12.07.2015 Views

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny ...

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

<strong>Aby</strong> <strong>rozpocząć</strong> <strong>lekturę</strong>,<strong>kliknij</strong> <strong>na</strong> <strong>taki</strong> <strong>przy<strong>ci</strong>sk</strong> ,<strong>który</strong> <strong>da</strong> <strong>ci</strong> <strong>pełny</strong> dostęp do spisu treś<strong>ci</strong> książki.Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wy<strong>da</strong>wniczymLITERATURA.NET.PL<strong>kliknij</strong> <strong>na</strong> logo poniżej.


Andrzej Krzysztof WaśkiewiczTwórczość Miro<strong>na</strong> BiałoszewskiegoTower Press G<strong>da</strong>ńsk 2001Copyright by Andrzej K. Waśkiewicz1


WSTĘPW dziejach recepcji twórczoś<strong>ci</strong> z<strong>da</strong>rzają się <strong>taki</strong>e osobliwe chwile, gdy dzieło staje siępo<strong>da</strong>tne <strong>na</strong> wszelkie możliwe interpretacje. Jeszcze nie ustalił się kanon interpretacyjny, a już<strong>na</strong>rosła obfita „literatura przedmiotu”. Jeszcze dzieło uczestniczy w sporach epoki, a już zwol<strong>na</strong> przesuwa się w sferę zjawisk historycznoliterackich. Ten moment, w odniesieniu dobiografii, trafnie uchwy<strong>ci</strong>ła Han<strong>na</strong> Kirchner.„Kiedy odchodzi poeta, jego biografia nieruchomieje, ale nie <strong>na</strong> długo. Nie jest prawdą, żenic już w jego ży<strong>ci</strong>orysie osobistym i artystycznym zmienić się nie może. Nastaje czaswywoływania ducha, ży<strong>ci</strong>a wznowionego, a dy<strong>na</strong>mikę żywego istnienia, w <strong>który</strong>m staleprzybywa faktów, nieustannie odmieniających z<strong>na</strong>czenia z<strong>da</strong>rzeń, posta<strong>ci</strong> i dzieła – zastępujedy<strong>na</strong>mika rekonstrukcji biograficznej. Nowy ży<strong>ci</strong>orys tworzy się z nowego ruchu cząsteczek:wspomnień bliskich, faktografii świadectw i dokumentów wydobywanych przez ba<strong>da</strong>czy,<strong>na</strong>głych wyjawień zakrytych dotąd poła<strong>ci</strong> bytu artysty. W fakty interferują sądy świadków,ich własny obraz pisarza, z <strong>który</strong>m nie chcą się rozstać, lub stereotyp artysty, eliminującyniepożą<strong>da</strong>ne elementy biografii”. 1Oczywiś<strong>ci</strong>e potem się to ułoży, „jak figa ucukruje, jak tytuń uleży” (Dziady cz. III). Ustaląsię różne, odmienne wersje biografii: <strong>na</strong> użytek szkolny, <strong>na</strong> użytek ba<strong>da</strong>czy, <strong>na</strong> użytekpowszechny.Twórczość (i biografia) Miro<strong>na</strong> Białoszewskiego z<strong>na</strong>jduje się dziś, w roku 1993, <strong>na</strong>nieuchwytnej granicy klasyki i współczesnoś<strong>ci</strong>, uczestniczy w aktualnych sporach,przewartoś<strong>ci</strong>owaniach, ale również <strong>da</strong>je się traktować jako zjawisko historycznoliterackie.Potrafimy wpisać ją w prądy epoki, ustalić genezę i określić oddziaływanie. Mamy, copraw<strong>da</strong> nie w wy<strong>da</strong>niu krytycznym, podstawowy kanon tekstów. Ale jednocześnie: częśćtekstów pozostaje bądź w rozproszeniu, bądź w maszynopisach. Nie ma jeszcze krytycznejbiografii poety. Nie wszystkie aluzje potrafimy odczytać. Chronologia utworów jestniepew<strong>na</strong>.I wresz<strong>ci</strong>e, co jest regułą w <strong>taki</strong>ch przypadkach, różne segmenty twórczoś<strong>ci</strong> są przeba<strong>da</strong>neniejed<strong>na</strong>kowo. Jedne były przedmiotem uwagi wielu ba<strong>da</strong>czy, innymi interesowali sięnieliczni, jeszcze inne w ogóle nie były obiektem systematycznych ba<strong>da</strong>ń. Nieźle jestprzeba<strong>da</strong><strong>na</strong> twórczość poetycka Białoszewskiego, gorzej proza, nikt <strong>na</strong>tomiast nie zajmowałsię pisanymi przez niego tekstami piosenek, nikt nie a<strong>na</strong>lizował tekstów dziennikarskich. A<strong>na</strong>pisał ich wiele. Moż<strong>na</strong> by rzec – są to margi<strong>na</strong>lne dziedziny jego twórczoś<strong>ci</strong>. Tak, tylko żew przypadku pisarzy wybitnych, <strong>na</strong>wet z pozoru margi<strong>na</strong>lne teksty są ważne, częstopozwalają lepiej zrozumieć te istotne. Oświetlają poszczególne epizody biografii, wyjaśniająaluzje.2


Zwłaszcza w przypadku <strong>taki</strong>ej literatury, jaką tworzył Białoszewski: zakorzenionej wpotocznym języku i potocznym doświadczeniu.„Była to w <strong>na</strong>szej literaturze, czy może kulturze w ogóle, pozycja ekstremal<strong>na</strong>, kraniecpewnego doświadczenia nie przylegający do obiegowych gustów, zapisów czy wręcz sposobuży<strong>ci</strong>a”. 2Z<strong>da</strong>nie Piotra Kuncewicza dobrze, jak się z<strong>da</strong>je, ukazuje i odmienność, i wymiartwórczoś<strong>ci</strong> pisarza.„Widział po prostu świat i<strong>na</strong>czej” – kontynuuje krytyk. „Dla niego świat to właśnie jakieś«zlepy sytuacyjne», «szumy», «<strong>ci</strong>ągi». W mowie, w sytuacjach, w przypadkach ży<strong>ci</strong>acodziennego. Widzenie rozbijające schematy, cóż, zapewne po to, by inne schematystworzyć, ale to prze<strong>ci</strong>eż nieunikniony bieg rzeczy. Na tyle kłopotliwe, że właś<strong>ci</strong>wie żadenkrytyk nie mógł jasno Białoszewskiego zdefiniować, wyraźnie powiedzieć, o co tu chodzi.Rozkła<strong>da</strong>jąca wszystko, a przede wszystkim język, a<strong>na</strong>liza była, cokolwiek by się o tympowiedziało, wyrazem destrukcji, rozkła<strong>da</strong>nia otaczających autora sposobów ży<strong>ci</strong>a,mówienia, interpretowania”. 3W literaturze jed<strong>na</strong>k nic nie jest tak <strong>na</strong>prawdę osobne. Różne są tylko stopnie podobieństwi odmiennoś<strong>ci</strong>. Poezja Miro<strong>na</strong> Białoszewskiego, tak prze<strong>ci</strong>eż samoswoja, jest jednocześniekontynuacją. Wyrażo<strong>na</strong> w niej p o s t a w a wyjaśnia się, gdy odniesie się ją do postaw jegorówieśników. Nawet osobliwe losy autora tak <strong>na</strong>prawdę tłumaczą się jedynie w kontekś<strong>ci</strong>eepoki.3


Z BIOGRAFIIMiron Białoszewski urodził się 30 czerwca 1922 roku w Warszawie. Był synem Zeno<strong>na</strong>Białoszewskiego, urzędnika, i Kazimiery z Perskich. Maturę z<strong>da</strong>ł <strong>na</strong> tajnych kompletach.Potem studiował polonistykę <strong>na</strong> podziemnym Uniwersyte<strong>ci</strong>e Warszawskim. Po upadkupowstania warszawskiego został wywieziony <strong>na</strong> roboty do Niemiec. Do Warszawy powró<strong>ci</strong>łw 1945 roku, powtórnie rozpoczął studia polonistyczne, które przerwał w 1947 roku. Przezrok pracował <strong>na</strong> Pocz<strong>ci</strong>e Głównej jako sortownik listów. Po ukończeniu kursudziennikarskiego, od 1947 roku pracował jako reporter w „Kurierze Codziennym”,„Wieczorze Warszawy” i „Świe<strong>ci</strong>e Młodych”. Pracę tę przerwał w 1952 roku i odtądutrzymywał się z pisania. W 1955 roku, wraz z Ludwikiem Heringiem i Lechem EmfazymStefańskim założył Teatr <strong>na</strong> Tarczyńskiej, zwany później Teatrem Osobnym. W 1956 rokuzostał członkiem Związku Literatów Polskich. Odbył kilka podróży zagranicznych (m. in. doEgiptu i USA), wyjeżdżał też, jako delegat ZLP, <strong>na</strong> festiwale poetyckie (m. in. doJugosławii). Jeśli nie liczyć krótkotrwałych wyjazdów, przez cały czas mieszkał wWarszawie. Kilkakrotnie zmieniał mieszkania. Dostał parę <strong>na</strong>gród. Zmarł 17 VI 1983 roku, wWarszawie.Ży<strong>ci</strong>orys Białoszewskiego sprowadzony do podstawowych faktów staje się zaskakującoszary. Jeśli pominąć wy<strong>da</strong>wanie książek, jest to biografia człowieka prywatnego,wykonującego rzetelnie swój zawód, ale powstrzymującego się od działań o charakterzepublicznym. Nawet Teatr <strong>na</strong> Tarczyńskiej był prywatnym przedsięwzię<strong>ci</strong>em kilku przyja<strong>ci</strong>ół.Rzecz jed<strong>na</strong>k w tym, iż – to kolejny paradoks – Białoszewski z prywatnego uczyniłpubliczne.Podobnie prywatny charakter ma jego twórczość. Właś<strong>ci</strong>wie tylko w jednej książce –Pamiętniku z powstania warszawskiego (1970) – tłem opisywanych z<strong>da</strong>rzeń jest wy<strong>da</strong>rzeniehistoryczne, ale widziane z perspektywy <strong>na</strong>jzupełniej osobistej. Białoszewski mówi tylko otym, czego był świadkiem. O tym, co dostrzegł, zarejestrował i zapamiętał. Jest to <strong>na</strong>czel<strong>na</strong>zasa<strong>da</strong> obowiązująca w całej jego twórczoś<strong>ci</strong>.Z biografii artystycznej <strong>na</strong>leży przypomnieć kilka faktów. W prasie debiutował w 1947roku (wiersz Chrystus powstania wydrukowany w tygodniku „Warszawa”, nr 5 i opowia<strong>da</strong>nieOstatnia lekcja opublikowane w tygodniku „Walka Młodych”, nr 5). Pierwszy programTeatru Osobnego został zrealizowany w 1955 roku. Pierwszą książkę (zbiór wierszy Obrotyrzeczy) wy<strong>da</strong>ł w 1956 roku.W tym zestawieniu ważne są <strong>da</strong>ty. Debiut Białoszewskiego przypadł <strong>na</strong> ostatnie lataswobód artystycznych. Na dwa lata przed proklamowaniem socrealizmu jako obowiązującejmetody twórczej. Teatrzyk założył w momen<strong>ci</strong>e, gdy pękał gorset norm. Pierwszą książkęwy<strong>da</strong>ł po przełomie październikowym.4


Mógł być, i był, łączony z poetami, którzy wówczas rozpoczy<strong>na</strong>li swoją działalność. Zpokoleniem „Współczesnoś<strong>ci</strong>”. Ale także z nieco starszymi, którzy bądź wcześniejdebiutować nie mogli, bądź tak się zmienili, że ich kolejne książki moż<strong>na</strong> było <strong>na</strong>zwać„powtórnym debiutem”.W 1955 pię<strong>ci</strong>u poetów wystąpiło zbiorowo w „Ży<strong>ci</strong>u Literackim”: Boh<strong>da</strong>n Drozdowski,Zbigniew Herbert, Stanisław Czycz, Miron Białoszewski, Jerzy Harasymowicz. Każdego znich wprowadził z<strong>na</strong>ny poeta lub krytyk. Promotorem Białoszewskiego był Artur San<strong>da</strong>uer.Nie sposób jed<strong>na</strong>k nie dostrzec, iż z tej piątki tylko Czycz, Grochowiak i Harasymowicz topoe<strong>ci</strong> pokolenia „Współczesnoś<strong>ci</strong>”. Herbert, urodzony w 1924 roku, to w isto<strong>ci</strong>e rówieśnik„pryszczatych”, pokolenia debiutującego w latach czterdziestych. A Białoszewski?Białoszewski to jeden z „Kolumbów” – pierwszej generacji, która urodziła się iwychowała w Polsce niepodległej, i która w momen<strong>ci</strong>e wchodzenia w dojrzałe ży<strong>ci</strong>e zostałapostawio<strong>na</strong> wobec koniecznoś<strong>ci</strong> <strong>na</strong>tychmiastowych i ostatecznych wyborów. Do tej generacji<strong>na</strong>leżeli Krzysztof Kamil Baczyński i Andrzej Trzebiński, Tadeusz Gajcy i TadeuszRóżewicz, Tadeusz Borowski i Stanisław Swen Czachorowski, ale także Marian Ośniałowskii Tomasz Gluziński. Jest to, biorąc pod uwagę wojenną hekatombę, chyba <strong>na</strong>jbogatsze wtalenty pokolenie w nowszych dziejach Polski. Przywoła<strong>na</strong> wyżej <strong>na</strong>zwa pochodzi z głośnejpowieś<strong>ci</strong> Roma<strong>na</strong> Bratnego Kolumbowie, rocznik 20.O osobliwoś<strong>ci</strong> losów tej generacji nie stanowi tylko to, że przyszło jej startować w bardzotrudnych warunkach. Oprócz tego <strong>ci</strong>, <strong>który</strong>m <strong>da</strong>ne było przeżyć, i żyć dostatecznie długo,z<strong>na</strong>jdowali się co <strong>na</strong>jmniej parę razy w sytuacjach wymagających jasnych i jednoz<strong>na</strong>cznychdecyzji. Wzorcowa biografia pisarza generacji 1920 to: udział w konspiracji i w walcezbrojnej (z reguły w szeregach Armii Krajowej), dramatyczny wybór w latach czterdziestych– ostrożne lub bardziej manifestacyjne opowiedzenie się po stronie nowej władzy, po 1949roku przyję<strong>ci</strong>e obowiązującej poetyki (socrealizmu) i tego systemu wartoś<strong>ci</strong>, <strong>który</strong> wyrażała,rozrachunek z „okresem błędów i wypaczeń” <strong>na</strong> przełomie lat 1955–1956 i włączenie się w„nurt odnowy”. Te elementy są wspólne niemal wszystkim czynnym w tym okresiereprezentantom pokolenia wojennego. Potem, w latach 1968, 1976 i 1980, wybory były jużbardziej zróżnicowane.Nie było sprawą obojętną, z jakim dorobkiem wkraczało się w 1945 rok. In<strong>na</strong> byłasytuacja tych poetów, którzy zaz<strong>na</strong>czyli swą obecność w konspiracyjnym ży<strong>ci</strong>u literackim,in<strong>na</strong> tych, którzy debiutowali w pierwszych miesiącach po odzyskaniu niepodległoś<strong>ci</strong>, jeszczew okresie lubelskim lub cho<strong>ci</strong>ażby łódzkim, jeszcze in<strong>na</strong> tych, którzy debiutować nie zdążyli,i z bardzo różnych powodów rychło się z<strong>na</strong>leźli <strong>na</strong> uboczu.To właśnie przypadek Białoszewskiego.„Pod koniec marca czy w pierwszych dniach kwietnia 1942 roku, w okupowanej przezNiemców Warszawie – wspomi<strong>na</strong> Stanisław Prószyński – poz<strong>na</strong>łem dwóch o parę tylko latode mnie starszych, prawie że moich rówieśników: byli to Swen, czyli Stanisław5


Czachorowski, oraz Miron Białoszewski. Ciekawe, że o ile z miejsca jakby mimowolniezostały ustalone przez kilka co <strong>na</strong>jmniej lat obowiązujące proporcje (czy raczej «etykietki»),nie podlegające dyskusji: że Swen to «genialny» (tak wówczas uważaliśmy) poeta, a ja –młody początkujący, choć z pewnymi ambicjami, muzyk, to, jeśli chodzi o Miro<strong>na</strong>, sprawanie była tak jednoz<strong>na</strong>cz<strong>na</strong>. Oczywiś<strong>ci</strong>e – był to już wtedy poeta «zdeklarowany», piszącywiersze. Ale Swen już wówczas przedstawiał sobą i swoją wyraźnie zarysowaną osobowoś<strong>ci</strong>ątyp bardziej chyba świadomego swych za<strong>da</strong>ń i celów poety, o jednoczesnym, niewątpliwymza<strong>ci</strong>ę<strong>ci</strong>u i zamiłowaniu aktorskim (te jego nie kończące się recytacje z pamię<strong>ci</strong> całegopoematu Juliusza Słowackiego Oj<strong>ci</strong>ec zadżumionych), o tyle Miron wy<strong>da</strong>wał się jakbyskromniejszy – <strong>ci</strong>chszy, bardziej w sobie zamknięty. I on prze<strong>ci</strong>eż uważał już wtedy siebie zapoetę, ale jak się z<strong>da</strong>je, nie był chyba jeszcze tak pewny (jak Swen) wartoś<strong>ci</strong> tego, co wowym okresie pisał: jakby szukał własnej drogi i tylko samemu sobie właś<strong>ci</strong>wego sposobupoetyckiej wypowiedzi. Moż<strong>na</strong> było odnieść wrażenie, że przy całej niepospolitej bystroś<strong>ci</strong>umysłu, wybitnej inteligencji i szerokich horyzontach myślowych – Miron jako twórcapozostawał jakby w <strong>ci</strong>eniu bardziej może w tym czasie dojrzałego artystycznie, pewniejszegosiebie Swe<strong>na</strong>”. 4Białoszewski studiował w tym czasie polonistykę <strong>na</strong> konspiracyjnym Uniwersyte<strong>ci</strong>eWarszawskim. W przywołanym przed chwilą wspomnieniu Stanisława Prószyńskiegopojawiają się informacje o konspiracyjnych wieczorach artystycznych, wieczorkachmuzycznych i teatralnych. Rzecz jed<strong>na</strong>k charakterystycz<strong>na</strong>, że były to imprezy koleżeńskie,ś<strong>ci</strong>śle prywatne. Nie firmowała ich żad<strong>na</strong> organizacja konspiracyj<strong>na</strong>.Wspomi<strong>na</strong> też o lekturach Białoszewskiego i gro<strong>na</strong> przyja<strong>ci</strong>ół, o słuchaniu muzyki.„W latach nieco już chyba późniejszych (1943) nie opuszczaliśmy ani jednego zkoncertów symfonicznych, jakie odbywały się dla publicznoś<strong>ci</strong> polskiej w Teatrze Polskim(cóż z tego, że oficjalnie przemianowanym <strong>na</strong> Theater der Stadt Warschau; to był tylko – zczego z<strong>da</strong>waliśmy sobie sprawę – przemijający zewnętrzny szyld, jakaś przelot<strong>na</strong> maskaniegod<strong>na</strong> uwagi). Dopiero w publikacjach już grubo powojennych, zapewne pisanych przezludzi, którzy nie tęsknili za muzyką, wyczytałem, iż «koncerty te były bojkotowane»... Obilety <strong>na</strong> nie wcale nie było łatwo – zawsze było pełno”. 5Są to z<strong>da</strong>nia ważne dla zrozumienia odmiennoś<strong>ci</strong> postawy i twórczoś<strong>ci</strong> Białoszewskiego.Moż<strong>na</strong> powiedzieć, że idzie tu o odmienność perspektywy. Poe<strong>ci</strong> walczącej Warszawy –dotyczy to zarówno Andrzeja Trzebińskiego i Tadeusza Gajcego, jak Borowskiego iBaczyńskiego – działali w e w n ą t r z struktur konspiracyjnych. Na różnych co praw<strong>da</strong>szczeblach hierarchicznych i stopniach wtajemniczenia, z reguły niskich w konspiracjiwojskowej, ale w konspiracji politycznej mogły to być stanowiska wysokie, wręczkierownicze, jak w przypadku Trzebińskiego. Obowiązujący w konspiracji system wartoś<strong>ci</strong>bywał przenoszony <strong>na</strong> całą otaczającą rzeczywistość. Wyraziste tego ślady z<strong>na</strong>jdujemy wpamiętniku Trzebińskiego. Konspiracja okupacyj<strong>na</strong> – jak każ<strong>da</strong> – miała swe kręgi6


wtajemniczenia, istniały konspiracje w konspiracji; antagonizmy poszczególnych stronnictw iorganizacji bywały redukowane wobec koniecznoś<strong>ci</strong> sojuszy. Innymi słowy – obok walkizbrojnej toczyło się „normalne” (<strong>na</strong> tyle normalne, <strong>na</strong> ile pozwalały warunki konspiracji)ży<strong>ci</strong>e polityczne. To też trzeba brać pod uwagę, ba<strong>da</strong>jąc okupacyjne ży<strong>ci</strong>e literackie,publicystykę, krytykę literacką i literaturę.U Białoszewskiego: nic z tych rzeczy. Był – i to miało się okazać ważne – poza układem.Gdy już po wyzwoleniu podjął studia polonistyczne, opublikował kilka wierszy w piśmieuniwersyteckiej „Bratniej Pomocy” zatytułowanym „Akademik” (1946). Pismo deklarowałowprawdzie apolityczność, było jed<strong>na</strong>k z dzisiejszej perspektywy organem o orientacjikatolickiej; pierwszy re<strong>da</strong>ktor <strong>na</strong>czelny, Olgierd Budrewicz, był związany ze StronnictwemPracy. Z „Akademikiem” współpracowali m. in. Jerzy Ficowski, Marek Antoni Wasilewski,Jerzy Grygolu<strong>na</strong>s, Bogusław Choiński, potem także Robert Stiller. W zasadzie był topoczątek normalnej kariery literackiej. W 1946 roku druk wierszy w powielaczowympisemku studenckim, w 1947 publikacja w oficjalnej, choć prze<strong>ci</strong>eż nie pierwszoplanowej„Warszawie”, rok później – druk w „Odrodzeniu”, jednym z dwu <strong>na</strong>jważniejszychtygodników literackich okresu...Także ży<strong>ci</strong>owo był względnie ustabilizowany. Po rocznej pracy <strong>na</strong> pocz<strong>ci</strong>e, zatrudnił sięjako reporter w „Kurierze Codziennym” i „Wieczorze” – znów pismach raczej „drugiegoplanu”, popularnych, by<strong>na</strong>jmniej nie opiniotwórczych.Olgierd Budrewicz, pracujący w „Wieczorze” z Białoszewskim, tak wspomi<strong>na</strong> ten okres:„Miron był ogromnym fajtłapą. Pisał drobiazgowe miejskie historyjki, które wzbudzaływiele zastrzeżeń. A poza tym był bardzo dziwnym człowiekiem. Zawsze. Takim pozostanie wmojej pamię<strong>ci</strong>”. 6Ale z tego okresu pochodzi reportaż o Warszawie widzianej ze szczytu wypalonego„Prudentialu”. Po latach w zbiorze Szumy, zlepy, <strong>ci</strong>ągi (1976) – tak autor opisuje ten epizod:„Wtedy re<strong>da</strong>kcja «Wieczoru Warszawy» wysłała mnie <strong>na</strong> zdoby<strong>ci</strong>e «Prudentialu», czylidzisiejszego hotelu «Warszawa». Wtedy był to dziurawy szkielet. Moja re<strong>da</strong>ktorka działumiejskiego dowiedziała się, że jest jed<strong>na</strong>k dojś<strong>ci</strong>e <strong>na</strong> szczyt. Wysłała mnie i fotografa. Stanęła<strong>na</strong> korytarzu re<strong>da</strong>kcji i wołała za mną:– Panie Mironie, tylko niech pan nie spadnie!Dojś<strong>ci</strong>e <strong>na</strong> szczyt nie było proste. Do piątego piętra szło się gładko, po wypalonej klatce.Dalej były strzałki «tędy». Trzeba było dostać się <strong>na</strong> inne schody, po kilku żelaznych balach<strong>na</strong>d przepaś<strong>ci</strong>ą, czyli przejść trzy metry nie patrząc w dół, jak po linie, obłapić słup betonowy,przewinąć się i przejść znowu pod puchą. Wyżej szły schody, częś<strong>ci</strong>owo wypalone,częś<strong>ci</strong>owo zawalone gruzami, ze strasznymi dziurami w ś<strong>ci</strong>a<strong>na</strong>ch. Na dwu<strong>na</strong>stym piętrzeznów strzałki «tędy», zmia<strong>na</strong> schodów, przejś<strong>ci</strong>e po belach bez trzymania <strong>na</strong>d przepaś<strong>ci</strong>ami. Iwyżej coraz gorsze schody, coraz więcej gruzów, coraz mniej ś<strong>ci</strong>an. Fotoreporter pokazał miwronie gniazdo.7


– A teraz będziemy pełzali.I pełzaliśmy. Strach patrzeć <strong>na</strong> boki, bo od razu było wi<strong>da</strong>ć Wilanów. Dobrnęliśmy dotarasu. Tam leżało pięt<strong>na</strong>ś<strong>ci</strong>e kafelków z podpisami. My podpisaliśmy szes<strong>na</strong>sty. Pośrodkuleżał zgięty wpół maszt telewizyjny. Fotograf kazał mi się <strong>na</strong> ten maszt wdrapać dopozowania.– wyżej!– jeszcze wyżej!To była dobra szkoła pokonywania lęku przestrzeni. Schodzenie okazało się gorsze odwchodzenia. Trzeba było zsuwać się <strong>na</strong> siedząco. W chemigrafii spaskudzili całądokumentację. Musieliśmy powtarzać całą eskapadę”.Biorąc pod uwagę specyfikę okresu, była to normal<strong>na</strong> praca reportera działu miejskiego. Ztego mniej więcej okresu pochodzi reportaż, w <strong>który</strong>m Białoszewski występował w roli„morsa” kąpiącego się zimą w przeręblu. Od 1949 roku pracował w re<strong>da</strong>kcji harcerskiegopisma „Świat Młodych”, <strong>na</strong>jpierw w sekretaria<strong>ci</strong>e, potem w dziale literackim. Uprawiał takżereportaż terenowy. Kilka epizodów opisuje w Szumach, zlepach, <strong>ci</strong>ągach.W tym okresie zaprzyjaźnił się z Leszkiem Solińskim, podówczas studentem polonistyki<strong>na</strong> Uniwersyte<strong>ci</strong>e Jagiellońskim, późniejszym malarzem. Soliński pochodził z Żarnowca <strong>na</strong>Pogórzu, tego samego Żarnowca, gdzie z<strong>na</strong>jdował się dworek Konopnickiej. Jeździli tamczęsto.Względ<strong>na</strong> stabilizacja skończyła się w 1952 roku.„Gdzieś po dwóch latach – wspomi<strong>na</strong> koleżanka re<strong>da</strong>kcyj<strong>na</strong> Krysty<strong>na</strong> Garwolińska-Błaszczykowa – Miron Białoszewski został zwolniony ze «Świata Młodych» <strong>na</strong> polecenieUrzędu Bezpieczeństwa. Jego osobiste kontakty z południowymi regio<strong>na</strong>mi kraju, gdziegrasowały jeszcze niedobitki band, uz<strong>na</strong>no za podejrzane. Był – krótko – aresztowany.Do<strong>da</strong>tkowym powodem zwolnienia stały się podobno skłonnoś<strong>ci</strong> homoseksualne”. 7Od tego momentu zaczy<strong>na</strong> się legen<strong>da</strong> „poety osobnego”.8


PIERWSZE WIERSZENajwcześniejsze z<strong>na</strong>ne wiersze Białoszewskiego pochodzą z lat 1945-1946;opublikował je z rękopisu Bog<strong>da</strong>n Klukowski („Poezja” 1987, nr 9). Nazbyt nie różnią sięone od tych, które z<strong>na</strong>my z publikacji w czasopismach. Dla tego bloku juweniliów wy<strong>da</strong>je sięcharakterystyczny wiersz Chrystus powstania, zamieszczony w tygodniku „Warszawa”(1947, nr 5), w kolumnie „Najmłodsi poe<strong>ci</strong> warszawscy”:Na ramio<strong>na</strong>ch usnął <strong>ci</strong> ogieńkołysze go w brąz płonące miastodwa stosy masz zamiast powiekale jest krzyż z gorących oddechów.Idź przez mur do czerwonych arkadmiędzy popiół tłumui przemieniaj <strong>na</strong> wargachogromne liś<strong>ci</strong>e płomieni w winoBarykady jak Góry Oliwneszumią okruchami koś<strong>ci</strong> –dłoń po dłoni wywleczspod ziemi wieków i odpuść.Wstąp w Jor<strong>da</strong>n ka<strong>na</strong>łów –w szlamie zielonym jak wiecznośćszukaj nieżywych oddechóww Imię Ojca... i Ducha...Nie popełnimy błędu, gdy te wiersze zlokalizujemy w tym samym kręgu, co utworyGajcego czy Baczyńskiego. Zwłaszcza Gajcego. W kręgu swoiś<strong>ci</strong>e przetworzonej tradycjiDrugiej Awangardy.Ta tradycja jest jeszcze widoczniejsza w obszernym wierszu zatytułowanym Scherzo h-moll. W <strong>taki</strong>m np. obrazie:Poruszone stopy aniołów9


Strząsają światło ze złotych fałdSuną pod czarny las kolumnJak żywy betlejemski mszał.Moż<strong>na</strong> powiedzieć, że to „<strong>na</strong>tural<strong>na</strong>” tradycja tego pokolenia. Dla Białoszewskiego jestjed<strong>na</strong>k charakterystyczne, że unika dwu ekstremalnych rozwiązań: katastroficznego patosu igroteski. W Chrystusie powstania mamy do czynienia z o p i s e m , tyle że wyrażonym wmowie zmetaforyzowanej. Jest to ten sam typ języka poetyckiego, <strong>który</strong>m są pisanepóźniejsze Ballady rzeszowskie. Jed<strong>na</strong>k opis odwołuje się tu do rzeczywistoś<strong>ci</strong> mitu. Dziejewalczącej Warszawy z<strong>da</strong>ją się powtarzać dzieje Chrystusa, jego śmierć i odkupienie.Z<strong>na</strong>mienne jest i to, że dzieje Chrystusa powtarza się w porządku inwersyjnym – odmęczeńskiej śmier<strong>ci</strong> do odrodzenia przez wodę (chrzest w rzece Jor<strong>da</strong>n). Jor<strong>da</strong>nem Warszawysą ka<strong>na</strong>ły. Ten zresztą motyw jest biograficzny – Białoszewski l września 1944 rokuprzedostał się ka<strong>na</strong>łami ze Starego Miasta do Śródmieś<strong>ci</strong>a. Tu „w szlamie zielonym jakwieczność” pozostały „nieżywe włosy”, ale tu także <strong>na</strong>stąpiło to, co symbolizuje rytzanurzenia w wodzie – oczyszczenie i odrodzenie.Spośród wczesnych wierszy tylko jeden – Fioletowy gotyk – poeta przedrukował wdebiutanckich Obrotach rzeczy.10


„SZUFLADOWCY” Z KOBYŁKIKobyłka to niewielka podwarszawska miejscowość. Blisko Warszawy, ale jakby jużperyferie. W Kobyłce we wczesnych latach sześćdziesiątych przemieszkiwał Stanisław SwenCzachorowski.„Czasy były – wspomi<strong>na</strong> Artur San<strong>da</strong>uer – jak by tu rzec – radośnie–nieradosne. Z jednejstrony – akademie, pochody, łopot sztan<strong>da</strong>rów, oczy w przyszłość, z drugiej — «błędy iwypaczenia» coraz oczywistsze. Podobnie i w sztuce. Większość artystów przeszławprawdzie zwy<strong>ci</strong>ęsko ewolucję od realizmu krytycznego do socjalistycznego, ale owocezwy<strong>ci</strong>ęstwa były opłakane”. 8Większość — to nie z<strong>na</strong>czy wszyscy.Przyczyny oporu były różne. Od ideologicznych i politycznych po artystyczne. Róż<strong>na</strong> teżbyła siła oporu. Nie sposób nie przypomnieć, iż to właśnie wówczas w teoretycznych pracachStefanii Skwarczyńskiej dokonywano próby uzasadnienia, iż światopogląd katolicki tak czyi<strong>na</strong>czej prowadzi do literatury społecznie postępowej, towarzyszącej przebudowie społecznej.Z drugiej zaś strony Julian Przyboś, tak bardzo związany z lewicą, z trudem <strong>da</strong>wał sięwłączyć w nurt przemian; w jego przypadku, przyjmując sposób rozumowaniacharakterystyczny dla epoki, przeszkadzała „reakcyj<strong>na</strong>”, arealistycz<strong>na</strong> poetyka. Ale była teżnielicz<strong>na</strong> grupa twórców organicznie niezdolnych do przyję<strong>ci</strong>a światopoglądowych iartystycznych założeń socrealizmu. Wśród nich – Miron Białoszewski i Stanisław SwenCzachorowski.Po zwolnieniu ze „Świata Młodych” poeta z<strong>na</strong>lazł się bez środków do ży<strong>ci</strong>a. Miałwprawdzie mieszkanie co w ówczesnej Warszawie było prawdziwym skarbem. Pomagali muprzyja<strong>ci</strong>ele, pomagali rozwiedzeni rodzice. W późniejszych miniaturach prozatorskich, atakże – aluzyjnie – w wierszach wspomi<strong>na</strong> o dojmującej biedzie. Rychło dopadła go gruźlica.Z<strong>na</strong>lazł się w sa<strong>na</strong>torium w Otwocku.To praw<strong>da</strong>, że były to lata milczenia. Jed<strong>na</strong>k nie bezwzględnego – poeta pisywał wierszedla dzie<strong>ci</strong>, piosenki. Sam, lub wspólnie z Wandą Chotomską.Nie odbiegają one od ówczesnych wzorców. Warto może przytoczyć trzeźwą opinięLeszka Solińskiego:„I on w tym czasie pisał i drukował, a że go odrzu<strong>ci</strong>ł socrealizm – to in<strong>na</strong> rzecz. Miron nieprzyjął w pełni socu, postawa jego była ambiwalent<strong>na</strong>”. 911


We wspomnianym artykule Artur San<strong>da</strong>uer wspomi<strong>na</strong>, iż wtedy właśnie otrzymałzaproszenie „młodych «szufladowców» <strong>na</strong> wieczór poetycki do podwarszawskiej Kobyłki”.„Ilu ich było” – pyta Soliński, i wylicza: „Swen, Miron, Bogusław Choiński, jego żo<strong>na</strong> TeresaChabowska–Choińska, późniejsza Brykalska, Jerzy Grygolu<strong>na</strong>s i Han<strong>na</strong> Wolska, późniejszaCzachorowska”. Łatwo zauważyć, iż prócz Czachorowskiego, z <strong>który</strong>m z<strong>na</strong>jomość sięgała latokupacji, przeważająca część „szufladowców” to poe<strong>ci</strong> związani niegdyś z „Akademikiem”.Artur San<strong>da</strong>uer wspomi<strong>na</strong>, iż Białoszewski odczytywał wówczas, jako pierwszy, Karuzelęz Madon<strong>na</strong>mi.„Wtedy (tj. około roku 1952) – pisze Soliński – wy<strong>da</strong>wało mi się, że był to człowiek beztalentu, <strong>który</strong> umiał sobie dobrać odpowiednich ludzi. Chwilę później, jak go poz<strong>na</strong>łem,Miron był już całkowi<strong>ci</strong>e ucukrowany i usmażony, w sosie kobyłkowo–jarzębinowym, podsilnym patro<strong>na</strong>tem Swe<strong>na</strong>. Swen był wtedy pierwszą i ostatnią instancją, nie tylko w rzeczachsztuki. Czas <strong>na</strong>jwyższy z tym zerwać. Podkarpa<strong>ci</strong>e i Kraków przyszły w samą porę,opatrznoś<strong>ci</strong>owo. Droga artystycz<strong>na</strong> Miro<strong>na</strong> stała wtedy pod z<strong>na</strong>kiem zapytania”.Otóż to wcale nie jest pewne. Jak wszystkie świadectwa „z epoki”, zwłaszcza pisane przezprzyja<strong>ci</strong>ół, i to powinno być weryfikowane. Patro<strong>na</strong>t Czachorowskiego jed<strong>na</strong>k z<strong>da</strong>je się nieulegać wątpliwoś<strong>ci</strong>.Rzecz w tym, iż nurt balladowy, owe przekłady „tekstów” sztuki <strong>na</strong> tekst poetycki niezaczy<strong>na</strong>ją się od fascy<strong>na</strong>cji rzeszowskich; ich pierwszym świadectwem, jeszcze juwenilnym,jest Scherzo e-moll, świadectwem już dojrzałym – Fioletowy gotyk („Odrodzenie” 1949, nr25). Już tu od<strong>na</strong>jdziemy –gotyckość fałdśredniowiecze długich <strong>da</strong>mpożeg<strong>na</strong>nie z wysokoś<strong>ci</strong> dzwonuI tak jak tam osoby z płó<strong>ci</strong>en przeistaczać się będą w żywe i realne, tak tu:Żywa statua – żebrakz łachmanów wróżypopielaty koniecWprawdzie chronologia wczesnych wierszy Białoszewskiego jest mocno niepew<strong>na</strong>, moż<strong>na</strong>jed<strong>na</strong>k sądzić, że przy<strong>na</strong>jmniej niektóre z Ballad peryferyjnych powstawały jednocześnie zBalla<strong>da</strong>mi rzeszowskimi.Moż<strong>na</strong> by zaryzykować twierdzenie <strong>na</strong>stępujące: poe<strong>ci</strong>, zepchnię<strong>ci</strong> <strong>na</strong> margines ży<strong>ci</strong>a(literackiego, ale także <strong>na</strong> szczególny margines społeczny), z tego, co było marginesem,peryferiami, postanowili uczynić centrum świata.12


Dla Białoszewskiego oz<strong>na</strong>czało to także opuszczenie tego, co stanowiło jego „<strong>na</strong>turalneśrodowisko”: pejzaży warszawskich. O tyle łatwe, że j e g o Warszawa była równieperyferyj<strong>na</strong> jak Wołomin. Zadumanie o sieni kamiennej może się dziać tak w Wołominie, jaki <strong>na</strong> Poz<strong>na</strong>ńskiej, gdzie mieszkał. Makata, z której wywodzi balladę (Balla<strong>da</strong> z makaty) mogławisieć i tu, i tam. Karuzela z Madon<strong>na</strong>mi mogła równie dobrze stanąć <strong>na</strong> <strong>który</strong>mś z placówWarszawy, co Wyszkowa, Wołomi<strong>na</strong> czy Tłuszcza.Odrzuceni i odepchnię<strong>ci</strong>, utożsamiają się z tymi, którzy wy<strong>da</strong>ją się równie „peryferyjni”.Paradoksalnie są reprezentantami tej samej grupy społecznej, która była bohaterem lirykisocrealistycznej – warstw plebejskich. Ludu, <strong>który</strong> – jak pisał A<strong>da</strong>m Ważyk – „wszedł dośródmieś<strong>ci</strong>a”. Białoszewski, <strong>na</strong>wet jeśliby się z nim zgodził, do<strong>da</strong>łby, że mentalnie pozostał<strong>na</strong> peryferiach.Moglibyśmy, skrótowo i ryzykując grube uproszczenie, powiedzieć tak: twórcy lirykisocrealistycznej opiewali wielkoprzemysłową klasę robotniczą, nie tyle jed<strong>na</strong>k jejposzczególnych przedstawi<strong>ci</strong>eli, ile pewną hipostazę. Zespół pożą<strong>da</strong>nych cech. Jeśliopisywali los, biografię, to troszcząc się przede wszystkim o te składniki, <strong>który</strong>mprzypisywali atrybut typowoś<strong>ci</strong>.Białoszewski w Filozofii Wołomi<strong>na</strong> opisuje Mit <strong>na</strong>oczny (jest to tytuł drugiej częś<strong>ci</strong>wiersza).Budka piwa – stajenka Wołomi<strong>na</strong>,pod nią strzecha nie... ale markiza.Pyta<strong>ci</strong>e o gwiazdę?Jest<strong>na</strong> jawie u latarnii prócz tego długa jak sznurwisi i rozbija się jak śnieg.Markizaprzewleczo<strong>na</strong>gwiazdą.Dla kogo szopa?Wiem, sprawdziłem: dla trzechpasterzy w wa<strong>ci</strong>akach,stębnowanych króli,dla nich tylko codnieje.U drugich brzegów śniegu13


czekamczy przyjdą i dziś.Troi się nowy śnieg.Co będzie, gdy nie przyjdąi ten biały budkę z piwem zawiekuje?!(Już to samo byłoz graniastosłupami świątyń, któreodbito z piasku.)nikt wtedy nie odgadnie jej obrządku.Nic w grun<strong>ci</strong>e rzeczy nie stoi <strong>na</strong> przeszkodzie, byśmy w tych „trzech pasterzach wwa<strong>ci</strong>akach” nie mogli widzieć reprezentantów klasy robotniczej opiewanej przezsocrealistów. Jest to ich, nie dostrzega<strong>na</strong> przez poetów przodującego nurtu, in<strong>na</strong> stro<strong>na</strong>egzystencji. Pytanie: czy przodownik pracy, np. członek murarskiej trójki, mógł po pracystanąć przy budce z piwem? Raczej nie, ale...Oczywiś<strong>ci</strong>e wiersz jest oparty <strong>na</strong> biblijnej historii o wędrówce trzech królów i gwieździebetlejemskiej. Tu gwiazdą jest zwisająca <strong>na</strong> sznurze latarnia, prowadzi „trzech pasterzy wwa<strong>ci</strong>akach”, „stębnowanych króli”. Ironiczne? Nie bardziej niż <strong>na</strong>zwanie tych samych,odzianych w fufajki osobników, „klasą przodującą”.Ta sama hierarchia i stopień ważnoś<strong>ci</strong>, ale aksjologia in<strong>na</strong>. Otóż i to nie jest pewne. Jeśliza punkt odniesienia przyjmiemy „robotnicze” teksty socrealistów, zauważymy osobliwąinwersję. Tamte opiewały to, co <strong>na</strong>dchodzi, wiersz Białoszewskiego – to, co jeśli nie usuwasię w przeszłość, to przy<strong>na</strong>jmniej jest zagrożone. Najproś<strong>ci</strong>ej – gdy nie przyjdą klien<strong>ci</strong>, „tenbiały” (ekspedient? właś<strong>ci</strong><strong>ci</strong>el?) zamknie budę, „zawiekuje”. Ale może nie o to tylko idzie,może „zawiekowanie” jest zamknię<strong>ci</strong>em tej budki–stajenki–świątyni, <strong>na</strong> wiek wieków, po to,by jak w konserwie (zawetować) przechować ją dla przyszłych pokoleń. Wtedy „ten biały”jest już losem?, bogiem?, koniecznoś<strong>ci</strong>ą historyczną? Tak już się kiedyś z<strong>da</strong>rzyło „zgraniastosłupami świątyń”, które teraz „odbija się” zaw(i)ekowane w piasku.Innymi słowy – obserwator („wiem, sprawdziłem”) staje się czymś w rodzaju etnologaopisującego zagrożony, skazany <strong>na</strong> śmierć „obrządek”.A Madonny jadące <strong>na</strong> karuzeli w brykach sześ<strong>ci</strong>okonnych? Kim one są? Nic nieuniemożliwia zobaczenia w nich córek „pasterzy w wa<strong>ci</strong>akach”, pracownic, powiedzmy,uspołecznionego handlu, murarek, szwaczek...Oczywiś<strong>ci</strong>e stawiając tego rodzaju pytania, mówimy o sprawach, które z<strong>na</strong>jdują się pozasferą zainteresowań poety. Wpisujemy rzeczywistość przedstawioną w kontekst14


publikowanych ówcześnie tekstów literackich. Zabieg to o tyle usprawiedliwiony i owocny,że pozwala dostrzec i zbieżność, i opozycyjność pól zainteresowań. Zbieżność – bo i tu, i tamw polu widzenia z<strong>na</strong>jdują się przede wszystkim reprezentan<strong>ci</strong> warstw plebejskich,opozycyjność – bo Białoszewskiego interesują nie ze względu <strong>na</strong> przypisane funkcje(proletariat jako siła sprawcza rewolucyjnych przemian), ale ze względu <strong>na</strong> swe cechykulturowe.Przy czym jed<strong>na</strong>k nie wy<strong>da</strong>je się trafne wpisywanie tej fascy<strong>na</strong>cji w opozycję kulturywysokiej i kultury niskiej.„Co tu uderza – pisze Artur San<strong>da</strong>uer – to akceptacja nędzy i szarzyzny, pogodzenie się ze«światem podkultury», <strong>który</strong> Gombrowicza i Schulza przejmował jeszcze taką grozą. Bo teżtam<strong>ci</strong> – to rodowi<strong>ci</strong> inteligen<strong>ci</strong>, <strong>który</strong>m on grozi – od zewnątrz; on prze<strong>ci</strong>wnie, jest tu u siebiew domu. Jedyny to prze<strong>ci</strong>eż z <strong>na</strong>szych pisarzy, <strong>który</strong> – po zdoby<strong>ci</strong>u sukcesu – nie wpadł wobję<strong>ci</strong>a kawiarni, lecz pozostał <strong>na</strong><strong>da</strong>l, kim był: kombi<strong>na</strong>cją artysty i lumpa. Właś<strong>ci</strong>wy tamtymmasochizm ma – prócz wielu innych – także sens społeczny: jest próbą pod<strong>da</strong>nia się<strong>na</strong>d<strong>ci</strong>ągającej sile, o której wiedzą jedynie, że jest wulgar<strong>na</strong> i brutal<strong>na</strong>. Uczu<strong>ci</strong>e obceBiałoszewskiemu: nie ma potrzeby, by ukorzyć się przed tym, co niższe, gdyż sam jestniższy. A raczej – i to poję<strong>ci</strong>e jest mu obce: jest, jaki jest, i akceptuje swą warstwę, jakąjest”. 10Gdy porów<strong>na</strong>my <strong>na</strong>jwcześniejsze wiersze Białoszewskiego, i te, które weszły dodebiutanckich Obrotów rzeczy z wczesnymi wierszami Stanisława Swe<strong>na</strong> Czachorowskiego,dostrzeżemy tyleż zbieżnoś<strong>ci</strong>, co i różnice. Warto może przypomnieć opinię Ja<strong>na</strong> JózefaLipskiego kontaktującego się w tym okresie z obydwoma:„Miron i Swen żyli w zupełnie innym, swoim własnym świe<strong>ci</strong>e (a raczej w swoichwłasnych światach). Wtedy (tj. w końcu lat czterdziestych i w pierwszych pięćdziesiątych)jeszcze byli nie tylko dużo bliżej siebie niż po paru latach – ale i ich twórczość mniej dzieliło.Jak to bywa z wypadkami bardzo ś<strong>ci</strong>słej młodzieńczej symbiozy, żaden filolog już niedojdzie, <strong>który</strong> co zawdzięczał drugiemu. Może gdyby pozostały jakieś rękopisy... Ale myślę,że z tych <strong>na</strong>j<strong>da</strong>wniejszych czasów ocalało ich bardzo niewiele. W tym środowiskuobowiązywała pew<strong>na</strong>, prawie zliturgizowa<strong>na</strong> obyczajowość, do. której <strong>na</strong>leżało też palenierękopisów, z okresu już przezwy<strong>ci</strong>ężonego. Mówiło się o tym w tonie tajemnicy i grozy. Toteż «obowiązywało»”. 11Moż<strong>na</strong> z<strong>na</strong>leźć parę utworów wyraźnie korespondujących ze sobą (AutobiografiaBiałoszewskiego, Echo przez siebie Czachorowskiego), całe zestawy utworów, z<strong>da</strong>jących sięrealizować podobną postawę (Ballady rzeszowskie) i Ballady peryferyjne Białoszewskiego,Gęby mazowieckie Czachorowskiego). Czachorowski wszakże wy<strong>da</strong>je się bliższy folklorowi.W interesującym <strong>na</strong>s teraz zakresie Czachorowski wybiera te obszary, w <strong>który</strong>ch folklorwiejski utrzymuje się w posta<strong>ci</strong> <strong>na</strong>turalnej (Kurpiowszczyz<strong>na</strong>), bądź zazębia się z folkloremprzedmiejskim. Na prze<strong>ci</strong>wległym biegunie z<strong>na</strong>jdują się wiersze operujące rekwizytami15


kultury wysokiej. U Białoszewskiego folklor wiejski jest praktycznie nieobecny, elementyfolkloru przedmiejskiego zaś są przemieszane z elementami kultury wysokiej.Przykład może <strong>na</strong>jprostszy, z wiersza Zadumanie o sieni kamiennej:Przez drzwi tych gąszczpojazdfin–de–sieclowyko–łat! ko–łat!maszy<strong>na</strong> do szy<strong>ci</strong>aSingerowskie maszyny do szy<strong>ci</strong>a (oczywiś<strong>ci</strong>e z <strong>na</strong>pędem nożnym, <strong>na</strong> pe<strong>da</strong>ł i pasektransmisyjny) miały z reguły żeliwną, odlewaną obudowę z secesyjną or<strong>na</strong>mentyką; byłytyleż elementem funkcjo<strong>na</strong>lnym, co zdobniczym. Z perspektywy, którą wprowadzaBiałoszewski, nic nie uniemożliwia traktowania jej jako dzieła sztuki.Z perspektywy „kultury wysokiej” przeszkodą staje się powtarzalność. Cechą dzieła sztukibowiem jest unikatowość.Folklor tymczasem (i ten tradycyjny, wiejski, i ten przedmiejski) nie z<strong>na</strong> poję<strong>ci</strong>aorygi<strong>na</strong>lnoś<strong>ci</strong>. Jest mu <strong>na</strong>tomiast nieobce zarówno poję<strong>ci</strong>e pięk<strong>na</strong>, jak i funkcjo<strong>na</strong>lnoś<strong>ci</strong>. Awłaś<strong>ci</strong>wie – wielofunkcyjnoś<strong>ci</strong>. Ława służyła tyleż do siedzenia, co do spania, ale teżużywano jej jako pojemnika. Szlabany, rozkła<strong>da</strong>ne łóżka, w dzień były siedziskami.Singerowska maszy<strong>na</strong> służyła do szy<strong>ci</strong>a, ale po zamknię<strong>ci</strong>u i schowaniu mechanizmu stawałasię stołem. Dla dziecka, które poruszało jej pe<strong>da</strong>ł, przeobrażała się w zabawkę–rower, pojazdz <strong>na</strong>pędem nożnym.A przy tym wszystkim – była to ozdoba izby. Wielofunkcyjny przedmiot, piękny iużyteczny.16


Jaktrupbla<strong>da</strong> mówi: „rrrób co chcesz”, odnosi się to równocześnie do jej sytuacji [rób (zemną) co chcesz], jak i do akcji scenicznej. Ale Podejrzewacz, którego status został już <strong>na</strong>początku określony przez <strong>na</strong>zwanie, nie może zmienić rodzaju działań, może zmienić jedynieich kierunek: „podejrzewam <strong>ci</strong>ę”.A chór, złożony z bohaterów dramatu, skomentuje: „oojejej”.Jaktrupbla<strong>da</strong> zgodzi się <strong>na</strong> tę zmianę; powie: „podejrzewaczu mię”; i powtórnie określiswój status, tym razem w kategoriach przedmiotowych: „jestem jak trup bla<strong>da</strong>”.Nawracacz jest teraz ośrodkiem akcji, nie bierze jed<strong>na</strong>k w niej udziału. Jaktrupbla<strong>da</strong> iPodejrzewacz zmieniają przegrody, wykonują działania, które jed<strong>na</strong>k są – podobnie jakpoprzednie zmiany pozycji – działaniami bez efektu, bezkierunkowymi, defensywnymi.Podejrzewacz usiłuje skierować akcję <strong>na</strong> tory rzeczywiste, które poprzednio, nie przyjąwszydo wiadomoś<strong>ci</strong> wypowiedzi Nawracacza, pominął. Mówi: „Jaktrupblado! / Nie rób min doniego!”Do niego, czyli Nawracacza. Ale Jaktrupbla<strong>da</strong> <strong>na</strong><strong>da</strong>l kontynuuje semantyczną grę, idzie –porzuconą już teraz przez inicjatora – drogą Podejrzewacza: „mindoni chrup”.Końcowa część z<strong>da</strong>nia Podejrzewacza po likwi<strong>da</strong>cji przedziałów międzywyrazowych iodrzuceniu końcówki staje się rzeczą (min do niego – mindoni) do „schrupania”. Tak jakpoprzednio wą(troba) i karm(elki). Nawracacz wypowia<strong>da</strong> swą stałą kwestię: „wą”.Jest to punkt zwrotny akcji prowadzonej przez Nawracacza. Wypowia<strong>da</strong> to słowo,<strong>na</strong>wraca <strong>na</strong> wą, w sytuacji podwójnie korzystnej. W momen<strong>ci</strong>e, gdy Podejrzewaczzrezygnował już z gry, a Jaktrupbla<strong>da</strong>, włączając kwestię Nawracacza do swej wypowiedzi,zdemaskowała się, potwierdziła, że została <strong>na</strong> wą(trobę) <strong>na</strong>wróco<strong>na</strong>.Kolej<strong>na</strong> kwestia Nawracacza brzmi: „mindoni wą”. Co <strong>da</strong> się rozwinąć: (nie rób) min doni(ego tj. Nawracacza <strong>na</strong>) wą(trobę)”.Ale jest ważne nie to, że tym razem adresat został ustalony trafnie. Rywala, potencjalnegotrupa, <strong>na</strong>zwano po imieniu. Jest ważne, że Podejrzewacz wypowiedział to, do czego był<strong>na</strong>kłaniany (<strong>na</strong>wracany): wą. Przyjął jednocześnie grę Jaktrupbladej i grę Nawracacza. Chórskomentuje tę klęskę: „ojejej”. Ruch ustaje, „przestają latać. Nawracacz korzysta <strong>na</strong>wraca <strong>na</strong>wą”: „wą/ wą/ wą”. Sytuacja wraca do punktu wyjś<strong>ci</strong>a. Bohaterowie dramatu przedstawiająsię publicznoś<strong>ci</strong>. Ale są to już inne „osobowoś<strong>ci</strong>”, inne struktury psychiczne:JAKTRUPBLADAje–wąstę – wąjak – wątrup – wąbla – wą<strong>da</strong> – wą21


PODEJRZEWACZ SIĘpo – wądej – wąrżę –wąwam – wąsię – wąDwukrotnie przedstawi się także i Nawracacz, po kwestii Jaktrupbladej, i po kwestiiNawracacza. Tę drugą prezentację chór skomentuje: „oojejej”. Nawracacz skomentuje totriumfalnie: „wą”.Tylko on pozostał tym, czym był <strong>na</strong> początku. Tylko on się nie zmienił. Ostatnia zbiorowawypowiedź bohaterów jest „wpadnię<strong>ci</strong>em w harmonię”:o – wąo – wąje – wąjej – wąo – wąo – wąje – wąjej – wąo – wąo – wąje – wąjej – wąStatus bohaterów uległ zmianie. Zostali <strong>na</strong>wróceni <strong>na</strong> wą(trobę). Przyjęli to, przed czymsię bronili.Dotąd przedstawialiśmy przebieg działań scenicznych. Od tego etapu może się zacząćwłaś<strong>ci</strong>wa interpretacja. Jak łatwo zauważyć, omawiany utwór stanowi nie tylko pewnąszczególną realizację konwencji, ale równocześnie zarysowuje szkielet konstrukcji, któramoże być powtarza<strong>na</strong>. Działania, ewokowane przez operacje językowe, toczą się tukonwencjo<strong>na</strong>lnie. O tym, iż pierwsza część utworu to tragedia, była już mowa. Fragment od„kto wlazł” do „trrrrup” to schemat dramatu trójkąta, <strong>da</strong>lszy – do „mindoni chrup” – tę samąsytuację kontynuuje w konwencji farsy; pozostałe fragmenty będą realizować dramat postaw,w <strong>który</strong>m motorem akcji jest nie tyle element „ży<strong>ci</strong>owy”, ile – jak moż<strong>na</strong> powiedzieć –ideologia, dramat charakterów.22


Przy tym wszystkim jest to dramat lingwistyczny; motorem akcji, uzasadnieniem jejzwrotów, motywacją działań bohaterów są mechanizmy językowe. Wskazuje <strong>na</strong> to podtytuł:„samodramat”. Dramat rozgrywa się sam, wystarczy uruchomić mechanizm skojarzeńjęzykowych. Jeśli jed<strong>na</strong>k to, co reprezentuje Nawracacz, to, <strong>na</strong> co <strong>na</strong>wraca, określimy jakoideologię, druga warstwa tego utworu, kierunek parodii, objawi się z całą oczywistoś<strong>ci</strong>ą.Absur<strong>da</strong>lność „<strong>na</strong>wracania <strong>na</strong> wą(trobę)” tym silniej ob<strong>na</strong>ża społeczne mechanizmy, które tasztuka – przenosząc je w wymiary groteski – demaskuje. W kategoriach lingwistycznychrozgrywa się nie tylko dramat obyczajowy (ów „trójkąt”), ale przede wszystkim – dramat owyraziś<strong>ci</strong>e społecznym i politycznym charakterze.Mechanizm jest tu laboratoryjnie czysty, proces społeczny sprowadzony do <strong>na</strong>jbardziejpodstawowych wyz<strong>na</strong>czników. Mechanizm indoktry<strong>na</strong>cji – w laboratoryjnym prepara<strong>ci</strong>e.W momen<strong>ci</strong>e, gdy rzeczy sceniczne Białoszewskiego były grane, traktowano je <strong>na</strong>jczęś<strong>ci</strong>ejjako igraszki – pomysłowe, interesujące, <strong>na</strong>wet wirtuozerskie, ale jed<strong>na</strong>k igraszki. Dziś tejopinii nie moglibyśmy już powtórzyć. Widzimy w nich raczej świadectwo dyskursu z epoką.Wą mógłby tu być koronnym przykładem.Pozostając autonomicznymi formami dramatycznymi, teksty te stanowią jednocześnieswoiste laboratorium form, z <strong>który</strong>ch – już w posta<strong>ci</strong> rozwiniętej – wywodzi się z<strong>na</strong>cz<strong>na</strong>część późniejszej twórczoś<strong>ci</strong> prozatorskiej i poetyckiej.23


OBROTY RZECZY — WIĄZKA MOŻLIWOŚCIJakkolwiek inscenizacje Teatru <strong>na</strong> Tarczyńskiej byty sensacją sezonu, to zjawiskiemliterackim, i to od razu dużej wagi, był dopiero debiutancki zbiór wierszy. Wy<strong>da</strong>ny w 1956roku (drugie wy<strong>da</strong>nie ukazało się rok później) tom Obroty rzeczy został zre<strong>da</strong>gowany przezArtura San<strong>da</strong>uera.„Z przyniesionych mi utworów – wspomi<strong>na</strong> krytyk – część (jakieś dwie piąte) odrzu<strong>ci</strong>łem,w jednym – chodzi o Piosenkę stołową prawie o wszechby<strong>ci</strong>e – u<strong>ci</strong>ąłem za zgodą autorastrofę końcową [...] ułożyłem wiersze w 7 cykli. Tytuły ich [...] pochodzą ode mnie”. 12Wspomniany wcześniej brak w twórczoś<strong>ci</strong> Białoszewskiego utworów zorientowanychfolklorystycznie odnosi się właśnie do tego zestawu. Sąd ten nie <strong>da</strong> się jed<strong>na</strong>k uzasadnić <strong>na</strong>grun<strong>ci</strong>e „utworów rozproszonych”. One to właśnie, bardziej niż utwory kanoniczne, pokazująrównoległość poszukiwań Białoszewskiego i Czachorowskiego. Przykład charakterystyczny:Wizerunek jagodny Tarnowca („Poezja” 1985, nr 12).Tom jest skomponowany z<strong>na</strong>komi<strong>ci</strong>e. Otwiera go cykl Ballad rzeszowskich (do któregowłączono także wcześniejszy Fioletowy gotyk), po nim <strong>na</strong>stępują Ballady peryferyjne; cyklSzare eminencje zachwytu grupuje wiersze będące opisami rzeczy i przedmiotów, cyklPokrewieństwa to wiersze a<strong>na</strong>lizujące przygody poz<strong>na</strong>jącego umysłu; cykl Liryka sprzedzaśnię<strong>ci</strong>a notuje stany przed–lub podświadome; cykl Autoportrety to swoiste summyodnoszące opisywane przedtem rzeczywistoś<strong>ci</strong> do osobowoś<strong>ci</strong> poety; ostatni wresz<strong>ci</strong>e cykl,Groteski, ma charakter formalny. Jak moż<strong>na</strong> sądzić, wyodrębniono je przyjmując właśniekryterium groteskowoś<strong>ci</strong>, tematycznie bowiem <strong>da</strong>ją się bez trudu przyporządkować dopoprzednich cykli.Kompozycję tego tomu moż<strong>na</strong> a<strong>na</strong>lizować jeszcze i<strong>na</strong>czej: moż<strong>na</strong> w niej mianowi<strong>ci</strong>ewidzieć drogę od osobowoś<strong>ci</strong> zakorzenionej w kulturze, wypowia<strong>da</strong>jącej się językiemwartoś<strong>ci</strong> kulturowych, do osobowoś<strong>ci</strong> „<strong>na</strong>giej”, przekazującej to, co „sprawdzone sobą”, awięc mówiącej językiem doz<strong>na</strong>ń egzystencjalnych, sprowadzonych do odczuć <strong>na</strong>jprostszych.Mechanizm przekładu dobrze ukazuje Średniowieczny gobelin o Bieczu. Jest to opisśredniowiecznego miasta, ale „utkanego gotykiem”, a raczej – „wełną gotycką”.Popielate trójkątyszły <strong>na</strong> gonty(zwyklejsze to <strong>da</strong>chy),a sinożółteto słomy.24


Utkany gobelin przedstawia miasto, dzieło sztuki, czy raczej rzemiosła. Może byća<strong>na</strong>lizowane jako struktura artystycz<strong>na</strong> realizująca pewną konwencję:gdy gotyckim cudemprzechyliło się całe miastow zielonym wzgórzu,choć pozostało płaskie...Płaskie, bo perspektywa zbież<strong>na</strong> nie została jeszcze „wy<strong>na</strong>lezio<strong>na</strong>”.Ale ten obraz nie jest tylko odbi<strong>ci</strong>em widzianego; oczywiś<strong>ci</strong>e tak wyglą<strong>da</strong> miasto, ale jegowygląd, rozłożenie elementów, odbija strukturę społeczną. O bramie żydowskiej powie, żejest w niej „supeł ś<strong>ci</strong>sku”, o reprezentantach cechów, że są to „portrety jednej twarzy”,.jednego dzwonu echo”; ale już w oddziale rycerzy prze<strong>ci</strong>ągającym goś<strong>ci</strong>ńcem dostrzeże„szyk sztywny”. „Szyk sztywny” i splątane rytmy miejskie, <strong>na</strong>kła<strong>da</strong>nie się perspektywwertykalnych i horyzontalnych to oczywiś<strong>ci</strong>e chwyty artystyczne, ale równocześnie odbi<strong>ci</strong>estruktur społecznych. Moż<strong>na</strong> powiedzieć, że w średniowieczu dostrzega renesans, wsztywnych strukturach – zapowiedź rewolty. Rycerze odjeżdżają, orszak, karoce: „rozpływałysię po wzgórzach / i kurzach”.W dziele sztuki śledzi Białoszewski odbi<strong>ci</strong>e struktury społecznej; jego własne rytmy,autonomiczne prze<strong>ci</strong>eż, są odbi<strong>ci</strong>em rytmów społecznych. Jego struktura jest odbi<strong>ci</strong>emstruktury społecznej. W tym sensie ma rację Leszek Soliński, powia<strong>da</strong>jąc, iż „jego stosunekdo socu był ambiwalentny”.W Balla<strong>da</strong>ch peryferyjnych <strong>na</strong>stępuje zrów<strong>na</strong>nie „kultury wysokiej” i „kultury niskiej”.W Karuzelach z Madon<strong>na</strong>mi (z<strong>na</strong>komi<strong>ci</strong>e spopularyzowanych przez Ewę Demarczyk)miejscem akcji jest wesołe miasteczko. Być może <strong>na</strong> peryferiach Warszawy, być może wGarwolinie czy Wołominie. Centralnym punktem jest karuzela. Gra muzyka (z płyty, toważne!). Ktoś, może właś<strong>ci</strong><strong>ci</strong>el karuzeli lub obsługujący ją, zaprasza:Wsia<strong>da</strong>j<strong>ci</strong>e, madonnymadonnyDo bryk sześ<strong>ci</strong>okonnych.... ś<strong>ci</strong>okonnych!Powtarzając rutynowe wezwanie, urywa początkowy człon powtórzonego wyrazu.Chwyt prosty, uzasadniony i treś<strong>ci</strong>owo, i formalnie; werystycznie wierny. Ale w artykuleprzywoływanym tu już kilkakrotnie, San<strong>da</strong>uer notuje, że w wieczorze w Kobyłce uczestniczyłtakże „jeden z kierowników Radia, człowiek – mówiono – przyzwoity”. On to właśnie „wodpowiedzi <strong>na</strong> owo «sześ<strong>ci</strong>okonnych» [...] prychnął”. Czyli wyraził swą dezaprobatę.25


Dlaczego? Jaką normę <strong>na</strong>ruszało urwanie słowa? Otóż <strong>na</strong>ruszało, i to dwie od razu. Popierwsze: postulat zrozumiałoś<strong>ci</strong>, po drugie – koncepcję poezji jako szczególnego subkodu,różniącego się od języka mówionego.Dalsza część wiersza jest opisem: „konie wiszą kopytami / <strong>na</strong>d ziemią”.W czasie, gdy <strong>na</strong>rrator obserwował karuzelę, zaproszenie zostało przyjęte:„One w brykach <strong>na</strong> postoju / już drzemią”. Postój jest jednocześnie stanem, przerwaniemczynnoś<strong>ci</strong> (karuzela jeszcze stoi) i miejscem (tak jak np. postój dorożek). Madonnyprzygotowują się drzemiąc, do momentu, gdy karuzela zostanie wprawio<strong>na</strong> w ruch. Narratorwykorzystuje ten czas <strong>na</strong> bliższy, bardziej dokładny opis obiektu:Każ<strong>da</strong> bryka malowa<strong>na</strong>w trzy ogniste farbkiI trzy są końskie maś<strong>ci</strong>:od sufituod dębuod marchwiNie wiemy, jakie były „ogniste farbki”. Narrator zanotował, że były trzy. Po chwilispostrzega, że również konie mają trzy maś<strong>ci</strong>. Trzy, jak Trójca Święta. W ten sposóbu<strong>ci</strong>eleśnia się żartobliwe <strong>na</strong>woływanie właś<strong>ci</strong><strong>ci</strong>ela karuzeli, wkraczamy w sferę sacrum. I tosacrum zostaje zderzone z profanum: <strong>na</strong>zwy barw zostają zastąpione przedmiotami, z <strong>który</strong>misię kojarzą: sufitem, dębem (raczej meblem z czarnego dębu, niż dębem–drzewem),marchwią. Karuzela rusza, równocześnie włącza się muzyka.Drgnęły madonnyI orszak konnyRuszył z kopytaLata dokołaGramofonowaPłyta.Karuzela w ruchu przypomi<strong>na</strong> obracającą się płytę gramofonową. Zaczy<strong>na</strong> dziać sięspektakl.Takapłyta:Migają w krąg angezy grzywI lambrekiny siodeł26


I gorejące wzory brykKwie<strong>ci</strong>sto –laurkoweA w każdej bryce vis a visMadon<strong>na</strong> i madon<strong>na</strong>W nieodmienionej pozie tkwiOd dziecka odchylo<strong>na</strong>– białe konie– bryka– czarne konie– bryka– rude konie– brykaA<strong>na</strong>lizując początkowe wiersze tego fragmentu, Stanisław Barańczak wskazuje, iż autorgromadzi wyrazy o „bogatym”, „egzotycznym” brzmieniu, nie wiążące się z uruchamianymprzez kontekst z<strong>na</strong>czeniem. Ma to syg<strong>na</strong>lizować obecność <strong>na</strong>iwnego, „niewykształconego czyraczej niedokształconego <strong>na</strong>rratora”. Akurat w tym przypadku nie jest to tak oczywiste. Słowa„lambrekin” nie notują słowniki w odniesieniu do „końskiej terminologii”; ma ono brzmienierównie egzotyczne jak „anglez” – techniczne określenie typu fryzowania grzywy i ogo<strong>na</strong>. Wtym przypadku „lambrekin” dość dokładnie opisuje kształt kapy pod siodłem. Po<strong>na</strong>dto<strong>na</strong>rrator wiersza nie jest tożsamy z tym, czyje słowa przytoczono <strong>na</strong> początku utworu.Przytoczo<strong>na</strong> wyżej sekwencja kończy się słowem: „Magnifikat!”To konsekwencja sprzęgnię<strong>ci</strong>a ruchu karuzeli i płyty gramofonowej. Wrażenia wzrokowe,migające konie i bryki, <strong>na</strong>kła<strong>da</strong>ją się <strong>na</strong> wrażenia muzyczne. W jarmarcznej melodii <strong>na</strong>rratorsłyszy radosną pieśń Marii. Teraz wrażenie słuchowe będzie zabarwiać wrażenie wzrokowe:A one w Leo<strong>na</strong>r<strong>da</strong>ch min,W obrotach Rafaela,W okrągłych ogniach, w klatkach z lin,W przedmieś<strong>ci</strong>ach i w niedzielach.W niedzielach, bo świątecznie i uroczyś<strong>ci</strong>e. W przedmieś<strong>ci</strong>ach – to określenie nie dotyczyjuż realnych dziewcząt siedzących <strong>na</strong> karuzelowych brykach, dotyczy tego, co ujrzał w nich<strong>na</strong>rrator: mimikę z obrazów Leo<strong>na</strong>r<strong>da</strong> <strong>da</strong> Vin<strong>ci</strong>, pozę z Rafaela. Są tym, czym są, irównocześnie tym, co dostrzegł <strong>na</strong>rrator. Są niejako podwójnie: „w okrągłych ogniach”,aureolach, i w „klatkach z lin”, w „przedmieś<strong>ci</strong>ach i niedzielach”. Identyfikacja tego, corealne i tego, co wyobrażone, sprawia trudnoś<strong>ci</strong> także <strong>na</strong>rratorowi:27


w każdej bryce vis á visMadon<strong>na</strong> i madon<strong>na</strong>.I nie wiadomo która śpi,A która jest <strong>na</strong>tchnio<strong>na</strong>.Śpi – to real<strong>na</strong> dziewczy<strong>na</strong>, <strong>na</strong>tchnio<strong>na</strong> – to Madon<strong>na</strong>, zachwyco<strong>na</strong>, w ekstazie. Kolejnyfragment tekstu jest powtórzeniem obserwacji. Powtórzeniem, bo płyta właśnie odtwarzarefren:– szóstka koni– one– szóstka koni– one– szóstka koni– oneZakręcone!Zakręcone, bo zakrę<strong>ci</strong>ło się w głowach od jazdy karuzelą, ale także zakręcone, splątane, borealny obraz <strong>na</strong>łożył się <strong>na</strong> obraz wyobrażony.Karuzela zmniejsza obroty, wolniej porusza się także płyta, być może igła się za<strong>ci</strong><strong>na</strong>, bądźprzeskakuje rowki:I coraz wolniej karuzelaPuszcza refrenI peryferafaelickiemadonnyprzedmieś<strong>ci</strong>awymieniająkonne piętroDziewczyny schodzą z karuzeli, „wymieniają / konne piętro”, za chwilę wejdą inne. Ale te,które schodzą z karuzeli, nie są – w perspektywie <strong>na</strong>rratora – tymi samymi, które ujrzał <strong>na</strong>początku. „Wymieniły [...] piętro”, wkroczyły w sferę sztuki, uświęconej przez sacrum.Schodzą w pospolitość.Po rzędzie kresek symbolizujących przerwę spektakl się powtórzy. Znów słyszymy ten28


sam co <strong>na</strong> początku głos: „Wsia<strong>da</strong>j<strong>ci</strong>e / w sześ<strong>ci</strong>o...!”Jest jeszcze możliwa in<strong>na</strong> interpretacja: przeobrażenie dziewcząt w madonny,zapoczątkowane żartobliwym zawołaniem obsługi karuzeli, być może <strong>na</strong> moment doko<strong>na</strong>łosię rzeczywiś<strong>ci</strong>e. Określenie „<strong>na</strong>tchnio<strong>na</strong>” mogłoby prze<strong>ci</strong>eż odnosić się do realnychdziewcząt, a nie tylko madonn, które ujrzał w nich <strong>na</strong>rrator; mówiłoby wówczas o głębiprzeżyć, o doz<strong>na</strong>niach karuzelowej jazdy, estetycznej percepcji sztuki jarmarcznej. Całegotego „niedzielnego” kompleksu doz<strong>na</strong>ń, które – czymkolwiek są – są wyzwoleniem zcodziennoś<strong>ci</strong>, wstąpieniem w inny święto-świąteczny wymiar.Że jest to sugestia uprawnio<strong>na</strong>, poświadcza wiersz Podłogo, błogosław – estetycz<strong>na</strong>kontemplacja zniszczonej, wytartej podłogi; niegdyś była pomalowa<strong>na</strong>, po<strong>ci</strong>ągnięta pastąbordo, teraz farba jest starta i złuszczo<strong>na</strong>.Buraka, burotai burakabliskie profile skrojonei jeszcze buraka starość, którą tak kochamy.„Przypomnij<strong>ci</strong>e sobie – komentuje ten fragment Kazimierz Wyka – ale uczyń<strong>ci</strong>e tozdziwionym okiem dziecka, przyrodzonym spojrzeniem każdego poety, jak wyglą<strong>da</strong>przekrojony czerwony burak. Zwinięty w zakręty i pęki linii, dziwacznie ś<strong>ci</strong>śnięte i żywotnieniedbałe, trochę jak przekrojo<strong>na</strong> głowa czerwonej kapusty. I tak wyglą<strong>da</strong>ją <strong>na</strong>prawdę fladry iprzekroje eleganckiej stolarki, fornirowych okładzin”. 13Praw<strong>da</strong>, tylko podłoga niczego nie u<strong>da</strong>je. Drewno fornirowane tak – pod szlachetnąpowłoką skrywa pospolite wnętrze. Pochwała wyraża się teraz przez negację:i nic z tej nudnej fisharmoniibiblijnych apteko manierachi o fornierach w serca, w sękihomeopatii zbawienia...Profanum piękniejsze i bardziej godne uwagi od sacrum – tak moż<strong>na</strong> by to ująć. Tamto jestpretensjo<strong>na</strong>lne, nieautentyczne, jak fornirowane drewno; to jest miejscem bytowania, tamto –apteką, gdzie rozdziela się homeopatyczne <strong>da</strong>wki zbawienia.tu nie fisi nie harmoniaale dyso<strong>na</strong>ns29


Fisharmonia, która grała w „biblijnych aptekach” (koś<strong>ci</strong>ołach?), w tym fragmen<strong>ci</strong>e rozbijasię <strong>na</strong> dwa zaprzeczone słowa: „fis” – nuta podwyższo<strong>na</strong> o pół tonu, i „harmonia”, jako coś,co moż<strong>na</strong> osiągnąć za cenę wyrzeczenia się <strong>na</strong>turalnego „dyso<strong>na</strong>nsu”. Otóż tu niczego nietrzeba podnosić, i niczego nie trzeba się wyrzekać w imię osiągnię<strong>ci</strong>a harmonii.Dotychczasowy opis tyczył fragmentu podłogi, <strong>na</strong> której pozostała jeszcze farba.Wydobywa o<strong>na</strong> rysunek słojów. A oto in<strong>na</strong> jej część:ach! i flet zaczarowanyw kartofle – fletw kartofle rysunków i kształtów zatartychJest to ta sama meto<strong>da</strong> <strong>na</strong>zywania kolorów, co w Karuzeli z Madon<strong>na</strong>mi. Tam – odmarchwi, tu – od kartofla. Po prostu: szara, ziemista. Ale właśnie o<strong>na</strong> potrafi – śpiewać.Estetycz<strong>na</strong> kontemplacja wyraża się teraz bezpośrednimi słowami zachwytu:a stara podłogapodłogależąca stro<strong>na</strong>boga <strong>na</strong>szego powszedniegozwyczajnych dni.W opozycji do tego, <strong>który</strong> zamieszkuje „nudne fisharmonie / biblijnych aptek”. Dom–mieszkanie urasta tu do rangi wartoś<strong>ci</strong> <strong>na</strong>jwyższej, jest wartoś<strong>ci</strong>ą tak samo wysoką jakmodlitewny chleb (z<strong>da</strong>nie to odwołuje się do zwrotu „chleba <strong>na</strong>szego powszedniego”).Przywołanie modlitwy, słowa powtarzanego, powoduje zmianę percepcji –z patrzenia <strong>na</strong> słuchanie:i <strong>taki</strong>e słowo koncentrującew o-gamiew to<strong>na</strong>cji z d<strong>na</strong><strong>na</strong>szej mowy...Podłoga–rzecz wypowia<strong>da</strong>ła się wyglą<strong>da</strong>mi, podłoga–słowo (poję<strong>ci</strong>e) wypowia<strong>da</strong> sięwszystkimi ukrytymi w nim sensami:Podłogo <strong>na</strong>sza,30


łogosław <strong>na</strong>m pod <strong>na</strong>mibłogo, o łogo...Pod <strong>na</strong>mi, bo: pod–łoga, ale także dlatego, że ta wyrażająca <strong>na</strong>jwyższy zachwyt „o–gama”została wyprowadzo<strong>na</strong> „z d<strong>na</strong> <strong>na</strong>szej mowy”. Nie sposób nie zauważyć, iż ten zabieg –odwołanie się do prasłowiańskich korzeni języka – ma także konsekwencje światopoglądowe:„nudnej fisharmonii biblijnych aptek” zostanie prze<strong>ci</strong>wstawio<strong>na</strong> pogańska bujność istnienia,przedmiotów i rzeczy; „homeopatii zbawienia” – „bóg <strong>na</strong>sz powszedni”.To pogodzenie (z sobą? z warunkami, w <strong>który</strong>ch żyje?) ma także swój wyraz formalny:„Wiersz <strong>który</strong> zaczął się – pisze Andrzej Witrh – w orkiestracji ostrej, warczącej, zamieraw samozgłoskowych okrągłoś<strong>ci</strong>ach. Ciemne «r» ekspozycji komunikuje się <strong>na</strong> zasadziekontrapunktu z jasnym «o» strofy końcowej”. 14Przy interpretacji wczesnych wierszy Białoszewskiego jest niesłychanie ważną sprawąuwzględnienie kontekstu czasu, a także wielorakoś<strong>ci</strong> odwołań.W Autobiografii Dom jest równocześnie Miastem.Wchodzę <strong>na</strong> korytarz<strong>na</strong> długizakratowany mrokiemmost,<strong>który</strong> wisi [...]<strong>na</strong>d miastem [...]Na moś<strong>ci</strong>espotykają siępielgrzymi do klamekpokutnicy z drewnianymi nogami,pątnicy z workami i lamentem,płaczki pukającego losu.Przez mostwracajądo swoich brzegów<strong>ci</strong>tam<strong>ci</strong>....... i ja wracamz tamtych stoków,z piorunów światła i <strong>ci</strong>enia.Jerzy Kwiatkowski powia<strong>da</strong>, że jest to „katalog miejskiego ludku, niezwykle31


udziwnionego metaforycznymi kostiumami”. Nie. To obraz realistyczny. Tyle tylko, żekorytarz staje s i ę r ó w n o c z e ś n i e realnym warszawskim mostem, <strong>który</strong>m w t e d y , w1945 roku wracali <strong>ci</strong>, którzy t e r a z spotykają się <strong>na</strong> korytarzu. W innym wierszu poetapowia<strong>da</strong>, że całuje zardzewiałe or<strong>na</strong>menty bramy, kwiaty „zimne jak usta straconych”.Straconych wtedy, w sierpniu 1944 roku.Jeśli przyjmiemy tę perspektywę, i<strong>na</strong>czej odczytujemy zachwyt domem, przedmiotami; sąto rzeczy, które ocalały z katastrofy.Oczywiś<strong>ci</strong>e a<strong>na</strong>lizujemy tu tylko jeden z wielu nurtów Obrotów rzeczy. Kazimierz Wykadostrzegł w tych wierszach domi<strong>na</strong>ntę widzenia malarskiego, wywodzącego się zawangardowych nurtów plastyki dwudziestowiecznej (kubizmu zwłaszcza). Inni krytycya<strong>na</strong>lizowali wy<strong>na</strong>lazczość językową, wskazywali – jak Artur San<strong>da</strong>uer – socjopsychologicznedetermi<strong>na</strong>nty. Przywoływano różne koncepcje filozoficzne, wskazywano np. <strong>na</strong> podobieństwado reizmu Tadeusza Kotarbińskiego, <strong>na</strong> orientację nomi<strong>na</strong>listyczną, związki zegzystencjalizmem. A<strong>na</strong>lizowano liczne pokrewieństwa z tradycjami Awangardy, w obu jejmiędzywojennych wersjach: krakowskiej i wileńskiej. Tyle tylko, że po wy<strong>da</strong>niu drugiegotomiku – Rachunku zach<strong>ci</strong>ankowego (1959) było to wszystko mało aktualne, przestawałoz<strong>na</strong>czyć w przypadku Mylnych wzruszeń (1961). Z wielu obecnych w Obrotach rzeczymożliwoś<strong>ci</strong> poeta wybrał jedną. I trwał przy niej konsekwentnie.Płacąc za to niezrozumieniem, niechę<strong>ci</strong>ą <strong>da</strong>wnych entuzjastów.32


SYTUACJEW Rachunku zach<strong>ci</strong>ankowym, w dziale zatytułowanym Mity niechcący, z<strong>na</strong>jduje sięosobliwy wiersz zatytułowany Mity wojenne.TrzyJed<strong>na</strong> u<strong>ci</strong>ekłaDruga u<strong>ci</strong>ekłaTrze<strong>ci</strong>aza<strong>ci</strong>ęła się w drzwiachJedenUkucnął pod stółi ocalałPodobnie jak w a<strong>na</strong>lizowanym wcześniej fragmen<strong>ci</strong>e Autobiografii, jest to obrazrealistyczny. Zapis sytuacji. Nieważne są akcydensy. Mogło to być bombardowanie, mogłabyć rewizja. Ważne, że jest to sytuacja, w której normalne związki przyczynowo–skutkoweulegają zawieszeniu. Świat zostaje wyrzucony z posad. Zaczy<strong>na</strong> nim rządzić absur<strong>da</strong>lnyprzypadek. Z<strong>na</strong>ła tę możliwość proza okupacyj<strong>na</strong>. Tu związki Białoszewskiego z jegorówieśnikami są ś<strong>ci</strong>słe. Różne są realia. Tam<strong>ci</strong> <strong>na</strong> rzeczywistość patrzyli z perspektywy –intencjo<strong>na</strong>lnie – czynników sprawczych, podmiotów. Byli konspiratorami, żołnierzami;<strong>na</strong>rrator Białoszewskiego jest przedmiotem. Śledzi incydenty, realia, nic go nie obchodząwewnętrzne powiązania; z jego bowiem perspektywy nie jest to struktura, ale zbiór.Rzeczywistość, w którą został wrzucony wbrew swej woli. Notuje jej przejawy.Traktujemy rzeczywistość opisaną w tym wierszu jako jedną z wielu okupacyjnychanegdot, incydent, <strong>który</strong> tu urasta do rangi reguły. Nie wy<strong>da</strong>je mi się bowiem traf<strong>na</strong>interpretacja, <strong>na</strong>zwijmy ją tak, globalistycz<strong>na</strong>:„Mity wojenne – pisze Jerzy Stankiewicz – to opowia<strong>da</strong>nie o wojnie z perspektywyjednostki, dla której wybuch wojny i przypadkowe ocalenie to sprawy o podobnejdoniosłoś<strong>ci</strong>. W tym uję<strong>ci</strong>u TRZY oz<strong>na</strong>czałoby wojny; ostatnia z nich nie wybuchła, za<strong>ci</strong>ęłasię w drzwiach. Natomiast JEDEN, co w potocznym języku z<strong>na</strong>czy «ktoś», «pewienczłowiek», ocalał i fakt ten wy<strong>da</strong>je mu się co <strong>na</strong>jmniej tak ważny, jak wy<strong>da</strong>rzeniehistoryczne”. 15Przyjmujemy, że – podobnie jak w epizo<strong>da</strong>ch Pamiętnika z powstania warszawskiego –idzie tu o r e a l n ą historię. Jeden z tysięcy przypadków.Oczywiś<strong>ci</strong>e historyjka opowiedzia<strong>na</strong> w tym wierszu mogłaby być obudowa<strong>na</strong>33


światopoglądowo. Dość wyobrazić sobie, jak mogłaby ją interpretować np. Zofia Kossak–Szczucka.U Białoszewskiego pozostaje <strong>na</strong>gi szkielet fabularny.Ale żeby tak zapisa<strong>na</strong> fabuła była zdol<strong>na</strong> z<strong>na</strong>czyć jako u t w ó r p o e tycki, <strong>na</strong> grun<strong>ci</strong>ewartoś<strong>ci</strong> literackich musiał się doko<strong>na</strong>ć ten sam proces, <strong>który</strong> doko<strong>na</strong>ł się <strong>na</strong> grun<strong>ci</strong>eaksjologii. No bo niby dlaczego, skoro świat został wysadzony z posad, miałaby trwaćniezmienio<strong>na</strong> poprzednia estetyka?Jak wypowiedzieć świat, <strong>który</strong> został zamordowany? Może tak jak w Tłumaczeniu się ztwórczoś<strong>ci</strong>.chcą od mego pisania <strong>na</strong>brania ży<strong>ci</strong>a otoczeniaa ja ich łapię za słowapo toczniepo tworzeAlbo tak jak w Mironczarni.Męczy się człowiek Miron męczyznów jest zeń słów niepotrafniepewny cozrobieńyeńGdy czytamy pierwszy z tych wierszy, warto pamiętać, że a<strong>na</strong>lizując Obroty rzeczy,Kazimierz Wyka pisał, iż „W całoś<strong>ci</strong> jest to [...] pisarstwo słabo zaangażowane” i do<strong>da</strong>wał:„gdyby Białoszewski z<strong>na</strong>lazł się w Nowej Hu<strong>ci</strong>e, zobaczyłby tylko Cyganów i ich dyluwialnemity”. A z<strong>na</strong>czy to tyle, że iżby poeta stał się <strong>na</strong>prawdę wielki, winien prócz incydentówdojrzeć prawidłowoś<strong>ci</strong>, spośród wielu faktów wybrać te, które są <strong>na</strong>cechowane progresywnie.„Białoszewski stoi z boku”, do<strong>da</strong>je Wyka, i każe to z<strong>da</strong>nie drukować rozstrzelonym pismem.Dobrze, powia<strong>da</strong> Białoszewski, skoro mam „<strong>na</strong>brać ży<strong>ci</strong>a otoczenia”, to poprzez „łapanie zasłowo”, <strong>na</strong> gorącym uczynku, świata, ludzi, z<strong>da</strong>rzeń. Potocznie, tak jak toczy się świat, ale też„po tworze”, czyli – wytworze, efek<strong>ci</strong>e działania. W tym z<strong>na</strong>czeniu słowo to rzadko jestużywane w literackiej polszczyźnie, umiłował je sobie Przybyszewski, ale pojawia się też wjęzyku poetyckim Tadeusz Peipera. Ale też – sugeruje Białoszewski – te twory mogą byćpotworne, przy<strong>na</strong>jmniej w potocznym z<strong>na</strong>czeniu tego słowa. Więc: kalekie, bylejakie...Drugi wiersz dotyczy odmiennego problemu: prawdy wyrazu. Jak mianowi<strong>ci</strong>e z a p i s a ć(nie – opisać, zrekonstuować) stan twórczej niemocy, zachwiania woli, abulii? Może tak, jakwskazano w Tłumaczeniu się z twórczoś<strong>ci</strong>? – „Złapać za słowo”. I tak właśnie się dzieje.Najpierw jest poprawne protokolarne z<strong>da</strong>nie: „Męczy się człowiek Miron męczy”. Co34


praw<strong>da</strong>, tak jak zostało zapisane, bez interpunkcji, może być odczytane dwojako: „Męczy sięczłowiek, Miron męczy”, lub „Męczy się człowiek–Miron, męczy”. Męczy się, bo znów „niepotrafi” <strong>na</strong>pisać wiersza, „znów jest zeń słów niepotraf. Że tak właśnie jest, udowadnia<strong>na</strong>ocznie: nie potrafi z<strong>na</strong>leźć rzeczownika, <strong>który</strong> <strong>na</strong>zywałby osobę nie potrafiącą (zawsze?teraz tylko?) wyko<strong>na</strong>ć pewnej czynnoś<strong>ci</strong>. Wybiera więc pierwszą <strong>na</strong>rzucającą się możliwość:nie potrafić, nie potrafiący, niepotraf.Mniejsza o niepoprawność tej konstrukcji. Trafiła się. Jak bowiem pisze w innym wierszu(Niedopisanie):przyjdźpismonosemseksemtrafemcudemmusem<strong>ci</strong>urkiemzezemsiupemboczkiemtruchtembyleśpis–łoByle co, byle było. Co z<strong>na</strong>czy także – a ta interpretacja jest tu uprawnio<strong>na</strong> – że każdeistnienie jest lepsze od nieistnienia. Byt od nie–bytu. Skoro trafiła się możliwość <strong>na</strong>zwania,moż<strong>na</strong> ją kontynuować. Pierwszy wy<strong>na</strong>lazek, jakkolwiek niepoprawny, był wy<strong>na</strong>lazkiem;trwająca, a raczej pogłębiająca się abulia uniemożliwia uczynienie <strong>na</strong>stępnego „trafu”, poetajest zdolny powtórzyć jedynie poprzedni schemat derywacyjny, pojawi się więc „niepewnycozrobień”: (co) robi – (co) robiący – cozrobień. Nie sposób nie zauważyć, iż te formyskrótowe pośrednio zostały wywiedzione z <strong>na</strong>jzupełniej poprawnego, choć dziś jużliterackiego „zeń”; w mowie potocznej używa się raczej formy rozwiniętej – z niego. Wkońcu bohater tego wiersza, tożsamy z podmiotem mówiącym (mówi o sobie w drugiejosobie, co jest pewną formą dystansowania się, obiektywizacji, ale zarazem jakby ułatwiawypowiedzenie drastycznych prawd) jest zdolny tylko do wy<strong>da</strong>nia nieartykułowanegodźwięku: „yeń”. Powtórzył, niez<strong>na</strong>cznie go tylko modyfikując, dźwięk kończący ostatnie,pełne choć niepoprawne słowo: „bień” – „yeń”; echolalia, inercyj<strong>na</strong>, przypadkowo traf<strong>na</strong>, bojest to równocześnie aluzja dźwiękowa do „leń” i ,,(o)jej”. Słowo zupełnie niepoprawne, bo35


polszczyz<strong>na</strong> pisa<strong>na</strong> nie z<strong>na</strong> słów zaczy<strong>na</strong>jących się <strong>na</strong> literę „y” (prócz kilku zapożyczeńświeżej <strong>da</strong>ty). Co więcej – przy poprawnej artykulacji tak zapisane słowo jest praktycznieniewymawialne. Chyba że jest tym, czym jest: nieartykułowanym jękiem.„Ta «męczamia Miro<strong>na</strong>» czyli «mironczarnia» – komentuje ten wiersz Jan Błoński – gubisię w bełko<strong>ci</strong>e: jakże bowiem zwięźlej wyrazić chwilową niemoc literacką, niż a<strong>na</strong>forycznymstęknię<strong>ci</strong>em. Podobne z<strong>na</strong>czenie ma zamia<strong>na</strong> czasowników <strong>na</strong> rzeczowniki: tak właśniepostępuje dziecko, wiadomo, że im język prymitywniejszy, tym trudniej posługuje sięczasownikami, poza tym rzeczowniki <strong>da</strong>ją zawsze wrażenie statycznoś<strong>ci</strong>, nieruchawoś<strong>ci</strong>, cojak <strong>na</strong>jbardziej zgadza się z groteskowo potraktowanym stanem duszy poety”. 16Spójrzmy teraz jeszcze raz <strong>na</strong> tekst wiersza. Nie kończy się on tam, gdzie – respektującczytelnicze <strong>na</strong>wyki, jesteśmy skłonni sądzić, że się kończy. Kończy się poniżej ostatniejlinijki tekstu. Kolejne wersy są coraz krótsze. Poniżej ostatniego roz<strong>ci</strong>ąga się pustaprzestrzeń, milczenie. Mogłaby tam być postawio<strong>na</strong> kropka (jest <strong>taki</strong> wiersz poety –konkretysty Stanisława Dróżdża, <strong>który</strong> jest jede<strong>na</strong>stokrotnym zapisem słowa „zapomi<strong>na</strong>nie”w „słupku”, każde powtórzenie odejmuje od słowa jedną literę, pod „e” jest kropka,zapomi<strong>na</strong>nie się doko<strong>na</strong>ło). Tu, po tym co jest, roz<strong>ci</strong>ąga się przestrzeń tego, czego nie ma.Wszystko zależy od kontekstu interpretacyjnego. W bohaterach Swobody tajemnej zObrotów rzeczy Kazimierz Wyka widział jeszcze potomków „strasznych mieszczan”Tuwima. Bo niby tak jest: „Hodowali w rodzinie / pra–szafy / pra–klamki”... Alerzeczywistość przedstawio<strong>na</strong> wiersza dzieje się po kataklizmie:Gdy rozkrę<strong>ci</strong>ły się zwoje schodów,gdy poszedł dom<strong>na</strong> dnoczuli: szafa została w ich małej wątrobiemyśleli prawie: kredens istnieje poprzez powiedzeniewystarczy zaskrzeczyć ustami –śmieją się drzwi...System wartoś<strong>ci</strong> przestał istnieć. We wczesnych wierszach poeta opisywał świat, <strong>który</strong>istniał jakby tymczasowo. Koś<strong>ci</strong>oły i cerkiewki Pogórza, warszawskie przedmieś<strong>ci</strong>a ipodwarszawskie miasteczka. I one były skazane <strong>na</strong> zagładę, z innych co praw<strong>da</strong> powodów.Chroniący się w swej „pustelni”, śpiewający ody <strong>na</strong> cześć pieca „podobnego do bramytriumfalnej”, „nieprzecedzonej w bogactwie” łyżki durszlakowej, hymny do podłogi, widzącyw szafie „operę w trzech drzwiach”, w stole „topografię iś<strong>ci</strong>e salomonową” – jest jednym ztych, <strong>który</strong>ch dom „poszedł [...] <strong>na</strong> dno”. On również próbuje się urządzić. W isto<strong>ci</strong>e tak<strong>na</strong>prawdę nie wiemy, czy jego działania są jakoś<strong>ci</strong>owo różne od poczy<strong>na</strong>ń „Pa<strong>na</strong> Beno<strong>na</strong>” (zwiersza Interes), <strong>który</strong> to Benon:36


ży<strong>ci</strong>owy spryt zręcznoś<strong>ci</strong>po działaniachdostał pokójz przydziałem <strong>na</strong> pralnięz fortepianemplanuje tudom mó<strong>da</strong>lbowydmuch bombekżyje ze świec –ogłasza kolportaż gazetdla wszystkiego robi pranieZ punktu widzenia oficjalnych wartoś<strong>ci</strong> obowiązujących we wczesnych latachpięćdziesiątych – obaj są podejrzani. Obaj bowiem funkcjonują poza ramami systemu. Alboraczej: <strong>na</strong> jego – chwilowo dopuszczonych do istnienia, jako przeżytki minionego świata –peryferyjnych obrzeżach.Świadectw tego, iż także i tak odczuwał Białoszewski swą sytuację, moż<strong>na</strong> z<strong>na</strong>leźć wiele.Od ostentacyjnie podkreślonej peryferyjnoś<strong>ci</strong>, licznych akcentów w wierszach z cykluAutoportrety, po wstrząsające wyz<strong>na</strong>nie (wiersz jest dedykowany Arturowi San<strong>da</strong>uerowi) –Moje Jakuby znużenia:Wyżejhej<strong>na</strong>ły kształtuzamieszkiwania dotykuwszystkie pogody zmysłów...Najniżej – jato z moich piersi wyrastająschody rzeczywistoś<strong>ci</strong>.I nic nie czuję.Nic soczystoś<strong>ci</strong>.Nic koloru.Nie tylko nie jestem<strong>który</strong>mś z testamentowych bohaterówale gorzej niż flądraprzylepio<strong>na</strong> do d<strong>na</strong> <strong>na</strong> zdychanie37


z u<strong>ci</strong>ekającymi w górępękami balonów oddechugorzej niż kartofla<strong>na</strong> matkaktóra wypuś<strong>ci</strong>łaolbrzymie jelenie rogi kłączyi sama – skurczo<strong>na</strong>prawie do zniknię<strong>ci</strong>a.Uderz mniekonstrukcjo mojego świata!!Trzeba było lat, by nie dbając o efekt, mógł <strong>na</strong>pisać krótki, pozbawiony <strong>na</strong>wet tytułuwiersz: „Być sobie jednym/ <strong>taki</strong> traf mi się” — w domyśle: przytrafił.38


PROZĄW 1970 roku, po wy<strong>da</strong>niu trzech tomików wierszy i zamknię<strong>ci</strong>u przygody teatralnej,Białoszewski opublikował Pamiętnik z powstania warszawskiego. Jeden z jego fragmentówmówi o genezie:„I zwyczajnym językiem wszystko. Tak jakby nigdy nic. Ale nie wchodzę w siebie prawie,czyli jestem jakby <strong>na</strong> wierzchu. To tylko dlatego, że i<strong>na</strong>czej się nie <strong>da</strong>. Że zresztą tak to siebiesię czuło. I w. ogóle to jest jedyny sposób, zresztą nie sztucznie wykombinowany, ale jedynywłaśnie <strong>na</strong>turalny. Przez dwadzieś<strong>ci</strong>a lat nie mogłem o tym pisać. Cho<strong>ci</strong>aż tak ch<strong>ci</strong>ałem. Iga<strong>da</strong>łem. O powstaniu. Tylu ludziom. Różnym. Po ileś razy. I <strong>ci</strong>ągle myślałem, że mam topowstanie opisać, ale jakoś prze<strong>ci</strong>eż o p i s a ć . A nie wiedziałem prze<strong>ci</strong>eż, że właśnie tega<strong>da</strong>nia przez dwadzieś<strong>ci</strong>a lat – bo ga<strong>da</strong>m o tym przez dwadzieś<strong>ci</strong>a lat – bo to jest <strong>na</strong>jwiększeprzeży<strong>ci</strong>e mojego ży<strong>ci</strong>a, <strong>taki</strong>e zamknięte – że właśnie te ga<strong>da</strong>nia, ten to sposób <strong>na</strong><strong>da</strong>je się jakojedyny do opisania powstania”.Książka w częś<strong>ci</strong> była pisa<strong>na</strong>, w częś<strong>ci</strong> <strong>na</strong>grywa<strong>na</strong> <strong>na</strong> magnetofon i potem dopieroprzepisywa<strong>na</strong>.To co przedtem Białoszewski sprawdził w małych formach (wiele wierszy to prze<strong>ci</strong>eżzapisy rozmów, mówienia, mówionego szumu), teraz zostało roz<strong>ci</strong>ągnięte <strong>na</strong> całą przestrzeńksiążki. Narrator opowia<strong>da</strong>, ale przytacza też relacje innych, dialogi („pamięć miałmagnetofonową” – wspomi<strong>na</strong> San<strong>da</strong>uer); opisuje sytuacje, które przeżył i zapamiętał, aleprzywołuje opisy innych.Dwudziestoletni okres „ga<strong>da</strong>nia” był dlatego tak długi, iż brakowało formy, tak, to też;bardziej jed<strong>na</strong>k, jak sądzę, zaważyło co innego: lęk przed stosowaniem jedynej możliwej (toz<strong>na</strong>czy – dostępnej <strong>na</strong>rratorowi i niesprzecznej z jego ideami) perspektywy. Perspektywym o i c h doz<strong>na</strong>ń, m o i c h wrażeń. Osobnych. Nie podlegających uzgodnieniu z innymi.W okresie powstania warszawskiego stosunek żołnierzy powstańczych do ludnoś<strong>ci</strong>cywilnej wynosił 1:20 lub 1:25.„Powstanie – pisze Kazimierz Wyka – posia<strong>da</strong>ło dwie równoległe racje patriotyczne: racjętych, co z bronią w ręku ginęli <strong>na</strong> baryka<strong>da</strong>ch: rację tych, co w zasypanych piwnicach igruzach miasta usiłowali przetrwać. I posia<strong>da</strong>ło jeszcze więź pomiędzy tymi dwoma racjami.Więź oczywistą dla każdego Polaka, jakże trudną do podchwycenia i <strong>na</strong>zwania przez pisarza,jeśli jego doświadczenie mieś<strong>ci</strong> się w racji drugiej”. 17Ta większość wypowia<strong>da</strong>ła się tuż po wojnie, nieśmiało i raczej w formachpamiętnikarskich, przy<strong>na</strong>leżnych do literatury użytkowej. Później, po okresie milczenia,literatura wyrażała raczej rację pierwszą. Także dlatego, że <strong>taki</strong>e były losy jej autorów. Alboże mogli przyjąć inną niż jednostkowa perspektywę (warto tu przypomnieć wierszeCzachorowskiego z cyklu Garść człowieka w tomie Echo przez siebie). „Literatura cywil<strong>na</strong>”39


yła odkry<strong>ci</strong>em lat sześćdziesiątych.Nawet jed<strong>na</strong>k <strong>na</strong> tym tle Pamiętnik... Białoszewskiego jest prowokująco antyheroiczny.Nie dlatego, że nie pojawiają się tu sceny walki. Pojawiają się, ale <strong>na</strong> tym samym planie, cosceny codziennego bytowania, owa „organizacja” (tu widzimy jedno ze źródeł postawy „Pa<strong>na</strong>Beno<strong>na</strong>” z a<strong>na</strong>lizowanego wcześniej wiersza) przedmiotów, rzeczy, produktówżywnoś<strong>ci</strong>owych. <strong>Aby</strong> przeżyć. Narrator nie wartoś<strong>ci</strong>uje. Mówi: tak było. Na tle literatury opowstaniu warszawskim ten fragment jest rewelacyjny:,,Z powstańcami były <strong>na</strong> ogół dobre stosunki. Cho<strong>ci</strong>aż pamiętam jakąś przykrą scenę <strong>na</strong>Fre<strong>da</strong> przed Dominika<strong>na</strong>mi. Jakieś baby wymyślały jakimś przypadkowym powstańcom. Oto, co oni w ogóle <strong>na</strong>robili. W innym miejscu (ale to już tylko ze słyszenia) powstańcywymyślali babom. Bo jak Niemcy ogłosili, że moż<strong>na</strong> wychodzić z białymi płachtami czychusteczkami <strong>na</strong> wiadukt żoliborski, ileś tam bab podobno wybrało się. Wiadomoś<strong>ci</strong> były otym różne. Zresztą pewnie nie jedno było <strong>taki</strong>e wyjś<strong>ci</strong>e. Czy raczej próby. Jedno chyba byłoszczęśliwe (dla tych z białymi chustkami). Innym razem podobno Niemcy strzelali. I może towtedy baby w przerażeniu cofnęły się. Do <strong>na</strong>jbliższego domu. Powstańcy zatrzasnęli przednimi bramę, obrażeni. Potem chyba wymyślali, ale wpuszczali. Ale wtedy niektóre sięobraziły. I poszły do innego domu”.Ale prze<strong>ci</strong>eż jest to obraz zagłady, tyle że – sekwencyjnej. W jednym z wywiadówBiałoszewski mówił:„To się wy<strong>da</strong>wało, że za każdym razem, przy każdej bombie wszystko się wali. Świat.Potem się okazywało, że zawalił się tylko t e n dom, czy te piętra. To z<strong>na</strong>czy, że moż<strong>na</strong> byłotak przemknąć przez te wszystkie dni, żeby ocaleć, żeby ten dom ocalał. Ale to się dopieropotem okazało, że moż<strong>na</strong> było. A normalnie to człowiek musiał z każdym tym już wręczfizycznym zjawiskiem się mocować. Odpychać od siebie te piętra, nie wiadomo po co, bomoż<strong>na</strong> się było pod<strong>da</strong>ć i nie odpychać”. 18W cytowanym wyżej artykule Kazimierz Wyka buduje interesującą konstrukcję krytyczną.Oto, powia<strong>da</strong>. Pamiętnik... ma dwu <strong>na</strong>rratorów. Pierwszy z nich, <strong>na</strong>iwny jak Nikifor, notujeto, co zapamiętał, bez dystansu, jak le<strong>ci</strong>. Stąd siekani<strong>na</strong> z<strong>da</strong>ń. Stąd konstrukcje słowne, byćmoże osobliwe i niepoprawne, ale chwytające osobliwoś<strong>ci</strong> sytuacji. Drugi patrzy z dystansu,porządkuje wrażenia.„(...) <strong>na</strong>jwspanialsze stronice M. B. powstają, kiedy dokonywa się zmieszanie tych obydwuposta<strong>ci</strong>. Kiedy Nikifor zaprzeczony posługuje się stylistyką Nikifora pierwotnego, ale dlawysokich celów pisarskich i celów świadomych. Tak giną w omawianym pamiętnikukoś<strong>ci</strong>oły Nowego i Starego Miasta – Sakramentki, Dominikanie, Katedra, tak płonie dom PodCzterema Wiatrami. Ginęliśmy, a wraz z <strong>na</strong>mi ginęły zabytki, gdzieś powia<strong>da</strong> M. B.Dokonywa się to w sposób <strong>na</strong>jbardziej przejmujący, kiedy Nikifor, rdzenny warszawianin,przemawia przez pamięć aż patologicznie dokładną”.Wyka kończy swój szkic z<strong>da</strong>niem zaskakującym, bo zrównującym Pamiętnik... z40


opowia<strong>da</strong>niami oświę<strong>ci</strong>mskimi Tadeusza Borowskiego. Ale też w tych wymiarach <strong>na</strong>leży gowidzieć – jako świadectwo jednego z ekstremalnych doświadczeń.Obok Borowskiego, obok wspomnień lagrowych Gustawa Herlinga–Grudzińskiego, możetakże – Me<strong>da</strong>lionów Zofii Nałkowskiej. Osobliwe, że w obfitej literaturze batalistycznejtrudno <strong>na</strong>m dziś z<strong>na</strong>leźć dzieła o randze równie niewątpliwej.Pamiętnik... miał zapewne także funkcje terapeutyczne. Był, tę perspektywę podkreśla teżWyka, „aktem samooczyszczenia”, ale również odzyskaniem prawa do mówienia w swoimimieniu, ze swojej perspektywy i swoim językiem.„Białoszewski konsekwentnie dążył – pisze Leszek Bugajski – do umieszczenia literatury<strong>na</strong> poziomie ży<strong>ci</strong>a potocznego, do robienia literatury z tego tworzywa, które jest dostępne <strong>na</strong>poziomie codziennoś<strong>ci</strong> i to mu się u<strong>da</strong>ło. Wszystkie chwyty językowe, pozorne neologizmy,<strong>który</strong>mi się posługiwał, brane były wprost z języka, jakim mówi ulica, jakim mówiąmieszkańcy wielkiego miasta i jego okolic. On ufał tylko temu, co było mu dostępne, tworzyłliteraturę za jedyny swój świat uważającą rzeczywistość bezpośrednio doświadczoną,literaturę zwróconą ku konkretowi, ku temu, czego moż<strong>na</strong> dotknąć, co zrelacjonowane możebyć powtórzone w doświadczeniu czytelnika, «bo wszędzie jest jed<strong>na</strong>kowo». Ale też z tegowynikały uniwersalne z<strong>na</strong>czenia tej prozy”. 19Kolejne książki prozatorskie – Donosy rzeczywistoś<strong>ci</strong> (1973), Szumy, zlepy, <strong>ci</strong>ągi (1976),Zawał (1977), Rozkurz (1980), Obmacywanie Europy. AAAmeryka. Ostatnie wiersze (1988),Konstan<strong>ci</strong>n (1991) – utrzymywały tę perspektywę; stanowią epopeję, której głównymbohaterem jest Miron. Centrum świata – Warszawa, a raczej kilka zespołów ulic: Wronia,Tarczyńska, Poz<strong>na</strong>ńska, plac Dzierżyńskiego, potem plac Dąbrowskiego, jeszcze późniejskrzyżowanie Lizbońska-Między<strong>na</strong>rodowa. Jest <strong>na</strong>wet praca, która się tym zajmuje – JadwigiSawickiej Przestrzenie Miro<strong>na</strong> Białoszewskiego („Kronika Warszawy” 1985, nr 2). Ipodwarszawskie miasteczka, owe Wołominy i Kobyłki.Tak jak wskaza<strong>na</strong> wyżej przestrzeń tworzy samowystarczalne uniwersum, taksamowystarczalnym uniwersum ludzkim jest krąg rodzinno–towarzyski. Do nich będzieodnoszone to wszystko, co lokalizuje się poza nim.Marginesowo tylko zauważmy, iż Białoszewski nie jest właś<strong>ci</strong>wie beletrystą, nie tworzy„literatury fikcjo<strong>na</strong>lnej”, z wymyślonymi posta<strong>ci</strong>ami, wymyślonymi fabułami. Z<strong>na</strong>czną częśćjego bohaterów moż<strong>na</strong> łatwo zidentyfikować z <strong>na</strong>zwiska, biografii. Oczywiś<strong>ci</strong>e różny jeststopień ich publicznoś<strong>ci</strong> i różny stopień zawisłoś<strong>ci</strong> od tego, co z wiedzy o nich ujawnił autor.Ci, o <strong>który</strong>ch wiedzę posia<strong>da</strong>my skądinąd: artyś<strong>ci</strong>, pisarze, w czytelniczej świadomoś<strong>ci</strong>funkcjonują podwójnie – jako osoby „z Białoszewskiego” i jako jednostki autonomiczne. Cowięcej, niektórzy z nich (jak Leszek Soliński) przedstawiają własne wersje relacji z<strong>na</strong>rratorem, różne od tych, które on zbudował. Tak też moż<strong>na</strong> odczytywać część relacjiJadwigi Stańczakowej. Są w tym zestawie stali bohaterowie, pojawiający się w kolejnychksiążkach, są posta<strong>ci</strong>e epizodyczne, drugoplanowe, posta<strong>ci</strong>e działające i przywoływane we41


wspomnieniach. Byłoby jed<strong>na</strong>k prostodusznoś<strong>ci</strong>ą traktować te teksty jako relacjepamiętnikarskie, choć stopień kreacyjnoś<strong>ci</strong> jest zapewne inny niż w tradycyjnych <strong>na</strong>rracjach.Ten obszar doko<strong>na</strong>ń pisarza stanie się zapewne przedmiotem szczegółowych ba<strong>da</strong>ń,wówczas też będzie moż<strong>na</strong> ś<strong>ci</strong>ślej ustalić relacje między prawdą a zmyśleniem, realiami ikreacją.Powiedzieliśmy, że mamy tu do czynienia z podwójnym uniwersum przestrzennym, któretworzy zespół, wchodzący z nim w różnorakie interacje.Nie idzie tu o zwykłe porów<strong>na</strong>nia, że Chi<strong>na</strong>town to jakby z<strong>na</strong>ne z dzie<strong>ci</strong>ństwa Nalewki, żew Buffalo „same ulice parterowe, domki. Jak w Rembertowie, w Otwocku. Domki. Drzewa idomki”. Cambridge w Bostonie jest „[...] nudniejsze od Pragi”.Tak <strong>na</strong>prawdę dokonuje tu autor zabiegu podobnego do tego, <strong>który</strong> opisuje notując wzbiorze Odczepić się (1978) doświadczenia osiedlenia się <strong>na</strong> dziewiątym piętrze w„mrówkowcu” przy ulicy Lizbońskiej, „w Chamowie”: oswojenia. Sprowadzenie niez<strong>na</strong>negodo z<strong>na</strong>nego.Co z<strong>na</strong>czy także: urządzić się w tym obcym. Niez<strong>na</strong>nym. Być może wrogim, być możeprzyjaznym, ale <strong>na</strong> pewno: nieprzewidzianym.Ten mechanizm z<strong>na</strong>komi<strong>ci</strong>e moż<strong>na</strong> prześledzić w Zawale (1977). „Złapało mnie to wtunelu” – notuje <strong>na</strong>rrator, już z perspektywy doko<strong>na</strong>nego. Zaraz jed<strong>na</strong>k przerzuca się wtamten czas, notuje ułamkowe wrażenia:„Staję, nie pomaga. Wywlekam się scho<strong>da</strong>mi <strong>na</strong> górę, <strong>na</strong> Marszałkowską”. To opisdziałań. Po nich <strong>na</strong>stępuje rekonstrukcja doz<strong>na</strong>ń i pragnień: „Jeszcze nie rezygnuję zkupowania czapki w domach towarowych, bo chodzę z gołą głową. Koło rotundy PKOrezygnuję. Właś<strong>ci</strong>wie już wiem, że muszę zrezygnować <strong>na</strong>tychmiast z wielu rzeczy. Boliniesamowi<strong>ci</strong>e”.Dalsze działania <strong>na</strong>rratora podporządkowane są dyrektywie: „muszę zrezygnować”. Alerównocześnie – jakby nie do końca. Z dotychczasowych przyzwyczajeń i <strong>na</strong>wyków zachowaćile się <strong>da</strong>.Moglibyśmy powiedzieć: <strong>na</strong> planie biografii „ży<strong>ci</strong>owej” Zawał jest tym, czym <strong>na</strong> planiespołecznym był Pamiętnik z powstania warszawskiego.42


DWA DOŚWIADCZENIAW wierszach i w prozie Białoszewski rekonstruuje ważne i mniej ważne wy<strong>da</strong>rzenia zeswego ży<strong>ci</strong>a. Notuje sny, wyjazdy, wspomi<strong>na</strong> wyprawy reporterskie, wyjazdy do rodziców ikrewnych. Codzienne bytowanie. Jeśli pominąć liczne w tych tekstach odwołania do biografiiartystów, wy<strong>da</strong>rzeń historycznych, a także do traktowanych <strong>na</strong> równych prawach przekazówdotyczących dziejów rodzinnych, granice czasowe rzeczywistoś<strong>ci</strong> przedstawionej roz<strong>ci</strong>ągająsię od dziś (czyli lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych)po późne lata trzydzieste. Na ich podstawie moż<strong>na</strong> zrekonstruować realną biografię autora.Rozpoczy<strong>na</strong> się o<strong>na</strong> zapisami z dzie<strong>ci</strong>ństwa, pejzażami przedwojennej, peryferyjnej,proletariackiej, po trosze lumpenproletariackiej Warszawy. Potem jest śmierć miasta w 1944roku, potem epizod opolski – wywózka <strong>na</strong> roboty. Potem powrót i praca dziennikarska. Gdyweźmiemy poprawkę <strong>na</strong> to, że są to prze<strong>ci</strong>eż rekonstrukcje, nie sposób nie zauważyć, iżrysują one obraz osobowoś<strong>ci</strong> dy<strong>na</strong>micznej, uczestniczącej. Zapisy z lat 1952–1956 są rzadkiei praktycznie nie wykraczają poza krąg rodzinny. We wprowadzeniu do wiersza Zielony: więcjest („Odra” 1982, nr 7–8) poeta notuje: „To były czasy tak zwane stalinowskie, i w ogóleczasy mojej nędzy”. Tylko tyle. Tymczasem tak <strong>na</strong>prawdę Białoszewski reporter iBiałoszewski a<strong>na</strong>choreta to dwie zupełnie inne osobowoś<strong>ci</strong>. Tak jak odmienną osobowoś<strong>ci</strong>ąjest Białoszewski sprzed sierpnia 1944 roku i po wrześniu tegoż roku. „To <strong>na</strong>jwiększeprzeży<strong>ci</strong>e mojego ży<strong>ci</strong>a, <strong>taki</strong>e zamknięte”, więc – możliwe do wypowiedzenia. Drugiekluczowe doświadczenie nigdzie nie zostało <strong>na</strong>zwane. Jest jed<strong>na</strong>k – zwłaszcza w Obrotachrzeczy, ale nie tylko – wielokrotnie sugerowane. Poprzez opozycję przestrzeni otwartej iprzestrzeni zamkniętej. Miejscem egzystencji podmiotu jest ta ostatnia. Świat – <strong>na</strong>gle? –zatrzaśnięty w czterech ś<strong>ci</strong>a<strong>na</strong>ch. M o i c h czterech ś<strong>ci</strong>a<strong>na</strong>ch, poza <strong>który</strong>mi jest obcy,niepewny, zapewne także wrogi świat.Tak zrekonstruowa<strong>na</strong> biografia Białoszewskiego ma dwa kluczowe momenty. Pierwszymjest sierpień 1944, gdy runął świat, w <strong>który</strong>m tak czy i<strong>na</strong>czej czuł się zadomowiony. Drugim– aresztowanie w 1952. Świat, w <strong>który</strong>m – nie bez zastrzeżeń – próbował się urządzić, <strong>na</strong>glego odrzu<strong>ci</strong>ł. Z<strong>na</strong>mienne, że <strong>na</strong> rok 1952 Białoszewski usta<strong>na</strong>wia granicę rozpoczy<strong>na</strong>jącą„moją nową epokę pisania, tę, którą uz<strong>na</strong>łem i wiersze te zostały”.Gdybyśmy z tego punktu widzenia a<strong>na</strong>lizowali przestrzenie Białoszewskiego,zobaczylibyśmy, z jakim trudem odbywa się w tych wierszach wyjś<strong>ci</strong>e <strong>na</strong> zewnątrz. Od cudu,jakim jest zejś<strong>ci</strong>e do sklepu:Najpierw zeszedłem <strong>na</strong> ulicęscho<strong>da</strong>mi,43


ach wyobraź<strong>ci</strong>e sobie,scho<strong>da</strong>mi.Potem z<strong>na</strong>jomi niez<strong>na</strong>jomychmnie mijali, a ja ich.Żałuj<strong>ci</strong>e,żeś<strong>ci</strong>e nie widzielijak ludzie chodzą,żałuj<strong>ci</strong>e!Wstąpiłem do zupełnego sklepu;paliły się lampy ze szkła,widziałem kogoś – kto usiadł,i co słyszałem? ... co słyszałem?szum toreb i ludzkie mówienie.No <strong>na</strong>prawdę<strong>na</strong>prawdęwró<strong>ci</strong>łemWiersz nosi tytuł Balla<strong>da</strong> o zejś<strong>ci</strong>u do sklepu. Decyzja wyjś<strong>ci</strong>a z domu, zejś<strong>ci</strong>a scho<strong>da</strong>mi,wkroczenia do innej – otwartej – przestrzeni ulicy i – zamkniętej – przestrzeni sklepu urastado rangi czynu heroicznego. Ale także – olśniewającej przygody. Rzeczą zupełnieniewyobrażalną, godną <strong>na</strong>jwyższego zachwytu jest powrót.W późniejszych wierszach <strong>na</strong>stępuje powolne oswajanie przestrzeni zewnętrznej; <strong>na</strong>przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – odkry<strong>ci</strong>e, że świat jest jed<strong>na</strong>k otwarty. Ikonstatacja: wszędzie jest <strong>taki</strong> sam.Źródło tych <strong>na</strong>pięć, konstytuujących z<strong>na</strong>czną część twórczoś<strong>ci</strong> Białoszewskiego, widzimyw epizodzie z 1952 roku: aresztowaniu i uwięzieniu.44


DZIEŁO OTWARTEGdy czytamy wiersze z Obrotów rzeczy, Rachunku zach<strong>ci</strong>ankowego, czy z Mylnychwzruszeń, zauważamy – przy wszystkich różnicach – jedną cechę wspólną: teksty te, <strong>na</strong>wettak krótkie i będące zapisem wrażeń ulotnych, jak Nieswój: „ale się oswoję / nie pierwszy raz/ tylko że różne te razy” – dążą do określenia ram delimitacyjnych. Zaczy<strong>na</strong>ją się i kończą wobrębie tekstu. Żywy, mówiony język <strong>taki</strong>ch ram nie posia<strong>da</strong>. Moż<strong>na</strong> z niego wydzielić mniejlub bardziej zwarte całostki, ale w pełni tłumaczą się tylko w odniesieniu do całoś<strong>ci</strong>. Także –do posta<strong>ci</strong> mówiącej, adresatów jej wypowiedzi, kontekstów i konsytuacji.Wiersze z Obrotów rzeczy (Mylne wzruszenia są pod tym względem dwudzielne) dążą dotego, by być „dziełami sztuki”. Niezależnie od swych plebańskich rodowodów i kontekstówrealizują system „kultury wysokiej”. Chcą być dziełami sztuki.Ostentacyjnie niedbałe formy z Rozkurzu (1980), zapisy wrażeń z podróży są zorientowaneodmiennie. Ich <strong>na</strong>rrator ma świadomość, że są ważne nie tylko ze względu <strong>na</strong> to, co z<strong>na</strong>czą,ale ze względu <strong>na</strong> to, kto je wypowia<strong>da</strong>. Z<strong>na</strong>czą właśnie dlatego, że o n je wypowia<strong>da</strong>. To,czy <strong>da</strong>ny wytwór jest dziełem sztuki, zależy od woli artysty. O tym właśnie mówi dialog:Le. o tym, że malarz, pisarz musi dużo lat robić swoje.–A jak wcześniej umrze?–To gorzej.– To aż <strong>taki</strong>e rozgrywki <strong>na</strong> chama?– A coś ty myślał.Jeszcze Pamiętnik... był zorientowany odmiennie. Ta waga z<strong>da</strong>rzeń <strong>na</strong><strong>da</strong>wała każdej,pozornie ba<strong>na</strong>lnej notacji do<strong>da</strong>tkowych sensów. To, co robiłem, jadłem, myślałem w t e d y .Tu odwrotnie – to wszystko jest ważne ze względu <strong>na</strong> to, że to j a myślę, zapisuję,postrzegam.Idzie tu nie tylko o to, że dzieło staje się raczej zbiorem niż strukturą, że elementy sąwymienialne, ale przede wszystkim o to, że sens tych elementów nie jest ustanowiony raz <strong>na</strong>zawsze. Zmienia się, wzbogaca z każdym do<strong>da</strong>nym elementem.Artur San<strong>da</strong>uer widzi w tym realizację „antysztuki”, wywodząc tę tendencję zdziewięt<strong>na</strong>stowiecznego antymoralizmu, z którego „wiek <strong>na</strong>sz wysnuł wnioskiantyestetyczne”, „w ślad za antymoralnoś<strong>ci</strong>ą tworzy antysztukę”.Z biegiem lat język tej poezji (nie mówiąc o prozie) stawał się coraz bardziej zwyczajny.Mechanizmy językowe, które opisywał Stanisław Barańczak w książce Język poetycki Miro<strong>na</strong>45


Białoszewskiego, w późniejszych utworach występują w coraz mniejszym zagęszczeniu. Wcoraz mniejszym stopniu jest to język konstruowany. W coraz większym: mówionylub s ł u c h a n y .Z<strong>na</strong>czy to także – obywający się bez schematów. Bez tego, co moż<strong>na</strong> <strong>na</strong>zwać „strukturami<strong>na</strong>rzuconymi”. We wczesnych utworach były to wzorce przedstawieniowe wyprowadzane ześredniowiecznych, wczesnorenesansowych dzieł sztuki prymitywnej, a także ze sztukijarmarcznej; w utworach późniejszych – z mechanizmów zakłóceń poprawnoś<strong>ci</strong> mowy (ichinteresującą a<strong>na</strong>lizę przeprowadził Henryk Pustkowski w tomie Gramatyka poezji, 1974).Nawet jed<strong>na</strong>k <strong>na</strong>jbardziej „zwyczajne” zapisy były konstruowane tak, by eksponować to, costanowi istotę języka poetyckiego: <strong>na</strong>dmiar organizacji. Nadmiar, <strong>który</strong> staje się do<strong>da</strong>tkowymczynnikiem z<strong>na</strong>czeniowym.Teraz motywy „kultury wysokiej” pojawiają się co <strong>na</strong>jwyżej w funkcji parodyjno–groteskowej. W cyklu Kabaret Ki<strong>ci</strong> Ko<strong>ci</strong> z<strong>na</strong>jdziemy obfity zespół form przedrzeźnionych,np. groteskowy sonet (Sonet zawichostski), przedrzeźnio<strong>na</strong> rymowanka laurkowa:W mym półgrobiePiszę tobieZamówione tangoPóki żyłemNie zdążyłemTeraz za to mam goAle barokowo obszerny tytuł wiersza brzmi: Poeta w czasie reanimacji pisze tango dlaKi<strong>ci</strong> Ko<strong>ci</strong> zamówione przez nią pilnie o 3 dni wstecz w <strong>na</strong>stroju balowym. W tym samymcyklu pojawiają się bohaterowie wcześniejszych wierszy: Siwula z Wisznu Woli, SybillaGrochowa... a także realia przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Strajki, kolejki,stan wojenny. .Tym, co różni te utwory od powstałych równocześnie tekstów „drugiegoobiegu”, jest anty heroizm i uchwycenie właś<strong>ci</strong>wych proporcji. Dla kogoś, kto przeżyłpowstanie warszawskie i zagładę Miasta, jedyną formą reakcji była groteska. Drwi<strong>na</strong>wszechogarniająca. Ki<strong>ci</strong>a Ko<strong>ci</strong>a, „mijając podwójne ogony do sklepów”, konstatuje:„Strajk ogonowy”, ale także – co już jest „zanotem” ówczesnej obyczajowoś<strong>ci</strong> – „Terazwszędzie się klęka”. Pieśń, podówczas powszechnie śpiewa<strong>na</strong>, nie tylko jako tekst koś<strong>ci</strong>elny,występuje tu w groteskowej transformacji: „Boże coś Polskę ustawił w ogooony...” Społecznepragnienia: „A teraz niech <strong>na</strong>m wszystkim roz<strong>da</strong>dzą wszystko. Tylko bez kartek i po kolei”ewokują przetransformowane obrazy Mickiewiczowskie: „gdzie pola malowane masłem [...]mięsem rozmaitem”... Stan wojenny tak wyglą<strong>da</strong> w dialogu trzech protagonistek:STRESA46


w Polsce zawsze były trzy stany: przedwojenny,wojenny i powojennySYBILLA GR[OCHOWA]teraz jest ten środkowyKICIA KOCIArozumiemZ tych konstatacji wy<strong>ci</strong>ągają wniosek: „módlmy się do wszystkich bóstwo małe nic złego”.Co wszakże po chwili wy<strong>da</strong>je się im reakcją zbyt mało godną, posta<strong>na</strong>wiają więczaprotestować, jak mówi Błogosławio<strong>na</strong> Siwula z Wisznu Woli, „stanem pokoju”. Stresa jestz<strong>da</strong>nia, iż winien być to pokój „wewnętrzny”, Ki<strong>ci</strong>a Ko<strong>ci</strong>a prze<strong>ci</strong>wnie: „zewnętrzny”.Posta<strong>na</strong>wiają więc wy wróżyć, <strong>który</strong> wybrać. W tym momen<strong>ci</strong>e Sybilla spoglą<strong>da</strong> przez okno iwidzi czołgi; właśnie wjechały <strong>na</strong> ulice. Na okrzyk Siwuli „pa<strong>da</strong>ją głowami do podłogi,antygłowy wypięte”, wołają chórem: „kryj się! nie <strong>da</strong>j się! / kryj się! nie <strong>da</strong>j się!”Jest to ten sam mechanizm, <strong>który</strong> opisywaliśmy a<strong>na</strong>lizując zachowania Białoszewskiego wokupowanej Warszawie i jego, tyleż psychiczne co artystyczne konsekwencje. Owa, jak ją<strong>na</strong>zwaliśmy, perspektywa cywil<strong>na</strong>.W późnych groteskach idzie jed<strong>na</strong>k o sprawy poważne, które – dlatego że ostateczne – takwłaśnie powinny być wypowiedziane. „Spośród jego utworów późniejszych – piszeSan<strong>da</strong>uer, ale niekoniecznie trzeba się z nim zgadzać – za arcydzieło uważam tylko Rozmowęmistrza Miro<strong>na</strong> ze śmier<strong>ci</strong>ą, którą <strong>na</strong>jpierw opublikował w artykule–nekrologu Józef Baran,później zaś – w zmienionym nieco kształ<strong>ci</strong>e – pod tytułem Wywiad zamieszczono w tomieOho”. 20MISTRZ MIRONPuka? Kto?(uchyla)Acha...PANI GOŚĆPan woli ludność czy bezludność?MISTRZ MIRONTrochę bez, trochę zPANI GOŚĆz z z, to nie przeszkadza?MISTRZ MIRONjak fruwa – nie, w rurach – nie,47


jak za długo siedzi – takPANI GOŚĆTak się rozglą<strong>da</strong>m, dobrze tu panu?MISTRZ MIRONPrzeważnie... przepraszam, pani <strong>na</strong>zwisko?PANI GOŚĆNa „ś”MISTRZ MIRONŚwiwko... Śpiaw... nie?PANI GOŚĆŚmierćMISTRZ MIRON(zatkany)(przez sztuczne zęby)Ledwie wpuś<strong>ci</strong>łemmyślałem, że dziennikarkaPANI GOŚĆKaraMISTRZ MIRONza coPANI GOŚĆZa ży<strong>ci</strong>eMISTRZ MIRONJuż?(pa<strong>da</strong> <strong>na</strong> dobre)(z kieszeni MISTRZA MIRONA wysuwa się chytrze kartka)„Nie każ<strong>ci</strong>e mi już niczym więcej być!Naresz<strong>ci</strong>e spokój”Mistrz Miron, odwrotnie niż Polikarpus, nie prosił „by uźżał śmierć w jej postawie”;zjawiła się sama, w zwyczajnej scenerii, gotowa do rozmów. Jest <strong>na</strong>wet uprzejma, pyta czywoli obecność, czy nieobecność, ludność czy bezludność. Poeta odpowia<strong>da</strong>, że trochę tak,trochę tak. Nie odnosi zresztą pytania do siebie, s w o j e j obecnoś<strong>ci</strong>. Sądzi, że idzie oobecność innych. Odpowia<strong>da</strong>jąc tak właśnie, <strong>da</strong>je do zrozumienia, że gość nie jest takcałkiem nie ch<strong>ci</strong>any.Nie lubi tylko przesiadujących <strong>na</strong>zbyt długo. Zapewne spał; teraz, skoro już wpuś<strong>ci</strong>łgoś<strong>ci</strong>a, liczy <strong>na</strong> to, że być może szybko sobie pójdzie. Rozmowa zaczy<strong>na</strong> się jed<strong>na</strong>krozkręcać. Dobrze tu panu, pyta domniema<strong>na</strong> dziennikarka? Przeważnie – odpowia<strong>da</strong> Miron48


już zapewne znie<strong>ci</strong>erpliwiony. Stara się jed<strong>na</strong>k być uprzejmy: „przepraszam, pani <strong>na</strong>zwisko?”Na „ś”, droczy się dziennikarka. „Śpiwko”, domyśla się Miron, bo teraz myśli, że może lepiejbyło nie otwierać i spać <strong>da</strong>lej. Nie, to nietrafne. Ale to prze<strong>ci</strong>eż kobieta, przypomi<strong>na</strong> mu sięaria: „kobieta, wino, śpiew”; śpiew, więc – śpiewaczka. „Śpiaw?” Nowe skojarzenie, alewmontowujące się w stare pole z<strong>na</strong>czeniowe snu. Edith Piaf. Sen – on <strong>na</strong>gle z tego snuzbudzony – kobieta – śpiew — piosenkarka — Piaf = Śpiaw. Ale i to przypuszczenie wy<strong>da</strong>jesię mu nietrafne: „nie?” „Śmierć” – odpowia<strong>da</strong> gość.Dalszy dialog, po chwili, gdy Mistrz zdołał uchwy<strong>ci</strong>ć oddech, jest rzeczowo konkretny.Przez moment się waha, czy dobrze zrobił, że wpuś<strong>ci</strong>ł, ale znowu z<strong>da</strong>je sobie sprawę, żeprze<strong>ci</strong>eż to było nieuniknione. Kara za ży<strong>ci</strong>e. To, co miało <strong>na</strong>dejść, już <strong>na</strong>deszło.Zresztą był do tego przygotowany. Świadczy o tym nieco wcześniejszy wiersz – Klapa:Czy ja muszę w<strong>ci</strong>ąż być Polakiem?Czy ja muszę w<strong>ci</strong>ąż być człowiekiem?Chwilami zamęt,ledwie dyszę,Jestem tylko ssakiem.Tak, ale to jest także kabaret. Egzamin z ży<strong>ci</strong>a jest równie przypadkowy i incydentalny, jakdziennikarski wywiad.Wobec śmier<strong>ci</strong>, ostatecznego egzaminu, Białoszewski zajmował tę samą postawę cowobec ży<strong>ci</strong>a: odmawiał jej tragicznoś<strong>ci</strong>. Albo raczej – patos rozładowywał humorem.Nie od rzeczy będzie do<strong>da</strong>ć, że w tym dialogu ostatnie z<strong>da</strong>nie <strong>na</strong>leży do Mistrza Miro<strong>na</strong> –przechytrzył śmierć.49


KONIEC I POCZĄTEK„Zadyszany kronikarz codziennoś<strong>ci</strong>” – ta efektow<strong>na</strong> formuła Józefa Bara<strong>na</strong> jest z pozorutraf<strong>na</strong>. W isto<strong>ci</strong>e Białoszewski wy<strong>da</strong>je się kronikarzem Warszawy. Jego proza, pod<strong>da</strong><strong>na</strong>egzaminowi topograficznej ś<strong>ci</strong>słoś<strong>ci</strong>, wiernoś<strong>ci</strong> realiom, okazuje się wier<strong>na</strong> i ś<strong>ci</strong>sła. Aprze<strong>ci</strong>eż jest to kronika osobliwa. Pomijająca to, co ukazuje się w gazetach <strong>na</strong> pierwszychstro<strong>na</strong>ch i kolum<strong>na</strong>ch publicystycznych. Jakby sprowadzo<strong>na</strong> do „kroniki miejskiej”.Czy jed<strong>na</strong>k <strong>na</strong>prawdę? I czy wierność realiom jest jej <strong>na</strong>jwiększą wartoś<strong>ci</strong>ą? Czy równie<strong>na</strong>czelną wartoś<strong>ci</strong>ą jest wierność językowi mówionemu, owym „szumom” i sytuacyjnym„zlepom”?Praw<strong>da</strong> – to oddziaływanie było <strong>na</strong>jsilniejsze. Proza Białoszewskiego (zwłaszczaPamiętnik...) miała ośmielić autorów młodszych, wyzwolić cały nurt „rewolucji artystycznej”(co praw<strong>da</strong> nie był on jedynym inicjatorem). Poezja, zwłaszcza z późnej fazy, pozostałazjawiskiem jednorazowym. Wiersze z Obrotów rzeczy miały rozlicznych <strong>na</strong>śladowców,późniejsze – <strong>na</strong>śladowane – zmieniały się w papkę słowną.Dlaczego?Niepowtarzalne było to, co sankcjonowało wszystkie, <strong>na</strong>wet <strong>na</strong>jbardziej odbiegające odnorm literackich eksperymenty: świadomość. Dzieło Białoszewskiego jest w pełni zrozumiałejako wytwór świadomoś<strong>ci</strong> autora, <strong>na</strong>leżącego do tego pokolenia, któremu świat zawalił się wmomen<strong>ci</strong>e, gdy wkraczało w ży<strong>ci</strong>e świadome. I które ten świat usiłowało <strong>na</strong> nowoodbudować. Jest to ta sama świadomość, która ujawnia się w ostatnich, <strong>pełny</strong>chdramatycznego roz<strong>da</strong>r<strong>ci</strong>a wierszach Baczyńskiego, która przemawia w poezji Różewicza, wjego Kartotece i Do piachu. Ta sama świadomość wyraża się także w wielkim kulturowym.śmietnisku Czachorowskiego. Pytanie jest w isto<strong>ci</strong>e proste: jak odbudować rozbity świat. Iczy to jest w ogóle możliwe?„Pokazał – pisze Bugajski – jak moż<strong>na</strong> tworzyć literaturę w pełni przystającą do światazamierających tradycji, upa<strong>da</strong>jących wartoś<strong>ci</strong>, po prostu do <strong>na</strong>szego świata”.Tak, ale by wiarygodnie zachwy<strong>ci</strong>ć się łyżką durszlakową, trzeba przedtem utra<strong>ci</strong>ćwszystko. <strong>Aby</strong> <strong>ci</strong>eszyć się z możliwoś<strong>ci</strong> mówienia i pisania, trzeba <strong>na</strong>jpierw, by to prawozostało odebrane. Zapewne także trzeba posia<strong>da</strong>ć miejsca, momenty biografii, o <strong>który</strong>ch<strong>na</strong>wet po latach boi się mówić, by ich brak w drobiazgowo zrekonstruowanej skła<strong>da</strong>ncez<strong>da</strong>rzeń i faktów stawał się dziurą do zapełnienia. Coś, co krzyczy bezgłośnie – z<strong>da</strong>je siębardziej boleć.I to praw<strong>da</strong> – ta poezja jest próbą ocalenia wartoś<strong>ci</strong> elementarnych. Także tego, żeświadectwo prawdy w dziele literackim musi być tak zorganizowane, by było odporne <strong>na</strong>50


wszelkie zafałszowania tkwiące w presji społecznej, presji języka, sytuacji, zobowiązań.Być sobie jednym...W tym przypadku z<strong>na</strong>czyło to także – prawdziwe jest tylko to, co „sprawdzone sobą”,doświadczone.Jako całość, dzieło to wy<strong>da</strong>je się niepowtarzalne. Dadzą się z niego wyprowadzić licznenurty współegzystujące we współczesnej literaturze polskiej. Ono same jest związanelicznymi więzami z doświadczeniami epoki, z twórczoś<strong>ci</strong>ą rówieśników. Zwornikiem tychwszystkich rozwiązań, z pozoru sprzecznych, była osobowość, ukształtowa<strong>na</strong> przez zespółdoświadczeń, które w <strong>taki</strong>m układzie pojawiły się tylko raz, przy<strong>da</strong>rzyły się jemu, MironowiBiałoszewskiemu. I one właśnie uwiarygodniają świat przedstawiony. Także dlatego, że –począwszy od Pamiętnika... – pisarz rekonstruował system odnośników biograficznych,prywatne, jednostkowe uniwersum, które <strong>na</strong><strong>da</strong>wało sens jego obrotom rzeczy, z<strong>da</strong>rzeń, ludzi ifaktów. Uzasadniało przyjęte reguły gry. Budowało własny, choć ważny nie tylko dla siebie,system wartoś<strong>ci</strong>.W ten sposób to, co prywatne, stawało się publicznym. To, co ważne dla jednostki, stawałosię – być może – ważne dla wszystkich. To, co wszelkimi siłami starało się zrzu<strong>ci</strong>ć balastliterackoś<strong>ci</strong> – stawało się literaturą. Nową literaturą nowego, potrzaskanego świata.Wierność sobie, osobnemu, stawała się wiernoś<strong>ci</strong>ą wartoś<strong>ci</strong>om wspólnym, nie tracąc swejosobnoś<strong>ci</strong>.I to jest, być może, <strong>na</strong>jważniejsze przesłanie tej twórczoś<strong>ci</strong>.We wstępie powiedzieliśmy, iż dzisiaj ma o<strong>na</strong> swoje miejsce w sferze przejś<strong>ci</strong>owejpomiędzy współczesnoś<strong>ci</strong>ą a historią literatury. Z<strong>na</strong>czy to także, że kanon interpretacyjny niejest ustalony. Że <strong>na</strong>wet – z<strong>da</strong>wało by się <strong>na</strong>jbardziej z<strong>na</strong>ne, wielokrotnie interpretowaneutwory – kryją tajemnice. A prze<strong>ci</strong>eż biblioteka złożo<strong>na</strong> z interpretacji, tych zebranych wksiążkach i tych rozproszonych w czasopismach, kilkakrotnie przewyższa objętoś<strong>ci</strong>ą to, co<strong>na</strong>pisał Białoszewski. Z<strong>da</strong>je się, że właśnie dziś powstają prace, które obalają <strong>na</strong>jbardziejniewzruszone sądy.Ot, cho<strong>ci</strong>ażby ten, że jego dzieło wyrastało z destrukcji, było obroną przed chaosem,antysztuką. Niszczyło wszystko: język, hierarchie artystyczne, tematyczne... Ale prze<strong>ci</strong>eżniszcząc – budowało. Oprócz wszystkiego innego – także pewną hipotezę społeczną.Społeczeństwa aideologicznego, przyzwalającego...A skoro tak – to jest aktualne. Może <strong>na</strong>wet bardziej aktualne dziś, niż wtedy, kiedypowstawało.51


SPIS TREŚCIWstępZ biografiiPierwsze wiersze„Szufladowcy” z KobyłkiEpizod teatralnyObroty rzeczy – wiązka możliwoś<strong>ci</strong>SytuacjeProząDwa doświadczeniaDzieło otwarteKoniec i początek1 [w:] Pisanie Białoszewskiego. Szkice, pod red. M. Głowińskiego i Z. Łapińskiego,Warszawa 1993.2 „Integracje” 1985, cz. XVIII.3 Tamże.4 „Poezja” 1985, nr 12.5 Tamże.6 „Gazeta Olsztyńska” 1993, nr 30.7 „Przegląd Tygodniowy” 1988, nr 258 „Polityka” 1986, nr 5.9 „Poezja” 1988, nr 2.10 [w:] A. San<strong>da</strong>uer, Liryka i logika. Warszawa 1971.11 [w:] J. J. Lipski, Tunika Nesso<strong>na</strong>.12 „Polityka” 1986, nr 5.13 [w:] K. Wyka, Rzecz wyobraźni.14 „Nowa Kultura” 1961, nr 46.15 „Literatura” 1976, nr 33.16 .Ży<strong>ci</strong>e Eiterackie” 1961, nr 39.17 .Ży<strong>ci</strong>e Literackie” 1970, nr 22.18 „Kultura” 1973, nr 31.19 „Autograf'l 990, nr 6.20 „Polityka” 1986, nr 5.52

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!