoli w 1939 roku.<br />
Na Wielkanoc Niemcy zgodzili się, żeby nas odwiedził<br />
ksiądz, do spowiedzi [mogliśmy iść] ewentualnie<br />
i mszę miał odprawić. Przygotowaliśmy ołtarzyk<br />
i [wszystko co potrzeba]. Ale przyjechał ksiądz Flamand.<br />
Mówił po flamandzku tylko. To przed kim się<br />
spowiadać? Mszę odprawił po łacinie, po swojemu,<br />
ale trzeba było [powiedzieć] kazanie. Porozmawiał<br />
z nim <strong>Gałczyński</strong>, [który] znał chyba z sześć języków.<br />
Dogadał się z nim, że on to powie w jego imieniu.<br />
Powiedział nam wspaniałe kazanie, tak że wszyscy<br />
chłopcy… niby zahartowani, a większość beczała<br />
jak... [Było] o naszym losie, o wszystkim. Zresztą był<br />
bardzo zainteresowany Powstaniem. Wypytywał się<br />
nas wszystkich. Długo, długo [i wielokrotnie] ze mną<br />
rozmawiał, pasowałem mu do rozmowy widocznie.<br />
Rozmawialiśmy o Powstaniu. o wszystkim, co było,<br />
jak to było w czasie okupacji w Warszawie, bo on<br />
siedział od 1939 roku. Był wzięty do niewoli w czasie<br />
wojny. O naszej doli, o doli żołnierza, o niewoli...<br />
Nie potrafię tego powtórzyć, ale to było naprawdę<br />
serdecznie wzruszające. Tak że z pewnością nie
powstało w głowie księdza, tylko <strong>Gałczyński</strong> od siebie<br />
powiedział. I zadeklamował nam wiersz „Pieśń<br />
o fladze”. To było pierwsze publiczne [czytanie]. To<br />
nie były specjalne wieczory artystyczne. Były dwa<br />
baraczki. W [jednym] baraczku mieszkała równo setka<br />
wrześniowców, a w drugim była kuchnia, potem<br />
magazyn kuchenny, a potem świetlica. Wrześniowcy<br />
mieli do nas pretensję, dlatego że jak myśmy przyjechali,<br />
to im zabrali świetlicę. Na świetlicy postawili<br />
dwadzieścia piętrowych łóżek (nas tam czterdziestu<br />
było). Tak że oni stracili świetlicę. <strong>Gałczyński</strong> mieszkał<br />
z tamtymi. Przychodził do nas i normalnie rozmawialiśmy<br />
o różnych rzeczach. Myśmy wiedzieli,<br />
że to jest poeta. [Chcieliśmy], żeby coś powiedział.<br />
Mówi: „To przeczytam wam coś, czego jeszcze nikt<br />
nie słyszał”. On to napisał w Altengrabow, w obozie.<br />
Zatem to było pierwsze czytanie. Potem pomógł nam<br />
jeszcze, jak się wojna [skończyła]... Dla nas skończyła<br />
się 13 kwietnia, bo zagon Pattona, który był daleko,<br />
daleko na wschód, akurat nas ogarnął. Potem<br />
<strong>Gałczyński</strong> przeniósł się, wyjechał gdzieś dalej na<br />
zachód i od tej pory już straciliśmy z nim kontakt.<br />
Doktor Widmański w swoich wspomnieniach pisze:<br />
Pytałem o <strong>Gałczyński</strong>ego. Powiedzieli, że poeta<br />
przyjaźni się z malarzem Macewiczem i najczęściej<br />
przebywa u Francuzów. <strong>Gałczyński</strong> z komenderówki<br />
w pobliżu Birkholz został z powrotem przeniesiony<br />
w dniu 24 X 41r do obozu głównego w Altengrabow<br />
do batalionu jeńców intelektualistów różnej na-
odowości. Potwierdzenie tej informacji znajdujemy<br />
w „Notatniku” poety w zapisie z dnia 23 X 1941 r.<br />
z Die Jovis na Die Veneris<br />
Zostałem wezwany nagle do Altengrabow. Jackowi<br />
zostawiłem krzyż. Przeczytałem u św. Jana ustęp<br />
o świetle i ciemności. Jestem spokojny. A zresztą: Non<br />
premeditari defensionem Crux Vincet. Amen.<br />
Jak dotąd — wszystko dobrze. Niespodzianka za<br />
niespodzianką, ale noc była i ranek ciężkie. Zostaję<br />
w obozie, jak długo — nie wiem, może do końca.<br />
Szkoda, że Janka nie ma ze mną. Nasze ostatnie godziny<br />
razem były piękne.<br />
W notatniku <strong>Gałczyński</strong>ego czytamy:<br />
25 X 1941 r.<br />
Die Sabbati<br />
Virgini Potentissime laus et gloria. To co mnie tu<br />
spotkało jest nieprawdopodobne: kultura, książki,<br />
rozmowy, wspaniały aumôner francuski*, który ma<br />
podobną sprawę do mojej; b. ciekawy młody prawnik<br />
i technolog naftowy z Krakowa, malarz ze Lwowa,<br />
piękny Słoweniec i tysiące rzeczy, których w tej chwili<br />
nie mogę ująć. Dręczy mnie tylko sprawa Janka.<br />
Jak mu dać znać, żeby spróbował dostać się tutaj?<br />
Wiem, że powinienem podawać ludziom rękę nawet
wtedy, gdy ta ręka w podobnym wypadku do mnie<br />
się nie wyciągnie. Amen<br />
26 X 1941 r.<br />
Die Dominica<br />
Z przykrością stwierdzam, że ten przerzut do obozu<br />
wykoleił mnie. Ale wola nie śpi, i zakorzeniam<br />
się i organizuję się w tym dziwnym terenie. W piątek<br />
nie modliłem się, ale w sobotę już modliłem się, przełamując<br />
w sobie sporo oporów zażenowania, bom<br />
uklęknął. Ale jakże pięknie powiedział Danner (capucin):<br />
l’homme n’est pas qu’a genoux. A ta profuzja<br />
narodów, języków, piosenek, przekleństw, a wszystko<br />
w cieniu skrzydeł śmierci, z której się koniec końców<br />
kpi <strong>–</strong> to znowu przypomina mi experiance Małaczewskiego.<br />
Wiadomo z innego źródła, z książki Dończyka,<br />
że gdy Niemcy zlikwidowali artyście malarzowi Macewiczowi<br />
pracownię, przeniósł się on do specjalnego<br />
obozu na terenie Niemiec do Heeresbekleidungsamt<br />
w Hasserode w Górach Hercu. Było to<br />
miejsce nazywane przez Niemców Polnische Intelligenzkomando<br />
nr 1416-2 (tylko dla intelektualistów,<br />
artystów i twórców). Dlaczego nie poszedł do tego<br />
obozu z Macewiczem <strong>Gałczyński</strong>, należy się tylko<br />
domyślać. Prawdopodobnie, jak mówił Kaufmann,<br />
lecz prosił, by tego nie zamieszczać w książce, dlatego,<br />
że w Stalagu XIA był łatwy i nieograniczony<br />
dostęp do papierosów, alkoholu, benzedryny i in-
nych farmakologicznych środków odurzających.<br />
Być może powodem niepójścia z Macewiczem do<br />
obozu dla intelektualistów i twórców była zawarta<br />
w tym czasie bliska przyjaźń z jedną z pielęgniarek<br />
w lazarecie „A”. Niestety nazwiska tej pani nie udało<br />
mi się ustalić. Jak „cierpiał” <strong>Gałczyński</strong> w tym czasie<br />
w Stalagu sam opisuje w „Notatniku”w następujący<br />
sposób „<br />
31 X 1941 r.<br />
Die Veneris<br />
Deszcz, sleet. Chmary ludzi, chmury spraw, tysiące<br />
rozmów; poznaję młodego kompozytora francuskiego,<br />
Gabrielsa, biorę pierwszą lekcję muzykologiczną<br />
z podręcznika Kona. Jestem mocny. Amen.<br />
2 XI 1941 r.<br />
Wczoraj na tle tego wszystkiego (ciemność) przygrywał<br />
francuski jazz, a Gabriels ćwiczył na fortepianie<br />
pod okiem Wachmana. Dziś spowiadałem się<br />
i komunikowałem.<br />
6 XI 1941 r.<br />
Die Jovis<br />
Wieczorem wyniosłem Jankowi kawałek czekolady<br />
i dwa hiszpańskie migdały. Muszę Janka wkręcić<br />
na spanie do Macewicza. A co ze słoniem?
8 XI 1941 r.<br />
Die Sabbati<br />
Wyjdźmy na spotkanie Królowej Soboty! Po południu<br />
i wieczorem byłem w teatrze jednym, który był<br />
przykrym wspomnieniem głupiego music—hallu naszej<br />
cywilizacji, a wieczorem w teatrze improwizowanym,<br />
żołnierskim, na francuskiej piole (z franc.<br />
piaule — wrzask. Przyp. — K.G.). Ten teatr zostawił<br />
mi dużo wspomnień i myśli. Wrócę jeszcze do tego.<br />
00<br />
10 XI 1941 r.<br />
Jutro (to, co teraz zanotuję, stanowi takie maleńkie<br />
egocentrum w wielkim tragicznym i wspaniałym<br />
świecie, który, da Pan Bóg, nie jest tylko egocentrum,<br />
ale i sociocentrum, bo chcę być pożyteczny) idę do<br />
szpitala. Może to jest mały, a może duży fakt, w każdym<br />
razie może mieć duże konsekwencje. Boże, daj<br />
mi to przekonanie, że kierują mną nie tylko pobudki<br />
instynktu samozachowawczego, ale wola dobra, jasna,<br />
Voluntas Ina.<br />
12 XI 1941 r.<br />
Die Mercurii<br />
Wolałbym, żebym nie był wezwany na interrogatoire,<br />
a zresztą wyzywam tę próbę charakteru. Mediante<br />
Virgine. Byłem dziś na koncercie francuskiej
KDF czyli Organisation des Loisirs. (Młody reżyser,<br />
uczeń Sachy Guitry, zaprosił mnie jutro na dyskusję.<br />
Ma przyjść po mnie jutro kompozytor Gabriels). Grali<br />
Mozarta, a na tablicy była lekcja deklinacji „Der<br />
gute Vater”. Na sali mętne żarówki i kupa dymu tytoniowego.<br />
Gabriels nb., jak ćwiczy na fortepianie, też<br />
z Wachmanem. Wyje wiatr wschodni. Czytam „Mein<br />
Kampf”. Z tej książki można się dużo nauczyć!!!<br />
Cierpię na złą przemianę materii wskutek nadmiernego<br />
jedzenia, względnie braku roboty fizycznej, ale<br />
Mediante Virgine, chciałbym tu zostać tak do końca,<br />
wśród ciekawych książek, wśród ciekawych ludzi.<br />
Dziś znów napisałem dwa listy do Cesarzowej.<br />
Czuję, że w moim światopoglądzie następuje jakaś<br />
przebudowa. Chciałbym tę przebudowę skończyć na<br />
wiosnę, a potem ten światopogląd realizować przez<br />
10 lat. Daj Boże. Kira, Cesarzowa, Mama, Waldy,<br />
Zagórscy i wszyscy, i wszystko. Amen.<br />
Bogdan Kruszona w Wachmanie zamieścił następujące<br />
wspomnienie: Pewnego razu Kaufmann<br />
dostał rozkaz, by odprowadzić <strong>Gałczyński</strong>ego z kilkoma<br />
Francuzami, którzy podpadli, do bauera i dopilnować<br />
ich do końca pracy. Na pytanie, dlaczego,<br />
otrzymał odpowiedź, że to dziwna grupka wyjątkowych<br />
leni, obiboków i dodał przymrużając oko, że to<br />
są smakosze cejlońskiej mocnej herbaty (...) Spotykał<br />
się z jeńcami francuskimi na terenie obozu i po ich<br />
stronie. Francuzi częstowali go dziwną herbatą. Po<br />
wygotowaniu cejlonki lub kolubmbijki i po wypiciu<br />
0
gęstego syropu przez dwa dni chodzili przymuleni<br />
i bladzi. Widmański natomiast tak wspomina <strong>Gałczyński</strong>ego:<br />
Gdy poeta czytał swoje wiersze, podchorążowie<br />
wybuchali śmiechem. Na co <strong>Gałczyński</strong>: Kiedy<br />
się śmiejecie, już mówić nie będę. Dajcie jednego<br />
łyka. O ile kieliszek rozcieńczonej salicylówki można<br />
było wypić <strong>bez</strong> większego wstrętu, o tyle spirytusu<br />
kamforowego nikt z nas nawet naparstka wypić nie<br />
mógł <strong>–</strong> z wyjątkiem K. I. <strong>Gałczyński</strong>ego. Poeta potrafił<br />
spokojnie powoli wlać w siebie pięćdziesięciogramową<br />
szklankę spirytusu kamforowego.<br />
Widmański w swojej książce o karnych kompaniach<br />
w Stalagu XI A: Nie zawsze wszystko z naszymi<br />
jeńcami układało się pomyślnie. Zdarzały się<br />
przypadki, że funkcyjni (<strong>Gałczyński</strong> był pisarzem)<br />
bimbali sobie. Hitlerowcy opornych kierowali do tzw.<br />
karnej kompanii. Widmański w innym miejscu: Kiedy<br />
na początku wiosny niemiecki lekarz, zamiast<br />
przy pracy w biurze szpitala, zastał <strong>Gałczyński</strong>ego<br />
spokojnie śpiącego w pokoju podchorążych, rozkazał<br />
w trybie doraźnym przenieść poetę do obozu<br />
głównego. W obozie tym <strong>Gałczyński</strong> znalazł się pod<br />
<strong>bez</strong>pośrednimi rozkazami męża zaufania Hoffmanna,<br />
którego nie interesował poeta, tylko karnie przeniesiony<br />
do Hauptlagu jeniec. Widmański: Wygląd<br />
zewnętrzny również różnił <strong>Gałczyński</strong>ego od otoczenia.<br />
Podchorążowie i sanitariusze przybyli mnie<br />
przywitać w dobrze skrojonych, czystych mundurach,<br />
spodniach w kant starannie zaprasowanych.<br />
0
Inaczej <strong>Gałczyński</strong>. Mundur na nim workowaty, od<br />
góry do dołu rozpięty, wygnieciony i brudny. Pod<br />
szyją czarny fontaż. Spodnie poskręcane jak harmonijka,<br />
a na nogach trepy. Waldorff: <strong>Gałczyński</strong><br />
wtargnął rozchełstany, nieogolony, brudny i blady.<br />
W „Notatniku” <strong>Gałczyński</strong>ego pod datą 27-28-29 X<br />
1941 r. widnieją zapisy:<br />
27 X 1941 r.<br />
Die Lunae<br />
Calaverie z długim nosem, z pod francuskich Pirenejów,<br />
obrońca éducation, rationaliste, tańczył jotę,<br />
Hiszpan z Algieru śpiewał tanga argentyńskie. Jest<br />
ciepło, są piosenki, miód, szynka, czekolada, pstrokacizna<br />
narodów językowych, na przemian mówi<br />
się po polsku, francusku, niemiecku i angielsku, śpiewa<br />
się po hiszpańsku, a grunt wierzyć, gdy nadzieję<br />
się ma. Dangé powiedziałem, że powinien był zrobić<br />
przepis, któryby bił dy<strong>pl</strong>omatów po mordzie.<br />
28 X 1941 r.<br />
Die Martis<br />
Wczoraj Francuzi, metysi (bicot) z Algieru, Polacy<br />
i Hiszpanie śpiewali „Gitarę”, skupieni wokół piosenki,<br />
jak wokół ognia i piosenkę podrzucali jak ogień,<br />
a najpiękniej, gestami nieomal liturgicznymi, robił<br />
0
to Dominique Gueveria, metys, bicot, który zresztą<br />
prowadził piosenkę.<br />
0<br />
29 X 1941 r.<br />
Die Mercurii<br />
Wczoraj zauważyłem i to było objawienie, że muszę<br />
jeszcze przebić i dostać się do obszernego świata<br />
rzeczywistości, pewnego primordialnego (pierwszo<strong>pl</strong>anowego)<br />
typu, którą dotychczas w życiu mijałem.<br />
Już byłem bliski klęski wewnętrznej, ale droga nakazania<br />
sobie paru rzeczy życiowych, jak umycie się,<br />
wypranie paru sztuk bielizny, pomoc koledze cierpiącemu<br />
na zęby, stanąłem znowu na nogi i cafardu<br />
mojego nikt nie zauważy.<br />
Danuta Kołodziejska-Pollard<br />
Myśmy były w Gross-Lübars, Altengrabow, o tym<br />
jest dużo opisane przez innych ludzi. Odseparowali<br />
kobiety od reszty więźniów, bo jak żeśmy przyjechały<br />
do Gross-Lübars, to zaczęły się straszne kochania<br />
i randki przez druciane płoty. Dwa małżeństwa chyba,<br />
albo więcej, <strong>bez</strong> dotyku prawie. Tam było bardzo<br />
przyjemnie, nas świetnie traktowali, tak jak mężczyzn.<br />
Tylko trzeba było gacie nosić i to było niewygodne.<br />
W paczkach były tylko dla mężczyzn ubrania.<br />
Tak skróciłam tę wersje teraz, że trzeba było gacie<br />
nosić. Były ciepłe i wygodne, ale gacie.
Maria Stapf<br />
Obok byli Francuzi. Wszystko, co pamiętam, to<br />
Francuzi w nocy poprzecinali druty i przynosili<br />
nam trochę jedzenia. Ze mną była Ania Sułtan, to<br />
ona nawet zakochała się w jakimś Francuzie i on<br />
bardzo dbał o nią i o nas też. Nawet jakieś rogaliki<br />
piekł. Oni mieli lepsze warunki. Ale później z tego<br />
obozu wywieźli nas do pracy.<br />
Powstaniec warszawski Zbigniew Szydelski,<br />
pseudonim „Kit”, w swoich wspomnieniach z Altengrabow<br />
o <strong>Gałczyński</strong>m pisze tak: Był zdrowy, ale<br />
przebywał w szpitalu. Myślę, że chcieli mu zapewnić<br />
lepsze warunki (...) Ta rozpacz i samotność dręczyły<br />
go również w niewoli i kazały szukać jakiejś bliskiej<br />
duszy. Stała się nią towarzyszka niedoli Lucyna Wolanowska.<br />
Jerzy Michalski<br />
Wszedłem w porozumienie z sanitariuszem <strong>–</strong> tam<br />
był lekarz rosyjski, jeniec, i sanitariusze też rosyjscy.<br />
Za paczkę papierosów można było uzyskać skierowanie<br />
do lazaretów. W ten sposób znalazłem się w szpitalu<br />
polowym obozu w Altengrabow. I kogo tam spotykam?<br />
Spotykam […] poetę, żołnierza z 1939 roku.<br />
On miał leśniczówkę, w której mieszkał, jeszcze jego<br />
córka żyje. <strong>Gałczyński</strong>! On, jak była modlitwa wieczorem<br />
na sali, to wpadał tylko na chwilę <strong>–</strong> był sa-<br />
0
nitariuszem <strong>–</strong> stawał w progu i tak palcami przebierał.<br />
Przed zakończeniem wojny Niemcy wszystkich<br />
stamtąd z powrotem wyrzucają do obozów <strong>–</strong> między<br />
innymi i jego. Likwidują, wszystkich wyrzucają z lazaretu<br />
<strong>–</strong> oczywiście tych, których można wyrzucać.<br />
Ja tam prawie dwa miesiące leżałem.<br />
Doktor Widmański w swoich wspomnieniach pisze:<br />
Pytałem o <strong>Gałczyński</strong>ego. Powiedzieli, że poeta<br />
przyjaźni się z malarzem Macewiczem i najczęściej<br />
przebywa u Francuzów. Wiadomo z innego źródła,<br />
z książki Dończyka, że gdy Niemcy zlikwidowali artyście<br />
malarzowi Macewiczowi pracownię, przeniósł<br />
się on do specjalnego obozu na terenie Niemiec<br />
do Heeresbekleidungsamt w Hasserode w Górach<br />
Hercu. Było to miejsce nazywane przez Niemców<br />
Polnische Intelligenzkomando nr 1416-2 (tylko dla<br />
intelektualistów, artystów i twórców). Dlaczego nie<br />
poszedł do tego obozu z Macewiczem <strong>Gałczyński</strong>,<br />
należy się tylko domyślać. Prawdopodobnie, jak<br />
mówił Kaufmann, lecz prosił, by tego nie zamieszczać<br />
w książce, dlatego, że w Stalagu XIA był łatwy<br />
i nieograniczony dostęp do papierosów, alkoholu,<br />
benzedryny, leku który był powszechnie stosowany<br />
w obozie jako lek antydepresyjny (obecnie występuje<br />
pod nazwą amfetamina) i innych farmakologicznych<br />
środków odurzających. Być może powodem<br />
niepójścia z Macewiczem do obozu dla intelektualistów<br />
i twórców, była zawarta w tym czasie bliska<br />
0
przyjaźń z jedną z pielęgniarek w lazarecie „A”. Niestety<br />
nazwiska tej pani nie udało mi się ustalić.<br />
W Wachmanie zamieściłem następujące wspomnienie:<br />
Pewnego razu Kaufmann dostał rozkaz,<br />
by odprowadzić <strong>Gałczyński</strong>ego z kilkoma Francuzami,<br />
którzy podpadli, do bauera i dopilnować ich do<br />
końca pracy. Na pytanie, dlaczego, otrzymał odpowiedź,<br />
że to dziwna grupka wyjątkowych leni, obiboków<br />
i dodał przymrużając oko, że to są smakosze<br />
cejlońskiej mocnej herbaty (...) Spotykał się z jeńcami<br />
francuskimi na terenie obozu i po ich stronie. Francuzi<br />
częstowali go dziwną herbatą. Po wygotowaniu<br />
cejlonki lub kolubmbijki i po wypiciu gęstego syropu<br />
przez dwa dni chodzili przymuleni i bladzi. <strong>Gałczyński</strong><br />
w swoim „Notatniku „ w dniu 20 IX 1941 r.<br />
pisze :<br />
Die Sabbati<br />
A po południu awantura: Du hast im Holz gestanden!<br />
Du warst beobachtet! Du bist faul itd. Specjalny<br />
rozkaz, żeby karbowy obserwował mnie przy robocie,<br />
specjalnie przysłany na pole do mnie Wachman<br />
z karabinem. Chmury, pchane w moją stronę przez<br />
dwóch komicznych łajdaków <strong>–</strong> owczarza i lokaja <strong>–</strong><br />
zbierają się nad moją czarującą głową. Rozproszyłem<br />
nieco te chmury śmiechem i śpiewem. (It`s the<br />
long way to Tiperarry). Ale co będzie jutro? Pojutrze?<br />
Burza przejdzie, a może Straffkompanie? Zobaczymy.<br />
Nie boję się<br />
0
Widmański natomiast tak wspomina <strong>Gałczyński</strong>ego:<br />
Gdy poeta czytał swoje wiersze, podchorążowie<br />
wybuchali śmiechem. Na co <strong>Gałczyński</strong>: Kiedy<br />
się śmiejecie, już mówić nie będę. Dajcie jednego<br />
łyka. O ile kieliszek rozcieńczonej salicylówki można<br />
było wypić <strong>bez</strong> większego wstrętu, o tyle spirytusu<br />
kamforowego nikt z nas nawet naparstka wypić<br />
nie mógł <strong>–</strong> z wyjątkiem K.I.<strong>Gałczyński</strong>ego. Poeta<br />
potrafił spokojnie powoli wlać w siebie pięćdziesięciogramową<br />
szklankę spirytusu kamforowego.<br />
Widmański w swojej książce o karnych kompaniach<br />
w Stalagu XIA: Nie zawsze wszystko z naszymi jeńcami<br />
układało się pomyślnie. Zdarzały się przypadki, że<br />
funkcyjni (<strong>Gałczyński</strong> był pisarzem) bimbali sobie. Hitlerowcy<br />
opornych kierowali do tzw. karnej kompanii.<br />
Widmański w innym miejscu: Kiedy na początku<br />
wiosny niemiecki lekarz, zamiast przy pracy w biurze<br />
szpitala, zastał <strong>Gałczyński</strong>ego spokojnie śpiącego<br />
w pokoju podchorążych, rozkazał w trybie doraźnym<br />
przenieść poetę do obozu głównego. W obozie<br />
tym <strong>Gałczyński</strong> znalazł się pod <strong>bez</strong>pośrednimi rozkazami<br />
męża zaufania Hoffmanna, którego nie interesował<br />
poeta, tylko karnie przeniesiony do Hauptlagu<br />
jeniec.<br />
Relacje między mężem zaufania Leonem Hoffmannem<br />
a <strong>Gałczyński</strong>m częściowo wyjaśniające przyczyny<br />
wzajemnej niechęci zawarte są w „Notatniku”<br />
<strong>Gałczyński</strong>ego z dnia 22-24-26-29 IX 1941 r.<br />
0
22 IX 1941 r.<br />
Odpowiedziałem wymijająco, bo musiałem powiedzieć<br />
najważniejsze, tj., że H. (chodzi o Leona<br />
Hoffmanna) prześladuje mnie za to, że reklamowałem<br />
w sprawie jedzenia. Mam przynajmniej<br />
za<strong>bez</strong>pieczone tyły. Prosiłem o Kanta i Leibnitza.<br />
B. Sama przyniosła mi czysty ręcznik, a w ręczniku<br />
był kawałek chleba z serem. Dobroć. Cudowna niespodzianka<br />
dobroci, nagle zapalającej się jak gwiazda<br />
na ciemnym niebie Tacyta.<br />
24 IX 1941 r.<br />
(Dziś przed południem ładowanie kartofli w tempie<br />
tak wściekłym, że się porządnie zalewałem potem.<br />
Bałwanieje się od takiej roboty. We trzech 300<br />
cetnarów. Złośliwy H., (Hoffmann) który mnie wsadził<br />
między dwóch akordników. Jeśli H. (Hoffmann)<br />
myśli, że mnie w ten sposób zegnie, to się myli. Io<br />
sono cum poeta.<br />
26 IX 1941 r.<br />
Die Veneris<br />
Dziś był dzień próby nerwów i hartu. Ciężka<br />
utarczka we mgle przy lucernie z lokajem i owczarzem.<br />
Pogróżki i zniewagi. Ale trzymałem się.<br />
0
29 IX 1941 r.<br />
Dzień ciężki, dzień niewesoły, pełen zdenerwowania<br />
w związku ze skutkami skargi na jedzenie.<br />
Owczarz. Lokaj. O jakże ciężko jest być nienawidzonym!<br />
Rano grabiłem, <strong>bez</strong> zegarka, nie wiedziałem kiedy<br />
ruszyć na obiad, podczas obiadu ciężkie, przykre<br />
<strong>pl</strong>otki o intrygach i parę momentów naprawdę złego<br />
samopoczucia. Ale opanowuję się. Jestem zahartowany.<br />
Widmański: Wygląd zewnętrzny również różnił<br />
<strong>Gałczyński</strong>ego od otoczenia. Podchorążowie i sanitariusze<br />
przybyli mnie przywitać w dobrze skrojonych,<br />
czystych mundurach, spodniach w kant starannie<br />
zaprasowanych. Inaczej <strong>Gałczyński</strong>. Mundur na<br />
nim workowaty, od góry do dołu rozpięty, wygnieciony<br />
i brudny. Pod szyją czarny fontaż. Spodnie<br />
poskręcane jak harmonijka, a na nogach trepy.<br />
Waldorff: <strong>Gałczyński</strong> wtargnął rozchełstany,<br />
nieogolony brudny i blady. Powstaniec warszawski<br />
Zbigniew Szydelski pseudonim „Kit” w swoich<br />
wspomnieniach z Altengrabow o <strong>Gałczyński</strong>m pisze<br />
tak: Był zdrowy, ale przebywał w szpitalu. Myślę, że<br />
chcieli mu zapewnić lepsze warunki (...) Ta rozpacz<br />
i samotność dręczyły go również w niewoli i kazały<br />
szukać jakiejś bliskiej duszy. Stała się nią towarzyszka<br />
niedoli Lucyna Wilamowska. Trzeba dodać, że<br />
0
w 1946 roku Lucyna Wilamowska stała się oficjalnie<br />
drugą żoną poety. Waldorff obecny przy spotkaniu<br />
w Krakowie w 1946 roku z Natalią, ośmioletnią<br />
Kirą na kolanach u babci z Konstantym i Lucyną<br />
Wilamowską w swoich wspomnieniach stwierdził,<br />
że poeta popełnił bigamię. Dończyk: (...) nie można<br />
więc powiedzieć, że polscy jeńcy czuli się w Altengrabowie<br />
zbytnio osamotnieni. Zawsze potrafili<br />
znaleźć drogę na urządzane imprezy. Widmański<br />
o funkcyjnych: Wieczne spory i kłótnie o stosunek<br />
do Niemców, o przyjaciółki, robotnice z sąsiadującej<br />
ze Stalagiem fabryki <strong>–</strong> są codziennym zjawiskiem.<br />
W innym miejscu Widmański opisuje o korzystaniu<br />
jeńców z usług przedsiębiorczej Niemki, która<br />
w swym mieszkaniu za płotem obozu za pieniądze,<br />
kojarzyła jeńców z niemieckimi prostytutkami.<br />
W tym miejscu muszę dodać stwierdzenia Kaufmanna,<br />
których w książce nie ma ze względów<br />
etycznych. Otóż Niemcy wszystkich chorych polskich<br />
jeńców na gruźlicę oraz choroby obyczajowe<br />
(weneryczne: rzeżączkę i kiłę) kierowali do lazaretu<br />
„T”. Choroby obyczajowe były leczone wówczas<br />
sulfonamidami ponieważ penicylina była dopiero<br />
dostępna w lazarecie (którą otrzymywano z Anglii)<br />
na przełomie 1944/45 r. Salicylany w zderzeniu z alkoholem<br />
nie powodowały całkowitego wyleczenia<br />
z „francy”. Tak tą powszechną chorobę nazywali<br />
polscy jeńcy. Nawroty choroby następowały w przypadku<br />
pacjentów nadużywających alkoholu.
Ta informacja zdaje się być logicznym uzupełnieniem<br />
relacji zamieszczonej wyżej powstańca warszawskiego<br />
Zbigniewa Szydelskiego pseudonim<br />
„Kit”dotycząca pobytu „zdrowego” <strong>Gałczyński</strong>ego<br />
w lazarecie.<br />
Dończyk: Przymusowemu przejściu na robotników<br />
cywilnych nie podlegał element niepewny,<br />
a więc inteligencja, politycznie podejrzani, „podżegacze”,<br />
podoficerowie zawodowi, Żydzi oraz pochodzący<br />
ze wschodniej Polski. Dla tych ostatnich czyniono<br />
liczne ustępstwa.<br />
Można się domyślać, że wiele szczegółów dotyczących<br />
poety Dończyk pominął w swojej książce<br />
po uzgodnieniu i dwukrotnym spotkaniu z poetą<br />
w Gdańsku i Stargardzie Gdańskim, na którym<br />
miał również być Roman Kaufmann. Na propozycję<br />
spotkania w Stargardzie Gdańskim <strong>Gałczyński</strong>ego,<br />
Dończyka i Kaufmanna w celu uzgodnień,<br />
co do treści pisanej przez Dończyka książki Kaufmann<br />
odpowiedział: Spotykajcie się i piszcie co<br />
chcecie, ja nie mam nic do ukrycia. Ustalajcie między<br />
sobą. Mnie to nie interesuje. Ja się tych czasów<br />
nie boję. Dzięki przekazanym mi wspomnieniom<br />
Romana Kaufmanna z łatwością mógłbym bardzo<br />
szczegółowo umieścić <strong>Gałczyński</strong>ego w faktach podanych<br />
przez czterech autorów wyżej wspomnianych<br />
książek. Kaufmann prosił mnie, bym nie opisywał<br />
szczegółowo czasów upodlenia, poniewierki,<br />
gdy załamywali się i popadali w depresję nawet
najtwardsi. Tak się działo. To wiele tłumaczy, lecz<br />
to nie znaczy, że w książkach, podręcznikach, poważnych<br />
pracach magisterskich i dostępnych powszechnie<br />
opracowaniach można zakłamywać wizerunek<br />
poety, przekazywać do publicznej wiadomości<br />
kłamstwa, nieprawdy i półprawdy o życiu poety<br />
w latach niewoli. Jest niestosowne, by szukać głębi,<br />
heroizmu i drugiego dna w Notatniku ujawniając go<br />
50 lat po śmierci poety, uzasadniać przyczyny nikłej<br />
twórczości z pobytu w Stalagu XI A oportunizmem,<br />
doszukiwać się w jego działaniach patriotyzmu, czy<br />
tłumaczyć obozową cenzurą rzadkie i banalne treści<br />
obozowej korespondencji do przyjaciół i rodziny.<br />
Prawda wyłania się taka, że <strong>Gałczyński</strong>, chory na<br />
chorobę alkoholową i dyspomanię (jak pisze Waldorff),<br />
całą energie podczas pobytu w Stalagu podporządkował<br />
i skierował na zdobywaniu używek<br />
i alkoholu. Następstwem nałogu była intelektualna<br />
niemoc, depresja, obojętność na szyderstwa i brak<br />
poważania kolegów. Dlatego, ze względu na łatwość<br />
zdobycia alkoholu, pojawiają się w dostępnych<br />
przekazach niby przyjaźnie i kum<strong>pl</strong>e w batalionie<br />
francuskim, co potwierdza Kaufmann we Wspomnieniach<br />
Wachmana.<br />
W pamiętniku wachmana Romana Kaufmanna<br />
na stronie 22 i 23 czytamy; Po baraku rozeszła się<br />
informacja, że poeta <strong>Gałczyński</strong> pisze „codzienną<br />
obozową kronikę”.<strong>Gałczyński</strong> dokumentował swój<br />
pobyt w stalagu...Natychmiast podczas nieobecno-
ści <strong>Gałczyński</strong>ego w baraku, hauptmann zawołał<br />
wachmana ze Śląska, który mieszkał w pokoju obok<br />
Kaufmanna i kazał mu przynieść i czytać zabazgrane<br />
kartki. W trudnych do odczytania notatkach<br />
był jakiś nic nie znaczący bełkot. Nikt tego nie rozumiał.<br />
W celu orzeczenia stanu emocjonalnego<br />
i psychofizycznego poety, gdy pisał „Notatnik” zamierzam<br />
wysłać kopię pisma <strong>Gałczyński</strong>ego z publikowanych<br />
fragmentów „Notatnika” do biegłego<br />
sądowego grafologa. Jako materiał porównawczy<br />
będą służyły publikowane kopie rękopisów wierszy<br />
poety. Wiadomo,że <strong>Gałczyński</strong> miał wyrobiony,<br />
czytelny i staranny charakter pisma.<br />
Jerzy Waldorff, przyjaciel <strong>Gałczyński</strong>ego i Natalii<br />
do czasu wydania książki Czarne owce Apollina”<br />
napisał: Niech Pan Bóg przebaczy tym wszystkim<br />
przyjaciołom <strong>Gałczyński</strong>ego, co pijali z nim wódkę<br />
lub też bawili się widokiem pijanego i potem w wielu<br />
opisach miał kopy! Zostawiali go jak schlanego błazna,<br />
który wyczyniał brewerie.
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
0<br />
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A
Dokument podpisany przez mê¿a zaufana Hoffmanna<br />
0
Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>
Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>
Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>
Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>
Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>
Widokówki wysy³ane z Altengrabow w latach 1942<strong>–</strong>
Spis treści<br />
Od autora ..................................................................................... 5<br />
Niemiecki Wehrpass ...................................................................... 8<br />
Powitanie w Altengrabow ........................................................... 13<br />
Polscy jeñcy w Stalagu XI A ........................................................ 18<br />
Prowokacja w polskim II batalionie ........................................... 55<br />
Morderstwo przy ogrodzeniu ...................................................... 57<br />
Kara śmierci za chrust ................................................................ 61<br />
Urlop ........................................................................................... 64<br />
Powrót z urlopu .......................................................................... 66<br />
Spotkanie w 1946 roku ............................................................... 76<br />
Epilog .......................................................................................... 78<br />
K. I. <strong>Gałczyński</strong> <strong>–</strong> <strong>bez</strong> <strong>cenzury</strong> ................................................... 83<br />
Listy polskich jeńców ze Stalagu XI A .......................................115
Notatki
Notatki