22.08.2015 Views

FRONDA

Syjonistyczny mesjanizm - Fronda

Syjonistyczny mesjanizm - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

PISMO POŚWIĘCONE<strong>FRONDA</strong>Nr 19/20Rok 2000 od narodzenia ChrystusaRok 7508 od początku świata


<strong>FRONDA</strong>Nr 19/20REDAKCJAGrzegorz Górny, Rafał Smoczyński, Sonia SzostakiewiczZESPÓŁWaldemar Bieniak, Nikodem Bończa-Tomaszewski, Natalia Budzyńska,Marek Jan Chodakiewicz, Piotr Frączyk-Smoczyński, Mariusz Gajda, Adam Jagielak,Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Filip Memches, Piotr Miśkiewicz,Paweł Skorowski, Piotr Soluch, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan ZielińskiPROJEKT OKŁADKIPaweł SaramowiczKOREKTA I ADIUSTACJAAleksander KopińskiOPRACOWANIE GRAFICZNEJan ZielińskiCzasopismo zostato wydane przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa NarodowegoADRES REDAKCJIskr. poczt. 65, 00-968 Warszawa 45tel/fax 622 39 88fronda@fronda.pl \ fronda@it.com.plwww.fronda.pl \ www.webfabrika.com.pl/fronda© Fronda Sp. z o.o.DRUKApostolicum. 05-091 Ząbki, ul. Wilcza 8SPRZEDAŻ HURTOWAAkademia KLON Sp. z o.o. tel.: (022) 632 32 62PODZIĘKOWANIAProwincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego, Piotr Ciompa,Waldemar Gasper, Tadeusz Grzesik, ks. Zenon Hanas SAC, Zbigniew Kozak,Agata Królikowska-Wąsik, Piotr Łysakowski, Wojciech Nachiło, Krzysztof Pluta,Paweł Poncyliusz, Jacek Rusiecki, Piotr Tarnowski, Wiesław Walendziak, Andrzej WysockiStowarzyszenie Kulturalne <strong>FRONDA</strong> dziękuje Stowarzyszeniu DZIKIE POLAza pomoc w inicjatywach wydawniczychRedakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytuiów.Materiałów nie zamówionych nie odsyłamy.ISSN 1231-6474


S P I S R Z E C Z YMIELONE KRASNOLUDKIDAVID HOROWITZReligijne korzenie radykalizmuZENON CHOCIMSKIFałszywy mesjanizm Jakuba Franka 30HTO flenaTb? 45LEW ABRAMOWSK1Metafizyka narodu w tradycji kabalistycznej 48IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKYSyjonistyczny mesjanizmROZMOWA Z PROF. IZRAELEM SZAHAKIEMOrtodoksja kontra Syjon 83LATO-20003


ROZMOWA Z SZULAMIT ALONIKulturkampf po izraelsku 99O mesjańskich naukach rabina Cwi Jehudy Kooka 108IGOR FIGAPrawo i sznur 114DAVID PFANNEK AM BRUNNENDziedzic odrzuconego skarbu 125MOSEPH DE JAISTREPortret abortera 160ROZMOWA Z RABINEM BYRONEM L. SHERWINEMMamy wspólnego wroga 162PAWEŁ LISICKINieskończoność na miarę śmiertelnych bogów 176KS. KAZIMIERZ JUSZKOŻydowskie źródła liturgii Kościoła 218ADAM KUŹPułapka na myszy,czyli jak spotkałem gauleitera Magadanu 242REMIGIUSZ OKRASKAAnty-Hitlerjugend 258ROBERT NOGACKIZygmunt Freud: ja, bezbożny Zyd 294ANDRZEJ FIDERKIEWICZCzas relatywizmu. Uwagi o Freudzie 324


FILIP MEMCHESNie wierzę psychologom.Wokół rozważań nad selfizmemMAREK KONOPKOProrok rewolucji seksualnejJAROSŁAW TOMASIEWICZWyznawcy ArymanaMICHAŁ DYLEWSKIAntypedagogika w służbie pedofilii 366KASZA I ŚRUBOKRĘT38ROZMOWA Z PROF. HANSEM KUNG1EMNie byłoby kryzysu, gdyby czytano moje książki 398ROZMOWA Z PROF. ROBERTEM SPAEMANNEMJezus nie był dobrym wujkiem 410• IMPRIMATURNIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI* „Noc ciemna" koprofaga.O malarstwie religijnym Salvadora Dali 418MAREK HORODNICZY* Highway to Hell, Stairway to Heaven 426WOJCIECH WENCEL* Pożegnanie z peerelem 434LATO20005


ALEKSANDER KOPIŃSKI* Słowo jest blisko ciebie 442JAN BŁONNY & MARIA STAŁATropami wieszcza albo Parnas bis i 444KASZA I ŚRUBOKRĘT A.D. 2015ŁUKASZ MOHIKAGłęboka noc, niepewny brzask454ROZMOWA Z MARKIEM JURKIEMWiek XXI: demokratyczny komunizmIndeks ksiąg zakazanych 476Poczta 477Poczta literacka / Fundusz Frondy 487Noty o autorach 4886<strong>FRONDA</strong> 19/20


Jak wytłumaczyć trwałość autodestrukcyjnego zaangażowaniaŻydów w mesjańskie ambicje rewolucyjnejlewicy? Dlaczego, w obliczu jej praktycznej katastrofy,lewica nadal przyciąga tak wielu idealistów, w szczególnościidealistów żydowskich?RELIGIJNE KORZENIERADYKALIZMUD A V I DHOROWITZPan Marks nie wierzy w Boga, ale głęboko wierzy w samego siebie. Jego sercewypełnione jest nie miłością a złością. Ma niewiele życzliwych uczuć w stosunkudo innych ludzi, wpada w furię i ogarnia go pragnienie zemsty, kiedyktoś ośmieli się zakwestionować wszechwiedzę uwielbianej przez niegoboskiej istoty, którą jest, jak by to powiedzieć, pan Marks we własnej osobie.Michaił Bakunin, 1872Jako ortodoksyjnego Żyda mieszkającego w przedwojennej Polsce, marksistowskiegohistoryka Isaaca Deutschera urzekł pewien rozdział książki zatytułowanejMidrash, opowiadający o rabbim Meirze, wielkim uczniu rabbiego Akiby.LATO-20007


Rozdział ten opowiada o tym, jak rabbi Meir pobierałlekcje teologii u heretyka zwanegoimieniem Acher (Ten Inny). Jak wspominaDeutscher, pewnego razu,w dzień szabasu „rabbi Meirspotkał się ze swoim nauczycielem,z którym jak zwykle wdał sięw poważną dyskusję. Heretyk jechał na ośle,podczas gdy rabbi Meir, jako że w szabas niewolno mu było jeździć, szedł u jego boku i słuchałsłów mądrości, wydobywających się z jego ust, w skupieniutak głębokim, że nie zauważył, iż on i jego nauczyciel dotarli do rytualnejgranicy, której w dzień szabasu nie wolno było Żydom przekraczać. Wielki heretykzwrócił się w stronę swojego ortodoksyjnego ucznia i powiedział: «Spójrz,dotarliśmy do granicy - musimy się rozdzielić. Nie możesz mi dalej towarzyszyć- wracaj!» Rabbi Meir wrócił do wioski żydowskiej, a heretyk pojechał dalej -poza granice ziemi Żydów."Historia ta zafascynowała Deutschera. „Dlaczego - zastanawiał się - rabbiMeir, ten światły ortodoks, pobierał lekcje u heretyka?... Dlaczego bronił goprzed innymi rabinami?... Kim był ów heretyk? Wydawało się, że jest wśródŻydów, a jednocześnie go nie ma. Wykazał się niezwykłym szacunkiem dla ortodoksyjnościswojego ucznia, kiedy odesłał go z powrotem do Żydów w świętydzień szabasu. A jednak on sam, nie oglądając się na kanony i rytuały, przekroczyłgranicę."W postaci obcego heretyka Deutscher ujrzał paradygmat swojej własnejkariery radykała. Żydowski heretyk, który przekracza granicę - napisał - jestprototypem współczesnego rewolucjonisty. Poprzez zdefiniowanie rewolucyjnejtradycji, z którą sam był związany, zidentyfikował jej przedstawicieli: Spinozę,Marksa, Różę Luksemburg, Trockiego. Wszyscy ci słynni heretycy-rewolucjoniści„uznali kulturę żydowską za zbyt wąską, zbyt archaiczną i zbytograniczającą", w związku z czym „szukali ideałów i spełnienia poza nią".W świeckim świecie, do którego wkroczyli, również byli jednak obcy: „Żyli namarginesie lub w zaułkach i zakamarkach własnych społeczności. Każdy z nichjednocześnie był i nie był częścią społeczeństwa, należał doń i nie należał."Fakt, że żyli poza widocznymi podziałami, sprawił, że stali się niemal bogami:8<strong>FRONDA</strong> 19/20


oświeceniowych religii, zdyskredytowanych przez współczesne idee.Przy pomocy tej rewolucji odnowiona zostałaby utracona jedność rodzajuludzkiego, przywrócona harmonia społeczna, a raj odzyskany. Byłby to tikkunolam, naprawa świata.Jeśli rewolucja była walką świecką, to jej Mojżeszem był „wyrasowiony" Żyd,którego ojciec zmienił imię z Herschel na Heinrich i przeszedł na chrześcijaństwo,aby popchnąć rozwój swej rządowej kariery. Młody Marks wyrósł na inteligentnego,acz zawziętego młodzieńca, zżeranego przez nienawiść nie tylko dospołeczeństwa, które go zlekceważyło, ale również do społeczności, która go wychowała.Przejmując najgorsze antysemickie stereotypy, włączył je do swojejwczesnej wizji rewolucji, identyfikując Żyda z symbolem społeczeństwa, którechciał zniszczyć: „Bóg Żydów został zeświecczony i stał się bogiem tego świata"- czytamy w jednym z wczesnych rękopisów. „Pieniądz jest tym zazdrosnym BogiemIzraela, z którym żaden inny nie może się równać." W katechizmie dla rewolucjonistówMarks przejmuje odwieczne argumenty prześladowców swoichrodaków: „Jaka jest świecka podstawa żydostwa? Praktyczna potrzeba, własnakorzyść. Jaki jest świecki kult Żyda? Handel. Jaki jest jego świecki bóg? Pieniądz.(...) Pieniądz jest wyobcowaną od człowieka istotą ludzkiej pracy i egzystencji:ta obca istota ma go w swej mocy, on zaś zanosi do niej modły." Zbawieniem dlaŻydów jest więc rewolucja, która wypleniłaby same podstawy porządku społecznego.W końcu rewolucja odniesie sukces w „niszczeniu faktycznej podstawy żydostwa- obiecywał Marks - a bycie Żydem stanie się niemożliwe, ponieważ jegoświadomość nie będzie już dłużej miała oparcia". W ten sposób rewolucyjnerównanie zostaje zakończone: „Ostatecznie, społeczna emancypacja społecznościżydowskiej jest uwolnieniem się rodzaju ludzkiego od żydostwa".Dla świeckich Żydów, takich jak Marks, radykalna idea głosząca, że rewolucjaburżuazyjna była niekompletna, niosła ze sobą przesłanie, któremu niesposób było się oprzeć. Burżuazyjna ustawa o prawach obywatelskich otworzyłaeuropejskie getta, gwarantując wolność cywilną poszczególnym Żydom i odmawiajączarazem uznania Żydów, jako społeczności uparcie odrzucającej asymilację.W rezultacie nawet zeświecczeni Żydzi postrzegani byli jakoczłonkowie obcego narodu. To im rewolucja socjalistyczna obiecywała prawdziwąodnowę ich własnego człowieczeństwa i ogólnej wolności - miało to byćspołeczeństwo uwolnione od religijnej iluzji i narodowych podziałów; światbędący całością, tikkun olam. Komunizm, jak go przedstawiał Marks, był „ta-12<strong>FRONDA</strong> 19/20


Deutscher był żołnierzem,stojącym po jednej ze stron politycznejbitwy. W chwili szczerości,które się nam zdarzały,jak to nauczycielowi i uczniowi,wyznał mi, że czuje się winny, bouwierzył w ideę, która zadecydowała o życiui śmierci milionów Żydów. Wspólnie z innymi Żydami aktywnie uczestniczącymiw marksistowskiej Międzynarodówce w okresie międzywojennym, Deutscherwystępował za samostanowieniem wszystkich narodów - z wyjątkiemŻydów. Zostając międzynarodowymi rewolucjonistami, owi Żydzi-heretycyz entuzjazmem przyjęli doktrynę „biblijnej" wiary, którą uprzednio odrzucili.Jako ludzie bez ziemi utrzymywali, że Żydzi mają szczególną misję w marszuludzkości ku rewolucyjnej przyszłości. Misją tą było stać się rewolucyjnym„światłem dla narodów", wskazywać drogę wybawienia człowieka w zjednoczonymświecie, w którym narody jako takie nie mogły już dłużej istnieć.Taki był Żyd Trocki (właśc. Bronstein), prawa ręka Lenina, który udawał,że nie słyszy błagań swoich własnych rodaków, odprawiając sowieckich Żydówjako istoty należące do pogardzanej petite bourgeoisie. W drugim roku hitlerowskiejwojny ze swego wygnania w Meksyku Trocki tak wypowiadał się o losieswoich braci, Żydów: „Teraz można zobaczyć, czym jest próba uratowaniasprawy żydowskiej poprzez emigrację Żydów do Palestyny - tragifarsą narodużydowskiego. (...) Nigdy nie było tak oczywiste jak dzisiaj, że ucieczka Żydówzwiązana jest nieodłącznie z obaleniem systemu kapitalistycznego."Tak więc Trocki i Deutscher, a także inni internacjonaliści lat trzydziestychutrzymywali, że zbawienie społeczności żydowskiej zależy od obalenia kapitalizmu,że rozwiązaniem „kwestii żydowskiej" jest marksistowska rewolucja, czyli- innymi słowy - destrukcja społeczeństwa liberalnego w Europie. Wypowiadalisię oni przeciwko działającym w ruchu socjalistycznym syjonistom, którzynamawiali Żydów do emigracji do Palestyny, nazywali rodzący się żydowski krajmiejscem ucieczki i arką przetrwania. Występowali też przeciwko wszystkimnie-socjalistom, którzy starali się wesprzeć liberalną demokrację kapitalistycznegoZachodu jako mur obronny przed barbarzyńskim zagrożeniem.Pracując na zgubę tych liberalnych społeczeństw i podkopując ich burżuazyjneprawa, radykałowie tacy jak Deutscher czy Trocki pomogli usunąć osto-14<strong>FRONDA</strong> 19/20


ję istnienia europejskich Żydów. Jednak obiecywane przez nich rewolucyjnezbawienie nigdy nie nadeszło. Przetrwali tylko ci, którzy pozostali głusi na ichwołanie i wyjechali do Palestyny, aby tam budować syjonistyczne państwo.Rzesze tych, którzy ich posłuchali i zostali, aby walczyć za socjalizm, zginęłypodczas nazistowskiego Holocaustu.W Rosji stalinowski terror przeżyli tylko nieliczni bolszewiccy Żydzi. Radek,Zinowiew, Kamieniew, Swierdłow i Trocki - wszyscy oni zostali zamordowaniprzez rewolucję, której zawierzyli. Jednak garstka sowieckich Żydów, któraprzetrwała nazistowską inwazję, podtrzymywała złudzenie, że socjalizmwciąż jeszcze może dać Żydom nadzieję. Kiedy tylko skończyła się wojna, Stalinzaczął przygotowywać swoje własne „ostateczne rozwiązanie", które miałodokończyć dzieło rozpoczęte przez Hitlera. W roku 1948 rozpoczęły się aresztowaniai morderstwa sowieckich Żydów. Tylko śmierć Stalina zapobiegła wypełnieniusię nowego Holocaustu.Kampania Stalina przeciw Żydom inspirowana była jego własną paranoją,jednak jej racjonalne uzasadnienie idealnie pasowało do kształtów socjalistycznegoprojektu. Sam Lenin napisał: „Ktokolwiek, bezpośrednio lub pośrednio,głosi hasło żydowskiej «kultury narodowej» (nawet jeżeli czyni to w dobrej intencji),jest wrogiem proletariatu, poplecznikiem tego, co stare, (...) współpracownikiemrabinów i burżuazji". A tak sformułował tę ideę Marks: „Ostatecznie,społeczna emancypacja społeczności żydowskiej jest uwolnieniem sięrodzaju ludzkiego od żydostwa". Dziedzictwo stalinowskiego antysemityzmumiało swoje przedłużenie w kulturalnych i religijnych prześladowaniach społecznościżydowskiej - co było udziałem wszystkich mniejszości w socjalistycznymimperium - ale także w szkoleniu terrorystów i dostarczaniu broni,z pomocą której arabscy wrogowie Izraela mieli zagrozić istnieniu państwa żydowskiego.Kiedyś głównym ośrodkiem międzynarodowego antysemityzmu była prawica,dzisiaj jest nim lewica. Dwie przystanie ocalałych z Holocaustu Żydów -Izrael i Stany Zjednoczone - to dwa kraje, które od zakończenia II wojny światowejsą bezustannie atakowane przez międzynarodową lewicę. „Amerykańskiimperializm" i „syjonistyczny rasizm" to wielkie diabły lewicowej wyobraźni.W Stanach Zjednoczonych Organizacja Wyzwolenia Palestyny i inni arabscyterroryści weszli w układ z rasistami i antysemickimi czarnymi „nacjonalistami",takimi jak Louis Farrakhan, podczas gdy sojusznicy Farrakhana stali sięLATO-200015


częścią „progresywnej tęczy" Partii Demokratycznej. Głośno również o Żydachdziałających w ramach owego szerokiego ruchu współczesnej lewicy, którzypodążają za tymi samymi iluzjami, co żydowscy radykałowie w przeszłości -wierzą, że są światłem dla narodów, że ich rewolucja doprowadzi do mesjanicznejtransformacji ogólnej nienawiści w socjalistyczną harmonię, ludzkiegozła w społeczne dobro i że będzie to oznaczać tikkun olam.Jak wytłumaczyć trwałość tego autodestrukcyjnego zaangażowania w mesjańskieambicje rewolucyjnej lewicy? Dlaczego, w obliczu jej praktycznej katastrofy,lewica nadal przyciąga tak wielu idealistów, w szczególności idealistówżydowskich?W odpowiedzi na to pytanie często można usłyszeć stwierdzenie, że jest tokwestia przyciągania czy też swego rodzaju pokrewieństwa pomiędzy socjalizmemi judaizmem. Z tego punktu widzenia socjalizm jest spełnieniem naukimoralnej żydowskich proroków; socjaliści są pełnymi współczucia aniołamiświeckiego świata. Tylko co jest moralnego i anielskiego w ruchu, który jednoczysię z antysemitami i rasistami, skrywając jednocześnie swój program za zasłonąkłamstw? Co ma wspólnego współczucie ze sprawą, która przyniosłaświatu gułagi i politycznie sprowokowany głód, która zrodziła ogólną niedolęsocjalistycznego świata? Stwierdzenie, że tym, co przyciąga Żydów do lewicy,jest rewolucyjna obietnica społecznej sprawiedliwości, jest równoznacznez przyznaniem, iż okłamuje się samego siebie. Nie wyjaśnia to, dlaczego Żydzinadal czują się w obozie lewicy jak u siebie w domu, pomimo ponurej historiilewicowych praktyk. Aby to wyjaśnić, trzeba najpierw zrozumieć naturę tejświeckiej wiary. Aby bowiem podtrzymać swe stanowisko w obliczu taksprzecznych wymagań, potrzeba przede wszystkim aktu wiary.Jak już dawno zauważono, rewolucyjna nadzieja jest religijnym gnostycyzmem.Jest to wiara w świat tkwiący w szponach zła oraz w osiągnięcie ziemskiegozbawienia przy pomocy wiedzy. Lewica jest nieczuła na swoje własnekatastrofy, ponieważ fakt katastrofy jest przesłanką jej wiary. Religijną podstawąjej politycznych przekonań jest idea historii jako utraty łaski. Jeśli socjalistycznyeksperyment opanuje korupcja, jego winą będzie jedynie niezdolnośćdo ucieczki od już istniejącej korupcji. Lewicy nie wystarczy reformowanie instytucji.Zamiast tego proponuje ona naprawienie samych fundamentów egzystencji.Dopóki nie osiągnie się zbawienia powszechnego, szczegółowe rozwiązaniabędą bez znaczenia.16<strong>FRONDA</strong> 19/20


Dla świeckich mesjanistów radykalnej lewicy świat jaki znamy jest społecznymzłudzeniem. Gatunek ludzki wyobcowany jest ze swego „prawdziwegoja". Podobnie jak dla religijnych gnostyków, rzeczywistość jest dla nich rozczarowaniem,tworem fałszywej świadomości. Religijni rewolucjoniści wierzą, żeludzkość tworzy swoją własną rzeczywistość. Nie ma więc granic tego, czymludzkość może się stać. Wyalienowanie i cierpienie można jednak zniszczyćpoprzez rewolucję, która przywróci ludzkość do jej oryginalnego bytu. Religiareakcyjna natomiast próbuje pogodzić ludzkość z jej niemożliwą do zaakceptowaniarzeczywistością i z marzeniem o boskiej interwencji, czyli - innymi słowy- z nadzieją. Jest to opium dla mas, przerzucenie własnej potęgi ludzkości- która jest siłą umożliwiającą wyzwolenie - na nadnaturalną istotę: Boga. Rewolucyjnawiara odrzuca iluzję boskiej łaski i proponuje siebie samą jako siłęmesjańską. Rewolucyjną odpowiedzią na religijne pytanie jest potrzeba zmianywarunków, które sprawiają, że wiara jest niezbędna. Rewolucyjny prorokproklamuje teologię liberalizacji: „będziecie niczym bogowie tworzyć warunkiswojego własnego zbawienia".„Alienacja" jest marksistowską nazwą dla katastrofy, która przytrafiła sięludzkiej egzystencji, gdyż nie ma tak po prostu poszczególnych niesprawiedliwości,które można by uleczyć przy pomocy jakichś szczegółowych reform,lecz istnieje jedna niesprawiedliwość obecna w każdej strukturze ludzkiego bytowaniana tym świecie, niesprawiedliwość, której żadna reforma uleczyć niemoże. Żydzi również mają swoją nazwę dla tej egzystencjalnej katastrofy i jestto niemal to samo słowo: wygnanie. W Manifeście komunistycznym Marksa proletariatokreślany jest jako ludzie żyjący na wygnaniu, tak jak Żydzi: „Proletariuszenie mają ojczyzny. (...) Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! Niemacie do stracenia nic poza swoimi okowami."Polityczne preludium I wojny światowej obaliło proklamację Marksa. Kiedywypowiedziano wojnę, partie socjalistyczne zjednoczyły się ze swoimi narodami,dowodząc w ten sposób, że proletariusze mieli ojczyznę, a więc coś więcej dostracenia poza okowami. Wygnanie nie było prawdziwym stanem proletariuszy,ale było prawdziwym stanem Żydów takich jak Marks. Marks, który sam wyłączyłsię ze swojej własnej społeczności jako religijny wygnaniec, a następnie zespołeczeństwa burżuazyjnej Anglii, jako socjalistyczny rewolucjonista, wyłączonyrównież ze społeczeństwa niemieckiego, jako Żyd, stworzył sobie internacjonalistycznemarzenie, aby znaleźć rozwiązanie dla tej zagadki. Socjalizm byłLATO-200017


chęcią uwolnienia się z osobistego wygnania poprzez zniszczenie samej idei narodu,poprzez zjednoczenie rodzaju ludzkiego w marksistowskim Syjonie.To właśnie paradygmat wygnania łączy los Żydów z radykalną lewicą. Tensam paradygmat wytycza fałszywe granice pomiędzy żydowską wiarą a rewolucyjnąpasją. I to właśnie ten paradygmat wygnania w tradycji żydowskiejostrzega nas przed niebezpieczeństwami, jakie niosą podobne mesjanistycznenadzieje - nadzieje gnostyckie i apokaliptyczne, proponujące samo-przemienienieczłowieka w anioła, obiecujące stworzenie raju na ziemi.W żydowskiej tradycji wygnanie stoi u progu historii całej ludzkości: wygnaniepierwszej pary z rajskiego ogrodu. Adam i Ewa byli naszymi rodzicami, alenie znali dobra ani zła, wstydu, cierpienia, pracy i śmierci. Są naszymi rodzicamii naszą niewinnością; pochodzimy od nich, ale nie jesteśmy tacy jak oni. Sątacy, jakimi my marzymy, aby być.Genesis to opowieść-przestroga o tym, kim jesteśmy. W ogrodzie tylko jedenowoc był zakazany: „Z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bogdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz" (Rdz 2,17). Zjeść ten owoc znaczyłotyle samo co utracić niewinność, a zarazem ofiarowany nam raj. Jednakchwilę po tym, jak Bóg zakazał jeść z tego drzewa, do Ewy zbliżył się wąż i słowami,które brzmiały niemal dokładnie tak samo jak słowa marksistowskiejobietnicy, skłonił ją, by zbagatelizowała zakaz Boga: „gdy spożyjecie owoc z tegodrzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło"(Rdz 3,5). Adam i Ewa zjedli więc zakazany owoc, a Bóg ukarał ich, każąc rodzićdzieci w bólu i ciężko pracować przez wszystkie dni życia aż do śmierci.Była też inna kara - wygnanie z raju. „Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał siętaki jak my: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, abyzerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». Dlatego Pan Bógwydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszyzaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskująceostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia" (Rdz 3,22-24).W tej paraboli możliwość zbawienia symbolizowana jest przez płonącymiecz, który wskazuje drogę powrotu. Ale zagradzając wejście, miecz ten symbolizujerównież fakt, że powrót możliwy jest tylko dzięki boskiej łasce.W tradycji biblijnej wygnanie z raju jest przedsionkiem historii ludzkości.Przekleństwo rzucone przez Boga - aby żyć na wygnaniu, poza rajem, aby pra-18<strong>FRONDA</strong> 19/20


krajach swoich szat, oni i ich potomstwo,i do każdej frędzli użyją sznurka z fioletowejpurpury" (Lb 15,38). Frędzle oznaczajągranice, które muszą uszanować,aby kontrolować swoje ludzkie serca: „Dlawas będą te frędzle, a gdy na nie spojrzycie,przypomnicie sobie wszystkie przykazania Pana,aby je wypełnić - a nie pójdziecie za żądzamiswego serca i oczu, przez które plamiliście się niewiernością"(Lb 15,39). Ludzie nadal są dziećmi Adama i Ewy, stworzeniami skłonnymi dozła przez pożądanie, które mają w sercu.Boskie przymierze ma dwa ostrza, tak jak miecz, który strzeże bram Edenu.Są to błogosławieństwo i przekleństwo: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życiei szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego,i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożyłsię, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Alejeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz... oświadczam wam dzisiaj, że na pewnozginiecie" (Pwt 30,15-17.18). Wygnanie jest klątwą Boga za złamanie Jegoprzymierza, za wybranie zła kosztem dobra. Ale ponieważ Bóg zobowiązany jestwłasnym przymierzem, aby nie zniszczyć swojego stworzenia, wygnanie to jestrównież podstawą nadziei. Dla tych, których serca otwarte są na Boga, i którzywypełniają Jego przykazania, istnieje obietnica powrotu do źródła.We wczesnym okresie wygnania Izraelitów nadzieja na zbawienie związanajest z nadejściem Mesjasza, pomazańca Bożego, takiego jak Dawid, który poprowadzilud Boga do jego domu w Syjonie. Ale kiedy wygnanie z ziemi Izraela wydajesię coraz bardziej trwałe, w mesjanizmie żydowskim zaczyna się rozwijaćnić apokaliptyczna, która nie traktuje już zbawienia jako odzyskania dobra z minionychczasów. Przedtem wizja mesjanistycznej przyszłości podsumowana byłaprzez powiedzenie zawarte w Talmudzie: „Jedyną różnicą, jaka istnieje międzytą wiecznością a dniami Mesjasza, jest zależność [Izraela] od innychnarodów". Ale teraz prorocy zaczynają mówić o „końcu dni", którego nadejściebędzie cudowne i nagłe, w którym rządzić będzie sam Bóg, ustanawiając własneprawo, i które to dni będą sygnałem nadejścia końca czasu historycznego.Nawet ten apokaliptyczny mesjanizm nie zapomniał jednak znaczenia historii:w Bogu i Jego przymierzu leży podstawowa nadzieja zbawienia ludzkie-20<strong>FRONDA</strong> 19/20


go. Tak więc kamieniem węgielnym nabożeństwa mniejszości żydowskiej, Amidaha,jest pean na cześć Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który czci przymierzez Nim i Jego obietnicę: „Bądź błogosławiony, o Panie, Zbawco Izraela... Zadmijw wielki róg, aby nas uwolnić i podnieś sztandar, aby zwołać nas z wygnaniai pozbierać nas z czterech stron świata. Bądź błogosławiony, o Panie, który zbieraszbanitów, swój lud Izraela."Pokora porażki, cierpienie wygnania uczą nas, kim jesteśmy. To nie przypadek,że wielkie okresy kształtowania się religii żydowskiej - czasy Patriarchów,objawienia na górze Synaj, powstania Talmudu - wszystkie są okresami wygnania.Jednak także w wygnaniu czai się niebezpieczeństwo. Związane z nimcierpienia mogą stać się tak straszne, że zapomnimy o prawdzie, która wpisanajest w przymierze: jesteśmy dziećmi Adama, których przeznaczeniem jestmieszanie dobra ze złem; skazanymi przez to, kim jesteśmy, na życie z dala odźródeł Edenu. Jeśli o tym zapomnimy, przestaniemy walczyć, by stawać się lepszymii bardziej sprawiedliwymi, a zamiast tego zbuntujemy się przeciw samemuwygnaniu. W poszukiwaniu całkiem nowego rodzaju zbawienia zwrócimysię ku mistycznej wiedzy i cudownym wierzeniom, fałszywym bogom i samozwańczymmesjaszom.Po zniszczeniu drugiej Świątyni jerozolimskiej, kiedy setki lat prześladowańi wygnania stały się tysiącami, Żydzi w diasporze zaczęli zadawać sobiepytania wcześniej nie do pomyślenia: jak Bóg mógł nas wybrać, a potem opuścić?W jaki sposób ludzie wybrani przez Boga zasłużyli na taką karę? Jak Bógmoże być Bogiem, jeśli wciąż istnieje takie zło? Wszystkie te pytania są tak naprawdętylko jednym pytaniem: jak wytłumaczyć nasze wygnanie?Mniej więcej w tym czasie, kiedy w Europie panował Renesans, grupa żydowskichmistyków żyjących w Palestynie sformułowała odpowiedź. Stworzylioni pogląd radykalnie odmienny od tradycyjnych poglądów na żydowskiewygnanie oraz zbawienie mesjańskie. W kabalistycznej nauce Izaaka Lurii i jegouczniów Bóg również stał się częścią wygnania swojego ludu, samo-wygnanieBoga jest wyjaśnieniem, w jaki sposób zło pojawiło się na świecie.Według nauki Lurii, jeszcze przed powstaniem Edenu miało miejsce pierwszedzieło stworzenia. Bóg wycofał się w siebie tworząc nicość, nie-Boga, z któregostworzony został świat. Tak więc w gnostycyzmie Lurii nie było jednegoBoskiego stworzenia, w którym dzieci Boga mogły dowolnie wybierać międzytym, co dobre i tym, co złe. Stworzenie zdominowane było przez walczące zeLATO-200021


sobą moce dobra i zła. Elementy dzieła stworzenia to sefirot, czyli naczynia pełneświatła błyszczącego pełnią boskiego wpływu. Według Lurii podczas pierwotnegoaktu stworzenia tylko trzy pierwsze poziomy sefirot mogły zawierać„boskie światło". Kiedy promieniowanie dotarło do sześciu dolnych sefirot, jegowydajność spadła i została zniszczona przez promieniowanie. Iskry boskiegoświatła uwięzione zostały we fragmentach tych naczyń, niektóre z nich uleciaływ górę, a jeszcze inne spadły i zatonęły. Te które zatonęły - kellipot, czyli łuski- przekształciły się w siły nieczystości i zła, których moc pochodzi z iskierboskiego światła, wciąż w nich uwięzionych.To właśnie jest wygnanie w rozumieniu Lurii - światło uwięzione w rozbitychnaczyniach, podległe złu. Nie jest to już jedynie wygnanie dzieci Adama,ale również samego Boga. Izraelici nie są już w swoim wygnaniu sami: Szechina,Boska obecność, żyje na wygnaniu razem z nimi. Dzieje się tak, ponieważw trakcie Stworzenia wszechświat został uszkodzony. Jego wady to wady istniejącei w człowieku, i w Bogu, w samym akcie stworzenia. Aby rana w dzielestworzenia mogła się zagoić, potrzebny jest tikkun olam - naprawa świata.Ów tikkun olam jest nową doktryną zbawienia, stworzoną przez Lurię. Szechinamusi ponownie zjednoczyć się z Bogiem. Zadanie doprowadzenia do pojednaniazłożone zostało w ręce ludzi wybranych przez Boga. Zbawienie dokonujesię dzięki świętości wybranych, ich posłuszeństwu i modlitwom, któreodmawiane są z mistyczną intensywnością, pozbawiającą zło jego mocy. Przezodzyskanie boskiego światła idealizacji ulega nie tylko dusza Żydów, lecz takżecały świat. Kiedy iskry uwięzione w rozbitych naczyniach zostaną uwolnionei powrócą do swojego źródła, wygnanie światła dobiegnie końca i osiągniętezostanie ludzkie i kosmiczne zbawienie.Wynikiem tej kabalistycznej interpretacji wygnania stało się przekształceniereligijnego nauczania w gnostyczne wyznanie: zbawienie nie jest już boskimuwolnieniem od kary wygnania, ale zainspirowaną przez człowieka transformacjąstworzenia. Koncepcja wygnania ludzi oddzieliła się od rzeczywistości historycznej,od próby odbudowy przymierza zniszczonego przez ludzką skłonnośćdo zła. Zastąpiła ją idea mistyczna: uwolnienie boskiego światła, które sprawi,że kosmos stanie się całością. Z gnostyckiego punktu widzenia, zło, które emanujez człowieka, nie pochodzi z jego własnej, niedoskonałej natury, lecz jestwynikiem wad kosmosu, który człowiek zamieszkuje, ale który może naprawić.Człowiek jest swoim własnym zbawcą.22<strong>FRONDA</strong> 19/20


Stąd też znaczenie ludzkiego wygnania zostaje dramatycznie - i demonicznie- przetworzone. Nie jest ono już karą, ale misją; nie jest już odbiciemtego kim jesteśmy, ale znakiem naszego przeznaczenia, zgodnie z którym mamystać się nosicielami zbawienia. Według gnostyków Izrael rozproszył sięwśród narodów po to, aby uwolnić światło z całego świata. Mówiąc słowamikabalisty Chaima Vitala: „Oto cała tajemnica, dla której Izrael jest niewolnikiemwszystkich chrześcijan na świecie: dzieje się tak po to, aby można byłopozbierać iskry [boskiego światła], które upadły także między nimi... Dlategoteż konieczne było, aby lud Izraela rozproszył się na cztery strony światai pozbierał to, co się rozsypało." Izraelici są więc pierwszymi rewolucyjnymiinternacjonalistami.Gnostycki mesjanizm jest echem głosu węża, który uwiódł Ewę i doprowadziłAdama do upadku: Będziecie zbawcami, będziecie niczym Bóg.W latach, które nastąpiły po wypędzeniu Żydów z Hiszpanii, w czasachKolumba, nowe doktryny Izaaka. Lurii szybko zaczęły się rozprzestrzeniać.W roku 1648, roku rzezi Chmielnickiego, w Smyrnie pojawił się cierpiący mistyko imieniu Sabataj Cwi, który twierdził, że jest prawdziwym mesjaszem.Przez siedemnaście lat nikt nie zwracał uwagi na jego patetyczne twierdzenia.Ekscentryczny, maniakalno-depresyjny Cwi, kiedy wpadał w ekstazę, bluźnił,wymawiając zakazane imię Boga, gwałcąc żydowskie prawa i żyjąc w mistycznymzwiązku małżeńskim z Torą. Często przywoływał błogosławieństwo: „DoNiego, który pozwala na to, co zakazane".Za swoje herezje Sabataj Cwi został wygnany ze Smyrny, Salonik i Konstantynopolai pewnie odszedłby w zapomnienie, gdyby nie fakt, że kiedy onsam zorientował się, że jest chory, zwrócił się o pomoc do niezwykle inteligentnegomłodego kabalisty z Jerozolimy, mając nadzieję, że będzie on w staniewygnać demony, które go nawiedziły. Kabalistą tym był Natan z Gazy.LATO 2000 23


Natan z Gazy był prototypemżydowskiego rewolucyjnego gnostyka,który to model znalazłswą krańcową realizację w osobieMarksa. Zamiast spróbowaćuleczyć Sabataja Cwi, zinterpretowałon jego demencję i nagannezachowanie jako znak, że nadchodzi mesjańskagodzina, jako punkt, w którym ludzka historiawychodzi poza dobro i zło. W 1665 roku Natan z Gazy ogłosił szalonegoSabataja Cwi prawdziwym Mesjaszem i wymyślił nową doktrynęstworzenia, mającą usprawiedliwić jego wybór.Według tej doktryny, kiedy po rozbiciu naczyń część iskier boskiego światłaspadła w otchłań, dusza Mesjasza, osadzona w pierwotnym boskim świetle,również dostąpiła upadku. Dusza Mesjasza zamieszkała w głębinach wielkiejotchłani, uwięziona przez kelippot, królestwo ciemności. Biorąc pod uwagęfakt, że hebrajskie słowo nahash (wąż) ma taką samą wartość numerycznąw doktrynie kabalistycznej, jak słowo mesiach (mesjasz), Natan określił Mesjaszajako „świętego węża" ciemności. Dopiero kiedy historyczny proces idealizacjidobiegnie końca, dusza Mesjasza będzie mogła opuścić ciemne więzieniei ujawnić swoje istnienie światu. Dusza Mesjasza może zostać uwolniona tylkodo takiego stopnia, do jakiego proces tikkun całego świata uwolni dobro odzła w głębinach pierwotnej przestrzeni. Sposób w jaki Sabataj Cwi pogwałciłprawa, co w żadnej mierze nie zdyskwalifikowało go jako pomazańca Bożego,stanowił oczywisty znak, że był on zaangażowany w mesjańską misję.Przed Sabatajem Cwi pojawiali się też inni, którzy twierdzili, że są mesjaszami.Jednak nie mieli oni takiego proroka, jak Natan'z Gazy, który mógłbyich namaścić, ani żadnej doktryny, takiej jak doktryna Lurii, która mogłabyuczynić ich świętymi. Sabataj Cwi, którego początkowo odrzucono jako człowiekaszalonego, teraz został zaaprobowany przez rabinat, stając się symbolemmesjanistycznej nadziei dla społeczności żydowskich od Frankfurtu poJerozolimę. Nikt nie wierzył w Sabataja Cwi bardziej niż on sam. Określił ondokładną datę zbawienia, które nastąpić miało 18 czerwca 1666 roku. Jednocześnieogłosił nadchodzące obalenie tureckiego sułtana i popłynął do Konstantynopola.Kiedy jednak w lutym 1666 roku jego statek dotarł do wód na-24 <strong>FRONDA</strong> 19/20


leżących do Turcji, Sabataj został aresztowanyi zakuty w kajdany. Kiedy przyprowadzonogo przed oblicze sułtana, którypozwolił mu dokonać wyboru międzyśmiercią a przejściem na islam, żydowski mesjaszzmienił wyznanie.Po jego zdradzie żydowska społeczność poczuła się zagubiona i zrozpaczona,a ortodoksyjne instytucje spuściły zasłonę milczenia na to, co się wydarzyło.Jednak grupa najbardziej zagorzałych wyznawców pozostała nieporuszonai niezachwiana w swojej wierze, dzięki czemu rdzeń ruchu sabataistycznegoprzetrwał. Natan z Gazy wyjaśnił zdradę mesjasza jako początek nowej misji,której celem było uwolnienie boskich iskier rozproszonych wśród niewiernychi uwolnienie światła uwięzionego w islamskiej ciemności: zadaniem mesjaszabyło przybranie postaci zła, aby oczyścić pozostałych.Prawdziwego źródła rewolucyjnej lewicy należałoby szukać w gnostycznymmesjanizmie Natana z Gazy i Sabataja Cwi, w sprzecznej wierze w zbawieniepoprzez grzech oraz w aroganckiej ambicji zmienienia ludzkiej natury i przekształceniaświata.Gnostyczna wizja wygnania - uwięzienie światła, które podlega złu - dokładnieodpowiada oświeceniowej wizji ludzkiego ucisku i wyzwolenia, którąodziedziczył Marks i socjaliści. Człowiek rodzi się wolny, ale zawsze nosi kajdany.Ludzie ze swojej natury są istotami społecznymi i równymi, lecz zarazemwszędzie, gdzie pojawia się więcej niż jeden człowiek, natychmiast pojawia siętakże konflikt i brak równości. Rodzaj ludzki jest dobroczynny i anielski, alezawsze wyalienowany ze swego „prawdziwego ja". Żadna wizja ludzkich możliwościnie jest bardziej odległa od realiów życia córek i synów Adama, którzyw głębi serca są zagubieni pomiędzy dobrem a złem i których wygnanie jestodzwierciedleniem ich nieposłusznej woli.Jak religijny gnostycyzm postrzega zło jako wadę w ładzie stworzenia, takgnostycyzm świecki widzi zło jako skazę w kosmosie społecznym, jako siłę leżącąpoza ludzkością. Dla świeckich gnostyków z socjalistycznej lewicy skazą w kosmosiejest własność prywatna. To ona powoduje wyobcowanie i nierówność, irracjonalizmi konflikty społeczne, skazując ludzkość na ciągłe wygnanie z własnejwolności. Aby nawrócić rodzaj ludzki na ścieżkę prowadzącą z powrotem doLATO-200025


ziemskiego raju, konieczne jest jedynie porzucenie własności. W tej mesjanistycznejwizji zbawienie leży nie w wypełnianiu nakazów moralnych i w posłuszeństwieprawu, ale w porzuceniu i „przezwyciężeniu" obu tych elementów. Ścieżkitej nie objawia boska laska, lecz ludzki rozum, który w rzeczywistości nie jestwcale rozumem, tylko mistycyzmem wyzwolenia. Mieszka on w sercu każdegoruchu, który dąży ku rewolucyjnej transformacji świata, jaki znamy.W tym rewolucyjnym mistycyzmie mesjanistyczny zbawiciel uwięziony jestw kapitalistycznej ciemności; wybawiciel z kolei to agent bez własności, któryprzebywa w społeczeństwie, ale do niego nie należy. Jest to bunt skierowany nieprzeciw konkretnym niesprawiedliwościom społecznej egzystencji człowieka,ale przeciwko niesprawiedliwości istnienia jako takiego. Mesjanistyczna siła toklasa ludzi rozproszonych wśród narodów, ale nie stanowiących ich części, którazrzucając jarzmo własnego ucisku, zrzuci jarzmo noszone przez wszystkich.W teologii socjalistycznej klasą tą jest proletariat - naród wybrany wiarymarksistowskiej. Proletariat według Marksa to klasa, „która ma charakter uniwersalnyze względu na uniwersalność jej cierpień i która nie domaga się jakichśspecjalnych uprawnień, ponieważ niesprawiedliwość, przez którą cierpi,nie jest konkretna, lecz ogólna. (...) Klasa ta nie może wyzwolić się inaczej niżuwalniając się od wszystkich innych klas społecznych - i w ten sposób wyzwalającje także. (...) Doświadcza ona całkowitej ruiny człowieka i jest w stanieuzdrowić się tylko poprzez pełne zbawienie."Tutaj właśnie widzimy mistyczny rdzeń wiary Marksa i wszystkich wiar rewolucyjnejlewicy: klasa reprezentująca „totalną ruinę człowieka" doprowadzi26<strong>FRONDA</strong> 19/20


do „totalnego zbawienia" człowieka. Jest to oczywisty absurd. Ale, tak jak gnostycznaherezja, jest on teologicznie precyzyjny: światło z ciemności.Analitycznie konkretny „proletariat" zastąpiony został w teologii wyzwoleniawspółczesnej lewicy przez ogólne określenia „biedny" i „uciśniony TrzeciŚwiat" oraz przez „rasy wyzyskiwane" i „zdominowane płcie". Formuła jednaknie zmieniła się. Zbawienie od totalnej ruiny, wyzwolenie z ucisku, dobro zezła. Z upadłych dzieci Adama i Ewy - samorodni bogowie.W swoim słynnym wstępie do książki The Wretched of the Earth Frantza Fanonafrancuski radykał, Jean Paul Sartre, wychwala okrutną ścieżkę rewolucyjnegozbawienia, które doprowadzi ludzkość z powrotem do utraconego raju:„To nieodwracalne okrucieństwo nie jest ani furią, ani wskrzeszeniem barbarzyńskichinstynktów, ani nawet wynikiem złości: jest to na nowo tworzący sięczłowiek. (...) Tubylec leczy się z kolonialnej nerwicy poprzez zaufanie doosadnika, osiągane dzięki posiadaniu broni. Kiedy gotuje się w nim wściekłość,ponownie odkrywa swoją utraconą niewinność i zaczyna poznawać samegosiebie i rozumieć, że on sam tworzy swoje ja."Będziecie niczym Bóg...Widzimy tutaj złowieszcze, uwodzicielskie przekleństwo gnostycznej iluzjii jej tikkun olam: ty, Natanie z Gazy, nie będziesz już młodym adeptem boskości,lecz prorokiem, „świętą lampą" dla narodów, a ty, Sabataju Cwi, nie będzieszjuż wyrzutkiem i banitą, lecz mesjaszem. Gnostyczne doktryny Natana z Gazyi Karola Marksa to doktryny samo-nienawiści i auto-egzaltacji, to intronizacjaczłowieka, a w szczególności samozwańczych ludzkich zbawicieli. Jeśli zjeciez drzewa radykalnych teorii, staniecie się bogami. To właśnie jest socjalistycznailuzja, trująca fantazja, która zmienia wyrzutków społecznych w politycznychzbawców: nie współczucie aniołów, lecz arogancja węża - wiara w to, że rewolucyjneidee mogą zaoferować nam moc samo-tworzenia, moc bogów.Właśnie to czyni radykałów tak niebezpiecznymi i destrukcyjnymi. Jako że(dla rewolucjonisty) kres dni nadejdzie lada chwila, odrzucenie prawa, starychzakazów jest znakiem wyboru. Błogosławieństwo wszystkich rewolucjonistówbrzmi: „Do Niego, który pozwala na to, co zakazane". Zbawienie poprzezgrzech. Jak mówi Sartre, „Kiedy wieśniak bierze w swoje ręce broń, stare mityzachodzą mgłą, a zakazy jeden po drugim odchodzą w zapomnienie. Broń rebeliantajest dowodem jego człowieczeństwa. (...) Zastrzelenie jednego Europejczykajest jak upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu: to jednoczesneLATO-200027


zniszczenie tyrana i człowieka uciskanego, pozostaje tylko martwy człowieki wolny człowiek." Z ciemności światło.Widzimy tutaj morderczą, dehumanizującą pasję lewicy w całym jej gnostyckimsplendorze. Słyszymy tu głos Pol-Pota, nakazującego eksterminacjęwykształconych mieszkańców Kambodży, aby uwolnić ją od kultury ucisku.Oto głos Winnie Mandeli, wychwalającej południowoafrykańskich Murzynów,którzy spłonęli żywcem po to, by RPA mogła zostać wyzwolona. Oto głosMarksa, głoszącego emancypację Żydów przez uwolnienie rodzaju ludzkiegood żydostwa.Marks był prawdziwym prototypem radykalnego, „nieżydowskiego Żyda",jakimi byliśmy ja i moi rodzice, maszerując Ósmą Aleją w majowe święto,kiedy miałem dziewięć lat. Byliśmy Żydami, którzy odwrócili się od judaizmu,ale którzy nie należeli do żadnej innej realnej społeczności czy miejsca.Żyliśmy w Ameryce, ale nie byliśmy jej częścią. Stanęliśmy po stronie sprawy,która zwróciła nas przeciwko niej. Z dumą myśleliśmy, że jesteśmyzbawcami ludzkości, ale tak naprawdę nie utożsamialiśmy się z żadną konkretnąjej częścią, którą chcielibyśmy zbawić. Gdybyśmy odważyli się mówićprawdę, przyznalibyśmy, że we własnych oczach jesteśmy niczym, tak jak SabatajCwi. Podjęliśmy się mesjanicznego dzieła w imieniu całej ludzkości,a szczególnie jej czarnej, ubogiej części, a także w imieniu uciśnionego TrzeciegoŚwiata. Ale nie mieliśmy naszych własnych racji. Ci, których broniliśmy,nienawidzili nas jako Żydów, jako ludzi wywodzących się z klasy średnieji jako Amerykanów.Stworzona przez Marksa doktryna międzynarodowych socjalistów jestwiarą w nienawiść i nienawiścią do siebie samego. Rozwiązaniem „kwestiiżydowskiej", jakie proponuje Marks, jest obalenie systemu „tworzącego" Żydów.Żydostwo to jedynie objaw większego zła, które trzeba wyeliminować- kapitalizmu. Żydzi są tylko reprezentantami bardziej powszechnego wroga,którego trzeba zniszczyć - kapitalistów. W polityce lewicy rasistowskanienawiść skierowana jest nie tylko przeciw żydowskim kapitalistom, aleprzeciwko wszystkim kapitalistom; nie tylko przeciw kapitalistom, ale przeciwkażdemu, kto nie jest biedny a jest biały; ostatecznie, jest to nienawiśćw stosunku do zachodniej cywilizacji jako takiej. Socjalistyczna rewolucjajest antysemityzmem o wymiarze ogólnoświatowym. Z ciemności - światło.28<strong>FRONDA</strong> ] 9/20


To, czego nauczyłem się z mojego własnego wygnania, jako były radykał,heretyk i dziwak, to szacunek dla granic pomiędzy tym, co ziemskie a tym,co święte, pomiędzy człowiekiem a Bogiem; to brak zaufania do fałszywychproroków głoszących tikkun olam. Marksizm wraz z teologią wyzwolenia towiara szatańska. Nie ma innego powrotu z naszego wygnania niż ścieżkąpraw moralnych; nie ma zbawienia, które zabierze nas poza granice tego,kim i czym jesteśmy.DAVID HOROWITZTŁUM. ALEKSANDRA DOBROWOLSKATekst opublikowany w zbiorze esejów autoraThe Politics of Bad Faith. The Radical Assault on America's Futurę.LATO-200029


Ponieważ mesjasz ma przynieść nowe przymierze,przestaje obowiązywać stare. Dlatego samozwańczymesjasze ostentacyjnie naruszali przykazania Tory,aby w ten sposób legitymizować swą misję: wymawialigłośno imię Jahwe, jedli niekoszerne mięso, łamalitabu seksualne. To ostatnie nabrało szczególnego znaczeniaw działalności Franka, który utrzymywał nawet,że ma pięć fallusów.FAŁSZYWYMESJANIZMJAKUBAFRANKAZENONCHOCIMSKIW młodości mojej tak było żywe przyrodzenie moje,że gdy raz jeden młodzieniec chciał wejść na drzewo, podstawiłem mu je stojącei wlazł po nim. A gdym szedł między panny, musiałem je przywiązywać,bo bez tego to by na wylot przebiło moje suknie. Także w najzimniejszejwodzie zawsze stało.Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 579W Iwaniu mówił Pan: kiedy psy między sobą ujadają, chociaż kto przyjdziemiędzy nich i kijem je tłucze, to one nic nie zważają na to i dalej się gryzą.Tak musi być krwi przelewanie na świecie nadzwyczajne i podczas tego same-30<strong>FRONDA</strong> 19/20


go zamieszania dopiero odbierzemy zgubę naszą, za którą się teraz uganiamy.Podobnie gdy woda mętna, wtenczas dobre ryby łowić, tak też gdy się światkrwią zaleje, wtenczas będziemy mogli ułowić rzecz, która się nam należy.Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 56W Iwaniu widziały u mnie kobiety trzy przyrodzenia i nie rozumiały do jakiejdobrej rzeczy ja je postawiłem i dotąd nie mogę tego odkryć. Gdybymwam to odkrył, to by się wasze dusze nie utrzymały w ciele waszym.Jakub Frank, Księga Stów Pańskich, fragment 116Gdybyśmy tak jechali po Warszawie, to wszystko by złoto i srebro upadało,a cała Warszawa by to zbierała sobie. Ty byś krzyczał wielkim głosem: Niechkról żyje! a wszyscy panowie i ludzie też by krzyczeli: Oto król nasz! Królazaś swego wrzuciliby do Wisły. My zaś usiedlibyśmy na krześle królewskim.Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 1118Gdyby mi dawano wszystkie kraje, kosztownemi kamieniami napełnione, niewyszedłbym z Polski, bo to jest sukcesja Boga i sukcesja ojców naszych.Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 904KontrtalmudyściNajbardziej znanym spośród fałszywych mesjaszy żydowskich był bez wątpieniaSabataj Cwi, za którym w XVII stuleciu opowiedziała się większośćświatowego żydostwa. Misja Sabataja zakończyła się klęską, a on sam zmuszonyzostał do przejścia na islam. Dla najbardziej zagorzałych sabataistównie stanowiło to jednak problemu. Po pierwsze, kabała, która była podstawąsabataizmu, nauczała, że mesjasz musi pozbierać iskierki boskiego światłarozproszone w ciemnościach stworzenia, tak więc konwersja Sabataja byłakonieczna, aby zebrać owe iskry ze świata islamu. Po drugie: w tradycji żydowskiejżywa była idea dwóch mesjaszy: pierwszego - cierpiącego, ponoszącegoklęskę, Mesjasza syna Józefa i drugiego - triumfującego, ścielącegowrogów u swych stóp, Mesjasza syna Dawida.Ta ostatnia koncepcja spowodowała, że kwestią czasu stało się pojawienienowego mesjasza, który ogłosiłby się następcą i kontynuatorem Sabataja Cwi.LATO-200031


Człowiekiem takim okazał się JakubFrank (1720-1791), przejawiającynajbardziej aktywną działalnośćna Podolu. Przekazanie przezPolskę na 27 lat województwapodolskiego Turcji w roku 1672spowodowało, że gminy żydowskiena tych ziemiach znalazłysię pod silnym oddziaływaniemduchowym sabataistów, którychgłównym ośrodkiem były Saloniki. Towłaśnie w tym mieście Frank próbował napoczątku ogłosić się mesjaszem, nie uzyskałjednak akceptacji najbardziej wpływowych sabataistów. Zmuszony do opuszczeniaSalonik, z grupą swoich wyznawców, powrócił do Polski, gdzie w roku1754 objawił się jako nowy mesjasz - drugie wcielenie Sabataja Cwi.Frank, który postulował całkowite odrzucenie Talmudu na korzyść Zoharu,bardzo szybko zdobył sobie rzesze wiernych nie tylko w Rzeczpospolitej, leczrównież na Węgrzech, w Czechach czy w Niemczech. Zdołał też zgromadzićwokół siebie znanych rabinów oddanych kabalistyce. Należeli do nich m.in. rabinNadworny - Jehuda Leb Krysa, rabin Buska - Nachman Ben-Samuel Lewiczy rabin Rohatyna - Eliza Szor. Wzburzyło to innych rabinów, zaniepokojonychtriumfem podejrzanego ezoteryzmu, upadkiem autorytetu Talmudu i zerwaniemz tradycją halachiczną. Jak pisze żydowski historyk Heinrich Graetz,„Przerażenie ogarnęło pobożnych. Rabini i przełożeni zastosowali natychmiastzwykłe środki przeciw gwałcicielom: klątwy i prześladowania. Na skrytych heretykówurządzono obławę." Gminy żydowskie wydały oficjalny zakaz studiowaniakabały oraz pism mistycznych przed ukończeniem trzydziestego roku życia.Jeden z najwybitniejszych żydowskich umysłów tamtej epoki, Jakub Emdenz Portugalii, do którego po radę zwrócili się talmudyści z Polski, stanowczo doradzałprześladować frankistów oraz dowodził, że Zohar jest fałszerstwem. Nieodebrało to jednak rosnących wpływów zwolennikom Jakuba Franka.Spór o „rząd dusz", jaki rozgorzał między frankistami a talmudystami,spowodował, że obie strony zwróciły się o arbitraż do władzy kościelnej, zawieszająctym samym własną autonomię religijną.32<strong>FRONDA</strong> 19/20


Publiczna dysputa rabinów z frankistami odbyła się 20 czerwca 1757 rokuprzed sądem konsystorskim w Kamieńcu Podolskim. Jej podstawą byłygłówne dogmaty wiary przedstawione przez Franka. Sąd uznał, że bliższa objawieniuchrześcijańskiemu jest zakorzeniona w Zoharze nauka frankistowskaaniżeli Talmud, który nakazano publicznie spalić jako „pełny łgarstwi bluźnierstw". Jak to ujął Graetz, „stos dla Talmudu podpaliła Kabała".Zwycięstwo w dyspucie publicznej nie zmieniło jednak wiele w położeniufrankistów, którzy nadal w łonie społeczności żydowskiej zacięcie atakowanibyli przez zwolenników tradycji rabinicznej. Frankiści postanowili więcrozprawić się z żydowskimi ortodoksami w inny sposób. W roku 1759 oskarżyliich publicznie o rytualne mordy na chrześcijanach: „talmudyści przelewająwięcej niewinnej krwi chrześcijańskiej niż poganie". Główną winę za toponosi Talmud, który „uczy krwi chrześcijańskiej potrzebować". Poza tym -głosili owi frankistowscy rabini w chałatach, co musiało wywrzeć duże wrażeniena chrześcijanach - „talmudyści-karczmarze rozpijają chłopów, wysysająkrew biednych chrześcijan i obdzierają ich do ostatniej koszuli".Z tymi oskarżeniami znów zwrócili się do hierarchii kościelnej z prośbąo ponowny arbitraż. Arcybiskup lwowski Konstanty Łubieński zgodził się nakolejną dysputę rabinów z frankistami (odbyła się w czerwcu 1759 we Lwowie)- pod jednym wszakże warunkiem: że ci ostatni przyjmą wcześniejchrzest. Tak też się stało. Tysiące Żydów przeszło na katolicyzm, wśród nichsam Jakub Frank, którego ojcem chrzestnym został król August III Sas.O ile Kościół był w stanie tolerować sektę wewnątrz judaizmu, o tyle - poprzejściu Franka i jego zwolenników na katolicyzm - nie mógł sobie pozwolićna podobne pobłażanie wobec sekty wewnątrz chrześcijaństwa. Dlategow roku 1760 sąd kościelny w Warszawie skazał Franka na bezterminowe odosobnieniew klasztorze jasnogórskim. Przebywał on tam przez 13 lat, do czasuuwolnienia przez wojska rosyjskie. Później przeniósł się do Brna na Morawach,a następnie do Offenbach w Niemczech, gdzie zmarł w 1790 roku.Polska - Ziemia ObiecanaW swoich naukach Frank precyzuje dwa cele swej mesjańskiej misji - opanowanieświata i zbawienie świata. Ostateczne wyzwolenie duchowe ma bowiemzostać poprzedzone przez wyzwolenie doczesne. Zależność między ty-LATO-200033


mi procesami była jednak odwrotna niż w koncepcjach poprzednich pretendentówdo roli mesjasza. Ci ostatni utrzymywali, że ziemskie wyzwoleniebędzie wynikiem duchowej przemiany świata. Frank uważał zaś, że dopieroziemskie panowanie mesjańskie stworzy warunki dla zbawienia świata: „mynajpierw naprawimy sferę dolną, a później i górną potrafimy".Na tle innych fałszywych mesjaszy nauka Franka była o tyle nietypowa, żenie zakładała ona powrotu do Ziemi Świętej, lecz budowę państwa żydowskiegona terenie Rzeczpospolitej, gdyż „grunt podniesienia jest w Polsce". Sam JakubFrank tak opisywał swoje powołanie: „Gdym leżał chory, pokazał mi siępiękny człowiek z brodą, a kiedym oczy otworzył, to mi się w nich rozświeciło.Rzekł do mnie ów człowiek: Pójdziesz ty do Polski! Jam nic nie odpowiedział,tylkom się odwrócił twarzą na drugą stronę, ku ścianie, ale i tam znowu, przyścianie, widziałem tegoż samego człowieka i bardzom się zaląkł. On zaś wziąwszymnie za rękę, tam gdzie puls macają, rzekł mi dwa razy te słowa: wstań! Jamsię porwał i na drugą stronę,ku izbie, przewróciłem sięi obaczyłem tegoż samegoczłowieka stojącego nagiego,z rękoma na krzyżu rozciągniętymiw wielkim świetle,z ranami w boku, rękach i nogach.Obaczywszy go porwałemsię z łóżka i padłem nakolana przed nim, a on mitak mówił: posłałem dwa razy po ciebie Eliasza, a tyś nie chciał go słuchać. Otóżteraz sam do ciebie przyszedłem. Nie bój się. Pójdziesz do Polski. A jam odpowiedział:a jak pójdę do Polski, kiedy języka nie rozumiem, mam fortunę w tymkraju, mam żonę młodą, która ze mną nie będzie chciała iść? Odpowiedział nato: idź ty wprzódy, a ona potem pójdzie, a choć będziesz różnie prześladowany,nie bój się nic, miej ufność we mnie. Kiedy ci będzie ciężko, będziesz widziałprzed sobą Eliasza. To powiedziawszy Pan Jezus zniknął."Frank stanowczo odrzucał ideę powrotu Narodu Wybranego do Palestyny:„Jerozolima i Tempel więcej zbudowanymi nie będą". W swej Księdze Słów Pańskichpodkreślał: „gdyby mi dawano wszystkie kraje, kosztownemi kamieniaminapełnione, nie wyszedłbym z Polski, bo to jest sukcesja Boga i sukcesja ojców34<strong>FRONDA</strong> 19/20


naszych". Już na wygnaniu w Brnie mówił swoim wyznawcom: „Musiałem teżwyjść z Warszawy do innej bramy, do innego kraju i musiałem odstąpić od sukcesjiBoga. Wszakżeście ode mnie słyszeli szczególnie: Pójdziemy na Polskę.W tym kraju jest wielka rzecz do deptania i ja depczę dotąd."Jak się wydaje, swoje nadzieje na budowę państwa izraelskiego na terytoriumRzeczpospolitej wiązał Frank z liczebnością społeczności wyznaniamojżeszowego oraz z samorządowymi instytucjami żydowskimi, które w porównaniuz innymi krajami Europy były tu bardziej rozbudowane i cieszyłysię największą autonomią. Liczył, że dzięki wsparciu hierarchii katolickiejwładza państwowa odda mu zwierzchnictwo nad autonomiczną społecznościąŻydów polskich. Kiedy się to nie udało, zażądał od króla, by wydzielonomu na kresach, przy granicy z Turcją, niewielkie terytorium, na którym zbudowałbyswoje państwo. Obiecał ściągnąć tam Żydów z całej Europy i nawrócićich na chrześcijaństwo. Kiedy przeciw tej propozycji zaprotestowalikresowi magnaci, oferta Franka stała się skromniejsza - chciał już tylko czterechmiasteczek na Podolu. Nie uzyskał nawet tego.Jak twierdzi Jan Doktór w swej pracy o Jakubie Franku, fałszywy mesjaszplanował przejąć władzę od polskich panów: „królestwem mesjańskim byłabywówczas cała Polska pod władzą Franka i jego wyznawców". Świadczyć o tymmogą niektóre fragmenty z Księgi Stów Pańskich (częściowo cytowane na wstępieniniejszego tekstu): „Gdybyście wy w całości byli, to bym ja był królem polskim,a wy byście byli 12-stoma panami, na których bogactwa wszyscy królowieby się zadziwili"; „Gdy pójdę do Polski, wtenczas będę rękę moją rozpościerałnad wszem. Wtenczas powiem: Ja to jestem Ezaw, starszy od ciebie."Frank odwołuje się tu do starej kabalistycznej koncepcji, w myśl której trwakonflikt o dziedzictwo duchowe i prawdziwe Boże błogosławieństwo międzydwoma siłami, symbolizowanymi przez biblijne postaci Jakuba i Ezawa. WedługZoharu, potomstwem Jakuba byli Izraelici, zaś Ezawa - chrześcijanie.W Księdze Rodzaju Jakub przebiera się za Ezawa, narzuca na siebie koźle skóry,i w ten sposób oszukuje swojego ojca Izaaka, który nieświadom niczego zamiastEzawowi przekazuje błogosławieństwo Jakubowi. Frankiści utrzymywali,że wydarzenia te nie dotyczą zamierzchłej przeszłości, lecz czasów przyszłych.W ten sposób tłumaczył swoje przyjęcie chrztu sam Frank: „Wszakżem wammówił, że mesjasz musi wejść w Ezawa, prawie w niego wejść, tak jak stoi: poszedłdo Cheronny. Wyszedł, aby poszedł do Cheronny, ale nie poszedł."LATO 200035


Jak pisze Jan Doktór, „«wejście w Ezawa», czyli apostazja, nie oznaczaprawdziwego wejścia do panującego chrześcijaństwa, gdyż równałoby się touznaniu status quo (...) Dla Franka jest ona tylko narzędziem podstępnegowydziedziczenia Ezawa, «założeniem skór koźlęcych», przy pomocy którychJakub odbierze błogosławieństwo czyli władzę." Tak mówił Frank do swychwyznawców o Ezawie (czyli chrześcijanach): „Kiedy zaś zdybiesz go, potrąciszz miejsca, w którym stoi, na to miejsce, gdzie ty staniesz, i ty odziedziczyszjego miejsce, a on stanie na twoim".W Księdze Słów Pańskich Frank twierdził, że to, czego nie zdołał dokonaćbiblijny Jakub, uda się jemu - „prawdziwemu Jakubowi": „Jakub nie okołowałi nie szedł z mądrością, bo uciekł od Labana, nie odebrał przeto Ezawowiwładzy. Ale my okołujemy i mądrze pójdziemy, bo wszyscy się zbiorą nawojnę, wówczas wyjdzie moc straszna od Boga, iż cały świat zatrzęsie się,a królowie mocą mądrości i słodkiemi słowy w nasze ręce wpadną i złożą koronyswoje."Trójca i KrzyżJeśli takie były rzeczywiście plany Franka, to jak to się stało, że sąd kościelnyprzyznał rację jego wyznawcom, uznając nauki kabalistów za bliższechrześcijaństwu niż Talmud? Frankiści przedstawili 2 sierpnia 1756 rokuw urzędzie konsystorskim w Kamieńcu Podolskim dziewięć tez swojej wiary.Niemal wszystkie z nich mogły zostać z powodzeniem zaakceptowaneprzez Kościół katolicki. Rzecz jednak w tym, że Frank podstawiał pod ichtreść zupełnie inne znaczenie. Podobnie było z siedmioma tezami przedstawionymiprzez frankistów dwa lata później w konsystorzu lwowskim. Weźmynp. punkt piąty: „Krzyż święty jest wyobrażeniem Trójcy Przenajświętszeji znak Mesjasza". Jak rozumieli Krzyż i Trójcę frankiści?Otóż pierwsza litera hebrajskiego alfabetu, alef, ma kształt lekko pochylonegokrzyża. Tora zaczyna się jednak nie od pierwszej, lecz od drugiej literyalfabetu - beth. Tak więc alef - czyli krzyż - oznacza pierwszeństwo Ezawa,które powinno być zdetronizowane przez beth, czyli pierwszeństwo potwierdzonePismem Świętym. Jak głosił w Księdze Słów Pańskich Jakub Frank,„Wszak alef dano Ezawowi, tak jak się między prawowiernikami z dawna błąkałoto słowo, że krzyż ukradziony i znajduje się u Ezawa (...) Ezaw zaś, że36<strong>FRONDA</strong> 19/20


wprzódy wyszedł, to mu wprzódy dano ten alef, a Biblia zaczyna się od beth.Jakub trzymał się pięty Ezawa, to oznacza, że na końcu on odbierze."Celem przejścia Franka na chrześcijaństwo jest więc - jak pisze Jan Doktór- „odebranie od Ezawa «ukradzionego krzyżas, czyli symbolu panowania,alef, a narzucenie mu podległości, którą symbolizuje litera beth. W świetleobrazu odwróconego świata oczywistym wydawało się, że chrześcijanie zajmąmiejsce żydów, i przejmą od nich wraz z literą beth Mojżeszowe Prawo,uznane przez Franka za niezwykle skuteczne narzędzie zniewolenia, zaś żydzi(ci oczywiście, co pójdą za Frankiem) przejmą bogactwa i przywileje polskichpanów."Także frankistowska koncepcja Trójcy Świętej, przejęta od sabataistów,różniła się od chrześcijańskiej. Składały się na nią „trzywęzły wiary": Stwórca, Bóg Izraela i Szechina. Wedługkabalistów, na skutek katastrofy kosmicznej jednośćTrójcy została rozbita. Może przywrócić ją tylko Mesjasz,który dokona zaślubin z Szechiną. Wówczas zlikwidowanezostanie pęknięcie między Bogiem i Jegoludem. Sabataj Cwi wierzył, że Szechina - czyli żeńskielement Boga - zamieszkała w Piśmie Świętym, dlategojednym z ważniejszych momentów jego misji były mistycznezaślubiny z Torą. Frankiści w swoich pismachna przemian używali określeń Szechina i „Panna". KiedyFrank uwięziony został na Jasnej Górze, oświadczył:„Panna jest w Częstochowie i to schowana w portrecie".Tak więc, utożsamiając Szechinc z jasnogórskim obrazemMatki Boskiej, nawet swoje przymusowe zamknięciew paulińskim klasztorze potrafił Frank przedstawićjako logiczny warunek własnej misji. „O Częstochowie mówi Pan:miejsce to ugruntowane jest od początku świata, by stamtąd zdjąć ten kamieńod tej studni - nauczał Frank - Ja was stawiłem za braci, abyście bylipomocnikami zdjąć ten kamień (...) i przez to moglibyście przystąpić do żywotawiecznego."Powoływał się przy tym na fragment Talmudu, w którym rabbi Jehoszuaben Levi pyta proroka Eliasza, kiedy zjawi się Mesjasz. W odpowiedzi słyszy,że może o to sam zapytać Mesjasza, który „znajduje się u bram Rzymu. JestLATO-200037


tam pośród sprawiedliwych, którzy cierpią, jest tam pośród żebraków okrytychranami". Frank interpretował ów fragment następująco: „Mówili przodkowiewasi: Ki moschach ben Josef beture de Rome - mesjasz siedzi we wrotach rzymskich,zawiązuje i rozwiązuje (...) Ja to jestem ten, co wiąże i rozwiązuje, jakwłasnemi widzicie oczyma". „Bo z dawna wiecie, że Częstochowa nazywa sięBramą Rzymską, a ja tam zostawałem w wielkiej ciemności."We wspomnianej wyżej kabalistycznej koncepcji Trójcy istnieje wyraźnerozróżnienie między Stwórcą a Bogiem Izraela. Jak twierdzili frankiści,„Świat, tewel, nie jest stworzony przez samego Boga Dobrego. Takoż Adamnie był stworzony od Boga, bo gdyby Adam i świat byli stworzeni od BogaŻywego, to by świat istniał na wieki i Adam żyłby wiecznie. Tylko dlatego, żeoni nie są od Dobrego Boga, to każdy człowiek musi umierać a świat się nieutrzymuje." Według ich nauk, Bóg jako pierwsza zasada, En-Sof, Cyrkułwszech Cyrkułów, nie ma bezpośredniego wpływu na świat materialny. Takoncepcja, charakterystyczna dla różnego rodzaju ruchów gnostyckich, dokonującychrozróżnienia między złym Demiurgiem a dobrym Zbawicielem,uznawała więc skażenie wszelkiego stworzenia jako wynik niedoskonałościsamego aktu kreacji. Efektem takiego rozumowania było przyjęcie, że Mesjasz,zanim proklamuje swoje królestwo, musi zniszczyć zastany porządek.Tak więc Frank głosił: „Pierwszy człowiek Adam wszędzie, w każdym miejscuco deptał, to się budowało miasto, lecz ja gdzie tylko deptać będę,wszystko zniszczone zostanie. Bo ja tylko dlatego przyszedłem, aby wszystkozepsute zostało." „Muszę ja to wszystko zniszczyć, co jest czarno na białymi wygluzować ze szczętem. Wówczas odkryje się Bóg dobry."Prostytucja sakralnaJedną z oznak nadejścia czasów mesjańskich było, zdaniem kabalistów, wygaśnięciePrawa nadanego przodkom na Synaju. Ponieważ mesjasz ma przynieśćnowe przymierze, przestaje obowiązywać stare. Dlatego też wszyscysamozwańczy mesjasze ostentacyjnie naruszali przykazania Tory, aby w tensposób legitymizować swą misję. Popełniali maasim zarim: wymawiali głośnoniewymawialne imię Jahwe, jedli niekoszerne mięso, łamali tabu seksualne.To ostatnie nabrało szczególnego znaczenia w działalności Franka, któryutrzymywał nawet, że ma pięć fallusów.38<strong>FRONDA</strong> 19/20


Prostytucja sakralna frankistów sprawiła, żehistorycy żydowscy uważali ich za „ruch0 wstrętnym charakterze" (Heinrich Graetz)1 „nihilistów moralnych" (Gerszom Szolem).Zachowało się wiele świadectw, przede wszystkimfrankistowskich, opisujących praktyki seksualne z udziałem samego mistrza.Aby podkreślić mistyczny, a nie intymny charakter tych czynności,Frank bardzo często współżył z wybraną przez siebie kobietą publicznie („wizdebce wśród białego dnia, w obecności wszech przytomnych"). Ponieważzawsze otaczał go fraucymer wyznawczyń, gotowych do wszelkich poświęceń,często zmieniały się owe „panny", z którymi połączenia seksualne antycypowałyi przyspieszały mistyczne połączenie z jedyną „Panną" czyli Szechina.Frank organizował też zbiorowe seanse kopulacyjne, gdzie sam dobierałpary. Jak podaje jedno ze źródeł frankistowskich: „Kazał Pan podówczas, abyMatuszewski, Pawłowski i Matuszewski Nadwornieński mieli połączeniez Henryką Wołowską. Drugiej nocy nakazał Henrykowi, Michałowi Wołoskiemu,Dęboskiemu i Jasserowi z Wittel mieć obcowanie. Dnia 7-ego Pawłowski,Matuszewski i Matuszewski Nadwornieński z Jakubowską. Dnia 8-ego był Matuszewski Nadwornieński ochrzczony i Pan z Jejmością naszątrzymali go do chrztu."Wiele ceremonii seksualnych poprzedzało obrzędy chrztu frankistów (i jedno,i drugie było zresztą radykalnym pogwałceniem zasad judaizmu rabinicznego).Na przykład w lipcu 1759 roku we Lwowie, w przeddzień rozpoczęcia dysputyz talmudystami i po postanowieniu przyjęcia chrztu, miała miejsce mistycznaorgia, która zaczęła się od tego, że Frank pobłogosławił swoich wyznawcówkrzyżem i słowami: „daj nam moc wodzenia Go i wielkie szczęściesłużenia Mu". Następnie - jak opisuje jeden z frankistów - „Pan postawił wartęz naszych na dworze, aby nikt nie odważył się patrzeć na okna nawet, a samwszedłszy z Braćmi i Siostrami rozebrał się nago, toż i Jej śp. i wszem zgromadzonymrozkazał, a wziąwszy ławkę przybił w środku gwóźdź i postawił na niejdwie świece zapalonych, a do tego gwoździa przywiesił Krzyż swój, i tak klęknąwszynajprzód sam wziął krzyż i skłoniwszy się na wszystkie 4-ry Strony gopocałował, toż Jejmość, a potem wszem rozkazał uczynić, dopiero potem obcowanienastąpiło podług jego wyznaczenia." Współżyło wówczas ze sobą czternaściepar jego wyznawców, a jedna z kobiet, nienawykła do takich widoków,LATO-200039


dostała ataku śmiechu, że się uspokoić nie mogła, więc Frank kazał zgasić świecei dalej orgia przebiegała po ciemku.W Starym Testamencie bałwochwalstwo wielokrotnie nazywane jest cudzołóstwem,którego Oblubienica, czyli Naród Wybrany, dopuszcza się z obcymibogami. W oczach frankistów połączenie cudzołóstwa fizycznego z cudzołóstwemduchowym (a za takie uważali czczenie Krzyża) miało być więcdemonstracyjnym znakiem utraty ważności przez Torę, a zarazem początkiemery mesjańskiej.KetmanSamuel Primo, osobisty sekretarz Sabataja Cwi, twierdził, że „przez swojeprzejście na islam Sabataj uwiarygodnił się jako mesjasz. To, co uczynił, jestkabalistycznym misterium, które już wcześniej zapowiadały niektóre pisma.Tak jak pierwszy zbawiciel, Mojżesz, musiał przez jakiś czas przebywać nadworze faraona i to nie jako Izraelita, lecz udając Egipcjanina, tak ostatecznyzbawiciel musi przez jakiś czas żyć w pogańskim przebraniu na pogańskimdworze - na zewnątrz grzesznie, lecz wewnętrznie czysto."Jeden z głównych teoretyków sabataizmu, Abraham Cardoso, był zdania,że „każdy Żyd musi stać się takim marranem przed powrotem z wygnania".Obowiązkiem sabataistów było więc oficjalne przyjęcie obcej religii, lecz potajemnepraktykowanie własnej. Uważali oni - jak pisze Jan Doktór - „że dopókiświatem władają moce przeciwne zbawieniu, prawdziwa wiara musi byćkultywowana w ukryciu, by nie ulec pokusie instytucjonalizacji, która byłabyrównoznaczna z poddaniem się władzy sił demonicznych. Dlatego imwiększa jest sprzeczność między instytucjonalnymi formami, które się respektujena zewnątrz, a wiarą, tym lepiej dla wiary."Owa idea czczenia swojego Pana przez służenie cudzemu Bogu stworzyłazjawisko zwane ketmanem, które w innym zupełnie kontekście opisał późniejCzesław Miłosz w Zniewolonym umyśle. Powoływał się on przy tym na obserwacjeGobineau: „Ketman napełnia dumą tego, kto go praktykuje. Wierzącydzięki temu osiąga stan trwałej wyższości nad tym, którego oszukał, chociażbyten ostatni był ministrem czy potężnym królem; dla człowieka, którystosuje wobec niego ketman, jest on przede wszystkim biednym ślepcem; zostałpozbawiony dostępu do jedynie prawdziwej drogi i nawet tego nie po-40<strong>FRONDA</strong> 19/20


dejrzewa; natomiast ty, obdarty i przymierający głodem, z pozoru drżącyu stóp zręcznie mylonej potęgi, masz oczy pełne światła; kroczysz w blaskuprzed twymi nieprzyjaciółmi. Szydzisz z nieinteligentnej istoty; rozbrajaszniebezpieczną bestię. Ileż uciech jednocześnie!"Jak to osiągnąć? Miłosz cytuje Gobineau: „Nie tylko trzeba wtedy wyrzecsię publicznie swoich poglądów, ale zaleca się użyć wszelkich podstępów, bylebytylko zmylić przeciwnika. Będzie się wtedy wypowiadać wszelkie wyznaniawiary, które mogą mu się podobać, będzie się odprawiać wszelkie obrządki,które uważa się za najbardziej niedorzeczne, sfałszuje się własne książki,wykorzysta się wszelkie środki wprowadzenia w błąd. W ten sposóbzdobędzie się wielkie zadowolenie i zasługę, że uchroniło sięi siebie i swoich, że nie naraziło się cennej wiary na ohydny kontaktz niewiernymi, i wreszcie, że oszukując tego ostatniegoi utwierdzając go w jego błędzie, ściągnęło się na niego hańbęi nędzę duchową, na którą zasłużył."Wyznawcy Sabataja Cwi utrzymywali, że chociaż oficjalnieprzyjął on wiarę mahometańską, to w rzeczywistości jego konwersjamiała inny, ezoteryczny, sens - chodziło o pozbieranieiskier boskości z upadłego świata pogańskiego. Sto lat późniejfrankiści twierdzili, że misja ta okazała się połowiczna, ponieważdrugą część świata pogańskiego, oprócz muzułmanów, stanowiąchrześcijanie - dlatego stało się konieczne, aby Jakub Frank, jako nowewcielenie Sabataja Cwi, przyjął chrzest i w ukryciu dopełnił mesjańskiedzieło, zbierając iskry zagubione wśród chrześcijan.Frankistom udało się przetrwać śmierć mistrza. Dalej w ukryciu kontynuowaliswe ceremonie. Zachowały się np. zeznania trzech wyznawcówFranka złożone przed rabinatem w Furth w roku 1800. Opowiadali o orgiachorganizowanych przez Rocha Franka, syna Jakuba. W tym samym roku,zgodnie z proroctwem Ewy Frank, córki zmarłego mesjasza, miała nastąpićparuzja, czyli powtórne przyjście na świat jej ojca, Jakuba. Kiedy to nie nastąpiło,część frankistów powróciła do judaizmu, część pozostała przy chrześcijaństwie,ale najbardziej zagorzali nadal wytrwali przy hetmanie, oficjalnieudając katolików, a potajemnie praktykując maasim zarim.Zarówno historycy katoliccy (ks. Walerian Kalinka), jak i żydowscy (AbrahamDuker, Heinrich Graetz) przytaczali wiele dokumentów oraz świadectwLATO 200041


o tym, iż frankiści jako zorganizowana grupa działali jeszcze w drugiej polowieXIX wieku. Gerszom Szolem pisa! nawet, że do spotkań frankistów z sabataistamidochodziło w roku 1921. Sabataistyczna gmina w Salonikach przetrwałabowiem w ukryciu aż 250 lat, na zewnątrz praktykując wskazania islamu,zaś w ukryciu praktyki kabalistyczne.Nic więc dziwnego, że część katolików odnosiła się podejrzliwie do żydowskichkonwertytów, upatrując w nich potencjalnych frankistów. Na przykładdo czasów II Soboru Watykańskiego do Towarzystwa Jezusowego niewolno było przyjmować katolików pochodzenia żydowskiego nawet w piątympokoleniu po chrzcie.Co ciekawe, wielu czołowych przedstawicieli haskali czyli żydowskiegoOświecenia było w młodości frankistami lub pochodziło z frankistowskich rodzin.Zdaniem Gerszoma Szolema, frankiści byli forpocztą gwałtownej sekularyzacjiżycia żydowskiego, do której doszło w XIX stuleciu: „nihilizm ruchusabataistycznego i frankistowskiego ze swą nauką, że łamanie Tory jest jejspełnieniem (...) utorował drogę XIX-wiecznej haskali i ruchowi reformacyjnemu,gdy wyczerpał się jego pierwotny impuls religijny". Nawet ojciec żydowskiegoOświecenia, Mojżesz Mendelssohn, człowiek wydawać by się mogłoskrajnie racjonalistyczny, dowodził - jak pisał w 1767 roku Lessing - „żerojenia pewnego polskiego Żyda, który przed kilku laty podał się za mesjasza,są również uzasadnione". Tym „uzasadnionym" elementem, który przejęli odfrankistów świeccy reformatorzy żydowscy, było odrzucenie dotychczasowejtradycji religijnej judaizmu oraz niecierpliwy mesjanizm, upatrujący zbawienianie w Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba, lecz w kolejnych utopiach.ZENON CHOCIMSKI42<strong>FRONDA</strong> 19/20


Ważniejsza literatura frankistowska w języku polskim:• Księga Stów Pańskich w Briinnie mówionych, rękopis w Bibliotece Jagiellońskiej, sygn. 6968 I, 6969;• Dodatek Słów Pańskich w Briinnie mówionych, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiegow Lublinie;• Dodatek Stów Pańskich w Offenbach mówionych, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiegow Lublinie;• Widzenia Pańskie, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie;• Rozmaite Adnotacje, Przypadki, Czynności i Anegdoty Pańskie, rękopis w Bibliotece Publicznejim. H. Łopacińskiego w Lublinie.Ważniejsza literatura przedmiotu w języku polskim;• M. Bałaban, Sabataizm w Polsce, w: Księga Jubileuszowa ku czci prof. Dra Mojżesza Schorra,„Pisma Instytutu Judaistycznego w Warszawie", 1934;• N. Calmanson, Uwagi nad ninieyszym stanem Żydów Polskichy ich wydoskonaleniem. Warszawa 1797;• J. Doktór, Jakub Frank i jego nauka, Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 1991;• H. Graetz, Historja Żydów, t. 8, Warszawa 1929;• A. Kraushar, Frank i frankiści polscy 1726-1816, Kraków 1895;• G. Pikulski, Złość żydowska czyli wykład talmudu i sekt żydowskich, Lwów 1760;• H. Skimborowicz, Żywot, skon i nauka Jakuba Józefa Franka, Warszawa 1866;• Z. L. Sulima, Historya Franka i frankistów, Warszawa 1892.LATO200043


Jak doniosła „Gazeta Wyborcza" (8-9.04.2000.) w artykule Przeciwko rasizmowi.Drukowane zło, premier Jerzy Buzek zwrócił się do wiceministra sprawiedliwościo ściganie publikacji rasistowskich, antysemickich i ksenofobicznych.Obiecał też wpłynąć na ministra skarbu, by powstrzymać ichkolportaż. Na spotkaniu z szefem rządu prof. Jerzy Jedlicki ze Stowarzyszeniaprzeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita" zaapelowało uważniejsze zatwierdzanie podręczników szkolnych oraz ściganiez urzędu publikacji nawołujących do nienawiści na tle narodowościowym lubwyznaniowym.Na łamach „Res Publiki Nowej" (nr 7-8/1999) Bożena Umińska zdemaskowałajako utwór antysemicki lekturę szkolną - Przedwiośnie Stefana Żeromskiegoi dodała: „antysemickich treści jest w literaturze więcej niż sięwydaje tym, którzy na nie nie zwracają uwagi".No właśnie, co w takim razie zrobić z inną lekturą szkolną, mianowicieNie-boską komedią Zygmunta Krasińskiego? O ile w Przedwiośniu pojawia sięzaledwie jeden akapit, który mówi - i to bynajmniej nie w dezawuującym tonie- o bolszewickich rewolucjonistach pochodzenia żydowskiego, to w dra-LATO-200045


macie narodowego wieszcza... - żeby nie być gołosłownym, zacytujmy początekksięgi III. Dobrze by było, aby ustosunkowały się do niego odpowiedniewładze, z urzędem premiera oraz ministrami sprawiedliwości i edukacjinarodowej na czele. Czy taka książka może być powielana w dziesiątkach tysięcyegzemplarzy? Czy nasze dzieci muszą czytać ją w szkołach jako obowiązkowąlekturę? Jak interpretują im nauczyciele poniższy fragment?Szałas - lamp kilka - księga rozwarta na stole -Przechrzty.PRZECHRZTABracia moi podli, bracia moi mściwi, bracia kochani, ssajmy karty Talmudujako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i miód płynie dla nas, dla nichgorycz i trucizna.CHÓR PRZECHRZTÓWJehowa Pan nasz, a nikt inny. - On nas porozrzucał wszędzie. On nami, gdybysplotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, panów naszych,dumnych, głupich, niepiśmiennych. - Po trzykroć pluńmy na zgubęim - po trzykroć przeklęstwo im.PRZECHRZTACieszmy się, bracia moi. - Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziśnad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. - Dotąd pany gobronią.CHÓRDopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. - Śmierćpanom - po trzykroć pluńmy na zgubę im - po trzykroć przeklęstwo im!PRZECHRZTANa wolności bez ładu, na rzezi bez końca, na zatargach i złościach, na ichgłupstwie i dumie osadzim potęgę Izraela - tylko tych panów kilku - tych kilkujeszcze zepchnąć w dół - trupy ich przysypywać rozwalinami Krzyża.CHÓRKrzyż znamię święte nasze - woda chrztu połączyła nas z ludźmi - uwierzylipogardzający miłości pogardzonych.Wolność ludzi prawo nasze - dobro ludu cel nasz - uwierzyli synowiechrześcijan w synów Kaifasza. - Przed wiekami wroga umęczyli ojcowie nasi- my go na nowo dziś umęczym i nie zmartwychwstanie więcej.46 <strong>FRONDA</strong> 19/20


PRZECHRZTAChwil kilka jeszcze, jadu żmii kropel kilka jeszcze - a świat nasz, o braciamoi!CHÓRJehowa Pan Izraela, a nikt inny. - Po trzykroć pluńmy na zgubę ludom - potrzykroć przeklęstwo im!Słychać stukanie.PRZECHRZTADo roboty waszej - a ty, święta księgo, precz stąd, by wzrok przeklętego niezbrudzil kart twoich.Talmud chowa. (...)CHÓR PRZECHRZTÓWPowrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wyjdziecie na zatratę im- oni panów zabiją po błoniach - rozwieszą po ogrodach i borach - a my ichpotem zabijem, powiesim. - Pogardzeni wstaną w gniewie swoim, w chwałęJehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla nas zniszczeniem dlawszystkich. - Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przeklęstwo im!LATO 200047


Sekwencje szóstkowe, powtarzające się w wielu miejscachZoharu, sprawiły, że Sabataj Cwi wybrał rok 1666na ogłoszenie się mesjaszem, co uwiarygodniło gow oczach kabalistów.metafizykanaroduwtradycjikabalistcznejLEWABRAMOWSKI„Naród żydowski (...) jest więc ostatecznie żywy (...) jedynie i wyłączniew tym, co zapewnia trwanie narodu ponad czasem, nieprzemijalność jegożycia: w czerpaniu własnej wieczności z ciemnych źródeł krwi."„Tylko w żydowskiej krwi żyje nadzieja na miarę krwi, o której miłośćchętnie zapomina, a wiara sądzi, że może się bez niej obejść."„Zakorzenienie w nas samych i tylko w nas samych, we własnym cielei krwi, poręcza nam naszą wieczność."48<strong>FRONDA</strong> 19/20


Te trzy cytaty z najgłośniejszej książki Franza Rosenzweiga (1886-1929)zatytułowanej Gwiazda zbawienia - w której radzi on Żydom „zamknięcie czystegoźródła krwi przed obcą domieszką" - korespondują znakomicie z tezamiinnego wybitnego myśliciela żydowskiego w XX wieku: Martina Bubera(1878-1965). Heinrich Simon (ur. 1921) i Marie Simon (ur. 1922) w swejcennej monografii pt. Filozofia żydowska tak charakteryzują poglądy tegoostatniego: „Dominującą zasadą był według niego dialog, rozmowa międzyja i ty; właściwym ty, naprzeciw którego stoi człowiek, jest Bóg (...) Człowiekiembędącym w sytuacji dialogu nie jest przedstawiciel gatunku ani abstrakcyjneindywiduum, ani też myślący i poznający podmiot, lecz Żyd (...) Wyszedłon od istnienia Żyda jako odrębnej, nie dającej się zamienić formyegzystencji. Odrębność żydowskiego charakteru opiera się nie tylko na religijnymwyznaniu, lecz polega na osobowości człowieka, który cały i w pełnijest Żydem i nikim innym. To egzystencjalistyczne założenie szło w parzez biologistycznymi wyobrażeniami, gdyż zdaniem Bubera na jednostkę silniejniż wrażenia i wpływy z otoczenia oddziałuje «następstwo pokoleń», a człowiek«odczuwa w tej nieśmiertelności pokoleń wspólnotę krwi», która «określanajgłębsze warstwy naszego istnienia*."Zarysowane powyżej poglądy Rosenzweiga i Bubera wskazują na pewnązasadę, która od zarania obecna jest w tradycji judaistycznej. Chodzi o utożsamieniekomponentu narodowego z religijnym - o tożsamość krwi z duchem.Judaizm jest jedyną religią na świecie, gdzie atrybuty kasty inicjacyjnej,zapewniające bezpośredni przystęp do Boga, przeniesione zostają na całynaród. W tym tkwić ma źródło wyjątkowości Izraelitów wśród innych ludów.To krew, a nie wiara czy posłuszeństwo objawieniu otwiera wrota niebios.Genealogia ZoharuJak wiele religii także judaizm posiada swoją stronę egzoteryczną (zewnętrzną)oraz ezoteryczną (wewnętrzną). Pierwszą z nich reprezentuje Talmudczyli tradycja rabiniczna, drugą Zohar czyli tradycja kabalistyczna. Od czasówśredniowiecza mistyczno-spekulatywny ruch Kabały był trzecim - obokrabinicznego i filozoficznego - filarem judaizmu. Jego istotą było zgłębianiei wykorzystywanie ukrytych sitre Tora - tajemnic Tory. Zdaniem najwybitniejszegobadacza dziejów religii żydowskiej, Gerszoma Szolema (1897-1985),LATO-200049


w czasach formalnego skostnienia judaizmu bardzo często czynnikiem dynamizującymreligię stawał się nurt kabalistyczny. Były nawet okresy, kiedywiększość Izraelitów na świecie opowiadała się za kabalistyczną interpretacjąreligii, np. w wieku XVII, uznając Sabataja Cwi (1626-1676) za obiecanegoprzez proroków mesjasza.Świętą księgą kabały jest Sefer ha-Zohar czyli Księga Światłości, która poraz pierwszy pojawiła się na przełomie XIII i XIV stulecia w Hiszpanii. Za autoraZoharu uchodzi Mojżesz z Leon (1250-1305), jednak sami kabaliściutrzymują, że księga jest o wiele starsza.Stara tradycja judaistyczna utrzymuje, żeMojżesz na górze Synaj oprócz Tory otrzymałrównież mówiony komentarz do niej(zwany Torą Ustną), który przez wieki byłprzekazywany z ust do ust. Tym komentarzemmiał być, według rabinów, Talmud,a także, według kabalistów, Zohar. Spisaniatego ostatniego dokonać miał żyjącyw II wieku po Chrystusie rabin Szymonbar Jochaj. Część kabalistów (np. sabataiściczy frankiści) uważała nawet, że Zohar jeststarszy i bardziej święty od Talmudu, gdyżpodarował go Bóg przez anioła Adamowi po wygnaniu z raju.Nie wszyscy Żydzi uznawali autorytet Zoharu. Znamy z historii głośnespory między talmudystami a kabalistami, które nasilały się zwłaszczaw okresach pojawiania się fałszywych mesjaszy, np. wspomnianego już SabatajaCwi czy Jakuba Franka (1720-1791), popieranych masowo przez adeptówZoharu. Ortodoksyjni rabini protestowali np. przeciw zawartej w Kabalekoncepcji reinkarnacji. Z kolei przedstawiciele haskali, czyli żydowskiegooświecenia, na czele ze swym najwybitniejszym historykiem HeinrichemGraetzem (1817-1891), uważali kabalistów za niebezpiecznych oszustówi hochsztaplerów. Tym niemniej przez wieki Zohar stanowił dla wielkiej częściżydostwa równoprawną z Talmudem wykładnię Pisma Świętego.Kabaliści zawsze podkreślali, że Biblia zawiera dwa jednoczesne przekazy:jawny, dosłowny oraz ukryty, mistyczny. Wierzyli, że w czasach mesjańskichprzykazania Tory utracą swą ważność i egzoteryczna interpretacja50<strong>FRONDA</strong> 19/20


stąpi miejsca ezoterycznej. Ponieważ studiowali głównie tę drugą, pragnęlioglądać urzeczywistnienie swych nauk tajemnych w życiu, a nie tylko ichteoretyczne opanowanie. Dlatego środowiska kabalistów były zawsze głównymiośrodkami, z których wychodzili różni fałszywi mesjasze, np. AszerLemlein, Dawid Reubeni, Salomon Molocho, Jakub Querido czy Berechiasz.Antropologia ZoharuOwa wyjątkowość narodu wybranego pośród innych nacji, o której wspominaliśmyna początku - wyraźnie dochodzi do głosu w judaistycznej tradycjiezoterycznej. W pierwszej części Zoharu, zatytułowanej Bereszit I, znajdujemynastępujące zdanie, którego adresatem są Izraelici:„Właśnie wy nazywacie się ludźmi, a nie innenarody, służące gwiazdom i planetom".W tradycji judaizmu owymi „służącymigwiazd i planet", czyli akumami, są nietylko czciciele Baala czy Beliala, leczrównież przedstawiciele innych religii,uznani za bałwochwalców. Nawetdziś można usłyszeć rabinów, którzymówią, że nie mogą modlić sięw obecności krzyża, ponieważ oznaczałobyto oddawanie czci bożkowi.Zohar stwierdza też, że „wszelki duchnazywa się «czlowiekiem»", lecz potem precyzuje:„«człowiekiem» nazywa się tylko duch należącydo «świętej strony»". We wspomnianej księdze BereszitI czytamy, że „w rejonach «innej strony», tam, gdzie panuje anty-świętość,duch, który rozprzestrzenia się wśród akumów (gojów), wychodząc z «anty-świętości»nie jest «człowiekiem»; dlatego nie zasługują oni na to miano."W tradycji kabalistycznej mamy więc do czynienia z bardzo precyzyjnąantropologią mistyczną, dokonującą podziału na ludzi i nie-ludzi. Taka dualistycznaantropologia, dzieląca świat na „dzieci światła" i „dzieci ciemności",charakterystyczna była dla wielu sekt inicjacyjnych, np. gnostyków, ismailitówczy manichejczyków. Zawsze jednak więź łącząca „wybranych" czy teżLATO200051


„oświeconych" miała charakter duchowy. W Izraelu po raz pierwszy w historiimiała to być więź krwi.Demonologia ZoharuUznanie wszystkich innych narodów oraz religii za przedstawicieli „lewejstrony" sprawia, że stosunek Izraela do nich staje się problemem nie politycznym,lecz teologicznym i mistycznym. Podczas kiedy pozostałe ludy zostająprzez Zohar zdemonizowane, Izrael uznanyjest za jedynego nosiciela Bożych energii zsyłanychprzez Jahwe w niższe światy. Dzięki temu dochodziwręcz do utożsamienia Szechiny czyli Bożej Obecności,„dziesiątej sefiry", z narodem wybranym.Wrogowie Izraela zdaniem kabalistów pochodząz plemienia kainowego. Według Zoharu Kain nie byłsynem Adama i Ewy, lecz dzieckiem Adama i diablicyLilith, która wraz z demonem Samaelem stoi naczele szatańskiego panteonu. Wszystkie negatywnepostacie, jakie pojawiają się w Torze, np. Cham zaczasów Noego, Izmael za czasów Izaaka czy Ezaw zaczasów Jakuba, utożsamione zostają z plemionaminie-izraelskimi. Od Izmaela mają brać swój początekmuzułmanie, zaś od Ezawa chrześcijanie - w obydwuwypadkach chodzi o bezprawnych sukcesorów, uzurpujących sobie Boże błogosławieństwo.Największym wrogiem Żydów po zburzeniu Świątyni jerozolimskieji rozproszeniu narodu izraelskiego jest jednak Wielki Zamęt. Określenieto odnosi się do skoncentrowanej siły zła obejmującej inne narody.Szczególne miejsce w Kabale zajmuje problematyka eschatologiczna. Zanimnadejdzie Królestwo Boże, oznaczające dla narodu wybranego wiecznąszczęśliwość, nastąpi walka między silami jasności czyli „prawą stroną" a siłamiciemności czyli „lewą stroną". Cierpienia Izraela w czasie „czwartego rozproszenia"traktowane są jako próba, podczas której Bóg wykorzystuje gojówjako instrument do wywołania przeciwko nim świętego gniewu Izraelitów.W Tikun ha-Zohar czytamy: „Dopóki ludzie Wielkiego Zamętu nie zostanąstarci z oblicza ziemi, nie spadnie deszcz Tory, a dzieci Izraela, podobne52<strong>FRONDA</strong> 19/20


stać. W tym tkwi tajemnica zdania:«nie było jeszcze żadnegokrzewu polnego na ziemi, aniżadna trawa polna jeszcze niewzeszła - bo Bóg nie zsyłał deszczuna ziemię»(Rdz 2,5)." Takwięc między starciem z powierzchniziemi „ludzi Wielkiego Zamętu" czylido traw i drzew, nie będą się rozrainnychnarodów a eschatologicznymsc? ^ ^ ^ j ^ ^ ^ ^ ^ ^„deszczem Tory", czyli początkiem ery mesjańskiej,istnieje nie tylko związek chronologiczny, lecz również przyczynowy.Powinno dojść do powtórzenia się historii, tyle że na wyższym poziomie: takjak wytrzebienie narodów kananejskich było warunkiem założenia państwaizraelskiego w czasach biblijnych, tak wytrzebienie narodów Wielkiego Zamętujest konieczne dla zapoczątkowania mesjańskiej ery w dziejach Izraela.Nie należy więc biernie oczekiwać na przyjście pośrednika z góry, lecz aktywnieprzyczyniać się do nadejścia końca czasów.Hermeneutyka ZoharuDalsze rozważania prowadzą nas do refleksji nad literami, która stanowi jednąz podstaw Zoharu. Kabaliści twierdzili bowiem, że każda litera związanajest z konkretnym elementem boskiego porządku. W centrum judaizmuznajduje się Jahwe. Kabaliści niezwykłą wagę przywiązywali do imienia Tetragrammatona:JHWH. Ich zdaniem, każda z czterech liter Boskiego imieniaodpowiadała czterem aspektom boskości.Pierwsza litera -jod - oznacza absolutną zasadę, z której wypływa Boskaenergia, jest to źródło sakralnej emanacji, a zarazem męski pierwiastek Boga,który czyni Go Ojcem.Druga litera -he- oznacza z kolei żeński pierwiastek Bóstwa, utożsamianajest z Mądrością oraz Łaską Bożą i nazywana przez kabalistów Matką, Zonąlub górną Szechina.Trzecia litera - wau - oznacza mistyczną więź łączącą niebo z ziemią i nazywanajest Synem.iLATO 2000 53


Czwarta litera -he- podobnie jak druga litera oznacza Szechinę czyli BożąObecność, ale tym razem dolną Szechinę, tzn. Bożą Obecność w niższych rejonachstworzenia. Owo „małe he" utożsamiane jest przez kabalistów z narodemIzraela. W najbardziej radykalnych koncepcjach oznacza to, że naród wybranyjest integralną częścią samego Boga - i bez niego Bóg utraciłby swą pełnię.Świątynia jerozolimska była niegdyś miejscem najświętszym ze świętychi centralnym punktem Izraela tylko dlatego, że mieszkała w niej dolna Szechina.Po zburzeniu Świątyni przez rzymskie legiony Szechina udała się wrazz narodem żydowskim na wygnanie, gdzie znajduje się do tej pory (co prawdaokres wygnania już minął, ale Świątynia nadal nie zostałaodbudowana). Ta katastrofa ziemska znalazła odbiciew kataklizmie kosmicznym, mianowicie w wewnętrznympęknięciu struktury imienia Tetragrammatona. Tak piszeo tym Zohar: „Kiedy tylko Wielki Zamęt, składający sięz Nefilitów, Hiborytów, Amalekitów, Refaitów i Anakitów,znalazł się między dwoma he, Święty, niech będzie błogosławioneImię Jego, nie mógł dłużej sam ich zjednoczyć. Natym polega głęboki sens wersetu: «Strumień wyczerpał sięi wysechł» (Iz 19,5). Strumień «wyczerpał się» na poziomiepierwszego he i «wysechł» na poziomie drugiego he. A wszystko dlatego, żebynie pozwolić Wielkiemu Zamętowi żywić się wau, które jest Drzewem Życia.Oto dlaczego wau nie stoi więcej między dwoma he, kiedy Wielki Zamętusadawia się między nimi. (...) Jak długo Wielki Zamęt będzie podszywaćsię pod Izrael, nie będzie możliwości ani zbliżenia się, ani zjednoczenia literimienia JHWH. Lecz kiedy Wielki Zamęt zostanie starty z oblicza ziemi, «wten dzień Jahwe będzie jeden i jego imię będzie jedno» (Za 14,9). (...) DopókiWielki Zamęt nie zostanie na świecie zniszczony, nie będzie zjednoczenia."Nieco dalej Zohar precyzuje, że „przyczyną rozproszenia były grupy tworząceWielki Zamęt".Eschatologia ZoharuKluczowym problemem wydaje się rola litery wau - pośrednika między niebema ziemią, utożsamianego z Drzewem Życia i zasadą synowską. Narody54<strong>FRONDA</strong> 19/20


Wielkiego Zamętu naruszyły cyrkulację boskich energiimiędzy górą a dołem, rugując literę wau i podstawiającna jej miejsce swoje kulty i religie. Prawdziwe wau zostajezakryte, a „małe he", pozbawione łączności z „dużymhe" odrywa się od JHWH. Jak podaje Zohar, następujewypełnienie słów Psalmu 38 - „Oniemiałem,zamilkłem" - „kiedy wau zostaje oddzielone od he, nie magłosu a słowo milknie". Nic dziwnego, że po powstaniuchrześcijaństwa, po zburzeniu świątyni i po czwartymrozproszeniu Izrael pozbawiony został ducha prorockiego,a objawienie przestało się rozwijać. Ponieważ „małe he" stanowiło integralnączęść boskiego imienia, jego odpadnięcie - czyli rozproszenie Izraela - spowodowałoteż okaleczenie samego Tetragrammatona.Źródłem nieszczęść narodu wybranego jest więc uzurpacja gojów i fałszyweprzejęcie przez nich zasady Syna czyli Drzewa Życia. Jedynym ratunkiem,aby nie tylko przywrócić Izraelowi utraconą łączność z Ojcem, lecz takżeby odbudować zaburzoną wewnątrz samego imienia Boga jedność - jestzlikwidowanie przeszkody między „dużym he" i „małym he" czyli zniszczeniefałszywego wau.Dojdzie do tego w czasach mesjańskich, kiedy to rozegra się eschatologicznybój między „prawą stroną" (rakchaim) a „lewą stroną" (din), między„górnym światem" (merkaby) a „dolnym światem" (kelipot), między Izraelitamia gojami. Wizja takiego konfliktu kosmicznego charakterystyczna jest dlawielu religii, jednakże tylko w judaizmie siły dobra utożsamione zostająz jednym etnosem przeciwstawionym jako metafizyczny przeciwnik wszystkiminnym narodom.Tradycja kabalistyczna utrzymuje, że czasy mesjańskie przypadają na szóstetysiąclecie od stworzenia świata, a dokładnie rozpoczęły się w szóstymdziesięcioleciu szóstego tysiąclecia. Ponieważ kalendarz Żydów zaczyna sięw roku 3760 przed Chrystusem, oznacza to, że era mesjańska zaczęła się jużokoło roku 1300 n.e. - dokładnie w tym czasie, kiedy po raz pierwszyw Hiszpanii pojawił się Zohar. Przyjście Mesjasza powinno więc nastąpićnajpóźniej do końca szóstego tysiąclecia, czyli do roku 2240.Istnieje jednak również inna szkoła kabalistyczna, która - zgodnie z biblijnympowiedzeniem, że jeden dzień dla Boga jest jak tysiąc lat dla ludzi -LATO2000 55


każe owe szóste tysiąclecie (od 1240 do 2240 roku) utożsamić z dobą. Jednagodzina takiej „tysiącletniej doby" wynosiłaby 41,666 lat. Jeśli podzielimytaką „dobę" na 4 części po 6 godzin każda, wówczas otrzymamy okresy 250-letnie. Ponieważ u Żydów początek dnia liczy się nie od północy, lecz od zachodusłońca, oznacza to, że początek nowej ery można sytuować już o godzinie6 po południu, a więc po trzech okresach 250-letnich. Według tejszkoły pojawienie się Mesjasza przypada więc na rok 1990 - czyli około 660lat po rozpoczęciu ery mesjańskiej.Nic więc dziwnego, że wielu kabalistów z uwagą obserwuje wszelkie zdarzeniaw Izraelu lat 90-tych, by interpretować je w świetle powyższych obliczeń.Po zdemaskowaniu w XVII wieku jako fałszywego mesjasza SabatajaCwi chasydzi z rodu Lubawiczów ogłosili, że prawdziwy Mesjasz pojawi się,kiedy umrze ostatni rabin z ich rodu - stało się to 26 lutego 1994 roku.Jeszcze większe poruszenie wywołały w marcu roku 1997 narodzinyw Izraelu „czerwonej krowy". W tradycji judaistycznej jest ona symbolemoczyszczenia z grzechów. Warto dodać, że jest to już dziewiąta z kolei krowa,podczas gdy dziesiątą, zgodnie z przekazami, powinien złożyć w ofierze samMesjasz.Według niektórych kabalistów rytualna ofiara owej czerwonej krowyumożliwi Żydom wejście na teren Świątyni jerozolimskiej. Obecnie jest onadla nich niedostępna nie tylko dlatego, że na jej miejscu wznosi się islamskimeczet, lecz również dlatego, że prawowierni Żydzi mają zakaz wchodzeniana górę Moria, aby przypadkiem nie podeptać i nie sprofanować miejsca najświętszegoze świętych. Wejście tam stanie się możliwe dopiero, gdy objawisię Mesjasz.Numerologia ZoharuJak wynika z powyższych obliczeń numerologicznych, dotyczących nadejściaery mesjańskiej, podstawową rolę porządkującą odgrywa w nich cyfra 6. Nicdziwnego - taką wartość numeryczną posiada bowiem litera wau - owa zagubionalitera Tatragrammatona, której powrót będzie triumfem Izraela nadWielkim Zamętem. Weźmy następujący fragment Zoharu zapowiadający nadejścieMesjasza: „Kiedy nadejdzie szóste tysiąclecie, które jawi się sekretemwau, wówczas wau podniesie he. W czasie sześć razy dziesięć wau podniesie56<strong>FRONDA</strong> 19/20


się do jod, po czym opuści się do he. Wau stanie się doskonałe w dziesiątcesześć razy - co daje sześćdziesiąt, by podnieść się z prochu i każdego sześćdziesiątegoroku owego szóstego tysiąclecia he nabiera sił i przeskakuje wyższestopnie, by zbierać nowe siły. W sześćsetnym roku szóstego tysiącleciaotworzą się drzwi mądrości z wysoka i źródła mądrości z dołu i świat przygotujesię, by wstąpić w siódme tysiąclecie, podobnie jak człowiek szóstegodnia tygodnia przed zachodem słońca przygotowuje się do wejścia w szabat.Jest to zgodne z wersem: «W roku sześćsetnym życia Noego... trysnęły z hukiemwszystkie źródła Wielkiej Otchłanin (Rdz 7,11)."Owe sekwencje szóstkowe, powtarzające się także w innych miejscachZoharu, sprawiły, że wybór przez Sabataja Cwi roku 1666 na ogłoszenie sięmesjaszem uwiarygodnił go w oczach kabalistów.LEW AESRAMOWSKITŁUM. ROBERT CIESZKOWSKIInspiracją do napisania niniejszego tekstubył wykład Leonida Ochotina pt. Mesjanizm Kabaty.LATO-200057


Biblia oczekiwała tylko jednego Mesjasza. Żydowski mistycyzmnatomiast oczekiwał dwóch Mesjaszów. WedługKabały dwaj Mesjasze będą różnić się charakterem.Pierwszy, łagodna figura zwana „synem Józefa",przygotuje materialne warunki zbawienia. Drugi będzieduchowym „synem Dawida", który zbawi świat poprzezspektakularne cuda. Dwaj Mesjasze według Kabałymają być pojedynczymi osobami. Rabin Kookstarszy zmienił ten koncept, oczekując i głosząc, żepierwszy Mesjasz będzie zbiorowym stworzeniem.Liderzy Cush Emunim trwają w przekonaniu, że ich rabini- a może nawet wszyscy zwolennicy - są zbiorowymwcieleniem przynajmniej jednego, a może nawetdwóch bosko przepowiedzianych Mesjaszów.SyjonistycznymesjanizmIZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKYIdeologię Narodowej Partii Religijnej i Ruchu Gush Emunim (Blok Wiernych)stworzył w latach 20-tych i rozwinął później rabin Abraham Icchak Kook, którybył naczelnym rabinem Palestyny i najbardziej prominentnym zwolennikiemsyjonizmu. Rabin Kook, zwany starszym, uważany był przez swych zwolennikówza natchnionego przez Boga. Po jego śmierci w 1935 roku w kołach NPRnadano mu status świętego. Rabin Cwi Jehuda Kook młodszy, jego syn i następcana stanowisku szefa NPR, który zmarł w 1981 roku w wieku 91 lat, także zyskałstatus świętego. Nie pisał on książek i nie przejął po ojcu talmudycznejwiedzy, lecz posiadał silną, charyzmatyczną osobowość i wywierał wielki wpływna swoich uczniów. Rozwinął polityczne i społeczne wywody nauczania swegoLATO-200059


ojca. Rabini, którzy ukończyli jego szkolę Yeshiva Merkaz Harav w Jerozolimielub Ośrodek Rabiniczny i pozostali wiernymi orędownikami jego nauczania, założyliżydowską sektę z jasno określonym planem politycznym. Na początku1974 roku, niemal natychmiast po szoku, jakim była wojna październikowaz 1973 roku i na krótko przed podpisaniem zawieszenia broni z Syrią, stronnicyrabina Kooka z błogosławieństwem i pod duchowym przewodnictwem swegoprzywódcy założyli Gush Emunim (Blok Wiernych). Celem Gush Emunimbyło powstanie i rozwój już istniejących osad żydowskich na Terytoriach Okupowanych.Z pomocą Szymona Peresa, który latem 1974 roku został ministremobrony Izraela, odpowiedzialnym za Terytoria Okupowane, Gush Emunim udałosię w znacząco krótkim czasie kilku lat zmienić izraelską politykę osadnictwa.Osiedla żydowskie rozszerzające się na Zachodnim Brzegu i obejmujące dużączęść Strefy Gazy stanowiły świadectwo i dokumentowały wpływ, jaki GushEmunim wywierał na społeczeństwo i politykę rządu Izraela. (...) Po wybraniuw 1977 roku Menachema Begina na premiera, powstało „święte przymierze"religijnego Gush Emunim i kolejnych świeckich rządów Izraela, które obowiązujedo dzisiaj.Po odniesieniu sukcesów w polityce osiedlania rabini Gush Emunim przeprowadziliszereg zręcznych politycznych intryg i udało im się zdominowaćNPR. Od połowy lat 80-tych Gush Emunim objęło polityczne przywództwonad NPR. Po śmierci rabina Kooka młodszego duchowe przywództwo GushEmunim skupiło się w pół tajnej rabinicznej radzie, wybieranej według tajemniczychkryteriów spośród najwybitniejszych uczniów rabina Kooka. Rabini cikontynuowali podejmowanie politycznych decyzji w oparciu o wiarę w pewneinnowacyjne elementy ideologii, która nie była sprecyzowana ani wyznawanaotwarcie, lecz miała swoje korzenie w ich oryginalnej interpretacji żydowskiegomistycyzmu, zwanego popularnie Kabałą. Prace rabina Kooka starszego służąjako święte teksty i prawdopodobnie są nawet bardziej niejasne niż inneteksty kabalistyczne. Warunkiem ich zrozumienia jest dogłębna znajomość literaturytalmudycznej i kabalistycznej, włącznie z ich najnowszymi interpretacjami.Implikacje dzieł Kooka są teologicznie zbyt nowatorskie, by dopuścić doich popularnej prezentacji skądinąd wykształconemu społeczeństwu żydowskiemu.Prawdopodobnie to z tej przyczyny pojawiło się dotąd tak niewieleanaliz ideologii Gush Emunim. Jedną z takich znaczących intelektualnych analizjest esej profesora Uriela Tala, opublikowany pierwotnie po hebrajsku w ga-60<strong>FRONDA</strong> 19/20


zecie „Haarec" 26 września 1984 roku, a po angielsku w „The Jerusalem Quarterly"(nr 35, wiosna 1985) pod tytułem Podstawy politycznego mesjanistycznegotrendu w Izraelu. Przedstawione dalej rozważania idei i polityki Gush Emunimopierają się zasadniczo na opracowaniu Tala.Punktem wyjścia tych rozważań może stać się status nie-Żydów w Kabalew porównaniu z literaturą talmudyczną. Większość autorów piszących o Kabalepo angielsku, niemiecku i francusku albo unikała tego tematu, albo ukrywałasens w potoku mylących uogólnień. Autorzy ci, spośród których najbardziejznaczącym był Gerszom Szolem, stosowali zabiegi polegające na użyciu słówtakich jak „ludzie", „istoty ludzkie" i „kosmos", aby niepoprawnie sugerować,że Kabała wskazuje drogę do zbawienia dla wszystkich ludzi. Prawda jest taka,że w tekstach kabalistycznych, w przeciwieństwie do literatury talmudycznej,podkreślane jest zbawienie wyłącznie Żydów. Wiele napisanych po hebrajskuksiążek traktujących na temat Kabały, oprócz tych autorstwa Szolema, przedstawiauczciwą wersję zbawienia oraz innych drażliwych tematów żydowskich.Temat ten jest dobrze przedstawiony w opracowaniach ostatniej, najbardziejwpływowej szkoły kabalistycznej - szkoły luriańskiej, założonej pod koniecXVI wieku i nazwanej tak od imienia założyciela, rabbiego Icchaka Lurii. Ideetego ostatniego w dużym stopniu wpłynęły na teologię rabina Kooka starszegoi nadal leżą u podstaw ideologii Gush Emunim i chasydyzmu. Izajasz Tishbi,autorytet w dziedzinie Kabały, który pisał po hebrajsku, wyjaśnił w swojejpracy naukowej The Theory of Evil and the Satanic Sphere in Lurianic Cabbala (TeoriaZła i sfery Szatana w Kabale luriańskiej; 1942, reprint 1982): „Jest jasne, żete plany i projekt [zbawienia] są przeznaczone tylko dla Żydów". Tishbi cytowałrabina Chaima Vitala, głównego interpretatora rabina Lurii, który napisałw swojej książce Gates of Holiness (Bramy Świętości): „Promieniująca Potęga,błogosławione jej imię, chciała, by byli ludzie na tej niskiej ziemi, którzy ucieleśnialibycztery boskie emanacje. Ci ludzie to Żydzi wybrani do dołączenia doczterech boskich światów tutaj poniżej." Tishbi cytował dalej pisma Vitala, akcentującegodoktrynę Lurii głoszącą, że nie-Żydzi mają duszę szatańską: „Duszenie-Żydów pochodzą wyłącznie z kobiecej części sfery szatańskiej. Z tegopowodu dusze nie-Żydów zwane są złymi, nie dobrymi, i zostały stworzonebez wiedzy (boskiej)." W swojej oświecającej książce napisanej po hebrajsku,Rabbinate, Hassidism, Enlightement: The History of Jewish Culture Between the End ofthe Sixteenth and the Beginning of the Nineteenth Century (Rabinat, Chasydyzm,LATO-200061


Oświecenie: historia kultury żydowskiej między końcem XVI i początkiemXIX wieku; 1956), Ben Zion Katz wyjaśni! przekonująco, że powyższe doktrynystały się częścią ruchu chasydzkiego. Właściwe opisy doktryn Lurii i ich dużegowpływu na religijnych Żydów można znaleźć w wielu innych opracowaniachnapisanych po hebrajsku. W książkach i artykułach napisanych w innychjęzykach, a wobec tego czytanych przez najbardziej zainteresowanych Żydówspoza Izraela i nie-Żydów, takie opisy i analizy najczęściej się nie pojawiają.Rola szatana, którego ucieleśnieniem według Kabały jest każdy nie-Żyd, zostajezminimalizowana albo pominięta przez autorów nie piszących po hebrajsku.Ci autorzy nie przekazali zatem czytelnikom właściwej relacji o ogólnej polityceNPR czy ekstremalnej polityce Gush Emunim.Współcześnie wyrazem wskazanych powyżej postaw są wpływowe naukii pisma jednego z ostatnich rabinów z Lubowicza, Menachema MendelaSchneersona, który przewodniczył ruchowi Chabad i wywarł olbrzymi wpływna religijnych Żydów i w Izraelu, i w Stanach Zjednoczonych. Schneerson i jegozwolennicy z Lubowicza są Żydami Haredim (ortodoksyjnymi), jednakżewłączyli się w życie polityczne Izraela i podzielali wiele idei Gush Emunimi NPR. Idee rabina Schneersona, które przedstawione są poniżej, zostały zaczerpniętez książki-wezwania do jego zwolenników w Izraelu, zatytułowanejGatherings of Conversations (Zbiory Mów), opublikowanej w Ziemi Świętejw 1965 roku. W ciągu następnych trzech dekad swego życia, aż do śmierci, rabinSchneerson był konsekwentny, nie zmieniając żadnej ze swoich opinii.To, czego nauczał Schneerson, albo od razu było, albo stawało się natychmiastoficjalnymi przekonaniami chasydów i lubowiczerów.Jeżeli chodzi o nie-Żydów, poglądy rabina z Lubowicza były jasne, choć możenieco nieuporządkowane: „W ten sposób Halacha warunkowana Talmudempokazuje, że nie-Żyd powinien zostać ukarany karą śmierci, jeżeli zabija embrion,nawet jeżeli embrion nie jest żydowski, natomiast Żyd nie powinien, nawetjeżeli embrion jest żydowski, jak my [mędrcy Talmudu] dowiadujemy sięz Księgi Wyjścia, od słów «Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę...»". Cytat tenpochodzi z fragmentu (Wj 21,22-23), opisującego co powinno zostać zrobione„Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną", uszkadzając w tensposób embrion. Wers 23, którego początek przytacza rabin z Lubowicza, w całościmówi: „Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za życie"(niektóre angielskie tłumaczenia używają sformułowania „życie za życie"62<strong>FRONDA</strong> 19/20


zamiast „duszę za duszę"). Widać tu różnicę w karaniu Żydów i nie-Zydów zatę samą zbrodnię, co jest charakterystyczne dla Talmudu i Halachy.Rabin z Lubowicza kontynuuje: różnica między Żydem i nie-Żydem pochodziod popularnego wyrażenia „pokażmy różnicę". Nie chodzi tu o taką różnicę,LATO 200063


w której jedna osoba jest po prostu na wyższym poziomie od drugiej. Jest to raczejprzypadek „pokażmy różnicę" pomiędzy zupełnie różnymi gatunkami. Otoco należy powiedzieć o ciele: ciało Żyda ma zupełnie inne właściwości niż ciałaprzedstawicieli wszystkich innych nacji na świecie. Stary Rabin (pseudonim jednegoze świętych rabinów z Lubowicza) wyjaśnia, że ustęp w rozdziale 49 KsięgiHatanya, podstawowej księgi Chabadu - „I Ty nas [Żydów] wybrałeś" - oznacza,że ciało żydowskie zostało wybrane przez Boga, ponieważ wybór jestdokonywany pomiędzy zewnętrznie podobnymi rzeczami. Ciało żydowskie „wyglądajak gdyby w istocie było podobne do ciał nie-Żydów", ale to znaczy, że ciałatylko wydają się podobne w substancji materialnej, zewnętrznym wyglądziei powierzchownych właściwościach. Różnica wewnętrznych cech jest natomiasttak ogromna, że ciała powinny być traktowane jak zupełnie odmienne gatunki.To jest powód, dla którego Talmud stwierdza, że istnieje różnica w prawie żydowskimmiędzy ciałami nie-Żydów a ciałami Żydów. „Ich ciała są nadaremno"... Jeszcze większa różnica dotyczy duszy. Istnieją dwa przeciwstawne rodzajeduszy. Dusza nie-żydowska pochodzi z trzech sfer szatańskich, natomiastdusza żydowska wyrasta ze świętości.Jak zostało wyjaśnione, embrion jest zwany istotą ludzką, ponieważ posiadaduszę i ciało. Zatem różnica między embrionem żydowskim i nie-żydowskimmoże być zrozumiana. Istnieje także różnica w ciele. Ciało embrionu żydowskiegojest na wyższym poziomie niż ciało nie-żydowskie. Wyraża się towe frazie „dostrzeżmy różnicę" o ciele nie-żydowskim, które jest zupełnie innegorodzaju. Ta sama różnica odnosi się do duszy: dusza embrionu żydowskiegojest inna od duszy embrionu nie-żydowskiego. Dlatego zadajemy pytanie:dlaczego nie-Żyd powinien zostać ukarany, nawet jeżeli zabija embrionnie-żydowski, a Żyd nie powinien być ukarany, nawet jeżeli zabija embrion żydowski?Odpowiedź można poznać rozważając generalną różnicę między Żydamii nie-Żydami: „Żyd nie został stworzony jako środek dla jakiegoś innegocelu, on sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich (boskich) emanacjizostała stworzona, by służyć Żydom. «Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię»(Rdz 1,1), co oznacza, że [niebo i ziemia] zostały stworzone na potrzebyŻydów, którzy zwani są «początkiem». To oznacza, że wszystko, cały rozwój,wszystkie odkrycia, stworzenie, włączając w to «niebo i ziemię» - są niczymw porównaniu z Żydami. Istotną sprawą są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dlażadnego innego celu, oni sami w sobie są (boskim) celem."64<strong>FRONDA</strong> 19/20


Po kilku dodatkowych kabalistycznych wyjaśnieniach rabin z Lubowiczawysnuwa konkluzję: „Z tego, co już zostało powiedziane, można zrozumieć,dlaczego nie-Żyd powinien zostać ukarany, jeżeli zabija embrion, a Żyd nie powinienzostać skazany na śmierć.Różnica między embrionem i narodzonym jest taka, że embrion nie jestrzeczywistością samą w sobie, a raczej jest podrzędny wobec niej; albo jestpodrzędny w stosunku do matki, albo do rzeczywistości stworzonej po urodzeniu,gdy (boski) cel jego stworzenia został wypełniony. W jego obecnymkształcie cel jeszcze nie istnieje. Cała nie-żydowska rzeczywistość jest próżnią.Jest napisane: «Staną obcokrajowcy, by paść waszą trzodę» (Iz 61,5). Całestworzenie [nie-Żydów] zaistniało dla Żydów. Dlatego nie-Żyd powinien byćukarany śmiercią, jeżeli zabije embrion, a Żyd, którego istnienie jest ważniejsze,nie powinien być karany z powodu czegoś podrzędnego. Nie powinniśmyzabijać kogoś ważnego z powodu czegoś podrzędnego. To prawda, że istniejezakaz niszczenia embrionów, ponieważ jest to coś, co zostanie narodzonew przyszłości i w ukrytej formie już istnieje. Kara śmierci powinna być stosowanatylko wtedy, gdy sprawa dotyczy, jak wcześniej napisano, spraw widocznych;embrion jest tylko podrzędną wartością."Komentarze i podsumowania dotyczące powyższych opinii pojawiły się -ale w niewystarczającym stopniu - w prasie izraelskiej wydawanej po hebrajsku.W 1965 roku, gdy powyższe sądy zostały opublikowane, rabin Lubowiczer byłpowiązany w Izraelu z Partią Pracy: jego ruch dostał już wtedy wiele ważnychprzywilejów od ówczesnego rządu, a także od poprzednich rządów Izraela.Ruch Lubowiczerów otrzymał na przykład autonomię dla własnego systemuoświaty w obrębie państwowego systemu edukacji religijnej. W połowie lat siedemdziesiątychrabin Lubowiczer zdecydował, że Partia Pracy jest zbyt umiarkowanai wobec tego przenosił polityczne poparcie swego ruchu raz na Likud,raz na partie religijne. Ulubionym politykiem Lubowiczera był znany izraelskidziałacz Ariel Szaron. Odwdzięczając się, Szaron publicznie chwalił Lubowiczerai po jego śmierci wygłosił poruszającą mowę w Knesecie. Od wojny w czerwcu1967 aż do śmierci rabin Lubowiczer popierał akcje zbrojne prowadzoneprzez Izrael i był przeciwny wycofywaniu się z okupowanych terenów. W roku1974 energicznie przeciwstawiał się opuszczaniu przez wojska izraelskie rejonusueskiego, opanowanego w październiku 1973; obiecywał Izraelitom Boskiełaski, jeżeli będą dalej okupować ten ląd. Po śmierci Lubowiczera tysiące jegoLATO-200065


zwolenników w Izraelu, którzy wyznawalicytowane powyżej poglądy, odegrało ważnąrolę w zwycięstwie wyborczym Nataniahu,demonstrując na skrzyżowaniachw przededniu wyborów i krzycząc: „Nataniahujest dobry dla Żydów!" (...)Wśród religijnych osadników na TerytoriachOkupowanych chasydzi z Chabadustanowią jedną z najbardziej ekstremistycznychgrup. Baruch Goldstein, masowymorderca Palestyńczyków, był jednymz nich. Rabin Icchak Ginsburgh, który napisałrozdział książki sławiący Goldsteinai jego dokonania, to inny członek tej grupy.Jest on byłym przywódcą Yoseph Tomb Yeshiva, szkoły wyznaniowej zlokalizowanejna przedmieściach Nablus. Rabin Ginsburgh, który przybył do Izraelaze Stanów Zjednoczonych i ma dobre kontakty ze zwolennikamiLubowiczera w USA, często wyrażał swoje poglądy po angielsku w amerykańsko-żydowskichpublikacjach. Poniższe tezy znalazłem w artykule w „JewishWeek" (Nowy Jork) z 26 kwietnia 1996 roku, zawierającym wywiad z rabinemGinsburghiem.Uważany za jeden z wiodących autorytetów w problematyce żydowskiegomistycyzmu wśród sekty Lubowiczerów, urodzony w St. Louis, Gingsburgh,absolwent wydziału matematyki, otwarcie mówi o żydowskiej (opartej na genetyce)duchowej wyższości nad nie-Żydami. Ta wyższość, zapewnia rabin, napełniażycie Żydów większą wartością w oczach Tory. „Gdybyś zobaczył dwóchtonących ludzi, Żyda i nie-Żyda, Tora mówi, by najpierw ratować życie Żyda",powiedział rabin Ginsburgh dla „Jewish Week". „Jeżeli każda najprostszacząstka w ciele Żyda pociąga za sobą boskość, jest częścią Boga, zatem każdyzwój DNA jest częścią Boga. Wobec tego DNA Żyda jest szczególne." NastępnieRabin Ginsburgh pyta retorycznie: „Jeżeli Żyd potrzebuje wątroby, czymożna wziąć wątrobę od przechodzącego niewinnego nie-Żyda, aby uratowaćŻyda? Tora najprawdopodobniej pozwoliłaby na to. Życie żydowskie ma nieskończonąwartość", wyjaśnia rabin. „Życie żydowskie jest nieskończenieświętsze i bardziej wyjątkowe niż życie nie-żydowskie."66<strong>FRONDA</strong> 19/20


Zamieniając słowa „żydowski" na „niemiecki" lub „aryjski", a „nie-żydowski"na „żydowski", można zmienić poglądy Ginsburgha w doktrynę, która doprowadziłado Oświęcimia. W dużym stopniu sukces niemieckich nazistów zależałod ideologii i jej implikacji we wczesnych fazach rozwoju. Lekceważenienawet potencjalnych skutków mesjanizmu Lubowiczerów oraz innych ideologiimoże okazać się zgubne.Różnica w postawie wobec nie-Żydów w księdze Halachy i w Kabale jestdobrze zauważalna na podstawie stosunku do nie-Żydów, którzy przeszli najudaizm. Księga Halachy, choć w pewien sposób ich dyskryminuje, traktujejednak konwertytów jak Żydów. Kabała nie jest w stanie przyjąć takiego podejściaz powodu nacisku kładzionego na kosmiczną różnicę między Żydami i nie--Żydami. Kabała wyjaśnia, że nawróceni mają żydowskie dusze, które znalazłysię w nie-żydowskich ciałach za karę. Potem zostały odzyskane przez nawrócenie,ponieważ kara się zakończyła albo interweniował święty mąż. To wyjaśnieniejest częścią kabalistycznej wiary w wędrówkę dusz, której nie ma w tradycjihalachicznej. Według Kabały szatańska dusza nie może przekształcić sięw duszę świętą przez zmianę wyznania. (...)Wspomniany wcześniej przeze mnie Tal opisał i przeanalizował zasadyGush Emunim, cytując obficie pisma rabina Jehudy Amitala, wyjątkowegoprzywódcy tego ruchu, który został wybrany ministrem bez teki w rządzie izraelskimw listopadzie 1995 roku, gdy premierem był Peres i który pełnił to stanowiskodo czerwca 1996 roku. Peres określał swego ministra jako umiarkowanego.Przedstawiając jego poglądy Tal opierał się głównie na artykuleAmitala On the significance of the Yom Kippur War (Znaczenie wojny Jom Kippur;1973). Aby przedstawić nacisk kładziony przez Amitala na nurt duchowy i polityczno-mesjańskiswej myśli, Tal cytował jego tezy: „Wojna wybuchła przeciwnastrojom odbudowy królestwa Izraela, które w metafizycznym (nie tylkosymbolicznym) sensie są dowodem zatrucia ducha świata zachodniego. Gojewalczą o przetrwanie jako goje, jako rytualnie nieczyści. Niegodziwość toczybój o przetrwanie. Wie, że w świecie Boga nie będzie miejsca dla szatana, dladucha nieczystości czy dla pozostałości zachodniej kultury, której zwolennikamisą świeccy Żydzi."Tal interpretował dalej myśl Amitala i podstawowe poglądy Gush Emunim:współczesny świecki świat, według tego podejścia, „walczy o przetrwanie i wobectego nasza wojna jest skierowana przeciwko nieczystości zachodniej kulturyLATO-200067


i przeciwko racjonalności jako takiej".Następnie mówi się, że obcakultura musi być wytępiona, ponieważ„wszystko co obce zbliża nas doobcego i obcy powoduje obcość, takjak się dzieje z tymi, którzy ciąglewyznają zachodnią kulturę i próbująpołączyć judaizm z racjonalistyczną,empiryczną i demokratyczną kulturą".Według podejścia Amitala wojnaJom Kippur musi być pojmowanaw wymiarze mesjańskim: jako walkaprzeciw cywilizacji nie-żydowskiejw całości.Tal kontynuował swoje rozważania,zadając Amitalowi poważnepytanie: „Jaki jest sens wszystkichnieszczęść? Dlaczego wojny są toczone, skoro (...) utworzone zostało królestwoIzraela?" Amital odpowiedział: „Wojna rozpoczyna proces oczyszczenia,rafinacji, obmycia ludu Izraela." Tal ciągnął dyskusję: „Dowiadujemy się, żejest tylko jedno wyjaśnienie wojen: oczyszczają i rafinują duszę. Gdy nieczystośćjest usunięta, dusza Izraela - poprzez wojnę - zostanie oczyszczona. Pokonaliśmyjuż ląd, teraz musimy pokonać nieczystość."Zwolennicy obu rabinów Kooków stosowali powyższe koncepty do wszystkichinnych wojen prowadzonych przez Izrael. Na przykład rabin SzmarjahuArieli wyjaśniał, że wojna z 1967 roku była „metafizyczną metamorfozą" i żezdobycze Izraelczyków przeniosły ziemie z władzy szatana do sfery boskiej. Tonajprawdopodobniej było potwierdzeniem, że nadeszła „Era Mesjasza". Tal cytowałtakże nauki rabina Hadaja: „[podboje z roku 1967] oswobodziły ziemiez władzy drugiej strony [eufemistyczne określenie szatana], z władzy mistycznejsiły, która uosabia zło, nikczemność i korupcję. My [Żydzi] wkraczamyw erę, w której najwyższa władza zapanowała nad cielesnością."Tal podkreślał, że jakiekolwiek wycofanie się Izraela z podbitych ziem będziemiało - zdaniem mesjanistów - skutki metafizyczne i może zakończyć sięodnowieniem władzy szatana nad tymi terytoriami. Inni przywódcy Gush <strong>FRONDA</strong> 19/20


Emunim w publicznych wystąpieniach i pismach wyrażali te same poglądy.Nie ma wątpliwości, że Gush Emunim poważnie wpłynął zarówno na religijnychprzywódców, jak i ludzi świeckich w Izraelu. Na przykład podczas izraelskiejinwazji na Liban rabinat wojskowy, wyraźnie pod wpływem idei obu rabinówKooków, wzywał żołnierzy do pójścia w ślady Jozuego i powrotu do ideizdobywania ziem dla Izraela pod świętym wezwaniem. Wezwanie to zawierałohasło eksterminacji nie-żydowskich mieszkańców. Wojskowy rabinat Izraelaopublikował mapę Libanu, gdzie nazwy miast libańskich zostały zmienione nanazwy pochodzące z Księgi Jozuego: Bejrut został na przykład przemianowanyna Be'rut. Mapa określała Liban jako terytorium należące do dawnych północnychplemion Izraela: Aszera i Naftalego. Jak pisał Tal, „Wojskowa obecnośćw Libanie potwierdziła zasadność biblijnej obietnicy znajdującej się w KsiędzePowtórzonego Prawa: «Każde miejsce, po którym będzie chodzić stopa waszejnogi, będzie wasze. Granice wasze sięgać będą od pustyni aż do Libanu, od rzekiEufrat aż do Morza Zachodniego) (Pwt 11,24). Zwolennicy rabina Kookapostrzegali Liban jako uwalniany z mocy szatana i oglądali jego mieszkańców,ginących w trakcie tego uwalniania."Rabini cytowani przez Tala i niżej podpisanego nie są nieznanymi czy radykalnymirabinami, lecz ważnymi postaciami w Izraelu. Jak wspomniano wcześniej,Szymon Peres, gdy był premierem, uważał jednego z nich, rabina Amitala,za umiarkowanego i przyznał mu stanowisko ministra bez teki w swoimrządzie. Tal rozumiał prawdziwe znaczenie tego, co nazywał „mesjańskimtrendem politycznym". Jego znajomość niemieckiego nazizmu, a szczególnieideologii nazistowskiej i jej źródeł, z pewnością pomogła mu w rozważaniacho Gush Emunim (por. książkę Tala po hebrajsku, Political Theology and the ThirdReich [Teologia polityczna i Trzecia Rzesza], University Press, Tel-Aviv 1989).Podobieństwa między żydowskimi trendami mesjanistycznymi i niemieckimnazizmem są uderzające. Goje są dla mesjanistów tym, czym Żydzi dla nazistów.Nienawiść wobec zachodniej, racjonalistycznej i demokratycznej kultury jestobecna w obu ruchach. Ekstremalny szowinizm mesjanistów jest skierowanyprzeciw wszystkim nie-Żydom. Na przykład wojna Jom Kippur z roku 1973 była,według Amitala, skierowana nie przeciwko Egipcjanom, Syryjczykom lubwszystkim Arabom, ale przeciw wszystkim nie-Żydom. Ta wojna była skierowanazatem przeciw ogromnej większości obywateli Stanów Zjednoczonych, chociażUSA pomagały Izraelowi w tej wojnie. Nienawiść do nie-Żydów nie jestLATO-200069


czymś nowym, lecz - jak już zostało omówione - wywodzi się z ciągłej tradycjikabalistycznej. Ci żydowscy uczeni, którzy próbowali ukryć ten faktprzed nie-Żydami, a nawet przed wieloma Żydami, nie tylko nie przysłużylisię nauce, ale przyczynili się do rosnącego podobieństwa między tymi ruchamia niemieckim nazizmem.Ideologia rabinów Kooków jest zarówno eschatologiczna, jak i mesjanistyczna.Jest podobna w tym aspekcie do wczesnych doktryn żydowskich i pokrewnychim trendów w chrześcijaństwie oraz islamie. Ta ideologia zakłada rychłeprzyjście Mesjasza i zapewnia, że Żydzi z pomocą Boga zapanują nadnie-Żydami i będą rządzić nimi na zawsze. (...) Wszystkie bieżące trendy politycznealbo pomogą przyspieszyć, albo opóźnią nadejście Mesjasza. Opóźnienienie będzie jednak duże, ponieważ nawet najgorsze grzechy Żydów nie mogązmienić biegu odkupienia. Grzechy jednak mogą zwiększyć cierpieniaŻydów przed odkupieniem. Dwie wojny światowe, Holocaust i inne tragicznewydarzenia współczesnej historii są przykładami kary. Rabin Kook starszy nieukrywał swojej radości z powodu utraty życia tak wielu ludzi w I wojnie światowej:wyjaśniał, że utrata życia była konieczna, „aby przełamać władzę szatana".Zwolennicy poglądów starszego rabina Kooka często precyzowali szczegółowote wyjaśnienia. Rabin Dov Lior, jeden z najbardziej znanych członkówrady rabinów Gush Emunim i rabin z Kityat Arba przekonywali na przykład,że porażka Izraela podczas inwazji na Liban w 1982 roku wynika z braku wiaryokazanej podpisaniem ugody pokojowej z Egiptem i „zwrotem spadku ponaszych przodkach obcym". Lior wyjaśniał także w artykule na łamach „HadashotSupplement" z 20 grudnia 1991 roku, że schwytanie dwóch dyplomatówizraelskich przez Syryjczyków stacjonujących w Libanie w maju 1984 roku było„sprawiedliwą karą za sponiewieranie w więzieniu naszych chłopców z żydowskiegopodziemia". Następnie Lior dodaje: „nie wiem jakie jeszcze cierpieniamogą spaść na Żydów" za tę zbrodnię.Wyjaśnienia, które niewtajemniczonym mogą wydać się odległe i dziwaczne,są czasami najłatwiejsze do zaakceptowania przez zwolenników GushEmunim. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy wierzą oni, że zbawienie nastąpiwkrótce. Wierzą, że szatan, zgodnie z opisem Kabały, jest racjonalny i dobrzezorientowany w logice, dalej wierzą, że siła szatana i jego ziemskiej manifestacji,czyli nie-Żydów może zostać czasami złamana poprzez działanianieracjonalne. Gush Emunim zakładał zatem swoje nowe grupy dokładnie70<strong>FRONDA</strong> 19/20


w dniach częstych wizyt sekretarza stanu USA Jamesa Bakera w Izraelu nie tylkopo to, aby zamanifestować silę, ale jako część mistycznego planu mającegozłamać silę szatana i jego amerykańskie wcielenia. W przeszłości różne żydowskieruchy religijne przyjmowały podobną logikę. Pewne ruchy chrześcijańskiei islamskie czasami też zachowywały się w podobny sposób.Ideolodzy Gush Emunim, szczególnie rabin Kook starszy, nie tylko czerpaliz tradycji, ale także tworzyli nowe koncepcje. Biblia oczekiwała tylko jednegoMesjasza. Żydowski mistycyzm natomiast oczekiwał dwóch Mesjaszów.Według Kabały dwaj Mesjasze będą różnić się charakterem. Pierwszy, łagodnafigura zwana „synem Józefa", przygotuje materialne warunki zbawienia. DrugiMesjasz będzie duchowym „synem Dawida", który zbawi świat poprzezspektakularne cuda. Dwaj Mesjasze - według Kabały - mają być pojedynczymiosobami. Rabin Kook starszy zmienił ten koncept, oczekując i głosząc, żepierwszy Mesjasz będzie zbiorowym stworzeniem. Kook uznał grupę swoichzwolenników za zbiorowego „syna Józefa". Liderzy Gush Emunim, podążającza naukami Rabina Kooka starszego, trwają w przekonaniu, że ich rabini -a może nawet wszyscy zwolennicy - są zbiorowym wcieleniem przynajmniejjednego, a może nawet dwóch bosko przepowiedzianych Mesjaszów. CzłonkowieGush Emunim wierzą, że ta idea nie powinna być ujawniana niewtajemniczonymaż nadejdzie właściwa pora. Co więcej, wierzą, że ich sekta nie możebłądzić z powodu tego nieomylnego świętego przewodnictwa.Drugie odkrycie rabina Kooka starszego dotyczyło związku pierwszegoMesjasza z niewierzącymi Żydami, religijnymi i świeckimi. Rabin Kook wywodziłswój pomysł z biblijnego proroctwa, że Mesjasz, „przynoszący zbawienie",będzie jechał „na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy" (Za 9,9). Kabała traktowałaten wers jako dowód na to, że jest dwóch Mesjaszów: jeden jadący naośle, a drugi na źrebięciu. Powstało pytanie: jak zbiorowy Mesjasz mógłby jechaćna jednym ośle? Kook odpowiedział na to pytanie, identyfikując osła z Żydami,którym brakuje mądrości i właściwej wiary. Twierdził on, że zbiorowyMesjasz miałby jechać na tych Żydach, co oznaczało, że Mesjasz wykorzystywałbyich dla korzyści materialnych i odkupiłby ich w takim stopniu, w jakimbyłoby to możliwe. Idea odkupienia poprzez kontakt z silnie uduchowionąosobowością była głównym tematem wielu odmian żydowskiego mistycyzmu.Stosowano ją nie tylko w odniesieniu do ludzi, ale także w stosunku do zwierząti rzeczy nieożywionych. W Izraelu pogląd ten jest ciągle częścią religijne-LATO-200071


go wykształcenia. Popularne religijne książki dla dzieci zawierają wiele przykładów,które przedstawiają tę ideę. Jedną z najczęściej powtarzanych jest powieśćo szlachetnej kaczce, która po złapaniu i zabiciu staje się pysznym daniemdla świętego rabina. Kaczka ta uznawana jest za odkupioną poprzezzjedzenie przez świętego człowieka. Innowacją Gush Emunim było zastosowanietej idei nie tylko do niewierzących Żydów, którzy zostają odkupieni przezkroczenie za zbiorowym Mesjaszem, ale także do wszystkich możliwychprzedmiotów materialnych, od kanistrów do pieniędzy. Wszystko może zostaćodkupione, jeżeli zostanie dotknięte lub będzie własnością Żydów, szczególnieŻydów mesjańskich. Członkowie Gush Emunim stosują tę doktrynę do konfliktuw Ziemi Świętej. Przekonują, że to, co wydaje się być konfiskatą ziemarabskich dokonaną przez Żydów, w rzeczywistości nie jest aktem kradzieży,ale uświęcenia. Z ich perspektywy ziemia jest odkupiona przez przejście ze sferyszatana do sfery boskiej.Zwolennicy rabina Kooka wierzą, że przez wyłączny dostęp do całkowiteji jedynej prawdy Gush Emunim jest ważniejsza niż pozostała część ludu żydowskiego.Rabini Gush Emunim korzystają z następującej analogii do mesjańskiegoosła: z powodu niskiego miejsca w hierarchii stworzeń osioł pozostanienieświadomy szlachetnego celu swojego bosko inspirowanego jeźdźca.Jest tak pomimo, że osioł siłą i wielkością przerasta swojego jeźdźca. Boski jeździecw tej analogii wiedzie osła do jego własnego zbawienia. Z powodu jegocelu jeździec może kopać osła w czasie jazdy, aby nie zboczył on ze świętejścieżki. W ten sam sposób, zapewniają rabini Gush Emunim, ta mesjańskasekta musi panować i prowadzić podobnych do osła Żydów, którzy zostali skorumpowaniprzez zachodnią kulturę z jej racjonalizmem i demokracją i którzyodmawiają porzucenia swych bestialskich nawyków i przyjęcia prawdziwejwiary. Aby pogłębić ten proces, można używać nawet siły.Ostatnia innowacja rabina Kooka starszego decydująco wpłynęła na popularnośći polityczny wpływ jego Gush Emunim. Oddziaływała zwłaszcza na postępowaniewybranych wobec spraw ziemskich i na kontakty z innymi Żydamii nie-Żydami. Rabin Kook nauczał, że wybrani nie powinni wynosić się ponadresztę świata, jak to praktykowali często Żydzi w przeszłości. Odkrywając, żeinni ludzie są grzeszni, a nawet posiadają naturę szatańską, wybrani mieli próbowaćpokonać dystans między sobą i innymi poprzez aktywne zaangażowaniew sprawy społeczne. Tylko w ten sposób mieli oni szansę na uświęcenie in-72<strong>FRONDA</strong> 19/20


nych. Wybrani powinni dostarczać przykładu, wywieraćwpływ polityczny oraz wzmacniać i pogłębiaćkontakty z innymi ludźmi. Od lat 20-tych doktrynata w dużym stopniu wpływała na zachowanieludzi związanych z Narodową Partią Religijną. Odmiennieod ortodoksyjnych Żydów, zwolennicy rabinaKooka zaczęli ubierać się jak świeccy Żydzii wyróżniali się zewnętrznie jedynie noszeniem jarmułek. Do tej pory ubieralisię w stylu przyjętym przez świeckich Żydów w latach 50-tych. W swoichszkołach do programu wprowadzili częściowo nauczanie świeckie. Pozwalaliswoim ludziom zapisywać się na świeckie uniwersytety w Izraelu. W dodatkusami założyli uniwersytet o orientacji religijnej o nazwie Bar-Uan. Mimo że wykładowcamina Bar-Ilan byli wyłącznie religijni Żydzi, Gush Emunim planowałorozszerzyć ofertę uniwersytetu tak, aby obejmowała zwyczajowe dyscyplinyuniwersyteckie. Żydzi ortodoksyjni oburzali się i patrzyli z obrzydzeniem na teplany, które uznawali za wyraz sekularyzacji. Rabin Kook nalegał, by każdy Żydmiał religijny obowiązek walki i uczył się walczyć. Członkowie NPR wiernieprzestrzegli tego wezwania. Wielu członków Gush Emunim było i jest oficeramielitarnych oddziałów armii izraelskiej, a ich liczba w tych oddziałach ciąglewzrasta. Studenci religijnej szkoły Gush Emunim zdobyli uznanie dzięki swoimdoskonałym umiejętnościach walki, bojowej motywacji, dużej ofiarnościw czasie wojny libańskiej i determinacji zwyciężania Palestyńczyków w czasieIntifady.Gush Emunim zdobył szeroką przychylność w środowisku izraelskich Żydówz powodu stosunku do służby wojskowej. Kontrastuje to ostro ze społecznymsprzeciwem skierowanym przeciwko ortodoksyjnym Żydom z powodu tego,że unikają oni służby wojskowej. Doktryna świętości, przypisywana przezrabinów Kooków każdemu syjonistycznemu przedsięwzięciu, jeszcze bardziejprzyczyniła się do szerokiej sympatii i poparcia dla Gush Emunim. Tal przeciwstawiałreligijne, syjonistyczne poglądy rabina Kooka młodszego i Gush Emunimpoglądom świeckiej lewicy. Określał on syjonistyczne poglądy świeckiejlewicy jako „poetyckie, liryczne przesłanie, dla którego zasadniczymi przesłankamisą powrót do ziemi przodków, życie zgodne z naturą, osiągnięcia rolniczei twórczość świecka". Obaj rabini Kookowie, uznając, że idea laickiej lewicy nieidzie w parze z zasadą mesjańskiego odkupienia, zamiast tego kładli nacisk naLATO-200073


„militarne zwycięstwa na Ziemi Świętej i na to, że żydowska krew zostałaprzelana na tej ziemi".Rabin Kook młodszy razem z innymi liderami Gush Emnunim poszedłzdaniem Tala dalej, określając „państwo Izrael jako królestwo Izraela i królestwoIzraela jako Królestwo Niebieskie na ziemi". Zwolennicy rabina Kookastarszego określają Izrael jako „ziemskie wsparcie tronu Pana". Izrael Harel, jedenz najważniejszych liderów Gush Emunim, użył tego sformułowaniaw swoim politycznym wywodzie w czasopiśmie „Haaretz" z 12 września 1996roku. Cytując jeden z wcześniejszych esejów rabina Kooka starszego, Harel napisał,że państwo Izrael jest „podstawą tronu Pana na tym świecie" i wobec tegojest i powinno być inne od państw „poważanych przez Locke'a, Rousseaui innych". Dla takich ludzi jak Harel, całkowita świętość obejmuje i usprawiedliwiawszystko, co czyni Izrael w ramach świętego przewodnictwa. Tal pisał,że z tej wywyższonej pozycji „każde działanie, każde zdarzenie, włączając w toprzejawy sekularyzacji, będzie pewnego dnia uświęcone i odkupione". Nie jestniewyobrażalne, że tego typu świętość mogłaby prowadzić do wybuchu bombnuklearnych, by ustanowić „podstawę tronu Pana na tym świecie".W wielu przejawach członkowie Gush Emunim i większość zwolennikówNPR przypominają pionierów wczesnego syjonizmu. To polepszyło ich publicznywizerunek. Promowali go przez prezentowanie siebie niewtajemniczonymjako spadkobierców pionierów z lat 20-tych i 30-tych, którzy mają trwałemiejsce w pamięci zbiorowej i są czczeni w izraelskim szkolnictwie. Jak wcześniejzaznaczono, z wyjątkiem jarmułek, członkowie Gush Emunim świadomiekopiują styl ubierania się wczesnych pionierów. Niemal wyłącznie aszkenazyjskiepochodzenie zarówno pionierów, jak i osadników Gush Emunimpomaga tym ostatnim w kopiowaniu ubioru. Wszyscy rabini Gush Emunim sąAszkenazyjczykami. Przyjęte standardy wykształcenia religijnego w Izraelu sąw dużym stopniu przyczyną braku Żydów orientalnych wśród rabinów GushEmunim. Chociaż trzeba przyznać, że wielu Żydów sefardyjskich popierałoi nadal popiera Gush Emunim. Także elektorat Likudu do chwili obecnej konsekwentniepopiera Gush Emunim. Dla odmiany większość członków PartiiPracy wspierała Gush Emunim do końca lat 70-tych, ale przestała po tym, jakGush Emunim wystąpił przeciwko pokojowi z Egiptem i zażądał, by Liban zostałprzyłączony do Izraela jako „część dziedzictwa naszych przodków." ZwolennicyGush Emunim sprzeciwiali się porozumieniu Szarona z libańskimi fa-74<strong>FRONDA</strong> 19/20


langistami, którzy byli chrześcijanami,a więc - poganami.Stanowisko Gush Emunimz 1982 roku w tej sprawiebrzmiało, że Żydzi w swoichpodbojach i walkach powinnikorzystać jedynie z pomocyBoga, jakiekolwiek porozumieniaz nie-Żydami mogływywołać gniew Boży i doprowadzićdo wstrzymania pomocyz Jego strony. Takie poglądynawet dla ekstremistówz Partii Pracy były nie do zaakceptowania.Polityka Gush Emunimi NPR musi być analizowanaw kontekście ich ideologii. Książki wydane po angielsku niestety nie omawiająjej dokładnie. Książka Lusticka For The Land and the Lord (Za ziemię i Pana),która omawia polityczną postawę Gush Emunim, jest tego dobrym przykładem.Aktywiści Gush Emunim mieszkają zasadniczo na Zachodnim Brzegui sprawują tam całkowitą kontrolę nad stanem świadomości swojej jednorodnejspołeczności. Społeczność ta jest chroniona przed „zatruciem" przez znienawidzoneideologie rywali, szczególnie tą wyrastającą z kultury Zachodu, która dopewnego stopnia wpłynęła na laickich Żydów. Istnieje prawdopodobieństwo, żespołeczność Gush Emunim i jej zwolennicy z NPR mogą powiększyć swą władzępolityczną i wpływ kulturowy na społeczeństwo Izraela.Podstawowym założeniem ideologii rabinów Kooków jest wyjątkowość Żydów.Członkowie Gush Emunim podzielają ten pogląd ze wszystkimi ortodoksyjnymiŻydami, ale interpretują go nieco odmiennie. Lustick analizował tendogmat, zwracając uwagę na odrzucenie przez Gush Emunim klasycznego dlaświeckiego syjonizmu wątku. Problem ten ma dwa aspekty. Pierwszy z nich zakłada,że „życie żydowskie zostało rozdarte, zarówno na poziomie indywidualnymjak i grupowym, poprzez nienormalność życia w diasporze". DrugiLATO-200075


aspekt wyjaśnia, że dzięki „procesowi normalizacji", emigracji do Palestynyi stworzeniu izraelskiego państwa Żydzi mogą stać się normalnym narodem.Lustick stwierdził, że dla Gush Emunim klasyczna idea jest „pierwotnym złudzeniemlaickich syjonistów". Działacze Gush Emunim argumentowali, że laiccysyjoniści mierzą „normalność", stosując nie-żydowskie miary, które sąz natury szatańskie. Laiccy syjoniści skoncentrowali się na pewnych narodach,które uznali za „normalne" i zapewniali, że nie-Żydzi w tych „normalnych" nacjachsą na poziomie bardziej zaawansowanym niż Żydzi żyjący w diasporze.Wobec tego, jak przekonują laiccy syjoniści, Żydzi powinni starać się dorównaćtym nie-Żydom, stając się „normalnymi" ludźmi w „normalnym" państwie.Kontrargument wysunięty przez Gush Emunim brzmiał, że Żydzi nie sąi nie mogą być normalnymi ludźmi. Ich wieczna wyjątkowość jest „wynikiemprzymierza zawartego między nimi i Bogiem na górze Synaj". Lustick przedstawiastanowisko Gush Emunim, cytując jednego z liderów grupy, rabina Avinera:„Choć Bóg wymaga od innych normalnych narodów przestrzegania abstrakcyjnychkodów sprawiedliwości i prawości, to takie kodeksy nieobowiązują Żydów". Rabini ortodoksyjni często powoływali się w swoich pismachna tę ideę, ale odnosili ją do mającego nadejść czasu Mesjasza. Halachapotwierdza te zastrzeżenia, starannie rozróżniając dwie sytuacje w dyskusjio normach sprawiedliwości i prawości. Pozwala ona Żydom na obrabowanienie-Żydów w tych miejscach, gdzie Żydzi są silniejsi niż nie-Żydzi. Zabranianatomiast Żydom obrabowania nie-Żydów w tych miejscach, gdzie nie-Żydzisą silniejsi. Gush Emunim odrzuca te tradycyjne zastrzeżenia twierdząc, że Żydzi- przynajmniej ci żyjący w Izraelu lub na Terytoriach Okupowanych - jużżyją w początkach wieku Mesjasza.Lustick nie wyjaśnił wystarczająco dobrze charakterystyki wieku mesjańskiegoi różnic między Żydami i nie-Żydami. Opracowanie Harkabiego byłolepsze. Przedstawiając nauki Halachy i stanowisko Gush Emunim wobec morderców,Harkabi wyjaśnia, że morderstwo popełnione na Żydzie przez nie-Żydato najgorsza z możliwych zbrodni. Potem cytuje lidera Gush Emunim, rabinaIzraela Ariela. Opierając się na Prawie Majmonidesa i na Księdze Halachy,rabbi ten stwierdza: „Żyd, który zabił nie-Żyda, nie podlega osądowi ludzkiemui nie pogwałcił [religijnego] zakazu zabijania". Harkabi dodaje, że należyo tym pamiętać wtedy, „gdy zgłaszany jest postulat, by nie-żydowscy mieszkańcyżydowskiego państwa podlegali regułom Halachy". Rabini Gush Emu-76<strong>FRONDA</strong> 19/20


nim powtarzali nieustannie, że Żydzi, którzy zabili Arabów, nie powinni byćkarani. Gush Emunim nie tylko pomaga tym Żydom, którzy karani są przezświeckie sądy w Izraelu, ale odmawia określania tych Żydów mianem „morderców".Tak więc osadnicy religijni i ich zwolennicy, z jednej strony, podkreślają„rozlew krwi żydowskiej", z drugiej strony, wykazują mało troski o „rozlewkrwi nie-żydowskiej". Wpływy Gush Emunim na politykę Izraela sązauważalne w traktowaniu tej kwestii przez rząd. Rząd Izraela, zarówno w czasieprzewodnictwa laburzystów, jak i Likudu, odmawiał uwolnienia więźniówpalestyńskich „z rękami splamionymi krwią żydowską", ale nie wahał sięuwalniać więźniów „z rękami splamionymi krwią nie-żydowską".Inne rzeczywiste konsekwencje takich postaw to wpływ Gush Emunim nazachowanie rządu izraelskiego w sprawach dotyczących Terytoriów Okupowanych.Gush Emunim nie ustaje w zachęcaniu władz Izraela do okrutnego obchodzeniasię z Palestyńczykami na Zachodnim Brzegu lub w Strefie Gazy. Odmowępoparcia przez premierów Rabina, Peresa i Netaniahu ewakuacji choćbyjednego Żyda z tamtych terenów przypisuje się głównie wpływom Gush Emunim.Wpływy tego ugrupowania na wszystkie rządy Izraela i na izraelskich politykówz różnych partii były znaczące.Stosunek ruchu Gush Emunim do Palestyńczyków, określanych przez nichmianem Arabów żyjących w Izraelu, jest bardzo wymowny. Lustick zazwyczajunikał tego tematu. Harkabi podchodził do niego uczciwie, obficie cytującstwierdzenia rabinów Cwi Jehudy Kooka, Szlomo Avinera i Izraela Ariela. Traktowalioni Arabów żyjących w Izraelu jak złodziei. Opierali swoje poglądy nazałożeniu, że ziemie Izraela były i są żydowskie i że każda rzecz tam znalezionanależy do Żydów. Harkabi wymienił w podrozdziałach swojej książki wieleprzykładów i rozszerzeń tej doktryny. Wskazał, że dla Gush Emunim Synaji obecny Liban są częścią terytorium żydowskiego i muszą zostać oswobodzoneprzez Izrael. Rabin Ariel wydał atlas, który pokazywał wszystkie ziemie żydowskie,jakie powinny zostać wyzwolone. Atlas uwzględniał ziemie na zachódi południe od Eufratu, rozciągające się na dzisiejszy Kuwejt. Harkabicytował rabina Avinera: „Musimy żyć na tej ziemi nawet za cenę wojny. Cowięcej, jeżeli panuje tam pokój, musimy wzniecić wojny wyzwoleńcze w celuzdobycia tej ziemi." Nie pozbawionym podstaw wydaje się twierdzenie, żegdyby Gush Emunim posiadał władzę i kontrolę nad bronią nuklearną, mógłbyich użyć dla osiągnięcia swych celów.LATO-200077


Gush Emunim opracował politykę zagraniczną dla Państwa Izraela. Sugerujeona, że wrogość Arabów wobec Żydów jest z natury teologiczna i wrodzona.Konkluzja stąd wyprowadzana jest taka, że konflikt arabsko-izraelski niemoże być rozwiązany metodą polityczną. Prominentny lider Gush Emunimi były członek Knesetu, Elezer Waldman, powiedział: „Wrogość Arabów wynika,jak cały antysemityzm, z oporu świata przed zbawieniem przez Żydów".Arabski opór bywał przypisywany arabskiemu poszukiwaniu „spełnienia grupowegopragnienia śmierci". Rabini, politycy i popularyzatorzy ideologii GushEmunim rutynowo porównywali Palestyńczyków do starożytnych Kananejczyków,których zniszczenie przez starożytnych Izraelitów było według Bibliiprzewidziane planem Bożym. Ten ludobójczy temat biblijny przysparza sympatiiGush Emunim wśród chrześcijańskich fundamentalistów, którzy oczekująkońca świata połączonego z rzezią i pogromem. Gush Emunim od samego początkuchciał wyrzucić z Izraela możliwie jak największą liczbę Palestyńczyków.Działania palestyńskich terrorystów pozwalają przedstawicielom ruchuukrywać chęć całkowitego pozbycia się Palestyńczyków pod pozorami wydaleńze „względów bezpieczeństwa".Harkabi cytował poglądy Mordechaja Nisana, wykładowcy na UniwersytecieHebrajskim w Jerozolimie, które zostały opublikowane w sierpniu 1984w czasopiśmie „Kivunim", oficjalnym organie Zachodniej Organizacji Syjonistycznej.Według Nisana, powołującego się na Majmonidesa, każdy nie-Żyd,któremu pozwolono na pobyt w Izraelu, „musi zaakceptować płacenie podatkówi cierpienie upokorzenia poddaństwa". Trzymając się religijnego tekstuMajmonidesa, Nisan żądał, aby każdy nie-Żyd „był poniżony i by nie pozwalanomu podnieść głowy wobec Żydów". Dalej, parafrazując Nisana, Harkabi pisał:„Nie-Żydzi nie mogą otrzymać żadnego stanowiska dającego im władzęnad Żydami. Jeżeli nie zgodzą się na życie w poniżeniu, to będzie oznaczało ichprotest i nieuniknioną konieczność wojny żydowskiej przeciw ich obecnościw Izraelu". Takie poglądy dotyczące nie-Żydów, opublikowane w oficjalnym piśmieŚwiatowej Organizacji Syjonistycznej, przypominają nazistowskie wywodyo Żydach. Harkabi komentował: „Nie wiem, jak wielu Żydów podziela tepoglądy, ale publikacja tego artykułu w czołowym piśmie syjonistycznym jestpowodem do poważnego zastanowienia". (...)Najbardziej ekstremalną grupą w ramach Gush Emunim jest formacja zwanaEmunim (Być wiernym). Powstała po utworzeniu rządu Rabina w 1992 ro-78<strong>FRONDA</strong> 19/20


ku, przewodniczy jej, rabin Benny Alon, syn emerytowanego wicepremiera SąduNajwyższego Izraela, Menachema Alona. Rabin Alon, cytowany przezNadava Szraggaja w „Haarec" z 18 września 1992 roku, stwierdził: „Metodyz połowy lat 70-tych nie znajdą zastosowania w rządzie, którego morale kształtująsię pod wpływem Partii Merec i którego członkowie mają serca i umysłyprzepełnione pogardą wobec całej ziemi Izraela i wobec judaizmu. Chcą nietylko państwa palestyńskiego bez Żydów utworzonego wewnątrz ziem Izraela;chcą także świeckiego demokratycznego państwa, mającego zastąpić żydowskiePaństwo Izraela. Ten rząd jest duchowo zdegenerowany." (...)Alon i jego towarzysze jeżdżą do Stanów Zjednoczonych, aby prosić chrześcijańskichfundamentalistów o finansowe wsparcie swoich działań. (...) Żydowscyfundamentaliści, którzy nienawidzą nie-Żydów, zawarli porozumienieduchowe z fundamentalistami protestanckimi, którzy wierzą w to, że popieraniefundamentalistów żydowskich jest konieczne dla powtórnego przyjścia Jezusa.To porozumienie stało się znaczącym czynnikiem w polityce StanówZjednoczonych wobec Wschodu.Drugi przykład dotyczy polityki samego Gush Emunim w okresie rządówlaburzystów i Partii Meretz w latach 90-tych. W artykule zamieszczonym na łamach„Haarec" z 5 października 1992 roku Danny Rubinstein cytował przywódcówGush Emunim, którzy twierdzili, że celem polityki Rabina jest „podzielenieżydowskich osad na Terytoriach Okupowanych oraz zniszczeniewszystkich osiągnięć syjonizmu". Rubinstein starannie rozróżniał świeckichosadników na Wzgórzach Golan od osadników z Gush Emunim. Osadnicy zeWzgórz Golan twierdzili, że polityka Rabina była błędna, ponieważ pokój z Syriąmógł zostać osiągnięty na warunkach Izraela. Natomiast Gush Emunimtwierdził, że „negocjacje Waszyngtonu z Organizacją Wyzwolenia Palestyny toLATO-200079


nic innego, jak rozmowa istot ludzkich ze zgrają głodnych wilków chcących zamienićcałość terytoriów Izraela w ziemie arabskie". Co nie oznacza, że GushEmunim odmawiał brania pieniędzy na własne cele od rządu, który prowadziłnegocjacje z „bandą głodnych wilków".W artykule z 14 października 1992 roku Nadav Szraggaj pisał o sympozjumzorganizowanym i sygnowanym przez ministra religii razem z ministrem edukacji.(...) Jego temat brzmiał: „Czy możliwa jest autonomia dla obcych mieszkańcóww Ziemi Świętej?" Rabin Szlomo Goren, główny prelegent sympozjum,wyjaśniał: „Autonomia jest równoznaczna z zaprzeczeniem żydowskiejreligii". Według Gorena Halacha uznaje odrzucenie judaizmu za największygrzech i zachęca pobożnych Żydów, by zabijali tych niewiernych, odrzucającychjudaizm. Rabin Goren zrównał tych, którzy dążą do autonomii, z niewiernymi.To oznaczałoby, że próba zabójstwa Rabina mogłaby nastąpić z pobudekreligijnych. Goren twierdził dalej, że judaizm zabrania „przyznawania jakichkolwiekpraw narodowościowych jakiejkolwiek grupie obcych na ziemi Izraela".Zaprzeczał też, jakoby naród palestyński w ogóle istniał. Zapewniał: „Palestyńczycyzniknęli w II wieku p.n.e. i nie słyszałem, aby zmartwychwstali".Goren mówił słuchaczom, że niepowstrzymany przez niewiernych „proces odkupieniatrwający już ponad sto lat nie może zostać zatrzymany, bo OpatrznośćBoża ciągle na nas czeka". Inny uczestnik sympozjum, rabin Aviner, zgodziłsię z Gorenem, że judaizm zabrania udzielenia nawet nieznacznejautonomii Palestyńczykom. Rabin Zalman Melamed, przewodniczący KomitetuRabinów z Judei, Samarii i Gazy, wyraził ten pogląd jeszcze dobitniej: „Żadenautorytet wśród rabinów nie zaprzeczy, że byłoby ideałem, gdyby ziemieIzraela zamieszkiwali tylko Żydzi". Rabin Szlomo Min-Hahar rozciągnął tenpogląd na muzułmanów i chrześcijan, twierdząc: „cały świat muzułmański tozłodziejstwo godne pogardy i zdolne do wszystkiego. Wszyscy chrześcijaniebez wyjątku nienawidzą Żydów i oczekują ich śmierci."Za sympozjum, w czasie którego rabini wygłaszali owe przemówienia, zapłacilipodatnicy Izraela, włączając w to arabskich muzułmanów i chrześcijan.Premier Rabin oraz minister religii i edukacji zaakceptowali to sympozjumi nie wygłosili publicznie krytyki wyrażanych tam poglądów. Obydwaj niemalw przededniu sympozjum odwiedzili Niemcy, gdzie ostro potępiali „niemieckąnienawiść wobec obcokrajowców". Starannie unikali wspominania rasistowskichwystąpień i zaleceń rabinów o tym, jak powinni być traktowani ob-80<strong>FRONDA</strong> 19/20


cokrajowcy w Izraelu. Nie wspomnieli o postulatach rabina Melameda, by„przenieść" czyli wyrzucić wszystkich nie-Żydów z Izraela. Taka wzmiankamogłaby uzupełnić ich wypowiedzi na temat niemieckiej ksenofobii.Inny przykład, także zaczerpnięty z hebrajskiej prasy, pochodzi z książkiwydanej w 1990 roku. Odpowiedzi Intifady, napisane przez ważnego rabinaz Gush Emunim, Szlomo Avinera, dostarczają w prostym języku hebrajskimodpowiedzi na pytania, co pobożny Żyd powinien czynić wobec Palestyńczyków,gdy znów nastaną czasy podobne do Intifady. Książka podzielona jest nazwięzłe rozdziały zawierające pytania i odpowiedzi. Odpowiedzi nie opierająsię na prawie izraelskim. Cytaty z pierwszych dwóch rozdziałów dobrze przedstawiająistotę pytań oraz odpowiedzi zawartych w książce. Na przykład pierwszepytanie w rozdziale pierwszym brzmi: „Czy istnieje różnica w karaniudziecka arabskiego i dorosłego Araba za naruszanie pokoju?" Odpowiedź rozpoczynasię od ostrzeżenia czytelników nie zaznajomionych z Halachą, że niemożna czynić porównań między niepełnoletnimi Żydami i gojami: „Jak wiadomo,żadna kara halachiczna nie może spaść na chłopców poniżej 13-tego rokużycia i na dziewczynki poniżej 12-tego roku życia (...) Majmonides pisał, że tazasada dotyczy wyłącznie Żydów, a nie jakichkolwiek nie-Żydów. Dlatego nie--Żydzi, bez względu na wiek, będą odpowiadać za popełnione zbrodnie." Odpowiadającna to pytanie rabin Aviner zacytował kolejną zasadę Majmonidesa,mówiącą o tym, by nie karać nie-żydowskiego dziecka, któremu może „brakowaćmądrości". Stwierdził przy tym, że decyzja, czy nie-żydowskie dziecko mabyć traktowane jak osoba dorosła, zależy od tego, czy dziecko mające nawetmniej niż 13 lat posiada wystarczające rozeznanie. Według tego, co Aviner napisałw swojej książce, każdy Żyd jest więc w stanie osądzić, czy nie-żydowskiedziecko może być oceniane i karane jak dorosły. Drugie przykładowe pytaniebrzmi: „Co mamy zrobić, jeżeli dziecko arabskie próbuje zagrozić żydowskiemużyciu?" Rabin Aviner wyjaśnia, że wcześniejsze odpowiedzi dotyczyły czynówrealnie popełnionych przez nie-żydowskie dzieci. Wyjaśnia, że jeżeli nie--żydowskie dziecko próbowałoby zamordować Żyda poprzez rzuceniekamieniem w przejeżdżający samochód, w takiej sytuacji to dziecko uznanejest za „prześladowcę Żydów" i powinno zostać zabite. Cytując Majmonidesajako swój autorytet, Aviner utrzymuje, że zabicie nie-żydowskiego dzieckaw takiej sytuacji jest konieczne dla ratowania życia Żyda.W drugim rozdziale swojej książki rabin Aviner zadaje kolejne pytanie i od-LATO-200081


powiada na nie: „Czy Halacha pozwala nałożyć karę śmierci na Arabów rzucającychkamieniami?" Odpowiedź brzmi, że nałożenie takiej kary jest nie tylkowskazane, ale konieczne. Ta kara nie jest zarezerwowana dla tych, którzy rzucająkamieniami, ale może być także orzeczona za inne wykroczenia. Avinermówi, że sąd rabinów lub król Izraela „mogą skazać na karę śmierci każdego,jeżeli dzięki temu świat stanie się lepszy". Sąd rabinów lub król Izraela możeukarać nie-Żydów lub zdradliwych Żydów poprzez bezlitosne wychlostanie,więzienie w najcięższych warunkach lub spowodowanie największego cierpienia.Rzecznicy Gush Emunim twierdzili, że władza sądu rabinów i króla Izraelamoże być przeniesiona na rząd Izraela, jeżeli ten przestrzega zasad religii.Wspomniane kary mogą być nałożone, jeżeli władze są przekonane, że powstrzymająone innych nieprawych ludzi. Aviner wyraźnie zaznaczył, że jestzwolennikiem kary śmierci i surowej chłosty dla każdego nie-Żyda rzucającegolub chcącego rzucać kamieniami w Żydów.IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKYTŁUM. ZESPÓŁTekst jest nieznacznie skróconym rozdziałemz książki Jewish Fundamentalism in Israel (1999)82<strong>FRONDA</strong> 19/20


Ortodoksi głoszą, że Talmud został dany Mojżeszowiprzez Boga na górze Synaj, tak samo jak Prawo znanez Biblii, tyle że był przekazywany sekretnie drogą ustną,aż do spisania go dopiero po 1500 latach. Dlategoteż Talmud jest nie tylko Słowem Bożym w równymstopniu co Biblia, ale nawet w większym, ponieważzostał dany przez Boga po to, by być kluczem do interpretacjiSłowa zapisanego.ORTODOKSJASYJONROZMOWA Z PROF. IZRAELEM SZAHAKIEMIzrael Szahak (1933) - przeżył warszawskie getto i hitlerowski obóz koncentracyjny, od1945 roku mieszka w Palestynie; profesor chemii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie;przewodniczący Izraelskiej Ligi Praw Człowieka i Obywatela; autor wielu książeknt. judaizmu i współczesnego Izraela (w Polsce ukazały się m.in. Żydzi / goje.Trzydzieści wieków sąsiedztwa oraz Tel-Awiw za zamkniętymi drzwiami).LATO-200083


Jakie miejsce w obecnym życiu publicznym Izraela i w żydowskiej historiizajmuje fundamentalizm religijny?Kwestia fundamentalizmu żydowskiego i fanatyzmu religijnego jest bardzopoważną sprawą w Izraelu i w historii jego ludu. Dla wielu ludzi, być możenawet dla większości Izraelczyków, jest to problem ważniejszy niż pokójz Arabami. Spoglądając wstecz i badając naszą historię, widzimy, że wielekonfliktów, wojen i wrogich relacji Żydów z nie-Żydami jest rezultatem żydowskiegofundamentalizmu i ksenofobii.Jest Pan uznanym autorem wielu książek, w których winą za postawy rasizmui ksenofobii, jaką przejawiają niektórzy Żydzi, obciąża Pan tradycję judaizmutalmudycznego. Dlaczego?Po pierwsze, nie powinniśmy patrzeć na judaizm jako byt jednorodny. Zmieniałsię on w ciągu wieków. Judaizm opisany w Starym Testamencie, pismachproroków, psalmach jest czymś całkowicie odmiennym od judaizmu talmudycznego.Zaś judaizm talmudyczny jest czymś zupełnie innym niż nowoczesnyjudaizm, który zaczął się kształtować na przestrzeni ostatnich 200 lat.Dlatego też ci, którzy postrzegają judaizm jako byt jednolity, popełniają tensam błąd jak ci, którzy patrzą na Polaków jako na jedną i niezmienną grupęi oskarżają wszystkich Polaków o jakieś tam błędy czy grzechy, które popełniliniektórzy albo na przykład tylko rządzący. Jestem przeciwko jakiejkolwiekgeneralizacji, a w pierwszym rzędzie przeciwko generalizacji, jeśli chodzio mój naród.Zatem to, co atakuję w swoich książkach, to judaizm talmudyczny, judaizm,który ewoluował w czasach talmudycznych, i który władał Żydami aż dookresu nowoczesnego. Ta forma judaizmu dzieli świat na Żydów i nie-Żydów,przy czym ci drudzy nie są traktowani przez wyznawców judaizmu talmudycznegojako ludzie. Judaizm talmudyczny jest winny powstaniu podwójnejmoralności - jednej stosowanej wobec Żydów, drugiej wobec gojów- a także aberracyjnych koncepcji ksenofobicznych i rasistowskich. Co najważniejsze,ta forma judaizmu miała przemożny wpływ na kształtowanie siępostaw i mentalności żydowskiej, miała wpływ na kulturę Żydów.84<strong>FRONDA</strong> 19/20


Dlaczego judaizm talmudyczny tak bardzo różni się od źródeł biblijnych?Dotknął Pan tu złożonego problemu. Jestem naukowcem, w nauce nie szukamypowodów. Jaki jest powód istnienia prawa grawitacji? Nie wiemy. Istniejeprawo grawitacji, obserwujemy je, wyprowadzamy na podstawie ciągu zdarzeń.Nowoczesna historia nie jest już tak deterministyczna, jak wielu sądziłow wieku XIX czy jeszcze na początku XX. Zazwyczaj problem ma wiele przyczyn.Zatem nie mogę podać jakiejś jednej przyczyny pojawienia się ksenofobicznegotalmudyzmu, ale mogę wymienić kilka powodów. Jednym z nich jestreakcja judaizmu na kulturę hellenistyczną. Kiedy Palestyna, a także Mezopotamia,gdzie również mieszkali Żydzi, zostały podbite przez Aleksandra Wielkiego,kultura grecka wywierała swój wpływ na wszystkich, w tym także na Żydów.W nowoczesnym języku hebrajskim 15 procent słów to słowa greckie. Ichpochodzenie wywodzi się z tamtego okresu. Wasze słowo „maszyna" to po hebrajskumochona, dokładnie jak w wyrażeniu deus ex machina. Oczywiście mógłbympodać tysiąc podobnych przykładów. Reakcja Żydów na kulturę hellenistycznąbyła wroga - postanowili się separować. Jedną z form tej ucieczki odpogańskiego świata był Talmud czy też to, co nazywamy literaturą talmudyczną.Drugi rodzaj reakcji to opór skierowany przeciwko Imperium Rzymskiemu.Jego rządy w Palestynie były równie opresyjne, jak w innych prowincjach.Oczywistą reakcją jest - znowu - separacja. I rzeczywiście: jedne z najgorszychpraw wymierzonych w nie-Żydów, jakie można znaleźć w Talmudzie, powstaływ okresie żydowskiej rebelii przeciwko Rzymianom.Czy może Pan wskazać tę odmienność, dzielącą tradycyjny judaizm biblijnyod judaizmu talmudycznego?LATO-200085


W języku jidysz słowem oznaczającym nie-Żyda jest goim - goj.Słyszałem, że używa się go nawet w języku polskim. Jest to słowoobraźliwe - to tak, jakby w Stanach Zjednoczonych nazwaćMurzyna „czarnuchem". Dokładnie takie ma ono znaczenie,kiedy używa go Żyd wobec nie-Żyda.W Biblii natomiast jest to zwykłe hebrajskie słowo oznaczające„naród", pojawiające się tam także w odniesieniu do Żydów.Jest wiele biblijnych wersetów, w których Izraelici, Żydzi są określanimianem goim. Tymczasem w Talmudzie to samo słowo oznacza coś innego,oznacza pogardliwe określenie „wszystkich nie-Żydów". Co ważniejsze, w samejBiblii nie ma słowa na oznaczenie „wszystkich innych narodów poza Żydami". SąEgipcjanie, są Babilończycy, jest ten naród, tamten naród, ale nie ma słowa określającego„wszystkie narody razem". Jednym z pierwszych śladów dokumentującychpowstanie literatury talmudycznej jest wymyślenie słowa, którego odpowiednikanie ma w innych językach, a które oznacza „wszystkie narody poza nami". Niema w języku polskim słowa, które oznaczałoby jednocześnie Chińczyków, Hindusówczy Indian. My je mamy! Zatem od razu widać tu różnicę.W każdym narodzie istnieje ksenofobia. Jest ona większa lub mniejszaz przyczyn geograficznych, historycznych i wielu innych. Tutaj podstawa ksenofobiima charakter teologiczny. Wszystkie inne narody są określone jednym słowemi w odniesieniu do nich wszystkich obowiązują dyskryminujące prawa. Gojowinie należy pomagać, kiedy znajdzie się w potrzebie; goja można oszukać,jeśli jest to potrzebne; nawet zabicie goja przez Żyda zasadniczo nie jest zbrodnią.Ostatecznie, goj nie jest w pełni człowiekiem. Pełnym człowiekiem jest tylkoŻyd. Sądzę, że taki sposób myślenia jest czymś bezwzględnie złym. Przedewszystkim jest to coś złego dla samych Żydów. Chcę, aby to było zupełnie jasne- moje obawy wynikają z troski o mój naród. Uważam siebie za żydowskiego patriotę.Zwalczam wpływy judaizmu talmudycznego właśnie z tego powodu.Jak dzisiaj kształtuje się wpływ judaizmu talmudycznego na społecznośćżydowską?Należy rozróżnić między Stanami Zjednoczonymi, Anglią i może jeszcze kilkomainnymi krajami a Izraelem. W USA i oczywiście w Europie przed Holocau-86<strong>FRONDA</strong> 19/20


stem byli Żydzi, którzy głosili nową żydowską religijność.Wyraźnie oświadczali: „nie będziemy kierować się Talmudemi literaturą talmudyczną, tworzymy nowy judaizm". Tą formęjudaizmu nazywamy dziś judaizmem reformowanym, liberalnymczy też konserwatywnym. W każdym razie byl to nowyjudaizm, który nie akceptował Talmudu i jego dziedzictwa.W Stanach Zjednoczonych większość Żydów tak naprawdęnie jest ortodoksyjna. Określenie „ortodoksyjny"stosuje się bowiem wobec Żyda akceptującego Talmud. Tutaj,w Izraelu, rozwój przebiegał inaczej, sprzeciw wobec Talmudu manifestowałsię po prostu drogą sekularyzacji. Żydzi zostali „świeckimi", co oznacza,że sprzeciwiają się oni żydowskiej religii. Najnowsza statystyka, którąmogę tu przytoczyć, stwierdza, że ok. 20 procent Żydów izraelskich to Żydzireligijni, a więc „ortodoksyjni", akceptujący Talmud. Kolejne 20 procent Izraelczykówreprezentuje całkowicie świecką tożsamość do tego stopnia, że odmawiająwejścia do synagogi (chyba, że dana synagoga to muzeum albo z jakiegośinnego powodu). Są tak zsekularyzowani, jak francuscy radykałowiesto lat temu. Pozostałe 60 procent ludzi znajduje się jakby pośrodku. Są toŻydzi, którzy zwykle nie chodzą do synagogi, ale czasem, może raz do roku,tam bywają albo też zawarli małżeństwo przed rabinem itd.Jaki zatem użytek czynią z Biblii Żydzi wywodzący się ze środowisk talmudycznych?Studiują Biblię korzystając wyłącznie z komentarzy literatury talmudycznej.Ta interpretacja jest ważniejsza niż sama Biblia. Rezultat jest taki, że interpretacjatalmudyczną wyprowadza często sens całkowicie sprzeczny z oryginałembiblijnym. Jasne wersety Biblii znaczą coś innego w interpretacji talmudycznej.Robi się to zresztą zarówno z dobrych, jak i ze złych pobudek.W każdym razie taka hermeneutyka jest spotykana we wszystkich religiach:najbardziej tajemne słowa są wyjaśniane przy pomocy komentarza w tensposób, że znaczą coś innego. W judaizmie przybiera to postać monstrualną- nie znam innego przykładu choćby trochę podobnego w tym do judaizmutalmudycznego. We wszystkich hebrajskich encyklopediach jest napisane, żepodstawą żydowskiego ortodoksyjnego postępowania (nie postępowaniaLATO-2000 , g7


każdego Żyda, ale Żydów ortodoksyjnych) jest Talmud i literaturana nim oparta.Co nadaje taką powagę literaturze talmudycznej, że jestważniejsza nawet od Słowa Bożego objawionego w Biblii?Ortodoksi głoszą, że Talmud został dany Mojżeszowi przez Boga na górze Synaj,tak samo jak Prawo znane z Biblii, tyle że był przekazywany sekretnie drogąustną, aż do spisania go dopiero po 1500 latach. Dlatego też Talmud jest nietylko Słowem Bożym w równym stopniu co Biblia, ale nawet w większym, ponieważzostał dany przez Boga po to, by być kluczem do interpretacji Słowa zapisanego.Tak przedstawia się to ich uroszczenie. Judaizm ma bardzo niewieledogmatycznych artykułów wiary, ale akurat w ten wierzą oni niezłomnie.Jaka jest merytoryczna struktura Talmudu?Większa część Talmudu to system przepisów prawnych. Prawo to w sposóbsystemowy dyskryminuje nie-Żydów. Dopóki nie mieliśmy własnego państwa,przepisy dotyczące np. morderstwa nie stanowiły problemu praktycznego.Jednak teraz, w Izraelu, nastręczają one wielu problemów praktycznych.Stanowią np., że kiedy Żyd zabije nie-Żyda, to chociaż jest to grzech(dodam, że nie mówimy teraz o wielokrotnym popełnieniu tego grzechu),nie powinien być za to ukarany tu, na ziemi. „Bóg sam się nim zajmie" - taksię to postrzega. Dlatego też za każdym razem, gdy Żyd zabije Araba (tu,w Izraelu, praktycznie wszyscy nie-Żydzi to Arabowie), pojawia się ogromnapresja, aby objąć go amnestią, aby wymierzyć mu złagodzony wyrok. I niemalzawsze do czegoś takiego dochodzi. W prawie wszystkich przypadkach,kiedy Żyd zabił Araba („my, Żydzi, jesteśmy ci silni, a Arabowie to ci słabsi"),angażowali się nawet najwięksi rabini, wywierając na sąd naciski mające nacelu złagodzenie wyroku czy objęcie sprawcy amnestią. I rzeczywiście wielokrotniemiało to miejsce.Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której w Polsce czy w jakimkolwiekinnym kraju najwięksi biskupi są raz po raz mobilizowani do załatwianiaamnestii dla Polaka, który zabił Żyda. Racja, to byłby antysemityzm! Ale dokładnieto samo można w tym momencie powiedzieć o nas! Jest to palący88<strong>FRONDA</strong> 19/20


problem polityczny, ponieważ oczywiście Arabowie o tymwiedzą. Nie dzieje się to w ukryciu, robi się to otwarcie.Jeśli dobrze rozumiem: nawet w przypadku zabójstwa Żydzitraktowani są inaczej niż nie-Żydzi, zatem ci ostatni niedo końca są równi w swym człowieczeństwie Żydom...Oczywiście! To prawda, że jedna z talmudycznych zasad głosi: „nie-Żydzi niesą ludźmi". Jest to jedna z tych dobitnych prawd, z których wywiedzione zostałyreguły czystości i nieczystości. Muszę tu podkreślić, że system talmudycznyjest bardzo logiczny, tyle że jego wyjściowe założenia są przerażające.Jeżeli jest się tego nauczanym od najmłodszych lat, to się to akceptuje. Myślę,że trudno nam zrozumieć, że 200-300 lat temu ludzie akceptowali (ponieważbyli uczeni strasznych rzeczy), że kraj należy do króla lub dynastii. Naprawdęw to wierzyli, w imię tej prawdy szli na wojnę! Ludzie akceptowali to, żekobiety mają mniejsze prawa. Ludzie akceptowali niewolnictwo. Proszę mipokazać gdziekolwiek na świecie 300 lat temu ruch przeciwko niewolnictwu.Nie było takiego! To tylko tradycja! Oczywiście ortodoksi są niezłomnie przekonani,że ich tradycja oparta jest na Słowie Bożym. Tradycja mówi, żewszystkie te zasady - włącznie z tym, że nie-Żydzi nie są tak naprawdę ludźmi- zostały dane Mojżeszowi przez Boga na Synaju. W rzeczywistości wymyślonoto w czasach hellenizmu jako reakcję na wpływy helleńskie oraz rządyImperium Rzymskiego. No, ale to jest ich mit.Czy jest prawdą, że część literatury talmudycznej zajmują ustępy obraźliwedla chrześcijaństwa, Chrystusa, Matki Boskiej?Oczywiście! Jest ich nawet całkiem sporo. Podam Panu pewien przykład. To jestnasz podręcznik arytmetyki dla klasy trzeciej: ćwiczenia z dodawania i odejmowania.Widać tutaj, że normalny znak dodawania, czyli krzyżyk, został zmieniony.To dlatego, że religia żydowska naucza, że krzyż jest czymś obraźliwym dlaŻydów. Wskutek ustępstw na rzecz partii religijnych zarządzono, że ma tak byćwe wszystkich izraelskich szkołach podstawowych. Później, kiedy uczniowiebędą wystarczająco dojrzali, żeby nie ulegać wpływowi krzyżyków w zadaniachtypu „2+2=4", można będzie przyjąć międzynarodowy znak „plus".LATO-200089


To wyjaśni Polakom, skąd wziął się ów skandal z krzyżami w Oświęcimiu.Poza nienawiścią do krzyża inne argumenty są w gruncie rzeczy drugorzędne.Ci, co atakują krzyż w Oświęcimiu, naprawdę nienawidzą krzyża - tojest faktyczna przyczyna tej presji. Mówię o tym, będąc w zgodzie z odczuciamiwielu Izraelczyków. Jednym z najbardziej pozytywnych zjawisk, jakieobecnie mają miejsce w Izraelu, jest większa sympatia i większe zrozumieniedla chrześcijaństwa, a szczególnie dla religii katolickiej, większe w porównaniuz tym, co miało miejsce w Warszawie 60 czy 100 lat temu. O wiele większei głębsze pod każdym względem. Ale to osobny temat.Nie tylko z racji prawdziwych przyczyn tamtego skandalu z krzyżamiw Oświęcimiu, nie tylko z uwagi na moją osobistą postawę - jestem przeciwnynienawiści wobec jakiegokolwiek symbolu religijnego. Krzyż nie jest moimsymbolem, ale jest szanowany przez miliard chrześcijan, dlatego też jestemmu winien taki sam szacunek, jakiego żądam wobec żydowskichsymboli religijnych.Krzyż, jak widzę, pełni rolę szczególnie odrzucającą dla wielu Żydów...Może Pan zapytać jakiegokolwiek dziewięciolatka uczącego się w szkole podstawowej,jak wygląda wasz znak „plus". Nikt tego nie powie. Istnieje wieleróżnych rodzajów Żydów. Polacy nie powinni używać słowa „Żyd" na określe-90<strong>FRONDA</strong> 19/20


nie wszystkich Żydów, lecz powinni zrozumieć, że istnieje wiele różnych rodzajówŻydów, podobnie jak ja rozumiem, że istnieje wiele odmiennych rodzajówPolaków, których ze sobą nie mieszam. Są przecież Żydzi, którzy wysłuchująlicznych zastrzeżeń dotyczących owego skandalu i mówią: „widok krzyżywokół Oświęcimia nie przeszkadza nam - jeśli chcą krzyży, to niech je mają".Żydzi sprzeciwiający się krzyżom w Oświęcimiu sugerują, że zdecydowanawiększość żydostwa sprzeciwia się obecności krzyża w tym miejscu.Ci, którzy tak twierdzą, kłamią! To jest właśnie sedno moich książek: wykazać,że kłamią! To nieprawda! Pierwszą zasadą jest: „nie uogólniaj, sprawdź!"Gdyby zapytał Pan o to ludzi w Izraelu, to bez problemów powiedzieliby Panu,że nie jest wolą wszystkich Żydów walczyć z krzyżem w Oświęcimiu. Tojakaś horrendalna bzdura i hucpa. Jednym z największych osiągnięć PaństwaIzraela jest to, że Żydzi są bardziej otwarci nie tylko na chrześcijaństwo, alerównież na każdy fenomen nie-żydowski, a to dlatego, ponieważ uwolnili sięod wpływu Talmudu.Ta postawa niechęci wobec krzyża uwidoczniła się zwłaszcza w USA.W głównej mierze jest to dzieło Żydów ze Stanów Zjednoczonych. W USAoraz w diasporze żydowskiej w innych krajach klimat jest odmienny, ponieważoni nie mają naszych, izraelskich problemów. Są chronieni przez amerykańskirozdział państwa od religii i, jeśli nie chcą, to nie muszą płacić podatkówrabinom. My musimy. Musimy też przyznawać Żydom religijnymprzywileje, których nie przyznaje się w żadnym innym kraju. Oczywiście dałoto efekt odwrotny od planowanego. Coraz bardziej wyzwalaliśmy się spodzgubnego, podstępnego wpływu talmudycznej religii żydowskiej (znów - niechodzi tu o cały judaizm, ale o judaizm talmudyczny) i staliśmy się lepsi.Jak ocenia Pan efektywność wpływu postawy talmudycznej we współczesnejkulturze żydowskiej?Proszę pozwolić mi mówić głównie o Izraelu, gdyż praktycznie całe dorosłeżycie mieszkam w Izraelu. Poza nim spędziłem jedynie bardzo krótki czas.LATO200091


To jest mój kraj. Znam Żydów izraelskich, ponieważ jestem jednym z nich.Wśród innych Żydów czuję się dziwnie, podobnie jak większość Izraelczykówponiżej 60-tego roku życia. Kiedy Izraelczycy osiedlają się w USA, niezamieszkują wśród tamtejszych Żydów, ale tworzą własne, odrębne społeczności.Proszę zatem pozwolić mi mówić o Izraelu.W Izraelu jest to problem czysto polityczny. Żydów ortodoksyjnych mamytu 20 procent. Głosują oni tylko na swoje własne partie religijne. Partiete zainteresowane są wyłącznie zdobywaniem pieniędzy i przywilejów dlaŻydów religijnych oraz separowaniem Izraela od gojów. Wszystkie inne zagadnienia,takie jak pokój, ekonomia i każda inna wyobrażalna kwestia - nieinteresują ich. Dam przykład. Niedługo przybędzie tu z wizytą papież. Bardzosą podnieceni z tego powodu, szukają różnych pretekstów. Papież będziemiał tutaj różne obowiązki w sobotę, więc Żydzi mogą naruszyć szabat idącna spotkanie z nim. Z tego powodu rabini napisali list do papieża: Me naruszajszabatu. A jest to tylko jeden z delikatniejszych sposobów, w jaki sprzeciwiająsię tej wizycie. Jednak w wielu innych sprawach da się ich kupić. Używamtego wulgarnego określenia, bo tak się z nimi robi. Koalicja może ichkupić, a kiedy już da się im przywileje - będą posłusznie głosować w każdejinnej kwestii. Mają więc wielkie znaczenie polityczne, ale coraz więcej Żydówuwalnia swoje życie od ich wpływu.Powiedział Pan, że wpływ judaizmu talmudycznego jest zasadniczo niedobrydla samych Żydów. Dlaczego?Podam dwa przykłady: izraelski i polski. Gdy chodzi o Izrael, to z uwagi naswą ksenofobiczną postawę partie religijne są zawsze za polityką zaczepną,za wojną, za gorszym traktowaniem Arabów, zarówno tych mieszkającychw Izraelu, jak i w innych państwach. Z tego powodu ściągają one na Izraelwiększe niebezpieczeństwo wojny niż inni politycy. Robią to dla zasady, podczasgdy świeccy politycy prawicowi robią to z innych, koniunkturalnych, politycznychwzględów. Można się spierać z Arielem Szaronem, jednym z naszychpolityków prawicowych, na temat tego, czy powinniśmy, czy niepowinniśmy być obecni w Libanie. To on wprowadził nas do Libanu, ale teraz,w czasie ostatnich miesięcy, opowiada się za natychmiastowym wycofaniemsię. Decyzję o wprowadzeniu i wycofaniu wojsk podjął ze względów92<strong>FRONDA</strong> 19/20


politycznych. Jednak nie można spierać się z politykiem religijnym co do wycofaniasię z Zachodniego Brzegu, ponieważ wierzy on, że jest nakazem Bożym,aby Zachodni Brzeg należał do Żydów. Mamy tu więc dwa kompletnieróżne podejścia. Jedno - świeckie, np. prawicowe, być może bardzo zle, aleświeckie. Można z nim polemizować na temat tego, co jest dobre dla Izraela.Z fundamentalizmem jednak polemizować się nie da, ponieważ „tak powiedziałBóg". Jeśli „tak powiedział Bóg", to nie ma dyskusji.Polski problem jest bardzo tragiczny, ale uważam, że trzeba mówić o tymotwarcie. Jeden z największych problemów Żydów w Polsce (przy czym winięza to nie tyle sam lud żydowski, co raczej ich władze i rabinów) polegałna tym, że nie chcieli oni uczyć się języka gojów, języka polskiego. Nawetw ostatnim momencie, w 1939 roku, ogromna większość nie znała polskiego,pewna ich część znała go słabo. Wiem o tym od mojej rodziny. Nawet ci,którzy polski znali, mówili z bardzo złym akcentem, o wiele gorszym niż ja.Dlatego też nie było możliwości ratowania ich w czasie Holocaustu. Ich brakznajomości polskiego lub zły akcent natychmiast ich zdradzały. A więc nienawiśćdo gojów, posunięta aż do odmowy nauki języka polskiego, językakraju, w którym żyli od setek lat, jest problemem, który należy postawićotwarcie! Winę za to trzeba przypisać żydowskiej religii talmudycznej, rabinomoraz bogatszym klasom, które pomagały rabinom dla swoich własnychcelów. Skutek tego był tragiczny.Problemy, które Pan teraz porusza, właściwie nie są znane na Zachodzie.Wiele osób, które nawet się w tej materii orientują, o naturze judaizmu talmudycznegomilczy. Znane są przykłady tłumaczeń „łagodzących" ostrepierwotnie brzmienie żydowskiej literatury teologicznej na języki europejskie.We współczesnej kulturze wszystko się demaskuje, jednak w materiiżydowskiej ksenofobii panuje autocenzura. Dlaczego?Odpowiedź brzmi: Holocaust. Trauma po Holocauście prowadzi do tabu. Jesttakie amerykańskie przysłowie: „nie powinno się obwiniać ofiar". Zatem dobrzyFrancuzi, dobrzy Niemcy, dobrzy Anglicy, wszyscy dobrzy ludzie chcielipomóc Żydom. Pojawił się kompleks: nie mówmy o nich nic złego, mówmytylko o ich dobrych stronach. Oczywiście, jest to naiwne przekonanieOświecenia: „jeśli tylko usuniemy opresję - wszyscy staną się doskonali",LATO-200093


„jeśli usuniemy dyskryminację Żydów - to Żydzi będą doskonali". Holocaustwzmógł tę tendencję stu- czy nawet tysiąckrotnie. Jednakże jest to zła tendencja,działająca na niekorzyść nas, Żydów! Mówię tylko: powinniśmy znaćsiebie takimi, jakimi jesteśmy, nasze dobre i nasze złe strony. Odnosi się todo każdego narodu. Ukrywanie prawdy będzie prowadzić do gorszego antysemityzmuniż w przypadku ujawnienia jej. Najlepszą polityką jest ujawnieniecałej prawdy. Mamy takie hebrajskie powiedzenie: „Jeśli masz kawałekwykrzywionego żelaza i próbujesz je wyprostować, to powinieneś uderzyć jez taką siłą, jakbyś chciał je wykrzywić w przeciwną stronę. Twój wysiłek orazopór żelaza być może uczynią je prostym."Czy zgadza się Pan z tym osobami, które twierdzą, żena naszych oczach powstaje pewien świecki kult, kultHolocaustu. Holocaustu nie traktuje się jako zwykłegowydarzenia historycznego, ale nabiero ono pewnej sakralnejtreści.W pełni się z tym zgadzam. Dzieje się tak wśród Żydów amerykańskich, aletakże do pewnego stopnia w Izraelu. Holocaust staje się świecką religią dlaniektórych Żydów i narzędziem szantażu politycznego wobec nie-Żydów.Zamiast pozostawać zbrodnią i tragedią, jest przez niektórych wykorzystywanydo manipulacji. Nie podoba mi się, że z Holocaustu robi się jakieś narzędziepolitycznego nacisku i szantażu. Dlatego, kiedy byłem w Polsce, niewybrałem się do żadnego obozu koncentracyjnego, ale poszedłem pod pomnikMordechaja Anielewicza. Była to moja reakcja na robienie z Holocaustujakiejś świeckiej religii.Znana jest wypowiedź jednego z prominentnychdziałaczy żydowskich, który powiedział: „Próbowaliśmystosować różne rodzaje perswazji, jedne byłyskuteczne, inne zawodziły, jednak Holocaust działazawsze".Myślę, że to wielki błąd, to nadużywanie Holocaustu, traktowanie tej tragediijak jakiejś religii.94<strong>FRONDA</strong> 19/20


Dlaczego?Ponieważ każda fałszywa religia jest szkodliwa. A religia Holocaustu jest całkowiciefałszywa. Nie ma tu Boga, nie ma przykazań, nie ma przykazań pozytywnych.W normalnej religii decyduje pozytywne przesłanie. Także w literaturzetalmudycznej są pewne pozytywne fragmenty. A jakie sąpozytywne przykazania religii Holocaustu? Nie ma tam żadnych pozytywnychprzykazań. Ta fałszywa religia jest właściwie pewnym rodzajem nienawiścido świata.Jestem jednym z tych, którzy przeżyli Holocaust. Najważniejszą rzeczą,jaką można powiedzieć o tych, którzy przeżyli eksterminację Żydów (nie lubięsłowa „Holocaust", lubię brutalne, jasne pojęcia, takie jak „eksterminacja"lub „ludobójstwo"), jest to, że większość z nas wiodła po tym wszystkimnormalne życie. Tutaj, w Jerozolimie, jestem nawet członkiem klubutych z mojej grupy, którzy przeżyli - spotykamy się co roku w rocznicę naszegowyzwolenia. Wszyscy wiedziemy normalne życie i tak jest w przypadku90 procent wszystkich tych, którzy przeżyli Holocaust, a, jak Pan sobiemoże wyobrazić, znam lub znałem ich tysiące. Media zaś lubią tragedie, tragedietych, którzy nie potrafili poradzić sobie z traumą Holocaustu.Kto - Pana zdaniem - czerpie korzyści z tej religii Holocaustu?Po pierwsze, żydowski establishment religijny; po drugie, władze PaństwaIzraela. Chociaż ta postawa jest nadal bardzo efektywna, to jednak na przestrzeniostatnich 20 lat to, co można by nazwać religią Holocaustu, traciswoje oparcie w kręgach izraelskiej inteligencji.Dlaczego?Ze względu na to, czym to jest - jest to po prostu błędna postawa.To prawda, że postawa ta nie rozpowszechniła sięwśród ludzi jakoś szeroko. Dlatego na przykład niektóre intetektualnekręgi w Izraelu bardzo krytykują zwyczaj zabieranianaszej młodzieży na rytualne odwiedziny obozów zagłady,różne marsze żywych itp. Fałszywa tożsamość nieLATO 2000


pomoże nikomu, a szczególnie Żydom. Tonam nie pomoże. Pomoże nam zdrowe,demokratyczne państwo i społeczeństwow Izraelu oraz zdrowe i demokratycznemniejszościowe społeczności żydowskiewe wszystkich krajach, w których one żyją,oddane w pierwszym rzędzie wartościomogólnoludzkim, po wtóre - samokrytyczne,po trzecie (co jest równieważne) - wierne wartościowej części dziedzictważydowskiego.Różnice pomiędzy świeckimi a religijnymi Żydami są bardzo duże. Czy stannapięcia, jaki utrzymuje się między tymi dwoma grupami, może w efekciedoprowadzić do jakiegoś poważniejszego konfliktu?Proszę przyjrzeć się historii różnych narodów. W wielu przypadkach, kiedyróżnice w narodzie dotyczące kwestii podstawowych były fundamentalnei zanim pojawiła się wolność, zdarzało się, że wybuchała wojna domowa.A więc dlaczego nie miałoby się to stać i tutaj, w Izraelu? Uważam, że prędzejczy później dojdzie zatem do kryzysu, a może nawet do wojny domowej.Kiedy kryzys minie - niezależnie od tego, czy dojdzie do wojny domowej, czynie - Izrael stanie się wreszcie normalnym państwem. Ortodoksi prawdopodobniewybiorą wtedy życie w getcie, jak to już wielokrotnie w historii robili,co zresztą po części już się dzieje.Zauważa Pan powstawanie w Izraelu zjawiska getta?Mamy tutaj getta, dobrowolne getta radykałów religijnych, którzy sami siętam zamykają. Praktyka życia ortodoksów wymusza ten stan rzeczy. Żydzinieortodoksyjni sprzeciwiają się budowaniu synagog w ich sąsiedztwie. Ortodoksyjnasynagoga oznacza, że następnego dnia pojawi się żądanie wyłączeniaz ruchu drogi do niej w czasie szabatu, zamykania jakichś sklepów itp.Zwyczajni Izraelczycy nie chcą takich zwyczajów. Kiedy byłem bardzo młody,w Tel-Avivie duży odsetek stanowili Żydzi religijni. Obecnie Tel-Aviv jest naj-96<strong>FRONDA</strong> 19/20


ardziej świeckim, zachodnim miastem, o wiele bardziej niż Jerozolima.Większość religijnych Żydów wyprowadziła się z Tel-Avivu, mieszkają terazw pobliskim mieście zwanym Bnei-brak, gdzie stanowią niemal wszystkichmieszkańców. W soboty jest ono kompletnie zamknięte. Tak więc jest to„gettoizacja"! Zresztą historyczne powstanie getta w Europie nie ma związkuz uciskiem rządzących nie-Żydów. Getta zostały stworzone przez samychŻydów, ponieważ chcieli oni żyć osobno. Ich niechęć do gojów, do nie-żydowskiegospołeczeństwa była aż tak wielka, że wybrali izolację. Nakazmieszkania w gettach pojawił się o wiele później. Jeśli ludzie chcą żyć w gettachz własnej woli, trzeba im na to pozwolić.Co zatem powstrzymuje ten konflikt z ortodoksami?Utrzymuje się status quo, ponieważ znajdujemy się w stanie wojny z Arabami.Ale gdyby tylko nastał pokój, konflikt ten natychmiast przybrałby na sile.Można zaobserwować następującą prawidłowość: za każdym razem, gdypojawia się polityczny kryzys w stosunkach z Arabami - ów konflikt słabnie;gdy pojawia się więcej spokoju - ów konflikt narasta.Z Pańskich książek można dowiedzieć się o dwóch znaczących grupach wewnątrzspołeczności Żydów izraelskich. Do tej pory zajmowaliśmy się ortodoksami,drugie środowisko określa Pan jako syjonistycznych mesjanistów.Żydzi syjonistyczno-mesjanistyczni nie stosują polityki eskapizmu tak jakortodoksi, są bardzo mocno zaangażowani w rozwój państwa izraelskiego.Chętnie, inaczej niż to się dzieje z ortodoksami, służą w wojsku. Wierzą, żecała ziemia izraelska, cala Palestyna, a nawet więcej niż sama Palestyna należydo Żydów. Tradycyjnie to oni stanowią stronnictwo wojny wśród Izraelczyków.Jak definiują oni swój mesjanizm?Polityczny ruch mesjanistyczny został stworzony jakieś 80 lat temu przez kilkuznaczniejszych rabinów, na czele których stał rabin Abraham Izaak Kook.Stworzono nową interpretację teologii, która opierała się na dwu założe-1ATO-2000 C)7


niach. Po pierwsze: mesjasz nadejdzie już niebawem. To jest ich najważniejszypogląd. Żyjemy teraz w końcowym okresie historii. Nim mesjasz nadejdzie,musimy mu przygotować drogę poprzez zdobycze terytorialne, przezodtworzenie historycznego Izraela. Po drugie: mesjanistyczni Żydzi wzmogliuczestnictwo w życiu publicznym, angażowali się w politykę, wstępowali doarmii, byli dobrymi żołnierzami. Te metody miały, w ich przekonaniu, prowadzićdo uświęcenia państwa i społeczeństwa. Chcieli transformacji Izraelado pewnego rodzaju stanu sakralnego.Czy można określić, czego to środowisko oczekuje po przyjściu Mesjasza?Mesjasz ma pokonać wszystkich wrogów Izraela. Jego przyjście sprawi, żesprowadzą się tu wszyscy Żydzi - niekoniecznie na tereny dzisiejszego państwaizraelskiego, ale na duży obszar Bliskiego Wschodu. Ci ludzie publikująjuż mapy tego przyszłego królestwa. Wchłonąć ma ono właściwie wszystkiepaństwa Bliskiego Wschodu, będzie się rozciągało od Morza Śródziemnego poZatokę Perską. Jednak rządy Mesjasza będą wykraczały nawet poza graniceposzerzonego państwa izraelskiego. Według Żydów, mesjasz będzie panowałnad całym światem, wcześniej jednak pokona fałszywe religie, Arabów, chrześcijan,gojów. Wszyscy będziemy musieli zaakceptować jego autorytet.Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKIJEROZOLIMA, MARZEC 200098<strong>FRONDA</strong> 19/20


W czasach średniowiecza było o wiele więcej otwartościniż teraz. To od czasów Oświecenia rabini zaczęlibyć tak zamknięci, tak surowi w wypełnianiu rytuałów,w sposobie myślenia, zaczęli obawiać się każdejnowej idei.KULTURKAMPFPO IZRAELSKUROZMOWA Z SZULAMIT ALONISzulamit Aloni (1929) - prawniczka, dziennikarka i działaczka polityczna lewicowej partiiMerec w Izraelu; przez wiele lat (począwszy od roku 1965) deputowana do Knesetu; założycielkaRuchu Praw Obywatelskich; w latach 1992-96 minister sztuki, nauki i technologii.LATO-2000 99


Jak Państwo Izraela rozwiązuje relacje między świeckimi instytucjami państwowymia Synagogą?Izrael powstał jako państwo demokratyczne. W swoim zamyśle miał być społeczeństwemobywatelskim. Demokracja szanuje partie religijne i osoby wierzące,jednak stoi ona na stanowisku, że problem wiary to sprawa osobistai dobrowolna. Ponieważ Izrael nie ma spisanej konstytucji, zaadaptowaliśmysystem, który panował tutaj zanim powstało nasze państwo, czyli ottomańskityp społeczeństwa, w którym każda grupa narodowościowo-religijna miałaswoją własną autonomię. Część władzy znajdowała się w rękach duchowieństwa.W przypadku Żydów byli to rabini, w przypadku Arabów mufti.Dzisiaj jesteśmy jedynym społeczeństwem demokratycznym, w którym ludziesą prawnie podzieleni na 12 grup narodowościowo-religijnych. Nie mamycywilnych małżeństw i rozwodów. Stan cywilny, małżeństwo i rozwód, są podjurysdykcją duchowieństwa. Będąc kobietą, Żydówką, jeśli chcę zgodnie z prawemwyjść za mąż lub się rozwieść, muszę stanąć przed żydowskim sądem religijnym,w którym, jako kobieta, nigdy nie mogę zasiąść w ławach sędziowskich,w którym, jako kobieta, jestem świadkiem drugiej kategorii. Wedługprawa żydowskiego - to samo dotyczy prawa muzułmańskiego obowiązującegow Izraelu - kobieta do momentu zawarcia małżeństwa jest własnością jejojca, zaś po zawarciu małżeństwa jest własnością swego męża.Z jednej strony, jest w państwie realna demokracja. Chociażby w przypadkuosoby takiej jak ja - zrobienie kariery w państwie było możliwe. Z drugiejstrony, zgodnie z prawem dotyczącym stanu cywilnego, małżeństwa i rozwodu,podlegam jurysdykcji najbardziej wstecznych osób religijnych, osób, którenienawidzą społeczeństwa obywatelskiego i mocno sprzeciwiają się równymprawom dla kobiet. Z taką oto sprzecznością mamy więc do czynienia w naszymżyciu.Jednak wpływ środowisk religijnych wykracza, zdaje się, poza prawo cywilnei dotyka także polityki.Oczywiście. Nie mamy i nigdy nie mieliśmy w Izraelu partii, która uzyskała absolutnąwiększość w wyborach parlamentarnych, dlatego rząd izraelski wiecznieskazany jest na szerokie koalicje lewicy i prawicy, które nigdy nie miały100<strong>FRONDA</strong> 19/20


większości. Łatwiej jest budować koalicje z partiami religijnymi, które jednak,będąc języczkiem u wagi, stosują politykę szantażu. Dlaczego? Ponieważ, jeślinie da się im tego, czego chcą, przyłączą się one do obozu przeciwnego. Nie interesujeich pokój ani wojna. Nie interesuje ich dobrobyt społeczeństwa. Chcąreligijnego usztywnienia państwa, chcą swojej własnej edukacji i pieniędzy dlaswoich ludzi. Chcą też więcej władzy dla swoich duchownych. Krok po kroku...Jeżeli założyć, że podstawową ideą Państwa Izraela jest oświecona demokracjaz najlepszymi ideami Oświecenia - to stale cofamy się w stronę religijnegorygoryzmu. I dlatego społeczeństwo jest tak podzielone.Czyli, Pani zdaniem, środowiska religijne zmierzają do uzyskania coraz większychwpływów w państwie...Mamy do czynienia z metodycznie, krok po kroku prowadzoną inwazją zestrony żydowskich fanatyków religijnych. Ale istnieje też narastający stopniowoopór przeciw nim wśród świeckich Żydów. Nie dzieje się to niestetywśród członków rządu, ponieważ ich władza jest uzależniona od religijnychortodoksów.Próbując scharakteryzować te środowiska należałoby powiedzieć, że sąprzede wszystkim bardzo nacjonalistyczni, bardzo fanatyczni. Jak na fundamentalistówprzystało, do wszystkiego pakują Boga. Słyszą głosy z nieba mówiące,że „Ziemia Święta należy do nas". Nienawidzą pogan, gojów. Uważają,że poganie, Arabowie i Palestyńczycy nie mają żadnych praw. Są przeciwko budowaniupokoju z Palestyńczykami. Muszę powiedzieć - a staram się byćostrożna w słowach - że wielu z nich można śmiało określić jako faszystów,w tym znaczeniu, że są bardzo nacjonalistyczni, że wykorzystują starą tradycję,głosy rabinów i głos Boga do zdobywania coraz większej władzy i pieniędzy.Rząd musi iść z nimi na kompromisy, gdyż nie chce utracić władzy. Na przykład,jeśli Barak odmówi im teraz w jakiejś kwestii, to zagłosują przeciw niemu.I kaput. To samo było z Beniaminem Netaniahu. Nie ma znaczenia czy toprawica, czy lewica. To w ich rękach znajdują się rządy. Chociaż większość ludziw tym kraju chce cywilnych małżeństw i rozwodów - nie mamy cywilnychmałżeństw i rozwodów. Chociaż większość ludzi w Izraelu chce, by publicznytransport funkcjonował w szabat i święta - nie mamy publicznego transportupodczas szabatu. Nawet linie El-Al nie mogą latać w szabat, jesteśmy wtedyLATO-2000101


kompletnie odcięci od świata. I tak dalej, i tak dalej. Jest to prawdziwy konflikt.Mamy tu pewnego rodzaju Kulturkampf toczony między religijnymi ortodoksamia społeczeństwem obywatelskim. Rząd lawiruje pomiędzy tymi dwiemastronami. Większość praw, jakie mamy, jest pokrętna i zmanipulowana zamiastbyć oświecona w duchu praw człowieka. Nie mamy w naszym ustawodawstwieKarty Praw, w której zapisana byłaby równość mężczyzn i kobiet, Żydówi nie-Żydów.Z tego, co Pani mówi, wynika, że celem wielu ortodoksyjnych Żydów jest zamienienieIzraela w państwo teokratyczne.Zgadza się, to jest ich cel. Cały czas próbują.Ale nie wierzę, że się im to uda. Ludzie przecieżby się zbuntowali. Proszę nie zapominać,że wielu z tych ortodoksów w ogóle niepracuje, żyją z pieniędzy publicznych. Potrzebująwięc kogoś, kto by na nich pracował.Nie chcą, abyśmy zniknęli, abyśmy opuściliten kraj. To nasz kraj. Wielu z nich nie służyw armii. Są pasożytami. Mówią, że cały czassię uczą. Jest to nieuczciwe i społeczeństwo0 tym wie. I dlatego nie osiągną oni aż tyle,ile są przekonani, że osiągną. Z drugiej strony,mogą mieć wystarczającą siłę, aby przetasowaćrząd od prawej do lewej. To z ich winyproces budowania pokoju z Palestyńczykami1 z Syrią jest z roku na rok opóźniany.Ortodoksi twierdzą, że ich działanie jest uprawnione z punktu widzenia tradycjiżydowskiej i judaizmu. Świeckich Żydów uważają za uzurpatorów, którzynie mają legitymizacji, aby rządzić Izraelem.Wielu ludzi uważa w dobrej wierze, że judaizm polega na zachowywaniu rytuałówi oczekiwaniu na nadejście Mesjasza. Są tacy ludzie. Wielu innych robijednak na tym interes. Są zwolnieni ze służby wojskowej, dostają pieniądze,102<strong>FRONDA</strong> 19/20


mają władzę i o nic innego nie dbają. Ciągle mają mentalność mniejszości żyjącejw getcie. Żyli niegdyś w gettach, pośród pogańskiego, wrogiego im społeczeństwai zajmowali się tylko sobą. Mentalność ta jest ciągle obecna wśródtych ludzi. Patrzą na nas, świeckich Żydów, z góry, jakbyśmy byli poganamii jakby mieli prawo nas wykorzystywać. To smutne, że dzisiaj prawie niemożliwejest mówienie o judaizmie w sposób czysto intelektualny. Wszystko jestczęścią polityki. To polityka, pieniądze, manipulacja i rytuały. Rytuały i rytuały...Piękno judaizmu, jego filozofia, prawdziwe wartości proroków, sprawiedliwość- o tym właściwie nie można z tymi ludźmi dyskutować, bo oni siętym nie interesują.Jest też jeszcze coś, co mnie niepokoi. Po tak wielu latach bycia mniejszością,która potrzebowała ochrony, nagle posiadają mnóstwo władzy. Czują, żemają władzę. Państwo jest silne, mamy najsilniejszą armię na Bliskim Wschodzie.Tego rodzaju siła, siła państwa z jednej strony, a z drugiej strony - ichmoc manipulowania rządem sprawiła, że nie rozumieją oni granic władzy. Sąwięc strasznie chciwi. Sposób, w jaki zabierają własność Palestyńczyków, ziemięPalestyńczyków, sposób, w jaki traktują innych, także wszystkie innemniejszości, gojów... - to jest tragedia.Jednak to oni twierdzą, źe reprezentują prawdziwego ducha żydowskiego,a o świeckich Żydach mówią, że są plagiatorami.Zgodnie z żydowskim podaniem my wszyscy, włącznie z kobietami, byliśmy nagórze Synaj, kiedy była nam dawana Tora. A więc i ja tam byłam. Zatem mojainterpretacja jest tak samo dobra, jak naszego naczelnego rabina. Są ludzie,którzy tego nie wiedzą, ale ja to wiem. Zawsze im to mówię.W kulturze, która liczy sobie trzy tysiące lat, można znaleźć wszystko. Możnaznaleźć najbardziej oświecone, najpiękniejsze rzeczy i można znaleźć rzeczynajstraszniejsze, najbardziej rasistowskie. Problem polega na tym, że każda osobamusi sama zadecydować, jakim chce być człowiekiem i jakim chce być Żydem.Czy wie Pan dlaczego - zgodnie z Biblią - Bóg wybrał patriarchę Abrahama,aby był głową narodu żydowskiego? Ponieważ powiedział, że Abraham będzieuczył swój dom i swój ród postępowania w sposób uczciwy i sprawiedliwy.W tym samym fragmencie Bereszit, pierwszej księgi Tory, Abraham poprosiłBoga, aby nie wymierzał kary zbiorowej - dotyczyło to Sodomy i Gomory.LATO-2000103


Powiedział: „nie możesz zabić ich wszystkich, musisz to zbadać, są tam ludziei prawi, i nieprawi". Sprzeciwia się to odpowiedzialności zbiorowej, nakazujesię tu postępowanie uczciwe i sprawiedliwe.A zatem to jest żydowska tradycja. Naród żydowski stał się narodemw Egipcie. Byli niewolnikami, a otrzymali wolność. Na pustyni otrzymali Torę,kodeks norm. W Torze 36 razy - a w całej Biblii nawet częściej - powtarza sięnakaz, aby traktować drugiego jako równego sobie i dać mu prawa obywatela.Jednak ortodoksi na usprawiedliwienie swojego sposobu traktowania innychzawsze znajdują jakiś inny fragment, gdyż jest to kultura licząca sobietrzy tysiące lat. Nikt z nich nie ma większego prawa do judaizmu niż ja. W judaizmienie mamy papieża. Każdy z nas może wziąć Biblię i ją wyjaśniać. Ortodoksipróbują bawić się w papieży, ale nimi nie są. Zgodnie z naszą tradycją,rabina trzeba sobie wybrać i każdy, kto chce go mieć, ma swojego.Chodzi tu zatem o władzę, władzę, którą oni posiedli, oraz o pewnego rodzajukoalicję w państwie, które próbuje być społeczeństwem obywatelskim,ale nie ma spisanej konstytucji. Ben Gurion, chociaż był wielkim człowiekiem,popełnił wielki błąd: kiedy powstało nasze państwo, byłprzeciwny spisaniu konstytucji. Ludzie zgromadzili sięi w tym państwie ze 102 różnych miejsc świata. Większośćprzybyła z Europy Wschodniej i z Bliskiego Wschodu. Niemieli najmniejszego pojęcia, co oznacza słowo„demokracja". Ci religijni wierzą, że demokracjato rządy większości w Knesecie- i bawią się w gry, w manipulację.Coraz więcej osóbzaczyna mieć ich dość.Jedną z rzeczy, którezainicjowałam naprzełomie lat 60-tychi 70-tych, a którą zaakceptowało wielu ludzi, jest kontrakt małżeński oparty nacywilnym prawie kontraktów, zamiast małżeństwa przed sądem rabinackim.I partnerzy żyją ze sobą, ponieważ dzieci są ich prawowitymi dziećmi, nawet jeślirodzice nie są małżeństwem.Tak więc omijamy pewne rzeczy. Ale na dłuższą metę nie będzie to dobrzefunkcjonować. Może będziemy potrzebowali następnej wojny, aby oni zrozu-104<strong>FRONDA</strong> 19/20


mieli, że musimy budować pokój. Może będziepotrzeba Kulturkampfu, aby ortodoksizrozumieli, że nie mogą się nam narzucać.Izrael ma być w przeświadczeniu wielu religijnychŻydów wyjątkowym państwem,ponieważ sami Żydzi są wyjątkami, Sąnarodem wybranym, który ma doodegrania mesjańską misję.Są Żydzi, którzy wierzą, że są narodemwybranym. Jednak po II wojnie światowejbyłabym bardzo ostrożna. Każdy naród,który ma wystarczająco dużą potęgę, możeo sobie powiedzieć, że jest narodemwybranym.Z drugiej strony, można powiedzieć,że jesteś wybrany, aby być przykładem,aby postępować uczciwie i sprawiedliwie.Po to został wybrany Abraham- aby pomagać biednym i aby dawaćprzykład przez realizowanie wartościhumanistycznych. To właśnie nazywamyelitą służebną wobec społeczeństwa.Można powiedzieć: „ja, który zostałemstworzony na obraz Boga, ja, który jadłem owoc z drzewa wiadomości złego i dobrego,ja, który rozróżniam między tym co dobre i złe, biorę odpowiedzialnośćza to co robię, biorę na siebie odpowiedzialność wobec społeczeństwa, w którymżyję". To także rodzaj wiary w to, że jest się wybranym - poprzez bycie stworzonymna obraz Boga.Z drugiej strony, w judaizmie mamy do czynienia z jeszcze jedną piękną historią.Weźmy opowieść o tym, jak Bóg stworzył świat. Stworzył ptaki - wedleich rodzajów, zwierzęta - wedle ich rodzajów, ryby - wedle ich rodzajów. Alestworzył tylko jednego Adama - Adam jest wspólnym imieniem na oznaczenieAdama i Ewy. Dlaczego stworzył tylko jednego człowieka, a nie wielu - wedleI.ATO-2000105


kolorów ich skóry, wedle języków jakimi mówią, itd.? W żydowskiej tradycji sąna to dwie piękne odpowiedzi. Pierwsza brzmi: cały świat został stworzony dlakażdego człowieka. Druga brzmi: my wszyscy, wszyscy ludzie z całego świata,jesteśmy potomstwem Adama i Ewy i nikt nie może powiedzieć: „mam nad tobąwyższość". To także judaizm. Ale z ortodoksami nie da się rozmawiać. Onito wszystko widzą ciasno, rasistowsko.Czyli rozumiem, że taka uniwersalistyczna interpretacja judaizmu musiw uszach ortodoksa brzmieć jak herezja.Widzi Pan, dwa tysiące lat życia na wygnaniu i trzymania się razem sprawiło,że oni boją się jakiejkolwiek nowej idei. W czasach średniowiecza było o wielewięcej otwartości niż teraz. To od czasów Oświecenia rabini zaczęli być takzamknięci, tak surowi w wypełnianiu rytuałów, w sposobie myślenia, zaczęliobawiać się każdej nowej idei. Od kiedy Żydzi otrzymali równe prawa w wynikuDeklaracji Praw Człowieka, uchwalonej w czasie rewolucji francuskiej,w sierpniu 1789 r., rabini zaczęli się zamykać, walczyć z ideami Oświecenia,występować przeciwko nauce i filozofii i trzymać się w zwartości w oczekiwaniuna przyjście Mesjasza. W diasporze ci, którzy nie chcieli do nich należeć,odchodzili z getta. Natomiast w Izraelu rabini mają władzę polityczną. Dziękiniej narzucili nam owe religijne restrykcje w kwestii małżeństwa, rozwodu,stanu cywilnego, jedzenia, transportu, finansów i wielu innych sfer życia.Czy to napięcie między świeckimi a religijnymi Żydami jest w ogóle do usunięcia?Mówimy dziś o społeczeństwach pluralistycznych. To, co musimy zrobić,a o czym zapomnieliśmy wtedy, gdy powstało nasze państwo, to rozpięcie swegorodzaju parasola nad państwem. Konstytucja jest takim parasolem. Pod nimludzie mogą żyć dobrowolnie w taki sposób, w jaki chcą. W społeczeństwiepluralistycznym mogą być ultraortodoksi, liberalni ortodoksi, reformiści,Świeccy i inni. Musimy dojść do punktu, w którym ortodoksi zrozumieją, żemają prawo do życia w dokładnie taki sposób, w jaki chcą, ale nie mogą narzucaćsię innym. Wierzę, że większość ludzi doprowadzi do tego typu rozwiązania.Musimy mieć nadzieję.106<strong>FRONDA</strong> 19/20


Na końcu chciałbym zapytać Panią o znaczenie Holocaustu dla współczesnejświadomości żydowskiej. Niektórzy religijni Żydzi są zdania, że Holocauststał się swoistą świecką religią dla zlaicyzowanego żydostwa.Słowo „Holocaust" mówi samo za siebie. To była tragedia. Uważam, że każdypowinien być tego świadom, powinien się o tym uczyć, wiedzieć o tym. Nie tylkoŻydzi, ponieważ było to coś strasznego w wymiarze ogólnoludzkim. Ale musimypamiętać, że historia Żydów liczy sobie trzy tysiące lat, a tamte wydarzeniatrwały przez cztery, pięć lat. Nie powinno się czynić z tego najważniejszegowydarzenia w naszej historii, zapominać o przyszłości, o tym, że cały świat sięzmienia. Niektórzy Żydzi rzeczywiście wciąż tym żyją, pewne problemy ciąglenie zostały dla nich rozwiązane. Poza tym pojęcie Holocaustu może też odgrywaćpoważną rolę jako skuteczne narzędzie presji politycznej. Można dzięki temusprawować władzę polityczną, czasem manipulować tym zagadnieniem.Zajmujemy się Holocastem za mało jako problemem z zakresu wartości ogólnoludzkich.Czasem staje się on w zbyt dużym stopniu instrumentem promowaniaobaw, traum, szantażu - dla celów politycznych. Myślę, że to błąd.Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKITEL AVIV. MARZEC 2000LATO-2000107


„Każda wojna jest krokiem ku odkupieniu Izraela",twierdził rabin Cwi Jehuda Kook. „Każda kolejna wojnaodkrywa kolejne etapy Odkupienia. Wojna JomKippur była etapem wyjątkowym. Była bolesnai straszliwa. Im próba większa, tym bardziej uświęconaprzez Jedynego."O mesjańskichnaukach rabinaCwi Jehudy KookaNikogo nie stać na odwagę, by powiedzieć, że może w pełni przedstawić sylwetkę naszegonauczyciela, rabbiego Cwi Jehudy. Ale nie możemy milczeć. Rabbi Cwi JehudaHa Cohen Kook był Sprawiedliwym (Cadykiem) narodu, Clal Israeł, całej wspólnotyizraelskiej. Był Sprawiedliwym całego narodu, a nie tylko zwykłym mędrcem. (...) Jegozłączenie z boskim światłem, które lśni w Zgromadzeniu Izraela, było totalne, takiejak Króla Dawida. (...) W każdym pokoleniu jest Sprawiedliwy całego naroduizraelskiego, Sprawiedliwy mas, Sprawiedliwy całego świata. Jego wpływ jest tak uniwersalny,że staje się on ostoją całej ludzkości. (...)Sprawiedliwi są wyjątkowi. Rabi Abraham Icchak Ha Cohen Kook i jego syn, rabbiCwi Jehuda, są Sprawiedliwymi odkupienia. Duch Jedynego, który unosi się nadświatem i kieruje historią, wcielił się w ich dusze.Osobisty wysiłek nie czyni Sprawiedliwym. Jego istota jest wyjątkowym, Boskim dziełem.Na początku czasów Jedyny uformował dusze przepełnione cudownymi zdolnościami,przykrojonymi na miarę potrzeb pokolenia odkupienia, i umieścił je wśród nas. (...)Jakże szczęśliwi jesteśmy, mogąc uczyć się Tory od Sprawiedliwych, którzy ucząnas, jak dojrzeć Blask nowego światła padającego na Syjon - dziś.Harav Szlomo Chaim Ha Cohen Aviner we wstępie do Torat Eretz Israel108<strong>FRONDA</strong> 19/20


Jednym z podstawowych zagadnień judaizmu jest kwestia Mesjasza. Majmonidesuznawał wiarę w Jego przyjście za jedną z trzynastu zasad wiary mojżeszowej.A co na ten temat sądził rabin Cwi Jehuda Kook, dla którego „Mesjasz jestnie tylko idealnym Królem Żydowskim, lecz procesem ewoluującym w czasie"?„W czasie Wygnania (Galut) koncepcja Mesjasza była źle rozumiana. Częściowoz powodu przenikania nauk chrześcijańskich do naszej zbiorowej podświadomości,Mesjasz był postrzegany przez wielu jako religijny superbohater,który pojawi się w blasku cudów i znaków, by poprowadzić Żydów doIzraela. Chociaż ta romantyczna wizja ma profetyczne źródła, to wkroczyłaona w fantastyczne sfery w czasie wieków ucisku i wygnania z dala od naszejZiemi. Byliśmy bezradni wobec nędzy wygnania, bez możliwości realizacji naszychmarzeń powrotu do Syjonu, a ta idealistyczna wizja Mesjasza wydawałasię jedynym sposobem wyrwania się z brutalnej rzeczywistości getta. Wiekispędzone na oczekiwaniu i rozczarowaniach, pobudziły ducha bierności.Mieliśmy modlić się i czekać, a Mesjasz miał zrobić wszystko sam po swoimprzyjściu. Zbawienie widziano jako wydarzenie jednorazowe, dopełnione odsamego początku, a nie jako rozwijający się proces, który narasta z czasem.Kiedy inicjatywę przejęli syjoniści, którzy wzięli sprawy w swoje ręce, abyzamknąć okres wygnania, rzecznicy bierności, propagatorzy myślenia, że nic--nie-możemy-zdziałać, zaczęli protestować. Mieliśmy przecież czekać naprzybycie Mesjasza, który zabierze nas do Izraela."Dzięki ruchowi syjonistycznemu wielu Żydom udało się jednak powrócić z diasporydo swej historycznej ojczyzny. Proklamowanie Państwa Izraela nie byłoLA IO-2I1C10109


jednak równoznaczne z objawieniem się Mesjasza, a przecież - jak twierdziłCwi Jehuda Kook - „pierwszym zadaniem Mesjasza jest odbudowa naszegozwierzchnictwa nad Ziemią Izraela". Tak więc powstanie państwa izraelskiegojest dopiero pierwszym krokiem ku czasom mesjańskim. W następnej kolejnościmuszą pod zwierzchnictwo żydowskie dostać się kolejne terytoria należącedo Ziemi Świętej. „Nie mamy prawa utracić kontroli nawet nad najmniejszymkawałkiem ziemi izraelskiej", mówił rabin Cwi Jehuda Kook, stanowczo sprzeciwiającsię jakimkolwiek ustępstwom na korzyść Palestyńczyków.Kiedy jednak nastąpią czasy mesjańskie? Jakie będą oznaki końca? Na te pytaniarabin Kook odpowiadał: „Kiedy Ziemia Izraela wyda obfity owoc, znaczyto, że Koniec Wygnania jest bliski, nie będzie większego znaku OstatecznegoKońca niż ten. A dziś jest on jasno widoczny." I dalej rozwija tąmyśl: „Ziemia izraelska daje dziś cudowne plony po dwóch tysiącachlat opuszczenia. Jerozolima jest odbudowana: domy, hotele,nowe dzielnice wzrastają na stokach wzgórz. Odżył język hebrajski,powstał rząd żydowski i armia, przed którą drży cały świat. (...) Wystarczy otworzyćoczy, aby dojrzeć, jak dokonuje się nasze Odkupienie." I dalej: „OdbudowaIzraela dokonuje się każdego dnia. Pan Wszechświata nie jest bezczynny, brońBoże. Dziś, mimo problemów, które musimy rozwiązać, jesteśmy w połowiedrogi. Jesteśmy na etapie niezawisłości wojskowej, rolniczej, państwowej. Jestto państwowość dnia mesjańskiego, który objawił się widomymi wydarzeniami,a zakończy się ukrytymi, takimi jak powstanie z martwych. Nie ma przeciwieństwamiędzy tymi dwoma obliczami WygnWania, objawionym i ukrytym. (...)Państwo Izraela jest zwykłym państwem, które musi przejść wiele prób, w wynikuktórych stanie się Państwem nawoływań proroków."Także w innym miejscu rabin Kook zapowiadał, że czas mesjański, kiedyzarówno chrześcijanie jak i muzułmanie pojmą fałszywość swoich tradycji,jest bliski: „Królestwa ciemności, które są przeznaczone ku przyszłemuupadkowi, już boją się nieuniknionego, a wstrząsają nimi ostatnie podrygiżycia. Gemara mówi o tym, jak pewien chrześcijanin zapytał rabbiego Abahu:«Kiedy przyjdzie Mesjasz?», a ten mu odpowiedział: «Kiedy ujawni siębezwstyd tych ludzi»" (Sanhedrin 99 A). Ci ludzie to naśladowcy Nazarejczyka.Kiedy sztandar Państwa Izraela został podniesiony, wszystkie nauki Watykanuo nędznym i wyrodnym Żydzie upadły. Powróciliśmy do swojej ziemii stało się jasne, że «Chwała Izraela nie kłamie»" (Samuel 1 15:29).110<strong>FRONDA</strong> 19/20


Gdy pewnego razu uczeń zapytał rabina Kooka: „Czy współczesne PaństwoIzraela możemy uznać za Królestwo Izraela?", ten odpowiedział: „KrólestwoBoże {Malchut) odnosi się do każdego żydowskiego przywództwa,które rządzi narodem za przyzwoleniem ludu, tak długo, jak otwarcie nie odrzuciTory. Taki rodzaj przywództwa zawiera pewne cechy Królestwa Niebieskiego.Chociaż potrzeba wiele czasu, aby osiągnęło ono przeznaczoną sobiedoskonałość." I dodał: „Państwowość Izraela jest absolutnie Święta (Kadosh),jest bez żadnej zmazy".W etosie tego państwa znajduje się też Milchemet Mitzvah, czyli Wojna Konieczna.„Tora nakazuje nam posiadanie państwa, a jeżeli potrzebny jest podbóji wojna, aby je zbudować, to jesteśmy zobowiązani do nich przystąpić. Tojest jeden z 613 przepisów Tory."„Każda wojna jest krokiem ku odkupieniu Izraela", twierdził rabin CwiJehuda Kook. „Każda kolejna wojna odkrywa kolejne etapy Odkupienia. Każdaz wojen, których doświadczyliśmy, była częścią procesu zbawienia, niezależnieod tego, czy nastąpiła przed, czy po powstaniu państwa, czy nastąpiłaprzed, czy po podboju Jerozolimy. Wojna Jom Kippur była etapem wyjątkowym.Była bolesna i straszliwa. Im próba większa, tym bardziej uświęconaprzez Jedynego."Idee rabina Kooka nawiązują częściowo do wojennego mesjanizmu BarKochby z początków naszej ery. Z tego powodu Kook rehabilituje rabinaAkibę, który ogłosił przywódcę powstania żydowskiego BarKochbę zapowiadanym przez proroków mesjaszem: „I nie myślcie,że Król-Mesjasz musi dokonywać cudów i znaków, ożywiaćzmarłych albo dokonywać tym podobnych rzeczy. Tak niejest, skoro rabbi Akiba, jeden z wielkich mędrców Miszny, był miecznikiemkróla Bar Kochby. I rzekł on, że Bar Kochba był Królem-Mesjaszem i on orazwszyscy mędrcy jego pokolenia uznali w Bar Kochbie Króla-Mesjasza, dopókinie został on zabity z powodu grzechów. Ponieważ zginął, uświadomionosobie, że nim [Królem-Mesjaszem] nie był." Zdaniem rabina Cwi Jehudy Kookaposłaniec Boga, taki jak rabbi Akiba, nie mógł się mylić: „Rabbi Akibawidział w Bar Kochbie cechy mesjańskie - iskrę Mesjasza". „Heroizm BarKochby w walce z Rzymem był objawieniem iskier Mesjasza." Według Kookamesjańską iskrę posiadała w sobie nie tylko dusza Bar Kochby, lecz równieżdusze Arizala, Baal Szem Towa czy Gaona z Wilna - osób ucieleśniającychLATO-2000111


wielkość Clal Israel. Słowo Clal oznacza naród izraelski ujęty jako osobny, odrębnybyt, psycho-fizyczno-duchową całość, która jest czymś więcej niż sumąjednostek. Clal zawiera w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.Rabin Cwi Jehuda Kook podkreślał, że Królestwo Mesjasza powstajew stopniowym procesie. Wiele „iskier" Mesjasza musi pojawić się w narodzieżydowskim zanim Mesjasz objawi się w pełni: „Kulminacją mesjańskiegofenomenu jest pojawienie się Króla Dawida. Zawiera on w sobie wszystkiestopnie Clal Israel. Jest najdoskonalszym wyrazem Clal Israel. Jak KrólDawid, którego istnienie jest uniwersalnym wcieleniem narodu, Mesjasz,syn Dawida, będzie osobą wyjątkową, wewnątrz której dojdzie do głębokiejidentyfikacji z całym narodem izraelskim."„Mesjasz jest całkowicie zjednoczony z Clal Israel. Jego połączenie z członkamiClal Israel przekracza jego ego. Zabrania mu się posiadania jakichkolwiekśladów własnego ja. (...) Ta autonegacja nie prowadzi jednak do pustki, aledo totalnej identyfikacji z Clal Israel."Rabin Kook nie mógł nie ustosunkować się również wobec najważniejszego,zdaniem niektórych, wydarzenia w najnowszej historii Żydów - wydarzenia,które obrosło również teologicznymi interpretacjami, a mianowicieHolocaustu. Liczni pisarze i badacze próbowali wyjaśnić przyczynyZagłady. Ortodoksi wskazywali na reformy Żydów niemieckich, którzysprzeniewierzyli się Torze. Inni obwiniali świeckich syjonistów, którzy zakładaliświeckie osady w Izraelu przed przyjściem Mesjasza. Rabbi Cwi Jehudarozumiał to inaczej. Jego zdaniem powyższym teoriom brakowało szerokiejperspektywy historycznej. Dzieło Opatrzności Bożej nie może zostać oddzieloneod historii: musimy spojrzeć na nią z perspektywy Boskiego planu dziejów,który rozwija się przez pokolenia.Co ciekawe, kilka lat przed Zagładą, ojciec rabbiego Cwi Jehudy, AbrahamIcchak Kook, przewidział nadchodzące okropieństwa. W mowie wygłoszonejw jerozolimskiej synagodze w roku 5694, niedługo przez II wojnąświatową, powiedział: „Wrogowie Izraela przyjdą i zadmą w róg, który wezwienas do Odkupienia. Zmuszą nas do wsłuchania się w jego dźwięk. Oninas zatrwożą, huk armat wypełni nasze uszy i nie dadzą nam chwili wytchnieniana Wygnaniu. Róg bestii przemieni się w róg Mesjasza. Amalek,Hitler i im podobni, pobudzili odkupienie. A ten... który nie chciał słuchać,bo jego uszy były zatkane, on usłyszy... spod totalnego ucisku, usłucha."112<strong>FRONDA</strong> 19/20


Jego syn interpretował Shoah następująco: „Jest czas, kiedy trudno powrócićz Wygnania. (...) Naszedł czas, kiedy Izrael miał powrócić do Syjonu,a Ziemia miała się odrodzić. Ale gdy nadszedł czas naszego wyjścia z mrokówWygnania, doszło do sytuacji, w której hebrajski niewolnik odrzuciłwolność i powiedział: «Miłuję mego pana» (Wj 21,5). Żydzi pokochali Wygnaniei odmówili powrotu do Izraela. Ale diaspora nie mogła trwać wiecznie.Diaspora jest największym z możliwych bluźnierstw przeciw Jedynemu.(...) Kiedy koniec Wygnania nadszedł, a Izrael go nie rozpoznał, nastała koniecznośćokrutnego, Boskiego cięcia i odłączenia."Zagłada wyrwała lud żydowski z Europy. Nagle, po dwóch tysiącach lat,obudzony przez Zagładę lud żydowski powrócił do Izraela. W tym sensieHolocaust miał znaczenie pozytywne.OPR. MAREEK BEN WIEWIÓRna podstawie: Torat Erezt Yisrael. The Teachings of HaRav Tzvi Yehuda HaCohen Kook,commemary by HaRav David Samson, edited HaRav Shlomo Chaim HaCohen Aviner,translation Tzvi Fishman, Jerusalem 1991


Jerozolima, rok 614: wojsko perskie zdobywa miasto,znajdujące się do tej pory pod panowaniem bizantyjskim.Krótko po tym Żydzi jerozolimscy urządzają rzeźtysięcy jeńców bizantyjskich, przekazanych przez Persóww ich ręce, z których większość to chrześcijanie.Dr Horowitz: „Według znanych nam źródeł Persowieprzekazali Żydom od 20 do 90 tysięcy ludzi".Prawo i sznurIGORFICANa łamach prasy izraelskiej od wielu lat toczy się dyskusja na temat fundamentalizmureligijnego Żydów. Wzmaga się ona najczęściej po takich wydarzeniach,jak np. masakra Palestyńczyków w Grocie Patriarchów w Hebronie, dokonanaprzez dr Barucha Goldsteina, czy zabójstwo premiera Izraela, Icchaka Rabina,przez fanatycznego studenta Uniwersytetu Bar Han łgała Amira. Wielu historykówi publicystów zwraca uwagę, że przemoc ekstremistów religijnych była rozpowszechnionaw społeczności żydowskiej od bardzo dawna. W kontekście stosunkówchrześcijańsko-żydowskich zazwyczaj pisze się o krzywdach, jakiechrześcijanie wyrządzili wyznawcom religii mojżeszowej. Tymczasem w Izraelucoraz częściej pojawiają się głosy rewidujące tak jednostronną wizję dziejówi protestujące przeciwko przemilczaniu aktów przemocy ze strony Żydów, zarównowobec chrześcijan, jak i członków własnej społeczności.114<strong>FRONDA</strong> 19/20


Powtórka z PurimNa Wydziale Historii Izraela Uniwersytetu Bar-Ilana prowadzony jest nawetcykl wykładów zatytułowany: Przemoc żydowska na tle religijnym na przestrzeni tysiącleciai próby zatuszowania jej przez historyków żydowskich. Prowadzi go dr ElimelechHorowitz, noszący jarmułkę wyznawca ortodoksyjnego stylu życia. Naswoich zajęciach opowiada on o fałszowaniu dziejów swego narodu przez wielużydowskich historyków w taki sposób, by wykreować obraz Żyda jako kogośunikającego przemocy, zwłaszcza na tle religijnym. Przykładem takiej postawymoże być książka prof. Anity Szpira pt. Miecz gołębia. Zdaniem dr Horowitzaw rzeczywistości Żydzi uciekali się do metod siłowych w stopniu nie mniejszymniż inne narody.Charakterystyczny dla tego rodzaju „odbrązowiającej" publicystyki wydajesię tekst Remi Rozena pt. Dzieje zaprzeczenia, opublikowany na łamach jednegoz najbardziej wpływowych dzienników izraelskich - „Haarec" - 15 listopada1996 roku. Autor pisze w nim m.in.: „Badania historiograficzne na przestrzeni1500 lat odkryły obrazy inne od tych, do których byliśmy przyzwyczajeni. Obejmująone masakry chrześcijan, odgrywanie ukrzyżowania Chrystusa, najczęściejw święto Purim, brutalne zabójstwa członków rodzin, często wynikającez wiary, że są one tym samym, co zrobił Abraham, ojciec Izaaka, likwidowaniedonosicieli (część z nich na tle ideologicznym, przy pomocy sekretnych sądówrabinackich, skazujących winnych na śmierć przez powieszenie), egzekucje kobietw synagogach, a nawet obcinanie na rozkaz rabinów nozdrzy kobietom podejrzanymo niewierność."Według Rozena czyny Barucha Goldsteina czy łgała Amira wpisują się jakoogniwa jednego łańcucha w dłuższą tradycję żydowskiej przemocy religijnej.Uważa on, że nie jest przypadkiem, iż masakra urządzona przez Goldsteinamiała miejsce w święto Purim, a więc w dniu upamiętniającym masakrę wrogównarodu żydowskiego - Babilończyków. O żywej nadal tradycji tolerowaniaprzemocy w społeczności żydowskiej świadczy fakt, że Baruch Goldstein jestprzez wielu religijnych Żydów uznawany niemal za świętego, a jego grób stanowicel licznych pielgrzymek.Dr Elimelech Horowitz nie ma wątpliwości: „Baruch Goldstein nie działałw próżni. Historia obfituje w czyny przemocy żydowskiej i bezczeszczeniasymboli chrześcijańskich właśnie w czasie Purim. I tak, na przykład ŻydziLATO2000115


w cesarstwie bizantyjskim zwykli palić portret Hamana i wykorzystywać rzeźbyukrzyżowanego Chrystusa umieszczone pod skrzydłami orła, symbolu imperium.Zwyczaj ten był rozpowszechniony aż do roku 408, kiedy to cesarzTeodozjusz II wydal prawo, które mówiło, że Żyd przyłapany na takim postępkuutraci swe prawa obywatelskie w imperium. Jeżeli prześledzimy w czasiesetki lat, ukaże się nam kronika bardzo podobnych zdarzeń."Zwyczaj manifestowania agresji na tle religijnym wobec wyznawców innychreligii w święto Purim nie skończył się wraz z dekretem Teodozjusza. Horowitzwspomina wydarzenie, które miało miejsce w roku 1192 w mieście Brie na północyFrancji - po zamordowaniu Żyda przez chrześcijanina: „Nie wiemy nico przyczynach zdarzenia, jedynie to, iż chrześcijanin ten prawdopodobnie stanąłprzed sądem państwowym. Żydzi za pomocą łapówki zdołali jednak przejąćtego człowieka w swe ręce. W czasie święta Purim wykonano na nim wyrokprzez powieszenie. Według chrześcijańskiej kroniki egzekucja odbywała się jakorodzaj ceremonii, rekonstruującej ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa. Skazańcowiwłożono koronę cierniową, bito go i tak prowadzono na szubienicę." Najwybitniejszyhistoryk żydowski XIX wieku, Heinrich Graetz, opisał towydarzenie następująco: „Ze złośliwą intencją lub przez przypadek odbyła sięegzekucja skazańca, przeprowadzona właśnie w święto Purim. Podczas wykonywaniawyroku przypomniał im się Haman i drzewo, na którym powiesili jegoi dziesięciu jego synów, a może i kogoś innego." Horowitz nie ma wątpliwości,że ta aluzja Graetza dotyczy osoby Chrystusa. Jednak w przekładzie na językhebrajski dokonanym przez Pinchasa Dawidowitza aluzja do Jezusa znika, a zastępujeją konkretyzacja, której w dziele Graetza nie było: „Kiedy Żydzi spoglądalina wiszące zwłoki, przypominał im się ich odwieczny wróg - Haman, a takżefrancuski król Filip August, który bardzo utrudniał im życie".Na zajęciach dr Horowitza studenci mogą się dowiedzieć również o innychprzemilczanych na ogół zdarzeniach. Na przykład w roku 1556 oskarżono Żydówz Sochaczewa o prowadzenie w czasie Purim obwiązanego łańcuchamichrześcijanina, którego następnie śmiertelnie pobito. Z kolei w roku 1577w Brześciu Litewskim w święto Purim pewien Żyd przebrał się za cara MoskwyIwana Groźnego i zabił swego chrześcijańskiego sąsiada.Rodzi się pytanie, na ile te przykłady z przeszłości są adekwatne w stosunkudo czynów związanych z przemocą religijną w naszych czasach? Dr Horowitzodpowiada: „Oczywiście nie powinno się z historii przeskakiwać bezpośrednio116<strong>FRONDA</strong> 19/20


do BanachaGoldsteina. Zbadałem jednak kronikęprasową na przestrzeni 10 lat poprzedzającychrzeź, której dokonał Goldstein.Każdego roku w okresie święta Purimnastępowała zauważalna intensyfikacja spiskówskierowanych przeciwko Arabom. Gdy w Hebronieprocesja Purim przechodziła przez bazar arabski, Arabowiebyli bici. Robiono przedstawiające Jasera Arafata lalki i palono je. A propos,dowódca wojska pilnującego jaskini, zapytany po rzezi dokonanej przez Goldsteina,dlaczego osadnikom żydowskim zezwolono na wniesienie alkoholu namiejsce dla muzułmanów święte, kiedy jasne było, że to prowokacja, odpowiedział,że tłumaczyli oni żołnierzom, że jest święto Purim."Prof. Izrael Bartal z Wydziału Historii Izraela Uniwersytetu Hebrajskiego jestprzekonany, że „Goldstein wzorował swój plan na tekstach zwojów Księgi Estery,w związku z czym prawie każde słowo przeniesione z historii wygląda tutajrelewantnie, szczególnie jeśli chodzi o zdarzenia związane ze świętem Purim".Rzeź chrześcijanDla osób, które znają historię Żydów tylko jako nieustanne pasmo prześladowańze strony chrześcijan, fakty przedstawione przez Rozena mogą wydać sięzaskakujące. Oddajmy głos autorowi: „Jerozolima, rok 614: wojsko perskiezdobywa miasto, znajdujące się do tej pory pod panowaniem bizantyjskim.Krótko po tym Żydzi jerozolimscy urządzają rzeź tysięcy jeńców bizantyjskich,przekazanych przez Persów w ich ręce, z których większość to chrześcijanie."A co na to historyk? Dr Horowitz, który badał szczegółowo tę historię, wyjaśnia:„Według znanych nam źródeł Persowie przekazali Żydom od 20 do1 A TO-2000117


90 tysięcy ludzi. Wydaje mi się, że te liczby są przesadzone, jednak nawet wedługostrożnych szacunków mówi się o 40 tysiącach zabitych. Nie zginęli oniw ogniu walki. Przeciwnie, Żydzi negocjowali na ich temat z Persami, płacącnawet za nich pieniądze. Potem zgromadzono ich w jednym miejscu i tam dokonanozbiorowego morderstwa."Jakie były motywy tej zbrodni? Horowitz podaje różne interpretacje: „Sąhistorycy, którzy twierdzą, że był to odwet. Zbrodnia w imię zbrodni. Inni mówią,że Żydzi nie zapłacili Persom tylko po to, żeby mordować. Według tej wersjiich celem było uczynienie z bizantyjskich jeńców swych niewolników, a ponieważzgodnie z Halachą niewolnika należy obrzezać, właśnie to chcieliuczynić. Jeńcy, w oczach których obrzezanie było prawdopodobnie równoznacznez przejściem na judaizm, woleli dać się zabić za swą wiarę."Co ciekawe, większość historyków żydowskich zupełnie przemilcza tenepizod. Właściwie jeden tylko Josef Berslawski w swojej książce Wojna i samoobronażydowska w Palestynie z 1943 roku wspomniał o tym wydarzeniu. A przecieżokres, w którym doszło do owej masakry, był jednym z najciekawszychw historii Izraela. „Po ustąpieniu rządów bizantyjskich w Jerozolimie Żydziuzyskali trwającą trzy lata autonomię - mówi dr Horowitz. - Wydarzyło się tookoło 500 lat po zburzeniu Świątyni i aż do XX wieku były to ostatnie trzy lataniepodległości Żydów w Jerozolimie. W izraelskiej szkole jednak nie uczysię o tym, nawet przy okazji obchodów jubileuszu 3000 lat Jerozolimy."Remi Rożen wspomina podobne zdarzenie, które miało miejsce w roku620 w Antiochii Syryjskiej. Kiedy wojsko perskie zbliżyło się do miasta, Żydzizbuntowali się przeciwko swym bizantyjskim władcom. Zabili wielu chrześcijan,wrzucając ich w ogień. Ciało patriarchy antiocheńskiego Anastiosazmasakrowali i długo włóczyli po mieście. Również to wydarzenie historycyżydowscy najczęściej przemilczają. Michael Awi-Jon w swej książce W czasachRzymu i Bizancjum kwituje je jednym zdaniem: „Kiedy wojsko perskie zbliżałosię do Antiochii, Żydzi wszczęli bunt". Według Horowitza Awi-Jon znał szczegółymasakry, ale zdecydował się je pominąć. Jedynym historykiem, którywspomniał o tych krwawych ekscesach, był znowuż Berslawski, ale nawet onprzemilczał opis mordu patriarchy i profanacji jego ciała.Dr Elimelech Horowitz jest w stanie podać więcej przykładów przemilczanialub zaprzeczania przez żydowskich historyków faktom związanym z przemocąreligijną. Na przykład większość książek podaje informację, że w XVII wieku118<strong>FRONDA</strong> 19/20


oskarżono Żydów o profanację religijną i wygnano z Antiochii. Tymczasem niewspomina się o tym, że pewien Żyd kupił w tym mieście dom od chrześcijaninai znalazł tam portret Matki Boskiej, który najpierw zniszczył, a potem oddał naniego mocz. Reakcją chrześcijan na tę profanację było wypędzenie wszystkichŻydów z miasta. Zdaniem Horowitza w konsekwentnym przemilczaniu niektórychfaktów kryje się zamiar nieprzedstawiania pełnego obrazu historii Żydów.Tajne sądy rabinówDziennik „Haarec" wiele miejsca poświęca nie tylko przemocy Żydów wobecprzedstawicieli innych wyznań, lecz również wobec członków własnej społeczności.Remi Rożen cytuje np. informację, która ukazała się w roku 1886 w czasopiśmieżydowskim „Hamalic" w Petersburgu: „Chasydzi z miasta Wyszogród,których poglądy nie odpowiadały kantorowi synagogi, noszącemu czysteubranie i buty, urządzili awanturę w synagodze, podczas której doszło do rękoczynówi polała się krew. Policja miejska pośpieszyła do synagogi, aby uspokoićekscesy i rozdzielić bijących się. Rabin został zabrany w towarzystwie policjido więzienia w celu wyjaśnienia sprawy. Sprawcy bijatyki zostalipostawieni przed sądem."LATO 2000119


Prof. Izrael Bartal, kierujący Wydziałem Historii Izraela na UniwersytecieHebrajskim twierdzi, że korzenie przemocy i zla z niej wynikającego obecnebyły w kręgu Żydów z Europy Wschodniej od końca średniowiecza: „Sam, jakomłody chłopak, członek jednej z organizacji młodzieżowych, w latach 50-tych uczestniczyłem w bójkach na tle ideologicznym, przypominających bardzobijatyki z młodzieżą z Betaru w latach 30-tych. Byłem przekonany, że takieutarczki należą do społecznego modelu w nowym Państwie Izraela, nie mającpojęcia, że tak naprawdę jestem wpleciony w zakorzenioną już tradycję."Prof. Bartal uważa, że przedstawianie religijnych ortodoksów żydowskich jakospołeczności usposobionej pacyfistycznie i niezainteresowanej niczym opróczstudiowania pism religijnych, nie znajduje potwierdzenia w faktach: „Z bogategopiśmiennictwa żydowskiego Europy Wschodniej wynika coś zupełnie innego.Opisy życia Żydów w wieku XIX wypełniają opowieści o bójkach w synagogach,bijatykach ulicznych, opluwaniu, szarpaniu bród, a także zabójstwach."Charakterystycznym przykładem takiego zabójstwa na tle religijnym jestopisane przez prof. Zeewa Grisa z Wydziału Filozofii Uniwersytetu Ben Gurionazamordowanie we Lwowie w XIX wieku rabina Abrahama Cohena. Próbowałon wprowadzać zmiany w swojej gminie - mianowicie inicjował budowęalternatywnych wobec jesziw szkół dla dzieci, chciał zakazać przeprowadzaniaegzaminów o tematyce religijnej dla przyszłych nowożeńców, dążył też dozniesienia podatków, które obciążały biedniejszych członków gminy, zaś wzbogacałyczęść jej przywódców, posiadających koncesje na ich pobór - co wzbudziłosprzeciw ze strony (jak ich nazywa biograf Cohena, prof. Eszkali) „fanatykówreligijnych". Do najzagorzalszych przeciwników rabina należało pięciuwłaścicieli koncesji na pobór podatków ze Lwowa, z Hercem Bernsteinemi Cwi Orensteinem na czele. Wrogowie Cohena podburzali przeciw niemu innychŻydów, wywieszali w synagodze obelżywe ulotki pod jego adresem, obrzucalikamieniami. Przyjaciele rabina proponowali mu osobistą ochronę, aleon sprzeciwiał się temu, twierdząc, że nie wierzy, aby Żydzi mogli zrobić mucoś złego. Wkrótce na ścianach domów zaczęły pojawiać się napisy, z którychwynikało, że nad rabinem ciąży wyrok samozwańczego sądu. 6 września 1848roku niejaki Abraham Bar-Pilpel zakradł się do kuchni w domostwie Cohenai wrzucił do garnka z zupą truciznę. Po godzinie podczas posiłku zmarł rabini jego najmłodsza córka. Pozostali przywódcy gminy zbojkotowali pogrzeb Cohena,a żaden z nich nie potępi! zbrodniarza. „Moja konkluzja jest oczywista -120<strong>FRONDA</strong> 19/20


twierdzi prof. Zeew Gris, który opisał tę historię. - Podżeganie innych, napisyna ścianach, a w szczególności milczenie «zwierzchnictwa» - wszystko to przywodzina myśl morderstwo Icchaka Rabina."O tym, że zabójstwo Abrahama Cohena nie było w owym czasie zdarzeniemwyjątkowym, przekonuje list okólny, jaki w grudniu 1838 roku zarządcapółnocno-zachodniej Rosji, generał Dymitr Gabrielewicz Bibikow, wysłał dokierowników dystryktów, znajdujących się pod jego protekcją, prosząc, byzwracali szczególną uwagę na wydarzenia w synagogach i midraszach. „Wmiejscach tych - pisał - zdarzają się nierzadko incydenty, w wyniku których ginąŻydzi. Zbrodnia taka jest szczególnie poważna dlatego, że dokonuje się jejw miejscach przeznaczonych do modlitwy i nauki. Zdarzenia te mają charaktersamosądów żydowskich rabinów, którzy przy poparciu swej fałszywej nauki(Tory) usuwają tych, którzy stoją im na drodze. Często udaje im się teżzmylić dochodzenie, tak że nie są znane szczegóły zbrodni."Remi Rożen cytuje zdanie żydowskiego historyka Saula Ginsburga, którytwierdził, że gdyby Dniepr mógł mówić, opowiedziałby o setkach żydowskichinformatorów, którzy zostali utopieni w jego nurtach. „Nad większością z nichzbierał się sąd rabinacki, tak jak nad Abrahamem Cohenem. Część z owych informatorówdziałała, podobnie jak Cohen, z pobudek ideologicznych, chcącwprowadzić w gminie nowocześniejszy styl życia."Badaczem tego zjawiska jest dr Dawid Esef z Wydziału Historii Izraela Uniwersytetuw Tel-Awiwie. „Duża część skazywanych była zawodowymi informatorami- mówi. - W przypadku Rosji mowa jest o ludziach, którzy przekazywaliwładzom informacje o unikaniu podatków i uchylaniu się od służbywojskowej w gminach żydowskich. Ale wydawanie na nich wyroków przez sądyrabinackie i skazywanie ich na śmierć jest jeszcze jednym ogniwem w łańcuchukonfliktów między intelektualistami i ortodoksami."Dr Esef napisał książkę o jednym z inicjatorów samozwańczego sądu naddwoma informatorami, rabinie Izraelu Friedmanie, zwanym cadykiem z Rożyna.Zamordowani byli członkami gminy żydowskiej w Uszycach na Podolu.W lutym 1836 roku ciało jednego z nich, Icchaka Oksmana, zostało znalezioneI.ATO-2000121


w rzece pod krą lodową. „Ciało było tak zmasakrowane, że zidentyfikowano jedopiero po jakimś czasie - mówi Esef. - Ciała drugiego zabitego, SzmulaSzwarcmana, nie odnaleziono. Wiemy, że został on uduszony, gdy modlił sięw synagodze. Jego ciało zostało prawdopodobnie pocięte na kawałki i spalonew piecu łazienkowym."Jak opisuje Remi Rożen, „w wyniku policyjnego dochodzenia, którym interesowałsię nawet car Mikołaj I, okazało się, że większość Żydów w gminie,w tym członkowie rodzin zamordowanych, wiedziała dobrze co się wydarzyłoi jak się to stało". Dr Esef wyjaśnia: „Wszyscy milczeli albo w wyniku surowejdyscypliny, albo po prostu ze strachu. Był to jeden z nielicznych incydentów,w wyniku których ujawniono tajny sąd rabinów, który wydał wyrok śmierci."Historie wzorcoweZdaniem cytowanego już dr Horowitza „przemoc w codziennymżyciu była przyjętą normą, wbrew stereotypowi o niechęciŻydów do niej". Znakomicie dokumentuje to praca pt.Zbrodnia i przemoc w społeczności żydowskiej Hiszpanii, opublikowanaw czasopiśmie „Cijon" przez żydowskiego historykadr Joma Tow Asisa. Wymienia on głośne w swoim czasieprzypadki publicznego mordowania swoich żon przez Żydóww synagogach (min. w 1508 roku w Sapolto pod Rzymemczy wkrótce potem w Ferrarze), co nie spotykało się z żadną nieprzychylnąreakcją ze strony żydowskiej społeczności ani rabinów.O agresywnym fanatyzmie, który znajdował swe ujście także wewnątrzgmin żydowskich, tak pisał dr Izrael Jowel z Wydziału Historii Izraela UniwersytetuHebrajskiego: „Mówi się o tym w kronice żydowskiej, opisującej pierwsząwyprawę krzyżową z roku 1096. Autor, Szlomo Ben Szimszon, opowiadao czynach Żydów niemieckich w tym czasie. Mieli oni wówczas alternatywę:zginąć albo zostać nawróconym na chrześcijaństwo. Istnieją dziesiątki związanychz tym historii. Jedna z nich wydarzyła się w Meinz, trzy dni po tym, jakkrzyżowcy opuścili miasto. Zwierzchnik gminy, Icchak Ben-Dor, który zostałsilą ochrzczony, powrócił do domu, zastając tam swe dzieci i matkę, która pozostałaprzy życiu, chociaż jej nie ochrzczono. Autor pisze: «I wziął zacny panIcchak swego syna i swą córkę, zaprowadził ich na podwórze przed synagogą122<strong>FRONDA</strong> 19/20


i tam zabił ku czci Boga Najwyższego. I rzekł: krew dzieci moich będzie dlamnie pokutą za wszystkie moje winy. Następnie człowiek ten powrócił do swegodomu, aby poinformować matkę, że i ją zamierza poświęcić na ofiarę zagrzechy i mimo jej błagań podpalił dom, w którym zginęli obydwoje.» Tak więcczłowiek tłumaczy, że morduje członków swej rodziny w pokucie za własnegrzechy i, co gorsza, zabija również swą nieochrzczoną matkę już pctym, jak krzyżowcy opuścili miasto."A oto inna historia z żydowskiej kroniki: „Kto widział i słyszał cozrobiła kobieta zacna i sprawiedliwa, pani Rachel, żona rabina Jehudy.Rzekła ona do swych przyjaciółek: «Mam czwórkę dzieci. Niechrońcie ich, aby nieobrzezani goje nie zawładnęli ich życiem i abyone nie popełniały ich grzechów. Poświęćcie je Bogu.» Przyszła jednaz jej przyjaciółek i wzięła nóż, aby zabić jej syna i rzekła: «WolaBoża, łaska Jahwe». Rzekła nieszczęśliwa kobieta do swej przyjaciółki:«Nie zabijajcie Icchaka przed Aaronem, bratem jego, aby ten nieujrzał jego śmierci». Wzięła przyjaciółka chłopca i zabiła go, a był onmały i bardzo posłuszny. A chłopiec Aaron, gdy ujrzał śmierć swegobrata, płakał i prosił matkę, aby go nie zabijała i schował się za skrzynią.Pani Rachel miała jeszcze dwie córki i wzięły one nóż, naostrzyły go i obnażyłyswe szyje, ofiarując się Bogu Zastępów. Gdy sprawiedliwość dokonałasię na trójce dzieci, kobieta wytężyła głos i wołała swego syna: «Aaron,Aaron, gdzie jesteś? Ty również nie będziesz oszczędzony i nie będzie dlaCiebie miłosierdzia." Wyciągnęła go za nogę zza skrzyni, gdzie się ukrywałi ofiarowany został Bogu na niebiosach."Ben Szimszon opisuje morderstwa ciężarnych kobiet i zbiorowe samobójstwa.„Chasyd Szmul zobaczył swego syna, pana Jachiela, który rzucił się dorzeki, ale nie umarł i krzyknął: «Jachielu, synu mój, nadstaw swą szyję, a ja poświęcęcię na ofiarę Jahwe, synu mój, duszo moja» i pobłogosławił mord ofiarnyi zarżnął syna swego mieczem, stojąc w wodzie."Dr Jowel uważa, że „bohaterowie tych historii wypaczają pojęcie ofiary.Poza tym należy dodać, że w tym okresie w Niemczech wierzono, że Izaak,syn Abrahama, został w rzeczywistości poświęcony, a potem zmartwychwstał.Oczywiście w historiach tych są elementy fikcji literackiej, ale generalnieodzwierciedlają one ówczesną sytuację. Mamy dowody pochodzące zeźródeł chrześcijańskich a także żydowskich, że w czasie pierwszej wyprawyLATO 2000123


krzyżowej zdarzały się wypadki zabójstw kobiet i dzieci z rąk ich ojców i mężów,którzy następnie popełniali samobójstwo. Takie przypadki, prawdopodobnieze względu na ich skrajny charakter, przyciągały uwagę obserwatorówwywodzących się z obu religii."Izraelski historyk dodaje, że „znaczenie tych historii oraz ich liczba sprawia,że stanowiły one wówczas swego rodzaju normę. W społeczności Żydówaszkenazyjskich traktowano je wtedy jako historie wzorcowe. Jest tylko jednanegatywna opinia anonimowego rabina, żyjącego w tamtych czasach, który nazwałte czyny morderstwami."Prace współczesnych historyków izraelskich ukazują nam historię w sposóbbardziej obiektywny i mniej tendencyjny niż ma to miejsce w wielu publikacjachdostępnych obecnie w Polsce. Uczmy się od tych uczonych żydowskichmówienia o złożonej historii naszych wzajemnych stosunków, opierając się nafaktach, a nie na przyjętych z góry założeniach.ICOR FICACytaty, zaczerpnięte z artykułu Remi Rozena, tłumaczyła Ewa Dargiewicz.124<strong>FRONDA</strong> 19/20


Amerykański prezydent Bill C.twierdzi: „Mój kaznodzieja powiedziałmi, że w Biblii nie mazakazu aborcji". Gdybyśmy przetłumaczylitę wypowiedź nanarodowo-socjalistyczny językHitlera, brzmiałaby ona tak: „Mój minister propagandymi powiedział, że w Biblii nie ma zakazu Oświęcimia".Widzimy więc, że przeciwnik Boga ma wiele imion - jednoz nich nosi prezydent amerykański, który najwyraźniejodbył wraz ze swoim kaznodzieją kolejną konferencjęw Wannsee.DZIEDZICODRZUCONEGOSKARBUD A V I D PFANNEK AM BRUNNEN„Gazeta Wyborcza" poświęciła mu entuzjastyczny tekst. W swoim lubelskim dodatku(20.10.1999) zrecenzowała jego książkę Skarby Habakuka. 25 opowieści chasydów,stawiając ją w jednym rzędzie z twórczością Martina Bubera, Isaaca BashevisaSingera, Jiri Langera czy Israela Cwi Kannera. David Pfannek am Brunnen -bo o nimmowa -jest postacią niezwykłą. Jako Żyd i przeciwnik panującego systemu, trafił do niemieckiegoobozu pracy. Tyle że nie było to w Trzeciej Rzeszy, lecz w NRD. Ten duchowyspadkobierca nauk środkowoeuropejskich chasydów został antykomunistycznym dysydentem.Władzom narażał się wielokrotnie, np. za odmowę służby wojskowej w enerdowskimwojsku czy za wysłanie listu otwartego do komendanta Armii Czerwonej w Naumburgu,w którym nazwał tego ostatniego „mordercą" (Pfannek był świadkiem rozstrzelania przezLATO-2000125


oddział sowiecki zbiegłego dezertera -jego list do komendanta jednostki publikujemy poniżej).Zmuszony do emigracji, przebywał w RFN i Wielkiej Brytanii. Niedawno wróciłdo rodzinnej Turyngii. Z własnego wyboru mieszka w ciężkich warunkach materialnych,w ubogiej chacie, oddając się studiom nad nauką chasydów.W 1999 roku lubelskie wydawnictwa Kerygma i Norbertinum wspólnie opublikowałyksiążkę Pfanneka, zawierającą chasydzkie opowieści. Drugim wszakże gatunkiempisarskim, jaki uprawia Żyd z Naumburga, są krótkie szkice dotyczące współczesnychwydarzeń społecznych, politycznych czy kulturalnych, pisane z religijnejperspektywy wyznawcy judaizmu, który natchnienie czerpie z duchowego dziedzictwachasydyzmu. Poniżej po raz pierwszy w języku polskim prezentujemy próbkę tej twórczościDavida Pfanneka am Brunnen.(red.)Na pewno jestem tylko małym pyłkiem kurzu w literaturze żydowskiej, leczPrzedwieczny pozwolił mi zostać dziedzicem odrzuconego skarbu. Żeby mócgo wyciągnąć z bagna jego otoczenia, potrzebne jest, żeby serce unosiło się nadwodami, gdzie kwitną bagniste lilie. Jeśli jednak nadgorliwcy osuszą to bagno,owe klejnoty Stwórcy niewątpliwie wyschną, a nasza pamięć o nich stanie siępodobna w wyglądzie i zapachu do szklanej kuli, która wpadła w smołę.OświeceniePozwólcie mi napisać parę słów o „oświeceniu", przez które to pojęcie rozumiesię działalność zmierzającą do oświecenia „światłem" poznania naukowegotej części ludzi, która w rozumieniu oświecających pozostaje w stanie niewiedzyczy wręcz ciemnoty. Jednak postawa judaizmu jest dokładnieprzeciwna - wymaga ona trwałych starań o wzrost dobrotliwego, pokornegoi miłosiernego myślenia oraz odpowiednich do tego czynów, na podstawie którychświatło i prawdziwe poznanie mogą wnikać w duszę.Znieważanie Żydów wierzących rozpoczęło się od zachodniożydowskiego„oświecenia" w XVIII wieku, które prowadziło w końcu do odrzucania Słowa Bożego.Śmiano się z Przedwiecznego - tak jak był On w chasydyzmie oraz w całymortodoksyjnym judaizmie doświadczany i pojmowany - i w zaślepieniu odrzucanoprzebudzenie religijne jako fanatyzm. Poza tym przedstawiciele oświeceniamówili, że chasydzi i wszyscy Żydzi wierni tradycji służyli Stwórcy tylko dlatego,126<strong>FRONDA</strong> 19/20


że odmówili przyjęcia naukowego rozumienia świata, że upierali się przy istnieniuPrzedwiecznego Boga w sposób bardziej niż folklorystyczny, w szkodliwej zależnościpoddali się Jemu i z tego powodu potrzebują oświecenia.Historyczność postaci Jezusa jest niewątpliwa, niezależnie od tego, jak interpretujemywystąpienie tego człowieka - czy uważamy go za wielkiego rabina,proroka, Boga lub Jego Syna. W każdym bądź razie wystąpiłby On raczej jakosuperprofesor, gdyby na drodze poznania naukowego istniały widoki nadoprowadzenie nas, ludzi, do pełnej wspólnoty, opierającej się na miłości.Żydzi, Jezus i Einstein, różnią się tym, że nauki pierwszego pokazują drogędo pokoju, nauki drugiego natomiast - drogi do bomby atomowej.Trzeba zrozumieć, dlaczego chasydyzm i oświecenie nie tylko różnią siędiametralnie jako nauki, lecz już w swojej istocie nie mogą być pogodzone zesobą. Z oświecenia bierze się zapiekła złość ogromnej liczby lewicowych a takżeprawicowych poprawiaczy świata, gotowych czynić wszystko, żeby zniszczyćduszę żydowsko-chrześcijańską. Oni wiedzą, że jedyną przeszkodę w nieograniczonymzaspokajaniu ich żądz stanowi ta część ludzkości, która raczejposłuszna jest Bogu w wypełnianiu Jego przykazań niż zabiega o wypełnianieswej sakiewki złotem i goni za przyjemnościami.Można łatwo zauważyć, że dla każdego bogobojnego człowieka „oświecenie"wiąże się z odstępstwem i zarzuceniem wierności Panu. Dlatego niech sięczytelnik nie dziwi, że chasydzi takie zamierzenia jednoznacznie odrzucili i tenatak na życie wiary określili jako „niemiecki potop", co - jak wszyscy dowiedzieliśmysię z historii - potwierdziła rzeczywistość.NiemcyChodzi mi o to, że w tym kraju według prawa nie ma już Żydów. Jest tylko odpowiedźna urzędowe pytanie o przynależność religijną: wiara mojżeszowa. Jeśliczyiś rodzice posiadali lub uzyskali obywatelstwo Rzeszy Niemieckiej, wtedysą oni Niemcami, a jeżeli nie - uchodzą za bezpaństwowców, chyba żeposiadają paszport innego państwa. W dniu, gdy wrócą na teren Państwa Izraela,staną się jego obywatelami. Wielu Żydów od początku tego wieku z wypędzanychNiemiec, Rosji i Polski oraz gros powracających jako Hebrajczycy z imperiumsowieckiego do Izraela, nigdy nie pobierało nauk opartych na PiśmieŚwiętym i nigdy się nie modliło. Poddawani oni byli brutalnej indoktrynacjiLATO- 2 000127


ewolucjonistyczno-komunistycznej. Mimo to zostają obywatelami z pełniąpraw wyborczych w ojczystym państwie narodu ich przodków. Z powodu zatraceniaprzez dziesięciolecia poczucia własnej żydowskości próbują oni terazzmieniać ten kraj poprzez jałowe, liberalne inicjatywy ustawodawcze na miaręzniszczenia ich dusz. Powstaje z tego wiele niepokojów, co widać w izraelskimżyciu codziennym.Sytuację wyznawców mozaizmu w Niemczech wyznacza staranie, żeby nazewnątrz możliwie nie rzucać się w oczy. Do tego dochodzi jeszcze konsekwentnemilczenie poinformowanych o tle trwającego aż do dziś ogólnoświatowegowyszydzania ludu wiary mojżeszowej. Często to właśnie potomkowie dawnychrodzin żydowskich znieważają judaizm i wyśmiewają wiernych. Jest to o tylegorsze, że znikła wiedza o tym, kim właściwie jest Żyd i jak charakterystycznąwartość ma nasze ludzkie działanie, jeśli kierujemy się przykazaniami Tory,podstawowego Prawa Żywego Boga. Niestety dzisiaj akceptowany jest jako Żydkażdy, kto w swojej genealogii posiada jakiegokolwiek członka wspólnoty żydowskiej.Prowadzi to do takiego obłędu, że niektórzy chcą nawet Hitlera (którybył bezpaństwowcem i dopiero w 1932 roku otrzymał obywatelstwo RzeszyNiemieckiej na podstawie swego uczestnictwa w I wojnie światowej) określićjako Żyda tylko z tego powodu, że - jak wynika z jego biografii - za jego ojca128<strong>FRONDA</strong> 19/20


płacił alimenty pewien żydowski komiwojażer. Tak samo przywódcy partii, posłowie,radni miejscy itd. są uważani za Żydów nawet wtedy, gdy próbują wprowadzaćw obieg myślenie faszystowskie - tylko dlatego, że ich rodzice czy teżzaledwie dziadkowie w czasach dyktatury narodowo-socjalistycznej siedzieliw więzieniu lub musieli opuścić kraj. Właśnie na przykładzie Karola Marksa widać,jak część ludności cierpiącej pod tyranią w krajach komunistycznych oczerniałajudaizm. Chociaż ojciec Marksa był rabinem, który potem się przechrzcił,a swojego syna, Karola, ochrzcił w wieku dwóch lat, to przecież wyraźnie widać,że ten błędny ognik, naprawiacz świata nie powinien być nazywany ani chrześcijaninem,ani Żydem, bo świadomie porzucił przykazania Przedwiecznego Bogai reguły prowadzące do pokory i miłosierdzia.Wymienione tutaj przykłady dotyczą niemałej liczby przedstawicieli literatury,sztuki, nauki i przede wszystkim polityki - zazwyczaj niszczących wartości,lewicowych marzycieli. Oni nie są Żydami w najmniejszym stopniu - anijako część wspólnoty, ani w sercu. Dla nich droga do uznanej przez naczelnyrabinat w Jerozolimie wspólnoty synagogalnej jest tak samo daleka, jak gdybybyle przypadkowa osoba chciała przejść na wiarę mojżeszową tylko po to, żebyuzyskać obywatelstwo Państwa Izraela.To, że wielu z tych odszczepieńców-ateistów, pochodzących z rodzin niegdyśżydowskich, poszukuje często sensu egzystencji i pragnie oparcia w życiu,skutkiem czego zaczynają oni pytać kim są i szukać poznania wiary, jestnaturalnym rezultatem tego, że serce człowieka nigdy nie znajdzie pełnegozaspokojenia w rzeczach materialnych. To, że potomkowie odstępców - komunistów,socjalistów lub liberałów - tak się wyjałowili, że nie potrafią zorientowaćswego życia ku dającej życie dobroci, pokazuje, że żydostwo sięw nich wyczerpało i należałoby je ponownie wzbudzić od podstaw, gdybychcieli oni powrócić do narodu żydowskiego. Dzisiaj stan ich roztrzęsionychdusz jest tak opłakany, że nie są oni nawet w stanie uznać DziesięciorgaPrzykazań jedynego, żywego Stwórcy, jako obowiązujących bez wyjątku.A przecież z nich wynika tylko jedno: nie czyń jak w Oświęcimiu.BłądBłędem jest przypuszczać, że możemy bezkarnie łamać Boże przykazaniaoraz to, że wydaje się nam, iż można Boga zreformować przez całkowite lubLATO-2000 129


częściowe zastąpienie Jego jasno wymienionych praw, tak jak zostały onenam przekazane przez Torę, tę „ustawę zasadniczą", przez cywilne lub kościelneustawodawstwo. Tak więc na przykład zdarza się, że we wspólnotach,które powołują kobiety na rabinów lub prezbiterów Kościoła, znosi się tymsamym zarządzony przez Boga podział ról, który jednej płci dajeobowiązek opieki matczynej, a drugiej - obowiązek troskimęża. W wyniku próby zniesienia tego podziału róldoszło do ich pomieszania, a życie dziecka w łoniematki w tych modernistycznych wspólnotach zostałopozbawione ochrony. Dlatego naczelny rabinat odmówiłowym „wspólnotom reformowanym" jakiegokolwiekuznania, tak więc członkostwo w nich nie możezapewnić ani prawa powrotu do Izraela, ani być podstawąinnych ważnych decyzji według prawa żydowskiego.Skądinąd w aktach Stasi można znaleźć sprawozdanie o tym,jak próbowano wykończyć członków naczelnego rabinatu przez oszczerstwo,aby potem w ich miejscu ustawić „postępowe osobistości"...Wbrew upodobaniom ducha naszego czasu mężczyzna i kobieta nie sąrównouprawnieni, lecz mają różne obowiązki wyznaczone przez Stwórcę. Jeślichcemy określić miarę obowiązków konkretnego człowieka i co powinienwnieść w życie wspólnoty, trzeba wziąć pod uwagę także jego płeć. Pod wpływemewolucjonizmu obecne ustawodawstwo nie potrafi już dostrzec danychprzez naturę różnych obowiązków płci, cechuje je głupota, wyrażającą siętym, że na przykład pies, którego Bóg stworzył do polowania, do pilnowaniai do prowadzenia niewidomych, zmuszony jest znosić dziwaczne traktowaniejako surogat dziecka. Kobiety i mężczyźni, którzy nie chcą być matkami i ojcami,oddają całą swą miłość zwierzęciu, które nie będzie w stanie im pomócw czasie choroby, ani troszczyć się o nich w czasie starości.Faszystowskie (nie)myślenieCzęsto używa się pojęcia faszyzmu, nie znając nawet jego etymologii ani znaczeniatego słowa. Trzeba cofnąć się aż do czasów rzymskiego imperium, jeślichce się poznać jego podstawowy sens. W samym pojęciu fascismo „łączysię kilka strumyków w rwący potok". Włoskie słowo fascio oznacza wiązkę,130<strong>FRONDA</strong> 19/20


co odnosi się do fasce - wiązki rózg, które razem z toporem kata nosili kapłani(liktorzy) przed Wielkim Magistratem (mistrzami kultu), jako znak przemocykarnej podlegającej demonicznemu wyrokowi. Pokrewieństwo z fascinosum(łacińskie fasciare: „zaczarować" ifascium: „męski członek") jest częściąpołączonej w jedno formuły zaklęć, która w krzykliwym słowie „faszyzm"wchodzi w sojusz z siłami ciemności (ukrytego zła, okultyzmu), których wykorzystywaniewymaga ofiary z niewinnych ludzi. Na podstawie tego okultystycznegosojuszu elity narodowo-socjalistycznej z siłami ciemności wybranowłaśnie naród żydowski jako ofiarę i zapłacono nim ciemnym siłom.Rosyjska forma faszyzmu - bołszewizm - zamierzała w sojuszu z elitą nazistowskichNiemiec zlikwidować całe narody i kochające pokój wspólnotywiary, tak jak w przypadku chasydów. Obecnie rozszerzająca swoje wpływyforma faszyzmu - wyjałowiony liberalizm - płaci ciemnym siłom za cenę takiegosojuszu życiem dziecka w łonie matki. Taki faszyzm może mieć miejscezarówno w klerykalnych, nacjonalistycznych, socjalistycznych, jak i liberalnychustrojach państwowych. Poznać go można już po tym, że bezbronnyczłowiek od momentu swojego poczęcia aż do naturalnego zgonu nie posiadaautentycznej ochrony prawnej do zachowania swojego życia. To zachowanieobywateli, mordujących dzieci w łonie matki, tłumaczy się tym, że faktpłacenia ofiary ciemnym siłom nie może być już przez nich uświadomionyz powodu wynikającego z tego otępienia w odczuwaniu poruszeń swojej duszy.Zdolność uświadomienia sobie popełnionej winy tracimy tym bardziej,im bardziej mnoży się w nas działanie bezwstydne (pornografia, horror,przemoc). Zniszczenie hierarchii wartości jest narzędziem wyjałowionego liberalizmudo uzależniania ludzi, by służyli siłom okultystycznym - a takasłużba oznacza negację obowiązku zachowania stworzenia.TabuSzanowny Czytelniku, odnalezienie utraconego miłosierdzia oznaczałoby jednocześnieodnalezienie utraconej odpowiedzi. Dlatego trzeba Ci wiedzieć, żew mojej osobie macie państwo do czynienia z narratorem bardzo otwartym,piszącym niezależnie od ducha czasu, ponieważ nie należę do żadnej partiilub stowarzyszenia społecznego. Dlatego może się udać moim oczom patrzećw sposób niezamącony na wydarzenia naszych czasów, tak więc czytelnik mo-LATO-2000 |3|


że naprawdę znaleźć tutaj to, co w innych książkach świadomie ominięto.Oczywiście wiem, że wszystkie tabu są ranami, a kto je rozdrapuje, chce spowodowaćniepokój. Jednak te tabu dotyczą tylko liberalnego bezprawia, a wierzącysię ich nie boją: ani żydzi, ani chrześcijanie, ani muzułmanie. Podstawowenauki tych trzech wiar opierają się na Prawie, które było przestrzeganeprzez Noego, Sema i Abrahama. Wszyscy oni wiedzieli, że nie można osiągnąćpokoju i pojednania bez odniesienia się do tajemnicy Stworzenia i że wszelkiestaranie, by zbudować epokę bez przemocy jest chybione, jeśli nie przestrzegasię podstawowego Prawa Boga - Tory. Nawet odrobina domowego pokojunie jest możliwa bez przestrzegania mądrości w połączeniu z miłościąi miłosierdziem. Realizację tych norm prawnych w systemie prawa państwowegonazywać będziemy semityzmem.Przeciw temu ładowi przyjaciół Prawa i radujących się w Prawie połączyły sięwszystkie te siły, które kwestionują prawo człowieka w łonie matki do ochronyżycia i niszczą je w sposób brutalny. Te siły tworzą istotę antysemityzmu.Semityzm / AntysemityzmSem, Cham i Jafet byli synami Noego, którzy wraz z nim i swoimi żonami,przeżyli potop w arce. Tora zawiera pięć ksiąg mojżeszowych, tzw. Pięcioksiąg;w pierwszej z nich, Księdze Rodzaju, czytamy, że Przedwieczny zawarł nigdynie kończące się przymierze z Abrahamem, potomkiem Sema, a to przymierzewymaga od nas wiernego przestrzegania Jego przykazań, które On wpisałw serce każdego człowieka. Ukierunkowanie prawodawstwa jakiegoś krajuwedług Tory, podstawowego Prawa Stwórcy, w celu regulacji życia codziennegozawsze zasługuje na określenie „semityzm", które bierze swoje imię od Sema,syna Noego. Zastosowanie i zwycięstwo tego Prawa było ostatecznym warunkiempowstania narodów z pogańskich plemion średniowiecznej Europy.Chrystianizacja rodów i szczepów była znacznym osiągnięciem tej epoki,w której został stworzony ład i porządek, także odnośnie prawa do życia dzieckaw łonie matki oraz ludzi nieuleczalnie chorych. Aby zbliżyć się do wypełnieniaprzykazań Przedwiecznego, my, ludzie, musimy się nauczyć kontrolowaćnasze namiętności i wady i zrezygnować z hulaszczego życia. Do tegopotrzebny jest jasny wzór i możliwość kierowania według niego swego życia.W chrystianizowanej, słowiańskiej Polsce takiego wzoru dostarczały przez132<strong>FRONDA</strong> 19/20


długi czas osiedla żydowskie. Oba kierunki wiary przez długie wieki wzajemniesię szanowały. Dopiero próba zastąpienia Tory nauką człowieka oznaczałakoniec judaizacji świata chrześcijańskiego.Chciałbym zwrócić uwagę na pewien szczegół, który przestaje być tylkoszczegółem, jeśli uznamy za prawdziwą następującą obietnicę Boga: On przysięgadoprowadzić naród żydowski do domu po epoce rozproszenia. Przez tostaje się też zrozumiałe, że - choć przy zasiedlaniu Europy gminy żydowskiezakładały fundamenty licznych miejscowości - ta praca cywilizacyjna miałamiejsce zanim później skupiły się wokół nich narody. Mimo to, z powodu wiaryw jedynego Boga i oczekiwania na powrót do ziemi przez Niego obiecanej,Żydzi nie zintegrowali się z tymi nowopowstającymi państwami, lecz stali sięgośćmi na ziemiach przez siebie samych cywilizowanych.Zgodność religijnej wiedzy - chrześcijańskiej, żydowskiej, a także muzułmańskiej- odnośnie nauk o obyczajowości i moralności umożliwia tolerancyjnewspółżycie różnych narodów ze sobą, dopóki nie odbiegają one od przynoszącychpokój przykazań Tory z jednej strony oraz od nauk Jezusa z drugiej.Rozpadanie się kodeksu moralnego musiało w swojej konsekwencji doprowadzićdo obłędu Oświęcimia - obłędu, który doprowadził do tego, że częśćludności celowo została pozbawiona praw i zamordowana. To, co działo sięwtedy z Izraelitami, dzieje się dziś w łonach matek.Krótka historyjkaChciałbym opowiedzieć historyjkę, która mogłaby się zdarzyć w niejednymmiasteczku socjalistycznej NRD. W pewnej wsi w Rudawach (Erzgebirge)mieszkał syn burmistrza, który wraz z synem wiejskiego milicjanta byli jedynymidziećmi, które nie brały udziału w lekcjach religii organizowanych przezproboszcza jako pozaszkolne nauki chrześcijańskie. Gdy syn podrósł i nastałczas, aby nauczył się zawodu, dostał się na studia nauczycielskie - jego rodzicebyli politycznie oddani państwu, więc nie było przeszkód, by skierować gona uniwersytet. Ale także ten piękny czas kiedyś mija i oto syn zjawił sięw pewnej uczelni kształcącej księży ewangelickich i poprosił o przyjęcie na studiateologiczne. Jego prośbie nie odmówiono, ponieważ wyglądało na to, że będziezaangażowanym studentem. Gdzie jeden gołąb może się schować, tamprzylecą jeszcze inne - tak mówi przysłowie. Nie trzeba się więc dziwić, że do-LATO-2000133


łączył do niego jeszcze inny syn z mniej czerwonego domu rodzinnego, któryprzedtem był studentem nauk przyrodniczych, ale ponieważ jego poglądy nabudowę socjalizmu były inne niż kierownictwa partii i państwa, został eksmatrykulowany.Postawiono mu warunek sprawdzenia się przez dwa lata w produkcjisocjalistycznej zanim będzie się mógł starać o dalszą naukę. Tego byłodla niego za wiele. Przewidując cały trud fizycznej pracy, zapisał się na teologię.W podobnej sytuacji jak ci dwaj znalazła się jeszcze większa liczba „bojowników"przeciw socjalizmowi w tej i w innych instytucjach kształcących duszpasterzy,które na tle uniformistycznej szarzyzny enerdowskich miaststanowiły kolorowe plamy życia, jak gdyby bardziej indywidualnego. Owymdysydentom państwo, wobec którego okazali się niewierni, rzucało pod nogikamienie, jednak nigdy nie były one cięższe niż ci byliby w stanie podnieść. Jakomyśliciele wyobcowani od wiary chrześcijańskiej, doprowadzili oni do tego,że zamiast naukami żydowskiego rabina Jezusa duch tych instytucji kierowałsię filozofiami kwestionującymi Boże stworzenie. Do podstawowego wykształceniaprzyszłych księży weszły one jako miła dla uszu nauka. Przyczyna tego,że od studentów pragnących zostać duszpasterzami, nie można było oczekiwaćnajważniejszego warunku tej posługi - niezłomnej wiary w żywego Stwórcęi przestrzegania Jego przykazań, jako kryterium dobra i zła, lecz jedynie wnoszeniaducha czasu do życia wiary, była następująca: otóż niejeden docent odpowiedzialnyza przyjęcie nowych studentów do tych instytucji edukacyjnychtroszczył się we współpracy ze Stasi (jak udowadniają otwarte dziś archiwa),by kodeks moralny i obyczajowy Pisma Świętego odgrywał już tylko podrzędnąrolę oraz by przyszły ksiądz, zgodnie ze wskazaniami sięgających po władzępogan, wpływał na uczestniczących w nabożeństwach wiernych w celu destrukcjiwartości. Dlatego ludzie, którzy szukali tam Boga lub chociaż odrobinybraterstwa, nie mogli (i nie mogą) odnaleźć ani Jego, ani samych siebie.Instytucja kształcąca duszpasterzy jest miejscem, gdzie powinna być zachowanadusza religijnego wyznania, a student ma się uczyć doświadczać mocy Bożejmiłości, by móc w wierze podnieść człowieka pochylonego lub oddalonego. Sampoznałem wielu studentów uczelni teologicznych. Tylko niewielu z nich byłow stanie podać Dziesięć Przykazań (większość z nich nie umiało więcej niż czterylub pięć), a jeszcze rzadziej wiedzieli, gdzie w Biblii można je znaleźć. Jednakna pytanie o wartości marksistowskich teorii społecznych potrafili godzinami teoretyzowaćw duchu lewicowo-demokratycznym. Trwało to bez końca, tak długo,134<strong>FRONDA</strong> 19/20


aż tęcza, którą Bóg od czasu Potopu postawił jako znak zachowania ziemi międzysobą a nami, ludźmi, została zestawiona z jakąś baśnią z tysiąca i jednej nocy.Komu dziś wolno reprezentować naukę chasydzką?Jeśli negujemy istnienie ładu ustalonego przez Boga-Stwórcę, wtedy należy sięzapytać: jaka to siła nas przekonuje, że jesteśmy od samego poczęcia i dłużejnawet niż do śmierci duszą, którą należy chronić? Kto nam w takim razieotworzy oczy na to, że najpierw został zakłócony spokój umarłych przez otwieraniewielotysiącletnich grobów, piramid, mauzoleów i kurhanów, a po rozgrzebaniui przebiciu wszystkiego w tej dziedzinie, teraz zostają zerwane barierychroniące świętość macierzyństwa. To wydanie duszy na zatracenie teraz,po podcięciu żył strumienia życia, nieuchronnie prowadzi do czasów umożliwiającychrzucenie całej ludzkości w tę wydrążoną przez nas przepaść.Szanowny Czytelniku, ci Żydzi wschodni, których świat wiary przedstawiłemw książce Skarby Habakuka, należą do rodzin, których życie w sposób tragicznyzostało zlikwidowane lub prawie zupełnie zniszczone przez straszny mordmaterializmu kultowego, któremu udało się zdobyć władzę. Te zwarte i zamkniętegrupy ludzi ze swoją postawą głębokiej wrażliwości i ducha pojednania przestałyistnieć. Trudno chyba wyobrazić sobie, że kierownictwa współczesnych, nastawionychmodernistycznie (liberalnych) gmin żydowskich, których pojęciawiary są ukierunkowane zupełnie inaczej, mogłyby uchodzić za kulturowychkontynuatorów tego zaginionego świata i być ich prawnym rzecznikiem.Najpierw trzeba uwzględnić, że z powodu głębokiego smutku w wynikudoświadczonego zniszczenia (Shoah) nie jesteśmy w stanie wyczerpującoprzedstawić istoty tej żydowskości, jej wierności religijnej i ducha przebaczenia.My wszyscy w wyniku stępienia wrażliwości weszliśmy w stan pewnejobojętności, tak więc nie można chyba od nas oczekiwać, że zawsze odczuwamyw duchu autentycznie żydowskim. Dlatego nie będziemy w stanieprzekazać powagi wiary w odpowiedniej wierności Bogu, dopóki nie zdobędziemysię na pełne przebaczenie. To chyba były przyczyny tego, że wydawanyw Niemczech przez Centralną Radę (liberalnych) Żydów Niemieckich tygodnik„Gazeta Powszechna" często próbuje ukazywać postawę stojącą pozawiarą. Efekt jest taki, że czytelnik nie mający kontaktu z głęboko religijnymiprzedstawicielami wiary mojżeszowej jest zwodzony na manowce. DlategoLATO-2000135


niech się Czytelnik nie zdziwi, jak powiem, że duch tej gazety zmierza celowodo zniszczenia wierności wierze i ma cele przeciwne Bogu. Ze swoimi artykułamii wiadomościami o życiu wiary pobożnych Żydów na całym świecie,w Izraelu i szczególnie w Niemczech, chce ona widocznie stworzyćpozory sprawozdania obiektywnego, uwzględniającego także religię. Jednaktendencyjność sprawozdań i różnych komentarzy jasno udowadnia, że ichzadaniem jest wmawianie czytelnikowi, iż tylko wtedy będzie mógł on byćprzyjacielem Żydów, jeśli owe niszczące porządek Boży treści rzekomo żydowskiejgazety potraktuje jako wartości zagrożonego narodu, które należychronić. Myślę przy tym o poparciu dla zabijania dzieci w łonie matki, któregoszkodliwość przechodzi wszelką miarę - to poparcie wpływa na usuwaniesumienia z naszego świata doświadczeń i budzi chęć wyładowania swejbrutalności. To zaś doprowadza do gotowości na coraz szerszą akceptacjępraktyk seksualnych przeciwnych naturze, także w ustawodawstwie.Poza tym nie należy zapominać, że z jednej strony judaizm, a w nimszczególnie chasydzka wiedza religijna, z drugiej zaś strony dzisiejsza praktykapaństwowych szkół, różnią się od siebie diametralnie. Taka sama różnicadzieli mistykę opartą na doświadczeniu miłosierdzia Bożego od modnejobecnie ezoteryki, opartej na postulacie agresywnej samorealizacji - na podstawiemiłości własnej. W tym języku nie może już być mowy o porozumieniusię z wierzącymi wychowanymi według żydowskich lub chrześcijańskichwartości podstawowych - skoro używane słowa i gesty, którym nadawanyjest zupełnie inny sens, budzą też zupełnie inne odczuwanie bólu duchowego,który jest głównym kryterium rozróżnienia między pobożnymi (bojącymisię Boga) a zabobonnymi poganami.Stan edukacyjny całego, znajdującego pod wpływem ewolucjonizmu, światapodobny jest do stanu owego ucznia, który pod hasłem „Wiem, że nic niewiem" na cokole popiersia Sokratesa w Muzeum Pergamońskim w Berlinie dopisał:„Ależ on głupi!"Jeśli wiemy, że nic nie wiemy, wtedy pytamy się: co w swej niepojętej mocywie Bóg, który dał nam życie? I dalej pytamy: jakie prawa moralne dał namwraz z sumieniem, jak możemy je poznać i jak żyć według Jego przykazań kunaszemu wspólnemu dobru? Wtedy znajdziemy Jego Prawo podstawowe,które objawił Mojżeszowi na górze Synaj, aby przekazać je nam wszystkim.„Lekarz", który zabija dziecko w łonie matki, jak gdyby ciągle dopisuje na po-136<strong>FRONDA</strong> 19/20


piersiu Sokratesa: „Ależ on głupi!", bo jemu się wydaje, że wie, że to, co zabija,nie jest człowiekiem mającym prawo do życia. To samo uczynili posłowie,uchwalając ustawę wyłączającą pożarcie dzieci od sankcji karnych. Gdypisali na samym początku tej ustawy: „Ależ on głupi!", chodziło im wtedynie o Sokratesa, lecz o Boga, który w jednym z Dziesięciu Przykazań mówi:„Nie zabijaj". Przywódca państwa, który przez swój podpis pod taką ustawąudzielił jej mocy prawnej, nie okazał więcej rozumu od tego ucznia, któryw Muzeum Pergamońskim nabazgrał wyżej wymienione zdanie.Odszkodowania materialneSzanowny Czytelnik musi wziąć pod uwagę, że Żydzi, którzy zginęli podczasWielkiego Mordu, byli przeważnie pokornymi, mocno wierzącymi ludźmi.W przeciwieństwie do nich ci, którzy po 1945 roku na całym świecie żądalii wciąż żądają odszkodowań materialnych, przeważnie nie należą do takichwierzących wspólnot.LATO'2000137


Pozwólcie, proszę, że przedstawię przykład niewłaściwego przyznawaniaodszkodowań materialnych. Gdyby Bundeswehra jako odszkodowania dlasiebie zażądała i otrzymała te sumy, które powinny być raczej wypłacane potomkomzastrzelonych dezerterów Wehrmachtu, to wówczas protesty owychpotomków byłyby chyba uzasadnione. Jak minister obrony nie powinien byćrzecznikiem dezertera Wehrmachtu, tak samo żydowskie przedstawicielstwainteresów, które odwróciły się od wiary i często tylko z nazwy są żydowskie,nie mogą reprezentować zlikwidowanego świata wiary chasydów, który - gdyjeszcze istniał - był wszak przez nie zwalczany, a tym bardziej nie powinnyprzyjmować za nich finansowego odszkodowania. Byłoby to tak samo niesłuszne,jak gdyby rząd niemiecki poprosił Watykan o przebaczenie za zamordowaniedużej liczby Badaczy Pisma Świętego (którzy dzisiaj noszą nazwęŚwiadków Jehowy) i przekazałby mu pieniądze na odszkodowania. Mywiemy, że w obozach koncentracyjnych Hitlera i jego brata Stalina zginęłotakże wielu katolickich księży i zakonników oraz chrześcijanie z kościołówwolnych i ewangelickich. Chcę podkreślić, że ludziom tym oraz wszystkimofiarom owego barbarzyństwa należy się wdzięczność za ich nieugięte trwaniew wierze.Wykorzystywanie tragediiChciałbym również podkreślić, że tragizm Oświęcimia spowodowałpo 1945 roku po obu stronach - i rządu niemieckiego, i gmin żydowskich -silne obciążenia, które do dziś nie zostały w pełni przezwyciężone. Wykorzystałto nie trzymający się żadnego prawa stalinizm, który okazał się mocarstwemzwycięskim w II wojnie światowej. Właściwie nie potrzeba nawetotwierać archiwów tajnych służb komunistycznych GPU, NKWD i KGB, żebypokazać, iż organizacje te skierowały pewne osoby do Europy Zachodniej i dalejw świat z ewidentnym zadaniem infiltrowania m.in. organizacji zajmującychsię pomocą dla uciekinierów żydowskich oraz zdobycia w nich kierowniczychstanowisk w jednym celu - aby wpływać na te organizacje po myślinakazanej przez Stalina ideologii.Podczas „czystek" lat 30-tych w bolszewickiej Rosji dyktator ten eksperymentowałna dzieciach, które uczynił sierotami - chciał wytresować tych pozbawionychrodziców biedaków na niewolników swej zbrodniczej, wyzbytej138<strong>FRONDA</strong> 19/20


wszelkich skrupułów ideologii. Powinien nam dawać do myślenia nie tylkoprzypadek pewnej osoby, która twierdzi (czego nie można już sprawdzić), żejest jedynym ocalałym przy życiu członkiem zamordowanej na Majdanku rodziny- podobno tylko jej udało się uciec z tego hitlerowskiego obozu zagładydo pewnego zachodniego kraju. Tam osoba ta wyszła za mąż za członka bogateji ogólnie szanowanej rodziny, co umożliwiło jej wejście do wyższych sfertowarzyskich. Zdobyła wpływową pozycję, którą wykorzystała, by z pogardydla życia pozwolić na zastosowanie „pestycydu na ludzi", „gazu" oświęcimskiego- pigułki wczesnoporonnej RU 486 - dla likwidacji dzieci niepełnosprawnychi pochodzących z marginesu społecznego. Fakt, że osoba ta opublikowałakilka książek o swoim pobycie w obozie koncentracyjnym, gdziepodobno była ofiarą, przyczynia się jedynie do tego, że jej własne kłamstwastają się kłamstwami zbiorowymi. Ten przypadek, który można potwierdzićw dokumentach tajnych służb bolszewickich, stanowi tylko jedno z setek niezbadanych do dziś sprawozdań sierot, które Stalin wytresował, by mogły dostaćsię do najwyższych ośrodków rządzących wszystkich krajów i stamtądrozlać nad całą ziemią postawę brutalizującą duszę ludzką.Czy jest możliwe, żeby osoba, która wyrosła w rodzinie ludzi miłosiernychi pokornych i która, jak twierdzi, uciekła od komory gazowej, zmierzała ku masowemuzabijaniu niewinnych dzieci w łonach ich matek przy pomocy ulepszonejformy Cyklonu B? Czy ta osoba, która nie może doczekać się likwidacjiniewinnych ludzi, naprawdę mogła być wychowana we wspólnocie ludzi głębokowierzących i może rościć sobie prawo do uchodzenia za Żyda? Na marginesiechciałbym dodać, że nazwisko naprawdę zabitego dziecka zostało niedawnowymazane z tablicy pamiątkowej w obozie koncentracyjnym w wynikustarań tej, uczynionej niewolnicą Stalina, sieroty, ponieważ podała ona, iż tamtodziecko żyje, a w spisach zmarłych sporządzonych przez katów obozowychpodobno nastąpił błąd.Niniejszym protestujemy w imieniu naszych zamordowanych rodzin przeciwkorozwijaniu, projektowaniu i używaniu pestycydów na ludzi, takich jak„gaz" oświęcimski RU 486. Zamierzone „zaspokojenie" agresywnej częściludzkości miało już swój zły przykład, którym był Cyklon B Hitlera.W ciele każdej ciężarnej kobiety jest jeden z nas!Każde zabójstwo dziecka w łonie matki jest morderstwem doskonałym.Miłość wola: Pomóżcie tym, którzy są bez praw!LATO-2000139


Kłamstwo zbioroweIstota kłamstwa zbiorowego oraz próba zalegalizowania go przez przepisy prawakarnego - to temat, o którym można dużo pisać. Chciałbym ukazać w krótkimzarysie, jak kłamstwa przez ciągłe ich powtarzanie mogą otrzymać rangęfaktów. Weźmy np. książeczkę Opowiadania z Talmudu. Jest tam napisane: „Trzebapodążać za większością". W przypisie znajduje się odniesienie do wersetubiblijnego z Księgi Wyjścia, jednakże ten utrwalony na piśmie nakaz Boga z Toryzawiera dokładne przeciwieństwo: „Nie łącz się z wielkim tłumem, aby wyrządzaćzło" (Wj 23,2), a to samo chce przecież wyrazić Talmud. Jest to wyraźnapróba wsączenia do świadomości czytelnika czegoś nieprawdziwego, bypielęgnować pewne kłamstwo i włączyć je do zbiorowej świadomości. Jest toczęsto stosowany środek wyjałowionego liberalizmu, by przy pomocy świętychpism chronić ustawowe bezprawie, jak np. możliwość bezkarnego zamordowaniadziecka w łonie matki, przed protestami ludzi religijnych. (Wskazanie wyżejopisanego fałszerstwa zaczerpnąłem z akt Stasi. Stamtąd wychodziły też zalecenia,by fałszować Pismo święte.)Z akt Stasi można się dowiedzieć, że „nieoficjalni współpracownicy" tej organizacjiw Komisji ds. Biblii Zurychskiej oraz analogicznej Rady Kościelnejotrzymali nakaz, by w Księdze Wyjścia (21,22) ważne dla egzegezy tekstu hebrajskiesłowo jaza tłumaczyć nie jak dr Menge w swoim dosłownym przekładzieBiblii, lecz żeby podstawić słowo „poronienie" (Wj 21,22; zadaniem tejrewizji tłumaczenia Biblii było skorygować niewłaściwie przetłumaczone fragmenty).Ich mocodawcy całkiem poprawnie wnioskowali, że gdy ochronaprawna dziecka w łonie matki jest zniesiona, faktyczny sens tego fragmentuBiblii jest zafałszowany także w praktyce. Aż do dnia dzisiejszego wielu ludziKościoła o brudnych duszach głosi, że zabicie dziecka w łonie matki nie dajepowodu do kary.Z akt Stasi wynika także, że czołowi dostojnicy Kościoła starali się zmienićjedno z dziesięciu przykazań, mianowicie: „Nie zabijaj!" Szanowny czytelniku,trzeba wiedzieć, że język semicki zawiera w sobie żydowskie rozumowaniereligijne. Tak np. dla pojęć „zabijać" i „mordować" w hebrajskim niema oddzielnego słowa pisanego. Jeśli za pomocą pisanego słowa wyrażającegoczynność chce się powiedzieć, że na tej czynności należy położyć szczególnynacisk, wtedy jedna spółgłoska tego słowa otrzymuje kropkę. Także140<strong>FRONDA</strong> 19/20


w przykazaniu: „Nie zabijaj!" taką kropkęotrzymało słowo „zabijać". (Przykazaniew Wj 20,13 brzmi po hebrajsku lo thirzah,co należałoby przetłumaczyć jako„nie łam" lub „nie zabijaj". Oczywiście„nie morduj" nie jest fałszywym przekładem,ale w naszych zakłamanych czasachzawsze znajdą się sprytni ludzie,którzy wywnioskują z tego, że mordowaćnie wolno, ale zabijać tak.) Dostojnicy„chrześcijańscy" wewnątrz aparatu Stasi(najbardziej wpływowi w tym tworze byliobok prawników właśnie ludzie Kościoła,którzy często jeszcze dziś nosządostojne tytuły) fundowali w tym celu stypendia z kasy Kościoła, by nieoficjalniwspółpracownicy Stasi udowodniali w rozprawach „naukowych", jakobyprzykazanie to brzmiało: „Nie morduj!" Celem było - i nadal jest - by wierzącyodnieśli wrażenie, że skoro ustawodawstwo państwowe nie karze zazabicie uciekiniera lub dziecka w łonie matki znajdującej się w więzieniu lubza „usunięcie" ciąży - to również w sensie religijnym nie może być to łamanieprawa, ponieważ „mordem" jest w demokracji tylko to, co jest tak zdefiniowaneprzez parlament. Ten akt barbarzyństwa, by w świadomości ludziosłabić wyrzuty sumienia, jest celem fałszowania Pisma świętego. Wspólnotyinteresów, takie jak lewicowo-faszystowskie stowarzyszenie Pro Mordia, któregoczłonkowie przez lata pracując dla Stasi infiltrowali różne partie, organizacjei wiele urzędów, mają jedną cechę wspólną: wszystkie one podlizują sięduchowi czasu, który właściwie jest brakiem ducha, a który przez popieranieperwersyjnej seksualności przeciwnej naturze oraz przez brutalizację odczuwaniarozwija swoją władzę niszcząc prawo i porządek. Owo świadome zafałszowanie,że jedno z dziesięciu przykazań podobno winno brzmieć „Nie morduj!"zamiast „Nie zabijaj!", zostało rozpowszechnione we wszystkichpublikacjach komunistów oraz w wielu wydawnictwach na Zachodzie. W tensposób trafiło ono też do wspólnot chrześcijańskich i do organizacji ochronyżycia, które nie mają najmniejszego pojęcia o strukturze języków semickich,zaś języka starohebrajskiego w szczególności.LATO-2000141


Niektórzy chrześcijanie wyciągnęli z tego fałszywe wnioski i rozpowszechnilije dalej - całkowicie po myśli „wilków w owczej skórze", z których częśćawansowała nawet do kierownictwa różnych kościołów. „Nie tylko Kościółewangelicki znajduje się dzisiaj w stanie najgłębszego duchowego upadku,większego nawet niż Kościół katolicki w czasie reformacji" - napisał do mniepewien proboszcz, który aktywnie pracuje w grupie ochrony życia i z tego powodudoznał dużo przykrości od swoich przełożonych w Kościele.Powróćmy do słowa zabijać. Jeśli tej kropce, ukazującej czynność w ujęciunegatywnym można nadać znaczenie, to może to prowadzić jedynie do takiegownioskowania, które jest zgodne z istotą religii żydowskiej. Wtedy musielibyśmyjednak przetłumaczyć: „Nie zabijaj w sposób nikczemny". Ta kropkamówi nam, że nie powinniśmy działać tak jak człowiek, który zabija dzieckow ciele ciężarnej matki, zabija więc w sposób zdradziecki. Gdy czytamy dalejBiblię, to znajdziemy także złe czyny, za które Bóg karze śmiercią. Boże wskazania,kogo trzeba zabić, zawierają to słowo bez wymienionej wyżej kropki, ponieważczynność zabijania w tym wypadku nie uchybia Bogu, lecz służy utrzymaniuJego porządku prawnego.Zorganizowana zbrodnia, która w dawnym NRD funkcjonowała pod popularnąnazwą „podsłuchuj i podglądaj", wpłynęła nawet na treść szkolnegosłownika Langenscheidta, wskazując swojemu agentowi w tym wydawnictwie(istnieją na to dowody w aktach Stasi), by pod hasłem „aborcja" jako dalszeokreślenie dodał „przerywanie ciąży" - czyli oficjalny termin enerdowskich komunistówna zabicie dziecka w łonie matki.Rozdmuchanie prywatnego poglądujako środek utrwalania kłamstwa zbiorowegoDalszego przykładu dostarczy nam pan Ignatz B., przewodniczący Rady Centralnejliberalnych gmin żydowskich w Niemczech. Jako zaproszony komentatornapisał w katolickim czasopiśmie „Weltbild" (nr 6/94): „Kościół jako takiuczynił jedynie bardzo mało" (mowa jest tu o ratowaniu prześladowanychw III Rzeszy). Dalej pan B. narzeka na „bierność" ówczesnych odpowiedzialnychw Kościele katolickim i dochodzi do śmiałych oskarżeń wobec ówczesnegopapieża: „Wolałbym jednak, żeby Pius XII pomagał Żydom podczaswojny tak, jak po wojnie pomagał nazistom". Nawet jeśli papież jako osoba142<strong>FRONDA</strong> 19/20


zrobił zbyt mało, to nie wolno przecież tej winy podkreślać w taki sposób, jakgdyby ogół katolików nie korzystał z wszelkich możliwości niesienia pomocyludziom, których życie było zagrożone; według żydowskiej mądrości życiowejnależałoby wyróżnić raczej tych ludzi, którzy w ciężkich czasach pomagali innym,a nie atakować tych, którzy na pewno - lub tylko ewentualnie - bylitchórzami. Poza tym Tora w Księdze Powtórzonego Prawa zakazuje nam doszukiwaniasię winy ojców u ich synów (Pwt 24,16). Ten atak nie był skierowanydo ówczesnego papieża, lecz miał uderzyć w tych wiernych swojej wierzekatolików, którzy aktywnie angażują się dziś w prawo do życia dziecinienarodzonych. W wielu listach do przewodniczącego gmin żydowskich(które do dziś nie są pokazywane wierzącym z owych gmin) proszono Żydów-jak dotąd bez skutku - żeby zaangażowali się na rzecz najbardziej pozbawionychpraw ludzi naszych czasów. Ci, którzy pisali te listy, co prawda mająświadomość, że większość Żydów w Niemczech żyje dziś tylko dlatego, żeprzed dziesięcioleciami także katolicy ryzykowali swoje życie dla nich, ale niewiedzą oni, że istniejący także żydowski opór przeciw barbarzyństwu takiej samejwagi, mianowicie zabijaniu niewinnych dzieci, jest tłumiony, zwalczany,oczerniany, szpiegowany i przemilczany. Trzeba zdać sobie sprawę, że około2 milionów Żydów przeżyło na obszarze władzy Hitlera. Uczeni żydowscy, tacyjak Pinchas Lapide, Horkheimer, Poliakov i inni zgadzają się po wnikliwychbadaniach, że około 780 tysięcy prześladowanych zostało uratowanych przezryzykujących życiem katolików. Rozważmy teraz w tej samej mierze pytanie,dlaczego zachodnie demokracje nie uczyniły w celu ratowania ludzi, którychżycie było zagrożone, tego co leżało w zasięgu ich możliwości. Wówczas dostrzeżemyich ciężką współwinę.Gdyby bomby, które spadły w jednym tylko dniu na przepełnione uciekinierami,stare królewskie miasto Drezno, zrzucono raczej na oddalone jedynieo kilka kilometrów drogi dojazdowe do obozów zagłady, wówczas do końcawojny nie tylko stałaby się niemożliwością dalsza systematyczna likwidacjaludności żydowskiej, lecz uratowano by około 2 milionów istnień ludzkichwielu narodowości, a zniszczenia budynków kosztowałyby o około 100 miliardówmarek mniej. Ciężar bomb zrzuconych jednego tylko dnia na jedno tylkomiasto z rozkazu demokratycznego rządu wyraźnie pokazał, że wcześniej niewykorzystano militarnych możliwości powstrzymania zagłady ludności żydowskiej.Poza tym musimy widzieć, że właśnie świadome podjudzanie hersz-LATO-2000143


tów narodowo-socjalistycznej bandy przez alianckie akty terroru powodowałodalszą intensyfikację zabijania uciśnionych ludzi, którzy przecież w świadomościnazistowskich potworów uchodzili za przeciwników wojennych i współwinnychrysującej się już wówczas klęski. Tak samo jak wroga zewnętrznego,trzeba było - według nazistów - zlikwidować też wroga wewnętrznego.Innymi słowy: Hitler miał nie tylko jednego brata, Stalina, lecz równieżwielu innych braci, których nazwiska do dnia dzisiejszego pozostały niewypowiedziane,a przy pomocy których im obu udało się wyniszczyć pokojowo nastawionączęść ludzkości, by zrealizować swoją pogardzającą człowiekiem filozofię.Naród niemiecki miał niczego nie wiedzieć o Oświęcimiu (czy wolno namuważać Żydów, którzy przecież byli i są częścią narodu niemieckiego, za takgłupich, by uporządkowani i zdyscyplinowani weszli do obozów zagłady, gdybywiedzieli, co ich tam czeka?), ale oddziałom szpiegowskim przeciwnikówwojennych Niemiec znane były wszelkie informacje na ten temat i mieli oni siłyi środki wystarczające do podjęcia przeciw temu skutecznych kroków.Milczenie nawet Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w czasie WielkiegoMordu doprowadziło do tego, że rząd Izraela dla zachowania swego bytunie ufa do dziś żadnemu państwu i żadnej organizacji na ziemi i nie chce budowaćswojego bezpieczeństwa na samych tylko deklaracjach, lecz czuje sięzmuszony dokonać aktywnej oceny aktualnej sytuacji na całym świecie, aby naczas odkryć i w miarę swoich możliwości zapobiec atakom na życie swoichobywateli.Jednak budowanie na Bogu i Jego przykazaniach jeszcze nigdy nie byłopodstawą polityki państwa. Pierwszeństwo dawano ludzkim porozumieniom.Prawdopodobnie rząd, który coraz bardziej oddala się od Bożych przykazań,nie będzie mógł osiągnąć żadnego trwałego pokoju. Nie bez powodu jest napisane:„Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się ci, którzy go wznoszą.Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa nadaremnie" (Ps 127,1).W czyśćcu duszChciałbym podkreślić, że według starej religijnej wiedzy żydowskiej musimypokutować w czyśćcu dusz za ból i cierpienia, które spowodowaliśmy, o ilew swoim ziemskim życiu poprzez szczery żal oraz pokutę nie wyrównaliśmyjuż tej winy. (Nie będziemy się tu zajmować pytaniem, jak długo zmarły będzie144<strong>FRONDA</strong> 19/20


spał w śmierci licząc miarą czasu ziemskiego.) Przedwieczny Stwórca jest nietylko miłosierny, On jest także sprawiedliwy. On wie, że życie nie kończy sięwraz z istnieniem na tej ziemi. Dlatego też żal i pokuta są jedyną drogą wyrównaniaspowodowanych krzywd, żeby uzyskać pojednanie z Bogiem i z ludźmi.Przypisanie całej winy jedynie stronie przegranej w wojnie nie może przecieżoczyścić zwycięzcy z niewątpliwego faktu ślepego mordowania i krzywdzenialudzi także przez niego.Uprawomocnienie kłamstwa zbiorowegoKłamstwa (lub „prawdy"), jeśli służą wspieraniu systemu władzy, muszą zostaćuprawomocnione przez prawo karne. Ma to miejsce zawsze wówczas, gdyodrzucenie kłamstwa (tak zwanej „prawdy") może ciężko uszkodzić trwałośćzbudowanej na nim struktury społecznej, tak że władcy polityczni czują się zagrożeniperspektywą utraty władzy. Mogliśmy to zaobserwowaćcałkiem niedawno, gdy upadł komunistycznysystem władzy, w którym kłamstwozbiorowe (tak zwana zbiorowa „prawda") o wyższościsocjalistycznych form społecznych wobecspołeczeństwa demokratycznego z jego swobodamiobywatelskimi uprawomocniono sankcjami prawa karnego.Doprowadziło to do tego, że osądzony i ukarany więzieniem byłkażdy, kto poddał w wątpliwość tezę, że „dyktatura proletariatu" maprzewagę nad innymi ustrojami społecznymi w rozwiązywaniu próbiemów ludzkości.Obecna postać kłamstwa zbiorowego (tak zwanej zbiorowej„prawdy") dotyczy z jednej strony przeludnienia świata, a z drugiejstatusu nie-człowieka dla dziecka w łonie matki. Pokazujenam to w sposób drastyczny, że budowanie kłamstwa zbiorowego(lub zbiorowej „prawdy") stanowi wielkie niebezpieczeństwodla dalszego istnienia państw i społeczeństw. Także sądonictwo nie potrafi bronić się przed kłamstwem zbiorowym(lub zbiorową „prawdą"), tak jak miało to miejscez obłędem rasistowskim u Hitlera, gdy wyższość rasyaryjskiej nad innymi narodami została zadekretowanaLATO-2000145


nie bać, bo będzie miała także tego syna. Że Rachela nie przeżyje tego porodu,widoczne było już pewnie wówczas, gdy dziecko miało się rodzić tyłkiem doprzodu - a jednak Rachela będzie miała także tego syna. W każdym z nas odmomentu poczęcia zakorzeniona jest nadzieja na przyjście Mesjasza, któryzbudzi zmarłych, a sprawiedliwym (tzn. starającym się o Królestwo Boże) dażycie wieczne, niesprawiedliwym zaś wieczną śmierć. Skoro Rachela czyniławedług praw - zakorzenionych w sercu każdego człowieka Przykazań Bożych- przy nastaniu przyszłego świata będzie ona miała także tego syna. Gdyby todziecko zostało potraktowane według dzisiejszych bezprawnych zwyczajów,pokawałkowano by je w łonie matki, a matka i jej wspólniczka dałyby zły przykład- ostatecznie żyłaby ona jeszcze kilkadziesiąt lat, ale straciłaby życiewieczne. Niezamordowane wtedy dziecko, Beniamin, stało się jednak protoplastąjednego z dwunastu pokoleń Izraela, a z Pisma świętego możemy się dowiedzieć,jaki plan zbawczy Przedwieczny wiązał z tym dzieckiem.Z tego historycznego przykładu widać, iż Przedwieczny Bóg jasno pokazuje,że ani państwo, ani rodzice nie mogą skorzystać z żadnego innego prawa niżstarać się aż do ostatniej sekundy o życie i matki i dziecka. Prawo żydowskienawet przy przypuszczalnym niebezpieczeństwie śmierci matki nie pozwalaopowiedzieć się przeciw prawu dziecka do życia, tak samo jak przy przypuszczalnymniebezpieczeństwie śmierci dziecka nie pozwala decydować przeciwprawu do życia matki. Rozpowszechnienie poglądu przeciwnego polega częściowona fakcie, że Stany Zjednoczone Ameryki, w których żyje największaliczba ludzi mówiących o sobie: „Jestem Żydem", uchwaliły ustawy antysemickie(które prowadzą do mordowania wielu żydowskich dzieci lub matek), orazna tym, że poszczególne gminy żydowskie bardzo różnie traktują wykluczeniez Synagogi w wyniku zamordowania dziecka lub matki. Każdy więc, kto jakobycytuje prawo żydowskie, wybiera dla siebie najbardziej odpowiadające muprocedury wspólnoty „żydowskiej", nie badając wcale, czy ten sposób działaniazgadza się z wypowiedziami Pisma świętego.AIDSjako broń Bożych praw przyrody dla zachowania Jego porządkuPrzedwieczny Stwórca chroni swój porządek poprzez prawa przyrody, któreustanowił, a w nawiązaniu do nich ogłosił przez swojego pośrednika, Mojże-LATO-2000147


przeszedł przez „chrzest ognia", jak np. zastrzelenie dezerterów, ludzi innejwiary, odmawiających służby wojskowej itd. Student medycyny, który nie byłgotowy do zabicia dziecka w łonie matki, zostawał eksmatrykulowany, co jeszczei dziś ma często miejsce. W komunistycznych związkach, więzieniachi obozach koncentracyjnych normą było nagradzanie jedynie zdrady, donosicielstwai brutalności - w obozie poprzez zwiększenie racji żywnościowej,a w cywilnym życiu przez mieszkanie, samochód, miejsce na uniwersytecie lubchociażby wystarczającą ilość węgla bądź ziemniaków do piwnicy. Rozszerzeniena całą ziemię tego gnijącego od korzeni systemu, niszczącego miłosierdziei dobroć, jest głównym dążeniem niepohamowanego ewolucjonizmu. Te czyniąceczłowieka złym poglądy są podstawą ideologii odbiegających od Bożychprzykazań, zarówno lewicowych jak i prawicowych.Nie można było oczekiwać niczego innego od systemu państwowego, któryzmierza coraz bardziej w kierunku pogaństwa niż to, co określił FederalnySąd Administracyjny w Berlinie w swoim orzeczeniu z 1991 roku - że wolnomiastu Norymberdze sformułować ogłoszenie konkursu na szefa kliniki następująco:„Warunkiem jest, że lekarki i lekarze są gotowi wykonywać zabiegiprzerywania ciąży w ramach obowiązujących przepisów prawnych".Łatwo dostrzec, że opisany wyżej system nagradzania brutalnego postępowaniatakże w Niemczech jest premiowany przez najwyższych sędziów, w tymwypadku funkcją szefa kliniki.Komunizm po wielu latach funkcjonowania mógł pozwolić sobie na pozornezlikwidowanie swoich ośrodków władzy - znalazł przecież w wyjałowionymliberalizmie swój dalszy ciąg pod inną nazwą. Pod koniec 1989 roku pojechałemdo będącego już wtedy w stanie likwidacji bloku wschodniego i mogłem zajrzećdo wielu akt, które dzisiaj znów są dla ogółu zamknięte. Całkowicie jasne jest,że Stasi nie była służbą tajną, aby uniemożliwić akty sabotażu lub wykrycieprzypadków szpiegostwa; pod tym sztandarem sama przecież organizowałazbrodnie. Ta instytucja była państwem w państwie. Prowadziła ona akta o osobachz całego świata - w samych Niemczech Zachodnich było to ponad trzy milionyobywateli - a akta te zostały założone, by później wpływać na te osoby.Miały tu miejsce, jak jasno wynika z tychże akt, morderstwa, zdrady, przekupstwa,szantaże, tortury i wykorzystywanie seksualne. W ten sposób na masowąskalę prowadzono politykę personalną w partiach, organizacjach, stowarzyszeniach,radiu i telewizji, w izbach lekarskich, kasach chorych, związkach zawo-150<strong>FRONDA</strong> 19/20


otoczenia kobiety ciężarnej i wcale nie pomagają jej, jak twierdzą sami. Przezto, że stwarzają oni warunki do brutalności, u niektórych kobiet dopiero rozbudzasię pragnienie zabicia swojego dziecka.Wstyd i jego pokonanieSzanowny Czytelnik, gdy spogląda na historię żydowską i chrześcijańską, oczywiściekieruje się swoimi własnymi doświadczeniami, albo z własnej, praktykowanejwiary, albo też z informacji przeczytanych lub usłyszanych, które mogączęściowo pokrywać się z moimi, przedstawionymi tutaj wywodami lub nie.Jednakże spoglądając na kryteria tej epoki nie wolno mieć za złe autorowi jasnegopodkreślenia faktu, że odstępstwa od wypróbowanych praw moralnychmuszą mieć destrukcyjny wpływ na dalsze istnienie każdej jednostki, każdejrodziny oraz dla pokojowego współistnienia różnych narodów i kultur. Moimzamiarem jest, rzecz jasna, otworzyć serca Szanownych Czytelników dla popierającegożycie, miłosiernego nastawienia wobec dzieci oraz wykazać błędnądrogę, która rozpoczyna się z chwilą zastąpienia dobrotliwego wychowania tolerującąwszystko niemocą - dlatego, że odczuwalny dla każdego człowiekaupadek prawa i porządku nie powinien ponownie osiągnąć takiego dna, jakpodczas Wielkiego Mordu, gdy cały naród został brutalnie unicestwiony przezzwolenników tak zwanej „wiedzy" oświeconej.W notatkach E. Ringelbluma (Kronika, s. 426-428) można przeczytać: „Wprzeciwieństwie do polskiej policji, która nie brała udziału w policyjnych patrolach,policjanci żydowscy często brali udział w tej obrzydliwej pracy. Cechowałaich niesamowita korupcja i demoralizacja. Jednakże dopiero podczas deportacjiosiągnęła ona swoje najgłębsze upodlenie. Nie wyrażono żadnegosłowa protestu przeciwko tej gorszącej pracy polegającej na wydawaniu mordercomswoich braci. (...) Jak mogło dojść do tego, że Żydzi - przeważnieprzedstawiciele inteligencji, dawni adwokaci (większość oficerów tej policji byłaprawnikami) - przyczynili się do likwidacji swoich braci? Policja żydowskawykazała się większą brutalnością od Niemców, Ukraińców i Łotyszy (...). Policjażydowska dała wiele przykładów niezrozumiałej i dzikiej brutalności.Skąd taka złość u naszych Żydów? Kiedy wychowaliśmy tyle setek zbrodniarzy,którzy łapią dzieci na ulicach, rzucają je na wóz i ciągną go na plac deportacji(Umschlagplatz)? (...) Każdy warszawski Żyd, każda kobieta i każde152<strong>FRONDA</strong> 19/20


dziecko mogliby wymienić kilka tysięcy faktów nieludzkiego okrucieństwai złości policji żydowskiej. (...) 90 procent zdrad miejsca ukrywania się Żydówidzie właśnie na konto tych żydowskich policjantów. Czasem oni sami wybralite miejsca ukrycia i zdradzili je potem Ukraińcom i Niemcom. Ci złoczyńcymają na sumieniu setki, tysiące ludzi."Proszę w tym kontekście przeczytać fragment Tory, a konkretnie Księgi Kapłańskiej(Kpł 26,27-46). Po dokładnej i kilkakrotnej lekturze tych tekstówchyba już nas nie dziwi, jak ciężka jest próba odbudowy gmin żyjących prawdziwąpostawą żydowską w miejscach zniszczonych. Tego celu nie można osiągnąćrównież dlatego, że prawie zupełnie wymordowano tę część narodu żydowskiego,która była nośnikiem miłosierdzia, a dzisiejszą odbudową kierująprzeważnie Żydzi o orientacji oświeceniowej, którzy przeżyli. Z powodu swojejmentalności chyba w niewielkim stopniu mogą przyczynić się do tego, bypowołać do życia gminę lub wspólnotę żydowską o duszy z nastawieniem pierwotnejpobożności ludowej, w której dominuje duch przebudzenia wiary. Tobyłby jednak podstawowy warunek, jeśli gminy w Europie Środkoweji Wschodniej chcą zostać centrum nowego ruchu skupienia się na wierze, mającżycie wypełnione odczuwaniem autentycznie żydowskim i usilnym dążeniemdo powrotu do Boga.Do komendanta Armii Czerwonejw mieście Naumburg nad SoławąList z października 1977 rokuSzanowny Panie!Kilka godzin temu byłem świadkiem, jak podległa Panu grupa poszukiwawczazabiła na miejscu odnalezionego dezertera, strzelając na rozkaz kierującego tąoperacją dowódcy z pistoletów maszynowych.Całkowicie nieistotne jest, czy Wasz porządek prawny dopuszcza takie celowezabijanie bezbronnego człowieka. Na gruncie prawa naturalnego zawszestanowi to doskonałe bezprawie. Skoro opisana przeze mnie zbrodnia nie jestodosobnionym przypadkiem, muszę założyć również Pańską wiedzę o tym.Poza tym, należy jako punkt wyjścia przyjąć również, że ten rodzaj rozwiązywaniaproblemu, mianowicie zabijanie bezbronnego człowieka bez rozprawysądowej, pokrywa się z Pańską postawą ducha i serca. Pewnie nie zgodzi sięLATO-2000153


Pan z tym i powie, że to nie jest Pańska postawa. W takim razie jest to tchórzostwo- tchórzostwo, które tutaj ma miejsce, jest charakterystyczne dla stosunkudo tego ustroju, któremu podlega zarówno Pan, jak ja - z tą różnicą, żePan działa z motywów niższych, w ślepym posłuszeństwie. Tak jest, z niższychmotywów! Aby mieć stanowisko, otrzymać awans, pełnić funkcję zmuszającądo zabijania bezbronnych, niejeden mały ważniak w naszych czasach napełniłjuż wiele mórz łez. Nie usprawiedliwia tego żadne ustawodawstwo państwowe,które pod pewnymi warunkami zwalnia od kary czynności pozbawiająceżycia. Bo kanibalizm nie należy do rzemiosła jakiegokolwiek potrzebnego zawoduna gruncie prawa naturalnego.Dla nas wszystkich jest jasne, że społeczeństwo obojętne wobec brutalnegozachowania swoich obywateli nie będzie również w stanie bronić i chronićpraw bezbronnego. Szanowny Panie, niech sam Pan oceni: który człowiek działabardziej w zgodzie z życiem - ten, kto zabija bezbronnego w posłuszeństwieprawu, czy ten, który temu uciśnionemu pomaga i ratuje mu życie na przekórobojętności państwa, ryzykując nawet, że możni będą go prześladować, więzići w końcu go zabiją?W Dekalogu jest napisane: „Nie zabijaj!" To jest rozkaz. A Pan morduje.Pan jest odpowiedzialnym mordercą!154<strong>FRONDA</strong> 19/20


Słyszałem, że bardzo lubi Pan hodować róże. Czy ochrona Pańskiegoogródka jest ceną Pańskiego nikczemnego zachowania? Jeśli tak, to Pańskiogród róż będzie zniszczony właśnie przez tych, którym dał Pan przykład takiegodziałania poprzez zabijanie bezbronnych - dlatego, że Żywy Bóg, niechbędzie pochwalone Jego Imię, stworzył Ziemię w równowadze Jego wszystkoprzenikających praw przyrody.Powołuje się Pan na prawo. Ale prawo nie oznacza dyktatury. Dopiero człowiek,który swoje brutalne działanie uzasadnia powoływaniem się na prawo,czyni ustrój państwowy, ale także siebie samego strażnikiem niewoli.Jeśli chce Pan ocalić siebie i swoje róże, niech Pan jeszcze dzisiaj stanie siędezerterem!Z poszanowaniem, PańskiPfannekCiągle na nowo przeszkadza nasze „Ja"Dotarłem do stolicy, do miejsca, gdzie ustanawiane są prawa dla człowieka, dlaludzi, którzy powinni być im posłuszni. Zauważyłem, że ciągle na nowo przeszkadzanam nasze „ja", bo prawa moralne i obyczajowe także działają wedługpraw natury. Powinniśmy sobie zdać sprawę, że mocą ustawy nie możemytworzyć praw przyrody - dlatego każdą ustawę, którą uchwalamy, należysprawdzić, czy jej treść nie jest sprzeczna z przykazaniami Żywego Boga. Ustawykrajowe i państwowe, które nie zdają egzaminu pod względem zgodnościz podstawowym prawem Bożym, z Torą, stają się elementami państwowo kierowanegoantysemityzmu. Dziś w Niemczech żaden Żyd (tak samo jak żadenchrześcijanin czy muzułmanin) nie może zostać kierownikiem dużego szpitala- chyba że ta religia tylko formalnie figuruje w jego dokumentach. Bo NajwyższyFederalny Sąd Administracyjny postanowił, że odpowiednią funkcjękierowniczą w klinice może sprawować tylko ten, kto jest gotów zabić dzieckow łonie matki. Żydzi łącznie z chrześcijanami i muzułmanami wiedzą, że jeśliprzestrzegają przykazań Żywego Boga, to prawa przyrody obdarują ich miłością,życiem i pokojem. Nawet jeśli lekceważymy przykazania Przedwiecznego,to i tak Jego nakazy pozostają proste i niezmienne, bo są one ustanowione naczas nieograniczony. Jeśli chcemy sprawdzić, czy jesteśmy w zgodzie z prawamiprzyrody, czy raczej opuściliśmy Tego, który je stworzył, jako miara możeLATO-2000155


nam służyć odpowiedź, czy słabi,chorzy, niepełnosprawni oraz dzieciw łonach matek czują się zaakceptowaniprzez miłość bliźniego.Zniszczenie żydowsko-chrześcijańskiegoświata, wiary i myśli jestwynikiem działań bezbożnych „naprawiaczy"świata. Pod często dobrzebrzmiącymi nazwami próbują oniuzyskać władzę i wpływ na duszę ludzipozostających bez orientacji, żebyskłonić ich do czynów okrutnych. Cizwodziciele z ciemności często posługująsię manewrami pozornymii nadają sobie takie atrybuty jak:chrześcijański, żydowski, muzułmański,sprawiedliwy, pokojowy lubwolnościowy. Wszystkich ich możnapoznać po tym, że, co prawda, inaczej stawiają kryterium braci Stalina i Hitleraprzy selekcji ludzi określanych jako „wartościowi" lub „niegodni życia", ale samegomordu nie potępiają bezwarunkowo. Cały ruch lewicowy wziął sobie za zakładnikadziecko w łonie matki, żeby na porządku prawnym wymuszać ustawyodpowiadające ich bezbożnym zamiarom. Po tym możemy jednoznacznie poznać,że bezwzględne stanowisko Swastyki lub Czerwonego Frontu z przeszłościznalazło swój niszczący życie ciąg dalszy w dzisiejszym jałowym liberalizmie.Fakt, że w 1992 roku brytyjska królowa-matka odsłoniła pomnik sir Harrisa(„bombowego Harrisa"), odpowiedzialnego podczas II wojny światowej zaterror na ludności cywilnej i ślepe zabijanie wielu setek tysięcy nie biorącychudziału w wojnie bezbronnych dzieci, kobiet i starców wielu narodowości,świadczy o tym, że kolejnym braciom Stalina i Hidera stawia się monumenty.Przedwieczny Bóg na ten znak nieprzejednanej zatwardziałości serca napewno nie przymknie oczu. Wedle żydowskiej wiedzy religijnej, Przedwiecznytroszczy się o to, by każdemu miastu stało się to, co chwalono w jego murach.Niech nikt, kto dziś tam mieszka, nie zarzuci kiedyś winy Żywemu Bogu, gdyjego miasto zostanie rozbite w gruz i popiół.| 5£ <strong>FRONDA</strong> 1 9/20


Konferencja w WannseeSzczególnie utalentowanych więźniów (często ludzi wyraźnie psychicznie chorych)z ich nadzwyczajnymi zdolnościami Stasi wykorzystywała w specjalnieprzygotowanych warsztatach fałszerskich, gdzie mieli sporządzać takie dokumentyhistoryczne, które pokazałyby w lepszym świetle ruch komunistycznyi lewicowy. Bardzo często sporządzano tam także fałszywe dokumenty na tematwydarzeń w III Rzeszy, np. o konferencji w Wannsee w 1942 roku. Pozatym podrabiano też ordery wojskowe i wyróżnienia za pomocą oryginalnychnarzędzi zachowanych z materiałów Rzeszy Niemieckiej lub sporządzano „dokumenty",które przedstawiały w całkiem innym świetleprzegrywających lub wygrywających tę wojnę. Poza tymnależało wyposażyć historię ruchu robotniczego w odpowiednie„archiwalia". W warsztatach tych produkowanospecjalną walutę dla więźniów enerdowskich (zarabialioni co dnia od 1 do 2 marek, a tę sumę przy „dobrymsprawowaniu" wypłacano im w połowie pod koniec miesiąca,a drugą połowę odkładano do czasu wyjścia nawolność, jednak trzeba było z niej zapłacić za wszystko,co podczas odbywania kary więzień zniszczył lub co muzginęło - wypłacano więc tylko skromną resztę) oraz walutęwojskową na wypadek zdobycia Niemiec Zachodnich.Fałszowano nawet znaczki pocztowe z pierwszychlat NRD, żeby razem z orderami i wyróżnieniami wojskowymiz czasów Hitlera sprzedawać je z dużym zyskiemna rynku zachodnioeuropejskim. Dla tych czerwonych nazistów każdyśrodek był dobry, żeby zdobyć dewizy do sfinansowania operacji szpiegowskichStasi na Zachodzie, np. na przekupywanie posłów.Jeszcze kilka słów na temat konferencji w Wannsee, które uzmysłowiąnam, jak często dokumenty używane do badania wydarzeń historycznych byłyfałszowane lub przerabiane. Właśnie w przypadku dyktatur musimy zakładaćpróbę przeinaczania faktów jako środek do uzyskania korzystnego dla nich obrazuhistorii. To samo dotyczy niestety również zwycięzców, którzy mieli sporemożliwości ochrony całych narodów przed likwidacją, a jednak nie udzielilitakiej pomocy z powodów pragmatycznych i całkiem świadomie.LATO-2000157


Hitler i jego najbliżsi zwolennicy od samego początku praktykowali czarnąmagię - kult, do którego potrzebne były ofiary z ludzi. Likwidacji Żydów europejskichnie zaplanowano dopiero na konferencji w Wannsee: należy stwierdzić,że tak naprawdę operacja likwidacji różnych części ludności (wśród nichnieuleczalnie chorych, niepełnosprawnych, Żydów, Cyganów i innych) oddawna już była w trakcie pełnej realizacji. Już w 1934 roku uchwalono ustawę„o ochronie niemieckiej czystości rasowej", a w latach 30-tych zabito setki tysięcyniepełnosprawnych i psychicznie chorych. Wyjałowiony liberalizm nieuznaje tych ludzi jako osób, nad utratą których należałoby płakać - dlatego jegorachunek strat zaczyna się dopiero mordami podczas „nocy kryształowej"9 listopada 1938 roku.Konferencja w Wannsee do dziś powtórzyła się w wielu miejscach świata -wszędzie tam, gdzie zrezygnowano z prawnej ochrony człowieka, którego naturalnymmiejscem pobytu w pierwszych dziewięciu miesiącach życia jest łonomatki.Amerykański prezydent Bill C. twierdzi np.: „Mój kaznodzieja powiedział mi,że w Biblii nie ma zakazu aborcji". Nawet, gdyby to była prawda, to w Biblii niema też zakazu obchodzenia się z amerykańskim prezydentem tak samo, jakz dzieckiem, które zabija się w łonie matki, tylko dlatego, że komuś przeszkadza.Gdybyśmy przetłumaczyli tę wypowiedź amerykańskiego prezydenta na narodowo-socjalistycznyjęzyk Hitlera, brzmiałaby ona tak: „Mój minister propagandymi powiedział, że w Biblii nie ma zakazu Oświęcimia". Widzimy więc, że przeciwnikBoga ma wiele imion - jedno z nich nosi prezydent amerykański, którynajwyraźniej odbył wraz ze swoim kaznodzieją kolejną konferencję w Wannsee.26 czerwca 1935 roku niemiecki Reichstag uchwalił „ustawę o zmianieustawy o niedopuszczaniu potomstwa dziedzicznie chorych". Na jej podstawieŻydów najpierw sterylizowano (bo uchodzili w oczach nazistów za nosicielipotomstwa dziedzicznie chorego), a później wraz z wzrostem barbarzyństwa,mordowano ich w takich miejscowościach jak Oświęcim. Dokładnie 60 latpóźniej niemiecki parlament (obecnie - Bundestag) znów uchwalił ustawęuprawomocniającą praktykę wielotysięcznego mordowania bezbronnych ludzi.I znowu, tak jak 60 lat temu, znaleźli się biskupi, którzy swoim podwładnymkażą wypisywać pozwolenia dla morderców. Wśród nich znajduje się jeden wyjątek,którego każdy, kto w sercu jest Żydem, musi pochwalić: arcybiskup Dybaz Fuldy. Dawniej potrzebne były „pozwolenia" i dzisiaj też wystawia się ta-158<strong>FRONDA</strong> 19/20


ki papier. Tak samo jak wtedy, te „pozwolenia" i dziś prowadzą do mordowanianiewinnych ludzi. W ten sposób znów uczyniono z krzyża swastykę.Na pytanie, dlaczego taka potworność znów mogła się zdarzyć, chciałbymodpowiedzieć w ten sposób: jeśli ma dojść do pojednania z ludźmi, którzy ciężkimbezprawiem obciążali swoją duszę, to trzeba, żebyśmy i my byli gotowiprzyznać się do własnego udziału w tej winie - inaczej marnujemy nawzajemswój czas łaski, w którym moglibyśmy znaleźć pokój dla duszy własnej i bliźniego.Ofiary Wielkiego Mordu do dziś nie mogą się zdobyć na taki stan ducha,by móc zapytać o własny udział w winie powodującej całe to nieszczęście,by jawnie się do niej przyznać i z głębi serca prosić o pojednanie. Dopiero takiakt samoukorzenia stanowi warunek zniesienia gotowości agresywnej częściludności do zabijania, a nie tylko przeniesienia jej z jednej części ludnościna drugą. Doszło bowiem do tego, że miejsce Żyda zajęło dziecko w łonie matki,które teraz podlega „selekcji" ze strony chroniącego bezprawie państwa.Zabijanie dzieci w łonie matki, ten Oświęcim lewicy, może być odpokutowanytylko w takim ruchu pokutnym, który poprzedzi nasze przyznanie się dowiny. Naszym hasłem musi być jednoznaczny powrót do Boga.DAVID PFANNEK AM BRUNNENTŁUM. HERBERT ULRICHLATO-2000159


PORTRETABORTERAMOSEPH DE IAISTRE...Przypuszczam, panowie, że zbytnio przywykliście do rozmyślań, by nigdynie przyszło wam zastanowić się nad aborterem.Czymże jest owa niezrozumiała istota, co nad wszystkie zawody przyjemne,popłatne, uczciwe, a nawet szacowne, których mnóstwo stoi przed siłą i zręcznościączłowieka, przekłada męczenie i uśmiercanie swych bliźnich? Ta głowa,to serce - czyż są takie same jak nasze? Czyż nie ma w nich czegoś szczególnego,obcego naszej naturze? Co do mnie, nie wątpię w to. Zewnętrznie jest takisam jak my, rodzi się tak samo jak my, lecz jest to istota niezwykła i na to, byzaistniała w rodzinie ludzkiej, trzeba jakiegoś dekretu, jakiegoś fiat władzy ustawodawczej.Stworzenie jej jest takim samym aktem, jak stworzenie świata.Spójrzcie, co o nim myślą inni ludzie, i pojmijcie, jeśli potraficie, jak może on160<strong>FRONDA</strong> 19/20


0 tym nie wiedzieć, względnie: nie bać się tego! Chociaż jest aborterem, nigdytego nie mówi publicznie, wstydliwie skrywając swój rzeczywisty fach. Pośródsamotności i tej swoistej próżni, którą tworzy w swoim wnętrzu, żyje sam zeswą kobietą i dziećmi, dzięki nim znając głos człowieka: bez nich znałby tylkojęki dręczące go w nocnych koszmarach... Pada ponury sygnał: jakaś najnędzniejszaistota, spragniona autoafirmacji swej kobiecości, puka do jego drzwi1 oznajmia mu, że jest potrzebny. Wychodzi, przybywa do gabinetu zabiegowego,bierze do rąk instrumenty. Kiedy płód ma sześć miesięcy, a komuś potrzebującymu,cierpiącemu na chorobę Parkinsona, niezbędny jest lek z substancjimózgowej, wyjmuje z pochwy główkę, wywierca na jej czubku wiertarką dziuręi specjalnym "odkurzaczem" wysysa mózg. Dobrze zna swoją profesję i wie,że gdyby szczypcami roztrzaskał głowę w pochwie, wtedy mózg wymieszałbysię z kośćmi i niemożliwe byłoby uzyskanie upragnionego lekarstwa. Dopieropotem odpowiednimi szczypcami ćwiartuje w pochwie martwe ciało i wybieraje specjalnymi łyżkami, uważając, by w środku nie zostały resztki łożyska czypłodu. Skończył; serce mu bije, ale z radości. Winszuje sobie, mówiąc w duszy:nikt nie przeprowadza aborcji tak dobrze jak ja. Wychodzi, wyciąga rękę splamionąkrwią, a wolność wyboru transferuje na jego konto umówioną sumę pieniędzy.Wraca do domu, siada do stołu, je, potem kładzie się do łóżka, zasypia.A nazajutrz, budząc się, myśli o wszystkim innym, tylko nie o tym, co uczyniłwczoraj. Jest-że to człowiek? Tak: władza przyjmuje go w swoich urzędach i pozwalamu cieszyć się dobrym samopoczuciem. Nie jest przestępcą. I chociażuważany jest za dobroczyńcę ludzkości, to jednak nigdy nie zdarzyło się, aby kobietakorzystająca z jego usług powiedziała mu po wszystkim "dziękuję". Żadnapochwała moralna doń się nie stosuje, bo wszystkie kładą jako warunek życiewśród ludzi, a on niesie śmierć.A jednak cała wielkość, cała potęga i cała dyscyplina spoczywa na aborterze:on jest strażnikiem i gwarantem wolności wyboru, jest głównym zwornikiemspołeczeństw demokracji liberalnej. Zabierzcie demoliberalizmowiów niepojęty czynnik, a w jednej chwili ład ustąpi miejsca chaosowi, liberalnademokracja upadnie i społeczeństwo otwarte zniknie.MOSEPH DE JAISTRETekst jest fragmentem Poranków leningradzkich.l.ATO-2000 161


W istocie religia Holocaustu jest mitem chrześcijańskim,ponieważ opiera się na idei śmierci i zmartwychwstania.Jest to dokładnie opowieść o Wielkim Piątkui o Wielkiej Nocy, tyle że Ukrzyżowaniem jest Holocaust,a Wielkanocą jest Państwo Izraela.wrogaROZMOWA Z RABINEM BYRONEM L. SHERWINEMByron L. Sherwin (1946) - rabin, uczeń najwybitniejszego teologa żydowskiegoXX wieku, Abrahama J. Heschela; wykładowca (na uczelniach żydowskichi chrześcijańskich) żydowskiej filozofii i teologii, mistycyzmu, etyki, prawa162<strong>FRONDA</strong> 19/20


i studiów nad Holocaustem; wiceprzewodniczący Spertus College of Judaicaw Chicago; autor kilkunastu książek (w Polsce wydano jego Duchowe dziedzictwoŻydów polskich).Pojawiają się opinie, że współcześnie mamy do czynienia ze szczególnymprocesem deifikacji tragedii Holocaustu. Czy zgadza się pan, że pamięć0 zagładzie Żydów europejskich przybiera formę niemalże religii? Czy owareligia Holocaustu może współistnieć pokojowo z tradycyjnym judaizmem?Dla judaizmu nie jest dobrze, gdy sekularyzuje się i zamienia w coś, co możnanazwać religią Holocaustu. To, co się teraz dzieje, to jest - moim zdaniem -próba całkowitego zredukowania judaizmu do Holocaustu. Mamy obecniedwie tendencje i obie nie są dobre dla judaizmu. Jedna polega na tym, że bierzesię cały judaizm, całą jego historię, kulturę, religię, teologię, praktykę1 stwierdza się: „Ważna jest tylko jedna część i jest nią Holocaust". To bardzopoważny błąd. Jest to zredukowanie tożsamości Żydów do zaledwie fragmentuich historii. Fragmentu bardzo ważnego, ale nie będącego nawet w przybliżeniucałością. Drugi problem to dokonująca się w Stanach Zjednoczonychamerykanizacja Holocaustu. Pozwoli Pan, że wyjaśnię, co rozumiem pod pojęciem„amerykanizacji". Znany XIX-wieczny powieściopisarz amerykański,William Dean House, powiedział: „Amerykanie lubią tragedie, ale ze szczęśliwymizakończeniami". Właśnie w ten sposób Amerykanie sprzedali historięHolocaustu. Widać to w Liście Schindlera. Cały film jest czarno-biały, a na końcuwszyscy tańczą na polu w Izraelu, w kolorze, przy muzyce. Ta amerykanizacjaHolocaustu jest zniekształceniem. Oba te zjawiska uważam za bardzo złei bardzo niebezpieczne.Holocaust przestał też być jednostkowym wydarzeniem historycznym,a stał się uniwersalnym pojęciem, z którego chętnie korzysta liberalna demokracja.Myślę, że mamy tu do czynienia z poważniejszym problemem. Jest nim redukowaniewszystkiego do Holocaustu i to nie tylko w społeczności żydowskiej.Holocaust staje się punktem wyjścia do dyskusji na temat wielu różnych zjawisk,które są lub nie są z nim związane. Przykładem może być amerykańskieLATO-2000163


zaangażowanie w sprawę Kosowa. Clinton usprawiedliwiając je odwoływał siędo Holocaustu. W przypadku Bośni też mówiono o Holocauście. Obecnie jeston punktem odniesienia w dyskusjach na temat wszystkiego - broni chemicznej,praw kobiet, praw zwierząt...Jakie jest stanowisko tradycyjnego judaizmu wobec faktu zagłady Żydóweuropejskich? I jak Pan, jako rabin, widzi tę sprawę?Z teologicznego punktu widzenia fundamentalnym problemem dotyczącymHolocaustu jest pytanie: „Dlaczego Bóg do tego dopuścił?" Spędziłem prawiecałe życie myśląc o tym i jak dotąd nie znalazłem odpowiedzi. To jest niewyobrażalne.Wykluczyłem jednak pewne możliwe interpretacje, na przykład tę, że byłato konsekwencja jakiegoś grzechu. Dzisiaj prawie każdy żydowski myśliciel naświecie odrzucił taką możliwość. Jaki grzech może być aż tak ciężki, by usprawiedliwićśmierć miliona stu tysięcy żydowskich dzieci? Aż do Holocaustuprawie każde tragiczne wydarzenie w żydowskiej historii nasi teologowie wyjaśnialijako karę za grzechy. Holocaust stanowi zerwanie z tym. Mówimy, żenie może istnieć grzech aż tak wielki, by usprawiedliwiał taką tragedię. Pozostajewięc problem: skoro dotychczasowe wyjaśnienie nie ma tutaj zastosowania,to musimy przedstawić jakieś nowe, odmienne. Na razie go nie mamy.Utrzymuje się opinia, że Holocaust stanowi współczesny mit założycielskidla kolektywnej świadomości światowego żydostwa.Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że teraz to się zmienia. Myślę, że ludziemają już dosyć Holocaustu. Obecna tendencja, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych,to zwrot ku bardziej duchowej postaci judaizmu. To, co niektórzyuczeni nazywają „holocaust-manią" czy też, ujmując to inaczej, obsesją napunkcie Holocaustu - kończy się.Pamiętam jak w Ameryce w latach 60-tych, kiedy Holocaust był jeszczezbyt bliską przeszłością, Żydzi nie chcieli o nim mówić. Podobnie w Izraelu.Nie chciano o tym mówić, bo była to rzecz zbyt wstydliwa. Potem podejście sięzmieniło. Najpierw nikt nie mówił o Holocauście, a później wszyscy mówilio nim - i o niczym więcej! Obecnie przechodzimy do trzeciego etapu, w któ-164<strong>FRONDA</strong> 19/20


ym ludzie przestają mówić o Holocauście, a zajmują się bardziej problemamiduchowymi.Holocaust stal się punktem centralnym w momencie, kiedy we współczesnejspołeczności żydowskiej ludzie z jakichś powodów porzucali swoją wiaręi potrzebowali substytutu religii. Żydzi, którzy przez cały czas zachowywaliwiarę, nie mieli powodu, aby czynić z Holocaustu centrum wszystkiego. Natomiastzsekularyzowani Żydzi potrzebowali substytutu religii, powiedzieliwięc: „Oto Holocaust, a oto odpowiedź nań - Izrael". Stał się on więc, jak Panto ujął, mitem założycielskim. Tak naprawdę zaczęło się to pod koniec lat 60-tych, po Wojnie Sześciodniowej w Izraelu.Ironia owego mitu założycielskiego polegała na dwu sprawach. Po pierwsze,dla Żydów ów mit stał się na ogół substytutem wiary. Po drugie, w swejistocie jest to chrześcijański mit założycielski, ponieważ opiera się on na ideiśmierci i zmartwychwstania. Jest to dokładnie opowieść o Wielkim Piątkui o Wielkiej Nocy, tyle że Ukrzyżowaniem jest Holocaust, a Wielkanocą jestPaństwo Izraela. Mamy tu więc do czynienia z Żydami, którzy porzucili swojątradycję religijną i szukali dla niej sekularnej alternatywy, przyjmując ściślechrześcijański paradygmat jako substytut swej odrzuconej wiary. Uważam, żeto bardzo ironiczne. Dlatego bardzo się cieszę, że teraz od tego odchodzimy.Tradycyjnie momentem założycielskim dla społeczności żydowskiej byłoprzymierze z Bogiem. O Żydach mówi się jako o Ludzie Przymierza. Tymczasemtutaj takim elementem spajającym stała się pamięć o tragedii wojennej.Tak, ale kiedy już porzuci się wiarę, nie ma mowy o Przymierzu, ponieważPrzymierze jest koncepcją teologiczną. W późnych latach 60-tych, szczególnietutaj w Ameryce, Żydzi przestali być identyfikowani na podstawie ich przywiązaniado religii, ale w oparciu o pochodzenie etniczne. A zatem: co staje siępodstawą do identyfikacji etnicznej? Trzeba takiej podstawy poszukać. Nie jestto podstawa religijna. Są to wspólne doświadczenia. Wspólna kuchnia, wspólnamuzyka, wspólny język. Wspólnym doświadczeniem, na którym się skoncentrowano,był jednak Holocaust i Państwo Izraela.Żydzi w Ameryce postrzegali miejsca, z których tu przybyli - w tym Polskę- jako miejsca wobec nich niegościnne. Nie traktowali ich jako swego krajurodzinnego. Jednak wszystkie inne grupy etniczne w Stanach ZjednoczonychLATO-2000165


miafy swoje kraje rodzinne. Włoscy Amerykanie mieli Włochy, polscy Amerykaniemieli Polskę, nawet czarni Amerykanie mieli swoje korzenie w Afryce. Żydziamerykańscy nie mieli swojego kraju rodzinnego. Ale teraz pojawił się Izrael.Pasowało to więc do wzorca identyfikacji etnicznej: mamy kraj rodzinny.Kiedy mamy już kraj rodzinny, możemy powrócić do tego, co nazwał Panmitem założycielskim. Holocaust udowodnił bowiem, że w Europie dla Żydównie było warunków do normalnego życia. Dlatego też potrzebowaliśmy naszegokraju rodzinnego, historycznej ojczyzny, Izraela - poza Europą. Co do tegoŻydzi izraelscy i Żydzi amerykańscy się zgadzali. Nie mogli się natomiast zgodzićw jednej kwestii - gdzie Żydzi powinni mieszkać. Zgadzali się tylko w jednym- że nie w Europie.Jaka jest zatem rola Ameryki dla współczesnego żydostwa?Przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych Żydów nie określa się mianem„narodu". Jest to określenie specyficznie europejskie. Moim zdaniem problemten ma związek z Holocaustem. Sytuacja Żydów w Europie wyglądała tak:mamy narody - niemiecki, austriacki, francuski itd. Jeśli Żydzi są także narodem,to jak mogą być zarazem członkami narodu francuskiego, niemieckiego,austriackiego, polskiego? Zaowocowało to tym, co w Europie znane było jako„kwestia żydowska" (od niemieckiego Judenfrage). Problem polegał na tym,jak tę „kwestię żydowską" rozwiązać. Hitler wystąpił z tym, co nazwał „ostatecznymrozwiązaniem kwestii żydowskiej" (Endlosung). Problem pogłębiasię, kiedy wychodzi się z założenia, że Żydzi są w jakimś sensie odmienni odwszystkich innych, że są osobnym narodem, i że nie mogą stać się członkaminarodu, wśród którego żyją. Amerykański sposób patrzenia na to zagadnieniejest inny. Opiera się założeniu, że możesz być członkiem narodu amerykańskiegoniezależnie od tego skąd pochodzisz. Naród amerykański jest złożonyz tych, którzy świadomie przyłączają się do niego. Ludzie, którzy urodzili sięw tym narodzie, nie stanowią nawet większości. Tak więc wolałbym używaćsłowa „lud", chociaż wiem, że w Polsce go nie lubicie. W języku angielskimużywamy terminu Jewish people - „lud żydowski".Problem, który Pan podnosi, to pytanie, co stanowi o spójności, tożsamościtego ludu. Ma Pan absolutną rację: tradycyjny żydowski pogląd głosi, iżto przymierze między nami a Bogiem jest podstawą naszej definicji jako gru-166<strong>FRONDA</strong> 19/20


py. Jednak kiedy przejdzie się na pozycje sekularnei nie podtrzymuje się już stanowiska, że jesteśmyludem przymierza, trzeba je zastąpić czymś innym.Trzeba zastąpić je czymś świeckim. Moim zdaniem -a obecnie jest to opinia coraz bardziej rozpowszechnionaw społeczności żydowskiej - wszystkie rozwiązaniasekularne zawiodły.W niektórych tekstach autorów żydowskich możnasię spotkać z określeniem, że Ameryka jest dlanich nową ziemią obiecaną.Jest w Ameryce coś odmiennego od wszystkiego,czego doświadczyliśmy w przeszłości, może z jednymwyjątkiem. Wyjątkiem tym była Hiszpaniamiędzy, powiedzmy, VIII a XIII stuleciem. Żydzi,chrześcijanie i muzułmanie żyli wtedy razemw społeczeństwie prawdziwie pluralistycznym.Jest to, jak sądzę, model najbliższyStanom Zjednoczonym.Tak więc zgadzam się, że Ameryka to coś nowego, cudownego dla nas,ale są tu też pewne problemy. Jednym z nich jest to, że mamy wolność bycianie-Żydami. Dlatego tracimy wielu ludzi - przez asymilację, przez małżeństwamieszane, przez wpływ amerykańskiej kultury - jeśli jest tu jakaś kultura...Tracimy wiele osób. Jak określił to pewien uczony, w Stanach Zjednoczonychodbywa się teraz swego rodzaju „duchowy Holocaust".Jak wielu Żydów traci Pańska społeczność w wyniku małżeństw mieszanych?Według szacunków od 48 do 52 procent Żydów poślubia nie-Żydów. Może zainteresujePana fakt, że grupą o najwyższym współczynniku tego, co socjologowienazywają outmarriage, czyli małżeństw członków jednej grupy etnicznejz osobami z innych grup, są Amerykanie polskiego pochodzenia. Drudzy w kolejnościsą Amerykanie japońscy. Gdy chodzi o polskich Amerykanów, współczynnikten wynosi około 82 procent.LATO-2000167


Czy ta narastająca tendencja sekularyzacji i asymilacji jest niebezpiecznadla samej tożsamości narodowej Żydów?Taka sekularyzacja może sprawić, że w rezultacie Żydzi zanikną. Jest też inna,niemniej groźna tendencja wśród Żydów - obecnie mniej popularna niż kiedyś- czyli uniwersalizm żydowski („nie ma narodów, nie ma ludów"). Stanowiskoto zajęło wielu żydowskich komunistów, jak np. Zinowiew w Rosji, którytwierdził, że nie ma nawet rosyjskiej rewolucji - jest tylko światowa rewolucjakomunistyczna. To dlatego po Kiereńskim nastał Lenin, a nie Zinowiew.W mojej opinii żydowski uniwersalizm jest nawet niebezpieczniejszy niż żydowskisekularyzm.Skąd się wziął ten żydowski uniwersalizm?W czasach, kiedy Żydzi przyjmowali ten pogląd, chcieli oni uciec od swojej żydowskości.Wówczas być Żydem nie było zbyt dobrze, było niebezpiecznie. Byłosię z tego powodu dyskryminowanym, nie można było pójść na uniwersytet,udzielać się w gospodarce, we władzach państwowych. Na szczęście terazdla Żydów nie stanowi to problemu. Nie musimy być już uniwersalistami, ponieważnie doświadczamy już takiej dyskryminacji jak niegdyś. Kiedy byłemmłodszy, rozmawiałem z wieloma Żydami, którzy byli w Europie w czasie wojny,którzy przeżyli, i którzy zostali komunistami. Mówili mi, że mieli tylkodwie możliwości: faszyzm albo komunizm. Pierwszy wybór był niedobry dlaŻydów. Zostali więc komunistami, ponieważ w Europie, w krajach takich jakPolska, Czechosłowacja i inne, była to jedyna alternatywa.Czy w ujęciu teologii judaistycznej można powiedzieć, że żydowski uniwersalizmkomunistyczny był fałszywym mesjanizmem?Zdecydowanie tak.Czy obserwuje Pan dzisiaj jakieś postawy mesjanistyczne wśród Żydów?Podstawowym założeniem teologii żydowskiej jest to, że Mesjasz jeszcze nieprzyszedł, zaś podstawowym założeniem teologii chrześcijańskiej jest to, że168<strong>FRONDA</strong> 19/20


Mesjasz już przyszedł, a więc żyjemy w świecie mesjańskim. Zdaniem teologiiżydowskiej, żyjemy w świecie bezładnym, chaotycznym. Innymi słowy, w naszymświecie mamy wojny, konflikty, wszelkiego rodzaju okropieństwa - i z judaistycznegopunktu widzenia jest to dowód, że Mesjasz jeszcze nie przyszedł.Dlatego też żydowski mesjanizm, wiara w to, że Żydzi żyją teraz w świecie mesjańskim,jest według mnie kłamstwem. Naszym zadaniem jest starać się przybliżaćspołeczeństwo do świata mesjańskiego. Ale jeszcze nie znajdujemy sięw nim. Spójrzmy na przykład do Księgi Izajasza. Mówi on, że świat mesjańskibędzie światem, w którym zapanuje pokój. Jesteśmy bardzo daleko od pokoju,gdziekolwiek spojrzeć.Jest Pan zaangażowany w dialog z katolikami, głównie polskimi. Co z Pańskiegopunktu widzenia jest w tych kontaktach najtrudniejsze?W zeszłym roku miałem na ten temat długą rozmowę z kardynałem Cassidy'm,przewodniczącym komisji ds. stosunków katolicko-żydowskich w Stolicy Świętej.Powiedziałem mu, a on zdawał się z tym zgadzać, że obecne problemy i napięciaw stosunkach katolicko-żydowskich, szczególnie jeśli chodzi o stosunekkatolików do Żydów, polegają na tym, że katolicy postrzegają kwestie podnoszoneprzez Żydów raczej jako polityczne i społeczne niż teologiczne.Powiedziałbym więc, że jeśli mam jakiś udział, szczególnie w dialogu międzyŻydami a katolikami polskimi - a jest to dialog odmienny od tego, w jakiangażuję się z katolikami w USA - to dlatego, że wychodzę od perspektywyteologicznej. Nie interesuje mnie polityka. Nie interesują mnie społeczne stereotypy.Interesuje mnie to, co mamy wspólnego, od czego możemy zacząćoraz dokąd możemy z tego punktu pójść dalej.To, co w dialogu dialogu międzyreligijnym mamy najbardziej wspólnego,to wspólny wróg, z którym walczymy: sekularyzacja, ateizm oraz ideologie,którym się przeciwstawiamy. Zatem niekoniecznie we wszystkim się zgadzamy- bo oczywiście teologicznie się nie zgadzamy - ale musimy dostrzecwspólny punkt wyjścia, musimy zacząć mówić teologicznie. Teologia jest językiem,w którym możemy mówić razem. Jeśli społeczność żydowska mówijęzykiem politycznym, a Kościół katolicki mówi językiem teologicznym, tonie można się porozumieć, ponieważ mówi się dwoma kompletnie różnymijęzykami.LATO-2000169


Tu, w Stanach Zjednoczonych, problem dialogu katolicko-żydowskiego polegana tym, że zaczął się on od zagadnień społecznych. Chodzi tu szczególnieo fakt, iż w latach 50-tych i 60-tych, zarówno Żydzi, jak i katolicy byli w tymkraju dyskryminowani społecznie i ekonomicznie. Mieli więc wspólną podstawę,aby walczyć razem o swoje prawa. W USA panowały olbrzymie uprzedzeniaantykatolickie. Zatem Żydzi i katolicy zbliżyli się do siebie na grunciespraw społecznych.Teraz, jak sądzę, nadeszła pora na zbliżenie w kwestiach teologicznych.Szczególnie dlatego, że jesteśmy obecnie bardzo podzieleni - a przynajmniejoficjalny Kościół katolicki i społeczność żydowska. Jesteśmy podzieleni i niezgadzamy się w większości zagadnień społecznych. Na przykład w sprawieaborcji. Społeczność żydowska jest jednym z najsilniejszych stronników tego,co nazywa się tutaj „prawem do wyboru". Wśród Amerykanek-liderek ruchuPro Choice większość stanowią Żydówki. Oczywiście Kościół katolicki jest tuw czołówce ruchu Pro Life. Zatem w wielu kwestiach społecznych nie zgadzamysię. Problemów społecznych, które niegdyś nas zbliżały, już nie ma. Jedynąpłaszczyzną, na jakiej możemy się spotkać, są zagadnienia teologiczne i walkaz naszym wspólnym wrogiem, którym są ludzie przeciwni religii.Wydaje się, że dyskusja na płaszczyźnie teologicznej też nie jest łatwa. Proszęzobaczyć, co się dzieje ze znakiem krzyża. Chrześcijanie widzą w nimwymiar teologiczny, odkupieńczy. Żydzi nie podejmują jednak rozmowy natym poziomie religijnym, oni w krzyżu chcą widzieć tylko narzędzie upokorzenia.Takich przykładów jest zresztą bardzo wiele.Aby doszło do porozumienia, obie strony muszą mówić tym samym językiem.Kiedy nie rozumiesz, co mówi druga osoba, nie możesz jej zrozumieć w ogóle,bo nie masz pojęcia o co chodzi.W sprawie Auschwitz mamy do czynienia z dwoma grupami, z których każdanie rozumie tego, co mówi ta druga. Katolicy w Polsce mówią to, o czym Panwspomniał, że krzyż jest symbolem odkupienia. Ale Żydzi postrzegają krzyż jakosymbol uciemiężenia, gdyż byli uciskani przez Kościół. Mamy zatem ten samznak i dwa kompletnie różne jego znaczenia. Kiedy katolicy w Polsce stawiająkrzyż, próbują wyrazić coś dobrego. Biskupi w Polsce powiedzieli mi, że ludziestawiają krzyże tam, gdzie umierali Żydzi, ponieważ w ten sposób wyrażają na-170<strong>FRONDA</strong> 19/20


dzieje odkupienia oraz to, że jestim przykro z powodu tego, cosię tam stało. Zatem jest w tym dobraintencja. Jednak Żydzi patrzą na to w całkowicieinny sposób, a katolicy nie rozumieją,dlaczego Żydzi chcą usunięcia krzyży. Cowięcej, ludzie, szczególnie w Polsce, kiedysłyszą żydowskie żądania usunięcia krzyżów,wydaje im się, że są to ateiści, komuniści,stalinowcy: „To samo robiłStalin, usuwał krzyże". Jednak Żydzitutaj, w Ameryce, nie mają intencji powiedzeniaczegoś takiego.Mamy więc dwie osoby wygłaszającemonologi i nie rozumiejące tego,co mówi ten drugi. Jest to więc pra­blem o wiele głębszy niż teologicznaróżnica zdań. Jest to różnica zdańpomiędzy ludźmi widzącymi tę samą rzecz i interpretującymi ją w sposób kompletnieróżny. Powoduje to, że nie mają oni podstawy do porozumienia się. Różnicęzdań można mieć dopiero wtedy, gdy ma się podstawę do komunikowaniasię. Dlatego też zawsze uważałem, że powinniśmy zaczynać raczej od rzeczy namwspólnych. Zacznijmy raczej od wspólnego języka, niż od rzeczy, które robi jednastrona, a druga ich nie rozumie. Zawsze sugerowałem - a ludzie mnie za towyśmiewali - że dialog polsko-żydowski powinien zacząć się od miski kaszy. Tojest coś, co jest nam wspólne w sposób najbardziej podstawowy. Dopiero potemmożna przechodzić do innych spraw. Siedzący przy stole Polak może powiedzieć:„Moja babka przyrządzała kaszę, ale inaczej", Żyd powie: „Moja babka też przyrządzałakaszę, ale inaczej". Przynajmniej będą mówić o tym samym. Będą moglidojść do porozumienia, jak przyrządzać kaszę. Punktem wyjścia jest to, comamy wspólnego, dopiero później można posunąć się dalej.Zadaję sobie pytanie o sensowność dialogu katolicko-żydowskiego, jeśli poważnietraktujemy tradycyjne stanowisko żydowskie. Brzmi ono tak:chrześcijaństwo jest fałszywą religią założoną przez fałszywego mesjasza.LATO-2000 |71


Jaka jest przyczyna teologicznego dialogu Żydów z katolikami,skoro nauka chrześcijańska nie zmieniła sięco do swej istoty, która tak raziła Żydów?Cały problem w tym, że katolicyzm nie stosuje jużtakich rozwiązań jak poprzednio. Od II Soboru Watykańskiegow Kościele katolickim nastąpiły ogromnezmiany. W mojej nowej książce poświęconej Janowi PawłowiII i dialogowi międzyreligijnemu omawiam to dokładnie: jakbardzo Kościół katolicki za pontyfikatu Jana Pawła II zmieniłswoje podejście nie tylko do judaizmu, ale także do innych religii,takich jak np. islam. Zmiany jakie nastąpiły są bardzodaleko idące. Nie jest to ten sam katolicyzm co kiedyś. Dokładnieo tym pisał niedawno kardynał Cassidy. Stwierdza on, że znaczącymproblemem w dialogu międzyreligijnym, czy w ogóle w każdym dialogu pomiędzyŻydami i Kościołem katolickim, jest to, że większość Żydów nie jest świadomazmian w podejściu do Żydów, jakie miały miejsce w Kościele katolickimod roku 1965, kiedy to II Sobór Watykański uchwalił swoją deklarację Nostraaetate, w której Kościół formalnie zmienił swój stosunek do judaizmu.Jednak te zmiany w Kościele nie dotyczą tego, co jest podstawowe, to znaczyBóstwa osoby Chrystusa. Nauka katolicka nie może się tutaj zmienić,a z tej prawdy wyrasta cała reszta. A przecież ta centralna prawda katolicyzmujest odrzucana przez Żydów.Jest to dokładnie to samo pytanie, które zadał mi pewien student podczas konferencjiw warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej. Dam Panu tę samą odpowiedź,którą dałem jemu. Proszę popatrzeć: kiedy jest Pan żonaty, miewa Pannieporozumienia ze swoją żoną, a żona z Panem. Ale ciągle może Pan z nią rozmawiać,mieszkać razem i prowadzić dialog. Zatem nie chcemy, aby judaizmi chrześcijaństwo były dokładnie takie same. Oczywiście, że mamy różnice zdań.Ale popatrzmy na nie tak, jak na spory w rodzinie, a nie jak na spory wrogów.Logiczne ujęcie kazałoby ująć sprawę tak: jedna strona jest w błędzie,a druga ma rację. Tertium non datur.172<strong>FRONDA</strong> 19/20


Niekoniecznie. Odnalazłem cytat z prac XIV-wiecznego rabina włoskiego, którypowiada tak: „Dla nas, czyli dla Żydów, Jezus nie jest Mesjaszem, nie jestSynem Bożym, nie jest Bogiem". Dlaczego? Ponieważ już jesteśmy, jak byścieto powiedzieli w teologii katolickiej, złączeni z Bogiem Ojcem. Zatem nie potrzebujemyiść do Ojca przez Syna.Ale ów rabin z XIV-wiecznych Włoch mówi: „Dla nas, Żydów, Jezus niejest Chrystusem, ale nie-Żydzi być może potrzebują Chrystusa, aby dostać siędo Ojca." Papież nie jest moim papieżem. Jest papieżem katolików. Ja nie potrzebujępapieża, ale Kościół katolicki wyraźnie go potrzebuje, więc ma papieża,który jest Wikariuszem Chrystusa. Interesujące, że to Jan Paweł II powiedział,iż katolik może dotrzeć do Chrystusa jedynie poprzez judaizm.To, co Pan mówi, oznaczałoby, że są dwie równoległe i w pełni uprawnionedrogi do zbawienia. Jedna żydowska i jedna chrześcijańska.W latach 20-tych znany żydowski filozof z Niemiec, Franz Rosenzweig - jest onbardzo popularny w pewnych kręgach, szczególnie w kręgach jezuickichw Polsce - głosił teorię „podwójnego przymierza". Istnieje przymierzeżydowskie i przymierze chrześcijańskie. Żydzi mają przystępdo przymierza żydowskiego, a chrześcijanie do swojego.Jak się Panu podoba ta koncepcja?Jest bardzo przekonująca. Nie mam nic przeciwkoniej.Jednakże koncepcja równoległych dróg zbawienia- którą nota bene popiera niejeden katolickiteolog - kłóci się z chrześcijańskim roszczeniemdla unikalnej pozycji Chrystusa jakoSyna Bożego i jedynego Zbawiciela świata.Ma Pan rację. Problem zasadza się na tym: gdybyKościół porzucił tę ideę, to czy mógłby istnieć dalej,czy mógłby przetrwać? Mogłoby mu to ułatwićLATO-2000173


Przyzna Pan, że dialog ów nie jest łatwy.Nikt nie powiedział, że jest łatwy. Pozwoli Pan, że spojrzę na ten przykładz przeciwnej strony. Nikt na świecie nie popiera Izraela silniej niż amerykańscyradykalni protestanci, ewangelicy. Wspierają go nawet silniej niż wielu Żydów.Kiedy się z nimi rozmawia, mówią: „Nie oddamy („my" nie oddamy, „my"! -mówi ktoś z Dallas albo z Teksasu) ani cala Zachodniego Brzegu czy wschodniejJerozolimy!" Mówią „nie oddamy!", jakby to była ich ziemia. To nie jest ichziemia. To najwięksi na świecie poplecznicy Izraela. Udzielają mu dużegowsparcia politycznego i ekonomicznego. Ale są przy tym najaktywniej zaangażowaniw próby nawracania Żydów. Dlaczego tak wspierają Izrael? Ponieważwierzą, że spowoduje to powtórne przyjście Chrystusa, że najpierw Żydzi odzyskająIzrael, a potem powtórnie nadejdzie Jezus i wszyscy Żydzi się nawrócą, zostanąchrześcijanami. Tak więc ma Pan tutaj kolejny aspekt tego dylematu. Mójprzyjaciel, rabin z Teksasu, powiedział mi: „oni kochają nas na śmierć". Tak naskochają, że nie chcą, abyśmy żyli dalej jako Żydzi. Taka jest prawda.Jednakże w dialogu katolicko-żydowskim punktem wyjścia była próbaograniczenia antysemityzmu, usunięcia konsekwencji teologicznego nauczaniakatolickiego dotyczących negatywnego traktowania Żydów. Żydzi, którzy wtedybyli zaangażowani w ów dialog, tak naprawdę nie dbali o koncepcje teologiczne.Zależało im na wpłynięciu na społeczny stosunek do nich.Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKICHICAGO, ILLINOIS, MARZEC 2000WSPÓŁPRACA JAN FIJORLATO-2000175


Doświadczenie czystej krwi staje się u Rosenzweiga wyznacznikiemjudaizmu. Nie ma mowy o rzeczywistejrównoległości dostępu do Boga dla Żydów i chrześcijan.Ci pierwsi mają dostęp przez to, co źródłowe, nieusuwalnei bezwzględne. Coś, co nie ulega zmianie, co trwa,choć przemijają państwa, języki, kultury i cywilizacje, copozostaje zawsze już niezmienione: przez krew. Nicdziwnego, że autor Gwiazdy zbawienia stwierdza, żesamo-zachowanie wiecznego ludu polega na „zamknięciuczystego źródła krwi przed obcą domieszką". Mamytu bowiem do czynienia ni mniej, ni więcej tylko z rasizmemduchowym.NIESKOŃCZONOŚĆNA MIARĘŚMIERTELNYCHBOGÓWPAWEŁ LISICKINieskończoność, transcendencja, drugi, dialog, bliźni, tożsamość i inność,Sobość i otwarcie, Ja i Ty - te słowa wydają się szyfrem i obietnicą. Spoglądamyz niedowierzaniem i nadzieją na tych, którzy w naszej epoce, zdominowanejprzez przyziemny scjentyzm i użyteczną technikę, odważają się myślećod początku. Nasza nadzieja wzrasta, gdy słyszymy, iż myśliciele ci176<strong>FRONDA</strong> 19/20


dokonują kopernikańskiego przewrotu w historii filozofii, że wychodzą poza,zdawałoby się nieprzekraczalny, krąg podmiotu i przedmiotu. Ich językjest świeży i żywy. Obiecują nam, że niczym nowonarodzone dzieci staniemywobec tego, co niezapośredniczone. Wobec doświadczenia, które samo dopieropozwoli pojawić się filozofii pojęciowej i logice. Czy nie tego oczekiwałempo Levinasie i Rosenzweigu, gdy pierwszy raz się z nimi zetknąłem?Wreszcie pojawił się ktoś, myślałem, kto przywrócił należytą rangę jednostce,nie gubiąc jednak niczego z tradycji Biblii.Teraz mam wrażenie jakby za tymi wielkimi obietnicami kryło siężałośnie mało. Mgławicowe pojęcia zbudowane na piasku opinii. Niefilozofia, która uchwyciła konkret, ale filozofia, która pod maskąkonkretności jest czystą pojęciową abstrakcją. Nie przewodnicy dotego, co konkretnie jest, «le filozofia abstrakcyjnego konkretu, niedialog w prawdzie, ale prawda wydana na łup dwuznaczności i kurtuazji,nie nowy kopernikański przewrót, ale stare błędy w nowym przebraniu.Śmiałe zakwestionowanie zastanej tradycji filozoficznej zdajemi się dzisiaj ucieczką przed rzetelnym myśleniem, pomysłowośćw tworzeniu metafor dowodem słabości argumentów, a gest wyjścia poza historięsztubacką pyszałkowatością. Jak jednak wyjaśnić fakt, że moja opiniarozmija się w takim stopniu z opinią wpływowych uczniów owych filozofówi tak zwanych szerokich kół? To poważny problem. Nie mogę nie dostrzegać,że rację miał Alvin Plantinga, gdy pisał, że teologia naturalna - której bronię- nie błyszczy dziś specjalnie. Odwrotnie natomiast wygląda sytuacja filozofiidialogu, której wpływ na świadomość zdaje się być ogromny. Cóż, to fakt.A jak stwierdził, przemawiając do odciętej głowy Michała AleksandrowiczaBerlioza Woland, „fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem".Dla wielu teologów katolickich dzieło Bubera, Rosenzweiga i Levinasastało się podstawą myślenia religijnego. Zdaniem współczesnych nauczycieliwiary możemy odkryć zbieżność między zasadami nowej filozofii i tym, cow posłaniu chrześcijańskim najważniejsze: głoszeniem miłości bliźniego, wezwaniemdo odpowiedzialności za drugiego, dialogiem Boga i człowieka. ChociażRosenzweig faktycznie głosi podwójność prawdy, a Levinas odrzuceniewszelkiej religii dogmatycznej, to jednak, o dziwo, właśnie ich dzieła mają pozwolićchrześcijanom obcować z żywym Bogiem i przezwyciężyć błędy Ojcówi późniejszych Doktorów. Głównym zarzutem, jaki czynią nowi filozofowieLATO 2000177


dawnemu myśleniu, jest jego statyczność i ogólność. Zarzucają mu redukcjętego, co absolutnie inne - konkretu, historii - do tego, co powszechne, do tożsamości,do teorii.Odpowiedź przychodzi z góryWydaje mi się jednak, że tradycyjna metafizyka pozwalała dotrzeć do konkretui historii znacznie pewniej niż dzisiejsza filozofia Levinasa czy Rosenzweiga.Była abstrakcyjna w ściśle wytyczonej dziedzinie pierwszychprawd, pojęć i ogólnych definicji, przez co zostawiaładość miejsca na odsłonięcie się konkretu. Zasady naturalnegorozumu, jak to, że prawda musi być dla wszystkich ta sama,pozaumysłowy byt stanowi obiektywną miarę dla rozumu,że sprawiedliwość, dobroć i odwaga są czymś bezwględnie godnymwyboru, że doskonałym jest to co wieczne, stanowiły w pewiensposób przygotowanie do historycznego objawienia.Pierwsi Ojcowie myśleli, że w chrześcijaństwie - nauce historycznegoZbawiciela - odnaleźli nie tylko religię, ale także prawdziwą filozofię.Szukali przecież pierwszych zasad bytu, dobra i piękna, szukali szczęściai oto sama historia, jak sądzili, przynosiła im odpowiedź. Wiedzieli, że prawdomównyjest dobry, a dobrym jest ten, kto troszczy się o innych i potrafizłożyć siebie w ofierze za drugich. Wiedzieli, jakim musi być człowiek sprawiedliwy,odważny, szlachetny i miłosierny. I dlatego uwierzyli temu, o kimwiarygodni świadkowie mówili, że przeszedł przez życie dobrze czyniąc, temukto wydał swe życie dla innych pod Poncjuszem Piłatem.Tak samo pierwsi chrześcijanie rozumieli, że wolnego, osobowego Boganie wiążą prawa natury. Dlatego zmartwychwstanie stało się ostatecznympotwierdzeniem faktu, że w Jezusie z Nazaretu objawił się Bóg: dobry, miłosierny,sprawiedliwy i wszechmocny zarazem.Można więc powiedzieć, że Objawienie historyczne zasadzałosię na prawdach, które naturalnie mógł odkryć ludzkiumysł. Wiara nie była sztuczką magiczną, dzięki którejwybrańcy uzyskaliby zupełnie nowe pojęcie sprawiedliwości. Gdybynadprzyrodzona wiara niszczyła bądź to sumienie, bądź rozum,gdyby negowała obiektywność prawdy, metafizyczny ład świata, sens178<strong>FRONDA</strong> 19/20


pierwsi nauczyciele zrozumieli to, co najważniejsze i co łączy myśl greckąz Objawieniem: świat naturalny jest czymś dobrym. Jest dziełem Mądrości,odbija się w nim Boski Rozum. Taki jest punkt wspólny pogańskiej refleksjinad naturą i religii chrześcijańskiej, głoszącej chwałę Boga Stwórcy, Pana całegoporządku. I właśnie w tym punkcie zarówno chrześcijaństwo, jak religiepogańskie pozostają w opozycji do gnostyckiej doktryny świata, jako dziełazłego, samowolnego demiurga, jako nieładu i chaosu.Gnoza neguje ontologiczną różnicę między Stwórcą i stworzeniem, musiwięc też kwestionować sens opartych na tej różnicy pierwszych zasad. Gnozauniemożliwia dotarcie do Boga w oparciu o kontemplację natury. Jej Bóg, absolutnieobcy i nieznany, nie jest ani Mądrością, ani Rozumem. Co więcej, gnozauczy, że części tego nieznanego Boga są, wskutek tajemniczej katastrofy,obecne w człowieku, a przynajmniej w niektórych ludziach. Już jesteśmy doskonali,jeszcze o tym nie wiedząc. Już jesteśmy boscy, jeszcze sobie tego nieuświadamiając. Być może był jakiś Zbawiciel i być może nawet czegoś nasuczył; ale jego naukę przyjmujemy, bowiem już przedtem byliśmy naturalnymibogami. Bóg staje się zbawicielem człowieka, człowiek staje się zbawcą Boga.Nie ma miejsca na adorację boskiej osoby: jeśli już kogoś czcimy, to siebie samych.Odkrycie tej przyrodzonej nam boskości jest możliwe dzięki wyzwoleniuz więzienia, w którym trzymają nas rozum, prawa i uniwersalne zasady.Pojednanie wiary i niewiaryW jakiej mierze jednak powyższe twierdzenia można przypisać Rosenzweigowii Levinasowi? Czy w ich tekstach nie kryją się doniosłe myśli? Przekreślanieich dokonań wydać się może decyzją pochopną. Postaram się dalej wykazać,że jawne straty przewyższają tu znacznie wątpliwe zyski. Obajbowiem, w różnym stopniu, mają wadę, którą w polemice z Martinem Buberemwytknął Gerschom Scholem: jedyna religia, jaka jest się w stanie ostaću Rosenzweiga czy Levinasa, to religia anarchiczna. Nie jest w niej ważnatreść, a jedynie przeżycie, nie co, ale jak. To właśnie miał na myśli Buber, gdypisał, że w objawieniu człowiek otrzymuje „nie «treść», lecz obecność, obecnośćjako siłę" (Martin Buber, Ja i Ty, s. 108).To religia, która pozbyła się mitów, a wraz z nimi odrzuciła jakiekolwiekpojęciowe poznanie Boga. Jak to krótko ujął Levinas „(...) nie chodzi o to, by180<strong>FRONDA</strong> 19/20


sprowadzić owego Boga doświadczenia do tego, czymjest On w istocie, ale by wypowiedzieć Go takim, jakiwyłania się On spoza pojęć, z których nawet te najbardziejnabożne już Go zniekształciły i zdradziły" (E. Levinas,Trudna wolność. Eseje o judaizmie, s. 197). Zaiste, nowi myślicielelubują się w zagadkach. Ze słów Levinasa wynikabowiem, że jest jakiś Bóg czystego doświadczenia, a celemnowego myślenia ma być coś więcej niż sprowadzenie owego Bogado Jego istoty, bo mianowicie „wypowiedzenie Go takim, jakiwyłania się spoza pojęć". Jeśli uznać, że język ludzki musi,opisując jakikolwiek przedmiot, posługiwać siępojęciami, to zadanie takie wydaje się z góry skazane na porażkę.Widzimy przecież, że „nawet najbardziej nabożne pojęciajuż zdradziły Boga i Go zniekształciły". Mielibyśmy tu zatem do czynieniaz jakimś Bogiem doświadczenia, które to doświadczenie pozwala namdocierać do przedmiotu poza pojęciami. Ale czy taki bezpojęciowy Bógmoże obiektywnie istnieć jako byt? Wydaje się, że dla filozofów dialogu takwestia jest bezprzedmiotowa.To dzięki temu mogą oni utrzymywać, że „na końcu teologii negatywnej(...) mogą sobie podać dłonie ateizm i mistyka" (Franz Rosenzweig,Gwiazda zbawienia, s. 79). Są to słowa równie godne uwagi,jak stwierdzenie Levinasa, że nawet ci, którzy przeczą istnieniuBoga, doświadczają Go jako nieistniejącego. Ta dialektyka przypominazabiegi myślowe sofistów. I jak w przypadku Greków, tak i tutaj pozornaoczywistość tych twierdzeń szybko znika, gdy tylko poddamy je próbie.Jeśli prawdą jest bowiem, że przeczyć czemuś jest tym samym, co doświadczaćtego czegoś jako nieistniejącego, to podobnie będzie z każdą rzeczą:niewątpliwie przecząc istnieniu centaura musimy mieć doświadczenietego, czemu przeczymy, a więc ostatecznie zarówno ci, co wierzą, że centauryistnieją, jak i ci, co w to nie wierzą, doświadczają ich. Co się tu dzieje? Korzystamyz tego, że wyrażenie „doświadczać czegoś" może mieć dwa różneznaczenia. Po pierwsze, mogę tu mieć na myśli zwykłe wyobrażanie sobieczegoś. Mówiąc o doświadczeniu centaura, chciałbym powiedzieć tylko tyle,że wyobraziłem sobie dziwną istotę złożoną w połowie z człowieka, a w połowiez konia. W tym sensie mogę tworzyć dowolnie wiele definicji rzeczyLATO2000181


nieistniejących. Jednak jest jeszcze drugie znaczenie słowa „doświadczenie".Doświadczać czegoś to tyle, co uznawać, że to coś istnieje. Jaki sens ma zatempowiedzenie, że nawet ci, którzy przeczą istnieniu Boga, doświadczająGo jako nieistniejącego? Albo nie ma żadnego szczególnego: mimo że przeczymyistnieniu centaurów, doświadczamy ich. Metodą tą możemy się teżposłużyć w stosunku do innych tworów wyobraźni: muminków, smurfówczy Barbapapy. Możemy przeczyć, że istnieją, jednak nie sposóbich nie doświadczyć - w tym celu wystarczy obejrzeć wieczorynkę.Albo też Levinas chce tu wyrazić coś osobliwego: nawet jeśli przeczymyistnieniu Boga, to doświadczamy Go jako nieistniejącego, to znaczyjako trochę istniejącego. Tak naprawdę ostry podział na wierzących i niewierzącychnie jest ostateczny. Wszyscy po trosze jesteśmy wierzący (i niewierzący). Bo też, aby zaprzeczyć, że coś istnieje, muszę już w pewnej mierzewiedzieć czemu przeczę. Zatem istnieje doświadczenie nieistniejącegoBoga. A więc niewiara jest jakby trochę wiarą. Ba, ale to twierdzenie jest puste.W żadnym razie nie jest argumentem na rzecz Boga; co najwyżej jest argumentemna rzecz doświadczenia Boga, czyli zdolności naszej wyobraźni,by przedstawić sobie coś takiego jak Bóg. Nie da się tu doprowadzić do ugodymistyków i ateistów, której podstawą miałaby być rzekoma jedność doświadczenia.182<strong>FRONDA</strong> 19/20


Nicość Boga mistyków nie ma nic wspólnego z nicością Boga ateistów.U tych pierwszych jest wyrazem nadrzeczywistości, czegoś, co niedosiężnei niezgłębione, wobec czego należy zachować milczenie i cześć; dla tych drugichjest po prostu negacją. Dla tych pierwszych Nicość jest nadwyżką nadbytem, niewysłowioną realnością; dla drugich zupełnie przeciwnie: brakiem.Twierdzić, że w ujęciu Boga jako Nicości spotykają się mistyka z ateizmem,to być po prostu ślepym na doświadczenie (w tym wypadku = uznanie bytu)Żywego Boga.Przywilej trwogiWyższość nowego myślenia nad starym ma polegać w pierwszej mierze najego nowym punkcie wyjścia. „Od śmierci, od trwogi śmierci zaczyna sięwszelkie poznanie Wszystkiego" - pisze Rosenzweig (Gwiazda zbawienia,s. 51). A więc punktem wyjścia nie jest po prostu podmiot poznający, obdarzonyrozumem człowiek, ale byt zagrożony śmiercią. To dopiero doświadczenieśmierci, którego nie można zredukować, wskazuje Levinas, czyniz człowieka „Sobość". A więc czyni z niego nie indywiduum należące do gatunku,nie część jakiejkolwiek całości, ale jednostkę w bezwględnym tegosłowa znaczeniu, nieporównywalną i wsobną. „Sobość jest samotnym człowiekiemw najtwardszym sensie słowa (...) rodzi się w dniu, w którym osobowość,indywiduum umiera (...) budzi się, by doświadczyć absolutnego odosobnieniai samotności" (Gwiazda zbawienia, s. 148). Oto nowa perspektywapoznania, która ma nas uchronić przed tym, co, pisze Levinas, zawsze czyniłafilozofia zachodnia, przed totalizacją, sprowadzaniem i redukowaniem odrębnychelementów do całości. Samotny, odrębny, nieporównywalny człowiekstaje teraz wobec wszystkości, wobec rzekomej jedności systemu,wobec totalizacji. Jednak skąd się wziął? Co to znaczy, że „Sobość" zostajezbudzona wskutek doświadczenia thanatosa? I na czym dokładnie ma polegaćbłąd dotychczasowej tradycji filozoficznej?Rosenzweig nie jest historykiem filozofii, a mimo to nie waha się ująćdziejów myśli zachodniej w jednej formule. Doprawdy, można mu tylko pozazdrościćtakiej lapidarności. Wypowiada na temat historii filozofii jednozdanie, sugerując, że od czasów Talesa do czasów Hegla mieliśmy do czynieniaz jedną filozofią, która rządziła się też jedną przyjętą przez starożytnegoLATO-2000183


mistrza zasadą. Słowa Talesa: „Wszystko jest wodą" rozumieRosenzweig jako zarazem zasadę i metodę filozofii ażdo Hegla. Zasadę, bowiem od tej pory myśl ludzka zaczęłaposzukiwać jedności w wielości zjawisk, w tym,co różne tego, co takie samo, ogólne i uniwersalne.Oraz metodę, bo sposobem działania stała się redukcja,sprowadzenie tego, co różne i inne do tego samego.„Wszystkie zainteresowania filozoficzne poruszałysię dotąd wokół poznawalnego wszystkiego; również człowiekmógł stać się przedmiotem filozofii tylko w swym stosunkudo Wszystkiego" (Gwiazda zbawienia, s. 59). Słowa tebrzmią zagadkowo. Czym jest mianowicie owa Wszystkość?Rosenzweig twierdzi, że podstawą myślenia filozoficznegobyło przeświadczenie, iż świat daje się pomyśleć. „JednośćLogosu uzasadnia Jedność świata jako wszystkiego" (Gwiazdazbawienia, s. 63). I właśnie z tego myślenia wszystkiego wyprowadzanas trwoga śmierci: „udany bunt przeciw wszystkościświata oznacza jednocześnie zaprzeczenie Jedności myślenia"(Gwiazda zbawienia, s. 63). Na tym ma polegaćrzucenie rękawicy „całemu czcigodnemu towarzystwu filozofówod Wysp Jońskich aż po Jenę".Niewątpliwie, by rzucić taką rękawicę trzeba nie lada odwagi.To więcej niż zaatakować po prostu idealizm, heglizm,realizm. To uderzyć w całą tradycję zachodniegomyślenia, które, jak pisze z kolei Levinas, było „niszczeniemtranscendencji". Co się tu jednak dokładnie zakłada? Po pierwsze, mówisię nam, że warunkiem poprawnego doświadczenia ma być trwoga śmierci.Nie mamy tu do czynienia z podmiotem jako takim, ale z podmiotemw stanie trwogi, z nową egzystencją. Dopiero bowiem takie doświadczenieumożliwia poprawne widzenie rzeczy. Następnie dowodzi się nam, że całąhistorię filozofii, niezależnie od stanowisk samych filozofów i szkół filozoficznych,da się zamknąć w prostej formule Talesa. Po trzecie wreszcie, sugerujesię, że udany bunt przeciw tej tradycji otworzy nam drogę do nietożsamościbytu i myślenia, do wyjścia poza Myślenie ku bytowi. Każde z tychtwierdzeń jednak jest w najwyższym stopniu wątpliwe.184<strong>FRONDA</strong> 19/20


To, że filozofia ma być sztuką umierania, nie jest jeszcze niczym nowym.Tak rozumiał mądrość Sokrates w Fedonie, tak też rozumieli ją późniejsi myśliciele.Nie to jednak zdaje się mieć na myśli Rosenzweig. Bowiem w Fedoniesamo odczucie śmierci nie daje jeszcze uprzywilejowanego dostępu dorzeczywistości. Myśl o śmierci nie tworzy jakiejś nowej egzystencji, a jedynieprzysposabia człowieka do przyjęcia losu właściwego jego naturze. Śmierć tokres natury zmiennej, bytu, jaki przypadł w udziale człowiekowi. Rozumowanieklasyczne biegło torem dokładnie przeciwnym temu, jaki znajdujemyw Gwieździe Zbawienia. Poznanie miało na celu określenie obiektywnych prawbytu, odsłonięcie niejawnego charakteru rzeczy, odkrycie przeznaczenia człowiekaw świecie bytów. To poznanie, wolne od namiętności, wyzbyte lęku,umożliwiało pogodzenie ze śmiercią.Filozofia miała określić, jakie jest jej znaczenie dla każdego człowiekai jak należy się do niej właściwie przygotować. Dla Platona było to przejściedo obcowania z bogami i dalszych egzystencji, dla chrześcijan momentśmierci był chwilą próby, sądem nad całym życiem, w czasie którego zapadaładecyzja czy człowiek wkroczy do Nieba (lub Czyśćca), czy ostatecznieumrze w piekle. Nieustanne przypominanie o śmierci, z którym tak częstospotykamy się w całej literaturze mądrościowej, miało na celu pokazanienam obiektywnego stanu rzeczy: niebezpieczeństwa zatracenia i zguby. Jednakw żadnej mierze nie można powiedzieć, że trwoga śmierci sama miałabyjuż wyłączać człowieka z natury i wprowadzać go w nową egzystencję.Doświadczenie śmierci jedynie pobudzało do poznawania. Kim jestem, żeumieram? Jakim rodzajem bytu? Jak mam się przygotować do śmierci? Czystanowi ona kres mego ja? Wówczas to, co czynię obecnie, nie ma znaczenia.Czy też jest tylko momentem przejścia do innej formy bycia? Co mam zatemczynić, aby się dobrze przygotować i osiągnąć szczęście? Oczywiście, patrzećśmierci w twarz to odkryć własną przygodność. Ale jest to przygodność właściwabytom takim jak ja. To, co konkretne: moja własna postawa wobecśmierci, moje doświadczenie czy przeczucie mają za podstawę prawdę ogólną:byty materialne, byty stworzone umierają.Rosenzweig stara się oprzeć filozofię na jednostkowym doświadczeniu.Odwołuje się do przeżycia śmierci, bowiem to ona stawia człowieka w jegocałkowitej, nieporównywalnej samotności. To prywatne doświadczenie śmierci,jakiego doznał w okopach w czasie wojny, staje się jakby objawieniemLATO-2000185


faktyczności, nieredukowalności własnego bytu. Myśl, że lada chwila obcy pociskrozstrzaska cieple, żywe Ja, że to, co niepowtarzalne, niezastępowalne,moje istnienie, ulegnie mocy bezosobowego świata, ma stać się w ujęciu Rosenzweigakamieniem węgielnym nowego rozumienia bycia. Jednak co to dokładnieznaczy „doświadczyć trwogi śmierci"? I jaki wpływ może mieć takiedoświadczenie na akt poznania? Wyszłoby na to, że trwożąc się widzę więcejniż bez trwogi. Trwoga stanowiłaby szczególny stan wewnętrzny umożliwiającymi wgląd w to, co jest, postrzeganie tego aspektu bytu, który dla podmiotównietrwożących się jest normalnie zakryty. Powstaje pytanie, w jaki sposóbpodstawą poznania tego, co obiektywne, czyli czegoś, co dane jest wszystkimistotom rozumnym, może być prywatne, odrębne, niekomunikowalne uczucie?Stan trwogi nie jest przecież aktem intelektu, ale uczuciem, tym co odczuwamjako prywatna jednostka, jako byt odrębny i całkowicie różny niżwszystkie inne byty należące do gatunku homo sapiens. Dalej: jeśli wiemo śmierci to, co wiem dlatego, że się trwożę, to wiedza moja staje się owocemtrwogi. Nie może być zatem prawdziwa. Nie widzę tego, jakie rzeczy są, alewidzę to, co dyktuje mi trwoga.Zrezygnujmy na chwilę z metafor. Doświadczyć trwogi śmierci to po prostubać się, że się umrze. Czy to doświadczenie faktycznie budzi „Sobość"?Jakie jest jednak przejście między przewidywaniem: nie będzie mnie oraz -jestem absolutnie samotny, odrębny i nieporównywalny? Co ma dawać doświadczeniutrwogi jego moc wyłączania i wyodrębniania śmiertelnika zewszystkich możliwych całości? Zapewne poczucie, że świat beze mnie pozostanietakim, jaki był wcześniej. Zobaczyć świat bez siebie, zobaczyć siebiejako całkowicie zbędny komponent świata, wyłączyć rzeczywistość z powłoki„ja" - oto chwila, w której wydarza się owa „Sobość". Ale czy to doświadczenietrwogi - a mianowicie widzieć wszystko jakby mnie nigdy nie było -jest właściwie poznaniem? Czy mówi mi ono coś o moim miejscu wśród bytów?Co jest tutaj poza niejasnym, dziecinnym przerażeniem: ciemną nocą,chaosem, pustką? Nie wiem. Czy temu stanowi przysługuje jakakolwiekwartość poznawcza? Jak dokonuje się tu przejście między autorem tych słów- Rosenzweigiem a ową „Sobością"? Czy odsłoniła mu się tu natura człowieka?Czy prywatne odczucie strachu, którym raczył był się podzielić z bliźnimi?I czy to doświadczenie jest prawdziwe? Czy to, że człowiek jest „Sobością",jest prawdą?186<strong>FRONDA</strong> 19/20


Poznawanie jako pożeranieJednak, aby można było na te pytania odpowiedzieć,musimy potwierdzić założenie, które neguje Rosenzweig,a mianowicie, iż istnieje pewnego rodzaju tożsamośćbytu i myślenia. Dla tego, co myślimy,sprawdzianem jest byt. Jak to ujmował św. Tomasz,pierwszym aktem intelektu jest znać byt,rzeczywistość, bowiem przedmiot jest poznawalnytylko w tym stopniu, w jakim jest aktualny.Intelekt rozpoznaje zatem, od razu gdy zaczynadziałać, pierwsze prawo bytu: to, że dana rzecz nie możejednocześnie być i nie być. Skąd jednak bierze się owa zgodność międzytym, co jest a myślą? Z faktu, że Stwórcą świata rzeczy i królestwa duszjest jeden Umysł Boży: on jest ostateczną miarą tak rzeczy, jak naszegomyślenia o nich. Dzięki temu możemy odwoływać się do pojęciaprawdy: bez Umysłu Bożego nasze sądy tracą oparcie. Wszelka zgodnośćzakłada bowiem istnienie części wspólnej. Zgodność myśli z bytemmyślanym musi zakładać porównywalność między nimi. Są tu tylko trzyw pełni konsekwentne stanowiska. Pierwsze, właśnie opisane, to to, że owawspólność myśli i bytu zasadza się na wyższej podstawie: Myśli Bożej. Drugamożliwość to przyjęcie, że żadnego poznania nie ma, a świat wokół nas tozjawa i majaki senne. Wszelkie prawa myślenia, zasady sprzeczności czy racjidostatecznej stają się wówczas złudzeniem. Plączemy się w świecie, o którymnic nie da się powiedzieć lub też, co na jedno wychodzi, da się powiedziećwszystko. I wreszcie trzecia możliwość. Człowiek czyli bóg. Światwtedy nigdy nie będzie faktycznie zewnętrzny: staje się on tylko tym, co jestnaszą myślą.Wydaje się, że od czasów Kartezjusza myśl zachodnia - i tu można zgodzićsię z Levinasem - niszczy transcendencję, zewnętrzność. Podstawowy błąd zawartyjest w punkcie wyjścia. Kartezjańska zasada, by wszelką pewność czerpaćz własnej świadomości, znalazła ostateczne wypełnienie w myśli Hegla, czyliidei Myśli jako jedynej zasady bytu i człowieka jako boga. Dla Kartezjusza poznanieopiera się na jasnym doświadczeniu: „myślę, więc jestem". To, co wiemo świecie zewnętrznym, jest dla niego już tylko interpretacją dokonywaną przezlato 2000187


świadomość. Nie mam bezpośredniego dostępu do zewnętrzności,a jedynie przez idee, które są takżedziełem umysłu. Jak więc docieram do świata?.Wychodzę od idei nieskończoności we mnie,udowadniam istnienie Boga, dodaję do tego, żeów Bóg musi być prawdomówny i nie możemnie chcieć oszukiwać. W ostateczności każde poznanie jest tu już tylkowiarą, jego prawdziwość oparta jest na prawdomówności Boga. DlategoKartezjusz może sobie łatwo wyobrazić, iż Bóg mógłby stworzyć światwbrew zasadom logiki. Wystarczy jednak, jak to uczynił Kant, pójść krokdalej i pokazać, że rozum sam z siebie nie może wyprowadzić dowodu na istnienieBoga, by również świat osunął się w mrok „rzeczy samych w sobie". Drogado Fichtego i Hegla zostaje otwarta.Ale na czym opiera się sąd: „myślę, więc jestem"? Czy jest on początkiem,czy raczej wnioskiem? Od XVII wieku tomiści podkreślali, pisze Garrigou-Lagrange,że zasada Kartezjusza jest wnioskiem z zasady niesprzeczności,a nie na odwrót. Faktycznie: jeśli coś może być i nie być zarazem, toz tego, że myślę, może wynikać także to, że nie jestem. Bo też aby twierdzenieKartezjusza było prawdziwe, musi ono brzmieć „każdy byt, który myśli,jest". Ale u samego autora Medytacji nie znajdę uzasadnienia dla takiegoprzejścia. Skąd wiem, że owa podstawowa idea jego myślenia nie jest zwodniczymdziełem demona? Tylko uznanie pierwszeństwa bytu, dostrzeżenie,jak pokazywał Gilson, że punktem wyjścia jest uchwycenie rzeczywistości intelligibilnejw przedmiotach zmysłowych, a więc że pierwszym aktem intelektujest byt, pozwala mi wyjść poza błędne koło.Paradoks myślenia Rosenzweiga czy Levinasa polega na tym, że próbującprzezwyciężyć idealizm, który czynił ze świata twór świadomości Ja,faktycznie go przejęli. Tak tylko można rozumieć zarzut Rosenzweigaw stosunku do Talesa. Dlaczego twierdzenie, że „Wszystko jest wodą", stanowipunkt wyjścia filozofii? Rosenzweig widzi tu grzech pierworodnydotychczasowej tradycji: redukcję wieloścido Jedności. Myli tym samym konkretną postaćdanego twierdzenia i słuszną zasadę.Czymś słusznym jest, że rozum abstrahuje odtego, co przygodne i poszukuje wiedzy ogólnej.188<strong>FRONDA</strong> 19/20


Godność istot rozumnych, wskazują dawni mistrzowie na czele z Tomaszem,polega na tym, że w sposób niematerialny mogą stać się jakby każdą rzeczą.Aby powiedzieć, że dokonuje się tu redukcja, trzeba wyobrazić sobie akt poznaniajako akt biologicznego zdobywania, pożerania czy trawienia. Redukcjabyłaby „sprowadzeniem do", „zamknięciem w", pochłonięciem, zniszczeniem.To prawda, można w taki sposób patrzeć na twierdzenie Talesa.„Wszystko jest wodą" znaczyłoby, że wielość bytów - drzew, ludzi, domówjest pozorem, płaszczem skrywającym wodę. To, co różne byłoby po prostuodmianą wody. Ale myśl grecka bardzo szybko zarzuciła ten sposób rozumienia.Poszukiwanie przyczyn czy też zasad tego, co jest, nie polega na wchłonięciuprzez jedno wielu, ale na ustaleniu relacji bytowych. Odsłania się namwtedy świat o wiele bogatszy niż tylko świat pożerany i pochłaniany przezpoznającą myśl. Jest to świat ducha, w którym „doskonałość (...) polega napoznawaniu prawdy" (św. Tomasz z Akwinu, Kwestie dyskutowane o prawdzie,kw. 15, odp.). Nasza dusza przyjmuje w siebie obrazy innych rzeczy, w pewiensposób staje się tymi rzeczami, nie pozbawiając je jednak ich tożsamościi różności.Levinas pisze: „Wiedza jest relacją Tego-Samego do Innego, w której Inneredukuje się do Tego-Samego i traci swą obcość, i w której myśl odnosisię do tego, co inne, ale tak, że inne nie jest już inne jako takie, lecz jest jużwłasne, jest już moje" (E. Levinas, Transcendencja i pojmowalność, w zbiorzeCzłowiek w nauce współczesnej, s. 117). Skąd autor tego tekstu wie o tym, żeistnieje „to, co obce", skoro wszelka wiedza przedstawia mu to, co obce jako„własne"? Wiedza jest dla niego wchłonięciem w siebie tego, co inne, jestasymilacją, czyli doświadczeniem zmysłowym. Bo tylko w przypadku zmysłówpoznawać znaczy posiadać prywatne wrażenia. Aby tak patrzeć, trzebazanegować duchowość aktu poznania. Trzeba odrzucić rozum jako władzęwydawania uniwersalnych sądów o rzeczach.Dialektyka różnicyCo to dokładnie znaczy, że mamy poszukiwać - jak domaga się tego od nasRosenzweig - „podstawy nietożsamości w myśleniu"? Pisze on, że „TożsamośćMyślenia i Bytu zakłada ich wewnętrzną nietożsamość" (.Gwiazda zbawienia,s. 65), czyli różnicę. Ta dialektyka zasadza się na dwuznacznościLATO 2000189


używania niektórych pojęć. I tak, mówiąc o tym, że „Tożsamość Myśleniai Bytu zakłada ich wewnętrzną nietożsamość", Rosenzweig za pierwszym razemma na myśli ścisłą odpowiedniość bytu i myślenia (a = a), by potem rozumiećprzez nią tylko częściową zgodność (a^a). Oczywiście, każde zestawieniepojęcia i jego przedmiotu jest w pewien sposób podobne, a w pewiensposób nie. Myśląc o kamieniu nie staję się materialnym kamieniem, a jednakchwytam duchowo jego istotę. Potrafię dalej już rozróżnić kamień odjabłka czy psa. Nietożsamość bytu i myśli dotyczy tego, co w bycie materialne,gęstej, nie dającej się przebić zmysłowości. Tożsamość dotyczy jego obrazupoznawczego, tego, co umysł przyjmuje z rzeczy zewnętrznej, tego coz niej abstrahuje, co będąc ogólne, istnieje tylko w konkrecie. Staję się w pewiensposób kamieniem, kiedy o nim myślę, ale nie materialnym kamieniem.Poznanie zakłada nietożsamość i zarazem tożsamość bytu i myśli, nie w tymsamym sensie jednak!Trafnie zauważył Vincent Descombes, że istotą współczesnej myśli jestodkrycie różnicy w samej definicji tożsamości. „Różnica, choć jest formą nicości,jako, że odróżniać się od czegoś to nie być tym czymś, stanowi częśćtego, co jest. (...) Aby między bytem a nicością była różnica, konieczne jestwłączenie nicości w bycie" (Jo samo i inne, s. 46). Taki ma być cel nowej dialektyki:wprowadzenie różnicy w tożsamość czy też negatywności w byt.Ale w jakiej mierze można powiedzieć, że różnica jest formą nicości? Tylkowtedy, gdy zakłada się, że nicość jest czymś, co może mieć formę. Ma siętu więc na myśli względną nicość, daną w sądzie: A jest inne niż B. Ta różnicabyłaby tym, co odjęte od A czyni z niego B. Gdyby człowiek nie miał zmysłów,gdyby odebrać mu zdolność poruszania się, myślenia, gdyby nie mialgładkiej skóry, miękkiego ciała, gdyby zostawić mu jedynie zdolność wzrastania,stałby się rośliną. To wszystko, co zostało odjęte, stanowi różnicę.Z punktu widzenia rośliny jest ona nicością (tym, czego ona nie ma), z punktuwidzenia człowieka brakiem (tym, co mu odjęliśmy). W istocie taka operacjadialektyczna możliwa jest tylko przez to, że raz mówiąc o nicości mamyna myśli zaprzeczenie, drugi raz coś innego niż to samo. Zrównujemy tudwa sądy: nie-A jest tym samym, co inne-niż-A. To prawda: skoro nie ma A,to nie ma A. Ale jest wiele rzeczy nie będącymi A, a jednak będącymi. Razprzypisuje się tu słówku „jest" wartość egzystencjalną, drugi raz tylko wartośćłącznika w orzeczeniu.190<strong>FRONDA</strong> 19/20


Dlaczego tak postępujemy? Co chcemyosiągnąć? Przezwyciężenie idealizmu - mówisię nam. Interpretatorzy myśli Rosenzweigapokazują, że według autora Gwiazdy zbawieniafilozofia osiągnęła absolutną samoświadomośćw myśli Hegla. Zarazem żydowski myślicielwidział, że Hegel zamknął człowiekaw szklanym zamku swego Ja. Co należałouczynić? Rosenzweig nie zdobył się na powrótdo realizmu. Rezygnując z rozbicia idealistycznego założenia, według któregobyt to to, co pomyślane, wyzbył się jedynego skutecznego lekarstwa. Zamiasttego uderzył pozornie głębiej: w samą ideę jedności Logosu jako podstawyjedności poznania. Zadał pytanie: dlaczego jakieś rzeczy nazywamytakimi samymi? Dlaczego myślimy świat przedmiotów jako jeden, a nie jakonieskończoną liczbę odrębnych rzeczy? Dzięki doświadczeniu trwogi odnalazłbyt par excellence odrębny: człowieka. I zaraz potem pojawiła się trójca:Bóg-Swiat-Człowiek. Inaczej niż u Hegla, świat miał być prawdziwym światem,człowiek prawdziwym człowiekiem, a Bóg prawdziwym Bogiem. Każdyz elementów zupełnie odrębny. Nie są one, jak u Hegla, tylko formami jednejsamoświadomości, ale trzema jakby absolutami, albo lepiej - odrębnymielementami absolutu. Relacja, czyn mają być wcześniejsze od bytu, mają godopiero ustanawiać. To ma przywrócić mu samodzielne życie. To ma umożliwićfaktyczne spotkanie. Tu jednak kryje się zasadzka. Tak długo jak Rosenzweigpozostaje człowiekiem - nie jest przecież Światem-Bogiem - wszelkiespotkanie odrębnych elementów będzie musiało przekształcać się w doświadczeniejego świadomości.Wówczas każdy opis stanu ontycznego okaże się faktycznie opisem stanuświadomości. Procesy psychologiczne staną się źródłem procesów ontologicznych.Wyjdziemy poza żelazną, abstrakcyjną logikę, popadniemy jednak w niemniej dokuczliwe więzienie uczuciowości i wrażenia. Będziemy chcieli wyrwaćsię na zewnątrz, poza nas samych, ale wciąż będziemy natrafiali na ślady Ja. Będzieono teraz bliższe, będzie łkało, cierpiało, kochało, ale - tu odzywa się tostraszne podejrzenie - czy ono w ogóle jest? Możemy patetycznie głosić, że „Jacałkiem zwykły, prywatny podmiot, ja z imieniem i nazwiskiem, ja proch i popiół,ja jeszcze w ogóle jestem. I filozofuję, tzn. mam czelność filozofowaćLATO-2000191


wszechpotężną filozofię" (cyt. za: A. Żak, Punkt wyjścia filozofii Franza Rosenzweiga,w: Zawierzyć człowiekowi. Księdzu Józefowi Tischnerowi na sześćdziesiąte urodziny,s. 460-474). No dobrze, ale czy to Ja filozofuje, czy też opowiada namo swoich prywatnych doświadczeniach? Zauroczenie się prywatnym bytem,podziw dla samego siebie ma nam odsłonić nową wiedzę. Jak jednak następujeprzejście od imienia i nazwiska, tego, co absolutnie prywatne, do filozofii,do tego, co ogólnie prawdziwe? Nie ma na to odpowiedzi. Są kolejne metafory.Jest ucieczka przed tym, co od wieków wyznaczało sens filozofii: „nazwaminależy posługiwać się w taki sposób, jak czyni to ogół ludzi" (Arystoteles, Topiki).A więc, z jednej strony, wychodzimy od tego, co najbardziej konkretne -od mojego imienia, z drugiej zaś, zaczynamy się nimposługiwać jakby było pojęciem ogólnym. To dzięki temuzabiegowi filozofia dialogu sprawia pozór tak bliskiejczłowiekowi.Szukamy wprawdzie tego, co trwałe, ale wierzymy,że „nie wolno się nam wyprzeć śmierci i musimyprzyjąć Nicość tam, gdzie i jak może nas ona spotkaći uczynić ją trwałym punktem wyjścia tego, co trwałe"(Gwiazda zbawienia, s. 74). Dobrze. Lecz na mocyjakiego zabiegu kiedykolwiek przejdziemy od Nicoścido bytu? Jak z Nie wywiedziemy Tak? Przecież z Nicościnic nie powstaje! Mówimy wprawdzie, że niechodzi tu o ogólną Nicość,,tylko o Nicość poszczególnegopojęcia. Mówmy sobie co chcemy, bo i tak nic nie zyskamy. Cóż toniby znaczy, że czynimy z Nicości Boga założenie, bo na początku nie ma Onbyć dla nas niczym innym, tylko problemem? Kto to są ci „my"? Rosenzweig,zapewne. Jak można uzyskać rzeczywistość, która nie jest w związkuz żadną inną rzeczywistością, tylko jest sama w sobie? Znowu wychodzimyod pojęć, które coś już znaczą, takich choćby jak Bóg, i wyprowadzamy dalejJego istotę, rzekomo z czystej negatywności. „Wolność Boga zrodziła sięz pierwotnego zaprzeczenia Nicości jako to, co skierowane jest na wszystkoinne, jedynie jako inne" (Gwiazda zbawienia, s. 88). Wynikałoby z tego, że aktustanowienia Bożej wolności był tym samym co akt zaprzeczenia nicości,czyli że nicość była czymś pierwotnym. Ale jaka nicość? Oczywiście, autorGwiazdy zbawienia zdaje sobie sprawę, że nie może tu chodzić po prostu o ni-192<strong>FRONDA</strong> 19/20


cość traktowaną jako czyste, absolutne zero, jako brak. Nie, z takiej ogólnejnicości nic by powstać nie mogło. Ale z konkretnej nicości naszej wiedzy?Z nicości naszej wiedzy o Bogu dlaczego nie miałby powstać Bóg? Dlaczegóżto pojęcie wolności absolutnej, pojęcie Boga, który przekracza samego siebie,wychodzi poza siebie i zniża się ku Człowiekowi, nie miałoby być... samymBogiem? „Zarówno bóg Indii jak i Chin, także już przed tym ostatecznymrozpłynięciem się w Nirwanie i Tao, dzieli słabość owych bogów mitu, niemożnośćprzekroczenia siebie samego" (Gwiazda zbawienia, s. 100). Bóg Indiii Chin to bóg, jakiego doświadczano w Indiach i Chinach. To, że nie możeon przekroczyć siebie oznacza, że Hindusi i Chińczycy nie mogą go sobiewyobrazić (doświadczyć go) jako przekraczającego siebie. Jednak w końcuprzekroczenie siebie następuje. Z mocy Nicości powstaje w Bogu wolnyczyn, następuje zejście ku człowiekowi, otwarcie się na niego. Ale: czy to nieczłowiek otwiera się sam na siebie? Czy ten Bóg powstający z nicości ludzkiejwiedzy nie jest aby Człowiekiem?Skąd się bowiem wziął? Czy może być zasadą świata? Wszystko wskazuje,że nie, skoro świat, człowiek i Bóg znajdują się poza relacją wzajemną.Nie doszliśmy do Niego badając świat (w języku Rosenzweiga należałoby raczejpowiedzieć, że Świat sam do Niego nie doszedł), nie doszliśmy takżemedytując nad sobą. Tu docieramy tylko do wiecznej „Sobości". W jaki sposóbjednak filozof może nam powiedzieć, że każdy z trzech elementów: Bóg,Człowiek i Świat to samotna Sobość, która, zapatrzona w siebie, nie zna niczegopoza sobą? Wydaje się, że Rosenzweig wie przynajmniej tyle o każdejz nich, ile one wspólnie nie wiedzą o sobie. Jeśli zatem wszystkie te wnioskowanianie są absurdem, to mogą one stanowić przygotowanie do ujawnieniafaktycznego celu dialektyki: odkrycia, że cała zewnętrzność jest przeżyciempsychicznym, że religijne pojęcia są alegoriami, którymi posługuje sięchciwe panowania Ja, by zawładnąć światem i Bogiem! Ze tak jest, odsłaniasię nam w momencie, gdy Rosenzweig pokazuje na czym polega Stworzenie,Objawienie i Zbawienie.Świadomość budzi StworzenieW tradycyjnym języku mówiąc o stworzeniu mamy na myśli pewien fakt:Bóg daje istnienie rzeczom. To, czego nie było, realnie zaczyna istnieć. Oczyl.ATO-200093


wiście, przedstawienie sobie tego aktu jest dla naszego umysłu niemożliwością.Obcujemy bowiem już zawsze ze światem będącym. Znamy byty, któreprzestają być, które giną, a jednak zmysły pokazują nam, że wszelkie przejściadokonują się jako przemiany z jednej formy bytu w inny. Tym niemniej,ilekroć chrześcijanin czy żyd myśli o stworzeniu, ma na myśli Czyn Boga,wskutek którego to, czego w ogóle realnie nie było, zaczyna istnieć. U Rosenzweigatakie rozumienie stworzenia zostaje odrzucone.Stworzenie to w myśli Rozenzweiga nie coś realnego, ale przeżycie. „To, coz punktu widzenia Boga jest stworzeniem, z punktu widzenia stworzenia możeoznaczać jedynie nagłe przebudzenie się świadomości jego stworzoności, jegobycia stworzonym" (Gwiazda zbawienia, s. 216). Człowiek nie może dowiedziećsię o Stworzeniu jako zewnętrznym akcie: w człowieku może obudzić się świadomośćbycia stworzonym. Nie mówi nam ona nic o tym, czy stworzenie faktyczniemiało miejsce, jest tylko stanem świadomości, w którym widzimy siebiejako stworzenia, a Boga jako Opatrzność. Rosenzweig pisze, że „taświadomość jest czymś całkowicie obiektywnym" (Gwiazda zbawienia, s. 216).W jaki sposób? Świadomość może być obiektywna tylko wtedy, gdy odnosi siędo bytu. Jak jednak może dokonać się przebudzenie świadomości, coś z zasadyjednostkowego, czemu przysługiwała będzie moc powszechna, a mianowicieobiektywność? Ta czysto heglowska formuła prowadzić by nas musiała znowudo pojęcia Ducha absolutnego, które to właśnie Rosenzweig zwalcza. Mówi onnam, że nowym zadaniem filozofii ma być „postawienie Stworzenia obok przeżyciaObjawienia" (Gwiazda zbawienia, s. 192). Dzięki temu będzie można uzasadnić„ufność w nadejście etycznego królestwa ostatecznego zbawienia", cojest dzisiaj „jądrem wiary". Jak dokonuje tego autor Gwiazdy Zbawienia? Dziękiczemu udaje mu się postawić Stworzenie obok Objawienia? Dzięki redukcjitych wydarzeń do aktów świadomości! Objawienie staje się przeżyciem miłościBoga, stworzenie przeżyciem bycia stworzonym, zbawienie zaś przeświadczeniemo osiągnięciu przez świadomość w przyszłości stanu doskonałego odpoczynku.I tak, pogaństwo nie jest niczym innym, jak tylko pewnym stanemświadomości, w którym Bóg, świat, człowiek są rozdzielone. Koniec pogaństwanastępuje wraz z narodzinami świadomości bycia stworzonym, ona zaś otwierasię nam w momencie objawienia, czyli przeżycia Bożej miłości zapowiadającejjednocześnie pełne zbawienie rodzaju ludzkiego. Przejście z sytuacji brakurelacji - brak więzi i separacja - do sytuacji nawiązania relacji trzech osobnych194<strong>FRONDA</strong> 19/20


elementów oznacza narodziny nowej egzystencji.Jak trafnie wskazał jeden z komentatorówmyśli Rosenzweiga, Tadeusz Gadacz, „stworzeniepolega na przemianie obcego świataw świat bliski". Stworzenie-Objawienie-Zbawieniesą jakby różnymi etapami odsłonięciaobecności Bożej, różnymi stopniami jej odczuwania.Wszystko są to wydarzenia na miarę zamkniętego świata świadomości.Jeszcze raz trzeba postawić pytanie: jakiej świadomości? Boskiejczy ludzkiej? Oto moment, w którym Rosenzweig okazuje się takbardzo współczesny. W jego myśli, co Levinas nazwie później najbardziejżydowskim elementem dzieła Rosenzweiga, trudno powiedziećkto kogo zbawia, kto komu się objawia i kto kogo stwarza! Teraz widaćoryginalność myśli autora Gwiazdy zbawienia. Potrafił on włożyć w dawne,tradycyjne formuły nową treść. Wprawdzie z jednej strony w Stworzeniu zyskujemyświadomość bycia zależnymi, skończonymi istotami, ale jednocześniejest ono wydarzeniem „które z samego świata promieniuje na świadomośćStwórcy i dopiero całkowicie ją określa" (Gwiazda zbawienia, s. 216). Możemywięc powiedzieć, że Bóg stworzył świat, ale musimy właściwie to zdanie rozumieć:znaczy ono, że mamy świadomość bycia stworzonym, a Bóg zyskujeświadomość bycia Stwórcą. Jednak kto jest sprawcą tego wszystkiego? „Światmusi posiadać charakter stworzenia, tak jak Bóg musi mieć moc stwórczą, abymogło wyłonić się Stworzenie jako rzeczywisty proces między nimi dwoma"(Gwiazda zbawienia, s. 233). Czym jest to Stworzenie? Wychodzi na to, że to jakaśludzko-boska świadomość, która w człowieku przejawia się jako byciestworzeniem, w Bogu zaś jako bycie Stwórcą. Jak człowiek dojrzewa do byciastworzeniem przezwyciężając pogaństwo, tak i Bóg dorasta do bycia Stwórcąprzezwyciężając nieme zamknięcie się w sobie. Schodzą się oni razem, wydarzająsię sobie nawzajem, jeden spragniony drugiego, jeden drugiego potwierdzający.Jeden zaś i drugi wspólnie gwarantują rzeczywistość procesu, czyli faktycznośćdoświadczenia, w którym obaj uczestniczą: człowiek wyznacza jakbyjego wymiar subiektywny, Bóg obiektywny.Nim Bóg się nie odsłoni, człowiek pozostanie zamknięty w Sobości. Nimjednak człowiek nie odpowie, Bóg będzie więźniem samowoli. Stworzenie--Objawienie-Zbawienie odsłaniają obecność Boga. Obecność Boga to tyle, coLATO-2000195


miłość, a miłość to tyle, co odczuwanie bycia kochanymi odpowiedź kochającego. Bóg kocha, Bógwychodzi miłośnie ku Sobości przemieniając jąw duszę, ona zaś przyjmując Jego miłość czyniz Niego Boga dobrego. „(...) Miłość kochającego,wciąż zaprzeczająca sobie samej, znajduje to, czegonie mogłaby znaleźć w sobie samej: potwierdzeniei trwałość" (Gwiazdazbawienia, s. 287). Miłość,pisze żydowski myśliciel, jedynie wtedymoże być stałą, gdy całkowicie żyje w niestałości- „w ten sposób kocha także Bóg" (Gwiazda zbawienia, s. 276). W myśli Rosenzweiganie ma żadnej fundamentalnej różnicy między miłością nadprzyrodzonąa zwykłą miłością uczuciową. Nie ma miejsca na analogię. Aby o Bogumożna było mówić w sposób analogiczny, trzeba by przyjąć hierarchicznąrelację łączącą Absolut z człowiekiem. Tu natomiast trzy elementy Wszystkiego- Bóg, Człowiek, Świat - pozostają na tym samym jakby poziomie. Autentycznaidea Objawienia polega na tym, że trzy «faktyczne» elementyWszystkiego - Bóg, Świat Człowiek - „wychodzą z siebie, wzajemnie do siebieprzynależą, schodzą się ze sobą" (Gwiazda zbawienia, s. 208). Nie ma realnejrelacji podległości i zależności. Człowiek jest niewątpliwie stworzeniemzależnym od Boga, ale tylko w tej mierze, w jakiej przebudziła się jegoświadomość; Bóg jest niewątpliwie wszechmocnym Stwórcą, o tyle jednak,o ile wykroczył poza siebie i znalazł w człowieku gwaranta swojego byciaStwórcą. „Wiara duszy wyznaje w swej wierności miłość Boga i nadaje jejtrwały byt. Kochający, który oddaje się w swojej miłości, zostaje stworzonyna nowo w wierności ukochanej i odtąd na zawsze" (Gwiazda zbawienia,s. 287). Bóg więc daje się nam, ale ten dar musi zostać potwierdzony. Bezwierności ukochanej, bez wyznania duszy, pozostałby jedynie rzeczywistościąukrytą w pogaństwie. „Bóg kocha człowieka jako ipseitas (...) Tę relacjęmiłości idącej od Boga do jednostkowego człowieka, Rosenzweig nazywaObjawieniem" - pisze komentując słowa autora Gwiazdy zbawienia Levinas(Trudna wolność, s. 200). Oto Bóg Rosenzweiga: bodziec umożliwiający człowiekowizyskanie pełni własnej świadomości! Oto Objawienie, które jest„dokonującym się w miłości Bożej dojrzewaniem niemej Sobości do postacimówiącej duszy" (Gwiazda zbawienia, s. 327).196<strong>FRONDA</strong> 19/20


Lecz to nie wszystko. Objawienie pozwoliło spotkać sięw dialogicznej relacji człowiekowi i Bogu. Pozostał jeszczeświat. Dusza, obudzona w Sobości wskutek przeżycia Objawienia,pozostaje nadal zamknięta na świat. To otwarcie dokonujesię właśnie przez Zbawienie, w którym to dziele „Bógzbawia ostatecznie samego siebie" (Gwiazda zbawienia, s. 327).Jak pogaństwo, czyli przeszłość stała się Stworzeniem wskutekObjawienia, tak też i przyszłość odsłania się jako Zbawienie.Śmiertelność bliźnich, którzy należą do przyszłości, domaga się zbawienia.Przyszłość jest pytaniem o obecność Boga dla wszystkich.„Objawienie Boga człowiekowi jest więc gwarancją, która zostaje danaświatu jako poręka jego Zbawienia" (Gwiazda zbawienia, s. 418). Znowu, jakw przypadku Stworzenia i Objawienia, widzimy podwójność: Bóg przyrzekazbawienie, ale też będzie ono Jego udziałem. „W Zbawieniu świata przez człowieka,człowieka w świecie, Bóg zbawia samego siebie" (Gwiazda zbawienia,s. 356). Bez człowieka Zbawienie świata nie byłoby możliwe, tylko on sprawia,że Bóg może odnaleźć swą wieczność i szczęście. Nie chodzi tu bynajmniejo chrześcijańską prawdę, podług której jeśli człowiek chce zostać zbawiony,musi współdziałać z Bogiem. Zgodnie z nią Zbawicielem jest zawsze Bóg;współdziałanie człowieka jest wprawdzie konieczne, ale nie dla ZbawieniaBoga, tylko narażonego na zgubę wieczną człowieka. Tu zupełnie inaczej:„Objawienie Boga rozpoczyna więc dzieło Zbawienia, które jednakże jestdziełem człowieka" - pisze Levinas (Trudna wolność, s. 201). W jakim sensie?Zbawienie świata dokonuje się przez miłość bliźniego. Zbawienie świata jestdziełem świętego, który - w myśli Rosenzweiga - inaczej niż mistyk nie zamykasię na świat, nie pogrąża w radosnym obcowaniu z boską Sobością, alewypromieniowuje jakby żar Bożej miłości na bliźnich. Miłość Boga staje siętu miłością bliźniego. Widać, że Rosenzweig spełnił dane przyrzeczenie. PołączyłStworzenie z Objawieniem i Zbawieniem. Pokazał, jak Objawienie rzutujew przeszłość przeżycie bycia stworzonym i w przyszłość przeżycie byciazbawionym. Tak, słowa o powszechnym królestwie etyki jako o podstawiedzisiejszej wiary znalazły wypełnienie. Stworzenie jest zapowiedzią Objawienia,Objawienie zaś odsłania Zbawienie jako zadanie polegające na miłościbliźniego. W ostatecznym rachunku „Zbawienie wyzwala Boga z pracy nadStworzeniem i z miłosnej troski o duszę" (Gwiazda zbawienia, s. 593).LATO'2000197


Tropem nieskończonościJeśli w myśli Rosenzweiga mamy początek drogi, prowadzącej do rozdzieleniaBoga-Czlowieka-Świata, to jej kres znajdziemy u Levinasa. W jego myśliBóg staje się absolutnie obcy, niepoznawalny i nieprzedstawialny, staje sięNieskończonością. O ile w Gwieździe zbawienia objawienie nadal zachowujeswoje religijne korzenie (przynajmniej jeśli chodzi o retorykę) -ujawnia Bożą miłość - to u autora Nieskończoności i całości zostajeono sprowadzone do miłości bliźniego. „Boskość może objawić sięjedynie poprzez bliźniego" (Trudna wolność, s. 167). Jakiekolwiekdotarcie do boskości samej w sobie, do Boga jako osoby, jakosprawcy historii i Pana stworzenia, jest wykluczone.Podobnie jak autor Gwiazdy zbawienia, Levinas postanowił odkryćmoment, w którym dokonuje się rozbicie całości. „Objawienie znaczy[dla Rosenzweiga] ustanawianie relacji między odzielonymi elementamiabsolutu, nie poddającymi się syntezie i łączeniu w całość, opornymiwobec wszelkiej koniunkcji, która pozbawia je - jak w filozofii idealistycznej -samego ich życia" (O Bogu, który nawiedza myśl, s. 228). Jest to marzenie o języku,który mówiłby rzeczami, o umyśle,^ctóry byłby zmysłem dotyku.Stanąć wobec tego, co inne bez żadnych założeń, stanąć jakczysta odrębność wobec czystej odrębności, zewnętrzność wobec zewnętrzności- oto cel, a zarazem chimera. Myśl bez pojęć, język bezsłów, rozdzielenie bez jedności, byt rozbity i roztrzaskany na tysiącefragmentów - do tego zmierza Levinas. I przegrywa tak samo jakRosenzweig. Klęski tej myśli nie są w stanie ukryć nawet pomysłowemetafory. Levinas nie odpowiada na podstawowe pytania: jak tosię dzieje, że człowiek uznaje inność i równość drugiego? Jak ideaNieskończoności może cokolwiek sprawiać? Czy Nieskończonośćmoże w ogóle być kimś? Dlaczego obecność bliźniego zobowiązuje? Jednymsłowem: jak w świecie separacji możliwa jest łączność, która nie byłaby przemocą?Czy w ogóle dwa radykalnie inne byty może wiązać wspólne prawo, czymogą one podlegać jednemu autorytetowi? Zamiast odpowiadać na pytania,proponuje się nam poddanie urokowi przenośni.Podstawowym pojęciami, które pojawiają się w myśli Levinasa, są „transcendencja"i „nieskończoność". Co one dokładnie znaczą? Słyszymy, że „kie-|9g <strong>FRONDA</strong> 19/20


dy ściśle rozwiniemy pojęcie transcendencji, wyrazi się ono słowem «nieskończonośó/'.Ściśle rzecz ujmując, mamy tu klasyczny przypadek definiowanianieznanego przez jeszcze bardziej nieznane.Levinas pisze, że „«myślenie», «wewnętrzność» to pękanie bytu i samo wydarzaniesię transcendencji" (Całość i nieskończoność, s. 27). Co to znaczy, żetranscendencja się wydarza? Mówiąc, iż coś się wydarza, chcemy powiedzieć,że zaszedł nowy fakt, że nastąpiło coś, co uprzednio nie miało miejsca. Pytamywięc o czas - kiedy się to wydarzyło i o fakt „co się wydarzyło". Np. ktośopowiada nam o wypadku, którego był świadkiem, a my pytamy: kiedy się towydarzyło i co się stało. Ale co to znaczy, że „myślenie" jest wydarzeniem się„transcendencji"? Czy chcemy w ten sposób powiedzieć, że myślenie jestemanacją transcendencji? A może jej przejawem, odbiciem, skutkiem?Innymi słowy: jaki istnieje związek między transcendencjąa myśleniem? Być może Levinas nie zamierza powiedzieć nic więcej,jak tylko tyle, że człowiek, gdy myśli, postępuje jak istota duchowa.Dlaczego w takim razie mówi o wydarzeniu się transcendencji,a więc o radykalnie nowym, czasowo niepoprzedzonymzaistnieniu? I wciąż nie wiemy, czym jest tajemnicza transcendencja.Czy to byt, czy też relacja, atrybut, symbol?Wydarzać się - to słowo zakłada także bierność, pasywność.Mówimy zawsze: coś się wydarzyło, a nie ktoś się wydarzył. Opisujemy pewienbezosobowy stan rzeczy, a nie akt woli. A więc transcendencja nie jest kimś(np. obdarzonym rozumem Bogiem), ale jakby boskością. Transcendencja -coś radykalnie innego niż wszystko, co da się pomyśleć, wyobrazić, opisać,przedstawić, poznać wreszcie - ma objawić się w twarzy innegoczłowieka. Levinas pisze tu o rozbłysku transcendencji. Zatemtranscendencja byłaby czymś w rodzaju idei platońskiej. Ale ideaplatońska nie może się wydarzyć - jej podstawową cechą jest niezmienność,pozostawanie zawsze taką samą.Opozycję transcendencji i immanencji żydowski autor wyrażateż przy pomocy innej pary pojęć: tożsamości i inności. Czym jestjednak Tożsamość, która zamyka przede mną świat Innego? Wydajesię, że obejmuje ona w sobie wszystkie możliwe akty mojejwoli i mojego rozumu, na czele z poznaniem, które sprawiają że to, co inne,staje się przedmiotem poznawalnym. Skoro poznać to uchwycić byt wychodzącLATO-2000199


od niczego albo sprowadzić go do niczego, odebrać mu jego inność, to nie mogędocierać do zewnętrzności przez poznanie. Poznanie staje się, jak podkreślato Levinas, przemocą w stosunku do świata (Etyka i Nieskończoność, s. 38). Przemocą:bowiem temu, co obce i inne, narzuca moje pojęcia. Pojęcie czegoś innegobyłoby sprzecznością samą w sobie: o ile coś jest pojmowalne, o tyle niejest inne, a więc o tyle nie jest.Skoro jednak Tożsamość obejmuje w sobie wszystko to, co może być pomyślanei pojęte, to jak w ogóle mogę docierać do tego, co na zewnątrz?„Idea zewnętrzności - wskazuje Levinas - to nawrócenie się duszy na zewnętrzność,czyli absolutnie Inne, czyli na nieskończoność, nie daje się wywieśćz samej tożsamości tej duszy, gdyż nie jest na jej miarę" (Całość i nieskończoność,s. 55). Widzimy tu kolejne równania: zewnętrzność jest tym, coabsolutnie inne, czyli nieskończonością. Tym, co ostatecznie objawia namowo ostatecznie Inne, jest twarz człowieka, w której otwiera się wymiar boskości.To Inny jest epifanią nieskończoności, a „idea nieskończoności jestostateczną strukturą bytu, jakby warunkiem samego wydarzania się nieskończoności"(Całości nieskończoność, s. 55). Dlaczego jednak Levinas mówi o nawróceniuna zewnętrzność? Wynikałoby z tego, że dusza trwa pierwotnie zamkniętana zewnętrzność, że potrzebuje nagłego aktu wyjścia z siebiei odsłonięcia, aktu na miarę religijnego nawrócenia. Kto ją nawraca? Twarzinnego. Ale jaka twarz i co w niej dokładnie nawraca duszę na zewnętrzność?Jeśli transcendencja to zupełnie „poza", to każda próba uchwycenia owego„poza" będzie z góry skazana na niepowodzenie. Najpierw definiujemypewne pojęcie jako „a" - podmiot poznający. Potem definiujemy przedmiot jako„nie-a". Nic dziwnego, że wówczas poznanie będzie zawsze aktem transcendowania,będzie czymś nieskończonym. Skuteczność tego typu dialektykizależna jest tylko od tego, co dokładnie podstawimy pod „a" i „nie-a" i przypomocy jakich metafor opiszemy ich relację.Jeśli będą to dwie proste równoległe w przestrzeni euklidesowej, to ichwieczny brak zetknięcia nie wywoła emocji. Skoro jednak podstawimy za „a"siebie a za „nie-a" twarz innego (na przykład cierpiącego bliskiego, spotkanegona ulicy żebraka, bohatera wstrząsającego reportażu w Wiadomościach),dojdziemy do całkiem obiecujących wniosków.Podobnie, jeśli owym „nie-a" będzie „ty" czy „Bóg". W pierwszej częściskupiamy całą uwagę na dialektycznym rozgraniczeniu i przeciwstawieniu tych200<strong>FRONDA</strong> 19/20


pojęć, by potem dążyć do ich zjednoczenia. Rozgraniczenie dokonuje się namocy zasady logiki. Przeciwstawiamy To Samo i Inne; „ja" i „nie-ja"; człowiekai Boga. Im większa przepaść dzieli oba pojęcia, tym paradoksalnie łatwiejszadroga dla jednoczącego je uczucia. Im bardziej zdolne są one do pobudzenianaszej uczuciowości - ja i Bóg, ja i bliźni, ja i Ty - tym skuteczniejszymi sąsposobami uprawiania filozofii.Levinas pisze wprawdzie, że „relacja z Innym nie ma nic wspólnego z logikąsprzeczności, w której Innym w stosunku do A jest nie-A, negacja A"(Całość i nieskończoność, s. 172), jednak trudno przyjąć to twierdzenie za dobrąmonetę. Nigdzie bowiem nie znajdziemy jego uzasadnienia.Mimo tych_ wszystkich wątpliwości spróbujmy pytać dalej.Czy wolno rozumieć nieskończoność tak jak np. doskonałość,dobro czy moc? O ile możemy zasadnie mówić o nieskończonejmocy czy nieskończonej doskonałości - a więc, jakto ujął Plantinga - o mocy i doskonałości większej odwszelkiej innej, to czy z równym powodzeniem możemymówić o nieskończonej nieskończoności? Nie wydaje się toszczęśliwym rozwiązaniem. W ogóle nie wydajesię to rozwiązaniem. Musielibyśmy pokazać, jakajest różnica między skończoną a nieskończonąnieskończonością. Nieskończoność oznacza brakgranic, nieograniczenie, swobodę przekraczania, niewymierność. Zatemwszelkie mówienie o nieskończonej nieskończoności jest absurdalne.Skoro tak, to czy w ogóle można mówić o idei nieskończoności w takimsensie, jak mówimy o idei dobra czy piękna? Dochodzimy przecież do absurdu:idea to coś określonego, to kształt, forma, kres. Idea dobra to innymi słowypełnia dobra, dobro jako wzór, jako to, co może być naśladowane. Widać,że pojęcie idei nieskończoności, którym Levinas się posługuje, jest w najwyższymstopniu problematyczne. Jednak zamiast próby wyjaśnienia ofiaruje sięnam nowe przenośnie.Nie bardzo rozumiem bowiem twierdzenia, że „idea nieskończoności zakładaduszę zdolną zawrzeć więcej, niż może wywieść z samej siebie" (Całośći nieskończoność, s. 211). Skąd wiem bowiem, co może wywieść z samej siebiedusza? I dlaczego to „więcej" jest raczej czymś, co na zewnątrz niej, a nieczymś z niej wywiedzionym? Jaką miarą mogę się posłużyć, aby zbadać to, coLATO-2000201


jest wywiedzione przez samą duszę i to, co pochodzi spoza niej, jeśli rezygnujęz podziału na podmiot i przedmiot, to co wewnętrzne i zewnętrzne?Czy w ogóle możemy odróżnić nieskończoność, do której odwołuje sięfrancuski filozof, od nicości? I jedna, i druga nie może być przedmiotem doświadczenia;i jedna, i druga nie przejawia się. O jednej i drugiej można powiedzieć,w ujęciu autora Całości i nieskończoności, równie wiele i równie mało.Jedyna różnica polega na tym, że nicości nie można wykorzystaćz powodzeniem w zwrotach retorycznych. Mówiąc o nieskończoności większośćosób instynktownie wyobraża sobie Boga, a więc istotę mającą nieskończonąmoc, wiedzę, dobro, istnienie. Levinas korzysta z tego podświadomegoskojarzenia, co pozwala mu uniknąć kłopotliwych pytań.Wszystkie te słabości i niedostatki argumentacjinikną, gdy dostrzeżemy wzniosły cel myśli Levinasa.Wydaje się, że jest nim odkrycie w człowieku naturalnegoboga. Idea nieskończoności wydarza się w twarzyczłowieka, przez co człowiek jest „odkupieniemStworzenia" (Całość i nieskończoność, s. 113). Gdybynie człowiek, Bóg - o ile to słowo jest tuw ogóle na miejscu - nie mógłby się wydarzyć!„Istnienie jednostkowe i osobowe jest koniecznedo tego, by Nieskończoność mogła urzeczywistnićsię jako nieskończona" (Całość i nieskończoność,s. 260). Ta idea nieskończoności umożliwia prawdziwąrelację metafizyczną, która, podobnie jak u Rosenzweiga,nie może być relacją zależności ontologicznej odnajwyższego bytu. Bowiem doświadczenie nieskończonościjest świtaniem ludzkości bez mitów, wiary zakładającej metafizyczny ateizm.To wiara przyjmująca absolut oczyszczony z przemocy sacrum. To wiara, któradostęp do idei Boga znajduje tylko w relacji społecznej. To świadomość, że„idea-nieskończoności-we-mnie albo moja relacja z Bogiem - nawiedza mniew konkretnej relacji z drugim człowiekiem, w stosunku społecznym, jakimjest moja odpowiedzialność za bliźniego" (O Bogu, który nawiedza myśl, s. 43).Nie ma zatem Boga jako przedmiotu bezsłownej kontemplacji, nie ma Bogajako wiecznego źródła bytu ani jako celu wszelkiego ruchu. Absolut, najwyższaistota mądrości, kochająca wiecznie siebie samą, Bóg metafizyczny202<strong>FRONDA</strong> 1 9/20


umarł. Od tej pory Bóg pojawia się tylko w konkretnej relacji z drugim człowiekiemjako poczucie odpowiedzialności za niego.Tajemnica twarzyWiększość tych sądów oparta jest na prorockim autorytecie Levinasa, a niena argumentacji filozoficznej. Mówi do nas wielki prorok nieskończoności,który głosi nam, że „jestem świadectwem, śladem chwały Nieskończoności"(0 Bogu, który nawiedza myśl, s. 139), jednak gdy pytamy go o listy uwierzytelniające,milknie. Gdzie są cuda, których dokonał? Gdzie chorzy, którychuleczył? Kto poświadczy autentyczność jego posłania? Nie wiem. Zamiast tegoLevinas wskazuje na twarz wdowy, ubogiego, sieroty i woła: czy nędza,którą dostrzegasz, nie porusza cię? Czy ich twarz nie budzi w tobie pragnienianieskończoności? Czy nie objawia się w nich etyczny nakaz, pochodzący„nie wiadomo skąd". Ba, uważnie słucham tego proroka, jednak nie mogęzrozumieć, skąd czerpie on swoją moc.Jak to jest mianowicie, że sama twarz drugiego ma mnie zobowiązywać?Jak mam rozumieć twierdzenie, że „nieskończoność ukazuje się jako twarzw etycznym oporze, który paraliżuje moją władzę, w twardym i absolutnymoporze, który powstaje z głębi bezbronnych oczu w całej ich nagości i nędzy"(Całość i nieskończoność, s. 235) ? Co jest źródłem tego nakazu? Gdzie jest prawodawca,któremu winien jestem posłuszeństwo? Dlaczego mam ponosićodpowiedzialność za drugiego, który jest mi absolutnie obcy? Czy nie jestwręcz przeciwnie? Czy tym, czego z natury pragnę, nie jest dominacja i podporządkowaniesobie innego? Nie wiem, skąd pochodzi „rozkaz, który możemi rozkazywać". W twarzy innego człowieka nie widzę całej ludzkości, a nawetgdybym ją widział, niewiele by to dla mnie znaczyło. I czym innym byłabyta cała ludzkość, jak nie zbiorem odrębnych, nie dających się porównaćbytów? Mówi mi się, że Twarz jest od razu etycznym nakazem, znaczeniembez kontekstu - „nie zabijaj" jest pierwszym słowem twarzy (Etyka i Nieskończoność,s. 49). Jak to się dokładnie dzieje? Nie mamy przecież wspólnej naturyani nie jesteśmy po prostu stworzeniami tego samego Boga. Jesteśmybytami radykalnie odrębnymi. Skoro nakaz „nie zabijaj" nie pochodzi ani odnatury, ani z autorytetu Stwórcy, to skąd? Co jest jego podstawą? I dlaczegomam mu być posłuszny?I.ATO-2000203


Levinas odwołuje się do instynktownego współczucia. W pewien sposóbstosuje uczuciowy szantaż: filozof przywołuje obraz opuszczonej wdowy, sieroty,nędzarza, przez co pobudza współczucie w czytelniku, jednocześnie jednakdołączając ogólne twierdzenie po prostu o Twarzy budzącej Nieskończoność.Ci, którzy odrzucają to twierdzenie jako nieuprawnione, okazują sięteraz ludźmi twardego serca, których po prostu wyobrażenie cierpiącej wdowyi sieroty nie porusza. Z jednej strony, odrzuca się racjonalność i poznanie,to bowiem ze względu na swoją abstrakcyjność nie może zmierzyć sięz konkretnym cierpieniem; z drugiej zaś, abstrahuje się od konkretnej osoby,tylko wykorzystuje się wyabstrahowane pojęcie litości dla słabszego, aby zajego pośrednictwem narzucić sąd o rzeczywistości. „Właśnie w tym wezwaniudo odpowiedzialności przez twarz, która na mnie wskazuje, która o mniepyta, która o mnie woła, właśnie w tym postawieniu mnie pod znakiem zapytaniaInny jest moim bliźnim" (O Bogu..., s. 247). To, że ktoś jest moimbliźnim, objawia się jako spontaniczne poczucie pod wpływem zetknięciaz twarzą. Jest to odczucie „lęku i odpowiedzialności za śmierć drugiego człowieka",odczucie pierwotne, źródłowe, nie poprzedzone żadną zasadą aniprawem.W obrębie myśli Levinasa nigdy nie możemy zdobyć się na to najprostsze,a zarazem najbardziej zabójcze pytanie: czy jest prawdą, że Twarz drugiegozobowiązuje? Wówczas dopiero owa Twarz i ja, który pytam, moglibyśmystanąć wobec czegoś trzeciego, wobec ogólnego porządku natury.Wówczas twarz przestaje być jednak śladem nieograniczonej boskości i stajesię obliczem stworzenia, poddanego porządkowi Bożej Opatrzności! TegoLevinas chce uniknąć: „szukać prawdy i znajdować prawdę to nawiązywaćstosunek z Innym nie dlatego, że Ja określa się przez coś Innego niż ono samo,lecz dlatego, że w pewnym sensie niczego mu nie brakuje" (Całość i nieskończoność,s. 55). Prawda to nie zgodność myśli z rzeczywistością, ale nawiązywaniestosunku z Innym przez Ja, któremu nic nie brakuje.204<strong>FRONDA</strong> 19/20


Obiektywność to nie powszechna obowiązywalność - wtedy Ja określiłobysię przez coś Innego niż ono samo - ale spotkanie z innym w mowie.Na początku był dialog„Obiektywność przedmiotu i jego znaczenie płyną z mowy" (Całości nieskończoność,s. 102). Świat staje się przedmiotem tylko wtedy, gdy staje się przedmiotemdyskursu z Innym. Nie ma świata poza rozmową, nie ma prawdyi obiektywności innej aniżeli ofiarowywanej w rozmowie. „Inny jest zasadązjawiska" (Całość i nieskończoność, s. 197).To radykalne rozdzielenie Boga i człowieka, świata i innego jest właśniesytuacją, którą Levinas, idąc tu za Rosenzweigiem, nazywa dialogiem. „Dialogjest wydarzeniem duchowym co najmniej równie nieredukowalnymi dawnym jak cogito" (O Bogu..., s. 225). Nie intelektualny akt poznania niezależnegood umysłu przedmiotu jest pierwszy, ale spotkanie Ja i Ty. Pierwszymaktem intelektu nie jest ujęcie bytu i niebytu, ale rozmowa dwóch zesobą. Rozmowa, w której nie da się „obiektywnie objąć razem Ja i Ty" (O Bogu...,s. 227). Wręcz przeciwnie, niesprowadzalność Ja do Ty jest podstawądialogu: „właśnie dlatego, że Ty jest absolutnie inne od Ja, nawiązuje się międzynimi dialog" (O Bogu..., s. 228). Jest on możliwy, bo spotykają się ze sobą„oddzielone elementy absolutu", Człowiek i Bóg. Dialog jest miejscemprzejawienia się samego absolutu, który inaczej skazany byłby - jako sam tylkoczłowiek czy sam tylko Bóg - na monolog, na samotność. „Dopiero w dialogutranscendencji (...) powstaje idea dobra" (O Bogu..., s. 230). Relacja,w której Ja spotyka Ty, jest źródłowym miejscem i źródłowym warunkiempojawienia się etyki. Dobro to nie idea istniejąca zewnętrznie wobec świataludzi. Dobro staje się w dialogu; bez spotkania człowieka z Bogiem, a raczejczłowieka z innym człowiekiem dobro nigdy by nie zaistniało.Widzimy, jak dialektyka pozwala wydobyć człowieka z jego naturalnegostanu - istoty stworzonej, przemijalnej i poddanej śmierci, istoty bezwzględniepotrzebującej Bożej pomocy - i przemienić w małego boga. Dialog przestajebyć po prostu spotkaniem w obrębie już istniejących zasad; jest samymich ustanowieniem. Ja i Ty nim się nie zeszły, nie były. „Właściwe, nieoczywiste,akcentowane i podkreślone Ja może się wygłosić po raz pierwszy w odkryciuTy. Gdzie jednak jest takie samodzielne Ty, stojące wolno naprzeciw1 ATO-2000205


ukrytego Boga, wobec którego mógłby się On odkryć jako Ja?" - pytaRosenzweig (Gwiazda zbawienia, s. 297). I na odpowiedź nie musimydługo czekać: „Ja odkrywa siebie w chwili, w której przez pytanieo «gdzie» tego Ty, stwierdza istnienie Ty". Sytuacjadialogu jest ustanowieniem się Boga i człowieka jako Ja i Ty.Jak trafnie określił zasadę dialogiczną ksiądz Tischner: „niemożna «ustanowić» żadnego Ty, nie ustanawiając zarazem własnegoJa; przekreślenie możliwości Ty jest zarazem przekreśleniemmożliwości Ja. Nawet Bóg nie może wyłamać się od tej zasady".Dialog to nie słowo Boga skierowane do człowieka, nie rozmowaPana i sługi, Stwórcy i stworzenia, Ojca i dziecka, lecz dwóch równychsobie, wzajemnie się warunkujących, wzajemnie sobie niezbędnychpodmiotów. Bez ludzkiego Ty nie ma boskiego Ja. Bóg, aby byćosobą, musi się ustanowić wobec człowieka. Gdyby człowiek nie powiedziałTy, boskie Ja nie mogłoby zaistnieć. I na odwrót: tylko dziękiwezwaniu Boga tworzy się ludzkie Ja. Bóg i człowiek - elementy absolutu.Sobie niezbędni, sobie przeznaczeni, dwa bieguny, dwa momentyprocesu ustanawiania świadomości osobowej.Przyjrzyjmy się bliżej temu rozumowaniu. Mówiąc o Ja i Ty zakładamynajpierw dwa przeciwne sobie pojęcia: Ja to wszystko to, co różni je odTy. Ja i Ty nie należą do jednego gatunku, nie łączy je żadna wspólnota, znajdująsię w oddaleniu absolutnym, „nie poddającym się syntezie, jaką międzydwiema istotami ludzkimi chciałoby przeprowadzić synoptyczne spojrzenietrzeciego". Ja i Ty w tym wypadku to tyle, co A i nie-A. Następnie mówi sięnam, że dialog jest sytuacją pierwotną, w której owo Ja i Ty rozmawiają zesobą, ustanawiając przez to świat jako przedmiot dyskursu. Jak to się jednakdzieje, że owe dwie całkowicie oddzielone istoty znajdują nagle wspólny język?Jak to jest, że ich dialog nie kończy się np. wzajemnym pogryzieniem,wydawaniem nieartykułowanych okrzyków albo dziką kopulacją? W jaki sposóbze spotkania Ja i Ty może wyniknąć cokolwiek, skoro są one sobie takcałkowicie obce? Aby dialog był sytuacją pierwotną, musieliśmy wyodrębnići przeciwstawić sobie Ja i Ty; aby dialog mógł się zacząć, musieliśmy znowupowrócić do naszego zwykłego języka, w którym Ja i Ty są po prostu osobamirozumnymi: istotami zdolnymi porozumiewać się, nazywać, posiadającymito samo pojęcie prawdy. Oczywiście, bez takiego zabiegu nigdy byśmy nie206<strong>FRONDA</strong> 19/20


mogli dojść do przeświadczenia, że „mowa jest źródłowym modusem dialogu".Potrzebowaliśmy dialektycznego przeciwstawienia, aby podkreślić nowośći oryginalność sytuacji dialogicznej; wracamy do zwykłego myślenia,kiedy dialog, czyli stanięcie wobec siebie Ja i Ty, już nastąpiło. Bo przecieżcoś musi w tym dialogu zajść, przecież muszą paść słowa nie będące bełkotem,paplaniną, pustosłowiem, rykiem, dzikim darciem się, musi istniećświat nie jako przedmiot rozmowy, ale jako to, co samą rozmowę umożliwia!Muszą istnieć pojęcia, które obejmują wiele poszczególnych rzeczy, musi istniećwspólnota pojęć wreszcie! Bez Logosu dialog nie jest możliwy! Jeśli „alternatywabytu i nicości nie jest ostateczna" (O Bogu..., s. 265), to stajemywobec osobliwej mieszaniny bytu i niebytu. Wówczas jednak wszystko to, comówi nam Levinas o wartości drugiego człowieka jako bliźniego, okazuje siętylko retoryką! Jak to ma być, że „mowa jest źródłową relacją z zewnętrznymbytem", jak to może się stać, że mowa „tworzy sens"? Dlaczego ten jedensens miałby obowiązywać obu rozmówców? Kto rozsądzi między nimi?Twierdzenie Levinasa, że może nas pouczyć tylko „to, co absolutnie obce",nie jest żadną odpowiedzią. Te zdania są właśnie retoryką w złym sensie, sąnarzucaniem nam opinii tylko dzięki chytremu zabiegowi. Ulegamy im niedlatego, że nas przekonują, ale ponieważ podświadomie wzbudzają w nasuczuciowe nastawienie! Dialog w ujęciu Levinasa byłby monologiem dwóchodrębnych istot. Stałyby one zawsze obok siebie, nigdy jednak nie mogącspojrzeć sobie w oczy. Mówiłyby do siebie, ale ich rozmowa przypominałabyrozmowę psa i jelenia.Pragnienie bez brakuNie jest łatwo wyjść poza tradycję filozofii. Levinas zdaje sobie z tego sprawę,dlatego tak dużą wagę przywiązuje do nowego określenia pojęcia pragnienia,które nie wynika z potrzeby. W przeciwieństwie do rozkoszowania się i szczęśliwości,które są według niego po prostu zaspokojeniem potrzeby, pragnienieoznacza wyjście poza Tożsamość i zwrócenie się ku prawdziwie innemu.W pewnej mierze można zgodzić się z krytyką tradycyjnego rozumienia pragnieniajako po prostu pożądania. Człowiek jest bytem przekraczającym siebiei w tym sensie pragnienie mogłoby oznaczać transcendencję człowieka.Czy jednak Levinas chce nam powiedzieć, że podejmując wybory moralne nieLATO-2000207


kierujemy się instynktem dążącym do zaspokojeniabraku? Nie wydaje się, żeby taka byłajego intencja.Warunkiem tego, że „pragnienie wykraczające poza byt(czyli transcendencja) nie popada w immanencję", jest to, by to co pożądane,„odsyłało mnie do tego, co par excellance niepożądane, czego z natury niepragnę: do Innego" (O Bogu..., s. 130). Co to jednak znaczy, że z natury niepragnę Innego? W Innym nie należy zapewne widzieć przedmiotu pożądania.Ale powiedzieć tyle, to zdecydowanie za mało, by określić jego charakter.Czy ten Inny to coś neutralnego, coś, co mnie nie obchodzi? Np. jutrzejszeopady deszczu w Tanzanii są czymś niepożądanym, czyli obojętnymi nieznaczącym, czymś, co nie może motywować mojej woli. Czy o taki rodzajInności chodzi Levinasowi? Czym wtedy byłoby pragnienie, odsyłającemnie do czegoś obojętnego?Jeśli mamy uniknąć absurdu, musimy uznać, że ten Inny motywuje mojąwolę. Jaki jest jednak inny rodzaj jej motywowania poza pożądaniem? Moralnezobowiązanie. Człowiek przekracza siebie, dostrzegając obiektywnośćprawd moralnych, obiektywność świata wartości. Inny, którego pragniemybez pożądania i braku, byłby zatem symbolem świata obiektywnych wartościmoralnych. Dla tak rozumianego Innego wszakże w myśli Levinasa w ogólenie ma miejsca. Zniósł przecież różnicę między podmiotem i przedmiotem,dlatego nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czym jest ów pozabytowyInny. Ma do niego docierać pragnienie - ale czym może ono być, skoro nie jestani pożądaniem, ani odpowiedzią na obiektywną wartość? Inny nie jest czymkolwiekuchwytnym, przedmiotowym, określonym. Inny to miraż. Pragnąc,spotykam wciąż siebie, siebie już jako Nieskończonego, Transcendencję, boga.Wyjście poza byt, pragnienie Innego to zatem poręczne alegorie, ukrywającewłaściwe znaczenie myśli Levinasa, proroka ludzkiej boskości.Wprawdzie osobliwa to boskość. Jest to boskość naga i wyzuta z wieczności,wciąż się rodząca i nigdy niedokończona, boskość wydarzająca sięw odstępie między czasem a śmiercią, w nieciągłej chwili. Ale boskość prawdziwa,ludzka, transcendencja w człowieku, uczłowieczona boskość, wiecznośćuczasowiona, wyzwolona od Prawa, od Sędziego, od Pana zastępów, odcałej tej przemocy sacrum, zamykającej człowieka w świecie mitycznych pojęći numitycznego drżenia. Oto boskość, do której znane nam z historii religie208<strong>FRONDA</strong> 1 9/20


mogą doprowadzić w sposób niepełny i niedoskonały. Wszystkie one ześlizgująsię bowiem w mity, wszystkie przypisują Bogu charakter kogoś, ktowie, chce i działa, kto zamiast poprzestać na wydarzaniu się w twarzy bliźniegopostanowił jeszcze faktycznie być.W tym sensie autor Całości i nieskończoności, mimo oryginalności języka,wyraża świadomość licznych intelektualistów Zachodu. Nic dziwnego, żeLuc Ferry, który opisał to zjawisko jako, z jednej strony, proces humanizacjitranscendencji, z drugiej zaś - ubóstwienia człowieka, widział w Levinasiejednego z duchowych ojców współczesności. To, że miłość bliźniego stała sięobecnie jedynym sposobem obcowania z transcendencją, że należy żyćw świecie jakby tradycyjnie rozumianego Boga nie było, że w przyjęciu tychprawd wyraża się dojrzałość człowieka - to poglądy wielu współczesnych pisarzyi filozofów. Dla nich godność człowieka jest godnością śmiertelnegoboga. Tradycyjny Absolut, który śmiał sądzić, karać i kochać, i nienawidzić,zostaje zamknięty w muzeum mitów starożytnych. W najlepszym razie jestsymbolem abstrakcyjnej zasady miłości. Mówiąc o Bogu, nie czynimy teraznic innego, jak tylko wyrażamy doświadczenie bycia kochanym i akceptowanym,doświadczenie odsyłające nas z konieczności ku drugim.Tym samym nowi myśliciele umożliwiają dialog poszczególnych historycznychreligii: żadna z nich nie może być jedyną drogą prowadzącą do spotkaniaz prawdziwym Bogiem. Dialog jest możliwy, bo nie prowadzi już dożadnych wniosków; dialog odbywa się w obliczu prawdy absolutnej, to znaczyniepoznawalnej. Żadna z religii nie ujmuje tej prawdy całkowicie wiernie, każdajest pojęciowym ujęciem Boga, który wykracza poza wszelkie pojęcie.Judaizm i chrześcijaństwo„Prawda bytu jest w taki sposób zbudowana, że cząstkowa prawda chrześcijaństwawymaga cząstkowej prawdy judaizmu, lecz każda z nich musi byćprzeżywana w swojej integralności jako absolut, a ich dialog, aby nie zafałszowaćabsolutnej prawdy, nie może przekroczyć w ludziach zasadniczej separacjidialogu" (E. Levinas, Trudna wolność, s. 204). Droga do absolutu wiedziejakby dwiema drogami. Każda próba zamknięcia całej prawdyw cząstkowej prawdzie chrześcijaństwa lub judaizmu stanowi jej zafałszowanie.Być może najbardziej znaną myślą Rosenzweiga było jego twierdzenieLATO-2000209


0 dwóch uzupełniających się misjach chrześcijaństwa i judaizmu. Obie religiezdają się pochodzić od Boga, obie siebie potrzebują, obie się uzupełniają1 obie razem dopiero pozwalają dotrzeć do prawdy. „Prawda, cała prawda - pisałRosenzweig - nie przynależy ani im, ani nam" (Gwiazda zbawienia, s. 645).Chrześcijanie i Żydzi wspólnie są „robotnikami w tym samym dziele".Niestety, zrozumienie opinii żydowskiego myśliciela nie jest zadaniemłatwym. Religia jest prawdziwa wtedy, gdy mówi nam prawdę o Bogu. Z tegopunktu widzenia różne religie nie mogą być w tym samym stopniu prawdziwe.Zarówno chrześcijaństwo, jak i judaizm zgadzają się, że Stary Testamentzawiera objawione słowa Boga. Różnią się jednak co do tego, jaka jestostateczna wymowa tych słów. I przede wszystkim nie zgadzają się ze sobąco do najważniejszego faktu: czy Jezus z Nazaretu był zapowiedzianym Mesjaszem,czy w Jego osobie dokonało się pełne i ostateczne Objawienie tegosamego Boga, który powołał Abrahama. Wydaje się, że filozofowiedialogu gotowi są przejść nad tą sprzecznością do porządkudziennego.To, co Rosenzweig, a za nim Levinas, nazywa dialogiem,zbudowane jest na niewierze w prawdziwość Objawienia.Aby ich wizja dialogu stała się możliwa, trzeba najpierwzniszczyć przeświadczenie, że Bóg objawił się prawdziwie,a to, co powiedział, zobowiązuje. To wizja, w którejdwa sprzeczne sądy mogą być równocześnie prawdziwe,bowiem Bóg kryje się przed nami, niedosiężny,poza doświadczeniem i nazwaniem, poza słowem i ujęciem.Historyczny spór o prawdę między chrześcijaństwem a judaizmemprzestaje się liczyć. Zamiast tego widzimy dialektyczny proces, którego momentamistają się chrześcijaństwo i judaizm. Napędzają się one nawzajem,uzupełniają, potrzebują. Z boskiego punktu widzenia oba równie ułomne,oba równie niepełne, oba równie zawodne. Przecież to Bóg „w każdym czasiewprowadzał między nich wrogość" (Gwiazda zbawienia, s. 644). Nie jestjuż ważne, czy Jezus był zapowiadanym przez proroków Mesjaszem, czy niebył, nie jest ważne, czy już przyszedł, czy jeszcze nie; nie jest ważne czy musiałponieść śmierć dla odkupienia innych, czy nie. To wszystko nieistotne.Nie możemy przecież znać całej prawdy o Bogu. Chrześcijaństwo ma swojąprawdę cząstkową i judaizm ma swoją. Prawdą chrześcijaństwa jest to, że do210<strong>FRONDA</strong> 19/20


Ojca dociera się przez Syna, prawdą judaizmujest to, że nie dociera się do Boga przez Syna;prawdą chrześcijaństwa jest to, że trzeba wierzyći słuchać nauczania Jezusa; prawdą judaizmujest to, że nie trzeba Go słuchać ani Muwierzyć. Przezwyciężenie sporu chrześcijaństwai judaizmu możliwe jest tylko dziękiabstrahowaniu od historii. Odrzuca się treść wiaryŻydów i chrześcijan; zamiast o niej, mówi się o jedności doświadczenia Bo­ga-Tak powstaje prawda, która nie jest prawdą, Mesjasz, który nie jest Mesjaszem,chrześcijaństwo, które nie jest chrześcijaństwem. Lecz cóż to zasztuczka magiczna? Cóż to za gra dziwna? Kto nam powiedział, że te sądymają znaczenie? Jak to się stało, że zostały przyjęte i zaaprobowane? Że sięrozpowszechniły? Że znajdują zwolenników, chwalców, interpretatorów, wyznawców?To zagadka nie mniej tajemnicza niż wiele sformułowań filozofów.Rosenzweig nie określa co rozumie przez chrześcijaństwo. Podług autoraGwiazdy zbawienia pierwszym chrześcijaninem, jakiego chciał Chrystus,był Goethe. Zdaniem Rosenzweiga pogańska mądrość Goethego urzeczywistniładuchową istotę chrześcijaństwa, a mianowicie zapewnienie człowiekowizbawienia wewnątrz świata. Nie bardzo wiem jak rozumieć twierdzenie,że duchową istotą chrześcijaństwa jest zapewnienie człowiekowizbawienia wewnątrz świata. Być może chodzi tu o to, że chrześcijanin, poganinz urodzenia, uczy się wskutek objawienia miłości Boga akceptować swójlos, przyjmować go jako wyraz Bożej miłości. Prawdziwa modlitwa chrześcijaninajest zatem „modlitwą do swego własnego losu: człowiek z jednej stronyjest zadomowiony w swej Sobości i jest w świecie całkowicie u siebie"(Gwiazda zbawienia, s. 450).W każdym razie to, co Rosenzweig nazywa chrześcijaństwem, nie ma nicwspólnego z religią chrześcijańską, jak zwykle ją rozumieli jej wyznawcy.Wiara nie jest tu aktem posłuszeństwa wobec zewnętrznego głosu Boga, którypostanowił przemówić w czasie, ale aktem zaufania do swojego własnegolosu, poczuciem, że jest się kochanym. Nie ma ona treści dogmatycznej, dlategoróżne wersje historycznego chrześcijaństwa - katolicyzm, protestantyzmczy prawosławie - są trzema kościołami, łącznie wyrażającymi istotęLATO-2000211


chrześcijaństwa. Dla Rosenzweiga nie ma znaczenia co konkretny Kościół -w swym historycznym wyznaniu wiary - faktycznie sądzi o sobie. Wiara jestprzecież stanem świadomości, a nie poznaniem rzeczywistości zewnętrznej!Jest modlitwą do swego losu, modlitwą zarazem wierzącego i niewierzącego.Naród wiecznej krwiRosenzweiga słusznie nazywa się ojcem dialogu chrześcijańsko-żydowskiego.Jednak wiele jego formuł określających relacje między obu religiami brzmiosobliwie. Wprawdzie autor Gwiazdy zbawienia twierdzi, że judaizm i chrześcijaństwopochodzą razem od Boga, który bez żadnej z tych religii nie możesię obejść. Wprawdzie mówi o „wiecznym ogniu judaizmu" i „wiecznej drodze"chrześcijaństwa, wskazując, że spotykają się one u kresu, gdzie w pełniprawdy osiągniemy pełne zrozumienie. Mimo to, jeśli staramy się zrozumiećdokładnie stosunek obu religii w jego ujęciu, to niewątpliwą wyższość trzebabędzie przypisać judaizmowi. To „judaizm jest jednym jądrem, którego żaremkarmione są niewidoczne promienie, które w chrześcijaństwie widoczne i rozdzielonewpadają w moc pogańskiego przed-świata i podziemia" (Gwiazdazbawienia, s. 644). Chrześcijaństwo jest tylko odbitym światłem judaizmu,a wszystko, co jego własne, jest skażone myślą pogańską. Nic dziwnego, żeLevinas, który jest dziedzicem myśli Rosenzweiga, może stwierdzić, że „dialogjest możliwy, gdyż chrześcijaństwo nie jest już pokusą dla judaizmu".Oczywiście, chrześcijaństwo, które zrezygnowało z roszczenia do uniwersalnościi przyjęło rolę przypisaną mu w Gwieździe zbawienia.Chrześcijanin z natury jest poganinem, który potrzebuje Żyda - bez niego„zatraciłby się tam, gdzie był" (Gwiazda zbawienia, s. 641). To, co wydaje212<strong>FRONDA</strong> 19/20


się stanowić podstawę każdego wyznania chrześcijańskiego, a mianowiciewiara, iż Bóg stał się prawdziwym człowiekiem, jest w myśli Rosenzweiga jedyniepozostałością pogaństwa: „Dopiero prowadzony za rękę Syna chrześcijaninodważa się przystąpić do Ojca: wierzy, że do Ojca może dojść tylkoprzez Syna (...) Nie może on sobie wyobrazić, żeby sam Bóg, święty Bógmógł się tak do niego zniżyć, jak on tego pragnie, nie stając się człowiekiem.Z samego wnętrza każdego chrześcijanina wyłania się tu jakiś element pogaństwa.Poganin chce być otoczony bogami ludzkimi" (Gwiazda zbawienia,s. 546). Prawdę powiedziawszy, nie chodzi tu o to, co sobie może lub nie możewyobrazić chrześcijanin, ale co mu objawił, jak wierzy, sam Bóg. Twierdzenie,iż nikt nie przychodzi do Ojca inaczej niż przez Syna, nie jest chrześcijańskimwyobrażeniem, ale istotą wiary objawionej, przekazanej nam przezpierwszych świadków. Być może sam Syn skażony już został myśleniem pogańskim,w każdym razie zdawał się nauczać, że nie ma innego dostępu doOjca niż przez Niego.Co więcej, właśnie to, że Bóg stał się człowiekiem, stanowi nie pozostałośćpogaństwa, ale spełnienie judaizmu. Nie ma innego Boga niż Bóg Abrahama,Izaaka i Jakuba. Tylko On żyje, tylko On działa. Tylko On wkraczaw historię. Jego zazdrość staje się absolutnym potwierdzeniem Jego osobowości.Nie jest jak bałwany pogan, ale widzi, słyszy, panuje. I coraz bliżej, corazwyraźniej się odsłania. Aż wreszcie odsłonił się do końca, aż wreszcie pokazałcałkiem jaki jest, aż wreszcie stanął przed nami, nędznikami,grzesznymi i skażonymi, nic nie chowając. Przestał już posyłać prorokówi mędrców, zjawił się sam wśród nas. „Wcielenie jest zwornikiem hebrajskiejkoncepcji świata" - pisał Claude Tresmontant. To Wcielenie jednak zostajeprzez judaizm odrzucone. Bo też Wcielenie jest dopełnieniem i końcem, alezarazem przekroczeniem. Ten Bóg przychodzi w ciele nie jako wódz, nie jakoMesjasz wiodący naród wybrany do zwycięstwa nad poganami, ale jakopokorny, cierpiący sługa. Jest skandalem dla pogan, ale i zgorszeniem dla Żydów!By go przyjąć, musieliby wyrzec się ostatniej pozostałości pogaństwa:snu o potędze narodu i krwi. By go uznać, musieliby zakwestionować własnątożsamość. Dlatego cofnęli się.Chrześcijanin jest spełnionym Hebrajczykiem, który przyjął pełnię Objawienia.To jednak, co stało się udziałem dawnych pogan, pozostaje zamkniętedla Żydów. Uniżenie posunięte do wcielenia wydaje im się pogaństwem. Dla-LATO2000213


tego, podobnie jak niegdyś dla Greków, jest dla nich skandalem to, że „jakiśkonkretny człowiek, istniejący historycznie, «co widziały nasze oczy, czegodotykały nasze ręce», mógłby nosić w sobie «wszystkie skarby mądrościi wiedzy», (...) że jakiś konkretny człowiek mógłby sam siebie nazywać«prawdą», czyli tym co uniwersalne (...)" (C. Tresmontant, Esej o myśli hebrajskiej,s. 103-104). Oto ironia losu! Oto sytuacja tragiczna, gdy potomkowieAbrahama, Hebrajczycy naturalni odrzucają to, co stanowi duchową treść Biblii,gdy mówią, jak to czyni Rosenzweig, że „gdyby cała prawda była namdana przekraczałoby to granice natury ludzkiej" (Gwiazda zbawienia, s. 645).Jest dokładnie przeciwnie. Cała prawda została nam dana! Cała prawda donas przyszła! Między nami żyła, wśród nas przebywała. Czyż to nie największyparadoks historii, że zarzut stawiany starożytnym Hebrajczykom przezpogan jest głównym zarzutem żydowskim przeciw chrześcijaństwu? Poganiedrwili z Boga, który przemówił do Abrahama, który zechciał powołać Mojżesza,który zamieszkał pośród swego ludu, który łączył się tak ściśle i bliskoz człowiekiem. I teraz ten pogański zarzut - zbytniej bliskości Boga i człowieka- pojawia się na ustach Żydów!Tak, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w tym proteście przeciw Wcieleniuodsłania się pogańskie przywiązanie do „ciała i krwi". W jaki bowiemsposób Żyd, według Rosenzweiga, wchodzi w relację z Bogiem? LekturaGwiazdy zbawienia wskazuje, że taką podstawę stanowi krew. „Jedynie wspólnotakrwi odczuwa już dziś ciepło płynącej poprzez żyły poręki swej wieczności"(Gwiazda zbawienia, s. 472). Kanałem, przez który następuje spotkaniez Bogiem, staje się w myśli Rosenzweiga naród żydowski. Nie naródw sensie politycznym czy historycznym; nie naród jako wspólnota losów czyteż nawet wspólnota tradycji; ale naród w sensie najbardziej pierwotnym,naród jako wspólnota żydowskiej krwi. „Naród żydowski (...) jest więc ostatecznieżywy (...) jedynie i wyłącznie w tym, co zapewnia trwanie narodu ponadczasem, nieprzemijalność jego życia: w czerpaniu własnej wiecznościz ciemnych źródeł krwi" (Gwiazda zbawienia, s. 480). Ta wspólnota krwi jestpodstawą duchowej wspólnoty Żydów; Żyd w przeciwieństwie do chrześcijaninarodzi się sobą, nie musi się sobą stawać.Dlatego, dowodzi Rosenzweig, naród żydowski ma w sobie już to, doczego dopiero dążą wszystkie narody pogańskie. Ma swoją Sobość, którejpełnym wyrazem jest czysta krew. „Dla narodu żydowskiego nie ma rozbież-214<strong>FRONDA</strong> 19/20


ności między tym, co najbardziej własne i najwyższe" (Gwiazda zbawienia,s. 517). Tym, co najbardziej własne jest krew, biologiczny fakt pochodzenia,coś, co nie może zostać odebrane ani usunięte; tym, co najwyższe jest zbawienie,spoczynek w miłości Boga. Żyd ma to z natury, chrześcijanin dąży dotego wciąż przezwyciężając poganina w sobie. „Dla siebie samego naród żydowskijest już u celu, do którego narody świata dopiero kroczą" (Gwiazdazbawienia, s. 520). Narody świata mogą mieć wiarę, mogą mieć posłuszeństwo,mogą mieć sprawiedliwość i obietnicę, ale nie mogą mieć krwi. „(...)Tylko w żydowskiej krwi żyje nadzieja na miarę krwi, o której miłość chętniezapomina, a wiara sądzi, że może się bez niej obejść" (Gwiazda zbawienia,s. 452).Te słowa, w których łatwo odczytać polemikę z nauką św. Pawła o tym,że „nie synowie co do ciała są dziećmi bożymi, lecz synowie obietnicy sąuznani za potomstwo" (Rz 9,8), stanowią zasadę myślenia Rosenzweiga. DoIzraela nie należy się ani tylko przez wiarę, ani tylko przez posłuszeństwoobietnicy. Nie ma innego Izraela ciała a innego ducha, jakby chcieli tegochrześcijanie. „Zakorzenienie w nas samych i tylko w nas samych, we wła-LATO-2000215


snym ciele i krwi, poręcza nam naszą wieczność" (Gwiazda zbawienia, s. 481).To doświadczenie czystej krwi staje się wyznacznikiem judaizmu Rosenzweiga.Nie ma mowy o rzeczywistej równoległości dostępu do Boga dla Żydówi chrześcijan. Ci pierwsi mają dostęp przez to, co źródłowe, nieusuwalnei bezwzględne. Coś, co nie ulega zmianie, co trwa, choć przemijają państwa,języki, kultury i cywilizacje, co pozostaje zawsze już niezmienione: przezkrew. Nic dziwnego, że autor Gwiazdy zbawienia stwierdza, że samo-zachowaniewiecznego ludu polega na „zamknięciu czystego źródła krwi przed obcądomieszką" (Gwiazda zbawienia, s. 534).Nawet Levinas dostrzega, że „Rosenzweig używa niebezpiecznego określenia«wieczność krwi»". Sugeruje jednak, że wyrażenia tego nie należy rozumiećw sposób rasistowski, bo nie ma ono charakteru naturalistycznegoi oznacza zakorzenienie w sobie samym. Nie wiem, co to znaczy. Nie wiem,jak można bronić twierdzenia, że podstawą wspólnoty religijnej ma być czystakrew. Nie wiem, jak można argumentować, że takie twierdzenia nie mającharakteru naturalistycznego. Gotów jestem zresztą przyznać, że w myśliRosenzweiga nie może być mowy o uzasadnieniu polityki dyskryminacji rasowej.Ale to jeszcze go nie usprawiedliwia. Mamy tu bowiem do czynieniani mniej, ni więcej tylko z rasizmem duchowym. Tak tylko można nazwaćtwierdzenie, że warunkiem dostępu do Boga jest przynależność do naroduczystej krwi.Zmysł prawdyStarałem się tu pokazać, dlaczego to, co nazywamy filozofią dialogu, nie możeprzynieść nadziei na odnowę religii. W myśli Rosenzweiga, a w jeszczewiększym stopniu Levinasa, Bóg staje się tym, co nieskończone, co nieograniczonei bezmierne: poza kształtem, poza pojęciem, poza nazwaniem. Niewydaje się, by miał on wiele wspólnego z tym Bogiem, o którym opowiadanam Biblia. Z Panem, który bronił świętego swego ludu aż przyszedł sam,podług ciała potomek Dawida, i swoim cierpieniem zgładził grzechy świata,grzechy pogan i Żydów. Z Panem, który wybierał i odrzucał, sądził i karał,okazywał miłosierdzie i przebaczenie. Z Panem zawsze konkretnym, żywym,zawsze stawiającym człowieka wobec najwyższej próby.Powrotu do tego Pana nie zapewni nam dialektyka i dwuznaczności. Ra-216<strong>FRONDA</strong> 19/20


czej pokorne poszukiwanie bezwarunkowej prawdy, która nie jest raz taka,raz inna, pod jednym względem wiążąca, pod innym nie, dla jednych zobowiązująca,dla drugich obojętna - ale zawsze ta sama. Nie mogę się oprzećwrażeniu, im dokładniej wczytuję się w teksty filozofów dialogu, że tegozmysłu, tego pragnienia prawdy im zabrakło.PAWEŁ LISICKIl.ATO-2000217


Wspólnota chrześcijańska po męce i śmierci Chrystusakontynuowała przez pewien czas „chodzenie do Świątyni"oraz sprawowanie Paschy z innymi Żydami, zaczęłajednak przeżywać to święto już nie jako wspomnienieWyjścia i oczekiwanie przyjścia Mesjasza, aleraczej jako pamiątkę tego, co wydarzyło się w Jerozolimiepodczas święta Paschy oraz jako oczekiwanie ponownegoprzyjścia Jezusa Chrystusa.Żydowskie źródłaliturgii KościołaKS. KAZIMIERZ JUSZKOKiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscyrazem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakbyuderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali.Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdymz nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęlimówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodówpod słońcem.Dz 2,1-5Papież Jan Paweł II w jednej z katechez wygłaszanych przed Wielkim Jubileuszemroku 2000 powiedział: „Rozważając tajemnicę Izraela i jego nieodwołalne218<strong>FRONDA</strong> 19/20


powołanie chrześcijanie zgłębiają również tajemnicę swoich korzeni. W źródłachbiblijnych, dzielonych wraz z braćmi żydami, znajdują elementy, które są imnieodzowne, by żyć własną wiarą i ją pogłębiać.Dostrzegamy to na przykład w liturgii. Tak jak Jezus, którego Łukaszprzedstawia nam w chwili, gdy w synagodze nazaretańskiej otwiera księgę prorokaIzajasza (por. Łk 4,16n), podobnie i Kościół korzysta z liturgicznego bogactwanarodu żydowskiego. Kościół układa Liturgię Godzin, liturgię Słowa,a nawet strukturę modlitw eucharystycznych zgodnie z wzorami tradycji żydowskiej.Niektóre wielkie święta, jak Pascha i Pięćdziesiątnica, nawiązują dożydowskiego roku liturgicznego i stanowią znakomitą okazję, by wspomniećw modlitwie naród wybrany i umiłowany przez Boga (por. Rz 11,2)."Przyjmując proponowane przez papieża spojrzenie przeanalizujmy ponownieteksty biblijne, które liturgia Kościoła przypomina nam w Okresie Wielkanocnym.W czasie tej wędrówki chcemy na nowo odkryć środowisko religijnegoprzeżywania Jezusa i Apostołów, wszystkich uczniów, niewiast i Maryi, Matki Jezusowej.To, niejako poszerzone, spojrzenie pomoże nam zauważyć fakty wydawałobysię nieistotne. One pozwolą nam wyjaśnić, chociażby dlaczego owi wspomnianiw Dziejach Apostolskich „pobożni Żydzi" przybyli do Jerozolimy.Ponieważ nie możemy przenieść się do czasów Jezusa Chrystusa, dlategooprócz tekstów biblijnych pomocne nam będą artykuły i książki, dziękiktórym spróbujemy zobaczyć Paschę oraz Pięćdziesiątnicę tak, jak Maryjai Apostołowie.Tak wyjaśnia swój zamiar włoski kapucyn, kaznodzieja Domu Papieskiego,Raniero Cantalamessa: „Tylko konieczność całościowego spojrzenia zdopingowałamnie do przejścia ponad «czasem Kościoła», aby poszukać w Biblii- Starym i Nowym Testamencie - tych elementów, które stanowiąw liturgii Kościoła «cechy dziedziczne*. Są to te same racje, dla których podejściedo rozumienia wydarzeń zbawczych - zaprezentowane osobiścieprzez Jezusa w drodze do Emaus - rozpoczęło się od rzeczy tak odległych:«od Mojżesza poprzez wszystkich proroków» (Łk 24,27).Wydarzenia związane z osobą Jezusa posiadają wspólną cechę ze starożytnymfaktem Wyjścia - nie można dotrzeć do nich w sposób bezpośredni,jedynie w oparciu o tradycyjne metody badań historycznych.Dla chrześcijaństwa oznacza to, że nie możemy poznać faktów historycznychinaczej jak tylko przez kerygmat, to znaczy przepowiadanie, jakie przekazali namLATO-2000219


na ten temat naoczni świadkowie. Mamy zatem pełne prawo odwoływać się doEwangelii oraz pozostałych pism Nowego Testamentu, aby dowiedzieć się, conaprawdę stało się w tamtych dniach w Jerozolimie, jeśli chodzi o sprawę Jezusaz Nazaretu."Brat Efraim w swojej książce Jezus Żyd praktykujący pisze podobnie: „Jestemw pełni świadomy, że porywam się na coś nieosiągalnego. Przyjęcie linii współczesnejegzegezy równałoby się próbie syntezy treści zasobów całej biblioteki.Tym, czym chciałbym się podzielić, jest światło Bożego tchnienia przenikająceteksty, jest moje zachwycenie wobec oblicza Chrystusa wyłaniającego się z tekstówbiblijnych jak i rabinistycznych."Nie przyszedłem znieść ToryPrawo żydowskie nakazywało trzy razy w roku pielgrzymować do świątynijerozolimskiej: „Trzy razy do roku ukaże się każdy mężczyzna przed Panem,Bogiem twoim, w miejscu, które sobie obierze: na Święto Przaśników, naŚwięto Tygodni i na Święto Namiotów. Nie ukaże się przed obliczem Panaz próżnymi rękami" (Pwt 16,16).Mosty i drogi, które prowadziły pielgrzymów do Jerozolimy, a także domy,które miały ich gościć, musiały być odnowione i uporządkowane; grobypobielone przy zachowaniu wszelkiej ostrożności, dla uniknięcia ryzyka staniasię nieczystym. Cała złożona ceremonia towarzyszyła również poszukiwaniuprzy świetle świecy, a później niszczeniu w ciszy jakiegokolwiek śladukwaszonego chleba.Trudności związane z długą podróżą sprawiły, że udawano się tam razw roku, przeważnie na Paschę. Kobiety i dzieci nie były do tego zobowiąza-220 <strong>FRONDA</strong> 19/20


ne; nakazywano jednak przed trzynastym rokiem życia przyzwyczajać je dospełniania obowiązków religijnych. Obecność więc Maryi, Józefa i dwunastoletniegoJezusa w świątyni trzeba uważać za wyraz ich szczególnej pobożności.Świadczy o tym również pobyt w Jerozolimie podczas całego święta.Maryja brała czynny udział w pobożności ludowej, uczestnicząc w pielgrzymkachdo Świętego Miasta na święto Paschy. Za krótką wzmianką o pielgrzymowaniudo Jerozolimy kryje się wielkie bogactwo modlitwy Matki Jezusa.Św. Łukasz bardzo wyraźnie i świadomie podkreśla związek pobożnościMaryi, wyrażający się udziałem w pielgrzymce, z rozważaniem w sercu. Ewangelistapokazuje w ten sposób, jak religijność Ludu Wybranego wpływała naformację Maryi. Udział w pielgrzymce odsłania nowy obszar modlitwy i duchowościMaryi.Uczestnictwo w pielgrzymkach, udział w liturgii świątynnej, coroczne wieczerzepaschalne z haggadą ojca rodziny miały żywy oddźwięk w Jej życiu. Niezrozumiemy Maryi, gdy Ją oderwiemy od Jej ludu, od jego religijności i zwyczajów.Ta, która wielbiła Pana, bierze udział w pobożności ludowej, jaką byłapielgrzymka. Modlitwa Maryi bez tego kontekstu zawieszona jest w próżni.Pielgrzymi zbierali się nocą w określonym miejscu. Nad ranem zjawiał sięprzewodnik pielgrzymki i śpiewał wezwanie: „Wstańcie, wstąpmy na Syjon,do Pana, Boga naszego" (Jr 31,6). Pątnicy wstając odpowiadali: „Uradowałemsię gdy mi powiedziano: «pójdziemy do domu Pana»" (Ps 122,1). Psalmy sąpozostałością z tych właśnie pielgrzymek. Pielgrzymka w pojęciu biblijnymmiała charakter radosny. Pielgrzymi szli bardzo wolno, pochód otwierał fletnista,który grał na swoim instrumencie. Prowadzono również wołu, którymiał być złożony na ofiarę. Pielgrzymi nieśli dary ofiarne, które składano potemw świątyni. Kiedy dochodzili do celu, śpiewali psalmy: „Już stoją naszenogi w twych bramach, o Jeruzalem" (Ps 122,2), na co odpowiadał im chórlewitów: „Chwalcie Boga w Jego świątyni" (Ps 150,1). W czasie śpiewu ostatniejstrofy wchodzono na dziedziniec świątyni. Na spotkanie pielgrzymówwychodzili lewici śpiewając: „Wysławiam Cię, Panie, boś mnie wybawił i nieuradowałeś mych wrogów z mojego powodu" (Ps 30,1). Podczas pielgrzymkina święto Paschy ojcowie rodzin składali w ofierze baranka.Idąc tropem wskazanym przez Jana Pawła II uświadamiamy sobie, że JezusChrystus wraz z Apostołami uczestniczyli w naturalnym i swobodnymprzeżywaniu religijności Narodu Wybranego, która dla nas, nawet uważnieLATO-2000221


czytających tekst biblijny, nie jest taka oczywista. Inaczej niż w czasach apostolskich,współcześnie bardzo nieliczne osoby mogą odkryć taką niepowtarzalnąwięź we własnym doświadczeniu życiowym, jak Jan Grosfeld: „Jeślichodzi o moje żydowskie pochodzenie, było ono dla mnie faktem bez żadnegoznaczenia. To był fakt biologiczny, nawet nie kulturowy, nie mówiąc jużo religijnym. Byłem świadomy, że jestem Żydem z pochodzenia. Pamiętam,jak nie wiedziałem, jak mam rodzicom powiedzieć o tym, że się ochrzciłem.Kiedy zacząłem chodzić do kościoła, świadomość żydowskości w sensie religijnymbyła dla mnie zerowa.To, że przestała być zerowa, zawdzięczam wspólnocie neokatechumenalnej.Zacząłem odkrywać, CQ to znaczy być Żydem. Gdybym nie trafił dowspólnoty, w której jest wiele znaków i treści nawiązujących do żydowskichkorzeni, to dzisiaj mógłbym być poza Kościołem. Myślę, że Pan Bóg powstrzymujemnie przed zbytnim zagłębianiem się w judaizm. Biorę ten żydowskikorzeń, ale nie skupiam się na nim. Jest on ważny jako fundament,jako pewne tło, ale to na pewno nie wszystko, o co chodzi w chrześcijaństwie.Korzeń ten był obecny w Kościele, ale przysypany, powszechnie chrześcijanienie byli go świadomi. Zostało bowiem ochrzczone pogaństwo z całymdobrodziejstwem inwentarza. Nie było zapewne innej metody, aby ciludzie stali się chrześcijanami."Pascha żydówChrześcijaństwo ma wymiar paschalny, ale nie wiadomo co to znaczy, pókinie wejdzie się w sens Ostatniej Wieczerzy Apostołowie pytają się po prostuswego Mistrza: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spożycia?"(Mt 26,17; por. Mk 14,12). Jezus nie musiał nikomu nic wyjaśniać,wystarczą krótkie słowa: „Idźcie i przygotujcie" (Łk 22,8). Dzieje się tak,gdyż Jezus z Nazaretu funkcjonował w ramach rzeczywistości religijnej swojegonarodu i spędzał to święto w taki sposób, jak spędzali je wszyscy Żydzi.Wszystkie słowa, które Jezus wypowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy, dlaApostołów były rzeczą normalną, bo byli zwyczajnymi Żydami, którzy wiedzielico one znaczą.Wszystko to każe nam przypuszczać, że Ostatnia Wieczerza była wieczerząpaschalną, odprawioną przez Jezusa i Jego uczniów według zwyczajów222<strong>FRONDA</strong> 19/20


żydowskich. Ukazuje to zarazem wyraźne miejsce Eucharystii w historii zbawienia,nierozerwalną więź między Starym i Nowym Przymierzem, międzyproroctwami a ich spełnieniem.W czasie swego ostatniego pobytu w Jerozolimie Jezus codziennie wieczoremopuszczał miasto (Łk 21,37). W dzień Ostatniej Wieczerzy Jezus pozostałw przeludnionej Jerozolimie. Kiedy nadszedł dzień Przaśników i należałoprzygotować Paschę, Jezus posłał do miasta Piotra i Jana, aby znaleźliizbę na wieczerzę paschalną. Według przepisów bowiem baranka paschalnegonależało spożyć w obrębie murów Świętego Miasta.W Wielki Czwartek liturgia Słowa poprzez czytanie z Księgi Wyjściaprzypomina nam przygotowania, które do paschalnej wieczerzy poczyniliApostołowie: „Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o barankadla rodziny, o baranka dla domu... Będziecie go strzec aż do czternastegodnia tego miesiąca... I tej samej nocy spożyją mięso pieczone w ogniu,spożyją je z chlebem niekwaszonym i gorzkimi ziołami" (Wj 12,3.6.8).W czasach Starego Testamentu zabijano baranka czternastego dnia miesiącaNizan, w godzinach popołudniowych: między godziną trzecią a piątą,zgodnie z przepisem zawartym w Wj 12,6: „wtedy zabije go całe zgromadzenieIzraela o zmierzchu".Mieszkańcy Jerozolimy radośnie witali przybywających pielgrzymów. Kapłanina wieżach Świątyni dęli w srebrne trąby, lewici śpiewali pieśni pochwalne.Gdy pątnicy wstępowali na wewnętrzny dziedziniec Świątyni, lewiciśpiewali piętnaście hymnów, tyle ile stopni prowadziło do ołtarza. Poodśpiewaniu każdego pątnicy odpowiadali: dajenu, co znaczy: już by i tegostarczyło.Pielgrzymi i mieszkańcy Jerozolimy zabijali baranka w świątyni w obecnościkapłanów. Przynosili go ojcowie rodzin. Zgromadzenie wchodziło nadziedziniec, a kiedy się zapełnił, zamykano bramy i rozpoczynało się ofiarowaniebaranka. W czasie ofiary lewici śpiewali hallel, powtarzając śpiew jeślizachodziła potrzeba. Każdą recytację hallelu zapowiadali dmąc w szofar, trąbęsporządzoną z rogu.„I wezmą krew baranka, i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którymbędą go spożywać" (Wj 12,7). Każdy Izraelita zabijał własną ofiarę, podczasgdy kapłani, ustawieni w dwa rzędy, zbierali część krwi do złotych naczyń:te, przechodząc z rąk do rąk, docierały do ostatniego kapłana, który wylewałLATO-2000223


ją u stopni ołtarza. Następnie zawieszano baranka za tylne nogi na hakachumieszczonych na słupach, zdejmowano z niego skórę i wyjmowano wnętrzności,aby części przeznaczone na spalenie móc złożyć na ołtarzu. Wnętrznościbaranka umieszczano w misie i przekazywano kapłanowi, który je soliłi spalał na ołtarzu ofiarnym.Obrzęd pokropienia odrzwi krwią zabitego baranka został w ten sposóbzastąpiony przez pokropienie krwią jedynie ołtarza.W czasie składania ofiary z baranka paschalnego lewici śpiewali hallel(Ps 113-118). Psalmy te rozpoczynają się od alleluja, stąd nazwa hallel; wspominająone m.in. wyjście z niewoli egipskiej (Ps 114). W śpiewie lewitówuczestniczyli ojcowie rodzin, wtórując swoim alleluja po każdej strofie psalmu.Kiedy pierwsza grupa zakończyła już ceremonię ofiary, otwierano bramędziedzińca. Miejsce pierwszej grupy zajmowała następna, by kolejno złożyćofiarę. Następnie uprzątano dziedziniec i każdy wracał ze swoim barankiem,aby go upiec w obrębie murów Jerozolimy i zasiąść do sederu, rytualnego posiłkupaschalnego.Od wieczora czternastego dnia aż do dwudziestego pierwszego dnia z domówizraelskich ma być usunięty wszelki kwas i ma być spożywany chlebniekwaszony (macot). Szukanie i usuwanie kwasu przed nadejściem Paschystanowi istotny moment przygotowań do tego święta. Tora nakazuje usunąćwszelki kwas z całej posiadłości. Na okres siedmiu dni zabronione jest spożywaniechleba kwaszonego (Pwt 16,3-4). Chamec (kwas) jest symbolem pychyoraz skłonności do zła. Dopóki nie wyrzucimy z serca pychy, nie możemymówić ani śpiewać na chwałę Tego, który nas wyzwolił.Do tego skrzętnego oczyszczania domów żydowskich z wszelkich pokarmówkwaszonych, znamiennego dla przygotowań do świąt paschalnych, nawiązujeśw. Paweł: „Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza?Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście.Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przetoodprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złościi przewrotności, lecz - przaśnego chleba czystości i prawdy" (1 Kor 5,6-8).Zabitego w świątyni baranka spożywano w domach, w rodzinach, na wieczerzypaschalnej. Baranek był pieczony w domu, na rożnie, z użyciem drzewagranatowca, przy bacznym zwracaniu uwagi, aby żadna z jego kości niezostała złamana.224<strong>FRONDA</strong> 19/20


Tak zaczynała się ceremonia wieczerzy paschalnej.Inne jedzenie, poza barankiem, z którego każdy musiałspróbować kawałek co najmniej wielkościowocu oliwki, to gorzkie zioła, przaśnychleb oraz potrawa z fig, daktyli i winogron, podawanawe wspólnej misie, gdzie każdy maczał swój kawałek.Cały posiłek był spożywany w czterech fazach,do których był przypisany osobny kielich wina, który stanowiłpomost pomiędzy poszczególnymi etapami całego obrzędu.Kiedy już cała rodzina zasiadła wokół stołu, ojciec błogosławiłwino i chleb, używając słów błogosławieństwa, które musiałobyć podobne do tego, jakie jeszcze dzisiaj żydzi czytają w swejhaggadzie paschalnej. Niejeden z nas jest zaskoczony lekturą tych błogosławieństw,albowiem odnajdujemy w nich (o czym przypomniał niedawno papież)tekst modlitw na ofiarowanie, jakie są używane w czasie sprawowaniaEucharystii: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, Królu wszechświata,który stworzyłeś ten owoc ziemi. Oto chleb uciemiężenia, który nasi ojcowiespożywali w Egipcie. Ktokolwiek jest głodny, niech się przybliży i spożywa;a kto powinien sprawować Paschę, niech się przybliży i ją celebruje.Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, królu wszechświata, który stworzyłeśten owoc winnego krzewu. Ty nas wybrałeś wśród wszystkich narodów,wyniosłeś nas ponad inne plemiona i Twymi przykazaniami nas uświęciłeś.W miłości Twojej dałeś nam Panie, nasz Boże, te coroczne święta ku naszejradości, uroczystości i dni pogodne, takie jak to Święto Przaśników, którejest czasem naszego wyzwolenia, zgromadzeniem świętym, pamiątką naszegowyjścia z Egiptu."W czasie spożywania wieczerzy śpiewano również hallel - pierwszą częśćpo nalaniu drugiego kielicha. W czasie sederu pije się wino czerwone, którema przypominać krew obrzezania i krew baranka paschalnego. Na stole kładziesię trzy mace przykryte ozdobną serwetką, symbolizujące dawną strukturęspołeczności żydowskiej: górna maca to kapłani, środkowa - lewici, dolna- lud. Pod koniec wieczerzy paschalnej ojciec rodziny odłamuje kawałekśrodkowej macy i chowa go, aby pobudzić ciekawość dzieci, które zadają pytaniai stwarzają w ten sposób okazję do rozpoczęcia opowiadania haggady.l.ATO-2000225


Ten kawałek macy nosi nazwę afikoman (greckie: po uczcie). Z chrześcijańskiego punktu widzenia szczególnieinteresujące jest to, że w tradycji żydowskiej odczasów zburzenia Świątyni spożycie afikomanuwyobraża spożycie baranka paschalnego, którato potrawa kończyła świąteczny posiłek. Takwięc, kiedy podczas mszy świętej kapłanpodnosi hostię z przaśnego chleba, mówiąc„Oto Baranek Boży, który gładzigrzechy świata", odnajdujemy wspólnyz judaizmem język, gdyż odkąd nie składa się jużw ofierze zwierząt, maca sederowa zastępuje baranka paschalnego.Chleb to baranek, a baranek to chleb, który zbawia.Niekwaszony chleb z mąki i z wody, uformowany w ciasto,ugnieciony i upieczony. To ciasto musi nosić na sobie piętno pośpiechui dlatego nie daje mu się wyrosnąć. I tak miało pozostać: mizerny chleb, którymżywili się owi ludzie w niewoli, staje się pierwszym kęsem spożywanymna wolności. Ten w pośpiechu spożywany posiłek stał się ich ucztą jako ludziwolnych.Teraz następuje opowiadanie o Wyjściu. Ojciec rodziny wygłasza haggadę paschalną,w której wyjaśnia dzieciom i niewiastom sens uczty paschalnej. Rozpoczynają rytualne pytanie najmłodszego syna: Ma nisztana ha lajla?, czyli: czym tanoc różni się od wszystkich innych nocy? Chłopiec zadaje cztery pytania: dlaczegotej nocy jemy gorzkie zioła? dlaczego tej nocy gorzkie zioła maczamy w słonejwodzie? dlaczego tej nocy jemy macę? dlaczego tej nocy jemy polegując?Odpowiada na nie ojciec lub ktoś ze starszych. Cztery razy powtórzonyjest w Torze nakaz: „Gdy syn twój zapyta cię kiedyś: «Jakie jest znaczenietych świadectw, praw i nakazów, które wam zlecił Pan, Bóg nasz?», odpowieszsynowi: «Byliśmy niewolnikami faraona w Egipcie i wyprowadził nasPan z Egiptu mocną ręką»" (Pwt 6,20n).„Gdy się was zapytają dzieci: cóż to za święty zwyczaj? - tak im odpowiecie:«To jest ofiara Paschy na cześć Pana, który w Egipcie ominął domy Izraelitów. PoraziłEgipcjan, a nasze domy ocalił»... Dzieje się tak ze względu na to, co uczyniłPan dla mnie w czasie wyjściaz Egiptu" (Wj 12,26; 13,8).<strong>FRONDA</strong> 19/20


Przez pokolenia, co roku ojciec opowiada synowi, a wszyscy uczestnicysederu uważnie słuchają. Należy opowiadać tak, jakby samemu brało sięudział w tym niezwykłym wydarzeniu. Podczas czytania haggady, przy wspominaniukolejnych plag egipskich, każdy z uczestników strąca kroplę wina zeswojego kieliszka tyle razy ile było plag.Ojciec tłumaczył również symbolikę pokarmów: przaśny, to znaczy niekwaszonychleb, gorzkie zioła, baranek paschalny. Każdy element wieczerzysederowej jest symbolem, przypomnieniem któregoś aspektu tej nocy, kiedyBóg potężną ręką wywiódł swój lud z Egiptu.Dlaczego spożywa się gorzkie zioła? Ponieważ Egipcjanie czynili życienaszych ojców w Egipcie gorzkim (Wj 1,14). Aby złagodzić smak ziół, zanurzasię je w charosecie. Ta potrawa sporządzana z tartych jabłek, owoców granatu,orzechów, daktyli ma przypominać jabłonie, pod którymi kobiety żydowskiew ukryciu rodziły synów (Pnp 8,5).Dlaczego spożywa się przaśne mace? Ponieważ ciasto naszych ojcównie miało czasu wyrosnąć.Dlaczego pijemy oparci na łokciu? Ponieważ naszym obowiązkiemjest wychwalać Tego, który dla ojców naszych i dlanas uczynił te cuda. Ojciec wspominał przy tym wielkie interwencjeBoże w historii Izraela, a szczególnie wyzwoleniez Egiptu. Tak sprawowana Pascha nie podkreślajuż zachowania się Izraelity gotowego dowyruszenia w stronę Ziemi Obiecanej. Tym razembiesiadnicy siedzą przy stole w pozycji półleżącejdla wyrażenia świadomości bycia wolnym,oswobodzonym z niewoli egipskiej. Ojciec rodzinykończył haggadę wezwaniem: „Zaśpiewajmy przed Bogiem: Alleluja!"Po tym wezwaniu śpiewano hallel (Ps 113 i 114), który był uwielbieniemBoga i medytacją Jego wielkich dziel w historii Narodu Wybranego. Teraz pijesię drugi kielich; rozpoczyna się wówczas właściwa wieczerza, która powinnaskończyć się przed północą, na pamiątkę wyjścia z Egiptu. Zanimuczestnicy wieczerzy rozpoczęli spożywanie macy, umywali ręce. Trzeci kielichwina, zwany „kielichem błogosławieństwa", był podawany w tym właśniemomencie. Z nim zdaniem niektórych należy wiązać ustanowienie Eucharystii.LATO-2000227


Czwarty kielich, łącznie ze śpiewem ostatnich psalmów (druga część hallelu- Ps 115 do 118 oraz 136), stanowił zakończenie wieczerzy paschalnej.W tym momencie otwierano drzwi na oścież w oczekiwaniu na proroka Eliasza.Według synoptyków (Mt 26,30; Mk 14,26) właśnie w tym momencie Jezusopuścił wieczernik i udał się na mękę. W ten sposób ewangeliści ukazująsens tamtego wieczoru w wypełnieniu się oczekiwań mesjańskich.Ale jest jeszcze piąty kielich, przygotowany na stole sederowym dla prorokaEliasza. Pozostaje on nieopróżniony. Ten piąty kielich jest aluzją do przyszłego,ostatecznego wyzwolenia Izraela i całej ludzkości przez Mesjasza,którego nadejście zapowie prorok Eliasz.Konkretnym wyrazem tej tradycji jest przekonanie, mocno rozpowszechnionew czasach Nowego Testamentu, że pojawienie się Mesjasza będziemiało miejsce podczas nocy paschalnej. Historiozbawczy związek łączyw teologii rabinicznej wieczerzę paschalną z eschatologią. Pascha jest tamwidziana jako powtórzenie Wyjścia, jako fakt historyczny, który będzie miałmiejsce w dokładnie określonym czasie - podczas wigilii paschalnej, a więcw rocznicę Wyjścia, tak jak Wyjście miało miejsce w rocznicę stworzenia.Pascha chrześcijanChrześcijanie, przyjmując ten punkt widzenia (św. Hieronim), nadali mu nowątreść ze względu na to, że Jezus Chrystus przez swoją Paschę dokonał nowegostworzenia. Dlatego Eucharystia, zrodzona podczas Ostatniej Wieczerzy,będzie pamiątką śmierci Pana, ale w tym samym czasie będzie równieżzapowiedzią Jego przyjścia (1 Kor 11,26).Wspólnota chrześcijańska po męce i śmierci Chrystusa kontynuowałaprzez pewien czas „chodzenie do świątyni" (Dz 3,1) oraz sprawowanie Paschyz innymi Żydami, zaczęła jednak przeżywać to święto już nie jako wspomnienieWyjścia i oczekiwanie przyjścia Mesjasza, ale raczej jako pamiątkętego, co wydarzyło się w Jerozolimie podczas święta Paschy oraz jako oczekiwanieponownego przyjścia Jezusa Chrystusa. W roku 135 upadek powstaniaBar Kochby oznaczał też koniec wspólnoty judeochrześcijańskiej. Osiedleniesię w Aelia Capitolina (jak kazali odtąd nazywać JerozolimęRzymianie) wspólnoty wywodzącej się spośród pogan doprowadziło do pełnegorozdzielenia Paschy chrześcijańskiej od Paschy żydowskiej.228<strong>FRONDA</strong> ] 9/20


W świętowaniu Paschy, którą Żydzi celebrowali przez wieki, po przyjściuChrystusa owo oczekiwanie mesjańskie pozostaje niespełnione. Trwa ono w pragnieniuskierowanym ku Jerozolimie: „Tego roku jesteśmy jeszcze niewolnikami,ale w przyszłym roku będziemy już wolni"; Leszanah haba'ah bjeruszalajim! - „Naprzyszły rok w Jerozolimie!" Jeśli uczta jest sprawowana w tym mieście, to rubrykanakazuje mówić: „W przyszłym roku w odbudowanej Jerozolimie!"Najważniejsze znaczenie Paschy nie kryje się w jej charakterze socjologicznymczy historycznym, ale polega na jedynej w swoim rodzaju roli tegoświęta w życiu narodu żydowskiego. Było ono i jest w najwyższym stopniuświętem wolności i wybawienia. Mówiąc o zbawczych dziełach Boga, zawszedawało ludziom nadzieję w obliczu fizycznego i duchowego zagrożenia. Ponadto,jako święto rodzinne, było ogniwem łączącym pokolenia, jego siłaprzejawiała się w trwaniu nieprzerwanym od trzech tysięcy lat i ciągłym pozostawaniuwyrazem potrzeb ludzi.Tradycje o miłości Boga i Jego zbawczych dziełach natchnęły rodzącą sięwspólnotę chrześcijańską - według Ewangelii na polecenie Jezusa - do obchodzeniaświęta dziękczynienia (eucharystia) upamiętniającego Paschę, którąJezus spożył ze swoimi uczniami w noc przed swoim ukrzyżowaniem(1 Kor 11,23-26). Centralna pozycja tego rytuału w wierze chrześcijańskiejnawiązująca do święta Paschy jako centralnego obrzędu wiary żydowskiej,wyraźnie pokazuje, jak głęboko chrześcijaństwo jest zakorzenione w historycznymżyciu i historycznej wierze narodu izraelskiego.Pascha żydowska upamiętnia wyprowadzenie Izraelitów z niewoli egipskiej,czyli najważniejsze wydarzenie z historii Narodu Wybranego. W każdympokoleniu człowiek winien uważać, że to on sam wyszedł z Egiptu, jak mu powiedziano:„W tym dniu będziesz opowiadał synowi swemu: Dzieje się tak zewzględu na to, co uczynił Pan dla mnie w czasie wyjścia z Egiptu" (Wj 13,8).To uobecnienie i uaktualnienie tajemnicy zbawienia, znamienne dla Paschyżydowskiej, pomaga zrozumieć, dlaczego Pan Jezus wybrał właśnie ucztę paschalną,by w czasie niej ustanowić Eucharystię. A jej sprawowanie w Kościele dotychczaszachowało strukturę opowiadania o dziejach zbawienia, czyliliturgii słowa, a następnie uczty ofiarnej połączonej z dziękczynną modlitwą.Jak refleksja teologiczna Izraela doprowadziła do „paschalizacji" doświadczeniazwiązanego z Wyjściem, tak też autorzy Nowego Testamenturozważając życie Jezusa ukazali je jako całościowo zorientowane na Paschę.LATO-2000229


Gdy w czasie swoich pielgrzymek Jezus zasiadał do stołu, wokół Niego,oprócz najbliższych uczniów, znajdowało się zwykle wielu zwolenników(Łk 5,29). Zgodnie ze zwyczajem paschalnym, w czasie Ostatniej Wieczerzyliczba biesiadników jest ograniczona. Baranek mógł być ofiarowany tylkow imieniu osób, które zgromadziły się, aby wspólnie spożyć go w wieczórPaschy. Przy czym należało się zgromadzić, póki baranek był jeszcze żywy.Ewangelie mówią, że w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus spoczywał przy stolewraz ze swymi uczniami. W ten sposób spełniał rytualny obowiązek, nakazującykażdemu spożywać wieczerzę paschalną w pozycji półleżącej, przyczym oparcie się na lewym łokciu było symbolem wolności.Kiedy podczas umywania nóg Jezus mówi do Piotra: „Jeśli cię nie umyję,nie będziesz miał udziału ze Mną", Szymon Piotr odpowiada: „Panie, nie tylkonogi moje, ale i ręce, i głowę!" Wówczas Jezus mówi: „Wykąpany potrzebujetylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty" 0 13,8-10). A więc Jezusspożywał wraz z uczniami Ostatnią Wieczerzę w stanie czystości kapłańskiej,według nakazu Tory (Lb 19,19).Kąpiel rytualna, polegająca na całkowitym zanurzeniu się, była wymaganazwłaszcza przed świętem, na które pielgrzymowano do Jerozolimy. Należałowykąpać się przed rozpoczęciem święta.Ustanowienie Eucharystii opisane przez synoptyków zdaje się być rozumianew sposób najbardziej naturalny wtedy, gdy wstawimy je w ramy żydowskiejwieczerzy paschalnej. W miejsce uczty z mięsem i poszczególnymikielichami wina zostanie od tej chwili wprowadzona uczta paschalna, którejofiarą będzie Jezus Chrystus - w ofierze złożone Jego ciało i przelana Jegokrew. Ten element obrzędu paschalnego tradycja synoptyczna uważa za najistotniejszymoment wieczerzy paschalnej. Dlatego wybiera go dla wyrażeniaswego przekonania o tym, że Pascha żydowska została wypełniona.Tradycja Janowa w śmierci na krzyżu widzi moment o największym znaczeniui najbogatszej symbolice. Trzy Paschy odmierzają czas publicznej działalnościJezusa Chrystusa. Jest to zrobione tak, że nikt nie ma wątpliwości, co do tego,że intencją Św. Jana jest wskazanie na Jezusa, który zmierza do zastąpieniaPaschy żydowskiej swą własną śmiercią. W całym opowiadaniu św. Jan wybrałwyjątkowo sugestywny sposób dla ukazania połączenia między Chrystusema Paschą, którą miał zastąpić. „A była blisko Pascha żydowska..." 0 11,55). „Nasześć dni przed Paschą [zgodnie z nakazem Wj 12,3 baranek paschalny powi-230<strong>FRONDA</strong> ]9/20


nien być wówczas zabrany ze stada i trzymany w miejscuosobnym, aż do złożenia go w ofierze] Jezus przybył do Betanii"0 12,1). „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc,że nadeszła Jego godzina..." (J 13,1). Kiedy Żydzikrzyczą, widząc ukazanego przez Piłata Jezusa, Św. Jan zauważa:„Był to dzień przygotowania Paschy, około godzinyszóstej" (f 19,14-15). Jest to godzina, w której chleb kwaszony musiał zniknąćz każdego żydowskiego domu, aby zrobić miejsce dla niekwaszonego.W ten sposób docieramy na Kalwarię w chwili, kiedy Jezus „skłoniwszygłowę oddał ducha" 0 19,30). Jest 14 Nizan, godzina, o której w świątyni zaczęłosię ofiarowanie baranków paschalnych. Jeśli istniałyby jeszcze jakiekolwiekwątpliwości co do tego, że św. Jan chciał ukazać w Jezusie wiszącym nadrzewie krzyża prawdziwego Baranka paschalnego, wystarczy przypomniećjeden szczegół: „gdy podeszli do Jezusa... nie łamali Mu goleni... Stało się tobowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana" Q 19,33.36).Pismo, które zdaniem Ewangelisty się wypełniło, to Wj 12,10.46, czyli fragment,który mówi o baranku paschalnym.Odmienny sposób przedstawienia u Św. Jana i synoptyków wydarzeńzwiązanych z Ostatnią Wieczerzą, spożywaną przez Jezusa i Apostołów, jestodzwierciedleniem dwubiegunowości Paschy żydowskiej w czasach NowegoTestamentu. Posiadała ona, jak o tym wcześniej mówiliśmy, dwa znaczącecentra: moment składania ofiary, którego centrum była świątynia w Jerozolimie,i moment spożycia ofiary, podczas której centrum stanowiło ogniskorodzinne, konkretny dom.Jan Chrzciciel, widząc Chrystusa, woła: „Oto Baranek Boży" (J 1,36).W przedstawionym kontekście lepiej możemy zrozumieć fakt, że w czasieOstatniej Wieczerzy Jezus, jako prawdziwy Baranek Boży, ustanawia ofiarę NowegoPrzymierza, przemieniając chleb w swoje Ciało, a wino w swoją Krew.Jednakże tempo wydarzeń, które wówczas się rozgrywają, nie pozostawiaApostołom za wiele czasu na refleksję. Jezus zostaje aresztowany, osądzonyi skazany na haniebną śmierć na drzewie krzyża.Jezus Chrystus powstał z martwych w szczególny dzień kalendarza liturgicznego:w pierwszy dzień żniw. Św. Paweł pisząc, że „Chrystus zmartwychwstałjako pierwszy z tych, co pomarli" (1 Kor 15,20), używa słowa oznaczającegopierwociny.LATO2000231


Żydzi nazywają pierwsząniedzielę po święciePaschy dniem świętegosnopa. Snop zostaje złożonyjako ofiara dziękczynieniaza żyzność ziemi i obfitośćplonów. Tę ofiarędziękczynienia człowiekwinien jest Bogu za otrzymanąna pustyni mannę,której każdy Hebrajczykzbierał omer, czyli snop.Tego dnia synowie Izraela przynosili o zachodzie słońca pierwszy snopjęczmienia. Kapłan wykonywał tą ofiarą liturgiczny gest kołysania w czterechkierunkach, a następnie gest podnoszenia w hołdzie Temu, do którego należycała ziemia, a także otaczająca ziemię przestrzeń. W ten sposób snopy stawałysię poświęcone.„Odliczysz sobie siedem tygodni. Gdy zacznie sierp żąć zboże, rozpocznieszliczyć te siedem tygodni" (Pwt 16,9). „Przyniesiesz do domu Boga twego,Pana, pierwociny płodów z ziemi" (Wj 23,19).Dzień ten rozpoczyna okres pięćdziesięciu dni przed Zielonymi Świętami.Przez siedem tygodni odliczania co wieczór odmawiano modlitwę: „Panieświata, przez sługę Twojego Mojżesza, przykazałeś nam liczyć omer, abyoczyścić nas od złego i nieczystości, jako zapisałeś w swojej Torze: Liczyć będziecieod drugiego dnia święta, od dnia, którego żeście przynieśli snop -siedem tygodni pełnych być powinno. Aby oczyściły się dusze Twojego Izraelaod nieczystości ich. Więc niech stanie się wola Twoja, Panie, Boże nasz,Boże ojców naszych. I w zasługę liczenia omerów niechaj naprawiona zostanieniedokładność w liczeniu. Byśmy byli czyści i święci świętością wyżyn."Drzwi pozostawały zamknięteO niewiastach, które udały się do grobu, gdzie złożono ciało Chrystusa Pana,piszą wszyscy ewangeliści. Uderzające jest zatroskanie kobiet, pomimoich lęku: „Maria Magdalena... stała przed grobem płacząc" (J 20,11); „Prze-232<strong>FRONDA</strong> 19/20


straszone, pochyliły twarze ku ziemi" (Łk 24,5); „Weszły więc do grobu i ujrzałymłodzieńca... i bardzo się przestraszyły" (Mk 16,5); „Anioł przemówił doniewiast: «Wy się nie bójcie*" (Mt 28,5).Lękały się nie tylko kobiety, gdyż jak relacjonuje św. Jan: „Wieczoremowego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwibyły zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodkui rzekł do nich: «Pokój wam!»" 0 20,19).Jednakże pomimo radosnego spotkania ze zmartwychwstałym Jezusemsytuacja nie ulega zmianie, gdyż: „po ośmiu dniach, kiedy Jego uczniowie byliznowu wewnątrz [domu]... Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanąłpośrodku i rzekł: «Pokój wam!»" 0 20,26).Chrystofanie, czyli ukazywanie się Zmartwychwstałego uczniom, mająumocnić ich w doświadczeniu zbawczej mocy Boga. Apostołowie, którzy doświadczyliprzecież własnej słabości, gdy zabrakło Mistrza, chcą powrócić doswoich poprzednich zajęć: „Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby».Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą»" 0 21,3).Zarówno rozczarowanie uczniów Jezusa Chrystusa, jak i wyjaśnieniaudzielone w chwili zwątpienia, najpełniej ukazuje fragment Ewangelii rozgrywającysię na drodze do Emaus. Uczniowie mówią Nieznajomemu, któregospotykają na drodze: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie,który nie wie, co się tam w tych dniach stało... co się stałoz Jezusem Nazareńczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowiewobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go naśmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela...Na to On rzekł do nich: O nierozumni, jak nieskore są wasze serca dowierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy... I zaczynając od Mojżeszapoprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiłosię do Niego" (Łk 24,18-21.25.27).Jezus Chrystus nie pozostał na ziemi ze swoją Matką, uczniami i Apostołami,aby wyjaśniać im na podstawie Pism i Proroków wszystko, co odnosiło siędo Mesjasza, lecz „kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicyOjca" (Dz 1,4). Powiedział też: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec poślew moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem"0 14,26). „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłokzabrał Go im sprzed oczu" (Dz 1,9). „Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry,LATO-2000233


zwanej Oliwną" (Dz 1,12). „Przybywszy tamweszli do sali na górze i przebywali w niej:Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz,Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeuszai Szymon Gorliwy, i Juda [brat]Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślniena modlitwie razem z niewiastami,Maryją, Matką Jezusa i braćmi Jego" (Dz 1,13-14).)uch Święty pozwala mówićmia Ducha Świętegoopisanej w Dziejach Apostolskich: „Kiedy nadszedłwreszcie dzień Pięćdziesiątnicy... dał się słyszećz nieba szum... I wszyscy zostali napełnieniDuchem Świętym" (Dz 2,1-2.4).Spośród wielu świąt Starego Testamentu o dwóch tylko można powiedzieć, że przeszłydo kalendarza chrześcijańskiego. Zyskały tam one oczywiście nowe, pogłębioneznaczenie, oparte na wydarzeniach historii zbawienia Nowego Testamentu.Pierwszym z tych świąt jest oczywiście Pascha, która dla chrześcijan stałasię obchodem Zmartwychwstania Chrystusa. Zachowała ona przy tym równocześniecharakter uroczystości upamiętniającej wyzwolenie z niewoli pojmowanejjednak już nie jako ucisk narodowy, ale jakozniewolenie przez grzech.Druga data kalendarza żydowskiego przyswojonaprzez Kościół to Szawuot. Święto Tygodni(Tb 2,1) obchodzono w siódmym tygodniu po święciePaschy. Siedem razy siedem równa się czterdzieści dziewięć; następujący potym dzień był pięćdziesiąty po ofiarowaniu pierwszego snopa ze zbiorów. Nazakończenie żniw składano Boguw ofierze dwa kwaszonechleby z nowego zboża.„I będziesz obchodził Święto Tygodniku czci Pana Boga twego, z ofiarą wedługwspaniałomyślności


twej ręki, złożoną stosownie do tego, jak ci pobłogosławiPan, Bóg twój" (Pwt 16,10).„Także w dniu pierwocin, gdy składacie Panu ofiarę z nowego zbożaw Święto Tygodni, ma być dla was zwołanie święte; wtedy nie będziecie wykonywaćżadnej pracy" (Lb 28,26).„I odliczycie sobie od dnia po szabacie, od dnia, w którym przyniesieciesnopy do wykonania nad nimi gestu kołysania, siedem tygodni pełnych, ażdo dnia po siódmym szabacie odliczycie pięćdziesiąt dni i wtedy złożycie nowąofiarę pokarmową dla Pana" (Kpł 23,15-16).Po rozproszeniu Izraela ceremonia ta zanikła. Od początków II wiekupo Chrystusie, gdy Świątynia została zburzona, święto straciło charakterrolniczy. Na pierwsze miejsce w jego obchodach wysunęło się ogłoszeniePrawa na górze Synaj. Głównym tekstem liturgii synagogalnejjest opis nadania Dziesięciorga Przykazań zawarty w KsiędzeWyjścia (19,1-20.26). Św. Łukasz w opisie Pięćdziesiątnicynawiązywał raczej do tego drugiego znaczenia święta.Gdy Izrael przyjął Torę, zgodził się służyć Panui stał się ludem naprawdę wolnym. A więc Szavu'ot- co znaczy „tygodnie" - to święto daru Tory.Obchodzi się je szóstego dnia miesiąca Siwan,przez jeden dzień w Izraelu, a dwa w diasporze.Obrzędy Święta Tygodni obchodzi siętańcem i śpiewem. W tym dniu ozdabia się synagogii domy gałęziami i liśćmi na pamiątkę zieleni i kwiatów jakimi się okryłapustynna góra Synaj w momencie objawienia. Przypominają one pierwocinyz pól i drzewo życia w Gon Eden - przepięknym, rajskim ogrodzie. Naoknach nakleja wycinanki z motywami biblijnymi, aby w ten sposób przypominaćświęto żniw nakazane przez Torę.Szawuot jest zatem świętem pierwszych owoców i przekazania Prawa nagórze Synaj. Podczas tego święta zakazana jest praca, odprawia się specjalnenabożeństwa, a w domu przygotowuje okolicznościowe posiłki. Z tym świętemzwiązany jest zwyczaj spożywania dań z sera i mleka, tłumaczony tym,że Żydzi po otrzymaniu objawienia podlegali już przepisom pokarmowymi przez czas potrzebny do rytualnego zabicia bydła mogli żywić się tylko mlekiem.Dlatego podaje się też słodycze z mleka i miodu, gdyż tak słodkie są235


słowa Tory. W nocy wierni podejmująsię czuwania, a także studiująPisma, aby pogłębić miłość do Tory.W poranek samego święta następuje zgromadzenie w synagodze.Podczas nabożeństwa uroczyście odczytuje się DziesięcioroPrzykazań. Wierni wysłuchują ich stojąc. Oprócz uroczystej proklamacjiDziesięciu Słów czyta się również megillę (zwój) Księgi Rut. Jest toopowieść o Moabitce, która poślubiła Żyda z pokolenia Judy z Betlejem. Pomimoutraty męża zachowała wierność jego religii, którą dobrowolnie przyjęła.Rut była prababką króla Dawida. Opowieść o Rut jest znakiem tendencjiuniwersalistycznych w starożytnym judaizmie.Betlejem, „dom chleba", jest więc miejscem, w którym cudzoziemka, Moabitka,wchodzi w Przymierze. Jezus, urodzony w Betlejem, jest Chlebem żywym,który zstąpił z nieba 0 6,41). Wiemy, że Moabitka Rut pojawia się w rodowodzieJezusa (Mt 1,5). Dla judaizmu nie ma wątpliwości, iż Rut zalicza siędo przodków Mesjasza. Poprzez swoich potomków ona, nie-Żydówka, umożliwiprzyjście Mesjasza i stanie się symbolem otwarcia zbawienia dla wszystkich narodów.Święto Pięćdziesiątnicy obchodzono po upływie siedmiu tygodni od Paschy,czyli wyjścia Izraela z niewoli egipskiej: siedem razy siedem uznawanoza znak pełni - w tym wypadku oznacza to, że Szawuot jest pełnią w stosunkudo Paschy. Po wyjściu z Egiptu Izraelowi potrzebne było dojrzewanie, czylidorastanie do Daru Tory, który otwiera dostęp do prawdziwej wolności. Torajest to lekkie brzemię, które porównuje się z ciężkim brzemieniem niewoliegipskiej. Stąd przeciwstawienie: byliście pod ciężkim brzemieniem faraona,wyzwoliłem was, aby dać lekkie brzemię Tory. Tak więc związek między Paschąa Szawuot jest związkiem istotnym.Dlatego Szawuot w odniesieniu do wyjścia z Egiptu było celebrowane jakoświęto Przymierza, czyli Daru Prawa, a więc ukonstytuowania ludu. Toz niewolników i z rozproszonych Bóg uformował i utworzył lud dla siebie. I właśnieten lud, po wyjściu z niewoli, otrzymawszy Boże przykazania, dziękinim staje się darem Boga, pierwociną Bożego działania wobec całej ludzkości.Spełnia się w ten sposób obietnica dana ojcom: „takie będzie przymierze,jaki zawrę z domem Izraela po tych dniach - wyrocznia Pana: Umieszczę sweprawo w głębi ich jestestwa i wypiszęna ich sercu" 0r 31,33).<strong>FRONDA</strong> 19/20


„I dam wam nowe serce i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbioręwam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcętchnąć w was i sprawić, byście żyli według moich nakazów i przestrzegaliprzykazań i według nich postępowali" (Ez 36,26-27).Najbardziej oczywistym znakiem towarzyszącym zstąpieniu Słowa na Synajubyło pojawienie się Chwały Boga w ogniu i błyskawicach. Nieprzypadkowoteż Duch Święty ukazuje się w wieczerniku w postaci języków ognia.Ten pięćdziesiąty dzień wybrał Duch Święty, aby zstąpić na rodzący sięKościół. Duch Święty, Pocieszyciel, którego Jezus obiecuje zesłać uczniom,jest to ten sam Duch Święty, który zstąpił już w ogniu na Synaju, aby wyryćDziesięć Słów, by podyktować Mojżeszowi Torę. W tym właśnie dniu naApostołów zgromadzonych w wieczerniku, w sali na górze, tak jak na Mojżeszana Synaju, zstępuje ogień, ogień Ducha Świętego. Napełnieni Jego mocązaczęli głosić Dobrą Nowinę pielgrzymom przybyłym na Święto Tygodnido Jerozolimy.Św. Łukasz opisuje wydarzenie Pięćdziesiątnicy jako teofanię, objawieniesię Boga, podobne do objawienia na górze Synaj (por. Wj 19,16-25): głośnyszum, gwałtowny wicher, ogniste języki. Przesłanie jest jasne: Pięćdziesiątnicato nowy Synaj, Duch Święty to nowe przymierze, to dar nowego prawa.Bardzo wnikliwie opisuje ten związek św. Augustyn: „Bracia, jest to wielkai wspaniała tajemnica: zwróćcie uwagę, że w dniu Pięćdziesiątnicy [Żydzi]otrzymali prawo napisane palcem Bożym i w tym samym dniu Pięćdziesiątnicyzstąpił Duch Święty".Dlatego w początkach chrześcijaństwa Święto Tygodni uważano za dzień,w którym gmina chrześcijańska została napełniona Duchem Świętym(Dz 2,1-13). Szczególnie uderzające są paralele między Dz 2,1-4, a wczesnorabinicznąwykładnią objawienia na Synaju w Wj 19, mówiącą, iż Bóg objawiłludzkości Torę we „wszystkich siedemdziesięciu językach".Opis wydarzenia Pięćdziesiątnicy podkreśla, że Kościół rodzi się jako powszechny:taki sens ma lista ludów - Partowie, Medowie, Elamici...(por. Dz 2,9-11) - które słuchają pierwszego przemówienia Piotra. DuchŚwięty zostaje dany ludziom wszystkich ras i narodowości i urzeczywistniaw nich nową jedność mistycznego Ciała Chrystusa.Żydzi ze wszystkich krajów oraz cudzoziemcy rozumieli słowa wypowiedzianeprzez Apostołów. (Dz 2,6.11). Fakt ten napełnił ich zdumieniemLATO-2000237


(Dz 2,6). Przyczyną tego zdziwienia było to, żekażdy z uczestników zesłania Ducha Świętego słyszałApostołów w swoim własnym języku ojczystym. Pewne światło na rozumienietego znaku rzuca historia wieży Babel (Rdz 11,1-9). Księga Rodzaju opowiada,że przez grzech pychy ludzie stracili zdolność do porozumiewania sięmiędzy sobą. Zstąpienie Ducha Świętego jednoczy rozproszonych.Tak rozumiane mówienie językami podkreśla powszechność Dobrej Nowiny.Jest ona adresowana do Żydów z Jerozolimy i do diaspory, do prozelitówi pogan. Ewangelia jest tak głoszona, aby wszyscy rozumieli ją we własnymjęzyku. Może się ona wcielić w każdy język i kulturę.Dla chrześcijan dzień Pięćdziesiątnicy jest wydarzeniem dopełnienia TajemnicyPaschalnej Chrystusa. Obietnica daru Ducha Świętego staje się namacalnąrzeczywistością. Z Jezusowych uczniów, którzy w konfrontacji z rzeczywistościąkrzyża przeżyli swoje rozproszenie, rodzi się Kościół, świadczącyo wielkim dziele - darze Ducha Świętego. To On zbiera i jednoczy rozproszonychdzięki pojednaniu (przebaczeniu) dokonanemu przez Tego, który zostałzdradzony i ukrzyżowany, ale żyje Zmartwychwstały i udziela swojego Duchadla pojednania i budowania jedności.Kiedy po Pięćdziesiątnicy zaczęły się formować pierwsze opowiadania natemat tego, co „wydarzyło się w Jerozolimie", a co następnie było równieżprzepowiadane ustnie, wtedy dla wszystkich chrześcijan stało się rzeczą jasną,że to, czego w swym świętowaniu Paschy Żydzi oczekiwali, czyli nowegoWyjścia, nowego i ostatecznego zbawienia dokonanego przez Mesjasza,zostało zrealizowane przez Jezusa z Nazaretu.Aż do końca III wieku Pascha była jedyną doroczną uroczystością chrześcijańską.Jeśli nawet czasami źródła obok Paschy mówią o Pięćdziesiątnicy,to nie może nas to wprowadzić w błąd. Nie można mówić, przynajmniej dokońca IV wieku, o konkretnym święcie obchodzonym w pięćdziesiąt dni poświęcie Paschy, rozumianym jako pamiątka zesłania Ducha Świętego. Należałobymówić raczej o całym okresie pięćdziesięciu dni, które razem z Paschątworzą jedną całość.W inny sposób, lecz w tej samej perspektywie Przymierza, zesłanie DuchaŚwiętego na chrześcijan zgromadzonych w dniu Pięćdziesiątnicy jest niejakoinauguracją zaślubin Chrystusa z Kościołem. Zaślubiny te zaowocująnową płodnością. Oba święta ukazują w sposób uroczysty genezę uświęco-238 <strong>FRONDA</strong> 19/20


nego ludu: narodziny Izraela i narodziny Kościoła. Ich przeznaczeniemjest tworzenie jednego ludu Bożego, ludu świętego,królewskiego, kapłańskiego (por. Wj 19,6). Jak Izraelstał się ludem dopiero na górze Synaj, gdy otrzymał Torę; takteż Kościół uformował się pod działaniem Ducha-Pocieszycielaw dzień Pięćdziesiątnicy.Wspólnota chrześcijańska nie jest w pierwszym rzędzie owocem wolnejdecyzji wierzących; u jej początków tkwi najpierw bezinteresowna inicjatywaBożej Miłości, udzielającej daru Ducha Świętego. Przyjęcie z wiarą tego darumiłości jest odpowiedzią na łaskę i ono samo jest dziełem łaski. Dlatego teżistnieje głęboka i nierozerwalna więź między Duchem Świętym a Kościołem.Bóg, nieustannie wychodząc ze zbawczą inicjatywą, pozostaje wiernyczłowiekowi, chociaż ten łamie Przymierze, które zawarł na górze Synaj. Bógproponuje Nowe Przymierze, tak mocne, że nic nie może go już złamać -w swoim Synu, Zbawicielu, Mesjaszu Izraela.Wszystkie Ewangelie mówią nam, że przed śmiercią Jezus z Apostołami byłw Jerozolimie, aby święcić Paschę. Po raz ostatni byli razem i w czasie posiłkuJezus zmienił słowa tradycyjnego błogosławieństwa nad chlebem i winem. Powiedział,że chleb i wino będzie teraz Jego ciałem i krwią Nowego Przymierzai że oni mają kontynuować to, co uczynił, jako wspomnienie o Nim.Tak jak żydowska Pascha była święceniem wyzwolenia z niewoli i powstaniaprzymierza ludu z Bogiem, tak Ostatnia Wieczerza jest sprawowanaobecnie jako chrześcijańska Pascha - wyzwolenie z grzechu do nowego życiaw wolności w Jezusie Chrystusie. To Nowe Przymierze jest przypieczętowanenie we krwi zwierzęcej - jagnięcia, lecz we krwi Baranka Bożego, JezusaChrystusa.Wydarzenie Zielonych Świąt stanowi definitywne ujawnienie tego, co dokonałosię w tymże samym wieczerniku już w niedzielę wielkanocną. To, cowówczas zostało dokonane w ukryciu wieczernika „przy drzwiach zamkniętych",zostaje z kolei objawione na zewnątrz wobec ludzi. Drzwi wieczernikaotwierają się i Apostołowie wychodzą do mieszkańców i pielgrzymówzgromadzonych w Jerozolimie z okazji święta, aby dawać świadectwoo Chrystusie w mocy Ducha.Ta perspektywa wydaje się szczególnie ważna w czasie przeżywania WielkiegoJubileuszu. Tak pisze o tym w swoim liście papież: „Jeśli Bóg pozwoliLATO2000239


chciałbym z okazji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 przejść przez ziemię śladamihistorii zbawienia, na której się ona rozwinęła.Pielgrzymka do Miejsc świętych staje się zatem doświadczeniem niezwykledoniosłym, do którego nawiązują w pewien sposób wszystkie inne pielgrzymkijubileuszowe. Kościół bowiem nie może zapominać o swoich korzeniach;przeciwnie, musi do nich nieustannie powracać, aby pozostać w pełniwierny zamysłowi Bożemu.To skupienie uwagi na Ziemi Świętej jest ze strony chrześcijan nieodzownymprzejawem pamięci, a zarazem ma wyrażać szacunek dla głębokiej więzi,jaka łączy ich z narodem żydowskim, z którego Chrystus wywodzi się wedługciała (por. Rz 9,5).Ewangelia ukazuje nam Jezusa zawsze w drodze. Wydaje się, że Jezuspragnie jak najszybciej przenosić się z miejsca do miejsca, aby obwieszczaćbliskie nadejście Królestwa Bożego. Głosi i powołuje.Przyjmijmy zaproszenie Zbawiciela, byśmy w tym czasie Wielkiego Jubileuszudoświadczyli szczególnej mocy Jego obietnicy: «Gdy Duch Świętyzstąpi na was... będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei,i w Samarii, i aż po krańce ziemi» (Dz 1,8)."KS. KAZIMIERZ JUSZKOBibliografia• R. Cantalamessa, Pascha naszego zbawienia. Tradycje paschalne Biblii oraz pierwotnego Kościoła,Kraków 1998.• Brat Efraim, Jezus Żyd praktykujący, Kraków 1994.• J. Grosfeld, Krzyż i gwiazda Dawida, Warszawa 1999.• Jan Paweł II, Dominum et Vivificantem, Libreria Editrice Vaticana 1996.• Jan Pawet II, Pięćdziesiątnica - wylanie Ducha Świętego, Audiencja generalna z 17.06.1998 r.,„L'Osservatore Romano", nr 10 (206).• Jan Pawet II, Dialog z Żydami, Audiencja generalna z 28.04.1999 r., „L'Osservatore Romano",nr 9-10 (216).List Ojca Świętego Jana Pawła 11 o pielgrzymowaniu do miejsc związanych z historią zbawienia,„L'Osservatore Romano", nr 9-10 (216).• Ks. J. Kudasiewicz, Odkrywanie Ducha Świętego, Kielce 1998.• N. Kameraz-Kos, Święta i obyczaje żydowskie, Warszawa 1997.• Ks. Z. Kiernikowski, Tchnienie Ducha Świętego w życiu Maryi, Matki Kościoła, „Niedziela" 1998, nr 23.240<strong>FRONDA</strong> 19/20


• Kowalski, Wspólne korzenie. Dialog chrześcijańsko-żydowski, (cykl pogadanek wygłoszonychw Radiu Watykańskim), Kraków 1994.• B. Madia, F. M. Amoroso, Żyd naszym bratem... Chrześcijaństwo w świetle Pism i tradycji hebrajskiej,Kraków 1998.• J. J. Petuchowski, C. Thoma, Leksykon dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, Warszawa 1995.• K. Strzelecka, Szalom, Warszawa 1987.• F. Thiele, Święta religijne (daty i objaśnienia żydów, chrześcijan i muzułmanów), Warszawa 1995.• J. Unterman, Pascha, w: Encyklopedia biblijna, red. RJ. Achtemeier, Warszawa 1999.• S.P. De Vries Obrzędy i symbole Żydów, Kraków 1999.• Whitehead, Pięćdziesiątnicą trzeba żyć, Kraków 1995.LATO-2000 241


Po odśpiewaniu hymnu Limonow powołuje prezydiumzjazdu. Jedną z wywołanych osób jest wysoka, ubranana czarno dziewczyna z ostrym makijażem, której wyglądzadaje kłam oszczerczym twierdzeniom MilanaKundery, jakoby w Rosji od XVI wieku nie było kobieto długich nogach.Pułapka na myszy,czyli jak spotkałemgauleitera MagadanuADAMKUZWartownic/ w czarnych uniformach stoją przed wejściem do kina w poziedoskonale znanej z wielu filmów - lekki rozkrok, ręce założone do tyłu, nieruchomywzrok. Ekipy operatorskie celują w wejście obiektywami z naprzeciwka,242<strong>FRONDA</strong> 19/20


wygląda to na plan filmowy. Patrząc na wartowników mam wrażenie, że zachwilę pojawi standartenfuhrer SS Stirlitz, pracujący w Głównym Urzędzie BezpieczeństwaRzeszy, a w rzeczywistości agent NKWD. Ale to nie film - w salikinowej przy ulicy Szabolowskiej odbywa się Pierwszy Ogólnorosyjski ZjazdPartii Nacjonal-Bolszewickiej. Do środka wchodzą młodzi ludzie o charakterystycznymwyglądzie - krótko ostrzyżone lub całkowicie ogolone włosy, skórzanakurtka lub wojskowy płaszcz, do tego glany, gdzieniegdzie plecaki. Jest pochmurnie,zacina lodowato zimny deszcz. Pogoda stanowi dziś uzupełnieniearchitektury - Szabołowska to ciąg podobnie wyglądających, ponurych budynków,jedynie gmach kina wyróżnia się pseudomodernistycznym wyglądem.Podchodzę do drzwi. Bramkarze na rękawach mają czerwone opaskiz białym kołem, wewnątrz którego skrzyżowane są sierp i młot; z daleka dozłudzenia przypomina to swastykę. Jeden z nich pyta mnie o przepustkę, robięzdziwioną minę i odpowiadam, że nie mam. - Och, to niedobrze, bardzoniedobrze - przygląda mi się podejrzliwie - ale zaraz to załatwimy. - Uprzejmymgestem wskazuje drzwi. Przez chwilę waham się czy wejść, ale jako miłośnikfilmów szkoły polskiej zdecydowanym krokiem wchodzę do środka.Wewnątrz znajduje się już spory tłum nacbolów (tym skrótem określają sięnacjonal-bolszewicy). Bramkarz prowadzi mnie do stolika stojącego w końcukinowego hallu, mówi coś na ucho do siedzącej przy stercie formularzypięknej, rudowłosej dziewczyny i znika. Ubrana na czarno krasawica pytao nazwisko i skąd pochodzę. - Polska? - patrzy na mnie i marszczy czoło, jakgdyby usiłowała coś sobie przypomnieć. - Polska? - powtarza jeszcze raz -A, Tejkowski! - wykrzykuje z entuzjazmem, po czym zaczyna wypisywaćprzepustkę.Czarny uniform i typ urody dziewczyny przypomniał mi plakat, który widziałemniedawno w jednej z moskiewskich wypożyczalni video. Plakat reklamowałwyprodukowanego bodajże w Holandii pornosa pod tytułem liza -wilcza suka SS i przedstawiał wysoką dziewczynę o tycjanowskich włosachz pejczem w ręku, ubraną jedynie w wysokie buty i rozpiętą esesmańską bluzęmundurową. Na plakat zwróciłem uwagę nie ze względu na dziewczynę,ale na leżącego u jej stóp wspaniałego owczarka niemieckiego. Pies był wyraźniezmęczony i miał ludzkie, pełne rezygnacji a zarazem pogardy spojrzenie,natomiast stojąca nad nim szwedzka aktorka Diana Torn debilny wyraztwarzy i szklany wzrok lalki.LATO-2000243


Dziewczyna za stołem ma żywszy wzrokniż piękna liza, uśmiecha się, a po chwilipodaje mi czerwoną przepustkę,na której widnieje logo partii -skrzyżowany sierp i młot. Rozglądamsię po zatłoczonymhallu - większość tu obecnychto bardzo młodzi ludziew glanach i czarnychskórzanych kurtkachz sierpem i młotem na rękawach.Sądząc po sposobiewysławiania się, tow większości dzieci inteligentów,są podobnie ubranii mają nawet podobnywyraz twarzy. Dziwne wrażenie,że jestem na planie filmowym,nie opuszcza mnie.Czuję się trochę jak bohater opowiadaniaWedług łotra Snerga-Wiśniewskiego,będący jedynym żywymczłowiekiem wśród makiet i manekinów naplanie filmowym. Niesamowity widok tłumu ludziubranych na czarno z charakterystycznymi opaskami powoduje, że przypominamsobie sceny z rosyjskich filmów, w których występowali oficerowie SS.W jednym - niestety nie pamiętam tytułu - esesman dawał rosyjskim dzieciomcukierki, a potem zabijał je strzałem z rewolweru. W pamięci utkwiła mi takżescena z filmu Los człowieka, w której Sokołow-Bondarczuk bez mrugnięcia okiemwypija trzy szklanki spirytusu, wygrywając w ten sposób pojedynek duchowyz mającym go zabić sadystycznym esesmanem.Ponad gwar głosów przebija się agresywna rockowa muzyka. Na monitorachpodwieszonych przy wejściu można obejrzeć profesjonalnie zrobiony klip.Główną rolę odgrywa w nim twórca i przywódca partii nacjonal-bolszewickiej,znany pisarz Eduard Limonow, rocznik 1943. Sekwencje klipu zmieniają się244<strong>FRONDA</strong> 19/20


w rytm ostrego, metalicznego rocka. Widzimy więc Limonowa w czarnej, skórzanejkurtce jak wykrzykuje z pasją: „rżnijcie burżujów i urzędników!" Następnasekwencja: bojówka nacbolów bijąca się z oddziałem policji. W kolejnymujęciu podziwiamy tłum demonstrantów z czerwonymi sztandarami ze swastykopodobnymlogo - skrzyżowanym sierpem i młotem. Potem znów widzimyLimonowa nawołującego do rżnięcia burżujów. Klip zrobili profesjonaliści- ostra rockowa muzyka jest idealnie zsynchronizowana ze zmieniającymi sięobrazami. Grupy nacjonal-bolszewickiej młodzieży podrygują w rytm muzyki,a w momentach gdy na ekranie monitora pojawia się Limonow, publicznośćpodejmuje jego okrzyk złorzecząc burżujom.Oglądam kolejny klip - też demonstracja, ale obok Limonowa pojawia siędługowłosy, czarno odziany młodzian o bladej inteligentnej twarzy i, podobniejak wódz nacjonal-bolszewików, w dużych okularach. To Jegor Lietow - charyzmatycznywykonawca rosyjskiego punka, lider kapeli Grażdanskaja Oborana,występujący także z grupą Opizdniewszyje, w przeszłości twórca formacji Posiewi Adolf Hitler. Obaj okularnicy o twarzach prymusów z dobrych domów stojąna czele wznoszącego okrzyki tłumu. Z głośników leci teraz przebój Lietowa,Pops. Tytuł oznacza, rosyjską wersję italo-disco i jest to gatunek na poziomie naszegodisco-polo. W Moskwie słychać go wszędzie: najwięcej jest tradycyjnych rosyjskichmotywów w popsowej przeróbce. Najbardziej irytuje fakt, że dyskotekowaaranżacja skutecznie zabija naturalną melodykę. Dlatego też bluzgi, którymi Lietowraczy słuchaczy tego rodzaju muzyki, wydają się uzasadnione. Poprzez gwargłosów wyławiam słowa wykrzykiwane w rytm ostrej muzyki:Pops się otłuszcza w mózgach waszychStal rdzewieje w palcach waszychMarchew gnije w dupach waszychMól lata w płucach waszychRytm muzyki wzmaga się, po czym słychać wezwanie wokalisty: „Zróbcie sobiekarb na chuju", a wreszcie po kolejnej serii bluzgów pojawia się zaskakującaswoją prostotą pointa utworu: „a w pizdę z takim życiem".Komitywa lidera punkowego zespołu i przywódcy nacjonal-bolszewików niepowinna dziwić. W swoich artykułach Limonow wielokrotnie zwracał uwagę naogromny wpływ, jaki muzyka rockowa wywiera na młodzież. Na zainteresowa-! AK) 2000245


nie wodza nacbolów muzyką młodzieżową wpływa także fakt, żejego żona, Natalia Miedwiediewa, jest znaną postacią rosyjskiegoshow-bussinesu. Lietowa i Limonowa łączy także zamiłowaniedo matu - języka rosyjskich przekleństw. Pod tym względemRosjanie osiągnęli absolutne mistrzostwo. Wobec matu w tyle zostaje francuskiargot czy angielski cockney. O przekleństwach niemieckich szkoda nawet mówić- ubogie słownictwo, które naród filozofów i myślicieli odnosi głównie do sferywydalania. Kompletny brak inwencji cechuje także bluzgi amerykańskie, polegającegłównie na stosowaniu w różnych odmianach słowa fuck. Pewne osiągnięciana niwie przekleństw mają Irlandczycy. Z ich bluzgami zaznajomiłemsię mieszkając w Nowym Jorku. Pewnego dnia pomyliłem stacje metra i wysiadłemw samym środku czarnej dzielnicy. Daleko nie uszedłem, ponieważ zostałemsprawnie zwinięty do radiowozu. Stróże prawa przez pewien czas milczeli,najwyraźniej nie mogąc wyjść z szoku na widok białego w tym miejscu, po czymnajniższy z nich - rudy Irlandczyk - plastycznie objaśnił, co by się ze mną stało,gdyby nie było tam przypadkiem policji. Określenia, których przy tym użył,niepomiernie rozszerzyły zakres mojego słownictwa w języku angielskim. Pomimodużej dozy fantazji Irlandczykom daleko jednak do Rosjan. Jako patriota,z przykrością muszę stwierdzić, że polskie przekleństwa ustępują rosyjskim, toteżwielu rodaków sięga do skarbnicy mowy Puszkina. Nawet marszałek Piłsudski,nienawidzący wszystkiego co rosyjskie, lubił jednak znane mu z okresu studiówi pobytu na zesłaniu rugatielstwa.Wyższość matu nad przekleństwami innych nacji wynika z faktu, że językrosyjski bije na głowę inne mowy pod względem bogactwa leksykalnego. Dlategoteż rosyjska literatura jest bezkonkurencyjna na świecie, a drugorzędni pisarzerosyjscy są lepsi niż pierwszorzędni pisarze zachodni. Mat jako język mówionyprzetrwał w Rosji okres komunizmu, zachowując wszystkie atutyrdzennego rosyjskiego języka - przede wszystkim obrazowość i wspaniałą metaforykę.Wbrew pozorom nie był to jedynie język przestępców - ci nadal posługująsię nim stosunkowo rzadko. W czasach sowieckich mat został przyswojonyprzez intelektualistów, którzy traktowali go jako odtrutkę na koszmaroficjalnej nowomowy. Stał się także językiem literatury najwyższego lotu, zyskującw osobie Wieniczki Jerofiejewa swego genialnego piewcę.Niektórym twórcom samo posługiwanie się matem nie wystarcza, musządo niego dopisywać jeszcze całą ideologię, tak jak to robi Lietow - autor ta-246<strong>FRONDA</strong> 19/20


kich przebojów, jak A paszli wy wsie na chuj!, Mnie nasrat" na wasze lico, Myw głubokoj żopie. W wywiadzie, którego udzielił jednemu z nacjonalistycznychpism, tak przedstawił cel swojej działalności artystycznej: „Powinniśmy wywołaćnową globalną rewolucję, stworzyć nowego, prawdziwego człowieka,wolnego od kompleksów i wszelkich zasad. Człowieka żywego, prawdziwego,takiego, który zrobił pierwszy naskalny rysunek. To - Człowiek, Artystaz dużej litery, który może przelać swoją krew, aby napisać słowo... Twórczośćto totalna rewolucja, to wojna przeciwko inercji i entropii. To zniszczeniewszelkich układów, wszelkich struktur, szkieletów tego życia w imię niczego...To agresja przeciw inercyjnemu i entropicznemu bytowi zrodzonemuprzez «konfucjańską cywilizację»."Ten pseudointelektualny bełkot budzi irytację - że też Lietow nie możeograniczyć się do bluzgów, musi jeszcze teoretyzować...W stoisku przy wejściu kupuję partyjną gazetę o nazwie „Limonka",z której można się dowiedzieć, co dzieje się w szerokim świecie. Katastrofaszwajcarskiego samolotu u wybrzeży Ameryki, w której zginęli wszyscy pasażerowiei załoga, została w Limonce skwitowana notatką następującej treści:„Każdy uczciwy człowiek powinien cieszyć się ze śmierci tłustych kapitalistycznychkotów, lecących z jednej stolicy międzynarodowego kapitału dodrugiej". Dla czytelników zainteresowanych wewnętrzną sytuacją w Rosjiniezwykle pouczająca jest lektura felietonów Limonowa pod wdzięcznym tytułemPizdiec. Tytuł, według redaktora naczelnego Limonki, dokładnie oddajesytuację zarówno w Rosji jak i na świecie. Jest to lektura przeznaczona dlaosób o dość specyficznym poczuciu humoru. Można w niej znaleźć taki otodowcip: „Wowa pyta ojca: - Tato, czego trzeba, aby Beatlesi znów się połączyli?- Trzech kul, synku, tylko trzech kul".LATO-2000 247


Przeglądając nacjonal-bolszewicką prasę można się uśmiać nie tylko z dowcipówsłownych, ale także z rysunkowych. W gazetce o nazwie „Bumbarasz"możemy zobaczyć Myszkę Miki przytrzaśniętą pułapką na myszy. Pod rysunkiemwidnieje napis: „zniszczymy amerykańską kulturę masową". Osobiścienie cierpię amerykańskiej kultury masowej w ogólności, a przesłodzonego,niemieckiego stylu rysunków Walta Disneya w szczególności. Jednak po lekturze„Bumbarasza" polubiłem Myszkę Miki. Disneyowska mysz ma zresztą pechado rosyjskich propagandzistów, oglądałem kiedyś zamieszczoną w „Prawdzie"karykaturę Goebbelsa, przedstawionego jako Myszka Miki z ogonkiemzakończonym swastyką.Na straganie są także broszury i kasety - można tu kupić Mini-podręcznik partyzantkimiejskiej autorstwa brazylijskiego komunisty Carlosa Marighelli. Z wydanejw 1969 roku książki, będącej biblią terrorystów wszelkiej maści, możemysię dowiedzieć między innymi, jak wyprodukować koktajl Mołotowa oraz przeprowadzaćzbrojne akcje proletariatu wymierzone w imperialistycznych ciemiężycieli.Podręcznik z detalami opisuje, jak należy wysadzać w powietrze mosty,tory kolejowe, linie wysokiego napięcia oraz likwidować policjantów i konfidentów.O taktyce działań partyzanckich traktuje także książka lewackiego świętego,Ernesto „Che" Guevary, która na nacjonal-bolszewickim straganie leży obokwspomnień belgijskiego fuhrera, dowódcy dywizji SS-Walonia, Leona Degrelle'a.248<strong>FRONDA</strong> 19/20


Okładkę książki „Che" zdobi słynna, bluźniercza ilustracja argentyńskiegomalarza Carlosa Alonsa, przedstawiająca Chrystusa o rysach twarzy Guevaryz karabinem na ramieniu. To sąsiedztwo kieszonkowego Antychrysta z boliwijskiejdżungli oraz belgijskiego pomocnika Hitlera wydaje się w pełni uzasadnione.Dla zmęczonych pouczającą lekturą sprzedawca ma kasety - z fotografiiniechlujnie naklejonej na pudełko spogląda dobrotliwie trzymając fajkęw zębach Wielki Językoznawca, Chorąży Pokoju, Ojciec Narodów - Józef WissarionowiczStalin.Przerywam swój rekonesans przy stoisku, bo oto otwierają się drzwi nasalę kinową i uświadomiona politycznie młodzież w czarnych skórach wchodzido środka. Siadam w ostatnim rzędzie, sala jest prawie całkowicie wypełniona,siedzi tu kilkuset nacbolów. Dekorację stanowią czerwone sztandaryz bolszewicko-faszystowskim emblematem oraz transparenty z głównym hasłempartii Limonowa - „Rżnij burżujów".Największy element dekoracji znajduje się nad kinowym ekranem nawprost miejsca, w którym siedzę - jest to obraz przedstawiający Fantomasaz pistoletem wycelowanym w widownię. Pod tym niewątpliwie nacjonal-bolszewickimsymbolem znajduje się cytat z Boba Marleya: „Powstań i walczo swoje prawa".Rozmawiam z siedzącym obok łysym drabem w czarnej skórze, któryprzedstawia się jako gauleiter Magadanu. To miasto na dalekiej północy byłonajwiększą wyspą stalinowskiego archipelagu Gułag. Zbudowany rękami zesłańców,pochłonął miliony ofiar zabitych głodem, mrozem i niewolnicząpracą w kopalniach. Nazwa ta nie tylko w Rosji nadal budzi grozę. Teraz jednakMagadan doczekał się własnego gauleitera - niewątpliwie potomka zesłańców,którym jakimś cudem udało się przeżyć. Interesującą rozmowęprzerywa przeciskająca się między rzędami foteli staruszka z plikiem ulotek.Biorę jedną - jest to wezwanie do uczestnictwa w wiecu zorganizowanymprzez komunistów Ziuganowa. Staruszce musiało się coś pomylić, skoro tuprzyszła; być może zmyliły ją czerwone sztandary przed kinem. - Poszłastąd! - mówi do niej gauleiter. - Mamy własne wiece, a ty się lepiej bierz zakopanie ziemniaków, a nie za ulotki, bo zimą umrzesz z głodu - radzi życzliwiestaruszce, która szybko znika.Na scenie pojawia się sam ftihrer nacjonal-bolszewików, Eduard Limonow.Jest niski i wygląda bardziej niepozornie niż na klipie. Ubrany na czar-LA1 O-2000249


no, z partyjną opaską na ramieniu, siwy, typwiecznego chłopca. Witają go oklaski, wszyscyna sali wstają, pozdrawiając swego wodzapartyjnym pozdrowieniem - wzniesioną prawąręką z zaciśniętą pięścią. Limonow witazebranych na Pierwszym OgólnorosyjskimZjeździe nacjonal-bolszewików i intonujepartyjny hymn. Po chwili calasala śpiewa, wywrzaskując rytmicznąpieśń, jako żywo przypominającą dokonaniasocrealizmu.Po odśpiewaniu hymnu Limonow powołujeprezydium zjazdu, wywołującz widowni przywódców nacjonal-bolszewikówz kolejnych okręgów. Jedną z wywołanychosób jest wysoka, ubrana na czarno dziewczynaz ostrym makijażem, której wygląd zadajekłam oszczerczym twierdzeniom Milana Kunderyjakoby w Rosji od XVI wieku nie było kobieto długich nogach. Zajmowaniu miejsc za stołem prezydialnym towarzysząoklaski widowni i komentarze Limonowa. Wywołując chłopaka o imieniu Taras,który początkowo wzbrania się przed zasiadaniem w prezydium, wódzwspomina początki działalności partii: - Czy pamiętacie, jak było nas tylkokilku, jednym z pierwszych był Taras, zwykły chłopak z ulicy, a teraz zobaczcieilu nas jest, Tarasy się rozmnożyły... Taras - szczupły chłopak w czarnejskórze i panterkowych spodniach - podchodzi do sceny, nie siada jednak zaprezydialnym stołem, bo zabrakło krzeseł. Limonow komentuje: - Nie mamykrzeseł, bo my nie Bieriezowscy. - Po skompletowaniu prezydium fiihrer,wskazując na wywołanych z sali, wola: - Jesteście komisarzami albo, jak ktowoli, gauleiterami, do was należy przyszłość Rosji, potrzeba nam czterdziestupięciu Goebbelsów, Dzierżyńskich, Mołotowów, Strasserów. Wymieciemywszystek brud z Rosji: burżujów, urzędników, wrogów prawicowych i lewicowych!Skoro mógł Lenin i Hitler, możemy i my! - Sala wiwatuje i jednogłośnieakceptuje wybór prezydium, po czym następuje przemówienie wodza.Ponieważ w swojej twórczości literackiej często posługuje się on matem,250<strong>FRONDA</strong> 19/20


spodziewałem się, że będzie przemawiał w stylu Nikity Chruszczowa. Zewzględu na obecność kamer na sali, mógłby także zastosować słynny chwytoratorski Chruszczowa - walenie butem w mównicę. Nic z tego. Limonowstoi nieruchomo, mówi dowcipnie i ze swadą, bez problemu nawiązując kontaktz młodocianą widownią. Wygłaszaną okrągłymi zdaniami przemowę cochwila przerywają owacje. Limonow przemawia z talentem urodzonegomówcy, który doskonale wie, gdzie podnieść głos, gdzie zawiesić lub zrobićpauzę. Przemówienie ma duże walory literackie - gdyby nie treść, można bytego słuchać z przyjemnością. Swoich zwolenników namawia do używaniamatu: - Nie wstydźcie się, to przecież język prawdziwych Rosjan - ale w przemówieniunie używa ani razu grubego słowa.Staram się wynotować najciekawsze sformułowania. Limonow zaczyna odcharakterystyki aktualnej sytuacji w Rosji stwierdzając, że „to nie kryzys, toagonia". Dramatycznie zawiesza głos i po chwili dodaje: „bardzo się z tegocieszę, bo to oznacza miliony nowych wyborców głosujących na nacjonal-bolszewików".Słowa te sala przyjmuje aplauzem, mówca robi kolejną pauzę, poczym kontynuuje w tonie wyraźnie kaznodziejskim: „Często ludzie zatrzymująmnie na ulicy i pytają: co będzie dalej? Wtedy odpowiadam im: a na kogogłosowaliście w ostatnich wyborach prezydenckich? Co chcieliście, to terazmacie." Jelcynowi mówca nie poświęca dużo uwagi, stwierdzając: „Nie będęnic mówił o trupie; skoro wyborcy chcieli trupa na fotelu prezydenckim, noto go teraz mają". Niektóre twierdzenia Limonowa są nawet sensowne, naprzykład gdy mówi o aktualnie rządzącej Rosją elicie: „Nauczyli się brać dolaryz bankowego automatu, a teraz są zdziwieni, że ich zabrakło; nie przyszłoim, idiotom, to głowy, że to się musi tak skończyć". O rosyjskiej elicie władzyEdiczka nie jest, oględnie mówiąc, najlepszego zdania: „Urzędników nienawidzęjeszcze bardziej jak burżujów, ich też trzeba wyrżnąć. Nigdy z nimi niewspółpracowałem" - zastrzega się. Rosyjscy demokraci to diemokrady, Żyrinowskito „błazen", a Lebiedź - miełkij bonapartist, który bierze pieniądze odBieriezowskiego - „obywatela Rosji i Izraela". Dla Limonowa źródłem władzyJelcyna i jego otoczenia są banki: „Wszyscy im dają pieniądze, ale gdy wygramy,pójdziemy do banków i odbierzemy nasze pieniądze".Plany partii nacjonal-bolszewickiej są według przywódcy bardzo ambitne:„naszym celem jest euroazjatyckie imperium od Pacyfiku do Atlantyku".Cele bieżące są jednak bardziej ograniczone: „musimy zadbać o interesy Ro-LATO-2000251


sjan, którzy na terenie byłego Związku Radzieckiego stali się obywatelamitrzeciej kategorii". W planach wodza nacjonal-bolszewików jest też miejscedla Polski: „Mówią nam o niepodległej Ukrainie, a przecież Ukraina nigdynie była niepodległa, nigdy nie było takiego państwa. Zrobimy z nią porządek,zaatakujemy od wschodu, a na zachodzie zrobią z nimi porządek Polacy,bo mają z nimi swoje porachunki." Marzeniem Limonowa, podobnie jakwszystkich Rosjan, jest prześcignięcie Zachodu. Jak to zrobić? Ależ to proste:„Ukradniemy Zachodowi technologie, a potem tymi technologiami gopokonamy. Już Lenin powiedział, że kapitaliści są tak głupi, że sprzedadząnam sznurek, na którym ich powiesimy."W pewnym momencie mówca zmienia temat. „Niedawno byłem w Niemczech,w Monachium, na placu Odeon, gdzie 9 listopada 1919 roku Hitler próbowałdokonać zamachu stanu. Padły strzały, zginęło szesnastu jego towarzyszy,a on sam ledwo uszedł z życiem. I co powiecie na to, że do dziś ktoś w tymmiejscu składa świeże kwiaty, bo tam zginęli prawdziwi rewolucjoniści? Bo pamięćo nich będzie trwała wiecznie. Oczywiście, Hitler był wielkim rewolucjonistątylko do 1934, potem wymordował swoich towarzyszy z SA i zaprzedałsię wielkiemu kapitałowi. My nawiązujemy raczej do idei, które wyznawalibracia Strasserowie."Limonow chciałby być komunistą i zarazem faszystą reformowanym, nieobarczonym schedą, z jednej strony, po stalinowskim Gułagu, a z drugiej -po holocauście. Dlatego też odwołuje się do tradycji lewicowego nurtuw NSDAP reprezentowanego przez Gregora i Ottona Strasserów oraz przywódcówSA.Słuchając buńczucznej mowy zastanawiam się nad karierą kandydata narosyjskiego fiihrera. Niekiedy porównuje się Limonowa z japońskim pisarzemYukio Mishimą, który w 1970 roku popełnił seppuku na znak protestu przeciwzanikowi tradycyjnych wartości Japonii i narastającej amerykanizacji kraju.Podobnie jak Limonow, Mishima zrobił karierę literacką, podobnie też zwracanogłównie uwagę na skandaliczne aspekty jego twórczości. Takich pozornychpodobieństw jest więcej - Mishima stworzył paramilitarną organizacjęBractwo Tarczy, którego członkowie paradowali w fantazyjnych mundurach.W przeciwieństwie jednak do Partii Nacjonal-Bolszewickiej Limonowa, organizacjata miała charakter elitarny. Obaj pisarze to postacie z dwóch różnychopowieści. Mishima popełnił seppuku w okresie, gdy wydawało się, że kultu-252<strong>FRONDA</strong> 19/20


owa amerykanizacja Japonii jest nieunikniona.Można jednak powiedzieć, że przesłaniepisarza-samuraja zwyciężyło, ponieważwe współczesnej Japonii tradycyjne wartościsą nadal żywe. Natomiast Limonow głosiswoje skrajnie nacjonalistyczne poglądyw okresie, gdy są one w Rosji powszechnieakceptowane i wszyscy się na nie powołują.Nazywanie Limonowa „rosyjskim Celinem"jest takim samym nieporozumieniem, jakporównanie z Mishimą. Co prawda obu autorówłączą profaszystowskie sympatie, nowatorstwojęzykowe (Limonow posługujesię matem równie biegle, jak Celinę argotem)oraz żywiołowy styl pamfletów politycznych.Trudno jednak wyobrazić sobie Ediczkę jakolekarza za darmo leczącego biedaków, czymdo końca życia zajmował się Celinę.Jego najbardziej znana książka, Eto ja Ediczka,wpadła mi w ręce podczas pobytu w Stanach. Mieszkając w Nowym Jorkulubiłem odwiedzać jedno z magicznych miejsc tego miasta - rosyjską dzielnicęna Coney Island, gdzie przybysze z Matuszki Rassii stworzyli namiastkę swojegoraju utraconego. W nowojorskiej „Małej Rosji" było biednie, brudno i podejrzanie,a równocześnie wesoło i swojsko, jedynie tu można było kupićkiełbasę o smaku kiełbasy i chleb o smaku chleba. Książkę Limonowa pożyczyłami Swieta, kelnerka w knajpie „U Wasilija". - Kiepska proza, ale za to co zajęzyk - westchnęła z zachwytem, dając mi książkę. Swieta świetnie znała się naliteraturze, kiedyś w Kazaniu obroniła doktorat poświęcony Dziennikowi pisarzaDostojewskiego.Książkę Limonowa przeczytałem jednym tchem. Nie wiem, czy Eto ja Ediczkato proza kiepska, czy też genialna. Sam Limonow napisał kokieteryjnie w jednymze swoich opowiadań: „Jakiż ze mnie pisarz, żulik jestem i tyle". Nie znamsię na literaturze, natomiast muszę przyznać, że lektura Ediczki zrobiła na mnieogromne wrażenie. Wiele osób, które przyjechały do Ameryki z Europy, doświadczyłotych samych uczuć co bohater książki przyglądający się AmeryceLATO-2000253


przez okno wynajętego pokoju na Madison Avenue,ale tylko Limonow potrafił to tak dobitniewyartykułować. Poczucie obcości jest niezbywalnącechą ludzkiej kondycji, ale tylko w Ameryce możeono dopaść człowieka tak silnie. Ludzie wyjeżdżającydo Ameryki liczą, że w tym kraju pozbawionymhistorii, przekonań, gdzie wszystko jestdozwolone i możliwe, pozbędą się garbu dotychczasowychprzeżyć. Gdy się to udaje, stają wobeckompletnej pustki i wtedy ze zdwojoną siłą pojawiasię nostalgia.Po napisaniu swej autobiograficznej powieściLimonow wrócił do Rosji, jednak nie wystarczyła mu sława uznanego pisarza- postanowił zostać rosyjskim fiihrerem. Początkowo działał u bokuWładymira Wolfowicza Żyrinowskiego, w czasach gdy ten z mało znanegowiecowego krzykacza zamienił się w ulubieńca rosyjskich mediów, a jegougrupowanie zaczęło zdobywać coraz więcej głosów. Urodzony w 1946 rokuŻyrinowski, z wykształcenia orientalista i prawnik, w roku 1983 rozpocząłstarania o uzyskanie zgody na wyjazd do Izraela, działał także w towarzystwachkultury żydowskiej, przez co u skrajnych nacjonalistów rosyjskich zyskałprzydomek „koszernego patrioty". Rozwój jego Liberalno-DemokratycznejPartii Rosji był możliwy dzięki sponsorowi Andriejowi Zawidiji,który w 1989 roku otrzymał nisko oprocentowany kredyt od KC KPZR w wysokościtrzech milionów rubli. Podczas wyborów prezydenckich w czerwcu1991 roku Żyrinowski uzyskał 8 procent głosów, zajmując trzecie miejsce poBorysie Jelcynie i Nikołaju Ryżkowie. Następne wybory, tym razem parlamentarne,przyniosły LDPR 24 procent głosów.Fenomen tej partii jest ilustracją charakterystycznego dla Rosji zjawiska,a mianowicie tworzenia przez władzę opozycji dla siebie. W ten sposób kanalizujesię nieprzychylne wobec władz nastroje w przewidywalnej formie i kontrolujesię nieprzyjazny sobie elektorat. Nie wiadomo, czy Limonow dostrzegłpodwójne oblicze LDPR, w każdym razie zerwał z Żyrinowskim(z Zyrikiem, jak go familiarnie określa), zarzucając mu tendencje wodzowskieoraz brak programu partyjnego. Według Limonowa LDRP ma dwa progra-my:radykalny dla wyborców i ugodowy dla sponsorów. „Nie można, drogi i utalen-254 <strong>FRONDA</strong> 19/20


towany Włodzimierzu Wolfowiczu, nie można! Toż to będzie całkowite wynaturzenie.Za to, żeście się wyparli swojego narodu, niech was męczy sumienie, jegozaś wstyd za was!" - napisał na pożegnanie Limonow, nawiązując do pochodzeniaŻyrinowskiego, który sam się określił jako „syn Rosjanki i prawnika".Ekscentryczny pisarz rozpoczął działalność na własny rachunek, drukującw prasie sążniste manifesty i udzielając buńczucznych wypowiedzi. Zacząłteż rozbudowywać własną, nacjonal-bolszewicką partię, współpracującz Aleksandrem Duginem, pełniącym rolę ideologa. Dugin, najwybitniejszywspółczesny teoretyk eurazjatyzmu, nawiązuje do koncepcji działającychw latach 20-tych i 30-tych emigracyjnych rosyjskich eurazjatów - zwolennikówtezy o duchowej i geograficznej jedności Eurazji, przeciwstawionej Zachodowi.Na jego poglądy wywarły także wpływ teorie tradycjonalistów integralnych,Rene Guenona i Juliusa Evoli, według których źródłem naszejcywilizacji jest zapomniana, idealna cywilizacja hiperborejska, w której ludzieżyli w harmonii z sacrum.Jednym z pomysłów Dugina była próba wskrzeszenia w warunkach rosyjskichniemieckiego nacjonal-bolszewizmu z okresu Republiki Weimarskiej.Nurt ten pojawił się w ówczesnych Niemczech za sprawą byłych komunistów- Heinricha Laufenberga i jego przyjaciela, Fritza Wolfheima, którzy założyliKomunistyczną Partię Niemieckich Robotników. Ugrupowanie to nie odniosłojednak żadnych sukcesów i wkrótce przestało istnieć. Najbardziej znanymdziałaczem tego nurtu był konserwatywny rewolucjonista Ernst Niekisch - gorącyzwolennik współpracy Niemiec z Rosją Sowiecką. Jego marzeniem byłozjednoczenie Eurazji pod sztandarami miecza i młota. W roku 1919 działałw monachijskiej Republice Rad, a następnie próbował stworzyć nacjonal-bolszewickąfrakcję w stronnictwie socjalistów. Oryginalnym pomysłem Niekischabył partyjny strój nacjonal-bolszewika: czarny uniform z czerwoną opaską,na której widniał sierp i młot. Symbol ten został w 1921 roku przerobionyprzez Hitlera, który tak o tym pisze w Mein Kampf: „Organizacja naszych grupdla utrzymania porządku na spotkaniach posłużyła do wyjaśnienia bardzotrudnego problemu. Do tej pory ruch nie posiadał emblematów partyjnychi flag... byłem obecny na masowej demonstracji marksistów... morze czerwonychflag, czerwonych szarf i czerwonych kwiatów dawało zewnętrzny obrazsiły temu tłumowi... Po niezliczonych próbach zdecydowałem się na końcowąformę: biały pas na czerwonym de z czarną swastyką na środku."LATO2000255


Ta wręcz symboliczna przemiana skrzyżowanego sierpa i miota na swastykęjest kolejnym potwierdzeniem tezy Ernsta Noltego, że nazizm byl zjawiskiemwtórnym wobec komunizmu, z którego czerpał zarówno symbolikę,jak i zbrodnicze metody działania.Niekisch byl zaciekłym wrogiem Hitlera; w 1932 roku opublikował książkęHitler -fatalne przeznaczenie Niemiec. Po dojściu nazistów do władzy działałw antyhitlerowskim podziemiu, co doprowadziło do aresztowania przez Gestapo.Osadzony w obozie koncentracyjnym w Matthausen, został uwolnionyprzez Armię Czerwoną w 1945 roku. Wstąpił do wschodnioniemieckiejpartii komunistycznej SED, w NRD założył instytut badań nad imperializmem.W roku 1953 wyjechał do Niemiec Zachodnich, gdzie zmarł w całkowitymzapomnieniu 14 lat później. Jego idee zostały ponownie odkrytew Rosji przez Dugina, który wspólnie z Limonowem podjął próbę stworzeniaorganizacji nacjonal-bolszewickiej w Rosji.Na Pierwszym Ogólnorosyjskim Zjeździe Partii Nacjonal-Bołszewickiejzabrakło głównego ideologa. Najprawdopodobniej w małym ugrupowaniunacbolów stało się zbyt ciasno dla dwóch takich indywidualności, jak Limonowi Dugin. Tym bardziej, że ten ostatni miał ambicje znacznie szersze niżbycie tylko ideologiem ugrupowania Ediczki. Celem Dugina jest, by jego ideestały się podstawą działania tych sił politycznych, które mają realny wpływna politykę państwa. Dlatego też, kiedy Limonow w kinie przy Szabołowskiejwykrzykiwał swoje „Rżnij burżujów!", Aleksander Dugin urzędował jużw moskiewskim Białym Domu, jako doradca przewodniczącego rosyjskiejDumy, Gienadija Sielezniowa. Jego książka Podstawy geopolityki. Geopolitycznaprzyszłość Rosji stała się podręcznikiem w uczelniach wojskowych i dyplomatycznych.Największa partia w Dumie, czyli komuniści Ziuganowa, przejęlijuż geopolityczne idee Dugina, których wpływ można zauważyć także w wypowiedziachnacjonalistów Żyrinowskiego. Do promowanej przez Duginaideologii eurazjatyzmu odwołuje się cały szereg wpływowych polityków, np.generał Lebiedź.W swojej książce Rosja weimarska Aleksander Janów wykazuje podobieństwasytuacji Niemiec przed dojściem Hitlera do władzy i dzisiejszej Rosji.Analogie nasuwają się zresztą same. Według marksowskiej formuły, historiazawsze się powtarza, lecz najpierw jest tragedią, a potem już tylko farsą.Otwarte pozostaje pytanie, czy w Rosji powtórzy się tragedia, czy też próba256<strong>FRONDA</strong> 19/20


ponownej rewolucji zakończy się groteską. Reakcje, jakie budzi zjazd, świetnieoddaje puszkinowskie określenie: i śmieszno, i straszno. Pierwszy OgólnorosyjskiZjazd Partii Nacjonal-Bolszewickiej, ze swoją atmosferą młodzieżowegopikniku, stekiem obłędnych absurdów głoszonych przez Limonowai bluzgami Lietowa lecącymi z głośników, sprawia wrażenie cokolwiek komiczne.Partia Limonowa to organizacja niewielka i nie mająca żadnychwpływów politycznych, jest to raczej subkultura młodzieżowa, której zadaniemjest indoktrynacja młodzieży w celu wychowania przyszłej elity narodu.To właśnie budzi największy niepokój. Nigdzie na świecie faszyści i komuniścinie zabili tylu ludzi, co w Rosji. A mimo to Limonowowi udało sięprzyciągnąć pod sztandar komuno-faszyzmu całkiem sporą grupę młodzieżyi to nie wykolejeńców, ale raczej idealistów przejętych losem swego kraju.Obserwuję przemawiającego pisarza, który próbuje wskrzesić najbardziejzbrodnicze doktryny, jakie wymyśliła ludzkość i nie odczuwam nienawiści, cobudzi we mnie irytację. Czy dlatego, że napisał książkę, która mnie zafascynowała?A może dlatego, że on się nie starzeje i do śmierci będzie chłopcembeztrosko bawiącym się w literaturę, politykę i wojnę? Nie wiem. Przyglądamsię młodym, rozentuzjazmowanym ludziom, wychodzącym z kinowej sali.Sprawiają wrażenie kogoś, komu wreszcie wytłumaczono wszystkie zawiłościwspółczesnego świata i kto wreszcie odnalazł sens egzystencji. W hallu z głośnikówleci agresywny rock, zespół Grażdanskaja Oborona śpiewa:Jutro będzie i nudno, i śmiesznieNie boli, że wczoraj znowu był dzieńJutro będzie i wiecznie, i grzeszniePułapka na myszy zatrzasnęła sięADAM KUŹTekst powstał przed dojściem do władzy w Rosji Władimira Putina,który stał się dla nacjonal-bolszewików nadzieją zmian na lepsze.LATO-2000257


Faszyści w parlamencie, faszyści na ulicach, faszyści nastadionach... więc społeczeństwo też sfaszyzowanei skąpi grosza na antyfaszyzm. Co za straszny kraj taPolska, nawet muzycy nie chcą się włączyć w tworzenieantyfaszystowskiego agit-propu. Naprawdę dziwne,że dzielni antyfaszyści wytrwali na pozycjach mimotylu przeszkód. Gdy jednak uświadomimy sobie, że nazwalczaniu faszyzmu opiera się kariera publicystycznai naukowa Pankowskiego, a dla Kornaka jest to jedynaszansa zaistnienia w obiegu publicznym, przestanie nasto dziwić.REMIGIUSZOKRASKATrzeba więc (...) nieustannie wykazywać, że jest dokładnie przeciwnie.To znaczy, że w imię wolności człowieka jesteście przeciwko totalitaryzmowi,wszelkim dyktaturom, policjom politycznym, cenzurom itp.Jacek Kuroń, „Wyznanie" do ludzi ruchu GAN, „NW" nr 3258<strong>FRONDA</strong> 19/20


WstępPoniższy artykuł zawiera próbę prezentacji działalności antyfaszystowskiegopisma „Nigdy Więcej!", które w nieregularnych odstępach czasu ukazuje sięod roku 1994. Działalność skupionego wokół niego środowiska (GrupaAnty-Nazistowska, Stowarzyszenie „Nigdy Więcej!") od dłuższego czasuwzbudzała wiele kontrowersji, w dodatku zaś redaktorzy pisma w miaręupływu czasu stawali się coraz bardziej przekonani o słuszności swoich poczynańi stosowanych przez siebie metod. Ponieważ niektóre podejmowaneprzez „Nigdy Więcej!" kroki od początku rodziły we mnie wiele zastrzeżeń,obserwowałem uważnie rozwój pisma i działania jego redaktorów. Gdyoprócz standardowego zwalczania realnego faszyzmu, który wydaje się zjawiskiemmarginalnym, coraz częściej zaczęli atakować osoby i inicjatywyz faszyzmem nie mające wiele wspólnego, w dodatku zaś stosowane przeznich metody stawały się coraz trudniejsze do zaakceptowania, stwierdziłem,iż nie sposób przyglądać się temu bezczynnie. Nie ukrywam, że pewne znaczeniemiał też aspekt osobisty: gdybym nie został zaatakowany przez redaktorów„NW", zapewne nie chciałoby mi się poświęcać swego czasu i energiina wnikliwe rozpatrywanie ich działalności. I choć milczenie jest złotem, tojednak nie w przypadku, gdy pewni osobnicy szczytnymi hasłami maskująniezbyt szczytne cele i metody.Zaznaczyć muszę, że dokonałem prezentacji i oceny działalności „NW"przede wszystkim w kontekście ich własnych deklaracji. Dlatego część zarzutów,jakie im w poniższym tekście stawiam, nie wynika z moich przekonań, zaś niektórepoczynania redakcji „NW" nie przeszkadzają mi osobiście, gdyż nie deklarujępodobnych zasad, postaw i metod, co „NW". Jednym z celów dokonanejtu prezentacji jest porównanie głoszonej przez tę grupę teorii z działalnością praktyczną.Opisując działalność tego środowiska skupiłem się na analizie materiałówdrukowanych, z rzadka odwołując się do innych źródeł informacji. Przedmiotemmojego zainteresowania stały się więc wszystkie dotychczas wydane numeryczasopisma oraz inne wypowiedzi jego redaktorów na interesujący mnietemat. Pominąłem jedynie książkę jednego z redaktorów „NW", gdyż doczekałasię już wnikliwego omówienia, w którym wykazane zostały liczne błędy,nieuprawnione interpretacje, przekłamania, tendencyjność, manipulowaniefaktami oraz karkołomne uzasadnianie równie karkołomnych tez, przedeLATO-2000259


wszystkim zaś rzeczywisty zamiar prezentacji zjawiska w takim świetle.* Każdeodniesienie w tekście do słów, które padły na łamach „NW" lub w innymmiejscu, jest starannie oznaczone, by czytelnik w razie wątpliwości mógł osobiściesprawdzić, czy przytaczam autentyczne wypowiedzi. W cytatach zachowanazostała oryginalna pisownia.Podstawowym celem niniejszego artykułu jest wykazanie, że sposób myślenia,zasady przedstawiania faktów, metody i ostateczne cele działalnościantyfaszystów niewiele różnią się od podobnych aspektów praktyki faszystowskiej.To jest właśnie główny zarzut wobec tego środowiska: że w swejistocie zachowuje się ono podobnie do tych, których zwalcza. Jeśli bowiemuznamy nawet, iż skala zjawiska faszyzmu jest na tyle poważna, że zasługujena przedsięwzięcie szczególnych kroków zaradczych, to nie widzę powodu,dla którego miałoby się to odbywać przy pomocy identycznych metod,jak stosowane przez zwalczane środowiska. Powiem więcej - jeśli ktoś przeciwstawiasię faszyzmowi z pobudek rzeczywiście pozapolitycznych (gdyżzło zawarte w doktrynie i praktyce tego systemu budzi jego sprzeciw jakoczłowieka, nie zaś jako liberała, lewicowca itp.), to piętnując pewne zjawiskawystępujące wśród faszystów, ma moralny obowiązek piętnować podobnetendencje występujące w środowisku antyfaszystowskim. W przeciwnym raziejego postawa jest nacechowana hipokryzją, a obserwatorowi zewnętrznemukaże przypuszczać, że taki antyfaszyzm jest tylko i wyłącznie poręcznyminstrumentem do realizacji celów jak najbardziej politycznych i nie ma nicwspólnego z zasadami etycznymi czy odrazą wobec zła.Dodam też, uprzedzając zapewne część zarzutów, jakie pojawią się po lekturzetego tekstu u niektórych osób, że ukazując inne od powszechnie znanegooblicze działalności „NW" nie wspieram bynajmniej w żaden sposób faszystów.Gdybym bowiem pewnych faktów nie opisał, to nie przestałyby one dzięki temuistnieć, zatem jeśli ktoś ułatwia faszystom życie, to jest nim co najwyżej redakcja„NW", kreująca swymi poczynaniami taki wizerunek antyfaszyzmu,z którym faszyści łatwo mogą się uporać i poddać krytyce, a z którym rozsądni* Zob. Jarosław Tomasiewicz, 7 ty możesz zostać faszystą..., „Arcana" 1999, nr 3.O podobnych „dokonaniach" Rafała Pankowskiego, choć tylko w odniesieniu do fragmentujego artykułu, pisał także Zbigniew Mikołejko, Błędy na temat Evoli, „Gazeta Wyborcza",18-19 VII 1998.260<strong>FRONDA</strong> 19/20


ludzie nie chcą mieć nic wspólnego. Po drugie zaś, na zarzut, że w poniższymtekście bronię często osób o poglądach, które redakcja „NW" określa mianemfaszystowskich, odpowiem z kolei, że obowiązkiem uczciwego człowieka jestpiętnowanie negatywnych zjawisk zawsze, także wtedy, gdy występują onew działalności antyfaszystowskiej (chyba, że ktoś jest wyznawcą zasady, iż celuświęca środki). Dzielenie ludzi na dobrych antyfaszystów i złych faszystów,wobec których można postępować bez oglądania się na podstawowe zasadyetyczne, niczym się nie różni od hitlerowskiej teorii, która sankcjonowała stosowanieprzez dobrych Niemców wszelkich możliwych środków przeciwkozłym Żydom. Jeśli więc ktoś, choćby był to antyfaszysta, stosuje naganne metodywobec kogoś innego, choćby nawet faszysty, nie zmienia to faktu, że należypostępowanie takie piętnować. Jest to tym bardziej wskazane, gdy zachodzi podejrzenie,że niekoniecznie ci, którzy przez „NW" oskarżani są o sympatie faszystowskie,w rzeczywistości są faszystami. Jednak powtarzam - nawet jeśli sąto naprawdę faszyści, nie powinno się im odmawiać prawa do obrony, nie powinnosię w prezentacji ich działań posługiwać kłamstwami i manipulacjami,nie powinno się obrzucać ich najgorszymi obelgami. Jeśli ktoś sądzi inaczej - jegomentalność niewiele się różni od mentalności faszystów i zamiast faszyzmupowinien zwalczać brzydkie cechy własnego charakteru.Faszyzm, czyli zagrożenie niekoniecznie realneW czwartym numerze „NW" Stefan Zgliczyński napisał: „Otóż nacjonalizm, dlaswojego istnienia i rozwoju, potrzebuje wroga. Wróg, wszystko jedno, czy prawdziwy,czy wymyślony, niezbędny jest nacjonalistom do samoidentyfikacji - określeniaswojego miejsca w świecie polityki i wartości oraz uzasadnienia takiegoczy innego sposobu postępowania." Zgliczyński niewątpliwie ma rację. Warto jednakzauważyć, że identycznie wygląda sytuacja w przypadku antyfaszystów. Tutaj takżeistnieje duże zapotrzebowanie na wroga, więc wyolbrzymia się i rozdmuchuje wszelkieprzejawy postaw rzeczywiście faszystowskich, a w razie ich braku lub obojętnościopinii publicznej na marginalne i incydentalne zjawiska - po prostu ten„faszyzm" się wymyśla, dodając do katalogu zachowań nagannych coraz to nowepostawy, organizacje, postacie. Bez takich zabiegów niemożliwe byłobywspomniane przez Zgliczyńskiego określenie przez antyfaszystów swojego miejscaw świecie polityki i uzasadnienie takiego czy innego sposobu postępowania.LATO-2000261


Jak zatem wygląda ów faszyzm, którego zwalczaniu redakcja„NW" poświęca tyle uwagi i przeciwko któremu proponuje podjęcietylu poważnych środków zaradczych? Sięgnijmy do wiarygodnychźródeł, czyli Katalogu wypadków zamieszczanego w każdym numerze„NW". Marcin Kornak stwierdza (G nr 13): „Katalog wypadków jest przedewszystkim dowodem na to, że zagrożenia, o których mówimy nie są czczą gadaniną.Wystarczy go przejrzeć, aby zobaczyć jaka jest skala problemu - incydenty,o których piszemy są w większości bardzo poważne" (podkreślenie R.O.).Jako że zadałem sobie trud dokładnego przejrzenia Katalogu wypadków i policzeniaprzejawów faszyzmu różnych kategorii, mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością,że w zależności od omawianego w nim okresu, owe „bardzopoważne" incydenty to w 70-90 procentach wojny między subkulturowymigangami (czyli relacje o pobiciu punków, hippisów czy „młodzieży alternatywnej"przez skinów) oraz rozróby pseudokibiców. Pozostała część „bardzo poważnych"incydentów to takie zjawiska, jak rozpowszechnianie na minimalnąskalę gadżetów z Hitlerem, akty wandalizmu (malowanie na murach haseł antysemickich,dewastowanie cmentarzy etc), kilkudziesięcioosobowe manifestacjepod ksenofobicznymi hasłami itp. Nie oznacza to, że należy takie zjawiskapozostawić bez reakcji, jednak w większości przytaczane w tymzestawieniu fakty, jak np. dotkliwe pobicia czy nawet zabójstwa (w liczbie kilkunastu)będące efektem wojen subkulturowych, nie mają charakteru faszystowskiego,lecz kryminalny (bo bandyta jest takim samym bandytą, gdy bijewykrzykując nazistowskie slogany i gdy robi to pod hasłami nienawiści domieszkańców innych części miasta, miłośników innych drużyn piłkarskich czysłuchaczy innej muzyki, albo i bez uzasadniania swojego bandytyzmu) i jakotakie powinny stać się przedmiotem zainteresowania policji, nie zaś antyfaszystów,a wystarczającą odpowiedzią na nie są istniejące regulacje prawne dotycząceprzestępstw z użyciem przemocy.Jednak twórcy „NW" sądzą inaczej, czego przykładem jest iście genialna tezaMarcina Kornaka, który stwierdza, że aby pozbyć się bandytyzmu ze stadionówpiłkarskich, należy wyeliminować z nich „infiltrujących to środowisko neofaszystów"(NW nr 7). Teza tak absurdalna, że nawet nie warto byłoby się nadnią zastanawiać, gdyby nie to, że jest ona typowym dla „NW" przykładem manipulowaniaproblemami społecznymi i wykorzystania ich do własnych celów.Zaiste, problem przemocy na stadionach zniknie, gdy tylko „szalikowcy" prze-262<strong>FRONDA</strong> 19/20


staną śpiewać piosenki o Hitlerze, wywieszać flagi z „celtykami" i wyzywać sięnawzajem od Żydów. Jest to typowe odwracanie kota ogonem, bo z faktu obecnościwśród pseudokibiców grup zafascynowanych ideologią nazistowską (choćtrudno tu mówić w ogóle o ideologii, gdyż ogranicza się ona do przyswojeniasobie kilku prymitywnych sloganów) nie wynika stosowanie przez nich przemocy.Gdyby pseudokibice nie słyszeli w życiu o Hitlerze, to tak samo tłuklibysię po mordach, demolowali pociągi i terroryzowali postronne osoby, bo przemoci bandytyzm jest elementem składowym stadionowego etosu. Nawet jeślizdarzają się przypadki wykorzystywania stadionowych bandziorów przez skrajnieprawicowe ugrupowania polityczne, to ze względu na poziom intelektualny„kiboli" może się to sprowadzać jedynie do organizowania przez nich napadówi rozbojów, a ten z kolei problem można skutecznie rozwiązać karząc surowosprawców takich czynów, nie zaś walcząc z urojonym faszyzmem.Po prostu zamiast faszyzmu należy zwalczać bandytyzm, społeczne przyzwoleniena chamstwo i lekceważenie takich zjawisk przez policję i wymiarsprawiedliwości, które są powołane i opłacane właśnie po to, by takim zdarzeniomzapobiegać, a sprawców karać. Lepiej jeśli policja będzie się zajmowaćsprawcami pobić i napadów, niż gdyby dano jej do ręki prawo ścigania osób zapoglądy czy rozpowszechnianie „nieprawomyślnych" treści, gdyż może to prowadzićdo wprowadzenia państwa policyjnego (łatwo sobie wyobrazić rewizjei zastraszanie niewygodnych osób pod pozorem poszukiwania materiałów zawierającychfaszystowskie treści, równie łatwo także policyjne prowokacje - coza problem podrzucić komuś w czasie rewizji kilka sfabrykowanych uloteko rasistowskich treściach lub przysłać internetem o określonej porze plik zawierającynp. „kłamstwa oświęcimskie" i w tym samym czasie zrobić mu przeglądzawartości komputera?). Gdyby jednak wszelkie podobne przypadki znalazłyswoje miejsce tam, gdzie powinny, czyli w rejestrze przestępstw (a niew Katalogu wypadków), to mogłoby się okazać, że po odliczeniu wspomnianych70-90 procent przejawów „faszyzmu" problem, którego zwalczaniem zajmujesię „NW", po prostu nie istnieje i działalność antyfaszystów nie ma racji bytu.Do tego wszak nie można dopuścić i dlatego właśnie zwykły bandytyzm przedstawiasię jako faszyzm, a marginalne w istocie przypadki jako poważne zagrożenie(bo nawet gdyby uznać ten bandytyzm za rzeczywisty faszyzm, to w porównaniuz ogólną liczbą podobnych przestępstw, czyli pobić i zabójstw,stanowią one znikomy ułamek). Nie można do tego dopuścić także z innegoLATO-2000


powodu: gdyby przez policję i sądownictwo zwalczana surowo była wszelkaprzemoc, to na ławy oskarżonych trafiliby nie tylko faszyści, ale i wielu antyfaszystów,którzy - oczywiście w ramach samoobrony - potrafią bić skinów tylkoza to, że są skinami (nie mówiąc o poważniejszych przypadkach, bo na zachodzieEuropy często zdarzają się napady antyfaszystów czy młodzieżowychorganizacji żydowskich na rewizjonistów i działaczy prawicowych). Możnazrozumieć, że dla większości czytelników „NW", rekrutujących się ze środowisksubkulturowych, istotnym problemem jest to, że skini ich biją, ale trudnouwierzyć, że ktoś o mentalności bandyty przestanie bić innych, gdy zarzuciwykrzykiwanie nazistowskich haseł, a z kurtki odepnie emblemat zeswastyką. W numerze jedenastym „Nigdy Więcej!" możemy przeczytać, że skinibili Azjatów, homoseksualistów i osoby odróżniające się od reszty niekonwencjonalnymwyglądem zanim jeszcze przyjęli skrajnie prawicową orientację.W Polsce punków na długo przed skinami bili słuchacze metalu, muzyki dyskotekowejitp.Studiując zawartość „NW" można dostrzec także zainteresowanie innymrodzajem „faszyzmu". Tymi faszystami są politycy i twórcy kultury, którzy nieprzystają do kanonów politycznej poprawności. Są oni w mniemaniu „NW"równie groźni. Jednak i tutaj skala owego faszyzmu zdaje się być minimalna, nawetjak na standardy „NW". Zarówno we wspomnianym Katalogu wypadków, jaki w innych rubrykach pisma nie sposób się natknąć na zbyt wiele informacji0 prężnych inicjatywach faszystowskich. Dotyczą one albo niewielkich partyjekpolitycznych, które nie mają żadnego wpływu na rzeczywistość polityczną1 prawdopodobnie nie będą jej miały nigdy, albo też są napiętnowaniem postaw,które z rzeczywistym faszyzmem nie mają nic wspólnego. Na celowniku „NW"znajdują się więc przede wszystkim ugrupowania prawicowe, zwłaszcza zaś te,które przeciwstawiają się obecnej sytuacji politycznej i podkreślają znaczenieinteresu narodowego. Często przyczyną uznania przez „NW" danej formacji politycznejczęścią składową rosnącego faszystowskiego zagrożenia jest deklarowanyprzez nią nacjonalizm. Tymczasem według encyklopedycznych definicjinacjonalizm jest stawianiem interesu własnej wspólnoty narodowej ponad interesamiinnych zbiorowości i jako taki wcale nie musi oznaczać niczego złego,podobnie jak fakt szczególnego uwielbienia własnej żony przez jakiegoś mężczyznęnie oznacza, iż musi on krzywdzić wszystkie pozostałe kobiety. Jednakskala takich zjawisk (nawet jeśli rzeczywiście uznamy je za faszystowskie i groź-264<strong>FRONDA</strong> 19/20


ne) jest minimalna. Być może rzeczywiście kibice częściej demolują pociągi, skiniganiają po mieście punków, a przywódcy kanapowych partyjek głoszą hasłao „interesach narodowych" (cokolwiek by to miało znaczyć), ale w żaden sposóbnie świadczy to o groźbie recydywy faszyzmu.Nie przeszkadza to antyfaszystom rozgłaszać alarmów o narastającej fali ksenofobii,szowinizmu, neofaszyzmu itp. W końcu Zgliczyński pisał, że do funkcjonowaniatakich grup niezbędne jest istnienie wroga. I jak faszyści węszyli wszędzie żydowskiespiski, tak i antyfaszyści nie mogą być gorsi. Myliłby się ktoś sądząc,że tylko faszyści widzą dookoła zagrożenie, myliłby się także, gdyby wyłącznieim przypisywał skłonność do spiskowej obsesji. W numerze ósmym „NW"możemy przeczytać przedruk artykułu z pisma „Searchlight" w opracowaniuMarcina Kornaka. Z tej mrożącej krew w żyłach historii możemy się dowiedzieć,jak to groźni neofaszystowscy terroryści po zabiciu we Włoszech mnóstwaosób (zamach w Bolonii) uciekli do krajów arabskich, a następnie osiedlilisię Wielkiej Brytanii, skąd nie można ich deportować mimo nieustannychwysiłków włoskiego rządu i rodzin pomordowanych, gdyż są oni byłymi brytyjskimiagentami chronionymi przez angielski rząd. Włos się na głowie jeżyczytając o tych faszystowskich knowaniach. Jeśli się jednak zastanowimy nadkilkoma kwestiami, sprawa przestaje wyglądać tak straszliwie. Autor artykułuzastanawia się, kiedy rodziny zabitych w zamachu będą mogły oczekiwać sprawiedliwościze strony władz brytyjskich. A może powinien zapytać, kiedy doczekająsię sprawiedliwości od rządu włoskiego, skoro zamach był inspirowanyprzez włoskie służby specjalne, o czym sam autor w swym tekście wspomina.Wydaje się jednak, że rządy włoski i brytyjski niewiele mogą tu zrobić. Autorstawia retorycznie pytanie: „Czy jest to jeszcze jeden rezultat działań zorganizowanychtajemniczych sił?" Z pewnością!Widzimy więc, że faszystowskie zagrożenie to nie wymysł. Faszyści w parlamencie,faszyści na ulicach, faszyści na stadionach... wszędzie są faszyści. Jakpisze Marcin Kornak, „Złowroga moda na nacjonalizm dociera nawet do środowiskalternatywnych i ekologicznych" (NW nr 11). Zaiste, trzeba być mężnymosobnikiem, aby zachować spokój i zimną krew w obliczu odradzania sięfaszyzmu. Nic dziwnego, że redaktorzy „NW" cierpią na syndrom oblężonejtwierdzy. Jeśli ktoś wytyka im błędy i podważa sensowność takiej działalności,zapewne jest to faszysta, który chce rozbić ruch antyfaszystowski. Jak sami piszą,„Nasze działania są już tak odczuwalne dla faszystów i wszelkiej maściLATO-2000


szowinistów, że próbowali już oczerniać i kompromitować ruch antyfaszystowskiw oczach społeczeństwa (...), dyskredytować nasze działania i nasosobiście w środowiskach wolnościowych na scenie niezależnej, zastraszać,nawet grożąc śmiercią, nas i nasze rodziny, przedstawiać naszych zagranicznychwspółpracowników jako agentów, a nas wszystkich jako fanatyków, ignorantów,świrów, oszołomów, burżujów, komunistów, demoliberałów, trockistów,Żydów, masonów, narkomanów, pederastów i satanistów. To, żepuszczają im nerwy, jest dowodem skuteczności naszych działań" (IS nr 10).Cóż, sądząc po wypowiedzi tej oraz zamieszczonych w dalszej części tekstu,nerwy puszczają chyba komu innemu. Syndrom oblężonej twierdzy jest tak silny,że Marcin Kornak w swej reakcji na krytykę poczynań „NW" (GAA nr 56)jednym tchem wymienia działaczy ruchu anarchistycznego obok BolesławaTejkowskiego i Janusza Bryczkowskiego - wszak wszystko to faszyści pragnącyjednego: zniszczenia dzielnych antyfaszystów. Jest to nader wygodny sposóbna odparcie wszelkiej krytyki - nie trzeba polemizować z żadnymi zarzutami, leczwystarczy tych, którzy je stawiają, uznać za faszystów.Natomiast najbardziej dobitnym przykładem na ogromne wpływy faszystóww Polsce jest społeczna reakcja na poczynania „NW". Co prawda Kornakwspomina o tysiącach listów od czytelników (G nr 13), ale później dodaje:„Nie udało nam się uzyskać stabilizacji finansowej. Tojest też trochę smutne, że organizacja tak niewielka, o takniewielkich, w sumie, potrzebach finansowych nie spotkałasię do tej pory ze społecznym poparciem zapewniającymniezbędne minimum finansowe." Trudno się temudziwić: faszyści w parlamencie, faszyści na ulicach, faszyści na stadionach...więc społeczeństwo też sfaszyzowane i skąpi grosza na antyfaszyzm. Obojętnośćna faszyzm charakteryzuje też wykonawców muzyki, nad czym ubolewaMarcin Kornak w numerze jedenastym „NW". Co za straszny kraj ta Polska,nawet muzycy nie chcą się włączyć w tworzenie antyfaszystowskiego agit-propu.To naprawdę dziwne, że nasi dzielni antyfaszyści wytrwali na swych pozycjachmimo tylu przeszkód. Gdy jednak uświadomimy sobie, że na zwalczaniufaszyzmu opiera się kariera publicystyczna i naukowa Rafała Pankowskiego,a dla Kornaka jest to jedyna szansa zaistnienia w obiegu publicznym na szersząskalę, przestanie nas to dziwić. Przestaną nas dziwić także metody stosowaneprzez antyfaszystów, o których będzie mowa później.266<strong>FRONDA</strong> 19/20


Ciekawym zjawiskiem jest także szczególny rodzaj działalności „NW", czylizwalczanie faszystów (nie mylić ze zwalczaniem faszyzmu, choćby i urojonego). Choć redaktorzy „NW" na łamach pisma i w dokumentach programowychStowarzyszenia „Nigdy Więcej!" głosili niejednokrotnie, że celem ich działalnościjest sprzeciw wobec „odradzającego się rasizmu, neofaszyzmu i szowinizmunarodowego", to analiza ich postaw świadczy, że na zwalczaniu faszyzmusię nie kończy. Okazuje się bowiem, że nie tylko głoszenie faszyzmu jest naganne.Naganne jest także samo bycie faszystą, nawet jeśli nic złego z tego nie wynika.Jeśli więc „NW" uzna kogoś za faszystę, wtedy wszelkie jego poczynania,nawet nie związane w jakikolwiek sposób z szerzeniem faszyzmu, zostaną napiętnowane.I tak oto w Katalogu wypadków - który, jak pamiętamy, dotyczyw większości incydentów bardzo poważnych - z numeru piątego możemy znaleźćinformację, że lider Prawicy Narodowej, doktor nauk historycznychKrzysztof Kawecki, wziął udział w telewizyjnym programie poświęconym rewolucjipaździernikowej. Zatem zbrodnią Kaweckiego (i Szczepana Żaryna,który zaprosił „faszystę" do swego programu) jest sam fakt omawiania w telewizjiwydarzenia historycznego nie związanego w żaden sposób z faszyzmem.A przecież Żaryn mógł zaprosić Pankowskiego albo Kornaka, wybitnych specjalistówod wszystkiego! Podobnie rzecz się ma w przypadku zatrudnieniaw olsztyńskim urzędzie wojewódzkim członka jednej z organizacji skrajnieprawicowych (NW nr 8). Nic nie wskazuje na to, aby sam fakt podjęcia przezniego pracy na tym stanowisku mógł się w jakimś stopniu przyczynić do wzrostufaszystowskiego zagrożenia w Polsce, nie przeszkadza to jednak redakcji„NW" poświęcać temu wydarzeniu sporo miejsca.Identyczny przypadek znaleźć możemy w numerze dziesiątym, gdzie jedenz autorów ubolewa nad zatrudnieniem wspomnianego już Kaweckiego w MinisterstwieEdukacji. Autor artykułu poświęconego temu wydarzeniu pisze w alarmującymtonie, że skandalem jest, by Kawecki, jako osoba będąca na bakierz podstawowymi aktami prawnymi, pracował w ministerstwie (owo łamanieprawa ma polegać na przewodzeniu partii „o charakterze faszystowskim i szowinistycznym"- jednak o tym, co jest niezgodne z prawem w cywilizowanym krajuorzeka sąd, a za samowolne ferowanie i upublicznianie wyroków można sięznaleźć na ławie oskarżonych). Pisze również, że skandalem jest, iż człowiekz takimi poglądami „ma spory wpływ na to, czego i jak uczą się nasze dziecii młodzież", choć w świetie przytoczonej kilka wersów wcześniej informacjiLATO-2000267


o stanowisku zajmowanym przez Kaweckiego (szef doradców politycznych tegoresortu) twierdzenie takie jest po prostu bzdurne. W tym samym numerzeten sam autor pisze o podobnym przypadku. Tym razem chodzi o KrzysztofaNyczaja, działacza Młodzieży Wszechpolskiej z Wrocławia, którego zatrudnionojako rzecznika Mazowieckiej Kasy Chorych. I znowu mamy tu do czynieniaz istnym horrorem, bo jak to może być żeby publicznymi pieniędzmi zarządzałfaszysta (co innego jeśli to prawdziwi i mianowanifaszyści ze swych podatków finansują poczynaniaantyfaszystów albo wydawnictwa publikująceantyfaszystowskie rozprawy Pankowskiego). I znowuautor w dramatycznym tonie pyta, jakimi to kompetencjamicharakteryzuje się Nyczaj, skoro objął tak poważne stanowisko,choć kilka wersów wcześniej podawał, że jest on absolwentem Akademii Ekonomicznej,studentem handlu zagranicznego, byłym pracownikiem banku, absolwentemkursu dla członków rad nadzorczych. Nie jestem co prawda specjalistąw tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że są to wystarczające kompetencje dozarządzania publicznymi pieniędzmi.Taki sposób rozumowania redakcja „NW" prezentuje nie tylko wobecobecnych faszystów, ale i wobec postaci z przeszłości. I tak zdaniem MarcinaKornaka należy „piętnować publikowanie jakichś dziwnych treści odwołującychsię do poglądów i postaci znanych ze swoich skrajnie szowinistycznych -czy wręcz uznanych za faszystowskie - poglądów. Kiedy np. z przedwojennegopolskiego faszysty robi się promotora idei ekologizmu w Polsce (...) to my niemożemy się na to zgodzić. Ponieważ jest to wpuszczanie w normalny obiegdyskusji politycznej, poglądów, które naszym zdaniem - muszą się znaleźć pozatym obrębem. Jesteśmy zdania, że wobec pewnych rzeczy, pewnych idei,pewnych ludzi, i ich dorobku, powinno funkcjonować tabu. Me można dawać platformydo głoszenia poglądów, które są odpowiedzialne za niewiarygodne zbrodnie" (Gnr 13; podkreślenie R.O.). Niżej podpisany swego czasu popełnił tekst będącypunktem odniesienia Kornaka, więc akurat tę sprawę zna dobrze. W artykuleprezentującym ekologiczny aspekt dorobku Adama Doboszyńskiego celowo pominąłemjego poglądy polityczne, by nie dawać antyfaszystom podstaw do stawianiazarzutów, jakobym pod płaszczykiem ekologii promował „faszyzm".Okazuje się jednak, że samo przedstawianie jakichkolwiek (nawet najdalszychod faszyzmu) poglądów osób uznanych za faszystów jest karygodne. Zgodnie268<strong>FRONDA</strong> 19/20


z logiką zaprezentowaną przez Kornaka promowanie rolnictwaorganicznego czy odnawialnych źródeł energii jest więc odpowiedzialne zaniewiarygodne zbrodnie. Gdyby Edison byt faszystą, Kornak zapewnesiedziałby wieczorami przy świeczce...Zaiste, sposób myślenia godny hitlerowców: nieważne co zrobił, czy postąważne,że Doboszyński jako jeden z pierwszych promował w Polsce ekologicz­pił dobrze, czy źle, czy ma jakieś zalety lub wady - ważne, że jest Żydem. I nienerozwiązania - skoro był „faszystą", to znaczy, że nic dobrego nie mógłzrobić i należy zapomnieć o jego dokonaniach na polu ekologii, bo pisząc0 nich można przyłożyć rękę do odrodzenia się faszyzmu. Faszyści nie mogąwięc pracować w administracji rządowej, nawet jeśli mają odpowiednie kompetencje,nie są też w stanie (zapewne są do tego genetycznie niezdolni) dokonaćniczego dobrego na pozapolitycznym polu. A może by tak wprowadzić jakieśustawy zakazujące zatrudniania faszystów, ich udziału w życiupublicznym, a nawet mieszanych małżeństw faszystów ze zdrowymi i normalnymiczłonkami społeczeństwa? Sądzę, że dobrym wzorcem przy konstruowaniutakiego rozwiązania prawnego mogłyby stać się Ustawy Norymberskie,znane zapewne każdemu antyfaszyście na pamięć...Marcin Kornak pyta: „Bo kto normalny chce leczyć ból głowy gilotyną?!" (Pnr 13). No właśnie, kto normalny chce wprowadzić regularną cenzurę i jawnietotalitarne przepisy prawne, żeby zwalczać niezwykle groźne bandy skinów, kibicówczy pięcioosobowe partyjki? Kto normalny w imię walki z urojonym zagrożeniemfaszystowskim używa metod żywcem wyjętych z arsenału tychże faszystów?No kto? Obrońcy demokracji!Obrońcy demokracji, czyli wolność nie dla wszystkichW imię czego antyfaszyści walczą z faszyzmem? W tej kwestii istnieją pewnerozbieżności. Marcin Kornak stwierdza: „Jestem antyfaszystą gdyż tak dyktujemi sumienie" (P nr 11), a w innym miejscu dodaje: „Mój (nasz) antyfaszyzmjest postawą broniącą istoty człowieczeństwa, poszanowania godności ludzkiej1 miłości bliźniego" (MP nr 63-64). Trudno jednak poważnie traktować takiesłowa. Gdyby bowiem sumienie Kornaka było tak wrażliwe na to,co ze sobą niesie faszyzm, wtedy sam nie zachowywałby się wielokrotniejak owi faszyści. Ktoś, kto kłamie, stosujeLATO-2000


zasadę zbiorowej odpowiedzialności, oczernia ludzi i odmawiaim prawa do obrony, obrzuca innych najgorszymi obelgami - po prostunie ma moralnego prawa opowiadać czegokolwiek pozytywnego o własnymsumieniu. Możemy więc uznać słowa Kornaka za efektowny ozdobnik jegotekstu, a rzeczywistych przyczyn antyfaszyzmu musimy szukać gdzie indziej.Nasze wątpliwości rozwiewa Jerzy Czech, który w numerze ósmym zarzuca redaktorom„FRONDY", że demokracja nie jest dla nich wartością najważniejszą. Antyfaszyściwalczą więc z faszyzmem w imię obrony demokracji.Jest to jednak demokracja specyficznie pojmowana. Jeśli bowiem przyjrzymysię rozwiązaniom funkcjonującym w Stanach Zjednoczonych, uznawanychprzez miłośników demokracji za model wzorcowy (przyjmijmy na potrzebytekstu, iż rzeczywiście tak jest), łatwo dostrzeżemy, że w kraju tym nie jest zakazanadziałalność ugrupowań politycznych uznanych za faszystowskie lub komunistyczne,nie zamyka się w więzieniach za „kłamstwo oświęcimskie", niezabrania się publicznego głoszenia jakichkolwiek treści itp. Czytając wypowiedziredaktorów „NW" dotyczące sposobów walki z faszyzmem rzeczywistymi urojonym, można by się spodziewać, że w USA po demokracji i prawach człowiekanie zostało ani śladu, gdyż na ich straży nie stały przepisy ograniczającewolność słowa (głoszenie poglądów faszystowskich), swobodę zrzeszania i organizowaniasię (działalność ugrupowań faszystowskich), swobodę badań naukowych(dociekań o holocauście) itp. Można wnioskować, że Stany Zjednoczoneto kraj totalnie sfaszyzowany. Tymczasem demokracja w Ameryce ma sięzdaniem jej apologetów na tyle dobrze, że model amerykański promuje się nacałym świecie jako najdoskonalsze rozwiązanie ustrojowe. Nie sposób się dziwić,że demokracja w Ameryce trwa jednak w dobrej kondycji, skoro zamiastkarania za „przestępstwa" bez ofiar surowo karze się tam rzeczywiste przestępstwa,czyli wszelkie akty przemocy. I tak się jakoś dziwnie składa, że mimowydawania w USA pism faszystowskich, swobodnego głoszenia „kłamstwoświęcimskich", działalności ugrupowań nazistowskich itp., kraj ten nie przekształciłsię do tej pory w jeden wielki obóz koncentracyjny i nic nie wskazuje,by tak się miało stać w dającej się przewidzieć przyszłości.Okazuje się jednak, że nie o taką demokrację chodzi antyfaszystom. Nietrudnosię zorientować dlaczego. Gdyby rzeczywiście groźne przejawy faszyzmu(przemoc) zwalczała skutecznie policja i sądy, zaś nieszkodliwe mogłyby funkcjonowaćw obiegu publicznym bez przeszkód, mogłoby się okazać, po pierw-270 <strong>FRONDA</strong> 19/20


sze, że skala tego faszyzmu jest minimalna (bo w USA, mimo swobodnej propagandyfaszyzmu, nie sposób dostrzec akceptacji takich idei przez znaczącączęść społeczeństwa - i bez zamordystycznych rozwiązań prawnych pozostająone na marginesie), a po drugie, że większość społeczeństwa wcale nie uważaza faszyzm tego, co ideolodzy antyfaszyzmu próbują jako taki przedstawić.W efekcie zapotrzebowanie na antyfaszyzm drastycznie by spadło...Demokracja w wydaniu antyfaszystowskim miałaby się zasadzać na słynnymjakobińskim haśle „Nie ma wolności dla wrogów wolności". Zatem organizacje,pisma, poglądy itp., które zostaną uznane za faszystowskie, nie mają racjibytu w życiu publicznym. Antyfaszyści nie podają jednak, jakie powinny byćkryteria, na podstawie których dane zjawisko należałoby uznać za faszystowskie i na mocytego poddać ograniczeniom. A jeśli już to robią (jak Pankowski w swej książce),są one tak nieprecyzyjne, że mogą obejmować właściwie wszystkie opcje polityczne,poglądy i rodzaje działalności. Nie precyzują także, kto miałby orzekać o tym, czydane zjawisko jest już faszyzmem. Powołują się co prawda na przepisy prawne,czyli na wymiar sprawiedliwości, jednak w każdym numerze „NW" możemyznaleźć samowolnie ferowane wyroki tego typu (nie wspominającjuż o częstych sugestiach, że daną osobą czy organizacją powiniensię zająć sąd). Możemy zatem bez trudu wyobrazić sobie, jak takademokracja miałaby wyglądać w praktyce. Ktoś uznany przez antyfaszystówza faszystę nie miałby szans się bronić, byłby pozbawiony możliwościudziału w życiu publicznym, nie mógłby głosić swoich poglądów itd. Za faszystowskiemożna byłoby uznać dowolne poglądy, które nie podobają się antyfaszystom (albo osoby,które z jakichś powodów nie podobają się im samym).Jak wygląda wolność według antyfaszystów możemy się dowiedzieć z jedenastegonumeru „NW", gdzie mamy opisaną sprawę procesu sądowego, wytoczonegoKornakowi przez Tomasza Szczepańskiego po tym, jak nazwano gokonstruktorem „antysemickiej i szowinistycznej formacji politycznej" i odmówionozamieszczenia sprostowania jego autorstwa. Teraz „NW" żali się, żeSzczepański pozwał ich do sądu, na szczęście jednak w ich obronie stanęłoCentrum Monitorowania Wolności Prasy. Jak stwierdza anonimowy autor notki,„To paradoks, że ludzie głoszący nienawiść narodową i rasową działają dziśw Polsce swobodnie, zaś ci, którzy przeciwstawiają się szowinizmowi, są ciąganipo sądach". Rozumiem oczywiście, że redakcja wolałaby, żeby na łamachswego pisma mogła swobodnie oczerniać dowolnie wybrane osoby, kłamaćLATO-2000271


i dopuszczać się chamskich ataków, a na straży tego procederu stało CentrumMonitorowania Wolności Prasy, zaś atakowani nie mieli prawa do obrony. Naszczęście żyjemy jeszcze w cywilizowanym kraju, nie zaś w ZSRR czy TrzeciejRzeszy, gdzie takie praktyki były na porządku dziennym. Ciekaw jestem zresztą,co robi Centrum Monitorowania Wolności Prasy, gdy „NW" dopuszcza się atakówna inne tytuły prasowe i postuluje wprowadzenie zakazów ograniczającychwolność prasy. O przepraszam, przecież dla „faszystów" nie ma wolności... Bardzointeresujący przykład rozumienia wolności słowa przez antyfaszystów mamytakże w numerze szóstym, gdzie redakcja ubolewa nad wygłoszeniem przezMarka Głogoczowskiego referatu na kongresie Federacji Zielonych. A przecież,jak stwierdzają redaktorzy „NW", „w wolnym kraju nikt niezmusza FZ do dawania platformy antysemitom, a Głogoczowskimoże sobie założyć własną organizację i przemawiać dowoli na jej zjazdach..." To prawda, ale w wolnym kraju ta samaFZ ma prawo zapraszać na swoje kongresy kogo chce, Głogoczowskima prawo przemawiać o czym chce, uczestnicy spotkania mają prawosłuchać czego chcą (a jeśli nie chcą słuchać akurat Głogoczowskiego, to mogąsobie odpuścić jego wystąpienie). Poza tym, gdyby Głogoczowski - jak radziredakcja „NW" - założył sobie własną organizację, to wtedy to samo „NW" anichybi rozpętałoby kampanię w sprawie jej delegalizacji jako antysemickiej. Noi taka to byłaby wolność w wolnym kraju...Gdyby wprowadzić w życie pomysły antyfaszystów i zastosować ich zasadę,że nie ma wolności dla tych, których oni sami za wrogów wolności uznają,to w takiej np. Francji po delegalizacji Frontu Narodowego (ok. 15-20 procentpoparcia w wyborach) i Francuskiej Partii Komunistycznej (ok. 10 procent)jedna trzecia społeczeństwa straciłaby jakikolwiek wpływ na rzeczywistość polityczną.Gdyby w miarę rozszerzania się wpływów antyfaszystów delegalizowaćbardziej umiarkowane ugrupowania, to wkrótce mogłoby się okazać, żeowszem, jest to demokracja, ale z takim mniej więcej udziałem ludu we władzy,jak w Trzeciej Rzeszy czy w „demokracjach ludowych", podporządkowanychrządzącej klice komunistycznej. W numerze czwartym „NW" w przedrukowanymz „Searchlighta" (bez komentarza redakcji) artykule Żadnej platformydla faszystów możemy przeczytać: „Faszyści będą manipulowali argumentamio wolności słowa, ale rzeczywistość jest taka, że mile powitają każdą okazję doodebrania jej milionom ludzi". Być może tak jest rzeczywiście, ale nie sposób272<strong>FRONDA</strong> 19/20


z góry zakładać, że jest to prawda. Równie dobrze można bowiemstwierdzić, że to antyfaszyści chętnie manipulują sloganamio obronie podstawowych swobód obywatelskich,choć w rzeczywistości milepowitaliby odebranie ich milionomludzi (wyborcy Frontu Narodowegosą liczeni właśnie w milionach).W każdym normalnym kraju cywilizacji zachodniej obowiązuje w sądownictwiereguła domniemanej niewinności osoby podejrzanej. Dopóki nie udowodnisię jej, że w praktyce popełniła przestępstwo lub miała na pewno przestępczezamiary, jest ona niewinna. Natomiast antyfaszyści z góry zakładają, żektoś jest winny i ma zbrodnicze zamiary - jest to postępowanie identyczne jakwobec Żydów w Trzeciej Rzeszy i „wrogów klasowych" w ZSRR. Dlatego środowiskauznane przez nich za faszystowskie już z założenia nie mogą normalniefunkcjonować. Przykładowo w numerze dziesiątym, opisując wizytę Finiegow Oświęcimiu, autor tekstu pisze, że mimo iż Fini wielokrotnie powstrzymywałneofaszystów od aktów przemocy, potępił rasistowskie ustawy Mussoliniegoi zagładę Żydów, głosi akceptację reguł demokratycznych itp. - to nie robi tegoszczerze. Zdaniem autora tekstu jest to po prostu sprytny kamuflaż, mający nacelu zjednanie sobie przychylności opinii publicznej. Być może jest tak w rzeczywistości,ale jak to sprawdzić? Jeśli z góry założymy, że deklaracje Finiegonie są szczere, to w podobny sposób możemy stwierdzić wobec każdej innej postaci.Nawet jeśli wobec osób wywodzących się ze środowisk skrajnie prawicowychi lewicowych należałoby zachować większą ostrożność, nie zmienia to faktu,że nie można z góry wykluczać ich rzeczywistej metamorfozy i porzuceniadawnych ideałów. Dobra pamięć i podejrzliwość to cechy potrzebne, jednak ichpowszechne stosowanie nie wszystkim byłoby na rękę...O ile jednak w przypadku Finiego możemy sądzić, że jego deklaracje skierowanedo szerokiej publiczności wyczulonej na przejawy faszyzmu są po prostuzgodne z panującą koniunkturą, zaś on sam demokracji i jej reguł w głębiduszy nie cierpi, o tyle w innych przypadkach sprawa nie jest już taka prosta.Co bowiem zrobić np. z francuskim zespołem Fraction Hexagone (któregoczłonkowie są działaczami Frontu Narodowego) głoszącym w wywiadzie dlapisma „Narodowa Scena Rockowa" (a więc pisma skierowanego do ludzi, którymto, co „NW" określa mianem faszyzmu nie przeszkadza i przed którymiLATO-2000273


Francuzi nie muszą niczego udawać): „Marzymy o (...) Europie Stu Flag, gdziereżim demokracji parlamentarnej, który służy za legitymację dyktaturze partiii lobbies, ustąpi miejsca demokracji bezpośredniej, gwarancji wolności ludów"?Ewentualne prześladowania tego zespołu w imię zwalczania faszyzmu byłybywięc po prostu walką dwóch różnych frakcji miłośników demokracji: opowiadającychsię za demokracją parlamentarną i zwolenników demokracji bezpośredniej.Co to ma z antyfaszyzmem wspólnego, trudno powiedzieć... Jak miałabywyglądać wolność i demokracja według antyfaszystów, możemy siędowiedzieć z numeru siódmego „NW", w którym Jarosław Hebel wzywa dodelegalizacji pisma „Trygław" dlatego, że zamieszcza ono reprodukcję rzeźbyStanisława Szukalskiego przedstawiającą Józefa Piłsudskiego. Zdaniem Heblarzeźba jest „zdecydowanie utrzymana w stylu sztuki faszyzującej". Kierując siętą logiką można wzywać do delegalizacji encyklopedii sztuki współczesnej, katalogówwystaw itp. Żeby zaś było wszystko jasne, to żaden z poważnych krytykównie twierdzi, że styl rzeźbiarstwa Szukalskiego miał coś wspólnego zestylem faszystowskim.Obrońcy demokracji nie potrafią odpowiedzieć na podstawowe pytanie: cozrobić, jeśli ów lud, mający sprawować władzę, życzyłby sobie, żeby reprezentowały gow parlamencie osoby uznane za faszystów? Co zrobić w sytuacji, gdyby wartości i postawyreprezentowane przez środowiska uznane przez antyfaszystów za faszystowskie,cieszyły się poparciem znacznej większości społeczeństwa? Jeśli zdelegalizujesię takie formacje polityczne i zakaże głoszenia takich poglądów, niebędzie to miało nic wspólnego z demokracją, czyli władzą większości - ludu. A jeśli niezdąży się zdelegalizować i w demokratycznych wyborach lud w swej większościopowie się za realnymi czy mianowanymi faszystami? Pozostaje wtedy już tylko,jak w słynnym wierszu Brechta o nieodpowiedzialnym narodzie, zmienić takilud na inny - tylko jak to zrobić? Eksterminować? Wysłać na jakąś wyspę (Madagaskar?)?Poddać totalnej kontroli i praniu mózgów? A może pomanipulowaćw genach, by nie rodziły się osobniki o faszystowskich poglądach?Okazuje się więc, że demokracja i swobody obywatelskie są dobre, jeśli nie służąfaszystom. Biorąc jednak pod uwagę to, że dla antyfaszystów faszystą może sięstać każdy (wspominałem już o braku jasnych kryteriów, nie sprecyzowaniukto ma wydawać wyroki, pozbawieniu prawa oskarżonego do obrony itp.), niemamy żadnej pewności, iż udziału w antyfaszystowskiej demokracji i swobód obywatelskichnie zostaną pozbawione równie liczne zbiorowości, jak w ZSRR czy Trzeciej Rze-274<strong>FRONDA</strong> 19/20


szy. I może po prostu o to właśnie chodzi:o sprawowanie absolutnej władzy przezśrodowiska zwące się antyfaszystowskimi(oczywiście nie tylko z „NW" - chłopaki są jeszcze młode i narazie będą się zajmować przygotowaniem gruntu dla starszychkolegów, choćby z antyfaszystowskiej Unii Wolności), którewszystkich swoich przeciwników i konkurentów będą eliminować podhasłami walki z faszyzmem i obrony demokracji. Przyglądając się metodomstosowanym przez „NW" takie skojarzenia z totalitaryzmem nie sąbynajmniej nieuprawnione.Faszyści do gazu, czyli kultura niekoniecznie pełnaW piątym numerze „Nigdy Więcej!" Michał Warchala omawiając pismo„Szczerbiec" napisał: „W atakach na inne gazety «Szczerbiec» posługuje siębrutalną frazeologią, która bliska jest slangowi stosowanemu np. przez propagandękomunistyczną czy hitlerowską. Mamy więc «pismaków», «ujadaczy»,«sprzedajne szmatławce na żołdzie masonerii, neokomuny, związków przestępczychi wrogich Polsce ośrodków żydowskich». Do ulubionych należą teżtakie określenia, jak «demoliberalne publikatory* czy «prasa polskojęzyczna*.Inwencja publicystów «Szczerbca», jeśli chodzi o tworzenie inwektyw, jest doprawdyniewyczerpana - częste są, mające zdyskredytować przeciwnika, zbitkisłowne w rodzaju «żydowsko-masońska pseudodemokracja», «antychrześcijańskipseudonacjonalizm», «socjalkapitalizm» itp." Nie wdając się w ocenę słownictwa„Szczerbca" i przyjmując za „NW", że jest ono brutalne i pełne określeńpodobnych do występujących w prasie faszystowskiej i komunistycznej,przyjrzyjmy się językowi używanemu przez twórców „NW". Wnioski z takiejanalizy sprawiają wrażenie, że ani chybi „Szczerbiec" jest obiektem ich fascynacjii inspiracją w tworzeniu pisma. Wystarczy porównać. Oto określenia używaneprzez „antyfaszystów" w celu opisania działań i postaw tych, których onisami za faszystów uznają: „bydlak" (NW nr 2), „pseudoekologia" (j.w.), „zatęchłai obskurancka tradycja" (NW nr 3), „bredzą coś" (j.w.), „chora psychikaniektórych społeczeństw" (NW nr 4 - warto zauważyć, że taka sugestia nosiwszelkie znamiona propagowania nietolerancji narodowościowej), „neofaszystapróbujący zawłaszczyć nasze polskie tradycje" (NW nr 5), „zwykła, prymitywnaLATO-2000275


nienawiść do «obcych»" (j.w), „zoologiczni antysemici"(j.w; NW nr 7), „paranoiczna ideologia" (j.w.), osobnicy, którymautor „skłonny jest zalecić konsultację psychiatryczną" (j.w.),„pseudonaukowe prace" (j.w), „pseudohistoryk" (j.w.; GW), „zloty fanatycznychantysemitów i rasistów" (NW nr 6), „książki-paszkwile" (j.w.),„chore poglądy" (NW nr 7), „wyciągnięta z niebytu kolejna kreatura" (j.w.),„plugawe brednie" (j.w.), „tłusta klucha" (j.w.), „półświatek" (j.w.), „galeriapotworów" (j.w), „aberracja szczególnie perfidna" (j.w.), „ideologia nienawiści"(j.w.), „umysłowa dewiacja" (j.w.), „jastrzębie Rydzyka" (NW nr 8), „manifestomaniacy"(j.w.), „masowa paranoja" (j.w), „leciwy fan - club o. Rydzyka"(j.w.), „emerytowany fan - club o. Rydzyka" (j.w), „neofaszystowski«naukowiec»" (j- w -)> „pracowity antysemita" (j.w), „obsesyjna publicystyka"(j.w.), „znany tropiciel masonów" (j.w.), „farbowani nibypatrioci" (j.w), „typyspod najciemniejszej gwiazdy" (j.w.), „mętne tłumaczenia" (NW nr 9), „nadęte«ekologiczne» wypociny" (j.w), „koleś" (j.w.), „pieszczoch włoskiego neofaszyzmu"(NW nr 10), „niezniszczalny polski kołtun i dulszczyzna, w swej całejdusznej, świętoszkowatej «krasie»" (j.w.), „rasistowski szmatławiec" (j.w.),„szarlatani" (j.w), „wulgarna manipulacja narodową martyrologią" (j.w.), „neonazistowskipseudohistoryk" (j.w.), „niebezpieczny fanatyk" (j.w.), „pseudohistorycznebajdurzenia" (j.w), „manifesty ziejące nienawiścią" (j.w.), „(pseudo)filozoficzne refleksje" (j.w.), „wioskowy głupek" (j.w), „faszystowskifanatyk i przestępca" (NW nr 11), „rasistowski parteitag" (j.w), „zbiór wypocin"(j.w.), „pucołowaty fuhrer" (j-w.), „tym podobne ble, ble, ble" (GAAnr 56, ZB), „mogą oni zrobić kuku w głowie na całe życie" (j.w.), „lepszy wywabiaczbiałych plam niż Ace" (j.w.), „gówno" (j.w), „faszystowska breja" (Pnr 13), „paszkwilo-donos" (j.w.), „ideologiczne szambo" (j.w.), „chora fascynacja"(j.w.), „faszyzoidalne brednie" (j.w.), „byłby idealnym rzecznikiem prasowymKu Klux Klanu, gdyby był to szpital [sic! - R.O.] katolicki" (P nr 10),„neofaszystowska gadzinówka" (P nr 11), „cymbały" (G nr 13), „szarlatani"(GW). Nie są to bynajmniej wszystkie przykłady wyszukanego i łagodnegosłownictwa, które ma odróżniać „NW" od „Szczerbca", gdyż wybrałem tylkote, które nie dotyczą neonazistowskich gangów, bojówek, pseudokibicówi tych osób, których działalność nie zasługuje na łagodne określenia, pominąłemtakże inwektywy zawarte w artykułach przedrukowanych przez „NW".Warto pamiętać, czytając te określenia, o stwierdzeniu redaktora naczelnego276<strong>FRONDA</strong> 19/20


„NW" - Marcina Kornaka, który napisał: „Historiauczyła ludzi już tysiąc razy, za każdym razem boleśniej,że na początku zabija słowo..." (Pnr 13). Czyżby Kornakbył potencjalnym mordercą? W innym miejscu ten sam autornapisał: „Narastający potok plugastwa coraz rzadziej jużhamuje autorefleksja, zdrowy rozsądek, dobry smak, podstawowemaniery czy zwyczajny wstyd. Dziś właściwie nie ma zbyt śmierdzącegogówna do rzucania nim w bliźniego, tylko dlatego, że jest przeciwnikiem" (Pnr 10). Czytając „Nigdy Więcej!" nie sposób się nie zgodzić z tą opinią.W numerze dziesiątym „NW" Marcin Kornak napisał: „Dziś wydajemy gazetęna europejskim poziomie i naprawdę nie mamy się czego wstydzić". Niewiem jakie gazety wyznaczają kanon europejskości w rozumieniu Kornaka, alebiorąc pod uwagę słownictwo używane przez redaktorów „NW" sądzę, że ichpismo może się równać z takimi tuzami, jak „Vólkischer Beobachter" (organNSDAP) czy sowiecka „Prawda" z najczarniejszego okresu obu reżimów. JarosławHebel w numerze dziesiątym „NW", komentując prowadzoną przez RafałaZiemkiewicza audycję radiową poświęconą antyfaszyzmowi, z oburzeniemnapisał: „Redaktor Ziemkiewicz (...) nie pierwszy już raz biernie przysłuchiwałsię rzucaniu przez radiosłuchaczy inwektyw pod adresem nielubianychprzezeń osób". Nie wdając się w ocenę działalności Ziemkiewicza i przyjmującza Heblem, że istotnie zachowuje się on w ten sposób, warto zauważyć, iż redaktor„NW" Marcin Kornak nie tylko wielokrotnie tolerował w swoim piśmierzucanie inwektyw pod adresem nie lubianych przez siebie osób, ale i samw rzucaniu tychże inwektyw przodował (wśród wyżej wymienionych wiele, naogół tych najbardziej chamskich, jest autorstwa Kornaka).W numerze siódmym „NW" prowadzący rubrykę Katalog wypadków - krajMarcin Kornak napisał: „Rzeszów. 29 marca po mszy w kościele farnym okołostu neofaszystów przemaszerowało ulicami miasta krzycząc: «Precz z żydowskąokupacją*, «Polska rzecz - Żydzi precz» i «Chcemy katolika, a nie heretyka*.Gdzie w tych hasłach miłość bliźniego, nie wiadomo." Nie wdając się w rozważaniao hasłach wykrzykiwanych przez rzeszowskich manifestantów i przyjmującza Kornakiem, że pełne są one nienawiści, zapytajmy jednak, gdzie jest miłośćbliźniego w artykułach i wypowiedziach redaktorów „Nigdy Więcej!"?A może po prostu faszyści realni i mianowani nie zasługują na miłość bliźniego?Wszak nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji (o czym pisałem wcześniej),LATO-2000277


więc ci, którzy zdaniem redakcji „NW" głoszą hasła faszystowskie (nie zapominajmy,że dla tego towarzystwa faszyzmem jest bardzo szerokie spektrum poglądów,nawet takich, które są całkiem odmienne od głoszonych przez faszystówhistorycznych) nie zasługują na miłość bliźniego - po prostu są podludźmi.Dlatego jakiekolwiek zasady etyczne nie obowiązują w szczytnym dziele zwalczaniafaszyzmu. A więc faszyści do gazu?Kto wie... Marcin Kornak stwierdza: „Faszyści znowu szykują rzeź, my(antyfaszyści) chcemy im to utrudnić wszelkimi sposobami" (MP nr 63-64;podkreślenie R.O.). Co prawda żadnych poważnych oznak zbliżającej się rzezinie widać, ale nie zaszkodzi prewencyjnie zastosować wszelkichmożliwych środków wobec faszystów realnych i urojonych.Czytając zamieszczone w „NW" listy od czytelników (wydrukowanebez żadnego komentarza redakcji), mamy wrażenie, że niemożna wykluczyć niczego. Jeden z nich pisze w numerze piątym: „Jeślinie damy faszystom żadnej platformy działania, żadnych spotkań, demonstracji,rozdawania ulotek, itd., to wtedy odetniemy ich od źródła potencjalnychsympatyków - a więc osiągniemy cel: rozpad ich ugrupowań. Onimuszą wiedzieć, że gdziekolwiek się ruszą, MY ich powstrzymamy, że każdaich manifestacja będzie rozbita, każde spotkanie atakowane. Każda partia powinnasobie uświadomić, że współpraca z nacjonalistami i faszystami zakończysię dla nich wybitymi szybami i osprajowanymi murami... Może wtedy udanam się powstrzymać brunatną zarazę. Obecne czasy i gwałtowny rozwój neofaszyzmuwymuszają na nas takie metody, bo inaczej pewnego dnia obudzimysię wśród dymiących kominów obozów koncentracyjnych. Powyższe metodysą z powodzeniem stosowane w Anglii, Niemczech, Szkocji i innych krajach.Myślę, że czas i na nas." Wtóruje mu w numerze szóstym inny czytelnik:„Przyczyną tego [zaprzestania przez "faszystów,, napadów na koncerty i demonstracje]na pewno nie jest ulotka antynazistowska (...), lecz bezpośrednieataki na ich miejsca spotkań, ataki na ulicy, rozbijanie demonstracji (legalnych!).Wtedy oni zaczną się bać, a przecież są tylko ludźmi i strach też ich dosięga(...). Wywalczmy swoje ulice, wtedy nie będzie problemów w stylu podpaleńsynagog, niszczenia żydowskich cmentarzy ani pobić." Identyczniebrzmiały nawoływania nazistowskich bojówkarzy do pogromów, tylko że „faszystów"i „nacjonalistów" zastępowali tam „Żydzi" i „komuniści". Wtedy też wybijanie szyb(Noc Kryształowa), malowanie na murach haseł (antysemickich), atakowanie manife-278<strong>FRONDA</strong> 19/20


stacji (komunistycznych), „wywalczanie ulic" itp. miały uchronić przed ostatecznymzłem. Wtedy było nim „zdobycie przez Żydów władzy nad światem", dziś jest to „przejęciewładzy przez faszystów". Historia zatoczyła koło, Hitler przewraca się w grobieze śmiechu...W numerze szóstym „NW" Radek Zenderowski ubolewa: „Najbardziej(...) rozgoryczające jest to, że słuszny skądinąd sprzeciw wobec chorych formwspółczesnej kultury tak łatwo przeradza się w totalitaryzm, w próbę nie intelektualnego,lecz siłowego, najbardziej prymitywnego przezwyciężenia problemu.Czyżby miało to świadczyć o tym, że nasza kultura nie posiada już zdolnościrewitalizacji, odradzania się?" Choć słowa te dotyczyły metodstosowanych przez faszystów, to obserwacja zachowań i postaw redaktorów„NW" skłania mnie do smutnego wniosku, że na końcowe pytanie Zenderowskiegonależy odpowiedzieć twierdząco...Chłopaki nie kłamią, czyli prawda niekoniecznie pełnaRedaktorzy „NW", jak przystało na ludzi szlachetnych, ceniących wolność,sprzeciwiających się faszyzmowi z pobudek moralnych, są uczciwi i prawdomówni.Rzadko więc sięgają po zwykłe kłamstwa, na ogół zadowalają sięprzedstawieniem częściowej prawdy lub podaniem informacji w taki sposób,że zmienia ona swój wydźwięk. Nie jest to zadanie specjalnie trudne, gdyżwiększość czytelników „NW" to osoby młode, nie posiadające głębokiej wiedzyna podejmowane przez pismo tematy, często wszystkie informacje na danytemat czerpiące właśnie z niego i nie mające z czym tej wiedzy skonfrontować(lub nie chcące tego robić, traktując zawartość „NW" jako prawdęostateczną i niepodważalną). Redaktor naczelny „NW" stwierdza: „My piszemyjedynie o faktach" (G nr 13). Zobaczmy zatem jak wyglądają te fakty.I tak oto Marcin Kornak stwierdza (GAA nr 56), jakoby Rafał Jakubowskinigdy nie był członkiem redakcji „Nigdy Więcej!". Wystarczy jednak otworzyćdrugi numer „NW" i w stopce redakcyjnej przeczytać: „Redakcja w składzie:Marcin Kornak (red. nacz.), Krzysztof Kornak, Rafał Pankowski, Dariusz Paczkowski,Rafał QBA Jakubowski". Oczywiście Kornak informację o Jakubowskimpodaje „gwoli prawdy" - przynajmniej wiadomo, jak Kornak tę prawdę rozumie.Ciekawym przykładem konstruowania takiej swoistej „prawdy"w wydaniu „NW" jest przedstawianie Jean Marie Le Pena jako oso-LATO2000


y kwestionującej zagładę Żydów w czasie II wojny światowej. W drugim numerze„NW" Rafał Pankowski przytacza następujące słowa Le Pena: „Nie twierdzę,że komory gazowe nie istniały. Nie widziałem ich na własne oczy. Nie zajmowałemsię tym zagadnieniem. Myślę, że to tylko szczegół w historii II wojnyświatowej" (podkreślenie R.O.). Choć wypowiedź Le Pena jest kuriozalna, tonie sposób uznać, że neguje on fakt zagłady Żydów. Jeśli już, to bagatelizujeten fakt, ale w końcu Le Pen jest politykiem (a nie historykiem) i Francuzem(a nie Żydem) i chyba nie ma obowiązku uznawania zagłady Żydów za faktnajistotniejszy w historii ludzkości (czytając takie stwierdzenia zaczynam sięzastanawiać, czy już wkrótce do więzienia nie będą zamykać nie tylko za„kłamstwo oświęcimskie", ale i za „bagatelizowanie oświęcimskie"). W komentarzuPankowski stwierdza, że Le Pen „kwestionuje znaczenie zbrodni ludobójstwa,Oświęcimia, holocaustu" (podkreślenie R.O.), a więc nie kwestionujesamego faktu. Nie przeszkadza to Pankowskiemu już w numerzeczwartym „NW" stwierdzić, że Le Pen „zaszokował opinię publiczną kwestionującautentyczność historyczną zagłady Żydów w czasie II wojny światowej"(podkreślenie R.O.). Uważny czytelnik łatwo zauważy, że taki wniosek w świetlewypowiedzi Le Pena jest po prostu nieuprawniony, a stwierdzenie Pankowskiegonieprawdziwe. Jednak na łamach „NW" historia żyje własnym życiemi oto w numerze szóstym Michał Warchala pisze już, że Le Pen jest wręcz „«tubą»negacjonizmu we Francji". Dodaje także: „Lider skrajnie prawicowegoFrontu Narodowego znany jest z publicznego podważania prawdy o masowej eksterminacjiŻydów w Oświęcimiu" (podkreślenie R.O.). Stwierdzenie to w świetleprzytaczanych przez „NW" wypowiedzi Le Pena jest również nieprawdziwe,a innych dowodów na taką postawę Le Pena Warchala nie raczy podać.Podobnie jak nie raczy podać żadnych dowodów na swoje kolejne stwierdzenie,tym razem z numeru dziesiątego, jakoby „Le Pen «wsławił się» m.in. twierdzeniamina temat nieistnienia komór gazowych w Oświęcimiu". Jedyne znanestwierdzenie Le Pena na ten temat to retoryczne pytanie, czy fakt istnieniakomór gazowych to prawda objawiona, w którą trzeba koniecznie wierzyć.Kwestią szczególnie dobrze obrazującą specyficzne rozumienie „prawdy"przez „NW" jest zjawisko tzw. rewizjonizmu historycznego. Artykuły o tymzjawisku obfitują w przekłamania, manipulacje słowne, żonglerkę faktami itp.Specjalistą „NW" od tego tematu jest Michał Warchala, który w numerze piątymstwierdza: „Jednym z głównych celów «historyków-rewizjonistów» jest280<strong>FRONDA</strong> 19/20


wykazanie, że dokonana (...) przezNiemców zagłada ludności żydowskiejw rzeczywistości nie miała miejsca"(podkreślenie R.O.). Ktoś, ktozetknął się ze zjawiskiem rewizjonizmuhistorycznego, wie, że twierdzenietakie jest nieprawdziwe. Pomijająckilku fanatycznych neonazistów wybielającychHitlera i Trzecią Rzeszę, którzyzresztą nie sytuują się w głównym nurcie rewizjonizmu,rewizjoniści nie zajmują się negowaniemzagłady Żydów, lecz dowodzeniem, że -z wielu względów - nie mogła ona wyglądać tak, jak przedstawia to oficjalnahistoriografia. Nikt z czołowych rewizjonistów nie twierdzi, że hitlerowcyw ogóle nie mordowali Żydów (nie będę pisał, co o tym w rzeczywistościtwierdzą rewizjoniści, gdyż w wolnym i demokratycznym kraju za takie rzeczyciągają po sądach). Nie przeszkadza to Warchale w numerze szóstym (a Pankowskiemuw „GW") nazywać rewizjonistów „negacjonistami", czyli osobami,które negują fakt zagłady Żydów, co w świetle działań większości rewizjonistówjest nieuprawnione. Motywem przewodnim tekstów Warchali jest teza,że rewizjonizm historyczny służy w istocie wybielaniu nazistów, promocji nazizmu,gloryfikacji Hitlera itp. Starannie dobiera więc postacie prezentowanychrewizjonistów tak, by ich poglądy i sympatie polityczne potwierdzały tętezę. Skupia się więc przede wszystkim na działalności Davida Irvinga, znanegorzeczywiście ze swych skrajnie prawicowych i prohitlerowskich sympatii.Oprócz tego wymienia kilka innych postaci: Ernsta Zundela (podobne poglądydo Irvinga) i Paula Rassiniera (zważywszy na to, że przez cale życie był onzwiązany z lewicą i znany z propagowania pacyfizmu, a w czasach Hidera więzionogo w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie, przypisywanie mu poglądówprohiderowskich jest całkiem na miejscu...). Ktoś, kto chciałby swąwiedzę o rewizjonizmie czerpać z „NW", nie dowie się więc, że z nazistowskimisympatiami i skrajną prawicą niewiele mają wspólnego inni rewizjoniści (oznacznie większym dorobku i znaczeniu w tym środowisku niż Ziindel czy Rassinier).Nie dowie się więc o Rogerze Garaudym - lewicowym islamiście, anarchiścieSerge'u Thionie, a o Robercie Faurrissonie - liberale i wolterianinie -LATO'2000281


dowie się, że jest autorem szeregu antysemickich publikacji (jako że Warchalaich nie wymienia, należy sądzić, że „antysemickie" są rewizjonistyczne praceFaurrissona). Nie dowie się czytelnik także, że poparcia prześladowanym rewizjonistomudzieli! znany lewicowy bojownik praw człowieka o żydowskim pochodzeniu,Noam Chomsky. Gdyby czytelnik się o tym dowiedział, mógłby bowiemzapytać, jak to w rzeczywistości jest z pronazistowskim i skrajnieprawicowym nastawieniem rewizjonistów. Innym argumentem przeciwko rewizjonistomjest ich rzekomy antysemityzm. I znów Warchala nie wspomina, żeoprócz zdeklarowanych antysemitów sporo jest w tym gronie osób, które o takiesympatie trudno posądzać. W swym wywodzie posuwa się aż do paranoi,kiedy pisze, że czołowa organizacja rewizjonistyczna, czyli Institute for HistoricalReview organizuje konferencje będące jego zdaniem „zlotami fanatycznychantysemitów i rasistów" oraz jest częścią większej struktury w skład którejwchodzą organizacje antysemickie i rasistowskie. Jest to zapewne szczeraprawda, zważywszy, że szefem IHR jest Żyd - Mark Weber. Ciekawymzjawiskiem, które dotyczy m.in. rewizjonistów, jest określanieich przez „NW" mianem „pseudohistoryków" (NW nr 6, 7, 10).Zważywszy, że wśród uczonych związanych z rewizjonistami możemyodnaleźć choćby profesora Ernsta Nolte, zaś wśród osób redagujących„NW" trudno byłoby znaleźć kogoś z tytułem wyższym niż magisterski, ocenytakie są zapewne uprawnione. Marcin Kornak pisze w numerze jedenastym:„Negacjoniści Holocaustu to grupa pseudohistoryków, prawicowych ekstremistówi antysemitów, których wspólną misją jest wybielenie zbrodniczej III Rzeszy".Tej klasy geniusz intelektu i prawdziwy znawca historii co Kornak zapewnepotrafi wytłumaczyć, jak Żyd może być antysemitą, skrajny lewicowiec czyanarchista - prawicowym ekstremistą, a profesor - pseudonaukowcem. Nagruncie antyfaszystowskiej dialektyki jest to zapewne możliwe...W ogóle redakcja „NW" jest autorytetem w każdej dziedzinie. Mamy więcataki na „pseudoekologów", choć żaden z twórców „NW" z działalnością ekologicznąnie ma nic wspólnego (Kornak był co prawda kiedyś współtwórcąFrontu Wyzwolenia Zwierząt, ale po tym, jak on i kilku kolegów mianowałosię „liderami" i autorytarnie zarządzało jego działaniami, organizacja ta praktycznierozpadła się i słuch o niej przed kilku laty zaginął). Mamy też „pseudoanarchistów",choć znowu nikt z twórców „NW" z tym ruchem nie ma nicwspólnego, a znakomita większość ważnych ośrodków, pism i postaci spod282<strong>FRONDA</strong> 19/20


znaku czarnej flagi w mniej lub bardziej jednoznaczny sposób potępiła zamordystycznedziałania „NW" i odcięła się od tego towarzystwa. Mamy i „pseudopatriotów",choć redakcja „NW", reklamując sprzedaż koszulek z napisem„Pierdol swoją narodowość" (NW nr 11), jasno określa swoje stanowisko wobeckażdego patriotyzmu (żeby wszystko było jasne, to hasłu na koszulce towarzyszyrysunek przekreślonej swastyki - jasna sugestia, że wszelkie przywiązaniedo swej ojczyzny i narodu jest tożsame z faszyzmem).Innym sposobem, pozwalającym twórcom „NW" ominąć niewygodną dlanich prawdę, jest przedstawianie jej w sposób niepełny. I tak oto w numerzeósmym M.farcin] K.fornak] z zadowoleniem pisze, że władze obozu oświęcimskiegozabroniły wstępu na jego teren i do archiwum Davidowi Irvingowi.Pisze także, że Irving przybył do Oświęcimia z ekipą telewizyjną, mającą kręcićo nim film. Oczywiście nie dodaje, że owa ekipa telewizyjna to ekipa stacjiBBC, znanej z przygotowywania najlepszych chyba na świecie filmów dokumentalnych.Przecież czytelnik informowany w kilku poprzednich numerach„NW", że Irving to pseudohistoryk objęty powszechnym bojkotem przezwszystkie poważne gremia, nie może się dowiedzieć, że tak szacowna stacja telewizyjnazamierzała nakręcić o nim film. Podobnym, choć bardziej ordynarnymprzykładem pomijania części prawdy jest zamieszczona w numerze szóstym„NW" redakcyjna notka, w której możemy przeczytać, że MarekGłogoczowski jest publicystą, którego artykuły zamieszczała m.in. „TrybunaLudu". Nie dowiemy się więc z tej notki, że Głogoczowski to nie jakiś byłyPZPR-owski aparatczyk, a ów artykuł ukazał się w „Trybunie Ludu" po upadkukomunizmu (więc była to taka sama gazeta, jak dzisiejsza „Trybuna", któraw pozytywnym świetle prezentuje dokonania naszych antyfaszystów), nie dowiemysię także, że Głogoczowski w latach 70-tych regularnie publikowałw paryskiej „Kulturze", której ówczesny i obecny redaktor chwali poczynania„NW" (a może by tak „NW" powiedziało Giedroyciowi kilka ostrych słów zato, że przez tyle lat dawał faszyście trybunę do głoszenia swych poglądów?).Głogoczowski w ogóle nie ma szczęścia do „NW", gdyż po tym, jak opublikował(Ż nr 16) sprostowanie wspomnianej „prawdziwej" informacji z „NW",w numerze ósmym tego pisma Rafał Pankowski znowu napisał o nim „samąprawdę". Tym razem z kilkustronicowego tekstu obnażającego matactwa„NW" wybrał jedno zdanie (wyrwane z kontekstu), by stwierdzić, że Głogoczowskijak zwykle pisze o „podwójnej twarzy żydowskich prominentów".LATO-2000283


Pankowski jest zresztą mistrzem w tego rodzaju manipulacjach słownych.W numerze ósmym stwierdził, że Jarosław Tomasiewicz (będący nota bene ulubionymbohaterem ataków „NW" - swoją drogą warto, by czytelnicy „NW"pamiętali, że przed kilkoma laty redaktorzy „NW", Kornak i Pankowski, doskonalewiedząc o jego wcześniejszych związkach ze skrajną prawicą korespondowaliw najlepsze z tym „groźnym faszystą", prosili go o pomoc i prawilikomplementy) w jednym ze swych artykułów „broni serbskich zbrodniarzywojennych". Jako że Tomasiewicz nie bronił serbskich zbrodniarzy wojennych,a jedynie wskazywał, iż nie tylko Serbowie popełniali zbrodnie w konflikciebałkańskim, autor zażądał sprostowania wskazując na rzeczywistą wymowęartykułu. Prawdomówna redakcja „NW" stwierdziła, że nie ma on racji, a jakodowód podała cytat z tego właśnie artykułu. Co prawda cytat potwierdzał to,co w sprostowaniu stwierdził Tomasiewicz, a zaprzeczał tezie „NW", ale ktoby się przejmował takimi drobiazgami... W tym samym numerze ósmym Pankowskizarzucił niżej podpisanemu, że w jednym ze swych artykułów „głosichwałę «ekologicznego»/o5zyzmu" (podkreślenie R.O.). Gdy zażądałem sprostowaniapisząc, że nie jest możliwe abym głosił chwałę jakiegokolwiek faszyzmu,gdyż w swym artykule o ekologii w Trzeciej Rzeszy wyraźnie potępiłem ówustrój (w sprostowaniu podałem stosowny cytat, który Pankowski celowo pominął),wtedy w numerze dziewiątym „NW" redakcja odpowiedziała mi, żemoje „mętne tłumaczenia" nie zmienią faktu, że wspomniany artykuł „był pochwałą«ekologiczności» faszyzmu" (podkreślenie R.O.). Cóż, jeśli redaktorzy gazetyna europejskim ponoć poziomie nie odróżniają pochwały części („ekologiczności"Trzeciej Rzeszy) od pochwały całości (ustroju faszystowskiego), tozamiast wydawać gazetę powinni oglądać w telewizji programy dla przedszkolaków.Równie dobrze można wszak za piewcę faszyzmu uznać kobietę, którastwierdzi, że przywódcy Rzeszy byli przystojni (są różne gusta...).Jednak w przypadku „NW" takich „pomyłek" jest zbyt wiele, by można byłoto złożyć na karb przypadku lub nieuctwa. Są to starannie przemyślane manipulacje,których autorzy liczą na brak rozeznania u czytelników. Takich manipulacjimamy zresztą więcej: wspomniany Pankowski w numerzeszóstym omawiając tzw. Trzecią Pozycję stwierdza, że „antysemityzmpozostaje ważnym składnikiem" (podkreślenie R.O.) jej ideologii.Na dowód tego przytacza słowa deklaracji owej formacji:„syjonizm jako zorganizowany ruch polityczny (...) zbudował


strukturę władzy, która ogarnia cały glob" (podkreślenie R.O.). Jeśli więc potępieniesyjonizmu jest zdaniem Pankowskiego przejawem antysemityzmu, toza antysemitów należałoby uznać ortodoksyjnych Żydów z organizacji NatureiKarta (którzy otwarcie deklarują swój antysyjonizm) oraz wspomnianego jużŻyda-antysyjonistę Chomsky'ego. Teoretyk tej klasy co Pankowski zapewne tęsprzeczność potrafi logicznie wytłumaczyć. Ta żonglerka pojęciami typu „nazizm",„rasizm", „antysemityzm" nie jest przypadkowa. Pozwala ona manipulowaćmniej wyrobionym czytelnikiem, czego najlepszym przykładem jest zamieszczonew numerze siódmym „NW" (przedruk bez komentarza redakcji)porównanie amerykańskich milicji stanowych (decentralizacja polityczna, opórwobec rządu centralnego, patriotyzm lokalny, obrona tradycji religijnych itp.)z europejskimi fanami Hitlera (skrajna centralizacja, wzmocnienie władzy rządu,niszczenie partykularyzmów lokalnych, wykorzenianie tradycji religijnychitp.). Wszak to wszystko rasiści, faszyści, naziści i antysemici. Pankowski dobrzesobie radzi w przedstawianiu „całej prawdy" także i w innych przypadkach.W numerze czwartym „NW", opisując współpracę Prawicy Narodowejz ugrupowaniem Le Pena, stwierdza, iż w czasie wizyty Bruno Gollnischa (zastępcyLe Pena) w Polsce jego spotkanie ze studentami w Warszawie nie doszłodo skutku „z powodu bójki między polskimi sympatykami Le Pena a protestującymiantyfaszystami". W rzeczywistości owi antyfaszyści po prostudotkliwie pobili Gollnischa (zważywszy że ma on żydowskie pochodzenie,można to uznać za akt antysemityzmu) i towarzyszące mu osoby (jednąz nich zabrała karetka) oraz zdemolowali pomieszczenia uczelni. Gdybydo Polski przyjechał np. Daniel Cohn-Bendit, a jego spotkaniew podobny sposób rozbiliby faszyści, to Pankowski pisałbyo „terrorze skrajnej prawicy", „rodzącym się zamordyzmie",„braku reakcji władz i policji na karygodne wybryki faszystów",„zagrożeniu demokracji i swobód obywatelskich" itp. Lecz skoro pobitojedynie „faszystę", Pankowski pisze o bójce.Kolejnym dowodem na prawdomówność Pankowskiego jest krótkieomówienie przez niego działalności brytyjskich ugrupowań tzw. „trzeciej drogi",w którym sugeruje, że ich hasłem (lub streszczeniem ideologii - Pankowskinie precyzuje) jest „nie komunizm, nie kapitalizm, ale faszyzm" (IS nr 7).Zważywszy na fakt, że jedno z tych ugrupowań odwołuje się m.in. do zasaddecentralizacji państwa i dorobku prekursora anarchizmu - Proudhona,LATO-2000285


znowu mamy do czynienia z „samą prawdą". „Samą prawdę" pisze takżew numerze piątym „NW" prezentując postać Larry'ego 0'Hary, angielskiegodziennikarza, który opisał związki antyfaszystowskiego pisma „Searchlight"(będącego wzorcem do naśladowania dla „NW" i obiektem fascynacji Pankowskiego)z brytyjskimi służbami specjalnymi. Pankowski pisze, że 0'Harajest faszystą, który przez incydentalne kontakty z lewicą usiłował zyskać sobiewiarygodność w tym środowisku. Zdaniem Pankowskiego w rzeczywistości0'Hara na co dzień związany jest ze skrajną prawicą. Tymczasem prawdawygląda dokładnie odwrotnie: 0'Hara przez lata współpracował ze środowiskamilewicowymi (był autorem wielu artykułów m.in. w takich pismach jak„Tribune", „New Socialist", „Labour Briefing", „Green Party Anti-RacistNewsletter", „Greenline"), a kontakty ze skrajną prawicą nawiązał, gdy tazainteresowała się jego publikacjami o poczynaniach wywiadu brytyjskiegoi jego prowokacjach przeciwko ugrupowaniom opozycji antysystemowej (lewicoweji prawicowej). Pankowski pisze też inną „samą prawdę": że 0'Harazostał objęty bojkotem przez radykalną lewicę, a środowiska anarchistycznew Anglii uznały go za agenta faszystów. I tę prawdę łatwo można sprawdzićbiorąc do rąk katalog (z początku roku 2000) najbardziej szacownego wydawnictwaanarchistycznego z Wysp Brytyjskich, czyli AK Press, które mimosugerowanego przez Pankowskiego potępienia 0'Hary przez anarchistów,dwa lata po wydrukowaniu artykułu w „NW" wciąż rozprowadza jego prace,m.in. broszurę o współpracy angielskich antyfaszystów ze służbami specjalnymi.A może po prostu „NW" nie dotarło do Albionu i angielscy anarchiścisami nie wiedzą, że potępili 0'Harę? Rafał, na co czekasz, wyślij im koniecznienumer piąty! Pankowski nie napisze jednak przecież, że ktoś o lewicowychpoglądach może krytycznie oceniać pismo antyfaszystowskie, bo wiadomo,że działalność antyfaszystów budzi zastrzeżenia tylko i wyłącznie zestrony faszystów. Zapewne przypadki fizycznych ataków na 0'Harę i jegomieszkanie to także dzieło faszystów, dla których stał się zbyt mało faszystowskipisując do lewicowych gazet...Innym specjalistą od obiektywnego przedstawiania wydarzeń jest wspominanyjuż Michał Warchala. W numerze dziesiątym „NW" omawiając pismo„Stańczyk" stwierdza, że ulubieńcem tej redakcji jest Ernst Jiinger - „pisarzraczej średniego formatu". Rozumiem, że komuś może się nie podobaćtwórczość Jiingera (oraz jego wybory polityczne), nie zmienia to jednak fak-<strong>FRONDA</strong> 19/20


tu, że by} on uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzyniemieckich przez krytyków, wydawców, czytelników (o czym świadczyfakt przełożenia jego książek na wiele języków) i twórców (tej klasy co Remarąueczy Boli). Warchala jednak nie napisze przecież, że „faszysta" możebyć jednocześnie wybitnym pisarzem. Co innego Andrzej Szczypiorski, którynapisał tyle książek o dobrych Żydach i złych antysemitach, a i do „NW"coś skrobnął... W tym samym artykule Warchala na podstawie wyrwanegoz kontekstu cytatu pisze, że redaktorowi „Stańczyka", Tomaszowi Gabisiowi,„marzy się Wielka Rzesza". O tym, że Gabiś jest polskim faszystą, można sięjuż było dowiedzieć, ale że jest faszystą niemieckim, to pierwsze słyszę. Ech,ma ten Warchala dar odkrywania prawdy...„Samą prawdę" pisze też Marcin Kornak w Katalogu wypadków w numerzepiątym „NW", kiedy to podaje, że we Wrocławiu podczas wizyty papieżaczłonkowie NOP-u i Młodzieży Wszechpolskiej „próbowali zakłócić uroczystość".Jako że miałem okazję oglądać telewizyjną relację z tego zdarzenia,chciałbym się dowiedzieć w jaki to sposób można zakłócić wizytę katolickiegopapieża skandując katolickie hasła w części miasta odległej od miejscauroczystości? Kornak zapewne to jakoś wytłumaczy, zwłaszcza że znany jestpowszechnie jako miłośnik papieża. W numerze jedenastym jakiś anonimowymiłośnik całej prawdy pisze, że jeśli chodzi o wspomnianego już TomaszaSzczepańskiego „nawet w «NW» znalazły się dwa przedruki jego tekstów".Dodajmy od siebie, by wyręczyć miłośników całej prawdy, że ten samSzczepański figurował przez jakiś czas jako stały współpracownik tegopisma w stopce redakcyjnej, a Rafał Pankowski chwalił go w numerzetrzecim.Warta uwagi jest także wybiórczość w przedstawianiu konkretnychprzypadków tego, co redakcja „NW" uznaje za przejaw faszyzmu.Gdy jeden z czytelników w liście (NW nr 10) oburzony przytaczachamskie i ocierające się o ksenofobię słowa Rafała Bryndala z pisma„Machina", redakcja „NW" stwierdza, że autor tych słów zapewne nie ma rasistowskichpoglądów, a jego tekst to po prostu wypadek przy pracy. Oczywiście,słowa Kazimierza Kapery (byłego pełnomocnika rządu ds. rodziny)o zagrożonej białej rasie nie zostały uznane za „wypadek przy pracy", którynie powinien zostać napiętnowany (NW nr 11). Ale przecież Kapera to znany„klero-faszysta" a nie dziennikarz „Machiny", z którą współpracuje RafałLATO-2000287


Pankowski i która zamieszcza entuzjastyczne recenzje płyt wydawanych podpatronatem „NW". Innym ciekawym przykładem tego zjawiska jest kompletnemilczenie na temat przejawów nacjonalizmu, ksenofobii itp. zjawisk pojawiającychsię w środowiskach mniejszości narodowych zamieszkującychw Polsce. O ile w Katalogu wypadków - kraj Marcin Kornak skrupulatnie odnotowujewszelkie znane sobie przejawy rzekomego faszyzmu (nawet, a raczejzwłaszcza takie, jak pobicie w Koziej Wólce dwóch punków przez trzechskinów), o tyle nie przeczytamy w nim o pojawiających się w łonie mniejszościnarodowych tendencjach znacznie bardziej poważnych. Nie wynika to bynajmniejz braku zainteresowania redakcji takimi środowiskami, gdyż tematycemniejszościowej kilkakrotnie poświęcano w „NW" miejsce. Czym sięróżni pojawianie się na marginesie polskiego życia politycznego faszyzującychpartyjek od pojawiających się w łonie mniejszości niemieckiej podobniemarginalnych organizacji? Czym się różni uczczenie pamięci RomanaDmowskiego przez Sejm Rzeczypospolitej - nad którym ubolewa Pankowski(NW nr 10) - od pojawiających się w łonie mniejszości ukraińskiej (m.in. namasowych imprezach) wyrazów szacunku i uznania dla Stepana Bandery,ukraińskiego nacjonalisty i jednego z przywódców UPA? (Właściwie należałobyzapytać, co takiego złego zrobił Dmowski, czego nie zrobiłby Bandera -bo różnice, owszem, występują, ale na korzyść Dmowskiego, gdyż w przeciwieństwiedo Bandery nie jest on współodpowiedzialny za śmierć wielu tysięcyosób.) Wiadomo jednak, że wszelkie mniejszości to środowiska nieskazitelnei prześladowane przez żądnych krwi faszystów...Redaktorzy „NW" są nie tylko prawdomówni, ale i niesłychanie odważni, jeślichodzi o obronę prawdy. Gdy Tomasz Szczepański wytoczył redakcji proces potym, jak podała nieprawdziwe informacje na jego temat i nie zamieściła przesłanegosprostowania (łamiąc przepisy prawa prasowego), Marcin Kornak powołującsię na orzeczenia lekarskie o swym złym stanie zdrowia (inwalidztwo)oraz związane z chorobą wysokie koszta przejazdu, nie raczył stawić sięna wyznaczonej przez sąd rozprawie. Ten sam ubogi i schorowany Kornakniejednokrotnie potrafił pokonać podobne trudności, gdy chodziło o wyjazdyna koncerty punkowe odbywające się kilkaset kilometrów od jego miejsca zamieszkania.Cóż, odwaga cywilna i uczciwość nie są istotne, gdy chodzio „walkę z wszelkimi totalitaryzmami".288<strong>FRONDA</strong> 19/20


Uśmiech Stalina, czyli dystans niekoniecznie równyW drugim numerze „Nigdy Więcej!" jego redaktorzy stwierdzili, że „klasizm= rasizm", a ideologia i praktyka komunistów są równie godne potępienia, jakpoczynania nazistów. Pogląd ten twórcy „NW" wyrażali później jeszcze kilkarazy. Okładka numeru czwartego ozdobiona była grafiką, na której obok Hitlerawidniał Stalin, a ich wizerunki opatrzone były podpisem „Każdy totalitaryzmjest złem". (Tak na marginesie: czy nie jest to aby przejaw faszystowskichfascynacji redaktorów „NW", skoro „faszyzująca" europejska Nowa Prawicagłosi hasło „Przeciwko wszystkim totalitaryzmom"?) Jak w praktyce wyglądałoidentyczne potępienie nazizmu i komunizmu przez redaktorów „NW"?W tym samym numerze drugim, tuż pod deklaracją o potępieniu totalitaryzmubolszewickiego można było znaleźć analizę faszyzmu historycznegoi współczesnego dokonaną z typowo „klasistowskich" pozycji. Był to przedrukartykułu z zagranicznego pisma trockistowskiego. Ciekawe zatem, dlaczego redaktorzy„NW" odwołali się do bolszewickiej wykładni faszyzmu, a nie np. dotakiej, która potępiała faszyzm z „prawej" strony (np. Julius Evola czy osobyz kręgu niemieckiej rewolucji konserwatywnej)? Przecież dystans dzielącyEvolę od faszyzmu jest podobny do tego, jaki dzieli miłośników Trockiego odzamordyzmu bolszewickiego.Ulubionym obiektem oskarżeń o faszyzm na łamach „NW" jest ugrupowaniePrawica Narodowa, wchodzące w skład AWS. Zdaniem pisma jest tougrupowanie „faszyzujące" (NW nr 4, 5, 6), gdyż nawiązało współpracęz Le Penem, w swoim piśmie prezentowało sylwetkę Leona Degrelle, w czasiekampanii prezydenckiej jej lubelski oddział posługiwał się hasłem „Kwaśniewski- Stolzmann" itp. Nie wdając się tutaj w rozważania o charakterzePrawicy Narodowej i przyjmując w ślad za „NW", że istotnie jestto ugrupowanie faszyzujące, chciałbym zwrócić uwagę, że PolskąPartię Socjalistyczną, z którą „NW" niejednokrotnie współpracowało,można analogicznie uznać za ugrupowanie komunizujące. Świadczyćo tym może retoryka jego liderów (ocierająca się o „klasizm"), poparcie dlakomunistycznych reżimów (wyrażane przez młodzieżówkę tego ugrupowaniapoparcie dla Kuby Castro), używanie przez lokalne oddziały tego ugrupowaniahaseł typowo „klasistowskich" podczas akcji politycznych (typu„Faszyści, burżuje - wasz koniec się szykuje"). Ciekawe zatem, dlaczegoLATO-2000 289


w zwalczaniu totalitaryzmu „NW" współpracuje z PPS-em, natomiast potępianp. Prawicę Narodową, które to ugrupowania od totalitaryzmów dzielidystans mniej więcej równy?W numerze siódmym „NW" ukazał się dokument poświęcony potrzebiepowołania Stowarzyszenia Przyjaciół Dąbrowszczaków, czyli polskich ochotnitówkomunistycznych (bo warto pamiętać, że większość polskich ochotnikówków biorących udział w wojnie domowej w Hiszpanii w latach1936-1939. W „NW" kilkakrotnie potępiano Leona Degrelle'a(m.in. NW nr 4), który utworzył ochotniczą dywizjęSS. Postawiono mu zarzut kolaboracji z hitlerowcami.I znowu, uznając słuszność argumentacji „NW" o niecnympostępku Degrelle'a, zapytajmy, dlaczego pismo to potępianazistowskich kolaborantów, a jednocześnie promuje kolaboranwHiszpanii była członkami lub sympatykami Komunistycznej Partii Polski -popierającej radziecki zamordyzm i totalnie podporządkowanej Stalinowi)?Okazuje się, że komuniści przestają być źli, gdy walczą z faszyzmem... A czy faszyści,którzy walczą z komunizmem, także przestają być źli? Skądże...Pod znakiem amnezji, czyli pamięć nieco wybiórczaCechą charakterystyczną publicystyki „NW" jest bardzo dokładna obserwacjażyciorysów prawdziwych i domniemanych faszystów. Antyfaszyści śledząprzeszłość przeróżnych osób i z lubością wyciągają z niej wątki „faszystowskie".Sądząc po ich reakcjach na takie fakty, wnosić można, że kto raz w jakiśsposób związał się z prawdziwymi lub rzekomymi faszystami, ten do końcażycia pozostanie faszystą. Wszelkie ewentualne zmiany w zachowaniui światopoglądzie „faszystów" są tylko sprytnym, taktycznym wybiegiem, któryma ukryć przed antyfaszystowską opinią publiczną ich prawdziwe obliczei pozwolić zyskać zaufanie ludzi nieświadomych tych krętactw. Jak w przypadkuopisywanych już wcześniej zastrzeżeń wobec przystosowania się „faszystów"do reguł demokracji i wolności słowa, tak i tutaj podejrzliwość redaktorów„NW" jest posunięta nader daleko, a prawo „faszystów" do obronyprzed atakami z ich strony nie istnieje - Rafał Pankowski pisze, że w „NaszymDzienniku" polemiki mają miejsce niezwykle rzadko (NW nr 10) - warto jednakpamiętać, że w „NW" jest to zjawisko jeszcze rzadsze.290<strong>FRONDA</strong> 19/20


Dobra pamięć i podejrzliwość to cechy czasami potrzebne. Warto jednakzastanowić się, jak wyglądałaby sytuacja „NW", gdyby także wobec jego redaktorówzastosować podobne zasady. ZobaczmyNajpierw zastanówmy się, czy ekipa „NW" byłaby wiarygodna dla swoichzwolenników z kręgów lewicujących. Marcin Kornak zarzuca redaktorowi„Maci Pariadka", Krzysztofowi Galińskiemu, że w swoim periodyku zamieszczarecenzję pisma „Rojalista" (dla Kornaka to „skrajnie antysemicka i neofaszystowskagadzinówka") i podaje jego adres kontaktowy (P nr 11). Ten samMarcin Kornak swego czasu napisał recenzję nacjonalistycznego skin-zina „Legion"i opatrzył ją adresem wydawcy (K nr 4). Warto pamiętać także, że MarcinKornak, który dzisiaj wraz z kolegami z „NW" rozpacza nad rzekomą próbąwykorzystania idei ekologicznych i ruchu obrońców przyrody dopropagowania faszyzmu (choć trudno sobie wyobrazić, jak miałoby to wyglądaćw praktyce) i przestrzega przed infiltracją ruchu ekologicznegoprzez „faszystów", tak pisał swego czasu, jako lider Frontu WyzwoleniaZwierząt, z okazji podjęcia przez tę organizację współpracy z neopogańsko-nacjonalistycznąpartią Unia Społeczno-Narodowa: „Wszystkim, którzy zarzucająnam, że współpracujemy z partią prawicowo-narodową i że dajemy im sięuwiarygadniać przez tę współpracę pragnąłbym powiedzieć, że USN nie ma nicwspólnego z nacjonalistami, nie każdy kto używa przymiotnika narodowy jestkryptofaszystą. Ani lewica, ani prawica nie mają prawa ani danych do zawłaszczaniasobie monopolu na działalność ekologiczną, jako że ta powinna być ponadideowa i raczejpowinna łączyć niż dzielić" (ZB nr 60; podkreślenie R.O.).Zastanówmy się także jak wyglądałaby ekipa „NW" w oczach prawicy,z którą ponoć tak usilnie chce nawiązać współpracę, co im nie wychodzi, gdyż- jak żali się Kornak (G nr 13) - prawica nie dorosła do tego, by odciąć się od„faszystów" w swoim łonie. Zważywszy, że dla „NW" Mariusz Dzierżawskiz SPR-u to faszysta (NW nr 8), a pismo „Arcana" jest skrajnie prawicowe(GW), podobnie jak „Najwyższy Czas!" (NW nr 10), prawica, chcąc zastosowaćsię do zaleceń „NW", musiałaby po prostu przestać być prawicą. Gdyby tojednak do ekipy „NW" zastosować kryteria dobrej pamięci i podejrzliwościprzez nią stosowane, ciekaw jestem czy dla umiarkowanej nawet prawicy wiarygodnybyłby Rafał Pankowski, który współpracował z trockistowskim pisemkiem„Ofensywa"? Czy wiarygodny byłby Marcin Kornak, autor takiego m.in.tekstu, napisanego dla zespołu Schizma: „Ojciec Święty mieszka w Watykanie,LATO-2000291


Ojciec Chrzestny w Palermo - i sam nie wiem, który z nich rządzi większą mafią"(K nr 5) oraz wyjątkowo prymitywnych i chamskich szyderstw z dogmatu0 niepokalanym poczęciu („wiersz" w MP nr 18)?Okazuje się, że dobra pamięć i podejrzliwość obowiązują jedynie wobec„faszystów". Jeśli więc „faszysta" głosi poszanowanie zasad demokratycznych,wolności słowa i praw obywatelskich - to oczywiście jest to „sprytny kamuflaż",„przebiegłość", „podstęp" itp. Gdy miłośnikiem chrześcijaństwa i obrońcąpapieża staje się - „zoologiczny" (zgodnie z nomenklaturą stosowaną przez„NW") antyklerykał, wtedy oczywiście nie ma w tym ani krzty wyrachowania;jest to jedynie głęboka i szczera przemiana, której nie należy wnikliwie oceniać1 traktować podejrzliwie.Lustrzane odbicie, czyli faszystowski antyfaszyzmNa podstawie wnikliwej lektury pisma „Nigdy Więcej!" i wypowiedzi jego redaktorówmożemy zatem stwierdzić, że:• głoszone przez nich hasła i teoretyczne uzasadnienia podejmowanych kroków traktowanesą nader instrumentalnie i często działalność praktyczna tego środowiskastanowi ich zaprzeczenie;• stosowane przez to środowisko metody niewiele różnią się od metod stosowanychprzez osoby i organizacje, które są uznawane przez „NW" za faszystowskie(a skupiłem się jedynie na łatwo dostępnych dla czytelnika i dzięki temubez problemu weryfikowalnych faktach, choć mógłbym przytoczyć szereg innych:m.in. wypowiedzi redaktorów „NW" z prywatnej korespondencji ze mną i kilkomainnymi osobami, relacje świadków niektórych niejawnych działań podejmowanychprzez to środowisko itp. - uważam jednak, że „mądrej głowie dość dwie słowie" i jużprzedstawione powyżej fakty świadczą wystarczająco o rzeczywistych intencjachi mentalności twórców „NW"), a wielokrotnie w stopniu znacznie większymniż w przypadku rzekomych faszystów wykazują podobieństwo do działańpodejmowanych przez włodarzy Trzeciej Rzeszy.Jeśli więc uznalibyśmy, że proponowane przez redakcję „NW" działania prawneprzeciwko przejawom faszyzmu innym niż przemoc fizyczna istotnie należałobywprowadzić w życie, to kto wie, czy ich uczciwe (nie zaś wybiórcze) zastosowanienie musiałoby doprowadzić do postawienia właśnie tegośrodowiska przed sądem, a nawet do jego delegalizacji. Trudno jednak oczeki-292<strong>FRONDA</strong> 19/20


wać takiego obrotu sprawy, gdyż zamiast walki z chamstwem, kłamstwem i sianiemnienawiści mamy niestety do czynienia wyłącznie z walką z faszyzmem. Jeśli więc ktośprzywdziewa maskę anty faszysty, może stosować metody typowo faszystowskie i nie ponosićza to jakiejkolwiek odpowiedzialności. Mamy tu praktyczne zastosowanieprzysłowiowej moralności Kalego: gdy Kali ukraść, to dobrze; gdy Kalemuukraść, to źle. Gdy faszystowskie metody stosują antyfaszyści - to dobrze, gdypodobne metody stają się udziałem faszystów - to źle. Warto jednak, by redaktorzy„NW" (i ich zwolennicy), którzy od pewnego czasu tak chętnie powołująsię na słowa papieża i hierarchów Kościoła, pamiętali o biblijnej przypowieścio dostrzeganiu drzazgi w oku bliźniego i niemożności dostrzeżenia belkiw oku własnym.REMIGIUSZ OKRASKASkróty tytułów stosowane w tekście:G - „Garaż"GAA - „Gazeta An Arche"GW - „Gazeta Wyborcza"11-12.07.1998IŚ - „Inny Świat"K - „Kanaloza"MP - „Mać Pariadka"NW - „Nigdy Więcej!"P - „Pasażer"ZB - „Zielone Brygady"LATO 2000293


Psychoanaliza była zemstą, która nad wyraz skuteczniepogrzebała świat wartości, realizowanych przecieżw praktyce i przez samego Freuda.Zygmunt Freud:ja, bezbożny ŻydROBERTNOCACKIPsychoanaliza jest metodą badawczą, bezstronnym instrumentem,jak - powiedzmy - rachunek różniczkowy.Zygmunt FreudLiście Erythroxylonu coca winno się rozetrzeć na proszek, a potem wstrząsaćw roztworze sody i eteru naftowego. Powstały w ten sposób związek, strukturaobejmująca 17 atomów węgla, 21 atomów wodoru, cztery atomy tlenu i jedenazotu, przechodzi w postać ciała stałego poniżej 98° C. Po schłodzeniu dotemperatury pokojowej otrzymujemy białe kryształki, dobrze znane pod nazwąkokaina. Mało kto zna strukturę chemiczną tego śmiercionośnego środka,podobnie jak i fakt, że jego twórcą był nie kto inny jak sam „lekarz snów", ZygmuntFreud.294<strong>FRONDA</strong> 19/20


To właśnie on wyizolował substancję, z powodu której liście koki żują Indianie,i w pracy ber coca odrzucił powszechną w owych czasach opinię, że jejdziałanie ogranicza się wyłącznie do rasy czerwonej. Nim przeprowadził gruntownebadania kliniczne, uraczył białym proszkiem swojego przyjaciela ErnstaFleischa von Marxowa. Nie omieszkał wysłać kokainy także swojej „ukochanej,maleńkiej narzeczonej", by „uczynić ją silną i mocną". Pomniejsze działki trafiłydo rodziny i przyjaciół. Planował już wkrótce uruchomić produkcję na potrzebydrogerii i aptek. 1Po kilku latach stawania się silniejszym i mocniejszym Ernst von Fleischzaczął widywać na swoim ciele pełzające białe węże i wyniszczony chorobąnarkotykową zmarł w roku 1891. Freud już wcześniej stracił szansę na uruchomieniemasowej produkcji, bowiem wynalazek kokainy ukradł mu dr KarolKoller, który opublikował wyniki testów korzystając z tego, iż pomysłodawcazamiast dokończyć prace badawcze wyjechał przekonywać do nowego narkotykuswoją narzeczoną. Jak sam do niej pisał, „jeśli będziesz ciekawa, przekonaszsię kto jest silniejszy - śliczna, mała dziewczynka, która mało je, czy też duży,dziki mężczyzna aplikujący sobie kokainę". Nigdy nie darował swojej ukochanej,że przez nią musiał na światową sławę czekać jeszcze wiele lat. Zacznijmyjednak od początku...Psycho fictionTwórca psychoanalizy i kokainy urodził się w rosz chodesz miesiąca ijar roku5616. Na imię mu dano Szlomo, co potem zmieniono na Sigismund, a wreszciena Zygmunt Salomon. 2Gdy miał cztery lata, wraz z rodziną musiał przenieśćsię z rodzinnego Freibergu do Wiednia, gdzie ukończył z wyróżnieniemgimnazjum, a następnie podjął studia medyczne.Po uzyskaniu dyplomu udało mu się wyjechać na stypendium do Paryża,gdzie zapoznawał się z hipnozą pod okiem samego Jean Martin Charcota.Ustabilizował swą sytuację materialną, podejmując po powrocie do Wiedniawłasną praktykę, dzięki czemu mógł poślubić Martę Bernays. Pochodziła onaz rodziny samego rebe Izaaka Bernaysa, który był cochem w Hamburgu. 3Wkrótcepowstała jego ostatnia praca, która może jeszcze uchodzić za naukową -przygotowane wspólnie z Józefem Breuerem Studia nad histerią. To właśnie zanią (oraz za łapówkę) w roku 1902 został profesorem. Zapewne gdyby na tymLATO-2000295


młody dr Freud poprzestał, i tak zapisałby sięw historii medycyny. Tak się jednak nie stało.W roku 1900 ukazuje się jego książkaO interpretacji marzeń sennych, która - początkowoprzyjęta bez zbytniego zainteresowania -w ciągu kilku dziesięcioleci staje się na całymświecie pozycją kultową. W samym Wiedniu swojąnową metodą leczenia nerwic - „psychoanalizą",jak ją nazwał, Freud skutecznie zraził do siebie większośćlekarzy, lecz zarazem zaczął stawać się postacią coraz lepiej znaną, a to dziękikolejnym publikacjom, coraz mniej medycznym, za to bardziej pretensjonalnym,łączącym antyklerykalizm z przesyconym erotyką o perwersyjnym zabarwieniusposobem wyjaśniania zaburzeń mentalnych. Są to kolejno: Psychopatologiażycia codziennego, Trzy rozprawy z teorii seksualnej, Totem i tabu, Przyszłość pewnegozłudzenia, Das Unbehagen in der Kultur (w Polsce przyjęło się błędne tłumaczenieKultura jako źródło cierpień) oraz finałowy Mojżesz i monoteizm.Zawarte w tych książkach tezy szokowały raczej ze względu na kumulacjęróżnorodnych perwersji i wynaturzeń niż oryginalność. W ujęciu natury ludzkiejnie odbiegały od dobrze już wtedy znanych koncepcji Schopenhauerai Nietzschego. Problem nieświadomości rozważali już starożytni, a Freud musiało swoim „odkryciu" czytać u Leibniza, albo kiedy zaznajamiał się z teoriąmagnetyzmu F. A. Messmera, zainspirowaną przezeń poezją Schellinga i Goethegooraz „filozofią nieświadomości" Eduarda von Hartmanna. Ze wspomnieńZweiga wynika, iż Freud prywatnie przyznawał, że o roli czynnika seksualnegow nerwicach usłyszał od Charcota. Przy bliższym poznaniu dorobkufrancuskiej szkoły hipnozy okazuje się, że właściwie wszystko, co w psychoanaliziejest zgodne z prawdą, wymyślił przed Freudem uczeń Charcota, PierreJanet (1859-1947). On też jako jeden z pierwszych sformułował rzeczowąkrytykę psychoanalizy, zwracając uwagę, że tak daleko idące wyeksponowanieczynnika seksualnego nie znajduje podłoża w wynikach badań klinicznych.Włodzimierz Szewczuk we Wstępie do antypsychoanalizy (1973), z której to pracyzaczerpnąłem powyższe informacje, krok po kroku odsłania sposób, w jakiFreud preparował swoje prace autobiograficzne, tak by budując złudzenieintelektualnej niezależności, nie przyznać się do oczywistego wpływu innychautorów. Czyżby poznanie genezy psychoanalizy uniemożliwił Freudowi psy-296<strong>FRONDA</strong> 19/20


choanalityczny mechanizm „wyparcia"? W końcu przyznawał, że głównym pacjentemjest on sam...Już za życia swego twórcy psychoanaliza zdobyła sporą popularność, szczególniew Austrii, Niemczech, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, a przede wszystkimw Stanach Zjednoczonych. Freud wykształcił również wielką liczbęuczniów, z których część potraktowała jego ujęcie psychoanalizy jako motywwyjściowy do budowy własnych wariacji (Carl Gustav Jung, Alfred Adler, SandorFerenczi, Otto Rank, Melanie Klein, Alfons Maeder czy Wilhelm Stekel),a inni - jak Ernst Jones i Anna Freud - ściśle trzymali się jego zaleceń. Psychoanalizaw każdej z tych sprzecznych wersji, podobnie jak we wciąż powstającychnowych (z których na największą uwagę zasługują teorie Ericha Frommai Karen Horney, a w mniejszym stopniu również H. S. Sullivana i znanego z frapującejbiografii Lutra Erika Eriksona), zyskała instytucjonalną postać praktykimedycznej. W niektórych krajach, np. w Stanach Zjednoczonych, udało jejsię zintegrować z medycyną i, choć gdzie indziej lekarze ostro przeciw niejoponowali, wszędzie zdobyła stałe grono pacjentów oraz znaczącą grupę zwolennikówwśród intelektualistów.Z czasem fala popularności osłabła, a dziś środowiska naukowe, które zdecydowałysię oprzeć na psychoanalizie, przypominają inne tego typu sekty:zwolenników zimnej fuzji jądrowej, teorii chaosu albo paleoastronautyki. Jużw 1970 roku Erich Fromm stwierdził: „współczesna psychoanaliza przeżywakryzys, którego zewnętrznym objawem jest spadek liczby studentów wybierającychstaż w instytutach psychoanalitycznych, a także spadek liczby pacjentów(...) Pojawiły się terapie konkurencyjne, a ich twórcy utrzymują, że przynosząone lepsze rezultaty w znacznie krótszym czasie za znacznie mniejszepieniądze." 4Fromm, pewnie dlatego, że sam był psychoanalitykiem, i tak pozostawałw swojej ocenie bardzo łaskawy. Inny autor, prof. Eysenck w Decline and Fali odthe Freudian Empire (1986), pisał dosadniej: „psychoanaliza - imperium Freuda- upada. Nowe osiągnięcia nauki są krytyczne wobec tez psychoanalitycznych,czego nieuniknionym rezultatem jest spadek wpływów i prestiżu psychoanalizy(...) To rozczarowanie nie dotknęło jeszcze Ameryki Południowej, Francjii paru innych krajów, które ciągle z uporem trzymają się przestarzałych pojęći teorii. Jednakże nawet tam zaczynają się pojawiać wątpliwości. Stopniowo i tekraje pójdą w ślady USA i Wielkiej Brytanii."LATO 2000297


Zaskoczeniem jest nie tyle spadek popularności psychoanalizy, co fakt, żew ogóle stalą się ona znana szerszemu gronu odbiorców. Dlaczego Freudowi -mimo, że jego prace nie były zbyt oryginalne i od początku znajdowały się podsilnym obstrzałem środowisk naukowych - udało się przebić do masowego odbiorcy?Fakt ten trudno racjonalnie umotywować. Gdybym to ja dziś szukałwydawcy dla makabrycznej opowieści o synach zabijających ojca jako źródle religii,to zapewne wylądowałbym w „serii z tygryskiem" obok dzieł równie epokowychjak Adolf Hitler, założyciel Izraela. Tymczasem we Freudzie zaczytywalisię Albert Einstein, Henri Bergson, Artur Schnitzler, Gustaw Mahler, JamesJoyce, Pablo Picasso, Salvadore Dali, Hermann Hesse, a w Polsce np. BrunoSchulz. Po Anschlussie Roosevelt osobiście przykazał swoim dyplomatom zadbaćo bezpieczeństwo Freuda.Najprostsza odpowiedź to ta, że wyżej wymienieni myśliciele byli w znacznejczęści Żydami, przedstawicielami narodu nadzwyczaj solidarnego, któryzwykł popierać „swoich", nawet gdy głębsza refleksja na temat merytorycznegoaspektu ich twierdzeń skłaniała do ocen negatywnych. Taki wątek w procesiepromowania psychoanalizy niewątpliwie istnieje, ale trudno byłoby cały fenomenpopularności Freuda doń sprowadzać, tym bardziej że wśród jego zwolennikównie brakowało ludzi, nie mających korzeni semickich, z Marią Bonapartena czele. Inne wytłumaczenie jest takie, że prawie żaden z wymienionychi niewymienionych zwolenników psychoanalizy w gronie wybitnych myślicielinie miał większego pojęcia o psychologii, przez co łatwo poddawali się onizbiorowej sugestii. Za taką interpretacją przemawiać może choćby wspomnienieFreuda o spotkaniu z Einsteinem: „jest pogodny, uprzejmy i budzi zaufanie,zna się na psychologii tyle, co ja na fizyce, tak więc miło sobie porozmawialiśmy"5 . Ale i takie wytłumaczenie rodzi tylko kolejne pytanie: skąd sięwięc wzięła owa „zbiorowa sugestia"?Dla ostatecznego powodzenia psychoanalizy kluczowy okazał się fakt, iżFreud umiał się zręcznie wstrzelić w mody intelektualne wśród postępowychelit twórczych, dzięki czemu począwszy od I wojny światowej praktycznie każdyszanujący się intelektualista czuł się zobowiązany do poczynienia życzliwejwzmianki na temat jego prac. W innym wypadku zostałby przez kolegów pofachu zdemaskowany jako osoba ulegająca mechanizmowi represji, wynikającejzapewne z traumatycznego dzieciństwa lub przykrych doświadczeń seksualnych.Jego pozycja jako intelektualisty zostałaby mocno nadszarpnięta, nie298<strong>FRONDA</strong> 19/20


mówiąc już o tym, że któż by chciał mieć opinię bitego dzieciaka albo łóżkowegonieudacznika? Doszło nawet do tego, iż niektórzy myśliciele powoływalisię na Freuda jeszcze nim uważnie przestudiowali jego prace, czego klasycznymprzykładem jest Herbert Marcuse. Jak to później wykazano 6 , pomylił onznaczenie podstawowych pojęć psychoanalizy, co mu bynajmniej nie przeszkadzałow określaniu się mianem jej zwolennika, a nawet napisaniu na ten tematksiążki 7 .Wielkimi atutami Freuda okazały się jego żydowskie pochodzenie, socjalistyczneprzekonania polityczne (dom, w którym spędził prawie całe dorosłeżycie, kupił tylko dlatego, że wcześniej mieszkał w nim lider austriackich socjalistów),ostentacyjny antyklerykalizm oraz wyeksponowany seksualizm.Wszystko to czyniło zeń modelowego wyrzutka z głównego nurtu życia społecznego.Nie ważne, że prowadzący spokojne życie wiedeńskiego mieszczaninaFreud nim nie był - i tak jego magiczna siła przyciągała tych wszystkich,którzy walczyli z „zalewem czarnego mułu" (tak właśnie wiedeński analitykokreślał metafizykę), a ostentacyjne popieranie go było po prostu wyrazembuntu i sprzeciwu wobec kulturowego mainstreamu epoki. Właśnie fakt, że psychoanalizarekrutowała swoich zwolenników z owej grupy zawodowych heretyków,przyniósł jej światową sławę w miarę jak „normalność inaczej" stawałasię obowiązującym kanonem postępowania. Nigdy nie przyjęta przez naukę,została wpuszczona do naszego dziedzictwa kulturowego bocznymi drzwiami:przez powieści, filmy, obiegowe powiedzenia, stereotypowe sądy. Będąc odbiorcamimediów wiele osób staje się wyznawcami psychoanalizy tkwiąc jeszczew okresie „pregenitalnym", a potem oddaje jej cześć do końca życia - i tomimo, że być może nigdy nie przeczytają oni żadnej pracy Freuda. 8Drugi powód popularności jego teorii jest taki, że Freud był doskonałym literatem.Albert Einstein twierdził: „szczególny podziw wzbudziło we mnie topańskie dzieło, podobnie jak wszystkie pańskie prace, ze względu na kunszt literacki.Nie znam nikogo ze współcześnie żyjących, kto w języku niemieckimopisywałby w tak mistrzowski sposób sprawy, jakimi się zajmuje". Gdy w roku1927 wielki rywal Freuda, prof. Wagner-Jauregg, odbierał Nobla, tak komentowałszanse psychoanalityka: „może jeszcze otrzyma nagrodę - ale literacką!" 9Herman Hesse widział w pracach Freuda „wielkie wartości ludzkie, jak i literackie",a Tomasz Mann mówił o „nawiązywaniu do wzorów wielkiej eseistyki niemieckiej"10 . Rajcy Frankfurtu, doceniając wymiar literacki prac Freuda, przyznaliLATO.2000299


mu nagrodę im. Goethego, co miałoprzynieść mu jedną z największychsatysfakcji w życiu."„Psychoterapia nie jest leczeniem,ale rozmową. Freuda widzęjako wielkiego retora raczej niżwielkiego naukowca" - pisał TomasSzasz 12 . Jeden z pacjentów,którzy leżeli na kozetce Freuda,wspominał: „zanim się spostrzegłem,opowiedziałem mu całeswoje życie, bez jakichkolwiek oporówopowiedziałem o sprawach, o których jeszcze z nikim nie rozmawiałem.Jakiż miałoby sens coś przed nim ukrywać. On przecież wiedział wszystkoz góry." Równie dobrze słowa te mógłby powiedzieć ktoś odchodzący od konfesjonałuPadre Pio albo świętego proboszcza z Ars. Ponad wszelką wątpliwośćzachodzi związek między kryzysem spowiedzi, sprowadzonej do odklepaniazwyczajowej formułki, a popularnością psychoanalizy. A to dowodzi, że całe jejterapeutyczne działanie z naukowego punktu widzenia sprowadza się do efektuplacebo - w przeciwieństwie do spowiedzi, która posiada realny, choć nie zawszedostrzegany, wymiar transcendentny.Wróćmy do problemu zgodności prac Freuda z kanonami rozumowania naukowego.Znany terapeuta żydowskiego pochodzenia, Bruno Bettelheim, twierdził,że terminologia Freuda jest metaforyczna, „sugestywna i bogata w znaczenia",„nawiązuje do mitu i dramatu". Owa metaforyczność „służy jako mostyłączące surowe fakty z wyjaśnieniami" i „porusza ludzkie struny w człowieku"'3 , ułatwiając percepcję szerokiemu gronu odbiorców i korzystnie odbijającsię na tle utrzymanych w specjalistycznym żargonie prac naukowców. Powyższerefleksje są trafne, zdumiewa tylko, że ich autor - człowiek bądź co bądź dobrzewykształcony - widzi w nich zalety psychoanalizy. Tak naprawdę owa bogatametaforyka czyni prace Freuda nawet nie tyle nieprawdziwymi, co raczej nieweryfikowalnymidla naukowca. Można to nazwać świecką mistyką albo psychofiction,ale na pewno nie nauką. Sam Bettelheim zauważa, iż Freud odwoływał siędo Goethego, Szekspira, Dostojewskiego czy Nietzschego, ale „rzadko cytowałprzyrodników, nie mówiąc już o lekarzach" 14 . Nam pozostaje jedynie ubolewać,300<strong>FRONDA</strong> 19/20


że psychoanalitycy nie mają zwyczaju informować swoich pacjentów, iż nie trafilido lekarzy, lecz „poetów duszy". Kolejną trafną uwagą Bettelheima jest ta,że Freud był zręcznym słowotwórcą i po części popularność zawdzięcza takimterminom jak „sfery erogenne" czy „kompleks Edypa", które brzmią ładnie bezwzględu na to czy koncepcje składające je w jedną całość są prawdziwe. Jak toujął Bohdan Suchodolski 15 , „wszystkie jego poglądy są martwe, ale lektura tychtekstów jest żywa i zajmująca".Freud porwał intelektualistów literackimi pracami popularyzatorskimi, jakCierpienie w kulturze, Przyszłość pewnego złudzenia czy Totem i tabu. Tymczasem,aby zrozumieć, że wyssał swoje hipotezy z palca, nie mając żadnego oparciaw materiale źródłowym i badaniach klinicznych, trzeba by porzuciwszy lekturępopularnych wydawnictw, gdzie spisywał obserwacje natury ogólnej, przystąpićdo logicznej analizy notatek z poszczególnych terapii - i to właśnie notatek,a nie późniejszych ich opisów w literaturze fachowej. Efekty takiej pracysą przerażające' 6i jedynie zręczność apologetów w tuszowaniu błędów mistrzapozwala ukryć ten fakt w jego biografiach oraz opracowaniach na tematpsychoanalizy 17 . Czasami jesteśmy wręcz w stanie odtworzyć „głuchy telefon"szeregu autorów, którzy kolejno się cytując uzupełniają notatki Freuda coraz tonowymi szczegółami, łącznie z wkładaniem w usta pacjentów interpretacji,które w rzeczywistości wypowiedział analityk. 18My tymczasem prześledźmy, jakie były realne efekty praktyki medycznejdra Freuda:1. Psychoanaliza zacząć się miała od Anny O. 19 , w rzeczywistości Berty Pappenheim,która gdy tylko wróciła do równowagi psychicznej, stała się zagorzałąprzeciwniczką teorii Freuda. Nic w tym dziwnego, skoro Freudi Breuer wcale jej nie wyleczyli, a kryzys udało się przezwyciężyć po wieluinnych terapiach i pobytach w sanatoriach. Fakt, że kuracja zakończyła sięniepowodzeniem, przyznał również inny znany psychoanalityk żydowski,Georg Markus 20 . Po powrocie do równowagi psychicznej Anna O. zdobyłasławę jako sufrażystka, zakładając Żydowski Związek Kobiet.2. Jeszcze większym oszustwem był rzekomy pierwszy sukces psychoanalizyna większej próbie pacjentów, ogłoszony przez dra Freuda 21 kwietnia1896 roku w „Verein fur Psychiatrie und Neurologie in Wien". Miało gostanowić wyleczenie 18 osób, które dokonały wyparcia ze świadomości doświadczeńseksualnych z dzieciństwa. W rzeczywistości było ich mniej, za-LATO2000301


pewne czworo, co zresztą jest poprawką na korzyść Freuda, bowiem tak naprawdęnie wyzdrowiała żadna. 21Podobne oszustwa stosowano i później.Gdy pewien amerykański terapeuta zaczął utrzymywać, że wyleczalność jegopacjentów wynosi 97 procent, stwierdzono, że z ogólnej liczby 595 pacjentówodjął 400, którzy wycofali się z analizy albo których przypadki nienadawały do jednoznacznej oceny. Dopiero pozostała liczba stanowiłapunkt wyjściowy jego „statystyki". 223. „Człowiek-szczur" nie zdążył reklamować psychoanalizy, gdyż zapewne zginąłw czasie I wojny światowej. Zdziwiłbym się jednak, gdyby terapia okazałasię skuteczna. Freud najpierw pomylił stan faktyczny, postawił diagnozę,a gdy sytuacja się wyjaśniła, nie zdecydował się na zmianę terapii. 234. „Mały Hans", kolejny sztandarowy obiekt analizy Freuda, przeczytawszy 14lat po spotkaniu z lekarzem opis swojego przypadku, nie był w stanie sobienic przypomnieć 2 '', co świadczy, że nie przywiązywał do analizy większej wagi.Zresztą dokonane post factum badanie tego przypadku wskazuje, że przedpostawieniem ostatecznej diagnozy Freud mógł zagubić część własnych notatekalbo rozmyślnie je pominąć. W rezultacie przyjął tezę, jakoby „rodzice[Hansa] w sposób zasadniczy unikali naszych wychowawczych grzechówpierworodnych. Stanowczo uznali, że nie wolno go ośmieszać ani tyranizować".Tymczasem gdyby Freud znał własne notatki, znalazłby wyrażoneexpresiss verbis groźby obcięcia męskości oraz upokarzające kłamstwa rodziców.Fromm nazwał tę pomyłkę „zaćmieniem Freuda".5. Inny modelowy i znany z pism analitycznych przykład to „Dora", którejojcem był lider austriackich socjaldemokratów Otto Bauer. Jednak i ona -jak przyznawał sam Freud - „pozbawiła go satysfakcji z gruntowniejszegouwolnienia jej od choroby" 25 . Nie jest to zaskakujące biorąc pod uwagę, żew przypadku tej pacjentki Freud najpierw sam postawił diagnozę, dopieropotem ją wysłuchał, a następnie zmusił do przyjęcia swojego punktuwidzenia. 266. Również „człowiek-wilk" był leczony wielokrotnie, za drugim razem jużz lepszym skutkiem. 27Podobne wpadki trafiały się i następcom Freuda.Gdy American Psychoanalytic Association ogłosiło, że wyleczalność ich pacjentówsięga 1/3, psychologowie odpowiedzieli, że jeszcze większy procentosób z tego typu zaburzeniami zdrowieje bez pomocy medycyny. 28Czyżby więc psychoanaliza szkodziła?302<strong>FRONDA</strong> 19/20


Powyższą listę można bywydłużać w nieskończoność.Wszystkie te klęski nie wydadząsię czymś nienaturalnym,jeśli spojrzymy na warsztatbadawczy Freuda. Na widokegzemy wokół ust od razuszukał wyjaśnienia w fantazjacho seksie oralnym, nie raczącnawet sprawdzić, czy niejest to uczulenie albo wysypkana tle bakteryjnym. Wolneskojarzenia pacjentów w raziepotrzeby łatał własnymi. Zdenerwowaniekobiety, która bawiłasię torebką, wystarczyło mudo wydania kategorycznego sądu: w dzieciństwie się masturbowała i wyrażapodświadome życzenie, że teraz również ma ochotę na masturbację; 18 osób na20 możliwych to jego zdaniem 80 procent; ataki kaszlu świadczą o podświadomejochocie na seks oralny; jeśli ktoś poblednie na widok innej osoby, to z całąpewnością jest w niej zakochany. 29Trudno streścić tutaj całą, genialną w treści i monumentalną w formie,książkę Maxa Scharnberga The Non-Authentic Naturę of Freud's Observations,w której zebrana została gigantyczna ilość podobnych potknięć, oszustw i błędówwiedeńskiego terapeuty, a przecież istnieją także inne tego typu pozycje,jak The Experimental Study of Freudian Theories Hansa Jurgena Eysencka i GlennaD. Wilsona (1973), Psychoanalytic „Evidence": A Critiąue Based on Freud's Case ofLittle Hans Josepha Wolpe'a i Stanleya Rachmana (w Personality Theory and Research,California 1964) czy wreszcie zupełnie oryginalne spostrzeżenia WłodzimierzaSzewczuka, zawarte we wspomnianym już Wstępie do antypsychoanalizy.W wielu wypadkach Freud kłamał w żywe oczy, choć przynajmniej niektórez jego błędów wynikały ze zwyczajnej ignorancji. W końcu sam przyznawał:„nigdy nie byłem lekarzem w dosłownym rozumieniu tego słowa"" 1 . Dodajmy,że na ukończenie studiów potrzebował aż o sześć semestrów więcej niż standardowepięć lat!"LATO-2000303


Z powyższych powodów środowiska naukowe nie podzielały entuzjazmuintelektualistów wobec koncepcji Freuda. W roku 1916 francuski biolog Delagepisał: „psychoanaliza jest psychozą. Określając ją najogólniej, możemy powiedzieć,iż jest chorobą; ludzie dotknięci nią, stają się niezdolni do przyjmowaniapo prostu najmniejszych gestów, najbanalniejszych słów tych, z którymiobcują: we wszystkim muszą się doszukać jakiegoś głęboko ukrytego znaczenia"32 . Freudowi, namiętnemu palaczowi, przypisuje się sławne powiedzenie:„czasami cygaro to tylko cygaro", które doskonale oddaje ten aspekt naturyzwolenników psychoanalizy. Inni wprost nazywali podobny sposób myślenia„panświnizmem" 33 .„Psychoanaliza jest tą chorobą umysłu, która sama uważa się za metodę leczenia"- twierdził Karol Krause. Oprócz obsesyjnego wyszukiwania erotycznychpodtekstów, najczęściej wymienianym jej objawem pozostaje bardzo głębokieskoncentrowanie na własnej osobie, co zazwyczaj zwie się „autoanalizą".Jak mówi dowcip, na ofertę „pozwól, że Ci pomogę" zwolennik Freuda odpowie:„to twój problem, ja nie chcę się angażować". Potrąciwszy kogoś na ulicynormalny człowiek powie „przepraszam"; czytelnik Freuda wykrzyknie: „Uważajjak chodzisz!" Jeśli zrobi on coś niezgodnego ze standardami moralnymi,to nawet nie czuje się winny, gdyż odpowiedzialne są jego popędy, a on je tylkozaspokaja, przy czym - co wynika z braku religijnej metafizyki - nie maw życiu celu wyższego nad ich zaspokajanie. Czy można więc w takiej sytuacjimieć do niego jakiś żal? 34W wielu wypadkach symptomy chorobowe tak się nasilają, że dochodzi doutraty pracy, załamań psychicznych, a jeszcze częściej: rozpadu rodziny. Wobectakich osób wskazane byłoby używać określeń „freudofil" albo „człowiek posfreudowaniu mózgu". Najbardziej niebezpiecznym skutkiem takiej freudofiliijest niszczenie więzi między rodzicami a dziećmi z powodu urojonych zarzutówmolestowania seksualnego. Całkiem niedawno przez Stany Zjednoczonei Europę Zachodnią przetoczyła się fala procesów, w których psychoterapeuciwystępowali w charakterze biegłych, a ich pacjenci - ofiar, rzekomo wykorzystywanychseksualnie w dzieciństwie.Koncepcja uwiedzenia w dzieciństwie jest jednym z fundamentalnychtwierdzeń już u samego Freuda, jednak on sam uważał, że jest to raczej dziecięcafantazja, a uznanie ją za realną było „błędem w jaki przez chwilę popadłem"35 . Niektórzy z epigonów uznali to jednak za przejaw pruderii i uległości304<strong>FRONDA</strong> 19/20


wobec „faryzejskiej" moralności konserwatywnych elit, każdorazowo nadającuwiedzeniu wymiar fizykalny. Wydana w 1981 roku w Oxfordzie książka PatriciiMrazek i Henry'ego Kempę Sexually Abused Children and Their Families orazo rok późniejsza publikacja Suzanne Sgroi Handbook of Cłinical Intervetion inChild Sexual Abuse pomogły zamienić tak zmutowaną „koncepcję uwiedzenia"w wielki strumień zielonych banknotów płynących z kont rodziców do kieszeniprawników. Zanim do sądów dotarły zadające kłam tezom Mrazek i Sgroiwyniki badań klinicznych, na wiele lat ożyła atmosfera czasów, gdy wystarczyłow sobotę zapomnieć napalić w piecu, by zostać oskarżonym o obchodzenieszabasu. Można przytoczyć sporą liczbę kazusów prawnych, w których człowiek- najprawdopodobniej niewinny - został skazany na zakaz kontaktu zeswoim dzieckiem, a nawet wieloletnie więzienie na podstawie takich psychoanalitycznych„dowodów" molestowania. 36 Powstał nawet specjalny termin -false memory syndrom, syndrom fałszywej pamięci - na określenie urazu psychicznego,polegającego na wmówieniu sobie, wbrew faktom, iż w dzieciństwiebyło się wykorzystanym seksualnie przez rodziców.Równie zabójcze dla zachodniej cywilizacji okazało się uznanie autorytetuFreuda w dziedzinie życia małżeńskiego. „Gdyby jego poglądy na seks i małżeństwobyły słuszne, to prostytutki powinny być najbardziej szczęśliwymiludźmi na ziemi" - ironizował po latach jeden z krytyków 37 . Psychoanaliza, wybranajako droga rozwiązywania problemów rodzinnych, uzależnia jak narkotyk,w dodatku bezwzględnie narzucając schemat myślenia o życiu domowymjako nieustającej walce o wpływy i kontrolę. Liczba rozwodów wśród par,w których choćby jedna strona podda się terapii, jest ogromna, a ta destrukcjaprowadzi do długiego ciągu nowych związków, zakończonych dokładnie taksamo jak pierwszy, choć trzeba zaznaczyć, że w miarę rozwoju psychoanalizypojawia się istotne novum w postaci coraz rzadszego wybierania partnerów płciprzeciwnej. Oczywiście, szukanie przyczyny każdego nieudanego związku wymagaintensyfikacji terapii, a nawet pomocy kilku niezależnych analityków.Tworzą się więc miejsca pracy dla nowych specjalistów, którzy dzięki zręcznejreklamie wciągają w psychoterapię następne ofiary.Oprócz błędów w opisie i ocenie stanu faktycznego, które zraziły tak wielunaukowców, Freud popełnił jeszcze fundamentalne oszustwa metodologiczne,z których najbardziej brzemiennym w skutki okazało się wysuwanie generalnychwniosków z obserwacji całkowicie wyizolowanych i z pojedynczychLATO'2000305


przypadków. Co gorsza, najczęściej owym „pojedynczym przypadkiem" był niekto inny, jak właśnie doktor Freud. „Freud był przypadkiem dla Freuda", pisałjeden z biografów. Również nasz główny bohater przyznawał: „głównym pacjentemjestem ja sam" 38 .Twierdzenie, iż fundamentalne wnioski wyciągnął z analizy swojej osobowości,to kolejny powód, dla którego lwia część procesu badawczego znajdujesię poza możliwością weryfikacji współczesnych naukowców, nie mówiąc jużo tym, że także co do innych osób w miejsce zapisków z badań klinicznychprzedstawiał eseje, opowiadania, nowele lub przypowieści, zawsze pikantnieprzyprawione erotycznymi fantazjami, a czasami również żydowskim humoremludowym. Czyta się to przyjemnie - niestety, wartość merytoryczna jestznikoma. Jak podaje Scharnberg, w sprawie najbardziej znanej z analitycznychteorii własne notatki Freuda składają się w zaledwie w 4,9 procenta z wynikówbadań, z czego jeszcze prawie 1/4 to ornamentyka językowa, a nie klinicznyopis. 39Zostaje niewiele ponad 300 słów! Dosyć to krucha podstawa do wywracaniacałego porządku cywilizacji łacińskiej. Freud sam przyznawał, że odsprawdzalnych faktów woli się powoływać na „poetów i znawców duszy" 40 .Wnioski wyciągnięte z analizy odmętów swojej nieświadomości Freud odrazu zamieniał w dogmatyczne formuły, których uznanie było warunkiem koniecznymprzy zgłaszaniu akcesu do jego ruchu. Nawet ludzie mu bliscy, tacyjak Stefan Zweig czy Artur Schnitzler, przyznawali, że w dogmatyzmie próżnoby mu było szukać godnych rywali. Doszło do tego, że gdy zdolny analityk, OttoRank, odszedł od Freuda, to rozwiodła się z nim żona - fanatyczna zwolenniczkamistrza. 41Sam wiedeński terapeuta nazywał osoby, które od jego sposobumyślenia się oddaliły - „heretykami" i „odszczepieńcami" 42 . Ferencziegoostrzegał przed odejściem od „tradycyjnych zwyczajów i technik psychoanalizy",co anonimowy czytelnik na marginesie egzemplarza Freud's Mission, z któregokorzystałem, skomentował: /ta/t, hak, tradition? Książka ta należała uprzedniodo U. S. Army i uwaga ta jak najlepiej świadczy o inteligencji jej żołnierzy.Na temat jednego z odszczepieńców Freud pisał w liście do Zweiga: „nie rozumiemtwojej sympatii do Adlera. Dla żydlądka z przedmieścia Wiednia śmierćw Aberdeen jest już niesłychaną karierą. Świat hojnie go wynagrodził za usługiw zwalczaniu psychoanalizy."Interesujące efekty przynosi również analiza języka, jakiego używali wobecFreuda apologeci. Tak oto był on „ojcem" 43 , którego postawa cechowała się „or-306<strong>FRONDA</strong> 19/20


todoksyjnością" 44 , do którego odbywa się „pielgrzymki" 45i który niczym Chrystusprzeszedł „drogę krzyżową" 46 . W rodzinie „uchodził za nieomylnego" orazbył „podobnym Bogu patriarchą" 47 . Co bardziej trzeźwi ze współczesnychFreudowi ujmowali to raczej tak: „sprawia on wrażenie człowieka opętanegoprzez swe idee (...) mam poważne podejrzenia, że Freud (...) jest prawdziwymszaleńcem" 48 . Erich Fromm, analizując język jakim posługiwali się dwaj „ortodoksyjni"zwolennicy wiedeńskiego mistrza, zapisał: „intensywność nacisków,które zakazują krytyki lidera «organizacji», przypomina system dyktatorski,który zagraża życiu i zdrowiu jednostki" 49 .Z tego skrajnego egocentryzmu badawczego mamy przynajmniej tę korzyść,iż zachowała się wystarczająca ilość materiału do dokonania psychoanalizyosobowości jej twórcy. Próbowała tego np. Marie Balmary w PsychoanalyzingPsychoanalysis (1982), jednak autorem, który w tych szrankach wykazał sięnajwiększą zręcznością, okazał się Erich Fromm i jego Sigmund Freud's Mission.An Analysis of His Personality and Influence.Bez wątpienia najbardziej frapujący punkt analizy osobowości Freuda toszukanie wyjaśnienia jego histerycznej nienawiści do Kościoła w traumatycznychdoświadczeniach z dzieciństwa. Prace na ten temat opublikowali amerykańskijezuita W. W. Meissner oraz wywodzący się z ortodoksyjnej rodziny żydowskiejGregory Zilboorg, który początkowo przystał do sekty kwakrów, a następniewstąpił do Kościoła katolickiego, choć w swoim dążeniu do syntezychrześcijaństwa i psychoanalizy nie reprezentowałwyrażonego przez Piusa XII stanowiskakatolickiej ortodoksji. 50Zdaniem Zilboorga,ową katastrofą emocjonalną z dzieciństwaFreuda było aresztowanie pod zarzutem kradzieżykatolickiej niani małego Zygmunta.Powyższa teza, z której wynika, że freudowskaniechęć do Kościoła była zupełnie irracjonalna,nie cieszy się sympatią większości psychoanalityków,choć i wśród nich pojawiająsię głosy, że jakieś dramatyczne zdarzeniew jego dzieciństwie musiało mieć miejsce. 51Traumatyczny charakter niechęci Freudado religii czyni zrozumiałą pobłażliwość dlańLATO 2000


wielu duchownych. Opłakane skutki wynikły jednak z rozciągnięcia tej pobłażliwościrównież na jego poglądy. Zarówno wśród Żydów reformowanych, jaki protestantów oraz tzw. katolików otwartych zaczęli się pojawiać zwolennicykonwergencji freudyzmu z tradycyjnymi systemami religijnymi. Wśród żydowskichprzywódców religijnych ze zwolenników Freuda najbardziej popularnymokazał się rabin Joshua Loth Liebman, który wyłożył swoje teorie w wydanymw 1946 roku na rynku amerykańskim bestsellerze Peace of Mind. Niecałe dwiedekady wcześniej A.A. Roback w pracy Jewish Influences in Modern Thoughtokrzyknął wiedeńskiego psychoanalityka mianem „chasyda współczesnej psychologii".Myślę, że każdy szanujący się ortodoksyjny Żyd wszelkie próby przypisaniaFreudowi poczesnego miejsca w dorobku judaizmu uznałby za obrazę.Natomiast Żydzi pozostający w bezpośrednim otoczeniu Freuda oraz ich następcybyli ateistami, czasami - jak w przypadku Ericha Fromma - renegatamiz judaizmu ortodoksyjnego.W obrębie chrześcijaństwa najbardziej znanym sojusznikiem Freuda, któryprzetarł szlak dla Paula Tillicha i wielu innych, był pastor Oskar Pfister. Nasławne pytanie wiedeńskiego doktora, dlaczego wymyślenie psychoanalizymusiało czekać na bezbożnego Żyda, odpowiedział: „nie jesteś bezbożny, albowiemkażdy, kto żyje w Bogu i kto walczy o wyzwolenie miłości, pozostaje,w zgodzie ze słowami Św. Jana (1 J 4,16), w Bogu (...) nigdy nie było lepszegochrześcijanina" 52 . Dużo bardziej krytyczny niż wobec Freuda pozostawał pastorwobec katolicyzmu, który uważał za „religię maksymalnego wyparcia naturalnegożycia instynktownego". Zapewne z tej to właśnie przyczyny katoliccyświęci to dla niego ewidentni neurotycy, nawiedzeni wizjonerzy, obsesjonacicierpiący na histeryczne bóle, okrutnie traktujący swoją seksualność. Jedynąnadzieją dla nich jest protestancka wolność, która „odwraca fenomen represjiwykształconej w celibacie, hierarchii i życiu monastycznym" 53 . Przyjaźń pastoraPfistera i żydowskiego psychoanalityka przetrwała nawet publikację Przyszłościpewnego złudzenia, co ten pierwszy tłumaczył następująco: „mocny intelektualnieprzeciwnik religii jest bardziej przydatny niż tysiące bezużytecznychzwolenników (...) Ty zawsze byłeś tolerancyjny dla mnie, dlaczegóż ja bym niemiał być tolerancyjny dla Twojego ateizmu?" 54Chyba tylko głęboka fascynacja Freudem nie pozwalała Pfisterowi dostrzec,że dla religii wcale nie był on tolerancyjny. Twierdził: „pragnę ustrzec psychoanalizęprzed lekarzami i kapłanami. Pragnę powierzyć ją osobom uprawiają-308<strong>FRONDA</strong> 19/20


cym profesję, która jeszcze nie istnieje,profesję świeckiego wspomożyciela duszy,który nie musi być lekarzem, a nie możebyć kapłanem." 55„Nasza nauka nie jest iluzją.Ale iluzją byłoby wierzyć, że możemyskądinąd otrzymać to, czego ona dać namnie może." 56Te i inne wypowiedzi nie pozostawiająwątpliwości, jaką rolę w tworzeniupsychoanalizy odegrały ateizm i antyklerykalizm Freuda. Swojej nienawiścido Kościoła nie ukrywał, pozwalając sobie na wypowiedzi w rodzaju: „w dobieRenesansu Kościół był bliski upadku, uratowały go tylko dwa czynniki: syfilisi Luter" 57 . Niewątpliwie zestawienie Lutra z syfilisem odznacza się swoistąfinezją, jednak meritum twierdzenia jest nad wyraz dyskusyjne. Jeszcze ciekawszajest jego obsesja na punkcie Rzymu, czy - jak ją sam nazywał - „sen o Rzymie".Pobyt w tym mieście uważał za „kulminacyjny punkt swojego życia"i przyznawał, że tęsknota doń była „głęboko neurotyczna". 58Dochodziło do tegojakieś dziwaczne utożsamianie się z Hannibalem, a strach przed centrumKościoła powszechnego był tak wielki, że przy pierwszym podejściu zawrócił50 mil od Rzymu. 5 ' Jakże szerokie pole do psychoanalitycznych popisów pozostawiająte fakty!Z czasem sama psychoanaliza zaczęła przypominać system religijny i w tensposób była odbierana nie tylko przez oponentów, ale i przez wyznawców. Jednaze zwolenniczek pisała: „był to nowy świat, w którym odnalazłam siebie:świat, w którym wszystko pasowało do zbioru definicji i pojęć, o których istnieniunawet nie śniłam. A nazwanie problemów wielce ułatwia sprawę. Takoto tu był kompleks Elektry, tam kompleks Edypa, i było jeszcze libido z jegoróżnorakimi działaniami." 60Te słowa Mabel Luhan to właściwie Credo fundamentalizmureligijnego i to bardzo zazdrośnie nastawionego wobec dotychczasowychsystemów religijnych.Salomon WallenrodKim był prywatnie człowiek, który stworzył psychoanalizę? Dla odsłonięciakulisów powstania tego systemu światopoglądowego jest to być może pytaniekluczowe.LATO-2000309


Freuda jako osobę prywatną nie łączyłozbyt wiele ze stylem bycia, który sugerująjego prace. Miał uporządkowane życie intymne,był wzorowym ojcem, a w swoichprzyzwyczajeniach - skrajnym konserwatystą.Rodzi się więc pytanie: po co usiłowałzniszczyć wartości bliskie również i swemusercu? Co nim kierowało?Jego syn wspominał życie swoje i rodzeństwanastępująco: „nigdy nie mieliśmy jednejwady - egoizmu. Nie wynikało to z jakichś szczególnych upomnień, lecz po prostuz atmosfery, jaką stworzyli w domu rodzice (...) Kiedy dostawaliśmy pudełkoczekoladek, matka mówiła «podzielcie się nimi» i natychmiast moja siostraMatylda kroiła każdą czekoladkę na tyle kawałków, ile zdołała i rozdawała je(...) Kiedyś podczas podwieczorku w towarzystwie innych dzieci zobaczyłemdziewczynkę, która sama pochłaniała zawartość pudełka z cukierkami. Byłembardzo zaszokowany (...) W konsekwencji tego zdarzenia nigdy nie rozmawiałemz tą dziewczynką" 61 . Proszę sobie wyobrazić, że człowiek, umiejący stworzyćw swoim domu tak piękną atmosferę, był również autorem systemu światopoglądowego,zgodnie z którym zwyczaj przebierania się za świętego Mikołajajest tylko egoistyczną potrzebą rodziców, którzy czerpią przyjemność z oglądania,jak czerwona postać wydobywa się z komina, reprezentującego drogi rodnekobiety. 62To oczywiście tylko jeden z setek przykładów freudowskich tłumaczeń,sprowadzających całe życie domowe do nieustającej orgii.Dziecko Freuda twierdziło: „byliśmy wychowani w atmosferze pokojoweji obca nam była wszelka przyjemność łącząca się z zabijaniem bezbronnychzwierząt. Jak daleko sięgam pamięcią, ojciec nigdy nie miał żadnej broni, nawetsztyletu. Jestem pewny, że gdy musiał przy mundurze lekarza wojskowegonosić oficerską szpadę, czynił to z wyraźną niechęcią." 63Wielką miłością obdarzył swoje wnuki. Po stracie jednego z nich żalił się:„Henio był wspaniałym smykiem i sam wiem, że nie kochałem nikogo jak jego,a na pewno żadnego dziecka (...) Tak źle znoszę tę stratę, że wydaje mi się,iż nigdy nie przeżywałem czegoś równie bolesnego." 64Twórca psychoanalizy deklarował, że jest „przeciwnikiem konwenansów",ale praktyka jego życia była zupełnie odmienna. Hołubił kulturę klasyczną, dbał310<strong>FRONDA</strong> 19/20


o wychowanie swoich dzieci, lubił porządek w domu i schludny wygląd zewnętrzny,a punktualny był aż do przesady, mając zwyczaj przybywać na pociągpół godziny przed odjazdem. 65To drobny szczegół, ale znamienny dla całej jegoosobowości. To przywiązanie do tradycyjnych wartości było szczególnie silnew sprawach obyczajowości. Na podstawie wspomnień Martina Freuda możemysnuć domysły, jakie dylematy przeżywał odnośnie problemu uświadomieniaseksualnego swoich dzieci, ostatecznie porzucając ten pomysł. Syn opowiadał:„kiedyś rozmawialiśmy w kręgu rodziny o zwierzętach hodowlanych i ojcieczdał sobie sprawę, że żadne z jego dzieci nie wie, jaka jest różnica między wołema bykiem. «Musimy porozmawiać o tych sprawach» - powiedział wtedy,lecz, jak czyni to większość ojców, nic w tym celu nie zrobił." 66Aż dziw bierze,że nie kto inny jak ten sam dr Freud na potrzeby życia publicznego sformułowałtezę, jakoby czternastolatka, która nie czuje się zadowolona, gdy mężczyznao ćwierć wieku starszy zmusi ją do pocałunku, była neurotyczką. 67Ta wstydliwość - i to w najlepszym tego słowa znaczeniu - była charakterystycznatakże dla jego małżonki, jej rodzeństwa oraz ich dzieci. „Nie razwspominałem o swojej bujnej wyobraźni (...) nigdy jednak nie umiałem sobiewyobrazić matki ubranej w sweter i spodnie (...) Nic nie mogło być bardziejabsurdalnego i niemożliwego; byłoby to prawie bluźnierstwo. Znałem ciotkęMinnę od dziecka, lecz nigdy mi nie przyszło do głowy, że ma nogi" - twierdziłsyn Freuda 68 . Co do córek, to ich brat i towarzysz dorastania wspominał:„zapytaliśmy je kiedyś, dlaczego nie bawią się z córką leśniczego, która mieszkaniedaleko nas. Odpowiedziały z poważnymi minami, że były bardzo zaszokowane,gdy bawiąc się na huśtawce odkryły, że była bez majtek." 69Także synFreuda w czasie studiów zauważył, że ze sposobu bycia, jaki wszczepiła w niegorodzina, „przypominam dobrze wychowaną panienkę" 70 .Freud zakończył swoje pożycie z żoną około czterdziestego roku życia. Annade Noailles twierdziła: „byłam wstrząśnięta, że człowiek, który tak wiele napisało seksualności, nigdy nie zdradził swej żony" 71 . Owo „nigdy" może byćprzesadą, ale uczciwie trzeba przyznać, że z całego jego życia intymnego mamytylko kilka pikantnych plotek, np. na temat związku z Louise „Lou-Andreas"von Salome. Sprawa ta stała się głośna zapewne dlatego, że zamieszkała onawspólnie z rodziną Freuda. Jego apologeci zaklinają się, że związek ten miałcharakter czysto platoniczny 72 , lecz kłóci się z to z innymi wiadomościamio Lou. Ta eks-studentka teologii, która potem wystąpiła z Kościoła i zasłynęłaLATO-2000311


odrzuceniem oświadczyn Fryderyka Nietzschego, miała opinię kobiety upadłej.Pewien biograf postawił tezę, że Freuda łączył również dwuznaczny związekz własną szwagierką, Minną Bernays. Ale na tym właściwie skandale obyczajowew życiu Freuda się kończą. Bardzo tego niewiele, biorąc pod uwagę, iż są totylko niesprawdzone pogłoski.Pomimo socjalistycznych zapatrywań politycznych miał w gruncie rzeczymentalność szczerze konserwatywną, czasami w rozmiarach wręcz karykaturalnych.Nigdy udało się go namówić do korzystania z telefonu, wyjąwszy przypadkiskrajnej konieczności. Kiedy wynalazek radia zawitał do jego domu, zażądał,aby nie korzystać zeń w tych pomieszczeniach, w których on przebywa.Mimo że pisał bardzo wiele, jego bliscy nie zdołali go oswoić z maszyną do pisania.Jak na prawdziwego reakcjonistę przystało, nie cierpiał również cyklistów.W całym swoim życiu tylko raz złamał przyjęty w tamtych czasach podziałprac między mężem a żoną i osobiście wybrał się na zakupy. 73W ogólew stosunku do kobiet jego zachowanie rażąco odbiegało od postulatu równouprawnienia,który uważał za „absurd". Wobec swojej żony był do tego stopniadespotyczny, że potrafił wymagać od niej nazywania rodzonego brata „łajdakiem".Nie uważał za stosowne zabierać jej zbyt często w swoje ulubionepodróże i, co znamienne, w jego gigantycznej korespondencji istnienie żonyniemalże nie daje się zauważyć. Erich Fromm w Sigmund Freud's Mission wykazał,w jaki sposób autor najbardziej znanej biografii Freuda, Ernst Jones, ulegamechanizmowi racjonalizacji, ukrywając jego brutalność wobec małżonki. 74W życiu swojej rodziny korzystał oczywiście ze swej bogatej wiedzy psychologicznej,ale nigdy nie był skłonny stosować wobec bliskich podstawowychkategorii psychoanalizy. Jego żona mawiała, że psychoanaliza kończysię przy wejściu do pokoju dziecięcego, a on - choć było to dokładne odwróceniejego podstawowego dogmatu - najwyraźniej miał w tej sprawie podobnezdanie.Teza Fromma, jakoby życiową namiętnością Freuda było odkrywanie prawdy,jest w świetle tej zastanawiającej dychotomii między tezami głoszonymipublicznie a życiem prywatnym nad wyraz dyskusyjna. 75Powinniśmy się raczejzastanowić, czy nie było tak, iż on sam zdawał sobie sprawę z niesłusznościswoich teorii i z tej to przyczyny nie ośmielił się niszczyć nimi życia bliskich?Równie ciekawa jest obserwacja, że kiedy tylko zechciał, potrafił być badaczemskrupulatnym, co dotyczy szczególnie jego prac z okresu studenckiego. 76312fronda 19/20


Zadziwia fakt, iż potrafił wykazać się wielkąprecyzją w badaniach cylindrówosiowych włókien nerwowych rakarzecznego, nie miał natomiast wystarczającowiele systematyczności,by poprzeć swoje teorie psychoanalitycznewynikami testów klinicznych.Czyżby miał świadomość, iżprecyzyjny aparat naukowy uśmiercidorobek jego życia? A jeśli tak, to dlaczegowłożył tyle wysiłku w lansowanieniesłusznych poglądów?Pierwszy powód, jaki się nasuwa, to żądzasławy. Nie da się ukryć, iż Freud, mimo wszystkich jego zalet, byl człowiekiembardzo próżnym. Już narodziny Zygmunta poprzedzał niezwykły znak, jakimbyło proroctwo starej chłopki, która przepowiedziała brzemiennej AmaliiFreud, iż jej dziecko będzie wielkim człowiekiem. Ten fakt może nie ma znaczeniamerytorycznego, ale ta rodzinna legenda dobrze oddaje atmosferęuwielbienia, w jakiej dorastał.Jeszcze w czasach kiedy był anonimowym inteligentem, potrafił palić materiałydotyczące życia prywatnego, aby nie dostały się w ręce przyszłych biografów.W roku 1885, czyli na wiele lat nim świat poznał jego nazwisko, twierdził:„nie mogę opuścić tego miejsca ani nie mogę umrzeć, zanim nie uwolnięsię od przeszkadzającej myśli o tym, kto może zdobyć moje stare papiery (...)Niech się biografowie irytują, nie będziemy ułatwiać im zadania. Niech każdyz nich będzie przekonany, że właśnie on ma rację w swojej «teorii rozwoju Bohatera».Sprawia mi przyjemność myśl, jak daleko się posuną."W jednym z pierwszych listów, jakie zachowały się po młodym Zygmuncie,tak pouczał swojego przyjaciela: „piszę do pana, który też zapewne do tejpory nie zauważył, że wymienia listy z niemieckim stylistą. Teraz jednak radzępanu, jako przyjaciel, nie jako zainteresowany - proszę te listy zachować -związać - strzec dobrze - nigdy nic nie wiadomo." 77To oczywiście miał być tylkożart, ale w iście freudowskim stylu. Mimo że był kiepskim studentem, nieomieszkał zapomnieć o wizytówkach z napisem „Zygmunt Freud, doktorantmedycyny". Ledwie został przyjęty do wojska, potrafił poturbować w kawiar-LATO2000313


ni kelnera, wykrzykując: „ja też mogękiedyś zostać generałem!" 78Kiedy te wielkie nadzieje, jakiewpoił mu dom rodzinny, zetknęłysię z szarą rzeczywistością, Freudnabawił się nerwicy. Paraliżował gopaniczny strach na samą myśl, żeumrze zanim stanie się sławny. Zaczęłypojawiać się różne dolegliwości fizyczne,o których nawet on sam sądził, iż mogąmieć podłoże hipochondryczne. Okresowo wpadałw depresje, podczas których nie był w stanie dokonywać czynności bardziejskomplikowanych niż rozcinanie kart w książkach albo oglądanie map.W czasie głębokich kryzysów ratował się przyjmowaniem kokainy. Choćapologeci zaklinają się, iż nie popadł w uzależnienie, inni badacze widzą w narkotykowychwizjach ważny element jego „autoanalizy" 79 . Wyraźną poprawęprzynosiły mu dopiero sukcesy publiczne, a wraz ze zdobyciem światowej sławyte przynajmniej dolegliwości cofnęły się (pojawił się za to rak). Można bywięc powiedzieć, że tworzył psychoanalizę, aby samemu powrócić do zdrowiapsychicznego. „Głównym pacjentem jestem ja sam" - przypomnijmy raz jeszczesławne powiedzenie.Nie da się ukryć, że wiele elementów jego twórczości wskazuje na chęćwprawiania ludzi w zdumienie, jako bardzo ważny impuls twórczy. „Znajdowałpewne zadowolenie w mówieniu tak, by zaszokować burżujów" - sądziłFromm 80 . Mechanizm był następujący: im większy autorytet się opluje, tym łatwiejzrobić szum wokół wtasnej osoby. Nie inaczej jest dziś, gdy trudno o łatwiejsządrogę do zdobycia rozgłosu niż poprzez „odbrązowienie" jakiegoś bohateraalbo „demitologizację" wydarzenia.Wśród motywów działania Freuda była też zapewne zwyczajna chciwość,kolejna wielka skaza jego osobowości. Jeden z uczniów wspominał następującyfragment wykładu mistrza: „wyobraźcie sobie państwo, że spacerujecie poKartnerstrasse i znajdujecie dziesięć tysięcy szylingów. Ręczę, że nikt was nieobserwuje. Oddając pieniądze nie otrzymacie znaleźnego. Jaką decyzję państwopodejmiecie? Pójdziecie na policję czy zachowacie pieniądze?" Ze wszystkichstudentów tylko jeden zdecydowałby się pójść na policję (liczba ta dobrze314<strong>FRONDA</strong> 19/20


oddaje klimat moralny wśród zwolenników psychoanalizy), co Freud skomentowałnastępująco: „Gratuluję panu moralności - dureń z pana". Sam za jedenseans psychoanalityczny życzył sobie 100 koron, odbywając ich do jedenastudziennie. Działo się to w czasach, kiedy pensja nauczyciela wynosiła 120-140koron miesięcznie! 81Kolejne wytłumaczenie to jego ideowy i żarliwy ateizm. Jeszcze zanimpodjął studia był zafascynowany teorią Karola Darwina 82 , w czasie ich trwaniapisał o Darwinie jako „nowoczesnym świętym" 83 , a nie da się też ukryć,że o wyborze zawodu lekarza zadecydowała właśnie lektura O pochodzeniu gatunków."4W czasach studenckich znalazł się pod wpływem księdza-apostaty,Franza Brentano, twórcy filozofii fenomenologicznej. 85Dosyć szybko obracaniesię w podobnych kręgach sprowadziło go na pozycje wojującego ateizmu.Nim skończył studia był tak gorącym obrońcą „filozofii materializmu", iżnieomal sprowokował pojedynek, gdy ordynarnie zelżył jednego z jej przeciwników.86Co ciekawe, sami ideologowie materializmu raczej nie odwzajemnialisympatii Freuda. Bardzo interesujące są pod tym względem refleksjeKarla Kautsky'ego: „w praktyce medycznej freudowska psychoanaliza wydajesię w zasadzie niczym innym jak przeniesieniem niektórych technik katolickiejspowiedzi do gabinetu lekarskiego" 87 . Czyżby więc nienawiść Freudado Kościoła była uczuciem takim samym, jakie wszyscy heretycy żywiąwobec ortodoksji? Czyżby chodziło o rywalizację dwóch systemów religijnycho dusze wiernych?Istnieje jeszcze jedno wyjaśnienie genezy psychoanalizy. Zacznijmy od tego,iż Freud często był upokarzany z powodu swojego pochodzenia. Jego rodzinauciekała przed pogromami znad Renu na Litwę, stąd do Galicji, a potemdo Czech. Ostatni etap tej wędrówki z Freiburga do Wiednia został przebytyjuż za życia Zygmunta. 88A przecież jeszcze później jego samego czekała ucieczkado Londynu. Kiedy miał 10 lat, wielki szok psychiczny wywołała w nimopowieść ojca o spotkaniu na ulicy z człowiekiem, który zdjął mu czapkę, rzuciłją w błoto i krzyknął „Wynocha z chodnika, Żydzie!" „Co zrobiłeś, tato?" -zapytał Zygmunt. „Zszedłem z jezdni i podniosłem czapkę" - odpowiedział.Zygmunt miał do ojca wielki żal, iż nie bronił godności swojego narodu. 8 ' Nauniwersytecie „ubodło mnie, że powinienem się uważać za mniej wartościowego,ponieważ byłem Żydem." 90Prócz tego wielokrotnie był świadkiem upokarzaniainnych Żydów, co bardzo go irytowało. 91Po znalezieniu się AustriiLATO-2000315


pod kontrolą Hitlera wielu najbliższych członków jego rodziny zginęło. Wedługprotokołów przesłuchań świadków z Norymbergi śmierć Róży Graf-Freudwyglądała następująco: „do Kurta Franza podeszła jakaś starsza kobieta i powiedziała,że jest siostrą Zygmunta Freuda. Prosiła, by przydzielić ją do lekkiejpracy biurowej. Franz powiedział, że przypuszczalnie zaszła pomyłka; zaprowadziłją do rozkładu jazdy i oznajmił, że za dwie godziny będzie pociąg z powrotemdo Wiednia. Może więc pozostawić wszystkie wartościowe przedmiotyi pójść do łaźni."Freud na własnej skórze odczuł nienawiść ludzi, którzy w „obcych" znaleźlikozła ofiarnego, winnego ich własnych niepowodzeń życiowych. W ichzachowaniu nie było ani cienia chrześcijańskiego miłosierdzia, ani śladu honoru.„Nacjonalizm", tak jak oni go pojmowali, wydawał się triumfem etykiplemiennej nad katolickim uniwersalizmem zasad moralnych oraz wyparciaZłotej Zasady przez „zasadę Kalego". A upokorzenie Freuda było tym większe,iż nie był w stanie ukryć swojej przynależności etnicznej. Zresztą, będącczłowiekiem odważnym, zapewne by tego nie czynił, nawet gdyby los dał mutaką szansę.Nie był w stanie albowiem, jak opisywał go dziennikarz „Le Temps" - „naszymoczom ukazuje się typ wyraźnie semicki, wizerunek starego rabbiego,przybyłego jakby wprost z Palestyny, mizerna i wychudła twarz człowieka, którywraz z grupą swych wtajemniczonych uczniów dyskutował dniami i nocamio subtelnościach Prawa" 92 . Pochodzenie trudno byłoby mu ukryć również dlatego,iż łatwo dostrzec więź między jego żydostwem, a ostatecznym kształtempsychoanalizy. Widział to nawet sam zainteresowany, choćby wtedy, gdy zapytywałOskara Pfistera: „dlaczego żaden dewot nie stworzył psychoanalizy? Dlaczegomusieliśmy czekać na zupełnie bezbożnego Żyda?"W roku 1921 socjolog William McDougall pisał: „sławna teoria Freuda jestteorią na temat rozwoju i sposobu działania umysłu, która została rozwiniętaprzez Żyda, który studiował głównie żydowskich pacjentów; i wydaje się odnosićbardzo silnie do Żydów; wielu, być może większość tych lekarzy, którzy akceptująją jako Nowy Testament, nowe objawienie, są Żydami". Z tej to przyczynyMcDougall postawił następującą tezę na temat autentyczności obserwacjipsychoanalitycznych: „to, co dla mnie i większości ludzi mojego rodzaju wydajesię dziwne, osobliwe i fantastyczne, może być dokładnie prawdziwe dla narodużydowskiego". „Nie wiem, czy masz rację w swoim sądzie, który chce widzieć316<strong>FRONDA</strong> 19/20


w psychoanalizie bezpośredni produkt ducha żydowskiego,ale gdyby tak było, to nie czułbym się zawstydzony"- komentował tę i podobne hipotezy samFreud." 1Trzeba jednak zaznaczyć, iż każdy ortodoksyjnyŻyd uznałby powyższe twierdzenia za absurdalne.Jeszcze w młodości Freud zapisał się do IzraelickiegoStowarzyszenia Bratniego B'nai B'rith, gdzie najednym z zebrań po raz pierwszy została przedstawionana szerszym forum jego teoria marzeń sennych. 94Polubił tę atmosferę loży i później założył własne „tajne przymierze", obejmującepsychoanalityków, mających go „chronić przed wszelkimi atakami z zewnątrz"95 . Warto również odnotować, że główny teoretyk syjonizmu, TeodorHerzl, mieszkał na tej samej ulicy co Freud i, choć nie utrzymywali bezpośrednichkontaktów, to najwyraźniej Herzl miał wpływ na dzieci psychoanalityka,z których najbardziej zagorzałym syjonistą został Martin. W okresie studenckimbył on nacjonalistycznym bojówkarzem - został nawet raniony w wyniku starciażydowskich i niemieckich narodowców 96- oraz członkiem syjonistycznej korporacjistudenckiej Kadimah. Ojciec „był tym faktem szczerze uradowany i wyraźnieto podkreślił. Wiele lat później sam się stał honorowym członkiem Kadimahu."97„Syjonizm budził moje najbardziej szczere sympatie, które odczuwam dodziś" - pisał w 1930 r. Freud. 98Zaznaczyć trzeba, że w - przeciwieństwie np. do Karola Marksa - był onlojalny wobec swych przodków i nigdy nie odwoływał się do antysemickiejretoryki. Niestety, jego uczniom zabrakło już tej kultury polemicznej. Żydowskinaśladowca Freuda, Otto Weininger - zdaniem samego mistrza „utalentowanymłody filozof" - stworzył jedną z bardziej znanych antysemickichksiążek międzywojennego Wiednia, Eros i Psyche, która miała 28 wydańi o której Mussolini twierdził, iż dzięki niej „wiele spraw się stało dla niegojasnych". 99Duce darzył wielką, zresztą odwzajemnioną, sympatią także samegoFreuda. Dbał o jego bezpieczeństwo po Anschlussie, w zamian za co tensprezentował mu książkę z dedykacją „od starego człowieka, który w dyktatorzewidzi herosa kultury". 100Przy innej okazji Freud twierdził: „Żydzi w ogóle czcili mnie jak bohateranarodowego, chociaż moja zasługa dla sprawy żydowskiej ogranicza się do tegojedynie, że nigdy nie ukrywałem swego żydowskiego pochodzenia" 101 . Jest toLATO2000317


prawda i rodzinie Freudów przyszło zapłacićwysoką cenę za odważne przyznawanie siędo swego pochodzenia. Dorastając w atmosferzeprześladowań, wielu jego krewnych nabawiłosię ciężkich anty-antysemickich obsesji.Syn mistrza opisywał, że pewnego dniapodczas spaceru siostra Zygmunta, Dolfi, zaczęłasię upierać, że człowiek, który przedchwilą ich obojętnie minął, „nazwał mniestarą, śmierdzącą Żydówką i dorzucił, żenadszedł już czas, by pozabijać wszystkich Żydów". Zdaniem Martina Freuda,zachowanie Dolfi „było przejawem jakiejś patologicznej fobii". 102Nawet jeśliocenimy te „patologiczne fobie" w rodzinie Freudów jako usprawiedliwioneokolicznościami, nie powinniśmy zapominać, że miały one wpływ na ich percepcjęrzeczywistości. Zygmunt Freud zaś nie był typowym Żydem, który znosiantysemickie prześladowania w pokorze. Był Żydem galicyjskim, co - jeśliwierzyć jego synowi - stanowi wielką różnicę: „Myślę, że właśnie o nich byłamowa, gdy słyszy się o Żydach, którzy chwalą przemoc i opór zamiast pokoryi małodusznej akceptacji wrogiego losu" - pisał Martin Freud 103 .Taka też była odpowiedź jego ojca na szykany. Stworzył intelektualną grę,równie wciągającą jak poprzedni jego wynalazek - kokaina. Grę, która całyświat wartości, odpowiedzialny jego zdaniem za prześladowania Żydów, miałaobrócić w perzynę. A dokładniej rzecz ujmując: zamienić w „sublimację".Psychoanaliza była zemstą, która nad wyraz skutecznie pogrzebała świat wartości,realizowanych przecież w praktyce i przez samego Freuda.Tak właśnie brzmi ostatnia hipoteza na temat źródeł psychoanalizy. Nie dasię ukryć, że rodzi ona daleko posunięte wątpliwości. Czy Freud nie bał się, żezniszczy w ten sposób również cywilizację żydowską? Niewątpliwie, dla judaizmupsychoanaliza jest równie wyniszczająca, jak dla chrześcijaństwa. Ale niesądzę, by ten aspekt problemu robił na nim, ateiście, wrażenie. Natomiast codo pozostałych wartości kulturowych, mógł liczyć na niezwykłą siłę wewnętrznąswojego etnosu. Takiej wizji można przynajmniej się domyślać z jego wypowiedzi:„my, Żydzi, nosimy w sobie tę cudowną wspólną rzecz, która - jak dotądniedostępna dla żadnej analizy - powoduje, że jesteśmy Żydami" 104 . Podczascałej mojej lektury Freuda nie przypominam sobie, aby choć jeden raz więcej318 <strong>FRONDA</strong> 19/20


przyznał on, iż cokolwiek jest w stanie wymknąć się psychoanalizie! Tak więcjedynym wyjątkiem miałaby być „cudowna wspólna rzecz", która konstytuujeżydostwo. W jego książkach wielokrotnie ujawnia się podobne spojrzenie.„Żydzi mają bardzo dobrą opinię o sobie, uważają się za szlachetniejszych, reprezentującychwyższy poziom, górujących nad innymi. Przy tym ożywia ichszczególne zaufanie do życia, takie, jakie daje tajemne posiadanie cennego daru(...) Wśród wszystkich ludów żyjących w starożytności w basenie MorzaŚródziemnego lud żydowski jest jedynym, który istnieje jeszcze z nazwyi w rzeczywistości." Freud jasno podkreśla, że za siłą żydostwa stoi coś głębszegoniż kult Jahwe, gdyż „taka przyczyna nie zgadza się ze skutkiem. Fakt,który staramy się wytłumaczyć, jest niewspółmierny w stosunku do wszystkiego,co przytaczamy celem wyjaśnienia go." 105Oto prawdziwe, nie dające się objąćludzkim umysłem, Misterium FideilCywilizacja łacińska okazała się niepokojąco podatna na wirusa zwanego psychoanalizą.Ukształtował on nową kastę kapłańską, która dokonała systematycznejdewastacji dorobku duchowego Europy, sprowadzając nasze wartości moralnedo poziomu „wysublimowanych" popędów, szukając podłoża zachowań moralnychw represji, a metafizyczne fundamenty cywilizacji redukując do poziomu„mojego zdania", równoprawnego wobec „moich zdań" wszystkich innych ludzi.W życiu naukowym twórcza energia psychoanalizy wypaliła się już kilkadekad temu, lecz zanim to się stało, zdołała głęboko wniknąć w sposób rozumowaniaEuropejczyków i Amerykanów. Utworzyła pewną manierę myślenia0 świecie, bardzo trudną do wykorzenienia, gdyż większość ulegających jejosób jest zbyt głupia na czytanie obalających „mit psychoanalizy" prac naukowych,a jednocześnie - we własnym poczuciu - zbyt mądra na prostą wiaręw zasady moralne. Tacy ludzie jeszcze przez całe pokolenia w gotyckich katedrachnie będą umieli dostrzec niczego ponad symbol erekcji. A poza tym niktjuż nie da szansy naprawienia swoich błędów tym, którzy odeszli, przeżywszyswoje życie zgodnie z zaleceniami doktora Freuda.ROBERT NOCACKIPRZYPISY1 Georg Markus, Zygmunt Freud i tajemnice duszy, Warszawa 1993, s. 52-62.2 Tamże, s. 21-22.3 Tamże, s. 42; Martin Freud, Freud - mój ojciec, Warszawa 1993, s.12.4 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Rebis, Poznań 1995.LATO-2000 319


5 G. Markus, dz. cyt., s.255.6 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s.21-30.7 H. Marcuse, Eros and Civilization. A Philosophical Inąuiry into Freud, Beacon Press, Boston1955.8 Max Scharnberg, The Non-Authentic Naturę of Freud's Observations, Acta UniversitatisUpsaliensis, Uppsala 1993, tom I, s. 113-115 i nast.9 G. Markus, dz. cyt., s. 190-191.10 Bruno Bettelheim, Freud i dusza ludzka, Warszawa 1994, s. 28.11 Ingrid Kaestner, Christina Schroeder, Zygmunt Freud (1856-1939). Badacz umysłu, neurolog,psychoterapeuta, Wrocław 1997, s. 59.12 T. Szasz, The Myth of Psychotherapy, New York 1979, s.125.13 B. Bettelheim, dz. cyt., s. 40, 49, 55.14 Tamże, s. 56.15 B. Suchodolski, wstęp do: Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, Warszawa 1967.16 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 30-38.17 Tamże, tom I, s. 69-75 i in.18 Tamże, tom I, s. 86.19 W kwestii dlaczego i po co Freud tuszował tożsamość pacjentów polecam refleksjeM. Scharnberga, dz. cyt., tom I, s. 66-68 i 149.20 G. Markus, dz. cyt., s. 77-87.21 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 127-129, 150, 226-234.22 Edward M. D. Pinckney, Cathey Pinckney, The Fallacy of Freud and Psychoanalisis, EnglewoodCliffs 1965, s. 109.23 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 46.24 G. Markus, dz. cyt., s. 165.25 Tamże, s. 144; M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 231-232.26 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 19-21, 26-29, 33, 43 i in.27 G. Markus, dz. cyt., s. 251-253.28 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 109.29 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 18, 43, 44, 46, 171, 52.30 G. Markus, dz. cyt., s. 30; B. Bettelheim, dz. cyt., s. 63.31 G. Markus, dz. cyt., s. 37.32 J. de La Vaissiere TJ, Teorja psychoanalityczna Freuda. Studjum z psychologii pozytywnej,[wydanie międzywojenne], s. 9.33 Peter Gay, A Godless Jew. Freud, Atheism, and the Making of Psychoanalisis, Yale 1987, s.71.34 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 155-168.35 Z. Freud, Wizerunek własny, Warszawa 1990, s. 28.36 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 270-334.37 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt, s. 113.38 G. Markus, dz. cyt., s. 17.39 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 137.320<strong>FRONDA</strong> 19/20


40 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 27.41 G. Markus, dz. cyt., s. 237.42 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 46.43 G. Markus, dz. cyt., s. 15.44 I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 48.45 G. Markus, dz. cyt., s. 15.46 Tamże, s. 271.47 Tamże, s. 19.48 W. Szewczuk, Wstęp do antypsychoanalizy, Warszawa 1973, s. 87.49 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s. 43-46.50 P. Gay, dz. cyt., s. 57.51 G. Markus, dz. cyt., s. 25.52 R Gay, dz. cyt., s. 81-82.53 Tamże, s. 84-85.54 Tamże, s. 79.55 B. Bettelheim, dz. cyt., s. 53.56 R Gay, dz. cyt., s. 64-65.57 G. Markus, dz. cyt., s. 168.58 Tamże, s. 131-133.59 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s. 74-75.60 Freud, red. Frank Cioffi, London 1973, s. 4.61 M. Freud, dz. cyt., s. 27.62 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 9-10.63 M. Freud, dz. cyt., s. 173.64 G. Markus, dz. cyt., s. 231.65 M. Freud, dz. cyt., s. 142.66 Tamże, s. 90.67 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 76.68 M. Freud, dz. cyt., s. 67.69 Tamże, s. 94.70 Tamże, s. 183.71 G. Markus, dz. cyt., s. 149.72 Tamże, s. 180.73 M. Freud, dz. cyt., s. 42, 136, 119, 70.74 E. Fromm, Sigmund Freud's Mission. An Analysis of His Personality and Influence, NewYork 1959, s. 20-37.75 Tamże, s. 1-9.76 I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 16-18.77 G. Markus, dz. cyt., s. 188.78 Tamże, s. 38, 63.79 Problem ten rozważali: Jurgen Scheidt, Freud und das Kokain, Mtinchen 1973; EberhardHaas, Freuds Kokainepisode und das Problem der Sucht, „Jahrbuch der Psychoana-LATO-2000321


łyse" 1983, tom XV, s. 171-228; Heinz Schott, Freud's Experiments on Himself with Cocaineas a Forerunner of his Self-Analysis, „International Associaton for the History ofPsychoanalysis Journal" 1986, nr 7-9.80 E. Fromm, Sigmund Freud's Mission..., wyd. cyt., s. 9.81 G. Markus, dz. cyt., s. 209-211.82 Tamże, s. 34.83 P. Gay, dz. cyt., s. 18.84 I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 16.85 R Gay, dz. cyt., s. 38.86 G. Markus, dz. cyt., s. 88.87 R Gay, dz. cyt., s. 40-41.88 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 6.89 G. Markus, dz. cyt., s. 34.90 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 6.91 Zob. np. M. Freud, dz. cyt., s. 113-114.92 G. Markus, dz. cyt., s. 250.93 R Gay, dz. cyt., s. 117-118, 127.94 G. Markus, dz. cyt., s. 167.95 Tamże, s. 241.96 M. Freud, dz. cyt., s. 175-176, 186.97 Tamże, s. 183-184.98 R Gay, dz. cyt., s. 123.99 G. Markus, dz. cyt., s. 125-129.100 Tamże, s. 260.101 Tamże, s. 167.102 M. Freud, dz. cyt., s. 15.103 Tamże, s. 9.104 R Gay, dz. cyt., s. 132-133; podkreślenie - R.N.105 Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, wyd. cyt., s. 211.322<strong>FRONDA</strong> 19/20


Nadchodzi godzina, owszem już jest...STRONAPOŚWIĘCONAczyli frondaw intemecieH T T P : / / W W W . F R O N D A . P LLATO-2000 323


Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy„Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął everyman;każdy człowiek stał się winny, skłonny ku szaleństwui seksualnym dewiacjom. Odpowiedzią Freudana zarzut, że Żydzi są z natury szaleńcami, przestępcamii zboczeńcami był pogląd, że są nimi wszyscy ludzie,gdyż „przestępstwo pierworodne", jakim jest„psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowinajgłębsze jądro człowieczeństwa.CZASRELATYWIZMUUwagi o FreudzieANDRZEJFIDERK 29 maja 1919 roku na maleńkiej wysepce Principe sir Arthur Eddington wykonałszereg zdjęć całkowitego zaćmienia Słońca. Dane zdobyte podczas tegodoświadczenia przyniosły potwierdzenie teorii względności Einsteina, zadającostateczny cios fizyce newtonowskiej z jej przeświadczeniem, że czasi przestrzeń mogą być zmierzone w wartościach bezwzględnych. Jak zauważyłPaul Johnson, odkrycie faktu, iż czas i przestrzeń mają charakter względny,odmieniło radykalnie nasze postrzeganie świata. Brytyjski historyk używatu następującego porównania: wyobraźmy sobie, że w antycznej sztucegreckiej z epoki peryklejskiej pojawia się nagle perspektywa znana ze studiówi obrazów malarzy Renesansu, a pojmiemy do pewnego stopnia, jakwpłynęła na umysły ludzi teoria względności. 324<strong>FRONDA</strong> 19/20


Niejako równolegle do odkryć Einsteina obserwujemy w owym czasie eksplozjęrelatywizmu w sztuce, w szczególności w literaturze. W tym samym1919 roku Marcel Proust publikuje pierwszy tom swojej powieści W poszukiwaniustraconego czasu, niezwykłego eksperymentu literackiego, klasycznegodzieła z anty-bohaterem, rozgrywającego się w chaotycznych, zazębiającychsię bądź oddalających się od siebie strumieniach czasu, pełnego utajonychseksualnych podtekstów. Trzy lata później James Joyce publikuje w ParyżuUlissesa. Jeśli w dziele Prousta można jeszcze odnaleźć, jak chce Paweł Lisicki,choćby ślad nadziei na istnienie absolutu, „czegoś, co jest na zewnątrz czasu,co nadaje mu sens, wyznacza jego kierunek, spaja różne jego punkty",LATO-2000 325


o tyle na próżno szukać tego w powieści-niepowieści Irlandczyka. ZdaniemT.S. Eliota Proust i Joyce dokonali zniszczenia XIX stulecia, a raczej jego wielkiejliteratury, „która opiewała chrześcijańskie wartości, takie jak odpowiedzialnośćza innych i rzetelność, i której autorzy rzeczywiście czuli się odpowiedzialniza wpływ swoich dzieł na morale czytelników". 1Na pytanie, czy rewolucyjny wpływ teorii Einsteina można rozciągaćrównież na inne dziedziny, z nauką niewiele mające wspólnego, takie chociażbyjak literatura, nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć. Z pewnościąerozja chrześcijańskiego kośćca europejskiej kultury zaczęła się znaczniewcześniej, a tacy myśliciele jak Molnar, Guenon czy Weaver umieszczają jejpoczątki już w XIV stuleciu. Na pewno jednak nie można bagatelizowaćwpływu na ówczesną kulturę innego uczonego, doktora psychologii z Wiednia,Zygmunta Freuda.Prorok z WiedniaJak pisze badacz dzieła Freuda Richard Webster, wiedeński psycholog twierdził,że „zadał drugi cios naiwnemu samouwielbieniu człowieka". Pierwszycios, jak sądził, padł z ręki Darwina po publikacji O pochodzeniu gatunków.W opinii Freuda osobowe sumienie, stanowiące serce chrześcijańskiej etyki,zostało sprowadzone do roli mechanizmu samoobronnego wytwarzanegoprzez społeczeństwo dla ochrony przed wybujałym indywidualizmem i egoizmemjednostek ludzkich. To tłumienie ludzkiego pożądania przez rozwiniętespołeczeństwa uczyniło człowieka nieszczęśliwym. Poglądy Freuda, zawartew jego książkach i listach, miały wyraźny charakter guast-religijnego objawieniao sile popędu seksualnego i potędze podświadomości, stawiając pod znakiemzapytania wolną wolę człowieka i sensowność posługiwania się rozumem.Mamy tu do czynienia z rodzajem świeckiej teologii, jednoznacznienegatywnie oceniającej istotę ludzką. Webster uważa, że pewnych elementówteologii o wydźwięku mizantropijnym doszukiwać się można już w dziełachśw. Augustyna, uzyskały one jednak pełne rozwinięcie dopiero w poglądach założycieliprotestantyzmu, Lutra i szczególnie Kalwina. 2Freud zastąpił „religijnąmizantropie" protestantyzmu swoją prywatną mizantropią.Intelektualny klimat, jaki panował w austriackim i niemieckim środowiskumedycznym w czasach młodości Freuda, zdominowany był przez modne326<strong>FRONDA</strong> 19/20


podówczas „dogmaty" racjonalnego optymizmu. Psychologowie owej epokiprzypominali pewnych siebie wiktoriańskich przedsiębiorców, pragnącychrozwiązywać problemy świata za pomocą budowy linii kolejowych i telegraficznych,narzucając standardy wolnego handlu i powszechnej edukacji.Uważano, że pociąg seksualny należy do „zwierzęcych" rezyduów ludzkiejnatury i wraz z doskonaleniem się człowieka będzie on podlegał sublimacji.Freudowi udała się nie lada sztuka, jaką było zniszczenie tego naiwnego, racjonalnegooptymizmu. Po pierwsze, zaproponował radykalnie odmiennespojrzenie na ludzką psyche, twierdząc, iż w istocie jest ona chaotycznai mroczna. Po drugie, dokonał uniwersalizacji pojęcia „choroby umysłowej"w taki sposób, że właściwie każde zachowanie wynikające z konfliktów emocjonalnychprzeżywanych przez jednostkę było ipso facto formą „choroby".Z pewnością wierzący w postęp i doskonalenie ludzkości psychologowiebyli w błędzie. Jednakże dostarczona przez Freuda teoria była równie błędnai bez wątpienia znacznie bardziej destrukcyjna. Warto może przyjrzeć się korespondencjiwiedeńskiego doktora, gdyż odsłania nam ona nie Freuda-Mesjaszapsychoanalizy, lecz Freuda-człowieka. 3W swoim liście do Lou-AndreasSalome pisał: „W głębi mego serca zawsze żywiłem przekonanie, że moidrodzy współobywatele są, poza niewielkimi wyjątkami, nic niewarci". Takieprzeświadczenie żywi wielu, a od czasu do czasu bywa ono udziałem każdegoz nas, idźmy jednak dalej za myślą wiedeńskiego psychiatry. „Bezwartościowośćludzi zawsze robiła na mnie wielkie wrażenie (...) zaledwie kilkupacjentów wartych jest wysiłków, jakie im poświęcam". „Znalazłem bardzoniewiele dobrego w ludzkich istotach. W moim przekonaniu większośćz nich to śmieci."W napisanym u schyłku życia liście do Ludwika Binswangera Freud, posługującsię metaforą Domu, pisał: „Zawsze mieszkałem na parterze lubw suterenie budynku. Pan uważa, że wraz ze zmianą punktu obserwacji możnazobaczyć również wyższe piętra i tych, którzy tam zamieszkują: Religię,Sztukę itd. (...) W tym względzie Pan jest konserwatystą, ja rewolucjonistą.Gdybym miał jeszcze jedno życie i mógł je poświęcić mojej pracy, zaprosiłbymrównież i tych Mieszkańców z góry do moich podziemi. Znalazłem nawetimię, które nadałbym Religii, gdyby zamieszkała u mnie, na dole: NeurozaLudzkości." Znany przedstawiciel ruchu antypsychiatrycznego,prof. Thomas Szasz, tak komentuje ten list Freuda: „Przesłanie Freuda jestLATO-2000327


ardzo jasne. Dziełem jego życia było sprowadzenie religii «z piętra» do«piwnicy», tj. z poziomu inspiracji i natchnienia do poziomu szaleństwai choroby. Gdyby miał więcej czasu, ten rewolucyjny naukowiec zdegradowałbyrównież sztukę i inne wzniosłe osiągnięcia ludzkiego ducha."Powróćmy teraz do poglądów wiedeńczyka. Ich jądro stanowi pojęcietzw. kompleksu Edypa, choć trzeba przyznać, że w chwili obecnej niewielu naukowcówuznaje centralne miejsce tego „dogmatu" psychoanalizy. 4W oczachFreuda o egzystencji człowieka przesądzają zdarzenia składające się na ówkompleks: seksualna fascynacja matką i nienawiść do ojca w wypadku chłopcóworaz pociąg seksualny do ojca w połączeniu z nienawiścią do matki w wypadkudziewczynek. Nie będziemy się zajmować tym, w jaki sposób Freuduzasadniał istnienie tych zjawisk (osobną kwestią jest, czy istnieją one w ogóle,czemu zaprzecza wielu współczesnych psychologów), jego argumentacjajest bowiem dostatecznie znana. Zauważmy jedynie, że pewne argumenty,chociażby twierdzenie o tym, że przyczyną nienawiści dziewczynki do matkijest poczucie dyskomfortu spowodowane „okaleczeniem" (brakiem penisa),budzą dziś raczej uśmiech niż głębsze zainteresowanie. 5Bezpośrednim następstwemkompleksu Edypa jest poczucie winy. Chłopiec nienawidzący ojcai dziewczynka nienawidząca matki jednocześnie kochają ich, gdyż powiązanisą z nimi więzami krwi. Poczucie winy prowadzi z kolei do zaburzeń bądźwręcz do choroby psychicznej. 6Zdaniem Freuda ratunkiem (zbawieniem) dlaludzkości, zniszczonej poczuciem winy i chorobą psychiczną, była psychoana-328<strong>FRONDA</strong> 19/20


liza. Dokonał on jednak kalwinistycznego rozróżnienia, gdyż jego zdaniem doterapii nadawała się jedynie garść wybrańców (predestynowanych). Uzasadniającten pogląd Freud starał się używać języka naukowego i racjonalnego,jednakże w listach znów odsłania się nam raczej prorok i moralista niż uczony:„budzi we mnie zadowolenie fakt, że właśnie najcenniejsze, najbardziejrozwinięte jednostki najlepiej nadają się do psychoanalizy". Wybrańcy, wartozauważyć, wywodzili się przeważnie z górnych warstw klasy średniej. „Pacjentomnie posiadającym odpowiedniego wykształcenia (...) należy odmawiaćterapii." Uczniowie Mistrza poszli w jego ślady, odrzucając wszelkieprzypadki poważnych zaburzeń psychicznych. Zadziałała tu widać logika podwójnejpredestynacji. Gronu szczęśliwych wybrańców przeciwstawiono massadamnata, niewykształconych i ubogich „psychopatów". Z kolei wyedukowanii zamożni „wybrańcy", gotowi uznać absolutny autorytet terapeuty i jegointerpretację ich „choroby", stali się idealnymi klientami gabinetów psychoanalitycznych.Są nimi zresztą po dziś dzień.Freud uważał, że brak szczęścia jest ceną, jaką płacimy za cywilizację. Dlategoteż cele, jakie stawiała przed sobą psychoanaliza, były mało ambitne w porównaniuz religijną (chrześcijaństwo) czy ideologiczną (np. komunizm) wizją człowieka.„Zdrowie psychiczne" oznaczać miało po prostu przystosowanieczłowieka do panującego porządku, zagłuszenie dręczących go pytań i pragnieńniezależnie od ich prawdziwej natury. „Psychoanaliza nie uczyni pana szczęśliwym- powiedział kiedyś Freud jednemu ze swychpacjentów. - Przekona jednakLATO-2000 329


pana, że najlepszym rozwiązaniem jest transformacja pańskiej własnej histeriiw przekonanie o istnieniu ogólnoludzkiego nieszczęścia."Dziwaczne poglądy Freuda znalazły wielu zwolenników wśród artystów, filozofówi intelektualistów. Psychoanaliza stworzyła bowiem kastę kapłanów,która po dziś dzień wywiera olbrzymi wpływ na życie całych narodów, choćbyamerykańskiego. Jak pisze Seth Farber, amerykański antypsychiatra i prawosławnyteolog, „Freud czczony jest w Ameryce niczym Bóg w środowiskach intelektualistówi zsekularyzowanych Żydów, pomimo ewidentnej nienaukowościjego teorii. Poglądy Freuda zagnieździły się na wydziałach psychologiinaszych uniwersytetów. Freud zapewnił specjalistom od «zdrowia psychicznego*status zbawców dusz w gabinetach psychoanalizy. Można zaryzykowaćtwierdzenie, że w połowie obecnego stulecia jego «religia» posiadała w Stanachniemal tylu wyznawców, co chrześcijaństwo. Jego pogląd, że trauma psychicznawyniesiona z dzieciństwa determinuje wszystkie problemy dorosłego życia,całkowicie opanował kulturę popularną, mimo że brak jakichkolwiek dowodówna prawdziwość tej tezy. Nie posiadamy również żadnych dowodów, którepotwierdzałyby istnienie kompleksu Edypa."Powodem tak wielkiej żywotności post-freudyzmu w Nowym Świecie jestzapewne specyfika duchowa Amerykanów, ukształtowanych przez ultraprotestanckąmentalność i po dziś dzień pozostających w podświadomości purytanami,ślepo wierzącymi w predestynację. Równie ważną przyczyną jest opłacalnośćbiznesu psychoanalitycznego. Wiemy przecież, że kościoły protestanckienigdy nie były ubogie, biedny nie jest też „Kościół" freudystowski.330<strong>FRONDA</strong> 19/20


Antysemityzm źródłem psychoanalizy?Warto pokusić się o odpowiedź na pytanie, co skłoniło Freuda do stworzeniatak mrocznej teorii. Ciekawej odpowiedzi dostarcza nam amerykański psycholog,Sanford Gilman, w swojej książce Przypadek Zygmunta Freuda. Medycynai tożsamość w epoce fin de siecle." Gilman przypomina, że naiwny racjonalizmi optymizm niemieckich i austriackich psychologów oraz lekarzy owych czasówszedł w parze z niezwykłymi poglądami rasowymi, mającymi raczej charakterprzesądów niż tez naukowych. Uważano, że Żydzi mają większą niżinne narody skłonność zarówno do chorób umysłowych, jak i przestępstwnatury seksualnej, w szczególności kazirodztwa. Młody Freud miał więc nielada orzech do zgryzienia, aspirując do środowiska naukowego, które w przeważającejczęści hołdowało poglądom urągającym jego narodowi. Z jego korespondencjiwiadomo zresztą, że przeżywał swoje żydostwo w sposób przypominającystosunek wielu Rosjan wobec Zachodu: dumie z własnejtożsamości towarzyszył nieodmiennie kompleks niższości.Zdaniem Gilmana wszystkie dzieła Freuda są odzwierciedleniem jego stanupsychicznego i zarazem próbą autoterapii. Freud, zalecający swoim pacjentomtransformację osobistych problemów w przekonanie o „istnieniu ogólnoludzkiejułomności", sam dokonał projekcji własnych kompleksów i ambicjina płaszczyznę ogólnoludzką. Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy„Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął everyman; każdy człowiekstał się winny, skłonny ku szaleństwu i seksualnym dewiacjom. OdpowiedziąLATO-2000331


Freuda na zarzut, że Żydzi są z natury szaleńcami, przestępcami i zboczeńcamibyt pogląd, że są nimi wszyscy ludzie, gdyż „przestępstwo pierworodne",jakim jest „psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowi najgłębszejądro człowieczeństwa. Uczeń wiedeńskiego psychologa, Wilhelm Stekel, napisałwprost, że „psychoanaliza zakłada powszechną występność ludzkiej natury".Trzeba równocześnie zauważyć wprowadzoną przez Freuda istotną modyfikację:o ile Żydom zarzucano zwykle skłonność do stosunków międzybratem i siostrą, o tyle everyman winien był kazirodczych stosunków międzyrodzicami a dziećmi, te zaś uważane są - o ile możliwa jest tu jakakolwiekgradacja - za jeszcze ohydniejsze.Psychoanaliza była, zdaniem Gilmana, reakcją zarówno na oświeceniowypozytywizm i optymizm (mimo że w przyszłości sięgną po nią postoświeceniowcyz Nowej Lewicy), jak i na antysemickie prądy intelektualne przełomuwieków. Uniwersalizując zarzuty stawiane Żydom, Freud pokazał, jak dalecebył uzależniony (inna sprawa, na ile świadomym było to uzależnienie) właśnieod antysemityzmu swojej epoki.Hipoteza amerykańskiego badacza stawia poważny dylemat przed czempionamimodernizmu: skoro antysemityzm jest złem, a może nawet Złem, towszystko, co odeń pochodzi, w tym i psychoanaliza, również powinno byćzłe, a nawet Złe. A przecież jest ona jednym z fundamentów nowoczesnościi postępowej wizji człowieka!Naprawdę istotne jest jednak wyzwanie, jakie stawia przed nami freudyzm,a raczej caty nurt intelektualny, któremu dat on początek. Genialny kolumbijskiaforysta, Nicolas Davila, napisał niegdyś o Nietzschem, iż jest ongigantycznym pytaniem skierowanym do chrześcijan i nie należy go krytykować,lecz odpowiadać mu. Podobnie należy potraktować freudyzm ze wszystkimijego pochodnymi. Problemu nie stanowi bowiem Freud, psychoanalizai kompleks Edypa, lecz zanik chrześcijańskiej wizji człowieka, który umożliwiłopanowanie przestrzeni duchowej społeczeństw przez tego typu teorie.Perspektywę - która nie zapominając o upadłym stanie ludzkiej naturyzarazem nie wpada ani w mizantropie, ani w naiwny optymizm - odnaleźćmożna w antropologii biblijnej i w dziełach Ojców Kościoła, szczególniegreckich. W tej perspektywie każdy człowiek jest „największym z grzeszników",a jego egzystencja to stałe zawieszenie między potępieniem a zbawieniem,ciągłe „drżenie duszy u bram Raju". Jednocześnie to właśnie napięcie332<strong>FRONDA</strong> 19/20


i zawieszenie przesądza o wielkości człowieka. Trudno o bardziej miażdżącąkrytykę kondycji ludzkiej niż ta, która znajduje się na kartach dzieł OjcówKościoła, paradoksalnie nie ma w niej jednak ani cienia mizantropii. Takaperspektywa wymaga jednak wyjścia poza własne ja i otwarcia się na to, coabsolutne, trwałe i niezmienne, na to właśnie, czego zupełnie nie ma' w poglądachZygmunta Freuda, jednego z Ojców Założycieli Epoki Relatywizmu.ANDRZEJFIDERKIEWICZPRZYPISY:1 Wielkie wartości solidnej wiktoriańskiej literatury dostrzegają również ludzie niezwiązani z literaturą. Wielu prawosławnych kierowników duchowych polecałoswoim podopiecznym lekturę książek Dickensa, uznając je za abecadło codziennegochrześcijańskiego życia.2 Kalwin uważał np. ludzką naturę za całkowicie i nieodwracalnie zepsutą przezgrzech pra-rodziców, twierdząc, że rodzimy się „z naturą wstrętną i obrzydliwąw oczach Boga".3 Cytaty z listów pochodzą z książki dra Setha Farbera Eternal Day. The Christian Alternativeto Secularism and Modern Psychology, Regina Orthodox Press, Salisbury(USA) 1998.4 Podobna ewolucja poglądów zaszła w teologii protestanckiej, która wywarła ogromnywpływ na Freuda. Współcześni ewangelicy odżegnują się np. od koncepcji predestynacji.5 W świetle teorii Freuda dzieci są od narodzin „złe". David McClelland, amerykańskipsychoanalityk i kwakierski teolog, napisał o jednym z najważniejszychuczniów Freuda, jego córce Annie: „Słuchając Anny Freud mówiącej o kryminalnychskłonnościach rocznych i dwuletnich dzieci, wracamy myślą do kalwińskichkazań o wiecznym potępieniu niemowląt".6 Webster twierdzi, że początkowo Freud przypisywał skłonności neurotyczne osobomwykorzystywanym seksualnie przez rodziców, z biegiem czasu uznał jednakneurozę za zjawisko powszechne i nie powiązane z takimi czy innymi zachowaniamirodziców.7 Zob. Sanford Gilman, The Case of Sigmund Freud. Medicine and Identity at the Fin deSiecle, John Hopkins University, Baltimore 1993.LATO 2000 333


Ponowoczesne małżeństwo to „małżeństwo otwarte".Z możliwością uprawiania seksu grupowego (zarównow wersji hetero, jak i homo), „terapeutycznego" rozstawaniasię oraz mnóstwa innych atrakcji. Autorzyjednego z poradników, propagującego „wolną miłość",snują rozważania na temat „terapeutycznej gratyfikacji",jaką - ich zdaniem - dają stosunki kazirodcze. Nazarzuty o namawianie do zachowań perwersyjnychselfista swojemu krytykowi może zawsze odpowiedzieć:„Wszak ty sam określasz wartości i znaczenia".NIEWIERZĘPSYCHOLOGOMWokół rozważań nad selfizmemFILIPMEMCHESNazywamy wiek dwunasty ascetycznym. Nasze własne czasy nazywamy hedonistycznymi,uważając, że są przepełnione radosną przyjemnością. Jednakw czasach ascezy miłość życia była ewidentna i tak wielka, że stale trzebabyło ją hamować. W czasach hedonizmu przyjemność osiąga poziom takniski, że stale trzeba ją pobudzać. Jak wysoko potrafiło wezbrać morze334<strong>FRONDA</strong> 19/20


ludzkiego szczęścia w wiekach średnich, poznajemy dziś tylko po kolosalnychgroblach, które ludzie wznosili wtedy, by nie przelało się ponad miarę. Jaknisko poziom ten spadł dzisiaj, poznają nasi potomni tylko po owych osobliwychporadnikach, które każą ludziom zachować pogodę ducha i tłumacząim, że życie ostatecznie nie jest takie złe. Społeczeństwo wytwarza optymistówwtedy, gdy nie jest już w stanie wytworzyć ludzi szczęśliwych.Gilbert K. ChestertonPsychoterapia jest u samych swoich korzeni fenomenem kontrkulturowym.Wojciech EichelbergerPsychologia i religia doskonale uzupełniają się wzajemnie. Pierwsza jest niezbędnadla zgłębienia ludzkiego wnętrza. Jej nieoceniona wartość ujawnia sięw rozmaitych sytuacjach kryzysowych, zarówno indywidualnych, jak i społecznych.Druga pozostaje także ważna, lecz jej przydatność dotyczy tylko osóbwierzących. Świadomość istnienia dobrego i miłującego Boga znakomicie spełniau nich funkcję terapeutyczną. Poprawia samopoczucie.Ten pogląd wydaje się ostatnio dominujący. Z powyższych zdań wynika, żepsychologia jest dla wszystkich, zaś religia dla nielicznych. Ponowoczesność pozostajespadkobierczynią - przynajmniej w niniejszym zakresie - typowo modernistycznegoprzekonania o wyższości tego, co naturalne, nad tym, co objawione.Zresztą obiektywność i autentyczność wszelkich objawień jest poddawana w wątpliwość.Wciąż panują racjonalizm i empiria, mimo iż coraz głośniej słychać o NowejErze, nowym pogaństwie, poznaniu pozarozumowym itp. Średniowiecze jednakmamy dawno za sobą. Teologia nieustannie musi się podporządkowywaćpozostałym naukom, a nie odwrotnie. Kwestie dotyczące cierpienia, sensu istnienia,stosunku do bliźnich uchodziły w przednowoczesnej przeszłości za religijne,za wiążące się z relacjami człowieka do Boga. Ktoś, kto ówcześnie miał „problemyz samym sobą", zwracał się o pomoc do kapłana. Obecnie tego ostatniego zastępująnajczęściej „eksperci": psycholog, psychiatra, terapeuta. Według ErichaFromma współczesny człowiek, owszem, potrzebuje religii, ale wyłącznie „humanistycznej",czyli takiej, która nie wymaga od wiernych „ślepego" posłuszeństwa,a wzbudza w nich „pozytywne emocje". Która głosi, że Bóg nie jest Osobą, leczjedynie symbolem ludzkości (jedna z prac Fromma nosi znamienny tytuł Będzieciejako bogowie). Tak więc ksiądz, pastor czy rabin są w porządku, o ile są kapłanamiLATO2000335


eligii „humanistycznych" i nie wchodzą w kolizję z „ogólnie przyjętymi" koncepcjaminaukowymi. O ile ich misja przynosi korzyść naukowo pojmowanemu zdrowiupsychicznemu. O ile poprawiają samopoczucie.Współczesna psychologia jest produktem postmodernistycznego przełomu.Jej przedstawiciele podkreślają chęć zerwania z paradygmatem materialistycznym.Z biologicznym czy mechanistycznym modelem postrzegania człowieka.Odrzucają charakterystyczne dla „starej" psychologii (m.in. behawioryzmu)traktowanie ludzkiej psychiki jak maszyny lub jakiegoś prymitywnego, bezdusznegoorganizmu. „Nowe spojrzenie - pogląd ten można uznać za rodzajpewnika. Wierzenia i praktyki religijne należą do ważnych i powszechnych zjawiskżycia jednostkowego i zbiorowego" - tą uwagą rozpoczyna pracę Z Bogiemalbo bez Boga Józef Kozielecki. Ponowocześni psycholodzy deklarują swojąotwartość na - tożsamy według nich z higieną psychiczną - rozwój duchowy.Wyrażają szacunek dla praktyk religijnych. Ale musi być spełniony pewien warunek:wszelkie działania są podporządkowane ostatecznemu celowi - samourzeczywistnieniusię. Realizacja siebie, realizacja potrzeb swojego „ja" to głównezadanie w życiu. Dobra jest tylko taka religia, która wypełnieniu tego zadaniasprzyja. Która poprawia samopoczucie.Podróż na WschódWielkie religie monoteistyczne do wymienionych standardów nie „dorastają".Stosując terminologię Fromma, można je uznać za „autorytarne". Ale oświeceniowydeizm i lewicowy ateizm też, jak wiadomo, straciły świeżość. Psychologomhumanistycznym i transpersonalnym - reprezentantom kierunków najbardziejakcentujących znaczenie pierwiastka duchowego w człowieku -pozostaje swoista reinterpretacja czegoś, czego ogromna większość ludzi naZachodzie nie zna: indiańskiego szamanizmu, buddyzmu w wersji tybetańskiejbądź zen, różnorakich odmian hinduizmu i taoistycznej mądrości (to tylkooferta częściowa). Reinterpretacja będąca zaledwie etapem w tworzeniu zupełnienowej religii, którą amerykański psycholog Paul Vitz nazywa selfizmem(od angielskiego self - jaźń, własna osoba), a więc kultem samego siebie. Najważniejszedla judeo-chrześcijańskiego dziedzictwa przykazanie, streszczającesię w słowach: „Kochaj Boga i bliźniego", zostaje zastąpione guast-gnostycznym:„Poznaj i wyraź siebie". Człowiek musi odnaleźć boga w sobie. Człowiek336<strong>FRONDA</strong> 19/20


jest panem swojego życia.Wystarczy chociażby pójśćza radą, zawartą w książceJosepha 0'Connora i JohnaSeymoura NLP. Wprowadzeniedo programowania neurolingwistycznego:„To, w cowierzymy, może być sprawąwyboru. Możesz porzucićpoglądy, które cię ograniczają,a zbudować takie,które sprawią, że twoje życiestanie się radośniej szei bogatsze w sukcesy. Pozytywneprzekonania pozwoląci zrozumieć, co mogłobybyć prawdą i jak jesteśuzdolniony. Są one przyzwoleniemna penetrację i zabawę w świecie możliwości. Jakie przekonaniawarto mieć, tak aby umożliwiły i wsparły twoje dążenie do celu? Pomyśl o jakichśswoich aktualnych przekonaniach. Czy są ci pomocne? Czy są zachętą,czy przeszkodą? Wszyscy mamy jakiś swój pogląd na miłość i na to, co jestistotne w życiu. Mamy również wiele poglądów na temat naszych możliwościi szczęścia, które stworzyliśmy i które możemy zmienić. Istotną częścią byciaczłowiekiem sukcesu jest posiadanie przekonań, które pozwalają osiągnąć tensukces." Penetrowanie swojej psychiki, przeprowadzanie na niej rozmaitychoperacji za pomocą narzędzi, do których zaliczają się ezoteryczne formy rozwojuwewnętrznego (obecne np. w magii kahunów) oraz techniki psychologiczne(składające się m.in. na NLP), przynosi konkretne efekty. Jeśli ktoś chcezostać milionerem, bardzo proszę, nie ma obiektywnych przeszkód. Wystarczyuruchomić „nieświadome zasoby" psychiki, aby zmienić zachowania i emocje.To nowa duchowość. Nie daje jej ani Kościół katolicki, ani żadna inna konfesja,odwołująca się do autorytetu Pisma świętego. Abraham Maslow oferujewięc „doświadczenia szczytowe". Mają być one doświadczeniami mistycznymi,doświadczeniami zjednoczenia z kosmosem. Bez obecności Boga osobowego.LATO-2000337


Rzeczywistość postrzegana z perspektywy takich przeżyć jawi się często inaczejniż z punktu widzenia ogólnie przyjętych norm kulturowych (także religijnych).Selfiści widzą w Bogu Starego i Nowego Przymierza tyrana, który -według nich - tylko zabrania, a na nic nie zezwala. Także na poznawanie siebie.Wątek owocu z zakazanego drzewa stale powraca. Zamiast poznawać, Jahwenakazuje „ślepo" wierzyć w Niego. Powołuje w tym celu instytucje stojącena straży religijnej ortodoksji i legitymizujące „represyjność" cywilizacji zachodniej.Selfiści w zamian proponują Podróż na Wschód - wędrówkę w głąbsiebie. By odkryć mitycznego „dobrego dzikusa", którego cywilizacja białegoczłowieka nie zdążyła skazić. „Dobry dzikus", niczym dziecko, nie przeżywa anipoczucia winy, ani poczucia wstydu. Judeo-chrześcijańskie pojęcie grzechu jest„dobremu dzikusowi" obce. Żyje on w pełnej symbiozie z naturą, która pozostajedla niego święta. Kolega po fachu i rodak Paula Vitza, William Kilpatrick,stwierdza: „Pogląd ten wciąż jest popularny, ale nigdzie chyba jego popularnośćnie była tak wielka, jak wśród psychologów ze szkoły humanistycznej, którzybez przerwy namawiają nas do nawiązania kontaktu z naszym naturalnym «ja».Zwykle oznacza to pozbycie się wszelkich zahamowań, ograniczeń oraz zakazówi branie przykładu z tubylców w przepaskach." Na Dalekim Wschodzie„dobry dzikus" medytuje. Dlatego elementy jogi i podobnych praktyk przenikajądo psychologii.Egoizm namaszczonyZe skrajnego indywidualizmu „społeczeństwa otwartego" (zwłaszcza w wydaniujankeskim) wyłaniają się selfistyczne dogmaty. Jednym z nich jest zredefiniowanadojrzałość. Obecnie oznacza ona co innego, a przynajmniej coś więcejniż kiedyś, gdy kojarzono ją z takimi cnotami jak męstwo bądź gotowośćdo poświęceń. Dziś dojrzałość to umiejętność wyrażania swoich uczuć i potrzeb.To umiejętność upominania się o prawo do własnego - partykularnie rozumianego- szczęścia. Jeśli ktoś ma z tym problem, to pomoże mu psycholog.Chociażby organizując trening asertywności. Celem tej formy terapii jest - jakpodkreśla Vitz - „uczynienie osoby nieśmiałej, zalęknionej i wycofującej siębardziej stanowczą w sytuacjach interpersonalnych". Typowa sesja polega naodgrywaniu scenek, w których terapeuta udaje kogoś, kto chce klienta wykorzystać,a ten ostatni może w takich sytuacjach reagować w sposób agresywny338<strong>FRONDA</strong> 19/20


i wyrażać swobodnie swoją niezależność. Ale bywa, iż trening asertywnościokazuje się czymś znacznie więcej niż nauką stanowczości. Vitz jako przykładpodaje książkę Roberta J. Ringera Winning through intimidation: „Podręcznik ten,uczący osiągania sukcesu, ma przekonać, że zwycięstwo zarówno w transakcjachosobistych, jak i biznesie zależy od tego, czy przyjmujemy odstraszającąi asertywną postawę. Ringer uważa, iż ma do zaoferowania realistyczny programosiągania osobistych sukcesów. Odrzuca zalecenie troski o dobro bliźnichjako chwyt używany przez innych, skierowany przeciwko nam."Najważniejszym z selfistycznych dogmatów jest oczywiście dobre samopoczucie.By je wzmacniać, niezbędne jest „pozytywne myślenie" czyli sztukatworzenia własnej rzeczywistości. Trening bezustannego, wysokiego mniemaniana swój temat. Oto dwa, typowe dla popularnych amerykańskich tytułówprasowych, ogłoszenia: „Kocham siebie. Nie jestem zarozumiały. Jestem poprostu dobrym przyjacielem samego siebie, lubię robić wszystko to, co sprawia,że czuję się dobrze"; „Żyjemy wedle określonej filozofii: staramy się, abynasze sny ziściły się już dzisiaj zamiast czekać na to do jutra. Ale zanim zacznieszrobić coś dobrego dla siebie, musisz najpierw samego siebie poznać".Ponieważ - zdaniem selfistów - tradycyjne wychowanie w ogóle nie uczytroszczenia się o siebie, dlatego potrzeba sporej dawki „zdrowego egoizmu".Najlepiej to widać na przykładzie instytucji rodziny. Niektóre pary trwają ze sobąw związkach, chociaż z selfistycznego punktu widzenia męczą się. WedługCarla Rogersa „związki między kobietami a mężczyznami są znaczące, ale wartoje utrzymywać o tyle, o ile są one doświadczane jako sprzyjające rozwojowi obydwupartnerów". Pojmowanie miłości w kategoriach nie tylko uczuć, ale teżwierności, odpowiedzialności i obowiązku, robi swoje. A trudności w małżeństwieto nie wyjątki, lecz reguła. Monogamia, przywiązanie do tradycyjnych, społecznychról mężczyzny i kobiety często ograniczają swobodne realizowanie sięmałżonków. Niejeden mąż chciałby zaszaleć i pojechać z kumplami dookołaświata. Niejedna żona porzuciłaby gospodarstwo domowe dla kariery zawodowej.Tradycyjna moralność Zachodu stoi na przeszkodzie. Ale selfizm przeszkodęusiłuje usunąć. Rogers ma „dobrą" wiadomość: „Małżeństwo i rodzina nuklearnato instytucje upadające, to ginący sposób życia. Nikt nie mógłby twierdzić,że były one bardzo udane. Potrzebujemy laboratoriów, eksperymentów i prób,które uchroniłyby nas od powtarzania minionych niepowodzeń, potrzebujemyposzukania nowych dróg." Ponowoczesne małżeństwo to „małżeństwo otwar-LATO-2000339


te". Z możliwością uprawiania seksu grupowego (zarówno w wersji hetero, jaki homo), „terapeutycznego" rozstawania się oraz mnóstwa innych atrakcji. Spośródporadników propagujących „wolną miłość" Vitz wymienia The newjoy ofgaysex. Jego autorzy, Charles Silverstein i Felice Picano, snują rozważania na temat„terapeutycznej gratyfikacji" jaką - ich zdaniem - dają stosunki kazirodcze. Nazarzuty o namawianie do zachowań perwersyjnych selfista swojemu krytykowimoże zawsze odpowiedzieć: „Wszak ty sam określasz wartości i znaczenia".Społeczeństwo ofiarSelfistyczni psycholodzy goszczą w lansujących obyczajowy liberalizm mediach.Udzielają się na łamach prasy kobiecej i młodzieżowej, radząc jak wyzwolićsię z konwenansów „autorytarnego", „patriarchalnego" ładu społecznego.(W Polsce w tej kwestii specjalizują się chociażby „Wysokie Obcasy" -weekendowa, kolorowa wkładka do „Gazety Wyborczej", w której możnaprzeczytać tego rodzaju psychologiczne porady: „Czy zatem masturbacja dorosłychludzi jest nieszkodliwym i naturalnym sposobem rozładowania ichnapięcia seksualnego? Czy zawsze jest tylko nieszkodliwym i naturalnymuzupełnieniem współżycia? W ogromnej większości przypadków - tak.Zwłaszcza wtedy, gdy pomaga żyć dalej w dobrym związku".) Selfistyczni psycholodzyużyczają swojego „eksperckiego" autorytetu wspierając agresywnefeministki oraz inne ruchy na rzecz - prawdziwych lub urojonych - mniejszości.Vitz przytacza opinię Charlesa J. Sykesa, którego zdaniem mieszkańcówUSA łączy teraz poczucie, że są „ofiarami niemalże wszystkiego, począwszyod rasizmu i seksizmu, przez konieczność posiadania odpowiedniego wyglądu(look-ism) i rozmiarów (size-ism), po bycie dorosłymi dziećmi alkoholików".Selfizm opanowuje edukację. „Podstawowym przesłaniem związanymz kształtowaniem poczucia własnej wartości (...) jest to, że uczniowie powinni,zarówno z ust nauczycieli, jak i poprzez ćwiczenia, w ramach programuszkolnego dowiadywać się, jacy są wspaniali i ważni. Uczniowie (lub nauczyciele)mają mówić bądź pisać różnego rodzaju pozytywne rzeczy o sobie. Częstonazywa się to «rozmową z samym sobą»" - dowodzi Vitz. Podobnie rzeczwygląda jego zdaniem w prawodawstwie. „Przyjrzyjmy się dwóm absurdalnymprzykładom: 1. pracownik lokalnych władz szkolnych, który został wyrzuconyza notoryczne spóźnianie się, utrzymuje, że był ofiarą «syndromu340<strong>FRONDA</strong> 19/20


chronicznego spóźniania się»; 2. agent FBI, który z rządowych pieniędzysprzeniewierzył dwa tysiące dolarów, został najpierw wyrzucony, ale następnieprzyjęty z powrotem, ponieważ sąd uznał jego skłonność do hazardu za«niepełnosprawność», był więc chroniony prawem federalnym."Kilpatrick wskazuje na fenomen przenikania języka psychoterapeutycznegodo dziedzin życia, które powinny być od niego raczej wolne. Trudno niezastanowić się nad następującą obserwacją: „Odnosi się wrażenie, że każdawypowiedziana przez nas uwaga wymaga analizy ze strony naszych przyjaciół.Nam z kolei trudno coś komuś doradzić bez dodania: «To będzie dla ciebie dobraterapia». Wydaje się, że w każdej sprawie przyjęliśmy postawę nieustannejczujności: «Czy to, co teraz robię, będzie dla mnie korzystne?», «Czy ta osobapomoże mi się rozwinąć?», «Czy przytuliłem dzisiaj dziecko? »LATO-2000341


Koń trojańskiSelfizm nie omija również miejsc, które, wydawałoby się, są impregnowane najego wpływy. Kilpatrick przytacza historię pewnego eksperymentu, jaki przeprowadzonow Los Angeles w 1967 roku. Wówczas to Rogers wraz z kolegamiz Wertern Behavioral Science Institute zajęli się zaszczepianiem „edukacyjnychinnowacji" w sieci szkół zatrudniających zakonnice. Efekt okazał się piorunujący.„Na początku eksperymentu - informuje Kilpatrick - sieć zatrudniała sześćsetzakonnic w pięćdziesięciu dziewięciu szkołach (...). Według Williama Coulsona,jednego z kierujących przedsięwzięciem, rok po zakończeniueksperymentu «istniały dwie szkoły i nie pozostała żadna zakonnica*. Zakonnicezerwały z Kościołem katolickim i założyły zakon świecki." We wspomnieniachWe overcame their tradition, we overcame theirfaith Coulson pisze o całej sprawiejako o szerszym, rozciągniętym w czasie zjawisku: „Zdeprawowaliśmyw latach sześćdziesiątych całą masę zgromadzeń religijnych na Zachodnim Wybrzeżuprzez wciągnięcie sióstr zakonnych i księży do rozmów o stresach"; o zastosowaniuterapii niedyrektywnej: „Uważaliśmy, że jeśli była ona dobra dlaneurotyków, to będzie ona również dobra dla osób zdrowych"; o zakonnicach,które ją przebyły: „Nie chciały zależeć od jakiegokolwiek autorytetu, oprócz autorytetuswego własnego, wspaniałego «ja»".Uczeni czy szarlatani?Vitz i Kilpatrick obnażają naukową słabość selfizmu. Przeprowadzono mnóstwobadań psychologicznych, z których wynika, że „jakkolwiek rozumiane będziepoczucie własnej wartości, to brak jest rzetelnych danych, które wskazywałybyna możliwość przewidywania istotnych zachowań na podstawiepomiarów tej zmiennej". W 1989 roku uczniowie z ośmiu różnych państwwzięli udział w teście, który miał porównać ich matematyczne zdolności. Jednocześniezostali oni poproszeni o własną ocenę swoich umiejętności w tymzakresie. Najlepszy matematyczny wynik osiągnęli Koreańczycy, a najgorszy -Amerykanie. Na uwagę zasługuje jednak inna rzecz. „Poczucie własnej wartościco do matematyki - stwierdza Vitz - pozostało w odwrotnej zależności dorzeczywistych wyników uzyskanych w badaniu! Jest to z pewnością świetnyprzykład na to, jak psychologia typu «czuj się dobrze» przeszkadza studentom342<strong>FRONDA</strong> 19/20


w adekwatnej percepcji rzeczywistości." Kolejną ważną kwestią jest instrumentalnysposób w jaki psycholodzy selfistyczni traktują dzieci. Z jednej strony,zwolennicy antyrodzinnych koncepcji skłonni są minimalizować skutki rozwodurodziców dla psychiki dziecka. A tymczasem Vitz (powołując się przytym na konkretne dane) stwierdza: „Wiarygodne badania wykazują, że aż jednatrzecia takich dzieci nie dochodzi do pełnego zdrowia psychicznego". Z drugiejstrony, na krytykę zasługuje selfistyczne idealizowanie dziecięcej psychiki.Vitz pisze: „Pierwsze przejawy zazdrości u jednorocznego dziecka, pierwszanienawiść wyrażająca się w uderzaniu innego dziecka (co wydaje się sprawiaćrówną przyjemność dzieciom i dorosłym), łatwość, z jaką dziecko uczy się pojęcia«moje», a trudność w zrozumieniu, co to znaczy «twoje», skrajny egocentryzmdziecięcy, niezwykła zdolność dzieci do stawania się całkowicie roszczeniowonastawionymi tyranami - wszystko to jest pomijane". Uwagi te możnarównie dobrze odnieść do pseudoetnograficznych mrzonek o „dobrym dzikusie".Co się zaś tyczy - odbywanych przez selfistów w poszukiwaniu religii„humanistycznej" - Podróży na Wschód, to należałoby tym newage'owym turystomprzypomnieć, iż w licznych odgałęzieniach hinduizmu czy buddyzmuuczeń winien jest posłuszeństwo względem autorytetu mistrza. Zjawiskoprzyjmowania z rozmaitych religii tego, co się akurat w nich podoba, oraz tego,co pasuje, i sklecanie z poszczególnych kawałków własnego światopoglądu- jest z perspektywy duchowego Wschodu zabiegiem niepoważnym. Przy okazjiKilpatrick stwierdza: „Transcendencja w wersji «zrób to sam» może jednakbardzo łatwo wymknąć się spod kontroli. Bóg w butelce okazuje się potężnymdżinnem z piekła rodem, obdarzonym rozumem."PsychomasturbacjaVitz i Kilpatrick pokazują konsekwencje selfizmu. Na płaszczyźnie społecznejwidoczne są one w rozkładzie naturalnych wspólnot. Statystyki wykazują, żew społeczeństwie, w którym wzrasta popularność skupiania się na własnym„ja" (czytaj: chodzenia do psychologa przy każdej nadarzającej się okazji, by jedyniedoradził jak poprawić sobie samopoczucie), zwiększa się zarazem liczbaosób samotnych, cierpiących na depresję, popełniających samobójstwa. Z psychologicznegopunktu widzenia, społeczeństwo takie obfituje w nadmierną -pod względem liczby - obecność jednostek narcystycznych i psychopatycznych.LATO-2000343


Nie widzą one niczego oprócz własnej osoby. Vitz zauważa: „Depresja możebyć także spowodowana czynnikami natury psychologicznej, ale w tych przypadkachdość często jest przejawem zamaskowanej formy samouwielbienia.Taka sugestia na pierwszy rzut oka może się wydawać zadziwiająca, ale uzasadnieniejest proste: depresja i negatywne myśli wobec samego siebie są częstorezultatem agresji, która obróciła się przeciwko samemu sobie, agresjiczy nienawiści do siebie pojawiającej się wtedy, gdy nie udaje się nam spełnićwłasnych wysokich oczekiwań na sukces. Ludzie popadają w depresję, ponieważnie udaje im się ożenić, skończyć studiów, zostać czyimś partnerem, staćsię bogatym, zdobyć uznanie jako artysta itd. Ogromne nagromadzenie dumyczai się za naszym przywiązaniem do standardów, którym nie potrafimy sprostać.Oznacza to, że optymistyczne zaufanie do siebie i pesymistyczna depresjaczęsto biorą się z własnego «ja», które próbuje przejąć uprawnienia do wyznaczaniastandardów własnej wartości. To narcystyczne «ja» następnie oceniana ile dobrze spełnia się owe standardy. Kiedy nie udaje się nam im sprostać,wtedy własne «ja» zaczyna nas potępiać." Z kolei Kilpatrick pisze: „Przywiązywaniewagi do poczucia własnej wartości, wyrwane ze swego właściwego kon-344<strong>FRONDA</strong> 19/20


tekstu, szybko przechodzi w zainteresowanie własną samowystarczalnością,statusem, władzą i podobnymi rzeczami. Jest to schemat obowiązującyw książkowych poradnikach, które wychodzą od miłości własnej, lecz za każdymrazem zdają się kończyć na samoobronie: «inni są ci niepotrzebni)), «postawna swoim», «nie daj się pokonać», «nie daj się wykorzystać))." Wiaraw psychoterapeutyczną przesłankę, zgodnie z którą nie należy podporządkowywaćswych potrzeb potrzebom innych, ani żadnej idei lub tradycji, przynosiplon. Dla wyznawcy selfizmu ludzie z jego najbliższego otoczenia są niezbędni,by mógł się realizować. Są oni wyłącznie środkami do osiągnięcia celu.Są po prostu narzędziami.Lecz na dłuższą metę cel okazuje się nieosiągalny. Samotność zbiera swojeżniwo. Człowiek, który coraz bardziej i coraz częściej koncentruje się na sobie,stopniowo popada w pogłębiające się poczucie odizolowania od świata. W takichprzypadkach relacje międzyosobowe zanikają. Vitz, odnajdując analogię weFrancji sprzed rewolucji 1789 roku, stawia selfistycznemu społeczeństwu amerykańskiemudiagnozę: „Kultura kampusów uniwersyteckich i cała kultura yuppiesw Stanach Zjednoczonych w ostatnich trzydziestu latach obnażyły frywolnośći arogancję dworów ancien regime'u. Jak na dworze francuskim, ale naznacznie większą skalę, odnajdujemy tu jedynie niewielką świadomość kruchościpodstaw dobrobytu oraz jego zależności od żyjących gdzieś indziej ludzi.Przeciwnie, z całą powagą utrzymuje się, że to właśnie urzeczywistnianie siebiestanowi uniwersalną etykę przyszłości, mimo, że najpewniej stoimy przed trudnymproblemem uniknięcia degradacji czy nawet kwestią przetrwania."Koniec złudzeńVitz zauważa, że selfistyczne koncepcje są lustrzanym odbiciem życia ich twórców.„Fakt obecności antyrodzinnych tendencji w psychoterapii wydaje sięsprzężony z tym, że wysoki procent psychoterapeutów stanowią ludzie rozwiedzenibądź wyobcowani z rodziny lub tradycyjnych religii. Tacy terapeuci przejawiająnaturalne ludzkie pragnienie społecznego potwierdzenia ich własnegostylu życia, co może sprawiać, że zachęcają innych do przyjmowania podobnychwzorców." Czy aby w Polsce, w przypadku największych psychoterapeutycznychautorytetów, nie mamy również do czynienia z podobnym zjawiskiem?Duchowe poszukiwania sporej części selfistów mogą wzbudzać wśródLATO-2000345


niektórych psychologów zażenowanie. Taka prawdopodobnie była reakcjaKilpatricka, gdy trafił on na konferencję psychologiczną, której uczestnicy napoważnie rozprawiali o zagadnieniach astrologicznych, reinkarnacji,o „transcendentnym duchu jedności". Kilpatrick wspomina: „Oto eksperci,mogący korzystać z najbardziej skomplikowanych i racjonalnych analiz, jakiema do zaoferowania psychologia, wolą uprawiać jogę i medytację oraz radzićsię najróżniejszych mediów i guru". Vitz natomiast zaznacza, że „duchowośćNew Age ukazała osobom nieskłonnym do słuchania chrześcijańskiej krytyki,że interpretacja religii i lekceważenie życia duchowego przez świecką psychologięjest zasadniczym błędem".Ku świadomym wyboromPsychologia nie jest „światopoglądowo neutralna". Nie może być ona taka,gdyż pozostaje nauką o człowieku. O istocie bądź co bądź rozumnej, wyposażonejwe władze pozwalające dokonywać wyboru. A więc dokonywać cze-34g <strong>FRONDA</strong> 19/20


goś, co wymaga poruszania się w świecie wartości: między Prawdą a kłamstwem,Dobrem a złem, Pięknem a szpetotą. Psychologia bada kogoś, ktojest stworzony do relacji z innymi osobami. Do budowania wspólnoty. Gdyselfistyczni psycholodzy zachwalają swoim poranionym „klientom" teorieo realizacji siebie poprzez masturbację czy homoseksualizm, to nie zdają albonie chcą zdawać sobie sprawy z tego, że bynajmniej nie działają w próżnimoralnej i duchowej. Judaizm i chrześcijaństwo zakazują pewnych zachowańnie dlatego, iż tak się spodobało „klechom", ale dlatego, że te zachowaniaprędzej czy później obnażają swą szkodliwość. Także w wymiarze psychologicznym(najczęściej zaburzenia o podłożu neurotycznym). W związku z tymVitz wskazuje na ważną rolę, jaką mają do odegrania przeciwnicy selfizmu.„To ci, którzy uznają za istotne, szanują i reagują na autentycznie religijnekwestie w życiu swoich pacjentów. Nie jest to jednak grupa ani liczna, ani łatwopoddająca się kategoryzowaniu. Należą do niej psycholodzy, którzy samisą ludźmi wierzącymi i starają się tam, gdzie to wskazane, włączać wiaręw psychoterapię. W tej grupie również znajdują się ci spośród psychologówświeckich, którzy doszli do przekonania, że należy odrzucić współczesną religiępsychologii, jako powierzchowną namiastkę czegoś prawdziwego i jakodegenerowanie się ważnych, choć ograniczonych funkcji psychoterapii. To sąwłaśnie ci psycholodzy, dzięki którym mam nadzieję, że będzie mogło sięrozwinąć mocne i uczciwe partnerstwo między psychologią a religią."Krzyż najskuteczniejszą terapiąSelfistyczna psychologia to, w świetle nauczania Chrystusa, bałwochwalstwo.Idolem w selfizmie jest „ja". Nie ma miejsca na Krzyż, na oddanie siębliźnim. Na bycie razem wtedy, gdy przestaje to być przyjemnością, a stajesię próbą cierpliwości i wytrwałości. Na przyjęcie łaski Bożej, kiedy się jestw dołku. Trudy życia w miłości i prawdzie są nie do pogodzenia z selfistycznym„zdrowym egoizmem". Z selfistycznym „pozytywnym myśleniem",zwłaszcza gdy powodów ku temu brak (nikt nie jest doskonały). I w końcuz selfistycznym szukaniem boga w sobie.Trudno się nie zgodzić z następującym wywodem Vitza: „Filozofia selfistyczna(...) trywializuje życie utrzymując, że cierpienie (i co za tym idzie, nawetśmierć) jest pozbawione wewnętrznego znaczenia. Cierpienie jest postrzeganeLATO-2000347


jako swego rodzaju absurd, zwykle zawiniony przez człowieka i do uniknięciaprzy zastosowaniu wiedzy pozwalającej uzyskać kontrolę nad środowiskiem.Stanowisko selfistyczne wydaje się optymistyczne i wiarygodne, szczególnie gdybroni się go w czasach dobrobytu. Jest ono jednak powierzchowne, tym mniejprzekonujące, im lepiej zna się życie. Miliony tych, którzy entuzjastycznie zaaprobowalioptymistyczny selfizm na początku drogi życiowej, teraz zaczynajądoświadczać odwiecznych lekcji zniedołężnienia, utraty, choroby i śmierci - lekcji,które podrywają powierzchowny optymizm co do ciągłego radosnego wzrostuwspaniałego «ja»."Podrabiani kaznodziejeKwintesencją selfistycznego światopoglądu może być modlitwa, ułożona przeztwórcę terapii Gestalt, Fritza Perlsa: „Ja robię swoje i ty robisz swoje. Nie jestemna świecie, by spełniać twoje oczekiwania. A ty nie jesteś na świecie, byspełniać moje. Ty jesteś ty, a ja jestem ja i jeśli przypadkiem trafiamy na siebie,jest wspaniale. Jeśli nie, nic na to nie poradzimy." Z książki Neville'a Drury'egoPsychologia transpersonalna dowiadujemy się, jak Perls podczas prowadzonychprzez siebie warsztatów uwiódł, a następnie porzucił jedną z uczestniczek,doprowadzając ją do samobójstwa. Świadkowie byli zdumieni, gdyżterapeuta ten w ogóle się tym wydarzeniem nie przejął. Nie miał żadnych skrupułów.Nasuwa się prosty wniosek: widocznie za dużo od Perlsa oczekiwano,a on na to nic nie mógł poradzić.W roku 1969 redaktorzy poczytnego amerykańskiego periodyku „PsychologyToday" konkludowali: „Pozostawieni bez zbiorowo usankcjonowanychwartości Bogo-pochodnych, bez absolutów moralnych, jesteśmy zmuszenistworzyć własną moralność, wykształcić własną wiarę i światopogląd i odkryćsens własnego istnienia".Kwestionariusz osobowości Everetta L. Shostroma z 1974 roku zakłada, żebadany, zmierzający ku samourzeczywistnieniu, ku pełni zdrowia psychicznego,wybierze stwierdzenie typu: „Nie przestrzegam wymagań przyjętych zaobowiązujące w jakiejkolwiek tradycji religijnej".Niedawno w jednym ze swoich cyklicznych programów telewizyjnych,znany polski psychoterapeuta zaproponował, żeby - skoro są uroczyste,uświęcone ceremonie ślubne - wprowadzić także uroczyste, uświęcone cere-348<strong>FRONDA</strong> 19/20


monie rozwodowe. Małżonkom, którzy nie byliby w stanie dłużej żyć razem,łatwiej byłoby się rozstać. Poprzez taki „oczyszczający" akt uwolniliby się odwzajemnych oskarżeń i pretensji, pozbyli bolesnych resentymentów, przebaczylii - jak niegdyś biorąc ślub, czyli rytualnie - od siebie odeszli. Pomysłnaszego psychoterapeuty zdają się ostatnio realizować „postępowi" pastorzyluterańscy w Szwecji.Vitz i Kilpatrick są psychologami. Ale swoim selfistycznym kolegom niewierzą. Wolą wsłuchiwać się w głos prawdziwych, nie podrabianych kaznodziejów.FILIPMEMCHESPaul C. Vitz, Psychology as Religiom The Cult of Self-Worship,Eerdmans, William B. Publishing Company 1994William K. Kilpatrick, Psychologiczne uwiedzenie, W Drodze, Poznań 1997Książka Paula Vitza w roku bieżącym ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa Logos.Wielkie dzięki dla Agnieszki i Olafa Żyliczów za pomoc w dotarciu do materiałów.LATO2000349


Reich stwierdził, że orgazm łechtaczkowyjest świadectwem kobiecejoziębłości oraz wyrazem reakcyjnejświadomości seksualnej.PROROKREWOLUCJI SEKSUALNEJM A R E KK O N O P K OWilhelm Reich przyszedł na świat 24 marca 1897roku w Brodach nieopodal Lwowa. Żydzi urodzeniwówczas w Galicji - m.in. Golda Meir, MenachemBegin czy Icchak Szamir - stali się z czasem elitąpaństwotwórczą Izraela. W odróżnieniu od nich rodzinaReichów należała do kategorii „Żydów nienawidzącychswojego żydostwa". Ojciec Wilhelma odciąłsię zdecydowanie od wiary i tradycji przodków:w domu wymagał kategorycznie rozmawiania poniemiecku, a swemu synowi surowo zabronił bawićsię z żydowskimi dziećmi.Kiedy Wilhelm miał 17 lat, jego matka popełniłasamobójstwo (przyczyną był najprawdopodobniejromans z guwernerem syna, wykryty przez męża).<strong>FRONDA</strong> 19/20


Trzy lata później zmarł ojciec. DwudziestoletniReich pod koniec I wojny światowej wstąpił do armiiaustro-węgierski ej. Po wojnie rozpoczął studiamedyczne na uniwersytecie w Wiedniu, gdziezafascynował się psychoanalizą. Wkrótce zostałpierwszym asystentem Zygmunta Freuda, a następniewicedyrektorem założonej przez tegoostatniego kliniki psychoanalitycznej. W odróżnieniuod swego mistrza, nigdy nie odebrał jednakgruntownej edukacji medycznej. Mimo tow roku 1924, mając zaledwie 27 lat, stanął na czelepierwszego na świecie zakładu naukowegow nowej dziedzinie - Seminarium Terapii Psychoanalitycznej.Jego pierwszą koncepcją była teoria zdrowegożycia seksualnego. W przeciwieństwie do Freuda,Reich uważał, że tłumienie instynktu seksualnegonie jest wewnętrznym mechanizmemobronnym ludzkiej psychiki, lecz brutalną zewnętrznąrepresją kulturową. Represja ta powodowaćma, według niego, brak satysfakcji seksualneju większości ludzi. Reich odrzucił przy tymobowiązujące dotychczas kryteria satysfakcji seksualnej,czyli zdolność wielokrotnej ejakulacjiu mężczyzn i orgazm łechtaczkowy u kobiet. Cowięcej, stwierdził, że orgazm łechtaczkowy jestświadectwem kobiecej oziębłości oraz wyrazemreakcyjnej świadomości seksualnej. Jego zdaniemidealny stosunek seksualny, którego przeżyciedane jest dziś tylko nielicznym, powinien doprowadzićzarówno kobietę jak i mężczyznę dojednakowych bezwolnych konwulsji orgastycznych.Reich postulował jednak, aby takie szczytowanieseksualne było dostępne wszystkim ludziom.W związku z tym należało wypowiedziećLATO-2000


ezwzględną walkę całej tradycji kulturowej, odpowiedzialnej za represjonowanieludzkiej seksualności.Reich zachwycający się marksizmem, Johann Grunmann {olej. płótno, 10 x 7 m)W tym też czasie Reich zachwycił się marksizmem, związał z KomunistycznąPartią Austrii i założył Socjalistyczne Towarzystwo Konsultacji i Badań Seksuologicznych.Zaproszony do Moskwy, wygłosił tam dwa wykłady o synteziepsychoanalizy i materializmu dialektycznego. W stolicy ZSRR narodziła się teżidea tekstu Der sexuełe Kampf der Jugend (Seksualna walka młodzieży).W roku 1927 doszło do radykalnego zerwania stosunków Reicha z Freudem.Powodów było kilka: po pierwsze, uczeń twierdził, że lepiej od samegomistrza wie, co stanowi najbardziej wartościowy element freudyzmu (chodziłomu o teorię libido), a co nie ma najmniejszego znaczenia (instynkt śmierci),czego twórca psychoanalizy nie mógł mu darować; po drugie, Freud nie podzielałkomunistycznych fascynacji Reicha; po trzecie, miał mu za złe nawiązywaniekontaktów seksualnych ze swoimi pacjentkami. Sam zainteresowany nieukrywał zresztą tego faktu, a jedna z jego pacjentek, Annie Pink, wyszła za niegoza mąż.W roku 1929 Reich ogłosił ideę stworzenia sieci klinik seksuologicznych,które w praktyce realizowałyby jego program edukacji seksualnej. W konserwatywnymWiedniu trudno było jednak o zdobycie poparcia dla jego pomysłów,352<strong>FRONDA</strong> 19/20


dlatego też rok później Reich przeniósł się do słynącego z niezwykłej jak na oweczasy swobody obyczajowej Berlina. W Niemczech, działając aktywnie w prokomunistycznymRuchu Zdrowia Psychicznego, założył Niemieckie TowarzystwoProletariackiej Polityki Seksualnej (Sex-Pol) i zaczął organizować wymarzoneprzez siebie pierwsze kliniki. Był jednym z intelektualnych promotorów nudystycznejorganizacji Tieffall, propagującej wyzwolenie seksualne. Współpracowałteż z Instytutem Seksuologii stworzonym przez Żyda, komunistę i homoseksualistę,dra Magnusa Hirschfelda. Lokal tego ostatniego w berlińskiej dzielnicyKreuzberg stał się punktem kontaktowym wielu przybyszów z całej Europyzwabionych do stolicy Niemiec opinią najbardziej liberalnego obyczajowo miastana kontynencie. U Hirschfelda Reich poznał m.in. trójkę brytyjskich literatów,zafascynowanych komunizmem homoseksualistów: Wystana Hugha Audena,Christophera Isherwooda i Stephena Spendera.W Berlinie Reich porzucił swą żonę Annie i związał się z Elsą Lindenberg. Towówczas, w okresie Republiki Weimarskiej, ukuł on określenie, które po latachzrobiło światową karierę - „rewolucja seksualna". Uważał on mianowicie, że następnymetapem po rewolucji francuskiej, która przyniosła wyzwolenie polityczne,i po rewolucji komunistycznej, która przyniosła wyzwolenie społeczne, powinnabyć rewolucja seksualna, która przyniesie wyzwolenie obyczajowe.Po dojściu Hitlera do władzy w roku 1933 klimat polityczny w Niemczechzmienił się. W środowisku psychoanalityków rozpowszechniły się aryjskiei antysemickie teorie Carla Gustava Junga. Obawiając się represji ze strony nazistów,Reich uciekł do Danii. W 1934 roku odmówiono mu jednak prawa pobytuw tym kraju za „propagowanie rozpusty". Wyjechał do Szwecji, ale po półroku usunięto go również stamtąd z tych samych powodów.Trzeba bowiem przyznać, że poglądy Reicha ewoluowały w kierunku, którydla zwolenników „reakcyjnego światopoglądu seksualnego" był nie do przyjęcia.Głosił on konieczność gruntownego przeorganizowania życia społecznegow ten sposób, by dzieci od najmłodszych lat mogły się swobodniemasturbować, by dorastający chłopcy mogli w sieci tzw. domów kawalerskichnieskrępowanie zaspokajać swe seksualne potrzeby itd.Poza tym rozwinął własną teorię zdrowia psychicznego. Dla Reicha, nie czyniącegoróżnicy między materialnym a psychicznym czynnikiem ludzkiej natury,owo wyzwolenie się z kulturowego gorsetu, równoznaczne z przełamaniem pancerzahamującego swobodny przepływ energii libidalnej w organizmie, powinnoLATO-2000353


mieć charakter bezwiednego, orgazmicznego, wręcz konwulsyjnego dążenia, bypołączyć swoje usta z odbytem partnera. Temu oralno-analnemu aktowi towarzyszyćpowinno charczenie, rzężenie, nieludzki ryk i bezwolna masturbacja.Przeciwnicy koncepcji Reicha twierdzili, że zniszczenie represyjnej kulturyi wyzwolenie instynktów może spowodować wybuch niekontrolowanej agresji.Jako polemikę z nimi Reich wydał w 1933 roku w Kopenhadze swą najgłośniejsząksiążkę Psychoanaliza masowa faszyzmu. Napisał w niej, że jedynym źródłemagresji jest brak satysfakcji seksualnej. Według niego właśnie ów brak seksualnejgratyfikacji na skalę masową stał się przyczyną powstania faszyzmu. U jegopodstaw legła zaś, zdaniem Reicha, cała europejska kultura z jej ideą monogamicznegomałżeństwa, wstrzemięźliwością religii chrześcijańskiej i poświęceniemsię w służbie państwa.Reich uważał, że największą szansę na przeprowadzenie rewolucji seksualneji obalenie dotychczasowej kultury miał Związek Sowiecki. Jednakże pozaAleksandrą Kołlontaj nikt z kierownictwa bolszewickiego nie był tym zainteresowany.Odpowiedzialnością za to Reich obarczał kult wodza - wymuszonapełnieniem misji dziejowej asceza Lenina stała wzorem do naśladowania. Zaswe twierdzenia autor Psychologii masowej i faszyzmu został przez centralę komunistycznąuznany za rewizjonistę. Jego wspomnienia, jakoby był z tego powodunękany przez sowieckie służby specjalne, nie znajdują jednak potwierdzeniaw faktach. Do legendy należą też rzekome prześladowania go przezNSDAPPo wydaleniu ze Szwecji przez kilka lat mieszkał w Norwegii, gdzie wykładałna uniwersytecie w Oslo. W swoich wystąpieniach akademickich szczególniezawzięcie zwalczał instytucję, którą uważał za najbardziej odpowiedzialnąza podtrzymywanie żywotności represyjnej kultury - monogamiczne małżeństwo.Wielokrotnie powtarzał, że dla zachowania higieny psychicznej związekdwojga osób powinien trwać około czterech lat, zaś partnerzy w każdej chwilipowinni być gotowi do rozstania. Sam Reich zresztą, kiedy w 1939 roku przeniósłsię do USA, porzucił Elsę i poślubił Ilse Ollendorff.Tej ostatniej zawdzięczamy literacki portret głośnego psychoanalityka.Z biografii, napisanej z bardzo życzliwych dla niego pozycji, wyłania się obrazdrobnomieszczanina o wiktoriańskim stylu bycia, człowieka nadużywającegoalkoholu, niezwykle zazdrosnego o swą żonę i ciągle wywołującego z tego powoduawantury. Reich nie mógł też ścierpieć w swoim otoczeniu osób o innych354<strong>FRONDA</strong> 19/20


Reich - sen o akumulatorze, Johann Grunmann (olej, płótno.. 10 x 6 m)poglądach, atakował ich gwałtownie, zarzucając nielojalność i tchórzostwo.W Stanach Zjednoczonych, gdzie akurat zaczynała się moda na psychoanalizę,opromieniony sławą ucznia Freuda, szybko stał się najpopularniejszympsychoanalitykiem w kraju. Wówczas też swoją koncepcję rewolucji seksualnejpostanowił podbudować aparatem naukowym. Stwierdził mianowicie, że w naturzedziała nieznana siła energetyczna, która znajduje się u podstaw każdegożycia. Siłę tą, którą uważał za fundament freudowskiej teorii libido, nazwał orgonem.Jego zdaniem, energetyczny potencjał orgonu zależy głównie od aktywnościseksualnej człowieka. Takie choroby jak rak, epilepsja czy miażdżyca są jedynieskutkami naruszenia nieskrępowanego strumienia orgonu w organizmie. Dlategoteż bolączką na wszelkie dolegliwości może być jedynie seksualne samodoskonaleniesię człowieka - oczywiście w wersji zalecanej przez Reicha. Teorie tepropagował założony przez niego w Nowym Jorku Instytut Orgonu.Reich twierdził, że za pomocą orgonu może zmieniać pogodę i nawiązywaćkontakty z UFO. Nazwał Einsteina dyletantem, kiedy ten nie podzielił jego entuzjazmudla odkrycia orgonu. Potrafił dokładnie opisać, jak wygląda orgon - jestżywy, ma kolor niebieski, kształt spiralny, a unicestwiony przez wybuch nuklearnytworzy chmury.W roku 1950 przez prasę Stanów Zjednoczonych przetoczyła się fala elektryzującychartykułów i reportaży. Tytuły niektórych gazet krzyczały: „Od dziśLATO-2000355


nie ma nieuleczalnych chorób!" Przyczyną całego zamieszania było ogłoszenieprzez Reicha, iż skonstruował akumulator orgonowy, który jest w stanie przywrócićw organizmie naruszoną równowagę orgonu. Dzięki temu przestały istniećchoroby uznawane dotąd za nieuleczalne. Pojawiły się entuzjastyczne komentarze:Reich pogodził psychoanalizę z postępem technicznym - pisano.Upadł wizerunek psychoanalityka jako człowieka, który potrafi wskazać źródłochoroby, ale nie potrafi jej uleczyć - dodawano. W 1951 roku w Rangeley Reichrozpoczął budowę fabryki, w której masowo miały być produkowane akumulatoryorgonowe - urządzenia wielkości budki telefonicznej zbudowanez blachy i wełny mineralnej.W roku 1953 Reich opublikował książkę pt. Morderca Chrystusa, w którejstwierdził, że odkrył Boga. Otóż bogiem tym jest orgon, tożsamy z żywą energiąkosmiczną. Oprócz niej istnieje też martwa energia orgonalna, w postacichmur, która jest skutkiem działania promieniowania radioaktywnego, czylizła. W książce tej Chrystus, z którym Reich często się porównuje, jest żywymwcieleniem seksualności, prześladowanej przez plagę apatii, wynikającej z zanikuprzeżycia orgazmu.W roku 1954, kiedy pierwsza partia akumulatorów trafiła do sprzedaży,w jego fabryce pojawili się pracownicy Food and Drug Administration, by wyjaśnićkwestię dochodów oraz podatków ze sprzedaży towaru. Reich wyrzuciłich za drzwi, żegnając siarczystymi bluzgami. Pozwany, nie zjawił się w sądzie,argumentując, że o akumulatorach może rozmawiać tylko z uczonymi. W maju1956 skazany został za obrazę sądu na dwa więzienia. Według jego zwolennikówReich po raz trzeci (po zabiegach NKWD i NSDAP) stał się obiektemataków służb represyjnej kultury - tym razem jako ofiara antykomunistycznego„polowania na czarownice".W obronę skazanego zaangażowało się wiele światowych autorytetów, jegouwolnienia żądali m.in. Albert Camus, Albert Einstein, Ernest Hemingway czyJean-Paul Sartre. 3 listopada 1957 roku - na dwa dni przed warunkowym zwolnieniem- Reich umarł w więzieniu. Chociaż oficjalna wersja mówiła o niewydolnościserca jako przyczynie zgonu, to jednak sympatycy Reicha do dziś utrzymują,że został on skrycie zamordowany Twierdzą też, że po aresztowaniuReicha jego rękopisy z dokumentacją akumulatorów zostały skonfiskowanei utajnione. Ich zdaniem władze amerykańskie pozbyły się niewygodnego naukowcaoraz zagarnęły jego dorobek, by w tajemnicy kontynuować badania nad356<strong>FRONDA</strong> 19/20


długowiecznością, a być może nawet nieśmiertelnością gatunku ludzkiego.Obecnie na świecie istnieje wiele instytucji nazwiązujących do dorobkuzmarłego psychoanalityka, m.in. Muzeum Reicha w Rangeley, American Collegeof Orgonomy czy Institut fur Orgonforschung und Orgontechnik. Regularniewydawanych jest dziewięć dużych czasopism poświęconych jego naukom.Miał on niewątpliwie wielki wpływ na powstanie takich szkółpsychoterapeutycznych, jak np. ergonomia Bakera, bioenergetyka Lowena, terapiaradix Kelly'ego, integracja orientalna Kushi, terapia polaryzująca Stone'aczy osławiona metoda Gestalt. Jego koncepcje inspirowały twórczość literackąpisarzy beat generation, zwłaszcza Burroughsa i Ginsberga. W 1971 roku międzynarodowąkarierę zrobił film o Reichu pt. Misteria orgazmu jugosłowiańskiegoreżysera Duśana Makajeva, przez co ten ostatni został emigrantem politycznym.Obok Freuda i Junga, był niewątpliwie psychoanalitykiem, który wywarłnajwiększy wpływ na oblicze kulturowe XX wieku. Jego portrety obok podobiznChe Guevary nosili studenci podczas młodzieżowej rebelii w 1968 roku.Wilhelm Reich przeszedł do historii głównie jako zwiastun nadchodzącej rewolucjiseksualnej. Rewolucja dokonała się, wyzwolenie nie nastąpiło.MAREKKONOPKOReich uwięziony. Johann Grunmann (olej, płótno, 10 x 8 m)LATO 2000 357


Studencka grupa Związku przeciw Przystosowaniuwzywa: „Śmierć feministycznym i religijnym kuratorom,zwycięstwo dla wolności i równości - równość zamiastfeminizmu!"WYZNAWCYARYMANAJAROSŁAWTOMASIEWICZArymanem nazywali starożytni Persowie antagonistę dobrego boga Ormuzda.Ten duch Zta przez religioznawców uważany jest za pierwowzór chrześcijańskiegoSzatana. Dla radykalnych antyklerykałów Aryman stal się sztandaremich walki.ŹródłaW roku 1933 niemiecki marksista Wilhelm Reich opublikował pracę Massenpsychobgiedes Faschismus (Psychologia masowa faszyzmu), w której starał się odpowiedziećna pytanie, dlaczego „kryzys gospodarczy, po którym spodziewano się,że przyniesie ze sobą przesunięcie ideologii mas na lewo, doprowadził do skraj-358<strong>FRONDA</strong> 19/20


nie prawicowego rozwoju ideologii sproletaryzowanych przez siebie warstw",a w konsekwencji - do przejęcia władzy przez NSDAP. Jego zdaniem „marksizmnie obserwował (...) uważnie ani też nie pojął właściwie tzw. «subiektywnegoczynnika» w historii". Reich próbuje więc skorygować ten błąd zwracającuwagę na „zwrotne oddziaływanie ideologii na bazę ekonomiczną". Kluczemma być freudowska psychoanaliza, która „jest właściwą podstawą przyszłejdialektyczno-materialistycznej psychologii". Łącząc jednak dia-mat z psychoanalizą,Reich poddaje krytyce „idealistyczną filozofię kultury" Freuda, zdaniemktórego tłumienie seksualności jest nieodłącznym elementem kulturyspołeczeństw cywilizowanych. Reich widzi to odmiennie: „Badając historiętłumienia seksualności i genezę stłumienia seksualności, dochodzimy do przekonania,że (...) zaczynają się one rozwijać (...) wraz z prywatną własnościąśrodków produkcji. Interesy płciowe wszystkich zaczynają być wykorzystywanew interesie zysku gospodarczego osiąganego przez mniejszość społeczeństwa(...). Wraz z ograniczeniem i stłumieniem seksualności (...) powstaje religianegująca seksualność, stopniowo klasa panująca buduje własnąorganizację seksualno-polityczną, Kościół (...), organizację, której celem jestwytępienie rozkoszy seksualnej człowieka (...). To ma swój sens socjologicznyw związku z rozkwitającym odtąd wyzyskiem ludzkiej siły roboczej..."HistoriaW 1970 roku Otto Miihl tworzy w Friedrichshof nad austriackim jezioremNeusiedler komunę dążącą do „wyzwolonego społeczeństwa". Kierowanaprzez niego Akcyjno-analityczna Organizacja Świadomej Praktyki Życia (AktionsanalytischeOrganisation Bewusster Lebenspraxis) powołuje się na teorięReicha i „terapię szokową" amerykańskiego psychoanalityka Arthura Janova.W tym samym czasie były działacz SDS (Socjalistycznego Związku StudentówNiemieckich), psycholog, dr Fritz Erik Hoevels, zakłada we Freiburgu inspirowanąideami Reicha Inicjatywę Marksistowsko-Reichistowską (Marxistisch-Reichistischen Initiative).Początkowo MRI funkcjonuje jedynie jako koło teoretyczne na uniwersytecie,w roku 1978 włącza się jednak w Inicjatywę Obywatelską przeciw Zakazowi Zatrudniania(Burgerinitiative gegen Berufsverbote) i Kolorową Listę (Bunte Listę)we Freiburgu. Członek MRI, mecenas Gottfried Niemitz, zostaje nawetLATO-2000359


w 1980 roku wybrany z ramienia BuLi deputowanymdo rady miejskiej Freiburga (w cztery lata później niepowtórzy! już jednak tego sukcesu). Filia MRI powstajeteż w Hamburgu, gdzie pod szyldem KomitetuAd-Hoc na rzecz Praw Zasadniczych w RFN (Ad--hoc-Komitee Grundrechte in der BRD) próbuje naprzełomie 1981/82 w Kilonii bezskutecznie zinfUtrowaćtamtejszych Zielonych.Następnym krokiem w ofensywie MRI jest utworzeniew 1983 roku domu wydawniczego Ahriman-Verlag: nazwa wydawnictwa ma być hołdem złożonym „imieniu naszego patrona,perskiego antagonisty «kochanego» Boga, potężnego i nieprzejednanegowroga przystosowania". Ahriman-Verlag opublikował m.in. książkę HoevelsaMarxismus, Psychoanalyse, Politik (Marksizm, Psychoanaliza, Polityka, 1983) orazbroszurę Hoevelsa i Freudemanna Tabuthema AIDS stop - Gedanken eines Ketzers(Temat tabu: stop dla AIDS. Myśli kacerza, 1986); wydaje też czasopisma „Ketzerbriefe- Flaschenpost fur unangepasste Gedanken" i „System usw. - Zeitschriftfur klassische Psychoanalyse".W tym samym czasie, na przełomie 1983/84 roku Helgę Voges, któraw dolnosaksońskiej miejscowości Einbeck stworzyła komunę na wzór AAO,zakłada Międzynarodowe Towarzystwo Rozwoju Radości Życia (InternationalenGesellschaft zur Entwicklung der Lebensfreunde). MRI/BuLii AAO/IGEL nawiązują ścisłą współpracę, gdy w 1984 roku mecenas Niemitzbroni przewodniczącej IGEL, Birgit Roemermann. Obie organizacjeprzeprowadziły w Getyndze wspólną manifestację pod hasłem „Od Inkwizycjido art. 166: prześladowani przez Kościół donoszą". Jako organizator wystąpiłonowoutworzone Koło Robocze Antyklerykałów (ArbeitskreisAntiklerikales), działające początkowo w ramachmiejscowej Listy Inicjatywy Zielono-Alternatywnej (Alternativen-Griinen-Initiativen-Liste).Gdy po katastrofie w Czarnobylu Miihl ewakuował swą austriackąkomunę na kanaryjską wyspę Gomera, osamotnionagrupa saksońska AAO postanowiła zjednoczyć sięz MRI. W roku 1985 AAO przekształciło się oficjalniew Inicjatywę Nowa Lewica (Initiative Neue Linke), w któ-360<strong>FRONDA</strong> 19/20


ej Hoevels objął przywództwo. INL nawiązało współpracę z założonym w tymsamym roku Związkiem na rzecz Zapobiegania AIDS (Verein zur AIDS-Verhutung),kierowanym przez Andreasa Freudemanna. W maju 1986 INL zorganizowałaserię demonstracji pod hasłem „Seksualność w defensywie", co natrafiłona opór części lewicy i wymusiło zmianę nazwy na Związek przeciwPrzystosowaniu (Bund gegen Anpassung).Organizacja i działalnośćBgA zorganizowana jest na zasadach hierarchicznych, jako grupa kadrowapod kierownictwem Hoevelsa - „założyciela i przywódcy" (Grunder undFuhrer). Nowi członkowie rekrutują się głównie spośród uczniów i uczennicszkół średnich oraz studentów pierwszych lat studiów. Przeciwnicy Hoevelsazarzucają mu, że jego organizacja przypomina parareligijną sektę, zarównoz powodu intensywnych szkoleń ideologicznych, jak i ze względu na wspólnotęmajątkową: członkowie przekazują swoją prywatną własność na rzeczZwiązku. Strategia BgA polega na wykorzystywaniu aktualnych tematów -Związek pojawia się wszędzie tam, gdzie można uzyskać szerokie oddziaływanie.Marksiści-reichiści, sami uważając się za lewicę, starają się oddziaływaćprzede wszystkim na środowiska lewicowe: biorą udziałw manifestacjach lewicy, współpracują z lewicową prasą (ichanonse w latach 1988-90 drukowały takie gazety, jak hamburskie„Konkret" i „Arbeiterkampf" czy wiedeński „TATblatt";„Konkret" zamieścił także w 1988 roku artykuł Niemitza Średniowieczeżyje, poświęcony art. 166 kodeksu karnego).Charakterystyczne dla MRI/BgA jest tworzenie kontrolowanychprzez siebie wyspecjalizowanych „organizacji kamuflażowych"(Tarnorganisation). Należą do nich: Grupa na rzeczOświecenia, Demokracji i Samostanowienia (Gruppe furAufklarung, Demokratie und Selbstbestimmung), ZwiązekKrzewienia Niepożądanej Znajomości Rzeczy (Bund zu Verbreitungunerwunschter Einsichten), Związek KrzewieniaNiewygodnych Poglądów (Bund zur Verbreitung unbeąuemerAnsichten), Zrzeszenie na rzecz Zwalczania AIDS (Vereinzur AIDS-Verhutung), Towarzystwo Klaudiusza Helwecjusza *LATO 2000361


(Claude-Helvetius-Gesellschaft), Międzynarodowy Związek Bezwyznaniowcówi Ateistów (Internationaler Bund der Konfessionslosen und Atheisten)i Komitet na rzecz Zniesienia art. 166 k.k. (Komitee zur Abschafftung des166 StGB).Placówki BgA lub kontrolowanych przezeń organizacji możemy znaleźćwe Freiburgu (centrala grupy), Einbeck, Getyndze, Frankfurcie nad Menem,Bochum, Erlangen, Norymberdze, Berlinie, Hamburgu, Hanowerze i Essen.Po upadku muru berlińskiego marksiści-reichiści rozpoczęli też ekspansję naobszarze byłej NRD. W maju 1990 roku na wschodnioniemieckich uniwersytetachBgA zorganizował osiem manifestacji przeciw „zachodnioniemieckiemui amerykańskiemu butowi", na rzecz radykalizacji marksizmu „w imięwolności i prawdy, w duchu idei Zygmunta Freuda". Znowuż w broszurzeRussians went - Amis go Związek agitował Ossis na rzecz „Europy bez zakazuzatrudniania, bez podatku drogowego i bez obowiązku meldunkowego..."IdeologiaIdeologia BgA opiera się na tezach psychoanalityka F.E. Hoevelsa, zawartychw jego książce Marxismus, Psychoanałyse, Politik. Hoevels pisze tam, że uciski wyzysk powodowane są wyłącznie przez Kościół, rodzinę i tradycyjne wychowanie,które deformują psychikę człowieka. Prowadzi to do zdławieniaseksualności, a w konsekwencji do słabej indywidualności. Słabość ta powin-362<strong>FRONDA</strong> 19/20


na zostać przezwyciężona przez „erotyczny rozrost indywidualności".Wychodząc z tych przesłanek Hoevels twierdzi, że ucisk klasowymoże zostać zniesiony przez zmianę stosunków seksualnych.Wyzwolona seksualność jest więc punktem ciężkości rewolucyjnychprzemian społecznych i dlatego musi zostać wprowadzona metodamipolitycznymi. Mówiąc krótko: rewolucja seksualna jest tożsamaz rewolucją polityczną i społeczną. Instrumentem realizacji tego„seksualno-komunistycznego" (sexualkommunistisches) programumiała być kiedyś MRI, która stawiała sobie za cel „komunistycznąpolitykę, konsekwentnie wykorzystującą poznanie psychoanalityczne",dziś zaś BgA.Wrogiem nr 1 BgA nie jest więc Państwo ani Kapitał - lecz Kościół. Walczącprzeciwko Kościołowi reichiści organizują m.in. regularne „tygodnie antyklerykalne"i publikują biuletyn Listy Heretyka. Sztandarem swej kampaniiuczynili jednak przede wszystkim sprawę art. 166 kodeksu karnego; artykułten, przez BgA uważany za przeżytek średniowiecza i współczesne wcielenieinkwizycji, uznaje „bluźnienie Bogu" za czyn karalny. Właśnie na jego podstawieprzewodnicząca IGEL, B. Roemmerman, została w 1984 roku ukaranagrzywną za noszenie plakietki „Orgazm zamiast komunii". Głównymrzecznikiem postulatu zniesienia art. 166 jest fryburski adwokat, G. Niemitz,broniący oskarżonych w procesach o bluźnierstwo.Z lewicowych przesłanek marksizmu-reichizmu wynikają jednak też implikacje,budzące na lewicy gorące kontrowersje. Dla BgA wyzwolenie seksualnejest celem nadrzędnym, dlatego zwalczają wszystko, co je utrudnia - a więctakże niektóre elementy ideologii lewicowych.Głównym antagonistą BgA są feministki, prowadzące bezkompromisowąwalkę przeciwko pornografii i tzw. sexual harassment - rozciągliwie rozumianemuseksualnemu napastowaniu kobiet. Tymczasem zdaniem marksistów-reichistówwolność pornografii jest nieodzownym elementem wyzwolenia seksualnego,dlatego w swej ulotce Auch bei grofiten Schweinerei: Alice Schwarzer istdabei, która w marcu 1988 była kolportowana przez Inicjatywę Nowej Lewicyprzy okazji feministycznej kampanii PorNO, napisali np.: „jak bardzo małomoże ona zaprzeczyć swemu bezdusznemu, nieludzkiemu, antyegalitarnemutj. właśnie feministycznemu charakterowi, pokazuje nasz dzisiejszy temat:Plugawe paluchy precz od de Sade'a". A grupa studencka (Hochschulgruppe)LATO-2000363


BgA dodała: „Śmierć feministycznymi religijnym kuratorom, zwycięstwo dla wolnościi równości - równość zamiast feminizmu!".Również akcentowanie przez feministkisexual harassmnent ma mieć negatywne konsekwencje,jako że deerotyzuje stosunkimiędzy kobietami i mężczyznami. Hoevelsnapisał wręcz: „Gwałt jest najczystszymwyrazem zasady: seksualna aktywność mężczyzny,seksualna pasywność kobiety. W praktyce wygląda to tak, że mężczyznanaciera, a kobieta się wzbrania lub oddaje."Innym zjawiskiem, które utrudnia socjal-seksualne wyzwolenie, jest powściągliwośćspowodowana strachem przed AIDS. Zdaniem reichistów doczasu wynalezienia lekarstwa tylko izolacja nosicieli wirusa HIV może przywrócićnieskrępowany promiskuityzm. W tym celu Hoevels w swej książce Temattabu: stop dla AIDS postulował m.in. przeprowadzenie obowiązkowych„masowych testów dla wszystkich obywateli", wprowadzenie legitymacji dlanosicieli HIV i „zakaz wjazdu [do Niemiec] dla wszystkich nieprzetestowanych,a więc przypuszczalnie AIDS-pozytywnych". Dla przeforsowania tego„prowizorycznego rozwiązania, zmierzającego do osiągnięcia ludzkiego szczęścia"utworzono w 1985 roku we Frankfurcie Zrzeszenie na rzecz ZwalczaniaAIDS, skupiające lekarzy i farmaceutów pod kierownictwem reichistów: AndreasaFreudemanna, Karla Muttera, Nielsa Auhagena (Freiburg), Axela Rethwilma(Heidelberg) i Eleonory Hartmann (Freiburg).Charakterystyczny dla BgA jest też brak entuzjazmu wobec homoseksualizmu,który jest traktowany nie jako „naturalna i równoprawna orientacja seksualna",lecz - niezgodnie z lewicowymi standardami - raczej jako odchylenieod normy. H. Voges napisała w manuskrypcie szkoleniowym MiędzynarodowegoTowarzystwa Rozwoju Radości Życia: „Analna szkodliwość (Schadigung)prowadzi do erotyki analnej i homoseksualizmu: cała seksualność staje sięanalna, doznaje się ją jako brudną, niższą, obleśną, nieczystą i obrzydliwą.Szkodliwość ta czyni z człowieka jednostkę aspołeczną."Te aspekty marksizmu-reichizmu sprawiły, że niektóre ugrupowania lewackie(jak np. marksistowsko-feministyczna Ókologischen Linken) zarzucajągrupie Hoevelsa... kryptofaszyzm. Miesięcznik „ÓkoLinx" napisał wprost, że364<strong>FRONDA</strong> 19/20


BgA „pseudolewicowym słownikiem maskuje seksistowską, rasistowską i biologistycznąpolitykę", a jego program określił jako „darwinizm seksualny (Sexualdarwinismus),eliminujący chorych pod pretekstem konieczności zachowaniawolności seksualnej zdrowych". Ze swej strony Hoevels rewanżuje sięoskarżeniem, że feministki cechuje autorytarna psychika, która nie realizujesię w otwartym faszyzmie tylko dzięki naciskowi otoczenia.Kilka lat temu „biblia" arymanistów - książka Psychoanaliza i religia Hoevelsa- ukazała się po polsku. Filia Ahriman International pojawiła się także w naszymkraju.JAROSŁAW TOMASIEWICZLATO2000365


Roszczenie do rządzenia dziećmijest zdaniem Schónebecka pozostałościąpo czasach niewolnictwa,pańszczyzny, rasizmu, ucisku kobieti kolonializmu, dlatego antypedagogikazrywa z „tradycyjną, hierarchiczną i patriarchalnąkulturą", z „ideologią władztwa" (czyli pedagogiką),zaś „nowi dorośli" nie chcą już „codziennejwojny wychowawczej, nasyconej chorą mieszaninądominacji, poczucia winy i nieufności"ANTYPEDAG0GIKAW SŁUŻBIEPEDOFILIIM I C H A ŁD Y L E W S K ICoraz większym zainteresowaniem cieszą się opracowania o „toksycznychrodzicach" i „szkolnym stresie". Coraz szersze rzesze rodziców i nauczycieliz przerażeniem odkrywają własną niemoc i przemoc wobec dzieci. Corazczęściej budzący się na kwestię praw dziecka dorośli pytają: jak? jak je respektować?Czym zastąpić cielesne kary? Co oznacza w praktyce szanowaćdziecko? Autor tej rewelacyjnej książki wprowadza nas krok po kroku nadrogę szczęścia z dziećmi, które same są szczęśliwe. Pomaga ustrzec dzieciprzed płaceniem najwyższej ceny lęku, upokorzeń i zdrady swego prawdziwego]a w procesie nauki i kształtowania osobowości.Jacek Santorski'366 <strong>FRONDA</strong> 19/20


Rodowód nurtuHistoria antypedagogiki sięga lat 70-tych w Ameryce. Narodziłasię ona jako kontynuacja ruchów wyzwolenia niewolników,kobiet, ras i klas społecznych, a także jako echo rewoltyhippisowskiej. Gdy wymienione grupy zostały już zrównanew prawach, zaczęto domagać się również zrównania w prawachdorosłych i dzieci (w radykalnych wersjach - już odmomentu narodzin), dlatego można jako źródło antypedagogikiwskazać abolicjonizm.Drugim ważnym w dziejach tego nurtu krajem sąNiemcy, skąd pochodzi obecny guru antypedagogiki - Hubertus von Schónebeck.Jeszcze w 1975 roku pracował on w szkolnictwie. Jednak rok później porzuciłje za sprawą lektury prac Carla R. Rogersa oraz twórcy antypedagogiki, Ekkehardavon Braunmiihla. Opuszczając szkołę, porzucił jej „system sprawowaniawładzy", aby w ramach naukowego projektu badać nową relację między dorosłyma dzieckiem, którą nazwał „przyjaźnią z dziećmi". Natchnienie przyszłow roku 1975 podczas lektury Antypedagogiki Braunmiihla 2 , której jeden z rozdziałównosił właśnie taki tytuł. Od roku 1978 „przyjaźń z dziećmi" jest znakiem firmowymkrucjaty Schónebecka; krucjaty opartej na twierdzeniach antypedagogiki(warstwa teoretyczna), ruchu praw dziecka (warstwa polityczna)i psychodynamicznej koncepcji człowieka (warstwa emocjonalna). Antypedagogikaurasta tu do roli „szczególnego niemieckiego wkładu" w ruch praw dziecka.W latach 1976-78 podczas 2600 godzin Schónebeck doświadczał „byciaz dziećmi w wieku 3-17 lat". W tym też okresie konsultował badania i ich wynikiz Rogersem. W 1978 roku, równolegle do istniejącego już Niemieckiego TowarzystwaObrony Dzieci, Schónebeck założył własne Stowarzyszenie „Przyjaźńz dziećmi" z siedzibą w Munster w Westfalii. Przeprowadziło ono wiele akcjiulotkowych -"tylko w latach 1980-81 rozdało około 10 tysięcy egzemplarzy broszuryPrzyjaźń z dziećmi. Aby skierować uwagę społeczeństwa na to, że szkoła jużu swych podstaw wroga jest dzieciom, 1 lutego 1980 roku w Wiesbaden, w dniurozdania świadectw po raz pierwszy w Niemczech odbyło się ich publiczne palenie.W maju stowarzyszenie proklamowało Niemiecki Manifest Dziecięcy, którego22 artykuły zostały odczytane w obecności 150 dziennikarzy w sali, w którejw roku 1648 zawarto pokój kończący wojnę trzydziestoletnią. W roku 1980LATO-2000367


Schónebeck zakończył swe badania w dziedzinie psychologii, uzyskując tytułdoktora nauk filozoficznych. Od tego czasu czeka cierpliwie aż postulaty jego ruchustaną się rzeczywistością. W ciągu ostatnich 20 lat wygłosił i zorganizowałkilka tysięcy wykładów i seminariów, podczas których przekonywał o funkcjonalnościi konstruktywności wyzwolenia z „pedagogicznych przesądów".W popularyzowanie publicystyki Schónebecka w Polsce w latach 90-tych zaangażowanebyły takie periodyki branży oświatowej jak: „W korczakowskim kręgu",„Edukacja i Dialog", „Forum oświatowe", zaś w wydanie jego „dzieł" zaangażowałosię nawet wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu 3 .Główne tezy antypedagogikiCzym jest antypedagogika? Antypedagogika, kształtując swe tezy w opozycji dotradycji pedagogicznej, odrzuca pogląd, że rodzice (dorośli) mają prawo, a nawetobowiązek wychowywać dzieci. Przy czym przez wychowanie rozumiemy tuświadome działanie w celu wywołania określonych zmian w świadomości i zachowaniudziecka. Antypedagogika to odrzucenie „roszczenia do wychowywania",„ambicji pedagogicznej", „pedagogicznego demona". Tradycyjni dorośli,kiedy obcują z dziećmi, pozostają pod wpływem „wyrafinowanego narkotyku odpowiedzialności",który jest produkowany w „pedagogicznych zakładach naukowychi przynosi ogromne zyski przemysłowi pedagogicznemu".4 Konserwatywni - a zatem obciążeni tymbalastem - dorośli są przekonani, że dzieci trzebadopiero „uczynić" pełnoprawnymi ludźmi, żetrzeba je „wychowywać", na co antypedagodzy odpowiadają:„Każdy człowiek od chwili narodzin jestw pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem. To, żebrak mu jeszcze pewnych umiejętności i możliwości realizowaniaswych potrzeb i zamierzeń, w niczym nie pomniejszajego wartości. (...) Nie istnieją stałe i ścisłe normyspołeczne określające relacje między ludźmi. Bezpośrednie obcowanieto proces, który kreują wyłącznie jego uczestnicy" 5 .Według Schónebecka wyzwolenie się od „pedagogicznego tabu"obłożone jest klątwą, a przecież „nikt nie jest uprawniony do sprawowaniawładzy nad innym człowiekiem, do rządzenia kimkolwiek" 6 . Roszczenie do368<strong>FRONDA</strong> 19/20


ządzenia dziećmi jest jego zdaniem pozostałością po czasach niewolnictwa,pańszczyzny, rasizmu, ucisku kobiet i kolonializmu, dlatego antypedagogikazrywa z „tradycyjną, hierarchiczną i patriarchalną kulturą", z „ideologią władztwa"(czyli pedagogiką), zaś „nowi dorośli" nie chcą już „codziennej wojny wychowawczej,nasyconej chorą mieszaniną dominacji, poczucia winy i nieufności"7 . W nowej relacji dorosły odrzuca „postawę eksperta", nie musi jużwiedzieć lepiej niż dzieci, a nawet nie ma głębokiego przekonania, że przysługujemu to prawo.Główna teza antypedagogiki brzmi zatem: „Dorośli nie mają prawa wychowywaćdzieci ani brać za nie odpowiedzialności". Wspierają ją następujące twierdzenia: „Każdyczłowiek, również dziecko, odpowiada za swoje życie i od chwili narodzin posiada zdolnośćdecydowania o sobie"" oraz „Każdy człowiek jest odpowiedzialny za siebie i tylko zasiebie". Wspomniany wcześniej von Braunmuhl twierdził: „Niemowlę posiada(przed wszelką świadomością) zdolność postrzegania oraz komunikacji i od samegopoczątku potrafi stanowić o sobie", zaś pedagogika „przywłaszczyła sobiemonopol na rozumienie relacji dorosły-dziecko." 9Oddajmy głos Schónebeckowi:„We współczesnym świecie pojawiła się nowa generacja rodziców. Rodziców,którzy uwalniają się od tradycyjnie pojmowanej odpowiedzialności za wychowanieswoich dzieci, którzy pragną być ich przyjaciółmi, lojalnymi towarzyszami.(...) Nowe pokolenie rodziców dysponuje nową kategorią samowiedzy. Próbujeudzielać dzieciom wsparcia zgodnie z ich potrzebamii pragnieniami. Przyjaźnie nastawieni do dzieci [rodzice]są pełni szacunku dla suwerennego i decydującegoo sobie młodego człowieka - noworodka,niemowlęcia, przedszkolaka, ucznia czy nastolatka.Absurdalna wydaje się im myśl, że mogliby pozbawićswoje dzieci osobistej odpowiedzialności, wychowywaćje lub zmuszać do realizacji swoich celów" 10 . Rodzice nieliważają swojej postawy za jakąś nową metodę wychowawczą, poprostu żyją nią spontanicznie, „płynie ona z ich serc i podstawowychprzekonań". Rodzice doświadczają dzieci jako pomocy dla siebiena drodze ku „wyzwolonemu rodzicielstwu" i traktują je jako pełnoprawnychpartnerów interakcji.Bycie nowym rodzicem oznacza już nie „wychowywanie", lecz wolne odniego „wspieranie". Młodzi ludzie, odkąd zaczną być pewni wsparcia dorosłych,LATO-2000369


ędą wiedzieli, że „ich Ja jest bezpieczne, a ich suwerennośćnie jest ograniczona", dzięki temu całąswą energię będą mogli przeznaczyć na poznawanie i badaniesiebie oraz świata i nie będą tracić jej na obronę przedwszędobylskimi ekspertami, wiedzącymi co jest dla nich najlepsze. Tenrodzaj postępowania wolny od roszczenia wychowawczego Schónebeck nazywa„oddziaływaniem".Nowa relacja otrzymuje największe wsparcie ze strony przedstawicieli psychologiihumanistycznej, w mniejszym zaś stopniu ze strony nauk pedagogicznych,antropologii i socjologii. Opiera się ona na elementach zapożyczonychz psychoterapii Carla Rogersa" i opartej na niej grupie spotkaniowej (grupywsparcia), tak jak jest ona realizowana w Kalifornii w Center of Studies of thePerson. Te podstawowe elementy nowej relacji to: a) autentyczność w kontakcie(kongurencja) - „staram się być tym kim jestem", b) akceptacja - „pozwalamci być takim, jakim jesteś i jakim chcesz być", c) współodczuwanie (empatia)- „otwieram się na twoje uczucia i odczuwam wraz z tobą".Gdy Schónebeck wyjaśnia pobudki do przyjmowania postawy antypedagogicznej,wskazuje na pobudki emocjonalne. Antypedagogika oparta jest bowiemna antyracjonalizmie wychowawczym. Antyracjonalizmie bazującym naprzekonaniu, że ostateczną instancją w podejmowaniu decyzji są uczucia, niezaś rozum. Schónebeck pisze: „Drogę, którą pragniemy podążać naprawdę rozpoznaćmożemy jedynie sercem, zaś dyskusje na temat płynących z głębi naszegownętrza decyzji mogą pozbawić nas pewności i wzbudzić niepokój'" 2 .Autor uważa, że nie ma potrzeby wdawania się w teoretyczne dyskusje z antagonistami(pedagogami klasycznymi), choć sam uczynił to choćby w książceAntypedagogika w dialogu". Według niego nie należy przejmować się kontrargumentami,a trzeba starać się zyskać wpływy polityczne jako grupa naciskui propagować antypedagogikę. Wymóg formułowania racjonalnych argumentówzastąpić (ha siła politycznych przekonań i mniemań zindoktrynowanychantypedagogicznie środowisk.Ruchy antypedagogiczne przez środowiska pedagogiki akademickiej traktowanesą z reguły krytycznie, choć nie zawsze, przykładem czego mogą byćniektóre konferencje naukowe, gdzie duch antypedagogiki daje o sobie znać.Ruchy antypedagogiczne cieszą się za to dużym poparciem różnego rodzajuterapeutów i psychologów oraz części czytelników porad dotyczących wycho-370<strong>FRONDA</strong> 19/20


wania w kolorowej prasie. Schónebeck cieszy się z postępu i zmian cywilizacyjnych:„Nowa polityka zacznie oddziaływać w skali społecznej, kiedy wzrośnieliczba osób praktykujących nowe stosunki. Możliwe będą wówczaszmiany wewnątrz społeczeństwa i przeforsowane zostaną ustawy odpowiadająceżądaniom ruchu praw dzieci" 14 .Guru antypedagogiki doradza rodzicom, że nad zmianą wzorców emocjonalnychmogą pracować „w trakcie wspólnego obcowania z dziećmi". Dzięki ich sile,spontaniczności i naturalności dorośli mogą zdobyć się na odwagę i spróbowaćdotrzeć do wartości i norm własnego dzieciństwa. Doświadczą wówczasswoich lub cudzych dzieci jako przyjaciół i rodzeństwa: „Musimy stać się niczymbracia i siostry dla naszych dzieci'" 5 . Ten rodzaj zmiany wzorców emocjonalnychwymaga jednak wcześniejszego zerwania z normami i wartościami świata dorosłych.Antypedagogika zatem to inwersja wychowawcza. Oznacza to, że dzieci mogąi powinny oduczyć dorosłych ich „dorosłości". Wyzwolenie z procesukulturowej reprodukcji oraz zanegowanie transmisji wzorcówsłuży odkrywaniu swego dziecięcego ja. Gdy zaś sugeruje siętransmisję wzorców od dzieci do dorosłych, to nieuchronniepobrzmiewają tu echa pracy znanej antropolog MargaretMead o dystansie międzypokoleniowym i o trzechtypach kultur: prefiguratywnej, kofiguratywnej i postfiguratywnej,przy czym mam tu na myśli ostatnią. 16Schónebeck udziela porad, jak działać samemu, a jakw grupie. Należy rozmawiać z innymi rodzicami (zebraniaszkolne, spotkania pozaszkolne), wysyłać listy do gazet lokalnych, rozdawaćulotki, uprawiać lobbing, zamieszczać płatne ogłoszenia, organizowaćspotkania informacyjne („namówić uczelnię, aby wystąpiła jako organizator, coprzyda powagi"), festyny, akcje ulotkowe, rozmawiać z radnymi, starać się0 dotacje (np. komisji ds. młodzieży), nawiązywać kontakty ze studentami1 kadrą uczelni pedgagogicznych.Samostanowienie w praktyceGłównym celem antypedagogiki i ruchu praw dziecka jest równouprawnienie.Z twierdzenia, że każdy człowiek jest od chwili narodzin suwerenną istotą, wynikapodstawowy postulat zapewnienia „młodym ludziom" wszelkich prawLATO-2000371


i przywilejów, jakie przysługują dorosłym. Praw tych nikt dzieciom, rzecz jasna,przyznać nie może, gdyż „przysługują im one od chwili narodzin".Frederik Leboyer, lekarz i położnik, na którego często powołuje się Schónebeck,w swej pracy Narodziny bez przemocy" porusza zagadnienie metod naturalnegoporodu oraz „doświadczenia noworodków". Autor jest rzecznikiem porodu,w którym noworodka przyjmuje się „w ciszy, cierpliwie, z uwagą i wielkąsympatią", starając się maksymalnie złagodzić „traumatyczne doświadczenienarodzin". Co bowiem czeka dziecko podczas tradycyjnego porodu? Otóż - jaktłumaczy nam Leboyer nic przyjemnego: „ściska się je, oślepia, podrzuca i męczy",zaś przecięcie pępowiny zanim nastąpi pierwszy oddech stanowi „przejawprzemocy i pogardy dla godności noworodka, odzwierciedla niewiedzęi nasz lęk przed życiem".Kolejną krzywdę wyrządza dzieciom przymus nauki. Skandaliczne jest dlaSchónebecka, że nikt nie zapytał dzieci, czy w ogóle chcą uczęszczać do szkoły,a jeśli tak, to co chciałyby w niej robić: „Ruch praw dziecka krytykuje obowiązekszkolny jako skrywaną pod maską życzliwości dyktatorską i szowinistycznąpostawę wobec młodych ludzi" 18 .Zdaniem antypedagogów nauczyciele powinnirealizować funkcję „wspierającej i lojalnej wobecdzieci osoby" oraz otrzymać zamiast wykształceniapedagogicznego wykształceniew zakresie wzajemnego komunikowaniasię. „Centrum edukacyjne" (tj. szkoławolna od roszczeń wychowawczych)powinno zaś kierować się zasadą„domu otwartych drzwi" 19 .Gdy dziecko zachoruje, nie należy stosowaćniczego, co „zmieniłoby życie dzieckaw koszmar". A tym, co może je zmienić w horror,są: opatrunki gipsowe, wkładki ortopedyczne, okulary, aparaty dentystyczne,gimnastyka korekcyjna, dieta. Dzieci same zdaniem Schónebecka powinny zadecydować,czy chcą się zastosować do wskazań lekarzy.Z przyznania prawa do samostanowienia wynika również, że nie można nikomuzabronić decydowania, czy chce żyć, czy nie chce. Odbieranie komuśprawa do dysponowania własnym życiem jest zazwyczaj, jak czytamy omawia-372<strong>FRONDA</strong> 19/20


nej książce, „świetnie maskowanym pragnieniem dominacji nad drugim człowiekiem"20 . Szacunek dla drugiego człowieka zakłada szacunek dla wybranejprzez niego śmierci. W związku z tym Schónebeck nie zabierze dziecku fiolkitabletek nasennych czy czegokolwiek umożliwiającego dokonanie samobójstwa,bowiem ważniejsze dla niego będzie „towarzyszenie dziecku w jegoostatnich chwilach, niż pozostawienie go samemu sobie, by samotnie wyruszyłona spotkanie śmierci" 21 .Prekursorzy i autorytetyAby uwiarygodnić swoje wywody, tezy i twierdzenia, Schónebeck posiłkujesię różnymi autorytetami. Obok wymienionych wcześniej Rogersa,von Braunmiihla, Mead i Leboyera wymienia także: Ronalda D. Lainga (twórcęantypsychiatrii), Lloyda de Mause (dyrektora Institute for Psychohistoryw Nowym Jorku), Paula Watzlawika (badacza procesów komunikacji międzyludzkiejw Mental Research Institute w Paula Alto w Kalifornii), GerardaMendla (psychiatrę i psychoanalityka), Nilsa Chrosie (profesora socjologiii kryminologii z Oslo), Janpetera Koba (profesora socjologii na uniwersyteciew Hamburgu), Charlesa Weingartena (profesora pedagogikiw Cmeens College w USA) i wielu innych. Szczególnie jednakprzybliża nam w swych książkach postacie teoretykówi praktyków praw dzieci: Richarda Farsona, psychologa,współtwórcę Western Behavioral ScienceInstitute w La Jolla w Kalifornii, oraz Johna Holta, byłegonauczyciela, obecnie politycznie aktywnegoobrońcy praw dzieci i propagatora home-schooling.Farson już w latach 70-tych w swej pracy Prawa człowiekadla dzieci 21domagał się dla każdego młodego człowieka (dziecka)następujących praw: „prawa swobodnego wyboru otoczenia, prawa dostosowanegodo dziecięcych potrzeb środowiska, prawa do wiedzy, prawa do samozachowania,prawa do życia bez kar cielesnych, prawa do wolności seksualnej, prawado działalności gospodarczej, prawa działań politycznych" 23 . Holt zaś w książceDo diabła z dzieciństwem 24 , która jest sztandarowym dziełem ruchu praw dziecka,do praw „młodych ludzi" niezależnie od wieku zaliczał: „prawo do równego traktowania,prawo wyborcze i prawo pełnego uczestnictwa w życiu publicznym,LATO2000373


prawo ponoszenia odpowiedzialności prawnej za swoje życie, prawo pracy zarobkowej,prawo do życia prywatnego, prawo do finansowej niezależności i odpowiedzialności(prawo posiadania, kupowania i sprzedawania własności, pożyczaniapieniędzy, udzielania kredytów, zawierania umów itd.), prawo dosamodzielnego kierowania i zarządzania swoją nauką, prawo podróżowania, prawomieszkania samodzielnie poza rodziną, wyboru swego domu lub zakładaniawłasnego, prawo otrzymywania tego, co państwo zapewnia swoim obywatelomjako dochód minimalny, prawo tworzenia na bazie wzajemnej zgody relacji typurodzinnego poza swoją własną rodziną, tzn. wybrania sobie osób innych niż rodzicena swoich opiekunów, prawo robienia wszystkiego co mogą robić dorośliw ramach obowiązujących przepisów prawnych" 25 . O perspektywach wprowadzeniatych postulatów w życie Holt pisał z nutą nadziei: „Zmiany do którychdążę, z pewnością nie nastąpią od razu, (...) będzie to długotrwały proces, całyszereg kroków realizowanych przez lata. I tak np. udało się obniżyćdolną granicę wieku uprawnionych do głosowania z 21 na 18 lat.Powinniśmy obniżyć ją jeszcze bardziej, na 16 lub 15 lat. Późniejna 14, 12 itd., aż ta bariera i wszystkie inne przeszkody, któreuniemożliwiają młodzieży rzeczywisty, samodzielny i odpowiedzialnyudział w życiu społecznym zostaną w pełni usunięte" 26 .Sex, drugs & rock'n'roll... for all!Większość wymienionych wyżej postulatów zebrał Schónebeck w NiemieckimManifeście Dziecięcym, a znajdują się w nim i inne jeszcze radykalne postulaty, np:„Art. 15 «Dzieci mają prawo do tego, by bez przeszkód spożywać każde pożywieniei używkę dostępną dla dorosłych albo odmówić ich przyjęcia», Art. 16«Dzieci mają prawo do nadawania sobie własnego imienia», Art. 18 «Dzieci mająprawo decydować same o swoim życiu seksualnym i płodzić potomstwo»" 27 .Istotnie, Schónebeck nie miesza się do spraw dzieci i postępuje w ten sposóbrównież w kwestii palenia papierosów: „Nie dramatyzuję, (...) przy stosownejokazji mówię co sądzę o paleniu." A alkohol? Hubertus też się raczej nie miesza,bo po co. Narkotyki? W tej dziedzinie jak pisze nie ma właściwie żadnychdoświadczeń: „Jeżeli miałbym kiedyś do czynienia z dzieckiem uzależnionymod narkotyków, zachowałbym się podobnie jak w przypadku alkoholizmu, chyba,że jego życie byłoby zagrożone. (...) Nie chcę obciążać ich [dzieci uzależnio-374<strong>FRONDA</strong> 19/20


nych M.D.] dodatkowo moimi lękami. (...) Dzieci powinnyotrzymać takie same prawa jak dorośli, a to oznacza, żenikomu nie wolno odbierać im papierosów czy butelki" 28 .Jeden z wymienionych wyżej punktów manifestu powinienbudzić naszą szczególną czujność: chodzi o prawa dzieci do kontaktów seksualnych.Seksualność dzieci jest jednym z wielu aspektów nowej relacji:„Jeżeli dzieci zwrócą się do nas, zechcą o coś zapytać, zareagujemy zgodniez naszymi możliwościami i chęciami. (...) Gdy powiedzieliśmy im co [seksualność]znaczy i z czym się wiąże, są uświadomione seksualnie i teraz będą samodzielniedoświadczać tej sfery i uczyć się ile ona znaczy. (...) Sprawa staje siętrudniejsza, kiedy dzieci chcą nie tylko się czegoś dowiedzieć, lecz również cośzrobić. (...) Nasza reakcja zależy od zaufania, jakie mamy do siebie i dzieci. (...)A jeśli nasze dorastające dziecko będzie miało ze swoją przyjaciółką bądź przyjacielemdziecko? (...) Ja osobiście podjąłem decyzję, że podobnie jak wspierammoje dzieci w innych sprawach, pomogę im, jeśli zdecydują się mieć swoje dzieci.(...) A jeśli dzieci współżyją seksualnie nie tylko z rówieśnikami, lecz stają sięatrakcyjne także dla dorosłych? Nowa relacja nie odrzuca żadnej sytuacji, w którejdziecko traktowane jest jako «obiekt», również jako «obiekt pożądań seksualnych».Żyjemy w równoprawnej i przyjacielskiej relacji z dziećmi i jeżeli w ramachtej relacji pojawia się bliskość seksualna pełna wzajemnego szacunku,nikogo nie raniąca i nie wykorzystująca, nie widzę żadnego problemu (inną kwestiąsą tu zagadnienia prawne). (...) W nowym współistnieniu seksualność niestaje się ani dramatem, ani też tragedią. Od nas zależy czy doświadczamy jej jakoradości i szczęścia" 29 .Jak widzimy, antypedagogika lansuje zarówno kontakty seksualne dzieci--dzieci, jak i dorośli-dzieci. W drugiej konfiguracji swoje interesy bezsprzeczniema lobby pedofilskie, a antypedagogika staje się w rękach tego środowiskaskutecznym orężem, przy pomocy którego może ono próbować zalegalizowaćkontakty seksualne dorosłych z dziećmi.Hubertus w akcjiW swych książkach niemiecki guru obficie raczy nas osobistymi doświadczeniami30 . Zatem zanurzmy się na chwilę w to, jak „był z dziećmi", jak „przeżywałnową relację", jak „wyzwalał się ze swej dorosłości":LATO2000375


Brawura, sytuacja 1. „Wraz z czwórką dzieci jedziemy autem. Andy (13 lat)siedzi koło mnie z przodu. Chce prowadzić. (...) [Robi to] ze swego miejscaobok kierowcy. Koncentruję się, aby móc w każdej chwili interweniować, aleAndy kieruje samodzielnie. Samochód jedzie spokojnie, chłopiec dobrze radzisobie z oceną prędkości i manewrowaniem. Potem próbują inni. (...) Po wielujazdach Andy prowadzi równie dobrze jak ja. Nawet przy prędkości 100 km/hjedzie spokojnie i pewnie."Brawura, sytuacja 2. „Wiozę dzieci na tylnym zderzaku mojego volkswagena«garbusa» po polnych drogach. Tę zabawę wymyśliło jedno z nich, (...) potrzebowałytylko mojej zgody, (...) w odróżnieniu ode mnie nie zastanawiałysię nad możliwym ryzykiem. (...) W naszej zabawie jesteśmy sobie równi,wszyscy dzielimy ryzyko i każdy jest odpowiedzialny za siebie. Ufam, że jeżeli«coś się stanie» nie będą mi robić żadnych wyrzutów. (...) Jedziemy przez polai lasy, wieje letni wiatr, jesteśmy szczęśliwi."Róbta co chceta! sytuacja 1. „Druga w nocy. Razem z Antje (13 lat), Doris(13 lat) i Ullą (12 lat) jesteśmy na letniej dyskotece nad jeziorem. Dziewczynytańczyły i poznały chłopców. Doris i Antje chcą przenocować z nimi w namiociei nie zamierzają wracać do domku letniskowego, w którym mieszkamyod kilku dni. Boję się, że będą spały z chłopcami i cos się może przydarzyć, (...)jednak wewnętrznie zaakceptowałem już ich decyzję, nie chcę im rozkazywać,pozostawiam im decyzję. (...) Pozwalam im wyruszyć tak, jak pozwalamy naszymprzyjaciołom powędrować w poszukiwaniu przygody."Róbta co chceta! sytuacja 2. „Doris (13 lat) i Barbel (13 lat) chcą kupić papierosy.Brakuje im 50 fenigów. (...) Oficjalnie wolno palić od 16 roku życia,czy te 3 lata stanowią jakąś różnicę? Naturalnie, że nie. (...) Klaudia (12 lat),Jurgen (13 lat) i Monika (11 lat) dają mi swoje papierosy i pytają czy mogą jeu mnie zostawić, bo jak je znajdą rodzice to będzie awantura. Po ich wyjściuprzyglądam się paczkom leżącym na parapecie. Czy nie przyczyniam się w tensposób do rujnowania ich zdrowia? Zawierzyli mi, a ja im pomogłem, tak jakpomagam moim dorosłym przyjaciołom. Doskonale wiedzą czym grozi palenie,jednak nie w tym rzecz. Ważne jest dla nich, że sami decydują o swym życiui gotów jestem wspierać ich w tym bez ograniczeń."Lolitki? sytuacja 1. „Wyszliśmy z Melanią (3 lata) na dwór. Melania chcestać na siedzeniu huśtawki (...) siadam blisko niej by móc ja złapać (...) Melaniachce żebym ją bardziej rozbujał. (...) Musi to być dla niej wspaniałe prze-376<strong>FRONDA</strong> 19/20


życie. (...) Ciągle się huśtając siada znowu na pupie, spogląda na mnie i jestbardzo szczęśliwa. Patrzymy na siebie przez cały czas. Melania czuje się wolna.(...) Stojąc na huśtawce odrzuca głowę do tyłu i zamyka oczy. Znowu siadai patrzy na mnie i śmieje się. Jestem szczęśliwy (...), mogę się z nią spotkaćw miejscu, w którym właśnie jest."Lolitki? sytuacja 2. „Wraz z Miriam (3 lata) jesteśmy na placu zabaw.Dziewczynka siedzi w piaskownicy o metr ode mnie i bacznie mi się przygląda.Wstaje obserwując mnie ciągle. Czuję jak głęboko skrywa swą prawdęprzed ludźmi. Nie ruszam się z miejsca i tylko wzrokiem przekazuję jej swojeprzesłanie. Po powrocie do domu piszę wiersz:Miriam -istniejesz,żyjesz, wspierasz mnie,jesteś piękna.Miriamwidzę i czuję,że uciekłaś daleko,na odległa planetę.Nie będę ci przeszkadzał,zerknę tylko na Ciebie.Wciąż na nowo będę spoglądał w Twą stronęmoże moje światło ogrzeje Cię trochę,może w końcu i Ty spojrzysz na mnie:Miriammam czas, aby czekać.Lolitki? sytuacja 3. „Prywatka. Dwanaścioro dzieci w wieku od 12 do15 lat. Bawią się wymyślając sobie różne zadania. Decydują się na zabawę z całowaniem.Po raz pierwszy w życiu biorę udział w czymś takim. Początkowoprzyglądam się tylko i zachowuję dystans świadom wszelkich zakazów okazywaniaczułości i fizycznego kontaktu, jakie dorośli wznieśli między sobąa dziećmi. Potem jednak podejmuję decyzję: «Bawię się z wami». Kiedy nadchodzimoja kolej mówią mi: «Masz całować Christian przez 10 sekundw usta». Robię to i wokół zaczynają wirować kwiaty. Uczę się bez końca: to cudownekiedy cię całują, nawet kiedy to zabawa. Później w trakcie gry w śpiącąkrólewnę mam obudzić pocałunkiem Sabinę ze snu i nagle spostrzegam, że toLATO-2000377


ja sam budzę się ze stuletniego snu i od tej chwili czuję obecność wszystkichzakazanych spraw fizycznego kontaktu i erotyki. (...) Dzieci tak samo jak dorośliposiadają ten wymiar i jeśli ufam sobie i one mi ufają, to coś z tego stajesię również moim udziałem."„W tym szaleństwie jest metoda"Piewcy antypedagogiki ignorują w imię równouprawnienia szczególny status,jaki posiada dziecko, które nie będąc zwierzęciem, w sensie społecznym nie jestjeszcze człowiekiem, czyli pełnoprawnym obywatelem społeczności, posiadającymoprócz praw cały szereg obowiązków. Jeżeli przyjęlibyśmy za słuszny postulat,że dzieci powinny mieć status prawny identyczny z dorosłymi, gdyż są„tak samo świadome i odpowiedzialne za swe poczynania", to należałoby dzieci,podobnie jak dorosłych, skazywać na grzywny, zobowiązywać do płacenia alimentów,legalizować bądź delegalizować zakładane przez nie partie polityczne,zamykać w więzieniach, niektóre może nawet eliminować ze społeczeństwa itd.Klasyczne wychowywanie to wprowadzanie w tradycję. Rodzice są odpowiedzialnipodwójnie: za istniejący świat i za dzieci, które weń wprowadzają,aby zapewnić mu dalsze trwanie. Antypedagodzy kwestionują pozornie tylkomodel wychowania, „konserwatywną" socjalizację, ale w rzeczywistości jest todestrukcja fundamentów naszej cywilizacji.Antypedagodzy udają, że nie rozumieją całości, substancjalności świata.Jeśli nie ma jednego świata, a żyjemy w wielu własnych, w których na bieżącowypracowuje się reguły postępowania, to naprawdę „rzeczywistość sięrozpada", zaś klasyczny model wychowania przestaje być oczywisty, bo niewiadomo do czego wychowywać, do jakiego świata. Ale na szczęście to nieantypedagodzy mają rację.MICHAŁ DYLEWSKIPrzypisy1 Z noty wydawcy na okładce książki Hubertusa von Schónebecka, Antypedagogika -być i wspierać zamiast wychowywać, Warszawa 1994.2 Ekkehard von Braunmiihl, Antipadagogik, Weinheim 1975.3 H. von Schónebeck, Antypedagogika w dialogu. Wprowadzenie w rozmyślania antypedagogiczne,Toruń 1991 (seria: „Studia Kulturowe i Edukacyjne UMK").4 Tegoż, Antypedagogika być..., wyd. cyt., s. 33.378<strong>FRONDA</strong> 19/20


5 Tamże, s. 52-53.6 Tamże, s. 38.7 Tamże, s. 65.8 Tamże, s. 5, 183.9 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 145.10 Tamże, s. 5.11 Carl R. Rogers, Der neue Mensch, 1980; Zob. tegoż, Uczyć się jak być wolnym, w: Przełomw psychologii, red. K.Jankowski, Warszawa 1978, s. 289-303.12 H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 64.13 Tegoż, Antypedagogika w dialogu..., wyd. cyt., s. 64.14 Tegoż, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 11.15 Tamże, s. 59.16 M. Mead, Kultura i tożsamość. Studium dystansu międzypokoleniowego, Warszawa 1978,s. 106-147.17 F. Leboyer, Narodziny bez przemocy, Warszawa 1986 (wyd. franc. 1974).18 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 106.19 Tamże, s. 164.20 Tamże, s. 120.21 Tamże, s. 121.22 Richard Farson, Menschenrechte fur Kindern, Munchen 1975.23 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 138.24 John Holt, Zum Teufel mit der Kindheit, Wetzler 1978.25 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 142.26 J.w., s. 143.27 H. von Schónebeck, Kinderrechtsbewegung und Deutsches Kindermanifest, Munster 1981,s. 13; cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika w dialogu..., wyd. cyt., s. 67.28 H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 114-115.29 Tamże, s. 116-117.30 Por. tamże, s. 16-30.LATO-2000379


dodatekdo tygodnikaREDAGUJĄ:Robert TEKIELI& Wojciech WENCELPUBLIKUJĄ:Hilaire BELLOC, Allan BLOOM,Gilbert Keith CHESTERTON, DANTEAlighieri, Krzysztof DYBCIAK, ThomasStearns ELIOT, Mieczysław GOGACZ,Grzegorz GÓRNY, Marek JUREK,Mieczysław KRĄPIEC OP, Clive StaplesLEWIS, Pawet LISICKI, Jarosław MarekRYMKIEWICZ, Jacek SALIJ OP, OlafSWOLKIEŃ, Rafał A. ZIEMKIEWICZ,Abp Józef ŻYCIŃSKIRewolucja francuska wywodzi sięz ideałów chrześcijaństwa. Gazety wywodząsię z ideałów chrześcijaństwa.Ruch anarchistyczny, nauka, same nawet ataki nachrześcijaństwo wywodzą się z ideałów chrześcijaństwa.Tylko ta żywotność i zdolność do tworzenia tłumaczy,dlaczego kilkanaście wieków temu Europejczycyodrzucili pogaństwo. Pełne antycznej godności,wabiące orgiastpną radością.Dziś część ludzkości zachowuje się tak, jakbychciała zaczynać od początku. Zrezygnować z wieluduchowych wynalazków.Kultura rozpaczy. Cywilizacja śmierci. Świat bezsmaku i sensu. Okazuje się, że rynek z jego logikazysku ponad wszystko to za mało. Albo chaos,albo chrześcijaństwo?BERGERO PRZYBYLSKIMKARPIŃSKIO MIŁOSZUKOEHLERO RYMKIEWICZUURBANOWSKIO PILCHUWENCELO ŚWIETLICKIMZWINOGRODZKAO LIBERZEPaweł HERTZ,ZDAĆ SIĘ NA ŻYWIOŁW czasach nowożytnychpowtórnie zjedzono jabłko. Naskutek ujawnionego rozdziałumiedzy religią a kulturą coś sięstało, co jest już nieodwracalne:Iliada, Odysem, Eneida, Biblia,Boska Komedia...KRUCJATA PRZECIWDZIECIOM ŚWIATAKonsekwencjami mituprzeludnienia są: przemysłaborcyjny, propaganda homoseksualizmu,prezerwatyw i eutanazji.Na Filipinach wysterylizowanoi poddano aborcji 3,5miliona kobiet bez ich wiedzypod pretekstem ONZowskichszczepień przeciwtężcowych...POCHWAŁADZIEWICTWAMałgorzata: — Młodzi ludziepotrzebują świadomości,że są kochani, że to, co sięw nich rodzi, jest święte i czyste,że tego nie można oddaćpierwszej lepszej osobie, którązna się tydzień. To jest zbytwielkie piękno, aby nie ofiarowaćtego osobie, z którą chcesię być do końca życia.BRZÓSKA. AGENT MI­STYK INICJATORRzeczywistość powoli przekraczaswoje własne wyobrażenia.orazSZALEŃSTWO KUPOWANIAPOŻEGNANIE Z PEERELEMOKULTYZM PAŃSTWOWYGŁĘBOKA DEMOKRACJANOWOCZESNE NIEWOLNICTWOKULA MIŁOŚCI


KASZA I ŚRUBOKRĘTUczeń Ojca ŚwiętegoMotto:Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski.Jan Paweł IIBez Kościoła nie uda się zrozumieć Polski, nie ma Polski bez Kościoła.Leszek Miller w rozmowie z Adamem Michnikiemi Pawłem Smoleńskim, „Gazeta Wyborcza" 15-16.01.2000.Wychowanek paryskiej „Kultury"Kościół katolicki, rodziny katyńskie, duchowni, środowiska akademickie, demokratycznaopozycja w Polsce, ludzie kultury, literatury, sztuki - jak najwyższejpróby świadkowie i kronikarze tej tragedii - Józef Czapski, GustawHerling-Grudziński, nie bacząc na trudności, groźby, przywrócili nam nie tylkoprawdę, ale i godność.Z przemówienia Aleksandra Kwaśniewskiego, Przepraszam za milczenieo Katyniu,„Gazeta Wyborcza" 14.04.2000.Dylematy lewicowej duszy-W co dzisiaj może się naprawdę zaangażować lewicowa dusza? Bo ja mam wrażenie,że ostatnią pozostałością tej ideologii, która wypisała na sztandarach upowszechnieniepraw obywatelskich i walkę z nierównościami społecznymi, jest dzisiaj feminizm.- Feminizm i gay liberation - ruch wyzwolenia homoseksualistów.Michał Cichy i Richard Rorty w rozmowie Wszędzie wokół tyle pieniędzy,„Gazeta Wyborcza" 15-16.01.2000.Etos lewicy- Pan jest popularny nie tylko wśród czytelników „Rzeczpospolitej". Pan również stałsię idolem skrajnej prawicy. Czy to Panu nie daje do myślenia?LATO-2000381


- A jaka jest dzisiaj lewica? Zupełnie skurwiona. Odnoszę się z pogardą dotych, którzy operują lewicowym językiem, ale za ich słowami nic nie stoi.Gustaw Herling-Cmdziński w rozmowie z Anną Bikont i Joanną Szczęsną,Tak, taki jestem, „Gazeta Wyborcza" 29.04.-1.05.2000.Nihilizm jako końcowe stadium komunizmu- Widziałem ogromny wysiłek komuny, żeby do polskiego domu wtłoczyć nihilizmw stylu Urbana, bo to ułatwiało podbój społeczny. Gnijący i tonącykomunizm „brzydko się chwytał", a jednym z jego ostatnich wynalazków byłorzucenie na polski rynek okruchów zachodniej kultury masowej, w tymerotyzmu... Proszę tylko nie pomyśleć, że ja występuję z pozycji ZChN-owskich!My - liberałowie - naprawdę to lubimy, ale uważamy, że u schyłkukomunizmu to było jednak narzędzie szatana.- Lubimy dla siebie, ale nie będziemy gorszyć pobożnego ludu?- Wiemy, że może to być, przy braku samoograniczeń, narzędzie wojny moralnejze społeczeństwem. Komunizm tylko na początku opierał się na bagnetach.Później podbijał poprzez zniewolenie moralne, konformizm, łamaniezasad. Był świadomie powodowaną katastrofą moralną i z tego sięutrzymywał, odkąd przestał być systemem czysto totalitarnym.Janusz Lewandowski w rozmowie z Michałem Cichym,Wolność, nie równość,„Gazeta Wyborcza". 15-16.01.2000.Satanizm czyli ostatnie tchnienie komunizmuMłodzież, która buntuje się przeciw Kościołowi - oto temat, oto materiał odpowiadającyrządzącym wtedy komunistom. Satanizm, jako ostatnie tchnienie komunizmuw Polsce, został zaszczepiony wtedy jako kolejna, utopijna alternatywawobec konstruktywnej tradycji - chrześcijaństwa. Był to tylko jedenz elementów walki. Młodzież, jak zwykle, traktowana instrumentalnie, podatnana manipulację, była łatwa do „ulepienia". Jerzy Urban, ówczesny rzecznikprasowy rządu, oficjalnie próbował nawet stworzyć Antyklerykalny FestiwalRockowy (wśród zaproszonych zespołów miała wystąpić Kobranocka). Walkaz klerem okazała się być jednak zbyt powierzchowną. Jak pokazała historia -można było zabić księdza, ale dawało to skutek odwrotny - wzmacniało tym samymwiarę w Boga. Trzeba było więc zaatakować Samego Zainteresowanego.Pozwolono, by z Zachodu napłynął przekaz satanistyczny i to nie w postaci382<strong>FRONDA</strong> 19/20


ideowej, zbyt trudnej w szybkim pojmowaniu, ale komiksowej, powierzchownej,atrakcyjnej dla sfrustrowanych nastolatków. Diabły z horrorów, piekłoz tekstów piosenek oraz okładek płyt, to był strzał w dziesiątkę. Raz zasiane,ziarno takie ciężko wyplenić.Oficjalnie potępiany, nieoficjalnie zaś był satanizm wspierany. Pod patronatemZHP i ZSMP (czyli Związku Harcerstwa Polskiego i Związku SocjalistycznejMłodzieży Polskiej) na scenie festiwalu w Jarocinie, muzyk zespołu TestFobii Kreon w mnisim kapturze na głowie rozbijał krzyż w oparach dymu.Grzegorz Kasjaniuk, Szamanki, wampiry, potworki,pismo literacko-kulturalne „Portret" nr 8/9, Olsztyn 1999Satanizm czyli rozwój osobowościNie jestem satanistą, ale podzielam niektóre poglądy La Veya. Jak pisał bowiemkiedyś ksiądz Jan Twardowski: „La Vey próbuje w swej «Biblii» wykazać,że głównym celem «Kościoła Szatana» jest zwalczanie obłudy moralnejwe współczesnym społeczeństwie, zaś satanizm może przyczyniać się dorozwoju osobowości człowieka poprzez wyzwolenie go z zakłamania i zahamowańreligijnych".Przemysław Szubartowicz, Satanizm a satanizm, „Trybuna" 12-13.02.2000.Kto jest polskim Juliusem Streicherem?Pamięta pan zapewne bezrozumną kampanię przeciw wartościom chrześcijańskimw środkach przekazu. Na pozór było to przedsięwzięcie absurdalnew społeczeństwie, którego elementarne przywiązania odnoszą się do takichwłaśnie wartości. Zmierzało ono w rzeczywistości nie do obalenia owych wartości,ale właśnie do rozchwiania przywiązań do nich. Zostawmy je dewotkom,powiadano, my ludzie światli doskonale się obywamy bez aksjologicznychuprawomocnień. Nie była to debata ideowa, ale próba socjotechniki adresowanejdo tych, co pragnęliby uchodzić za „światłych".A fala antyklerykalizmu, która - dość niespodziewanie - wezbrała w Polscew pierwszej połowie lat 90.? Osiągnęła ona w pewnym momencie stopień agresywnościi rozjątrzenia porównywalny z opisywaną wielokrotnie propagandąantysemicką - w nieznanej u nas postaci. Wiadomo, że w tradycyjnej propagandzieantysemickiej występowały zawsze w jakimś powiązaniu cztery motywy:Żydzi zatruwają skrycie nasze dusze i chcą nami dyrygować; są oszustami i zło-LATO-2000383


dziejami naszych dóbr, z których ciągną własne bogactwo; ich wygląd i zachowaniebudzą naszą odrazę; nie są nigdy związani z miejscem, w którym żyją, alez międzynarodowym żydostwem, które dąży drogą spisku do panowania nadświatem. Otóż zaskakująco paralelnie układa się zestaw uzasadnień antyklerykalnych:czarni chcą zawładnąć naszymi duszami po to, aby uczynić z nas niewolników;opływają w dostatki, pasą się naszym kosztem, rozbijają się drogimisamochodami kupowanymi za pieniądze z datków ubogich emerytów; są paskudnijako pedofile, homoseksualiści, erotomani; należą do armii ponadnarodowegopaństwa - Watykanu - i jego interesy mają przede wszystkim na względzie.Antyklerykał wiele się może nauczyć od antysemity - i odwrotnie.Janusz Sławiński w rozmowie z Maciejem Nowickim,Epoka „Parnasów bis", „Życie" 21.02.2000.Antisemitenzeitung „Nein"Jeśli poddać analizie porównawczej materiały propagandowe (artykuły i ikonografię)w „Der Strmer", prasie marcowej i „Nie", to pewne wątki - w tymspołeczny - okazują się dość podobne, z tą różnicą, że w „Nie" Żyd został zastąpionyprzez „solidarucha" lub księdza.Ludwik Dom, Kto jest Kąko/em III RP?. „Nowe Państwo" 24.03.2000.Tęczowy Laur?Buchanan jest z pewnością politykiem najbardziej znienawidzonym przez siłypostępu, które określają go jako „antysemitę", „rasistę", „maniaka seksualnego"i „socjalizującego faszystę". W piśmie homoseksualistów „Outweek"napisano o nim onegdaj tak: „Trudno oprzeć się chęci złapania tegoczłowieka za gardło i duszenia go tak mocno, jak się da, aby móc patrzećw jego szpetną i odrażającą twarz, i obserwować, jak jego gałki oczne pękająi wypływają z oczodołów. Lub może ktoś wolałby nadepnąć na jego twarzi wyciskać jego mózg tak długo, aż zgniły szlam wypłynie na chodnik."Jacek Bartyzel, Pat (Patrick Joseph) Buchanan, „Nowe Państwo" 21.01.2000.Kto liże klamkiAmerykański dziennikarz próbował wykluczyć znanego z katolickiego fundamentalizmukandydata na prezydenta USA... zarażając go grypą. Dan Savage,reporter internetowego pisma „Salon", przez tydzień pracował przy kampanii384<strong>FRONDA</strong> 19/20


wyborczej Gary Bauera w stanie Iowa. Savage, który jest homoseksualistą,chciał zarazić grypą Bauera - przedstawiciela mało tolerancyjnej skrajnej religijnejprawicy. Lizał więc klamki w sztabie wyborczym, chuchał na dokumenty,a nawet trzymał w ustach długopisy, które podsuwał Bauerowi (...) Savageopisał swą - jak nazwał to jeden z doradców Bauera - „akcję higienicznego terroryzmu"w Internecie.BW, Terroryzm grypowy, „Gazeta Wyborcza" 5-6.02.2000.Demoniczna siećRabini z Izraela uznali internet za narzędzie szatana. (...) Otóż w pisownihebrajskiej, przynajmniej tej starożytnej, nie ma cyfr. Wartość liczbową mająza to odpowiednie litery alfabetu. Cyfrę „sześć" oznacza się literą „Waw"(W), czyli nasze „W". Skrótowe oznaczenie stron internetowych WWW(World Wide Web - czyli „sieć o zasięgu światowym"), dla Żydów jest równoznacznez zapisem 666, a to, jak wiadomo, jest symbolem największej niedoskonałości(po trzykroć nieświęty), czyli szatana.ks. Józef Świerczek, Rabini i WWW. „Najwyższy czas!" 18.03.2000.Doktryna Breżniewa wiecznie żywaTak jak negatywny rezultat pierwszego referendum w Danii w sprawie Maastrichtw 1992 roku został przekreślony przez ponowne, drugie referendumw tej sprawie w 1993 roku, tak w latach 90. rządy europejskie i USA ingerowaływ wybory krajów Europy Wschodniej i b. Związku Sowieckiego, popierająctych polityków, którzy uginali kolana przed doktryną wyrzeczenia się suwerennychpraw dla swoich narodów. Zintegrowane z Unią Europejskąi kontrolowane przez nią rządy będą wygodnym narzędziem do przegłosowaniakażdego kraju, np. Wielkiej Brytanii, który mógłby próbować przeciwstawiaćsię Unii w obronie własnego interesu.Uwagi ministra Fischera poparte polityką UE potwierdzają, że wszyscyprzywódcy na Zachodzie są obecnie podporządkowani starej doktrynie BreżniewaO ograniczonej suwerenności państw. Przywódcy ci zdecydowani są ustanowićrodzaj internacjonalizmu, „całkowicie nowe stosunki między państwami,nie spotykane uprzednio w historii", na które powoływała się KPZR w październiku1952 r. Ich świetlanym przykładem miały być stosunki między ZSRSi państwami Paktu Warszawskiego.LATO-2000385


Komunistyczne prawdy o internacjonalizmie i wydumanym antyfaszyzmieprzeniosły sie obecnie z Moskwy i Berlina Wschodniego do nowych pajęczychgniazd w Europie i USA. Niezbyt wiarygodnie brzmią zarzuty podadresem Austrii za antyemigracyjną politykę Haidera. Gdyby to była prawda,Wielka Brytania zostałaby potępiona za stanowiące jaskrawo rasistowską politykężądanie wpłacania depozytu 10 tys. funtów od turystów z Indii, gdyprzybywają w odwiedziny do swoich krewnych. Natomiast minister JackStraw byłby krytykowany za stwierdzenie, że „Cyganie mają naturalne skłonnoścido przestępstw".Wprost przeciwnie, „zagrożenie" Haidera i jego popularność wśród Austriakówsą rezultatem wartości, które reprezentuje jako przywódca spozakręgu internacjonalistów i globalistów. Stanowi wyzwanie dla ciepłych posadek,międzypartyjnych układów, zrutynizowanych przez 13 lat skostniałejkoalicji między socjaldemokratami i konserwatystami, którą właśnie terazzniszczył. Istnieje przekonanie (być może niesłuszne), iż stwarza on zagrożeniedla rządzących przez dziesięciolecia Europą kartelopodobnych układów,których skorumpowane metody zostały ujawnione na całym kontynencie.Nie jest przypadkiem, że politycy z najbardziej autokratycznychsystemów - przede wszystkim z Francji i Belgii, ale również z Niemieci Włoch - przewodzili w ataku przeciw nowej austriackiej koalicji.Najczęstszą obecnie praktyką jest oczernianie przeciwnika jako nazisty.Chwyt ten może być użyty bez ograniczeń. Każdy jest teraz Hitlerem. Od PataBuchanana i Jórga Haidera po Saddama Husaina i Slobodana Miloszewicia,i starych Łotyszów, dodanych po to, aby ładnie brzmiało.Ten zabieg jest obecnie tak masowo nadużywany, że powinien być uznanyza całkowicie bezwartościowy. Trzeba przyznać, że po roku 1989 prawica przegrałanajważniejszą ze wszystkich politycznych batalii, walkę o kulturę.Po tak zwanym upadku komunizmu pamięć historyczna XX wieku powinnaosiągnąć jakiś rodzaj równowagi w ocenie między zbrodniami komunizmua zbrodniami faszyzmu. Zamiast tego z nonszalancją, na którą może się zdobyćtylko lewica, pamięć poprzedzających wydarzeń została całkowicie zaprzepaszczonaprzez hipnotyczne i wyłączne koncentrowanie się na tym, co nastąpiło.Pamięć historyczna jest obecnie uwięziona w niebezpiecznym tuneluświadomości, tak jak gdyby jedynym wydarzeniem XX wieku było pojawieniesię Hitlera. 80 milionów ofiar komunizmu zostało wygodnie wyrzucone na386<strong>FRONDA</strong> 19/20


śmietnik historii, a pamięć historyczna jest bezwstydnie manipulowana dladoraźnych korzyści politycznych.W konsekwencji polityk demokratycznie wybrany w Austrii może być atakowanyjako zwolennik nazizmu, pomimo iż nigdy nie naruszył prawa lubprzynależał do nielegalnej organizacji. W tym samym czasie nikt nie wyraziłnajmniejszego zdziwienia, gdy komuniści doszli do władzy we Francji i weWłoszech. Massimo d'Alema, który został premierem Włoch, kierował komunistycznąpartią w okresie, gdy była ona nielegalnie subsydiowana przez Moskwę.W roku 1998 głosił on: „Ja jestem twórcą włoskiego komunizmu. Nieżałuję mojej przeszłości", a w 1990 r. twierdził: „Praktycznie nie jest możliweznaleźć piękniejszą nazwę niż Partia Komunistyczna".Tak więc, podobnie jak uzasadnieniem dla muru w Berlinie było twierdzenie,iż jest to „bariera chroniąca przed faszyzmem", tak różne embrionymiędzynarodowych struktur, jak UE i cały „alphabetti-spagetti" akronizmówi anonimów międzynarodowych tworów w świecie, znajdują uzasadnienie jakoochrona przeciw jakiejkolwiek erupcji „nacjonalizmu", który mógłbyprzeszkodzić biurokratom w autokratycznym zarządzaniu planetą. Jest toznane nam jako „raison d'etre" - uzasadnienie istnienia dla UE. Globalizacjajest po prostu rozszerzeniem tych samych antydemokratycznych i antynarodowychzasad do poziomu światowego. Potwierdził to Jean Monnet, któryw swoich pamiętnikach zapisał: „Wspólnota Europejska sama jest tylko krokiemku przyszłym formom organizacji świata".Zachód jest obecnie na krawędzi spełnienia tego, o czym marzyli Lenini Trocki w 1917 r. Nie chodzi tu o to jak zastąpić państwa narodowe przezpaństwo europejskie lub przez światowe superpaństwo. Celem jest zrealizowaniestarego marzenia marksistów - obalenie wszelkich struktur państwa.Według słów Lenina, celem komunizmu jest „zanik każdej formy państwa".Entuzjazm, z jakim Nowa Lewica uznała „Wolny Rynek", stwarzając wrażenieprzesunięcia w prawo kierunku polityki światowej, podyktowany jest przekonaniem,że zanikanie państwa będzie bardziej skutecznie realizowane przezmerkantylizm wielkich korporacji niż przez państwowy socjalizm. Podobnieza materializm dialektyczny w nowej szacie należy uznać twierdzenie, że globalizacjajest jakąś bezimienną, nieunikniona historyczną siłą. Tak jak Leninnapisał w eseju o Stanach Zjednoczonych Europy: „Stany Zjednoczone Świata,nie tylko Europy, są związkiem państw, w których wolność narodów utoż-LATO-2000387


samiamy z socjalizmem. Dopiero pełne zwycięstwo komunizmu przyniesieprawie zupełny zanik państwa, włączając również państwa demokratyczne."Minister Fischer nie mógł tego wyrazić lepiej.John Laughland, Jak komunistyczna lewica wygrała zimną wojnę,„Nasz Dziennik" 6.03.2000 (przedruk z brytyjskiego „The Spectator")Pochwała Europy- A co jako wyspiarz myśli pan o zjednoczeniu Europy?- Czy Adolf Hitler nie miał podobnego pomysłu na zjednoczoną Europę?(...) Wspólna Europa to nie najlepszy pomysł, bo przecież przez ponad tysiąclat każdy kraj na tym kontynencie starał się zachować odrębną kulturę.Amerykanie przyjeżdżają tu i nie mogą się nadziwić, że wystarczy pojechaćgodzinę w jakimkolwiek kierunku i słyszy się inny język, spotyka się inną historięi kulturę. Przecież Europa to najwspanialszy kontynent na świecie.Mieszkają tu najbardziej inteligentni ludzie tej planety. Wprawdzie nie powinnobyć żadnych granic dla wolnego rynku i możliwości podróżowania, alenie sądzę, żebyśmy stali się jednym krajem o nazwie Europa. Takie zjednoczeniebyłoby zniewagą dla wszystkich, którzy walczyli w wojnach o narodowąi kulturową odrębność.Noel Gallagher, gitarzysta zespołu Oasis, w rozmowie z Romanem Rogowieckim,Gwiazda z konieczności. „Wprost" 12.03.2000.Państwo Wielkiej Powszechnej Niemocy- Dlaczego w piosence Państwo Wielkiej Powszechnej Niemocy zaatakował panWielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy?- W pewnym momencie poczułem, że przypomina mi czyny społeczne z epokiPRL.- To duża przesada. Nikt nikogo nie zmusza do udziału w akcji Jerzego Owsiaka. Zamiastnarzekać na polityków, robi swoje.- Ale można mówić o presji moralnej. Uważam, że Wielka Orkiestra ŚwiątecznejPomocy miałaby dzisiaj sens, gdyby zyskała wymiar lokalny. Pomagałabudować nasze małe ojczyzny. Niestety, tak jak w komunizmie, mamydo czynienia z centralnym sterowaniem. Ze szczytnej jeszcze niedawno ideirobi się szopka. Ludzie z wioski, z małego miasteczka mogą przekazać pieniądzena fundację, ale nie będą mieli z tego żadnego pożytku. Obowiązuje388<strong>FRONDA</strong> 19/20


ejonizacja, są kasy chorych. Myślę też, że coraz trudniej jest kontrolować takąmasę pieniędzy. Może warto zastanowić się, ile kosztuje telewizję dzieńtransmisji, ekipy telewizyjne, sprzęt, studio, prezenterzy? Czy ktoś się nadtym zastanawiał? A ci kolesie z banków i firm, których nazwiska i nazwy wymienianesą na antenie - ile zyskują taniego czasu reklamowego nie schodzącz wizji? Nie dość, że wychodzą na wspaniałych ludzi, mogą sobie jeszczeodpisać od podatku darowizny. Uważam, że dzięki takim spektakularnymakcjom jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy państwo usprawiedliwiaswoją niemoc i indolencję.Paweł Kukiz, lider zespołów Piersi i Aya Rl, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem,Manifestacja wolności, „Rzeczpospolita" 6.05.2000Korekta EuropyEuropa obejdzie się bez Austrii.Minister spraw zagranicznych Belgii. Louis Michel,cyt. za: Europejski ranking sankcji, „Życie" 5-6.02.2000.Heideryzm jako współczesny augustianizmWierzę, że wywołana przez Jórga Heidera sytuacja w Austrii i wokół niej spowodujenad Wisłą skuteczny opór większości społeczeństwa przeciw rodzimymszowinistom, ksenofobom i politycznym spadkobiercom Św. Augustyna.Jan Gadomski, Bóg zapiać, Hen He/der, „Trybuna" 9.02.2000.Anatomorfologia demokracjiWidział komunizm i wierzył, że demokracja jest najlepszym systemem. Toprzenikało każdą tkankę jego osoby.Bill Clinton o Borysie Jelcynie, Nasz kolega Borys, „Życie" 3.01.2000.Joanna d'Arc ery atomowej- Rozpoznaje pani siebie w Joannie?- Oczywiście. Jestem także bardzo impulsywna, bardzo gwałtowna. Mnóstwokobiet może utożsamić się z Joanną. Ona jest bardzo nowoczesna. Dzisiajmogłaby być naukowcem, szukać za pośrednictwem innego medium niżBóg odpowiedzi na pytanie w rodzaju: dlaczego tutaj jesteśmy?- A więc Joanna przypominająca nieco bohaterkę Jodie Foster w „Kontakcie"?LATO-2000389


— O właśnie. Na początku XV stulecia filozofia była taka naiwna. Ci wszyscystarcy, którzy wierzyli w Boga pochodzącego z bajek, te marzenia, że pośmierci idzie się do nieba... Można sobie wyobrazić 19-letnią dziewczynę,która przeżywszy takie okropności jak Joanna, odrzuca świat mężczyzn naznaczonyokrucieństwem i zwraca się do nieba, tam szukając odpowiedzi.Sądzę, że dzisiaj szukałaby raczej ucieczki w naukę, bo nauka, a przedewszystkim fizyka to nowa religia.Milla Jovovich, odtwórczyni roli Joanny d'Arc w filmie Luca Bessona,w rozmowie z Jean-Yvesem Katelanem, „Film" nr 1/2000Śluby panieńskie Ery WodnikaMałżeństwo to bardzo podejrzana instytucja. Aż dziwne, że dotąd się utrzymała.Biologia stworzyła nas co prawda do monogamii, ale tylko okresowej.Hormonów i innych feromonów starcza bowiem najwyżej na kilka lat. Tyle,ile potrzeba, by odstawione od piersi dziecko nauczyło się wystarczająco dobrzechodzić, żeby samo mogło pobiec za stadem. Wtedy przychodzi czas naposzukanie nowego partnera i rekombinacje genów. Małżeństwo, w którym„nie opuszczę cię aż do śmierci", to wymysł kultury - musi mieć swoje zaletydla społeczeństwa, nie daje jednak żadnej gwarancji szczęścia jednostkom.Zresztą, to „nie opuszczę cię aż do śmierci", dobre było kiedyś, kiedy średniażycia wynosiła około trzydziestu lat. Kobiety umierały często w połogu,szalały zarazy, mężowie z królem Bolesławem szli na Kijowiany i latami niewracali, a jeśli żona miała odrobinę szczęścia, to nie wracali nigdy. Wtedyobiecywać było łatwo, a tylko wyjątkowy pech skazywał na coś, co dziś mogłobybyć (gdyby nie rozwody) powszechną normą: pięćdziesiąt, sześćdziesiątlat wspólnego pożycia. Przecież to program nie na ludzką miarę!Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana, niż spotkać naprawdę dobrą parę małżeńską.Nudzimy się ze sobą w łóżku, rozczarowujemy w życiu. Zmieniamysię, przy okazji oddalając od siebie. Żyjemy pod jednym dachem z kimś, ktojest nam coraz bardziej obcy. Rozwód? Zrezygnowani i przytłoczeni małżeńskąmelancholią i na to nie mamy sił. Okłamujemy sami siebie, że to dladobra dzieci, że takie są nasze wartości: cenimy małżeństwo. Ale co jestw nim takiego cennego? Złudne poczucie bezpieczeństwa, którego niesposób odróżnić od nudy? Patologiczne uzależnienie od drugiej osoby?Wspólne mieszkanie, samochód, serwis w kwiatki. Ciocia-Klocia, która390<strong>FRONDA</strong> 19/20


ędzie oburzona, jeśli się rozwiedziemy. Wspólni, równie znudzeni swymimałżeństwami znajomi i rutyna: dziś państwo do nas, w przyszłym tygodniumy do państwa. I strach, jak sobie sama poradzę, jeśli nie znajdę tego następnego?Przecież i ten następny, pod tym jednym względem zmądrzałyśmy,po kilku latach okaże się podobny do poprzedniego. Rozsądek podpowiadawięc: pora osiąść w gniazdku wyścielonym cicha rezygnacją. Nauczyć sięparu manipulatorskich sztuczek, wypracować kulturalny sposób niedeptaniasobie po piętach i da się jakoś dożyć. Do śmierci, byle nie mojej.Kinga Dunin. Lipa aż do śmiem, „Wysokie obcasy" 11.03.2000.Nieubłagane prawa biologiiCzasem prowokuję, mówię na przykład, że byłabym idiotką, gdybym wierzyła,że Nowicki był mi wierny przez dwadzieścia pięć lat.- Niewierność nie robi na Pani wrażenia?- Ja go rozumiem. Gdybym czuła, że on mnie nie kocha, to co innego. Alboże kocha kogoś innego. Ale to, że on się z kimś prześpi... to jego prawo. Tosprawa jego biologii, ja też mogę sobie na to pozwolić.Marta Meszaros w rozmowie z Katarzyną Bielas,Do miłości trzeba mieć talent, „Wysokie obcasy", 5.02.2000.Zwierzę polityczneGdy Basia znalazła się w Sejmie, wtedy zaczęło się nasze osobne życie, boona cały czas była w Warszawie. Zaczęliśmy mieszkać w różnych przestrzeniachi kontakt stał się rzadki. Basia od urodzenia jest zwierzęciem politycznym.Z biegiem lat sprawy państwowe stały się dla niej ważniejsze od domowych.Rozwód wzięliśmy rok temu.Ona ma niewielu starych przyjaciół, bo nie ma czasu na pielęgnowaniestarych przyjaźni. Zawsze jest pochłonięta tym, co właśnie robi, i wspólnotą,jaka wokół tego się wytwarza.Ma jedną z wad typowych dla osobowości lewicowej. Bardziej skupionajest na ludzkości niż na pojedynczym człowieku.Aleksander Labuda w tekście Jarosława Kurskiego,Debata na trzy głosy, „Wysokie obcasy" 11.03.2000.LATO-2000391


Shoah Ceschaft- Dlaczego zajął się pan kwestią odszkodowań dla ofiar holokaustu?- Z uwagi na moich rodziców. Mój ojciec, który zdołał przeżyć warszawskiegetto i obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, dostał od Niemiec dożywotniąrentę, ponieważ doznał poważnych urazów fizycznych. Renta ta wynosiłapod koniec jego życia około 600 doi. miesięcznie. Matce, która przeżyła gettoi obóz na Majdanku, Niemcy nie chcieli dać renty, bo nie miała widocznychobrażeń. Dostała tylko symboliczne odszkodowanie - około 3 tys. doi.Matka zawsze zastanawiała się, kto w takim razie dostaje pieniądze z Niemiec,które wypłaciły ocalałym z holokaustu Żydom łącznie 118 mld doi.Teoretycznie przecież nikt bardziej nie zasługiwał na najwyższe odszkodowanianiż moi rodzice, którzy byli prześladowani przez całą wojnę, stracili całąrodzinę i cały majątek.Drugi powód zajęcia się tematem odszkodowań wiąże się z książkamiDaniela Goldhagena Hitler's Willings Executioners (wydana w Polsce pod tytułemGorliwi kaci Hitlera) i Petera Novicka Holocaust in American Life. Zostałempoproszony o napisanie recenzji tych książek i po przeprowadzeniu badań historycznychpostanowiłem sam napisać na ten temat książkę. Będzie onamiała tytuł The Holocaust Industry: The Abuse of Jewish Victims. W polskim tłumaczeniupowinien on brzmieć: Jak z odszkodowań dla ofiar holokaustuuczyniono dochodowy interes?- Co pan ustalił w wyniku swoich badań?- Najpierw przeanalizowałem negocjacje i porozumienie podpisane w 1952roku przez rząd Niemiec z Żydowską Konferencją Roszczeniową 0ewish ClaimsConference, dalej w skrócie JCC). Na mocy tego porozumienia Niemcywypłaciły JCC około miliarda dolarów na odszkodowania dla takich osób jakmoja matka - które nie kwalifikowały się do otrzymywania dożywotnich rent.Okazuje się jednak, że JCC zatrzymała większość tych pieniędzy dla siebiealbo dokonała ich podziału po swojemu. Część przeznaczono na wsparciespołeczności żydowskich w krajach arabskich, część na Instytut Yad Vashemw Jerozolimie i różne muzea, czyli na cele nie związane z odszkodowaniamidla ofiar.- Ile zatem przypadło bezpośrednio ofiarom?- Ostatecznie tylko 15 proc. z owego miliarda. Choć nawet i tę część JCC rozprowadziłagłównie wśród „wybitnych żydowskich przywódców z czasów392<strong>FRONDA</strong> 19/20


II wojny światowej i rabinów", czyli faktycznie własnych działaczy. Zwykłeofiary dostały jakieś promile.Potem zająłem się sprawą banków szwajcarskich, od których zażądanoodszkodowań za utracone przez Żydów oszczędności. Ciekawym aspektemtej sprawy jest fakt, że Żydzi przed wojną ulokowali w bankach szwajcarskichwcale nie więcej oszczędności niż w bankach amerykańskich. Logikapodpowiadałaby więc, że JCC, która jest agendą posiadającego swą centralęw USA Światowego Kongresu Żydów (World Jewish Congress, dalej w skrócieWJC), powinna najpierw domagać się odszkodowań od banków amerykańskich.Tymczasem cały atak skoncentrowano na Szwajcarach. Najpierwz żądaniem odszkodowań wystąpiły WJC i JCC. Następnie adwokaci z USAzłożyli przeciw bankom szwajcarskim pozwy zbiorowe w sądach. Potem dodziałań tych dołączył rewident finansowy Nowego Jorku Alan Havesi, jednaz najbardziej wpływowych postaci w świecie amerykańskiej finansjery, któryzagroził Szwajcarii sankcjami ekonomicznymi. Następnie odbyły się przesłuchaniaw komisjach bankowych Kongresu i Senatu, a na końcu do akcji wkroczyłzastępca sekretarza stanu Stuart Eizenstat mający za sobą autorytetamerykańskiego rządu. Pod taką presją Szwajcarzy bardzo szybko zgodzili sięna audyt kont i już w 1996 roku zapewnili, że każdemu z posiadaczy kontalub spadkobiercom wypłacą odszkodowania. Ale WJC się na to nie zgodził.Bo gdyby się zgodził, to pieniądze dostałyby tylko ofiary - WJC i adwokacinie dostaliby nic.I na tym właśnie rzecz polega. WJC i JCC domagają się odszkodowańw imieniu ofiar holokaustu, ale pieniądze zostawiają sobie. W sierpniu 1998roku WJC i adwokaci zmusili banki szwajcarskie do podpisania ugody, namocy której banki zostały zobowiązane do wypłacenia odszkodowaniao łącznej wartości 1,25 mld doi. Mamy kwiecień roku 2000 i żadna z ofiarnie dostała jeszcze ani grosza. Dlaczego? Czy czeka się aż wszystkie ofiaryumrą? Gdy WJC domagał się odszkodowań, a Szwajcarzy proponowali poczekaćna wyniki audytu kont, argumentem strony żydowskiej było to, że niema czasu, bo potrzebujące ofiary holokaustu wymierają z dnia na dzień.A kiedy już WJC osiągnął swój cel, owa presja czasu znikła. WJC ma terazmnóstwo czasu, bo ma już pieniądze.- Czy uważa pan, że organizacje żydowskie działały podobnie w przypadku negocjacjiz Niemcami o odszkodowania za pracę przymusową?LATO-2000393


-Tak, strategia została powtórzona. W sierpniu 1998 roku doprowadzono dougody z bankami szwajcarskimi, a już we wrześniu tegoż roku ci sami adwokacizłożyli pozwy zbiorowe przeciwko niemieckim firmom. Znów włączyłsię Alan Havesi, znów doprowadzono do przesłuchań w Kongresie i Senacie,znów rola „mediatora" przypadła Stuartowi Eizenstatowi.Zacząłem się temu bliżej przyglądać i za pośrednictwem prasy postawiłemdwa pytania: co się stało z pieniędzmi, które Niemcy już wcześniej zapłaciłyofiarom i ile rzeczywiście jest dziś żyjących ofiar? JCC stwierdziłapodczas negocjacji, że byłych robotników przymusowych narodowości żydowskiejżyje jeszcze 135 tys. Wynikałoby z tego, że na koniec wojny, w 1945roku, było ich około 600 tys., bo następne pięćdziesiąt lat przeżyła tylko okołojedna czwarta z nich. Tymczasem historycy holokaustu szacują, że w maju1945 roku ocalałych Żydów, którzy wykonywali pracę niewolniczą, było od50 do maksimum 100 tys. Skąd więc wzięła się liczba 135 tys.? Zawyżonoliczbę ofiar, żeby uzyskać więcej pieniędzy. Teraz JCC zamieści w prasie ogłoszenia,żeby zgłaszali się uprawnieni do pobrania odszkodowań. Można przewidzieć,że osób takich nie będzie więcej niż 20 tys., a jeśli do tego JCC odrzuciczęść podań pod różnymi pretekstami, np. niepełnej dokumentacji, tofaktycznie wypłaty dotrą może do 10 tys. osób. Reszta pieniędzy zostanie dlaWJC. Dlatego uważam, że żydowskie organizacje robią z holokaustu intratnybiznes. Jestem temu zdecydowanie przeciwny. Na holokauście nie powinnizarabiać ani Niemcy, ani Żydzi, bo to uwłacza pamięci i godności milionówŻydów, którzy padli ofiarą zagłady.- Polacy, tak jak i Żydzi, byli ofiarami wojny. Ale ostatnio pozwy zbiorowe zostałyzłożone także przeciwko Polsce, którą wzywa się, żeby zwróciła Żydom utracone w wynikuwojny mienie.- Polacy są kolejni na liście. Strategia, która została przetestowana w przypadkuSzwajcarii i Niemiec, będzie wykorzystana do wyłudzenia od Polski gigantycznychodszkodowań. To ma być „wielki finał". „Wielki" dlatego, że organizacjeżydowskie zażądają o wiele większych pieniędzy niż odkogokolwiek dotąd. Od Szwajcarów WJC otrzymał 1,25 mld doi, a ostatniood Niemców jako odszkodowania za prace robotników przymusowych -1,3 mld doi. W przypadku Polski mówi się już o mieniu żydowskim wartymkilkadziesiąt miliardów doi. Ta akcja już się zaczęła. Złożone zostały pozwy,do polskich władz płyną listy od kongresmanów, o ile wiem, do Warszawy394<strong>FRONDA</strong> 19/20


wybiera się też wkrótce Alan Havesi. Wniosek o przesłuchania w Kongresiezostał już złożony, a potem znów do działania przystąpi Stuart Eizenstat itd.Ojciec mojej matki miał przed wojną w Polsce sklep tytoniowy, a ojciecojca mały tartak. Ja nawet nie znam nazwisk swoich dziadków, moi rodzicenigdy o tym nie rozmawiali i choć teoretycznie jestem legalnym spadkobiercą,nigdy by mi do głowy nie przyszło domagać się zwrotu tego mienia. Powiemszczerze - moi rodzice nienawidzili Polaków, tak samo jak Niemców, botakie mieli doświadczenia. Ja tego nie potępiam, ale też i nie bronię. Wiemjednak, że moi rodzice nigdy nie zgodziliby się, żeby w imię zadośćuczynieniawyrzucić z ich dawnych majątków mieszkających tam teraz Polaków.- Ale czy Żydzi, którzy chcą odzyskać dawne mienie w Polsce, nie powinni mieć do tegoprawa?- Oczywiście, jest w Polsce niewielka społeczność żydowska i bez żadnychwątpliwości ludziom tym należy się zwrot części dawnego mienia żydowskichgmin, synagog, cmentarzy, szkół. Ale czy każdej synagogi, szkoły czyszpitala? Czy kilku tysiącom ludzi potrzebna jest infrastruktura, która kiedyśsłużyła kilku milionom polskich Żydów? Co zaś do prywatnego mienia, toz wyjątkiem niezbicie udokumentowanych roszczeń ten rozdział powinienbyć zamknięty. Ogromna większość byłych właścicieli i tak już nie żyje, jakimprawem więc WJC i adwokaci mówią o kilkudziesięciu miliardach dolarów,skoro ocalała garstka?Polskie władze nie powinny podejmować negocjacji z szantażystami.Zwłaszcza, że oni w dużym stopniu blefują i czekają, jaka będzie reakcja. Gdyraz się ustąpi, to wcześniej czy później pojawią się kolejne roszczenia. Niemcyjuż wcześniej zapłaciły ponad 100 mld doi. Żydom i teraz znów musiałyzapłacić. Jeśli Polska pójdzie na jakieś ustępstwa, to jestem pewien, że za jakiśczas, gdy Polska stanie się zamożniejsza, WJC ponownie zjawi się z wyciągniętąręką. Przewodniczący WJC Edgar Bronfman lata swym prywatnymodrzutowcem i twierdzi, że potrzebuje pieniędzy dla „biednych" ofiar. Ja bymmu odpowiedział: „Proszę pana, ma pan własny majątek o wartości ponad3 mld doi., dlaczego się pan nie podzieli nim z ofiarami, starczy aż nadto.Niech pan zostawi Polskę w spokoju."Norman G. Finkelstein, politolog z New York University,w rozmowie z Krzysztofem Darewiczem, Kto czerpie korzyści z holokaustu?,„Rzeczpospolita", 26.04.2000LATO-2000395


Antychryst-filantropCzołowy kandydat konserwatystów do sukcesji po obecnym papieżu stwierdziłwczoraj, że „Antychryst" jest już na Ziemi w postaci znanego filantropa,który troską o prawa człowieka i środowisko naturalne oraz zaangażowaniemna rzecz ekumenizmu maskuje swój prawdziwy cel: zniszczenie chrześcijaństwai „śmierć Boga".71-letni kardynał Giacomo Biffi, arcybiskup Bolonii, powiedział, że Antychrystnie jest siedmiogłową bestią opisaną w Księdze Objawienia, ale „fascynującąosobowością", która zewnętrznym urokiem i obłudną przymilnościązwiodła swoich wrogów. Kardynał Biffi powiedział, że Antychryst jestzwolennikiem wegetarianizmu, pacyfizmu, ochrony środowiska naturalnegoi praw zwierząt.Określił też Antychrysta jako eksperta w sprawach Biblii, jednakże promującegoraczej modne, mętne wartości duchowe niż samo Pismo. Popieraon dialog ekumeniczny pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a innymichrześcijańskimi denominacjami, w tym z anglikanizmem i Kościołem prawosławnym.Wydaje się to sprawą słuszną, ale w rzeczywistości Antychrystwykorzystuje to jako próbę rozcieńczenia i podkopania katolicyzmu, aż dopunktu, w którym on upadnie. Kardynał nie powiedział, czy ma na myśli jakąśkonkretną, znaną w świecie osobistość. Rzeczywistym celem Antychrystawydaje się zastąpienie „prawdziwej religii" „ideami poprawiającymi samopoczucie",takimi jak ekologia czy pomoc humanitarna. (...)Kardynał Biffi przemawiał na bolońskiej konferencji na temat twórczościWłodzimierza Sołowjowa (1853-1900), rosyjskiego filozofa i mistyka, któregookreślił mianem „zapomnianego proroka", tego, który jasno przepowiadałokropności XX wieku. W swoich ostatnich pismach, powiedział kardynał,Sołowjow przewidział pojawienie się Antychrysta po stuleciu wojen,rozlewu krwi, rewolucji oraz po załamaniu się państwa narodowego.Wegetariański Antychryst jest wśród nas,korespondencja Richarda Owena z Rzymu, „The Times", 6.03.2000396<strong>FRONDA</strong> 19/20


Endecko-akowscy naziściOrganizacje antysemickie - w wieku XIX i na początku XX powstało wiele ugrupowańantyżydowskich, których idee utorowały drogę ekstremalnemu antysemityzmowiHolocaustu. Żydzi pełnili rolę kozła ofiarnego w konfliktach społecznychi ekonomicznych między różnymi grupami niezadowolonych Europejczyków.Niektóre z owych ugrupowań rozwinęły się do poziomu wpływowych partii politycznych.Endecja - zwana tak od skrótu N.D., polska Narodowa Demokracja; jej członkównazywano endekami; prawicowa partia polityczna, która stała się rozsadnikiempolskiego antysemityzmu w pierwszej połowie XX wieku; pod rządami nazistówpołączyła się z Armią Krajową, której działania często skierowane byłyprzeciwko Żydom.Publikacja na stronach internetowych Centrum Szymona Wiesenthala(dossier zawiera m.in. informacje o Heimwehrze, Action Francaise i CSU)


Kto przeczytał moje książki, ten wie, że reprezentujęidee bardzo konstruktywne. Ratzinger wcześniej teżreprezentował dużą ich część. Najgorsze jest, kiedy sięwidzi, że ktoś, kto wchodzi w wielki aparat władzy,wyrzeka się tego, co wcześniej uważał za rację. Mojeprzekonania mają potwierdzenie w Nowym Testamencie,mają pokrycie w wielkiej tradycji chrześcijaństwa,są zgodne z przekonaniami większości katolików.nie byłoby kryzysu,gdyby czytanomoje książkiROZMOWA Z KS. PROF. HANSEM KUNCIEMHans KLing (1928) - niemiecki teolog, profesor Uniwersytetu w Tybindze; autorwielu książek, m.in. Credo, Kościół, Nieomylny?; krytyk papiestwa i dogmatówkatolickich, pozbawiony w 1979 roku przez Jana Pawła II prawa donauczania w imieniu Kościoła („odszedł w swoich pismach od integralnej398 <strong>FRONDA</strong> 19/20


prawdy wiary katolickiej i dlatego nie może być już uważany za teologa katolickiegoani - jako taki - nie może pełnić misji nauczania").Jednym z kluczowych zagadnień dla Kościoła katolickiego jest problem depozytuprawdy. Pełnia prawdy jaką Bóg powierzył swemu Kościołowi - a takbrzmi tradycyjna nauka katolicka - ma ścisły związek z nadzieją zbawienia.Ksiądz dał się poznać jako krytyk tej tradycyjnej nauki Kościoła.Od II Soboru Watykańskiego jest jasne, że Zbawienie jest możliwe także pozaKościołem katolickim i że także poza katolicyzmem można odnaleźć prawdę.Dzisiaj żaden w miarę dobrze poinformowany biskup nie będzie twierdził, że niema prawdy także w Kościele protestanckim, u Żydów, a również w islamie. Tamteż jest prawda. Także ludzie niewierzący pokazywali wystarczająco często, żeopowiadają się za prawdą. To nie znaczy, że my, katolicy, nie mamy się trzymaćnaszej drogi, że nie widzimy, co jest naszą drogą. Kiedy ktoś mnie zapyta, co jestdla mnie prawdą, to powiem, że dla mnie jako chrześcijanina, prawdą albo lepiejpowiedzieć - Drogą, Prawdą i Życiem jest Jezus Chrystus. Kiedy podejmuję zasadniczedecyzje, to mogę wzorować się na Nim. Nie mogę więc niszczyć moichprzeciwników. Nawet jeżeli ich zwalczam, to muszę ich szanować i próbowaćw jakiś sposób dojść z nimi do porozumienia. Nie widzę żadnej sprzecznościw tym, że jestem mocno zakorzeniony w chrześcijańskiej wierze w Boga i równocześniewidzę, że dla Żyda Drogą, Prawdą i Życiem jest Tora, a dla muzułmaninaDrogą, Prawdą i Życiem jest Koran. Powinniśmy rozmawiać o tym, czegomożemy nauczyć się od innych i czego inni mogą nauczyć się od nas. Mamy iśćnaszą drogą zakorzenienia i być maksymalnie otwartymi na innych.Logiczna konsekwencja stanowiska księdza musiałaby prowadzić do rezygnacjiz apostolstwa i misji. Kościół nigdy tego się nie wyrzekł i nadal mówi o koniecznejmisyjności katolicyzmu.Misja jest słowem, które w wielu krajach nie ma dobrego wydźwięku. Właśniewróciłem z parotygodniowej podróży po Japonii, Indiach, Syberii. Misja źle siękojarzy, ponieważ łączy się z nią kolonizację i imperializm. Nie można kwestionowaćtego, że europejscy misjonarze, którzy przybywali z europejskimi żołnierzami,handlarzami i politykami, pomagali tworzyć państwa kolonialne, którychLATO-2000399


potęga teraz się załamała. Misja ma sens, kiedy rozumie się ją jakoświadectwo. Dzisiaj w języku angielskim zamiast słowa mission-workużywa się często określenia witness-work, tzn. dzieło świadczenia.Osobiście to praktykuję, kiedy rozmawiam na przykład z japońskimbuddystą albo hindusem. Oczywiście w rozmowach z nimi pozostajęwierny moim przekonaniom. Widać, że wiele się zmieniło. Teraz niktnie chce zadawać gwałtu, zdobywać. Dzisiaj chrześcijańskie kościoływ Indiach albo Japonii, nie wspominając już o Chinach, mogą działać tylkood wewnątrz. Nie wpuszcza się już takich misjonarzy, którzy po prostupropagują wiarę. Misje nie mogą odbywać się pod sztandarami propagandy,świadectwo musi pochodzić od wewnątrz, musi odzwierciedlaćcodzienne życie.Ksiądz już od dawna pozostaje w sporze ze Stolicą Apostolską. W kurii rzymskiejpanuje przekonanie, że poglądy księdza niewiele mają wspólnego z katolicyzmem,a ich przyjęcie przez Kościół zakończyłoby się dla katolicyzmu tylkopogłębieniem kryzysu.W Rzymie panuje ścisły fundamentalizm. Tam, gdzie rozchodzi się o antykoncepcję,o świeckich i właściwie wszędzie, gdzie reprezentowana jest dogmatyczna pozycjaRzymu, mamy do czynienia z fundamentalizmem. Po pierwsze, stale powtarzasię te same argumenty, ale nie podejmuje się żadnej prawdziwej dyskusji.Chce się tylko dekretować i dominować. Taka postawa nie ma przyszłości. Myślę,że w czasie tego pontyfikatu popadliśmy w bardzo głęboki kryzys strukturalny.Nie można dać się zwieść tym różnym papieskim manifestacjom. Mamy corazmniej księży. Szczególnie w Niemczech. W zeszłym roku wyświęconych zostałozaledwie 170 księży. Dla porównania: przed dziesięcioma laty było ich 600. A więcliczba powołań bardzo spada. Jest coraz mniej parafii, gdzie ksiądz pracuje na stałe,coraz mniej parafii, gdzie sprawowana jest Eucharystia. Mamy miliony osób,które rozstały się z Kościołem, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Kościółma zły image w prasie. Jest postrzegany jako zacofany, jako instytucja, która jestciągle przeciwko czemuś, jako układ, który ciągle moralizuje. Pogorszyły się stosunkiekumeniczne. Jesteśmy w głębokim kryzysie strukturalnym. Sami biskupito przyznają i mam nadzieję, że także kardynałowie to widzą. Jeżeli będzie siętwierdziło, że można utrzymać przy życiu średniowieczne, skostniałe struktury400<strong>FRONDA</strong> 19/20


Kościoła, to wtedy kryzys się będzie jeszcze bardziej pogłębiał, aż do momentu,kiedy trzeba będzie stwierdzić, że Kościół katolicki stał się tak ociężały, jak w czasachreformacji. Myślę, że to nie jest przesada. Jeżeli się widzi, jak wiele straciliśmyna wiarygodności od czasu Jana XXIII i II Soboru Watykańskiego, w którymbrałem udział, jak rzadko dzisiaj ludzie postrzegają Kościół jako troskliwy i pocieszający,to jest to smutne. Mam nadzieję, że znajdziemy drogę do Kościoła otwartego,a nie takiego, który tylko oskarża; do Kościoła, który nie chce tylko ciąglemieć rację, ale chce służyć ludziom, dawać im radość, który będzie promieniowałotwartością na wierzących i niewierzących.Jest znamienne, że ksiądz przyjaźnił się kiedyś z kardynałem Josephem Ratzingerem,mieliście podobne przekonania dotyczące Kościoła. Dzisiaj wydaje się,że różni was wszystko. Ratzinger się mocno zmienił od tamtego czasu, ksiądzjedynie zasadniczo rozwinął te poglądy, które już wówczas głosił. Któryś z wasdwóch musi być w błędzie.Myślę, że ten, kto przeczytał moje książki, wie, że reprezentuję idee bardzo konstruktywne.Ratzinger wcześniej też reprezentował dużą ich część. Najgorszejest, kiedy się widzi, że ktoś, kto wchodzi w wielki aparat władzy, wyrzekasię tego, co wcześniej uważał za rację. Moje przekonania mająpotwierdzenie w Nowym Testamencie, mają pokrycie w wielkiej tradycjichrześcijaństwa, są zgodne z przekonaniami większości katolików. Niktnie może powiedzieć, że ten, kto formułuje krytyczne poglądy, jest winnykryzysowi Kościoła. To nie ja odpowiadam za złych biskupów, którzy zostaliwyznaczeni do posługi, nie ja odpowiadam za fałszywą naukę o antykoncepcji,nie ja odpowiadam za to, że w Kościele dyskryminuje się kobiety. Towszystko jest stworzone przez rzymską politykę, za którą odpowiedzialnośćponoszą tacy ludzie jak kardynał Ratzinger. Nie chcę tu nikogo osobiście obwiniać,ale - żeby obrazowo to wyrazić - nie chcę sprzątać brudu po innych.Gdyby dalej podążano zgodnie z linią Jana XXIII i II Soboru Watykańskiego,to wzięto by na poważnie posoborowe poglądy, jakie zawarłem w moichksiążkach. Gdyby to uczyniono, zamiast wypierania się mnie, zaprzeczania moimpoglądom, ograniczania i zakazywania publikacji mych książek - a wiemy jakto wyglądało w Polsce, gdzie nie można było mnie długo czytać - to wyglądalibyśmydzisiaj inaczej. Jestem o tym przekonany.LATO-2000401


Zatem pośrednio przyznaje ksiądz rację kardynałowi Ratzingerowi,który niedawno stwierdził, że współcześnie w jednym Kościele katolickimsą obecne jakby dwa różne Kościoły, różniące się wewszystkich podstawowych kwestiach.To prawda, istnieje rozłam między tym, co myśli hierarchia, a tym, co myśliLud Boży. To nie znaczy, że Kościół się rozpada, ale ci, którzy ciągle w nimuczestniczą, a jest ich coraz mniejsza liczba, identyfikują się nie z Kościołemjako takim, ale z lokalną parafią. Wszędzie tam, gdzie jest dobry ksiądzi gdzie jest grupa, która z nim współpracuje, tam ludzie wspólnie działająi nie martwią się tym, co mówi papież, kuria albo biskup. Mówią: robimy to,co jest naszą sprawą. Słyszałem to, co mówił pewien amerykański kardynał,arcybiskup Chicago. On już nie żyje, to był bardzo dobry człowiek.Mówił, że w ich archidiecezji panują stosunki kongregacyjne. Tamwszystko zbudowane jest na miejscowej wspólnocie. Co jest uznane za ważnew danej parafii, to jest wiążące. Jestem za tym, żeby biskupi pozostawali na swoimmiejscu. Pomimo całej krytyki z mojej strony, ciągle jestem zwolennikiem papiestwa,czyli fizycznej kontynuacji posługi Piotra. Ale to musi być zakorzenionew Ewangelii, to musi się dać uzasadnić w wielkiej tradycji chrześcijan. Kościółnie może być autorytarnym, totalitarnym systemem, którym jest obecnie i to jakoostatni system po upadku Związku Sowieckiego. Taka nie może być jego przyszłość.My potrzebujemy Kościoła i papieża, który jest sługą, a nie tylko mówi,że nim jest i który się naprawdę podporządkowuje ludziom. Potrzebujemy kolegialności,która kwitnie na serio, a nie dusi się w zakurzonych aktach. Wtedy dialogbędzie naprawdę praktykowany, także z takimi teologami jak ja i z innymi,którzy reprezentują poglądy odwrotne od moich. Myślę, że to jest w przyszłościmożliwe. Kościół stoi dzisiaj na rozdrożu. To jest dla mnie zupełnie jasne. JeżeliKościół nie poradzi sobie z tym kryzysem strukturalnym, to osiągniemy stanz okresu reformacji, a proces odzyskiwania sił będzie długotrwały. Wciąż mamnadzieję. Bądź co bądź pielęgnuję ją od 30 lat, od czasów Soboru. Ciągle mamnadzieję, że pokonamy ten kryzys jeszcze za mojego życia. W każdym razie pracujęnad tym codziennie w mojej teologii i o to się modlę.Uważa się księdza za ojca chrzestnego takich dysydenckich ruchów katolickichjak Wir Sind Kirche z Niemiec i Austrii, domagających się - jak same twierdzą402<strong>FRONDA</strong> 19/20


- koniecznych reform w przestarzałej strukturze i nauce Kościoła. Jaka jestprzyczyna waszego krytycyzmu?Nie wiem, czy mogę mówić otwarcie, co myślę o tych sprawach. Wiem,że w Polsce nie jest się lubianym, gdy krytykuje się Papieża i gdy się reprezentujeinne stanowisko niż on. Ale jestem przekonany, że ten oddolnyruch skupia większość członków Kościoła, przynajmniejw krajach zachodnich. Wszystkie ankiety pokazują, że Papieżowinie udało się przez te wszystkie podróże, przemówienia, wielkiemanifestacje przekonać ludzi, że ma rację w kwestii regulacji poczęć, w sprawie celibatu, w kwestii święceń kapłańskich dla kobiet.W kwestii regulacji poczęć - według mojego doświadczenia - ponad90 procent młodego pokolenia jest zdania, że Kościół rzymskokatolickisię myli. Ale nie to jest dla mnie decydujące. Jestem przekonany, że gdybysam Jezus dziś powrócił - jak to się stało w jednej książce Dostojewskiego- to nie stanąłby po stronie hierarchii. Nie mogę sobie wyobrazić,by On, który powiedział, że nie należy nakładać ciężarów na barkiinnych, a samemu nawet palcem nie ruszyć, by je dźwigać, by On podzielałoficjalne stanowisko Rzymu w sprawie środków antykoncepcyjnych.Nie mogę sobie wyobrazić, by ustanowił prawnie celibat,skoro wyraźnie pozwolił w tej materii na zachowanie wolności. Nie powiedziałprzecież: „Kto nie może tego pojąć, ten musi pojąć", lecz „kto może, ten powinien".A w całym Nowym Testamencie jest mowa o tym, że nie tylko św. Piotrbył żonaty, ale wszyscy apostołowie z wyjątkiem Pawła byli żonaci. I także w listachapostolskich napisane jest, że biskup powinien być „mężem jednej żony".Zachodzi sprzeczność między prawdą Ewangelii a praktyką prawa Kościoła. Jezusz pewnością reprezentowałby takie stanowisko. Nie mogę sobie wreszciewyobrazić - i to jest bardzo ważna część referendum kościelnego, jakie prowadzimy- że Jezus traktowałby kobiety tak, jak to robi obecny papież. Papież chwalikobiety, ale w praktyce na nic im nie pozwala. Nie chce mi się wierzyć, że ktośmoże powiedzieć, że wolą Boga jest, aby kobiety nigdy nie były wyświęcane nakapłanów. Kobiety odgrywały ogromną rolę w otoczeniu Jezusa. Na przykładMaria Magdalena. Nikt w to nie wątpi. Kobiety były, według niektórych relacji,pierwszymi świadkami Zmartwychwstania. Kobiety stały też na czele pierwszychwspólnot kościelnych. Dlaczego się to wszystko przemilcza?LATO-2000403


Myślę też, że ten hierarchiczny, absolutystyczny system Kościoła nieodpowiada temu, czego chciał Jezus. Jak w średniowieczu, mamyKościół autorytarny, w którym jeden człowiek sądzi, że może decydowaćo tym, kto ma zostać biskupem, nawet wbrew woli ludu.Mieliśmy z tego powodu ogromne konflikty w Chur w Szwajcarii,teraz się to trochę uspokoiło, mamy konflikty w Wiedniu, w Kolonii,w Salzburgu, w Ameryce Łacińskiej, mianowano złych biskupóww Ameryce Północnej, na całym świecie. Dzieje się tak dlatego,ponieważ ludzie, którzy nie cenią II Soboru Watykańskiego,którzy chcą w nim widzieć jedynie potwierdzenie swych tradycjonalistycznychpoglądów, uznali, że mogą decydować o polityce personalnejKościoła. Krótko mówiąc, znajdujemy się w głębokim kryzysiei konieczne jest, by - już raczej w czasie pontyfikatu nowegopapieża - zebrał się sobór, aby na nowo omówić sytuację i podjąć decyzje,których nie podjął II Sobór Watykański. Nie wolno było wtedydyskutować o celibacie, o regulacji poczęć, o prymacie Piotra,o nieomylności papieskiej. Te tematy były tabu. Myślę, że jeśli chcemy poradzićsobie z poważnym kryzysem Kościoła, to w czasie następnego pontyfikatu musimyzwołać sobór powszechny.O kryzysie Kościoła katolickiego w krajach niemieckojęzycznych - co ciekawe -mówią zarówno konserwatyści jak i liberałowie. Jaka zdaniem księdza panujetu sytuacja?Niemieccy biskupi są w dwuznacznej sytuacji. Nie są na dobrą sprawę zbyt śmiali,lecz raczej lojalni wobec Rzymu, ale nawet konserwatywni biskupi nie mogąjuż dzisiaj reprezentować tego stanowiska. Nie do pomyślenia jest na przykład,by w Niemczech wprowadzić w życie pewne rygorystyczne instrukcje napływającez Watykanu, na przykład najnowszą instrukcję o świeckich w Kościele. Gdybyświeccy mieli tak wyglądać, jak ona podaje, załamałaby się cała działalnośćduszpasterska. W związku z tym biskupi mówią w sposób dwuznaczny. Niejasnoprzedstawiają sytuację. Żaden biskup w Niemczech nie ma odwagi powiedzieć,że działalność duszpasterska tak naprawdę się załamuje. Że co najmniejjedna trzecia parafii jest bez księży. Że niedługo połowa będzie bez księży. Żadenz biskupów nie ma odwagi tego powiedzieć. Są w sytuacji przymusowej. Właści-404<strong>FRONDA</strong> 19/20


wie powinni się wypowiadać w imieniu swoich wspólnot kościelnych, aleboją się Rzymu. Osobiście tego nie rozumiem. Apostolska otwartość,która przecież jest cnotą, powinna być widoczna szczególnie u biskupów.Staramy się jedynie w możliwie największym stopniu ograniczyćszkody i nie wprowadzać nazbyt surowej polityki Rzymu.Czy ksiądz w dalszym ciągu podtrzymuje swój doktrynalny krytycyzmwobec zasady nieomylności papieskiej?Już w roku 1970 postawiłem Rzymowi to zapytanie: nieomylny? To chybajeszcze wolno zrobić. Dlaczego nie wolno mi było pytać, skoro właśniezostała opublikowana encyklika Humanae ńtae, która zabraniała wszelkiejantykoncepcji. To była okazja do zapytania, czy ta teoria naprawdę jestsłuszna. Uczciwie przedstawiłem argumenty. Nigdy nie dostałem na nieodpowiedzi. Próbowano mnie uśmiercić, teologicznie oczywiście - jakwidać, się to nie udało. Ale pytanie pozostało. Jest to pytanie bez odpowiedzi.A w międzyczasie rozegrała się następująca historia: powoli nawet tradycyjnikatolicy zauważyli, że papież nie zawsze ma rację, że się myli. Że myli sięnawet w ważnych rzeczach, jak właśnie antykoncepcja. Myślę, że teraz znowumyli się w sprawie święceń kobiet - to katastrofalny błąd. Sądzić, że wolą Bogajest, by kobieta nie mogła być księdzem i biskupem, to nonsens. Wszystkie pozostałekościoły, może nie wszystkie, ale większość, są innego zdania. Papież sięmyli, jak mylił się w kwestii Galileusza, w kwestii państwa kościelnego, jak myliłsię względem Lutra i w wielu innych sprawach. To przecież ludzkie. Dlaczegotrzeba udawać, że na świecie istnieje jeden jedyny człowiek, który nie jest omylny?Który, jeśli chce, od początku ma rację. Nie jest to potwierdzone w NowymTestamencie. W całym pierwszym tysiącleciu nikt w ten sposób nie myślał, w zasadzienawet w średniowieczu jeszcze tak nie myślano, przyjmowano, że papieżepopełniają błędy. Na początku nawet nauka o nieomylności papieża zostałaprzez jednego z papieży potępiona. To jest dopiero produkt XIX wieku. Zostałoto zdefiniowane w roku 1870. W owym czasie postępowi biskupi największychdiecezji świata, z Francji, Niemiec, częściowo też z innych krajów, choćby z Węgier,odjechali na znak protestu przeciw tej definicji. Pytanie pozostało niewyjaśnione.Mam wrażenie, że stało się tak samo przestarzałe, jak kwestia państwakościelnego, którego 120 lat temu też broniono, tak jakby to należało do istotyLATO-2000405


papiestwa. Dziś już nikt nie mówi o tym wielkim państwie kościelnym, jakobybyło ono potrzebne. Praktycznie większość katolików myśli dzisiajtak, jak ja. Tak osłabła wiara w nieomylność papieża. I już tylko mniejszośćkatolików w to wierzy. Dobrze by było, gdyby w tej kwestii niepróbowano potępiać tych, którzy uczciwie stawiają pytania, gdyby nieuciskano ich jak dawniej w systemie sowieckim. Należy podjąć to pytanie,potraktować je uczciwie, powinna się nim dzisiaj zająć komisja ekspertów,w której wszyscy mieliby głos.Czy w odnowie, jaką ksiądz i jego stronnicy proponujecie Kościołowi,mieści się także nowe spojrzenie na szereg prawd doktrynalnych? Wszak wieluliberalnych teologów uważa, że takie kwestie jak Zmartwychwstanie Chrystusaczy istnienie piekła nie mogą być rozumiane literalnie, jak to się działow średniowieczu.Nie mogę wytłumaczyć teraz wszystkiego, co przedstawiłem w grubych książkach.W sprawach Zmartwychwstania czy piekła trzeba dawać zróżnicowane odpowiedzi.Nie wolno przecież wylać dziecka z kąpielą. Ale, żeby to krótko ująć -wskrzeszenie zmarłych, także samego Jezusa, nie znaczy, że koniecznie połącząsię te same kości, te same atomy, jak to sobie wyobrażano w średniowieczu. Jaknajbardziej oznacza to jednak, że jesteśmy przekonani - i to jest istota wiaryw zmartwychwstanie - że człowiek w momencie śmierci nie wchodzi w nicość.Tak jak i Jezus nie wszedł w nicość, lecz w tą ostateczną rzeczywistość, którą nazywamyBogiem, został wzięty do wiecznego życia Boga - to jest centralne przekonanienaszej wiary, którego wolno nam się trzymać. Nawet kiedy będzie zemną gorzej, jeśli poniosę klęskę albo jeśli na koniec nic mi się nie uda, albo jeślizachoruję nieuleczalnie, albo cokolwiek - to nie jest koniec. Koniec jest u samegoBoga. Nie śmierć jest wybawieniem: Bóg jest Wybawicielem. To jest istotawiary w Zmartwychwstanie. Jeśli chodzi o piekło, to jestem zdecydowanie przeciwnytemu, by straszyć człowieka piekłem, jak to przez długi czas czyniono.Przez długi czas w Kościele katolickim próbowano mówić: „jak to zrobisz, pójdzieszdo piekła". Jak będziesz używać środków antykoncepcyjnych, pójdziesz dopiekła itd. To nadużycie. Sam Jezus nie był kaznodzieją piekła. Mówił o tym, namarginesie to się ciągłe pojawiało, jednak Jego Nowina nie była groźną nowiną,lecz Dobrą Nowiną. Głosił nowinę uwalniającą, przynoszącą szczęście, a nie406<strong>FRONDA</strong> 19/20


groźbę, że wszystko istnieje z myślą o piekle. Rzuca się w oczy, że w wyznaniuwiary nie ma mowy o piekle. Piekło jest w pewnym sensie cieniemżycia wiecznego. Oczywiście, trzeba to traktować poważnie. Człowiek,który myśli, że może po prostu żyć jak mu się podoba, bo i tak nicnie gra roli, ci cynicy, których w Polsce pewnie dzisiaj też jest więcej niżniegdyś i których u nas też mamy pełno, ci cynicy sądzą, że mogą żyć jakim się podoba, nie zważać na ludzi wokół siebie, myśleć tylko o sobie. Myślę,że piekło jest przestrogą: mój drogi, możesz minąć się z sensem życia.Możesz sobie zgotować piekło już na ziemi, jeśli sądzisz, że wystarczyżyć tylko dla siebie, że nie trzeba zważać na nikogo innego. To bardzopoważne pytanie - o to, czy człowiek może minąć się z sensem życia. To jest piekło.Ale jeśli robi się z niego miejsce, gdzie ludzie mają być na wieki smażeni, jakto jest przedstawiane na obrazach, to jest to dla mnie wyobrażenie niechrześcijańskie.Również w Piśmie świętym nigdzie nie ma mowy o tym, że ma to trwaćwiecznie. Nie mogę sobie wyobrazić, by miłosierny, dobry Bóg kazał tłumowi ludzi,albo tylko kilku duszom, zostać gdzieś na dole w jakimś zakątku wszechświata.To także jest w mojej opinii sprzeczne z Nowym Testamentem. Wypowiedzio ogniu wiecznym nie należy rozumieć w ten sposób. Wielu OjcówKościoła też było tego zdania, że nie ma piekła, które by miało trwać wiecznie.Niektórzy z liberalnych katolików twierdzą, ie tradycyjna forma katolicyzmuprowadzi do traum i nerwic. Czy popiera ksiądz taką opinię?Sam napisałem książkę o Freudzie i religii. Byłbym ostatnim, który by nie dostrzegałznaczenia psychoanalizy, psychoterapii dla dzisiejszego człowieka. Takżew sprawie religii psychoterapia ma bardzo dużo do powiedzenia. Zwłaszczapsychoanaliza, która dostrzega patologie życia religijnego. Są ludzie, którzy z powodureligii chorują. Są ludzie, którzy cierpią z powodu przymusu, że muszą zrobićto czy tamto, odmówić jakieś modlitwy, którzy mają wyobrażenia o przymusiereligii i wymuszonych rytuałach. Mają oni często eklezjogenne nerwice.Myślę, że cała kwestia moralności małżeńskiej jest przyczyną wielu nerwic: gdyludzie nie mogli używać środków antykoncepcyjnych, gdy się im wmówiło mnóstworzeczy o wstydliwości tam, gdzie w zasadzie nie było wcale grzechu. Byłbymostatnim, który by uważał, że nie ma granic, np. w dziedzinie seksualności.Nie uważam też, by Freud miał rację, sprowadzając wszystko do seksualności.LATO-2000407


Psychoanaliza ma granice i trzeba ją też krytykować.Ale dzisiaj potrzebujemy przejąćz psychoterapii to, co jest słuszne; także samaEwangelia ma oczywiście wiele elementówpsychoterapeutycznych, to nie ulegawątpliwości. Jezus nie przyszedł tylko po to,by głosić kazania, przyszedł po to, by uzdrawiać.Jezus na wielu ludzi wpływał sobąi swoją osobowością, inaczej byłoby niewyobrażalne,jak mógł mieć tak wielkie oddziaływanie.Nie wolno jednak sprowadzać całejEwangelii do psychoterapii. Jest tam coś więcej.To, co jest powiedziane o Bogu i Jego królestwie,o świecie od początku do końca, niejest ujęte tylko w ciasne ramy psychiki. Musimypatrzeć wciąż na cały horyzont przed nami. Jestem za wzajemnym oddziaływaniemmiędzy religią czy teologią a psychoterapią. Właściwie ono już jest. Teologia,religia, kościoły muszą się nauczyć, że psychoterapia ma im dopowiedzenia istotne rzeczy. Są ludzie, którzy są po prostu chorzy, którymi musisię zająć psychoterapeuta. I musimy bardzo poważnie potraktować krytykę religiize strony psychoanalizy i psychoterapii.Ciekawi jesteśmy zdania księdza na temat ekumenizmu. Wydaje się, że obecnypapież dość dużo robi w tej materii. Czy satysfakcjonuje księdza sytuacjaekumeniczna w Kościele?Rozróżniałbym tu między ekumenizmem wewnątrzchrześcijańskim a ekumenizmemmiędzy religiami świata. W obrębie chrześcijaństwa nie jest dobrze. Obecnypapież, co prawda, dużo o tym mówił, słów nigdy nie brakowało, gestów teżnigdy nie brakowało, ale tak naprawdę nic się nie wydarzyło. Przeciwnie, stosunkiekumeniczne trzeba postrzegać jako niezadowalające. Między Światową RadąKościołów a Rzymem niewiele się dzieje. Są wręcz takie relacje, jak na przykładz Patriarchatem Moskiewskim, gdzie właściwie przez bezsensowną politykę misyjnąRzymu i wiele niezręczności nastąpiła stagnacja. Z Konstantynopolem jakośidzie. Ale pozytywnego właściwie nic się nie wydarzyło. Co mógłby zrobić408 <strong>FRONDA</strong> 19/20


papież? Powiem tylko o dwóch rzeczach. Mógłby na przykład znieść na razwszystkie ekskomuniki. Mamy taki ogromny tom liczący kilka tysięcy stron,w którym komisja ekumeniczna wykazała, że większość tych spraw z XVI wieku,z czasów reformacji, już jest przestarzała. Papież mógłby dziś bez problemówpowiedzieć: znosimy te ekskomuniki. Jeśli katolik chce wziąć udział w protestanckiejwieczerzy, może to zrobić. Jeśli protestant chce wziąć udział w katolickiejmszy, też może. Tak samo z prawosławnymi. To jedna sprawa. Druga sprawadotyczy samego papieża. Jan Paweł II mógłby, jak Jan XXIII, być gotowy dorezygnacji z władzy. Obecnie mamy znowu średniowieczne, triumfalne papiestwo.Osobną sprawą jest władza papieża. Jak się okazuje, znowu w tych wielkichmanifestacjach tylko jeden człowiek stoi w centrum. To niekoniecznie sprawiadobre wrażenie na innych chrześcijanach. To jest w dużej mierze katolickademonstracja władzy. Myślę, że papież mógłby, na przykład wobec anglikanów,ustąpić z władzy. To byłoby najprostsze. Mógłby powiedzieć, że Kościół w Angliimoże sam wybierać swoich biskupów, jak to zawsze czynił. Dawniej wszystkieKościoły same wybierały biskupów. Będziemy się wzajemnie uznawać, nie chcęsię mieszać w wewnętrzne sprawy Kościoła angielskiego. Za to Kościół anglikańskiuznałby Rzym jako centrum i papieża w jego prymacie duszpasterskim. Myślę,że złe jest to, że prymat ciągle jeszcze jest prymatem władzy, która sądzi, żejako jedyna może o wszystkim decydować - od regulacji poczęć, przez eutanazję,po pytania o niebo i piekło. Czegoś takiego w pierwotnym Kościele nigdy nie było.I to jest coś, czego inne Kościoły nigdy nie zaakceptują. Jeśli chodzi o ekumenizmmiędzy religiami - tam rzeczywiście jest więcej zgodności. W tej sprawieobecnego papieża ciągle się broni, że reprezentuje należyty kierunek.Dziękujemy za rozmowę.ROZMAWIALI RAFAŁ SMOCZYŃSKI I TEODOR ZGLISZCZTYBINGA, GRUDZIEŃ 1998LATO-2000 409


Forma sprawowania prymatu papieża może się zmieniać.Jeżeli papież mógłby spowodować powrót heretykówi schizmatyków jedynie poprzez przeprowadzkędo trzypokojowego mieszkania na przedmieściachRzymu, z pewnością by to uczynił.Jezusnie byłdobrym wujkiemR O Z M O W A Z P R O F . R O B E R T E M S P A E M A N N E MRobert Spaeman (1927) - profesor filozofii, wykładowca na uniwersytetachw Stuttgarcie, Heidelbergu i Monachium; autor m.in. książek Szczęście i wolnośćwyboru. Krytyka utopii politycznych. Refleksja i spontaniczność.W roku 1999 wyświęcono w Niemczech 138 nowych księży - o 19 procentmniej niż w roku 1998. Od lat 60-tych regularnie spada liczba uczestnikówmszy świętych. Rocznie 150 tysięcy Niemców opuszcza Kościół. Gdzie tkwiąprzyczyny tego kryzysu? Czy kryzys jest koniecznym następstwem reformII Soboru Watykańskiego?Dla procesów historycznych nie ma zasadniczo żadnych jednoprzyczynowychwyjaśnień. Nie mówiłbym także o „koniecznych następstwach" II So-410 <strong>FRONDA</strong> 19/20


oru Watykańskiego. Można by przecież wyobrazić sobie inne, pozytywnenastępstwa. Możliwe jest ponadto, że także bez Soboru spadłaby w Niemczechliczba powołań kapłańskich i osłabły praktyki religijne. Faktem jestjednak, że Sobór w żaden sposób nie powstrzymał tego negatywnego rozwojuoraz że autodestrukcyjne siły w Kościele, słusznie lub nie, nieustannie powoływałysię na Sobór. Ojcowie Soboru nie sformułowali tekstów w ten sposób,aby wykluczyć tego rodzaju powoływanie się na owe teksty.Jasno widać, że wpływ Kościoła na życie publiczne w krajach zachodnichjest coraz mniejszy. Jednak zdaniem Hansa Kiinga dzisiejsze papiestwo nieróżni się wcale od średniowiecznego. Również inni zachodni teologowiemówią wiele o władzy i potędze papieży. Ten sposób rozumienia panujerównież w prasie i mediach. Dlaczego?„Mówi jak ktoś, kto posiada władzę" - takie słowa wypowiadali ludzie o Jezusie.„Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi" - stwierdził samJezus. Natomiast Apostołowi Piotrowi dał On władzę wiązania i rozwiązywania.Istnieje władza dobra i władza zła. Zapytany o swe Królestwo przezPiłata, Jezus definiuje je jako Królestwo „świadka prawdy". Ten, kto nie wierzyw prawdę objawioną, dostrzega tylko abstrakcyjny fakt „władzy" najwyższegoświadka zmartwychwstania w Kościele. Jest to władza czysto duchowa.Jednak papież, który nie posiadałby tej władzy, stałby się zbędny.Niektórzy teologowie uważają, że Kościół w jeszcze większym stopniu musidostosować się do współczesnych obyczajów i moralności. Widzą oni w tymjedyną szansę na przetrwanie. Dlatego opowiadają się za przewartościowaniemkatolickiej etyki seksualnej: za akceptacją środków antykoncepcyjnych,stosunków homoseksualnych, zgodą na rozwody. Co sądzi pan o tympodejściu? Czy to prawdziwe lekarstwo?Kościół musi zawsze dopasowywać sposób przepowiadania do adresatów. Niemoże jednak dopasowywać jego treści. Św. Paweł pisał już w liście do Tymoteusza,że nadchodzi czas, w którym ludzie domagają się od biskupa, aby immówił to, co pragną usłyszeć. To oznaczyłoby jednak zdradę. Co sądzilibyśmyo lekarzu, który nie mówiłby swoim pacjentom tego, co jest konieczne dla ichLATO-2000411


zdrowia, ale to, co byłoby modne i czego się chętniesłucha? Takiemu lekarzowi należałoby odebrać prawowykonywania zawodu.Pojawia się coraz więcej znaków świadczącycho wspólnocie katolików i protestantów. W wielukrajach zachodnich katolicy odwiedzają nabożeństwaprotestanckie, a protestanci uczestnicząw mszach. Czy można w tym widzieć zdrowy rozwójruchu ekumenicznego? Wielu teologów sądzi,że nadszedł czas oficjalnego wprowadzenia interkomunii.Czy to jest możliwe?Wspólna komunia jest znakiem jedności w wierze i wypełnieniem tej jedności.Nie jest instrumentem dla jej osiągnięcia. Interkomunia między katolikamii protestantami zahamowałaby ekumeniczny proces, ponieważ stworzyłabyzłudne wrażenie, jakoby ten proces został już zakończony. W świetlewiary katolickiej tylko wyświęcony w ramach sukcesji apostolskiej kapłanjest w stanie dokonać konsekracji chleba i wina. Protestanci posiadają innezrozumienie mszy świętej. Jest to widoczne w praktycznym działaniu, kiedyprotestanci po celebracji wyrzucają pozostałe hostie, podczas gdy katolicy jeadorują i podczas procesji niosą ulicami w monstrancji.Dlaczego żaden katolicki kardynał ani biskup w Niemczech nie potępił publiczniezerwania wspólnot protestanckich z całą chrześcijańską tradycjąmoralną? Jak możliwy jest dialog z przedstawicielami kościołów protestanckich,które powołują kobiety na urzędy pastorów i biskupów? Akceptująone rozwody, środki antykoncepcyjne, zgadzają się na współżycie pastorów-homoseksualistówi pastorek-lesbijek, opowiadają się za przyznaniemparom homoseksualnym statusu małżeństwa. Zamiast jasnego potępieniatakich praktyk mamy wspólne nabożeństwa katolickich hierarchówz najbardziej radykalnymi zwolennikami nowej etyki: np. z niemiecką biskupMarią Jepsen czy szwedzkim arcybiskupem K.C. Hammarem.Spotkania modlitewne i nabożeństwa katolików i protestantów, w odróżnie-412<strong>FRONDA</strong> 19/20


niu od wspólnej celebracji Eucharystii, nie mogą być zależne od zgodnościwe wszystkich kwestiach wiary i moralności. Jednak w sposób naturalny Kościółkatolicki musi być zaniepokojony, kiedy wspólnota protestancka opuszczawspólną dotychczas płaszczyznę nauki o moralności. Ekumeniczny celprzesuwa się tym samym na nieosiągalną odległość. Katolikom niekonieczniemusi przeszkadzać fakt, że protestanci akceptują kobiety w roli pastorów.Ewangeliccy pastorzy nie są wyświęconymi kapłanami. Pastorki nie mogłybyteż przyjąć święceń, których nie przyjęła także Królowa Apostołów, święcenianie odpowiadają bowiem szczególnemu posłannictwu kobiety. Podobnieludzie tej samej płci nie mogą udzielić sobie sakramentu małżeństwa.Można dziś zauważyć nowe podejście teologów katolickich do historii. Niektórzyniemieccy biskupi twierdzą, że Marcin Luter nie był wcale heretykiem,tylko wielkim reformatorem Kościoła. Hans Kiing uważa np., że Kościółkatolicki musi się wyraźnie przyznać do błędu. Co sądzi Pan o tym nowympodejściu do Lutra?Dzisiaj dostrzegamy wyraźniej niż w latach minionych katolickie korzenie Lutra.Lepiej rozumiemy jego pragnienie zreformowania Kościoła katolickiego.Bliżej znamy winę ówczesnych katolików za nieporozumienia, których ofiarąpadł Luter. Niektórych rzeczy możemy się nauczyć od Lutra, szczególniew odniesieniu do prawdy, że „wszystko jest łaską". Herezje są zawsze jednostronnymzaakcentowaniem pewnych prawd, z zaniedbaniem lub zaprzeczenieminnych. W tym sensie Luter był bez wątpienia heretykiem: odrzucał szeregprawd katolickiej wiary i opuścił Kościół, który zamierzał reformować.Sam papież Jan Paweł II wezwał do nowej debaty na temat znaczenia prymatu.Co to właściwie znaczy? Czy nie jest to autorelatywizacją prawdy katolickiej?Niektórzy biskupi katoliccy, jak Walter Kasper, mówią o błędachw nauce I Soboru Watykańskiego odnośnie doktryny o nieomylności papieskiej.Czy nie należałoby się więc zgodzić z Hansem Kiingiem i stwierdzić,że dogmat o nieomylności papieskiej zdezaktualizował się?Forma sprawowania prymatu papieża może się zmieniać. Jeżeli papież mógłbyspowodować powrót heretyków i schizmatyków jedynie poprzez przepro-LATO-2000 413


wadzkę do trzypokojowego mieszkania na przedmieściach Rzymu, z pewnościąby to uczynił. Papież nie może jednak, jak niektórzy proponują, zrezygnowaćz tych prerogatyw, jakich potrzebuje dla skutecznego wypełnieniaboskiego zadania związanego z urzędem Piotrowym. Jeżeli Kościół zrezygnowałbydzisiaj z dogmatu o nieomylności, który został zdefiniowany przez VaticanumPrimum i potwierdzony przez Vaticanum Secundum, to jednocześnie zaprzeczyłbynieomylności wcześniejszych soborów, a zatem także soborówz Nicei czy Chalcedonu. W ten sposób zostałaby wstrząśnięta wiara katolickajako taka. Papież, któryby to uczynił, w tej samej chwili sam stałby się heretykiemi eo ipso przestałby być papieżem.Jak pokazuje wiele sondaży, coraz mniej Niemców wierzy w istnieniewiecznego piekła. Uważa się, że kara potępienia przeczyłaby miłości Boga.Dlaczego świadomość eschatologiczna umarła w Niemczech?Nie tylko w Niemczech wielu chrześcijan nie wierzy w słowaJezusa o niebezpieczeństwie wiecznego potępienia. Dlaczego?Ponieważ nie chodzi im o prawdę w religii, ale o jej „sympatyczność".Chcą się czuć dobrze bez konieczności nawrócenia.Oburzają się na tych, którzy mówią o piekle, za to, że „napędzająludziom stracha". Z podobnych powodów musieliby onioburzać się na lekarza, który mówi do kogoś, że pozostało mukilka miesięcy życia, jeżeli nie zmieni sposobu odżywiania się.Kto nie wierzy, uważa nauczanie religijne za ludzki wymysł.Jeżeli jest ono tylko ludzkie, wówczas można domagać się wymyślania możliwieprzyjemnych nauk. Jednak Jezus nie był dobrym wujkiem, który śpiewałpiosenki na dobranoc, lecz powiedział: „Ja jestem Prawdą".Jedną z najważniejszych tendencji współczesnej teologii jest pewien osobliwyoptymizm. Np. zdaniem Karla Rahnera każdy człowiek, niezależnie odtego, czy o tym wie, czy nie, jest już chrześcijaninem i jest zbawiony. Co sądzipan o tym poglądzie?Rahner nie powiedział, że każdy człowiek jest anonimowym chrześcijaninem.Powiedział, że istnieją anonimowi chrześcijanie, którzy nie wiedząc414<strong>FRONDA</strong> 19/20


o tym należą do Chrystusa i zostaną zbawieni.Kościół zawsze nauczał, że możnauzyskać zbawienie bez posiadania wiedzyo Jezusie i Boskim Objawieniu. Mówionoo tzw. „chrzcie pragnienia".Pius XII ekskomunikował formalnie teologa,który głosił, że wszyscy ludzie pozaKościołem rzymskokatolickim są potępieni.Ponieważ jednak każdy zbawiony uzyskuje zbawieniena mocy śmierci Chrystusa, można nazwać każdego człowiekaw stanie łaski „anonimowym chrześcijaninem". Uważam, że stosowanietego pojęcia jest nietrafne. Chrześcijanami nazywamy tych, którzy wiedzą,kto ich zbawił i przyznają się do Chrystusa. Mówienie o anonimowychchrześcijanach jest zawłaszczeniem w stosunku do ludzi, którzy w ogóle niechcą poznawać Chrystusa i osłabia misyjną motywację nawracania ludzi doChrystusa. Niebezpieczeństwo wiecznej zatraty dla człowieka poza Kościołemjest dużo, dużo większe niż dla chrześcijanina, który żyje z wiary i z mocysakramentów.Ten sam optymizm pojawia się w tekstach niemieckiego teologa Hansa Ursavon Balthasara, według którego jesteśmy zobowiązani żywić nadzieję,że piekło okaże się puste.Nadzieję na puste piekło wydaje się żywić także Ojciec Święty, który von Balthasarapodniósł do godności kardynalskiej. Modlitwa, której nauczyła nasMatka Boża z Fatimy, także zawiera tę nadzieję: „Zaprowadź wszystkie duszedo nieba". Wydaje mi się, że coś innego mówią słowa Jezusa o Judaszu:„Lepiej byłoby dla tego człowieka, aby się nie narodził". Jeśli Judasz byłbyw niebie, to byłoby dla niego lepiej, gdyby się narodził. Myślę, że powinniśmysami sobie zabronić wszelkich tego rodzaju spekulacji. Winniśmy wziąćna poważnie modlitwę z kanonu mszy Św.: „Zachowaj nas od wiecznego potępienia".Chrześcijańska cnota nadziei odnosi się wedle nauki wszystkichOjców Kościoła do własnego zbawienia. Winna ona motywować do wysiłkuw celu osiągnięcia zbawienia. Troska o zbawienie innych ludzi nie jest przed-LATO-2000415


miotem nadziei, ale czynnej miłości. Po ich śmierci możemy ich jedynie powierzyćBożemu miłosierdziu. Ponadto modlitwa Kościoła za zmarłych odnosiłasię zawsze do tych, o których Bóg wie, że „są Jego własnością przezwiarę i dzieła miłości". Modlitwa odnosi się do dusz w czyśćcu. W czasiepierwszych 1500 lat Kościół był przekonany, że większość ludzi trafi do piekła.Dzisiaj rozpowszechniło się przekonanie, że tylko nieliczni albo nawetnikt nie znajdzie się w piekle. Prawda jest następująca: musimy się pogodzić,że tego nie wiemy. „Nadzieja" jest w tym kontekście całkowicie bezużyteczna,jest wishfull thinking, które nie ma mocy sprawczej.Co znaczy teza Rahnera o „antropologicznym przewrocie" w teologii? Jakmożna pogodzić tę tezę z celem klasycznej teologii, którym była chwałaBoga, glorificatio Dei?Podobnie jak mówienie o anonimowych chrześcijanach, tak i mówienieo „antropologicznym zwrocie" jest dwuznaczne. Może ono po prostu oznaczać,że powinniśmy rozpocząć od kondycji człowieka i istniejącej a prioristruktury jego świadomości, aby od tego punktu dotrzeć do tego, co człowiekaprzekracza: do Boga. Stwierdzenia „Tylko kto zna Boga, zna człowieka"oraz „Chrystus objawił człowieka człowiekowi" są chętnie używane przez JanaPawła II. Celem jest poznanie Boga jako właściwego i ostatecznego celuczłowieka. Ostatecznie chodzi o uwielbienie Boga. Ksiądz Rahner z pewnościąby się zgodził z tym. Jednak jego teoria kryje niebezpieczeństwo innegorozumienia. Chodzi o takie przekonanie, jakoby Bóg był tylko jednym wymiaremludzkiej świadomości i, w ostateczności, jakoby Bóg był dla człowieka,a nie człowiek dla Boga. Jest to stanowisko nihilistyczne, ponieważ w takimprzypadku egzystencja człowieka jest bezsensowna. Człowiek domagasię sensu, który wykracza poza niego. Jest to teza antropologiczna, która prowadzido teologii. „Wystarczająco długo snuliśmy myśli na temat człowieka.Nadchodzi czas myślenia o Bogu" - pisał Andriej Siniawski w gułagu sowieckiegohumanizmu.Gdzie dostrzega Pan znaki nadziei? Jest wiele nowych ruchów katolickich,np. Focolari, których przedstawiciele mówią o wiośnie Kościoła. Z drugiejstrony, można zauważyć powrót młodych ludzi do tradycji katolickiej, no-416<strong>FRONDA</strong> 19/20


we zainteresowanie mszą trydencką. Trudno jest być prorokiem, ale czysprawa chrześcijaństwa w Niemczech faktycznie jest już przegrana?Są w Kościele zrywy, które dają powód do nadziei. Z jednej strony są to noweduchowe ruchy, ponowne odkrycie tradycji, szczególnie liturgicznej,w obliczu nieudanej reformy i spustoszenia rzymskiej liturgii. W Niemczechzrywy te są słabsze niż w innych krajach. Rozpowszechnia się mieszczańskiechrześcijaństwo, które nie zasługuje na swoje miano. W mojej ojczyźnie,gdzie brakuje kapłanów, ludzie uczestniczą chętniej w prowadzonym przezczłowieka świeckiego nabożeństwie Słowa Bożego z mszą na orkiestrę Mozarta,aniżeli jadą samochodem dwa kilometry do sąsiedniego kościoła, abywziąć udział we mszy św. Nie powinniśmy się jednak nadmiernie niepokoićo przyszłość Kościoła. Musimy się dzisiaj starać żyć jako chrześcijanie, w posłuszeństwiewobec wskazań Pana. Kiedy dziś mówi się o Kościele katolickim,często używa się określenia „nasz Kościół". Tak mówią nawet biskupi.Chrześcijanie nigdy nie mówili w ten sposób o Kościele. Był to raczej „JegoKościół", Kościół Boga. Jeśli Kościół jest Jego Kościołem, wtedy przyszłośćKościoła jest Jego, a nie naszą sprawą. W pierwszych wiekach prześladowańKościół szybko się rozrósł pomimo, że chrześcijanie nie zastanawiali się nadjego przyszłością. Oczekiwali ponownego przyjścia Chrystusa i radowali się,kiedy mogli umierać jako męczennicy za wyznawanie Chrystusa. To byłamentalność, która dała Kościołowi przyszłość.Dziękujemy za rozmowę.ROZMAWIALI RAFAŁ SMOCZYŃSKI I TEODOR ZGLISZCZWARSZAWA-MONACHIUM, KWIECIEŃ 2000LATO-2000417


W 1949 roku Dali staje się namiętnympiewcą Boga, króla i monarchiii aż do śmierci pozostajemalarzem religijnym. Dali popieragenerała Franco, podczas gdy powojennyParyż upaja się wizerunkiemJózefa Wissarionowicza Stalina.Dali zgłębia naukę katolickąw czasie, gdy religią intelektualistówjest doktryna komunistyczna.Zamiast Marksa czyta św. Janaod Krzyża. Surrealistyczne pismo „Minotaure"zamienia na zakonne „Etudes carmlitaines". Wkrótcezostaje ochrzczony „faszystą".NOC CIEMNA-KOPROFAGAomalarstwie religijnymSalradora DaliN I K O D E MB O N C Z A-T O M A S Z E W S K IZa sprawą Ducha Świętego mój obecny mistycyzm nuklearnyokazał się owocem demonicznych i surrealistycznych doświadczeńz początkowego okresu mego życia.Salvador Dali418 <strong>FRONDA</strong> 19/20


1W 1888 roku Paul Gauguin przyniósł na plebanię w Pont-Aven w Bretanii jedenz najciekawszych obrazów religijnych XIX wieku. Wizja po kazaniu ukazujebretońskich chłopów, którzy wraz księdzem oddają się wyciszonej kontemplacjistarotestamentowej sceny walki Jakuba z aniołem. Gauguin zamierzałpodarować Wizję parafii, ale proboszcz odmówił przyjęcia. Podejrzewał, że artystachce z niego zakpić.Dzień spotkania Gaugaina z księdzem można uznać za dzień narodzin nowoczesnegomalarstwa religijnego. Malarstwa, które wyszło poza dotychczasoweramy sztuki religijnej, poza artystyczne doświadczenie Boga znane poprzednimepokom. Opuszczenie „starego świata", nowe przeżywanie Bogabyło tak głęboko odmienne od dotychczasowego, że wydało się nie tylko dalekieod sacrum, lecz po prostu bluźniercze.Podobna sytuacja miała miejsce osiemset lat wcześniej, w XI wieku, kiedyumęczony Jezus zawisł na krzyżu. Przedtem krzyż był symbolem triumfu, osiąświata, drzewem życia. Chrystus był zwycięskim Pantokratorem, tronującymna potrójnej tęczy władcą wszechświata. Szok, jaki wywołało umieszczenieskatowanego Jezusa na krzyżu, musiał być potężny. Zbawiciel ponosi klęskę,dawca życia w chwili agonii, odrażające ciało, ból, osamotnienie Boga - czyżnie jest to bluźnierstwo najgorsze z możliwych?Biskupi wschodni oskarżyli łacinników o herezję i profanację wizerunkuPana. Nowe, niezwykle mocne doświadczenie wiary z początku wydawało siębluźnierstwem. Kiedy artyści Italii w XI wieku powiesili Jezusa na krzyżu, narodziłasię dla nich sztuka nowoczesna. Nowoczesna, czyli średniowieczna.W 1888 roku bretoński ksiądz, tak jak kiedyś patriarchowie Wschodu, odmówiłprzyjęcia dzieła. Odmowa ta nie oznaczała rozejścia się sztuki i religii.Wręcz przeciwnie: Gauguin, inspirowany przeżywaniem wiary przez parafianz Pont-Aven, wykroczył poza granice sztuki. Przełamał dawne rygory, porzuciłjęzyk, którym dotychczas posługiwało się malarstwo. To „wyjście poza" nieoznacza nowego, odmiennego zrozumienia Boga.Ksiądz odrzucił Wizję, bo malarze przyzwyczaili nas do innego stylu, innychform, innych kanonów. Obraz nie przystawał do tradycji i przyzwyczajeń. W tymsensie możemy mówić o narodzinach nowoczesnego malarstwa religijnego,LATO-2000 419


czyli takiego, które przekracza dotychczasowe doświadczenie wiary. Przekracza,gdyż jest relacją z nowego, nieprzystającego do poprzedniego, spotkania z Bogiem.Dlatego Wizja po kazaniu wprawia nas w pewne zakłopotanie. Może nie jestbluźniercza, ale czy umieścilibyśmy ją w Kościele albo czy moglibyśmy odmawiaćróżaniec pod tym obrazem?Dwa lata po namalowaniu Wizji Paul Gauguin udał się na Tahiti, gdzie oddałsię malowaniu sielankowych aktów tahitańskich kobiet.2W 1949 roku w życiu Salvadora Dali nastąpił przełom, który sprawił, że dziś możemymówić o nim jako o najwybitniejszym malarzu religijnym XX wieku. Daliprzeszedł gwałtowną konwersję. Następne lata życia poświęcił najpierw na malowanieNarodzin Pańskich, a później jego uwagę zaabsorbowało Ukrzyżowanie.Jak Gauguin znany jest głównie jako malarz oliwkowych gołych babeczek,tak Dali identyfikowany jest jako malarz nadrealnych wizji. Rozmiękłe zegary,nadmuchiwany fortepian, głowy Lenina, trzecia noga Wilhelma Telia, oddającysię jajecznicy chleb - oto motywy najczęściej kojarzone z Dalim. Grupa surrealistów,do której należał, epatowała eksplozją podświadomości, obsesją,majakiem, halucynacją.Jednak to „uwolnienie podświadomości" było jak najbardziej cenzurowane.Ostatecznie szok wywołany działalnością grupy miał być kontrolowany.Nikt nie chciał, aby marszandzi, kolekcjonerzy i masowa publiczność odwróci-420<strong>FRONDA</strong> 19/20


li się od surrealizmu. Aby nie urągać powszechnej we Francji modzie,surrealiści zaangażowali się w poparcie „światowego proletariatu".Dali szybko przesta! się mieścić w sztywnych ramach nakreślonych przezkolegów. Jego „żegluga po podświadomości" prowadziła w obszary mrocznei niekontrolowane. Swoje obsesje analne, wizje koprofagiczne, fascynację psującymisię trupami, gnijącym mięsem, rozkładem zaczął przelewać na płótno.Głębia tej penetracji wzbudziła konsternację i niechęć innych surrealistów.Nie mieli oni nic przeciwko dziełom antyreliginym, takim jak Rysunek erotyczny,na którym naga kobieta na krzyżu masturbuje Chrystusa. Jednak sztukaDalego wykraczała poza ich program, schodziła w jakiś nieokreślony mrok,w najciemniejsze zakamarki mózgu i wydobywała z nich cuchnące odpadki.Surrealiści, nie przygotowani na taki owoc swoich poszukiwań lub po prostuz obawy przed reakcją publiczności (ekspozycja końskich wnętrzności zanurzonychw formalinie albo odchodów stanie się sztuką dopiero pod koniecXX wieku), zdystansowali się od malarstwa Hiszpana.Tymczasem koprofagiczne fascynacje Dalego pogłębiają się. Kał jest już nietylko na obrazach, malarz przyznaje się, że również obsmarowuje się gównem.Nie jest to zdrowy zwyczaj, ale nie musi wynikać z zaburzeń psychicznych.Niektórzy wiążą go z praktykami satanistycznymi.Nawrócenie Salvadora Dali dokonało się wbrew areligijnemu środowisku paryskiejbohemy i wbrew jego własnym fascynacjom, które ciągnęły gow mroczne otchłanie podświadomości.W 1949 roku Dali staje się namiętnym piewcą Boga, króla i monarchii i ażdo śmierci pozostaje malarzem religijnym. Budzi to niechęć kolegów i krytyki.Dali popiera generała Franco, podczas gdy powojenny Paryż upaja się wizerunkiemJózefa Wissarionowicza Stalina, a hiszpańskiego dyktatora uważa zamłodszego brata Hitlera. Dali zgłębia naukę katolicką w czasie, gdy religią intelektualistówjest doktryna komunistyczna. Zamiast Marksa czyta św. Janaod Krzyża. Surrealistyczne pismo „Minotaure" zamienia na zakonne „Etudescarmlitaines". Wkrótce zostaje ochrzczony „faszystą".Odium zrodzonej wówczas niechęci ciąży nad odbiorem twórczości Dalegodo dziś. Eks-surrealiści oskarżają hiszpańskiego malarza o komercjęLATO2000421


i schlebianie tanim gustom. Krytycy lekceważą jego malarstwo, ogłaszają gozręcznym rzemieślnikiem. Jednocześnie ukazywany jest tylko surrealistycznyokres twórczości Dalego. Podręczniki historii sztuki eksponują rozmiękłezegary, mrówki i słonie na szczudłach. Większość albumów monograficznychpoświęconych Dalemu streszcza 40 lat jego religijnego malarstwa ledwieparoma reprodukcjami. Dokonał się przy tym znamienny proces „zawłaszczenia"twórczości Dalego przez „obóz postępu". Dali jestw świadomości społecznej tylko i wyłącznie surrealistą, a jego twórczość religijnazostaje marginalizowana.Dobrym przykładem takiej wybiórczej recepcji była otoczka medialna wokółniedawnej warszawskiej wystawy Dalego. Recenzenci zgodnym chórempodkreślali „nowoczesność" tej sztuki. Otopróbka tego stylu - charakterystyka rzeźbySw. Jan Chrzciciel: „Warto podkreślić fakt, żew rzeźbach z lat siedemdziesiątych Dali podejmowałczęsto tematy pojawiające sięw sztuce średniowiecznej i renesansowej [lepiejnie wymawiać brzydkiego słowa: religijnej- NBT] operując również tradycyjną techniką.Jednak kompozycja sprawia, że napierwszy rzut oka widzimy, iż mamy do czynieniaz indywidualnością z kręgu sztukiwspółczesnej [w domyśle: a nie z religijnymobskurantyzmem - NBT]. Ujawnia się tow śmiałej deformacji i uproszczeniach formy."Widać tu myślenie, które wyklucza możliwośćpowstania nowoczesnej sztuki religijnej. Abywytłumaczyć publiczności, skąd na wystawie wzięła kolekcja ilustracji do Wulgaty,katalog umieszcza je w kręgu „inspiracji literackich".Przemianom duchowym artystów krytyka poświęca wiele uwagi, wystarczyprzypomnieć egzegezy infernalnej twórczości Francisa Bacona. Tymczasem konwersjaDalego, jedna z najciekawszych przemian duchowych w historii XXwiecznejsztuki, pozostaje przemilczana. I nie wynika to z lenistwa - przecieżwspółcześni krytycy potrafią pieczołowicie, całymi godzinami wpatrywać sięw figuralne kompozycje i w długich esejach analizować kolorową plamę. Kryty-422<strong>FRONDA</strong> 19/20


ka XX-wieczna wykazuje za to wielką odporność na metafizykę. Wszelkieproblemy metafizyczne są przez nią od razu sprowadzane na poziompolityki. Ktoś maluje świętych, więc jest klerykałem; jeżeli jest klerykałem, tomusi być reakcjonistą; jest reakcjonistą, to nienawidzi wolności słowa... I naodwrót: rzeźbi waginy, więc rzuca wyzwanie normom; rzuca wyzwanie normom,a więc walczy o wolność; walczy o wolność, a więc ukochał demokrację...Nas, bardziej od przebrzmiałej dyskusji na temat „faszyzacji", komercjalizacjiczy akademizacji malarstwa Dalego, interesuje kwestia jego powrotu nałono Kościoła. Przede wszystkim interesuje nas autentyczność jego postawy.Czy nie mamy tu do czynienia z nową pozą? Tak jak ongiś bretoński ksiądz pytamy:czy Dali z nas nie kpi?Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w jazgotliwych, grafomańskichwspomnieniach Dalego, które zdają się służyć bełkotliwej autoreklamie. Pozostająjedynie poszlaki oraz, oczywiście, malarstwo. Co do poszlak, trudno przyjąćzwrot Dalego ku religii jako nowy chwyt reklamowy czy komercyjny. Afirmacjareligijności i przywiązania do monarchii w powojennej, zakochanejw komunizmie Francji oznaczała w środowisku artystycznym po prostu zawodowąśmierć. Aby jej uniknąć, Dali przenosi się do USA, musi zaczynać od nowa,by znów zdobyć uznanie. W Europie przez długi czas pozostaje na lewackimindeksie.LATO2000423


Nawrócenie Dalego można zatem tłumaczyć albo chęcią popełnienia zawodowegosamobójstwa, albo odnalezieniem wiary. Ponieważ Dali nie zamierzałskończyć z malarstwem, wręcz przeciwnie, uważał się artystycznego geniusza,pozostaje nam uwierzyć w autentyczność płomiennej religijności artysty.Niestety, tak naprawdę niewiele nam wiadomo o drodze, jaką przebył odfascynacji koprofagią do kontemplacji Eucharystii. Poza kilkoma zdaniamiw biografiach i obrazami artysta nie pozostawił nic, co mogło by nam pomóczrozumieć tę przemianę. A szkoda, gdyż uzyskalibyśmy wgląd w drogę, którąsztuka nowoczesna przechodzi od kontemplacji nicości do Boga.4Badając twórczość Salvadora Dali, znajdujemy dwa bieguny. Z jednej strony,mamy „noc ciemną" surrealizmu, czyli trupy, kał, mrówki... z drugiej strony -„drogę na Górę Karmel", Jezusa, Maryję, Apostołów... To, co pomiędzy, pozostajeprzysłonięte. Wiemy tylko, że przewodnikami duchowymi malarza sąkarmelitanie, a jego lekturą pisma Św. Jana od Krzyża.Pozostaje jednak pewien trop. Dali przez całe życie uważał siebie za surrealistę,a całą swoją twórczość, włącznie z religijną - za surrealizm. Mimo, żeAtmosferyczną trupią główkę kopulującą z fortepianem dzieli od Madonny z Port Lligataksjologiczna przepaść, Dali upiera się, iż poruszamy się w obrębie tej samejprzestrzeni metafizycznej. Jak to możliwe?Wskazówek dostarcza nam mistyka karmelitańska. W drodze oczyszczeń prowadzącychdo Boga wyodrębnia ona doświadczenie „nocy ciemnej". Jest to poczuciebycia opuszczonym przez Boga, przeżycie niezwykłego zła, odczucie przerażającejpustki piekła. Mimo swego „nie-boskiego" charakteru, przeżycie to jestintegralną częścią wędrówki do Nieba, bez której nie nastąpi powrót do Boga.Salvador Dali uważał swoją przygodę z surrealizmem właśnie za przejścieprzez „noc ciemną". Dla artysty surrealistyczna penetracja podświadomościbyła drogą przez piekło. Z podświadomości zamiast „prawdziwej natury człowieka"wyłoniło się jej demoniczne oblicze. Twórczość surrealistyczna wyzwoliłamroczne siły. Dali uważał, że doświadczenie sztuki nowoczesnej było poprostu doświadczeniem zła.Jedynym krytykiem, który uznał surrealizm Dalego za nośnik zła, był GeorgeOrwell. W eseju o Dalim z 1944 roku, kiedy publiczność i krytyka upajały424<strong>FRONDA</strong> 19/20


się surrealistycznymi performances, Orwell z pozycji lewicowych określi!twórczość Hiszpana jako „ucieczkę w nikczemność". Napisat wręcz, że„Dali jest dobrym rysownikiem, lecz równie odrażającym człowiekiem" i zastanawiałsię, czy nie należałoby powiedzieć o dziełach Dalego „.. .to dobry obraz,ale powinno się go publicznie spalić na stosie". Na to pytanie Orwell dałodpowiedź odmowną: bardziej od demonicznych obsesji surrealisty niepokoiłygo zachwyty publiczności i kierunek, w którym zmierzała nowoczesna sztuka.Dziś kierunek ten już nas nie niepokoi, gdyż nie tylko wiemy, że zmierzadonikąd, ale oglądanie w galeriach np. wnętrzności zwierząt zanurzonychw formalinie utwierdza nas w przekonaniu, że oto dotarła do kresu, a możliwajest jeszcze tylko eskalacja. Interesujące wydaje się natomiast to, jak z galeriiprzemienionych w rzeźnie wrócić przed ikonostas. Droga Dalego, któryswoją wędrówkę przez piekło sztuki nowoczesnej przemienił w oczyszczająceprzeżycie mistycznej „nocy ciemnej", wydaje się być odpowiedzią.NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKISahador Dali. Rzeźby i grafiki,Muzeum im. Xawerego Dunikowskiegow Królikarni, Warszawa 1999LATO-2000 425


Lynch lubi autostrady. Zagubionej autostradzieczarna droga z migającymi żółtymi pasami prowadziłado piekła. W Prostej historii wiedzie prosto do nieba.HIGHWAYSTAIRWAY M A R E KH O R O D N I C Z YFabuła ostatniego filmu Davida Lyncha jest prosta: stary farmer z prowincjonalnegomiasteczka w USA, wyrusza w sześciotygodniową podróż, by pojednaćsię z bratem. Nie może prowadzić samodzielnie samochodu, bo ma jużbardzo słaby wzrok. Pozostaje mu więc jazda na malutkiej kosiarce do trawy,do której doczepia własnej konstrukcji sypialną przyczepę. Pojazd poruszasię z niewielką szybkością, co pozwala staremu człowiekowi na rozmyślanie,na rozmowy ze zwykłymi, pozbawionymi „dzikości serca" ludźmi, którychspotyka na swojej drodze.Niektórzy zapytają zapewne, czy to aby na pewno film Lyncha? A gdziejego ulubiona makabra, czająca się na progu każdego normalnego domu?Gdzie dojmujący lęk, a przynajmniej niepokój, które widz odczuwał w trakcieoglądania Twin Peaks - ogniu krocz za mną czy Zagubionej autostrady? Gdziete wszystkie silne emocje, z epatowania którymi reżyser słynął?


Odkąd pamiętam, toczyłem zaciekłe dyskusje na temat twórczościLyncha. Zawsze broniłem go przed posądzeniami o postmodernizm czy napawaniesię przemocą i seksem. Twierdziłem nawet, że Lynch w swoich filmachbardzo jasno ustawia się po stronie dobra, prawdy i piękna. Nie ukrywam,iż moi znajomi uważali, że jest to teza naciągana. Postaram się wytłumaczyćto stanowisko.Przekroczyć postmodernizmJuż od swego pierwszego fabularnego filmu Lynch konsekwentnie realizujewłasną wizję kina. Duży nacisk kładzie na wysmakowaną stronę wizualną filmów,specyficzną oprawę dźwiękową i swoiście rozumiany szok. Te elementyjak ulał pasują do tzw. kina postmodernistycznego: przerost estetyki nadtreścią, szokowanie za wszelką cenę... Lynch wielokrotnie stosuje także chybanajbardziej popularną metodę artystyczną postmodernistów, a mianowicieironię. Jeżeli jednak w przypadku np. Greenewaya czy Jarmana ironia jestzbudowana zaledwie na pozornej głębi, to u Lyncha powyższe środki stanowiąrodzaj tła, zaś dalej zaczynają się wypełniać wyraźną treścią. Szok, którymchętnie posługuje się reżyser, jest zazwyczaj punktem zwrotnym, miejscem,z którego kieruje się on ku ostatecznym wnioskom. Tak jest w Blue Velvet,gdzie niewinny Jeffrey Beaumont obserwuje z ukrycia perwersyjne wybrykiFranka Bootha. Od tego momentu bohater staje się innym człowiekiemi coraz częściej, w miarę rozwijającej się znajomości z tajemniczą piosenkarką,powtarza słowa: Dziwny ten świat... Dlaczego na świecie jest tyle zła?Tak jest również w Dzikości serca, gdzie od początku oglądamy sceny przemocyi perwersyjnego seksu, ale prawdziwie szokującym momentem jest dopierowypadek samochodowy, przy okazji którego bohaterowie - Sailor i Lula -wreszcie dostrzegają powagę i majestat śmierci.W perspektywie klasycznej logiki fabularnej więzienna przemiana FredaMadisona w Pete'a Daytona (Zagubiona autostrada) jest niewątpliwie zaskakująca.Jest to jednak metaforyczny obraz wstrętu bohatera do zbrodni, którąpopełnił. Także ironia, po którą Lynch sięga nader często, nie pozostaje środkiemsamym w sobie (tak bywa np. w filmach Tarantino). Gdy Sailor i Lulamówią do siebie przerysowanymi zwrotami, zaczerpniętymi z języka amerykańskiejmłodzieży i tzw. luzackiego sposobu bycia, np. „Aleś mnie wziął!",LATO2000427


„Rozgrzałeś mnie bardziej niż asfalt w Georgii" czy „Ta kurtka ze skóry wężajest ekspresją mojej indywidualności i wiary w jednostkę", to w kontekściefabuły jest to krytyka bezmyślności i miałkości kultury masowej. Kiedyagent FBI Cooper stosuje intuicyjną metodę zaczerpniętą z zen, jest to nawiązaniedo eksploatowanych ostatnio w nadmiarze niekonwencjonalnych sposobówpostępowania amerykańskich tajnych służb (vide mężczyźni w czarnychgarniturach czy spiskowa teoria UFO). Nota bene Lynch zupełnie na seriopostanowił posłużyć się buddyzmem, stało się tak na skutek jego spotkaniaz Dalajlamą, niemniej zderzenie postaci akuratnego agenta Cooperaz wykładem na temat zen wywołuje na widowni salwy śmiechu...Tajemnica LynchaLynch zawsze miał słabość do, nazwijmy to, dziwności. W jego filmach pojawiająsię, ba, maszerują całymi szeregami osobliwości. Wyliczać można w nieskończoność:dziecko-nie-dziecko w Głowie do wycierania, tytułowy człowiek--słoń, Frank Booth ze swoją sadystycznąkompanią w Blue Velvet czy obscenicznyBobby Peru w Dzikości serca. W postaciachtych ogniskują się, jak mi się wydaje,obserwacje reżysera na temat złożonościnatury ludzkiej. Czasami przy kreowaniubohaterów Lynch posługuje siębrzydotą zewnętrzną, by poprowadzićwidza do - zwykle niezbyt optymistycznych- wniosków na temat kondycji moralnejtychże postaci bądź osób, które łącząz tymi postaciami w bezpośrednie relacje(przypomnijmy choćby ogólne, niezależneod statusu społecznego, przedmiotowetraktowanie Johna Merrickaw Człowieku-słoniu). Znacznie częściejjednak przez ekran przechodzą ludziepiękni, z pozornie poukładanym, zwyczajnymżyciem. W istocie życie to wy-<strong>FRONDA</strong> 19/20


gląda inaczej. Im lepiej poznajemy takich bohaterów, tym bardziej pogłębiasię kontrast pomiędzy „landrynkową" zewnętrznością a okrutnąprawdą wewnętrzną... W tym kontekście często pojawia się zarzut, że w filmachLyncha dziwność istnieje dla samej dziwności. Tutaj, jak sądzę, tkwigłówny błąd w interpretacji jego obrazów. Widz, przyzwyczajony do miałkiegorealizmu, którym karmiony jest od dziesięcioleci przez popularne kinoamerykańskie, zobojętniał na wszystko, co nosi choćby znamiona niesamowitości.Weźmy dla przykładu następujące gatunki filmowe: horror i thriller(tak zazwyczaj klasyfikuje się kino Lyncha).Lynch jednak nie wpisuje się w schemat tych gatunków filmowych. Tajemnica,którą przesycone jest jego kino zwykle sąsiaduje z wręcz metafizycznąrzeczywistością, która jest wszechogarniająca, często stanowi o sensie całegofilmu. Przerażenie lub wzruszenie są tutaj przeżyciami głębokimi, niesłychanierealnymi. Strach, który istotnie wyziera z większości filmów reżysera, jest wyjątkowomocno odczuwany, bo jest to strach - nazwijmy go - na wyciągnięcieręki. Czyha w sąsiedztwie, można go doznać dosłownie wszędzie. Nie jest tostrach abstrakcyjny, wywołany przez lepiej lub gorzej skonstruowane potworyczy żywe trupy, z którymi w rzeczywistości nigdy się nie zetkniemy. Nie jest tostrach, który mija natychmiast po wyjściu z kina. Jest to strach, którego doznajekażdy z nas w prawdziwym życiu. Lynch potrafi ukazać go środkami filmowymi,w sposób głęboko przemyślany dozując dźwięk, kolor, napięcie, grę aktorów,swoistą symbolikę. W tym, trzeba przyznać, osiągnął mistrzostwo. Skorojesteśmy przy emocjonalnym odbiorze filmów, to należy wspomnieć o oryginalnympostulacie, który wysunął reżyser w odniesieniu do swych trzechostatnich obrazów. Mówił: nie analizujcie moich filmów, po prostu je przeżywajcie!Wygląda to na rozpaczliwy krzyk, zwracający widzom uwagę, że walorynarracyjne i doskonale rozwijająca się akcja to w filmie nie wszystko. Lynchjest orędownikiem filmowej poezji - i stąd, a nie z jakiejś maniery postmodernistycznej,wynikają częste eksperymenty z nielogicznym rozwojem fabuły,długimi malarskimi ujęciami czy szczególną rolą muzyki.Autostrada do piekłaOstatnie dwa filmy Lyncha - Zagubiona autostrada i Prosta historia - są najwybitniejszymijego dziełami. Reżyser przy ich realizacji posługiwał się diametralnieLATO-2000429


óżnymi metodami. Oba filmy są tak głęboko odrębne w swojej formie, że popremierze Prostej historii pojawiły się nawet głosy, iż Lynch przeszedł metamorfozętwórczą, na skutek której o 180 stopni zmieniły się jego zainteresowania.Faktycznie, jeżeli pobieżnie spojrzeć na oba filmy, to wydaje się, że tworzył jeinny reżyser. Są to jednak tylko pozory.Spróbujmy przyjrzeć się, w jaki sposób dwa ostatnie filmy Lyncha wzajemniesię dopełniają. Zagubiona autostrada podzielona jest na dwie części. Bohaterempierwszej jest chorobliwie zaborczy i zazdrosny o swą piękną żonę saksofonista,Fred Madison. Na skutek obsesji prawdopodobnie zabija żonę (film jest tak skonstruowany,że do końca nie wiadomo kto zabił) i trafia do celi śmierci. Tam, w nocprzed egzekucją, zmienia się w mechanika samochodowego - Pete'a Daytona.Łącznikiem obu części filmu są dwie postaci: kobieta, która w części pierwszej jestżoną Madisona, a w drugiej dziewczyną mafioza, Dicka Laurenta (jedną i drugągra ta sama aktorka), oraz tajemniczy mężczyzna o bladej jak kartka papieru twarzy.Osobnik ten pojawia się w kluczowych momentach pierwszej i drugiej części.To on zapewne wkrada się do domu państwa Madisonów i podrzuca im dziwnejtreści kasety video przedstawiające widok na ich sypialnię, w której oboje śpią.430<strong>FRONDA</strong> 19/20


W wieczór poprzedzający zabójstwo żony Fred spotyka na imprezie tajemniczegomężczyznę z bladą twarzą, z którym odbywa następującą rozmowę:Mężczyzna - Spotkaliśmy się już, prawda?Fred - Nie sądzę. Gdzie mielibyśmy się spotkać?M - W twoim domu, nie pamiętasz?F - Nie, nie pamiętam. Jest pan pewny?M - Oczywiście. Właściwie... jestem tam w tej chwili.F - Jak to? Gdzie pan jest w tej chwili?M - W twoim domu.F - To jakiś pieprzony obłęd, człowieku.Mężczyzna, podając Fredowi telefon komórkowy - Zadzwoń do mnie.Wybierz swój numer... No, dalej.Fred dzwoni.Mężczyzna, ze słuchawki - Mówiłem, że tu jestem.F - Jak pan to robi?M - Zapytaj mnie!Fred do słuchawki - Jak pan wszedł do mojego domu?Mężczyzna, ze słuchawki - Zaprosiłeś mnie. Nie zwykłem przychodzić tam,gdzie mnie nie chcą...F - Kim pan jest?Mężczyzna w słuchawce, szatański śmiech - Oddaj mi telefon.Mężczyzna, po odebraniu telefonu od Freda - Miło się z tobą rozmawiało.W nocy po tej rozmowie Fred ogląda kolejny nakręcony amatorską kamerąfilm, na którym zarejestrowane są zdjęcia zakrwawionej sypialni, być możesą to materiały przedstawiające dokonane przez niego zabójstwo...Powyższy dialog stanowi w moim przekonaniu klucz do interpretacji filmu.Tajemnicza postać wraz ze swymi metodami, nadprzyrodzonymi zdolnościami,podstępami, kuszeniem, podsycaniem złych skłonności, kojarzy się chyba aż nazbytjednoznacznie. Z kolei dalsza część filmu pokazuje jedynie to, co dzieje sięz człowiekiem, który podda się argumentom i działaniu tajemniczej postaci. Zagubionaautostrada jest filmem wyjątkowo ciężkim i, jak trafnie zauważali krytycy,niemal całkowicie pozbawionym ironii i akcentów humorystycznych. Owatonacja serio wynika, moim zdaniem, z bezpośredniego opisu działania osobowegozła w życiu bohatera. Ironizując, reżyser osłabiłby tylko jednoznaczny wydźwiękfilmu.LATO-2000431


Autostrada do niebaPo dwóch latach od nakręcenia Zagubionej autostrady na ekrany kin wszedł nowyfilm Lyncha pt. Prosta historia. Dla sporej części widzów jest on dużym zaskoczeniem.Obraz to jasny, pogodny i pełen ciepłego optymizmu. Nie jestto jednak optymizm łatwy, bowiem problem wybaczenia „zapiekłej" winy,który jest wiodącym tematem, wymaga od bohatera, Alvina Straighta, długiejwalki z sobą samym. Walce tej towarzyszą iście Boże znaki. Preludiumdo wydarzeń jest sytuacja choroby samego bohatera. Staruszek we własnymdomu z niewiadomych powodów przewraca się na podłogę. Jak ujmuje to recenzent„Filmu", Piotr Wojciechowski, „Alvin Straight leży na podłodzeswojego małego domku i przygląda się jak jego córka Róża, sąsiadka i przyjacielmiotają się, nie wiedząc co robić. Po prostu pomóżcie mi wstać - mówiw końcu. Teraz już wiemy - stary Alvin niewiele już może zwojować (...)To Bóg powalił Alvina Straighta, aby dać mu do zrozumienia, że jego czaszbliża się do kresu." Takich sytuacji jest więcej. Chociażby okoliczności,432<strong>FRONDA</strong> 19/20


w których bohater dowiaduje się o ciężkiej chorobie brata: wokół szalejeburza z piorunami, Alvin siedzi z córką wpatrując się w noc i nagledzwoni telefon...Prosta historia to w ścisłym tego słowa znaczeniu film drogi. Podróż na kosiarcetrwa długo, ale ten czas działa na korzyść bohatera. Podczas podróżyspotyka on ludzi, którym pomaga swą mądrością życiową, siłą i pokorą. Odstarego człowieka wiele się można nauczyć, zwłaszcza gdy, przezwyciężającchorobę i zmęczenie, przezwycięża on również dumę. Ostatecznie, braciaspotykają się i dochodzi do wzruszającego pojednania - nie za pomocą słów,lecz... samego bycia razem. Jedyne słowa, jakie dane jest nam usłyszeć, toprzedzierające się przez łzy retoryczne pytanie niedołężnego brata: czy natym złomie jechałeś tylko po to, żeby się ze mną spotkać? Ciągłe czuwanieOpatrzności jest tutaj zresztą widoczne przez cały czas. Piotr Wojciechowskipisze: „Wiele razy widzimy uprawne pola nie z siodełka traktorka, którym jedzieAlvin - a z góry. Czyim okiem patrzy tu kamera? Aniołów, którzy pilnująaby brat zdążył pojednać się z bratem? Czy samego Pana Boga, który kochaAmerykę za tych dzielnych, upartych i prawych ludzi z prowincji?"David Lynch lubi autostrady. Ważne sceny dzieją się na nich w Blue Velvet,Dzikości serca, Twin Peaks. W Zagubionej autostradzie czarna droga z migającymiżółtymi pasami prowadziła do piekła. W Prostej historii wiedzie prosto do nieba.MAREKHORODNICZYProsta historia, rei. David Lynch, USA 2000.LATO-2000 433


Marzenie o chuliganie to książka znakomita, napisanauczciwie, odważnie i z rzadką precyzją języka. Jeśliwziąć pod uwagę jakość dzisiejszych „osiągnięć" krytycznoliterackich(takich jak peany na cześć ideologicznejantologii Czesława Miłosza czy Nagroda Nikedla podrzędnego tomiku Stanisława Barańczaka), faktprzemilczenia zbioru szkiców Andrzeja Horubały jestdla tego autora prawdziwym komplementem.POŻEGNANIEZPEERELEMW O J C I E C HW E N C E LDługo przyszło nam czekać na książkę, która w sposób inteligentny, a jednocześniewyrazisty rozprawi się z mitologiami peerelowskiej literatury i ówczesnegożycia umysłowego, popularyzowanymi przez postpeerelowskich literatówpo upadku komunizmu. Niezależnie od siebie próbowali napisać takąksiążkę Rafał Grupiński (Dziedziniec strusich samic, 1992) i Marek Adamiec (Beznamaszczenia, 1995), jednak dopiero Andrzejowi Horubale udało się w pełniodsłonić mechanizm rządzący - jak sam to określa - „Polską RzeczpospolitąLiteracką".Niewątpliwie trzy próby podsumowania peerelowskiej literatury (a więcoczyszczenia zbiorowej pamięci z wpływów komunistycznej socjotechniki)w ciągu dziesięciu długich lat to przeraźliwie mało. Owszem, mieliśmy w tymokresie demaskujące język propagandy prace Michała Głowińskiego, analizującestalinowski angaż intelektualistów rozmowy Jacka Trznadla czy tomy szki-434 <strong>FRONDA</strong> 19/20


ców Wiesława Pawła Szymańskiego, a także liczne antologie, z Czerwonąmszą Bohdana Urbankowskiego na czele. Zabrakło jednak całościowegospojrzenia na literaturę peerelu: próby pokazania jej „od podszewki" i rzetelnejz nią rozprawy. Ta absencja jest tym bardziej dotkliwa, że niektórez zainicjowanych w latach pięćdziesiątych strategii pisarskich (czytaj: a-moralnych),funkcjonują do dzisiaj, inspirując kolejne grupy młodych, niezbyt rozgarniętychmiłośników klawiatury i kartki papieru.Marzenie o chuliganie to książka znakomita, napisana uczciwie, odważniei z rzadką precyzją języka. Jeśli wziąć pod uwagę jakość dzisiejszych „osiągnięć"krytycznoliterackich (takich jak peany na cześć ideologicznej antologii CzesławaMiłosza czy Nagroda Nike dla podrzędnego tomiku Stanisława Barańczaka), faktprzemilczenia zbioru szkiców Andrzeja Horubały jest dla tego autora prawdziwymkomplementem. Martwa cisza wokół jego książki to jednak nie tylko efektkrytycznoliterackiej ignorancji, lecz przede wszystkim skutek „antylustracyjnego"sojuszu dawnych marksistów, dziś zgrupowanych w salonie Adama Michnika.Wzajemna lojalność, zabezpieczająca ich przed publicznym rachunkiem sumienia,nakazuje im z niesmakiem krzywić się nad językiem Horubały, bezskrupułów piszącego o „Mrożku-staliniście" czy „komunistycznej grotesce".Alibi doskonałeAch, gdybyż niepoprawność Marzenia o chuliganie sprowadzała się tylko do tego!Zupełnie nie do strawienia jest dla weteranów peerelu główna teza książki,zgodnie z którą Witold Gombrowicz, wprowadzając do życia umysłowegoimperatyw „niewolniczego chichotu", wskazał stalinowskim luminarzomliteratury „drogę ucieczki od indywidualnej odpowiedzialności" za popełnioneświństwa. W konsekwencji „pisarze uczestniczący w konstruowaniu literackiegojęzyka propagandy, w parę lat później [po przełomie 1956 roku] odrzucaligo, pokazując przeszłość, w której uczestniczyli, jako językowąi pozajęzykową groteskę". Dla Horubały jest to wybór wyjątkowo ohydny:„Można było wybrać dwie drogi: Conradowską albo nowoczesną, europejską.Ta druga to była droga zanegowania sensu historii, zanegowania odpowiedzialności.Była to droga rozpaczy, ale jednocześnie karnawału. Śmiechze wszystkiego, negacja wartości tradycji - to wszystko było doskonałym alibi.Niedawni słudzy najeźdźcy, szyderczo wyśmiewający narodową tradycję,lato 2000 435


teraz łączyli się z ofiarami w obłędnym karnawałowymtańcu. Bo przecież wszyscy zostali oszukani."Przedstawianie się w charakterze ofiar „bezdusznegomechanizmu historii" umożliwił marksistomoczywiście Hegel, jednak chirurgiem dokonującymzabiegu samousprawiedliwienia był Gombrowicz.Zwłaszcza Trans-Atlantyk, „ta opowieść dezertera, którywłasne tchórzostwo uzasadnia śmiesznością narodowejtradycji i wiernością samemu sobie", stał się - zdaniemHorubały - „niezwykle atrakcyjną protezą dla krajowych literatów".Dzięki tej protezie rzeczywistość sowieckiej niewolimogła być zastąpiona wirtualną niewolą „gestu sarmackiego", zaściankowościczy niedojrzałości, z którymi to zjawiskami dzielnie walczylipostępowi inteligenci. Retorycznej amunicji dostarczył im słynny esejLeszka Kołakowskiego Kapłan i błazen, sugerujący intelektualną wyższość ironiii nieufności nad powagą w dyskursie historycznym. Gra była warta świeczki.O tym, jak głęboko przejęli się tą strategią dawni marksiści, świadczy dzisiejszapublicystyczna gorliwość Andrzeja Szczypiorskiego, Adama Michnikaczy Tadeusza Komendanta. Śmiech, wpisany w latach pięćdziesiątych w auręrozważań o narodowej tradycji, do dzisiaj rozbrzmiewa w redakcjach największychpolskich dzienników i tygodników.Witold Gombrowicz, który zainicjował tę swoistą „sztafetę szyderców", jawisię więc Horubale jako „największy pisarz peerelu". Największy pod względemzgubnego wpływu na innych literatów, ale i - paradoksalnie - najwybitniejszypod względem artystycznym. Rzeczywiście, wpływ Gombrowicza napeerelowską kulturę jest niezaprzeczalny. Na przykładzie prozy Stanisława Dygata,Jacka Bocheńskiego, Mariana Pankowskiego, Sławomira Mrożka, JerzegoAndrzejewskiego, Kazimierza Brandysa i Andrzeja Żuławskiego udaje się Horubaleudowodnić, że peerelowscy literaci traktują język Gombrowicza jako naturalnąpłaszczyznę porozumienia zarówno z czytelnikami, jak i bohateramiswoich utworów. Nawet „Andrzej Kijowski, jako krytyk przestrzegający przednieuzasadnionym uprawianiem groteski i szyderstwa, gromiący Mrożka za jegoŚmierć porucznika, boczący się na Zezowate szczęście, sam jako pisarz okazujesię niewolnikiem stylu narzuconego przez Gombrowicza". Równocześnie Horubałanie waha się jednak mówić o heroizmie autora Ferdydurke, którego „ego-436<strong>FRONDA</strong> 19/20


tyzm i przywiązanie do własnych koncepcji impregnowały (...) na zbiorowemody, szczególnie takie, za które trzeba płacić kompromisem artystycznym".Twórca alibi dla peerelowskich literatów jest więc dla warszawskiegoeseisty pisarzem niezależnym, co więcej - autorem wybitnych dziełartystycznych. W zakończeniu pierwszego i najważniejszego eseju w swojejksiążce Horubala nazywa go wręcz „największym pisarzem polskim XX wieku"i... chyba ma rację. Ambiwalencja ocen, wpisana w tę książkę, jest konsekwencjąprzyjętej przez autora metody krytycznoliterackiej - dodajmy od razu:oryginalnej i w dzisiejszych czasach odświeżającej - polegającej na poszanowaniuodrębności dwóch różnych porządków wartości. Miażdżąc ideologicznąwarstwę Trans-Atlantyku, Horubała potrafi przyznać, że jest to „dzieło genialne".Dowcipnie i konsekwentnie krytykuje też „literatów", których uważa zaprzeciwieństwo „pisarzy". Gombrowicz jest „pisarzem", więc ideologiczny wymiarjego dzieł nie przekreśla ich rangi artystycznej.Ironia albo brak męstwaZdemaskowanie ironicznego relatywizmu jako strategii obronnej „krajowychliteratów" nie jest w żadnej mierze działaniem politycznym; wiąże się z bardzopotrzebną dzisiaj krytyką niepowagi w kulturze wysokiej. Horubała ma tutajznaczących poprzedników i sprzymierzeńców - od Teresy Kostkiewiczowej,Pawła Hertza czy Andrzeja Kijowskiego po Ryszarda Legutkę. Diagnozao „sztafecie szyderców" bardzo przypomina rozpoznanie o „terrorze szyderców"w kulturze XX wieku, dokonane na łamach „Frondy" (1996, nr 6) przezJarosława Marka Rymkiewicza. Z kolei uwagi o stylu zdominowanym przez„niewolniczy chichot" idą w parze z wnioskami Macieja Urbanowskiego, sformułowanymina przykład z okazji analizy prozy Jerzego Pilcha, owego „pisarzamniejszego", jak określa go Horubala.Także wprowadzona przez Urbanowskiego opozycja „literatury czystej- nieczystej" wydaje się sprzyjać myśleniu autora Marzeniao chuliganie, który buduje odpowiadającą jej opozycję „męstwa- braku męstwa". Pisząc o rozliczeniu Andrzeja Kijowskiegoz własną zaangażowaną młodością, Horubała bez namaszczeniaodnosi się do stalinowskiej z gruntu, choć i dziśpopularnej wizji, iż „ironia jest jedynym stylem historii":437


„Wizji, która rozpanoszyła się w peerelowskiejtwórczości i obrodziła całymszeregiem dzieł pokracznych, nieszczerych,skłamanych. Zdawało się, żeto nurt europejski i nowoczesny im przewodzi,bo tak też było w istocie, lecz u ichźródeł bardzo często leżał po prostu brak męstwa.Gombrowiczowski duch patronował wypowiedziom, na dnie którychtkwiła rozpacz. Rozpacz obserwatorów, ale i niedawnych sprawców społecznegozła. Rozpacz sceptyków, którzy raz zaangażowawszy się, uwierzyli, żewszelka postawa serio jest niestosowna. Niemęskie, zdziecinniałe tłumaczeniawłasnej przeszłości stały się dominującym tonem polskich twórców.W zdrobnienie uciekali, w ironię, w drwinę. Odrzucali kryteria i w ruchu,w przeczeniu widzieli jedyną postawę przysługującą intelektualiście".Wielką wartością Marzenia o chuliganie jest ukazanieanatomii śmiechu prowadzącego do „stanunieważkości", śmiechu będącego oznaką„kapitulacji zbiorowości i jednostek, którenie są w stanie podjąć odpowiedzialności zaswój los". Obnażając źródła tego imperatywuwe współczesnej kulturze, Andrzej Horubała zasypuje wyrwę, której pochodzeniawielu Polaków nie rozpoznaje: „Ludzie pozbawieni realnego wpływu nadzieje unieważniali świat, ukazywali sferę publiczną jako niepoważną i groteskową,snuli opowieści o «daremności wszelkich urzeczywistnień)). Śmiechem zagłuszającwłasną niemoc - tę motywowaną zewnętrznie i wewnętrznie - tworzylikarykaturę narodowej historii, aby przekonać siebie, że zniewolenie, jakiemupodlegają, jest stalą zasadą, rządzącą dziejami."Jeżeli takie są powody, dla których od ponad półwiecza polska kultura prezentujenam swe wdzięki w wątpliwym, groteskowym przebraniu, to nie maod tego faktu nic bardziej żałosnego. Jeśli bowiem tak jest, to znaczy, że żyjemyw szambie. Kultura rezygnująca z wymiaru duchowego z powodu kilkuzniewieściałych literatów. Kultura jako gra partyjnych aktywistów, parawan dlaich małych, politycznych decyzji (szczególnie wyraziście pokazuje to Horubaław eseju Wariacje niewolników). Wreszcie kultura wciągająca kolejnych, młodocianychadeptów po 1989 roku.438<strong>FRONDA</strong> 19/20


Z książki Andrzeja Horubały wyłania się zaskakujący z pozoru, leczchyba prawdziwy obraz części nowej literatury, zwłaszcza „poezji «brulionu»", jako bękarta stalinizmu. „Młodzi pisarze - odważnie pisze autor - którymdrwina z narodowej przeszłości narzuca się jako nowoczesny wzorzec wypowiedzi,nie wiedzą, że podejmując go, przedłużają duchowy żywot peerelu,że tworzą kolejne wariacje niewolników".Post moder (kom u) niściDiagnozowane przez Horubałę „długie trwanie" peerelu jest jednak nie tylkokwestią indywidualnych wyborów, ale przede wszystkim sprawą przeobrażeńcałej kultury i medialnego triumfu postmodernizmu. Autor przekonująco pokazujetę intelektualną patologię jako końcowe stadium strategii marksistów.Postmoderniści zajmują dziś miejsce samego Gombrowicza - im także „udałosię narzucić bardzo specyficzny styl lektury, zbliżony do sposobu odbioru kanonicznychświętych pism", które „należy tłumaczyć ludowi, ale bez stawianianajprostszych pytań czy artykułowania wątpliwości". Co prawda, zdanie, że„postmodernizm (...) wykorzystywany jest przez eks-stalinowców do uchyleniapytania o ich odpowiedzialność", formułowane jest przezHorubałę dopiero w przypisie, ale lektura całości książkinie pozostawia wątpliwości, że to właśnie stalinowsko-postmodernistycznaciągłość jest największym niebezpieczeństwem,przed jakim stoi dziś polska kultura. Bodaj najdobitniejświadczy o tym życie i twórczość Zygmunta Baumana.Mechanizm, jaki napędzał polską kulturę przez ostatniepięćdziesiąt lat, opierał się na groteskowej „ucieczceod odpowiedzialności", ale jego główną częścią była całkiempoważna relacja „mistrz - uczeń". Horubała nieprzypadkowostosuje w swojej książce kategorię brakumęstwa w odniesieniu do literatów, bowiem ich pierwszą,narzucającą się cechą była uległość wobec wydumanychautorytetów. „Zostaliśmy oszukani" - mówili pofakcie stalinowcy, którzy kilka lat wcześniej - jak TadeuszRóżewicz - „szukali nauczyciela i mistrza", by zaraz potemnabożnie czcić sowieckiego wodza. Znane, choć nieLATO-2000439


podjęte przez autora Marzenia o chuliganie, są przypadki uwiedzenia literatówprzez natchnionego komunistę Tadeusza Krońskiego, autora słów: „My sowieckimikolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji".Bezgranicznie ufał mu Czesław Miłosz, któremu Kroński „zabraniał drukowanianiektórych wierszy". „Geniusz Tadeusza Krońskiego był czymśnajprostszym i najrzadszym: autentycznością" - pisał we wspomnieniowymszkicu Leszek Kołakowski. Dziś Miłosz zmienił obiekt swego pożądania, alewyraża je wciąż tym samym językiem: „Adam Michnik jest dla mnie czymśw rodzaju cudu". Damska natura literatów ma, jak widać, solidne podstawy.Gombrowicz i stado literatówKsiążka Andrzeja Horubały każe wreszcie przewartościować utrwalone w peereluhierarchie literackie. Okazuje się, że niewiele było w minionej epoce realnychwielkości. Dla Horubały takimi wielkościami są Gustaw Herling--Grudziński i Andrzej Bobkowski, którego autor ustawia w wyrazistejopozycji do Gombrowicza. Obaj ci pisarze - z mniejszym lub większymskutkiem artystycznym - łączą w swojej twórczości talent i uczciwość,a więc dwie odmienne perspektywy wartościowania. Obaj sąjednak emigrantami. W peerelu funkcjonuje jedynie Gombrowiczi żerujące na nim stado literatów. Oczywiście Horubała skupia się naprozie. Gdyby jego widzenie nieco rozszerzyć, obok Herlinga i Bobkowskiegomożna by chyba wymienić Zbigniewa Herberta i - z charakterystycznądla tej metody krytycznej ambiwalencją - Miłosza. Jednakbez względu na te braki, spojrzenie Horubały zadziwia swojątrafnością.Niedawno na łamach „Życia" rozgorzała dyskusja o „świecie nieprzedstawionym" w kontekście współczesnej literatury. Kluczem dochwytliwego hasła, które ją zapoczątkowało, był tytuł słynnej, nowofalowejksiążki Juliana Kornhasusera i Adama Zagajewskiego. Na miejscu publicystów„Życia" nie powoływałbym się na marną książkę autorstwa ludzi trapionychpolityczną gorączką (wystarczy wspomnieć jeden z rozdziałów książki - absurdalnyatak Kornhausera na Herberta). Opisana przez Horubałę praktyka literackapeerelu prowokuje do zachowania większej powściągliwości. Być możeświat, który domaga się przedstawienia, wcale nie leży na politycznej mapie,440<strong>FRONDA</strong> 19/20


pomiędzy „zaangażowaniem" a „odwilżą", zaś literatura nie jest grąw ideologiczne warcaby. Oprócz świata literatów istnieje bowiem jeszczeświat nadprzyrodzony i może to jego opisanie jest pierwszym obowiązkiem literatury... Chyba że chodzi wyłącznie o historyczne świadectwo.Marzenie o chuliganie to książka, jakiej wszyscy potrzebowaliśmy. Jej autor -co nie bez znaczenia - nie daje się podejść Gombrowiczowi również na poziomiejęzyka, wskazując drogę przyszłym eseistom, jak w trakcie obrony wysokiegotonu nie dać się zepchnąć do narodowo-martyrologicznego schronu. Horubałajest w swojej książce i narodowy, i dowcipny. Lekkość, z jaką prowadzinajbardziej skomplikowane wywody, udowadnia, że poradził już sobie z terrorem„gombrowiczoidów". Skąd pewność, że po nim przyjdą następni? Przekonujeo tym sam autor, wspominając swoją rozmowę ze znajomym - spozabranży polonistycznej - który „poślubił był studentkę polonistyki. Narzekałon, że koledzy jego żony ze studiów są bez sensu, gdyż wszyscy zapytani, coplanują robić w przyszłości, odpowiadają, iż będą pisać eseje."Oby nauczyli się robić to tak, jak Andrzej Horubała.WOJCIECHWENCELAndrzej Horubala, Marzenie o chuliganie, Biblioteka Debaty, Warszawa 1999LATO-2000 441


„Jest świat poza brudnym hotelem Poza płaczem/kochanków" - zaraz na wstępie, jakobietnica Tego, którego imię szacunek kazałnam zapomnieć. „Wyjdź z twojej ziemi rodzinneji z domu twego ojca" (Rdz 12,1). Wyjdźz tego, co znasz, co znamy wszyscy od tak dawna,a śp. Zbigniew Herbert to tylko najpiękniej(bo najprościej) wypowiedział. „Do kraju, któryci ukażę" (Rdz 12,1). Do świata zielonego,który dopiero wzrasta - dla Ciebie, dla naswszystkich. „Spójrz na niebo i policz gwiazdy,jeśli zdołasz to uczynić. Tak liczne będzie twojepotomstwo" (Rdz 15,5).Jest świat „Poza labiryntem mowy Choćbyzdawało się że/ w niej tkwi ostateczność NieW niej tkwi zadufanie". Więc wyjdź! „Słowo tobowiem jest bardzo blisko ciebie: w twychustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić"(Pwt 30,14). „Słowo jest blisko ciebie: na twoichustach" kładzie się gładko i „w sercu twoim"(Rz 10,8) łączy się z rzeczami, które nazywa -samo przeźroczyste. „Nie będę mówił wprostchoć mógłbym" - jęk zerwanej struny, sfałszowanamelodia. Nie rezygnuje się ze szczęścia,nie zaciemnia się prawdy dobrowolnie - tylkoona wyzwala. „Jeśli otwierasz usta niech to będzieostrze Klin/ Diament w wiecznej wędrówcepo szybie Rysa jak/ rana zadana włócznią podjest bliskociebieA L E K S A N D E RK O P I Ń S K I<strong>FRONDA</strong> 19/20


żebro". Nie trzeba, nie trzeba: słowa są posłuszne,Pan dał je by nam służyły. Ta rysa nie jest„jak". W Jego śmiertelnej ranie zmieści się też całynasz ból oddarcia rzeczy od słów.„Ciało nie partycypuje w «darze intertekstualnośa».Ciało jest niepodatne na postmodernistyczną dekonstrukcję.(...) Ciało w zetknięciu z nimi wszystkimicierpi albo umiera nie mogąc zmienić kształtu, niemogąc porzucić ostrożnego cienia substangi, nie mogącwyrzec się kompromisu substanq'alności."* Wiedzabanalna: ból sprowadza na ziemię. Nuda to ból duszy,jak uczy ojciec Salij. Następne 30 stron to jedenwielki ból duszy, przykutej do tego świata. Potop retoryki- spieniona, zalewa usta, uszy i tylko oczy patrząjeszcze, przerażone. A przecież stąd uciec nie można:jedynie wchodząc do końca w te jedyne realia, możnaodnaleźć... nie! - zostać odnalezionym: przez Niego,jedyne wyjście z zagubienia.Ironia to żałosna blaga, wszyscy to wiemy.Dlatego już jej nie ma i być tu nie może. To stądte słowa poważne - jedyne naprawdę mocne, bomierzą się z rzeczywistością - ze strony przedtytułowej,odręczna dedykacja: „tę smutną i bolesnąksiążeczkę"...Słowo jest blisko ciebie. Tylko On możeprzysięgać, a Jego obietnice się spełniają. Bo tylkoOn przeistacza. Czy właśnie dlatego nie pisałepigramatów?ALEKSANDERKOPIŃSKIJarosław Klejnocki, Krótka historia przeistoczeń (epigramaty),Wyd. Czarne, Czarne 1999Cytaty są fragmentami z wiersza-wstępuEpigramat sprawozdawczy.* Cezary Michalski, Powrót człowieka bez właściwości,Biblioteka Debaty, Warszawa 1997, s. 66.LATO-2000


Tropami • wie szcza^albo^Parnas• bis • i • 3J A N B Ł O N N Y & M A R I A S T A Ł A- Co to mamy na dzisiaj? - rzekła surowo magister Bratkowska i zajrzałado programu - Aha! Wytłumaczyć i objaśnić uczniom, dlaczego MarcinSwietlicki wzbudza w nas miłość i zachwyt? A zatem, panowie, ja wyrecytujewam swoją lekcję, a potem wy z kolei wyrecytujecie swoją. Cicho! - krzyknęłai wszyscy pokładli się na ławkach, rękami podpierając głowy, a Bratkowska,nieznacznie otworzywszy odnośny podręcznik, zacisnęła usta,westchnęła, stłumiła coś w sobie i rozpoczęła recytację.- Hm... hm... A zatem dlaczego Marcin Swietlicki wzbudza w nas zachwyti miłość? Dlaczego przeklinamy z poetą, czytając ten cudny, harfowypoemat Nieprzysiadalność? Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, spiżowychstrof Pieśni profana, wzbiera w nas poryw? I dlaczego nie możemy oderwać sięod cudów i czarów Schizmy, a kiedy znowu zadźwięczą skargi poety, o którymnie ma nic w konstytucji, serce rozdziera się nam na kawały? I gotowiśmylecieć, pędzić na ratunek nieszczęsnemu Marcinowi? Hm... Dlaczego?Dlatego, panowie, że Swietlicki wielkim poetą był! Drewniak! Dlaczego?Niech Drewniak powtórzy - dlaczego? Dlaczego zachwyt, miłość, przeklinamy,poryw, serce i lecieć, pędzić? Dlaczego, Drewniak?- Dlatego, ze wielkim poetą był! - powiedział Drewniak. Uczniowie, pochyleninad klawiaturami zużytych pecetów (niegdyś podarowanych szkole przezministra Handkego), potajemnie włączali internet albo otwierali program Painti podpisywali się na monitorze, raz za razem, to z zakrętasem, to bez, a jedenkaligrafował myszką przez cały ekran: Dla-cze-go, dla-cze-go, dla-cze-go, Swie--tlic-ki, Swie-tlic-ki, Swie-tlic-ki, tlic-ki, tlic-ki, cyc-ki, cyc-ki-świe-tlic-ki-i-mysz-ka-kot.Twarze im zbiedniały. Gdzież się podziało niedawne podniecenie,spory i dyskusje - paru tylko szczęśliwców zapomniało o bożym świecie nad444 <strong>FRONDA</strong> 19/20


Chestertonem. Nawet Micha! Milczek zmuszony był wytężyć całą siłę charakteru,żeby nie sprzeniewierzyć się swoim zasadom samodoskonalenia i samokształcenia,lecz umiał on się tak urządzić, że właśnie przykrość była mu źródłemrozkoszy, jako probierz siły charakteru. Inni zasię tworzyli wzgórki i dołkina dłoni i dmuchali w dołki z rosyjska - ech, ech, dołki, górki, dołki, górki. Nauczycielkawestchnęła, stłumiła, spojrzała na zegarek i mówiła.- Wielkim poetą! Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego kochamy?Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecieżspokojnie, wbijcie to sobie dobrze w głowy - a więc jeszcze raz powtórzę,proszę panów: wielki poeta, Marcin Swietlicki, wielki poeta, kochamyMarcina Swietlickiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkimpoetą. Proszę zapisać sobie na dyskietkach temat wypracowania domowego:Dlaczego w poezjach wielkiego poety, Marcina Swietlickiego, mieszka nieśmiertelnepiękno,które zachwyt wzbudza?W tym miejscu wykładu jeden z uczniów zakręcił się nerwowo i zajęczał:- Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Wcale się nie zachwycam! Niezajmuje mnie! Nie mogę wyczytać więcej jak dwie strofy, a i to mnie nie zajmuje.Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?Wytrzeszczył oczy i usiadł, grążąc się w jakieś bezdenne przepaście. Naiwnymtym wyznaniem aż zakrztusiła się nauczycielka.- Ciszej, na Boga! - syknęła - Kołtuńskiemu stawiam pałkę. Kołtuńskizgubić mnie chce! Kołtuński chyba nie zdaje sobie sprawy, co powiedział?KOŁTUŃSKIAle ja nie mogę zrozumieć! Nie mogę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie zachwyca.NAUCZYCIELKAJak to nie zachwyca Kołtuńskiego, jeśli tysiąc razy tłumaczyłam Kołtuńskiemu,ze go zachwyca.KOŁTUŃSKIA mnie nie zachwyca.NAUCZYCIELKATo prywatna sprawa Kołtuńskiego. Jak widać, Kołtuński nie jest inteligentny.Innych zachwyca.KOŁTUŃSKIAle, słowo honoru, nikogo nie zachwyca. Jak może zachwycać, jeśli nikt nieLATO-2000 445


czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, żenas zmuszają siła...NAUCZYCIELKACiszej, na Boga! To dlatego, ze niewielu jest ludzi naprawdę kulturalnych i nawysokości...KOŁTUŃSKIKiedy kulturalni także nie. Nikt. Nikt. W ogóle nikt.NAUCZYCIELKAKołtuński, ja mam konkubenta i nieślubne dziecko! Niech Kołtuński przynajmniejnad nieślubnym się ulituje! Kołtuński, nie ulega kwestii, że wielkapoezja powinna nas zachwycać, a przecież Swietlicki był wielkim poetą...Może Swietlicki nie wzrusza Kołtuńskiego, ale nie powie mi chyba Kołtuński,że nie przewierca mu duszy na wskroś 0'Hara, Ginsberg, Podsiadło,Bursa, Wojaczek, Wiedemann...KOŁTUŃSKINikogo nie przewierca. Nikogo to nic nie obchodzi, wszystkich nudzi. Niktnie może przeczytać więcej niż dwie lub trzy strofy. O Boże! Nie mogę...NAUCZYCIELKAKołtuński, to jest niedopuszczalne. Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją,nie może nie zachwycać nas, a wiec zachwyca.KOŁTUŃSKIA ja nie mogę. I nikt nie może! O Boże!Nauczycielce pot kroplisty zrosił czoło, wyjęła z pugilaresu fotografiekonkubenta i dziecka i próbowała wzruszyć nimi Kołtuńskiego, lecz tenpowtarzał tylko w kółko swoje: „Nie mogę, nie mogę". I to przejmujące„nie mogę" rozpleniało się, rosło, zarażało, już z kątów dochodziły szmery:„My też nie możemy" i zagrażać jęła powszechna niemożność. Nauczycielkaznalazła się w okropnym impasie. Lada sekunda mógł nastąpić wybuch -czego? - niemożności, lada moment dziki ryk niechcenia mógł porwać sięi dopaść dyrektora i wizytatora, lada chwila gmach cały mógł runąć, grzebiącpod gruzami dziecko, a Kołtuński właśnie nie mógł, Kołtuński ciągle niemógł i nie mógł.Nieszczęsna Bratkowska poczuła, że jej także grozić zaczyna niemożność.- Michaś! - krzyknęła - Niech Michaś natychmiast wykaże mnie, Kołtuńskiemui wszystkim w ogóle piękności którego z celniejszych ustępów! Prę-44g <strong>FRONDA</strong> 19/20


dzej, bo periculum in morał Proszę uważać! Jeżeli kto piśnie, zarządzę ćwiczenieklasowe! Musimy móc, musimy móc, bo z dzieckiem będzie katastrofa!Michał Milczek podniósł się i zaczął recytować ustęp z Odcisków.I recytował. Faworyt grona pedagogicznego ani trochę nie uległ powszechnej,a tak nagłej niemożności, przeciwnie - mógł zawsze, gdyż właśniez niemożności czerpał swoją możność. Recytował zatem i recytował zewzruszeniem, tudzież z właściwą intonacją i uduchowieniem. Co więcej, recytowałpięknie i piękność recytacji, wzmożona pięknością poematu i wielkościąwieszcza oraz majestatem sztuki, przetwarzała się niepostrzeżeniew posąg wszelkich możliwych piękności i wielkości. Co więcej, recytował tajemniczoi pobożnie; recytował usilnie, z natchnieniem; i wyśpiewywałśpiew wieszcza tak właśnie, jak śpiew wieszcza winien być wyśpiewany (jakbysam Milczek należał do grupy Świetliki). O, cóż za piękność! Jakaż wielkość,jakiż geniusz i jakaż poezja! Myszka, ściana, internet, palce, sufit, monitor,okna, o, już niebezpieczeństwo niemożności było zażegnane, dzieckobyło uratowane, a konkubent tak samo, już każdy się zgadzał, każdy mógłi prosił tylko, żeby przestać. Po kwadransie sam Kołtuński zajęczał, że dosyć,że już uznaje, że uchwycił, że cofa, zgadza się, przeprasza i może.- A widzi Kołtuński?! Nie ma to jak szkoła, gdy chodzi o wdrożenieuwielbienia dla wielkich geniuszów! Wieszczem był! Wieszczył! A zatemjeszcze raz powtórzmy - zachwycamy się, gdyż był wielkim poetą, a czcimy,gdyż wieszczem byl! Nieodzowne słowo.Jan • Błonny • &• Maria • Stała^współpracaWitold • G.T R O P A M I W I E S Z C Z A A L B O P A R N A S B I S I 3/4LATO-2000 447


KASZA I ŚRUBOKRĘT A.D. 2015Radość warszawiaków: więcej antyfaszyzmu w stolicyZenon Zglistz, przewodniczący Warszawskiego Frontu Antyfaszystowskiego,ogłosił na walnym, ogólnopolskim zebraniu przedstawicieli Frontu, że negocjacjez wojewodą mazowieckim zakończyły się sukcesem. Od 1 czerwca tradycyjne„Marsze przeciwko faszyzmowi, rasizmowi, antysemityzmowi i zacofaniu"nie będą już odbywać się tylko w dni parzyste, ale codziennie. Trasamarszu i godzina jego rozpoczęcia pozostaną niezmienione. Antyfaszyści warszawscyspotykają się codziennie o godz. 11 rano pod hotelem Bristol i następnie,przez place Teatralny i Bankowy, ulicami Andersa i Anielewicza docierająpod pomnik Bohaterów Getta, gdzie tradycyjnie już zostaną złożone kwiatyi przemówienie wygłosi przewodniczący Zenon Zglistz. W godzinach trwaniamarszu, ruch miejski będzie odbywał się wyznaczonymi objazdami. Trasa objazdównie ulega zmianie.(PAP) 25.05.2015Dwie drogi do niepodległościW Klubie Dobrej Książki odbyła się wczoraj promocja pracy profesora JerzegoJ. Wiatra KOR i KPP - Dwie drogi do niepodległości Polski. Spotkanie z autorem poprowadziłznany publicysta „Gazety Centralnej" Michał Głośny. Profesor Wiatropowiadał o skomplikowanych losach polskich działaczy niepodległościowychXX wieku - Jakuba Bermana, Antoniego Różańskiego, Aleksandra Kwaśniewskiego,Adama Michnika, Ryszarda Kalisza, Leszka Millera, Andrzeja Celińskiego,Luny Brystygierowej, Jacka Kuronia, którzy zmierzali różnymi drogami dopełnej suwerenności Rzeczypospolitej. Ów długi marsz dwóch różnych a jednakrównoprawnych tradycji niepodległościowych, czyli Komunistycznej Partii Polski(mutującej następnie w PPR i PZPR) i Komitetu Obrony Robotników zakończonyzostał w 1989 roku podczas porozumienia Okrągłego Stołu.448<strong>FRONDA</strong> 19/20


W spotkaniu uczestniczyła licznie przybyła młodzież licealna i studenckastolicy. Po zakończeniu sędziwemu prof. Wiatrowi jego ulubione piosenkiz czasów młodości zaśpiewała w wersji unplagged popowa wokalistka Kora.lokalny dodatek „Gazety Centralnej" 23.02.2015Siewcy kłamstwa magdalenkowegoW dniu wczorajszym pseudohistoryk z Opola, Daniel Macierzanka, oskarżonyzostał o szerzenie kłamstwa magdalenkowego. W swojej książce pt. Groźne tematy,wydanej w maju 2014 roku, w jednym z rozdziałów zreferował on w tonieaprobaty poglądy tzw. rewizjonistów Okrągłego Stołu. Badacze ci kwestionujądemokratyczny charakter przemian, jakie miały miejsce w Polsce po roku1989. Ich zdaniem lewica solidarnościowa porozumiała się z PZPR-owskimkierownictwem w kwestii transformacji ustrojowej, rzekomo ponad głowamiwiększości społeczeństwa i reszty opozycji. Nie przypadkiem jednak od roku2010 w znowelizowanej po raz kolejny ustawie o Instytucie Pamięci Ludowej(dawniej Narodowej) figuruje artykuł, zakazujący zaprzeczania obowiązującejwersji dziejów od prasłowiańskiej starożytności aż po czasy współczesne.Negowanie tak doniosłego faktu, jakim było wielkie pojednanie demokratycznejopozycji z reformatorskim (zdecydowanie dominującym) skrzydłem PZPR,jest w świetle wymienionej ustawy aktem, który w najwyższym stopniu podważafundamenty ustrojowe naszego państwa.magazyn Partii Ludowo-Państwowej „Wspak" 4.06.2015Nigdy więcej- Czy nie sadzi pan, że ustawa rozszerzająca zbrodnie kłamstwa oświęcimskiego możezostać jednak storpedowana przez grupę posłów fundamentalistycznych? Przecież zgodniez projektem, który proponuje pana klub, będzie można m.in. skazywać tych, którzyopowiadają antysemickie dowcipy, propagują antysemicką literaturę, która jeszcze doniedawna była traktowana jako lektura szkolna - Przedwiośnie i Na probostwiew Wyszkowie Stefana Żeromskiego czy Nie-boską komedię Zygmunta Krasińskiego,by wymienić tylko niektóre z nich. Fundamentalistyczni politycy twierdzą, że chcecie pogwałcićwolność słowa.- Nie sądzę. Grupa fundamentalistów, o której pan wspomina, jest nieliczna.Na szczęście to tylko chorzy z nienawiści ekstremiści wyzbyci człowieczeństwa,znajdujący się de facto o krok od zajęcia pozycji nazistowskich. Wierzę w to, że[.ATO-2000449


po uchwalaniu tej ustawy w formie, jakiej domaga się mój klub, będzie możnaich postawić przed Trybunałem Stanu i pozbawić mandatów poselskich. Co jakco, ale my, Polacy, powinniśmy dmuchać na zimne. Przecież to na naszych ziemiachwydarzyła się najpotworniejsza zbrodnia, jaką zna historia człowieka -wymordowanie 6 milionów Żydów. To w tym kraju już po zakończeniu II wojnyświatowej Polacy urządzali okrutne pogromy na ludności żydowskiej:w Kielcach w 1946 roku, w Warszawie w marcu 1968 czy w Majdanku w roku2000, kiedy to żołnierze Wojska Polskiego przebywający na przepustce brutalniezaatakowali żydowskich uczestników Marszu Żywych. Tym żołnierzom nienawiśćrasową wpoiły niewłaściwe lektury. Dlatego teraz musimy siekieręprzyłożyć do samego korzenia. Zrobimy tak, aby już nigdy więcej nie groziłanam zmora Cyklonu B, endecji, Marca'68 i Zygmunta Krasińskiego.Jerzy Skiernia, poseł Instytucjonalnej Partii Postępu,W rozmowie z Martinem Mulerem, tygodnik „Potylica" 11.05.201 5Lista lektur szkolnych wreszcie gotowaWczoraj minister edukacji i postępu Izabella Siarka ogłosiła od dawna oczekiwanąlistę lektur szkolnych. Jest to rezultat wielomiesięcznej pracy KomisjiReformy Szkolnictwa. Przypomnijmy, że w jej skład wchodzą znane autorytetymoralne i intelektualne Rzeczpospolitej: dr Piotr Gadziowaty, poseł InstytucjonalnejPartii Postępu, redaktor Mieczysław Arkadiusz Barański z tygodnika„Sprzeciw", dr Teresa Torańczyk z Fundacji im. Adama Krzemińskiego,redaktorka „Gazety Centralnej" Helena Pochodnia oraz ks. Jan Kancik z „TygodnikaUniwersalnego i Ekumenicznego".Lista lektur obowiązkowych - jak powiedziała minister Siarka - uwzględniaróżnorodność światopoglądową Polaków i ma wychowywać do życiaw społeczeństwie pluralistycznym. Oto niektóre tytuły z tej listy:• Thomas Jazz-Troon, O heroizmie mojego ojca słów kilka• Jerzy Urban, Alfabet Urbana• Marcin Świetlik, Trzydzieści lat nonkonformizmu• Jacek Krowoń, Integryzm zdławion• Leon Pastusik, Amerykańskie refleksje• Krystian Vaga, Kurwa jego mać i inne opowiadania• Kinga Bunin, Moje pole• Dawid Wołomiński, Kolumna Sefirotów450<strong>FRONDA</strong> 19/20


• Konstanty Rokossowski, Rozkazy• Jan Kott, Przyczynek do biografii• Adam Schaff, Dzienniki• Roman Bratny, Rok w trumnie• Zbigniew Nienacki, Raz w roku w Skirolawkach• Emil Zegadłowicz, Zmory„Wiadomości Kulturowe" 30.09.2015W polityce bez zmianDzisiaj Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalny wynik wyborów prezydenckich.Jak spodziewali się wszyscy, na czwartą już kadencję został wybrany przewodniczącyInstytucjonalnej Partii Postępu, sprawujący urząd prezydenta RE LeszekMłynarz. Głos oddało na niego 76 procent wyborców.(PAP) 25.11.2015Liberalizacja ustawyPrezydent Leszek Młynarz na spotkaniu z Federacją Kobiet Polskich obiecał, żepodpisze ustawę aborcyjną znoszącą dotychczasowe restrykcje.„Ustawa aborcyjna w jej obecnym kształcie, wywalczona jeszcze przez poprzedniegoprezydenta Maksyma Kwasa, zezwala na aborcję jedynie w warunkachciężkiej sytuacji osobistej kobiety. To nie odpowiada normom współczesnejEuropy" - powiedziała przewodnicząca FKP Zuzanna Bobrowska.Ks. Jan Turniej, komentator religijny „Gazety Centralnej", stwierdził, że onsam jest przeciwny aborcji, jednakże zdarzają się różne trudne sytuacje w życiukobiet, których prawo nie powinno kryminalizować. „Najważniejsze, abyśmynie zapominali o miłości" - powiedział ks. Jan Turniej.(PAP) 1.11.2015Ksiądz Turniej nagrodzonyLaureatem tegorocznej Nagrody im. ks. Stanisława Musiała, przyznawanejprzez katolicki „Tygodnik Uniwersalny i Ekumeniczny", został ks. prof. JanTurniej z Warszawy. Przewodniczący kapituły przyznającej nagrody, redaktornaczelny „Tygodnika Uniwersalnego i Ekumenicznego" Jacek Santorowicz,powiedział: „ks. Turniej uczył nas łączyć wszystkie postępowe tradycje ludzkościw jedno. To dzięki ludziom takim jak on ja, buddysta, kieruję katolickimLATO-2000451


pismem. Dzisiaj nie ma już żadnych podziałów pomiędzy religiami. «Nieważnew co wierzysz, ważne, aby ludziom lepiej się żyło» - mawiał ks. Turniej.Ekumenizm przynosi realne owoce. Dawna pycha i arogancja, która kazaławynosić się katolicyzmowi nad inne religie, upadła. Jest to zasługa takich ludzijak ks. Jan Turniej czy patron naszej nagrody, o którego proces beatyfikacyjnydopomina się Żydowski Instytut Historyczny. Dzięki takim księżom zostałaprzezwyciężona w wielu środowiskach trauma z powodu starejpedagogiki strachu, uprawianej kiedyś przez Kościół katolicki."„Trybuna Europy" 15.12.2015Unifikacja prawa przebiega sprawniePrzewodniczący Komisji Integracji Europejskiej Michał Taboret poinformowałna konferencji prasowej, że europejski program dostosowawczy w dziedzinieedukacji seksualnej, wprowadzony w zeszłym roku w polskich szkołach podstawowychi średnich, został definitywnie zaaprobowany przez Komisję Europejskąw Brukseli. Wreszcie naciski wielu ludzi dobrej woli przyniosły rezultaty.Wwyniku tego procesu dostosowawczego w polskich szkołach pojawią siędługo oczekiwane automaty z pigułkami antykoncepcyjnymi. Polska powoli,ale konsekwentnie zaczyna przypominać inne, bardziej rozwinięte państwa europejskie.Piotr Pacanowicz, „Gazeta Centralna" (wydanie świąteczne) 23.12.2015OPRACOWAŁ JANUSZ SAV1MBI452 <strong>FRONDA</strong> 19/20


Świadomość, że życie polityczne jest teatrem, odgrywanymdla potrzeb maluczkich, nie może sprzyjać odrodzeniuprawicy. Bo oznacza to, że jej dotychczasowyelektorat będzie w coraz większym stopniu dzielił sięna część ideową, która wybierze rozgoryczenie i wewnętrznąemigrację, i część „pragmatyczną", uznającą,że skoro okazało się, że Bona niet, a dusza - etoklietoczka, no to otca w mordu można - czyli jeśli różnicamiędzy „naszymi" i „onymi" w sferze wartościokazała się fikcją, to może lepsi są po prostu ci skuteczniejsi- czyli komuniści.GŁĘBOKA NOC,NIEPEWNYBRZASKŁ U K A S ZM O H I K A454 <strong>FRONDA</strong> 19/20


Próba przewidzenia tego, co stanie się w Polsce po prawdopodobnym objęciuwładzy przez SLD, jest i łatwa, i zarazem obarczona sporym ryzykiem.Łatwa - bo przecież podobną operację już raz ćwiczyliśmy, a system stworzonyw Polsce przed dekadą wykazuje odznaki dużej stabilności i nic niewskazuje na to, żeby powrót postkomunistów do władzy miał wstrząsnąć jegoposadami. I trudna - bo zarazem istnieje tradycja spektakularnych niepowodzeńprzy próbach przewidzenia przyszłego rozwoju wydarzeń.Ekipy rządzące wymieniały się w ciągu tej dekady średnio co dwa lata,a każda z nich była przeświadczona, że będzie trwać wiecznie. Nieuczestniczącyw rządzeniu publicyści i „polityczni intelektualiści", ponoszeni emocjami,również formułowali prognozy bardzo nieraz koherentne i logiczne, które jednakrozwój wydarzeń kompromitował totalnie. Wspomnijmy choćby, w jakiejśmierze autentyczne, obawy - najpierw środowisk lewicy laickiej, a potem antywałęsowskiejprawicy - że były szef „Solidarności" stworzy system autorytarny.Przypomnijmy, że po klęsce pierwszych prób jednoczenia prawicy po '93roku wielu - i tych liberalnych, i tych prawicowych! - polityków i publicystówna serio uważało, że siły antykomunistyczne nie dźwigną się w Polsce nigdy,a system polityczny wypełnią bez reszty formacje peerelowskie, przy którychspadkobiercy Sierpnia będą pełnić rolę przybudówek - prawica jako satelitaPSL, a Unia - jako satelita Sojuszu.Wspomnijmy wreszcie - to przypomnienie przy okazji naszych rozważańjest najbardziej na miejscu - że przed i bezpośrednio po wyborczym zwycięstwieKwaśniewskiego wielu było przekonanych, że czeka nas apokalipsa. Żeskupienie całej władzy w rękach postkomunistów zaowocuje eksterminacjąprawicy, pozbawieniem jej materialnych możliwości działania. Tymczasem,choć istotnie w latach 1995-97 można zauważyć posunięcia „eksterminacyjne"(jak choćby „wycięcie" pampersów w TVP, wyparcie prawicowej ekipy dziennikarskiejz „Życia Warszawy") to totalna katastrofa nie nastąpiła.1995 nie równa się 2001Odwrotnie - wiele wskazuje na to, że to właśnie klęska z jesieni'95 zaowocowałazwycięstwem na jesieni'97. Stało się tak między innymi dlatego, że usunęłaona ludziom sprzed oczu Wałęsę - utożsamianego przez większość społeczeństwaz prawicą, a budzącego żywiołową niechęć w stopniu większym niż jakikol-LATO2000 455


wiek inny polski lider. 1 dlatego, że szok poklęskowy, a także wspomniane usunięcieWałęsy spowodowały uaktywnienie środowisk, wtedy dość powszechnieodbieranych jako nowe, „przyszłościowe", ideowe, uczciwe, inteligentne i nieskażone partyjniactwem w stylu Konwentu Św. Katarzyny. Środowisk takich jakwspomniani już pampersi czy Liga Republikańska.Optymiści mogą więc zadać sobie pytanie, czy ewentualna klęska w roku2001 nie zaowocuje podobnie?Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Bo z jednej strony podobieństwanarzucają się same. Rolę Wałęsy w budzeniu żywiołowej niechęci społeczeństwaprzejął przecież Marian Krzaklewski. A można przypuszczać, że klęskaw wyborach prezydenckich, a potem parlamentarnych zakończy jego karierę.I że podobnie stanie się ze sporą częścią obecnych elit AWS-owskich.Ale na tym, niestety, podobieństwa wydają się kończyć.Po pierwsze dlatego, że wymienione wyżej środowiska, które po jesieni'95stały się symbolem zmian, półtora roku istniały już i były widoczne półtora rokuwcześniej. A teraz na prawicy odpowiednika ówczesnych pampersów czyLigi nie widać.I nie jest to przypadek. Bo wydaje się, że sytuacja jest teraz gorsza niż przed'97 rokiem między innymi dlatego, że prawica jako całość „zgrała się" nieporównaniebardziej niż wtedy. Nie ma bowiem obecnie prawicowego środowiska,o którym dałoby się powiedzieć, że w ciągu minionych trzech lat potrafiłouniknąć jednego z dwóch zabójczych skojarzeń społecznych. Alboz „syndromem AWS", czyli jaskrawym i odczuwalnym przez ludność fiaskiem456<strong>FRONDA</strong> 19/20


społecznych reform, uwydatniającym groteskową nieudolność polityków Akcjioraz połączonym z serią kompromitujących afer finansowych. Albo też z „syndromemKPN" - czyli obrazem grupy prawicowej wobec AWS wprawdzie opozycyjnej,ale sprawiającej wrażenie, że to jej usytuowanie związane jest z „kłótniąprzy kasie", a nie ze sporem etycznym czy programowym; grupy od AWSnie odbiegającej niczym na plus, a wręcz - jeszcze bardziej groteskowej.Piszący te słowa zdaje sobie oczywiście sprawę, że dla niektórych prawicowychśrodowisk opisane powyżej skojarzenia są krzywdzące. Należałoby tuwymienić w pierwszym rzędzie Mariusza Kamińskiego i Ligę Republikańską -organizację, która w ciągu minionych trzech lat zrobiła bardzo wiele dla czystościpolskiej prawicy i - szerzej - życia publicznego. Ta wysepka uczciwościi zdrowego rozsądku została jednak w odbiorze społecznym skojarzona z AW-S-em i dlatego - choć nie jest to zasłużone - wydaje się, że osiągnięcie pozycji„nowej, ładniejszej, lepszej twarzy polskiej prawicy" będzie dla niej znacznietrudniejsze niż przed czterema laty.Kontrskuteczny „pragmatyzm"Przekucie klęski na przyszłe zwycięstwo na wzór sytuacji A.D. 1995 wydaje sięproblematyczne z jeszcze jednego powodu. Otóż dla obecnej Polski charakterystycznyjest proces rytualizacji konfliktu.Politycy toczą rytualne starcia o „wartości", groźnie porykują i potrząsająrogami, ale czynią to po prostu dla potrzeb wyborczego spektaklu. A tak naprawdęstanowią w coraz większej mierze jedną grupę, połączoną tym, co naprawdęistotne - czyli interesem, systemem eksploatacji kasy publicznej.I choć część z nich kiedyś naprawdę nienawidziła wroga, to teraz albo z tegorodzaju „uprzedzeniami" prywatnie się rozstała (casus np. minister Teresy Kamińskiej,prywatnie - jak ujawniła „Rzeczpospollita" - przyjaźniącej się z RyszardemKaliszem z kancelarii Kwaśniewskiego, czy Leszka Piotrowskiego, deklarującegow „Wyborczej" miłość do obecnego prezydenta) albo przynajmniejpotrafi przejść nad nimi do porządku dziennego, gdy zagrożone jest to, coistotne, czyli własna kasa, czy też interes całej klasy politycznej (jak choćby TomaszWójcik z Wrocławia, niezłomny prawicowiec, wraz z całym dolnośląskimpolitycznym establishmentem broniący zarządu jeleniogórskiej „Jelfy", któryutopił ogromne pieniądze w skryptach „Universalu").LATO-2000457


„Regułą jest, że dostaje je [stanowiska w samorządzie - ŁM] też partia,która powinna być w opozycji. W ten sposób płaci się () by nie była dociekliwąopozycją. Partia opozycyjna wie, że się może odkuć po następnych wyborach.Partia u władzy nie bierze wszystkiego, co mogłaby, ale też wie, że jakbyco - nie zostanie o suchym chlebie. Ludziom się to podoba, bo lubią zgodę.Kłótnie między radnymi, rzecz jasna, są. Dotyczą nazw ulic i pomników do postawienia"- tak polski system polityczny i będące jego efektem zjawisko rytualizacjikonfliktu opisał na przykładzie Warszawy Ernest Skalski z „GW".Proces ten jest wprawdzie ukrywany przed opinią - ze strachu przed elektoratem,żywiącym emocje, których politycy w większości już się niemal całkowiciepozbyli - niemniej jednak w coraz większej mierze jego istnienie docierado świadomości tejże opinii.Zaś świadomość, że życie polityczne jest teatrem, odgrywanym dla potrzebmaluczkich, w oczywisty sposób nie może sprzyjać prawicy ani jej potencjalnemuodrodzeniu. Bo oznacza to, że dotychczasowy tej prawicy elektorat będziew coraz większym stopniu dzielił się na część ideową, która wybierze rozgoryczeniei wewnętrzną emigrację (ten proces już ma miejsce, jak wykazują badaniasocjologiczne właśnie na wewnętrznej emigracji lokuje się większość tychniegdysiejszych wyborców Akcji, która z AWS-em się rozstała), i część „pragmatyczną",uznającą, że skoro okazało się, że Boha niet, a dusza - eto klietoczka,no to otca w mordu można - czyli jeśli różnica między „naszymi" i „onymi"w sferze wartości okazała się fikcją, to może lepsi są po prostu ci skuteczniejsi- czyli komuniści.Żadna z tych grup nie nadaje się na zaplecze procesów ozdrowieńczych.Grupa „pragmatyczna" - ze względów oczywistych. Ideowa - dlatego, że z wewnętrznejemigracji wraca się trudno, a poczucie oszukania i ośmieszenia tojedno z najbardziej bolesnych uczuć, jakie zna psychologia społeczna.Miller mówi: aborcjaOczywiście, bardzo wiele zależy od tego, jak po przegranych przez prawicę wyborachbędzie wyglądała polityka tryumfującego SLD.Leszek Miller złożył tu ostatnio istotne deklaracje. Na łamach tygodnika„Nie" zapowiedział trzy rzeczy. Po pierwsze - że nawet, jeśli Sojusz uzyskabezwzględną większość, to będzie chciał utworzyć rząd koalicyjny, przy czym458<strong>FRONDA</strong> 19/20


Miller nie chciał sprecyzować, czypartnerem będzie PSL (jak mówił,bliski postkomunistom gospodarczo)czy Unia (bliska postkomunistomcywilizacyjnie). Po drugie - Sojuszprzywróci prawo do aborcji „zewzględów społecznych" (czytaj: nażyczenie). I wreszcie po trzecie - żechoć „lewica ma dorobek w przyciąganiuludzi odmiennej orientacji" to„szczerze jednak mówię, że niewiem czy po tych wyborach uda sięocalić ludzi, którzy objęli posadyz rekomendacji politycznej AWS,a nie okazali się dyletantami anichciwcami. AWS tak upartyjniłapaństwo, że zatrzymanie tego procesubędzie trudne." Innymi słowy -Miller zagroził czystkami.Zapowiedź przywrócenia aborcjina życzenie wydawałaby się oczywista.Jest jednak ważna. Po pierwszedlatego, że w ostatnim czasiewielu obserwatorów sceny publicznej, konstatując stan pewnego ideowego odprężeniai zejścia z pierwszego planu przedmiotów sporu, wokół których ogniskowałysię emocje w pierwszej połowie lat 90-tych, uległo złudzeniu nt. trwałościtego specyficznego konsensusu. Miller nie pozostawia tu złudzeń -aborcja to fundamentalny element światopoglądu i tożsamości komunistów.A to, jeśli chodzi o koalicyjne dylematy SLD, czyni prawdopodobnym wariantunijny. Bo choć nie zaliczam się do wielbicieli tezy o rzekomym głębokimkonserwatyzmie PSL, to zarazem muszę stwierdzić, że legalizacja aborcji na życzenie,jako sztandarowe hasło dominującego w koalicji partnera, pasuje raczejdo wizji „modernizacyjnej" koalicji z UW (realizowanej, jak mówi Miller, podhasłami integracji z Unią Europejską, republikańskiego i świeckiego charakterupaństwa oraz wolności jednostki).LATO-2000459


To z kolei oznacza, że prawdopodobnie czeka nas bardzo agresywna światopoglądowakrucjata liberałów. Ostatnio, oprócz cytowanego wywiadu Millera,Sojusz wyemitował jeszcze jeden świadczący o tym a znamienny sygnał.Oto szefem centralnego „zespołu tematycznego polityki informacyjnej i mediów"w SLD-owskim „gabinecie cieni" został Piotr Gadzinowski. Tej nominacjibyłego wicenaczelnego „Nie", najbardziej chyba agresywnego wśród postkomunistycznychdziennikarzy wroga Kościoła i nawet najskromniejpojmowanego tradycjonalizmu, trudno nie odbierać w kategoriach symbolicznych.W ramach „gabinetu cieni" „zespół polityki informacyjnej i mediów" mawprawdzie inny status niż te zespoły, które odpowiadają istniejącym działomadministracji rządowej - bo oczywiście SLD nie utworzy „ministerstwa informacji".Tym niemniej prawdopodobne wydaje się, że będzie - on i jego przewodniczący- nadawać ton pozostającym pod wpływami komunistów mediom,a także medialnym i szeroko pojętym kulturowym inicjatywom Sojuszu.Prawdopodobieństwo tego, że treścią ideową rządów SLD będzie antytradycjonalistycznaagresja, wzmagają jeszcze dwa fakty. Po pierwsze - paradoksalnie- to, że obecnie mamy rzeczywiście do czynienia z dłuższym już okresemodprężenia. Budzi to rosnącą frustrację antykatolickich radykałów, którzyzechcą przekształcić zwycięstwo polityczne w zwycięstwo ideowe i kulturowe.A oprócz chęci odreagowania frustracji będzie ichdo tego skłaniać jeszcze jeden czynnik, który zarazemsprawia, że w opisywanej sferze życia publicznegobędą się dziać rzeczy bardzo istotne. Otóżokres rządów SLD będzie pokrywać się ze szczytowymokresem dostosowywania polskiego prawa doustawodawstwa Unii Europejskiej. Dla antytradycjonalistówbędzie to dziejowa szansa. Już teraz460<strong>FRONDA</strong> 19/20


w polemikach, prowadzonych na lamach liberalnych pism - od „Bez Dogmatu"przez „Gazetę Wyborczą" do „Przeglądu" - pada często argument o „europejskimwalcu", który zmiecie polski zaścianek, kseno- i homofobię itd.System wszelkiego rodzaju regulacji europejskich i okołoeuropejskich jest zawiłyi w Polsce niewiele osób potrafi poruszać się w nim z minimalną choćbysprawnością. Niewiele też osób - a po prawej stronie sceny są to chyba wręcz jednostki- potrafi odróżnić spośród tysięcy zaleceń i dyrektyw te, których akceptacjęi realizację można istotnie wiązać z przyjęciem naszego kraju do Unii, od tych,które można po prostu spokojnie odrzucić czy przynajmniej wiecznie blokowaćich przyjęcie lub formalnie je przyjąwszy, skutecznie sabotować czy bojkotować.Dobrze wiedzą o tym nasi przeciwnicy i skutecznie tworzą atmosferę euroszantażu,forsując - pod groźbą nieopisanego horroru pt. „nie przyjmą nas do Europy"- przyjmowanie i realizację wszelkiego rodzaju progresywistycznych norm.I dlatego okres dostosowywania polskiego prawa do prawodawstwa Uniibędzie tak szalenie ważny - można powiedzieć, że w pewien sposób wręczkonstytutywny dla przyszłej Polski. Bo właśnie wtedy, w ciągu czasu w perspektywiehistorycznej niebywale krótkiego, rozstrzygnie się, czy już w Uniiznajdziemy się, będąc czymś bliższym Irlandii, czy Holandii.Rzecz jasna, to, czy w 2005 roku będziemy Irlandią, czy Holandią, nie oznacza,że kształt naszego kraju będzie już wtedy określony raz na zawsze. Dalejbędzie się on zmieniał i ewoluował. Ale właśnie - ewoluował, a na drodze tejewolucji różne rzeczy mogą się zdarzyć. Tymczasem najbliższe lata to dla liberałówszansa na rewolucję.Szansa niepowtarzalna, o czym wiedzą oni dobrze. Bo nigdy już w tak szybkimczasie nie będzie się zmieniało tak wiele. I dlatego, że z oczywistych przyczynpotencjał „euroszantażu" będzie maleć. W miarę, jak nasze wejście doUnii będzie stawać się coraz bardziej oczywiste. I w miarę tego, jak maleć będzieignorancja prawicy dotycząca wagi i mocy sprawczej różnego rodzaju europejskichregulacji.I dlatego okres parlamentu następnej kadencji w oczywisty sposób sprzyjałbędzie wznowieniu ideologicznej wojny. Bo liberalna lewica będzie czuć, żejednym rzutem na taśmę może wygrać „swój bój ostatni".Prawdopodobna jest więc ideologiczna wojna, a jeśli w wyborach parlamentarnychzwycięży SLD, to będzie to miało zasadnicze dla tej wojny znaczenie. Nietylko dlatego, że decydująca będzie oczywiście większość parlamentarna. TakżeLATO-2000461


dlatego, że istotny będzie kształt rządu - to, jakie rozumienie procesu integracyjnegobędzie on forsował, czyli czy w kwestiach światopoglądowych będzie, powołującsię na ów proces, realizował wizję maksymalnego intensyfikowania lubpowstrzymywania liberalizacji, czy w tej sferze zajmie postawę aktywną po którejśze stron, czy też pojmie swe zadanie wąsko - czyli będzie jedynie swego rodzajupasywnym administratorem procesu unifikacji. Nie potrzeba chyba rozwodzićsię nad tym, jaki rodzaj postępowania wybierze najprawdopodobniejgabinet SLD-owski.Miller mówi: UWPrawdopodobieństwo, że SLD zdecyduje się na koalicję z UW, wzmacniają dodatkowoopublikowane w maju przez „Rzeczpospolitą" badania socjologiczne,z których wynika, że największy odsetek obywateli naszego kraju (i przygniatającawiększość elektoratu Sojuszu) życzyłaby sobie, aby właśnie te ugrupowaniarazem utworzyły rząd.Warto tu zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze - koalicja SLD-UW byłabyukładem rządzącym, mającym po swojej stronie ogromną większość mediówi - nie aż tak przygniatającą, ale zauważalną - większość środowisk opiniotwórczych.To w naturalny sposób czyniłoby ją silniejszą.Po drugie jednak - taka koalicja byłaby realizacją w naszym kraju „wariantuwęgierskiego" - nad Dunajem przez cztery lata rządziła koalicja tamtejszychpostkomunistów i liberałów. Efektem była marginalizacja tych ostatnich. Potemnastąpiła wyborcza klęska rządu, a władzę przejęła nowa, odmienionai odmłodzona prawica.Czy koalicja UW-SLD mogłaby posłużyć polskiej prawicy? Wydaje się, żew pewnej mierze - tak. Oznaczałaby bowiem - zapewne - odejście od UWelektoratu z dwóch skrzydeł. Najpierw odeszliby unici tradycjonalnie solidarnościowi,antykomunistyczni. Potem zacząłby się zapewne proces wymywaniadrugiego skrzydła - tego, dla którego zanikanie różnic między SLD a UW oznaczałoby,że skoro obie partie są podobne, to lepiej poprzeć tę silniejszą.W pewnej perspektywie mogłaby to być szansa dla prawicy. Wprawdzie bowiemlikwidacja „udeckiego bufora" między prawicą a komunistami oznaczałabydoraźnie wzmocnienie SLD - zagarnięcie pod jego skrzydła jakiejś części środowiskprogresywistyczno-„europejskich", które dotąd do poparcia komunistów462<strong>FRONDA</strong> 19/20


z różnych przyczyn były nieskłonne, ale dla których prawica jest obca. Zarazemjednak - elektorat prawicy zasiliłaby jakaś część unitów antykomunistycznych.A po drugie - i ważniejsze - atrofia UW oznaczałaby w perspektywie szansęna uczytelnienie spora politycznego, zmniejszenie zamieszania w sferze wartości- a to mogłoby być korzystne dla prawicy. Oczywiście nie tej obecnej, ale głębokozmienionej, naprawdę kojarzącej się z wartościami i ze szczerą walką0 uczciwość w życiu publicznym. Byłaby wtedy szansa - ale tylko szansa! - na to,by sytuację polityczną uporządkować według czytelnych kategorii dobra i zła.Miller mówi: czystkiPo zwycięstwie SLD nastąpią - tak jak zapowiada Miller - personalne czystkiwe wszystkich sferach, na które władza ma wpływ. To jest oczywiste. Wydajesię też, że czystki te będą i szybsze i radykalniejsze niż te, które miały miejscepo objęciu rządów przez koalicję SLD-PSL w 1993 roku.A to z kilku powodów. Po pierwsze - wskazuje na to niedwuznacznie panującyw Sojuszu nastrój buty i chęci odwetu, oczywisty dla każdego, kto choćbyczytuje komunistyczną prasę. Po drugie - SLD-owcy są dziś znacznie pewniejsisiebie niż w '93 roku. Wtedy ciągle byli psychicznie obolali po upadkuPRL, nie byli do końca pewni swej demokratycznej legitymacji, reakcji Zachoduani też trwałości swojej formacji. Charakterystyczna jest ich ówczesnaostrożność, wyrażająca się choćby zgodą na objęcie premierostwa przez koalicyjnegopartnera, czy na kierowanie kilkoma ważnymi parlamentarnymi komisjamiprzez polityków ówczesnej opozycji.Dziś jest zupełnie inaczej. PRL odszedł w siną dal, postkomuniści są zupełniepewni i swej, zweryfikowanej już kilkakrotnie demokratycznej legitymacji,1 tego, że są całkowicie i trwale zaakceptowani przez zachodni establishment.Po doświadczeniu lat 1997-2000 są pewni również i tego, że polska prawica,choć potrafi zepsuć im trochę krwi i w mniej lub bardziej estetycznej formiewyszarpać dla siebie trochę „miejsca pod słońcem" (czyli pozycji gospodarczo--finansowych) nie jest w stanie w sposób zasadniczy zagrozić ani ich bytowipolitycznemu, ani zajmowaniu przez nich pozycji numer jeden na polityczno--biznesowej mapie kraju.A co więcej - wiedzą, jaki jest stan społecznych emocji, i mogą mieć zasadnąnadzieję, że spektakularne wyrzucanie AWS-owców i AWS-owskich nomi-LATO-2000463


nantów z posad wywoła aplauz nie tylko ze strony SLD-owskiego betonu. Żewidowiskowe czystki na pewno nie zachwieją popularnością postkomunistów,a wręcz mogą ją zwiększyć. Gdy słyszymy, jak głosująca „od zawsze" na prawicęlekarka stwierdza, że wołami nie zaciągną jej na wybory, choć wie, że niegłosowaniena AWS otwiera drogę SLD, jak dość znany prawicowy dziennikarzmówi z satysfakcją, że co prawda po zwycięstwie komunistów sam straci pracę,ale za to „tanie kawiarnie zaludnią się nagle masą dawnych kolegów, którzyz głupimi minami będą siedzieć i powtarzać: «jak to się stało, przecież jeszczewczoraj byliśmy tacy ważni»", a inny znany prawicowy publicysta powtarza, żejest i dobra strona zwycięstwa - „fajnie będzie obserwować upadek takich postaci,jak Iksiński" - to musimy przyznać, że trudno znaleźć racjonalne argumenty,które polityków Sojuszu miałyby przekonać, by ograniczyli czystki.Reasumując - można spodziewać się, że SLD-owcy obejmą władzę na faliantyawuesowskich resentymentów, a ich rezultat wyborczy (samodzielnawiększość sejmowa albo też wynik tej większości bliski) dodatkowo wzmocnidążenie do szybkiego i widowiskowego czyszczenia.Leszek, śmielej! (?)Nie przypuszczam natomiast, by czystkom towarzyszyły - jak przewidują niektórzy- działania bardziej radykalne, prokuratorsko-sądowe, czyli zamykaniew więzieniach osób, winnych korupcji w czasach rządów AWS. Po pierwszedlatego, że udowodnienie takich spraw jest bardzo trudne. A po drugie - i waż-464<strong>FRONDA</strong> 19/20


niejsze: byłoby to działanie - długofalowo - wbrew zasadniczym interesompostkomunistów.SLD-owcy są bowiem największymi profitentami systemu, istniejącego w Polsceod '89 roku, i nie mają żadnego interesu w tym, aby system ten rozwalać. Otóż0 ile czystki - nawet spore (choć nie wszechogarniające - patrz cytowany powyżejartykuł Skalskiego) - mieszczą się w logice tego systemu, o tyle ewentualnerepresje karne zagroziłyby nie tylko skorumpowanym przeciwnikom, ale też samemusystemowi, a w konsekwencji - stosującemu je ugrupowaniu.A to z kilku powodów. Po pierwsze, w Polsce każdy z głównych partnerówpolitycznej gry „ma coś za uszami". „Ja mam papiery na ciebie, ty na mnie,1 fajnie jest, wszystko się kręci" - tak brzmi niepisana zasada numer jeden polskiegożycia politycznego.Ale dalszy ciąg tej zasady brzmi: „Mam - ale nie wyciągam". I dlategoewentualne sadzanie do więzień AWS-owskich polityków przez prokuraturęna rozkaz zwycięskiego SLD byłoby złamaniem punktu pierwszego niepisanegodekalogu III RR Oznaczałoby to bowiem wypowiedzenie paktu o faktycznejnieagresji, początek destrukcji systemu.Zapewne pierwszym odczutym przez SLD negatywnym efektem takiego posunięciabyłaby zemsta, czyli wyciągnięcie przez polityków Akcji „kwitów na SLD".LATO-20004g5


Mogłoby to być punktowo dotkliwe,ale przecież nie zabójcze. Popierwsze dlatego, że - jak napisałemwyżej - udowodnienie takichspraw jest - nie tylko w Polsce, alew Polsce z wielu względów bardziejniż gdzie indziej - bardzo trudne.A po drugie dlatego, że rdzeń elektoratuSojuszu jest z różnych przyczyn- jak to opisano wielokroć -mało wrażliwy na zjawisko „lepkichrąk" swoich ulubieńców, w odróżnieniuod elektoratu prawicy.Jednak długofalowo groźniejszydla komunistów byłby inny efekttakich działań. Gdyby bowiem zaczęli oni demaskować i sadzać do więzień „naszych",prawicowych złodziei, to efektem doraźnym byłoby jeszcze większe obniżeniespołecznych notowań prawicy. Ale bardziej długofalowym a prawdopodobnymefektem mogłaby być radykalna zmiana na prawicy i jej odrodzenie.Teza ta jest jedynie pozornie sprzeczna z wyartykułowaną na początku tegotekstu tezą, iż klęska wyborcza nie odnowi prawicy, bo nie widać na niejśrodowisk, mogących być zarzewiem zmian. Istotnie nie widać - teraz. I niezmieni tego faktu „zwykła" wyborcza porażka, po której AWS istniałby dalej,w formie podobnej zapewne do BBWR z zeszłej kadencji. Taka sytuacja spowodujewyłącznie kosmetyczną zmianę prawicowych elit - na miejsce X, Y czy Z,przyszłyby po prostu młodsze tychże polityków edycje.Ale inne efekty przyniosłaby - być może - klęska, po której komuniści wymusilibyna prawicy zmianę radykalną. Wymusili, doprowadzając „dołowych"prawicowych działaczy i społeczną bazę prawicy do szoku nie tylko poklęskowego,ale i moralnego. Te skumulowane szoki mogłyby - choć oczywiście jestto tylko jedna z możliwych wersji wydarzeń - zaowocować na prawicy zmianąo charakterze rewolucyjnym. Przełomem, którego efektem byłaby nie tylko radykalnazmiana politycznego kierownictwa formacji, ale zerwanie jej ciągłościinstytucjonalno-organizacyjnej. Przełomem owocującym - być może - zmianąjej podejścia do polityki.466<strong>FRONDA</strong> 19/20


To z kolei mogłoby - choć, rzecz jasna, nie musiałoby - zaowocować polskąedycją włoskiej „rewolucji", skierowanej przeciw niemal całemu dotychczasowemuestablishmentowi politycznemu. W polskim wariancie na czeleowej „rewolucji" mogłaby stanąć nie tyle odrodzona, ile zupełnie nowa prawica,realizując niejako przy okazji część swych postulatów o charakterze ideowym.Niestety, wydaje się, że co inteligentniejsi SLD-owcy dobrze o tym wiedzą.Dlatego - jak przypuszczam - nie będą wsadzać prawicowych złodziei do więzieńi - szerzej - powstrzymają się przed najdrastyczniejszymi działaniami,które mogłyby wypchnąć prawicę poza system polityczny.I dlatego, niestety, tekst ten mogłem zatytułować tylko tak, jak zatytułowałem.ŁUKASZ MOHIKA


Neokomunizm jest jedynym skutecznym taranem liberalizmuw Polsce. To komuniści zapewniają siłę wyborcząpolitycznym postulatom liberałów. Komunizmi liberalizm zmierzają innymi drogami w tym samymkierunku.:demokratycznykomunizmROZMOWA Z MARKIEM JURKIEMMarek Jurek (1962) - historyk i publicysta, w latach 80-tych działacz poznańskiego środowiskaRuchu Młodej Polski, w roku 1989 współzałożyciel Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego,a od 1995 członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.Czy ewentualne zwycięstwa wyborcze Kwaśniewskiego w roku 2000, a potempostkomunistów w 2001 będą miały dla Polski konsekwencje nie tylkopolityczne, ale także kulturowe i cywilizacyjne?W politycznym środowisku prawicy panuje fatalizm i widmo klęski. Mamwrażenie, że podczas wyborów prezydenckich w pewnym sensie dojdzie dopowtórki z referendum konstytucyjnego - wtedy też z góry przyjęto, że referendumjest przegrane, chociaż zwycięstwo leżało w zasięgu ręki. Fatalizmjest tak wielki, że niektórzy liczą na sukces dopiero w wyborach parlamentarnych,ale nie w 2001, tylko w 2005 roku. Ewentualna klęska prawicy w wyborachparlamentarnych pociągnie za sobą daleko idące konsekwencje, co już te-468<strong>FRONDA</strong> 19/20


az można odczuć na podstawie projektów przygotowywanych w Sejmie tejkadencji przez komunistów. Niedługo mają oni złożyć projekt PACS - ustawyprawnie zrównującej związki homoseksualne z małżeństwami. Zaczynają siędyskusje o eutanazji: z jednej strony w „Gazecie Wyborczej" pojawia się wywiadz Peterem Singerem, z drugiej zaś „Trybuna" atakuje Naczelną Izbę Lekarskąza list do Ojca Świętego, w którym polscy lekarze opowiedzieli się zaochroną życia. „Trybuna" publikuje przy tym głosy swoich „specjalistów" zachwalającycheutanazję jako praktykę humanitarną i nowoczesną. I oczywiściepowróci kwestia legalizacji dzieciobójstwa prenatalnego, z którego komuniściuczynili swój sztandar walki o „wolność". Poza tym rząd komunistycznybędzie patronował podważaniu autorytetu Kościoła w instytucjach publicznych.Kiedy niedawno polscy biskupi byli u Papieża, Ojciec więty powiedziałim, że katechizacja w szkołach jest wielkim dobrem, ale jej skuteczność zależyod kontekstu, w jakim jest prowadzona. Jeżeli wszyscy są przeciwko katechecie,bo ksiądz jest traktowany w szkole jak intruz przez dyrekcję i grononauczycielskie, to będzie to bardzo mu utrudniało efektywną pracę. Jeżeli natomiastpanuje harmonia, nauczyciele i rodzice współpracują z księdzem,wówczas młodzież - niezależnie od kontrowersji pokoleniowych - dojrzewaw klimacie chrześcijańskim. Taka atmosfera ukształtowała młodzież DrugiejRzeczypospolitej, późniejsze pokolenie AK-owskie.Czy jednak komuniści rzeczywiście pójdą na tak otwartą konfrontację z Kościołem?Przecież Kwaśniewski powiedział: „Gdyby ktoś nie chciał słuchaćmnie, niech słucha papieża, bo on mówi to samo co ja, tylko innym językiem".Zawetował ustawę antypornograficzną, ale już trzy dni później byłprzyjęty przez papieża na Watykanie. Raczej wygląda to na przemyślnągrę, na „uprawianie Kościoła". Swego czasu „Res Publica Nowa" opublikowałatekst o „katolicyzmie selektywnym" albo „katolicyzmie wybiórczym".Taki katolicyzm, który prowadzi do dzielenia Kościoła, prezentujew stopniu chyba najdoskonalszym „Gazeta Wyborcza"...„Gazeta" zaczynała od dzielenia Kościoła, dziś kończy na dzieleniu papieża. Jużnie chodzi o przeciwstawianie sobie katolików otwartych i katolików-integrystówczy dobrych i złych biskupów, jak miało to miejsce przy wyborach przewodniczącegoKonferencji Episkopatu, ale o swoiste „preparowanie autorytetu".LATO-2000469


„Wyborcza" napisała niedawno, że w papieżu dostrzec można dwie osobowości:jedną, która wierzy w sprawiedliwość Bożą, i drugą, która wierzy w Boże miłosierdzie.Jak Dr Jackyll i Mr Hyde...Nieprzypadkowo mówimy o „Wyborczej". Jest ona organem konwergencji,zbliżenia komunistów z liberałami, i co równie ważne - jako pomost do inteligencji- przydaje temu procesowi głębszej argumentacji. W porównaniuz nią „Trybuna" czy „Nie" prezentują prymitywny lumpenliberalizm. To „Wyborcza"podała ton, pod który Kwaśniewski śpiewa swoją arię. Z jednej strony,wykazuje on kompletną głuchotę na to, co mówił Ojciec Święty np.w Sandomierzu o konieczności walki z pornografią. Z drugiej zaś, spotyka sięz Papieżem i mu potakuje.Mówi pan cały czas o komunistach, podczas gdy przywykło się dziś raczejnazywać ich postkomunistami - a i za to się obrażają, bo wolą być określanijako socjaldemokraci...470<strong>FRONDA</strong> 19/20


Mam wrażenie, że prawica w Polsce nie rozumie, że mamy ciągle do czynieniaz komunizmem. Komunizm miał w historii dwie fazy i obecnie wchodziw trzecią. W pierwszej fazie, liczącej około 70 lat - od ogłoszenia przezMarksa Manifestu Komunistycznego do rewolucji bolszewickiej i wydania przezLenina Państwa i rewolucji - był to ruch anarchistyczny. Właśnie dlatego Leninmusiał sformułować tezę, że komunizm może rządzić państwem, ponieważdo tej pory ruch ten zakładał, że po zwycięskiej rewolucji nastąpią czasyjakiejś bezpaństwowej anarchii. Lenin dał uzasadnienie, że do tworzeniatej anarchii można wykorzystać przymus państwowy. Tak dochodzimy dodrugiej fazy, trwającej również około 70 lat - do komunizmu totalitarnego,który uprawiał działalność wywrotową poprzez przymus polityczny i społeczny,często bezprzykładnie okrutny. Teraz komuniści zbierają owoceotwartej tyranii i wchodzą w trzecią fazę - komunizmu demokratycznego.Mówię, że zbierają owoce totalitaryzmu, ponieważ odwołują się do pokoleńludzi, dla których światem normalnym jest świat zdechrystianizowany, światzerwanej historii. Ci ludzie mogli nawet być przeciwni pewnym formom życiaw komunizmie totalitarnym, ale ulegli głębokiemu wykorzenieniu z historyczneji duchowej tożsamości Polski.LATO-2000471


Obserwujemy spełnienie teoriikonwergencji. Teoria ta zakładałanieuchronne zbliżenie komunizmui liberalizmu, ale zawierała równieżpewną interpretację rządów komunistycznych.Zakładała (na planieekonomicznym, ale rzecz ma znaczenieszersze), że komunizm tobrutalna i forsowna modernizacjaspołeczeństw tradycyjnych, warunkującapóźniejsze zmiany liberalne.Rzecz ma bardzo konkretne i dośćzabawne odniesienia ludzkie i praktyczne.Kto jest dzisiaj w czołówcekomunistycznej? Dawni ZSP-owcy.Dlaczego zapisywali się do PZPR?Z tęsknoty za kapitalizmem: żebymóc wyjeżdżać na Zachód, odbywać staże, przywozić dolary. To była ich prywatnakonwergencja. Ci ZSP-owcy są konsekwentni, oni spełniają teraz swojemarzenia, bezboleśnie przechodząc do komunizmu demokratycznego.Prawica nie rozumie, że komunizm jest ruchem agresywnie dążącym dodefinitywnej destrukcji cywilizacji europejskiej. Komunizm najlepiej scharakteryzował- nie ujmując nic spostrzeżeniom Koestlera, Kołakowskiego czy Besanona- papież Pius XI. Otóż zauważył on, że istotą komunizmu nie jestprzymus państwowy, lecz powrót do barbarzyństwa, nawet nie cofnięcie siędo czasów pogaństwa, lecz zanegowanie cywilizacji w ogóle. Pius XI pisał, żeto nie tylko zanegowanie cywilizacji chrześcijańskiej czy ładu naturalnego,lecz bunt przeciwko wszystkiemu, co ludzie nazywają Bogiem (por. 2 Tes 2,4),a więc również przeciw wartościom pobożności naturalnej - przeciw sprawiedliwości,autorytetom społecznym, ojczyźnie, tradycji, honorowi itd.Komunizm to kwestionowanie normatywnego ładu moralnego, przy taktycznymliczeniu się ze świadomością moralną rządzonego społeczeństwa.To zresztą przekonanie wywodzące się wprost z marksizmu, iż moralność tojeden z przejawów świadomości społecznej. Ten taktyczny realizm, który Leninnazywał dojrzałością rewolucyjną i przeciwstawiał „dziecinnej lewicowo-472<strong>FRONDA</strong> 19/20


ści", to zasadniczy element ich polityki: wczoraj, gdy chodziło o paraliżowanieoporu społecznego, dziś, gdy chodzi o skuteczną politykę wyborczą. Prowadząze społeczeństwem grę, a jednocześnie stale podmywają fundamentynaszej cywilizacji.Skąd się jednak bierze ten pęd ku destrukcji?To rzecz bardzo pierwotna, wcale nie powstająca na poziomie doktryny. Toraczej historyczne doktryny komunizmu były efektem tego podskórnego prądu.Sw. Tomasz mówił, że człowiek to compositum humanum: złożenie ciałai duszy. Ta jedność czyni nas ludźmi, ale jednocześnie człowieka może uwieraćta iskra Boża, to człowieczeństwo, z którym wiążą się religijność wobecBoga, obowiązki wobec ludzi, godność osobista. Komunizm to bunt tego, comaterialne, wręcz fizjologiczne - przeciw religii, kulturze, człowieczeństwu.Komunizm odwołuje się do tego, co fizjologiczne w człowieku.To nie jest liberalizm, gdzie mamy bunt w imię wolności przeciwko autorytetom.Przyjrzyjmy się neokomunistycznej retoryce. Pismo „Nie" to czystyfizjologizm. Motywacje polityków - to żądza władzy, pragnienie dominacji,czasem połączonej w chęcią zabawy, użycia. Robert Tekieli powiedziałkiedyś, że komuniści mają mentalność gitowców: liczy się tylko, kto będzierządził na ulicy i miał najlepsze kobiety.A czy obecne sukcesy komunistów w naszej części Europy nie wynikająz faktu, że poniekąd legitymizuje ich Zachód? Myśmy w latach 80-tychmieli wrażenie, że ten Zachód jest szalenie antykomunistyczny: Reagan,Thatcher, gwiezdne wojny... Tymczasem dziś okazuje się, że w wielu sprawachjest bliżej niż dalej między komunistami a tymi, którzy rządzą dziśw Europie - zresztą we Francji czy Włoszech rządzą m.in. komuniści...Prokomunistyczne sympatie na Zachodzie mają długą historię. Już w latach30-tych, kiedy zbrodnie bolszewickie w Rosji i na Ukrainie osiągnęły najbardziejmasową skalę, prasa demoliberalna na Zachodzie odnosiła się do komunistówz pobłażaniem: oni już tacy są, mordują ludzi, ale nic na to nie poradzimy,oni po prostu tacy są... W czasach, kiedy nie zaschła jeszcze ziemia nagrobach katyńskich, pod koniec 1941 roku, prezydent Roosevelt oświadczył,LATO-2000473


że system sowiecki będzie nieuchronnie ewoluował w stronę demokracji. Takwięc spoglądał on na komunizm z pewną nadzieją i sympatią. Tolerancja dlazbrodni komunistycznych wynika też ze stanowiska, które wyraził niedawnoAdam Michnik, pisząc, że mitem założycielskim zjednoczonej Europy jest tradycjaantyfaszyzmu. Już w Norymberdze jako coś normalnego przyjmowanoto, że jedni mordercy sądzą drugich morderców. Czytałem wspomnienia jednegoz prawników brytyjskich, który opisywał, jak dreszcz przebiegł mu poplecach, kiedy słynny stalinowski prokurator Wyszynskij wzniósł na przyjęciutoast: „Śmierć oskarżonym!"A dziś?Zachodowi nie zależy na rozliczeniu z komunizmem. Jeżeli komuniści zostalibyodsunięci od udziału w życiu politycznym, to do władzy w naszej częściEuropy, a w Polsce na pewno, doszłyby siły prawicowe, odwołujące się dotradycji chrześcijańskiej. Neokomunizm jest jedynym skutecznym taranemliberalizmu w Polsce. To komuniści zapewniają siłę wyborczą politycznympostulatom liberałów. Komunizm i liberalizm zmierzają innymi drogamiw tym samym kierunku. Liberalizm jako porządek społeczny pozbawia społeczeństwoochrony takich wartości jak ciągłość kultury, trwałość rodziny,życie najsłabszych. To otwiera drogę do ich ewolucyjnego wypierania albo -jak teraz - do ich otwartego zwalczania przez komunistyczny populizm.Czy nie świadczy to o głębszym powinowactwie między komunizmem a liberalizmem?Mówił Pan, że komunizm odwołuje się do „wartości fizjologicznych".Liberalizm też jednak nie zajmuje się duchowym wymiarem egzystencji.Z liberalizmem są jednak punkty wspólne, jest możliwa dyskusja. Na przykładliberał mówi: człowiek to jednostka, która ma określone prawa. Z koleikonserwatysta powie: człowiek to osoba, która ma nie tylko prawa, ale i obowiązki.Istnieje więc płaszczyzna porozumienia. Tymczasem komunista przychodzii mówi: jaka jednostka? jaka osoba? o czym wy dyskutujecie? lepiejdajcie jeść! Zauważmy, że kiedy na początku lat 90-tych toczyła się dyskusjao obecności wartości chrześcijańskich w życiu publicznym, to komuniści nie474<strong>FRONDA</strong> 19/20


przedstawiali argumentów przeciwko kulturze chrześcijańskiej, lecz atakowalisam fakt dyskusji o tych sprawach. Mówili, że to tematy zastępcze, poco się tym zajmować, jest tyle ważniejszych spraw materialnych itd. Z liberalizmemłatwiej jest dyskutować, ponieważ jest on wyrazem dekadencji cywilizacjichrześcijańskiej, podczas gdy komunizm jest tym, co Walther Rathenaunazwał „wertykalną inwazją barbarzyństwa", najazdem niez zewnątrz, ale „z pod spodu". Zwycięstwo wyborcze komunistów może spowodowaćnarzucanie ich barbarzyńskich „porządków" w oparciu o demokratycznąlegitymację, co może sparaliżować wolę oporu społeczeństwa. Jestwiele idiotyzmów i nikczemności, którym człowiek sprzeciwiłby się natychmiast,gdyby nie miały one mandatu demokratycznego. To zastanawiające,jak bardzo milknie sumienie przygniecione autorytetem demokracji. Tego sięwłaśnie najbardziej obawiam: że to, co w komunizmie totalitarnym było odrzucane,w komunizmie demokratycznym może zostać zaakceptowane.Dziękujemy za rozmowę.ROZMAWIALI GRZEGORZ GÓRNY I MICHAŁ KIETLICZWARSZAWA, MAJ 2000LATO-2000 475


INDEKS KSIĄG ZAKAZANYCH• Theodor W. Adorno, Minima Moralia, Wydawnictwo Literackie 1999;• Andrzej Bednarz, Zycie z Reiki, Studio Astropsychologii 2000;• Bohdan Chwedeńczuk, Przekonania religijne, Aletheia 2000;• Aleister Crowley, Magija w teorii i praktyce, Wydawnictwo EJB 1998;• Howard C. Cutler, Sztuka szczęścia - Poradnik życia - Jego Świątobliwość Dalajlama,Dom Wydawniczy Rebis 2000;• Dalajlama, Etyka na nowe tysiąclecie, Politeja 2000;• Barbara Foster, Michael Foster, Litha Hadady, Miłość we troje, Santorski & Co. 1999;• Aneta Górnicka-Boratyńska, Chcemy całego życia, Res Publica Press 1999;• Jurgen Habermas, Teoria działania komunikacyjnego, tom 1,Wydawnictwo Naukowe PWN 1999;• Martin Heidegger, Ku rzeczy myślenia, Aletheia 1999;• Paul Kurtz, Zakazany owoc. Etyka humanizmu, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa 2000;• Gary G. Melyan, Wen-Kuang Chu (oprać.), I-Ching czyli Księga Przemian, Zysk i S-ka 1999;• Adam Michnik, Kościół, lewica, dialog, Świat Książki 1998;• Fryderyk Nietzsche, Zmierzch bożyszcz czyli jak się filozofuje młotem, Wydawnictwo A 2000;• Jerzy Prokopiuk, Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis Aeterna, TCHU Dom Wydawniczy 2000;• Alexander von Pronay, Interpretacja horoskopu, Studio Astropsychologii 1999;• Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1963-66, Wydawnictwo Iskry 1999;• Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967-68, Wydawnictwo Iskry 1999;• Ayn Rand, Cnota egoizmu - nowa koncepcja egoizmu, Zysk i S-ka 2000;• Robert S. Robins, Jerrold M. Post, Paranoja polityczna. Psychopatologia nienawiści,• Książka i Wiedza 1999;• Adam Schaff, Alienacja jako zjawisko społeczne, Książka i Wiedza 1999;• Sławomira Walczewska, Damy, rycerze, feministki, eFKA 1999.476<strong>FRONDA</strong> 19/20


POCZTANiedawne publikacje Andrzeja Kaczyńskiegona lamach dziennika „Rzeczpospolita" (m.in.długa rozmowa z historykiem z Białegostoku,prof. Adamem Dobrońskim), dotyczące zajśćwe wsi Jedwabne w czasie II wojny światowej,rozbudziły na nowo gorącą dyskusję wokół jednegoz najbardziej kontrowersyjnych fragmentówwspólnej historii Polaków i Żydów. Najobszerniejszytekst Kaczyńskiego otwierały takieoto słowa: „10 lipca 1941 roku w Jedwabnemna ziemi łomżyńskiej Niemcy rozkazali zgładzićcałą żydowską społeczność miasteczka.Wyrok śmierci wykonali miejscowi Polacy."Jednak publikacje zawodowych historykówdalece odbiegają od wersji przedstawionejw „Rzeczpospolitej". Na temat sprawy Jedwabnegoopublikował właśnie książkęprof. Jan Tomasz Gross, natomiast wkrótce nakłademFrondy ukaże się obszerna praca MarkaJana Chodakiewicza, poświęcona relacjompolsko-żydowskim w XX wieku, pt. Współistnienie,Zagłada, komunizm.Poniżej publikujemy list p. Ryszarda Tyndorfa,którego publikacji odmówiła „Rzeczpospolita".(red.)Szanowna Redakcjo,Wielka szkoda, że Andrzej Kaczyńskiw swych publikacjach o pogromie w Jedwabnem(„Rzeczpospolita" 5.05.2000oraz 19.05.2000), w ślad za żydowskąksięgą pamięci z tego miasteczka, zredagowanąprzez rabinów Juliusza i Jakuba Bakerów(Piekarzy), przemilczał rolę miejscowychŻydów w deportacji Polaków doGułagu. Z licznych zachowanych wspomnieńpolskich przytaczam poniżej dwa:Jana Czesława S. i Teodora E. Lusińskiego.1. „Pamiętam, jak wywozili Polaków dotransportu na Sybir; na każdej furmancesiedział Żyd z karabinem.Matki, żony, dzieci klękały przed wozami,błagały o litość, pomoc. Ostatniraz 20 czerwca 1941 roku. Kiedywięc przyszli Niemcy... Tych mściwych,bezwzględnych Polaków byłagarstka, ale to starczyło, by okryćwszystkich hańbą."2. „Żydzi chwycili za broń i wstępowalimasowo do NKWD. Zaczęły sięaresztowania i wywożenie ludnościpolskiej na Sybir. Pierwszy transportLATO-2000477


yl w grudniu 1939 roku (czy lutym1940?). Aresztowano księży, żołnierzyi ludzi zamożnych, których nazywano«kulakami», «burżuazją polską».Panował wówczas mróz do -40° C,a tych ludzi wsadzono na sanie i zawiezionodo Łomży, do pociągu. Tamzaładowali ich do wagonów towarowych,jak bydlęta... Żydzi zaczęli bićkolbami karabinów, żeby ten załadunekprzyśpieszyć, bo było im zimno.(...) Stara Żydówka, Kuropatwina,przyszła do naszego domu i powiedziała,że Żydzi-komuniści pomagalienkawudzistom wywozić ludzi i rodzinypolskie na Sybir. Córki Pani Kuropatwowej,Pesa i Chaja, stały i płakały,patrząc na tę okrutną scenę, nazdziczałych Żydów i enkawudzistów.(...) Polacy żyli w strachu."Dysponuję też informacją, że żydowskarodzina nazwiskiem Kuropatwa (czy ta sama?)została wydana przez pobratymcówza udzielenie pomocy polskiemu żołnierzowi:dali mu cywilne ubranie. Niestety,nie wszyscy Żydzi współczuli Polakom.W Zambrowie deportacji Polaków towarzyszyłyobraźliwe i szydercze wyzwiska:„Polacy jadą w pielgrzymkę do Częstochowy!"A w Lubieszowie ją oklaskiwano.Los deportowanych jest ogólnie znany.Natomiast mniej się wie o tym, że namiejscu już powszechnie było wiadome,jaka zbrodnia jest gotowana. W opracowaniuWywózki do Rosji prof. Jan TomaszGross cytuje polskie relacje z archiwówHoover Institute, które potwierdzają, żetrupy dzieci leżały na torach kolejowychw Białymstoku i po drodze z Łomży.Kto ustalał listę deportowanychw miasteczkach kresowych, wyjaśnia samaYaffa Eliach, pochodząca z głośnych w USAEjszyszek: „Within Eishyshok itself, theshtetl Communists had prepared a list ofpeople to be deported" - „W samych Ejszyszkachmiejscowi komuniści przygotowywalilistę osób do deportacji" - a składowych komunistów przedstawia ona następująco:„Luba (Libke) Ginunski was thehead of the local party, which incłudedamong its most active members HayyimShuster, his girlfriend Meitke Bielicki, RuvkeBoyarski di Bulbichke (the potato),who headed the komsomol, Velvke Katz,and Pessah Cofnas" - „Luba Ginuńska byłalokalną szefową partii, a jej najaktywniejszymiwspółpracownikami byli ChaimSzuster, jego dziewczyna Maitke Bielicka,Rywka Bojarska di Bulbichke (Ziemniak),która przewodziła Komsomołowi, WelwkaKatz i Pessah Cofnas". To samo stwierdzaksięga pamięci Szczuczyna. Sytuacja w Jedwabnemchyba też wyglądała podobnie.Według zeznań z Jedwabnego, jak teżz pobliskiego Radziwiłowa, ustalono, żew zajściach w lipcu 1941 roku brały udziałosoby, którym udało się zbiec podczasostatniej deportacji tuż przed wejściemNiemców oraz członkowie ich rodzin. Jakdoszło do pogromów, wyjaśnia raport ope-478<strong>FRONDA</strong> 19/20


acyjno-sytuacyjny ZSRS nr 10, z dnia2 lipca 1941 roku, pochodzący z tzw. zbioruraportów Einsatzgruppen, który przytaczarozkaz wciągnięcia Polaków do pogromówantyżydowskich właśnie z powodutego, co ucierpieli oni od Żydów podczasokupacji sowieckiej.Naturalnie, to niczego nie usprawiedliwia,lecz w takim kontekście nie należypodobnych faktów ukrywać. Wartorównież zaznaczyć, że w pamiętnikachżydowskich opisane są tysiące przypadkówzemsty, dokonanych przez Żydów naPolakach za działalność tych ostatnichpodczas okupacji niemieckiej. Na przykładpartyzanci żydowscy chełpią się tym(posiadam dwie opublikowane relacje),że wyrżnęli 300 Polaków - w tym kobietyi dzieci - w podwileńskiej wsi Koniuchyw maju 1944 roku za to, że wieśniacyośmielili się bronić przed grabieżą.Po wojnie wielu Polaków ukarano zaudział w zbrodniach przeciwko Żydom.RICHARD TYNDORFTORONTO, KANADAKONTROWERSJE WOKÓŁ WOTANAZ zainteresowaniem przeczytałem artykułSoni Szostakiewicz Niemcy, Wotani nuda z 17/18 numeru „Frondy". Całkiemciekawa próba analizy „duszy niemieckiej".Chcę jednak zwrócić uwagę nafakt, że autorka pisząc o germańskiej mitologiipopełniła kilka błędów i uległapewnym stereotypom. Oto one:Określanie imienia Wotan jako pochodzącegood słowa „gniew" to tylko jednaz teorii językoznawczych. Wielu uczonychtłumaczy to słowo jako „siła witalna" bądź„wiedza" (również magiczna). Imienia tegoużywali południowi Germanie (Goci,Sasi, Wandalowie itd.). Ich skandynawscypobratymcy, mówiący innymi dialektami,posługiwali się imieniem Odyn, któreoznacza dokładnie to samo i wywodzi sięz tego samego, pragermańskiego źródła.O żadnych zapożyczeniach z łaciny nie możebyć mowy. Wywodzenie imienia Odynod łacińskiego odium to czysta fantazja. Następneprzekłamanie to połączenie Odynaz orszakiem posępnych istot ze świata podziemnego.Ten stereotyp szczególnie silnybyt w niemieckim romantyzmie (KrólOlch\). Owszem, wierzenia germańskie obfitowaływ trolle, ogry, upiory i wilkołakipolujące na ludzi, ale istoty te stanowiłyzawsze przeciwników Odyna, a zwłaszczajego syna Thora. Odyn był władcą niebiańskiegoAsgardu, a nie mrocznego Niflehaimu,krainy potępieńców. Nie można gouznać za odpowiednik tolkienowskiegoSaurona. Powiązanie mieszkańców niebiańskiejWalhalli z chtonicznymi zwiastunamiśmierci jest nieporozumieniem.Wbrew temu, co chcieliby widziećw germańskich bogach niemieccy działaczevolkistowscy i narodowo-socjalistyczni,oraz wbrew temu, co napisała autorkaartykułu, mieszkańcy Asgardu niebyli aż tak wojowniczy. Nie zapominajmy,LATO.2000479


że większość ludzi w plemionach germańskichnie była berserkerami, lecz rolnikami.Podobnie też czczone przez nichbóstwa wiązano przede wszystkimz przyrodą i urodzajem. Odnosi się tow pierwszej kolejności do starszej generacjigermańskich bóstw, czyli Wanów,ale i pewne cechy Asów wskazują, że bylizwiązani bardzo silnie z płodnością i rolnictwem.Największy wojownik Asów,syn Odyna, Thor był czczony w Skandynawiijako dobrotliwe bóstwo nieba zsyłającena pola deszcz i światło słoneczne.Następna kwestia to berserkerzy. Samzajmuję się badaniem starych europejskichsztuk walki i muszę przyznać, że to,co wiadomo o szkoleniu „niedźwiedziołaków",można faktycznie określić mianemwojennego szamanizmu; z całym tym magicznymsztafażem, z przyzywaniem duchówzwierząt, wpadaniem w szał bitewnyitp. Jednak berserkerzy nie byli wyłącznąspecjalnością germańską. Podobne formyorganizacji wojowników można spotkaćpraktycznie wszędzie. Na pewnym etapierozwoju wielkie cywilizacje świadomie rezygnowałyz nich i to nie tylko ze względuna mroczne rytuały inicjacyjne. Berserkerzy,czy też psiogłowcy, są na dłuższą metępo prostu nieskuteczni w prowadzeniuwojny. Banda nawet największych zabijakówdalej pozostaje bandą i w końcu musiustąpić przed rozumem i zdyscyplinowaniem(vide sukcesy legionów w walcez liczniejszymi barbarzyńcami).Ostatnia sprawa to mity narosłe wokółSS. Już w czasie II wojny krążyło wieleniesamowitych opowieści na temat hitlerowskichNiemiec. Niektóre z nich byłycelowo rozpowszechniane przez wywiadniemiecki. Należały do nich np. słynne historiedotyczące żołnierzy Afrika Korps,którzy mieli być rzekomo przygotowywanido walk pustynnych w specjalnych komorachtermicznych i na piaszczystym poligoniePustyni Błędowskiej. Wszystko tookazało się lipą. Historie o próbach inicjacyjnychdla przyszłych esesmanów (walkiz psami, wydłubywanie oczu szczeniętomitp.) krążyły już na początku wojny. Proszęsię tylko zastanowić: Waffen SS liczyło kilkadziesiąttysięcy żołnierzy, Allgemeine SSliczyła blisko milion członków; przeprowadzeniewszystkich tych prób dla każdegoz nich nie było wykonalne nawet zewzględów czysto technicznych. Owszem,w elitarnych jednostkach komandosów, takichjak oddział sturmbahnfiihrera OttonaSkorzennego, trenowano walkę z psami,ale nie było to nawiązanie do czasów berserkerów,ale normalna praktyka stosowanado dziś we wszelkich tego typu formacjach.Tak się składa, że mimo rozwojutechniki jednym z największych wrogówdywersanta pozostaje do dzisiaj czujnypies wartowniczy. Komandosi powinniwięc przejść szkolenie obejmujące spotkaniez czworonożnymi przeciwnikami.Prawdą jest, że w zamyśle opętanego (chybanaprawdę w grę wchodziły siły demo-480<strong>FRONDA</strong> 19/20


niczne) reichsfiihrera SS Heinricha Himmleracale Schutz-Steffels miały stać się magicznąkuźnią tworzącą nowych nadludzi,ale od zamysłu do realizacji wiedzie nierazdaleka droga. Proszę pamiętać, ze zaraz powojnie panowało powszechne przekonanieo wytwarzaniu mydlą z ludzkiegotłuszczu w każdym obozie koncentracyjnym.Dzisiaj wiadomo, że taka technologianie istniała nigdzie, choć trwały badanianad jej zastosowaniem.Nie chciałbym, by potraktowano mójlist jako próbę „wybielania Niemców" czyteż podważania głównych tez postawionychprzez Sonię Szostakiewicz. Sądzęjednak, że winniśmy unikać zafałszowańi stereotypów.MARCIN BĄKWARSZAWANIEMCY, WOTAN I NUDAWpadł mi w ręce „niemiecki" numer „Frondy"(podsunął mi go przyjaciel ze względuna artykuł o polskiej fantastyce). Co prawdaani problemy „duszy niemieckiej", ani teologiaKarla Rahnera nie interesują mniezbytnio, ale nie na żarty rozzłościły mnieprzejawy nieuctwa i nierzetelności dziennikarskiejw artykule Soni SzostakiewiczNiemcy, Wotan i nuda - i w tej sprawie pozwalamsobie pisać do Redakcji.W podrozdziale Dzikie łowy pisze autorka,że „kiedy chciał on [Wagner] zaprezentowaćjakąś opowieść chrześcijańską,sięgał po legendy bretońskie, jak w Percewaluczy Tristanie i Izoldzie. Natomiastwiększość jego utworów o tematyce germańskiejopiera się na podaniach przedchrześcijańskich..."Jest to nieprawda. Pomijającjuż to, że trudno zaliczyć Tristanai Izoldę do „opowieści chrześcijańskich",a tytuł misterium muzycznego Wagnerabrzmi Parsifal, a nie Percewal, to z siedmiuwielkich dramatów muzycznych Wagnera(Pierścień Nibelunga traktuję jako jedenutwór), tylko dwa opierają się na „podaniachprzedchrześcijańskich" (Pierścień Nibelunga,Tristan i Izolda), zaś wszystkie pozostałesą opowieściami mniej lub więcejchrześcijańskimi, przy czym trzy z nich nawiązująbezpośrednio do podań lub tradycjiniemieckich (Tannhduser, Lohengrin, Śpiewacynorymberscy), a jeden nawiązuje donich pośrednio (Holender tułacz).Dalej pisze autorka: „To dzięki Wagnerowisłowa takie jak «Walhalia» czy«Walpurgia»" stały się w Europie szerzejznane. Znów nieprawda. Po pierwsze, nie„Walhalia", ale „Walhalla" (błąd parokrotniepowtórzony w tekście); po drugie,Noc Walpurgii to jedna ze scen Fausta Goethego,a jej muzyczne „odwzorowanie"nie jest dziełem Wagnera, lecz FelixaMendelssohna.Dalej mamy dywagacje nt. Wodanai Odyna. Daruję sobie cytaty. Wodan/Wotani Odin/Odyn to różne wersje tego samegoimienia; jego nordycka (wschodniogermańska)forma Othenn wydaje się pierwotna.Wywodzenie jej od jakiegokolwiek słowaLATO2000 481


łacińskiego jest dowodem całkowitej niekompetencjilingwistycznej - możliwy jestjedynie wspólny rdzeń indoeuropejski. Wotanbyt pierwotnie bogiem zmarłych, później- najwyższym bogiem, a także (nie -przede wszystkim) bogiem wojny (bogamiwojny par excellence byli Thor i Tyr). Polegliwojownicy rzeczywiście trafiali do Walhalli,dworu, w którym ucztują, oczekując na Ragnarók,ostatnią bitwę starych bogów. Niewyruszają natomiast na Dzikie Łowy (DzikiGon), gdyż to wyobrażenie nie jest germańskie,lecz celtyckie, z ludów germańskichznane jedynie Anglikom, ale nieSkandynawom ani Teutonom (późniejszymNiemcom).Wreszcie czytamy: „Gniew był najczęściejspotykanym stanem bogóww mitologii nordyckiej, zaś agresja najczęściejspotykanym rodzajem akcji".Śmiem wątpić - ale nawet jeśli, to podtym względem mitologia nordycka niczymnie różni się od greckiej - może tylkotym, że okrucieństwo Asów nie byłotak wyrafinowane jak Olimpijczyków.Być może autorka zamierzała odtworzyćwspółczesny niemiecki stereotyp mitologiietc. (nie znam tego stereotypu, alesądząc po „teoriach" polskich neopogan,jest to możliwe), ale w takim razie należałoto wyraźnie napisać. Inaczej cały artykułstaje się dla czytelnika, mającego jakie-takiepojecie o tych zagadnieniach(jak niżej podpisany) - całkowicie niewiarygodny.(...)Wreszcie kamyk do ogródka Redakcji.Kto wymyślił, że obok x. Gurgaczastoi żołnierz sowiecki (s. 271)? Ten żołnierznosi polski mundur z pasem oficerskim,ma Krzyż Walecznych i trzygwiazdki za rany. Może to oficer „leśnych"?Może występuje tu w roli ojcachrzestnego? Nawet jeśli to błąd źródła,wypadało go dostrzec i poprawić.Z poważaniem,TADEUSZ A. OLSZAŃSKIWARSZAWARFNRDPorównując rozliczenie z nazistowską przeszłościąw RFN i NRD należałoby przypomniećo najbardziej przekonywującym argumencie,jakim posługiwały się władzeNRD, odcinając się od przeszłości: mianowicieo procesach z wyrokiem skazującym,przeprowadzonych w radzieckiej strefieokupacyjnej i później w NRD. Według Weberado roku 1947 ponad 10 tysięcy członkówSS, dwa tysiące pracowników Gestapo,4300 przywódców politycznych NSDAP zostałooskarżonych i skazanych, wydano118 wyroków kary śmierci. 5200 zatrudnionychw dawnej administracji straciło pracę.W sektorze zachodnim przeprowadzonodenazyfikację na podstawie ankiety, co nieprzyniosło rzeczywistych efektów, a i takliczba osób całkowicie oczyszczonych byłatak niewielka, że do 1947 roku dawna administracjapowróciła na stanowiska. Powyższefakty chyba najlepiej wyjaśniają,482<strong>FRONDA</strong> 19/20


dlaczego młodzież nie oskarżała generacjiojców, a władze NRD mogły twierdzić, żefaszyści zostali na Zachodzie.Nie zmienia to jednak faktu, że denacyfikacjaNiemiec Wschodnich była pozorna,gdyż służyła celom politycznym.Dawny aparat władzy zastąpiono nowym,wszystkie wysokie stanowiska w administracji,policji i sądownictwie obsadzonowiernymi Moskwie komunistami. W niemieckimwydaniu Czarnej Księgi KomunizmuNeubert podaje następujące dane: od1945 do 1982 roku wydano 375 wyrokówkary śmierci, z czego wykonano 208. Wynikastąd, że czystki okresu stalinizmuw NRD to około 2/3 wszystkich wyrokówkary śmierci w Niemczech Wschodnich.Z wyrazami szacunku,EWA MATKOWSKAWROCŁAWKILKA UWAG O KONECZNYMW numerze 17/18 „Frondy" z 2000 rokupojawił się tekst p. Pawła SkibińskiegoBizancjum na Zachodzie. Niemcy w historiozofiiFeliksa Konecznego. Sam tekst uważamza fachowy, a autor jawi się jako znawcaspuścizny prof. Feliksa Konecznego. Jednakpragnę zwrócić uwagę na kilka błędówformalnych.Otóż Feliks Koneczny nie był związanyz obozem narodowym - jak to napisałp. Skibiński - „na dobre i na złe". Owszem,publikował na łamach narodowej prasy,m.in. „Myśli narodowej", ale to nie znaczy,że był on z obozem narodowym ściślezwiązany. A to można wywnioskowaćz fragmentu tekstu p. Skibińskiego.Drugi błąd to nazwa instytutu, którywydawał w Londynie dzieła prof. Konecznego.Oczywiście, wydawania prac wielkiegopolskiego historiozofa podjął się śp. JędrzejGiertych. Obiecywał to Konecznemu podczasspotkania w Krakowie w 1945 roku,kiedy to przybył do Polski, aby zabrać doAnglii swoja rodzinę. Rękopisy Konecznegozbierał i przepisywał po powrocie do Polskisyn śp. J. Giertycha, prof. Maciej Giertych,przesyłając je do Londynu, do ojca. Instytucja,która wydawała dzieła Feliksa Konecznegobyło Wydawnictwo Towarzystwa Historycznegoim. Romana Dmowskiego,które powstało w setna rocznicę urodzinR. Dmowskiego (1964), a nie instytut Historycznyim. R. Dmowskiego, który był inną,oddzielną instytucja prawną i wydawniczą.Prezesem Towarzystwa Historycznegoim. Dmowskiego byt J. Giertych.Błąd może niewielki, ale należało gosprostować. W dużej mierze to dzięki JędrzejowiGiertychowi wydawnictwo Antykprzypomina Polakom o tym wielkim, aleciągle niedocenianym historyku i filozofie.„Czas przestać czytać o Konecznym,czas czytać Konecznego" - to chyba najlepszycytat na koniec.Przesyłam pozdrowienia twórcomi redaktorom „Frondy",MACIEJ TWARÓGKRAKÓWLATO-2000 483


SPORU O MALARSTWO MICHAŁA ŚWIDRA -CIĄC DALSZYKochana „Frondo", piszę do Was zawiedzionysporem o malarstwo Michała Świdra.Nie ukrywam, że z dużą przyjemnościąprzeczytałem w numerze zimowym(1998, nr 13/14) krytyczny tekst TomaszaTuszki, uprzejmie komentujący zarównoobrazy Michała Świdra jak i tekst BarbaryTichy, oba opublikowane wcześniejw nr 11/12. Komentarz Tuszki zawierawiele myśli, które i mnie trapiły podczaslektury i oglądania „Frondy" nr 11/12. To,co zamieściła Fronda w odpowiedzi na tękrytykę, było natomiast poniżej tzw. poziomuminimum. Szkoda.Chciałbym się podzielić z Wami pewnąrefleksją. Są dziedziny sztuki podlegającezadowalającej krytycznej weryfikacji:film, teatr, literatura, muzyka. Ich twórcy,krytycy i odbiorcy cieszą się szybkim i obfitymprzepływem informacji pomiędzysobą. Niestety, nie da się tego powiedziećo bardziej wyciszonych dziedzinach: malarstwie,rzeźbie czy architekturze. Ułatwiato bezkarne mnożenie się nieporozumień,promocję rzeczy nieciekawych lubdoszukiwanie się zasług czy kompromitacjitam, gdzie jest tylko zwykły przypadek.W chaosie przepadają cenne perełki, częstozupełnie bez echa, często z niezasłużonąopinią sztuki zdegenerowanej. Groźnato sytuacja, musicie się więc liczyć z ostrąreakcją na wszelkie niedociągnięciaw dziedzinie krytyki artystycznej, wypły-484wa to jedynie z wielkiego szacunku, jakidarzą „Frondę" czytelnicy.Tak jak czekałem i doczekałem sięniebrzydkiej szaty graficznej, czekam teraz,aż „Fronda" uczciwie zmierzy sięz tematem „sztuka współczesna".Najserdeczniejsze pozdrowienia,RAFAŁ SOTKOWSKIARCHITEKTWARSZAWASPORU O MALARSTWO MICHAŁA ŚWIDRA- CIĄG DALSZY IIZ wielkim zasmuceniem odebrałem sposób,w jaki w numerze 13/14 z tego rokupotraktowano wypowiedź Czytelnika natemat zarówno samego malarstwa, jaki sposobu zaprezentowania dzieł PanaMichała Świdra we „Frondzie".Oto Pan Tomasz Tuszko wyraził byłswą raczej negatywną opinię o wartości malarstwaPana Świdra, autodefiniowanegoprzez artystę jako z ducha chrześcijańskie,a natchnione zwłaszcza przez bliska musztukę Fra Angelico czy Giotta, a zarazemwytknął Pani Barbarze Tichy, prezentującejentuzjastycznie twórczość Michała Świdra,niedostateczny obiektywizm krytyczny.Zdawałoby się, że żywa reakcja na tesprawy powinna Redakcję ucieszyć, tymczasemumieszczenie przez nią zaraz potekście Czytelnika kuriozalnej „polemiki"sprawia wrażenie, jakby się miało do czynienianie z dysputą godna pisma konserwatywnego,ale „obroną jedynie słusz-<strong>FRONDA</strong> 19/20


nych pozycji" i „dawaniem odporu" iściew stylu „Gazety Wyborczej".Aż dwie, bliżej nie znane Panie (Redakcjanie była łaskawa umieścić żadnejo nich notki w Notach o autorach, nie wiadomowięc kto zacz i czy wygłasza własneopinie, czy stanowisko Redakcji) w nieznoszącymsprzeciwu tonie pamiętnymz peerelowskiej szkoły „pouczyły" Czytelnika,by siedział cicho, bo się, biednyprostak, na sztuce w ogóle, a Pana Świdraw szczególności, nie zna, nie będąc krytykiemsztuki oni nie dysponując odpowiedniądo ferowania ocen wrażliwością.Pomijając napastliwie histeryczny tonik„obrony", głębokim nieporozumieniemjest zaprezentowane w tekście obuPań rozumienie funkcjonowania dziełasztuki w odbiorze publicznym.Pan Tuszko nie pretendował do rangikrytyka sztuki, a jedynie wygłosił osobistesądy i uzasadnił je - atak Pań na prawo odbiorcysztuki do wyrażania o niej takowychsądów sytuuje je po stronie kółek wzajemnejadoracji typu środowiska skupionegonp. wokół warszawskiego Centrum SztukiWspółczesnej. Tam to panują zaprezentowaneprzez Autorki kanony i maniery:a) Artysta (koniecznie wielka literą) łaskawiepoucza akolitów jak wielkiedzieło stworzył oraz jaka jest „jedyniesłuszna" interpretacja i znaczenie;b) akolici - krytycy sztuki (z własnegoi środowiskowego nadania) dopełniająpowyższe „uczonym" bełkotemi porcja bezwstydnych zachwytów;c) każdego, kto wygłosiłby zdanie odmienne„krytycy sztuki" mieszająz błotem, wytykając mu brak elementarnejwrażliwości oraz podstawowejwiedzy w przedmiocie.A przecież oczywiste jest (chyba?...), żekażdy obcujący ze sztuka człowiek odbierają indywidualnie, poprzez kontakt duchowyi estetyczny, co wyklucza automatyczniepoddawanie się stadnym reakcjom,dyktowanym przez „wtajemniczone w głębokiegłębie" wiedzy o sztuce Autorytety.Skąd więc ta napaść na Czytelnika?Obawiam się, że nie ze względówmerytorycznych, a uwarunkowań towarzyskich,co właśnie powoduje niemiłeskojarzenia z „gazetką". Wygląda na to,że obie Panie po prostu lubią Panią Tichyi Michała Świdra z jego malarstwem,więc krytyczny głos Czytelnika je oburzyłi pospieszyły z pryncypialna odprawą.Muszę zmartwić Szanowne Panie, donoszącuprzejmie, że wrażenia Pana Tuszkiz obcowania z twórczością MichałaŚwidra podziela w zupełności całkiemspora grupa stałych Czytelników „Frondy'(w razie potrzeby przedstawię grono znanychmi osobiście malkontentów), a reprezentująoni tak nieoświecone w sprawachsztuki zajęcia, jak dla przykładu -filolog klasyczny, filolog polski, historyk,architekt, konserwator dzieł sztuki poASP malarz ikon, kompozytor, teolog i naLATO-2000485


koniec sam niżej podpisany, pisarz i reżyser,jak na zfość zajmujący się często w filmiedokumentalnym sprawami sztuk plastycznych(m.in. autor filmów: Bizantyńskiklejnot w gotyckiej oprawie o prawosławnychfreskach w lubelskiej kaplicyŚw. Trójcy, Witraż o religijnych dziełachwybitnej artystki Teresy Reklawskiej, Ikona- okno ku wieczności, Według Nikifora0 motywach ikonicznych w twórczości tegożczy Nowosielski o ikonie i świecie).Przyznaje uczciwie od razu, że nie jestemzawodowym krytykiem sztuki,z czego wynika, że zarówno ja, jak wspomnianiwyżej moi znajomi zasługujemyw oczach Pań Autorek na miano ignorantów,którzy powinni zamknąć gębę1 w należytym podziwie chłonąć wielkośći głębię dzieła Pana Świdra, objawionąprzez znawców prawdziwych.Roznamiętnionym w oburzeniu naignorantów Paniom przypomnę zdaniez listu Pana Tuszki: „Żebym był dobrzezrozumiany: cieszę się, że mogłem poznaćtwórczość Michała Świdra (...) zewszech miar za potrzebna uważam debatęnad sztuka sakralną. Co więcej, jestemjak pan Świder zakorzeniony w chrześcijaństwie,tak jak on czuje głód wyższychwartości w żywej sztuce współczesności,podzielam jego wiarę w koniecznośćoparcia sztuki na duchowym ładzie."Jako twórca-katolik, mąż prawosławnejmalarki i ikonografia, podpisuję siępod powyższym w całości i wyrażam na-486dzieję, iż Redakcja taka właśnie debatęmiała na myśli, a nie zaperzenie i arogancje,które z taka przykrością znalazłemw tekście Pań „nauczycielek". Nie należędo pieniaczy i nie zwykłem z lada powodupisać do Redakcji, ale doprawdy, jakoczytelnik tak zacnego i rzadkiego zewzględu na wysoki poziom pisma jak„Fronda", poczułem się głęboko urażonytonem polemiki z tezami innego WaszegoCzytelnika.Pozostając w przekonaniu, iż był toodosobniony incydent, pozdrawiam serdecznieRedakcję,JERZY ŁUBACHWARSZAWA<strong>FRONDA</strong> 19/20


POCZTA LITERACKADziękujemy, nie skorzystamy:* za twórczość: Stanisław B. (Warszawa), Wojciech B. (Wrocław),Przemysław D., Justyna M. (Warszawa), Piotr M. (Łódź), Mariusz N.(Goleniów), Mariusz R.S. (Bydgoszcz), Mirosław W. (Warszawa) i inni,którzy nie otrzymali odpowiedzi pocztą;* za Drogi: Michał B.;* za Straszny sen Arona Micholza: Albin D. (Pętkowice k/Wejherowa).Propozycje literackie można kierować również na adres internetowy:wencelman (ajpoczta.onet.pl(załączniki w formacie word lub txt).(w.)FUNDUSZ WYDAWNICZYDla osób zainteresowanych wsparciem Funduszu Wydawniczego FRONDYpodajemy numer konta:Stowarzyszenie Kulturalne <strong>FRONDA</strong>PBKS.A. XIII O/W-wa 11101053-401050021825Serdecznie dziękujemy osobom, które wsparły Fundusz:p. Tadeuszowi Grzesikowip. Gregory Hamiltonowip. Markowi NowakowskiemuJednocześnie informujemy, że Stowarzyszenie Kulturalne <strong>FRONDA</strong>każdorazowo przesyła swoim dobroczyńcom podziękowania za wsparcie,które stanowią dowód, uprawniający do odliczenia od podatkusumy równej przekazanej na Fundusz darowiźnie.LATO-2000487


NOTY O AUTORACHLEW ABRAMOWSKI (1963) - orientalista, mieszka w Moskwie.NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI (1974) - student historii na UniwersytecieWarszawskim. Mieszka w Warszawie.ZENON CHOCIMSKI (1969) - publicysta. Mieszka w Poznaniu.MICHAŁ DYLEWSKI (1973) - socjolog; publikuje w „Kwartalniku Konserwatywnym",„Naszym Dzienniku" i „Nowym Państwie". Mieszka w Warszawie.ANDRZEJ FIDERKIEWICZ (1969) - publicysta, współpracownik „Stańczyka";pracuje w banku. Mieszka w Warszawie.IGOR FIGA (1969) - filolog klasyczny. Mieszka we Wrocławiu.GRZEGORZ GÓRNY (1969) - redaktor „Frondy". Mieszka w Warszawie.MAREK HORODNICZY (1976) - student politologii na UniwersytecieKard. Stefana Wyszyńskiego. Mieszka w Warszawie.DAVID HOROWITZ (1939) - jeden z najbardziej wpływowych intelektualistówwspółczesnej Ameryki, autor wielu bestsellerów książkowych (m.in.autobiografii intelektualnej Radical Son oraz pisanych wspólnie z PeteremCollierem biografii rodów Rockefellerów, Kennedych, Fordów i Rooseveltów),współwydawca pisma „Heterodoxy", założyciel i prezes Center for theStudy of Popular Culture w Los Angeles.MOSEPH DE JAISTRE (1969) - potomek duchowy w siódmym pokoleniuJosepha de Maistre'a, autor Poranków Leningradzkich.488<strong>FRONDA</strong> 19/20


KAZIMIERZ JUSZKO (1961) - ksiądz rzymskokatolicki. Mieszkaw Gdańsku.MICHAŁ KIETLICZ (1970) - dziennikarz. Mieszka w Warszawie.MAREK KONOPKO (1967) - polonista. Mieszka we Wrocławiu.ALEKSANDER KOPIŃSKI (1974) - prawie-absolwent MiędzywydziałowychIndywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim;ostatnio publikował w „POSTygodniku" i „Arcanach". Mieszkaw Warszawie.ADAM KUŹ (1960) - doktorant Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.Mieszka w Szamotułach.PAWEŁ LISICKI (1966) - eseista, redaktor „Rzeczpospolitej"; autor zbiorówesejów Nie-ludzki Bóg (1995) i Doskonałość i nędza (1997 - Nagrodaim. Andrzeja Kijowskiego, 1998) oraz dramatu Jazon (1999). Mieszkaw Warszawie.FILIP MEMCHES (1969) - urzędnik, publicysta, psycholog; stały współpracownik„POSTygodnika" - dodatku do „Nowego Państwa". Mieszkaw Warszawie.ŁUKASZ MOHIKA (1963) - potomek spolonizowanej w XVII wieku rodzinykozackiej pochodzenia wołoskiego; w stanie wojennym działał w „SolidarnościWalczącej"; ukończył Instytut Polarny w Gdyni, pracuje jednak jakoastronom; publikuje w „Nowym Państwie" i „Gazecie Polskiej". Mieszka naBielanach.ROBERT NOGACKI (1978) - lider Legionu św. Jerzego, członek władzkrajowych UPR, publicysta znany m.in. z „Arcanów", „Gazety An Arche",„Myśli Polskiej" „Najwyższego Czasu!", „Nowego Państwa", „POSTygodnika",„Rojalisty", „Spraw Politycznych", „Lekarza Polskiego" i „Szczerbca".W przygotowaniu książki: Rewolta w imię Tradycji. Konserwatywna opozycja we-LATO-2000 489


wnątrz Kościoła Powszechnego 1958-2000 oraz Ruch jest herezją. Mieszka w Kielcach,studiuje prawo na UAM w Poznaniu.REMIGIUSZ OKRASKA (1976) - publicysta; publikował m.in. w „POSTygodniku",„Stańczyku", „Zielonych Brygadach", „Maci Pariadka", „Pro Fide,Rege et Lege"; wydaje biuletyn etnopluralistyczny „ZaKORZENIEnie", redagujedział kulturalny w „Czasie Górnośląskim"; student socjologii na UniwersytecieŚląskim w Katowicach. Mieszka w Zawierciu.DAVID PFANNEK AM BRUNNEN - enerdowski dysydent, dziedzic środkowoeuropejskiegochasydyzmu, Mieszka w pustelni w okolicach Naumburgaw Turyngii.JANUSZ SAVIMBI (1970) - student afrykański, doktoryujący się z maszynwysokoparowych na Politechnice Łódzkiej. Mieszka w Warszawie.RAFAŁ SMOCZYŃSKI (1970) - redaktor „Frondy". Mieszka w Warszawie.IZRAEL SZAHAK (1933) - przeżył warszawskie getto i hitlerowski obózkoncentracyjny, od 1945 roku mieszka w Palestynie; profesor chemii na UniwersytecieHebrajskim w Jerozolimie; przewodniczący Izraelskiej Ligi PrawCzłowieka i Obywatela; autor wielu książek nt. judaizmu i współczesnegoIzraela (w Polsce ukazały się m.in. Żydzi i goje. Trzydzieści wieków sąsiedztwaoraz Tel-Awiw za zamkniętymi drzwiami).JAROSŁAW TOMASIEWICZ (1952) - politolog, publicysta, doktorant UniwersytetuŚląskiego; stały współpracownik m.in. „Czasu Górnośląskiego",a okazyjnie kilkudziesięciu innych pism; autor książek Terroryzm na tle przemocypolitycznej (zarys encyklopedyczny) i Nowe idee dla Nowej Ery. Mieszka na Śląsku.WOJCIECH WENCEL (1972) - poeta, eseista, laureat I edycji KonkursuPoetyckiego im. x. Baki; redaktor „POSTygodnika", członek Rady ProgramowejTVP S.A.; autor książek poetyckich Wiersze (1995 - Nagroda im. KazimieryIłłakowiczówny za debiut roku) i Oda na dzień św. Cecylii (1996 - nominacjado Nagrody Nike, 1997) oraz zbioru szkiców Zamieszkać w katedrze(1999). Podróżuje koleją na trasie Gdańsk-Warszawa-Gdańsk.


<strong>FRONDA</strong> PROPONUJEKoszulkaBiała koszulka bawełniana z czarnym nadrukiem. Koszulka jest wyposażona1w wiele funkcjonalnych opcji, dzięki którym można ją nosić w ukryciu, a takżena wierzch, trzymać w szafie i w innych miejscach. Nie była testowana na zwierzętach.Nie zawiera. Naprawdę nie zawiera. Nie uwiera. Nowość: dwa w jedynym!Kupując jedną koszulkę, dostajesz gratis dołączone rękawki. XL, XXLPismo Poświęcone nr 17/18(kwartalnik; 472 strony)Deutschland UberAlles • RFNRD •Romantyczny Rasizm Jacka Londona •Carl Gustav Jung - Prorok Wotana •Faszyści - Rasiści - Samuraje • Apokalipsa RozumuPismo Poświęcone nr 15/16(kwartalnik: 376 stron)Rozmowa z kardynałem Josephem RatzinceremCristiada - Meksykańska Wandea • Rasowa Apokalipsa •Fałszywy mesjanizm • Teologia i Demonologia Rocka •Wywiad z Mistrzem Kościoła SzatanaPismo Poświęcone nr 13/14(kwartalnik; 480 stron)Teologia UFO • Sprawa Brzozowskiego •Komunistyczny antysemityzm • Demon południa •„Sztuka i naród" • Dziedzictwo Salazara • Jugołgarstwo •Rewolucja postmodernistycznaPismo Poświęcone nr 11/12(kwartalnik: 406 stron)Metafizyka nacjonal-bolszewizmu Rock eurazjatycki •Mesjanizm rosyjski • Przepis na odnalezienie Craala • Eliot •Malarstwo Michała Świdra • ANKIETA: Religia i literaturaLATO-2000491


Angelika Korszyńska-GórnyANIOŁ OGNISTYMistyczne poezje Juliusza SłowackiegoKompozycje Angeliki Korszyńskiej-Górnywykonuje zespół w składzie:Lidia Pospieszalska, Marta Stanisławska, Barbara Witkowska,Marcin Pospieszalski, Piotr Żyżelewicz, Bogdan Kupisiewicz,'joszko BrodaAndrzej TrzebińskiAby podnieść różęSzkice literackie i dramatAndrzej Trzebiński - redaktor i główny teoretyk „Sztuki i Narodu",najważniejszego pisma okupacyjnej Warszawy, studentpolonistyki UW, pracownik bocznicy kolejowej, najzdolniejszypisarz pokolenia „kolumbów", zamordowany w masowejegzekucji na rogu Wareckiej i Nowego Światu.Po raz pierwszy bez cenzury:• komplet szkiców literackich i filozoficznych• dramat Aby podnieść różę...• niepublikowane dotąd zdjęcia z inscenizacjiMarian ZdziechowskiW obliczu końcaPorywające dzieło przedwojennego filozofa, profesoraUniwersytetu Stefana Bato-rego. „Czerwony terror" widzianyw religijnej perspektywie. Analiza cywilizacji, która„posadziła Boga na ławie oskarżonych".Marian ZdziechowskiWidmo przyszłości„Wolałbym umrzeć teraz w zgodzie z Bogiem, w otoczeniunajbliższych, zapatrzony w rozciągające się przede mnąwzgórza i lasy, (...) niż za rok, za dwa albo trzy, możewcześniej jeszcze, może nieco później, zgnić w sowieckiejczerezwyczajce" - pisał Zdziechowski wiosną 1937 roku.Opatrzność łaskawie oszczędziła mu widoku ziszczonejapokalipsy, przed którą ostrzega Widmo przyszłości.492<strong>FRONDA</strong> 19/20


Mikołaj BierdjajewRosyjska idea„Portret" duszy rosyjskiej pióra najwybitniejszego prawosławnegofilozofa XX wieku, autora Nowego średniowiecza.Cel tych rozważań był bardzo ambitny: opisaćnie to, co Rosjanie sami myślą o sobie, lecz to, co zamyśliło Rosji Stwórca. W rzeczywistości poznajemy nie wolęBożą, lecz koncepcje samego Bierdiajewa, który przyokazji kreśli porywający obraz zmagań rosyjskiego duchakilku ostatnich stuleci.Eugenio ZoiliPrzed ŚwitemNaczelny Rabin Rzymu:dlaczego zostałem katolikiem?Duchowy dziennik Żyda, który przyjął chrzest. Rozdział„Miłosierdzie papieża Piusa XII" ujawnia rolę Stolicy Apostolskiejw ratowaniu Żydów podczas II wojny światowej.Karl SternSłup ogniaŚwiadectwo słynnego amerykańskiego psychologapochodzenia żydowskiego, który nawrócił się na katolicyzm.Gerard van den AardwegHomoseksualizm i nadziejaHolenderski psycholog ukazuje terapeutyczne i religijneperspektywy radzenia sobie z homoseksualizmem.LATO-2000493


John Henry Newman0 rozwoju doktryny chrześcijańskiejDzieje doktryny chrześcijańskiej w pierwszych wiekach poChrystusie. Spory, polemiki, pasjonujące starcia świętychi heretyków. Zbiór argumentów przeciw odstępcom. Słynnykonwertyta przedstawia Kościół, który „nie ma granic".Juan Luis LordaMoralność - sztuka życiaPrzygotowałem, jak mogłem, krótki, ale w pewnej mierzekompletny kurs przedstawiający moralność chrześcijańską.Przy ograniczeniach narzucanych przez małą objętośći proste ujęcie, ten niewielki wolumin nie poprzestajena powtarzaniu rzeczy znanych. Jeśli ma jakąś wartość,to dzięki temu, że skupia idee obecnie zajmujące tych,których troską jest zaoferowanie moralności pozytywneji odpowiedzialnej.Artur GrabowskiPojedynek (1990-1996)Tomik poetyo barokowym nazwisku,laureata konkursu im. x. Baki.poezjaKrzysztof KoehlerNa krańcu długiego polaWybór wierszy „sarmackiego klasycysty",wyznawcy Horacego, wroga „literatów"i jednego z najgłośniejszych poetów latdziewięćdziesiątych.


Dietrich von HildebrandK o ń T r o j a ń s k i w m i e ś c i e B o g aDietrich von Hildebrand napisał Konia trojańskiego kilka latpo zakończeniu II Soboru Watykańskiego. Doświadczony fenomenolog,jeden z największych współczesnych etyków, odsamego początku zdecydowany i otwarty przeciwnik hitlerowskiegonarodowego socjalizmu, prawdziwy świadek XXwieku, od razu dostrzegł niebezpieczeństwa posoborowegorozwoju. Hildebrand, opierając się o właściwie interpretowaneteksty Vaticanum II, wskazał nadużycia, jakich dokonująmodernistyczni teologowie. Ta książka jest kluczem do zrozumieniakryzysu Kościoła, czyli jego postępującej sekularyzacji.LATO2000495


Dietrich von HildebrandS p u s t o s z o n a w i n n i c aSpustoszona winnica to ostatnie dzieło Dietricha von Hildebranda,niemal testament. Książka pisana z prorockim gniewem,żarem i bólem. Jest gwałtownym protestem przeciwpostępowaniu teologów oraz niektórych hierarchów, którzy,zdaniem autora, niszczą nadprzyrodzony charakter nauki katolickiej.Jest też wielką obroną tradycyjnej liturgii. Niektóresądy autora mogą budzić wątpliwości dzisiejszego czytelnika,niekiedy trudno się będzie z nimi zgodzić. Tym niemniejdzieło to trzeba poznać. Inaczej nie zrozumiemy, jak głębokimusiał być posoborowy wstrząs. Oto pytanie, z którym trzebasię uporać: dlaczego Hildebrand, uważany przez Piusa XIIza Doktora Kościoła XX wieku, pisał siedem lat po Soborzeo „piątej kolumnie" biskupów, niszczącej Kościół?496<strong>FRONDA</strong> 19/20


Romano GuardiniDOCjNasz Pan Jezus Chrystus - osoba i życieJedna z najważniejszych książek katolickich XX wieku: niemieckiteolog szczegółowo rozważa życie Jezusa z Nazaretu.W niespiesznej (ok. 550 stron) medytacji nad Ewangelią wspomagasię nauką Ojców Kościoła - nie dla teologów-nudziarzy!LATO-2000497


Karl AdamN a t u r a K a t o l i c y z m uNatura katolicyzmu Karla Adama to książka, którą po prostutrzeba przeczytać. Niemiecki filozof i teolog, jedenz najbardziej wpływowych myślicieli pierwszej połowyXX wieku, pokazuje, że zarówno doktryna, jak obrzędykatolickie wyrastają organicznie z żywego obcowaniaz Chrystusem. Szczególnie wiele uwagi poświęca on nauceo obcowaniu świętych. Każdy, kto przeczyta jego dzieło,będzie mógł zrozumieć źródła mocy religii katolickiej. Katolicynie są samotni, wskazuje Adam, należą bowiem doponadczasowej rodziny odkupionych przez Chrystusa. Taksiążka to znakomite lekarstwo na dzisiejszą chorobę wykorzenienia.To także próba opisania największej wartościZachodu - cywilizacji katolickiej.498<strong>FRONDA</strong> 19/20


Wojciech WencelZ a m i e s z k a ć w k a t e d r z e .Szkice o kulturze i literaturzeKsiążka eseistyczna najbardziej wyrazistego poety młodegopokolenia. Zbiór manifestów literackich, analiz kultury, interpretacjitwórczości Eliota, Koehlera, Macheja, Podsiadłyoraz kąśliwych polemik. Obrona przedoświeceniowych ideałówżycia i sztuki. Według Macieja Urbanowskiego - kontynuacjatradycji „Sztuki i Narodu". Zdaniem krytyka „GazetyWyborczej" - klasycystyczna inkwizycja!LATO-2000


Paweł LisickiJ a z o nDramaturgiczny debiut wybitnego eseisty, uznanego przezCzesława Miłosza za następcę Bolesława Micińskiego. Opowiedzianejęzykiem dramatu klasycznego dzieje Bereniki,Matatiasza i Tymoteusza, za plecami których toczą się teologicznespory między Żydami pobożnymi i zhellenizowanymi.Miłość, intryga i zbrodnia skrywają religijne „drugiedno" dramatu z wyraźnymi odniesieniami do czasów współczesnych.500<strong>FRONDA</strong> 19/20


Bracia,słyszałem o niepokojuniszczącym w was ducha.Lęk i niepotrzebną bojaźńwywołują wśród was wieści, że niewszystkie księgi Frondy kupić możnaw gminach waszych. Odwagi bracia;możecie zdobyć je wszystkie,kupując w sklepie internetowym:www.fronda.pl/sklep/default.aspLaska wam i pokój!

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!