Udane prywatyzacje Media o wÅasnoÅci prywatnej - Ministerstwo ...
Udane prywatyzacje Media o wÅasnoÅci prywatnej - Ministerstwo ...
Udane prywatyzacje Media o wÅasnoÅci prywatnej - Ministerstwo ...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong><br />
<strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
SPIS TREŚCI<br />
Prywatne czy państwowe?<br />
Państwowe jest polityczne – Newsweek Polska 2<br />
Młodzi nie chcą państwa w firmach<br />
– wywiad z Pawłem Ciackiem, Millward Brown SMG/KRC – Polska The Times 4<br />
Prywatny lepiej kontroluje – wywiad z Grażyną Kopińską, Fundacja Batorego – Przekrój 6<br />
Dobre praktyki prywatyzacyjne<br />
40 milionów złotych od inwestora odmieniło sanatoria w Nałęczowie – Polska The Times 8<br />
Piwo wasze w gardła nasze – Polityka 10<br />
Od Wrozametu do FagorMastercook – Puls Biznesu 13<br />
Bardzo twarda czekolada – Newsweek 16<br />
Przejęcie bez poślizgu – Parkiet 18<br />
Prywatny Kwidzyn prosperuje – Dziennik Gazeta Prawna 20<br />
Fortuna Kołem się toczy – Przekrój 22<br />
Oblicza własności <strong>prywatnej</strong><br />
Domiar na prywaciarza – Newsweek Polska 24<br />
Własność – rzecz święta – Tygodnik Powszechny 26<br />
Prywatny akcjonariat giełdy – Parkiet 30<br />
Dylemat Europy – Wprost 32<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Prywatne<br />
czy państwowe?
Państwowe jest<br />
polityczne<br />
Przeciwnicy prywatyzacji uważają, że sprzedaż majątku<br />
narodowego to nieodwracalna strata. Warto się jednak zastanowić,<br />
czy zaniechanie prywatyzowania nie oznacza znacznie wyższych<br />
kosztów<br />
W Polsce na prywatyzacji znają się właściwie wszyscy:<br />
politycy, dziennikarze, urzędnicy, a nawet sprzedawcy<br />
na bazarach. Krzyczą głośno, że państwowe spółki to<br />
prawdziwe diamenty, a urzędnicy którzy je sprzedają,<br />
to aferzyści i złodzieje. Jednak ostatnie lata, kiedy prywatyzacja<br />
została wstrzymana, dowiodły, że koszty jej<br />
zaniechania mogą być bardzo bolesne.<br />
Pod kontrolą państwa jest w Polsce wciąż ponad tysiąc firm<br />
Część procesów prywatyzacyjnych wstrzymano ze<br />
względów proceduralnych, część zaś dlatego, że nie<br />
podobał sie inwestor albo proponowana przez niego<br />
kwota była zbyt niska. W grę wchodziły też względy<br />
polityczne: rządzący chcieli kontrolować spółki, obsadzając<br />
je swoimi ludźmi. Z raportów NIK wynika, że tylko<br />
na zaniechaniu sprzedaży EC Dolna Odra oraz elektrociepłowni<br />
w Tychach, Zabrzu, Bytomiu i Nowej Sarzynie<br />
Skarb Państwa stracił ponad 2 mld zł potencjalnych<br />
wpływów. Straciły także firmy, które weszły w kryzys<br />
z przerostami zatrudnienia, wysokimi kosztami produkcji<br />
i niezrealizowanymi inwestycjami, na które zabrakło<br />
pieniędzy.<br />
Większość państwowych molochów wymaga restrukturyzacji<br />
i ogromnego dofinansowania. – W tej chwili<br />
nawet najsilniejsze gospodarki na świecie nie są w stanie<br />
pomóc każdej państwowej firmie, która tego potrzebuje<br />
– tłumaczy Minister Skarbu Państwa Aleksander Grad.<br />
– Pomoc państwa rozumiem jako znalezienie inwestorów,<br />
którzy nie tylko będą w stanie zapewnić płynność<br />
finansową, ale przede wszystkim rozwinąć spółki, dać<br />
im niezbędne know-how, aby mogły swobodnie podjąć<br />
konkurencję na rynku – dodaje.<br />
Tylko w modernizację elektrowni i sieci dystrybucyjnych<br />
trzeba włożyć około 60 mld zł, a w polskie kopalnie<br />
– 20 mld zł. Takich kwot firmy same nie zarobią.<br />
Potrzebny jest inwestor albo za budowę nowych elektrowni<br />
będziemy musieli zapłacić z naszych podatków.<br />
Za część już zapłaciliśmy. Tylko na dokapitalizowanie<br />
Kompanii Węglowej z budżetu państwa poszło<br />
w ostatniej dekadzie 3 mld zł. Kilkaset milionów kosztowało<br />
też dofinansowanie LOT czy nierentownych<br />
połączeń PKP. A to tylko kropla w morzu potrzeb państwowych<br />
spółek.<br />
Za wstrzymanie prywatyzacji drogo zapłacili pracownicy<br />
zakładów samochodowych Jelcz, Przędzalni<br />
Merinotex czy Śląskich Zakładów Przemysłu Cukierniczego<br />
Hanka. Firmy te nie poradziły sobie z kryzysem<br />
i upadły, zanim przejął je inwestor. Upadł także Polmos<br />
Toruń, producent m.in. śliwowicy polskiej, Copernicusa<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
czy wódki Bałtyckiej. Szukanie inwestora rozpoczęło się<br />
jeszcze w 2002 roku, ale żadna z ofert nie była korzystna.<br />
Prywatyzacja, choć zwiększa szanse firm na rozwój i poprawia<br />
efektywność całej gospodarki, ma także wady.<br />
Nie zawsze decyzje prywatyzacyjne okazują się trafne,<br />
a prywatny właściciel też potrafi doprowadzić zakład do<br />
bankructwa. Błędy i problemy błyskawicznie wykorzystują<br />
oponenci polityczni, którzy niemal z każdej transakcji<br />
robili wielką aferę prywatyzacyjną. Tak było z PZU,<br />
bankami i cementowniami. Pod pręgierzem<br />
opinii publicznej i aparatu<br />
śledczego znaleźli się m.in. Emil Wąsacz,<br />
Wiesław Kaczmarek czy Andrzej Chronowski,<br />
choć niczego im nie udowodniono.<br />
– W jednym z felietonów przeczytałem,<br />
że stanowisko Ministra Skarbu<br />
powinno być zakwalifikowane do najniebezpieczniejszych<br />
zawodów świata.<br />
Zdaję sobie sprawę, że trudne decyzje,<br />
których pozytywne efekty będą widoczne dopiero za lata,<br />
mogą być krytykowane już następnego dnia, o ile zmieni<br />
się rząd – mówi Minister Grad.<br />
Inspekcja NIK także nie doszukała się nieprawidłowości<br />
w transakcjach zawartych w ostatnich latach. Akcje<br />
23 proc. spółek, które zbadała Najwyższa Izba Kontroli,<br />
sprzedano po cenach równych ich wartości księgowej,<br />
a dla 60 proc. uzyskano ceny powyżej tej wartości.<br />
– Trudniej prywatyzować w kryzysie. Dlatego kładę<br />
nacisk na otwartość Ministerstwa wobec inwestorów.<br />
Odróżniam jednak odwagę od głupoty – jeśli cena jest za<br />
niska, nie sprzedajemy spółki – zapewnia Minister Grad.<br />
Jednak szum wokół prywatyzacji sprawia, że w badaniach<br />
CBOS ponad 60 proc. respondentów stwierdziło,<br />
iż sprzedaż majątku państwowego odbywa się z naruszeniem<br />
prawa.<br />
Najczęściej kojarzymy ją z likwidacją miejsc pracy, bezrobociem<br />
i korupcją. Nie oznacza to jednak, że nie<br />
widzimy jej zalet: ponad połowa ankietowanych uznała,<br />
że prywatyzacja była potrzebna i że bez niej nie można<br />
byłoby zbudować sprawnie funkcjonującej gospodarki<br />
rynkowej. A powrotu do reguł socjalistycznych już sobie<br />
nawet nie wyobrażamy – przecież większość tego, co<br />
kupujemy, wyprodukowały firmy prywatne.<br />
Mimo to udział sektora państwowego w polskiej gospodarce<br />
pozostaje wciąż znacznie większy niż w zachodnich<br />
krajach Unii Europejskiej. Do dziś sprywatyzowano<br />
ok. 70 proc. przedsiębiorstw państwowych, ale<br />
w dalszym ciągu 1,1 tys. firm kontrolowanych jest przez<br />
państwo. Tak dzieje się przede wszystkim w górnictwie,<br />
energetyce, transporcie, sektorze paliwowym. Najwięksi<br />
gracze giełdowi: KGHM, Orlen, Lotos, PGNiG czy PKO BP,<br />
to spółki kontrolowane przez rząd. Obecnie udział<br />
Prywatyzacja zwiększa<br />
szanse firm na rozwój<br />
oraz poprawia<br />
efektywność całej<br />
gospodarki rynkowej<br />
sektora publicznego w tworzeniu PKB wynosi u nas<br />
23 proc., podczas gdy w Szwecji 13 proc., we Francji<br />
11,8 proc., a w Niemczech 10,9 proc.<br />
Rząd Donalda Tuska zapowiedział przyspieszenie prywatyzacji.<br />
W ciągu trzech lat do państwowej kasy ze<br />
sprzedaży 800 spółek ma wpłynąć 25-30 mld zł. Pierwsze<br />
pod młotek pójdą firmy z sektora energetycznego, chemicznego<br />
i farmaceutycznego. – Obecny rok jest bardzo<br />
ważny, bo jest to rok starcia z efektami kryzysu, a mimo<br />
to przychody od stycznia sięgnęły już<br />
4,1 mld zł, co jest najlepszym wynikiem<br />
od czterech lat – mówi Minister Aleksander<br />
Grad i dodaje: – Sprzedając<br />
pakiet akcji Pekao SA, w ciągu jednego<br />
dnia zarobiliśmy ponad miliard złotych,<br />
a debiut giełdowy kopalni LW Bogdanka<br />
był po PGNiG i Enei największą ofertą<br />
spółki Skarbu Państwa przeznaczoną<br />
na giełdę.<br />
Prywatyzacja zwiększa szanse firm na rozwój oraz<br />
poprawia efektywność całej gospodarki rynkowej.<br />
Niemniej decyzja co do prywatyzacji budzi duże emocje,<br />
bo oprócz ekonomistów, którzy tak jak Leszek Balcerowicz<br />
twierdzą, że prywatyzować trzeba i to jak najszybciej,<br />
nie brakuje krytyków. Ich zdaniem sprzedaż majątku<br />
w czasie kryzysu jest błędem. Ale jeśli nie teraz, to kiedy?<br />
Autor: Ewa Kowalska<br />
Newsweek Polska, 25 października 2009 roku<br />
Państwo kontroluje przede wszystkim takie branże jak:<br />
energetyka, hutnictwo, górnictwo, transport, czy sektor paliwowy<br />
3
Młodzi nie chcą<br />
państwa w firmach<br />
Prywatyzując zaniedbano promocję – mówi Joannie<br />
Pieńczykowskiej Paweł Ciacek z Millward Brown SMG/KRC<br />
Obecnie tylko 30 proc. Polaków jest przekonanych,<br />
że prywatyzacja jest dla polskiej gospodarki<br />
korzystna, zaś negatywne skutki widzi co piąty<br />
badany. A tymczasem na początku transformacji<br />
ustrojowej pozytywnie nastawione było wg CBOS aż<br />
43 proc. społeczeństwa, a tylko 8 proc. było przeciwnego<br />
zdania. Dlaczego postawy Polaków wobec prywatyzacji<br />
są tak bardzo chwiejne?<br />
Na fali euforii, jaka towarzyszyła wyzwoleniu się spod<br />
panowania PRL-u poparcie dla prywatyzacji było duże<br />
i przez pewien czas nawet rosło. W pierwszym okresie,<br />
w okresie wprowadzania planu Balcerowicza, prywatyzacja<br />
była bowiem kluczowym elementem reform,<br />
jednym z haseł, z którym utożsamialiśmy wszelkie<br />
zmiany. Stosunek do prywatyzacji był miernikiem<br />
postawy wobec pozostałych reform. Zwolennicy prywatyzacji<br />
byli jednocześnie zwolennikami reform Balcerowicza,<br />
przeciwnikami byli zaś ci, którzy nie popierali tych<br />
zmian, bądź uważali, że nie będą one dla nich korzystne.<br />
Dla ludzi wówczas fakt, że zakład państwowy zmieni<br />
właściciela, dawał nadzieję na realne zmiany. Na to, że<br />
coś może się wreszcie poprawić. Z czasem te postawy<br />
ewaluowały. Generalnie można jednak zauważyć podstawową<br />
zasadę: ci, którzy zyskiwali dzięki reformom<br />
realnie – zasilali szeregi zwolenników prywatyzacji, ci,<br />
którzy tracili albo nie odnieśli spodziewanych korzyści<br />
– stawali się przeciwnikami.<br />
Dlaczego prywatyzacja kojarzy nam się – jak pokazują<br />
ostatnie badania CBOS – głównie z wyprzedażą<br />
majątku narodowego (41 proc.), z nieprawidłościami,<br />
złodziejstwem i korupcją (35 proc.), a dopiero<br />
później – z gospodarką wolnorynkową (34 proc.),<br />
napływem kapitału zagranicznego (28 proc.)?<br />
To wypadkowa bardzo wielu czynników. Jak pamiętamy,<br />
w mediach temat prywatyzacji pojawiał się najczęściej<br />
przy okazji afer – czy to z udziałem nieuczciwych inwestorów,<br />
albo też przepychanek między państwowym<br />
właścicielem a prywatnymi inwestorami. Nie bez<br />
znaczenia była sprawa nie najlepiej przeprowadzonej<br />
sprzedaży przez skarb państwa udziałów w PZU.<br />
Z drugiej strony rzadko kiedy przypadki, kiedy prywatyzacja<br />
zakończyła się sukcesem były nagłaśniane – może<br />
dlatego, że takie tematy w mediach uchodzą za nudne.<br />
Prywatyzacja jest często pokazywana w kategoriach<br />
przejmowania majątku przez kogoś. Najczęściej w społeczeństwie<br />
kojarzona z przejęciem kapitału zagranicznego.<br />
Tutaj pojawia się pewien paradoks: przeciętny<br />
Kowalski ma odczucia ambiwalentne – z jednej strony<br />
uważa, że kapitał zagraniczny, który wnosi know-how,<br />
wiedzę, pieniądze – jest korzystny dla rozwoju naszej<br />
gospodarki, z drugiej strony – pojawiają się w jego<br />
myślach hasła o wyprzedaży majątku narodowego.<br />
Ale to nie jedyny paradoks w stereotypowym sposobie<br />
myślenia?<br />
Myślenie o prywatyzacji jest dwoiste także w wielu innych<br />
kwestiach: z jednej strony Kowalski zgadza się, że zarządzanie<br />
przez państwo jest nieefektywne, że publiczne<br />
firmy są słabsze niż prywatne. A jednak z drugiej strony<br />
– ma poczucie, że państwowa firma zapewnia socjalne<br />
bezpieczeństwo, które sobie ceni. Kowalski myśli o niej<br />
jako o oazie, w której wprawdzie gorzej zarobi i mniej<br />
będzie miał możliwości rozwoju, ale nikt go „nie ruszy”.<br />
Czyli: nie popieramy prywatyzacji, bo się jej boimy?<br />
Między innymi właśnie dlatego. Pojawia się lęk przed<br />
zmianami, przed zmianą reguł. Z jednej strony widzimy,<br />
że kapitał prywatny lepiej sobie radzi, że w firmie opartej<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Paweł Ciacek,<br />
dyrektor ds. badań Millward Brown SMG/KRC:<br />
Beneficjenci przemian gospodarczych,<br />
dołączają do grona zwolenników prywatyzacji<br />
Fot. Marcin Obara<br />
na gospodarce wolnorynkowej można więcej zarobić,<br />
ale z drugiej strony – mamy świadomość, że odbija się<br />
to pewnym kosztem: ktoś traci pracę, ktoś musi dłużej<br />
pracować.<br />
Kogo zatem winić za to, że Polacy są tak niezdecydowani<br />
w kwestii prywatyzacji?<br />
Myślę, że błędów w tym zakresie nie ustrzegły się niemal<br />
wszystkie ekipy rządzące. Grzechem pierwszych rządów<br />
było to, że nie zadbały o odpowiedni PR wokół prywatyzacji<br />
– nie chodzi tu o propagandę, ale o odpowiednie<br />
wyjaśnienie korzyści, jakie niesie z sobą prywatyzacja,<br />
pokazanie jej zalet. To była cecha pierwszych rządów<br />
po 1989 r.: skupiły się na bieżącej pracy, a nie na tym,<br />
by przekonać społeczeństwo do tego, co jest robione<br />
i dlaczego. Grzech zaniechania popełniły też inne ekipy.<br />
Kiedy temat wzbudzał kontrowersje – politycy wychodzili<br />
z założenia, że nie ma jak o tym mówić. I nie mówili.<br />
Kolejne ekipy starały się temat zamiatać pod dywan...<br />
A Kowalski został zostawiony sam sobie?<br />
Oceniał prywatyzację przez pryzmat tego, co widział<br />
u siebie, przez pryzmat własnych doświadczeń. Kiedy<br />
obserwował, jak jedyny zakład pracy, powiedzmy<br />
w Piotrkowie Trybunalskim, który był prywatyzowany,<br />
zwalnia jego sąsiada – wyrabiał sobie opinię, że prywatyzacja<br />
nie przynosi korzyści. Informacje, że ktoś<br />
został zwolniony, że coś przebiegło nie tak – rozchodziły<br />
się szybciej niż dobre wieści. Nie było komunikatu na<br />
poziomie ogólnym – o korzyściach w szerszym horyzoncie<br />
czasowym, korzyściach dla ogółu społeczeństwa.<br />
A niestety, ludzie mają słabą wyobraźnię ekonomiczną,<br />
potrzebują wyjaśnienia pewnych zjawisk.<br />
Kto zatem najbardziej boi się prywatyzacji?<br />
Poparcie dla prywatyzacji i sposób patrzenia na nią ściśle<br />
związane są z pozycją społeczną respondentów. Mamy<br />
tutaj tradycyjny podział na Polskę A i B. Z badań wynika,<br />
że najbardziej boją się prywatyzacji osoby z niższym wykształceniem,<br />
niższymi dochodami. Poparcie dla prywatyzacji<br />
rośnie wraz z wykształceniem, dochodem gospodarstwa<br />
domowego i pozycją zawodową. Pozytywnie<br />
wypowiadają się o nich przede wszystkim osoby<br />
najlepiej wykształcone, zwłaszcza kadra kierownicza<br />
i specjaliści z wyższym wykształceniem. Gospodarcze<br />
korzyści płynące z prywatyzacji częściej niż inni dostrzegają<br />
również prywatni przedsiębiorcy, mieszkańcy<br />
największych miejscowości oraz osoby deklarujące<br />
prawicowe poglądy polityczne.<br />
Generalnie zasada jest taka: ci, którzy są beneficjentami<br />
przemian – dołączają do grona zwolenników. Ci, którzy<br />
nie „załapali się” – są przeciwni.<br />
Z badań wynika, że młodsze pokolenie podchodzi do<br />
prywatyzacji z wiekszym optymizmem niż starsze.<br />
Z czego to wynika?<br />
Najmłodsze pokolenie jest już nieco inne, wychowane<br />
w nowych czasach. Dominujące jest wśród młodych<br />
ludzi przekonanie, że prywatne jest faktycznie lepsze<br />
niż państwowe. Stereotypowe myślenie, że lepsza<br />
państwowa posadka za mniejsze pieniądze jest uważana<br />
za archaizm. Młode pokolenie woli pracować w prywatnych<br />
firmach, w których wynagrodzenia są wyższe.<br />
Ostatnio znów sytuacja ulega poprawie: od 2003 r.<br />
liczba zwolenników rośnie. Ale to chyba nie efekt<br />
tego, że ktoś nas zaczał przekonywać do prywatyzacji?<br />
To efekt poprawiającej się sytuacji gospodarczej: ostatnie<br />
lata, nie licząc gorszego obecnego roku, to okres dobrej<br />
koniunktury w gospodarce, a więc dobrego samopoczucia<br />
coraz szerszych kręgów społeczeństwa, którym żyje<br />
się coraz lepiej. Coraz więcej osób korzysta z owoców<br />
reform, więc i zwolenników prywatyzacji przybywa.<br />
Autor: Joanna Pieńczykowska<br />
Polska The Times, 5 listopada 2009 roku<br />
5
Prywatny lepiej kontroluje<br />
Gdy gospodarka miesza się z polityką, a kwestie własności są rozmyte, tworzy się grunt<br />
niezwykle podatny na korupcję – mówi „Przekrojowi” Grażyna Kopińska,<br />
szefowa programu „Przeciw korupcji” Fundacji Batorego<br />
Państwowe jest bardziej podatne na korupcję?<br />
Dlaczego pan tak sądzi?<br />
Brak właściciela, jasno zdefiniowanej odpowiedzialności,<br />
polityczne naciski...<br />
Tak, to wszystko prawda. Generalnie prywatne jest zazwyczaj<br />
lepiej zarządzane niż państwowe. Zwłaszcza że<br />
w zarządzaniu firmami państwowymi pojawia się wiele<br />
czynników natury niekoniecznie czysto gospodarczej.<br />
Dlaczego?<br />
W wielkich firmach państwowych od kilkunastu lat trwa<br />
nieprzerwana karuzela stanowisk. Posady w zarządach<br />
i radach nadzorczych są bardzo atrakcyjne, dają prestiż,<br />
stosunkowo wysokie pensje i wiele innych przywilejów.<br />
Nabór często nie jest merytoryczny. A nominaci komuś<br />
swoje stanowiska zawdzięczają...<br />
I co? Spłacają długi, przyznając kontrakty?<br />
To nie zawsze jest aż tak proste. Jedno jest pewne: nominat,<br />
trafiając do państwowej firmy, dostaje stosunkowo<br />
wysokie, jak na jego możliwości, apanaże oraz często<br />
gwarancję dużych pieniędzy w formie odprawy, gdy jego<br />
przygoda z zarządzaniem państwowym majątkiem się<br />
skończy.<br />
Jest więc bardziej podatny na naciski?<br />
Może być. Upolitycznione kierownictwo spółki państwowej<br />
to większe prawdopodobieństwo nacisków na<br />
ewentualną komisję przetargową czy osobę decydującą<br />
o wydaniu publicznych pieniędzy. Od patronów takiego<br />
nominata czy ich biznesowych przyjaciół zawsze może<br />
pojawić się...<br />
Żądanie?<br />
Nie, sugestia... Że akurat ten podwykonawca jest lepszy,<br />
tańszy.<br />
W firmie <strong>prywatnej</strong> to się nie zdarzy?<br />
Oczywiście, może się zdarzyć, ale wielka firma państwowa<br />
to środowisko najbardziej sprzyjające takim nieprawidłowościom.<br />
Decydują o tym: raz – kwestia upolitycznienia<br />
obsady stanowisk i różnych zobowiązań, dwa<br />
– odległość od właściciela. Gdy ten jest jasno zdefiniowany,<br />
najlepiej sam dogląda spółki i szansa na korupcyjne<br />
zachowania jest mniejsza.<br />
Czy ogromne pieniądze przekazywane w wielkich<br />
firmach – takich jak choćby KGHM – związkom zawodowym<br />
to też nie jest swego rodzaju forma korupcji?<br />
Łapówki za święty spokój?<br />
Oczywiście, to patologia. Jest nią kupowanie przychylności<br />
związków za posady i wiążące się z nimi pieniądze.<br />
Taki mechanizm od lat obserwujemy właśnie na przykład<br />
w KGHM. A upolitycznienie całej sytuacji widać wyraźnie,<br />
gdy w kraju zmienia się władza. Górą są zawsze akurat<br />
te związki, które sympatyzują z rządzącymi. W <strong>prywatnej</strong><br />
firmie praktycznie brak miejsca na tego rodzaju chore<br />
mechanizmy. Trudno się dziwić, że w wielu podobnych<br />
sytuacjach związki za wszelką cenę chcą zablokować<br />
prywatyzację.<br />
A może rozwiązaniem są akcje pracownicze rozdawane<br />
lub tanio sprzedawane załodze podczas prywatyzacji?<br />
Przywiązują ludzi do zakładu, zwiększają poziom identyfikacji,<br />
przekonują, że prywatyzacja ma sens.<br />
To zależy. Jeśli program wymyślony jest sensownie, pracownicy<br />
nie mogą od ręki pozbywać się akcji, to jest<br />
szansa na to, że poczują się współwłaścicielami. Ktoś<br />
taki automatycznie zaczyna bardziej dbać o dobro<br />
przedsiębiorstwa, czuje się współodpowiedzialny, a więc<br />
i mniej podatny na zachowania korupcyjne. Ale jeśli to<br />
tylko zapłata za zgodę na prywatyzację, obawiam się, że<br />
pozytywny wpływ akcji pracowniczych może być praktycznie<br />
żaden.<br />
Czy pani zdaniem korupcja w firmach państwowych<br />
jest w jakiś sposób bardziej naganna, bardziej<br />
szkodliwa niż w firmach prywatnych?<br />
Tak, korupcja przy majątku publicznym jest dużo<br />
gorsza. Oczywiście, zgodnie z literą prawa korupcja<br />
to korupcja, czyli przestępstwo ścigane przez organy<br />
państwa. Ale jednak ktoś, kto dopuszcza się korupcji na<br />
mieniu państwowym, wyrządza szkodę przynajmniej na<br />
dwóch poziomach: narusza prawo, ale też w pewnym<br />
sensie okrada nas wszystkich, podatników. Dlatego też<br />
Trybunał Konstytucyjny dokonał rozróżnienia i stwierdził,<br />
że korupcję w firmie państwowej należy ścigać<br />
zawsze, zaś w firmie <strong>prywatnej</strong> wtedy, gdy „czyn jest<br />
szkodliwy społecznie”.<br />
Czyli państwowe musi być pilnowane bardziej?<br />
Tak, bo to nasze, wspólne. A bez prywatnego, konkretnego<br />
właściciela kontrola wewnętrzna jest po prostu za słaba.<br />
Autor: Paweł Moskalewicz<br />
Przekrój, 1 grudnia 2009 roku<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Dobre praktyki<br />
prywatyzacyjne<br />
7
40 milionów złotych od inwestora<br />
odmieniło sanatoria w Nałęczowie<br />
Na prywatyzacji uzdrowiska w Nałęczowie zyskali wszyscy:<br />
kuracjusze i mieszkańcy miasta – pisze Tomasz Ł. Rożek<br />
Bolesław Prus pisał w „Kurierze Warszawskim” w 1885 r.:<br />
„W takim Nałęczowie widywałem ludzi chorych na<br />
płuca, żołądek, nerwy, tak – że o własnych siłach chodzić<br />
nie mogli. No i mimo to tamtejszy kumys, hydroterapia<br />
i powietrze stawiały ich na nogi, jeżeli nie w pierwszym,<br />
to w drugim roku; naturalnie, gdy choroba nie weszła<br />
w fazę nieuleczalną, na którą pomaga tylko jeden<br />
gatunek wody – styksowa...”<br />
Tak oto jeden z najsłynniejszych polskich<br />
pisarzy opisywał początki działalności<br />
pięknie położonego uzdrowiska<br />
w połowie drogi między Lublinem a Kazimierzem<br />
Dolnym. Prus był wiernym<br />
fanem Nałęczowa, podobnie jak później<br />
inni literaci – Henryk Sienkiewicz, Stefan<br />
Żeromski, czy Ewa Szelburg-Zarembina.<br />
Bo Nałęczów, szczególnie po odkryciu<br />
w miejscowym parku źródeł leczniczych<br />
wód mineralnych zaczął przyciągać jak magnes kuracjuszy<br />
i złaknionych wypoczynku letników, którzy nie tyle<br />
chcieli się podleczyć, ile spędzić wolny czas z dala od<br />
miejskiego zgiełku Warszawy, czy Lublina.<br />
Lecznicze wody nieraz ratowały skórę szefom uzdrowiska,<br />
którzy czasem nie mieli pieniędzy i pomysłów na<br />
dalsze funkcjonowanie firmy. Na początku lat 90-tych<br />
ówczesne kierownictwo państwowego przedsiębiorstwa<br />
„Uzdrowiska Nałęczów” postanowiło wydzielić<br />
spółkę – córkę, która zajęła się wyłącznie produkcją<br />
wody mineralnej. Uzdrowisko miało udziały w spółce,<br />
a ponieważ woda zawsze nieźle się sprzedawała, to i cały<br />
sanatoryjny interes jakoś się kręcił. Choć z trudem.<br />
– Na początku lat 90-tych pościel zmieniana była raz na<br />
turnus, był przydział papieru toaletowego, pokoje nie<br />
miały łazienek i toalet. I w dodatku narzucono z góry<br />
normy zatrudnienia – tylko palaczy było trzydziestu pięciu.<br />
Gdyby nie sprzedaż wody, uzdrowisko miałoby kłopoty<br />
z utrzymaniem się na powierzchni – opowiada Wojciech<br />
Gucma, od 1996 r. prezes państwowego uzdrowiska,<br />
a potem sprywatyzowanego Zakładu Leczniczego Uzdrowisko<br />
Nałęczów S.A.<br />
Uzdrowisko Nałęczów<br />
zatrudnia 460<br />
pracowników i osiąga<br />
ponad 1 mln zł zysku<br />
w ciągu roku<br />
Ówcześni szefowie uzdrowiska robili, co mogli, by unowocześnić<br />
jego działalność. Zastąpili kotłownie węglowe<br />
kotłowniami na gaz, odremontowali niszczejący gmach<br />
„Starych Łazienek”, jednego z czołowych budynków<br />
kompleksu uzdrowiskowego i ułożyli nowe wodociągi.<br />
Ale pieniędzy, które uzbierali, nie starczyło na gruntowne,<br />
rewolucyjne inwestycje. Musieli pomyśleć o trwałym<br />
rozwiązaniu.<br />
– Sprzedaż firmy była jedynym rozsądnym<br />
wyjściem. W 1999 r. uzdrowisko<br />
zostało skomercjalizowane, staliśmy się<br />
jednoosobową spółką Skarbu Państwa.<br />
To był pierwszy i naturalny krok do prywatyzacji<br />
– mówi dziś Wojciech Gucma.<br />
I pierwsza prywatyzacja polskiego<br />
uzdrowiska. 22 sierpnia 2001 r. Zakład<br />
Leczniczy, położony na siedmiu hektarach<br />
wśrod malowniczego parku kupiła holenderska<br />
spółka East Springs International NV z siedzibą w Amsterdamie.<br />
Państwo sprzedało Holendrom 85 proc. udziałów<br />
w spółce za 38,8 mln zł, resztę objęli pracownicy. Uzdrowisko<br />
zrezygnowało z udziałów w spółce, produkującej<br />
wodę mineralną, w zamian za to nowy inwestor zobowiązał<br />
się do wyłożenia na wszelkie inwestycje – remonty<br />
i budowę nowych gmachów nie mniej, niż 30 mln zł<br />
w latach 2002-2004. Zapewnił też, że nie zredukuje zatrudnienia<br />
poniżej 441 etatów do stycznia 2005 r.<br />
– Znalezienie inwestora to nie było proste zadanie. Nie<br />
rzuciło się nagle tysiąc chętnych do kupienia uzdrowiska.<br />
Trzeba było mieć pomysł na dalsze funkcjonowanie<br />
firmy, na jej dynamiczny rozwój – opowiada Gucma.<br />
Holendrzy dostali dokument strategiczny, w którym<br />
władze uzdrowiska przedstawiły klarownie swoją wizję:<br />
sanatorium będzie się rozwijało w oparciu o współpracę<br />
z Narodowym Funduszem Zdrowia, powstanie<br />
też SPA i specjalistyczne ośrodki medyczne, nastawione<br />
na poważne leczenie, a nie sanatoryjną kurację, czy<br />
odnowę biologiczną.<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Okazało się, że współdziałanie tych trzech elementów<br />
zadziałało. Zakład Leczniczy Uzdrowisko Nałęczów<br />
podpisał kontrakt z NFZ na świadczenie usług sanatoryjnych,<br />
a nowopowstałe gmachy – Atrium i Termy<br />
Pałacowe wykorzystano m.in. na SPA. Ściągnięto też<br />
do Nałęczowa lekarzy specjalistów – powstał ośrodek<br />
chirurgii oka prof. Zbigniewa Zagórskiego, ośrodek<br />
kardiologii inwazyjnej „Ikardia” oraz ośrodek leczenia<br />
ortopedycznego „Arthros”. Holendrzy zrobili więcej, niż<br />
wynikało z umowy – zainwestowali w sanatorium aż<br />
40 mln zł.<br />
– Od czasu, gdy weszli do uzdrowiska, zaczęły zmieniać<br />
się warunki, w jakich przyjmowaliśmy gości i kuracjuszy.<br />
Wyremontowaliśmy budynki sanatoryjne i postawiliśmy<br />
trzy nowe – Atrium, Termy Pałacowe i Jesienną Rezydencję<br />
– dziś w każdym pokoju jest telewizor, łazienka,<br />
toaleta i telefon. Mamy też swój kanał informacyjny. Gość<br />
włącza telewizor i dowiaduje się o zaletach uzdrowiska<br />
i ofertach – mówi prezes Gucma.<br />
Największym sukcesem było jednak przekonanie kuracjuszy,<br />
że do sprywatyzowanego sanatorium można<br />
pojechać nie wydając ani grosza. Umożliwiał to kontrakt<br />
z NFZ. Fundusz płacił za pobyt kuracjuszy.<br />
– Okazało się nawet, że rok w rok przychody z NFZ nam<br />
rosły, podczas, gdy w innych uzdrowiskach spadały<br />
– dodaje Gucma.<br />
To prawda – jeszcze w 2000 r., tuż przed prywatyzacją<br />
przychody z NFZ wynosiły 5,7 mln zł, a w tym roku, tylko<br />
po dziewięciu miesiącach przychodów z NFZ było 11,6<br />
mln zł. Kuracjusze mogą liczyć na takie same warunki,<br />
jak klienci komercyjni, którzy płacą z własnej kieszeni za<br />
pobyt w Nałęczowie. Ale Gucma przezornie patrzy na<br />
przyszłość uzdrowiska i dlatego od pewnego czasu we<br />
współpracy z NFZ stawia na finansowanie specjalistycznej<br />
medycyny, a nie zabiegów kuracyjnych.<br />
– W wyniku kryzysu NFZ ma coraz większe pustki<br />
w kasie, bo topnieją wpływy ze składek. Jeśli urzędnicy<br />
będą mieli do wyboru: sfinansować kurację w uzdrowisku<br />
z borowiną albo leczenie w <strong>prywatnej</strong> klinice ortopedycznej,<br />
to raczej sfinansują to drugie – zauważa prezes<br />
Gucma.<br />
Od 2007 r. spółka zaczyna przynosić zyski. Najgorszy był<br />
2004. – uzdrowisko zanotowało 7 mln zł straty, bo oddano<br />
wówczas do użytku sztandarowe inwestycje. Jeszcze<br />
w 2005 r. firma była na minusie, w 2006 r. bilans finansowy<br />
wyszedł na zero, a w 2007 r. uzdrowisko zarobiło milion<br />
złotych. W tym roku, do końca września firma zarobiła już<br />
1,4 mln zł. Pod koniec grudnia ruszy rozbudowa hotelu<br />
uzdrowiskowego na potrzeby Euro 2012.<br />
– Po wynikach widać, że rośniemy i że działalność uzdrowiskowa<br />
jest jednak opłacalna, jeśli realizuje się rozsądne<br />
pomysły – uważa Gucma.<br />
Fot. materiały spółki<br />
Majestatyczne budynki nałęczowskiego sanatorium przypominają<br />
czeskie Karlove Vary lub szwajcarski Gstaad. To tu można poddać się<br />
licznym zabiegom i popływać w basenie<br />
Bez holenderskiego kapitału nie byłoby też pieniędzy<br />
na promocję gminy, która stoi kuracjami i szczyci się<br />
hasłem: gmina zdrowia, urody i sportu – rocznie uzdrowisko<br />
wydaje 1,5 mln zł na cele marketingowe: wspólnie<br />
z gminą urządzane są międzynarodowe wyścigi w kolarstwie<br />
górskim Grand Prix MTB oraz zawody balonowe.<br />
Zakład Leczniczy założył też lokalną organizację turystyczną,<br />
która zrzesza jedenaście gmin i uruchomił<br />
portal Kraina Lessowych Wąwozów, reklamujący jedną<br />
z największych atrakcji turystycznych regionu.<br />
– Uzdrowisko jest wielkim atutem gminy. Dzięki temu,<br />
że zarabia i ma pieniądze na dalsze inwestycje, rozwija<br />
się też cała gmina – więcej ludzi przyjeżdża po to, by<br />
napić się Nałęczowianki i wypocząć w parku, niekoniecznie<br />
od razu zapisując się na kilka godzin zabiegów<br />
– mówi Artur Rumiński, zastępca burmistrza Nałęczowa.<br />
Wniosek jest oczywisty: Nałęczów daje dobry przykład<br />
innym państwowym uzdrowiskom. Niebawem dojdzie<br />
do sprzedaży sanatorium w nadmorskiej Ustce – zainteresowanie<br />
ofertą wyraziła już spółka Hotel Lubicz. W rękach<br />
państwa są na razie 24 uzdrowiska. Tylko siedem<br />
z nich ma pozostać w rękach państwa. Nie dalej, jak trzy<br />
lata temu polskimi uzdrowiskami zainteresowane były<br />
firmy z krajów Bliskiego Wschodu, takich jak Kuwejt<br />
i Arabia Saudyjska, dziś pośród potencjalnych kupców<br />
są głównie firmy polskie, np. Centermed, Remes, czy STP<br />
Investment z Bochni. Aż 21 uzdrowisk ma dodatnie wyniki<br />
finansowe, co zwiększa ich wartość.<br />
Autor: Tomasz Ł. Rożek<br />
Polska The Times, 5 listopada 2009 roku<br />
9
Piwo wasze<br />
w gardła nasze<br />
Szczęśliwszą od polskich inwestorów rękę do polskiego piwa miały<br />
wielkie międzynarodowe koncerny piwowarskie. Dzięki nim Polska<br />
weszła do grupy piwnych mocarstw, a prywatyzacja browarów<br />
zaliczana jest do najbardziej udanych w historii transformacji<br />
gospodarki<br />
Wspaniały Goetz zarezerwował dla mnie eleganckie<br />
mieszkanie w Krakowie. On i jego przystojny syn<br />
oprowadzali mnie wszędzie. (...) W eleganckim domu<br />
w Okocimiu poznałem jego liczną rodzinę i musiałem<br />
przedłużyć wizytę nie odwiedzając Kopalni Soli<br />
w Wieliczce” – relacjonował w czerwcu 1884 r. wrażenia<br />
z podróży do Polski J.C. Jacobsen, założyciel słynnego<br />
duńskiego browaru Carlsberg. Nie przypuszczał<br />
zapewne, że ponad wiek później firma Carlsberg pojawi<br />
się w Okocimiu jako nowy gospodarz browaru stworzonego<br />
przez rodzinę Goetzów.<br />
Nie było to jednak takie proste, bo na początku lat 90.<br />
XX w., kiedy rozpoczynała się prywatyzacja browarów,<br />
w Polsce panowała duża nieufność wobec zagranicznych<br />
inwestorów z branży piwowarskiej . Nikt wprawdzie<br />
nie nazywał krajowych browarów rodowymi srebrami<br />
i nie przekonywał, że muszą pozostać w rękach państwa,<br />
a mimo to <strong>Ministerstwo</strong> Przekształceń Własnościowych<br />
postanowiło ograniczyć cudzoziemcom dostęp do polskiego<br />
piwa.<br />
Browary w polskie ręce! – pod takim więc hasłem<br />
na początku lat 90. ruszyła prywatyzacja przemysłu<br />
piwowarskiego. Stało się tak w dużym stopniu<br />
pod wpływem krajowych biznesmenów domagających<br />
się preferencji w przygotowywanej prywatyzacji<br />
branży. Załogi też były pełne obaw wobec obcych.<br />
Nie milkły głosy, że zachodnie koncerny zainteresowane<br />
są wyłącznie rynkiem, a nie browarami. Wykupią<br />
je, zamkną, ludzi wyrzucą na bruk, rozstaną się z plantatorami<br />
chmielu i jęczmienia, a kraj zaleją własnymi<br />
trunkami warzonymi gdzieś daleko za granicą. Zostaniemy<br />
piwnie wynarodowieni: nie będzie już eksportowego<br />
Żywca Full Light, poznaniacy zapomną o Lechu,<br />
krakusi o Okocimiu, a Ślązacy pożegnają się z Tyskim<br />
– ostrzegano. Może to nie były piwa najwyższej klasy, ale<br />
nasze własne.<br />
Dlatego, by chronić polskość piwa, zdecydowano, że<br />
zagraniczni inwestorzy mogą w prywatyzowanych<br />
zakładach uzyskać najwyżej 30 proc. akcji. I to najlepiej,<br />
jeśli będą reprezentowali pasywny kapitał, a nie inwestorów<br />
branżowych. Największe spółki piwowarskie:<br />
Lech Browary Wielkopolskie, Żywiec i Okocim, miały<br />
trafić na giełdę. Dla pozostałych wybrano drogę prywatyzacji<br />
bezpośredniej, w części poprzez przekazanie ich<br />
spółkom pracowniczym. Do wzięcia było blisko 30 firm,<br />
które dysponowały ok. 80 browarami. W większości niewielkimi,<br />
zaniedbanymi, często pamiętającymi czasy<br />
przedwojennych właścicieli, którym zostały po wojnie<br />
odebrane. Było w związku z tym sporo problemów, bo<br />
poprzedni właściciele upominali się o nie, przekonując,<br />
że trzeba je reprywatyzować, a nie sprzedawać.<br />
Ostatecznie z trzech wybranych tylko dwie spółki trafiły<br />
na giełdę: Żywiec i Okocim. Debiut Browarów Wielkopolskich<br />
został w ostatniej chwili wstrzymany. W spółce<br />
pojawił się inwestor – spółka Euro Agro Centrum należąca<br />
do Jana Kulczyka – i to on w dużym stopniu zadecydował<br />
o dalszych losach Lecha. Wszystko za sprawą światowego<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
giganta, południowoafrykańskiego koncernu SABMiller,<br />
któremu zaproponował poprowadzenie interesu. Dzięki<br />
afrykanerskim pieniądzom nowa spółka mogła wystartować<br />
w wyścigu prywatyzacyjnym, ubiegając się o Browary<br />
Tyskie. Po połączeniu Lecha z Tychami narodziła<br />
się Kompania Piwowarska – dziś największy gracz na<br />
polskim rynku piwa, mający w nim pond 40-proc. udział.<br />
Od niedawna już bez Jana Kulczyka.<br />
W dwóch spółkach, które trafiły na giełdę, także pojawili<br />
się inwestorzy branżowi – w Żywcu holenderski Heineken,<br />
a w Okocimiu niemiecki Brau und Brunnen. Z tym<br />
ostatnim nie układało się najlepiej. Między polskimi<br />
i zagranicznymi akcjonariuszami dochodziło do napięć,<br />
więc zarząd zaprosił nowego udziałowca. Tak w 1996 r.<br />
w Okocimiu pojawili się następcy J.C. Jacobsena z duńskiego<br />
Carlsberga. Dziś Carlsberg Polska jest trzecim graczem<br />
na polskim piwnym rynku, a Grupa Żywiec drugim.<br />
Okazało się, że do produkcji piwa potrzebne są trzy rzeczy:<br />
pieniądze, technologia i doświadczenie. Dysponowały<br />
nimi wielkie koncerny piwowarskie. W polskim<br />
rynku dostrzegały kuszący potencjał. Na początku lat 90.<br />
spożycie piwa przekraczało tu nieco 30 l na osobę rocznie.<br />
Niezwykle mało jak na europejskie realia. Nie było<br />
rozpowszechnionego obyczaju picia piwa, a i sam trunek<br />
pozostawiał wiele do życzenia. Zmiana tej sytuacji<br />
wymagała gigantycznych inwestycji. Wiele browarów<br />
zostało praktycznie wybudowanych na nowo. Powstały<br />
wielkie sterowane komputerowo linie do produkcji<br />
piwa.<br />
– W ciągu minionych 10 lat wydaliśmy łącznie na rozwój<br />
czterech browarów kwotę 2 mld zł. Browar w Tychach<br />
dzięki tym inwestycjom stał się największym browarem<br />
SABMiller w Europie – wyjaśnia Dominik Stachowiak<br />
z Kompanii Piwowarskiej.<br />
– Browar w Warce został wyposażony w system filtracji<br />
membranowej. To absolutna nowość. Na świecie są<br />
tylko dwa, może trzy browary, które stosują tak nowoczesną<br />
technologię – mówi dyr. Marta Bułhak, członek<br />
zarządu Grupy Żywiec.<br />
W ciągu pierwszego dziesięciolecia transformacji cały<br />
polski przemysł piwowarski otrzymał zastrzyk 1,4 mld<br />
dol. Z tego ok. 1 mld dol. to inwestycje zagraniczne<br />
– 20 proc. wszystkich inwestycji w polskim przemyśle<br />
spożywczym. – Dzięki temu polski przemysł piwowarski<br />
należy dziś do najnowocześniejszych w Europie<br />
– zapewnia Danuta Gut, dyrektor Związku Pracodawców<br />
Przemysłu Piwowarskiego w Polsce.<br />
Kiedy dziesięć lat temu Najwyższa Izba Kontroli oceniała<br />
zakończony proces prywatyzacji sektora piwowarskiego,<br />
uznała, że najlepsze efekty przyniósł on tym<br />
spółkom, w których pojawili się inwestorzy branżowi.<br />
Rys. Mirosław Gryń<br />
11
Na czarnej liście NIK znalazło się za to kilka spółek (m.in.<br />
Leżajsk, Piast, Browary Warmińsko-Mazurskie), które,<br />
zgodnie z pierwotnymi wytycznymi, trafiły w polskie<br />
ręce. Okazywało się często, że były to ręce przypadkowe,<br />
bez doświadczenia, za to nastawione na łatwy zarobek.<br />
Walka o polski rynek piwny była wyjątkowo zażarta.<br />
Z roku na rok piliśmy coraz więcej: z 30 l na osobę rocznie<br />
doszliśmy do 95 l, co daje nam pozycję w ścisłej europejskiej<br />
czołówce. Polepszyła się też kultura picia, piwo<br />
przestało być substytutem mocnych alkoholi.<br />
Wraz ze wzrostem konsumpcji i sprzedaży piwa przybywało<br />
też chętnych do jego produkcji i zgarniania zysków.<br />
Przez długi czas liderem byli Australijczycy z firmy Brewpole,<br />
którzy zostali inwestorami w browarach elbląskich<br />
oraz w gdańskim Heveliuszu. Jak przystało na ludzi<br />
z antypodów, postawili polski rynek na głowie: nie tylko<br />
wybudowali nowe linie produkcyjne, ale stworzyli od<br />
zera nową markę piwa EB. Błyskawicznie uczynili ją też<br />
najpopularniejszym polskim trunkiem. W szczycie popularności<br />
miała 16 proc. rynku.<br />
To było działanie z zaskoczenia. Na początku nikt nie<br />
wiedział, co to jest EB. Na etykietach butelek można było<br />
dostrzec sylwetkę kangura i strusia. Dlatego niektórzy<br />
podejrzewali, że to piwo z importu. Niebawem dowiedzieli<br />
się więcej, bo spółka Elbrewery Elbląg rozpoczęła<br />
wielką kampanię reklamową swojego piwa. Otworzyła<br />
tym nową erę w świecie polskiej reklamy. Browary<br />
stały się jednymi z głównych klientów branży reklamowej,<br />
a piwne wojny toczone na ekranach telewizorów<br />
i wielkich ulicznych plakatach emocjonowały całą Polskę.<br />
Szybko okazało się jednak, że reklama jest nie tylko<br />
bronią skuteczną, ale i niebezpieczną. Także dla tego, kto<br />
jej używa. Kilka niefortunnych kampanii reklamowych<br />
podkopało pozycję rynkowego lidera i budowane na<br />
kredyt imperium Australijczyków (którzy zdążyli przejąć<br />
Warkę i Leżajsk) zaczęło się chwiać w posadach. Wtedy<br />
pomocną rękę wyciągnął Heineken; doszło do fuzji<br />
z Żywcem. Tak narodziła się Grupa Żywiec, a o marce piwa<br />
EB, choć wciąż istniejącej, mało kto dziś pamięta.<br />
Z czasem takich wydarzeń przybywało, bo koncentracja<br />
branży nabierała tempa. Liczyła się skala produkcji<br />
i sprawność marketingowa. Wielcy gracze przejmowali<br />
mniejszych, część browarów została zamknięta. Dziś<br />
pond 90 proc. rynku kontroluje wielka trójka: Kompania<br />
Piwowarska – SABMiller, Grupa Żywiec wchodząca<br />
w skład Heinekena (jedyny piwowar na warszawskiej<br />
giełdzie) oraz Carslberg Polska (wycofał Okocim giełdy).<br />
Próbuje z nimi walczyć czwarty, najmniejszy zagraniczny<br />
gracz duński koncern Royal Unibrew.<br />
Wielkie nowoczesne centra produkcyjne zastąpiły<br />
wiele małych browarów. Nie warzy się już piwa m.in.<br />
w Gdańsku, Warszawie, Krakowie, Kielcach. Przetrwało<br />
za to wiele małych zakładów na terenie kraju, które<br />
nie uczestnicząc w walce gigantów znalazły sobie<br />
miejsce na rynku. Mamy dziś w Polsce blisko trzydzieści<br />
browarów regionalnych, gdzie piwo warzą jeszcze<br />
piwowarzy, a nie komputery. Ciechanowski Ciechan,<br />
browar Namysłów, olsztyński Kormoran i wiele innych<br />
produkują piwa nietypowe, których próżno szukać<br />
w ofercie rynkowych gigantów skoncentrowanych na<br />
piwach jasnych, pełnych, typu pilzneńskiego.<br />
Ostatecznie polskim rynkiem zawładnęły wielkie<br />
międzynarodowe koncerny. Nie sprawdziły się jednak<br />
przewidywania, że zostaniemy pozbawieni starych<br />
polskich piwnych marek. Choć każdy koncern stara się<br />
lansować w Polsce swoje sztandarowe produkty, to<br />
piwa Carlsberg, Heineken czy Miller nie podbiły serc<br />
polskich piwoszy. Okazaliśmy się piwnymi patriotami,<br />
a tradycyjne marki – Tyskie, Lech, Żywiec, Warka, Okocim<br />
– cieszą się największym wzięciem. Ten konsumencki<br />
patriotyzm dostrzegły koncerny i starają się go wykorzystać.<br />
– Heineken docenia siłę i piękno polskiej tradycji, dlatego<br />
stara się ją łączyć z globalną kulturą korporacyjną. To<br />
unikalne doświadczenie w skali koncernu – przekonuje<br />
dyr. Marta Bułhak z Grupy Żywiec. W ramach tego przywiązania<br />
do tradycji Heineken zdecydował się na rzecz<br />
w polskiej prywatyzacji niespotykaną: rozliczył się ze<br />
spadkobiercami księcia Stefana Habsburga, przedwojennego<br />
właściciela żywieckiego browaru. Wprawdzie<br />
właściwym adresatem roszczeń był Skarb Państwa, ale<br />
inwestor uznał, że spór wokół Żywca źle wpływa na<br />
renomę spółki. Dodatkowo zależało mu na tym, by marketingowo<br />
nawiązać do habsburskiej legendy.<br />
Nie zdradziliśmy polskiego piwa i nawet wyjeżdżając za<br />
granicę rozglądamy się za rodzimymi trunkami. Dzięki<br />
temu rośnie eksport polskich browarów, szczególnie<br />
do Wielkiej Brytanii. Zresztą nie tylko piwa: Heineken<br />
ostatnio wyeksportował tam byłego dyrektora handlowego<br />
Grupy Żywiec Stefana Orłowskiego, który objął<br />
fotel szefa przejętej niedawno spółki Scottish&Newcasttle<br />
UK, największego producenta piwa i cydru na<br />
Wyspach. Orłowski ma ratować podupadający rynek<br />
brytyjski a przy okazji wzmocnić tam obecność Żywca.<br />
Autor: Adam Grzeszak<br />
Polityka, 14 listopada 2009 roku<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Od Wrozametu<br />
do FagorMastercook<br />
Najważniejsze daty i fakty z historii firmy<br />
• 1946 r.<br />
W poniemieckiej fabryce Knauth powstają:<br />
Odlewnia Żeliwa i Metali oraz Wytwórnia<br />
Naczyń Emaliowanych.<br />
• 1976 r.<br />
Po połączeniu z innymi zakładami fabryka<br />
zaczyna funkcjonować pod nazwą Wrozamet.<br />
• 1993 r.<br />
Firma wprowadza na rynek nową markę handlową:<br />
Mastercook, rozpoczyna się prywatyzacja zakładu.<br />
• 1997 r.<br />
Początek współpracy w sprzedaży pralek<br />
i lodówek produkowanych przez hiszpańską<br />
firmę Fagor Electrodomesticos, zrzeszoną<br />
w międzynarodowej korporacji Mondragon<br />
Corporation Cooperativa.<br />
• 1999 r.<br />
Fagor Electrodomesticos S. Coop.<br />
i MCC stają się inwestorami strategicznymi<br />
spółki akcyjnej Wrozamet.<br />
• 2002 r.<br />
Fagor Electrodomesticos S. Coop.<br />
i MCC stają się jedynymi właścicielami zakładu.<br />
• 2005 r.<br />
Wrozamet zostaje włączony do Specjalnej Strefy<br />
Ekonomicznej WSSE INVEST – PARK; łączna wartość<br />
inwestycji do 2008 r. to ponad 486 mln zł.<br />
• 2006 r.<br />
Firma zmienia nazwę na FagorMastercook S.A.<br />
Była odlewnia metali<br />
i żeliwa, jest nowoczesna<br />
fabryka<br />
Kiedyś firma robiła emaliowane garnki. Dziś w trzech<br />
fabrykach produkuje ponad milion sztuk sprzętu<br />
AGD.<br />
Historia przedsiębiorstwa zaczyna się w roku 1946.<br />
Wtedy w poniemieckiej fabryce Knauth powstała<br />
Odlewnia Żeliwa i Metali. Początkowo produkowała<br />
ruszty do parowozów, siekacze motorowe dla rolnictwa<br />
i elementy motocykli SHL, a także niestandardowe produkty:<br />
godła narodowe czy klamki zdobiące lokomotywy.<br />
Kilka miesięcy później powstaje Wytwórnia Naczyń<br />
Emaliowanych. W listopadzie 1962 r. obie firmy łączą się<br />
we Wrocławskie Zakłady Metalurgiczne (WZM), specjalizujące<br />
się w produkcji kuchni węglowych i gazowych<br />
oraz pralek wirnikowych Emilia.<br />
W 1969 r. WZM zaczynają produkcję gazowych kuchni<br />
czteropalnikowych z piekarnikiem, a rok późnej – z piekarnikiem<br />
elektrycznym, wyposażonym w obrotowy<br />
rożen i opiekacz. Kiedy w 1976 r. do firmy przyłączono<br />
zakład z Wąsosza, po raz pierwszy pojawia się określenie<br />
Wrozamet i nowa nazwa przedsiębiorstwa: Zakłady<br />
Sprzętu Grzejnego „Predom-Wrozamet”.<br />
W roku 1988 firma zaczyna produkcję kuchenek elektrycznych.<br />
W 1992 r. zostaje przekształcona w jednoosobową<br />
spółkę Skarbu Państwa pod nazwą Wrozamet S.A.<br />
Przełomowy dla spółki jest rok 1993. Wprowadza wtedy<br />
na rynek nową generację kuchni pod nazwą Mastercook.<br />
W krótkim czasie wszystkie produkty Wrozametu zyskują<br />
to logo. Dziś są to kuchenki gazowe i elektryczne, lodówki,<br />
pralki, okapy kuchenne, piekarniki, płyty grzewcze<br />
i elektryczne podgrzewacze wody. Słowem – cała<br />
linia sprzętu AGD dla klientów, którzy mają różne wymagania<br />
co do ceny i funkcjonalności.<br />
13
Fot. materiały spółki<br />
Dzięki wsparciu Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju powstały nowoczesne fabryki pralek, a stare zmodernizowano. Przez 10 lat firma zdobyła<br />
nowe rynki i stała sie jedną z najważniejszych członków Grupy Fagor w Europie<br />
W końcu 1997 r. Wrozamet zaczął współpracę z hiszpańską<br />
firmą Fagor Electrodomesticos S. Coop., zrzeszoną<br />
w międzynarodowej korporacji MCC – Mondragon Corporation<br />
Cooperativa, która w 1999 r. stała się inwestorem<br />
strategicznym spółki.<br />
W grudniu 2002 r. Fagor Electrodomesticos S. Coop. i MCC<br />
wykupiły ostatnią akcję i stały się jedynymi właścicielami<br />
Wrozametu. W ten sposób spółka weszła w skład grupy<br />
Fagor i koncernu MCC. Aby podkreślić przynależność do<br />
firmy o wielkim potencjale finansowym i produkcyjnym<br />
oraz zaznaczyć silną pozycję rynkową marki Mastercook,<br />
29 marca 2006 r. spółka zmieniła nazwę na FagorMastercook<br />
S.A. W trzech fabrykach we Wrocławiu produkuje<br />
ponad milion sztuk sprzętu AGD. W tym w jednej z najnowocześniejszych<br />
w Europie fabryce pralek ładowanych<br />
od góry powstaje rocznie 500 tys. tych urządzeń. [DCZ]<br />
Prywatyzacja wzorcowo<br />
przeprowadzona<br />
Droga, jaką rząd wybrał dla prywatyzacji Wrozametu,<br />
była nieco odmienna niż przy sprzedaży innych<br />
producentów AGD.<br />
Prywatyzację Wrozametu (teraz FagorMastercook) uważa<br />
się za wzorowo przeprowadzoną i bardzo udaną.<br />
O przekształceniu państwowej firmy w jednoosobową<br />
spółkę akcyjną Skarbu Państwa zdecydowano w 1992 r.<br />
Umożliwiło to późniejszą prywatyzację, czyli szukanie<br />
inwestorów na zakup akcji firmy. W 1995 r. Fagormastercook<br />
(ówczesny Wrozamet) został włączony do narodowego<br />
programu prywatyzacji poprzez przejęcie<br />
od Skarbu Państwa pakietu kontrolnego, czyli 75 proc.<br />
akcji przez Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI),<br />
w których wiodącym funduszem dla ówczesnego Wrozamet<br />
S.A. był Trzeci Narodowy Fundusz Inwestycyjny.<br />
Szukanie inwestora<br />
Dwóch najważniejszych konkurentów spółki w tym czasie:<br />
Polar (obecnie Whirlpool) i Wromet (teraz Amica)<br />
sprywatyzowano poprzez Giełdę Papierów Wartościowych<br />
w ofertach publicznych. W przypadku Wrozametu<br />
chodziło o znalezienie inwestora strategicznego spośród<br />
najważniejszych graczy na rynku AGD w Europie. Trzeci<br />
Narodowy Fundusz Inwestycyjny (NFI) miał do tego czasu<br />
za zadanie podnosić wartość spółki poprzez m.in. inwestycje<br />
w park maszynowy. Pozwoliło to spółce przetrwać<br />
najtrudniejsze lata, a potem podnieść atrakcyjność na<br />
tyle, by zainteresować ofertą takich potentatów jak: Merloni<br />
(obecnie Indesit Company), Ardo (Antonio Merloni),<br />
Whirlpool, Fagor, Electrolux czy Brandt. Zainteresowanie<br />
zakupem akcji spółki wykazywał także polski Polar.<br />
W 1999 r. Trzeci NFI wybrał inwestora strategicznego.<br />
Firma Fagor Electrodomesticos S. Coop., wspólnie z korporacją<br />
Mondragon Corporacion Cooperativa (w której<br />
skład wchodzi) objęła 75 proc. akcji Wrozametu.<br />
Odkupywanie akcji<br />
Po objęciu pakietu kontrolnego inwestorzy strategiczni<br />
skupili się na doprowadzeniu do kupna pozostałej<br />
części akcji. Skarb Państwa miał ich jeszcze 16 proc.,<br />
a pozostałe były w rękach funduszy inwestycyjnych<br />
i pracowników (ci otrzymali je podczas komercjalizacji<br />
firmy). W 2002 r. Fagor Electrodomesticos S. Coop. i Mondragon<br />
Corporacion Cooperativa miały już 100 proc.<br />
akcji spółki. Teraz ich głównymi celami strategicznymi<br />
stały się restrukturyzacja i dostosowywanie struktury<br />
firmy do struktur Grupy Fagor. W latach 1999-2008 na<br />
inwestycje przeznaczyły ponad 486 mln zł. Przed wejściem<br />
inwestora strategicznego Wrozamet był znanym<br />
producentem AGD, ale kojarzonym tylko z jednym segmentem<br />
rynku – kuchniami. Teraz produkcja została poszerzona<br />
o lodówki, płyty gazowe do zabudowy, pralki.<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Po zakończeniu restrukturyzacji spółki akcjonariusze<br />
rozpoczęli negocjacje z rządem RP w sprawie wsparcia<br />
największego programu inwestycyjnego, jaki zamierzali<br />
wprowadzić. Efektem rozmów było m.in. ustanowienie<br />
Specjalnej Strefy Ekonomicznej na terenie spółki<br />
i bardzo dobra współpraca z władzami lokalnymi, szczególnie<br />
Wrocławia. W 2006 r. Grupa Fagor zakończyła negocjacje<br />
z Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju<br />
w sprawie wsparcia jej inwestycji w Polsce. Dostała pieniądze<br />
na inwestycje w zamian za emisję akcji.<br />
Program ten całkowicie zmienił oblicze firmy. Powstały<br />
jedne z najnowocześniejszych w Europie fabryki pralek,<br />
a stare zmodernizowano. Przez 10 lat firma zdobyła nowe<br />
rynki i stała się jednym z najważniejszych członków<br />
Grupy Fagor w Europie obok Fagor Electrodomesticos<br />
w Hiszpanii i FagorBrandt we Francji. [AB]<br />
Fot. materiały spółki<br />
Inwestują i stawiają<br />
na innowacje<br />
Mimo trudnego roku wrocławski producent sprzętu<br />
AGD nie rezygnuje z wydatków na nowoczesne technologie.<br />
Kryzys nie ominął również branży sprzętu dla gospodarstw<br />
domowych i firmy FagorMastercook.<br />
– Nie będziemy zaprzeczać, że jak dla wielu innych firm,<br />
również i dla nas jest to trudny rok. Jednak staramy się<br />
przeciwdziałać jego negatywnym skutkom, działając<br />
rozważnie – mówi Patxi Lopez Urkiola, prezes FagorMastercook.<br />
Przede wszystkim firma skupia się na podstawowym<br />
biznesie, dążąc do zwiększania sprzedaży tych produktów,<br />
które pozwalają uzyskać wyższą wartość dodaną.<br />
– Poprawiamy również wydajność, pracując nad rozsądną<br />
obniżką kosztów i nad ograniczeniem wydatków,<br />
które mogą być odroczone w czasie – dodaje prezes.<br />
Ale nie oznacza to rezygnacji z inwestycji. Ze sprzętów<br />
AGD najszybciej w Polsce rośnie sprzedaż zmywarek. Badania<br />
wskazują, że wciąż niewielki odsetek gospodarstw<br />
domowych w kraju ma takie urządzenie. Potencjał tego<br />
rynku, a także obniżenie konkurencyjności produktów<br />
sprowadzanych spoza Europy sprawiły, że FagorMastercook<br />
zdecydował się uruchomić produkcję zmywarek<br />
w Polsce. Inwestycja jest planowana na pierwszą połowę<br />
2010 r. W tym samym czasie firma chce także uruchomić<br />
produkcję wysokiej klasy piekarników do zabudowy.<br />
Mają to być trzy nowe linie wzornicze tych urządzeń.<br />
W ostatnich miesiącach znacząco zmodernizowano fabrykę<br />
sprzętu kuchennego we Wrocławiu. Inwestycje<br />
pozwoliły na wprowadzenie najbardziej innowacyjnej<br />
Fot. materiały spółki<br />
Historia przedsiębiorstwa zaczyna się od roku 1946. Wtedy w<br />
poniemieckiej fabryce Knauth powstała Odlewnia Żeliwa i Metali<br />
technologii pokrywania emalią proszkową. Także linia<br />
produkcyjna została zaprojektowana i przygotowana<br />
z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań.<br />
– Ta inwestycja pozwoliła nam nie tylko na zaoferowanie<br />
dodatkowych korzyści klientom i spełnienie najwyższych<br />
standardów związanych z ochroną środowiska,<br />
ale również na istotne obniżenie kosztów produkcji<br />
– informuje Patxi Lopez Urkiola. [DRR]<br />
Radzą sobie: „Jak dla wielu<br />
firm, także dla nas to trudny<br />
rok. Staramy się przeciwdziałać<br />
jego negatywnym<br />
skutkom, działając rozważnie”<br />
– mówi Patxi Lopez<br />
Urkiola, prezes FagorMastercook.<br />
16 listopada 2009 roku<br />
Źródło: dziennik Puls Biznesu<br />
15
Bardzo twarda<br />
czekolada<br />
Wedlowskie słodycze przetrwały dwie wojny i nacjonalizację.<br />
Jednak dopiero prywatyzacja wzmocniła czekoladową markę<br />
Fot. materiały spółki<br />
Na ścianach niedawno wyremontowanej sali historycznej<br />
zakładów przy ul. Zamoyskiego w Warszawie<br />
wiszą wielkie portrety trzech Wedlów. Karola – twórcy<br />
słodkiego biznesu, który w 1851 roku zapoczątkował<br />
produkcję czekoladek. Emila – to jego podpis widnieje<br />
na słodyczach do dziś. I Jana, który kierował fabryką<br />
nawet podczas wojny, a usunęła go dopiero władza<br />
ludowa, która w 1951 roku zmieniła nazwę fabryki<br />
Wedla na Zakłady Przemysłu Cukierniczego im. 22 Lipca.<br />
Młodej emigracji w Wielkiej Brytanii i Irlandii najbardziej brakuje<br />
wedlowskich słodyczy<br />
Nowa nazwa pojawiła się także na opakowaniach, zastępując<br />
tradycyjny podpis E. Wedel. Klienci, również<br />
ci zagraniczni, nie kwapili się jednak do kupowania tak<br />
sygnowanych słodyczy, więc po dziesięciu latach na<br />
wyrobach pojawiła się informacja: „dawniej E. Wedel”.<br />
– Na początku była pisana niedużą czcionką, z czasem<br />
napis stawał się coraz większy. Socjalistyczni specjaliści<br />
od sprzedaży zrozumieli, że marka Wedel przyciąga<br />
nabywców – opowiada Janusz Profus, mistrz czekolady<br />
w warszawskiej fabryce Wedla.<br />
Przywiązanie klientów ochroniło tradycyjną nazwę, ale<br />
smakosze nie mieli już wpływu na to, co w PRL działo<br />
się w samej fabryce. Symbolem peerelowskiego upadku<br />
stały się pamiętne wyroby czekoladopodobne, produkowane<br />
w latach 80., gdy zakład borykał się z niedostatkiem<br />
dewiz, co oznaczało braki w zapasach kakao. Po<br />
1989 roku rząd postanowił sprywatyzować Wedla. Dwa<br />
lata później posiadaczem 40 proc. akcji przedsiębiorstwa<br />
stał się koncern spożywczy PepsiCo.<br />
Amerykanie zainwestowali w modernizację zakładów<br />
20 mln dol. Zakończyli też jeden z największych sporów<br />
w przemyśle cukierniczym – o tradycyjną nazwę Wedla,<br />
do której zakład wrócił w 1990 r. Roszczenia do niej<br />
zgłosili potomkowie dawnych właścicieli, a sąd uznał, że<br />
spółka Wedel SA ma prawo do fabryki czekolady, ale nie<br />
powinna używać nazwiska Wedel.<br />
W 1998 r. doszło do ugody: Wedel SA zapłaciła rodzinie<br />
twórców czekoladowego imperium pięć milionów złotych<br />
i pokryła koszty sądowe.<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Rok później spółka połączyła się z polską filią angielskiej<br />
firmy Cadbury. Według rankingu „Rzeczpospolitej”<br />
Cadbury-Wedel Polska jest dziś drugim graczem<br />
na polskim rynku słodyczy. Z pozycji lidera wygryzł go<br />
dwa lata temu koncern Kraft Foods, który kupił wówczas<br />
firmę LuPolska. W Wedlu wolą jednak powoływać się na<br />
raport AC Nielsena. – Według niego jesteśmy na pierwszym<br />
miejscu wśród wyrobów czekoladowych, nie licząc<br />
draży, bo ich nie produkujemy. – mówi Marta Pokutycka-Madrala<br />
z Cadbury-Wedel Polska.<br />
Sztandarowe produkty firmy to ptasie mleczko, czekolady,<br />
wedlowskie torciki i batoniki Pawełek. Batoniki oraz<br />
czekolady są produkowane w fabryce Wedla w Bielanach<br />
Wrocławskich. Ptasie mleczko i torciki – w Warszawie,<br />
dokąd przeniesiono kilka lat temu Pracownię Rarytasów.<br />
To w niej cukiernicy wyrabiają ręcznie praliny<br />
– luksusowy produkt Wedla o dość krótkim (do miesiąca)<br />
terminie przydatności do spożycia.<br />
Zakład w stolicy od dwóch lat jest remontowany. Powstają<br />
nowe laboratoria i biura, odnawiana jest fasada<br />
budynku, a w sali historycznej, gdzie wiszą portrety<br />
Karola, Emila i Jana Wedlów, renowacji poddano każdy<br />
mebel, najdrobniejszą nawet pamiątkę. Cały remont ma<br />
kosztować 100 mln złotych. Odżywają nie tylko dawne<br />
wnętrza, ale i przedwojenne pomysły. Wedlowskie pijalnie<br />
czekolady otwierane są w każdym dużym mieście.<br />
I tam także można spróbować pralin. – Oprócz wydatków<br />
na historyczną fabrykę w Warszawie inwestujemy<br />
na Dolnym Śląsku i Skarbimierzu 200 mln euro – mówi<br />
Pokutycka-Madrala. We wrześniu zakończyła się rozbudowa<br />
fabryki w Bielanach Wrocławskich. Pracę dostało<br />
tam 200 osób, kolejne 300 miejsc czeka na chętnych do<br />
pracy w zakładach w Skarbimierzu. Obok działającej tam<br />
fabryki, która produkuje gumy do żucia na zagraniczne<br />
rynki (nie firmuje ich jednak podpisem Wedla), powstanie<br />
jeszcze jedna – wyrabiająca słodycze na eksport. Produkcja<br />
ruszy w przyszłym roku.<br />
Wedel nie zdradza, ile czekolad i wafli zjadają dziś zagraniczni<br />
klienci, ale w 2007 roku udział eksportu w przychodach<br />
firmy wynosił 10 proc. – Nasze słodycze trafiają<br />
głównie tam, gdzie jest Polonia. Wysyłamy je do USA,<br />
Kanady i Wielkiej Brytanii. Trzy lata temu młodą emigrację<br />
na Wyspach zapytano o to, czego najbardziej im brak<br />
na obczyźnie. Wskazali między innymi na wedlowskie<br />
słodycze. Najbardziej tęsknili za naszymi czekoladami<br />
– dodaje Pokutycka.<br />
Batoniki i czekolady produkowane są w Bielanach Wrocławskich<br />
Fot. materiały spółki<br />
Autor: Jolanta Molińska<br />
Newsweek, 25 października 2009 roku<br />
17
Przejęcie bez poślizgu<br />
Spółka powstała ponad pół wieku temu. Dziś jest największym<br />
w Polsce producentem tłuszczów roślinnych. Odniosła duży sukces,<br />
między innymi dzięki sprawnej prywatyzacji<br />
Zakłady Tłuszczowe Kruszwica rozpoczęły działalność we<br />
wrześniu 1956 roku jako Kujawskie Zakłady Przemysłu<br />
Tłuszczowego. Ich podstawę stanowiła olejarnia o zdolnościach<br />
przerobowych 45 tys. ton nasion oleistych<br />
w skali roku. Od samego początku spółka sporo inwestowała.<br />
Szybko zwiększała udziały w rynku, notując<br />
jednocześnie dobre wyniki finansowe. W latach 1975<br />
-1976 wybudowała nową olejarnię. Dzięki niej można<br />
było rocznie przerobić 220 tys. ton nasion. W tym czasie<br />
Kujawskie Zakłady Przemysłu Tłuszczowego skupiały<br />
już ponad połowę krajowego potencjału branży olejarskiej.<br />
Nie spoczęły jednak na laurach, dalej inwestując<br />
w umocnienie swojej pozycji na rynku. W 1988 roku<br />
wybudowano oczyszczalnię, a rok później rozpoczęto<br />
budowę nowej rafinerii o zdolności przerobowej 75,8<br />
tys. ton. Natomiast 1990 rok zaowocował powstaniem<br />
nowej linii produkcyjnej do wytwarzania margaryn. Trzy<br />
lata później spółka kupiła suszarnię nasion.<br />
Dobra baza i podstawa<br />
Mocna pozycja rynkowa przedsiębiorstwa, przy jednocześnie<br />
wypracowywanych dobrych wynikach finansowych,<br />
była dobrą bazą dla udanej prywatyzacji.<br />
W grudniu 1995 roku Minister Przekształceń Własnościowych<br />
podpisał akt przekształcenia państwowych<br />
Kujawskich Zakładów Przemysłu Tłuszczowego w spółkę<br />
akcyjną o nazwie Zakłady Tłuszczowe Kruszwica.<br />
W następnym roku wybrano doradcę, którego zadaniem<br />
było przygotowanie strategii prywatyzacyjnej dla<br />
przedsiębiorstwa. Ruszyły też prace nad prospektem<br />
emisyjnym.<br />
Na warszawskiej giełdzie akcje ZT Kruszwica zadebiutowały<br />
6 stycznia 1997 roku. Na otwarciu sesji walory<br />
wyceniono na 23 zł, czyli o 8 proc. mniej, niż wynosiła ich<br />
cena emisyjna. Ryszard Staszak, ówczesny prezes spółki,<br />
zapowiedział, że wkrótce wybrany zostanie inwestor strategiczny.<br />
Rzeczywiście, już w tym samym roku doszło do<br />
podpisania umowy ze spółką Cereol Holding, należącą do<br />
Eridania Beghin-Say, jednego z największych koncernów<br />
rolno-przemysłowych. Kupił on prawie 46 proc. udziałów<br />
ZT Kruszwica. Zapłacił za nie ponad 33,9 mln dolarów.<br />
W umowie zawarto szereg zapisów, które miały chronić<br />
interesy giełdowej spółki. Cerol Holding zagwarantował<br />
m.in., że w trakcie dwunastu miesięcy nie będzie<br />
redukował zatrudnienia w ZT Kruszwica (pracowało tam<br />
wówczas ponad 1,2 tys. osób). Zobowiązał się też do<br />
udostępnienia licencji i know-how, koniecznych do zrealizowania<br />
planów inwestycyjnych. Ponadto obiecał, że<br />
dołoży wszelkich starań, żeby ZT Kruszwica kupowały<br />
surowiec ze źródeł krajowych.<br />
Większościowy akcjonariusz<br />
Kolejnym przełomowym rokiem w historii giełdowej<br />
spółki był 2002. W październiku Bunge Investments<br />
France, kontrolowana przed Bunge Limited, kupiła od<br />
grupy Edison 55 proc. udziałów w Cerol i złożyła ofertę<br />
wykupu pozostałych akcji. W następstwie stała się właścicielem<br />
ZT Kruszwica. Jest nim do dziś. Kim jest większościowy<br />
akcjonariusz giełdowej spółki? Bunge Limited<br />
powstała prawie dwieście lat temu jako przedsiębiorstwo<br />
zajmujące się handlem zbożami. W krótkim czasie<br />
zyskała pozycję światowego potentata w handlu produktami<br />
towarowym i żywnością. Od sierpnia 2001 roku<br />
jej akcje są notowane na giełdzie w Nowym Jorku.<br />
Aktualnie Bunge ma nieco ponad 64 proc. kapitału<br />
ZT Kruszwica. Drugim dużym akcjonariuszem jest<br />
Windstorm Limited – ma około 26 proc. udziałów. Kapitalizacja<br />
ZT Kruszwica przekracza 1,3 mld zł. W latach<br />
2007- 2008 kurs spółki spadał. Zmiana tej negatywnej<br />
tendencji miała miejsce na początku tego roku. Od tego<br />
czasu akcje zyskują na wartości.<br />
Po prywatyzacji giełdowa firma konsekwentnie realizowała<br />
strategię, dzięki której umocniła się na pozycji<br />
niekwestionowanego lidera branży. Najważniejsze<br />
działania ukierunkowane były na konsolidację rynku.<br />
Ruszyła ona w 2006 roku. ZT Kruszwica przejęły udziały<br />
w następujących podmiotach: Ewico Brzeg, ZPT Olvit<br />
oraz Olvit-Pro Warszawa. Połączone spółki działają jako<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Fot. materiały spółki<br />
Zakłady Tłuszczowe w Kruszwicy są jednym z największych graczy w Europie Środkowo-Wschodniej<br />
jeden podmiot od 13 grudnia 2006 roku (tego dnia sąd<br />
zarejestrował fuzję przedsiębiorstw). Z kolei w lutym<br />
bieżącego roku ZT Kruszwica przejęły pakiet udziałów<br />
mniejszościowych w spółce zależnej ZPT Warszawa.<br />
Prawdopodobnie w najbliższym czasie giełdowa firma<br />
odpocznie od konsolidacji. Będzie się koncentrować na<br />
zakończeniu fuzji, dlatego też nie planuje w przyszłym<br />
roku znacznych wydatków na inwestycje.<br />
Mocne marki<br />
Obecnie w ramach przedsiębiorstwa funkcjonują cztery<br />
zakłady: w Kobylnikach, Gdańsku, Warszawie oraz<br />
w Brzegu. Najbardziej znanymi markami giełdowej<br />
spółki są oleje Kujawski i Bartek oraz margaryny Palma<br />
i Smakowita. Warto jednak podkreślić, że ZT Kruszwica<br />
działają nie tylko w tym segmencie. Spółka handluje też<br />
roślinami oleistymi (śruta), a także surowymi i rafinowanymi<br />
olejami roślinnymi do zastosowań przemysłowych,<br />
w tym do produkcji biopaliw, a także biokomponentów.<br />
Analitycy Domu Maklerskiego AmerBrokers uważają, że<br />
w związku z ustawowym zwiększeniem ich domieszki<br />
do paliw (10 proc. od przyszłego roku) znaczenie i opłacalność<br />
tej produkcji powinna przynosić spółce coraz<br />
wyższe zyski. Prognozują, że jej obroty będą rosły roczne<br />
o około 3 proc.<br />
Finansowa stabilizacja<br />
Giełdowa spółka jest dobrze oceniana przez analityków.<br />
Podkreślają, że jej atutami są inwestor branżowy oraz<br />
stabilna sytuacja finansowa. W ubiegłym roku grupa<br />
wypracowała 2,1 mld zł przychodów ze sprzedaży oraz<br />
prawie 129 mln zł zysku netto. Zdaniem analityków tegoroczne<br />
wyniki powinny być porównywalne do ubiegłorocznych.<br />
Biorąc pod uwagę kryzys, jest to spory sukces.<br />
Narastająco, po trzech kwartałach, ZT Kruszwica mają<br />
ponad 1,5 mld zł przychodów oraz 110 mln zł czystego<br />
zarobku. Prognoza Domu Maklerskiego AmerBrokers<br />
zakłada, że w przyszłym roku sprzedaż spółki przekroczy<br />
2,2 mld zł. Z kolei zysk netto ma wynieść 121,4 mln zł.<br />
ZT Kruszwica dzielą się z akcjonariuszami zyskiem. Co<br />
roku wypłacają dywidendę. W tym roku spółka przeznaczyła<br />
na ten cel ponad 68,9 mln zł z zysku netto za 2008<br />
rok (3 złote na akcję). Jak będzie w kolejnym roku? Prezes<br />
spółki Tommy Jensen zasygnalizował już, że wysokość<br />
dywidendy w 2010 roku powinna sięgnąć około połowy<br />
zysku wypracowanego w tym roku.<br />
Cechą krajowego sektora olejarskiego od lat była silna<br />
koncentracja, która jeszcze się zwiększyła na skutek<br />
opisanej powyżej konsolidacji. Kilka przedsiębiorstw<br />
dysponuje łącznie ponad 80 proc. mocy przerobowej<br />
polskiego przemysłu olejarskiego. Pozostałe udziały<br />
przypadają na mniejsze podmioty (przede wszystkim<br />
małe tłocznie i rozlewnie olejów).<br />
Można śmiało powiedzieć, że udana prywatyzacja ZT<br />
Kruszwicy przyczyniła się do tego, że spółka jest obecnie<br />
niekwestionowanym liderem branży w kraju i jednym<br />
z największych graczy w Europie Środkowo-Wschodniej.<br />
Wyznacza kierunki rozwoju polskiego przemysłu tłuszczowego,<br />
kształtuje też rynek i bazę surowcową.<br />
Autor: Katarzyna Kucharczyk<br />
Parkiet, 14 grudnia 2009 roku<br />
19
Prywatny Kwidzyn<br />
prosperuje<br />
120 milionów dolarów dla budżetu państwa,<br />
prawie 2 miliardy złotych inwestycji<br />
Zakłady Celulozowo-Papiernicze w Kwidzynie są<br />
przykładem udanej prywatyzacji. Zyskali wszyscy<br />
– od pracownika firmy po zwykłego obywatela miasta.<br />
Kwidzyńska celuloza to jedna z pierwszych wielkich<br />
prywatyzacji w Polsce. Latem 1991 roku <strong>Ministerstwo</strong><br />
Przekształceń Własnościowych przyjęło program prywatyzacji<br />
branży papierniczej, który polegał na wytypowaniu<br />
11 największych przedsiębiorstw, wśród których<br />
poza Zakładami Celulozowo-Papierniczymi w Kwidzynie<br />
znalazły się między innymi papiernicze zakłady w Świeciu<br />
i Włocławku. W przypadku Kwidzyna na resorcie<br />
ciążyła podwójna odpowiedzialność, ponieważ szukano<br />
inwestora dla jednego z największych i najnowocześniejszych<br />
zakładów papierniczych w Polsce.<br />
Zarobił i budżet, i załoga<br />
Ostatecznie zdecydowano sprzedać 80 proc. akcji spółki<br />
firmie International Paper Corporation. Transakcję sfinalizowano<br />
10 sierpnia 1992 roku. International Paper<br />
Kwidzyn zapłaciło Skarbowi Państwa 120 mln dol.<br />
Załoga otrzymała udziały w kapitale akcyjnym spółki.<br />
Na zgodny wniosek zarządu, rady nadzorczej i związków<br />
zawodowych wszyscy uprawnieni pracownicy otrzymali<br />
taką samą liczbę akcji. Firma zaproponowała odkupienie<br />
akcji od pracowników po tej samej cenie, po jakiej<br />
kupiła je od Skarbu Państwa. Z przywileju tego skorzystali<br />
prawie wszyscy, którzy je otrzymali (tylko sześć<br />
osób zostawiło sobie akcje). Każdy z 4288 pracowników,<br />
którzy sprzedali swoje 210 akcji, otrzymał 91 681 300<br />
ówczesnych złotych. Dziś International Paper jest właścicielem<br />
99,9 proc. akcji Kwidzyna.<br />
W chwili prywatyzacji zakłady posiadały silną pozycję na<br />
rynku. Zagranicznymi odbiorcami produktów zakładów<br />
były firmy ze środkowej i wschodniej Europy, skłonne<br />
kupować towar, którego jakość przekreślała szanse<br />
sprzedaży na Zachodzie.<br />
Spółka utrzymała pozycję na rynku krajowym dzięki<br />
przede wszystkim wysokiej jakości swoich wyrobów,<br />
a także ze względu na realizowaną od dawna politykę<br />
budowania partnerskich relacji z klientami i rzetelnego<br />
wypełniania wobec nich swoich zobowiązań.<br />
– Zaspokajamy około 60 proc. krajowego zapotrzebowania<br />
na papier kserograficzny i tektury powlekane<br />
oraz około 41 proc. na papier offsetowy i gazetowy. Te<br />
same powody, które zapewniły spółce powodzenie na<br />
rynku polskim, otworzyły możliwości funkcjonowania<br />
Zakłady w Kwidzynie zaspokajają około 60 procent krajowego zapotrzebowania na papier kserograficzny<br />
Fot. materiały spółki<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Fot. materiały spółki<br />
Kwidzyńska celuloza to jedna z pierwszych wielkich prywatyzacji w Polsce<br />
na rynkach zagranicznych. Najwięcej wyrobów, bo około<br />
30 proc. eksportu, kierowanych jest na rynek niemiecki,<br />
a 11 proc. na rynek francuski. Rynki pozaeuropejskie<br />
stanowią około 17 proc. eksportu – mówi Marek Krzykowski,<br />
prezes International Paper Kwidzyn.<br />
Do tej pory łączne wydatki na rozwój zakładów pochłonęły<br />
ponad 1,9 mld zł. Spółka po prywatyzacji i gruntownej<br />
modernizacji linii produkcyjnych wprowadziła<br />
na rynek wysokiej klasy tektury powlekane używane do<br />
produkcji opakowań. Poprawiła w zasadniczy sposób<br />
parametry białych papierów biurowych. Najważniejsza<br />
była modernizacja wszystkich czterech maszyn papierniczych,<br />
zwiększenie potencjału produkcyjnego linii<br />
technologicznych oraz implementacja bezpiecznej dla<br />
środowiska technologii bielenia masy celulozowej bez<br />
użycia wolnego chloru.<br />
Inwestycje w ekologię<br />
Każde zakłady celulozowo-papiernicze na całym świecie,<br />
bez względu na profil działalności, są uciążliwe dla środowiska<br />
naturalnego. Spółka zrealizowała wiele inwestycji<br />
związanych z ochroną środowiska, z czego najistotniejsza<br />
była przebudowa i modernizacja Zakładu<br />
Energetyki w celu zwiększenia wydajności produkcji<br />
energii cieplnej i elektrycznej oraz zmniejszenia emisji<br />
pyłów i gazów do atmosfery.<br />
– Ochrona środowiska jest jednym z głównych priorytetów<br />
w naszej działalności. Na aspekty związane<br />
z ochroną środowiska zostały przeznaczone wielomilionowe<br />
nakłady inwestycyjne na przestrzeni kilkunastu lat<br />
– mówi prezes spółki.<br />
IP Kwidzyn spełnia wszystkie normy środowiskowe<br />
wymagane prawem polskim i Unii Europejskiej. Jako<br />
korporacja podlega również bardzo rygorystycznym<br />
normom wewnątrzkorporacyjnym (w wielu przypadkach<br />
dużo wyższym niż polskie i unijne), i je także spełnia.<br />
Więcej aut niż mieszkańców<br />
Prywatyzacja miała silny wpływ na mieszkańców Kwidzyna.<br />
Jednorazowy dopływ pieniędzy za akcje sprzedane<br />
strategicznemu inwestorowi, połączony z systematycznie<br />
otrzymywanymi przez załogę stosunkowo<br />
wysokimi wynagrodzeniami, jest widoczny w życiu<br />
miasta. Wiele osób zakupiło mieszkania lub rozpoczęło<br />
budowę własnych domów, a liczba zarejestrowanych<br />
w mieście samochodów ponaddwukrotnie przekracza<br />
liczbę mieszkańców.<br />
Dzięki wsparciu IP Kwidzyn wybudowano stację uzdatniania<br />
wody, która kosztowała 4,5 mln dol. Wcześniej<br />
International Paper, kosztem 2,2 mln zł, powołał Centrum<br />
Komputerowo-Językowe. Pokaźne środki otrzymała<br />
służba zdrowia. Zakupiono aparaturę medyczną dla<br />
szpitali w Kwidzynie, Prabutach i Elblągu. Kwidzyński<br />
oddział położniczy został wyremontowany ze środków<br />
przekazanych przez IP Kwidzyn.<br />
Do szkół trafiają komputery i pomoce naukowe, wybudowano<br />
halę sportową przy Szkole Podstawowej nr 6.<br />
W zakładzie działa fundacja opiekuńcza. Wspiera osoby<br />
chore, niepełnosprawne. Pracownicy działający na rzecz<br />
fundacji pracują charytatywnie, fundusze zaś pochodzą<br />
ze składek pracowników i od pracodawcy. Dotacje<br />
zakładu wynoszą połowę sumy zebranej przez pracowników.<br />
W 1998 roku udzielono pomocy ponad 1500<br />
osobom. Pomoc otrzymały też placówki służby zdrowia,<br />
wydano 1,2 mln zł. Dzięki współpracy z kwidzyńską<br />
Fundacją Misericordia zakupiono wózki inwalidzkie.<br />
Wszyscy pracownicy, którzy odchodzili z IP Kwidzyn,<br />
mogli liczyć na odprawy, szkolenia i pomoc w poszukiwaniu<br />
nowej pracy.<br />
Autor: Joanna Zielewska<br />
Dziennik Gazeta Prawna, 29 października 2009 roku<br />
21
Fortuna Kołem się toczy<br />
Prywatyzacja kolskich zakładów to wzorowy przykład<br />
przekształceń własnościowych. Z korzyścią nie tylko<br />
dla inwestora, ale i lokalnej społeczności<br />
Skąd wzięła się nazwa tego miasta we wschodniej Wielkopolsce?<br />
Jedna z wersji mówi, że w średniowieczu<br />
zbierała się tu na wiece starszyzna rodowa i obradowała,<br />
tworząc koło. Inna – że nazwa pochodzi od zakola Warty,<br />
która w tym miejscu zmienia kierunek z północnego na<br />
zachodni. Nie ma za to wątpliwości, z czym większości<br />
Polaków kojarzy się dziś Koło. Wytwarzane w tutejszej<br />
fabryce umywalki, muszle klozetowe, bidety i wanny<br />
stoją w milionach domów. Łączna sprzedaż: trzy i pół<br />
miliona sztuk rocznie.<br />
Fabryka ceramiki sanitarnej w Kole powstała decyzją<br />
władz centralnych w roku 1961. Wybór padł na to<br />
miasto, bo od XIX wieku z powodzeniem produkuje się<br />
tu fajans. Państwowe przedsiębiorstwo miało wypełnić<br />
potrzeby państwowego budownictwa mieszkaniowego.<br />
Ponieważ rządzący wówczas Władysław Gomułka<br />
promował budownictwo substandardowe (niskie, ciasne<br />
mieszkania o ciemnych kuchniach), taki sam poziom<br />
prezentowała ówczesna ceramika sanitarna Koła (szare<br />
lub brązowe produkty o najprostszym wzornictwie).<br />
Zresztą nie było sensu specjalnie się wysilać, bo na<br />
rynku nie istniał żaden wybór. Więcej, produkty z Koła<br />
były sprzedawane spod lady.<br />
W chwili upadku komuny zakład z roczną produkcją<br />
na poziomie 300 tysięcy sztuk ceramiki nadal nie miał<br />
kłopotów ze zbytem. Ale już wtedy było jasne, że to tylko<br />
kwestia czasu. Przybyła przecież zagraniczna konkurencja.<br />
Przestarzały zakład w Kole nie był w stanie podjąć<br />
wyzwania. Jedyną szansą była więc dla niego prywatyzacja<br />
przez wprowadzenie inwestora strategicznego,<br />
który wniósłby ceramiczne know-how.<br />
W 1993 roku ówczesne <strong>Ministerstwo</strong> Przekształceń Własnościowych<br />
po długich negocjacjach sprzedało fabrykę<br />
za 32 miliardy starych złotych. Inwestorem była fińska<br />
firma Sanitec, czołowy producent tego typu wyrobów<br />
w Europie. Przejmując zakład, nowy właściciel zobowiązał<br />
się do zainwestowania w ciągu trzech lat siedmiu<br />
milionów marek niemieckich.<br />
Dziś ta klauzula wydaje się śmieszna. Od początku prywatyzacji<br />
fiński inwestor włożył w Koło gigantyczne<br />
pieniądze – dziś kwotę tę (w euro) szacuje się na ponad<br />
sto milionów. Starą fabrykę zmodernizowano, a na<br />
działce obok w 2007 roku stanęła całkiem nowa linia<br />
produkcyjna. W zakładzie pracuje trzy i pół tysiąca<br />
osób. Każdego dnia w centrum dystrybucyjnym firmy<br />
załadowywanych jest 50 tirów, które rozwożą towar<br />
po Polsce i Europie. Wzornictwem produkty nie różnią<br />
się od ceramiki włoskich czy francuskich designerów.<br />
W 1999 roku prezydent RP nadał nawet fabryce tytuł<br />
Inwestycja Zagraniczna Roku, a pięć lat później Marek<br />
Kukuryka, prezes zarządu Sanitec Koło, dostał Krzyż<br />
Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne<br />
zasługi dla gospodarki narodowej oraz za osiągnięcia<br />
w rozwijaniu przedsiębiorczości”.<br />
W tym samym czasie Koło (tym razem mówimy o mieście)<br />
także zmieniło się nie do poznania. Senna i (delikatnie<br />
mówiąc) zapyziała miejscowość dziś tętni życiem.<br />
Kamienice w większości są po gruntownych remontach.<br />
Tak samo jak drogi i chodniki. Modernizacja kanalizacji<br />
– na ukończeniu. Jest nowiutkie przedszkole i żłobek<br />
oraz największa duma samorządu – hala widowiskowosportowa.<br />
W planach znajduje się między innymi budowa<br />
krytej pływalni, nowych boisk sportowych czy mieszkań<br />
socjalnych. Jest skąd na to brać – roczny budżet Koła<br />
to blisko 50 milionów złotych, z czego prawie połowa<br />
pochodzi z podatków i innych opłat wnoszonych przez<br />
tutejsze przedsiębiorstwa.<br />
Udana prywatyzacja zakładów, a także dobre położenie<br />
Koła (w pobliżu autostrady łączącej Poznań z Łodzią)<br />
ściągnęły kolejnych inwestorów. Działają tu: jedna<br />
z największych w kraju wytwórni materiałów ściernych<br />
(z kapitałem francuskim), fabryka urządzeń tartacznych<br />
(kapitał amerykański) oraz zakład produkcji łóżek<br />
i materacy (kapitał niemiecki).<br />
Dziś Koło w kategorii miast średniej wielkości – jak<br />
wynika z rankingu Instytutu Badań nad Gospodarką<br />
Rynkową – jest jednym z najatrakcyjniejszych miejsc do<br />
inwestowania.<br />
Autor: Igor Ryciak<br />
Przekrój, 1 grudnia 2009 roku<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
Oblicza<br />
własności<br />
<strong>prywatnej</strong><br />
23
Domiar na prywaciarza<br />
Komuniści nie mogli całkiem zlikwidować prywatnego biznesu,<br />
bo bez niego gospodarka PRL by upadła<br />
„Zniesione zostaną niemieckie znienawidzone zakazy,<br />
krępujące działalność gospodarczą, obrót handlowy<br />
między wsią i miastem. Państwo popierać będzie szeroki<br />
rozwój spółdzielczości. Inicjatywa prywatna wzmagająca<br />
tętno życia gospodarczego, również znajdzie<br />
poparcie państwa” – zapowiadali komuniści w manifeście<br />
PKWN. Już półtora roku później, 3 stycznia 1946<br />
roku, wydano jednak ustawę o nacjonalizacji firm, które<br />
zatrudniały powyżej 50 pracowników. Upaństwowiono<br />
prawie 6 tys. przedsiębiorstw, z wyjątkiem firm budowlanych<br />
i sanitarnych. Gdyby tych ostatnich zabrakło na<br />
rynku, stanęłaby odbudowa kraju, o czym komuniści<br />
dobrze wiedzieli.<br />
W czerwcu 1947 roku uchwalono trzy akty prawne, które<br />
rozpoczęły tzw. bitwę o handel. Pierwszy, „O zwalczaniu<br />
drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym”,<br />
wprowadzał nakładanie domiaru, czyli kwoty wymyślonej<br />
przez urzędnika skarbowego, często przewyższającej<br />
wartość prowadzonego interesu. Drugi akt, „O obywatelskich<br />
komisjach i lustratorach społecznych”, tworzył<br />
grunt do powstania armii kontrolerów – w szczytowych<br />
okresach w PRL należało do niej prawie 100 tys. osób!<br />
Z kolei trzeci akt wprowadzał zezwolenia na prowadzenie<br />
firm handlowych i budowlanych. Nie można już było<br />
tak po prostu założyć firmy, trzeba było<br />
mieć zezwolenie. A to władza dawała w<br />
ostateczności, chyba że swoim zaufanym<br />
ludziom. Powołano też specjalne<br />
Biuro Cen, które ustalało marże i wysokość<br />
opłat. Urzędnicy często brali ceny<br />
z sufitu, więc bywały niższe od kosztu<br />
wytworzenia towaru. Za nieznaczne<br />
przekroczenie odgórnie ustalonego<br />
cennika groziło pięć lat więzienia.<br />
Rozpoczęła się nagonka na przedsiębiorców. Właścicieli<br />
sklepików, restauracji, warsztatów i punktów usługowych<br />
– czyli podmiotów, których nie obejmował<br />
dekret nacjonalizacyjny – zmuszono szantażem i nieustannymi<br />
kontrolami do przekazania swoich interesów<br />
państwu. W najlepszym razie dotychczasowi właściciele<br />
przekazywali przedsiębiorstwa i nieruchomości<br />
Na początku lat 50.<br />
warsztaty rzemieślnicze<br />
przejmowano od<br />
właścicieli, powołując się<br />
na dekret z 1918 roku<br />
państwowej firmie, a ta zatrudniała ich jako kierowników<br />
na państwowych posadach. Tak było na przykład<br />
z restauracją Franciszka Ślęzoka w Piekarach Śląskich.<br />
Ślęzok pogodził się z losem i kierował knajpą do końca<br />
życia, do 1973 roku. Zyski zagarniała państwowa firma<br />
i wypłacała czynsz właścicielowi kamienicy, jednocześnie<br />
swojemu pracownikowi. Owa suma wystarczała<br />
ledwie na łatanie papą dziur w dachu. W efekcie bitwy<br />
o handel w całym kraju liczba sklepów spadła ze 134<br />
tysięcy w 1947 roku do 78 tysięcy dwa lata później.<br />
W latach 1948-1955 władze zabrały się do uspółdzielczania<br />
wszystkich warsztatów rzemieślniczych. Przestawano<br />
wydawać karty rzemieślnicze, które upoważniały<br />
do wykonywania zawodu. Aby wszystko było<br />
lege artis, wykorzystywano w tym celu dekret naczelnika<br />
państwa z 18 grudnia 1918 r. o zarządach przymusowych<br />
nad rzemiosłem. W latach 40. i 50. kilkanaście<br />
tysięcy drobnych przedsiębiorców przewinęło się przez<br />
stalinowskie więzienia i obozy. Uprzykrzano także życie<br />
rodzinom rzemieślników i przedsiębiorców – dzieci<br />
nie były przyjmowane na studia, synów przymusowo<br />
wcielano do armii. W 1949 roku wydano rozporządzenie,<br />
na mocy którego każdy poborowy mógł zostać wysłany<br />
do kopalni węgla albo uranu. Właśnie<br />
na tę niewolniczą pracę skazywano<br />
często synów rzemieślników, kupców<br />
i majętnych gospodarzy wiejskich.<br />
Ale komuniści nie mogli upaństwowić<br />
albo zamknąć wszystkich małych<br />
zakładów, ponieważ na rynku brakowałoby<br />
wielu rzeczy codziennego<br />
użytku – takich jak grzebień czy nożyczki,<br />
o ubraniach nie wspominając.<br />
Trzeba było tolerować prywatnych<br />
krawców i szewców, bo bez ich usług nawet władza nie<br />
mogłaby funkcjonować: towarzysze z MSZ nie chcieli<br />
wyjeżdżać na placówki w butach z państwowych fabryk.<br />
Prywatni fachowcy, zwietrzywszy interes, prowadzili<br />
spore warsztaty często pod płaszczykiem zwykłych<br />
punktów usługowych. Tak było np. w przypadku łodzianina<br />
Eliezera Grynfelda. Po wojnie prowadził ze wspól-<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
nikiem warsztat kaletniczy, w którym na dużą skalę<br />
wyrabiano modne torebki. Ale zyskami trzeba się było<br />
dzielić z milicją i kontrolerami.<br />
– Dawaliśmy im w łapę sporo, lecz ciągle się baliśmy, że<br />
wszystko się wyda i trafię do jakiegoś obozu pracy, bo<br />
krąg wtajemniczonych był szeroki. Nocami śniło mi się,<br />
że wywożą mnie na Sybir – wspomina dzisiaj Grynfeld.<br />
W 1956 roku, kiedy polskim Żydom masowo wydawano<br />
paszporty, zamknął interes i wyjechał do Izraela.<br />
Z dojściem do władzy Gomułki ludzie biznesu w Polsce<br />
wiązali duże nadzieje. 21 października 1956 r. Komitet<br />
Centralny PZPR podjął uchwałę nakazującą stwarzanie<br />
warunków powstawania drobnych zakładów, które<br />
miały zarzucić rynek brakującymi towarami. W uchwale<br />
zastrzeżono, że „wzrost masy towarów” i „urozmaicenie<br />
asortymentu” musi się odbywać „bez<br />
uszczuplenia zasobów surowcowych<br />
państwowego i spółdzielczego przemysłu”.<br />
Prywatny biznes musiał zaopatrywać<br />
się na wolnym, czyli czarnym<br />
rynku, bo oficjalne przydziały surowców<br />
były małe, a resztę państwo niejednokrotnie<br />
kazało kupować za dewizy.<br />
Odwilż była jednak krótka i już pod<br />
koniec lat 50. zaczęto znowu przyduszać<br />
małych kapitalistów. Wprawdzie w kronikach<br />
filmowych nie epatowano tak jak w latach stalinowskich<br />
zdjęciami starszych kobiet spekulantek prowadzonych<br />
w kajdankach jak groźnych przestępców, jednak prasa<br />
przedstawiała prywatnych przedsiębiorców jako typy<br />
mało sympatyczne – nieprzypadkowo do dziś mówi<br />
się o gomułkowskim stereotypie prywaciarza. Przedsiębiorcy<br />
robili wszystko, żeby przetrwać. Dawali łapówki<br />
i wstępowali do partii, teoretycznie mieli swoje przedstawicielstwo<br />
polityczne, Stronnictwo Demokratyczne,<br />
fasadowego satelitę PZPR. Ale jego legitymacja niewiele<br />
znaczyła.<br />
W latach 60. nic się nie zmieniło w kwestii ustawodawstwa<br />
wobec prywatnych przedsiębiorców – ciągle można było<br />
zatrudnić tylko jednego pracownika (tylko w niektórych<br />
zawodach trzech). Trochę lepiej było w czasach Gierka<br />
– bo sam I sekretarz miał obsesję zwiększania mocy produkcyjnych<br />
i wiedział, że bez drobnych wytwórców socjalistyczne<br />
zakłady nie dałyby rady. Fabryki butów nie<br />
zaspokoiłyby popytu, gdyby nie rzemieślnicy wyrabiający<br />
plastikowe obcasy, zakłady odzieżowe nie wypuściłyby<br />
partii koszul czy kurtek, gdyby nie wytwórcy i importerzy<br />
guzików i zamków błyskawicznych.<br />
W socjalizmie prywatny<br />
przedsiębiorca zwykle<br />
mógł zatrudnić jednego<br />
pracownika, wyjątkowo<br />
maksymalnie trzech<br />
To była najlepsza metoda na przetrwanie: usadowić się<br />
w jakiejś niszy, do której nie opłacało się sięgać państwowym<br />
molochom. Bezpośrednia konkurencja z komunistycznym<br />
przemysłem mogła się źle skończyć. Doświadczył<br />
tego Marian Krupa, rolnik z Tomaszowa Lubelskiego,<br />
który wypalał cegły tańsze niż oferowane przez zakłady<br />
państwowe. W 1974 roku nałożono na niego astronomiczną<br />
sumę 750 tys. zł domiaru, co stanowiło wartość<br />
kilkuletniej działalności.<br />
Gdy pod koniec ery Gierka nadszedł kryzys, władza<br />
odpuściła nieco prywaciarzom. Wiosną 1977 roku weszła<br />
w życie ustawa, która pozwoliła na otwieranie zakładów<br />
rzemieślniczych bez wymaganych tytułów czeladnika<br />
i mistrza. Z kolei lata 80. stały pod znakiem turystyki<br />
handlowej – władza zezwalała na wyjazdy po demoludach,<br />
aby rozładować napięcie społeczne związane<br />
z kryzysem gospodarczym.<br />
Domiar stosowano rzadko, bo prywaciarze byli ratunkiem<br />
dla budżetu państwa – w 1980 roku wytwarzali<br />
ponad 15 proc. dochodu narodowego,<br />
a sześć lat później już prawie 20 proc.<br />
W pobliżu większych miast powstawały<br />
całe dzielnice zaludnione przez handlarzy<br />
i drobnych wytwórców, jak np.<br />
Łomianki pod Warszawą czy Tarnowo<br />
Podgórne pod Poznaniem.<br />
Po stanie wojennym komunistyczna<br />
władza przygotowywała projekt nowego<br />
ładu gospodarczego, którego zapowiedzią<br />
były firmy polonijne. Ich właścicielami byli ludzie<br />
związani ze służbami specjalnymi PRL bądź akceptowani<br />
przez funkcjonariuszy reżimu. Prawdziwym końcem<br />
socjalizmu był jednak dzień 23 grudnia 1988 r.<br />
Uchwalona wtedy ustawa o wolności gospodarczej była<br />
niezwykle liberalna – opierała się na prostej zasadzie, że<br />
wszystko, co nie jest zakazane, jest dozwolone.<br />
Przedsiębiorcy – niezależnie od opcji politycznej – do<br />
dzisiaj uważają okres, który ten akt zapoczątkował, za<br />
czas prawdziwej wolności gospodarczej. Sam twórca<br />
ustawy, min. Mieczysław Wilczek, wynalazca proszku<br />
IXI, właściciel kilku zakładów przetwórstwa mięsnego<br />
i jeden z najbogatszych ludzi w PRL, w nowej rzeczywistości<br />
po 1989 roku nie odniósł sukcesu w biznesie.<br />
Podobnie nie poradziło sobie wielu prywaciarzy, którzy<br />
przyzwyczaili się do życia w małych układach, nie nawykli<br />
do szukania nowych rynków zbytu i ciągłego wymyślania<br />
swojego biznesu na nowo. Paradoks polegał na tym,<br />
że socjalizm deprawował także najbardziej żywotną,<br />
wrogą systemowi część społeczeństwa.<br />
Autor: Rafał Geremek<br />
Newsweek Polska, 25 października 2009 roku<br />
25
Własność – rzecz święta<br />
Religie mają wiele do przekazania na temat własności i pieniądza.<br />
Różnią się w języku, używanych przykładach, punktach ciężkości.<br />
Często jednak prowadzą do zaskakująco bliskich sobie konkluzji<br />
Religie zajmują się kwestiami ekonomicznymi, bo<br />
zajmują się nimi ludzie – tłumaczy prof. Zbigniew Pasek,<br />
religioznawca. – A szukając autorytetu, ludzie sięgają<br />
w zaświaty.<br />
Wpływ religii na zachowania ekonomiczne swych<br />
wyznawców stał się przedmiotem monumentalnych<br />
badań słynnego Maxa Webera (1864-1920). Podkreślając,<br />
że religie to tylko jeden z czynników kształtujących<br />
ekonomię, szukał związków między nimi a sposobem<br />
życia warstw społecznych, które najsilniej wpływały<br />
na kształt i ewolucję religii. W „Etyce gospodarczej religii<br />
światowych” pisał – choć kategoriami swojej epoki<br />
– o konfucjanizmie jako o etyce wykształconych kapłanów-zarządców,<br />
„których cechował świecki racjonalizm”.<br />
U źródeł hinduizmu była dziedziczna kasta. Buddyzm,<br />
pisał, rozpowszechnili bezdomni, wyrzekający<br />
się życia mnisi. Islam, wylicza dalej, najpierw był religią<br />
podboju, później miejsce wojowników zajął mistyczny<br />
sufizm, „z którego wyłoniły się bractwa drobnomieszczan”.<br />
Judaizm „był od czasów Wygnania religią mieszczańskiego<br />
»ludu pariasów«‚ „A chrześcijaństwo – doktryną<br />
„wędrownych czeladników rzemiosła”.<br />
Majątek w sercu i na dłoni<br />
W rodzinie rabina Boaza Pasha opowiada się, że ich<br />
przodek prosił Boga, by jego potomkowie nigdy nie<br />
mieli pieniędzy. – Bo posiadanie pieniędzy to test, który<br />
nie każdy potrafi znieść – uśmiecha się rabin Krakowa.<br />
– W Talmudzie rabin Judaha-Nasi, który sam zresztą był<br />
bardzo zamożny, stwierdza, że skoro Bóg tak obdarował<br />
bogatych, to mają oni siłę, by zrobić coś dobrego.<br />
Z drugiej strony – ciągnie rabin Pash – fakt, że istnieją<br />
biedni, w Talmudzie jawi się jako dobro dane nam przez<br />
Boga. Dzięki nim możemy wypełnić micwę, czyli przykazanie,<br />
zwane cdaka, co znaczy: miłosierdzie. Bo bogactwo,<br />
dar od Boga, człowiek ma spożytkować dobrze.<br />
– Islam uważa, że Bóg udzielił każdemu człowiekowi<br />
jego praw naturalnych – tłumaczy Ali Abi Issa, wrocławski<br />
imam i dyrektor Muzułmańskiego Centrum<br />
Kulturowo -Oświatowego. – Jednym z fundamentów tych<br />
praw jest świętość majątku i mienia każdego człowieka.<br />
Majątek jest nietykalny bez względu na narodowość<br />
lub wyznanie właściciela. Grzech powstaje – dodaje<br />
imam – gdy majątek mieszka w sercu bogatego. Gdy<br />
zaś mieszka w jego dłoni, to jest on człowiekiem błogosławionym<br />
i zdolniejszym do dobrych czynów aniżeli<br />
biedny. Dlatego bogaci, jeśli są prawi i bogobojni, mogą<br />
zasłużyć na lepsze miejsca w raju – mówi Ali Abi Issa.<br />
– Jezus próbuje wskazać na wartości nadrzędne<br />
– tłumaczy poznański franciszkanin o. Leonard Bielecki<br />
zapytany, czy Chrystus dystansował się od spraw materialnych<br />
(np. Łk 12, 13-15). – Nie krytykuje zamożności, ale<br />
wskazuje na związane z nią niebezpieczeństwo. Ubóstwo<br />
to nie tylko wyrzeczenie się dóbr, to rezygnowanie<br />
z pragnień, jednoczenie się z wolą bożą. Pozwala oderwać<br />
się od tego, co nas tu trzyma, i zmierzać ku rzeczom nadprzyrodzonym,<br />
do których człowiek jest powołany.<br />
„Dlatego Jezus wypowiada błogosławieństwo ubogich<br />
w duchu – pisze o. Maciej Zięba OP w książce „Chrześcijanie,<br />
polityka, ekonomia. Prawdy i kłamstwa”. – Nie<br />
ubóstwa samego w sobie”.<br />
Weber notował: „Z częściowym tylko wyjątkiem chrześcijaństwa<br />
i niewielu innych specyficznie ascetycznych<br />
wyznań, dobra zbawienia wszystkich religii (...) miały<br />
przede wszystkim charakter zdecydowanie doczesny:<br />
zdrowie, długie życie, bogactwo...”.<br />
Czyj jest świat<br />
Trzy Religie Księgi podobnie odpowiadają na pytanie,<br />
czy Bóg dał człowiekowi Ziemię, czy, by tak rzec,<br />
oddał ją w dzierżawę. – Bóg każe czynić sobie ziemię<br />
poddaną, nigdzie natomiast nie mówi, że to nasza ziemia<br />
– zauważa o. Bielecki. – Człowiek ma czerpać z jej<br />
bogactw i je pomnażać, niemniej świat nie jest naszą<br />
własnością. Bo nasz ostateczny cel nie jest doczesny.<br />
– Majątek jest depozytem u człowieka – zgadza się imam<br />
Ali Abi Issa. – Za to, jak będzie nim dysponował, zostanie<br />
albo nagrodzony, albo skarcony czy wręcz ukarany. Kto<br />
dysponuje majątkiem wbrew woli Boga, ten grzeszy<br />
proporcjonalnie do tego, jak ją złamał. Jeśli sądzi, że<br />
majątek zyskał dzięki swojemu sprytowi, to nie uznaje,<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
że dostał go od Boga, i grzeszy. Człowiek jest zobowiązany<br />
do wdzięczności.<br />
Rabin Boaz Pash ujmuje rzecz inaczej. – Z jednej strony<br />
widzimy, że wszystko należy do Boga. Z drugiej wiemy,<br />
że dał to wszystko nam. Tora raz powiada tak, raz tak.<br />
Moja odpowiedź brzmi: jedno jest prawdą przed błogosławieństwem,<br />
drugie po nim. Tu na przykład – rabin<br />
sięga po modlitewnik – są błogosławieństwa dla wszystkich<br />
rodzajów pożywienia. Zanim je odprawisz, Bóg<br />
chce ci je dopiero podarować. Po błogosławieństwie,<br />
gdy rozpoznajesz, że ci je daruje, jest twoje.<br />
Księga Powtórzonego Prawa: „Jedząc więc do sytości,<br />
będziesz błogosławił Haszem, twego Boga, za tę piękną<br />
ziemię, którą ci dał” (8, 10).<br />
– Bóg absolutnie nie wydzierżawił nam ziemi, lecz nam ją<br />
podarował – mówi rabin Pash. – Taka refleksja przeważa<br />
w głównym nurcie judaizmu. Bo relacja między nami<br />
a Bogiem nie polega na życiu na jego łasce.<br />
Przytacza naukę Kabały o tym, że Bóg, gdy stwarzał<br />
świat, umieścił w ludziach cząstki swojej boskości.<br />
– A całe stworzenie w naturalny sposób przynależy<br />
do tych cząstek – tłumaczy. – Jesteśmy częścią Niego,<br />
a skoro tak, mamy wszystko na własność.<br />
– To często spór o słowa – mówi prof. Pasek. – Nawet<br />
w samym chrześcijaństwie dawniej uważano, że „czyńcie<br />
sobie ziemię poddaną” to przyzwolenie na pełną eksploatację.<br />
Dziś, choćby pod wpływem ekologii, mówi się<br />
o życiu w harmonii.<br />
Majętność i jałmużna<br />
Ponownie Max Weber: „Istniejąca z reguły we wszystkich<br />
właściwych religiach zbawienia nieufność wobec<br />
bogactwa i władzy miała swe naturalne źródło przede<br />
wszystkim w doświadczeniu zbawicieli, proroków<br />
i kapłanów, zgodnie z którym uprzywilejowane w tym<br />
świecie i »syte« warstwy mają na ogół tylko w niewielkiej<br />
mierze potrzebę jakiegoś zbawienia’”<br />
Obowiązki bogatego w Religiach Księgi są jasne. To<br />
pomoc wspólnocie, biednym i słabszym. – Kabała, czyli<br />
mistyka judaizmu, uczy, że bogaty jest jak rurka prowadząca<br />
z nieba na ziemię – opowiada rabin Boaz Pash.<br />
– Ale jeżeli nie czyni on dobra, używa bożej siły do złych<br />
celów, co ściąga na niego wielką karę.<br />
Rabini głowią się, jak w dzisiejszych realiach wypełniać<br />
przepisy dobroczynności. Prawo nakazuje np. pozostawienie<br />
plonów na ostatnim skrawku pola dla ubogich.<br />
– Ale który ubogi przyjdzie dziś zebrać coś dla siebie<br />
z mojego pola, zwłaszcza że nie mam pola? – pyta rabin<br />
Pash. – Czasem – dodaje – jesteśmy zbyt ortodoksyjni,<br />
a mówię to jako ortodoksyjny rabin. Miewa challah<br />
nakazuje oddzielić część ciasta na szabasową chałkę<br />
i upiec zeń chlebek dla kapłana, który zwykle jest ubogi.<br />
Niekiedy ludzie, nie mogąc tego przepisu dziś wypełnić,<br />
spalają ten chlebek „w ofierze”. Co z tego przychodzi,<br />
oprócz zapachu spalenizny w domu? Lepiej przeznaczyć<br />
część dochodów na cele dobroczynne.<br />
Rabin Pash śmieje się, że judaizm jest trochę kapitalistyczną<br />
religią. – Jeśli nie liczyć mojego rabina, czystej<br />
krwi komunisty. W Torze mamy 613 przykazań, z których<br />
aż ponad sto dotyczy spraw finansowych.<br />
Jeden z pięciu filarów islamu to Az-Zakat, czyli obowiązkowa<br />
jałmużna. – Muzułmanin musi raz w roku<br />
przeznaczyć 2,5 proc. oszczędności na rzecz biednych,<br />
jeśli oczywiście jest bogaty – tłumaczy imam Ali Abi Issa.<br />
– A to ustala tzw. próg zakatowy: zakat musi uiścić ten,<br />
kogo oszczędności (nie dochód!) przez cały rok księżycowy<br />
przekraczały 85 g złota. Inaczej jego majątek byłby<br />
nieczysty.<br />
Na inwentaryzację oszczędności w krajach muzułmańskich<br />
wyznacza się zwykle miesiąc ramadanu. – Dobre<br />
czyny są wtedy o wiele bardziej wynagradzane przez<br />
Boga – mówi imam. – Muzułmanin może zatem dysponować<br />
samemu albo za pośrednictwem np. fundacji charytatywnej.<br />
Koran określił, komu zakat przysługuje: obcym,<br />
zadłużonym, biednym, można też przekazać go na rzecz<br />
skarbu państwa, budowy albo utrzymania meczetów.<br />
Pamiętaj zatem o Haszem,<br />
twoim Bogu, bo to<br />
On użycza ci siły<br />
do zdobywania mienia<br />
- napomina Tora (Pwt 8, 18)<br />
Muzułmanin ma też obowiązek opieki nad żoną, dziećmi,<br />
rodzicami w wieku „poprodukcyjnym”, także np. samotną<br />
siostrą czy córką nieżyjącego brata. – Mężczyzna,<br />
łożąc na utrzymanie domu, spełnia swój obowiązek. Ale<br />
gdyby jego żona była od niego bogatsza i chciała mu<br />
pomóc, Bóg policzy jej to jako jałmużnę, bo nie było to<br />
jej obowiązkiem – tłumaczy Ali Abi Issa.<br />
Módl się i pracuj<br />
Kościół katolicki przebył długą drogę kształtowania<br />
poglądów na sprawy własności. Średniowieczne podręczniki<br />
dla spowiedników, jak pisze o. Zięba, wyliczały cztery<br />
najbardziej podejrzane zawody: najemników, zapaśników,<br />
prostytutki i handlarzy. Jakub z Vitry głosił, że Bóg<br />
stworzył chłopów (laborantes), duchownych (orantes),<br />
rycerzy (bellatores), a kupców stworzył szatan. Choć to<br />
św. Tomasz orzeka, że wspólna własność jest możliwa<br />
tylko w raju, a po grzechu pierworodnym naturalną<br />
jest własność prywatna, do etosu pracy stąd daleko.<br />
27
– Do XX wieku praca jest przez katolicyzm traktowana<br />
jako kara za grzechy: „w pocie czoła będziesz orał...”<br />
– mówi prof. Pasek. – Także benedyktyńskie hasło „módl<br />
się i pracuj” (ora et labora) jest elementem ascezy, ujarzmiania<br />
ciała, a nie drogą do indywidualnego sukcesu.<br />
Prędzej wielbłąd przejdzie przez<br />
ucho igielne, aniżeli bogaty wejdzie<br />
do królestwa niebieskiego<br />
- naucza Jezus (Mt 19, 24)<br />
Opór przed gromadzeniem dóbr przez Kościół staje się<br />
jedną z przyczyn powstania tzw. zakonów żebraczych<br />
z franciszkanami na czele. – Franciszek nie chciał zakładać<br />
zakonu, lecz radykalnie żyć Ewangelią – mówi o. Bielecki.<br />
– Pochodził z bogatej rodziny, ale odkrył, że w życiu<br />
chodzi o coś więcej. Braci pouczał: „Bracia niech nie<br />
przyjmują pieniędzy”. Mało tego, pieniądze nazywał<br />
„oślim łajnem”. Wiedział, co kult pieniądza zrobił z jego<br />
ojcem. Nic na własność, uczył. Jeżeli Bóg się o nas troszczy,<br />
pojawią się ludzie, którzy pomogą.<br />
Komputer o. Leonarda, który zawiaduje stroną internetową<br />
prowincji zakonnej i współtworzy wideoblog pt.<br />
„Bez sloganu”, należy do niego. Ale już drukarkę kupił<br />
na zakon. – Gdy bracia pracują np. jako katecheci, ich<br />
pensja trafia na wspólne konto – tłumaczy on. – Podobnie<br />
np. samochody są własnością zakonu. Bracia się<br />
zmieniają, a te dobra służą kolejnym.<br />
XX wiek przyniósł przewrót kopernikański w katolickiej<br />
refleksji o pracy. Najpierw u jego zarania, w 1891 r.,<br />
papież Leon XIII w encyklice „Rerum novarum”, krytykując<br />
wyzysk w ówczesnym kapitalizmie i odrzucając socjalizm,<br />
napisze także: „prywatne (...) posiadanie dóbr<br />
materialnych jest naturalnym prawem człowieka”. A sto<br />
lat później Jan Paweł II ogłasza encyklikę „Centesimus<br />
annus”. W jej ujęciu to w pracy „leży początek własności<br />
indywidualnej”. Dziś kluczowym kapitałem nie jest<br />
już ziemia czy pieniądz, lecz intelekt człowieka, który<br />
można twórczo spożytkować w tej formie kapitalizmu,<br />
która uznaje „pozytywną rolę przedsiębiorstwa, rynku,<br />
własności <strong>prywatnej</strong> i wynikającej z niej odpowiedzialności<br />
za środki produkcji, oraz wolnej ludzkiej inicjatywy”.<br />
Encyklika odrzuca konsumeryzm uznający zysk za<br />
cel, ale również nadmierny etatyzm.<br />
Także wcześniejsza o 10 lat encyklika „Laborem exercens”<br />
stanowi, że to człowiek ma być podmiotem pracy.<br />
Pracując zaś, uczestniczy się w dziele Stworzenia.<br />
– Gdy czytam tę encyklikę – mówi prof. Pasek – widzę<br />
w niej protestancki etos pracy.<br />
Pieniądz jest łaską<br />
To najsłynniejsza teza Maxa Webera, choć często zapamiętywana<br />
w skrajnie uproszczonej wersji. Socjolog ten,<br />
próbując stwierdzić, dlaczego krajom protestanckim<br />
wiedzie się statystycznie lepiej niż katolickim, przypisał<br />
zasługę mentalności kalwinizmu. Głosił on, że Bóg przeznaczył<br />
większość ludzkości na potępienie, nielicznych<br />
wybierając do zbawienia. Nie można tego wyboru<br />
zmienić, można go jednak sprawdzić. Ponieważ w protestantyzmie<br />
jedynym powołaniem jest zawód (w języku<br />
Lutra słowo Berufma oba te znaczenia), zatem kto<br />
odnosi sukces w zawodzie, udowadnia swoje powołanie.<br />
W dodatku protestantyzm zrezygnował też z ascezy<br />
monastycznej. Jedyną ascezę można uprawiać żyjąc<br />
w świecie. – Weber to skojarzył – tłumaczy prof. Pasek.<br />
– Protestanci ciężko i uczciwie pracują, szybko osiągają<br />
sukces, ale nie wydają pieniędzy, które się kumulują<br />
w kapitał.<br />
Dyskusja nad tą tezą trwa do dziś. – Są kraje katolickie, jak<br />
Belgia, które też uczestniczą w sukcesie ekonomicznym<br />
– dodaje religioznawca. – A początki stosunków kapitalistycznych<br />
to XIII-wieczna Florencja, gdzie nikomu się<br />
o protestantyzmie nie śniło. Z pewnością jednak protestantyzm<br />
usprawiedliwił bogacenie się z czystym<br />
sumieniem.<br />
Tak na Zachodzie, jak i w Azji rozumowaniem Webera<br />
próbowano później tłumaczyć sukces „Azjatyckich<br />
Tygrysów”. Boomowi gospodarczemu regionu miałyby<br />
więc sprzyjać wywiedzione z konfucjanizmu wartości<br />
azjatyckie: respekt wobec władzy, przywiązanie do<br />
rodziny, wykształcenia, oszczędności czy codzienny konserwatyzm.<br />
Co ciekawe, sam Weber, wszelako w diametralnie<br />
innych realiach, winił konfucjanizm za stagnację<br />
Chin. W odróżnieniu od kalwinistów, twierdził, etyka<br />
azjatycka dawała „upust tęsknocie do porzucenia bezsensownego<br />
wewnątrzświatowego działania”.<br />
Konfucjanizm gloryfikował, owszem, pracę na roli<br />
i w administracji, jednak gardził handlem. Jak na łamach<br />
Tygodnikowego „Ucha Igielnego” (nr 43/2005) pisał<br />
Jakub Polit, dziedzictwu konfucjańskiemu wiele jednak<br />
zawdzięczała zwłaszcza Japonia: dyscyplina społeczna<br />
sprzyjała kształceniu, drakońska – jak dla Europejczyka<br />
– oszczędność umożliwiła zgromadzenie kapitału, traktowanie<br />
firm jako wielkich rodzin stabilizowało je, choć<br />
uruchomiło na wielką skalę nepotyzm i korupcję.<br />
– Opisywane przez Webera mechanizmy w moim przekonaniu<br />
powracają we współczesnym protestantyzmie<br />
w nurcie zwanym „Prosperity gospel”, „Ewangelią<br />
dobrobytu” – dodaje prof. Pasek. – To teologia sukcesu,<br />
gdzie brylant żony pastora i długość jego rolls-royce’a<br />
wyznaczają ilość łaski bożej. Jeśli Bóg chce wszystkiego,<br />
co najlepsze, dla swoich wiernych, to wyznacznikami<br />
tego są zdrowie i powodzenie. Świadectwa uzdrowień<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
przeplatają się tam ze świadectwami wzbogacenia. To<br />
bardzo dzisiaj skuteczne motywy.<br />
Nie jest niczym dziwnym składane w ewangelickim<br />
zborze świadectwo o wzbogaceniu. Parafie protestanckie<br />
organizują też kursy prowadzenia biznesu czy zarządzania.<br />
Powinność bogacenia<br />
Trudniej uchwycić stosunek do własności w religiach,<br />
w których nie mówi się jednoznacznie o osobowym<br />
Bogu. – Pojawia się wtedy zwykle pojęcie siły kosmicznej,<br />
która przenika świat – tłumaczy religioznawca – i nie<br />
da się na te kategorie przełożyć pytania o to, czyja jest<br />
ziemia. Nie pojawia się pytanie o to, czy Bóg coś człowiekowi<br />
daje.<br />
W buddyzmie, tłumaczy prof. Łukasz Trzciński z Instytutu<br />
Religioznawstwa UJ, wszystko zależy od tego, czy<br />
jest się mnichem, który wyrzekł się osobistej własności,<br />
czy świeckim. – Zawsze dyrektywą jest to, czy moja<br />
własność pomaga innym ludziom uniknąć cierpienia.<br />
Do Allacha należy wszystko to,<br />
co w niebiosach i co na ziemi<br />
- głosi Koran (2, 285)<br />
Hinduizm natomiast ściśle wiąże problem własności ze<br />
strukturą społeczną. Hymn 90. części X świętej księgi<br />
Rygwedy słowem warna określa cztery grupy społeczne:<br />
braminów, kszatrijów (rycerzy), wajśjów (kupców)<br />
i śudrów (służbę). Każdej kaście przypisany zostaje<br />
ścisły sposób życia. Zarobkowanie jest sprawą wajśjów.<br />
Istnieje jednak jeszcze jeden podział: na stadia życia.<br />
– W hinduizmie własność jest przypisana właśnie do<br />
nich – wyjaśnia prof. Trzciński. – W ogólnie obowiązującym<br />
systemie, tzw. aśram, „pan domu”, czyli ghikhasta,<br />
powinien mieć własność i ją pomnażać.<br />
Sanskrycki termin artha oznacza powinność w owym<br />
trzecim stadium życia, kiedy to „pan domu” musi zdobyć<br />
tyle dóbr, ile to możliwe. Jednak by wspierać rodzinę, nie<br />
dla żądzy zysku.<br />
– Dopiero kiedy „pan domu” osiągnie stan, w którym<br />
urodzi się mu wnuk, może się wyrzec większości dóbr<br />
materialnych i zostać tzw. wanaprasthą, czyli „mieszkającym<br />
w lesie”, a następnie, jako sannjasin, jeszcze<br />
bardziej ograniczyć swoje potrzeby, żyjąc z żebraniny,<br />
i pielgrzymować po kraju aż do śmierci, oby w pobliżu<br />
Gangesu – konkluduje prof. Trzciński.<br />
Także w powstałej na Zachodzie tzw. Nowej Duchowości,<br />
New Age, nie ma osobowego boga. – Tu robienie<br />
biznesu bynajmniej nie kłóci się z mantrowaniem czy<br />
„otwarciem na energię kosmiczną” – opowiada prof.<br />
Pasek. – Co więcej, New Age szybko stworzył swą wersję<br />
komercyjną. Powstały setki książek opisujących psychotechnologie<br />
służące polepszeniu swojej sprawności<br />
tu i teraz, co przekłada się na pieniądze. Ludzie nie<br />
chcą już czekać na zbawienie po śmierci, lecz mieć coś<br />
tutaj. Nawet Tom Cruise mówi, że scjentolodzy rozwiązują<br />
jego doczesne problemy.<br />
Nie będziesz brał lichwy<br />
W czasach kryzysu trudno nie przywołać jeszcze jednej<br />
religijnej sankcji ze świata judaizmu i islamu. Obie<br />
te religie surowo zakazują lichwy. „Allach uczynił handel<br />
prawowitym, zysk [Riba to dodatek ponad zasadniczą<br />
sumę – red.] zaś nieprawym” – stanowi Koran<br />
(2, 276). – Lichwa to wymiana niemoralna, bo zdejmuje<br />
z człowieka poczucie litości, zwiększa różnice między<br />
bogatymi a biednymi, koncentruje kapitał i władzę<br />
w rękach jednej grupy, pogłębia biedę – tłumaczy imam<br />
Ali Abi Issa. – W islamie zakazana jest wszelka wymiana,<br />
w której jeden traci, gdy zarabia drugi. Wtedy powstaje<br />
okazja do oszustwa albo uzależnienia człowieka.<br />
Jak mówi imam, banki islamskie znalazły rozwiązanie.<br />
Na np. budowę domu pożycza się pieniądze na<br />
zasadach podobnych do leasingu, przy stałej stopie procentowej.<br />
Przy zakładaniu biznesu, bank staje się zaś<br />
partnerem przedsięwzięcia. – Interesy banku i klienta są<br />
wtedy związane zarówno w rachunku zysków, jak i strat<br />
– tłumaczy. Identyczne rozwiązanie znalazł judaizm.<br />
Banki w Wielkiej Brytanii już od dłuższego czasu oferują<br />
produkty zgodne z prawem islamu. Ostatnio o tego<br />
klienta walczy Francja. „Wśród dziesięciu największych<br />
emitentów obligacji muzułmańskich w roku 2007 były<br />
cztery banki muzułmańskie bądź wywodzące się z krajów<br />
arabskich – pisali Maciej Stańczuk i Marek Kubicki<br />
(„Rz”, 26 maja 2009 r.). – Kolejnych sześć to czołówka<br />
banków światowych”.<br />
Nękanej kryzysem Europie chodzi o pozyskanie bliskowschodnich<br />
inwestorów. Tymczasem Ali Abi Issa wskazuje<br />
na fakt, który potwierdza Międzynarodowy Fundusz<br />
Walutowy: – Muzułmańskie banki kryzys dotknął słabiej<br />
– mówi. – Bo nie było w nich niemoralnych narzędzi,<br />
które go spowodowały.<br />
Autor: Michał Kuźmiński<br />
Tygodnik Powszechny, 5 lipca 2009 roku<br />
Cytaty z Tory, za pośrednictwem Starego Testamentu, oraz cytaty z Nowego<br />
Testamentu w przekładzie Biblii Poznańskiej. Cytaty z Koranu w przekładzie<br />
wydania Islam International Publications LTD.<br />
29
Fot. materiały spółki<br />
Prywatny<br />
akcjonariat<br />
giełdy<br />
Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie<br />
Warszawski parkiet jest dziś wyjątkiem na tle swoich europejskich, a nawet<br />
również światowych konkurentów. Giełdy państwowe to margines na świecie,<br />
reprezentują zaledwie 12 proc. wszystkich, posiadając tylko 2 proc. udziałów<br />
w ich światowej kapitalizacji. W Europie, poza Polską, jedynie giełdy Malty<br />
i Cypru mają w strukturze własności ponad 50 proc. udziałów państwa<br />
Pierwsze historyczne giełdy organizowano w taki sposób,<br />
by należały jedynie do ich członków – brokerów<br />
– którzy spotykali się na ringu giełdowym w celu dokonania<br />
określonych transakcji. W terminologii anglosaskiej<br />
członkiem danej giełdy można było stać się<br />
poprzez zakup miejsca tzw. seat, którego cena zazwyczaj<br />
przekraczała kilkaset tysięcy USD.<br />
Ewolucje giełd<br />
Ten model zaczął odchodzić do lamusa w ostatnim dziesięcioleciu<br />
XX w., głównie na skutek przełomu w dziedzinie<br />
nowoczesnych technologii i rosnącej konkurencji<br />
między samymi giełdami. Zjawisko, które obserwujemy<br />
od tamtego czasu, nazywa się demutualizacją (inwestorowned).<br />
Polega na rozdzieleniu funkcji członka i właściciela,<br />
poszerzeniu grona akcjonariuszy giełdy, co stwarza<br />
większe możliwości zdobycia kapitału. Giełda zaczyna<br />
też funkcjonować jako organizacja typu for-profit.<br />
Demutualizacja przebiegała różnie w zależności od kraju,<br />
co wynika z uwarunkowań historycznych i celów samych<br />
giełd. Jako pierwsza przeszła przez ten proces<br />
giełda sztokholmska (w 1993r.), a następnie kolejne:<br />
w Helsinkach (1995 r.), w Kopenhadze (1996 r.). Na kontynencie<br />
amerykańskim do demutualizacji, połączonej<br />
z upublicznieniem akcji giełdy, doszło w Toronto<br />
w 2000 r. (dwa lata wcześniej tę ścieżkę przeszła giełda<br />
australijska). Giełda przekształciła się w przedsiębiorstwo<br />
ze swoim własnym kapitałem akcyjnym. Śladem<br />
giełdy w Toronto poszły giełdy europejskie, decydując<br />
się na upublicznienie własnych walorów: londyńska<br />
(2000-2001), Euronext (2001) i wreszcie Deutsche Boerse,<br />
która niedawno chciała przejąć warszawską Giełdę<br />
Papierów Wartościowych.<br />
Ewolucja giełd przebiegała kilkuetapowo. Zazwyczaj<br />
pierwszym krokiem była emisja akcji wśród firm brokerskich<br />
(mutualizacja), następnie grono właścicieli stopniowo<br />
rozszerzało się np. o inne instytucje finansowe<br />
czy spółki publiczne w ramach kolejnych emisji prywatnych<br />
(demutualizacja). Zwieńczeniem była publiczna<br />
emisja akcji giełdy, zazwyczaj połączona z utrzymaniem<br />
restrykcji co do składu akcjonariatu i maksymalnej<br />
liczby głosów przypadających na jednego akcjonariusza<br />
i wreszcie notowanie ich bez jakichkolwiek ograniczeń.<br />
Standardy własności<br />
Prywatny akcjonariat giełd europejskich to dziś norma<br />
– w 2009 r. ze świecą można by szukać w krajach rozwiniętych<br />
giełd państwowych (co nie znaczy, że państwo<br />
nie może być mniejszościowym akcjonariuszem). Giełdy<br />
z udziałem Skarbu Państwa powstawały głównie na rynkach<br />
wschodzących w Bratysławie (1990 r.), Warszawie<br />
(1991 r.), Wilnie (1992 r.) czy Tallinie (1995 r.). Głównymi<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
przesłankami za ich utworzeniem były chęć wypełnienia<br />
pustki instytucjonalnej i przyspieszenie rozwoju rynku<br />
kapitałowego. Dziś w Europie Środkowo-Wschodniej,<br />
oprócz Giełdy Papierów Wartościowych, pod państwową<br />
kontrolą pozostają giełdy w Sofii i Bukareszcie.<br />
Węgierska demutualizacja<br />
Giełda w Budapeszcie w 2002 r. przeszła demutualizację,<br />
przekształcając się w spółkę akcyjną. Cześć uczestników<br />
tamtego procesu przyznaje jednak, że popełniono<br />
wówczas kilka błędów m. in. nowego podmiotu nie<br />
zabezpieczono przed jakimkolwiek wrogim przejęciem.<br />
Nawet członkowie giełdy nie byli zmuszeni do długoterminowego<br />
trzymania akcji. W rezultacie grupa inwestorów<br />
finansowych mogła łatwo i szybko kupić większość<br />
udziałów w BSE od działających na Węgrzech brokerów,<br />
którzy po ataku terrorystycznym 11 września 2001 roku<br />
i końcu hossy internetowej nie widzieli świetlanej przyszłości<br />
dla ich rynku. Dlatego, by ustabilizować akcjonariat<br />
i stworzyć długoterminową strategię dla węgierskiej<br />
giełdy, najbardziej aktywny na budapeszteńskim<br />
parkiecie bank HVB Bank Węgry zorganizował wraz<br />
z Erste Bankiem i Raiffeisen Bankiem konsorcjum. Do<br />
jego składu zaproszone zostały również Wiener Boerse<br />
i Österreichische Kontrollbank, które nabyły akcje od inwestorów<br />
finansowych.<br />
Ostatecznie w ubiegłym roku UniCredit Bank Hungary<br />
sprzedał należący do banku pakiet akcji giełdy w Budapeszcie<br />
(25,2 proc.) na rzecz Wiener Boerse. W efekcie<br />
giełda wiedeńska zyskała pakiet ponad 37 proc. akcji<br />
i stała się największym akcjonariuszem węgierskiej<br />
giełdy. Środki uzyskane ze sprzedaży udziałów przeznaczono<br />
na sfinansowanie planów rozwoju UniCredit Bank<br />
Hungary. Wiedeńska giełda papierów wartościowych<br />
kupiła też w 2008 r. 92,4 proc. kapitału giełdy w Pradze<br />
od domu maklerskiego Patria Finance i czeskich banków:<br />
Komercni Banka i kontrolowanej przez Erste Bank Ceska<br />
Sporitelna (oba miały łącznie ponad 25 proc. akcji). Wcześniej<br />
przejęła kontrolę nad giełdą w Lublanie.<br />
Wspólny rynek<br />
Wiener Boerse oraz giełdy z Budapesztu, Lublany i Pragi<br />
planują teraz połączenie i utworzenie jednego wspólnego<br />
rynku – CEE Stock Exchange Group. Łączna kapitalizacja<br />
czterech rynków, które stworzyły CEESEG, przekracza<br />
dziś 139 mld euro (to prawie 580 mld zł), a miesięczne<br />
obroty na tych parkietach wynoszą w sumie 11,7 mld<br />
euro (około 50 mld zł).<br />
Z kolei dwie spośród trzech giełd kooperujących w ramach<br />
porozumienia parkietów nadbałtyckich, tj. Ryga<br />
i Tallin już zostały sprywatyzowane i weszły w skład<br />
skandynawskiego sojuszu OMHEX. W ciągu ostatnich lat<br />
warszawska Giełda Papierów Wartościowych, chcąc stać<br />
się regionalnym centrum finansowym, starała się wziąć<br />
udział w prywatyzacji niemal wszystkich oferowanych<br />
na sprzedaż rynków giełdowych w państwach bałtyckich,<br />
na Bałkanach oraz giełdy w Pradze. Nie kupiła jednak<br />
żadnego. Wszystkie trafiły natomiast w ręce skandynawskiego<br />
OMX lub – postrzeganej jako największy<br />
konkurent GPW – Wiener Boerse. Jak podkreślają eksperci,<br />
przyczyną był m.in. niechętnie postrzegany przez<br />
te instytucje państwowy akcjonariat GPW. Polski parkiet<br />
posiada jedynie 25 proc. akcji w niewielkiej ukraińskiej<br />
giełdzie Innex. [B. CH.]<br />
Fot. materiały spółki<br />
Giełdy państwowe to margines na świecie, reprezentują zaledwie 12 proc. wszystkich, posiadając tylko 2 proc. udziałów w ich światowej kapitalizacji<br />
Parkiet, 14 grudnia 2009 roku<br />
31
Dylemat Europy<br />
Ten, kto uważa, że problem prywatyzacji dotyczy jedynie<br />
Polski i innych państw byłego bloku socjalistycznego, myli się.<br />
Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi także mają jeszcze państwowe<br />
przedsiębiorstwa, które stopniowo wyprzedają<br />
Niedawno Europę obiegła zaskakująca wiadomość:<br />
nękana kryzysem Wielka Brytania zamierza... przyspieszyć<br />
prywatyzację.<br />
Powstało pytanie, co jeszcze chcą prywatyzować Brytyjczycy,<br />
skoro od lat uchodzą za jedną z najlepiej rozwiniętych<br />
kapitalistycznych gospodarek świata, której potęgę<br />
zbudowali „prywaciarze”. Okazuje się, że państwo ma<br />
jeszcze na Wyspach tyle majątku, iż sprzedając tylko jego<br />
niewielką część, zarobi 16 mld funtów (około 72 mld zł).<br />
Pod młotek pójdą m.in. zakłady Urenco zajmujące się<br />
wzbogacaniem uranu, tunel pod kanałem La Manche,<br />
zakłady bukmacherskie Tote, a nawet portfel miliona<br />
pożyczek studenckich. Prywatnych inwestorów ma<br />
znaleźć także majątek samorządowy: parki biznesowe,<br />
tereny przemysłowe, ośrodki wypoczynkowe i sportowe,<br />
a nawet lokalne lotniska.<br />
Francuzi z prywatyzacją państwowych przedsiębiorstw<br />
na dobre ruszyli dopiero w XXI wieku. W latach 80. ubiegłego<br />
wieku roczne wpływy z prywatyzacji przedsiębiorstw<br />
nad Loarą wynosiły raptem kilkaset milionów<br />
euro, a w rekordowym roku 2005 było to już 30 mld euro.<br />
Francuzi zdecydowali się sprzedać część akcji nawet<br />
w firmach z sektora energetycznego, telekomunikacyjnego<br />
i zbrojeniowego. W ciągu ostatnich trzech lat francuski<br />
rząd sprzedał pakiety udziałów m.in. w Électricité<br />
de France, France Télécom, Gaz de France i w Aéroport<br />
de Paris, firmie zarządzającej paryskim lotniskiem Charles’a<br />
de Gaulle’a.<br />
Niemcy zarabiają na prywatyzacji 7-8 mld euro rocznie.<br />
I to nieprzerwanie od piętnastu lat (w najlepszym okresie<br />
wartość sprzedaży państwowych przedsiębiorstw<br />
sięgała 13-15 mld euro). W pierwszej połowie 2008 r. RFN<br />
zajęła drugie miejsce w Europie pod względem przychodów<br />
z prywatyzacji. Tylko na sprzedaży 25 proc. akcji<br />
spółki Evonik Industries i całego Deutsche Telecom’s<br />
T-Systems republika zarobiła mniej więcej 4 mld euro.<br />
Rekordzistą pod względem skoku przychodów prywatyzacyjnych<br />
pozostaje Szwecja. W 2007 r. pozbyła<br />
się udziałów w państwowych firmach wartych 3 mld<br />
euro, a w ubiegłym roku - ponad 15 mld euro.<br />
Nabywcę znalazł między innymi Vin & Sprit AB, a także<br />
deweloper Vasakronan. Szwedzi zapewniają, że to nie<br />
koniec wyprzedaży i w kolejnych latach pod młotek<br />
pójdą państwowe przedsiębiorstwa o wartości kilkudziesięciu<br />
miliardów euro.<br />
Zysk zamożnych europejskich państw ze sprzedaży państwowych<br />
spółek zachęcił do prywatyzacji także kraje,<br />
które do tej pory były kojarzone raczej z nacjonalizacją<br />
majątku i ograniczaniem własności <strong>prywatnej</strong>. Kapitalistyczna<br />
część Europy doznała szoku, kiedy pod koniec<br />
września 2008 r. władze w Mińsku ogłosiły plan prywatyzacyjny<br />
zakładający sprzedaż udziałów w 500 białoruskich<br />
spółkach. Po części zmusił je do tego Bank<br />
Światowy, który udzielił naszym wschodnim sąsiadom<br />
pożyczki, ale pod warunkiem, że wyswobodzą część<br />
spółek z państwowego uścisku. Pierwsze poważne<br />
efekty tego porozumienia powinny być widoczne lada<br />
chwila. Miesiąc temu białoruskie władze zapowiedziały<br />
rozpoczęcie procesu prywatyzacji sześciu dużych, strategicznych<br />
w swoich sektorach przedsiębiorstw, m.in.<br />
produkujących części do samochodów oraz zakładów<br />
metalurgicznych. To szansa także dla Polski - wśród prywatnych<br />
firm zainteresowanych przejęciem białoruskiego<br />
majątku mogą się znaleźć także przedsiębiorstwa<br />
znad Wisły. W wyścigu o interesujący rynek będą<br />
się musiały jednak zmierzyć z silnymi przeciwnikami,<br />
m.in. z Austrii i Niemiec.<br />
Autor: Marek Laskowski<br />
Wprost, 29 listopada 2009 roku<br />
<strong>Udane</strong> <strong>prywatyzacje</strong>. <strong>Media</strong> o własności <strong>prywatnej</strong>
O Ministerstwie<br />
Skarbu Państwa<br />
<strong>Ministerstwo</strong> Skarbu Państwa jest organem administracji<br />
publicznej. Zajmuje się sprawami dotyczącymi<br />
gospodarowania mieniem Skarbu Państwa – prywatyzacją<br />
spółek z udziałem Skarbu Państwa i nadzorem nad<br />
nimi. Funkcję Ministra Skarbu Państwa pełni Aleksander<br />
Grad.<br />
Jednym z departamentów Ministerstwa Skarbu Państwa<br />
jest Biuro Komunikacji Społecznej odpowiedzialne<br />
za szeroko rozumianą promocję działań prywatyzacyjnych<br />
wśród potencjalnych inwestorów i otoczenia społecznego.<br />
<strong>Ministerstwo</strong> Skarbu Państwa współpracuje również<br />
z organizacjami pozarządowymi prowadząc działania<br />
edukacyjne pt. „Własność to odpowiedzialność” promujące<br />
własność prywatną i prywatyzację, oraz skierowane<br />
do uczniów, studentów, seniorów, społeczności<br />
lokalnych, środowisk religijnych, dziennikarzy mediów<br />
lokalnych oraz liderów opinii.<br />
Publikowane w tym wydawnictwie teksty ukazały się w 2009 roku w dodatkach do największych polskich dzienników i tygodników, nad<br />
którymi patronat objęło <strong>Ministerstwo</strong> Skarbu Państwa.<br />
33
<strong>Ministerstwo</strong> Skarbu Państwa<br />
ul. Krucza 36 / Wspólna 6<br />
00-522 Warszawa<br />
Tel. (+48 22) 695 87 97<br />
www.msp.gov.pl<br />
Biuro Komunikacji Społecznej<br />
Tel. (+48 22) 695 81 62<br />
Tel. (+48 22) 695 83 58<br />
edukacja@msp.gov.pl<br />
edukacja.msp.gov.pl