13.07.2015 Views

Zobacz pełne wydanie (PDF) - Sądeczanin

Zobacz pełne wydanie (PDF) - Sądeczanin

Zobacz pełne wydanie (PDF) - Sądeczanin

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Kiedy po dwóch latach obudziłam się w dobrobyciewiedziałam, że albo zniknę z tego miasta, albozwariujęSądeczankana stopiePochodzę z Kamionki Wielkiej koło Nowego Sącza. Kiedychodziłam do szkoły prawie wszystkie wakacje spędzałamna wsi. Bo jak tu wyjechać bez kasy i rodziny na drugim końcuPolski? W wieku 17 lat poznałam Natalię i wtedy wszystkosię zaczęło. Razem odkryłyśmy nieznany mi wcześniej sposóbpodróżowania – autostop. Zaczęłam się uczyć gry na bębnie,Natalia na gitarze i gdy dołączyła do nas Paulina, założyłyśmywakacyjną, uliczną kapelę. Jeździłyśmy stopem po Polsce.Spałyśmy w namiotach, squatach (okupowanych przezpunków pustostanach), wojennych bunkrach i domach nowopoznanych ludzi.PragaPierwszy raz za granicę wyjechałam z Krzyśkiem. Umówiliśmysię na wspólny wyjazd do Warszawy. Stojąc na sądeckiejwyjazdówce i czekając na stopa, Krzychu nagle się odwróciłw moją stronę i zapytał:- Zabrałaś dowód?!- No jasne!- Wiec jedźmy do Pragi!Cały mój kapitał to 15 zł i bęben, na którym wciąż się uczęgrać. Tego wieczoru utknęliśmy w czeskiej wsi, gdzie na domiarzłego zaczął padać deszcz. Zlitował się nad nami pewien gospodarz,udostępniając szopę na nocleg. Następnego dnia spacerowaliśmyjuż po praskim moście Karola, gdzie zaczepiła nas grupamłodych Czechów żonglujących ogniem.- Hej, przyłączcie się, potrzeba nam muzyki!Przyłączamy się i w ten sposób zarabiamy pierwsze czeskiekorony, których wystarcza na dwa dni pobytu i pamiątki dla rodziców.BerlinKolejnym miejscem jest Berlin, gdzie jadę z dziewczynami.Pocztą pantoflową dostajemy adres na berliński squat. Ulica, naktórej się mieści, tonie w graffiti, na ulicach siedzą kolorowoubrani ludzie. Drzwi otwiera nam młoda Niemka z pomarańczowymiwłosami i prowadzi nas na strych. Nie pyta o pieniądze, anio to, jak długo planujemy zostać. Tak jakby zagraniczni gościebyli czymś codziennym w jej życiu. Widok mieszkania zwala nasz nóg. Czysto! Na podłodze materace, bielutka łazienka z ciepłąwodą i kuchnia na piętrze. Na parterze prowadzony przez squatersówbar i mini- kino.- Skąd to wszystko macie?! – pytamy.- Jak to skąd? Ze śmietnika.Podczas jednej z kolejnych włóczęg, jadąc z Czech w stronęAmsterdamu, kierowca wysadza nas na stacji benzynowej. Zaczynasię ściemniać, jest zimno i pada deszcz. Wszędzie błoto,nie ma gdzie rozłożyć namiotu.- Cholerna stacja! – zaczynam się wściekać.Natalia nie odrywa oczu od koparki stojącej nieopodalw szczerym polu. Domyślam się, co się święci i próbuję protestować,ale nikt mnie nie słucha. Dziewczyny rozkładają karimatyi śpiwory w łyżce od koparki. Przykrywamy nasz „apartament”tropikiem z namiotu i zasypiamy. Nad ranem budzi nas wąsatypan w kombinezonie roboczym. Gdy wychodzimy na zewnątrz,ukazuje się nam dwudziestu pozostałych, przecierających oczyze zdumienia.AmsterdamStolica Holandii zadziwia nas spokojem i otwartością.Od miejscowych Holendrów dostajemy adres na polski squato wdzięcznej nazwie „Dupa”. Młodzi rodacy przyjmują nas z otwartymiramionami. Mieszkają tam już 7 lat, prowadzą normalneżycie, pracują. W Amsterdamie squatting jest całkowicie legalny,więc nie mają problemów z policją. Wieczorem znajomy zabieranas na Red Light District – słynną dzielnicę czerwonych latarni,pełną prostytutek stojących za oszklonymi drzwiami. Po ulicyprzechadzają się rodzice z małymi dziećmi traktując ją jakozwykłą atrakcję turystyczną. W pewnym momencie nasz kolegazatrzymuje się przed jednym z wielkich okien i pyta:- Która waszym zdaniem jest najładniejsza?- Ta u góry – pokazuję palcem.Patrick wybucha śmiechem.- Wszyscy tak twierdza! Ale zdradzę ci sekret - to mężczyzna!KopenhagaDo Kopenhagi wyruszam sama. W Poznaniu poznaję jednakMartę, która w ciągu 24 godzin decyduje się do mnie dołączyć.Zatrzymujemy się na parę dni w Hanowerze, który do dziś uważamza najnudniejsze miasto w Europie. Wszystkie kamienicew takim samym kształcie i dwóch monotonnych kolorach. Nakońcu każdej ulicy tak samo wyglądający pub, warzywniak i stojakna rowery. Kilka razy się zagubiłam i boję się nawet wejść dosupermarketu.Adres na kopenhaski squat „Ungdomshuset” znalazłyśmyz Martą w internecie. Byłyśmy tam jedynymi gośćmi, więc całepiętro miałyśmy dla siebie, oczywiście za darmo! W sąsiednimpokoju codziennie po południu odbywały się próby punkowych16 Sądeczaninczerwiec 2008

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!