You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
_______________ Żeglarz nr 200 ________________________________ strona 7 ___________________________________________________________________________________<br />
Akt 1.<br />
Na pierwszym kursie w 1962 r. w Jastarni<br />
w Ośrodku LOK, w jadalni, zdawało mi<br />
się, że widzę podwójnie. Przy stoliku zobaczyłem<br />
dwóch jednakowych marynarzy, w<br />
granatowym mundurze, uśmiechniętych do<br />
otoczenia. Dowiedziałem się, że byli to<br />
bracia Ejsmont, służyli w Marynarce.<br />
Akt 2. Na drugi rok, na drugim kursie na<br />
sternika jachtowego (po pierwszym kursie<br />
nie wystartowałem do egzaminu), Piotr<br />
Ejsmont był instruktorem. Wśród instruktorów<br />
rej wodził Adam Krzenczesa, zawodowy<br />
oficer Marynarki Handlowej. Pili tęgo<br />
po nocach, gdy chcieli się rozerwać robili<br />
nocny alarm, chodzili po sypialniach<br />
sprawdzając czy kursanci mają czyste nogi.<br />
Miałem 40 lat, tytuł magistra inżyniera,<br />
funkcję kierownika Pracowni w Biurze<br />
Projektów, ale bardzo mi zależało na stopniu<br />
żeglarskim, a ten, kto zadarł z instruktorami,<br />
nie miał szans zdać. Przy tej rewizji<br />
stężałem, ale jakoś moje łóżko ominęli,<br />
chyba mój wiek kazał im przeskoczyć<br />
mnie. Pozostali kursanci byli o ponad<br />
połowę młodsi ode mnie.<br />
Z Piotrem, jako instruktorem, znałem się,<br />
nie był agresywny, ten nocny nalot z pewnością<br />
nie był z jego inicjatywy. Dawał się<br />
lubić, ale nie mogę powiedzieć, byśmy się<br />
przyjaźnili. W tamtych latach był mur<br />
większy niż chiński między instruktorami,<br />
a kursantami.<br />
Akt 3. W 1964 roku, już w stopniu sternika<br />
jachtowego, wpadłem do Jastarni na mój<br />
drugi rejs morski (w tym samym roku,<br />
pierwszy był z Trzebieży, na Syriusie -<br />
Kings Ametyst - z Wojtkiem Michalskim<br />
jako kapitanem).<br />
Wszyscy szarzy żeglarze mieli skierowanie<br />
ze swych okręgów LOK na rejs bałtycki.<br />
W Ośrodku w holu przy stoliku siedział<br />
Ejsmont, zapisując denatów. Problem<br />
zaistniał z miejsca: były 2 jachty: Generał<br />
Zaruski, wielki i zgrabny jak krowa i<br />
Wielkopolska, "setka". Musiałem zakręcić<br />
się tak, aby dostać się na Wielkopolskę, a<br />
nie na Zaruskiego, na którym szeregowy<br />
człowiek był tylko pętakiem, dodatkiem do<br />
jakiegoś szota.<br />
Właśnie od Ejsmonta zależało, żebym<br />
dostał przydział na Wielkopolskę. Stanąłem<br />
na czatach, gdy tyko skończył urzędować<br />
podszedłem do niego z miłym uśmiechem<br />
i zagadałem:<br />
- Piotruś, może byśmy wpadli do<br />
„Zdrojowej” na kielicha?<br />
- Czemu nie? – odpowiedział - wiedziałem<br />
już, że popłynę na Wielkopolsce.<br />
SPOTKANIA Z BRAĆMI EJSMONT<br />
W drodze do restauracji wyjaśnił mi, że nie<br />
jest Piotrkiem, tylko Mietkiem, ale że mają<br />
taką umowę, iż przyjaciół jednego drugi<br />
bierze za swoich. W to mi grać! Po<br />
pierwszym kieliszku wyborowej stałem się<br />
jego własnym przyjacielem, a on moim.<br />
Oczywiście najbardziej rozmawialiśmy o<br />
ich planowanym rejsie dookoła świata.<br />
Mietek namawiał mnie by z nimi płynąć<br />
(uchodziłem za dobrego kursanta,<br />
oblatanego w nawigacji i językach).<br />
Na drugi dzień, jeszcze z szumem w głowie,<br />
zaokrętowałem się na Wielkopolskę<br />
na fukcji II oficera. Podszedł do mnie<br />
kapitan Jan Kolański i wręczył mi 4,5 tys.<br />
zł. na utrzymanie 12-osobowej załogi.<br />
Mietek szepnął mi cichaczem:<br />
- Heniu, gospodarz tak, żeby starczyło na<br />
jedzenie i na wódkę! Prowiant załatwiało<br />
się po sklepach. Szybko zorientowałem się<br />
w cenach i zdałem sobie sprawę, że na<br />
wódkę może starczyć tylko dla kapitana,<br />
dla Mietka no i dla mnie - i to tylko raz.<br />
Poznałem margarynę, bo na masło nie<br />
starczało funduszu, a było tego 24 złote (a<br />
może 26) na osobo-dzień.<br />
Ruszyliśmy z Jastarni. Wielkopolska okazała<br />
się jachtem widmo. Wszystko na niej<br />
było zepsute. Najpierw wyszło, że zbiorniki<br />
wody, ani jeden czynny. Wodę brało się<br />
do wszystkich garnków, jakie mieliśmy, na<br />
przechyłach większość tej wody wylewała<br />
się, stąd jacht musiał wchodzić do<br />
wszystkich po kolei portów, a szliśmy do<br />
Świniujścia, gdzie kończył się rejs. Dzięki<br />
nieczynnym zbiornikom, w moim drugim<br />
rejsie poznałem wszystkie polskie porty, za<br />
wyjątkiem Łeby, gdzie wiecznie, po<br />
każdym sztormie, zamulony farwater był<br />
problemem dla 2.20 m zanurzenia Wielkopolski.<br />
Gdyby tylko zbiorniki, z przerażeniem<br />
stwierdziłem, że sworzeń przy forsztagu<br />
nie ma zawleczki zabezpieczającej<br />
przed wysunięciem. Dziwię się, że się nie<br />
wysunął.<br />
W Ustce zabrałem do restauracji kapitana i<br />
Mietka. Wyborowa, na zagrychę Mietek<br />
polecił halibuta. W przemiłej atmosferze<br />
zleciała półlitrowa. Mietek jeszcze by<br />
chciał, po cichu spytał mnie, czy mam<br />
forsę. Miałem na drugą. Kapitan, czując się<br />
nieswojo przy stoliku z niskostopniowym<br />
Jaskułą, pomimo, że byłem na jachcie II<br />
oficerem, ociągał się, ale przeważyła dynamika<br />
Mietka i druga flacha wyborowej<br />
stanęła na stole - i halibuty.<br />
Wtedy dał się poznać cały Mietek (miał<br />
stopień sternika morskiego), jako nierasista<br />
i zaproponował, żebyśmy sobie z kapita-<br />
nem mówili po imieniu.<br />
Była to niemal herezja!<br />
- Obaj jesteście inżynierami! (a przy tym<br />
ja byłem 10 lat starszy od Kolańskiego).<br />
Kolański znalazł się w bardzo trudnej<br />
sytuacji. Osłabiony w majestacie już po<br />
pierwszej półlitrówce, z wyraźną niechęcią<br />
zgodził się, wszelako pod warunkiem:<br />
"Tylko nie przy ludziach" (przy ludziach<br />
miałem mówić do niego per panie<br />
kapitanie).<br />
Między mną a Mietkiem zadzierzgnęła się<br />
przyjaźń... i o dziwo, również z Jasiem<br />
Kolańskim. Po latach, ile razy przyjeżdżałem<br />
do Warszawy, bez noclegu w<br />
hotelach, dzwoniłem do Janka i zawsze<br />
miałem nocleg u niego.<br />
Perypetie braci Ejsmont przeżywałem głęboko.<br />
Po latach, przed moim rejsem solo<br />
non stop dookoła świata, zjawił się na<br />
"Darze Przemyśla" w Gdyni ich szwagier<br />
Jurek Śmiechowski z ich młodszą siostrą<br />
Wandą, jego żoną. W pudełku wielkości<br />
jak na torcik przynieśli wieniec, z prośbą,<br />
by go wrzucić do Atlantyku najbliżej<br />
miejsca, gdzie prawdopodobnie zginęli.<br />
Gdy byłem w Buenos Aires w 1973 roku<br />
chciałem odwiedzić rodziców Wojtka<br />
Dąbrowskiego, który z nimi płynął tylko<br />
do Punta Arenas, ale mi odradzili. Po<br />
utracie jedynego syna byli w bardzo złej<br />
kondycji psychicznej, matka na granicy<br />
obłędu. Zastanawiano się, gdzie mogła<br />
nastąpić katastrofa. Ich podejrzenia<br />
kierowały się do Puerto Gallegos, prawdopodobnie<br />
ich ostatniego postoju, blisko już<br />
Tierra del Fuego. Podobno wejście do tego<br />
portu jest jak Zyronda do Bordeaux, albo<br />
Tamiza do Londynu. Są tam bardzo silne<br />
prądy pływowe. Mogło się zdarzyć, że po<br />
wyjściu z Puerto Gallegos na szerokim i<br />
długim estuarium Rio Gallegos przeciwny<br />
prąd pływowy zmiąchał ich mały jacht<br />
"Polonia" i wszyscy trzej zginęli bez śladu.<br />
Mogło też być inaczej.<br />
Gdy po okrążeniu Hornu w rejsie non-stop<br />
znalazłem się znów na Atlantyku, 17<br />
stycznia 1980 roku, w miejscu najbliższym<br />
ich domniemanej tragedii, w dziesiątą<br />
rocznicę tej tragedii, rzuciłem do morza<br />
wieniec od ich rodzin i opuściłem banderę<br />
do pół masztu. Miałem łzy w oczach,<br />
naprawdę. Było mi bardzo smutno przez<br />
wiele godzin.<br />
Henryk Jaskuła<br />
(na zdjęciu Mieczysław Ejsmont,<br />
zdj.: ze zbiorów H. Jaskuły)