22.08.2015 Views

demoniczność polityki naszych czasów atak zombie * krótki ... - Fronda

demoniczność polityki naszych czasów atak zombie * krótki ... - Fronda

demoniczność polityki naszych czasów atak zombie * krótki ... - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

SPIS RZECZY 53162654TEMAT NUMERUDemoniczność <strong>polityki</strong><strong>naszych</strong> czasówBarack Obama coraz częściej występuje jako polityczny Mesjasz, któregocelem jest rozpropagowanie aborcji, badań na ludzkich embrionach,przywilejów dla par jednopłciowych czy nowych, lepszych formchrześcijaństwa. Wielu zapowiadało jego nadejście... Benjamin PhillippeChodźcie posłuchać bełkotuW oficjalnych wystąpieniach ważne jest nie tylko to, co się mówi.To, czego się nie mówi, także wiele mówi. Dlaczego więc przemawiającpod Bramą Brandenburską i wspominając upadek muru berlińskiego,Barack Obama ani słowem nie wspomniał o Ronaldzie Reaganie?Grzegorz StrzemeckiWyobraźnia teo-politycznaMit nowoczesnego państwa jako państwa neutralnego raz po raz rozbijasię o rzeczywistość pokazującą, że zawsze u jego podstaw ukrywa sięjakaś ideologia będąca na służbie Idola. Artur Mrówczyński-Van Allen7478110WierszeRobert PucekO naszej klęsceChrześcijanie, którzy wstydzą się wody święconej oraz literalnegopojmowania słów Zbawiciela o przemienieniu chleba i wina w Jego ciałoi krew – nie będą w stanie oprzeć się <strong>atak</strong>owi okultystycznych sił. Właśniesił, żywiołów, a nie po prostu propagandy. Diakon Andriej KurajewChrześcijaństwo przyszłościCzy już wkrótce w Nigerii, Ugandzie i na Filipinach pojawią sięzgromadzenia misyjne powołane do ewangelizacji Zachodu?Tomasz P. Terlikowski


SPIS RZECZY 53204206214234240250Na ścieżkach św. Jana Marii VianneyaWydawnictwo Biały Kruk prezentuje album poświęcony pamięciświętego patrona proboszczów. Z ks. kard. Stanisławem Nagym na tematArs. Dzieje życia św. Jana Marii Vianneya rozmawia Jolanta LenardARTYKUŁ SPONSOROWANYAtak Zombie.O sojuszu lewicy i korporacjiObszary działania lewicy i korporacji uzupełniają się. Oba te systemyłączy wspólna ateistyczna metafizyka. Lewica dostarcza idei, zaśkorporacje zapewniają tym ideom nośniki materialne. Marek BłaszkowskiEkologiczny seksCzyż to nie zaskakujące, że część ekologów promujących rozwiązłośćseksualną jako rzekomo bardziej naturalną od trwałych związkówmonogamicznych popiera metody antykoncepcyjne, w którychkochanków izoluje warstwa sztucznego tworzywa? Adam Paweł KubiakOfiary ekoreligiiZ raportu brytyjskiej organizacji ekologicznej Optimum Population Trust(OPT) wynika, że dzięki przymusowej antykoncepcji, aborcji i sterylizacjimożna doprowadzić do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla o 34miliardy ton rocznie. Bogna BiałeckaIslam musi się zmienićWahhabizm i mahdyzm to dwie ideologie, które zagrażają nietylko zachodniej cywilizacji, ale i samemu islamowi. Z SelimemChazbijewiczem rozmawia Łukasz AdamskiChasyd warszawskiWrócę do Izraela, jak przyjdzie tam Mesjasz. Ale dopóki Go nie ma, to jajestem w Polsce. To jest moja rola. Z Rabinem Szalomem Ben Stambleremrozmawia Tomasz P. Terlikowski


ROK KAPŁAŃSKIwww.bialykruk.plZamawiać prosimytelefonicznie, faksem,pocztą, e-mailem.Płatność za zaliczeniempocztowym.Przy zamówieniupowyżej 120 zł kosztywysyłki (15 zł) ponosiwydawnictwo.240 str.,23 x 28 cm,papier 150 g,kreda błyszcząca,twarda oprawa,obwoluta.Najwyższajakość edytorska!Cena detaliczna:109 złNowość!Biały Kruk Sp. z o.o., ul. Szwedzka 38, 30-324 Kraków, tel.: 012/254-56-26,012/254-56-02, 012/254-56-04, 012/260-32-90, faks: 012/254-56-00;e-mail: handlowy@bialykruk.pl.


53SPIS RZECZY260274286292Żydzi i Rewolucja FrancuskaRewolucja Francuska nie tylko nie zlikwidowała nienawiści do Żydów,lecz wręcz przeciwnie – zrodziła nową formę tej plagi, która zostanieokreślona pod koniec XIX wieku jako antysemityzm. Michael Bar-ZviWilna nie oddamy nigdyKilka lat temu pewien Litwin, potomek szlachty, umierając, wezwałdo siebie swojego syna, aby go pożegnać. „Jesteś szlachcicem –usłyszał od niego syn. – Pamiętaj, jesteś odpowiedzialny za całąLitwę”. Marta KwaśnickaJak oddajemy WilnoW atmosferze ogłaszanego hucznie partnerstwa strategicznegomiędzy Warszawą a Wilnem, przy proklamowanej uroczyścieprzyjaźni polsko-litewskiej, dochodzi do wynaradawiania <strong>naszych</strong>rodaków na Wileńszczyźnie. Rowmund KiełkiewiczWielka Róża – Stara CharyzmaNa krótko przed tym, jak proboszcz zasiada w konfesjonale, różeustawiają się w równy szereg, by wyznać te same pobożne grzechyi by zataić te grzechy, o których wiele mogliby powiedzieć mężowieróż. Sławomir ZatwardnickiCzy wiesz, że...kwartalnik <strong>Fronda</strong> możnaotrzymywać gratis?Informacji szukaj na:http://fronda.pl/klub_frondapl


kwartalnik, nr 53, 2009 rokZESPÓŁ:REKLAMA i PROMOCJA:PROJEKT OKŁADKI:ILUSTRACJE:OPRACOWANIE GRAFICZNE:SKŁAD KOMPUTEROWY:KOREKTA:ADRES REDAKCJI:WYDAWCA:Łukasz Adamski, Maciej Bodasiński,Natalia Budzyńska, Lech Dokowicz,Grzegorz Górny (redaktor naczelny),Tomasz Kwaśnicki, Piotr Pałka, BartłomiejRadziejewski, Tomasz P. TerlikowskiKarol Wardakowski, tel. (022) 836 54 44,karol@fronda.plPiotr PromińskiPiotr Promiński, Ania KierzkowskaPiotr Promiński, Ania KierzkowskaAnia KierzkowskaMałgorzata Terlikowskaul. Jana Olbrachta 94, 01-102 Warszawatel. (022) 836 54 44, 877 37 35,fax (022) 877 37 34www.wydawnictwo.fronda.plfronda@fronda.pl<strong>Fronda</strong> PL Sp. z o.o.ZAWIADOWCA PROJEKTU:DRUK:PRENUMERATA PISMA POŚWIĘCONEGO„FRONDA”:Aby otrzymywać kolejne numeryza zaliczeniem pocztowym, prosimyskorzystać z załączonego blankietulub złożyć zamówienie, wysyłając e-mailna adres: prenumerata@fronda.plWojciech SalwaDrukarnia „GS”ul. Zabłocie 43, 30-701 Krakówtel. (012) 65 65 902, (012) 65 65 074<strong>Fronda</strong> PL Sp. z o.o.ul. Jana Olbrachta 94, 01-102 Warszawatel. (022) 836 54 44, 877 37 35,e-mail: prenumerata@fronda.pl,www.wydawnictwo.fronda.plZrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwaogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa NarodowegoRedakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytułów.Materiałów niezamówionych nie odsyłamy.Redakcja „Frondy” nie ponosi odpowiedzialności za treść i formę reklam.ISSN 1231-6474Indeks 380202


n i e z a b i j ęjesli masz watpliwoscilub znasz kogos,kto je ma - zadzwon(12) 421 08 43www.pro-life.pl


O AUTORACH 53Łukasz Adamski (1982) [lukaszadamski.pl] absolwent Wydziału Teologii naUniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie i podyplomowych studiówdziennikarskich w Wyższej Szkole Europejskiej im. Ks. Józefa Tischneraw Krakowie, dziennikarz i publicysta, drukuje m.in. w „Opcji na Prawo”,„Najwyższym Czasie!”, „Gazecie Polskiej” i olsztyńskim miesięczniku „Debata”.Mieszka w Olsztynie.Michael Bar-Zvi (1950) filozof, uczeń Emmanuela Lévinasa i Pierre’a Boutanga,wykładowca akademicki w Tel-Awiwie. Opublikował m.in. Histoire del’Irgoun, Le Sionisme, Être et exil, philosophie de la nation juive. PrzedstawicielNarodowego Funduszu Żydowskiego (Keren Kajemet LeIsrael) we Francji.Bogna Białecka (1971) psycholog i publicystka, stały współpracownik„Przewodnika Katolickiego”, gdzie prowadzi co tydzień rubrykępsychologiczną, autorka wielu książek psychologiczno-poradnikowych. Mamaczworga dzieci. Mieszka w Poznaniu.Marek Błaszkowski (1962) adwokat i menedżer. Ostatnio interesujesię zagadnieniem prawnym, jakie stanowi stosunek bezstronnegoświatopoglądowo państwa do ateizmu. Członek Polskiego TowarzystwaKreacjonistycznego.Aleksander Bocianowski (1972) przewodnik turystyczny. Mieszka podKrakowem.Rowmund Kiełkiewicz (1969) działacz mniejszości polskiej na Litwie,ukrywający się pod pseudonimem. Mieszka na Wileńszczyźnie.Adam Paweł Kubiak (1983) doktorant w Instytucie Biologii UMCS, studentfilozofii przyrody na KUL. Publikował na łamach miesięcznika „Dzikie Życie“.Andriej Kurajew (1963) diakon Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej PatriarchatuMoskiewskiego, filozof, teolog, apologeta, publicysta, autor kilkudziesięciuksiążek. Mieszka w Moskwie.Artur Mrówczyński Van-Allen (1968) pochodzi z Kulic, gmina Pelplin, powiatTczew, województwo pomorskie, obecnie dyrektor dwóch hiszpańskichwydawnictw książkowych: Nuevo Inicio oraz Levantate, którego jestzałożycielem; dyrektor Wydziału Słowiańskiego w MiędzynarodowymCentrum Studiów nad Chrześcijaństwem Wschodnim (ICSCO) w Granadzie.Tłumacz na język hiszpański m.in. prac Sołowjowa, Bierdiajewa, Bułgakowa.W druku znajduje się jego książka o Wasiliju Grossmanie. Żonaty z HiszpankąMercedes Romero, ojciec ośmiorga dzieci. Mieszka w Granadzie.


DOBRA KSIĄŻKAWojciech SumlińskiTeresa, Trawa, Robot.Największa operacjakomunistycznych służbspecjalnychNOWOŚĆ<strong>Fronda</strong> 2009Stron 212Oprawa miękkaISBN 978-83-60335-73-4Cena detaliczna 19,90 złKsiążka Wojciecha Sumlińskiego Teresa, Trawa, Robot. Największa operacjakomunistycznych służb specjalnych zbliża czytelnika do poznania prawdy o męczeństwieksiędza Jerzego Popiełuszki. Zakłamany proces toruński, który doprowadził do skazaniaczterech sprawców zamieszanych w zabicie księdza Jerzego, miał w założeniu umocnićwładzę Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Zdawałoby się, że z chwiląpolitycznej transformacji rewizja tego procesu jest możliwa. Otóż jak dotąd nie jest.Znane z podsłuchu i publikowane tutaj rozmowy bliskich pułkownika Adama Pietruszkiukazują stan świadomości ludzi, którzy czują się zdradzeni i oszukani przez najwyższychprzedstawicieli władz PRL. Nie mają złudzeń co do metod: są szantażowani i gotowi sąszantażować, wiedzą, z kim mają do czynienia („banda Łobuzów” – mówi o nich żonaPietruszki, „Kiszczak poświęci wszystkich, byleby samemu się ratować” – mówi syn i dalejcynicznie stwierdza: „trzeba się odciąć od tego kraju, od tego narodu, trzeba zacząć dbaćo własną dupę, trzeba odkuć się, niech to państwo w gruz się wali”, głoszą słowa, któresą przecież zasadądzisiejszych władz). Bliscy płk. Pietruszki chcą ponownego procesu,bo wiedzą, kto ponosi główną odpowiedzialnośc za zbrodnię. Tymczasem wyjaśnieniaokoliczności śmierci księdza Jerzego nie chcą sprawcy, ale nie chcą też ci, którzy sprawcówkryją – władza III RP poczuwa się do ciągłości z władzami i dziedzictwem PRL-u. Dziękujęautorowi za odwagę i wytrwanie.Ksiądz Stanisław MałkowskiK s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


O AUTORACH 53Marta Kwaśnicka (1981) z wykształcenia archeolog, historyk i filozof, pracujejako dziennikarz w Polskim Radiu. Mieszka w Warszawie.Magda Majewska (1969) gospodyni domowa. Mieszka we Wrocławiu.Benjamin Philippe (1978) publicysta związany z ruchami pro-life. Mieszkaw Nowym Jorku.Robert Pucek (1959) tłumacz, publicysta niezależny, drukował m.in.w „Rzeczpospolitej”, „Najwyższym czasie!”, „Życiu”. Mieszka w Warszawie.Ks. Paweł Siwek SJ (1893-1986) jezuita, profesor filozofii, wykładowcaakademicki m.in. na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, FuculdadesCatolicas w Rio de Janeiro, Uniwersytecie Fordham czy UniwersytecieLaterańskim w Rzymie, gdzie w latach 1960-1968 był szefem katedryfilozofii. Tłumacz dzieł Arystotelesa, autor ponad trzydziestu książekw siedmiu językach oraz około dwustu rozpraw i artykułów z zakresu filozofiii psychologii.Tomasz P. Terlikowski (1974) prezes wydawnictwa „<strong>Fronda</strong>”, doktor filozofii,publicysta, wykładowca akademicki, dziennikarz radiowy i telewizyjny,tłumacz. Autor książek m.in. Nowa kultura życia. Apologia bioetyki katolickiej,Summa przeciw lewakom, Męczennicy komunizmu, Prawo do życia. Zdradzonanadzieja i Rzeczpospolita papieska. Mieszka w Warszawie.Łukasz Wrocławski (1967) antropolog, religioznawca, menedżer. Obecnie naobczyźnie w Londynie.Sławomir Zatwardnicki (1975) Zamierza żyć wiecznie. Syn Boży, mąż Olhyz Ukrainy, tato Oksany i Tymoteusza, członek wspólnoty „Szekinah” z Gliwic.Publikował w „Przeglądzie Powszechnym”, „Christianitas”, „Pastores”i „Frondzie”. Współpracuje z „Biblioteką Kaznodziejską”. Lubi odwiedzaćbloga, którego jest autorem: confessiones.salon24.pl. Wykształcenie wyższetechniczne. Student teologii.


Wydawnictwopoleca:Duchowość kapłańska Juan Esquerda Bifetstron: 272; format: A5; cena: 34,00 złOsoba i bioetyka. Zagadnienia biomedycznedla duszpasterzy i katechetów – książka z płytąEdmund Kowalski CSsR; stron: 438; format: B5;cena: 48,00 złKapitał.Mowa w obronie człowiekaAbp Reinhard Marxstron: 309; format: A5;cena: 39,00 złW obliczu śmierciAlfred Delp SJstron: 100;format: 120 x 185;cena: 14,00 złKościół. Sakrament ChrystusaBernard Häring CSsRstron: 80; format: 110 x 180;cena: 14,00 złzamówienia prosimy sk³adaæ:listownie: Wydawnictwo Homo Dei, ul. Zamojskiego 56, 30-523 Krakówtelefonicznie: 012/656-29-88, faksem: 012/259-81-21pocztą elektroniczną: dystrybucja@homodei.com.plw księgarni internetowej: www.homodei.com.pl


Demoniczność <strong>polityki</strong> <strong>naszych</strong> czasówAutor Autorski


Demoniczność<strong>polityki</strong><strong>naszych</strong>czasówBenjamin Phillippe,,Na pewno nie można powiedzieć, że Hitler był diabłem- podkreślał kardynał Joseph Ratzinger. - Hitler byłczłowiekiem. Ale znamy wiarygodne relacje naocznychświadków, które wskazują, że Hitler odbywał swegorodzaju demoniczne spotkania, że z drżeniem mówił«On tu znów był». Nie możemy tego zweryfikować.Nie mniej sposób, w jaki był zdolny sprawować władzę -z którą wiązało się tyle terroru - pokazuje, jak myślę, żeHitler głęboko tkwił w świecie demonów”.


Metapolityka potrzebuje apokaliptyki. W Ewangelii św. Mateusza, Apokalipsieśw. Jana, w objawieniach prywatnych ojca Pio, siostry Faustyny Kowalskiej czypapieży Leona XIII lub Piusa XII zawiera się materiał, który pomaga do końcazrozumieć to, co dzieje się na <strong>naszych</strong> oczach. Procesy polityczne, które możnaoczywiście interpretować jedynie w duchu nauk społecznych czy globalnychprzemian kulturowych, nabierają w świetle Objawienia ostatecznegoznaczenia. Stają się „znakami czasu”, które mogą i powinny nie tylko zostaćodczytane, lecz także jawią się jako wezwanie do przemiany swojegownętrza, inaczej mówiąc: metanoi, czyli nawrócenia.IWtedy jeśliby wam kto powiedział: „Oto tu jest Mesjasz”albo: „Tam”, nie wierzcie! Powstaną bowiem fałszywimesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znakii cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, takżewybranych. (Mt 24,23-24).Wiek XX to okres pojawienia się wielu świeckich mesjaszów. AdolfHitler, Włodzimierz Ilicz Lenin czy Józef Stalin, tworząc wielkie systemyideologiczne, uznali siebie samych nie tylko za ich symboliczne zwieńczenia,ale wręcz za postacie mesjańskie, zapowiadające pojawienie się nowegoczłowieka i nowej ery historycznej. Kult tych mesjaszów miał zastąpić kultJedynego Boga, a zniszczenie wiary w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba byłoich głównym, istotnym celem. Systemy te nieprzypadkowo nabierały zatemcech religijnych, posiadając nie tylko własnych kapłanów, ale nawet własneobrzędy, panteon świętych i proroków 1 .Te antyreligie – trudno nie zgodzić się tu z intuicjami Benedykta XVI –miały demoniczne źródła. „Na pewno nie można powiedzieć, że Hitler był1 Lenin na przykład był i jednym, i drugim. W kulcie sowieckim występował on zarówno w roli proroka,który rozpoznał czas budowania „nowego człowieka”, jak i jako święty, który czynił „świeckie cuda” po to, byprawdziwość jego doktryny była jeszcze lepiej widoczna. Por. R. Imos, Wiara człowieka radzieckiego, Kraków 2006,s. 290-302. Jeszcze mocniej ten element cudowności dostrzec można w oficjalnych życiorysach przywódcy KoreiPółnocnej Kim Ir Sena (przyp. red.).


19diabłem – podkreślał jeszcze jako kardynał Joseph Ratzinger. – Hitler byłczłowiekiem. Ale znamy wiarygodne relacje naocznych świadków, którewskazują, że Hitler odbywał swego rodzaju demoniczne spotkania, żez drżeniem mówił «On tu znów był». Nie możemy tego zweryfikować. Niemniej sposób, w jaki był zdolny sprawować władzę – z którą wiązało się tyleterroru – pokazuje, jak myślę, że Hitler głęboko tkwił w świecie demonów” 2 .Podobnie, choć w nieco innym języku, ocenia Lenina Alain Besançon:„oglądana pod pewnym kątem ta nieprzejrzysta, gdyż aż nazbyt przejrzystapostać, ten prześmiewca i złośnik o prostackich gustach, odsłania pod swąpłaską powierzchnią niepokojącą głębię Nicości” 3 – pisze francuski filozof,i trudno nie oprzeć się pytaniu, czy owa Nicość nie była demoniczna. Czypowodem, dla którego nie sposób mówić o osobowości Lenina, nie był fakt, że„obraz i podobieństwo Boże”, na którym opiera się nasza tożsamość, zostaław jego przypadku wyparta przez te ciemne siły, które zdążają do nicości?Upadek imperium sowieckiego oznaczał koniec epoki wielkichideologicznych (można powiedzieć: demonicznych) totalitaryzmów. Nieoznacza to jednak, że z naszego myślenia można wyrzucić duchowąinterpretację pewnych zdarzeń politycznych, ze szczególnym uwzględnieniemrozeznawania duchowego. Nie chodzi mi bynajmniej o tylko konkretnegłosowania czy wybory polityczne (choć podczas egzorcyzmów AnnelieseMichel w 1975 roku demony w niej ukryte – co jest zarejestrowane na taśmiemagnetofonowej – mówiły, że w tej chwili piekło jest puste, gdyż wszystkiezłe duchy są teraz zajęte w Bonn: było to akurat w dniu, w którym Bundestaggłosował nad ustawą legalizującą aborcję). Chodzi raczej o szersze zjawiskokwestionowania istnienia prawdy obiektywnej czy duchowy zamęt, któryogarnia kolejne zachodnie społeczeństwa.„Dziś zwykło się twierdzić – opisuje Jan Paweł II ten nowy sposóbuprawiania <strong>polityki</strong> – że filozofią i podstawą odpowiadającą demokratycznymformom <strong>polityki</strong> są agnostycyzm i sceptyczny relatywizm, ci zaś, którzyżywią przekonanie, że znają prawdę, i zdecydowanie za nią idą, nie są,z demokratycznego punktu widzenia, godni zaufania, nie godzą się bowiemz tym, że o prawdzie decyduje większość, czy też, że prawda się zmieniaw zależności od zmiennej równowagi politycznej. W związku z tym należy2 Bóg i świat. Z kardynałem Josephem Ratzingerem (Benedyktem XVI) rozmawia Peter Seewald, tłum. G. Sowiński,Kraków 2005, s. 115-116.3 A. Besançon, Lenin, w: tegoż, Świadek wieku, red. F. Memches, Warszawa 2006, t. I, s. 30-31.Demoniczność <strong>polityki</strong> <strong>naszych</strong> czasów


zauważyć, że w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczne prawda,będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek,łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawa sobiewładza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemieniaw jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” 4 .Dziś widać wyraźnie, że „demokratyczny totalitaryzm” coraz rzadziej jest„zakamuflowany”, a coraz częściej przybiera otwarte formy. Usuwanie krzyżyze szkół i miejsc publicznych, znoszenie klauzuli sumienia pozwalającejlekarzom odmawiania aborcji czy przymuszanie do ich wykonywaniastudentów medycyny 5 albo likwidacja chrześcijańskich ośrodków adopcyjnychtylko dlatego, że odmawiały one przekazywania dzieci parom jednopłciowym– to już w wielu krajach cywilizacji euroatlantyckiej codzienność, która nietylko nie zaskakuje, ale wręcz zyskuje społeczne poparcie.IIStrzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł. Wielu bowiemprzyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestemMesjaszem. I wielu w błąd wprowadzą. (Mt 24,4-5).Miękki, lekko zakamuflowany totalitaryzm wykształcił nowy, odmiennyod poprzedniego typ antychrystusowego polityka. Dziwnym trafem jeston niezwykle bliski spisanej w roku 1900 Sołowjowowskiej wizji politykaAntychrysta, który ma się pojawić u końca czasów. Człowiek ten nie miał byćw najmniejszym stopniu okrutnikiem, który niszczy otwarcie wierzącychi prześladuje mniejszości. Przeciwnie, zdaniem Włodzimierza Sołowjowa,będzie on człowiekiem niezwykłej mądrości, cnotliwości i moralności,a także wiary. Stopniowo jednak zacznie widzieć w sobie kogoś większegoniż Chrystus, kogoś, kto inaczej niż Syn Boży, zamiast przynosić ziemi ogień,przyniesie jej pokój; kogoś, kto sprawi, że nastanie wieczny pokój międzynarodami. Wielki projekt mistyczno-polityczny Antychrysta zawarty zostałw dziele Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności, które stało siędla większości ludzi (także chrześcijan) przyjemną i pożyteczną lekturą. Autorksiążki, wybitny intelektualista i mąż stanu, stopniowo sięga po władzę,a swe postępowe, pełne otwartości na innych rządy zaczyna sprawować nietylko w Europie, ale i na całym świecie.4 Jan Paweł II, Centesimus Annus, par. 46, w: tegoż, Dzieła zebrane, t. I, Kraków 2006, s. 434.5 Por. R.J. De Suoza, Zakamuflowany totalitaryzm, tłum. M. Szczubiałka, „First Things. Edycja Polska”, 1/2006,s. 36-37.


„Nowy władca ziemi był przede wszystkim litościwym filantropem – i nietylko filantropem, lecz także filozofem. Sam będąc wegetarianinem, zakazałwiwisekcji, wprowadził surowy nadzór nad rzeźniami i popierał na wszelkiesposoby towarzystwa opieki nad zwierzętami” 6 – opisuje władcę czasów21Zdaniem Włodzimierza Sołowjowa, politykAntychryst będzie człowiekiem niezwykłejmądrości, cnotliwości i moralności, a takżewiary. Stopniowo jednak zacznie widziećw sobie kogoś większego niż Chrystus.ostatecznych Sołowjow, zapewniając, że przynosi on ziemi realny pokój.Jest to pokój pozbawiony odniesienia do Boga, skupiony za to na osobie„Imperatora”, który odbierać ma kult niemal Boski (mają przysługiwać muprawa już nie tylko Cezara, ale także Boga, stanowiącego, co jest dobre, a cozłe, i rządzącego sumieniami swoich poddanych).Ciekawą wizję, będącą niewątpliwie kontynuacją rozważań Sołowjowa natemat nowoczesnego Antychrysta, przedstawia w Ojcu Eliaszu współczesnykanadyjski pisarz katolicki Michael O’Brien. „Pojawił się człowiek, który rośniew siłę na skalę globalną. (...) Cały świat postrzega go jako świętego. Prasaokrzyknęła go człowiekiem z wielką przyszłością. Jest na pierwszych stronachgazet, w artykułach, telewizji i na ustach redaktorów, a jego książki sprzedająsię w milionach egzemplarzy. On ożywił uśpiony Parlament Europejski. Jestkokietowany przez ONZ jako ten, który może przeprowadzić świat z erypaństw narodowościowych w erę światowej federacji państw” 7 – opisujenowego światowego przywódcę (w istocie Antychrysta) O’Brien, a niecowcześniej wskazuje, iż celem owego polityka będzie zniszczenie Kościoła,postrzeganego jako główny wróg „zbawczych” aspiracji światowych liderów.Czytając takie opisy nowoczesnych Antychrystów (z pełną świadomością,że zarówno Sołowjow, jak i O’Brien swoje inspiracje czerpią z głębokiej6 W. Sołowjow, Krótka opowieść o Antychryście, w: tegoż, Wybór pism, t. II, tłum. J. Zychowicz, Poznań 1988,s. 133.7 M. O’Brien, Ojciec Eliasz. Czas Apokalipsy, tłum. T. Jegierski, Kraków 2009, s. 69-70.Demoniczność <strong>polityki</strong> <strong>naszych</strong> czasów


lektury Ojców Kościoła), trudno nie dostrzec podobieństw do realnieistniejących osób publicznych. Najmocniej widać to w przypadku BarackaObamy, który nie tylko kreuje się na nowego politycznego Mesjasza, mającegowyzwolić wszystkich spętanych opresją białej cywilizacji, ale również coraz„Nowatorskie” podejście egzegetyczne BarackaObamy to nie jedyna cecha upodabniająca godo sołowjowowskiego Antychrysta. Nie mniejistotny jest także fakt, że prezydent StanówZjednoczonych zaczyna cieszyć się niemalreligijnym kultem.częściej występuje jako rzecznik światowego postępu, którego celem jestjak najszersze rozpropagowanie na kuli ziemskiej aborcji, badań na ludzkichembrionach, przywilejów dla par jednopłciowych czy nowych, lepszych formchrześcijaństwa, w których surowa nauka św. Pawła (np. jego zdecydowanepotępienie homoseksualizmu) zostanie odrzucona, a na to miejscewprowadzona zostanie jakaś bliżej nieokreślona „chrystusowa moralność”,która akceptuje każdy grzech 8 .„Nowatorskie” podejście egzegetyczne Baracka Obamy to nie jedyna cechaupodabniająca go do sołowjowowskiego Antychrysta. Nie mniej istotny jesttakże fakt, że prezydent Stanów Zjednoczonych zaczyna cieszyć się niemalreligijnym kultem. Nie chodzi przy tym tylko o przyznawane mu prestiżowychnagród za same tylko dobre chęci, ale również o czynienie z niego ikonyi przedstawianie na religijnych portretach. Już po stu dniach prezydenturyMichael D’Antuono namalował obraz (pod patetycznym tytułem Prawda),przedstawiający Obamę jako czarnoskórego Mesjasza w koronie cierniowej.8 – Chcę wam powiedzieć – mówił podczas spotkania w Nelsonville w stanie Ohio Obama – że nie jestemzwolennikiem małżeństw homoseksualnych, ale sądzę, że ludzie, którzy są gejami i lesbijkami, powinni byćtraktowani z szacunkiem i godnością, i że państwo nie powinno ich dyskryminować. Dlatego jestem przekonany,że powinny być im dostępne „związki cywilne”, które pozwolą parom jednopłciowym odwiedzać się wzajemniew szpitalach czy dziedziczyć po sobie. Nie sądzę, by powinno się to nazywać małżeństwem – mówił Obama idodawał, że państwo powinno uznawać takie związki. – Jeśli ludzie uważają to za kontrowersyjne, to muszęodesłać ich do Kazania na Górze, które – jak sądzę – jest dla mojej wiary o wiele bardziej fundamentalne, niżmroczne fragmenty z Listu do Rzymian. To jest mój pogląd. Ale możemy się w tej sprawie z szacunkiem różnić– dodał Obama.


23Oczywiście, zawsze trafiali się głupcy próbujący ubóstwić innych ludzi.Trudno o to, rzecz jasna, obwiniać człowieka, którego inni traktują jak Boga.Z drugiej strony jednak nie sposób zapomnieć, że występując na katolickiejuczelni Notre-Dame, „czarny Mesjasz” zażyczył sobie usunięcia symboluJezusa Chrystusa. Jak na chrześcijanina – a tak sam siebie określa Obama – todość dziwna postawa. Ciekawe, z czego wynikająca?Prezydent USA nie ma monopolu na tego typu postawy. Podobnie – choćmoże nie tak ostentacyjnie – prezentują się inni popularni politycy, jak np.premier Hiszpanii José Luis Rodriguez Zapatero, który nie ukrywa, że jegocelem jest stworzenie w historii „nowego człowieka”, czy też obnoszący sięze swą konwersją na katolicyzm, a jednocześnie wciąż pouczający papieżaw sprawach dogmatyki moralnej, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.Każdy z nich pod sympatyczną maską wiecznego chłopca ukrywa ideologicznąwizję, której celem może być ostateczne wyeliminowanie chrześcijaństwaz realnej sfery publicznej i zastąpienie go jakąś popkulturową papką, któraz nauczaniem Chrystusa wspólną będzie miała tylko nazwę.IIIWtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać,i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów,z powodu mego imienia. Wówczas wielu zachwieje sięw wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugichnienawidzić. (Mt 24,9-10).Miękkość nowego totalitaryzmu wcale nie oznacza, że nie jest on w stanieprześladować chrześcijan. Zmienił się tylko sposób nękania wyznawcówChrystusa. Dziś próbuje się uzależnić ich działalność w życiu publicznymod sprzeciwienia się własnej wierze. Zmusza się ich do wybierania międzywiernością Bogu a państwu, w którym przyszło im żyć. Przykłady takich„miękkich prześladowań” można mnożyć. W Hiszpanii sędzia FernandoFerrin Calamita stracił prawo wykonywania zawodu tylko za to, że uznał,iż zanim przekaże dziecko parze lesbijek, to powinien otrzymać opinię, żenie zaszkodzi to dziecku. Sąd w Murcji uznał, że jego postępowanie, którewydłużyło proces adopcji, to przejaw skrajnej homofobii, uniemożliwiającejmu dalsze wykonywanie zawodu sędziego. W wielu krajach odmawia sięDemoniczność <strong>polityki</strong> <strong>naszych</strong> czasów


Choć forma nowych represji wobecchrześcijan jest miękka, to ich istotapozostaje taka sama. Chodzi o to, by zmusićwyznawców Chrystusa do postawieniaprawa stanowionego wyżej niż prawaBożego, do wyboru między posłuszeństwempaństwu a Bogu.farmaceutom prawa do odmowy sprzedaży środków wczesnoporonnych lubnakazuje się lekarzom, którzy nie chcą przeprowadzić aborcji, by wskazalimiejsce, gdzie poczęte dziecko może zostać zabite.Choć forma tych nowych represji wobec chrześcijan jest miękka, to ichistota pozostaje taka sama. Chodzi o to, by zmusić wyznawców Chrystusa dopostawienia prawa stanowionego wyżej niż prawa Bożego, do wyboru międzyposłuszeństwem państwu a Bogu. Dokładnie przed takim samym wyboremstawali w pierwszych wiekach naszej ery męczennicy. Wtedy również kazanoim wybierać między aktem posłuszeństwa państwu (które nakazywało kultswojego władcy) a posłuszeństwem Bogu. Tych, którzy wybierali wiernośćBoskim nakazom, skazywano – całkowicie legalnie i zgodnie z obowiązującymprawem – na męczeństwo. Teraz, choć kara jest nieporównanie łagodniejsza,wybór pozostaje w istocie ten sam. Czy mamy uczestniczyć w aprobowanymprzez państwo procederze aborcyjnym, czy nie? Czy możemy na życzeniepaństwa zmieniać definicję małżeństwa, czy nie mamy do tego prawa?I wreszcie: czy prawo państwowe może być ważniejsze niż sumienie?Coraz więcej polityków odpowiedziałoby, że tak. Miał tego świadomośćJan Paweł II, gdy ogłosił Tomasza Morusa patronem polityków, wskazując,że fundamentem chrześcijańskiej postawy w polityce musi być wiernośćEwangelii, a nie władcy. „Wiele racji przemawia za ogłoszeniem TomaszaMorusa patronem rządzących i polityków. Jedną z nich jest odczuwanaw środowisku <strong>polityki</strong> i administracji państwowej potrzeba wiarygodnychwzorców, które wskazywałyby drogę prawdy w obecnym momenciedziejowym, gdy mnożą się trudne wyzwania i trzeba podejmować bardzoodpowiedzialne decyzje. Zupełnie nowe zjawiska ekonomiczne przekształcają


25dziś bowiem struktury społeczne, zdobycze naukowe w dziedziniebiotechnologii stwarzają coraz pilniejszą potrzebę obrony ludzkiego życia wewszystkich postaciach, zaś obietnice budowania nowego społeczeństwa łatwoznajdujące posłuch zagubionej opinii publicznej pilnie domagają się podjęciastanowczych decyzji politycznych sprzyjających rodzinie, młodym, ludziomstarszym i zepchniętym na margines” 9 – wskazywał Jan Paweł II.IVLecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawetaniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec. A jak było zadni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego.Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenilisię i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł doarki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonąłwszystkich, tak również będzie z przyjściem SynaCzłowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będziewzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach:jedna będzie wzięta, druga zostawiona. (Mt 24,36-40)Z rozważań tych wcale nie ma wynika, że wiemy coś na pewno o daciekońca świata, czy o tym, kto jest Antychrystem. Takie roztrząsaniapozostawmy Świadkom Jehowy i ludziom zgłębiającym tajemnice kalendarzaMajów. Tego bowiem, kiedy powtórnie przyjdzie Chrystus, nie wiemyi wiedzieć nie musimy. Wiemy natomiast, że to, co obserwujemy dziś, jestpróbą zaprowadzenia na świecie <strong>polityki</strong>, która jest z ducha antychrystusowa– której fundamenty zbudowane są na radykalnym sprzeciwie wobecChrystusa i Ewangelii. Obserwujemy dziś wielu polityków, którzy sąnosicielami tego typu postaw, oraz wielkie poparcie, jakie zdobywają. Dlanas, chrześcijan, powinno się to stać wezwaniem do nawrócenia, odważnegoświadectwa wiary i głoszenia Prawdy, która niesie zbawienie – JezusaChrystusa. Nie ulegajmy zbiorowym emocjom, które prowadzą do odlewaniasobie kolejnych złotych cielców. Jedno jest tylko imię, w którym dostąpićmożna zbawienia. █9 Jan Paweł II, List apostolski motu proprio o ogłoszeniu św. Tomasza Morusa patronem rządzących i polityków,w: tegoż, Dzieła zebrane, t. IV, Kraków 2007, s. 221.


Chodźcieposłuchaćbełkotu.Barack Obamapod BramąBrandenburskąGRZEGORZ STRZEMECKIChodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą BrandenburskąAutor Autorski


W oficjalnychwystąpieniachważne jest nietylko to, co sięmówi. To, czego sięnie mówi, także wielemówi. Dlaczego więcprzemawiając podBramą Brandenburskąi wspominając upadekmuru berlińskiego,Barack Obama anisłowem nie wspomniało Ronaldzie Reaganie?


Ku zdumieniu znacznej części światowej publiki i chyba swoim własnymBarack Obama jeszcze przed upływem pierwszego roku swojej kadencjiotrzymał Pokojową Nagrodę Nobla za - jak to określił komitet noblowski- „niezwykłe wysiłki na rzecz wzmocnienia międzynarodowej dyplomacjii współpracy między narodami” oraz „stworzenie nowego klimatu w politycemiędzynarodowej”.CO POWIEDZIAŁ OBAMA W BERLINIE?Jak to już zostało wielokrotnie napisane, Obama otrzymał nagrodęza intencje, deklaracje, obietnice, zamiary, wysiłki i słowa – nie zaś zaczyny, chyba że za czyn uznamy owo „stworzenie klimatu”, co jest o tylezrozumiałe, iż klimat jest obecnie pupilkiem „postępowychmędrców”, tak jak kiedyś była nim „klasa robotnicza”.Ze słów Obamy najbardziej znane są tez przemówienia wygłoszonego 24 lipca2008 roku pod Bramą Brandenburskąw Berlinie. Choć nie był on jeszczeprezydentem, a tylko kandydatem PartiiDemokratycznej, to już wówczas jegomowa miała nawiązywać do dwóchberlińskich przemówień amerykańskich„Klimat” jest obecniepupilkiem „postępowychmędrców”, tak jakkiedyś była nim „klasarobotnicza”.


z komunistycznym imperium można by pomyśleć, że jesteśmy o krok odpowtórzenia słynnego reaganowskiego określenia „imperium zła”. TymczasemObama – niczym królika z kapelusza – wyciąga konkluzję, iż upadek murujest dowodem na skuteczność działalności zjednoczonego świata. Wypowiedźta spełnia wszelkie cechy definicji bełkotu zaproponowanej przez ojca JózefaBocheńskiego, w myśl której jest to „mowa ludzka pozbawiona sensu”.,,Barack Obama jest znany jako osobao przenikliwej inteligencji, akademicki prawnik,uważnie dobierający słowa. Zasługuje na to, bytraktować poważnie - zarówno to, co mówi, jaki to, czego nie mówi”.CZEGO NIE POWIEDZIAŁ OBAMA W BERLINIE?Stwierdzenie Obamy, iż w Berlinie historia udowodniła, że nie istniejewyzwanie tak wielkie, któremu nie sprosta zjednoczony świat, jest zwyczajnymmijaniem się z prawdą. Świat był wówczas podzielony i właśnie tenpodzielony świat sprostał wyzwaniu, jakie stanowił globalny komunizm.Sprostał zaś nie dzięki jedności, ale determinacji, zdecydowaniui konsekwencji Stanów Zjednoczonych.W tego typu wystąpieniach ważne jest nie tylko to, co się mówi. To, czegosię nie mówi, także wiele mówi.Jest znamienne, że Obama ani słowem nie wspomniał o swym wielkimpoprzedniku – Ronaldzie Reaganie, którego polityka „pokój przez siłę”doprowadziła do upadku muru berlińskiego. W swoich działaniachReagan nie mógł liczyć na „zjednoczony świat”, ale często bywałniezrozumiany i osamotniony. Wiele swoich zamiarów forsował wbrew PartiiDemokratycznej, amerykańskiej lewicy czy rządom Europy Zachodniej, któreposuwały się nawet do solidarności ze Związkiem Sowieckim.Dlaczego Obama nie wspomniał o tym ani słowem? Przecież, jak stwierdziłniedawno wielki językoznawca i światowy autorytet lewicy Noam Chomsky,„Barack Obama jest znany jako osoba o przenikliwej inteligencji, akademickiprawnik, uważnie dobierający słowa. Zasługuje na to, by traktować poważnie– zarówno to, co mówi, jak i to, czego nie mówi”. Wydaje się, że pierwszy


31czarnoskóry prezydent USA nie powiedział o rzeczywistych przyczynachupadku komunizmu, gdyż musiałby uznać słuszność <strong>polityki</strong> RonaldaReagana, a zarazem przyznać się do własnych pomyłek, ponieważ sam należałdo gorących przeciwników reaganowskiej strategii. Podobną praktykę stosujezresztą amerykańska lewica, która w 20. rocznicę Jesieni Ludów przemilczarolę zapomnianego bohatera tych wydarzeń – Ronalda Reagana. Warto więcprzypomnieć jego znaczenie.POBUDKA! * WAKEY WAKEY! * CZAS NA MAŁĄ RETROSPEKCJĘ!KTO UZNAŁ PODZIAŁ JAŁTAŃSKI ZA NIEBYŁY?Już 2 września 1982 roku – niecałe dziesięć miesięcy po ogłoszeniuw Polsce stanu wojennego – ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonychpodpisał tzw. Dyrektywę Decyzyjną Bezpieczeństwa Narodowego nr 54(NSDD-54), w której na wstępie znalazło się następujące zdanie:Zadecydowałem, że głównym długoterminowym celem StanówZjednoczonych w Europie Wschodniej jest (...)* ułatwienie jej ostatecznejreintegracji ze wspólnotą narodów Europy.[* Usunięty fragment w środku zdania nie został jeszcze odtajniony]Nie była to pusta, oderwana od rzeczywistości deklaracja. Stanowiła onaczęść ogólnego planu, który sformułowano we wcześniejszej dyrektywieNSDD-32, w której stwierdzono:Polityka bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych będziepodporządkowana następującym globalnym celom:––powstrzymać i odwrócić ekspansję sowieckiego panowania i obecnościwojskowej na całym świecie oraz zwiększyć koszty sowieckiego wsparcia,Chodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


pojawienie się mniej niebezpiecznego przywódcy sowieckiego niż umierającyAndropow, a nawet – tak – skruszenie Muru Berlińskiego pod naciskiem<strong>polityki</strong> „pokój przez siłę”.Jak więc widać, teza, że Gorbaczow był produktem reaganowskiej <strong>polityki</strong>,ma mocne podstawy. W dalszej części NSDD-75 sformułowano wytyczneprecyzujące, jak należy rozumieć „pokój przez siłę”: „W Europie Sowiecimuszą stanąć w obliczu wzmocnionego i odnowionego NATO”, „niemogą liczyć na bezpieczną flankę na dalekim wschodzie”, „Moskwamusi wiedzieć, że obszary interesów USA nie mogą być za<strong>atak</strong>owaneani zagrożone bez ryzyka poważnych amerykańskich przeciwdziałań”,„przewaga amerykańskiej technologii wojskowej musi być wykorzystanaprzy równoczesnej kontroli przepływu produktów, usług oraz technologiimilitarnej i podwójnego zastosowania”.Narzędzia militarne uzupełniano nie mniej ważnymi instrumentamigospodarczymi. Precyzowano, że USA powinny:33––zagwarantować, by stosunki gospodarcze Wschód-Zachód nie wspomagałysowieckich zbrojeń. Wymaga to zapobiegania transferowi technologiii sprzętu, który może mieć istotny wpływ na wzrost potęgi wojskowej ZSRS;––unikać subsydiowania gospodarki sowieckiej oraz zbytniego ułatwianiasowietom trudnych decyzji w kwestii alokacji zasobów, co zmniejszałobynacisk na konieczność zmian strukturalnych w systemie sowieckim;––starać się zminimalizować potencjalne sowieckie możliwości odwetowepod adresem krajów zachodnich wykorzystujące handel, dostawy energiii rozliczenia finansowe.Ten ostatni punkt wiązał się ze sporem między USA a Europą Zachodniąo wstrzymanie budowy gazociągu syberyjskiego, uzależniającym większośćkrajów NATO od Sowietów, równocześnie gwarantując głównemu ichprzeciwnikowi stały dopływ gotówki wspomagający jego potencjałmilitarno‐gospodarczy. Amerykanie dążyli do tego, by nie było żadnychdodatkowych dostaw gazu sowieckiego przez kraje zachodnie ponad jużzakontraktowane pierwszą nitką syberyjskiego gazociągu. Pilnowali, by doZSRS nie trafiały żadne zaawansowane technologie sprzętu wydobywczegoropy i gazu ziemnego.Chodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


Autorzy dyrektyw nie zapominali też, że walka z komunizmem toczy sięrównież w sferze ducha:Polityka USA musi ukazywać główne przesłanie o wyższości amerykańskichi zachodnich wartości, tj. indywidualnej godności i wolności, wolnej prasy,wolnych związków zawodowych, wolnej przedsiębiorczości i demokracji nadrepresyjnymi cechami sowieckiego komunizmu.(...) USA powinny:––obnażać na wszystkich dostępnych forach podwójne standardy stosowaneprzez Związek Sowiecki w granicach własnych wpływów i wobeczewnętrznego („kapitalistycznego”) świata (np. stosunku do prawpracowniczych, <strong>polityki</strong> wobec mniejszości etnicznych, stosowania bronichemicznej itp.);––w walce idei nie pozwalać sowieckiej machinie propagandowej nawykorzystywanie moralizatorskiego tonu oraz semantyki przezprzywłaszczanie sobie takich terminów jak np. „pokój”.„Przestańmy robićz nimi interesy.Pozwólmy, żeby ichsystem się zawalił”.Cytowane wyżej zdania z oficjalnychdyrektyw świadczą o tym, że politykaStanów Zjednoczonych znalazła sięw rękach ludzi dobrze rozumiejącychnaturę systemu komunistycznego,a także zdecydowanych wykorzystaćsłabości tego ustroju do osiągnięciacelu, którym po raz pierwszy byłonie powstrzymanie, a pokonanieprzeciwnika.KTO NIE CHCIAŁ ROBIĆINTERESÓW Z SOWIETAMI?Za opisanymi wyżej dokumentamiszły realne działania. Odbudowanoi rozbudowano amerykańskipotencjał militarny. Wprowadzonodo arsenałów nowe technologie,których naśladowanie czy nawetkopiowanie przysparzało Sowietomcoraz większe trudności. Projekt obronystrategicznej (SDI), choć wyszydzany


przez przeciwników Reagana, wprawił kręgi militarne w ZSRS w panikę.Stanęli przed dylematem, jak dorównać temu wymagającemu gigantycznychnakładów i najnowocześniejszych technologii projektowi.Decydujące znaczenie miała jednak niewypowiedziana, lecz prowadzonaz determinacją wojna gospodarcza przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Jejkoncepcja wzięła się z konstatacji, że ogromna część sowieckiego przemysłubyła zbudowana i wciąż zasilana zachodnimi kredytami i technologiami, naktóre środki czerpano ze sprzedaży surowców. W ten sposób to sam Zachód(a w największym stopniu USA) budował potencjał gospodarczy i militarnyZSRS. Pracujący w Stanach Zjednoczonych angielski ekonomista AnthonySutton pokazał skalę tej absurdalnej <strong>polityki</strong> w szeregu swoich książek,z których ostatnia nosiła znamienny tytuł The Best Enemy Money Can Buy(„Najlepszy wróg, jakiego można kupić za pieniądze”). Ukazywała ona ZSRSjako wroga, którego USA same sobie sfinansowały.Reagan, który od dawna był zwolennikiem tezy, że ZSRS musi przegraćw rywalizacji z Ameryką, jeśli ta się na nią zdecyduje, wyraził swojąkoncepcję w jednym ze swoich komentarzy radiowych z 1975 roku.Powiedział krótko i dosadnie: „Przestańmy robić z nimi interesy. Pozwólmy,żeby ich system się zawalił”.Już na początku kadencji Reagana stwierdzono, że gospodarka sowieckajest „niezwykle wrażliwa na wstrząsy ekonomiczne (...) W naszymnarodowym interesie jest wykorzystanie tej słabości” – głosił raport Herba35


OSTRZEŻENIEŚmiertelny wirus <strong>atak</strong>uje!O/3A/V/AZagraża zwłaszczanienarodzonym dzieciomOstrzeż znajomych! Zaszczepcie się razem!Szczepionka IHS przeciw wirusowi O/3A/V/A dostępna w kościołach w całej Polsce.


Gospodarkę sowiecką wyczerpywał narzucony przez USA wyścig zbrojeń,w którym Moskwa pod groźbą utraty statusu supermocarstwa czuła sięzmuszona uczestniczyć, a także kosztowne wojny w Afganistanie i Angolioraz konieczność dofinansowywania popadających w coraz większe kłopotysojuszników, takich jak Kuba czy Polska.Stało się dokładnie tak, jak przewidywał Reagan: obciążona w ten sposóbgospodarka sowiecka nie była w stanie ścigać się z gospodarką amerykańską,która nabierała rozpędu dzięki deregulacji i obniżce podatków. Jakpodsumował to „Wall Street Journal”: „Do roku 1990 gospodarka amerykańskaurosła o jedną trzecią, czyli z grubsza o rozmiar gospodarki Niemiec”.Spostrzeżenie to spointował Peter Robinson: „Żeby tak powiększyć swojągospodarkę, Rosjanie musieliby po prostu zaanektować Niemcy”.NA CZYM POLEGAŁA DOKTRYNA REAGANA?Na całym świecie postawiono tamę marszowi komunistów. Pomnydoświadczeń Wietnamu Reagan, zastosował strategię, w której to Moskwai jej sojusznicy znaleźli się w kłopotliwej sytuacji, zmuszeni stawić czoławalczącym o wolność i wspieranym przez USA partyzantom w Afganistanieczy Nikaragui. Polityka wspomagania antykomunistycznych ruchówpartyzanckich w Ameryce Południowej, Azji i Afryce zyskała mianodoktryny Reagana.W razie konieczności prezydent USA stosował taktykę precyzyjnychi zdecydowanych interwencji, jak na Grenadzie, gdzie inwazja amerykańskichmarines przywróciła obaloną przez marksistowskich zamachowcówdemokrację. Mniej znana jest interwencja w Surinamie, gdzie pośredninacisk militarno-dyplomatyczny spowodował, że marksistowski puczystazrezygnował z sięgnięcia po wsparcie kubańsko-sowieckie, a po kilku latachoddał władzę demokratycznemu rządowi.Reagan na różne sposoby wspierał też pokojową walkę demokratycznejopozycji w krajach Europy Wschodniej – w tym polskiej „Solidarności”.Sowieckiej propagandzie przeciwstawiał proste prawdy, jak te wyrażonew przemówieniu w brytyjskim parlamencie: „Od Szczecina nad Bałtykiem poWarnę nad Morzem Czarnym, reżimy ustanowione przez totalitaryzm miałyponad trzydzieści lat na ugruntowanie swojej legitymacji, ale żaden – anijeden – nie odważył się na wolne wybory”.Wystarczyło kilka lat zdecydowanej <strong>polityki</strong> Reagana, bypartyjno‐wojskowa elita ZSRS doszła do wniosku – zgodnie zresztąz założeniami amerykańskiej dyrektywy NSDD-75 – że nie jest w stanie


39wytrzymać tej konfrontacji i czas zreformować oraz zliberalizować system.Tak oto 11 marca 1985 roku na Kremlu pojawił się protegowany i wychowanekszefa KGB, a potem I sekretarza KPZS Jurija Andropowa – Michaił Gorbaczow.Gdy pojawiły się pierwsze oznaki pierestrojki i głasnosti w ZSRS, zachodnialewica dostała „gorbazmu” – wpadła w euforię i zachwyt nad osobą genseka.Reagan przystąpił z nim do negocjacji, chętnie mówił o równoległej redukcjiarsenałów nuklearnych, ale ani o krok nie ustępował w sprawie SDI. Cowięcej, ponaglał Gorbaczowa i pod Bramą Brandenburską – tam, gdzie 19lat później przemawiać będzie Obama – wypowiedział proste i mające siłęsprawczą słowa:I oto teraz sami Sowieci wydają się w ograniczony sposóbdochodzić do zrozumienia, jak ważna jest wolność. Słyszymydużo o nowej polityce reform i otwartości. Niektórzy więźniowiepolityczni zostali wypuszczeni. (...) Czy to są początki głębokichzmian w państwie sowieckim? Czy są to tylko gesty na pokazmające pobudzić złudną nadzieję na Zachodzie, zmierzającetylko do wzmocnienia systemu sowieckiego bez zmienianiago? (…) Jest jeden znak, którzy Sowieci mogą uczynić, którybyłby niepodważalny, który posunąłby sprawę wolnościi pokoju znacząco do przodu. Panie sekretarzugeneralny Gorbaczow, jeśli dążyPan do pokoju, jeśli dąży Pando dobrobytu dla ZwiązkuSowieckiego i Europy Wschodniej,jeśli dąży Pan do liberalizacji:proszę przybyć tu, pod tębramę! Panie Gorbaczow, niechPan otworzy tę bramę! PanieGorbaczow, niech Pan zburzyten mur!


Wbrew licznym krytykom Reagana, oskarżającym go o podżeganie dowojny, to właśnie jego polityka doprowadziła do podpisania 8 grudnia1987 roku traktatu o likwidacji pocisków średniego i krótszego zasięgu– pierwszego traktatu prowadzącego do zniszczenia części arsenałównuklearnych.KTO WALCZYŁ PRZECIWKO REAGANOWI?Ta właśnie polityka, która odniosła tak duży sukces, wzbudzała jednakzaciekły opór większości działaczy Partii Demokratycznej. W trakcie kampaniiprezydenckiej w 1984 roku były prezydent Jimmi Carter stwierdził po wizyciew rezydencji sowieckiego ambasadora Dobrynina, że dla Moskwy i światabyłoby znacznie lepiej, gdyby w Białym Domu przebywał ktoś inny, gdyż„dopóki Reagan pozostaje przy władzy, dopóty zapewne nie dojdzie dopodpisania żadnego porozumienia w sprawie kontroli zbrojeń, zwłaszczadotyczących broni jądrowej”. Historia dopisała do tej wypowiedzi ciekawepost scriptum, gdyż trzy lata później to właśnie Reagan podpisze traktatINF – jak wspomnieliśmy, pierwsze w historii porozumienie prowadzące dozniszczenia części arsenału jądrowego.Demokratyczny senator George McGovern powiedział z kolei, że czujesię bezpieczny, wiedząc, że Jurij Andropow rządzi na Kremlu, ponieważw odróżnieniu od Reagana, jest on <strong>polityki</strong>em, który nie dopuści do wojny:„Sądzę, że powinniśmy być wdzięczni, iż Andropow jest człowiekiemrozsądnym i nieco powściągliwym, z pewnością bowiem podejście Reaganai Weinbergera jest ogromnie konfrontacyjne. Zachowują się prawie tak, jakbyrwali się do ostatecznej rozgrywki wojskowej”.Innego senatora z Partii Demokratów Ernesta Hollingsa przerażała nie tylepolityka Kremla, ile Białego Domu, zaś przewodniczący Izby ReprezentantówTip O’Neill zwierzał się sowieckiemu ambasadorowi Dobryninowi, że niemożna dopuścić do powtórnego wyboru „tego demagoga Reagana. Jeśli dotego dojdzie, Reagan da ujście swoim prymitywnym instynktom i przysporzynam mnóstwo kłopotów, prawdopodobnie postawi nas na krawędzi dużegokonfliktu zbrojnego. To niebezpieczny człowiek”. Biograf Reagana, PeterSchweitzer, uważa, że takie oceny, które docierały do Rosjan, paradoksalnie,mogły pomóc Reaganowi, gdyż Moskwa obawiała się go jeszcze bardziej.Obecny wiceprezydent USA Joseph Biden zdecydowanie przeciwstawiałsię wszelkim formom realnie antykomunistycznej <strong>polityki</strong>. Za prezydenturyRicharda Nixona przeciwny był pomocy dla Wietnamu Południowego,co oznaczało zgodę na zajęcie tego kraju przez komunistów z północy,


finansowanych i uzbrojonych przez ZSRS. Za rządów Reagana oponowałprzeciw wspieraniu nikaraguańskich contras i antykomunistycznego rząduw Salwadorze. Opowiadał się za tak wielkim ograniczeniem amerykańskichwydatków na zbrojenia, że budziło to nawet sprzeciw czołowych liberałóww obozie demokratów, jak Muskie czy Mondale.CO ZROBIŁ KENNEDY?Najdalej posunął się jednak zmarły niedawno senator Edward Kennedy.Nie chodzi bynajmniej wcale o jego opinie, jakoby działania Reaganaw 1984 roku były preludium do wojny w 1985 roku. Jak wynika z treścidokumentu wydobytego z kremlowskich archiwów przez brytyjskiegodziennikarza Tima Sebastiana, ówczesny szef KGB Czebrikow informowałprzywódcę ZSRS Andropowa o sugestiach i prośbach, które Edward Kennedyprzekazywał przez swojego przyjaciela Johna Tunneya. Kennedy nie tylkoprzedstawiał Andropowowi swoje zaniepokojenie polityką Reagana wobecZSRS, ale również sugerował, w jaki sposób można jej przeszkodzić. Donosiło przeszkodach, na jakie napotyka skuteczna propaganda ZSRS w StanachZjednoczonych, proponując równocześnie wspólne działania swojegośrodowiska politycznego ze Związkiem Sowieckim, aby uczynić moskiewskiprzekaz skuteczniejszym i powstrzymać politykę Reagana. Na koniec, powyrażeniu uznania dla działalności Andropowa i innych przywódcówsowieckich za ich niestrudzoną działalność, Kennedy nadmieniał, że w 1984roku planuje wziąć udział w wyborach prezydenckich. Pełny zapis notatkiCzebrikowa z rozmowy z Tunneyem można znaleźć w książce Paula Kengorana temat roli Ronalda Reagana w obaleniu komunizmu.Nie jest to odosobniony przypadek takiego postępowania EdwardaKennedy’ego. W podobnym tonie rozmawiał w 1986 roku z WadimemZagładinem, wyjaśniając, jak widzi przebieg zakończonych właśnie rozmówgenewskich i udzielając Sowietom rad na użytek przyszłych negocjacji, jaknajlepiej występować przeciwko Reaganowi. Analogicznych rad, jak należyprowadzić skutecznie negocjacje z Reaganem, udzielał ambasadorowiDobryninowi także republikański senator Charles Percy.Warto wspomnieć, że w podobny sposób Edward Kennedy grał nie tylkoprzeciw Reaganowi, ale także wcześniej przeciwko Carterowi. Przyjacielskierozmowy z Rosjanami prowadził podczas kampanii wyborczej w 1980 roku,gdy ubiegał się o nominację Partii Demokratycznej. Chwalił wtedy działania41Chodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


Moskwy w Afganistanie oraz dezawuował „wojowniczą” politykę Cartera,który zareagował ostro na wkroczenie Sowietów do Kabulu.Wyczyny Kennedy’ego oraz histeryczna, antyreaganowska kampaniawpisywały się znakomicie w wytyczne ówczesnych władz sowieckich. Takprzedstawia to zbiegły na Zachód były archiwista KGB Wasilij Mitrochinw swoim bogatym zbiorze wykradzionych dokumentów, znanych jako„Archiwum Mitrochina”:Najwyższy priorytet nadany przez Centrum [centralę KGB]zdyskredytowaniu <strong>polityki</strong> administracji Reagana sprawił, że 12 kwietnia1982 roku Andropow w jednym z ostatnich swoich aktów w 15-letniej karierzejako przewodniczącego KGB formalnie zadekretował, że obowiązkiemwszystkich oficerów wywiadu zagranicznego, niezależnie od innychprzydzielonych obowiązków, jest udział w działaniach aktywnych. Tym samymniedopuszczenie do drugiej kadencji Reagana stało się najważniejszym celemSłużby A.(...) Centrum wyraźnie stwierdzało, że każdy inny kandydat, z obojętne którejpartii, będzie lepszy niż Reagan. Rezydentury na całym świecie otrzymały rozkazypopularyzowania sloganu „Reagan Means War” (Reagan oznacza wojnę).Centrum ogłosiło pięć tez działań aktywnych, które miały byćwykorzystywane do zdyskredytowania <strong>polityki</strong> zagranicznej Reagana: jegomilitarną awanturniczość, jego osobistą odpowiedzialność za przyspieszeniewyścigu zbrojeń, jego poparcie dla opresywnych reżimów w świecie, działaniaw celu zdławienia ruchów wyzwolenia narodowego, jego odpowiedzialnośćza napięcia w stosunkach z sojusznikami w NATO. „Tezy” działań aktywnychw polityce wewnętrznej obejmowały rzekome „dyskryminowanie mniejszościetnicznych, korupcję w jego administracji, uległość Reagana w stosunku dokompleksu militarno-przemysłowego”.CO PISALI O REAGANIE AMERYKAŃSCY INTELEKTUALIŚCI?Liberalno-lewicowy salon z mediów i uniwersytetów nie zostawiał naReaganie suchej nitki. Z jednej strony podważano skuteczność jego <strong>polityki</strong>,z drugiej oskarżano o podżeganie do wojny oraz – skąd to znamy? –wyszydzano jego rzekomo ograniczone możliwości intelektualne.Strobe Talbott, późniejszy doradca prezydenta Billa Clintona do spraw<strong>polityki</strong> zagranicznej, zwłaszcza <strong>polityki</strong> wschodniej, pisał w 1981 roku:


Choć niektórzy drugorzędni twardogłowi w administracji Reaganachcieliby, żeby USA wyznaczyły sobie cel z wczesnych lat pięćdziesiątych, czylilikwidację dominacji Sowietów w Europie Wschodniej, Stany Zjednoczone poprostu nie mają środków militarnych i politycznych, żeby tego dokonać.Talbott, jak widać, nie wierzył w ogóle w możliwość wygrania przezUSA globalnej rywalizacji ze Związkiem Sowieckim. Potwierdził to dwa latapóźniej, pisząc na łamach „Time’a”:Reagan liczy na to, że amerykańska przewaga technologicznai gospodarcza pozwoli mu w rezultacie na wygraną. (...) Niezależnie odpoglądów Reagana jest niewielka nadzieja na to, że liczne niedomaganiasowieckiej gospodarki dadzą USA decydującą przewagę na dłuższą metę,pozwalając im pokonać ZSRS w wyścigu zbrojeń. Nie ma wątpliwości,że gospodarka sowiecka przeżywa kryzys, ale jest to permanentny,zinstytucjonalizowany kryzys, z którym ZSRS nauczył się żyć bez rezygnacjiz priorytetu armat nad masłem.W 1981 roku John B. Oakes, wybitny liberalny intelektualista, laureatdwóch Nagród Pulitzera, przekonywał na łamach „New York Times”:43


Prezydent Reagan zastąpił politykę zagranicznąbezmyślnym militaryzmem, pobrzękując szabelką odSalwadoru do Arabii Saudyjskiej, wprawiając w przerażenie<strong>naszych</strong> przyjaciół od Japonii do Niemiec Zachodnich.Proponuje 50-procentowy wzrost wydatków na obronę. (...)Koszt <strong>polityki</strong> Reagana jest rujnujący dla naszego kraju, jeślichodzi o gospodarkę, wpływy dyplomatyczne, bezpieczeństwonarodowe, status moralny.Inna laureatka Nagrody Pulitzera, Mary McGrory,tak komentowała na łamach „Washington Post” wizytęprezydenta USA na Starym Kontynencie w 1982 roku:Ronald Reagan przybył do Europy, żeby przekonać ludzi,że nie jest płytkim, nuklearnym kowbojem, jak go niektórzyniesympatycznie przedstawiają. (...) Jednak teraz, po tym, jakspędził wśród nich tydzień, Europejczycy mogą pomyśleć, żejednak się nie mylili.Znany sowietolog z Princeton University, Stephen Cohen,ostrzegał w 1983 roku:Wszystko wskazuje na to, że administracja Reaganazrezygnowała zarówno z <strong>polityki</strong> powstrzymywania, jaki odprężenia dla całkiem innego celu: zniszczenia ZwiązkuSowieckiego jako światowego mocarstwa, a może nawetcałego systemu komunistycznego. [Jest to] potencjalnieśmiertelna forma sowietofobii (...) nie zdrowa, alepatologiczna reakcja na Związek Sowiecki.Prawdziwą furię wśród lewicowo-liberalnychintelektualistów wywołało przemówienie Reagana z 1983roku, w którym nazywał on Związek Sowiecki „imperiumzła”. Jeden z nich, Anthony Lewis, tak komentował tę mowęw „New York Times”:Zastanawiam się, ilu ludzi, czytając o przemówieniu natemat „imperium zła” lub widząc jego fragmenty w telewizji,


45zauważyło jego odrażający charakter (...) Prymitywne –jedyne słowo jakie się nasuwa. Co pomyśleć sobie możeświat, gdy największe z mocarstw prowadzone jest przezczłowieka, który wykorzystuje najtrudniejszy problemludzkości do prymitywnej teologii. (...) Co muszą myślećprzywódcy Europy Zachodniej o takim przemówieniu? (...)Przesada i uproszczenia są obecne nie tylko w retoryce, alew jego procesie podejmowania decyzji.Jeszcze bardziej radykalny w swej krytyce Reaganabył Arthur Schlesinger, profesor historii na uniwersytecieHarvarda, były asystent prezydenta Johna Kennedy’egooraz wieloletni współpracownik jego braci Robertai Edwarda. Jeszcze w 1988 roku, gdy widać było gołymokiem, że polityka Reagana odnosi skutki, przekonywałw „Washington Post”:Reaganizm jest skończony, zużyty, jest bankrutem(...) Jestem przekonany, że za kilka lat reaganizm będziedla nas jakimś cudacznym i nieprawdopodobnymwspomnieniem, dziwnym przejściowym epizodemnarodowej halucynacji, coś jak mccarthyzm wczesnych lat50. czy młodzieżowa rebelia lat 60.JAK PRZECIWNICY REAGANA OCENIALISOWIECKĄ GOSPODARKĘ?To charakterystyczne, że w parze z podważaniemcelowości <strong>polityki</strong> Reagana szło przekonanieSchlesingera o walorach i sile ZwiązkuSowieckiego:Ci ludzie w Stanach Zjednoczonych, którzysądzą, że Związek Sowiecki znajduje się naskraju ekonomicznej i społecznej zapaści,i trzeba tylko małego pchnięcia, by gow nią strącić, sami się oszukują. (...)Chodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


Oba mocarstwa mają problemy gospodarcze, ale żadne nie jest w poważnychopałach.Podobnie uważał Seweryn Bialer, sowietolog z uniwersytetu Columbia,uważany za jednego z najbardziej kompetentnych i przenikliwych badaczyZSRS. Co ciekawe, profesor Bialer był w latach 1945-1956 kolejno: milicjantemw Słupsku i Warszawie, aktywistą partyjnym w Wydziale Propagandy KCPZPR, wreszcie profesorem szkoły partyjnej przy KC do czasu, gdy w 1956roku uciekł na Zachód. W 1982 roku pisał:Związek Radziecki ani teraz, ani w następnym dziesięcioleciu nie będziesię zmagał z żadnym rzeczywistym kryzysem systemu, ponieważ dysponujeolbrzymimi, niewykorzystanymi rezerwami politycznej i społecznej stabilności,które wystarczą do przetrzymania największych trudności.Poglądy tego typu głosili nie tylko sowietolodzy, lecz także wybitniekonomiści, np. profesor Paul Samuelson, laureat Nagrody Nobla i wykładowcaMassachuesets Institute of Technology. Był on autorem podręcznika,w którym w kolejnych wydaniach przesuwał datę, kiedy gospodarka StanówZjednoczonych zostanie doścignięta przez Związek Sowiecki. W 1967 miał tobyć rok 1990, w 1985 z kolei – rok 2000. Tenże Samuelson jeszcze w roku 1985utrzymywał z niezachwianą pewnością:Nie ulega wątpliwości, że sowiecki system planowania jest potężnymmotorem wzrostu ekonomicznego. (...) Model sowiecki w sposób oczywistypokazuje, że ekonomia planowa jest zdolna mobilizować zasoby dla osiągnięciaszybkiego wzrostu.Samuelson nie był odosobniony. Inny głośny wykładowca akademicki,profesor z Harvardu, guru lewicowych ekonomistów, John Kenneth Galbraithw 1984 roku pisał:W ostatnich latach system sowiecki ogromnie się rozwinął pod względemmaterialnym, o czym świadczą zarówno dane statystyczne, jak i widok typowejmiejskiej sceny (...) widać to po wyglądzie ludzi na ulicach, po stanie restauracji,teatrów i sklepów. (...) System rosyjski odnosi sukcesy częściowo dlatego, bow przeciwieństwie do zachodnich systemów uprzemysłowionych zatrudnia całąsiłę roboczą.


Ślepota lewicowych ekonomistów na Zachodzie nie miała granic. Jeszczew 1989 roku, gdy ustrój komunistyczny trzeszczał w szwach, Lester Thurow,głośny autor bestsellerów ekonomicznych, upierał się:47Czy system centralnego planowania ekonomicznego może znaczącoprzyspieszyć proces wzrostu gospodarki? Znaczące sukcesy ZwiązkuSowieckiego pokazują, że tak. (...) Dzisiejszy Związek Sowiecki jest krajem,którego gospodarcze osiągnięcia można porównać ze Stanami Zjednoczonymi.Przeciwko tym wszystkim autorytetom z tytułami naukowymi i licznyminagrodami występował człowiek, którego uważali za nieuka i ignoranta,i który głosił – odrzucaną przez nich – prawdę, że Związek Sowiecki jestkolosem na glinianych nogach i można go pokonać. Historia przyznała racjęowemu upartemu samotnikowi.CO UCZENNICA SZÓSTEJ KLASY NAPISAŁA PREZYDENTOWI?Zanim to nastąpiło, Reagan musiał odeprzeć frontalny <strong>atak</strong> przeciwkosobie w postaci niezliczonych demonstracji i protestów organizowanychprzez tzw. ruchy pokojowe. Ich najbardziej spektakularne hasło „betterred than dead” (lepiej być czerwonym niż martwym) najlepiej oddawałokapitulanckiego, chamberlainowskiego ducha Monachium ’38.11 marca 1976 roku Związek Sowiecki rozpoczął rozmieszczaniew krajach Układu Warszawskiego nowych rakiet RSD-10 Pionier,określanych w nomenklaturze NATO jako SS-20, które były w staniez zaskoczenia zniszczyć praktycznie wszystkie bazy oraz instalacje SojuszuPółnocnoatlantyckiego. W ten sposób ZSRS był w stanie zneutralizowaćtaktyczne siły jądrowe Zachodu, będące podstawową obroną przedprzygniatającą przewagą sowieckich sił konwencjonalnych. Kiedyw odpowiedzi kraje NATO postanowiły w 1979 roku rozmieścić w EuropieZachodniej rakiety Pershing i Tomahawk, Sowieci mieli już czternaściestanowisk swoich rakiet.W tym samym okresie podobna nierównowaga, jeśli chodzi o rakietystrategiczne, powstała na skutek rozmieszczenia przez ZSRS potężnychi bardziej precyzyjnych, wielogłowicowych rakiet z serii R-36 (oznaczanychprzez NATO jako SS-18). Ich użycie pozwoliłoby na zniszczenie w silosachChodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


w USA rakiet Minuteman III, co niweczyłoby możliwości odwetowe StanówZjednoczonych. Odpowiedzią miało być zainstalowanie w USA nowych rakietstrategicznych MX „Peacekeeper” (tzn. „utrzymujący pokój”).W tym momencie na scenę wkroczył tłum pacyfistów, którzy uznali, żez jakichś względów rakiety sowieckie przechylające równowagę na stronęZSRS nie stanowią zagrożenia, natomiast śmiertelnie niebezpieczne są jedynierakiety amerykańskie. Warto zwrócić uwagę, że oba projekty – zainstalowaniaTomahawków i Pershingów w Europie oraz MX w USA – zostały rozpoczętejeszcze za prezydentury Jimmiego Cartera i miały poparcie nawetsocjalistycznych przywódców europejskich, jak kanclerz Niemiec HelmutSchmidt czy prezydent Francji François Mitterrand.12 lipca 1982 roku w nowojorskim Central Parku przeciw rozmieszczeniuamerykańskich rakiet protestował milionowy tłum. W kulminacyjnymmomencie pacyfistycznej kampanii w Europie w RFN demonstrowało milionludzi, w Rzymie – 600 tysięcy, w Brukseli i Hadze – po pół miliona, w Londyniei Amsterdamie – po 400 tysięcy. Dużym echem w Europie Zachodniej odbiłsię tzw. Apel Krefeldzki, wzywający Amerykanów do jednostronnego (sic!)rozbrojenia jądrowego. Podpisało go 4,7 mln Niemców.Walka o pokój przybierała kuriozalne formy. W USA nauczycielkiw szkołach podstawowych organizowały akcje pisania listów, w którychdzieci oznajmiały Reaganowi, że jest złym człowiekiem, spragnionym wojnyjądrowej. „Panie prezydencie, jest pan kompletnie nieodpowiedzialny – pisałauczennica szóstej klasy – czy chce pan zniszczyć świat bombami? Kogoobchodzi, że Rosjanie stale produkują bomby? Przestaną, kiedy my uczynimypierwszy krok”. Inny chłopiec z podstawówki pouczał prezydenta: „Proszę nietłumaczyć się, że Rosjanie mają więcej bomb niż my... Któregoś dnia ludziedowiedzą się, że mamy więcej bomb jądrowych niż Rosjanie i spalą panana stosie”.Zwolenników ruchów pokojowych nie zrażał fakt, że ich działania sącałkowicie zbieżne z celami ZSRS. Dziś wiemy, jak znaczną rolę odgrywałZwiązek Sowiecki i jego satelici w inspirowaniu, wspieraniu i finansowaniuich działalności. Jedna z organizacji „Generałowie na Rzecz Pokoju” byłafinansowana przez Stasi, podobnie jak Niemiecki Związek Pokoju DFU, któryzainicjował wspomniany wyżej Apel Krefeldzki. Uczestników niektórychdemonstracji dowożono do Bonn autobusami finansowanymi przez fasadoweorganizacje Zachodnioniemieckiej Partii Komunistycznej, finansowanej – jakktóra inne zachodnie kompartie – przez ZSRS. Wiceprzewodniczący brytyjskiejKampanii na Rzecz Rozbrojenia Nuklearnego (CND) Vic Allen po upadku muru


49berlińskiego otwarcie przyznał się do współpracy ze Stasi i żałował jedynie, żekomuniści ponieśli klęskę.Dokumenty z archiwum KC KPZS, uzyskane przez WłodzimierzaBukowskiego, pokazują liczne przypadki zdumiewającej konfidencjonalnejwspółpracy prominentnych działaczy ruchów pokojowych z ZSRS. Walczącyo pokój politycy z pierwszych stron gazet, tacy jak były sekretarz stanuUSA Cyrus Vance, sekretarz niemieckiej SDP Egon Bahr, angielski ministerZwolenników ruchów pokojowych nie zrażałfakt, że ich działania są całkowicie zbieżnez celami ZSRS. Dziś wiemy, jak znaczną rolęodgrywał Związek Sowiecki i jego sateliciw inspirowaniu, wspieraniu i finansowaniuich działalności.spraw zagranicznych David Owen czy premier Szwecji Olof Palme tłumaczylisię Rosjanom, że podzielając sowiecki punkt widzenia, starają się unikaćdosłownych sformułowań Moskwy, gdyż boją się zarzutów, że realizująpolitykę Moskwy. Ich tłumaczenia w formie notatek sowieckich dyplomatówtrafiły do kremlowskich archiwów, które przez chwilę uchyliły się dla naspodczas jelcynowskiej odwilży.Były premier Finlandii Kalevi Sorsa występował na forummiędzynarodowym z przemówieniami powtarzającymi tezy poddawanemu w listach otrzymanych od władz sowieckich. Belgijski ministersocjalistyczny de Smal uprzedzał Moskwę o inicjatywach „w celu umocnieniabezpieczeństwa”, z jakimi zamierzał wystąpić. Dlaczego czuł się zobowiązany,by ich o tym uprzedzić?W czasach, kiedy nikomu nie śniło się jeszcze o dostępie do sowieckicharchiwów, Bukowski tak pisał w 1981 roku na łamach „The Times”o demonstrantach: „Nie ulega wątpliwości, że cały ten różnobarwny tłum jestskutecznie manipulowany przez grupę łajdaków, otrzymujących instrukcjebezpośrednio z Moskwy”. Po latach zaś tak pisał o swoich odczuciach:Chodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


Mimo woli człowieka ogarniała rozpacz: Przecież straciłem pół życia na to,żeby wyjaśnić ludziom istotę sowieckiego systemu i zdałoby się, że wszyscy jużwszystko zrozumieli. A tymczasem w Moskwie pociągnęli za sznurek, napędzilitrochę strachu – i zaczynaj znów od początku, tak jakby nie było GUŁaguani <strong>naszych</strong> procesów, ani <strong>naszych</strong> książek. Ale co tam my – cała historia XXwieku gdzieś się ulotniła, znikła ze świadomości milionów ludzi i jak w teatrze,musieliśmy oglądać – który to raz! – powtórkę znanej już tragedii. Zupełniejak w roku 1917, kiedy nieprzeparte pragnienie pokoju – za każdą cenę i w tejsekundzie – zdolne było zmieść państwa z powierzchni ziemi na uciechębolszewikom. Albo jak w roku 1938, kiedy taka sama fala umiłowania pokojuotworzyła drogę do Europy ich brunatnym braciom.CZAS SIĘ NAM KOŃCZY! * HALO STUDIO! * WRACAMY DO OBAMY!CO ROBIŁ OBAMA W CZASACH REAGANA?Jak w tym wielkim politycznym sporze odnajdował się Barack Obama,który w 1980 roku skończył dziewiętnaście lat? Był już w wieku, w którymzaczyna się mieć polityczne poglądy. Wiadomo, że był aktywistą lewackichorganizacji młodzieżowych i znajdował się pod wpływem sympatykówkomunizmu. Nie musimy jednak zdawać się na spekulacje, ponieważdysponujemy artykułem jego autorstwa, który ukazał się w marcu 1983roku w studenckiej gazetce „Sundial”. Tekst ten mówi o pacyfistycznychorganizacjach studenckich działających na uniwersytecie Columbia, a opisich działalności nie pozostawia wątpliwości, co autor sądzi o politycereaganowskiej administracji i po której stronie leżą jego polityczne sympatie.Zdaniem Obamy organizacje te „rozbudzają świadomość i promują akcjeniezbędne, by przeciwstawić się rosnącemu zagrożeniu wojną” wbrew„zdeformowanym narodowym priorytetom, pchającym Amerykę w ślepyzaułek”. Fakt, że studenci są „dobrze świadomi problemu nuklearnego...


51sprzyja powstawaniu ukrytych frustracji”, do których owe organizacje„próbują się odwoływać” – jak mówią o tym sami ich przedstawiciele.„Główną ideą [jednej z opisywanych organizacji] jest generowaniedialogu, który da ludziom racjonalne argumenty w tym kontrowersyjnymtemacie. Zawiera się w tym sprowadzanie na kampus prelegentów, takichjak Daniel Ellsberg, publikowanie zestawień faktów przygotowanychprzez zainteresowane kadry oraz badania i ewentualne wypracowanieinterdyscyplinarnego nurtu w programie nauczania Columbii dotyczącegopokoju, rozbrojenia i światowego porządku”.Obama bezkrytycznie powtarza słowa jednego ze studenckich działaczy,że „z ową główną ideą wiąże się brak linii partyjnej. Przyjmując takieapolityczne podejście do problemu, [organizacja] ma nadzieję skłonićuniwersytet do poważnego potraktowania spraw broni jądrowej”. Jak możnawierzyć, że kwestia broni jądrowej jest sprawą apolityczną? Czyż może byćbardziej polityczna sprawa, jak wojna czy pokój? Walczyć czy poddać się?Zbroić się czy nie zbroić? To są przecież fundamentalne dylematy polityczne.Obama pisze co prawda o „kontrowersyjnym temacie”, ale w jego artykulenie ma śladu kontrowersji, jest tylko jedna – jedynie słuszna – strona.„Główną ideą jest generowanie dialogu” przez „zapraszanie prelegentów,takich jak Daniel Ellsberg”. Warto dodać, że był to działacz pacyfistyczny,autor historycznego przecieku z administracji USA w sprawie wojnywietnamskiej. Z pewnością można wierzyć Obamie, że innych prelegentówzapraszać nie będą. Na tym właśnie polega „generowanie dialogu”. Tylko czymonolog jest dialogiem?W całym tekście ani razu nie wspomina się o ZSRS, ani o jakiejkolwiekinnej przyczynie, dla której istnieją i są rozbudowywane arsenały nuklearne.Dla studenta Obamy nie istnieje agresja i znaczony milionami ofiar marszkomunizmu przez świat. Jego problemem jest to, że Stany Zjednoczone siętemu przeciwstawiają. Ta milcząca akceptacja sowieckiej ekspansji, przybranaw pozory szlachetnej walki o pokój, przy nieustannym <strong>atak</strong>u na Amerykębroniącą świat przed komunistycznym zagrożeniem, wystawia znamienneświadectwo przyszłemu prezydentowi, zaś zawartość informacyjna i stopieńbezstronności jego artykułu może iść śmiało w zawody ze współczesnymimu produkcjami peerelowskiej propagandy rodem z „Trybuny Ludu” czy„Żołnierza Wolności”.Chodźcie posłuchać bełkotu. Barack Obama pod Bramą Brandenburską


Historia się powtarza. W roku 1983 Obama aprobatywnie relacjonujebełkot pacyfistycznych działaczy, chroniąc miałkość ich argumentówukrywaniem argumentów strony przeciwnej i nie pozwalając czytelnikowizapoznać się z kontrowersją, o której sam wspomina. Ćwierć wieku późniejbełkocze do tłumu, chcąc wykorzystać na swoją korzyść upadek berlińskiegomuru, równocześnie ukrywając fakt, że sam działał na rzecz jego trwania.KTO NAPRAWDĘ OBALIŁ MUR BERLIŃSKI?Na szczęście dla nas i dla świata „miłujący pokój” wybitni intelektualiścinie zdołali przekonać większości Amerykanów i mieszkańców EuropyZachodniej. Na Starym Kontynencie zainstalowano Pershingi i Tomahawki,a Reagan został wybrany na drugą kadencję. Coraz bardziej kosztownadla ZSRS wojna w Afganistanie zamieniła się w klęskę, kiedy dostarczonepowstańcom rakiety „Stinger” pozbawiły Sowietów panowania w powietrzu.Podczas drugiej kadencji Reagan, choć przystąpił do negocjacjiz Gorbaczowem i podpisał traktat INF, nie zaprzestał twardej presjiekonomicznej. Dwa miesiące przed końcem swej kadencji, 20 listopada 1988roku podpisał jeszcze dyrektywę NSDD-320, która pozostawiała jego następcywytyczne postępowania:Pomimo ostatniej poprawy w stosunkach amerykańsko-sowieckichi programie wewnętrznych reform ZSRS, wprowadzonych przezprzewodniczącego Gorbaczowa, zagrożenie militarne, jakie stanowi ZSRSdla USA i jego sojuszników, pozostaje niezmienione. Dlatego politykąStanów Zjednoczonych nadal pozostaje ograniczanie transferu technologiistrategicznych do Związku Sowieckiego i jego sojuszników...Kadencja Reagana trwała jeszcze, kiedy 11 stycznia 1989 roku węgierski(wciąż jeszcze komunistyczny) parlament uznał prawo tworzeniai funkcjonowania niezależnych partii politycznych, zaś w Polsce obradująceod 16 do 18 stycznia Plenum KC PZPR ogłosiło gotowość przystąpienia dorozmów z tzw. konstruktywną opozycją. 20 stycznia 1989 roku Reagan opuściłBiały Dom. Mur stał jeszcze, choć był poważnie nadkruszony. Jeszcze 5 lutegodwudziestoletni Chris Gueffroy z Niemiec Wschodnich został zastrzelony przypróbie przekroczenia zasieków na kanale Treptow w Berlinie, zaś 22 sierpniainny obywatel NRD zginął podczas przechodzenia z Węgier do Austrii. Były toostatnie ofiary muru berlińskiego i żelaznej kurtyny.


53W kolejnych miesiącach oniemiały świat patrzył na padające jak kostkidomina komunistyczne rządy w kolejnych „bratnich krajach socjalistycznych”.Nim minął rok, mur runął, choć jego rozbiórka trwała do listopada 1991 roku.Gdy dziś, z perspektywy wielu lat, spogląda się na walkę, jaką toczyłyz Reaganem postępowe elity świata zachodniego oraz duża część opiniipublicznej – zdumiewa fakt, jak łatwo całe społeczeństwa dawały sięoszukiwać i jak z determinacją same występowały przeciwko swoimwłasnym interesom. To także dla nas nauczka na przyszłość. Otuchąnapawa jednak konstatacja, iż ostatecznie to wolnościowy i republikańskisystem odniósł zwycięstwo nad sowieckim totalitaryzmem. Nie zwyciężyłwcale „zjednoczony świat”, jak chce Obama, ale świat – który mimo brakuzjednoczenia – był wierny wartościom i zdeterminowany, by walczyćo wolność. Gdyby w latach 80. zwyciężyła idea „zjednoczonego świata”, którejwówczas hołdował Obama, niewykluczone, że mur berliński stałby do dziś.Widziana w prawdzie historycznej „Jesień Ludów” jest gigantyczną,historyczną kompromitacją lewicy ukrywającej się często pod nazwą„liberałów”. Lewicy, która wciąż pozostaje mistrzem przekuwaniakompromitujących porażek w sukcesy. Owacyjnie przyjęte berlińskieprzemówienie Obamy jest tego przykładem i dowodem. Zaprezentowanew nim politycznie poprawne spojrzenie na upadek muru będzie zapewnenarzucane publiczności w coraz większych dawkach, w Polsce tym większych,im mniej będzie ludzi pamiętających i odczuwających wdzięczność wobecRonalda Reagana. Dlatego warto o nim pamiętać. █


WYOBRAŹNIATo nie ideologie podporządkowują sobie państwo, aleidol państwa oferuje ideologiom ostateczną władzę. Mitnowoczesnego państwa jako państwa neutralnego raz po razrozbija się o rzeczywistość pokazującą w sposób dramatycznydla tak wielu, że zawsze u jego podstaw ukrywa się jakaśideologia będąca na służbie Idola.Artur Mrówczyński-Van Allen


TEO-POLITYCZNAKrok pierwszy: Między ikoną a idolemPaństwo jest, oczywiście, projekcją, eksterioryzacją, obiektywizacją stanów samych ludzi. Władzapaństwa okazuje się być nieunikniona przy określonym stanie ludzi, przy określonym charakterzeich istnienia. Jest to stan upadku.Mikołaj BierdiajewMusi powstać nowych ludzi plemię, jakich jeszcze nie widziano. Nawet kiepski ustrój, jeżeli będziewspierany przez miłość Boga i ludzi, stanie się pokojem i sprawiedliwością. Nic nie pomożeustrój najwspanialej pomyślany, jeżeli będą go wykonywać ludzie o starych nałogach i złychskłonnościach.Stefan Kardynał Wyszyński


Sposób, czy też sposoby, w jakie organizuje się, czy też powinnoorganizować się życie w polis, były i są tematem niezliczonychstudiów. Odziedziczyliśmy po Platonie określenie zasad współżyciaspołeczności ustanowionych na fundamencie rozumnego wspólnegodobra, gdzie rządzący jest ministrem, tzn. tym, który służy. Stądkonieczność, aby władca był mądry, aby najważniejsze decyzje spoczęływ rękach najlepszych z najlepszych – aristoi. Arystoteles wskazał na naszcharakter zwierzęcia politycznego, politikon zoon. Na napięcie, jakie zaistniałood samego początku między chrześcijaństwem a imperium, wskazujeHipolit z Rzymu w dziele O Antychryście 1 . Na ten sam temat z wyżyn myślichrześcijańskiej pisał św. Augustyn w De Civitate Dei.Zależności i sprzeczności powstające między dziedzictwem klasycznyma tradycją kształtującą się na podstawie novum chrześcijaństwa wykreowałynowy sposób myślenia o władzy. Przetrwał on do wieku XIII i zaczął popadaćw kryzys z nadejściem XIV stulecia, kiedy to Duns Szkot i Wilhelm Ockhamdali początek stopniowemu zrywaniu z teologicznym, transcendentnymwymiarem człowieka, w końcu zaś ta średniowieczna tradycja zwyciężonazostała przez pragmatyczną Raison d’Etat. Stąd był już tylko krok do narodzinnowej soteriologii: soteriologii Państwa jako Zbawiciela ludzkości (zbawicielaod wojen religijnych, oczywiście). Narodziny Lewiatana były już tylkokwestią czasu.Czyżby cały ten bagaż historii myśli politycznej miał się sprowadzaćdo roli ideologicznego garbu, który uwieńczony butnym sloganemo „końcu historii” 2 przygniata nas twarzą do ziemi, zmusza do powtarzaniabeznadziejnie obezwładniających zaklęć szamanów obcych – ale także<strong>naszych</strong> własnych – idoli i nie pozwala nam podnieść wzroku i przekonać się,że horyzont wciąż jest tam, gdzie był, wciąż przed nami?1 Demonologia w nauce Ojców Kościola, Hipolit, O Antychryście, Kraków 2002.2 F. Fukuyama, Koniec historii, tłum. T. Biedroń, M. Wichrowski, Kraków 2009.


Artykuł Bartłomieja Radziejewskiego Sarmacja – niedokończonaprzygoda. O potrzebie republikańskiej rekonstrukcji polskości („<strong>Fronda</strong>” nr 51)jest przykładem na to, że można jeszcze odkryć pejzaż pełen nowychperspektyw. „Wyjściem z historycznej matni – jak pisze Radziejewski –nie jest wyrzeczenie się odrębności, lecz przeciwnie – wymyślenie się nanowo” 3 . Wymyślić się na nowo to także wyobrazić się od nowa, i ta właśnieodnowiona wyobraźnia, wyobraźnia teo-polityczna, jest podstawowymelementem tego, co w swej niedawnej publikacji Denis Surean nazwał nowąteologią polityczną 4 . W eseju Wyobraźnia teo-polityczna, który jest próbąprzedstawienia nowego typu wyobraźni politycznej, głęboko zakorzenionejw wielkiej narracji chrześcijańskiej, młody teolog katolicki William T.Cavanaugh pisze:57„Polityka to ćwiczenie wyobraźni. Czasami polityka jest sztuką tego, comożliwe, ale zawsze jest sztuką i związana jest z wyobraźnią dokładnie w takisam sposób, jak sztuka. Często oszukuje nas pozorna solidność materiałów<strong>polityki</strong>, jej wojsk i biur, powodując, że zapominamy, iż materiały tezorganizowane są przez akty wyobraźni” 5 .Aby jednak podążyć drogą wyobraźni teo-politycznej w kierunku nowejteologii politycznej, warto przemyśleć pierwszy krok – krok, który ma wymiarontologiczny i antropologiczny, gdyż jak podkreśla Cavanaugh „nie możemyformułować jakiejkolwiek <strong>polityki</strong>, jeśli najpierw nie zapytamy się i niedamy choćby wstępnych odpowiedzi na pytania: Kim jesteśmy? I po co tutajjesteśmy?” 6 .Spróbujmy zatem wyobrazić sobie, że państwo (state, estado) jako takienie istnieje. I spróbujmy też sobie wyobrazić, że nowoczesne pojecie obywatel(citizen) może kryć w sobie pewnego rodzaju antropologiczną pułapkęz przynętą ontologicznej trucizny. Być może (ponowne) odkrycie wewnętrznejnatury naszego bytu jako Being as communion 7 sprawia, że jesteśmy w staniedostrzec naturę społeczeństwa nowoczesnego (społeczeństwa państwowego)3 B. Radziejewski, Sarmacja – niedokończona przygoda. O potrzebie republikańskiej rekonstrukcji polskości,„<strong>Fronda</strong>”, nr 51/2009, s. 19.4 D. Surean, Pour une nouvelle thologie politique, Les Plans sur Bex 2008.5 W.T. Cavanaugh, Imaginación teo-política, Granada 2007, s. 15.6 W.T. Cavanaugh, Prefacio, w: A. Mrówczynski-Van Allen, A propósito de V. Grossman. El hombre, la literatura yel estado totalitario, wydanie w przygotowaniu, Editorial Nuevo Inicio, Granada.7 I.D. Zizioulas, Being as Communion, London 1985.Wyobraźnia teo-polityczna


– naturę, której dynamika skierowana jest na stopniowe niszczeniezwiązków wspólnotowych. Być może rzeczywistość, którą nam odkrywai daje Eucharystia, rzeczywistość wspólnoty, popycha nas do poszukiwaniakoherencji z rzeczywistością, która nas otacza, gdyż Kościół jest właśnie„sposobem istnienia” 8 .* * *Zacznę zatem od wyjaśnienia, że kiedy mówię o państwie (state, estado) 9 ,to mam na myśli państwo nowożytne (modern state, estado moderno). I choćto wyjaśnienie prawdopodobnie jest przykładem pleonazmu, gdyż, jakwszystkim wiadomo, samo pojęcie „państwa” jest pojęciem nowożytnymużytym po raz pierwszy przez Machiavellego, wydaje się ono koniecznew świetle ogólnej tendencji określania jako „państwo” wszystkich podobnychmu organizacji społecznych, tak poprzedzających wiek XVI, jak i zupełnieobcych cywilizacji zachodniej. Tendencja ta jest już przyjęta w stopniu,który uwidocznia się na przykład w przekładach tekstów klasycznych, gdzie„polis”, „civitas” czy „res publica” zamienia się automatycznie w „państwo”.Nie zawsze takie tłumaczenie jest do końca usprawiedliwione, a być możekryje wręcz pewne zafałszowanie, które niekoniecznie wystarczy skwitowaćznanym powiedzeniem „traduttore traidore”.W takim razie, czym jest „państwo”? Oczywiście to nie koordynatyczasowo-przestrzenne uzasadniają w sposób definitywny stosowaniepojęcia „państwo”. Eric Voegelin w swej pracy z 1938 roku The PoliticalReligions 10 , przedstawia sposób odróżnienia „państwa” od tego, co nim niejest, proponując użycie w tym celu pojęć „religii immanentnych” (herezjignostycznych) i „religii transcendentnych”. Według niego, funkcją „religiiimmanentnej” jest sakralizacja władzy ziemskiej przez oddanie narodowi,grupie etnicznej czy społecznej władzy opartej na wykreowaniu „religiiimmanentnej”, której legitymizacja pochodzi choćby od nauki. Voegelinwskazuje pierwszy przykład narodzin państwa sakralizowanego za pomocą„religii immanentnej” już około 1376 roku przed Chrystusem, w Egipcie8 Tamże, s. 17.9 W niniejszym tekście słowo „państwo” używa się jako potocznie przyjętego w języku polskim przekładupojęcia „state” czy „estado” i w takim kontekście trzeba je tu interpretować. Niemniej jednak, należy równieżzaznaczyć, co także robi w swoim artykule Bartłomiej Radziejewski, że w języku polskim pojecie „państwo”etymologicznie nie odpowiada pojęciu „state” czy „estado”. Odpowiednikiem polskiego pojęcia „państwo” jestpojęcie „dominium”. Jako polski odpowiednik pojęcia „state” czy „estado” można by przyjąć „stan”, choć w tymwypadku należy pamiętać, że jest to wyraz pochodzenia perskiego i oznacza „kraj”. Warto także zauważyć, żeu św. Augustyna „civitas” jest określane również jako „societas”, „regnum”, „res publica”, „populus”.10 E. Voegelin, The Political Religions, w: Collected Works of Eric Voegelin , Vol. 5, Columbia 2000.


Mikołaj Gogol wskazywał, że procestworzenia się państwa nowożytnego polegana zajmowaniu pustych miejsc, jakiepozostawiło chrześcijaństwo, na wypełnianiuich multiplikacją systemów prawnych– prawodawstwem, którego celem jestprzedstawienie się jako absolutnej referencjimoralnej.59faraona Amenofisa IV (który usiłował wprowadzić kult Słońca i zmienił imięna Akenaton), kończy zaś na przykładzie Niemiec Adolfa Hitlera, któregoidentyfikował jako nowego Akenatona.Parę lat przed Voegelinem, w roku 1935, Christopher Dawson w pracyReligion and Modern State 11 , w podobny sposób analizował proces, dziękiktóremu państwo nowoczesne zajmowało obszary, „w które władcyprzeszłości nie odważyliby się wtrącać bardziej aniżeli mogliby zechciećzrobić to z biegiem pór roku czy ruchem ciał niebieskich”, w celuwybudowania tu i teraz ziemskiej Jerozolimy. Ta wola kontroli zamierza,według Dawsona, objąć całość sfer życia i raz zaakceptowana wymagaod ludzi całkowitego poddania, ustanawiając nowy porządek politycznynacechowany nietolerancją i przemocą. Nieco później Raymond Aronzdefiniował „religię sekularną” w następujący sposób:„Zamierzam nazywać religiami sekularnymi te wszystkie doktryny, którezajmują w duszach ludzi nam współczesnych miejsce zaginionej wiaryi umiejscawiają zbawienie ludzkości w tym świecie, w dalekiej przyszłości,w formie porządku społecznego, który dopiero trzeba stworzyć” 12 .Oczywiście, ci zachodni myśliciele mieli wielkiego prekursora, o którymnie wolno zapominać – Alexisa de Tocqueville’a, który choćby w drugiej części11 Ch. Dawson, Religion and Modern State, New York 1935.12 R. Aron, L’avenir des religions séculièrs, w: Une histoire du XX siècle. Anthologie, Christian Bachelier (Ed.), Paris1996, s. 153.Wyobraźnia teo-polityczna


61wieków naznaczył wiele procesów społecznych i powstałych w tym czasieinstytucji, „pozostając naszym dziedzictwem jeszcze długo potem, jakstracił swą filozoficzną wagę nadaną mu przez Johna Stuarta Milla” 18 . Niezaskakuje więc, że historia Benthamii bardzo przypomina świat opisanyjako „niepokojąca możliwość” na początku klasycznej już pracy MacIntyre’aDziedzictwo cnoty 19 .Również Mikołaj Gogol, bardziej znany jako pisarz, niż myśliciel, w sposóbwyjątkowo celny dostrzegał proces tworzenia się państwa nowożytnego,oparty na dechrystianizacji i tym samym dehumanizacji. Autor Martwych duszwskazywał, że proces ten polega na zajmowaniu przez państwo nowoczesnepustych miejsc, jakie pozostawiło chrześcijaństwo, na wypełnianiu ichmultiplikacją systemów prawnych – prawodawstwem, którego celem jestprzedstawienie się jako absolutnej referencji moralnej. Proces, który, jakproroczo zapowiedział Gogol, doprowadzi Europę do „pokrycia się krwią” 20 .Włodzimierz Sołowiow w pracy Rosja i Kościół Powszechny, pisząc na tematRewolucji Francuskiej, wskazuje, że jej proton pseudos jest:„założenie, że człowieka indywidualnego można uznać jako byt w całościw samym sobie i dla samego siebie (...) gdzie indywidualizm przemieniłczłowieka abstrakcyjnego w obywatela nie mniej abstrakcyjnego i gdzieindywiduum wolne i niezależne okazało się nieszczęśliwie niewolnikiemi bezbronną ofiarą państwa absolutystycznego lub nacji (...)” 21 .Wśród współczesnych myślicieli na szczególną, moim zdaniem, uwagęzasługuje wspomniany na wstępie teolog katolicki William Cavanaugh.Jego definicja państwa, przedstawiona w pracy Wyobraźnia teo-polityczna,wydaje mi się wyjątkowo trafna: państwo to „ta specyficzna instytucja, którapojawiła się w ciągu ostatnich czterech wieków, w której zcentralizowanai abstrakcyjna władza utrzymuje monopol na przemoc fizyczną w granicachgeograficznie określonego terytorium. Jestem świadom – podkreślaCavanaugh – niebezpieczeństwa ignorowania różnic, które de facto dająsię dostrzec między państwami czy te, które można znaleźć między teorią18 A. MacIntyre, Tras la virtud, Barcelona 2004, s. 9119 Tamże, s. 13-14.20 V. Zenkovski, Los pensadores rusos y Europa, Paris 1955, s. 58-59.21 W. Solowiew, Rossiya y Vselenskaya Tserkov, w: Sobrane sochineniy, T. XI, Zhizn’ z Bogom, Bruxelles 1966,s. 144.Wyobraźnia teo-polityczna


i praktyką państw. Mimo to jednak myślę, że jest użytecznym rozważaćw sposób ogólny te patologie, które dla państw nowoczesnych wydają się byćwspólne – m.in. atomizacja społeczeństwa – i te wspólne narracje, które owepatologie uaktywniają” 22 .Do takiej analizy zjawiska powstania państwa nowoczesnego pomocnemogą być także takie prace takie, jak Benedicta Andersona Wspólnotywyobrażone 23 , Ettiene Gilsona Metamorfozy Miasta Bożego 24 czy w szczególnysposób Ernsta Kantorowicza Dwa ciała króla. Studium z politycznej teologiiśredniowiecza 25 . Ten ostatni wyjątkowo celnie przedstawia wpływTo nie ideologie podporządkowują sobiepaństwo, ale idol państwa oferuje ideologiomostateczną władzę.dwunastowiecznej debaty teologicznej o Kościele jako ciele mistycznymChrystusa na powstanie średniowiecznej myśli politycznej (dzieło teologówprzemienionych w doktorów prawa na służbie władzy świeckiej), dziękiczemu mogło dojść do autosakralizacji już nie władcy, ale samej władzy,a wraz z nią instytucji wcielających i egzekwujących władzę. Idea państwa toimmanentna wersja definicji teologicznych. Nie jest przypadkiem, że fundacjapierwszych uniwersytetów świeckich miała na celu m.in. przygotowaniezastępów prawników oddanych służbie imperium. Interesów, które jak choćbyw wypadku Fryderyka II czy Ludwika IX, nierzadko były jedynie fałszywymodbiciem nauki Kościoła. Trafnie ilustruje to na przykładzie św. Tomaszaz Akwinu Alasdair MacIntyre, zauważając przy okazji, że szczęśliwie dla naswszystkich Akwinata – bądź co bądź absolwent uniwersytetu w Neapolu –okazał się „klęską pedagogiczną” cesarza 26 .Jednym z pierwszych rezultatów procesu sakralizacji władzy była myśl,której przykładem może być Dante Aligheri piszący w Monarchii:22 W.T. Cavanaugh, Imaginación teo-política, Granada 2007, s. 24.23 B. Anderson, Comunidades imaginarias, México 1993.24 E. Gilson, Las metamorfosis de la Ciudad de Dios, Madrid 1965.25 E. Kantorowicz, Los dos cuerpos del rey. Un estudio de teología política medieval, Madrid 1985.26 A. MacIntyre, La subversiva ley natural: El caso de Tomás de Aquino, w: Ética y política. Ensayos escogidos II,Granada 2008, s. 77-110.


63„Sprawiedliwość osiąga swą pełnię na świecie wtedy, gdy jest realizowana przezpodmiot najbardziej możny, a takim jest jedynie Monarcha; a zatem jedynieMonarcha ma możliwość realizowania sprawiedliwości w całej jej pełni”. Gdyż„monarcha nie ma niczego, czego mógłby pragnąć…” 27 .Niebezpieczeństwo, jakie niosła ze sobą ta idea państwa, dostrzegał jużśw. Augustyn, kiedy radykalnie odrzucił przedstawiony przez Cycerona 28projekt zdominowany przez myśl legalistyczną i zaproponował zupełnie innądefinicję populus: „naród jest to zebranie tłumu rozumnego, złączone zgodnąwspólnotą rzeczy, które miłuje...” 29 .Wróćmy jednak do pojęcia państwa. Cavanaugh 30 (podobnie jak PhilipAbrams) 31 stwierdza wprost, że państwo jako takie nie istnieje. Państwo niejest bytem, jest stanem (state, estado) relacji (lub ich braku) między bytami.Państwo nie jest jedynie konstrukcją społeczną, ale również de-konstrukcjąwspólnoty, jak to mistrzowsko demonstruje w klasycznej już pracy The Questfor Community Robert A. Nisbet 32 .W tym miejscu dochodzimy do punktu, gdzie można już skonstatować,że rzeczywistość państwa jest ontologiczna w odniesieniu i w zależności odbytu osób, które sprawiają, iż ono „jest”. Latem 1918 roku, w jednej ze swoichpierwszych prac, Mikołaj Bierdiajew napisał: „Władza posiada ontologicznąpodstawę i bierze swój początek z praźródła wszystkiego, co ma realnośćontologiczną” 33 . I dalej dodawał: „Dlatego wszystkie idee społeczne okazująsię w sposób beznadziejny i nieprzezwyciężalny, ideami formalnymi, i dlategonigdy nie da się w nich odnaleźć autentycznej treści i celu, nigdy nie da sięw nich uchwycić ontologicznego jądra” 34 . W jego Niewoli i wolności człowiekamożemy natomiast przeczytać:„Państwo nie jest osobą, nie jest istotą, nie jest organizmem, nie jest naturą(essentia), nie ma własnego istnienia, zawsze jest w ludziach, w ludziach ma27 Dante Aligeri, Monarchia, K.I., XI, 8, 12.28 E. Gilson, Las metamorfosis de la ciudad de Dios, Madrid 1965, s. 54-61.29 San Agustín, Agustn, De civitate Dei, XIX, 24. “Populus est coetus multitudinis rationalis rerum quas diligit concordicommunione sociatus”; Św. Augustyn, Państwo Boże, tłum. W. Kubicki, Kęty 2002, s.795.30 W.T. Cavanaugh, Imaginación teo-política, Granada 2007, s. 16.31 P. Abrams, Notes on the Difficulty of Studying the State, „Jurnal of Historical Sociology” 1, nr 1, s. 77; równieżRalph Miliband, The State in Capitalist Society: An Analysis of the Western System of Power, New York 1969.32 R.A. Nisbet, The Quest for Community, New York 1969.33 M. Bierdiajew, Filozofia nierówności, tłum. J. Chmielewski, Kety 2006, s. 51.34 Tamże, s. 109.Wyobraźnia teo-polityczna


swoje centrum egzystencjalne. Tymczasem hipnoza władzy jest niezwyciężona.Państwo jest, oczywiście, projekcją, eksterioryzacją, obiektywizacją stanówsamych ludzi. Władza państwa okazuje się być nieunikniona przy określonymstanie ludzi, przy określonym charakterze ich istnienia. Jest to stan upadku.Tymczasem ludzie wnoszą w budowanie państwa swoje twórcze inicjatywy.Ludzie nie tylko potrzebują państwa i nie mogą się obejść bez jego usług, sązachwyceni państwem, zniewoleni przez państwo, wiążą swoje marzeniaz państwem. W tym główne zło, źródło niewoli człowieka” 35 .Być może (jak twierdzi Julio Quesada) tym, który wskazał na te pierwotneprocesy i ich ostateczne konsekwencje, zawarte w relacji ontologicznejczłowiek – naród – państwo, był Martin Heidegger. „Byt PaństwaBierdiajew dostrzegł, że prawdziweniebezpieczeństwo komunizmu polegałona łatwości, z jaką tworzył on nowegoczłowieka, czego dokonał z o wiele większymsukcesem niż stworzenie nowej ekonomii.zakotwiczony jest w bycie politycznym ludzi, którzy jako naród noszą toPaństwo, decydując się na nie” – mówił Heidegger podczas seminariumO esencji i koncepcji natury, historii i państwa 36 . Wobec tego, kiedy pytamyo państwo, powinniśmy zapytać o społeczność, która jest jego nosicielem,i pytając o społeczność, zastanowić się nad człowiekiem, który ją tworzy.Warto przypomnieć – jak wskazuje na to Hannah Arendt – że przestrzeńspołeczna „jest fenomenem relatywnie nowym, którego początki są wspólnew czasie narodzinom Epoki Nowożytnej, który swoją formę politycznąznalazł w państwie narodowym” 37 . Podążając za tą myślą i analizując historiękultury rosyjskiej, Igor Kondakow opisuje społeczeństwo rosyjskie w epocekomunizmu jako nosiciela wirusa totalitaryzmu. Podkreśla też, że proces35 M. Bierdiajew, Niewola i wolność człowieka, tłum. H. Paprocki, Kety 2003, s. 107.36 M. Heidegger, Úber Wesesn und Begriff von Natur, Geschichte und Staat, en Enmanuel Faye, Heidegger:l’introduccion du nazisme dans la philosophie. Autor des séminaieres inédits de 1933-1935, Paris 2005. La traducción alespañol de Julio Quesada, Heidegger de camino al Holocausto, Madrid 2008, s.133.37 H. Arendt, La condición humana, Barcelona 1993, s. 41.


67Co w takim razie determinuje tak byt ikony, jak i idola? Determinantemtym jest odległość, dystans. Ioannis D. Zizioulas wyjaśnia, że kiedy strachprzed innym popycha nas patologicznie do identyfikacji inności, różności(diference) jako oddzielności, która jest podziałem (division), wówczas na tychpodziałach budujemy nasz sposób relacji ze światem, na nich organizujemykluby, stowarzyszenia, a nawet Kościoły. Wspólnota wybudowana nainności przekształconej w oddzielność staje się zwykłym i kruchym paktemWyobraźnia teo-polityczna


koegzystencji, który trwa dopóki utrzymują go wspólne interesy. „Istoty różne– konkluduje Zizioulas, kontynuując tradycje myśli św. Grzegorza z Nysy i św.Maksyma Wyznawcy – przemieniają się w istoty odległe, gdy inność stajesię oddzielnością, gdy zarazem odróżnienie przemienia się w odległość” 49 .Niemniej jednak odległość ta jest również przestrzenią dla daru, dla „daniasię” . Jean-Luc Marion, przedstawiając sołowjowowską opozycję międzyBogoczłowieczeństwem a człowiekiem-bogiem, wskazuje na absolutną miarętej odległości, którą jest konkretne wydarzenie opuszczenia Chrystusa przezOjca w Wielki Piątek, kiedy„z dna otchłani piekielnej, która się otworzyła w samym łonie naszej historii,raz na zawsze manifestuje się synostwo nie do przezwyciężenia, które wyznajena zawsze ojcostwo Ojca” 50 .Ikona jest manifestacją wydarzenia daru, „dania się” przezwyciężającegojakąkolwiek odległość, przemieniając ją w zawsze nowy akt miłościojcowsko‐synowskiej. To manifestacja nupcjalna, gdzie to, co widzialne, i to,co niewidzialne, to, co Boskie, i to, co człowiecze, łączą się bez pomieszania.Święty Maksym Wyznawca uczy, że Bóg, który transcenduje byt stworzony,zawsze jest całkowicie Innym, jest Innością par excellence, zaś istota stworzonajest bytem w ruchu, bytem-w-ruchu-do-jedności.„Bóg jest twórcą o tyle, o ile da byt temu, czego nie było. I jeżeli byt stworzonyjest zawsze bytem w ruchu, wynika, że Bóg – razem z istotą stworzoną – dabytom ruch dla ich realizacji” 51 .Przyczyną tego ruchu jest dobroć i wola Boża, gdzie Bóg objawia sięostatecznie jako pragnienie. Święty Maksym utrzymuje, że w pewnym sensieBóg jest w ruchu o tyle, o ile porusza i przyciąga do siebie wszystkie byty 52 .„On porusza i sam jest w ruchu, tak jak ten, kto pragnie być obiektempragnienia – pisze św. Maksym – i pożąda być pożądanym, i kocha byćkochanym” 53 .W przeciwieństwie do ikony, idol pożera odległość, neguje „danie się”.Kieruje spojrzenie człowieka na niego samego, dając mu akces do boskości49 I.D. Zizioulas, Comunión y alteridad. Persona e Iglesia, Salamanca 2009, s. 15.50 J.-L. Marion, El ídolo y la distancia, Salamanca 1999, s. 11.51 P. Argárate, Argrate, La noción de Dios en Máximo el Confesor, w: „Studia Monastica”, Barcelona, s. 297, 305.52 Tamże, s. 307.53 Tamże.


69Tym, co przygotowuje człowieka dototalitaryzmu, jest proces właściwy państwunowoczesnemu, owa podstawowa patologia,jaką jest zanik wspólnoty.bez potrzeby „dania się”, bez odległości. Idol to „ja” ubóstwione, w którymsię przeglądamy, w którym odnajdujemy moc dominacji, które wreszcie manas usprawiedliwiać przed nami samymi. Idol jest odbiciem naszego „ja”przebranego według obrazu tego, co my sami mamy za boskie, boskościskrojonej na naszą miarę.„Idol oddaje nam nasze doświadczenie boskości w wizerunku jakiegoś boga.Idol nie jest podobny do nas, ale do tej boskości, której doświadczamy i zbierato wszystko w jakimś bogu, żebyśmy mogli go zobaczyć. Idol nie oszukuje,ale raczej gwarantuje to, co boskie (i na tym również polega jego oszustwo –A.M.V.A.); i nawet kiedy straszy, przeraża, terroryzuje, to uspokaja, bo przecieżukazuje boskość w wizerunku jakiegoś boga. Stąd jego niebywała skutecznośćpolityczna: czyni bliskim, chroniącym i wiernym opiekunem boga, któryidentyfikując się z civitas, utrzymuje jego własną tożsamość. (...) W dawnymIzraelu, pokusa idolatrii zależała zawsze od potrzeb politycznych. Na odwrót,nasze czasy zawdzięczają polityce, że teraz nie brakuje idoli” 54 .Pełnię definicji idola Jean-Luca Mariona możemy znaleźć w analizieegoizmu przedstawionej przez Sołowiowa. W Sensie miłości pisze onnastępująco:„Zasadniczy fałsz i zło egoizmu tkwi nie w absolutnej samoświadomościi samoocenie podmiotu, a w tym, że słusznie przypisując sobie absolutneznaczenie, człowiek niesłusznie odmawia innym tego samego znaczenia;uznając siebie za centrum życia, kim jest w rzeczywistości, człowiek innychodnosi do peryferii swojego istnienia, obdarzając ich jedynie zewnętrznąi względną wartością”.54 J.-L. Marion, El ídolo y la distancia, Salamanca, 1999, s. 19-20.Wyobraźnia teo-polityczna


I nieco dalej:„Człowiek (ogólnie i każdy indywidualny człowiek w szczególności), będącde facto tylko tym, a nie innym, może stawać się wszystkim jedynie przezlikwidowanie w swojej świadomości i życiu tej wewnętrznej granicy, któraoddziela go od innego. (...) Aby autentycznie naderwać egoizm, należykoniecznie przeciwstawić mu konkretnie określającą i przenikającą całąnaszą istotę, wszystko w niej ogarniającą miłość. (...) tak żeby stosunekjednego do drugiego był pełną i nieustanną wymianą, pełnym i nieustannympotwierdzeniem siebie w innym, doskonałą współpracą i wspólnotą” 55 .Jedno z najlepszych w literaturze współczesnej przedstawień idolamożemy znaleźć w powieściach Wasyla Grossmana (Życie i los, Wszystkopłynie), gdzie biegunowym przeciwieństwem wobec idola jest figura kobiety:oblubienicy i matki, dawczyni życia. Kobieta bowiem posiada dar odparciabanalności zła (Hannah Arendt) codziennością dobra. Bohater Życia i losu,profesor Sztrum, doświadcza wewnętrznej walki między pragnieniem tego, cow nim człowiecze, uczciwe a pragnieniem sukcesu materialnego, naukowego,społecznego.Idol przemienia pragnienie Boga w pragnienia egoistyczne. Pobudzającje, jednocześnie je kontroluje. Stąd pojawienie się wraz z narodzinamipaństwa nowoczesnego nowych instrumentów kontroli, które z koleistały się katalizatorem pojawienia się współczesnej formy państwa-rynku.Te instrumenty kontroli można zebrać pod wspólną nazwą „technologiipragnienia” (definicja będąca syntezą myśli Michela Foucaulta o technikachwładzy i ontologii pragnienia Gillesa Deleuze’a) 56 . Im bardziej człowiekpoddaje się „technologii pragnienia” i zwraca w kierunku samego siebie, tymbardziej traci zdolność „dania się” i tym bardziej pogrąża się w alienacji. Tymłatwiejszym też staje się kontrolowanie go. Tym łatwiej staje się niewolnikiemi nosicielem idola. Leszek Kołakowski wskazuje, że różnica międzyautorytaryzmem i totalitaryzmem polega na tym, iż ten drugi charakteryzujesię tendencją „do niszczenia wszystkich istniejących więzi społecznychi wszystkich spontanicznych krystalizacji życia zbiorowego, aby zastępowaćje formami narzuconymi przez państwo” 57 .55 W. Sołowiew, Smysl lubvi, w: Sobrane sochineniy, t. VII, Zhizn’ s Bogom, Bruxelles 1966, s.16- 17.56 D.M. Bell Jr., Teología de la liberación tras el fin de la historia, Granada 2009, s. 81-86.57 L. Kołakowski, Euro i Azjakomunizm: jedno czy dwoje?, w: Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań,Kraków 2006, s. 375.


71Charakteryzując społeczeństwa nowożytne i patologie wspólne państwomnowoczesnym (tak o tendencjach konserwatywnych czy liberalnych – tozależy jedynie od dominującej ideologii, czyli od wybranego idola), możemysparafrazować myśl św. Augustyna o złu jako privatio boni i przywołaćokreślenie privatio comunitatis. Stąd już droga otwarta do totalitaryzmu,który jest koniecznym i docelowym etapem rozwoju tego, co nazywamypaństwem nowoczesnym. Tym, co przygotowuje człowieka do totalitaryzmu,Wyobraźnia teo-polityczna


jest proces właściwy państwu nowoczesnemu, owa podstawowa patologia,jaką jest zanik wspólnoty, „fakt samotności – jak tłumaczy Hannah Arendt– przemieniony w doświadczenie codzienne rosnących wciąż mas naszegowieku. Bezlitosny proces, który totalitaryzm wprawia w ruch i organizujemasy, pokazuje się jako samobójcze wyjście z tej rzeczywistości” 58 .Rzeczywistości, którą Catherine Pikstock wyjątkowo trafnie określa jako„nekrofilię nowoczesności” 59 .Wracając na zakończenie do tekstu Bartłomieja Radziejewskiego, wartobyć może zastanowić się, czy tym, co stanowiło o sile polskiej tradycjirepublikańskiej nie był właśnie wymiar wspólnotowy, głęboko zakorzenionyw chrześcijańskim doświadczeniu Innego, który budzi w nas pragnienie byciaWspólnie Tym Samym. Być może przyczyną klęski Polski sarmackiej (o którejmożna mówić bez popadania w schematyzm i tani mitologizm) był proceszaniku tego, co tworzyło jej dawną siłę: poczucie i doświadczenie Wspólnoty.Tragicznym ukoronowaniem tego procesu była epoka saska i rozbiory.William Cavanaugh w Wyobraźni teo-politycznej nie daje (jak sam na towskazuje) ostatecznych odpowiedzi na pytanie, które pojawia się przed namiw sposób oczywisty: jeśli nie państwo, to co? Wskazuje jednak, gdzie znajdujesię punkt wyjścia dla rozpoczęcia tych poszukiwań. Nie poddaje się mitowinowoczesności, wyzwala nasz sposób postrzegania rzeczywistości z dybówsoteriologii państwa nowoczesnego i bez kompleksów czerpie inspiracjez Tradycji Kościoła.Tym punktem wyjścia jest dla niego Eucharystia – wydarzenie, które razna zawsze (i za każdym razem) zwyciężyło (i zwycięża) idola, i które tworzyoraz odtwarza Wspólnotę. Być może w Polsce, gdzie idol państwa i jego kultnigdy nie stał się częścią naszej tradycji, nadszedł moment, by powrócićdo tego zapomnianego nieco dziedzictwa i czerpać z niego inspirację dlaposzukiwania nowych odpowiedzi na wyzwania współczesności. 60 █PS.W następnym numerze „Frondy” ciąg dalszy: Krokdrugi: Nowa Teologia Polityczna.58 H. Arendt, Los orígenes del totalitarismo, Madrid 2004, ss. 578-579.59 C. Pikstock, Más allá de la escritura. La consumación litúrgica de la filosofía, Barcelona 2005, s. 147.60 Pragnę podziękować prof. Kamili Nielek-Zawadzkiej za korektę tego tekstu i za cenne uwagi redakcyjne.


Wywóz gruzu,śmieci, nieczystościCO NIEDZIELĘW KAŻDYM KOŚCIELEZRÓB PORZĄDKI!BĘDZIEMY MIEĆ GOŚCI!


Robert PucekWierszePan Jezus jest słoniem…Pan Jezus jest słoniem, który przychodzi nad rzekę Amilo.Pan Jezus jest panterą, której woń kochają wszystkie zwierzęta,boi się zaś smok.Pan Jezus jest rybą olbrzymią, której grzbiet pewien żeglarzwziął za wyspę.Pan Jezus jest motylem, polatującym ponad akweduktamiGalilei.Jest słoniem, albowiem owinąwszy ich wprzódy ciepłą trąbą,niesie przed sobą malców, peregrynujących przez puszczedzieciństwa.Dla niebieskiej woni swej nauki jest panterą, a także dlazwinności, z jaką porusza się w górnym i dolnym świecie.Wielorybem jest, pięknie bowiem śpiewa, przemierzającgłębiny kosmicznego oceanu; gdy się wynurzy, zbudowanebędzie na Nim miasto o dwunastu bramach.Zrzuciwszy oprzęd bandaży i rozpostarłszy skrzydła przedoczyma bezsennej Marii, dowiódł z kolei, że jest motylem,i prosił – noli me tangere – aby Go nie dotykała.WierszeAutor Autorski


75Drzewo wiadomościPan Jezus patrzy na drzewoWiadomości dobrego i złego,Na którym ktoś wyciął nożykiem: A + E = M.Wokół krzątają się sadownicy;Jedni kroją jabłka na plasterki i suszą,Inni pieką smakowite szarlotki.W cieniu drzewa, popierdując cichutko,Zielonymi jabłuszkamiObjadają się chłopaczkowie.Trzeba, żeby się wypełniło, wzdycha Pan Jezus,Po czym odchodzi, ostrożnie stąpając,Żeby nie nadepnąć na skrzętnego jeża.Wiersze


Pytasz, kim jestem…Kim jestem? Mysz szara.Całe lato hasałam po poluWielkie, w swym mniemaniu,Gromadząc zasługi,Lecz gdy nadeszły jesienne chłody,Zakradłam się do chałupy.W starym swetrze wygryzłam dziurę.W pościeli zostawiłam nieprzystojne bobki.Z podartych gazet uwiłam sobie gniazdoW szufladzie kuchennego kredensu.I tylko nie ruszyłam gomółki sera,Co to ją na samym środku stołuZostawił dla mnie Pan Jezus.


77MuchyKtóre zimują za świętymi obrazami,Muchy z krawędzi cukiernicI taśm muchołapek,Oraz te, co drepcąc paskudzą na lustra.A także te, których wyolbrzymione cienieSkradają się białymi framugami –Wszystkie one są muchami w nosieMej letniej miłości do Pana Jezusa.Długo by o tym mówić, a mało potrzebnie…Wiersze


Chrześcijanie, którzy pozostalijedynie ze „Społeczną NaukąKościoła” w rękach orazz rozważaniami o „chrześcijańskimrozumieniu praw człowieka”;chrześcijanie, którzy wstydzą sięwody święconej oraz literalnegopojmowania słów Zbawicielao przemienieniu chleba i winaw Jego ciało i krew – nie będąw stanie oprzeć się <strong>atak</strong>owiokultystycznych sił. Właśniesił, żywiołów, a nie po prostupropagandy.DIAKON ANDRIEJ KURAJEWO NASZEJKLĘSCEO naszej klęsceDiakon Andriej Kurajew


Chrześcijaństwo jako jedyne chyba na świecie pociąga za sobą przyjęcieświatopoglądu, którego elementem jest przekonanie o nieuchronnościswojej własnej historycznej klęski. Chrześcijaństwo ogłosiło bowiem jednąz najmroczniejszych eschatologii. Uprzedziło, że ostatecznie siły zła będąprowadzić wojnę ze świętymi i że ich zwyciężą (Ap 13,7). Ewangelie obiecują,że wrota piekielne nie przemogą Kościoła i że Kościół jest niepokonany. Jednak„niepokonany” nie oznacza koniecznie „zwycięski”.Patrząc przez pryzmat ziemskiej historii, nie zobaczymyogólnoświatowego, historycznego zwycięstwa Ewangelii, a raczejpowszechne zwycięstwo antychrysta 1 .Tak, pora już rozpocząć dyskusję o tym, o czym najmniej chce się dzisiajdyskutować w „chrześcijańskiej wspólnocie” i w „chrześcijańskiej kulturze” –o tym, co ostateczne, o końcu świata, o antychryście.Zagadnienie antychrysta w demokratycznej publicystyce wydaje siębyć czymś nie na miejscu. Nawet tym publicystom, którzy uważają sięza chrześcijan, jakoś niewygodnie jest wspominać o ostatniej księdzeBiblii. Ja sam nie mam już nic do stracenia. Po wydaniu mojej broszuryo tym, że należy odbudować Sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie,przedstawiciele „antysystemu” (by posłużyć się terminem Lwa Gumilowa)postawili mi ostateczną diagnozę: Przede wszystkim widać u Kurajewazwykły czarnosecinny nacjonalizm oraz najbanalniejszy wielkopaństwowyszowinizm. Stracił dar wymowy – żadnego poruszającego obrazu, żadnegobłyskotliwego paradoksu. Straszy tylko czytelników „tworzeniem nowegoświatowego porządku” – ulubionym tematem wrogów żydo-masonerii.Nie wstydzi się już mówić wprost o swojej miłości do Rosji. Podobnie jakszowiniści, jest chorobliwie wrażliwy na punkcie tego, co o Rosji sądziZachód. Na razie to zaledwie pojedyncze notki, jednak szybkość upadku jest1 Przyszłe powtórne przyjście Chrystusa w chwale, ściśle mówiąc, nie zakończy historii ludzkości, ale objawiinny eon życia.


81większa od szybkości wznoszenia... Dno jest dnem i upadek może okazać sięnieskończony, choć nie może pozostać bezkarny.„Tworzenie nowego światowego porządku” nie jest jedynie ulubionymtematem wrogów żydo-masonerii. Przede wszystkim nowy światowyporządek jest zapowiedzianym przez Pismo Święte społeczeństwem,w którym chrześcijanie nie będą w stanie dalej żyć. Po drugie, jest to ulubiony„Oto Apokalipsa... Tajemnicza księga, odktórej zapala się język; kiedy ją czytasz, sercezamiera w piersi”.temat wszystkich ruchów okultystycznych. Po trzecie, to nietajony celwszystkich masońskich organizacji (o czym można się upewnić chociażbyna podstawie apologetyki wolnomularstwa znajdującej się w książceKlimowskiego Prawda o masonerii 2 ). W końcu jest to zwykły terminhistoriozoficzny, rozróżniający tradycyjne społeczeństwa religijne od tegoporządku rzeczy, który ukształtował się przed końcem XX wieku.Ponieważ nie jestem politologiem, lecz chrześcijańskim publicystą,piszę na ten temat nie z powodu futurologicznego zacięcia, ale dlatego,że ów „nowy świat” przyjdzie. Po prostu uważam, że Pismo Świętenie potrzebuje cenzury – ani okultystycznej, ani postępowej, anichrześcijańsko‐demokratycznej. W Biblii kwestia „nowego światowegoporządku” pojawia się jako problem teologiczny.„Oto Apokalipsa... Tajemnicza księga, od której zapala się język; kiedy jączytasz, serce zamiera w piersi. Już od pierwszych stron okazuje się być sądemnad Chrystusowymi Kościołami... Jest to księga pełna wiary i cierpienia” 3 , Otoo czym należy powiedzieć przede wszystkim. Apokalipsa opowiada zarównoo wybawieniu chrześcijan od niedającego się wytrzymać ucisku „tego świata”,jak i o tym, że wina za ostateczne zwycięstwo antychrysta spoczywa nie na„masonach”, ale na chrześcijanach. Chrześcijanie przestali być chrześcijanami– oto dlaczego osłabło światło. Chrześcijanom zachciało się być jeszcze kimś2 A. Klimowski, Prawda o masonstwie, Ryga 1990.3 W. Rozanow, Ujediniennoje, Moskwa 1990, s. 398.O naszej klęsce


innym, zachciało się im popróbować zapomnianej pogańskiej „egzotyki” –oto dlaczego ciemność znowu rozprzestrzeni się po całej ziemi „od godzinyszóstej do godziny dziewiątej” 4 . „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowejnauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszyAntychryst może zostać wybrany i uznany tylkowówczas, gdy jego system wartości staniesię systemem panującym jeszcze przed jegopojawieniem.świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchaniaprawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2Tm 4,3-4) 5 .To jest właśnie najważniejszą treścią chrześcijańskiej apokaliptyki: ludziesami wybiorą sobie nową wiarę i nowych władców, sami otworzą świat dla„księcia ciemności”.Co czyni nieuniknionym taki ostateczny wybór?Jedną z przyczyn jest „asymetria w uzbrojeniu” sił dobra i zła. Dobro niemoże wykorzystywać niektórych środków, jeśli chce pozostać nadal dobrem.Przeciwnie jest w przypadku zła, tu nie ma mowy o żadnych ograniczeniach.Zło może podejmować nawet pożyteczne działania, nie zmieniając swojejwłasnej natury (jeśli filantropijne działania będą podejmowane w taki sposób,że pomagając ludziom pod jednym względem, pod innym względem będąumacniać ich sojusz ze złem w innych dziedzinach życia – choćby przezrozpalanie próżności ofiarodawców).Dobro nie może wtargnąć do ludzkiej świadomości przemocą. Zło niema granic w hipnokracji. Chrześcijanie nie stawiają sobie za cel stworzenianowej rasy ludzi poprzez posługiwanie się inżynierią genetyczną.Neopogaństwo przeciwnie, jest w pełni przygotowane do genetycznej selekcjiczłowieczeństwa.Oprócz tego, jest oczywiste, że zbyt głęboko w człowieku tkwi „zgorszeniekrzyża”, marzenie, by żyć bez trudu, w tym bez trudu wynikającegoz wypełniania przykazań. Z mniejszą lub większą natarczywością rzucamyw twarz Chrystusa te słowa, które wypowiedział do niego Wielki Inkwizytor4 W Piśmie Świętym znajduje się wiele wzajemnych nawiązań i cytowań. Trzy i pół roku działał Ten, Który był„Światłem Świata”, trzy godziny ciemności po Jego Męce, trzy i pół roku panowania antychrysta (Ap 11,2).5 Dosłownie „ku mitom”.


83u Dostojewskiego: „Odejdź, przeszkadzasz nam!”. I pewnego razu tennieustannie pulsujący bunt zakończy się pełnym sukcesem. Zgodniez powszednim życzeniem <strong>naszych</strong> serc – tak, pewnego razu nasz dom staniesię pusty.Wówczas ludzie stworzą taki sposób życia, takie społeczeństwo, w którymnie sposób będzie znaleźć Chrystusa 6 . I to będzie koniec historii.Nie znamy czasu. Może być nawet tak, że obecny neopogański buntzgaśnie, jak zgaśli dawni gnostycy i arianie, bogomilcy i chłyści... Możebyć tak, że prorocy „ery Wodnika” okażą się jeszcze jednymi fałszywymiprorokami. Chodzi o to, że im dalej, tym bardziej „nadzieje postępowegoczłowieczeństwa” zgadzają się z tym, przeciwko czemu grzmi Apokalipsa.Nie tworzę prognoz politycznych. Po prostu tak mówi Biblia. Podobniemówił Goethe: „Przewiduję czasy, w których ludzie przestaną cieszyć Boga” 7 ,i wówczas nastanie koniec.Jedną z najbardziej fundamentalnych intuicji Biblii jest przyjęcie historiijako świętej przestrzeni, gdzie spotykają się ze sobą i prowadzą dialog Bógi człowiek. Jeśli historia nie może wypełnić tego swojego przeznaczenia,wówczas się kończy. „Tak płynie czas, i razem ze sobą pędzi wszystkichku ostatecznemu dniu objawienia Pana naszego Jezusa Chrystusa...”(św. Teodor Studyta) 8 .Niegdyś nie dawało mi spokoju pytanie: dlaczego historia się kończy?Dlaczego – przy wszystkich <strong>naszych</strong> grzechach – Stwórca nie da szansyjeszcze jednemu, nieskazitelnemu pokoleniu? Potem zrozumiałem: historiajest potrzebna, dopóki człowiek pozostaje wolny. Kiedy zniknie wolnośćostatecznego wyboru – wówczas skrzydła historii marnieją. Ruch nie jest jużdłużej możliwy.Nizinna rzeka sama może namyć płyciznę: z początku w zakolu zatoniekilka pni, potem będzie na nie namywany ił i piasek. Pojawi się mielizna,w końcu – mierzeja i trzeba będzie wypłukiwać nowe koryto.Tak też jest z rzeką historii. Pokolenie za pokoleniem zostawia coraz więcejmułu w jej korycie. A niebo trwa dalej. Coraz trudniej jest usłyszeć pytanie:„Panie, co mam czynić, żeby osiągnąć życie wieczne?”, a jeszcze trudniej6 Bardzo interesujący szkic, pokazujący czym okultyzm może przyciągać współczesne elity, znajduje sięw książce dwóch rosyjskich protestantów W. Aleksiejewa i Grigoriewa, Religie antychrysta, Nowosybirsk 1994,s. 193-212.7 Cyt. za: K. Jaspers, Sens i znaczenie historii, Moskwa 1991, s. 156.8 Św. Teodor Studyta, Nastawlienija monacham, w: Dobrotoliubie, t. 4,; Jordanville 1965, s. 432.O naszej klęsce


wypełnić odpowiedź... Koniec historii: nic się już nie spełni... Nic się niewypełnia i nic nie wchodzi do wieczności.Do pewnego stopnia, byłoby czymś pocieszającym, gdyby antychrystzwiązał ze sobą ludzi przy pomocy jakiejś potężnej magicznej mocy. Alena tym właśnie polega specyfika tragedii czasów ostatecznych, że „narodyz własnej woli staną się jego sojusznikami” (św. Efrem Syryjczyk) 9 . Żebyzaś ludzkość sama dokonała tego wyboru, w jej codziennym życiu musibyć coś takiego, co by ją ku niemu skłaniało. Antychryst może zostaćwybrany i uznany tylko wówczas, gdy jego system wartości staniesię systemem panującym jeszcze przed jego pojawieniem. Ewangelię,oficjalnie wciąż jeszcze czczoną, zastępuje inny ideał, a wraz z nimmiejsce człowieka zastępuje Masa, uśmiercona przez swój ideał. „I tak, kuzadowoleniu naszej współczesnej prasy, dokona się ostatnia faza historiichrześcijaństwa i zakończą się losy wszechświatowej historii. Nastanie«chiliazm», «1000 lat» błogosławieństwa, kiedy będzie się pisać tylko liberalneNajwiększy protestancki teolog XX wieku PaulTilich na pytanie, czy się modli, odpowiedział:„Nie, ale medytuję”.artykuły, rozpowszechniać będzie się wyłącznie liberalne rzeczy, a hydra«nacjonalizmu» zostanie zdławiona... Nuda. Wszędzie tylko nuda i ohyda” 10 .Już dzisiaj trudno usłyszeć odpowiedź. Na Zachodzie „byciechrześcijaninem” pojmuje się jako „bycie praworządnym obywatelem,płacącym regularnie podatki i zajmującym się od czasu do czasu filantropią”.Największy protestancki teolog XX wieku Paul Tilich na pytanie, czy się modli,odpowiedział: „Nie, ale medytuję” 11 .W krajach prawosławnych odpowiedź jest jeszcze gorsza: „Byćprawosławnym znaczy tyle, co być Rosjaninem, Bułgarem, Serbem, Rumunem,Grekiem”... Przypomnijmy sobie, czym w Trzech rozmowach WłodzimierzaSołowjowa kusi antychryst chrześcijan na „Ósmym Soborze Powszechnym”...Według domysłów Włodzimierza Sołowjowa marzeniem antychrystabyło zamienienie prawosławia w rytualno-etnograficzny rezerwat.9 Św. Efrem Syryjczyk, Na priszestwie Gospoda 2, w: Tworienija, t. 3.; Sergijew Posad 1912, s. 139.10 W. Rozanow, Obieskrowliennyje żurnalisty, Sankt Petersburg 1914, s. 123.11 F. Szefer, Sowriemiennaja filosofia i tieologia, „Disput” 1-3/1992.


85W Krótkiej opowieści o Antychryście, która kończy przedśmiertne dziełoSołowjowa Trzy rozmowy, antychryst, ogłosiwszy się prezydentem globuziemskiego, ma nadzieję wkupić się w łaski prawosławnych, zwracającsię do nich w następujący sposób. „Umiłowani bracia! Wiem, że sąmiędzy Wami również tacy, dla których w chrześcijaństwie najdroższajest jego święta tradycja, stare symbole, stare pieśni i modlitwy ikonyi ranga liturgii. I w rzeczy samej, cóż może być droższego dla religijnegoczłowieka? Wiedzcie zatem, umiłowani, że dziś podpisałem ustawęi zostały przeznaczone ogromne środki na stworzenie Światowego MuzeumChrześcijańskiej Archeologii w celu zebrania i chronienia pamiątek kościelnejprzeszłości... Bracia prawosławni! Kto znajduje upodobanie w mojej decyzji,kto z serca może nazwać mnie swoim prawdziwym wodzem i władcą, niechtu przyjdzie!”...Przypomina się tłum Żydów, którzy właśnie to uczynili, chcąc osądzićKróla Żydowskiego, gdy klęli się przed Piłatem, wyznając, że nie mają innegowładcy prócz cezara... U Sołowjowa w momencie, w którym „większa częśćhierarchów, połowa dawnych starowierców i ponad połowa prawosławnychkapłanów, mnichów i wiernych, weszła na trybunę”, wstał starzec Jani zaświadczył, że „w chrześcijaństwienajdroższy ze wszystkiego jest Chrystus”.Przynajmniej w odniesieniu do prawosławiapolityka sołowjowskiego antychrysta jest jużrealizowana: prawosławie jest sukcesywniezaganiane do etnograficzno-rytualnegorezerwatu. Można mówić lub pisaćo obrzędach i tradycjach – nie wolno(w prasie czy szkole) mówić o wierze.Niedawno na pewnymzjeździe monarchistów,na którym z trybunynieustannie dźwięczałatriada „prawosławie– samodzierżawie– narodowość”,spostrzegłem,że trzy całkiemO naszej klęsce


miłe i inteligentne kobiety z ożywieniem we trójkę czytają książkę podtytułem Magia runiczna, przy czym jawnie traktowały ją jako „naukowekompendium”. Poprosiłem te aktywistki „rosyjskiego odrodzenia”, by chociażtutaj nie swawoliły z szatanem. Odpowiedziały z głębokim przekonaniem,że „trzeba wszystko wiedzieć! ze wszystkim się zapoznać!”. Tak, to prawda,ale kiedy je zapytałem, czy znają Ojcze Nasz albo dziesięć przykazań,By pozostać samym sobą, bez względu naokoliczności, trzeba posiadać jakiś fundament.Ten właśnie wewnętrzny fundament stara sięzniszczyć „duch czasu”, nieustannie wpajającnam, że Kościół powinien doganiać nasze czasy.odpowiedziało mi milczenie... Stopniowo więc chrześcijanie zapominają, co toznaczy „być chrześcijaninem”.W ciągu ostatnich stuleci chrześcijaństwo było nieustannie pustoszoneprzez oświeceniowy racjonalizm. Teologowie (protestanccy i katoliccy,a w ślad za nimi również prawosławni) starali się racjonalnie ugruntowaćwiarę chrześcijańską. Mistyka została starannie odparowana. Sakramentyzamieniono w obrzędy, a te z kolei – w „biblię dla analfabetów”, czyliw wyjaśnianie tekstów biblijnych przy pomocy gestów. Oczyszczone z tego,co magiczne (czyli z wszechogarniającego nasycenia NadprzyrodzonąObecnością), chrześcijaństwo stało się zbyt racjonalne. I kiedy Europejczycyodkryli głębię ascetyki i mistycyzmu Wschodu, wówczas zaczęli się weńwpatrywać, nie podejrzewając nawet, że ich własna ascetyka i mistykaznajduje się w Kościele.Także dzisiaj religijna świadomość niechrześcijan wręcz poraża swojąniekonsekwencją. Jeśli rzecz dotyczy prawosławia, wówczas obwinia sięgo o magiczny stosunek do wiary i przerost rytuału. Ale ci sami ludzie, gdymają do czynienia ze światem niechrześcijańskich, pogańskich i szamańskichpraktyk, są zdecydowani dostrzec ezoteryczny sens najdziwniejszychobrzędów i uznać za nader pożyteczny pogański zwyczaj nasycaniajakiegokolwiek przedmiotu jakąkolwiek energią. Tymczasem wieluchrześcijan nie rozumie, że protestantyzacja prawosławia to ślepy zaułek,


87dlatego że czyni nas bezbronnymi wobec odradzającego się pogaństwa.Przyszłością myśli religijnej staje się „filozofia kultu”. Wystarczy moralizować,w obrzędach widzieć jedynie symbole, a w liturgii tylko kazanie. Przyszedłwróg o wiele straszniejszy niż racjonalizm. Podczas gdy my udowadnialiśmy,że nasze obrzędy nie są magią, nadeszła prawdziwa magia. I bronić się przednią trzeba nie słowem, lecz łaską.Chrześcijanie, którzy pozostali jedynie ze „Społeczną Nauką Kościoła”w rękach oraz z rozważaniami o „chrześcijańskim rozumieniu prawczłowieka”; chrześcijanie, którzy wstydzą się wody święconej oraz literalnegopojmowania słów Zbawiciela o przemienieniu chleba i wina w Jego ciałoi krew – nie będą w stanie oprzeć się <strong>atak</strong>owi okultystycznych sił. Właśnie sił,żywiołów, a nie po prostu propagandy.Popycha się nas w stronę „reform”. To prawda, kiedy organizm żyje,wówczas się rozwija. Ale nie mamy wrażenia, że owe zachęty pochodzązawsze od ludzi życzących dobra Kościołowi i nie ma żadnej pewności, żewszystkie postulowane reformy będą dla Kościoła pożyteczne.Mówi się nam, że jeśli Kościół rozpocznie reformy, wówczas zniknąwszystkie zarzuty pod jego adresem. Mówi się nam, że jeśli Kościół zaczniereformy, będzie to oznaką jego żywotności. Ale w rzeczywistości jestzupełnie na odwrót: żeby zostać dziś zwolennikiem reform, wystarczysama wrażliwość, sugestywność, „współczesność”. Nie potrzeba męstwado tego, by płynąć z prądem, by cieszyć się pochwałami niewierzących, bybyć komplementowanym przez neopogan z powodu swojej „tolerancji”i „otwartości” 12 . Ale by pozostać samym sobą, bez względu na okoliczności,trzeba posiadać jakiś fundament. Ten właśnie wewnętrzny fundamentstara się zniszczyć „duch czasu”, nieustannie wpajając nam, że Kościółpowinien doganiać nasze czasy, że miarą dla chrześcijaństwa powinien byćpostchrześcijański świat, a w żadnym wypadku nie Ewangelia. W językudzisiejszej prasy „mężnymi” nazywa się apostatów, dezerterującychbezpiecznie przy aplauzie publiki, zaś „bezwolnymi ugodowcami”(„nieważącymi się naruszać dogmatów kościelnych tradycji”) tych, którzypozostają wierni prawosławiu.Sprowadza się chrześcijaństwo do słów, a słowami można grać.W postmodernistycznej cywilizacji zamiana znaczeń przychodzi tak12 „Wszystko co martwe płynie z prądem, pod prąd może płynąć jedynie to, co żywe”. (G.K. Chesterton,Wiekuisty człowiek).O naszej klęsce


niezauważalnie, że człowiek sam nie zauważa, kiedy znalazł się po innejstronie sporu. I tak na przykład chrześcijański (lub może antychrześcijański?jak tu się zorientować?) publicysta Jakov Krotov opisuje pewien incydent,który wydarzył się, gdy parafianie odebrali oddany im budynek cerkwiod poprzedniego użytkownika: „Wspólnota dokonała przejęcia częścipomieszczeń, dopuszczając się aktu wandalizmu – rozbijając wszystkietoalety w technikum” 13 . Ubikacje do tej pory stały w ołtarzu. Ale „aktemwandalizmu” okazało się nie umiejscowienie toalety w ołtarzu, ale to, żewierni uniemożliwili jej dalsze funkcjonowanie...Trzeba zrozumieć, że królestwo antychrysta nie zostanie ustanowionew sposób zewnętrzny, przy pomocy cudów. Nie wtargnie w nasz światz podziemnej głębi. Ono stopniowo dojrzewa w ludzkim społeczeństwie.Gdyby przełożyć obecne w Biblii obrazy królestwa antychrysta na językpolitologii, zobaczylibyśmy, że jest to przede wszystkim królestwoekumeniczne, w znaczeniu: obejmujące „ekumenę”, świat tej kultury, w którejżyją lub mogą żyć chrześcijanie. Królestwo antychrysta może być w pełniglobalne – może obejmować również te rejony Ziemi, te narodyi kraje, w których nie ma Kościołów chrześcijańskich. Jednakjeśli tam Syn Boży i tak albo nie został przyjęty, albozostał odrzucony, lub jest nieznany, lub w końcuzapomniany, to po co tracić siły na zewnętrznepodporządkowanie tych rejonów zachodnim,antychrześcijańskim siłom?Dlaczego powiedziałem „zachodnim”? Dlatego, żekrólestwo antychrysta powinno być globalne, natomiastglobalna władza wymaga najwyższej techniki rządzeniai zakłada istnienie wystarczająco rozwiniętego aparatu władzy.A właśnie zachodnia cywilizacja wypracowała technologięglobalnej i skrupulatnej zarazem władzy. Ani jedno z poprzednich„światowych” imperiów nie dysponowało aparatem przymusui władzy tak silnym, żeby rzeczywiście kontrolować życie swoichprowincji i obywateli. W najlepszym przypadku władza ta okazywałasię kontrolą nad życiem miejscowych elit. Obywatelowi nie czyniło żadnejróżnicy, do której ze stolic płyną jego podatki.We współczesnym społeczeństwie zachodnim powstały takie technikirządzenia, które dają władzom praktycznie pełny dostęp do informacji13 J. Krotov, Riecenzja na statiu A. Kołpakowa Riewansz, „Moskowskij komsomolec”, 19.09.1994.


89o każdej ze stron życia obywatela, a także pozwalają na błyskawicznedocieranie rozporządzeń najwyższej władzy do ich wykonawców (w czasachGogola, jak pamiętamy, od Petersburga do niektórych wielkich miast: „choćbyśtrzy lata skakał – nie doskaczesz”).Oprócz tego rozwój ekonomii, jaki dokonał się w ciągu ostatnich stuleci,doprowadził do pełnego uzależnienia człowieka od państwa. Pierwszymkrokiem na drodze do tego stanu było zniszczenie „naturalnej gospodarki”i powstanie rynków regionalnych. Człowiek niewtajemniczony w handlowerelacje z miastem nie był w stanie wykarmić swojej rodziny. Następnymkrokiem było stworzenie rynków ogólnonarodowych. Miasto czy okręg, którenie uczestniczą w ogólnonarodowym handlu, są pustoszone i ostatecznietracą zarówno ekonomiczną, jak i polityczną niezależność. W końcu w XXwieku powstał ogólnoświatowy system ekonomiczny i teraz cały kraj, któryodmówi uczestnictwa w rynkowej grze, również nie może utrzymać swojejniezależności.Z punktu widzenia ekonomicznej efektywności jest to nadzwyczajskuteczny system. Jednak stwarza on jedną okoliczność, która może okazaćsię fatalna dla końca historii: człowiek stracił nawyk samodzielnego życia.Stopień jego zależności od świata zewnętrznego nie zmalał, ale wzrósłwielokrotnie. Człowiekowi współczesnemu zagrażają niebezpieczeństwa,o które człowiek żyjący w „społeczeństwie tradycyjnym” się nie niepokoił.Dzisiejszy człowiek jest nie tylko zależny od pogody i żywiołów, ale także odstawek benzyny, gazu, ciepła i energii, a teraz jeszcze od potoku informacji.Odłączenie jednej z arterii zasilających mieszkanie, miasto, region czy kraj,prowadzi do wymierania ich mieszkańców, nawet mimo istnienia takichwarunków, które uczyniłyby bogatymi tradycyjne gospodarki.Dziś chrześcijanie często widzą niebezpieczeństwo i „znaki antychrysta”w towarowym kodzie paskowym, albo w elektronicznych kartachkredytowych. Wierzyć w to, że jakieś paski czy znaki mogą wpływać nasumienie człowieka, to niedopuszczalnie wiele składać na karb magii i idoli(„nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga, prócz Bogajedynego” – 1 Kor 8,4). Jednak rynek elektroniczny niesie sam w sobieokreślone niebezpieczeństwo. Najmniejszy zakup może być w łatwy sposóbkontrolowany. W społeczeństwie konsumpcyjnym kupno i sprzedaż sąnajważniejszą częścią ludzkiego życia, a elektroniczny pieniądz czyni jew pełni transparentnym.O naszej klęsce


A teraz wyobraźcie sobie, że państwo znowu ma jasno wyrażoneideologiczne priorytety. I dla ich realizacji posługuje się współczesnymimechanizmami kontroli publicznego i prywatnego życia obywateli.W Związku Sowieckim rozpowszechnione były dobrowolno-przymusoweofiary w rodzaju „konfiskat państwowych”, „obligacji” i wpłat na różnegorodzaju masowe „dobrowolne” stowarzyszenia. Jeśli ktoś uchylał się odofiar na DOSAAF, na jego relację z państwem kładł się pewien cień. Ale samasowiecka, totalitarna rzeczywistość jest niczym więcej jak tylko cieniemnadchodzącego „nowego świata”.I oto nagle w tym nowym świecie, w rezultacie naturalnej katastrofy albo<strong>atak</strong>u terrorystycznego zostaje zniszczony, załóżmy, pałac Lamy w Lhassie.Wielki pomnik architektury, świątynia uznana za ogólnoludzkie dziedzictwoi wpisana na listę UNESCO. Wszystkie środki masowej informacji, a wzwiązku z tym cała ludzkość znajdują się w szoku. Publicyści są zdecydowaniodbudować świątynię. Wychodząc naprzeciw smutkowi obywateli,ogólnoświatowe państwo, samo lub za pośrednictwem jakiejś nieoficjalnejjednak bardziej niż wpływowej fundacji, rozpoczyna po całym świeciezbiórkę pieniędzy na odbudowę buddyjskiej świątyni. Każdy ma obowiązekofiarować niewielką sumę – nie więcej niż dolara. Ale grosz do grosza... Czychrześcijanin może dawać ofiary na budowę pogańskiej świątyni?Jeśli zatem elektroniczne pieniądze w sposób jasny świadczą, żenie wpłacił wymaganego dolara na fundusz odbudowy Lhassy, jegoreligijno‐polityczna praworządność od razu staje się wątpliwa. Okazujesię być człowiekiem niewystarczająco tolerancyjnym i nie dość otwartym,a zatem jawi się jako źródło potencjalnej agresji (w jednej z najbardziejwpływowych współczesnych sekt – w kościele scjentologicznym istniejenawet specjalny termin na określenie takich ludzi: PŹN – potencjalne źródłonieprzyjemności). Do zadań administracyjnej techniki należy już uczynićjego życie wystarczająco nieprzyjemnym. Na przykład jeśli jest uczonym,zawsze można odmówić mu przyznania grantów (stypendiów naukowych) naprzyszły rok. Także aktywność w sferze prywatnego biznesu go nie ocali.Czy możemy zatem być pewni, że na tych realnie istniejących i corazmocniejszych narzędziach władzy nie spoczną kiedyś złe ręce?W połowie XX wieku ludzie zaczęli się zastanawiać nad moralnąodpowiedzialnością uczonych przyrodoznawców. Nie każde odkrycie jest natyle neutralne, by można je było witać bez chwili zastanowienia, co by sięstało, gdyby przypadkiem dostało się w ręce kogoś o przytępionym zmyślemoralnym. Współczesna eschatologia chrześcijańska także coraz dobitniej


91ostrzega, że ludzka historia nie daje żadnych gwarancji, że współczesne,coraz bardziej efektywne techniki rządzenia, kontrolowania życia ludzi oraztechnologia kształtowania zbiorowej świadomości mogą pewnego razuobrócić się przeciwko samemu człowiekowi.Załóżmy, że współczesne demokracje naprawdę kierują się woląwiększości. Jednak owa większość nie wypracowuje sama swoich przekonań,„Spójrzcie na sprawy szerzej! Nie ograniczajciesię do jakiegoś jednego określonegopunktu widzenia w tej materii”. Pluralizmpowinien przejść z ogółu społeczeństwa doposzczególnych umysłów – każdy człowiekpowinien zacząć wierzyć od razu w kilku bogów.również religijnych. Przekonania, które nazywa swoimi, są mu podawane zapomocą środków masowej informacji.Mamy tu do czynienia z jeszcze jedną cechą odróżniającą społeczeństwo„nowego wieku” od społeczeństw tradycyjnych. Cywilizacja informacyjnaczyni możliwym aktywne kształtowanie światopoglądu ludzi. Nie bezpowodu „rewolucja kulturalna” jest jedną z pierwszych akcji każdegoreżimu totalitarnego. Wszystkich ludzi trzeba nauczyć alfabetu, abywszyscy mogli czytać rządowe gazety i żeby wszystkim można było wypraćmózgi. „Oświecenie kulturowe” stawia sobie za cel nie zaznajomienie ludziz „klasyką światowej kultury”, a przeciwnie: ma w nich wyrobić nawykkarmienia się produktami propagandy. To w ostatecznym rozrachunku jestjego celem – jeszcze bardziej oddalić człowieka od owej klasyki i wyrwawszygo z normalnego życia i tradycyjnego systemu wartości, pogrążyć w świeciepięknych cytatów.Za sprawą „rewolucji kulturalnych” XX wieku (z próbami takich rewolucjimieliśmy do czynienia w Niemczech i Francji w czasach „Kulturkampfu”i „sekularyzacji”) w świecie pojawił się nowy ustrój społeczny.Wcześniejsza historia znała autorytarne reżimy, kontrolujące zewnętrzną,O naszej klęsce


ekonomiczno‐polityczną stronę życia swoich obywateli, jednak dokonywałosię to w pewnych ramach, w celu potwierdzenia lojalności. Świat gazeti „kulturalnej oświaty”, świat radia i masowych partii stworzył możliwośćpowstania nowego totalitarnego społeczeństwa. To społeczeństwo wymagarealnej jednomyślności.Wypowiadając się w kategoriach politologicznych, królestwo antychrystanależy nazwać nie tylko globalnym i autorytarnym, ale nadto totalitarnym.Państwo to rości sobie prawo do kontrolowania przekonań swoich obywateli.Apokalipsa wyraża to w znamienny sposób, mówiąc o znamieniu, któreantychryst umieści na czole i prawej ręce człowieka (Ap 13,16-17). Prawicajest obrazem działania, czoło – myśli.Głos wyborców zależy od opinii środków masowego przekazu. A od kogozależą środki masowego przekazu? Szef telewizji czy redaktor gazety nie sąprzecież wybierani przez społeczeństwo. „Telewidzowie głosują pilotami”?Ale przecież rzadko dokonują oni tego „głosowania”, kierując się zazwyczajtym, co „bardziej interesujące” lub raczej „bardziej szokujące”. W ten sposób,przy odpowiednim nakładzie pieniędzy i profesjonalizmu, można stworzyćtelewizję propagującą światopogląd, którego bezpośrednio nie przyjęłabywiększa część telewidzów, jednak stopniowo można ich w ten sposóbprzyuczyć do nowego sposobu myślenia 14 .Proces sekularyzacji, który w XXwieku został na Zachodzie wspartyprzez elity informacyjne, postępujeniemal lawinowo. Oznacza to, żemechanizmy demokratycznegogłosowania w żaden sposób nie mogąstać się gwarantem tego, że władzanie dostanie się w ręce grup jawnieantychrześcijańskich.W planie ziemskiej historiichrześcijaństwo przegra chociażbydlatego, że w rywalizacji14 Na ile niezależnie od opinii czytelników gazet mogą się prowadzić „demokratyczni” dziennikarze, widaćchociażby na przykładzie tego, w jaki sposób moskiewskie gazety naświetlają tematykę kościelną. Według badańprzeprowadzonych przez Instytut Badań Demograficznych i Socjologii, większość moskwian (59,5 procent) zgadzasię z tym, że państwo powinno finansować Kościół (por. „Moskowskije nowosti, 4.02.1996). W tym samymczasie prawie wszystkie demokratyczne wydawnictwa w Moskwie nieustannie występowały z gwałtowną krytykąkażdego przykładu wspierania Cerkwi Prawosławnej przez władze. Podobnie też ludzie zajmujący się tematykąreligijną w moskiewskich środkach masowego przekazu dążą nie do tego, by bronić opinii większości, ale dotego, by narzucić jej swoje (w większości przypadków radykalnie antychrześcijańskie) przekonania.


93z telewizją Kościół nie może nie przegrać (a takiego zmasowanego naporuantychrześcijańskich sił, z jakim mamy do czynienia dzisiaj, telewizja nieprowadziła ani w czasach Chruszczowa, ani w czasach Breżniewa). Siłyte nie pozwolą ateistycznemu społeczeństwu stać się społeczeństwemprawosławnym. Zatrzymają go na poziomie neopogaństwa i jest ku temumasa powodów. Jednym z nich jest to, że społeczeństwo postchrześcijańskienie ścierpi, by jego członkowie posiadali jakiekolwiek głębokie przekonania,a zwłaszcza przekonania chrześcijańskie.Pewnego razu, podczas spotkania z przywódcami amerykańskich misjiprotestanckich w Rosji, powiedziałem, że w naszym kraju nie ma tradycjipluralizmu, w którym od początku była wychowywana Ameryka. Odpowiedź,jaką usłyszałem, była zupełnie nieoczekiwana: w sekrecie powiedziano mi, żew dzisiejszej Ameryce również nie ma żadnego pluralizmu. Przecież pluralizmpolega na wrażliwości na przekonania drugiego człowieka, natomiastw Ameryce mass media uważają wyrażanie jakichkolwiek przekonań za cośw złym tonie. Ten „pluralizm”, który powstaje dzisiaj w Ameryce, pewienstudent z uniwersytetu Stanforda opisał w następujący sposób: „Kiedypróbuję «wyrazić swoje zdanie», wówczas wykraczam poza przyjęte normy.Chrześcijanom okazuje się tolerancję, jednak w zamian powinni zrewanżowaćsię milczącą akceptacją” 15 . Jeśli chrześcijanin próbuje osądzić homoseksualizmlub aborcję, wówczas od razu wskazuje mu się jego miejsce i oskarżao niepoprawność. Ci, którzy trzymają się dzisiaj „ciasnych” chrześcijańskichpoglądów, mają coraz mniejsze szanse na zrobienie kariery.„Spójrzcie na sprawy szerzej! Nie ograniczajcie się do jakiegoś jednegookreślonego punktu widzenia w tej materii”. Pluralizm powinien przejśćz ogółu społeczeństwa do poszczególnych umysłów – każdy człowiekpowinien zacząć wierzyć od razu w kilku bogów. Wasyl Rozanow wyraził tow stwierdzeniu, że wzorowy inteligent „rano wierzy w Nietzschego, w porzeobiadowej w Marksa, a wieczorem w Chrystusa”. Chesterton wyśmiewałpodobną „szerokość horyzontów” w obrazie Richarda White’a, który „właśniesię nawrócił, ale co tydzień zmienia konfesję” 16 .O nadejściu pseudochrześcijańskiego omamu już w XIX stuleciu uprzedzałChomiakow: „Świat utracił wiarę i chce posiadać jakąkolwiek religię. Światpotrzebuje religii «w ogóle»”. Właśnie ta forma „jakiejkolwiek” religii coraz15 P. Jones, P. Jones, The Gnostic Empire strikes back, Phillipsburg 1992, s. 86.16 G.K. Chesterton, Izbrannyje proizwiedienia w 4. tomach, t. 3, Moskwa 1994, s. 56.O naszej klęsce


natrętniej przypomina o sobie we współczesnej Rosji: trudno znaleźć szkolnąnauczycielkę czy dziennikarkę, która nie mówiłaby o sobie, że właśnieznalazła drogę do tego, by połączyć „duchowość prawosławia” z „duchowąmądrością Wschodu”. Niezachwiana pewność sowieckich „wykształciuchów”w to, że każda „duchowość” jest dobrem, wniesie swój wkład w zwycięstwo„ery Wodnika”...Taka religia wewnętrznego pluralizmu, religijnej wszechjednościi duchowej szmiry, stanie się właśnie ogólnie obowiązującą religią przyszłości.W demokratycznym społeczeństwie, jak wiadomo, w kwestii pluralizmudwóch zdań być nie może.Życie bez przekonań (według diagnozy Carla Gustawa Junga, takie życieprowadzi do schizofrenii) zaczyna się uważać za normę. Jednak człowiekmający religijne przekonania, który nie jest gotów zmieniać ich przy okazjikolejnego wydania gazety czy też spotkania z kolejnym dyskutantem,taki człowiek postrzegany jest jako zagrożenie dla porządku społecznego.Niedługo już pewnie za normalny i zdrowy stan będzie się uważać wiarę wewszystko, podczas gdy wierność wyłącznie Ewangelii będzie diagnozowanajako natręctwo „nadrzędnej idei”. Odpowiednio, taki „opętany” Ewangeliączłowiek będzie postrzegany jako źródło agresji. Doświadczenia XX wieku


pozwalają nam zaś powiedzieć,czym to wszystko się skończy.W powieści G.K. ChestertonaKula i krzyż rządzący światemantychryst „przeforsowałswój projekt prawny. Zostanieteraz zorganizowana policjamedyczna. Jeśli uciekniecie,każdy policjant będzie mógł was„Rola religiiw historii: kanalizujeagresję orazją ukierunkowuje”.aresztować, jeśli nie będziecie posiadać zaświadczenia normalności” 17 .„Średniowieczne przeżytki” mogą być tolerowane tylko wtedy, gdynie pretendują do posiadania prawdy na wyłączność. Oczywiście, każdyma prawo modlić się i wierzyć, jak mu się podoba... Ale nie należypublicznie manifestować swojej niezgody na jasno wyrażone dążeniespołeczeństwa do religijnej wszechjedności. Wierz jak chcesz, ale niewolno ci polemizować z innymi wyznaniami. A ściślej: można nawetprowadzić polemiki, ale tylko z pozycji pluralizmu, tylko po to, by pognębićkolejną grupkę fanatyków (nieważne: krisznaitów czy staroobrzędowców),rozszerzyć swoją świadomość i odrzucić te dogmaty, które mogłybyprowokować religijny podział w społeczeństwie.Z tego właśnie powodu stosunek do tolerancyjnego synkretyzmupowinien stać się jedynym kryterium społecznej i państwowej <strong>polityki</strong>religijnej. Jeśli jakaś grupa wyznaniowa nie okazuje entuzjazmu z powodudokonującej się właśnie wszechreligijnej syntezy, państwo znajdzie sposóbna to, by okazać jej swoje niezadowolenie. Te ruchy religijne, które będąkontynuowały głoszenie własnej, narodowej lub religijnej odrębności,będą zmuszone do przyjęcia bardziej demokratycznego i elastycznegostanowiska. Najwyższą wartością jest pokój między ludźmi i żeby niedopuścić do konfliktu, trzeba będzie stoczyć wojnę o międzyreligijny pokój,tak że z niektórych religii nie zostanie kamień na kamieniu... „Powinniśmywalczyć przeciwko rozbijaniu jedności” 18 .Już dziś nietrudno dostrzec posłańców przyszłości – ludzio świadomości, która stanie się masową i panującą w którymś z następnychwieków, w wieku antychrysta... Oto jeden z jego kliki: „Mamy dziś do9517 G.K. Chesterton, Kula i krzyż, Moskwa 1990, s. 369.18 Pisma Eleny Roerich 1929-1938, t. 2, s. 291.O naszej klęsce


czynienia z religijnym renesansem – najstraszniejszym i niedocenianymniebezpieczeństwem ze wszystkich globalnych niebezpieczeństw, które nanas czyhają... Właśnie na tym polega rola religii w historii: kanalizuje agresjęoraz ją ukierunkowuje” 19 . Ze słów tego szanowanego psychologa wynika, żereligia ma do czynienia jedynie z agresją, a sama agresja zniknie, jeśli się jąskieruje przeciwko samej religii... Nawet doświadczenie sowieckiej agresjiantyreligijnej niczego nie nauczyło owego „eksperta”. Zapewne jego osobista„Czuję, że nadchodzą czasy, kiedy chrześcijaniebędą zbierać się na modlitwę w k<strong>atak</strong>umbach,ponieważ wiara będzie prześladowana”.nienawiść do Ewangelii jest tak wielka, że pozwala mu nie zwracać uwagi nato, co oczywiste.Taka przyszłość już miała miejsce. Barbarzyńskie imperium gotowe byłowłączyć Chrystusa do swojego oficjalnego „panteonu” – na równi z bogamii bożkami innych plemion (i posąg Chrystusa rzeczywiście pod koniec III wiekupojawia się czasami w rzymskim Panteonie). Ale chrześcijanom nie odpowiadałtaki kompromis. Odmówili uczestnictwa w państwowych ceremoniachreligijnych. Regularnie odmawiali oddawania boskiej czci imperatorom.Sprzeciw wobec religijnego „pluralizmu” okazał się zgubny: imperiumrozpoczęło trzystuletnią wojnę z Kościołem.Chrześcijaństwo zwyciężyło. Ale minęły wieki i niepostrzeżeniewszystko znowu zaczęło się zmieniać. Przez lata i wieki wysiłek wielu osób„poddanych historycznemu procesowi” przybliżał moment, kiedy w historiichrześcijańskiej ludzkości zajdzie decydująca zmiana – i zajdzie ona tak, żebędzie niemal niedostrzegalna.„Wiedźmy, Wasza Wysokość, zawsze chcą jednego i tego samego, alew różnych stuleciach działają na różne sposoby” – mówi dobra istotaw Srebrnym krześle C.S. Lewisa. A w Listach Starego Diabła do Młodego innybohater, doświadczony bies, mówi o taktyce tych procesów: „Kierujemystrach każdego pokolenia przeciwko tym ułomnościom, z których płynąceniebezpieczeństwo w danym momencie jest najmniejsze ze wszystkich;19 A. Nazaretian, Pochorony bogow. Libo oni sostojatsja, libo ciwilizacja pogibniet, „Ogoniok” 27/1995.


97kierujemy jego zapał na tez korzyści, które przybliżają jedo tej szkody, jaką my chcemywyrządzić danym czasom.Zabawa polega na tym, żebyoni biegali z gaśnicami w czasiepowodzi i przechodzili na tęstronę łodzi, która już niemalznajduje się pod wodą. Takwięc wprowadzamy modę naganienie entuzjazmu, jak zdarzasię to wówczas, kiedy u ludziprzeważa letniość i przywiązaniedo spraw tego świata.Obecnie, kiedy napełniamy ichbajronicznym temperamentemi odurzamy «emocjami»,moda przeciwstawia się jużelementarnej rozumności.A kiedy już wszyscy ludziegotowi są stać się alboniewolnikami, albo tyranami,główny postrach czynimyz liberalizmu”.I tak dzisiaj „postrachem” okazuje się religijna powaga i wiernośćwłasnej duchowej tradycji. Przeciwstawiający się im leniwy relatywizmstaje się normą. W czasach, w których człowiek starannie próbuje niezaglądać za granicę ziemskiego życia, wszelka poważna próba, by mówićo „czasach i chwilach” i o koniecznej tragedii świata, okazuje się, oczywiście,fanatyzmem.Czy można mieć nadzieję, że przyszłe społeczeństwo nie podejmiestanowczych kroków w celu walki z „rasowym, religijnym i narodowymwykluczeniem”? Jeżeli „faszyzmem” nazywane jest głoszenie „narodoweji religijnej wyższości”, to gdzie istnieje gwarancja, że kapłan w TygodniuTriumfu Prawosławia, głoszący na ile prawosławne czytanie ikony jestteologicznie głębsze i bardziej ludzkie niż protestancki ikonoklazm, nie będzieO naszej klęsce


pociągnięty do odpowiedzialności za„propagowanie faszyzmu”? A jeśli kapłanpowie, że chrześcijaninowi nie przystoichodzić na lekcje tantryzmu i na seansebudzenia „siły kundalini” – trzeba gobędzie, oczywiście, powstrzymać.„Jeśli cyframi oznaczyćreligie monoteistycznew kolejności ichzanikania (1-judaizm,2-chrześcijaństwo,3-islam), to całkowiteich wyniszczeniebędzie rozłożonew następującymporządku: 2-1-3”.Istnieje już wystarczająco wiele prawi kodeksów pozwalających prześladowaćorganizacje religijne za „naruszaniebezpieczeństwa społecznego” i głoszenie„wrogości religijnej”. To, że owe„rekomendacje” i przepisy istnieją, nieoznacza, że natychmiast zaczną działać przeciwko chrześcijanom. Prawoteatru głosi jednak, że jeśli na scenie w pierwszym akcie wiesza sięstrzelbę, to w trzecim akcie musi ona koniecznie wystrzelić.Jednak w trzecim, a nie pod koniec pierwszego. Tak jest też z historiąchrześcijaństwa. Jeśli „nowy światowy porządek” wytoczył wojnę„nienawiści religijnej” (pomyślmy: w zsekularyzowanym społeczeństwie,w społeczeństwie powszechnego materializmu życiowego urządza się


99wojnę z „religijnym fanatyzmem”!) – to wcześniej lub później dojdzie doaresztowań. Strzelba już niemal gotowa. Który akt trwa? Nie wiem. Możepierwszy, może już początek trzeciego. Koniec końców, strzelba, którąwywieszono na scenie, niekoniecznie musi wystrzelić w trzecim akcie – byćmoże sztuka składa się z pięciu aktów.W 1900 roku Włodzimierz Sołowjow widział tylko, jak zaczynająpowstawać fabryki produkujące detale przyszłej „strzelby”. Samego„urządzenia” jeszcze nie było. Rosja, a także świat zachodni, tylkozewnętrznie pozostawały chrześcijańskie. W czerwcu 1900 Sołowjow mówido Wieliczki: „Czuję, że nadchodzą czasy, kiedy chrześcijanie będą zbierać sięna modlitwę w k<strong>atak</strong>umbach, ponieważ wiara będzie prześladowana. Byćmoże mniej drastycznymi sposobami niż w przeszłości, ale bardziej subtelniei okrutnie: wyśmiewaniem się, kłamstwem i fałszerstwami – i nie wiadomoczym jeszcze! Czy nie widzisz, kto nadciąga? Ja widzę, od dawna widzę!” 20 .„I tak objawia się zwodziciel świata, na podobieństwo Syna Bożego”(Didache). On nie wystąpi jawnie przeciw Chrystusowi, nie będzie Gojawnie ganić. Będzie kierować pod Jego adresem fałszywe pochlebstwa:„Wielki Nauczyciel”, „Mój wielki poprzednik”, wkrótce potem „Ja – w moimpoprzednim wcieleniu”...Główne rozróżnienie między Chrystusem a Jego antytezą z teologicznegopunktu widzenia polega na tym, że droga Chrystusa to droga kenozis,umniejszenia się. „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności,aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postaćsługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6-7). Jednak w systemieNew Age „Zbawiciel” jest produktem wznoszącej się ewolucji samegoczłowieka. Głosi, że przyniósł zbawienie pochodzące nie od Boga, ale odświata. Tworzy „soteriologię od dołu”, którą przeciwstawia chrześcijańskiej„soteriologii łaski”. Z początku będzie wykazywać oznaki szacunku wobecchrześcijaństwa, ale w końcu sam zdejmie maskę i objawi siebie jako tego,„który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lubtym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga dowodząc, że sam jestBogiem” (2 Tes 2,4). Wywyższy się jako szczyt ewolucji człowieczeństwa, jakogeniusz świata, zobowiązany tylko sam przed sobą.Będzie wymagał poważnego traktowania jego religijnej misji. „Wszyscymieszkańcy ziemi będą oddawać pokłon władcy” (Ap 13,8). Jeśli ktoś nie będzie20 W. Wieliczko, Władimir Sołowiow. Żizń i tworzenia, Sankt Petersburg 1904, s. 170.O naszej klęsce


przyjmował jego światopoglądu („pieczęć na czole”) i zakładanego przez niegosposobu życia („pieczęć na prawicy”) – w imię pokoju i zgody „wszyscy zostanązabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii” (Ap 13,15) 21 .Nie będę się tutaj zajmował tajemną liczbą 666. Wydaje mi się, że nie matu żadnej tajemnicy. Antychryst postawi na swoim dziele taki znak, dlatego żetak powiedziano w Objawieniu. Chociażby tylko z powodu swojego cynizmu.Liczba przestała już być straszna. Jej użycie świadczy bardziej o „szerokościhoryzontów” danej osoby, o tym, że przezwycięża ona przesądy 22 . Czyinteresująca nas osoba nie będzie rzeczywiście bardziej niż inni wolna od„przesądów”? Chrześcijańska gazeta napisała, że okultyzm to ideologiaantychrystyczna, a już Włodzimierz Awdiejew (skądinąd nazywający siebiezaratusztrianinem) cieszy się: „W takim towarzystwie nie będzie smutno.Ogłosimy jeszcze konkurs na Antychrysta Roku i jeśli się nas tak boją, todlaczegóżby nie ozdobić się tym skandalicznym tytułem?” 23 .Sam Awdiejew jest tylko niedouczonym chuliganem, ale fakt pozostaje:okultystyczna literatura nieustannie uczy ludzi tego, że owe symbole, którew chrześcijaństwie są jednoznacznie ciemne, owija się w różne opakowania.Kiedy poczują, że ich czas przyszedł, „prezydent ziemskiego globu” znajdziesposób, aby zademonstrować trzy najdroższe sobie cyfry. W końcu apostoł Jandaje znak dlatego, by właśnie po nim poznać antychrysta, a nie po to, by lepiejgo zamaskować. I jeśli po tych cyfrach będzie można poznać antychrysta – tomusi to umieć zrobić chrześcijanin, nawet niezbyt biegły w kryptografii.Ale z jedną myślą Awdiejewa się zgadzam. Mówi on, że „chrześcijańskiZachód stracił poczucie duchowej gorliwości i elementarny instynkt religijnejsamoobrony” 24 . To samo można powiedzieć o Rosji.Ten pluralizm, to „rozszerzenie religijnego horyzontu” obróci się jeszczeprzeciwko chrześcijanom. Tenże Awdiejew wyznacza przecież „dzień X”na określoną i niedaleką datę: „W 2004 roku zaczyna się nasza era – era21 Zewnętrzna pieczęć niewątpliwie jest przejawem wewnętrznego oderwania od Chrystusa. Moskiewskikapłan Mikołaj Karasjew opowiada o takim zmieszaniu tego, co wewnętrzne i zewnętrzne: „Pewnego razu chrzciłemdwie dziewczyny i u jednej z nich zobaczyłem pieczęć «opłacono». Była to przepustka do jednego z rockowychklubów. Przy dalszej rozmowie okazało się, że dziewczyny interesują się buddyzmem, ponieważ jest onpropagowana w klubie. Kiedy postawiłem warunek: albo chrzest, albo klub z jego muzyką i nauką – jedna z nich,ta z pieczęcią na ręce, odmówiła chrztu i uciekła od chrzcielnej kąpieli” (Mikołaj Karasjew, Aspirantskij otcziot natiemu Tieosofia i prakticzeskij okkultizm, Moskwa 1995, s. 9.22 Na przykład Elie Wiesel, były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego, jeden z bardziej znanychżydowskich pisarzy, laureat pokojowej Nagrody Nobla (w 1986 roku, razem z Andriejem Sacharowem), nadzwyczajwpływowy lider polityczny, pracuje pod takim adresem: „666. Fifth avenue, 10th floor, New York”. Mógłbywybrać jakiekolwiek inne biuro w Nowym Jorku. Ale dokonał takiego gestu i używa trzech szóstek na wszystkichswoich pismach.23 W. Awdiejew, Prieodolienie christijanstwa, Moskwa 1994, s. 99.24 Tamże, s. 110.


101Wodnika. Astrologiczny znak wyraźnie mówi sam za siebie, ponieważtrzyma w rękach dwa naczynia z wodą, żywą i martwą, wyrównując poziomwody w obydwóch. Nie zniesie on żadnego Jedynego Boga” 25 . Zatem doepoki totalnego pluralizmu zostało mniej niż 10 lat (tekst diakona Kurajewapochodzi z 1995 roku – przyp. tłum.).Dalszy program jest logiczny: „Jeśli cyframi oznaczyć religiemonoteistyczne w kolejności ich zanikania (1-judaizm, 2-chrześcijaństwo,3-islam), to całkowite ich wyniszczenie będzie rozłożone w następującymporządku: 2-1-3. Wydarzy się to w ten sposób, dlatego że na dzień dzisiejszynietradycyjne religie i światowy racjonalizm nabrały już doświadczeniaw walce z chrześcijaństwem, a i samo chrześcijaństwo w ciągu ostatnich 200lat już zdążyło przywyknąć do prześladowań... Nadszedł czas, by zniszczyćmakiety kartonowych idoli i powrócić do stanu wyjściowego pierwotnejbłogości, a kosmiczna era Wodnika pomoże nam w tym... nie łudźcie się, tunie może być mowy nie tylko o wybaczeniu, ale nawet o litości” 26 .Awdiejew to nie „ekstremista ery Wodnika”; on po prostu uważa, żemożna już nie udawać.W każdym razie widać jasno, że „nowy świat” będzie kontrolował poglądyludzi i kierował je w stronę przeciwną chrześcijaństwu.Nota bene, można niemal dokładnie wskazać, jak zajdzie ów akt odejściaod chrześcijaństwa i przejścia do magii. Przylecą „kosmici” i objawią, żeChrystus był jednym z nich (niech będzie, że najmędrszym i najlepszym).Przecież duchy potrafią oblekać się w gęstą materię. Nie jest dla nich żadnymproblemem pojawienie się pod postacią smoka czy przepięknej dziewicy(przypomnijmy „Kuszenie św. Antoniego”). Dlaczego nie mogliby przyjąćkształtu światowych, wspaniałych, mądrych „zielonych ludzi”? I dlaczegoprzy tym nie mieliby powiedzieć, że to oni są tymi samymi „kosmicznymihierarchami”, którzy kiedyś od czasu do czasu uczyli człowieka prawidłowegoużycia rozumu?25 Tamże, s. 71.26 Tamże, s. 168-170. Słowa o litości, której nie będzie, staną się szczególnie znaczące, jeśli się wspomni, żenajaktywniejszym rozsadnikiem okultyzmu w Rosji i na całym świecie są szkoły walk wschodu. Dziennikarz pytaMichała Krysina, prezydenta Rosyjskiej Federacji Sztuk Walki, wiceprezydenta Światowej Federacji Karate Kio-kuszin:Michaile, będąc wyznawcą buddyzmu, zniosłeś właśnie zasadę ustanowioną przez Chrystusa, że „uczeń niemoże być większy od mistrza”. Przy czym wasz stosunek do prawosławia jest, powiedzmy sobie, chłodny. – Prawosławiejest poza mną. Ja jestem poza nim. Nie wolno kazać człowiekowi modlić się do jakiegoś boga, zwłaszczado takiego, który przyszedł i powiedział: „Ja jestem Bogiem” (...) Przecież sam człowiek jest Bogiem, kiedy osiągaw czymś mistrzostwo” („Sowierszienno sekretno” 3/1995).O naszej klęsce


Odkrycie UFO i obcych cywilizacji bezsprzecznie dyskredytuje Objawienie.Ale jeśli taka jest stawka, to poszukiwanie kosmitów, czyli nieczłowieczych forminteligencji, nieuchronnie zakończy się sukcesem. Chrystus ma w kosmosie, jakpamiętamy, wielu wrogów. A powietrze to właśnie ich domena.A oni z wielką radością poprawią Biblię i podadzą nowy sposób jejodczytania. Ukażą nowych „Mahatmów”, których będą oświecać poprzezswojego „Króla Świata”. I zacznie się siłowanie z Ewangelią. Chrystusnakarmił chlebami pięć tysięcy? Ja nakarmię sto tysięcy! Polecę w powietrze!Chrystus wskrzesił trzech zmarłych? Ja urządzę seans masowegowskrzeszania całych cmentarzy! Galilejczyk mówił, że „Królestwo moje niejest z tego świata”? Moje królestwo też nie jest z ziemi, ale i ziemię obejmęwe władanie! Chrystus zmartwychwstał? Ja w ogóle nie zamierzam umierać!I – jak głosi Biblia – takiego ganienia Bóg nie zniesie. Trzy i pół rokunauczał Zbawiciel. Jego zwierciadlane odbicie, antychryst, będzie otwarcienauczać także trzy i pół roku (1260 dni – Ap 11,3). Pośród chrześcijan zajdziewielki rozłam: na tych, którzy przyjmą pieczęć Bestii, i tych, którzy zbawiąswoje dusze – za cenę banicji i cierpień.W początku dni ostatecznych na ziemi zapanuje powszechny pokój – tenpokój, o który Chrystus się nie modlił... Pokój za cenę samego Chrystusa.„Nie musimy działać tak, aby prawdazatriumfowała. Kazano nam przedewszystkim o niej świadczyć”.Przypomnijmy sobie słowa protopopa Awwakuma: „Widzimy oto, jaknadchodzi zima, serce oziębło i nogi się zmęczyły”.A zatem trzeba nam będzie wypełnić lekcję eschatologicznej etykichrześcijaństwa. W te dni trzeba będzie wspomnieć życzenie mądregorycerza, które goniec przekazuje ostatniemu królowi w ostatnim momencie„ostatniej Bitwy”: „Byłem z nim w jego ostatnim momencie i dał mi toporuczenie, żebym przekazał je Waszej Wysokości: przypomnieć, że światy siękończą, a szlachetna śmierć – to skarb i każdy jest wystarczająco bogaty, żebygo kupić” (C.S. Lewis, Kroniki Narnii). Etyka eschatologiczna (którą CharlesPéguy nazwał „etyką heroicznego pesymizmu”) wie, że w planie ziemskiejhistorii chrześcijaństwo przegra. Chodzi jednak o obronę pewnej prawdy


103metahistorycznej. Dlatego też rynkowa efektywność (co ja z tego będę miał?)nie jest ostatecznym kryterium, zaś cała liczba gazetowych batalionówi uniwersyteckich kohort, mobilizowanych przez proroków nowej religii„tolerancji religijnej”, nie jest rozstrzygającym argumentem.Ostatecznie było tak już z chrześcijanami: Wiedziałby Herod, że czymsilniejszy, tym bardziej nieunikniony cud (Josif Brodski, Boże Narodzenie 1972).Zatem moje apokaliptyczne rozważania prowadzą do tego, że przedteozofią i okultyzmem (także w innych formach i pod innymi nazwami)istnieje przyszłość. Inna sprawa, że widzę takie zdanie i u profesorasankt-petersburskiej Akademii Duchownej, archimandryty Michaiła, któryw czasie I wojny światowej, zwracając się podczas publicznych wykładówdo materialistów i ateistów, mówił: „Zwyciężycie, ale potem wszystkichzwycięzców zwycięży Chrystus”.Lub, jak mówił o tym Henri de Lubac: „Nie musimy działać tak, aby prawdazatriumfowała. Kazano nam przede wszystkim o niej świadczyć” 27 . Nota benegreckie słowo martiros znaczy „świadek”, a w języku rosyjskim tłumaczy się jejako „męczennik”, ponieważ „świadkami” nazywano w dawnej Cerkwi ludzi,którzy ponosili śmierć za swoją wiarę.27 M. de Lubac, Paradoxes, Paryż 1959, s. 48.O naszej klęsce


I tutaj napotykamy bardzo ważną kwestię chrześcijańskiego sprzeciwuwobec antychrysta. Tutaj znajduje się odpowiedź na pytanie o to, jakimiśrodkami możemy przeciwstawić się apokaliptycznej Bestii.Trzynaście rozdziałów Apokalipsy mówi o dwóch bestiach: jedna wychodziz morza, druga – z ziemi. Ojciec Sergiusz Bułgakow wyjaśniał, że pierwszawychodzi z Imperium Rzymskiego (Śródziemnomorze), druga – z Azji. Łączącte dwa symbole razem, można powiedzieć, że antychryst łączy zachodnie,rzymskie rozumienie administracyjnej kontroli i organizacji społeczeństwaz władaniem wschodniego okultyzmu 28 .Ta jego myśl może znaleźć swoje potwierdzenie w proroctwach lamaizmu,które głoszą ogólnoświatowe panowanie lamaizmu wraz z pojawieniem sięTaszy-lamy Panczen Rimpocze (Skarbu Wielkiej Mądrości). Ten Skarb powinienpojawić się „w dalekim kraju i pojawić się jako wielki wyswobodziciel,zmienić swoją wszechmocną ręką wszystkie błędy i wszelką ignorancjęwieków” 29 . Tak więc nie tylko Bułgakowowi przyszła do głowy myśl o tym,że odnowiciel pogaństwa w Europie Zachodniej powinien czerpać swe naukiz głębin Azji.Bławatska także konkretyzuje (niemal w stylu Trzech rozmów Sołowjowa)ostatni akt historii świata: „Wówczas nastąpi nowe wtargnięcie Attyliz Dalekiego Wschodu. Miliony ludzi z Chin i Mongolii naraz, pogani muzułmanów, wyposażonych przede wszystkim w śmiercionośne rodzajestrzelb, wynalezionych przez cywilizację i wysiłek Wschodu przy pomocypiekielnego ducha handlu i miłości do pieniędzy, przybędą na Zachód.Dlatego dobrze wykształceni przez zabójców chrześcijan, wedrą się i podbijąrozkładającą się Europę, podobni do nieujarzmionego potoku” 30 .Te panmongolskie „thrillery” były naturalne w XIX wieku, kiedy wydawałosię, że pogaństwo tylko z zewnątrz, jedynie siłą oręża może pokonać Zachód.Dzisiaj oczywistym jest, że nowe pogaństwo w ogóle nie musi polegać nazbrojnym najeździe ze Wschodu.Antychrystowi rodzącemu się na Zachodzie Kościół nie może przeszkodzićw użyciu zachodniego, świeckiego narzędzia państwa. Także katolicy niemogą już wpływać na polityczny klimat w państwach Zachodu. Protestancisą zbyt rozdrobnieni. Prawosławni zaś nigdy nie mieli ochoty na udziałw wielkiej polityce.Ale Kościół nie musi przeciwstawiać się okultystycznej władzy antychrysta.Możemy i powinniśmy sprzeciwiać się temu, kogo Bławatska mianuje28 S. Bułhakow, Apokalipsa Jana, Moskwa 1991, s. 109.29 E. Bławatka, Skriżali karmy, s. 489-490.30 E. Bławatka, Skriżali karmy, s. 83-84.


105„wschodnimi bezbożnikami”. „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwii ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcomW początku dni ostatecznych na ziemizapanuje powszechny pokój – ten pokój,o który Chrystus się nie modlił... Pokój za cenęsamego Chrystusa.świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynachniebieskich” (Ef 6,12).Wydaje mi się, że w tej myśli Apostoła należy podkreślić, iż Kościółprowadzi wojnę nie z „władcami dzisiejszego świata”, ale z „władcami tegoświata dzisiejszego”. W pierwszym wariancie Kościół przekształcałby sięw banalną strukturę niezgody. W drugim – przeciwstawiałby się nie „czasomdzisiejszym” jako takim, ale owej duchowej ciemności, którą rozprzestrzeniająantychrześcijańscy „władcy tego świata”. I dlatego chrześcijanie zwyciężyliNerona nie w referendach i nie przy pomocy „praworządnych” posunięć.Nie pisali żadnych demaskatorskich pamfletów o nadużyciach rzymskiejbiurokracji i o ograniczeniu praw kresowych ludów Imperium. Kościółzwyciężył modlitwą i twardym męczeńskim wyznawaniem formuły: „Nie mapana poza Chrystusem”.Wezwania do politycznego sprzeciwu i dzisiaj są nieomal bezużyteczne.Doświadczenie polityczne wrogów Kościoła jest wyraźnie większe niżhierarchów. Poza tym, walcząc ze złem, łatwo zarazić się jego chorobą. Naprzykład walcząc z magią, przeciwstawić mu „magię prawosławną”. Takżeprosty zewnętrzny aktywizm sprzeciwu może przywieść do wewnętrznegorozgoryczenia, a nawet pychy („Jestem bojownikiem za Chrystusa!”). Tym, jakprzypuszczam, motywowane są trzeźwiące słowa Ignacego Brianczaninowa:„Nie pozwól słabej ręce swojej spowodować większego odstępstwa”.A zatem, czy nie byłoby dobrze, gdyby chrześcijanie usłyszeli w ostatnichdniach Bożych przestrogę: „Nie walczcie i nie bójcie się wielkiej dzisiejszejmnogości, bo to nie wasza wojna, lecz Boga”. Cały Izrael nie usłyszałtego ostrzeżenia i popełnił błąd – nierzadko utożsamiał zwycięstwo BogaO naszej klęsce


z własnym. Ten błąd ciągle powtarzamy. Nie „nasza wiara”, nie „naszeidee”, nie „nasz Kościół” zwycięży. Zwycięży Bóg. I daj Boże być w tym Jegozwycięstwie razem z Nim. Daj Boże, abyśmy dopóki bije nasz życiowy puls,w <strong>naszych</strong> nadziejach, miłościach i dążeniach byli razem z Bogiem, żebytak było również z tym światem, który Bóg wtedy stworzy. Ale to nie będzienasze zwycięstwo. I trzeba się modlić o przyjście Jego Królestwa, a nienaszego panowania.W II wieku św. Justyn Męczennik mówił specjalnie, że nie za panowaniachrześcijan ustaną prześladowania Kościoła: „Prześladowania będą trwały takdługo, dopóki nie przyjdzie Pan i wszystkich nie oswobodzi” 31 .Tak spełni się przepowiednia dawnych czcigodnych Ojców o czasachostatecznych: „Naszej sprawy nie będą znali ci ludzie, ale przyjdzie nanich pokusa i będą wierni w tym kuszeniu, okażą się lepsi od nas i <strong>naszych</strong>ojców” 32 . Postu i modlitwy pierwszych chrześcijańskich pokutników nie mogąjuż naśladować chrześcijanie czasów ostatecznych. I wszyscy ci nieposzczący,niemodlący się, nieasceci, według tego, co przewidzieli dawni chrześcijanie,będą obleczeni w Królestwie Niebieskim wieńcami większymi niż mnisiz innych czasów, jeśli po prostu obronią Wiarę i nie sprofanują duszy idolami.Biblia kończy się Apokalipsą, a Apokalipsa, znajdując się na końcu ludzkiejhistorii, pokazuje nie Królestwo Boże (tutaj na ziemi: w życiu, w polityce,w kulturze, w stosunkach międzyludzkich), ale królestwo antychrysta.Chrystus, mówiąc o znakach swojego Drugiego Przyjścia, o znakach końcahistorii i końca świata, znajduje dla apostołów tylko jedną naukę: tak, będzieciężko, ale cieszcie się, że to koniec. To już niedługo.To, czego oczekuje się od chrześcijan w „erze Wodnika” – to po prostuwytrwać. Wbrew wszystkiemu nie zaprzeć się Chrystusa słowem, uczynkiem,myślą i nie uczestniczyć w okrutnych igrzyskach. Męczennik to nie tylko ten,który idzie na szafot. Jeśli chrześcijanin ma raka i lekarze są bezsilni, ale krewniprzekonują go, że powinien udać się do „potrząsającego uzdrowiciela”, tow przypadku odmowy przyjmie on wieniec męczeństwa. Jeśli dyrektor fabrykizapala się do scjentologii i nakazuje rano wszystkim medytować, odejściez takiej pracy – to także wyznawanie Chrystusa. Kiedy na wszystkich kanałachEurowizji będą pokazywać „obcych” przynoszących ogień z nieba i mówiącycho Ewangelii, a chrześcijanin będzie uparcie powtarzać w swoim sercu „SymbolWiary” – to także będzie świadectwem. Jeśli krisznaita z uśmiechem ofiarowujechrześcijaninowi na ulicy pierogi (czyli pokarm wcześniej przyniesiony jako31 Cyt. za: F. Farrar, Pierwyje dni christianstwa, Sankt Petersburg 1892, s. 714.32 Driewnij Paterik, Moskwa 1899, s. 341.


107ofiara dla Kriszny), a ten znajdzie w sobie siłę, by wbrew powszechnemuoburzeniu odmówić takiego poczęstunku – ofiary dla idola (patrz: Dz 15, 29) –także to będzie aktem sprzeciwu wobec władców tego świata.Teraz chrześcijanie zwykli się modlić o odsunięcie czasów ostatecznych.Tymczasem Apokalipsa i cała Biblia zawierają się w wezwaniu „Przyjdź,Panie Jezu”. To, co najważniejsze, zawiera się w przyjściu Boga – w fakcie,że On przyszedł, a nie w tym, że mimo Jego przyjścia wszystko zostałozniweczone. Przecież Chrystus powiedział o znakach końca: „Kiedy zacznieO naszej klęsce


się spełniać wszystko to, módlcie się, ponieważ blisko jest wasze zbawienie”.„Módlcie się” – to znaczy wy, którzy teraz jesteście przygięci do ziemi,umęczeni z powodu tego, że zapomnieliście o Bogu, pokłońcie się, powstańciei podnieście się na duchu.Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę na to, że praktycznie niezajmowałem się „interpretacją Apokalipsy”. Nie wiemy, w jaki sposóbdokonają się wydarzenia Apokalipsy. Zgadzam się jednak z AleksymŁosiewem, który przypuszcza, że ważniejsze jest, abyśmy zrozumielisens tego, o czym mówi Księga Objawienia, niż znaleźli interpretację dlakażdego z zawartych w niej obrazów. Wspominając o wizjach, które rozwijaApokalipsa, filozof ten pisze: „Rozumiejąc ich autentyczny sens, nie wiemy, jakbędą się realizowały, ale wierzymy, że to, co się urzeczywistni, będzie miałodokładnie ten a nie inny sens. Mówiąc innymi słowy, wyrokować o tym, jakpowinno spełnić się proroctwo, można dopiero po nastąpieniu wydarzenia,które przewidziano. W pełni osądzić proroctwo można dopiero po jegospełnieniu. Ktoś może zapytać: po co zatem istnieje proroctwo? Otóż istniejeono po to, aby ustanowić sens przyszłych wydarzeń, a nie ich fakty. Właśniedlatego wszystkie interpretacje muszą ograniczyć się tylko do ustaleniasensu wydarzeń, a nie ich faktycznego przebiegu. I to jest proroctwo, a nieastronomiczne wyliczenie zaćmienia” 33 .W perspektywie tego, co powiedzieliśmy wyżej, sens Apokalipsy jestzupełnie jasny: pogaństwo jeszcze wyda ostatni bój Kościołowi Chrystusa.To my przegramy. Ale nie Chrystus. On „będzie królował żywym i umarłym,a Królestwu Jego nie będzie końca”. I ten, kto nie odżegna się od Niegow mrokach dni ostatecznych, ujrzy Nowe Niebo i Nową Ziemię. █33 A. Łosiew, Dialektika mira, Moskwa 1991, s. 176.


DOBRA KSIĄŻKAJohn Henry NewmanApologia pro vita sua<strong>Fronda</strong> 2009Stron 432Oprawa twardaISBN 978-83-88747-57-1Cena detaliczna 56 złApologia pro vita sua to opowieść o drodze do Rzymu anglikańskiegopastora, o XIX-wiecznym anglikanizmie, o próbach odkrywania jegokatolickich źródeł i o poszukiwaniu prawdy. Choć jest głęboko zanurzonaw historii Wielkiej Brytanii i Kościoła Anglii, jednocześnie opowiadao współczesnym chrześcijaństwie, i – jeszcze bardziej konkretnie –katolicyzmie. Spory, jakie rozrywają obecnie chrześcijaństwo, mająswoje źródło właśnie w XIX-wiecznych debatach. Odpowiedzią JohnaHenry’ego Newmana na te nurty i wyzwania była afirmacja katolicyzmu,w ortodoksyjnym, tradycyjnym wydaniu. Zachowuje ona nadal swojąaktualność, a kolejne wydarzenia wewnątrz Wspólnoty Anglikańskiej(a także Kościoła katolickiego, który ze znacznym opóźnieniem, ale jednak,przyjął teologiczny modernizm) coraz jaśniej wykazują, że nie ma innejdrogi dla teologii i konsekwentnie myślących chrześcijan niż przyjęciekatolicyzmu, podporządkowanie się władzy i nauczaniu biskupa Rzymu.K s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


Chrześcijaństwo przyszłościAutor Autorski


Alasdair MacIntyre pisze: „Tym razemjednak barbarzyńcy nie gromadzą sięu <strong>naszych</strong> granic; oni od jakiegoś czasujuż sprawują nad nami władzę. Fakt, żenie uświadamiamy sobie tego, stanowielement naszej skomplikowanej sytuacji.Nie czekamy na Godota, lecz na kogośinnego, na kolejnego - bez wątpieniabardzo odmiennego - świętegoBenedykta”.ChrześcijaństwoprzyszłościTOMASZ P. TERLIKOWSKI


Warszawa usiana minaretami z wizji Piotra Ibrahima Kalwasa 1 ; bazylikaświętego Piotra, nad którą powiewa zielona flaga proroka Mahometa; Granada(ostatnie miasto odbite z rąk muzułmanów podczas rekonkwisty) powracająca doislamu - to nie są fantasmagorie oszalałych z nienawiści do Zachodu islamistówczy islamofobicznych prawicowców. Tak może wyglądać Europa przyszłości,w której smukłe gotyckie katedry, przysadziste i bogato zdobione barokowekościoły czy współczesne świątynie w stylu skoczni narciarskich lub rakietkosmicznych zastąpione zostaną strzelistymi minaretami. A zamiast biciadzwonów (tak irytującego sytych Europejczyków) nasze dzieci i wnuki słuchaćbędą pięć razy dziennie śpiewu muezinów, którzy wzywać będą mieszkańcóweuropejskich miast na obowiązkową modlitwę.Nie będzie w tym wcale nic zaskakującego. Podobną transformacjęprzeżyły już chrześcijańskie w przeszłości kraje Bliskiego Wschodu.Mateczniki chrześcijańskiej teologii – Egipt i Syria – przed wieloma wiekamistraciły status krajów chrześcijańskich, a obecnie Koptowie i Syriacy (owi„ostatni Mohikanie”, którzy pozostali po kwitnących niegdyś wspólnotach) sąmniejszościami prześladowanymi w swoich krajach. Podobny los spotkał (i tocałkiem niedawno, bo w pierwszej połowie XX wieku) chrześcijan z ImperiumOttomańskiego, którzy w laickiej Turcji z ponad milionowej silnej społeczności1 „Ale czasami sobie myślę, że chciałbym, żeby kiedyś, za kilkadziesiąt lat, mój malutki teraz synek chociażna chwilę wszedł do tego mieszkania (tamtego mieszkania) i stanął na tym samym balkonie. Nie popatrzy jużna topolę na pewno, ale popatrzy przed siebie, ponad dachy tych starych kamienic, które – da Bóg – wytrzymająjeszcze wiele, wiele lat. Nie zobaczy już pewnie tych bloków towarzysza Wiesława. Popatrzy na Mokotów rozjarzonyświatłami drapaczy chmur, przyozdobionych logami chińskich koncernów, przemieszanych ze strzelistymiminaretami niezliczonych meczetów” – opisuje Warszawę swoich marzeń (ale kto wie, czy nie także bliską polskąprzyszłość) Piotr Ibrahim Kalwas. P.I. Kalwas, Drzwi, Warszawa 2006, s. 48.


113skurczyli się do kilkutysięcznej, pozbawionej nawet prawa do własnegoseminarium grupki, jaka za kilkanaście lat – jeśli rząd w Ankarze nie zmieniswojej <strong>polityki</strong> – nie będzie mogła ustanowić nawet nowego patriarchyKonstantynopola 2 .Podobny proces całkowitej niemal dechrystianizacji odbył się na <strong>naszych</strong>oczach w Kosowie, które z najświętszego miejsca prawosławnej Serbiiprzekształciło się w państwo albańskich muzułmanów. Nie ma najmniejszychpowodów, by sądzić, że w Europie Zachodniej nie może dojść do podobnychTylko na Filipinach chrzczonych jest ponadmilion siedemset tysięcy chrześcijan rocznie,więcej niż w Polsce, Włochach, Francjii Hiszpanii razem wziętych.zjawisk: jednoczesnej dechrystianizacji i islamizacji. Już teraz wskaźnikisocjologiczne jednoznacznie pokazują, że najszybciej rozwijającą się religiąw Europie jest islam. W Hiszpanii w latach siedemdziesiątych XX wiekumieszkało niespełna dziesięć tysięcy muzułmanów, obecnie jest ich ponadpółtora miliona, a liczba ta błyskawicznie rośnie.Proces ten wcale nie będzie oznaczał końca Kościoła czy klęskichrześcijaństwa, a jedynie – jeżeli trendy religijne się nie odwrócą 3– cywilizacyjne samobójstwo Europy. Związane z tym przesunięcie2 Powód jest boleśnie prosty. W 1971 roku Turcja zamknęła prawosławne seminarium duchowne na wyspieHaldiki. W 1985 roku szkołę ukończyło ostatnich pięciu absolwentów. Ta decyzja sprawiła, że w zasadzie wstrzymanokształcenie kleru patriarchatu ekumenicznego. Studenci z Turcji, którzy chcą zostać księżmi, zazwyczajzdobywają wykształcenie poza jej granicami i w efekcie nie wracają już do ojczyzny, przez co zostają pozbawienijej obywatelstwa. To zaś oznacza, że za lat kilkanaście może nie być spośród kogo wybrać kolejnego patriarchyKonstantynopola. Prawo tureckie wymaga bowiem, by został nim obywatel tego kraju. A księży obywateli Turcjiwciąż ubywa.3 Jak wskazuje Philip Jenkins, islamizacja, coraz brutalniejsza odgórna sekularyzacja, a także rosnąca emigracjaz krajów afrykańskich powodują odradzanie się chrześcijaństwa. Nowe wspólnoty katolickie, takie jak DrogaNeokatechumenalna, Communione e Liberazione, Emmanuel czy Chemin Neuf, mają się świetnie i dynamicznierozwijają. Błyskawicznie rosną także w siłę afrykańskie wolne wspólnoty protestanckie, które nadają obecnie tonżywotnemu protestantyzmowi europejskiemu. I choć na razie ich rozwój nie wpływa na czynniki demograficzne,to nie sposób wykluczyć, że w najbliższych latach może do tego dojść. Szczególnie, że w trzecim, czwartympokoleniu rodziny muzułmańskie tracą swój wysoki demograficzny potencjał. Por. P. Jenkins, Europe’s ChristianComeback, cyt. za: http://www.foreignpolicy.com/story/cms.php?story_id=3881Chrześcijaństwo przyszłości


centrum ciężkości chrześcijaństwa oznaczać też będzie radykalnezmiany w przeżywaniu, przekazywaniu i pojmowaniu chrystianizmu.Chrześcijaństwo współczesnego Europejczyka, racjonalne i kostyczne,zastąpione zostanie przez pełne dynamizmu, emocjonalne i mariocentrycznechrześcijaństwo globalnego Południa. Przemianie ulegną także fundamentyteologii, która – zachowując związek z wcześniejszymi pokoleniami –otworzy się na nowe problemy i nowe sposoby ich rozwiązywania. To zaśmoże oznaczać, że dotychczasowe różnice konfesyjne stracą na znaczeniu,a pojawią się nowe, których istnienia – niezaznajomieni z teologią afrykańskączy azjatycką – nawet nie podejrzewamy. Na mapie chrystianizmu mogąsię także pojawić zupełnie nowe (przynajmniej dla ludzi Zachodu) bytywyznaniowe, które – tak jak w XX wieku pentekostalizm – nadadzą nowywymiar przeżywaniu chrześcijaństwa w XXI stuleciu.NOWE CENTRA CHRZEŚCIJAŃSTWAJuż teraz centrum chrześcijaństwa nie jest ani Europa, ani StanyZjednoczone, ale Afryka i Ameryka Południowa. Coraz więcej wiernychzdobywa Ewangelia także w Azji – tylko na Filipinach chrzczonych jestponad milion siedemset tysięcy chrześcijan rocznie, więcej niż w Polsce,Włochach, Francji i Hiszpanii razem wziętych 4 . W Afryce codziennie przybywadwadzieścia trzy tysiące nowych chrześcijan (co daje półtora miliona nowychwiernych rocznie) 5 . Jeśli nic się nie zmieni, to w roku 2050 wśród siedmiupaństw z największą liczbą chrześcijan, tylko Stany Zjednoczone będąnależały do cywilizacji euroatlantyckiej (poza USA, gdzie ma być wówczas330 milionów chrześcijan, do szóstki największych państwa chrześcijańskichdołączą: Brazylia – 195 mln, Meksyk – 145 mln, Filipiny – 145 mln, Nigeria– 123 mln i Demokratyczna Republika Konga – 121 mln) 6 . Informacja ta robitym większe wrażenie, że jeszcze w roku 1900 niemal wszystkie (z wyjątkiemBrazylii) spośród dziesięciu największych państw chrześcijańskich należały docywilizacji zachodnioeuropejskiej 7 .Żeby jednak zobaczyć, jak wielkie znaczenie mają chrześcijanie globalnegoPołudnia dla tej religii na świecie, nie trzeba odwoływać się do prognozdemograficznych, wystarczy prześledzić afrykańskie statystyki z ubiegłychlat. Wspólnoty chrześcijańskie na Czarnym Lądzie rozrastają się w tempie,4 P. Jenkins, Chrześcijaństwo przyszłości. Nadejście globalnej christianitas, tłum. S. Gródź SVD, Warszawa 2009,s. 161.5 Tamże, s. 104.6 Tamże, s. 158.7 T.M. Johnson, Christianity in Global Context: Trends and Statistics, cyt. za: http://pewforum.org/events/051805/global-christianity.pdf


Chrześcijaństwo przyszłości115jakiego chrześcijaństwo nie notowało od czasów swojego powstania. Jużw tej chwili w Afryce jest 390 milionów chrześcijan. To zaś oznacza, że nakontynencie tym liczebność chrześcijańskich kongregacji wzrosła w minionymwieku o 4300 procent! Z badań protestanckiego think-tanku Centre forthe Study of Global Christianity wynika, że w tej chwili biali europejscyi amerykańscy chrześcijanie stanowią zaledwie 43 procent wszystkichwiernych tej religii. A będzie ich wciąż ubywać. I nie chodzi tylko o liczbęochrzczonych (w tej kategorii bowiem chrześcijaństwo europejskie ma sięjeszcze całkiem nieźle), lecz o liczbę rzeczywiście praktykujących. Tu zaś danesą zastraszające. W Wielkiej Brytanii regularnie praktykuje tylko 10 procentchrześcijan. W Niemczech odsetek ten wynosi 17,5 procent wśród katolikówi zaledwie niecałe 4 procent wśród ewangelików. W 64-milionowej Francjina mszę co tydzień uczęszcza ok. 5 milionów katolików. Wszystkie te danemają tendencję spadającą. I nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić,jak bowiem wskazuje Philip Jenkins: „Współczesne Kościoły żyją dziękinagromadzonym zapasom, które topnieją w zastraszającym tempie” 8 .To globalne przesunięcie się centrum chrystianizmu na Południe zbiega siętakże z innym interesującym zjawiskiem, jakim jest pojawienie się nowegonurtu wyznaniowego na religijnej mapie świata. Jest nim chrześcijaństwopentekostalne, które choć liczebnie nie jest w stanie wyprzedzić Kościołarzymskokatolickiego, to stanowi obecnie najdynamiczniej rozwijające sięwyznanie na świecie, ze szczególnym uwzględnieniem krajów azjatyckichi afrykańskich. W Kenii aż 73 procent mieszkańców stanowią chrześcijaniepentekostalni (choć trzeba pamiętać, że za charyzmatyków uznają się takżeniektórzy wierni Kościoła katolickiego) 9 . W Nigerii z kolei charyzmatycznichrześcijanie stanowią ponad połowę protestantów, czyli jedną trzeciąwszystkich chrześcijan. W Korei Południowej są oni najbardziej misyjnąwspólnotą – co trzeci protestant jest zielonoświątkowcem 10 .CZARNY CHRYSTIANIZMObok tradycyjnych wyznań w Afryce powstają zupełnie nowe wspólnoty,które najlepiej pokazują specyfikę czarnego chrześcijaństwa. Kimbangizm,ruch Aladura czy Kościół Lumpa – choć w kwestiach dogmatycznych mieszcząsię w nurcie szeroko pojmowanej ortodoksji chrystologicznej i trynitarnej –8 P. Jenkins, Chrześcijaństwo przyszłości, s. 166.9 Spirit and Power. A 10-Country Survey of Pentecostals, Project of Pew Research Forum, October 2006, p. 84.10 Tamże, s. 92.


w kwestiach kultu, stosunku do rzeczywistości duchowej czy do profetyzmuodbiegają znacząco od zachodniego chrześcijaństwa. Pierwsze z takichrdzennie afrykańskich wspólnot powstały na początku XX wieku. Ich twórcyograniczali do minimum formalności konieczne do przyjęcia chrztu (np.znajomość katechizmu) i oferowali – mniej lub bardziej spójne – połączenietradycji afrykańskich z chrześcijaństwem. Tak postępowała m.in. Yoswa KateMugema, która w roku 1911 założyła w Ugandzie wspólnotę Bamalaki.„Czasy tuż przed i bezpośrednio po I wojnie światowej stanowią ważnyokres w procesie powstawania niezależnego chrześcijaństwa afrykańskiego nawiększości kontynentu. W 1913 roku William Wade Harris z plemienia Grebow Liberii miał wizję, w której ukazał mu się archanioł Gabriel w więzieniui polecił rozpocząć dynamiczną kampanię ewangelizacyjną na zachodnimwybrzeżu Afryki. Posługując się pidginem, Harris głosił władzę Chrystusa nadduchami. Ubrany w białą szatę z czarnym pasem, nosił tykwę, krzyż, Biblięi miednicę, które służyły mu do udzielania chrztu. Ochrzcił tysiące ludzi,bez typowych ograniczeń nakładanych przez chrześcijańskich misjonarzyi kompletnie zmienił religijną geografię Wybrzeża Kości Słoniowej. Kilka latwcześniej w południowej Afryce zuluski prorok imieniem Isaiah Shembezałożył swój «Nazaret» w Ekuphakameni w górach Drakensberg, jednąz niezliczonych grup, znanych pod nazwą «syjonizmu», charakteryzującychsię szczególnym podejściem do modlitwy, praktykowaniem cudownychuleczeń mocą bożą, gromadzeniem się w świętych miejscach (...) orazsplataniem mnóstwa biblijnych i afrykańskich symboli i motywów” 11 – opisujepowstawanie nowych afrykańskich wspólnot Kelvin Ward.Kościół Jezusa Chrystusa na Ziemi za pośrednictwem Szymona Kimbangu,czyli największa obecnie wspólnota afrochrześcijańska, działająca obecniew Afryce, Europie i Ameryce, przyjęta do Światowej Rady Kościołów jużw latach siedemdziesiątych XX wieku i licząca sobie około pięciu milionówwiernych – zaczęła się kształtować w latach dwudziestych minionego stuleciaw Zairze. To tam rozpoczął swoją misję nawracania Afrykańczyków uznającysię za proroka i wysłańca Bożego Szymon Kimbangu. Najpierw w swojejrodzinnej wiosce zaczął uzdrawiać ludzi. W ciągu trzech miesięcy ściągnął dosiebie takie tłumy Afrykańczyków, że ówczesne belgijskie władze kolonialnezaczęły obawiać się zamieszek. Aresztowano więc „proroka”, oskarżonogo o przypisywanie sobie pozycji „posłańca Bożego” oraz skazano na karęśmierci, ostatecznie zamienioną na karę dożywotniego więzienia. Krótko po11 K. Ward, Afryka, w: Historia chrześcijaństwa, red. A. Hastings, tłum. M. Mścichowski, E. Ziemska, Warszawa1999, s. 257.


117śmierci Kimbangu (w roku 1951 w więzieniu) jego uczniowie przezwyciężyliostatecznie tendencje do traktowania go jak mesjasza i założyli wspólnotęo nazwie „Kościół Jezusa Chrystusa na Ziemi za pośrednictwem SzymonaKimbangu”. Według jego doktryny rola Szymona jest czysto profetyczna: miałon zwyczajnie pouczyć Afrykańczyków, że w ich tradycji są liczne elementy,Aladura charakteryzuje się przede wszystkimgłęboką wiarą w prywatne (za pośrednictwemsnów i wizji) objawienia, uzdrowienia zapomocą wody święconej, a także uznaniemkonieczności walki ze złymi duchami.które da się pogodzić z tradycyjnym, trynitarnym chrześcijaństwem 12 .Doktryna moralna tej wspólnoty jest, jak na warunki afrykańskie, dośćpurytańska. Kimbangizm odrzuca nie tylko poligamię, ale również tytoń,alkohol, a nawet tańce. W formach modlitewnych zbliżony jest do baptyzmu,tyle że większą rolę przypisuje modlitwie o uzdrowienie. Cechą szczególniecharakterystyczną pozostaje natomiast fakt, że władzę we wspólnociesprawują – jak w afrykańskich plemionach – synowie i wnuki SzymonaKimbangu.O wiele bardziej afrykańskim pozostaje Kościół Pana (Aladura), założonyw zachodniej Nigerii w 1926 roku przez Josiaha Olunowo Ositelu, noszącegotytuł „Najczcigodniejszego Proroka, Doktora Psychologii, Prymasai Założyciela”. Wspólnota ta charakteryzuje się przede wszystkim głębokąwiarą w prywatne (za pośrednictwem snów i wizji) objawienia, uzdrowieniaza pomocą wody święconej, a także uznaniem konieczności walki zezłymi duchami. Denominacja ta, podobnie jak kimbangiści, jest członkiemŚwiatowej Rady Kościołów, a jej duchowni (coraz częściej pochodzącyz Zachodu) kształcą się w specjalnie do tego celu powołanych seminariach 13 .Inne, często mniejsze i zdecydowanie bardziej afrykańskie wspólnoty12 G.J. Kaczyński, Czarny chrystianizm. Ze studiów nad ruchami afrochrześcijańskimi, Warszawa 1994, s. 124.13 Tamże, s. 200-202.Chrześcijaństwo przyszłości


niezależne charakteryzują się o wiele mocniejszym włączeniem zwyczajówmagicznych w obręb klasycznego chrześcijaństwa. Ich twórcy próbująwykorzystywać chrześcijańskie modlitwy i sakramenty do walki z magią,a także do leczenia. O wiele łatwiej jest w nich także nie tylko otrzymaćchrzest, ale także zostać duchownym (często rezygnuje się przy tym z zasadymonogamii – i to nie tylko w odniesieniu do świeckich, ale i duchownych).Charakterystyczne jest również to, że założyciele czy przywódcy nowychwspólnot uznają się często za proroków czy wręcz mesjaszów, którzy mająnie tylko głosić Chrystusa i Jego łaskę, ale również prowadzić wiernych kudoczesnemu zbawieniu i wyzwoleniu od plemiennych czy państwowychzniewoleń.Liczebności czarnego chrześcijaństwa nie należy przeceniać. Kimbangizm,Aladura czy inne tego typu grupy, choć rozwijają się dynamicznie, niemogą na razie rywalizować liczebnie z Kościołem katolickim czy nawetluteranizmem lub anglikanizmem. „Chociaż chrześcijańskie niezależnekościoły mówią dziś o imponujących 40 milionach członków, to stanowito jedynie jedną dziesiątą wszystkich afrykańskich chrześcijan. Samafrykański Kościół rzymskokatolicki przewyższa liczebnie kościoły niezależnew stosunku ponad 3:1” 14 – wskazuje Jenkins. Te dane, choć niewątpliwieprawdziwe, nie powinny przesłaniać innego faktu. Kościoły niezależnestanowią swoiste laboratorium, w którym wykuwa się nowa, afrykańskawersja chrześcijaństwa. I już teraz, choć powoli i po uważnej ocenie,część z ich tradycji lub myśli jest inkorporowana do tradycyjnych wyznańchrześcijańskich. Modlitwa o uzdrowienie, silny nacisk na walkę duchową czynawet przypisywanie części liderów zdolności profetycznych – coraz mocniejwchodzą nie tylko do wspólnot protestanckich, ale również do Kościołakatolickiego.Arcybiskup Emanuel Millingo z Zambii, zanim został suspendowany(najpierw za małżeństwo), a później ekskomunikowany (za wyświęceniena biskupów czterech mężczyzn bez zgody Stolicy Apostolskiej), znanybył z tego, że łączył w jedną całość elementy staroafrykańskich tradycjii chrześcijańskiej modlitwy o uzdrowienie. Wiele wskazuje na to, że choćsam hierarcha odszedł od katolicyzmu, to jednak kierunek symbolizowanyprzez niego będzie raczej dominujący w Kościele afrykańskim. Zachodniespory między zwolennikami starej i nowej liturgii stracą na Czarnym Lądziejakiekolwiek znaczenie, bowiem już teraz, choćby w oparciu o ryt zairski,kształtują się w Afryce zupełnie nowe tradycje liturgiczne, które w przyszłościmogą stać się dominujące w chrześcijaństwie.14 P. Jenkins, Chrześcijaństwo przyszłości, s. 106.


J3ZU523:55Kocham Cię. Odpisz.OpcjeOdpiszWróć


AZJACI DLA MARYIPrzesunięcie centrum chrześcijaństwa na Południe oznacza także, że staniesię ono bardziej maryjne. „Wywyższenie Dziewicy na najwyższy możliwypoziom jest zgodne z katolickimi tradycjami Ameryki Łacińskiej, Filipini innych regionów, które powoli przejmują coraz bardziej centralną pozycjęw Kościele” 15 – podkreśla protestancki uczony Philip Jenkins. Dowodówna to dostarcza choćby Ameryka Łacińska, która w istocie nawróciła siędzięki Matce Boże z Guadalupe, będącej wciąż najbardziej czczonymwizerunkiem na kontynencie. „Odnowiony kult Maryi oddziaływałby jednakdaleko poza Ameryki. Pobożność maryjna jest potężną siłą w katolicyzmieafrykańskim i była nią od czasów pierwszych rodzimych konwertytów.Jednym z pierwszych katolickich męczenników Afryki subsaharyjskiej byłIzydor Bakanja, nawrócony w Kongu Belgijskim w 1906 roku i zamordowanyprzez laicko zorientowanych białych kolonialistów z powodu swojej gorącejpobożności maryjnej” 16 – wskazuje Jenkins.Jego uwagi doskonale potwierdza lista hierarchów katolickich starającychsię o wprowadzenie do oficjalnego magisterium Kościoła kolejnego, piątegodogmatu maryjnego, czyli ogłoszenia Maryi Duchową Matką całej ludzkości,współodkupicielką, orędowniczką oraz pośredniczką wszelkich łask. Podlistem z roku 2008 do Benedykta XVI w tej sprawie podpisali się kard.Telesphore Toppo, arcybiskup Ranchi w Indiach; kard. Luis Aponte Martínez,emerytowany arcybiskup San Juan w Puerto Rico; kard. Varkey Vithayathil,arcybiskup większy Ernakulam-Angamaly w Indiach; kard. Riccardo Vidal,arcybiskup Cebu na Filipinach oraz kard. Ernesto Corripio y Ahumada,emerytowany arcybiskup Meksyku. Ich petycja dobrze oddaje pragnieniawiększości latynoskich i azjatyckich katolików, którzy uważają, że nowydogmat maryjny pokazałby „pełną, chrześcijańską prawdę o Maryi”.„Wierzę, że nadszedł czas na nową papieską definicję doktrynalnądotyczącą relacji między Matką Jezusa a każdym z nas, jej ziemskimi dziećmi,w jej roli współodkupicielki, pośredniczki łask oraz orędowniczki”, powiedziałjeden z pomysłodawców wspomnianej petycji kard. Aponte Martínez 17 .Pod apelem o ogłoszenie nowego dogmatu podpisało się już ponad siedemmilionów katolików ze stu siedemdziesięciu krajów. Najwięcej podpisówzłożyli Latynosi, Afrykanie i Azjaci, dla których nowy dogmat stałby sięfundamentem jeszcze wytrwalszej ewangelizacji.15 Tamże, s. 201-202.16 Także, s. 203.17 T.P. Terlikowski, Nadzieja na piąty maryjny dogmat, cyt. za: http://www.ekumenizm.pl/article.php?story-=20080212110134678&query=dogmat


121Tak wielki nacisk kładziony na maryjny wymiar wiary wynikaz przekonania, że maryjność w pełni oddaje antropologię katolicką, która jestniezwykle atrakcyjna dla ludzi globalnego Południa. W rywalizacji z islamemprzypominanie, że człowiek nie tylko jest stworzony na obraz i podobieństwoBoże (czego w Koranie nie ma 18 ), ale że ma on także możliwość realnie (takjak Maryja) współpracować ze zbawiającym Bogiem, jest czymś absolutnierewolucyjnym, a czysto kulturowa, emanująca ciepłem rola Matczynej Miłościi Kobiecości przyciąga wielu Afrykańczyków zmuszonych do wyboru międzyislamem a chrześcijaństwem 19 . Nie inaczej jest w rywalizacji chrześcijaństwaz religiami Dalekiego Wschodu. Tu Maryja, łagodnie doprowadzająca doswojego Syna, może być i jest przeciwstawiana surowym i okrutnym żeńskimboginiom. Jej osoba oraz cześć jej oddawana przypominają jednoznacznie (cow Indiach jest niezwykle ważne) o realności Wcielenia: o tym, że Jezus nie jestjakąś inkarnacją bóstwa, ale prawdziwym człowiekiem, który przyjął swojeciało od kobiety. W ten sposób dogmat o Theotokos wraca do swoich korzeni.PRZEDWCZESNE WIEŚCI O ŚMIERCI CHRZEŚCIJAŃSTWAWszystkie te trendy doskonale pokazują, że choć chrześcijaństwo sięzmienia (w jednych miejscach zanika, a w innych nabiera siły), to wieścio jego śmierci są zdecydowanie przedwczesne. Jeśli coś podlega destrukcji,to jest to niewątpliwie Europa czy szerzej – świat euroatlantycki, który choćzbudowany został na chrześcijaństwie, to teraz postanowił odciąć się odswoich korzeni i popełnić cywilizacyjne samobójstwo. Dla chrześcijaństwa tastrata, choć bolesna, jest jednak nie tylko do odrobienia, ale może nawet staćsię szansą pełnej uniwersalizacji środków wyrazu ewangelicznych prawd.A co pozostaje Europejczykom, którzy chcą pozostać wierni JezusowiChrystusowi? Trudnej do zaakceptowania (szczególnie w chrześcijańskiejwciąż jeszcze Polsce), ale inspirującej odpowiedzi na to pytanie udzielaAlasdair MacIntyre, który proponuje, by na wzór starożytnych chrześcijanprzestać zajmować się ratowaniem imperium, a zająć się przechowaniemprawdy Ewangelii. „Przeprowadzanie zbyt ścisłych paraleli pomiędzydwoma różnymi okresami historycznymi zawsze jest niebezpieczne: donajbardziej mylących należą paralele między naszą własną epoką w Europie18 J. Gnilka, Biblia a Koran. Podobieństwa i różnice, tłum. W. Szymona OP, Kraków 2005, s. 81-82.19 Wbrew obawom, wciąż jeszcze w starciu z islamem wygrywa chrześcijaństwo, które rozwija się o wieleszybciej.Chrześcijaństwo przyszłości


i Ameryce Północnej a epoką historyczną, w której imperium rzymskie uległoprzeobrażaniu w średniowieczny okres ciemnoty. Mimo to pewne paraleledadzą się przeprowadzić. Punktem zwrotnym tamtej historii był moment,w którym ludzie dobrej woli zarzucili próby ocalenia imperium rzymskiegoi przestali utożsamiać już obyczajowość i wspólnotę moralną z zachowaniemtego imperium. Zamiast tego postawili sobie – nie zawsze zdając sobiez tego w pełni sprawę – zadanie budowy nowych form wspólnoty, w ramachktórej moralność i dobre obyczaje mogłyby przetrwać nadchodzące wiekibarbarzyństwa i ciemnoty. Jeżeli moja interpretacja <strong>naszych</strong> warunkówmoralnych jest słuszna, należy także wyciągnąć wniosek, że my również jużjakiś czas temu osiągnęliśmy podobny punkt zwrotny. Na obecnym etapiesprawą zasadniczą jest budowa lokalnych form wspólnotowych, w którychmożliwe byłoby zachowanie dobrych obyczajów oraz życia intelektualnegoi moralnego w obliczu epoki nowego barbarzyństwa, które już nachodzi. (...)Tym razem jednak barbarzyńcy nie gromadzą się u <strong>naszych</strong> granic; oni odjakiegoś czasu już sprawują nad nami władzę. Fakt, że nie uświadamiamysobie tego, stanowi element naszej skomplikowanej sytuacji. Nie czekamyna Godota, lecz na kogoś innego, na kolejnego – bez wątpienia bardzoodmiennego – świętego Benedykta” 20 .Tyle MacIntyre. Jeśli taki Benedykt się w Europie nie pojawi, to pozostanienam cieszyć się chrześcijaństwem w innych krajach. I mieć nadzieję na to,że w Nigerii, Ugandzie czy na Filipinach pojawią się nie tylko zgromadzeniamisyjne powołane do ewangelizacji Zachodu 21 , ale również jakaś afrykańskaczy azjatycka odmiana Kirche im Not („Kościoła w Potrzebie”), która zajmie sięmonitorowaniem prześladowań chrześcijan w Europie. █20 A. MacIntyre, Dziedzictwo cnoty. Studium z dziejów moralności, tłum. A. Chmielewski, Warszawa 1996,s. 466.21 Takim zakonem może się stać bez wątpienia pierwsze filipińskie zgromadzenie na prawach papieskich,czyli Towarzystwo Misyjne Filipin, które choć powołane jest do ewangelizacji Azji i świata, to już teraz działaw Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. I wiele wskazuje na to, że jeśli wskaźniki powołań na Zachodziebędą nadal tak szybko spadać, to misjonarze z tego zgromadzenia będą musieli objąć opieką także włoskie czyirlandzkie parafie.


DOBRA KSIĄŻKAG.K. ChestertonKrótka historia AngliiNOWOŚĆ<strong>Fronda</strong> 2009Stron 278Oprawa miękkaISBN 978-83-88747-22-9Cena detaliczna 35 złKrótka historia anglii to książka ujmująca dzieje Wielkiej Brytaniiw kontekście cywilizacyjnym, religijnym i kulturowym. Wielumieszkańcom Wysp Brytyjskich pomogła odpowiedzieć na pytanie: kimnaprawdę jesteśmy my, Anglicy?„Luki w dziejach Anglii nie dotyczą rzeczy małych, znanych jedynieuczonym, lecz raczej rzeczy wielkich, które uczeni z reguły pomijają. Wieluz tych rzeczy można się dowiedzieć nie tylko bez cudów erudycji, ale nieotwierając nawet w ogóle książki.Można się o nich dowiedzieć, patrząc na rzeczy wielkie i bijące w oczy,takie jak ogrom kościołów gotyckich czy styl klasycznych dworów wiejskich.Nie trzeba długich i trudnych badań dla dowiedzenia się, że ziemianinnie jest opatem, choć dom jego nosi miano opactwa. Nie trzeba zawiłychrozumowań dla wywnioskowania, że teren zwany «gromadzkim» należałniegdyś do gromady. Różnice w poglądach nie tyczą więc samych faktów,lecz znaczenia tych faktów, a ocena tego znaczenia wiąże się z krytycznąoceną całego rozumienia dziejów”. (Z przedmowy G.K. Chestertona)K s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


Akt zuchwałej homofobii wzbudził wściekłość króla,który postanowił ukarać młodzieńców za ich „mowęnienawiści”. Skazani na śmierć mieli możliwość uratowaniażycia – musieli tylko spełnić jeden warunek: dokonać aktuhomoseksualnego.ALEKSANDER BOCIANOWSKINajwiększy sekret ludzkości - Jezus ChrystusAutor Autorski


CZARNOSKÓRY ŚWIĘTYI HOMOSEKSUALNY KRÓLPierwsi afrykańscy święci doby nowożytnejkanonizowani zostali przez papieża Pawła VI 18 października1964 roku podczas Soboru Watykańskiego II. Owi soborowiświęci to Karol Lwanga i jego dziewiętnastu towarzyszy, którzyponieśli śmierć męczeńską w Ugandzie, wówczas KrólestwieBugandy.Pierwsi misjonarze chrześcijańscy przybyli do tego kraju w roku1877. Byli to anglikanie. Dwa lata później zjawili się katolicy, którzyszybko zyskali uznanie na dworzekrólewskim. Wkrótce kilkanaście tysięcytubylców przyjęło chrzest.Przez pewien czas zafascynowanychrześcijaństwem wydawał siękról Bugandy Mutesa I, aleprzerażała go perspektywa, żenawracając się na Ewangelię,musiałby zrezygnowaćze swoich wielu żon.O wiele atrakcyjniejszywydał mu się islam,który akceptuje


poligamię. Władca został więc wyznawcą Allacha i jako muzułmaninrozpoczął represje chrześcijan, które nie były jednak krwawe.Nowy, znacznie okrutniejszy rozdział w historii prześladowań zapisałdopiero syn Mutesy I – Mwanga I, który w roku 1884, po śmierci ojca, objąłrządy w kraju. Zaczął od wbicia na pal i spalenia żywcem trzech szkockichanglikanów w Natebe w pobliżu stolicy kraju Kampali. Później kazałzamordować pierwszego anglikańskiego biskupa Hanningtona.Mwanga I napędzany był nie przez islam, ale przez pewną zmysłowąnamiętność. Król znany był bowiem ze swych homoseksualnych upodobańoraz utrzymywania licznego personelu paziów królewskich, których zmuszałdo stosunków płciowych ze sobą.W pewnym momencie przełożonym owych paziów został Karol Lwangaz klanu Ngabi z plemienia Nakweya, który służył na dworze królewskimod 1880 roku. Jako dwudziestolatek zetknął się z misjonarzami katolickimi,a później jako katechumen wtajemniczany był w prawdy wiary, najpierwprzez angielskich księży, a po ich wygnaniu – przez miejscowych chrześcijan,skupionych wokół Andrzeja Kaggwy i praktykujących swą wiarę w ukryciu.Kaggwa, kapelmistrz królewski, został jednak zdemaskowany i ścięty, a jegozwłoki porąbano na kawałki. Podobny los spotkał Józefa Mkasę – pierwszegoministra króla, który pozyskał dla chrześcijaństwa stu pięćdziesięciuczarnoskórych mieszkańców Bugandy. Jego miejsce na dworze zajął właśnieKarol Lwanga, który przyjął chrzest 15 listopada 1885 roku – dokładniew dniu ścięcia Mkasy.Jako zwierzchnik paziów Lwanga zdołał wielu z nich nawrócić i przekonać,że po przyjęciu chrześcijaństwa nie mogą już dłużej ulegać zakusom króla.Argumentując przed władcą swoją odmowę, młodzieńcy powoływali się naEwangelię i uznawali czyny homoseksualne za niemożliwe do pogodzeniaz wiarą w Jezusa Chrystusa. Ten akt zuchwałej homofobii wzbudził wściekłośćkróla, który postanowił ukarać ich za „mowę nienawiści”. Karol Lwanga wrazz towarzyszami został aresztowany. W więzieniu nawrócił na katolicyzmoraz ochrzcił kilku innych więźniów, a nawet dwóch strażników, co wywołałojeszcze większą wściekłość Mwangi I.3 czerwca 1886 roku, w święto Wniebowstąpienia Pańskiego,w Namugongo doszło do egzekucji. Skazani mieli możliwość uratowaniażycia – musieli tylko spełnić jeden warunek: dokonać aktu homoseksualnego.Zamiast grzechu wybrali jednak śmierć. Część z nich została zakuta dzidamilub posiekana maczetami jeszcze w drodze na miejsce straceń. Tych, którzydoszli do końca, zawinięto w trzcinowe maty i spalono żywcem. Ogólnie


127zamordowano tego dnia dwadzieścia dwie osoby: oprócz Karola, który liczyłwówczas dwadzieścia pięć lat, także dziewiętnastu paziów (w tym dwóchdwunastoletnich) oraz dwóch strażników więziennych.Łącznie podczas prześladowań w latach 1885-1887 śmierć męczeńskąw Ugandzie poniosło ok. stu pięćdziesięciu katolików i czterdziestuanglikanów. Znana maksyma Tertuliana, że krew męczenników jest zasiewemnowych chrześcijan, znalazła w tym kraju swoje potwierdzenie. Dziśw Ugandzie, dokładnie sto trzydzieści lat po przybyciu pierwszych misjonarzykatolickich, żyje ponad pięć milionów katolików.Pamięć o męczennikach ugandyjskich pielęgnowana jest do dziśw Kościele. Co roku 3 czerwca na całym świecie obchodzone jestwspomnienie owych świętych. To nie przypadek, że właśnie 3 czerwca 2003roku Kongregacja Nauki Wiary pod przewodnictwem kardynała JosephaRatzingera wydała dokument zatytułowany Uwagi dotyczące projektówlegalizacji związków między osobami homoseksualnymi. Nikt bowiem bardziejniż św. Karol Lwanga nie nadaje się na patrona walki z ekspansją gejowskiejpropagandy i prohomoseksualnego prawodawstwa. █


Anglikanizm z wyznania zimnych, ostrożnych,ufających rozumowi, ale jednocześnieprzywiązanych do stałych form Anglosasów,przekształca się w wyznanie czarnych chrześcijan,którzy uwielbiają spontaniczność, wierząw demony równie mocno, jak zachodni anglikaniew poprawność polityczną. Afroanglikanie odrzucającały dorobek karolińskiej i późniejszej teologiibrytyjskiej, w zamian przyjmują ich tradycyjny,ewangelikalny protestantyzm, zabarwionyliturgiczną tradycją katolicką. Ów nowy anglikanizm(a może należy powiedzieć wprost: afrykanizm)niewiele ma już wspólnego z wyznaniem, jakieprzez wieki funkcjonowało w Europie. To ostatniebowiem umarło. Trafnie skonstatował to anglikański(na razie, ale na drodze do jedności z Rzymem)biskup John Broadhurst, który oświadczył wprost:„Anglikański eksperyment dobiegł końca”.Śmierć anglikanizmuAutor Autorski


Śmierć anglikanizmuTomasz P. Terlikowski


Agonia anglikanizmu (w jego zachodniej brytyjsko-amerykańskiejformie) trwa od kilkunastu lat. Kościoły i kaplice angielskie opustoszałyjuż jakieś pokolenie temu (z badań statystycznych wynika, że z dwudziestukilku milionów wiernych Kościoła Anglii do świątyni, choćby raz w roku,chodzi nie więcej niż milion osób), duchowni zamiast zajmować sięgłoszeniem Ewangelii Jezusa Chrystusa i sprawowaniem sakramentów (copozostaje, o czym warto pamiętać, głównym zadaniem anglikańskich księży,według ich własnych zasad wiary 1 ) od wielu już lat zastanawiają się nad tym,czy Bóg w ogóle istnieje (jednym z głosicieli „chrześcijańskiego ateizmu” jestbiskup John Spong, który twierdzi, że w imię „nowej reformacji” konieczneZdaniem Katharine Jeffers Schori,prymaski Kościoła episkopalnego,głównym zadaniem chrześcijan mabyć nie głoszenie Ewangelii, alewalka z AIDS.jest odrzucenie przestarzałego przekonania o istnieniu osobowego Boga),powątpiewają, czy chrześcijaństwo i Jezus Chrystus są jedyną drogą doZbawienia (biskup Katharine Jeffers Schori, prymaska Kościoła episkopalnego,wprost stwierdziła, że chrześcijański ekskluzywizm to „zamykanie Bogaw pudełku od zapałek”, a głównym zadaniem chrześcijan ma być, jej zdaniem,1 „Kościół (…) nie ma jednak władzy uświęcania czegokolwiek, co stoi w sprzeczności ze Słowem Bożym” –głoszą autorzy przyjmowanych przez wszystkich anglikanów 39 Artykułów Wiary. 39 Artykułów Wiary, cyt. za:Z. Pasek, Wyznania Wiary. Protestantyzm, Kraków 1999, s. 147.


Śmierć anglikanizmu131nie głoszenie Ewangelii, ale walka z AIDS), głowią się, jak ominąć wszystkieistotne elementy chrześcijańskiej doktryny dogmatycznej (piekło jakoniszczące spokój zwyczajnie należy odrzucić) i moralnej (aborcja, eutanazja,homoseksualizm 2 – od dawna nie są już problemem dla anglikańskichduchownych głównego nurtu na Zachodzie). Wierni zaś głosują nogami 3 –albo odpływają do bardziej ortodoksyjnych wyznań (najbardziej zyskują natym katolicy i prawosławni), albo powołują własne ortodoksyjnie anglikańskiewspólnoty (największą z nich jest Tradycyjna Wspólnota Anglikańska,licząca ok. 400 tysięcy wiernych, istnieje także Kościół Anglikański w StanachZjednoczonych, a także nowy ruch skupiający ortodoksyjnych episkopalian),albo w ogóle rezygnują z praktyk. Wierni i duchowni zaś, którzy zostająwewnątrz starych struktur, albo robią to z zaciśniętymi zębami, licząc naodrodzenie prawdziwego anglikanizmu, albo... w całości akceptują nowykierunek wyznania i uczestniczą w kultach płodności, synkretyzmie religijnymczy święceniu aktywnych homoseksualistów na biskupów. ArcybiskupCanterbury, którego zadaniem jest czuwanie nad jednością i ortodoksjąanglikanów, nie ma narzędzi (ale też, jak się zdaje, chęci), by wymusić powrótdo ortodoksji swoich zachodnich współbraci 4 .KONIEC WSPÓLNOTY ANGLIKAŃSKIEJWierni biblijnej moralności anglikanie (rozproszeni na Zachodzie, alesilni w krajach afrykańskich i azjatyckich) mają zresztą pełną świadomośćtej „niemocy” duchowego zwierzchnika anglikanizmu, a także innychpowołanych do kontrolowania ortodoksji i czuwania nad jednością wspólnotystruktur (chodzi przede wszystkim o skupiającą wszystkich biskupówKonferencję z Lambeth). I dlatego już w 2008 roku zdecydowali się oni na2 Prymaska Kościoła Episkopalnego wprost oznajmiła, że – wbrew Biblii – akty homoseksualne nie są grzeszne.„Wierzę, że Bóg stworzył nas z różnymi darami. Część z nas przychodzi na świat z różnym zbiorem cech,które są naszą siłą, i z różnymi rzeczami, które dają nam radość i szczęście oraz umożliwiają nam obdarzanieświata błogosławieństwem. Część ludzi przychodzi na świat z uczuciami skierowanymi do osób tej samej płci,a część jest nakierowana na osoby o innej płci” – tłumaczyła biskupka. Por. J. Alvarez, New Episcopal Head SaysHomosexuality Not a Sin, cyt. za: http://www.christianpost.com/article/20060620/new-episcopal-head-says-homosexuality‐not-a-sin/index.html3 Najlepiej widać to na przykładzie najbardziej liberalnej diecezji episkopalnej Newark, której ordynariuszembył John S. Spong. Od 1972 roku straciła ona prawie połowę swoich wiernych. Por. P. Jenkins, Chrześcijaństwoprzyszłości. Nadejście globalnej christianitas, tłum. S. Gródź SVD, Warszawa 2009, s. 36.4 Arcybiskup Rowan Williams, choć w kwestiach teologicznych reprezentuje anglokatolicyzm (zafascynowanyjest św. Janem od Krzyża czy św. Teresą z Àvila), w kwestiach światopoglądowych jest liberałem, który – zanimzostał wybrany na swój urząd – otwarcie wspierał część z aspiracji chrześcijańskich środowisk gejowskich. Jego postawępodsumować można, za komentatorką brytyjskiego „Timesa” Ruth Gledhill, jako mieszankę katolicyzmu i liberalizmu.Por. R. Gledhill, Pope’s church May rid Rowan William sof turbulent priests, „Times”, 24 października 2009.


zerwanie komunii z najbardziej liberalnymi wspólnotami z USA i Kanady orazpowołanie odrębnych struktur, które miałyby wspierać konserwatywnychanglikanów na całym świecie. Stowarzyszenie Wyznających Anglikanów (boo nim mowa) zostało powołane przez Globalną Konferencję AnglikańskiejPrzyszłości w roku 2008, a jego celem ma być nie tylko niesienie Ewangeliinarodom, które jeszcze jej nie znają, ale również „pełne poświęcenia działaniana rzecz przywrócenia autentycznego chrześcijaństwa w Kościołach, któreposzły na kompromis [ze światem – przyp. TPT]” 5 .A cel ten zaczęto realizować niemal natychmiast po wydaniu deklaracji,tworząc przy pomocy konserwatystów z Kościoła Episkopalnego orazmisyjnych (ale jak najbardziej białych) biskupów Kościoła Nigerii pracującychw Stanach Zjednoczonych (którzy pojawili się w roku 2005, gdy biskupemNew Hampshire został aktywny homoseksualista) nowe wyznanie: KościółAnglikański w Ameryce Północnej. Jego twórcy, odchodząc ze swoichmacierzystych wspólnot, tracili, jak podkreślał w swoim przemówieniuzwierzchnik nowego Kościoła Anglikańskiego arcybiskup Robert Duncan,nie tylko swoje parafie z budynkami, nie tylko stanowiska czy prawado emerytury, ale przede wszystkim przyjaciół episkopalian. Tym, coim pozostawało, była jednak wierność prawdzie o człowieku, wiernośćtemu, co przez wieki uznawano za ortodoksję moralną niepodzielonegochrześcijaństwa, a także świadomość, że tylko radykalne otwarcie naEwangelię może dać wspólnotom kościelnym realnego ducha misyjnego.Nowa wspólnota nie została pozostawiona samej sobie. Już kilkanaściegodzin po jej powołaniu za prawdziwego przedstawiciela anglikanizmuw Ameryce Północnej uznał ją Kościół Nigerii. Następnie depesze gratulacyjnewraz z uznaniem nowej wspólnoty przesłali m.in. zwierzchnicy anglikańskiejprowincji Jerozolimy i Bliskiego Wschodu, Azji Południowo-Wschodniej,a także Sydney i część diecezji brytyjskich (szczególnie tych, którychprzywódcy mają świadomość, że już niebawem także w Kościele Angliihierarchowie odrzucą chrześcijańską moralność i zaczną głosić hedonizm czypochwałę homoseksualizmu).Istotą sporu między ortodoksyjnymi a postępowymi anglikanami niejest jednak homoseksualizm czy kapłaństwo kobiet, ale to, jak definiujemyprawdę o człowieku. Ortodoksyjni moralnie chrześcijanie uznają biblijnąopowieść o człowieku za prawdziwą. Wierzą, że Księga Rodzaju pozostajenajpełniejszym wyrazem tego, kim jest człowiek. A z księgi tej (tak jak5 Cyt. za: Oświadczenie Końcowe nt. Globalnej Anglikańskiej Przyszłości i Deklaracja Jerozolimska (GAFCON – Jerusalem2008), tłum. D. Bruncz, Magazyn Ekumeniczny „Semper Reformanda”, http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20080630022455136.htm


133rozumieją ją autorzy Nowego Testamentu i cała tradycja chrześcijańska)jednoznacznie wynika, że pełnia człowieczeństwa dostępna jest tylkow zjednoczonej męskości i kobiecości, że tylko one dwie – otwarte na płodność– stanowią obraz Boży. Związki jednopłciowe takim obrazem nie są, choćbydlatego, że nie mogą uczestniczyć w stwórczej mocy Bożej i dawać nowegożycia. I właśnie z takiej antropologii, a nie tylko z całkowicie jednoznacznych„Szatańskim <strong>atak</strong>iem na Kościół Boży”arcybiskup Peter Akinola określił propozycję,by w Kościele Anglii ordynować na biskupaaktywnego homoseksualistę.potępień aktów homoseksualizmu w Starym i Nowym Testamencie, wynikastosunek chrześcijan do seksu między osobami tej samej płci.Taką opinię wyrazili już zresztą autorzy anglikańskiego raportu TrueUnion In the Body? przygotowanego w 2002 roku przez przeciwnikówordynacji homoseksualistów i błogosławienia związków jednopłciowych.Zdaniem konserwatywnych prymasów anglikańskich, uznanie związkówjednopłciowych za równoprawne małżeństwu oznacza odrzucenie widzeniazwiązku kobiety i mężczyzny jako obrazu i podobieństwa stwarzającego Bogaczy też znaku jednoczącej miłości i mocy Boga. Małżeństwo – gdy uzna się, żemoże być ono związkiemosób tej samej płci –traci także moc byciasymbolem zjednoczeniaprzeciwieństw,pojednania różnorodnościczy wręcz bycia ułomnymsymbolem (tomistapowiedziałby analogią)jedności właściwej TrójcyŚwiętej. „Jakkolwiek więcŚmierć anglikanizmu


W Szwecji niespełna dwa lata temukonserwatywni luteranie powołali „ProwincjęMisji”, która zwróciła się do Kościołaluterańskiego z Kenii, by ten objął ich oficjalnąopieką i pomógł ewangelizować Szwedów.dobre może być pozostawanie w związku dwóch mężczyzn i dwóch kobiet,związek taki jest niezdolny do bycia świadectwem tych dwóch teologicznychprawd” 6 – wskazali anglikańscy prymasi.Biblijna opowieść o stworzeniu świata przypomina także o tym, żemiędzy mężczyzną a kobietą istnieją realne różnice. Oboje są ludźmi, alew różny, odmienny sposób. Mężczyzna nie jest kobietą, a kobieta mężczyzną.I dlatego nie ma powodów, by uznawać, że jedni i drudzy są powołani dotego samego. Kapłaństwo, jako duchowe ojcostwo, pozostaje zachowane tylkodla mężczyzn, podczas gdy macierzyństwo (tak przecież ważne) zachowanezostaje dla kobiet. Odrzucenie tego zróżnicowania powołań oznacza rozmyciemęskiej i kobiecej tożsamości, ale także rodzi zagrożenie dla duszpasterstwa.Już dziś jest ono kobietocentryczne, a wprowadzenie do niego kapłanekjeszcze mocniej usunęłoby wartości męskie z życia wspólnot chrześcijańskich.6 True Union In the Body? A Contribution to the Discussion within the Anglican Communion concerning the publicLessing of the same-sex unison. A Paper commissioned by the Most Revd. Drexel Wellington Gomez, Archbishop of theWest Indies, par. 3; więcej: T.P. Terlikowski, W obliczu homoseksualnej herezji, „<strong>Fronda</strong>” 30/2003, s. 80-94.


Śmierć anglikanizmu135Wspólnoty i Kościoły, które akceptują ordynację duchowną kobiet,nie odrzucają oczywiście narracji z Księgi Rodzaju jako podstawy swojejantropologii. Trudno jednak nie zauważyć, że redefiniują one, przynajmniejw jakimś stopniu, w oparciu o inne teksty biblijne oraz współczesne nurtysocjologiczno-filozoficzne, zawarte w niej założenia. Znakomicie pokazujeto nieżyjący już XX-wieczny teolog i filozof anglikański Erich L. Mascall. Jegozdaniem, zwolennicy ordynacji duchownej kobiet przyjmują jedną z trzechtez, których nie da się pogodzić z dosłownie rozumianą antropologią KsięgiRodzaju. „Pierwsza z nich zakłada, że kobieta jest w swojej istocie identycznaz mężczyzną, a zatem ma tak jak on prawo do ordynacji. Druga jest taka, żekobieta jest tak odmienna od mężczyzny, że wyłącznie męskie kapłaństwonie jest reprezentatywne dla pełni człowieczeństwa. Trzecia jest taka, żetak mężczyzna zawiera w sobie cechy kobiece, jak i kobieta męskie, a zatemmożna mówić co najwyżej o różnorodnej identyczności między nimi oboma” 7– wskazywał Mascall. Jego opinie podziela obecnie większość przeciwnikówordynacji kapłańskiej i biskupiej w Kościołach anglikańskich.Nawet pobieżne zarysowanie antropologicznych źródeł schizmy w łonieWspólnoty Anglikańskiej pozwala zrozumieć, dlaczego tak istotne jestodrzucenie postępowych reform w łonie episkopalianizmu. Nie chodzi w nichbowiem wcale o zaakceptowanie grzeszników (bo to zawsze chrześcijanierobili), ale o to, by rozmyć granice między tym, co jest grzechem, a tym, conim nie jest, a także – szerzej – o odrzucenie biblijnego rozumienia naturyludzkiej, prawa naturalnego oraz Objawienia w Jezusie Chrystusie. I takwłaśnie rozumieją swoje zadanie liderzy nowej wspólnoty, dla których kolejnepostępowe reformy w łonie anglikanizmu są „szatańskim <strong>atak</strong>iem na KościółBoży” (tymi słowy arcybiskup Peter Akinola określił propozycję, by w KościeleAnglii ordynować na biskupa aktywnego homoseksualistę) 8 .KONIEC SENSOWNEGO EKUMENIZMUPowołanie nowej anglikańskiej wspólnoty w Stanach Zjednoczonych,Kanadzie i Wielkiej Brytanii, a także wyraźne oddzielenie się konserwatystówz Afryki i Azji od zachodniego nurtu wyznaniowego – to tylko niewielkifragment wielkiego zjawiska ujawniania się we wspólnotach protestanckichchrześcijan, którzy myślą w kategoriach biblijnych, a często także katolickich.Część z nich już stworzyła własne Kościoły, inni próbują jeszcze ratować7 E.L. Mascall, Women Priests?, London 1972, s. 13.8 P. Jenkins, Defender of the Faith, „The Atlantic”, 11/2003.


swoje wspólnoty poprzez ostry i jednoznaczny sprzeciw oraz powoływanienowych szkół teologicznych, ośrodków badawczych czy platform lobbującychprzeciw liberalizacji moralnej i dogmatycznej ich wyznań.Przykłady można mnożyć. W Szwecji niespełna dwa lata temukonserwatywni luteranie powołali „Prowincję Misji”, która zwróciła się doKościoła luterańskiego z Kenii, by ten objął ich oficjalną opieką i pomógłewangelizować Szwedów. Konserwatywni prezbiterianie ze StanówZjednoczonych, gdy ich wspólnota (Presbiterian Church) zgodziła się naordynację pastorską dla homoseksualistów i odmówiła uznania Jezusa zajedyną drogę do Boga, najpierw powołali konserwatywną grupę naciskuNew Wineskins Association of Churches. Szybko jednak okazało się, żewładze wyznania robią wszystko, by ograniczyć prawa konserwatystów (czyraczej wiernych Ewangelii prezbiterian) do normalnej pracy duszpasterskiej.Wówczas wierne starej nauce zbory i pastorzy zaczęli przechodzić doEvangelical Presbiterian Chuch – wspólnoty, która zachowała w kwestiachmoralnych standardy Kalwina i purytanów.Decyzje o odejściu z liberalizujących się wspólnot są podejmowanezazwyczaj dopiero wtedy, gdy konserwatyści dostrzegają, że pozostaniew ramach starej denominacji wymagałoby rezygnacji z chrześcijaństwa.I tak u amerykańskich anglikanów granicą, po przekroczeniu której nie moglijuż oni zostać w Kościele episkopalnym, stało się nie tylko wyświęceniena biskupa aktywnego homoseksualisty, ale również uznanie przezprymaskę ich Kościoła, że nie ma nic takiego, jak indywidualne zbawienie,a odwołanie się do Jezusa Chrystusa nie jest koniecznie potrzebne w procesiespołecznej odnowy.W tym samym czasie niektóre „duchowne” episkopalne „kanonizowały”sobie świętych na własne czasy. Ksiądz Katherine Ragsdale, rektorka EpiscopalDivinity School w Cambridge w stanie Massachusetts (nota bene aktywnalesbijka), uznała, że zabity w kościele aborcjonista George Tiller, zabójcaponad sześćdziesięciu tysięcy nienarodzonych dzieci (wielu w ostatnimmiesiącu ciąży), jest „męczennikiem i świętym”. Istotą jego świętości jest,według rektorki, to, że Tiller niósł „błogosławieństwo aborcji” kobietom, którego potrzebowały.Dla katolików oznacza to, że dialog ekumeniczny z tradycyjnymiwspólnotami protestanckimi stracił sens. Nie łączy nas bowiem już ani wiaraw Jezusa Chrystusa jako jedynego Zbawiciela, ani antropologia, ani nawetmoralność. Można oczywiście spotkać się po to, by porozmawiać o przeszłości,przeanalizować znaczenie Lutra czy Kalwina, ale nic więcej. Trudno bowiem


137na poważnie traktować wyznanie, którego zwierzchniczka głosi, że nie mazbawienia indywidualnego, i które toleruje duchowną głoszącą, iż aborcyjnyrzeźnik jest „świętym”, a zabójstwo prenatalne błogosławieństwem. Zamiastdialogu potrzebna jest w takich sytuacjach wytrwała ewangelizacja – nawet,jeśli będzie się ją określać prozelityzmem. Wspólnoty postprotestanckieKsiądz Katherine Ragsdale,rektorka Episcopal Divinity School(nota bene aktywna lesbijka), uznała,że zabity w kościele aborcjonistaGeorge Tiller jest „męczennikiemi świętym”. Istotą jego świętości jest,według rektorki, to, że Tiller niósł„błogosławieństwo aborcji” kobietom,które go potrzebowały.przestały być już bowiem chrześcijańskie, a ich wiernych (oczywiście niewszystkich, bo wśród metodystów, luteranów czy reformowanych jest wieluszczerze wierzących) trzeba zwyczajnie nawracać już nie tyle na katolicyzm,ile na jakąkolwiek formę doktrynalnego chrześcijaństwa, a dopiero późniejewentualnie prowadzić dialog.Świadomość takiej sytuacji mają zresztą sami konserwatyści (szczególniemocna jest ona u anglikanów ze Stanów Zjednoczonych). Arcybiskup RobertDuncan, lider separatystycznej, oddzielonej od episkopalian wspólnotyanglikańskiej, nie ma najmniejszych wątpliwości, że spór w łonie jegodenominacji między liberałami a konserwatystami jest w istocie sporemmiędzy śmiercią a życiem, światem a Ewangelią. – To jest wybór międzydwoma religiami, dwoma drogami, dwoma miastami, dwoma rodzajamiwartości i zachowań. W Księdze Powtórzonego Prawa, w rozdziale 30.Śmierć anglikanizmu


Mojżesz staje przed wyborem życia lub śmierci,błogosławieństwa lub nieszczęścia. I współczesnyanglikanizm także staje wobec takiego wyboru –podkreśla arcybiskup Duncan.Stolica Apostolska nie może wypowiedzieć sięoczywiście tak jednoznacznie, ale decyzja o powołaniunowych struktur dla byłych anglikanów pokazuje,że ma ona świadomość powagi sytuacji. Ordynariatypersonalne, a także możliwość tworzenia osobnychseminariów czy – być może – zachowanie możliwościmałżeństwa dla duchownych (ale już nie dla biskupów)– to w istocie stworzenie równoległych strukturkościelnych, w których anglikanie będą mogli zachowaćwierność Book of Common Prayer (bliższej w pewnychaspektach liturgii trydenckiej niż nowemu rytowiposoborowemu), a jednocześnie powrócić do pełnejjedności z Rzymem. A to – jak by tego nie tłumaczyć –jest w jakimś stopniu powrotem do unityzmu.Decyzja ta nie jest wcale odejściem od SoboruWatykańskiego II (jak to próbują sugerować niektórzypostępowi teolodzy czy komentatorzy), a jedyniejego realizacją. Celem dialogu ekumenicznego nie jestbowiem sam dialog, a widzialna jedność Kościoła,który zgromadziłby się ponownie wokół biskupaRzymu, wyznając tę samą wiarę. „Odłączeniod nas bracia, pojedynczo lub w swoichKościołach czy Wspólnotach, nie cieszą siętą jednością, jakiej Jezus Chrystus chciałużyczyć hojnie tym wszystkim, którychodrodził i jako jedno ciało obdarzył


139nowych życiem, a którą oznajmia Pismo Święte i czcigodna tradycja. Pełniębowiem środków zbawienia można osiągnąć jedynie w katolickim KościeleChrystusowym, który stanowi powszechną pomoc do zbawienia. Wierzymymianowicie, że jednemu Kolegium Apostolskiemu, któremu przewodzi Piotr,powierzył Pan wszystkie dobra Nowego Przymierza celem utworzenia jednegoCiała Chrystusowego na ziemi, z którym powinni się zjednoczyć całkowiciewszyscy, już w jakiś sposób należący do Ludu Bożego” 9 – wskazuje SobórWatykański II w dekrecie o ekumenizmie. Celem ekumenizmu – i to trzebapodkreślić bardzo wyraźnie, bo stoi to w sprzeczności z obiegowymi opiniamina temat celów katolickiego ekumenizmu i nauczania Soboru WatykańskiegoII 10 – jest całkowite zjednoczenie z Kościołem rzymskokatolickim! A jednym ześrodków może tu być jakaś forma powoływania struktur unickich, szczególniewtedy, gdy proszą o nie sami zainteresowani.Nie zawsze jest to jednak możliwe. Niechęć do Kościołarzymskokatolickiego lub radykalnie odmienne opinie dogmatyczneuniemożliwiają zjednoczenie konserwatywnych protestantów z Rzymem.Ale i wówczas katolicy powinni, jak sądzę, wspierać nowe ruchy wewnątrzwspólnot protestanckich. Ich twórcy są bowiem – i to nie ulega wątpliwości– ludźmi autentycznie wierzącymi, którzy głoszą nie tyle politycznąpoprawność czy ideologię aborcyjną czy homoseksualną, ile Ewangelię(nawet jeśli błędnie rozumianą). Ich zwycięstwo wewnątrz własnych wyznańoznacza odrodzenie możliwości dialogu i ekumenizmu, a także pozwala miećnadzieję na realną współpracę w przezwyciężaniu największych wyzwańnowoczesności. Zwycięstwo ich przeciwników, którzy często stoją na czelestarych, liberalnych denominacji protestanckich, oznacza natomiast realneprzejście sporej części protestantów na pozycje cywilizacji śmierci orazodrzucenie przez nich Ewangelii. A to nie opłaca się nikomu. Jeśli bowiemchrześcijańskie świadectwo ma być słyszalne, a wpływy społeczne silne, tokonieczna jest, jeśli nie jedność organizacyjna, to przynajmniej wspólnotapoglądów w kluczowych kwestiach. Jej brak bezlitośnie wykorzystają wszyscy9 Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio, par. 3, cyt. za: Sobór Watykański II. Konstytucje. Dekrety. Deklaracje,Poznań bdw., s. 206.10 Nie jest zatem tak, jak to sugeruje ks. Wacław Hryniewicz OMI czy rozmawiające z nim Ewa Jóźwiki Teresa Terczyńska, że Sobór Watykański II przesunął akcent ze „zjednoczenia na dążenie do jedności”. Nie jesttakże prawdą, że posoborowa teologia katolicka przyjmuje model komunii, w którym Kościoły tylko akceptująsię wzajemnie. Takie rozumienie ekumenizmu nie ma nic wspólnego z katolicyzmem, a jest powtarzaniem ideiprotestanckich. Por. Bóg się nie powtarza. Z o. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawiają Ewa Jóźwik i TeresaTerczyńska, w: Dzieci Soboru zadają pytania, red. Z. Nosowski, Warszawa 1996, s. 138-139.Śmierć anglikanizmu


ideolodzy postępu, którzy już teraz zwodzą ludzi opowieściami o zamknięciuczy moralnym zacofaniu katolików i o rzekomym otwarciu protestantów.GRZECH PIERWORODNY ANGLIKANIZMUSzukając przyczyn odejścia zachodnich anglikanów od Ewangelii,trzeba powrócić do źródeł tego wyznania. Powstało ono jako odpowiedź nasilne potrzeby seksualne władcy Wielkiej Brytanii, który chciał orzeczenianieważności kolejnego swojego związku, a gdy go nie otrzymał – zdecydowałsię oddzielić Kościół na Wyspach od wspólnoty z Rzymem. Początkowo nieprzeprowadził w nim zresztą radykalnych zmian, zachował nawet celibatduchownych. Dopiero kolejni władcy (ze szczególnym uwzględnieniemkrólowej Elżbiety) zaczęli protestantyzować anglikanizm, wprowadzającw niego silny komponent kalwiński, zachowując przy tym zarówno katolickąorganizację, jak i tradycje liturgiczne.W XVIII wieku anglikanizm zaczął przekształcać się wyłącznie w Kościółpaństwowy, którego celem było nie tyle głoszenie Ewangelii, pragnienieświętego życia, teologicznych poszukiwań czy moralnego heroizmu (choć i takiezjawiska niewątpliwie w nim występowały), ile zabezpieczenie interesówmonarchii czy zbudowanie religijnego usprawiedliwienia dla brytyjskiego stylużycia. Teologia, moralność, Biblia miały tylko umacniać imperium i skłaniaćludzi do porządnego życia. Biskupi i duchowni byli więc zwykłymi urzędnikami,których rolą było podtrzymywanie ideałów moralnych (skrojonych, jak to celniewskazuje Christopher Hollis, na miarę „krzepkiego dziedzica angielskiego” 11 )oraz wychowywanie dzieci na dobrych obywateli imperium 12 .Posługując się językiem Jadwigi Staniszkis 13 , można powiedzieć, żeówcześni (ale także XX-wieczni) anglikanie byli przekonani, iż uniwersalia(dobro, piękno, prawda, ale także w jakimś stopniu Bóg), jeśli nawet nie istniejąw rzeczywistości, to powinny zostać założone jako postulaty, przydatne(bo nawet niekonieczne), by stworzyć „fundament dla ładu społecznego”,a także – estetyczny wyraz własnej tradycji. „Nie ma tam z pewnością wielejednolitości doktrynalnej, jeszcze mniej jedności mistycznego ciała między11 C. Hollis, Kardynał Newman i dziekan Church, w: Kardynał John Henry Newman (1801-1890), tłum. T. Mieszkowski,Warszawa 1967, s. 77.12 Humorystyczny obraz takiego anglikanizmu przedstawia Tomasz Merton w swojej Siedmiopiętrowej górze,gdzie opisuje swojego nauczyciela religii, który uznawał, że synonimem słowa miłość pozostaje słowo gentelman.I w taki też sposób kazał uczniom czytać Hymn do miłości św. Pawła. „Chłopcy pobłażliwie słuchali tychwywodów, ale sądzę, że św. Piotr i dwunastu Apostołów byliby raczej zdumieni, gdyby dowiedzieli się, że Chrystusbył biczowany i policzkowany przez żołnierzy, wyszydzony i cierniem ukoronowany, poddany niewypowiedzianejhańbie i w końcu przybity do krzyża, żebyśmy wszyscy stali się dżentelmenami” – komentuje Merton.T. Merton, Siedmiopiętrowa góra, tłum. M. Morstin-Górska, Kraków 1973, s. 91.13 J. Staniszkis, W cieniu zbuntowanych mas, „Europa” 28/2009, s. 7.


141ludźmi, z których wieluprzestało już wierzyć w łaskęi sakramenty. To, co ichjednoczy, to urok własnej,społecznej tradycji i upartejwytrwałości, z jaką trzymająsię pewnych społecznychnorm i zwyczajów, mniejlub więcej w celach własnejkorzyści. Istnienie Kościołaanglikańskiego zależy prawiecałkowicie od solidarnościi konserwatyzmu rządzącejklasy angielskiej. Jego siłanie opiera się na czynnikachnadprzyrodzonych, alena silnych, społecznychi rasowych instynktachjednoczących członków pewnej kasty” 14 – oceniał anglikanizm pierwszejpołowy XX wieku Tomasz Merton.Ten opis pozostawał aktualny jeszcze do niedawna. Ale pod koniecubiegłego stulecia silne, oparte na wartościach metafizycznych państwozostało zastąpione przez państwo słabe, a moralność „krzepkiego dziedzicaangielskiego” została zastąpiona przez moralność skrojoną na miarębrytyjskiego czy amerykańskiego, mocno rozwydrzonego nastolatka (czynastępcy tronu, który poziomem niespecjalnie odbiega od nastolatka), naktórego potrzeby anglikanizm ma odpowiadać. Teologowie, choć ich poziomintelektualny jest niezwykle wysoki, także służą wyłącznie zaspokajaniuintelektualnych potrzeb – tyle że już bardziej wysublimowanych –anglikańskich wiernych. Obserwując teologię tego wyznania, można odnieśćwrażenie, że dla hierarchów, duchownych i teologów anglikańskich nieistnieje nic takiego, jak trwale istniejąca wola Boża. Istnieją tylko interpretacje,próby zgłębiania, ludzkie tradycje, ale nie wola Boża, którą odczytywaći jednoznacznie wykładać mogłaby jakakolwiek ludzka instytucja. Papiestwoczy nawet episkopat są zatem ważnymi, ale czysto utylitarnymi instytucjami,14 T. Merton, dz. cyt., s. 81.Śmierć anglikanizmu


143Dla tego ostatniego oznacza to zaś ogromną zmianę. Z wyznania zimnych,ostrożnych, ufających rozumowi, ale jednocześnie przywiązanych do stałychform Anglosasów, anglikanizm przekształca się w wyznanie czarnychW 1979 roku Kościół nigeryjski posiadałszesnaście diecezji ujętych w jedną prowincję.Dziś liczy już prawie osiemdziesiąt diecezji,ujętych w dziesięć prowincji.chrześcijan, którzy uwielbiają spontaniczność, wierzą w demony równiemocno, jak zachodni anglikanie w poprawność polityczną. Afroanglikanieodrzucają cały dorobek karolińskiej i późniejszej teologii brytyjskiej, w zamianprzyjmują ich – co bardzo wyraźnie widać na przykładzie prymasa Nigeriiarcybiskupa Kinoli – tradycyjny, ewangelikalny protestantyzm, zabarwionyliturgiczną tradycją katolicką. Taka mieszanka jest niezwykle atrakcyjna dlamieszkańców czarnej Afryki, bowiem z jednej strony oferuje im prostą i łatwądo zrozumienia teologię ewangelikalną, a z drugiej wprowadza w bogatyświat liturgicznych obrzędów, których często brakuje w nabożeństwachpozostałych wyznań protestanckich.Dodatkową atrakcją anglikanizmu jest jego niemała tolerancja dlamałżeńskich tradycji Afrykańczyków. Wielożeństwo, choć oficjalnie potępiane,jest dość powszechne, a niekiedy wprost akceptowane, zarówno wśródwiernych, jak i niższego duchowieństwa. Wszystkie te cechy sprawiają, żeanglikanizm w Afryce błyskawicznie się rozwija i bez wątpienia nie tylkotam przetrwa, ale zrobi ogromną karierę. Trzeba jednak jasno powiedzieć,że ów nowy anglikanizm (czy wręcz afrykanizm) niewiele ma już wspólnegoz wyznaniem, jakie przez wieki funkcjonowało w Europie. To ostatniebowiem umarło. Trafnie skonstatował to anglikański (na razie, ale na drodzedo jedności z Rzymem) biskup John Broadhurst, który oświadczył wprost:„Anglikański eksperyment dobiegł końca”. █


BLOGOWISNajwiększy Blogowisko sekret ludzkości - Jezus ChrystusAutor Eksperyment AutorskiKO


DARIUSZ ZALEWSKISokrates, asceza i współczesneniewolnictwo6 października 2009Sokrates uważał, że wychowanie spełniajedno z dwóch zadań: albo przygotowuje do roliwładcy, albo do roli poddanego. Wdrażanie dozadań suwerena dokonuje się za pośrednictwem„sztuki królewskiej” – ascezy. Królem zostaje ten,kto potrafi panować nad głodem, przyzwyczajonyjest do krótkiego snu, zimna, gorąca itp. W ujęciustarożytnych taki człowiek powinien nabyćrównież wiedzę ogólną, dającą mu podstawyrozumienia rzeczywistości. Ci, co nie posiedli tychumiejętności, niezależnie od zajmowanej pozycjispołecznej, przynależą do klasy rządzonych. Stądwolni kształcili się w ramach eleutheriari technai(późniejszych sztuk wyzwolonych) i obca im byłakultura niewolnicza (por. Werner Jeager, Paideia).Jakkolwiekby świat się zmieniał, od czasówstarożytnych sens spostrzeżenia mędrca z Aten niestracił nic na swej aktualności. Prawdziwymi królamisą ci, którzy panują nad sobą oraz potrafią czytaći rozumieć otaczający świat. Niestety, nowożytnafilozofia, a za nią pedagogika i polityka oświatowa,


Tagi:Obama,mądrość,dziwki,bohatyry,rozwód,żużel,kinostworzyły projekty edukacyjne, którewbrew deklaracjom, zmierzają dowychowania coraz to nowych pokoleńpoddanych. Na przykład, kraje kolonialneakcentowały w edukacji ludówpodbitych szkolnictwo zawodowe, abywykorzystać tubylców do budowaniawłasnej potęgi. Podobnie postępowalikomuniści oraz faszyści. Obie ideologiekładły nacisk na kształcenie użyteczne.Pod tym względem sporo analogii możnaspotkać także w filozofii oświatowej UniiEuropejskiej, gdzie priorytet daje się„umiejętnościom praktycznym”.O CO CI CHODZICZŁOWIEKU!?Ideały kształcenia niewolniczego przytłumioneprzez napór cywilizacji katolickiej odrodziły się wrazz epoką Oświecenia, która powiewając sztandaramiwolności, w praktyce wepchnęła edukację ponowniew kanał niewolniczy, a to głównie za sprawą naturalizmupedagogicznego i fetyszu praktycyzmu. Natywizmz całym bagażem konsekwencji, jakie ze sobą niósł,podważył zasadność „królewskiej ascezy”, sprzyjającpowstaniu rozkapryszonego, zestresowanego i słabegocharakterologicznie osobnika, łatwo poddającego sięwoli innych. Akcentowanie z kolei tzw. przydatnościwiedzy i utylitaryzmu w nauczaniu doprowadziło dozaniku klasycznych elit intelektualnych oraz wytworzeniasię nowej umysłowości, typowo technokratycznej,pozbawionej szerszego i głębszego rozumieniazachodzących wokół procesów społecznych, co oczywiściestresujemnieten tekst


147jest wodą na młyn współczesnego niewolnictwa. Tym bardziejniebezpieczną, że nie zawsze do końca uświadomioną.Dominuje bowiem pozorne wykształcenie, które znieczulana wszechobecną manipulację.HENRYKKRZYŻANOWSKIObama w Jasnogrodzie11 października 2009Nie za zasługi, lecz za urodędostał Obama Nobla nagrodę.Z wierzchu czarniawy, w środku czerwony– to w Jasnogrodzie miks wymarzony.Więc postępowców gama szerokajuż dziś w Obamie widzi proroka.Z Le Monde pismacy chwalą go światli,że służbę zdrowia w Stanach załatwi.Wielbią go banki (dał dolców dolę).Zaś aborterów on wręcz idolem.Żadnych nie widzą w gościu felerówdamy od manif, tudzież genderów.Blogowisko


Czci go Pracownia mądrych szaleniePytań Granicznych Na UAM-ie.On kulturowych wojen herosem.Nad wykluczonych schyli się losem.Można by dalej ciągnąć tę listę,lecz to wystarczy –clou oczywiste:Jeśli się przyjrzeć fanom Obamy,widać, że kłopot poważny mamy.Ach, broń nas Boże, by całe USAW pazury wpadło Socjalismusa!LUKASZBARDZINSKINigdy więcej Bonda!!!8 października 2009Filmy o agentach powinny zostać zakazane,ponieważ nie można promować ludzi niemoralnych,którzy łamią prawo. Duża liczba produkcji, szczególniehollywoodzkich, poświęconych agentom, możeprzyczynić się do demoralizacji społeczeństwa,obarczając je negatywnymi wzorcami.Jak można robić bohatera z człowieka, któryrozkochuje w sobie kobiety, po to, by zbliżyć się doswojego wroga, lub wyciągnąć z niego informacje.Fałszywe paszporty i dokumenty, stosowane przez


149ludzi służb specjalnych na ekranach kin są nie do pomyśleniai przywodzą na myśl jedynie praktyki stosowane przez zbrodniczeCBA. Podawanie fałszywej tożsamości i fałszywe transakcje,mające na celu zdobycie dowodów obciążających gangsterów, tożadna walka z przestępczością, to zwykła niegodziwość. Czy niemożna zaprezentować wzorców pozytywnych, nie nawiązującychdo złej tradycji Centralnego Biura Antykorupcyjnego?Przecież sposób, w jaki bohaterowie filmowi walcząz przestępczością, jest skandaliczny, ich metody są gorsze odtych, jakimi posługują się terroryści i inni szaleńcy, którzy pragnązniszczyć świat. I co z tego, że bohater o kryptonimie 007 uratujeświat, skoro za sposób, w jaki to robi, powinien natychmiastowostanąć przed sądem.Może pora na nowy wzorzec bohatera, takiego, którywalczy ze wszystkimi niegodziwcami używającymijakże niemoralnych metod i usprawiedliwiających jewalką ze złem....My name is Donald...ŁUKASZ ADAMSKIAnd the Oscar goes to... BarackObama za film o Baracku Obamie!9 października 2009Rok 2025. Rozdanie Oscarów.Nominowani: Samuel Jackson zarolę Baracka Obamy, noblisty. DenzelWashington za rolę Baracka Obamy,Blogowisko


3-krotnego prezydenta USA (trzecia kadencjagratis za „umacnianie dyplomacji” i patronowaniepokojowi światowemu), Jammie Fox za rolęBaracka Obamy, profesora Harvardu, senatorawalczącego z zacofanymi obrońcami płodów, które są niewiadomo dlaczego nazywane ludźmi. Isaiah Washington zarolę Baracka Obamy, młodego działacza ruchów wolnościowychi antyrasistowskich. And the Oscar goes to... Barack Obamaza to, że inspiruje aktorów i jest tak wspaniałym wzoremdo naśladowania dla młodzieży. Ceremonię prowadzi samBarack Obama, bowiem żadna gwiazda show biznesu niema takiego poczucia humoru, obycia i elokwencji, by stawaćna podium zamiast pierwszego czarnoskórego prezydentaUSA. Najlepszym filmem roku został Barack Obama – naszwódz Spike’a Lee, który odbierając nagrodę, mówi: „Miałemsen, by w USA nie było więcej białego, heteroseksualnegototalitaryzmu. Miałem sen, by USA było krajem, gdziezabronione jest pokazywanie płodu na USG i robienieświadomym rodzicom wody z mózgu. Miałem sen, że czarniproletariusze wszystkich krajów się połączą i zwalczą tenobrzydliwy, krwiożerczy kapitalizm białego człowieka. Tensen się spełnił, gdy Barack Hussein Obama objął sterytego kraju i abortował całą prawicę”. Film Lee pokonałzdobywcę Złotej Palmy w Cannes: Światło w tunelu czyli jakBarack Obama uratował naszą cywilizację Michaela Moore’a.Wielkim przegranym tegorocznej gali był obraz Seana PennaNazistowscy przeciwnicy planowania rodziny w odwrocieOczko mu się odlepiło. Temu światu.


MARCIN KONIK-KORNCzego uczą kochanki?26 października 2009Jak piękne i romantyczne dziewczęta stają sięwyrachowanymi dziwkami i jaka nauka płynie z tegodla nas – czyli Lady Makbet w wersji mniej subtelnej...Odkąd na Bożym świecie pojawił się mój synek, nie mamyz żoną czasu chodzić do kina. Wszystkie ciekawe filmyoglądamy więc z duuuużym opóźnieniem. Ostatnio przyszedłczas na Kochanice króla. Ponoć film ten obejrzało wiele osób,dlatego że plakat filmowy sugeruje, iż jest on kostiumowympornolem. Pożyczyliśmy go od koleżanki po upewnieniu się,że tak nie jest. Co wynika z tego przygnębiającego obrazu?Spirala grzechu – tak można by to opisać jednym wyrażeniemi zakończyć felieton. Pozwolę sobie jednak poznęcać sięnad Henrykiem VIII i jego kochankami. Wszak jeżeli są w piekle, toim to już nie zaszkodzi. A jeżeli Bóg okazał im Miłosierdzie, to tymbardziej...Pierwszym grzechem, który się pojawia, jest traktowaniekobiet gorzej niż mężczyzn. Święty Paweł uczył bowiem: „Niema już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteściekimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,28). W wynikutego nierównego traktowania, kobiety nie miały w wielu


153kulturach swobody zamążpójścia. Broniąc tego prawa,św. Agnieszka (patronka mojej żony) i wiele innychmęczennic oddały życie. W Kochanicach króla sir TomaszBoleyn decyduje, która córka jest mądrzejsza, a któraładniejsza, i na tej podstawie układa im mariaże.Grzech nierówności otwiera drogę kolejnemu grzechowi – redukcjikobiety do pochwy (piszę to nie w tym kontekście, w jakim podobnychzdań używają nawiedzone feministki, lecz w duchu chrześcijańskiejnauki o wolności jednostki). Gdy do Boleynów na ślub Marii przybywawpływowy wuj, knują intrygę. Anna ma wejść do łóżka królowi po to, byzapewnić rodzinie przychylność władcy. Jednym słowem ojciec zgadzasię, aby córka stała się prostytutką, a matka, która się temu sprzeciwia,nie ma nic do powiedzenia. Kolejna bariera grzechu została złamana.Niestety Anna dała popalić na konnej przejażdżce i mówiąc krótko:pogoniła króla w maliny... Król się obraził, a rodzinna intryga niewypaliła. W zarobaczonych mózgach pojawia się zatem inny plan.W łóżku króla należy zainstalować młodszą córkę. I kij z tym, że zostaławłaśnie mężatką. Ją też potraktowano jak dziwkę. Mąż ją sprzedał zastanowisko na dworze królewskim. I tak oto radosna rodzinka Boleynówudaje się do królewskiego zamku, by kobiety mogły służyć jakonałożnice, a panowie dzięki temu poprawić swój byt na tym łez padole...I tutaj staje się coś niewesołego. Maria po pierwszejnocce z królem jest zachwycona cudzołożeniem.Zaczyna jej to odpowiadać. Zapomina o mężu,akceptuje intrygę rodzinną. Henryk VIII okazuje sięniezłym ogierem – lepszym niż jej zniewieściałymężulek. Daje się dodatkowo omamić prostymikomplementami wyssanymi z palca, jakie słysząpewnie wszystkie rozdziewiczane gimnazjalistkiw samochodach swoich osiemnastoletnich męscyzn.Blogowisko


W międzyczasie zazdrosna i nadambitna Annabierze potajemnie ślub z jednym z ważnych dworzan.Skonsumowane małżeństwo na tym szczeblu bez zgodykróla może się jednak okazać kłopotliwe dlarodzinki. Wysyłają więc Annę do Francji,a dworzaninowi każą zapomnieć o tym,że zawarł małżeństwo. Jednymsłowem: szacuneczek wobecsakramentu...Maria zachodzi w ciążę z królem.Ponieważ źle znosi ciążę, nie może współżyćz królem. Dla kochającego męża taki stan u żonyjest czasem wyrzeczenia i pięknego współudziałuw ciąży. Dla Henryka VIII, któremu nasieniowodyzaczynają cisnąć na mózg, to nie do przyjęcia. RodzinkaBoleynów żeby nie wypaść z łask władcy seksoholikasprowadza z Francji Annę. Ta się zmieniła. Wyrachowałasię. Jest demonem seksu. Jest jakby opętana. Przybywana dwór tylko w jednym celu: dać rozkosz królowi. Onsię na to łapie i akceptuje wszystkie warunki konsumpcjiAnny, które ona nakreśliła: oddalenie od siebie Marii mimoiż dała mu syna, oddalenie królowej Katarzyny. Mariazostaje odtrącona. Jej miejsce zajmuje siostra – opętanadziwka‐czarownica.Cudzołóstwo i grzech namiętności zaciemniająHenrykowi VIII resztę świata. Zgadza się na zerwaniez Rzymem i ekskomunikę byle tylko posiąść Annę.Demonica osiąga cel, ale z wyrachowania stawia kolejnewarunki. Henrykowi nadęte jądra pękają w szwachi w końcu gwałci Annę. W chwili gwałtu kończy sięmiłosno‐erotyczna gra pomiędzy królem a Anną. I tyle


155z romantyzmu obecnego jeszcze na początku filmu. Pierwowzór tejsceny mamy w Starym Testamencie, kiedy Amnon gwałci Tamar,która nie chce mu się oddać: „On jednak nie posłuchał jej głosu,lecz zadał jej gwałt, zbezcześcił i obcował z nią. Potem Amnonpoczuł do niej bardzo wielką nienawiść. Nienawiść ta była większaniż miłość, którą ku niej odczuwał” (2Sm 13,14-15).Ale, hola, hola, to jeszcze nie pointa!Kiedy Anna zostaje już królową, nie układa im się ani w łóżku,ani w małżeństwie. Bóg im nie błogosławi, bo niby czemu miałbybłogosławić odstępcom i przebrzydłej grzeszności. Henio macoraz większe problemy z prostatą. Zamiast suplementu dietypoprawiającego wzwód Anna stosuje „jakieś” wyrafinowanetechniki seksualne (sama mówi, że są poniżej godności jej i króla),których zapewne nauczyła się na francuskim dworze...Tak czy inaczej Anna zachodzi w ciążę. Rodzi córkę. Niestety.Królestwo potrzebuje syna. Zachodzi w ciążę ponownie, a królw tym czasie i tak korzysta już z ciała Jane Seymour. Drugiedziecko jednak poroniła. Nikomu o tym nie mówi. Poronionedziecko każe zutylizować bratu („zrób coś z tym – zakopalbo spal”). Chce zajść w ciążę ponownie, ale tak żeby siękról nie dowiedział. Nie ufa jednak nikomu... poza bratem.Obrzydlistwo. Demonica zaciąga do łóżka brata, by uczynić aktkazirodztwa. Choć brat rozbierany przez siostrę koniec końcówucieka z łóżka, nie popełniając aktu otwierającego mu szerokiebramy piekła, jego żona (trzecioplanowa postać z filmu, którajest zła na męża, bo ten nie akceptuje ich małżeństwa, którerównież zostało pomyślane przez ojca jako klucz do kariery)widzi to inaczej. Donosi królowi. Nie licząc jeszcze pewnychniuansów, opowieść o pętli grzechu kończy się tym, że królścina rodzeństwo, a sam zatraca się w swoim upadku...Blogowiskoładne oczy masz...ale brzydką duszę:(


Mamy tu więc taki wykresnastępujących po sobie grzechów:nic tak nie wpływana ducha jak ciałonierówne traktowanie ludziredukcja roli kobiety do waginycudzołóstwokolejne cudzołóstwokolejne cudzołóstwonegacja sakramentologiigwałtkazirodztworozpaczCzego więc uczą kochanki? Jeżeli świadomośćpopełnienia grzechu nie prowadzi do nawrócenia –popełniamy grzechy jeszcze gorsze. To może banał. Aleten historyczny (choć w filmie Kochanice króla ubarwiony)przykład udowadnia, dlaczego Kościół tak wielką wagęmusi przywiązywać do spraw czystości seksualnej. Naczym popłynął Dawid (2Sm 11-12)? Na czym popłynąłSalomon (1Krl 11)? Na czym popłynął Herod Antypas(Mk 6,17-29)? Wszystkie te postacie zabiły swojąreligijność i doprowadziły swój naród do upadku zasprawą ulegania władzy ciała.Ech! Gdyby tak wszyscy politycy mieniący siękatolikami czytali wymienione fragmenty Pisma Świętegoprzed głosowaniami dotyczącemu małżeństwa i sprawseksualnych... Chyba upadek Rzeczypospolitej stanie sięnaszym udziałem, drodzy czytelnicy.


157MACIEJ ECKHARDTŻużlem w Unię27 października 2009Polska Ekstraliga żużlowa nie uległa totalistom z UniiEuropejskiej i „olała” unijną dyrektywę 2002/49/WEograniczającą emisję hałasu (w ciągu dnia do 85 decybeli,a nocą do 65). Motocykle żużlowe normom unijnymwymykają się dość znacznie, bo ryk ich silników dochodzi doniemal 100 decybeli, co istotnie jest hałasem dość znacznym.Pomysłowi unijnego „biurokractwa” przyklasnęła, niestety,Światowa Federacja Motorowa, która już zawyrokowała,że wszelkie międzynarodowe zawody żużlowe, w tym cyklGrand Prix, będą od 2010 roku uwzględnić wspólnotowenormy, co zakończy się tym, że zamiast twardej i ekscytującejwalki na torze, będziemy obserwować wyścigi motorynek.Na żużel chodzę od „szczeniaka”. W żużel bawiłem sięw przedszkolu i na podwórku. Do stadionu Polonii mam10 minut na piechotę, a więc rzut beretem. Przez okna „odzawsze” dochodził do mnie warkot żużlowych motorów,co sprawiało, że wiedziałem, kiedy pójść na trening. Ryksilników i zapach etanolu, na którym jeżdżą żużlowe Jawyi GM, to jak bulgot i zapach grochówki dla wojskowegokucharza. Żużel bez ryku silników, to jak koncert AC/DC bezwzmacniaczy, to jak pies przy budzie, który nie szczeka.Dlatego cieszy odważna decyzja władz polskiej EkstraligiŻużlowej, która jest najciekawszą ligą żużlową na świecie,na którą przychodzą tłumy kibiców, i o jazdę w którejdobijają się najlepsi żużlowcy świata.Blogowisko


Żużel to dyscyplina, w której mamy sukcesy – wicemistrzostwoświata Tomasza Golloba (Grand Prix 2009) oraz Drużynowy PucharŚwiata na Żużlu w 2009 roku. To wystarczająca rekomendacja dla tejdyscypliny sportu, wciąż niedocenianej przez sportowo-medialnymainstream. To jedyna dyscyplina, w której o trwałą kontuzję,a nawet śmiertelne zejście stosunkowo najłatwiej. Ciągnie się za niąsmutna statystyka, co sprawia, że kibice są tutaj inni, niż np. w piłcekopanej. Wystarczy sekunda nieuwagi, by zawodnik do końca życiajeździł na wózku inwalidzkim. I choć bezpieczeństwo na torachbardzo się poprawiło, m.in. za sprawą pneumatycznych band, towciąż dreszcze człowieka przechodzą, kiedy czwórka żużlowcówna ogromnej prędkości wchodzi w wiraż.Żużel to klimat i swoisty konserwatyzm. To twardośći nieustępliwość. Nuta szaleństwa i brawury. Szybkośći adrenalina. To namiastka dawnych wyścigów rydwanów.W odróżnieniu od innych sportów motorowych, tutajwszystko odbywa się na kameralnej arenie, gdzie odpoczątku do końca można śledzić walkę na torze. Ryksilników na sekundy przed startem, to jest coś, za czymkażdy prawdziwy kibic żużla tęskni w zimowe wieczory.Czeka niecierpliwie do wiosny, kiedy na tor, niczym pierwszewiosenne ptaki, wyjeżdżają jeźdźcy w kaskach i kevlarach,by rykiem silników oznajmić zbliżający się sezon. Jak co rokurozpocznie się on w Bydgoszczy tradycyjnym KryteriumAsów. I jak za dawnych lat, będzie szybko i głośno, bezoglądania się na unijną dyrektywę. Jak na żużel przystało.Brawo władze Ekstraligi Żużlowej.


159KAZIMIERZ WYSZYŃSKIACH ... CO TO BYŁ ZA ROZWÓD!31 października 2009Działo się to na Dalekim Wschodzie. U burmistrza zjawiłasię para małżonków z prośbą, aby zechciał im udzielić rozwodu.Burmistrz odpowiedział: – O ile sobie dobrze przypominam, dane mibyło być przed laty świadkiem waszego ślubu; świętowaliście wówczaswielkie wesele; myślę, że również rozwód powinniście uczcić takimsamym hucznym przyjęciem.Tak się też stało. Gdy dzień świąteczny miał się ku końcowi,burmistrz powiedział do zgromadzonych: – Niech żona terazodejdzie do swoich rodziców, ale pomóżcie jej, aby zabrała ze sobąto, co najkosztowniejsze w tym domu.Jak to bywa przy takich okazjach, stoły były zastawione sutojadłem i piciem. W piciu i jedzeniu nikt się nie ograniczał. Takżemąż. O północy jednak zmorzył go sen. Gdy obudził się następnegoporanka, spostrzegł ku swojemu zaskoczeniu, że znajduje się w domuteścia: jego żona bowiem – zgodnie z rozkazem burmistrza – zabrałaze sobą, to co najkosztowniejsze!Nie trzeba dodawać, że ci „niedoszli rozwodnicy”zaprosili ponownie wszystkich krewnych, przyjaciółi sąsiadów, aby świętować z nimi „drugie wesele”.Blogowisko


Powyższe opowiadanie zaczerpnąłem z książeczki autorstwaKazimierza Wójtowicza, Przyczynki, Wyd. Wrocławskiej KsięgarniArchidiecezjalnej, 1991 roku, s.132, a przytoczyłem, gdyż zawierabardzo istotną mądrość życiową.Jak to się ma do dzisiejszej rzeczywistości? Tylko pomarzyć!Tamci małżonkowie, chwilowo skonfliktowani,na pewno nie byli wychowywani bezstresowo i mielizakodowanie w głowach, że małżeństwo pomimokonfliktów jest służebne względem rodziny.Jestem niemal pewny, że nasi statystyczni małżonkowie,którzy zbyt pośpiesznie przesiedli się z dziecięcych wózkówdo szybkich samochodów, nie znają pojęć dawania.Naładowani po czubek głowy konsumpcjonizmem, są raczejnastawieni na zaspakajanie własnych potrzeb, a nie potrzebpartnerów.


161Czy i jak możemy to zmienić? I jak przeciwdziałać,by małżeństwa zawarte przed kapłanem nie stawały sięfikcją, tylko dlatego, że jedno z małżonków za głośnokrzyknęło na drugie, bądź z innych banalnych przyczyn,jak też kreowanych przez media mód „na częstązmianę modeli, na nowsze” – czyli zmianę małżonków,pojmowanych jako przedmioty!I jeszcze trzy mądre sentencje, do tegoż opowiadania:Nie pozwalaj staremu przyjacielowi odjeżdżać, bo nowy mu nie dorówna.(perskie)*Małżeństwo jest jak płot ze sztachetów: ma chronić własność,ale nie zasłaniać widok.(Eckehard Fritsch)*Ilekroć trudno nam będzie przebaczyć, pomyślmy,czy byłoby dla nas korzystne, jeśliby wszyscy byli nieubłagani.(Seneka)Blogowisko


Papież Juliusz IIpolecił astrologomwybrać dzień naswoją koronację.Paweł III radziłsię astrologów,które godziny sąnajodpowiedniejszena konsystorz.Leon X wyznaczyłprofesora astrologiina uniwersytetrzymski „Sapienza”.Krótki kurs astrologiiAutor Autorski


KRÓTKI KURSAstrologiiKs. Paweł Siwek SJFragment książki Wieczory paryskie (Veritas, Londyn 1965)


1. GENEZA ASTROLOGIIOd zarania ludzkości gwiazdy stanowiły przedmiot jej szczególnegozainteresowania. Regularność, z jaką się zjawiały na firmamencieniebieskim i szły po nim w ściśle określonym kierunku, naprowadzałaludzi na myśl, że są obdarzone rozumem lub przynajmniej rządzoneprzez istoty rozumne.Ten ostatni pogląd znajdujemy jasno wyrażony w dziełach największychmyślicieli starożytności: Platona i Arystotelesa. Podzielała ten pogląd z nimicała filozofia średniowieczna. Ciała niebieskie – powiada św. Tomasz z Akwinu –,,są poruszane przez jakąś istotę obdarzoną poznaniem” 1 . Istota ta – wyjaśniaon gdzie indziej – jest ,,natury duchowej” 2 ; jest wyższa od duszy ludzkiej 3 .Dla ludów pierwotnych teorie te były zbyt abstrakcyjne. One wolaływidzieć w siłach poruszających gwiazdy po prostu swych bogów. Wedługwierzeń chaldejskich Anu, bóg nieba, miał pod swą opieką część północnąekliptyki. Bóg Enlil, pan ziemi, rządził częścią środkową ekliptyki. Wodyi część południowa ekliptyki należały do bóstwa Enkl. Bóg Marduk, czyliAsaru, mieszkał na planecie Jowiszu; bogini Isztar na Wenerze; bóg Nebo naMerkurym; bóg Nergal na Marsie; bóg Ninib na Saturnie itd. Wierzenia testanowiły zasadnicze dogmaty religii chaldejskiej.Bogowie ci nie wiedli życia osamotnionego; udzielali się ludziom, dając imto, czego sami byli źródłem. Marduk darzył ich z Jowisza szczęściem; bogini1 S. Th. I, q. 70, a. 3 c.2 S. Th. I, q. 110, a. 1 i 3; q. 115, a. 4 ad 4.3 S. Th. I, q. 115, a. 4 ad 1.


165Isztar zawdzięczali żyzność i płodność; od boga Nebo pochodziła wszelkamądrość i wiedza; bóg Nergal zsyłał z Marsa zarazy i wojny...Jakie są w danej chwili intencje tych bóstw w stosunku do mieszkańcówziemi? Problem ten nie mógł być dla nich obojętny. Przecież od niego całyich los zależał! Nie dziwnego zatem, że dokładali wszelkich starań, by gorozwiązać. Obserwowali uważnie bieg gwiazd, ich barwę, kształt, wzajemnepołożenie itp. Odpowiednio do rezultatów swych badań określali termin,w którym należało rozpocząć prace rolne, polowanie, rybołówstwo i in.Termin ten przekazywali w tradycjach ustnych i pisemnych, by mogłysłużyć pokoleniom przyszłym. w bibliotece króla Assurbanipala (668-626)w Niniwie znaleziono dzieło (pisane pismem klinowym) zawierające treściwywykład tych tradycji. Wśród manuskryptów meksykańskich natrafiono najeden (Tonalamantl), który zawiera listę dni pomyślnych i niepomyślnych.Malajowie posiadają system, za pomocą którego dzielą czas na periodykorzystne i niekorzystne.Krótki kurs astrologii


Spośród ludów pierwotnych Chaldejczycy najbardziej się odznaczali na tympolu. Oni stworzyli technikę przepowiadania przyszłości z gwiazd, która stałasię później klasyczna.Czy istotnie stworzyli? Nie brak bowiem uczonych, którzy zaszczytstworzenia tej techniki oddają Egipcjanom. Do tych uczonych należyw szczególności wielki astronom Newton. Utrzymuje się mianowicie, żeW Anglii około 40 procent ludności wierzy mniejlub więcej silnie w astrologię. W Niemczechponad siedemdziesiąt czasopism sporządzahoroskopy tygodniowe.rzeczona technika powstała w Egipcie za panowania Nichepsosa (Nicepsosa),króla Dolnego Egiptu (Sais). Była dziełem głównie kapłana imieniemPetorisis. Gdy Sabakon, król Etiopii, najechał Egipt, wielu Egipcjan schroniłosię do Babilonii i zaznajomiło jej mieszkańców z techniką przepowiadaniaprzyszłości z gwiazd.Z Chaldei miała się ona dostać naprzód do Persji, a potem do Indii i resztyAzji. Dzięki ożywionym stosunkom handlowym i kulturalnym, jakie istniałymiędzy Azją a Grecją, nie mogła ona na długo pozostać nieznana Grekom.Zainteresowanie, jakie wśród nich budziła, było różne. Tales, jak się zdaje,wcale się nią nie interesował 4 . Eudoksus, przyjaciel Platona, miał dla niej tylkopogardę. Karneades zwalczał ją zawzięcie. Natomiast Pitagorejczycy mieliją w wysokim szacunku. A swoją nauką o transcendentnych własnościachliczb („numeralizmem”) obudzili żywe zainteresowanie. W tej również epocepoświęcono każdą planetę specjalnemu bóstwu, a technikę przepowiadaniaprzyszłości z gwiazd oznaczono słowem ,,astrologia” (nauka o gwiazdach).Teofrast, Panacjusz (syn Karneadesa) w wyższym jeszcze stopniu Posejdoniuszz Apamei odnosili się do astrologii z żywą sympatią.Rzym zapoznał się z astrologią głównie za pośrednictwem niewolnikówprzybywających ze Wschodu, w szczególnosci z Grecji. Haruspici wypowiadająjej natychmiast zaciętą walkę. Senat, stojący na straży tradycji narodowych,okłada ją różnymi edyktami. To wszystko jednak nie jest w mocy złamaćjej naporu. Aż wreszcie zdobędzie prawo obywatelstwa w Rzymie. Stanie się4 Tales znał elementy astronomii, jednak nie przypisywał gwiazdom własności boskich.


Krótki kurs astrologii167to w chwili, gdy kulty religijne wschodnie zyskają decydującą przewagęnad starą religią rzymską. Marek Aureliusz (za Augusta i Tyberiusza) układahymn ku jej czci (Astronomicon); August pozwala bić monetę z astrologicznągwiazdą swych urodzin (Koziorożcem). Babilusz, astrolog nadworny Nerona,stara się przekonać haruspików, że astrologia nie tylko nie obala ich sztuki,lecz ją dopełnia. Tacyt 5 i Cycero 6 oraz Pliniusz Starszy niemiłosiernie jąchłostają, ale nie są już w stanie jej przemóc. A gdy się ukaże Czworoksiąg(Tetrabiblos) Klaudiusza Ptolemeusza, jednego z największych astronomówstarożytności, astrologia rozpocznie triumfalny pochód, którego nic wstrzymaćnie potrafi. Spośród wszystkich systemów astrologicznych, które się rozwinęływ różnych krajach, system Ptolemeusza cieszy się aż do dzisiejszych czasównajwiększym wzięciem.Wśród wyznawców Mahometa znalazła astrologia grunt niezwyklepodatny. Zdawała się im bowiem potwierdzać i wyjaśniać determinizmteologiczny (relatywny), który im Maho met w spadku zostawił. Spod pióraArabów wyszła masa dzieł i rozpraw astrologicznych. Nawet wielki myślicielAwerroes jest pod jej widocznym urokiem 7 .Chrystianizm rozpatruje astrologię wyłącznie z punktu widzeniareligijno‐moralnego. Problem jej wartości wewnętrznej zostawia całkowicienauce. Tym się tłumaczy pozorna sprzeczność, z jaką czołowi przedstawicielechrystianizmu do niej się odnoszą. Podczas gdy jedni potępiają ją jako,,sztuczkę diabelską”, inni chętnie zwracają się do niej po radę 8 . Moraliścikatoliccy nie zabraniają lekarzom posługiwać się radami astrologóww leczeniu chorych 9 , byleby te rady nie stały w sprzeczności z wiarąchrześcijańską i jej zasadami moralnymi 10 .W epoce humanizmu i renesansu cieszy się astrologia wielkim wzięciem.Na każdym uniwersytecie jest ona wykładana. Jest też jaśniej pojmowana.5 „Mathematici (astrologi) genus hominum potentibus infidum, sperantibus fallax” ( Tacitus, Hist. I, 22).6 „Contemnamus Babylonios et eos, qui ex Caucaso, coeli signa servantes, numeris et motibus stellarum cursuspersequuntur. Condemnemus hos aut stultitiae aut vanitatis aut imprudentiae” (De divinat. I, 19).7 Avicenna drwił z nich.8 Papież Juliusz II polecił astrologom wybrać dzień na swoją koronację. Paweł III radził się astrologów, któregodziny są najodpowiedniejsze na konsystorz. Leon X wyznaczył profesora astro logii na uniwersytet rzymski„Sapienza”.9 „...de astrorum autem iudiciis circa corporales effectus (puta sanitatis vel infirmitatis, fertilitatis vel sterilitatis,pluviae vel siccitatis) nulla est quaestio, quia haec absque peccato fiunt; quomam effectus quaeruntur etreducuntur in suas causas naturales” (Summula Caietana, Venezia 1572, s. 25).10 W szczególności z dogmatem o wolnej woli człowieka. Sekta religijna znana ogólnie pod mianem mandejczyków(choć oni sami wolą się nazywać nazarejczykami [Nasuraiia]), mieszkająca w południowej części Babilonii,widzi w znakach zodiaku nie bogów, lecz szatanów, ciągle skorych do szkodzenia ludziom. Stoi bowiem nastanowisku monoteistycznym. Szczególnie wrogo odnosi się do politeizmu babilońskiego i greckiego.


w szczególności wyróżnia się w niej dwie zasadniczo odmienne formy:naturalną (naturalis) i wróżbiarską (iudiciaria). Naturalna, zwana takżefizyczną, bada wpływ ciał niebieskich na atmosferę, pogodę, przypływi odpływ morza, wybuchy wulkaniczne, trzęsienie ziemi itp. Odpowiadamniej więcej dzisiejszej meteorologii. Wróżbiarska przepowiada z gwiazdcharakter osobnika, koleje jego życia, pomyślny lub niepomyślny obrótczynności, jaką kto w danym momencie zaczyna, wojny, pożogi, głody,mory, zarazy itd.W miarę jak się rozwijały nauki doświadczalne, traciła astrologia corazbardziej grunt pod nogami. Pod koniec wieku XVIII starali się jej wyznawcyna nowo ją ożywić. Wtem jak grom z jasnego nieba spadł na nią cios.W roku 1781 Herschel odkrył nową planetę zwaną Uranem. Odkrycie towywołało prawdziwą konsternację w obozie astrologów. Bo ich tabliceastrologiczne znały tylko pięć planet 11 . Jakie wpływy na losy ludzkiewyznaczyć nowej planecie? Gdy się nad tym głowili, uderzył w nich nowygrom. W roku 1845 odkryto jeszcze inną planetę – Neptuna. A w roku 1930stwierdzono istnienie Plutona! Wszystka zaś przemawia za tym, że za tymiodkryciami pójdą nowe.Fakty te zapowiadały rychły koniec astrologii w krajach cywilizowanych.Aż nagle po pierwszej wojnie światowej astro logia odradza się jak feniksz popiołów. Według obliczeń dokonanych przez znanego orientalistę RobertaEislera 12 liczba astrologów zawodowych w Stanach Zjednoczonych Amerykiwynosiła 25000. Astronom Couderc podnosi tę liczbę o całe 5000. Astrologowieci mają na swoich usługach 20 czasopism fachowych, z których jednorozchodzi się w 500000 egzemplarzy. Prócz tego ogłaszają oni swe wypowiedziw specjalnych rubrykach 2000 dzienników i tygodników. Pewna kobieta poodczycie z astrologii otrzymała w przeciągu trzech miesięcy aż 150 tysięcyzamówień horoskopów.W Anglii około 40 procent ludności, przeważnie kobiet, wierzy mniejlub więcej silnie w astrologię. W Niemczech ponad siedemdziesiątczasopism sporządza horoskopy tygodniowe, jak nas zapewnia o tymPh. Schmidt. Istnieją liczne ,,poradnie” śmierci i małżeństw. W ogłoszeniachastrologicznych można często spotkać wyrażenie: ,,Byk szuka Panny” 13 .W Paryżu było w roku 1935 aż 3400 gabinetów astrologicznychurzędowo zarejestrowanych. A ile ich było ukrytych? Pewien astrolog11 Mówiły wprawdzie o siedmiu planetach, ale tylko dlatego, że do planet wliczały Słońce i Księżyc.12 W dziele pt. Die königliche Kunst der Astrologie.13 L. Reiners, Steht es in den Sternen?, München (1951), s. 30.


169wydawał każdego dnia specjalny dziennik astrologiczny, który obsługiwałopięćdziesięciu pracowników. Jedno z czasopism astrologicznych rozchodzi sięw 100 000 egzemplarzy 14 .2. SYSTEM ASTROLOGICZNYAstrologia była od samego początku najściślej złączona z astronomią.Owszem, przez długi czas całkiem ją z nią utożsamiano. Dopiero od I stuleciapo Chr. zaczęto ją wyróżniać (w krajach śródziemnomorskich). A ledwiew wieku XIV dostrzeżono, że obejmuje ona jeszcze dwie klasy problemówza sadniczo odmiennych, i dlatego podzielono ją na naturalną i wróżbiarską.Tylko astrologia wróżbiarska jest astrologią w klasycznym tego słowaznaczeniu. O niej też jednej będziemy odtąd mówili.Choć zasadniczo różna od astronomii, astrologia na niej się przedewszystkim opiera. Dla tej też racji, kto chce zdać sobie z niej sprawę, musisię zaznajomić nieco z astronomią, a w szczególności dobrze sobie przyswoićnaukę astrologów o zo diaku, ,,mieszkaniach”, Słońcu, planetach, aspektach,węzłach, Księżycu itd.§ 1. ZODIAKSłońce, jak wiadomo, zatacza w swym rocznym biegu wielką elipsęzbliżoną do koła, zwaną ekliptyką. Nazwa ta pochodzi stąd, że właśnie wzdłużtej drogi (w punktach, w których jej płaszczyzna przecina orbitę księżyca), mamiejsce zaćmienie (eclipsis) Słońca.Pas niebieskiej kuli, rozciągający się na odległość 8½° po obu stronachekliptyki, pocięto już w odległej starożytności na 12 prostokątnych, równychprzedziałów. Każdy z nich obejmuje zatem 30° wspomnianego pasaniebieskiego. Gwiazdy, które obserwujemy w tym całym pasie, starano się nawszelki sposób 15 ująć w „konstelacje” 16 . Nazwy, jakie im nadano, zapożyczono14 P. Couderc, I’Astrologie, Paris 1951, s. 106.15 W rzeczywistości nie było żadnych poważnych racji do tworzenia tych konstelacji. Wiele z konstelacji niema ani jednej wielkiej gwiazdy; np. Baran i Waga mają ledwie po dwie gwiazdy trzeciej wielkości. Ryby i Wodniknie mają nawet ani jednej gwiazdy takiej wielkości.16 Imiona najstarsze konstelacji sięgają epoki, w której panami Dolnej Mezopotamii byli Szumerowie. Swymiwpływami kulturalnymi dosięgali oni krajów, w których powstały później państwa Akkadów, Babilonii i Asyrii.Kamienie graniczne Babilonii z XII-VIII stulecia przed Chr. noszą obrazy zodiaku. Niektóre ze znaków znane były,jak się zdaje, w epoce Hammurabiego (ok. 2000 lat przed Chr.).Krótki kurs astrologii


głównie od zwierząt, które miano w szczególnej czci. Tymi samymi nazwamioznaczono również odpowiednie przedziały pasa niebieskiego 17 . Ponieważprzedziały te dawały pomieszczenie różnym istotom ,,żyjącym” 18 , dlategookreślano je ogólnym mianem Mieszkań, sam zaś pas niebieski wypełnionywzmiankowanymi ,,zwierzętami” nazwano zodiakiem.Z tego, cośmy w tej chwili powiedzieli, jasno widać, że ugrupowaniagwiazd są tworami realnymi. Mieszkania zaś są czczymi znakami, bo niczyminnym, jeno wykresem w pustej przestrzeni. Zapamiętajmy sobie dobrze tęuwagę. Przyda się nam ona później.Za początek zodiaku zgodzono się uważać punkt, w którym płaszczyznaekliptyki (nachylona do równika o 23,5°) przecina go wzdłuż jego średnicyw punkcie, na który przypada wiosenne zrównanie dnia z nocą. Lista zatemznaków zodiaku idzie w następującym porządku: Baran, Byk, Bliźnięta, Rak,Lew, Panna, Waga, Skorpion, Strzelec, Koziorożec, Wodnik. Ryby.Róg pierwszego Mieszkania znajduje się na wschodnim krańcu horyzontu.Pozostałe Mieszkania postępują w kierunku przeciwnym do ruchuwskazówki zegara.Pierwsze Mieszkanie, które dopiero co ,,wstaje”, stanowi tzw. ascendent(idący w górę). Mieszkanie siódme, które w tym samym czasie ,,zachodzi”, zwiesię descendent (schodzący). Dziesiąte Mieszkanie, które wówczas stoi najwyżejna południku, nosi rniano zenitu, czyli ,,środka nieba”. Czwarte, które w tymsamym momencie sięga najniższego poziomu, zwie się nadir, czyli „głębiąnieba”. Wszystkie te Mieszkania noszą ogólną nazwę Mieszkań kątowychi mają dla astrologa największe znaczenie. Wróżą zawsze pomyślność.Szczególniej pomyślnymi są Mieszkania I i X.Mieszkania VII-XII leżą nad horyzontem i dlatego zwie je astrolog„górnymi”. Mieszkania I-VI znajdują się pod horyzontem. Stąd ich nazwaMieszkań nocnych.Mieszkania „postępujące” (II, V, VIII, XI) są na ogół dość szczęśliwe 19 .Mieszkania „upadające” (III, VI, IX, XII) są stanowczo niepomyślne; a jużnajgorsze z nich są Mieszkania VI i XII.Z pierwszego Mieszkania zasięga astrolog informacji o osobie badanegoosobnika. Z drugiego (Byk) dowiaduje się on, jakie istnieją dla jego klienta17 Grecy (Eudoxus, Eratosthenes i Hipparchus) wzmiankują tylko 11 znaków zodiaku. Siódmy i ósmy przedziałzodiaku oznaczany był jednym znakiem Skorpionem. Nawet Ptolemeusz trzyma się jeszcze tej terminologii. Dwanaścieznaków zwierzęcych spotykamy po raz pierwszy w zapisku z czasów Dariusza II (zm. 405/404).18 Tylko jedna konstelacja nie nosi miana istoty żywej. Jest nią Waga.19 Mieszkanie ósme jest liche!


171szanse zysków materialnych, bogactw, strat itp. z trzeciego (Bliźnięta)czerpie wiadomości dotyczące jego rodziny i rodzeństwa. Czwarte (Rak)mówi mu o jego życiu domowym, narodowości i dziedziczności. Piąte(Lew) poucza go o jego radościach i przykrościach życia. Szóste (Panna)objaśnia go odnośnie do jego stanu zdrowia i chorób. Siódme (Waga)informuje go o jego małżeństwie i stosunkach socjalnych; ósme (Skorpion)o śmierci i spadkach; dziewiąte (Strzelec) o religii i podróżach; dziesiąte(Koziorożec) o zawodzie życia i zaszczytach; jedenaste (Wodnik) o szczęściui przyjaźniach; dwunaste (Ryby) o wrogach i niewoli 20 .20 Por. Ph. Schmidt, dz. cyt., s. 32 nn.Krótki kurs astrologii


Te znaczenia Mieszkań zostały w najogólniejszych liniach ustalone jużw odległej przeszłości. Jednak gdy chodzi o ich szczegóły, to jeszcze dodzisiejszego dnia toczą się między astrologami zawzięte co do tego spory.„Ze wszystkich problemów, które zaprzątają astrologów, problem Mieszkańjest bez wątpienia najbardziej sporny” – mówi W.J. Tucker, czołowyprzedstawiciel astrologii 21 . Nawet w rzeczach doniosłej wagi nie mogą onidojść do porozumienia 22 .Ponieważ według astrologów makrokosmos (wszechświat) odpowiadaściśle mikrokosmosowi, którym jest człowiek, dlatego odnosili oni 12znaków zodiaku również do poszczególnych części organizmu ludzkiego.Ryby rządziły nogami, Koziorożec kolanami, Strzelec udami i biodrami,Skorpion organami rozrodczymi i nosem, Panna jamą brzuszną, Lewplecami i sercem, Rak piersiami i żołądkiem. Bliźnięta płucami, barkamii ramionami, Byk karkiem i szyją, Baran głową (z wyjątkiem nosa) 23 .W związku z tymi wpływami gwiazd pozostawał wygląd człowieka.Kto się urodził pod znakiem Byka, miał głowę okrągłą, czoło czworokątnei szerokie, oczy czarne i wielkie, usta i nozdrza okrągłe, wargi grube, uszywielkie, bulwiasty nos itp. 24Te wierzenia astrologiczne nie pozostały bez wpływu na medycynę.Wielu lekarzy posiłkowało się nimi, ile razy chodziło o przepisanielekarstw choremu. Lekarstwa te były określane nie rzeczywistym stanemchorego, lecz godziną, w której zaczął się źle czuć! Astrologia wstrzymałana długo postęp medycyny 25 .§ 2. SŁOŃCEWiadomo dobrze, jak potężną rolę odgrywa w naszym życiu Słonce.Od niego w głównej mierze zależy klimat. w parze zaś z nim idzie stanzdrowia, humor, wydajność pracy itp. Gdyby nam Słońca zabrakło,wymarłoby na ziemi wszelkie życie.Zależnie od tego, przez które Mieszkanie przechodzi w swym bieguSłonce, dzielą astrologowie ludzi na 12 zasadniczych typów. Typy teróżnią się między sobą indywidualnością, (individualité), na którą składa21 W.J. Tucker, Principes d’astrologie scientifique, Paris 1939, s. 146.22 Tamże, s. 147.23 Ph. Schmidt, dz. cyt., s. 45.24 Tamże.25 Medycyna oparta na astrologii nie była bynajmniej prostsza od naszej. Musiała drobiazgowo określaćpomyślne lub niepomyślne wpływy na zdrowie poszczególnych konstelacji zodiaku, planet, Mieszkań itd.


173się wszystko to, co zwiemy „człowiekiem wewnętrznym”; wszystko, cojest w nim ,,najgłębsze i najintymniejsze”, „zdolności wrodzone, talentyi władze twórcze” 26 .Niemożliwą jest dla nas rzeczą zapuszczać się w szczegółowy opistych typów. Znajdzie je zresztą czytelnik w każdym obszerniejszympodręczniku astrologii. By ułatwić mu zorientowanie się w ich wartości,przedstawimy pokrótce, jak Słońce w swoim pochodzie po MieszkaniachSłońce w Koziorożcu gwarantuje długie życie;niestety, zsyła mu również reumatyzm, różneniedomagania kolan, kości i stawów, dalejkurcze i paraliż.wpływa na przykład na stan naszego zdrowia. Tylko nad tym jednympunktem się zatrzymamy.Człowiek, który przyszedł na świat, gdy Słonce było podznakiem Barana, jest pełen energii i dobry do walki. Jego głównymidolegliwościami są bóle głowy, zaburzenia nerwowe i napady gorączki...lęk przed chorobą i śmiercią 27 . Kto się urodził, gdy Słońce było pod znakiemByka, zdradza wielką skłonność do chorób gardła... rzadko popada w chorobę,lecz gdy raz w nią wpadnie, z trudnością się z niej dobywa; winien zachowaćścisłą dietę; w szczególności wystrzegać się węglowodanów, np. cukru itp. 28Słońce w znaku Bliźniąt usposabia do chorób płucnych 29 , w znaku Rakado dolegliwości żołądka i kiszek; znak Lwa daje noworodkowi organizmmocarny i niezmierzone rezerwy sił, lecz również słabe serce, nerki i naczyniakrwionośne 30 . Panna przynosi mu w dani bardzo delikatną kompleksję, a z niąskłon ność do chorób imaginacyjnych i słaby żołądek. Słońce w znaku Wagizapowiada niedomagania stosu pacierzowego i nerek 31 . Słońce w znaku26 W.J. Tucker, dz. cyt., s. 71.27 Tamże, s. 75.28 Tamże, s. 76.29 Tamże, s. 77.30 Tamże, s. 79.31 Tamże, s. 81.Krótki kurs astrologii


Skorpiona buduje organizm zdrowy i silny, który jednak cierpi na chroniczneniestrawności i na różne choroby krwi, dyspepsję i <strong>atak</strong>i żółci 32 . Słońcew Strzelcu sprawia chore nerwy i zsyła wiele nieszczęśliwych przypadków,na które są szczególniej narażone biodra i nogi 33 . Słońce w Koziorożcugwarantuje długie życie; niestety, zsyła mu również reumatyzm, różneniedomagania kolan, kości i stawów, dalej kurcze i paraliż; ostrzega przedalkoholem we wszystkich jego odmianach 34 . Osobnik zrodzony pod znakiemWodnika ma zły obieg krwi; cierpi na wysokie ciśnienie arteryjne i anemię 35 .Słabą stroną człowieka, który przyszedł na świat pod znakiem Ryb, są nogi,płuca i system nerwowy oraz naturalne skłonności do <strong>atak</strong>ów podagry 36 .§ 3. KSIĘŻYCJak z położenia Słońca w 12 znakach zodiaku odgaduje astrologindywidualność osobnika badanego, tak znów z położenia Księżyca w tychżesamych znakach przepowiada on niechybnie jego osobowość (personnalité),na którą składa się charakterystyczny chód, postawa, maniery, fleksja głosui całe zachowanie się 37 . Kilka przykładów: Człowiek, który przychodzi naświat w chwili, gdy Księżyc jest pod znakiem Bli źniąt, będzie gadułą 38 .Księżyc w znaku Byka uczyni go niesłychanie upartym 39 . Panna obudziw nim chciwość na pieniądze 40 . Znak Skorpiona uczyni go nieuleczalniezazdrosnym, podejrzliwym i brutalnym 41 . Strzelec natchnie go optymizmem 42 .Koziorożec rozpali w nimwielkie ambicje i skierujego do wytężonej pracy 43 .Wodnik zrobi zeń filozofa 44 ,A Waga intelektualistę 45 .32 Tamże, s. 82.33 Tamże, s. 84.34 Tamże, s. 85.35 Tamże, s. 86.36 Tamże, s. 87.37 Tamże, s. 79.38 Tamże, s. 89.39 Tamże, s. 89.40 Tamże, s. 91.41 Tamże, s. 92.42 Tamże, s. 92.43 Tamże, s. 93.44 Tamże, s. 98.45 Tamże, s. 91.


§ 4. ASCENDENT175Prócz indywidualności i osobowości posiada człowiek wedługastrologów jeszcze temperament, przez który rozumieją oni reakcjęświadomą osobnika na warunki zewnętrzne, np. na doznaną obelgę, nausłyszaną groźbę lub pochwałę 46 .Astrologowie uczą, ze temperament zależy od ascendentu, to jest odkonstelacji, jaka w chwili urodzin osobnika wschodzi na horyzoncie 47 .Jeśli twoim ascendentem jest Byk – powiada W.J. Tucker – to jestem pewny,że „reagujesz wolno na czynności drugich, na zdarzenia i okolicznościzewnętrzne. Twoimi rysami charakterystycznymi są wytrwałość, decyzjai rezerwa. Z punktu widzenia uczuciowego jesteś zamknięty, tępyi uparty. W postępowaniu jesteś powolny i flegmatyczny; w pewnychmateriach jesteś pełny uprzedzeń... bardzo zazdrosny” 48 . Ascen dentBarana daje człowiekowi naturę niesłychanie bezkompromisową,wyniosłą i impulsywną, skorą do sądów zbyt pospiesznych i konkluzjiprzedwczesnych 49 . Ascendent Bliźniąt robi człowieka nerwowymi gniewliwym i każe mu się wiecznie trapić. Człowiek zrodzony podascendentem Raka jest nadzwyczajnie emocyjny: dla najbłahszej racji wpadaw ostateczność; jest dziwakiem, złośnikiem i kapryśnikiem. AscendentWagi daje czło wiekowi niezwykle żywe poczucie sprawiedliwości i bardzolitościwe serce; nim co zrobi lub powie, waży racje za i przeciw 50 itp.§ 5. PLANETYJuż w odległej starożytności zauważono, że pewne gwiazdy nigdy niezmieniają swego wzajemnego położenia na firmamencie niebieskim. Inne,przeciwnie, zmieniają je nieustannie. Pierwsze nazwano stałymi, drugie –błądzącymi, czyli planetami.Zauważono dalej, że szybkość, z jaką się planety po niebie poruszają, niejest ta sama; że światło, które wydają, nie jest tego samego koloru; że jednez nich są bliżej Słońca, inne dalej, i dlatego więcej wykonują ruchu.46 Tamże, s. 70.47 Tamże, s. 94.48 Tamże, s. 95.49 Tamże, s. 95.50 Tamże, s. 97.Krótki kurs astrologii


Planet tych naliczono pięć, bo tyle ich tylko można było gołym okiemdostrzec. Oznaczono je imionami bogów. W świecie grecko-rzymskim imionate brzmiały: Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn. Do planet zaliczonorównież Słońce i Księżyc, bo i one po niebie błądzą i około nas krążą!Planety są według astrologii wyposażone w różne własności. Jedne z nichsą wilgotne, drugie suche; jedne zimne, drugie gorące; te męskie, tamtePoczątek niedzieli pozostaje pod wpływamiSłońca, początek poniedziałku pod wpływamiKsiężyca itd. Tej to okoliczności zawdzięczajądni tygodnia swe imiona.żeńskie itd. Każda z nich ma pod swą władzą określone własności fizycznelub psychiczne.Wilgoć i ciepło są przyczyną płodności i żyzności; posucha i zimno –bezpłodności. Te cztery własności stoją w ścisłym stosunku z czterema„humorami” (żółcią, krwią, żółcią czarną i flegmą), A przez nie z czterematemperamentami (cholerycznym, sangwinicznym, melancholijnym,flegmatycznym). Temperamenty bowiem zależały według starożytnychod różnych proporcji, w jakie wchodzą ze sobą wzmiankowane „humory”.Wspomniane własności stoją wreszcie w bliskim związku z czte remaelementami, z których według nauki Empedoklesa składa się świat: ogniem(elementem suchym i ciepłym), powietrzem (elementem wilgotnymi ciepłym), ziemią (elementem suchym i zimnym), wodą (elementemzimnym i wilgotnym).Planetom przypisują astrologowie większy wpływ na nasze losyniż gwiazdom stałym. Planety bowiem są większe (pozornie), znajdująsię w bliższej od nas odległości, są obdarzone światłem więcejcharakterystycznym, a w swoich nieustannych wędrówkach po niebiewchodzą w najrozmaitsze stosunki z innymi ciałami niebieskimi. Owszem,nie brakło astrologów, którzy swą technikę wróżbiarską opierają wyłączniena planetach. Do nich należał między innymi autor klasycznego dziełaastrologicznego pt. Klucz do astrologii, znany pod pseudonimem Rafał 51 .51 Tego pseudonimu różni autorzy angielscy używali począwszy od roku 1795. Przeciw tej tendencji występująenergicznie niektórzy przedstawiciele czołowi dzisiejszej astrologii (np. J. Tucker, dz. cyt., s. 33). Przyznają tylko, żeplanety wywierają na nas całkiem szczególny wpływ. One są siłami losu, gwiazdami życia.


177Dużo się dyskutowało nad symbolami astrologicznymi planet. Wieluprzypisywało im głębsze, mistyczne znaczenie. Według wielkiego znawcyastrologii Gundela są one po prostu skrótami ich nazw greckich, którebyły w ogólnym użyciu już w I wieku naszej ery. Nie mają one żadnegospecjalnego znaczenia.Planety dzielą się na dobroczynne i złowrogie. Do pierwszych wlicza sięSłonce, Wenus i Jowisza; do drugich Marsa i Saturna 52 . Ruch planet w kierunkuSłońca jest również dla astrologa zapowiedzią pomyślną: ruch w kierunkuprzeciwnym wróży nieszczęście.Astrologowie uczą, że każdy człowiek zależy w specjalny sposób odplanety, która króluje w godzinie jego urodzin.Astrologia naznacza każdej godzinie dnia planetę panującą: Saturnagodzinie pierwszej w sobotę, Jowisza drugiej, Marsa trzeciej itd.W następstwie tego początek niedzieli pozostaje pod wpływami Słońca,początek poniedziałku pod wpływami Księżyca, początek wtorku podwpływami Marsa itd. Tej to okoliczności – dodajmy mimochodem –zawdzięczają dni tygodnia swe imiona 53 .§ 6. ASPEKTYPrzez aspekty rozumie astrolog położenie, jakie zajmuje planetaw stosunku do innej planety lub do ziemi. Wyraża się ono za pomocą kąta,który tworzą one między sobą (odległość kątowa).Aspekt jest dla astrologa bardzo cennym źródłem informacji o osobniku,którego losy bada. Nic więc dziwnego, ze książki astrologiczne traktująz niezwykłą drobiazgowością problem aspektów.Główne aspekty są następujące: koniunkcja, opozycja, kwadratura,sekstil, trigon, czworobok. Koniunkcja zachodzi wtedy, gdy ciałaniebieskie znajdują się tuż obok siebie; odległość ich wynosi wtedy 0º.Gdy ich odległość wynosi 180°, innymi słowy, gdy są sobie diametralnieprzeciwstawione, ma miejsce opozy cja. W kwadraturze, sekstilu, trigoniei czworoboku odległość wynosi 45, ó0, 120 i 150 stopni. Ponieważ takieaspekty są bardzo rzadkie, astrolog zakłada, że różnicy 10° nie będzie52 Jowisz zapowiada wielkie szczęście, Wenus – szczęście małe. Podobnie Saturn zwiastuje wielkie nieszczęście,Mars – nieszczęście małe.53 Dies Lunae (Lundi), Martis (Mardi), Mercurii (Mercredi) itd.Krótki kurs astrologii


uwzględniał w swoich obliczeniach astrologicznych. Konsekwentnie dwieplanety oddalone od siebie o 10° są jeszcze w koniunkcji!Sekstil i trigon są pomyślne. Opozycja i kwadratura są złowieszcze.Koniunkcja dwóch planet czerpie swój walor astrologiczny od planetypotężniejszej. Koniunkcja ze Słońcem lub Księżycem jest zawsze pomyślna.Biegły astrolog nie zadowala się aspektami,jakie zachodzą w chwili urodzin osobnika.Śledzi je po niebie. Za pomocą tychdodatkowych aspektów przepowie on masęzdarzeń z przyszłego życia noworodka.Parę przykładów z ksiąg astrologicznych. Jeśliś się urodził w chwili, gdySłońce i Jowisz były w trigonie lub sekstilu, posiadasz potężne zdolnościumysłowe, jesteś optymistą spokojnym i życzliwym 54 . Jeśli te dwa ciałabyły w opozycji lub kwadratu rze, popełniasz mnóstwo poważnychnieroztropności we wszystkich dziedzinach 55 . Trigon i sekstil Słońca i Saturnarobi z osobnika głębokiego myśliciela... filozofa 56 . Koniunkcja Księżycai Merkurego daje mu zadziwiające zdolności do języków obcych... i dowymowy. Niestety, robi go równocześnie dziwakiem 57 .Planety, które się znajdują w ascendencie, powiększają swój walorpomyślny lub złowieszczy.Dodajmy zaraz, ze biegły astrolog nie zadowala się aspektami, jakiezachodzą w chwili urodzin osobnika. Śledzi je po niebie, w miarę jak planetysię po nim posuwają. Za pomocą tych dodatkowych aspektów przepowie onmasę konkretnych zdarzeń z przyszłego życia noworodka.§ 7. WĘZŁY KSIĘŻYCAPrzez węzły Księżyca rozumie astrolog dwa punkty, w których drogaKsiężyca przecina płaszczyznę ekliptyki. Jeden z nich nosi miano węzła54 W.J. Tucker, dz. cyt., s. 103.55 Tamże, s. 104.56 Tamże, s. 104.57 Tamże, s. 109. Płeć pochodzi od Wenus (tamże, s. 101).


179wschodzącego, drugi węzła zachodzącego, zależnie od tego, czy Księżycposuwa się w kierunku północnym czy południowym. Węzeł wschodzący zwałsię w astrologii babilońskiej głową smoka, węzeł zachodzący zaś ogonemsmoka, bo według wierzeń starożytnych przyczyną właściwą zaćmieniaSłońca i Księżyca jest smok, który pożera światło. Głowa smoka była dla nichzapowiedzią pomyślną, ogon smoka – złowieszczą 58 .§ 8. KOLOR CIAŁ NIEBIESKICHKolor ciał niebieskich posiada również dla astrologa niemałe znaczenie.Regulus ma światło podobne do światła Jowisza. A zatem i jego wpływyna losy ludzkie są podobne do wpływów Jowisza. Światło gwiazdy Antaresw konstelacji Skorpiona przypomina bardzo światło Marsa. To samo należypowiedzieć i o jego wpływach na nas! Dla analogicznych racji Pegasuszapowiada niebezpieczeństwa, podobne do tych, które zsyłają Saturni Merkury. Andromacha przynosi – równie jak Wenus – bogactwa itd.§ 9. HOROSKOPNazwa horoskop znaczy etymologicznie badacz gwiazd. Nosił je w Grecjikapłan, który obserwował bieg gwiazd na niebie. Z czasem przeniesiono jąna gwiazdę, która wschodziła w chwili urodzin osobnika. Bo i ona patrzyłana godzinę (urodzenia)! Później objęto tą nazwą położenie gwiazd i planetw chwili urodzin. Konsekwentnie, wystawić horoskop znaczy tyle, coodtworzyć na papierze stan nieba gwiaździstego w chwili urodzin danegoczłowieka. Nie chodzi tutaj o cały firmament niebieski, lecz tylko o tę jegoczęść, która w myśl astrologii posiada szczególnie doniosłe znaczenie dlalosów ludzkich: zodiak, Mieszkania, planety itp.Wystawienie horoskopu zakłada elementarną znajomość astronomiii rozległą wiedzę astrologiczną. Wiedza ta jest niesłychanie skomplikowana.Rzadko który z astrologów ją posiada. Szkic astrologii, któryśmy nakreślili,daje czytelnikowi tylko najogólniejsze jej zarysy. Wystarczą mu one jednakzupełnie, by mógł sobie urobić obiektywny sąd o wartości astrologii.58 Ph. Schmidt, dz. cyt., s. 55.Krótki kurs astrologii


3. UWAGI KRYTYCZNERuchy gwiazd na firmamencie niebieskim stanowiły od zarania ludzkościwielką dla niej zagadkę. Szczególniej intrygował ją ruch pewnych gwiazd,które obejmowano ogólnym mianem planet, A do których – jakeśmy wyżejzaznaczyli – wliczono również Słońce i Księżyc.


181Ten ruch tak precyzyjny, że pozwala z góry określić położe nie każdejplanety o jakiejkolwiek godzinie, A zarazem tak ułożony, że nie naraża jejna kolizje z innymi ciałami niebieskimi, nie wyglądał na wynik ślepegoprzypadku. Zdradzał ideę, intencję, rozum.Jak ten rozum pojąć? Dla mentalności prymitywnej pro blem tenprzedstawiał olbrzymie trudności, głównie dlatego, że obcą jej była idea aktuWpływ, jaki planeta wywierała na ziemię,pochodził w ostatniej instancji od bóstwa.Cóż zatem dziwnego, że planeta Saturnbyła źródłem nieszczęść dla śmiertelników?Przecież bóg Saturn posunął się w swoimokrucieństwie aż do pożarcia swychwłasnych dzieci!twórczego, „stworzenia z nicości” (creatio ex nihilo). W ruchu planet zatemnie mogła ona widzieć kontynuacji pędu pierwszego, jaki Stwórca nadałświatu materialnemu, gdy po powołaniu go z nicości rzucił go w przestworzakosmiczne. Przypisać je musiała samym planetom.Lecz logika pchała myśl pierwotną dalej. Planety, które w swymzachowaniu zdradzają tak przedziwny ład i harmonię, muszą być wyposażonew rozum i wolę. Muszą zatem być osobami.Jak te osoby pojąć? Politeizm ludów pierwotnych poddawałniesłychanie łatwe rozwiązanie tego problemu: każda z planet jestspecjalnym bóstwem lub przynajmniej królestwem, nad którymsprawuje ono niepodzielną władzę.Teoria ta, choć z gruntu fałszywa, była przynajmniej logiczniepomyślana. Wpływ, jaki planeta wywierała na ziemię, pochodziłw ostatniej instancji od bóstwa. Cóż zatem dziwnego, że planeta Saturnbyła źródłem nieszczęść dla śmiertelników? Przecież bóg Saturn posunął sięw swoim okrucieństwie aż do pożarcia swych własnych dzieci! Planeta WenusKrótki kurs astrologii


darzy gracją, rozpala uczucia miłości i przyjaźni. Czyż może być inaczej,jeśli bogini Wenus jest boginią piękna i miłości? Z drugiej strony – dodajmynawiasem – ani wspaniały Syriusz, ani Wielka Niedźwiedzica, ani Orion niewywierają na nas żadnych wpływów. Oczywiście, bo nie są bóstwami!Z chwilą, gdy politeizm w krajach cywilizowanych ustąpił definitywniemiejsca monoteizmowi, trzeba było na gwałt szukać dla astrologii nowejpodstawy, na której można by jej gmach oprzeć. Czyżby tą podstawą niemogły być przypadkiem „istoty natury duchowej”, duchy stworzone przezBoga i zależne od Niego, którym – jak mówiliśmy wyżej – średniowieczechrześcijańskie zleciło funkcję poruszania gwiazd po przestworzachkosmicznych i wywoływania zjawisk na ziemi, w szczególności zjawiskżyciowych? 59 Nie. A to dla tej prostej racji, że duchy te były dla średniowieczaduchami dobrymi, aniołami, Aniołami Stróżami. Jako takie nie mogły byćźródłem bezcelowych nieszczęść i cierpień ludzkości; nie mogły w ludziachrozpalać żądz i namiętności, które etyka chrześcijańska potępia. Jednymsłowem, nie mogły na siebie przejąć roli pogańskich bóstw.Lecz z czasem i teoria duchów gwiazd została nieodwołalnie obalona. Stałosię to mianowicie wtedy, gdy nauka wykazała, że dla wytłumaczenia ruchugwiazd nie ma najmniejszej potrzeby uciekać się do nadprzyrodzonych sił.Tłumaczą go wystarczająco immanentne siły przyrody dane jej przez Stwórcę.A co dotyczy życia na ziemi, to żadna gwiazda nie stworzyła tu jeszcze nigdyani jednej molekuły żywej i nigdy jej nie stworzy – przeciwnie niż sądzilizwolennicy samorództwa 60 .Odkrycie tych prawd było dla astrologii ciosem fatalnym. Jak wobec tegowytłumaczyć wpływ gwiazd na losy ludzkie? Wielu astrologów chwyciłosię jak deski ratunku teorii „fluidu”, która cieszyła się podówczas wielkąpopularnością w Europie. W myśl tej teorii z gwiazd i planet wydziela sięsubstancja nieważka, która dosięga swymi wpływami zarówno ciał, jak i duszludzkich. Ten to fluid miał być właściwym źródłem zarazem epidemicznychw świecie materialnym i wpływów psychicznych w świecie ducha.Teorię tę, zapoczątkowaną przez Paracelsusa (1493-1541) i alchemików,rozwinął i rozsławił F.A. Mesmer (1733-1815). Na niej oparł całą swą technikęterapeutyczną. Choroba według jego zapatrywań ma swe źródło w zakłóceniu59 S. Th. I. q. 115, a. 3 c., ad 3; a. 4 c., ad 1, ad 2, ad 3; q. 77, a. 3 c., ad 3.60 W średniowieczu ludzie, opierając się na niektórych faktach doświadczenia, których nie umieli krytycznieosądzić, przypuszczali, że w pewnych szczególnych warunkach gwiazdy, zwłaszcza Słońce, mogązastąpić normalny udział rodziców przy powstaniu nowego jestestwa. Możliwość tę jednak zacieśniali donajniższych żyjątek. Por. P. Siwek, Psychologia Metaphysica, Romae, Universitas Gregoriana, 1962, s. 89-93.


183fluidu magnetycznego. By ją usunąć, wystarczy należycie rozdzielićw organizmie ów fluid.Teoria fluidu stanowiła przedmiot wielkiej atrakcji dla astrologów. Moglioni pod jej imieniem przemycać przeróżne swe wypowiedzi. W rzeczy samej,jak im wykazać, że to lub owo zjawisko, przypisywane przez nich fluidowi,Gdyby wierzenia astrologiczne były prawdziwe,dzieci urodzone w tej samej klinice położniczejo tej samej godzinie powinny mieć ten samtemperament, tę samą osobowość, ten samcharakter, te same losy!przekracza siły fluidu? Przecież my jego natury zgoła nie znamy! Fluid nie jestkonkluzją racjonalnych wywodów, lecz wyrazem okultystycznych nastrojów.Jest rzeczą niewidzialną, nietykalną, sakralną; jest przedmiotem wiary,a nie rozumu.Z postępem nauk przekonano się, że fluid jest czystą fikcją. Skutki,przypisywane fluidowi, można równie dobrze osiągnąć za pomocą hipnozy,a nawet prostej sugestii wywieranej na jawie.Planety, które według astrologów są szczególnie potężnym źródłem fluidu,nie emanują z siebie zgoła żadnej podobnej substancji. Oczywiście, jak każdeciało, którego temperatura jest wyższa od zera absolutnego, wydają i planetyz siebie energię. Jednak z powodu ich niskiej temperatury jest ona tak nikła,że najmniejsza przeszkoda ją załamuje: firanka okna, ubranie, mur itp.Występuje ona, jak wiadomo, w formie promieni światła pozaczerwonego.By dziecko, które przychodzi na świat, istotnie ją odebrało, trzeba by jepoddać działaniu tych promieni; w tym celu należałoby trzymać oknopokoju otwarte (nawet podczas trzaskającego mrozu!), noworodka niczym,broń Boże, nie nakrywać... Ponieważ tych zabiegów nigdzie na świecie sięnie przeprowadza, dlatego żadne dziecko wspomnianych wpływów planetw siebie nie wchłania!Krótki kurs astrologii


Lecz gdyby je nawet przypadkiem wchłonęło, cóż byśmy na tym zyskali?Energia (w formie światła pozaczerwonego), którą dziecko przychodzące naświat wchłania w siebie z najbliższego otoczenia (matki, akuszerki, mebliitd.), jest bez porównania większa od energii planetarnej, którą by w tensposób otrzymało. Szkoda, że o tym wszystkim nic astrologom nie wiadomo!Prócz energii światła pozaczerwonego wysyła planeta do nas jeszczeinną energię – tysiąc razy większą. Lecz ta energia nie ma nic specyficznie„planetarnego”. Jest to energia słoneczna odbita od planety niby od lustra.Choć ta energia jest tak wielka, jest mimo to miliony razy mniejsza odnieustannych zmian, które zachodzą w promieniowaniu Słońca 61 . I dziwnarzecz. Astrologowie, którzy tak skrzętnie notują znikomo małą energięswoistą planet i energię słoneczną od nich odbitą, milczeniem zbywają tepotężne zmiany w energii, którą odbieramy od Słońca. Dlaczego? Bo oni o tymjeszcze nie słyszeli.Jeszcze jedna uwaga. Działanie planet na nas nie jest bynajmniejjednostajne. A to dlatego, że ich odległość od nas jest zmienna. OdległośćWenery i Marsa od Ziemi zmienia się w stosunku 1:7 62 . Ponieważ zaś –jak wiadomo – działanie każdego ciała jest odwrotnie proporcjonalnedo kwadratu odległości, dlatego ilość energii, którą nam pewne planetyw różnych czasach przysyłają, jest bardzo różna. Niestety, horoskopyastrologiczne tych doniosłych zmian zgoła nie uwzględniają. Oczywiście, boo nich Chaldejczycy pojęcia nie mieli!Astrologowie zakładają, że planety są wyposażone w przedziwnewłasności, o których nam się ani nie śniło.Tak można było utrzymywać w dawnych wiekach, dopóki skład chemicznyplanet nie był wcale znany. Jeszcze w średniowieczu ogólnie przyjmowanoza wielu autorami starożytności, że ciała niebieskie są niezniszczalne(incorruptibiles), niezmienne, a konsekwentnie stworzone z innej jakiejśmaterii niż ciała, które są w zasięgu naszego doświadczenia. Fizykanowożytna (w szczególności analiza spektralna) jasno wykazała, ze składająsię one zasadniczo z tego samego materiału, co ziemia 63 .Astrologowie dzielą jeszcze do dzisiejszego dnia 64 konstelacje zodiaku nacztery grupy. Każda z nich składa się z 3 konstelacji, które razem wzięte stanowią61 P. Couderc, dz. cyt., s. 62-63.62 Tamże, s. 63.63 Astrologom dzisiejszym zdaje się, że mogą nadal wyposażać planety w „przedziwne własności”, bylebytylko je wyrażali w formułach bardziej nowożytnych: wibracje kosmiczne, stan magnetyczny itp. Zapominają,że wibracje kosmiczne i stan magnetyczny pozostają w ścisłej zależności od natury ciał; że podobne wibracjei stan magnetyczny mają miejsce również na ziemi; pochodzą od ciał, które nie mają żadnych przedziwnychwłasności.64 Por. np. W.J. Tucker, dz. cyt., s. 111.


Krótki kurs astrologii185


187chwilę zapłodnienia (conce ption) osobnika. Niestety, idea ta jest z góry skazanana niepowodzenie. Bo obala całą wielowiekową technikę astrologiczną,A przed astrologiem stawia niesłychanie trudne i nad wyraz delikatne zadanieokreślenia w każdym konkretnym przypadku momentu zapłodnienia. Toteżmożna być pewnym, że astrologia nie zboczy nigdy z drogi raz jej wytyczonejAstrolog Jean de Tolède zapowiedział ogólnąkatastrofę świata na rok 1186. W tymbowiem roku wszystkie planety miały się zejśćw Wadze. Świat cały truchlał w oczekiwaniutego feralnego roku. Atoli rok 1186 minąłcałkiem szczęśliwie.przez mędrców chaldejskich i egipskich. I do końca świata utrzymywaćbędzie, że od momentu urodzin zależą całe losy człowieka!Lecz w takim razie, jak się to dzieje, że los bliźniąt jest często takzasadniczo odmienny 65 ? Przecież rodziły się pod tą samą gwiazdą! Owszem,gdyby wierzenia astrologiczne były prawdziwe, dzieci urodzone w tejsamej klinice położniczej o tej samej godzinie powinny mieć ten samtemperament, tę samą osobowość, ten sam charakter, te same losy! Wreszcie,będąc w zgodzie z rozumowaniem astrologicznym wystarczyłoby sztucznieprzyśpieszyć poród zabiegiem chirurgicznym, by zmienić losy noworodka,jego całą istotę. Co za wspaniała wizja dla rodziców – móc sprawić, byich potomek nie rodził się pod okrutnym Saturnem lub Marsem, lecz poddobrotliwym Jowiszem!Jeszcze jedna uwaga. Kto na świecie zrozumie, że gwiazdy, które sąabsolutnymi panami losów dziecka o danej godzinie, są już bez najmniejszegowpływu na nie w dwie godziny później? Co za mistyczny wpływ! Prawdziwemysterium mysteriorum – tajemnica nad tajemnicami! W jednym momenciezdecydować o całej przyszłości człowieka, zdecydować o niej nieodwołalnie.65 Oczywiście, mowa tu o bliźniętach tzw. prawdziwych, tj. zrodzonych z jednego jajka. Por. E. Guyénot,L’Hérédité, wyd. V, s. 9 nn.Krótki kurs astrologii


Takie działanie jest cechą samego Boga. A z tą konkluzją nawracamy domyśli wyżej przez nas wyrażonej: astrologia da się logicznie uzasadnićtylko na założeniach starych Chaldejczyków i Egipcjan, na założeniachpoliteistycznych. Astrologia pozbawiona tych założeń traci wszelki senszrozumiały, wikła się w sprzeczności. Lecz sprzeczność to autentycznyświadek fałszu. By uleczyć astrologię, trzeba koniecznie zawrócić integralniedo wierzeń chaldejsko-egipskich!Nawet astrologowie ostatniej doby mają w najwyższym szacunkudoktrynę astrologiczną chaldejsko-egipską. Ile razy zjawia się przed niminowy problem, starają się go rozwiązać w jej duchu.Parę przykładów: Niektórzy nowsi astrologowie radzili, by w horoskopiepomijać konstelacje zodiaku. Inni ganią ich za to. A jedną z racji, jakie podają,jest to, „że przecież Chaldejczycy, którzy byli największymi astrologamiwszystkich czasów, uciekali się do konstelacji” 66 .Lub jeszcze: Ptolemeusz uczył, że „każda planeta posiada specjalnepowinowactwo z jedną lub kilkoma konstelacjami”: one są jejmieszkaniem, jej tronem. Lecz Ptolemeusz nie znał ani Uranu, aniNeptuna, ani Plutona. Gdzie im naznaczyć mieszkanie, tron? By tozagadnienie rozwiązać, każą astrologowie trzymać się ściśle metodPtolemeusza 67 . P. Choisnard, który starał się w najnowszych czasachnadać astrologii cechy nauki doświadczalnej opartej na statystyce,zaleca tradycję przekazaną przez Ptolemeusza, tradycję egipską 68 .Astrologia najbardziej nowoczesna – utrzymują jej wyznawcy – opiera sięw olbrzymiej mierze na nauce uzyskanej drogą tradycji 69 .Jeśli dzisiaj astrologia wikła się w różne sprzeczności, jakeśmy to wyżejstwierdzili, to głównie dlatego, że nie trzyma się integralnie tradycjiprzodków. Trudno i darmo. Mądrość chaldejska i nauka nowożytna są jakdwie wielkie drogi, które się krzyżują. Nikt nie potrafi naraz nimi kroczyć.Trzeba wybierać!Nie możemy tu przemilczeć jeszcze jednego faktu. Pokazuje onnaocznie, na jak kruchych podstawach spoczywa cały gmach astrologii.Są miejsca na ziemi (Finlandia, Grenlandia, Syberia, Alaska, Kanada i in.),w których ekliptyka – jak wiadomo – nakrywa się z horyzontem 70 . Nieprzechodzi zatem przez żadne Mieszkanie. Konsekwentnie ludzie zrodzeni66 W.J. Tucker, W.J. Tucker, dz. cyt., s. 40.67 Tamże, s. 163.68 Tamże, s. 9.69 Tamże, s. 8.70 Por. P. Couderc, dz. cyt., s. 66.


189w owych okolicach nie mają zgoła „nieba” potrzebnego do wystawieniahoroskopu! Jak rozwiązać tę trudność w duchu chaldejskim czy egipskim?Chaldejczycy i Egipcjanie nie mieli pojęcia o wspomnianych krajach.Astrolog Johann Stöffler zapowiedział potopświata na luty roku 1524, bo w owymmiesiącu wiele planet miało się znaleźćw znaku Wody. Panika ogarnęła ludzkość.Sprzedawano za bezcen nieruchomościi chroniono się na okręty... Nadszedł wreszcieluty. Był wyjątkowo suchy!Astrologowie nie są stanowczo dobrymi logikami. Popełniająnieustannie błąd znany pod nazwą transitus a generali ad particulare –przechodzą dowolnie z faktu ogólnego do poszczególnych przypadków.Prawdą jest, że Słońce nas ogrzewa, że podtrzymuje na ziemi życie. Leczjakie prawa logiki pozwalają wyciągać stąd wniosek, że bylebyś się zrodziłw momencie, w którym Słonce stoi tuż przy Jowiszu (w koniunkcji),a już zyskałeś wszelką gwarancję bogactw, fortuny, powodzenia wewszystkich twych poczynaniach? 71 Księżyc odgrywa doniosłą rolęw przypływach i odpływach morza. Wiedzieli o tym dobrze już starożytni.Lecz znów pytam: jakim prawem stąd wnosić, ze gdy twoje urodzinyprzypadły w sam raz na chwilę, w której Księżyc znalazł się w koniunkcjiz Merkurym, zyskałeś już przez to pewność, że będziesz pierwszymuczniem w klasie i że zdasz celująco wszystkie egzaminy? 72Wśród rożnych form wnioskowania istnieje również wnioskowanieprzez analogię. Atoli w posługiwaniu się nim zalecają logicy najdalej idącąostrożność. Inaczej wiedzie ono na manowce arbitralności. O tym upomnieniuastrologowie zgoła zapominają.71 W. J. Tucker, dz. cyt., s. 104.72 Tamże, s. 109.Krótki kurs astrologii


Parę przykładów: Ludzie urodzeni pod znakiem Ognia (Baran, Lew,Strzelec) – zapewniają nas astrologowie – są zawsze zapalni 73 . Ludzie, którzyprzyszli na świat pod znakiem Ziemi (Byk, Panna, Koziorożec), noszą na sobieniezatarte znamię ludzkiej gleby 74 . Osobniki, których urodzenie zeszło sięprzypadkiem z którymś ze znaków Wody (Rak, Skorpion, Ryby), są wodą, którabrzegi rwie 75 .Lub jeszcze: Dlaczego jasno świecący Regulus wywiera według astrologówna nas ten sam wpływ, co Jowisz? Bo kolor tych dwóch ciał niebieskich jestpodobny! Antares w Skorpionie i Aldebaran w Byku według nich mają tę samąnaturę, co Mars. Dlaczego? Bo światło ich jest zbliżone do światła Marsa!By wykazać naocznie, do jakiego stopnia astrologowie obrażają prawalogiki, zacytujmy jeszcze jeden fakt.Gdy ludzie w zamierzchłej przeszłości wpadli na myśl, by nazywaćgwiazdy leżące w obrębie Mieszkania drugiego Bykiem, wyposażylirównocześnie owo Mieszkanie we własności, które zdaniem ich cechująByka – wielka siła fizyczna, niezwykła wytrzymałość i mała wrażliwość nacierpienia 76 . Wszystkie te ce chy – zapewniają nas astrologowie – wchłaniaw siebie momentalnie i nieodwołalnie dziecko, które się rodzi pod znakiemByka. Lecz my wiemy dobrze, że wskutek tzw. precesji zrównania dnia z nocąznak Byka nie pokrywa dzisiaj wcale konstelacji Byka, lecz konstelację Barana!Astrologowie każą nam wierzyć, że dziecko zrodzone pod znakiem Byka jestobdarzone wielką siłą fizyczną, wytrzymałością itd., chociaż w chwili jegourodzin wschodzi na horyzoncie nie Byk, jeno Baran! Gdzie logika? Zarzut tenjest tym dotkliwszy, że znak nie jest niczym innym, jak pustą przestrzeniączworoboczną, jakeśmy to wyżej widzieli. Nie jest niczym realnym. Jesttworem geocentrycznego pojmowania świata, co sami światlejsi astrologowieostatnio przyznają 77 . Jak tego rodzaju twór może być przyczyną realnychskutków? Jak się dokonało przeniesienie cech konstelacji na symbol logiczny,na znak?Ten brak logiki żenuje niemało astrologów <strong>naszych</strong> czasów. Ale stoją,wobec niego bezradni... i zafrasowani. Bo rzeczony brak logiki będzie sięz biegiem czasu tylko pogłębiał. Za dwa tysiące lat znaki cofną się jeszczeo jedno Mieszkanie. Za następne dwa tysiące lat znów o jedno Mieszkanie.i tak cofać się będą regularnie przez wieki.73 Tamże, s. 171.74 Tamże, s. 171.75 Tamże, s. 172.76 Tamże, s. 76.77 Tamże, s. 148.


191Jaką zatem wartość posiadać mogą horoskopy? Jeden ze znanychpsychologów nowożytnych, Bobertag, zwrócił się do kilku astrologów z prośbąo sporządzenie horoskopów kilku osób doskonale mu znanych. Wszystkiehoroskopy, które mu przysłali, różniły się zasadniczo między sobą. Ponadtożaden z nich nie odpowiadał rzeczywistości.Krótki kurs astrologii


Oczywiście, czasem orzeczenia astrologów są zgodne z prawdą, zwłaszczagdy są wyrażone mglisto i dwuznacznie, na sposób Pytii delfickiej. Gdysą natomiast jasne, fałsz w nich jest regułą, prawda wyjątkiem, który sięwystarczająco tłumaczy prostym rachunkiem prawdopodobieństwa.W roku 1179 astrolog Jean de Tolède zapowiedział ogólną katastrofę światana rok 1186. W tym bowiem roku wszystkie planety miały się zejść w Wadze.Świat cały truchlał w oczekiwaniu tego feralnego roku. Atoli rok 1186 minąłcałkiem szczęśliwie. W roku 1499 astrolog Johann Stöffler zapowiedziałpotop świata na luty roku 1524, bo w owym miesiącu wiele planet miałosię znaleźć w znaku Wody. Panika ogarnęła ludzkość. Sprzedawano zabezcen nieruchomości i chroniono się na okręty... Nadszedł wreszcie luty. Byłwyjątkowo suchy!Lecz by sięgnąć do nowszych czasów, Schobersowi, ministrowi sprawzagranicznych Austrii, przepowiedział horoskop (Tefren Laila), że w roku 1931zostanie dyktatorem swej ojczyzny i rządzić nią będzie przez 25 lat – aż doswej śmierci. Schobers dyktatorem nigdy nie został, a w rok po uzyskaniupowyższego horoskopu nawet umarł. Astrolog francuski Maurice Privatzapowiedział, że rok 1939 upłynie w szczęsnym pokoju. Wiemy, jak się tosprawdziło. Horoskop wystawiony przez astrologa angielskiego EdwinaLindoca kazał uważać za „beznadziejnych idiotów” wszystkich tych, co dająposłuch plotkom, jakoby z upływem sierpnia roku 1939 miała wybuchnąćwojna 78 . Astrolog N.H. Naylor jeszcze dnia 27 sierpnia 1939, A więc 3 dniprzed najazdem Hitlera na Polskę, zapewniał świat cały, że z powodu Gdańskanie przyjdzie do wojny, bo horoskop Hitlera bynajmniej nie mieści w sobiewojny; gdyby istotnie miała ona wybuchnąć, rozpoczną ją inni, nie on.Według horoskopów sławnego astro loga francuskiego Jules’a Dafquâta dzień15 października 1950 miał być fatalnym dla Stalina. Piętnastu astrologówświatowej sławy potwierdziło tę przepowiednię. I dzień zapowiedziany niezaznaczył się niczym szczególnym dla dyktatora Rosji 79 .Zauważmy tu mimochodem, jak szkodliwe mogą być cza sem dla jednosteki społeczeństw przepowiednie astrologów. Usypiają ich czujność na realneniebezpieczeństwo, pchają ich do rozpaczliwych kroków. Państwo powinnostanowczo ukrócić swawolę astrologów, biorąc wzór pod tym względemz Kościoła katolickiego. Na Soborze Laterańskim (rok 1516) papież Leon Xwydal bullę zakazującą kaznodziejom rozpowiadania przepowiedni.78 W dzienniku „The People”, 13 sierpnia 1939.79 Couderc, dz. cyt., s. 97.


193Gdy się cytuje astrologom przepowiednie horoskopów, które się okazałyfałszywe, to najczęściej odpowiadają: Były one robione przez szarlatanów.Niestety, dotąd jeszcze nie podali nam jasnych kryteriów, po którychmoglibyśmy odróżnić szarlatana od astrologa uczciwego. Kiedy indziejzauważają, że przecież każda nauka jest omylna; że nie mamy zatem prawaAstrolog francuski Maurice Privat zapowiedział,że rok 1939 upłynie w szczęsnym pokoju.Wiemy, jak się to sprawdziło.żądać nieomylności od jednej tylko astrologii! w ten sposób podsuwająnam ideę, że ogół ich przepowiedni odpowiada rzeczywistości. Otóż to jestbezwzględnym fałszem. Wykazali to dowodnie różni uczeni, w szczególnościFarnsworth, Barth, Brook, Huntington. u osobników przez siebie badanych,nie znaleźli żadnego związku między ich uzdolnieniami a gwiazdami ichurodzin. Malarze i muzycy w liczbie dwóch tysięcy wcale nie mieli częściejw swym horoskopie Wagi niż inni śmiertelnicy. Uczeni rodzą się również podnajrozmaitszymi gwiazdami.Stowarzyszenie Amerykańskich Towarzystw Naukowych stwierdziło, żerzekome „prawa” astrologii, o których nam tyle prawią nowsi astrologowie,są czystą ułudą. Do tego samego zapatrywania doszedł w swoich badaniachKomitet Belgijski powołany do badań zjawisk niezwykłych (w roku 1948).Każdy astrolog ma swój własny system interpretacji różnych figurastrologicznych, obliczania wpływów poszczególnych ciał niebieskich nalosy ludzkie. Nie ma on nic wspólnego z badaniem naukowym. Przyznają tootwarcie sami trzeźwiejsi astrologowie 80 . Czyż wobec tego dziwić nas będzie,że nie ma dzisiaj na całej ziemi ani jednego astronoma, wielkiego czy małego,który by dawał wiarę astrologii; że wszyscy oni odnoszą się do niej wrogo 81 .Towarzystwo Astronomiczne Niemieckie (Astronomische Gesellschaft) nakongresie w Bonn w roku 1949 potępiło uroczyście astrologię jako mieszaninę80 W.J. Tucker, dz. cyt., s. 186.81 Couderc, dz. cyt., s. 52.Krótki kurs astrologii


zabobonów, szarlataństwa i wyzysku. w całym systemie ich reguł panujebezwzględna dowolność.Klienci astrologii rekrutują się z ludzi naiwnych i nieoświeconych. Wieluz nich jest psychicznie upośledzonych: cierpią na psychiczne depresje,zniechęcenia i fobie 82 . Astrologia budzi w nich odwagę, rozpala nadzieje,odwraca ich uwagę od teraźniejszości, by ją skupić na zapowiedzianej przezastrologa przyszłości; każe im żyć życiem więcej praktycznym.Z tego punktu widzenia astrologia zasługiwałaby na uznanie z naszejstrony. Niestety, jak to już wyżej zaznaczyliśmy, była ona zawszew medycynie organicznej czynnikiem wsteczności i źródłem poważnychniebezpieczeństw dla życia ludzi. Ponadto jej psychiczna terapeutyka opierasię na iluzji. Widzieliśmy to wyżej. I w tym leży jej primum mendacium –pierwsze kłamstwo.A kłamstwem drugim – bez porównania donioślejszym – są jej zakusy, byzastąpić religię w życiu jednostek i narodów.Poprzez długie wieki stanowiła ona w starożytności jedną z formpoliteizmu. Kazała czcić planety jako bóstwa. Gdy politeizm w Europieniepowrotnie runął, podtrzymywała ona nadal we wszystkich wiarę, że całenasze życie zależy od planet; że one są bezwzględnymi panami <strong>naszych</strong>losów; że we wszystkim od nich zależymy; że bez nich nie możemy anipalcem ruszyć. Takie jest nauczanie astrologów nawet w naszej dobie.Wszystkie nasze czynności – mówi z naciskiem Tucker – mają swe źródłow tendencjach wrodzonych. A my astrologowie utrzymujemy, że tetendencje... są wynikiem bezpośrednich wpływów astralnych 83 . I dlategonie jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny 84 . Wszelkie rozumowanieastrologiczne wychodzi z założeń deterministycznych 85 .Konkluzja ta jest brzemienna w następstwa. Astrolog – o ile chce byćkonsekwentny – musi się wyrzec wszelkiej religii. Bo każda religia zakładaistnienie grzechu i kary za niego, nagrody za życie cnotliwe, zbawieniewieczne, którego osiągnąć nie możemy bez osobistego współudziału. Lecz towszystko jest nie do pomyślenia bez udziału wolnej woli.W szczególnosci musi astrolog zerwać z chrystianizmem, który wolnośćwoli ludzkiej wynosi do pierwszorzędnych prawd swego Credo. █82 Na ogół rzecz biorąc, okresy rozkwitu astrologii schodzą się z klęskami narodowymi. Tą głównie okolicznościątłumaczy Ph. Schmidt niebywały rozkwit astrologii w Niemczech po pierwszej wojnie światowej. Dz. cyt.,s. 69.83 W.J. Tucker, dz. cyt., s. 181-182.84 Tamże, s. 182.85 Tamże. – Gwiazdy nie są według astrologów tylko znakami czy symbolami wpływów, jakie od ciał niebieskichodbieramy. Są ich właściwymi przyczynami sprawczymi. Por. W.J. Tucker, dz. cyt., s. 40.


195BIBLIOGRAFIAAuphan M., L’astrologie confirmée par la science, Paris 1956.Barbault A. i in., Soleil et Lune en astrologie, Paris1953.Choisnard P., Tables des positions planétaires (de 1801-1940) avec notions sommaires de cosmographiedestinées aux recher-ches de l’astrologie scientifique, Paris 1938.Couderc P., L’Astrologie, Paris 1957.Cramer Fr. H., Astrology in Roman law and politics, Philadel phia 1954.Duvivier J., Déterminisme astral et liberté humaine, Editions du Nouvel Humanisms, 1955.Emerit J.E., Médecine du corps, médecine de l’âme et astro logie, Garches 1950.Gaubert Saint-Martial R., Règles de la médecine astrologique, Paris 1942.Gauquelin M., L’influence des astres. Etude critique et expérimentale, Paris 1955.Gouchon H.J., Table des positions géographiques à l’usage des astrologues, Paris 1943.Kerneiz, La leçon des évenéments, leur cause astrologique, Paris 1945.Lasson L., Traité d’astrologie moderne, Neuilly-sur Marne 1954.Massotte A., Le Zodiaque et les Maisons, Nice, „Cahiers Astrologiques”, 1941.Mérand M., L’orientation professionnelle par l’astrologie, Pa ris 1942.Méry J., Traité d’astrologie pratique et d’interprétation, Paris 1957.Neugebauer O. – van Hoesen H.B., Greek Horoscopes, Philadelphia 1959.Pereira de Souza D., Comment calculer les dates exactes dans les prédictions astrologiqnes, Paris 1958.Planck G., Astrologie als Tatsachenforschung, Holland, XXV, 1927-1928, 406-418.Roberts, L’Astrologie au service de la lotterie nationale, Paris 1957.Roberts, Le Grand Calendrier astrologique, Paris 1957.Rudnyar D., The astrology and personality, 1963.Savoret A., Preuves et épreuves de l’Astrologie, Paris 1952.Volguine A., L’Esotérisme de l’Astrologie, Paris 1953.


ŁUKASZ WROCŁAWSKIKRÓL JASZCZUR,PAN CHARYZMA,BÓG ROCKAKról Jaszczur, Pan Charyzma, Bóg RockaAutor Autorski


Jim Morrison mówił, żekoncerty The Doors nigdy niebyły zwykłymi występami, ale„była to raczej sprawa życiai śmierci, próba porozumieniasię, próba wciągnięcia tychludzi w intymny świat myśli”.Moglibyśmy kogoś zamordowaćAlbo ustanowić nową religię.Jim MorrisonNie płakałem po Michaelu Jacksonie. Jestem już na to za stary. Thriller czyBad nigdy mnie specjalnie nie ruszały. Tym, co mnie swego czasu rzeczywiściedotykało, była muzyka The Doors. Czymś, co rzeczywiście przeżywałem (choćjuż wiele lat po fakcie), była śmierć Jima Morrisona.Gdy dziś już na spokojnie czytam poezje Morrisona, wydają się mipretensjonalną grafomanią. Tak naprawdę znaczenia dodawała im muzyka.To muzyka oddziaływała na emocje, docierała do wnętrza, uruchamiała całąsferę uczuć i uniesień. Psychodeliczne brzmienie The Doors wprowadzałoludzi w trans, tak jak w 1966 roku podczas legendarnego występu zespołuw klubie „Whisky and Go Go” w Los Angeles, gdy milkły rozmowy, cichłyszmery i wszyscy zasłuchani, jak zahipnotyzowani, kołysali się w rytmtransowej melodii, uczestnicząc w swoistym rockowym misterium.


Napięcie rosło, ludzie kołysali się coraz szybciej, atmosfera stawała sięcoraz bardziej zmysłowa. W kulminacyjnym momencie, który w seksieodpowiada szczytowaniu, w mistyce ekstazie, a w hinduizmie otwarciuszóstego czakramu, gdy uruchomione zostaje „trzecie oko”, czyli percepcjapozazmysłowa, gdy człowiek jest najbardziej otwarty duchowo na przekazprzychodzący z zewnątrz, gdy otwiera duszę na przyjście ducha (to moment,gdy „blask przeorał mi mózg”, jak napisze Hildegarda z Bingen) – wówczaspadają najważniejsze słowa, które najgłębiej zapadają w jestestwo. To właśniewtedy, gdy jego fani są najbardziej otwarci, Jim Morrison krzyczy: „Zabij ojca!Zerżnij matkę!”.W gruncie rzeczy jest to wezwanie do zamanifestowania woli mocy,zaproszenie do nietzscheańskiej inicjacji nadczłowieka, który staje ponaddobrem i złem. Podane w jakiejkolwiek innej formie wezwanie do ojcobójstwai kazirodztwa z własną matką – wywołałoby naturalny odruch sprzeciwu. Aleod ponad czterdziestu lat jest ono przyjmowane, tak jak masowo kupowanyi słuchany jest album The Doors z piosenką The End. Wehikułem, który toumożliwia, jest transowa, psychodeliczna muzyka. Morrison miał co prawdaracjonalne wytłumaczenie – on wyśpiewał tylko grecki mit o Edypie, któryzabił swego ojca Lajosa i współżył ze swą matką Jokastą. Ale Morrison niezamierzał rekonstruować antycznej mitologii. Kiedy powstawali Doorsi,podczas spaceru po kalifornijskiej plaży Venice, Ray Manzarek powiedział:„Musimy stworzyć nowe mity”.To wówczas wymyślili nazwę kapeli. Sięgnęli po cytat Williama Blake’az jego Zaślubin Nieba i Piekła: „Gdyby drzwi percepcji (the doors of perception)zostały oczyszczone, wszystko wydawałoby się nam takie, jakie jest –nieskończone”. Słów tych użył jako motto Aldous Huxley w niezwykle modnejw latach sześćdziesiątych książce pt. Drzwi percepcji. Dowodził w niej, żewszelkie stany mistyczne, dające głębszy wgląd w istotę rzeczywistości, sąwywołane stanami fizykochemicznymi w ludzkim mózgu. Można je byłoosiągnąć, jego zdaniem, dzięki zażywaniu substancji psychoaktywnych,zwłaszcza narkotyków. Z tych ostatnich Huxley preferował meskalinęi postulował nawet stworzenie nowego Kościoła, w którym zamiast komuniiprzyjmowano by pejotl.Morrison wydawał się opętany ideą poszukiwania szerszych rejestrówludzkiego poznania. Na początku drogą do tego miała być poezja. „Poezjaotwiera drzwi”, powtarzał. „Są rzeczy znane i nieznane, a pomiędzy nimidrzwi”. Interesowało go wszystko, co było transgresją, przekraczaniem norm,łamaniem granic, wyważaniem drzwi. Sięgał więc do mitów pogańskich,


199indiańskiego szamanizmu, greckich bachanaliów, sakralnej prostytucji czyfilozofii Nietzschego. Jak typowy dwudziestowieczny ignorant, liznął każdąz tych tradycji, ale żadnej nie zgłębił.Wszystko pozostawało intelektualną igraszką, dopóki nie sięgnął ponarkotyki. O ile poezja jedynie uchylała drzwi percepcji, o tyle haszysz, LSDi heroina wywalały je z hukiem. Morrison przestał tylko czytać o odmiennychstanach świadomości, zaczął je przeżywać. Transy i wizje przenosiły gow „sztuczne raje”, z których niczym z teatralnej rekwizytorni wyciągałnowe gadżety do tworzenia swych mitów. Jego poezja stała się pełna dzikiej– I co teraz? – zapytał go jeden z przyjaciół.– Co będzie, jak przetestujesz już wszystko?erotyki, widma śmierci, poczucia grozy, nieznanej transcendencji, nasyconamrocznymi obrazami i przepojona przeczuciem jakiejś tajemnicy.Pasem transmisyjnym dla czerpanych z doświadczeń narkotykowychmitów stała się muzyka – jak żaden inny środek docierająca do ludzkiegownętrza. Sam Morrison mówił, że koncerty The Doors nigdy nie byłyzwykłymi występami, ale „była to raczej sprawa życia i śmierci, próbaporozumienia się, próba wciągnięcia tych ludzi w intymny świat myśli”.Chodziło o implantowanie nowych mitów nie tyle w umysły słuchaczy, ilew znacznie głębsze obszary ich jestestwa. Gitarzysta Robby Krieger powie polatach: „Tworzyliśmy muzykę z Dionizosem”.Ze świętami dionizyjskimi mieli do czynienia starożytni Grecy i wydajesię, że nieprzypadkowo filozofowie antyku uczynili muzykę przedmiotempolitycznej refleksji. Platon uważał, że muzyka odzwierciedla nastrojepolityczne w państwie, dlatego kazał obserwować uważnie zmiany stylówmuzycznych. W swym traktacie Polityka Arystoteles pisał, że muzyka pełnitrzy podstawowe funkcje: etyczną (gdyż kształtuje charakter człowieka, takjak gimnastyka kształtuje ciało), praktyczną (gdyż pobudza do określonychaktów woli) oraz entuzjastyczną (gdyż może wyprowadzić człowieka ze stanumoralnego w ekstazę, by doprowadzić do oczyszczenia duszy, czyli katharsis).Dla starożytnych Greków muzyka była potężną siłą, zdolną oddziaływaćna całą sferę psychiczną i duchową człowieka. Z jednej strony zawiera onaKról Jaszczur, Pan Charyzma, Bóg Rocka


201przebić się na drugą stronę rzeczywistości, a który nie potrafił zapanowaćnawet nad swoimi czynnościami fizjologicznymi. Jego życie zamieniło sięw pasmo nieustannych awantur, orgii i balansowania na krawędzi obłędu.„Wierzę w długie, przedłużone szaleństwo zmysłów, które otwiera nas nanieznane”, mówił. Ale przyjaciele widzieli, że otwiera się raczej na otchłań.W czerwcu 1970 roku w nowojorskim Plaza Hotel Jim Morrison zawarłpogański ślub z Patricią Kennealy, kapłanką kultu celtyckiego. Wypili z kielichaswą wspólnie wymieszaną krew. Po dwudziestu latach Patricia zagra w filmieOliviera Stone’a The Doors czarownicę, która udzieliła im wówczas ślubuw imię „wielkiej bogini i rogatego boga polowania”.Rok później Morrison nie żył. Dziś już wiadomo, że przedawkował heroinę,ale Ray Manzarek ma inne wyjaśnienie: „To Nietzsche zabił Morrisona”.Nietzsche, który wyznawał ideę nadczłowieka i ogłosił się Antychrystem,popadł w obłęd i przez ostatnie lata życia zjadał niemal codziennie własny kał.Świat został tak stworzony, że dla naszego dobra jest lepiej, by międzyróżnymi wymiarami rzeczywistości istniały drzwi. One są naszą ochroną.Istnieją dwa sposoby przejścia przez nie. Pierwszy – gdy zostaniemy tamzaproszeni przez Stwórcę, a wtedy On gwarantuje nam ochronę. I drugi –gdy próbujemy sami tam wtargnąć. Ale doświadczenie pokazuje, że lepiejtych drzwi nie wyważać. Morrison miał rację: on naprawdę testował granicerzeczywistości. I niech wynik tego testu posłuży nam za dowód. █


Co dziś, po wielu latach, robilibybohaterowie Hair?Czy nadal byliby niepokornymibuntownikami?Czy dalej kontestowaliby system?HAIRZ BRODĄMAGDA MAJEWSKANajwiększy sekret ludzkości - Jezus ChrystusAutor Autorski


Ulubionym filmem mojej młodości był Hair Miloša Formana,zakochana byłam w Treacie Williamsie, piosenkę Let the sunshinemogłam nucić godzinami, a nad moim łóżkiem wisiał plakatprzedstawiający Bergera, Claude’a, Sheilę, George’a, Jeannie, Hudai Woofa – emisariuszy ze świata prawdziwej wolności, przyjaźnii miłości. Nigdy nie zbliżyłam się do ruchu hippisowskiego, ani nie porwałamnie ideologia childern flowers, ale wspomnienie tej wielkiej fascynacji nigdynie wyblakło. Nadal lubię włączyć sobie ten film i posłuchać piosenek GaltaMcDermota.Często zastanawiałam się przy tym, co dziś, po wielu latach, robilibybohaterowie Hair, ci młodzi ludzie spotkani przypadkowo przez Claude’aBukowskiego w Central Parku w tym pamiętnym 1968 roku? Czy nadal bylibyniepokornymi buntownikami? Czy dalej kontestowaliby system?Przez wiele lat nie mogłam znaleźć na to pytanie odpowiedzi, ostatniojednak wydaje mi się, że odpowiedź ta sama przyszła do mnie – i to ze stronynajmniej spodziewanej – to znaczy z innego kultowego musicalu. Kiedyoglądałam film Mamma Mia, miałam wrażenie, że widzę bohaterów swojejmłodości, ale nieco posuniętych w latach. Na zdjęciach z roku 1968 widzimyich jako hippisów – a dziś?... Sam, Harry i Bill to podstarzali kawalerowie,typy macho bez zobowiązań, bzykający na boku panienki, ale zaprzątnięcicałkowicie czymś innym – wyścigiem szczurów i pogonią za kasą. Słowem:zaprzedani systemowi.Wszystkich ich sprowadza na grecką wyspę młodziutka Sophie, którapragnie się dowiedzieć, który z nich jest jej ojcem. Tak się bowiem składa, żezanim dziewczyna się urodziła – jej matka odbyła w krótkim czasie stosunkiseksualne z trzema różnymi facetami i nie wie, z którym zaszła w ciążę.Później samotnie wychowywała dziecko.Chociaż film jest lekką komedią, z której widzowie najbardziej zapamiętująpiosenki szwedzkiej grupy ABBA, mnie najbardziej poruszyła scena kłótnicórki z matką. Botoks zastyga na twarzy Maryl Streep, kiedy słyszy pod swoimadresem wyrzut Sophie, która skarży się, że nie wie, czyim naprawdę jestdzieckiem. Nie wie, kto jest jej ojcem, a więc nie wie, kim jest. Krzyczy namatkę, że ma przecież prawo wiedzieć, kim jest. W sumie można zrozumiećrozpacz dziewczyny – w końcu nie jest obojętne, czy jest się owocem miłości,czy wynikiem rosyjskiej ruletki.Doświadczenie matki nauczyło jednak czegoś córkę. Sophie nie chce zrobićtego samego swojemu przyszłemu dziecku. Nie uprawia wolnej miłości,bierze ślub kościelny. █


Na ścieżkach św. Jana Marii VianneyaZ ks. kard. Stanisławem Nagym rozmawia Jolanta LenardNiewielka francuska miejscowość Ars, położona malowniczo w pobliżu Lyonudoczekała się czasów, że odwiedza ją rocznie pół miliona pielgrzymów z całegoświata. Czy ks. Kardynał był kiedyś wśród tych pielgrzymów?– Tak, odwiedziłem Ars kilkadziesiąt lat temu, jako młody teolog. Byłem tamniestety tylko jeden raz, choć to tak blisko Lyonu, gdzie często spędzałem wakacjeoraz poważną część mego pobytu we Francji. Zatarła mi się sylwetka Ars w jejpierwotności. I tu poczynię aluzję do książki Adama Bujaka i Jolanty Sosnowskiej Ars.Dzieje życia św. Jana Marii Vianneya, o której zresztą mam wiele do powiedzenia. (…)Dopiero po lekturze albumu zobaczyłem, że Ars to miejsce żywe, a tamtejsi ludzie,to ludzie nawróceni. Że jest to miejsce wciąż promieniujące – ja wtedy tego niezauważyłem. Jestem uradowany, że album pokazuje inne oblicze Ars. Byłem w Arsprzelotem, obejrzałem to, co z wierzchu, co mnie interesowało, ale nie wniknąłemgłębiej. Dzisiaj żałuję ogromnie, że ten mój pobyt był taki krótki i taki płytki. Dopieroteraz, dzięki tej książce, wgłębiam się w Ars. Również dzięki życiorysowi napisanemubardzo przejrzyście i nie pretensjonalnie, a jednocześnie z wielkim czuciemi wyczuciem, co chciałbym bardzo podkreślić. Można bowiem w bardzo różny sposóbodbierać radykalną świętość, która cechowała Jana Marię Vianneya. Inaczej spojrzy nanią człowiek daleki od wiary, a inaczej człowiek z wiarą głęboko związany.Opowiadając o życiu niezwykłego świętego z Ars, książka przedstawia na różnesposoby miejsca związane ze św. Proboszczem. Świętość Jana Marii Vianneyanie jest łatwo zrozumieć w <strong>naszych</strong> czasach, obraz ma nam w tym pomóc.– Zdjęcia w nim zawarte to żywa mowa, dają obraz tego, kim był św. Jan MariaVianney i w jakich warunkach żył. Bardzo sobie cenię tę oprawę graficzną i fotografiepana Adama Bujaka. Wyziera z nich pan Bujak, który stara się uchwycić chwile, ocalićje dla innych od zapomnienia. Uchwycił w Ars to, co tam było i co się działo. Ma kutemu odpowiedni talent. Opowiadanie obrazem zapada w inne rejestry duszy aniżelisłowo. Porusza nie tylko intelekt, ale włącza wyobraźnię oraz uczucie.Czy po lekturze albumu odczuwamy chęć odbycia podróży-pielgrzymki śladamiJana Marii Vianneya?Największy sekret ludzkości - Jezus ChrystusAutor Autorski


205– Czuję się teraz ciężko pokrzywdzony przez los, że mogłem być w Ars tylkopół dnia, uzależniony od moich kolegów, którzy mnie tam przywieźli, o czymwspomniałem wcześniej. Bardzo chciałbym tam raz jeszcze pojechać. Nie kryję, że podwpływem albumu, który przybliżył mi i postać św. Proboszcza z Ars, i miejsca z nimzwiązane. I myślę, że teraz inaczej odebrałbym tę podróż jego śladami.Książka Białego Kruka Ars. Dzieje życia św. Jana Marii Vianneya to jedynyw Polsce album poświęcony pamięci patrona proboszczów świata. Czy toważne, że taką książkę zrobili i wydali Polacy – po polsku i po francusku?– Odpowiedź jest całkowicie jednoznaczna. Nie można było zrobić lepszego prezentuKościołowi, a zwłaszcza Kościołowi w Polsce, a może także i we Francji wydając dzieło otakim właśnie charakterze. Z punktu widzenia języka polskiego czytelność tekstu jest takprzejrzysta i łatwa do przyswojenia, że trudno oprzeć się czytaniu.Czy możemy zatem mówić, że jest to „książka na lepsze życie”?– Biały Kruk przez tę książkę realizuje swój piękny program i dla księży, i dlawiernych, i dla niewiernych – niewierzących, czy rzekomo niewierzących – na dużolepsze i pewniejsze życie. A z tego już jeden prosty wniosek, który zdaje się miećcharakter komercjalny. Mówię jednak nie dlatego, by książka łatwiej była kupiona, leczdlatego, że chciałbym i ciągle chcę dawać ludziom do ręki to, co w takim czy innymstopniu pomoże im nie tylko w lepszym życiu, ale w osiągnięciu najlepszego życia.I taki środek widzę zwłaszcza w tym albumie o Ars. I niechby trafił pod strzechy, mimoiż jest narzędziem dość kosztownym, zarówno w produkcji jak i dystrybucji.W niektórych kręgach lansuje się teorię, że Biały Kruk jest staromodny…Artykuł sponsorowany– Staromodny? To jest najbardziej zaskakujące stwierdzenie. Tak mogą mówićjedynie ludzie z określonego obozu, ludzie złośliwi. Wręcz przeciwnie. Jeżeli czymśBiały Kruk zaskakuje, to wręcz nadążaniem za współczesnością. To wspaniałekorzystanie z tego mówienia przez obraz do człowieka. Nie tylko słowem, aletakże obrazem. Ten wybór tematyki, która jest tematyka palącą. Nie można dać sięsparaliżować ludziom złośliwym. (…) Ci, którzy nie lubią przyciężkawego, niezbytklarownego języka, wzdychają za obrazem, fotografią. Biały Kruk wyczuwa to tętnobicia współczesnych serc i tykanie ludzkiego umysłu. Potrafi wybrać temat, opisaćgo słowem, odmalować w fotografii i posłużyć się nowoczesną grafiką książkową. Tobudzi wdzięczność za to, co już zrobione i za to, co zostanie zrobione w przyszłości. █


Obszary działania lewicy i korporacji uzupełniają się. Oba te systemyłączy wspólna ateistyczna metafizyka. Lewica dostarcza idei, zaś korporacjezapewniają tym ideom nośniki materialne.Atak Zombie. O sojuszu lewicy i korporacjiAutor AutorskiMAREK BŁASZKOWSKI


O sojuszu lewicy i korporacji.Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest „post”. Mamypostnowoczesność, postchrześcijaństwo, postpolitykęi postkapitalizm, a także postmoralność. Ideologią postświata jestateizm. Myliłby się ten, kto by myślał, że ateiści postrzegają świat tak samojak chrześcijanie, tylko odrzucają istnienie Boga. Gdyby tak było, możliwebyłoby porozumienie z ateistami w kwestiach fundamentalnych nakazówmoralnych, takich jak „nie zabijaj”, „nie zdradzaj”, „nie kłam”. Skoro jednakkwestia aborcji stała się linią frontu pomiędzy chrześcijanami a ateistami, toznaczy, że postświat od chrześcijaństwa odgradza przepaść.ATEIZM JEST METAFIZYKĄAteizm w takiej formie, w jakiej mamy z nim do czynienia dzisiaj, zostałzbudowany na metafizycznych założeniach dostarczonych przez darwinizm.Może to dziwić, gdyż darwinizm uchodzi za teorię naukową z dziedzinybiologii. Jest to mniemanie błędne. Darwinizm, a już w szczególnościneodarwinizm, to czysta metafizyka. Przyjrzyjmy się jej bliżej.W zapadłym kącie jednej z miliardów galaktyk powstało życie. Życie tow skali Kosmosu nie znaczy nic. Powstało zupełnie przypadkiem, a rozwijasię dzięki losowej selekcji i powielaniu się replikatorów. To powielanie sięi selekcja to ewolucja. Ewolucja nie ma żadnego celu. Ludzka świadomośćjest tylko produktem ewolucji, jej podłożem jest wyłącznie mózg i wrazz mózgiem bezpowrotnie ginie. To, co wydaje nam się obiektywnieistniejącą moralnością, to tylko przebrany egoizm. Kochamy krewnych, boto służy genom, nie zdradzamy, aby włożyć cały wysiłek w wychowaniewłasnych dzieci.


Metafizykę darwinowską da się sprowadzić do twierdzeń, że życie nie maobiektywnego sensu i celu, światem rządzi przypadek, a słabiej przystosowanimuszą zniknąć.Zasady darwinowskiej metafizyki próbuje się stosować także poza biologiąi etyką. Słyszymy o ewolucji Wszechświata, który powstał „przypadkiem samz siebie”, ewolucji społeczeństw i kultur.W zapadłym kącie jednej z miliardów galaktykpowstało życie. Życie to w skali Kosmosu nieznaczy nic. Powstało zupełnie przypadkiem,a rozwija się dzięki losowej selekcji i powielaniusię replikatorów.Jest to metafizyka podstępna, gdyż lubi się przedstawiać jako„ametafizyczna naukowość”. Wyjaśnianie świata przy założeniu nieistnieniaBoga to postulat nauk naturalistycznych. Łatwo więc „robocze założenie”pomylić z „metafizycznym faktem”. W istocie metafizyka ateistycznasprawdza się dużo gorzej niż teistyczna. Wymaga budowania zawiłychmitologii, uznawania całych obszarów rzeczywistości za „niepoznawalne”,ma problemy ze zdefiniowaniem człowieczeństwa, jest zagrożonadeterminizmem. Dalsze zagłębianie się w ten temat przekroczyłoby jednakramy tego tekstu.SPOŁECZNE KONSEKWENCJE ATEIZMUJeśli uznajemy, że człowiek jest przypadkowym bytem otoczonymobojętnym, a nawet wrogim środowiskiem, jeśli uznamy, że duchowość jesttylko funkcją materialnego i nietrwałego mózgu, w żaden istotny sposób niezakorzenioną w świecie, to społeczne konsekwencje tego stanowiska będąbardzo doniosłe.Jeszcze bardziej doniosłe będzie uznanie, że życie to tylko selekcjai przetrwanie najlepiej przystosowanych.Pierwszym skutkiem takiego światopoglądu będzie uznanie za ludzi tylkotych, którzy mają dobrze wykształcone procesy psychiczne. Ludźmi nie będą


209wtedy nienarodzeni, dementywni starcy, noworodki, chorzy w stanie śpiączki.Definicja człowieczeństwa robi się rozmyta i pełna półcieni.Drugim skutkiem będzie odebranie człowiekowi jego podmiotowości,jaką się dotąd cieszył, i potraktowanie go jak przedmiotu. Stąd postświatnie ma żadnych oporów przed dokonywaniem zapłodnień in vitro,tworzeniem ludzko-zwierzęcych hybryd, pracą nad sztuczną inteligencjąi mutantem‐postczłowiekiem, który ma zastąpić dotychczasowy „wadliwy”twór zwany homo sapiens.Trzecim, i chyba najważniejszym skutkiem przyjęcia tej metafizyki jestprzyznanie sobie przez niektórych ludzi prawa do pochwycenia ewolucji wewłasne ręce i pokierowania nią w sposób szybszy i bardziej efektywny od„ślepych, bezdusznych sił Natury”.Ateiści, a przynajmniej ich elity, alarmują, że ludzi jest za dużo i zasobyplanety znikają w zastraszającym tempie. Remedium na to ma być drastycznezmniejszenie liczby ludzi osiągnięte zarówno poprzez kontrolę urodzeń, jaki propagowanie aborcji i eutanazji. Powstrzymaniu przyrostu naturalnegosłuży też promocja homoseksualizmu, który jest seksem w stu procentach„bezpiecznym”. Ziemia, uczyniona przestronniejszą, ma należeć do postludzi –nieludzkich dzieci zamówionych przez oligarchów i wyhodowanych dla nich.KORPORACJE TO PSYCHOPACILewicowy pisarz Joel Bakan stwierdził, że gdyby porównywać korporacjędo człowieka, to należałoby przywołać postać beznadziejnego psychopaty. Jestto osobnik, którego jedynym motywem postępowania jest chciwość, i którydla osiągnięcia swego celu nie cofnie się przed kłamstwem, kradzieżą czyzabójstwem.Korporacja to fikcyjna osoba, osoba prawna, która została powołanawyłącznie w celu osiągania zysku. Business is business. Oto logika korporacji.Uczciwość, lojalność, prawdomówność i inne pojęcia z dziedziny aksjologiidla korporacji nie istnieją jako normy pozabiznesowe. Chyba że korporacjazostanie zmuszona do respektowania tych wartości siłą stosowaną przez innypodmiot. W grę może tu wchodzić jedynie państwo. Korporacja zawahałabysię też przed deptaniem praw moralnych, gdyby okazało się, że ujawnienietakich praktyk może spowodować utratę znaczącej liczby klientów, dla którychprawa te mają znaczenie. Korporacjom udało się jednak zamienić rynek na„postrynek”, gdzie z żadnymi ograniczeniami już nie muszą się liczyć.Atak Zombie. O sojuszu lewicy i korporacji


KORPORACJE DZIAŁAJĄ NA „POSTRYNKU”Zwolennicy liberalizmu gospodarczego uważają, że niczym nieskrępowanawłasność prywatna i konkurencja są gwarancją racjonalności działaniapodmiotów gospodarczych i postępu społecznego.Tak dobrze wygląda to jednak tylko w doktrynie. Praktyka jest inna. Okreswolnej konkurencji w każdej dziedzinie trwa stosunkowo krótko. Szybkoustala się status quo pomiędzy korporacjami, które opanowały dany segmentrynku. Konkurencja jest eliminowana dowolnymi metodami i to nie w skalijednego kraju, ale w skali globu.Korporacje uzależniają od siebie struktury państwowe. I to nie tylkodlatego, że mogą kupić polityków. Mogą też wywierać na państwo naciskekonomiczny (zwalniać ludzi, bądź zatrudniać, inwestować lub nie).Korporacje albo same posiadają media, albo też są kluczowymi klientamispółek medialnych, dlatego mogą w dowolny sposób organizować opiniępubliczną.Skala rozwoju globalnych korporacji jest już taka, że dążą one do totalnegoopanowania psychiki klientów. Lansują celebrytów i sportowców, którzynastępnie reklamują metki. Wydarzenia artystyczne i polityczne nie mogą sięobejść bez kontroli korporacji, które oczywiście wspierają tylko te idee, któresą im przydatne.Jakie idee mogą służyć korporacjom, zważywszy, że są to – jak piszeBakan – psychopaci istniejący wyłącznie dla zysku? Łatwo odgadnąć. Będzieto życie nastawione na konsumpcję (uwarunkowywanie klienteli), karierę(uwarunkowywanie własnych „zasobów ludzkich”) oraz „wyzwolone użycie”(zwiększanie pola ludzkich zachowań, które jest rynkiem: nowe rozrywki –nowy rynek).Kiedyś, w dobie kapitalizmu wolnokonkurencyjnego, mieliśmy do czynieniaz rynkiem, na którym działały ludzkie podmioty. Teraz mamy do czynieniaz bezosobowymi korporacjami lansującymi swoje bezosobowe metki oraztraktowanymi przedmiotowo konsumentami. Mamy też celebrytów – efektmedialnej kreacji. Z rynku znikły więc podmioty ludzkie. Mamy sam rynek.Stan ten, w dobie, w której wszystko jest już post-, chciałoby się określić„postrynkiem”.Korporacje wywołują też negatywną selekcję we własnych szeregach.Korporacja jest bytem abstrakcyjnym, lecz, jak wspomnieliśmy, o cechachpsychopaty, którego nie interesuje nic poza pieniędzmi. Korporacja niebędzie więc premiować tych cech swoich pracowników, które nie majązwiązku z zarabianiem pieniędzy. Będą to cechy obojętne, a czasem


wręcz kolidujące z interesemkorporacji. Ani uczciwość, anidotrzymywanie danego słowato nie są cechy współczesnegomenedżera. Dążenie do zarobieniapieniędzy usprawiedliwia każdezachowanie. Tylko człowiek zdolnydo poświęcenia wszystkiego w imiępieniędzy może robić karieręw korporacyjnym postświecie.211Lewica zapragniemutantów, korporacjeje opracująi wypuszczą na rynek.Łatwo zauważyć, że środowiskiem, w którym korporacje czują sięnajlepiej, jest świat ateistycznych wartości, zbudowany na ateistycznejmetafizyce. Dlatego korporacje świat taki promują.LEWICA, KTÓRA KIEDYŚ WALCZYŁA Z WYZYSKIEMPrzyjrzenie się działaniom współczesnej lewicy może zdziwić człowiekaprzyzwyczajonego do stereotypu ruchu sprzeciwiającego się wyzyskiwaniuludzi przez innych ludzi lub bezosobowe siły. Lewica dziś z wyzyskiemnie walczy. Nie umie wskazać alternatywy dla systemu korporacyjnego.Pojedynczy działacze lewicowi piętnują niekiedy wynaturzenia systemukorporacyjnego, lecz na tym się kończy.Nieustannie natomiast lewica zabiera głos w sprawach seksu. Identyfikujesię z homoseksualizmem, debatuje nad stworzeniem alternatywy dlamałżeństwa monogamicznego. Seks jest w lewicowej debacie punktem takważnym, że zyskała już sobie złośliwy przydomek „lewicy rozporkowej”.Zawsze można też liczyć na poparcie działaczy lewicowych dla aborcji,eutanazji, zapłodnienia in vitro. Lewica jest gotowa domagać się przyznaniapraw obywatelskich szympansom, hodowania embrionów ludzkich nadawców organów, dokonywania eksperymentów genetycznych. Co się stało?Odpowiedź na to pytanie jest stosunkowo prosta. Korzenie lewicy tkwiąw materialistycznej i ateistycznej metafizyce. Działacze lewicowi planowalikompleksowo zbawić świat, z konieczności musieli więc odrzucić ideęBoga. Musieli też założyć, że świat jest materialny i całkowicie podatnyna manipulację. Uznanie istnienia Boskiego Suwerena równałoby sięzaprzeczeniu prawom lewicy do dowolnego manipulowania światem i ludźmi.Czyniłoby też zasadnym pytanie, czy świat urządzony przez ludzi, choćbyAtak Zombie. O sojuszu lewicy i korporacji


o jak najszczerszych intencjach, będzie lepszy od świata, nad którym czuwaBoża Opatrzność.Lewica zabsolutyzowała relacje ekonomiczne między ludźmi i uznała, żeprzejęcie kontroli nad tymi relacjami i pokierowanie nimi w sposób racjonalnymoże przynieść powszechne szczęście, które jest tożsame z materialnymdobrobytem. Człowiek, którego potrzeby materialne zostały zaspokojone, miałsię następnie rozwijać w dziedzinie nauki i sztuki.Lewica została jednak pobita na własnym polu przez korporacje, którestworzyły hedonistyczny świat, nastawiony na zaspokajanie potrzebmaterialnych. Działacze lewicy (poza skrajnymi ekstremistami) przyłączylisię więc do obozu dawnego wroga i z nimi współpracują. Korporacje dbająo zaspokojenie potrzeb, zaś lewica, opierając się na tej materialnej bazie, dążydo wyzwolenia człowieka z „duchowych przesądów” i zapewnienia mu „pełniżycia i rozwoju”.Lewica pragnie człowieka zaspokojonego seksualnie, wyzwolonegoz dominacji „patriarchatu”, „heteroseksizmu”, „stereotypu małżeństwamonogamicznego” i innych kajdan. Nie miałaby też nic przeciwkowyhodowaniu nieśmiertelnych ludzkich mutantów. Byłoby to zbawienieosiągnięte całkowicie ludzkimi siłami i całkowicie bez Boga.Z punktu widzenia lewicy działania chrześcijan są niebezpiecznymopóźnianiem realizacji tej utopii. Dlatego w swojej propagandzie lewicakładzie tak silny nacisk na dezintegrację osoby ludzkiej poprzez aborcję,eutanazję, homoseksualizm, in vitro. Tylko zdezorganizowaną osobę ludzkąbędzie można zorganizować na nowo. Oczywiście lepiej.ATAK ZOMBIEŁatwo zauważyć, że obszary działania lewicy i korporacji uzupełniająsię oraz, że oba te systemy łączy wspólna ateistyczna metafizyka. Lewicadostarcza idei, zaś korporacje zapewniają tym ideom nośniki materialne.Przykładowo: lewica zapragnie mutantów, korporacje je opracują i wypuszcząna rynek.Podział zadań jest jasny. Korporacje są nastawione wyłącznie nazarabianie. Lewica to ludzie ideowi. Korporacje będą promować lewicowe ideedlatego, że są to idee użyteczne dla nich. Spełnienie życiowe jako spełnieniekonsumenckie.Globalna machina propagandowa promuje lewicowe idee i korporacyjnemetki. Obie strony żyją w symbiozie. Lewica korzysta z nieograniczonychzasobów finansowych do promocji swoich idei, zaś korporacje zyskują pewną


213„nadbudowę ideologiczną”. Nie wyglądają już na psychopatów goniących zazyskiem. Oferują nam przecież środki do osiągnięcia spełnienia, radości życia,są przyjazne.Jednak sojusz korporacji i lewicy śmiało można nazwać sojuszem <strong>zombie</strong>,gdyż pozbawia on ludzi ich przyrodzonej godności i jest nastawiony narelatywizowanie osoby ludzkiej sprowadzonej do roli przedmiotu.PRZESTARZAŁY PODZIAŁ NA LEWICĘ I PRAWICĘCoraz częściej można usłyszeć utyskiwania, że partie prawicowezachowują się jak lewicowe i vice versa. Dzieje się tak dlatego, że wciążmamy zakodowane stare pojęcia: prawica stoi po stronie kapitału i własnościprywatnej, lewica po stronie ludzi przez ten kapitał wyzyskiwanych. Tak jużod dawna nie jest.Potrzebne nam jest nowe spojrzenie na scenę polityczną. Powinniśmydzielić partie na takie, które pragną obronić integralność osoby ludzkieji jej Boży wymiar, oraz na takie, które pragną osobę ludzką zrelatywizowaći uprzedmiotowić w imię ewolucji, postępu, wyzwolenia seksualnego i innychwyższych racji.Jeśli pozwolimy, aby nasze myśli wciąż obracały się wokół przestarzałychpodziałów, możemy przegapić moment, kiedy korporacyjne laboratoriaopuszczą wyhodowane według lewicowej ideologii mutanty i stworzą nampiekło na Ziemi. █


Adam Paweł KubiakEKOLOGICZNYSEKSRozwiązłość płciowa w świetle ekologiii etyki chrześcijańskiejEkologiczny seksAutor Autorski


To zaskakujące, że część ekologówpromujących rozwiązłość seksualną jakorzekomo bardziej naturalną od trwałychzwiązków monogamicznych popierametody antykoncepcyjne, które w istociesą sztuczne. Jak można twierdzić, żesztuczne tworzywo, nasączone substancjamismakowymi, oddzielające kochankówgumową warstwą w najbardziej intymnymmiejscu, wnosi ogromne pokładynaturalności w akt seksualny?


Uwolnienie się od narzucanych imperatywów moralnych pozwalaprzeżywać niewinność i spontaniczność aktu seksualnego. Sztucznośćseksualności obarczonej religijnymi, kulturowymi oraz moralnymizakazami i nakazami jest oczywista. Prawdziwie naturalna seksualność jestniezobowiązująca, wolna od zakazów i nakazów, a przyroda, której jesteśmyczęścią, poświadcza nam to na każdym kroku. Bądźmy bliżej przyrody.Powróćmy do swojej prawdziwej natury. Żyjmy w wolnych związkach.Uprawiajmy wolny seks!Tego typu przekonania głosi wielu młodych radykalnych ekoaktywistów(ekologistów). Czy takie poglądy są wyrazem głębokiej mądrości, czy teżresentymentalnego samozakłamania?RADYKALNY EKOLOGIZM - SEKSUALNOŚĆ GŁĘBOKA,CZY PŁYTKA?W problematyce ekologii głębokiej Arne Næssa najistotniejsze jestgłębokie spojrzenie na przyrodę, przekraczające kartezjańsko-newtonowskiredukcjonizm. Takie spojrzenie sięga poza kompetencje instrumentalnegopoznania naukowego. Poszukuje w przyrodzie wartości, Absolutu, dostrzegai bada jej głębszą sferę – rzeczywistość sacrum.Analogicznie można by przedstawić problematykę „seksualnościgłębokiej”. Jest ona bardziej zagłębianiem się w złożoną, ponadnaturalną sferępsychiki i duchowości, niż banalizowaniem seksu do funkcji prokreacyjnejczy hedonistycznej. W seksualności głębokiej seks nie może być sportem,fraszką, miłą i przyjemną błahostką, której niepohamowana chęć przeżyciajest „tak naturalna”, że tak płytko rozumianej naturze należy pozwolićcałkowicie pofolgować. Seksualność głęboka jest poszanowaniem ciałaczłowieka jako sacrum oraz skupieniem się na drugim, na jego wewnętrznejwartości i potrzebach, zamiast tylko na jego ciele jako środku do osiągnięciawłasnej ekstazy.


217Seksualność płytka uprzedmiatawia osobę w jej cielesności, traktowanejtylko jako narzędzie doznań. Bardzo modna dziś, także w niektórychkręgach ruchów ekologicznych, postawa „seksu bez zobowiązań”,proklamująca „wolne”, „luźne” związki, jest podstawą seksualności sztuczneji nieekologicznej (w rozumieniu ekologii sensu lato) i w żaden sposób nie dajesię uzasadnić przez nawiązanie do przyrody.Moda na nieskrępowaną seksualność przyszła wraz z kulturową rewolucjąruchu hippisów. Ruch ten, będący sprzeciwem wobec materialistyczniei technokratycznie ukierunkowanej kultury amerykańskiej, rozpocząłtakże radykalne zmiany w sferze świadomości ekologicznej. Być może tenfakt tłumaczy to, iż w wielu środowiskach „radykalnych ekologów” ideomproprzyrodniczym towarzyszy idea rewolucji seksualnej.Pamiętam, jak parę lat temu, uczestnicząc w rowerowej wyprawie,połączonej z happeningami związanymi z nadchodzącym Szczytem Ziemiw Johannesburgu, miałem okazję zobaczyć, w jaki sposób aktywiści niemieccytwórczo realizują ekoidee. Mój podziw zmalał, kiedy podczas pobytu w jednejz samowystarczalnych ekowiosek, dowiedziałem się, że w komunie tejpraktykują zasadę regularnej, corocznej wymiany partnerów. Od tego czasuzdążyłem poznać kilka mniej radykalnych wariacji hippisowskiej rewolucjiseksualnej. Każda z nich traktowała jednak monogamię (z jej normamio charakterze bezwzględnym) jako co najmniej względną, a stosunkiprzedmałżeńskie i relatywizowanie norm moralności seksualnej – jakozdrową oczywistość, wypływającą ze stwarzającej coraz to nowe normy„natury” człowieka.„Seks według hippisów” nie jest chyba nieuchronnym prądem wewspółczesnym ekologizmie. Wątpię jednak, czy gdzieś na świecie istnieje ecovillage,w której bezwzględną wartością i zasadą byłaby „jedna miłość”.INSTYNKTY, WARTOŚCI I CZŁOWIECZEŃSTWONaturą zwierzęcia jest instynkt. W sferze seksualności zwierzę jestzaprogramowanym automatem. Żyjąc w swoim naturalnym środowisku, niejest zdolne do miłości w metafizycznym sensie bycia darem. Żyje wedługbehawioralnych nakazów, prostych przyczynowo-skutkowych schematów„akcja-reakcja”. Najprawdopodobniej poprzez akt seksualny nie wyrażagłębokich uczuć i wartości. Oczywiście faktem jest, że osobniki wielugatunków w życiu społecznym odznaczają się empatią i altruizmem, co mocnoEkologiczny seks


Nie opuszczę Cię, jesteś dla mnie ważna,mam na względzie Twoje szczęście, z tąsferą czekałem na Ciebie i odtąd masz na niąabsolutną wyłączność.przybliża ich status do – jak dotąd zarezerwowanego tylko dla człowieka –statusu osoby. Jednak zawężając rozważania do sfery seksualnej, wątpliwymjest, aby akt seksualny zwierząt był nośnikiem odkrywanych, świadomiewyznawanych, budowanych i bronionych wysiłkiem woli wartości. Dlatego teżmiędzy seksualnością człowieka a zwierzęcia istnieje jakościowa przepaść.Światopogląd chrześcijański sugeruje, że istotą współżycia dwojga ludzinie jest realizacja biologicznego programu zachowania gatunku (zapłodnieniejest celem nadrzędnym tylko w świetle modelu biologicznego). Zgodniez chrześcijańską antropologią, człowiek nie jest tylko automatem bierniepoddającym się behawioralnym odruchom, ale świadomą i wolną osobą,potrafiącą podejmować odpowiedzialność seksualną za swojego partnera i –jako jedyny gatunek na ziemi – zdolną poprzez akt seksualny wyrażać miłośći swoje wartości, dotykając przez to rzeczywistości duchowej. Nadrzędnymcelem współżycia jest więc mistyczne spotkanie z Transcendencją,a środkiem i podstawą transcendowania są wypracowane w toku ewolucjiuwarunkowania biologiczne. Jednak akt seksualny, aby był wyrazem uczući wartości, musi iść w parze ze wspólnym obu stronom zaangażowaniem,wręcz walką o wartości, które czynią seks niebanalnym i pięknym.Towarzyszyć musi mu także poszukiwanie tych odczuć, które wiążą sięz poruszeniem z powodu dostrzeżenia radości drugiej osoby i możliwości jejobdarowania.Człowiek, niestety, może z łatwością pozbyć się swojego człowieczeństwa,zacierając wyrazistość wspomnianej jakościowej różnicy. Czyni to poprzezrozwiązłe życie seksualne, będące wyrazem obojętności, alienacji, zapatrzeniasię tylko w swoje potrzeby i ucieczki od odpowiedzialności. Pozbawiającsiebie i drugą osobę sporej puli psychicznie pozytywnych efektów współżyciai głębi uczuć wyższych oraz pięknych, twórczych i nadających sens życiurelacji, zmierza nieuchronnie ku obojętności lub obsesji, rezygnacji lubrozpaczy, w końcu – ku śmierci duchowej.


219Pragnę cię.ODWRÓCENIE PORZĄDKUNATURYCZY NATURALNY PROCES?Niespotykany dotąd w dziejachideologiczny indywidualizm towarzyszystrategii rozrodczej części współczesnejpopulacji homo sapiens, która odrzucanaturalną wspólnotę przynależnościna rzecz absolutnie nieskrępowanegoseksu. Dzięki rozwojowi naukii techniki człowiek może szybciejpopadać w promiskuityzm („każdyz każdym”), odbywać stosunkiseksualne bez poczucia więzi,zależności i przynależności, bez piętnaodpowiedzialności związanej z aktemdawania życia i całościowym dobremosoby partnera. Do wyboru mamy teżpowszechną „wielokrotną monogamię”,którą za bliższą naturze od „partnerana całe życie” uważają ludzie niepotrafiący stawiać czoła kryzysom,czyli naturalnym przesileniomtowarzyszącym procesowi budowaniacoraz bardziej satysfakcjonującychrelacji miłości.Ekologiczny seks


Człowiek współczesny po kilkudniowej znajomości może seksualniepołączyć się z partnerem ze świadomością, że w każdej chwili będzie mógł sięcałkowicie wycofać, pożegnać, aby połączyć się z kolejnym bez ponoszeniaodpowiedzialności za poprzedni związek. Nagie ciało takiego człowiekapodczas stosunku nie mówi: „Nie opuszczę Cię, jesteś dla mnie ważny,mam na względzie Twoje szczęście, z tą sferą czekałem na Ciebie i odtądmasz na nią absolutną wyłączność”. Ciało takie mówi tylko: „Pragnę cię”.Uprzedmiatawia drugiego, czyniąc z niego narzędzie własnego spełnienia.Zaskakujące jest to, że takie zachowanie niektórzy określają jako„naturalne”. Dziwić może też, że przy uprawianiu „łatwego” seksu, rzekomobardziej naturalnego od „trudnego” (odpowiedzialnego), nie obejdzie siębez łatwych i wygodnych metod antykoncepcyjnych – w istocie swojejsztucznych! Jak można twierdzić, że sztuczne tworzywo, nasączonesubstancjami smakowymi, oddzielające kochanków gumową warstwąw najbardziej intymnym miejscu, wnosi ogromne pokłady naturalnościw akt seksualny? A przecież takie twierdzenie wynika z uznania współżyciapozamałżeńskiego (rozkwitającego głównie dzięki nowym technologicznymśrodkom antykoncepcji) za bliższe naturze od współżycia małżeńskiego.Niezrozumiałe jest to, że towarzyszące rozwiązłości seksualnej, a nawetwarunkujące ją, sztuczne wytwory, takie jak prezerwatywy, spirale czypreparaty hormonalne, niektórzy ekologiści uparcie nazywają najbliższyminaturze człowieka.Warto w tym miejscu przypomnieć bardzo interesujące zjawiskowyłamywania się sensu ludzkiej seksualności z porządku natury: w przyrodzieintencją współżycia jest zapłodnienie, a odczuwanie przyjemności służypodtrzymaniu chęci do rozmnażania. Współżycie z dowolną liczbą partnerów,którego celem jest przyjemność, z jednoczesnym unikaniem zapłodnienia –jest raczej odwróceniem tego porządku.Od czasów greckiej filozofii naturalistycznej znane są głosy mówiące,iż jedyną naturą wszystkich rzeczy jest ciągły proces ich zmian. Ewolucja,rozumiana szerzej niż biologicznie, wskazywać by mogła, że nie ma niczastanego, żadnej trwałej istoty konstytuującej podmiot lub przedmiot.Dotyczy to kultury, norm społecznych i moralnych, wartości, idei, języka,wiedzy, religii, kondycji i istoty człowieka, a także rozumienia pojęcia„naturalność”. Rewolucja seksualna byłaby zatem elementem naturalnejewolucji wszystkiego.Ale nawet gdyby twierdzenie pantha rei przyjąć za prawdziwe, touznanie, że „tak właśnie jest (lub będzie)”, nie jest przecież odpowiedzią


na naturalnie nasuwające siępytanie: „Czy tak być powinno?”.W naturze człowieka leży twórczeprzeciwstawianie się procesowipewnych zmian, intuicyjnieodczytywanych jako zgubneantywartości – tak jak istotążycia jest przeciwstawianie sięwszechogarniającemu procesowientropii.SEKS ,,TYLKOW MAŁŻEŃSTWIE” JESTBLIŻSZY NATURZEW logicznym dyskursie, pouwzględnieniu powszechnegorozumienia słów „ekologia”i „naturalność”, można próbowaćwskazać, że rozwiązłość seksualnajest praktyką nienaturalną dlaczłowieka. Skupianie się na dobrudrugiego człowieka (w szczególnościtakiego, który w rozumieniu biologiijest zbędnym balastem lub wręczzagrożeniem dla populacji), a także


223na dobru innych gatunków, czyli pragnienie i umiejętność bezinteresownegowychodzenia „poza siebie” i poza egoizm gatunkowy (sumienie ekologiczne),można nazwać jedną z naturalnych cech wyróżniających nas od resztygatunków. Seks bez zobowiązań znaczy tyle, co seks pozbawiony chęciZ obliczeń socjobiologicznych wynika, żemężczyzna powinien być przykładnym ojcemi mężem, ale zdradzać żonę powinien zaraz pomiesiącu miodowym.podjęcia odpowiedzialności za drugiego i szukania jego dobra. Jest toniezgodne z naszą cechą gatunkową, a więc w tym sensie nienaturalne.Niektórzy kochankowie, ukrywając swój prawdziwy motyw, jakim jestludzki egoizm, przywołują filozoficzne uzasadnienia „wolnościowych”poczynań i traktują „naturę człowieka” nie jako niezmienny zestaw kategoriinazywanych „prawdą o człowieku”, lecz bardziej jako chwilowo utrwalonywytwór ewolucji służący przystosowaniu się do środowiska. Warto pamiętaćo wewnętrznej sprzeczności takiego myślenia. Jest bowiem swoistymparadoksem, że relatywizm biologiczny, który każdą ontologiczną prawdęmoralną interpretuje wyłącznie naturalistycznie jako przystosowanie doaktualnych, stale podlegających zmianom warunków środowiska (np.socjobiologia Wilsona czy teoria „samolubnego genu” Dawkinsa), sam niechce być traktowany relatywnie i przystosowawczo, ale pragnie być uznanyw sensie bezwzględnym, przez co popada w wewnętrzną sprzecznośćz samym sobą.Biologizującemu seks-liberałowi pozostaje więc słabsze pojęcierelatywizmu. Może przyjąć twierdzenie o nieistnieniu ontycznie trwałego,niezmiennego prawa moralnego – ale przyjąć już nie jako prawdębezwzględną, lecz na podstawie innej przesłanki, mianowicie gustu,kierowanego w tym przypadku pragnieniem wykorzystania wszelkichnadarzających się w życiu sytuacji – w iście epikurejskim stylu – dla swojejkorzyści. Zdaje się jednak, że dobór naturalny w przypadku człowiekapromuje zachowania altruistyczne.Ekologiczny seks


Absurdalne wydają się twierdzenia, jakoby umiejętność panowanianad własną seksualnością ograniczała spontaniczność i niewinność aktupłciowego. Żadne racje nie przeczą twierdzeniu, że małżonkowie, którzypotrafią zapanować nad popędem w sytuacjach potencjalnej możliwości„cudzołożenia”, mogą cieszyć się żywiołowością życia seksualnego większąniż w przypadku osób nie bojących się przygodnych znajomości, np.„spontanicznie” korzystających z usług domów publicznych.Próba rozstrzygania, w jakim przypadku współżycie będzie bardziejspontaniczne, jest raczej kwestią niezweryfikowanych przekonańo charakterze światopoglądowym. Z kolei niewinność współżycia zależy odtego, czy czyn ten wraz z motywującą go postawą wobec drugiej osoby będziemoralnie dobry. Ekologiści zdają się relatywizować moralne powinnościw relacjach międzyludzkich, skupiając się na absolutyzowaniu koncepcji etykiśrodowiskowej. Być może stąd przenoszą w świat relacji osobowych zupełnienowe znaczenie pojęcia niewinności. Można je najogólniej zdefiniować jako„nie-winność” – wyzbycie się poczucia winy, zrzucenie jarzma nakazówmoralnych, puszczenie wodzy instynktów.Wyjaśniając genezę etyki przez pryzmat socjobiologii, niektórzy traktujątezy tej dziedziny biologii jako wiążące wyznaczniki moralności. W takimprzypadku jednak argumentem przeciwko liberalizmowi seksualnemu możebyć fakt, że rodzina była podstawą w całej grupie hominidów. Oczywiście opishistorycznego stanu lub procesu nie może być traktowany jako wystarczająceuzasadnienie powinności moralnej. Co ciekawe, konkluzje przeczącerozwiązłości wynikają też z twierdzenia, że monogamia jest bardziejnaturalna dla kobiety, podczas gdy mężczyzna, biologicznie zaprogramowanydo przekazania swojego nasienia jak największej liczbie kobiet, jest z naturypoligamiczny i ogranicza go tylko pewna „umowa” między mężczyznami.Jeśli taką umowę przyjmiemy za fakt wpisujący się w teorię socjobiologii,to przypadki niezawierania owej umowy należałoby potraktować jako cośnienaturalnego. A skoro jej brak skutkowałby większą rozwiązłością, to w tymkontekście rozwiązłość w świetle samej socjobiologii okazuje się czymśnienaturalnym także dla mężczyzn.NIEUCHWYTNA DLA NAUK PRZYRODNICZYCH NATURACZŁOWIEKAPrzy próbie naturalistycznego zredukowania etycznego i metafizycznegosensu współżycia ma miejsce pewne nadużycie. Nauki przyrodnicze nie sąw stanie przy użyciu swoich narzędzi wykluczyć istnienia rzeczywistości,


225która tym narzędziom nie byłaby dostępna. A co robić, jeśli narzędzia te, napodstawie tylko przejawów w przestrzeni dostępnej dla nich rzeczywistości,zbudują fałszywy model seksualności? Współwystępowanie elementówrzeczywistości naukowo opisywalnej z elementami realności niedostępnejnaukom ścisłym często interpretowane jest jako współzależność lubwytwarzanie przez pierwszą (zmysły, intelekt) wyobrażenia (projekcji) tejdrugiej (np. boskiej). Jeśli nawet przesłanki te są prawdziwe – z badań naukprzyrodniczych wynika, że jest to prawdopodobne – to sam fakt wytwarzaniaprzez umysł pewnego obrazu (wyobrażenia) rzeczywistości transcendentnej(niedostępnej naukom przyrodniczym) nie wyklucza możliwości równoległegorealnego istnienia takiej rzeczywistości, o czym zdają się zapominaćnaturaliści, którzy wyprowadzają z tych przesłanek wniosek o nieistnieniuBoga osobowego, duszy lub świata niematerialnego.Wnioski dotyczące istoty seksualności człowieka, nie wynikającelogicznie z przesłanek oraz inne błędy w interpretacji przyrody, zagrażająchyba szczególnie tym, którzy bezkrytycznie doszukują sięw zjawiskach przyrodniczych absolutnej prawdyo sobie, a w zachowaniu wybranychzwierząt uzasadnienia swojejnegacji istotnych norm moralnych,dotyczących życia erotycznego.„EKOLOGICZNY” I „WOLNY”SEKS- SPRZECZNOŚĆZNACZEŃPróba dowodu na„nieekologiczność” wolnegoseksu może wyglądaćnastępująco. Na początkunależy zastanowić się nadznaczeniem słowa „ekologia”.Próbując sformułować jejnajogólniejszą definicję, możnapowiedzieć, że jest to naukao relacjach, zależnościachEkologiczny seks


między elementami środowiska na poziomie wyższym niż organizm.Gdyby w strukturach przyrody nie występowały silne i trwałe powiązaniajej elementów (np. osobników ze środowiskiem czy osobników międzysobą), a tylko krótkotrwałe, nie utrwalające się, przypadkowe relacje, tomoże w ogóle nie wyodrębniłaby się ekologia jako dyscyplina naukowa.Podstawowa jednostka życia – komórka – funkcjonuje tylko dzięki trwałymPodstawowa jednostka życia - komórka -funkcjonuje tylko dzięki trwałym powiązaniomi ścisłym zależnościom jej poszczególnychelementów. W takiej perspektywie powinnosię nazwać ekologicznym taki seks, któryodbywa się w atmosferze powiązań, zależnościi trwałości relacji między dwoma kochankami.powiązaniom i ścisłym zależnościom jej poszczególnych elementów. Życiedefiniowane jest jako system materialny utrzymujący homeostazę poprzezzachowanie swojej struktury i stałych proporcji elementów składowych(parametrów).W takiej perspektywie powinno się nazwać ekologicznym taki seks, któryodbywa się w atmosferze powiązań, zależności i trwałości relacji międzydwoma kochankami. Im więcej współzależności, tym bardziej „ekologicznie”.Takie silne liny spajające, więzy zależności (i przynależności) tworzy naprzykład katolicka przysięga małżeńska: „i cię nie opuszczę aż do śmierci”.Seks w atmosferze rozwiązłości – w sensie rozwiązanych „krępujących”i „zobowiązujących” nici zależności na rzecz nietrwałych powiązań –zasadniej jest nazwać alienującym i redukcjonistycznym niż ekologicznym czyholistycznym.Wydaje się więc, że odkrycia biologii potwierdzają chrześcijańską intuicjęmówiącą, iż prawdziwie naturalna człowiekowi seksualność to taka, którama na uwadze dobro drugiej osoby, a nie własne „interesy” (popularne hasłow etyce środowiskowej). Tylko seksualność autentycznie odpowiedzialna,absolutnie i bezwarunkowo zobowiązująca – czyli towarzysząca


227nierozerwalnym współzależnościom kochanków-małżonków oraz utrwalającate zależności – jest prawdziwie ekologiczna. Doszukując się – poprzezanalogię – naukowego uzasadnienia takiego stanowiska, można wskazać nagatunki, które – tak jak człowiek – odznaczają się niewielką liczbą potomstwai dużym wysiłkiem rozrodczym oraz dla których monogamia jest naturalnądrogą do sukcesu ewolucyjnego.Oczywiście refleksja filozoficzna poświadcza co najmniej możliwośćistnienia obok interpretacji biologicznej jeszcze innych wyjaśnień czy sensówmonogamii – humanistycznych i deistycznych. Chrześcijanie z objawieniaBożego dowiadują się, że są naturalnie stworzeni do nierozerwalnejwspólnoty miłości erotycznej, wyłącznej na całe życie. Jeżeli wspólnota takaumiera, to jest to spowodowane faktem, że człowiek nie będąc automatem,może w wolności sprzeniewierzyć się swojej naturze. Odrzucając dawnyzwiązek i znajdując nowego kochanka (kochankę), tłumaczy wtedy sobie,że radość czy miłość jest tożsama z przyjemnością, a ból i cierpienie (np.w postaci poświęcania się i przezwyciężania trudności w poprzednimzwiązku) były zaprzeczeniem miłości. Taką postawę można próbowaćuzasadniać naturalistycznie, jednakjest to wyjaśnienie nietrafione.To fakt, że odczuwanie bólu jestistotnym mechanizmem obronnym,a często i warunkiem przetrwaniaosobnika. W przyrodzie oczywistąreakcją na ból jest przyjęciepostawy antagonistycznej wobecjego źródła. W takim rozumieniu,należałoby dla bezpieczeństwaoddalić się od partnera, który stajesię źródłem bólu psychicznego.Nie można jednak ignorowaćzłożoności ludzkich relacji,uwarunkowań psychologicznych,społecznych czy kulturowych (nie wspominając o duchowych). Związekdwóch osób jest na tyle skomplikowany, że tak proste behawioralnedociekania o przyczynie bólu są nieadekwatne. Nie jest łatwo powiedzieć,w przypadku relacji międzyludzkich, co tak naprawdę jest źródłem bólu. MożeEkologiczny seks


to być własna nieumiejętność, osobiście popełniane zło moralne (krzywdzeniesiebie i drugiego), osoba trzecia, czynniki środowiska lub jeszcze coś innego.EWOLUCJA UWALNIANIA MORALNOŚCI SEKSUALNEJ ODPRZYRODNICZEGO DETERMINIZMU„Nieekologiczność” rozwiązłości seksualnej byłaby oczywista, gdybyśmymogli uznać bez wahania, że trwałe zależności i długotrwałe interakcje sąw przyrodzie ex definitio pożądane. Tymczasem w wielu przypadkach faktytemu przeczą. Wąski zakres amplitudy ekologicznej, związany z większąspecjacją, niesie duże ryzyko. W obliczu nieoczekiwanych zaburzeńw ekosystemie korzystniejsze jest utrzymywanie przez symbionta interakcjiz wieloma gatunkami, które mogą pełnić wobec niego wymiennie tę samąfunkcję. Duży zakres tolerancji, czyli rozległa nisza ekologiczna, ułatwiaekspansję gatunku i daje szansę przetrwania w większej liczbie różnorodnychśrodowisk. Zatem nie można jednoznacznie określić, czy tworzenietrwałych zależności jest istotą lub „celem” przyrody.Wszystko zależy od rozpatrywanegoprzypadku. Co więcej, większaliczba zależności niekoniecznieświadczy o większej stabilnościekosystemu. Samo pojęciestabilności jest trudne dookreślenia i ma wiele definicji.W tej perspektywie możemyco najwyżej spojrzeć na przyrodęz pewnego wybranego punktuwidzenia, zależnego od subiektywnejinterpretacji naznaczonejświatopoglądem i dość dowolnieszafować wyselekcjonowanymidanymi, próbując uzasadnić swojeprzekonania na kwestie płciowości(eksperymentalna próba takiego zabiegumiała miejsce w niniejszym dyskursie).To samo dotyczy porównawczej analizyzachowań człowieka z genetyczniedalszymi lub bliższymi mu zwierzętami.


229Z obliczeń socjobiologicznych wynika, że mężczyzna powinien byćprzykładnym ojcem i mężem, ale zdradzać żonę powinien zaraz po miesiącumiodowym. Kiedy jednak odbiera on wierność jako wartość (czyli nawet wtedy,kiedy jest przekonany, że zdrada nigdy nie wyszłaby na jaw i nie zagroziłabyżadnej ze stron), dowodzi tym samym, że nie jest zdeterminowany porządkiempierwotnych instynktów. Nie jest to także zachowanie motywowanewspomnianą „umową”, gdyż ta miałaby praktyczny sens tylko wtedy, jeślizdrada mogłaby przynieść niekorzystne konsekwencje. Podobnie z prawtych wyłamuje się ktoś wykazujący się bezinteresowną złośliwością. Czywystarczy to, aby stwierdzić, iż rzutowanie wniosków z obserwacji naturyinnych gatunków (nawet mocno z homo sapiens spokrewnionych) na szerokorozumiane pojęcie natury człowieka jest bezpodstawne?Naukowiec poszukujący w teorii ewolucji uzasadnień dla ontologicznegonaturalizmu może sugerować, że zachowania seksualne niezgodnez teoriami socjobiologii są po prostu niepożądaną mutacją lub patologicznymodstępstwem. Jeśli nie udowodni tego statystycznie, może zostaćTrudno nie zauważyć, że skłonność i pragnieniepanowania intelektu nad innymi instynktamioraz myślenie w kategoriach moralnych sąnajbardziej swoistymi cechami gatunkowymiczłowieka.uznany za hochsztaplera. Co jednak się stanie, jeśli (o ile jest to w ogólemożliwe) potwierdziłby swe przekonanie badaniami, których tezy byłybyistotne statystycznie? Czy miałby wtedy prawo do prób całościowegozredukowania moralności i zachowań seksualnych człowieka do wyjaśnieńsocjobiologicznych?Z racjonalnego punktu widzenia – nie. Choćby dlatego, że jeśli nawetsocjobiologiczne ujęcie natury seksualnych zachowań i decyzji człowieka niebyłoby opisem historycznego etapu jego ewolucji, ale faktycznym aktualnymuśrednieniem, to upieranie się przy socjobiologicznej determinacji jako dlaEkologiczny seks


człowieka naturalnej i kategorycznej, a nawet wręcz substancjalnej – byłobysprzeczne z teorią ewolucji, która przedstawia rzeczywistość przyrodnicząw kontekście procesualnym, gdzie swoiste własności każdego wyższegopoziomu nie dają się przewidzieć na podstawie wiedzy o elementach poziomuniższego, ani nie dają się do nich zredukować. W takiej perspektywie bardziejnaturalnym dla człowieka (w świetle interpretacji ewolucyjnych) wydajesię osiąganie niezależności od biologicznych, behawioralnych podstaw,niezbędnych jednak do zaistnienia nowych jakości i praw moralnych, którewyłamują się z socjobiologicznego porządku.W tej sytuacji transcendowanie metafizyczne można by uznać za naturalnązdolność człowieka, tak samo jak za naturalne uważa się pojawianiew żywych organizmach nowych materialnych i niematerialnych jakości,nieodnajdywanych w ich poszczególnych elementach składowych, orazstopniowalne uniezależnienie się organizmów od środowiska abiotycznego,przejawiające się np. w zdolności do utrzymania wewnętrznej homeostazyi możliwości modyfikacji środowiska. Wątpliwe, aby ów wspomniany przezemnie naukowiec nazwał patologią pojawienie się na ziemi pierwszychorganizmów żywych, a później ich nowych cech jakościowych.Tezy sprowadzające seksualność do naturalistycznych wyjaśnieńwymagałyby więc zrezygnowania z teorii ewolucji. Chyba że nieuczciwiei niezbyt wnikliwie dokona się interpretacji odkryć biologii, ale takieinterpretacje przestają być naukowymi (choć do nich pretendują), a stają sięwyznaniem wiary.WIARA I ROZUM ŹRÓDŁEM WIEDZY O NATURZESEKSUALNOŚCI CZŁOWIEKABiosfera nie daje wzorców ani przeciw rozwiązłości seksualnej, ani za nią,choćby dlatego, że jest pełna nieskończonej liczby przykładów, tak różnych,że ciężko byłoby je zhierarchizować w celu określenia ogólnego i powszechnieobowiązującego nas przyrodniczego prawa dotyczącego ekoseksu, szczególniekiedy uświadomimy sobie możliwości naszego umysłu, inność naszegośrodowiska (które sami wytwarzamy) i naszej natury od jakiegokolwiekzwierzęcia. Skoro natura nie jest wystarczającym uzasadnieniem anirozwiązłości, ani wierności seksualnej, to nie jest i nie może być normądziałania w dziedzinach seksualności, o których mowa. Nie pozostaje nam nicinnego, poza zwróceniem się ku czemuś lub komuś poza lub ponad przyrodą.Niektórzy ekologiści ukierunkowani biocentrycznie mogą w tym miejscustwierdzić, że skoro przyroda (według ich światopoglądu – będąca ostateczną


231racją wszystkiego) nie funduje norm moralnych, to normy te muszą byćzłudzeniem. Najbardziej radykalną negacją będzie zakwestionowanieobiektywnego istnienia dobra i zła (jakkolwiek definiowanego), które rzekomomiałyby być tylko iluzją wytwarzaną z jakichś przyczyn przez świadomość napewnym etapie jej rozwoju.Teza o iluzoryczności moralności jest egzystencjalnie absurdalna i niedaje się udowodnić. Nie da się zakwestionować tego, że każdy żyjącyi świadomy człowiek wyznaje jakieś wartości (ma światopogląd, który jestodpowiedzią na pytanie, „jak żyć?”), czyli tym samym uznaje je za dobrelub – jak kto woli – za słuszne. Istnienie moralności (także seksualnej) jestfaktem. Życie wymusza na nas opowiedzenie się za jakimś zestawem zasadmoralnych, które wcześniej otrzymujemy, odkrywamy, lub wyprowadzamyz jakichś źródeł.Dużą część tych zasad da się opisać językiem socjobiologii. Oczywiściechodzi tylko o opis sposobu, w jaki wyewoluowały, a nie wyjaśnienie ich celulub przyczyny. Nie możemy też wyprowadzić z rzeczy zastanych wniosku,że takimi powinny one pozostać. Czy istnienie takich a nie innych formprzystosowań lub istnienie w ogóle jakiegoś gatunku, którego takie formycharakteryzują, jest dobre? Biologia nic o tym nie mówi. Dlatego też niemusząc nadawać temu, co zastane, rangi moralnej, człowiek odnajdujei przyjmuje także wartości transcendentne. Nie wszystkie wartości da sięsprowadzić do (lub wyprowadzić z) wyjaśnień biologicznych. Nie chcętutaj negować słuszności wysiłków w biologicznym wyjaśnianiu zachowańczłowieka, a tylko wskazać na ich ograniczoność i niewystarczalność.Ekologiczny seks


Jeżeli zechcemy poszukiwać źródeł wartości związanych z seksualnościąw religii, to okaże się, że wszystkie z wielkich religii świata na różne sposobyrealizują ideę trwałego „przywiązania” partnerów. Jednak nie każdy uznajereligię jako wartościowe źródło norm. W takim przypadku, w poszukiwaniunorm seksualności należy odwołać się do rozumnego namysłu etycznego.Psychologowie twierdzą, że rozwój moralny jednostki w głównej mierzeuwarunkowany jest doświadczeniem społecznym. Rozwój ten postępujew wyniku przekazywania norm i wartości, a także doświadczenia więzi.Skoro uczucia wyższe są kształtowane przez więź, a jednym z głównychpowodów nabywania norm jest przywiązanie, to ludzka negacja lubnieumiejętność tworzenia trwałych więzi w związkach, ogranicza zdolnośćempatii, rozumowania i postępowania moralnego w ogóle. Dotyczy to nietylko samych kochanków, ale i osób, dla których mogą oni stanowić przykładlub które wychowują. Przyjęcie relatywizmu moralnego w wychowaniu,uniemożliwia prawidłowy rozwój psychiczny wychowanka i co najmniejutrudnia nabycie zdolności tworzenia wspólnoty z najbliższymi, a takżepóźniejsze przystosowanie się do życia w społeczeństwie.JAKI SEKS JEST WIĘC NAJBLIŻSZY NATURZE I NAJBARDZIEJ,,EKOLOGICZNY”?Podsumowując, należy stwierdzić z pewnością, że żadne prawo biologicznenie uzasadnia i nigdy nie uzasadni etycznego liberalizmu i rozwiązłościseksualnej. Jeśli już rozpatrywać ją w odniesieniu do natury, to jest onaraczej sprzeczna z prawami przyrody, według których celem współżycia jestwydanie potomstwa, a w przypadku człowieka – wspólna nad nim opieka,w celu umożliwienia przetrwania i prawidłowego rozwoju fizycznegoi psychicznego (opieka „państwowa” nie zastąpi ojca i matki).W takim rozumieniu seks wiąże się z jakąś formą konsekwencjiczy zobowiązania, od czego rozwiązłość seksualna raczej jest daleka.W metafizycznym pojmowaniu natury człowieka z założenia nie odnosi sięjej do wyjaśnień naturalistycznych. Chrześcijańska wolność wyboru oznaczamożliwość przekraczania granic behawioralnego determinizmu. Jednak nawetjeśli ograniczymy się do próby interpretacji natury ludzkiej poprzez metodyi język nauk przyrodniczych, trudno nie zauważyć, że skłonność i pragnieniepanowania intelektu nad innymi instynktami oraz myślenie w kategoriachmoralnych są najbardziej swoistymi cechami gatunkowymi człowieka, rzecmożna – jego instynktami.


233Wydaje się więc, że religia (i wiara będąca jej fundamentem) oraz rozum– zgodnie uznają rozwiązłość seksualną (jako potęgującą rozwiązłośćrelacyjno-emocjonalną) za krzywdzącą dla człowieka. Ekologia natomiast,jako dyscyplina naukowa, w sprawie norm seksualnych pozostaje milcząca,a w niektórych interpretacjach potwierdza wartość wstrzemięźliwościi wierności seksualnej. Tak więc chrześcijańska wizja seksualności człowiekamoże być uzasadniana na różne sposoby: na płaszczyźnie etyki, psychologiiczy ekologii. Natomiast praktyki i postulaty wolnych związków i „uwolnienia”seksualności z okowów chrześcijańskiej kultury i religii, wyrażane przezpewną część członków radykalnych ruchów ekologicznych, są nie tylkonieuzasadnione przez ekologię, ale i społecznie niebezpieczne. Obowiązkiemchrześcijanina jest walczyć z uwłaczającą i zagrażającą człowieczeństwurozwiązłością seksualną poprzez przykład i racjonalną dyskusję. Tymbardziej, jeśli chrześcijanin ten jest przyrodnikiem i ma kontakt z ruchamiekologicznymi, w których na skutek zideologizowanej nadinterpretacjizjawisk przyrodniczych ułatwiony jest rozkwit „nowej etyki seksualnej”. █


Brytyjska organizacja ekologicznaOptimum Population Trust (OPT)twierdzi, że podstawowym rozwiązaniem„problemu globalnego ocieplenia”jest wprowadzenie restrykcyjnychpraw ograniczających liczbę dzieciw rodzinie. Z raportuzatytułowanego Mniejemitujących, mniej emisji,niższe koszty z 2007roku wynika, żedzięki przymusowejantykoncepcji, aborcjii sterylizacji możnadoprowadzić dozmniejszenia emisjidwutlenku węglao 34 miliardy tonrocznie.BOGNA BIAŁECKAOfiaryEKORELIGIIOfiary ekoreligiiAutor Autorski


Mój śp. ojciec, prof. Tadeusz Bartkowski, geograf, autor wielu podręcznikówakademickich, m.in. Kształtowanie i ochrona środowiska, zajmował się ekologią.Powtarzał często, że ze słów Boga: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się,abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nadrybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętamipełzającymi po ziemi” (Rdz 1,28) – wynika odpowiedzialność każdegoczłowieka, a szczególnie katolika, za środowisko naturalne. Mądra ochronaśrodowiska, bez paniki, bez lęku, bez poczucia winy, jest niewątpliwie naszymzadaniem. Ekologia nie może być jednak religią. A przypadków wyznawczegopodejścia do ekoreligii, niestety, jest coraz więcej.EKOKLOSZARDOto Jerzy – radykalny ekolog. Nie powoduje degradacji środowiskanaturalnego, ponieważ nie używa detergentów ani aerozolów, codziennieoszczędza energię, bo nie korzysta ze zmywarki, pralki oraz innych urządzeńelektrycznych i nie zapala lamp. Nie ma samochodu i absolutnie nigdy nielata samolotami. Jeździ rowerem, jest zaangażowany w aktywny recyklingsurowców wtórnych. Nigdy nie kupuje nowych ubrań, wszystko, co nosi, jest„z drugiej ręki”. Jego żywność jest w stu procentach ekologiczna, nie kupujeżywności produkowanej przemysłowo. Nie ma dzieci, przez co jeszcze silniejredukuje swój „cieplarniany ślad” na Ziemi. Robi wrażenie?Jerzy jest kloszardem. Nie myśli o sobie w kategoriach proekologicznych,raczej „do następnego jabcoka”, jednak jest uosobieniem konsekwentnejrealizacji idei ekoreligii. A choć może się to nam wydać szokujące, w USAistnieją grupy ekofanatyków zbliżające się do kloszardziego ideału –


odmawiają kupowania jedzenia, a żywią się wyłącznie jedzeniem „z odzysku”.Została już nawet ukuta nazwa na ekokloszarda: „freegan” 1 .EKODEPOPULACJAW biografiach wielu działaczy (a zwłaszcza działaczek) ruchówekologicznych pojawia się często wspólny wątek: doświadczenie aborcjii lęk przed posiadaniem potomstwa. Doskonałym tego przykładem jest np.,,Pacjent głęboko wierzy, że ze względu nazmiany klimatyczne, picie przez niego wodyspowoduje w ciągu kilku dni śmierć milionówludzi przez pozbawienie ich zasobów wody”.Toni Vernelli, która w wieku 16 lat postanowiła, że nigdy nie będzie miećdzieci. Jako 19-latka poprosiła lekarza o sterylizację, ten jednak odmówił.Mając 25 lat, mimo stosowania antykoncepcji, zaszła w ciążę z jednym zeswych partnerów seksualnych. Pomyślała wówczas: „Byłoby niemoralnąrzeczą rodzić dziecko, co do którego byłam silnie przekonana, że byłoby tylkociężarem dla świata”. Dokonała więc aborcji, po której coraz usilniej dążyła dowysterylizowania się. Jako motyw podawała ocalenie planety. Dopięła swegow wieku 27 lat, a jej kolejny mąż obdarował ją z tej okazji kartką gratulacyjną.Dobiegająca czterdziestki Toni pracuje dziś pełnoetatowo na rzecz walkiz globalnym ociepleniem, szczególnie popiera ruchy dążące do zredukowanialiczby ludzi na Ziemi.Jej działalność współgra z aktywnością niektórych organizacjiekologicznych, jak np. Optimum Population Trust (OPT), która postuluje,iż podstawowym rozwiązaniem „problemu globalnego ocieplenia” jestwprowadzenie restrykcyjnych praw ograniczających liczbę dzieci w rodzinie.Organizacja powołuje się na publikację amerykańskiego bojownika narzecz praw zwierząt Cartera Dillarda, który domaga się karania rodzinposiadających więcej niż dwójkę dzieci, tak jak robi się to w Chinachw ramach „<strong>polityki</strong> jednego dziecka”. Autor ten uważa, iż jedyną prawdziwąwolnością jest „wolność od bycia niepokojonym obecnością innych ludzi”.1 Wariacja słowa wegan, oznaczającego człowieka żywiącego się wyłącznie roślinami, freegan – żywi sięwyłącznie darmowym (free), czyli znaleźnym pożywieniem.


237Z raportu Optimum Population Trust pt. Mniejemitujących, mniej emisji, niższe koszty z 2007 rokuwynika, że dzięki przymusowej antykoncepcji, aborcjii sterylizacji można doprowadzić do zmniejszeniaemisji dwutlenku węgla o 34 miliardy ton rocznie.EKOUNICESTWIENIEW 2006 roku prestiżowe wydawnictwo OxfordUniversity Press wydało książkę pt. Better Never ToHave Been: The Harm Of Coming Into Existence (Lepiejbyło się nigdy nie urodzić: krzywda zaistnienia).Jej autor, profesor David Benatar z Uniwersytetuw Cape Town, jest antynatalistą, tzn. argumentuje,że rodzenie dzieci jest zawsze złem. Główną teząjego dzieła jest twierdzenie, iż świat byłby lepszy,gdyby ludzkość w ogóle wymarła. Pogląd ten znajdujenawet zagorzałych zwolenników. Zrzeszają się oniw Voluntary Human Extinction Movement (Ruchu naRzecz Wyginięcia Rodzaju Ludzkiego). Alternatywądo zgubienia milionów gatunków roślin i zwierzątna Ziemi jest dobrowolne wyginięcie jednego tylkogatunku: Homo sapiens – twierdzą członkowieorganizacji.Są ludzie, którzy tak przejęli się tego typupoglądami, że postanowili je nie tylko propagować,lecz także nimi żyć (czy raczej umierać). Na przykładw Melbourne na oddział psychiatryczny szpitala trafił17-letni chłopak, któremu obezwładniające poczuciewiny nie pozwalało nawet na wypicie wody ze strachuprzed przyczynianiem się do globalnego ocieplenia.W raporcie opublikowanym na łamach „Australianand New Zealand Journal of Psychiatry” (nr 42/4/2008)czytamy: „Pacjent głęboko wierzy, że ze względuna zmiany klimatyczne, picie przez niego wodyspowoduje w ciągu kilku dni śmierć milionów ludziprzez pozbawienie ich zasobów wody”.Ofiary ekoreligii


EKONIEKONSEKWENCJANawoływanie do ekologicznego życia nie obejmuje jednak ekologiipłciowości. Pewne rzeczy są dla ekowyznawców niewyobrażalne. Na przykład:jak można „ograniczać ekspresję wolności seksualnej człowieka”, czyliinnymi słowy dążyć do wierności jednemu partnerowi, czystości płcioweji posługiwania się naturalnymi metodami planowania rodziny? Ekofanatyczki,które nie zjedzą marchewki innej jak z ekologicznej uprawy, jednocześnieprzez całe lata szprycują się antykoncepcją hormonalną, która wydalananastępnie z moczem jest jednym z głównych czynników zagrażającychśrodowisku naturalnemu.Badania wielu naukowców, m.in. dr Karen Kidd z Uniwersytetu NewBrunswich i Kanadyjskiego Instytutu Rzek, wskazują jednoznacznie nazagrożenia dla środowiska związane ze skażeniem wód jezior i rzek orazzbiorników wody pitnej sztucznym estrogenem pochodzącym z pigułekantykoncepcyjnych. Po wydaleniu z moczem hormony te trafiają do wody,przez co powodują feminizację wielu ptaków, ssaków i ryb. Oznacza topowstawanie przewagi liczebnej osobników płci żeńskiej i niedorozwójosobników płci męskiej. W rezultacie zaburzone zostaje rozmnażaniei pojawia się zagrożenie dla egzystencji całych gatunków zwierząt. Dotyczyto m.in. szpaków, mew, rybitw, aligatorów, żółwi oraz wielu gatunków ryb.O tym jednak, że antykoncepcja hormonalna stanowi poważne zagrożenie dlaprzyrody, nawet najbardziej radykalni ekologowie nie wspominają. Widoczniepoza ekoreligią istnieje inna ważniejsza religia, której czcicielami pozostają. █


DOBRA KSIĄŻKADr Bernard N. NathansonRęka Boga.Od śmierci do życia.Podróż zwolennikaaborcji, który zmieniłzdanie<strong>Fronda</strong> 2009Stron 248Oprawa miękkaISBN 978-83-60335-59-8Cena detaliczna 39 złBERNARD NATHANSON – amerykański lekarz żydowskiego pochodzenia– w roku 1968 założył National Abortion Rights Action League (NARAL)– największą proaborcyjną organizację w USA i został jej liderem.Jako ginekolog był osobiście odpowiedzialny za dokonanie ok. 75 tysięcy„zabiegów”. Kiedy jednak, po wprowadzeniu aparatów USG, na własne oczyzobaczył na ekranie, jak wygląda i zachowuje się nienarodzone dziecko –zmienił swoje poglądy. Przeżył moralny wstrząs i stał się zdecydowanymprzeciwnikiem aborcji! W roku 1984 nakręcił głośny reportaż filmowy„Niemy krzyk”. Dokumentuje w nim zabieg przerwania ciąży i rozpaczliwąucieczkę przed narzędziami zabójców, jakiej próbuje w łonie matki jejabortowane dziecko.W roku 1996 Nathanson nawrócił się na katolicyzm. Ręka Boga toautobiografia Nathansona, w której Autor przedstawia swoją drogę: odpostawy wyrachowanego propagatora aborcji – aż po moralne opamiętaniei radykalny wobec niej sprzeciw. Książka demaskuje też szereg zakulisowychmechanizmów dotyczących funkcjonowania proaborcyjnego lobby.K s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


ISLAM MUSISIĘ ZMIENIĆROZMOWA Z SELIMEM CHAZBIJEWICZEMTrzeba zniszczyć dwie bazy fundamentalizmu: Arabię Saudyjską i Iran.Mówię oczywiście o zniszczeniu ideologii tam panujących: wahhabizmui mahdyzmu. Te dwie ideologie zagrażają nie tylko zachodniej cywilizacji,ale i samemu islamowi.Rozmawia Łukasz AdamskiCzy zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku,Waszyngtonie, Madrycie, Londynie oraz polskie działaniamilitarne w Afganistanie i Iraku wpłynęły wyraźnie nażycie muzułmanów w Polsce?– Wpłynęły o tyle, że od czasu do czasu, szczególnie wobec przedstawicielimediów, musieliśmy tłumaczyć się, że nie jesteśmy wielbłądami i nie mamynic wspólnego z organizatorami tych zamachów. Te zamachy równieżdla nas były psychicznym i świadomościowym wstrząsem i uświadomiłymuzułmanom, że minął czas, kiedy islam kojarzył się w Polsce wyłączniepozytywnie z polsko-litewskimi Tatarami.Czy ta zmiana nastawienia Polaków przejawia sięw strachu przed muzułmanami czy nienawiścią do was?Islam musi się zmienićAutor AutorskiFoto: http://www.sw.org.pl/chazbijewicz-portret.html


SELIM CHAZBIJEWICZ (ur. 1955), profesor w Instytucie NaukPolitycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.Założyciel i prezes Związku Tatarów Rzeczpospolitej, poeta, członekStowarzyszenia Pisarzy Polskich, autor kilku tomów poezji. Od 1997 do2004 roku imam gminy muzułmańskiej w Gdańsku, w latach 1998-2008współprzewodniczył Radzie Wspólnej Katolików i Muzułmanów.


– Trudno mówić w Polsce o nienawiści do muzułmanów. Polska niemiała nigdy bezpośredniej styczności ze światem islamu w takim znaczeniujak kraje zachodnie. Raczej można mówić o niechęci niektórych osób czyśrodowisk.Powiedział Pan w jednym z wywiadów: „Elementprzemocy był jednak w islamie zawsze obecny. Niewiem, czemu to przypisać. Powiedziałbym: charakterowinarodowemu Arabów, ale nie mam zamiaru obrażaćnarodu ani kultury, która składa się na kulturęmuzułmańską, a więc również w pewnym sensie moją”.Czy element przemocy jest również obecny wśródpolskich muzułmanów?– Element przemocy jest obecny w każdej religii. Element siły nie musibyć czymś złym. Jesteśmy przyzwyczajeni do kulturowej i politycznejpoprawności, gdzie siła i walka są naganne. Nie należy jednak zakłamywaćrzeczywistości i negować, że element siły i walki występował w historiiludzkości o wiele częściej niż element pokoju. Dzisiaj oczywiście mamydo czynienia z epoką dialogu i szukania kompromisu pokojowego. Polscymuzułmanie również w historii byli zarówno ofiarami przemocy i siły, jaki sami ją stosowali. Proszę nie zapominać, że nasza historia w Polsce i naLitwie to historia żołnierzy aż do wieku XIX. Tatarzy żyli z wojny i dla wojny.Wprawdzie walczyli na rozkaz polskich królów w obronie Rzeczypospolitej,która była i ich państwem, ale jednak stosowali przemoc, zabijali. Równieżbyli zabijani. Także w wieku XX doświadczali przemocy ze strony władzysowieckiej, która brutalnie rozprawiła się z Tatarami. Natomiast trudnomówić w wypadku polskich muzułmanów o przemocy w sensie opresjipolskiego państwa w stosunku do obywateli tatarskich czy też przemocyze strony chrześcijańskiego otoczenia. Z wyjątkiem paru <strong>atak</strong>ów ze stronypijanej szlachty w XVII i XVIII wieku w zasadzie takich wypadków niebyło. Ale nawet i wtedy Tatarzy dłużni nie pozostali. Również Kościółrzymskokatolicki i jego hierarchia nigdy Tatarów – muzułmanów w Polsce nie<strong>atak</strong>owali ani nie prześladowali. Społeczność tatarska polskich muzułmanówwyraziła za to podziękowanie w postaci adresu dziękczynnego wręczonegoJanowi Pawłowi II w Drohiczynie podczas jego pielgrzymki do Polski w 1999roku. Osobiście go wręczałem.


243Podkreślał Pan niejednokrotnie konieczność reformyislamu. Czy można powiedzieć, że islamowi w Polscei w całej wschodniej Europie bliżej jest do Turcji Ataturkaniż do tego radykalniejszego odłamu?– Myślę, że mówiąc o największych religiach, nie docenia się roli klimatui geografii. Istnieje już gałąź nauki nazywająca się geografią religijną, którauwzględnia rozwój religii poprzez miejsce, gdzie ona występuje. W AzjiŚrodkowej islam jest zupełnie inny od tego w Europie Północnej czy na BliskimWschodzie. To wynika ze specyfiki życia tych ludów. Specyfika wyznawaniaislamu wśród muzułmanów Syberii jest nieporównywalna do tej z Afryki.Specyfiką islamu w Polsce czy też w Europie Środkowo-Wschodniej jest jegoredukcja do obrzędowości i wiary. Islam nie był politycznym narzędziem,może z wyjątkiem Turcji Osmańskiej. Niemniej jednak również i tam możnamówić o trwałej, strukturalnej koegzystencji islamu z chrześcijaństwem,zarówno bizantyjskim, jak i rzymskim. Ta koegzystencja spowodowała pewnąosmozę religijną, przenikanie elementów chrześcijańskiej obrzędowoścido praktyki wyznawania islamu. Dawało to, z obu stron, poczucie pewnejbliskości, swojskości, a nie ostrego rozgraniczenia i obcości. Po obu stronachbyła pewna ciekawość, ale nie wrogość. Obie społeczności – większośćchrześcijańska i mniejszość muzułmańska – były wobec siebie otwarte.Muzułmanie Tatarzy uczestniczyli w życiu społecznym, politycznym, ale teżkulturalnym i towarzyskim Polaków, czego nie ma we współczesnej Francjiczy w Niemczech, ani też w większości w Wielkiej Brytanii. Pośrednio, poprzezzażyłe stosunki sąsiedzkie i towarzyskie, polscy muzułmanie uczestniczyliw katolickiej obrzędowości, byli zapraszani na święta, wesela, śluby czychrzciny jako sąsiedzi, znajomi czy przyjaciele. Tego typu sytuacja nie jestmożliwa na współczesnym Zachodzie, gdzie ma miejsce silna separacjaspołeczno-religijna, przestrzegana przez obie strony.Dlaczego radykalny islam rozwija się szczególniew krajach Europy Zachodniej? Czy rację mają ci, którzywinią świadczenia socjalne, przyciągające wielodzietnearabskie rodziny, a tym samym generujące biedęi pchające pośrednio bezrobotną i niewykształconąmłodzież w objęcia fanatyków?Islam musi się zmienić


– Stare porzekadło mówi, że najbardziej nienawidzi się swojegodobroczyńcy. Islam przeżywa w tej chwili regres w stosunku do cywilizacjiEuropy. Ten regres trwa od bitwy pod Wiedniem i – nie bójmy się tegopowiedzieć – cywilizacja islamu stoi na niższym poziomie rozwoju niżcywilizacja zachodnia. To oczywiście nie znaczy, że muzułmanie nie mogąprzejąć części dobrodziejstw cywilizacji europejskiej, która w jakiejś mierzejest wspólna. Wraz z tym regresem cywilizacyjnym łączą się bieda i nędza. Ciludzie przybywają do Europy i przyjmują europejski styl życia, który z jednejstrony im imponuje. Z drugiej strony niewątpliwie europejskie bogactworodzi również zazdrość, a w zamachach terrorystycznych biorą udział ludziewykształceni już w Europie.No właśnie, zamachy terrorystyczne nie wynikają zawszez biedy, skoro Mohammad Atta, przywódca zamachów naWTC w 2001, kształcił się na Uniwersytecie w Hamburgu.Natomiast jeden z zamachowców na metro w Londyniemiał doktorat.– Większość organizatorów tych zamachów była świetnie wykształcona,przecież przeprowadzenie takiego zamachu wymaga inteligencji. Jeszczeraz podkreślam, że mamy do czynienia z kompleksami w stosunku doEuropejczyków.A może chodzi również o hedonizm, konsumpcjonizmi laicyzm ludzi Zachodu, którymi muzułmanie gardzą…– Z jednej strony tak, ale z drugiej strony jest to kwestia rozpadutożsamości tych, którzy te zamachy robią. Żyjąc w Europie, trzeba się jakośokreślić. Pewne tradycje muzułmańskie łączą się ze stylem życia, któryodchodzi już w przeszłość. Islam powinien przejść gruntowną reformę,ponieważ obyczajowość muzułmańska nie współgra z rzeczywistościąwysoko rozwiniętej współczesnej cywilizacji.No tak, ale część terrorystów, zanim zaczęła walczyćz cywilizacją Zachodu, była zasymilowana. Bin Laden byłznanym playboyem.


245Karykatury Mahometa funkcjonują już odXIV wieku. Proszę zobaczyć, jak Woltergo przedstawiał. (...) Natomiast w krajumuzułmańskim niemożliwe byłoby szydzeniez Jezusa, bowiem jest on prorokiem naszej religii.– To są zewnętrzne objawy, których nie należy mylić z ukonstytuowaniemświadomości. Każdego można nauczyć zmiany zachowań zewnętrznych,ale chodzi o akceptację własnej przemiany wewnętrznej. Jest to oczywiściespowodowane złym pojmowaniem religijności, ale z drugiej strony są topobudki – będę teraz niepoprawny politycznie – rasowe. Arabowie zawszeniechętnie akceptowali wejście w europejski garnitur. O wiele lepiej udawałosię to ludom pochodzenia tureckiego czy tatarskiego, które zmieniały sięwewnętrznie.Ale doświadczenie uczy, że najwięcej terrorystów jesttam, gdzie istnieją dzielnice muzułmańskie. Czy jeżeliPolska będzie rozwinięta gospodarczo jak WielkaBrytania czy Niemcy i będziemy przyjmować do siebiegastarbeiterów, to również wyrosną nam meczety, gdzieimamowie będą nawoływać do przemocy?– W Polsce gastarbeiterzy byliby z Rosji, Ukrainy, bądź z Azji, a niez krajów muzułmańskich. Moim zdaniem migracji muzułmańskiej do Polskinie będzie z prostego powodu: na Zachodzie nie ma bariery językowej.Migracja muzułmańska we Francji pochodzi z byłych kolonii francuskich.We Włoszech jest wielu uchodźców z Libii. Polska nie miała kolonii, więcniezwykle trudno byłoby muzułmanom z Afryki się tutaj odnaleźć.Był Pan współprzewodniczącym Rady Wspólnej Katolikówi Muzułmanów. Benedykt XVI wymienił Pana jakoprzykład człowieka, który buduje dialog między naszymiIslam musi się zmienić


eligiami. Jakie są Pańskie doświadczenia z dialoguislamsko-katolickiego?– Najlepiej dialog prowadziło się i prowadzi z Kościołem katolickim.Protestanci, podobnie jak my, są zbyt rozproszeni. Poza tym, wbrew pozorom,zarówno protestanci, jak i prawosławni są zbyt usztywnieni. Katolicy sąznacznie bardziej liberalnie nastawieni do ekumenizmu. Kościół katolickima historyczne doświadczenia współżycia z muzułmanami, czego innichrześcijanie nie mają. Kościół katolicki po prostu umie rozmawiać z nami.No tak, ale wśród katolickich teologów również nie mazgody co do dialogu z islamem. Vittorio Messori napisał:„Współcześni chrześcijanie, którzy znajdują upodobaniew myśleniu nie tylko o konieczności dialogu, lecz takżeo owocnej, pokojowej współpracy z islamem, zapominająmiędzy innymi o tym, że dzieli on świat na dwie części:«obszar muzułmański» i «obszar wojny». Do tegoostatniego obszaru zaliczane jest każde miejsce, gdzieorędzie Mahometa nie zostało jeszcze przyjęte i gdziezatem jest świętym obowiązkiem zanieść je ogniemi mieczem”. Czy Pan jako muzułmanin jest w staniezrozumieć takie stanowisko?– Messori przesadza z twierdzeniem, że niesiemy naszą wiarę ogniemi mieczem. Kościół katolicki chyba też przyjmuje podział na Państwo Bożei państwo szatana. Święty Augustyn o tym pisał. To, rzecz jasna, możeprzebiegać według kryteriów życia przyszłego, ale może również dotyczyćkryterium życia doczesnego. To, że wzajemnie postrzegaliśmy się w historiijako obszar zła i piekła, wcale nie znaczy, że nie możemy teraz ze sobąrozmawiać. Eschatologia islamu nie zakłada, że przy końcu świata wszyscymają być muzułmanami. Istnieje wiele wersetów z Koranu mówiących– z teologicznego punktu widzenia – że gdyby Bóg chciał, uczyniłby dlawszystkich ludzi jedną religię, ale uczynił wiele, by człowieka wypróbować.Pewne działania Kościoła katolickiego w ciągu historii również możnainterpretować jako działania wojenne. Myślę, że trzeba podejmować dialogbez rozdrapywania ran.


247No dobrze, ale wspominał Pan o rozproszeniumuzułmanów. Może właśnie dlatego, że nie macie urzędunauczycielskiego czy kogoś takiego jak papież, tak trudnojest prowadzić dialog ekumeniczny?– Muzułmanie są rozproszeni dopiero od XX wieku, ponieważ zostałzniesiony urząd kalifatu. Proszę nie zapominać, że mniej więcej do 1924 rokuistniała instytucja kalifa, który był jedynym uprawnionym do interpretacjizasad wiary i doktryny. Kalifat przynależał przez ostatnie czterysta lat dodynastii Osmanów, sułtanów tureckich, w związku z tym razem z dynastiąosmańską został usunięty przez Ataturka. Wojna między chrześcijaństwema islamem toczyła się od powstania tych religii, ale dopiero po zniszczeniukalifatu pojawił się fundamentalizm islamski. Taki kalifat należałoby powołać,oczywiście nie w rozumieniu fundamentalistycznym jako państwo totalitarne,ale jako muzułmańską monarchię konstytucyjną i oświeconą. To byłoby coś nakształt muzułmańskiego Watykanu.A czy dialogu islamsko-chrześcijańskiego nie burzypoprawność polityczna zachodnich elit? Zakazuje sięw Europie publikacji wizerunku Mahometa, by nie obrazićmuzułmanów, pozwala się w Wielkiej Brytanii na istnieniesądów opartych na szariacie, by nie dyskryminowaćinnych religii. A równocześnie zezwala się na szydzeniez Jezusa, zamyka się katolickie instytucje, bo nie chcą siępodporządkować ideologii lewicowej.– Jeżeli chodzi o karykatury Mahometa, to już Dante umieścił w Boskiejkomedii Mahometa w ostatnim kręgu piekielnym. Karykatury Mahometafunkcjonują już od XIV wieku. Proszę zobaczyć, jak Wolter go przedstawiał.Ale wracając do szydzenia z symboli religijnych dzisiaj, to chciałbympodkreślić, że w kraju muzułmańskim niemożliwe byłoby szydzeniez Jezusa, bowiem jest on prorokiem naszej religii. Islam nigdy nie szydziłz chrześcijaństwa. Były krwawe wojny, ale nie było szyderstwa. Kwestieobrazy religii chrześcijańskiej powinni rozwiązać sami chrześcijanie.W krajach europejskich, które mają chrześcijańską proweniencję, powinnyistnieć jakieś zabezpieczenia prawne, które by ich w jakiś sposób broniły.Islam musi się zmienić


A jak rozwiązać problem karania śmiercią w krajacharabskich za konwersję? Europa dyskryminuje chrześcijan,by nie urazić muzułmanów, ale w Arabii Saudyjskiej karzesię za posiadanie Biblii w domu.– Arabia Saudyjska jest specyficznym krajem. Oni tam wychodząz założenia, że są terytorium świętym. W czasach istnienia kalifatu nigdy niebyło prześladowań religii chrześcijańskiej. To się wzięło z tego, co się dzisiajnazywa fundamentalizmem islamskim. W Arabii Saudyjskiej zabrania sięrównież wielu rzeczy muzułmanom. Tam rządzi sekta wahhabitów, którajest z punku widzenia islamu skrajną sektą, zabraniającą wielu tradycyjnychmuzułmańskich obrządków. Ja, będąc w Mekce, też musiałem się dostosować,chcąc nie chcąc, do narzuconych mi praktyk modlitewnych wahhabitów,których nie akceptuję. W innym wypadku miałbym duże kłopoty. To ta sektajest w osiemdziesięciu procentach winna nietolerancji, fundamentalizmui jadowitego integryzmu. Wahhabici są aktywni od XVIII wieku, zaś w wiekuXX zaczęli dzięki pieniądzom z ropy eksportować swoją doktrynę. Próbująnarzucić swoją interpretację islamu reszcie muzułmanów. Nie przypadkiemBin Laden pochodzi z Arabii Saudyjskiej. Sułtani tureccy ich zwalczali,natomiast wspierała Wielka Brytania, bez której nie byłoby współczesnegoi jednocześnie anachronicznego królestwa Arabii Saudyjskiej.Jeżeli społeczeństwa europejskie nadal będą sięlaicyzowały, to czy zgodnie z zasadą, że natura nieznosi próżni, islam ma szansę powoli zastępowaćchrześcijaństwo?– Nie zgadzam się z teorią o islamizacji Europy. Islam mógłby wejść doEuropy tylko w wypadku, gdyby przeszedł głęboką reformę. Islam musiałbysię gruntownie zmienić albo na skutek jednorazowej reformy, albo naskutek czegoś, co można nazwać procesem historycznym. Islam musiałbysię dostosować do mentalności europejskiej. Dopóki tego nie zrobi, nie jestzagrożeniem dla innych religii, a fundamentaliści dbają o to, by islam byłjak najbardziej zamknięty. Oni działają jak średniowieczni Żydzi. Tworzązamknięte hermetycznie getta, żeby się oddzielić od niemuzułmanów.Amerykański politolog Samuel Huntington przekonywał,że czeka nas starcie cywilizacji. Co możemy realnie zrobić


249jako chrześcijanie i muzułmanie – nie pytam o wizjęutopijną – by nie doszło do wielkiej religijnej wojny?– Trzeba zniszczyć dwie bazy fundamentalizmu: Arabię Saudyjską i Iran.Mówię oczywiście o zniszczeniu ideologii tam panujących: wahhabizmui mahdyzmu. Te dwie ideologie zagrażają nie tylko zachodniej cywilizacji,ale i samemu islamowi. Nie pozwalają, by islam był tym, czym był przezwieki, czyli religią środka. Teologia islamska w dużej mierze opierała się nazałożeniach filozoficznych Arystotelesa, czyli teorii złotego środka. Islambył za dialogiem, koncyliacją i mediacją. Był religią mistyków i poetów. Dziśjest dzięki garstce fanatyków i bandytów postrzegany jest jako krwawa,agresywna, nietolerancyjna ideologia i religia. Trzeba to zmienić.Dziękuję za rozmowę. █


Szalom Ber Stambler (1982) – rabin, przewodniczącyChabad‐Lubavitch w Polsce, rabin domu modlitwy Chabad-Lubavitchw Warszawie. Urodził się w chasydzkiej miejscowości Kfar Chabadw Izraelu. Jego ojciec Zalman i brat Meir są również rabinami.Studiował w jesziwach w Tomchei Tmimim w Kfar Chabad, MigdalHaemek w Izraelu oraz w Montrealu. W 2004 roku otrzymał smichęrabinacką i od tego czasu był wykładowcą w jesziwie Chabaduw Londynie. Od 2005 roku jest przewodniczącym Chabad-Lubavitchw Polsce. Jego żoną jest Dina z domu Fleischman, z którą ma dwóchsynów: Józefa Icchaka i Meira oraz córkę Ciwię. Mieszka w Warszawie.Chasyd warszawskiAutor Autorski


CHASYDWARSZAWSKIROZMOWA Z RABINEM SZALOMEM BEN STAMBLEREMWrócę do Izraela, jak przyjdzie tam Mesjasz.Ale dopóki Go nie ma, to ja jestem w Polsce.To jest moja rola.Rozmawia Tomasz P. TerlikowskiPodoba się Panu w Warszawie?Foto: Biuro Prasowe Chabad Lubavitch– Bardzo. Mieszkam tu od czterech lat. Z trojga moich dzieci dwojeurodziło się tutaj. One czasem mówią już lepiej po polsku niż po hebrajsku.Ludzie są tu fantastyczni...... i nie ma problemu z jakimiś antysemickimi odzywkami,gdy ludzie widzą Żyda ubranego w ortodoksyjny strój,w czarnym kapeluszu z brodą?– Prawdziwych problemów nie mam. Czasem tylko ktoś, po kim na ogółwidać, że jest niewykształcony, rzuci jakieś niemiłe słowa. Ale w porównaniuz Europą Zachodnią to jest nic. Badania statystyczne jasno pokazują, że


253Badania statystyczne jasno pokazują, żew Polsce w porównaniu z innymi krajamiZachodu jest najniższy poziom antysemityzmu.– Bo konwersja oznacza zamianę, jakbym wymieniał w kantorze dolarna złotówkę, a judaizm spogląda na gijur inaczej. Dla nas ten, kto dokonujekonwersji, w istocie jest już Żydem. Ktoś z jego przodków miał takie korzenie,a konwertyta jedynie do nich powraca.Ale to tylko jedna z koncepcji. Istnieją także rabini,którzy uznają, że do Narodu Wybranego i do religii możnaprzyłączyć się, nawet jeśli się nie ma żydowskich korzeni.W pewnych miejscach Talmudu takich ludzi ocenia sięniezwykle wysoko.– Oczywiście, jest miejsce dla konwertytów. I bardzo się ich docenia, bo toniezwykle trudny proces, wymaga wielkiej wiedzy, odrzucenia. W Talmudziejest nawet zapisane, że powodem, dla którego Żydzi są w diasporze, jestumożliwienie konwertytom dołączania do nich. Nigdzie nie ma jednakwezwania do nawracania, a jedynie do świadectwa i trwania. A na początkutrzeba wręcz odmówić kandydatom do konwersji.Spotkał się Pan już z konwertytą z Polski?– Tak. To bardzo ciekawe, że w Polsce Żydzi nie chcą być Żydami, ale za toPolacy chcą dołączyć do judaizmu. I ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego takjest. Może powodem jest nasza wspólna historia.I do Chabad‐Lubawicz też się przyłączają?– My się tym nie zajmujemy. Jeśli ktoś tego chce, to pokazujemy mu życieżydowskie, umożliwiamy uczestnictwo w nabożeństwach, a gdy stwierdzamy,że jego decyzja jest poważna, to kierujemy go pod odpowiedni adresw Izraelu, bo wydaje mi się, że trudno zostać Żydem-konwertytą w Polsce.Chasyd warszawski


A czy można w ogóle prowadzić religijne, ortodoksyjneżycie w Polsce? Tu przecież prawie nie ma koszernegojedzenia, prawie nie ma literatury, synagoga często jestdaleko od domu...– My Żydzi wierzymy, że Tora jest projektem, wedle którego stworzonyzostał świat. A to oznacza, że życie według niej musi być możliwe. I nie maznaczenia, gdzie żyjemy. Jeśli jesteś Żydem, to Tora jest instrukcją twojegożycia i możesz według niej żyć.Ale jednak łatwiej być Żydem w Mea Szearim niżw Warszawie?– Pewnie, że tak. I dlatego patrzę na polskich Żydów z ogromnymszacunkiem. Ja urodziłem się w Kfar Chabad, miejscowości chasydzkiej, gdzieznajduje się centrum edukacyjne ruchu Lubawicz. Od dzieciństwa chodziłemdo jesziwy, nie wiedziałem nawet, czym jest niekoszerne jedzenie. Wszystkobyło oczywiste i nie powstało nawet pytanie o to, czy mogę być niereligijny. Janie umiem żyć inaczej, nie potrafię zapalić światła w szabat. A Żyd w Polsce,po Holokauście, po komunizmie, musi mieć ogromną siłę, by zachować choćbydrobne elementy tradycji. Ta odrobina ma znaczenie. Stosując porównaniesportowe, można powiedzieć, że oni grają w <strong>atak</strong>u, a ja jestem pomocnikiem.Łatwo było zamienić chasydzką miejscowość nalaicką Warszawę?– Dla mnie to było oczywiste, że trzeba będzie gdzieś pójść do pracy. Naszrebe zawsze powtarzał, że trzeba spoglądać na mapę świata i jechać tam,gdzie nie ma jeszcze ośrodków Chabad‐Lubawicz. I dlatego chasyd, którynie chce jechać do pracy, a zostaje w chasydzkiej miejscowości, to w istocieegoista.Sam Pan wybrał Polskę, czy został tu skierowany?– W dzieciństwie nigdy nie myślałem o Polsce. Ale przyjechałem tukiedyś na krótko i zobaczyłem, jak bardzo potrzeba tu naszej placówki. Więcwróciłem do Izraela, powiedziałem o tym, zostałem zaaprobowany i wysłanydo Warszawy. I jestem tu od czterech lat.


255Ale nie wybiera się Pan gdzie indziej?– To misja mojego życia. My nie jesteśmy kierowani do jakiegoś kraju najakiś czas, jak do pracy w ambasadzie, ale na całe życie.Chasydyzm czy judaizm ortodoksyjny kojarzy sięPolakowi z setkami zakazów i nakazów: żywnościowych,moralnych, a nawet ubraniowych. Czy chodzio umartwienie?– Jeśli judaizm kojarzy się Polakom z zakazami, to wynika to tylko z tego,że nie ma w Polsce aktywnego życia żydowskiego. Dla Żydów zakaz pracyw szabat to nie umartwienie, a obrona rodziny, umożliwienie jej bycia razem.To szabas. Ale zakazów i nakazów jest więcej...– Z każdą zasadą jest tam samo. Każda z nich pomaga w życiu człowieka,buduje przyjemność, zdrowie, zadowolenie i umacnia rodzinę.Czyli to nie ma być asceza, a droga do szczęścia?– To tak, jak z instrukcją do magnetofonu. Zawarta w niej treść nie ma nasograniczać, ale pomagać nam z niego korzystać. A zresztą jest wiele świąt,w których odczuwanie przyjemności jest obowiązkowe. W Szawuot musimyjeść z przyjemnością, i nie możemy – nawet w imię umartwienia czy pokuty –odmówić...A w Purim trzeba się napić...– ... i to tak, żeby nie odróżniać dobrego Mordechaja od złego Hammana.I rzeczywiście tak się pije?– Jeśli ktoś może, to tak. Ale istnieją także inne możliwości spełnieniaobowiązków.Chasyd warszawski


A co na to żony, które muszą takich pijanych mężczyzn odprowadzać?– Zależy jakie żony. Ale zazwyczaj żony bawią się w tym dniu z mężami.Śpiewają, tańczą, cieszą się...Ale wino jest akceptowane?– Oczywiście, w każdy szabat pijemy wino. Nie dużo, ale kubek zawszemusi być wypity.A jak jest z seksem? Też w szabat, jeśli żona jestrytualnie czysta, trzeba się kochać?– Jest to obowiązek religijny, bo w judaizmie radosna i spójna rodzina jestniezwykłą wartością. Seks ją umacnia, ale nie mniej ważne są przerwy w nim.Nieustająca przyjemność przestaje być przyjemna, dlatego trzeba co jakiśczas z niej rezygnować, żeby ponownie pojawiło się pragnienie. Dlatego cojakiś czas – gdy żona ma okres i kilka dni po tym – zaprzestaje się współżycia,co także wzmacnia relację. Wszystko to razem sprawia, że nasze rodziny sąbardzo trwałe...... i liczne.– ... bo dzieci też są ważne. Ale wszystko wedle możliwości. Jeśli kobietanie może mieć już dzieci, to ich nie ma.Chasydki raczej nie mówią jednak po drugim dziecku, żeto już wystarczy...– Raczej nie. Czasem robią przerwę, ale potem mają więcej dzieci. Moirodzice mieli nas siedmioro. Moja mama mówiła, że z każdym dzieckiemotrzymywała nowe siły. Moja żona miała dziewięcioro rodzeństwa i zawszeniezwykłym doświadczeniem było odwiedzenie w szabat jej dziadków, bo tamkłębiło się siedemdziesięcioro wnucząt.Chciałby Pan pójść w ich ślady i mieć dziesięcioro dzieci?– O, tak!


Mateusz, 6 miesięcyZostanie astronautąKasia, 4 lataZostanie pielęgniarkąKrysia, 5 latZostanie nauczycielkąJaś, 16 miesięcyZapewne zostanie tropicielem..? :-)Anna, 32 lata, została mamąTeraz spełnia cztery razy więcej marzeń!


I siedemdziesięcioro wnucząt?– Tak! Mój tato ma już dwadzieścioro dwoje wnucząt i to jest cośniesamowitego. A moja żona wprost mówi, że ona chce mieć przynajmniejdziesięcioro dzieci. Jeśli jednak zmieni zdanie, to ja to zaakceptuję.A czy ortodoksyjny chasyd może pójść do klubu lub na zabawę?– Jeśli ktoś chce bawić się, tańczyć, śpiewać, żartować – to może to robićwewnątrz wspólnoty chasydzkiej. A szczególnie ważne są radość i śpiew. Bojak człowiek nie jest radosny, to zachowuje się tak, jakby służył innym bogom.Jeśli jestem radosny, to znaczy, że uznaję, iż wszystko, co mnie spotyka,pochodzi od Boga, a jak jestem smutny, to jakbym odrzucał Jego istnieniei działanie.Mówi Pan o radościach, ale przecież religijny Żyd ma też masęobowiązków. Dzieci zaczynają uczyć się od czwartego roku życia...– ... od trzeciego. Mój syn też się już uczy. Ma trzy lata, ale już znawszystkie litery, chodzi do naszej szkoły. Moje dzieci bardzo lubią się uczyć,chodzić do synagogi, modlić się...Chciałby Pan, żeby Pańskie dzieci zostały w Polsce?– Moim największym pragnieniem jest, żeby mój syn Yosef został moimnastępcą w gminie. On będzie mówił świetnie po polsku i będzie mu łatwiej,bo ja wciąż się uczę polskiego.Czyli nie zamierza Pan wracać do Izraela?– Zamierzam tam wrócić, jak przyjdzie Mesjasz. Ale dopóki Go nie ma, toja jestem w Polsce. To jest moja rola.Ale dzieci mogłyby wrócić?– Mogłyby, ale mam nadzieję, że mój Yosef będzie na tyle mądry, żebywiedzieć, że ma w rękach skarb, bo zna język polski. I tym skarbem powiniensię dzielić. I jego wyjazd gdzie indziej byłby stratą dla naszej wspólnoty. █


DOBRA KSIĄŻKAGrzegorz KucharczykKulturkampfNOWOŚĆ<strong>Fronda</strong> 2009Stron 268Oprawa twardaISBN 978-83-60335-54-3Cena detaliczna 38 złKulturkampf Grzegorza Kucharczyka opowiada o polityczneji kulturowej wojnie przeciwko Kościołowi katolickiemu, jaką od połowyXIX do początku XX wieku toczyły najpierw władze Królestwa Prus,a następnie II Rzeszy. Apogeum owych walk przypadło na rządy „żelaznegokanclerza”, Otto von Bismarcka. Celem batalii była likwidacja wpływówkatolicyzmu w Niemczech, a tym samym – zmiana tożsamości narodu.Chociaż walka z „rzymską religią” nie zakończyła się sukcesem, to jednakzadała Kościołowi niemieckiemu poważne straty i przygotowała gruntpod nadejście narodowego socjalizmu. Zdaniem Autora, bez kulturkampfuniemożliwe byłoby powstanie „Mein Kampf”.K s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


Żydzi i Rewolucja FrancuskaAutor Autorski


Żydzii Rewolucja FrancuskaMichael Bar-ZviTłumaczył: Marek JurekRewolucja Francuska nie zlikwidowała nienawiści doŻydów, przeciwnie – zrodziła nową formę tej plagi,która zostanie określona pod koniec XIX wieku jakoantysemityzm. Pojawiając się zarówno na prawicy, jaki na lewicy, judeofobia ta nie będzie już zajmować sięodpowiedzialnością Żydów za śmierć Chrystusa, ale ichodpowiedzialnością za zło nowoczesnego świata. ArthurHertzberg w swej książce The French Enlightenment andthe Jews pokazuje, że nowoczesny antysemityzm nie jestreakcją na Rewolucję, ale stanowi jej integralną część,zawdzięcza więcej doktrynom Woltera, Holbacha czyMarata niż teologii chrześcijańskiej.


Żydom nie wolno niczego dać jako narodowi, trzeba dać imwszystko jako jednostkom. Nie mogą w państwie stanowić aniciała politycznego, ani zakonu; mają być po prostu indywidualnymiobywatelami. Ta formuła hrabiego de Clermont-Tonerre, wypowiedzianaw Zgromadzeniu 23 grudnia 1789 roku, podczas debaty na tematobywatelstwa, bardzo dobrze pokazuje zasadniczą ambiwalencję RewolucjiFrancuskiej wobec judaizmu. Żydzi mają być wygnani w samotność, niezbiorowo, ale indywidualnie. Założenie to wywraca całą dotychczasowąhistorię narodu żydowskiego i jej religijne fundamenty. Narody uważają sięza zbiorowości polityczne, religię łączą z porządkiem uniwersalnym. Żydzinatomiast opierają się na religijnym przymierzu, ważniejszym od „zbytuniwersalnej” <strong>polityki</strong>. Warunkiem równouprawnienia nadanego Żydom jestodrzucenie przez nich własnego rozumienia judaizmu, czyli związku międzynarodem, ziemią i prawem (Torą), inaczej mówiąc – zerwanie wcześniejszegokontraktu. Tylko pod warunkiem zamiany wielowiekowych zbiorowychzobowiązań na status indywidualny Żyd może aspirować do równości orazszacunku dla swych obrzędów i obyczajów. Właśnie taką cenę obywatelstwa(z jego prawami i obowiązkami) zaproponowała Żydom Rewolucja Francuska.Indywidualistyczne rozumienie judaizmu stanowi głęboko tragicznąistotę i źródło całego nowoczesnego zamętu wokół „kwestii żydowskiej”.Zawiera w sobie – obok chęci fizycznej, moralnej i politycznej regeneracjiŻydów (jak napisał abbé Grégoire) – zarodek wszystkich cierpień narodużydowskiego, które nastąpiły w ciągu dwustu lat po Rewolucji. Przewodniaidea Rewolucji – zapoczątkować zmianę, która przekuje sens historii –stawiała naród żydowski przed dylematem, czy zrzucić z siebie zbiorowąprzynależność, często przeżywaną jako brzemię, decydując się na osobistąidentyfikację religijną, traktowaną jako wybór. Za tą narzucającą się pokusą


263poprawy niepewnego statusu kryła się jednak rewolucja – sprowadzeniejudaizmu jedynie do poziomu religii, kultu, serii praktyk życia codziennego,Dla Żyda kodeks moralny nie wynikaz autonomicznego osądu, jest narzuconyz zewnątrz przez transcendentną i irracjonalnąpotęgę. Tożsamość nie stanowi gwarancjizachowania moralności, przeciwnie – jestwyrazem lęku o utratę charakteru nabytegow wyniku długiego przekazu.mających swe źródło w odległej przeszłości. Oparcie stosunku Żyda do jegoprzeszłości na filozofii indywidualistycznej, definiującej wolność jako wybór,stanowiło nie tylko błąd, ale nowe niebezpieczeństwo. Nie chodziło tubowiem o nawrócenie kierowane wiarą, ale „propozycję nie do odrzucenia”,przed którą stawiano naród żydowski: rozwiązać się jako naród, żebyprzetrwać jako jednostki. Z pewnością zwolennikami tych idei kierowałynajlepsze intencje wysnute z filozofii Oświecenia. Jednak podporządkowaniejudaizmu idei tolerancji było moralnie nie do przyjęcia. Jak bowiem pogodzićtę propozycję rozwiązania narodu z prawdą historyczną, która mówi, żeu początków moralności, z której wywodzą się te właśnie uniwersalistyczneidee, znajdują się wartości ustanowione przez ten naród jako naród, dziękinajpotężniejszemu aktowi jego woli zbiorowej? Etyka Dziesięciorga Przykazańi jej głęboki uniwersalizm ma sens tylko dlatego, że zrodziła się w narodzie,który prowadził wojnę z bałwochwalstwem. Nie może realizować się przezjednostki, lecz jedynie przez naród wypełniający swoje przeznaczenie.Koncept włączenia Żydów w nowoczesny uniwersalizm, niszczący podstawyich życia narodowego, stanowił tragiczne wznowienie źródeł starożytnejnienawiści do synów Izraela, a wkrótce Izraelitów.Emancypacji Żydów uruchomionej przez Rewolucję Francuską towarzyszyćbędą dwie plagi, wcześniej nieznane w tej formie: asymilacja i nowoczesnyŻydzi i Rewolucja Francuska


antysemityzm. Osiągnięcie praw i obowiązków powoduje zmianę charakterujudaizmu. Od tej pory coraz bardziej będzie stawał się tożsamościąi wspólnotą, a nie narodem i przynależnością. Judaizm będzie się w ciągu XIXwieku stawał kwestią, dla której nowoczesny świat będzie w końcu musiałznaleźć rozwiązanie. I wcale nie będzie tu chodzić o zrozumienie tajemnicyIzraela, ale o zakwestionowanie wiecznotrwałości grupy, zachowującejniezrozumiale anachroniczną ciągłość. Historia narodu żydowskiegosprzeciwiać się będzie wizji ludzkości, która sama dla siebie stanowi źródłomoralności. Dla Żyda kodeks moralny nie wynika z autonomicznego osądu,jest narzucony z zewnątrz przez transcendentną i irracjonalną potęgę.Tożsamość nie stanowi gwarancji zachowania moralności, przeciwnie – jestwyrazem lęku o utratę charakteru nabytego w wyniku długiego przekazu.Duch Oświecenia domaga się powszechnego społeczeństwa ludzkiego,opartego na równości i tym, co się określa jako „przymierze braterskie”, a coma zastąpić Stare Przymierze. Reformatorzy pragnęli „uwolnić” Żydów odich niedoli, często łączonej z pogardą, której doświadczali. Abbé Grégoiretwardo opisywał ich braki: fizyczne ułomności, zepsucie krwi, praktykowanielichwy, nienawiść innych ludów etc. Remedium, które proponował, nie byłpowrót do chwalebnej żydowskiej przeszłości, ale integracja w „powszechnejrodzinie, która ustanowi braterstwo wszystkich ludów”. Żyd „zregenerujesię”, gdy zniknie w abstrakcyjnej całości. Oczywiście, owemu księdzuzawdzięczamy nadanie kwestii Żydów charakteru politycznego. Uznanie prawŻydów nastąpiło więc nie poprzez ocenę ich tradycji, ale w oparciu o zasadęzniesienia wszystkich różnic i uznanie absolutnej równości między religiami(art. 10 Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela). Debata w Zgromadzeniu byławielokrotnie odraczana z powodu statusu Żydów z Bordeaux. Dziwna logikaemancypacji zaowocowała wprowadzeniem rozróżnienia między Żydamia Żydami na terytorium francuskim. Już w dotyczącym Żydów dekreciez 1790 roku były wyjątki i zastrzeżenia. 27 września 1791 roku, w ostatnichdniach prac Konstytuanty, ogłoszono dekret emancypujący wszystkichfrancuskich Żydów.Przysięga obywatelska składana przez Żydów nie oszczędziła im jednakupokorzeń, które Terror zastrzegł dla zakonników i finansistów. Nowerozwiązania dyskryminacyjne wprowadził Napoleon Bonaparte, pragnącydla utrzymania pokoju społecznego usatysfakcjonować tych, którychobecność Żydów drażniła. Postawa cesarza była co najmniej dwuznaczna.Choć słynna proklamacja z 1799 roku czyni go prekursorem politycznegosyjonizmu, do końca pozostał nieufny wobec wspólnoty żydowskiej i jej


265przywódców. To właśnie było powodem zwołania Zgromadzenia DostojnikówŻydowskich, w skład którego weszli wyznaczeni przez prefektów delegaci,zobowiązani do odpowiedzi na kwestionariusz poświadczający lojalnośćwobec ojczyzny. Zachęcony postawą delegatów, Napoleon zwołał w 1807 roku„Wielki Sanhedryn”, nazwany tak od areopagu rabinów, którzy w czasachTalmudu rozstrzygali o stosowaniu prawa. Zadaniem tego kolegiumbyło podporządkowaniewszelkich praw religijnychwładzy państwa. Toz kolei spowodowałopowołanie nowej instytucjikontrolowanej przez państwo– Konsystorza, któregozadaniem było zarządzaniekwestiami religijnymiwspólnoty. Złożony z notabliKonsystorz wybierał rabinówi sprawdzał zgodność życiażydowskiego z prawamiRepubliki.Niezależnie odinstytucjonalizacji wspólnoty,Napoleon wydał w 1808roku osławiony „haniebnydekret” (decret infame),który poważnie ograniczałżydowską aktywność weFrancji. Dekret ten ograbiałŻydów z połowy ichwierzytelności, zezwalał imna praktykę handlu tylkona podstawie specjalnychpatentów, zabraniał imŻydzi i Rewolucja Francuska


osiedlania się w Alzacji, poddawał ich poborowi do wojska bez prawazastępstwa (chyba że przez innego Żyda). Dekret ten nie dotyczył Żydówz Bordeaux. Tylko judaizm był potraktowany w ten sposób, a następnewyjątki jeszcze bardziej powikłały jego sytuację. Nie zawsze dobrzeprzyjmowali emancypację Żydzi z krajów okupowanych przez wojskanapoleońskie. W Holandii korzystali z autonomii o wiele dalej idącej niżfrancuska emancypacja. Autonomia ta pozwalała zachować żydowskieIdea świata uporządkowanego na wzórskonstruowanego modelu kłóci się ze starążydowską wiarą w świat, który jest wynikiempęknięcia, jak o tym opowiada Kabaław metaforze pałacu pełnego potłuczonychnaczyń.tradycje, w tym sądy i szkoły. Władza rabinów w dziedzinie prawa religijnegoi życia społecznego nie była kontrolowana przez państwo. Jedynie niemieccyŻydzi, przygotowani przez ruch żydowskiego Oświecenia, haskalę, przyjęliemancypację z entuzjazmem. Ortodoksyjne środowiska żydowskie odrzuciłyemancypację, traktowały ją bowiem jako zapowiedź dejudaizacji i widziaływ niej oczywiste następstwo nowoczesnego zeświecczenia. Zniesienieprzestrzennego i obyczajowego dystansu rabini potraktowali jako prawdziwezagrożenie dla przekazu judaizmu, dla jego praktyk i wartości. Bardzo ważnąkwestię dla żydowskich doktorów wiary stanowiła sprawa małżeństwpodniesiona przez „Wielki Sanhedryn”. Nierozwiązalną sprzecznośćstanowiła dla nich konieczność uznania małżeństw cywilnych, podczas gdyhalacha akceptowała tylko chupę (religijny ślub pod ślubnym baldachimem).Jednostronne otwarcie na świat zewnętrzny stanowiło zagrożenie dla każdejmniejszościowej grupy, wzywanej do stopienia się z większością, i a fortioridla Żydów, którzy długo znosili status cudzoziemców. Potrzeba integracjinie wynikała więc z chęci porzucenia tradycji, ale z pragnienia spokojui akceptacji społecznej.Asymilacja, która przyszła po emancypacji, wiązała się z wielomazjawiskami o charakterze jednocześnie socjologicznym, psychologicznym


267i politycznym. Nie stanowiła świadomej i jasnej decyzji, była wynikiemnastawienia wobec innego, od którego oczekiwano uznania. Ostatnimetapem tego zmierzania ku innemu było połączenie w całości o bardzoniejasnym wspólnym mianowniku. Socjologicznie fenomen ten nie miałżadnych szczególnych związków z narodem żydowskim. Szereg wzajemnychczynników uczynił asymilację Żydów „łatwiejszą” dzięki długiej tradycji, któraŻydów, bardziej niż innych, nauczyła wymiany. Poddawani prześladowaniomwłożyli cały swój wysiłek w zdobycie tego, co najłatwiej przekazać: pieniędzyi inteligencji. Pierwsze chwile asymilacji były przeżywane jako sytuacjawzajemnej wymiany. Dopiero drugi moment zakładał porzucenie i utratęsiebie. Psychologicznie chęć asymilacji wynikała z poczucia „niedostatkubytu”, z poczucia niezdolności lub niewystarczalności judaizmu do udzieleniaodpowiedzi na wszystkie oczekiwania lub potrzeby ewoluującego świata.Ten niedostatek nie był tu traktowany jako przypadkowa ułomność, alejako nieusuwalny brak, który można naprawić, jedynie odrzucając system.Podnoszenie tego „niedostatku bytu” prowadziło niekiedy wręcz donienawiści do samego siebie, której przejawy spotykamy i dziś. Politycznieproces ten rozwijał się według przewidywalnego modelu integracji. Żydzimogli wchodzić w życie polityczne jedynie poprzez ideologie głoszącelikwidację lub osłabienie życia narodu i jego wielowiekowych form.Asymilacja polityczna oznaczała przyjęcie światopoglądu odrzucającegotradycję na rzecz ducha reform. Proces asymilacji towarzyszył w polityce ideipostępu, która stanie się motorem uniwersalistycznych teorii XIX wieku.Największą uwagę przywiązywano niewątpliwie do aspektuekonomicznego emancypacji Żydów, których kojarzono z sukcesem kilkusłynnych rodzin należących do burżuazji finansowej. A pieniądz był nie tylkoznamieniem, ale stawał się mitycznym nośnikiem władzy i wszystkiego,co z nią związane. Rewolucję przemysłową, która pogrzebała stary świati jego wartości, wsparły pieniądze, których dostarczyły żydowskie banki.Tak powstawała mitologia, która stanie się podglebiem nowoczesnegoantysemityzmu. Toussenel, będąc przekonanym socjalistą, zaczął głosić, że„feudalizm” finansjery zastąpił feudalizm majątków ziemskich. Żydzi byliświadkami XIX-wiecznego zwycięstwa ekonomii nad duchowością. Ekonomiadomagała się umiejętności adaptacji i spekulacji, które Żydzi nabyli w ciąguswej burzliwej historii. Musieli ich używać, by się bronić i przetrwać.Tymczasem w wielkich przedsięwzięciach transformacji społeczeństwaŻydzi i Rewolucja Francuska


francuskiego (jak rozwój transportu, uprzemysłowienie, rozbudowa miast)widziano dowód władzy finansowych imperiów, dążących za wszelką cenędo powiększenia bogactwa i wykorzystujących instrumentalnie ideę postępu.Prymat ekonomii ściągnął na Żydów nienawiść ze strony zarówno tych,którzy przeciwstawiali się zmianom w imię dziedzictwa ojczyzny, jak i tych,którzy w rozwoju gospodarczym widzieli jedynie dążenie do bogactwa bezoglądania się na fatalne skutki nowoczesności. Przypisywany Żydom duchprzedsiębiorczości interpretowano jako dążenie do rozkładu społecznegoi żądzę władzy. Inaczej mówiąc – zakładano, że Żydzi wcale nie muszą sięgaćpo władzę polityczną, ponieważ sprawują ją za pośrednictwem ekonomii.Choć w świecie <strong>polityki</strong> czy wielkich finansów było niewielu Żydów, wrażeniezawsze robiło kilka nazwisk – Rothschild, Pereire, Worms, Fould czy Crémieux.Proces asymilacji przebiegał wprawdzie obok tych zmian społecznych,ale służyły mu one za „parasol”. Nie korzystała z niego biedotażydowska, ale ci, których określa się zwykle jako klasę średnią, ludziemotywowani pragnieniem awansu społecznego. Wykształcenie,mobilność, przedsiębiorczość ułatwiały szybki sukces, oznaczały jednakrezygnację z kulturowego i duchowego dziedzictwa judaizmu. Nowatożsamość społeczna, nabyta poprzez kariery w urzędach państwowych,w wojsku, w sądownictwie czy w szkolnictwie, wiązała się z utratą więziwspólnotowych. Istniały środowiska szczególnie otwarte na Żydów. Takbyło ze światem sztuki i kultury, do którego – dzięki owemu „żydowskiemugeniuszowi”, jednocześnie uniwersalnemu i partykularnemu – weszłowielu Żydów. Dla nich asymilacja nie była porzuceniem starożytnegodziedzictwa, ale otwarciem i przystosowaniem. Porzucali ławki żydowskichszkół, przestawali studiować Torę po hebrajsku i uczyć się tekstów modlitw.Zostawiali Księgę dla książek i gazet. Nawiasem mówiąc w wydawnictwachi prasie asymilacja będzie najskuteczniejsza, właśnie poprzez związkikapitału z tą nową dziedziną o nieokreślonej jeszcze pozycji społecznej. Prasawyrażała opinie polityczne, skoro jednak należała do grup finansowych – nietrzeba było długo czekać na pojawienie się tezy, że właśnie poprzez nią Żydzikontrolują państwo.Ostatnią i z pewnością najwyraźniejszą formą asymilacji byłozwielokrotnienie małżeństw mieszanych, które nastąpiło zaraz poemancypacji. Wprowadzenie ślubów cywilnych ułatwiło małżeństwazawierane przez narzeczonych wyznających różne religie. Związki teowocowały znacznie częściej całkowitym porzuceniem praktyk religijnychniż nawróceniem. Większość z nich zawarto w kręgach burżuazji


269i stanowiły one część procesu awansu społecznego. Fakt akceptacjiw roli współmałżonka naiwnie traktowano jako wyraz uznania ze stronyspołeczeństwa. Miało się to wpisywać w (używając pojęć Karla Poppera)przejście od społeczeństwa zamkniętego do otwartego. Mieszane małżeństworeprezentowało niewątpliwie najwyższe zwycięstwo indywidualizmu,tryumf społeczeństwa, w którym wybór człowieka jest ważniejszy od jegopochodzenia i przynależności. Upadek Ancien Régime’u oznaczał bowiem nietylko likwidację przywilejów, ale również rozkład rozmaitych porządków,które organizowały życie i codzienność ludzi. Powolna dezintegracjaspołeczeństwa wiejskiego miała wpływ również na świat żydowski, dlaktórego zwiększona możliwość zawierania małżeństw z nie-Żydami stanowiłazasadnicze niebezpieczeństwo. Endogamia zawsze była najskuteczniejsząobroną fizycznego przetrwania dla narodu żyjącego na wygnaniu od dwóchtysięcy lat. Nowoczesność oparła relację z innym w małżeństwie na zatarciuróżnic i akceptacji każdego jako potencjalnego partnera życia. Zmienił sięsens odpowiedzialności, ponieważ ważne było już nie przejęcie dziedzictwapoprzednich pokoleń, ale dokonanie autonomicznego wyboru, bez uleganiazewnętrznym wpływom.Zastępowanie religii przez indywidualizm z pewnością nie było jedynymskutkiem emancypacji. Temu, co zazwyczaj nazywamy odczarowaniemświata, wierze w to, że biegowi historii można nadać rozumny sens, poddałysię wszystkie kierunki myślowe. W imię wyjaśniania świata, odkrywaniaukrytych reguł poprzez poznanie i analizę naukową, zakwestionowanotranscendencję, metafizyczny fundament judaizmu. Naród tajemnicyi misterium zderzył się z roszczeniami świata poznawalnego i racjonalnego.Interpretacja świętych tekstów nie odpowiadała na te roszczenia, alewzywała do dialogu, poprzez który Żyd mógł odnaleźć „sens”. Do zupełnieinnego porządku należało prognozowanie oparte na kalkulacji, a także teoriacałkowitego krążenia idei, wartości i dóbr, na czym oparł się modernizm.Jednostka powinna odnaleźć swą wartość w zbiorowości, a miarą jej wolnościjest zdolność panowania nad otoczeniem. Nowoczesne społeczeństwopowinno dostarczyć jej narzędzi tego panowania, inaczej mówiąc – powinnojednostce dać władzę i siłę do opanowania świata, w którym żyje. Idea światauporządkowanego na wzór skonstruowanego modelu kłóci się ze starążydowską wiarą w świat, który jest wynikiem pęknięcia, jak o tym opowiadaKabała w metaforze pałacu pełnego potłuczonych naczyń. Niedoskonałość jestŻydzi i Rewolucja Francuska


esencją tego światopoglądu, a oczekiwanie na przyjście Mesjasza nie wynikatu z pragnienia udoskonalenia, ale naprawy. Modernizm i zrodzone z niegoideologie odwróciły żydowski mesjanizm w kierunku urzeczywistnieniaTeoria żydowskiego spisku, która znajdzieswe apogeum w złowieszczych ProtokołachMędrców Syjonu, oprze się na przekonaniu, żeemancypacja pozwoliła Żydom ukryć się wśródnarodów, przez co stali się o wiele bardziejniebezpieczni.abstrakcyjnej ludzkości, wykorzystując głębokie pragnienie sprawiedliwościsynów tego narodu. Znalazło się wśród nich wielu, których – niewątpliwiewskutek niecierpliwości – skusiło przyspieszenie historii w czasach wielkichzmian XIX wieku. Ich ślepa fascynacja uczyni Żydów – w oczach niektórych –winnymi wszystkich nieszczęść nowych czasów.Wydarzenia Rewolucji posiadają wymiar mesjanistyczny, któryapokaliptyczne formy przybrał podczas wojen napoleońskich. W swejwspaniałej powieści Gog i Magog Martin Buber opisuje obraz tych wydarzeńw ludowej wyobraźni wspólnot żydowskich w Europie Wschodniej.Antytradycja fałszywych mesjaszy naznacza najgorsze okresy historiiżydowskiej. Nieszczęścia niewątpliwie wyzwalają największe siły.Rewolucyjne ideologie sięgnęły po ten mechanizm, by nadać początkowyrozpęd swej akcji. Stary midrasz opowiada narodziny Mesjasza w momenciezburzenia Świątyni, więc w chwili największej katastrofy. Mesjanizmrewolucyjny również chce wysnuć nową nadzieję z absolutnej beznadziei.Marks dokona bodaj najpełniejszego sformułowania koncepcji mesjanizmuczerpiącego swe siły z głębin nędzy społecznej, która dzięki temu staje sięźródłem powszechnej mobilizacji.Ruch rewolucyjny oparł się na wartościach, takich jak (w różnym stopniu)tolerancja, postęp, szczęście, równość czy braterstwo. Idee te nie należądo żydowskiej wizji sprawiedliwości, opartej na prawie (więc równowadzesił i podziale), miłosierdziu (gmilut chasadim, w terminie gmul zawarta jestwzajemność) i hojności (w sensie daru z definicji nierównego). Niezależnie


271jednak od tych różnic w rozumieniu sprawiedliwości, istnieje jeszcze jednadużo ważniejsza, dotycząca powołania człowieka na ziemi. Jest nim bowiemwypełnienie przeznaczenia, misji albo obietnicy, a nie szukanie szczęściaczy przyjemności życia. W judaizmie chodzi nie o przyszłą ludzkość, aleo człowieka, syna swego ojca, potomka poprzednich pokoleń, będącegoogniwem w historycznym i duchowym łańcuchu. Próba połączenia Rewolucjiz wizją inspirowaną przez proroków ignoruje samą istotę ich nauki, którąmożna określić jako dialog człowieka z Bogiem, prowadzony w chwilach, gdyprzymierze staje się historią albo gdy społeczeństwo ma postępować wedługprawa. Nauka proroków jest przede wszystkim słowem, niekiedy krzykiemalbo wezwaniem, ale nigdy zerwaniem z przeszłością; przeciwnie – prorokmówi, odwołując się do pierwotnego związku.Proces dechrystianizacji zapoczątkowany we Francji przez Rewolucję stałsię również procesem postępującej dejudaizacji, z tą tylko różnicą, że nadaniepewnych praw, których Żydzi byli pozbawieni przez wieki prześladowańi szykan, uczynił dejudaizację atrakcyjniejszą i przez to szybszą. Przebiegłaona w kilku etapach, nawet jeśli trudno tu określić jej chronologię. Pierwszymbyła „ewolucja” kultu. Ustanowienie Konsystorza spowodowało głębokiezmiany w przebiegu nabożeństw, począwszy od architektury synagog, przezzachowanie modlących się, aż po wprowadzenie modlitw w intencji Republikii jej przywódców. Drugi etap stanowiło opuszczanie synagog i szkół, codoprowadziło pod koniec XIX wieku do stworzenia judaizmu liberalnego, zamilczącą zgodą rabinów z Konsystorza, mających nadzieję, że dzięki temusynagogi znów będą pełne. Pustoszenie miejsc kultu niewątpliwie wiązałosię z zanikiem wiary w społeczeństwie. Dla judaizmu francuskiego stanowiłoto podwójną klęskę, bo judeofobia wcale nie zanikła wraz z integracją,przeciwnie – przybrała dużo niebezpieczniejszy kształt. Trzecim etapemdejudaizacji było to, co można określić jako „laicyzację” pewnych założeńjudaizmu. Dotyczy to na przykład wartości zawartych w DziesięciorguPrzykazań, które – z nadzieją na zdobycie uznania – chciano prezentowaćjako wkład Żydów w sprawę postępu i sprawiedliwości. Jednak rozszerzeniemoralności żydowskiej na wszystkie narody wywoływało najgorszy zarzutnowoczesnego antysemityzmu – spisek mający na celu „zażydzenie”społeczeństwa.Rewolucja Francuska nie zlikwidowała nienawiści do Żydów, przeciwnie– zrodziła nową formę tej plagi, która zostanie określona pod koniec XIXŻydzi i Rewolucja Francuska


wieku jako antysemityzm. Pojawiając się zarówno na prawicy, jak i nalewicy, judeofobia ta nie będzie już zajmować się odpowiedzialnością Żydówza śmierć Chrystusa, ale ich odpowiedzialnością za zło nowoczesnegoświata. Antykapitalizm wesprze się tu nostalgią środowisk tradycyjnych, byoskarżyć zmienionych, bo pozbawionych znamion zewnętrznych, Żydówo manipulację. Teoria żydowskiego spisku, która znajdzie swe apogeumw złowieszczych Protokołach Mędrców Syjonu, oprze się na przekonaniu,że emancypacja pozwoliła Żydom ukryć się wśród narodów, przez costali się o wiele bardziej niebezpieczni. Antysemityzm będzie się starałznaleźć kryteria pozwalające lepiej rozpoznać Żyda: charakter, fizjonomię,pochodzenie, zepsucie. Idea eksterminacji narodu żydowskiego zostałaprecyzyjnie sformułowana w XIX wieku. Proudhon zapisał ją w swoichCarnets: Żyd jest nieprzyjacielem rodzaju ludzkiego. Trzeba tę rasę odesłać do Azjialbo zniszczyć. Podobnie Baudelaire w Mon coeur mis nu: Warto zorganizowaćpiękną konspirację, żeby zniszczyć rasę żydowską. Fenomen nowoczesnegoantysemityzmu opisano i zanalizowano, ale jeśli się bada jego fundamenty –nie można umniejszać jego związków z filozofią Oświecenia. Arthur Hertzbergw swej książce The French Enlightenment and the Jews pokazuje, że nowoczesnyantysemityzm nie jest reakcją na Rewolucję, ale stanowi jej integralną część,zawdzięcza więcej doktrynom Woltera, Holbacha czy Marata niż teologiichrześcijańskiej.Począwszy od Rewolucji przestano traktować Żydów jako naród żyjącyna wygnaniu, zaczęto w nich widzieć rozproszone osoby przeżywające swąsytuację samotnie. O narodowych początkach rozproszenia zapomniano. Terazzatem Żyd świecki będzie zapewne internacjonalistą, a Żyd religijny – zdrajcą.Antysemita oskarży Żyda, że w polityce widzi tylko środek do panowanianad światem, a nie sztukę rządzenia dla dobra państwa. Słynne określenie„państwo w państwie”, pierwotnie stanowiące oskarżenie wobec hugenotów,abbé Grégoire skierował przeciw Żydom. Posłużyło jako podstawa, by z tych,których uznano za wrogów wewnętrznych, uczynić kozła ofiarnego. Rozwójantysemityzmu ekonomicznego, politycznego czy rasowego jest znany, niema potrzeby powtórnie referować go w tym miejscu. Warto jednak określićjego przesłanki. Antysemityzm nie jest reakcją na obecność, ale transpozycjąmyśli politycznej, której źródłem są naturalistyczne idee angielskich deistów,polegające na interpretacji społeczeństwa i historii na sposób biologiczny.Polityczny początek rasizmu stanowią rewolucyjne idee, według którychprawo naprawia niesprawiedliwości natury, ale jeśli nie może tego zrobić– należy wrócić do natury. Deizm podnosi ideę antynaturalnych początków


273judaizmu, szczególnie w Egipcie. Freud do niej zresztą wróci, piszącw książce Człowiek imieniem Mojżesz a religia monoteistyczna o nieżydowskichpoczątkach narodu żydowskiego.Rewolucja francuska, biorąc naród Przymierza pod opiekę „przymierzabraterskiego”, domagała się, by przestał być narodem dla dobra jednostek.Jednak historia dała mu szansę odzyskać chwałę swojej przeszłości na własnejziemi. I tą nadzieją żyją dziś naprawdę wolne dusze. █Niniejszy tekst jest rozdziałem pracy zbiorowej CzarnaKsięga Rewolucji Francuskiej, która ukaże się wkrótcew Klubie Książki Katolickiej.


WILNAMARTA KWAŚNICKANIE ODDAMY NIGDYWilna nie oddamy nigdyAutor Autorski


Kilka lat temu pewien Litwin,potomek szlachty, umierając, wezwałdo siebie swojego syna, aby gopożegnać. „Jesteś szlachcicem –usłyszał od niego syn. – Pamiętaj,jesteś odpowiedzialny za całą Litwę”.Litwa sama wchodzi pod pióro. Wystarczy przejrzeć pismapochodzących z tych okolic Mickiewicza i Mackiewicza (nadal są to tutaj, napograniczu litewsko-białoruskim, nazwiska niezwykle częste), żeby zobaczyć,z jakim wchodzi skutkiem. Mają rację obydwaj panowie, kiedy piszą o cichychgruszach, które siedzą z rzadka na miedzy, o samotnych drzewach na polachi małych laskach, o dworach, które błyskają bielą wśród gaików. Podobneopisy znajdziemy także u szczodrzejszej w przymiotniki Orzeszkowej.Pod Ejszyszkami, gdzie do dziś siedzą po okolicach potomkowie litewskiejszlachty, pola rzeczywiście ciągną się od lasku do lasku, urozmaicone tui ówdzie rozłożystymi gruszami, jabłoniami, lipami i dębami. Po wszystkichdziejowych burzach samotne drzewa na miedzy wciąż tu są – żywcem wyjętez Inwokacji. To właśnie one – bardziej niż cokolwiek innego, bardziej nawetniż same zaścianki – powodują, że krajobraz Wileńszczyzny sprawia wrażenieokrzepłego, ciepłego, wygrzanego przez pokolenia.„Są i dwory większe, ale charakter nadają tu zaścianki szlacheckie,zwane jak wszędzie na Litwie – okolicami” – pisał Józef Mackiewicz. I takjest do dzisiaj, chociaż Mackiewicz znał dwory jako pulsujące życiem ośrodkiszlacheckiego życia. Dzisiaj to nędzne pozostałości, zaledwie zabezpieczoneprzed ruiną sumptem lokalnych urzędów – a i to nie zawsze. Po okolicachwciąż mieszka szlachta zagrodowa – chociaż coraz słabiej u niej z poczuciemtożsamości. Mówi się tu ciągle po polsku, niektórzy mają jeszcze mglisteprzeczucie dlaczego, ale w Matejkianach na przykład, które w swoim esejuo szlachcie wymienia Mackiewicz, zagadnięte staruszki niespecjalnie wiedzą,co to właściwie jest okolica szlachecka. W tonących w dymach wiosennychognisk Emiliszkach pomarszczona pani Zofia mówi z kolei o „panu”, co


mieszkał w dworze, ale, jak wspomina, sama sprowadziła się do wsi powojnie i niewiele może o tym wszystkim opowiedzieć. Dwa przepięknedworki szlachty zagrodowej w Dymitrach zieją pustką. W jednym z nichpo izbach, których nie chronią przed wiatrem szczerbate okna, snuje sięlekko pijany brat właścicielki, gotów oddać przyjezdnym za niewielką kwotęzrujnowaną skrzynię posagową. Wielka historia rozsypuje się na <strong>naszych</strong>oczach. Szlachta lituanizuje się, rozpija, wyjeżdża do miast za pracą. Okolicepustoszeją. Ale może jeszcze nie wszystko stracone.WILNO NALEŻY DO WSZYSTKICHPodczas podróży po Wileńszczyźnie usłyszałam historię, którawydarzyła się zaledwie kilka lat temu: pewien Litwin, potomek szlachty,umierając, wezwał do siebie swojego syna, aby go pożegnać. „Jesteśszlachcicem – usłyszał od niego syn. – Pamiętaj, jesteś odpowiedzialny zacałą Litwę”.Wzruszające, że wciąż taki jest testament Litwina – aleLitwina w znaczeniu, jakie jeszcze w XIX wieku nadawał temu słowuAdam Mickiewicz. Szlachecka tożsamość przegrywa jednak dotkliwiez „nowoczesną” Litwą, tworem typowo chłopskim, jakich wiele powstałow różnych częściach Europy na przełomie XIX i XX wieku. W dwudziestoleciumiędzywojennym to rozdwojenie miało konkretne kształty: jak pisałwówczas Józef Horbaczewski, Litwa historyczna podzieliła się na kowieńską– chłopską i wileńską – szlachecką. Józef Mackiewicz dodawał do tego innypodział: chłopska Litwa kowieńska dzieliła się na tę, która chciała Wilna, i tę,która go nie chciała. Dziś nie ma już wątpliwości – nowa Litwa chce Wilna(bo jak mogłaby go nie chcieć?), ale nie chce szlachty i jej obywatelskiegouniwersalizmu. Dwie koncepcje „litewskości” nadal jednak na Wileńszczyźniezderzają się boleśnie: inny starszy przedstawiciel ejszyskiej szlachty, panSobolewski, Polak z Dziewianiszek, postanowił zagłosować w wyborach.Ponieważ, jako szlachcic, któremu leżał na sercu los całego kraju, uważał, żeWilno powinno pozostać przy Litwie, a mieszkańcy tego kraju powinni samisię rządzić, dlatego, jako odpowiedzialny obywatel, zagłosował na kandydatastartującego z ramienia Sajudisu – jak na ironię, o czym pan Sobolewski niewiedział, największego „polakożercy” w rejonie.I właśnie z powodu odcięcia się współczesnej Litwy od dworu,od uniwersalizmu Rzeczypospolitej Obojga Narodów, do Wilna, jak piszeTomas Venclova, cały czas ktoś tęskni. Przed wojną Litwini, obecnie Polacyi Białorusini. Miasto, które stanowiło wzorzystą stułę wiążącą polsko-litewskie


277małżeństwo, w żadnym razienie jest w stanie sprostać współczesnemu,nacjonalistycznemu poczuciu przynależności. W praktyce przekłada się tona to, że niezwykle liczne na Wileńszczyźnie polskie nazwiska wciąż trzebapisać po litewsku, a litewscy obywatele polskiego pochodzenia nie mogądoczekać się zwrotu swojej własności w litewskiej stolicy. W zderzeniuz tradycją wielonarodowej Rzeczpospolitej, Republika Litewska okazuje sięniemal zupełnym zaprzeczeniem tego, czego chce się mienić dziedziczką.Niewielkie narodowe państwo odziedziczyło wprawdzie dumną nazwępo Wielkim Księstwie, ale niewiele więcej: Litwa Giedyminowiczów byłaczymś więcej niż siedzibą zazdrośnie strzegącego swoich posiadłościbałtyjskiego ludu, budującego swoją tożsamość na koniunkcjach zaprzeczeń.Na naszej północno-wschodniej granicy przetrącono pojęciom kręgosłup,zapanował zupełny mętlik i dlatego dzisiaj trudno jest mówić o sprawach,które dogorywają w ciszy ejszyskich okolic. Polak, Litwin – do dawnychWilna nie oddamy nigdy


słów przylgnęły nowe treści, a przylgnęły tak ściśle, że trudno zeskrobaćwspółczesny nalot i przedostać się do ich właściwego sensu. Księstwoi Korona – połączone w Rzeczpospolitej – były projektem, jakiego nie znałaEuropa. A trzeba dodać i to, że Polska nie byłaby Polską, gdyby jako KrólestwoPolskie nie doświadczyła unii z Litwą i nie brała udziału w I Rzeczpospolitej.Nie byłoby dzisiejszej Litwy bez Polski, nie byłoby Polski bez Litwy.LITWA – TRZECIA DROGA EUROPYW dużym uproszczeniu można stwierdzić, że kształty państww nowożytnej Europie rozwijały się w dwóch kierunkach. Jeśli granicznymprzykładem jednego z nich będzie Hiszpania Habsburgów, drugim może byćHolandia, która w imię swojej odrębności władzy Habsburgów się pozbyła.U zarania nowożytności i Polska mogła znaleźć się na długiej liście krajówrządzonych przez tę – mimo wszystko wspaniałą – dynastię. Jadwiga Anjou,która zasiadła na polskim tronie po swoim ojcu, zamiast Habsburga wybrałajednak Giedyminowicza – i od tego symbolicznego momentu Polska Koronamogła pójść inną niż reszta Europy drogą, o ile się dało, „abstrahującą”od istnienia Habsburgów. Do czasu, oczywiście. Odtąd przez pewien czaspierwszorzędne państwa Zachodu, jeśli będą katolickie, będą absolutystyczne;jeżeli będą republikami, będą to republiki fundowane na protestanckiejmistyce, jak w przypadku Holandii, Anglii doby Cromwella i powstałychpóźniej Stanów Zjednoczonych. Rzeczpospolita Obojga Narodów była podtym względem zupełnie odrębną opcją. Była republiką, której rdzeniem byłuświęcający wybór ludu. To on wskazywał katolickiego władcę, który gdzieindziej rolę następcy tronu otrzymywał z innych źródeł. Wybór sprawiałjednak, że potęga tronu leżała gdzie indziej, niż w przypadku katolickichwładców Zachodu. Król był przecież (a przynajmniej mógł być) jednymz wybierających. Może zresztą dlatego protestantyzm nie mógł się u nasbardziej zakorzenić – jego ostrze, splatające republikanizm z odejściem odRzymu, zostało unieszkodliwione. Dlatego też nie było w Rzeczpospolitejcentralnego dworu w rozumieniu zachodnich absolutyzmów – ale katolicyzmrzeczywiście zdaje się promować taką ideę. Bo czym jest dwór, jeśli niesposobem celebracji rzeczywistości? I oto silny dwór królewski zastąpiły dworyszlacheckie, których było w Rzeczpospolitej tyle, ilu potencjalnych królów.Wiele z tych dworów istniało na Litwie; dzięki Mickiewiczowi tolitewski dwór stał się punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń Polaków.Pierwsza Rzeczpospolita nie jest bowiem tożsama z polskością. Polacy-Koroniarze stanowili przecież tylko część projektu; część ważną, bo dającą


warstwom panującym język i wnoszącą do państwa określoną i absolutniepodstawową dla całego założenia kulturę polityczną; dodajmy, że przyjęteprzez ruskie i litewskie elity dobrowolnie. Polski był tam językiem agory,biletem wstępu w rejony obywatelskie, wreszcie związanym z tak zwaną279Umiejętność posługiwania się polskim „kodemobywatelstwa” do dzisiaj jest w potocznejświadomości podwileńskich spadkobiercówWielkiego Księstwa świadectwem szlachetności– także intelektualnej.kulturą wysoką. W domach mówiło się w Wielkim Księstwie po litewsku,przede wszystkim zaś po białorusku (tutaj określanym jako „po prostu” lub„po prostemu”).Wśród polskojęzycznych mieszkańców Wileńszczyzny w dużymstopniu jest tak nadal. Umiejętność posługiwania się polskim „kodemobywatelstwa” do dzisiaj jest w potocznej świadomości podwileńskichspadkobierców Wielkiego Księstwa świadectwem szlachetności – takżeintelektualnej. W rejonie Ejszyszek w świadomości mieszkańców rejonunadal istnieje swoista hierarchia oparta na tym kryterium. Samo miasteczkoi liczne w jego pobliżu okolice szlacheckie zamieszkują potomkowiepolskojęzycznej szlachty. Ale nie tylko oni mówią językiem Mickiewicza.W rejonach solecznickim i wileńskim po polsku mówią również potomkowiewłościan. Kiedy któregoś z nich spytać o polskojęzyczne wioski, dowiemy się,że mieszkają w nich „światlejsi”, a w białoruskich i litewskich dla odmiany– „ciemniejsi” (lub „ciemnota”). Także w Wilnie tli się jeszcze przekonanie,że każdy, kto zna polski, jest po prostu bardziej inteligentny. Mój wileńskigospodarz mówił na przykład, że co prawda Polacy są tam teraz zmuszeni donauki litewskiego, aby znaleźć pracę, ale „kiedy się już nauczą, to i tak zarobiąwięcej jak ci Litwini”.Chociaż pełnię praw obywatelskich, biernych i czynnych, możnabyło w I Rzeczpospolitej posiadać i bez poszerzania kręgu osób mówiącychWilna nie oddamy nigdy


po polsku, przekonanie podejszyskich „światlejszych” to ludowa pamięćo dziedzictwie demokracji szlacheckiej. Mowa do dziś pozostaje constans,dookoła którego potomkowie „mościpanów” budują swoją tożsamość.W rejonach, gdzie panowie i włościanie mówili tym samym językiem (naprzykład na Podlasiu), mieszkańcy zaścianków dłużej zachowują elementygwarowe, a język chłopów szybciej roztapia się w mowie (nie-szlacheckiej)większości. W Polsce zatem to chłop prędzej przemówi do nas telewizyjnąpolszczyzną. Dlaczego? Bo „mościpan” nie musi się kłaniać większości, niewstydzi się swojego sposobu życia i mówienia. Będzie się go trzymał, bosama idea tożsamości i kultywowania pamięci jest wynalazkiem na wskrośszlacheckim. Na wsi potomków szlachty rozpoznamy i po tym, że będą moglipodać nazwisko panieńskie babki czy majątek, z jakiego się wywodziła.LITWA ZANIKAMówiąc językiem literatury, wraz z rozpadem Litwy pańskieji chłopskiej, rozszczepiły się i inne dwie Litwy, a Pan Tadeusz rozpadł się nadwie zupełnie niezwiązane ze sobą księgi – jedna była o ojczyźnie żubra,pełnej wodnych bóstw, druga – o szlacheckim dworze. Aż trudno dzisiajuwierzyć, że ten dwór stał nad brzegiem ruczaju!Właśnie z powodu tego rozszczepienia z Litwy zrezygnowałapolska literatura. Bo, paradoksalnie, Litwa, którą przekazali nam XX-wiecznipolscy autorzy, to zaledwie jakaś chtoniczna kraina, pełna rozwiązłychboginek, wilgotnych gleb i parujących topieli, w których, być może, ocalelijeszcze wąż Żaltis i piękna Egle. Litwa, która została w naszej świadomości,to kraina archaicznych świszczących lub miękkich słów, powtarzającychsię spółgłosek – jak w nazwie miłoszowskiej Issy – którymi zza grobuprzemawiają do nas łagodnoocy Bałtowie. Joanna Salamon w Czasie Herbertapożegnała Litwę z ulgą, jako to, co przyniosło Rzeczpospolitej anarchięi wydało polakożerczych poetów – Mickiewicza i Miłosza, chcących unicestwićpolskość, aby tylko Litwa mogła stać się potężna i nieśmiertelna. Rymkiewicztęsknił z kolei do Litwy podczas swoich brzemiennych w polityczneskutki wakacji na Suwalszczyźnie w 1983 roku, ale i on, chociaż rozmyślałwówczas o polskości, pisał głównie o wężach i niemych Jaćwingach, którychzmiażdżyła historia. Zastanawiał się, czy i Polaków tak zmiażdży. Niemastała się tymczasem sama polsko-litewska unia, bo – nie wiadomo dlaczego –wspominanie jej z rozrzewnieniem i marzenie o Wilnie jako o polskim mieście(a ono musi w pamięci zbiorowej Polaków pozostać polskie, jeśli my samimamy pozostać Polakami) stało się tożsame z politycznym rewizjonizmem.


281Od JonasaBasanavičiusa,założycielalitewskojęzycznej gazety „Aušra”,wzięło się przekonanie, że unia z Polskąbyła w rzeczywistości największą klęskąbałtyjskiego narodu. Zdusiła pogańską istotęLitwy, zniszczyła to, co w starożytnym narodziebyło oryginalne, pozbawiła go szansy nasamodzielny państwowy rozwój.Wilna nie oddamy nigdy


Jeśli ktoś w Polsce tęskni jeszcze za Litwą, tęskni zatem tylko za bujną zieleniąnieprzebytych puszcz i za wilgocią rojstów; za żubrem, pluskiem wiosełi taflą wody, pod którą mieszkają nieznane nam duchy. Ale prawie nikt niewspomina już litewskiego dworu, owej zagadki, która pozwoliła Litwinowirodem z dzisiejszej Białorusi sławić swój kraj najpiękniejszą polszczyzną.Rzeczpospolita leżała, co podkreśla się od dawna, na przecięciuWschodu z Zachodem. O bardzo wczesnej obecności wschodniegochrześcijaństwa w Polsce świadczy choćby Bogurodzica – pieśń powstała popolsku, a wyraźnie nawiązująca do trójcy Chrystus-Bogurodzica-Jan Chrzciciel,zapomnianej nieco na Zachodzie, a obecnej w każdej cerkwi na ikonostasie.To jednak unia polskiej Korony z rozsiadłą pewnie na wschodzie Litwą,posiadającą wówczas pod swoim panowaniem Ruś Kijowską, doprowadziłana nieporównanie większą skalę do spotkania zachodniej łaciny zewschodnim chrześcijaństwem. W samym spotkaniu Krakowa i Wilna istniałojednak jeszcze inne zderzenie, dzisiaj chyba ważniejsze, bo determinującewspomniany wyżej, współczesny sposób opisywania Litwy: zderzeniepołudnia z północą, schrystianizowanego antyku i bałtyjskiego pogaństwa.


283Był to związek czcicieli świętego ognia i katolików żarliwych aż do utratyrozsądku; unia kontynuatorów lokalnych kultur epoki brązu z niezbytortodoksyjnymi dziedzicami antyku, godzącymi Cycerona ze specyficznąsłowiańską wrażliwością. Północna baśniowość i europejski rozum – jakokreślą to późniejsi komentatorzy. Oczywiście, musiało to mieć swoje skutki.Kiedyś jeszcze bardziej na północ, bo w drodze na Nordkapp,mieszkanka arktycznego Honnisvåg opowiadała mi z dumą, że bliżej jejdo bieguna niż do Rzymu. To była ważna deklaracja kulturowa – północdystansuje się od antyku, od południowych malarzy i poetów. Wybieraswoją niepojętość i mglistość, swoich zapomnianych bogów. Powodówjest wiele. Ma to, oczywiście, związek z odmienną historią tych rejonów, taz kolei z oddaleniem od centrów cywilizacji. Ale ma tu pewien udział takżespecyficzna wrażliwość mieszkańców rejonów, których krajobraz zostałwyrzeźbiony przez lodowiec. Nieregularna rzeźba polodowcowych wzgórzsprawia, że gaiki i narzutowe głazy natychmiast zyskują walor objawienia –co z pewnością przyczyniło się do długiego przeżywania się tutaj pogańskichwierzeń. Jeszcze Skarga, pierwszy rektor Akademii Wileńskiej i jedenz najwybitniejszych polskich szermierzy kontrreformacji, pisał, że na Litwiewiarę trzeba nie tyle umacniać, co w ogóle ją wprowadzić. W oświeceniu naLitwie czczono ciągle inne światła: Słońce, Księżyc i pioruny, z czego z koleiw XX wieku dumna była Maria Gimbutas, światowej sławy archeolog. Kiedypowstała współczesna Litwa, to „północne” dystansowanie się od południaprzybrało nowe, nacjonalistyczne zabarwienie – choćby w celu odróżnieniasię od katolickiej Polski i nieodwołalnie już rosyjskiego prawosławia.Po Powstaniu Styczniowym etniczni Litwini – jak sami topotem opisywali – obudzili się z długiego, nowożytnego snu. Od JonasaBasanavičiusa, założyciela litewskojęzycznej gazety „Aušra”, wzięłosię przekonanie, że unia z Polską była w rzeczywistości największąklęską bałtyjskiego narodu. Zdusiła pogańską istotę Litwy, zniszczyłato, co w starożytnym narodzie było oryginalne, pozbawiła go szansy nasamodzielny państwowy rozwój. W celu usamodzielnienia się trzeba byłozatem wyrwać z korzeniami to, co opresywne – polskość. Na chybotliwejetnicznej podstawie wschodni uczestnicy jagiellońskiej republiki, niesieni faląXIX-wiecznej idei narodowej, utożsamili wielonarodowe państwo z polskąkolonizacją. Prawdziwa semantyczna hochsztaplerka. Potem poszło już łatwo– na zasadzie antytez. Jeśli Polacy mieli „otwarte słowiańskie dusze”, LitwiniWilna nie oddamy nigdy


musieli okazać się, jak na północny lud przystało, chłodni. Jeśli Polacy chcieliwierzyć ortodoksyjnie, Litwini musieli znaleźć w swoim katolicyzmie cośnietypowego. I to wszystko zapewne stanęło za stwierdzeniem litewskiegofilozofa Arvydasa Sliogerisa, że wiara jego ziomków nabrała nieobecnegogdzie indziej „rysu naturalistycznego i panteistycznego”, połączonegoz chłodem w ekspresji religijnych uczuć.Także i prosty ludek przyswoił sobie nowe, „rozgraniczające” zasadyrozumowania, chociaż, naniesione na dawne, wciąż przeżywające sięskojarzenia, dają one często efekty zgoła humorystyczne. Na dawnej Litwieto szlachta była, na ogół, wyznania rzymskokatolickiego, w odróżnieniu odw większości prawosławnego chłopstwa. Dzisiaj, kiedy trzeba już zdecydowaćsię na narodowość, tożsamość często wyznaczana jest po linii tych właśnieskojarzeń. „Jakże ja nie Polak, jak mój brat ksiądz?” – wyjaśnia swojąprzynależność etniczną jeden z podwileńskich chłopów.Język jest jednak bezwzględny, nie poddaje się politykom i rządzisię swoimi prawami. Kiedy David Katz, badacz jidisz, poddał analiziewschodnioeuropejskie społeczności posługujące się tym językiem, okazało się,że jego specyficznie litewska odmiana ciągle używana jest nie tylko na tereniedzisiejszej Litwy, ale na Białorusi i Ukrainie, gdzie nadal określa się go jako„Litvisch” – i to „Litvisch” nadal wytycza granice dawnej Litwy.PYTAJMY O LITWĘMłode litewskie państwo o chłopskich korzeniach, jak wiele mupodobnych, stara się na siłę zbudować własną tożsamość – byle z dala odjakże atrakcyjnej kultury dawnej Rzeczpospolitej. „W kulturze litewskiejzakodowane są antypolskość, antyrosyjskość i antyżydowskość”, mówiznajoma Wilnianka. To mocne stwierdzenie, ale zapewne dużo w nim prawdy.Sondaże wskazują zresztą, że spośród tych trzech fobii antypolska jestnajsilniejsza.Szacuje się, że polskość na Litwie może zniknąć w ciągukilkudziesięciu najbliższych lat. Ale, co dziwne, III Rzeczpospolita niewielesobie z tego robi. Język polski, który wciąż, mimo wszystko, stanowiwiększość w stołecznym rejonie wileńskim, na dłuższą metę zanika. Dzisiajw Wilnie można go studiować na dwóch uczelniach – przede wszystkim naWileńskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Co roku kandydatów jest mniej.Jak żalą się wykładowcy, coraz częściej nie przychodzą z zamiłowania dopolskości, a tylko z braku pomysłu na przyszłość. Uniwersytet Wileński,wszechnica Mickiewicza i Słowackiego, utworzył Katedrę Filologii Polskiej


285dopiero w latach dziewięćdziesiątych, a i jej los bywał w ostatniej dekadzieniepewny. Chwila zatem nagli – rozplatają się kurczowe uściski, w którychpolska świadomość trzymała gród nad Wilią. Wileńszczyzna (a wraz z niącała Litwa) nieubłaganie duchowo nam się wymyka, a wraz z nią umieraolbrzymia część nas samych. Pewne tradycje, wyrywane z korzeniami przezpokolenia zaborców i okupantów, ostatecznie zanikają, czyniąc tym samymmieszkańców tej części Europy zupełnie bezbronnymi.Potrzeba nam Wileńszczyzny, jej dystansu do „Koroniarzy”i śpiewności tamtejszej polszczyzny, w której swojska „kupka kamieni”staje się nagle rzewną „pryzmeczką kamuszków”. Bez piękna wileńskichsłów i imiesłowów współczesny język polski staje się bezduszny; jesttylko telewizyjnym gipsem, którym obywatele z północy i południa krajunadwiślańskiego zalepiają dziury we własnej tożsamości.Bez Litwy Korona byłaby pewnie, może i dziwnym pod pewnymiwzględami, ale jednak typowym drugorzędnym państwem Europy – Europy,do której nie dotarły rzymskie legiony, a chrześcijaństwo przyniesionoz tysiącletnim opóźnieniem. Dzisiaj, odarci z dziedzictwa wielokulturowejRzeczpospolitej, Polak i Litwin dają sobie wmówić, że tak było w istocie.Dzięki uniom z Litwą, Rzeczpospolita zadała Europie zagadkę potężnejkatolickiej republiki bez stosów. Państwo obojga narodów stało się na tylesilne, że długo nikt nie mógł na nią odpowiedzieć. Kiedy osłabło, rozpoczęłasię długa i żmudna praca kolejnych zaborców – nauka zapominania.Być może marzenie o państwie nienarodowym jest anachroniczne– historia współczesna pełna jest dowodów na to, że myślenie w kategoriachzwartych grup etnicznych czy religijnych jest nieuchronne. Czasem jednakanachronizm bywa profetyzmem, a „utopie złotego wieku” stają się mitamizałożycielskimi zbiorowych przedsięwzięć. Jeśli jednak jest to niemożliwei nasze, Polski i Litwy, drogi rozeszły się ostatecznie i nieodwołalnie, to możechociaż da się powstrzymać „nowoczesnych” Litwinów przed niszczeniemtego, co w ich mniemaniu jest polskie i obce. Może z czasem nauczą sięrozpoznawać w potomkach ejszyskiej szlachty element własnego dziedzictwa.Może da się przynajmniej ocalić wielkie, ponadnarodowe przedsięwzięciez przeszłości w pamięci współczesnych Polaków, Litwinów, Białorusinówi Ukraińców. Ostatecznie, łatwiej oszukać kogoś, kto nie zna swojejprawdziwej wartości. Nie przestawajmy zatem wszyscy pytać o Litwę i jejznaczenie. █


JAKROWMUND KIEŁKIEWICZODDAJEMYWILNOJak oddajemy WilnoAutor Autorski


W atmosferze ogłaszanegohucznie partnerstwastrategicznego międzyWarszawą a Wilnem, przyproklamowanej uroczyścieprzyjaźni polsko-litewskiej,dochodzi do wynaradawiania<strong>naszych</strong> rodaków naWileńszczyźnie.Powinno być wspaniale. Łączy nas pięćset lat wspólnej historii, tradycjawieloetnicznego i tolerancyjnego państwa, które może być wzorem dla UniiEuropejskiej. Łączy nas wspólne zagrożenie ze Wschodu, które wymuszaprowadzenie skoordynowanej <strong>polityki</strong> bezpieczeństwa energetycznego. Łączynas niechęć wobec dechrystianizacyjnych zapędów eurokratów z Brukselii Strasburga. Łączą nas w końcu interesy gospodarcze i projekty wspólnejinfrastruktury transportowej, takie jak budowa autostrady Via Baltica czyszybkiej trasy kolejowej Rail Baltica. Powinno więc być wspaniale, a jednaktak nie jest. Wspaniale jest tylko podczas oficjalnych wystąpień, kiedy doWilna przyjeżdżają politycy z Warszawy. Ale kiedy tylko wrócą nad Wisłę,litewscy oficjele zmieniają ton i już w zupełnie inny sposób rozmawiająz mieszkającymi na Litwie Polakami.Niedawny wyrok Trybunału Konstytucyjnego w Wilnie, który pozbawiatutejszych Polaków prawa do posiadania własnego imienia i nazwiska (jeśliktoś nazywa się np. Adam Rymkiewicz, to oficjalnie może funkcjonować


tylko jako Adomas Rimkievicius), jest tylko wierzchołkiem góry lodowejtej dyskryminacyjnej <strong>polityki</strong>. Obowiązująca na Litwie ustawa o językupaństwowym jest sprzeczna z Europejską Konwencją Ochrony PrawMniejszości Narodowych, ale – jak stwierdzili litewscy sędziowie – jestzgodna z konstytucją. To właśnie na podstawie tego prawa zabronionopolskiej szkole średniej w Ławaryszkach nadania imienia Emilii Plater –patronem może być tylko Emilijos Platerites. Szkole podstawowej na Lipówcew Wilnie zakazano z kolei nadać imię Tadeusza Kościuszki, gdyż – wedługoświadczenia miejscowych władz – „Kościuszko nigdy nie był obywatelemLitwy i niczym się dla Litwy nie zasłużył”.Na Wileńszczyźnie znajduje się największe skupisko Polaków za nasząwschodnią granicą. Ale jeśli nic się nie zmieni, to grupa ta rozpłynie sięw litewskiej większości. W 2001 roku Polaków na Litwie było 234 tysiące(7,5 procent mieszkańców kraju), dziś jest ich 208 tysięcy (6,8 procent).Obecnie przebiega proces podobny, jaki niegdyś miał miejsce naKowieńszczyźnie – w 1939 roku w Kownie żyło 20 procent Polaków, dziś jestich tylko 0,5 procent. Teraz w Wilnie mieszka 20 procent Polaków, ale ichliczba stale maleje, głównie na skutek działań władz litewskich.Mniejszość narodowa, żeby się rozwijała i nie zanikła, musi mieć oparciew swoich instytucjach i stowarzyszeniach, musi posiadać własne szkoły,media, ośrodki kultury itd. Tymczasem działalność tego typu placówekpolskich na Litwie cały czas napotyka problemy.Stale kurczy się polska oświata. 12 marca 2008 roku rząd litewski wydałuchwałę zwiększającą liczebność klas w szkołach wiejskich. Na skutek tejdecyzji doszło do zlikwidowania czterdziestu pięciu klas polskich. Polacyna Litwie protestowali przeciwko temu, więc 26 sierpnia 2009 roku rządwydał nową uchwałę, korygującą poprzednią. Pociągnęła ona jednak za sobąlikwidację kolejnych stu siedmiu klas polskich. Szkoły polskie są też staleniedofinansowane. W tym roku szkolnym obcięto im po raz kolejny funduszez budżetu państwa, jak oświadczono, z powodu kryzysu gospodarczego.Tymczasem podobne cięcia nie dotknęły szkół litewskich. Dyskryminacjapolskiego szkolnictwa widoczna jest też w działaniach PaństwowegoProgramu Inwestycyjnego, w ramach którego budowane są litewskie szkołyi przedszkola, natomiast wnioski o budowę polskich placówek oświatowychsą stale odrzucane. W rejonach solecznickim i wileńskim, gdzie większośćstanowią Polacy i gdzie nie ma rzekomo pieniędzy na oświatę dla nich,państwo zakłada nowe szkoły, ale już litewskie. Język polski został teżskreślony jako przedmiot maturalny, choć można zdawać maturę z innych


289języków, np. z hiszpańskiego. Polityka oświatowa władz litewskich zmierzawięc do tego, by maksymalnie ograniczyć możliwość kształcenia się w językupolskim i wychowywania w polskiej kulturze.Kulturotwórczej roli nie są w stanie odegrać także polskie media, które sąpraktycznie nieobecne na Litwie. Większość Polaków żyjących w tym krajuznajduje się w litewskiej lub rosyjskojęzycznej przestrzeni informacyjnej.Mieszkaniec Wilna nie ma praktycznie żadnej możliwości oglądaniaJęzyk polski został skreślony jako przedmiotmaturalny, choć można zdawać maturęz innych języków, np. z hiszpańskiego.programów TVP, może natomiast przebierać w ofercie kilkudziesięciurosyjskich stacji telewizyjnych. Dostęp do polskich mediów jest bardzoograniczony. Polskie „Radio Znad Wilii”, nadające z Wilna, ma zasięg zaledwie60 kilometrów wokół stolicy. Gazety polskie (jak choćby „Kurier Wileński”)borykają się z olbrzymimi trudnościami, gdyż nie otrzymują żadnychsubwencji z litewskiego budżetu.Widać olbrzymią różnicę między tym, jak traktowani są mieszkający naLitwie Rosjanie i Polacy przez władze w Moskwie i Warszawie. Rosja dbao to, aby wszyscy na Litwie – nie tylko Rosjanie, ale też Litwini i Polacy –znajdowali się w polu oddziaływania rosyjskich mediów. Moskiewski punktwidzenia jest stale obecny w litewskiej przestrzeni publicznej. Kontrastujeto silnie z nieobecnością polskich mediów i polskiego głosu w litewskimżyciu społecznym. Podobnie jest zresztą z prezentacją dorobku kulturalnego.Państwo rosyjskie stale dofinansowuje występy w Wilnie, Kownie czyKłajpedzie wielkich gwiazd rosyjskiej kultury, zarówno wysokiej (jakMścisław Rostropowicz), jak i popularnej (jak Ałła Pugaczowa), czyniąc z nichogólnokrajowe wydarzenia. Polacy niczym podobnym nie mogą się pochwalić,kulturowo pozostają dla Litwinów mniej atrakcyjni od Rosjan.Podporą dla Polaków na Wileńszczyźnie w coraz mniejszym stopniu możebyć też Kościół katolicki, ponieważ władze kościelne na czele z kardynałemBaćkisem nie zezwalają na przyjazd na stałe księżom z Polski, którzyJak oddajemy Wilno


nie mówią po litewsku. To znacznie ogranicza możliwość prowadzeniadziałalności duszpasterskiej wśród ludności polskiej na Litwie.Na skutek nieprzyjaznej <strong>polityki</strong> władz litewskich zostały także mocnonaruszone materialne podstawy bytu mniejszości polskiej. W grudniu 2007roku dobiegł końca proces reprywatyzacji. W jej wyniku zwrócono ponad 95procent ziemi należącej niegdyś do Litwinów. Inaczej natomiast potraktowanoWizerunek Rzeczpospolitej w litewskichmediach wypada zdecydowanie negatywnie:na sto informacji dotyczących Polski tylko trzyprzedstawiają nasz kraj w pozytywnym świetle.obywateli Litwy narodowości polskiej. W rejonie wileńskim zwrócono imtylko ponad 60 procent gruntów, zaś w samym Wilnie zaledwie ok. 12procent. Po piętnastu latach trwania reformy władze twierdzą, że w Wilniei wokół stolicy nie wystarczy już ziemi dla wszystkich byłych właścicieli lubich potomków. Poszkodowani są głównie Polacy.Dyskryminujący Polaków przebieg reprywatyzacji przyczynia się dozmiany struktury narodowościowej na Wileńszczyźnie na ich niekorzyść.Proces ten jest wzmacniany przez inne zjawisko, a mianowicie przesiedlanieosób narodowości litewskiej na te tereny Wileńszczyzny, które dotychczasw sposób zwarty zamieszkane były przez mniejszość polską. W ramachwspomnianej już ustawy reprywatyzacyjnej można bowiem ziemię jakomajątek nieruchomy przekształcić w majątek ruchomy. Zgodnie z tymprawem każdy obywatel Litwy, występujący jako były właściciel gruntówlub jako spadkobierca, może wnioskować o „przeniesienie” swej byłejwłasności ziemskiej w dowolny zakątek kraju. Dzięki temu małowartościowąziemię na głębokiej prowincji można „zamienić” na tereny podstołeczne,gdzie ziemia jest bardzo droga, i gdzie przed wojną jej właścicielami byliniemal wyłącznie Polacy. Choć prawo litewskie przewiduje pierwszeństwozwrotu ziemi prawowitym, miejscowym właścicielom, to jednak Polacy naWileńszczyźnie wciąż napotykają na problemy, które piętrzy przed nimilitewska administracja. W efekcie często uniemożliwia im się zwrot własnościlub tak opóźnia, że w międzyczasie ich grunty przejmują Litwini z innychczęści kraju.


291Działania te prowadzone są w medialnej atmosferze, która nie jestPolakom zbyt przychylna. Wizerunek Rzeczpospolitej w litewskich mediachwypada zdecydowanie negatywnie: na sto informacji dotyczących Polskitylko trzy przedstawiają nasz kraj w pozytywnym świetle. Szczególniewiele krytyki zebrały władze w Warszawie za uchwalenie Karty Polaka.W mediach litewskich rozpoczęła się nagonka na tych <strong>naszych</strong> rodaków,obywateli Republiki Litewskiej, którzy odważyli się ją przyjąć. W artykułachprasowych i wypowiedziach polityków padał wręcz zarzut zdrady państwa.Z tego powodu próbowano nawet odebrać mandaty poselskie dwómparlamentarzystom z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.Traktowanie Polaków jako obywateli drugiej kategorii odbywa się odlat bez znaczących protestów ze strony państwa polskiego. Nasi rodacy naWileńszczyźnie nie mogą liczyć na zdecydowane wsparcie Warszawy, która –jak się wydaje – poświęciła ich na ołtarzu przyjaznych stosunków z Litwą.Władze III RP nie wykorzystują, niestety, wszystkich instrumentów, jakieposiadają, by bronić Polaków na Litwie przed niesprawiedliwością ze stronymiejscowej administracji. Polska jest przecież głównym inwestorem unijnymna Litwie. 80 procent wszystkich turystów na Litwie stanowią Polacy. PKNOrlen, właściciel rafinerii ropy naftowej w Możejkach, to największy płatnikpodatków do litewskiego budżetu. W zeszłym roku wzbogacił kasę państwao 1,2 miliarda litów, co stanowiło 4,7 procent przychodów całego budżetuLitwy. Bez tych pieniędzy zapaść spowodowana światowym kryzysemgospodarczym byłaby znacznie większa. Mimo to o wielu politykachlitewskich mówi się, że są to „ludzie Gazpromu”, niektóre ugrupowanianazywa się wręcz „partiami Gazpromu” – ale nie ma na Litwie „politykówOrlenu”.Wiele wskazuje więc na to, że w atmosferze ogłaszanego huczniepartnerstwa strategicznego między Warszawą a Wilnem, przy proklamowanejuroczyście przyjaźni polsko-litewskiej, dojdzie do wynarodowienia <strong>naszych</strong>rodaków na Wileńszczyźnie. Ale w końcu nie powinno to dziwić. Przecieżjak głoszą znani profesorowie historii: Zigmas Zinkevicius, KazimierasGarsva i Alvydas Butkus, na Litwie nie ma Polaków, są tylko „spolonizowaniLitwini” – należy więc ich „odzyskać” dla ojczyzny. Depolonizacja trwa przymilczeniu Warszawy. █


Wielka Róża –Stara CharyzmaSławomir ZatwardnickiWielka Róża - Stara CharyzmaAutor Autorski


Na krótko przed tym, jak proboszczzasiada w konfesjonale, róże ustawiająsię w równy szereg, by wyznać te samepobożne grzechy i by zataić te grzechy,o których wiele mogliby powiedziećmężowie róż.Nikt już oprócz niej nie pamiętał początków. Ale to, że rządzi tu onai proboszcz - wiedzieli wszyscy zainteresowani; czyli ci, którzy częściej niżraz w tygodniu zaglądali do katedry. Ksiądz ograniczał swe rządy do godzinMszy, jej niekwestionowany autorytet królował w pozostałym czasie. Takipodział dokonał się dawno, tamtego pamiętnego tylko dla niej, a dla innychbrzemiennego w skutki dnia, kiedy ksiądz proboszcz jasno i wyraźnie, ale niena tyle głośno, żeby słyszał to ktoś oprócz niej (jest mu za to wdzięczna dodziś), strofował ją za jej zachowanie przed ołtarzem w czasie bezpośredniopoprzedzającym Eucharystię. On pogroził jej palcem, ona odczytała to jakonamaszczenie na królową pozamszalnego królestwa.Biedak nie wie, a po prawdzie nie interesuje go nawet to, co dzieje sięw katedrze poza liturgicznymi godzinami. A ona właśnie wtedy królujew całym kościele, i zjawić się może w każdej chwili przy bocznym ołtarzu,kiedy najmniej się jej spodziewają; jak duch jakiś. A przecież najczęściejzasiaduje jednak w kaplicy z Najświętszym Sakramentem. Siada w ostatniejławce – nie, nie ma innego ku temu powodu jak tylko ten, że stąd, samaniezauważona, może obserwować tych, którzy tutaj przychodzą. A pamięćco do ich obecności i zachowania w czasie modlitwy ma prawie że absolutną;w każdym razie wystarczającą, żeby sprawiedliwie jak Bóg, o którymkilkadziesiąt lat temu (dokładnie nie wiadomo, kiedy to było) uczyła się nalekcji religii, karać i nagradzać za ich zachowanie.


Najłatwiej jest z tymi, którzy przyjęci zostali w poczet „Żywego Różańca”.Różami różańcowymi rządzi jak chce, a one słuchają jej, choć być może – aletego nie wiadomo na pewno, bo na ten akurat temat nie narzekają – wcale niechcą. W każdym razie nie buntują się, poznały bowiem, że potrafi nie tylkoprzydzielać tajemnice, ale i wyrywać publicznie mikrofon temu, kto bez jejnamaszczenia próbowałby prowadzić publiczną modlitwę; oczywiście bez jejzgody nikt nowy nie może być przyjęty do Żywego Różańca, i to ona samadokonuje wpisów do Księgi. Wszystko chodzi jak w zegarku; nawet godzinymodlitw rozpoczynają się punktualnie i punktualnie kończą. Na krótko przedtym, jak proboszcz zasiada w konfesjonale, a róże ustawiają się w równyszereg, by wyznać te same pobożne grzechy i by zataić te grzechy, o którychwiele mogliby powiedzieć mężowie róż. Tylko Wielka Róża nie spowiada sięu proboszcza; nikt nie śmie zadać pytania, czy w ogóle się spowiada, skorocałymi dniami nie opuszcza swojego katedralnego królestwa?Z innymi radzi sobie na różne sposoby. A pomysłów ma wiele. Samdoświadczyłem jej niezdrowego zainteresowania, kiedy kaszlący wszedłemktóregoś zimowego poranka do prawie że pustej kaplicy; była tam ona– czułem jej wzrok obserwujący mnie, kiedy klękałem. A kiedy kaszelprzerwał po raz kolejny ciszę, wyciągnęła kartkę i coś szybko na niej pisała.Spojrzałem na nią – na pierwszy rzut oka wyglądała jak jakaś prorokiniz chustą na głowie i siwymi, jakby podkreślić miały jej życiową mądrość,włosami wyglądającymi spod wiekowego materiału. Spodziewałem się wtedyjakiegoś proroctwa z góry – tak majestatycznie wyglądała w tej chwili – aledo ręki trafiła mi tylko podana z surową miną kartka: „Syrop na kaszel «PINI».W «Aptece Katedralnej» kosztuje 5,0 zł.”. Od tej pory nie odważyłem sięwięcej pozostać z nią tutaj sam na sam, a kiedy pojawiał się kaszel, omijałemkatedrę z daleka.To jedno jej spojrzenie pozwoliło mi zrozumieć, jak to możliwe, żejedna osoba może sprawować skuteczne rządy nad tyloma ŻywymiRóżami. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że niepodzielnie rządzi tu ona.Tego nauczyłem się potem, obserwując sposób sprawowanych przez niąrządów, i podsłuchując przyczajone głosy poddanych, jak mówiły z bojaźniąo „Wielkiej Róży”. Któregoś dnia, kiedy akurat wyszła na obchód po katedrze,próbowałem zapytać, na kiedy datuje się takie jej imię, ale nikt nie pamiętał– ani kto je nadał, ani kiedy (może ona sama?). W pamięci wiernych odzawsze była „Wielką Różą” i – jeśliby jednak miała umrzeć – na zawsze takją chyba zapamiętają. (Gdyby kogoś to interesowało – nie pozostawi po sobie


295następców. Nawet nie jest pewne, czy kiedykolwiek miała rodzinę. Bo chybamiędzy bajki można włożyć to, że „Stara Charyzma” jest jej siostrą).Kim z kolei jest ta kobieta, którą zowią „Starą Charyzmą”? Mówią, żeuczestniczyła w pierwszym przebudzeniu charyzmatycznym w tym mieście,kiedy to setki ludzi oddawało swoje życie Panu, a potem, już ochrzczonychw Duchu, prezentowało ten styl wiary, którego szczerze nienawidziła „WielkaRóża”. Chociaż może słowo „nienawiść” jest nieadekwatne na określenietej postawy, którą przyjmuje do teraz w relacjach (a raczej ich braku) z tąresztą niegdyś potężnej charyzmatycznej wspólnoty modlącej się i dziśw podziemiach katedry co wtorek; już raczej: „wyniosła obojętność” czymoże „ignorancja”? Ale nie tego rodzaju, żeby w ogóle ich nie zauważać;co to, to nie! Gdy tylko któryś charyzmatyk pojawiał się w kaplicy(jakimś nadprzyrodzonym swędem ich rozpoznawała), przydzielała mudziesiątkę do odmówienia, obowiązkowo pouczając jak powinno takieodmawianie przebiegać.Stara Charyzma i dziś została pouczona. Jak i wczoraj, i przedwczorajtakże, kiedy również przyszła tu z różańcem, którego kiedyś nieuświadczyłbyś (a przynajmniej nie tak często) w jej ręku. Zawsze przyjmowałauwagi pokornie, nie konstatując nawet tego faktu, że zwykle przypada jejw udziale niepierwszy dziesiątek. Na twarzy Charyzmy manifestował sięprawie że nieustannie błogi uśmiech, skierowany w stronę tabernakulum.A kiedy znikał na chwilę z kącików jej ust, uważny obserwator już wiedział,że ustawi się ona w kolejce do konfesjonału. Stanie w niej jako ostatnia,aby wejść do drewnianej budki jako pierwsza; to czujne oko Róży pilnujewłaściwej kolejności – a tutaj obowiązuje taka właśnie kolej: najpierwcharyzmatycy-grzesznicy, potem bogobojne róże.Na pierwszy rzut oka wszyscy modlą się w jedności: Wielka Róża o surowejtwarzy i Stara Charyzma o twarzy podobnej do świętych z bocznego ołtarza;różańcowe róże w tej samej co dekadę temu liczbie, i pobożne charyzmatyczkina wymarciu – towarzyszące swoim pasterkom. Modlitwa kończy się równoo czasie, a jeżeli słodki wzrok Charyzmy nie zdążył do tej pory oderwaćsię jeszcze od Adorowanego, głośne chrząkanie Róży budzi ją do zejścia naziemię. Nawet nie zdaje sobie Charyzma sprawy, że w kościele znajdują sięjeszcze wierni, którzy wierzą w nią, bo wciąż pamiętają jej wygraną przedlaty publiczną konfrontację z Różą; to właśnie oni nazwali ją swego czasu„Charyzmą”, do której to nazwy „Wielka Róża” dodała potem mało subtelnyWielka Róża - Stara Charyzma


epitet. Wierzą jeszcze, ale już coraz bardziej beznadziejnie, że pokaże im to,co sami tylko przeczuwają, a czego nie potrafią nazwać po imieniu. Czekają,aż jeszcze raz wypowie się na temat pobożności „Wielkiej Róży”, ale nigdyją o to nie proszą. A ona sama milczy, uśmiechając się tylko do siebie czy teżmoże do Jezusa?Zauważę pewnego dnia – kiedy pojawią się nagle obok mnie jak jakieśdobre czy złe duchy – że podobne są do siebie. Ale nie, nie uwierzę temugłosowi, który mi podszepnie, że to siostry. I nie dam się zwieść zapachowidrzewa różanego, którym zawieje „Stara Charyzma”, gdy wciśnie mi swójróżaniec do ręki. Nie uśmiechnę się do niej; tym bardziej że tego dnia na jejtwarzy nie znajdę już uśmiechu. Tego dnia nie zobaczę jej również w kolejcedo konfesjonału, w której stanę jako ostatni i jako ostatni wejdę do budki,choćby i kazano mi wejść pierwszemu. █


DOBRA KSIĄŻKAJózsef AntallSchronienie uchodźcówNOWOŚĆ<strong>Fronda</strong> 2009Stron 424Oprawa twardaISBN 978-83-88747-72-4Cena detaliczna 46 złJózsef Antall senior (ur. 28 marca 1896 r. w Oroszi, zm. 24 lipca1974 r. w Budapeszcie), węgierski polityk. W okresie międzywojennymzatrudniony jako urzędnik w kilku ministerstwach, od 1932 r. – w MSW,gdzie odpowiadał za sprawy socjalne. Po wybuchu wojny zajmował sięzakwaterowaniem, wyżywieniem, opieką medyczną oraz prawną dladziesiątków tysięcy uchodźców, którzy przybywali na Węgry. Uratował odśmierci wielu Polaków, Żydów, Rosjan i przedstawicieli innych narodów.W 1944 r. aresztowany przez Gestapo. Po wojnie jako polityk Partii DrobnychPosiadaczy pełnił funkcję ministra odbudowy w dwóch rządach: ZoltánaTildyego i Ferenca Nagya. Po dojściu do władzy komunistów odsunięty oddziałalności publicznej. Za liczne zasługi uhonorowany w Polsce KrzyżemKomandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a w Izraelu MedalemSprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Jego syn, József Antall junior,w 1990 r. został pierwszym premierem demokratycznych Węgier po upadkukomunizmu.K s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


DOBRA KSIĄŻKAAleksander BregmanNajlepszy sojusznik Hitlera.Studium o współpracyniemiecko‐sowieckiej1939‐1941.<strong>Fronda</strong> 2009Stron 320Oprawa miękkaISBN 978-83-88747-62-5Cena detaliczna 35 złKsiążka Bregmana, choć pochodzi sprzed półwiecza, ciągle zachowujeswoją wartość. Pojawiły się w ciągu tego okresu nowe źródła, ale pisarstwoBregmana dobrze zniosło próbę czasu, zarówno pod względem stylu, jaki zawartości. Ten niemal reporterski zapis współpracy ZSRR z Trzecią Rzeszą,choć oparty o dokumenty, zachowuje aktualność po dzień dzisiejszy igodny jest polecenia czytelnikowi, który pragnie poznać sensacyjne kulisywydarzeń prowadzących do wywołania II wojny światowej, a następniewspółpracy dwóch ludobójczych tyranii, która zakończyła się 22 czerwca1941 roku napaścią hitlerowskich Niemiec na państwo rządzone przezStalina.dr hab. Jacek Tebinka, profesor Uniwersytetu Gdańskiegoi Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni(fragment Wstępu)K s i ę g a r n i a L u d z i M y ś l ą c y c h X L Mwww.xlm.pl ::: info@xlm.pl ::: tel. (022) 828 13 79ZAMÓW JUŻ DZIŚ! Warszawa ul. Tamka 45


✃O D C I N E K D L A W P Ł A C A J Ą C E G O O D C I N E K D L A P O S I A D A C Z A R A C H U N KU O D C I N E K D L A B A N KUzł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .zł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .zł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .słowniezłotych:słowniezłotych:słowniezłotych:wpłacający:wpłacający:wpłacający:dokładny adres:dokładny adres:dokładny adres:Tytułem: prenum. „Frondy” od nr . . . . . do nr . . . . .Tytułem: prenum. „Frondy” od nr . . . . . do nr . . . . .Tytułem: prenum. „Frondy” od nr . . . . . do nr . . . . .Konto: <strong>Fronda</strong> PL Sp. z o.o.Bank Millenium S.A. O/Warszawa76 1160 2202 0000 0000 3542 8686Konto: <strong>Fronda</strong> PL Sp. z o.o.Bank Millenium S.A. O/Warszawa76 1160 2202 0000 0000 3542 8686Konto: <strong>Fronda</strong> PL Sp. z o.o.Bank Millenium S.A. O/Warszawa76 1160 2202 0000 0000 3542 8686stempel i podpis przyjmującegostempel i podpis przyjmującegostempel i podpis przyjmującego✁


<strong>Fronda</strong> PLul. Łopuszańska 32, 02-220 Warszawa<strong>Fronda</strong> PLul. Łopuszańska 32, 02-220 Warszawa<strong>Fronda</strong> PLul. Łopuszańska 32, 02-220 Warszawa


301


ISSN 1231-64749 7 7 1 2 3 1 6 4 7 9 0 61 2 >

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!