Fryderyku! Wróć do Warszawy! 8 Fryderyk <strong>Chopin</strong> urodził się dwieście lat temu. Czy coś nas jeszcze łączy z tym człowiekiem z zamierzchłej epoki? Czy muzyka, którą tworzył, ma jakiś sens w naszym nowoczesnym świecie? Co nas obchodzi jego dawno minione życie? Urodził się dwieście lat temu – ale czy to tak dawno? Ludzie przez ten czas niewiele się zmienili. Trochę inaczej się ubieramy, mamy kilka nowych wynalazków, ale myślimy i czujemy tak samo. Żyjemy tak samo. Nasze pojęcie o epokach w muzyce jest chyba błędne. Wydaje nam się, że barok, klasycyzm, romantyzm i współczesność dzielą całe epoki, a to nieprawda. Gdyby Bach żył piętnaście lat dłużej, mógłby usłyszeć koncert młodego Mozarta. Gdyby Mozart dożył sędziwego wieku, mógłby spotkać się z <strong>Chopin</strong>em. Gdyby <strong>Chopin</strong> nie umarł tak młodo, byłby mistrzem impresjonistów – Debussy’ego czy Satiego. Gdyby żył tyle co Czesław Miłosz, mógłby spotkać Strawińskiego, którego nasi rodzice oglądali na żywo w telewizji. Gdyby wielcy artyści żyli dłużej, nie tylko powstałoby więcej genialnych utworów – może również więź między epokami byłaby trwalsza i bardziej widoczna. Spójrzmy na <strong>Chopin</strong>a nie jak na dwustuletniego starca, ale jak na młodego utalentowanego człowieka mieszkającego w Warszawie. Jak na nastolatka, który zdobywa sławę w Polsce i wyrusza w świat, jak na kogoś takiego jak my. Eugeniusz Skrodzki, piszący pod pseudonimem Wielisław, dał jeden z najbardziej szczegółowych portretów młodego <strong>Chopin</strong>a: „Miernego wzrostu, źle zbudowany, o piersi zapadłej, budził obawy, czy nie będzie miał, podobnie jak siostra Emilia, suchot. Czoło miał piękne, wyniosłe, oko wyraziste, łagodne, pięknym było po wpatrzeniu się w nie, ale samo nie uderzało swą pięknością, nie błyszczała z niego geniusza świetność. Włos miał bujny, gęsty, mocno jak i u ojca kędzierzawy, ciemny, z odcieniem cokolwiek rudawym. Duży nos nadawał rysom charakter wybitny, ale w całości swej rysy te nie mogły się nazywać pięknymi; mimo to twarz Szopena sprawiała niezmiernie ujmujące wrażenie. Na zęby, wcześnie nadwerężone, młodzieniec cierpiał często i dotkliwie. Portret Fryderyka <strong>Chopin</strong>a, namalowany około 1838 roku przez Ary’ego Scheffera
W ruchach był żywy i prędki, w rozmowie dowcipny, nieco ucinkowy Eugeniusz Skrodzki [Wielisław]