11.07.2015 Views

Nr 113/2009 - Tuchów

Nr 113/2009 - Tuchów

Nr 113/2009 - Tuchów

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

wwmriLCIH€WSPismo Towarzystwa Miłośników TuchowaRok XX <strong>Nr</strong> 5/<strong>113</strong> listopad-grudzień <strong>2009</strong> r.ISSN 1234-66-40cena 4,00 zł-I J«WijJ'' >.Pl • •* Si


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Modlitwa za OjczyznęW. imię Ojca, w imię SynaI Świętego Ducha" -Polska modli się dziecina.A Pan Bóg ją słucha.W oczach dziecka dwie łzy duże,Wiara w każdem słowie:„Ojcze! - błaga - coś jest w górze.„Daj Ojczyźnie zdrowie!„Pobłogosław dłońmi Swemi„Mą ojczystą strzechę,A mnie dozwól dla mej ziemiUrość na pociechę!"Tak schylone nad posłaniemDziecię z Bogiem gwarzy,A Bóg słucha z pobłażaniemNa ojcowskiej twarzy.Słucha... zważa każde słowo-Zadumał się^ myśli,..I nad dziecka jasną głowąZnak zbawienia kreśliWładysław Bełza- .imO/OZ okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzeniai nowego - 2010 - rokumamy przyjemność złożyć Państwuw imieniu władz samorządowych gminy <strong>Tuchów</strong>i własnym najsey^deczniejsze życzenia zdrowia,wszelkiej pomyślności.Niech przy wspólnie śpiewanej kolędzie,w rodzinnym, pełnym radości i ciepła gronieupłyną Państwu piękne chwil^e pol^skiej WigiliiżycząPrzewodniczący Rady MiejskiejRyszard WronaBurmistrz^ TuchowaMariusz Ryśadości j)łynącej z Narodzeniai Bożego błogosławieństwaChrystusaw nowym roku- Czytelnikom „Tuchowskich Wieści" oraz wszystkimmieszkańcom miasta i gminy <strong>Tuchów</strong> życzyredakcja „Tuchowskich Wieści"Wszystkim czcicielomMatki (Bożej Tuchowskieji sympatykomSanktuaryjnego-S^^ Chóru Mieszanegonajserdeczniejszetyczenia świąteczne: obfitościłask i błogosławieństwa'^ożej ł^zieciny płynącychz betlejemskiej stajenki, radosnego kolędowaniaw rodzinnym gronie, zdrowia, zdrowia, zdrowia,a w nowym - 2010 roku - szczęścia, miłości i pokojuoraz ws^elk^iej pomuśln^ości życ^ą Ch^órzystki i Ch^órzuściZjapraszamu na nasz k^oncert kol^ęd 3 stycznia 2010 r. o godz. 17.00Na zbliżające się święta Bożego Narodzeniaskładam najserdeczniejsze życzeniaprzeżycia tych wyjątkowych dniw gronie najbliższych,w poczuciu bezpieczeństwa i spokoju.Niech nadchodzące Święta umocnią nadziejęna realizację osobistych zamierzeń,a nowy, 2010, rok przyniesie wszystkim pok(Z życzeniami wszelkiej pomyślnościMichał Wojtkiewiczposeł na Sejm RPBiuro Poselskie posła Michała Wojtkiewicza w Tuchowieul. Chopina 5, 33-170 <strong>Tuchów</strong>; tel./fax: 14 652 31 70www.michalwoitkiewicz.plofcazjiświąt Bożego Narodzeniai Nowego Rofcuwszystfcim Przyjaciołomi Sympatyfcom błogosławieństwaDzieciatł2a JezusżyczyStowarzyszenie „Nadzieja^


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05rRadawMLejska,inŁacmuie,.,.,,XXXVII sesja -26 października <strong>2009</strong> r.Uczestnicy sesji wysłuchali informacji dyrektora OśrodkaPomocy Społecznej w Tuchowie na temat Pomoc rodzinie, wykorzystanieśrodków w zakresie pomocy społecznej. Omówionezostały formy pomocy oraz wykorzystanie środków na wypłatęświadczeń rodzinnych (budżet Ośrodka wynosi 7 mln zł).XXXVni - uroczysta sesja - 2 listopada <strong>2009</strong> r.Była to sesja inaugurująca obchody 670-lecia lokaty miastaTuchowa. Sesję rozpoczęła msza św. w kościele św. Jakuba Ap.,którą sprawował ks. proboszcz Zbigniew Pietruszka, celebrowali:o. Kazimierz Pelczarski, i o. Zygmunt Galoch, a homilięwygłosił o. Kazimierz Plebanek.Na sesji radni podjęli uchwałę w sprawie ogłoszenia roku2010 „Rokiem Obchodów 670-lecia Tuchowa.W sesji uczestniczyło wielu zaproszonych gości, którzywysłuchali następujących wykładów:• „Krótka biografia Króla Kazimierza Wielkiego w świetlehistorii Tuchowa" - dr. Andrzeja Mężyka,• „Rola Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozwoju naukipolskiej" - prof. dr. hab. Andrzeja Meissnera,• „Prepozytura benedyktyńska w Tuchowie 1460-1821z Opactwa Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Tyńcu"- o. Zygmunta Galocha.Na koniec został wyświetlony krótki film o Tuchowiezrealizowany przez Małopolską Telewizję Kablową.XXXXIX sesja - 25 listopada <strong>2009</strong> r.Na sesji została przedstawiona informacja nt. Realizacjawniosków z funduszy krajowych i unijnych.Z inicjatywy uchwałodawczej do najważniejszych sprawnależą: uchwalenie stawek podatku od nieruchomości, przyjęcieRegulaminu Funduszu Zdrowotnego, zatwierdzenie gminnegoprogramu profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowychgminy <strong>Tuchów</strong> na 2010 rok.Przewodniczący Rady Miejskiejmgr Ryszard Wrona67® latMiasta TUchowaUchwała nr XXXVra/283/<strong>2009</strong>Rady Miejskiej w Tuchowiez dnia 2 listopada <strong>2009</strong> r.w sprawie: ogłoszenia roku 2010„Rokiem obchodów 670-lecia Tuchowa"Z uwagi na przypadającą w 2010 r. 670. rocznicęzałożenia miasta Tuchowa z szacunku do historii, w trosceo wychowanie obywatelskie młodych pokoleń, napodstawie art. 18 ust. 1 ustawy z dnia 8 marca 1990 r.o samorządzie gminnym (DzU z 2001 r. nr 142, poz. 1591z późn. zmianami),Rada Miejska w Tuchowie uchwala, co następuje.§1.W celu uczczenia 670. rocznicy nadania praw miejskichogłasza się rok 2010 „Rokiem obchodów 670-leciaTuchowa".§2.Przyjmuje się harmonogram „Roku obchodów 670-leciaTuchowa", który stanowi załącznik do niniejszejuchwały.§3.Wykonanie uchwały powierza się BurmistrzowiTuchowa.§4.Uchwałą wchodzi w życie z dniem podjęcia.Przewodniczący Rady Miejskiejmgr Ryszard WronaWIEŚCI KULTURALNE> Rocznica ślubu to wzruszająca uroczystość. Ożywają wspomnienia,wracają chwile i obrazy mieniące się swoistymblaskiem. Tak było również 28 października w restauracji„Agawa" w Tuchowie. Wówczas z okazji 50 - lecia pożyciamałżeńskiego uroczyście wręczono pamiątkowe medalei dyplomy 15 parom małżeńskim z terenu gminy <strong>Tuchów</strong>.Jubilatom , medale Prezydenta RP „Za długoletnie pożyciemałżeńskie" wręczali: starosta powiatu tarnowskiego - MieczysławKras, burmistrz Tuchowa- Mariusz Ryś i przewodniczącyRady Miejskiej - Ryszard Wrona.Jubilatów i gości powitał burmistrz Tuchowa U


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Złote Gody obchodziły pary małżeńskie:Teresa i Edward BaranowieAlicja i Bolesław BieniowieMaria i Stanisław DuszowieAniela i Władysław DynarowiczowieZofia i Roman HalagardowieIrena i Józef HudykowieMaria i Maksymilian KrasowieIrena i Mieczysław KrasowieIzabela i Józef KrzemieniowieIrena i Roman MadejowieMaria i Tadeusz OsikowieIrena i Stanisław OsikowieZofia i Tadeusz PrzęczkowieZofia i Stanisław SiwakowieFranciszka i Józef SolakowiePo akcie dekoracji recytatorzy i kapelaludowa z DK przedstawiła programartystyczny. Atmosfera była szczególna,bowiem obecni byli także członkowierodzin. Podczas uroczystości nie mogłozabraknąć toastu wzniesionego lampkąszampana i tradycyjnego odśpiewania„100 lat".> 2 listopada <strong>2009</strong>r. odbyła się uroczysta sesja Rady Miejskiej w Tuchowie, która zainaugurowała obchody 670-lecia miasta Tuchowa.Sesję poprzedziła msza św. odprawiona w kościele pw. św. Jakuba Apostoła w Tuchowie. Podczas uroczystej sesji odbyłysię wykłady m.in. dr. Andrzeja Mężyka, prof. dr. hab. Andrzeja Meissnera oraz o. Zygmunta Galocha.Obchody zainaugurowano mszą św. i sesją3 listopada w Domu Kulturyw Tuchowie odbył się"Wieczór z gawędą o Tuchowie"oraz wystawa zdjęćMałgorzaty Kozioł i RyszardaFlądro pn. „W ciszy cmentarzy".Gościem wieczoru byłaskrzypaczka Angelika Zielińska,a organizatorem ZarządTowarzystwa MiłośnikówTuchowa.Gość wieczoruWsłuchani w gawędę o Tuchowie


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05> 4 listopada. w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnychim. Bohaterów Bitwypod Łowczówkiem w Tuchowie zostałprzeprowadzony V Konkurs WiedzyHistorycznej "Od Oleandrów do BitwyGorlickiej 1915 r.". W konkursie wzięłyudział drużyny z 16 szkół powiatu tarnowskiego.Komisja w składzie: mgr Józef Kozioł- przewodniczący, mgr Lilianna Lipka,mgr Małgorzata Kozioł i mgr MarcinWadas ustaliła następujące wyniki:Szkoły podstawowe:1 m. - SP w Tuchowie2 m. - SP w Niecieczy3 m. - SP w SzynwałdzieGimnazja:1 m. - Gimnazjum w Tuchowie2 m. - Gimnazjum w Szynwałdzie3 m. - Gimnazjum w GromnikuSzkoły ponadgimnazjalne:1 m. - ZSP w Tuchowie2 m. - ZSOiZ w Gromniku3 m. - ZSP w ŻabnieOrganizatorami konkursu byli: BogusławMaciaszek - nauczyciel ZSPTuchowie i Zarząd Oddziału "ZiemiTarnowskiej" PTTK w Tarnowie.Laureaci konkursu Po konkursie zwiedzano wystawę kronik szkolnych6 listopada odbył się XXI Złaz Patriotyczno-TurystycznySzlakami Legionistów „Łowczówek <strong>2009</strong>". Zgromadził nacmentarzu nr 171 blisko tysiąc osób, w tym wielu młodychturystów, głównie z regionu tarnowskiego.Organizatorami byli: Zarząd Oddziału PTTK „Ziemi Tarnowskiej"w Tarnowie, Ministerstwo Obrony Narodowejw Warszawie, a współorganizatorami: Urząd Miasta Tarnów- Biuro Sportu, Turystyki i Rekreacji w Tarnowie, StarostwoPowiatowe w Tarnowie, Firma „Internet Solutions", KomendaHufca ZHP im. Gen. J. Bema - HKT „Watra" w Tarnowie,Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych" im.Bohaterów Bitwypod Łowczówkiem" w Tuchowie.> 8 listopada , na cmentarzu legionistów w Łowczówku odbyłsię XI Ogólnopolski Zlot Niepodległościowy i PowiatoweObchody Święta Niepodległości „Łowczówek <strong>2009</strong>". Uroczystośćrozpoczęto mszą św. w intencji Ojczyzny, poległychi zmarłych legionistów, której przewodniczył ks. dr Piotr Gajda.Po odczytaniu apelu poległych i oddaniu salwy honorowejdelegacje wielu instytucji, organizacji i szkół złożyły wiązankikwiatów. Po części oficjalnej młodzież Pleśnej przedstawiłaprogram artystyczny obok cmentarza. Organizatorem reli-Młodzież przedstawiła program artystyczny U


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05gijno - patriotycznej uroczystościbyli: starosta tarnowski, burmistrzTuchowa i wójt gminy Pleśna. Tegoroczneuroczystości zaszczyciłswoją obecnością przedstawicielKancelarii Prezydenta RzeczypospolitejPolskiej, minister MarekSurmacz, który odczytał list LechaKaczyńskiego skierowany douczestników uroczystości.Składano wiązanki kwiatów Przy ognisku śpiewano pieśni legionowe11 listopada, w kościele św. Jakuba Ap. w Tuchowie zostałaodprawiona msza św. w intencji poległych za Ojczyznęz udziałem pocztów sztandarowych i Męskiego Chóru Parafialnego.Homilię wygłosił ks. dziekan - Zbigniew Pietruszka.Przed mszą, świętując odzyskanie niepodległości Ojczyzny po123 lat niewoli, recytatorzy, zespół „Pokolenia" oraz pan organistaprzedstawili okazjonalny program, wracając słowami poezji¡ pieśni do tamtych lat.Udział w uroczystościachwzięły: władze samorządoweTuchowa, wspólnotaparafialna, młodzież. Pomszy św. w sali przykościelnejodbył się wieczór pieśnilegionowych.Została odprawiona uroczysta msza św. z udziałem pocztówsztandarowych> 17 grudnia w sali widowiskowej klasztoru oo. Redemptorystóww Tuchowie odbyły się eliminacje do XVI edycji OgólnopolskiegoFestiwalu Kolęd i Pastorałek im. księdza KazimierzaSzwarlika w Będzinie. W tuchowskich eliminacjach uczestniczyło57 pomiotów wykonawczych (soliści, duety, zespołyi chóry).Opracował A. JagodaGrudniowy Wieczórna kość zziębniętyrogiem księżycaostrym jak sopelrozpruł grubepoduchy chmur- otulił się po czubek nosa.K. KarwatSamotne klamkilepkie od mrozuwyczekują dłoni- jak dzieci pierwszej gwiazdy.


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05O odbytej pielgrzymce mogłam porozmawiać tylko z PanemJózefem, gdyż Dominik z racji studiów przebywa z dala od domurodzinnego.- Skąd pomysł na pielgrzymowanie właśnie do grob u apostołaśw. Jakuba Większego w Santiago de Compostela?- Z fascynacji wynikającej z wiedzyhistorycznej. To było moje marzenie od1975 r., a utwierdziło się w r. 1981, gdy turystyczniespędziłem w Hiszpanii cały miesiąc.Czułem jednak niedosyt. Stan wojenny spowodowałodłożenie ponownego zwiedzaniatego kraju. Drugi motyw miał podłożereligijne. Wielokrotnie wędrowałem doCzęstochowy, byłem w Fatimie, Lourdes, LaSalette i wielu innych sanktuariach Europy,jednak czytając utwór Dantego Alighieri„Nowe życie", doszedłem do wniosku, żejeszcze nie jestem w pełni pielgrzymem!Zdaniem bowiem tego wielkiego florentyńczyka,tylko udający się do Santiago deCompostela w pełni zasługują na mianoperegrini, czyli pielgrzymów.- Od czego zaczął Pan przygotowania?- Z racji wiedzy historycznej nie musiałemprzygotowywać się merytorycznie.Miałem jednal< świadomość stopnia trudnościtrasy, dlatego też przede wszystkimszlifowałem kondycję fizyczną i języki obce. Kompletowałem teżodpowiedni sprzęt z uwagi na to, ze istotą pielgrzymki do Compostelijest pokonanie Drogi ze swoim dobytkiem/plecakiem. Stądostra selekcja zabieranych rzeczy do naprawdę niezbędnych. Jużna Camino zrozumiałem niezwykłą pedagogikę tej pielgrzymki;doświadczenie tego, co jest niezbędne do życia, a co jest w nimzbędnym balastem. Po dwóch dniach wędrówki zrobiłem z Dominikiemkolejną selekcję zabranych rzeczy. Znacznie zmniejszyliśmyciężar plecaków i okazało się, jak niewiele potrzeba do życia (przeżycia).Wniosek: nie dać się przygnieść ciężarem rzeczy i nie daćsię opanować manii ich gromadzenia.- Kiedy był Pan pewien, że czas podjąć ostateczną decyzję:odbędziemy tę pielgrzymkę!- Wtedy, gdy się przekonałem, że muszę ruszyć, bo z każdymnastępnym rokiem będzie trudniej. Otrzymaną nagrodę jubileuszowąpostanowiłem przeznaczyć właśnie na pielgrzymkę.- Jakie formalności trzeba było załatwić przed podróżą?- Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego w NarodowymFunduszu Zdrowia - to przede wszystkim. Dzięki akcesji doUnii Europejskiej zniknęły formalności wizowe. Z mojej wiedzywynikało, że największym problemem jest czas urlopu, którymbędę ograniczony. Stąd potrzeba załatwienia odpowiednichśrodków lokomocji. Kilka dni wyczerpującej podróży autokaremdo Saragossy, następnie lokalnym autobusem do Pamplony, skądrozpoczniemy pielgrzymowanie i powrót samolotem z Santiagode Compostela przez Londyn do Krakowa. Czy nic nie zakłóci namprecyzyjnie opracowanego planu w czasie, którym dysponujemy?- Z ilu i jakich etapów składała się Wasza pielgrzymka?- Zaplanowaliśmy 22 etapy ze średnią przejścia ok. 40 kmdziennie. Na Camino byliśmy chyba rekordzistami. Na miejscu niechciano nam uwierzyć, że całą Drogę przeszliśmy wyłącznie pieszow ciągu 19 dni plus trzy dni na dotarcie na Przylądek Finisterre i doMuxia nad Atlantykiem, urzędowego końca Camino de Santiago,jak głosi otrzymane przez nas z tej okazji oficjalne zaświadczenie.- Kiedy spotkaliście pierwszą osobę udającą się do Santiago iw jakich okolicznościach? Kto to był?- Na fenomen Camino składają się trzy wymiary samotnegobądź w nielicznej grupie pielgrzymowania: osobiste spotkaniez Bogiem, spotkanie z samym sobą i bycie obok siebie współpątnikóworaz element wspólnotowy, który ma miejsce przedewszystkim w schroniskach (albergue lub refugio) oraz podczasliturgii w kościołach, gdzie udzielane jest specjalnebłogosławieństwo. Pielgrzymowaniena Camino jest rzeczywiście autentycznymrodzajem bycia Kościołem w drodze i szkołąwewnętrznej przemiany. Pierwszymi, dobrzezapamiętanymi, których spotkaliśmybyli Francuzi - trzy osoby, podczas podejściana przełęcz Puerte del Perdon za wioskąCizur Menor, z refugio prowadzonym przezZakon Kawalerów Maltańskich przy romańskimkościele San Miguel z <strong>113</strong>5 r.- Czy pamięta Pan, co myślał wtedy, gdyzakończyła się podróż, a zaczęło prawdziwepielgrzymowanie?- Tak. To było w Pamplonie. Cieszyłemsię, że wreszcie jestem na Camino po bardzouciążliwej podróży autokarem, trwającejdwie noce i prawie trzy dni. Podziwiałemperły architektury miasta. Zapamiętałemteż lejący się żar z jasnego nieba.- Czego było więcej - obawy przednieznanym czy ciekawość tego, co możezdarzyć się na trasie pielgrzymki?- Z natury szukam tego, czego jeszcze nie znam. Jest to motoremmojego działania. Stąd od lat siedemdziesiątych ubiegłegowieku moje wędrówki po Europie i dalej zawsze były celowe.Obawy dotyczyły poczucia odpowiedzialności za syna. Czy nie jest


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05zbyt wielkim ryzykiem zabranie go na tak długą trasę - ok. 850km pieszo z plecakiem - biegnącą czasem w trudnych, a nawetekstremalnych warunkach w górach i przez Mesetę rozciągającąsię od Burgos do Astorgi, płaską równinę Starej Kastylii, która jestjednym z najsuchszych miejsc w Europie. Przekonałem się, jak tenfragment drogi jest niebezpieczny i wyczerpujący z powodu upału,stepowego krajobrazu, braku cienia, roślinności, czasem kilkunastokilometrowychpiaszczystych bądź kamienistych odcinków bezdostępu do wody. Wtedy potwierdziła się moja wiedza o tym, źena Camino najważniejsze są rozchodzone, profesjonalne buty i stałyzapas wody. Tu dodam, źe na Camino przez całe wieki budowanybył system studzienek dla pielgrzymów, tzw. fuentes.- „Zapamiętam do końca życia" - takiego zwrotu używamysporadycznie w bardzo dla nas pięknych albo tragicznych zdarzeniach.O Jakim zdarzeniu lub przeżyciu w czasie tej pielgrzymki Pantak by powiedział?- Trasę za schroniskiem w San Juan de Ortega na wysokości1040 m n.p.m. przez Burgos, Tardajos do Fromista. Za Castrojerizbyliśmy już trochę zmęczeni po przejściu kilkudziesięciu km, a weszliśmyna teren kamienisty, pozbawiony roślinności i trafiliśmy nastosunkowo strome podejście na wzgórze liczące ok. 900 m. Spodobelisku na szczycie ujrzeliśmy przed sobą zapierający dech w piersiachwidok na niekończącą się płaszczyznę Mesety. Na wielokilometrowymodcinku zabrakło nam wody. Ostatkiem sił w niemiłosiernymżarze doszliśmy do fuentes.Po dłuższym odpoczynku w Itero dela Vega poszliśmy jeszcze 14 km doFromista. Dotarliśmy tam o zmroku,a wyszliśmy dwie godziny przedświtem. Tego dnia przeszliśmy 58km, ale po tych doświadczeniachAquilas peregrinos que elixano Santuario da Barca comojuż bardziej rozważnie planowaliśmykażdy kilometr drogi. Jeszczeperdón, premio á constancia efinal do S9U Eongo camiñ^rrecibirán o preciado dor; doá fe. E para que a$í conste.dzisiaj, zamykając oczy, widzę przed W outórgase esta credencisobą Mesetę.- Czy każda dzienną trasę mieliściezaplanowaną i czy rzeczywiściebyła zgodna z planami?- Warunki atmosferyczne zmuszałynas niejednokrotnie na zmia-r r ^ny wcześniejszych planów. Każdegowieczoru planowaliśmy jeszcze raz dalszą drogę i miejsce noclegu.Nie bez znaczenia przy tym były miejsca święte, miejsca kultuświętych, np. Leon z bazyliką i relikwiami św. Izydora z Sewillii ze wspaniała gotycką katedrą, Burgos, Astorga, miejscowości,w których można było być na Mszy św. i otrzymać tradycyjnebłogosławieństwo pielgrzyma.- Niezapomniane spotkanie z innym pielgrzymem to^- Zastanawiam się nad trzema spotkaniami. Tu przypomnę,że jednym z aspektów pielgrzymowania na Camino jest spotkaniez drugim człowiekiem, a spotyka się ludzi z całego świata. Jest toniezwykłe doświadczenie, które tworzy mistykę Drogi, niezrozumiałą,dopóki się w niej nie uczestniczy. Niezwykłość pogłębia wrażenie,że razem ze mną idą cienie pielgrzymów, którzy szli tą Drogąprzez tysiąclecie. Niezapomniane będą spotkania z Australijczykami(brat i siostra z mężem), bankierem ze Szwajcarii z żoną, którzywyruszyli na Drogę, by przemyślećMUXÍA, FIN DA RUTA XAC08EA¿KCętH^A éa^tííea(QVM^deWtmdd, EK.XID'Numar Galeiw dosarrolrebas a VirneMaría 6 t>ealo XacoboNASAFÍCADE PEDRA'Wswoje dotychczasowe życie, z małżeństwemprzemysłowców z Chile,którzy postanowili przemodlićzmianę produkcji w swojej firmie,a także z małżeństwem chrześcijanz Korei Południowej i ich nastoletnimsynem, który z trudem znosiłtrudy tej pielgrzymki.- Co było przedmiotem Panaszczególnego zainteresowaniapodczas przemierzania trasy pielgrzymkowej'?- Zabytki sztuki romańskieji gotyckiej. Wzdłuż całej Caminosą często tysiącletnie klasztory, kościoły,sanktuaria, mosty^ W każdymmiejscu odpoczynku staraliśmy się zwiedzać te arcydzieła, perłysztuki. Niektóre odcinki drogi pamiętają czasy imperium rzymskiego.Idąc taką drogą, człowiek ma poczucie, że razem z nim wędrujedwa tysiące lat europejskiej historii. Wyruszając przed wschodemsłońca, ma się niesamowite wrażenie uczestnictwa w tysiącletnimmisterium z udziałem nie tyko żyjących ludzi, ale i duchów.- O czym najczęściej myślał Pan - pielgrzym z Tuchowa - nadrodze do Santiago?- Może nie najczęściej, ale z pewnością codziennie bardzożałowałem, że razem z nami nie pielgrzymuje żona i pozostałe dzieci.Syn też bardzo często powtarzał - szkoda, że nie ma tu mamy.- O jakie wartości czuje się Pan wzbogacony?- To jest trudne do wysłowienia, ale sądzę, że Camino spowodowałozmianę mojego stosunku do rzeczywistości. Nabrałemwiększego dystansu do wielu spraw. Oduczyło mnie stereotypowegopatrzenia na osoby innych narodowości. Uczyniło bardziejotwartym na drugiego człowieka. Camino naprawdę leczy zestereotypów i buduje braterstwo ludzi.- Czy można wyrazić słowami to, co czuje się będąc u celupielgrzymki?- Chociaż ostatnie 36 km przeszliśmy bez odpoczynku i zdejmowaniaplecaków, chcąc jak najszybciej być u grobu Apostoła, to


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05jednak odczuwałem żal, że już jesteśmyu celu! Na Camino najważniejszą jestDROGA, a nie cel. Dosłownie jak w łacińskimstwierdzeniu: "Vita est peregrinatio"- życie jest pielgrzymowaniem. Tojest istotą życia na ziemi i to jest istotąCamino. Jesteśmy stale w drodze i musimyopuścić to, co znamy i posiadamy, byszukać tego, czego jeszcze nie znamy i nieposiadamy. Cel pielgrzymki jest jedyniestacją na drodze życia.- Nawiązując do tytułu książki AndrzejaKołaczkowskiego-Bochenka „Niechodź tam, człowieku", zapytam: po coszedłeś tam, człowieku?- Przemyśleć przeżyte 54 lata i szukaćtego, czego jeszcze nie znam i nieposiadam.- Jeśli przed podróżą miał Panobawy - to jakie - i czy były zasadnepatrząc z perspektywy pielgrzyma, któryszczęśliwie powrócił do domu?- Obawy były prozaiczne i dotyczyłyspraw bytowych na tak długiej trasie.Okazały się zresztą przedwczesne. Droga św. Jakuba jest bardzodobrze oznakowana, funkcjonuje ponad tysiąc lat i jest nasyconainfrastrukturą służącą pielgrzymom: schroniska, bary, studzienkiz wodą pitną, punkty informacyjne i pomocy medycznej. Wszystkim,którzy pomagali nam i innym pielgrzymom na całej trasie,naprawdę zależało, aby każdy był dobrze przyjęty, wygodnie sięwyspał i mógł się nakarmić. Słowem, by był zadowolony.- Czy w czasie pielgrzymki czynił Pan porównania z Polską? Jeślitak, to jakie wnioski wynikały z tych porównań dla nas Polaków?- Dużo większa życzliwość i zaufanie między ludźmi. Możeto jest tylko na Camino? Może dlatego, ze tam spotykają się specyficzniludzie! Smutna konstatacja z Camino, to różnica międzyHiszpanią z 1981 r., a dzisiejszą. Hiszpania A.D. <strong>2009</strong> jawi się jakokraj o ogromnej zmianie kulturowej, niemal całkowicie zlaicyzowany.Kościoły prawie puste nawet w niedzielę. Wspaniała katedraw Leon też w czasie Mszy św. świeciła pustkami. Refleksja po pielgrzymce:co zrobić, żeby ta laicyzacja nas nie dotknęła? Stanowito wielkie wyzwanie zarówno dla duszpasterzy, jak i dla wiernychw Polsce. Przypatrując się pracy rolników, zazdrościłem im maszyn,którymi dysponują, systemu nawadniania pól, organizacji pracyi obsługi. Przykład: zjeżdża sprzęt z pół i od razu przy drodze sąmiejsca do czyszczenia i konserwacji maszyn rolniczych. Bardzodobra jest sieć dróg i organizacja ruchu.- Najbliższa sercu pamiątka z pielgrzymkito^- Compostelka, czyli świadectwoodbycia pielgrzymki, credencial, czylipaszport pielgrzyma z dziesiątkami kolorowychpieczątek potwierdzającychpobyt w schroniskach i kościołach, noi muszla z charakterystycznym krzyżemśw. Jakuba, która teraz wisi nad moimłóżkiem, a towarzyszyła mi na całej trasie.- Zakładając, że ktoś przeczyta tenwywiad i zaświta mu myśl o pielgrzymcedo Santiago, co by Pan radził takiejosobie?- Odwagi. Chętnie też służę pomocąkażdemu zainteresowanemu pielgrzymką.Przekonałem się, że wszystkieprzewodniki są niczym wobec własnegodoświadczenia. Częstokroć bowiemdrobne sprawy decydują o zachowaniuzdrowia i dotarciu do celu. Nie bezznaczenia jest fakt, że cała wędrówkajest stosunkowo tania. Trzeba jednak znaćliczne niespodzianki tej Drogi, rodzaje refugiów, miejsca najlepszena nocleg, w tym takie, w których niemal nieodpłatnie korzystasię z różnych usług.- Bardzo dziękuję za możliwość tej rozmowy. Wyrażam podziwi szczerze Panom gratuluję.Przyszłym prawdziwym pielgrzymom podpowiadam, że 2010rok, to Rok św. Jakuba, gdyż 25 lipca przypada w niedzielę i jestw Santiago de Compostela Rokiem Świętym (Xacobeo). Może bywarto było zacząć od pielgrzymowania istniejącymi już w Polscedwiema drogami św. Jakuba: Via Regia, Dolny Śląsk i Droga Wielkopolskaz Gniezna przez Zgorzelec do Pragi. W trakcie organizacjijest trzecia - m.in. przez <strong>Tuchów</strong>.RozmawiałaStanisława BurzaJużNiecierpliwy Adwentdobiegł kresuWigilią w progu stanąłGwiazdą w szyby puka:„„Gloria, gloria in excelsis Deo"A w szopie Dzieciątko małea blask tak wielkiże ziemię i wieki przenikai Matka troskliwie schylonaOjciec zadumanyi wół i osiołowce i baranychwała! chwała na wysokości Bogua na zieminiechaj na lepsze się zmieniKazimierzKarwat


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05„Z tego miejscaniebo jest przeurocze... ##O powstającym największym w Polsce prywatnym obserwatorium astronomicznym, planach sprowadzenia teleskopu watykańskiegoi rozwoju astronomii wśród wędrujących szlakami Pogórza Karpackiego turystów, z twórcą najnowocześniejszegoplanetarium w Polsce dr. Bogdanem Wszołkiem rozmawia Piotr Firlej - Centrum Usług Turystycznych i Przedsiębiorczości www.cut.travel.pl i Serwis turystyczny www.pogorza.pl.- Skąd pomysł na obserwatorium astronomiczne?Bogdan Wszołek: - Nietrudno, żeby się zrodził pomysł naobserwatorium astronomiczne, skoro jestem astronomem. Zainspirowałomnie obserwatorium astronomiczne na Kaukazie.Tam pracowałem na sześciometrowym teleskopie, który Rosjaniezbudowali w latach siedemdziesiątych. Stwierdziłem wówczas, żetrzeba będzie zbudować swoje obserwatorium. Trzy lata po tympomyśle przystąpiłem do budowy.- Kiedy opowiadam turystom, że powstaje obserwatoriumz prawdziwego zdarzenia w Rzepienniku Biskupim, drugie co dowielkości prywatne w Europie, to ludzie często zadają pytanie:„Dlaczego akurat w Rzepienniku Biskupim?"B.W.: - Pomimo, że wykładam na Akademii Jana Długoszaw Częstochowie i na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, tomój dom rodzinny jest w Rzepienniku - kilkanaście minut od miejsca,gdzie budowane jest obserwatorium. Tutaj są bardzo dobrewarunki do obserwacji nieba. Z tego miejsca niebo jest przeurocze.Usytuowanie na szczycie wzniesienia, na polanie wśród lasów,z dala od dużych miast daje wspaniałe możliwości obserwacyjne.- Zainteresowanie tematem jest już znaczne. Nawet jeden z nauczycieliostatnio pytał, czy może przyjechać z klasą do obserwatorium.Kiedy więc możemy spodziewać się oficjalnego otwarcia?B.W.: - Rozpoczynając budowę, myślałem, że będzie mi potrzebnedwadzieścia lat na sfinalizowanie inwestycji. Rozpocząłembudowę w 1998 r. Dzisiaj realny wydaje się rok 2012. Liczę, żewówczas instrumentarium będzie na takim poziomie, który mniezadowala.- Niebo w tych dniach ukazuje w pełni swoje oblicze; jest cooglądać również gołym okiem, a co dopiero przez teleskop.B.W.: - O taaak.- Z jakimi ośrodkami pan współpracuje? Myślę, że pewneinstytucje będą chciały wspierać takie działania.B.W.: - Oficjalnie poprosiłem Uniwersytet Jagielloński o patronatnad tym obserwatorium. Obecnie tylko tym patronatem sięlegitymuję. Powstanie coś więcej, obserwatorium się rozbuduje,rozgłos się zrobi i współpracę się podejmie po linii merytorycznejze wszystkimi zainteresowanymi.- Myśląc o rozwoju turystyki w regionie, nie możemy się zamykaćtylko na grupy studentów czy astronomów. Obserwatoriumpowinno być dostępne również dla grup zorganizowanych i indywidualnychturystów.B.W. - Właściwie takiego obserwatorium, jakie ja mam w zamiarzezbudować, to w zasadzie nie ma w Polsce w ogóle. Bożadne obserwatorium w Polsce nie jest otwarte dla szerokiegoodbiorcy. Nasze będzie miało funkcję dydaktyczną i merytoryczną.Turysta idący szlakiem będzie mógł tutaj zajrzeć, zobaczyć,jak wygląda instrument, porozmawiać z astronomem, pooglądaćpiękne plansze. W planach mam budowę planetarium, w którymturyści bez względu na pogodę mogą przeżyć coś wspaniałegow kontakcie z niebem.- W okolicy nie ma podobnego obiektu. Duże możliwościrozwoju to usytuowanie na granicy województw małopolskiegoBogdan Wszołek na ludowo z córką Agatąi podkarpackiego. Niedaleko z tego miejsca do Gorlic, Jasła, Krosna,Tarnowa, Nowego Sącza, w Beskidy, Pieniny a nawet Bieszczady.Szlaków przebiegających w bezpośredniej okolicy obserwatoriumjednak nie ma. Podobno już jedna ze ścieżek biegnących w kierunkuBiecza została nazwana „ścieżką św. Jadwigi"?B.W.: - „Ścieżka św. Jadwigi", bo obserwatorium będzie nosiłoimię św. Jadwigi Królowej. W ciągu życia interesowałem się postaciątej świętej i przez tę sympatię taka nazwa. Tymi ścieżkami ziemibieckiej dreptała święta Jadwiga - to aż się prosi, aby powstałrównież jej szlak.- Znany jest pan z pełnego zaangażowania przy powstawaniunajnowocześniejszego planetarium w Polsce, mieszczącego sięw Częstochowie. To z pewnością jedno z największych osiągnięćw udostępnianiu wiedzy astronomicznej wśród dzieci i młodzieży.Czy są również jakieś bogatsze plany w Rzepienniku, bo rozumiem,że na małych teleskopach się nie skończy?B.W.: - Myślenie minimalistyczne sprowadza się do tego, abyw wyższej kopule, która ma średnicę pięciometrową, umieścić te-Obserwatorium astronomiczne w budowie. Stan z lata 2005


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05- Zanim porozmawiamy o samym stowarzyszeniu proszę powiedziećskąd pomysł na nazwę „Astronomia Nova"?B.W.: - Mamy rok <strong>2009</strong>. W roku 1609, dokładnie 400 lat temu,Johannes Kepler, wielki astronom wszechczasów, dar Boży dla ludzkości,napisał dzieło „Astronomia Nova". W tym dziele podał międzyinnymi dwa pierwsze prawa nazwane prawami Keplera. Te prawapozwoliły odkryć prawo powszechnego ciążenia, a w konsekwencjiumożliwiły loty kosmiczne. Bez tych praw, które odkrył Kepler, cywilizacjanie mogłaby pójść w kierunku podboju kosmosu, bo niemiałaby podstaw fi'zycznych. W tym roku mija 400 lat od napisania„Astronomii Novej", a 40 lat od lądowania pierwszego człowiekana księżycu. Jest to szczególny dodatkowy jubileusz, który pokazujena wykorzystanie praw Keplera. „Astronomia Nova" to równieżBogdanówka - dom zbudowany własnoręcznie z drewna i kamienialeskop półmetrowy. W skali kraju jest to teleskop duży. Największyteleskop Uniwersytetu Jagiellońskiego ma również ten rozmiar.Posiadam optykę do tego teleskopu jako dar Polonii amerykańskieji Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. Miłośnicyastronomii z Gorlic podjęli się budowy teleskopu na podstawietej optyki. Ten teleskop zostanie najprawdopodobniej ukończonyw 2010 roku. W mniejszej kopule zamieszczę teleskop dwudziestopięciocentymetrowydo celów turystyczno-dydaktycznych. Sąto teleskopy aż na wyrost. Takich pięćdziesięciocentymetrowychnie udostępnia się turystom. One służą do profesjonalnych badań.U nas będzie ten teleskop udostępniony młodzieży, studentomi turystom.- Koncepcja udostępniania astronomii w takim zakresie tozupełna nowość, z pewnością ożywi to rozwój turystyczny regionu.Słyszałem, że planuje pan jeszcze coś więcej?B.W.: - Wielki plan to sprowadzenie do Polski, a być może i doRzepiennika teleskopu z Watykanu, dokładnie z Castel Gandolfo, teleskopuod papieża, teleskopu, który byłby największym w Polsce,bo nie mamy u nas teleskopu o wielkości zwierciadła jeden metr.Byłby to teleskop Smitha, który służy do fotografowania nieba i jestbodajże siódmy w swojej klasie na świecie. Wymaga demontażu,transportu, unowocześnienia, tak, aby fotografia była zapisywanacyfrowo za pomocą detektora, tak żeby był zdalnie sterowany przezinternet. To są rozmiary bardziej maksymalistyczne i myślę, żegdyby pomyślne wiatry nadal wiały, to są możliwe do osiągnięcia.Watykan chce ten teleskop dać, ale pod warunkiem, że przyjmiego instytucja. W związku z czym, aby stworzyć warunki do przyjęciago, założyłem stowarzyszenie „Astronomia Nova".Kopuły przyszłego obserwatorium - listopad <strong>2009</strong> r.Gmach główny obserwatoriumK 9>At4 SWielka uroczystość otwarcia planetarium w Częstochowie (2006)myślenie o tym, aby tę astronomię po nowemu robić. Po nowemu,w moim odczuciu, to jest wychodzić do wszystkich ludzi z wiedząastronomiczną. Nie trzymać jej w schowku, nie rezerwować dlawtajemniczonych, dla nielicznych, ale żeby zdobyczami astronomii- dzisiaj najprężniej rozwijającej się nauki w świecie - dzielić się zewszystkimi, bo przecież każdy chce wiedzieć coraz więcej o niebie.- Kto może być członkiem Stowarzyszenia?B.W.: - Stowarzyszenie zrzesza astronomów, kilkunastu czynnychna etapie założycielskim, głównie z Uniwersytetu Jagiellońskiego.Są też miłośnicy, energiczni ludzie, którzy sympatyzująz astronomią, chociaż nie mają wykształcenia astronomicznego.Liczę na to, że z ludźmi dobrej woli potrafimy zrobić duże rzeczyi przede wszystkim godnie przyjąć teleskop watykański.- Znając historię sprowadzenia i finansowania projektora DI-GISTAR III zainstalowanego w planetarium częstochowskim, sądzę,że i tutaj wsparcie władz samorządowych będzie mile widziane.


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05B.W.: - Dla teleskopu watykańskiegonależy zbudować osobną, 8 metrowąkopułę. Tutaj potrzeba konkretniejszychpociągnięć. Z pomocą samorządów terytorialnych,wojewódzkich, marszałkowskichz pewnością będzie wiele łatwiej.Sam manewr uruchomienia teleskopuWatykan wycenia na 2 mln euro. Jesteśmyotwarci na wszelką współpracę,działalność samorządów wpisuje sięw powstanie tego obserwatorium. Samorządyterytorialne bardzo dużo mogązrobić, o ile będą świadome, że dobre rzeczydzieją się na ich terenie. Po wstępnychrozpoznaniach widzę, że ta świadomośćsamorządów jest i jestem dobrej myśli.- Jeżeli ktoś chce się zapisać do Stowarzyszenia,czym musi się wyróżniać?B.W.: - Nie czyni się praktycznie żadnychograniczeń. Czego oczekuje się odczłonka, to tego, aby w jakimś obszarzebył przydatny dla Stowarzyszenia. Chcemy,żeby zrobił coś dobrego dla astronomiiw Polsce, w regionie. Może w pozyskiwaniupieniędzy, w rozgłosie medialnym,Krajobraz najbliższych okolicmerytorycznie angażując się w działania,w naturze, w pieniądzu, w kontaktach.To działalność, która nie przyniesie zysku.Tu trzeba wspierać działania pieniędzmiprywatnymi, budżetowymi, unijnymi.- Na koniec raz jeszcze chciałem podkreślić,że położenie obserwatorium jestbardzo ciekawe. Co jednak z dostępnościąna grup i turystów zmotoryzowanych?B.W.: - Ze względu na ukształtowanieterenu grupy większe - autokarowepewnie nigdy nie dojadą bezpośredniona miejsce. Autokar zatrzyma się 400mod obserwatorium. Z tego miejsca będzietrzeba wykonać marsz na górę, a naszczycie będzie czekać nagroda w postaciobserwatorium.- Życzę więc nam wszystkim, aby tanagroda w postaci obserwacji spełniłasię jak najszybciej. Dziękuję serdecznieza rozmowę.B.W.: - Dziękuję i zachęcam doczęstszego spoglądania w przeuroczerozgwieżdżone niebo, bo naprawdę jestco oglądać.Fotografie: Strona internetowa Sekcji Astronomicznej - Częstochowskiego Towarzystwa Naukowego www.sactn.ajd.czest.pl, Piotr FirlejSANKTUARYJNY CHOR MIESZANYZ TUCHOWA NA SŁOWACJISanktuaryjny Chór Mieszany już KlIKaKrotnie Drat udział w nabożeństwach ekumenicznych.Tym razem chcemy wspomnieć występ w cerkwi grekokatolickiejw Stropkowie na Słowacji w dniu 8 listopada <strong>2009</strong> roku.Tuchowski chór przybył na Słowację na zaproszenie tamtejszych ojcówredemptorystów i władz miasta Stropkowa, aby uczestniczyć w Viii StropkowskyMetodov Memoriał w kościele Redemptorystów. O godz. 15.00 wszystkichzgromadzonych w cerkwi powitał rektor o. Mikulas Tressa, a następnie koncertprowadził o. Jurij Rizman. Obecne były władze miasta Stropkowa i licznie przybylimieszkańcy. występowały chóry: Spevacky zbor sv. Cyrila a Metoda, Spevacky zborSTAVROS z Preszowa, Spevacky zbor MEGALINARION z Spiskiej Nowej Wsi. Na końcu, jako goście wymienionegoMemoriału, zaprezentował się, w strojach biało-czerwonych, Sanktuaryjny Chór Mieszany z Tuchowa poddyrekcją dr. Jana Gładysza. Chór zaśpiewał pieśni: Chwalcie Fana ws^zyscy, O Jutrzenk^o, Witaj Gwiazdo, TuchowskaaKrólowe^, O Matko Miłościwa, Bogurodzico Dziewico. Doznaliśmy niezwykle miłego przyjęcia i zainteresowania, cowyrażały gromkie brawa. Szczególnie nagrodzeni zostaliśmy po zaśpiewaniu pieśni do Matki Bożej „^ariaOchrana" w języku słowackim. Po koncercie wszystkie chóry i inni goście spotkali się na przyjęciu w restauracjiZamek. Tu gościły nas władze miasta i ojcowie redemptoryści. Przez cały czas czuliśmy się otoczenizainteresowaniem i miłą atmosferą.Nasz wyjazd był możliwy dzięki wsparciu finansowemu Urzędu Gminy z Tuchowa i tu podziękowaniekierujemy do Pana Burmistrza Mariusza Rysia, oraz dzięki wsparciu ze Starostwa Powiatowego w Tarnowie- dziękujemy serdecznie Panu Staroście Mieczysławowi Krasowi.Sekretarz chóru - JaninaWszołek


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05BOHATEROWIE POWSTAŃ NARODOWYCHZ TUCHOWA I OKOLICW LUTYM 1846ROKUCZĘŚĆPowstanie szlacheckie w Galicji z 1846 roku miało na celuzniesienie pańszczyzny i uwłaszczenie chłopów, a przedewszystkim wyzwolenie się spod panowania zaborcy. JednakAustriacy dowiedzieli się o zamiarach szlachty i uprzedzilite wydarzenia, realizując swój perfidny plan. Na wiele dniprzed wybuchem powstania rozsyłali po galicyjskich wsiachagitatorów, którzy za srebrniki „uświadamiali" chłopóww karczmach i na jarmarkach, jakoby „dobry cesarz już dawnozniósł pańszczyznę, tylko szlachta nie chce tego uznać i będziemordować chłopstwo, więc trzeba się bronić"^ Niestety,ciemni chłopi łatwo dawali się ogłupiać. Gdy nastał tragiczny,jak się okazało, rok 1846 i miesiąc luty, to austriaccy zaborcyzatriumfowali; ich propaganda zgotowała powstańcomkrwawą rzeź, bowiem rękami chłopskimi mordowali polskąszlachtę, która ruszyła do powstania.Nie da się dziś opisać słowami tego, co wtedy się działo- najbardziej krwawe żniwa rebelia chłopska zebrała - niestety- na ziemi tarnowskiej. Rozjuszeni chłopi (często pijani)napadali na dwory, rabowali je i mordowali ludzi. Straty byływięc ogromne nie tylko dla samej Galicji, ale też dla całej Rzeczypospolitej,gdyż wymordowano wielu patriotów, którzyjako oficerowie brali już udział w powstaniu listopadowym,a wielu z nich zostało odznaczonych za waleczność; osierocilioni również swoje dzieci. Jakie zaś były straty materialne,tego nie warto już dzisiaj dochodzić - jednak utrata tak wieluwybitnych postaci niewątpliwie zaowocowała cofnięciem sięw rozwoju całej Galicji i to na wiele dziesięcioleci w każdejniemal dziedzinie^ Tragiczne wydarzenia, które miały miejscew Galicji z inspiracji starosty tarnowskiego - AustriakaJosefa Breinla, odbiły się negatywnie szerokim echem nietylko w trzech zaborach, ale też w całej ówczesnej Europie.Warto więc wspomnieć o tych, którzy z naszego regionuprzyłączyli się do powstania 1846 r. i brali w nim udział. Byliwśród nich między innymi: Józef Gągola, Tomasz Iwaniec,Jakub Rachlewicz, Franciszek Teodorowicz i Antoni Wantuch;mieli oni zamiar rozbrojenia austriackiego półszwadronu.W przededniu powstania Julian Niemyski, syn właścicielaKarwodrzy, wraz z Jakubem Rachlewiczem (późniejszymuczestnikiem powstania 1863 roku) przybyli do klasztorui zachęcali wikarego, aby z krucyfiksem i na czele mieszczantuchowskich wyruszał na Tarnów. Stawili się także u księdzaPiotra Woźniaka w parafii i prosili, aby odprawił on nazajutrzw intencji powstania mszę świętą i w tym celu JulianNiemyski przekazał dwa floreny. Jednak Niemyscy kilka dnipóźniej zostali zamordowani w czasie rzezi galicyjskiej.Więcej szczęścia miał Jakub Rachlewicz, gdyż przeżyłi był weteranem obu powstań z lat 1846 i 1863; zmarł onw Tuchowie 11 lutego 1874 roku w wieku 66 lat. Spoczywagdzieś zapewne na starym cmentarzu, chociaż miejsce jegopochówku nie jest dzisiaj znane, być może jego grób jestprzykryty warstwą ziemi.Ciekawie też opisał zajścia 1846 r. w swoich wspomnieniachks. Ludwik Matulewicz, proboszcz z Poręby koło Tarnowa,który za udział w spisku trafił później do więzienia.Podczas powstania został ostrzeżony, iż chłopi napadają nadwory i plebanie. Udał się wtedy do swego dobrego przyjaciela- chłopskiego gospodarza. Ten udzielił mu schronienia, jednakszybko uciekł i gdzieś się ukrył. Ksiądz Matulewicz był bardzozdumiony zachowaniem swojego przyjaciela. Żona gospodarza,która ruszyła na poszukiwania, gdy znalazła go i namawiała dopowrotu, to ten przerażony oznajmił, że nie wróci, bo przecież„czarni" - (czyli szlachta w żałobnych strojach oraz księża) będąmordować chłopów, a on nie da się zabić^ Opis ten wymowniepokazuje, jakie spustoszenie czyniła propaganda austriackichzaborców w umysłach chłopskich. Tym bardziej warto pamiętaćo tych, którzy wywodzili się z chłopstwa, a walczyli postronie powstańców, bo takie przypadki też były - okupioneczęsto ofiarą krwi. W przedstawionym poniżej wykaziewystępują więc przedstawiciele szlachty, osób powiązanychz dworami, zwykła służba dworska, jak i potomkowie dawnejszlachty pozbawieni przywilejów poprzez rygorystycznewymogi wprowadzone przez zaborców.Osoby związane z dworami i pomagające w przygotowaniu powstania szlacheckiego w 1846 rokuBuchcice:Joachim Bielański - został aresztowanyprzez chłopstwo podczas rabacji21 lutego 1846 roku;Wilhelmina Bielańska - córka Joachimai Salomei, szyła proporce dlapowstańców;Bielańska imię nieznane - córkaJoachima i Salomei, również szyła proporcepowstańcom;Józef Grążewski - mandatariusz, zabranyprzez chłopów 21 lutego 1846 r.w czasie rabacji;Wacław Łobeski - były dzierżawcaBuchcic, uczestniczył w spisku;Józef Siwek - wójt z Buchcic, brałudział w przygotowaniu powstania;Tomasz Skrobot - kowal z Buchcic, kułgroty do pik dla powstańców w 1846 r.;Franciszek Tułasiewicz - ekonom,pomagał spiskowcom w lutym 1846 r.;Burzyn:Józef Gągola - brał udział w przygotowaniupowstania przeciwko zaborcyw 1846 roku;Tomasz Iwaniec - uczestniczyłw spisku przeciw austriackim zaborcomw lutym 1846 roku;Marczewski imię nieznane - zostałzamordowany 19 lutego w Burzyniew wieku 22 lat;Jan Pomoryski (Somorski?) - uczestniczyłw przygotowaniu powstania1846 i został zamordowany w wieku 45lat w Burzynie;Włodzimierz Jaxa Rożen - uczestnikzrywu przeciw zaborcy w 1846 roku,został zamordowany;Skałkowski (Strzałkowski?) - imięnieznane - nauczyciel, zginął z rąkchłopów w 30 roku życia w Burzynie;Antoni Wantuch - brał udział w przygotowaniupowstania szlacheckiegow lutym 1846 roku;


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Franciszek Iwaniec z Kielanowic -wróg władzy ludowej(relacja syna - Wacława Iwańca - na podstawie własnych wspomnień, wypowiedzi aresztowanego i dokumentu aresztowania)Było to gdzieś w połowiewrześnia 1954 roku. Ranotato wybierał się w pole, abybronować podorywki. Wtedyprzyszedł milicjant, FranciszekG.: - Dzień dobry. Co słychać?Jedziecie w pole ? - Tak - odpowiadatato. Milicjant wyciągapapierosy i częstuje: - Zapalciei chodźmy do domu. Zalegaciez dostawami żywca. Muszęspisać protokół. Ojciec na to:- Zalegam, bo świnia słaborośnie. Może za dwa tygodnieodstawię i wyrównam zaległości.W domu milicjant pogrzebałw raportówce i stwierdził:- Zapomniałem papierów. Ubierzcie się, pójdziemy na milicjęi spiszemy; z kułakami to same kłopoty mamy. - To ja tam przyjdępóźniej - mówi tato - bo teraz mam pilną robotę. Milicjant:- Musicie słuchać władzy. Idziemy! Zaraz wrócicie. -No to jazaprzęgnę konia - proponuje tato - będzie szybciej. Milicjant:- Ja nie pojadę, boję się jazdy wozem po takich wertepach. Cobyło robić? Poszedł więc z milicjantem do Tuchowa.Ja zaprzągłem konia i wziąłem się do bronowania, licząc nato, że ojciec, gdy wróci, pociągnie robotę dalej. Tymczasem południeprzyszło, taty nie ma. Ja muszę jechać do pracy na drugązmianę. Zjadłem obiad i do pociągu^ Mama zdecydowała siępójść na milicję do Tuchowa i dowiedziała się, że taty tam niema, a milicjanci w ogóle nie wiedzą, gdzie jest. Wyrazili przypuszczenie,że pewnie pojechał do Tarnowa, aby złożyć wyjaśnienia.Do wieczora jednakże nie wrócił. Mocno zaniepokojonamama na drugi dzień wybrała się do Tarnowa na milicję, ale teżsię niczego nie dowiedziała. Poszła więc do siostry, StanisławyPoręby, mieszkającej w Tarnowie, aby się zastanowić, co dalej.Siostra miała znajomego pracującego w organach ścigania,więc poszła po informacje do niego. Dowiedziała się jedynie, żew Tarnowie był, ale go już nie ma, a gdzie jest - nie wiadomo.Po powrocie do domu podjęliśmy wraz z mamą starania o jakąśświnię. Skontaktowałem się z wujkiem Stanisławem Salamonemz Karwodrzy, który (nieoficjalnie) handlował żywcem i wieluludzi poratował w potrzebie. Akurat nie miał świni, ale obiecałjak najszybciej się postarać. Mama zaś zaczęła rozpytywać namiejscu, w Kielanowicach. Okazało się, że brat taty, Stanisław,będzie sprzedawał świnię, ale trochę później, ale - aby bratupomóc - sprzeda wcześniej. No i została sprzedana, oczywiściepo obniżonej, kontyngentowej cenie. Mam przekazała kwitw Urzędzie Gminy, gdzie oświadczono, że zaraz powiadomiąTarnów i ojciec wróci. Ale nie wrócił. Mama znowu pojechałado siostry. Ta udała się do swojego znajomego, tym razemz kopertą, aby powiadomił, kogo trzeba, że zaległości zostaływyrównane. Obiecał, że zrobi, co będzie mógł, ale podkreślił,że to nie od niego zależy. Chyba zadziałał, bo tato wróciła po 10czy 12 dniach, choć wystawiony dokument zatrzymania opiewana dni_ 6. Był mało rozmowny, stwierdził tylko: - Wcale mnie0 żywiec nie pytali, tylko o listy z Ameryki. Przesłuchiwali mnie1 w nocy gdzieś wozili. Oskarżyli mnie o współpracę z imperializmemamerykańskim na szkodę PRL-u, bo piszę listy do USAi stamtąd także otrzymuję. Tłumaczyłem, że piszę do mojejsiostry, Stefanii Kaczyńskiej z domu Iwaniec, która tam mieszka.Trudno im to było zrozumieć. Oskarżyli mnie też, że szkalujęZSRR, twierdząc, iż napadł na Polskę w 1939 r. - a on przecieżtyle dobrego dla Polski zrobił, wyzwalając nas spod okupacjihitlerowskiej. To jest zdrada na rzecz imperializmu amerykańskiego- oświadczyli - przeciw władzy ludowej i sojuszowiz ZSRR. Powiedziałem im, że to nieprawda, ktoś złośliwie mnieoskarżył. Byłem na wojnie w 1939 r. i widziałem, jak Niemcymordowali Rosjan i Polaków. A mnie udało się uciec do ZwiązkuRadzieckiego i uratować życie. Powiedziałem im także, że więcejlistów do siostry nie będę pisał. Podpisałem protokół. Udało misię, bo nie zmieniałem zeznań.Trzeba dodać, że w 1939 r. ojciec mój został powołanydo wojska i - uciekając przed Niemcami - znalazł się podLwowem. Ukrywając się w zaroślach, w kukurydzy i w lesieprzed Ukraińcami, był świadkiem najazdu wojsk radzieckichna Polskę i masakry wojska i ludności cywilnej, uciekającychprzed Niemcami. Przerażało go, ilu Polaków Rosjanie wspólniez Ukraińcami wymordowali. Po powrocie z niewoli opowiadało tym wszystkim. Niektórzy, ci wierzący propagandzie, mówili,że Iwaniec plecie bzdury o tym napadzie ZSRR na Polskę w 1939r. Ktoś „życzliwy" doniósł na milicję, a ta aresztowała go podpozorem zalegania z dostawą żywca.WigiliaZapłonęła pierwsza gwiazdana szybie.Ojciec ujął w twarde dłoniebiały opłatek chlebai łamie się dobrym słowem- po kolei - jak przystało.Na białym obrusiesuty koniec adwentu.„„Gloria in excelsis Deo^"unosząc się nutą najwyższąuderza w wielki dzwonna pasterkę.•K. Karwat ••


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Rewizyta niemieckich przyjaciółz Illingen w liceumMinęło już 14 lat partnerskiej współpracy Liceum Ogólnokształcącego im. M. Kopernika w Tuchowie z Illtalgymnasium w IllingenW dniach od 06 do 12 września <strong>2009</strong> r. w Liceum Ogólnokształcącymim. Mikołaja Kopernika w Tuchowie gościła 16-osobowagrupa uczniów wraz z nauczycielami z zaprzyjaźnionego gimnazjumw Illingen (Kraj Saary), z którym prowadzimy regularną wymianęod roku 1995. W jesieni 2010 roku podczas pobytu kolejnejgrupy z Niemiec planujemy obchodzić uroczyście 15-lecie naszejwspółpracy.Uczniowie niemieccy, jak i ich opiekunowie mieszkali w naszychrodzinach.Tegoroczną wymianą kierowali nauczyciele liceum Jan Gogola,Lidia Kubit i Stanisław Obrzut.W programie był pobyt w liceum, gdzie gości powitał dyr. ZbigniewBudzik. Następnie było zwiedzanie szkoły i udział w zajęciachlekcyjnych. Kolejny punkt programu to wizyta w ratuszu u burmistrzaTuchowa. Burmistrz zapoznał uczestników wymiany m. in.ze strukturą władz gminy, z najbliższymi planami inwestycyjnymii podkreślił ponadto, jak ważną wagę przywiązuje się do wymianymłodzieży. Następnym punktem programu było zwiedzanie miasta(m. in. wzgórza klasztornego wraz z muzeami).Uczniowie polscy i niemieccy uczestniczyli w wielu wycieczkachpromujących nasz region, które dostarczyły im wiele wrażeńi pozwoliły bliżej poznać Małopolskę.Byli więc w Krynicy i Czarnym Potoku, a stamtąd kolejkągondolową wyjechali na Jaworzynę Krynicką. Punktem kulminacyjnympobytu było zwiedzanie z przewodnikami stolicy naszegowojewództwa - Krakowa. Wizyta w katedrze wawelskiej, w kościeleMariackim, w Collegium Maius i spacer malowniczymi ulicamimiasta na długo pozostanie im w pamięci.Był oczywiście czas na indywidualne poznawanie miasta i nazakupy.Kolejnym punktem był renesansowy Sandomierz, gdzie z przewodnikiemzwiedziliśmy m. in. Bramę Opatowską, katedrę sandomierską,wąwóz św. Jadwigi i kościół dominikański św. Jakuba.W przedostatni dzień pobytu gości nie mogło zabraknąć stolicynaszego powiatu - Tarnowa.Byliśmy w Parku Strzeleckim przy mauzoleum gen. JózefaBema, zwiedzaliśmy rynek i katedrę. Zatrzymaliśmy się na chwilętakże przy pomniku ofiar Oświęcimia i przy ruinach synagogiżydowskiej.W sobotę, 12 września, po pożegnaniu w liceum, odwieźliśmynaszych gości do Tarnowa, skąd autokarem udali się w drogępowrotną do Illingen.Z rewizytą do Illingen udamy się na początku czerwca 2010 r.Dziękuję z tego miejsca Starostwu Powiatowemu w Tarnowie,Burmistrzowi Tuchowa Mariuszowi Rysiowi, dyrektorowi DomuKultury w Tuchowie Januszowi Kowalskiemu, klasztorowi oo.Redemptorystów w Tuchowie, dyrektorowi liceum ZbigniewowiBudzikowi, nauczycielom i pracownikom administracyjno-obsługowym;rodzinie Państwa Gładyszów i Stanisławczyków, emerytowanejdyrektorce liceum Marii Maniak, rodzicom naszych uczniówi wszystkim, bez których wsparcia ta wymiana nie doszłaby doskutku.Jan Gogola- organizator wymiany, nauczyciel j. niemieckiegoPoniżej wspomnienia z wymiany ucz. Marty SamelzonRozmawialiśmy o naszych krajach, kulturze oraz tradycjachBardzo miło wspominam udział w wymianie polsko-niemieckiej. Miałamprzyjemność gościć ucznia ze szkoły w Illingen. Mathias od początku okazałsię bardzo otwarty. Szybko nawiązaliśmy dobry kontakt, pomimo iż prawiewcale nie znaliśmy się. Moja rodzina polubiła naszego gościa. Z chęcią jadaliśmywspólne posiłki i spędzaliśmy wolny czas. Dużo rozmawialiśmy o naszychkrajach, kulturze oraz tradycjach. Okazało się, że niektóre z nich są takie samew Niemczech, jak i w Polsce. Była to świetna okazja do pogłębienia wiedzyo zachodnich sąsiadach. Podczas wymiany mogliśmy sprawdzić i polepszyćumiejętności językowe. Nauczyliśmy się kilku słówek w naszych językach.Mathias nawet próbował czytać polskie książki. Wychodziło mu to świetnie.Polska wywarła na nim bardzo pozytywne wrażenie. Podobały mu się odwiedzaneprzez nas miejsca, zwłaszcza Kraków. Pod koniec pobytu Mathias czułsię w naszym domu naprawdę swobodnie. W dniu wyjazdu rozstaliśmy sięz myślą, że niebawem znów się spotkamy.Z niecierpliwością czekam na rewizytę w Niemczech. Bardzo się cieszę, żemogłam poznać nowych ludzi i zawrzeć nowe znajomości. Jestem wdzięcznawszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania wymiany.Marta Samelzon Zwiedzamy Kraków - na ulicy Kanoniczej


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05WSandomierzu - Na podziemnym szlaku turystycznym Przy bramie Opatowskiej w Sandomierzu Dorota Hołda zwiedza podziemny szlak w SandomierzuNa pierwszym planie nasz sandomierski przewodnik Zbliża się chwila odjazdu naszych gości Obiad w restauracji „Morskie Oko" w KrakowieUczestnicy wymiany w Parku Strzeleckim w Tarnowie Przy dzwonie Zygmunta w katedrze wawelskiej


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Mickiewicz anstattSchiller?Eindrücke von der polnisch-deutschen SchulpartnerschaftSie wollen wissen, wie die Partnerschaft zustande kam? Das kannich mit wenigen Worten erklären.Im Sommer 1994 erreichte ein blauer Brief das Illtal-Gymnasium.„Blaue Briefe" signalisieren in deutschen Schulen etwas Negatives.Mit diesem Brief hatte es aber eine ganz andere Bewandtnis: EineFrau Maniak, Direktorin des „Liceums", wies knapp auf den Reiz derkleinen Stadt Tuchöw hin und schlug eine Partnerschaft zwischen demLiceum und dem Illtal-Gymnasium vor.In Illingen lehnte man zunächst höflich ab, glaubte man doch denAnforderungen einer solchen Partnerschaft nicht gewachsen zu sein.Doch besann man sich in der Folgezeit eines Anderen und so kam es1995 zum Abschluss einer formellen Schulpartnerschaft. Ich ahneschon Ihre nächste Frage, nämlich die, ob sich das Ganze denn lohnein Anbetracht der doch beträchtlichen Kosten, des organisatorischenAufwands und des Stundenausfalls in der Schule.Dazu möchte ich -aus Illinger Sicht- eine Art Bilanz ziehen. Waswir geboten bekamen? Eine ungeheuere Fülle und Vielfalt!Für fast alle von uns war Polen ein unbekanntes Land. So warenunsere pohlischen Gastgeber zunächst einmal bemüht, uns die landschaftlicheSchönheit ihres Landes vor Augen zu führen, etwa durchFahrten in die Tatra-Region oder auf der „Straße der Adlerhorste"; dassanft gewellte Hügelland um Tuchöw hatten wir allemal im Blickfeld.Besuche im berühmten Krakow gewährten Einblicke in die polnischeGeschichte, war der Dom auf dem Wawel doch für lange ZeitKrönungsstätte und Grablege der polnischen Herrscher.Auch mit Werken der bildenden Künste wurden wir konfrontiert,so mit den Kolossalgemälden J. Matejkos oder den Aquarellen Nikiforsim naiven Stil. Der literarische Bereich sei ebenfalls in Erinnerunggebracht Wer von uns hätte denn jemals einen Band Mickiewicz zurHand genommen, wenn er nicht die grandiose Theateraufruhrung von„Dziady" in überwiegend polnischer Sprache durch Frau Anna Broniekund ihre Schüler-Theatergruppe erlebt hätte.Ein weiterer, letzter Aspekt scheint von besonderer Bedeutung,nämlich die Bindung an die Familien. Normalerweise stehen Touristendraußen am Zaun, sind „Zaungäste"; wir aber wurden in das Haus gerufen,an den Tisch gebeten, in die Familien einbezogen. Man sah Neuesund Andersartiges, verglich das Neue mit dem bisher Gewohnten undsah sich eventuell genötigt, von alten Vorstellungen -möglicherweiseauch Vorurteilen- abzurücken. „Bildung" ist ein vielschichtiger Begriff.Die angedeuteten Kenntnisse oder Verhaltensweisen scheinen miraber unstrittig Bestandteil von „Bildung" zu sein.Wenn die Bürgermeister, Herr Mariusz Rys und Herr Armin König,-beide leisten tatkräftige Unterstützung- immer wieder die Bedeutungder Schulpartnerschaft hervorheben, so spricht dies für sich.Die Jugendlichen sind begeistert; die Mehrzahl von ihnen ist mehrals einmal in Tuchöw, gewesen; über den Austausch hinaus werdenKontakte gepflegt und sind sogar Freundschaften entstanden. Fürmich darf ich feststellen, dass ich ohne die Kontakte nach Tuchöwum Vieles ärmer wäre.Vielleicht geben Sie mir nach diesen wenigen Beispielen schonRecht, wenn ich behaupte, man könne keine Bilanz erstellen, mankönne bei einer Beurteilung nicht Punkt gegen Punkt beckmesserischaufrechnen, die Partnerschaft erweise sich jedenfalls als einewunderbare Einrichtung.Unser Dank für die gebotenen Möglichkeiten gebührt dem Organisatorauf pohlischer Seite, Herrn Jan Gogola und seinem PartnerStanislaw Obrzut, den Schulleitungen und Kollegien. Ein herzlichesDankeschön sei jedoch vor allem auch an Eltern und Schüler gerichtet,ohne die nichts ginge.Allerdings erweist sich die Partnerschaft als eine sensible Pflanze,die sorgsamer Pflege bedarf. Doch da können wir beruhigt sein, dennsie befindet sich in besten Händen.Peter BlaskewitzMickiewicz zamiastSchillera?Wrażenia z polsko- niemieckiego partnerstwa szkółChce Pan wiedzieć, jak partnerstwo doszło do skutku? Mogęwyjaśnić to w kilku słowach. W lecie 1994 roku przyszedł do Illtal-Gymnasium niebieski list. „Niebieskie listy" sygnalizują w niemieckichszkołach coś negatywnego. Z tym listem było jednak inaczej: PaniManiak, dyrektorka liceum, zwracała krótko uwagę na urok małegomiasta Tuchowa i proponowała partnerstwo pomiędzy Liceum a Illtal-Gymnasium.W Illingen najpierw uprzejmie odmówiono, bowiem nie wierzono,że jest się w stanie sprostać wymaganiom takiego partnerstwa.Jednak zmieniono potem zdanie i w ten sposób w roku 1995 doszłodo zawarcia formalnego partnerstwa szkół.Domyślam się już Pańskiego kolejnego pytania, mianowicie tego,czy wszystko to się opłaci, biorąc pod uwagę przecież znaczne koszty,czas poświęcony na organizację i przepadanie lekcji w szkole.Chciałbym więc- z perspektywy Illingen- przeprowadzić swegorodzaju bilans.Co nam zaoferowano? Ogromną obfi'tość i różnorodność!Prawie dla wszystkich spośród nas Polska była nieznanym krajem.Tak więc nasi polscy gospodarze zadbali najpierw o to, aby uprzytomnićnam piękno krajobrazu swojego kraju poprzez wycieczki w region Tatrlub na „Szlaku Orlich Gniazd"; lekko pofalowany pagórkowaty terenwokół Tuchowa mieliśmy za każdym razem w polu widzenia.Wizyty w słynnym Krakowie pozwoliły zaznajomić się z polskąhistorią, gdyż katedra na Wawelu była przez długi czas miejscemkoronacji i pochówku polskich władców.Także stanęliśmy oko w oko z dziełami sztuk plastycznych, tak z obrazamidużych rozmiarów J. Matejki, jak i z akwarelami Nikifora w stylunaiwnym. Przypomniano także dziedzinę literacką. Kto z nas wziąłbykiedykolwiek do ręki tom Mickiewicza, gdyby nie przeżył wspaniałegoprzedstawienia teatralnego „Dziadów", przygotowanego - głównie popolsku- przez panią Annę Broniek i jej uczniowską grupę teatralną.Kolejny, ostatni aspekt, ma szczególne znaczenie, mianowiciechodzi o więź z rodzinami. Zwykle turyści stoją na zewnątrz przyogrodzeniu (płocie), są „gośćmi zza płota"; nas natomiast zawołano dodomu, poproszono do stołu, włączono do rodzin. Widziało się rzeczynowe i odmienne, porównywało się nowe z tym, co było znane, i byłosię zmuszonym, aby odrzucić stare wyobrażenia a być może takżeuprzedzenia. „Kształcenie" jest pojęciem wielowarstwowym. Zdobytepodczas wymian wiadomości oraz sposoby ich zdobywania wydają misię bezspornie składnikiem „kształcenia".Jeśli burmistrzowie, pan Mariusz Ryś i pan Armin Konig czynniewspierają partnerstwo szkolne i wciąż akcentują jego znaczenie, tomówi to samo za siebie. Młodzi ludzie są zachwyceni; większość z nichbyła więcej niż jeden raz w Tuchowie. Pielęgnowane są kontakty wykraczającepoza wymianę a powstały nawet przyjaźnie. Muszę stwierdzić,że bez tych kontaktów z Tuchowem byłbym o wiele uboższy.Być może po tych niewielu przykładach przyzna mi pan rację,gdy stwierdzę, że nie można sporządzić drobiazgowego bilansu, gdyżwspółpraca owocowała rzeczami niepoliczalnymi. Partnerstwo jednakżeokazuje się cudowną sprawą.Nasze podziękowanie za oferowane możliwości należy się organizatoromz polskiej strony - panu Janowi Gogoli i jego partnerowiStanisławowi Obrzutowi, dyrekcjom szkół i radom pedagogicznym.Serdeczne podziękowanie kieruję jednak przede wszystkim dorodziców i uczniów, bez których nic by się nie wydarzyło.To prawda, się, że partnerstwo jest wrażliwą rośliną, która wymagatroskliwej pielęgnacji, jednak możemy być spokojni, ponieważ znajdujesię ono w najlepszych rękach.Peter BlaskewitzTłumaczył: mgr Jan Gogola


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05J\TYDZIEŃ SUKCESÓWW TUCHOWSKIM „KOPERNIKU ##W tuchowskim Liceum im. M. Kopernika wiele siędzieje. Nasi uczniowie chętnie uczestniczą nie tylko w zajęciachobowiązkowych, ale także takich, które rozwijająich zainteresowania i talenty. Zwłaszcza listopad okazał sięmiesiącem obfitującym w ciekawe wydarzenia, o którychwarto wspomnieć. Przede wszystkim o konkursach, bo oneprzyniosły znaczące sukcesy.17 listopada <strong>2009</strong> r. grupa teatralna z naszego liceumzajęła I miejsce w przeglądzie teatralnym, zorganizowanymprzez Tarnowskie Towarzystwo Miłośników Literatury im.A.Mickiewicza w ramach obchodówRoku Juliusza Stowackiego.Nagrodzony spektakl podtytułem „Wielcyśmy byli,śmieszniśmy byli" przygotowałypanie Anna Bronieki Iwona Sandecka. Obydwiepanie są także autorkamiscenariusza, opartego natwórczości J.Słowackiego.Przedstawienie tozostało zaprezentowaneuczniom szkoły i rodzicom10 grudnia <strong>2009</strong> r.przed szkolną wywiadówką.Spotkało sięz dużym zainteresowaniemi entuzjastycznymodbiorem.Kolejny sukces nastąpił już 18 listopada<strong>2009</strong> r. Akademia z okazji ŚwiętaNiepodległości, przygotowanaprzez uczniówpod kierunkiem pań LucynyRyndak i Mirosławy m Ky •Tomasik, zdobyta I miejscew X MiędzypowiatowymPrzeglądzie ProgramówArtystycznych o tematycepatriotycznej i niepodległościowej„A gdy wolnościprzyszedł czas...", który odbytsię w Radłowie. Jury konkursuwyróżniło równieżobydwie panie za scenariuszakademii, a kilkorguuczniom przyznało wyróżnieniaindywidualne: KindzeSysło, Lidii Wiejaczce, MoniceDudek i Łukaszowi Lewickiemuza grę aktorską oraz recytację; MoniceSzostek za śpiew.m(btftWarto także wspomnieć o sukcesach sportowych. 19listopada <strong>2009</strong> r. na obiektach sportowych ZSP w Tucho-wie rozegrano powiatowy finałlicealiady w koszykówcechłopców. Pierwsze miejscezajęła drużyna naszej szkoły,której opiekunem jest panStanisław Obrzut. Drużynażeńska, trenowana przezpanią Dorotę Kajmowicz,pozazdrościła zwycięstwakolegom i równieżstanęła na najwyższympodium podczas licealiadyw koszykówcedziewcząt 9 grudnia<strong>2009</strong> r. Gratulacje dlawszystkich uczniówi nauczycieli! Życzymykolejnych zwycięstw.Mirosława Tomasik


Tuchowskie Wieści 5(1fi)l<strong>2009</strong>O obchodach IX Dnia Papieskiego ^w Zespole Szkót w Tuchowie16 października <strong>2009</strong> r. w Zespole Szkół w Tuchowie świętowaliśmyuroczyście IX Dzień Papieski. Tego dnia nie było lekcji w szkole.Punktem kulminacyjnym obchodów była msza św. w kościeleśw. Jakuba sprawowana pod przewodnictwem ks. proboszczaZbigniewa Pietruszki.W kazaniu ks. proboszcz mówił, że każdy z nas powinien jaknajwięcej wiedzieć o Ojcu św. Janie Pawle II.Niewola to poddaństwo komuś albo czemuś. Polski naródprzez 123 lata był w niewoli, poddany ościennym mocarstwom,później przez 6 lat był pod okupacją hitlerowską. Potem był uzależnionyod ZSRR, kraju, którego dziś już nie ma.Przyszedł rok 1989. I runęły formy uzależnienia od innych.Odzyskaliśmy wolną i suwerenną ojczyznę.W 1978 r. na stolicę Piotrową został powołany kardynał KarolWojtyła. Dzięki jego zabiegom, ciągłemu upominaniu się o wolnośćnarodów zniewolonych, mógł nastąpić rok 1989, upragniony, oczekiwany,niosący wymarzoną i niespodziewaną wolność.Wolność to nie tylko wolność narodów, państw w wymiarzeindywidualnym. Każdy chce być wolnym. Myli się nam wolnośćz samowolą.Wolność jest wtedy, gdy sami czynimy coś dobrego, odrzucamyzło, nikt nas nie zmusza. Samowola jest wtedy, gdy zamiast dobrawybieramy zło. Św. Paweł mówi: Wszystko wolno, ale nie wszystkoprzynosi korzyść.Być wolnym uczniem to znaczy tak czynić sobie samemu, abyprzynieść też korzyść innemu.Wolność jest człowiekowi zadana. Trzeba się jej uczyć, umieć jąwykorzystać, czynić postępy. Nie ma wolności tam, gdzie wyrządzamykrzywdę. Czyniąc źle, człowiek staje się niewolnikiem grzechu,szatana. Nie jesteśmy wolni, gdy jesteśmy uzależnieni od grzechu.Wolność otrzymaliśmy od Pana Boga. A jak można ją wykorzystać,widzimy, patrząc na Jana Pawła II - zakończył homilię ks.proboszcz Z. Pietruszka.Po mszy św. delegacje klas złożyły wiązankę kwiatów i zapaliłyznicze pod tablicą Jana Pawła II na tuchowskim rynku.W hali sportowej odbyła się akademia przygotowana przeznauczycieli katechetów.Na początku obejrzeliśmy znaną, nam dorosłym, projekcjęfilmu o wyborze kardynała Karola Wojtyły na papieża.„To, co się wtedy wydarzyło, przekroczyło najśmielsze oczekiwaniai wyobrażenia ówczesnych ludzi. Namiestnikiem Chrystusana ziemi został nie Włoch, ale pasterz pochodzący z «dalekiegokraju»".Spełniły się wówczas słowa naszego poety Juliusza Słowackiego,który na długo przed tym wydarzeniem napisał:„Pośród niesnasków - Pan Bóg uderzaW ogromny dzwon,Dla słowiańskiego oto PapieżaOtwarty tron.Ten przed mieczami tak nie ucieczeJako ten Włoch,On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze.Świat mu - to proch.Sześć dni po wyborze, 22 października, nowy Papież Jan PawełII podczas inauguracji swego pontyfikatu wołał na placu św. Piotraw Rzymie:„Nie bójcie się przygarnąć Chrystusa i przyjąć Jego władzę!Pomóżcie Papieżowi i wszystkim tym, którzy pragną służyć Chrystusowi,służyć człowiekowi i całej ludzkości. Nie bójcie się, otwórzcie,otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. Dla Jego zbawczej władzyotwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych,szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się!Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!".Od tamtego dnia papież Polak przez 27 lat pontyfikatu nieustannieposzerzał przestrzeń swego pasterskiego serca tak, bymiał w nim swoje miejsce każdy człowiek, naród i kultura. Bógposłużył się zaletami jego serca i umysłu, by dać Kościołowi i światumądrego nauczyciela, światłego przewodnika i pasterza wedługBożego serca.Jan Paweł II był papieżem swoich czasów, dlatego z orędziemEwangelii docierał do najodleglejszych zakątków świata. A czyniłto, odczytując wezwanie Jezusa skierowane do Apostołów; Idźciewięc i nauczajcie wszystkie narody!"Po akademii pan dyrektor mgr Józef Wzorek wręczył dzieciomklas I- III nagrody książkowe za wykonane różańce na konkurs. Teróżańce oraz prace plastyczne o Janie Pawle II stanowiły dekoracjęhali i akademii. Wzruszały znane pieśni i piosenki.Pomyślałam sobie, iż obchody takiego Dnia w naszej szkole sąjednym z zadań, dzięki któremu spłacamy dług wdzięczności Boguza ten szczególny i wyjątkowy pontyfikat.Po pierwszej pielgrzymce, której trzydziestolecie obchodzimy,dzięki wiekopomnemu „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tejziemi", Polska odzyskała upragnioną wolność. Ten pontyfikat przyczyniłsię do powiewu wolności w Europie i wielu krajach świata.Gdzie modlił się Papież, tam ludzie stawali się wolni, szczególniewe własnych sercach i sumieniach. Była to iskra, która dodatkowozapalała do troski o pełną wolność własnych państw i narodów.Dlatego z taką mocą Jan Paweł II podkreślał, że wolność jest danai jednocześnie zadana. Zerwanie zewnętrznych więzów to dopieropoczątek długiej drogi do prawdziwej wolności ducha, która mamoc zaspokoić ludzkie pragnienia. Jan Paweł II mawiał: Wolnościnie można tylko posiadać, nie można jej zużywać. Trzeba ją stalezdobywać i tworzyć przez prawdę.Ojciec św. mówił, że nazywanie wolnym tego, kto realizujeswą wolność jedynie w sensie zewnętrznym jest poważnym spłyceniemzagadnienia. Wypaczone pojęcie wolności rozumianejjako niczym nieograniczona samowola nadal zagraża demokracjii wolnym społeczeństwom. Istotne jest również rozróżnienie nawolność od i wolność do.Człowiek powinien nieustannie stawać się wolny od tego,co z zewnątrz zagraża jego dobru, winien wyzwalać się równieżz niedojrzałości, naiwności, lenistwa, wad, niewierności i nałogów.Niemniej poczucie satysfakcji z życia domaga się wolności dopracy nad sobą i dla innych, wolności do działań na rzecz dobrawspólnego, wolności do prawdy, twórczości, ofiary, poświęcenia,wierności i miłości. Wolności do wielkości człowieka.Renata Gąsior


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Ziemia prosi, czyli o Święcie Jesieniw KieianowicaciiJesień to pora roku, która sprzyja ożywieniu kontaktów towarzyskich.Takież ożywienie miało miejsce 27 września <strong>2009</strong> r. w Kielanowicach.Wspólnota mieszkańców zaprosiła wszystkich chętnychpo raz pierwszy na Święto Jesieni. Impreza została zorganizowanaw ramach projektu „Przyjemnie i wesoło spędzamy wolny czas''.Gdy weszliśmy do środka naszej świetlicy, zobaczyliśmy udekorowanąscenę w barwach jesieni. Ponadto uwagę przyciągałydwa stoły. Na jednym stały gliniane garnki, jak się później okazało,z pyszną grochówką, bigosem i leczo. Do tego kilka gatunkówswojskiego chleba, podpłomyki, czyli prouzioki. Na dwóch misachpierogi z kapustą i kaszą gryczaną. A na drugim stole pyszniły sięprzetwory miejscowych pań i gospodyń. Czego tam nie było: sokiowocowe, nalewki (niebo w gębie, a potem w głowie), dżemy,konfitury, kwaszonki, sałatki, marynaty, owoce w syropie. I długoby wymieniać te wiejskie specjały, opatrzone podpisami, obwiązaneserwetkami...O godz. 15.00 pani Anna Totoś, organizatorka Święta Jesieni,powitała serdecznie licznie zgromadzonych mieszkańców Kielanowic(tzw. Dołu, bo Górze chyba za daleko do świetlicy; dojśćmiedzami i dojechać po asfalcie nietrudno) i nie tylko.Pani Ania zaprosiła do wysłuchania programu słowno-muzycznegoprzygotowanego przez dzieci i młodzież pod kierunkiemswoim i pani Agnieszki Kowalik.Wiersze i piosenki mówiły o jesieni. Można było na podstawiejednego z wierszy dowiedzieć się, jak dawniej (drzewiej) wypiekanochleb: Niewiasta umączonymi po łokcie rękami ugniata w dzieżychleb. Następnie przykrywa go pierzyną, aż cierpliwie doleżywypieku. Potem uklepie miękki miąższ w płaskie półkule, którewsuwa na długiej łopacie do gorącego pieca. Z pieca rozchodzisię miły i kuszący zapach. A na końcu wyjmuje okrągłe i brunatnebochenki jak widnokrąg zoranych pól, co chleb zrodziły. Bochenchleba jak krąg słońca.Jesień to teź pełna misa owoców, złote dywany opadłycliliści, zwisające strzępy winogron czerwonych, rudoczerwone lasywieczorne.Za tę porę rol


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05O. Plebanek zwrócił się do dzieci i młodzieży,aby szanowały symbole polskości.Potem wysłuchaliśmy programu słownomuzycznegoprzygotowanego przez młodzieżpod kierunkiem pań: Agnieszki Kowalik, AnnyTotoś i Katarzyny Skrzyniarz. Na gitarze akompaniowałp. Zbigniew Steindel. Wzruszaływiersze i pieśni. A „Rotę'' odśpiewaliśmy stojąc.Maria KonopnickaOjczyznaOjczyzna moja - to ta ziemia droga,Gdziem ujrzał słońce i gdziem poznał Boga,Gdzie ojciec, bracia i gdzie matka miłaW polskiej mnie mowie pacierza uczyła.Ojczyzna moja - to wioski i miasta,Wśród pól lechickich sadzone od Piasta;To rzeki, lasy, kwietne niwy, łąki,Gdzie pieśń nadziei śpiewają skowronki.Ojczyzna moja - to praojców sława,Szczerbiec Chrobrego, cecorska buława,To duch rycerski, szlachetny a męski,To nasze wielkie zwycięstwa i klęski.Ojczyzna moja - to te ciche pola,Które od wieków zdeptała niewola,To te kurhany, te smętne mogiły -Co jej swobody obrońców przykryły.Ojczyzna moja - to ten duch narodu,Co żyje cudem wśród głodu i chłodu,To ta nadzieja, co się w sercach kwieci,Pracą u ojców, a piosnką u dzieci!DariuszStrzelczykzszedłeś z góryjezusickuz bielą obrusówaromatem siana i jodłyzszedłeśniosącPOKÓJ NAMz góry zszedłeśanielskim podmuchemotulonykolędą ubogiej chatyPani sołtys Grażyna Czop serdecznie podziękowała organizatoromza przygotowanie uroczystości i wyraziła życzenie co dokolejnych spotkań.Drugą część uroczystości stanowił pyszny poczęstunek przygotowanyprzez panie: M. Kołaczek, K. Wojtanowską, D. Cup. W tendeszczowy dzień wyjątkowy smakowały babeczki jako dodatek dobarszczyku, grochówka, ciasta, kawa, herbata.Gdy wychodziliśmy, przy pomniku płonęły znicze, przypominająco tym wyjątkowym dniu i przywodząc na pamięć naszychbliskich, którzy nie wahali się oddać swego życia za wolną Polskę.Renata Gąsioro północykrokami dzwonówmy przyszliśmy do ciebiez nagością duszna których odbija się echołamanego opłatka


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong>Z zeszytów uczniówO złotej polskiej jesieniWe wrześniu w klasie piątej z uczniami na lekcji języka polskiegoomawiałam tekst T. Różewicza „Bursztynowy ptaszek''.Wykonywaliśmy również ćwiczenia słownikowo-językowe.Podsumowaniem lekcji było napisanie wypracowania. Powstałowiele ciekawych prac. Zachęcam serdecznie do lekturyniżej wybranych.Gdy dziś po szkole stanęłam przed domem, rozejrzałam sięwokół siebie. Własnym oczom nie uwierzyłam, gdy ten widokcudowny zobaczyłam. W domu zrobiłam to, co zrobić miałami pędem do parku się udałam.Tam też już ona była, ta wspaniała złocista jesień!Kasztany wyrozrzucała, liście jesienią pachnące, na ziemipoukładała. Już co drugi listek na ziemię opada, a w powietrzuleci pajączek na swej srebrzystobiałej sieci.Szłam wzdłuż ścieżki obsypanej czerwonymi, złocistymi orazbrązowymi liśćmi. Na gałązce ptaszek bursztynowy piosenkęjesienną nuci, wiewiórka żołędzie pakuje, a ja tańczę wśród nich.Wieczór już nadchodził, gdy domu się pomału zbliżałam.Kiedy próg mych drzwi przekroczyłam, w sercu smutek za jesieniąpoczułam. (...)To przeżycie i spotkanie z jesienią było wspaniałe.Natalia Bień, V a***W jesienne, październikowe popołudnie postanowiłampójść do lasu. Po drodze wstąpiłam do parku i zobaczyłam koleżankęze szkoły. Usiadłyśmy na ławce i rozmawiałyśmy o jesieni.W parku było wiele różnych drzew, których liście przybrałyprzepiękne barwy: czerwony, brązowy, żółty, pomarańczowyi ciemnozielony. Pozbierałyśmy trochę kasztanów i poszłamdalej do lasu.Las był pokryty dywanem z liści, które spadły z drzew. Zobaczyłamtam też wiewiórkę, która zbierała żołędzie, a ja niechciałam jej wystraszyć, więc poszłam do sadu moich dziadków.Jabłka w sadzie były pyszne. Zauważyłam, że przede mnąleży barwny liść o wszystkich odcieniach, więc go podniosłami postanowiłam ususzyć do albumu. Podniosłam jeszcze paręładnych i poszłam do domu, bo byłam trochę głodna.W domu moja mama skończyła robić przetwory. Zostawiłamsobie jeden dżem do naleśników, a resztę zaniosłam donaszej spiżarni.Gdy przeminie jesień, będzie mi jej brakowało. Nie będzieprzepięknych liści, kasztanów i dywanów w lesie i sadzie.Ta jesień jest wspaniała, ale każda pora roku jest ciekawa.***Złota polska jesień to najpiękniejsza pora roku. Piękne,kolorowe liście szumią i szeleszczą na wietrze.Pewnego dnia poszłam do parku. Na ziemi leżało dużokasztanów i żołędzi, a po drzewach biegały wiewiórki, szukajączapasów na zimę. Wszędzie leżały barwne liście: brunatne,ceglaste, czekoladowe, zgniłozielone i żółte. Po tym kolorowymspacerze poszłam po Marysię i razem wybrałyśmy się na grzybydo lasu. W lesie znalazłyśmy borowiki, maślaki, kozaki, pomiędzygałęziami drzew zwisały nitki babiego lata.Gdy wróciłam do domu, poszłam do sadu i nazbierałambrzoskwiń na kompot. Przy okazji nazbierałam też jabłek, bobyły soczyste i kusiły swoim czerwono-żółtym kolorem. Kiedysobie odpoczęłam, poszłam z mamą do ogródka i wsadziłyśmywrzosy. Krzewinki były różowe, białe, fioletowe, a w ogródkuzrobiło się teraz kolorowo i przyjemnie.Następnego dnia robiłyśmy w domu z mamą przetwory nazimę. Robiłyśmy buraczki, które miały krwistoczerwony kolor,i dżem brzoskwiniowy o słodkim zapachu. Schowałyśmy je dospiżarni, gdzie stały już zielone ogórki kiszone, marynowanegrzyby, różowe czereśnie i bordowy sok z malin.U nas w domu jest teraz wesoło. Cieszą nas barwne liściei brązowe kasztany. Czuje się radość w sercu z tych darów natury.Wiktoria Pikus, VaPrzygoda z panem KleksemMają się czym pochwalić też uczniowie klasy IV b. Napodstawie lektury „Akademia pana Kleksa'' dzieci pisały wypracowania.Byłam w akademii pana Kleksa - piszemy opowiadaniew narracji pierwszoosobowej.Nie uwierzycie! Zostałam zaproszona na jednodniowy pobytw akademii pana Kleksa.!Gdy Anastazy otworzył bramę, zobaczyłam zadbany parki wielką szkołę. Otrzymałam niebieski mundurek jak inni gościei tak zaczął się poranek w akademii.Co się stało dalej? Już opowiadam. Dostałam fioletowemydełko pachnące owocami leśnymi. Chętnie się nim umyłamw różowej sypialni dla dziewcząt.Potem zebraliśmy się na śniadanie. Pan Kleks musiał powiększyćjadalnię i stół, żeby wszyscy się zmieścili. Zjedliśmynaleśniki z masłem orzechowym, dziewczynki wypiły różowemleko, a chłopcy białe.Po śniadaniu udaliśmy się na lekcję kleksografii, na którejmój kleks był królikiem z marchewką i mlekiem. Pan Kleks ułożyłdo obrazka taki wierszyk:To jest królik i marchewkaNo i duża mleka zgrzewka.Potem Mateusz zadzwonił na drugie śniadanie. Na talerzubyła kanapka z serem, a w szklance sok wiśniowy. Przyszedłczas na geografię. Pobiegliśmy w stronę boiska z wielką piłkąglobusem.- Egipt!- Chiny!- Wisła!- Londyn!- Tatry!- Warta itd.Zrobiliśmy sobie przerwę, więc miałam okazję na rozmowęz Adamem.- Cześć, Adam. Jestem Skarlet. Mam 10 lat- przedstawiłamsię.- Hej, Skarlet, czy lubisz gotować?- zapytał.- Oczywiście, a co się stało?- Bo pan Kleks szuka kolejnego pomocnika i mogłabyś namdzisiaj pomóc.Zastanawiałam się przez chwilę i odpowiedziałam:- Chętnie, dzięki.Gdy przyszedł czas na obiad, ja i Adam pobiegliśmy dokuchni. Zastaliśmy tam pana Kleksa.- Witaj Adasiu, a to jest Skarlet?- Tak - odpowiedziałam.- Będziesz chciała nam dzisiaj pomagać? Nie musisz odpowiadać,bo wiesz, że czyatm w myślach - rzekł.- Ugotujmy zupę pomidorową - wymyślił Adam.- Świetnie- zgodziłam się.Nalałam wodę do szklanki i wzięłam z półki szary proszek.Resztą zajęli się pan Kleks i Adam, a ja się przypatrywałam.Chwilę później pan Kleks powiedział:- Dziękuję ci za pomoc przy dzisiejszym obiedzie. Proszę,weź to - dał mi zielone, żółte i brązowe szkkiełka. Połknęłam jei powiedziałam:- Pyszne. Mięta i czekolada - ucieszyłam się.


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Następnie przyszła pora na zabawę. Nie miałam ciekawegozajęcia, więc usiadłam na ławce w parku z książką. Podeszła domnie sympatyczna dziewczynka.- Cześć, jestem Skarlet - powiedziała.Podskoczyłam ze zdziwienia.- Też się tak nazywam.Spędziłyśmy razem chwilę i okazało się, że lubimy to samonp. książki, gry, filmy, zwierzęta. Niepostrzeżenie nadeszła godzinaosiemnasta. Weszliśmy do akademii na kolację. Była tammarchewka, kompot agrestowy, kanapka z dżemem wiśniowymi zielone szkiełko.Po kolacji dzieci udały się do poszczególnych sypialni. Wszyscywzięli prysznic i wyszczotkowali zęby. Przyszedł czas snu.Śniło mi się drzewko z soczystymi jabłkami i małym językiem natrawie. Rano na śniadaniu pan Kleks wygłosił mowę pożegnalnądla gości. Dostaliśmy mleko i bułkę na drogę. Właśnie, zjem tębułkę, bo jestem głodna.Skarlet Góra, IV bHistoria z kleksa atramentu- opowiadanie (baśń)twórcze.Pewnej nocy kaczor Zag spał bardzo niespokojnie. Nagleusłyszał głośny i przeraźliwy huk. Obrócił się na drugi bok, alejuż nie potrafił zasnąć. Przeraźliwy huk powtórzył się jeszcze raz.Zaniepokojony i bardzo ciekawy wyszedł na dwór. Było ciemnoi nikogo nie widział. Gdy już wracał do łóżka, ktoś go zawołał:- Zag, Zag!Kaczor popatrzył przez okno i oczom nie dowierzał. Przeddomem stał olbrzymi potwór. Miał 4 m wysokości, ostre pazuryi zęby jak głowa małego dziecka.- Kim jesteś ?!- zapytał Zag.- Mam na imię Kleksotygrys i potrzebuję twojej pomocy -odpowiedział potwór.- Ale jakiej pomocy?- kaczor dopytywał się nadal.- Zgubiłem się. Pochodzę zupełnie z innej planety. Wylądowałemna ziemi z rodzicami. Przez moją ciekawość i lekkomyślnośćdotarłem tutaj. Szukałem ich, ale nie odnalazłem. Pomożeszmi?- zapytał Kleksotygrys.- Pomogę ci, tylko powiedz mi, jak się nazywa ta twojaplaneta?- Moja planeta nazywa się Kleks. I każdy jej mieszkaniec majej nazwę w swoim imieniu- wytłumaczył Kleksotygrys.Kaczor Zag umówił się z Kleksotygrysem na następny dzieńo określonej godzinie.Długo myślał, co zrobić, aby pomóc przybyszowi. Wpadłna pomysł, aby wybudować odpowiednią rakietę.Musiał jednak poprosić o pomoc kaczora Maurycego. Nazajutrzwszyscy w trójkę zabrali się do pracy. Kaczor Maurycydługo przyglądał się Kleksotygrysowi, w końcu zapytał:- Czy wszyscy na twojej planecie wyglądają tak jak ty?- Podobnie- odpowiedział Kleksotygrys- Każdy z nas jestwielką plamą Kleksa, tylko o odmiennych kształtach. Wyobraźciesobie, że są kształty tak śmieszne, a jeszcze bardziej śmieszne,gdy się ruszają. Dlatego nasza planeta nazywa się Kleks.Maurycy i Zag słuchali bardzo uważnie. W końcu Zagzapytał:- Czy moglibyśmy się zabrać razem z tobą na planetę?- Przykro mi- odpowiedział smutno Kleksotygrys- Ale namojej planecie długo nie wytrzymacie, bo upał jest do 80 stopni.Kaczor Zag i Maurycy posmutnieli. Kleksotygrys rzekł:- Nie martwcie się, przyślę wam zdjęcie mojej planety.I tak dzień minął bardzo szybko. Rakieta zostałazbudowana. Kleksotygrysowi bardzo ciężko było się rozstaćz przyjaciółmi. Obiecał im, że jeszcze do nich wróci.Krystian Gut, IV bWybrała Renata GąsiorGIMNAZJALIŚCIZ WIZYTĄ WŚRÓD GWIAZDUczniowie gimnazjum z Tuchowa mieli okazję 10 listopada<strong>2009</strong> roku odbyć wspaniałą podróż do Planetarium i ObserwatoriumAstronomicznego im. Mikołaja Kopernikaw Chorzowie. Wycieczkę zorganizowała pani l\/lariaKapnik, nauczycielka geografii, a opiekę nad bardzogrzeczną młodzieżą pomagały jej sprawować jeszcze:Katarzyna Szarek, nauczycielka języka angielskiego,Magdalena Igielska-Bakulińska - nauczanie indywidualne,zajęcia rewalidacyjne oraz Katarzyna Krupa- polonista i bibliotekarz Zespołu Szkół w Tuchowie.SŁÓW KILKA O PLANETARIUMNajwiększe i najstarsze polskie planetarium powstałow 1955 roku dla uczczenia pamięci wielkiegoastronoma, Mikołaja Kopernika. Jest ono wyposażonew aparaturę projekcyjną, umieszczoną pod23-metrową kopułą, stanowiącą ekran sztucznegonieba. Widownia mieści jednocześnie prawie 400osób. Pod niebem planetarium, wiernie naśladującymrzeczywisty fi'rmament, odbywają się popularneprelekcje astronomiczne, lekcje astronomii i geografii.W takich lekcjach mieliśmy okazję wziąć udział,co było niewątpliwie niezapomnianym przeżyciem.Siedząc w wygodnych fotelach, w pozycji półleżącej,oglądaliśmy przepiękną projekcję pozornego ruchu słońca po sferzeniebieskiej, prowadzący uczył nas rozpoznawać kolejne konstelacje


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05gwiazd, gwiazdozbiory, Gwiazdę Polarną, Mleczną Drogę, planetyi księżyce. Wyświetlał i tłumaczył bardzo precyzyjnie, jak zmienia sięmiejsce wschodu i zachodu słońca w poszczególnych porach roku,jak zmienia się liczba dni w kolejnych miesiącach, a my, widzieliśmyto wszystko nad naszymi głowami. To było ciekawe doświadczenie.Obserwatorium astronomiczne jest wyposażone w największąw Polsce lunetę o 30-centymetrowym obiektywie i liczne mniejszeteleskopy. W pogodne dni zwiedzający mogą obserwowaćSłońce, a po zapadnięciu zmierzchu - ciekawe obiekty nocnegonieba, oglądane nawet w 750-krotnym powiększeniu. Teleskopysłużą astronomom do śledzenia planetoid i komet. Niestety, aurabyła dla nas niezbyt łaskawa i całe rzeczywiste niebo pokrywałagęsta zasłona chmur, dlatego nie mogliśmy skorzystać z lunety,aby poobserwować Słońce. Pocieszające jest jednak to, że dwóchnaszych uczniów: Krzysztof Habryło i Karol Gut podczas zwiedzaniaobserwatorium, obok największej lunety, popisali się swoją wiedząna temat nieba i otrzymali pochwałę pana, który nas oprowadzałoraz słodką ocenę celującą od pani Marii Kapnik.Na dziedzińcu planetarium usytuowany jest okazałych rozmiarówzegar słoneczny, który niestrudzenie odmierza czas. W programienaszej wycieczki szkolnej do planetarium nie zabrakło równieżczegoś ku pokrzepieniu niewieścich serc, a mianowicie obejrzeliśmywystawę minerałów. Każda dziewczyna, nie wyłączając pań,marzyła o pierścionku ze szlachetnym kamieniem, a tu proszę -taki wybór przepięknych, kolorowych i błyszczących minerałów.Wystawa mieściła się w pierścieniu okalającym salę projekcyjną.W sali audiowizualnej można spotkać się z astronomemi podyskutować o aktualnych wydarzeniach astronomicznych,w towarzystwie dostojnych postaci z galerii portretów polskichastronomów.Cała wycieczka była bardzo przyjemną rozrywką, a jednocześnielekcją geografii, która przerwała zwykłą rzeczywistość szkolnąi tradycyjny sposób prowadzenia zajęć.Na koniec dziękujemy wszystkim gimnazjalistom, którzy wzięliudział w tej krótkiej wyprawie za naprawdę kulturalne zachowaniei miło spędzony czas, pani Marii za pomysł tej wycieczki, paniKatarzynie Szarek za opiekę nad młodzieżą i panu kierowcy, któryserwował pyszną kawę dla zmarzniętej opieki.Przygotowały: Katarzyna Krupa,Magdalena Igielska-BakulińskaJeszcze nie jest tak znana, jak te przyznawane w wielkim świecie, ale przyciąga uwagę i cieszy. Nagranitowym postumencie dwudziestodwucentymetrowa postać ks. Jana Dzierżona spoglądającegoz zainteresowaniem na pszczołę trzymaną w lewej dłoni. Poniżej umieszczono napis: „Za zasługi dlaPszczelarstwa Polskiego Warszawa <strong>2009</strong> - Zarząd Polskiego Związku Pszczelarstwa". Z tegorocznymlaureatem nagrody p. Władysławem Sukiennikiem rozmawia - Zdzisława Krzemińska.Z.K. ; Twoja skromność sprawiła, że o nagrodzie rozmawiamydopiero pod koniec bieżącego roku, a Ty cieszysz się nią już kilkamiesięcy. Co wcześniej wiedziałeś o tej nagrodzie?W.S.: Statuetka ks. dr. Jana Dzierżona jest najwyższym odznaczeniempszczelarskim w Polsce, przyznawanym przez Zarządw Warszawie. Wiedziałem, że jest taka nagroda, ale nie spodziewałemsię, że kiedykolwiek ją otrzymam.Z.K.; Jak się o tym dowiedziałeś, gdzie i kiedy odbyła się uroczystośćwręczenia nagrody?W.S.: Na początku tego roku otrzymałem pisemne zaproszeniena Walny Zjazd Pogórskiego Związku Pszczelarzy w Tarnowie.W Zjeździe uczestniczyło ok. 80 pszczelarzy. Jednym z punktówspotkania było wręczanie nagrody za zasługi dla pszczelarstwa.Prezydent Polskiego Związku Pszczelarstwa J. Sabat wręczył dwienagrody: Janowi Mrozowi z Woli Rzędzińskiej mnie. Otrzymanietejże nagrody wiąże się z zaszczytem, jakim jest równoczesne nadaniestatusu Honorowego Członka Pogórskiego Zjazdu Pszczelarzy.Z.K.; Na łamach lokalnych (i nie tylko) pism często się pisałoo Tobie - chórzyście, rzeźbiarzu, złotniku i pszczelarzu; stąd wiem,że posiadasz inne nagrody, np.srebrną i złotą odznakę PZP,medal i teraz statuetkę ks.Dzierżona. Czy możesz jeszczeotrzymać jakąś nagrodę - jakopszczelarz?W.S.: Raczej nie, bo jużwszystkie otrzymałem. Chociażpo namyślę, sądzę, że wielką nagrodąjest dla mnie możliwośćrozwoju moich pasji i realizowaniamojej fi'lozofi'i życiowej, by żyć_ nie tylko dla siebie.Z.K.; Proszę przypomnij niektóre z inicjatyw społecznych,w których miałeś swój udział najpierw jako prezes Koła Pszczelarzyw Tuchowie (15 lat), potem jako wiceprezes (4 lata).W.S.: Może łatwiej będzie tylko wypunktować przedsięwzięcia,które są znakiem obecności wszystkich pszczelarzy zrzeszonych nanaszym terenie. Są to m.in.- hymn pszczelarzy,


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05- sztandar pszczelarzy,- tablica - drzeworyt przedstawiający ks. Dzierżona (innaw formie medalionu podobizna ks. Dzierżona wręczona zostałaJanowi Pawłowi II w Krośnie),- liczne publikacje i wydania książkowe nt. pszczelarstwaw Tuchowie,- pomnik patrona pszczelarzy św. Ambrożego na starym cmentarzuw Tuchowie,- skansen pszczelarski obok Domu Kultury w Tuchowie,- organizacja muzeum etnograficznego przy sanktuarium MatkiBożej w Tuchowie.Z.K.: Pszczelarze w Tuchowie są wyjątkowo aktywni; słychaćo Was na uroczystościach patriotycznych i religijnych, uczestniczyciew akcjach charytatywnych jako ofiarodawcy miodu, chętnieprzyjmujecie zaproszenia do prowadzenia pogadanek^ O czymjeszcze warto wspomnieć?W.S.: Grupa pszczelarzy - to pracowici pasjonaci; kilkudziesięcioletniadziałalność opiera się na dobrej tradycji duszpasterstwarolników i pszczelarzy przy sanktuarium MB w Tuchowie. Sezonpszczelarski rozpoczynamy i kończyny mszą św. i spotkaniem towarzyskimw jednej z pasiek, rokrocznie 7 grudnia uczestniczymyw Ogólnopolskiej Pielgrzymce Pszczelarzy na Jasnej Górze.Z.K.: A skąd u Ciebie wzięło się zainteresowanie pszczelarstwemi gdzie rozwijasz je po dziś dzień?W.S.: Zainteresowania rodzą się najczęściej w dzieciństwie i takbyło w moim przypadku. W gospodarstwie mieliśmy dwa ule_ i taksię zaczęło. Od wielu lat mam swoją pasiekę w Ryglicach, obecnieżyje tam 30 rodzin pszczelich, a ja z tą samą ciekawością - mimoupływu lat - zadziwiam się harmonią ich życia^Z.K. Gratulując statuetki ks. J. Dzierżona i dziękując za rozmowę,życzę^ niech ta Twoja piękna przygoda z pszczelarstwemwciąż trwa^55 ROCZNICA MATURYW LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCYMim. MIKOŁAJA KOPERNIKA W TUCHOWIE20 czerwca <strong>2009</strong> roku odbył się zjazd absolwentów LiceumOgólnokształcącego w Tuchowie, którzy w 1954 r. złożyli egzaminmaturalny. Były wówczas dwie klasy (ogólnokształcąca i pedagogiczna),liczące w sumie 50 uczniów.Organizacją zjazdu zajęli się: Lidia Gerard-Wilczyńska (Warszawa),Andrzej Meissner (Rzeszów), Jerzy Orobeć (<strong>Tuchów</strong>) i DanutaPrzęczek (<strong>Tuchów</strong>). Poszukiwania 50 osób trwały ponad pół rokui przyniosły pozytywne rezultaty. Udało się zidentyfikować 40osób, spośród których 10 zmarło, a z pozostałych 30, swój udziałw zjeździe zgłosiło 17 absolwentów. Kilka osób nie mogło jednakprzyjechać ze względu na sytuacje losowe,.Zjazd rozpoczął się mszą św. w kościele oo. Redemptorystów,celebrowaną przez księdza Eugeniusza Leśniaka - proboszcza sanktuarium,który w ciepłych słowach powitał uczestników zjazdu,wskazując na potrzebę powracania do przeszłości, w tym równieżzwiązanych własną edukacją. Jednocześnie została odczytanalista zmarłych kolegów. Są to: Stanisław Gądek, Zbigniew Kowalik,Kazimierz Krupa, Wojciech Sajdak, Maria Słota, Alicja Wantuch,Stanisław Wrona, Jerzy Zieliński, Czesław Ziomek i Julia Żyrkowska.W dalszej kolejności odbyło się spotkanie z dyrekcją LiceumOgólnokształcącego im. M. Kopernika, na którym mowy okolicznościowewygłosili dyr. Zbigniew Budzik, Andrzej Meissneri Mieczysław Piszczek. Ponadto dyrektor liceum przedstawił dzieńdzisiejszy placówki, jej osiągnięcia i zamierzenia na najbliższą przyszłość.Podkreślił, że od początku swego istnienia, tj. od 1945 r.szkoła była i nadal jest ważnym ośrodkiem kulturotwórczym miastaTuchowa. Z wielką radością przyjęto wiadomość o odnalezieniutableau, na którym rozpoznawaliśmy siebie i naszych nauczycieli.Na zakończenie nastąpiło odnowienie matury, bowiem każdyz uczestników otrzymał ŚWIADECTWO ZŁOTEJ MATURY, którewręczył mgr Z. Budzik. Dziękując dyrektorowi liceum za serdeczneprzyjęcie, przekazaliśmy monografię autorstwa Andrzeja Mężykapt. <strong>Tuchów</strong> (Cz. I-II, <strong>Tuchów</strong> 2007-2008) oraz pracę zbiorową pt.Historia wychowania. Misja i edukacja (Rzeszów 2008), która ukazałasię w serii wydawniczej Galicja i jej dziedzictwo wydawanejprzez Uniwersytet Rzeszowski.Po krótkim odpoczynku w kawiarni Czardasz uczestnicyzjazdu udali się na cmentarz, by uczcić pamięć i złożyć kwiaty nagrobach spoczywających tu profesorów, tj. Lidii Orobeć, TadeuszaWewiórskiego, Marii Mleko i M. Piątka. Wyjątkowym przeżyciembyły odwiedziny 98-letniej profesor Józefy Pacany, która w LiceumOgólnokształcącym pracowała od 1945 r., tj. od momentu założeniatej instytucji oświatowej. Krótka rozmowa pozwoliła nam powrócićdo naszych lat szkolnych, kiedy pełni optymizmu patrzyliśmyw naszą przyszłość.Kolejny etap naszego spotkania miał miejsce w bacówce zlokalizowanejna górze Brzance w Jodłówce Tuchowskiej. Mieliśmydo dyspozycji cały budynek, gdzie przy zastawionym stole rozpoczęłysię wspomnienia ciągnące się do późnych godzin nocnych.Każdy przedstawił dzieje swojego życia te osobiste i te zawodowe.Stopniowo rozpoznawaliśmy się, przypominali ciekawe wydarzeniaz życia szkolnego, wspominaliśmy profesorów i ich sylwetki. Jakżedzisiejsze warunki życia różnią się od warunków ówczesnych.Uczyliśmy się w liceum, które nie posiadało własnego budynkui wystarczającego zaplecza dydaktycznego, stąd nauka odbywałasię w Szkole Podstawowej. Funkcję dyrektora pełnił mgr Jan Florkowski,który jednocześnie uczył nas fizyki i astronomii. Ale mimotych trudnych warunków, szkoła z powodzeniem pełniła swą misję


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05edukacyjną, otwierając drogę na świat młodzieży zamieszkałejw Tuchowie i w najbliższej okolicy. W procesie tym istotną rolęodegrała ówczesna kadra pedagogiczna, którą tworzyli dr JaninaWinowska (j. polski), mgr Maria Mleko (historia) mgr Józefa Pacana(geografia), mgr Irena Korpan (matematyka), dr Maria Staszewska(chemia) a po jej śmierci mgr Adam Smalarz, mgr MaksymilianPiątek i mgr Wanda Wołosiecka (biologia), Czesław Liszukiewicz(j. rosyjski), mgr Stanisław Gniadek (j. francuski), Lidia Orobeći Tadeusz Wewiórski (wych. fiz.), ks. dr Jan Kos (religia). Niezwykleciekawą postacią była dr J. Winowska, która z powodów ideologicznychzostała przeniesiona z Krakowa do Tuchowa, gdzie uczyłaod 1952 do 1957 r. Mimo intensywnie prowadzonej ofensywyideologicznej, zmierzającej do upolitycznienia szkoły, starała siędać uczniom szerszy pogląd na świat i zapoznać z wartościamiestetycznymi i etycznymi, które niosła ze sobą literatura piękna,a których brak było w tzw. „produkcyjniakach".Każdy z nas przebył inną drogę życiową i inne zdobył doświadczenia.Lidia Gerard-Wilczyńska po studiach Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie pracowała w przedsiębiorstwie budowlanymna Śląsku, a następnie w Zjednoczeniu Przemysłu Naftowegoi Gazowniczego w Warszawie. Podobne studia ukończyła JaninaLipińska (Leś), po czym podjęła pracę w Fabryce Maszyn Górniczychw Piotrkowie Trybunalskim. Jerzy Orobeć podjął studia naPolitechnice Gliwickiej i m.in. pracował na Bliskim Wschodzie jakospecjalista od budowy chłodni. Z kolei Jerzy Kwaśny i Czesław Tyborsą absolwentami akademii rolniczej. I tak J. Kwaśny ukończyłWyższą Szkołę Rolniczą w Krakowie i został nauczycielem, a potemdyrektorem szkoły ogólnokształcącej, zaś C. Tybor - AkademięRolniczą we Wrocławiu i pracował w Urzędzie Wojewódzkimw Katowicach. Kilka osób ukończyło studia nauczycielskie i podjęłopracę w szkolnictwie podstawowym lub średnim: Danuta Przęczek(z domu Wrona), Mieczysław Piszczek, Irena Migas (Krzywoń),Alicja Michniak (Serafi'n). Z kolei przygotowanie ekonomicznezdobyła Maria Wójcik (Mazurkiewicz), dzięki czemu podjęła pracęw dziale osobowym przedsiębiorstwa budowlano-remontowegoMontex w Częstochowie. Kilka osób podjęło pracę w służbie zdrowia,tj. Izabela Folkman (Lipenska), Zofia Gogola (Mężyk), MelaniaKostrzewska (Jeleń), Aleksandra Lamparska (Jaskólska). DanutaKotowska (Firlej) - została lekarzem pediatrą. Z kolei w instytucjachsamorządowych pracował Stanisław Sambora. Studia w zakresiepedagogiki na Uniwersytecie Jagiellońskim podjął Andrzej Meissnerpoświęcając się pracy naukowej w dziedzinie historii pedagogiki,oświaty i szkolnictwa (WSP, a następnie Uniwersytet Rzeszowski).Wspominaliśmy zmarłych kolegów, jak np. Wojciecha Sajdaka -lekarza weterynarii, Zbigniewa Kowalika - absolwenta krakowskiejpolonistyki, czy też Czesława Ziomka - nauczyciela fizyki w TechnikumBudowlanym w Rzeszowie. Nie są to oczywiście sylwetkiwszystkich absolwentów, bowiem brak danych nie pozwolił naudzielenie pełnych informacji.Niespodziankę muzyczną zrobili nam Eugeniusz Grzanka(absolwent LO w Tuchowie, absolwent pedagogiki specjalneji muzyk) oraz Ewa Stanisławczyk (absolwentka LO w Tuchowie,lekarz stomatolog, muzyk), którzy specjalnie przybyli do bacówki,by śpiewem i muzyką akordeonową uświetnić nasz zjazd. Śpiewomnie było końca.Zakończenie zjazdu odbyło się dnia następnego w godzinachprzedpołudniowych. Naładowani wspomnieniami i pozytywnymiemocjami oraz zaopatrzeni w zdjęcia pamiątkowe obiecaliśmysobie, że spotkamy się w roku następnym.Andrzej MeissnerW samo południe ##Spotkanie Jubileuszowe absolwentów z 1969 r. z okazji 40-lecia ukończenia LO im. M. Kopernika w Tuchowie„Ze zgiełku świata wpadamy sobie w objęcia, byusłyszeć, że jeszcze biją, jeszcze żyją nasze serca"(Julia Hoser Krauze)W samo południe 17 X <strong>2009</strong> r. spotkaliśmy się na rynku w Tuchowie40 lat po maturze. Wróciły niezapomniane wspomnieniaz lat naszej młodości, gdy byliśmy piękni, pełni sił i zapału do pracy.Jakie wtedy górnolotne były nasze marzenia. Marzenia - marzeniami,a życie toczy się różnymi, czasem bardzo krętymi ścieżkami.Choć minione lata zrobiły swoje i wiek posrebrzył nasze skroniea na twarzach pojawiło się więcej zmarszczek, to dalej duchemczujemy się młodzi.Przy pierwszym spotkaniu niejednemu z nas łza zakręciła sięw oku ze wzruszenia. Często padały pytania: To ty, Aniu?, Kaziu?Alu? Rysiu?


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Dużo radości dostarczyłonam spotkanie, zwłaszcza tychkolegów i koleżanek, którychnie widzieliśmy prawie 40 lat.Los bowiem rozrzucił ich pocałym kraju, a nawet poza jegogranice. Tadziu Górski, żeby sięz nami spotkać, przyleciał dokraju po 36 latach z USA.Po serdecznym przywitaniu,uściskach i grupowym zdjęciuna tle tuchowskiego ratusza,udaliśmy się samochodami naBacówkę na Jamnej.Po rozlokowaniu w pokojachspotkaliśmy się o godz.15.00 w jadalni na uroczystymobiedzie. To dzięki koleżanceAni Molek, jej inicjatywiei wielkiemu zaangażowaniumogliśmy spotkać się tutajwszyscy razem.Dziękujemy Ci za to, kochanaAniu!Ania serdecznie powitałanaszych drogich profesorów,którzy zaszczycili nas swojąobecnością: Eleonorę i KazimierzaMajchrowiczów oraz naszegokatechetę profesora JózefaPietrzaka. Niestety, nie wszyscyprofesorowie mogli przybyć zewzględu na stan zdrowia. Dziękujemyprofesorowi RyszardowiTrojakowi, który z powoduwyjazdu za granicę nie mógł byćrazem z nami, ale przysłał nammailem na Bacówkę serdeczneżyczenia.Brakowało nam zwłaszczaukochanej wychowawczyni klasy„a" - profesor Józefy Pacany,która była dla nas zawsze jaknajtroskliwsza matka.„Umarłych wieczność dotądtrwa, dokąd pamięcią sięim płaci" - to słowa naszejwielkiej noblistki WiesławySzymborskiej.Z wielkim smutkiem uczciliśmyminutą ciszy pamięćnaszych zmarłych profesorów:dyr. Jana Florkowskiego, dyr.Kazimierza Remiana, dyr. MariiMleko, profesorów: IrenyKorpan, Lidii Orobeć, TadeuszaWewiórskiego, Czesława Liszukiewicza,Maksymiliana Piątka,Jerzego Eilmesa, Jana Węgrzyna,Stanisława Jedlińskiego, ks.Franciszka Kuklę oraz koleżaneki kolegów: Krysi Pancerz, IrenyLewandowskiej, Marysi Słowik,Jerzego Pawlika, LeszkaDrewnianego, Mariana Prusai Adama Wróbla.Po powitaniu koleżaneki kolegów Ania odczytała wierszWiesławy Szymborskiej „Jaksię czuję":Kiedy ktoś zapyta, jak się dziś czujesz?grzecznie mu odpowiem, że „dobrze, dziękuję"To że mam artretyzm, to jeszcze nie wszystko,astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką,puls słaby, krew w cholesterol bogata^lecz dobrze się czuję, jak na swoje lata.Z wierszyka mojego ten sens się wywodzi,że kiedy starość i niemoc nareszcie przychodzi,to lepiej się zgodzić ze strzykaniem kościi nie opowiadać o swojej starości.Zaciskając zęby z tym losem się pogódźi wszystkich dookoła chorobami nie nudź!Za czasów młodości (mówię bez przesady)łatwe były biegi, skłony i przysiady.W średnim wieku jeszcze tyle sił mi pozostało,żeby bez zmęczenia, przetańczyć noc całą_A teraz na starość czasy się zmieniły,spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły_Bez laseczki chodzić teraz już nie mogę,choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogęW nocy przez bezsenność bardzo się morduję,ale przyjdzie ranek^ i znów dobrze się czuję.Mam zawroty głowy, pamięć „figle" płata,lecz dobrze się czuję jak na swoje lata.Powiadają, że starość okresem jest złotemi kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym_„Uszy" mam w pudełku, „zęby" w wodzie studzę,„Oczy" na stoliku, zanim się obudzę^Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:Czy to wszystkie są części, które się wyjmuje?Dobra rada dla tych, którzy się starzeją,niech zacisną zęby i z życia się śmieją.Niech wstaną rano, „części" pozbierająNiech rubrykę zgonów w prasie przeczytają.Jeśli ich nazwiska tam nie figurują,to znaczy, że są ZDROWI i DOBRZE SIĘ CZUJĄ.Po uroczystym obiedzie i lampce szampana profesor Eleonora Majchrowicz odczytała listę obecności. Przybyli z klasy „a": JaninaCichowska, Teresa Duda, Halina Faliszek, Janina Kiełbasa, Genowefa Krzyżkowska, Ola Maciaszek, Maria Marszałek, Anna Molek, WandaRyczek, Halina Truchan; z klasy „b": Janina Bochenek, Jadwiga Igielska, Maria Kukla, Stanisława Kras, Danuta Kupiec, Mieczysława Majka,Teresa Turaj; z klasy „c": Józef Dawid, Tadeusz Górski, Ryszard Krzemień, Marianna Mróz, Teresa Mróz, Kazimierz Przybyłowicz, ElżbietaSajdak, Aleksandra Słowik, Anna Stanisławczyk, Andrzej Wojakiewicz z żoną, Krzysztof Wyszyński z żoną i córkami.Przy suto zastawionym stole rozpoczęła się radosna biesiada przeplatana śpiewami przy dźwiękach harmonii i gitary oraz tańcamido białego rana. W czasie biesiady z rozrzewnieniem wspominaliśmy nasze szkolne lata, oglądając stare zdjęcia, oraz wymienialiśmysię adresami, telefonami, mailami, aby na bieżąco utrzymywać ze sobą kontakty.Różnorodnie ułożyły się nasze losy. Jedni zaraz po maturze poszli na studia, inni poszli do pracy i założyli rodziny. Wszyscy staraliśmysię uczciwie i godnie żyć. Wybraliśmy różne zawody, są wśród nas m.in.: nauczyciele, prawnicy, inżynierowie, księża, pielęgniarki, księgowe.W życiu osobistym też różnie się układało. Dla niektórych los okazał się łaskawy, inni przeżyli różne życiowe tragedie. Jedni dochowalisię dzieci, wnuków, inni pozostali sami, ale ważne jest to, że łączy nas silna więź, która przetrwała i na nowo odżyła.Po króciutkim noclegu spotkaliśmy się następnego dnia o godz. 10.00 na pożegnalnym śniadaniu. Żurek po chłopsku w chlebie byłwyborny.Atmosfera spotkania była znakomita. Rozjeżdżaliśmy się do domów radośni i szczęśliwi, że mogliśmy się spotkać.Odżyły stare przyjaźnie i to jest piękne, gdyż przyjaciel - to prezent, jaki robimy sobie samemu.Anna Stanisławczyk, Teresa MrózZdjęcia: Teresa Mróz, Anna Stanisławczyk, Józef Dawid


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Zwyczaje i obyczaje funkcjonującena małopolskiej wsi w XIX i XX wieku(cd. „Życia chłopów na wsi małopolskiej w XIX i XX wieku")Znaczenie poszczególnych osób na wsi naprzełomie XIX i XX wieku.Podstawą utrzymania rodziny wiejskiej było gospodarstwoi praca w nim. Inne zajęcia były wykonywane w chwilach wolnychod pracy produkcyjnej w gospodarstwie. Gospodarstwa rolne byłysamowystarczalne i dawały utrzymanie członkom rodziny. Układhierarchiczny wsi odzwierciedlał stan zamożności poszczególnychrodzin. Na szczycie drabiny społecznej znajdowali się kmiecie,potem małorolni zagrodnicy, a na najniższym szczeblu tej drabinyspołecznej znajdowali się bezrolni chałupnicy i komornicy. PoII wojnie światowej zmienia się stosunek do pracy w rolnictwiei wywodzących się z niej autorytetów. Pojawia się i upowszechniapogląd, że wszystkie zawody pozarolnicze są lepsze od pracy rolnika.„Robienie w gnoju" przeciwstawia się ograniczonej ustawamipracy w mieście, uważanej za pańską. Taki pogląd zmniejszał systematycznieautorytet rodziców na wsi, zmieniał się też stosunek dodzieci i odwrotnie. W poprzednim okresie dziecko było najtańszą siłąroboczą. Małorolni i bezrolni traktowali dzieci jako wyrękę w wielucodziennych obowiązkach, a gdy podrosło, dawali je do służby,często pobierając należności za jego pracę. Powszechnie funkcjonowałopowiedzenie: „Kogo Pan Bóg stworzył, to go nie umorzy".Matki chciały mieć dziewczynki, traktując je jako wyrękę w pracachdomowych, ojcowie chłopców, traktując ich jako przyszłychparobków, potrzebnych do uprawiania ziemi. Z dziewczyną wiązałysię większe wydatki na chrzciny, stroje, posag. Wszystkie dzieci odnajmłodszych lat wychowywane były w obowiązku pracy. Dziewczynkiuczestniczyły w pracach matki, chłopcy w pracach ojca. Już5-6-letnie dziewczynki zajmowały się: pilnowaniem i niańczeniemmłodszego rodzeństwa, noszeniem wody i chwastów dla bydła,zbieraniem patyków, karmieniem drobiu.W okresie od dziesiątego do piętnastego roku życia na dzieckonakładano obowiązek pasienia. Każda dziewczyna w tym okresie,u rodziców czy na służbie, nazywała się pasterką, chłopiec pastuchem.Dziewczynki pasły krowy, kozy, chłopcy konie, świnie.Życie pasterzy zależało od warunków pasienia, np. czy pasionona miedzach, drogach dojazdowych do pól, na polach należącychdo gospodarza czy na pastwisku wspólnym, gromadzkim. Krowyi świnie pasiono od świtu do zachodu słońca, czyli po kilkanaściegodzin dziennie. Do pracy najemnej często oddawali też swedzieci gospodarze, traktując ten okres jako ich szkołę życia. Podkoniec XIX wieku wprowadzono obowiązek szkolny, który zburzyłpoprzednio wypracowane formy wychowania dzieci. Dziewczynypo ukończeniu szkoły, mając 15-16 lat, stawały się dziewkami.Przyjmowały one wówczas obowiązki, które wcześniej wykonywałagospodyni. Przyjmowano je chętnie do pracy na pańskim, na plebanii.Dziewczynie kupowano wówczas ładniejsze ubrania, dawanowięcej czasu na wypoczynek; dostawały poduszki, sypiały w izbie.Zachowanie się dziewczyny kontrolowała cała rodzina. Chodziłaz rodzicami na targi, wesela, na dożynki we dworze. Dziewczynywychodzącej za mąż nikt nie uświadamiał od strony seksualnej.Większość dziewcząt wychodziła za mąż w wieku 15-20 lat. Znanebyło powiedzenie: „Rychłego wstawania i wczesnego wydania niktjeszcze nie żałował".Zaloty i zrękowiny, dola dzieci nieślubnych:W XIX wieku uważano na wsi, że łatwiej jest wychować chłopcaniż córkę, bo chłopca można było upilnować przed kontaktamiz dziewczynami, a gdy nie zdołano tego dokonać, to i tak konsekwencjeponosiła tylko dziewczyna. Pewnym problemem ówczesnejwsi były dzieci nieślubne. Za nieślubne dziecko należała siękara fizyczna. Zdarzało się to biednym dziewczynom, bo bogatszezawsze zostały przez rodziców wydane, tylko ich wiano musiało byćwiększe. Gdy dziewczyna biedna miała dziecko z panem, bogatymchłopem lub z księdzem, to jej nie karano, a nawet przewinienie tolerowano,ale musiała dostać wyprawę, np. krowę, mórg ziemi lubkilka stówek. Z dzieci nieślubnych lepszą dolę na wsi miał chłopiecniż dziewczyna, gdyż on po dojściu do lat dorosłych mógł iść dowojska, a po powrocie zostawał przyjęty do miejscowej społecznościjako pełnoprawny członek wsi. Natomiast dziewczęta nosiłypiętno hańby moralnej (zwano je: „puszczalskie", „nierządnice",„latawice", „gonichy", „włóki", „hadry" itp.), a ich dzieci określanoprzydomkami: „bąk", „najduch", „znajduch", „podrzutek", „niedalekopada jabłko od jabłoni", „ojców miałaś pełną stodołę" itp.„Bąki" chrzczono tylko w dni powszednie, w skrytości, zdarzało się,że ksiądz odsyłał chrzestnych do domu, a brał spod kościoła dziadai dziadówkę, aby oni trzymali je do chrztu.Takie dzieci często oddawane były na wychowanie do zupełnieobcych ludzi („na garnuszek"). Gorzej działo się dziewczętom nieślubnym,bo miejscowa społeczność je potępiała, często dokuczającim różnymi ubliżającymi (jak wyżej) powiedzeniami. Czasem karanomatki za nieślubne dzieci: stosowano publiczne bicie, jeśli byłaciężarna, bito ją położoną na drabinie, aby nie uszkodzić płodu.Na porządku dziennym były wypadki podrzucania dzieci nieślubnychich ojcu, który musiał je wychować, bo nad tym czuwaławładza gminna. Był to zwyczaj, którego ojcowie nieślubnych dziecibardzo się obawiali i można ich było tym szantażować. Takim kawaleromksiądz proboszcz odmawiał ślubu z inną dziewczyną, dopókinie wywianowali dziecka (najmniej mórg ziemi).Wyjście panny za mąż utrudniał wiejski zwyczaj ustalającykolejność wychodzenia za mąż córek z danej rodziny według starszeństwa.Nie wszystkie panny znajdowały mężów. Łatwiej za mążwychodziły dziewczyny bogate lub dorodne. Zdarzało się, że starąpanną zostawała dziewczyna ładna, ale biedna, najczęściej jednakz pewnymi niedomogami fizycznymi lub umysłowymi. Kandydatado małżeństwa najczęściej szukała cała rodzina, a dziewczynamusiała się na takiego wybrańca zgodzić. Zgodnie z powszechnymprzekonaniem wszystkie dziewczyny bały się staropanieństwa,toteż nie odtrącały wskazanych zalotników. Uwidocznione jest tow ludowych przyśpiewkach, np.:„A nie daj Boże w wionecku umierać,Cy stary, cy młody, nie będę przebierać.Najświętsza Panienko nade mną się zlituj,Już mnie tego roku z panieństwa wykwituj"!O ostrej konkurencji na rynku zawierania małżeństw świadcząprzyśpiewki przyganiające rówieśniczce, np.:„Godałaś mi, że jo niebogato,


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05A tyś tako samo niebogato,Lotos po wsi jak suka kudłato.I ty się nie wydos tego roku,Ty pieroński śturmoku!"W naszych okolicach obowiązywał pewien rytuał związanyz zamążpójściem kobiety. Zaloty rozpoczynano od „rajenia", „swatania"dziewczyny danemu chłopcu, czyli od zachęcania do ożenkuz konkretną dziewczyną. Tę czynność przeprowadzała osoba bliskospokrewniona z chłopcem i znająca dobrze dziewczynę i chłopca.Po tym okresie następował okres poznawania się młodych, czylikawaler w towarzystwie kogoś ze swej rodziny przychodził dodomu dziewczyny na „zrękowiny", obowiązkowo z alkoholowymnapitkiem. Po rozmowie z rodzicami dziewczyny i przedłożeniu imzamiaru ożenku, ojciec dziewczyny przywoływał córkę i w obecnościzebranych pytał ją, czy ma chęć poślubić obecnego kawalera.Po usłyszeniu zgody dziewczyny przystępowano do najważniejszejczynności przedmałżeńskiej, czyli ustalania wyposażenia pannymłodej i pana młodego. Młodzi nie musieli być przy tych targach.Te sprawy majątkowe ustalali „swaci" lub „rajfurki" z rodzicamidziewczyny, zawierając notarialną umowę przedślubną, w którejściśle określano majątek przyszłego związku małżeńskiego. W umowieokreślano ilość pieniędzy, które otrzymają młodzi od obu stron,liczbę morgów ziemi, bydła, skrzyni z ubraniem, ponadto dziewczyna- ilość korali, sprzętów domowych, naczyń kuchennych orazkoniecznie pierzyny z dwiema poduszkami i zagłówkami. Ustalanogdzie będą mieszkać. Takie ustalenie majątku stałego i ruchomegowyznaczało sytuację materialną młodych.WeselePo dobiciu targu majątkowego, który mógł trwać kilka dni,ustalano termin wesela po najbliższych żniwach lub w karnawale.Określano, czy wesele będzie z muzyką, na wozach czy piesze, jakdługo ma trwać, kogo należy zaprosić z obu stron. Targi przedmałżeńskiekończyło danie na zapowiedzi. Z reguły pan młodyodpowiadał materialnie za muzykę i alkohol, rodzice panny młodejza poczęstunek czasem kilkudniowy. Wesele odbywało się obowiązkowow domu panny młodej.W czasie wesela stosowano ustalone obrzędy weselne. Donich należały:• udzielanie młodym przed wyjściem do kościoła błogosławieństwaprzez rodziców;• do ślubu jechali młodzi osobno, z panem młodym drużbowie,z panną młodą druhny;• oczepiny, czyli pasowanie panny młodej na gospodynię,przy okazji zbierano datki pieniężne;• poprawiny w domu na nowym gospodarstwie lub u pannymłodej;• w czasie przenosin do małżonka ucinano pannie młodejwarkocz.cdn.Opracował: Aleksander KowalikKazimierz Jagiellończyk, król Polski,pozwala na dwa dodatkowe jarmarkiw TuchowieW Imię Pańskie Amen. Na wieczną rzeczy pamiątkę. Chociażpośród przymiotów natury ludzkiej nie ma nic bardziej godnegoniż pamięć, - mimo to - wydaje się być czymś bardzo stosownym,aby [urzędowe] decyzje, były uwieczniane przez ścisłośćzapisu i potwierdzone [obecnością] świadków, [a to dlatego],by z upływem czasu nie ulotniły się [z pamięci].Przeto My, Kazimierz, Król Polski - to jest Ziemi Krakowskiej,Sandomierskiej, Łęczyckiej, Kujawskiej, Wielki Książę Litwy, Rusii Prus - jak również Władca i Dziedzic Ziemi Chełmińskiej, Elbląskiej,Królewieckiej i Pomorza - oznajmiamy - niniejszym pismemwszystkim i poszczególnym, których to dotyczy i do których[powinna] dojść wiadomość o treści tego pisma. Mianowiciewzięliśmy pod uwagę nieustanne pokorne prośby CzcigodnegoOpata Tynieckiego Macieja oraz jego konwentu [= klasztoru],którymi coraz częściej nas nagabywali [prośbami] o nadanieprawa [okolicznościowych] jarmarków trwających dłużej niżjeden dzień, w ich miasteczku Tuchowie.Przychylamy się łaskawie do tego rodzaju uzasadnionychpróśb i temu miastu, z którego nam przypadają [tzw.] stacje[ = koszta z utrzymaniem wojska na postoju lub zimowaniu,ciążące na dobrach królewskich i kościelnych] oraz inne znacznedochody - chcąc przyczynić się do jeszcze większego rozwoju[miasteczka], - wyrażamy zgodę - decydując na czas nieograniczony[tj.] wieczyście, na wyżej wspomniany dłuższy każdegoroku jarmark [tzw. nundiny] oraz określamy i ustalamy [świętatych jarmarków]: mianowicie, jako pierwsze [święto] NarodzeniaNajświętszej Maryi Panny, a następnie [święto] Świętego JakubaApostoła - oraz trzy następujące po tych świętach dni. [Ma byćto jarmark] dla wszystkich [zrzeszonych] oraz indywidualnychhandlarzy i woźniców - ludzi jakiegokolwiek stanu, zawodu,płci lub stopnia [społecznego] - w odniesieniu do wszystkichartykułów, jakiegokolwiek byłyby rodzaju czy gatunku.[Jarmarki te mają się odbywać] bez powodowania i podtrzymywania[jakiegoś] uszczerbku i szkody dla innych naszychmiast i miasteczek. [Jarmarkom tym] naszą i naszych następcówpowagą, - zapewniamy pełne bezpieczeństwo [związane]z przybywaniem i powracaniem, - aby każdy, który będzie sięudawał lub już przybył ze swoim towarem do wspomnianegomiasteczka Tuchowa w celu [jego] sprzedaży lub kupna - poruszałsię bezpiecznie i cieszył się [swobodą], - chyba, że bylibytacy, którzy nie zachowywaliby prawa, a takim godne wiarycechy powinny zabronić udziału [w jarmarku].Na potwierdzenie tego, co [zawiera] niniejsze pismo, zostałaprzywieszona Nasza pieczęć.Działo się w Krakowie w niedzielę najbliższą przed świętemŚwiętego Jakuba Apostoła w Roku Pańskim tysięcznymczterechsetnym sześćdziesiątym trzecim. [Jako świadkowie] byliobecni: Wielebny Ojciec [= ksiądz], Wielmożni szlacheckich rodówi szlachcice Jan z Brzezia, dostojny [przedstawiciel] KościołaKrakowskiego i wicekanclerz Królestwa Polskiego, Jan z Tenczyna,kasztelan krakowski, Stanisław z Ostroga Wojewoda Kaliski, Janz Radwanic, Królestwa Polskiego marszałek, Dobiesław Kmitaz Wiśnicza Wojnickiego Jan Feliks /sic/ z Tarnowa Bieckiego, JanAmor /sic/ kasztelan Sądecki, Jakub z Dębna, Skarbnik KrólestwaPolskiego, starosta Biecki i Sądecki, Mikołaj Pyenyasek z Wythowicze[Wadowic?] Krakowskie, Piotr Dunyn z Prawkowic Sandomierskich,Groth z Ostrowa Lubelskiego - podskarbnicy i Dominikz Kazanowa Wojewoda Radomski oraz liczni inni godni wiary.[Dokument] wystawiony przez ręce czcigodnego Ojca księdzaJana z Brzezia, dostojnika Kościoła Krakowskiego, doktora obojgapraw i wicekanclerza Królestwa Polskiego, szczerze Nam umiłowanego.Według sprawozdania tegoż czcigodnego Ojca, księdzaJana z Brzezia, doktora obojga praw, dostojnika Kościoła Krakowskiego,wicekanclerza Królestwa Polskiego.tłum. o. J. S. CSsR


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05JTrzej ostatni proboszczowiebenedyktyni w TuchowieO. Oddo Kontenowicz OSBproboszcz tuchowski 1791 - 1803 przeor klasztoru przy NMP1788, 1797, 1799Niewiele możemy powiedzieć o jego życiu - więcej o jegodokonaniach.Urodził się w 1734 r. (Chotkowski pisze, że w 1806 r. był72-letnim starcem). Wstąpił do benedyktynów w Tyńcu, gdzie dałsię poznać jako dobry gospodarz i gorliwy zakonnik. Z poświęceniempełnił funkcję podprzeora i przeora w Tyńcu, a także przeorai proboszcza w Tuchowie.Posiadał zdolności literackie. Pozostawił po sobie w rękopisiewzorowane na Szczygielskim panegiryki dla opatów tynieckichi starotrockich.Kontynuował rozpoczęte przez Albrychowicza „Acta Fundationi".Najbardziej zasłużył się w Tuchowie, gdzie po pożarze kościołaśw. Jakuba w 1789 r., wybudował nowy, do dziś istniejący i wyposażyłgo. Budowę rozpoczął w 1791 r. Materiał budowlany dostarczylibenedyktyni z lokalnego beneficjum, cegłę wypalano w Łęgu. Kosztcałej budowy (1800) wynosił 26.900 florenów reńskich oraz 14,154roboczych dniówek pieszych i 910 dniówek jarzemnych. Parafianieodrabiali w ten sposób pańszczyznę.Wyremontował też budynki parafialne, klasztor i 4-klasowąszkołę /Mężyk - <strong>Tuchów</strong> w dokumentach, s. 167 i 579/.Kilkuosobowe zgromadzenie w Tuchowie przeżywało pod jegorządami szczęśliwy okres.Z gościnności Kontenowicza chętnie korzystał opat Janowski.W kościele św. Jakuba do dnia dzisiejszego zachowały się licznepamiątki z czasów Kontenowicza. Dokonania jego wylicza Mężykw cyt. dziele, s. 168; zainteresowanych tam odsyłam.W ostatnich latach życia doznał wielkich przykrości. CesarzFranciszek I kasował opactwa, znosił klasztory. W 1803 skasowałbenedyktyńskie opactwo w Wiblingen w Szwabii, a zakonnikomkazał przenieść się do Krakowa - Tyńca (20 X 1806). Benedyktyniniemieccy byli nieprzychylni zamieszkującym opactwo tynieckiePolakom. Różnymi intrygami chcieli ich usunąć. Najpierw oświadczono,że cesarz pozwala im przenieść się do opactwa św. Krzyżalub Sieciechowa. Niemal wszyscy polscy zakonnicy oświadczyli,że Tyńca nie opuszczą. Sprawę przekazano urzędnikom austriackim,którzy przeprowadzili przeciw nim „śledztwo", i doszli downiosku, że na 10 polskich ojców tylko 5 może zostać, inni musząTyniec opuścić. Dwóch - Kontenowicza i Badowskiego - uznanoza podejrzanych. Orzeczono, że Kontenowicz jest człowiekiemniebezpiecznym, bo to człowiek niespokojnego ducha i skłonny dotajemnych machinacji /nie podano jakich/, więc należy go przenieśćdo Tuchowa, gdzie na ekspozyturze potrzebny jest jeszcze jedenkapłan. Tyniec musi opuścić.Zapomniano Jednak, że ten „niebezpieczny spiskowiec",72-letni kapłan ma wielkie zasługi, wybudował w Tuchowie kościół.Gdy to sobie uświadomiono, zostawiono go w Tyńcu do czasu,kiedy nowy opat sam się go pozbędzie.Brak danych o dalszym jego losie jak również daty jego śmierci.O. Odilo Sadowski OSBproboszcz tuchowski 1803 - 1809O jego działalności w Tyńcu i w Tuchowie prawie nic nie wiemy.B. Kumor podaje, że w 1807 r. a więc za jego proboszczowania,w Tuchowie miały miejsce 4-tygodniowe misje, które przeprowadzilidwaj jezuici. Wikariuszem Sadowskiego był o. Andrzej Ankwicz.A oto kilka szczegółów z ostatnich lat proboszczowania Sadowskiegow Tuchowie.Gdy we wrześniu 1806 r. doszła do Krakowa wiadomość0 przeniesieniu opactwa w Wiblingen do Tyńca, rozpoczęto przygotowaniado przyjęcia zakonników. Naczelnik powiatu tarnowskiegoSchottek otrzymał misję zaproponowania polskim benedyktynomw Tuchowie, aby zechcieli przemieścić się do innego opactwa, boprobostwo w Tuchowie obejmą współbracia niemieccy, Oni jednakoświadczyli na piśmie, że się z Tuchowa nie ruszą. ProboszczSadowski dodał Jeszcze od siebie prośbę, by go pozostawiono naprobostwie, przy którym już pierwej pracował 12 lat jako wikariuszkooperator. Prosił też, by mu nie okrawano dochodów, którepobiera jako proboszcz, bo i tak ledwo zdoła opędzić wydatki naprobostwie ciążące.Schottek poparł tę prośbę, choć to Sadowskiemu nie pomogło.Nie mógł być jednak zaraz usunięty, bo został proboszczem niez wyboru kapituły tynieckiej, ale z nominacji komisarza KonsystorzaTarnowskiego ks. Juszczyńskiego.Sadowski bronił się dalej. Pozyskał dla siebie względy hrabiegoLuttuna, który przed rokiem kupił dobra tuchowskie za 63.587 fl 21kr. Hrabia oświadczył, że przez kupno dóbr zyskał prawo patronatu1 udzieli prezenty Sadowskiemu na probostwo, choćby go z Tuchowawzięto. Nie udało się. Proboszczem w Tuchowie został Niemiec,o. Bernard Ganther /objął 10 I 1810/. Sadowski, zniechęcony,sekularyzował się, wyjechał do Kielc, gdzie otrzymał beneficjum.Odilo Sadowski /nie mylić z o. Damianem Sadowskim, prepozytemKościelnej Wsi/ miał trudny charakter, był przeciwnikiemprzeora Chmurzyńskiego i proboszcza tynieckiego Tomaniewicza.Pisał do konsystorza na Tomaniewicza, że nie ma talentu duszpasterskiego.Może powodem tej skargi był fakt, że Tomaniewiczznał j. niemiecki i dogadywał się z benedyktynami niemieckimi,a Sadowski z nimi walczył, bo chcieli go z Tuchowa usunąć. Jednakopinia Derusa o Sadowskim, że był Niemcem, że zadarł z parafianamii musiał uchodzić za Wisłę, wydaje się wielce niesprawiedliwai nie znajduje potwierdzenia u o. Pawła Sczanieckiego, najdociekliwszegohistoryka Tyńca.O. Bernard Ganther OSBOstatni proboszcz benedyktyn w Tuchowie 1810 - 1816Pierwszy proboszcz diecezjalny /sekularyzował się/ 1817 - 1830.Proboszcz parafii św. Jakuba w Tuchowie nie zna języka polskiego?Skąd się tu taki wziął? Kim on w ogóle był?O. Bernard Ganther ur. się w 1747 r. Wstąpił do benedyktynóww Wiblingen k. Ulm w Bawarii. W 1774 przyjął święceniakapłańskie. Benedyktyni w Wiblingen oddawali się nauce. Wielubyło wykładowcami na uniwersytetach, prowadzili gimnazja.


Tuchowskie Wies'ci5(íí3)/<strong>2009</strong>O. Ganther był prowizorem /ekonomem/. Opatem był Ulryk Keck,który potem będzie też opatem w Tyńcu.Zwycięski Napoleon zmusił cesarza Franciszka I do zawarciapokoju w Luneville. Książęta niemieccy rzucili się na dobra kościelne.W 1806 opactwo w Wiblingen zostało zniesione. Opat Keckwystosował do Wiednia prośbę o wyznaczenia jakiegoś klasztorudla wygnańców. Cesarz skierował ich do Krakowa - Tyńca. Wedługcesarskiego zamysłu, benedyktyni mieli w Krakowie obsadzić wydziałteologiczny UJ i wychowywać duchowieństwo w przywiązaniudo państwa, bo krakowski kler nie wykazywał takich patriotycznychuczuć, jakich by sobie cesarz życzył. Delikatnie mówiąc mieli prowadzićakcję germanizacyjną. Pierwszym benedyktynem niemieckim,który przybył do Tyńca, aby przygotować mieszkania pozostałymwspółbraciom, był o. Ganther. W Tyńcu też pełnił funkcję prowizora,a po usunięciu o. Sadowskiego, 10 I 1810 r. objął probostwow Tuchowie. Kandydaturze Ganthera sprzeciwiał się polskibenedyktyn o. Andrzej Ankwicz, przeor tuchowski. Przez pewienczas pracował w Tuchowie o. Pius Rieger, również benedyktynz Wiblingen, który w Krakowie krótko wykładał historię Kościoła.Brak znajomości języka polskiego utrudniał ks. Gantherowiduszpasterstwo, parafianie pisali na niego skargi do Wiednia, aletam nigdy nie dotarły, niemieccy urzędnicy Namiestnictwa weLwowie powodowali ich zaginięcie. Kruk krukowi oka nie wykole...O. Ganther wielką sympatią darzył przybyłych do Tuchowajezuitów, bo mu pomagali w duszpasterstwie, byli kaznodziejami,spowiednikami. Prowincjał jezuitów ks. St. Swiętochowski nazwałgo „ojcem wygnanych jezuitów".Ganther nie podobał się parafianom i dlatego, że nie byłdobrym gospodarzem. Napisano o nim: „aedificia oeconomicain pessimo reliquit statu" - zabudowania gospodarcze pozostawiłw godnym pożałowania stanie.Po sekularyzacji pracował nadal w Tuchowie jako proboszczdiecezjalny. Bp Grzegorz Tomasz Ziegler, też członek byłego opactwaw Wiblingen, mianował go radcą swego konsystorza.Na prośbę tegoż biskupa cesarz Franciszek I 30 IX 1823 r.mianował ks. Ganthera pierwszym kanonikiem honorowym utworzonejkapituły tynieckiej.Zmarł 22 III 1830 r. w Tuchowie. Pochowany został na cmentarzuparafialnym.W Tuchowie pracował 20 lat. O jego pracy w Tuchowie napisano:„Nie rozumiał po polsku, ochrzcił kilkunastu Żydów, sprawiłpozłacaną monstrancję i posrebrzany kielich, sprowadził swojąrodzinę, która ostatecznie zdewastowała całe gospodarstwo. Wymurowałswoim kosztem szkołę koło kościoła, a przed śmierciądarował ją na własność gminie tuchowskiej".opracował o. K. PlebanekBolesław Peca - ułan 5 PułkuStrzelców KonnychBolesław Pecaurodził się 13 grudnia1903 roku w Bolechowiekoło Stanisławowa.Jego ojciec, JakubPeca, pochodził z Burzyna;był oficerem ckżandarmerii w Lisowicachkoło Stryja, gdziepoczątkowo mieszkałi pracował. Matka -Julia Klimek - była rodowitątuchowianką.Rodzice wzięli ślub 11lipca 1900 roku w Tuchowiei zamieszkalina Podolu - tamprzyszedł na świat ichsyn Bolesław. Potemprzeprowadzili się doNowego Sącza, gdzieojciec został przeniesionysłużbowo;wkrótce jednak osiedlijuż na stałe w Tuchowie.Właśnie tu dzieciństwo i młodość spędził Bolesław, gdzie wychowywałsię w domu rodzinnym razem z trzema braćmi. Tu takżezaczął uczęszczać w 1910 roku do szkoły ludowej. Następniekontynuował naukę w tarnowskim gimnazjum. W wieku lat18 rozpoczął trzyletnią służbę czynną w wojsku. Ponieważ tradycjenoszenia munduru były w tej rodzinie kultywowane oddawna, to na tym nie poprzestał i w 1923 roku wstąpił w szeregiodradzających się właśnie sił zbrojnych II Rzeczpospolitej.Wkrótce też został zawodowym podoficerem Wojska Polskiego,ułanem - kawalerzystą. Od tej pory jego losy były nierozerwalniezwiązane ze służbą i mundurem żołnierza polskiego, gdyżw wojsku spędził w sumie 19 najlepszych lat życia. Szybko trafiłdo 5 Pułku StrzelcówKonnych, w któregoskład wchodził teżpułk ułanów, a miejscemich stacjonowaniado 1928 r. byłtarnowski garnizon.Historia tego pułku,nazywanego też„piątką", sięga swojątradycją do czasówKsięstwa Warszawskiegoi okresu wojennapoleońskich z lat1806 i 1807, kiedy toformowała się armiai sławna polska kawaleria.Oczywiściedo legendy przeszłyjuż słynne wyczynyjazdy polskiej, takiejak szarża pod Somosierrączy też napoczątku XX wiekusłynna szarża pod Jakub Peca (z prawej) oficer ck żandarmeriiRokitną. Także 5.pułk w czasach napoleońskichwykazał się walecznością. Brał udział w 1807 rokuw bitwie pod Frydlandem, gdzie rozgromił pułk rosyjski. Dwalata później brał udział w wojnie z Austrią, gdzie wykazał sięznakomitym poziomem wyszkolenia i odwagą strzelców. Wielkąchwałą okrył się także w wojnie z Rosją 1812 roku. Nie inaczejbyło w okresie powstania listopadowego, gdzie w roku 1831pułk uczestniczył w wielu bitwach i potyczkach z Rosjanami,m. in. pod Wawrem i Olszynką Grochowską. Właśnie w czasiepowstania nadano mu nazwę „5. Pułk Strzelców Konnych",a odwagę i męstwo żołnierzy potwierdzała duża liczba nadań


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Krzyża Virtuti Militari. Ponowne odrodzenie się pułku nastąpiłow 1919 r. Jego pierwszym dowódcą został wtedy podpułkownikAleksander Ehrbar. Także i tu pułk zapisał piękną kartę w okresiewalk o niepodległość i granice II Rzeczpospolitej z lat 1919- 1921. Nawiązywał on w tym czasie do tradycji pułku ZiemiLwowskiej - Wilki. Żołnierzom, którzy oddali życie w walkacho niepodległość, ich koledzy wystawili w Tarnowie na początkulat dwudziestych pomnik, na którym widnieje taki oto napis:BÓG, HONOR, OJCZYZNA POLEGŁYM W OBRONIE ODRODZONEJOJCZYZNY OFICEROM I SZEREGOWYM 5. PUŁKU STRZELCÓWKONNYCH - KOLEDZY. W roku 1923 został ufundowany przezksięcia Romana Sanguszkę sztandar 5. psk - uroczyście poświęcony16 września i przekazany przy udziale generała TadeuszaJordan Rozwadowskiego. Jakiś czas potem oficerowie 5. pułkuzłożyli wizytę w rezydencji księcia Romana Sanguszki w Podhorcachkoło Lwowa, co potwierdzają pamiątkowe zdjęciawykonane przed XVII-wiecznym pałacem.Kawalerzyści słynnej „piątki"Okres dwudziestolecia międzywojennego to manewry, doskonaleniesztuki wojennej, ciągłe ćwiczenia i szkolenie żołnierzy.Święto pułkowe obchodzone było dnia 9 czerwca w rocznicęprzeprawy na Dnieprze i walk z 1920 r. w Kijowie. W roku 1929pułk ten został przeniesiony do garnizonu w Dębicy. Jeszczew okresie stacjonowania „piątki" w Tarnowie Bolesław Peca dałsię poznać jako znakomity żołnierz, ceniony przez dowódcówi bardzo lubiany przez kolegów. Był nie tylko świadkiem, alei uczestnikiem uroczyście obchodzonych świąt państwowychi defilad pułku. W wojsku razem z kolegami ćwiczył fechtuneki trenował szermierkę. Plutonowy Bolesław Peca został równieżodznaczony. Ten kawalerzysta z dumą nosił też przypiętą domunduru odznakę pułkową słynnej „piątki". Dobrze czuł sięw siodle, co widoczne jest na wielu zachowanych do dziś fotografiach- często paradował na swoim pięknym siwym koniu.Brał udział w akrobatycznych popisach jazdy konnej w pełnymbiegu. Można było zobaczyć go na defiladach konnych z okazjiświąt narodowych: 3 maja i 11 listopada, kiedy kawalerzyściwspaniale prezentowali się, jadąc ulicami Tarnowa, a potemrównież Dębicy. Występował także na konkursach jeździeckichoraz zawodach myśliwskich z tresowanymi psami. Ćwiczeniepsów wyglądało tak, iż najpierw jechał konno żołnierz, ciągnąłza sobą przypięty bagaż, w którym było pożywienie i zostawiałpo sobie ślad.Bolesław Peca na zawodachkonnychPo chwili tym śladem pędziłasfora psów wypuszczonychz koszar. Na końcu jechałżołnierz sprawujący nadwszystkim pieczę. W taki sposóbpoddawano tresurze psy,by mogły na wypadek wojnysłużyć wojsku. To właśnie plutonowyPeca prowadził fachowątresurę psów wojskowych,za co zdobywał często odznaki,dyplomy i puchary. Był to jedynypułk w okresie II Rzeczpospolitej,w którym zajmowanosię tresowaniem psów. Stądteż Bolesław Peca brał częstoudział w polowaniach myśliwskichrazem z dowódcami,nazywanych także hubertusPlutonowy Peca na polowaniulub bieg świętego Huberta.Zawody konne odbywały sięw majątku książąt Sanguszkówkoło Tarnowa, a niektóre z polowańokreślanych też jako pogoń za lisem - organizowanou Potockich, gdzieś pomiędzy Łańcutem a Przemyślem. Wśródpolowań na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych byłoteż jedno szczególne, które plutonowy Peca zapamiętał dokońca życia. Brał w nim udział sam marszałek Józef Piłsudski.Dla Bolesława Pecy, jak i dla wszystkich pozostałych żołnierzy,było to ogromne przeżycie. Warto dodać, że plutonowy Pecapozostał już do końca swoich dni wiernym piłsudczykiem. Gdymarszałek zmarł w dniu 12 maja 1935 roku, to Bolesław Pecabrał potem udział w jego pogrzebie, jadąc na koniu jako asystalawety z trumną Komendanta. Setki tysięcy ludzi żegnało wtedytego wielkiego Polaka i prawdziwego bohatera narodowego -wskrzesiciela „Najjaśniejszej Rzeczpospolitej".Pogrzeb marszałka J. Piłsudskiego - Bolesław Peca pierwszy z prawejPrzełom lat dwudziestych i trzydziestych przyniósł reorganizacjęwojska. W roku 1929 pułk strzelców konnych zostałprzeniesiony do garnizonu w Dębicy przy ul. Kościuszki. W Tarnowiepozostał jedynie szwadron zapasowy. Plutonowy Pecatakże przeniósł się do Dębicy i tam potem zamieszkał. Jednakw życiu osobistym Bolesława Pecy również nastąpiły zmiany;w dniu 26 grudnia 1932 roku wziął ślub w kościele św. Jakubaw Tuchowie ze Stanisławą Wojtanowską. Wkrótce przeprowadzilisię z żoną do Dębicy, gdzie zamieszkali. Tam właśnie przyszłona świat dwoje ich dzieci: córka Romualda i syn Tadeusz, którzytam spędzili dzieciństwo.W 1937 roku na stacji kolejowej w Dębicy oczekiwał pułkowypoczet sztandarowy ze szwadronem honorowym. Powodemtego wyczekiwania był przejazd monarchy sąsiedniegokraju - króla Rumunii Karola II. W wydarzeniu tym uczestniczyłteż ówczesny dowódca - pułkownik Ignacy Kowalczewski, cozostało uwiecznione na zachowanych do dziś fotografiach.Również z okresu stacjonowania w latach trzydziestych pułkuw Dębicy młodzi wówczas ludzie, zafascynowani wojskiem,


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05zapamiętali niektórychkawalerzystów tegopułku. Wspominało tym w swojej książcepod tytułem „W ogniuwojny" ksiądz WładysławChodor - świadektamtych czasów. Znajdujemytam następującyopis: .^Kiedy poskończonych lekcjachwróciłem do domu -rodzice wzięli mnieze sobą na weselnąuroczystość. Gościebawili się wesoło, tańczylii śpiewali weselnepiosenki. Wśród nichznajdowało się kilkuwojskowych. Byli tozwodowi podoficerowie5 pułku strzelcówkonnych w Dębicy. Pamiętamjeszcze niektóreich nazwiska, takieZona Bolesława Pecyjak: Peca, Kmiotek,- Stanisława WojtanowskaCwen, Makuch, Duman.Najpopularniejszymi najbardziej zabawnym gościem weselnym okazał siękawalerzysta, plutonowy Bolesław Peca. Pochodził on rodemz Tuchowa. Miał piękną prezencję polskiego ułana. Sylwetkadosyć wysoka, filigranowa, z błyszczącą szablą przy boku,wysokie buty uzbrojone w kolczaste i mile brzęczące ostrogi,za pasem krótka broń - to wszystko jakoś wyjątkowo oddziaływałona otoczenie. Ówczesny piękny mundur wojskowy stanowiłwizytówkę dla żołnierza. O plutonowym Bolesławie Pecymożna powiedzieć, że był to Ostatni Mohikanin kawaleryjskiejgeneracji. Ten ułan miał w sobie coś urzekającego, emanowałdużym ładunkiem radości życia. Na weselu tańczył, śpiewał i nawiwat strzelał z pistoletu w drewniany sufit domu." - właśnietak zapamiętał naszego bohatera autor książki.ułani z dębickich koszar wyjeżdżali często na ćwiczeniaw terenie. Już z daleka było widać piękne, równe kolumnywojska jadącego konno. W ręku żołnierze trzymali długie lance,które opierały się z boku siodła. Ułani wykrzykiwali też specjalnąkomendę, która brzmiała - Lance do boju, szable w dłoń!Bolesława Pecy - Tadeusz,wówczas kilkuletnichłopiec. Dla niegoi siostry Romualdy byłoto wielkie i niezapomnianeprzeżycie. Dnia1 września 1939 rokuwybuchła II wojna światowa.Oczywiście 5 PułkStrzelców Konnych brałczynny udział w wojnieobronnej 1939 roku.Ostatnim dowódcą pułku,także podczas wojnybył pułkownik KazimierzKosiarski, którego bardzodobrze wspominałjako swego dowódcęplutonowy Peca. W czasiekampanii wrześniowejBolesław Pecawalczył we wszystkichważniejszych bitwach,w których uczestniczył5. pułk strzelców. Pierwsząwalkę pułk stoczyłjuż 2 września pod Woź-Święto pułkowe 9 VI1935 r. Dębica -Uroczysta msza i poczet sztandarowynikami i w okolicach Żarek; następnie walczył w obronie Pińczowaoraz pod Tarnogrodem i Tomaszowem Lubelskim. Takżepod Pszczyną pułk stoczył bohaterską bitwę z przeważającymisiłami niemieckimi.Nasz bohater - plutonowy Peca, wykazał się wielkim męstwemi odwagą, niejednokrotnie ocierając się o śmierć. Podczaswalk liniowych, gdy jechał na koniu, mina wyrzuciła gow powietrze, rozrywając zwierzę na kawałki. On cudem ocalał,lecz nie zrezygnował z walki; przesiadł się wtedy na pancernątankietkę, by nadal walczyć z wrogiem. Według relacji synaBolesława Pecy - Tadeusza, ojciec wspominał o tym, jak nacieralina Niemców i zostali zaskoczeni, gdyż nagle wyjechały z lasuczołgi nieprzyjaciela. Wtedy dosłownie ich zmasakrowano - natrzydziestu żołnierzy przeżyło tylko dwóch, w tym plutonowyPeca, który został lekko ranny. Tylko dzięki refleksowi i niezwykłejsprawności, z jaką poruszał się w siodle, uniknął wtedy śmierci.Po 17 września zaginął na kresach w niewyjaśnionych okolicznościachsztandar 5 pułku.Dnia 20 września cały pułk wraz z Armią „Kraków" poprzegranej bitwie, wobec beznadziej s^ytuacji skapitulował. BolesławPeca razem z innymi żołnierzami, którzy przeżyli, trafił doniewoli niemieckiej. Kiedy przewożono ich pociągiem na terenRzeszy, to skład kolejowy przejeżdżał przez Dębicę. Oczywiściewykorzystał tę okazję plutonowy Peca i gdy pociąg zwolnił,udało mu się wyskoczyć w pobliżu cmentarza żydowskiego.Mimo natychmiastowej serii z karabinu maszynowego, wyszedłz tej opresji bez szwanku. Tak dotarł szczęśliwie do domu - doswojej rodziny - dobrze schował mundur i przez jakiś czas tamsię jeszcze ukrywał. Niemcom nie udało się go już złapać. Jegodzieciom utkwił w pamięci obraz powrotu ojca do domu, poktórym było widać, iż rzeczywiście wrócił z wojny. W 1940 rokuSzwadron zapasowy 5.PSKRodzina Peców przeżyła w Dębicy spokojne lata, aż dowybuchu II wojny światowej. Pułk w tym czasie koncentrowałsię na szkoleniu i ćwiczeniach oraz uroczystym obchodzeniuświąt narodowych i organizowaniu tak zwanych żołnierskichcapstrzyków. W sierpniu 1939 roku ogłoszono powszechnąmobilizację i pod koniec miesiąca 5 pułk strzelców wraz z całymekwipunkiem i końmi został załadowany na specjalny pociąg.Wcześniej żołnierze pożegnali się ze swymi żonami i dziećmi.Bardzo dobrze zapamiętał ten moment rozstania z ojcem - synPlutonowy Peca skacze przezprzeszkodę


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05cała rodzina Peców wróciłaszczęśliwie do rodzinnegoTuchowa. Jednak i tu BolesławPeca nie zamierzałodpoczywać; wykorzystał to,iż biegle znał język niemieckii pracował jako tłumaczprzy budowie okopów. Jednocześniewstąpił do partyzantkii działał aktywniew Batalionie „Barbara" 16Pułku Piechoty Armii Krajowej.Początkowo mieszkaliw rejonie dzisiejszej ulicyDługiej, a po dwóch latachprzeprowadzili się do domuna Garbku, gdzie zamieszkalina stałe. W czasie okupacjitam właśnie przez pewien Bolesław Peca ze swoimi dziećmiczas Bolesław Peca ukrywałkilku partyzantów. Tam teżdoszło do nietypowego zdarzenia. Pewnego dnia przyszli Niemcyi weszli do domu, w którym była tylko córka Romualda; widzączapasy żywności i jedzenia - zabrali wszystko, nie zostawiającdomownikom dosłownie nic. Kiedy ojciec wrócił do domu, tomała Romualda opowiedziała mu, co się stało - ten zdenerwowanypostanowił, że nie odpuści i poszedł z tą sprawą dodowództwa niemieckiego. Tam mocno im nawrzucał: przecieżnie można okradać ludzi z jedzenia - mówił. Chociaż w realiachokupacji było to z jego strony bardzo ryzykowne zachowanie,o dziwo, cała historia skończyła się dobrze, gdyż władze niemieckiewysłały na miejsce zdarzenia podejrzanych o kradzieżżołnierzy, których bez problemu rozpoznała córka BolesławaPecy - Romualda. Okupanci zaś naprawili potem rodzinie Pecówwyrządzoną krzywdę. Jak widać na tym przykładzie nawet w takniesprzyjających okolicznościach górę wzięła odwaga i żołnierskihonor Bolesława Pecy, chociaż mogło się to skończyć tragiczniedla całej rodziny.Bolesław Peca z synemPo zakończeniu II wojny światowej Bolesław Peca pracowałna utrzymanie swojej żony i dzieci. Jednak ta powojenna Polskabyła już zupełnie inna i niemal całkowicie zniewolona. Utraciliśmycałe Kresy Wschodnie - czyli połowę terytorium II Rzeczpospolitej,w tym także Bolechów na Podolu, w którym urodził sięBolesław Peca. Po wojnie, gdy parcelowano w Tuchowie majątekRozwadowskich i rozdawano ich ziemię ludziom, to BolesławPeca nie zgodził się absolutnie na przyjęcie działki, twierdząc,iż nie godzi się przecież brać cudzej ziemi - jednak inni nie mieltakich skrupułów i ochoczo wyciągali ręce po czyjąś własność^Kilkakrotnie namawiano także Bolesława Pecę, aby wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, gwarantując mu awansw zamian za przystąpienie do partii - jednak on kategorycznieodmówił. Jako przedwojenny podoficer Wojska Polskiego miałpełną świadomość tego, kto po wojnie przejął władzę w Polscei w jakich okolicznościach oraz w jakim kierunku to wszystkoZawody hippiczne - Bolesław Peca na swym siwym koniuzmierza. Zapewne z tego właśnie powodu nie chciał w tym nigdyuczestniczyć. Zasłuchiwał się często w audycje Radia „Wolna Europa",mając nadzieję, że kiedyś to wszystko się zmieni - niestetynie było mu dane tego doczekać. Pracował w gminie na rzeczspołeczności lokalnej, a w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątychbył przez kilka kadencji sołtysem na Garbku koło Tuchowa.Był życzliwy dla innych, zawsze służył pomocą zwykłym ludziom- powszechnie lubiany i bardzo szanowany przez mieszkańcówcałej gminy. Bolesław Peca zmarł w dniu 27 września 1970 rokuw Tuchowie i spoczywa na miejscowym cmentarzu; jego żonaStanisława z Wojtanowskich zmarła dnia 19 września 1983roku i została pochowana obok męża. Do dzisiaj mieszkająw Tuchowie dzieci Stanisławy i Bolesława Peców, a także ichwnuki i prawnuki. Jeszcze na początku lat siedemdziesiątychw rękach rodziny był mundur wojskowy, czapka rogatywka, szabla,ostrogi i maska szermierza, które pozostały po kawalerzyściePecy. Niestety, większość z tych pamiątek wyłudził podstępnieod wdowy po plutonowym Pecy - funkcjonariusz UB, któryw okresie stalinowskim robił „szybką karierę" w warszawskiejbezpiece i okrył się wyjątkowo złą sławą^Ostatnimi laty nawiązuje się w Tarnowie do tradycji 5. PułkuStrzelców Konnych i kultywowania pamięci o jego słynnychułanach. Odbywają się więc parady konne na wzór organizowanychw okresie dwudziestolecia międzywojennego. W tymroku właśnie minęła dziewięćdziesiątarocznicautworzenia 5. pułku, cobyło powodem odrestaurowaniatarnowskiegopomnika słynnej „piątki"z początku lat dwudziestych,oraz zorganizowaniaprzez MuzeumOkręgowe w Tarnowiewystawy fotograficznej,ukazującej dzieje i losytarnowskiego garnizonu.Warto dodać, iż w latachdwudziestych żołnierzetarnowskiego pułkuufundowali w Krakowiena Wawelu, zachowanądo dzisiaj cegiełkę nr 172z napisem: „5 Pułk StrzelcówKonnych Tarnów".Pomimo fałszowaniai zacierania historiiw minionej epoce, topamięć o 5. pułku i plutonowymPecy przetrwałaStanisława i Bolesław Pecowie z córkąRomualdą przed domem na Garbkudo naszych czasów, nie tylko w rodzinnym Tuchowie, ale takżew Tarnowie i Dębicy. Niewątpliwie należy wpisać w poczetSławnych tuchowian jeszcze i to nazwisko: Bolesław Peca - ułan- kawalerzysta, wierny żołnierz Rzeczypospolitej.Tomasz Wantuch


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05Z ZVCIH TOWARZYSTWA MIŁOSNIKOW TUCHOWH3 listopada br. odbyłosię zebranie ZarząduTMT, które tym razemmiało bardzo uroczystąodprawę. Było otwartedla wszystkich, którzyskorzystali z zaproszeniana „Wieczór z gawędą0 Tuchowie". Gawędyna temat Tuchowa, jegomieszkańców i związanychz nimi historii dalekichi bliższych w czasiebardzo zajmująco opowiadali:Jadwiga Salamon,Lidia Śliwa, EwaStanisławczyk, AleksanderKowalik, FranciszekTuraj, Kazimierz Karwat, o. Kazimierz Plebanek. Gościemspecjalnym tego wieczoru była skrzypaczka Angelina Zielińskaz Tarnowa. W tym dniu członkowie Towarzystwa - MałgorzataKozioł i Ryszard Flądro - pokazali plon działania zespołuds. dokumentacji fotograficznej zabytkowych pomnikówna „starym" cmentarzu w Tuchowie i innych cmentarzachw naszej gminie. Spośród kilkuset zdjęć wykonanych metodącyfrową, na wystawę pt. „W ciszy cmentarzy" wybrali zaledwiedwadzieścia, bo - jak - powiedziała pani Małgorzata- wybór był niesłychanie trudny. Te piękne fotografie mogliteż oglądać uczniowie z Zespołu Szkół w Siedliskach, LiceumOgólnokształcącego i Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnychw Tuchowie.Przez cały miesiąc 11 członków Towarzystwa przeprowadzałozbiórkę publiczną na renowację zabytkowych nagrobkówna „starym" cmentarzu w Tuchowie. 7 i 10 grudnia zbiórkazostała podsumowana przez 5-osobową komisję. Podobniejak w roku ubiegłym najwięcej zebrała pani Zofia Karwat.Wyniki zbiórki poniżej.W październiku i w listopadzie TMT przyjęło 5 nowych członków.Zarząd TMT składa bardzo serdeczne podziękowanie dyrektorowiDomu Kultury - panu Januszowi Kowalskiemu za pokryciekosztów oprawy fotografii na wspomnianą wyżej wystawęoraz części kosztów związanych ze zbiórką publiczną.Zarząd dziękuje serdecznie wszystkim, którzy przygotowali1 pięknie opowiadali gawędy o Tuchowie.Równie serdecznie Zarząd TMT dziękuje tym wszystkim, którzyzłożyli datek na „stary" cmentarz, i tym, którzy tę zbiórkępubliczną przeprowadzili.OGŁOSZENIE O WYNIKUZBIÓRKI PUBLICZNEJZarząd Towarzystwa Miłośników Tuchowa przedstawiawynik zbiórki publicznej na renowację nagrobków na„starym" cmentarzu w Tuchowie, przeprowadzonej napodstawie decyzji wydanej przez Burmistrza Tuchowa: nrSO 5022/1/<strong>2009</strong> z dnia 9 kwietnia <strong>2009</strong> r.Zbiórka była przeprowadzona:1. w formie zbierania datków do puszek kwestarskich- zebrana kwota wynosi 1662, 27 zł;2. w formie sprzedaży cegiełek wartościowych -zebrana kwota wynosi 560,00 zł;3. w formie sprzedaży folderu - przewodnika po„starym" cmentarzu - zebrana kwota 856,00 zł.Ogółem zebrano 3078,27 zł (trzy tysiące siedemdziesiątosiem złotych 27 groszy), która to kwotazostała wpłacona na konto Towarzystwa z dopiskiem„zbiórka publiczna" i pozostanie nienaruszona do chwilipodjęcia decyzji o jej wydatkowaniu na cel zgodny z wyżejwymienioną decyzją wydaną przez Burmistrza Tuchowa.Ogłoszenie o wynikach zbiórki publicznej zamieszczonotakże w Internecie na stronie www.tuchow.plKomisja:1. Zofia Geszejter -Karwat - przewodnicząca2. Ryszard Flądro -członek3. Stanisława Burza- członek4. Lidia Śliwa -członek5. Kazimierz Karwat- członekPODZIĘKOWANIEStowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Osób Niepełnosprawnych„Nadzieja" składa serdeczne podziękowanie osobom,które swym darem serca pomogły zorganizować spotkanieinauguracyjne 17 roku działalności naszego stowarzyszenia,które odbyło się 11.10.<strong>2009</strong> r.Dziękujemy:• Państwu B. J. Wróblom - właścicielom restauracji „Agawa",• Państwu Płowieckim - właścicielom restauracji „Płowiecki",• Państwu M. W. Wróblom - współwłaścicielom F. H. „Trójka",• Pani Ewie Stanisławczyk z Zespołem „Pokolenia",• Panu Burmistrzowi Tuchowa,• Dyrektorowi i pracownikom Domu Kultury,• Zgromadzeniu oo. Redemptorystów,• wszystkim, którzy w różny sposób zaangażowali się, by tospotkanie było wyjątkowe i radosne.W dniu 06.12.<strong>2009</strong> r odbył się w Bistuszowej koncert,z którego dochód przeznaczony był na potrzeby Stowarzyszenia„Nadzieja". Organizatorem tej charytatywnej akcji była paniNatalia Wojtanowska i Stowarzyszenie Bistuszowian i Uniszowian.Wystąpił zespół wokalno-instrumentalny braci klerykówWSD Redemptorystów.Dziękujemy organizatorom, wykonawcom, darczyńcom,dyrekcji Szkoły Podstawowej w Bistuszowej. Dzieciom i wychowawczyniomz Przedszkola przy ul. Szpitalnej w Tuchowiei uczniom Szkoły Podstawowej w Piotrkowicach dziękujemy zawykonanie kartek świątecznych i stroików na zorganizowanyw tym dniu kiermasz.W imieniu Stowarzyszenia „Nadzieja"prezes Marian Gut


Tuchowskie Wieści 5(<strong>113</strong>)/<strong>2009</strong> «05PODZIĘKOWANIEPanu doktorowi ZbigniewowiJurkowi - inicjatorowi akcji; załodze karetki pogotowia ratunkowego: pani doktor Annie Krawczyk, panomPiotrowi Stańczykowi i Mariuszowi Smalarzowi oraz paniom pielęgniarkom: Jadwidze Sajdak, Elwirze Gąsiorowskiej i Iwonie Truchanserdecznie dziękuję za to, że w wyniku natychmiastowej fachowej pomocy w dniu 27 listopada br. zawrócili mnie „znad ciemnej rzeki".Dziękuję także tym wszystkim, którzy oferowali bezinteresowną pomoc, przesyłali mi liczne życzenia powrotu do zdrowia; zażyczliwe zainteresowanie, modlitwy, czyli za to, czym może człowiek drugiego człowieka w takim nieszczęściu wesprzeć.Józef KoziołZ WORA PROWOKATORAFajny światJak tak posłuchać ludzi, tego, o czymrozmawiają, co ich interesuje, to bez trudumożna skonstatować: na pierwszymmiejscu stawiają narzekanie. A powodówdo narzekania mają mnóstwo: władza,polityka, durnowaci urzędnicy, łapówkarze,księża (tu jednak po cichu, żeby się niewydało), młodzież. A propos tej ostatniej- takie ponure proroctwo: „Wszystko idzieku gorszemu, dzieci dzisiaj nie słuchająrodziców". Tych, którzy chcieliby zastanawiaćsię nad tym, kiedy to gorsze przyjdzie,informuję, iż tekst pochodzi z napisanejpismem klinowym tabliczki sumeryjskiej,a więc ładne parę lat temu. Narzekanie nie jest więcnowej proweniencji. Wtedy i przez wiele wiekówpóźniej rzeczywistość była jedna; raz jaśniejsza, razciemniejsza, ale na ogół ówczesny świat fajny niebył. Toteż w niektórych epokach próbowano tworzyćcoś zastępczego, o czym się poniżej powie co nieco.Nie był fajny do czasu, kiedy powstałymedia elektroniczne i zaczęły rządzić umysłamiwielu ich odbiorców. Owszem, istniejei dziś ciemny świat: wojny, zamachy, morderstwa,grabieże i ^ świńska grypa. Aleteraz jakiekolwiek narzekanie z wyżej wymienionychpowodów nie ma większego sensu, bo został stworzony świat fajny. Trzebatylko za pomocą niektórych czasopism, programów w telewizji czy stroninternetowych do tego świata wejść. Wejdźmyż więc.Jest to świat tak zwanych celebrytów, gwiazd, czyli ludzi płciobojga, ale nie takich zwykłych; oni są młodzi, piękni, pachnący nie tylkokosmetykami z najwyższej półki, ale i wielkim grosiwem; a nawet jeśli jakaśślicznota bogata nie jest, to będzie, bo poderwie kogo trzeba. Jakieś tamtroski o byt codzienny, o to, że nie starczy na opłaty, na lekarstwa (aha,przecie oni nie chorują) ? To wszystko jest im nieznane, jeśli zastanawiająsię, to nad tym, jakie przyjęcie dziś zaliczyć, kogo poderwać, na jakieegzotyczne wyspy wyskoczyć na urlop, a może rezydencję tam kupić? Wielkim dla nich problemem jest ubiór. Tu muszą być wyczuleni nakażde drgnienie mody, na każdy nie tyle krzyk co ryk mody, bo pokazaniesię w czymś niemodnym to obciach, czyli towarzyska klęska. Panie niemogą mieć na sobie czegoś podobnego- to też obciach. Kreacje pań taksą pomyślane, żeby, niby ukrywając to i owo, pokazać prawie wszystko.Niektórym udaje się tak zmanipulować oglądaczy, że rozpętuje siędyskusja: miała co pod spodem czy nie miała ? I ten problem staje sięnajważniejszy przez kilka dni, do momentu, dokąd inna Doda, Jola, Ala,Ola, Magda lub Tomek czy Kuba nie wymyślą innego. Rzucają pytanie:czy wiesz, ile operacji plastycznych przeszła Magda i ile kilogramów silikonuwpakowali w nią lekarze ? Nie wiesz ? A czy wiesz, kto sobie kazałwydziergać na pupie obrazek amorka ? A rozpoznasz, czyje to nogi ? Toco z tego, że wiesz, kiedy była bitwa pod Grunwaldem czy ile lat Polskabyła w niewoli, gdy takich wiadomości o celebrytach nie masz - jesteśżałosny wieśniak i tyle. Nie tylko to potrzeba wiedzieć, żeby móc pewniesię w tym środowisku obracać. Tu ludzie zmieniają adresy z dnia na dzień.Trzeba się orientować, kto z kim w tym tygodniu mieszka, bo w przyszłymznowu nastąpi roszada. Wszak miłość przede wszystkim. A kiedy zdarzysię owoc tej miłości, bo przecież tu wszystko wokół seksu się kręci, a więcjakieś odpryski muszą być, to dopiero frajda - zgadywać, który to tatuś naświat powołał nowe celebryciątko. A celebrytka, która urodziła, jest - cosama podkreśla - nadal sexy, czyli propozycja została złożona. I wokółtego kręci się ten fajny świat.A jak to było w dawnych epokach ? Dla starożytnych była toArkadia - kraina szczęśliwości. Do niej nawiązało oświecenie, tworzącliteraturę sentymentalną, która tak się miała do rzeczywistości, jak ten naszwspółczesny fajny świat. Wystarczy przypomnieć sobie czołowy wytwórsentymentalnej poezji - „Laura i Filon". Bohaterowie to pasterze. Niezłeimiona dla pastuchów- nie Maryśka czy Zośka, nie Jasiek czy StasektylkoLaura i Filon. A to, co oni rzekomo paśli, to nie śmierdzące gnojemi łojem barany, tylko perfumowane brebisie (co po francusku akurat baranaoznacza). Z tym pasieniem to też przesada - przy „trefieniu" warkocza,dopasowywaniu stroju, przygotowywaniu się na wieczorne spotkaniez kochankiem na pasienie czasu już nie było. To tylko parawan. Tylkoże ten ówczesny fajny świat dostępny był jedynie nielicznym, tym z ichsfery. Dziś jest dostępny dla wszystkich, którzy zechcą o celebrytów sięotrzeć. Także dla tych, którzy uznali ten świat za jedyny i ten drugi ich nieobchodzi. Pootwierali dzioby szeroko z podziwu i chętnie by ich naśladowali.A ponieważ jest ich wielu, wniosek jest optymistyczny - ten światbędzie jeszcze trwał długo. I co, zwolennicy tego niefajnego świata, niechcecie do nich dołączyć ?No cóż, uszczęśliwianie ludzi niełatwą rzeczą jest.Na pierwszej stronie:Skan obrazu z 1937 roku udostępnionydla Tuchowskich Wieści przez p. Karola AdamczykaWydawca: Towarzystwo Miłośników Tuchowanr konta: PKO BP SA I o/<strong>Tuchów</strong>06 1020 4955 0000 77 02 00 6792 25Redagują czytelnicy oraz zespół redakcyjny:Grzegorz Stanisławczyk - redaktor naczelny,Stanisława Burza, Zdzisława Krzemińska,o. Stanisław Gruszka, Aleksander Kowalik,Michał WojtkiewiczOpracowanie graficzne:[Bronisław Kapałka] Ryszard FlądroAdiustacja i korekta: Józef KoziołSkład i druk: Mała Poligrafia Redemptorystóww TuchowieNakład: 300 + 50 egzemplarzyAdres redakcji: 33-170 <strong>Tuchów</strong>, ul. Chopina 10ProwokatorRedakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji publikowanychtekstów oraz korespondencji, a także opatrywaniaich własnymi tytułami. Redakcja nie zwraca niezamówionychmateriałów i nie odpowiada za treść ogłoszeń. Opinie wyrażonena łamach „Tuchowskich Wieści" są poglądami autorów.Wszelkie przedruki bez zgody redakcji zabronione.


i m m " ' M .

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!