wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
W OBIEKTYWIE KONRADA<br />
Kudowa o świcie... (fot. Konrad Buss)<br />
...i o zmierzchu (fot. Konrad Buss)<br />
W następnym numerze P. K.", m.in.:<br />
"<br />
– Rodziny kudowskie<br />
– Wspomnienia c.d.<br />
– Stary żołnierz nie umiera<br />
– Kudowianie w służbie<br />
Narodów Zjednoczonych<br />
...i inne<br />
PAMIĘTNIK KUDOWSKI<br />
kwartalnik społeczno-kulturalny<br />
PK ukazuje się w ostatniej dekadzie<br />
marca, czerwca, września i grudnia.<br />
Oddano do druku 3.VII.2009. Nakład 500 egz.<br />
Następny numer ukaże się w III kwartale 2009<br />
(jesień 2009).<br />
Redaguje zespół:<br />
Bronisław M. J. Kamiński (B.K.) – Red. Naczelny<br />
e-mail: bronislaw.kaminski@neostrada.pl<br />
Marek Biernacki (M.B.) – Zast. Red. Nacz.<br />
e-mail: koksip@kudowa.pl<br />
Urszula Faroń-Bielecka<br />
Konrad Buss<br />
Jarosław Charczuk<br />
Krzysztof Chilarski<br />
Wojciech Heliński<br />
Zbigniew Kopeć (Z.K)<br />
Mikołaj Krzemiński (M.K.) – Sekr. Red.<br />
Katarzyna Mrowiec<br />
Agnieszka Stwertetschka<br />
Skład i oprawa graficzna:<br />
FeliX, Małgorzata Bełdowska<br />
Projekt okładki:<br />
FeliX<br />
Druk:<br />
© Wydawnictwo ZET® Wrocław 2009<br />
tel. 071 793 67 47; fax 071 783 28 64<br />
e-mail: biuro@wydawnictwozet.pl<br />
Wydawca:<br />
<strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />
Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju<br />
Wszelkie prawa zastrzeżone<br />
Adres Redakcji:<br />
ul. Pstrążna 14<br />
57-350 Kudowa-Zdrój<br />
tel. 074 866 28 43<br />
e-mail: skansen@kudowa.pl<br />
Przedruk tekstów bez ograniczeń pod warunkiem podania źródła.<br />
<br />
<br />
<br />
Nr 2 (3) 2009 • ISSN 1689-8753 Lato 2009<br />
IVAN<br />
maliński<br />
„Mieszko I jedzie po Dobrawę”<br />
(przez tereny dzisiejszej Kudowy)<br />
– obraz olejny na płótnie.<br />
W NUMERZE M.IN.:<br />
• POWROTY<br />
• OTWARCIE ORLIKA 2012<br />
• REWITALIZACJE<br />
• TKACTWO<br />
• SUDETY WOŁYŃ<br />
• ORMIANIE W KUDOWIE<br />
• JÓZEF ŻÓŁTAŃSKI<br />
• KZPB W CZASIE WOJNY<br />
• KAYZEROWIE KUDOWSCY<br />
Kwartalnik wpisany do rejestru czasopism w Sądzie Okręgowym w Świdnicy nr rej. 267<br />
zgodnie z Art. 20 Ustawy z dnia 26.I.1984 r. Prawo prasowe.<br />
Wydawany przez <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju
OPINIE<br />
Listy do Redakcji<br />
Do Czytelników<br />
WIERSZE GABRIELI<br />
▶ Jarek Charczuk<br />
Nie bójmy się być przyzwoici<br />
„Czy rodzice wiedzą, co wyrabiają ich młode córki i synowie.<br />
Wystarczy w piątkowy, sobotni lub niedzielny wieczór pójść<br />
w okolice dyskotek. Niegdyś kpiliśmy z tzw. zgniłego zachodu<br />
i teraz mamy zgniły wschód, a nawet centrum Europy. Plaga<br />
demoralizacji jest coraz większa. Okropny język, niszczenie koszy<br />
na śmiecie, zaczepne nieprzyjemne odzywki. Gdy reaguję<br />
to czasem słyszę wiązkę „pobożnych życzeń”. Patrzę na reakcje<br />
innych i co widzę − obojętność krótkowzroczną, nawet strach.<br />
Po prostu tchórzostwo dorosłych. Zawsze można wezwać policję,<br />
ale nie o to chodzi. Postarajmy się zacząć od nas samych<br />
i naszych własnych dzieci. Nie bójmy się być przyzwoici…”.<br />
(Ryszard M.)<br />
➢ Od Redakcji: tak, nie wstydźmy się być odważni.<br />
Cena „Pamiętnika”<br />
Moja sąsiadka mówi, że Wasz Pamiętnik to za droga gazeta<br />
– 4 zł. Ale to przecież kwartalnik, czyli miesięczny wydatek wychodzi<br />
na mniej niż 1,50 zł. Miesięcznie!!! A pismo jest fantastyczne.<br />
Na Waszym miejscu dałabym prawdziwą cenę, czyli<br />
jak wiem to 6 zł. Komu na tym zależy, ten kupi. A komu nie zależy<br />
− to takim nie warto się przejmować. I tak niczego nie doceni.<br />
Woli wydać więcej na paczkę papierosów lub piwo.<br />
(Irena S.)<br />
➢ Od Redakcji: dziękujemy, Pani Ireno.<br />
Psy na łańcuchach<br />
Przyjeżdżam do Kudowy z Wrocławia. Mam oba pierwsze numery<br />
Waszego Pamiętnika. Wracam do losu psów w Kudowie.<br />
Jak idę uliczką od stawu do Toronta w Czermnej, to serce mi się<br />
kraje. Jak przekonać ludzi, że trzymanie psów na łańcuchach<br />
to gorzej niż średniowiecze? Nie świadczy to dobrze o ludziach.<br />
Taki, co trzyma psa na łańcuchu sam powinien być na łańcuchu.<br />
(Teresa Ch.)<br />
➢ Od Redakcji: Pani Tereso, trochę za ostro.<br />
Honorowemu Obywatelowi Kudowy-Zdroju<br />
Ks. Janowi Myjakowi<br />
najlepsze życzenia z okazji 50-lecia kapłaństwa<br />
składają:<br />
Przewodniczący Rady Miejskiej<br />
Bogusław Burger<br />
Burmistrz MiastaKudowy-Zdroju<br />
Czesław Kręcichwost<br />
Znowu nie pomieściliśmy wszystkich nadesłanych materiałów.<br />
Nie możemy nadmiernie zwiększać objętości pisma,<br />
ponieważ wówczas rosną koszty druku. Moglibyśmy to zrobić,<br />
gdyby znaleźli się sponsorzy dla „Pamiętnika Kudowskiego”.<br />
Na czym może polegać taki sponsoring? Na zleceniu<br />
reklamy w formie informacji o jakimś obiekcie,<br />
zakładzie pracy, usługach, zdarzeniu lub wydarzeniu ważnym<br />
dla osoby zlecającej − jej rodziny lub towarzystwa, zamieszczeniu<br />
fotografii itp. Istnieje tu dużo możliwości. Zlecający<br />
reklamę tego rodzaju równocześnie pozwala<br />
sprzedawać pismo po cenie dostępnej dla mieszkańców.<br />
Najuprzejmiej przypominamy , że cała redakcja pracuje<br />
społecznie, nikt nie ma z tego tytułu żadnego wynagrodzenia.<br />
Koszt przygotowania i druku wynosi ok. 6 zł od jednego<br />
egzemplarza, a sprzedajemy po 4 zł. Nadrabiamy sprzedażą<br />
kartek pocztowych w <strong>Muzeum</strong>, ale jest to za mało.<br />
Dlatego apelujemy o pewnego rodzaju sponsoring, który<br />
może okazać się ważny dla kultury naszego kudowskiego<br />
środowiska. Pismo nasze jest oceniane bardzo dobrze i poszukiwane<br />
przez ważne osoby w Polsce i za granicą. Jest to<br />
dla naszej redakcji wielki zaszczyt. Nie chcemy podwyższać<br />
ceny, aby nasi Czytelnicy mogli kupować także inne pisma,<br />
zwłaszcza nasze lokalne, jak Euroregio Glacensis, Nowa Gazeta<br />
Gmin, Brama i pisemka parafialne. Kupowanie prasy<br />
lokalnej świadczy o trosce o kulturę i życie społeczne naszego<br />
środowiska.<br />
W tym numerze drukujemy więcej wspomnień naszych<br />
mieszkańców. Chętnie będziemy drukować ich jeszcze więcej.<br />
Prosimy o nadsyłanie ich do redakcji.<br />
Na okładce przedstawiamy obraz Iwana Malińskiego<br />
pt. „Mieszko I jedzie do Czech po Dobrawę”. Jest to wielki<br />
i piękny obraz olejny na płótnie, w ozdobnych ramach, który<br />
mógłby być ozdobą szkoły, pensjonatu, hotelu, każdej instytucji<br />
i każdego dużego domu. Jego wartość wyceniana<br />
jest na kwotę 15.000 zł. Na prośbę naszej redakcji – i za prezentowanie<br />
jego malarstwa – autor wyjątkowo zgodził się<br />
go sprzedać za cenę 7.500 zł. (+ 48 604.298.451) z nadzieją<br />
że trafimy na kogoś z Kudowy.<br />
Czy Mieszko I jechał po Dobrawę przez Kudowę? W literaturze<br />
czeskiej spotykamy takie opisy. Zadaliśmy pytanie<br />
historykom Uniwersytetu Wrocławskiego czy taką wersję<br />
można przyjąć jako prawdopodobną. Otrzymaliśmy odpowiedź,<br />
że dokładnie nie wiemy, ale nie należy wykluczyć,<br />
że tak mogło być. Wtedy, gdy Mieszko I mógł jechać przez<br />
Kudowę − naszej miejscowości jeszcze nie było. Mogły być<br />
jakieś pojedyncze domostwa. Ale były te same góry i te<br />
same rzeczki i nasz pierwszy polski władca widział te góry,<br />
takie jakie my dzisiaj widzimy, a jego koń zapewne pił wodę<br />
z rzeki na Słonem. Już Mieszkowy koń mógł się poznać na<br />
dobroczynnych kudowskich wodach.<br />
Lider i historia Orkiestry Zdrojowej, człowiek o wielkim sercu,<br />
wirtuoz skrzypiec – Marek Jasiński (fot. Konrad Buss)<br />
Od lewej: Marek Jasiński, Radosław Grzegorczyk, Piotr Podarzecki<br />
ORKIESTRA ZDROJOWA<br />
▶ Marek Biernacki<br />
Nie wyobrażamy sobie, aby nasz kurort<br />
nie rozbrzmiewał czarownymi melodiami<br />
Orkiestry Zdrojowej. O jej historii i muzykach<br />
ją tworzących już w następnym<br />
numerze naszego Pamiętnika. Aby się do<br />
niego dobrze przygotować zapraszamy na<br />
koncerty Orkiestry w środy o godz. 15 00<br />
do Sali Koncertowej Pijalni Wód Mineralnych<br />
i soboty o godz. 11 00 do Muszli Koncertowej<br />
w Parku Zdrojowym.<br />
Nasze pismo przedstawia oblicza Kudowskich poetów,<br />
umieszczamy ich wiersze i za każdym razem jest<br />
to wycieczka w zupełnie nowy, inny styl pisania. W letnim<br />
numerze „Pamiętnika” mam ogromną przyjemność<br />
przedstawić Czytelnikom twórczość bardzo młodej poetki<br />
− przyszłej licealistki Gabrieli Szukszto. Część Kudowian<br />
pamięta ją i jej wiersze z występów w naszym<br />
teatrze, gdzie zaprezentowała swoją twórczość większej<br />
liczbie osób.<br />
Poezja towarzyszy Gabrieli już od wczesnych lat i jest<br />
jej metodą na odreagowanie. Dla niewtajemniczonych<br />
− to receptura dosyć prosta: zamykamy to co nas boli<br />
i martwi w słowa i tworzymy z tego wiersze. To właśnie<br />
robi Gabrysia i tak zaczęła pisać.<br />
„Nie potrafię pisać na zamówienie” – mówi młoda<br />
poetka i dodaje, że tworzy jedynie pod wpływem natchnienia,<br />
które niestety, pojawia się – czasami − w niezbyt<br />
wesołych momentach życia. W rezultacie powstają<br />
bardzo głębokie i refleksyjne wiersze, które czasami<br />
emanują smutkiem, ale Gabrysia się tego nie wstydzi,<br />
bo przecież każdy z nas ma w sobie podobne uczucia.<br />
Zapewne niektórzy nie mogą się już doczekać poezji<br />
Gabrysi, a więc bez dalszego przeciągania prezentuję jej<br />
interesujące wiersze. Nasza redakcja życzy Gabrysi rozwoju<br />
pisarskiego talentu.<br />
Krwawe...<br />
Uczucie przesiąknięte krwią.<br />
Przychodzi dniami i nocami,<br />
Nawiedza cały dom,<br />
lecz nie wchodzi drzwiami.<br />
Choćbyś nie wiem jak się krył<br />
Dopadnie cię.<br />
Serce zamieni w pył ,<br />
ale tak szybko nie odejdzie.<br />
Choćbyś krzyczał ile w płucach sił,<br />
Choćbyś przegonić je chciał<br />
Nie wygrasz z nim<br />
To ono przewagę ma.<br />
Redakcja<br />
Gabriela Szukszto
WYDARZENIA<br />
Kronika − Orlik 2012<br />
6 kwietnia 2009 r. nastąpiło uroczyste<br />
otwarcie kompleksu boisk sportowych<br />
pod nazwą „Orlik 2012” przy<br />
Zespole Szkół Publicznych im. Jana<br />
Pawła II. Jest to w ostatnich latach<br />
druga ważna inwestycja sportowo-rekreacyjna<br />
po wybudowaniu krytego<br />
basenu. Obie te inwestycje są ogromnym<br />
dobrodziejstwem Kudowy.<br />
Dzięki funkcjonowaniu basenu nasza<br />
młodzież jest zdrowsza, jest mniej<br />
wad postawy. Dobrodziejstwo tej inwestycji<br />
odczujemy wbardzo szybko.<br />
Atrakcyjność urządzeń sportowych<br />
daje młodzieży szansę pożytecznych<br />
i zdrowych zajęć. Nie każde miasto<br />
wielkości Kudowy może poszczycić<br />
się taką inwestycją. Wymagała bowiem<br />
nie tylko zrozumienia takiej<br />
potrzeby, ale także wielu zabiegów<br />
Burmistrza i pracowników Urzędu<br />
Miasta dla zdobycia środków finansowych.<br />
Dyrektor Barbara Dziubińska<br />
w przemówieniu na tej uroczystości<br />
dziękowała Burmistrzowi Kręcichwostowi<br />
za doprowadzenie tej sprawy<br />
do pełnego sukcesu. Słowa wdzięczności<br />
kierowała także do sponsorów<br />
wspomagających inwestycję. Otwarcie<br />
Orlika 2012 miało bardzo uroczysty<br />
charakter. Kompleks sportowy<br />
otrzymał imię Mieczysława Łopatki,<br />
znanego mistrza sportu, koszykarza<br />
Na zdjęciu: moment otwarcia z symbolicznym przecięciem wstęgi. Od lewej: Barbara Dziubińska<br />
− Dyrektor Zespołu Szkół, Piotr Borys – Wicemarszałek Dolnośląski, Czesław Kręcichwost − Burmistrz<br />
Kudowy-Zdroju, Grzegorz Schetyna – Wicepremier Rządu , Mieczysław Łopatka – mistrz<br />
sportu, koszykarz (Red.)<br />
i wielokrotnego reprezentanta Polski.<br />
W otwarciu wzięła udział grupa olimpijczyków,<br />
mistrzów sportu. Przybyli<br />
znakomici goście z Wicepremierem<br />
G.Schetyną, Wicemarszałkiem P.Borysem<br />
i Biskupem A.Bałabuchem.<br />
Kudowa-Zdrój, 18 czerwca 2009 r<br />
Oświadczenie byłych kresowian<br />
z Kudowy- Zdroju<br />
i Pogórza <strong>Sudeckiego</strong><br />
w sprawie nadania tytułu dr h.c<br />
Prezydentowi Ukrainy<br />
Panu Wiktorowi Juszczenko<br />
W imieniu grupy moich krewnych i przyjaciół<br />
mieszkających w Kudowie-Zdroju i na Pogórzu<br />
Sudeckim mam zaszczyt oświadczyć, że<br />
Uchwała Rektora i Senatu Katolickiego Uniwersytetu<br />
Lubelskiego o nadaniu tytułów doktora<br />
honoris causa Prezydentom obecnych niepodległych<br />
krajów, a wchodzących niegdyś w skład<br />
wielonarodowej I Rzeczpospolitej została przez<br />
nas przyjęta z wielkim zadowoleniem. Wyrażamy<br />
uznanie i wdzięczność władzom Katolickiego<br />
Uniwersytetu Lubelskiego za nawiązywanie<br />
do pięknych kart naszej wspólnej historii. W<br />
długiej historii, w tym miejscu Europy bywają<br />
także chwile trudne. Nie powinniśmy zapominać,<br />
że w tej wielonarodowej Rzeczypospolitej<br />
byliśmy narodem decydującym o życiu tych<br />
wielu narodów. Szczycimy się pięknymi kartami,<br />
ale powinniśmy również z pokorą brać na<br />
siebie także i zło, które mogło powstać z naszej<br />
przyczyny.<br />
Grupa, w imieniu której składam to oświadczenie<br />
pochodzi z polskiej miejscowości<br />
na Podolu, w której urodził się i wychował<br />
ks. dr płk Józef Zator-Przytocki. Nasi ojcowie<br />
i bracia walczyli z UPA, ale nie traktujemy tego<br />
tak, że walczyli z Ukraińcami. Było bowiem<br />
wielu Ukraińców, którzy dla ratowania Polaków<br />
stracili życie z rąk terrorystów UPA. Pan<br />
Prezydent Wiktor Juszczenko jest prezydentem<br />
wszystkich Ukraińców i miejmy ufność,<br />
że ma na uwadze budowanie przyszłości. My,<br />
rodacy ks. dr płk Józefa Zatora-Przytockiego<br />
ustanowiliśmy medal imienia tego bohaterskiego<br />
kapłana i nadaliśmy temu medalowi<br />
nazwę „Odwaga dla Przyszłości”. Mam zaszczyt<br />
oświadczyć w imieniu grupy moich krewnych<br />
i przyjaciół, że Rektor i Senat Katolickiego Uniwersytetu<br />
Lubelskiego tą Uchwałą wykazali się<br />
Odwagą Dla Przyszłości.<br />
Nie solidaryzujemy się z tymi, którzy protestują<br />
przeciwko nadaniu tytułu dr h.c. Prezydentowi<br />
Ukrainy Panu Wiktorowi Juszczence.<br />
Podzielamy intencje jakimi kierował się Rektor<br />
i Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.<br />
Bronisław MJ Kamiński<br />
Czytaj : art.Sudety-Wołyń, str.11<br />
1
REWITALIZACJA W KUDOWIE-ZDROJU<br />
▶ Urszula Karpowicz<br />
R<br />
ewitalizacja w Kudowie-Zdroju oznacza kompleksowy, kilkuletni proces przemian rozpoczęty i prowadzony<br />
przez władze gminy. Program powstał z inicjatywy Burmistrza Czesława Kręcichwosta. Ma doprowadzić<br />
do poprawy warunków życia mieszkańców osiedla w rejonie ulicy Tkackiej i Fabrycznej,<br />
znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie nieczynnych obecnie Kudowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego<br />
(KZPB).<br />
Rewitalizacja dotyczy szerokiego<br />
zakresu zjawisk i oddziaływań. Poniższa<br />
definicja pozwoli na lepsze<br />
wyjaśnienie zagadnień związanych<br />
z rewitalizacją.<br />
Celem rewitalizacji jest przywrócenie<br />
właściwego działania zdegradowanego<br />
obszaru, dotkniętego<br />
problemami i stanem kryzysowym.<br />
Stan kryzysowy:<br />
• Oznacza szereg szkodliwych<br />
i niszczycielskich procesów dotykających<br />
dany teren, budynki,<br />
urządzenia techniczne<br />
• Może dotyczyć sytuacji społecznej<br />
i gospodarczej na danym<br />
obszarze<br />
Założenia rewitalizacji:<br />
• Zatrzymanie procesów powodujących<br />
sytuację kryzysową na<br />
danym obszarze,<br />
• Zapobieganie dalszym negatywnym<br />
zmianom,<br />
• Stworzenie warunków dla<br />
właściwego rozwoju danego<br />
obszaru.<br />
Rewitalizacja<br />
(łac. Re+vita – dosłownie: przywrócenie<br />
do życia, ożywienie)<br />
– działanie skupione na ożywieniu<br />
zdegradowanych (zniszczonych,<br />
zdewastowanych) obszarów miast,<br />
np. poprzemysłowych.<br />
Osiedle w rejonie ulic Fabrycznej<br />
i Tkackiej, w okresie świetności<br />
kzpb, tętniło życiem. W tamtym<br />
czasie uzdrowisko prosperowało<br />
bardzo dobrze, ale to tutaj znajdowało<br />
się prawdziwe centrum miasta.<br />
Obecnie, po niemal 20 latach od likwidacji<br />
zakładów przemysłowych,<br />
postępująca degradacja obszaru<br />
jest szczególnie widoczna na tle rozwijającego<br />
się centrum uzdrowiskowego<br />
i terenów wypoczynkowych.<br />
Aby nie dopuścić do dalszego<br />
pogłębiania różnic między poszczególnymi<br />
rejonami Kudowy-Zdroju,<br />
władze miasta podjęły działania<br />
zmierzające do poprawy jakości życia<br />
mieszkańców tego osiedla.<br />
W tym celu opracowano dokument<br />
pt. „Lokalny Program Rewitalizacji<br />
obszaru miasta Kudowa-Zdrój<br />
w rejonie ulic Fabrycznej i Tkackiej”.<br />
W dokumencie tym opisano teren<br />
rewitalizowany oraz ustalono zada-<br />
2
nia, które mają być wykonane w ramach<br />
rewitalizacji. Lokalny Program<br />
Rewitalizacji został zaakceptowany<br />
i przyjęty przez radę miasta.<br />
Zanim opracowano Lokalny Program<br />
Rewitalizacji dokonano szczegółowej<br />
analizy terenu, przeprowadzono<br />
ankietę wśród mieszkańców<br />
całego miasta oraz kilkakrotnie zorganizowano<br />
spotkania z mieszkańcami<br />
osiedla w rejonie ulic Fabrycznej<br />
i Tkackiej. Dzięki temu można<br />
było ustalić jakie zadania będą<br />
najlepiej odpowiadały potrzebom<br />
mieszkańców.<br />
Na podstawie konsultacji społecznych<br />
ustalono jakie projekty<br />
będą realizowane w ramach rewitalizacji.<br />
Ustalono listę podstawową<br />
projektów oraz listę rezerwową.<br />
Właściciel ma dobry pomysł uruchomienia w tej wierzy kafejki. Czekamy<br />
Realizacja projektów w ramach<br />
rewitalizacji będzie w 70% sfinansowana<br />
ze środków Unii Europejskiej<br />
(priorytet 9 „miasta” Regionalnego<br />
Programu Operacyjnego Województwa<br />
Dolnośląskiego na lata<br />
2007- 2013). Miasto pokryje 30%<br />
kosztów.<br />
Uzupełnieniem projektów inwestycyjnych<br />
będzie Program Działań<br />
Społecznych, realizowany w Centrum<br />
Integracji Społecznej, powołanym<br />
na obszarze wsparcia, we<br />
współpracy z Caritas Diecezji Wrocławskiej.<br />
W 2006 r. Gmina Kudowa-Zdrój<br />
przekazała Caritas Diecezji Świdnickiej<br />
niszczejący budynek dawnego<br />
przedszkola przy ul. Marchlewskiego<br />
4, za tzw. „Symboliczną złotówkę”.<br />
Budynek został częściowo wyremontowany<br />
i przystosowany dla<br />
osób niepełnosprawnych. Obecnie<br />
działalność prowadzi tu NZOZ Stacja<br />
Pielęgniarstwa Rodzinnego Ojca<br />
Pio. Ośrodek wykonuje zabiegi rehabilitacyjne<br />
oraz świadczy usługi<br />
w zakresie codziennej opieki nad<br />
chorymi i podstawowych usług pielęgniarskich.<br />
W ramach współpracy gminy Kudowa-Zdrój<br />
z Caritas, część budynku<br />
zostanie zaadoptowana na cele<br />
związane z działalnością Centrum<br />
Integracji Społecznej, które będzie<br />
działać na rzecz mieszkańców.<br />
Lista podstawowa projektów:<br />
Projekty z listy podstawowej, będą wykonane w pierwszej kolejności i dotyczą<br />
ogólnodostępnych terenów publicznych. Obejmują dwa duże zadania,<br />
inwestycyjne. Pierwsze dotyczy ulic i ciągów komunikacyjnych, drugie natomiast<br />
terenów między budynkami oraz terenów zielonych przeznaczonych<br />
do rekreacji.<br />
Lista rezerwowa projektów:<br />
Projekt umieszczony na liście rezerwowej, związany z mieszkalnictwem,<br />
może być zrealizowany, jeżeli zaistnieje możliwość uzyskania kolejnej dotacji<br />
unijnej.<br />
Uwaga: do przeliczeń wartości projektów<br />
przyjęto średni kurs złotego<br />
w stosunku do euro zgodnie z rozporządzeniem<br />
Prezesa Rady Ministrów<br />
z dnia 19 grudnia 2007 r.<br />
W sprawie średniego kursu złotego<br />
w stosunku do euro stanowiącego<br />
podstawę przeliczania wartości zamówień<br />
publicznych<br />
(Dz.U. z 2007 r. Nr 241, poz. 1763)<br />
1,00 € = 3, 8771 PLN<br />
3
Nazwa projektów CWP DOF<br />
ZADANIE INWESTYCYJNE NR 1<br />
BUDOWA ORAZ REMONT I MODERNIZACJA ZDEGRADOWANEJ INFRASTRUKTURY PRZESTRZENI PU-<br />
BLICZNEJ NA OBSZARZE REWITALIZOWANYM W ZAKRESIE CIĄGÓW KOMUNIKACYJNYCH<br />
Zakres: remont ulicy Tkackiej, Marchlewskiego, Fabrycznej, remont i budowa chodników, zlikwidowanie<br />
barier architektonicznych, uporządkowanie i wykonanie nowych zatoczek postojowych,<br />
wykonanie nowego oświetlenia.<br />
ZADANIE INWESTYCYJNE NR 1<br />
BUDOWA, REMONT I MODERNIZACJA INFRASTRUKTURY PRZESTRZENI PUBLICZNEJ NA OBSZARZE<br />
REWITALIZOWANYM W ZAKRESIE DROBNEJ INFRASTRUKTURY PRZESTRZENI PUBLICZNEJ.<br />
Zakres: wykonanie kompleksu rekreacyjno-sportowego (boisko wielofunkcyjne, plac zabaw) dla<br />
dzieci i młodzieży przy budynku Caritas, wykonanie parku rekreacyjnego dla osób starszych (Park<br />
50+), uporządkowanie publicznych terenów zielonych, zmiana nawierzchni ścieżek, dojść do budynków<br />
oraz miejsc gromadzenia odpadów.<br />
Razem<br />
5415710,00<br />
PLN<br />
2562000,00<br />
PLN<br />
7 977 710 PLN<br />
3790997,00<br />
PLN<br />
977 791,91<br />
EUR<br />
1793400,00<br />
PLN<br />
462 562,00<br />
EUR<br />
5 598 397 PLN<br />
1 440 354,13 EUR<br />
Nazwa projektów CWP DOF<br />
RENOWACJA<br />
CZĘŚCI WSPÓLNYCH WIELORODZINNYCH BUDYNKÓW MIESZKALNYCH PRZY UL. FABRYCZNEJ<br />
NR 5,7,9,11,13.<br />
Zakres: renowacja części wspólnych wielorodzinnych budynków mieszkalnych: remont dachów,<br />
klatek schodowych, elewacji;<br />
1500000,00<br />
PLN<br />
CWP – całkowita wartość projektu w PLN ◆ DOF – wartość wnioskowanego dofinansowania w PLN i szac. w EUR<br />
1050000,00<br />
PLN<br />
270 820,97<br />
EUR<br />
ŻYCIE POLITYCZNE<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
„Wypędzenia”<br />
− czyli powroty do swojej ojczyzny<br />
„Powrócili do swojej ojczyzny”<br />
W czasopiśmie „Ziemia Kłodzka” (w numerze z marca 2009 r.) ukazał się artykuł Reinharda Grogera<br />
napisany po polsku i po niemiecku, jako list do redakcji. Pan Groger ma za złe kardynałowi Gulbinowiczowi,<br />
że wypowiedział takie oto słowa: „1945/46 Niemcy powrócili do swojej ojczyzny”. Zastanawia<br />
się, czy to są osobiste przekonania Kardynała. Pan Groger pisze, że wypowiedź Kardynała Gulbinowicza<br />
jest nierzeczowa i historycznie nie prawdziwa.<br />
A co tak ubodło pana Grogera? To, że Niemcy powrócili do swojej ojczyzny po II wojnie światowej.<br />
A co w takim razie − w tym kontekście − nie ubodłoby pana Grogera? Jaka musiała by być wypowiedź<br />
Kardynała żeby podobała się panu Grogerowi?<br />
Na naszą polską wiedzę historyczną i naszą wrażliwość, to kardynał Gulbinowicz powiedział prawdę.<br />
4
GDZIE JEST OJCZYZNA NIEMCÓW?<br />
Gdy mówimy o ojczyźnie (jakiegoś narodu),<br />
to na ogół myślimy o ziemiach przodków, najdawniejszych<br />
siedzibach, o ziemi od dzieciństwa<br />
tego narodu i tym samym jego dziedzictwie,<br />
do którego ma odwieczne prawa; to tak,<br />
jakby sam Stwórca mu to powierzył. Jeśli dany<br />
naród zajął tereny sąsiadów, to ta zajęta ziemia<br />
nie jest jego ojczyzną. Nie ma do niej praw. Jest<br />
zaborcą. Teraz powróćmy do pytania: gdzie jest<br />
ojczyzna Niemców? Na ogół pierwsze skojarzenie<br />
− to Berlin. Ale czyżby? Berlin był przecież<br />
pierwotnie osadą słowiańską. I co się stało<br />
z tymi Słowianami? Na Dolnym Śląsku mieszkali<br />
także Słowianie i gdy Mieszko I tworzył<br />
Państwo Polskie, to częścią tego Państwa Polskiego<br />
był Dolny Śląsk. Granica przebiegała nawet<br />
trochę dalej na zachód od linii Odra-Nysa<br />
Łużycka. Dolny Śląsk był więc ojczyzną Polaków.<br />
Ziemi wystarczało, powoli pojawiali się<br />
niemieccy koloniści, jako goście, którym książęta<br />
piastowscy nadawali ziemię i ulgi na zagospodarowanie<br />
się. I co dalej? Goście rozrastali<br />
się, organizowali się i stopniowo, ale systematycznie<br />
wypierali Polaków. I co się stało z Polakami?<br />
Tuż, za Bardem, jeszcze w XIV i XV w.<br />
było pełno Polaków. Wystarczy przeczytać stare<br />
dokumenty, nawet niemieckie m.in. Księgę<br />
Henrykowską. Co się więc stało z tymi Polakami,<br />
że nie dotrwali do 1945 r.? Po prostu, Polacy<br />
pozwalali osiedlać się kolonistom niemieckim,<br />
którzy stopniowo i systematycznie opanowywali<br />
tereny i rugowali Polaków. Potem mieli już<br />
wsparcie militarne. W późniejszych czasach,<br />
w XIX w. widzieliśmy to dokładnie na przykładzie<br />
ziemi wielkopolskiej i naszych… Ślimaków.<br />
Kulminacja nadeszła w latach hitlerowskiego<br />
faszyzmu. Jak nie dało się usunąć Polaka „prawem”<br />
(kaduka), to np. w bydgoskim pojawiali<br />
się tzw. nieznani sprawcy: pobili, podpalili, potem<br />
zabili − żeby Polakowi żyć się odechciało.<br />
W II wojnie światowej zabrali się za centralną<br />
Polskę. Z żyznej ziemi zamojskiej wysiedlano<br />
całe wsie i gdzie tych ludzi wysiedlano? Z jednej<br />
z tych wsi wysiedlono m.in. rodzinę znanego<br />
kudowianina Romana Deryły. On sam był wte-<br />
dy małym chłopcem. I dokąd wysiedlono? A do<br />
obozu koncentracyjnego na Majdanku. Dlaczego<br />
do obozu zagłady na Majdanku? Co tam<br />
miało spotkać prawowitych właścicieli − to każdy<br />
wie, Niemcy też wiedzą. Na żyznej ziemi zamojskiej<br />
miała być ojczyzna… Niemców. Kiedyś<br />
musiało się to skończyć. Niemcy przegrali<br />
II wojnę światową, przegrali ją także z Polską<br />
i …musieli powrócić do swojej ojczyzny, czyli<br />
za Odrę i Nysę Łużycką. A gdyby tej wojny nie<br />
przegrali, to co wtedy? Odpowiedź, jednoznaczną<br />
zna każdy Polak. Poczucie zwycięstwa nad<br />
tym strasznym wrogiem pozwala nam spokojniej<br />
patrzeć na poniesione ogromne ofiary.<br />
Okazuje się, że zwycięzcy łatwiej zapominają<br />
o swoich krzywdach, aniżeli pokonani. Może<br />
dzięki temu (na skutek tego) łatwiej przyszło<br />
nam przyjąć po wojnie zasadę: „wróg w wojnie,<br />
przyjaciel w pokoju”. Z większą ufnością traktujemy<br />
Niemców indywidualnych i rodziny niemieckie,<br />
aniżeli niemieckie organizacje, czy<br />
Niemcy, jako naród i państwo. Nie chodzi o to,<br />
by Polska była tylko ojczyzną Polaków, ale by<br />
było oczywiste dla każdego obcokrajowca lojalnego<br />
wobec Rzeczypospolitej, że może mieć tu<br />
swoją ojczyznę − w ojczyźnie polskiej. Aby zrozumieć<br />
i docenić postawę Polaków trzeba by −<br />
w wyobraźni − odwrócić sytuację: jakby wyglądał<br />
świat powojenny i jak w 2009 r. traktowaliby<br />
nas Niemcy, gdyby to w 1939 r. Polska zdradziecko<br />
napadła na Niemcy, zbombardowała<br />
im Berlin, paliła i grabiła wszystko po drodze,<br />
potem wymordowałaby im elity intelektualne,<br />
wybudowała obozy koncentracyjne dla Niemców<br />
w Auschwitz, Birkenau, Gross-Rosen (nawet<br />
w Kudowie), na Majdanku itd. − zamordowała<br />
kilka milionów ludzi, a na koniec zrównała<br />
z ziemią stolicę, zabijając 200 000 osób – tak jak<br />
to zrobili z Warszawą w 1944 r. Teraz mamy<br />
okazję do refleksji nad wrażliwością polską<br />
i niemiecką. Trzeba pamiętać, by przede wszystkim<br />
skutecznie chronić swoją ojczyznę.<br />
CO POWIEDZIAŁ KARDYNAŁ?<br />
Powiedział, że „w 1945/46 r. Niemcy powrócili<br />
do swojej ojczyzny”. Rozumiemy to jednoznacznie,<br />
że Niemcy jako naród i państwo powrócili<br />
za Odrę i Nysę Łużycką. Ale być może<br />
Kardynał miał na to szersze spojrzenie, bardziej<br />
refleksyjne: Niemcy, po straszliwym duchowym<br />
spustoszeniu spowodowanym przez hitlerowski<br />
faszyzm musieli powracać do siebie, czyli do<br />
swoich lepszych tradycji kulturalnych i do sumienia.<br />
Niemcy powracały z Auschwitz, jako<br />
ofiary swoich własnych czynów. Nie można<br />
przypisywać kardynałowi Gulbinowiczowi<br />
złych intencji, ani historycznych przeinaczeń.<br />
Był kapłanem pełniącym ważne stanowiska,<br />
gdy biskupi polscy pierwsi wyciągnęli rękę do<br />
Niemców w 1966 r., w geście przebaczenia, zapewne<br />
świadomi tego, że ogół społeczeństwa<br />
polskiego nie podziela takich wybaczających<br />
gestów. Chcieli biskupi dać dobry przykład,<br />
chcieli dobrze, choć teraz widać, że druga strona<br />
potraktowała to jako naiwność polską, graniczącą<br />
z sentymentalną niedojrzałością. To, co<br />
się stało w Niemczech w ostatnich latach, a Erika<br />
Steinbach to tylko − chcąc nie chcąc − ujawniła,<br />
spowodowało wielkie rozczarowanie Polaków.<br />
Jako przykład niech posłużą wyroki sądów<br />
niemieckich zakazujących mówienia do dzieci<br />
po polsku w przypadku rozwodu rodziców<br />
z mieszanych małżeństw polsko-niemieckich,<br />
a także działalność tzw. Powiernictwa Pruskiego.<br />
Trzeba było kumulacji zła, by Polacy to dostrzegli<br />
i zaniepokoili się. Jak w tym kontekście<br />
można ze spokojem przyjąć wypowiedź pana<br />
Grogera?<br />
DLACZEGO O TYM MÓWIMY?<br />
Kiedy już było tak pięknie, gdy powstawała<br />
Unia Europejska, gdy narastały sympatyczne<br />
kontakty polsko-niemieckie (moje osobiste doświadczenia<br />
były bardzo dobre), diabeł podrzucił<br />
temat o wypędzeniach. Zaczęli Niemcy,<br />
a niektórzy nasi podchwycili temat, by przenieść<br />
go poza granice wschodnie, na Lwów, Tarnopol,<br />
czy Litwę. Głupich nie sieją, ani w Niemczech,<br />
ani w Polsce. Wierzę, że jest możliwa<br />
koalicja odpowiedzialnych ludzi po obu stronach.<br />
Pochodzę z Podola, mieszkam w Kudowie,<br />
5
więc mam pewną orientację w całej sprawie<br />
tzw. wypędzeń. Ani ja, ani moja liczna rodzina<br />
nie uważamy siebie za wypędzonych. Uważamy<br />
siebie za przesiedlonych z ziem wschodnich na<br />
ziemie odzyskane. Taką decyzję o przesiedleniach<br />
podjęły mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej.<br />
Koniec, kropka. Nam, polskim przesiedleńcom<br />
ze wschodu przypadła nowa misja:<br />
przywrócenia polskości dawnym ziemiom polskim<br />
na zachodnich rubieżach kraju. To wykonaliśmy<br />
i przy tym zadaniu trwamy. Nie ma<br />
mowy w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej<br />
o granicach Polski sprzed 1939 r. (a jak jest<br />
w konstytucji RFN, w art. 116?) i nie wolno obywatelowi<br />
polskiemu występować z jakimikolwiek<br />
roszczeniami na ziemiach wschodnich<br />
należących teraz do Ukrainy, Białorusi i Litwy.<br />
Może występować z roszczeniami, ale tylko<br />
w stosunku do rządu polskiego w Warszawie.<br />
Żadne nasze powiernictwo nie działa na Ukrainie,<br />
Białorusi, czy Litwie tak jak Powiernictwo<br />
Pruskie w Polsce. Dzięki Bogu, że tego nie ma,<br />
ale Niemców nie można nakłonić do identycznego<br />
mądrego rozwiązania. Musimy więc troszczyć<br />
się o właściwą argumentację dla naszej<br />
obecności na ziemiach zachodnich i nie tracić<br />
jej z pamięci.<br />
Około 1986 r przybył do Kudowy z Niemiec<br />
− na moje zaproszenie − ceniony ekolog dr Kristian<br />
von V. W czasie wędrówki po Bukowinie<br />
doszliśmy do słupków granicznych. Wszystkie<br />
słupki są tu do siebie podobne i stoją tak od połowy<br />
XVIII w. Wykute z piaskowca – wystają<br />
z traw uprzedzając, że tu coś się kończy i coś zaczyna.<br />
Od połowy XVIII w. oznaczają granicę<br />
państwową. Słupki się nie zmieniały, zmieniały<br />
się tylko litery po obu ich stronach, symbolizujące<br />
nazwy państw. Poprosiłem niemieckiego<br />
gościa, by przyjrzał się uważnie słupkowi. Wyraźnie<br />
widać było ładnie wykutą literę „D” i dokuty<br />
do niej − już inną techniką − ogonek. Tak<br />
z „D” zrobiono „P”. Ogonki zostały dokute<br />
szybko, nie przez fachowych kamieniarzy, ale<br />
przez polskich żołnierzy frontowych w 1945 r.<br />
Po tamtej stronie było wyryte „CS” (Czechosłowacja)<br />
i Czesi nie musieli niczego zmieniać. Powiedziałem<br />
mojemu gościowi, jak niewiele różnimy<br />
się, tylko …ogonkiem. Ekolog i jego<br />
asystent przyglądali się słupkom z widocznym<br />
zainteresowaniem, wykonali kilka zdjęć. Nastrój<br />
był trochę turystyczno-melancholijny. Powiedziałem<br />
do moich gości: ale, my Polacy<br />
mamy w tej sprawie bardzo czystą kartę. Na to<br />
doktor z Niemiec z zaciekawieniem i dość poważnie<br />
zapytał mnie: a jak pan to rozumie? Odpowiedziałem<br />
mu dokładnie tak: przed 1 września<br />
1939 r. nie było ze strony polskiej żądań<br />
powrotu do Polski Szczecina, Gorzowa, Zielonej<br />
Góry, Niemczy, Głogowa, Jeleniej Góry,<br />
Świdnicy, Legnicy, Jawora, Wrocławia itd. mimo,<br />
że Polacy mieli świadomość, że ziemie te były<br />
niegdyś piastowskie, a piastowskie to dla Polaka<br />
zawsze znaczy polskie. Już o to nie zabiegaliśmy.<br />
Polska chciała mieć spokój na zachodniej granicy.<br />
I trzeba było niczym nieuzasadnionej napaści<br />
niemieckiej 1 września, zniszczenia Warszawy,<br />
wyniszczenia kraju i wymordowania<br />
polskiej ludności, by zawrzała wielka wojna i by<br />
ziemie te wróciły do Polski. Dodałem zdecydowanie,<br />
że sami Niemcy do tego doprowadzili.<br />
Mój gość nie zaprzeczał niczemu, dodał tylko,<br />
że wszystkiemu był winien Hitler. Odpowiedziałem,<br />
że nikt obcy tego Hitlera Niemcom nie<br />
narzucił.<br />
Godzimy się z tym, że winien był Hitler,<br />
choć wiemy, jak dalekie jest to uproszczenie.<br />
Z pewnością nie jest prawdą, że wszyscy Niemcy<br />
popierali hitleryzm. Potrafimy to rozdzielać.<br />
Cieszymy się z otwartej postawy Niemców, budzącej<br />
nadzieję na lepszy świat w jednoczącej<br />
się Europie. My Polacy, doceniamy wkład kulturowy<br />
i cywilizacyjny na tej ziemi przede wszystkim<br />
Czechów, ale także Austriaków, Niemców<br />
i Żydów i innych. Wiemy, że Austria, jako państwowość<br />
była tu nawet dłużej niż Niemcy,<br />
a Czechy jako państwo dłużej od Austrii. Dokumentujemy<br />
to licznymi pracami naukowymi,<br />
a nawet pomnikami i tablicami pamiątkowymi.<br />
Narody pragną, by szanowano ślady ich kultury,<br />
i to robimy − także w Kudowie. Musimy jednak<br />
patrzeć trzeźwo, bowiem tego nauczyło nas<br />
smutne doświadczenie i …to co teraz widzimy.<br />
Nie powinniśmy być głupio zaślepieni naiwną<br />
wiarą − jak dzieci − że wszystko w przyszłości<br />
będzie tylko różowe i że już swojego nie trzeba<br />
chronić i bronić. W dzisiejszej Europie lansuje<br />
się regiony, a nie państwa narodowe. Aby w regionach<br />
nie utracić swojej tożsamości, trzeba<br />
być dojrzałym i świadomym skutków takich<br />
procesów. Każdy doświadczony naród pragnie<br />
zachować swoją ojczyznę i zapewnić warunki<br />
do życia swoim przyszłym pokoleniom. Europa<br />
już wielokrotnie się integrowała i dezintegrowała<br />
i nie wiadomo jaka będzie przyszłość. „Zachowajcie<br />
to dziedzictwo, któremu na imię Polska”−<br />
prosił nas Jan Paweł II. Jednocześnie<br />
powinniśmy się bardziej otwierać na ludzi z innych<br />
narodów, którzy chcą żyć z nami. W Kudowie<br />
mamy coraz więcej rodzin z innych krajów,<br />
w tym nawet z Kaukazu i są traktowani<br />
sympatycznie. Pojawiają się także Niemcy. Pewnie<br />
nasz kraj stanie się dla ich dzieci nową ojczyzną<br />
− w ojczyźnie polskiej. Otwieranie się na<br />
innych w nowoczesnej Europie jest czymś bardzo<br />
potrzebnym. Ale przede wszystkim trzeba<br />
czuć się dobrze w swoim własnym domu, mieć<br />
pewność, że − jako naród − mieszkamy u siebie.<br />
Wszelkie zakłócanie tej trwałości rodzi niepokój<br />
o przyszłość. Rozczarowania mogą być wtedy<br />
ogromnie destrukcyjne, także dla samej istoty<br />
ruchu europejskiego. Czy mamy być głupi po<br />
szkodzie? Unia Europejska − którą budujemy<br />
i chronimy jako wielkie dobro − nie gwarantuje<br />
jednak, że przerobi ludzi w aniołów i zadba<br />
o naszą interpretację historii jako podstawy naszej<br />
narodowej tożsamości. O to musimy sami<br />
się zatroszczyć. Nasza zdecydowana postawa<br />
ma sens, bowiem przyczynia się do jasnej i zdrowej<br />
atmosfery w tym miejscu Europy. Trzymanie<br />
lęku pod szafą nie daje nic dobrego.<br />
On stamtąd wylizie silniejszy, chaotyczny i nieprzewidywalny.<br />
Tak Europy nie powinno się<br />
budować. Światli Niemcy potrafią zrozumieć<br />
naszą postawę, jeżeli będziemy otwarci i zdecydowani,<br />
i na tę część niemieckiej opinii warto<br />
liczyć. Wypowiedź kardynała Gulbinowicza<br />
była bardzo właściwa, rzeczowa i historycznie<br />
prawdziwa. Tak powinien mówić każdy z nas.<br />
6
TKACTWO KUDOWSKIE<br />
▶ Krzysztof Chilarski<br />
T<br />
kactwo przez kilka stuleci, aż do początku lat 90. XX w. było najważniejszą dziedziną wytwórczości<br />
i źródłem utrzymania mieszkańców Kudowy i jej okolic. Pierwotnie wyrób tkanin miał formę zarówno<br />
rękodzieła domowego, które w dużych gospodarstwach działało na własne potrzeby, jak i chałupnictwa,<br />
produkującego od połowy XVI w. dla rynków krajowych i zagranicznych. Najstarsza wzmianka o<br />
zawodzie tkacza na Śląsku pochodzi z XII w. Dowodem na to są specjalności włókiennicze wymieniane w spisie<br />
cechów jak i liczne fragmenty tkanin odnajdywane w trakcie badań archeologicznych. W XV i XVI w. tkactwo<br />
rozwinęło się w południowej części Śląska, a jego największe skupisko występowało na Pogórzu Sudeckim.<br />
Surowce i czynności związane z ich obróbką<br />
Siew lnu<br />
Podstawowymi tradycyjnymi surowcami<br />
używanymi w tkactwie były len i wełna.<br />
Pogórze Sudeckie doskonale nadawało<br />
się do uprawy lnu ze względu na warunki<br />
orograficzne oraz fizjograficzne – nasłonecznione<br />
stoki, duża ilość strumieni, łąk<br />
i lasów, zapewniających możliwość dobrego<br />
roszenia i moczenia włókna lnianego.<br />
Len wysiewano na polach po ziemniakach<br />
i zbożach w terminie zależnym od<br />
jakości gleby i rodzaju lnu. W Kłodzkiem<br />
lnu nie siano wcześniej niż na 9-8 tygodni<br />
Warsztat tkacki, Pstrążna − II połowa XIX w. Ze zbiorów <strong>Muzeum</strong>.<br />
przed Jakubem (25 lipca). Wyróżniano<br />
tutaj kilka terminów, w które sianie lnu<br />
zapewniało urodzaj: 18 maj (Wilhelma),<br />
31 maj (Petroneli) oraz 5 czerwca (Bonifacego).<br />
Dla zwalczania chwastów i groźnego<br />
szkodnika, pchły ziemnej, niszczącej<br />
wschodzący len, stosowano mieszanie<br />
nasienia lnu z popiołem lub zaprawianie<br />
go wódką i oliwą, których zapachu pchełka<br />
miała nie znosić.<br />
Zbiór lnu<br />
Pora zbioru lnu zależała od terminu za-<br />
siewu, gatunku lnu oraz jego przeznaczenia.<br />
Len powinien rosnąć około 14 tygodni.<br />
Jeżeli przeznaczony był na włókno,<br />
trzeba go było zrywać jeszcze gdy był zielony<br />
tzn. wkrótce po opadnięciu kwiatów<br />
i zawiązaniu się nasion. Len wyrywano<br />
ręcznie (nie koszono) aby móc ominąć<br />
chwasty i otrzymać pełną długość włókna.<br />
Len powiązany w garście, a następnie<br />
w snopki suszono na polu. Po wysuszeniu<br />
należało oddzielić główki z nasionami od<br />
łodygi. Oderwane główki młócono cepem<br />
w celu wydostania z nich siemienia. Drugim<br />
sposobem było młócenie cepem główek<br />
bez odrywania ich od łodyg. Nasienie<br />
zużywano do siewu, gorsze natomiast<br />
przeznaczano na olej i smary do wozów<br />
itp. Gotowane siemię wykorzystywano<br />
także jako lekarstwo dla ludzi oraz jako<br />
napój dla krów, zwłaszcza po ocieleniu.<br />
Roszenie, międlenie<br />
i czesanie lnu<br />
Pierwszym etapem obróbki lnu było roszenie<br />
rozścielonego na łąkach lnu przez<br />
rosę i deszcze lub zanurzanie w wodzie<br />
czyli moczenie (w sadzawkach, jeziorach,<br />
stawach). Na obszarze górskim częściej<br />
występowało roszenie na łąkach, które<br />
trwało od 5-8 tygodni. Zabieg ten miał<br />
spowodować oddzielenie włókna od<br />
naskórka oraz wewnętrznych zdrewniałych<br />
tkanek, czyli paździerzy. Wyroszony<br />
7
lub wymoczony len ponownie wiązano<br />
w snopki i przesuszano na słońcu. Dopiero<br />
po wysuszeniu przewożono do zagrody<br />
i przystępowano do dalszej obróbki.<br />
Len dosuszano także w piecach chlebowych.<br />
Kolejnym etapem było oddzielanie<br />
włókna od paździerzy za pomocą międlicy.<br />
Stąd też ta czynność nazywana była<br />
międleniem. Międlica łamała paździerze,<br />
a następnie na cierlicy pocierano garście<br />
lnu usuwając w ten sposób paździerze.<br />
Tak przygotowane włókno poddawano<br />
czesaniu, które ostatecznie usuwało resztę<br />
paździerzy. Podczas czesania sortowano<br />
len. Długie, dobrej jakości włókno<br />
przeznaczano do produkcji tkanin, krótkie<br />
– do produkcji sznurów, powrozów,<br />
worków.<br />
Przędzenie<br />
Przygotowane włókno poddawano przędzeniu.<br />
Pierwotnie za pomocą wrzeciona,<br />
a od XVI w. przy użyciu kołowrotka.<br />
Wrzeciono to prosty drewniany przyrząd,<br />
ostro zakończony z jednej strony, z drugiej<br />
zaś pogrubiony i zaopatrzony w 2-3 rowki<br />
na całej średnicy. Na wrzeciono nakładano<br />
przęślik w postaci krążka lub stożka<br />
z centralnie pionowo umieszczonym<br />
otworem. Przęśliki wykonywano najczęściej<br />
z gliny lub kamienia. Wynalezienie<br />
kołowrotka usprawniło i udoskonaliło<br />
czynność przędzenia, ponieważ możliwe<br />
było jednoczesne skręcanie i nawijanie<br />
nici.<br />
Wełna<br />
Drugim obok lnu surowcem tkackim była<br />
wełna. Wełnę pozyskiwano poprzez strzyżenie<br />
owiec. Uzyskaną wełnę należało<br />
oczyścić za pomocą specjalnych szczotek<br />
(prymitywnych gręplarek), a następnie<br />
przygotować z niej kądziel do przędzenia.<br />
Gotowe tkaniny wełniane poddawano<br />
procesowi spilśniania w foluszach. Duże<br />
młoty (stępory) napędzane siłą wody<br />
uderzały w tkaninę złożoną w harmonijkę<br />
i polewaną wrzącą wodą. Folowany materiał<br />
tracił zwykle 30% swojej powierzchni.<br />
Bawełna<br />
Na początku XIX wieku pojawiła się na<br />
omawianym terenie bawełna. Włókna<br />
bawełny otrzymuje się z rośliny zwanej<br />
bawełnicą. Wewnątrz jej owocu znajdują<br />
się porastające włóknem nasiona. Do<br />
Europy włókno bawełny trafiło ze Stanów<br />
Zjednoczonych, Chin, Ameryki Południowej<br />
i Afryki.<br />
Budowa krosna i proces tkania<br />
Cierlica, Pogórze Sudeckie koniec XIX w.<br />
Krosno tkackie zwane inaczej warsztatem tkackim, w tkactwie ludowym<br />
nie zmieniło swej formy od czasu powstania w XIII w., aż do czasów<br />
współczesnych. Na warsztat tkacki składają się:<br />
• staciwa – boki warsztatu, inaczej ściany w postaci drewnianych<br />
ram, między które wchodzą wszystkie mechanizmy krosna.<br />
• wał osnowowy – nawój, wał na który nawijana jest osnowa, nazywany<br />
też wałem tylnim.<br />
• wał towarowy – tkaninowy, podawczy, przedni, do nawijania gotowej<br />
tkaniny<br />
• nicielnice – prostokątne ramki, ze strunami wewnątrz wykonanymi<br />
z metalu lub grubych konopnych nici. Przy tkaniu prostych tkanin<br />
stosowano dwie nicielnice. Każda struna posiada oczko. Jedna nitka<br />
osnowy w pierwszej nicielnicy przechodzi przez oczko, w drugiej<br />
miedzy strunami, następna nić najpierw przechodzi między strunami,<br />
zaś w drugiej nicielnicy przez oczko struny. Nicielnicami przesuwano<br />
w dół i w górę nici osnowy.<br />
• bidło – podłużna ruchoma rama, stanowiąca oprawę dla umieszczonej<br />
w jej dolnej części płochy. Bidłem dobijano kolejne nici wątku.<br />
• płocha – także zwana grzebieniem tkackim. Długa niska ramka<br />
z pionowymi drucikami, patyczkami drewnianymi lub trzcinowymi.<br />
Pomiędzy nimi przewlekani nici osnowy.<br />
• podnóżki – drewniane pedały w dolnej części krosna w postaci długich<br />
deseczek, za pomocą których podnoszono nicielnice tworząc<br />
przesmyk (ziew), przez który przechodziło czółenko z wątkiem.<br />
Tkanina powstaje przez połączenie dwóch prostopadłych układów<br />
nici: wątku i osnowy.<br />
8
Tkactwo wiejskie od XVII do XIX w.<br />
Organizacja produkcji<br />
Do XVII w. tkacze wiejscy sami<br />
uprawiali len, poddawali go obróbce,<br />
przędli i produkowali z niego tkaniny.<br />
Z biegiem czasu nastąpiła specjalizacja.<br />
Cały proces obróbki lnu i tkactwa<br />
został rozbity na fazy produkcyjne<br />
w zakresie których doskonaliły się<br />
różne okolice Dolnego Śląska: w jednych<br />
uprawiano len i poddawano go<br />
wstępnej obróbce, inne wsie trudniły<br />
się jego przędzeniem. Mieszkańcy<br />
Kudowy i okolic specjalizowali się<br />
w tkactwie. Chałupnicy zajmujący się<br />
przędzeniem kupowali len od kmieci,<br />
a w okresach późniejszych najczęściej<br />
od specjalnych handlarzy włókna<br />
lnianego. W gotowe nici zaopatrywali<br />
się tkacze przeważnie za pośrednictwem<br />
handlarzy, którzy często do górskich<br />
wiosek przybywali z nizinnych<br />
terenów Dolnego Śląska. Większość<br />
tkaczy − płócienników pracowała na<br />
własny rachunek, tzn. kupowała nici<br />
od handlarzy, a wykonane płótno<br />
sprzedawała kupcom miejskim. System<br />
nakładczy polegający na tkaniu<br />
płócien z nici powierzonych przez<br />
nakładców był do XIX w. sporadyczny,<br />
a rozwinął się dopiero w tkactwie<br />
bawełnianym.<br />
Tkacze w Kudowie<br />
Pod koniec XVIII w. w Czermnej<br />
ze 108 zagrodników i chałupników<br />
77 tkało len, a kolejnych 5 rozprowadzało<br />
przędzę. We wsi były wówczas<br />
123 dymy. Do liczby 108 należy dodać<br />
jeszcze 9 kmieci. Na pozostałych<br />
6 dymów składać się musiały zabudowania<br />
folwarczne, szkoła i plebania.<br />
W Słonym w tym samym<br />
czasie na 70 zagrodników i chałupników<br />
61 było tkaczami. W Pstrążnej<br />
z 22 gospodarstw 18 trudniło się<br />
tkactwem.<br />
Warsztat tkacki, Pstrążna − II połowa XIX w. Ze zbiorów <strong>Muzeum</strong>.<br />
W pierwszej połowie XIX w. miała<br />
miejsce na omawianym terenie, tak<br />
jak i na całym Śląsku eksplozja demograficzna.<br />
Nastąpił niespotykany<br />
wzrost ludności, który spowodował<br />
rozdrobnienie gospodarstw i powstanie<br />
nowych sadyb. W Czermnej w latach<br />
40. XIX w. mamy już 198 domów,<br />
w Słonym 108, a w Pstrążnej<br />
z kolonią Bukowina 79 domów. Około<br />
roku 1830 dokonało się w tkactwie<br />
domowym przejście z lnu na<br />
bawełnę. W Pstrążnej w tym roku<br />
obok już tylko 14 krosien lnianych<br />
pracowało już 35 krosien bawełnianych.<br />
W Czermnej krosien lnianych<br />
31, a bawełnianych 98. W Słonym<br />
wszystkich krosien w tym czasie<br />
pracowało 49. W pierwszej ćwierci<br />
XIX w. zanotowano znaczny spadek<br />
liczby warsztatów tkackich. W drugiej<br />
ćwierci XIX w. dzięki nowemu<br />
surowcowi liczba ich zaczęła rosnąć.<br />
W Słonym w latach 40. XIX w. pracuje<br />
już 88 krosien, w Pstrążnej 156,<br />
a w Czermnej? Trudny czas dla tkaczy<br />
to lata 40. i 50. XIX w. Wybuchały<br />
epidemie cholery, następowało załamanie<br />
koniunktury, a bezrobociu<br />
tkaczy towarzyszył głód. Najbardziej<br />
wahania koniunktury odczuwały<br />
Czermna i Lewin, gdzie absolutna<br />
większość mieszkańców utrzymywała<br />
się z tkactwa. Walką z kryzysem<br />
było wprowadzenie tkaniny półbawełnianej<br />
na osnowie lnianej. Sytuacja<br />
materialna tkaczy poprawiła się<br />
około 1880 roku wraz ze specjalizacją<br />
produkcji materiałów na chustki, fartuchy,<br />
suknie oraz tkanin podszewkowych<br />
„Creas” i „Novas”, nazwanych<br />
ironicznie „kociokwikiem”. Określenie<br />
wiąże się prawdopodobnie<br />
z bardzo niską ceną pracochłonnych<br />
materiałów tkanych głównie przez<br />
starszych ludzi za 3-4 marki tygodniowo.<br />
Najbardziej opłacalne było<br />
tkanie materiałów na suknie. Utkanie<br />
sztuki trwało 14 dni, ale tygodniowy<br />
zarobek wynosił 6 marek.<br />
9
Szczyt tkactwa chałupniczego w rejonie<br />
Kudowy przypada około 1890 r.<br />
Największą liczbę krosien w tym<br />
czasie posiadała Czermna (623) wyprzedzając<br />
nawet pobliski Lewin<br />
(575), Kudowa (409), Bukowina (278),<br />
Pstrążna (263), Brzozowie (106), Zakrze<br />
(60), Słone (25), Jakubowice (21).<br />
Łącznie w Kudowie i okolicznych<br />
wsiach pracowało 1785 krosien.<br />
Produkcję organizowało wówczas<br />
31 hurtowników.<br />
Znaczący spadek w Słonym gospodarstw<br />
utrzymujących się z tkactwa<br />
można tłumaczyć tym, iż Słone,<br />
podobnie jak Brzozowie, należało do<br />
wsi o charakterze rolniczo-chałupniczym<br />
w odróżnieniu od Czermnej<br />
czy Pstrążnej, które należały do wsi<br />
typowo chałupniczych. W Słonym<br />
istniały dostateczne możliwości pracy<br />
najemnej w rolnictwie. Drugą sprawą<br />
jest to, że rzemiosło tkackie nie miało<br />
w Słonym tak silnych podstaw ekonomicznych<br />
jak w innych wsiach podkudowskich<br />
i nie potrafiło się oprzeć<br />
kryzysowi jaki je dotknął w drugiej<br />
połowie XIX w. wraz z konkurencją<br />
produkcji fabrycznej. W Czermnej<br />
w okresie 1830-1890 nastąpił 5-krotny<br />
wzrost liczby krosien.<br />
A tak pracę tkaczy kudowskich<br />
opisuje czeski etnograf i folklorysta<br />
Josef Kubin:<br />
„Z každé chalpy hrči stav svou piseň<br />
monotonni, ten je jejich světem<br />
i životem. Varhany smrti! Sedi za nim<br />
vyhudlý muž nebo žena, šneluje od božiho<br />
rána pozdĕ do soumraku,...”<br />
Określenie „organy śmierci” wiąże<br />
się prawdopodobnie z tym, że przędza<br />
bawełniana moczona w krochmalu<br />
pszenicznym powodowała w trakcie<br />
tkania duże zapylenie, a w rezultacie<br />
choroby płuc.<br />
Szczotka do czesania lnu. Koniec XIX w., zbiory <strong>Muzeum</strong><br />
10
Tkactwo fabryczne<br />
Pierwsze zakłady<br />
Kudowę jako miejsce budowy przyszłej fabryki<br />
włókienniczej wybrał Christian Dierig, który<br />
przebywał tutaj z rodziną pod koniec XIX w.. Posiadał<br />
już wówczas taką fabrykę w Bielawie. Za<br />
tym wyborem przemawiało połączenie kolejowe<br />
z Kłodzkiem, które Kudowa otrzymała w 1905 r.,<br />
a także możliwość zatrudnienia w niej miejscowych<br />
tkaczy-chałupników. Rozpoczętą w 1905 r.<br />
w Kudowie-Zakrzu budowę fabryki ukończono<br />
w r. następnym, a 10 lipca 1906 r. odbyło się oficjalne<br />
otwarcie. W tym dniu rozpoczęło pracę<br />
138 osób na 201 krosnach (wg „Dierig Blätter”).<br />
Inne źródła wymieniają 120 krosien i 168 pracowników.<br />
W czasie I wojny światowej ze względu<br />
na brak bawełny zakład produkował tkaniny<br />
papierowe z przeznaczeniem na bandaże, sienniki,<br />
worki i torby żołnierskie.<br />
W 1910 r. powstała w Czermnej manufaktura –<br />
tkalnia ręczna „Moritz Fuhrmann, Teppichweberei”<br />
produkująca tkaniny frotte, między innymi<br />
ręczniki kąpielowe. Wyroby eksportowano do<br />
Szwecji, Norwegii, Szwajcarii, częściowo Danii,<br />
Anglii, Holandii i Australii. Firma „Moritz Fuhrmann”<br />
organizowała także pracę nakładczą. Na<br />
jej zlecenie tkała kobierce większość chałupników<br />
w okolicznych wsiach. Również zakład<br />
Dieriga z Bielawy wprowadził system nakładczy.<br />
Dzięki temu tkactwo domowe jako źródło utrzymania<br />
dużej grupy mieszkańców przetrwało aż<br />
do II wojny światowej, oczywiście z dużą tendencją<br />
spadkową. W tym czasie uruchomiono także<br />
w Czermnej małą tkalnię mechaniczną „Paul und<br />
Erich Stanke”.<br />
W latach 20. XX w. w kudowskiej tkalni Dieriga<br />
pracowało 700 krosien. W roku 1926 zakład powiększono<br />
budując nową halę. Około 1930 r<br />
zakład zatrudniał 800 osób, a w 1938 r. już 958.<br />
W czasie II wojny światowej zakład produkował<br />
ze sztucznego jedwabiu tkaninę na spadochrony,<br />
płótna nieprzemakalne z bawełny oraz bandaże<br />
elastyczne i gazę opatrunkową. W 1943 r.<br />
część zakładu została przejęta przez firmę Vereinigte<br />
Deutsche Motorenwerke produkującą<br />
silniki i części samolotowe. Podobny los spotkał<br />
tkalnię „Paul und Erich Stanke” w Czermnej.<br />
Po II wojnie światowej<br />
18 sierpnia 1945 r. zdewastowany zakład Dieriga<br />
w Kudowie – Zakrzu przejęła polska administracja<br />
nadając mu nazwę Kudowskie Zakłady<br />
Przemysłu Bawełnianego. Zakład pozbawiony<br />
był większości krosien i maszyn, które w czasie<br />
wojny wywieziono do różnych miejscowości<br />
(część ukryta była w tkalni „Stanke” w Czermnej).<br />
Pierwszy pracownik KZPB Tadeusz Krzemiński<br />
na 65-metrowym kominie fabrycznym zawiesił<br />
biało- czerwony sztandar. Tak rozpoczęła się<br />
nowa era zakładu. Produkcję tkanin rozpoczęło<br />
we wrześniu 1945 r. 420 osób na 528 krosnach.<br />
Po wojnie tkalnia mechaniczna „Stanke” uległa<br />
likwidacji i rozbiórce. W tym miejscu wybudowano<br />
remizę Ochotniczej Straży Pożarnej. Tkalnia<br />
frotte w Czermnej jako 5 oddział Głuszyckich<br />
Zakładów Włókienniczych przemysłu terenowego<br />
funkcjonowała do 1977 r. Od 1951 r. nastąpił<br />
rozwój budownictwa przyzakładowego.<br />
Powstał żłobek, przedszkole i świetlica. W 1960 r.<br />
w zakładzie podejmuje pracę już 1650 osób.<br />
W 1964 r. następuje modernizacja zakładu. Stare<br />
krosna tkackie zastąpiono nowoczesnymi krosnami<br />
„saurer” polskiej produkcji. Powstają nowe<br />
zabudowania fabryczne, warsztatowe oraz handlowo-usługowe.<br />
Lata 70. i 80. to czas dalszego<br />
rozwoju zakładu. W 1980 r. w KZPB podejmowało<br />
pracę 2100 osób i była to najwyższa liczba<br />
pracowników jaką zakład osiągnął. Produkowano<br />
50 różnych asortymentów tkanin z przeznaczeniem<br />
na ubrania, pościel, dekorację, a także<br />
do powlekania kabli i gazę. Za wysokie wyniki<br />
zakład był nagradzany i odznaczany pucharami,<br />
odznakami i dyplomami.<br />
Trudne lata 80. spowodowały załamanie się<br />
rynku odbiorców surowych tkanin. Zakład swoje<br />
tkaniny musiał odsyłać do Bielawy i Łodzi<br />
w celu ich dalszej obróbki. Wyjściem z kryzysu<br />
miało być uruchomienie szwalni, w której szyto<br />
pościel. Ograniczono zatrudnienie tak, że na początku<br />
1991 r. pracowało 1400 osób. Deficytowy<br />
wówczas zakład dnia 20 czerwca 1991 r. postawiono<br />
w stan likwidacji. W halach fabrycznych<br />
powstało kilka spółek zatrudniających zaledwie<br />
kilkadziesiąt osób. Dzisiaj osób zatrudnionych<br />
w tkactwie jest jeszcze mniej. Dodajmy na koniec,<br />
że w dawnym zakładzie pracuje obecnie<br />
kilkanaście krosien obsługiwanych przez trzy<br />
tkaczki.<br />
Zaskakujący koniec dziedziny wytwórczości, która<br />
przez kilka wieków opierała się z powodzeniem<br />
wszelkim klęskom, kryzysom i zawirowaniom.<br />
BIBLIOGRAFIA<br />
Bittner-Szewczykowa H., Uprawa lnu i wstępna obróbka jego włókna,<br />
[w:] „Wieś Dolnośląska”, tom XX, Wrocław 1970, s. 265-319. •<br />
Dymarski M., Goliński M., Nawotka K., Czermna, Pstrążna, Słone.<br />
Studium historyczne, Wrocław 1986. • Kubin J., České Kladsko, Praha<br />
1926. • Malczewski B. Przemysł w uzdrowisku czyli wspomnienie<br />
o jednej fabryce, [w:] „Kudowa, zdrój, miasto, ludzie”, Kłodzko 2002.<br />
• Z dziejów tkactwa ludowego, <strong>Muzeum</strong> Tkactwa Dolnośląskiego,<br />
Kamienna Góra 2008. • 30 Jahre Werk Gellenau – Sackisch, „Dierig<br />
Blätter“, nr 3, 1937, s, 22-24.<br />
Konferencja Sudety-Wołyń, czerwiec 2009.<br />
Od lewej: Jacek Kowalczyk, Burmistrz<br />
Kudowy-Zdroju − Czesław Kręcichwost<br />
i wygłaszający przemówienie<br />
prof. dr Jaroslav Vaculik<br />
CENTRUM EDUKACJI ETNOLOGICZNEJ (CEE)<br />
Sudety-Wołyń<br />
W Kudowie i na całym pogórzu sudeckim (od Międzylesia,<br />
aż po Zgorzelec) osiedliło się wielu ludzi z kresów wschodnich,<br />
w tym także z Wołynia. Jeszcze kilka lat temu nie wielu z nas<br />
wiedziało, że tuż za granicą, w Czechach, osiedlili się po II wojnie<br />
światowej także ludzie z kresów wschodnich, popularnie<br />
nazywani Wołyńscy Czesi. Po naszej stronie granicy mamy więc<br />
Polaków z Wołynia, a po czeskiej stronie Czechów z Wołynia.<br />
Znowu się spotykamy. Skąd się wzięli Czesi na Wołyniu, ilu ich<br />
tam było oraz dlaczego tak mało o sobie wiedzieliśmy?<br />
Z Czech na Wołyń w 1868 r.<br />
Przypomnijmy więc, że przed rozbiorami, które nastąpiły<br />
w 1794 r. Wołyń był częścią Rzeczypospolitej. W rozbiorach<br />
Rosja zagarnęła Wołyń i w 1868 r. sprowadziła na Wołyń osadników<br />
z Czech. Ziemi urodzajnej było na Wołyniu dużo. Carska<br />
Rosja zaproponowała Czechom osadnictwo na Wołyniu na<br />
dogodnych warunkach, licząc że Czesi − na ogół sympatycznie<br />
nastawieni do Rosji – wniosą na teren Wołynia nowoczesne metody<br />
gospodarowania i rozwiną ekonomicznie te ubogie obszary.<br />
I tak się rzeczywiście stało. W okresie międzywojennym na<br />
Wołyniu było ok. 1.700 tys. Ukraińców, około 300 tys. Polaków<br />
i ponad 30.000 Czechów. Mieszkała tam także ludność żydowska<br />
i były także rodziny niemieckie.<br />
11
W czasie II wojny światowej ukraińska organizacja terrorystyczna<br />
UPA – wspierana przez hitlerowskie Niemcy<br />
− usiłowała pozyskać Czechów do walki przeciwko Polakom.<br />
Terroryści z UPA wręczali Ukraińcom tzw. rozkazy<br />
mobilizacyjne i nie stawienie się na taki „rozkaz” było<br />
zagrożone śmiercią. Na całej Ukrainie zachodniej zginęło<br />
z rąk UPA około 80.000 Ukraińców, a Polaków trzy razy<br />
tyle. Najkrwawsze mordy miały miejsce na Wołyniu. Polskie<br />
rodziny doznały wyjątkowych cierpień i strat. W tamtych<br />
krwawych dniach Czesi na Wołyniu solidaryzowali<br />
się z Polakami. Nie poszli na współpracę z UPA. Zapłacili<br />
za swoją odwagę śmiercią kilkuset Czechów. Po wojnie<br />
opuścili Wołyń Polacy i Czesi.<br />
Sudety-Wołyń po 2000 roku<br />
CEE działające przy <strong>Muzeum</strong> na Pstrążnej postanowiło<br />
zorganizować na Pstrążnej w 2008 r. spotkanie wołyńskich<br />
Polaków i Czechów mieszkających w Sudetach.<br />
Czesi – mimo zawansowanego wieku − przybyli dość licznie.<br />
Niektórzy mieszkają w okolicach Nachodu, Jaromierza,<br />
Broumova, a parę osób przybyło prawie spod Śnieżki.<br />
Są dobrze zorganizowani, mają swoje stowarzyszenie, wydają<br />
gazetki informacyjne. Mimo upływu tylu lat mówią<br />
dobrze po polsku. Wspominają z uznaniem polskie szkoły,<br />
swoje domy, gospodarstwa, wykonywane rzemiosła i pracę<br />
kulturalną na Wołyniu. Odróżniają się od wołyńskich<br />
Polaków większym dystansem emocjonalnym do tragedii<br />
spowodowanej na Wołyniu przez terrorystyczną organizację<br />
ukraińską UPA .<br />
Postawa Czechów wołyńskich przybliża dialog z Ukraińcami<br />
w odniesieniu do pamięci z lat II wojny światowej.<br />
Czesi zwracali uwagę na los samych Ukraińców, którzy żyli<br />
w zacofanym państwie caratu rosyjskiego, a potem może<br />
nazbyt wolno byli pobudzani kulturowo i ekonomicznie<br />
w II Rzeczypospolitej. Bardziej niż Polacy dostrzegają dobrych<br />
i odważnych Ukraińców nie popierających UPA. Za<br />
ten opór wobec UPA płacili Ukraińcy życiem, tak samo, jak<br />
Polacy, Czesi i Żydzi. Może trzeba przybliżyć się do spojrzenia<br />
Czechów i lepiej rozumieć Ukraińców. Wszystko to<br />
najgorsze zło wydarzyło się w czasie okupacji hitlerowskiej,<br />
w której okupant celowo wywoływał i pogłębiał wszelkie<br />
uprzedzenia narodowościowe, grając na najniższych instynktach<br />
i wprzęgając je w zaplanowaną z premedytacją<br />
machinę wojenną wzajemnego wyniszczania się ludzi.<br />
W tym celu hitlerowcy wspierali UPA, także kierując terror<br />
w stronę Ukraińców. Ten fakt sterroryzowania Ukraińców<br />
przez UPA nie znalazł jeszcze reakcji odważnych ludzi na<br />
Ukrainie do głębokich ocen tego terroryzmu. Polskich turystów<br />
niepokoi zjawisko pojawiania się pomników i tablic<br />
pamiątkowych Stefana Bandery i innych banderowskich<br />
przywódców na Wołyniu i Podolu. Na głębsze ukraińskie<br />
oceny trzeba jeszcze poczekać. Bardzo skomplikowana<br />
sytuacja polityczna na Ukrainie – po odzyskaniu niepodległości<br />
od ZSRR – utrudnia temu narodowi dokonania<br />
rozrachunków z przeszłością. Nawet tak straszne wydarzenie<br />
jak głód na Ukrainie w latach 30-tych jakby przycichło.<br />
Można zakładać , że takie oceny nastąpią. Może,<br />
my Polacy, powinniśmy wykazać większą cierpliwość dla<br />
przebiegu tych procesów na Ukrainie. Nie powinniśmy<br />
zapominać, że antypolski terror miał miejsce na ziemiach<br />
należących niegdyś do Polski i może trzeba się zastanowić,<br />
czy jakimiś niewłaściwymi działaniami lub zaniechaniami<br />
rząd Polski nie wywoływał niezadowolenia Ukraińców<br />
w latach międzywojennych. Pewną nadzieją jest to,<br />
że ruch banderowski nie znajduje wyrozumiałego poparcia<br />
na wschodniej Ukrainie. Także parlament ukraiński<br />
nie uznał UPA za organizację kombatancką. Może pewna<br />
powściągliwość wołyńskich Czechów jest postawą godną<br />
naszej uwagi, zwłaszcza w kontekście nowych europejskich<br />
uwarunkowań, poszukiwania pomostów do dialogu i wzajemnego<br />
zrozumienia. W tworzącej się unijnej Europie nie<br />
będzie miejsca dla tolerowania terroryzmu. UPA i podobne<br />
organizacje stoją na pozycjach przegranych. To może<br />
wesprzeć najlepsze siły duchowe Ukrainy. W spotkaniach<br />
Sudety-Wołyń brali udział naukowcy, dziennikarze i pisarze,<br />
m. in. Wybitny znawca dziejów wołyńskich Czechów<br />
prof. dr Jarosław Vaculik z Brna. Na tych dwóch spotkaniach<br />
w czerwcu 2008 i w czerwcu 2009, Centrum Edukacji<br />
Etnologicznej kończy debatę Sudety-Wołyń.<br />
W następnych latach pojawią się spotkania kultur<br />
ludowych Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> i Karpat Wschodnich, na<br />
które to radosne śpiewy i wystawy muzeum kudowskie<br />
serdecznie zaprasza. Programy będą ogłaszane na stronie<br />
www.skansen.kudowa.pl.<br />
(Muz.)<br />
Wojciech Heliński<br />
Wiersze Wojciecha Helińskiego z tomiku pt.”Czecholada„<br />
wydanego w wersji polskiej i czeskiej.<br />
Pan Sudoku<br />
przynosi wiersze<br />
z kotem na karku<br />
jestem czarownicą<br />
piszę<br />
Księgę Czarów<br />
potem<br />
wybiorę słowa pojedyncze<br />
pozbieram jak liście<br />
w Zaczarowanym Ogrodzie<br />
ułożę zaklęcie<br />
wtedy mnie pokochasz<br />
na zawsze<br />
i<br />
weźmiesz kota na ręce<br />
a na razie<br />
niech siedzi<br />
jest cieplej<br />
Wojciech Heliński<br />
Pan Sudoku<br />
přináší básně<br />
s kočkou na krku<br />
jsem čarodějka<br />
píšu<br />
Knihu kouzel<br />
potom<br />
vyberu jednotlivá slova<br />
nasbírám jako listí<br />
v Začarované zahradě<br />
složím zaklínadlo<br />
v tu chvílí se do mě zamiluješ<br />
navždy<br />
a<br />
vezmeš do rukou kočku<br />
ať zatím<br />
sedí<br />
je tepleji<br />
Wojciech Heliński<br />
12
KUDOWSKA KUCHNIA TRZECH KULTUR<br />
▶ Wojciech Heliński<br />
Nadchodzi lato. Naród ruszył na<br />
działki, łąki, pola i przydomowe<br />
ogródki oddając się nowej polskiej<br />
specjalności − grillowaniu. Które stało się naszą<br />
specjalnością − co zauważył nawet sam prezydent.<br />
Od czasu kiedy pod koniec lat 80 trafiły do<br />
nas pierwsze NRD-owskie grille za 9,99 marek<br />
wschodnich, a na rusztach pociły się jedynie<br />
kiełbachy i kaszanka, minęła epoka. Polacy zdobyli<br />
nawet tytuł Mistrza Świata, Puchar Europy<br />
i ciągle zdobywają laury na światowych mistrzostwach<br />
w grillowaniu. Na stół trafiły obok mięs<br />
marynowanych − ryby, warzywa, owoce i wspaniałe<br />
dodatki.<br />
Jest dobrze. Dogoniliśmy Europę i świat.<br />
Ba, przeganiamy. Ciągle nie udało się polskim<br />
naukowcom opatentować grillowanej wódki<br />
co byłoby kolejnym dowodem na to, iż jesteśmy<br />
narodem wybranym. Ale naród główkuje<br />
i wszystko przed nami.<br />
Obok globalizującego grilla pojawiło się<br />
jednak w zjednoczonej Europie hasło − regionalizmy.<br />
Przyjęte chętnie, bo w końcu nie<br />
chcemy, aby droga naszym sercom UE stała się<br />
drugim ZSRR. Poszukując tradycji regionalnych<br />
nie dało się pominąć kwestii kulinariów.<br />
I tu, że tak powiem po kucharsku − klops.<br />
My, mieszkańcy „Ziem Odzyskanych”, mamy<br />
z tym problem. Nie mamy folkloru, nie mamy<br />
kuchni regionalnej.<br />
Po Niemcach przejęliśmy domy, sanatoria,<br />
dary natury… dary kultury wyjechały.<br />
Ziemia Kłodzka – dawne Hrabstwo Kłodzkie,<br />
nie jest tutaj wyjątkiem. Nasi dziadkowie,<br />
przywieźli co prawda ze sobą tradycje swoich<br />
regionów (wiele więcej wziąć nie mogli).<br />
Że wspomnę tutaj smakowite elementy kuchni<br />
lwowskiej w sztuce gotowania p. Kazimierza<br />
Ferenza (Kaprys). Ale skuteczność PRL-owskiej<br />
unifikacji uczyniła z niego kociołek pełen wielu<br />
składników o wątpliwym smaku. Taki bigos z<br />
burakami, dżemem, serem i pietruszką.<br />
Na szczęście, jesteśmy tego świadomi<br />
i wzięliśmy się za definiowanie swojej tożsamości.<br />
A jak pisałem wcześniej, kuchnia jest jednym<br />
z elementów określenia siebie jak mawiali Chińczycy<br />
w czasach gdy nie było jeszcze chińskich<br />
zupek zalewajek.<br />
Aby odpowiedzieć na pytanie: jaka jest kuchnia<br />
kudowska dziś? − dobrze by było przypomnieć<br />
jaka była kiedyś. Próbuję zatem.<br />
Obchodzące w tym roku swoje 550-lecie,<br />
Hrabstwo Kłodzkie, było terenem mieszanki kulturowej.<br />
Kudowa znana jako „czeski kącik” tym<br />
bardziej. Przyglądając się przedwojennej kuchni<br />
naszego kurortu nasuwa się refleksja, iż kudowski<br />
stół był taki jak kudowski język. Mówię tutaj<br />
o gwarze „glätzisch”, którą posługiwali się mieszkańcy<br />
Hrabstwa. Ba, był nawet „glätzisch” północny<br />
i południowy. Jak dla mnie to był język,<br />
który był pisemnym zderzeniem niemieckoczeskiej<br />
fonetyki.<br />
Może kilka przykładów:<br />
Niemieckie słowo ojczyzna – Heimat<br />
– w „glätzisch” brzmiało: Häämte, "on powiedział"<br />
(niem: er hat gesagt) – a hoot gesäät,<br />
"wózek" (niem: kleiner Wagen) – kläänes<br />
Wäänla; "domek" (niem: Häuschen) – Hoisla .<br />
Podobnie wyglądał kudowski stół. Oczywiście<br />
królowała u nas kuchnia śląska.<br />
Ale i… Zwyczaje czeskie i niemieckie, zmieszane<br />
tworzyły często nowe potrawy.<br />
Faktem jest, kiedyś o charakterze kuchni stanowiła<br />
geografia. Jadano rzeczy dostępne, tanie,<br />
dary natury regionalnej. Dlatego też, naturalną<br />
siłą rzeczy, obok wody mineralnej, bez specjalnej<br />
pompy ideowej, ostał się nam pstrąg. Ba, ma<br />
się wyśmienicie. Może i przyrządzany w prosty<br />
sposób – pstrąg z kudowskich łowisk jest naszą<br />
wielką atrakcją (tu brawa dla wszystkich punktów<br />
i ukłon dla Restauracji w Starym Młynie).<br />
Królowały zatem kiedyś w Kudowie knedle<br />
i kluski, dużo kapusty i ziemniaków czyli kartofli.<br />
Na marginesie – wyczytałem ostatnio, iż czeskie<br />
słowo „brambor”– ziemniak, pochodzi od słowa<br />
Brandenburgia, gdyż to właśnie wojska z Brandenburgii<br />
podczas wojny o sukcesje bawarską<br />
(XVIII wiek), sprowadzili tutaj indiańskiego „potato”.<br />
Wykorzystywano „swoje” warzywa , owoce<br />
i dostępne zioła (słynna nalewka z czosnku<br />
niedźwiedziego czy szampan z bzu). Przyprawy<br />
kupowano w sklepach kolonialnych. Zacytuję<br />
tutaj Wioletę Suzańską, która w książce „Kudowa-Zdrój,<br />
miasto i ludzie” pisała: „Z opowiadań<br />
rdzennych mieszkańców wiemy że jadano<br />
bardzo skromnie. Raz w tygodniu spożywano<br />
danie mięsne. Była to przede wszystkim wieprzowina,<br />
rzadziej jadano drób i ryby. Ludność<br />
trudniła się głównie uprawą roli i tkactwem. Ziemie<br />
na tych terenach były mało urodzajne, toteż<br />
i plony były marne. Hodowano bydło, głownie<br />
krowy i kozy, które dawały niezastąpiony napój<br />
– mleko.” Można zatem powiedzieć, iż kuchnia<br />
codzienna nie była zbyt wyrafinowana. Można ,<br />
ale w tym miejscu, przypomina mi się, moja samorządowa<br />
wizyta we włoskim mieście Anzio,<br />
sprzed kilku lat. Po pięciu dniach, spożywania<br />
niemal wyłącznie, dumy naszych gospodarzy<br />
− „owoców morza” nawet najbardziej wyrafinowani<br />
członkowie naszej delegacji zapłaciliby<br />
100 euro za schaboszczaka.<br />
Wracając do Kudowy. Ponieważ byliśmy<br />
światowym kurortem w kudowskich restauracjach<br />
pojawiały się także potrawy polskie (bywaliśmy<br />
tutaj), koszerne (w końcu przyjeżdżali tutaj<br />
najbogatsi Żydzi z całego świata), fantazjowano<br />
z kuchnią śródziemnomorską czy nawet orientalną.<br />
Co innego jednak restauracje, a co innego<br />
tradycje mieszkańców.<br />
Dzisiaj w Kudowie też możemy zjeść dobrą<br />
pizzę (Fanaberia − szacun), gyros (Samos –<br />
mniam), gulasz z knedlami (Zdrojowa-pycha),<br />
roladke z nadzieniem runa leśnego (Złota Oberża<br />
− wspaniałe i nie drogie) czy sushi (Verde<br />
Montana – znakomite) i owoce morza<br />
(Amalia – cudo), Nie mamy co prawda<br />
McDonalda przez co, biedne dzieciaki muszą<br />
pod pretekstem wyjazdu do teatru jeździć aż do<br />
Wrocławia. Ale mamy bar McEdi z dużo lepszym<br />
jedzeniem.<br />
A Kudowianie i tak kochają „Bar Ania” – za domowe<br />
schabowe i niedrogie pierogi.<br />
Jest różnorodnie co wcale nie świadczy<br />
13
CENTRUM EDUKACJI ETNOLOGICZNEJ<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
że jesteśmy polsko-czesko-turecko-włosko-japońskim<br />
kurortem. I dobrze.<br />
Żyjemy co prawda w czasach, w których<br />
o naszym menu, decyduje nie geografia ale<br />
portfel. Polacy jednak, wg wszelkich badań,<br />
dbają coraz bardziej o swoje zdrowie i uważniej<br />
przyglądają się temu co jedzą. Osobiście, wierzę<br />
że do dobrych przepisów wrócimy. Zarówno do<br />
tych „zza Buga” jak i do tych dawnych regionalnych.<br />
Dlatego na koniec przepis na kultową potrawę<br />
regionalną:<br />
Ormianie w Kudowie<br />
„Śląskie niebo”<br />
zwane też „Ciapkapustą”<br />
Jest to jeden z wariantów , podobnie jak<br />
polski bigos, „niebo” sporządzano na wiele sposobów.<br />
W zależności od urodzaju, okoliczności,<br />
pory roku i tego co gospodyni miała pod ręką.<br />
Składniki: 0,5 kg kapusty kiszonej, 0,5 kg ziemniaków,<br />
1 cebula, masło do smażenia pieprz, sól,<br />
maggi<br />
SPOSÓB PRZYRZĄDZANIA:<br />
Ziemniaki obrać, ugotować w osolonej wodzie.<br />
W osobnym garnku ugotować kapustę.<br />
Odcedzić ziemniaki i kapustę (kapustę przez sito<br />
odcisnąć, by nie zawierała wiele soków). Na patelni<br />
podsmażyć cebulkę wcześniej pokrojoną<br />
w kostkę. Ziemniaki i kapustę utłuc tłuczkiem<br />
do ziemniaków, podczas tłuczenia dodać zawartość<br />
patelni (cebulkę wraz ze stopionym<br />
masłem − ja daje więcej masła do smażenia, aby<br />
później kapusta i ziemniaki dobrze się zasklepiły).<br />
Wszystko razem wymieszać, doprawić pieprzem<br />
− posolić jeśli taka potrzeba − kwestia indywidualna.<br />
Ja dodaję jeszcze 2 kropelki maggi,<br />
po prostu odpowiada mi ten smak) Oczywiście<br />
opcja ta jest niekonieczna. Potrawa gotowa!<br />
Ciapkapusta to typowo śląskie danie. Często<br />
serwowana ze smażonymi żeberkami czy też<br />
karminadlami (kotlety mielone). Danie proste,<br />
nieskomplikowane, a pyszne.<br />
Smacznego!<br />
2009 r. mieszka w Kudowie pięcioro Ormian, w tym jedna<br />
rodzina ormiańska trzyosobowa (mąż, żona, syn), oraz<br />
pani Arpienik z córką Soną. Pani Arpienik (która przybyła<br />
do Kudowy jako wdowa) wyszła za mąż za Polaka mieszkańca Kudowy<br />
i jej córka Sona także wyszła za Polaka kudowianina. Druga córka<br />
pani Arpienik – o imieniu Nune − mieszka w Moskwie, wyszła za mąż za<br />
Rosjanina i tam żyją. Mamy zatem w Kudowie jedną pełną rodzinę ormiańską<br />
i dwie rodziny mieszane polsko-ormiańskie. Zapewne jest więcej<br />
osób, które mają w sobie kroplę ormiańskiej krwi, po swoich przodkach.<br />
Ta, wspomniana pełna ormiańska rodzina postępuje trochę wbrew ormiańskim<br />
zwyczajom, bowiem ma tylko jedno dziecko, a to w tradycjach<br />
rodzin ormiańskich stanowczo za mało. Ormianie uważają, że dziecko<br />
ma mieć brata lub siostrę, a na jedno dziecko − jak mówią Ormianie<br />
− nie należy „zajmować” kobiety. Pani Arpienik z mężem Józefem mają<br />
już gotowy do zamieszkania dom na ul. Okrzei w Kudowie, a na razie<br />
mieszkają w domku w Jeleniowie. Pani Arpienik prowadzi z córką sklep<br />
spożywczy „Góralka” na Górnej Kudowie, a pan Józef ma warsztat samochodowy<br />
w Jeleniowie. Czytelnikom naszego Pamiętnika przybliżymy<br />
życie Ormian na przykładzie pani Arpienik.<br />
14
W muzeum kudowskim powołane zostało<br />
w 2007 r. Centrum Edukacji Etnologicznej<br />
(CEE) i w ramach jego działalności<br />
przybliżamy tutejszym mieszkańcom<br />
życie, obyczaje, zwyczaje i religie ludzi<br />
osiedlających się współcześnie wśród nas,<br />
a pochodzących z innych krajów, często<br />
bardzo od nas odległych. W dzisiejszym<br />
świecie ludzie mogą wybierać ojczyznę<br />
Polaków do osiedlenia się i powinniśmy<br />
znać ich zwyczaje i tradycje, by ich rozumieć,<br />
by ich włączyć do życia w naszej<br />
polskiej społeczności. Ormianie są chrześcijanami.<br />
Ale spotykamy się w Kudowie<br />
także z muzułmanami. Ich również zechcemy<br />
przybliżyć naszym Czytelnikom.<br />
Pamiętajmy bowiem, że wiara i religia to<br />
nie to samo. Religia może nas dzielić, ale<br />
wiara łączy nas wszystkich. Bóg jest jeden<br />
− i jeżeli tak na to spojrzymy, to nie ma<br />
przepaści między ludźmi. W tym miejscu<br />
przypomnijmy spotkania w Asyżu, inicjowane<br />
przez Jana Pawła II. Jako mieszkańcy<br />
miasta nadgranicznego jesteśmy<br />
Polakami pierwszego kontaktu. To nas<br />
niejako zobowiązuje do poznawania<br />
zwyczajów innych narodów. Do Kudowy,<br />
jako uzdrowiska o międzynarodowej<br />
renomie przyjeżdżają ludzie z różnych<br />
krajów i powinniśmy być otwarci na ich<br />
potrzeby i ich widzenie świata.<br />
Armenia<br />
Armenia położona jest na Zakaukaziu,<br />
pomiędzy morzami Czarnym i Kaspijskim.<br />
Od południa i zachodu graniczy<br />
z Turcją oraz Iranem, od wschodu z Azerbajdżanem,<br />
od północy z Gruzją. Jest państwem<br />
niepodległym, obszarowo o takiej<br />
wielkości jak województwo dolnośląskie<br />
i opolskie razem wzięte (ok. 30.000 km2).<br />
Mieszkańców około 3 mln. W byłych republikach<br />
Związku Radzieckiego, a taką<br />
republiką do 1991 r.była także Armenia,<br />
zamieszkują również Rosjanie. W Armenii<br />
stanowią tylko 1% ludności, a 98 %<br />
to Ormianie. Na świecie jest obecnie ok.<br />
10 mln Ormian. Są niemal we wszystkich<br />
krajach świata, także w Polsce. Naród ormiański<br />
należy do najstarszych kulturowo<br />
i cywilizacyjnie narodów na naszym<br />
globie. Legendarne początki sięgają dawnych<br />
czasów biblijnych. Ormianie nazywają<br />
swój kraj Hajastan i początki narodu<br />
wywodzą od legendarnego Hajka, tak jak<br />
my Polacy od Lecha (na Polskę mówią na<br />
Kaukazie i w Turcji − Lechistan). Nasz<br />
legendarny Lech i jego legendarni bracia<br />
Czech i Rus żyli − wg legendy − trochę<br />
więcej niż 1000 lat temu. Mojżesz prowadził<br />
swój lud przez pustynię do Ziemi<br />
Obiecanej około 1300 lat przed n.e. Ale<br />
cóż to jest wobec Hajka, który w 2492 r.<br />
przed n.e (czyli 4500 lat temu) pokonał<br />
wojska babilońskie i stał się patriarchą narodu<br />
ormiańskiego. Wtedy Armenia była<br />
wielką potęgą. Ale potężna jest także legenda<br />
dziejów początków. Hajk, bowiem<br />
− wg legendy − był synem Tagarmy, wnukiem<br />
Gomera, prawnukiem Jafeta i tym<br />
samym praprawnukiem Noego, tego praojca<br />
budowniczego wielkie biblijnej Arki,<br />
która miała także dopłynąć do Armenii,<br />
do góry Ararat. Jak widać, nie wiele już<br />
pozostało do Adama i Ewy.<br />
Legenda ma to do siebie, że jest na ogół<br />
piękna, nie koniecznie musi być prawdziwa.<br />
Najważniejsza jest jej siła w świadomości<br />
danego narodu i miejsce w tożsamości<br />
narodowej. Na przykład: odległość<br />
od Egiptu do Palestyny można przejść pieszo<br />
w ciągu kilkunastu dni, drogą okrężną<br />
po Synaju nawet w kilka tygodni lub<br />
miesięcy. A biblijni Żydzi szli pod wodzą<br />
Mojżesza 40 lat. To, czy Żydzi szli przez<br />
pustynię do Ziemi Obiecanej 40 lat, czy<br />
mniej lub więcej, a nawet czy w ogóle szli,<br />
w zasadzie nie ma znaczenia. W naszej<br />
świadomości, w naszych wyobrażeniach<br />
szli 40 lat i to ma największe znaczenie.<br />
W legendzie nie chodzi o prawdę historyczną,<br />
ale o przesłania, czyli o najważniejsze<br />
drogowskazy, o przeznaczenie,<br />
o najważniejsze zasady etyczne i takie<br />
legendy znajdują się w fundamentach narodu<br />
i jego tożsamości.<br />
Legendy dziejów początków Ormian<br />
dają temu narodowi siły do przetrwania<br />
w bardzo trudnych warunkach geograficznych<br />
i geopolitycznych. Kraj położony<br />
jest w górach Kaukazu, średnio na<br />
wysokości około 1000 m. n.p.m. Dookoła<br />
potężne góry sięgające 3000 m i wyżej,<br />
a najwyższy szczyt Aragac ma 4090 m.<br />
Najstarszy chrześcijański naród świata<br />
– jakim są Ormianie – graniczy z muzułmanami<br />
(Turcja, Azerbajdżan, Iran).<br />
Używając konserwatywnego języka, to<br />
właśnie tu przebiega linia przedmurza<br />
chrześcijańskiego. W wojnach z sąsiednimi<br />
państwami − szczególnie z Turcją<br />
− zginęło wielu Ormian, najwięcej i najtragiczniej<br />
w 1915 r. w zagładzie blisko<br />
półtora miliona Ormian.<br />
Zagrożenia są nie tylko od sąsiadów.<br />
Także natura nie skąpi strat i cierpień. Armenię<br />
nawiedzają trzęsienia ziemi, czasami<br />
o dużej skali. W ostatnim wielkim<br />
trzęsieniu ziemi zginęło ok. 40 tys. ludzi.<br />
W akcji pomocy brali udział także Polacy.<br />
Tak więc położenie w górach, trudne warunki<br />
komunikacji przez sąsiednie kraje<br />
przy braku dostępu do morza, trzęsienia<br />
ziemi , wojny − to już wystarcza, by<br />
pojawiła się emigracja w poszukiwaniu<br />
lepszych warunków życia. Inteligentni<br />
i pracowici Ormianie ruszyli w kierunku<br />
Rosji, Europy i Ameryki. Przywędrowali<br />
także do Polski.<br />
Ormianie polscy<br />
Ormianie pojawili się w Polsce w XIV w.,<br />
za czasów Kazimierza Wielkiego. W tym<br />
samym czasie napływali także do Polski<br />
Żydzi, z krajów zachodnich. Z wyglądu<br />
Ormianie i Żydzi są do siebie podobni.<br />
Z tego powodu niektórzy mylnie traktują<br />
Ormian jako semitów. Ich dzieje na<br />
terenie Polski układały się jednak inaczej.<br />
Ormianie osiedlali się w miastach i miasteczkach<br />
ziem wschodnich ówczesnego<br />
15
państwa polskiego. Silniejsze ośrodki<br />
osadnictwa ormiańskiego były w Kamieńcu<br />
Podolskim, Barze, Brzeżanach,<br />
Stanisławowie, Kutach, we Lwowie, a dalej<br />
na zachód w Zamościu,. Lublinie, Krakowie.<br />
Zajmowali się głównie handlem ze<br />
wschodem, jubilerstwem, rękodziełem.<br />
W rodzinach ormiańskich dbano o dobre<br />
kształcenie dzieci. Polacy zauważyli<br />
i bardzo doceniali to, że Ormianie lubili<br />
kulturę polską, uczyli się języka polskiego,<br />
językowo całkowicie się polonizowali,<br />
kulturowo asymilowali. Rychło stali się<br />
znakomitymi Polakami. Mówiono nawet:<br />
bądź pewny (rzetelny) jak Ormianin. Ormianom<br />
zawdzięczamy znaczną orientalizację<br />
polskiej kultury szlacheckiej<br />
i umacnianie jej charakteru sarmackiego.<br />
W stroju szlacheckim można odnaleźć<br />
wpływy ormiańskie. Polacy odwdzięczali<br />
się Ormianom pełnym zaufaniem.<br />
Ormianie mieli więc w Polsce dobre warunki<br />
do życia i rozwoju. W historii Polski<br />
zapisali się złotymi zgłoskami. Byli<br />
świetnymi wynalazcami, dyplomatami,<br />
wojskowymi, artystami. Chrześcijaństwo<br />
Ormian było bardzo bliskie rzymsko-katolickiemu<br />
i pod tym względem nie było<br />
żadnych problemów religijnych. Wśród<br />
wybitnych polskich Ormian i osób o pochodzeniu<br />
ormiańskim wymieńmy Ignacego<br />
Łukasiewicza − wynalazcę lampy<br />
naftowej i twórcy przemysłu naftowego,<br />
Juliusza Słowackiego, Szymona Szymonowicza,<br />
Zbigniewa Herberta, wybitnego<br />
reformatora szkolnictwa i współtwórcy<br />
Konstytucji 3 Maja ks. Grzegorza Piramowicza<br />
, malarza Teodora Axentowicza.<br />
Współcześnie zaliczają się do nich m.in.<br />
Krzysztof Penderecki, Anna Dymna, Robert<br />
Makłowicz, ks. Isakowicz-Zaleski.<br />
Ormiańskiego pochodzenia był poeta<br />
Jan Lechoń. Ordynariuszem wiernych<br />
kościoła ormiańskiego w Polsce jest arcybiskup<br />
Kazimierz Nycz. Obecnie w Polsce<br />
może być około 80 tys. Ormian.<br />
Niektóre zwyczaje<br />
Ormian<br />
Matach − ormiańska tradycja poczęstunku<br />
Pani Arpienik opowiada jak przygotowuje się taki poczęstunek dziękczynny<br />
i kiedy się go sporządza. Może mieć miejsce z okazji uroczystości rodzinnych,<br />
kościelnych, towarzyskich. „Matach” to może oznaczać „ofiarę”, ale<br />
także „młody”, „delikatny”. Jest to ofiara dokonana z młodego rocznego baranka.<br />
Arpienik mówi, że to biblijne echo ofiary Abrahama. Anioł powstrzymał<br />
rękę Abrahama przed ofiarowaniem Izaaka, wskazując mu baranka.<br />
Wybranego baranka prowadzi się do kościoła lub pod kościół, gdzie zostaje<br />
poświęcony. Potem, nakarmiony solą zostaje zabity i ugotowany w wodzie<br />
bez dodawania przypraw. Zanim rozpocznie się poczęstunek dziękczynny<br />
trzeba zanieść siedmiu rodzinom dar w postaci kawałka mięsa z baranka z<br />
chlebem , zwanym „ławasz”( jest to maca w formie małej płachty wielkości<br />
ok. 40 x 50 cm lub nawet większe). Te dary nie są duże, niesie się je na talerzu.<br />
Daje się je nie po to, aby się najeść, ale ma to być symboliczny poczęstunek<br />
jedności i przyjaźni. Także uczta z mięsa baranka nie jest obiadaniem się<br />
jak przy ognisku, ale uroczystym, skromnym poczęstunkiem.<br />
− A co z tym talerzem, czy go zwracają − zapytałem .<br />
− Oczywiście, że trzeba zwrócić, ale nie zwraca się przecie pustego − wyjaśniła.<br />
− A to chytre ormiaszki<br />
Matach czasem gromadzi znaczne ilości ludzi, np. w przypadku święta lub<br />
uroczystego większego spotkania religijnego. Także ile razy wychodzi się na<br />
cmentarz zabiera się ze sobą jedzenie, takie, jakie lubił ów zmarły. Jedzenie<br />
to jest opakowane i składane na grobie. Zjeść je może ktoś głodny. Tacy, jak<br />
wiadomo zawsze się znajdą. Czasami bierze się także wódkę, którą zebrani<br />
nad grobem wypijają po kieliszku, ale bez stukania się kieliszkami. Resztę<br />
alkoholu wylewają na grób, ale nie pozostawiają w butelce. Wylewają, żeby<br />
ziemia była mu nadal lekka.<br />
Już po wysłuchaniu tych wspaniałych opowieści, wracając do domu myślałem<br />
jak bardzo praktyczni są Ormianie. My kupujemy kwiaty, stawiamy<br />
na grobie, więdną, albo jakiś złodziej je podbierze, i w zasadzie korzyść<br />
z tego żadna. A tam, mądrzy Ormianie niemal zastawiają stoły na grobach.<br />
Jakże miłe muszą być cmentarze dla zgłodniałych. Pewnie tylko żałują, że<br />
„złośliwi” uczestnicy matachu potraktowali niezbyt praktycznie pozostałości<br />
alkoholu. U nas takie „marnotrawstwo” nie miałoby miejsca. Znam takich<br />
w Kudowie, którzy dzień i noc modlili by się na tak zastawionych cmentarzach.<br />
Chaszłama, czyli ognisko ormiańskie<br />
To powinniśmy zrobić w Kudowie , by poznać praktycznie co to takiego. Pani<br />
Arpienik wyciągnęła w moją stronę jakiś długi na ok.70 cm pręt ze stali nierdzewnej<br />
dość ostro zakończony .<br />
− To szampur –powiedziała. Na to nadziewamy szaszłyk.<br />
− Szaszłyk to potrawa tatarska, czy ormiańka – zapytałem<br />
− A jaka tam tatarska. Oni jeszcze na drzewie siedzieli, jak Ormianie robili<br />
16
najsmaczniejsze szaszłyki. Czy pan zauważył, że Ormianom wszyscy dookoła<br />
kradną cudowne wynalazki i pomysły. I tak jest z szaszłykami − mówiła<br />
ze śmiechem. A chaszłama to fantastyczne danie na ognisko ormiańskie. Teraz<br />
zaczęła omawiać skład i sposób wykonania.<br />
No, więc np. dla 40 osób trzeba wziąć:<br />
− baraniny 10 do 15 kg<br />
− pomidorów ze 3 kg<br />
− papryki ze 3 kg<br />
− cebuli 2 kg<br />
− po pęczku: pietruszki, bazylii, kopru, kolendry<br />
− ziemniaków z 10 kg<br />
Wszystko to układa się warstwami: baraninę, pomidory, paprykę, cebulę,<br />
przyprawy, pietruszkę zieloną i zalewa piwem. Teraz trzeba to gotować,<br />
a gdy już się wyraźnie całość podgotuje wtedy dołożyć na sam wierzch obrane<br />
ziemniaki. Teraz te ziemniaki mają się tak gotować, i gdy się ugotują − to<br />
całość jest już dobra.<br />
Pani Arpienik zapewnia mnie, że nieraz już te cuda jadła i że jest to naprawdę<br />
fantastyczne. Powiedziałem jej, że zrobimy spotkanie z Czytelnikami<br />
Pamiętnika na które ona ma przygotować chaszłamę. Zgodziła się i posmakujemy.<br />
Ławasz<br />
Teraz pokażę panu ormiański chleb ławasz − to powiedziawszy zaczęła rozsupływać<br />
zawiniętą paczkę jakichś zwojów, jakby starych papierów lub firanek.<br />
Urwała rękami kawałek takiej rolki i podała mi do zjedzenia. Zaproponowała<br />
, bym dodał do tego trochę białego słonego sera, który ona sama<br />
wyrabia. Spróbowałem. Bardzo smaczne. Zauważyłem że piesek Pani Arpienik,<br />
mała i sprytna Lusia porwała kawałeczek tego chleba i jadła z dużym<br />
apetytem. A pies wie co jest dobre. Zabrałem cześć tego pakunku do domu<br />
i oboje z żoną zajadaliśmy się ławaszem. Jest to po prostu maca, tylko nie<br />
chrupiąca, łatwa do smarowania, układania w dowolne formy i powtarzam<br />
− bardzo smaczna.<br />
− Od tego się nie tyje − dodała Arpienik. To jest właśnie ludowy, tradycyjny<br />
chleb ormiański.<br />
Poprosiłem, by zechciała upiec taki chleb na najbliższe cepowisko w skansenie<br />
na Pstrążnej. Miejmy nadzieję, że to zobaczymy i posmakujemy.<br />
Uwaga: W czwartym tygodniu<br />
września br. odbędzie się w Klubie<br />
Seniora spotkanie organizowane<br />
przez CEE pt: „Kultura<br />
chrześcijańska i kultura islamu<br />
− pomosty do dialogu kultur”.<br />
Wykład wygłosi<br />
dr Someer Ayyoub z Jordanii,<br />
(sunnita).<br />
Lew Kiedrowskich<br />
Na cmentarzu w Czermnej ,<br />
tuż nad murem cmentarnym od<br />
strony parkingu jest zabytkowy<br />
polski grób<br />
Tadeusza Kiedrowskiego.<br />
Na okazałej płycie nagrobnej<br />
pod lwem z korona jest napis:<br />
Tadeusz Kiedrowski,<br />
ur. w Kępnie 6.12.1866 r.,<br />
Zm. w Kudowie 21.9.1913 r.<br />
Zdrowaś Mario.<br />
Wychodzenie tyłem<br />
Pani Arpienik powiedziała, że aczkolwiek wielkich różnic nie ma pomiędzy<br />
katolicyzmem ormiańskim i rzymskim − to jednak wychodzenie z kościoła<br />
po zakończonym nabożeństwie różni się. Ormianie wychodzą po nabożeństwie<br />
cofając się aż do progu, patrząc w stronę ołtarza.<br />
− I nikt się nie potknie − zapytałem<br />
− Nie − odpowiedziała<br />
− A dlaczego tak dziwnie wychodzą Ormianie?<br />
− A dlatego, że z domu Boga nie wychodzi się do Niego tyłem. Z twarzą,<br />
a nie z tyłkiem w Jego stronę!<br />
Zabrałem wszystko, co mi dała Arpienik na drogę i wychodząc tyłem dziękowałem.<br />
Zapowiedziałem rychłą następną wizytę.<br />
Jeden z rodu Kiedrowskich herbu<br />
Lew, z rodu zasłużonego Polsce<br />
spoczął w Kudowie, naprzeciw<br />
kaplicy czaszek, by zaświadczać<br />
− jak piszą w przewodnikach turystycznych<br />
− o naszej miłości do<br />
tej ziemi. Od kilku lat grób jest<br />
zapomniany i zaniedbany. (Red.)<br />
17
POEZJE<br />
Lucjan Anczykowski,<br />
lekarz pracujący niegdyś w Kudowie<br />
Opatrzność tej ziemi<br />
Chociażbym chodził ciemna doliną,<br />
Zła się nie ulęknę,<br />
Taka jest opatrzność tej ziemi.<br />
Przynajmniej tutaj pochylę głowę,<br />
Wobec cierni i skał zwieńczonych<br />
A sumienie wyrzuci ostatni swój grzech<br />
Znam to z pieśni ukojenia<br />
I sączącej dobroci z krwią męczennika<br />
Mam serce do tych stron,<br />
Szeptami zmysłów rzeźbioną<br />
I tęsknotę modlitewną<br />
Lucjan Anczykowski<br />
O, Panie<br />
daj nam duchowość<br />
Najgodniejszej Księgi,<br />
taką,<br />
jaka była kiedyś,<br />
z tematyką pastoralną<br />
i błękitniejszym niebem<br />
Lucjan Anczykowski<br />
Listki wspomnień<br />
Od kiedy wtargnął w me serce<br />
Słoneczny skraj lasu<br />
Z roślinkami żywych wcieleń,<br />
Myśli pną się i pną<br />
Wplątane w listki wspomnień<br />
Z ukrywanym anielstwem.<br />
Lucjan Anczykowski<br />
Tęsknota rąk<br />
tęsknię<br />
wyciągam bezradnie ręce<br />
szukając twoich dłoni<br />
tęsknię<br />
ranię się sama o siebie<br />
gdy tylko pomyślę o tobie<br />
tęsknię<br />
wiem, że do mnie wrócisz<br />
i przygarniesz bezdomne ręce<br />
Gdzie?<br />
Słyszę ciągle onomatopeje.<br />
Widzę wszędzie personifikacje.<br />
A gdzie pauza?<br />
Gdzie zdrobnienia?<br />
Pełno tu zwrotów grzecznościowych.<br />
Z każdej strony wypełza fałszywy<br />
uśmiech.<br />
A gdzie szczerość?<br />
Radość?<br />
Miłość?<br />
Gabriela Szukszto<br />
W tłumie nie ma mnie...<br />
Ile rzeczy różni ludzi<br />
tyle strachu to w nas budzi.<br />
Każda najmniejsza odmienność<br />
wywołuje nienawiść, niepewność.<br />
Będąc sobą<br />
nie jestem w pełni sobą...<br />
W tłumie nie ma mnie...<br />
Agnieszka Dziecinna-Drewniak (ADD)<br />
ADD<br />
Gabriela Szukszto<br />
18
MISJONARZE KLARETYNI W KUDOWIE<br />
▶ O. Krzysztof Kaniowski CMF<br />
W tym uroczym zakątku naszej Ojczyzny jakim jest Kudowa-Zdrój, Zgromadzenie<br />
Misjonarzy Synów Niepokalanego Serca Maryi (w skrócie: Misjonarze<br />
Klaretyni) nabyło w formie zakupu budynek przy ul. Lubelska 3,<br />
który stanowił dotychczasową własność Parafii Miłosierdzia Bożego.<br />
Od końca sierpnia 2003 roku zamieszkali tu pierwsi misjonarze, tworząc<br />
Wspólnotę o charakterze formacyjnym dla kandydatów pragnących poświęcić<br />
swoje życie Bogu poprzez misjonarską służbę Słowa. Pierwszym<br />
przełożonym tej wspólnoty został mianowany o. Adam Bartyzoł, który<br />
pełnił również funkcję prefekta postulantatu. Ten etap formacji początkowej<br />
zwanej postulantatem przygotowuje do kolejnego etapu formacji misjonarskiej<br />
jakim jest nowicjat. Czas formacji w postulantacie trwa jeden<br />
rok.<br />
Założyciel zgromadzenia- mzaika<br />
Od samego początku swej działalności<br />
w Kudowie-Zdrój<br />
Wspólnota Misjonarzy Klaretynów<br />
angażuje się m.in. w życie tutejszej<br />
społeczności kudowskiej poprzez<br />
posługę kapłańską w tutejszej wspólnocie<br />
parafialnej.<br />
Na prośbę Stowarzyszenia na rzecz<br />
Rozwoju Miasta Kudowy-Zdroju prowadzimy<br />
spotkania modlitewne. Odbywają<br />
się one każdego drugiego dnia miesiąca<br />
o godz. 21 00 przy tablicy upamiętniającej<br />
pobyt kard. Karola Wojtyły, przyszłego<br />
papieża − Jana Pawła II − w domu zakonnym<br />
Sióstr Służebniczek NMP. W miarę<br />
możliwości, bracia postulanci, w każdą<br />
sobotę spotykają się z osobami niepełnosprawnymi<br />
w świetlicy "Skrzacik", by<br />
tam nabierać doświadczeń służby charytatywnej<br />
i apostolskiej.<br />
Św. Antoni Maria Klaret<br />
– Założyciel Zgromadzenia<br />
Antoni Klaret urodził się 23 grudnia<br />
1807 r. w miejscowości Sallent, w Hiszpanii<br />
jako piąte z jedenaściorga dzieci.<br />
Od najmłodszych lat wychowywał się<br />
w atmosferze pobożności i życzliwości<br />
domowego ogniska. Początkowo uczył<br />
się i pracował w małym przydomowym<br />
warsztacie tkackim. Szybko okazało się,<br />
że posiada wielki talent tkacki oraz umiejętności<br />
techniczne. Jego ojciec marzył,<br />
aby te zdolności były wciąż rozwijane.<br />
Młody Antoni dalszą naukę i umiejętności<br />
pogłębiał podczas kształcenia się<br />
i pracy w dużej fabryce w Barcelonie.<br />
Miał wtedy 18 lat. W Barcelonie, sam własną<br />
pracą zarabiał na utrzymanie oraz na<br />
naukę. Pomimo osiągniętych sukcesów<br />
i bardzo obiecującej przyszłości Antoni<br />
z biegiem czasu odkrywa u siebie powołanie<br />
do służby Bogu. Słowa z Ewangelii,<br />
które kiedyś zapadły głęboko w jego<br />
serce: „Cóż bowiem za korzyść odniesie<br />
człowiek, choćby cały świat zyskał, a na<br />
duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek<br />
w zamian za swoją duszę?” [Mt 16,26],<br />
rozpaliły w nim pragnienie poświęcenia<br />
się głoszeniu Ewangelii i ratowaniu dusz.<br />
Postanawia więc odtąd dalsze swoje życie<br />
realizować służąc Bogu jako kapłan.<br />
W roku 1829 wstępuje do Seminarium,<br />
gdzie dla Klareta rozpoczyna się epoka,<br />
w której lektura Biblii jeszcze mocniej<br />
wzbudziła w nim pragnienie bycia apostołem<br />
i misjonarzem. Po ukończeniu<br />
Seminarium, 13 czerwca 1835 r. został<br />
wyświęcony na kapłana. Przynaglony<br />
wezwaniem do głoszenia słowa Bożego,<br />
a nie mogąc tego realizować w swojej<br />
ojczyźnie z powodu złożonej sytuacji politycznej<br />
w kraju i prześladowania religijnego<br />
podjął − za zgodą swojego biskupa<br />
ordynariusza − decyzję, aby wyruszyć na<br />
pracę w charakterze wędrownego misjonarza<br />
apostolskiego. Z biegiem czasu<br />
jeszcze bardziej rozpala się u Klareta duch<br />
misyjny. Pojawia się myśl, aby założyć<br />
centrum misyjne: ekipę misjonarzy oddaną<br />
wyłącznie głoszeniu Słowa Bożego.<br />
Do tego projektu udało mu się przekonać<br />
kilku gorliwych kapłanów, z pośród<br />
których za kilka lat założy Zgromadzenie<br />
Misjonarzy. Wkrótce drogi misyjne Klareta<br />
zaprowadziły go na Wyspy Kanaryjskie,<br />
gdzie gromadził ogromne tłumy<br />
pragnących słuchać jego kazań. Tam też<br />
niestrudzenie prowadził rekolekcje, nauczał<br />
katechezy dzieci i dorosłych, odwiedzał<br />
chorych. Po upływie kilkunastu<br />
miesięcy Klaret wraca do Vic w Hiszpanii,<br />
aby tu uskutecznić od dawna noszony<br />
w sercu pomysł założenia Zgromadzenia.<br />
Za wiedzą, błogosławieństwem i wyraźną<br />
zachętą miejscowego biskupa Klaret<br />
prowadzi dla pięciu kapłanów rekolekcje,<br />
które zostaną uwieńczone powstaniem<br />
nowego, wielkiego dzieła. Dnia 16 lipca<br />
1849 r. sześciu młodych kapłanów dało<br />
początek istnienia nowego instytutu −<br />
19
Zgromadzenia Synów Niepokalanego<br />
Serca Maryi. Jeszcze tego samego roku<br />
Klaret otrzymuje nominację na arcybiskupa<br />
Santiago na Kubie. Od tej pory<br />
życie misjonarskie Klareta obrało kurs<br />
w niewyobrażalnym kierunku – Kubie,<br />
gdzie przez sześć lat z niezwykłą gorliwością<br />
oddaje się tytanicznej pracy głoszenia<br />
Słowa Bożego, rozsiewając miłość<br />
i sprawiedliwość na wyspie, gdzie jeszcze<br />
panoszyło się agresywne niewolnictwo,<br />
wielka bieda i brak cywilizacji. Kraj pogrążony<br />
był w nieokiełzanej niesprawiedliwości<br />
społecznej. Wszystko to rodziło<br />
napięcie i sprzyjało konfliktom. Nowy<br />
pasterz na wyspie występował bardzo<br />
stanowczo przeciwko jawnej niesprawiedliwości.<br />
W wyniku wielkiego zaangażowania<br />
apostolskiego, a także aktywności<br />
na rzecz równości i sprawiedliwości społecznej,<br />
arcybiskup Klaret doświadczał<br />
fali prześladowań, płacąc za to osobistym<br />
cierpieniem. W roku 1856 odniósł bolesne<br />
rany w wyniku zamachu na jego życie.<br />
To doświadczenie Klaret postrzegał<br />
jako szczególną łaskę, iż mógł przelać<br />
swą krew z miłości do Jezusa i Maryi oraz<br />
przypieczętować własną krwią prawdy<br />
przez siebie głoszone.<br />
Akademia Św. Michała<br />
W czasie rekonwalescencji pojawiło<br />
się w nim pragnienie założenia Akademii<br />
św. Michała. Miało to być stowarzyszenie<br />
integrujące literatów, poetów, artystów,<br />
ludzi nauki i kultury, w służbie Kościoła<br />
i ewangelizacji społeczeństwa. Ta idea<br />
została zrealizowana dopiero w 1859 r.<br />
Po sześciu latach gorliwej pracy na Kubie<br />
Klaret zostaje wezwany do Hiszpanii,<br />
by podjąć nowe obowiązki. Tym razem<br />
królowa Hiszpanii Izabela II wybrała<br />
Klareta na swego spowiednika. Była to<br />
nieoczekiwana nominacja, która wprowadziła<br />
go w zakłopotanie. Ale i tym<br />
razem nic nie zdołało przeszkodzić w realizowaniu<br />
dzieła, które nosił w sercu.<br />
W ciągu 11 lat spędzonych na dworze<br />
królewskim w Madrycie Klaret, przesycony<br />
apostolską gorliwością, wykorzystywał<br />
każdą okazję, by prowadzić działalność<br />
ewangelizacyjną i misyjną. Jednym<br />
z najbardziej genialnych dzieł powołanych<br />
do życia była wspomniana wyżej<br />
Akademia św. Michała, która w swoich<br />
zamierzeniach miała łączyć ludzi sztuki,<br />
kultury, dziennikarzy i wszelkiego rodzaju<br />
wspólnoty kościelne. Celem tego było<br />
przygotowanie ludzi świeckich do bardziej<br />
owocniejszej służby Bożej. Warto<br />
zauważyć, że Klaret, pomimo bycia arcybiskupem<br />
i życia na dworze królewskim,<br />
gdzie pełnił odpowiedzialne funkcje, nie<br />
przestał żyć w duchu prawdziwie zakonnym.<br />
Dzieło, które założył − Zgromadzenie<br />
Misjonarzy, Synów Niepokalanego<br />
Serca Maryi − zawsze otaczał wielkim<br />
zainteresowaniem. Dbał o jego rozwój<br />
i umocnienie, cieszyło go każde nowe<br />
dzieło misyjne, które było dla niego<br />
ogromną radością. Tymczasem sytuacja<br />
polityczno-społeczna Hiszpanii przyczyniła<br />
się do wybuchu rewolucji. Miało to<br />
miejsce 18 września 1868 r. Spowodowało<br />
to ogłoszenie detronizacji Izabeli II.<br />
Działania rewolucyjne objęły wszystkie<br />
większe hiszpańskie miasta. Rodzina<br />
królewska wraz ze służbą i spowiednikiem<br />
była zmuszona udać się do Francji.<br />
Klaret miał już 60 lat. Rewolucja w Hiszpanii<br />
przyniosła młodemu Zgromadzeniu<br />
pierwszych męczenników, których<br />
krew przyczyniła się do szybszego rozwoju<br />
Zgromadzenia w świecie. W skutek<br />
wyczerpania fizycznego nadludzką pracą<br />
ewangelizacyjną doświadczany ciągłym<br />
prześladowaniem Klaret zapada na zdrowiu.<br />
Prawie od początku 1870 r. powoli<br />
odczuwa, że jego zdrowie gaśnie i zbliża<br />
się koniec jego ziemskiej wędrówki. Spokojny<br />
i przygotowany, aby oddać swoje<br />
życie w ręce Boga, dnia 24 października<br />
1870 r., Antoni Klaret, Misjonarz, Syn<br />
Niepokalanego Serca Maryi, oddał ostatecznie<br />
swoje życie Panu. Umiera na wygnaniu<br />
w cysterskim opactwie w Fontfroide<br />
w południowej Francji. Napis na<br />
jego grobie brzmiał następująco: „Umiłowałem<br />
sprawiedliwość, a znienawidziłem<br />
nieprawość, dlatego umieram na wygnaniu”.<br />
Papież Pius XII dnia 7 maja 1950 r.<br />
ogłosił go świętym. W czasie uroczystości<br />
kanonizacyjnej powiedział: „Święty Antoni<br />
Maria Klaret to wielka dusza, która<br />
łączyła w sobie kontrasty: ze swej natury<br />
skromny, wywyższony jednak w oczach<br />
świata. Niski wzrostem, ale wielkiego ducha.<br />
Niepozorny, ale zdolny wzbudzać podziw<br />
u monarchów tego świata. Mocnego<br />
charakteru, lecz i wielkiej łagodności...<br />
Stale stawiał siebie w Bożej obecności,<br />
nawet w najbardziej zajętych pracą chwilach”.<br />
Zgromadzenie<br />
Jesteśmy wspólnotą kapłanów i braci<br />
zakonnych, którzy zostali powołani do<br />
głoszenia Słowa Bożego na wzór św. Antoniego<br />
M. Klareta.<br />
Dziś Zgromadzenie liczy ponad<br />
trzy tysiące Misjonarzy pracujących w<br />
ponad sześćdziesięciu krajach na pięciu<br />
kontynentach, realizując dzieło Ojca<br />
Klareta. Polscy Klaretyni pracują w Rosji<br />
na Syberii, w Afryce na Wybrzeżu Kości<br />
Słoniowej, w Chile, na Filipinach, na<br />
Kubie, Białorusi, w Niemczech, Republice<br />
Czeskiej i Anglii. W Polsce jest<br />
siedem wspólnot: w Warszawie, Łodzi,<br />
Wrocławiu, Krzydlinie Małej, Miedarach,<br />
Paczynie i w Kudowie-Zdroju.<br />
Więcej informacji można uzyskać na<br />
stronach:<br />
www.klaretvni.pl<br />
www.start-klaretyni.pl.<br />
20
Ks. Jan Myjak<br />
Moje pierwsze spotkanie<br />
z Wrocławiem<br />
i Dolnym Śląskiem<br />
cz.3<br />
LATA KAPŁAŃSKIE<br />
Redakcja<br />
Pamiętnika Kudowskiego<br />
składa<br />
Ks. Janowi Myjakowi<br />
życzenia<br />
wielkich sił duchowych<br />
z okazji 50-lecia Kapłaństwa<br />
Czas pobytu w seminarium dobiegł końca. Dnia<br />
21 czerwca 1959 r w Katedrze Wrocławskiej z rąk<br />
Jego Ekscelencji Księdza Bolesława Kominka<br />
w liczbie 64 diakonów otrzymaliśmy święcenia prezbiteriatu.<br />
Z 72 rozpoczynających studia doszło do kapłaństwa 44.<br />
Pozostali, to czekający na święcenia koledzy.<br />
Ks. Piotr Mrówka był proboszczem w Pieszycach. Poprosił<br />
Księdza Biskupa Kominka o to, bym w tym samym dniu<br />
odprawił prymicje w jego parafii. I tak rozpoczęła się moja<br />
droga kapłańska. W dniu święceń otrzymaliśmy z miejsca<br />
nominacje na parafie. Pierwszym miejscem mojej pracy<br />
było miasto powiatowe Strzelin. Do Strzelina poszło<br />
nas dwóch: ksiądz Aleksander Matyka i ja. Zajechaliśmy<br />
do pierwszego swojego proboszcza. Był nim ksiądz Michałkiewicz,<br />
mający już 50 lat kapłaństwa, były proboszcz<br />
z Łoszniowa, diecezja lwowska. Do obsługi był również<br />
cały wieniec otaczających wiosek. Podzieliliśmy się pracą.<br />
Ja objąłem katechizację w jedenastolatce, szkole zawodowej<br />
i technikum samochodowym. Godzin prawie 30. Do tego,<br />
zostałem jeszcze wikariuszem w parafii. Trzecim wikarym<br />
był ksiądz Szuflad. Był to ksiądz grecko-katolicki, były proboszcz<br />
Łemków z okolic Gorlic. W krótkim czasie, głównie<br />
za sprawą księdza Matyki, wzrosła nam liczba ministrantów.<br />
Na reakcję ze strony władz nie musieliśmy czekać długo.<br />
Otrzymaliśmy wezwania do złożenia wizyt w Urzędzie Bezpieczeństwa.<br />
Z każdym z nas szef tegoż urzędu rozmawiał<br />
indywidualnie. Kiedy wszedłem do gabinetu szefa urzędu<br />
nie dostrzegłem kawałka papieru na żadnym miejscu. Szef<br />
rozkazał mi usiąść naprzeciw swojego biurka, otworzył szufladę<br />
i wyjął z niej pistolet. To było dla mnie wielkim zaskoczeniem<br />
i pierwszy zabrałem głos:<br />
− Jako małe dzieci w czasie wojny rozbieraliśmy pistolety<br />
i składali, a teraz jestem w Polsce, nie jestem przestępcą, to po<br />
ten pokaz?<br />
Funkcjonariusz ten schował pistolet i od razu przeszedł<br />
do sedna sprawy.<br />
− Po co Wam tylu ministrantów? Czyżbyście zakładali organizację<br />
specjalną?<br />
Moja odpowiedź była jednoznaczna:<br />
− Nigdzie ksiądz sam mszy nie odprawia tylko z ministrantem,<br />
zaś duża liczba ministrantów w parafii świadczy<br />
o zainteresowaniu chłopców i o opiece nad nimi.<br />
Pouczony przez szefa o spokojnej pracy zakończył rozmowę.<br />
To było pierwsze spotkanie z Urzędem Bezpieczeństwa.<br />
Potem nami „opiekował się” już IV Wydział SB.<br />
W ciągłej pracy minął rok i na prośbę kolegi ze studiów<br />
i święceń księdza Telesfora Ordakowskiego, wikariusza<br />
z Nowej Rudy Drogosławia, który zachorował na nerki<br />
i chciał być bliżej Wrocławia (mając na uwadze leczenie),<br />
zgodziłem się na zamianę. Tak zostałem wikarym w drugiej<br />
parafii, pod wezwaniem Świętej Barbary, w Drogosławiu.<br />
Wtedy, w Drogosławiu mieszkańcami byli głównie górnicy,<br />
repatrianci z Francji. Mieściła się tam też szkoła górnicza.<br />
Proboszczem był ksiądz Szczepan Sadowy, święcony jeszcze<br />
we Lwowie. Duszpasterstwo było szalenie trudne, gdyż repatrianci<br />
nie byli nauczeni uczęszczać do kościoła. Chrzcili<br />
dzieci, doprowadzali do I Komunii Świętej, brali śluby kościelne<br />
i życzyli sobie katolickiego pogrzebu. I to im wystarczało.<br />
Po roku pracy otrzymałem przeniesienie do Bielawy,<br />
miasteczka leżącego obok Pieszyc. Ksiądz Sobolik nie mógł<br />
tam podołać pracy. Parafia liczyła około 10 tys. mieszkańców.<br />
Było dużo dzieci, nie rzadko wychowywane przez<br />
c.d. na str. 24<br />
21
MALARSTWO JADWIGI GODZIK<br />
▶ Urszula Faroń-Bielecka<br />
Urodzona we Lwowie. Od 1951 r.<br />
mieszka w Krakowie. Rysunku i malarstwa<br />
uczyła się od prof. Adama<br />
Hoffmana w Państwowym Liceum Plastycznym<br />
w Krakowie. Uczęszczała<br />
również na Studium Wiedzy o Sztuce<br />
prowadzone przez prof. Wiktora<br />
Zina.<br />
Specjalizuje się w pejzażach i kwiatach.<br />
Obrazy Jadwigi to nastrojowe,<br />
w naturalnych barwach przekazy<br />
naturalnego świata. Jadwiga odsłania<br />
nam świat w romantycznym<br />
nastroju światła, temperatury kolorów,<br />
bogactwa i piękna przyrody.<br />
Wolna jest od panującej mody i manieryzmów.<br />
Swoje malarstwo opiera<br />
na rzetelnym rysunku i zrozumieniu<br />
formy. Przyrodę polską, polski pejzaż<br />
oraz piękno kwiatów możemy zobaczyć<br />
na jej obrazach.<br />
W swoim dorobku artystycznym<br />
ma ponad 60 wystaw indywidualnych<br />
i udział w ok. 200 wystawach<br />
zbiorowych. Prace Jadwigi Godzik<br />
zdobywają nagrody i wyróżnienia<br />
m.in. I nagroda na Ogólnopolskiej<br />
Poplenerowej Wystawie Malarstwa<br />
„Kraków – świadectwo historii”<br />
(1998), I nagroda w konkursie plastycznym<br />
„50 lat Nowej Huty” (1999).<br />
Dwie z jej prac pozostały w <strong>Muzeum</strong><br />
w Wieliczce namalowane na plenerze<br />
organizowanym pod ziemią w kopalni.<br />
Jadwiga Godzik jest członkiem<br />
Grupy Twórczej NATURA w Nowej Hucie,<br />
Fundacji Osób Niepełnosprawnych,<br />
Stowarzyszenia Marynistów<br />
Polskich. Od lat najsilniej związana<br />
jest z nowohuckim środowiskiem<br />
twórczym. Tutaj mieszka i tworzy,<br />
nadając swym pracom indywidualny,<br />
niepowtarzalny charakter oparty<br />
na rzetelnym warsztacie i znakomitym<br />
wyczuciu barw, światła, nastroju<br />
chwili i piękna.<br />
Przyroda i pejzaż przyciąga artystkę<br />
i przymusza niejako do pokonywania<br />
dziesiątków kilometrów<br />
na ogólnopolskich i międzynarodowych<br />
plenerach malarskich. W ten<br />
właśnie sposób (podczas pleneru) poznała<br />
kudowskich malarzy skupionych<br />
w DPT „Cyganeria”. Zaprzyjaźnili<br />
się i aktualnie artystka wystawia<br />
swoje prace w <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />
Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie<br />
– Pstrążnej. Od lipca prace te i dużo<br />
innych będzie można zobaczyć na indywidualnej<br />
wystawie w DPT „Cyganeria”<br />
w Kudowie – Zdroju.<br />
22
POLA I MAGDA<br />
MALARSTWO MATKI I CÓRKI<br />
Małgorzata i Kamila Duda<br />
Magda Burger „Baletnica”, pastel<br />
Pola Śleziak "Jabłko" (pastel)<br />
Małgorzata Kayzer – Duda, obraz olejny (fragment)<br />
Na życzenie czytelników.<br />
Redakcja przeprasza młode adeptki sztuk plastycznych,<br />
że nie autoryzowała zamieszczonych w<br />
poprzednim nr Kwartalnika Kudowskiego rysunków<br />
i obrazów . Naprawiamy nasz błąd przedstawiając<br />
obraz Magdy Burger zatytułowany „Baletnica” oraz<br />
obraz Poli Śleziak zatytułowany „Jabłko”.<br />
Mamy nadzieję, że usłyszymy jeszcze o naszych<br />
malarkach, które od najmłodszych lat związane były<br />
z Domem Pracy Twórczej „Cyganeria” i jeszcze teraz<br />
możemy je tam spotkać mimo przygotowań do matury<br />
(Pola) i dużej ilości obowiązków związanych z nauką<br />
(dodatkowe zajęcia − Magda). Życzymy im dużo<br />
sukcesów w każdej dziedzinie, którą wybiorą.<br />
Małgorzata Kayzer – Duda (olej)<br />
Kamila Duda (pastel)<br />
Redakcja.<br />
23
same matki. Tam, przygotowywałem sam do I Komunii<br />
około 150 dzieci. Na spotkaniu z rodzicami zorientowałem<br />
się, że większość jest samotnych matek, które chciały być<br />
matkami, a nie mogły wyjść za mąż, bo było więcej kobiet<br />
niż mężczyzn. Matkom powiedziałem: musicie podwójnie<br />
kochać swoje dzieci, za matkę i za ojca i razem jak najlepiej<br />
przygotujmy dzieci do komunii. W dniu udanej I Komunii<br />
Świętej otrzymałem mnóstwo kwiatów i nierzadko koperty<br />
z pieniężnym datkiem, tak, że wakacje miałem zupełnie zapewnione.<br />
W tym czasie proboszczem tej parafii był ksiądz<br />
Wiszniewski, ziemianin z terenów wschodnich. Ukończył<br />
gimnazjum jezuickie w Chyrowie, gdzie jednym z wychowawców<br />
był ojciec Bejzym, który był później misjonarzem<br />
trędowatych i został wyniesiony na ołtarze. Ksiądz Wiszniewski<br />
miał od niego prezent − krzyż zrobiony przez samego<br />
ojca Bejzyma. W czasach I wojny światowej ksiądz<br />
Wiszniewski był kapelanem w legionach Piłsudskiego i zostawił<br />
wojsko w stopniu pułkownika. Następnie został proboszczem<br />
w Sztrusowie, diecezja lwowska.<br />
W Bielawie pracowałem również jeden rok i otrzymałem<br />
przeniesienie do Kątów Wrocławskich. Razem ze mną<br />
przybył nowy proboszcz, był nim ksiądz Zieliński. Drugim<br />
wikarym był ksiądz Kilan, mój kolega kursowy. Parafię<br />
opuścił ksiądz Piszczor − przeszedł na emeryturę. Kąty<br />
Wrocławskie miały wieniec wiosek, w których było sześć<br />
kościołów plus kościół parafialny. Do tego mnóstwo dzieci<br />
i młodzieży. Ksiądz Józef Zieliński również pochodził<br />
ze Lwowa i część studiów odbył w Rzymie, gdzie rektorem<br />
kolegium polskiego był ks. Andrzej Wronka, późniejszy<br />
pierwszy administrator w diecezji gdańskiej, a nastepnie<br />
biskup pomocniczy we Wrocławiu. Już wtedy wielu z nas<br />
zdawało sobie sprawę z roli jaką odegrał Lwów w formacji<br />
życia na Ziemiach Odzyskanych. W Kątach Wrocławskich<br />
pracowałem prawie dwa lata. Wikariaty moje okazały<br />
się nie łatwe. Pewnego razu, po niedzielnej Mszy Świętej,<br />
ostatniej i po posiłku , zaproszony do proboszcza usiadłem<br />
w fotelu i straciłem przytomność. Obudziłem się po dwóch<br />
godzinach na własnym tapczanie w otoczeniu siostry pielęgniarki,<br />
księdza proboszcza i księdza Dominika Mazana,<br />
drugiego wikariusza. Potem badania lekarskie i rehabilitacja,<br />
a w niej pobyt w Świnoujściu. W tym samym czasie<br />
przebywał w Świnoujściu Biskup Nowicki, ordynariusz<br />
gdański. Rad był z mojej obecności i na jego życzenie często<br />
razem spędzaliśmy czas. Przed nominacją na ordynariusza<br />
gdańskiego był administratorem gorzowskim. Do Gorzowa<br />
należał wtedy Szczecin, a w Szczecinie Dąbiu z mojej<br />
parafii rodzinnej pracował ks. Faron. Dlaczego to dla mnie<br />
tak ważne? Ksiądz Faron odszedł z kościoła katolickiego do<br />
polsko-katolickiego, inaczej narodowego i został biskupem<br />
narodowym, a po wojnie prymasem narodowców. Wnet<br />
jednak, wraz z większością swoich kurialistów powrócił do<br />
kościoła katolickiego. Przyjmował ich właśnie Ks. Infułat<br />
Nowicki, późniejszy biskup gdański. Jego wypowiedzi na<br />
ten temat były ciepłe i pozytywne.<br />
W kwietniu 1964 r otrzymałem z Wydziału Wyznań Wojewódzkiej<br />
Rady Narodowej we Wrocławiu pismo, że mogę<br />
objąć parafię Lewin Kłodzki. Był to czas gdy Ordynariusz<br />
bez zgody urzędnika państwowego nie mógł mianować administratora<br />
w żadnej parafii. Z tym pismem pojechałem<br />
do Kurii, do Księdza Infułata Wacława Szetelnickiego, który<br />
był kanclerzem i zapytałem, co to wszystko znaczy. Odpowiedział:<br />
posłaliśmy listę kandydatów na proboszczów<br />
i przyszły dwa zatwierdzenia. Teraz nasza kolej. Uważam,<br />
że ksiądz obejmie wyznaczoną parafię. Wróciłem do Kątów<br />
już jako nominowany proboszcz. Aby zameldować się<br />
w miejscu nadgranicznym w Lewinie, trzeba było jeszcze<br />
mieć pozwolenie od wojewody. Podanie takie napisałem<br />
i czekałem. Po jakimś czasie otrzymałem wezwanie do pana<br />
Skórczyńskiego, który był referentem wyznaniowym, celem<br />
złożenia ślubowania, że nie będę działał na szkodę państwa.<br />
Pani pracująca w referacie wyznań dała mi do podpisania<br />
wydrukowane na papierze ślubowanie, ponieważ pan referent<br />
musiał wyjść służbowo. Byłem więc przygotowany<br />
do objęcia placówki. W Kątach Wrocławskich pozostałem<br />
do wakacji. W międzyczasie, z ks. Mazanem i aptekarzem<br />
Labusem złożyłem wizytę w Lewinie Kłodzkim u ks. proboszcza<br />
Dominika Milewskiego. Staruszek czekał już długi<br />
czas na swojego następcę i okazał radość, że wreszcie będzie<br />
mógł przekazać parafię. W czerwcu 1964 r. objąłem parafię<br />
w Lewinie Kłodzkim. Protokół zdawczo-odbiorczy pisał<br />
dziekan dekanatu Polanica ksiądz Modest Gajewski z parafii<br />
św. Katarzyny w Kudowie-Zdroju. Okazało się, że jestem<br />
najmłodszym proboszczem w dużym dekanacie, który przyjął<br />
mnie bardzo ciepło. I tak nastały lata proboszczowania,<br />
prowadzenia samodzielnie parafii. Plebania była zaniedbana.<br />
Na plebanii mieszkała rodzina Wilczyńskich złożona<br />
z pięciu osób. Małżeństwo plus troje dzieci. Pan Wilczyński<br />
pełnił funkcję organisty i równocześnie był taksówkarzem<br />
w Dusznikach. Żona jego, była krewną ks. Milewskiego. Samochód<br />
Warszawę otrzymali od księdza Milewskiego, zaś<br />
ksiądz Milewski nabył ten samochód za pieniądze otrzymane<br />
od państwa, jako odszkodowanie za lata spędzone<br />
w więzieniu, po niesprawiedliwym wyroku.<br />
c.d.n. – w nr 4<br />
24
ŚWIRZAŃSKIE NOCE I DNIE<br />
▶ Józef Żółtański<br />
Wspomnienia cz. 1<br />
Pan Józef Żółtański z córką Marią 2009 r.<br />
Od Redakcji: Zamieszczamy wspomnienia pana Józefa Żółtańskiego, mieszkającego w Kudowie-Zdroju<br />
przy ul. Tkackiej. Pan Józef przybył do Kudowy ze Świrza w powiecie przemyślańskim, z dawnego województwa<br />
tarnopolskiego, z dróg wojennych. Wielu mieszkańców Kudowy zostało przesiedlonych po II wojnie światowej<br />
z tamtych stron. Tu, w Kudowie trzeba było zaczynać od zera, gdy chodzi o sprawy bytowe. Ale, żadne<br />
pokolenie nie zaczyna od zera, gdy chodzi o kulturę duchową. Polskie dziedzictwo kulturowe przywieźliśmy<br />
w naszych sercach i tu rozkrzewiliśmy. Tam już jest teraz inny świat. Jednakże, nasze współczesne kudowskie<br />
zwyczaje i sposób życia mają swoje korzenie w poprzednich pokoleniach. Trzeba je upamiętnić, aby nasi następcy<br />
potrafili zrozumieć nas i siebie. Wspomnienia pana Józefa zamieścimy w kolejnych numerach naszego „Pamiętnika”.<br />
Zapisy pana Józefa mają pewne wartości etnograficzne. Pan Józef był bystrym obserwatorem życia.<br />
Pisał nie tylko o życiu w Świrzu. Opisał także swoje wojenne dzieje, spisał pieśni wówczas śpiewane i śpiewnik<br />
pana Józefa oraz jego poezje (!) czekają na stosowną chwilę. Wspomnienia pana Józefa Żółtańskiego drukowane<br />
były w czasopiśmie „Spotkania Świrzan”. Za zgodą wydawcy tego pisma, pana Józefa Wyspiańskiego − bardzo<br />
popularnego wśród dawnych mieszkańców powiatu przemyślańskiego − drukujemy niektóre z tych wspomnień.<br />
Siedzi najczęściej w altance na swojej działce koło ronda i pisze. Ta działka trzyma go przy życiu.<br />
Świrz<br />
Świrz, to miasteczko położone w powiecie<br />
przemyślańskim, w woj. tarnopolskim. Do<br />
Lwowa było stąd bliżej, aniżeli do Tarnopola.<br />
W latach trzydziestych, kiedy zaczyna<br />
się moja opowieść − czerpana z pamięci<br />
ledwie dziesięcioletniego chłopca − była<br />
to malownicza miejscowość położona<br />
wśród niewysokich wzgórz i przeważnie<br />
liściastych lasów. w których pełno było<br />
buków, grabów, dębów, między którymi<br />
pojawiały się gdzieniegdzie świerki. Świrz<br />
leży w odległości 42 km na południowy<br />
wschód od Lwowa, przy drodze na Bóbrkę,<br />
od której dzieliło tę miejscowość<br />
11 km. W latach trzydziestych XX w.<br />
miasteczko liczyło sobie 2,5-3 tys. mieszkańców.<br />
Przeważnie Polaków, poza tym<br />
Ukrainćów i Żydów. Było siedzibą gminy<br />
zbiorowej, do której należały wsie: Kopań,<br />
Kimirz, Chlebowice, Niedzieliska.<br />
Gminą zarządzał wójt. W miasteczku<br />
znajdował się komisariat policji, poczta,<br />
dwie szkoły: polska i ukraińska, Dom<br />
Związku Strzeleckiego, Urząd Gminy.<br />
Mieszkańcy, w zależności od pochodzenia<br />
i religii mieli do swojej dyspozycji kościół<br />
rzymsko-katolicki, cerkiew oraz bożnicę.<br />
Na wzgórzu otoczonym wodą znajdował<br />
się zamek hrabiego Komorowskiego,<br />
który w czasie II wojny światowej był Komendantem<br />
Głównym Armii Krajowej.<br />
Świrz, w mojej pamięci i w moim wierszu<br />
był „piękny, niebogaty, każdy miał tu swoją<br />
chatę, a w niej zawsze piękną żonę”. Ludzie<br />
„żyli jak hrabiowie, choć mieli po jednej<br />
krowie”. Byli raczej zadowoleni z życia,<br />
jedno jest pewne – nie narzekali! W tej<br />
społeczności wszyscy dobrze się znali<br />
i mogli liczyć na sąsiedzką pomoc.<br />
Moja opowieść układa się w cykl zależny<br />
od pór roku i świąt, tak, jak to zachowała<br />
moja pamięć. Widocznie, tak bardzo<br />
wpisani byliśmy w powracający cykl kalendarzowych<br />
wydarzeń, w ten wieczny<br />
scenariusz ranków i wieczorów, wiosen<br />
i jesieni. W niezmienność, która bezpowrotnie<br />
odeszła.<br />
Świrz był miejscowością rolniczą i posiadał<br />
dwa majątki ziemskie. Właści-<br />
25
Zamek w Świrzu<br />
cielem jednego był wspomniany hrabia<br />
Komorowski. Pracowało u niego sporo<br />
ludzi − zwłaszcza bez ziemi i małorolni.<br />
Średnio bogaci tylko okresowo sobie<br />
dorabiali, np. przy koszeniu trawy, przy<br />
czym obowiązywał następujący „podział”:<br />
trzy kopice szły do majątku, a czwartą<br />
pracujący zabierał dla siebie. To samo<br />
działo się ze zbożem. Nad rozdziałem<br />
czuwali „polowi”, czyli chłopi wyznaczeni<br />
do sprawowania porządku w majątkach.<br />
Oni zapisywali dniówki pracujących i pilnowali<br />
plonów na polach. Poza tym wielu<br />
mieszkańców było zatrudnionych w zamku<br />
hrabiego. Drugi majątek należał do<br />
Żydów.<br />
Wiosna<br />
Wraz z nadchodzącą wiosną słońce<br />
zaczęło z wysoka zagrzewać ziemię, spędzając<br />
z niej resztki śniegu. Rzeczka Świrzanka<br />
robiła się coraz większa i szersza,<br />
miejscami wychodząc z koryta, zalewała<br />
doliny, łąki i pola. Ludzie mówili: „Jak<br />
się rzeczka rozkieckała, to nam pola i łaki<br />
pozalewała, jeśli komuś coś zabrała,to innemu<br />
trochę dodała”. Mówiliśmy nawet<br />
o „zmiennych humorach” tej rzeczki,<br />
bo tak wesoło pluskała opuszczając granice<br />
Świrza i rwąc ku Chlebowicom. Gdy<br />
się wiosna na dobre rozgościła, zakwitały<br />
pąki drzew, strojąc cały Świrz na różowo<br />
i biało. Naprzód kwitły czereśnie w sadach<br />
i lesie. Potem obsypały się kwiatami pozostałe<br />
drzewa owocowe. Królestwo kolorów<br />
i zapachów. Lękaliśmy się, aby nie<br />
przyszły przymrozki i nie ścięły kwiatów.<br />
W zagrodach zawrzało. Gospodarze zabierali<br />
się do sprzątania po zimie. Czyścili<br />
podwórka , rozbierali „zachaty”, którymi<br />
przez zimę otulali swoje drewniane domy.<br />
Były to snopki siana lub liście ułożone<br />
przy ścianach chat, aż po okapy dachów.<br />
Zimy przecież bywały srogie, śnieg bez<br />
mała przysypywał domy, w środku palono<br />
najczęściej tylko w jednej kuchennej izbie,<br />
druga – bardziej wystawna, była słabiej<br />
ogrzana. Gospodarze bielili na biało domostwa,<br />
a nawet płoty przy gościńcu, jeżeli<br />
przy gościńcu mieszkali. Był taki zwyczaj<br />
bielenia przydrożnych chat i płotów,<br />
zwyczaj, który stał się potem państwowym<br />
nakazem. Bociany wracały już z ciepłych<br />
krajów, ciekawie sprawdzając, czy<br />
im gniazda poprawiono. Każdy z mieszkańców<br />
radował się serdecznie, kiedy jego<br />
domostwo obrał za siedzibę ten przybysz<br />
z południa, który w powszechnym odczuciu<br />
przynosił zapowiedź dobrobytu.<br />
Potem nadchodził czas na orkę i zasiewy.<br />
Zboże siano z płachty, którą siejący<br />
wiązał na ramieniu, wybierając z podołka<br />
ziarno. Na każdym kawałku przygotowanej<br />
roli gospodarz wysiewał ziarno<br />
w pierwszej kolejności na znak krzyża,<br />
że Bóg Stwórca oceni ten wysiłek, pomnoży<br />
to ziarno, przynosząc duży urodzaj,<br />
by było więcej chleba. Gospodynie<br />
też miały swoje siewy. W rozsadnikach<br />
siały nasiona warzywne, bo każda musiała<br />
mieć własne flance do sadzenia w swoich<br />
ogrodach. Nie było możliwości zakupienia<br />
rozsady u ogrodników. Gosposie<br />
wymieniały między sobą różne gatunki<br />
sadzonek warzyw.<br />
Kościół<br />
W Środę Popielcową wszyscy katolicy<br />
szli do kościoła. Ksiądz posypywał ich<br />
głowy popiołem i to był znak początku<br />
Wielkiego Postu. Skończyły się wesela, zabawy,<br />
różne rozrywki. W każdą niedzielę<br />
chodziło się dodatkowo do kościoła po<br />
południu na Gorzkie Żale. Nabożeństwo<br />
trwało długo, bo śpiewano wszystkie trzy<br />
jego części. Młodzież trochę się niecierpliwiła,<br />
jednak nikt nie okazywał niezadowolenia<br />
pod srogim spojrzeniem rodziców.<br />
Nieuważnych czekała domowa<br />
reprymenda, szedł czasem w ruch pasek<br />
lub kijek z łoziny. W domach dzieci zwracały<br />
się do rodziców tato, mamo. Używano<br />
określeń różnych rodzinnych koligacji.<br />
26
Mówiono: stryjku, stryjno, wujku, wujno,<br />
szwagrze i szwagrowo, teściu i teściowo,<br />
nawet w odniesieniu do zżytych sąsiadów,<br />
co nie jest obecnie przyjęte.<br />
W Wielkim Tygodniu trwały już przygotowania<br />
do świąt. Najpierw wielkie<br />
sprzątanie. Każdy z domowników miał<br />
swoją „działkę”, jednemu przypadło podwórko,<br />
innemu – stajnia, stodoła lub sad<br />
do pielęgnacji. Kobiety miały swoje zajęcia.<br />
Także, w tym czasie odbywało się świniobicie<br />
i domowy wyrób wędlin, a więc<br />
ich marynowanie i wędzenie. Do świąt<br />
miało być wszystko zapięte na ostatni guzik.<br />
Każdy z nas musiał iść do spowiedzi.<br />
Przed kościołem obowiązkowo trzeba<br />
było przeprosić rodziców słowami „odpuście<br />
mi grzechy”. A matka i ojciec odpowiadali:<br />
„Niech Pan Bóg ci odpuści”.<br />
Po ucałowaniu rąk rodziców można było<br />
przystąpić do konfesjonału. W Wielką<br />
Sobotę ze wszystkich stron szli ludzie<br />
do kościoła na „święcone”: mężczyźni,<br />
kobiety, młodzież, dzieci. Odświętnie,<br />
choć skromnie ubrani. Z dalszych wiosek<br />
przyjeżdżali furmankami z pokarmem<br />
do święcenia. A było tego sporo. Niektóre<br />
kobiety przynosiły nawet po dwa kosze<br />
w płachtach na plecach, żeby wszystko, co<br />
miało być zjedzone na wielkanocnym stole,<br />
zostało pobłogosławione.<br />
W Wielki Piątek od rana w kościele<br />
przy Bożym Grobie stała straż honorowa.<br />
Po trzy osoby po dwóch stronach: strzelec<br />
z karabinem, strażak z toporkiem, „Sokół”<br />
w zielonym mundurku i w rogatywce<br />
z pawim piórem. Grób był zrobiony w lewej<br />
kaplicy naszego kościoła. Strojono<br />
go w zielone gałęzie świerków i doniczki<br />
z zasianym i zielonym już owsem. Przed<br />
grobem świeciły się lampki ulepione<br />
z wosku pszczelego. Elektryczności w kościele<br />
i miasteczku wtedy jeszcze nie było.<br />
Warta przy grobie Chrystusa trwała do<br />
godziny 6-tej rano w niedzielę wielkanocną.<br />
Wtedy to znikał Zbawiciel z grobu,<br />
a dzwony obwieszczały światu Jego zmartwychwstanie.<br />
Rankiem była rezurekcja,<br />
podczas której wierni trzykrotnie obchodzili<br />
kościół w uroczystej procesji. W tych<br />
dniach świątecznych ludzie pozdrawiali<br />
się słowami: „Chrystus zmartwychwstał”.<br />
I odpowiadali: „Prawdziwie powstał”.<br />
Drugi dzień świąt był oblewanym poniedziałkiem.<br />
Uciecha dla wszystkich. Starsi,<br />
młodzież, dzieci chwytali za wiadra i bez<br />
względu na pogodę lali wodę jak z cebra.<br />
A potem nadchodził maj i Świrz stawał<br />
w pełnej krasie.<br />
Generał Tadeusz Bór-Komorowski,<br />
Komendant Główny AK,<br />
ostatni właściciel Zamku w Świrzu<br />
Maj w Świrzu<br />
W kościele i przy figurach stojących<br />
na rozdrożach zbierali się mieszkańcy<br />
na „majówki” – nabożeństwa do Matki<br />
Boskiej. Jedna z figur Matki Boskiej<br />
stała obok młyna, druga − Św. Rozalii<br />
na rozdrożu ul. Trzeciego Maja z drogą<br />
do Chlebowic; kolejna Św. Jana − przy<br />
szosie między miasteczkiem a Szuwarówką.<br />
Ta przy młynie była dodatkowo<br />
oświetlona żarówkami, gdyż młyn miał<br />
własną elektryczność ze swojego dynama.<br />
W wieczór poprzedzający święto narodowe<br />
Trzeciego Maja władze organizowały<br />
majowy capstrzyk. Rozpoczynał<br />
go pochód na trasie z rynku do przysiółka<br />
Świrzyk i z powrotem. Prowadziła orkiestra<br />
strażacka, w uroczystym pochodzie<br />
kroczyła młodzież, harcerze, „Sokoły”<br />
i „Strzelcy” oraz mieszkańcy Świrza<br />
i okolic. Następnie, przy cmentarzu, gdzie<br />
stał pomnik powstańca 1864 r., zapalano<br />
ognisko i do rana śpiewano pieśni narodowe<br />
i żołnierskie. Już w sam dzień Trzeciego<br />
Maja udawano się na mszę świętą.<br />
Po mszy, na rynku odbywały się przemówienia,<br />
występy młodzieży, podczas<br />
których chłopcy i dziewczęta recytowali<br />
patriotyczne wiersze. Najprzyjemniejsza<br />
była zabawa na wolnym powietrzu,<br />
skoczna, zwiewna, na nutę harmonii i aż<br />
do nocy.<br />
Rozrywek na wsi nie było zbyt wiele,<br />
brakowało czasu. Przypominam sobie<br />
jednak, że często gospodarze, po dniu<br />
ciężkiej pracy zbierali się u Kutyna (właściciela<br />
restauracji), żeby wychylić kufel<br />
złocistego piwa z pianką. Niektórzy<br />
pozwalali sobie na kieliszek lub butelkę<br />
napitku silniejszego procentowo. Każdy<br />
jednak dbał o swój honor i nie dopuszczał<br />
do tego, żeby się „zabaniaczyć” do utraty<br />
pamięci. Wracali spokojnie od Kutyna,<br />
podśpiewując wesoło, czasem ukradkiem,<br />
aby nie widziały ich żony i dzieci. Upić się<br />
− to dyshonor! W majowe dni, gospodarze<br />
po raz pierwszy wyganiali krowy na pastwisko.<br />
Prowadzili je na powrozach, nie<br />
puszczając luzem, bo po zimowym przebywaniu<br />
w oborze bydło „szalało” pędząc<br />
na oślep i skacząc. Zwierzę z okaleczoną<br />
lub złamaną nogą można było już tylko<br />
dobić. Strata krowy, to nie rzadko strata<br />
środków do życia. Więc starsi gospodarze<br />
„odczarowywali” bydło wielkanocnymi,<br />
poświęconymi przez księdza „palmami”.<br />
To był rytuał, który odprawiano, aby zachować<br />
pogłowie w zdrowiu, mleczności<br />
i ewentualnie chronić przed czarownicą,<br />
aby im mleka nie „zabrała”. Potem, już<br />
27
nasze krówki, nasycone pierwszą zieloną<br />
trawą, wracały luzem do obory. Wypas<br />
trwał przez całe lato. Krowami opiekował<br />
się przydzielony pastuch.<br />
Świrzanie mieli jeszcze jedną radość<br />
− żabi chór, który można było słuchać<br />
wieczorami. Skrzek żab, na różną nutę<br />
rozchodził się daleko po okolicy. Często<br />
dzieciaki naśladowały żaby dotrzymując<br />
im rytmu: „barszcz, barszcz, buraki, kie,<br />
kie, kie, kum, kum, kum…”− tak wyśpiewywali<br />
wspólnie − w wodzie żaby, a na<br />
brzegu − dzieciarnia.<br />
Pod koniec maja sadzono ziemniaki.<br />
Wczesne, w małej ilości, w ogrodach. Taki<br />
sposób sadzenia nazywano „za łopatą”: jeden<br />
z nas kopał dołki, inny wrzucał w nie<br />
ziemniaki, następnie przykrywał je ziemią<br />
z następnego dołka. I tak posuwając się<br />
rządkami obsadzano całe zagony. W polu,<br />
sadzono końmi „za pługiem”. Lemiesz odrzucał<br />
skibę, a w nią, postępujący za pługiem<br />
ludzie wrzucali ziemniaki. Następna<br />
skiba je przykrywała. Ten sposób sadzenia<br />
dotrwał do dziś.<br />
Na przednówku, to jest przed nowymi<br />
zbiorami, gdy kończyły się zapasy w chatach,<br />
biedni ludzie po nocach chodzili<br />
i wyciągali z gleby posadzone ziemniaki.<br />
Głód zaglądał w oczy. Nazywano tych<br />
biedaków „nocnymi stróżami”. Ale tak naprawdę,<br />
to nikt się nie dziwił, bo niedostatek<br />
na przednówku dawał się ludziom<br />
we znaki. Nie było pracy, pola obsadzone<br />
jeszcze nie obrodziły. Niektórzy nawet<br />
wybierali się na żebry. Chodzili do bogatych<br />
gospodarzy, klękali na progu modląc<br />
się głośno za ich zdrowie i powodzenie.<br />
Chwalili jednocześnie piękne dzieci, zaradną<br />
żonę i wspaniałe gospodarstwo.<br />
Robili, co mogli by uzyskać możliwie największy<br />
dar. I najczęściej otrzymywali. Pamiętam,<br />
był we wsi człowiek kaleki, który<br />
nie mógł chodzić, więc przemieszczał się<br />
na stołeczku po izbie. Gospodarze chętnie<br />
otwierali przed nim drzwi swoich chat.<br />
„Chodził” więc od domu do domu. Dbano<br />
o niego, karmiono i zatrzymywano<br />
na noc. Zapewne nie miał łatwego życia,<br />
prawie każdą dobę u kogoś innego, ale też<br />
najlepiej wszystko o wszystkich wiedział,<br />
słuchano więc z zainteresowaniem nowinek<br />
z życia wsi. Ten kaleka umiał ładnie<br />
i ciekawie opowiadać.<br />
c.d.n. – w nr 4<br />
Od Redakcji: Pan Zbigniew Kopeć (ART. "MATERIAŁY I DOKUMeNTY") przedstawia funkcjonowanie<br />
kompleksu obozu hitlerowskiego w Kudowie przy ul. Łąkowej w ścisłym powiązaniu<br />
z zakładami przemysłu bawełnianego (późniejsze KZPB). Pan Zbigniew jest jednym<br />
z najlepszych znawców historii tego kompleksu obozu hitlerowskiego i pokazuje<br />
jak w sposób „przemysłowy” eksploatowano i wyniszczano ludzi z podbijanych krajów.<br />
W swoich badaniach współdziała ze Społecznym Komitetem Ochrony Miejsc Pamięci,<br />
Walk i Męczeństwa w Kudowie-Zdroju powołanym w 2007 r. przez Burmistrza Czesława<br />
Kręcichwosta. <strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen z siedzibą w Wałbrzychu doceniło działalność pana<br />
Zbigniewa i w kwietniu br. dyrektor tego muzeum wręczył panu Zbigniewowi specjalną<br />
legitymację konsultanta społecznego <strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen, która ułatwi panu Zbigniewowi<br />
dostęp do archiwów, akt sądowych z procesów nadzorców nad więźniami oraz<br />
do akt państwowych. We współczesnych Niemczech, jak w każdym wolnym kraju, mogą<br />
działać różni ludzie i organizacje. Są także i takie, które zafałszowują pamięć. Zła nie<br />
powinno się przemilczać, aby nie odrastało. Pan Zbigniew to pokazuje, ale równocześnie<br />
poszukuje akcentów ludzkich, tego, co dobre – dla lepszej przyszłości. Artykuły<br />
pana Zbigniewa zainteresowały Instytut Badań nad Antysemityzmem na Uniwersytecie<br />
Technicznym w Berlinie, czego wyrazem była wizyta pracownika naukowego Instytutu<br />
w Kudowie-Zdroju. W miarę poznawania źródeł oraz pozyskiwania relacji żyjących<br />
byłych więźniów, Czytelnicy „Pamiętnika Kudowskiego” otrzymywać będą najświeższe<br />
wiadomości i odkrycia. Nasza Redakcja zwraca się do Czytelników z prośbą o udostępnianie<br />
nam zdjęć i różnych materiałów dotyczących kompleksu obozu hitlerowskiego<br />
na ul. Łąkowej, stanu KZPB w 1945, 1946 r. oraz danych dotyczących byłych więźniów<br />
i nadzoru nad nimi. Równocześnie składamy podziękowanie tym wszystkim osobom, które<br />
pomogły nam przekazując szereg ważnych informacji i zdjęć.<br />
28
MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />
▶ Zbigniew Kopeć<br />
Jak funkcjonowały<br />
w czasie II wojny światowej<br />
kudowskie zakłady bawełniane<br />
(późniejsze KZPB)<br />
Widok ogólny fabryki KZPB – w głębi osiedle przy ul. Łąkowej<br />
Różna pamięć<br />
Czy o mrocznych czasach II wojny światowej należy pamiętać, a tym bardziej pisać?<br />
Pokazują one nie tylko zło, lecz także bohaterstwo ludzi, ich cierpienia i morale. Sprawcy zła zawsze dążą do<br />
przerzucania win, a nawet zbrodni na ofiary. Pamiętamy jak pojawiło się w Niemczech i w świecie sformułowanie:<br />
„Polskie obozy koncentracyjne”. Ludzie początkowo jakby nie dojrzeli groźnego kłamstwa. Dopiero zdecydowany<br />
polski protest i przypomnienie, kto i dla kogo tworzył obozy śmierci w czasie II wojny światowej − ratuje<br />
prawdę i pamięć. W tym proteście wsparli nas Żydzi. Dramatyczne lekcje historii, a zwłaszcza te, które przeżywamy<br />
osobiście, także przekazane nam przez najbliższych kształtują naszą świadomość, stają się drogowskazem.<br />
Nasza tożsamość budowana jest od najmłodszych lat i przyjmujemy świat nie tylko taki, jaki nas otacza tu i teraz,<br />
ale także ten, który jest w pamięci narodu. Mieszkając ponad pół wieku w Kudowie zdaję sobie sprawę jak<br />
krucha jest świadomość historyczna ludzi i jak łatwo, jako społeczeństwo, możemy być manipulowani.<br />
Zło, nie daje za wygraną, odrasta jak głowa hydry. We współczesnych Niemczech pojawiają się wydawnictwa,<br />
w których nie pisze się o „napaści” Niemiec hitlerowskich na Polskę w 1939 r., ale o „wejściu” wojsk niemieckich<br />
do Polski dla …obrony niemieckiej mniejszości przed Polakami. Np. w publikacji ,,Der Tod sprach polnisch: Dokumente<br />
polnischer Grausamkeiten an Deutschen 1919-1949” wydawnictwo Arndt-Verlag z 1998 r. stron 318,<br />
ISBN-10: 3887411544, ISBN 978-3887411541. W Niemczech, w ostatnich latach ukazuje takich książek coraz<br />
więcej. Powinniśmy, więc baczniej przyglądać się temu i tym więcej troszczyć się o naszą własną pamięć zbiorową.<br />
Trzeba także umacniać te osoby, organizacje i instytucje w Niemczech, które patrzą na przeszłość z troską,<br />
rzetelnie i zgodnie z prawdą.<br />
Jak było w Kudowie w czasie II wojny światowej? Szukam odpowiedzi na to pytanie w archiwach, publikacjach<br />
z tamtych czasów, zbieram materiały i wywiady z rozmów ze świadkami życia i zdarzeń. Jak na Dolnym<br />
Śląsku, a także tu w Kudowie potraktowano wytyczne Hitlera z przemówienia 22 sierpnia 1939 r. na naradzie<br />
wysokich rangą oficerów Wehrmachtu, gdy niemiecki führer wyznaczył im ważne cele (tuż przed atakiem na<br />
Polskę), mówiąc, że, „Celem (wojny) jest usunięcie sił żywych, a nie osiągnięcie jakiejś określonej linii […] Nie<br />
dopuszczać do serca współczucia. Brutalnie postępować. Osiemdziesiąt milionów ludzi musi otrzymać swoje<br />
prawa. Musi być zabezpieczona ich egzystencja. Silniejszy ma rację. Największa bezwzględność […] Każdą nowo<br />
tworzącą się polską siłę żywą trzeba natychmiast unicestwić. […] Polska zostanie wyludniona i zasiedlona przez<br />
Niemców”2.<br />
Znalazłem jednak w Kudowie inne mechanizmy niż spektakularne uderzenia wojsk i gwałtowne masowe<br />
zabijanie. Znalazłem tu podstawowy mechanizm codziennego życia III Rzeszy, w którym w sposób skuteczny<br />
połączono mechanizm zysku ekonomicznego z wyniszczaniem życia ludności zajmowanych krajów.<br />
29
Obozy jeńców wojennych<br />
W latach II wojny światowej Dolny<br />
Śląsk pokryty był siecią różnego rodzaju<br />
obozów pracy przymusowej. Jedne były<br />
zarządzane przez administrację resortu<br />
pracy III Rzeszy i skupiały dziesiątki<br />
tysięcy cudzoziemskich robotników cywilnych,<br />
inne podlegały tzw. Organizacji<br />
Schmelt skupiającej w 1943 r. 160 obozów.<br />
SS-Brigadeführer Albrecht Schmelt<br />
był specjalnym pełnomocnikiem Reichsführera<br />
SS do spraw zatrudnienia obcoplemiennych,<br />
wyłącznym dysponentem<br />
żydowskiej siły roboczej na Górnym<br />
i Dolnym Śląsku. Obok nich istniały liczne<br />
oddziały robocze jeńców wojennych<br />
ze stalagów podległych pod zarząd Oberkomando<br />
der Wehrmacht (OKW).<br />
W numerze 2 Pamiętnika Kudowskiego<br />
opisałem historię marynarza<br />
włoskiego Luigi Baldana jeńca wojennego<br />
przebywającego w Kudowie w latach<br />
1944-1945 − człowieka, który nazwał siebie<br />
niewolnikiem Hitlera.<br />
Dziś wiadomo, że Luigi Baldan był<br />
jeńcem wojennym obozu podległego pod<br />
OKW, a nie KL Gross-Rosen. Korzystając<br />
z pomocy Działu Naukowo-Badawczego<br />
<strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen uzyskałem materiały,<br />
z których wynika, że na obszarze Śląskiego<br />
Okręgu Wojskowego w III Rzeszy,<br />
który oznaczony był cyfrą (VIII) istniały<br />
następujące Stalagi (skrót od Stammlager<br />
für kriegsgefangene Mannschaften und<br />
Unteroffiziere) tj. obóz jeniecki dla szeregowców<br />
i podoficerów.<br />
• Stalag VIII A Görlitz (Zgorzelec),<br />
• VIII B Lamsdorf (Łambinowice),<br />
• VIII C Sagan (Żagań),<br />
• VIII D Teschen (Cieszyn) ,<br />
• VIII E Neuhammer (Świętoszów),<br />
• VIII F/318 Lamsdorf.<br />
Każdemu stalagowi macierzystemu<br />
podlegały liczne oddziały robotników<br />
przymusowych – jeńców wojennych,<br />
tworzone wedle zapotrzebowania na siłę<br />
roboczą. Z materiałów zawartych w wydawnictwie<br />
Głównej Komisji Badania<br />
Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i Rady<br />
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pt.<br />
,,Obozy Hitlerowskie na ziemiach<br />
polskich 1939-1945” wyd.<br />
w 1979 r. wynika, że w Kudowie-Zdroju<br />
(Bad Kudowa-<br />
Sackisch) istniały dwa oddziały<br />
robocze Stalagu VIII A<br />
Görlitz .W jednym przebywali<br />
jeńcy radzieccy, a w drugim włoscy. Obóz<br />
dla Włochów został założony w 1944 r.<br />
L. Baldan wspomina, że przybył do obozu<br />
z początkiem kwietnia 1944 r.<br />
Obozy pracy przymusowej<br />
i kobiece obozy<br />
Cytowane wydawnictwo lokuje w Zakrzu<br />
(Sackisch) jeszcze obóz dla robotników<br />
przymusowych (ZAL) i podaje<br />
liczbę osadzonych, przeciętnie 3200 osób.<br />
Stwierdzono, że w obozie przebywali Polacy,<br />
Rosjanie i Żydzi. Do całości opisu<br />
obozów w Kudowie-Zdroju należy dodać<br />
dwa obozy kobiece.<br />
Frauenarbeitslager Sackisch (FAL zewnętrzny<br />
obóz kobiecy podległy pod zarząd<br />
KL Gross-Rosen) związany z przemieszczeniem<br />
produkcji zbrojeniowej na<br />
tereny bezpieczne w III Rzeszy. Sytuacja<br />
na froncie w 1943 r. wymogła konieczność<br />
ewakuowania m.in. na Dolny Śląsk<br />
zakładów przemysłu zbrojeniowego obszarów<br />
nękanych alianckimi nalotami.<br />
Zaistniała pilna potrzeba ewakuacji zakładu<br />
VDM z Hamburga. Pełna nazwa<br />
zakładu to Vereinigten Deutschen Metallwerke.<br />
W tym czasie była to wielka<br />
spółka akcyjna, która posiadająca kilka<br />
siedzib na terenie Niemiec. Niemiecka<br />
30<br />
Kobiety z obozu Sackisch parę miesięcy po wyzwoleniu.<br />
W drodze do domu – niektóre jeszcze w pasiakach obozowych
Zakłady Dieriga – rycina z początku istnienia zakładu<br />
inspekcja zbrojeniowa nakazała przyjąć<br />
VDM do części zakładu w Jeleniowie,<br />
czyli fabryce wyrobów włókienniczych<br />
Christian Dierig (byłe powojenne: Kudowskie<br />
Zakłady Przemysłu Bawełnianego).<br />
Prace adaptacyjne wizytował tutaj<br />
16 września 1943 r. szef niemieckiej wrocławskiej<br />
komendy uzbrojenia Geissler.<br />
Zakład, który w 1944 roku nosił nazwę<br />
VDM Luftfahrtwerke Sackisch obsługiwali<br />
więźniowie, ulokowani w 20 barakach,<br />
stojących z powodu bagnistego<br />
podłoża na palach przy obecnej ul. Łąkowej.<br />
W lecie 1944 r. pięć baraków zostało<br />
odłączonych i otoczonych drutem kolczastym,<br />
wybudowano własną kuchnię,<br />
magazyn i wartownię dla żołnierzy SS.<br />
Obóz ten od tej chwili podlegał pod zarząd<br />
Gross-Rosen.<br />
Pierwszy transport do obozu FAL<br />
Sackich z 300-ma aresztowanymi polskimi<br />
kobietami, narodowości żydowskiej,<br />
przywieziony został z Łódzkiego<br />
Getta w ostatnich dniach sierpnia 1944 r.<br />
W drugim transporcie z 12 października<br />
1944 r. przywieziono do obozu 250 węgierskich<br />
i polskich Żydówek, którym<br />
wytatuowano numery od 66501-66750.<br />
Dalsze 250 czeskich i węgierskich Żydówek<br />
przywieziono w połowie października<br />
1944 r. nadając im numery od 67051-<br />
67300. Ostatni znany transport z 150-ma<br />
czeskimi Żydówkami, które oznaczono<br />
numerami 86001-86150, przybył 28 listopada<br />
1944 r. Przynajmniej 950 aresztowanych<br />
kobiet z Polski, Węgier, Czechosłowacji<br />
i Jugosławii trafiło do tego obozu.<br />
Kilkanaście kobiet z FAL Sackisch<br />
w listopadzie 1944 r. przeniesiono do<br />
obozów Bernsdorf /Austria/, Parschnitz<br />
/Trutnow-Czechy/ , Langenbielau /Bielawa/.<br />
Szerzej napisałem o tym w artykule<br />
z cyklu „Nieznana i zapomniana historia<br />
Kudowy-Zdroju” w Nowej Gazecie Gmin<br />
Nr 21 z 2008 r.<br />
Zwangsarbeitslager für Juden (ZALfj<br />
Gellenau) – drugi żydowski obóz pracy<br />
przymusowej umiejscowiony był w dzisiejszym<br />
Jeleniowie graniczącym z Kudową.<br />
Data założenia tego obozu nie jest<br />
znana. Archiwalne akta z Bad Arolsen<br />
zawierają datę luty 1941 r.<br />
W Bad Arolsen znajduje się największe<br />
na świecie archiwum danych osobowych<br />
z czasów II wojny światowej gromadzące<br />
wiele danych ofiar prześladowań, osób<br />
przemieszczonych, jeńców, robotników<br />
przymusowych i ofiar obozów koncentracyjnych.<br />
W materiałach źródłowych: “Acta Universitatis<br />
Vratislaviensis No 2136, Studia<br />
nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi,<br />
Wrocław 1999 T. XXII autorstwa<br />
prof. dr hab. Alfreda Koniecznego, wspomniana<br />
jest data założenia tego obozu<br />
− marzec 1943 r. W tym przypadku pojawiają<br />
się ciekawe fakty dotyczące spółki<br />
Christiana Dierig. Początki firmy sięgają<br />
1805 r., kiedy to Christian Gottlob Dierig<br />
założył w Bielawie zakład włókienniczy.<br />
W 1928 r. zakład przekształcono w spółkę<br />
akcyjną i zaliczono do czołówki śląskiego<br />
przemysłu bawełnianego, a w 1930 r.<br />
dał początek koncernu Debag (Deutsche<br />
Baumwoll).<br />
Zakład w Jeleniowie<br />
Przed wybuchem II wojny Światowej<br />
koncern zatrudniał ponad 11 tysięcy<br />
robotników w 12 zakładach produkcyjnych.<br />
Na Dolnym Śląsku były cztery zakłady<br />
w Bielawie, Jodłowniku, Jeleniowie<br />
i Jeleniej Górze. Kierownictwo zakładów<br />
leżało w rękach Gottfrieda Dieriga, którego<br />
zastępcą był dr Hans Christian Dierig.<br />
Na początku 1945 r. dyrekcja zakładów<br />
ewakuowała się do swego bawarskiego<br />
centrum. Po wojnie spółka kontynuowała<br />
swą działalność i w 1950 r. zatrudniała<br />
3 tysiące robotników, dysponując kapitałem<br />
zakładowym w wysokości 47 mln<br />
marek.<br />
Zakład w Jeleniowie został wzniesiony<br />
w latach 1905-1906 jako mechaniczna<br />
tkalnia, rozruch nastąpił 10 VII 1906 r.<br />
z 201 krosnami i 138 pracownikami.<br />
Od 1935 r. dyrektorem zakładu był Alfred<br />
Graf, który mieszkał w budynku dyrekcji<br />
zakładu. W 1939 r. w stopniu kapitana<br />
artylerii wziął udział w agresji na Polskę.<br />
Firma Dieriga, w której Wehrmacht lokował<br />
duże zamówienia, produkowała materiały<br />
do wyrobu plandek, spadochronów,<br />
mundurów itp. Wspomniany obóz<br />
kobiecy w Jeleniowie, został zlikwidowany,<br />
a Żydówki przetransportowane do<br />
Bielawy. Pierwsza część transportu kobiet<br />
odeszła w marcu 1944 r., a kierowniczką<br />
obozu w Bielawie została Niemka Helene<br />
Kubetschek. Za marzec 1944 r. dokonano<br />
jeszcze obliczenia kosztów zatrudnienia<br />
Żydówek w zakładzie C. Dieriga, gdzie<br />
31
Śmigło produkowane przez Zakłady VDM w Kudowie-Zdroju.<br />
ustalono kwotę 7819,04 RM.<br />
Natomiast suma z dochodów, przekazana<br />
organizacji SS za zatrudnienie<br />
tych Żydówek za okres od października<br />
1943 r. do lutego 1944 r. wyniosła<br />
60 099,00 RM (suma za eksploatację<br />
194 Żydówek) Zbliżoną kwotę przekazano<br />
na zakład C. Diering. Można sobie<br />
wyobrazić na przykładzie Jeleniowa jakie<br />
krociowe zyski osiągano z przymusowego<br />
zatrudnienia tych kobiet przez SS, firmę<br />
C. Dierig i VDM. Wnioskuję, że były<br />
one jeszcze większe w przypadku więźniów<br />
z obozu w Sackisch. W obozach,<br />
które wymieniłem przebywało ponad<br />
4000 więźniów.<br />
Dla porównania odszukałem ceny detaliczne<br />
artykułów codziennego użytku<br />
z 1941 r. w Niemczech:<br />
1 kg chleba − 0,35 RM, 1 kg cukru<br />
− 0,74 RM, 1 L mleka − 0,26 RM, 1 kg<br />
wieprzowiny − 1,60 RM. 5 kg ziemniaków<br />
− 1,49 RM, 50 kg węgla kamiennego<br />
− 2,08 RM (Reich Mark).<br />
Relacje naocznych świadków<br />
W numerze Nr 2 Pamiętnika Kudowskiego<br />
opisałem losy obozowe Luigi<br />
Baldana, któremu jeśli zdrowie pozwoli<br />
odwiedzi nasze miasto i spotka się<br />
z Redakcją. Intensywne poszukiwania<br />
żyjących świadków czynione wraz z redaktorem<br />
Bronisławem Kamińskim doprowadziły<br />
nas do pani Janiny Radzik<br />
Obecnie obywatelki USA, urodzonej<br />
w Polsce w miejscowości Sosnowiec<br />
w 1926 r. Jako 17-letnia dziewczyna, wyznania<br />
mojżeszowego, została aresztowana<br />
przez Niemców i przewieziona<br />
pociągiem razem z innymi kobietami,<br />
w marcu 1943 r. do obozu w Jeleniowie<br />
Niżej – Opis patentowy nr 23968<br />
− Urządzenie do łączenia jednolitego kaptura<br />
z piastą śmigła.<br />
Vereinigte Deutsche Metallwerke A.G.<br />
(ZAL fj Gellenau). Nadano<br />
jej numer obozowy<br />
49820. Z pisemnej relacji,<br />
jaką otrzymaliśmy<br />
wynika, że w transporcie<br />
tym było około 200 kobiet.<br />
Rozmieszczono je<br />
w 2 barakach, wyposażonych<br />
w piętrowe prycze<br />
drewniane. Baraki były<br />
ogrodzone drutem kolczastym,<br />
a administrację<br />
obozu sprawowała niemiecka<br />
kobieca cywilna<br />
obsada. Baraki były<br />
podzielone na kilka pomieszczeń<br />
i standartowo<br />
w jednym pomieszczeniu<br />
było ,,zakwaterowanych”<br />
20 osób. Kobiety były<br />
zatrudnione w zakładach<br />
C. Dierig SA, przy<br />
obsłudze maszyn tkackich na dwie zmiany<br />
na dobę przez 6 dni w tygodniu. Pani Janina<br />
zapytana o warunki wyżywienia w obozie<br />
odpowiedziała − niedostateczne. Rano kobiety<br />
otrzymywały kawałek chleba, gorącą wodę<br />
zwaną kawą i wieczorem miskę wodnistej zupy −<br />
to wszystko. Wskutek tego chorowały na gruźlicę<br />
i inne choroby. Warunki sanitarne były<br />
okropne − panował świerzb i ropne<br />
wrzody. Nie było żadnych le-<br />
32
karstw i opieki medycznej. Mycie ciała<br />
odbywało się pod bieżącą zimną wodą,<br />
przeważnie sodą. Czasami otrzymywały<br />
małe kawałki szarego mydła. Czesi,<br />
którzy pracowali w zakładach, starali się<br />
skrycie pomagać i w miarę możliwości<br />
dostarczali lekarstwa. Postawa Czechów<br />
w tych czasach brutalnego zła, zasługuję<br />
na szczególną uwagę. To nie pierwszy<br />
udokumentowany przypadek udzielania<br />
pomocy więźniom kudowskich obozów,<br />
za którą karano surowo − karą śmierci.<br />
Po likwidacji tego obozu w maju 1944 r.<br />
Pani Janina Radzik przeniesiona została<br />
do obozu w Langenbielau (Bielawa)<br />
gdzie doczekała wyzwolenia w dniu<br />
8 maja 1945 r.<br />
Nadmienić też należy o nieznanej liczbie<br />
robotników przymusowych z Polski<br />
osadzonych poza strefą obozów i przydzielonych<br />
do pracy u miejscowych rolników,<br />
właścicieli pensjonatów, rzemieślników,<br />
przedsiębiorców.<br />
Posiadane materiały wskazują na obecność<br />
takich robotników przymusowych<br />
na terenie Kudowy i okolic już w 1941 r.<br />
Kolejny nieznany dokument dotyczący obozów nazistowskich<br />
w Kudowie-Zdroju. Ten dokument został<br />
odnaleziony na Pstrążnej i dotyczy obozu w Bukowinie<br />
(Tannhübel), do tej pory nie znanego. Dokument<br />
dotyczy 42 osób i datowany jest 18 lipca 1941 r.<br />
Badamy losy tych ludzi.<br />
Bibliografia:<br />
1. G. Eisenblätter, Grundlinien der Polityk des Reiches gegenüber<br />
dem Generalgouvernement 1939-1945, Frankfurt<br />
1969 r., s. 29<br />
2. W. Baumgart, Akten zur Deutschen Auswärtigen Politik<br />
1918-1945, seria D, tom 7, Baden-Baden 1956, nr 192-193,<br />
3. H. Bohm, Zur Ansprache Hitlers vor den Führern der<br />
Wehrmacht am 22 August 1939, 1968, t 16, r. ?<br />
4. prof. dr hab. Alfred Konieczny, Żydowski obóz pracy<br />
przymusowej w Jeleniowie z lat 1943-1944<br />
5. Luigi Baldan i Janina Radzik, Korespondencja redakcji<br />
Pamiętnika Kudowskiego 2008-2009<br />
6. Barbara Sawicka − Konsultacja naukowa z Działem Naukowo-Badawczym<br />
<strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen<br />
Wykaz obozów:<br />
Zwangsarbeitslager für Juden (ZALfj Gellenau) − Obóz<br />
pracy przymusowej dla Żydów − Jeleniów<br />
Zwangsarbeitslager (ZAL Sackisch) − Obóz pracy przymusowej<br />
− Zakrze<br />
Dwa oddziały robocze Stalagu VIII A Görlitz (Sackisch) −<br />
Obóz jeniecki dla Rosjan i Włochów.<br />
Frauenarbeitslager Sackisch (FAL) − Kobiecy obóz pracy<br />
w Zakrzu podległy pod KL Gross-Rosen (Konzentrationslager-<br />
obóz koncentracyjny)<br />
7. Kopia dokumentów Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej<br />
Polskiej z 7.12.1936 r.<br />
Uwagi :<br />
Położenie obozów:<br />
Dzisiejsze osiedle przy ul.Łakowej, teren fabryki byłego<br />
zakładu KZPB.Inne miejsca wskazujące na lokalizację<br />
baraków dla więźniów są w trakcie badań.<br />
Uwaga:<br />
Jeżeli ktoś z Czytelników znałby sprawę tego obozu i losy tych ludzi<br />
prosimy o kontakt z redakcją.<br />
Na poprzedniej stronie – Identyfikatory<br />
stosowane w zakładach VDM<br />
w Kudowie-Zdroju<br />
33
RODZINY KUDOWSKIE<br />
▶ Bronisław MJ Kamiński<br />
Kim są współcześni kudowianie, jakie są ich dzieje rodzinne i droga<br />
do Kudowy. W każdym numerze Pamiętnika Kudowskiego zamieszczamy<br />
rodzinne sagi. Największą bowiem wartością są ludzie.<br />
Oni są naszą historią.<br />
Kayzerowie kudowscy.<br />
SKIEROWANIE DO KUDOWY<br />
Lekarz Zbigniew Kayzer przybył do<br />
Kudowy z żoną Barbarą, lekarką młodą<br />
i piękną − bezpośrednio po otrzymaniu<br />
dyplomów lekarskich w Akademii Medycznej<br />
w Łodzi. Przybyli z tzw. nakazu<br />
pracy i zamieszkali najpierw w budynku<br />
sanatorium IV, czyli późniejszej „Kogi”.<br />
Był rok 1953 r. Mijało 8 lat od zakończenia<br />
wojny. W Kudowie mieście nadgranicznym<br />
wyczuwało się aktywność wojskową,<br />
bardziej niż w głębi kraju. Ochrona<br />
granicy państwowej była jedną z ważniejszych<br />
funkcji systemu państwowego<br />
i politycznego. Żołnierze Wojsk Ochrony<br />
Pogranicza (WOP) z zielonymi otokami<br />
na czapkach byli wszędzie widoczni.<br />
Mieszkańcom Kudowy to − jak się zdaje<br />
− nie dokuczało. Oficerowie i podoficerowie<br />
WOP byli mieszkańcom znani,<br />
a żołnierze służby czynnej zachowywali<br />
się przyzwoicie, podobnie, jak wszyscy<br />
inni żołnierze. Dla ludzi mieszkających<br />
po wioskach górskich, oddalonych kilka<br />
kilometrów od centrum miasta, wopiści<br />
byli wtedy czymś w rodzaju dzisiejszych<br />
ochroniarzy. Milicjantów (tak wtedy nazywali<br />
się ówcześni policjanci) nie było<br />
zbyt wielu, a demoralizacja po kilku latach<br />
wojny była jeszcze odczuwalna. Przez<br />
granicę uciekali nie tylko ludzie godni<br />
zaufania jak działacze polityczni ścigani<br />
przez władze bezpieczeństwa, ale także<br />
zwykli kryminalni przestępcy uchodzący<br />
przed karą. Widok wopisty był dla mieszkańca<br />
odległego domu w górach lub położonego<br />
gdzieś na uboczu czymś niemal<br />
sympatycznym. Każdy wiedział, o czym<br />
można, a o czym nie powinno się z nimi<br />
rozmawiać. Żołnierz mógł być porządnym<br />
człowiekiem, ale formacja w której<br />
służył, lub musiał służyć, to trochę inna<br />
sprawa. Wojna nauczyła ludzi ostrożności<br />
i trochę nieufności. Niemal w każdej rodzinie<br />
ktoś w czasie wojny zginął, został<br />
zabrany do obozu koncentracyjnego, albo<br />
zesłany na Sybir, zakatowany albo − w najlepszym<br />
razie − zginął w walce na froncie.<br />
Na niektórych bliskich czekano, że może<br />
skądś powrócą. Wielu, podejrzanych<br />
o wrogość wobec systemu komunistycznego<br />
wtrącano do więzień. W początkach<br />
lat pięćdziesiątych wszystko, co działo się<br />
w latach wojny było bardzo świeże. Zdawało<br />
się, że nie wolno zapominać, by nie<br />
zasnąć, jak zając pod miedzą i nie obudzić<br />
się wśród sfory psów.<br />
Do Kudowy zjechali ludzie w większości<br />
z repatriacji z ziem wschodnich.<br />
Stamtąd przywieźli także swoje przeżycia<br />
z okupacji sowieckiej lat 1939-1941,<br />
potem z walki z Niemcami i związanymi<br />
z nimi banderowcami ukraińskimi. Nasi<br />
Kayzerowie mieli za sobą doświadczenia<br />
z akowskiej konspiracji. Barbara była<br />
w AK i brała udział w powstaniu warszawskim.<br />
Niedawno odnaleziono dokument<br />
z poczty powstania warszawskiego,<br />
w którym wymieniana jest pani Barbara<br />
jako uczestniczka powstania od pierwszego<br />
dnia walk. Zbigniew zaś, ze względu<br />
na wojskowy zawód ojca wędrował gdzie<br />
rzucały ojca losy wojskowego i w momencie<br />
wybuchu wojny znalazł się w Wilnie.<br />
Po zajęciu Wilna przez sowietów ojciec<br />
− jako oficer KOP − musiał ukrywać<br />
się przed wywózką w głąb ZSRR. Jak się<br />
później okazało niemal wszyscy oficerowie<br />
KOP zostali przewiezieni do Katynia<br />
i tam zamordowani. Uciekali więc<br />
w stronę Skierniewic, do swoich i swego<br />
rodzinnego domu. Gdy tylko trochę<br />
podrósł, w 1943 r. przyjęty został do AK<br />
i zaprzysiężony. Był wtedy w wieku dzisiejszej<br />
młodzieży rozpoczynającej naukę<br />
w liceum. Wojnę spędził więc w Skierniewicach<br />
i w obszarze pomiędzy Skierniewicami<br />
a Warszawą. Kto wojnę przeżył,<br />
ten miał życie bardzo bogate, bywało że<br />
przedłużane, jakimś szczęśliwym zbiegiem<br />
okoliczności, ochroną Opatrzności<br />
i Bóg wie czym jeszcze. Po wojnie ludzie<br />
mieli o czym ze sobą rozmawiać i nawet<br />
bez słowa wiedzieli kto jest kim.<br />
Kayzerowie przybyli do Kudowy<br />
w marcu 1953 r. Akurat w tym czasie<br />
zmarł Stalin. Zaczęło się więc od nie lada<br />
emocji. „Słońce wolności” i „przyszłości<br />
naszej blask” zgasło. Jedni radowali się po<br />
cichu, innym świtały jakieś złudne nadzieje,<br />
że coś pęknie – tak też myśleli Kayzerowie,<br />
a byli i tacy, którzy płakali. Niektórzy<br />
traktowali te łzy jako świadectwo, że nie<br />
wszystko co czerwone przyszło tylko na<br />
sowieckich bagnetach. Ujawniały się bowiem<br />
zastarzałe rachunki społecznych<br />
krzywd i nadzieja wielu ludzi na zmianę<br />
statusu społecznego. Ta okazja do zmiany<br />
sytuacji społecznej stawała się nową<br />
szansą i nie musiała być czymś złym. Idea<br />
ta stanie się w III RP źródłem siły lewicy.<br />
34
Nadchodziło głębokie przewarstwienie<br />
społeczne stymulowane przez radziecką<br />
dominację. Młody lekarz Zbigniew Kayzer<br />
mógł mieć jednak powody do niepokoju.<br />
Jego ojciec był przed wojną oficerem,<br />
Akowska przeszłość młodego lekarza, to<br />
także nie najlepsza wtedy karta polityczna<br />
w ocenie władz. Takich jednakże było<br />
wielu i na ziemiach zachodnich można<br />
było czuć się nie zauważonym. To, że<br />
młody lekarz nie wstępuje do partii, już<br />
mogło być zauważone. A wtedy wszystko<br />
mogło się niekorzystnie zsumować. Prognozy<br />
nie były więc najlepsze.<br />
Oboje mieli jednak trochę szczęścia.<br />
Tak uważa pan Zbigniew. W czasie okupacji<br />
mogli wielokrotnie zginąć, a żyją.<br />
Gdyby w czasie studiów przyczepiono<br />
się do nich „politycznie”, to nie zostaliby<br />
lekarzami. Ich zawód także miał trochę<br />
barw ochronnych. Lekarze byli potrzebni<br />
w każdym systemie, niemal każdemu<br />
i w tej profesji łatwiej można było zmylić<br />
czujność polityczną służb ideologicznych.<br />
KUDOWA<br />
Młodzi lekarze Barbara i Zbigniew<br />
Kayzerowie przybyli do Kudowy-Zdroju,<br />
miasta, którego wcześniej nie znali,<br />
by pracować w uzdrowisku zgodnie<br />
z nakazem pracy. Jaka była Kudowa,<br />
wtedy w 1953 r.? Po obu stronach głównej<br />
arterii miasta jaką była ul. Zdrojowa<br />
(od ul. Głównej do wysokości pawilonu)<br />
pasły się krowy, a sama ul. Zdrojowa<br />
była pokryta kostką granitową, po której<br />
bardzo źle się jeździło. O mieście można<br />
było mówić mniej więcej od „Bajek”<br />
do Poczty przy ul. 1 Maja. Miejscowość<br />
nie była przygotowana na przyjęcie tak<br />
dużej ilości ludzi, jaka zaczęła napływać<br />
do uzdrowiska i zakładów bawełnianych<br />
(KZPB). Nie było wydolnej oczyszczalni,<br />
odpowiedniej ilości wody, bezpiecznej<br />
sieci energetycznej i dostatecznie rozbudowanej<br />
sieci gazowej. Mimo tych braków,<br />
miejscowość robiła dobre wrażenie<br />
i była oazą na powojennym obrazie kraju.<br />
Park Zdrojowy wyglądał pięknie i cały<br />
teren wokół parku. Kayzerowie, jako lekarze<br />
widzieli Kudowę od tej piękniejszej<br />
strony. Wędrowali po okolicy, poznawali<br />
ludzi i historię tej ziemi. Dla nowoprzybyłych<br />
mieszkańców, a także kuracjuszy<br />
najciekawsza była Czermna, rozpoczynająca<br />
się tuż za stawem parkowym. Ludzie<br />
dowiedzieli się, że uzdrowisko kiedyś<br />
zaczęło się od Czermnej, jak zresztą cała<br />
Kudowa. Już w średniowieczu mówiono<br />
na teren uzdrowiska „Czermnenske Lazne”,<br />
co po czesku oznaczało „Czermneński<br />
Zdrój” Stopniowo teren wokół stawu<br />
i parku opanowywali lekarze i różni obrotni<br />
ludzie, budując sanatoria i pensjonaty.<br />
Tak stopniowo wydzielał się zdrój<br />
kudowski. Czermna pozostała uroczą<br />
wsią, pełną tkaczy i drobnych rolników<br />
mówiących po czesku. Ci ambitni czermnianie<br />
nazywali tych z „Lazne” − „chudobą”<br />
czyli po prostu dziadostwem. Wiadomo<br />
przecie, że porządny człowiek ma<br />
żyć z porządnej pracy, najlepiej z roli lub<br />
dobrego rzemiosła, a taki , co to „służył”<br />
w „lazne” to był nic nie wart, ot chudoba<br />
i tyle. Na Kudowę mówili więc Czesi<br />
„Chudoba”(i nadal tak mówią). Austriacy<br />
słyszeli tę nazwę trochę inaczej i w języku<br />
niemieckim zapisywali po swojemu:<br />
„Ch” zmieniali na „K”, a „W” na „B” (jak<br />
np. Wrocław − Breslau) i tak w języku<br />
niemieckim mówili i pisali „Kudowa”.<br />
Po wojnie przyszli tu Polacy. Zawsze tu<br />
byli, czy bywali, ale teraz już całym narodem.<br />
Zgodnie z decyzjami zwycięskich<br />
mocarstw Polska miało dojść do granic<br />
Rzeszy i doszła. Jak się coś bierze w posiadanie,<br />
to trzeba to jakoś po swojemu<br />
nazwać. Jak nazwać: „Chudoba” czy „Kudowa”?<br />
O brzmieniu nazw decydowała<br />
rządowa komisja do spraw nazewnictwa.<br />
Zanim ta komisja wypowiedziała się, ludzie<br />
już wymyślali swoje propozycje. Ktoś<br />
czecholubny forsował dość mocno swój<br />
pomysł i − dla stworzenia faktów dokonanych<br />
– wydał pocztówkę z pięknym widokiem<br />
na sanatorium „Polonia”, z zamaszystym<br />
napisem „Chudobice”. Jakże musiał<br />
być rozczarowany, gdy komisja rządowa<br />
wybrała „Kudowę Zdrój”. Wprawdzie<br />
szanujemy Czechów, ale trzeba przyznać,<br />
że gust niemieckiego wystroju, nazw itd.<br />
jakoś nam podchodzi. Nie obyło się tu<br />
jednak bez zamierzonych złośliwości.<br />
Oto, sekretarka tej komisji − jakaś woluntarystycznie<br />
nastawiona osóbka (może<br />
były partyzant), − wpakowała w protokole<br />
komisji kreskę pomiędzy słowa<br />
„Kudowa” a słowo „Zdrój” i tak zamiast<br />
„Kudowa Zdrój” mamy „Kudowa-Zdrój”.<br />
Nikt jej do tego nie upoważnił, sama tak<br />
zrobiła. Można by powiedzieć z przekąsem…<br />
i masz babo placek. Na nic się<br />
zdały próby odwrócenia sprawy. Weszło<br />
do papierów urzędowych, metryk, ksiąg<br />
i koniec. W tamtych latach, gdy Kayzerowie<br />
przybyli do Kudowy ludzie przyjezdni<br />
z ciekawości szli do Czermnej, by popatrzeć<br />
na granicę idącą pomiędzy domami<br />
i sprawdzić, czy to prawda, że niektórzy<br />
mają ustępy po drugiej stronie granicy.<br />
Ludzi zawsze ponosi wyobraźnia. Tak<br />
naprawdę, to granicę pomiędzy domami<br />
orano i bronowano, najdalej jak się dało<br />
widzieć, by wróg klasowy i wraży szpieg<br />
wiedział, że nie przemknie się nawet nakładając<br />
na swoje szpiegowskie buty żelazne<br />
raciczki dzika. Mieszkańcy jednak<br />
wiedzieli, że tędy ludzie idą na zachód,<br />
bo w górach, skałach, krzakach i strumyczkach<br />
nie upilnuje się wyszkolonych<br />
w wojnie, a uchodzących teraz przed<br />
więzieniem, torturami i prześladowaniami.<br />
Nasi Kayzerowie nie mieli zbyt dużo<br />
czasu na zajmowanie się wszystkim, co<br />
się pojawiało. Lekarzy było w uzdrowisku<br />
nie wielu, musieli więc zając się przede<br />
wszystkim lecznictwem, wchodzili do<br />
środowiska lekarskiego, które gromadziło<br />
się wokół profesorów Eufemiusza<br />
Hermana przyjeżdżającego z Łodzi i An-<br />
35
Sanatorium Polonia w którym mieszka Dr. Zbigniew Kayzer (fot. Konrad Buss)<br />
toniego Falkiewicza z Wrocławia. W społeczności<br />
kudowskiej dr Barbara Kayzer<br />
była nawet bardziej znana od swojego<br />
męża. W latach 50. i 60. było w Kudowie<br />
mało lekarzy. Pani Barbara była lekarzem<br />
uzdrowiskowym, kardiologiem, a z braku<br />
pediatrów (zanim przybył do Kudowy pediatra<br />
Stefan Kubisa) zajmowała się także<br />
lecznictwem dzieci. Jeździła więc do chorych<br />
dzieci w różnych zakątkach Kudowy,<br />
czasami wozem konnym. Ponadto, przez<br />
blisko dwadzieścia lat była sekretarzem-protokolantem<br />
jednego z najważniejszych<br />
wydarzeń lekarskich w dziejach<br />
powojennych Kudowy, jakim były konsultacje<br />
naukowe i praktyczne lekarzy<br />
kudowskich z wybitnym uczonym klinicystą<br />
prof. Antonim Falkiewiczem.<br />
MOJA POLSKA<br />
Aby jakoś zrozumieć i ocenić lata powojenne,<br />
pan Zbigniew sięga do ostatnich<br />
lat wojny, w których rodziły się nowe<br />
drogi. W 1943 r ojciec Zbigniewa otrzymał<br />
z konspiracji ostrzeżenie o grożącym<br />
aresztowaniu i rodzinie polecono szybkie<br />
przeniesienie się w inne miejsca. Zbigniew,<br />
wraz z matką i siostrą powędrowali<br />
w jedna stronę, ojciec w drugą. Tak<br />
Zbyszek znalazł się na wsi pod Mszczonowem.<br />
Zaczął pracę w małym majątku<br />
państwa Bojanowskich, który to majątek<br />
Bojanowscy wydzierżawili po przeniesieniu<br />
się z Grudziądza. Dla zmylenia<br />
czujności okupanta zmienili nazwisko na<br />
„Niewolscy”. W gospodarstwie utrzymywali<br />
jako rezydenta niejakiego pana Korejwo,<br />
wielkiego oryginała, o manierach<br />
szlachecko-ziemiańskich. W czasie okupacji<br />
ludzie musieli umieć wykonywać<br />
niemal wszystko, co trzeba było zrobić.<br />
Zbyszkowi przypadło teraz ponad półroczne<br />
zajmowanie się gospodarstwem<br />
rolnym. Musiał się tego szybko nauczyć.<br />
Doglądał krów, koni, orał, bronował, robił<br />
wszystko, co trzeba w gospodarstwie<br />
wiejskim. A że był chętny do pracy, więc<br />
okazał się bardzo potrzebny. Orki miał<br />
dosyć dużo, bo akurat trafił na ten okres<br />
polnych prac. Zdaje się, że to pozostało<br />
Zbigniewowi do dziś. Gdy widzę jak<br />
idzie długim krokiem, lekko pochylony<br />
do przodu − a tak go widzimy na ulicach<br />
Kudowy − to, ten kto zna chód rolników<br />
wie, że to pozostaje po chodzeniu za pługiem.<br />
W początkach 1944 r. kazano mu<br />
przenieść się dalej. Bocznymi drogami,<br />
przez lasy i pola − po ok. 50 km − dotarł<br />
do Sobikowa koło Góry Kalwarii. Tu zaliczył<br />
kilka wsi będąc po trochu w każdej.<br />
Praca i konspiracja. W Sobikowie poznał<br />
ks .Mientka, i to już zaczęło zmieniać dalsze<br />
życie. Ks. Mientek, wikary w tamtejszej<br />
parafii, uczył na tajnych kompletach,<br />
m.in. języka polskiego i francuskiego.<br />
Od księdza poznał jedną z tajemnic rodziny<br />
wikarego, że każdy, kto w rodzinie<br />
osiągnie jakieś wykształcenie i stanowisko<br />
ma obowiązek pociągnąć z rodziny<br />
co najmniej jednego w górę. Gdyby Polacy<br />
chcieli dzisiaj o tym pamiętać − dodał<br />
Zbigniew. Samego ks. Mientka ciągnął<br />
jego stryj, który był lekarzem. A tak ciągnął,<br />
że nawet wyciągnął go z… seminarium<br />
duchownego i skierował na prawo,<br />
które nasz duchowny ukończył. Uparł się<br />
jednak Mientek, powrócił do seminarium<br />
i został księdzem. Teraz ks. Mientek ciągnął<br />
wielu, w tym i Zbigniewa, bowiem<br />
jemu właśnie zawdzięcza Zbigniew naukę<br />
na tajnych kompletach i złożenie<br />
36
tzw. małej matury. Przede wszystkim<br />
jednak, ks. Mientek przekazał swoim<br />
uczniom ważne wartości duchowe. Mądry<br />
ksiądz wiedział, że w tych mrocznych<br />
czasach młodzi ludzie muszą nabywać<br />
coś więcej od umiejętności strzelania do<br />
wroga. Do dzisiaj pan Zbigniew uważa,<br />
że to ks. Mientek uformował z nich ludzi<br />
zdolnych patrzeć ponad ciemnościami<br />
wojny. Dzielny ks. Mientek uratował także<br />
życie Zbigniewa, jego matki i siostry<br />
Ireny. Ukrywający się przed hitlerowcami<br />
Kayzerowie byli przez niektórych mieszkańców<br />
tej wsi uważani za Żydów. Matka<br />
miała trochę semicką urodę, a nazwisko<br />
„Kayzer” także brzmiało jak żydowskie.<br />
Ks. Mientek znał te niebezpieczne pogłoski,<br />
ochraniał ich i pewnego dnia uratował.<br />
Przypadkowo naszli ich hitlerowcy<br />
i kto wie jakby skończyły się podejrzliwe<br />
spojrzenia Niemców, gdyby nie ksiądz,<br />
który zaświadczył, że są rodziną polską.<br />
Podobne zdarzenie miało miejsce w mojej<br />
rodzinie. Matka moja, mająca również<br />
semickie rysy została zgarnięta przez<br />
Niemców z ulicy we Lwowie i gdyby nie<br />
interwencja kościelna także nie wiadomo<br />
jakby to się skończyło. Niedługo później<br />
ten semicki wygląd matki okazał się zbawienny.<br />
Gdy do naszego domu wpadło<br />
gestapo z Pomorzan w poszukiwaniu<br />
Żydów, obie ukrywające się Żydówki nie<br />
wzbudzały wątpliwości jako nasze „ciocie”<br />
i gdy głośno zaczęły z nami odmawiać<br />
„Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”− gestapowcy<br />
odeszli.<br />
W 1946 r. Zbyszek zdał maturę w Liceum<br />
Ogólnokształcącym im. Mikołaja<br />
Kopernika w Łodzi. Zapisał się na wydział<br />
prawa, na kierunek ekonomiczno-prawniczy.<br />
Z legitymacją studenta wydziału<br />
prawa mógł chodzić na rozprawy sądowe,<br />
jakie niedawnym wojennym bohaterom<br />
fundowały nowe władze. Zorientował się,<br />
że takie studia to nie dla niego. Marzył<br />
o tym, by ludziom pomagać, myślał o medycynie.<br />
Już w następnym roku rozpoczął<br />
studia medyczne. Tu spotkał Barbarę.<br />
Oboje ukończyli studia w 1953 r., pobrali<br />
się i tak ze skierowaniem, zwanym nakazem<br />
pracy zjawili się w Kudowie.<br />
Do cichego uzdrowiska docierały wieści<br />
z każdego zakątka kraju. Przywozili je<br />
osiedlający się ludzie, kuracjusze, wczasowicze<br />
i różni ludzie poszukujący miejsca<br />
gdzieś w górach, na uboczu, by zgubić<br />
za sobą ślady i zejść z wszechobecnych<br />
oczu bezpieki. Ludzie, którzy przeszli<br />
przez piekło walk z hitlerowcami chcieli<br />
wreszcie mieć Polskę do życia. W każdym<br />
miejscu w kraju cieszyli się z otwieranych<br />
szkół, z tworzonych wyższych<br />
uczelni, z budowanych domów, fabryk,<br />
otwieranych przychodni, szpitali. Ruszyła<br />
normalna komunikacja, powrócił sport,<br />
można było jechać na wczasy, a nawet<br />
do uzdrowiska. Ale, w parze z odbudową<br />
powojenną szły jednak prześladowania<br />
i poszukiwanie wrogów. Ludzie wytrzymywali<br />
to wszystko, bowiem niedawno<br />
minęło coś znacznie gorszego, ale miara<br />
przebierała się. Powoli, może zbyt wolno<br />
nadchodził rok 1956.<br />
W czerwcu 1956 r. dotarły do Kudowy<br />
wieści z buntów w Poznaniu. Kilka<br />
miesięcy później, w październiku 1956 r.<br />
następuje − to, co pan Zbigniew nazywa<br />
− wielkie przeobrażenie. Identyfikowałem<br />
się − mówi pan Zbigniew − z Polską<br />
walcząca w czasie wojny, ale nie mogłem<br />
identyfikować się ideowo z Polską okresu<br />
stalinowskiego. Był to jednak mój kraj<br />
i moja Polska. Identyfikowałem się wtedy<br />
z tym wszystkim, co było po stronie życia<br />
narodu, a więc z ludźmi troszczącymi<br />
się by naród odbudować z wojennej<br />
ruiny, by był lepiej wychowywany, by lepiej<br />
funkcjonowały urzędy, by jedni byli<br />
lepsi dla drugich. Po tej stronie , o której<br />
mówię byli nauczyciele, lekarze i kościół,<br />
i wojsko także. Z pewnością nie była po<br />
tej stronie bezpieka i aparat polityczny.<br />
Nie zapominajmy jednak, że państwa<br />
zachodnie z zimną krwią pozwoliły Moskwie<br />
na zapanowanie nad nami. Trzeba<br />
było znaleźć jakieś godne ludzi warunki<br />
do życia i zachować się z godnością.<br />
Tak mówił pan Zbigniew, człowiek doświadczony<br />
i mający swoje zdanie. Po<br />
październiku 1956 r. powiedział − było<br />
dla mnie jasne, że tę ułomną ekonomicznie<br />
i uzależnioną politycznie Polskę trzeba<br />
rozwijać i umacniać na każdym kroku<br />
i ciągnąć jeden drugiego w górę, jak w rodzinie<br />
ks. Mientka. Od niego nauczyłem<br />
się takiego myślenia.<br />
Słuchałem tej opowieści ponad 80-letniego<br />
lekarza w 2009 r. Próbowałem zbudować<br />
jakiś możliwie przejrzysty obraz<br />
życia w tak trudnym czasie. Urodził się<br />
w centrum Polski, w polskiej rodzinie<br />
Zwierzchowskich, Głowackich, Sułkowskich,<br />
Cieleckich, Kayzerów – to grupa<br />
rodzinna pana Zbigniewa, syn przedwojennego<br />
oficera, w czasie wojny jako dzieciak<br />
dorastał w AK., po wojnie student<br />
prawa i medycyny, lekarz. Nie wstąpił do<br />
partii komunistycznej, mimo nalegań.<br />
W 1960 r. przeszedł z pracy w uzdrowisku<br />
do pracy w kudowskim Szpitalu Wojskowym<br />
i w tej pracy, jako zastępca komendanta<br />
ds. lecznictwa, osiągnął stopień<br />
pułkownika. Zawsze widziany był z żoną<br />
w kościele. Ojciec doszedł przed wojną do<br />
stopnia majora, a syn po wojnie do stopnia<br />
pułkownika, obaj w wojsku polskim,<br />
i obaj na rubieżach kraju. Czy to nie jest<br />
także jeden z kudowskich obrazów naszej<br />
Polski?<br />
Idźmy więc dalej i wejdźmy do ich<br />
domu .<br />
SPRAWIEDLIWI<br />
WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA<br />
Po przeprowadzce z budynku sanatorium<br />
IV (Kogi), zamieszkali Kayzerowie<br />
w budynku „Polonia”, w narożniku<br />
tego okazałego dworu, w widokiem na<br />
ul. Zdrojową, Moniuszki i park. Gdy żyła<br />
żona Barbara, gdy było z nimi dwoje ich<br />
dzieci, Wojtek i Małgorzata, to raźno było<br />
37
Od lewej: dr Fiałkowski, dr Feć, doc. Warszlewicz, dr Lhose, dr Kayzer<br />
w tym rozległym mieszkaniu. Ale gdy<br />
zmarła żona, a dzieci poszły w świat swoimi<br />
drogami, pozostał sam. Otacza pana<br />
Zbigniewa coraz więcej duchów jego<br />
dawnych przyjaciół. Ryszard Pollak z kudowskiej<br />
Bukowiny mawiał: co to za życie,<br />
gdy coraz więcej zmarłych mnie otacza.<br />
Nie ulegał jednak przygnębiającym<br />
myślom i dodawał, że życie za to nawet<br />
mocniej świeci, jeśli już nie zdrowiem<br />
to… właśnie życiem.<br />
Rozglądam się po mieszkaniu pana<br />
Zbigniewa. W pokojach stare meble<br />
z rodzinną historią, wszystko urządzone<br />
gustownie. Na ścianach różne obrazy<br />
i pamiątki, dużo książek. W jednym<br />
z pokoi, na ścianie wisi za szkłem dyplom<br />
odróżniający się krojem liter i przez to<br />
bardzo rzucający się w oczy. Krój hebrajski.<br />
To odznaczenie dla rodziny pana Zbigniewa,<br />
Józefa i Marii Cieleckich. Maria,<br />
z domu Kayzer była siostrą ojca Zbigniewa.<br />
Instytut Yad Vashem z Jerozolimy<br />
− nadał im to odznaczenie jako Sprawiedliwym<br />
Wśród Narodów Świata za<br />
ratowanie Żydów w latach II wojny światowej.<br />
W czasie wojny hitlerowcy zabili<br />
ich syna Zdzisława. Był nadzieją rodziny.<br />
W 1939 r. miał być studentem ostatniego<br />
roku medycyny. Prawie lekarz i został<br />
zamordowany. A oni, rodzice, jakby na<br />
przekór największemu złu i bólowi poszli<br />
pod prąd, by zmierzyć się z największym<br />
dla nich wyzwaniem: w Fordonie, gdy dogasała<br />
wojna, Józef i Maria Cieleccy, przygarnęli<br />
pod opiekę niemieckiego chłopca,<br />
sierotę Konrada. Jeśli to nie świętość,<br />
to co to jest? Po kilku latach uratowany<br />
chłopiec powrócił do Niemiec.<br />
Oboje bohaterowie już zmarli i ich<br />
bliski krewny, pan Zbigniew Kayzer przechowuje<br />
z dumą tę rodzinną pamiątkę.<br />
Panie Zbyszku − powiedziałem, pan<br />
ma taki piękny rodzinny dokument, pogadajmy<br />
więc trochę o Żydach. Co Pan<br />
myśli o tej czyjejś tam opinii, że Polak to<br />
antysemita ?<br />
− Ale, gdzież tam, to bzdury − mówi<br />
pan Zbigniew. Zdarzają się różni ludzie,<br />
także antysemici i to w każdym narodzie,<br />
ale wiązanie takich zachowań z Polakami,<br />
jakby to było coś wrodzonego, to<br />
kompletne nieporozumienie. Historycznie<br />
biorąc, do Polski chronili się Żydzi<br />
z innych krajów i to w Polsce rozkwitła<br />
ich kultura najsilniej w Europie, a może<br />
i w świecie. Nieraz wspominam − tu<br />
zwrócił się do mnie − tę pana opowieść<br />
o wysokiej poprzeczce, jaką ciągle jest<br />
kultura żydowska w świecie. W życiu, jak<br />
38
w skoku wzwyż − trzeba tę poprzeczkę<br />
przeskakiwać, być coraz lepszymi etycznie<br />
i intelektualnie. Antysemita nie rywalizuje<br />
w rozwoju, nie ćwiczy się duchowo<br />
w przeskakiwaniu wysokich poprzeczek,<br />
ale wali w poprzeczkę kijem. Z takim nie<br />
pogadasz. Na szczęście jest to zupełnie<br />
nieistotny margines. Czym innym mogą<br />
być normalne krytyczne uwagi, jakie niesie<br />
życie społeczne, także pod adresem<br />
Żydów i traktowanie takiej krytyki jako<br />
antysemityzmu byłoby nadużyciem, równie<br />
złym jak antysemityzm. Nie tak trudno<br />
wyczuć granicę.<br />
A odnośnie tego dokumentu z Yad<br />
Vashem, to rzeczywiście jestem dumny<br />
z mojej rodziny. Mam wielu przyjaciół<br />
Żydów, w Polsce i w Izraelu. Ta przyjaźń<br />
i spotkania przynoszą czasami jakieś<br />
odkrycia. Kiedyś mojemu przyjacielowi<br />
z Izraela powiedziałem, że pewien nasz<br />
wspólny znajomy dorobił się majątku<br />
i pięknej willi i że ja mam wątpliwości,<br />
czy on to zdobył uczciwie. Mój przyjaciel<br />
spojrzał na mnie wymownie i powiedział:<br />
„Zbyszku, nie wstyd ci tak myśleć?”. Rzeczywiście<br />
zrobiło mi się wstyd. To te nasze<br />
stereotypy .<br />
LEKARZ I PRZYJACIEL<br />
Z dr Kayzerem spotykałem się przez<br />
kilka lat u naszego wspólnego przyjaciela<br />
Daniela Udoda, dziennikarza i przewodnika<br />
turystycznego. W jego bardzo<br />
skromnym mieszkaniu, na poddaszu przy<br />
ul. 1 Maja 5 można było spotkać dziennikarzy,<br />
pisarzy, różnych działaczy i piękne<br />
kobiety. Daniel miał pewną zdolność<br />
przyciągania ludzi. Pochodził z Borysławia.<br />
Ojciec jego pracował w górnictwie<br />
naftowym i był przed wojną znanym tam<br />
działaczem lewicowym. Za swoją miłość<br />
do socjalizmu zapłacił dość drogo. Sowieci,<br />
zaraz po wkroczeniu 17 września<br />
1939 r. postanowili pokazać mu Sybir,<br />
przykuć do taczek w kopalni i przetrzymać<br />
do końca wojny, ażeby wszystko<br />
dokładnie poznał i odczuł. Udało mu się we odnoszenie się przez niego do pana<br />
powrócić do Polski, pożył jeszcze kilka lat Zbigniewa. Zdawało się, że gdyby w całej<br />
wizycie dr Kayzer nie wypowiedział<br />
koło Nowej Rudy, niedaleko od Kudowy.<br />
Ale, jak jabłko spada niedaleko od jabłoni,<br />
tak też i syn poszedł w ślady ojca, tyle, zachodziło. Są tacy ludzie, że wystarczy<br />
nawet jednego słowa, to i tak leczenie by<br />
że na zachód. Gdy w 1941 r. wkroczyli do sama ich obecność, a wszystko idzie jak<br />
Borysławia Niemcy, to Daniel najpierw trzeba. Dobroć i życzliwość − to ogromna<br />
siła, większa od niejednego leku.<br />
znalazł się w chwalebnej konspiracji,<br />
a potem – po wpadce – wylądował w obozie<br />
koncentracyjnym w Dachau. Był tylko pan Zbigniew jeszcze jakby nadal przy<br />
Kiedy w 2003 r Daniel zmarł w szpitalu,<br />
o rok starszy od pana Zbigniewa. Można nim był. Pilnował, by na grobie Daniela<br />
powiedzieć, że to samo dorastające wojenne<br />
pokolenie. Może przez te wojenne o Dachau. Tłumaczył mi, że powinno<br />
były odpowiednie napisy ze wzmianką<br />
przygody, obaj z doktorem dobrze się rozumieli.<br />
W ostatnich latach życia Daniel to mianowicie, że on wybaczył swoim<br />
być napisane nawet więcej, niż napisano,<br />
mocno chorował. Pan Zbigniew wtedy już prześladowcom to wszystko co, go spotkało<br />
w Dachau. W tym działaniu najle-<br />
był na emeryturze i nie prowadził praktyki<br />
lekarskiej, ale stale przychodził do piej widać było pewną głęboką zdolność<br />
Daniela, by pomóc, doradzić, uspokoić, do wybaczania, jaką miał pan Zbigniew.<br />
dodać otuchy. Gdy pan Zbigniew stanął Zdawało mi się, że wybaczanie stało się<br />
w drzwiach, Danielowi wszystko najgorsze<br />
od razu przechodziło. Jako przyjaciele mu wszystko wybaczyć, nawet gdyby nie<br />
jakąś jego obsesją i że gotów jest każde-<br />
Daniela czuliśmy wobec doktora wdzięczność,<br />
że tak bezinteresownie, za darmo nie, w tym samym duchu wypowiadał<br />
było nic do wybaczenia. Konsekwent-<br />
opiekuje się chorym. Daniel, kulturalny się przeciwko karze śmierci. Ta zdolność<br />
i wspaniały kolega był jednak − oględnie i śmiałe, zdeterminowane stawianie sprawy<br />
była jego wielką wewnętrzną siłą. Nie<br />
mówiąc − nie zbyt uprzejmy dla służby<br />
zdrowia. Lekarzom i pielęgniarkom − nie przejmowało go, że ktoś się z tym nie zgadza.<br />
Drugą jego potężną siłą była głębo-<br />
wiedzieć czemu − wręcz urągał i mnie się<br />
czasami oberwało od znajomych lekarzy ko żywiona wdzięczność wobec każdego,<br />
za takiego niewdzięcznego przyjaciela. komu coś zawdzięczał. Za wykonaniem<br />
Tym bardziej ciekawe było to cierpli-<br />
tablicy w parku dla uczczenia prof. An-<br />
24 Wojskowy Szpital Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjny w Kudowie-Zdroju (fot. Konrad Buss)<br />
39
toniego Falkiewicza chodził wytrwale<br />
jak i Tadeusz Pecyna i Joanna Piotrowska<br />
− Iwanow i Aleksander Safir. Zaprojektował<br />
Pecyna i jest. Marzy, by jeszcze, jakąś<br />
tablicą uczcić w Kudowie prof. Hermana.<br />
Bardzo piękna i pouczająca wdzięczność.<br />
W czasie pisania tej rodzinnej historii,<br />
natknąłem się na trudności, które<br />
nie pozwoliły mi bardziej szczegółowo<br />
i głębiej przedstawić różne interesujące<br />
szczegóły. Pan Zbigniew obawiając się,<br />
że Czytelnicy mogą odebrać ten artykuł<br />
jako nadmierne pokazywanie jego osoby,<br />
hamował opisy. Wyjaśniałem, że to mój<br />
i nasz redakcyjny opis, a nie jego. Powiedziałem<br />
nawet wprost, że dla niego, jako<br />
ponad 80-letniego człowieka nie ma to<br />
większego znaczenia. Może nie doda mu<br />
zdrowia, ani pewnie nie przedłuży życia,<br />
choć nigdy nic nie wiadomo. Ale dzieje<br />
nie opisane i rzeczy nie nazwane po<br />
prostu nie istnieją. Zatroszczmy się więc,<br />
by przyszli kudowianie, za lat 50, 100,<br />
czy 200 (a przyjdzie to szybciej niż nam<br />
się wydaje) mogli znać dzieje mieszkańców<br />
i tym samym lepiej rozumieć siebie.<br />
To nasz obowiązek wobec przyszłości. Jeżeli<br />
my tego nie zrobimy − to kto?<br />
W trakcie pracy w Szpitalu Wojskowym<br />
w Kudowie, który był wysokiej<br />
klasy sanatorium dla wojskowych i ich<br />
rodzin, pan Zbigniew miał okazję poznać<br />
wielu znanych polityków i generałów.<br />
Byli wśród nich m.in. generałowie<br />
Barszczewski, Bobecki, Kiszczak, Michałowski,<br />
Molczyk, Oliwa, Ziemiński, i inni.<br />
Wśród pacjentów doktora było także<br />
dwóch moich bliskich znajomych, ówczesnych<br />
wysokich oficerów i obaj mieli<br />
jak najlepsze zdanie o opiece lekarskiej<br />
dr Kayzera. O swoich pacjentach pan<br />
Zbigniew mówi ciepło, z lekarską dyskrecją,<br />
jest w tym elegancki i trzyma się<br />
zasady „gość w dom − Bóg w dom”. Jako<br />
lekarz i zastępca komendanta ds. lecznictwa<br />
kudowskiego Szpitala Wojskowego<br />
przysłużył się wojsku i naszemu miastu<br />
w dobrym funkcjonowaniu lecznictwa<br />
uzdrowiskowego i serdecznym traktowaniu<br />
ludzi, którzy w Kudowie poszukiwali<br />
zdrowia i sił. W redakcji „Pamiętnika”<br />
pozostawiono mi pismo pokazujące pana<br />
Zbigniewa od jak najlepszej strony. Pan<br />
Zbigniew prosił, by jednak oszczędzić mu<br />
sympatii, aby nikt nie pomyślał, że zabiega<br />
o pochwały.<br />
RODZINA<br />
Myślę, że nie wychowaliśmy naszych<br />
dzieci na ludzi pragmatycznych − mówi<br />
do siebie z pewnym wyrzutem pan Zbigniew.<br />
Bywam u znajomych − mówi dalej<br />
− ostatnio wróciłem z takiej wizyty. Powodzi<br />
im się bardzo dobrze, mają po prostu<br />
zawody praktyczne. Jednak, jakiś poziom<br />
zamożności jest potrzebny do normalnego<br />
życia. A dwójka naszych dzieci, dzieci lekarzy<br />
to… poloniści. Małgosia ukończyła<br />
studia polonistyczne i Wojtek także polonistyczne.<br />
Jakby tego było za mało, to Wojtek<br />
jeszcze dodatkowo ukończył filozofię<br />
o kierunku teologicznym. Tu zaśmiał się<br />
głośno − jakby zachęcając mnie do równie<br />
otwartych wyznań. Czy z tego mogą<br />
być dzisiaj pieniądze? Powiedział gdzieś<br />
w przestrzeń, jakby niemą i bezwzględną.<br />
Ale, są porządnymi ludźmi i to mnie raduje.<br />
Pocieszyłem doktora, że ja także podobnie<br />
nie praktycznie synem pokierowałem<br />
i także mam podobne zgryzoty,<br />
choć to też dobry człowiek. Pogadaliśmy<br />
więc sobie w podobnym nastroju i przeszliśmy<br />
do wnuków. Wojtek mieszka poza<br />
granicami i powrócimy do niego w innym<br />
artykule. Małgosia z mężem i dziećmi<br />
− Dudowie − mieszka w Jaworze. Mają<br />
trzy córki − Magdę, Malwinę i Kamilę oraz<br />
syna Filipa. Magda jest lekarzem okulistą,<br />
Malwina studiuje bankowość, finanse oraz<br />
iberystykę, Kamila studiuje architekturę<br />
wnętrz i jest także studentką AWF. Filip,<br />
już po AWF wyjechał do Anglii. Córki są<br />
utalentowane nie tylko w sporcie, ale również<br />
w sztukach artystycznych. Są jednak<br />
bardziej pragmatyczne, to pewnie po ojcu,<br />
dodaje lojalnie pan Zbigniew. Miałem okazję<br />
oglądnąć kolekcje prac malarskich Kamili.<br />
Mogą się podobać. Malwina ma zdolności<br />
literackie. Aby trochę rozjaśnić nieco<br />
przygaszony uśmiech pana Zbigniewa powiedziałem,<br />
że w któymś z najbliższych<br />
numerów PK zamieścimy obszerne fragmenty<br />
jednego z opowiadań Malwiny, napisanego<br />
jeszcze w gimnazjum. Nasi Czytelnicy<br />
będą mieli okazję poznać te piękne<br />
rzeczy i niech to pocieszy niepotrzebnie<br />
strapionego doktora. Przysłuchiwałem się<br />
rozmowie pana Zbigniewa z córką Małgorzatą<br />
o jej pracach plastycznych. Mówił<br />
o swoich wrażeniach, zdawało mi się bardzo<br />
ciekawie i trafnie, przekładał prace,<br />
segregował wskazując, które są technicznie<br />
dobre, które dojrzałe, które najlepsze.<br />
W końcu powiedział do mnie: Małgosia te<br />
prace malowała dla swoich podopiecznych<br />
niepełnosprawnych, z którymi pracowała.<br />
Ci niepełnosprawni i chorzy ją zainspirowali<br />
do malarstwa. I wie pan − powiedział<br />
do mnie − odczułem, że moja córka jakby<br />
się na nowo narodziła, jestem z niej bardzo<br />
dumny. Pomyślałem sobie: teraz już wiem<br />
po kim jest tak nie pragmatyczna i Bogu<br />
niech będą za to dzięki. W mieszkaniu<br />
skromnego, starszego wiekiem doktora,<br />
wśród starych mebli i dokumentów, z pismem<br />
od Yad Vashem, pośród tych prac<br />
plastycznych patrzyłem na niezwykłą kudowską<br />
rodzinę, która żyje jakby nie dla<br />
siebie. O takich mówi się, że są solą ziemi.<br />
Słona jest krew, słony jest pot, a także<br />
i skorupa ziemi i słone są łzy. Soli nie zjesz<br />
wiele, ale bez niej nie da się żyć. Tacy są<br />
niezbędni do życia innych.<br />
Do pamięci naszego miasta wpisuje się<br />
rodzina lekarska, bardzo charakterystyczna,<br />
przykładna przez szanowanie najważniejszych<br />
wartości duchowych, nadająca<br />
ciepły i ludzki charakter naszemu społecznemu<br />
życiu i działalności Kudowy<br />
jako uzdrowiska.<br />
40
KONKURS ORTOGRAFICZNY<br />
▶ Monika Dziewa<br />
Konkurs Ortograficzny<br />
„Wybory Mistrza Ortografii Naszej Szkoły 2009”<br />
Od Redakcji: Poniżej zamieszczamy artykuł polonistki z kudowskiego Liceum Ogólnokształcącego Pani<br />
mgr Moniki Dziewy o tegorocznym konkursie ortograficznym. Z przyjemnością zamieszczamy tekst<br />
dyktanda. Każdy może spróbować swoich sił. W gronie naszej redakcji nie wypadlibyśmy tak dobrze,<br />
jak uczniowie naszego LO. Serdecznie gratulujemy.<br />
Dyktando Uchatki<br />
13 marca 2009 r. po raz kolejny<br />
odbył się licealny konkurs<br />
ortograficzny. Celem tego<br />
konkursu było propagowanie<br />
zasad poprawnej polszczyzny<br />
wśród młodzieży, sprawdzenie<br />
umiejętności posługiwania się<br />
językiem ojczystym , oraz wyłonienie<br />
trzech uczniów do<br />
udziału w X edycji Powiatowego<br />
Konkursu Ortograficznego<br />
„Mistrz i Mister Ortografii”,<br />
który odbył się w Nowej Rudzie<br />
27 marca 2009 r.<br />
Zwycięzcami zostali :<br />
• Aleksandra Sip – II c<br />
• Katarzyna Witkowska – II c<br />
• Marta Pokojowczyk – II a<br />
Dyrektor Liceum Ogólnokształcącego<br />
Pani Ewa Różewicz<br />
(pierwsza z lewej)<br />
z pedagogami i uczniami<br />
Pół dżdżem, pół suszą będąc, w półśnie pogrążony,<br />
właśniem miał w okamgnieniu w mróz się przepoczwarzyć,<br />
kiedy mój współlokator, z tych niewydarzonych,<br />
chrząknął niby przypadkiem tuż-tuż przy mej twarzy.<br />
Chcąc nie chcąc i rad nierad, nie jestem bezuchy,<br />
widzę, skonfundowany, choć się oczy plączą,<br />
pejzaż spod Igołomi popstrzony przez muchy<br />
i konterfekt Nietzschego odzianego w poncho.<br />
Tak złorzeczył zazwyczaj, bo zawżdy przegrywał,<br />
choć koleżków miał przecie niegłupich skądinąd:<br />
ryży skrzypek, co hurtem crescenda mógł grywać,<br />
ornitolog amator, majster-klepka pilot.<br />
Muzyk chow-chow hodował, płowożółte zwierzę,<br />
ponad dwu i półletnie, superrozczochrańca,<br />
które na równi w uczuć burzy czcił prawie że<br />
z rondem capriccioso a-moll u Saint-Saënsa.<br />
Drugi z druhów, zrzędliwy dość ekspingpongista,<br />
chyży, hardy, o cerze sczerniałej z latami,<br />
świetnie tańczył jiveęa, paso doble, twista,<br />
a w marzeniach przeżywał rendez-vous z ptakami.<br />
Lotnik bujał w przestworzach, w jakim bądź naprędce<br />
skleconym wehikule, tak na łapu-capu.<br />
Napowietrzne swe harce dedykował Helce,<br />
pół-Rosjance z abchaską prababką spod Baku.<br />
Zwycięzcy pojechali na Powiatowy Konkurs Ortograficzny<br />
do Nowej Rudy 27 marca 2009 r.<br />
W Nowej Rudzie Katarzyna Witkowska zajęła IV miejsce. W kategorii<br />
szkół ponadgimnazjalnych Zespół Szkół Ogólnokształcących<br />
z Kudowy zajął III miejsce. Warto nadmienić, że liceum kudowskie<br />
ma w swoim dorobku I miejsce zdobyte w roku…. Do reprezentacji<br />
kudowskiego L.O. należały wtedy uczennice klasy I a: Natalia Szpak,<br />
Ewa Kulis, Alina Nowak.<br />
41
KUDOWIANIE ZA GRANICĄ<br />
▶ Natalia Kilb (Wnuk)<br />
Pod greckim niebem<br />
Kreta… Korfu…, a teraz<br />
Rodos − skrywające tajemnice<br />
historii, urzekające<br />
przepięknymi krajobrazami, turkusową<br />
taflą wody i różnorodnością krajobrazu<br />
ale nie tylko… greckie wyspy<br />
to także ludzie − otwarci, pełni pozytywnej<br />
energii, gotowi pomóc zawsze<br />
i w każdej sytuacji, dla nich rodzina<br />
jest największą świętością. Siga siga<br />
(czyli powoli, wszystko w swoim czasie)<br />
to wyznacznik tempa życia, nie<br />
warto się nigdzie śpieszyć i szargać<br />
swoich nerwów bez powodu, to życiowe<br />
motto Greków początkowo wydaje<br />
się nie do przyjęcia, ale z czasem<br />
trzeba się dostosować i wtedy świat<br />
wydaje się piękniejszy.<br />
Moja przygoda z Grecją zaczęła się<br />
cztery lata temu od stażu studenckiego<br />
na Krecie, miałam okazję spełnić<br />
swoje marzenia pracując jako pilot<br />
wycieczek. To była dla mnie nie lada<br />
szkoła… w bardzo krótkim czasie<br />
musiałam przyswoić znaczną ilość informacji,<br />
nie tylko z historii czy geografii,<br />
ale także o tym jak w rzeczywistości<br />
wygląda codzienne życie na<br />
wyspie, o ludziach. Pierwsze chwile<br />
nie były łatwe, sporo stresu i obaw czy<br />
sobie poradzę, w końcu byłam odpowiedzialna<br />
za moich gości. Tego lata<br />
jednak usłyszałam wiele pozytywnych<br />
opinii na swój temat, nie tylko<br />
od kolegów ale przede wszystkim od<br />
klientów, co dało mi największą satysfakcję<br />
i utwierdziło w przekonaniu, że<br />
to jest właśnie taka praca, jaka odpowiada<br />
mi najbardziej.<br />
Ten pierwszy sezon na Krecie nie<br />
tylko dał mi możliwość realizacji planów<br />
zawodowych, także przyczynił się<br />
do wielu zmian w życiu prywatnym.<br />
Poznałam mężczyznę, z którym połączyły<br />
mnie wspólne pasje i marzenia<br />
oraz podejście do życia. Od tego<br />
pamiętnego lata jesteśmy razem, a od<br />
16 miesięcy jesteśmy szczęśliwymi<br />
rodzicami. Bardzo prawdopodobne<br />
jest to, że nasza pociecha odziedziczy<br />
ciekawość świata po rodzicach i szybciej<br />
niż nam się wydaje zacznie szukać<br />
własnego miejsca na ziemi.<br />
Polaków na wyspach greckich nie<br />
ma zbyt wielu, zdarzało mi się spotkać<br />
młodych ludzi, którzy przyjeżdżali<br />
głównie do pracy sezonowej w restauracjach<br />
i barach. Ich pobyt ograniczał<br />
się do męczącej pracy wieczorami,<br />
kiedy to po zachodzie słońca zaczyna<br />
się prawdziwie życie i odsypiania zarwanych<br />
nocy do południa.<br />
Nie bardzo mieli oni okazję zobaczyć<br />
co tak naprawdę oferują im wyspy.<br />
Także wielu z moich gości swoje<br />
wakacje ograniczało do wyjścia na<br />
plażę i odbycia ewentualnie jednej<br />
wycieczki, jeśli tylko coś wydawało<br />
im się wystarczająco atrakcyjne.<br />
Dla mnie największą radością jest<br />
odkrywanie najciekawszych zakątków<br />
na własną rękę. W wolne dni<br />
spakować prowiant i ruszyć w drogę<br />
do miejsc, które nie są opisane w przewodnikach,<br />
które często jest trudno<br />
odnaleźć na mapie. O drogę pytamy<br />
mieszkańców maleńkich wiosek, których<br />
życie płynie niezmiennym od lat<br />
Natalia z mężem Tomasem i córeczką Leą<br />
rytmem. Na obiad zatrzymujemy się<br />
w tawernach ukrytych w cieniu drzew<br />
i wsłuchując się w naturę pałaszujemy<br />
przepyszne greckie potrawy przygotowane<br />
według starych receptur, ze<br />
świeżych, dojrzewających w słońcu<br />
warzyw, doprawione niesamowitą<br />
mieszanką ziół. Niektóre z tych smaków<br />
pozostają w pamięci na całe życie,<br />
nigdzie indziej nie zjem już nic<br />
równie pysznego.<br />
Po kilku miesiącach spędzonych<br />
w śródziemnomorskim klimacie, wysokich<br />
temperaturach i wilgotności<br />
z przyjemnością wracam do domu,<br />
do Kudowy. Szczególnie przyjemne<br />
jest to, że za każdym razem mogę<br />
dostrzec wiele zmian, dzięki którym<br />
miasto pięknieje w oczach i staje się<br />
jeszcze bardziej atrakcyjne dla turystów<br />
− to cieszy.<br />
Nasza miejscowość czasami przypomina<br />
mi taką grecką wyspę, na<br />
której praktycznie wszyscy się znają<br />
i traktują jak jedna wielka rodzina,<br />
jeszcze tylko gdyby tempo życia nieco<br />
zwolniło…<br />
Z gorącymi pozdrowieniami<br />
dla Czytelników „PK”<br />
Wasza Natalia<br />
42
ŻYCIE KUDOWY NA STARYCH FOTOGRAFIACH<br />
Ludzie odchodzą, pozostają<br />
po nich pamiątki, dokumenty,<br />
są wśród nich stare fotografie.<br />
Na nich bliskie osoby które<br />
znaliśmy lub już nikt nie pamięta kto<br />
zaś… Wydarzenia utrwalone na poblakłej<br />
fotce… Miejsca, które znamy<br />
i codziennie mijamy... Jak wyglądały<br />
10 lub 50 lat temu? Zmieniły się? Czy<br />
są do rozpoznania?<br />
Zapraszamy zainteresowanych powojenną<br />
historią miasta do podzielenia<br />
się na łamach „Pamiętnika Kudowskiego”<br />
swoimi zbiorami. Interesują<br />
nas zdjęcia z rodzinnych uroczystości,<br />
wydarzeń politycznych i społecznych<br />
oraz kulturalnych. (Praktycznie można<br />
je zeskanować w Referacie <strong>Kultury</strong>,<br />
Sportu i Promocji Urzędu Miasta<br />
w Kudowie-Zdroju). Dzisiaj kilka fotografii<br />
z lat 1945-1970.<br />
Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku<br />
– stanowisko Poczty Polskiej<br />
przed nieistniejącym pawilonem w PArku Zdrojowym,<br />
pocztowcy: bracia Stankiewiczowie i p. Madejski<br />
mk<br />
1959 r. Akademia z okazji 42. rocznicy<br />
Rewolucji Październikowej,<br />
Dom Młodego Robotnika KZPB<br />
(dzisiaj osiedle przy ul. Łąkowej).<br />
W prezydium m. Kaźmierczak<br />
przewodniczący<br />
Miejskiej Rady Narodowej<br />
w Kudowie-Zdroju,<br />
dyrektor KZPB Sitek,<br />
Szulc, Bocheńska<br />
Początek lat sześćdziesiątych.<br />
Kudowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego.<br />
Sekcja sanitarna obrony cywilnej<br />
z dr Podwyszyńskim<br />
43
1946 r. teren Kudowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego – wiec 1-majowy<br />
Grudzień 1973 r. Zakładowy Dom <strong>Kultury</strong> Kudowskich Zakładów<br />
Przemysłu Bawełnianego – Inauguracyjna sesja<br />
Miejskiej Rady Narodowej w Kudowie-Zdroju.<br />
W<br />
prezydium m.in. Płukarz, Zub, Szubert, Szulc, Adamowicz<br />
Świetlica dziecięca przy Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego<br />
– listopad 1968 r. – wieczornica z okazji 50-lecia uzyskania<br />
niepodległościości<br />
44