29.08.2015 Views

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

W OBIEKTYWIE KONRADA<br />

Kudowa o świcie... (fot. Konrad Buss)<br />

...i o zmierzchu (fot. Konrad Buss)<br />

W następnym numerze P. K.", m.in.:<br />

"<br />

– Rodziny kudowskie<br />

– Wspomnienia c.d.<br />

– Stary żołnierz nie umiera<br />

– Kudowianie w służbie<br />

Narodów Zjednoczonych<br />

...i inne<br />

PAMIĘTNIK KUDOWSKI<br />

kwartalnik społeczno-kulturalny<br />

PK ukazuje się w ostatniej dekadzie<br />

marca, czerwca, września i grudnia.<br />

Oddano do druku 3.VII.2009. Nakład 500 egz.<br />

Następny numer ukaże się w III kwartale 2009<br />

(jesień 2009).<br />

Redaguje zespół:<br />

Bronisław M. J. Kamiński (B.K.) – Red. Naczelny<br />

e-mail: bronislaw.kaminski@neostrada.pl<br />

Marek Biernacki (M.B.) – Zast. Red. Nacz.<br />

e-mail: koksip@kudowa.pl<br />

Urszula Faroń-Bielecka<br />

Konrad Buss<br />

Jarosław Charczuk<br />

Krzysztof Chilarski<br />

Wojciech Heliński<br />

Zbigniew Kopeć (Z.K)<br />

Mikołaj Krzemiński (M.K.) – Sekr. Red.<br />

Katarzyna Mrowiec<br />

Agnieszka Stwertetschka<br />

Skład i oprawa graficzna:<br />

FeliX, Małgorzata Bełdowska<br />

Projekt okładki:<br />

FeliX<br />

Druk:<br />

© Wydawnictwo ZET® Wrocław 2009<br />

tel. 071 793 67 47; fax 071 783 28 64<br />

e-mail: biuro@wydawnictwozet.pl<br />

Wydawca:<br />

<strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />

Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju<br />

Wszelkie prawa zastrzeżone<br />

Adres Redakcji:<br />

ul. Pstrążna 14<br />

57-350 Kudowa-Zdrój<br />

tel. 074 866 28 43<br />

e-mail: skansen@kudowa.pl<br />

Przedruk tekstów bez ograniczeń pod warunkiem podania źródła.<br />

<br />

<br />

<br />

Nr 2 (3) 2009 • ISSN 1689-8753 Lato 2009<br />

IVAN<br />

maliński<br />

„Mieszko I jedzie po Dobrawę”<br />

(przez tereny dzisiejszej Kudowy)<br />

– obraz olejny na płótnie.<br />

W NUMERZE M.IN.:<br />

• POWROTY<br />

• OTWARCIE ORLIKA 2012<br />

• REWITALIZACJE<br />

• TKACTWO<br />

• SUDETY WOŁYŃ<br />

• ORMIANIE W KUDOWIE<br />

• JÓZEF ŻÓŁTAŃSKI<br />

• KZPB W CZASIE WOJNY<br />

• KAYZEROWIE KUDOWSCY<br />

Kwartalnik wpisany do rejestru czasopism w Sądzie Okręgowym w Świdnicy nr rej. 267<br />

zgodnie z Art. 20 Ustawy z dnia 26.I.1984 r. Prawo prasowe.<br />

Wydawany przez <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju


OPINIE<br />

Listy do Redakcji<br />

Do Czytelników<br />

WIERSZE GABRIELI<br />

▶ Jarek Charczuk<br />

Nie bójmy się być przyzwoici<br />

„Czy rodzice wiedzą, co wyrabiają ich młode córki i synowie.<br />

Wystarczy w piątkowy, sobotni lub niedzielny wieczór pójść<br />

w okolice dyskotek. Niegdyś kpiliśmy z tzw. zgniłego zachodu<br />

i teraz mamy zgniły wschód, a nawet centrum Europy. Plaga<br />

demoralizacji jest coraz większa. Okropny język, niszczenie koszy<br />

na śmiecie, zaczepne nieprzyjemne odzywki. Gdy reaguję<br />

to czasem słyszę wiązkę „pobożnych życzeń”. Patrzę na reakcje<br />

innych i co widzę − obojętność krótkowzroczną, nawet strach.<br />

Po prostu tchórzostwo dorosłych. Zawsze można wezwać policję,<br />

ale nie o to chodzi. Postarajmy się zacząć od nas samych<br />

i naszych własnych dzieci. Nie bójmy się być przyzwoici…”.<br />

(Ryszard M.)<br />

➢ Od Redakcji: tak, nie wstydźmy się być odważni.<br />

Cena „Pamiętnika”<br />

Moja sąsiadka mówi, że Wasz Pamiętnik to za droga gazeta<br />

– 4 zł. Ale to przecież kwartalnik, czyli miesięczny wydatek wychodzi<br />

na mniej niż 1,50 zł. Miesięcznie!!! A pismo jest fantastyczne.<br />

Na Waszym miejscu dałabym prawdziwą cenę, czyli<br />

jak wiem to 6 zł. Komu na tym zależy, ten kupi. A komu nie zależy<br />

− to takim nie warto się przejmować. I tak niczego nie doceni.<br />

Woli wydać więcej na paczkę papierosów lub piwo.<br />

(Irena S.)<br />

➢ Od Redakcji: dziękujemy, Pani Ireno.<br />

Psy na łańcuchach<br />

Przyjeżdżam do Kudowy z Wrocławia. Mam oba pierwsze numery<br />

Waszego Pamiętnika. Wracam do losu psów w Kudowie.<br />

Jak idę uliczką od stawu do Toronta w Czermnej, to serce mi się<br />

kraje. Jak przekonać ludzi, że trzymanie psów na łańcuchach<br />

to gorzej niż średniowiecze? Nie świadczy to dobrze o ludziach.<br />

Taki, co trzyma psa na łańcuchu sam powinien być na łańcuchu.<br />

(Teresa Ch.)<br />

➢ Od Redakcji: Pani Tereso, trochę za ostro.<br />

Honorowemu Obywatelowi Kudowy-Zdroju<br />

Ks. Janowi Myjakowi<br />

najlepsze życzenia z okazji 50-lecia kapłaństwa<br />

składają:<br />

Przewodniczący Rady Miejskiej<br />

Bogusław Burger<br />

Burmistrz MiastaKudowy-Zdroju<br />

Czesław Kręcichwost<br />

Znowu nie pomieściliśmy wszystkich nadesłanych materiałów.<br />

Nie możemy nadmiernie zwiększać objętości pisma,<br />

ponieważ wówczas rosną koszty druku. Moglibyśmy to zrobić,<br />

gdyby znaleźli się sponsorzy dla „Pamiętnika Kudowskiego”.<br />

Na czym może polegać taki sponsoring? Na zleceniu<br />

reklamy w formie informacji o jakimś obiekcie,<br />

zakładzie pracy, usługach, zdarzeniu lub wydarzeniu ważnym<br />

dla osoby zlecającej − jej rodziny lub towarzystwa, zamieszczeniu<br />

fotografii itp. Istnieje tu dużo możliwości. Zlecający<br />

reklamę tego rodzaju równocześnie pozwala<br />

sprzedawać pismo po cenie dostępnej dla mieszkańców.<br />

Najuprzejmiej przypominamy , że cała redakcja pracuje<br />

społecznie, nikt nie ma z tego tytułu żadnego wynagrodzenia.<br />

Koszt przygotowania i druku wynosi ok. 6 zł od jednego<br />

egzemplarza, a sprzedajemy po 4 zł. Nadrabiamy sprzedażą<br />

kartek pocztowych w <strong>Muzeum</strong>, ale jest to za mało.<br />

Dlatego apelujemy o pewnego rodzaju sponsoring, który<br />

może okazać się ważny dla kultury naszego kudowskiego<br />

środowiska. Pismo nasze jest oceniane bardzo dobrze i poszukiwane<br />

przez ważne osoby w Polsce i za granicą. Jest to<br />

dla naszej redakcji wielki zaszczyt. Nie chcemy podwyższać<br />

ceny, aby nasi Czytelnicy mogli kupować także inne pisma,<br />

zwłaszcza nasze lokalne, jak Euroregio Glacensis, Nowa Gazeta<br />

Gmin, Brama i pisemka parafialne. Kupowanie prasy<br />

lokalnej świadczy o trosce o kulturę i życie społeczne naszego<br />

środowiska.<br />

W tym numerze drukujemy więcej wspomnień naszych<br />

mieszkańców. Chętnie będziemy drukować ich jeszcze więcej.<br />

Prosimy o nadsyłanie ich do redakcji.<br />

Na okładce przedstawiamy obraz Iwana Malińskiego<br />

pt. „Mieszko I jedzie do Czech po Dobrawę”. Jest to wielki<br />

i piękny obraz olejny na płótnie, w ozdobnych ramach, który<br />

mógłby być ozdobą szkoły, pensjonatu, hotelu, każdej instytucji<br />

i każdego dużego domu. Jego wartość wyceniana<br />

jest na kwotę 15.000 zł. Na prośbę naszej redakcji – i za prezentowanie<br />

jego malarstwa – autor wyjątkowo zgodził się<br />

go sprzedać za cenę 7.500 zł. (+ 48 604.298.451) z nadzieją<br />

że trafimy na kogoś z Kudowy.<br />

Czy Mieszko I jechał po Dobrawę przez Kudowę? W literaturze<br />

czeskiej spotykamy takie opisy. Zadaliśmy pytanie<br />

historykom Uniwersytetu Wrocławskiego czy taką wersję<br />

można przyjąć jako prawdopodobną. Otrzymaliśmy odpowiedź,<br />

że dokładnie nie wiemy, ale nie należy wykluczyć,<br />

że tak mogło być. Wtedy, gdy Mieszko I mógł jechać przez<br />

Kudowę − naszej miejscowości jeszcze nie było. Mogły być<br />

jakieś pojedyncze domostwa. Ale były te same góry i te<br />

same rzeczki i nasz pierwszy polski władca widział te góry,<br />

takie jakie my dzisiaj widzimy, a jego koń zapewne pił wodę<br />

z rzeki na Słonem. Już Mieszkowy koń mógł się poznać na<br />

dobroczynnych kudowskich wodach.<br />

Lider i historia Orkiestry Zdrojowej, człowiek o wielkim sercu,<br />

wirtuoz skrzypiec – Marek Jasiński (fot. Konrad Buss)<br />

Od lewej: Marek Jasiński, Radosław Grzegorczyk, Piotr Podarzecki<br />

ORKIESTRA ZDROJOWA<br />

▶ Marek Biernacki<br />

Nie wyobrażamy sobie, aby nasz kurort<br />

nie rozbrzmiewał czarownymi melodiami<br />

Orkiestry Zdrojowej. O jej historii i muzykach<br />

ją tworzących już w następnym<br />

numerze naszego Pamiętnika. Aby się do<br />

niego dobrze przygotować zapraszamy na<br />

koncerty Orkiestry w środy o godz. 15 00<br />

do Sali Koncertowej Pijalni Wód Mineralnych<br />

i soboty o godz. 11 00 do Muszli Koncertowej<br />

w Parku Zdrojowym.<br />

Nasze pismo przedstawia oblicza Kudowskich poetów,<br />

umieszczamy ich wiersze i za każdym razem jest<br />

to wycieczka w zupełnie nowy, inny styl pisania. W letnim<br />

numerze „Pamiętnika” mam ogromną przyjemność<br />

przedstawić Czytelnikom twórczość bardzo młodej poetki<br />

− przyszłej licealistki Gabrieli Szukszto. Część Kudowian<br />

pamięta ją i jej wiersze z występów w naszym<br />

teatrze, gdzie zaprezentowała swoją twórczość większej<br />

liczbie osób.<br />

Poezja towarzyszy Gabrieli już od wczesnych lat i jest<br />

jej metodą na odreagowanie. Dla niewtajemniczonych<br />

− to receptura dosyć prosta: zamykamy to co nas boli<br />

i martwi w słowa i tworzymy z tego wiersze. To właśnie<br />

robi Gabrysia i tak zaczęła pisać.<br />

„Nie potrafię pisać na zamówienie” – mówi młoda<br />

poetka i dodaje, że tworzy jedynie pod wpływem natchnienia,<br />

które niestety, pojawia się – czasami − w niezbyt<br />

wesołych momentach życia. W rezultacie powstają<br />

bardzo głębokie i refleksyjne wiersze, które czasami<br />

emanują smutkiem, ale Gabrysia się tego nie wstydzi,<br />

bo przecież każdy z nas ma w sobie podobne uczucia.<br />

Zapewne niektórzy nie mogą się już doczekać poezji<br />

Gabrysi, a więc bez dalszego przeciągania prezentuję jej<br />

interesujące wiersze. Nasza redakcja życzy Gabrysi rozwoju<br />

pisarskiego talentu.<br />

Krwawe...<br />

Uczucie przesiąknięte krwią.<br />

Przychodzi dniami i nocami,<br />

Nawiedza cały dom,<br />

lecz nie wchodzi drzwiami.<br />

Choćbyś nie wiem jak się krył<br />

Dopadnie cię.<br />

Serce zamieni w pył ,<br />

ale tak szybko nie odejdzie.<br />

Choćbyś krzyczał ile w płucach sił,<br />

Choćbyś przegonić je chciał<br />

Nie wygrasz z nim<br />

To ono przewagę ma.<br />

Redakcja<br />

Gabriela Szukszto


WYDARZENIA<br />

Kronika − Orlik 2012<br />

6 kwietnia 2009 r. nastąpiło uroczyste<br />

otwarcie kompleksu boisk sportowych<br />

pod nazwą „Orlik 2012” przy<br />

Zespole Szkół Publicznych im. Jana<br />

Pawła II. Jest to w ostatnich latach<br />

druga ważna inwestycja sportowo-rekreacyjna<br />

po wybudowaniu krytego<br />

basenu. Obie te inwestycje są ogromnym<br />

dobrodziejstwem Kudowy.<br />

Dzięki funkcjonowaniu basenu nasza<br />

młodzież jest zdrowsza, jest mniej<br />

wad postawy. Dobrodziejstwo tej inwestycji<br />

odczujemy wbardzo szybko.<br />

Atrakcyjność urządzeń sportowych<br />

daje młodzieży szansę pożytecznych<br />

i zdrowych zajęć. Nie każde miasto<br />

wielkości Kudowy może poszczycić<br />

się taką inwestycją. Wymagała bowiem<br />

nie tylko zrozumienia takiej<br />

potrzeby, ale także wielu zabiegów<br />

Burmistrza i pracowników Urzędu<br />

Miasta dla zdobycia środków finansowych.<br />

Dyrektor Barbara Dziubińska<br />

w przemówieniu na tej uroczystości<br />

dziękowała Burmistrzowi Kręcichwostowi<br />

za doprowadzenie tej sprawy<br />

do pełnego sukcesu. Słowa wdzięczności<br />

kierowała także do sponsorów<br />

wspomagających inwestycję. Otwarcie<br />

Orlika 2012 miało bardzo uroczysty<br />

charakter. Kompleks sportowy<br />

otrzymał imię Mieczysława Łopatki,<br />

znanego mistrza sportu, koszykarza<br />

Na zdjęciu: moment otwarcia z symbolicznym przecięciem wstęgi. Od lewej: Barbara Dziubińska<br />

− Dyrektor Zespołu Szkół, Piotr Borys – Wicemarszałek Dolnośląski, Czesław Kręcichwost − Burmistrz<br />

Kudowy-Zdroju, Grzegorz Schetyna – Wicepremier Rządu , Mieczysław Łopatka – mistrz<br />

sportu, koszykarz (Red.)<br />

i wielokrotnego reprezentanta Polski.<br />

W otwarciu wzięła udział grupa olimpijczyków,<br />

mistrzów sportu. Przybyli<br />

znakomici goście z Wicepremierem<br />

G.Schetyną, Wicemarszałkiem P.Borysem<br />

i Biskupem A.Bałabuchem.<br />

Kudowa-Zdrój, 18 czerwca 2009 r<br />

Oświadczenie byłych kresowian<br />

z Kudowy- Zdroju<br />

i Pogórza <strong>Sudeckiego</strong><br />

w sprawie nadania tytułu dr h.c<br />

Prezydentowi Ukrainy<br />

Panu Wiktorowi Juszczenko<br />

W imieniu grupy moich krewnych i przyjaciół<br />

mieszkających w Kudowie-Zdroju i na Pogórzu<br />

Sudeckim mam zaszczyt oświadczyć, że<br />

Uchwała Rektora i Senatu Katolickiego Uniwersytetu<br />

Lubelskiego o nadaniu tytułów doktora<br />

honoris causa Prezydentom obecnych niepodległych<br />

krajów, a wchodzących niegdyś w skład<br />

wielonarodowej I Rzeczpospolitej została przez<br />

nas przyjęta z wielkim zadowoleniem. Wyrażamy<br />

uznanie i wdzięczność władzom Katolickiego<br />

Uniwersytetu Lubelskiego za nawiązywanie<br />

do pięknych kart naszej wspólnej historii. W<br />

długiej historii, w tym miejscu Europy bywają<br />

także chwile trudne. Nie powinniśmy zapominać,<br />

że w tej wielonarodowej Rzeczypospolitej<br />

byliśmy narodem decydującym o życiu tych<br />

wielu narodów. Szczycimy się pięknymi kartami,<br />

ale powinniśmy również z pokorą brać na<br />

siebie także i zło, które mogło powstać z naszej<br />

przyczyny.<br />

Grupa, w imieniu której składam to oświadczenie<br />

pochodzi z polskiej miejscowości<br />

na Podolu, w której urodził się i wychował<br />

ks. dr płk Józef Zator-Przytocki. Nasi ojcowie<br />

i bracia walczyli z UPA, ale nie traktujemy tego<br />

tak, że walczyli z Ukraińcami. Było bowiem<br />

wielu Ukraińców, którzy dla ratowania Polaków<br />

stracili życie z rąk terrorystów UPA. Pan<br />

Prezydent Wiktor Juszczenko jest prezydentem<br />

wszystkich Ukraińców i miejmy ufność,<br />

że ma na uwadze budowanie przyszłości. My,<br />

rodacy ks. dr płk Józefa Zatora-Przytockiego<br />

ustanowiliśmy medal imienia tego bohaterskiego<br />

kapłana i nadaliśmy temu medalowi<br />

nazwę „Odwaga dla Przyszłości”. Mam zaszczyt<br />

oświadczyć w imieniu grupy moich krewnych<br />

i przyjaciół, że Rektor i Senat Katolickiego Uniwersytetu<br />

Lubelskiego tą Uchwałą wykazali się<br />

Odwagą Dla Przyszłości.<br />

Nie solidaryzujemy się z tymi, którzy protestują<br />

przeciwko nadaniu tytułu dr h.c. Prezydentowi<br />

Ukrainy Panu Wiktorowi Juszczence.<br />

Podzielamy intencje jakimi kierował się Rektor<br />

i Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.<br />

Bronisław MJ Kamiński<br />

Czytaj : art.Sudety-Wołyń, str.11<br />

1


REWITALIZACJA W KUDOWIE-ZDROJU<br />

▶ Urszula Karpowicz<br />

R<br />

ewitalizacja w Kudowie-Zdroju oznacza kompleksowy, kilkuletni proces przemian rozpoczęty i prowadzony<br />

przez władze gminy. Program powstał z inicjatywy Burmistrza Czesława Kręcichwosta. Ma doprowadzić<br />

do poprawy warunków życia mieszkańców osiedla w rejonie ulicy Tkackiej i Fabrycznej,<br />

znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie nieczynnych obecnie Kudowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego<br />

(KZPB).<br />

Rewitalizacja dotyczy szerokiego<br />

zakresu zjawisk i oddziaływań. Poniższa<br />

definicja pozwoli na lepsze<br />

wyjaśnienie zagadnień związanych<br />

z rewitalizacją.<br />

Celem rewitalizacji jest przywrócenie<br />

właściwego działania zdegradowanego<br />

obszaru, dotkniętego<br />

problemami i stanem kryzysowym.<br />

Stan kryzysowy:<br />

• Oznacza szereg szkodliwych<br />

i niszczycielskich procesów dotykających<br />

dany teren, budynki,<br />

urządzenia techniczne<br />

• Może dotyczyć sytuacji społecznej<br />

i gospodarczej na danym<br />

obszarze<br />

Założenia rewitalizacji:<br />

• Zatrzymanie procesów powodujących<br />

sytuację kryzysową na<br />

danym obszarze,<br />

• Zapobieganie dalszym negatywnym<br />

zmianom,<br />

• Stworzenie warunków dla<br />

właściwego rozwoju danego<br />

obszaru.<br />

Rewitalizacja<br />

(łac. Re+vita – dosłownie: przywrócenie<br />

do życia, ożywienie)<br />

– działanie skupione na ożywieniu<br />

zdegradowanych (zniszczonych,<br />

zdewastowanych) obszarów miast,<br />

np. poprzemysłowych.<br />

Osiedle w rejonie ulic Fabrycznej<br />

i Tkackiej, w okresie świetności<br />

kzpb, tętniło życiem. W tamtym<br />

czasie uzdrowisko prosperowało<br />

bardzo dobrze, ale to tutaj znajdowało<br />

się prawdziwe centrum miasta.<br />

Obecnie, po niemal 20 latach od likwidacji<br />

zakładów przemysłowych,<br />

postępująca degradacja obszaru<br />

jest szczególnie widoczna na tle rozwijającego<br />

się centrum uzdrowiskowego<br />

i terenów wypoczynkowych.<br />

Aby nie dopuścić do dalszego<br />

pogłębiania różnic między poszczególnymi<br />

rejonami Kudowy-Zdroju,<br />

władze miasta podjęły działania<br />

zmierzające do poprawy jakości życia<br />

mieszkańców tego osiedla.<br />

W tym celu opracowano dokument<br />

pt. „Lokalny Program Rewitalizacji<br />

obszaru miasta Kudowa-Zdrój<br />

w rejonie ulic Fabrycznej i Tkackiej”.<br />

W dokumencie tym opisano teren<br />

rewitalizowany oraz ustalono zada-<br />

2


nia, które mają być wykonane w ramach<br />

rewitalizacji. Lokalny Program<br />

Rewitalizacji został zaakceptowany<br />

i przyjęty przez radę miasta.<br />

Zanim opracowano Lokalny Program<br />

Rewitalizacji dokonano szczegółowej<br />

analizy terenu, przeprowadzono<br />

ankietę wśród mieszkańców<br />

całego miasta oraz kilkakrotnie zorganizowano<br />

spotkania z mieszkańcami<br />

osiedla w rejonie ulic Fabrycznej<br />

i Tkackiej. Dzięki temu można<br />

było ustalić jakie zadania będą<br />

najlepiej odpowiadały potrzebom<br />

mieszkańców.<br />

Na podstawie konsultacji społecznych<br />

ustalono jakie projekty<br />

będą realizowane w ramach rewitalizacji.<br />

Ustalono listę podstawową<br />

projektów oraz listę rezerwową.<br />

Właściciel ma dobry pomysł uruchomienia w tej wierzy kafejki. Czekamy<br />

Realizacja projektów w ramach<br />

rewitalizacji będzie w 70% sfinansowana<br />

ze środków Unii Europejskiej<br />

(priorytet 9 „miasta” Regionalnego<br />

Programu Operacyjnego Województwa<br />

Dolnośląskiego na lata<br />

2007- 2013). Miasto pokryje 30%<br />

kosztów.<br />

Uzupełnieniem projektów inwestycyjnych<br />

będzie Program Działań<br />

Społecznych, realizowany w Centrum<br />

Integracji Społecznej, powołanym<br />

na obszarze wsparcia, we<br />

współpracy z Caritas Diecezji Wrocławskiej.<br />

W 2006 r. Gmina Kudowa-Zdrój<br />

przekazała Caritas Diecezji Świdnickiej<br />

niszczejący budynek dawnego<br />

przedszkola przy ul. Marchlewskiego<br />

4, za tzw. „Symboliczną złotówkę”.<br />

Budynek został częściowo wyremontowany<br />

i przystosowany dla<br />

osób niepełnosprawnych. Obecnie<br />

działalność prowadzi tu NZOZ Stacja<br />

Pielęgniarstwa Rodzinnego Ojca<br />

Pio. Ośrodek wykonuje zabiegi rehabilitacyjne<br />

oraz świadczy usługi<br />

w zakresie codziennej opieki nad<br />

chorymi i podstawowych usług pielęgniarskich.<br />

W ramach współpracy gminy Kudowa-Zdrój<br />

z Caritas, część budynku<br />

zostanie zaadoptowana na cele<br />

związane z działalnością Centrum<br />

Integracji Społecznej, które będzie<br />

działać na rzecz mieszkańców.<br />

Lista podstawowa projektów:<br />

Projekty z listy podstawowej, będą wykonane w pierwszej kolejności i dotyczą<br />

ogólnodostępnych terenów publicznych. Obejmują dwa duże zadania,<br />

inwestycyjne. Pierwsze dotyczy ulic i ciągów komunikacyjnych, drugie natomiast<br />

terenów między budynkami oraz terenów zielonych przeznaczonych<br />

do rekreacji.<br />

Lista rezerwowa projektów:<br />

Projekt umieszczony na liście rezerwowej, związany z mieszkalnictwem,<br />

może być zrealizowany, jeżeli zaistnieje możliwość uzyskania kolejnej dotacji<br />

unijnej.<br />

Uwaga: do przeliczeń wartości projektów<br />

przyjęto średni kurs złotego<br />

w stosunku do euro zgodnie z rozporządzeniem<br />

Prezesa Rady Ministrów<br />

z dnia 19 grudnia 2007 r.<br />

W sprawie średniego kursu złotego<br />

w stosunku do euro stanowiącego<br />

podstawę przeliczania wartości zamówień<br />

publicznych<br />

(Dz.U. z 2007 r. Nr 241, poz. 1763)<br />

1,00 € = 3, 8771 PLN<br />

3


Nazwa projektów CWP DOF<br />

ZADANIE INWESTYCYJNE NR 1<br />

BUDOWA ORAZ REMONT I MODERNIZACJA ZDEGRADOWANEJ INFRASTRUKTURY PRZESTRZENI PU-<br />

BLICZNEJ NA OBSZARZE REWITALIZOWANYM W ZAKRESIE CIĄGÓW KOMUNIKACYJNYCH<br />

Zakres: remont ulicy Tkackiej, Marchlewskiego, Fabrycznej, remont i budowa chodników, zlikwidowanie<br />

barier architektonicznych, uporządkowanie i wykonanie nowych zatoczek postojowych,<br />

wykonanie nowego oświetlenia.<br />

ZADANIE INWESTYCYJNE NR 1<br />

BUDOWA, REMONT I MODERNIZACJA INFRASTRUKTURY PRZESTRZENI PUBLICZNEJ NA OBSZARZE<br />

REWITALIZOWANYM W ZAKRESIE DROBNEJ INFRASTRUKTURY PRZESTRZENI PUBLICZNEJ.<br />

Zakres: wykonanie kompleksu rekreacyjno-sportowego (boisko wielofunkcyjne, plac zabaw) dla<br />

dzieci i młodzieży przy budynku Caritas, wykonanie parku rekreacyjnego dla osób starszych (Park<br />

50+), uporządkowanie publicznych terenów zielonych, zmiana nawierzchni ścieżek, dojść do budynków<br />

oraz miejsc gromadzenia odpadów.<br />

Razem<br />

5415710,00<br />

PLN<br />

2562000,00<br />

PLN<br />

7 977 710 PLN<br />

3790997,00<br />

PLN<br />

977 791,91<br />

EUR<br />

1793400,00<br />

PLN<br />

462 562,00<br />

EUR<br />

5 598 397 PLN<br />

1 440 354,13 EUR<br />

Nazwa projektów CWP DOF<br />

RENOWACJA<br />

CZĘŚCI WSPÓLNYCH WIELORODZINNYCH BUDYNKÓW MIESZKALNYCH PRZY UL. FABRYCZNEJ<br />

NR 5,7,9,11,13.<br />

Zakres: renowacja części wspólnych wielorodzinnych budynków mieszkalnych: remont dachów,<br />

klatek schodowych, elewacji;<br />

1500000,00<br />

PLN<br />

CWP – całkowita wartość projektu w PLN ◆ DOF – wartość wnioskowanego dofinansowania w PLN i szac. w EUR<br />

1050000,00<br />

PLN<br />

270 820,97<br />

EUR<br />

ŻYCIE POLITYCZNE<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

„Wypędzenia”<br />

− czyli powroty do swojej ojczyzny<br />

„Powrócili do swojej ojczyzny”<br />

W czasopiśmie „Ziemia Kłodzka” (w numerze z marca 2009 r.) ukazał się artykuł Reinharda Grogera<br />

napisany po polsku i po niemiecku, jako list do redakcji. Pan Groger ma za złe kardynałowi Gulbinowiczowi,<br />

że wypowiedział takie oto słowa: „1945/46 Niemcy powrócili do swojej ojczyzny”. Zastanawia<br />

się, czy to są osobiste przekonania Kardynała. Pan Groger pisze, że wypowiedź Kardynała Gulbinowicza<br />

jest nierzeczowa i historycznie nie prawdziwa.<br />

A co tak ubodło pana Grogera? To, że Niemcy powrócili do swojej ojczyzny po II wojnie światowej.<br />

A co w takim razie − w tym kontekście − nie ubodłoby pana Grogera? Jaka musiała by być wypowiedź<br />

Kardynała żeby podobała się panu Grogerowi?<br />

Na naszą polską wiedzę historyczną i naszą wrażliwość, to kardynał Gulbinowicz powiedział prawdę.<br />

4


GDZIE JEST OJCZYZNA NIEMCÓW?<br />

Gdy mówimy o ojczyźnie (jakiegoś narodu),<br />

to na ogół myślimy o ziemiach przodków, najdawniejszych<br />

siedzibach, o ziemi od dzieciństwa<br />

tego narodu i tym samym jego dziedzictwie,<br />

do którego ma odwieczne prawa; to tak,<br />

jakby sam Stwórca mu to powierzył. Jeśli dany<br />

naród zajął tereny sąsiadów, to ta zajęta ziemia<br />

nie jest jego ojczyzną. Nie ma do niej praw. Jest<br />

zaborcą. Teraz powróćmy do pytania: gdzie jest<br />

ojczyzna Niemców? Na ogół pierwsze skojarzenie<br />

− to Berlin. Ale czyżby? Berlin był przecież<br />

pierwotnie osadą słowiańską. I co się stało<br />

z tymi Słowianami? Na Dolnym Śląsku mieszkali<br />

także Słowianie i gdy Mieszko I tworzył<br />

Państwo Polskie, to częścią tego Państwa Polskiego<br />

był Dolny Śląsk. Granica przebiegała nawet<br />

trochę dalej na zachód od linii Odra-Nysa<br />

Łużycka. Dolny Śląsk był więc ojczyzną Polaków.<br />

Ziemi wystarczało, powoli pojawiali się<br />

niemieccy koloniści, jako goście, którym książęta<br />

piastowscy nadawali ziemię i ulgi na zagospodarowanie<br />

się. I co dalej? Goście rozrastali<br />

się, organizowali się i stopniowo, ale systematycznie<br />

wypierali Polaków. I co się stało z Polakami?<br />

Tuż, za Bardem, jeszcze w XIV i XV w.<br />

było pełno Polaków. Wystarczy przeczytać stare<br />

dokumenty, nawet niemieckie m.in. Księgę<br />

Henrykowską. Co się więc stało z tymi Polakami,<br />

że nie dotrwali do 1945 r.? Po prostu, Polacy<br />

pozwalali osiedlać się kolonistom niemieckim,<br />

którzy stopniowo i systematycznie opanowywali<br />

tereny i rugowali Polaków. Potem mieli już<br />

wsparcie militarne. W późniejszych czasach,<br />

w XIX w. widzieliśmy to dokładnie na przykładzie<br />

ziemi wielkopolskiej i naszych… Ślimaków.<br />

Kulminacja nadeszła w latach hitlerowskiego<br />

faszyzmu. Jak nie dało się usunąć Polaka „prawem”<br />

(kaduka), to np. w bydgoskim pojawiali<br />

się tzw. nieznani sprawcy: pobili, podpalili, potem<br />

zabili − żeby Polakowi żyć się odechciało.<br />

W II wojnie światowej zabrali się za centralną<br />

Polskę. Z żyznej ziemi zamojskiej wysiedlano<br />

całe wsie i gdzie tych ludzi wysiedlano? Z jednej<br />

z tych wsi wysiedlono m.in. rodzinę znanego<br />

kudowianina Romana Deryły. On sam był wte-<br />

dy małym chłopcem. I dokąd wysiedlono? A do<br />

obozu koncentracyjnego na Majdanku. Dlaczego<br />

do obozu zagłady na Majdanku? Co tam<br />

miało spotkać prawowitych właścicieli − to każdy<br />

wie, Niemcy też wiedzą. Na żyznej ziemi zamojskiej<br />

miała być ojczyzna… Niemców. Kiedyś<br />

musiało się to skończyć. Niemcy przegrali<br />

II wojnę światową, przegrali ją także z Polską<br />

i …musieli powrócić do swojej ojczyzny, czyli<br />

za Odrę i Nysę Łużycką. A gdyby tej wojny nie<br />

przegrali, to co wtedy? Odpowiedź, jednoznaczną<br />

zna każdy Polak. Poczucie zwycięstwa nad<br />

tym strasznym wrogiem pozwala nam spokojniej<br />

patrzeć na poniesione ogromne ofiary.<br />

Okazuje się, że zwycięzcy łatwiej zapominają<br />

o swoich krzywdach, aniżeli pokonani. Może<br />

dzięki temu (na skutek tego) łatwiej przyszło<br />

nam przyjąć po wojnie zasadę: „wróg w wojnie,<br />

przyjaciel w pokoju”. Z większą ufnością traktujemy<br />

Niemców indywidualnych i rodziny niemieckie,<br />

aniżeli niemieckie organizacje, czy<br />

Niemcy, jako naród i państwo. Nie chodzi o to,<br />

by Polska była tylko ojczyzną Polaków, ale by<br />

było oczywiste dla każdego obcokrajowca lojalnego<br />

wobec Rzeczypospolitej, że może mieć tu<br />

swoją ojczyznę − w ojczyźnie polskiej. Aby zrozumieć<br />

i docenić postawę Polaków trzeba by −<br />

w wyobraźni − odwrócić sytuację: jakby wyglądał<br />

świat powojenny i jak w 2009 r. traktowaliby<br />

nas Niemcy, gdyby to w 1939 r. Polska zdradziecko<br />

napadła na Niemcy, zbombardowała<br />

im Berlin, paliła i grabiła wszystko po drodze,<br />

potem wymordowałaby im elity intelektualne,<br />

wybudowała obozy koncentracyjne dla Niemców<br />

w Auschwitz, Birkenau, Gross-Rosen (nawet<br />

w Kudowie), na Majdanku itd. − zamordowała<br />

kilka milionów ludzi, a na koniec zrównała<br />

z ziemią stolicę, zabijając 200 000 osób – tak jak<br />

to zrobili z Warszawą w 1944 r. Teraz mamy<br />

okazję do refleksji nad wrażliwością polską<br />

i niemiecką. Trzeba pamiętać, by przede wszystkim<br />

skutecznie chronić swoją ojczyznę.<br />

CO POWIEDZIAŁ KARDYNAŁ?<br />

Powiedział, że „w 1945/46 r. Niemcy powrócili<br />

do swojej ojczyzny”. Rozumiemy to jednoznacznie,<br />

że Niemcy jako naród i państwo powrócili<br />

za Odrę i Nysę Łużycką. Ale być może<br />

Kardynał miał na to szersze spojrzenie, bardziej<br />

refleksyjne: Niemcy, po straszliwym duchowym<br />

spustoszeniu spowodowanym przez hitlerowski<br />

faszyzm musieli powracać do siebie, czyli do<br />

swoich lepszych tradycji kulturalnych i do sumienia.<br />

Niemcy powracały z Auschwitz, jako<br />

ofiary swoich własnych czynów. Nie można<br />

przypisywać kardynałowi Gulbinowiczowi<br />

złych intencji, ani historycznych przeinaczeń.<br />

Był kapłanem pełniącym ważne stanowiska,<br />

gdy biskupi polscy pierwsi wyciągnęli rękę do<br />

Niemców w 1966 r., w geście przebaczenia, zapewne<br />

świadomi tego, że ogół społeczeństwa<br />

polskiego nie podziela takich wybaczających<br />

gestów. Chcieli biskupi dać dobry przykład,<br />

chcieli dobrze, choć teraz widać, że druga strona<br />

potraktowała to jako naiwność polską, graniczącą<br />

z sentymentalną niedojrzałością. To, co<br />

się stało w Niemczech w ostatnich latach, a Erika<br />

Steinbach to tylko − chcąc nie chcąc − ujawniła,<br />

spowodowało wielkie rozczarowanie Polaków.<br />

Jako przykład niech posłużą wyroki sądów<br />

niemieckich zakazujących mówienia do dzieci<br />

po polsku w przypadku rozwodu rodziców<br />

z mieszanych małżeństw polsko-niemieckich,<br />

a także działalność tzw. Powiernictwa Pruskiego.<br />

Trzeba było kumulacji zła, by Polacy to dostrzegli<br />

i zaniepokoili się. Jak w tym kontekście<br />

można ze spokojem przyjąć wypowiedź pana<br />

Grogera?<br />

DLACZEGO O TYM MÓWIMY?<br />

Kiedy już było tak pięknie, gdy powstawała<br />

Unia Europejska, gdy narastały sympatyczne<br />

kontakty polsko-niemieckie (moje osobiste doświadczenia<br />

były bardzo dobre), diabeł podrzucił<br />

temat o wypędzeniach. Zaczęli Niemcy,<br />

a niektórzy nasi podchwycili temat, by przenieść<br />

go poza granice wschodnie, na Lwów, Tarnopol,<br />

czy Litwę. Głupich nie sieją, ani w Niemczech,<br />

ani w Polsce. Wierzę, że jest możliwa<br />

koalicja odpowiedzialnych ludzi po obu stronach.<br />

Pochodzę z Podola, mieszkam w Kudowie,<br />

5


więc mam pewną orientację w całej sprawie<br />

tzw. wypędzeń. Ani ja, ani moja liczna rodzina<br />

nie uważamy siebie za wypędzonych. Uważamy<br />

siebie za przesiedlonych z ziem wschodnich na<br />

ziemie odzyskane. Taką decyzję o przesiedleniach<br />

podjęły mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej.<br />

Koniec, kropka. Nam, polskim przesiedleńcom<br />

ze wschodu przypadła nowa misja:<br />

przywrócenia polskości dawnym ziemiom polskim<br />

na zachodnich rubieżach kraju. To wykonaliśmy<br />

i przy tym zadaniu trwamy. Nie ma<br />

mowy w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej<br />

o granicach Polski sprzed 1939 r. (a jak jest<br />

w konstytucji RFN, w art. 116?) i nie wolno obywatelowi<br />

polskiemu występować z jakimikolwiek<br />

roszczeniami na ziemiach wschodnich<br />

należących teraz do Ukrainy, Białorusi i Litwy.<br />

Może występować z roszczeniami, ale tylko<br />

w stosunku do rządu polskiego w Warszawie.<br />

Żadne nasze powiernictwo nie działa na Ukrainie,<br />

Białorusi, czy Litwie tak jak Powiernictwo<br />

Pruskie w Polsce. Dzięki Bogu, że tego nie ma,<br />

ale Niemców nie można nakłonić do identycznego<br />

mądrego rozwiązania. Musimy więc troszczyć<br />

się o właściwą argumentację dla naszej<br />

obecności na ziemiach zachodnich i nie tracić<br />

jej z pamięci.<br />

Około 1986 r przybył do Kudowy z Niemiec<br />

− na moje zaproszenie − ceniony ekolog dr Kristian<br />

von V. W czasie wędrówki po Bukowinie<br />

doszliśmy do słupków granicznych. Wszystkie<br />

słupki są tu do siebie podobne i stoją tak od połowy<br />

XVIII w. Wykute z piaskowca – wystają<br />

z traw uprzedzając, że tu coś się kończy i coś zaczyna.<br />

Od połowy XVIII w. oznaczają granicę<br />

państwową. Słupki się nie zmieniały, zmieniały<br />

się tylko litery po obu ich stronach, symbolizujące<br />

nazwy państw. Poprosiłem niemieckiego<br />

gościa, by przyjrzał się uważnie słupkowi. Wyraźnie<br />

widać było ładnie wykutą literę „D” i dokuty<br />

do niej − już inną techniką − ogonek. Tak<br />

z „D” zrobiono „P”. Ogonki zostały dokute<br />

szybko, nie przez fachowych kamieniarzy, ale<br />

przez polskich żołnierzy frontowych w 1945 r.<br />

Po tamtej stronie było wyryte „CS” (Czechosłowacja)<br />

i Czesi nie musieli niczego zmieniać. Powiedziałem<br />

mojemu gościowi, jak niewiele różnimy<br />

się, tylko …ogonkiem. Ekolog i jego<br />

asystent przyglądali się słupkom z widocznym<br />

zainteresowaniem, wykonali kilka zdjęć. Nastrój<br />

był trochę turystyczno-melancholijny. Powiedziałem<br />

do moich gości: ale, my Polacy<br />

mamy w tej sprawie bardzo czystą kartę. Na to<br />

doktor z Niemiec z zaciekawieniem i dość poważnie<br />

zapytał mnie: a jak pan to rozumie? Odpowiedziałem<br />

mu dokładnie tak: przed 1 września<br />

1939 r. nie było ze strony polskiej żądań<br />

powrotu do Polski Szczecina, Gorzowa, Zielonej<br />

Góry, Niemczy, Głogowa, Jeleniej Góry,<br />

Świdnicy, Legnicy, Jawora, Wrocławia itd. mimo,<br />

że Polacy mieli świadomość, że ziemie te były<br />

niegdyś piastowskie, a piastowskie to dla Polaka<br />

zawsze znaczy polskie. Już o to nie zabiegaliśmy.<br />

Polska chciała mieć spokój na zachodniej granicy.<br />

I trzeba było niczym nieuzasadnionej napaści<br />

niemieckiej 1 września, zniszczenia Warszawy,<br />

wyniszczenia kraju i wymordowania<br />

polskiej ludności, by zawrzała wielka wojna i by<br />

ziemie te wróciły do Polski. Dodałem zdecydowanie,<br />

że sami Niemcy do tego doprowadzili.<br />

Mój gość nie zaprzeczał niczemu, dodał tylko,<br />

że wszystkiemu był winien Hitler. Odpowiedziałem,<br />

że nikt obcy tego Hitlera Niemcom nie<br />

narzucił.<br />

Godzimy się z tym, że winien był Hitler,<br />

choć wiemy, jak dalekie jest to uproszczenie.<br />

Z pewnością nie jest prawdą, że wszyscy Niemcy<br />

popierali hitleryzm. Potrafimy to rozdzielać.<br />

Cieszymy się z otwartej postawy Niemców, budzącej<br />

nadzieję na lepszy świat w jednoczącej<br />

się Europie. My Polacy, doceniamy wkład kulturowy<br />

i cywilizacyjny na tej ziemi przede wszystkim<br />

Czechów, ale także Austriaków, Niemców<br />

i Żydów i innych. Wiemy, że Austria, jako państwowość<br />

była tu nawet dłużej niż Niemcy,<br />

a Czechy jako państwo dłużej od Austrii. Dokumentujemy<br />

to licznymi pracami naukowymi,<br />

a nawet pomnikami i tablicami pamiątkowymi.<br />

Narody pragną, by szanowano ślady ich kultury,<br />

i to robimy − także w Kudowie. Musimy jednak<br />

patrzeć trzeźwo, bowiem tego nauczyło nas<br />

smutne doświadczenie i …to co teraz widzimy.<br />

Nie powinniśmy być głupio zaślepieni naiwną<br />

wiarą − jak dzieci − że wszystko w przyszłości<br />

będzie tylko różowe i że już swojego nie trzeba<br />

chronić i bronić. W dzisiejszej Europie lansuje<br />

się regiony, a nie państwa narodowe. Aby w regionach<br />

nie utracić swojej tożsamości, trzeba<br />

być dojrzałym i świadomym skutków takich<br />

procesów. Każdy doświadczony naród pragnie<br />

zachować swoją ojczyznę i zapewnić warunki<br />

do życia swoim przyszłym pokoleniom. Europa<br />

już wielokrotnie się integrowała i dezintegrowała<br />

i nie wiadomo jaka będzie przyszłość. „Zachowajcie<br />

to dziedzictwo, któremu na imię Polska”−<br />

prosił nas Jan Paweł II. Jednocześnie<br />

powinniśmy się bardziej otwierać na ludzi z innych<br />

narodów, którzy chcą żyć z nami. W Kudowie<br />

mamy coraz więcej rodzin z innych krajów,<br />

w tym nawet z Kaukazu i są traktowani<br />

sympatycznie. Pojawiają się także Niemcy. Pewnie<br />

nasz kraj stanie się dla ich dzieci nową ojczyzną<br />

− w ojczyźnie polskiej. Otwieranie się na<br />

innych w nowoczesnej Europie jest czymś bardzo<br />

potrzebnym. Ale przede wszystkim trzeba<br />

czuć się dobrze w swoim własnym domu, mieć<br />

pewność, że − jako naród − mieszkamy u siebie.<br />

Wszelkie zakłócanie tej trwałości rodzi niepokój<br />

o przyszłość. Rozczarowania mogą być wtedy<br />

ogromnie destrukcyjne, także dla samej istoty<br />

ruchu europejskiego. Czy mamy być głupi po<br />

szkodzie? Unia Europejska − którą budujemy<br />

i chronimy jako wielkie dobro − nie gwarantuje<br />

jednak, że przerobi ludzi w aniołów i zadba<br />

o naszą interpretację historii jako podstawy naszej<br />

narodowej tożsamości. O to musimy sami<br />

się zatroszczyć. Nasza zdecydowana postawa<br />

ma sens, bowiem przyczynia się do jasnej i zdrowej<br />

atmosfery w tym miejscu Europy. Trzymanie<br />

lęku pod szafą nie daje nic dobrego.<br />

On stamtąd wylizie silniejszy, chaotyczny i nieprzewidywalny.<br />

Tak Europy nie powinno się<br />

budować. Światli Niemcy potrafią zrozumieć<br />

naszą postawę, jeżeli będziemy otwarci i zdecydowani,<br />

i na tę część niemieckiej opinii warto<br />

liczyć. Wypowiedź kardynała Gulbinowicza<br />

była bardzo właściwa, rzeczowa i historycznie<br />

prawdziwa. Tak powinien mówić każdy z nas.<br />

6


TKACTWO KUDOWSKIE<br />

▶ Krzysztof Chilarski<br />

T<br />

kactwo przez kilka stuleci, aż do początku lat 90. XX w. było najważniejszą dziedziną wytwórczości<br />

i źródłem utrzymania mieszkańców Kudowy i jej okolic. Pierwotnie wyrób tkanin miał formę zarówno<br />

rękodzieła domowego, które w dużych gospodarstwach działało na własne potrzeby, jak i chałupnictwa,<br />

produkującego od połowy XVI w. dla rynków krajowych i zagranicznych. Najstarsza wzmianka o<br />

zawodzie tkacza na Śląsku pochodzi z XII w. Dowodem na to są specjalności włókiennicze wymieniane w spisie<br />

cechów jak i liczne fragmenty tkanin odnajdywane w trakcie badań archeologicznych. W XV i XVI w. tkactwo<br />

rozwinęło się w południowej części Śląska, a jego największe skupisko występowało na Pogórzu Sudeckim.<br />

Surowce i czynności związane z ich obróbką<br />

Siew lnu<br />

Podstawowymi tradycyjnymi surowcami<br />

używanymi w tkactwie były len i wełna.<br />

Pogórze Sudeckie doskonale nadawało<br />

się do uprawy lnu ze względu na warunki<br />

orograficzne oraz fizjograficzne – nasłonecznione<br />

stoki, duża ilość strumieni, łąk<br />

i lasów, zapewniających możliwość dobrego<br />

roszenia i moczenia włókna lnianego.<br />

Len wysiewano na polach po ziemniakach<br />

i zbożach w terminie zależnym od<br />

jakości gleby i rodzaju lnu. W Kłodzkiem<br />

lnu nie siano wcześniej niż na 9-8 tygodni<br />

Warsztat tkacki, Pstrążna − II połowa XIX w. Ze zbiorów <strong>Muzeum</strong>.<br />

przed Jakubem (25 lipca). Wyróżniano<br />

tutaj kilka terminów, w które sianie lnu<br />

zapewniało urodzaj: 18 maj (Wilhelma),<br />

31 maj (Petroneli) oraz 5 czerwca (Bonifacego).<br />

Dla zwalczania chwastów i groźnego<br />

szkodnika, pchły ziemnej, niszczącej<br />

wschodzący len, stosowano mieszanie<br />

nasienia lnu z popiołem lub zaprawianie<br />

go wódką i oliwą, których zapachu pchełka<br />

miała nie znosić.<br />

Zbiór lnu<br />

Pora zbioru lnu zależała od terminu za-<br />

siewu, gatunku lnu oraz jego przeznaczenia.<br />

Len powinien rosnąć około 14 tygodni.<br />

Jeżeli przeznaczony był na włókno,<br />

trzeba go było zrywać jeszcze gdy był zielony<br />

tzn. wkrótce po opadnięciu kwiatów<br />

i zawiązaniu się nasion. Len wyrywano<br />

ręcznie (nie koszono) aby móc ominąć<br />

chwasty i otrzymać pełną długość włókna.<br />

Len powiązany w garście, a następnie<br />

w snopki suszono na polu. Po wysuszeniu<br />

należało oddzielić główki z nasionami od<br />

łodygi. Oderwane główki młócono cepem<br />

w celu wydostania z nich siemienia. Drugim<br />

sposobem było młócenie cepem główek<br />

bez odrywania ich od łodyg. Nasienie<br />

zużywano do siewu, gorsze natomiast<br />

przeznaczano na olej i smary do wozów<br />

itp. Gotowane siemię wykorzystywano<br />

także jako lekarstwo dla ludzi oraz jako<br />

napój dla krów, zwłaszcza po ocieleniu.<br />

Roszenie, międlenie<br />

i czesanie lnu<br />

Pierwszym etapem obróbki lnu było roszenie<br />

rozścielonego na łąkach lnu przez<br />

rosę i deszcze lub zanurzanie w wodzie<br />

czyli moczenie (w sadzawkach, jeziorach,<br />

stawach). Na obszarze górskim częściej<br />

występowało roszenie na łąkach, które<br />

trwało od 5-8 tygodni. Zabieg ten miał<br />

spowodować oddzielenie włókna od<br />

naskórka oraz wewnętrznych zdrewniałych<br />

tkanek, czyli paździerzy. Wyroszony<br />

7


lub wymoczony len ponownie wiązano<br />

w snopki i przesuszano na słońcu. Dopiero<br />

po wysuszeniu przewożono do zagrody<br />

i przystępowano do dalszej obróbki.<br />

Len dosuszano także w piecach chlebowych.<br />

Kolejnym etapem było oddzielanie<br />

włókna od paździerzy za pomocą międlicy.<br />

Stąd też ta czynność nazywana była<br />

międleniem. Międlica łamała paździerze,<br />

a następnie na cierlicy pocierano garście<br />

lnu usuwając w ten sposób paździerze.<br />

Tak przygotowane włókno poddawano<br />

czesaniu, które ostatecznie usuwało resztę<br />

paździerzy. Podczas czesania sortowano<br />

len. Długie, dobrej jakości włókno<br />

przeznaczano do produkcji tkanin, krótkie<br />

– do produkcji sznurów, powrozów,<br />

worków.<br />

Przędzenie<br />

Przygotowane włókno poddawano przędzeniu.<br />

Pierwotnie za pomocą wrzeciona,<br />

a od XVI w. przy użyciu kołowrotka.<br />

Wrzeciono to prosty drewniany przyrząd,<br />

ostro zakończony z jednej strony, z drugiej<br />

zaś pogrubiony i zaopatrzony w 2-3 rowki<br />

na całej średnicy. Na wrzeciono nakładano<br />

przęślik w postaci krążka lub stożka<br />

z centralnie pionowo umieszczonym<br />

otworem. Przęśliki wykonywano najczęściej<br />

z gliny lub kamienia. Wynalezienie<br />

kołowrotka usprawniło i udoskonaliło<br />

czynność przędzenia, ponieważ możliwe<br />

było jednoczesne skręcanie i nawijanie<br />

nici.<br />

Wełna<br />

Drugim obok lnu surowcem tkackim była<br />

wełna. Wełnę pozyskiwano poprzez strzyżenie<br />

owiec. Uzyskaną wełnę należało<br />

oczyścić za pomocą specjalnych szczotek<br />

(prymitywnych gręplarek), a następnie<br />

przygotować z niej kądziel do przędzenia.<br />

Gotowe tkaniny wełniane poddawano<br />

procesowi spilśniania w foluszach. Duże<br />

młoty (stępory) napędzane siłą wody<br />

uderzały w tkaninę złożoną w harmonijkę<br />

i polewaną wrzącą wodą. Folowany materiał<br />

tracił zwykle 30% swojej powierzchni.<br />

Bawełna<br />

Na początku XIX wieku pojawiła się na<br />

omawianym terenie bawełna. Włókna<br />

bawełny otrzymuje się z rośliny zwanej<br />

bawełnicą. Wewnątrz jej owocu znajdują<br />

się porastające włóknem nasiona. Do<br />

Europy włókno bawełny trafiło ze Stanów<br />

Zjednoczonych, Chin, Ameryki Południowej<br />

i Afryki.<br />

Budowa krosna i proces tkania<br />

Cierlica, Pogórze Sudeckie koniec XIX w.<br />

Krosno tkackie zwane inaczej warsztatem tkackim, w tkactwie ludowym<br />

nie zmieniło swej formy od czasu powstania w XIII w., aż do czasów<br />

współczesnych. Na warsztat tkacki składają się:<br />

• staciwa – boki warsztatu, inaczej ściany w postaci drewnianych<br />

ram, między które wchodzą wszystkie mechanizmy krosna.<br />

• wał osnowowy – nawój, wał na który nawijana jest osnowa, nazywany<br />

też wałem tylnim.<br />

• wał towarowy – tkaninowy, podawczy, przedni, do nawijania gotowej<br />

tkaniny<br />

• nicielnice – prostokątne ramki, ze strunami wewnątrz wykonanymi<br />

z metalu lub grubych konopnych nici. Przy tkaniu prostych tkanin<br />

stosowano dwie nicielnice. Każda struna posiada oczko. Jedna nitka<br />

osnowy w pierwszej nicielnicy przechodzi przez oczko, w drugiej<br />

miedzy strunami, następna nić najpierw przechodzi między strunami,<br />

zaś w drugiej nicielnicy przez oczko struny. Nicielnicami przesuwano<br />

w dół i w górę nici osnowy.<br />

• bidło – podłużna ruchoma rama, stanowiąca oprawę dla umieszczonej<br />

w jej dolnej części płochy. Bidłem dobijano kolejne nici wątku.<br />

• płocha – także zwana grzebieniem tkackim. Długa niska ramka<br />

z pionowymi drucikami, patyczkami drewnianymi lub trzcinowymi.<br />

Pomiędzy nimi przewlekani nici osnowy.<br />

• podnóżki – drewniane pedały w dolnej części krosna w postaci długich<br />

deseczek, za pomocą których podnoszono nicielnice tworząc<br />

przesmyk (ziew), przez który przechodziło czółenko z wątkiem.<br />

Tkanina powstaje przez połączenie dwóch prostopadłych układów<br />

nici: wątku i osnowy.<br />

8


Tkactwo wiejskie od XVII do XIX w.<br />

Organizacja produkcji<br />

Do XVII w. tkacze wiejscy sami<br />

uprawiali len, poddawali go obróbce,<br />

przędli i produkowali z niego tkaniny.<br />

Z biegiem czasu nastąpiła specjalizacja.<br />

Cały proces obróbki lnu i tkactwa<br />

został rozbity na fazy produkcyjne<br />

w zakresie których doskonaliły się<br />

różne okolice Dolnego Śląska: w jednych<br />

uprawiano len i poddawano go<br />

wstępnej obróbce, inne wsie trudniły<br />

się jego przędzeniem. Mieszkańcy<br />

Kudowy i okolic specjalizowali się<br />

w tkactwie. Chałupnicy zajmujący się<br />

przędzeniem kupowali len od kmieci,<br />

a w okresach późniejszych najczęściej<br />

od specjalnych handlarzy włókna<br />

lnianego. W gotowe nici zaopatrywali<br />

się tkacze przeważnie za pośrednictwem<br />

handlarzy, którzy często do górskich<br />

wiosek przybywali z nizinnych<br />

terenów Dolnego Śląska. Większość<br />

tkaczy − płócienników pracowała na<br />

własny rachunek, tzn. kupowała nici<br />

od handlarzy, a wykonane płótno<br />

sprzedawała kupcom miejskim. System<br />

nakładczy polegający na tkaniu<br />

płócien z nici powierzonych przez<br />

nakładców był do XIX w. sporadyczny,<br />

a rozwinął się dopiero w tkactwie<br />

bawełnianym.<br />

Tkacze w Kudowie<br />

Pod koniec XVIII w. w Czermnej<br />

ze 108 zagrodników i chałupników<br />

77 tkało len, a kolejnych 5 rozprowadzało<br />

przędzę. We wsi były wówczas<br />

123 dymy. Do liczby 108 należy dodać<br />

jeszcze 9 kmieci. Na pozostałych<br />

6 dymów składać się musiały zabudowania<br />

folwarczne, szkoła i plebania.<br />

W Słonym w tym samym<br />

czasie na 70 zagrodników i chałupników<br />

61 było tkaczami. W Pstrążnej<br />

z 22 gospodarstw 18 trudniło się<br />

tkactwem.<br />

Warsztat tkacki, Pstrążna − II połowa XIX w. Ze zbiorów <strong>Muzeum</strong>.<br />

W pierwszej połowie XIX w. miała<br />

miejsce na omawianym terenie, tak<br />

jak i na całym Śląsku eksplozja demograficzna.<br />

Nastąpił niespotykany<br />

wzrost ludności, który spowodował<br />

rozdrobnienie gospodarstw i powstanie<br />

nowych sadyb. W Czermnej w latach<br />

40. XIX w. mamy już 198 domów,<br />

w Słonym 108, a w Pstrążnej<br />

z kolonią Bukowina 79 domów. Około<br />

roku 1830 dokonało się w tkactwie<br />

domowym przejście z lnu na<br />

bawełnę. W Pstrążnej w tym roku<br />

obok już tylko 14 krosien lnianych<br />

pracowało już 35 krosien bawełnianych.<br />

W Czermnej krosien lnianych<br />

31, a bawełnianych 98. W Słonym<br />

wszystkich krosien w tym czasie<br />

pracowało 49. W pierwszej ćwierci<br />

XIX w. zanotowano znaczny spadek<br />

liczby warsztatów tkackich. W drugiej<br />

ćwierci XIX w. dzięki nowemu<br />

surowcowi liczba ich zaczęła rosnąć.<br />

W Słonym w latach 40. XIX w. pracuje<br />

już 88 krosien, w Pstrążnej 156,<br />

a w Czermnej? Trudny czas dla tkaczy<br />

to lata 40. i 50. XIX w. Wybuchały<br />

epidemie cholery, następowało załamanie<br />

koniunktury, a bezrobociu<br />

tkaczy towarzyszył głód. Najbardziej<br />

wahania koniunktury odczuwały<br />

Czermna i Lewin, gdzie absolutna<br />

większość mieszkańców utrzymywała<br />

się z tkactwa. Walką z kryzysem<br />

było wprowadzenie tkaniny półbawełnianej<br />

na osnowie lnianej. Sytuacja<br />

materialna tkaczy poprawiła się<br />

około 1880 roku wraz ze specjalizacją<br />

produkcji materiałów na chustki, fartuchy,<br />

suknie oraz tkanin podszewkowych<br />

„Creas” i „Novas”, nazwanych<br />

ironicznie „kociokwikiem”. Określenie<br />

wiąże się prawdopodobnie<br />

z bardzo niską ceną pracochłonnych<br />

materiałów tkanych głównie przez<br />

starszych ludzi za 3-4 marki tygodniowo.<br />

Najbardziej opłacalne było<br />

tkanie materiałów na suknie. Utkanie<br />

sztuki trwało 14 dni, ale tygodniowy<br />

zarobek wynosił 6 marek.<br />

9


Szczyt tkactwa chałupniczego w rejonie<br />

Kudowy przypada około 1890 r.<br />

Największą liczbę krosien w tym<br />

czasie posiadała Czermna (623) wyprzedzając<br />

nawet pobliski Lewin<br />

(575), Kudowa (409), Bukowina (278),<br />

Pstrążna (263), Brzozowie (106), Zakrze<br />

(60), Słone (25), Jakubowice (21).<br />

Łącznie w Kudowie i okolicznych<br />

wsiach pracowało 1785 krosien.<br />

Produkcję organizowało wówczas<br />

31 hurtowników.<br />

Znaczący spadek w Słonym gospodarstw<br />

utrzymujących się z tkactwa<br />

można tłumaczyć tym, iż Słone,<br />

podobnie jak Brzozowie, należało do<br />

wsi o charakterze rolniczo-chałupniczym<br />

w odróżnieniu od Czermnej<br />

czy Pstrążnej, które należały do wsi<br />

typowo chałupniczych. W Słonym<br />

istniały dostateczne możliwości pracy<br />

najemnej w rolnictwie. Drugą sprawą<br />

jest to, że rzemiosło tkackie nie miało<br />

w Słonym tak silnych podstaw ekonomicznych<br />

jak w innych wsiach podkudowskich<br />

i nie potrafiło się oprzeć<br />

kryzysowi jaki je dotknął w drugiej<br />

połowie XIX w. wraz z konkurencją<br />

produkcji fabrycznej. W Czermnej<br />

w okresie 1830-1890 nastąpił 5-krotny<br />

wzrost liczby krosien.<br />

A tak pracę tkaczy kudowskich<br />

opisuje czeski etnograf i folklorysta<br />

Josef Kubin:<br />

„Z každé chalpy hrči stav svou piseň<br />

monotonni, ten je jejich světem<br />

i životem. Varhany smrti! Sedi za nim<br />

vyhudlý muž nebo žena, šneluje od božiho<br />

rána pozdĕ do soumraku,...”<br />

Określenie „organy śmierci” wiąże<br />

się prawdopodobnie z tym, że przędza<br />

bawełniana moczona w krochmalu<br />

pszenicznym powodowała w trakcie<br />

tkania duże zapylenie, a w rezultacie<br />

choroby płuc.<br />

Szczotka do czesania lnu. Koniec XIX w., zbiory <strong>Muzeum</strong><br />

10


Tkactwo fabryczne<br />

Pierwsze zakłady<br />

Kudowę jako miejsce budowy przyszłej fabryki<br />

włókienniczej wybrał Christian Dierig, który<br />

przebywał tutaj z rodziną pod koniec XIX w.. Posiadał<br />

już wówczas taką fabrykę w Bielawie. Za<br />

tym wyborem przemawiało połączenie kolejowe<br />

z Kłodzkiem, które Kudowa otrzymała w 1905 r.,<br />

a także możliwość zatrudnienia w niej miejscowych<br />

tkaczy-chałupników. Rozpoczętą w 1905 r.<br />

w Kudowie-Zakrzu budowę fabryki ukończono<br />

w r. następnym, a 10 lipca 1906 r. odbyło się oficjalne<br />

otwarcie. W tym dniu rozpoczęło pracę<br />

138 osób na 201 krosnach (wg „Dierig Blätter”).<br />

Inne źródła wymieniają 120 krosien i 168 pracowników.<br />

W czasie I wojny światowej ze względu<br />

na brak bawełny zakład produkował tkaniny<br />

papierowe z przeznaczeniem na bandaże, sienniki,<br />

worki i torby żołnierskie.<br />

W 1910 r. powstała w Czermnej manufaktura –<br />

tkalnia ręczna „Moritz Fuhrmann, Teppichweberei”<br />

produkująca tkaniny frotte, między innymi<br />

ręczniki kąpielowe. Wyroby eksportowano do<br />

Szwecji, Norwegii, Szwajcarii, częściowo Danii,<br />

Anglii, Holandii i Australii. Firma „Moritz Fuhrmann”<br />

organizowała także pracę nakładczą. Na<br />

jej zlecenie tkała kobierce większość chałupników<br />

w okolicznych wsiach. Również zakład<br />

Dieriga z Bielawy wprowadził system nakładczy.<br />

Dzięki temu tkactwo domowe jako źródło utrzymania<br />

dużej grupy mieszkańców przetrwało aż<br />

do II wojny światowej, oczywiście z dużą tendencją<br />

spadkową. W tym czasie uruchomiono także<br />

w Czermnej małą tkalnię mechaniczną „Paul und<br />

Erich Stanke”.<br />

W latach 20. XX w. w kudowskiej tkalni Dieriga<br />

pracowało 700 krosien. W roku 1926 zakład powiększono<br />

budując nową halę. Około 1930 r<br />

zakład zatrudniał 800 osób, a w 1938 r. już 958.<br />

W czasie II wojny światowej zakład produkował<br />

ze sztucznego jedwabiu tkaninę na spadochrony,<br />

płótna nieprzemakalne z bawełny oraz bandaże<br />

elastyczne i gazę opatrunkową. W 1943 r.<br />

część zakładu została przejęta przez firmę Vereinigte<br />

Deutsche Motorenwerke produkującą<br />

silniki i części samolotowe. Podobny los spotkał<br />

tkalnię „Paul und Erich Stanke” w Czermnej.<br />

Po II wojnie światowej<br />

18 sierpnia 1945 r. zdewastowany zakład Dieriga<br />

w Kudowie – Zakrzu przejęła polska administracja<br />

nadając mu nazwę Kudowskie Zakłady<br />

Przemysłu Bawełnianego. Zakład pozbawiony<br />

był większości krosien i maszyn, które w czasie<br />

wojny wywieziono do różnych miejscowości<br />

(część ukryta była w tkalni „Stanke” w Czermnej).<br />

Pierwszy pracownik KZPB Tadeusz Krzemiński<br />

na 65-metrowym kominie fabrycznym zawiesił<br />

biało- czerwony sztandar. Tak rozpoczęła się<br />

nowa era zakładu. Produkcję tkanin rozpoczęło<br />

we wrześniu 1945 r. 420 osób na 528 krosnach.<br />

Po wojnie tkalnia mechaniczna „Stanke” uległa<br />

likwidacji i rozbiórce. W tym miejscu wybudowano<br />

remizę Ochotniczej Straży Pożarnej. Tkalnia<br />

frotte w Czermnej jako 5 oddział Głuszyckich<br />

Zakładów Włókienniczych przemysłu terenowego<br />

funkcjonowała do 1977 r. Od 1951 r. nastąpił<br />

rozwój budownictwa przyzakładowego.<br />

Powstał żłobek, przedszkole i świetlica. W 1960 r.<br />

w zakładzie podejmuje pracę już 1650 osób.<br />

W 1964 r. następuje modernizacja zakładu. Stare<br />

krosna tkackie zastąpiono nowoczesnymi krosnami<br />

„saurer” polskiej produkcji. Powstają nowe<br />

zabudowania fabryczne, warsztatowe oraz handlowo-usługowe.<br />

Lata 70. i 80. to czas dalszego<br />

rozwoju zakładu. W 1980 r. w KZPB podejmowało<br />

pracę 2100 osób i była to najwyższa liczba<br />

pracowników jaką zakład osiągnął. Produkowano<br />

50 różnych asortymentów tkanin z przeznaczeniem<br />

na ubrania, pościel, dekorację, a także<br />

do powlekania kabli i gazę. Za wysokie wyniki<br />

zakład był nagradzany i odznaczany pucharami,<br />

odznakami i dyplomami.<br />

Trudne lata 80. spowodowały załamanie się<br />

rynku odbiorców surowych tkanin. Zakład swoje<br />

tkaniny musiał odsyłać do Bielawy i Łodzi<br />

w celu ich dalszej obróbki. Wyjściem z kryzysu<br />

miało być uruchomienie szwalni, w której szyto<br />

pościel. Ograniczono zatrudnienie tak, że na początku<br />

1991 r. pracowało 1400 osób. Deficytowy<br />

wówczas zakład dnia 20 czerwca 1991 r. postawiono<br />

w stan likwidacji. W halach fabrycznych<br />

powstało kilka spółek zatrudniających zaledwie<br />

kilkadziesiąt osób. Dzisiaj osób zatrudnionych<br />

w tkactwie jest jeszcze mniej. Dodajmy na koniec,<br />

że w dawnym zakładzie pracuje obecnie<br />

kilkanaście krosien obsługiwanych przez trzy<br />

tkaczki.<br />

Zaskakujący koniec dziedziny wytwórczości, która<br />

przez kilka wieków opierała się z powodzeniem<br />

wszelkim klęskom, kryzysom i zawirowaniom.<br />

BIBLIOGRAFIA<br />

Bittner-Szewczykowa H., Uprawa lnu i wstępna obróbka jego włókna,<br />

[w:] „Wieś Dolnośląska”, tom XX, Wrocław 1970, s. 265-319. •<br />

Dymarski M., Goliński M., Nawotka K., Czermna, Pstrążna, Słone.<br />

Studium historyczne, Wrocław 1986. • Kubin J., České Kladsko, Praha<br />

1926. • Malczewski B. Przemysł w uzdrowisku czyli wspomnienie<br />

o jednej fabryce, [w:] „Kudowa, zdrój, miasto, ludzie”, Kłodzko 2002.<br />

• Z dziejów tkactwa ludowego, <strong>Muzeum</strong> Tkactwa Dolnośląskiego,<br />

Kamienna Góra 2008. • 30 Jahre Werk Gellenau – Sackisch, „Dierig<br />

Blätter“, nr 3, 1937, s, 22-24.<br />

Konferencja Sudety-Wołyń, czerwiec 2009.<br />

Od lewej: Jacek Kowalczyk, Burmistrz<br />

Kudowy-Zdroju − Czesław Kręcichwost<br />

i wygłaszający przemówienie<br />

prof. dr Jaroslav Vaculik<br />

CENTRUM EDUKACJI ETNOLOGICZNEJ (CEE)<br />

Sudety-Wołyń<br />

W Kudowie i na całym pogórzu sudeckim (od Międzylesia,<br />

aż po Zgorzelec) osiedliło się wielu ludzi z kresów wschodnich,<br />

w tym także z Wołynia. Jeszcze kilka lat temu nie wielu z nas<br />

wiedziało, że tuż za granicą, w Czechach, osiedlili się po II wojnie<br />

światowej także ludzie z kresów wschodnich, popularnie<br />

nazywani Wołyńscy Czesi. Po naszej stronie granicy mamy więc<br />

Polaków z Wołynia, a po czeskiej stronie Czechów z Wołynia.<br />

Znowu się spotykamy. Skąd się wzięli Czesi na Wołyniu, ilu ich<br />

tam było oraz dlaczego tak mało o sobie wiedzieliśmy?<br />

Z Czech na Wołyń w 1868 r.<br />

Przypomnijmy więc, że przed rozbiorami, które nastąpiły<br />

w 1794 r. Wołyń był częścią Rzeczypospolitej. W rozbiorach<br />

Rosja zagarnęła Wołyń i w 1868 r. sprowadziła na Wołyń osadników<br />

z Czech. Ziemi urodzajnej było na Wołyniu dużo. Carska<br />

Rosja zaproponowała Czechom osadnictwo na Wołyniu na<br />

dogodnych warunkach, licząc że Czesi − na ogół sympatycznie<br />

nastawieni do Rosji – wniosą na teren Wołynia nowoczesne metody<br />

gospodarowania i rozwiną ekonomicznie te ubogie obszary.<br />

I tak się rzeczywiście stało. W okresie międzywojennym na<br />

Wołyniu było ok. 1.700 tys. Ukraińców, około 300 tys. Polaków<br />

i ponad 30.000 Czechów. Mieszkała tam także ludność żydowska<br />

i były także rodziny niemieckie.<br />

11


W czasie II wojny światowej ukraińska organizacja terrorystyczna<br />

UPA – wspierana przez hitlerowskie Niemcy<br />

− usiłowała pozyskać Czechów do walki przeciwko Polakom.<br />

Terroryści z UPA wręczali Ukraińcom tzw. rozkazy<br />

mobilizacyjne i nie stawienie się na taki „rozkaz” było<br />

zagrożone śmiercią. Na całej Ukrainie zachodniej zginęło<br />

z rąk UPA około 80.000 Ukraińców, a Polaków trzy razy<br />

tyle. Najkrwawsze mordy miały miejsce na Wołyniu. Polskie<br />

rodziny doznały wyjątkowych cierpień i strat. W tamtych<br />

krwawych dniach Czesi na Wołyniu solidaryzowali<br />

się z Polakami. Nie poszli na współpracę z UPA. Zapłacili<br />

za swoją odwagę śmiercią kilkuset Czechów. Po wojnie<br />

opuścili Wołyń Polacy i Czesi.<br />

Sudety-Wołyń po 2000 roku<br />

CEE działające przy <strong>Muzeum</strong> na Pstrążnej postanowiło<br />

zorganizować na Pstrążnej w 2008 r. spotkanie wołyńskich<br />

Polaków i Czechów mieszkających w Sudetach.<br />

Czesi – mimo zawansowanego wieku − przybyli dość licznie.<br />

Niektórzy mieszkają w okolicach Nachodu, Jaromierza,<br />

Broumova, a parę osób przybyło prawie spod Śnieżki.<br />

Są dobrze zorganizowani, mają swoje stowarzyszenie, wydają<br />

gazetki informacyjne. Mimo upływu tylu lat mówią<br />

dobrze po polsku. Wspominają z uznaniem polskie szkoły,<br />

swoje domy, gospodarstwa, wykonywane rzemiosła i pracę<br />

kulturalną na Wołyniu. Odróżniają się od wołyńskich<br />

Polaków większym dystansem emocjonalnym do tragedii<br />

spowodowanej na Wołyniu przez terrorystyczną organizację<br />

ukraińską UPA .<br />

Postawa Czechów wołyńskich przybliża dialog z Ukraińcami<br />

w odniesieniu do pamięci z lat II wojny światowej.<br />

Czesi zwracali uwagę na los samych Ukraińców, którzy żyli<br />

w zacofanym państwie caratu rosyjskiego, a potem może<br />

nazbyt wolno byli pobudzani kulturowo i ekonomicznie<br />

w II Rzeczypospolitej. Bardziej niż Polacy dostrzegają dobrych<br />

i odważnych Ukraińców nie popierających UPA. Za<br />

ten opór wobec UPA płacili Ukraińcy życiem, tak samo, jak<br />

Polacy, Czesi i Żydzi. Może trzeba przybliżyć się do spojrzenia<br />

Czechów i lepiej rozumieć Ukraińców. Wszystko to<br />

najgorsze zło wydarzyło się w czasie okupacji hitlerowskiej,<br />

w której okupant celowo wywoływał i pogłębiał wszelkie<br />

uprzedzenia narodowościowe, grając na najniższych instynktach<br />

i wprzęgając je w zaplanowaną z premedytacją<br />

machinę wojenną wzajemnego wyniszczania się ludzi.<br />

W tym celu hitlerowcy wspierali UPA, także kierując terror<br />

w stronę Ukraińców. Ten fakt sterroryzowania Ukraińców<br />

przez UPA nie znalazł jeszcze reakcji odważnych ludzi na<br />

Ukrainie do głębokich ocen tego terroryzmu. Polskich turystów<br />

niepokoi zjawisko pojawiania się pomników i tablic<br />

pamiątkowych Stefana Bandery i innych banderowskich<br />

przywódców na Wołyniu i Podolu. Na głębsze ukraińskie<br />

oceny trzeba jeszcze poczekać. Bardzo skomplikowana<br />

sytuacja polityczna na Ukrainie – po odzyskaniu niepodległości<br />

od ZSRR – utrudnia temu narodowi dokonania<br />

rozrachunków z przeszłością. Nawet tak straszne wydarzenie<br />

jak głód na Ukrainie w latach 30-tych jakby przycichło.<br />

Można zakładać , że takie oceny nastąpią. Może,<br />

my Polacy, powinniśmy wykazać większą cierpliwość dla<br />

przebiegu tych procesów na Ukrainie. Nie powinniśmy<br />

zapominać, że antypolski terror miał miejsce na ziemiach<br />

należących niegdyś do Polski i może trzeba się zastanowić,<br />

czy jakimiś niewłaściwymi działaniami lub zaniechaniami<br />

rząd Polski nie wywoływał niezadowolenia Ukraińców<br />

w latach międzywojennych. Pewną nadzieją jest to,<br />

że ruch banderowski nie znajduje wyrozumiałego poparcia<br />

na wschodniej Ukrainie. Także parlament ukraiński<br />

nie uznał UPA za organizację kombatancką. Może pewna<br />

powściągliwość wołyńskich Czechów jest postawą godną<br />

naszej uwagi, zwłaszcza w kontekście nowych europejskich<br />

uwarunkowań, poszukiwania pomostów do dialogu i wzajemnego<br />

zrozumienia. W tworzącej się unijnej Europie nie<br />

będzie miejsca dla tolerowania terroryzmu. UPA i podobne<br />

organizacje stoją na pozycjach przegranych. To może<br />

wesprzeć najlepsze siły duchowe Ukrainy. W spotkaniach<br />

Sudety-Wołyń brali udział naukowcy, dziennikarze i pisarze,<br />

m. in. Wybitny znawca dziejów wołyńskich Czechów<br />

prof. dr Jarosław Vaculik z Brna. Na tych dwóch spotkaniach<br />

w czerwcu 2008 i w czerwcu 2009, Centrum Edukacji<br />

Etnologicznej kończy debatę Sudety-Wołyń.<br />

W następnych latach pojawią się spotkania kultur<br />

ludowych Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> i Karpat Wschodnich, na<br />

które to radosne śpiewy i wystawy muzeum kudowskie<br />

serdecznie zaprasza. Programy będą ogłaszane na stronie<br />

www.skansen.kudowa.pl.<br />

(Muz.)<br />

Wojciech Heliński<br />

Wiersze Wojciecha Helińskiego z tomiku pt.”Czecholada„<br />

wydanego w wersji polskiej i czeskiej.<br />

Pan Sudoku<br />

przynosi wiersze<br />

z kotem na karku<br />

jestem czarownicą<br />

piszę<br />

Księgę Czarów<br />

potem<br />

wybiorę słowa pojedyncze<br />

pozbieram jak liście<br />

w Zaczarowanym Ogrodzie<br />

ułożę zaklęcie<br />

wtedy mnie pokochasz<br />

na zawsze<br />

i<br />

weźmiesz kota na ręce<br />

a na razie<br />

niech siedzi<br />

jest cieplej<br />

Wojciech Heliński<br />

Pan Sudoku<br />

přináší básně<br />

s kočkou na krku<br />

jsem čarodějka<br />

píšu<br />

Knihu kouzel<br />

potom<br />

vyberu jednotlivá slova<br />

nasbírám jako listí<br />

v Začarované zahradě<br />

složím zaklínadlo<br />

v tu chvílí se do mě zamiluješ<br />

navždy<br />

a<br />

vezmeš do rukou kočku<br />

ať zatím<br />

sedí<br />

je tepleji<br />

Wojciech Heliński<br />

12


KUDOWSKA KUCHNIA TRZECH KULTUR<br />

▶ Wojciech Heliński<br />

Nadchodzi lato. Naród ruszył na<br />

działki, łąki, pola i przydomowe<br />

ogródki oddając się nowej polskiej<br />

specjalności − grillowaniu. Które stało się naszą<br />

specjalnością − co zauważył nawet sam prezydent.<br />

Od czasu kiedy pod koniec lat 80 trafiły do<br />

nas pierwsze NRD-owskie grille za 9,99 marek<br />

wschodnich, a na rusztach pociły się jedynie<br />

kiełbachy i kaszanka, minęła epoka. Polacy zdobyli<br />

nawet tytuł Mistrza Świata, Puchar Europy<br />

i ciągle zdobywają laury na światowych mistrzostwach<br />

w grillowaniu. Na stół trafiły obok mięs<br />

marynowanych − ryby, warzywa, owoce i wspaniałe<br />

dodatki.<br />

Jest dobrze. Dogoniliśmy Europę i świat.<br />

Ba, przeganiamy. Ciągle nie udało się polskim<br />

naukowcom opatentować grillowanej wódki<br />

co byłoby kolejnym dowodem na to, iż jesteśmy<br />

narodem wybranym. Ale naród główkuje<br />

i wszystko przed nami.<br />

Obok globalizującego grilla pojawiło się<br />

jednak w zjednoczonej Europie hasło − regionalizmy.<br />

Przyjęte chętnie, bo w końcu nie<br />

chcemy, aby droga naszym sercom UE stała się<br />

drugim ZSRR. Poszukując tradycji regionalnych<br />

nie dało się pominąć kwestii kulinariów.<br />

I tu, że tak powiem po kucharsku − klops.<br />

My, mieszkańcy „Ziem Odzyskanych”, mamy<br />

z tym problem. Nie mamy folkloru, nie mamy<br />

kuchni regionalnej.<br />

Po Niemcach przejęliśmy domy, sanatoria,<br />

dary natury… dary kultury wyjechały.<br />

Ziemia Kłodzka – dawne Hrabstwo Kłodzkie,<br />

nie jest tutaj wyjątkiem. Nasi dziadkowie,<br />

przywieźli co prawda ze sobą tradycje swoich<br />

regionów (wiele więcej wziąć nie mogli).<br />

Że wspomnę tutaj smakowite elementy kuchni<br />

lwowskiej w sztuce gotowania p. Kazimierza<br />

Ferenza (Kaprys). Ale skuteczność PRL-owskiej<br />

unifikacji uczyniła z niego kociołek pełen wielu<br />

składników o wątpliwym smaku. Taki bigos z<br />

burakami, dżemem, serem i pietruszką.<br />

Na szczęście, jesteśmy tego świadomi<br />

i wzięliśmy się za definiowanie swojej tożsamości.<br />

A jak pisałem wcześniej, kuchnia jest jednym<br />

z elementów określenia siebie jak mawiali Chińczycy<br />

w czasach gdy nie było jeszcze chińskich<br />

zupek zalewajek.<br />

Aby odpowiedzieć na pytanie: jaka jest kuchnia<br />

kudowska dziś? − dobrze by było przypomnieć<br />

jaka była kiedyś. Próbuję zatem.<br />

Obchodzące w tym roku swoje 550-lecie,<br />

Hrabstwo Kłodzkie, było terenem mieszanki kulturowej.<br />

Kudowa znana jako „czeski kącik” tym<br />

bardziej. Przyglądając się przedwojennej kuchni<br />

naszego kurortu nasuwa się refleksja, iż kudowski<br />

stół był taki jak kudowski język. Mówię tutaj<br />

o gwarze „glätzisch”, którą posługiwali się mieszkańcy<br />

Hrabstwa. Ba, był nawet „glätzisch” północny<br />

i południowy. Jak dla mnie to był język,<br />

który był pisemnym zderzeniem niemieckoczeskiej<br />

fonetyki.<br />

Może kilka przykładów:<br />

Niemieckie słowo ojczyzna – Heimat<br />

– w „glätzisch” brzmiało: Häämte, "on powiedział"<br />

(niem: er hat gesagt) – a hoot gesäät,<br />

"wózek" (niem: kleiner Wagen) – kläänes<br />

Wäänla; "domek" (niem: Häuschen) – Hoisla .<br />

Podobnie wyglądał kudowski stół. Oczywiście<br />

królowała u nas kuchnia śląska.<br />

Ale i… Zwyczaje czeskie i niemieckie, zmieszane<br />

tworzyły często nowe potrawy.<br />

Faktem jest, kiedyś o charakterze kuchni stanowiła<br />

geografia. Jadano rzeczy dostępne, tanie,<br />

dary natury regionalnej. Dlatego też, naturalną<br />

siłą rzeczy, obok wody mineralnej, bez specjalnej<br />

pompy ideowej, ostał się nam pstrąg. Ba, ma<br />

się wyśmienicie. Może i przyrządzany w prosty<br />

sposób – pstrąg z kudowskich łowisk jest naszą<br />

wielką atrakcją (tu brawa dla wszystkich punktów<br />

i ukłon dla Restauracji w Starym Młynie).<br />

Królowały zatem kiedyś w Kudowie knedle<br />

i kluski, dużo kapusty i ziemniaków czyli kartofli.<br />

Na marginesie – wyczytałem ostatnio, iż czeskie<br />

słowo „brambor”– ziemniak, pochodzi od słowa<br />

Brandenburgia, gdyż to właśnie wojska z Brandenburgii<br />

podczas wojny o sukcesje bawarską<br />

(XVIII wiek), sprowadzili tutaj indiańskiego „potato”.<br />

Wykorzystywano „swoje” warzywa , owoce<br />

i dostępne zioła (słynna nalewka z czosnku<br />

niedźwiedziego czy szampan z bzu). Przyprawy<br />

kupowano w sklepach kolonialnych. Zacytuję<br />

tutaj Wioletę Suzańską, która w książce „Kudowa-Zdrój,<br />

miasto i ludzie” pisała: „Z opowiadań<br />

rdzennych mieszkańców wiemy że jadano<br />

bardzo skromnie. Raz w tygodniu spożywano<br />

danie mięsne. Była to przede wszystkim wieprzowina,<br />

rzadziej jadano drób i ryby. Ludność<br />

trudniła się głównie uprawą roli i tkactwem. Ziemie<br />

na tych terenach były mało urodzajne, toteż<br />

i plony były marne. Hodowano bydło, głownie<br />

krowy i kozy, które dawały niezastąpiony napój<br />

– mleko.” Można zatem powiedzieć, iż kuchnia<br />

codzienna nie była zbyt wyrafinowana. Można ,<br />

ale w tym miejscu, przypomina mi się, moja samorządowa<br />

wizyta we włoskim mieście Anzio,<br />

sprzed kilku lat. Po pięciu dniach, spożywania<br />

niemal wyłącznie, dumy naszych gospodarzy<br />

− „owoców morza” nawet najbardziej wyrafinowani<br />

członkowie naszej delegacji zapłaciliby<br />

100 euro za schaboszczaka.<br />

Wracając do Kudowy. Ponieważ byliśmy<br />

światowym kurortem w kudowskich restauracjach<br />

pojawiały się także potrawy polskie (bywaliśmy<br />

tutaj), koszerne (w końcu przyjeżdżali tutaj<br />

najbogatsi Żydzi z całego świata), fantazjowano<br />

z kuchnią śródziemnomorską czy nawet orientalną.<br />

Co innego jednak restauracje, a co innego<br />

tradycje mieszkańców.<br />

Dzisiaj w Kudowie też możemy zjeść dobrą<br />

pizzę (Fanaberia − szacun), gyros (Samos –<br />

mniam), gulasz z knedlami (Zdrojowa-pycha),<br />

roladke z nadzieniem runa leśnego (Złota Oberża<br />

− wspaniałe i nie drogie) czy sushi (Verde<br />

Montana – znakomite) i owoce morza<br />

(Amalia – cudo), Nie mamy co prawda<br />

McDonalda przez co, biedne dzieciaki muszą<br />

pod pretekstem wyjazdu do teatru jeździć aż do<br />

Wrocławia. Ale mamy bar McEdi z dużo lepszym<br />

jedzeniem.<br />

A Kudowianie i tak kochają „Bar Ania” – za domowe<br />

schabowe i niedrogie pierogi.<br />

Jest różnorodnie co wcale nie świadczy<br />

13


CENTRUM EDUKACJI ETNOLOGICZNEJ<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

że jesteśmy polsko-czesko-turecko-włosko-japońskim<br />

kurortem. I dobrze.<br />

Żyjemy co prawda w czasach, w których<br />

o naszym menu, decyduje nie geografia ale<br />

portfel. Polacy jednak, wg wszelkich badań,<br />

dbają coraz bardziej o swoje zdrowie i uważniej<br />

przyglądają się temu co jedzą. Osobiście, wierzę<br />

że do dobrych przepisów wrócimy. Zarówno do<br />

tych „zza Buga” jak i do tych dawnych regionalnych.<br />

Dlatego na koniec przepis na kultową potrawę<br />

regionalną:<br />

Ormianie w Kudowie<br />

„Śląskie niebo”<br />

zwane też „Ciapkapustą”<br />

Jest to jeden z wariantów , podobnie jak<br />

polski bigos, „niebo” sporządzano na wiele sposobów.<br />

W zależności od urodzaju, okoliczności,<br />

pory roku i tego co gospodyni miała pod ręką.<br />

Składniki: 0,5 kg kapusty kiszonej, 0,5 kg ziemniaków,<br />

1 cebula, masło do smażenia pieprz, sól,<br />

maggi<br />

SPOSÓB PRZYRZĄDZANIA:<br />

Ziemniaki obrać, ugotować w osolonej wodzie.<br />

W osobnym garnku ugotować kapustę.<br />

Odcedzić ziemniaki i kapustę (kapustę przez sito<br />

odcisnąć, by nie zawierała wiele soków). Na patelni<br />

podsmażyć cebulkę wcześniej pokrojoną<br />

w kostkę. Ziemniaki i kapustę utłuc tłuczkiem<br />

do ziemniaków, podczas tłuczenia dodać zawartość<br />

patelni (cebulkę wraz ze stopionym<br />

masłem − ja daje więcej masła do smażenia, aby<br />

później kapusta i ziemniaki dobrze się zasklepiły).<br />

Wszystko razem wymieszać, doprawić pieprzem<br />

− posolić jeśli taka potrzeba − kwestia indywidualna.<br />

Ja dodaję jeszcze 2 kropelki maggi,<br />

po prostu odpowiada mi ten smak) Oczywiście<br />

opcja ta jest niekonieczna. Potrawa gotowa!<br />

Ciapkapusta to typowo śląskie danie. Często<br />

serwowana ze smażonymi żeberkami czy też<br />

karminadlami (kotlety mielone). Danie proste,<br />

nieskomplikowane, a pyszne.<br />

Smacznego!<br />

2009 r. mieszka w Kudowie pięcioro Ormian, w tym jedna<br />

rodzina ormiańska trzyosobowa (mąż, żona, syn), oraz<br />

pani Arpienik z córką Soną. Pani Arpienik (która przybyła<br />

do Kudowy jako wdowa) wyszła za mąż za Polaka mieszkańca Kudowy<br />

i jej córka Sona także wyszła za Polaka kudowianina. Druga córka<br />

pani Arpienik – o imieniu Nune − mieszka w Moskwie, wyszła za mąż za<br />

Rosjanina i tam żyją. Mamy zatem w Kudowie jedną pełną rodzinę ormiańską<br />

i dwie rodziny mieszane polsko-ormiańskie. Zapewne jest więcej<br />

osób, które mają w sobie kroplę ormiańskiej krwi, po swoich przodkach.<br />

Ta, wspomniana pełna ormiańska rodzina postępuje trochę wbrew ormiańskim<br />

zwyczajom, bowiem ma tylko jedno dziecko, a to w tradycjach<br />

rodzin ormiańskich stanowczo za mało. Ormianie uważają, że dziecko<br />

ma mieć brata lub siostrę, a na jedno dziecko − jak mówią Ormianie<br />

− nie należy „zajmować” kobiety. Pani Arpienik z mężem Józefem mają<br />

już gotowy do zamieszkania dom na ul. Okrzei w Kudowie, a na razie<br />

mieszkają w domku w Jeleniowie. Pani Arpienik prowadzi z córką sklep<br />

spożywczy „Góralka” na Górnej Kudowie, a pan Józef ma warsztat samochodowy<br />

w Jeleniowie. Czytelnikom naszego Pamiętnika przybliżymy<br />

życie Ormian na przykładzie pani Arpienik.<br />

14


W muzeum kudowskim powołane zostało<br />

w 2007 r. Centrum Edukacji Etnologicznej<br />

(CEE) i w ramach jego działalności<br />

przybliżamy tutejszym mieszkańcom<br />

życie, obyczaje, zwyczaje i religie ludzi<br />

osiedlających się współcześnie wśród nas,<br />

a pochodzących z innych krajów, często<br />

bardzo od nas odległych. W dzisiejszym<br />

świecie ludzie mogą wybierać ojczyznę<br />

Polaków do osiedlenia się i powinniśmy<br />

znać ich zwyczaje i tradycje, by ich rozumieć,<br />

by ich włączyć do życia w naszej<br />

polskiej społeczności. Ormianie są chrześcijanami.<br />

Ale spotykamy się w Kudowie<br />

także z muzułmanami. Ich również zechcemy<br />

przybliżyć naszym Czytelnikom.<br />

Pamiętajmy bowiem, że wiara i religia to<br />

nie to samo. Religia może nas dzielić, ale<br />

wiara łączy nas wszystkich. Bóg jest jeden<br />

− i jeżeli tak na to spojrzymy, to nie ma<br />

przepaści między ludźmi. W tym miejscu<br />

przypomnijmy spotkania w Asyżu, inicjowane<br />

przez Jana Pawła II. Jako mieszkańcy<br />

miasta nadgranicznego jesteśmy<br />

Polakami pierwszego kontaktu. To nas<br />

niejako zobowiązuje do poznawania<br />

zwyczajów innych narodów. Do Kudowy,<br />

jako uzdrowiska o międzynarodowej<br />

renomie przyjeżdżają ludzie z różnych<br />

krajów i powinniśmy być otwarci na ich<br />

potrzeby i ich widzenie świata.<br />

Armenia<br />

Armenia położona jest na Zakaukaziu,<br />

pomiędzy morzami Czarnym i Kaspijskim.<br />

Od południa i zachodu graniczy<br />

z Turcją oraz Iranem, od wschodu z Azerbajdżanem,<br />

od północy z Gruzją. Jest państwem<br />

niepodległym, obszarowo o takiej<br />

wielkości jak województwo dolnośląskie<br />

i opolskie razem wzięte (ok. 30.000 km2).<br />

Mieszkańców około 3 mln. W byłych republikach<br />

Związku Radzieckiego, a taką<br />

republiką do 1991 r.była także Armenia,<br />

zamieszkują również Rosjanie. W Armenii<br />

stanowią tylko 1% ludności, a 98 %<br />

to Ormianie. Na świecie jest obecnie ok.<br />

10 mln Ormian. Są niemal we wszystkich<br />

krajach świata, także w Polsce. Naród ormiański<br />

należy do najstarszych kulturowo<br />

i cywilizacyjnie narodów na naszym<br />

globie. Legendarne początki sięgają dawnych<br />

czasów biblijnych. Ormianie nazywają<br />

swój kraj Hajastan i początki narodu<br />

wywodzą od legendarnego Hajka, tak jak<br />

my Polacy od Lecha (na Polskę mówią na<br />

Kaukazie i w Turcji − Lechistan). Nasz<br />

legendarny Lech i jego legendarni bracia<br />

Czech i Rus żyli − wg legendy − trochę<br />

więcej niż 1000 lat temu. Mojżesz prowadził<br />

swój lud przez pustynię do Ziemi<br />

Obiecanej około 1300 lat przed n.e. Ale<br />

cóż to jest wobec Hajka, który w 2492 r.<br />

przed n.e (czyli 4500 lat temu) pokonał<br />

wojska babilońskie i stał się patriarchą narodu<br />

ormiańskiego. Wtedy Armenia była<br />

wielką potęgą. Ale potężna jest także legenda<br />

dziejów początków. Hajk, bowiem<br />

− wg legendy − był synem Tagarmy, wnukiem<br />

Gomera, prawnukiem Jafeta i tym<br />

samym praprawnukiem Noego, tego praojca<br />

budowniczego wielkie biblijnej Arki,<br />

która miała także dopłynąć do Armenii,<br />

do góry Ararat. Jak widać, nie wiele już<br />

pozostało do Adama i Ewy.<br />

Legenda ma to do siebie, że jest na ogół<br />

piękna, nie koniecznie musi być prawdziwa.<br />

Najważniejsza jest jej siła w świadomości<br />

danego narodu i miejsce w tożsamości<br />

narodowej. Na przykład: odległość<br />

od Egiptu do Palestyny można przejść pieszo<br />

w ciągu kilkunastu dni, drogą okrężną<br />

po Synaju nawet w kilka tygodni lub<br />

miesięcy. A biblijni Żydzi szli pod wodzą<br />

Mojżesza 40 lat. To, czy Żydzi szli przez<br />

pustynię do Ziemi Obiecanej 40 lat, czy<br />

mniej lub więcej, a nawet czy w ogóle szli,<br />

w zasadzie nie ma znaczenia. W naszej<br />

świadomości, w naszych wyobrażeniach<br />

szli 40 lat i to ma największe znaczenie.<br />

W legendzie nie chodzi o prawdę historyczną,<br />

ale o przesłania, czyli o najważniejsze<br />

drogowskazy, o przeznaczenie,<br />

o najważniejsze zasady etyczne i takie<br />

legendy znajdują się w fundamentach narodu<br />

i jego tożsamości.<br />

Legendy dziejów początków Ormian<br />

dają temu narodowi siły do przetrwania<br />

w bardzo trudnych warunkach geograficznych<br />

i geopolitycznych. Kraj położony<br />

jest w górach Kaukazu, średnio na<br />

wysokości około 1000 m. n.p.m. Dookoła<br />

potężne góry sięgające 3000 m i wyżej,<br />

a najwyższy szczyt Aragac ma 4090 m.<br />

Najstarszy chrześcijański naród świata<br />

– jakim są Ormianie – graniczy z muzułmanami<br />

(Turcja, Azerbajdżan, Iran).<br />

Używając konserwatywnego języka, to<br />

właśnie tu przebiega linia przedmurza<br />

chrześcijańskiego. W wojnach z sąsiednimi<br />

państwami − szczególnie z Turcją<br />

− zginęło wielu Ormian, najwięcej i najtragiczniej<br />

w 1915 r. w zagładzie blisko<br />

półtora miliona Ormian.<br />

Zagrożenia są nie tylko od sąsiadów.<br />

Także natura nie skąpi strat i cierpień. Armenię<br />

nawiedzają trzęsienia ziemi, czasami<br />

o dużej skali. W ostatnim wielkim<br />

trzęsieniu ziemi zginęło ok. 40 tys. ludzi.<br />

W akcji pomocy brali udział także Polacy.<br />

Tak więc położenie w górach, trudne warunki<br />

komunikacji przez sąsiednie kraje<br />

przy braku dostępu do morza, trzęsienia<br />

ziemi , wojny − to już wystarcza, by<br />

pojawiła się emigracja w poszukiwaniu<br />

lepszych warunków życia. Inteligentni<br />

i pracowici Ormianie ruszyli w kierunku<br />

Rosji, Europy i Ameryki. Przywędrowali<br />

także do Polski.<br />

Ormianie polscy<br />

Ormianie pojawili się w Polsce w XIV w.,<br />

za czasów Kazimierza Wielkiego. W tym<br />

samym czasie napływali także do Polski<br />

Żydzi, z krajów zachodnich. Z wyglądu<br />

Ormianie i Żydzi są do siebie podobni.<br />

Z tego powodu niektórzy mylnie traktują<br />

Ormian jako semitów. Ich dzieje na<br />

terenie Polski układały się jednak inaczej.<br />

Ormianie osiedlali się w miastach i miasteczkach<br />

ziem wschodnich ówczesnego<br />

15


państwa polskiego. Silniejsze ośrodki<br />

osadnictwa ormiańskiego były w Kamieńcu<br />

Podolskim, Barze, Brzeżanach,<br />

Stanisławowie, Kutach, we Lwowie, a dalej<br />

na zachód w Zamościu,. Lublinie, Krakowie.<br />

Zajmowali się głównie handlem ze<br />

wschodem, jubilerstwem, rękodziełem.<br />

W rodzinach ormiańskich dbano o dobre<br />

kształcenie dzieci. Polacy zauważyli<br />

i bardzo doceniali to, że Ormianie lubili<br />

kulturę polską, uczyli się języka polskiego,<br />

językowo całkowicie się polonizowali,<br />

kulturowo asymilowali. Rychło stali się<br />

znakomitymi Polakami. Mówiono nawet:<br />

bądź pewny (rzetelny) jak Ormianin. Ormianom<br />

zawdzięczamy znaczną orientalizację<br />

polskiej kultury szlacheckiej<br />

i umacnianie jej charakteru sarmackiego.<br />

W stroju szlacheckim można odnaleźć<br />

wpływy ormiańskie. Polacy odwdzięczali<br />

się Ormianom pełnym zaufaniem.<br />

Ormianie mieli więc w Polsce dobre warunki<br />

do życia i rozwoju. W historii Polski<br />

zapisali się złotymi zgłoskami. Byli<br />

świetnymi wynalazcami, dyplomatami,<br />

wojskowymi, artystami. Chrześcijaństwo<br />

Ormian było bardzo bliskie rzymsko-katolickiemu<br />

i pod tym względem nie było<br />

żadnych problemów religijnych. Wśród<br />

wybitnych polskich Ormian i osób o pochodzeniu<br />

ormiańskim wymieńmy Ignacego<br />

Łukasiewicza − wynalazcę lampy<br />

naftowej i twórcy przemysłu naftowego,<br />

Juliusza Słowackiego, Szymona Szymonowicza,<br />

Zbigniewa Herberta, wybitnego<br />

reformatora szkolnictwa i współtwórcy<br />

Konstytucji 3 Maja ks. Grzegorza Piramowicza<br />

, malarza Teodora Axentowicza.<br />

Współcześnie zaliczają się do nich m.in.<br />

Krzysztof Penderecki, Anna Dymna, Robert<br />

Makłowicz, ks. Isakowicz-Zaleski.<br />

Ormiańskiego pochodzenia był poeta<br />

Jan Lechoń. Ordynariuszem wiernych<br />

kościoła ormiańskiego w Polsce jest arcybiskup<br />

Kazimierz Nycz. Obecnie w Polsce<br />

może być około 80 tys. Ormian.<br />

Niektóre zwyczaje<br />

Ormian<br />

Matach − ormiańska tradycja poczęstunku<br />

Pani Arpienik opowiada jak przygotowuje się taki poczęstunek dziękczynny<br />

i kiedy się go sporządza. Może mieć miejsce z okazji uroczystości rodzinnych,<br />

kościelnych, towarzyskich. „Matach” to może oznaczać „ofiarę”, ale<br />

także „młody”, „delikatny”. Jest to ofiara dokonana z młodego rocznego baranka.<br />

Arpienik mówi, że to biblijne echo ofiary Abrahama. Anioł powstrzymał<br />

rękę Abrahama przed ofiarowaniem Izaaka, wskazując mu baranka.<br />

Wybranego baranka prowadzi się do kościoła lub pod kościół, gdzie zostaje<br />

poświęcony. Potem, nakarmiony solą zostaje zabity i ugotowany w wodzie<br />

bez dodawania przypraw. Zanim rozpocznie się poczęstunek dziękczynny<br />

trzeba zanieść siedmiu rodzinom dar w postaci kawałka mięsa z baranka z<br />

chlebem , zwanym „ławasz”( jest to maca w formie małej płachty wielkości<br />

ok. 40 x 50 cm lub nawet większe). Te dary nie są duże, niesie się je na talerzu.<br />

Daje się je nie po to, aby się najeść, ale ma to być symboliczny poczęstunek<br />

jedności i przyjaźni. Także uczta z mięsa baranka nie jest obiadaniem się<br />

jak przy ognisku, ale uroczystym, skromnym poczęstunkiem.<br />

− A co z tym talerzem, czy go zwracają − zapytałem .<br />

− Oczywiście, że trzeba zwrócić, ale nie zwraca się przecie pustego − wyjaśniła.<br />

− A to chytre ormiaszki<br />

Matach czasem gromadzi znaczne ilości ludzi, np. w przypadku święta lub<br />

uroczystego większego spotkania religijnego. Także ile razy wychodzi się na<br />

cmentarz zabiera się ze sobą jedzenie, takie, jakie lubił ów zmarły. Jedzenie<br />

to jest opakowane i składane na grobie. Zjeść je może ktoś głodny. Tacy, jak<br />

wiadomo zawsze się znajdą. Czasami bierze się także wódkę, którą zebrani<br />

nad grobem wypijają po kieliszku, ale bez stukania się kieliszkami. Resztę<br />

alkoholu wylewają na grób, ale nie pozostawiają w butelce. Wylewają, żeby<br />

ziemia była mu nadal lekka.<br />

Już po wysłuchaniu tych wspaniałych opowieści, wracając do domu myślałem<br />

jak bardzo praktyczni są Ormianie. My kupujemy kwiaty, stawiamy<br />

na grobie, więdną, albo jakiś złodziej je podbierze, i w zasadzie korzyść<br />

z tego żadna. A tam, mądrzy Ormianie niemal zastawiają stoły na grobach.<br />

Jakże miłe muszą być cmentarze dla zgłodniałych. Pewnie tylko żałują, że<br />

„złośliwi” uczestnicy matachu potraktowali niezbyt praktycznie pozostałości<br />

alkoholu. U nas takie „marnotrawstwo” nie miałoby miejsca. Znam takich<br />

w Kudowie, którzy dzień i noc modlili by się na tak zastawionych cmentarzach.<br />

Chaszłama, czyli ognisko ormiańskie<br />

To powinniśmy zrobić w Kudowie , by poznać praktycznie co to takiego. Pani<br />

Arpienik wyciągnęła w moją stronę jakiś długi na ok.70 cm pręt ze stali nierdzewnej<br />

dość ostro zakończony .<br />

− To szampur –powiedziała. Na to nadziewamy szaszłyk.<br />

− Szaszłyk to potrawa tatarska, czy ormiańka – zapytałem<br />

− A jaka tam tatarska. Oni jeszcze na drzewie siedzieli, jak Ormianie robili<br />

16


najsmaczniejsze szaszłyki. Czy pan zauważył, że Ormianom wszyscy dookoła<br />

kradną cudowne wynalazki i pomysły. I tak jest z szaszłykami − mówiła<br />

ze śmiechem. A chaszłama to fantastyczne danie na ognisko ormiańskie. Teraz<br />

zaczęła omawiać skład i sposób wykonania.<br />

No, więc np. dla 40 osób trzeba wziąć:<br />

− baraniny 10 do 15 kg<br />

− pomidorów ze 3 kg<br />

− papryki ze 3 kg<br />

− cebuli 2 kg<br />

− po pęczku: pietruszki, bazylii, kopru, kolendry<br />

− ziemniaków z 10 kg<br />

Wszystko to układa się warstwami: baraninę, pomidory, paprykę, cebulę,<br />

przyprawy, pietruszkę zieloną i zalewa piwem. Teraz trzeba to gotować,<br />

a gdy już się wyraźnie całość podgotuje wtedy dołożyć na sam wierzch obrane<br />

ziemniaki. Teraz te ziemniaki mają się tak gotować, i gdy się ugotują − to<br />

całość jest już dobra.<br />

Pani Arpienik zapewnia mnie, że nieraz już te cuda jadła i że jest to naprawdę<br />

fantastyczne. Powiedziałem jej, że zrobimy spotkanie z Czytelnikami<br />

Pamiętnika na które ona ma przygotować chaszłamę. Zgodziła się i posmakujemy.<br />

Ławasz<br />

Teraz pokażę panu ormiański chleb ławasz − to powiedziawszy zaczęła rozsupływać<br />

zawiniętą paczkę jakichś zwojów, jakby starych papierów lub firanek.<br />

Urwała rękami kawałek takiej rolki i podała mi do zjedzenia. Zaproponowała<br />

, bym dodał do tego trochę białego słonego sera, który ona sama<br />

wyrabia. Spróbowałem. Bardzo smaczne. Zauważyłem że piesek Pani Arpienik,<br />

mała i sprytna Lusia porwała kawałeczek tego chleba i jadła z dużym<br />

apetytem. A pies wie co jest dobre. Zabrałem cześć tego pakunku do domu<br />

i oboje z żoną zajadaliśmy się ławaszem. Jest to po prostu maca, tylko nie<br />

chrupiąca, łatwa do smarowania, układania w dowolne formy i powtarzam<br />

− bardzo smaczna.<br />

− Od tego się nie tyje − dodała Arpienik. To jest właśnie ludowy, tradycyjny<br />

chleb ormiański.<br />

Poprosiłem, by zechciała upiec taki chleb na najbliższe cepowisko w skansenie<br />

na Pstrążnej. Miejmy nadzieję, że to zobaczymy i posmakujemy.<br />

Uwaga: W czwartym tygodniu<br />

września br. odbędzie się w Klubie<br />

Seniora spotkanie organizowane<br />

przez CEE pt: „Kultura<br />

chrześcijańska i kultura islamu<br />

− pomosty do dialogu kultur”.<br />

Wykład wygłosi<br />

dr Someer Ayyoub z Jordanii,<br />

(sunnita).<br />

Lew Kiedrowskich<br />

Na cmentarzu w Czermnej ,<br />

tuż nad murem cmentarnym od<br />

strony parkingu jest zabytkowy<br />

polski grób<br />

Tadeusza Kiedrowskiego.<br />

Na okazałej płycie nagrobnej<br />

pod lwem z korona jest napis:<br />

Tadeusz Kiedrowski,<br />

ur. w Kępnie 6.12.1866 r.,<br />

Zm. w Kudowie 21.9.1913 r.<br />

Zdrowaś Mario.<br />

Wychodzenie tyłem<br />

Pani Arpienik powiedziała, że aczkolwiek wielkich różnic nie ma pomiędzy<br />

katolicyzmem ormiańskim i rzymskim − to jednak wychodzenie z kościoła<br />

po zakończonym nabożeństwie różni się. Ormianie wychodzą po nabożeństwie<br />

cofając się aż do progu, patrząc w stronę ołtarza.<br />

− I nikt się nie potknie − zapytałem<br />

− Nie − odpowiedziała<br />

− A dlaczego tak dziwnie wychodzą Ormianie?<br />

− A dlatego, że z domu Boga nie wychodzi się do Niego tyłem. Z twarzą,<br />

a nie z tyłkiem w Jego stronę!<br />

Zabrałem wszystko, co mi dała Arpienik na drogę i wychodząc tyłem dziękowałem.<br />

Zapowiedziałem rychłą następną wizytę.<br />

Jeden z rodu Kiedrowskich herbu<br />

Lew, z rodu zasłużonego Polsce<br />

spoczął w Kudowie, naprzeciw<br />

kaplicy czaszek, by zaświadczać<br />

− jak piszą w przewodnikach turystycznych<br />

− o naszej miłości do<br />

tej ziemi. Od kilku lat grób jest<br />

zapomniany i zaniedbany. (Red.)<br />

17


POEZJE<br />

Lucjan Anczykowski,<br />

lekarz pracujący niegdyś w Kudowie<br />

Opatrzność tej ziemi<br />

Chociażbym chodził ciemna doliną,<br />

Zła się nie ulęknę,<br />

Taka jest opatrzność tej ziemi.<br />

Przynajmniej tutaj pochylę głowę,<br />

Wobec cierni i skał zwieńczonych<br />

A sumienie wyrzuci ostatni swój grzech<br />

Znam to z pieśni ukojenia<br />

I sączącej dobroci z krwią męczennika<br />

Mam serce do tych stron,<br />

Szeptami zmysłów rzeźbioną<br />

I tęsknotę modlitewną<br />

Lucjan Anczykowski<br />

O, Panie<br />

daj nam duchowość<br />

Najgodniejszej Księgi,<br />

taką,<br />

jaka była kiedyś,<br />

z tematyką pastoralną<br />

i błękitniejszym niebem<br />

Lucjan Anczykowski<br />

Listki wspomnień<br />

Od kiedy wtargnął w me serce<br />

Słoneczny skraj lasu<br />

Z roślinkami żywych wcieleń,<br />

Myśli pną się i pną<br />

Wplątane w listki wspomnień<br />

Z ukrywanym anielstwem.<br />

Lucjan Anczykowski<br />

Tęsknota rąk<br />

tęsknię<br />

wyciągam bezradnie ręce<br />

szukając twoich dłoni<br />

tęsknię<br />

ranię się sama o siebie<br />

gdy tylko pomyślę o tobie<br />

tęsknię<br />

wiem, że do mnie wrócisz<br />

i przygarniesz bezdomne ręce<br />

Gdzie?<br />

Słyszę ciągle onomatopeje.<br />

Widzę wszędzie personifikacje.<br />

A gdzie pauza?<br />

Gdzie zdrobnienia?<br />

Pełno tu zwrotów grzecznościowych.<br />

Z każdej strony wypełza fałszywy<br />

uśmiech.<br />

A gdzie szczerość?<br />

Radość?<br />

Miłość?<br />

Gabriela Szukszto<br />

W tłumie nie ma mnie...<br />

Ile rzeczy różni ludzi<br />

tyle strachu to w nas budzi.<br />

Każda najmniejsza odmienność<br />

wywołuje nienawiść, niepewność.<br />

Będąc sobą<br />

nie jestem w pełni sobą...<br />

W tłumie nie ma mnie...<br />

Agnieszka Dziecinna-Drewniak (ADD)<br />

ADD<br />

Gabriela Szukszto<br />

18


MISJONARZE KLARETYNI W KUDOWIE<br />

▶ O. Krzysztof Kaniowski CMF<br />

W tym uroczym zakątku naszej Ojczyzny jakim jest Kudowa-Zdrój, Zgromadzenie<br />

Misjonarzy Synów Niepokalanego Serca Maryi (w skrócie: Misjonarze<br />

Klaretyni) nabyło w formie zakupu budynek przy ul. Lubelska 3,<br />

który stanowił dotychczasową własność Parafii Miłosierdzia Bożego.<br />

Od końca sierpnia 2003 roku zamieszkali tu pierwsi misjonarze, tworząc<br />

Wspólnotę o charakterze formacyjnym dla kandydatów pragnących poświęcić<br />

swoje życie Bogu poprzez misjonarską służbę Słowa. Pierwszym<br />

przełożonym tej wspólnoty został mianowany o. Adam Bartyzoł, który<br />

pełnił również funkcję prefekta postulantatu. Ten etap formacji początkowej<br />

zwanej postulantatem przygotowuje do kolejnego etapu formacji misjonarskiej<br />

jakim jest nowicjat. Czas formacji w postulantacie trwa jeden<br />

rok.<br />

Założyciel zgromadzenia- mzaika<br />

Od samego początku swej działalności<br />

w Kudowie-Zdrój<br />

Wspólnota Misjonarzy Klaretynów<br />

angażuje się m.in. w życie tutejszej<br />

społeczności kudowskiej poprzez<br />

posługę kapłańską w tutejszej wspólnocie<br />

parafialnej.<br />

Na prośbę Stowarzyszenia na rzecz<br />

Rozwoju Miasta Kudowy-Zdroju prowadzimy<br />

spotkania modlitewne. Odbywają<br />

się one każdego drugiego dnia miesiąca<br />

o godz. 21 00 przy tablicy upamiętniającej<br />

pobyt kard. Karola Wojtyły, przyszłego<br />

papieża − Jana Pawła II − w domu zakonnym<br />

Sióstr Służebniczek NMP. W miarę<br />

możliwości, bracia postulanci, w każdą<br />

sobotę spotykają się z osobami niepełnosprawnymi<br />

w świetlicy "Skrzacik", by<br />

tam nabierać doświadczeń służby charytatywnej<br />

i apostolskiej.<br />

Św. Antoni Maria Klaret<br />

– Założyciel Zgromadzenia<br />

Antoni Klaret urodził się 23 grudnia<br />

1807 r. w miejscowości Sallent, w Hiszpanii<br />

jako piąte z jedenaściorga dzieci.<br />

Od najmłodszych lat wychowywał się<br />

w atmosferze pobożności i życzliwości<br />

domowego ogniska. Początkowo uczył<br />

się i pracował w małym przydomowym<br />

warsztacie tkackim. Szybko okazało się,<br />

że posiada wielki talent tkacki oraz umiejętności<br />

techniczne. Jego ojciec marzył,<br />

aby te zdolności były wciąż rozwijane.<br />

Młody Antoni dalszą naukę i umiejętności<br />

pogłębiał podczas kształcenia się<br />

i pracy w dużej fabryce w Barcelonie.<br />

Miał wtedy 18 lat. W Barcelonie, sam własną<br />

pracą zarabiał na utrzymanie oraz na<br />

naukę. Pomimo osiągniętych sukcesów<br />

i bardzo obiecującej przyszłości Antoni<br />

z biegiem czasu odkrywa u siebie powołanie<br />

do służby Bogu. Słowa z Ewangelii,<br />

które kiedyś zapadły głęboko w jego<br />

serce: „Cóż bowiem za korzyść odniesie<br />

człowiek, choćby cały świat zyskał, a na<br />

duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek<br />

w zamian za swoją duszę?” [Mt 16,26],<br />

rozpaliły w nim pragnienie poświęcenia<br />

się głoszeniu Ewangelii i ratowaniu dusz.<br />

Postanawia więc odtąd dalsze swoje życie<br />

realizować służąc Bogu jako kapłan.<br />

W roku 1829 wstępuje do Seminarium,<br />

gdzie dla Klareta rozpoczyna się epoka,<br />

w której lektura Biblii jeszcze mocniej<br />

wzbudziła w nim pragnienie bycia apostołem<br />

i misjonarzem. Po ukończeniu<br />

Seminarium, 13 czerwca 1835 r. został<br />

wyświęcony na kapłana. Przynaglony<br />

wezwaniem do głoszenia słowa Bożego,<br />

a nie mogąc tego realizować w swojej<br />

ojczyźnie z powodu złożonej sytuacji politycznej<br />

w kraju i prześladowania religijnego<br />

podjął − za zgodą swojego biskupa<br />

ordynariusza − decyzję, aby wyruszyć na<br />

pracę w charakterze wędrownego misjonarza<br />

apostolskiego. Z biegiem czasu<br />

jeszcze bardziej rozpala się u Klareta duch<br />

misyjny. Pojawia się myśl, aby założyć<br />

centrum misyjne: ekipę misjonarzy oddaną<br />

wyłącznie głoszeniu Słowa Bożego.<br />

Do tego projektu udało mu się przekonać<br />

kilku gorliwych kapłanów, z pośród<br />

których za kilka lat założy Zgromadzenie<br />

Misjonarzy. Wkrótce drogi misyjne Klareta<br />

zaprowadziły go na Wyspy Kanaryjskie,<br />

gdzie gromadził ogromne tłumy<br />

pragnących słuchać jego kazań. Tam też<br />

niestrudzenie prowadził rekolekcje, nauczał<br />

katechezy dzieci i dorosłych, odwiedzał<br />

chorych. Po upływie kilkunastu<br />

miesięcy Klaret wraca do Vic w Hiszpanii,<br />

aby tu uskutecznić od dawna noszony<br />

w sercu pomysł założenia Zgromadzenia.<br />

Za wiedzą, błogosławieństwem i wyraźną<br />

zachętą miejscowego biskupa Klaret<br />

prowadzi dla pięciu kapłanów rekolekcje,<br />

które zostaną uwieńczone powstaniem<br />

nowego, wielkiego dzieła. Dnia 16 lipca<br />

1849 r. sześciu młodych kapłanów dało<br />

początek istnienia nowego instytutu −<br />

19


Zgromadzenia Synów Niepokalanego<br />

Serca Maryi. Jeszcze tego samego roku<br />

Klaret otrzymuje nominację na arcybiskupa<br />

Santiago na Kubie. Od tej pory<br />

życie misjonarskie Klareta obrało kurs<br />

w niewyobrażalnym kierunku – Kubie,<br />

gdzie przez sześć lat z niezwykłą gorliwością<br />

oddaje się tytanicznej pracy głoszenia<br />

Słowa Bożego, rozsiewając miłość<br />

i sprawiedliwość na wyspie, gdzie jeszcze<br />

panoszyło się agresywne niewolnictwo,<br />

wielka bieda i brak cywilizacji. Kraj pogrążony<br />

był w nieokiełzanej niesprawiedliwości<br />

społecznej. Wszystko to rodziło<br />

napięcie i sprzyjało konfliktom. Nowy<br />

pasterz na wyspie występował bardzo<br />

stanowczo przeciwko jawnej niesprawiedliwości.<br />

W wyniku wielkiego zaangażowania<br />

apostolskiego, a także aktywności<br />

na rzecz równości i sprawiedliwości społecznej,<br />

arcybiskup Klaret doświadczał<br />

fali prześladowań, płacąc za to osobistym<br />

cierpieniem. W roku 1856 odniósł bolesne<br />

rany w wyniku zamachu na jego życie.<br />

To doświadczenie Klaret postrzegał<br />

jako szczególną łaskę, iż mógł przelać<br />

swą krew z miłości do Jezusa i Maryi oraz<br />

przypieczętować własną krwią prawdy<br />

przez siebie głoszone.<br />

Akademia Św. Michała<br />

W czasie rekonwalescencji pojawiło<br />

się w nim pragnienie założenia Akademii<br />

św. Michała. Miało to być stowarzyszenie<br />

integrujące literatów, poetów, artystów,<br />

ludzi nauki i kultury, w służbie Kościoła<br />

i ewangelizacji społeczeństwa. Ta idea<br />

została zrealizowana dopiero w 1859 r.<br />

Po sześciu latach gorliwej pracy na Kubie<br />

Klaret zostaje wezwany do Hiszpanii,<br />

by podjąć nowe obowiązki. Tym razem<br />

królowa Hiszpanii Izabela II wybrała<br />

Klareta na swego spowiednika. Była to<br />

nieoczekiwana nominacja, która wprowadziła<br />

go w zakłopotanie. Ale i tym<br />

razem nic nie zdołało przeszkodzić w realizowaniu<br />

dzieła, które nosił w sercu.<br />

W ciągu 11 lat spędzonych na dworze<br />

królewskim w Madrycie Klaret, przesycony<br />

apostolską gorliwością, wykorzystywał<br />

każdą okazję, by prowadzić działalność<br />

ewangelizacyjną i misyjną. Jednym<br />

z najbardziej genialnych dzieł powołanych<br />

do życia była wspomniana wyżej<br />

Akademia św. Michała, która w swoich<br />

zamierzeniach miała łączyć ludzi sztuki,<br />

kultury, dziennikarzy i wszelkiego rodzaju<br />

wspólnoty kościelne. Celem tego było<br />

przygotowanie ludzi świeckich do bardziej<br />

owocniejszej służby Bożej. Warto<br />

zauważyć, że Klaret, pomimo bycia arcybiskupem<br />

i życia na dworze królewskim,<br />

gdzie pełnił odpowiedzialne funkcje, nie<br />

przestał żyć w duchu prawdziwie zakonnym.<br />

Dzieło, które założył − Zgromadzenie<br />

Misjonarzy, Synów Niepokalanego<br />

Serca Maryi − zawsze otaczał wielkim<br />

zainteresowaniem. Dbał o jego rozwój<br />

i umocnienie, cieszyło go każde nowe<br />

dzieło misyjne, które było dla niego<br />

ogromną radością. Tymczasem sytuacja<br />

polityczno-społeczna Hiszpanii przyczyniła<br />

się do wybuchu rewolucji. Miało to<br />

miejsce 18 września 1868 r. Spowodowało<br />

to ogłoszenie detronizacji Izabeli II.<br />

Działania rewolucyjne objęły wszystkie<br />

większe hiszpańskie miasta. Rodzina<br />

królewska wraz ze służbą i spowiednikiem<br />

była zmuszona udać się do Francji.<br />

Klaret miał już 60 lat. Rewolucja w Hiszpanii<br />

przyniosła młodemu Zgromadzeniu<br />

pierwszych męczenników, których<br />

krew przyczyniła się do szybszego rozwoju<br />

Zgromadzenia w świecie. W skutek<br />

wyczerpania fizycznego nadludzką pracą<br />

ewangelizacyjną doświadczany ciągłym<br />

prześladowaniem Klaret zapada na zdrowiu.<br />

Prawie od początku 1870 r. powoli<br />

odczuwa, że jego zdrowie gaśnie i zbliża<br />

się koniec jego ziemskiej wędrówki. Spokojny<br />

i przygotowany, aby oddać swoje<br />

życie w ręce Boga, dnia 24 października<br />

1870 r., Antoni Klaret, Misjonarz, Syn<br />

Niepokalanego Serca Maryi, oddał ostatecznie<br />

swoje życie Panu. Umiera na wygnaniu<br />

w cysterskim opactwie w Fontfroide<br />

w południowej Francji. Napis na<br />

jego grobie brzmiał następująco: „Umiłowałem<br />

sprawiedliwość, a znienawidziłem<br />

nieprawość, dlatego umieram na wygnaniu”.<br />

Papież Pius XII dnia 7 maja 1950 r.<br />

ogłosił go świętym. W czasie uroczystości<br />

kanonizacyjnej powiedział: „Święty Antoni<br />

Maria Klaret to wielka dusza, która<br />

łączyła w sobie kontrasty: ze swej natury<br />

skromny, wywyższony jednak w oczach<br />

świata. Niski wzrostem, ale wielkiego ducha.<br />

Niepozorny, ale zdolny wzbudzać podziw<br />

u monarchów tego świata. Mocnego<br />

charakteru, lecz i wielkiej łagodności...<br />

Stale stawiał siebie w Bożej obecności,<br />

nawet w najbardziej zajętych pracą chwilach”.<br />

Zgromadzenie<br />

Jesteśmy wspólnotą kapłanów i braci<br />

zakonnych, którzy zostali powołani do<br />

głoszenia Słowa Bożego na wzór św. Antoniego<br />

M. Klareta.<br />

Dziś Zgromadzenie liczy ponad<br />

trzy tysiące Misjonarzy pracujących w<br />

ponad sześćdziesięciu krajach na pięciu<br />

kontynentach, realizując dzieło Ojca<br />

Klareta. Polscy Klaretyni pracują w Rosji<br />

na Syberii, w Afryce na Wybrzeżu Kości<br />

Słoniowej, w Chile, na Filipinach, na<br />

Kubie, Białorusi, w Niemczech, Republice<br />

Czeskiej i Anglii. W Polsce jest<br />

siedem wspólnot: w Warszawie, Łodzi,<br />

Wrocławiu, Krzydlinie Małej, Miedarach,<br />

Paczynie i w Kudowie-Zdroju.<br />

Więcej informacji można uzyskać na<br />

stronach:<br />

www.klaretvni.pl<br />

www.start-klaretyni.pl.<br />

20


Ks. Jan Myjak<br />

Moje pierwsze spotkanie<br />

z Wrocławiem<br />

i Dolnym Śląskiem<br />

cz.3<br />

LATA KAPŁAŃSKIE<br />

Redakcja<br />

Pamiętnika Kudowskiego<br />

składa<br />

Ks. Janowi Myjakowi<br />

życzenia<br />

wielkich sił duchowych<br />

z okazji 50-lecia Kapłaństwa<br />

Czas pobytu w seminarium dobiegł końca. Dnia<br />

21 czerwca 1959 r w Katedrze Wrocławskiej z rąk<br />

Jego Ekscelencji Księdza Bolesława Kominka<br />

w liczbie 64 diakonów otrzymaliśmy święcenia prezbiteriatu.<br />

Z 72 rozpoczynających studia doszło do kapłaństwa 44.<br />

Pozostali, to czekający na święcenia koledzy.<br />

Ks. Piotr Mrówka był proboszczem w Pieszycach. Poprosił<br />

Księdza Biskupa Kominka o to, bym w tym samym dniu<br />

odprawił prymicje w jego parafii. I tak rozpoczęła się moja<br />

droga kapłańska. W dniu święceń otrzymaliśmy z miejsca<br />

nominacje na parafie. Pierwszym miejscem mojej pracy<br />

było miasto powiatowe Strzelin. Do Strzelina poszło<br />

nas dwóch: ksiądz Aleksander Matyka i ja. Zajechaliśmy<br />

do pierwszego swojego proboszcza. Był nim ksiądz Michałkiewicz,<br />

mający już 50 lat kapłaństwa, były proboszcz<br />

z Łoszniowa, diecezja lwowska. Do obsługi był również<br />

cały wieniec otaczających wiosek. Podzieliliśmy się pracą.<br />

Ja objąłem katechizację w jedenastolatce, szkole zawodowej<br />

i technikum samochodowym. Godzin prawie 30. Do tego,<br />

zostałem jeszcze wikariuszem w parafii. Trzecim wikarym<br />

był ksiądz Szuflad. Był to ksiądz grecko-katolicki, były proboszcz<br />

Łemków z okolic Gorlic. W krótkim czasie, głównie<br />

za sprawą księdza Matyki, wzrosła nam liczba ministrantów.<br />

Na reakcję ze strony władz nie musieliśmy czekać długo.<br />

Otrzymaliśmy wezwania do złożenia wizyt w Urzędzie Bezpieczeństwa.<br />

Z każdym z nas szef tegoż urzędu rozmawiał<br />

indywidualnie. Kiedy wszedłem do gabinetu szefa urzędu<br />

nie dostrzegłem kawałka papieru na żadnym miejscu. Szef<br />

rozkazał mi usiąść naprzeciw swojego biurka, otworzył szufladę<br />

i wyjął z niej pistolet. To było dla mnie wielkim zaskoczeniem<br />

i pierwszy zabrałem głos:<br />

− Jako małe dzieci w czasie wojny rozbieraliśmy pistolety<br />

i składali, a teraz jestem w Polsce, nie jestem przestępcą, to po<br />

ten pokaz?<br />

Funkcjonariusz ten schował pistolet i od razu przeszedł<br />

do sedna sprawy.<br />

− Po co Wam tylu ministrantów? Czyżbyście zakładali organizację<br />

specjalną?<br />

Moja odpowiedź była jednoznaczna:<br />

− Nigdzie ksiądz sam mszy nie odprawia tylko z ministrantem,<br />

zaś duża liczba ministrantów w parafii świadczy<br />

o zainteresowaniu chłopców i o opiece nad nimi.<br />

Pouczony przez szefa o spokojnej pracy zakończył rozmowę.<br />

To było pierwsze spotkanie z Urzędem Bezpieczeństwa.<br />

Potem nami „opiekował się” już IV Wydział SB.<br />

W ciągłej pracy minął rok i na prośbę kolegi ze studiów<br />

i święceń księdza Telesfora Ordakowskiego, wikariusza<br />

z Nowej Rudy Drogosławia, który zachorował na nerki<br />

i chciał być bliżej Wrocławia (mając na uwadze leczenie),<br />

zgodziłem się na zamianę. Tak zostałem wikarym w drugiej<br />

parafii, pod wezwaniem Świętej Barbary, w Drogosławiu.<br />

Wtedy, w Drogosławiu mieszkańcami byli głównie górnicy,<br />

repatrianci z Francji. Mieściła się tam też szkoła górnicza.<br />

Proboszczem był ksiądz Szczepan Sadowy, święcony jeszcze<br />

we Lwowie. Duszpasterstwo było szalenie trudne, gdyż repatrianci<br />

nie byli nauczeni uczęszczać do kościoła. Chrzcili<br />

dzieci, doprowadzali do I Komunii Świętej, brali śluby kościelne<br />

i życzyli sobie katolickiego pogrzebu. I to im wystarczało.<br />

Po roku pracy otrzymałem przeniesienie do Bielawy,<br />

miasteczka leżącego obok Pieszyc. Ksiądz Sobolik nie mógł<br />

tam podołać pracy. Parafia liczyła około 10 tys. mieszkańców.<br />

Było dużo dzieci, nie rzadko wychowywane przez<br />

c.d. na str. 24<br />

21


MALARSTWO JADWIGI GODZIK<br />

▶ Urszula Faroń-Bielecka<br />

Urodzona we Lwowie. Od 1951 r.<br />

mieszka w Krakowie. Rysunku i malarstwa<br />

uczyła się od prof. Adama<br />

Hoffmana w Państwowym Liceum Plastycznym<br />

w Krakowie. Uczęszczała<br />

również na Studium Wiedzy o Sztuce<br />

prowadzone przez prof. Wiktora<br />

Zina.<br />

Specjalizuje się w pejzażach i kwiatach.<br />

Obrazy Jadwigi to nastrojowe,<br />

w naturalnych barwach przekazy<br />

naturalnego świata. Jadwiga odsłania<br />

nam świat w romantycznym<br />

nastroju światła, temperatury kolorów,<br />

bogactwa i piękna przyrody.<br />

Wolna jest od panującej mody i manieryzmów.<br />

Swoje malarstwo opiera<br />

na rzetelnym rysunku i zrozumieniu<br />

formy. Przyrodę polską, polski pejzaż<br />

oraz piękno kwiatów możemy zobaczyć<br />

na jej obrazach.<br />

W swoim dorobku artystycznym<br />

ma ponad 60 wystaw indywidualnych<br />

i udział w ok. 200 wystawach<br />

zbiorowych. Prace Jadwigi Godzik<br />

zdobywają nagrody i wyróżnienia<br />

m.in. I nagroda na Ogólnopolskiej<br />

Poplenerowej Wystawie Malarstwa<br />

„Kraków – świadectwo historii”<br />

(1998), I nagroda w konkursie plastycznym<br />

„50 lat Nowej Huty” (1999).<br />

Dwie z jej prac pozostały w <strong>Muzeum</strong><br />

w Wieliczce namalowane na plenerze<br />

organizowanym pod ziemią w kopalni.<br />

Jadwiga Godzik jest członkiem<br />

Grupy Twórczej NATURA w Nowej Hucie,<br />

Fundacji Osób Niepełnosprawnych,<br />

Stowarzyszenia Marynistów<br />

Polskich. Od lat najsilniej związana<br />

jest z nowohuckim środowiskiem<br />

twórczym. Tutaj mieszka i tworzy,<br />

nadając swym pracom indywidualny,<br />

niepowtarzalny charakter oparty<br />

na rzetelnym warsztacie i znakomitym<br />

wyczuciu barw, światła, nastroju<br />

chwili i piękna.<br />

Przyroda i pejzaż przyciąga artystkę<br />

i przymusza niejako do pokonywania<br />

dziesiątków kilometrów<br />

na ogólnopolskich i międzynarodowych<br />

plenerach malarskich. W ten<br />

właśnie sposób (podczas pleneru) poznała<br />

kudowskich malarzy skupionych<br />

w DPT „Cyganeria”. Zaprzyjaźnili<br />

się i aktualnie artystka wystawia<br />

swoje prace w <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />

Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie<br />

– Pstrążnej. Od lipca prace te i dużo<br />

innych będzie można zobaczyć na indywidualnej<br />

wystawie w DPT „Cyganeria”<br />

w Kudowie – Zdroju.<br />

22


POLA I MAGDA<br />

MALARSTWO MATKI I CÓRKI<br />

Małgorzata i Kamila Duda<br />

Magda Burger „Baletnica”, pastel<br />

Pola Śleziak "Jabłko" (pastel)<br />

Małgorzata Kayzer – Duda, obraz olejny (fragment)<br />

Na życzenie czytelników.<br />

Redakcja przeprasza młode adeptki sztuk plastycznych,<br />

że nie autoryzowała zamieszczonych w<br />

poprzednim nr Kwartalnika Kudowskiego rysunków<br />

i obrazów . Naprawiamy nasz błąd przedstawiając<br />

obraz Magdy Burger zatytułowany „Baletnica” oraz<br />

obraz Poli Śleziak zatytułowany „Jabłko”.<br />

Mamy nadzieję, że usłyszymy jeszcze o naszych<br />

malarkach, które od najmłodszych lat związane były<br />

z Domem Pracy Twórczej „Cyganeria” i jeszcze teraz<br />

możemy je tam spotkać mimo przygotowań do matury<br />

(Pola) i dużej ilości obowiązków związanych z nauką<br />

(dodatkowe zajęcia − Magda). Życzymy im dużo<br />

sukcesów w każdej dziedzinie, którą wybiorą.<br />

Małgorzata Kayzer – Duda (olej)<br />

Kamila Duda (pastel)<br />

Redakcja.<br />

23


same matki. Tam, przygotowywałem sam do I Komunii<br />

około 150 dzieci. Na spotkaniu z rodzicami zorientowałem<br />

się, że większość jest samotnych matek, które chciały być<br />

matkami, a nie mogły wyjść za mąż, bo było więcej kobiet<br />

niż mężczyzn. Matkom powiedziałem: musicie podwójnie<br />

kochać swoje dzieci, za matkę i za ojca i razem jak najlepiej<br />

przygotujmy dzieci do komunii. W dniu udanej I Komunii<br />

Świętej otrzymałem mnóstwo kwiatów i nierzadko koperty<br />

z pieniężnym datkiem, tak, że wakacje miałem zupełnie zapewnione.<br />

W tym czasie proboszczem tej parafii był ksiądz<br />

Wiszniewski, ziemianin z terenów wschodnich. Ukończył<br />

gimnazjum jezuickie w Chyrowie, gdzie jednym z wychowawców<br />

był ojciec Bejzym, który był później misjonarzem<br />

trędowatych i został wyniesiony na ołtarze. Ksiądz Wiszniewski<br />

miał od niego prezent − krzyż zrobiony przez samego<br />

ojca Bejzyma. W czasach I wojny światowej ksiądz<br />

Wiszniewski był kapelanem w legionach Piłsudskiego i zostawił<br />

wojsko w stopniu pułkownika. Następnie został proboszczem<br />

w Sztrusowie, diecezja lwowska.<br />

W Bielawie pracowałem również jeden rok i otrzymałem<br />

przeniesienie do Kątów Wrocławskich. Razem ze mną<br />

przybył nowy proboszcz, był nim ksiądz Zieliński. Drugim<br />

wikarym był ksiądz Kilan, mój kolega kursowy. Parafię<br />

opuścił ksiądz Piszczor − przeszedł na emeryturę. Kąty<br />

Wrocławskie miały wieniec wiosek, w których było sześć<br />

kościołów plus kościół parafialny. Do tego mnóstwo dzieci<br />

i młodzieży. Ksiądz Józef Zieliński również pochodził<br />

ze Lwowa i część studiów odbył w Rzymie, gdzie rektorem<br />

kolegium polskiego był ks. Andrzej Wronka, późniejszy<br />

pierwszy administrator w diecezji gdańskiej, a nastepnie<br />

biskup pomocniczy we Wrocławiu. Już wtedy wielu z nas<br />

zdawało sobie sprawę z roli jaką odegrał Lwów w formacji<br />

życia na Ziemiach Odzyskanych. W Kątach Wrocławskich<br />

pracowałem prawie dwa lata. Wikariaty moje okazały<br />

się nie łatwe. Pewnego razu, po niedzielnej Mszy Świętej,<br />

ostatniej i po posiłku , zaproszony do proboszcza usiadłem<br />

w fotelu i straciłem przytomność. Obudziłem się po dwóch<br />

godzinach na własnym tapczanie w otoczeniu siostry pielęgniarki,<br />

księdza proboszcza i księdza Dominika Mazana,<br />

drugiego wikariusza. Potem badania lekarskie i rehabilitacja,<br />

a w niej pobyt w Świnoujściu. W tym samym czasie<br />

przebywał w Świnoujściu Biskup Nowicki, ordynariusz<br />

gdański. Rad był z mojej obecności i na jego życzenie często<br />

razem spędzaliśmy czas. Przed nominacją na ordynariusza<br />

gdańskiego był administratorem gorzowskim. Do Gorzowa<br />

należał wtedy Szczecin, a w Szczecinie Dąbiu z mojej<br />

parafii rodzinnej pracował ks. Faron. Dlaczego to dla mnie<br />

tak ważne? Ksiądz Faron odszedł z kościoła katolickiego do<br />

polsko-katolickiego, inaczej narodowego i został biskupem<br />

narodowym, a po wojnie prymasem narodowców. Wnet<br />

jednak, wraz z większością swoich kurialistów powrócił do<br />

kościoła katolickiego. Przyjmował ich właśnie Ks. Infułat<br />

Nowicki, późniejszy biskup gdański. Jego wypowiedzi na<br />

ten temat były ciepłe i pozytywne.<br />

W kwietniu 1964 r otrzymałem z Wydziału Wyznań Wojewódzkiej<br />

Rady Narodowej we Wrocławiu pismo, że mogę<br />

objąć parafię Lewin Kłodzki. Był to czas gdy Ordynariusz<br />

bez zgody urzędnika państwowego nie mógł mianować administratora<br />

w żadnej parafii. Z tym pismem pojechałem<br />

do Kurii, do Księdza Infułata Wacława Szetelnickiego, który<br />

był kanclerzem i zapytałem, co to wszystko znaczy. Odpowiedział:<br />

posłaliśmy listę kandydatów na proboszczów<br />

i przyszły dwa zatwierdzenia. Teraz nasza kolej. Uważam,<br />

że ksiądz obejmie wyznaczoną parafię. Wróciłem do Kątów<br />

już jako nominowany proboszcz. Aby zameldować się<br />

w miejscu nadgranicznym w Lewinie, trzeba było jeszcze<br />

mieć pozwolenie od wojewody. Podanie takie napisałem<br />

i czekałem. Po jakimś czasie otrzymałem wezwanie do pana<br />

Skórczyńskiego, który był referentem wyznaniowym, celem<br />

złożenia ślubowania, że nie będę działał na szkodę państwa.<br />

Pani pracująca w referacie wyznań dała mi do podpisania<br />

wydrukowane na papierze ślubowanie, ponieważ pan referent<br />

musiał wyjść służbowo. Byłem więc przygotowany<br />

do objęcia placówki. W Kątach Wrocławskich pozostałem<br />

do wakacji. W międzyczasie, z ks. Mazanem i aptekarzem<br />

Labusem złożyłem wizytę w Lewinie Kłodzkim u ks. proboszcza<br />

Dominika Milewskiego. Staruszek czekał już długi<br />

czas na swojego następcę i okazał radość, że wreszcie będzie<br />

mógł przekazać parafię. W czerwcu 1964 r. objąłem parafię<br />

w Lewinie Kłodzkim. Protokół zdawczo-odbiorczy pisał<br />

dziekan dekanatu Polanica ksiądz Modest Gajewski z parafii<br />

św. Katarzyny w Kudowie-Zdroju. Okazało się, że jestem<br />

najmłodszym proboszczem w dużym dekanacie, który przyjął<br />

mnie bardzo ciepło. I tak nastały lata proboszczowania,<br />

prowadzenia samodzielnie parafii. Plebania była zaniedbana.<br />

Na plebanii mieszkała rodzina Wilczyńskich złożona<br />

z pięciu osób. Małżeństwo plus troje dzieci. Pan Wilczyński<br />

pełnił funkcję organisty i równocześnie był taksówkarzem<br />

w Dusznikach. Żona jego, była krewną ks. Milewskiego. Samochód<br />

Warszawę otrzymali od księdza Milewskiego, zaś<br />

ksiądz Milewski nabył ten samochód za pieniądze otrzymane<br />

od państwa, jako odszkodowanie za lata spędzone<br />

w więzieniu, po niesprawiedliwym wyroku.<br />

c.d.n. – w nr 4<br />

24


ŚWIRZAŃSKIE NOCE I DNIE<br />

▶ Józef Żółtański<br />

Wspomnienia cz. 1<br />

Pan Józef Żółtański z córką Marią 2009 r.<br />

Od Redakcji: Zamieszczamy wspomnienia pana Józefa Żółtańskiego, mieszkającego w Kudowie-Zdroju<br />

przy ul. Tkackiej. Pan Józef przybył do Kudowy ze Świrza w powiecie przemyślańskim, z dawnego województwa<br />

tarnopolskiego, z dróg wojennych. Wielu mieszkańców Kudowy zostało przesiedlonych po II wojnie światowej<br />

z tamtych stron. Tu, w Kudowie trzeba było zaczynać od zera, gdy chodzi o sprawy bytowe. Ale, żadne<br />

pokolenie nie zaczyna od zera, gdy chodzi o kulturę duchową. Polskie dziedzictwo kulturowe przywieźliśmy<br />

w naszych sercach i tu rozkrzewiliśmy. Tam już jest teraz inny świat. Jednakże, nasze współczesne kudowskie<br />

zwyczaje i sposób życia mają swoje korzenie w poprzednich pokoleniach. Trzeba je upamiętnić, aby nasi następcy<br />

potrafili zrozumieć nas i siebie. Wspomnienia pana Józefa zamieścimy w kolejnych numerach naszego „Pamiętnika”.<br />

Zapisy pana Józefa mają pewne wartości etnograficzne. Pan Józef był bystrym obserwatorem życia.<br />

Pisał nie tylko o życiu w Świrzu. Opisał także swoje wojenne dzieje, spisał pieśni wówczas śpiewane i śpiewnik<br />

pana Józefa oraz jego poezje (!) czekają na stosowną chwilę. Wspomnienia pana Józefa Żółtańskiego drukowane<br />

były w czasopiśmie „Spotkania Świrzan”. Za zgodą wydawcy tego pisma, pana Józefa Wyspiańskiego − bardzo<br />

popularnego wśród dawnych mieszkańców powiatu przemyślańskiego − drukujemy niektóre z tych wspomnień.<br />

Siedzi najczęściej w altance na swojej działce koło ronda i pisze. Ta działka trzyma go przy życiu.<br />

Świrz<br />

Świrz, to miasteczko położone w powiecie<br />

przemyślańskim, w woj. tarnopolskim. Do<br />

Lwowa było stąd bliżej, aniżeli do Tarnopola.<br />

W latach trzydziestych, kiedy zaczyna<br />

się moja opowieść − czerpana z pamięci<br />

ledwie dziesięcioletniego chłopca − była<br />

to malownicza miejscowość położona<br />

wśród niewysokich wzgórz i przeważnie<br />

liściastych lasów. w których pełno było<br />

buków, grabów, dębów, między którymi<br />

pojawiały się gdzieniegdzie świerki. Świrz<br />

leży w odległości 42 km na południowy<br />

wschód od Lwowa, przy drodze na Bóbrkę,<br />

od której dzieliło tę miejscowość<br />

11 km. W latach trzydziestych XX w.<br />

miasteczko liczyło sobie 2,5-3 tys. mieszkańców.<br />

Przeważnie Polaków, poza tym<br />

Ukrainćów i Żydów. Było siedzibą gminy<br />

zbiorowej, do której należały wsie: Kopań,<br />

Kimirz, Chlebowice, Niedzieliska.<br />

Gminą zarządzał wójt. W miasteczku<br />

znajdował się komisariat policji, poczta,<br />

dwie szkoły: polska i ukraińska, Dom<br />

Związku Strzeleckiego, Urząd Gminy.<br />

Mieszkańcy, w zależności od pochodzenia<br />

i religii mieli do swojej dyspozycji kościół<br />

rzymsko-katolicki, cerkiew oraz bożnicę.<br />

Na wzgórzu otoczonym wodą znajdował<br />

się zamek hrabiego Komorowskiego,<br />

który w czasie II wojny światowej był Komendantem<br />

Głównym Armii Krajowej.<br />

Świrz, w mojej pamięci i w moim wierszu<br />

był „piękny, niebogaty, każdy miał tu swoją<br />

chatę, a w niej zawsze piękną żonę”. Ludzie<br />

„żyli jak hrabiowie, choć mieli po jednej<br />

krowie”. Byli raczej zadowoleni z życia,<br />

jedno jest pewne – nie narzekali! W tej<br />

społeczności wszyscy dobrze się znali<br />

i mogli liczyć na sąsiedzką pomoc.<br />

Moja opowieść układa się w cykl zależny<br />

od pór roku i świąt, tak, jak to zachowała<br />

moja pamięć. Widocznie, tak bardzo<br />

wpisani byliśmy w powracający cykl kalendarzowych<br />

wydarzeń, w ten wieczny<br />

scenariusz ranków i wieczorów, wiosen<br />

i jesieni. W niezmienność, która bezpowrotnie<br />

odeszła.<br />

Świrz był miejscowością rolniczą i posiadał<br />

dwa majątki ziemskie. Właści-<br />

25


Zamek w Świrzu<br />

cielem jednego był wspomniany hrabia<br />

Komorowski. Pracowało u niego sporo<br />

ludzi − zwłaszcza bez ziemi i małorolni.<br />

Średnio bogaci tylko okresowo sobie<br />

dorabiali, np. przy koszeniu trawy, przy<br />

czym obowiązywał następujący „podział”:<br />

trzy kopice szły do majątku, a czwartą<br />

pracujący zabierał dla siebie. To samo<br />

działo się ze zbożem. Nad rozdziałem<br />

czuwali „polowi”, czyli chłopi wyznaczeni<br />

do sprawowania porządku w majątkach.<br />

Oni zapisywali dniówki pracujących i pilnowali<br />

plonów na polach. Poza tym wielu<br />

mieszkańców było zatrudnionych w zamku<br />

hrabiego. Drugi majątek należał do<br />

Żydów.<br />

Wiosna<br />

Wraz z nadchodzącą wiosną słońce<br />

zaczęło z wysoka zagrzewać ziemię, spędzając<br />

z niej resztki śniegu. Rzeczka Świrzanka<br />

robiła się coraz większa i szersza,<br />

miejscami wychodząc z koryta, zalewała<br />

doliny, łąki i pola. Ludzie mówili: „Jak<br />

się rzeczka rozkieckała, to nam pola i łaki<br />

pozalewała, jeśli komuś coś zabrała,to innemu<br />

trochę dodała”. Mówiliśmy nawet<br />

o „zmiennych humorach” tej rzeczki,<br />

bo tak wesoło pluskała opuszczając granice<br />

Świrza i rwąc ku Chlebowicom. Gdy<br />

się wiosna na dobre rozgościła, zakwitały<br />

pąki drzew, strojąc cały Świrz na różowo<br />

i biało. Naprzód kwitły czereśnie w sadach<br />

i lesie. Potem obsypały się kwiatami pozostałe<br />

drzewa owocowe. Królestwo kolorów<br />

i zapachów. Lękaliśmy się, aby nie<br />

przyszły przymrozki i nie ścięły kwiatów.<br />

W zagrodach zawrzało. Gospodarze zabierali<br />

się do sprzątania po zimie. Czyścili<br />

podwórka , rozbierali „zachaty”, którymi<br />

przez zimę otulali swoje drewniane domy.<br />

Były to snopki siana lub liście ułożone<br />

przy ścianach chat, aż po okapy dachów.<br />

Zimy przecież bywały srogie, śnieg bez<br />

mała przysypywał domy, w środku palono<br />

najczęściej tylko w jednej kuchennej izbie,<br />

druga – bardziej wystawna, była słabiej<br />

ogrzana. Gospodarze bielili na biało domostwa,<br />

a nawet płoty przy gościńcu, jeżeli<br />

przy gościńcu mieszkali. Był taki zwyczaj<br />

bielenia przydrożnych chat i płotów,<br />

zwyczaj, który stał się potem państwowym<br />

nakazem. Bociany wracały już z ciepłych<br />

krajów, ciekawie sprawdzając, czy<br />

im gniazda poprawiono. Każdy z mieszkańców<br />

radował się serdecznie, kiedy jego<br />

domostwo obrał za siedzibę ten przybysz<br />

z południa, który w powszechnym odczuciu<br />

przynosił zapowiedź dobrobytu.<br />

Potem nadchodził czas na orkę i zasiewy.<br />

Zboże siano z płachty, którą siejący<br />

wiązał na ramieniu, wybierając z podołka<br />

ziarno. Na każdym kawałku przygotowanej<br />

roli gospodarz wysiewał ziarno<br />

w pierwszej kolejności na znak krzyża,<br />

że Bóg Stwórca oceni ten wysiłek, pomnoży<br />

to ziarno, przynosząc duży urodzaj,<br />

by było więcej chleba. Gospodynie<br />

też miały swoje siewy. W rozsadnikach<br />

siały nasiona warzywne, bo każda musiała<br />

mieć własne flance do sadzenia w swoich<br />

ogrodach. Nie było możliwości zakupienia<br />

rozsady u ogrodników. Gosposie<br />

wymieniały między sobą różne gatunki<br />

sadzonek warzyw.<br />

Kościół<br />

W Środę Popielcową wszyscy katolicy<br />

szli do kościoła. Ksiądz posypywał ich<br />

głowy popiołem i to był znak początku<br />

Wielkiego Postu. Skończyły się wesela, zabawy,<br />

różne rozrywki. W każdą niedzielę<br />

chodziło się dodatkowo do kościoła po<br />

południu na Gorzkie Żale. Nabożeństwo<br />

trwało długo, bo śpiewano wszystkie trzy<br />

jego części. Młodzież trochę się niecierpliwiła,<br />

jednak nikt nie okazywał niezadowolenia<br />

pod srogim spojrzeniem rodziców.<br />

Nieuważnych czekała domowa<br />

reprymenda, szedł czasem w ruch pasek<br />

lub kijek z łoziny. W domach dzieci zwracały<br />

się do rodziców tato, mamo. Używano<br />

określeń różnych rodzinnych koligacji.<br />

26


Mówiono: stryjku, stryjno, wujku, wujno,<br />

szwagrze i szwagrowo, teściu i teściowo,<br />

nawet w odniesieniu do zżytych sąsiadów,<br />

co nie jest obecnie przyjęte.<br />

W Wielkim Tygodniu trwały już przygotowania<br />

do świąt. Najpierw wielkie<br />

sprzątanie. Każdy z domowników miał<br />

swoją „działkę”, jednemu przypadło podwórko,<br />

innemu – stajnia, stodoła lub sad<br />

do pielęgnacji. Kobiety miały swoje zajęcia.<br />

Także, w tym czasie odbywało się świniobicie<br />

i domowy wyrób wędlin, a więc<br />

ich marynowanie i wędzenie. Do świąt<br />

miało być wszystko zapięte na ostatni guzik.<br />

Każdy z nas musiał iść do spowiedzi.<br />

Przed kościołem obowiązkowo trzeba<br />

było przeprosić rodziców słowami „odpuście<br />

mi grzechy”. A matka i ojciec odpowiadali:<br />

„Niech Pan Bóg ci odpuści”.<br />

Po ucałowaniu rąk rodziców można było<br />

przystąpić do konfesjonału. W Wielką<br />

Sobotę ze wszystkich stron szli ludzie<br />

do kościoła na „święcone”: mężczyźni,<br />

kobiety, młodzież, dzieci. Odświętnie,<br />

choć skromnie ubrani. Z dalszych wiosek<br />

przyjeżdżali furmankami z pokarmem<br />

do święcenia. A było tego sporo. Niektóre<br />

kobiety przynosiły nawet po dwa kosze<br />

w płachtach na plecach, żeby wszystko, co<br />

miało być zjedzone na wielkanocnym stole,<br />

zostało pobłogosławione.<br />

W Wielki Piątek od rana w kościele<br />

przy Bożym Grobie stała straż honorowa.<br />

Po trzy osoby po dwóch stronach: strzelec<br />

z karabinem, strażak z toporkiem, „Sokół”<br />

w zielonym mundurku i w rogatywce<br />

z pawim piórem. Grób był zrobiony w lewej<br />

kaplicy naszego kościoła. Strojono<br />

go w zielone gałęzie świerków i doniczki<br />

z zasianym i zielonym już owsem. Przed<br />

grobem świeciły się lampki ulepione<br />

z wosku pszczelego. Elektryczności w kościele<br />

i miasteczku wtedy jeszcze nie było.<br />

Warta przy grobie Chrystusa trwała do<br />

godziny 6-tej rano w niedzielę wielkanocną.<br />

Wtedy to znikał Zbawiciel z grobu,<br />

a dzwony obwieszczały światu Jego zmartwychwstanie.<br />

Rankiem była rezurekcja,<br />

podczas której wierni trzykrotnie obchodzili<br />

kościół w uroczystej procesji. W tych<br />

dniach świątecznych ludzie pozdrawiali<br />

się słowami: „Chrystus zmartwychwstał”.<br />

I odpowiadali: „Prawdziwie powstał”.<br />

Drugi dzień świąt był oblewanym poniedziałkiem.<br />

Uciecha dla wszystkich. Starsi,<br />

młodzież, dzieci chwytali za wiadra i bez<br />

względu na pogodę lali wodę jak z cebra.<br />

A potem nadchodził maj i Świrz stawał<br />

w pełnej krasie.<br />

Generał Tadeusz Bór-Komorowski,<br />

Komendant Główny AK,<br />

ostatni właściciel Zamku w Świrzu<br />

Maj w Świrzu<br />

W kościele i przy figurach stojących<br />

na rozdrożach zbierali się mieszkańcy<br />

na „majówki” – nabożeństwa do Matki<br />

Boskiej. Jedna z figur Matki Boskiej<br />

stała obok młyna, druga − Św. Rozalii<br />

na rozdrożu ul. Trzeciego Maja z drogą<br />

do Chlebowic; kolejna Św. Jana − przy<br />

szosie między miasteczkiem a Szuwarówką.<br />

Ta przy młynie była dodatkowo<br />

oświetlona żarówkami, gdyż młyn miał<br />

własną elektryczność ze swojego dynama.<br />

W wieczór poprzedzający święto narodowe<br />

Trzeciego Maja władze organizowały<br />

majowy capstrzyk. Rozpoczynał<br />

go pochód na trasie z rynku do przysiółka<br />

Świrzyk i z powrotem. Prowadziła orkiestra<br />

strażacka, w uroczystym pochodzie<br />

kroczyła młodzież, harcerze, „Sokoły”<br />

i „Strzelcy” oraz mieszkańcy Świrza<br />

i okolic. Następnie, przy cmentarzu, gdzie<br />

stał pomnik powstańca 1864 r., zapalano<br />

ognisko i do rana śpiewano pieśni narodowe<br />

i żołnierskie. Już w sam dzień Trzeciego<br />

Maja udawano się na mszę świętą.<br />

Po mszy, na rynku odbywały się przemówienia,<br />

występy młodzieży, podczas<br />

których chłopcy i dziewczęta recytowali<br />

patriotyczne wiersze. Najprzyjemniejsza<br />

była zabawa na wolnym powietrzu,<br />

skoczna, zwiewna, na nutę harmonii i aż<br />

do nocy.<br />

Rozrywek na wsi nie było zbyt wiele,<br />

brakowało czasu. Przypominam sobie<br />

jednak, że często gospodarze, po dniu<br />

ciężkiej pracy zbierali się u Kutyna (właściciela<br />

restauracji), żeby wychylić kufel<br />

złocistego piwa z pianką. Niektórzy<br />

pozwalali sobie na kieliszek lub butelkę<br />

napitku silniejszego procentowo. Każdy<br />

jednak dbał o swój honor i nie dopuszczał<br />

do tego, żeby się „zabaniaczyć” do utraty<br />

pamięci. Wracali spokojnie od Kutyna,<br />

podśpiewując wesoło, czasem ukradkiem,<br />

aby nie widziały ich żony i dzieci. Upić się<br />

− to dyshonor! W majowe dni, gospodarze<br />

po raz pierwszy wyganiali krowy na pastwisko.<br />

Prowadzili je na powrozach, nie<br />

puszczając luzem, bo po zimowym przebywaniu<br />

w oborze bydło „szalało” pędząc<br />

na oślep i skacząc. Zwierzę z okaleczoną<br />

lub złamaną nogą można było już tylko<br />

dobić. Strata krowy, to nie rzadko strata<br />

środków do życia. Więc starsi gospodarze<br />

„odczarowywali” bydło wielkanocnymi,<br />

poświęconymi przez księdza „palmami”.<br />

To był rytuał, który odprawiano, aby zachować<br />

pogłowie w zdrowiu, mleczności<br />

i ewentualnie chronić przed czarownicą,<br />

aby im mleka nie „zabrała”. Potem, już<br />

27


nasze krówki, nasycone pierwszą zieloną<br />

trawą, wracały luzem do obory. Wypas<br />

trwał przez całe lato. Krowami opiekował<br />

się przydzielony pastuch.<br />

Świrzanie mieli jeszcze jedną radość<br />

− żabi chór, który można było słuchać<br />

wieczorami. Skrzek żab, na różną nutę<br />

rozchodził się daleko po okolicy. Często<br />

dzieciaki naśladowały żaby dotrzymując<br />

im rytmu: „barszcz, barszcz, buraki, kie,<br />

kie, kie, kum, kum, kum…”− tak wyśpiewywali<br />

wspólnie − w wodzie żaby, a na<br />

brzegu − dzieciarnia.<br />

Pod koniec maja sadzono ziemniaki.<br />

Wczesne, w małej ilości, w ogrodach. Taki<br />

sposób sadzenia nazywano „za łopatą”: jeden<br />

z nas kopał dołki, inny wrzucał w nie<br />

ziemniaki, następnie przykrywał je ziemią<br />

z następnego dołka. I tak posuwając się<br />

rządkami obsadzano całe zagony. W polu,<br />

sadzono końmi „za pługiem”. Lemiesz odrzucał<br />

skibę, a w nią, postępujący za pługiem<br />

ludzie wrzucali ziemniaki. Następna<br />

skiba je przykrywała. Ten sposób sadzenia<br />

dotrwał do dziś.<br />

Na przednówku, to jest przed nowymi<br />

zbiorami, gdy kończyły się zapasy w chatach,<br />

biedni ludzie po nocach chodzili<br />

i wyciągali z gleby posadzone ziemniaki.<br />

Głód zaglądał w oczy. Nazywano tych<br />

biedaków „nocnymi stróżami”. Ale tak naprawdę,<br />

to nikt się nie dziwił, bo niedostatek<br />

na przednówku dawał się ludziom<br />

we znaki. Nie było pracy, pola obsadzone<br />

jeszcze nie obrodziły. Niektórzy nawet<br />

wybierali się na żebry. Chodzili do bogatych<br />

gospodarzy, klękali na progu modląc<br />

się głośno za ich zdrowie i powodzenie.<br />

Chwalili jednocześnie piękne dzieci, zaradną<br />

żonę i wspaniałe gospodarstwo.<br />

Robili, co mogli by uzyskać możliwie największy<br />

dar. I najczęściej otrzymywali. Pamiętam,<br />

był we wsi człowiek kaleki, który<br />

nie mógł chodzić, więc przemieszczał się<br />

na stołeczku po izbie. Gospodarze chętnie<br />

otwierali przed nim drzwi swoich chat.<br />

„Chodził” więc od domu do domu. Dbano<br />

o niego, karmiono i zatrzymywano<br />

na noc. Zapewne nie miał łatwego życia,<br />

prawie każdą dobę u kogoś innego, ale też<br />

najlepiej wszystko o wszystkich wiedział,<br />

słuchano więc z zainteresowaniem nowinek<br />

z życia wsi. Ten kaleka umiał ładnie<br />

i ciekawie opowiadać.<br />

c.d.n. – w nr 4<br />

Od Redakcji: Pan Zbigniew Kopeć (ART. "MATERIAŁY I DOKUMeNTY") przedstawia funkcjonowanie<br />

kompleksu obozu hitlerowskiego w Kudowie przy ul. Łąkowej w ścisłym powiązaniu<br />

z zakładami przemysłu bawełnianego (późniejsze KZPB). Pan Zbigniew jest jednym<br />

z najlepszych znawców historii tego kompleksu obozu hitlerowskiego i pokazuje<br />

jak w sposób „przemysłowy” eksploatowano i wyniszczano ludzi z podbijanych krajów.<br />

W swoich badaniach współdziała ze Społecznym Komitetem Ochrony Miejsc Pamięci,<br />

Walk i Męczeństwa w Kudowie-Zdroju powołanym w 2007 r. przez Burmistrza Czesława<br />

Kręcichwosta. <strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen z siedzibą w Wałbrzychu doceniło działalność pana<br />

Zbigniewa i w kwietniu br. dyrektor tego muzeum wręczył panu Zbigniewowi specjalną<br />

legitymację konsultanta społecznego <strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen, która ułatwi panu Zbigniewowi<br />

dostęp do archiwów, akt sądowych z procesów nadzorców nad więźniami oraz<br />

do akt państwowych. We współczesnych Niemczech, jak w każdym wolnym kraju, mogą<br />

działać różni ludzie i organizacje. Są także i takie, które zafałszowują pamięć. Zła nie<br />

powinno się przemilczać, aby nie odrastało. Pan Zbigniew to pokazuje, ale równocześnie<br />

poszukuje akcentów ludzkich, tego, co dobre – dla lepszej przyszłości. Artykuły<br />

pana Zbigniewa zainteresowały Instytut Badań nad Antysemityzmem na Uniwersytecie<br />

Technicznym w Berlinie, czego wyrazem była wizyta pracownika naukowego Instytutu<br />

w Kudowie-Zdroju. W miarę poznawania źródeł oraz pozyskiwania relacji żyjących<br />

byłych więźniów, Czytelnicy „Pamiętnika Kudowskiego” otrzymywać będą najświeższe<br />

wiadomości i odkrycia. Nasza Redakcja zwraca się do Czytelników z prośbą o udostępnianie<br />

nam zdjęć i różnych materiałów dotyczących kompleksu obozu hitlerowskiego<br />

na ul. Łąkowej, stanu KZPB w 1945, 1946 r. oraz danych dotyczących byłych więźniów<br />

i nadzoru nad nimi. Równocześnie składamy podziękowanie tym wszystkim osobom, które<br />

pomogły nam przekazując szereg ważnych informacji i zdjęć.<br />

28


MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />

▶ Zbigniew Kopeć<br />

Jak funkcjonowały<br />

w czasie II wojny światowej<br />

kudowskie zakłady bawełniane<br />

(późniejsze KZPB)<br />

Widok ogólny fabryki KZPB – w głębi osiedle przy ul. Łąkowej<br />

Różna pamięć<br />

Czy o mrocznych czasach II wojny światowej należy pamiętać, a tym bardziej pisać?<br />

Pokazują one nie tylko zło, lecz także bohaterstwo ludzi, ich cierpienia i morale. Sprawcy zła zawsze dążą do<br />

przerzucania win, a nawet zbrodni na ofiary. Pamiętamy jak pojawiło się w Niemczech i w świecie sformułowanie:<br />

„Polskie obozy koncentracyjne”. Ludzie początkowo jakby nie dojrzeli groźnego kłamstwa. Dopiero zdecydowany<br />

polski protest i przypomnienie, kto i dla kogo tworzył obozy śmierci w czasie II wojny światowej − ratuje<br />

prawdę i pamięć. W tym proteście wsparli nas Żydzi. Dramatyczne lekcje historii, a zwłaszcza te, które przeżywamy<br />

osobiście, także przekazane nam przez najbliższych kształtują naszą świadomość, stają się drogowskazem.<br />

Nasza tożsamość budowana jest od najmłodszych lat i przyjmujemy świat nie tylko taki, jaki nas otacza tu i teraz,<br />

ale także ten, który jest w pamięci narodu. Mieszkając ponad pół wieku w Kudowie zdaję sobie sprawę jak<br />

krucha jest świadomość historyczna ludzi i jak łatwo, jako społeczeństwo, możemy być manipulowani.<br />

Zło, nie daje za wygraną, odrasta jak głowa hydry. We współczesnych Niemczech pojawiają się wydawnictwa,<br />

w których nie pisze się o „napaści” Niemiec hitlerowskich na Polskę w 1939 r., ale o „wejściu” wojsk niemieckich<br />

do Polski dla …obrony niemieckiej mniejszości przed Polakami. Np. w publikacji ,,Der Tod sprach polnisch: Dokumente<br />

polnischer Grausamkeiten an Deutschen 1919-1949” wydawnictwo Arndt-Verlag z 1998 r. stron 318,<br />

ISBN-10: 3887411544, ISBN 978-3887411541. W Niemczech, w ostatnich latach ukazuje takich książek coraz<br />

więcej. Powinniśmy, więc baczniej przyglądać się temu i tym więcej troszczyć się o naszą własną pamięć zbiorową.<br />

Trzeba także umacniać te osoby, organizacje i instytucje w Niemczech, które patrzą na przeszłość z troską,<br />

rzetelnie i zgodnie z prawdą.<br />

Jak było w Kudowie w czasie II wojny światowej? Szukam odpowiedzi na to pytanie w archiwach, publikacjach<br />

z tamtych czasów, zbieram materiały i wywiady z rozmów ze świadkami życia i zdarzeń. Jak na Dolnym<br />

Śląsku, a także tu w Kudowie potraktowano wytyczne Hitlera z przemówienia 22 sierpnia 1939 r. na naradzie<br />

wysokich rangą oficerów Wehrmachtu, gdy niemiecki führer wyznaczył im ważne cele (tuż przed atakiem na<br />

Polskę), mówiąc, że, „Celem (wojny) jest usunięcie sił żywych, a nie osiągnięcie jakiejś określonej linii […] Nie<br />

dopuszczać do serca współczucia. Brutalnie postępować. Osiemdziesiąt milionów ludzi musi otrzymać swoje<br />

prawa. Musi być zabezpieczona ich egzystencja. Silniejszy ma rację. Największa bezwzględność […] Każdą nowo<br />

tworzącą się polską siłę żywą trzeba natychmiast unicestwić. […] Polska zostanie wyludniona i zasiedlona przez<br />

Niemców”2.<br />

Znalazłem jednak w Kudowie inne mechanizmy niż spektakularne uderzenia wojsk i gwałtowne masowe<br />

zabijanie. Znalazłem tu podstawowy mechanizm codziennego życia III Rzeszy, w którym w sposób skuteczny<br />

połączono mechanizm zysku ekonomicznego z wyniszczaniem życia ludności zajmowanych krajów.<br />

29


Obozy jeńców wojennych<br />

W latach II wojny światowej Dolny<br />

Śląsk pokryty był siecią różnego rodzaju<br />

obozów pracy przymusowej. Jedne były<br />

zarządzane przez administrację resortu<br />

pracy III Rzeszy i skupiały dziesiątki<br />

tysięcy cudzoziemskich robotników cywilnych,<br />

inne podlegały tzw. Organizacji<br />

Schmelt skupiającej w 1943 r. 160 obozów.<br />

SS-Brigadeführer Albrecht Schmelt<br />

był specjalnym pełnomocnikiem Reichsführera<br />

SS do spraw zatrudnienia obcoplemiennych,<br />

wyłącznym dysponentem<br />

żydowskiej siły roboczej na Górnym<br />

i Dolnym Śląsku. Obok nich istniały liczne<br />

oddziały robocze jeńców wojennych<br />

ze stalagów podległych pod zarząd Oberkomando<br />

der Wehrmacht (OKW).<br />

W numerze 2 Pamiętnika Kudowskiego<br />

opisałem historię marynarza<br />

włoskiego Luigi Baldana jeńca wojennego<br />

przebywającego w Kudowie w latach<br />

1944-1945 − człowieka, który nazwał siebie<br />

niewolnikiem Hitlera.<br />

Dziś wiadomo, że Luigi Baldan był<br />

jeńcem wojennym obozu podległego pod<br />

OKW, a nie KL Gross-Rosen. Korzystając<br />

z pomocy Działu Naukowo-Badawczego<br />

<strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen uzyskałem materiały,<br />

z których wynika, że na obszarze Śląskiego<br />

Okręgu Wojskowego w III Rzeszy,<br />

który oznaczony był cyfrą (VIII) istniały<br />

następujące Stalagi (skrót od Stammlager<br />

für kriegsgefangene Mannschaften und<br />

Unteroffiziere) tj. obóz jeniecki dla szeregowców<br />

i podoficerów.<br />

• Stalag VIII A Görlitz (Zgorzelec),<br />

• VIII B Lamsdorf (Łambinowice),<br />

• VIII C Sagan (Żagań),<br />

• VIII D Teschen (Cieszyn) ,<br />

• VIII E Neuhammer (Świętoszów),<br />

• VIII F/318 Lamsdorf.<br />

Każdemu stalagowi macierzystemu<br />

podlegały liczne oddziały robotników<br />

przymusowych – jeńców wojennych,<br />

tworzone wedle zapotrzebowania na siłę<br />

roboczą. Z materiałów zawartych w wydawnictwie<br />

Głównej Komisji Badania<br />

Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i Rady<br />

Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pt.<br />

,,Obozy Hitlerowskie na ziemiach<br />

polskich 1939-1945” wyd.<br />

w 1979 r. wynika, że w Kudowie-Zdroju<br />

(Bad Kudowa-<br />

Sackisch) istniały dwa oddziały<br />

robocze Stalagu VIII A<br />

Görlitz .W jednym przebywali<br />

jeńcy radzieccy, a w drugim włoscy. Obóz<br />

dla Włochów został założony w 1944 r.<br />

L. Baldan wspomina, że przybył do obozu<br />

z początkiem kwietnia 1944 r.<br />

Obozy pracy przymusowej<br />

i kobiece obozy<br />

Cytowane wydawnictwo lokuje w Zakrzu<br />

(Sackisch) jeszcze obóz dla robotników<br />

przymusowych (ZAL) i podaje<br />

liczbę osadzonych, przeciętnie 3200 osób.<br />

Stwierdzono, że w obozie przebywali Polacy,<br />

Rosjanie i Żydzi. Do całości opisu<br />

obozów w Kudowie-Zdroju należy dodać<br />

dwa obozy kobiece.<br />

Frauenarbeitslager Sackisch (FAL zewnętrzny<br />

obóz kobiecy podległy pod zarząd<br />

KL Gross-Rosen) związany z przemieszczeniem<br />

produkcji zbrojeniowej na<br />

tereny bezpieczne w III Rzeszy. Sytuacja<br />

na froncie w 1943 r. wymogła konieczność<br />

ewakuowania m.in. na Dolny Śląsk<br />

zakładów przemysłu zbrojeniowego obszarów<br />

nękanych alianckimi nalotami.<br />

Zaistniała pilna potrzeba ewakuacji zakładu<br />

VDM z Hamburga. Pełna nazwa<br />

zakładu to Vereinigten Deutschen Metallwerke.<br />

W tym czasie była to wielka<br />

spółka akcyjna, która posiadająca kilka<br />

siedzib na terenie Niemiec. Niemiecka<br />

30<br />

Kobiety z obozu Sackisch parę miesięcy po wyzwoleniu.<br />

W drodze do domu – niektóre jeszcze w pasiakach obozowych


Zakłady Dieriga – rycina z początku istnienia zakładu<br />

inspekcja zbrojeniowa nakazała przyjąć<br />

VDM do części zakładu w Jeleniowie,<br />

czyli fabryce wyrobów włókienniczych<br />

Christian Dierig (byłe powojenne: Kudowskie<br />

Zakłady Przemysłu Bawełnianego).<br />

Prace adaptacyjne wizytował tutaj<br />

16 września 1943 r. szef niemieckiej wrocławskiej<br />

komendy uzbrojenia Geissler.<br />

Zakład, który w 1944 roku nosił nazwę<br />

VDM Luftfahrtwerke Sackisch obsługiwali<br />

więźniowie, ulokowani w 20 barakach,<br />

stojących z powodu bagnistego<br />

podłoża na palach przy obecnej ul. Łąkowej.<br />

W lecie 1944 r. pięć baraków zostało<br />

odłączonych i otoczonych drutem kolczastym,<br />

wybudowano własną kuchnię,<br />

magazyn i wartownię dla żołnierzy SS.<br />

Obóz ten od tej chwili podlegał pod zarząd<br />

Gross-Rosen.<br />

Pierwszy transport do obozu FAL<br />

Sackich z 300-ma aresztowanymi polskimi<br />

kobietami, narodowości żydowskiej,<br />

przywieziony został z Łódzkiego<br />

Getta w ostatnich dniach sierpnia 1944 r.<br />

W drugim transporcie z 12 października<br />

1944 r. przywieziono do obozu 250 węgierskich<br />

i polskich Żydówek, którym<br />

wytatuowano numery od 66501-66750.<br />

Dalsze 250 czeskich i węgierskich Żydówek<br />

przywieziono w połowie października<br />

1944 r. nadając im numery od 67051-<br />

67300. Ostatni znany transport z 150-ma<br />

czeskimi Żydówkami, które oznaczono<br />

numerami 86001-86150, przybył 28 listopada<br />

1944 r. Przynajmniej 950 aresztowanych<br />

kobiet z Polski, Węgier, Czechosłowacji<br />

i Jugosławii trafiło do tego obozu.<br />

Kilkanaście kobiet z FAL Sackisch<br />

w listopadzie 1944 r. przeniesiono do<br />

obozów Bernsdorf /Austria/, Parschnitz<br />

/Trutnow-Czechy/ , Langenbielau /Bielawa/.<br />

Szerzej napisałem o tym w artykule<br />

z cyklu „Nieznana i zapomniana historia<br />

Kudowy-Zdroju” w Nowej Gazecie Gmin<br />

Nr 21 z 2008 r.<br />

Zwangsarbeitslager für Juden (ZALfj<br />

Gellenau) – drugi żydowski obóz pracy<br />

przymusowej umiejscowiony był w dzisiejszym<br />

Jeleniowie graniczącym z Kudową.<br />

Data założenia tego obozu nie jest<br />

znana. Archiwalne akta z Bad Arolsen<br />

zawierają datę luty 1941 r.<br />

W Bad Arolsen znajduje się największe<br />

na świecie archiwum danych osobowych<br />

z czasów II wojny światowej gromadzące<br />

wiele danych ofiar prześladowań, osób<br />

przemieszczonych, jeńców, robotników<br />

przymusowych i ofiar obozów koncentracyjnych.<br />

W materiałach źródłowych: “Acta Universitatis<br />

Vratislaviensis No 2136, Studia<br />

nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi,<br />

Wrocław 1999 T. XXII autorstwa<br />

prof. dr hab. Alfreda Koniecznego, wspomniana<br />

jest data założenia tego obozu<br />

− marzec 1943 r. W tym przypadku pojawiają<br />

się ciekawe fakty dotyczące spółki<br />

Christiana Dierig. Początki firmy sięgają<br />

1805 r., kiedy to Christian Gottlob Dierig<br />

założył w Bielawie zakład włókienniczy.<br />

W 1928 r. zakład przekształcono w spółkę<br />

akcyjną i zaliczono do czołówki śląskiego<br />

przemysłu bawełnianego, a w 1930 r.<br />

dał początek koncernu Debag (Deutsche<br />

Baumwoll).<br />

Zakład w Jeleniowie<br />

Przed wybuchem II wojny Światowej<br />

koncern zatrudniał ponad 11 tysięcy<br />

robotników w 12 zakładach produkcyjnych.<br />

Na Dolnym Śląsku były cztery zakłady<br />

w Bielawie, Jodłowniku, Jeleniowie<br />

i Jeleniej Górze. Kierownictwo zakładów<br />

leżało w rękach Gottfrieda Dieriga, którego<br />

zastępcą był dr Hans Christian Dierig.<br />

Na początku 1945 r. dyrekcja zakładów<br />

ewakuowała się do swego bawarskiego<br />

centrum. Po wojnie spółka kontynuowała<br />

swą działalność i w 1950 r. zatrudniała<br />

3 tysiące robotników, dysponując kapitałem<br />

zakładowym w wysokości 47 mln<br />

marek.<br />

Zakład w Jeleniowie został wzniesiony<br />

w latach 1905-1906 jako mechaniczna<br />

tkalnia, rozruch nastąpił 10 VII 1906 r.<br />

z 201 krosnami i 138 pracownikami.<br />

Od 1935 r. dyrektorem zakładu był Alfred<br />

Graf, który mieszkał w budynku dyrekcji<br />

zakładu. W 1939 r. w stopniu kapitana<br />

artylerii wziął udział w agresji na Polskę.<br />

Firma Dieriga, w której Wehrmacht lokował<br />

duże zamówienia, produkowała materiały<br />

do wyrobu plandek, spadochronów,<br />

mundurów itp. Wspomniany obóz<br />

kobiecy w Jeleniowie, został zlikwidowany,<br />

a Żydówki przetransportowane do<br />

Bielawy. Pierwsza część transportu kobiet<br />

odeszła w marcu 1944 r., a kierowniczką<br />

obozu w Bielawie została Niemka Helene<br />

Kubetschek. Za marzec 1944 r. dokonano<br />

jeszcze obliczenia kosztów zatrudnienia<br />

Żydówek w zakładzie C. Dieriga, gdzie<br />

31


Śmigło produkowane przez Zakłady VDM w Kudowie-Zdroju.<br />

ustalono kwotę 7819,04 RM.<br />

Natomiast suma z dochodów, przekazana<br />

organizacji SS za zatrudnienie<br />

tych Żydówek za okres od października<br />

1943 r. do lutego 1944 r. wyniosła<br />

60 099,00 RM (suma za eksploatację<br />

194 Żydówek) Zbliżoną kwotę przekazano<br />

na zakład C. Diering. Można sobie<br />

wyobrazić na przykładzie Jeleniowa jakie<br />

krociowe zyski osiągano z przymusowego<br />

zatrudnienia tych kobiet przez SS, firmę<br />

C. Dierig i VDM. Wnioskuję, że były<br />

one jeszcze większe w przypadku więźniów<br />

z obozu w Sackisch. W obozach,<br />

które wymieniłem przebywało ponad<br />

4000 więźniów.<br />

Dla porównania odszukałem ceny detaliczne<br />

artykułów codziennego użytku<br />

z 1941 r. w Niemczech:<br />

1 kg chleba − 0,35 RM, 1 kg cukru<br />

− 0,74 RM, 1 L mleka − 0,26 RM, 1 kg<br />

wieprzowiny − 1,60 RM. 5 kg ziemniaków<br />

− 1,49 RM, 50 kg węgla kamiennego<br />

− 2,08 RM (Reich Mark).<br />

Relacje naocznych świadków<br />

W numerze Nr 2 Pamiętnika Kudowskiego<br />

opisałem losy obozowe Luigi<br />

Baldana, któremu jeśli zdrowie pozwoli<br />

odwiedzi nasze miasto i spotka się<br />

z Redakcją. Intensywne poszukiwania<br />

żyjących świadków czynione wraz z redaktorem<br />

Bronisławem Kamińskim doprowadziły<br />

nas do pani Janiny Radzik<br />

Obecnie obywatelki USA, urodzonej<br />

w Polsce w miejscowości Sosnowiec<br />

w 1926 r. Jako 17-letnia dziewczyna, wyznania<br />

mojżeszowego, została aresztowana<br />

przez Niemców i przewieziona<br />

pociągiem razem z innymi kobietami,<br />

w marcu 1943 r. do obozu w Jeleniowie<br />

Niżej – Opis patentowy nr 23968<br />

− Urządzenie do łączenia jednolitego kaptura<br />

z piastą śmigła.<br />

Vereinigte Deutsche Metallwerke A.G.<br />

(ZAL fj Gellenau). Nadano<br />

jej numer obozowy<br />

49820. Z pisemnej relacji,<br />

jaką otrzymaliśmy<br />

wynika, że w transporcie<br />

tym było około 200 kobiet.<br />

Rozmieszczono je<br />

w 2 barakach, wyposażonych<br />

w piętrowe prycze<br />

drewniane. Baraki były<br />

ogrodzone drutem kolczastym,<br />

a administrację<br />

obozu sprawowała niemiecka<br />

kobieca cywilna<br />

obsada. Baraki były<br />

podzielone na kilka pomieszczeń<br />

i standartowo<br />

w jednym pomieszczeniu<br />

było ,,zakwaterowanych”<br />

20 osób. Kobiety były<br />

zatrudnione w zakładach<br />

C. Dierig SA, przy<br />

obsłudze maszyn tkackich na dwie zmiany<br />

na dobę przez 6 dni w tygodniu. Pani Janina<br />

zapytana o warunki wyżywienia w obozie<br />

odpowiedziała − niedostateczne. Rano kobiety<br />

otrzymywały kawałek chleba, gorącą wodę<br />

zwaną kawą i wieczorem miskę wodnistej zupy −<br />

to wszystko. Wskutek tego chorowały na gruźlicę<br />

i inne choroby. Warunki sanitarne były<br />

okropne − panował świerzb i ropne<br />

wrzody. Nie było żadnych le-<br />

32


karstw i opieki medycznej. Mycie ciała<br />

odbywało się pod bieżącą zimną wodą,<br />

przeważnie sodą. Czasami otrzymywały<br />

małe kawałki szarego mydła. Czesi,<br />

którzy pracowali w zakładach, starali się<br />

skrycie pomagać i w miarę możliwości<br />

dostarczali lekarstwa. Postawa Czechów<br />

w tych czasach brutalnego zła, zasługuję<br />

na szczególną uwagę. To nie pierwszy<br />

udokumentowany przypadek udzielania<br />

pomocy więźniom kudowskich obozów,<br />

za którą karano surowo − karą śmierci.<br />

Po likwidacji tego obozu w maju 1944 r.<br />

Pani Janina Radzik przeniesiona została<br />

do obozu w Langenbielau (Bielawa)<br />

gdzie doczekała wyzwolenia w dniu<br />

8 maja 1945 r.<br />

Nadmienić też należy o nieznanej liczbie<br />

robotników przymusowych z Polski<br />

osadzonych poza strefą obozów i przydzielonych<br />

do pracy u miejscowych rolników,<br />

właścicieli pensjonatów, rzemieślników,<br />

przedsiębiorców.<br />

Posiadane materiały wskazują na obecność<br />

takich robotników przymusowych<br />

na terenie Kudowy i okolic już w 1941 r.<br />

Kolejny nieznany dokument dotyczący obozów nazistowskich<br />

w Kudowie-Zdroju. Ten dokument został<br />

odnaleziony na Pstrążnej i dotyczy obozu w Bukowinie<br />

(Tannhübel), do tej pory nie znanego. Dokument<br />

dotyczy 42 osób i datowany jest 18 lipca 1941 r.<br />

Badamy losy tych ludzi.<br />

Bibliografia:<br />

1. G. Eisenblätter, Grundlinien der Polityk des Reiches gegenüber<br />

dem Generalgouvernement 1939-1945, Frankfurt<br />

1969 r., s. 29<br />

2. W. Baumgart, Akten zur Deutschen Auswärtigen Politik<br />

1918-1945, seria D, tom 7, Baden-Baden 1956, nr 192-193,<br />

3. H. Bohm, Zur Ansprache Hitlers vor den Führern der<br />

Wehrmacht am 22 August 1939, 1968, t 16, r. ?<br />

4. prof. dr hab. Alfred Konieczny, Żydowski obóz pracy<br />

przymusowej w Jeleniowie z lat 1943-1944<br />

5. Luigi Baldan i Janina Radzik, Korespondencja redakcji<br />

Pamiętnika Kudowskiego 2008-2009<br />

6. Barbara Sawicka − Konsultacja naukowa z Działem Naukowo-Badawczym<br />

<strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen<br />

Wykaz obozów:<br />

Zwangsarbeitslager für Juden (ZALfj Gellenau) − Obóz<br />

pracy przymusowej dla Żydów − Jeleniów<br />

Zwangsarbeitslager (ZAL Sackisch) − Obóz pracy przymusowej<br />

− Zakrze<br />

Dwa oddziały robocze Stalagu VIII A Görlitz (Sackisch) −<br />

Obóz jeniecki dla Rosjan i Włochów.<br />

Frauenarbeitslager Sackisch (FAL) − Kobiecy obóz pracy<br />

w Zakrzu podległy pod KL Gross-Rosen (Konzentrationslager-<br />

obóz koncentracyjny)<br />

7. Kopia dokumentów Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej<br />

Polskiej z 7.12.1936 r.<br />

Uwagi :<br />

Położenie obozów:<br />

Dzisiejsze osiedle przy ul.Łakowej, teren fabryki byłego<br />

zakładu KZPB.Inne miejsca wskazujące na lokalizację<br />

baraków dla więźniów są w trakcie badań.<br />

Uwaga:<br />

Jeżeli ktoś z Czytelników znałby sprawę tego obozu i losy tych ludzi<br />

prosimy o kontakt z redakcją.<br />

Na poprzedniej stronie – Identyfikatory<br />

stosowane w zakładach VDM<br />

w Kudowie-Zdroju<br />

33


RODZINY KUDOWSKIE<br />

▶ Bronisław MJ Kamiński<br />

Kim są współcześni kudowianie, jakie są ich dzieje rodzinne i droga<br />

do Kudowy. W każdym numerze Pamiętnika Kudowskiego zamieszczamy<br />

rodzinne sagi. Największą bowiem wartością są ludzie.<br />

Oni są naszą historią.<br />

Kayzerowie kudowscy.<br />

SKIEROWANIE DO KUDOWY<br />

Lekarz Zbigniew Kayzer przybył do<br />

Kudowy z żoną Barbarą, lekarką młodą<br />

i piękną − bezpośrednio po otrzymaniu<br />

dyplomów lekarskich w Akademii Medycznej<br />

w Łodzi. Przybyli z tzw. nakazu<br />

pracy i zamieszkali najpierw w budynku<br />

sanatorium IV, czyli późniejszej „Kogi”.<br />

Był rok 1953 r. Mijało 8 lat od zakończenia<br />

wojny. W Kudowie mieście nadgranicznym<br />

wyczuwało się aktywność wojskową,<br />

bardziej niż w głębi kraju. Ochrona<br />

granicy państwowej była jedną z ważniejszych<br />

funkcji systemu państwowego<br />

i politycznego. Żołnierze Wojsk Ochrony<br />

Pogranicza (WOP) z zielonymi otokami<br />

na czapkach byli wszędzie widoczni.<br />

Mieszkańcom Kudowy to − jak się zdaje<br />

− nie dokuczało. Oficerowie i podoficerowie<br />

WOP byli mieszkańcom znani,<br />

a żołnierze służby czynnej zachowywali<br />

się przyzwoicie, podobnie, jak wszyscy<br />

inni żołnierze. Dla ludzi mieszkających<br />

po wioskach górskich, oddalonych kilka<br />

kilometrów od centrum miasta, wopiści<br />

byli wtedy czymś w rodzaju dzisiejszych<br />

ochroniarzy. Milicjantów (tak wtedy nazywali<br />

się ówcześni policjanci) nie było<br />

zbyt wielu, a demoralizacja po kilku latach<br />

wojny była jeszcze odczuwalna. Przez<br />

granicę uciekali nie tylko ludzie godni<br />

zaufania jak działacze polityczni ścigani<br />

przez władze bezpieczeństwa, ale także<br />

zwykli kryminalni przestępcy uchodzący<br />

przed karą. Widok wopisty był dla mieszkańca<br />

odległego domu w górach lub położonego<br />

gdzieś na uboczu czymś niemal<br />

sympatycznym. Każdy wiedział, o czym<br />

można, a o czym nie powinno się z nimi<br />

rozmawiać. Żołnierz mógł być porządnym<br />

człowiekiem, ale formacja w której<br />

służył, lub musiał służyć, to trochę inna<br />

sprawa. Wojna nauczyła ludzi ostrożności<br />

i trochę nieufności. Niemal w każdej rodzinie<br />

ktoś w czasie wojny zginął, został<br />

zabrany do obozu koncentracyjnego, albo<br />

zesłany na Sybir, zakatowany albo − w najlepszym<br />

razie − zginął w walce na froncie.<br />

Na niektórych bliskich czekano, że może<br />

skądś powrócą. Wielu, podejrzanych<br />

o wrogość wobec systemu komunistycznego<br />

wtrącano do więzień. W początkach<br />

lat pięćdziesiątych wszystko, co działo się<br />

w latach wojny było bardzo świeże. Zdawało<br />

się, że nie wolno zapominać, by nie<br />

zasnąć, jak zając pod miedzą i nie obudzić<br />

się wśród sfory psów.<br />

Do Kudowy zjechali ludzie w większości<br />

z repatriacji z ziem wschodnich.<br />

Stamtąd przywieźli także swoje przeżycia<br />

z okupacji sowieckiej lat 1939-1941,<br />

potem z walki z Niemcami i związanymi<br />

z nimi banderowcami ukraińskimi. Nasi<br />

Kayzerowie mieli za sobą doświadczenia<br />

z akowskiej konspiracji. Barbara była<br />

w AK i brała udział w powstaniu warszawskim.<br />

Niedawno odnaleziono dokument<br />

z poczty powstania warszawskiego,<br />

w którym wymieniana jest pani Barbara<br />

jako uczestniczka powstania od pierwszego<br />

dnia walk. Zbigniew zaś, ze względu<br />

na wojskowy zawód ojca wędrował gdzie<br />

rzucały ojca losy wojskowego i w momencie<br />

wybuchu wojny znalazł się w Wilnie.<br />

Po zajęciu Wilna przez sowietów ojciec<br />

− jako oficer KOP − musiał ukrywać<br />

się przed wywózką w głąb ZSRR. Jak się<br />

później okazało niemal wszyscy oficerowie<br />

KOP zostali przewiezieni do Katynia<br />

i tam zamordowani. Uciekali więc<br />

w stronę Skierniewic, do swoich i swego<br />

rodzinnego domu. Gdy tylko trochę<br />

podrósł, w 1943 r. przyjęty został do AK<br />

i zaprzysiężony. Był wtedy w wieku dzisiejszej<br />

młodzieży rozpoczynającej naukę<br />

w liceum. Wojnę spędził więc w Skierniewicach<br />

i w obszarze pomiędzy Skierniewicami<br />

a Warszawą. Kto wojnę przeżył,<br />

ten miał życie bardzo bogate, bywało że<br />

przedłużane, jakimś szczęśliwym zbiegiem<br />

okoliczności, ochroną Opatrzności<br />

i Bóg wie czym jeszcze. Po wojnie ludzie<br />

mieli o czym ze sobą rozmawiać i nawet<br />

bez słowa wiedzieli kto jest kim.<br />

Kayzerowie przybyli do Kudowy<br />

w marcu 1953 r. Akurat w tym czasie<br />

zmarł Stalin. Zaczęło się więc od nie lada<br />

emocji. „Słońce wolności” i „przyszłości<br />

naszej blask” zgasło. Jedni radowali się po<br />

cichu, innym świtały jakieś złudne nadzieje,<br />

że coś pęknie – tak też myśleli Kayzerowie,<br />

a byli i tacy, którzy płakali. Niektórzy<br />

traktowali te łzy jako świadectwo, że nie<br />

wszystko co czerwone przyszło tylko na<br />

sowieckich bagnetach. Ujawniały się bowiem<br />

zastarzałe rachunki społecznych<br />

krzywd i nadzieja wielu ludzi na zmianę<br />

statusu społecznego. Ta okazja do zmiany<br />

sytuacji społecznej stawała się nową<br />

szansą i nie musiała być czymś złym. Idea<br />

ta stanie się w III RP źródłem siły lewicy.<br />

34


Nadchodziło głębokie przewarstwienie<br />

społeczne stymulowane przez radziecką<br />

dominację. Młody lekarz Zbigniew Kayzer<br />

mógł mieć jednak powody do niepokoju.<br />

Jego ojciec był przed wojną oficerem,<br />

Akowska przeszłość młodego lekarza, to<br />

także nie najlepsza wtedy karta polityczna<br />

w ocenie władz. Takich jednakże było<br />

wielu i na ziemiach zachodnich można<br />

było czuć się nie zauważonym. To, że<br />

młody lekarz nie wstępuje do partii, już<br />

mogło być zauważone. A wtedy wszystko<br />

mogło się niekorzystnie zsumować. Prognozy<br />

nie były więc najlepsze.<br />

Oboje mieli jednak trochę szczęścia.<br />

Tak uważa pan Zbigniew. W czasie okupacji<br />

mogli wielokrotnie zginąć, a żyją.<br />

Gdyby w czasie studiów przyczepiono<br />

się do nich „politycznie”, to nie zostaliby<br />

lekarzami. Ich zawód także miał trochę<br />

barw ochronnych. Lekarze byli potrzebni<br />

w każdym systemie, niemal każdemu<br />

i w tej profesji łatwiej można było zmylić<br />

czujność polityczną służb ideologicznych.<br />

KUDOWA<br />

Młodzi lekarze Barbara i Zbigniew<br />

Kayzerowie przybyli do Kudowy-Zdroju,<br />

miasta, którego wcześniej nie znali,<br />

by pracować w uzdrowisku zgodnie<br />

z nakazem pracy. Jaka była Kudowa,<br />

wtedy w 1953 r.? Po obu stronach głównej<br />

arterii miasta jaką była ul. Zdrojowa<br />

(od ul. Głównej do wysokości pawilonu)<br />

pasły się krowy, a sama ul. Zdrojowa<br />

była pokryta kostką granitową, po której<br />

bardzo źle się jeździło. O mieście można<br />

było mówić mniej więcej od „Bajek”<br />

do Poczty przy ul. 1 Maja. Miejscowość<br />

nie była przygotowana na przyjęcie tak<br />

dużej ilości ludzi, jaka zaczęła napływać<br />

do uzdrowiska i zakładów bawełnianych<br />

(KZPB). Nie było wydolnej oczyszczalni,<br />

odpowiedniej ilości wody, bezpiecznej<br />

sieci energetycznej i dostatecznie rozbudowanej<br />

sieci gazowej. Mimo tych braków,<br />

miejscowość robiła dobre wrażenie<br />

i była oazą na powojennym obrazie kraju.<br />

Park Zdrojowy wyglądał pięknie i cały<br />

teren wokół parku. Kayzerowie, jako lekarze<br />

widzieli Kudowę od tej piękniejszej<br />

strony. Wędrowali po okolicy, poznawali<br />

ludzi i historię tej ziemi. Dla nowoprzybyłych<br />

mieszkańców, a także kuracjuszy<br />

najciekawsza była Czermna, rozpoczynająca<br />

się tuż za stawem parkowym. Ludzie<br />

dowiedzieli się, że uzdrowisko kiedyś<br />

zaczęło się od Czermnej, jak zresztą cała<br />

Kudowa. Już w średniowieczu mówiono<br />

na teren uzdrowiska „Czermnenske Lazne”,<br />

co po czesku oznaczało „Czermneński<br />

Zdrój” Stopniowo teren wokół stawu<br />

i parku opanowywali lekarze i różni obrotni<br />

ludzie, budując sanatoria i pensjonaty.<br />

Tak stopniowo wydzielał się zdrój<br />

kudowski. Czermna pozostała uroczą<br />

wsią, pełną tkaczy i drobnych rolników<br />

mówiących po czesku. Ci ambitni czermnianie<br />

nazywali tych z „Lazne” − „chudobą”<br />

czyli po prostu dziadostwem. Wiadomo<br />

przecie, że porządny człowiek ma<br />

żyć z porządnej pracy, najlepiej z roli lub<br />

dobrego rzemiosła, a taki , co to „służył”<br />

w „lazne” to był nic nie wart, ot chudoba<br />

i tyle. Na Kudowę mówili więc Czesi<br />

„Chudoba”(i nadal tak mówią). Austriacy<br />

słyszeli tę nazwę trochę inaczej i w języku<br />

niemieckim zapisywali po swojemu:<br />

„Ch” zmieniali na „K”, a „W” na „B” (jak<br />

np. Wrocław − Breslau) i tak w języku<br />

niemieckim mówili i pisali „Kudowa”.<br />

Po wojnie przyszli tu Polacy. Zawsze tu<br />

byli, czy bywali, ale teraz już całym narodem.<br />

Zgodnie z decyzjami zwycięskich<br />

mocarstw Polska miało dojść do granic<br />

Rzeszy i doszła. Jak się coś bierze w posiadanie,<br />

to trzeba to jakoś po swojemu<br />

nazwać. Jak nazwać: „Chudoba” czy „Kudowa”?<br />

O brzmieniu nazw decydowała<br />

rządowa komisja do spraw nazewnictwa.<br />

Zanim ta komisja wypowiedziała się, ludzie<br />

już wymyślali swoje propozycje. Ktoś<br />

czecholubny forsował dość mocno swój<br />

pomysł i − dla stworzenia faktów dokonanych<br />

– wydał pocztówkę z pięknym widokiem<br />

na sanatorium „Polonia”, z zamaszystym<br />

napisem „Chudobice”. Jakże musiał<br />

być rozczarowany, gdy komisja rządowa<br />

wybrała „Kudowę Zdrój”. Wprawdzie<br />

szanujemy Czechów, ale trzeba przyznać,<br />

że gust niemieckiego wystroju, nazw itd.<br />

jakoś nam podchodzi. Nie obyło się tu<br />

jednak bez zamierzonych złośliwości.<br />

Oto, sekretarka tej komisji − jakaś woluntarystycznie<br />

nastawiona osóbka (może<br />

były partyzant), − wpakowała w protokole<br />

komisji kreskę pomiędzy słowa<br />

„Kudowa” a słowo „Zdrój” i tak zamiast<br />

„Kudowa Zdrój” mamy „Kudowa-Zdrój”.<br />

Nikt jej do tego nie upoważnił, sama tak<br />

zrobiła. Można by powiedzieć z przekąsem…<br />

i masz babo placek. Na nic się<br />

zdały próby odwrócenia sprawy. Weszło<br />

do papierów urzędowych, metryk, ksiąg<br />

i koniec. W tamtych latach, gdy Kayzerowie<br />

przybyli do Kudowy ludzie przyjezdni<br />

z ciekawości szli do Czermnej, by popatrzeć<br />

na granicę idącą pomiędzy domami<br />

i sprawdzić, czy to prawda, że niektórzy<br />

mają ustępy po drugiej stronie granicy.<br />

Ludzi zawsze ponosi wyobraźnia. Tak<br />

naprawdę, to granicę pomiędzy domami<br />

orano i bronowano, najdalej jak się dało<br />

widzieć, by wróg klasowy i wraży szpieg<br />

wiedział, że nie przemknie się nawet nakładając<br />

na swoje szpiegowskie buty żelazne<br />

raciczki dzika. Mieszkańcy jednak<br />

wiedzieli, że tędy ludzie idą na zachód,<br />

bo w górach, skałach, krzakach i strumyczkach<br />

nie upilnuje się wyszkolonych<br />

w wojnie, a uchodzących teraz przed<br />

więzieniem, torturami i prześladowaniami.<br />

Nasi Kayzerowie nie mieli zbyt dużo<br />

czasu na zajmowanie się wszystkim, co<br />

się pojawiało. Lekarzy było w uzdrowisku<br />

nie wielu, musieli więc zając się przede<br />

wszystkim lecznictwem, wchodzili do<br />

środowiska lekarskiego, które gromadziło<br />

się wokół profesorów Eufemiusza<br />

Hermana przyjeżdżającego z Łodzi i An-<br />

35


Sanatorium Polonia w którym mieszka Dr. Zbigniew Kayzer (fot. Konrad Buss)<br />

toniego Falkiewicza z Wrocławia. W społeczności<br />

kudowskiej dr Barbara Kayzer<br />

była nawet bardziej znana od swojego<br />

męża. W latach 50. i 60. było w Kudowie<br />

mało lekarzy. Pani Barbara była lekarzem<br />

uzdrowiskowym, kardiologiem, a z braku<br />

pediatrów (zanim przybył do Kudowy pediatra<br />

Stefan Kubisa) zajmowała się także<br />

lecznictwem dzieci. Jeździła więc do chorych<br />

dzieci w różnych zakątkach Kudowy,<br />

czasami wozem konnym. Ponadto, przez<br />

blisko dwadzieścia lat była sekretarzem-protokolantem<br />

jednego z najważniejszych<br />

wydarzeń lekarskich w dziejach<br />

powojennych Kudowy, jakim były konsultacje<br />

naukowe i praktyczne lekarzy<br />

kudowskich z wybitnym uczonym klinicystą<br />

prof. Antonim Falkiewiczem.<br />

MOJA POLSKA<br />

Aby jakoś zrozumieć i ocenić lata powojenne,<br />

pan Zbigniew sięga do ostatnich<br />

lat wojny, w których rodziły się nowe<br />

drogi. W 1943 r ojciec Zbigniewa otrzymał<br />

z konspiracji ostrzeżenie o grożącym<br />

aresztowaniu i rodzinie polecono szybkie<br />

przeniesienie się w inne miejsca. Zbigniew,<br />

wraz z matką i siostrą powędrowali<br />

w jedna stronę, ojciec w drugą. Tak<br />

Zbyszek znalazł się na wsi pod Mszczonowem.<br />

Zaczął pracę w małym majątku<br />

państwa Bojanowskich, który to majątek<br />

Bojanowscy wydzierżawili po przeniesieniu<br />

się z Grudziądza. Dla zmylenia<br />

czujności okupanta zmienili nazwisko na<br />

„Niewolscy”. W gospodarstwie utrzymywali<br />

jako rezydenta niejakiego pana Korejwo,<br />

wielkiego oryginała, o manierach<br />

szlachecko-ziemiańskich. W czasie okupacji<br />

ludzie musieli umieć wykonywać<br />

niemal wszystko, co trzeba było zrobić.<br />

Zbyszkowi przypadło teraz ponad półroczne<br />

zajmowanie się gospodarstwem<br />

rolnym. Musiał się tego szybko nauczyć.<br />

Doglądał krów, koni, orał, bronował, robił<br />

wszystko, co trzeba w gospodarstwie<br />

wiejskim. A że był chętny do pracy, więc<br />

okazał się bardzo potrzebny. Orki miał<br />

dosyć dużo, bo akurat trafił na ten okres<br />

polnych prac. Zdaje się, że to pozostało<br />

Zbigniewowi do dziś. Gdy widzę jak<br />

idzie długim krokiem, lekko pochylony<br />

do przodu − a tak go widzimy na ulicach<br />

Kudowy − to, ten kto zna chód rolników<br />

wie, że to pozostaje po chodzeniu za pługiem.<br />

W początkach 1944 r. kazano mu<br />

przenieść się dalej. Bocznymi drogami,<br />

przez lasy i pola − po ok. 50 km − dotarł<br />

do Sobikowa koło Góry Kalwarii. Tu zaliczył<br />

kilka wsi będąc po trochu w każdej.<br />

Praca i konspiracja. W Sobikowie poznał<br />

ks .Mientka, i to już zaczęło zmieniać dalsze<br />

życie. Ks. Mientek, wikary w tamtejszej<br />

parafii, uczył na tajnych kompletach,<br />

m.in. języka polskiego i francuskiego.<br />

Od księdza poznał jedną z tajemnic rodziny<br />

wikarego, że każdy, kto w rodzinie<br />

osiągnie jakieś wykształcenie i stanowisko<br />

ma obowiązek pociągnąć z rodziny<br />

co najmniej jednego w górę. Gdyby Polacy<br />

chcieli dzisiaj o tym pamiętać − dodał<br />

Zbigniew. Samego ks. Mientka ciągnął<br />

jego stryj, który był lekarzem. A tak ciągnął,<br />

że nawet wyciągnął go z… seminarium<br />

duchownego i skierował na prawo,<br />

które nasz duchowny ukończył. Uparł się<br />

jednak Mientek, powrócił do seminarium<br />

i został księdzem. Teraz ks. Mientek ciągnął<br />

wielu, w tym i Zbigniewa, bowiem<br />

jemu właśnie zawdzięcza Zbigniew naukę<br />

na tajnych kompletach i złożenie<br />

36


tzw. małej matury. Przede wszystkim<br />

jednak, ks. Mientek przekazał swoim<br />

uczniom ważne wartości duchowe. Mądry<br />

ksiądz wiedział, że w tych mrocznych<br />

czasach młodzi ludzie muszą nabywać<br />

coś więcej od umiejętności strzelania do<br />

wroga. Do dzisiaj pan Zbigniew uważa,<br />

że to ks. Mientek uformował z nich ludzi<br />

zdolnych patrzeć ponad ciemnościami<br />

wojny. Dzielny ks. Mientek uratował także<br />

życie Zbigniewa, jego matki i siostry<br />

Ireny. Ukrywający się przed hitlerowcami<br />

Kayzerowie byli przez niektórych mieszkańców<br />

tej wsi uważani za Żydów. Matka<br />

miała trochę semicką urodę, a nazwisko<br />

„Kayzer” także brzmiało jak żydowskie.<br />

Ks. Mientek znał te niebezpieczne pogłoski,<br />

ochraniał ich i pewnego dnia uratował.<br />

Przypadkowo naszli ich hitlerowcy<br />

i kto wie jakby skończyły się podejrzliwe<br />

spojrzenia Niemców, gdyby nie ksiądz,<br />

który zaświadczył, że są rodziną polską.<br />

Podobne zdarzenie miało miejsce w mojej<br />

rodzinie. Matka moja, mająca również<br />

semickie rysy została zgarnięta przez<br />

Niemców z ulicy we Lwowie i gdyby nie<br />

interwencja kościelna także nie wiadomo<br />

jakby to się skończyło. Niedługo później<br />

ten semicki wygląd matki okazał się zbawienny.<br />

Gdy do naszego domu wpadło<br />

gestapo z Pomorzan w poszukiwaniu<br />

Żydów, obie ukrywające się Żydówki nie<br />

wzbudzały wątpliwości jako nasze „ciocie”<br />

i gdy głośno zaczęły z nami odmawiać<br />

„Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”− gestapowcy<br />

odeszli.<br />

W 1946 r. Zbyszek zdał maturę w Liceum<br />

Ogólnokształcącym im. Mikołaja<br />

Kopernika w Łodzi. Zapisał się na wydział<br />

prawa, na kierunek ekonomiczno-prawniczy.<br />

Z legitymacją studenta wydziału<br />

prawa mógł chodzić na rozprawy sądowe,<br />

jakie niedawnym wojennym bohaterom<br />

fundowały nowe władze. Zorientował się,<br />

że takie studia to nie dla niego. Marzył<br />

o tym, by ludziom pomagać, myślał o medycynie.<br />

Już w następnym roku rozpoczął<br />

studia medyczne. Tu spotkał Barbarę.<br />

Oboje ukończyli studia w 1953 r., pobrali<br />

się i tak ze skierowaniem, zwanym nakazem<br />

pracy zjawili się w Kudowie.<br />

Do cichego uzdrowiska docierały wieści<br />

z każdego zakątka kraju. Przywozili je<br />

osiedlający się ludzie, kuracjusze, wczasowicze<br />

i różni ludzie poszukujący miejsca<br />

gdzieś w górach, na uboczu, by zgubić<br />

za sobą ślady i zejść z wszechobecnych<br />

oczu bezpieki. Ludzie, którzy przeszli<br />

przez piekło walk z hitlerowcami chcieli<br />

wreszcie mieć Polskę do życia. W każdym<br />

miejscu w kraju cieszyli się z otwieranych<br />

szkół, z tworzonych wyższych<br />

uczelni, z budowanych domów, fabryk,<br />

otwieranych przychodni, szpitali. Ruszyła<br />

normalna komunikacja, powrócił sport,<br />

można było jechać na wczasy, a nawet<br />

do uzdrowiska. Ale, w parze z odbudową<br />

powojenną szły jednak prześladowania<br />

i poszukiwanie wrogów. Ludzie wytrzymywali<br />

to wszystko, bowiem niedawno<br />

minęło coś znacznie gorszego, ale miara<br />

przebierała się. Powoli, może zbyt wolno<br />

nadchodził rok 1956.<br />

W czerwcu 1956 r. dotarły do Kudowy<br />

wieści z buntów w Poznaniu. Kilka<br />

miesięcy później, w październiku 1956 r.<br />

następuje − to, co pan Zbigniew nazywa<br />

− wielkie przeobrażenie. Identyfikowałem<br />

się − mówi pan Zbigniew − z Polską<br />

walcząca w czasie wojny, ale nie mogłem<br />

identyfikować się ideowo z Polską okresu<br />

stalinowskiego. Był to jednak mój kraj<br />

i moja Polska. Identyfikowałem się wtedy<br />

z tym wszystkim, co było po stronie życia<br />

narodu, a więc z ludźmi troszczącymi<br />

się by naród odbudować z wojennej<br />

ruiny, by był lepiej wychowywany, by lepiej<br />

funkcjonowały urzędy, by jedni byli<br />

lepsi dla drugich. Po tej stronie , o której<br />

mówię byli nauczyciele, lekarze i kościół,<br />

i wojsko także. Z pewnością nie była po<br />

tej stronie bezpieka i aparat polityczny.<br />

Nie zapominajmy jednak, że państwa<br />

zachodnie z zimną krwią pozwoliły Moskwie<br />

na zapanowanie nad nami. Trzeba<br />

było znaleźć jakieś godne ludzi warunki<br />

do życia i zachować się z godnością.<br />

Tak mówił pan Zbigniew, człowiek doświadczony<br />

i mający swoje zdanie. Po<br />

październiku 1956 r. powiedział − było<br />

dla mnie jasne, że tę ułomną ekonomicznie<br />

i uzależnioną politycznie Polskę trzeba<br />

rozwijać i umacniać na każdym kroku<br />

i ciągnąć jeden drugiego w górę, jak w rodzinie<br />

ks. Mientka. Od niego nauczyłem<br />

się takiego myślenia.<br />

Słuchałem tej opowieści ponad 80-letniego<br />

lekarza w 2009 r. Próbowałem zbudować<br />

jakiś możliwie przejrzysty obraz<br />

życia w tak trudnym czasie. Urodził się<br />

w centrum Polski, w polskiej rodzinie<br />

Zwierzchowskich, Głowackich, Sułkowskich,<br />

Cieleckich, Kayzerów – to grupa<br />

rodzinna pana Zbigniewa, syn przedwojennego<br />

oficera, w czasie wojny jako dzieciak<br />

dorastał w AK., po wojnie student<br />

prawa i medycyny, lekarz. Nie wstąpił do<br />

partii komunistycznej, mimo nalegań.<br />

W 1960 r. przeszedł z pracy w uzdrowisku<br />

do pracy w kudowskim Szpitalu Wojskowym<br />

i w tej pracy, jako zastępca komendanta<br />

ds. lecznictwa, osiągnął stopień<br />

pułkownika. Zawsze widziany był z żoną<br />

w kościele. Ojciec doszedł przed wojną do<br />

stopnia majora, a syn po wojnie do stopnia<br />

pułkownika, obaj w wojsku polskim,<br />

i obaj na rubieżach kraju. Czy to nie jest<br />

także jeden z kudowskich obrazów naszej<br />

Polski?<br />

Idźmy więc dalej i wejdźmy do ich<br />

domu .<br />

SPRAWIEDLIWI<br />

WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA<br />

Po przeprowadzce z budynku sanatorium<br />

IV (Kogi), zamieszkali Kayzerowie<br />

w budynku „Polonia”, w narożniku<br />

tego okazałego dworu, w widokiem na<br />

ul. Zdrojową, Moniuszki i park. Gdy żyła<br />

żona Barbara, gdy było z nimi dwoje ich<br />

dzieci, Wojtek i Małgorzata, to raźno było<br />

37


Od lewej: dr Fiałkowski, dr Feć, doc. Warszlewicz, dr Lhose, dr Kayzer<br />

w tym rozległym mieszkaniu. Ale gdy<br />

zmarła żona, a dzieci poszły w świat swoimi<br />

drogami, pozostał sam. Otacza pana<br />

Zbigniewa coraz więcej duchów jego<br />

dawnych przyjaciół. Ryszard Pollak z kudowskiej<br />

Bukowiny mawiał: co to za życie,<br />

gdy coraz więcej zmarłych mnie otacza.<br />

Nie ulegał jednak przygnębiającym<br />

myślom i dodawał, że życie za to nawet<br />

mocniej świeci, jeśli już nie zdrowiem<br />

to… właśnie życiem.<br />

Rozglądam się po mieszkaniu pana<br />

Zbigniewa. W pokojach stare meble<br />

z rodzinną historią, wszystko urządzone<br />

gustownie. Na ścianach różne obrazy<br />

i pamiątki, dużo książek. W jednym<br />

z pokoi, na ścianie wisi za szkłem dyplom<br />

odróżniający się krojem liter i przez to<br />

bardzo rzucający się w oczy. Krój hebrajski.<br />

To odznaczenie dla rodziny pana Zbigniewa,<br />

Józefa i Marii Cieleckich. Maria,<br />

z domu Kayzer była siostrą ojca Zbigniewa.<br />

Instytut Yad Vashem z Jerozolimy<br />

− nadał im to odznaczenie jako Sprawiedliwym<br />

Wśród Narodów Świata za<br />

ratowanie Żydów w latach II wojny światowej.<br />

W czasie wojny hitlerowcy zabili<br />

ich syna Zdzisława. Był nadzieją rodziny.<br />

W 1939 r. miał być studentem ostatniego<br />

roku medycyny. Prawie lekarz i został<br />

zamordowany. A oni, rodzice, jakby na<br />

przekór największemu złu i bólowi poszli<br />

pod prąd, by zmierzyć się z największym<br />

dla nich wyzwaniem: w Fordonie, gdy dogasała<br />

wojna, Józef i Maria Cieleccy, przygarnęli<br />

pod opiekę niemieckiego chłopca,<br />

sierotę Konrada. Jeśli to nie świętość,<br />

to co to jest? Po kilku latach uratowany<br />

chłopiec powrócił do Niemiec.<br />

Oboje bohaterowie już zmarli i ich<br />

bliski krewny, pan Zbigniew Kayzer przechowuje<br />

z dumą tę rodzinną pamiątkę.<br />

Panie Zbyszku − powiedziałem, pan<br />

ma taki piękny rodzinny dokument, pogadajmy<br />

więc trochę o Żydach. Co Pan<br />

myśli o tej czyjejś tam opinii, że Polak to<br />

antysemita ?<br />

− Ale, gdzież tam, to bzdury − mówi<br />

pan Zbigniew. Zdarzają się różni ludzie,<br />

także antysemici i to w każdym narodzie,<br />

ale wiązanie takich zachowań z Polakami,<br />

jakby to było coś wrodzonego, to<br />

kompletne nieporozumienie. Historycznie<br />

biorąc, do Polski chronili się Żydzi<br />

z innych krajów i to w Polsce rozkwitła<br />

ich kultura najsilniej w Europie, a może<br />

i w świecie. Nieraz wspominam − tu<br />

zwrócił się do mnie − tę pana opowieść<br />

o wysokiej poprzeczce, jaką ciągle jest<br />

kultura żydowska w świecie. W życiu, jak<br />

38


w skoku wzwyż − trzeba tę poprzeczkę<br />

przeskakiwać, być coraz lepszymi etycznie<br />

i intelektualnie. Antysemita nie rywalizuje<br />

w rozwoju, nie ćwiczy się duchowo<br />

w przeskakiwaniu wysokich poprzeczek,<br />

ale wali w poprzeczkę kijem. Z takim nie<br />

pogadasz. Na szczęście jest to zupełnie<br />

nieistotny margines. Czym innym mogą<br />

być normalne krytyczne uwagi, jakie niesie<br />

życie społeczne, także pod adresem<br />

Żydów i traktowanie takiej krytyki jako<br />

antysemityzmu byłoby nadużyciem, równie<br />

złym jak antysemityzm. Nie tak trudno<br />

wyczuć granicę.<br />

A odnośnie tego dokumentu z Yad<br />

Vashem, to rzeczywiście jestem dumny<br />

z mojej rodziny. Mam wielu przyjaciół<br />

Żydów, w Polsce i w Izraelu. Ta przyjaźń<br />

i spotkania przynoszą czasami jakieś<br />

odkrycia. Kiedyś mojemu przyjacielowi<br />

z Izraela powiedziałem, że pewien nasz<br />

wspólny znajomy dorobił się majątku<br />

i pięknej willi i że ja mam wątpliwości,<br />

czy on to zdobył uczciwie. Mój przyjaciel<br />

spojrzał na mnie wymownie i powiedział:<br />

„Zbyszku, nie wstyd ci tak myśleć?”. Rzeczywiście<br />

zrobiło mi się wstyd. To te nasze<br />

stereotypy .<br />

LEKARZ I PRZYJACIEL<br />

Z dr Kayzerem spotykałem się przez<br />

kilka lat u naszego wspólnego przyjaciela<br />

Daniela Udoda, dziennikarza i przewodnika<br />

turystycznego. W jego bardzo<br />

skromnym mieszkaniu, na poddaszu przy<br />

ul. 1 Maja 5 można było spotkać dziennikarzy,<br />

pisarzy, różnych działaczy i piękne<br />

kobiety. Daniel miał pewną zdolność<br />

przyciągania ludzi. Pochodził z Borysławia.<br />

Ojciec jego pracował w górnictwie<br />

naftowym i był przed wojną znanym tam<br />

działaczem lewicowym. Za swoją miłość<br />

do socjalizmu zapłacił dość drogo. Sowieci,<br />

zaraz po wkroczeniu 17 września<br />

1939 r. postanowili pokazać mu Sybir,<br />

przykuć do taczek w kopalni i przetrzymać<br />

do końca wojny, ażeby wszystko<br />

dokładnie poznał i odczuł. Udało mu się we odnoszenie się przez niego do pana<br />

powrócić do Polski, pożył jeszcze kilka lat Zbigniewa. Zdawało się, że gdyby w całej<br />

wizycie dr Kayzer nie wypowiedział<br />

koło Nowej Rudy, niedaleko od Kudowy.<br />

Ale, jak jabłko spada niedaleko od jabłoni,<br />

tak też i syn poszedł w ślady ojca, tyle, zachodziło. Są tacy ludzie, że wystarczy<br />

nawet jednego słowa, to i tak leczenie by<br />

że na zachód. Gdy w 1941 r. wkroczyli do sama ich obecność, a wszystko idzie jak<br />

Borysławia Niemcy, to Daniel najpierw trzeba. Dobroć i życzliwość − to ogromna<br />

siła, większa od niejednego leku.<br />

znalazł się w chwalebnej konspiracji,<br />

a potem – po wpadce – wylądował w obozie<br />

koncentracyjnym w Dachau. Był tylko pan Zbigniew jeszcze jakby nadal przy<br />

Kiedy w 2003 r Daniel zmarł w szpitalu,<br />

o rok starszy od pana Zbigniewa. Można nim był. Pilnował, by na grobie Daniela<br />

powiedzieć, że to samo dorastające wojenne<br />

pokolenie. Może przez te wojenne o Dachau. Tłumaczył mi, że powinno<br />

były odpowiednie napisy ze wzmianką<br />

przygody, obaj z doktorem dobrze się rozumieli.<br />

W ostatnich latach życia Daniel to mianowicie, że on wybaczył swoim<br />

być napisane nawet więcej, niż napisano,<br />

mocno chorował. Pan Zbigniew wtedy już prześladowcom to wszystko co, go spotkało<br />

w Dachau. W tym działaniu najle-<br />

był na emeryturze i nie prowadził praktyki<br />

lekarskiej, ale stale przychodził do piej widać było pewną głęboką zdolność<br />

Daniela, by pomóc, doradzić, uspokoić, do wybaczania, jaką miał pan Zbigniew.<br />

dodać otuchy. Gdy pan Zbigniew stanął Zdawało mi się, że wybaczanie stało się<br />

w drzwiach, Danielowi wszystko najgorsze<br />

od razu przechodziło. Jako przyjaciele mu wszystko wybaczyć, nawet gdyby nie<br />

jakąś jego obsesją i że gotów jest każde-<br />

Daniela czuliśmy wobec doktora wdzięczność,<br />

że tak bezinteresownie, za darmo nie, w tym samym duchu wypowiadał<br />

było nic do wybaczenia. Konsekwent-<br />

opiekuje się chorym. Daniel, kulturalny się przeciwko karze śmierci. Ta zdolność<br />

i wspaniały kolega był jednak − oględnie i śmiałe, zdeterminowane stawianie sprawy<br />

była jego wielką wewnętrzną siłą. Nie<br />

mówiąc − nie zbyt uprzejmy dla służby<br />

zdrowia. Lekarzom i pielęgniarkom − nie przejmowało go, że ktoś się z tym nie zgadza.<br />

Drugą jego potężną siłą była głębo-<br />

wiedzieć czemu − wręcz urągał i mnie się<br />

czasami oberwało od znajomych lekarzy ko żywiona wdzięczność wobec każdego,<br />

za takiego niewdzięcznego przyjaciela. komu coś zawdzięczał. Za wykonaniem<br />

Tym bardziej ciekawe było to cierpli-<br />

tablicy w parku dla uczczenia prof. An-<br />

24 Wojskowy Szpital Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjny w Kudowie-Zdroju (fot. Konrad Buss)<br />

39


toniego Falkiewicza chodził wytrwale<br />

jak i Tadeusz Pecyna i Joanna Piotrowska<br />

− Iwanow i Aleksander Safir. Zaprojektował<br />

Pecyna i jest. Marzy, by jeszcze, jakąś<br />

tablicą uczcić w Kudowie prof. Hermana.<br />

Bardzo piękna i pouczająca wdzięczność.<br />

W czasie pisania tej rodzinnej historii,<br />

natknąłem się na trudności, które<br />

nie pozwoliły mi bardziej szczegółowo<br />

i głębiej przedstawić różne interesujące<br />

szczegóły. Pan Zbigniew obawiając się,<br />

że Czytelnicy mogą odebrać ten artykuł<br />

jako nadmierne pokazywanie jego osoby,<br />

hamował opisy. Wyjaśniałem, że to mój<br />

i nasz redakcyjny opis, a nie jego. Powiedziałem<br />

nawet wprost, że dla niego, jako<br />

ponad 80-letniego człowieka nie ma to<br />

większego znaczenia. Może nie doda mu<br />

zdrowia, ani pewnie nie przedłuży życia,<br />

choć nigdy nic nie wiadomo. Ale dzieje<br />

nie opisane i rzeczy nie nazwane po<br />

prostu nie istnieją. Zatroszczmy się więc,<br />

by przyszli kudowianie, za lat 50, 100,<br />

czy 200 (a przyjdzie to szybciej niż nam<br />

się wydaje) mogli znać dzieje mieszkańców<br />

i tym samym lepiej rozumieć siebie.<br />

To nasz obowiązek wobec przyszłości. Jeżeli<br />

my tego nie zrobimy − to kto?<br />

W trakcie pracy w Szpitalu Wojskowym<br />

w Kudowie, który był wysokiej<br />

klasy sanatorium dla wojskowych i ich<br />

rodzin, pan Zbigniew miał okazję poznać<br />

wielu znanych polityków i generałów.<br />

Byli wśród nich m.in. generałowie<br />

Barszczewski, Bobecki, Kiszczak, Michałowski,<br />

Molczyk, Oliwa, Ziemiński, i inni.<br />

Wśród pacjentów doktora było także<br />

dwóch moich bliskich znajomych, ówczesnych<br />

wysokich oficerów i obaj mieli<br />

jak najlepsze zdanie o opiece lekarskiej<br />

dr Kayzera. O swoich pacjentach pan<br />

Zbigniew mówi ciepło, z lekarską dyskrecją,<br />

jest w tym elegancki i trzyma się<br />

zasady „gość w dom − Bóg w dom”. Jako<br />

lekarz i zastępca komendanta ds. lecznictwa<br />

kudowskiego Szpitala Wojskowego<br />

przysłużył się wojsku i naszemu miastu<br />

w dobrym funkcjonowaniu lecznictwa<br />

uzdrowiskowego i serdecznym traktowaniu<br />

ludzi, którzy w Kudowie poszukiwali<br />

zdrowia i sił. W redakcji „Pamiętnika”<br />

pozostawiono mi pismo pokazujące pana<br />

Zbigniewa od jak najlepszej strony. Pan<br />

Zbigniew prosił, by jednak oszczędzić mu<br />

sympatii, aby nikt nie pomyślał, że zabiega<br />

o pochwały.<br />

RODZINA<br />

Myślę, że nie wychowaliśmy naszych<br />

dzieci na ludzi pragmatycznych − mówi<br />

do siebie z pewnym wyrzutem pan Zbigniew.<br />

Bywam u znajomych − mówi dalej<br />

− ostatnio wróciłem z takiej wizyty. Powodzi<br />

im się bardzo dobrze, mają po prostu<br />

zawody praktyczne. Jednak, jakiś poziom<br />

zamożności jest potrzebny do normalnego<br />

życia. A dwójka naszych dzieci, dzieci lekarzy<br />

to… poloniści. Małgosia ukończyła<br />

studia polonistyczne i Wojtek także polonistyczne.<br />

Jakby tego było za mało, to Wojtek<br />

jeszcze dodatkowo ukończył filozofię<br />

o kierunku teologicznym. Tu zaśmiał się<br />

głośno − jakby zachęcając mnie do równie<br />

otwartych wyznań. Czy z tego mogą<br />

być dzisiaj pieniądze? Powiedział gdzieś<br />

w przestrzeń, jakby niemą i bezwzględną.<br />

Ale, są porządnymi ludźmi i to mnie raduje.<br />

Pocieszyłem doktora, że ja także podobnie<br />

nie praktycznie synem pokierowałem<br />

i także mam podobne zgryzoty,<br />

choć to też dobry człowiek. Pogadaliśmy<br />

więc sobie w podobnym nastroju i przeszliśmy<br />

do wnuków. Wojtek mieszka poza<br />

granicami i powrócimy do niego w innym<br />

artykule. Małgosia z mężem i dziećmi<br />

− Dudowie − mieszka w Jaworze. Mają<br />

trzy córki − Magdę, Malwinę i Kamilę oraz<br />

syna Filipa. Magda jest lekarzem okulistą,<br />

Malwina studiuje bankowość, finanse oraz<br />

iberystykę, Kamila studiuje architekturę<br />

wnętrz i jest także studentką AWF. Filip,<br />

już po AWF wyjechał do Anglii. Córki są<br />

utalentowane nie tylko w sporcie, ale również<br />

w sztukach artystycznych. Są jednak<br />

bardziej pragmatyczne, to pewnie po ojcu,<br />

dodaje lojalnie pan Zbigniew. Miałem okazję<br />

oglądnąć kolekcje prac malarskich Kamili.<br />

Mogą się podobać. Malwina ma zdolności<br />

literackie. Aby trochę rozjaśnić nieco<br />

przygaszony uśmiech pana Zbigniewa powiedziałem,<br />

że w któymś z najbliższych<br />

numerów PK zamieścimy obszerne fragmenty<br />

jednego z opowiadań Malwiny, napisanego<br />

jeszcze w gimnazjum. Nasi Czytelnicy<br />

będą mieli okazję poznać te piękne<br />

rzeczy i niech to pocieszy niepotrzebnie<br />

strapionego doktora. Przysłuchiwałem się<br />

rozmowie pana Zbigniewa z córką Małgorzatą<br />

o jej pracach plastycznych. Mówił<br />

o swoich wrażeniach, zdawało mi się bardzo<br />

ciekawie i trafnie, przekładał prace,<br />

segregował wskazując, które są technicznie<br />

dobre, które dojrzałe, które najlepsze.<br />

W końcu powiedział do mnie: Małgosia te<br />

prace malowała dla swoich podopiecznych<br />

niepełnosprawnych, z którymi pracowała.<br />

Ci niepełnosprawni i chorzy ją zainspirowali<br />

do malarstwa. I wie pan − powiedział<br />

do mnie − odczułem, że moja córka jakby<br />

się na nowo narodziła, jestem z niej bardzo<br />

dumny. Pomyślałem sobie: teraz już wiem<br />

po kim jest tak nie pragmatyczna i Bogu<br />

niech będą za to dzięki. W mieszkaniu<br />

skromnego, starszego wiekiem doktora,<br />

wśród starych mebli i dokumentów, z pismem<br />

od Yad Vashem, pośród tych prac<br />

plastycznych patrzyłem na niezwykłą kudowską<br />

rodzinę, która żyje jakby nie dla<br />

siebie. O takich mówi się, że są solą ziemi.<br />

Słona jest krew, słony jest pot, a także<br />

i skorupa ziemi i słone są łzy. Soli nie zjesz<br />

wiele, ale bez niej nie da się żyć. Tacy są<br />

niezbędni do życia innych.<br />

Do pamięci naszego miasta wpisuje się<br />

rodzina lekarska, bardzo charakterystyczna,<br />

przykładna przez szanowanie najważniejszych<br />

wartości duchowych, nadająca<br />

ciepły i ludzki charakter naszemu społecznemu<br />

życiu i działalności Kudowy<br />

jako uzdrowiska.<br />

40


KONKURS ORTOGRAFICZNY<br />

▶ Monika Dziewa<br />

Konkurs Ortograficzny<br />

„Wybory Mistrza Ortografii Naszej Szkoły 2009”<br />

Od Redakcji: Poniżej zamieszczamy artykuł polonistki z kudowskiego Liceum Ogólnokształcącego Pani<br />

mgr Moniki Dziewy o tegorocznym konkursie ortograficznym. Z przyjemnością zamieszczamy tekst<br />

dyktanda. Każdy może spróbować swoich sił. W gronie naszej redakcji nie wypadlibyśmy tak dobrze,<br />

jak uczniowie naszego LO. Serdecznie gratulujemy.<br />

Dyktando Uchatki<br />

13 marca 2009 r. po raz kolejny<br />

odbył się licealny konkurs<br />

ortograficzny. Celem tego<br />

konkursu było propagowanie<br />

zasad poprawnej polszczyzny<br />

wśród młodzieży, sprawdzenie<br />

umiejętności posługiwania się<br />

językiem ojczystym , oraz wyłonienie<br />

trzech uczniów do<br />

udziału w X edycji Powiatowego<br />

Konkursu Ortograficznego<br />

„Mistrz i Mister Ortografii”,<br />

który odbył się w Nowej Rudzie<br />

27 marca 2009 r.<br />

Zwycięzcami zostali :<br />

• Aleksandra Sip – II c<br />

• Katarzyna Witkowska – II c<br />

• Marta Pokojowczyk – II a<br />

Dyrektor Liceum Ogólnokształcącego<br />

Pani Ewa Różewicz<br />

(pierwsza z lewej)<br />

z pedagogami i uczniami<br />

Pół dżdżem, pół suszą będąc, w półśnie pogrążony,<br />

właśniem miał w okamgnieniu w mróz się przepoczwarzyć,<br />

kiedy mój współlokator, z tych niewydarzonych,<br />

chrząknął niby przypadkiem tuż-tuż przy mej twarzy.<br />

Chcąc nie chcąc i rad nierad, nie jestem bezuchy,<br />

widzę, skonfundowany, choć się oczy plączą,<br />

pejzaż spod Igołomi popstrzony przez muchy<br />

i konterfekt Nietzschego odzianego w poncho.<br />

Tak złorzeczył zazwyczaj, bo zawżdy przegrywał,<br />

choć koleżków miał przecie niegłupich skądinąd:<br />

ryży skrzypek, co hurtem crescenda mógł grywać,<br />

ornitolog amator, majster-klepka pilot.<br />

Muzyk chow-chow hodował, płowożółte zwierzę,<br />

ponad dwu i półletnie, superrozczochrańca,<br />

które na równi w uczuć burzy czcił prawie że<br />

z rondem capriccioso a-moll u Saint-Saënsa.<br />

Drugi z druhów, zrzędliwy dość ekspingpongista,<br />

chyży, hardy, o cerze sczerniałej z latami,<br />

świetnie tańczył jiveęa, paso doble, twista,<br />

a w marzeniach przeżywał rendez-vous z ptakami.<br />

Lotnik bujał w przestworzach, w jakim bądź naprędce<br />

skleconym wehikule, tak na łapu-capu.<br />

Napowietrzne swe harce dedykował Helce,<br />

pół-Rosjance z abchaską prababką spod Baku.<br />

Zwycięzcy pojechali na Powiatowy Konkurs Ortograficzny<br />

do Nowej Rudy 27 marca 2009 r.<br />

W Nowej Rudzie Katarzyna Witkowska zajęła IV miejsce. W kategorii<br />

szkół ponadgimnazjalnych Zespół Szkół Ogólnokształcących<br />

z Kudowy zajął III miejsce. Warto nadmienić, że liceum kudowskie<br />

ma w swoim dorobku I miejsce zdobyte w roku…. Do reprezentacji<br />

kudowskiego L.O. należały wtedy uczennice klasy I a: Natalia Szpak,<br />

Ewa Kulis, Alina Nowak.<br />

41


KUDOWIANIE ZA GRANICĄ<br />

▶ Natalia Kilb (Wnuk)<br />

Pod greckim niebem<br />

Kreta… Korfu…, a teraz<br />

Rodos − skrywające tajemnice<br />

historii, urzekające<br />

przepięknymi krajobrazami, turkusową<br />

taflą wody i różnorodnością krajobrazu<br />

ale nie tylko… greckie wyspy<br />

to także ludzie − otwarci, pełni pozytywnej<br />

energii, gotowi pomóc zawsze<br />

i w każdej sytuacji, dla nich rodzina<br />

jest największą świętością. Siga siga<br />

(czyli powoli, wszystko w swoim czasie)<br />

to wyznacznik tempa życia, nie<br />

warto się nigdzie śpieszyć i szargać<br />

swoich nerwów bez powodu, to życiowe<br />

motto Greków początkowo wydaje<br />

się nie do przyjęcia, ale z czasem<br />

trzeba się dostosować i wtedy świat<br />

wydaje się piękniejszy.<br />

Moja przygoda z Grecją zaczęła się<br />

cztery lata temu od stażu studenckiego<br />

na Krecie, miałam okazję spełnić<br />

swoje marzenia pracując jako pilot<br />

wycieczek. To była dla mnie nie lada<br />

szkoła… w bardzo krótkim czasie<br />

musiałam przyswoić znaczną ilość informacji,<br />

nie tylko z historii czy geografii,<br />

ale także o tym jak w rzeczywistości<br />

wygląda codzienne życie na<br />

wyspie, o ludziach. Pierwsze chwile<br />

nie były łatwe, sporo stresu i obaw czy<br />

sobie poradzę, w końcu byłam odpowiedzialna<br />

za moich gości. Tego lata<br />

jednak usłyszałam wiele pozytywnych<br />

opinii na swój temat, nie tylko<br />

od kolegów ale przede wszystkim od<br />

klientów, co dało mi największą satysfakcję<br />

i utwierdziło w przekonaniu, że<br />

to jest właśnie taka praca, jaka odpowiada<br />

mi najbardziej.<br />

Ten pierwszy sezon na Krecie nie<br />

tylko dał mi możliwość realizacji planów<br />

zawodowych, także przyczynił się<br />

do wielu zmian w życiu prywatnym.<br />

Poznałam mężczyznę, z którym połączyły<br />

mnie wspólne pasje i marzenia<br />

oraz podejście do życia. Od tego<br />

pamiętnego lata jesteśmy razem, a od<br />

16 miesięcy jesteśmy szczęśliwymi<br />

rodzicami. Bardzo prawdopodobne<br />

jest to, że nasza pociecha odziedziczy<br />

ciekawość świata po rodzicach i szybciej<br />

niż nam się wydaje zacznie szukać<br />

własnego miejsca na ziemi.<br />

Polaków na wyspach greckich nie<br />

ma zbyt wielu, zdarzało mi się spotkać<br />

młodych ludzi, którzy przyjeżdżali<br />

głównie do pracy sezonowej w restauracjach<br />

i barach. Ich pobyt ograniczał<br />

się do męczącej pracy wieczorami,<br />

kiedy to po zachodzie słońca zaczyna<br />

się prawdziwie życie i odsypiania zarwanych<br />

nocy do południa.<br />

Nie bardzo mieli oni okazję zobaczyć<br />

co tak naprawdę oferują im wyspy.<br />

Także wielu z moich gości swoje<br />

wakacje ograniczało do wyjścia na<br />

plażę i odbycia ewentualnie jednej<br />

wycieczki, jeśli tylko coś wydawało<br />

im się wystarczająco atrakcyjne.<br />

Dla mnie największą radością jest<br />

odkrywanie najciekawszych zakątków<br />

na własną rękę. W wolne dni<br />

spakować prowiant i ruszyć w drogę<br />

do miejsc, które nie są opisane w przewodnikach,<br />

które często jest trudno<br />

odnaleźć na mapie. O drogę pytamy<br />

mieszkańców maleńkich wiosek, których<br />

życie płynie niezmiennym od lat<br />

Natalia z mężem Tomasem i córeczką Leą<br />

rytmem. Na obiad zatrzymujemy się<br />

w tawernach ukrytych w cieniu drzew<br />

i wsłuchując się w naturę pałaszujemy<br />

przepyszne greckie potrawy przygotowane<br />

według starych receptur, ze<br />

świeżych, dojrzewających w słońcu<br />

warzyw, doprawione niesamowitą<br />

mieszanką ziół. Niektóre z tych smaków<br />

pozostają w pamięci na całe życie,<br />

nigdzie indziej nie zjem już nic<br />

równie pysznego.<br />

Po kilku miesiącach spędzonych<br />

w śródziemnomorskim klimacie, wysokich<br />

temperaturach i wilgotności<br />

z przyjemnością wracam do domu,<br />

do Kudowy. Szczególnie przyjemne<br />

jest to, że za każdym razem mogę<br />

dostrzec wiele zmian, dzięki którym<br />

miasto pięknieje w oczach i staje się<br />

jeszcze bardziej atrakcyjne dla turystów<br />

− to cieszy.<br />

Nasza miejscowość czasami przypomina<br />

mi taką grecką wyspę, na<br />

której praktycznie wszyscy się znają<br />

i traktują jak jedna wielka rodzina,<br />

jeszcze tylko gdyby tempo życia nieco<br />

zwolniło…<br />

Z gorącymi pozdrowieniami<br />

dla Czytelników „PK”<br />

Wasza Natalia<br />

42


ŻYCIE KUDOWY NA STARYCH FOTOGRAFIACH<br />

Ludzie odchodzą, pozostają<br />

po nich pamiątki, dokumenty,<br />

są wśród nich stare fotografie.<br />

Na nich bliskie osoby które<br />

znaliśmy lub już nikt nie pamięta kto<br />

zaś… Wydarzenia utrwalone na poblakłej<br />

fotce… Miejsca, które znamy<br />

i codziennie mijamy... Jak wyglądały<br />

10 lub 50 lat temu? Zmieniły się? Czy<br />

są do rozpoznania?<br />

Zapraszamy zainteresowanych powojenną<br />

historią miasta do podzielenia<br />

się na łamach „Pamiętnika Kudowskiego”<br />

swoimi zbiorami. Interesują<br />

nas zdjęcia z rodzinnych uroczystości,<br />

wydarzeń politycznych i społecznych<br />

oraz kulturalnych. (Praktycznie można<br />

je zeskanować w Referacie <strong>Kultury</strong>,<br />

Sportu i Promocji Urzędu Miasta<br />

w Kudowie-Zdroju). Dzisiaj kilka fotografii<br />

z lat 1945-1970.<br />

Lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku<br />

– stanowisko Poczty Polskiej<br />

przed nieistniejącym pawilonem w PArku Zdrojowym,<br />

pocztowcy: bracia Stankiewiczowie i p. Madejski<br />

mk<br />

1959 r. Akademia z okazji 42. rocznicy<br />

Rewolucji Październikowej,<br />

Dom Młodego Robotnika KZPB<br />

(dzisiaj osiedle przy ul. Łąkowej).<br />

W prezydium m. Kaźmierczak<br />

przewodniczący<br />

Miejskiej Rady Narodowej<br />

w Kudowie-Zdroju,<br />

dyrektor KZPB Sitek,<br />

Szulc, Bocheńska<br />

Początek lat sześćdziesiątych.<br />

Kudowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego.<br />

Sekcja sanitarna obrony cywilnej<br />

z dr Podwyszyńskim<br />

43


1946 r. teren Kudowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego – wiec 1-majowy<br />

Grudzień 1973 r. Zakładowy Dom <strong>Kultury</strong> Kudowskich Zakładów<br />

Przemysłu Bawełnianego – Inauguracyjna sesja<br />

Miejskiej Rady Narodowej w Kudowie-Zdroju.<br />

W<br />

prezydium m.in. Płukarz, Zub, Szubert, Szulc, Adamowicz<br />

Świetlica dziecięca przy Kudowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego<br />

– listopad 1968 r. – wieczornica z okazji 50-lecia uzyskania<br />

niepodległościości<br />

44

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!