10.07.2015 Views

artykuł... - Kresy24.pl

artykuł... - Kresy24.pl

artykuł... - Kresy24.pl

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Białoruś się zbroiAleksander Łukaszenkonakazał sekretarzowi RadyBezpieczeństwa LeonidowiMalcewowi oraz ministrowiobrony Jurijowi Żadobinowipodwyższyć pensjewojskowym i wszystkimpracownikom struktursiłowych.O środki na ten cel zwrócił się wliście do prezydenta Rosji DmitrijaMiedwiediewa i jak twierdzi, otrzymałobietnicę pomocy.Łukaszenko argumentuje prośbęfaktem, iż obydwa kraje mająwspólną armię i stoją przed nimiwspólne zadania. Tymczasem zarobkiw armii rosyjskiej są dwukrotniewyższe niż w wojsku białoruskim.Zapowiedział też, że chciałbywzmocnić wojska obrony terytorialnejtak, aby armia liczyła 120tys. ludzi, a nie jak w roku poprzednim- 65 tys.Jak Łukaszenko tłumaczy, dlaczegozwiększa liczebność armii?Oskarżył Zachód o próby destabilizacjisytuacji na Białorusi wcelu włączenia jej do swojej strefywpływów. Zarzucał krajom sąsiadującymz Białorusią, że rozwijająinfrastrukturę wojskową i regularnieorganizują ćwiczenia z udziałemwysokich przedstawicieli DepartamentuStanu USA i krajóweuropejskich, planują wywołaćna Białorusi rewolucję i zmienićustrój konstytucyjny.Potrzebuje poparciaPodczas ceremoniiwręczenia nominacjiprofesorskich Łukaszenkozażądał od ludzi nauki,aby wypracowali bardziejwyrafinowane metodywalki z przeciwnikamipolitycznymi.– Humaniści nie radzą sobie zALEKSANDER ŁUKASZENKO Z NAJMŁODSZYM SYNEMzadaniem poważnego, naukowegopoparcia dla ideologii państwowejoraz pracy ze społeczeństwem– mówił Łukaszenko.– Ponadto nasi ekonomiści, socjologowie,politolodzy nie zdołaliw żaden sposób wyrazić należytegouznania dla tego fenomenu, dlaunikatowego zjawiska, jakim jestnowoczesne społeczeństwo białoruskie– konstatował Łukaszenko.Padł również zarzut, że środowiskonaukowe chciałoby zapomniećo słowiańskich korzeniachBiałorusi i «rozpuścić naszą przeszłośćw dziejach Polski i Litwy».PRZYGOTOWAŁAMARIA ZANIEWSKAM A G A Z Y N 3


POLSKAPożegnanie WisławySzymborskiejPrzy dźwiękach piosenekElli Fitzgerald naCmentarzu Rakowickimpożegnano poetkę WisławęSzymborską, laureatkęliterackiej Nagrody Noblaza 1996 r. Około 8 tys. osóbuczestniczyło w ceremoniipożegnalnej.W południe z wieży BazylikiMariackiej zamiast hejnału trębaczodegrał melodię do słów wierszapoetki «Nic dwa razy». Urna zprochami noblistki została przeniesionado rodzinnego grobowcana Cmentarzu Rakowickim. Wuroczystości, którą prowadził aktorAndrzej Seweryn, uczestniczylim.in. prezydent RP Bronisław Komorowskiz małżonką i premierDonald Tusk.– Żegnając ją, pragnę podkreślićjedynie to, że pozostawia nam wielkidar, pozostawia nam zapisaną wwierszach umiejętność dostrzeganiawokół siebie tych zwykłych (...)okruchów piękna i radości świata,zawsze wartych zadziwienia, przeżycia,a czasem wartych uśmiechuCEREMONIA POŻEGNALNA NOBLISTKI W KRAKOWIEi ironii – powiedział prezydent RP.Dla gości pożegnalnej ceremoniiprzygotowano specjalny telebimprzed cmentarzem.W momencie składania urnydo grobu zabrzmiał utwór «BlackCoffee» Elli Fitzgerald, którązmarła poetka szczególnie lubiła.Kondolencje nadesłał metropolitakrakowski kard. StanisławDziwisz. Zgodnie z wolą WisławySzymborskiej, ceremonia miałaświecki charakter. Wśród wieńcówbył też wieniec z 89 białych róż odboksera Andrzeja Gołoty, któremupoetka kibicowała.Ambasador RP wracado krajuMińsk wezwałambasadorów Polski i UniiEuropejskiej, aby opuściliBiałoruś.W odpowiedzi kraje UE wycofałyambasadorów z Mińska. Wezwąteż białoruskich ambasadorówdo swoich MSZ.Szefowa unijnej dyplomacji wBrukseli oswiadczyła, że to gestsolidarności. Wściekłość białoruskiegoMSZ wywołała decyzja ministrówds. europejskich państwUE, którzy formalnie zatwierdzilisankcje w postaci zakazu wizowegooraz zamrożenia aktywów kolejnych21 przedstawicieli białoruskiegoreżimu, 19 sędziów i 2 milicjantów,odpowiedzialnych za łamaniepraw człowieka i represjewobec opozycji.Na unijnej «czarnej liście», któraspowodowała dyplomatyczną rewolucję,jest już 231 reżimowychurzędników. Lista może się wydłużyć,bo na marzec UE zapowiedziaładebatę o sankcjach wobecbiznesmenów finansujących reżimŁukaszenki.Pamiętajmyo SybirakachPo raz trzeci FundacjaKresy-Syberia realizujekampanię edukacyjną«Pamiętajmy oSybirakach».Członkowie Fundacji Kresy-Syberia,jako wnukowie i dzieci Kresowiani Sybiraków, stale pamiętająo wywózkach. Poprzez kampanięedukacyjną «10 luty 1940 – pamiętajmyo Sybirakach» organizatorzypragną przypomnieć o tej daciewszystkim Polakom i ludziomna świecie. – Niech pamięć o Sybirakachtrwa w naszych sercach.PRZYGOTOWAŁAMARIA ZANIEWSKA4 M A G A Z Y N


«Goń z pomnikabolszewika»Na pomysł akcji podtakim hasłem wpadlikonserwatyści zestowarzyszenia KoLiber.Chcą, aby Sejm RPprzyjął ustawę ousunięciu sowieckichsymboli z polskich miast.Zaczęło się od sprawypomnika «polskoradzieckiegobraterstwabroni» z warszawskiej Pragi,przemianowanego przezwarszawiaków na «czterechśpiących». Został wprawdziezdemontowany w listopadzie wzwiązku z budową drugiej nitkimetra, ale ma stanąć ponownie.– To fałszywka historycznapostawiona w celachpropagandowych. A obecnośćtego pomnika w miejscupublicznym to hańba –mówi Andrzej Melak, prezesKomitetu Katyńskiego.Zaś zdaniem płk. JanaPodhorskiego, prezesa ZwiązkuŻołnierzy Narodowych SiłZbrojnych w Wielkopolsce,akcja KoLibra to element walkio prawdę historyczną.– Na pewno jej inicjatorzymogą liczyć na naszewsparcie. Chociaż łatwo niebędzie. O usunięcie pomnikaŚwierczewskiego w Poznaniu imy, i żołnierze AK walczyliśmyponad dziesięć lat – mówiPodhorski.W komitecie honorowymakcji znaleźli się m.in. historycyLeszek Żebrowski i Jan Żaryn,opozycjoniści Zofia i ZbigniewRomaszewscy, socjolog BarbaraFedyszak-Radziejowska, muzykPrzemysław Gintrowski, ks.Tadeusz Isakowicz-Zaleski,czy były Rzecznik InteresuPublicznego sędzia BogusławNizieński.AKCJA PROTESTU WE WROCŁAWIUKto się boi ACTA?ACTA, czyli Anti-Counterfeiting TradeAgreement, to umowa,która ma poprawićegzekwowanie prawawłasności intelektualnej.Jeżeli nie wiesz, o cochodzi, to chodzi opieniądze – w tym wypadkuo miliardy.Przeciwnicy twierdzą, że ACTAto zamach na wolność słowa i furtkado masowego szpiegowania internautów.W całej Polsce odbyłysię liczne protesty przeciwko ratyfikacjiACTA.Dla inwestorówi do dekoracjiW galeriach, jak twierdząznawcy sztuki, sąmuzealnej wartościprzedmioty we wszystkichprzedziałach cenowych.Nie ma kryzysu na rynku sztukii antykwarycznym, przynajmniejgdy chodzi o podaż. Codziennasprzedaż, jak zawsze, pozostajeszerzej nieznana, wegetuje w cieniusprzedaży aukcyjnej. Opłacasię na co dzień odwiedzać galerie,ACTA to układ między Australią,Kanadą, Japonią, KoreąPołudniową, Meksykiem, Maroko,Nową Zelandią, Singapurem,Szwajcarią i USA, do którego madołączyć UE. Dotyczy ochronywłasności intelektualnej w ogóle,również w Internecie.Rada UE decyzję o podpisaniuukładu podjęła za polskiej prezydencjina posiedzeniu 15-16 grudnia2011 roku.Premier Donald Tusk po szerokichkonsultacjach społecznych narazie zawiesił ratyfikację ACTA.gdzie czekają przedmioty nierzadkomuzealnej wartości.Można np. nabyć za 900 zł figurymalowane przez Jacka Łydżbę,300 zł kosztują najtańsze zabytkikultury łużyckiej. Znawcy doradzająrównież, że monety mogąbyć lepszą inwestycją niż obrazy.Warto też kupować stare zegary.PRZYGOTOWAŁAMARIA ZANIEWSKAM A G A Z Y N 5


Maria wyszła za mąż za AndrzejaDmochowskiego i wyjechała z mężemdo jego majątku Małych Sedelnik.Pani Eliza nie zapomniałao niej i pisała listy do Maniusi pełneserdeczności. Oto jeden z cytatów:«Często w domowem kółkunaszem wspominamy cię z czułościąi pragnieniem, aby ci jak najlepiejbyło na świecie».Stasia też wyszła za mąż w roku1901. «Jest to małżeństwo wedługwzoru z «Nad Niemnem» – pisałaOrzeszkowa. – Mąż jej szlachciczagrodowy uczciwy. Rozsądny,przystojny i dobry człowiek, dośćteż majętny i cała bieda w tym, żepo francusku nie mówi. (...) AleStasia nie frasuje się tym jakoś,czuje się szczęśliwą, odmłodniałai poweselała». Panna młoda miałaczterdzieści trzy lata. Mąż był okilkanaście lat młodszy – KlemensStrzałkowski był stateczny, poważny,mądry. Dom Stanisławy i KlemensaStrzałkowskich stał się centrumżycia rodzinnego. Tu zjeżdżaliwszyscy z rodziny na wakacje,święta. W 1903 roku urodziłasię im córeczka Zofia, trzymana dochrztu przez Orzeszkową. W 1905roku przyszedł na świat synek Kazimierz.Zofia Strzałkowska, wnuczkaJana–powstańca, marzyła aby zostaćżołnierzem, który walczy owolność dla Ojczyzny. Na werandzienadniemeńskiej przeczytałacykl nowel «Gloria victis», odkrywającdla siebie Elizę Orzeszkową.«Tu biło jej wielkie serce, pełneniezłomnej wiary, że klęski nieoznaczają przegranej, że i przezklęskę idzie się do zwycięstwa». Ponowicjacie nazaretańskim w Albanopod Rzymem i ukończeniu filologiipolskiej na UniwersytecieJagiellońskim prowadziła podczasokupacji niemieckiej tajne nauczaniew Warszawie. Od roku 1943opiekowała się w Kielcach więźniami.W 1945 roku uruchomiła wKielcach gimnazjum im. KrólowejDZIEWCZYNY Z ŁUNNY. 1937 ROK. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW RODZINY WIEŻELÓW Z ŁUNNYJadwigi, którego do roku 1960 byładyrektorką, potem szkołę przejęławładza ludowa.Kazika Strzałkowskigo pokochałai poślubiła Hania Bukowicka,która wróciła w 1905 roku ażz Taszkientu, dokąd był wysłanyjej ojciec, skazany na przymusoweosiedlenie za walkę o polską szkołę.Kazik był studentem i warszawskiślub był skromniutki. W Warszawiena świat przyszło ich dwojedzieci – Janusz w 1927 rokuoraz Zofia – w 1930, ochrzczonatym imieniem na cześć ciotki-nazaretanki.Kazimierz Strzałkowskiukończył Akademię Rolniczą iw 1931 roku cała rodzina wyruszyłanad Niemen. Matka, Stanisławaz Kamieńskich, zmarła już w 1926roku. Młodzi odnowili drewnianydomek i tam szczęśliwie choć niebogatożyli i wychowywali trójkędzieci. W 1934 roku przyszedł naświat najmłodszy – Zbyszek.Nadszedł tragiczny wrzesieńroku 1939. Z tamtej strony granicyniosły się wezwania: «Tu radio Moskwa!Białorusini! Zabijajcie swychpanów! Przygotujcie nam drogę!».Wszyscy mówili, że trzeba uciekaćdo Polski, ale stary KlemensStrzałkowski powiedział, że się zBohatyrowicz nie ruszy. BłaganieHani nie pomogło. Tylko udało sięprzerzucić do Polski najstarszegoM A G A Z Y N 11


HISTORIA PAMIĘĆIRENA WALUŚLITERACKI «KORCZYN». DWÓR KAMIEŃSKICH W MINIEWICZACHsyna Janusza. «Mama mnie czasemposyłała do Strzałkowskich – opowiadaJadwiga Korczewska z Bohatyrowiczów,bo w apteczce mieliglicerynę, jodynę, proszki od bólugłowy. Klemens to wesoły człowiekbył. Zawsze pytał: «Co tam,Jadzia, na szlachcie słychać?».Stary Klemens pomagał ludziomjako lekarz, a Kazimierz byłprawnikiem i nieraz pomagał rodzinomuwięzionych komunistów.Spodziewał się, że to ich ochroni.Ale się mylił!Ojciec i syn zostali aresztowani24 października 1939 roku wnocy. Ledwie zdążyli się ubrać. Zawiezionoich do Kwasówki. Hannaza 15 km dobrnęła z paczkami donich. Kazik podtrzymywał słabegoojca i pytał o zdrowie syna Zbyszka,który był poważnie chory nazapalenie szpiku kostnego. Jeszczezapytał:– Znasz tych, co po mnie przyszli?– Jednego – odpowiedziała –Przecież kupowaliśmy u niegoryby.– Zapomnij! Nie chcę, żeby jakaśmatka czy wdowa przeze mniepłakała.Wróciwszy, Hanna pobiegła poMiniewiczach zbierać podpisy zprośbą o uwolnienie. Nikt nie odmawiał.Jednak nie zdążyła, bo12 M A G A Z Y Naresztowanych w Kwasówce jużnie było...– Stałam na drodze z siostrzenicąKlemensa, Wandą. I patrzę:para koni, bryczka założona, cidwaj, którzy bili, z tyłu siedzą. Klemensai Kazimierza naprzód posadzili.Z jednej strony dubeltówka, zdrugiej strony dubeltówka. Zabraliich Białorusini z sąsiednich wsi:jeden był z Poniżan, drugi – z Gladowicz.Władza im była dana, robili,co chcieli – wspomina JadwigaKopczewska. – Klemensa i Kazimierzana Kwasówkę powieźli, wlas. I tam zabili.Hanna tego nie wiedziała. Szukaław Grodnie, Białymstoku...Na próżno. Popłynęła Niemnemz chorym dzieckiem i starą matkąLeonią Bukowicką do grodzieńskiegoszpitala.Dziesięcioletnia Zofia została zdwiema ciotkami, niezamężnymisiostrzenicami dziadka Klemensa.W nocy kobiety zostały aresztowane,potem załadowano je nawóz. Na stacji w Skidlu domyśliłysię narobić krzyku, że nie będą sięopiekować cudzym dzieckiem. Nicnierozumiejąca Zosia patrzyła rozpłakana,jak odjeżdżają. Tak ocalałaod Sybiru po raz pierwszy.Wróciła do Bohatyrowicz i zobaczyła,jak rabują jej dom. – Czegochcesz? – krzyknęli. – Dajcie milalkę – zapłakało dziecko. Byli «łaskawi»,dali lalkę. Nie było chętnychna bieliznę z wybitymi numerami– katorżniczą bieliznę JanaKamieńskiego. Rzucili ją wariatowiDaduszce. Rabunkiem kierowałchłop Mikuła. Zabrał większośćmajątku dla siebie.Gdy Hanna ze schorowanymZbyszkiem i matką wrócili z Grodna,musieli spać na gołej ziemi. Pomogliludzie z Bohatyrowicz i Miniewicz.Nieśli kto co miał. Alewyrzucono ich i z pustego domu.Uratował Kazimierz Bohatyrowicz.Zamieszkali w najuboższymdomu koło samego parowu, którydzielił zaścianek od grobu Janai Cecylii. Byli głodni i zachorowalina tyfus. Kazimierz przemógłstrach przed tyfusem, nakarmił,ogrzał, poszedł pieszo po lekarzado Łunny i na kolanach prosił go,by ratował ginącą rodzinę.Gdy przyjechali zabierać ich doaresztu, to zobaczyli leżące bez silwychudzone jak szkielety dwie kobietyi pokrytego wrzodami chłopca.Oprawcy sowieccy zostawiliich, bo wiedzieli, że i tak umrą. Wten sposób od Sybiru zostali uratowanipo raz drugi.Chociaż nie pozazdrościsz imtakiego uratowania, ale wielu naszychrodaków w tamtych czasachnie miało i takiej szansy.


IRENA WALUŚJEDNA Z NAJSTARSZYCH ULIC ŁUNNY, KTÓRĄ CHODZILI NASI BOHATEROWIENowe tragedieW notatkach Witolda Karpyzyzachowały się wspomnienia IrenyOlizar z czasów okupacji sowieckiejw Łunnie:– Jeśli chodzi o aresztowania iwywózki mieszkańców Łunny wlatach 1939/40, to niezbyt wielepamiętam, bo mieszkałam wówczasw Świsłoczy. Mogę jednakuzupełnić. Aresztowani byli: JanWieżel, Jan Szwed, obaj nie wrócilijuż nigdy. Stanisław Kunicki – kawalerOrderu Virtuti Militari, KazimierzSzczyrski – szwagier mojegoojczyma, Igor Kaliszewicz– syn ks. prawosławnego, podporucznikWojska Polskiego. Ci trzejz Armią Andersa przedostali sięna Zachód. Stanisław Tarasowiczi Edward Tarasowicz zostali aresztowaniw Wilnie. Ojciec Edwardzmarł lub zamordowano go w więzieniu.Edward Łuniewski i KazimierzŁuniewski – osadnicy, zostaliaresztowani i już nie wrócili. Wywieziono:Sabinę Szczyrską – siostręojczyma – do Kazachstanu. Podługich i trudnych wojażach połączylisię z Kazimierzem w Londynie.Oboje już nie żyją. W 1987roku zmarła też ich córka MariaTrybuś. Helena Szurowska, nauczycielkai kierowniczka szkoły wŁunnie, też już nie żyje. Nie jestemjednak pewna, czy zmarła na zesłaniu.Maria Gawęcka ze Szwedów,córka Jana, siostra oficera 3 PSK wWołkowysku, żona policjanta, zostałaz matką i dziećmi wywiezionado Kazachstanu. Po wojnie mieszkaław Ełku. Stanisław Kundzicz– też nigdy nie wrócił.Po pewnym czasie władze lokalneogłosiły, że ci, którzy chcąjechać do Polski – powinni sięzgłosić. Ale Hania powiedziała, żekocha Związek Sowiecki i chce żyćtylko tu. To było ocalenie od Sybirupo raz trzeci. Bo wszyscy ci,którzy w to uwierzyli, zostali wywiezienina Sybir.W pewną czerwcową noc 1941roku w bohatyrowickiej chaciezostała tylko chora staruszka. Leoniaz Suzinów Bukowicka, HannaStrzałkowska, niechodzący siedmioletniZbyszek i jedenastoletniaZosia zostali zagnani do bydlęcegowagonu o zadrutowanych okienkach.W wagonie tłok, duszno,wszyscy mają pragnienie... Pociągzostał zbombardowany przezNiemców.– Zawieziemy was do Warszawy,ludzie zobaczą, jakich to przestępcówzsyłano na Syberię! – śmialisię esesmani. Ale za jakiś czas padłrozkaz:– Wychodzić!Hanna nachyliła się nad leżącymZbyszkiem: – Synku, czy zostaniesztu? Może przeżyjesz?– Ja z mamą! – odpowiedział.Ustawiono wszystkich w szeregu ipowiedziano: – Kto za pół godzinybędzie jeszcze na tych torach,zostanie rozstrzelany!Do ludzi na rowerze podjechałmłody ksiądz: – Zaraz będą wozy!Zabierzemy was. Wrócili do Kwasówki.Tak uciekli od Sybiru po razczwarty.Młoda piękna żona Jana Wieżela,Regina z Łunny, nie miała tyle«szczęścia». Ona z dwuletnim syn-M A G A Z Y N 13


PAMIĘĆKAZACHSTAN. PIERWSZA Z LEWEJ REGINA WIEŻEL Z SYNEM MARIANEM, STOI KAZASZKA MAJNUSZA. FOT.Z PRYWATNYCH ZBIORÓW RODZINY WIEŻELÓW Z ŁUNNYkiem znalazła się w bydlęcym wagonie.W środku zimy wywiezionoich do śnieżnego stepu w Kazachstanie.Chłopczyk przeżył imieszkał w Łunnie, zmarł w ubiegłymroku. Rodzina Mariana posiadadużo zdjęć z okresu międzywojennego.Na jednym ze zdjęć – dziewczynyz Łunny, ładne, eleganckie.Razem z koleżankami na zdjęciupierwsza po lewej stronie to ReginaWieżel, żona Jana, w 1938 rokubyli właścicielami sklepu spożywczego.Niebawem pojawił się upragnionysynek, imieniem Marian.Ale już nadciągała wojna. Jana powołanodo wojska. Na kolejnymzdjęciu – Jan Wieżel w mundurze,bardzo mu do twarzy.We wrześniu 1939 roku Sowieciaresztowali tylko Jana. Przeżyje, alejuż nigdy nie spotka się z ukochanążoną, nie zobaczy rodzinnegokrajobrazu... W 1992 roku spotkałsię z synem... w Białymstoku. Nawetw 1992 roku myślał, że przyjazddo Łunny nie jest bezpieczny,chociaż walczył z nazistami wArmii Andersa. Podczas spotkaniaopowiadał synowi, że w areszciego bili bez przerwy, oprawcy sowieccyżądali, aby się przyznał dotego, czego nie popełniał. Jeden ześledczych wykazał «litość» i powiedział:«Podpisz wszystko, bo inaczejzabiją». Podpisał, nie znając,co było w tych papierach. Jeszczedziewięć dni siedział w celi skazanychna śmierć.Dziesiątego dnia przyszedłNKWD-zista i powiedział: «Cieszsię, Stalin darował ci życie». Zostałwywieziony do Komi ASRR na wyrąblasu koło Uchty. Stamtąd zgłosiłsię do Armii Andersa. To byłozbawienie. Po wojnie znalazł się wAnglii. Nie wrócił do Łunny. Za towrócił w strony ojczyste jego przyjacielSiergiej Emeliańczyk. Otrzymałosiem lat katorgi na Sybirze.W 1992 roku ojciec i syn mająsobie dużo do powiedzenia, tyle latbyli bez siebie. Syn już mógł przyjechaćdo Białegostoku. Ojciecmógł przyjechać do Łunny, jednaknie odważył się... a może niechciał. Jedyne spotkanie ojca i synapo 53 latach, już więcej nie zobacząsię... W dalekiej Anglii w Birminghamznajduje się mogiła JanaWieżela – chłopca z Łunny, bohatera,żołnierza Armii Andersa.Podczas drogi zimą na nieludzkąziemię malutki Marian przetrwał,ponieważ matka zawsze trzymałago pod spódnicą na brzuchu. Przeważniemałe dzieci zamarzały.Matka mu opowiadała, że w Kazachstaniewyrzucili pozostałychprzy życiu w pustym stepie pokrytymśniegiem. Ludzie gołymi rękomarozgrzebywali śnieg, kopalidziury, żeby schować się przedstrasznym wiatrem i mrozem. Zbiegiem czasu dziury powiększałysię do czegoś w rodzaju ziemianki.Marian z mamą przetrwali, ponieważich przygarnęła Kazaszka,mąż której był na wojnie. Matkazaczęła chodzić do pracy do kołchozu.Mały też pracował zwijającwełnę w kłębki. Za to otrzymywałkawałek placka, nazywał Kazaszkę14 M A G A Z Y N


POCZĄTEK LAT 90 XX W. UROCZYSTOŚĆ PRZY KRZYŻU KATYŃSKIM W GRODNIE, TEGO DNIA DO STOWARZYSZENIA SYBIRAKÓW PRZYJĘTO MARIANA WIEŻELAMajnuszką. Po zbiorze plonów staralisię pozbierać pozostałe kłosyna polu, żeby ratować się zimą odśmierci głodowej.Po powrocie z niedoszłej wywózkiHania Strzałkowska stałaprzed ołtarzem w otwartym kościelebosa i obdarta. – Boże, dopomóż,żeby ojciec wrócił i Zbyszekzaczął chodzić!– Poznałem panią – powiedziałproboszcz. – Smutny to powrót domiejsca, gdzie zginął ojciec i mąż.– Nieprawda – krzyknęła Hanna.– Oni żyją! Widziano ich na Syberii.– Nie żyją... Jest świadek – powiedziałksiądz. Nagle zobaczyli,że ze stodoły, gdzie go zostawilina sianie, idzie Zbyszek, który odmiesięcy wstać nie mógł. Prawdziwycud!Wrócili do Bohatyrowicz, gdziena progu domu Strzałkowskichzobaczyli babcię Leonię. Nie poznałacórki i wnuczka. Niemcyoddali klucze do pustego domu.Hanna Strzałkowska, zgodnie zostatnią wolą męża, nie wydała Mikuły.Mikuła przychodził do niej zpodziękowaniem.– Nie wiedziałem, że tacy ludziechodzą po świecie – mówił. Powojnie pojechał na Litwę tworzyćkołchozy i tam go chłopi zabili.Irena Strzałkowska z domu Bohatyrowiczpamięta jeszcze, że żonaMikuły dużą rentę po nim dostała.Hanna Strzałkowska, nie mówiącnic dzieciom, wróciła doKwasówki. Świadek zaprowadziłją do postrzelonej brzózki. Hannazaczęła kopać. Poznała palto ojca ikoszulę jej męża. Tak zginął wnukJana-powstańca. Pochowano go wŁunnie obok dziadka pod drewnianymkrzyżem, który syn Zbyszekwyciosał sam z nadniemeńskiegodrzewa. Rok później krzyżzakwitł.Okupacja niemieckaIrena Olizar wspomina: «Wczasie okupacji niemieckiej zostaliaresztowani: Butrym, któryprowadził w Łunnie sklep. Niebył przedwojennym mieszkańcemŁunny, Baumgardt – przyjechał doŁunny już w czasie okupacji z Mostówz żoną i trzema córkami. Zięćjego został aresztowany prawdopodobnieza udział w AK w Mostach.Widocznie Niemcy dosięglii jego teścia w Łunnie, prawdopodobnieteż za AK. W czasie hitlerowskiejokupacji innych aresztowańnie pamiętam, pomimo AKdziałał polakożerczy Komitet Białoruskina czele z lekarzem – emigrantemrosyjskim, Raznatowskim,który mieszkał w Podborzanach(3 km od Łunny). Nie udałosię Niemcom wyrządzić Polakomwiększej krzywdy dziękitemu, że moja mama dobrze znałaM A G A Z Y N 15


16 M A G A Z Y NPAMIĘĆGRÓB JANA WIEŻELA W DALEKIEJ ANGLIIjęzyk niemiecki. Ponieważ mieszkaliśmyblisko żandarmerii, mamabyła częstym tłumaczem. Komendantżandarmerii był okrutnym hitlerowcem.Często odwiedzał nas iaptekę w celu sprawdzenia, czy niewydaje się opatrunków bez kontroli(w takich przypadkach obowiązywałonatychmiastowe meldowanie),czy ktoś podejrzany niekręci się w aptece, czy też u nas wdomu. Pewnego dnia mówi, że jestu nas tajna organizacja, a mamaodpowiada: «Organizacją musi kierowaćktoś mądry, a u nas w Łunniesami głupcy». Żandarmowistrasznie się podobało, że Polacyto głupcy i prawie w to uwierzył.Tymczasem uprzedziliśmy członkówAK (żołnierzy raczej, bo bylito zawodowi: Roślik, Siudaj, K. Tarosowicz,A. Płochetko), aby zachowywalisię bardzo ostrożnie,szczególnie na przeprawie przezNiemen (most został wysadzony).Nas inwigilowano pod oknem – narabatkach stale były odciski butówżołnierskich. Nic w Łunnie nie wykryto.W międzyczasie rozniosłasię pogłoska, że Raznatowski zostałkilkakrotnie napadnięty przezpartyzantów i wkrótce wyjechałdo Grodna. I otóż żandarm rozmawiaz mamą na ten temat: – Copani sądzi o Raznatowskim i partyzantach?.Mama na to: – Uważam,że to biedny człowiek. Takgo prześladowano, że musiał zostawićdom i majątek. Żandarm: –A pani wierzy w te napady? To jestbzdura. On to upozorował. Zapraszałnas do siebie i zasypywał donosamina Polaków, potem donosyprzesyłał przez służącą, a wreszcie– pocztą... Sprawdziłem – donosynie były prawdziwe. Mimo to pozwoliłemmu wyjechać do Grodna.Niech sobie jedzie.Mieszkanka Łunny LubowTrocka wspomina: «W maju 1942r. mnie z ojcem zabrali policjanci,zabrali także Nataszę Streszko,Lizę Ignaciuk, Walę Woźniak,Manię Trubiecką. Na początkuzawieźli nas do Suwałk. Tam nassprzedawano po 1,5 marki za jednegopracownika. Potem wywieźlido Niemiec. Tam doiłyśmy krowy,karmiłyśmy świnie, zbierałyśmyzboże. Ojciec był ode mnie dalekow Konigsbergu. Tam zmarł. Uwolniononas w marcu 1945 r.».Strzałkowskich wyrzucono ponowniez domu. Tym razem wyrzuciliNiemcy. Zamieszkali uimiennika zamordowanego ojca– Kazimierza Strzałkowskiego oprzezwisku Jurasik. Hanna chwytałasię każdej pracy, aby przeżyć.Młodzi uciekali do partyzantki,żeby nie być wywiezionymi doNiemiec. Zofia chciała iść z nimi,miała już prawie 14 lat, ale matkajej nie pozwoliła. Strzałkowską ratowalimieszkańcy Bohatyrowicz:Adam Steckewicz, Izydor Bohatyrowicz...Latem 1944 roku po Niemniepłynęły trupy w mundurach niemieckichi sowieckich.Za drugich SowietówZ pamiętnika Ireny Olizar: «Bolszewicynas wyzwolili 15 lipca 1944roku. Już 12 i 13 grudnia tegożroku zaczęły się masowe aresztowaniaPolaków (w niewielkiej częściteż Białorusinów). W Łunnie


aresztowano: Józefa Trzeciaka,Wiktora Trzeciaka, MieczysławaTrzeciaka – rodzinę ojczyma, WincentegoAleksiejczyka – mojegodziadka, wówczas 64-letniego, KazimierzaTarasowicza, EugeniuszaBułaja – lekarza, prawosławnego,ale czującego po polsku, AnatolaBułaja – brata powyższego, AntoniegoKadziewicza, Jana Kadziewicza,Józefa Łuniewskiego, StanisławaSzweda i wielu innych. TakżeKliksa, osadnika wojskowego. JanaSiedzieniewskiego aresztowano w1945 roku, podoficera zawodowego,przywódcę partyzantki w okołicachSiezieniewicze – Ejsmonty –Indura, również jego brata. Wiem,że Jan Siedzieniewski nie wróciłz łagrów w Komi ASRR. Wróciłnatomiast jego brat, ojciec Pawła,który obecnie też już nie żyje.Paweł też był partyzantem. AleksanderAntuszewicz – mój kuzyn,wrócił z Komi ASRR, obecnie jużnie żyje».Bronisława Sterpowicz z Łunnywspomina:– W lipcu 1948 roku nastąpiłynowe aresztowania w Łunnie,do aresztu trafiła moja mama i ja.Przed trybunałem wojskowym wpaździerniku 1948 r. stanęło 19osób. Niektórzy byli z okolic Łunny.Oto ich nazwiska: Adolf Płachetko– dowódca plutonu «Sęp»,zmarł w 1991 roku. AleksanderKononowicz, Cezary Kononowicz– bracia. Aleksander Szczyrski,zmarł w obozie. Julian Staniukewicz,zmarł w 1957 roku w Łunnie.Kazimierz Olizar, Urbanowicz(nie pamiętam imienia), Józef Michałkiewicz,Mieczysław Zaniewski.Józefa Trzeciak zmarła w 1982r., Bronisława Dąbrowska zmarław 1984 r., Leokadia Bogucka, EmiliaPłachetko–Pożarska, Irena Olizar.Dwie osoby zostały zwolnione:Draczyńska i mężczyzna (niepamiętam nazwiska). 2 osoby dostałypo 10 lat łagrów, zaś 15 osób,które wymieniłam (jednego nazwiskanie pamiętam), zostało osądzonychna karę śmierci z zamianąna 25 lat łagrów (wówczas karaśmierci została zawieszona) i konfiskatęmienia.Z więzienia w Grodnie stopniowowywożono nas do Tajszetu(Wschodnia Syberia, obwód irkucki)do obozu o zaostrzonym rygorze.Ja dodatkowo trafiłam jeszczedo obozu karnego, nie wiem zaco. Przeżyłam tam rok, tak makabryczny,jaki być może tylko na samymdnie piekła. Jedyna z 15 tam– Czy ubici mogądrugi raz ożyć?– Nie! – wołaWitold. – Aleuczucia ich imyśli krążyćnie przestająw przestrzenii płonąć wpowietrzutrafiłam. Jako jedyna zostałam wywiezionana Kołymę, do obozu,z którego się już nie wracało. W1956 roku wracaliśmy z tego piekła.Część z tej grupy repatriowałado Polski, kilka osób nadal mieszkaw Łunnie lub w okolicy, częśćjuż nie żyje.Latem 1947 roku Zosia Strzałkowska,spadła z jabłonki i złamałakręgosłup. Tylko «dzięki temu»udało się ją odesłać do Polski. Tamczekał na nią starszy brat Janusz iInez, siostra nazaretanka. Zosiawyleczyła się, zdała maturę i dostałasię na Wydział Chemiczny UniwersytetuŁódzkiego.A oto jak opowiada Hanna o życiuw Bohatyrowiczach: «W domunie było chleba, pół litra mleka nacałą rodzinę, zimno jak licho w zimie...Zbyszek skończył 4 klasyi w następne lata musiał chodzićna swojej cieknącej, zabandażowanejnodze 5 kilometrów do Gladowicz.W zimie przez zaspy śniegu».Miał bardzo dobry słuch. Dostałsię w Grodnie do szkoły muzycznej.Jednak wkrótce został wyrzuconyz powodu złego pochodzenia.Ci dwaj, co zabrali Klemensa iKazimierza, po wojnie poszli nafestyn i obaj tego samego dnia utonęli.Tak sprawiedliwości stała sięzadość.Obie Zofie – studentka i nazaretanka– zaczynają dramatycznestarania o sprowadzenie do PolskiHanny i Zbyszka. Władze sowieckieodmawiają. Ktoś podpowiedział,że w Łodzi mieszka siostraFeliksa Dzierżyńskiego – Aldona.Mówiono, że pomaga ludziom.Zosia idzie do niej. W 1953 rokuHanna Strzałkowska ze Zbyszkiemdostają zezwolenie na wyjazddo Polski, ponieważ «współpracowaław latach młodości na terenieWilna z Feliksem Dzierżyńskim».Dworek, w którym Pani Elizapisała «Nad Niemnem», spłonąłw czasie I wojny światowej.Ale pozostał dwór rodzinny KlemensaStrzałkowskiego w Bohatyrowiczach.– W jednym dworzekołchoz stodołę zrobił, siano tamkładli – opowiada Teresa Bohatyrewicz.– W drugim było po kolei:sielsowiet, poczta i lecznica. I ludziemieszkali, bo jak kto do kołchozuprzyjeżdżał i mieszkania niemiał, to go kołchoz tu wsadzał. Tobyło państwowe. Dworek Strzałkowskichpodupadł... W jednym zpokojów lubiła ponoć przesiadywaćOrzeszkowa.W powieści pisarki «Nad Niemnem»dwaj bohaterowie tocząrozmowę.– Czy ubici mogą drugi raz ożyć?– pyta Anzelm Bohatyrowicz.– Nie! – woła Witold. – Aleuczucia ich i myśli krążyć nie przestająw przestrzeni i płonąć w powietrzu,aż wejdą znowu w żywychmłodych, silnych, kochających ziemięi ludzi!M A G A Z Y N 17


PAMIĘĆOtrzymaliśmy 60 latłagrów stalinowskichWspomnienia Józefy Rogacewicz z WojdziewiczWrzesień 1939 roku stałsię początkiem długiejtragedii dla Polaków nanaszych ziemiach, takżedla mnie i mojej rodziny.Po wojnie znowu byływywózki naszych rodakówdo GUŁAG-u, a potem życiew ciężkiej rzeczywistościkołchozowej.Urodziłam się i mieszkałam zmoją rodziną w Polsce. Moja wieśrodzinna to Wojdziewicze, któreznajdowały się w województwiebiałostockim powiatu wołkowyskiego,w gminie Krzemienica. Moirodzice zajmowali się własnym gospodarstwemrolnym, mieliśmypięć hektarów ziemi. Mama miałana imię Melania, z domu była Juszkiewicz,ojciec – Józef Hryniewicki.Ojciec wrócił z wojny i w 1918roku ożenił się z moją mamą.W naszym domu rodzinnym lubiliśpiewać. Ojciec najchętniejśpiewał piosenki patriotyczne, pamiętam,że kupił śpiewnik. W naszejwsi ludzie lubili śpiewać: jakiepiękne śpiewy były podczas nabożeństwmajowych, albo podczaspasterki przez całą noc śpiewanokolędy. Ja również bardzo lubięśpiewać, sama też układałam piosenkii wiersze. Biorę znaną melodięi do niej śpiewam swoje słowa,rymy układają się same, nigdynie zapisywałam słów, pamiętamje, czasami przy kolejnym śpiewaniupowstają następne słowa. Zawszeto były piosenki patriotycznelub religijne.Przed wojną skończyłam trzyklasy polskiej szkoły w sąsiedniej18 M A G A Z Y NJÓZEFA ROGACEWICZwsi Leonowicze. W domu byłodużo polskich książek: powieściSienkiewicza, Marii Rodziewiczówny,wiersze Marii Konopnickiej.Bardzo lubiłam czytać i to mipozostało do dziś. Po wojnie uczyłamsię w sowieckiej szkole tylkoprzez rok.Pamiętam, jak ojciec pojechałdo Wilna, gdzie służył jego brat,w tym czasie zmarł Józef Piłsudski,wszędzie w Wilnie były wysta-IRENA WALUŚ


wione portrety marszałka z czarnąwstęgą. Tata opowiadał nam o tympo powrocie. Wszyscy ludzie przeżywaliśmierć marszałka.Wrzesień 1939 roku zapamiętałamjako tragedię dla naszych ludzi:władza sowiecka wraz ze swymioprawcami nadleciała jak szarańczaze swoją dziką kulturą i ideologią.Od pierwszych dni zaczętomordować ludzi, niszczyć tylkoza to, że byliśmy Polakami, dumnymnarodem. Chcieli zabić paniąSkakowską, właścicielkę majątkuw Masiewiczach, ale troje jejdzieci Elunia, Marysia i Gucio zasłonilimatkę, oprawcy nie podnieśliręki na dzieci, ale kazali natychmiastwynosić się z majątku. PaniąSkakowską aresztowano, a dziecioraz dwie nianie przyjął ojciec donaszego domu, mówiąc Sowietom,że to rodzina. To uratowało dzieciod sierocińca. Po wojnie cała trójkazamieszkała w Gdańsku, utrzymywałamz nimi cały czas korespondencję.Gdy rozpoczęła się wojna zNiemcami, Sowieci uciekali. Wpadlido naszego domu głodni, wdomu były upieczone kartofle, gorącezabierali do kieszeni. Tak odeszli,a raczej uciekli pierwsi Sowieci.Z dniem 8 maja 1945 roku, gdyskończyła się wojna, nasza, Polaków,sytuacja wcale się nie polepszyła.I po zakończeniu wojnytrwały areszty, podczas którychbyło bicie i męczące przesłuchiwania,potem – wywózki na nieludzkąziemię i śmierć naszych rodaków.Pewnej nocy w 1948 roku donaszej stodoły przyszli AK-owcy,żeby zanocować. Widocznie ichobserwowano, bo wszyscy zostaliaresztowani, skrępowano im ręcekolczastym drutem. Gdy NKWDziściprzyszli zabierać naszą rodzinę,nas – kobiety – wygnano na podwórkoi kazano siedzieć pod płotem.Mego ojca – Józefa, stryja Witoldai dziadka zaprowadzono dostodoły sąsiada, tam ich męczono iW WAGONACH BYDLĘCYCH NASI RODACY JECHALI NA NIELUDZKĄ ZIEMIĘbito. Nie szczędzono nawet dziadkaJakuba, który miał wtedy 92lata! Jego też bito. Gdy szli oboknas, cali oblani krwią, ojciec cichutkoszepnął do mnie: «Córeczko,bądź silna i milcz». Wiedziałam, żenie mogę nikogo wydać.Przed zachodem słońca ojca istryja wrzucono do ciężarówki,krępując przed tym im ręce kolczastymdrutem. Zawieźli ich do Wołkowyska,gdzie byli więzieni w bardzozatłoczonej piwnicy. DziadekJakub został w domu sam z dwunastoletnimwnukiem.Mnie odwieźli do więzienia wGrodnie. Zerwali mi z szyi medalikz Matką Boską. Do sądu siedziałamteż w piwnicy, razem zeszczurami i przez cały miesiąc byłamtam sama! Gdy mnie przyprowadzonona sąd, zobaczyłam tammoich ukochanych rodziców. Sądziłnas Wojskowy Trybunał, wjednym procesie osądzono od razu12 osób: 5 osób z mojej rodzinyoraz 7 AK-owców. Po rozprawiesądowej, gdy wróciłam do celi, tambyły już 22 kobiety. Najgorszymbyło to, że naszą rodzinę rozdzielilii wysłali do łagrów w różnychmiejscach. To było najgorsze, boze swoimi bliskimi zawsze jest lżej.Czy bałam się? Tak, bałamsię nawet własnego głosu, starałamsię odnaleźć siły, by pokonaćokropny strach. Cały czas modliłamsię, śpiewałam piosenki religijne.Tylko wiara w Boga pomogłami przetrwać.Zabrano nam wszystko, cozgromadziliśmy przez całe życie.Moja rodzina – matka, ojciec i ja– wspólnie otrzymaliśmy 60 lat łagrówstalinowskich oraz każdegoz nas pozbawiono praw obywatelskichna okres 15 lat. Przeszliśmyprzez ciężkie prace, głód i straszneponiżenie. W ciągu jednej nocyprzesłuchań można było stracićrozum z bólu i od znęcania się.Wytrzymać to mógł jedynie człowiekwierzący w Boga i Ojczyznę.Znowu powracają wspomnienia…Odjeżdżamy z naszegoGrodna. Wsadzili nas do bydlęcychwagonów, gdzie nie było nawetprycz, okna były zakratowanei zasłonięte. Światło docierałodo nas jedynie przez szpary w deskach.Po środku podłogi wypiłowanodziurę, w taki oto sposób powstałaubikacja. Po tygodniu dojechaliśmydopiero do Orszy, gdziewprowadzono nas od ciemnegogmachu więziennego. Za jakiś czaswyprowadzono z workami na placwięzienny i znowu załadowano doM A G A Z Y N 19


PAMIĘĆKOŚCIÓŁ PARAFIALNY NASZEJ BOHATERKI W ROHOŹNICYpociągów bydlęcych, gdzie o leżeniunie mogło być nawet mowy. Poludziach szalały wszy.Jedziemy dalej. Pociąg zatrzymałsię w Moskwie, mnie i moją ciocięHelenę zabierają z workami, a kochanamamusia zostaje. Łzy, rozpaczna pożegnanie. Moją mamusię,Melanię Hryniewiecką, zawieźlido obwodu karagandzińskiegodo Dżezkazganu w Kazachstanie.Powróciła stamtąd w 1954 roku.Tatuś, Józef Hryniewiecki, teżpojechał dalej, zawieziono go doKomi ASRR. Ojciec był w Jancie,wrócił do domu w 1956 roku.Ja trafiłam do łagru w MordowskiejASRR, stacja Poćma, posiołekJawas. Zaprowadzono nas dobaraku, otoczonego drutem kolczastym.Przyszły nas odwiedzićnasze Polki, które już tam były,przyniosły nam papier, ołówki, powiedziały,że możemy napisać listydo domu, które można było wysłaćdwa razy do roku. Przyniosłynam również opłatek, gdyż zbliżałosię Boże Narodzenie. Na świętaoszczędzałyśmy chleb, któregodostawałyśmy codziennie po 450gram, chleb był ciężki, mokry, robionogo z przerośniętej kukurydzy.Otrzymywałyśmy też po 350gram zupy z pastewnych buraków.Przez cały czas cierpiałyśmystraszny głód.W 1948 roku obchodziłampierwsze Boże Narodzenie pozadomem. Przyszłyśmy zmęczonepo nocnej zmianie do baraku. Położyłyśmyna stół kawałeczek białegopłótna, opłatek, chleb, ze stołówkiprzyniosłyśmy zupę i kapustę.W kącie na narach zaczęłyśmynaszą Wigilię: pomodliłyśmy się,złożyłyśmy sobie nawzajem życzenia,podzieliłyśmy się opłatkiem.Wszystkie koleżanki płakały, bo wtakich chwilach człowiek szczególnieodczuwa samotność i brak rodziny.Była nas piątka: Anna Kieczeń,Anna Siegdnik, Celina Bildź,ja i Józefa Plaszczeuskaite. Pracowałamjako szwaczka, szyłam buszłatydla wojskowych i ubrania dlawięźniów, praca była ciężka, a głódna tyle dotkliwy, że czasem traciłamprzytomność.Z pobytu w GUŁAG-u zapamiętałamjeszcze jeden przerażającymoment: gdy zaczęto nas numerować.Dostałam numer E-20.Odtąd już nie miałam ani imienia,ani nazwiska, byłam jedynie numerem.Często urządzano nam kontrolę:przez całą noc stałyśmy naplacu na mrozie, głodne. Tylko wniebie słychać było śpiew ptaków,zazdrościłam im – one były wolne.Szeptałam po cichu: «O JezuChryste, w Ogrójcu, Jedyny, zlitujsię, zlituj się nad nami, nad polskąziemią i jej wygnańcami! KrólowoPolski i Panno Przeczysta, powróćnas, powróć na ziemię ojczystą!». Złagru wróciłam 29 listopada 1954roku.Przyjechałam do Wojdziewicz,a w naszym domu była szkoła. Naszczęście rodzina nie została pozbawionadomu, na Boże Narodzeniewróciła z łagru mama i zaczęłyśmystarania o nasz dom, pojakimś czasie szkołę przeniesionodo innego domu. Wróciłyśmydo domu, gdzie były gołe ścianyi nic poza tym, ale miałyśmy dachnad głową. Ludzie ze wsi przynosilinam to, co mogli, a na wiosnęposadziłyśmy kartofle.W 1956 roku wyszłam za mążza Stanisława Rogacewicza. Walczyłon w szeregach Armii Krajowej,po wojnie również przebywałw więzieniach sowieckich i łagrachw Komi ASRR. Opowiedział mitaką historię. Gdy siedział w więzieniu,usłyszał głos za kratami:Dzień dobry, więźniu młody,Junaszu nasz ukochany!Dzień dobry, więźniu młodyOtrzyj z oczu łezki krwawe.Te proste słowa dodały mu sił,żeby przetrwać straszne przesłuchania.W dn. 11 czerwca 2005 rokuzmarł mój ukochany mąż, kilkamiesięcy zabrakło do 50-lecia naszegozwiązku małżeńskiego.Rodzice moi już od lat spoczywająna cmentarzu parafialnym wRohoźnicy. Byli oni religijni, bardzokochali Polskę. To właśnie imzawdzięczam, że przekazali mi miłośćdo ziemi ojczystej i siłę ducha,dzięki temu przetrwałam w łagrzei trudnej rzeczywistości sowieckiej.OPRACOWAŁAIRENA WALUŚ20 M A G A Z Y N


OJCOWIZNARODZICE AUTORA ARTYKUŁU: OJCIEC JÓZEF PAKULNICKI JAKO ŻOŁNIERZ POLSKIEJ JEDNOSTKI WOJSKOWEJ W WILNIE ORAZ MATKA GENOWEFA PAKULNICKA ZESTUŻYŃSKICH. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW AUTORAMoje powrotyBERNARD PAKULNICKIKażdy człowiek ma swojąMałą Ojczyznę, bliski idrogi zakątek na tej dużejziemi. Przyciągają go dońnie tylko wspomnienia zdzieciństwa, zapamiętaneod najmłodszych latrodzime krajobrazy, ale iludzie, którzy tam zostali.Moja dusza ciągnie przedewszystkim do tych, co dalimi życie, uczyli i pomagalistawić pierwsze krokina trudnej drodze życia:to rodzice, dziadkowie ipradziadkowie.Urodziłem się i wyrosłem na pograniczukultur. Jestem przedstawicielempolskiego pokolenia inteligencjikresowej, które wyrosłobez szkoły polskiej. Uczyłem sięczytać po polsku z «CzerwonegoSztandaru», gazety wydawanej wjęzyku polskim w czasach sowieckichw Wilnie. Rodzice oraz dziadkowieczęsto opowiadali mi o Polsce.Jestem dumny, że jestem Polakiem,zawsze nim byłem i będę.Miałem 18 lat, gdy opuściłemmoją Małą Ojczyznę. Rodziceodprowadzili mnie do bramy zesmutkiem, przeżegnali błogosławiącna drogę, bo chcieli, żeby mójlos i los moich braci ułożył się lepiejniż ich, zmęczonych ciężkąpracą w kołchozie…Często powracam w moichwspomnieniach do przeszłości,rozmyślam nad swoim życiem,moimi korzeniami, nad tym, kimjestem. Wpatruję się w stare pożółkłefotografie moich rodziców ikrewnych. Odeszli już z tego świata,ale na zawsze pozostali w mojejpamięci…To jest ważne, kim są nasi rodzice,jakiej są narodowości. Narodowośćzmienia się wówczas, gdy niezna się swoich korzeni, historii rodziny.Prawdziwa miłość do małejOjczyzny przyjdzie z czasem, gdyprzybywa lat i człowiek rozmyślanad tym: co tam się dzieje obecnie.Każdy człowiek ma swoje powrotydo miejsc dzieciństwa. Mam toszczęście, że moje powroty nie sątylko w marzeniach, mam równieżpowroty realne – czasami na dzień,na tydzień, rzadziej na dłużej…Tym razem powracam realnie dorejonu ostrowieckiego w obwodziegrodzieńskim, na Ostrowiecczyznę.Dobrze pamiętam swoje stronyrodzinne. Ostrowiecczyzna toczęść historycznej Wileńszczyzny.I porywa ona, i woła, i przyciąga.To kraj kochany i bliski mojemusercu, niepowtarzalny. Moją MałąOjczyznę odcięto po ostatniej wojnieod Wileńszczyzny i Macierzy.Jadę pociągiem podmiejskimM A G A Z Y N 21


OJCOWIZNA PAMIĘĆWUJEK JAN STUŻYŃSKI, PODCZAS SŁUŻBY W 13. PUŁKU UŁANÓW WILEŃSKICH W NOWEJ WILEJCE, ORAZ STRYJ STANISŁAW PAKULNICKI JAKO ŻOŁNIERZ POL-SKIEJ JEDNOSTKI WOJSKOWEJ W WILNIE. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW AUTORArelacji Mołodeczno – Gudohaje.Kiedy zbliżam się do stacji kolejowejGudohaje, serce zaczynami szybciej bić. Wiem, że zostanępowitany z radością, bo tak zawszebyło u Polaków i nadal takjest. Odczuwam więź z krajem rodzinnym,jego tradycjami i historią...Potem jadę autobusem doOstrowca. Cztery kilometry asfaltowejdrogi lasem. Autobus jakbywzleciał na pagórek, na którym zprawej i lewej strony są cmentarze.Na starym cmentarzu, akuratnaprzeciwko wejścia do kościoła,spoczywają moi rodzice, dziadkowie,krewni, znajomi... Wspominamsłowa Norwida: «Ojczyzna– to ziemia i groby. Naród tracącpamięć – traci życie...». Idę nacmentarz, by odwiedzić groby najbliższych.22 M A G A Z Y NZ prawa obok cmentarza wznosząsię wieże kościoła pw. PodwyższeniaKrzyża Świętego, o którytak długo walczyli wierni. Świątyniazostała zbudowana w latach1910-1911, w czasach sowieckichzabrano ją wiernym. Ponownieotwarto dopiero w 1994 r.Potem chodziłem ulicamiOstrowca. Byłem w obu kościołachna Mszach św. w języku polskim.Spotkałem się z krewnymi iznajomymi, rozmawiam z nimi popolsku, język przez nich jest pieczołowiciezachowywany, poprawny,z charakterystyczną kresowąmelodyjnością i śpiewnością. Ciesząsię, że mogą ze mną mówić wjęzyku ojczystym.Podchodzę do budynku szkoły,w której się uczyłem. Zauważam,jak bardzo wyrosły drzewa, któresadziłem kiedyś. Niestety, naprzeciwkomojej szkoły nadal stoi pomnikLenina. Aż chce się krzyczeć:dlaczego władze białoruskie takbardzo czczą tego zbrodniarza? Wswojej trosce niedawno wymieniłyohydną betonową figurę tyranabolszewickiego na brązową, żebylepiej wyglądał, nowocześniej. Jakbyna Białorusi brakowało wybitnychludzi, pamięć o których trzebazachować...Idąc główną ulicą, automatycznieskręciłem do kościoła świetychKosmy i Damiana. W tym kościelezostałem ochrzczony, otrzymałemna chrzcie imiona Bernard Albert.Wspominam, jak w czasach sowieckichzakazywano uczęszczaćdo kościoła, uczniów prześladowanoza poglądy religijne. Mamawoziła mnie do Wilna do Ostrej


Bernard PAKULNICKIDOMY W ZAŚCIANKU PAKULNICKICH, NALEŻĄCE DO RODZINY AUTORA, W BYŁEJ WSI JADOKŁANIE. STAN OBECNYBramy.Wilno było pierwszym wielkimmiastem, które zobaczyłesm wmoim życiu. Pociąg podmiejski relacjiGudohaje – Wilno pokonywałniegdyś czterdziestokilometrowąodległość, ze wszystkimi przystankami,w niespełna godzinę. Pamiętam,jak na peron wileński wtaczasię pociąg. Wysypuje się z niegotłum zaspanych pasażerów, którzyszybko chowają się w dwóch gardłachtunelu.Inne wspomnienie z dzieciństwa:mama prowadzi mnie za rękępo Wilnie. Wychodzimy przedgmach dworca kolejowego. Idziemydalej. Za zakrętem wąską uliczkęzagradza wysoka ściana niczymmur obronnego zamku. Wchodzimyw Ostrą Bramę i, jak zawsze,stajemy w wąskiej, łagodnym skrętemwijącej się uliczce. Z jednejstrony niewysokie stare domy,z drugiej – stroma ściana kościoła.Klęczymy, twarzami zwrócenido Bramy. Wysoko, między ulicąa niebem, zawisł otwarty ołtarzw koronie jarzących się świec,a między świecami jaśniejący złotyobraz, jak olśniewająca gwiazda.Usta, mimo woli, szepczą cichosłowa wieszcza:Panno święta, co Jasnej broniszCzęstochowyI w Ostrej świecisz Bramie!To jest jedno z najdroższych sercumiejsce religijne i narodowe odwielu stuleci. Przez Ostrą Bramęwchodzi się do miasta, z odsłoniętągłową, z pochylonym czołem…Największym skarbem Wilnajest jego wielowiekowa kultura,znajdująca odzwierciedlenie wlicznych bezcennych zabytkachsztuki z różnych epok: od gotykudo neoklasycyzmu. Wilno, zwiedzaneczęsto z rodzicami, a potemsamodzielnie, dawało mi siłę ducha,moc i natchnienie w czasachkomunistycznych. W moim życiuWilno odegrało dużą rolę, miałowpływ na kształtowanie mojejosobowości. Po latach zrozumiałembogactwo i historyczną wartośćtej ziemi. Wielokulturowośćstanowiła zawsze siłę Kresów, któreprzez całe wieki garnęły się kupolskości.Silna okazała się pamięć moichrodziców o tym, że w przeszłościtu była Polska, w ich wspomnieniachbyła ona idealna i promienna.Z moich obserwacji wynika,że język polski przetrwał tylkotam, gdzie starsze pokolenie starałosię podtrzymywać jego znajomośći gdzie był językiem domowym.Moja matka świadomie mówiławyłącznie po polsku. Do dniadzisiejszego pamiętam przykazanieojcowskie: «Polak żyje, pracuje,cierpi i umiera z myślą o Bogui Polsce».Stoję obok kamiennego ogrodzeniakościoła i patrzę na drogę,która prowadzi do rodzinnej wsi.Nic dziwnego, że nogi same pędząw znajomym kierunku. Urodziłemsię we wsi Jadokłanie wsześciu kilometrach od Ostrowca.Niedaleko rodzinnej wsi byłamiejscowość Dębniki, gdzie kiedyśdo swoich krewnych Mineyków(tych samych, z których pochodziłbyły premier Grecji Papandreu)często przyjeżdżał HenrykSienkiewicz. Wśród pagórkówi lasów, pisarz odpoczywał, pracowałnad «Panem Wołodyjowskim»,tam ostatecznie wykrystalizowałsię pomysł «Potopu». OdwiedziłemJadokłanie, we wsi pozostałtylko mój dom rodzinny. Wszystkozarosło trawą i krzakami. Dom rodzicielskioraz budynki gospodarczecoraz niżej chylą się do ziemi.Bardzo wyrosły drzewa, a okolicznabrzezina stała się gajem brzozowym.Obecnie jest tu dobra drogażwirowana. Za późno ją zrobili!Nie ma już komu po niej chodzić...Często nachodzą mnie nostalgicznewspomnienia o Małej Ojczyźnie.Lubię powroty w mojestrony rodzinne, tym razem byłyrealne. Kraj rodzinny budzi wmoim sercu piękne i słodkie uczuciaM A G A Z Y N 23


ŻYCIORYSY HISTORIAAktorkaIzabela Wilczyńska-Szalawska: Grodno jest miastem, do którego tęsknię...LAURA MICHAJLIKMojemu pokoleniu przypadłożyć na pograniczu stuleci i mimowoli stawać się świadkiem fantastycznychoraz błyskawicznychzmian: ustrojowych, światopoglądowych,technologicznych…Chińczycy uważają czasy przemianza przekleństwo, ja myślę odwrotnie– mamy szczęście, że możemyotrzeć się o dwie całkiem różneepoki. Możemy dzisiaj cieszyćsię z coraz to nowych odkryć i wykorzystywaćdogodności cywilizacyjnewieku XXI, a jednocześniespojrzeć wstecz i sięgnąć wydarzeńi losów, które są choć niedawną,ale już historią. Dotknąć pośredniolub bezpośrednio tego, co stanowiłourok i tragizm czasów minionych.Całe szczęście, że możemypoznawać je nie tylko przez archiwai martwe symbole, ale i przezżywych jeszcze świadków. PaniIzabela Wilczyńska-Szalawska jesttakim właśnie świadkiem, człowiekiemepoki, która «przeminęła zwiatrem», zmieniając granicy Europyi ludzkie losy.Podczas naszego ostatniegospotkania powiedziała do mnie:«Są tylko dwa miejsca na ziemi, doktórych tęsknię i do których już nigdynie wrócę: to Grodno i Sopot.Dlaczego? Sopot – to moje najlepszelata z Andrzejem Szalawskim, aGrodno… Grodno – to moja młodość,kiedy wszystko, bez względuna czasy i okoliczności, wydaje siępiękne i różowe, kiedy jest nawetnie nadzieja, a pewność, że wszystko,co dobre, jest przed tobą i niema przeszkód nie do pokonania,nie ma celu nie do osiągnięcia».PANI IZABELA JAKO KRÓLOWA JADWIGA W SZTUCE „ZAKON KRZYŻACKI” W TEATRZE POLSKIM W WAR-SZAWIE. 1949 R. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW BOHATERKI ARTYKUŁURozmawiamy w Domu AktoraSeniora w podwarszawskim Skolimowie,gdzie mieszka od wielujuż lat. Smutnie brzmią te jej słowawłaśnie tu, w luksusowym, leczostatnim przytułku wielu polskichgwiazd. Każdy pensjonariusz matu swój własny pokój, ale dla wielu24 M A G A Z Y N


pozostał już tylko własny kącik naścianie długiego korytarza, z któregospoglądają na gości – uśmiechnięci,w pełni jeszcze sił: AleksanderBardini, aktor, reżyser, pedagog,Danuta Rinn, śpiewaczka…Ostatnio pani Iza pożegnała teżkilka swoich sąsiadek, słynnychniegdyś: aktorkę Irenę Kwiatkowskąi felietonistkę Stefanię Grodzieńską,a jeszcze Marię Burską,przedwojenną piosenkarkę orazżonę znanego poety i spikera JeremiegoPrzybory – zawsze pogodną«Maszę» – tak ją tu wszyscy nazywali,bo była córką wschodniejksiężnej i polskiego lekarza. Cóż,jest to codzienność tego Domu,wybudowanego w 1928 r. z myśląo samotnych emerytowanych artystach.Podczas naszej rozmowy jestożywiona i energiczna, wspomnienianiby ją regenerują, przywracająsiły, a pamięci jej można tylkopozazdrościć. O Grodnie możemówić długo i ze wzruszeniem,chociaż urodziła się w Warszawie4 września 1920 r. Przyszła naświat w dopiero odrodzonej Polsce,w rodzinie inżyniera agronomai nauczycielki, jako najstarszaz trojga rodzeństwa. Przeżyła obydwuswych braci – Andrzeja, któryzmarł w latach dziewięćdziesiątychi Jana, przystojnego i utalentowanego.Zmobilizowany w Grodniew 1944 r. do II Armii WP zginąłdwa tygodnie przed zakończeniemwojny. Do Grodna przyjechała,jako dziecko, razem z rodzicami:ojciec dostał tu pracę, amatka już nie pracowała zawodowo,zajmowała się rodziną. Rodzicemieszkali w podmiejskim majątku,gdzie ojciec był zarządcą, aw mieście przy ulicy Listowskiegomieszkała babcia z Izą lub też Zosią– tak ją wówczas nazywały koleżanki,ponieważ było to jej drugieimię.Jakim pamięta Grodno? Zielonym!Olbrzymie stare drzewaprzed szpitalem garnizonowym wKOLEŻANKI Z GIMNAZJIUM IM. EMILII PLATTER W GRODNIE. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW NATALII DOROSZZ GRODNANowym Zamku, drzewa dookołaschodów prowadzących na wybrzeżeNiemna. Takie same drzewaw parku, a w cieniu tych drzew– ławeczki dla drzemiących staruszkówi zakochanych. W alejach– eleganckie pary, roześmianamłodzież, a w powietrzu – muzykawojennej orkiestry i zapach bzu.Wiosną miasto pachniało niczymogród botaniczny i ta woń odradzającejsię zieleni, która wyglądaławszędzie zza niskich parkanów, tamuzyka i jaskrawa paleta damskichstrojów, mundurów i beztroskichuśmiechów – to właśnie Grodnojej lat młodzieńczych.Chodziła do gimnazjum państwowegoim. Emilii Platter przyul. Dominikańskiej. Nie chce słyszećo pojęciu «bananowa młodzież»– wszystkie były równe.Ona, i Maria de Virion, córka adwokata,i córka woźnego, i wszystkieinne. Oznaką zewnętrzną równościbył jednakowy strój: czarnysatynowy fartuch i pantofle na niskimobcasie na co dzień, granatowaspódnica i biała bluzka z tarcząna święta. Starsze klasy miałybordową tarczę z numerem szkoły.Na głowie obowiązkowo granatowyberet z orzełkiem. Na nogachproste pończochy, w żadnymwypadku inne! O to pilnie dbałasama pani dyrektor Joanna Niedźwiedzka.Stała zawsze rano przywejściu na schody i lustrowała każdąuczennicę surowym wzrokiemod stóp do głowy. Wysoka, czarna,utykająca na jedną nogę, wydawałasię dziewczynkom, zwłaszczatym, z klas młodszych, niezwyklegroźna. Podobno jak jej koleżanki,Iza należała do wszystkichmożliwych ówczesnych organizacjimłodzieżowych: od harcerstwa poPrzysposobienie Wojskowe Kobiet(PWK) i jak inne dziewczyny byłaprzezywana za to przez chłopcówz Męskiego Gimnazjum im. Mickiewicza– «pewukaczką».Gimnazjalistkom nie wolnobyło samym bez rodziców chodzićna spacery do parku, do kina, dokawiarni. Aby pójść do kina, potrzebnebyło pozwolenie od dyrektorki,ale niewielu z tym się liczyłoi chodziło się cichcem! W«Panu» czy «Apollo» oglądano prawiewszystkie nowe filmy: «ProfesorWilczur» i «Trędowata» orazwiele innych. Cichaczem chodziłosię też na tzw. «spacery na gaz» wsame centrum miasta lub nad Niemen,na randki i na prywatki. Chociażbydo Reni Szyszkowskiej, córkisędziego, przyjaciółki od pierwszejklasy gimnazjum i do końca jejżycia. Zmarła w Warszawie nie takM A G A Z Y N 25


WYBITNI ŻYCIORYSY RODACYJAKO KRÓLOWA MAŁGORZATA W „RYSZARDZIE III” W TEATRZE „WYBRZEŻE”. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW IZABELI WILCZYŃSKIEJ-SZALAWSKIEJdawno. Na jednej z takich prywateku Irki Smolskiej, córki kapitana,spotkała Kazika – swoją pierwsząmiłość. Był wtedy w podchorążówcew Toruniu, a ona miała17 lat i jej się wydawało, że to nazawsze! Zwłaszcza po pamiętnymsylwestrowym balu w 1939 r. w kasynieoficerskim, gdzie tańczyła zKazikiem po raz ostatni. Dopierootrzymał szlify oficerskie i skierowaniedo jednostki na Śląsku. Pożegnalisię już jako narzeczeni irozstali się, by spotkać się po latachw zupełnie innej rzeczywistości.Ona – jako aktorka na scenie,on – jako widz na sali.Wojna zastała Izę w Grodnie.Należy przypomnieć, że podczasokupacji niemieckiej miasto wchodziłow skład «bezirk Białystok»prowincji «Prusy Wschodnie», czylibyły to Niemcy – Reich, nie zaśGeneralna Gubernia czy Okręg26 M A G A Z Y NGeneralny Białoruś. W związku ztym wszystko znalazło się tu w rękachniemieckich: sklepy, fabryki,warsztaty itd. Dla osób młodszychpozostawały tylko dwa wyjścia:wyjazd do Niemiec na roboty lubpraca w miejscowym zakładzie izapewnienie sobie jakiego-kolwiekbytowania. Oczywiście wybrała todrugie i zaczęła «kelnerować», aprzy tym oczywiście, jak większośćmłodych, należała do konspiracji.Była członkiem komórki AK,podlegającej kierownictwu w Białymstoku.Pracowała przez jakiśczas w restauracji «Soldatenheim»(były «Royal» na rogu ul. Napoleona).– Młodzież inaczej wszystkoodbiera – mówi dzisiaj. – Nie czułamsię zagrożona, może dlatego,że miałam wtedy za małą wyobraźnię,ale nikt mnie o nic nie podejrzewał,nikt nie usiłował skrzywdzić.Miałam nocną przepustkę,mogłam poruszać się w nocy, czasembyłam zatrzymywana przezpatrol żandarmerii, zdarzało się, żerozpoznawali we mnie «pannę Izabelę»i nawet nie sprawdzali dokumentów.W tym czasie poznała chłopaka,uciekiniera z Wilna, którego napolecenie komórki ukryła w domubabci, gdzie mieszkała razem zmłodszym bratem. Nazywał sięBronek, brał także udział w konspiracjii pewnego razu wpadł wręce gestapo na skutek aresztowaniałącznika z Druskiennik. Groziłamu śmierć, więc razem z kolegamipodjęła się niesamowicie ryzykownej,wręcz szalonej akcji jegowyzwolenia. Wspólnie z jeszczekilkoma chłopcami, wśród którychbył też Bolek Wołosiewicz, wówczasszatniarz w niemieckiej restauracji«Adrya», wykradli aresztowanegospod nosa ochrony, wprost


z celi gestapowskiej. Wyprowadziłago sprzątaczka podczas krótkiejzmiany strażników, przekazując wręce Bolesława Wołosiewicza, któryto razem z jeszcze kilkoma osobamiwyprowadził uwolnionegopoza miasto. Przez jakiś czas ukrywaligo w majątku, gdzie pracowałojciec Izy, aż zdarzyła się w mieściewielka «wsypa». Zostali aresztowaniniektórzy członkowie komórki,powstało zagrożenie dla innychosób, dlatego zorganizowanoBronkowi wyjazd do Warszawy,do Generalnej Guberni. Komórkazostała rozwiązana i za miesiącIza także została przerzuconado Warszawy. W tym miejscu należypowiedzieć, że chłopiec z Wilnajuż nie był dla niej zwykłym kolegąz konspiracji, a był «jej chłopakiem»,ponieważ w tle wszystkiego,co wokół się działo, i na przekórtemu zrodziła się pomiędzy nimimiłość. Historia banalna i stara jakświat…Znaleźli się w Warszawie w maju1944 r., przyjechali, jak mówi wjednym z wywiadów dla polskiejTV, aby «zrobić powstanie». Odrazu po jego wybuchu zgłosili siędo jednego z punktów powstańczychw Sądach na Lesznie. Byłoto zgrupowanie «Leśnik», w składziektórego walczyli na Woli, Muranowiei Starym Mieście, aż dojego upadku włącznie. Następniekanałami przedostali się do Śródmieściai bronili go razem z innymioddziałami przez dwa dni, by potemudać się na Przyczółek Czerniakowski.Tam ukryli się w piwnicy,nie mając już żadnej informacjio tym, co się działo dookoła.W tym czasie Niemcy penetrowalipiwnice w poszukiwaniu powstańców,ale młodym ludziom udałosię uniknąć aresztowania, wydostaćsię i dołączyć do kolumny cywilów,przed tym wyrzucając wszystkieakcesoria powstańcze ze swoichplecaków. Z tą kolumną dotarli doobozu w Pruszkowie pod Warszawąi na tym skończyły się dla nichPODRÓŻ SENTYMENTALNA DO MIEJSC MŁODOŚCI. Z BRONISŁAWEM TROŃSKIM W DRUSKIENNIKACH. 1991R. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW IZABELI WILCZYŃSKIEJ-SZALAWSKIEJdziałania wojenne.O wydarzeniach z tamtego okresu:łapankach, aresztowaniach,ucieczkach i walkach na warszawskichulicach nie mówi prawie nigdy.Kiedy miała siły, raz na rok,nieomal pod przymusem brałaudział w powstańczych uroczystościach,jedynie, jak mówi, by spotkaćkogoś ze znajomych «niedobitków».Zawsze długo do tego sięszykowała, przychodziła eleganckai zadbana, ale bez jakichkolwiekokazjonalnych odznaczeń. A posiadaich kilka: zaszczytnych, jak nakobietę – m.in. Krzyż Walecznychi Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami.Dlaczego? Ją to po prostu niebawi. Zawsze chciała być tylko aktorką.Czuje się nią nawet dzisiaj inią chciałaby umrzeć.Kiedy wrócili z Bronkiem dozrujnowanej Warszawy, to pierwsze,o czym pomyśleli – o studiach.Przeżyli wojnę i teraz chcieli poprostu żyć, aby w pełni realizowaćswoje młodzieńcze plany i marzenia.Razem wyjechali do Krakowa:on – na studia prawnicze na UniwersytetJagielloński, a ona – nakurs aktorski znanego reżyseraIwo Galla. Po jakimś czasie pobralisię. On został dziennikarzem i ojcemjej syna Marcina. W przyszłościwydał wiele książek, przeważniereportażowo-eseistycznych, w którychopisywał swoje liczne podróżedziennikarskie, m.in. do Turcji,Tybetu, Ziemi Świętej, Algierii i in.Został także autorem głośnych zapisówo powstaniu pt. «Tędy przeszłaśmierć» oraz współautoremwspomnień dziennikarzy «Wojna ikonspiracja». A ona została aktorką.Swój egzamin sceniczny zdała w1947 r., debiutując w roli Balladynyna scenie teatru «Wybrzeże» wGdyni – teatru, który stworzył zeswoich studentów Iwo Gall, jej pedagog,dyrektor i mistrz, który to,jak twierdzi, zrobił z niej aktorkę.Grając tę ulubioną rolę, do którejpóźniej nie raz wracała, «wpadław oko» słynnemu Arnoldowi Szyfmanowi,wybitnemu reżyserowi,który zaangażował ją w 1948 r. doTeatru Polskiego w Warszawie. Zaczęłatam od roli Diany w «Fantazym»Słowackiego, dublując samąElżbietę Barszczewską – słynnągwiazdę teatru i kina jeszczesprzed wojny. Na ogól te pierwszelata na scenie zapowiadały głośnyi trwały sukces. Przez pewienczas grała prawie same królowe:Jadwigę w «Zakonie Krzyżackim»,Bonę w «Polacy nie gęsi», a pozatym Elżbietę w «Elżbiecie królowejAnglii», Małgorzatę w «RyszardzieIII», ale to już na scenie «TeatruPowszechnego».W okresie warszawskim, którytrwał do początku lat 60. zre-M A G A Z Y N 27


WYBITNI ŻYCIORYSY RODACYalizowały się wszystkie jej marzenia,zrodzone «w czasach grodzieńskich».Stała się znaną aktorką,grając dużo – około trzydziesturól i współpracując z wybitnymireżyserami swego czasu: Bardinim,Szletyńskim, Woszczerowiczem,Warmińskim, Korzeniowskim.Jak mówi, nie miała wtedyani ulubionych ról, ani ulubionychpartnerów. Każdego i każdą starałasię w czasie pracy zaakceptowaći to jej na ogół się udawało. Ale wżyciu prywatnym przeżyła klęskę –historia w dużym stopniu typowadla rodziny, łączącej dwie jaskrawetwórcze osobowości. Mimo topozostała pogodna, otwarta i dowcipna,a pod tym względem chybaniezbyt typowa, jako aktorka isamotna matka. Dopiero późniejpojawił się ktoś, obok którego zachciałazostać na zawsze. AndrzejSzalawski – jej długoletni i do dziśnieodżałowany partner w życiu ina scenie.Spotkali się już jako ludzie bardzodojrzali, mając za sobą lepsząpołowę życia twórczego orazciężki bagaż własnych sukcesówi klęsk. Dotychczas powtarza wzdumieniu: «Czy mogłam kiedyśpomyśleć, oglądając w ciasnymgrodzieńskim kinie «Dziewczętaz Nowolipek», że ten amant z filmubędzie moim mężem?». Przynim coraz mniej myślała o teatralnychsukcesach, pozostawiając muprawo królować na scenie. Dotądambitna, zadowalała się corazbardziej skromnymi rolami, schodzącna drugi plan, jak gdyby niechcąc przyćmić jego wygasającejsławy aktorskiej. Wcześnie, bo w1975 r., zostawiła scenę i już nigdytam nie powróciła, nawet pośmierci Szalawskiego. Jedynie Bógwie, co przeżywała, oglądając w telewizjiswoje dłużej «czynne» koleżankiRyszardę Hanin i MirosławęDubrawską. Od tamtego czasui do dziś zostają jej tylko wspomnieniaoraz satysfakcja i radość zsukcesów syna, który także zostałaktorem. Marcin Troński – to dzisiajgwiazda seriali, rozpoznawalnatwarz z okładek kolorowych czasopism.Bywała w Grodnie wielokrotnie,w tym też z Bronisławem Trońskimw roku 1991 r. Ale po razpierwszy po wojnie, pod konieclat 80. odwiedziła Grodno z synem.Chciała mu pokazać miastoswojej młodości, zapoznać z BolkiemWołosiewiczem, który pomógłuratować jego ojca, przywołaćwspomnienia z dawnych lat.Wtedy to miałam szczęście spotkaćsię z Aktorką, bo tak pewniesobie życzyła w tym momencie.Z pewnym scenicznym mitem,taką oto partnerką Niny Andrycz,Gustawa Holoubka i innych, znanychmi z polskich czasopism. Naszczęście nie trwało to długo, ponieważżywa ludzka natura łatwoprzebijała się przez okazałe szaty«Jej aktorskiej mości». Była dobrąaktorką, ale nie potrafiła grać w życiu.Za to ją lubięIZABELA WILCZYŃSKA-SZALAWSKA W SWOIM MIESZKANIU W WARSZAWIE. 1992 R. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW AKTORKI28 M A G A Z Y N


HISTORIADOROŻKA NA ULICY ZAMKOWEJ W GRODNIE. POCZ. XX W.A jednak mi żal...O dorożkach, dorożkarzach i pierwszych autobusach w GrodnieANDREJ WASZKIEWICZWybierając się dzisiaj w niedalekączy dalszą podróż, spędzamykilka lub kilkanaście godzin wkomfortowym autobusie, pociąguczy samolocie. Droga kojarzy namsię z pejzażami za oknem, gawędamiz przypadkowymi towarzyszamipodróży. Ale planując podróż,powiedzmy, z Grodna do Warszawyw połowie XIX wieku, trzebabyło przygotować się do spędzeniakilku dni w karecie, chłodnej w zimiei zakurzonej w lecie, a także donoclegów w przydrożnych karczmachi na stacjach pocztowych.W połowie XIX wieku jeszczenie było regularnej komunikacjipasażerskiej pomiędzy Grodnema innymi miastami Europy i ImperiumRosyjskiego. Dojechać doWarszawy czy Moskwy możnabyło tylko z Brześcia Litewskiego,który w tamtych czasach byłw składzie guberni grodzieńskiej.Dwa razy w tygodniu przez Brześćprzejeżdżały bryki pocztowe, zabierającczterech pasażerów, a czasod czasu – karety i kabriolety, wktórych mogło się rozmieścić nawet16 osób. Ale grodnianie, oczywiście,do Warszawy przez Brześćnie jeździli i wynajmowali karety umiejscowych furmanów.Sytuacja całkiem się zmieniłapo roku 1862, kiedy to przez naszemiasto przebiegła kolej Petersburg-Warszawa.Kolej ta połączyłaRosję z Europą, ale jednak pierwsipodróżujący nią pasażerowie zobaczyliprzez okna swoich wagonównie idylliczne pejzaże naszychstron ojczystych, lecz oddziałykozaków i żołnierzy rosyjskich.Patrioci Rzeczypospolitej, wśródktórych było wielu kolejarzy, walczyliz caratem o wolność swojegokraju. Dużo wrogów władzy carskiejbyło i wśród inżynierów francuskichoraz polskich – budowniczychkolei. Na stacjach pomiędzyWilnem a Warszawą początkowonawet były wywieszone szyldy zBiałym Orłem i napisami w językupolskim, ale niedługo to trwało.Po stłumieniu powstania styczniowegoszyldy po polsku zamienionona szyldy w języku rosyjskim.Podróżować pociągiem wtedymożna było w wagonach 1, 2, 3 i 4klasy. W przedziale pierwszej klasyjechało osiem osób, w drugiej klasiebyło już 10 pasażerów. W wagonachtrzeciej klasy w oknach niebyło szyb, a w wagonach czwartejklasy w ogóle nie było ani szyb woknach, ani dachu, ani żadnychprzystosowań do siedzenia. Jednakbiedni włościanie, szukający pracyw dalekim Petersburgu czy Warszawie,byli i tak szczęśliwi, że mogąskorzystać chociażby z takiegoM A G A Z Y N 29


HISTORIADOROŻKARZ GRODZIEŃSKI PRZY UL. BRYGIDZKIEJ. 1915 R.FOT. ZE ZBIORÓW FELIKSA WOROSZYLSKIEGOśrodku transportu. Tym bardziej,że w roku 1907 podróż pociągiemz Grodna do Petersburga zajmowałatylko jedenaście godzin, ażebydojechać do Warszawy trzebabyło spędzić w pociągu mniej niżtrzy i pół godziny. O wiele mniejniż dzisiaj!Ważnym elementem wizerunkunaszego miasta stał się most kolejowy,oddany do użytku w 1862roku, prawie pół wieku przed StarymMostem w Grodnie. Mostkolejowy został wysadzony przezwojska rosyjskie podczas I wojnyświatowej, w roku 1915, ale Niemcyw krótkim czasie wybudowalikoło niego drewniany most kolejowy,który funkcjonował do roku1920, kiedy to spłonął w czasiewojny polsko-bolszewickiej. Dlategoaż do połowy lat 20-ych pociągiz Warszawy jeździły jedyniedo stacji Łosośna. Jeśli ktoś chciałkontynuować podróż do Wilna –musiał przez całe miasto jechaćdo dworca kolejowego, a Niemenprzejechać po zwykłym moście.Więc od lat 60. XIX wieku podróżdo Grodna stała się sprawądość komfortową. Natomiast jedynymśrodkiem ruchu pasażerskiegopo samym mieście byłafurmanka, zamieniona w połowieXIX stulecia na bardziej lekkii komfortowy wariant pojazdu –dorożkę. Cech furmański istniał wGrodnie już od 1784 roku. Należałodo niego czternastu furmanów,którzy wozili ludzi przeważnie pomieście, ale za dość znaczne pieniądzemogli zawieźć do Wilna czynawet do Warszawy. Własnych furmanówmieli różni urzędnicy, lekarzeczy nawet mnisi. W roku 1860w Grodnie było już 55 dorożkarzy,co prawie całkiem zadowalało potrzeby19-tysięcznego miasta.Dorożkarze tworzyli ciekawąwarstwę społeczną, obeznaną wewszystkich ostatnich nowinachmiasta i okolic. Właśnie u dorożkarzyjako pierwszych można byłosię dowiedzieć o najnowszych wydarzeniachi plotkach. Władze pilniesię przyglądały pracy dorożkarzy,ustalając dla nich taryfę zaprzejazdy. Tak w roku 1910 przejechaćsię po mieście kosztowało 20kopiejek, przejazd od dworca kolejowegodo przystani na Niemniekosztował pasażera 40 kopiejek, aod dworca do Przedmieścia Zaniemeńskiego– 50 kopiejek. W nocy,to znaczy od północy do szóstejrano, wszystkie te trasy kosztowałyo 5 kopiejek drożej.W okresie międzywojennym dorożki,także jak i auta, były objęteobowiązkiem posiadania tablic rejestracyjnych.Ustalenie numeracjioraz wzorów, kształtu i kolorystykitablic należało do władz miejskich.Najczęściej na tablicach ztego okresu znajdowały się rok wydania,nazwa powiatu czy miasta ikolejny numer. Magistrat Grodnawydał dn. 14 kwietnia 1927 rokuprzepisy, które dotyczyły wyglądudorożek miejskich. Później coroku wiosną odbywały się przeglądydorożek. Dla przykładu w dn.25 kwietnia 1928 roku taki przeglądodbywał się na placu Wolności(obecnie plac Tyzenhauza). Ogodzinie 10. rano wszystkie dorożki,przeznaczone do obsługiwaniapasażerów, stały na placu, a urzędnicymiejscy oglądali wozy i koni,oceniając ich pod względem bezpieczeństwadla pasażerów i zgodnościz przepisami.30 M A G A Z Y N


JEDEN Z PIERWSZYCH AUTOBUSÓW NA ULICY MIASTECZKA POD GRODNEM. POCZ. XX W.Do początku XX stulecia dorożkinie miały żadnej konkurencji.Dopiero przed rokiem 1914 wpowiecie grodzieńskim pojawił siępierwszy rejs autobusowy: z Porzeczado Druskiennik. Jeździli nimna popularne uzdrowisko wczasowicze,którzy ze wszystkich zakątkówImperium Rosyjskiego pociągiemprzyjeżdżali do Porzecza.Dopiero w latach 30. XX wiekuwybudowano kolej wąskotorową zPorzecza do Druskiennik. Niestety,rozebrano ją parę lat temu.Nabierać rozmachu komunikacjaautobusowa w powiecie grodzieńskimzaczęła po I wojnieświatowej. Przez cały okres międzywojennywszystkie komunikacjepasażerskie były w rękach prywatnych,przy tym właściciele autobusówdość często bankrutowalii wypadali z gry. Tak w roku1926 koncesję na eksploatację komunikacjiautobusowej na tereniepowiatu grodzieńskiego posiadałoprzedsiębiorstwo «Autobus» zsiedzibą w hotelu «Metropol» przyulicy Bankowej. Na czele konsorcjumstał Czesław Kozłowski.Już na początku 1930 roku Magistratpodpisał umowę ze spółdzielnią«Autoruch» o organizacjiruchu autobusowego w mieście.W tym samym czasie Rada Miejskaprowadziła pertraktacje ze StowarzyszeniemSpółdzielсzym Dorożkarzyna otrzymanie wyłącznegoprawa na utrzymanie komunikacjiautobusowej w Grodnie. Ajuż w 1933 roku koncesja na przewozyautobusowe została przekazanaRyszardowi Jahołkowskiemu.Jednak mianowicie rok 1930może być uważany za początekpowstania w Grodnie miejskiej komunikacjiautobusowej, ponieważw tym roku powstały dwie pierwszelinie autobusowe w Grodnie.Pierwsza trasa zaczynała sięod dworca kolejowego, szła przezmost im. Józefa Piłsudskiego doprzedmieścia Zaniemeńskiego,a latem zaś – aż do wsi Łosośna,druga marszruta natomiast zaczynałasię od placu Skidelskiego (terazrejon dworca autobusowego)do ulicy Grandzickiej (teraz Gorkiego).Co się tyczy dojazdu do okolicGrodna – to w roku 1926 z miastaautobusem można było dojechaćdo Skidla, Jezior, Suchej Woli, Sopoćkiń,Krynek i Indury. Wszystkieautobusy odjeżdżały od przystankuna placu Stefana Batorego(teraz Sowiecki), gdzie w roku1930 dodatkowo wybudowano stacjębenzynową. Autobusem takżemożna było dojechać i do Druskiennik,przy tym autobusy orazauta osobowe podstawiano poddworzec kolejowy zgodnie z przyjazdempociągów.Tuż przed początkiem II wojnyświatowej, w roku 1938, autobusemz Grodna już można byłodojechać do Wilna, ale podróżnie należała do przyjemnych, ponieważautobus cały czas skręcałdo różnych miasteczek i wsi podrodze i podróż według rozkładutrwała aż sześć godzin. Poza tymwypada dodać, że jazda autobusembyła dla zwykłego chłopadość kosztowną przyjemnością,gdyż bilet kosztował 18 groszy odosoby za kilometr i żeby dojechać,powiedzmy, do Skidla trzeba byłowyłożyć z kieszeni sumę, za którąmożna było kupić z piętnaście litrówmleka. Dlatego w latach międzywojennychautobusem jeździliprzeważnie urzędnicy oraz zamożniejsimieszczanie na wczasy.Wiele się zmieniło z tamtychczasów. Podróż autobusem czypociągiem nie jest już dla nas zbytdrogą przyjemnością. A jednakmi żal... czasami tak by się chciałoprzejechać dorożką ulicami staregoGrodnaM A G A Z Y N 31


RELIGIABERNARD PAKULNICKIKRZYŻ PRZYDROŻNY TUŻ PRZY NIEMNIE KOŁO STOŁPCÓW32 32 M A G A Z Y N


Dekalog czyli Dziesięć Przykazań BożychPrzykazanie szósteNie cudzołóżKS. JERZY MARTINOWICZWszystkie przykazaniaDekalogu są ważne, jednakw dzisiejszych czasachszczególną uwagę powinnosię zwracać na przykazanieszóste. W ciągu ostatnichlat ludzie bardzo zmieniliswój stosunek dospraw związanych zseksualnością.Społeczeństwo stało się bardziejtolerancyjne i zaczęło akceptowaćróżne rzeczy, które jeszcze nie takdawno były uważane za sprzecznez sumieniem i moralnością chrześcijańską.Pornografia stała się elementemwszechobecnej komercji, jest wykorzystywanajako chwyt reklamowy.Seksualność jednak jest daremotrzymanym od Boga, który trzebacenić i pielęgnować. Św. Pawełw liście do gminy chrześcijańskiejw Koryncie pisał: «Czyż nie wiecie,że ciało wasze jest świątyniąDucha Świętego, który w was jest,a którego macie od Boga» (1 Kor6,19-20).Przeżywając czas Wielkiego Postu,czas wyrzeczenia i ofiary, wypadałobyuczynić porządny rachuneksumienia i zadać sobie pytanie:czy pamiętam o tym, że moje ciałojest świątynią Ducha Świętego?A może dbam wyłącznie o ciałozapominając o wnętrzu i stało sięono dla mnie bożkiem?Przestrzeganie szóstego przykazaniajest bardzo ważne. Wydajesię, że we współczesnym świecienie ma dla niego miejsca, ponieważchociażby środki masowego przekazucały czas reklamują i zachęcajądo korzystania z antykoncepcji.Wielu ludzi «karmi się» nie chlebempowszednim, lecz obrzydliwymifilmami, fotkami, portalamierotycznymi. Czystość przedmałżeńskastała się niemodna, a więcprawie nieaktualna. W dzisiejszychczasach wyśmiewa się dziewictwo,bezżenność, które się ukazuje jaknaiwność, nieumiejętność korzystaniaw pełni z życia, zapominającprzy tym, że do takiej formy życiazachęcał Chrystus.Człowiek został obdarzonyseksualnością, która jest przedewszystkim darem Bożym. Trzebaz niego odpowiedzialnie i zgodniez dekalogiem korzystać, bo seksualnośćto również zadanie, któretrzeba dobrze wykonać.Jak poucza Katechizm KościołaKatolickiego, istnieją różne formyczystości: «Wszyscy ludzie powinniodznaczać się cnotą czystościstosownie do różnych stanówswego życia; jedni, przyrzekającBogu dziewictwo lub święty celibat,w ten sposób mogąc łatwiejpoświęcić się niepodzielnym sercemBogu; inni natomiast prowadzącżycie w taki sposób, jaki prawomoralne określa dla wszystkich,zależnie od tego, czy są związanimałżeństwem, czy nie. Osobyzwiązane małżeństwem są wezwanedo życia w czystości małżeńskiej;pozostali praktykują czystośćwe wstrzemięźliwości» (KKK2349).Jezus Chrystus, wypowiadającna górze błogosławieństw znamiennesłowa: «Błogosławieniczystego serca, albowiem oni Bogaoglądać będą» (Mt 5,8), zapraszawszystkich ludzi do życia w czystości.Dążenie do pełnej czystościwymaga wielkiej wytrwałości i trwaprzez całe życie.Podsumowując powyższe rozważanie,trzeba podać konkretnewykroczenia przeciw czystości.Oto one. Rozwiązłość jest nieuporządkowanympożądaniem lubnieumiarkowanym korzystaniemz przyjemności cielesnych (KKK2351). Masturbacja jest aktem wewnętrzniei poważnie nieuporządkowanym(KKK 2352). Nierządjest zjednoczeniem cielesnym międzywolnym mężczyzną i wolnąkobietą poza małżeństwem (KKK2353). Pornografia znieważa czystość,narusza poważnie godność,ponieważ jedni stają się dla drugichprzedmiotem prymitywnejprzyjemności i niedozwolonegozarobku (por. KKK 2354). Prostytucjanarusza godność osoby, któraoddaje się prostytucji, stając sięprzedmiotem przyjemności cielesnejkogoś drugiego. Ten, kto płaci,grzeszy ciężko przeciw sobie samemu,niszczy czystość, do którejzobowiązuje go chrzest, i znieważaswoje ciało, świątynię Ducha Świętego(KKK 2355). Gwałt oznaczawtargnięcie przemocą w intymnośćpłciową osoby. Jest naruszeniemsprawiedliwości i miłości(KKK 2256).Należy jeszcze przywołać nauczanieKatechizmu Kościoła Katolickiego,które jasno stwierdza,że cudzołóstwo i rozwód, poligamiai wolny związek są poważnymiwykroczeniami przeciw godnościmałżeństwa (KKK 2400)M A G A Z Y N 33


POLONIA HISTORIANotatki z BrazyliiANDŻELIKA BORYSStowarzyszenie «WspólnotaPolska» od kilku latorganizuje program«Czas na Polskę». Jest onskierowany na animowaniepolskości wśród naszychrodaków zamieszkałych wkrajach Ameryki Łacińskiej(Argentynie, Brazylii), aostatnio projekt zostałrozszerzony o takie krajejak Rosja, Azerbajdżani Ukraina. Inicjatoremi twórcą programu byłMaciej Płażyński, prezesWspólnoty Polskiej, którytragicznie zginął 10 kwietnia2010 roku w katastrofieSmoleńskiej.W ramach programu do wyżejwymienionych krajów kierowanisą wolontariusze z Polski, by pomóczamieszkałym tam rodakomw umacnianiu tożsamości narodowejpoprzez naukę języka polskiego,poznania historii i kultury orazpropagowanie wiedzy o współczesnejPolsce.Właśnie jako wolontariuszkęWspólnota Polska wysłała mnie zmisją do naszych rodaków w Brazylii.Brazylia: kraj i ludzieBrazylia jest państwem położonymw środkowej i wschodniejczęści Ameryki Południowej nadOceanem Atlantyckim. Kraj mabardzo urozmaiconą rzeźbę terenu,którą tworzy powierzchnia wyżynno-nizinnaz rozbudowaną sieciąrzeczną. Więc jest wszystko:piękne góry, lasy równikowe, niziny...Krajobrazy są bardzo piękne,jestem zauroczona nimi od moichpierwszych kroków na ziemi brazylijskiej.To duży kraj, zamieszkuje goponad 180 milionów ludzi. Współczesnyskład etniczny odzwierciedladzieje kraju. Ponad połowęmieszkańców stanowią ludziebiałej rasy, Murzyni – 7%, rdzennimieszkańcy kraju Indianie tylko1%, reszta to ludność mieszana– Mulaci i Metysi.Administracyjnie Brazylia jestpodzielona na 26 stanów i jedendystrykt federalny, językiem urzędowymkraju jest język portugalski.Większość mieszkańców Brazyliito katolicy. Dzisiaj jest to jedenz najlepiej rozwiniętych krajówAmeryki Południowej. Podczas,gdy świat jest w kryzysie, Brazylijczycypotrafili dokonać cudugospodarczego.Tereny obecnej Brazylii byłyzasiodlone przez półkoczowniczeplemiona Indian. W 1500 rokuPortugalczycy odkrywają Brazylię iprzez 300 lat Brazylia jest koloniąPortugalii. W 1822 roku zostałoutworzone samodzielne CesarstwoBrazylii, a w 1889 roku – republikafederacyjna.W II połowie XIX wieku w Brazyliizaczęto na szerszą skalę uprawiaćkawę, co spowodowało masowyprzypływ emigrantów, główniez Europy do pracy na plantacjach.Pod koniec XIX wieku do Brazyliiprzyjechało ponad 5 milionówprzybyszy z Europy i Azji. W tymwłaśnie okresie do Brazylii przybywająemigranci z Polski, Hiszpanii,Portugalii, Włoch.W XIX-XX ww. rządy demokratycznew Brazylii trzykrotnie zmieniałydyktatury, a w latach 1964-1985 panowała dyktatura wojskowa.W 1988 roku została uchwalonakonstytucja kraju, następują pozytywnezmiany i Brazylia wychodziz kryzysu gospodarczo-politycznego.Głową państwa jest prezydent,wybierany w powszechnymgłosowaniu. Obecnym prezydentemBrazylii jest Dilma Rouseff.Brazylia ma długą historię i bogatąkulturę, która kształtowałasię pod wpływem kultur krajóweuropejskich, są w niej elementyafrykańskie i amerykańskie.Jest to państwo bardzo zróżnicowanepod względem demograficznym,zawierające w sobie definicjewielu różnych kręgów kulturowych.Znajdziemy tu ślady dawnychcywilizacji Indian południowoamerykańskich,czasów kolonizacji,gdy Brazylia była terenemwalki o wpływy, okresu niewolnictwaaż po najnowsze zawirowania.Jeżeli zapytać obcokrajowców, zczym im się kojarzy Brazylia – napewno powiedzą, że z karnawałemw Rio. To najbardziej znane wydarzeniekulturalne Brazylii. Karnawałw Rio de Janeiro rozpoczynasię w piątek przed Środą Popielcowąi trwa przez cztery-pięć dni.Podobne karnawały o mniejszymzasięgu odbywają się praktyczniewe wszystkich miastach na tereniecałego kraju. Brazylijczycy potrafiąsię bawić. Karnawał to naprawdęniezapomniane widowisko!Polonia dawniej i dziśPierwsi emigranci znad Wisłypojawili się w Brazylii w roku1869 w stanie Catarina i Parana, aod roku 1875 zaczęli przybywać dostanu Rio Grande do Sol. Nasi rodacyw nowym kraju zamieszka-34 M A G A Z Y N


DOM POLSKI W AGIA BRANCA W BRAZYLIInia zakładali polskie osady, organizowalisię w lokalne społeczności,tworzyli polskie szkoły, wznosiliświątynie. Zakładali też grupy muzyczne,taneczne. Do 1938 rokupolscy osadnicy mieli szkolnictwopolskie, w kraju funkcjonowałoponad 300 szkół polskich. Szkolnictwempolskim opiekowały sięTowarzystwo Kultura oraz ZwiązekSzkół Katolickich «Oświata».W rodzinach kultywowano polskietradycje i obyczaje, a podstawowymjęzykiem w komunikacji rodakówbył język polski.W 1938 roku ówczesny rządBrazylii rozpoczyna proces budowaniai umocnienia państwowości.W wyniku tej polityki zostałyzamknięte szkoły, w których językiemwykładowym był inny językniż portugalski. Wprowadza się zakazużywania języków emigrantów.Czy to coś nam przypomina? Takiedziałania państwa brazylijskiegospowodowały, że kolejne pokoleniaemigrantów polskich utraciłykontakt z językiem i kulturą krajuswego pochodzenia.W okresie powojennym kontaktz Polską, był również bardzoutrudniony, gdyż władze PRL-unie interesowały się losem Polonii.Zmiany przyniósł dopiero rok1978, gdy w Stolicy Apostolskiejzostał wybrany na papieża Polak,w Brazylijczykach polskiego pochodzeniaodradza się zainteresowaniePolską. Po pielgrzymce OjcaŚwiętego w 1980 roku do Brazyliijeden z parków w Kurytybie zostajenazwany imieniem Jana PawłaII. Obecnie tam znajduje się kapliczka,pomnik Ojca Świętego iMuzeum Polskiej Emigracji.W roku 1990 powołany zostałBraspol – Centralna ReprezentacjaWspólnoty Brazylijsko-Polskiejw Brazylii. Organizacja została powołana,aby odradzać poczuciepolskości w potomkach polskichemigrantów, sprzyjać zachowaniutożsamości narodowej i bronić historycznegowkładu polskich emigrantóww budowę i rozwój Brazylii.W związku z tym organizujewiele przedsięwzięć kulturalnych,spotkań pomiędzy Polakamiw różnych regionach Brazylii, wycieczkikrajoznawcze do Polski, zakładanesą grupy taneczne i muzyczne.Ważne miejsce zajmuje naukajęzyka polskiego oraz upamiętnienieosadnictwa polskiego.Braspol ma ponad 60 struktur –oddziałów oficjalnie zarejestrowanychw skali całego kraju. Od niedawnaBraspol otrzymuje pomocz Polski. Przedsięwzięcia organizowanesą kosztem własnym lubze środków otrzymanych od rządubrazylijskiego. Wiele projektówkulturalnych i edukacyjnych Poloniijest dofinansowywana przezwładze lokalne oraz MinisterstwoKultury Brazylii. I politycy, i samimieszkańcy kraju lubią podkreślać,że jednym z bogactw Brazylii jestróżnorodność kultur.Za pośrednictwem Stowarzyszenia«Wspólnota Polska» w Brazyliizostało wybudowanych kilkadomów polskich. Miałam okazjęodwiedzić kilka z nich: w miejscowościachAguia Branka – (w językupolskim oznacza Orzeł Biały),Campo do Tonento oraz Guaranidas Misoes. W tym ostatnimna tablicy widnieje napis: «Polacyzawdzięczają wielkość swojegożycia problemom i trudnościom,które zwyciężyli, a źródłem duchowejsiły i przetrwania była wiara wBoga i miłość do Ojczyzny». Jesteśmydo siebie podobni.Wszędzie, gdzie bywałam, ludziesię interesują, jak nam się żyje.W Kurytybie miałam wykład oKresach Wschodnich. Po nim zaproponowanomi, żebym wystąpiłana uniwersytecie w stolicy kraju– mieście Brazylia.Obecnie według oficjalnych danychPolonia w Brazylii liczy około3 milionów osób. Większość tosą potomkowie w piątym, szóstymi siódmym pokoleniach praktycznienieznający już języka swoichprzodków.Obcując z rodakami w różnychzakątkach Brazylii obserwuję, żedzisiejsi potomkowie przybyszyznad Wisły chcą utrzymywać kontaktz Macierzą, krajem bardzo dalekimodległościowo, ale jakże bliskimsercu. Jest w nich chęć uczyćsię języka polskiego i poznawaćkulturę swoich przodków. Sprzyjatemu polityka państwa brazylijskiegooraz zainteresowanie sprawamiPolonii w Polsce i konkretnapomoc rodakomAndżelika BORYSM A G A Z Y N 35


SPOJRZENIE POEZJA NA BIAŁORUŚWisława SzymborskaGawęda o miłości do ziemi ojczystejBez tej miłości można żyć,mieć serce suche jak orzeszek,malutki los naparstkiem pićz dala od zgryzot i pocieszeń,na własną miarę znać nadzieję,w mroku kryjówkę sobie uwić,o blasku próchna mówić «dnieje»,o blasku słońca nic nie mówić.Jakiej miłości brakło im,że są jak okno wypalone,rozbite szkło, rozwiany dym,jak drzewo z nagła powalone,które za płytko wrosło w ziemię,któremu wyrwał wiatr korzeniei jeszcze żyje cząstkę czasu,ale już traci swe zieleniei już nie szumi w chórze lasu?Ziemio ojczysta, ziemio jasna,nie będę powalonym drzewem.Codziennie mocniej w ciebie wrastamradością, smutkiem, dumą, gniewem.Nie będę jak zerwana nić.Odrzucam pusto brzmiące słowa.Można nie kochać cię – i żyć,ale nie można owocować.Nic dwa razyNic dwa razy się nie zdarzai nie zdarzy. Z tej przyczynyzrodziliśmy się bez wprawyi pomrzemy bez rutyny.Choćbyśmy uczniami bylinajtępszymi w szkole świata,nie będziemy repetowaćżadnej zimy ani lata.Żaden dzień się nie powtórzy,nie ma dwóch podobnych nocy,dwóch tych samych pocałunków,dwóch jednakich spojrzeń w oczy.Wczoraj, kiedy twoje imięktoś wymówił przy mnie głośno,tak mi było, jakby różaprzez otwarte wpadła okno.WISŁAWA SZYMBORSKA (1923-2012)Dziś, kiedy jesteśmy razem,odwróciłam twarz ku ścianie.Róża? Jak wygląda róża?Czy to kwiat? A może kamień?Czemu ty się, zła godzino,z niepotrzebnym mieszasz lękiem?Jesteś — a więc musisz minąć.Miniesz — a więc to jest piękne.Uśmiechnięci, wpółobjęcispróbujemy szukać zgody,choć różnimy się od siebiejak dwie krople czystej wody.NagrobekTu leży staroświecka jak przecinekautorka paru wierszy. Wieczny odpoczynekraczyła dać jej ziemia, pomimo że trupnie należał do żadnej z literackich grup.Ale też nic lepszego nie ma na mogileoprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowyi nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.36 M A G A Z Y N


DAWNIEJ I TERAZLIDA. ZAMEK GEDYMINA. POCZ. XX W. FOT. Z PRYWATNYCH ZBIORÓW ALEKSANDRA KOŁYSZKIALEKSANDER KOŁYSZKOOBECNY WYGLĄD ODBUDOWANEGO ZAMKU KSIĄŻĄT LITEWSKICH


© MAGAZYN Polski 2012 r.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!