27.07.2014 Views

Nowy numer Aurory - Instytut Kulturoznawstwa UAM

Nowy numer Aurory - Instytut Kulturoznawstwa UAM

Nowy numer Aurory - Instytut Kulturoznawstwa UAM

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

1<br />

AURORA<br />

początek<br />

AURORA<br />

W <strong>numer</strong>ze:<br />

REDAKCJA<br />

Małgorzata Ratajczak<br />

Paweł Kokot<br />

Patrycja Barska<br />

Michał Filipiak<br />

Maria Filipiak<br />

Krzysztof Ptaszyk<br />

Magdalena Wudarska<br />

Szymon Paciorkowski<br />

Joanna Przybylska<br />

Magdalena Nowicka<br />

Weronika Pilarska<br />

OPIEKA MERYTORYCZNA<br />

Zbigniew Jaśkiewicz<br />

WSPÓŁPRACOWNICY REDAKCJI<br />

Karolina Rapp<br />

Anna Bernatowicz<br />

Agnieszka Dul<br />

Tomasz Juszkiewicz<br />

Dorota Słonina<br />

Lena Matyjasik<br />

Julita Urbaniak<br />

Bogumiła Hyla<br />

Lucyna Eich<br />

Damian Nowicki<br />

KOREKTA<br />

Magdalena Wudarska<br />

Weronika Pilarska<br />

OPRAWA GRAFICZNA I SKŁAD<br />

Michał Filipiak<br />

Wojciech Banaszak<br />

KONTAKT<br />

www.aurora.amu.edu.pl<br />

aurora.uam2.2@op.pl<br />

DRUK<br />

Zakład Graficzny <strong>UAM</strong><br />

Wszystkie materiały graficzne użyte<br />

wyłącznie w celach informacyjnych<br />

AURORA ukazuje się dzięki:<br />

Prorektorowi <strong>UAM</strong> d/s studenckich:<br />

prof. dr. hab. Zbigniewowi Pilarczykowi<br />

oraz Dziekanom:<br />

Wydziału Nauk Społecznych:<br />

prof. dr. hab. Zbigniewowi Drozdowiczowi,<br />

Wydziału Neofilologii:<br />

prof. dr hab. Teresie Tomaszkiewicz,<br />

Wydziału Prawa i Administracji:<br />

prof. dr. hab. Tomaszowi Sokołowskiemu,<br />

Wydziału Studiów Edukacyjnych:<br />

prof. dr. hab. Zbyszkowi Melosikowi<br />

Początek<br />

Od Redakcji...........................................................................................3<br />

Bunty w Poznaniu ..............................................................................3<br />

Temat <strong>numer</strong>u<br />

Alternatywny ból głowy...................................................................4<br />

Bezprzewodnik galeryjny.................................................................5<br />

Nowa jakość w Starej Rzeźni...........................................................5<br />

Każde miasto ma swoją własną historię graffiti.......................6<br />

Takiego Poznania nie znacie,<br />

czyli przewodnik inny niż wszystkie!...........................................7<br />

Auroris activitis<br />

Oto człowiek w Collegium Maius..................................................8<br />

Muzycznie i literacko<br />

Emocje publiczności dodają skrzydeł.........................................9<br />

Soul & jazz w auli <strong>UAM</strong>................................................................... 10<br />

„W” jak Wieniawski, „V” jak Vengerov......................................... 11<br />

Goniąc za mistrzostwem............................................................... 12<br />

Dusza na ramieniu........................................................................... 13<br />

Życie na skraju pisarstwa.............................................................. 13<br />

Błyskotliwa satyra na wszystko i wszystkich.......................... 15<br />

Biedni ci, którzy to kupią............................................................... 15<br />

Koniec<br />

Petersburg –<br />

przełamać stereotypy w mieście kontrastów........................ 16<br />

2 luty AURORA


Drodzy Czytelnicy!<br />

W tym <strong>numer</strong>ze piszemy głównie o kulturze alternatywnej,<br />

czyli… właściwie o czym? Przypuszczam, że i Wam trudno<br />

zdefiniować to pojęcie. Czy można dziś wyznaczyć alternatywie<br />

jakiekolwiek, choćby mgliste granice?<br />

Zastanawiali się nad tym uczniowie i studenci w ramach ankiety,<br />

którą specjalnie przeprowadziliśmy.<br />

Poza tym chcielibyśmy wprowadzić Was w świat niestandardowych<br />

inicjatywach kulturalnych: festiwalu ARTenalia,<br />

nowoczesnych galerii i ernisaży, monodramu „Ecce homo”<br />

z Januszem Stolarskim w roli głównej czy wymiany polsko-<br />

-rosyjskiej na Wydziale Prawa i Administracji <strong>UAM</strong> – doskonałej<br />

alternatywy dla wyjazdów do popularnych miast.<br />

Dla miłośników muzyki klasycznej przygotowaliśmy<br />

miłą niespodziankę – subiektywne relacje z XIV Międzynarodowego<br />

Konkursu Skrzypcowego imienia Henryka<br />

Wieniawskiego.<br />

Oprócz tego zapewniamy szeroki wachlarz recenzji, wywiadów<br />

i felietonów.<br />

Życzymy udanej lektury!<br />

Od Redakcji<br />

KINO MUZA<br />

ZAPRASZA!<br />

Krzysztof Ptaszyk<br />

Słuchaj na:<br />

www.meteor.amu.edu.pl<br />

początek<br />

AURORA<br />

Bunty w Poznaniu<br />

Do Poznania, miasta znanego z solidności, ale i z pewnej<br />

ociężałości w przyjmowaniu nowych idei, dotarła fala buntów.<br />

Skąd przyszła? – trudno dociec. Ale jest. Buntuje się<br />

przede wszystkim młodzież. To oczywiście jej prawo i poniekąd<br />

obowiązek – w walce o lepszy świat. Ale nikt nie<br />

przewidywał, że tak wspaniale się to rozwinie. To zdumiewa<br />

i cieszy, chociaż niektórych denerwuje.<br />

Najgłośniejszy bunt to sprzeciw wobec konwencji ACTA,<br />

którą nasz rząd wstępnie już podpisał. 26 stycznia br. ulicami<br />

Poznania przeszedł pochód manifestantów. Jak donosi<br />

prasa, uczestniczyło w nim ponad 5 tys. osób. Protestujący<br />

potraktowali przystąpienie Polski do ACTA jako zamach<br />

na swobodę korzystania z internetu, jako ograniczanie<br />

możliwości wypowiedzi i swobodnych kontaktów, utrudnianie<br />

dostępu do muzyki, do filmów, do kultury w ogóle.<br />

Bunt jest poniekąd oczywisty i zrozumiały, jednak jego<br />

gwałtowność zaskoczyła opinię publiczną. Czyżby był to<br />

jeszcze jeden dowód na brak porozumienia między władzą<br />

a młodszą generacją w tak ważnych sprawach jak kultura?<br />

Bunt drugi dotyczył piłki nożnej. Wiązał się z awanturą<br />

o trenera Lecha Poznań – Jose Bakero. Bakero nie potrafił<br />

pozyskać sobie sympatii kibiców Lecha, którzy domagali się<br />

jego zwolnienia. Bunt objawiający się pustkami na widowni<br />

mógłby okazać się zabójczy dla klubu i miasta w kontekście<br />

meczów turnieju Euro 2012, który odbędzie się za kilka<br />

miesięcy. Na szczęście powodów do usunięcia szkoleniowca<br />

dostarczyła słaba postawa zespołu w rundzie wiosennej<br />

Ekstraklasy. Sytuacja byłaby zapewne inna, gdyby Bakero<br />

włożył strój piłkarski i zechciał wystąpić ze swoimi zawodnikami<br />

na boisku. Był przecież kiedyś świetnym piłkarzem<br />

w naszpikowanej gwiazdami FC Barcelonie (!).<br />

Wreszcie bunt trzeci. Może najmniej spektakularny, ale<br />

przez to o wiele poważniejszy. To bunt kulturalników, czyli<br />

młodych (duchem) twórców, menedżerów, artystów, także<br />

pracowników instytucji artystycznych i placówek kulturalnych.<br />

Podłożem protestu są: kryzys kultury w Poznaniu,<br />

kompromitująca porażka naszego miasta w wyścigu o tytuł<br />

Europejskiej Stolicy Kultury 2016, niewłaściwe podejście<br />

władz miasta do twórców. Bunt kulturalników zaowocował<br />

samorzutnym utworzeniem Sztabu Antykryzysowego,<br />

który z kolei doprowadził do bardzo ciekawego Poznańskiego<br />

Kongresu Kultury, odbywającego się w dniach 3–5<br />

grudnia 2011 r. w salach Poznańskiego Ośrodka Nauki.<br />

W Kongresie uczestniczyło ponad 100 osób oraz zaproszeni<br />

spoza Poznania goście (m.in. Cywińska, Hauser, Burszta).<br />

Rozpoczęte w Sztabie prace nad ustaleniem właściwej<br />

polityki kulturalnej są kontynuowane. Dnia 30 stycznia<br />

w budynku Teatru Nowego wyłoniono w tajnych wyborach<br />

15-osobową Poznańską Radę Kultury, która pracując<br />

przy otwartej kurtynie (to bardzo ważne!) ma przygotować<br />

dyrektywy programowe dla polityki kulturalnej miasta. Są<br />

też pierwsze konkretne efekty. Stołek zwolnił Zastępca Prezydenta<br />

Ryszarda Grobelnego – Sławomir Hinz, odpowiedzialny<br />

za stan kultury w Poznaniu.<br />

Przyjrzyjmy się, co będzie dalej!<br />

ZJ<br />

AURORA<br />

luty<br />

3


1<br />

AURORA<br />

temat <strong>numer</strong>u<br />

Alternatywny ból głowy<br />

Pojęcie alternatywy pojawia się w mediach, w kulturze, a także zwyczajnym życiu. Ale czym właściwie jest alternatywa<br />

i jak rozumieją ją użytkownicy tego terminu? Na pytanie – czym jest alternatywa w kulturze – odpowiadają<br />

studenci w ramach specjalnie przygotowanej ankiety.<br />

Agnieszka – <strong>UAM</strong>, Filologia polska:<br />

W kulturze, mainstream jest zazwyczaj utożsamiany z popkulturą,<br />

tym co dostępne i popularne wśród szerszego grona<br />

odbiorców. Prostym przykładem są filmy hollywoodzkie,<br />

robione przez sławne wytwórnie, z wielomilionowym budżetem<br />

i przy udziale znanych gwiazd. Ich głównym celem jest<br />

przyciągnięcie do kin jak największej liczby widzów, dlatego<br />

wykorzystują pewne utarte schematy, znane motywy, albo<br />

też kładą nacisk na widowiskowość i efekty specjalne. Zazwyczaj<br />

są to produkcje, w których dużo się dzieje i nie ma<br />

miejsca na chwile zadumy, czy też dziesięciominutową ciszę.<br />

Profesor Śliwiński, na jednym ze swoich wykładów, opowiadał<br />

o pewnym filmie. Obejrzał go w kinie dość niszowym<br />

i był nim zachwycony. Film można byłoby określić, jako psychologiczny.<br />

Przed profesorem siedziała grupka nastolatków,<br />

którzy po seansie stwierdzili, że są koszmarnie wynudzeni<br />

i stracili pieniądze na bilet. Profesor przyznał, że poczuł się<br />

bardzo stary.<br />

Alternatywą, wobec tego, stają się właśnie kina niszowe,<br />

w których można obejrzeć produkcje niekomercyjne, hmm...<br />

z gatunku tych nieco mniej efektownych a bardziej ambitnych,<br />

wymagających. Kolejną alternatywą jest teatr, w którym<br />

można spotkać się z klasyką albo też sztuką współczesną,<br />

jednakże teatr sam w sobie wymaga pewnej dojrzałości<br />

od widza, także literackiego obeznania i wrażliwości.<br />

Karolina – <strong>UAM</strong>, Filologia polska:<br />

Jeśli chodzi o teatr, to za mainstream uważam przedstawienia<br />

klasyczne, takie których fabułę zna większość osób,<br />

która od razu nasuwa jakieś skojarzenia. Tu umieściłabym<br />

także typ teatrów, bo są takie, które znają wszyscy i te niszowe.<br />

Właśnie te mniej znane uznałabym za alternatywne.<br />

Często występujący tam amatorzy mają dużo nietypowych<br />

pomysłów na przedstawienie jakiegoś problemu. Niestety<br />

amatorskie teatry nie cieszą się zainteresowaniem szerszego<br />

grona odbiorców, a często ich innowacje w zakresie sposobu<br />

przekazu sztuki są bardzo ciekawe.<br />

Marta – UAP, Edukacja artystyczna:<br />

Myślę, że obecnie mainstreamem w sztuce jest powrót do<br />

realności – udało mi się to zaobserwować w Saatchi Gallery<br />

i Tate, tej wiosny.<br />

Mija zachwyt technikami wideo, powraca nacisk na umiejętności<br />

warsztatowe, zainteresowanie przedmiotem, naturą,<br />

choć zwykle te przedstawienia są bardzo wieloznaczne. Podobnie<br />

u nas, na różnych wystawach obserwuję powrót do<br />

rzeczywistości.<br />

Gosia – UAP, Malarstwo:<br />

No to mainstream: multikino, listy przebojów, okolicznościowe<br />

imprezki masowe, popularne stacje radiowe, rozrywka<br />

proponowana przez centra handlowe, wybrane pozycje<br />

literackie w Empiku np. popularne biografie, literatura faktu<br />

z fikcją literacką, TV show – cała seria programów: „Idol”,<br />

„X-factor”, „Taniec z gwiazdami”, prywatne kursy popularnych<br />

gatunków tanecznych: hip-hopu, salsy, otwarcia supermarketów,<br />

reklamy, popularne kluby muzyczne: Terytorium,<br />

Alkatraz, Lizard King, McDonald’s, pizzerie, markowe<br />

sklepy, gadżety, młodzieżowe gazety, hasłowe T-shirty, salony<br />

piękności, salony samochodowe, dzwonki telefoniczne<br />

i tapetki.<br />

Nie-mainstream: bary mleczne, kino niezależne, Rozbrat,<br />

manifestacje i strajki, stoiska targowe, autostop, kino offowe,<br />

Indie rock, folk, lumpeksy, pielgrzymki, kościół, klasyka literatury<br />

światowej, muzyka poważna, opera, muzea, galerie<br />

sztuki, ostre koło, subkultury, koncerty muzyki alternatywnej,<br />

poezja, festiwale filmowe i muzyczne, diety, zielarnie,<br />

pchle targi, flashmoby, biblioteki, couchsurfing, sprzęty analogowe,<br />

gry planszowe, gry i zabawy ruchowe.<br />

Hania – <strong>UAM</strong>, Chemia:<br />

Alternatywa – wydaje mi się, że to coś, czego nie można<br />

jednoznacznie zdefiniować. Mieszanka stylów i pewne pójście<br />

„pod prąd”. Choć, równie dobrze, może to być zwykła<br />

ucieczka od rzeczywistości. A może między jednym a drugim<br />

jest wyjątkowo cienka granica? Alternatywa to dla mnie<br />

gatunek, pewien rodzaj sztuki (w tym muzyki, malarstwa czy<br />

teatru), do którego „wrzucamy” wszystko co nie mieści się<br />

w ramach innych gatunków. Wydaje mi się ze z alternatywy<br />

mogą się naturalnie wyodrębniac inne, następne rodzaje<br />

sztuki.<br />

Mateusz – PW, Fizyka:<br />

Alternatywa – to samodzielne myślenie, możliwość wychodzenia<br />

poza ramy, chęć bycia odmiennym od szarej masy<br />

ludzi, żyjących jedynie pracą i pieniędzmi, no i wino, które<br />

jest odpowiedzią na wszystko.<br />

Po usłyszeniu odpowiedzi na pozornie proste pytanie –<br />

czym w dzisiejszych czasach jest alternatywa? – dochodzę do<br />

wniosku, że termin ten jest równie trudno definiowalny jak<br />

pojęcie czasu. Wszyscy wiedzą, o co chodzi, a jednak nikt nie<br />

potrafi wyrazić tego słowami. Teraz należałoby się zastanowić,<br />

czy powodem jest po prostu trudność w definiowaniu słowa,<br />

czy może w dzisiejszych czasach nie mamy niczego, co byłoby<br />

wyraźnie alternatywne i stąd takie zamieszanie? Jedno jest<br />

pewne – najbliżej alternatywy leży to, co niekomercyjne!<br />

Więcej opinii znajdziecie na naszej stronie internetowej: www.aurora.amu.edu.pl<br />

Komentarzem opatrzyła: Lena Matyjasik (WPiA)<br />

Ankietę przeprowadziły: Lena Matyjasik (WPiA), Agnieszka Dul (UAP), Magdalena Nowicka (WFPiK)<br />

4 luty AURORA


temat <strong>numer</strong>u<br />

Bezprzewodnik galeryjny<br />

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o alternatywnych galeriach i wernisażach,<br />

ale nie wiecie, kogo spytać.<br />

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego funkcjonuje<br />

specjalne określenie na bieganinę<br />

po sklepach albo przemieszczanie się<br />

z jednego klubu do drugiego, a brakuje<br />

słowa na kilkugodzinne wędrówki od<br />

galerii do galerii. Widok grupek studentów,<br />

głównie z UAP, usiłujących zdążyć<br />

na kolejny danego wieczoru wernisaż,<br />

nie należy przecież do rzadkości.<br />

Czasami po okresie wystawowej ciszy,<br />

następuje boom i jednego dnia, o tej<br />

samej godzinie, w kilku miejscach pojawiają<br />

się nowe ekspozycje. Lekki pośpiech<br />

wpisuje się zatem w te wędrówki,<br />

gdyż galerie porozrzucane są po różnych<br />

częściach miasta a otwierająca przemowa<br />

kuratora, podobnie jak i wino, szybko<br />

się kończy.<br />

Oczywiście, można wszystko obejrzeć<br />

tydzień później, ale wernisaże<br />

oprócz sposobności obcowania ze sztuką,<br />

sprzyjają spotkaniom towarzyskim.<br />

Każdą galerię otacza krąg jej przyjaciół,<br />

często dość hermetyczny. Wypada się<br />

więc zjawić, zagadać do odpowiednich<br />

osób przy winie, wyrazić zachwyt.<br />

A wszystko celem dostania się do pożądanego<br />

towarzystwa – jest to tzw. lans<br />

wernisażowy, praktykowany najchętniej<br />

przez artystów rozpoczynających dopiero<br />

karierę, czasami nawet skuteczny.<br />

Wiele galerii, licząc na odświeżające<br />

młode spojrzenie, nastawia się na patronowanie<br />

obiecującym debiutantom.<br />

Wynajdują ich spośród studentów miejscowego<br />

Uniwersytetu Artystycznego,<br />

których poczynania śledzą na bieżąco.<br />

Należy dodać, że oprócz miejsc na<br />

stałe wpisanych w kulturalną mapę Poznania,<br />

co jakiś czas wyrastają tzw. galerie<br />

efemeryczne. Studenci, choć nie<br />

tylko, przeznaczają część mieszkania<br />

na sale wystawowe, odbywa się przechodzący<br />

w imprezę pokaz, po czym po<br />

kilku dniach wszystko wraca do zwyczajowego<br />

porządku. Historia to długa, ale<br />

wciąż kusząca możliwością samodzielnego<br />

ukształtowania ekspozycji oraz zaprezentowania<br />

się, często jeszcze przed<br />

debiutem, w bardziej tradycyjnych<br />

Nowa jakość w Starej Rzeźni<br />

Wrażeniami z Festiwalu ARTenalia dzieli się Grzegorz Bożek.<br />

AURORA<br />

przestrzeniach. Złapać bakcyla nietrudno<br />

i nawet tak krótkotrwałe doświadczenie<br />

potrafi obudzić pragnienie nie<br />

tylko wystawiania swoich prac ale także<br />

posiadania i opiekowania się własną<br />

galerią.<br />

Choć słowa gallering wciąż się nie<br />

spotyka, w piątkowe wieczory sale wystawowe<br />

coraz bardziej się zapełniają.<br />

Za tym maratonem kryje się specyficzne<br />

szaleństwo, zachłanność w odbiorze<br />

sztuki. Więcej i więcej, aż do obrzydzenia,<br />

a może pomimo niego. Siły czerpane<br />

z cudem ocalałych, artystycznych<br />

nadziei. Lans i zbieranie kontaktów. Niestety<br />

nawet ciągła ewolucja artystycznej<br />

mapy nie gwarantuje braku rutyny. Może<br />

rzeczywiście potrzeba świeżej krwi? Jeśli<br />

nie twórców, to chociaż odbiorców.<br />

Agnieszka Dul (UAP)<br />

Galerie, do których warto zajrzeć:<br />

Galeria ON, ul. Fredry 7;<br />

Galeria AT, ul. Solna 4;<br />

Galeria Piekary, ul. Piekary 5;<br />

Galeria Ego, ul. Wrocławska 19;<br />

Galeria Pies, ul. Dąbrowskiego 25/4a;<br />

Galeria Starter, ul. Dąbrowskiego 33;<br />

Galeria Stereo, ul. Słowackiego 36/1.<br />

Na tegorocznej, czwartej już edycji Festiwalu<br />

Kultury Studenckiej ARTenalia,<br />

wnętrze Starej Rzeźni reprezentowane<br />

było przez wiele dziedzin sztuki. W pomieszczeniach<br />

głównego budynku, czasem<br />

całkowicie odciętych od światła<br />

dziennego, wystawione zostały prace<br />

młodych artystów z Polski i zagranicy.<br />

Swoje miejsce znalazły tutaj nie tylko<br />

malarstwo i rzeźba, ale także instalacja,<br />

performance, video-art oraz fotografia.<br />

W sali koncertowej 14 zespołów<br />

z niezwykłą energią i świeżością grało<br />

muzykę od jazzu aż po rock. Na dwóch<br />

specjalnie przygotowanych scenach,<br />

a także na świeżym powietrzu, swoje<br />

spektakle zaprezentowały m.in. Teatr<br />

Automaton i Teatr Fuzja z Poznania,<br />

Teatr Kreatury z Gorzowa Wielkopolskiego<br />

oraz Teatr Momo z Katowic.<br />

Można było również podziwiać interesujące<br />

formy tańca. Ciekawy był<br />

międzynarodowy repertuar filmów<br />

i animacji, który uwrażliwiał na zjawiska,<br />

których często nie dostrzegamy<br />

AURORA<br />

w medialnym zgiełku. W ramach festiwalu<br />

zorganizowano także spotkania<br />

i debaty, na których można było wysłuchać<br />

wystąpień twórców i teoretyków<br />

kultury m.in. prof. dr. hab. Jacka<br />

Wachowskiego, dr. Marka Chojnackiego,<br />

Izabeli Roguckiej oraz wziąć udział<br />

w debacie o kulturze studenckiej. Interesującą<br />

propozycję stanowiło również<br />

spotkanie z poezją Marcina Soji<br />

przy akompaniamencie Macieja Maat<br />

Gorczakowskiego.<br />

Każda z prezentowanych gałęzi sztuki<br />

kroczy własnymi, odrębnymi ścieżkami<br />

przetartymi przez lata historii<br />

i tradycji, ustroje polityczne i gospodarcze.<br />

Mimo różnorodności środków<br />

i narzędzi okazuje się, że znajdują one<br />

wspólny cel. Bez przesadnej pompy, ze<br />

świadomością tandety wymieszanej<br />

z wyrafinowaniem, sztuka opowiada<br />

o rytuałach globalnego życia. Ludzkie<br />

ciało staje się krajobrazem rozbitym<br />

na atomy, uporządkowanym przez<br />

technologiczne konfrontacje. Miejsca<br />

luty<br />

Logo Festiwalu ARTenalia<br />

zamieszkania, często osadzane w blokowiskach<br />

i miejscach wykluczonych,<br />

przybierają tutaj antropomorficzne<br />

kształty. Ustawicznie poddawane są<br />

ocenie. Namierzone celownikiem karabinu.<br />

Wychodząc poza obszary zwykłej<br />

percepcji, analizuje się ludzkie skłonności<br />

do zwyrodnialstwa, nadaktywności<br />

seksualnej czy czysto duchowego<br />

uniesienia. Wśród takiej złożoności,<br />

w kolorach kwiatu wiśni i pasących<br />

się na pastwiskach krów można znaleźć<br />

ukryty, kojący motyw prowincji.<br />

Wszystko to skondensowane w umyśle<br />

masowej społeczności.<br />

5


1<br />

AURORA<br />

temat <strong>numer</strong>u<br />

Wczytując się w słowa z książki „Odpowiedni<br />

trup” Jorga Sempruna, który<br />

twierdzi, że – „akordeon to niewinna<br />

namiastka opium dla ludu” – należy<br />

pamiętać jednak, aby nie dać się ponieść<br />

kuszącemu estetyzowaniu sztuki.<br />

Spłyca to jej sens, a nas czyni ślepym<br />

i próżnym tworem. Ulokowanie tak<br />

wielu kreatywnych dziedzin w miejscu,<br />

zwłaszcza takim jak chłodna w swojej<br />

formie przestrzeń Starej Rzeźni, stwarza<br />

warunki obcowania z samym sobą<br />

w innym wymiarze. Pojawia się możliwość<br />

oglądu i dokonania wyboru.<br />

Co wydaje się bardziej interesujące?<br />

Poprzemysłowa, niszczejąca architektura,<br />

czy anektująca jej wnętrza kreatywna<br />

działalność młodych? Między<br />

tą całą wybujałą, współzależną strukturą<br />

mieszczą się odwiedzający. Ci,<br />

stanowią punkt równowagi dla całego<br />

festynu szukania tożsamości. Wykazują<br />

oni potrzebę skupiania się w takich<br />

miejscach, wymiany doświadczeń,<br />

poglądów i gustów. Natomiast dzięki<br />

sygnałom jakie wysyłają eksponowane<br />

obiekty, mogą oni udoskonalać własną<br />

zdolność do świadomej obserwacji.<br />

Interakcja, często zachodząca wyłącznie<br />

w warstwie umysłowej, w relacji<br />

obraz-obserwator, skłania nie tylko<br />

do cichej kontemplacji i zatrzymania.<br />

Uwalniane emocje prowokują swojego<br />

rodzaju grę. ARTenalia są miejscem,<br />

gdzie, przede wszystkim, powinno się<br />

wypowiadać własne zdanie a tylko przy<br />

okazji dobrze bawić. Sprawdzając granice<br />

własnych możliwości wystawienia<br />

oceny, można więc (w dosłownym sensie)<br />

rzucić mięsem, nikomu nie robiąc<br />

tym krzywdy. Cali, w pełni i na luzie<br />

zmierzamy do celu.<br />

Grzegorz Bożek (UAP)<br />

Każde miasto ma swoją własną historię graffiti<br />

O graffiti jako medium alternatywnym mówi dr Piotr Forecki, adiunkt na<br />

Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa <strong>UAM</strong>.<br />

Aurora: Dlaczego zdecydował się Pan<br />

mówić o graffiti na zajęciach z historii<br />

mediów? Przecież często są tylko aktami<br />

wandalizmu…<br />

P.F.: Z treści Pani pytania mogłoby<br />

wynikać, iż historia graffiti nie przynależy<br />

do historii mediów, a przecież ma<br />

w niej swoje bardzo głębokie korzenie.<br />

Rozumiem jednak Pani intencję. Otóż,<br />

po pierwsze, graffiti jest niesamowicie<br />

demokratycznym medium masowym,<br />

które odgrywa istotną rolę w przestrzeni<br />

miejskiej. Po drugie, zawsze interesowała<br />

mnie historia mediów alternatywnych,<br />

która w dominującej narracji historycznej<br />

jest z reguły pomijana. Graffiti zaś,<br />

w potocznej świadomości, utożsamiane<br />

bywa właśnie z aktem chuligańskim, co<br />

w moim przekonaniu jest absolutnie<br />

niesłuszne i wymaga odczarowania.<br />

A: Czy na przestrzeni kilku miesięcy<br />

zauważył Pan wzrost aktywności<br />

grafficiarzy? Jeśli tak, czy może to być<br />

wynikiem kryzysu gospodarczego oraz<br />

braku realizacji potrzeb kulturalnych<br />

mieszkańców? „Miasto to nie firma” –<br />

taki napis pojawił się na kilku murach<br />

po przegraniu przez Poznań rywalizacji<br />

o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury<br />

2016. Poza meczami piłki nożnej i kilkoma<br />

festiwalami, działania skierowane<br />

na rozwój kultury cieszą się małym<br />

wsparciem władz miasta.<br />

P.F.: Polityka państwa, w tym polityka<br />

władz lokalnych, wobec szeroko<br />

rozumianej kultury i związanych z nią<br />

rozmaitych inicjatyw, to oddzielny i złożony<br />

temat. Najogólniej mógłbym powiedzieć,<br />

że póki co wyraża się ona<br />

głównie we wsparciu dla, wybiórczo<br />

i pragmatycznie traktowanych, inicjatyw<br />

o jedynie słusznym, pronarodowym<br />

przesłaniu. Wystarczy przyjrzeć<br />

się temu, jakie produkcje filmowe są<br />

przez państwo wspierane finansowo. To,<br />

co dziś w kulturze ciekawe, dzieje się –<br />

powiedzmy umownie – poza państwem.<br />

Jeśli zaś chodzi o aktywność grafficiarzy,<br />

o którą Pani pyta, to chyba nie jestem aż<br />

tak bacznym obserwatorem, by odnotować<br />

jakieś wzmożenie ich działalności<br />

w ostatnich miesiącach w Poznaniu.<br />

Jedno jest natomiast pewne – graffiti<br />

jest medium szybkiego reagowania<br />

i natychmiastowo wpisuje się w toczące<br />

się debaty publiczne. Hasła typu: „Miasto<br />

to nie firma”, czy „Rozbrat zostaje”,<br />

doskonale o tym świadczą. Podobnie,<br />

jak świadczą o tym rozmaite graffiti odwołujące<br />

się do katastrofy smoleńskiej,<br />

czy dyskusji o narkotykowej polityce<br />

państwa.<br />

A: Czy istnieje zależność między<br />

graffiti, a cechami ludzi, którzy mieszkają<br />

w danej dzielnicy czy na danej<br />

ulicy?<br />

P.F.: Możemy wyróżnić pewien typ<br />

graffiti określany mianem „gazetki<br />

ściennej”, bardzo silnie zakorzeniony<br />

lokalnie. Za jego sprawą opisuje się życie<br />

mieszkańców ulicy, bloku, kamienicy,<br />

ludzi z jednego podwórka etc. Tym<br />

samym, z pewnością graffiti takie wiele<br />

mówi o podmiotach, których losy opisuje<br />

– o ich emocjach, namiętnościach,<br />

problemach. Daleki byłbym jednak, od<br />

jakichś pochopnych generalizacji. Pod<br />

napisem – „Witajcie w krainie, gdzie<br />

obcy ginie” widniejącym, powiedzmy,<br />

gdzieś na Wildzie, niekoniecznie<br />

przecież podpiszą się wszyscy mieszkańcy<br />

tej części Poznania.<br />

A: Kiedy i gdzie pojawiło się pierwsze<br />

graffiti w Polsce?<br />

P.F.: Trudno jednoznacznie stwierdzić,<br />

kiedy graffiti pojawiło się w Polsce.<br />

Językiem murów wyrażano emocje<br />

i walczono pod zaborami, w czasie nazistowskiej<br />

okupacji, a i dużo wcześniej<br />

posługiwano się tą formą komunikacji.<br />

Jednakże historia graffiti, w dzisiejszym<br />

rozumieniu tego słowa, rozpoczyna się<br />

w USA i Europie mniej więcej w latach<br />

60. W Polsce Ludowej graffiti politycznie<br />

zaangażowane, jako forma komunikacji<br />

jest naturalnie stosowane i ma wymowę<br />

jednoznacznie antysystemową, natomiast<br />

artystyczne graffiti na polskich<br />

murach pojawia się znacznie później.<br />

Ciekawą odsłoną w jego historii są lata<br />

80. i działalność Pomarańczowej Alternatywy<br />

oraz innych grup, parających się<br />

sztuką społecznie i politycznie zaangażowaną.<br />

Pod koniec lat 80. i na początku<br />

lat 90. pojawiają się w Polsce pierwsze<br />

fanziny poświęcone graffiti i stanowiące<br />

ich swoiste archiwa. W Poznaniu ukazują<br />

się dwa z nich: „Maluj Mur” i „Nie<br />

daj się złapać” a w mojej rodzimej Pile<br />

ukazuje się „Spray”. Początek lat 90., to<br />

w historii graffiti wielkie otwarcie.<br />

A: W których miastach Polski pojawiło<br />

się pierwsze graffiti?<br />

P.F.: W których miastach pojawiło<br />

się w pierwszej kolejności? Na to pytanie<br />

nie znam odpowiedzi, ale jedno jest<br />

pewne – historia graffiti w Polsce, to<br />

w istocie jego „mikrohistorie”, w odniesieniu<br />

do różnych polskich miast. Każde<br />

miasto ma swoją własną historię graffiti<br />

i graficiarzy.<br />

rozmawiała<br />

Joanna Przybylska (WNPiD)<br />

6 luty AURORA


AURORA<br />

luty<br />

temat <strong>numer</strong>u<br />

Takiego Poznania nie znacie, czyli<br />

przewodnik inny niż wszystkie!<br />

Sięgającego po ten przewodnik ma zaskoczyć<br />

już wstęp, który czytelnik...<br />

winien sobie napisać sam. Także tytuł<br />

nie należy do banalnych. „Zrób<br />

to w Poznaniu/ Do it in Poznań!” to<br />

wydany w 2010 roku „przewodnik alternatywny”<br />

po Grodzie Przemysława,<br />

powstały dzięki współpracy czworga<br />

autorów, związanych z poznańską<br />

„Gazetą Wyborczą”: Natalii Mazur,<br />

Michała Danielewskiego, Radosława<br />

Nawrota i Michała Wybieralskiego.<br />

„Alternatywny” nie oznacza jednak<br />

w tym wypadku „niekomercyjny, niszowy”,<br />

raczej „nietypowy, niesztampowy”.<br />

Przede wszystkim jednak<br />

stawiający na głowie nasze pojęcie<br />

o tradycyjnym przewodniku po polskim<br />

mieście. Nie znajdziemy w nim<br />

zatem zarysu historii miasta, zaledwie<br />

w paru zdaniach zostaną nam przedstawione<br />

poznańskie muzea. Nie poczytamy<br />

o najważniejszych hotelach<br />

i ekskluzywnych restauracjach. Poznamy<br />

za to magiczne schody przy ul. Koziej,<br />

niezależne teatry, jeżyckie zakątki,<br />

czy wreszcie graffitti z Myszką Miki na<br />

śródmiejskim podwórzu. Listę tych zaskoczeń<br />

można by ciągnąć w nieskończoność.<br />

Nic dziwnego: główną cechą<br />

przewodnika jest jego wyrywkowość,<br />

nie dający się przewidzieć układ kolejnych<br />

stron. Nie mamy tutaj planu<br />

miasta z zaznaczonymi atrakcjami.<br />

Nic z tego! Wędrówkę zaczynamy od<br />

ratuszowych koziołków, a kończymy<br />

na kontrowersjach wokół pośladków<br />

Apollina z fontanny na Starym<br />

Rynku.<br />

Książka to zatem mozaika intrygujących<br />

felietonów, ukazujących najróżniejsze<br />

oblicza Poznania. Mozaika<br />

tym ciekawsza, że autorzy nie stronią<br />

od własnych komentarzy i ocen poznańskiej<br />

rzeczywistości – niekiedy<br />

nawet ironicznych, czy złośliwych,<br />

ale zawsze ciekawych. To kryterium<br />

„ciekawości” daje unikatowy efekt: na<br />

kartach przewodnika sąsiadują ze sobą<br />

anarchistyczny Rozbrat i prawicowa<br />

„Naszość”, czy też Poznań niemiecki,<br />

żydowski i masoński. Autorzy z równym<br />

zapałem przedstawiają rozrywki<br />

dla ciała i dla duchu. Nie zapominają<br />

o zarekomendowaniu paru ciekawych<br />

adresów kulinarnych, klubowych,<br />

czy kulturalnych. Polecają nietypowe<br />

miejsca na zakupy, a nawet zdobycie<br />

„korony Poznania”. Jako przerywnik<br />

zaś serwują nam wypowiedzi nietuzinkowych<br />

poznaniaków, opowiadających<br />

o swoim mieście.<br />

Przewodnik zatem zdecydowanie<br />

można oznaczyć jako „lubię to!”. Nie<br />

da się w nim znaleźć ani jednego nudnego<br />

artykułu. O części opisywanych<br />

w nim atrakcji pewnie już słyszeliśmy,<br />

wiele nowych poznamy wraz z jego<br />

lekturą. W jego formie przewodnika<br />

alternatywnego kryje się tylko jedno<br />

zagrożenie: ulotność. Przewodniki<br />

tradycyjne przedstawiają kanon<br />

głównych i niezmiennych atrakcji,<br />

nie starają się nawet często uchwycić<br />

„żyjącego” charakteru miasta. Opisane<br />

natomiast w „Zrób to w Poznaniu”<br />

miejsca, wydarzenia i atrakcje są<br />

charakterystyczne dla Poznania A.D.<br />

2010. A przecież miasto wciąż się zmienia,<br />

przybywa powodów do zadziwień.<br />

Za parę lat konieczna (i wyczekiwana<br />

przeze mnie!) stanie się aktualizacja<br />

przewodnika. Przybysz w Poznaniu na<br />

pewno będzie wtedy liczył na przybliżenie<br />

mu „nowego” Zamku na Górze<br />

Przemysła, czy sfinalizowanych wreszcie<br />

po wieloletnich bojach Term Maltańskich.<br />

Może w 2015 roku znikną już<br />

kurczaki z pechowego narożnika Kupca<br />

Poznańskiego, a Morasko stanie się<br />

prawdziwym sercem uniwersyteckiego<br />

Poznania?<br />

Last but not least: przewodnik jest<br />

dwujęzyczny. Można go więc wykorzystać<br />

jako modny prezent dla odwiedzającego<br />

Poznań turysty, poszukującego<br />

czegoś poza sztampą tradycyjnych<br />

opracowań. Można też samemu zasiąść<br />

do angielskich wersji tekstów i dać się<br />

pozytywnie zaskoczyć choćby tym,<br />

że edytorzy zadbali, by zdjęcia w obu<br />

częściach książki różniły się od siebie.<br />

Sama szata graficzna jest zresztą świetnym<br />

dopełnieniem tej udanej pozycji.<br />

Szymon Paciorkowski<br />

(WH, WPiA)<br />

N. Mazur, M. Danielewski, R. Nawrot,<br />

M. Wybieralski<br />

Zrób to w Poznaniu! Do it in Poznań!<br />

Biblioteka „Gazety Wyborczej”<br />

Poznań 2010<br />

AURORA<br />

II Konkurs Literacki „<strong>Aurory</strong>”<br />

18 stycznia zorganizowaliśmy II<br />

edycję Konkursu Literackiego.<br />

Z niekłamaną przyjemnością<br />

informujemy, że pisarskie<br />

zmagania w dwóch kategoriach:<br />

wiersz oraz short (krótki utwór<br />

narracyjny) cieszyły się niemałym<br />

zainteresowaniem. Wszyscy<br />

uczestnicy, dzięki ogromnej pasji,<br />

mogą czuć się zwycięzcami, ale<br />

jury musiało podjąć się trudnego<br />

zadania, aby wyłonić grono osób<br />

nagrodzonych.<br />

Nagrodzeni zostali:<br />

W kategorii wiersz:<br />

I miejsce Monika Ziobro,<br />

„Dekatalog”, <strong>UAM</strong>, prawo, III rok<br />

II miejsce Jagoda Dzida, „Nec stultis<br />

solere succuri”, <strong>UAM</strong>, prawo, I rok<br />

III miejsce exaequo:<br />

1) Hubert Brychczyński, ***, <strong>UAM</strong>,<br />

filologia angielskia, III rok<br />

2) Jędrzej Krystek, „Pan<br />

pogrzebacz”, <strong>UAM</strong>, filologia polska,<br />

I rok<br />

Wyróżnienia:<br />

1) Mateusz Paszkiewicz, „Antinoos”,<br />

<strong>UAM</strong>, filologia słowiańska i polska,<br />

I rok<br />

2) Radosław Jaworowicz,<br />

„Zaginiona wyspa retro”, UMK,<br />

filozofia, I rok<br />

W kategorii short:<br />

I miejsce Bernard Szymanowski,<br />

„Moneta niema”, <strong>UAM</strong>, filologia<br />

polska, I rok<br />

II miejsce Marta Kostecka,<br />

„Imperator”, <strong>UAM</strong>, pedagogika<br />

spec. resocjalizacja, II rok<br />

III miejsce Mateusz Antczak, „Lekcja<br />

polityki”, <strong>UAM</strong>, geologia, I rok<br />

Serdecznie dziękujemy fundatorom<br />

nagród konkursowych:<br />

• Wydawnictwu Zysk i S-ka,<br />

• Towarzystwu Muzycznemu im. H.<br />

Wieniawskiego w Poznaniu,<br />

• Stowarzyszeniu Absolwentów<br />

<strong>UAM</strong>,<br />

• Teatrowi Polskiemu w Poznaniu,<br />

• Teatrowi Wielkiemu w Poznaniu,<br />

• Wojewódzkiej Bibliotece<br />

Publicznej w Poznaniu.<br />

7


1<br />

AURORA<br />

auroris activitis<br />

Oto człowiek w Collegium Maius<br />

Jeśli w poniedziałkowy wieczór 9 maja 2011 roku w holu głównym Collegium Maius usłyszeliście głos Friedricha<br />

Nietzschego (w dodatku: mówiącego po polsku!), wiedzcie, że nie przesłyszeliście się – był to najprawdziwszy<br />

fakt. Choć, jak mówił niemiecki filozof, faktów podobno nie ma, są tylko interpretacje. I tego się trzymajmy.<br />

Ninie rozkazuję wam zgubić mnie,<br />

a znaleźć siebie;<br />

i dopiero, gdy wszyscy zaprzecie się<br />

mnie,<br />

powrócę do was…<br />

Friedrich Nietzsche, Ecce homo<br />

Nietzsche przemówił do nas dzięki interpretacji<br />

uznanego aktora, Janusza<br />

Stolarskiego. Przemówił do wybranych,<br />

bowiem – jak sam pisał: „Kto umie oddychać<br />

powietrzem pism moich, wie, że<br />

jest to powietrze wyżynne, ostre powietrze.<br />

Trzeba być do niego stworzonym,<br />

inaczej grozi niemałe niebezpieczeństwo<br />

przeziębienia sie” (Ecce homo).<br />

Ci, którym udało się wyjść ze spektaklu<br />

cało i zdrowo, obcowali z doznaniem<br />

podniesionym do potęgi trzeciej – mogli<br />

bowiem skonfrontować swoje myślenie<br />

z myśleniem Stolarskiego o myśleniu<br />

Nietzschego.<br />

Ecce homo (z podtytułem: Jak się staje<br />

– kim się jest) to dzieło, nad którym filozof<br />

pracował na przełomie 1888 i 1889<br />

roku, bezpośrednio przed trwającym<br />

przez następne dziesięć lat załamaniem<br />

psychicznym. Ostatecznie tekst ukazał<br />

się po śmierci autora, w 1908 roku (choć<br />

jego dzisiejszą wersję znamy dopiero<br />

od lat 70. ubiegłego wieku). Ecce homo<br />

uchodzi za biografię intelektualną Nietzschego<br />

i stanowi autorską wykładnię<br />

najważniejszych dzieł filozofa. To tekst,<br />

który obrósł legendą.<br />

Ecce homo Stolarskiego to również<br />

legenda – teatralna. Ten niezwykle przekonujący<br />

monodram powstał dokładnie<br />

dwadzieścia lat temu, w 1991 roku, i od<br />

tamtej pory gra się go nieustannie – co<br />

więcej – jest obsypywany nagrodami na<br />

uznanych festiwalach, tak w kraju, jak<br />

i za granicą. Krytycy są zgodni, że Stolarski<br />

wzbił się w tym spektaklu na wyżyny<br />

sztuki aktorskiej i stworzył rzecz<br />

wielką – „szokował wręcz siłą swego<br />

aktorstwa, nieprawdopodobną ekspresją<br />

i koncentracją. Perfekcjonizm posunięty<br />

do granic ludzkiej wytrzymałości<br />

pozwolił aktorowi stworzyć sugestywny<br />

obraz człowieka, którego geniusz zmaga<br />

się z szaleństwem i śmiercią” („Notatnik<br />

Teatralny” 1993). Znów mamy<br />

więc do czynienia z działaniem spotęgowanym<br />

– legenda stała się kanwą<br />

kolejnej legendy. A sam Stolarski tak<br />

mówi o swojej pracy:<br />

„Długo zastanawiałem się, czy mam<br />

prawo brać jako materiał do pracy teksty<br />

tego człowieka. A jeżeli tak; to jak to<br />

zrobić, aby nie ‹‹uszkodzić›› jego dzieła.<br />

Bezradność jest stanem bardzo trudnym,<br />

ale też i ciekawym. Od początku<br />

wiedziałem, że właściwym, że jedynym<br />

właściwym kierunkiem jest wnikliwe<br />

czytanie Jego dzieł – ‹‹nasączanie się<br />

jego sokami››. Wszystko po to, aby popełnić<br />

jak najmniej błędów. Szukałem<br />

nici, która mogłaby pociągnąć mnie we<br />

właściwym kierunku. Tu muszę zaznaczyć,<br />

iż dzieło Nietzschego rozumiem<br />

jako prowokację. To ona stanowi jego<br />

funkcję i cel. Ten filozof nie wypisuje<br />

recept. On stawia diagnozę. To właśnie<br />

chciałem zachować w moim spektaklu.<br />

Jego prowokacyjność była dla mnie impulsem”<br />

(„Notatnik Teatralny” 1993).<br />

Majowe przedstawienie to pokłosie<br />

udanej współpracy „Pro Arte” z „Aurorą”<br />

– pismem kulturalnym studentów<br />

<strong>UAM</strong> (polecamy stronę: www.aurora.<br />

amu.edu.pl). Głównym inicjatorem<br />

przedsięwzięcia był pan Zbigniew Jaśkiewicz,<br />

bez którego starań i uporczywości<br />

spektakl na pewno nie doszedłby<br />

do skutku. W tym miejscu chcielibyśmy<br />

podziękować Władzom Uniwersytetu<br />

im. Adama Mickiewicza w Poznaniu za<br />

Scena ze spektaklu<br />

wsparcie finansowe, a Dyrekcji <strong>Instytut</strong>u<br />

Filologii Polskiej i Klasycznej oraz<br />

pracownikom administracji – za przychylność<br />

i udostępnienie (jak się okazało<br />

– nad wyraz magicznej) przestrzeni<br />

holu głównego Collegium Maius.<br />

Należy dodać, że głos Nietzschego<br />

nie pozostał na szczęście bez komentarza<br />

– po występie Janusza Stolarskiego<br />

odbyła się w Sali Śniadeckich dyskusja<br />

panelowa z udziałem uznanych gości:<br />

historyczki idei prof. dr hab. Marii<br />

Zmierczak (Wydział Prawa i Administracji<br />

<strong>UAM</strong>), niemcoznawczyni prof.<br />

dr hab. Anny Wolff-Powęskiej (<strong>Instytut</strong><br />

Zachodni) oraz Lecha Raczaka (założyciela<br />

Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu).<br />

Widzowie mieli okazję dowiedzieć się<br />

więcej o filozofii i historiografii Nietzschego<br />

oraz poznać historyczno-kulturalny<br />

Ecce homo.<br />

Załączamy zdjęcie ze spektaklu, bo<br />

jak mawiał inny niemiecki filozof Walter<br />

Benjamin – „przeszłość składa się<br />

nie z poszczególnych historii, lecz z jej<br />

obrazów”. W myśl tej zasady zapraszamy<br />

do oglądania.<br />

Katarzyna Kończal (WFPiK)<br />

Relacja została wcześniej opublikowana<br />

w czasopiśmie „Pro Arte” 2011, nr 9.<br />

8 luty AURORA


muzycznie i literacko<br />

AURORA<br />

Emocje publiczności dodają skrzydeł<br />

Słynny jazzman – Adam Olejniczak w drugiej odsłonie wywiadu dla „<strong>Aurory</strong>”.<br />

Aurora: Ważny rok 1975 – wielki sukces.<br />

Poczułeś wtedy jakiś duży zwrot<br />

w karierze. To był ten moment?<br />

A.O.: Ja jestem z reguły nieśmiały,<br />

ciężko mi się było zdecydować. Było<br />

mało muzyków jazzowych. Chciałem<br />

grać, były problemy. Myślałem, że jak<br />

pojadę, gdzieś się pokażę, to będzie łatwiej<br />

no i właściwie tak się stało. Wtedy<br />

poznałem Jarka Śmietanę i Adzika Sendyckiego.<br />

Oni mieli wtedy ten zespół<br />

Extra Ball i zacząłem w nim grać. To<br />

był mój pierwszy profesjonalny zespół.<br />

Na tym konkursie dałem się poznać.<br />

Jest ktoś taki, mieszka w Łodzi i można<br />

ewentualnie po niego zadzwonić.<br />

A: Projekty. Jak doprowadzić je do<br />

zadowalającego końca?<br />

A.O.: Jeżeli to jest mój projekt, mój<br />

pomysł, to staram się szukać ludzi, którzy<br />

mi odpowiadają w sensie stylistycznym<br />

grania, gustów muzycznych. Chociaż<br />

czasem też są takie pomysły, że np.<br />

wezmę tego perkusistę, bo on nie gra<br />

jazzu, ale ja potrzebuję, żeby w muzyce<br />

było trochę takie sprzężenie, żeby nie był<br />

typowy perkusista jazzowy. W Hiszpanii<br />

mówili mi: czasami grasz z tym, przecież<br />

on nie gra jazzu. I wtedy odpowiadam:<br />

właśnie o to mi chodzi żebym ja był bardziej<br />

jazzowy, a on nie grał mi jazzowo.<br />

Ogólnie szukam ludzi, o których wiem,<br />

że będziemy mieli jakąś wspólną płaszczyznę,<br />

bo nam się podoba mniej więcej<br />

ta sama muzyka i mamy mniej więcej<br />

te same gusty jeśli chodzi o ulubionych<br />

muzyków, piosenkarzy czy wokalistów<br />

z muzyki klasycznej czy cokolwiek.<br />

A: Nad jakim projektem obecnie<br />

pracujesz?<br />

A.O.: Mój najbliższy do zrealizowania<br />

projekt, niestety, ciągle się oddala. Jest<br />

to nagranie materiału na płytę: na kwartet<br />

smyczkowy i saksofon. Miało to być<br />

nagrane już w listopadzie zeszłego roku,<br />

ale ciągle się odwleka, bo chcę to zrobić<br />

w Polsce. Najprawdopodobniej będziemy<br />

nagrywać w Łodzi, z kwartetem<br />

smyczkowym żeńskim Apertus. I ciągle<br />

mi coś wyskakuje albo one nie mogą,<br />

bo pracują w filharmonii w Łodzi. Teraz<br />

mieliśmy nagrać w listopadzie – nie<br />

wyszło. Później w lutym, też nie wyszło.<br />

Przeszło na maj. Raptem okazało się,<br />

że w maju jadę do Kuwejtu na koncert,<br />

w związku z czym ja teraz nie mogę.<br />

I teraz jest zaplanowane na czerwiec.<br />

One właśnie nie mają nic jazzować, że<br />

AURORA<br />

fot. Piotr Klosek<br />

tak powiem. Niektóre utwory są moje,<br />

niektóre Krzesimira Dębskiego, a inne<br />

kompozytora amerykańskiego. On jest<br />

z pogranicza muzyki klasycznej i jazzowej.<br />

Kwartet smyczkowy gra klasycznie.<br />

Nie mają roli improwizatorskiej, ani nie<br />

mają grać stylistycznie jazzowo.<br />

A: Koncert w Kuwejcie. Brzmi<br />

obiecująco.<br />

A.O.: Mam cztery koncerty i jadę<br />

z Władysławem Adzikiem Sendeckim,<br />

moim przyjacielem pianistą, który<br />

mieszka teraz w Hamburgu. Ma być jeszcze<br />

szwedzka sekcja rytmiczna. A gwoździem<br />

programu koncert amerykańskiej<br />

wokalistki i my mamy grać swoją muzykę.<br />

Część koncertu będzie nasza. Ja tam<br />

nie jadę jako mój zespół czy mój koncert.<br />

Taka zwykła trasa koncertowa.<br />

A: A współpraca z Blue Note?<br />

A.O.: To jest długa historia. Bo człowiek,<br />

który prowadzi Blue Note… my<br />

się nazywamy kuzynami, ale nie jesteśmy<br />

prawdziwą rodziną. Nasi rodzice<br />

poznali się w czasie II w.ś., gdy zostali<br />

zesłani na roboty. Tam się strasznie zaprzyjaźnili<br />

i cały czas tę przyjaźń utrzymywali<br />

i jak myśmy się urodzili zaczęło<br />

się „wujek – wujek”. Mój ojciec był z Poznania<br />

i gdy rodzice przenieśli się do<br />

Zduńskiej Woli, to częściej w Poznaniu<br />

odwiedzaliśmy tego właśnie wujka, niż<br />

naszą prawdziwą rodzinę. I właśnie Lechu,<br />

szef Blue Note miał ten projekt. Ja<br />

byłem przy powstaniu, oglądałem ten<br />

klub, gdy był jeszcze w strasznym stanie.<br />

Te wszystkie piwnice przed remontem.<br />

Te jego prace, jak on to organizuje<br />

luty<br />

– bardzo podziwiam. I ponieważ tyle lat<br />

się znamy, oprócz tego, że jako muzyk<br />

mogę tam grać, to mam swobodę. Albo<br />

on prosi – zagraj u mnie – albo jak mam<br />

jakiś projekt to od razu dzwonię do niego.<br />

Dlatego dość często tam gram. Raz<br />

do roku na pewno gram.<br />

A: Grałeś też na urodzinach Blue<br />

Note, tam się poznaliśmy. A ja chciałam<br />

zapytać, co sądzisz o reakcji<br />

publiczności?<br />

A.O.: To jest wspaniałe, jakiś taki odbiór,<br />

to mi dodaje skrzydeł, jest znakomite.<br />

Wiesz, jak grasz solo i to daje taki<br />

efekt. To znaczy, ja nie myślałem żeby ludzie<br />

piali z zachwytu, ale żeby odbierali<br />

to emocjonalnie. Jak miało taki efekt, to<br />

wtedy dopiero dostaje się takiego kopa,<br />

a poszło w dobrą stronę.<br />

A: Starasz się nadać muzyce filozoficzny,<br />

religijny, może emocjonalny<br />

sens?<br />

A.O.: Ja chyba nie idę aż tak głęboko.<br />

Jestem bardzo emocjonalnym<br />

człowiekiem i nie mam żadnej filozofii<br />

kompozycji. Muzyka jest bardziej sztuką<br />

abstrakcyjną, nie jest jak malarstwo<br />

– to wyobraźnia. No jest też wyobraźnia<br />

muzyczna, ale ja nie do końca wierzę<br />

w takie filozofie, że te głębokie przemyślenia<br />

mogą się zamienić w dźwięki. To<br />

są dźwięki, to są tonacje. W zależności<br />

od tego, jaki mam nastrój, improwizuję<br />

inaczej. Gdy jestem zły, gdy jestem<br />

smutny to rzeczywiście odbija się w muzyce.<br />

Gdy się jest na tym etapie grania,<br />

kiedy gram, to nie myślę o tym żeby<br />

zagrać jakąś konkretną nutę czy cis, czy<br />

gis. Raczej myślę nastrojami, ale nie filozofiami,<br />

raczej emocje. Jak to zrobić,<br />

Andrzej Olejniczak<br />

9


1<br />

AURORA<br />

muzycznie i literacko<br />

jakiego wyrazu użyć, żeby zbudować<br />

napięcie albo to napięcie rozładować.<br />

Ja nie jestem raczej takim filozofem<br />

muzycznym.<br />

A: Jak przebiega standardowy dzień<br />

Andrzeja Olejniczaka?<br />

A.O.: Mieszkam w mieszkaniu. Dosyć<br />

dużym. Standardowy dzień to niestety<br />

zwykła rutyna. To znaczy niestety, ciągle<br />

niestety, uczę. Jak nie gram, to uczę.<br />

Uczę nawet w dwóch konserwatoriach,<br />

więc daję sporo lekcji, udzielam się<br />

jako profesor. Normalny dzień – jestem<br />

w szkole i daję lekcje. Mój wolny czas<br />

poświęcam na to, żeby ćwiczyć. Ćwiczyć<br />

i pracować nad moimi projektami.<br />

A: Dlaczego właściwie wyjechałeś<br />

do Hiszpanii?<br />

A.O.: To był przypadek. To znaczy, to<br />

był mój pomysł, żeby wyjechać z Polski.<br />

Wtedy w Polsce grałem dużo i ze<br />

wszystkimi. Ale to były takie czasy, że<br />

z Polski można było wyjechać może na<br />

dwa tygodnie i trzeba było oddać paszport.<br />

Chciałem mieć możliwość bycia<br />

w innym kraju dłużej, poznać innych<br />

muzyków. Nie jechać tylko na jakiś festiwal<br />

i wrócić albo jechać na koncert<br />

i wrócić. Ale nie myślałem o Hiszpanii.<br />

Przypuszczam, że gdybym wiedział co<br />

się działo w Hiszpanii, to bym pewnie<br />

nie pojechał.<br />

A: Masz na myśli to, co się działo na<br />

rynku muzycznym?<br />

A.O.: Tak. Ale z drugiej strony też nie<br />

mogę narzekać, chociaż pewnie gdybym<br />

Pierwszy utwór – „If I ain’t got you” Alicii<br />

Keys, rozbudził ciekawość publiczności<br />

– spokojna piosenka pozwalająca<br />

przekazać dużo emocji. W podobnym<br />

tonie brzmiały covery Jilli Scott, Eryakha<br />

Badu, czy stylowe „Maybe” Angie<br />

Stone. Dużą sympatią darzę Arethę<br />

Franklin, miło, że na koncercie pojawiło<br />

się „I Say a little prayer” – utwór bardzo<br />

dobry, choć do prostych nie należy.<br />

Daga poradziła sobie świetnie, zaprezentowała<br />

spore możliwości wokalne.<br />

Dla odmiany było też trochę swingu.<br />

„Fever” Raya Charlesa – klasyka swingującego<br />

rytmu, w interpretacji grupy<br />

Daga Band zabrzmiał świeżo i lekko.<br />

Solówka Mazzolla wzbudziła wśród<br />

słuchaczy mieszane uczucia. Mimo podziwu<br />

i uznania dla artysty klarnetowe<br />

wiedział, to bym nie pojechał. Szukałem<br />

jakiegoś miejsca. Byłem wtedy żonaty<br />

a moja była małżonka jest skrzypaczką,<br />

więc powiedziałem jej – słuchaj załatw<br />

sobie jakąś pracę stałą, bo ty pracujesz<br />

na stałe, a ja nie chcę tak pracować. Jak<br />

ty znajdziesz jakiś kontrakt to pojedziemy.<br />

– I akurat zadzwoniła jej koleżanka,<br />

że jest miejsce w Bilbao na skrzypce.<br />

Pojechaliśmy.<br />

A: Znałeś hiszpański?<br />

A.O.: Nie, nigdy wcześniej nie byłem<br />

w Hiszpanii. Jak poznałem tam ludzi to<br />

bardzo szybko doszedłem do takiego<br />

punktu, że znowu przestałem pracować,<br />

bo już nie było po co. W Hiszpanii jest<br />

niewielu muzyków, więc bycie najlepszym<br />

saksofonistą w Hiszpanii wcale nie<br />

jest takie trudne.<br />

A: Jeszcze trochę fantazjując – gdybyś<br />

mógł przenosić się w miejscu i czasie,<br />

gdzie byś się udał? Powiedzmy, na<br />

jeden dzień…<br />

A.O.: To zależy od nastroju. Trudno<br />

jest mi odpowiedzieć jednoznacznie. Bo<br />

czasami mam wszystkiego dosyć i najbardziej<br />

lubię ciszę. Mam ochotę nic nie<br />

robić albo poczytać książkę. Nie słuchać<br />

niczego. Ale np. ja uwielbiam Steviego<br />

Wondera. W zeszłym roku byłem na<br />

jego koncercie w Londynie i bardzo to<br />

przeżywałem. Gdybym miał taką możliwość,<br />

żeby raptem znaleźć się na koncercie<br />

Steviego Wondera, mógłbym cię<br />

zaprosić. Uwielbiam jego piosenki, kiedy<br />

go słucham, rozpływam się.<br />

Soul & jazz w auli <strong>UAM</strong><br />

A: Masz świadomość tego jak wiele<br />

zrobiłeś dla muzyki?<br />

A.O.: Niby się o tym pisało i niektórzy<br />

ludzie o tym mówią, ale ja nie mam takiej<br />

świadomości. Mnie to raczej zaskakuje.<br />

W tamtych latach ze String Connection<br />

zrobiliśmy wielką rzecz, ale ja jakoś nie<br />

zdawałem sobie sprawy, że to wywiera<br />

jakiś wpływ na kogoś. Aczkolwiek czasami<br />

słyszę, że ktoś ściągał jakieś moje<br />

solo i uczył się grać w moim stylu na<br />

saksofonie. To mnie to jakoś tak... Nigdy<br />

mi się nie wydawało, że ludziom mogłoby<br />

się to aż tak podobać, żeby chcieli<br />

się tego nauczyć. Tak samo jak mi jakiś<br />

saksofonista powiedział w Hiszpanii, że<br />

po moim przyjeździe tam saksofoniści,<br />

którzy zaczynali grać, zmienili w ogóle<br />

styl grania i uczenia się gry na saksofonie<br />

itd., że wywarłem taki wpływ, że<br />

zmieniło się patrzenie na styl saksofonu<br />

jazzowego w Hiszpanii...<br />

A: Może powinieneś napisać książkę<br />

o swojej technice?<br />

A.O.: Ja nie nadaję się do pisania.<br />

Wielu moich przyjaciół pisze książki.<br />

Jakieś nowe techniki grania na saksofonie.<br />

Mnie po pierwsze chybaby się to<br />

zanudziło, a po drugie wydaje mi się to<br />

strasznie trudne. A poza tym, tyle jest<br />

tych książek…<br />

rozmawiała<br />

Julita Urbaniak (WN)<br />

8 marca 2011 r. w murach Auli <strong>UAM</strong> rozbrzmiewały ciepłe, soulowo-jazzowe dźwięki. Na II Koncercie Rektorskim z cyklu<br />

„Po Chopinie, przed Wieniawskim” wystąpił zespół Daga Band, wraz z wybitnym klarnecistą – Jerzym Mazzollem. Wokalistką<br />

zespołu jest Dagmara Górna, która wraz z towarzyszącymi jej instrumentalistami tworzy formację Erijef Massiv.<br />

intermezzo szczególnie mnie nie zachwyciło.<br />

Oczywiście, na koncercie nie<br />

mogło zabraknąć polskich piosenek.<br />

Największe wrażenie zrobiła na mnie<br />

„Sutra” Grażyny Łobaszewskiej. Daga<br />

pokazała piękne emocje wokalne, można<br />

było po prostu pozwolić muzyce<br />

brzmieć. Dagę Band słyszałam po raz<br />

pierwszy i muszę przyznać, że wokalistka<br />

zaczarowała mnie swoim głosem. Choć<br />

nigdy nie przepadałam za „Nie ma, nie<br />

ma Ciebie” Kayah i Bregovica, uważam,<br />

że piosenka w interpretacji tego zespołu<br />

wypadła nieźle. Natomiast cover<br />

Justyny Szafran, bardzo nostalgiczny,<br />

jakoś nie pasował do klimatu koncertu.<br />

Z kolei aranżacja piosenki „Śniłeś” zespołu<br />

incarNations w wykonaniu Dagi<br />

Band nabrała nowego wymiaru. Magią<br />

„Cyganerii” były nastrojowe dźwięki<br />

skrzypiec, na których grał Kuba Linowski.<br />

Nie można zapomnieć o pianiście<br />

(Rafał Karkosz), gitarzyście (Paweł Kosicki),<br />

basiście (Marcel Nowakowski)<br />

oraz znakomitej perkusji, na której grał<br />

Piotr Jaraszkiewicz. Jazzujący klimat<br />

podkreślały instrumenty dęte – Maciej<br />

Sokołowski na saksofonie, trąbka – Filip<br />

Walczak. Dagę wspomagały chórki<br />

w wykonaniu: Marty Dziamskiej oraz<br />

Jolanty Puzdrowskiej.<br />

Z pewnością koncert był dużym sukcesem.<br />

Podczas bisów zespół powtórzył<br />

utwory, chociaż spodziewałam się usłyszeć<br />

coś nowego. Ale może lepiej, że<br />

grupa pozostawiła lekki niedosyt?<br />

Magdalena Nowicka (WFPiK)<br />

10 luty AURORA


AURORA<br />

luty<br />

muzycznie i literacko<br />

AURORA<br />

„W” jak Wieniawski, „V” jak Vengerov<br />

W październiku Aulę poznańskiego <strong>UAM</strong> przepełniała muzyka. Po raz<br />

czternasty odbył się tu Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka<br />

Wieniawskiego.<br />

Najstarszy na świecie, organizowany<br />

w Poznaniu od 1952 roku, pojedynek<br />

skrzypcowy stanowi najważniejsze po<br />

Konkursie Chopinowskim wydarzenie<br />

muzyczne w Polsce. Odbywa się co pięć<br />

lat. Po raz pierwszy został zorganizowany<br />

w Warszawie w 1935 roku, a jego laureatką<br />

była Francuzka – Ginette Neveu.<br />

W następnych latach nagrody zdobywali<br />

późniejsi wirtuozi skrzypiec, m.in. Dawid<br />

Ojstrach, Wanda Wiłkomirska, Vadim<br />

Brodski, Sidney Harth, Charles Treger.<br />

Tegorocznemu konkursowi przewodniczył<br />

światowej sławy muzyk – Maxim<br />

Vengerov – jeden z najwybitniejszych<br />

współczesnych artystów młodego pokolenia.<br />

Światową karierę skrzypcową rozpoczął<br />

w Polsce. Już jako 10-latek zdobył<br />

I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie<br />

Młodych Skrzypków im. Karola<br />

Lipińskiego i Henryka Wieniawskiego<br />

w Lublinie, w 1984 roku. Obecnie gra na<br />

wszystkich estradach świata. Koncertował<br />

też z polskimi orkiestrami: Sinfonia<br />

Varsovia, Sinfonietta Cracovia i orkiestrą<br />

Filharmonii Bałtyckiej. Od 2005 roku<br />

jest profesorem Królewskiej Akademii<br />

Muzycznej w Londynie.<br />

Udział Maxima Vengerova w pracach<br />

konkursowych w dużym stopniu przyczynił<br />

się do wielkiego sukcesu, jakim był<br />

tegoroczny konkurs. Wirtuoz, podczas<br />

tak zwanych preselekcji, osobiście przesłuchał<br />

ponad 120. skrzypków w ośmiu<br />

miastach świata. Było to wydarzenie<br />

bezprecedensowe, gdyż dotychczas<br />

preselekcja odbywała się tylko na podstawie<br />

nadesłanych nagrań. Natomiast<br />

osobista rozmowa Vengerova z każdym<br />

z kandydatów spowodowała, że konkurs<br />

dla uczestnika rozpoczął się już w dniu<br />

pierwszego przesłuchania. Ostatecznie<br />

wystartowało 46. muzyków z 16. krajów,<br />

w tym 17. z Polski. Należy podkreślić<br />

ogromny wysiłek i zaangażowanie dyrektora<br />

konkursu – Andrzeja Wituskiego,<br />

wieloletniego prezesa i dyrektora towarzystwa<br />

im. Henryka Wieniawskiego,<br />

który prowadził konkurs już jedenasty<br />

raz. Dzięki pracy i staraniom dyrektora,<br />

konkurs udało się zorganizować z prawdziwym<br />

rozmachem, przede wszystkim<br />

maestro Vengerov zgodził się przewodniczyć<br />

XIV edycji konkursu, co w decydującym<br />

stopniu podniosło jakość i prestiż<br />

tego wydarzenia.<br />

Skład jury, w większości wybierany<br />

przez Vengerova, stanowili wybitni muzycy,<br />

będący jednocześnie świetnymi<br />

nauczycielami. Z pewnością, wprowadzenie<br />

zmian zaproponowanych przez<br />

przewodniczącego zapewniło zwiększenie<br />

poziomu i atrakcyjności konkursu.<br />

Jedną z nowości był występ skrzypka,<br />

jako kameralisty w symfonii koncertującej.<br />

Dzięki temu uczestnik prezentował<br />

się nie tylko w roli solisty, któremu orkiestra<br />

towarzyszy, musiał również wykazać<br />

umiejętność współpracy z zespołem muzyków.<br />

Dodatkowo, w III etapie, ocenę<br />

skrzypkom wystawiała siedmioosobowa<br />

Kapituła Krytyków, w skład której weszli<br />

recenzenci, komentatorzy oraz dziennikarze<br />

muzyczni – m.in. Jolanta Brózda,<br />

Jacek Hawryluk, Marcin Majchrowski,<br />

Adam Rozlach i Dorota Szwarcman. Ich<br />

nagrodę otrzymała Polka – Aleksandra<br />

Kuls. Ponadto, od II etapu grę uczestników<br />

oceniało także Jury Młodych,<br />

składające się z uczniów i studentów poznańskich<br />

szkół muzycznych. Przyznało<br />

ono dodatkową nagrodę Erzahanowi<br />

Kulibaevowi.<br />

Fakt, że w gronie finalistów nie znalazł<br />

się żaden z naszych rodaków, był dla<br />

melomanów dużym zaskoczeniem, tym<br />

bardziej, że w 2006 roku zwyciężczynią<br />

konkursu została Agata Szymczewska.<br />

Z drugiej strony, finał bez Polaków podkreśla<br />

międzynarodowość konkursu.<br />

Należałoby dodać, że Nagroda Specjalna<br />

Maxima Vengerova, czyli 12 indywidualnych<br />

lekcji z Mistrzem, przypadła<br />

właśnie Polce, 20-letniej Marii Włoszczowskiej.<br />

Poziom współzawodnictwa<br />

od samego początku był bardzo wysoki<br />

i niezwykle wyrównany. Watro zauważyć,<br />

że finaliści podczas konkursu rozwijali<br />

się, przechodzili do kolejnego etapu<br />

z nowymi doświadczeniami. Maxim<br />

Vengerov osobiście spotkał się z każdym<br />

uczestnikiem, który nie zakwalifikował<br />

się do dalszego etapu. Porażka w rozgrywce<br />

nie świadczy o braku talentu,<br />

tylko o tym, że byli lepsi. Dlatego Vengerov<br />

każdemu z „przegranych” gratulował<br />

i dawał wskazówki, mówił co w ich grze<br />

było dobre, a nad czym trzeba jeszcze<br />

popracować. Takie doświadczenia są elementem<br />

budowania własnej osobowości<br />

muzycznej. Sam udział w konkursie,<br />

konfrontacja umiejętności bywa często<br />

en.wikipedia.org<br />

Maxim Vengerov<br />

bardziej owocnym doświadczeniem niż<br />

lata ćwiczeń w zamkniętej sali. Ci młodzi<br />

skrzypkowie wcale nie walczą o nagrody.<br />

W życiu muzyka ważne są kontakty,<br />

osoby, które zauważą potencjał młodego<br />

artysty i będą go rekomendować dalej.<br />

Udział w tak prestiżowym konkursie<br />

daje te możliwości. Trochę jak w show<br />

biznesie.<br />

Każdy miał swój styl gry, każdy dysponował<br />

innym instrumentem, co powodowało<br />

dużą różnorodność wykonań<br />

nawet tych samych utworów. Oczywistym<br />

jest, że jury przy ocenie uczestników<br />

nie brało pod uwagę brzmienia samych<br />

skrzypiec. Werdykt nie wzbudził<br />

wielu kontrowersji.<br />

Zwyciężczyni konkursu, Koreanka –<br />

Soyoung Yoon od samego początku grała<br />

rewelacyjnie. Zaraz za nią, na podium<br />

znalazła się Japonka – Miki Kobayashi,<br />

która ujmowała precyzją i lekkością.<br />

Niemiec – Stefan Tarara zdobył trzecią<br />

nagrodę, natomiast faworyt publiczności,<br />

wyróżniający się oryginalnością<br />

interpretacji, Erzhan Kulibaev tylko wyróżnienie,<br />

podobnie jak Aylen Pritchin<br />

z Rosji oraz Japończyk – Arata Yumi.<br />

Konkurs zakończył się wspaniałym akcentem<br />

– Koncertem Nadzwyczajnym,<br />

podczas którego sam maestro zagrał<br />

Koncert Skrzypcowy D-dur Ludwika<br />

van Beethovena.<br />

Pierwszy raz miałam okazję śledzić<br />

zmagania uczestników na żywo. Słuchając<br />

konkursowych przesłuchań, czułam<br />

się jak na prawdziwych koncertach –<br />

profesjonalne wykonania, oryginalne interpretacje,<br />

a jednocześnie wielkie emocje<br />

tworzyły niepowtarzalną atmosferę.<br />

Konkurs skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego<br />

to przede wszystkim duża<br />

dawka dobrej muzyki. Szkoda tylko, że<br />

ograniczona ilość miejsc i drogie bilety<br />

utrudniały studentom Uniwersytetu<br />

uczestnictwo w tak ważnym i wspaniałym<br />

wydarzeniu kulturalnym.<br />

Magdalena Nowicka (WFPiK)<br />

11


1<br />

AURORA<br />

muzycznie i literacko<br />

Goniąc za mistrzostwem<br />

Uwagi o Konkursie Skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego i jego<br />

krytykach. Czy mamy w Polsce przyzwoitą krytykę muzyczną?<br />

XIV Konkurs Skrzypcowy im. Henryka<br />

Wieniawskiego zdumiewał nie tylko<br />

poziomem gry poszczególnych kandydatów,<br />

ale także dużymi rozbieżnościami<br />

w opinii krytyków. Nie dziwi mnie<br />

przypadek, w którym publiczność i słuchacze<br />

różnią się między sobą w ocenie<br />

występów poszczególnych muzyków.<br />

Sytuacja staje się jednak co najmniej<br />

niezrozumiała, gdy pomiędzy dwoma<br />

zespołami komentatorów telewizji<br />

publicznej, występujących cyklicznie<br />

co drugi dzień, pojawia się radykalny<br />

dysonans przy ocenie werdyktów jury.<br />

Pierwszy zespół, pod batutą redaktora<br />

„starej szkoły” – Adama Rozlacha,<br />

wielokrotnie wyrażał dezaprobatę dla<br />

decyzji gremium, kierowanego przez<br />

przewodniczącego jury Maksima Vengerova.<br />

Inaczej wypowiadał się drugi<br />

zespół, pod wodzą Jacka Hawryluka –<br />

dziennikarza związanego na co radiem<br />

dzień z publicznym, który w zasadzie<br />

podzielał zdanie sędziów konkursu oraz,<br />

co należy podkreślić, wyraźnej większości<br />

słuchaczy. Uważam, że rozdźwięk<br />

ten, z pozoru mało istotny, pozostaje<br />

w ścisłym związku z dużo groźniejszym<br />

i przemilczanym zjawiskiem w polskim<br />

świecie muzycznym, jego konsekwencją<br />

są mało satysfakcjonujące występy<br />

i słabe wyniki polskich reprezentantów,<br />

tak na Konkursie im. Henryka Wieniawskiego,<br />

jak i na innych liczących się<br />

konkursach muzycznych.<br />

Tegoroczny Konkurs im. Wieniawskiego<br />

wygrała południowokoreańska<br />

skrzypaczka So Young Yoon. Jej zwycięstwo<br />

było bezdyskusyjne i oczekiwane<br />

już od II etapu. Gra Koreanki ocierała<br />

się o prawdziwą wirtuozerię, ale co<br />

najważniejsze, w przeciwieństwie do<br />

swoich rywali, okupiła ją stosunkowo<br />

niewielką liczbę popełnionych błędów.<br />

W dodatku te drobne wpadki nie drażniły<br />

słuchu – to również było wyjątkowe.<br />

Swoją klasę pokazała szczególnie<br />

podczas finału, do którego przystąpiła<br />

ostatnia szóstka zawodników. Wówczas<br />

trudy konkursu dały się grającym na<br />

tyle we znaki, że często zamiast muzyki<br />

słyszało się „skrzypienie”. Tylko So<br />

Young Yoon wydawała się nie do zdarcia.<br />

Koreanka zostanie zapamiętana<br />

jako ta, która z gracją poradziła sobie<br />

z mniejszymi formami muzycznymi,<br />

sprostała Mozartowskim rygorom oraz<br />

utrzymała wysoki poziom aż do ostatniego<br />

koncertu (d-moll Sibeliusa). Była<br />

bezkonkurencyjna.<br />

Na sukces zwyciężczyni Konkursu<br />

im. Wieniawskiego kładzie się jednak<br />

pewien cień. Do poziomu, na który<br />

się wspięła, pretendowali też pozostali<br />

uczestnicy. Koreanka jako jedyna grała<br />

na tym poziomie całkowicie płynnie.<br />

Ale czy był to rezultat wyłącznie jej<br />

niespotykanego talentu, czy też raczej<br />

wieloletniego doświadczenia, koncertowego<br />

obycia i rutyny? Można mieć<br />

wątpliwości.<br />

27-letnia So Young Yoon była najstarszą<br />

finalistką konkursu. Od najmłodszego<br />

– Yumiego Araty – zwyciężczynię<br />

dzieli osiem lat. Koreanka w odróżnieniu<br />

od swoich rywali ma ogromne<br />

doświadczenie koncertowe. I właśnie<br />

nabyte umiejętności, a w mniejszym<br />

stopniu wrodzony talent, otworzyły So<br />

Young Yoon drogę do zwycięstwa. Jej<br />

gra jako całość była niemal perfekcyjna,<br />

niemniej jednak brakowało w niej<br />

umiejętności wydobywania tego, co<br />

suwerenne w każdym indywidualnym<br />

dźwięku. Nie można wykluczyć, że gdyby<br />

So Young Yoon była młodsza i mniej<br />

doświadczona, to i tak wygrałaby konkurs.<br />

Wydaje się, że miałaby na to szanse.<br />

Jednak dopuszczanie do konkursu<br />

w pełni ukształtowanych muzyków<br />

sprawia, że już na starcie zyskują przewagę<br />

nad resztą, nierzadko zdolniejszych,<br />

uczestników, .<br />

Drugie miejsce w tegorocznej edycji<br />

Konkursu Wieniawskiego przypadło<br />

21-letniej Miki Kobayashi. Finałowy<br />

występ Japonki był największą niespodzianką<br />

konkursu. O ile jej dotarcie<br />

do finałowej szóstki nie mogło być zaskoczeniem,<br />

o tyle wydawało się, że do<br />

ostatecznej rozgrywki z So Young Yoon<br />

będą zdolni wyłącznie mężczyźni. Tymczasem<br />

finał przebiegł bezapelacyjnie<br />

pod dyktando płci pięknej. A wykonane<br />

przez Kobayashi koncerty d-moll Wieniawskiego<br />

oraz a-moll Szostakowicza<br />

nie spotkały się z zasłużoną owacją na<br />

stojąco, czym mogły poszczycić się jedynie<br />

laureatki obu pierwszych miejsc<br />

konkursu.<br />

Jak się okazało, o trzecie miejsce<br />

w konkursie stoczyli walkę sami mężczyźni.<br />

Co prawda jury sklasyfikowało<br />

pierwszą trójkę finalistów, zaś pozostałą<br />

trójkę wyróżniło w porządku alfabetycznym,<br />

to na najniższy stopień podium<br />

zasługiwali tylko Stefan Tarara oraz<br />

Erzahan Kulibaev. Obaj przez długi czas<br />

należeli do faworytów, pretendujących<br />

nawet do zwycięstwa. Notowania Stefana<br />

Tarary spadły nieco po III etapie,<br />

w którym daleko od oczekiwań wykonał<br />

utwory Mozarta. Niemiec, którego<br />

kariera od czwartego roku życia jest starannie<br />

prowadzona przez rodziców, zaprzepaścił<br />

tym samym szansę na drugie<br />

miejsce. Finałowe koncerty w jego wykonaniu<br />

okazały się bardzo nierówne.<br />

Zagrał on dokładnie ten sam repertuar<br />

i w tej samej kolejności, co So Young<br />

Yoon. Ciekawostką jest, że gdy Stefan<br />

Tarara grał swój pierwszy koncert – fis-moll<br />

Wieniawskiego – na widowni,<br />

w drugim rzędzie usiadła właśnie późniejsza<br />

zwyciężczyni, która ledwie dzień<br />

wcześniej zakończyła swój spektakularny<br />

udział w finale. Koreanka zajęła<br />

miejsce na tyle blisko Stefana Tarary,<br />

że podczas jego gry ich wzrok musiał<br />

się niejednokrotnie skrzyżować. Czy ta<br />

okoliczność mogła mieć deprymujący<br />

wpływ na niemieckiego skrzypka? To<br />

wie tylko on sam. Faktem jest, że koncert<br />

fis-moll zagrał stosunkowo słabo,<br />

a późniejszy Sibeliusa (Koreanki na widowni<br />

juz nie było) bardzo przyzwoicie,<br />

momentami całkiem udanie starając się<br />

nadać mu efektownego rozmachu.<br />

12 luty AURORA<br />

fot. www.wieniawski.pl<br />

So Young Yoon<br />

D.<br />

Część II tekstu zostanie opublikowana<br />

w następnym <strong>numer</strong>ze „<strong>Aurory</strong>”


Dusza na ramieniu<br />

muzycznie i literacko<br />

O emocjach towarzyszących XIV Międzynarodowemu Konkursowi Skrzypcowemu<br />

im. Henryka Wieniawskiego pisze Lucyna Eich.<br />

Czy na pewno ta kobieta jest człowiekiem?<br />

Może swą duszę musiała zaprzedać<br />

diabłu? Jak wysoka jest cena<br />

światowego sukcesu? Ile westchnień,<br />

cierpienia, pasji i szału trzeba poświęcić,<br />

aby taki niepowtarzalny dźwięk uleciał<br />

w eter? Morze. Ocean. Niepoliczalną<br />

ilość zapomnienia. Inaczej żałość pochłonęłaby<br />

człowieka.<br />

Wydarzenie, na które czeka się<br />

z niecierpliwością. Gdy już nadejdzie<br />

– niepokój sięga zenitu. Ku uciesze publiczności<br />

i światłych jurorów. Te niepowtarzalne<br />

chwile, które czekają zarówno<br />

na wytrawnych koneserów, jaki i początkujących<br />

entuzjastów muzyki skrzypcowej.<br />

Gdy Wieniawski, raz na pięć lat,<br />

dotyka stopami tego ziemskiego padołu<br />

– budzą się demony Stradivariusa. Cały<br />

Poznań przestaje oddychać, a kiedy<br />

przechadzamy się koło filharmonii czujemy<br />

wibrujące struny i pędzące smyczki.<br />

Mistycznie, przepięknie, zawsze<br />

niepowtarzalnie.<br />

Tegoroczna laureatka pierwszej nagrody<br />

Konkursu im. Henryka Wieniawskiego<br />

nie pozostała dłużna tradycji.<br />

Dialog człowieka, ze skrzypcami może<br />

zadziwić swą zawiłością. Jest wymagający,<br />

ale dla muzyka to wartość nad<br />

wartościami. To chwila niezwykła, bez<br />

niej byłby „jak miedź brzęcząca, albo<br />

cymbał brzmiący”. Koncert samego mistrza<br />

Vengerova wybrzmiał podczas gali<br />

laureatów z całą mocą i wręcz bolesną<br />

precyzją. Koreanka – Soyoung Yoon<br />

może być podejrzewana o kontakty<br />

z Lucyferem i korzystanie z nieczystych<br />

Życie na skraju pisarstwa<br />

Barwną osobowość oraz nieszablonową twórczość Virginii Woolf przybliża Bogumiła Hyla.<br />

Najdroższy,<br />

To pewne, znowu ogarnia mnie szaleństwo. Czuję, że nie możemy przejść razem<br />

przez ten straszny czas. I tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy, i nie<br />

mogę się skoncentrować. Więc robię to, co wydaje się najbardziej odpowiednie. Dałeś<br />

mi całą możliwą radość. Byłeś tak bardzo, jak tylko ktokolwiek mógłby. Nie wierzę,<br />

by dwoje ludzi mogłoby być bardziej szczęśliwych, dopóki nie pojawiła się ta straszna<br />

choroba. Nie mogę już dłużej walczyć, wiem że psuję twoje życie, że beze mnie mógłbyś<br />

pracować. I będziesz, wiem. Widzisz, nawet nie potrafię tego poprawnie napisać.<br />

Nie mogę czytać. Co chcę powiedzieć, to to, że zawdzięczam ci całą radość mojego<br />

życia. Byłeś niewiarygodnie cierpliwy i niezwykle dobry. Chcę powiedzieć – wszyscy to<br />

wiedzą. Jeśli ktokolwiek mógłby mnie uratować, byłbyś to ty. Wszystko mnie opuściło<br />

prócz przekonania o twojej dobroci. Nie mogę dłużej psuć twojego życia.<br />

Nie wierzę, by dwoje ludzi mogło być bardziej szczęśliwi niż my.<br />

I. Malcolm, Wirginia Woolf’s psychiatric history<br />

fot. en.wikipedia.org<br />

AURORA<br />

mocy, będących towarem przetargowym<br />

wieczystego cyrografu. Zresztą nie<br />

tylko ona. Gdy Niemiec – Stefan Tarara<br />

wszedł na scenę, opuszczając na chwile<br />

trzeci stopień mistrzowskiego podium,<br />

widownia została zmrożona. Podczas<br />

gdy grał koncert Sibeliusa czuć było<br />

północny wiatr, który wtargnął na salę<br />

wprost znad Skandynawii i przyprawił<br />

wszystkich o ciarki. Choć atmosfera<br />

na Auli <strong>UAM</strong> była gorąca, każdy przez<br />

chwilę czuł chłód krainy, z której pochodził<br />

kompozytor.<br />

Olimpiada z tylko jedną konkurencją.<br />

Wyścig na lotne dusze i przebiegłe<br />

palce. Bezlitosna technika, absolutny<br />

słuch i interpretacja, która myśl i nutę<br />

zamienia w muzykę. To wspomnienie<br />

musi wypełnić pięć lat oczekiwania na<br />

następne zmagania. Karta tegorocznego<br />

konkursu zastała zapisana, a przyszli<br />

laureaci z pewnością już rozpoczynają<br />

swój bieg po przyszłe mistrzostwo.<br />

Lucyna Eich (WNPiD)<br />

Ten list napisała 28 marca, w wieku<br />

59. lat, po czym opuściła dom, napełniła<br />

kieszenie kamieniami i weszła w toń<br />

zimnej wody rzeki Ouse. Feministka,<br />

dziwaczka, snobka, molestowana seksualnie<br />

intelektualistka, błyszczała na salonach,<br />

kryła się w swoim domu kiedy<br />

pojawiały się „głosy”. Poza tym pisała,<br />

pisała i pisała.<br />

Mowa oczywiście o Virginii Stephen<br />

– znanej powszechnie jako Virginia<br />

Woolf, wybitnej angielskiej pisarce.<br />

Urodzona w 1882 r. w Londynie,<br />

jako trzecie z kolei dziecko Julii Prinsep<br />

Duckworth i znanego pisarza, Lesliego<br />

Stephena. W młodości towarzyszy jej<br />

czarna nitka śmierci. Najpierw umiera<br />

AURORA<br />

jej matka, później przyrodnia siostra<br />

Stella. Te, jak zapewne i inne, być może<br />

ważniejsze powody zaciążą na psychicznym<br />

stanie zdrowia pisarki. Zaczyna<br />

słyszeć głosy, dopada ją depresja, częste<br />

poczucie niespełnienia, a sama Virginia<br />

jest niezdolna do jakiegokolwiek<br />

działania. Owe dolegliwości w języku<br />

medycznym nazwano psychozą dwubiegunową.<br />

Załamania nerwowe pojawiają<br />

się w chwilach presji duchowej<br />

i po jakimś czasie, dzięki długotrwałemu<br />

leczeniu usuwają się w cień. Życie<br />

Virginii Woolf wypełnia nieustanne<br />

pisanie. Poświęca mu tyle czasu, że<br />

niejednokrotnie mdleje z wyczerpania.<br />

Jej pierwszy artykuł na temat Haworth<br />

luty<br />

Virginia Woolf<br />

pojawia się w 1905 r. w „Times Literary<br />

Supplement”. Dom Woolf przy Gordon<br />

Square staje się miejscem spotkań<br />

grupy Bloomsbury – tworzonej przez<br />

artystów i intelektualistów. Maynard<br />

Keynes, Saxon Sydney-Turner, Duncan<br />

Grant, Edward Morgan Forster, Clive<br />

Bell, Lytton Strachey, to tylko niektóre<br />

osobowości, dyskutujące w salonie<br />

pisarki. Bywa u niej również Leonard<br />

Woolf, wydawca i znany dziennikarz,<br />

którego Virginia poślubia w 1912 r.<br />

Państwo Woolf zakładają wspólnie wydawnictwo.<br />

Oprócz tekstów Maynarda<br />

Keynesa, czy Thomasa Stearnsa Eliota,<br />

drukuje przede wszystkim dzieła samej<br />

13


1<br />

AURORA<br />

muzycznie i literacko<br />

Popiersie Woolf w Londynie<br />

Virginii. Autorka staje się sławna. Jej<br />

książki wchodzą do wielkiego świata.<br />

Jedni zachwycają się nimi, inni krytykują,<br />

lecz nikt, kto czyta nie pozostaje<br />

obojętny. Pierwsza powieść „The Voyage<br />

Out” wydana zostaje w roku 1915<br />

przez wydawnictwo przyrodniego brata<br />

pisarki – Gerald Duckworth and Company<br />

Ltd. Jednak większość jej literackich<br />

osiągnięć wydaje Hogarth Press.<br />

Dlaczego ta kontrowersyjna, pełna<br />

sprzeczności kobieta, stała się jedną<br />

z największych powieściopisarek XX<br />

wieku? Gdzie tkwi odpowiedź? Weźmy<br />

do ręki potężną książkę „Chwile wolności:<br />

Dziennik 1915–1941” Virginii Woolf,<br />

by przeczytać z kim się spotykała, co<br />

sądzili na temat jej książek przyjaciele,<br />

co powiedział Leonard, jak wygląda<br />

Londyn. Można uznać, że dokmentuje<br />

wiele ważnych rzeczy. Można również<br />

dojść do wniosku, że brak w nim głębi<br />

samej Virginii, jej odczuć schowanych<br />

w niewidocznym zaułku mózgu. Tylko<br />

czy zadaniem pisarki było ich wyjawienie?<br />

Dziennik pisała wszak dla siebie.<br />

Czy w ogóle zadaniem jakiegokolwiek<br />

literata jest odkrycie swoich osobistych<br />

myśli? Oczywiście, że nie. Pisarz odsłania<br />

publiczności tylko te dzieła, którymi<br />

pragnie się podzielić. Najczęściej<br />

pamiętniki należą wyłącznie do niego.<br />

Do nikogo więcej. Wobec tego, skąd<br />

tyle biografii, skąd wszelkiego rodzaju<br />

domysły i przypuszczenia wysuwane<br />

w niezliczonych dokumentach? Czy sęk<br />

nie tkwi w tym, iż czytelnicy poznawszy<br />

zawartość książek pisarza, chcieliby<br />

również odkryć zawartość jego duszy?<br />

Pisarz decyduje o swojej roli. Inna jest<br />

rola biografa, a inna rola badacza literatury,<br />

czy dziennikarza. Podam przykład.<br />

Jestem autorką artykułu, który Państwo<br />

właśnie czytają, lecz nie ograniczam się<br />

fot. en.wikipedia.org<br />

w nim do wymienienia książek Woolf<br />

i streszczenia ich treści. Posuwam się tu<br />

do czegoś więcej. Opisuję samą autorkę<br />

na podstawie wiadomości pozyskanych<br />

z dostępnych źródeł. Mogę dodać<br />

swoje uwagi i Państwo, być może, w nie<br />

uwierzą. Mogę pozmieniać kilka faktów<br />

i Państwo również mogą w nie uwierzyć.<br />

Jednak mój cel polega na sformułowaniu<br />

wiarygodnych, ścisłych informacji<br />

dotyczących pewnej angielskiej<br />

powieściopisarki. Zadaniem biografa<br />

jest natomiast dotarcie do najszczelniej<br />

ukrytych wątków, nawet najbardziej<br />

niesmacznych i wstydliwych, dzięki<br />

którym inni poznają sekrety opisywanej<br />

osoby i co możliwe – dokonają jej<br />

oceny.<br />

Virginia Woolf w opublikowanych<br />

„Chwilach wolności” nie zapewniła<br />

nam tego rodzaju przyjemności. Przedstawiła<br />

za pomocą myśli realne dni<br />

i fakty, nie dyskryminujące jej osoby<br />

w cudzych oczach, ponieważ „Chwile<br />

wolności. Dziennik 1915-1941” nie<br />

stanowi biografii w pełnym tego słowa<br />

znaczeniu. Autorka nie zamieniła się<br />

we własnego biografa. Początkowe wrażenie<br />

okazuje się mylne. Chcąc znaleźć<br />

szczegóły dotyczące codziennego życia<br />

pisarki, ocieramy się jedynie o marne<br />

strzępki, linijki, których pisanie pozwalało<br />

być może Virginii Woolf na uchwycenie<br />

tytułowych „chwil wolności”.<br />

Nadal jednak nie otrzymujemy wyjaśnienia,<br />

dlaczego Woolf odniosła tak<br />

potężny sukces. Nie znajdziemy wytłumaczenia<br />

w „Chwilach wolności”, ani<br />

w jakiejkolwiek wypowiedzi, czy biografii<br />

poświęconej literatce. Odpowiedź<br />

tkwi w tym, co stanowiło sens życia pisarki,<br />

czyli w jej twórczości. Doskonale<br />

wypełniła swoją misję – misję pisarki.<br />

Dowód stanowią jej dzieła niezmiennie<br />

umieszczone na półkach bibliotek.<br />

Największe osiągnięcia Woolf to: „Pani<br />

Dalloway”, „Fale”, „Do latarni morskiej”,<br />

„Pokój Jakuba”, „Orlando”, „Między aktami”.<br />

Bohaterami jej prozy są przedstawiciele<br />

klasy średniej. Pisarka najczęściej<br />

odrzuca fabułę i tradycyjny model<br />

narratora, korzystając z form monologu<br />

wewnętrznego, urywków rozmów<br />

i kawałków skojarzeń. Niejako narzuca<br />

odbiorcy ocenę skonstruowanych przez<br />

siebie, znakomicie sportretowanych postaci.<br />

Dokonuje psychoanalizy nazwanej<br />

„strumieniem świadomości”. Polega<br />

ona na wydobywaniu ze świadomości<br />

danej osoby wspomnień i skojarzeń.<br />

Styl Woolf jest subiektywny. W większości<br />

utworów mamy do czynienia z osobowością<br />

kobiecą, wraz ze wszelkimi<br />

jej przejawami. Jeden obraz widzimy<br />

z wielu perspektyw. Przeszłość zderza<br />

się z teraźniejszością. Woolf nie stroni<br />

również od tematów feministycznych,<br />

chociażby we „Własnym pokoju”, który<br />

spowodował, iż autorkę uznano za symbol<br />

feminizmu. Bywa, że pisarka wplata<br />

w utwory własne wspomnienia i przeżycia.<br />

Wykorzystywanie ich pozwala jej<br />

w pewien sposób ponownie wejść do<br />

dawnego świata, a zarazem nadać mu<br />

nowe, niepowtarzalne rysy.<br />

Cały życiowy dorobek Virginii Woolf,<br />

której słowa zapisane na kartkach<br />

są nadal wznawiane i czytane, świadczy<br />

o jej niebywałym wprost talencie<br />

twórczym. Ale czy tylko twórczość jest<br />

wyznacznikiem życia Woolf? Przytoczę<br />

słowa z książki Michaela Cunninghama<br />

„Godziny”:<br />

„W oczach ludzi, w ich rytmicznym<br />

kroku, w dreptaniu, w ciężkich stąpnięciach,<br />

w zgiełku i wrzawie, w powozach<br />

i samochodach, autobusach i ciężarówkach,<br />

w ludziach-reklamach kiwających<br />

się i powłóczących nogami, w ulicznych<br />

orkiestrach, w katarynkach, w triumfie,<br />

w hałasie, w dziwacznym wysokim śpiewie<br />

samolotu tam, w górze było wszystko<br />

to, co kochała: Życie Londynu. Ta<br />

chwila w czerwca.<br />

W jaki sposób, zastanawiała się Laura,<br />

ktoś, kto potrafi napisać takie zdanie<br />

– kto potrafi odczuć to wszystko, co ono<br />

w sobie zawiera – był zdolny odebrać<br />

sobie życie?”. Powyższe pytanie stawia<br />

sobie Laura, bohaterka książki „Godziny”,<br />

czytająca powieść Woolf „Pani<br />

Dalloway”. Właśnie. W jaki sposób,<br />

ktoś taki, był zdolny do popełnienia samobójstwa?<br />

Zapominamy, że ów „ktoś<br />

taki” to pisarka, a pisarka to jednocześnie<br />

człowiek, podobnie jak kucharz,<br />

jak ksiądz, prezydent, czy ekspedientka.<br />

A może odwrotnie. Ta kobieta była tylko<br />

pisarką. Aż pisarką. Pewnego dnia<br />

pomyślała:<br />

„Czemu życie jest takie tragiczne,<br />

tak bardzo przypomina wąski skrawek<br />

ścieżki nad przepaścią? Patrzę w dół;<br />

czuję zawrót głowy; rozmyślam, w jaki<br />

sposób uda mi się kiedykolwiek dotrzeć<br />

do końca?” (Chwile wolności: dziennik<br />

1915–1941).<br />

Wystarczą dwa powyższe zdania, by<br />

stwierdzić, że mogły zrodzić się jedynie<br />

w myślach kogoś ponadprzeciętnego.<br />

Ten ktoś nazywał się Virginia Woolf.<br />

Ten ktoś był człowiekiem piszącym.<br />

Bogumiła Hyla (WFPiK)<br />

14 luty AURORA


muzycznie i literacko<br />

AURORA<br />

Błyskotliwa satyra na wszystko i wszystkich<br />

Gdyby czarny humor stanowił śmiertelną<br />

broń, pewien amerykański pisarz<br />

znalazłby się w gronie najbardziej bezwzględnych<br />

morderców świata. Gdyby<br />

czarny humor okazał się skuteczniejszym<br />

narzędziem niż wytrych, nie byłoby<br />

zamka, którego pisarz ten nie potrafiłby<br />

rozpracować. Mowa oczywiście o Kurcie<br />

Vonnegucie – słynącym z szelmowskiego<br />

prowadzenia narracji i kreowania groteskowych<br />

bohaterów, tak bardzo kochanych<br />

przez miliony czytelników.<br />

Przesadzam? Niewykluczone. Ale jeśli<br />

chcecie sami ocenić celność moich<br />

spostrzeżeń, przeczytajcie niewielkich<br />

rozmiarów powieść „Niech panu Bóg<br />

błogosławi, panie Rosewater”. Sednem<br />

utworu jest historia rodziny Rosewaterów<br />

z Indiany, choć może trafniej byłoby<br />

napisać – historia ich wielkiego majątku,<br />

w której bohaterowie wydają się raczej<br />

efektowną dekoracją. Senator Lister<br />

Ames Rosewater ma świadomość, że<br />

fortuna „wyrosła” w podejrzanych okolicznościach,<br />

co nie przeszkadza mu korzystać<br />

z niej bez skrupułów. Bardziej palącą<br />

kwestią pozostaje pytanie, jak obejść<br />

przepisy podatkowe, ale prawnicy szybko<br />

przychodzą senatorowi z pomocą. Założenie<br />

rodzinnej fundacji może wydawać<br />

się pomysłem genialnym, lecz okazuje<br />

się fatalne w skutkach, gdy do głosu dochodzi<br />

latorośl rodu. Zapijaczony, rozbity<br />

psychicznie Eliot w niczym nie przypomina<br />

ojca. Nie zamierza parać się ani<br />

szemranym biznesem, ani politycznymi<br />

machinacjami, lecz – o zgrozo! – postanawia<br />

zrobić coś pożytecznego. Nie zważa<br />

na prośby i groźby senatora. Nie dość,<br />

że pełnymi garściami czerpie z majątku<br />

fundacji, to jeszcze pomaga najbardziej<br />

pokracznym i upośledzonym społecznie<br />

Amerykanom, jakich możecie sobie wyobrazić.<br />

W wolnych chwilach oddaje się<br />

służbie w Ochotniczej Straży Pożarnej,<br />

co przy jego zwalistej sylwetce i gibkości<br />

hipopotama musi wyglądać naprawdę<br />

dziwacznie, nawet w świecie postaci tak<br />

groteskowych jak realia powieści Vonneguta…<br />

Nic więc dziwnego, że adwokat<br />

Norman Mushari próbuje wykazać<br />

u Eliota brak piątej klepki. A że planuje<br />

przy tym niebanalną intrygę, powieść<br />

pełna jest zwrotów akcji, okraszonych<br />

dawką ironii tak potężną, że można by<br />

obdzielić nią kilka opasłych tomów.<br />

Lista zalet jest jednak znacznie dłuższa.<br />

Dzięki zgrabnie skonstruowanej fabule<br />

książkę czyta się szybko i przyjemnie<br />

a błyskotliwy humor niekiedy urzeka,<br />

innym razem wprawia w zakłopotanie.<br />

Powieść nawiązuje wprawdzie do realiów<br />

Ameryki lat 60., lecz trudno oprzeć się<br />

wrażeniu, że cięty dowcip nie stracił na<br />

aktualności. Vonnegut bezlitośnie obnaża<br />

popularny w Stanach Zjednoczonych<br />

mit wolnej przedsiębiorczości, atakując<br />

niemal wszystkich: liberałów, konserwatystów,<br />

bezrefleksyjnych filantropów,<br />

egocentrycznych multimilionerów czy<br />

żałośnie chytrych ciułaczy. Suchej nitki<br />

nie zostawia też na zadufanych politykach,<br />

interesownych prawnikach, żyjących<br />

z dnia na dzień wykolejeńcach.<br />

Gdyby dodać do tego cwaniactwo bankierów<br />

i symulantów giełdowych…<br />

otrzymalibyśmy współczesną karykaturę<br />

kapitalizmu.<br />

Poza tym każdy dialog i każdy niemal<br />

fragment narracji dostarcza powodów<br />

do refleksji (niekiedy wręcz autorefleksji),<br />

a zaskakująca puenta doskonale<br />

wpisuje się w nurt postmodernistycznej<br />

zabawy z czytelnikiem. Wierzcie lub nie,<br />

ale książki Vonneguta naprawdę zabijają<br />

śmiechem. Choć czasami jest to śmiech<br />

przez łzy.<br />

Krzysztof Ptaszyk (WPiA)<br />

Kurt Vonnegut,<br />

Niech panu Bóg błogosławi, panie Rosewater<br />

Zysk i S-ka Poznań 2005<br />

Biedni ci ludzie, którzy to kupią<br />

Wielbiciele gatunku mogą, już od jakiegoś<br />

czasu, obserwować wysyp kryminałów<br />

osadzonych w przeszłości kluczowych<br />

polskich aglomeracji. Spiskowa<br />

teoria, pod którą podpisuje się również<br />

autorka niniejszej recenzji, głosi, że ten<br />

urodzaj ma wiele wspólnego z popularnością<br />

znakomitej serii książek Marka<br />

Krajewskiego. Kolejnej intrygi, ubranej<br />

w historyczny kostium, doczekał się Poznań<br />

w postaci „Doktora Jeremiasa”.<br />

Projekt jest ciekawy również dlatego,<br />

że powstał wskutek współpracy dwóch<br />

autorów: Sebastiana Koperskiego i Wojciecha<br />

Stamma – czyli dziennikarza<br />

oraz poety, o zgoła odmiennych temperamentach<br />

twórczych. W pewnym<br />

sensie odbiciem tej mieszanki stają się<br />

główni bohaterowie: lekarz sądowy –<br />

Anzelm Schoen i psychiatra – Sigmund<br />

Jeremias.<br />

W powieści niby wszystko się zgadza.<br />

Mamy zatem punkt wyjściowy,<br />

którym jest brutalne morderstwo na<br />

AURORA<br />

czternastoletniej dziewczynce. Wciągająca<br />

intryga zahacza o wyższe sfery<br />

miasta Posen, zgrabnie komentując przy<br />

tym układy społeczne początku XX wieku.<br />

Do smaku, dodano garść aktualnie<br />

bulwersujących opinię publiczną tematów,<br />

wśród nich: problem homoseksualizmu<br />

i pedofilii. Koneserzy gatunku<br />

znajdą tu również nieoczywiste a jednocześnie<br />

realne zakończenie.<br />

Czegoś jednak zabrakło. Nużące są<br />

„filozoficzne” wywody Jeremiasa, spowalniają<br />

akcję i sprawiają, że czytelnik<br />

musi powstrzymać odruch przerzucenia<br />

kilku kartek. Postać Anzelma została<br />

skonstruowana w taki sposób, iż<br />

trudno momentami uwierzyć, że mamy<br />

do czynienia z mężczyzną w kwiecie<br />

wieku, a nie kilkunastoletnią panienką.<br />

Przy jego rozterkach sercowych Werter<br />

Goethego wygląda na osobnika dość<br />

zrównoważonego. Nie jestem również<br />

w stanie zrozumieć, co kierowało autorami,<br />

gdy wprowadzali pewien szczegół<br />

luty<br />

do biografii wybranki Anzelma. Jeśli<br />

celem był umoralniające przesłanie, że<br />

nie zawsze łatwo wyznaczyć granice<br />

prawości swych czynów, wyszło to dosyć<br />

łopatologicznie. Sama Klara jest za<br />

to bohaterką najbardziej frapującą z całej<br />

gamy charakterystycznych postaci,<br />

przewijających się przez karty powieści.<br />

Oby było więcej takich pełnokrwistych<br />

bohaterek w polskiej literaturze!<br />

Podsumowując, na tle innych kryminałów<br />

historycznych „Doktor Jeremias”<br />

nie wypada źle. Jeśli jednak miałabym<br />

wskazać, co najmocniej utkwiło mi w pamięci,<br />

byłby to wspaniały, szczegółowy<br />

obraz miasta, uchwycony na moment<br />

przed katastrofą I wś. Dla wszystkich<br />

zakochanych w Poznaniu będzie to ciekawa<br />

rozrywka na zimne popołudnie.<br />

Magdalena Wudarska (WPiA)<br />

Sebastian Koperski, Wojciech Stamm,<br />

Doktor Jeremias,<br />

Zysk i S-ka Poznań 2010<br />

15


Petersburg – przełamać<br />

stereotypy w mieście kontrastów<br />

Wrażeniami z pobytu w „Wenecji Północy” dzieli się Paweł Żebrowski.<br />

Październikowe słońce leniwie opadało<br />

za linię horyzontu. Delektując się tym<br />

cudownym obrazkiem w oknie pociągu,<br />

zastanawiałem się, jak będzie wyglądał<br />

jutrzejszy dzień, w którym to po<br />

raz pierwszy zobaczę Rosję i to od razu<br />

jej Północną Stolicę!<br />

Już od kilku tygodni byłem podekscytowany<br />

wyjazdem. Tyle przecież czytałem<br />

i słyszałem o Petersburgu, a teraz<br />

jestem już w drodze do całkiem innego,<br />

dalekiego rosyjskiego świata. Tak<br />

do końca trudno mi było w to uwierzyć.<br />

Szczerze też przyznam, że miałem<br />

milion obaw, jak będzie wyglądał<br />

mój pobyt w tym sześciomilionowym<br />

gigancie. Bałem się niemal o wszystko,<br />

zaczynając od pogody, a kończąc na<br />

porachunkach rosyjskiej mafii i zamachach<br />

czeczeńskich terrorystów. Rozmyślając<br />

o tym, usnąłem, by obudzić się<br />

już w Sankt Petersburgu, który powitał<br />

mnie przepięknym jesiennym słońcem.<br />

Właśnie tak zaczynała się moja przygoda<br />

na wymianie studenckiej. Przygoda,<br />

która, warto powiedzieć, przełamała<br />

wiele moich stereotypów i na pewno na<br />

długo zostanie w mojej pamięci.<br />

Już pierwsze godziny w nowym mieście<br />

wprawiły mnie w zdumienie, żeby<br />

nie powiedzieć, w zachwyt. Nie sposób<br />

było nie poczuć niezwykłej atmosfery<br />

tego tajemniczego miejsca. W ciągu<br />

pierwszych tygodni wymiany często<br />

zastanawiałem się, jak to wiecznie pędzące<br />

miasto może mieć w sobie tyle<br />

uroku. Odpowiedź na to pytanie znajdowałem<br />

stopniowo. Każdego dnia, po<br />

każdym nowym odkryciu w Petersburgu<br />

uświadamiałem sobie, jak ciasno są<br />

między sobą splecione losy Rosji i Grodu<br />

Piotra. Losy burzliwe: pełne chwały,<br />

ale i tragedii zarazem. Wenecja Północy<br />

zbudowana na trupach, jakby symbolizuje<br />

mroczną potęgę Imperium Rosyjskiego.<br />

Trudno opisać ten dreszczyk<br />

Pałac Zimowy<br />

koniec<br />

emocji, gdy spaceruje się po parku, po<br />

którym ponad sto lat temu przechadzał<br />

się ostatni rosyjski imperator – Mikołaj<br />

II, albo gdy dotyka się rzeczy, które<br />

niegdyś należały do Puszkina, Dostojewskiego<br />

czy Piotra I. Właśnie wtedy<br />

zrozumiałem, co naprawdę znaczy wyrażenie<br />

„dotknąć historii”. W Petersburgu,<br />

dosłownie na każdym kroku,<br />

można znaleźć tabliczki, które opowiadają<br />

np. o tym, że w tym domu przez<br />

jakiś czas mieszkał Puszkin, czy też, że<br />

w tamtym budynku odbyło się spotkanie<br />

Lenina z proletariatem Piotrogradu.<br />

Bez wątpienia można stwierdzić, że nie<br />

ma co mówić o historii Rosji bez Sankt<br />

Petersburga.<br />

Byłem też niezmiernie zaskoczony<br />

warunkami, jakie zastałem na miejscu,<br />

aczkolwiek było to zaskoczenie pozytywne.<br />

Nie łudziłem się za bardzo, co<br />

do akademika, w którym będę mieszkał<br />

– byłem przygotowany dosłownie na<br />

wszystko. A tu miła niespodzianka, fajne<br />

dwupokojowe mieszkanie z łazienką<br />

i kuchnią. Najlepszy był jednak klimat,<br />

jaki panował w akademiku. Oprócz rosyjskich<br />

studentów było tam też sporo<br />

ludzi, dosłownie z całego świata, m.in.<br />

z Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Irlandii,<br />

USA, Kamerunu czy też Ekwadoru. To<br />

wymieszanie kultur było fantastycznym<br />

doświadczeniem. Poznałem wielu<br />

nowych ludzi, każdy z nich miał swoją<br />

własną historię, każdy był pewnego<br />

rodzaju wyspą swojej ojczystej kultury<br />

na morzu tradycji i języka rosyjskiego.<br />

Dlatego też, to wspólne życie w Petersburgu<br />

dostarczało nam wszystkim<br />

wielu pozytywnych emocji. Razem nie<br />

tylko poznawaliśmy Rosję, ale też nauczyliśmy<br />

się wiele od siebie nawzajem.<br />

Nigdy wcześniej nie miałem okazji<br />

doświadczyć czegoś podobnego, to<br />

naprawdę była piękna sprawa i bardzo<br />

ciężko było nam się ze sobą żegnać.<br />

Zagadką dla mnie byli też sami Rosjanie.<br />

Powszechnie znanym jest fakt, że<br />

nie mają oni zbyt dobrej reputacji. A tu,<br />

w samej Rosji, spotkało mnie kolejne<br />

zaskoczenie. Rosjanie okazali się zupełnie<br />

różnić od tych stereotypowych postaci,<br />

wykreowanych przez nas. Ludzie,<br />

zarówno ci spotkani w uniwersytecie,<br />

jak i na ulicy, byli z reguły bardzo życzliwi<br />

i zawsze chętnie służyli pomocą.<br />

Rosjanie to, wbrew pozorom, bardzo<br />

gościnny i wesoły naród. Zawsze miło<br />

było spędzać czas w ich towarzystwie.<br />

Co więcej, w czasie mojego pobytu<br />

w Rosji ani razu nie byłem świadkiem<br />

porachunków gangsterskich, czy też bijatyk<br />

kibiców po meczach piłkarskich.<br />

W miarę czasu moje obawy, co do bezpieczeństwa<br />

na ulicach Petersburga, zupełnie<br />

zanikały.<br />

Chyba jedyną rzeczą, która mnie nie<br />

zadziwiła w czasie wymiany, była pogoda.<br />

Jesień była akurat bardzo słoneczna<br />

i dość ciepła. Nawet sami mieszańcy<br />

Północnej Stolicy byli tym zaskoczeni.<br />

Niezwykle piękne o tej porze roku<br />

są niezliczone parki Sankt Petersburga.<br />

Bardzo lubiłem tam pospacerować<br />

wieczorami; pełnią one szczególną rolę<br />

azyli, gdzie człowiek może się ukryć<br />

od hałasu i rytmu ogromnego miasta.<br />

Natomiast po pięknej jesieni przyszedł<br />

czas na prawdziwą rosyjską zimę, która<br />

w zeszłym roku rzeczywiście była<br />

strasznie mroźna. Nie ukrywam, że<br />

czasem ciężko było walczyć z tym zimnem,<br />

ale tak czy inaczej było to nowe,<br />

życiowe doświadczenie. Doprawdy,<br />

śnieg, który może padać nieprzerwanie<br />

przez 10 dni, wywiera silne wrażenie!<br />

Patrząc, już z perspektywy czasu, na<br />

semestr spędzony w Petersburgu, mogę<br />

z pewnością powiedzieć, że nie żałuję.<br />

Ta wymiana była dla mnie ciekawym<br />

doświadczeniem, zapewne trochę niezwykłym,<br />

bo Rosja nadal pozostaje dla<br />

nas zagadką i często jest postrzegana<br />

w świetle stereotypów. Dlatego też zachęcam<br />

do tego, aby te stereotypy przełamywać!<br />

Naprawdę warto odkryć dla<br />

siebie to tajemnicze, a czasem nawet<br />

mroczne (tak, Petersburg może wydawać<br />

się mroczny, ale w tym również<br />

tkwi jego urok), ale jakże niezwykłe<br />

miasto! Studia to czas nowych odkryć<br />

i mnóstwa wrażeń, dlatego też, jeśli macie<br />

dylemat, czy warto pojechać do Rosji<br />

– nie trzeba się długo zastanawiać,<br />

a po prostu spróbować! Jestem pewien,<br />

że nie pożałujecie...<br />

Paweł Żebrowski (WPiA)<br />

16 luty AURORA<br />

fot. en.wikipedia.org

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!