wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Nr 1 (2) 2009 • ISSN 1689-8753 Wiosna 2009<br />
IVAN<br />
maliński<br />
„Kopalnia na Pstrążnej”<br />
obraz olejny z tryptyku<br />
„Panorama Pstrążnej”<br />
W NUMERZE M.IN.:<br />
• STRATEGIA ROZWOJU DO 2020 R.<br />
• STUDNIÓWKI 2009<br />
• KUDOWSKA KUCHNIA<br />
• POECI KUDOWSCY<br />
• KS. JAN MYJAK WSPOMNIENIA CZ. II<br />
• WALDEK STRZĘPEK, POLA I MAGDA<br />
Obszerniej<br />
o Kopalni na Pstrążnej<br />
można przeczytać w artykule<br />
Krzysztofa Chilarskiego, str. 10.<br />
• GROSS-ROSEN NA ZAKRZU<br />
• BRUNO SCHULZ W KUDOWIE<br />
• RODZINA GAŁECKICH<br />
• STARE FOTOGRAFIE<br />
Wydawany przez <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju
OPINIE<br />
Listy do Redakcji<br />
„Kwartalnik bardzo ciekawy, optycznie luksusowy, za wydanie<br />
którego na pewno zebrał Pan gratulacje. Ja również się do nich<br />
dołączam. Wszystkie strony są bez zarzutu. Poruszona tematyka<br />
jest zajmująca …Myślę, że bardzo dobrze uzupełnia lokalne<br />
pisma”.<br />
(Józef Wyspiański, wydawca)<br />
„Jest to pismo, które bardzo mi się podoba: dobór materiałów,<br />
szata graficzna, no i poczucie lokalnego patriotyzmu –<br />
to wszystko jest mi bliskie”<br />
(Prof. dr hab. Ewa Thompson )<br />
„Kwartalnik jest bardzo ciekawie pomyślany, opracowany i wydany.<br />
Jestem pod wrażeniem. Gratuluję Panu oraz Całemu<br />
Zespołowi tego bardzo sympatycznego i znaczącego osiągnięcia”<br />
(Henryk Czarnecki, publicysta)<br />
„Szata graficzna i wnętrze Pamiętnika są bardzo ładne i zasługują<br />
na uwagę. Dziękuję szczególnie za artykuł „Dialog<br />
kultur”, w którym interesująca jest wzmianka o ikonie Madonny<br />
Wicyńskiej z Krasnopuszczy”<br />
(Ks. Prałat Julian Źrałko)<br />
„Gratuluję, bardzo dobre pismo, oby tak dalej. Proszę o nadesłanie<br />
trzech egzemplarzy dla współpracowników zagranicznych”<br />
(Janusz Kobryń, Związek Sybiraków w Bystrzycy Kłodzkiej )<br />
„Pismo poważne w treści, z wyglądu dobrej klasy. Także wydawałem<br />
czasopismo, więc potrafię to docenić”<br />
(Janusz Bocheński, wydawca)<br />
Do Czytelników<br />
Oddajemy Czytelnikom 2-gi numer naszego kwartalnika.<br />
Jest większy objętościowo i ma większy nakład.<br />
Materiałów mamy coraz więcej, tak, że nie pomieściliśmy<br />
w tym numerze rozmowy z uczonym. Będzie<br />
w następnym. Pamiętnik otrzymał z Narodowego<br />
Ośrodka ISSN swój numer katalogowy ISSN, z czego<br />
jesteśmy dumni. Nadal drukujemy we wrocławskim<br />
Wydawnictwie ZET, z którym współpraca jest przyjemnością,<br />
a jakość jest zachwalana przez naszych Czytelników.<br />
Od nr 3-go wprowadzimy stronę poświęconą<br />
wydarzeniom minionego kwartału. Zachęcajcie rodziny<br />
i znajomych do kupowania i zbierania naszego Pamiętnika.<br />
Na starych fotografiach<br />
Redakcja<br />
W tym numerze wprowadziliśmy nowość „Życie Kudowy<br />
na starych fotografiach”. Stronę prowadzi red. Mikołaj<br />
Krzemiński. Pragniemy poprzez stare fotografie przypominać<br />
życie w Kudowie po 1945 r. To już 63 lata od zakończenia wojny.<br />
Stare fotografie przypomną naszym Czytelnikom minione<br />
wydarzenia, niektórym młodość, ciekawe – nieraz burzliwe<br />
życie, a niekiedy tych, którzy już od nas odeszli. Zajrzycie drodzy<br />
Kudowianie na publikowane stare fotografie i poprzez kontakt<br />
z red. Mikołajem zamieszczajcie ciekawe stare fotografie.<br />
Pamiętamy o młodzieży i sporcie<br />
Aby upamiętniać także bieżące chwile, a zwłaszcza życie młodzieży,<br />
odnotowujemy piękną imprezę sportową, już wrośniętą<br />
w życie kudowskie. Były to zawody w zapasach o Puchar Burmistrza<br />
Kudowy Zdroju, które miały miejsce w dniu 14.02.09.<br />
„Gratuluję nowemu czasopismu kontaktów z osobowościami<br />
naukowymi. To jest potrzebne w każdym regionie. Pamiętnik<br />
Kudowski pokazał się od strony więzi z ludźmi nauki i z wartościami<br />
uniwersalnymi. Przy tym stylu, czasopismo to ma szanse<br />
być dostrzeżone na polu ogólniejszym, znacznie wykraczającym<br />
poza Kudowę. Rokuję pismu dobrą przyszłość. Serdecznie<br />
gratuluję miastu i muzeum tak dobrego pisma, świadczącego<br />
o wysokim poziomie intelektualnym kudowskiego środowiska”.<br />
(prof. dr hab. Tadeusz Alek – Kowalski)<br />
Zapytani przez nas kudowianie, pani Ruta Zwikirsch,<br />
pani Teresa Żulińska oraz panowie Adam Lis, Jan Kamiński,<br />
Marian Sozański, Kazimierz Ferenz wyrazili<br />
o Pamiętniku opinie pozytywne. Dziękujemy wielu<br />
Czytelnikom kudowskim za składane nam gratulacje<br />
i podziękowania za wydanie tego pisma.<br />
Na zdjęciu: Burmistrz Czesław Kręcichwost wręcza Puchar<br />
Karolinie Żurek, zdobywczyni pierwszego miejsca w kategorii 46 kg.
ŻYCIE POLITYCZNE<br />
Kudowianie<br />
o Traktacie Lizbońskim<br />
Do Redakcji „Pamiętnika Kudowskiego”<br />
Może Wy potraficie wyjaśnić na czym polega<br />
Traktat Lizboński i dlaczego jest tyle różnych<br />
wokół niego sprzecznych zdań oraz czy on jest<br />
dobry, czy nie dobry dla Polski?<br />
(Adrian Sz.)<br />
ODPOWIEDŹ REDAKCJI:<br />
W podobnej sprawie zwracało się do nas w rozmowie telefonicznej<br />
kilku innych Czytelników. Postaramy się krótko<br />
odpowiedzieć.<br />
Traktat Lizboński jest projektem ustawy zasadniczej<br />
dla Unii Europejskiej (UE), został ogłoszony w Lizbonie<br />
przez konferencję międzyrządową państw UE w 2007 r.<br />
Napisany został w formie „ustawy o zmianie ustawy”, jako<br />
zmiany do dotychczas obowiązujących dwóch traktatów<br />
tj: Traktatu o Unii Europejskiej (tzw. Traktat z Mastricht)<br />
oraz Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską<br />
(tzw. Traktat Nicejski).<br />
Co nowego wprowadza Traktat Lizboński?<br />
• poszerza wpływ Parlamentu Europejskiego<br />
• ma być wspólny Przewodniczący Rady Europejskiej,<br />
odpowiednik stanowiska prezydenta<br />
Unii Europejskiej. Prezydent będzie przewodniczył<br />
Radzie Europejskiej złożonej z premierów<br />
państw członkowskich. UE uzyskuje osobowość<br />
prawną.<br />
• będzie wspólne ministerstwo spraw zagranicznych<br />
(„wysoki przedst. UE ds.zagr. i polityki<br />
bezpieczeństwa”)<br />
• w następstwie, powstaną w świecie ambasady<br />
UE („europejska służba działań zewnętrznych”)<br />
• w 68 nowych obszarach decyzje zapadać<br />
będą większością głosów, zatem nie będzie<br />
konieczna jednomyślność wszystkich krajów<br />
i zasada jednomyślności będzie słabła<br />
• prawo unijne będzie mieć pierwszeństwo<br />
przed prawem krajów członkowskich i umowy<br />
unijne także będą mieć pierwszeństwo<br />
przed umowami zawieranymi przez kraje<br />
członkowskie<br />
• będą wspólne siły zbrojne i służby wywiadowcze<br />
• główny ośrodek władzy będzie w Komisji<br />
Europejskiej. Równocześnie zniesione zostaje<br />
prawo do posiadania stałego komisarza<br />
z każdego kraju członkowskiego<br />
• Traktat Lizboński zmienia dotychczasowy<br />
układ głosów przysługujących poszczególnym<br />
krajom, w taki sposób, że liczba głosów<br />
dla danego kraju zależy od ilości ludności.<br />
Zatem, największą ilość głosów będą mieć<br />
Niemcy i Francja. Spadną więc wpływy krajów<br />
mniejszych. Polska będzie mieć o połowę<br />
głosów mniej, aniżeli obecnie wg Traktatu<br />
Nicejskiego.<br />
Czy łatwo jest zrozumieć Traktat Lizboński?<br />
Nie jest łatwo czytelny, ponieważ spisany<br />
na 294 stronicach mówi o poprawkach do<br />
wyżej wymienionych traktatów. Żeby go<br />
rozumieć trzeba znać poprzednie traktaty.<br />
Na każdym kroku wymaga się więc od nas<br />
większej czujności i mądrości. A nieznajomością<br />
prawa nie wolno się zasłaniać!<br />
Czy dany kraj może wystąpić z UE?<br />
Może, a nawet może być do tego nakłoniony,<br />
gdyby nie respektował zasad współpracy<br />
w Unii. Co wtedy? Wtedy może stracić<br />
wpływy i pogorszyć może swoją pozycję<br />
międzynarodową. Może być wyautowany<br />
i stanąć samotnie wobec niekorzystnych<br />
dla siebie sił.<br />
Jacy jesteśmy na wejściu do Unii?<br />
Jeden z naszych wspomnianych rozmówców<br />
uważał, że nie jesteśmy tak przygotowani<br />
do Unii jak społeczeństwa zachodnie.<br />
Powiedział, że od II wojny światowej<br />
minęło dopiero dwa pokolenia; hitlerowcy<br />
wymordowali nam elity umysłowe narodu<br />
Potem w okresie do wpływów doszli<br />
ludzie, którzy nie wiedzieli co to duch<br />
prawa, majestat narodu i państwa. Liczyła<br />
się ideologia klasowa. Nasi niedawni wrogowie,<br />
Niemcy, otrzymali wielką pomoc<br />
amerykańską w planie Marschalla, odbudowali<br />
gospodarkę i zdemokratyzowali<br />
ustrój. Polska sama wstawała z ruin, bez<br />
pomocy zewnętrznej. Musiała sama odbudowywać<br />
wszystko (jeszcze dawać dla<br />
ZSRR i NRD i na socjalizm w świecie),<br />
zmieniała system walką (1956, 1970, 1980,<br />
1989), a nawet świat Solidarnością. To nie<br />
mało i dobrze to świadczy o naszych możliwościach.<br />
Mówmy o tym i umacniajmy<br />
się.<br />
Czytelnik pyta, czy Traktat Lizboński jest dobry,<br />
czy nie dobry dla Polski?<br />
To zależy od postaw w społeczeństwie<br />
polskim, czyli od poczucia odpowiedzialności<br />
za nasz kraj i całą wspólnotę. Traktat<br />
Lizboński mocniej integruje Europę i tym<br />
samym osłabia dotychczasową samodzielność<br />
państw narodowych. Te narody będą<br />
bardziej się liczyć, które będą się szanować,<br />
będą wierne swojej historii i będą<br />
troszczyć się o swoje interesy. Do tej pory<br />
granice i prawo krajowe chroniły nas<br />
w bezpośredniej konfrontacji międzynarodowej.<br />
Wzrasta konkurencyjność,<br />
w której liczą się aktywniejsi i sprawniejsi,<br />
to jest ta ogromna nowość. Teraz, wszyscy<br />
w Europie uzyskują podobne szanse i od<br />
naszego poziomu umysłowego i naszej<br />
dojrzałości zależeć będzie nasz los. Unia<br />
jest wielkim wyzwaniem dla wszystkich<br />
europejczyków i – jak wiele innych rzeczy<br />
– jest dobra dla ludzi mądrych. Powinno<br />
nam się udać, jeśli będziemy świadomi,<br />
że najważniejsza jest nasza Ojczyzna, czyli<br />
nasza ziemia, pamięć zbiorowa i nauki<br />
Jana Pawła II.<br />
(BK)<br />
1
STRATEGIA ROZWOJU GMINY KUDOWA-ZDRÓJ DO 2020<br />
Park Zdrojowy – 1906r.<br />
Strategia Rozwoju Gminy Kudowa-Zdrój oraz Rozwoju Produktów Turystycznych przyjęta została do realizacji Uchwałą<br />
Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju w dniu 31 maja 2004 r. 1 Wykonawcą strategii wraz ze wskazaniem sposobu jej wdrożenia<br />
jest Polska Agencja Rozwoju Turystyki S.A.<br />
Strategia powstała przy szerokim udziale mieszkańców miasta. Łącznie do pracy nad strategią zaproszono ponad 100 osób<br />
w ramach 40 osobowego Komitetu Sterującego, którego zadaniem było kontrolowanie w ogólnym zakresie prac nad strategią oraz<br />
zgłaszanie ewentualnych uwag do opracowania końcowego oraz czterech 20 osobowych grup warsztatowych biorących udział<br />
w zbiorczej analizie stanu gminy oraz ocenie kierunków rozwoju.<br />
Prace prowadzone były w następujących<br />
obszarach problemowych:<br />
– społecznym (sprawy związane z problemami<br />
zdrowotnymi, bezpieczeństwa,<br />
mieszkalnictwa, oświaty, problemami<br />
wynikającymi z ubóstwa, skutków bezrobocia),<br />
– gospodarczym (sprawy związane z sytuacją<br />
podmiotów gospodarczych, ogólną<br />
sytuacją gospodarczą, problemami<br />
konkurencji, sytuacją na rynku pracy),<br />
– infrastruktury (sprawy związane z gospodarką<br />
wodno-ściekową, utylizacją<br />
odpadów, ochroną środowiska, komunikacją,<br />
zaopatrzeniem w prąd, gaz, dostępnością<br />
połączeń telefonicznych),<br />
– turystyki (sprawy związane z atrakcjami<br />
turystycznymi, bazą noclegową,<br />
bazą gastronomiczną, imprezami kulturalnymi,<br />
poziomem obsługi turystów).<br />
Zasadniczym celem strategii jest to,<br />
aby Kudowa-Zdrój stawała się coraz lepszym<br />
miejscem do życia, zapewniając swoim<br />
mieszkańcom perspektywy rozwoju<br />
materialnego, kulturowego i duchowego.<br />
Zawiera zbiór działań na najbliższe 15 lat,<br />
do 2020 r., których celem jest: ożywienie<br />
gospodarcze wszystkich części miasta,<br />
zwiększenie możliwości skutecznego<br />
pozyskiwania środków finansowych<br />
2
w tym z UE, wskazanie obszarów integracji<br />
mieszkańców w dążeniu do rozwoju<br />
gminy.<br />
Ważną cechą opracowanej strategii<br />
jest to, że nie jest ona dokumentem zamkniętym.<br />
Ukazuje potencjał gospodarczy<br />
naszego miasta i podpowiada jak ten<br />
potencjał wykorzystywać i rozwijać.<br />
Największym obszarem współpracy,<br />
w którym każdy z mieszkańców Kudowy<br />
-Zdroju znajdzie wiele możliwości do włączenia<br />
się w czynne wdrażanie strategii<br />
jest udział w rozwoju produktów turystycznych.<br />
Realizują one turystyczną wizję<br />
miasta, jako „nowoczesnego uzdrowiska<br />
dla osób pragnących aktywnie spędzić<br />
czas, otwartych na kontakt z naturąi poznawanie<br />
kultury”<br />
W obrębie siedmiu produktów turystycznych<br />
oraz trzech głównych priorytetach<br />
opracowanych dla Kudowy-Zdroju<br />
wyszczególniono blisko 29 programów<br />
i ponad 165 działań. Oprócz działań typo-<br />
wo inwestycyjnych dużą grupę stanowią<br />
pomysły organizacyjne do wprowadzenia<br />
„od zaraz”<br />
Park Zdrojowy – 2006 r.<br />
Strategia jest ważnym dokumentem,<br />
który obok planu zagospodarowania przestrzennego<br />
stanowi podstawę do rozwoju<br />
lokalnego w długookresowej perspektywie.<br />
Długofalowość podejmowanych<br />
przedsięwzięć jest jednym z najważniejszych<br />
warunków, jakie należy spełnić, aby<br />
skutecznie pozyskiwać fundusze unijne.<br />
Dlatego posiadanie wieloletniej strategii<br />
stwarza zarówno gminie jak i podmiotom<br />
działającym na jej terenie większe szanse<br />
na skuteczne pozyskiwanie środków<br />
na rozwój.<br />
W celu monitorowania strategii oraz<br />
szerokiego jej upowszechniania, Burmistrz<br />
Miasta Kudowy-Zdroju powołał<br />
Zespół ds. Monitorowania „Strategii Rozwoju<br />
Gminy Kudowa-Zdrój oraz Rozwoju<br />
Produktów Turystycznych” 2 w składzie:<br />
Adam Lis – przewodniczący, Marek<br />
Hoderny – wiceprzewodniczący, Marek<br />
Kot – sekretarz, oraz członkowie: Łucja<br />
Rachuba, Iwona Biernacik, Bronisław Kamiński,<br />
Janusz Korybo, Andrzej Kanecki,<br />
Zygmunt Gaździak, Marek Biernacki,<br />
Wojciech Heliński, Jacek Kowalczyk.<br />
Pełny tekst strategii rozwoju miasta<br />
dostępny jest na stronie internetowej<br />
www.kudowa.pl oraz w siedzibach<br />
Urzędu Miasta i Organizacji Turystycznej<br />
Kudowa-Zdrój.<br />
Podstawowe korzyści płynące z opracowania<br />
Strategii Rozwoju Gminy Kudowa-Zdrój:<br />
• zidentyfikowane zostały posiadane<br />
przez gminę zasoby oraz określone<br />
kierunki rozwoju społeczno-gospodarczego,<br />
• określona została wizja gminy w długim<br />
okresie czasowym – horyzont do<br />
2020 r., z której wynikać będą cele strategiczne,<br />
obszary działań oraz szczegółowe<br />
priorytety do realizacji z uwzględnieniem<br />
okresów planowania środków<br />
unijnych dla Polski 2004-2006 oraz<br />
2007-2013,<br />
Modernizacja <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />
Pogórza <strong>Sudeckiego</strong>.<br />
Odbudowa zabytkowej Hali Spacerowej<br />
w Parku Zdrojowym<br />
Zmodernizowany odcinek drogi<br />
Aleja Jana Pawła II<br />
• wskazany został sposób monitorowania<br />
realizacji strategii oraz zmieniających<br />
się uwarunkowań zewnętrznych i wewnętrznych<br />
w celu lepszej modyfikacji<br />
zawartych w niej założeń i skorelowanie<br />
ich z wytycznymi na poziomie kraju,<br />
województwa, powiatu oraz uregulowań<br />
unijnych,<br />
• zapewniona została zbieżność ze strategiami<br />
powiatu i województwa oraz<br />
3
wskazane zostały obszary do partnerstwa.<br />
• wskazane zostały możliwości wykreowania<br />
nowych produktów turystycznych,<br />
które należy rozwijać w Kudowie-<br />
Zdroju oraz obszary współdziałania<br />
różnych podmiotów wewnątrz gminy,<br />
jak i poza nią w zakresie kreowania<br />
nowych atrakcji turystycznych z jednoczesnym<br />
uwidocznieniem rodzaju zadań,<br />
które wpisywałyby się w szersze<br />
i długofalowe planowanie rozwoju<br />
turystyki,<br />
• zawarte zostały zapisy ułatwiające przedsiębiorcom<br />
działającym na obszarze<br />
Kudowy-Zdroju uzyskiwanie potencjalnego<br />
wsparcia,<br />
• strategia rozwoju gminy na następne<br />
lata sporządzona została w sposób<br />
minimalizujący wpływ kadencyjności<br />
wybieralnych organów na utrzymanie<br />
ciągłości podejmowanych działań.<br />
Marek Kot<br />
Wałbrzyska Specjalna Strefa Ekonomiczna Podstrefa Kudowa-Zdrój<br />
1<br />
Uchwała nr XXIII/117/2004 Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju z dnia 31 maja 2004 r.<br />
2<br />
Zarządzenie nr 11/07 Burmistrza Miasta Kudowa-Zdrój z dnia 29 stycznia 2007 r.<br />
ROZMOWA Z INŻYNIEREM<br />
Jaka jest KUDOWA?<br />
rozmowa z inż. Marianem Sozańskim<br />
Od 2001 r. jest stałym mieszkańcem Kudowy-<br />
Zdroju. Przeniósł się tu z Wrocławia, gdzie przez<br />
długie lata (27 lat) był dyrektorem naczelnym<br />
dużego przedsiębiorstwa robót elektrycznych<br />
„Eltor”. Zanim osiadł w naszym mieście sprawdzał,<br />
czy górski klimat Kudowy będzie odpowiedni<br />
dla jego zdrowia. Miał rozregulowane ciśnienie,<br />
skakało trochę za wysoko. Sprawdzał, czy to<br />
prawda, że Kudowa leczy serce, koi nerwy.<br />
Pamiętnik Kudowski (PK): Panie Inżynierze. Wiemy, że<br />
czytał Pan pierwszy numer naszego Pamiętnika i że pismo<br />
podobało się Panu. Czy spotkał Pan w nim jakieś znane<br />
sobie zdarzenia , albo ludzi?<br />
Marian Sozański (MS): Z przyjemnością przeczytałem<br />
rozmowę z prof. Bogdanem Sujakiem. Dobrze znałem profesora<br />
Trzebiatowskiego, ówczesnego Prezesa Polskiej Akademii<br />
Nauk i oczywiście znałem Zakład Niskich Temperatur profesora<br />
Sujaka. Profesor Sujak ma ogromne zasługi w tej dziedzinie<br />
badań i nawet w konkretnej praktyce. To uczony o inżynierskim<br />
zacięciu. Mnie zainteresowały refleksje filozoficzne<br />
Pana Profesora w określaniu jaki jest ten świat. Patrzy jak<br />
trzeźwy fizyk, bardzo racjonalistycznie, i ten punkt widzenia<br />
bardzo mi odpowiada. Zastanawiam się, nad tym, że nie spotkałem<br />
dotąd informacji np. w Nowej Gazecie Gmin, że profesor<br />
Sujak dzieli się swoimi spostrzeżeniami, wielką wiedzą<br />
i doświadczeniem w spotkaniach z kudowianami, a zwłaszcza<br />
z młodzieżą średnich szkół kudowskich. Gdyby takie spotkania<br />
były, to z pewnością gazety by to odnotowały. Czyżby nie<br />
było kółek naukowych fizyków, matematyków, chemików?<br />
4
PK: Czy chciałby Pan powiedzieć, że kudowskie szkoły<br />
zaniedbują się w kontaktach z uczonymi i pozbawiają<br />
młodzież takich wzlotów? Zwłaszcza, że takie możliwości<br />
istnieją niemal na co dzień.<br />
MS: Tak źle tego nie widzę. Ale jest tu coś do zrobienia, do<br />
szybkiego naprawienia. Dobrze wiemy, że tacy uczeni ludzie<br />
na ogół nie odmawiają spotkań z młodzieżą. Ale trzeba ich<br />
o to poprosić.<br />
PK: Nie szukajmy daleko, a czy Pan zgodziłby się na<br />
jakąś społeczną działalność, zamiast spacerów i odpoczynku?<br />
MS: Oczywiście, że zgodziłbym się, gdyby zwrócono<br />
się do mnie w sprawach na których się znam, i w których<br />
byłbym pomocny. Sam jednak nie będę chodzić z ofertami,<br />
bo nie wiem, co kto ode mnie potrzebuje. Myślę, że podobnie<br />
jest z uczonymi.<br />
PK: Był Pan organizatorem lub współorganizatorem<br />
różnych ważnych sympozjów i konferencji międzynarodowych,<br />
jak np. w sprawie zastosowań elektroniki w rolnictwie;<br />
wdrażania badań nad automatyzacją przepompowni<br />
melioracyjnych; wykorzystania energii niekonwencjonalnej.<br />
Co z tych Pana doświadczeń , w tych zagadnieniach<br />
może być przydatne w Kudowie?<br />
MS: Dziękuję za te przypomnienia. Eltor wyszedł od praktycznych<br />
zagadnień elektrycznych wsi, linii energetycznych<br />
i przeszedł do wyrafinowanej elektroniki. W ciągu moich<br />
dwudziestu siedmiu lat dyrektorowania zmieniały się epoki<br />
w tej dziedzinie wiedzy i praktyki. W warunkach Kudowy widzę<br />
przede wszystkim dwie ważne potrzeby:<br />
– Wymuszania na sanatoriach i pensjonatach stosowania kolektorów<br />
słonecznych do ogrzewania ciepłej wody, której<br />
te obiekty dużo zużywają. Warto przypomnieć, że w Unii<br />
Europejskiej będziemy musieli iść w tym kierunku. Tu widzę<br />
duże oszczędności energii, dotąd przesyłowej. Na basenie<br />
mamy widoczny przykład. Potrzebne jest dalsze przełożenie.<br />
– Domagać się od zakładów energetycznych likwidacji naziemnych<br />
linii średniego napięcia (SN). Obecnie, w Kudowie,<br />
często tuż za naszymi oknami, albo nad naszymi głowami<br />
idą linie SN 20.kV, szkodliwe dla zdrowia w bliskim<br />
sąsiedztwie. Ale takie linie kiedyś także spadają. Lepiej<br />
więc szybko okablować miasto. Likwidowałem takie linie<br />
we Wrocławiu, więc wiem, że to można i trzeba sprawnie<br />
wykonać. A przynajmniej opracować z energetyką odpowiedni<br />
plan perspektywiczny i wymagać jego realizacji.<br />
Zyska bezpieczeństwo i estetyka. Ponadto, powinny zniknąć<br />
z terenów zabudowanych napowietrzne linie niskiego<br />
napięcia na słupach drewnianych, z kilkudziesięcioletnią<br />
eksploatacją. Linie te powodują częstą awaryjność, a zatem<br />
uniemożliwiają właściwe korzystanie z dostawy energii<br />
elektrycznej.<br />
PK: Mam okazję powiedzieć naszym Czytelnikom,<br />
że przed kilkoma laty skontaktował mnie Pan z Władysławem<br />
Frasyniukiem w sprawie pomocy dla szpitala „Orlik”.<br />
Działał Pan wtedy w Dolnośląskiej Fundacji Zdrowia, ale<br />
spotkanie z Frasyniukiem zaaranżował Pan w Hali Gwardii<br />
podczas meczu bokserskiego. Sceneria było dość niezwykła<br />
i nie wiedziałem, że Pan i Frasyniuk jesteście działaczami<br />
dla boksu.<br />
MS: Przez lata mojego dyrektorowania w Eltorze wspierałem<br />
sport, a szczególnie sekcję bokserską w Hali Gwardii.<br />
Lubię ten twardy sport. Na nagrodach wypisywano mi,<br />
że jestem współtwórcą największych osiągnięć polskiego boksu.<br />
I to mnie cieszy. Po moim przejściu na emeryturę i wyjeździe<br />
z Wrocławia do Kudowy sprawy te przejął Władysław<br />
Frasyniuk i robi to bardzo dobrze. To jest więc cała tajemnica<br />
naszego spotkania z Frasyniukiem w Hali Gwardii.<br />
PK: A nie włączyłby się Pan do działalności sportowej<br />
w Kudowie?<br />
MS: Chętnie. Uważam, że powinna tu istnieć jedna wielosekcyjna<br />
organizacja sportowa. Nie powinno być tak, jak jest<br />
w tej chwili, że każda sekcja biega do burmistrza ze swoimi<br />
sprawami. To utrudnia działania Burmistrzowi.<br />
PK: Działa Pan w kudowskim Związku Sybiraków.<br />
Ma Pan 73 lata. Kiedy był Pan na Syberii i za co?<br />
MS: Za co? Za to, że jestem Polakiem. Mieszkaliśmy w województwie<br />
nowogródzkim (obecnie jest to Białoruś), ojciec<br />
był zawodowym wojskowym w Korpusie Ochrony Pogranicza<br />
(KOP). Po wkroczeniu sowietów 17 września 1939 r.<br />
ojciec został aresztowany, rodzina (moja matka, siostra i ja)<br />
na Sybir. Miałem 3 lata, gdy wywieziono nas za Ural, do<br />
Czelabińskiej obłasti. Wracałem stamtąd w 1948 r., gdy miałem<br />
12 lat. Poznałem więc Sybir nienajgorzej. Dla dziecka wszystko<br />
było smaczne, co było do zjedzenia. Nawet placki z mąki zmieszanej<br />
ze świeżymi trocinami. Jako dziecko nie miałem świadomości,<br />
że gdzieś może być lepiej. I tak łatwiej żyć. To jest<br />
zapewne ta tajemnica znoszenia ciężkiego losu przez Rosjan,<br />
skądinąd bardzo dobrych ludzi. Po prostu, nie wiedzieli,<br />
że gdzieś ludzie żyją lepiej i normalnie.<br />
PK: Jak działa Koło Sybiraków w Kudowie?<br />
MS: Myślę, że dobrze. Ton nadają bardzo zaangażowani<br />
działacze Państwo Żełubowscy. Staram się pomagać gdzie<br />
mogę. Bardzo nam zależy na upiększeniu ul. Zesłańców Sybiru<br />
i wzniesieniu tam pomnika Sybiraków.<br />
PK: W toku swojej działalności w Eltorze miał Pan liczne<br />
oddziały w terenie i zna Pan każde dolnośląskie miasto.<br />
Znał Pan ich władze. Jak w tym kontekście widzi Pan działanie<br />
władz naszego miasta ?<br />
MS: Rzeczywiście znałem naprawdę wielu burmistrzów<br />
i ludzi władzy. Muszę powiedzieć, że imponuje mi Burmistrz<br />
Kręcichwost. Jest po prostu dobrym inżynierem, myśli konkretnie,<br />
jak inżynier, a do tego ma zdolności organizacyjne.<br />
Ma także bardzo rzadką cechę, a niezbędną do sprawowania<br />
władzy, to znaczy charyzmę. Tego nie da się wyuczyć, to trzeba<br />
mieć, jest to cecha wrodzona. Przyglądam się Kudowie,<br />
mam czas, jestem na emeryturze, dużo chodzę po mieście,<br />
jestem człowiekiem niezależnym, bywam bardzo często na<br />
basenie, klimat kudowski służy mi. Powiem krótko: podoba<br />
mi się to miasto.<br />
PK: W imieniu redakcji dziękuję Panu za rozmowę.<br />
Redaktor Naczelny<br />
5
KUDOWA – MOJA MAŁA OJCZYZNA<br />
Ludzie mają wielkie i małe ojczyzny. Wielka, to cała Polska<br />
z jej historią i krajobrazem. A mała ojczyzna – to<br />
moja miejscowość z jej najbliższymi okolicami, z ludźmi<br />
i także z całą historią, ze ścieżkami dzieciństwa, z moim domem,<br />
moją szkołą, kościołem, moimi podwórkami, z moimi kochanymi<br />
zwierzątkami i kwiatami. Czym jest to miasto dla mnie, dla Ciebie<br />
drogi Czytelniku, dla nas teraz i na przyszłość? Jest codziennym<br />
światem, w którym wyrastamy, który budujemy i który zmieniamy,<br />
zmieniając siebie. Czasami ktoś nawet nie wyrośnięty z pnia w tej<br />
małej ojczyźnie potrafi tak się nią zauroczyć, że niejako chodzi za<br />
nim i kształtuje jego wrażliwość. Tak oczarowała Kudowa Macieja<br />
Stęczyńskiego (1814-1890) że pisał: „Kudowa, bogata jest w dzieła<br />
przyrodzenia, Godną jest odwiedzenia, godną uwielbienia”. Dziś<br />
owe „dzieła przyrodzenia” nabrały innego znaczenia, ale dajmy się<br />
ponieść urokowi staropolszczyzny. Wrastanie w małą ojczyznę nie<br />
dzieje się ani szybko, ani automatycznie. Wrastamy życiem. Minęło<br />
wiele lat zanim zrozumiałam, że to jest moje miasto, moja mała<br />
ojczyzna, i że mogę powiedzieć: jestem kudowianką.<br />
Już trzy pokolenia Polaków zrodzone na tej ziemi, zwanej od<br />
paru stuleci „Krajem Pana Boga” może mówić to jest moja mała<br />
Ojczyzna. Mam wielką nadzieję, iż nasz „Pamiętnik Kudowski”<br />
pozwoli nie tylko poznać teraźniejszą Kudowę, ale również, sprawi,<br />
że będziemy silniej utożsamiać się z tym miejscem, w którym<br />
przyszło nam żyć. Powinniśmy przekazywać tę miłość naszym<br />
dzieciom.<br />
Zapraszam do uważniejszego przyglądania się urokom naszego<br />
miasta, odkrywania nieznanych zakątków na które jakoś nie<br />
zwróciliśmy uwagi. W tym numerze wybierzemy się do najstarszej<br />
dzielnicy Kudowy, do Czermnej.<br />
na piśmie o Czermnej, więc początki historyczne Czermnej i tym<br />
samym Kudowy-Zdroju należy przyjąć wg daty 1354 r. Nasza starówka<br />
przyciąga pięknymi starymi domami, gęsto ustawionymi<br />
obok siebie przy ulicy Kościuszki oraz zabytkowym kompleksem<br />
kościelno-cmentarnym z kaplicą czaszek i dzwonnicą. Zarówno<br />
domy tkaczy, jak kościół, plebania, wieża i kaplica czaszek prezentują<br />
się pięknie. Odnowienie kompleksu kościelno-cmentarnego<br />
przez ks. Romualda Brudnowskiego jest wprost imponujące<br />
i w europejskim stylu. Domy tkaczy, swoim dzisiejszym wyglądem<br />
i stanem (2009 r.) wystawiają jak najlepsze świadectwo dzisiejszym<br />
gospodarzom. Na skonfrontowanych zdjęciach widać stan przed<br />
Czermna – starówką Kudowy-Zdroju<br />
Prawie każde miasto ma swoją starówkę. Niektóre są wyjątkowe,<br />
jak np. w Krakowie, Lublinie, Pradze, We współczesnym świecie<br />
nowoczesne dzielnice miasta są do siebie podobne, nie tylko w krajach<br />
europejskich, ale nawet na różnych kontynentach. Oryginalne<br />
i naprawdę warte zwiedzania są przede wszystkim starówki.<br />
Kudowa nie jest klasycznym miastem budowanym według modelu<br />
prawa magdeburskiego, tak, jak niemal wszystkie większe i średnie<br />
miasta europejskie wywodzące się co najmniej ze średniowiecza.<br />
Model ten charakteryzował się tym, że w środku miasta był rynek,<br />
a pośrodku tego rynku ratusz, natomiast ulice biegły od rynku<br />
i przecinały się pod kątem prostym. W Kudowie tego nie ma,<br />
ponieważ Kudowa była wsią aż do 1945 r. Dopiero, po II wojnie<br />
światowej, właśnie w 1945 r. Kudowa otrzymała prawa miejskie.<br />
Pierwszym burmistrzem Kudowy – jako miasta – został w 1945 r.<br />
Władysław Twardy. Kudowa jest więc piękną miejską turystyczną<br />
osadą w górach. Architektura miejska, a ogólne rozwiązania ulic<br />
typowe dla wiejskiej osady turystycznej. Nie ma więc tu klasycznego<br />
rynku, takiego np. jak w Dusznikach.<br />
Pierwsza historyczna wzmianka na piśmie o Kudowie pochodzi<br />
z 1354 r. i dotyczy najstarszej dzielnicy Kudowy, czyli Czermnej.<br />
Jest to dokument z Pragi, znajdujący się w księdze Liber Primum<br />
Confirmationum biskupstwa praskiego. Pod datą 10 września<br />
1354 r. jest tam zapisane w języku łacińskim, że w Machowie został<br />
wprowadzony ksiądz Laurencjusz i że tego księdza na jego urząd<br />
wprowadzał proboszcz z Czermnej. Widać z tego, że Czermna istniała<br />
już przed 1354 r., ale ponieważ jest to pierwsza wzmianka<br />
Kaplica Czaszek z zabytkową dzwonnicą<br />
1945 r. i obecny (2009 r.). Zachowane są historyczne bryły budynków,<br />
widoczne jest ich remontowanie i nowe elewacje. Na pierwszy<br />
rzut oka nie widać tego, co wewnątrz. A tu zmiany ulepszające<br />
są ogromne. Po dawnych biednych jednoizbówkach, walących się<br />
zmurszałych ścianach i przeciekających dachach nie ma śladów.<br />
Niemal we wszystkich domach odgrzybiono ściany i pomieszczenia,<br />
wprowadzono nowe instalacje elektryczne, wodne, gazowe<br />
i kanalizacyjne. Zniknęły śmierdzące rynsztoki, które były zmorą<br />
Czermnej. Trzeba z uznaniem powiedzieć o właścicielach tych domów,<br />
że potrafili zachować dawny styl budowy domów z niezbęd-<br />
6
nymi wygodami dla współczesnego życia. Wkład w remonty tych<br />
domów był tak duży, że niejeden z ich właścicieli taniej wybudowałby<br />
dom nowy. Jednakże, zachowanie dawnego stylu stało się<br />
atrakcją Kudowy-Zdroju.<br />
Dwanaście Apostołów i inne atrakcje<br />
(fot.1)<br />
Do Czermnej turyści jadą, by zobaczyć przede wszystkim<br />
kaplicę czaszek. Wielu jedzie lub idzie dalej w górę by zobaczyć<br />
Pomnik Trzech Kultur, który jest symbolem wzniesionym w hołdzie<br />
wszystkim mieszkańcom tych ziem Czechom, Polakom<br />
i Niemcom, którzy od początku istnienia tej miejscowości przyczynili<br />
się do jej rozwoju materialnego i kulturowego. Pomnik,<br />
jak tęcza po potopie w czasach Noego zamyka stare czasy – pełne<br />
konfliktów – docenieniem dobrych czynów ludzi, niezależnie od<br />
tego, z jakiego narodu pochodzą. Obok, mamy pomnik patronki<br />
Kudowy Anny Świdnickiej (1339-1362) – żony Karola IV, królowej<br />
Czech i cesarzowej Cesarstwa Rzymskiego. Była piastówną,<br />
księżną świdnicko-jaworską z rodu Piastów i prawnuczką króla<br />
Polski Władysława Łokietka. To za jej życia i panowania pojawia<br />
się zapis z 1354 r. o istnieniu Czermnej. Stała się patronką historyczną<br />
naszego miasta. U samych początków naszej miejscowości<br />
mamy więc Piastów. Powyżej pomników mamy ruchomą szopkę.<br />
Zatrzymajmy się jeszcze przy budynkach tkaczy, nazywanych<br />
także Dwunastoma Apostołami. Są to domy ustawione szczytowo<br />
do ulicy. Niegdyś mieściły one pomieszczenia mieszkalne i warsztaty<br />
tkaczy produkujących płótna i sukna w oparciu o uprawiany<br />
len. W głębi wąskiej i długiej działki znajdowały się budynki<br />
gospodarcze, pełniące rolę magazynu surowców, wyrobów gotowych.<br />
Domy te to przykład tradycyjnej drewnianej architektury<br />
ludowej – pogórza sudeckiego. (fot.1)<br />
Tkactwo na Ziemi Kłodzkiej rozwijało się od połowy XIV wieku.<br />
W niedalekim Lewinie Kłodzkim, jak podają dokumenty, już<br />
w roku 1611 istniał cech tkaczy. Ponadto Lewin zaliczany był do<br />
największych na Śląsku ośrodków tkactwa chałupniczego, odbywały<br />
sie tam rocznie cztery jarmarki i targi płóciennicze. Był to czas<br />
kiedy Kudowa jak i wchodzące obecnie w granice naszego miasta<br />
wsie: Jakubowice, Pstrążna, Zakrze, Słone, Brzozowie, Czermna<br />
były małymi osadami w pobliżu Lewina. Tkactwem zajmował się<br />
niemal cały Dolny Śląsk, a i po stronie czeskiej w Nachodzie i jego<br />
okolicach był również dobrze rozwinięty cech tkaczy. Pamiętać<br />
musimy, iż tereny te aż do XVIII wieku, do wybuchu wojen o Śląsk,<br />
należały do Monarchii Austriackiej, która to Austria koronę ziem<br />
czeskich posiadała od 1526 r. do 1742 r., a w niektórych częściach<br />
do 1866 r.<br />
Rozwój przemysłu i wybudowanie na przełomie 1905/06 w Jeleniowie<br />
zakładów tkackich Dieriga (późniejsze KZPB) spowodowało,<br />
że tkactwo chałupnicze przestało się opłacać. Domy tkaczy<br />
przestały spełniać swoją funkcję. Od sześćdziesięciu lat są domami<br />
rodzinnymi dla tych, którzy w rezultacie wojny wywołanej przez<br />
III Rzeszę musieli znaleźć tu miejsce osiedlania. W 1945 r. przyjechali<br />
nasi dziadkowie, rodzice. Domy Tkaczy stały się ich domami.<br />
Przez szereg lat – co podnosi ich symboliczną rolę – głównym źródłem<br />
zatrudnienia większości kudowian, były przecież Kudowskie<br />
Zakłady Przemysłu Bawełnianego.<br />
Do dnia dzisiejszego zachowało się już tylko 10 domów (fot. 2),<br />
zaczynają się od nr 72, następny dom już nie istnieje, parcela po<br />
nim to zadbany ogród i kolejno 74, 76, 78, 80, 82, 84, 86, 88 przy<br />
tym numerze stał dom 11, który również nie zachował się, Podobno<br />
kompletu apostołów nigdy nie było, bowiem nikt nie chciał<br />
mieć domu Judasza. „Domy tkaczy” zamyka budynek z nr 90.<br />
Warto zaznaczyć, że pomimo przebudowy, domy te nie straciły<br />
swego uroku. Jak to już podkreślałam, widać jak właściciele wkładają<br />
wiele pracy i wysiłku w remonty swoich domów i całego otoczenia,<br />
aby stawały się coraz ładniejsze.<br />
Niestety, nie udało mi się znaleźć zbyt wielu informacji o historii<br />
„Domów Tkaczy” ... liczę, iż Czytelnicy w tym pomogą. Pragniemy<br />
zająć się przybliżaniem Kudowy, jej historii jak i aktualnych<br />
wydarzeń i problemów, nieustannie licząc na wsparcie naszych<br />
czytelników, czy osób którym Kudowa jest bliska .<br />
Do domów przy ulicy Kościuszki kiedyś powrócimy, by opowiedzieć<br />
historię nie tylko powstawania tych budynków, ale również<br />
historię ludzi, którzy tam mieszkają. Aby zobaczyć inne domy tkaczy<br />
polecam wyprawę do Nowej Rudy, Międzylesia lub Chełmska<br />
Śląskiego koło Wałbrzycha, gdzie zachowały one swój dawny charakter.<br />
Tych zaś, którzy chcieliby zobaczyć jak wyglądało wnętrze<br />
takiego domu, zapraszam na spacer do Pstrążnej gdzie w <strong>Muzeum</strong><br />
<strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w jednej z chałup można zobaczyć<br />
warsztat tkacki.<br />
Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się dotrzeć do jeszcze wielu<br />
ciekawych, zapomnianych lub nieodkrytych miejsc w naszym<br />
mieście.<br />
Katarzyna Mrowiec<br />
(fot.2)<br />
7
KUDOWSKA KUCHNIA TRZECH KULTUR<br />
Podobno Chińczycy mawiali –„Powiedz mi co jesz,<br />
a powiem ci kim jesteś”. Lubię dobrze zjeść. Myślę<br />
o tym co było, jest i zastanawiam się co będzie. Czytam<br />
książki, gazety, słucham radia i oglądam telewizję. Próbuję<br />
myśleć o świecie, który mnie otacza. Lubię też i staram<br />
się myśleć o tym co jem.<br />
Urodziłem się 14 lutego 1973 roku kiedy to w Polsce panował<br />
radosny, jasny socjalizm.<br />
I tak zapamiętałem moje dzieciństwo. Mimo, iż pamiętam<br />
kartki żywnościowe, ocet na półkach, kolejki przed sklepami.<br />
Pamiętam też jak ojca wzywali „na wojnę” 13 grudnia<br />
1981 roku, ale ponieważ odpoczywał był po słusznej sobocie<br />
(kto to widział wprowadzać stan wojenny w niedzielę<br />
rano?), mamusia nie wpuściła posłańców – żołnierzy do<br />
domu (a telefon służbowy sprytnie wyłączyła) zakładając,<br />
iż jest to kolejny męski trick celem którego jest wyciągnięcie<br />
tatusia z domu, aby móc kontynuować dziarsko rozpoczęty<br />
sobotni wieczór. „Idźcie stąd pijaki! Wojnę se wymyślili żeby<br />
się tylko wódki napić!” Wiem że dla wielu ludzi to był dramatyczny<br />
poranek, ale każdy ma swoje wspomnienia.<br />
I pamiętam pierogi mojej mamy, pyszną jajecznicę<br />
robioną mi i siostrze przez naszego tatę (potrafi jeszcze robić<br />
kanapki). Jajka były od babcinych kur. Nierzadko też wędlinki<br />
na naszym stole, kaszanka, kiełbasa, kura do rosołu czy wyśmienity<br />
makaron pochodziły z babcinego skromnego (dziś<br />
to wiem) gospodarstwa. Pamiętam też sklepowy baleron po<br />
pasterce, banana krojonego na 4 równe części (mama, tata,<br />
siostra, ja). Pomarańcza z paczki pod choinką.<br />
Pamiętam też nugat i czekolady z paczki od cioci z RFN-u,<br />
lentilki z Czechosłowacji, gumy z Peweksu, krem sułtański<br />
z Asi Basi, galaretkę z Krystynki i frytki z Zodiaka oraz żółty<br />
ser i szynkę z wojskowego ośrodka wczasowego na Helu,<br />
kiełbasę na ognisku harcerskim spożywaną z lekkim zabarwieniem<br />
opozycyjnym. Mniam…<br />
Pamiętam jak bawiąc się w babcinym ogrodzie, zagadnięty<br />
przez płot przez „Panią blokową” z ulicy, sprzedałem<br />
jej beztrosko sobie leżącą krowią kupę wielkości miny czołgowej<br />
za – 20 zł. Wow, mój pierwszy wielki interes – to była<br />
równowartość czterech kredytów na fliperze w Zodiaku!<br />
Wbrew pozorom, interes typu spożywczego, pani chciała<br />
sobie użyźnić glebę na działce, dziś rzekłbym – ekologicznie,<br />
wtedy były w modzie ważniejsze słowa.<br />
Jak ja za tym tęsknię… nawet za smakiem i zapachem tranu<br />
z darów „zachodnich” wydawanych na plebani. Tęsknię<br />
jak każdy kto ma świadomość upływającego czasu.<br />
Babcia Krystyna, mama mojej mamy, mieszkająca<br />
w Kudowie pochodziła spod Żywca, dokładniej z Pietrzykowic,<br />
rodzina taty spod Przemyśla. Na wigilię, tradycyjna<br />
kolacje symbol polskiej kuchni jedliśmy zatem barszcz<br />
z uszkami (od taty) i grzybową z makaronem (od mamy).<br />
Historia poszła dalej, nie ma już socjalizmu, nie ma Niemiec<br />
Zachodnich, Czechosłowacji, Peweksu, ba nawet Krystynki<br />
nie ma. Ale nadal jest Asia Basia, Zodiak, tęsknota za<br />
domowym jedzeniem, jajkami od gospodarza. Za czasem,<br />
który minął… bezpowrotnie?<br />
Nie wiadomo też do końca, która <strong>wersja</strong> historii pisanej<br />
jest prawdziwa. Prawda objawiana jest codziennie. Nowa<br />
prawda, nowa <strong>wersja</strong> – nowi bohaterzy, starzy okazuje się<br />
mają grzechy w swych teczkach.<br />
Kiedy, stojąc przed ladą w sklepie spożywczym, dzwonię<br />
do córki z komórki, z zapytaniem co dzisiaj jemy na kolacje,<br />
wymienianie propozycji kosztuje mnie 3,48 zł (opłata za<br />
2 minuty połączenia u mojego operatora), tyle tego jest<br />
w sklepach. Czasy się zmieniły, inaczej brzmią dziś słowa<br />
o wolności, Bogu, Polsce.<br />
Dziś z przyjaciółmi pijamy wina francuskie, gotujemy kalmary,<br />
jeździmy na chińskie żarcie do Nachodu i smażony ser<br />
do Pekla (Czechy, dolina koło Novego Mesta), we wrocławskim<br />
Alladynie zajadamy się kuchnią arabską, potem w ryn-<br />
Tu niegdyś była mile wspominana kafejka „Krystynka”<br />
W budynku dawnego Hotelu Polanów mieściła się kuchnia koszerna<br />
(wejście pod widocznymi daszkami)<br />
8
ku po nocnym piwie wcinamy<br />
Kebab, a rano kawa w McDonaldzie<br />
(i kurde wstyd przyznać<br />
w takiej książce – kanapki czasem<br />
też).<br />
Córka nie chce być harcerzem<br />
ani ministrantem, ma mp3, MTV,<br />
„M jak miłość”. A właśnie jedzenie<br />
przed telewizorem czy filmem<br />
(teraz na ścianie z projektora)<br />
to też był i jest nadal element<br />
naszej kultury.<br />
Oboje zatem lubimy filmy…<br />
i lubimy dobrze zjeść. Gotując<br />
dla niej potrawy, brzmiące indyjsko,<br />
chińsko czy przynajmniej<br />
włosko staram się jej dać trochę<br />
świata całego, który i tak ona może sobie dzisiaj wziąć (ja<br />
w jej wieku nie miałem paszportu, a do Czech to na zaproszenie,<br />
o wizycie u cioci w RFN marzyłem tylko w snach).<br />
I tak oto eksperymentując z kuchniami egzotycznymi<br />
(który ojciec nie chce być dla swojej córki najlepszym kucharzem<br />
świata?) podróżując po naszym pięknym kraju nad<br />
Wisłą z drużyną wojów kulinarnych realizujących Festiwal<br />
Kuchni Polskiej, słuchając wykładu Janusza Stańczyka o tym<br />
iż Polacy swej kuchni nie znają i nie doceniają, sprzedają<br />
ją w ramach promocji turystycznej jedynie w postaci ogórka<br />
kiszonego i chleba ze smalcem podczas gdy kuchnia myśliwska…<br />
o proszę Pana…(tu podawał mi cały przepis na<br />
bigos jakiego świat nie widział), potrawy z dziczyzny czy<br />
zupy polskich kucharzy na dworach Europy zachwycały<br />
możnych i maluczkich, zastanawiałem się, jak większość z<br />
nas, dlaczego statystyczny Polak zapytany o przysmaki kuchni<br />
polskiej wymieni jednym tchem ruskie pierogi, barszcz<br />
ukraiński, placek po węgiersku, karpia po żydowsku, fasolkę<br />
po bretońsku... no może ostatecznie z lekkim zawstydzeniem<br />
zamknie listę... schabowym.<br />
I dlatego po powrocie do domu spytałem mamy jak właściwie<br />
robi się bigos.<br />
Teraz serwują tu dania kuchni czeskiej<br />
Podczas gotowania, dzwoniłem konsultacyjnie do siostry<br />
(mama nie ma komórki), jej <strong>wersja</strong>... i <strong>wersja</strong> sąsiadki oraz<br />
Pani sklepowej były trochę inne, tak jak inne są polska<br />
i austriacka wersje bitwy pod Wiedniem. Zrobiłem zatem...<br />
hmmm nieskromnie powiem swój bigos. Mój... no ale polski,<br />
bo jestem Polakiem. Wow, patetycznie pojechałem.<br />
Właśnie wtedy, drogi czytelniku uświadomiłem sobie<br />
jak bardzo kuchnia określa naszą tożsamość. Historia pisana<br />
przez kronikarzy, którym płacą możni tego świata, jest<br />
dla mnie nauką bardzo … bardzo nieścisłą. Historia pisana<br />
kuchnią jest prawdą o ludziach żyjących w danym miejscu<br />
w danym momencie.<br />
Gdybym pisał pamiętnik, od dziecka i zapisywał w nim,<br />
wzorem Briget Jones, potrawy jakie jadałem każdego dnia,<br />
potomni więcej by wiedzieli o świecie, w jakim żyłem niż,<br />
gdybym wklejał do pamiętnika wycinki z gazety.<br />
Stąd potrzeba zapisania kilku przepisów które kojarzą<br />
mi się z Kudową jaką znam, jaką poznaję z jej przeszłością<br />
i teraźniejszością. Kudową w której mieszkam, którą kocham.<br />
Stąd ta książka.<br />
Wojciech Heliński<br />
Od Redakcji:<br />
w następnym numerze „Pamiętnika” poznamy Helińskiego przepis na bigos. Całość ukaże się w wydaniu książkowym.<br />
Zachęcamy Czytelników do przesyłania Panu Wojtkowi Helińskiemu informacji o współczesnej kuchni<br />
w kudowskich domach (hellinsky@gmail.com) . Z przyjemnością informujemy, że 23 kwietnia 2009 r. pojawi się<br />
w kudowskiej księgarni tomik poezji Wojtka Helińskiego zatytułowany „Czecholada”. Będzie to pierwszy tomik<br />
z serii wydawanej przez Stowarzyszenie Fundus Glacensis promujący polskich i czeskich twórców pogranicza.<br />
Czytelnicy posiadający swoje wiersze trzymane dotąd w szufladach – mogą je publikować w tomikach indywidualnych<br />
lub zbiorowych przez Stowarzyszenie Fundus Glacensis. Kontakt przez pana Wojciecha Helińskiego.<br />
9
MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />
Kopalnie węgla na Pstrążnej<br />
Od 2007 roku prezentowana jest w <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju (skansen w Pstrążnej) wystawa<br />
pt. „Pstrążna od XVIII do XX wieku. Z czego ludzie tutaj żyli?”. Jednym z przedstawionych na wystawie źródeł utrzymania mieszkańców<br />
Pstrążnej było górnictwo kamienno-węglowe. Wywołuje to zaskoczenie zarówno wśród przyjezdnych gości odwiedzających<br />
muzeum, a nawet wśród mieszkańców Kudowy. Tłem tej części wystawy jest obraz Iwana Malińskiego, będący częścią tryptyku<br />
zatytułowanego „Panorama życia na Pstrążnej”. Na tym obrazie (reprodukowanym na okładce tego numeru „Pamiętnika”) artysta<br />
przedstawił stok (na nim zlokalizowano skansen) z wejściem do kopalni u jego podnóża (kopalnia „Anton”). Obraz plastycznie i dość<br />
wiernie oddaje ówczesny krajobraz kopalni.<br />
Pierwsze wzmianki o istnieniu<br />
kopalni w Pstrążnej pochodzą<br />
z końca XVIII w. W 1800 r.<br />
Georg Michael Franke zaczął badać węglonośny<br />
teren w okolicy Ždárek. W ślad<br />
za tym latem 1805 r., tuż przy ówczesnej<br />
granicy prusko-austriackiej (obecnie około<br />
około 200 m od granicy w Pstrążnej),<br />
została wymierzona kopalnia, nazwana<br />
„Vilemina” na cześć Kateřiny Vileminy<br />
Zahańskiej, córki wojewody Petra Kurońskiego<br />
(obecnie w tym miejscu istnieje<br />
gospoda „V dolech”). Powstało kilka sztolni<br />
na wychodni pokładów, czyli w miejscach<br />
przecinania się pokładów węglowych<br />
z powierzchnią terenu, w których<br />
górniczego szczęścia próbowało wielu<br />
wydobywców i najemców. To po stronie<br />
czeskiej w sąsiedztwie Pstrążnej.<br />
W roku 1834 właściciel pstrążniańskich<br />
sztolni Josef Schirlo stał się również<br />
dzierżawcą czeskiej Vileminy i prowadził<br />
ją w okresie od 01.03.1834 do 28.02.1835 r.<br />
W 1842 r. czeska sztolnia Vilemina została<br />
z przyczyn ekonomicznych zamknięta.<br />
Następnymi właścicielami sztolni w Pstrążnej<br />
byli przedsiębiorcy ze Świebodzic<br />
bracia Edward i Emil Kramsta (1856 r.),<br />
którzy rozważali możliwość zakupienia<br />
Vileminy. Cena za sztolnię wydawała się<br />
przedsiębiorcom za wysoka i odstąpili od<br />
transakcji.<br />
Umową z dnia 22 lutego 1872 r., książę<br />
Schaumburg – Lippe kupił kopalnię<br />
„Clemens Grube” w Pstrążnej od barona<br />
Fridricha z Otterstedtu.<br />
Latem 1930 r. ukazał się w gazecie dusznickiej artykuł<br />
Jindřicha Teubnera i Vilema Hanuša z Czermnej pt.<br />
„Die<br />
Kohlengruben von Strausseney” (Kopalnie węgla w Pstrążnej).<br />
Autorzy opracowali go na podstawie wspomnień<br />
górnika Františka Hanča, który pracował w pstrążniańskich<br />
sztolniach:<br />
„Znalezienie węgla było przypadkowe. Niejaki Johan<br />
Marel budował w połowie XIX wieku na swojej działce dom.<br />
Przy budowie piwnicy natrafili murarze na warstwę wę węgla,<br />
która była od 3 do 4 metrów pod powierzchnią. Ojciec stawiającego<br />
sobie dom, który był wtedy sołtysem pojechał<br />
do Wałbrzycha do Urzędu Górniczego z prośbą o zgodę na<br />
wydobywanie węgla, na co mu pozwolono. Jednocześnie<br />
o pozwolenie prosił pan Schirlo z niedalekiej Czermnej,<br />
właściciel gospody pod Górą Bluszczową (Efeuberg).<br />
Założył on przy potoku na dolnym końcu Pstrążnej po-<br />
chyłą sztolnię w stoku, którą nazwał „Rősche”. Musiał<br />
jednak od swojego pomysłu odstąpić. Marel prymitywnymi<br />
środkami wydobywał węgiel, a swoją sztolnię<br />
nazwał po małżonce Leonora. Po jakimś czasie Marel<br />
zmarł, a dzieci sprzedały sztolnię niejakiemu Egellsowilsowi<br />
za 8000 talarów. Egells posiadał w Dusznikach hutę<br />
żelaza, a także próbował wydobywać rudę żelaza,<br />
którą do Dusznik woził furman Zwikirsch. Egells przedsiębiorstwo<br />
powiększył i zatrudniał około 40 mężczyzn.<br />
W sztolni było jednak dużo wody i aby temu zaradzić<br />
szukał rozwiązania. Blisko pod sztolnią Leonora założył<br />
nowy szyb nazwany Barbara, gdzie ponownie nie<br />
trafił na dobry węgiel. Z czasem naprzeciw w dolinie<br />
powstała sztolnia Hurka, a niedaleko od niej sztolnia<br />
Josef. Wszystkie te sztolnie były między sobą pod<br />
ziemią połączone. (wejście do sztolni było pod drogą<br />
przy obecnych stawach Marka Maciejewskiego).<br />
Kamień górniczy z Pstrążnej (awers)<br />
10
Powstanie tych to szybów oznaczało dla wsi<br />
rozkwit węglowego przemysłu, gdyż użytek<br />
z tego miała cała okolica, dlatego że, dobre<br />
i tanie paliwo miało dobry zbyt. Użytek miała<br />
i ludność, a większość mężczyzn zostało<br />
górnikami, którzy tygodniowo pracowali od<br />
4 do 5 dniówek. Węgiel wydobywano około<br />
40 lat i działalność tej gałęzi przemysłu<br />
ustała. Główną przyczyną były trudności<br />
finansowe zarządu kopalni.”<br />
Na samym końcu Pstrążnej, w pobliżu<br />
granicy państwowej, zlokalizowana<br />
była kolejna sztolnia o nazwie „Stara štola”<br />
(oryginalnie Alter Stollen). Sztolnia ta<br />
przechodziła poza granicę i łączyła się systemem<br />
korytarzy z czeską sztolnią Václav.<br />
W dolnej części Pstrążnej między budynkiem<br />
nr 1, a budynkiem nr 2, poniżej<br />
drogi, znajdowało się wejście do sztolni<br />
„Rozalia”, dzisiaj tylko hałda odpadów<br />
pokopalnianych. Po drugiej stronie do-<br />
liny, za najniżej położonym stawem jest<br />
reszta hałdy sztolni „Hurka”. Na obu tych<br />
hałdach można znaleźć kawałki wę-<br />
gla i łupka z odciskami karbońskiej<br />
flory, a także rudy pelosyderytu.<br />
Czeska sztolnia „Vilemina”<br />
i pstrążniańskie sztolnie kopalni<br />
„Clemens” zatrudniały<br />
od 90 do 100 górników (w to<br />
wliczony personel pomocniczy),<br />
a wydobywały dziennie<br />
od 60 do 70 ton węgla.<br />
Po II wojnie światowej<br />
Po zakończeniu II wojny<br />
światowej ponownie pojawili<br />
się na Pstrążnej górnicy.<br />
Temat ten poruszył Bronisław<br />
Kamiński w wydawanych przez siebie<br />
Wiadomościach Towarzystwa Gospodarczego<br />
w Kudowie-Zdroju nr 4 (sierpieńwrzesień)<br />
1990 r. Była to wolna i legalnie<br />
wydawana gazetka Kudowy-Zdroju,<br />
drukowana wtedy na powielaczu. Autor<br />
artykułu prowadził rozmowy w tej sprawie<br />
z Adolfem Machem z Pstrążnej, który<br />
był sztygarem w kopalni. Według informacji<br />
Macha, dokumentację kopalni<br />
posiadał górnik Lelek z Pstrążnej, lecz<br />
w jego domu tej dokumentacji nie odnaleziono.<br />
Krewna Lelka powiedziała, że<br />
Lelek prawdopodobnie przekazał komuś<br />
tę dokumentację do Dańczowa lub<br />
Gołaczowa. W artykule pt. ”Gwarectwo na<br />
Pstrążnej” Bronisław Kamiński zamieścił<br />
rozmowę z górnikiem Józefem Giemzą.<br />
Jest to cenny dokument, ponieważ nie zachowały<br />
się inne relacje górników. Fakt, że<br />
kopalnią interesowali się Rosjanie i podlegała<br />
ona ich kontroli wytwarzał specyficzną<br />
aurę tajemnicy wojskowej, do tego<br />
spotęgowaną ówczesnym reżimem strefy<br />
nadgranicznej. Ludzie nie robili zdjęć ani<br />
w kopalni , ani nawet na jej tle.<br />
Zanim w 1949 roku weszli górnicy<br />
do starych sztolni, prowadzono najpierw<br />
poszukiwania na powierzchni, poprzez<br />
kopanie rowów. Tym razem nie poszukiwano<br />
węgla, lecz... uranu. Sprzęty pomiarowe<br />
wykazały promieniowanie na<br />
hałdach pokopalnianych. Prowadzone<br />
odkrywki powierzchniowe na Pstrążnej<br />
i w Czermnej nie przyniosły żadnych<br />
pozytywnych efektów. Do Pstrążnej przeniesiono<br />
górników z Dańczowa, którzy<br />
prowadzili tam podobne poszukiwania.<br />
Kopalnie w Pstrążnej podlegały wówczas<br />
formalnie przedsiębiorstwu w Kowarach.<br />
Zatrudniono około 30 górników. Nadzorowaniem<br />
pracy w sztolniach zajmowali<br />
Kamień górniczy z Pstrążnej (rewers)<br />
się Rosjanie. Zadaniem górników było<br />
udrożnienie sztolni, usunięcie zawałów<br />
i stemplowanie. Kopalnie były wyeksploatowane<br />
z węgla i całkowicie zawodnione.<br />
Tak relacjonuje pracę w kopalni i jej warunki,<br />
Józef Giemza, jeden z ostatnich<br />
górników:<br />
„woda straszliwie szumiała gdzieś nad<br />
nami i ciągle nam się wydawało, że zaleje<br />
nas na śmierć. Warunki pracy były bardzo<br />
ciężkie. Nie było ubrań, ani porządnego<br />
sprzętu. Co jakiś czas przyjeżdżali Rosjanie,<br />
wykonywali pomiary i szliśmy dalej. Na kopalnie<br />
składały się 3 sztolnie, które też nazywano<br />
kopalniami. Sztolnia nr 1 był to tunel<br />
długości ok. 300 m lub więcej i kierował się<br />
w górę zbocza (sztolnia pod stokiem skansenowskim).<br />
Sam korytarz miał wysokości ok.<br />
150-180 cm, szerokości ok. 2 m. Im bardziej<br />
w głąb, tym było coraz ciaśniej. Wejście do<br />
sztolni nr 2 znajdowało się za budynkiem<br />
Sprzęt górniczy<br />
W Pstrążnej po I wojnie światowej powstała<br />
spółka z szeregu miejscowych<br />
górników, a jej prezesem został sołtys<br />
Zwikirsch, a sztygarem jego brat Emil.<br />
Ich starania o wznowienie wydoby-<br />
cia węgla nie powiodło się ze wzglę-<br />
du na brak zgody Urzędu Górniczego<br />
w<br />
Wałbrzychu. Ostatnia próba ożywie-<br />
nia pstrążniańskiego górnictwa miała<br />
miejsce w 1929 r.<br />
Najważniejszy zakres prac prowadzonych<br />
w kopalniach to roboty górnicze.<br />
Składają się na nie przede wszystkim<br />
tzw. roboty przodkowe, związane z urabianiem<br />
calizny w przodku wyrobiska, wyładowaniem<br />
urobku z przodka oraz zabezpieczeniem stropu<br />
i ociosów poprzez wykonanie obudowy górniczej<br />
na odcinku wykonanego zabioru.<br />
Robotę górniczą wykonywał zespół górników,<br />
którym kierował górnik przodowy – rębacz,<br />
a pomagali mu młodsi rębacze lub ładowacze.<br />
Narzędzia do prac górniczych to podstawowy<br />
sprzęt stosowany w kopalniach. Jedne z najstarszych<br />
narzędzi do urabiania skał to perlik<br />
i żelazko. Oba narzędzia mają formę młotka;<br />
żelazko – zakończone z jednej strony ostrzem,<br />
z drugiej gładko, perlik – z obu stron gładki.<br />
Górnik ostry koniec żelazka przystawiał<br />
do skały, a w tępy koniec uderzał perlikiem.<br />
Skrzyżowane oba narzędzia stanowią godło<br />
górnicze. Podobnie jak żelazko do urabiania<br />
skał służyły kilofy. Kilofy górnicze charakteryzują<br />
się tym, że posiadają tylko jedno ostrze;<br />
drugi koniec mają krótki i tępy. W kopalniach<br />
oprócz zwykłego kilofa używano także kilof<br />
z wymiennymi ostrzami tzw. szpicak. Do wyładowania<br />
urobku z przodka służyła łopata.<br />
Z uwagi na swój kształt nazywana była sercówką<br />
lub „babską d…”. Do urabiania i rozbijania<br />
dużych brył skały służyły młoty o masie do 8 kg.<br />
Zapewne, w większość z powyższych sprzętów<br />
zaopatrywali się górnicy u miejscowego kowala<br />
o nazwisku Jansa. Jego warsztat pracy – kuźnia<br />
– jest współcześnie częścią pstrążniańskiego<br />
skansenu.<br />
11
Budynek kopalni Vilemina po stronie czeskiej<br />
nr 1. Szła na równi ok. 400 m lub więcej,<br />
potem ok. 30 m w górę i dalej coraz bardziej<br />
w górę. Szła mniej więcej na dom Bednarczyka.<br />
Sztolnia nr 3 miała wejście również<br />
za budynkiem nr 1 lecz już blisko granicy<br />
państwa. Była to jedyna sztolnia do której<br />
schodziło się pochylnią w dół.”<br />
Jak się dowiadujemy od Józefa Giemzy<br />
uran znaleziono tylko w sztolni nr 2. Była<br />
to skała o kolorze rdzawym, długości ok.<br />
4 m i wysokości ok. 1,5 m. Odstrzału skały<br />
dokonali Rosjanie, po czym załadowali ją<br />
do stalowych puszek i odesłali do Kowar.<br />
Praca w bardzo trudnych warunkach była<br />
bardzo dobrze wynagradzana. Jak podkreślił<br />
informator „nigdzie w Kudowie<br />
i okolicach nikt lepiej od nas nie zarabiał.<br />
Za miesięczną wypłatę można było kupić<br />
konia”.<br />
Kopalnię zlikwidowano po około<br />
trzech latach. Okazało się, że ta znaleziona<br />
skała była jedynym tego rodzaju<br />
znaleziskiem. Ponadto, gdyby nawet tego<br />
uranu było więcej to i tak nie nadawał się<br />
do eksploatacji, ponieważ był zbyt młody.<br />
Z Kudowy więc niczego Rosjanie nie zdobyli<br />
do wyprodukowania swojej bomby<br />
atomowej. W 1952 r. na polecenie Rosjan<br />
wejścia do sztolni zaminowano i wysadzono.<br />
Świadectwem górniczej przeszłości<br />
Pstrążnej są współcześnie oprócz kilku<br />
hałd pokopalnianych górnicze słupki<br />
graniczne sztolni. Kamiennymi słupkami,<br />
wkopanymi częściowo w ziemię<br />
zaznaczano zasięgi sztolni. Na słupkach<br />
umieszczano (w formie rytej) godło górnicze,<br />
datę powstania sztolni oraz imię<br />
i nazwisko jej właściciela lub dzierżawcy.<br />
Jeden z takich słupków eksponowany jest<br />
w muzeum – skansenie. Został znaleziony<br />
przy polnej drodze, gdzie został wyciągnięty<br />
z lasu przy zrywce drzewa. Słupek<br />
ten opatrzony jest imieniem i nazwiskiem<br />
Eleonora Kruve, datą 1849 oraz godłem<br />
górniczym. Czyżby chodziło o sztolnię<br />
Johana Marela, którą od imienia swojej<br />
małżonki nazwał Leonora, a Kruve to<br />
jej panieńskie nazwisko? Pstrążniańskie<br />
sztolnie nasuwają szereg pytań, na które<br />
mamy zamiar znaleźć odpowiedzi w wyniku<br />
pogłębionych badań.<br />
Górnicza przeszłość Pstrążnej była<br />
powodem dwóch zawałów w latach 80.<br />
XX w. Pierwszy miał miejsce w pobliżu<br />
domu prof. Bogdana Sujaka, gdzie<br />
w ogródku zapadła się ziemia tworząc<br />
głęboką „dziurę”. Podobny przypadek<br />
odnotowano przy budynku nr 1. Miejmy<br />
nadzieję, że podobne szkody górnicze nie<br />
powtórzą się.<br />
<strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza<br />
<strong>Sudeckiego</strong> zamierza w przyszłości odkopać<br />
pewną część sztolni pod skansenem,<br />
aby pełniej prezentować przeszłość regionu.<br />
Warto dodać, że jest wielce prawdopodobnym,<br />
iż w sztolni tej pozostawiono<br />
wózki na szynach.<br />
Krzysztof Chilarski<br />
Literatura:<br />
W książce Piotra Grainera pt. „Kartografia górnicza na Śląsku od XVI do pierwszej połowy XIX wieku”<br />
(wyd. przez Uniwersytet Wrocławski w 1997 r.) podana jest informacja, że w Archiwum Państwowym<br />
w Katowicach znajdują się odręczne szkice kopalni na Pstrążnej z przełomu XVIII/XIX wiek.<br />
Vaclav Jirasek, Żdarky u Hronova, www.montanya.org<br />
12
KUDOWA I JEJ POECI<br />
Czym jest poezja? Jest „częścią<br />
duszy, którą odkryć mogą tylko<br />
nieliczni, aktem odwagi, krzykiem<br />
symboli”. Poeta – Ryszard Krynicki<br />
zadaje pytanie: „Czym jest poezja? Trwożnym<br />
jak bicie serca, silniejszym od lęku<br />
przed nędzą i śmiercią głosem sumienia?”.<br />
Romantyk – Zygmunt Krasiński – nazwał<br />
poezję „Przekleństwem, Fałszem, Matką<br />
Piękności i Zabawienia, Prawdą”. Tadeusz<br />
Różewicz podkreśla, że „istnienie poezji<br />
jest konieczne!”. Leopold Staff w swym<br />
utworze „Ars poetica” tak wypowiedział<br />
się na temat roli poety: „Nic nie dzieje się<br />
bez udziału poety. On jest twórcą i wyrazicielem<br />
poezji. Poeta powinien umieć<br />
uchwycić tę niedostrzegalną zwykłemu<br />
śmiertelnikowi nić, złowić ją jak motyla<br />
i utkać z niej słowne dzieło sztuki”. Kudowa<br />
– nasza mała ojczyzna – ma takich tkaczy<br />
słowa: Marka Jagodzińskiego, Wojtka<br />
Helińskiego, gościnnie przebywającego<br />
często w Kudowie Mariana Stanisława<br />
Hermaszewskiego, Marcina Pałasza –<br />
autora bajek dla dzieci i młodzieży, Hanię<br />
Szudzińską, tegorocznego maturzystę<br />
– Jarka Charczuka, początkujące poetki<br />
– licealistki – Aleksandrę Czerniawską<br />
i Marysię Bastę, Staszka Szpilę, który swe<br />
wiersze dedykuje m.in. ukochanej córce<br />
i nieżyjącej, bliskiej sercu niejednego<br />
Kudowianina Tereni Karch.<br />
„Ty”<br />
Jesteś daleko<br />
zbyt daleko<br />
bym mogła cię dotknąć<br />
Zbyt blisko<br />
bym nie mogła<br />
o tobie myśleć<br />
Agnieszka Dziecinna-Drewniak<br />
W 2002 r. ukazał się tomik wierszy pani<br />
Agnieszki Dziecinnej-Drewniak „Cóż Ci<br />
mogę dać”, będący debiutem książkowym<br />
kudowianki. Pani Agnieszka tworzy wiersze<br />
bardzo osobiste, wyrastające z potrzeby<br />
chwili. Jest to poezja kobiety – dla<br />
kobiet, gdyż traktuje o miłości, za którą<br />
się tęskni, z powodu której się cierpi. Ulgę<br />
w cierpieniu, według poetki, przynosi<br />
Bóg i poezja. Niektóre wiersze Agnieszki<br />
Dziecinnej-Drewniak przypominają miniatury<br />
poetyckie Marii Pawlikowskiej-<br />
Jasnorzewskiej:<br />
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nazywana<br />
jest polską Safoną, kudowską<br />
poetką piszącą o miłości jest właśnie pani<br />
Agnieszka:<br />
„Miłość”<br />
Miłość rzadko jest światem<br />
częściej mostem<br />
dla którego nie zbudowano<br />
drugiego brzegu<br />
a właśnie<br />
po tamtej stronie<br />
ktoś myśli podobnie<br />
Agnieszka Dziecinna-Drewniak<br />
Konstanty Ildefons Gałczyński pisał:<br />
„Moja poezja to jest noc księżycowa, wielkie<br />
uspokojenie”. Takie ukojenie i uspokojenie<br />
daje nam poezja pana Lucjana<br />
Anczykowskiego, lekarza, związanego<br />
przez dłuższy czas z naszym miastem. Liryka<br />
pana Anczykowskiego stanowi refleksję<br />
dotyczącą życia poety oraz natury.<br />
Poeta, w sposób subtelny, delikatny, próbuje<br />
uchwycić piękno swojej małej ojczyzny,<br />
która nadaje sens jego życiu:<br />
„Jeden dzień w zachwycie”<br />
Znany śpiew<br />
wirującego skowronka<br />
przyniósł<br />
całą potęgę<br />
ukrytej natury,<br />
tak ludzkiej,<br />
z tyloma pragnieniami,<br />
gdzie wszystko rozświetla<br />
szczera prostota<br />
i nie zanika<br />
śpiewny szept<br />
Lucjan Anczykowski<br />
Wojciech Heliński<br />
Agnieszka Dziecinna-Drewniak<br />
Lucjan Anczykowski<br />
Jarosław Charczuk<br />
13
Poprzez przyrodę dostrzec można jej<br />
twórcę, Boga-architekta (DEUS ARTI-<br />
FEKS). Podmiot liryczny zawdzięcza Bogu,<br />
że znalazł się w tym pięknym miejscu:<br />
W utworach pojawia się odwieczny<br />
motyw wędrówki, wędrówki po górskich<br />
szlakach, do lat dziecięcych, wędrówki<br />
ku wieczności, do której poeta-pielgrzym<br />
– jeszcze nie doszedł:<br />
warto iść w góry, zastanowić się nad swoim<br />
życiem, uporządkować je. Kazimierz<br />
Przerwa-Tetmajer był piewcą Tatr, Lucjan<br />
Anczykowski jest piewcą Gór Stołowych:<br />
„Aby wznieść się wyżej”<br />
Nutką Psalmu<br />
dziękuję samemu Panu<br />
za nasz skrawek ziemi,<br />
tak pięknie zwykły<br />
w boskość układany,<br />
za wianek życia<br />
wszystkich wieków<br />
z potomstwem poezji<br />
na wieczność pozostawioną<br />
Lucjan Anczykowski<br />
„W cichym zamyśleniu”<br />
Widząc<br />
radość<br />
poczynającego się życia<br />
tkwię w nim<br />
całą swoją istotą,<br />
aż do powiewu nieba<br />
Lucjan Anczykowski<br />
Leopold Staff pisał, że wiersz ma być<br />
„Tak jasny, jak spojrzenie w oczy i prosty,<br />
jak podanie ręki”. Takie są wiersze pana<br />
Lucjana – słowa proste, ale jakże ważne,<br />
kojące duszę. Z tomikiem wierszy poety<br />
W zdumieniu i zachwycie<br />
Właśnie tu,<br />
w Sudetach,<br />
unosi się świeżość świata<br />
wyrwana z łona.<br />
To piękno,<br />
jak karmienie piskląt,<br />
spływa promykiem światła<br />
na jałową glebę.<br />
Właśnie tu,<br />
Weź mnie za rękę<br />
i przeżyj czas,<br />
który nam pozostał.<br />
Lucjan Anczykowski<br />
W zaprezentowanych wierszach kudowskich<br />
poetów każdy znajdzie coś dla siebie. Jak powiedział<br />
pan Lucjan Anczykowski: „Każde spotkanie<br />
z poezją jest podróżą z jej myślami”.<br />
Agnieszka Stwertetschka, autorka art. „Kudowscy Poeci”, na zdjęciu po prawej<br />
List do redakcji<br />
Witam i pozdrawiam serdecznie cały zespół redagujący nasz „Pamiętnik Kudowski”. Napisałam „nasz”<br />
bo tak w rzeczywistości jest. Już z niecierpliwością czekam na drugi numer bo pierwszy przeczytałam „od deski do deski”.<br />
Tyle w nim ciekawych artykułów, szczególnie zaciekawił mnie artykuł o „Powojennych początkach zakładów bawełnianych<br />
KZPB” i artykuł z cyklu: Rodziny kudowskie. Pana Zygmunta Gałeckiego chyba wszyscy znali. Ja zapamiętałam pana<br />
Zygmunta jako wiecznie uśmiechniętego, pełnego pozytywnej energii, bardzo sympatycznego pana. Nie mówiąc już o tym<br />
że robił mi zdjęcia począwszy od wczesnego dzieciństwa na moim ślubie kończąc. Następny tekst, który z ciekawością<br />
przeczytałam to spotkanie z ks. Janem Myjakiem. Wszyscy go znamy i kochamy za jego mądrość, dobre słowo, uśmiech,<br />
żart na każdą okazję mimo że jego choroba obdarza go cierpieniem. On nigdy się nie poddaje i zawsze ma w sercu radość<br />
i dobre słowo dla każdego. Miło czyta się o wydarzeniach kulturalnych w naszym mieście. A dzieje się u nas coraz więcej.<br />
Kocham swoje miasto i „zakochałam się” od pierwszego wczytania w „Pamiętniku Kudowskim”. Życzę wszystkim którzy<br />
współtworzą nasz kwartalnik dobrej passy, lekkiego pióra i jak największej ilości czytelników.<br />
Wierna czytelniczka Agnieszka Dziecinna-Drewniak.<br />
14
WSPOMNIENIA<br />
Ks. Jan Myjak<br />
Moje pierwsze spotkanie<br />
z Wrocławiem<br />
i Dolnym Śląskiem<br />
cz.2<br />
LATA SEMINARYJNE<br />
Sobór Trydencki nakazuje każdemu biskupowi<br />
ordynariuszowi mieć diecezjalne seminarium,<br />
w którym przygotowywaliby się kandydaci do<br />
kapłaństwa. Takie seminarium musi realizować wykształcenie<br />
i formację księdza. Do tego potrzebny jest odpowiedni<br />
regulamin. Rektorem seminarium (wrocławskiego)<br />
w tych latach był ks. Aleksander Zienkiewicz,<br />
zaś ojcem duchownym ks. Sąsiadek, jezuita, i liczny szereg<br />
profesorów. Większość stanowili księża ze Lwowa,<br />
z Uniwersytetu Jana Kazimierza. W 1954 r., I rok studiów<br />
rozpoczęło 72 alumnów. Wykłady rozpoczynały się<br />
1 września, a nie października, bowiem co piąty tydzień<br />
pracowaliśmy, trwały do końca czerwca. Diecezją kierował<br />
ks. Kazimierz Lagosz, wikariusz kapitulny, który był<br />
jednocześnie księdzem patriotą. Jak już wspomniałem,<br />
Ks. Milika aresztowało UB i może tym samym samochodem<br />
z więzienia przywieźli ks. Lagosza, którego<br />
żyjący kanonik Kapituły Wrocławskiej obrał Wikariuszem<br />
Kapitulnym. Wybór ten zatwierdził Ksiądz Prymas<br />
Stefan Wyszyński zgodnie z prawem kościelnym.<br />
Ojciec duchowny na rekolekcjach wstępnych wykazał<br />
nam wyraźnie potrzebę księży na Dolnym Śląsku, że<br />
w różnych warunkach należy realizować powołanie,<br />
by służyć kościołowi i Chrystusowi. I tak często przecież<br />
w życiu bywa.<br />
Ogromnie trudno jest ocenić ten czas w ówczesnych<br />
warunkach. Ksiądz Lagosz potrafił z więzień wyciągać<br />
wielu kapłanów, którzy w areszcie podpisywali deklaracje<br />
księży patriotów i wracali do pracy. W Katedrze<br />
Wrocławskiej proboszczem był kanonik Gaweł, lwowski<br />
ksiądz, już staruszek. Wcześniej był oficerem wojska<br />
austriackiego. Krążyły o nim wesołe opowiadanie, jak<br />
szedł ulica obok Szaber Placu do ojców Dominikanów,<br />
a za nim jechał tramwaj i dzwonił. On – jako ułan – szedł<br />
środkiem ulicy i nie ustępował drogi tramwajowi. Przypadkowo<br />
był tam również milicjant, zatrzymał go i obłożył<br />
mandatem 20 zł. Ksiądz dał mu 40 zł z argumentacją:<br />
„za chwilę będę szedł z powrotem (!)”. Parafię katedral-<br />
ną prowadzili dojrzali kapłani, a byli to ks. Dionizy<br />
Baran, ks. Piotr Mrówka i ks. Wiesław Gawlik profesor<br />
filozofii. Ksiądz Mrówka trafił do katedry z więzienia.<br />
W krótkim czasie ks. Mrówka otrzymał parafię<br />
Lubsza koło Brzegu nad Odrą. Poprosił mnie o pomoc<br />
w przeprowadzce i rozpocząłem rozpoznawanie Dolnego<br />
Śląska.<br />
W czasie moich studiów nie miałem żadnych problemów<br />
związanych z nauka i egzaminami. Mając też<br />
niezły słuch zostałem włączony do chóru chłopięcomęskiego<br />
prowadzonego przez Edmunda Kajdasza. Po<br />
pierwszym roku studiów, będąc w rodzinnej parafii,<br />
miejscowi księża zapytali mnie, czy uczę się na księdza<br />
patriotę. Za rządcą diecezji szła taka opinia, przenosiła<br />
się nawet na alumnów, ale życie wykazywało inne wartości.<br />
Zresztą, trwało to bardzo krótko. Z chórem jeździliśmy<br />
również po większych miastach Archidiecezji<br />
Wrocławskiej, dawaliśmy koncerty i śpiewaliśmy w czasie<br />
mszy świętej. W swoim czasie koncertowaliśmy także<br />
w Poznaniu. Pan Kajdasz był kolegą Pana Stuligrosza<br />
z Poznania i mam wrażenie, że chciał dać znać, że taki<br />
chór istnieje. W czasie pobytu w Poznaniu, duża grupa<br />
kleryków poprosiła o zgodę na pójście do seminarium<br />
poznańskiego. Zgodę otrzymaliśmy i w komplecie udaliśmy<br />
się do poznańskich współbraci. Niestety, nas nie<br />
wpuszczono. Uznaliśmy, że uważają nas za skażonych.<br />
Tak to odebraliśmy. Udaliśmy się więc wszyscy do<br />
poznańskiej katedry, a której akurat wyniesiono rusztowanie<br />
po remoncie stropu. Wybaczając pomyłkę wobec<br />
nas, zaśpiewaliśmy Alleluja Hendla. Po remoncie katedry<br />
byliśmy jako pierwsi ze śpiewem.<br />
Przy kurii była też stolarnia, a stolarzem był ślązak<br />
pan Lepszy. W czasie wojny był żołnierzem Wermachtu,<br />
pod Stalingradem znalazł się w kotle jako żołnierz armii<br />
marszałka Paulusa. Z kotła uratował się w ten sposób,<br />
że jego kolega przestrzelił mu z daleka dłoń. Został zabrany<br />
samolotem do szpitala. To go uratowało. Teraz korzystałem<br />
ze stolarni pana Lepszego. Ponieważ mój ojciec<br />
w Łącku zajmował się stolarstwem, więc nauczyłem<br />
się trochę tego fachu. Trzeba było coś robić, zachodziłem<br />
do stolarni i zaprzyjaźniłem się z panem Lepszym.<br />
W stołówce seminaryjnej brakowało krzeseł do stołów.<br />
Na polecenie księdza rektora i za zgodą pana Lepszego,<br />
a także przy jego pomocy zrobiłem wiele ławek do stołów.<br />
Byłe solidne i prawdopodobnie długo jeszcze na nich<br />
siedzieli klerycy.<br />
Seminarium duchowne to uczelnia połączona z ośrodkiem<br />
internatowym. Były sale wykładowe i stołówka.<br />
Wyżywienie z zakwaterowaniem dużej ilości studentów,<br />
to w tamtych czasach nie było sprawą łatwą. W tygodniu<br />
miłosierdzia trzeba było udawać się na pobliskie parafie<br />
i zbierać owoce ziemi, jak ziarno pszenicy, ziemniaki,<br />
kapustę, jarzyny. Pewnego roku był naprawdę fantastyczny<br />
plon ziemniaków. Piwnica była zapełniona i jeszcze<br />
dowożono. Postanowiono, że ziemniaki zostaną zakopcowane<br />
dla biednych ludzi z miasta Wrocławia. Poszedłem<br />
zobaczyć jak to robią. Wyszedłem na podwórko<br />
koło gmachu seminaryjnego i zobaczyłem starszego pan<br />
stojącego nad wykopanym dołem, w formie – kwadratu,<br />
o bokach po około cztery metry.<br />
15
– Co to ma być, zapytałem<br />
– Tu będą kopcowane ziemniaki<br />
– To wszystkie zgniją, powiedziałem<br />
– A wiesz jak to się robi, zapytał ów starszy człowiek<br />
– Pochodzę ze wsi, więc wiem.<br />
– A jak się nazywasz, zapytał.<br />
Podałem swoje nazwisko i ów starszy pan odszedł.<br />
Niebawem zostałem wezwany do księdza rektora, i ku<br />
swemu zaskoczeniu zobaczyłem, że obok rektora stoi<br />
ów starszy pan. Nie wiedziałem kim on był.<br />
– Wiem, że umiesz kopcować ziemniaki, powiedział<br />
ksiądz rektor.<br />
– Wyrosłem na Podhalu i znam rolnictwo.<br />
– Od tej chwili, jeśli tylko zechcesz możesz kopcować<br />
ziemniaki. Pomogą ci w tym klerycy. Ilu będziesz chciał,<br />
tylu wyznaczy alumn Józef Marek.<br />
Podwórko seminarium było małe, dlatego wykorzystaliśmy<br />
jako miejsce do kopcowania ogródki i podwórka<br />
klasztorne. Tak zakopcowaliśmy ponad 100 ton<br />
ziemniaków. Sfatygowani alumni odwdzięczyli mi się<br />
dowcipem: na św. Mikołaja wykonali mi z deski wielki<br />
termometr, do mierzenia temperatury w kopcach. Muszę<br />
wyjaśnić, że św. Mikołaj w seminarium miał charakter<br />
juwenaliów i takie dowcipy były czymś na miejscu.<br />
Kopcami zajmowałem się aż do wiosny, kiedy to kuria<br />
wrocławska je otworzyła do rozdawania mieszkańcom<br />
Wrocławia. Wtedy zauważyłem jak dużo było we Wrocławiu<br />
biednych ludzi. Ziemniakami tymi zaopatrywano<br />
także klasztory. Wiedziałem, że są klasztory o ostrych<br />
regułach. Oglądałem taki klasztor klarysek w Starym Sączu.<br />
We Wrocławiu miałem możliwość poznania zakonu<br />
karmelitanek bosych. Ich przełożona – w towarzystwie<br />
współsiostry – dziękowała mi przez kratę za prace przy<br />
przewózce towaru i zapewniała o modlitwie w mojej<br />
intencji. Odczuwałem to w czasie pobytu w seminarium,<br />
a potem w kapłaństwie.<br />
Pewnego dnia ksiądz rektor powiadomił nas, że mają<br />
do nas przyjechać alumni z seminarium w Poznaniu<br />
wraz z przełożonymi i ordynariuszem ks. arcybiskupem<br />
Baraniakiem. Wyczuwaliśmy pewien gest ze strony<br />
seminarium poznańskiego. Poprosiliśmy księdza rektora,<br />
by nasz kurs mógł podawać im do stołu. Robiliśmy<br />
to z dużą kulturą. Zarówno klerycy poznańscy jak i my,<br />
byliśmy z takiego przebiegu wizyty bardzo zadowoleni.<br />
Wiosna 1958 r. wydarzył się w naszym gospodarstwie<br />
na Wojszycach nieszczęśliwy wypadek, który spowodował,<br />
że otrzymałem dodatkowe obowiązki. Robotnik<br />
z majątku uderzył kawałkiem drewna dyrektora majątku,<br />
tak mocno, że uderzony stracił przytomność i zmarł<br />
w drodze do szpitala. Ów nieszczęśliwy dyrektor nastał<br />
po ks. Miętkim i ks. Kiwaczu. Trudno było od razu znaleźć<br />
nowego dyrektora gospodarstwa. W tej sytuacji<br />
odpowiadający za gospodarstwa ks. Pawlikiewicz wyznaczył<br />
mnie i ks. Dębowskiego do kierowania robotami w<br />
gospodarstwie do czasu znalezienia nowego dyrektora.<br />
Ów ks. Dębowski nosił wcześniej nazwisko Diablik,<br />
które zmienił na Dębowski. Kierowaliśmy pracami przez<br />
dwa miesiące: w lipcu ks. Dębowski , a w sierpniu ja.<br />
W latach 50-tych kosiło się zboże kosiarkami, snopy<br />
układało się w rzędy, a jeśli były suche to w pryzmę.<br />
Arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek 1950<br />
Do Wojszyc zjechałem pod koniec koszenia i przypadły<br />
mi omłoty. Wszystkie prace wykonywali klerycy,<br />
którzy byli bardzo zdyscyplinowanymi robotnikami.<br />
Pracy wtedy nie brakowało.<br />
Na piątym roku studiów pojawił się nowy rektor.<br />
Był nim ks. Latusek, późniejszy biskup pomocniczy<br />
we Wrocławiu. W roku 1956, w czasie wielkich zmian<br />
w naszej ojczyźnie wyszedł na wolność Ksiądz Prymas<br />
Stefan Wyszyński, a w pierwszych dniach grudnia odbył<br />
się ingres ks. arcybiskupa Kominka do Wrocławia.<br />
Ksiądz Lagosz wyjechał do Warszawy, gdzie wnet zmarł.<br />
Nasz piąty kurs przygotowywał się intensywnie do<br />
święceń kapłańskich. W tym czasie na święcenia kapłańskie<br />
składały się cztery święcenia niższe i trzy wyższe:<br />
subdiakonatu, diakonatu i prezbiteria. Tu. przed każdymi<br />
święceniami były rekolekcje. Dnia 21 czerwca 1959 r.,<br />
w katedrze wrocławskiej otrzymali święcenia klerycy,<br />
którzy rozpoczęli studia w 1954 r. Wśród nich byłem i ja.<br />
Święcenia kapłańskie otrzymaliśmy z rąk księdza biskupa<br />
Kominka.<br />
c.d.n. – w nr 3<br />
16
DZIEDZICTWO KULTUROWE<br />
Bruno<br />
Schulz<br />
w Kudowie-Zdroju<br />
Bruno Schulz (fot. www.grupaphp.com)<br />
Kudowa-Zdrój jako atrakcyjny kurort nieustannie budzi duże zainteresowanie pensjonariuszy i letników.<br />
Wprawdzie w połowie XIX w. przybywało tu tylko 300 kuracjuszy rocznie, ale już w końcu XIX w. było<br />
ich 1300, na początkach XX w. 4200, a w 1939 r. ok. 11000. Zaś w drugiej połowie lat sześćdziesiątych<br />
50000.<br />
Do wód zjeżdżają najrozmaitsi goście, urzędnicy, nauczyciele, robotnicy, studenci, lekarze, prawnicy,<br />
ale też wybitni artyści, pisarze, politycy, ludzie biznesu i przywódcy państw. Kotlina Kłodzka stała się<br />
ciekawą krajobrazowo i ważną zdrowotnie krainą nie tylko dla Polaków. Już w dawnych czasach cieszyła<br />
się ogromnym powodzeniem elit europejskich. Przybywali tu tak wielcy ludzie, jak genialny poeta<br />
niemiecki, Jan Wolfgang Goethe, caryca Rosji, Katarzyna II, car Aleksander I, królowie pruscy, Fryderyk<br />
II Wielki, Fryderyk Wilhelm III, czy prezydent Stanów Zjednoczonych, John Quincy Adams. Upodobali<br />
oni sobie najstarsze uzdrowisko w Polsce, Lądek Zdrój.<br />
W Dusznikach bawił Fryderyk Chopin, Jan Kazimierz, król Polski i Zygmunt Krasiński, poeta i dramatopisarz<br />
okresu romantyzmu. Maria Dąbrowska, znakomita pisarka i sławny piosenkarz, Mieczysław<br />
Fogg wybrali sobie Polanicę.<br />
Zaś Kudowę nawiedził przyszły prezydent Czechosłowacji – Masaryk, wędrując w okolicach Kudowy,<br />
Winston Churchill, późniejszy premier Wielkiej Brytanii, no i nasz wielki papież, wówczas jeszcze wykładowca<br />
teologii moralnej i etyki małżeńskiej, Karol Wojtyła, który przybywał tutaj w 1955 r. wraz ze swoimi<br />
studentami.<br />
Kudowę upodobał sobie także jeden z największych polskich pisarzy – Bruno Schulz, autor słynnych<br />
„Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod Klepsydrą”, artysta wielce oryginalny, porównywany do<br />
takich mistrzów pióra jak Witkacy, czy Gombrowicz. Twórca klasy światowej, tłumaczony na wiele<br />
języków europejskich. I był tutaj, jak się wydaje, dwa razy. Poświęćmy mu kilka słów uwagi.<br />
c.d. na str. 20<br />
17
WALDEK STRZĘPEK I JEGO SZTUKA<br />
Każdy z nas jest Aniołem z jednym skrzydłem<br />
Jeśli chcemy pofrunąć, musimy mocno się objąć<br />
Waldek Strzępek<br />
W 2006 r. zmarł w wieku 50 lat utalentowany<br />
plastyk kudowski Waldemar Strzępek,<br />
autor pię-knych akwareli, które rozeszły się<br />
po świecie i stały się świadectwem kunsztu<br />
kudowskich plastyków. Nieliczne, które pozostały<br />
w kudowskich domach przechowywane<br />
są z pietyzmem. Trzeba w tym miejscu<br />
przypomnieć słowa poety , dostosowując<br />
do ducha tego artykułu: spieszmy się kupować<br />
obrazy naszych mistrzów, bo ludzie szybko<br />
odchodzą…<br />
Waldemar Strzępek – przez przyjaciół<br />
i rodzinę nazywany pieszczotliwie Waldusiem<br />
– urodził się w 1956 r. w Bytomiu. Jego<br />
przyjście na świat zaczęło się niefortunnie.<br />
Przyszedł trochę przed czasem. I dlatego już<br />
u swoich początków wiele miesięcy spędził<br />
w szpitalu, gdzie z wielkim poświęceniem<br />
opiekował się nim dr Stefan Kubisa, późniejszy<br />
kudowski pediatra. Rodzina Waldka<br />
przeprowadziła się do Kudowy-Zdroju,<br />
gdy ten miał zaledwie rok. Tu uczęszczał do<br />
szkoły podstawowej, a następnie ukończył<br />
szkołę zawodową, średnią i studium budowlane.<br />
Przez całe swoje życie pracował jako<br />
hydraulik, a na koniec jako konserwator.<br />
Waldek był człowiekiem prawym, skromnym<br />
i cichym. Miał wielu przyjaciół, z którymi<br />
podzielał swoje pasje i zainteresowania.<br />
Kochał świat i przyrodę, pochłaniała go<br />
tematyka związana z astronomią. Dużo na<br />
ten temat czytał, przeglądał mapy nieba,<br />
uwielbiał spoglądać przez lunetę na nieboskłon.<br />
Prawdziwymi jego pasjami jednak<br />
były malarstwo i fotografika. Tworzył akwarele<br />
i obrazy olejne. W swój zaczarowany<br />
świat barw i pejzaży wciągał ludzi z najbliższego<br />
otoczenia. Większość z nich – z lepszym<br />
lub gorszym skutkiem – zaczęła próbować<br />
swych sił i tak jak on utrwalali swój<br />
świat na papierze, czy płótnie. Z czasem te<br />
krótkie chwile spędzane razem przestały<br />
wystarczać. Dopomógł im proboszcz parafii<br />
ks. Jan Odziomek. Zaprosił na plebanię<br />
i tam w małej salce katechetycznej spotykali<br />
się, by malować, ścierać się w swoich poglądach<br />
na temat sztuki, marzyć o wystawach<br />
na których zaprezentują swoje prace. Widomość<br />
o ich „klubie” szybko się rozeszła i zaczęło<br />
przybywać chętnych, którzy również<br />
chcieli tak jak oni malować, rzeźbić, tkać itd.<br />
Zaczęło brakować miejsca a i ksiądz potrzebował<br />
tej salki do prowadzenia katechezy<br />
z najmłodszymi. I tu uśmiechnął się do nich<br />
los w postaci decyzji Burmistrza Czesława<br />
Kręcichwosta o przydzieleniu im pomieszczeń<br />
po dawnej kawiarni „Cyganeria”. Ta<br />
nazwa pozostała i tak powstał Dom Pracy<br />
Twórczej Cyganeria.<br />
Waldek od początku czuł się odpowiedzialny<br />
za wszystko, co działo się w ich nowym<br />
locum. Prawie każdego dnia po pracy<br />
szedł do Cyganerii. Pomagał w organizowaniu<br />
wystaw, pełnił dyżury i sam malował<br />
nastrojowe akwarele. Jego prace były<br />
wystawiane w Polsce i zagranicą. Zdobył<br />
szereg nagród i wyróżnień, ale jego niespokojna<br />
natura artysty ciągle szukała innych<br />
środków wyrazu. Pochłonęła go fotografika.<br />
I tym razem jego pasja po raz kolejny została<br />
podchwycona przez innych. Przybywało<br />
osób dla których ta dziedzina sztuki stała<br />
się formą ich wyrazu i ekspresji. Zaczęli plano-wać<br />
założenie kółka fotograficznego,<br />
niestety on już nie mógł w realizacji tych planów<br />
uczestniczyć. Walduś zmarł – w wyniku<br />
choroby nowotworowej płuc – 22 sierpnia<br />
2006 r. Ruch twórczości amatorskiej w Kudowie-Zdroju<br />
stracił artystę i przyjaciela.<br />
Twórczość jest jednak trwalsza od ludzi.<br />
Pozostały jego piękne dzieła plastyczne, fotografie<br />
artystyczne i wdzięczna pamięć o<br />
czynnym, społecznym człowieku, który zbliżał<br />
ludzi do sztuki i wzajemnie do siebie.<br />
L.G.<br />
18
WYSTAWY W KUDOWIE<br />
Wystawa „Nasze Prace”<br />
Pola i Magda<br />
od lewej Magda Burger, Pola Śleziak<br />
To tytuł wystawy plastycznej jaka prezentowana<br />
była w okresie świąt Bożego Narodzenia<br />
i Nowego Roku 2009 w galerii DPT „Cyganeria”.<br />
Na ekspozycję składały się prace plastyczne<br />
dwóch młodych artystek uczennic miejscowego<br />
liceum, uczestniczek i wychowanek Domu Pracy<br />
Twórczej „Cyganeria”. Wystawa ma charakter<br />
retrospektywny, obrazuje talent artystyczny obu<br />
młodych malarek na przestrzeni lat, jak on się<br />
rozwijał pod bokiem prowadzącej „Cyganerię”<br />
Jolanty Drawnel i gościnnie Iwana Malińskiego.<br />
Prezentowane prace wykonane zostały w różnych<br />
technikach malarskich i graficznych, były wśród<br />
nich pejzaże, martwe natury, akty, ilustracje do<br />
książek.<br />
Na wernisażu wystawy obok licznych mieszkańców<br />
Kudowy, członków rodzin obu malarek,<br />
obecni byli artyści działający w „Cyganerii” i pedagodzy.<br />
Wystawę zaszczycił swoją obecnością burmistrz<br />
Czesław Kręcichwost. Nestor miejscowych<br />
księży Jan Myjak, wygłosił krótką pogawędkę na<br />
temat piękna ludzkiego ciała, w którym przebywa<br />
duch stworzony na Boże podobieństwo…<br />
Magdzie i Poli życzymy wytrwałej pracy<br />
i dalszego rozwijania artystycznych talentów,<br />
a młodym kudowianom by brali je za wzór do<br />
naśladowania oraz pokazali swoje zainteresowania<br />
i pasje w różnych dziedzinach działalności nie<br />
tylko artystycznych.<br />
MK<br />
Magda Burger – rysunek<br />
Pola Śleziak – malarstwo<br />
Pola Śleziak – malarstwo<br />
19
c.d. ze strony 17<br />
RODOWÓD SCHULZA<br />
Urodził się 12 lipca 1892 r. w niewielkim kresowym<br />
miasteczku, Drohobyczu, w rodzinie kupca bławatnego,<br />
Jakuba Schulza i córki zamożnego handlarza drewnem,<br />
Henrietty z domu Kuhmerker. Choć biografia Schulza<br />
sięga głębokich korzeni żydowskich, w jego domu<br />
mówiło się po polsku. Szkołę średnią ukończył w Drohobyczu,<br />
a w 1910 r. zaczął studia na wydziale architektury<br />
Politechniki Lwowskiej. Jednak z powodu złego stanu<br />
zdrowia w 1913 r. przerwał naukę i wrócił do domu.<br />
Dwa lata później, w 1915 r., zmarł mu ojciec. Schulz<br />
podjął studia w Wiedniu, ale nie ukończył ich. W latach<br />
1924-1941 pracował jako nauczyciel rysunku w szkołach<br />
powszechnych i średnich Drohobycza.<br />
W 1933 r. opowiadaniem „Ptaki” debiutował w „Wiadomościach<br />
Literackich”. W tym samym roku przy<br />
pomocy Zofii Nałkowskiej opublikował w wydawnictwie<br />
„Rój” „Sklepy cynamonowe”, a w 1936 r. „Sanatorium<br />
pod klepsydrą”. Obie książki wywołały zachwyt<br />
krytyki literackiej i uznanie czytelników. Równocześnie<br />
uprawiał malarstwo, rysunek i grafikę, zaskakując<br />
koneserów indywidualnym widzeniem świata i karykaturalną<br />
wymową dzieł. W latach 1941-1942 przebywał<br />
w drohobyckim gettcie, a 19 listopada 1942 r. został<br />
zastrzelony przez gestapo. Niemiecka kula dosięgła<br />
go wtedy, gdy miał już gotowe papiery przygotowane<br />
przez AK na wyjazd za granicę. Niestety, zginął w okresie<br />
szczytowego rozwoju twórczego.<br />
Inspirację do swoich dzieł czerpał z kruchej psychiki,<br />
głębokich kompleksów, destrukcyjnych obsesji i niespokojnego<br />
ducha. Był samotnikiem, lękał się ludzi, popadał<br />
SCHULZ W KUDOWIE<br />
Na przestrzeni dziejów Kudowa mądrze wykorzystywała<br />
swoje atrakcyjne położenie. Jednym z gości uzdrowiska,<br />
powtórzmy, okazał się znakomity polski pisarz, Bruno Schulz.<br />
To mało znany epizod z jego biografii.<br />
Kiedy to było? I czy tylko raz gościł w Kudowie? Zajrzyjmy<br />
do dokumentów, listów i wypowiedzi samego twórcy.<br />
Pierwszą wzmiankę znajdujemy w dziele Brunona Schulza<br />
p.t. „Księga listów”, w opracowaniu Jerzego Ficowskiego,<br />
wydanym w 1975 r. w Wydawnictwie Literackim, w Krakowie.<br />
Otóż w liście z dnia 13.03.1934 r., pisanym do Arnolda Saeta,<br />
germanisty, tłumacza Goethego i nauczyciela gimnazjum<br />
w Stryju, Schulz pisze:<br />
„List pański obudził we mnie najczulsze wspomnienia.<br />
Jakże bym Pana nie miał pamiętać i naszych rozmów kudowskich...<br />
Z wielką przyjemnością skorzystam z Pańskiego<br />
miłego zaproszenia i odwiedzę Pana – ażeby po 11 latach<br />
kontynuować przerwaną rozmowę…”.<br />
List ten pisze Schulz z Drohobycza (ul. Floriańska 10).<br />
Sprawdźmy więc, kiedy przebywał w Kudowie. Nie widział się<br />
ze swoim korespondentem przez jedenaście lat, a list napisał<br />
w 1934 roku, wynika więc jasno, że w Kudowie spotkali się<br />
w 1923 roku. To ważny szczegół. Bowiem za chwilę dowiemy<br />
się, że był też w Kudowie w innym czasie. To znaczy, że był<br />
tutaj przynajmniej dwa razy. Ale czy to możliwe? Sprawdźmy<br />
dokładnie. Musiał być w lecie, bo na ogół kuracjusze i turyści<br />
przyjeżdżali do Kudowy latem. O tej porze Kudowa jest<br />
najpiękniejsza. Czy był zadowolony z tego pobytu? Z pewnością<br />
tak, skoro pisze, że list Spaeta wzbudził w nim „najmilsze<br />
wspomnienia”. Z czym się mogły te wspomnienia wiązać?<br />
Pewnie z podziwianiem krajobrazu, spacerami po alejkach<br />
parkowych, z atmosferą miasta i ciekawymi rozmowami.<br />
I poznał w Kudowie germanistę i tłumacza literatury niemieckiej,<br />
Spaeta. Nawiązał z nim rozmowę. Musiała być interesująca<br />
i ważna, skoro później podarował mu cykl swoich grafik<br />
„Xsięga Bałwochwalcza”. A nie daruje się takich prac byle<br />
komu.<br />
W innym liście do Arnolda Spaeta, z 1936 roku, znowu mu<br />
się przypomina Kudowa i pisze:<br />
... „Dawno Pana profesora nie widziałem, jeszcze w Kudowie<br />
i każde zetknięcie listowne z Panem przypomina mi dawne,<br />
stracone czasy...”<br />
Nie bójmy się tych słów. „Stracone czasy” znaczą tu odeszłe<br />
czasy, minione, nie zmarnowane. Stracone, to tyle, co<br />
na zawsze utracone, nie do odzyskania. Smutna refleksja nad<br />
przemijaniem. Taka refleksja każdego wrażliwego człowieka<br />
dopada. A Schulza szczególnie. Delikatnego, nadwrażliwego<br />
i depresyjnego. Kudowa pozostawiła w nim niezatarty ślad.<br />
Co tutaj robił? Kurował się? Odpoczywał?<br />
We wspomnieniach Ireny Kejlin-Mitelman 1 , z 1980 r., która<br />
jako mała dziewczynka bawiła wraz z matką w Kudowie i spotkała<br />
tam Schulza, czytamy:<br />
„Czas: sierpień 1921. miejscowość: Zdrój-Kudowa, Niemcy.<br />
Dramatis personae: Ja, dwunastoletnia dziewczynka, z Mamą<br />
na kuracji…”<br />
A więc nie 1923 r., a 1921. Co to znaczy? Czyżby w Kudowie<br />
znalazł się po raz pierwszy w 1921 roku? A potem, w 1923,<br />
znowu się tu zjawił? W Kudowie panna Irena, dwunastoletni<br />
wówczas podlotek, spotyka Schulza w sierpniu 1921 r., a więc<br />
nie w 1923, kiedy Schulz był tutaj, jak wiemy już z listu samego<br />
pisarza, ale w 1921 r. Jak to rozumieć? Albo Schulz przebywał<br />
w Kudowie dwukrotnie. I w 1921 i w 1923 r. Albo ktoś się tu<br />
myli. Czyżby Schulz? Możliwe. Mógł zapomnieć o dokładnej<br />
dacie swojego pobytu w Kudowie. Tym bardziej, że w kalendarium<br />
życia spotykamy taki oto zapis:<br />
„1923 Pobyt w Wiedniu (Kaiserstrasse 48/66) od lutego<br />
do końca sierpnia [zob.: Paolo Caneppele, Bruno Schulz<br />
20
w stany depresyjne i uchodził za dziwka. Jedynym wybawieniem<br />
była dla niego twórczość.<br />
Najczęstszym motywem w jego pracach malarskich,<br />
grafice i rysunkach był małomiasteczkowy świat z całą<br />
swoją małomiasteczkową menażerią, z ulicami i domami,<br />
z drohobycką śmietanką towarzyską, nauczycielkami,<br />
służącymi, handlarkami i damami z pobliskiego<br />
sanatorium w Truskawcu, a przede wszystkim<br />
z kobietami pokazywanymi w groteskowych ujęciach.<br />
Widzimy na tych pracach wciąż tego samego wielbiciela<br />
damskiej urody, pełnego pokory i uniżoności<br />
młodzieńca, w którym można się dopatrywać samego<br />
twórcy.<br />
To znak postawy masochistycznej, ale też, być może,<br />
ironiczna i gorzka satyra na świat eleganckich dam<br />
i ich rozliczne fanaberie. Jest to sztuka głęboko ekspresyjna,<br />
surrealistyczna, groteskowa, deformacyjna i karykaturalna.<br />
Na obrazach można rozpoznać wielu znajomych<br />
Schulza, członków jego rodziny, przyjaciół, całą<br />
galerię znanych w okolicy postaci. Gdziekolwiek Schulz<br />
się znajdował, zawsze potrafił odkryć jakiś ciekawy wątek<br />
dla swojej sztuki.<br />
Niedawno, w 2001 r. odnaleziono freski artysty, malowane<br />
na ścianie w domu jego niemieckiego opiekuna,<br />
niejakiego Landau.<br />
Dziś większość prac artysty znajduje się w <strong>Muzeum</strong><br />
im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Poza dwiema<br />
książkami literackimi i bogatym zbiorem prac plastycznych,<br />
zachowały się też setki listów pisarza, a także korespondencja<br />
skierowana przez wielu twórców i przygodnie<br />
spotkanych ludzi do Schulza. To kopalnia wiedzy<br />
o wielkim artyście. Na podstawie tych listów możemy<br />
do pewnego stopnia zrekonstruować pobyt pisarza<br />
Kudowie.<br />
w Wiedniu. – w: W ułamkach zwierciadła... Bruno Schulz<br />
w 110 rocznicę urodzin i 60 rocznicę śmierci. Pod redakcją<br />
Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak i Władysława Panasa. – Lublin:<br />
TN KUL, 2003].<br />
A więc w sierpniu nie może być w Kudowie, bo jest w Wiedniu.<br />
W 1921 roku natomiast przebywa tutaj w sierpniu.<br />
Ale z kolei w 1923 roku wyjeżdża do Warszawy. I jak znowu<br />
się orientujemy z kalendarium życia: „Dzięki pośrednictwu<br />
poznanej w Kudowie pani Kejlin, Schulz wykonuje tam szereg<br />
portretów na zamówienie.<br />
Czyżby dopiero po dwu latach spotkał się z p. Kejlin? Całkiem<br />
możliwe. Ale mogło też być tak, że po powrocie z Wiednia,<br />
na krótko wstąpił do Kudowy i tam spotkał germanistę,<br />
Arnolda Saeta, do którego później pisał list. To tylko hipoteza.<br />
Na wszelki wypadek zostawmy znak zapytania.<br />
W każdym razie w 1923 roku Schulz przybywa do Warszawy<br />
i gości przez jakiś czas u pani Kejlin, malując i sprzedając<br />
namalowane portrety.<br />
Wspomnienia pani Kejlin mają ciekawy walor psychologiczny,<br />
obyczajowy, historyczny i kulturowy. Opowiadają, jaki<br />
wtedy Schulz był, jak się ubierał, jak chodził, jak i o czym rozmawiał,<br />
jak się zachowywał, ale także jaka panowała atmosfera<br />
w mieście i co się tu działo.<br />
Posłuchajmy:<br />
„Ale dlaczego Schulz? – pyta już dorosła p. Kejlin-Mitelman.<br />
I sama odpowiada: – Może z powodu inflacji. Ale dlaczego<br />
w ogóle kurort – nie wiem. Nie pamiętam, żeby przeprowadzał<br />
jakąkolwiek kurację. – Pierwsze spotkanie. Park, z daleka<br />
słychać orkiestrę. Ja wracam w podskokach ze szkicownikiem<br />
do Mamy czytającej książkę zmrużonymi oczami. Mama patrzy<br />
przez lorgnon na moje ostatnie rysunki, ja się rozglądam.<br />
Na ławce naprzeciwko siedzi dziwna postać. Słońce praży, zieleń<br />
i kwiaty, a on cały ciemny – ubranie, twarz i włosy. Ciemny,<br />
skulony, jakby zamknięty w sobie. Nogi i stopy razem, dłonie<br />
złożone płasko, zamknięte kolanami, ciemna głowa wtulona<br />
między ramiona. Nieruchomo wpatruje się w Mamę.<br />
Tu prawdopodobnie przebywał Bruno Schulz<br />
Dawny Hotel Polanów „Austria” w Kudowie-Zdroju<br />
fot. Konrad Buss<br />
Matka – przed czterdziestką – była jeszcze ciągle niezwykle<br />
piękną kobietą i zawsze się w nią ktoś wpatrywał.<br />
A więc ten ciemny mężczyzna rozluźnia się troszkę, wstaje –<br />
mały i wąski – wolniutko podchodzi i wykrztusza: „Czy pani<br />
pozwoli? Bo ja z Polski i ja też jestem malarzem… Właściwie<br />
– ja też rysuję”. Usiadł na brzeżku ławki, obejrzał rysunki,<br />
pochwalił, powiedział parę niezdawkowych uwag i kiedy przyszła<br />
po mnie ta okropna „panienka w moim wieku” – został<br />
na ławce z Mamą. I został w ogóle. – Trzy tygodnie razem.<br />
Co rano czekał na ławeczce w ogrodzie naszego pensjonatu,<br />
a potem nam towarzyszył. Po wspólnym „piciu wód” w parku<br />
– zaczynał się kontredans. Odprowadzał Matkę na kąpiele,<br />
mnie na tenis lub gimnastykę. Gdy ja byłam zajęta – na ławce<br />
z Mamą. Ale Mama miała jeszcze dziesiątki planów i obowiązków,<br />
{…} wtedy chodziliśmy rysować. W parku zawsze było<br />
co – statyczne i dynamiczne. Rysowaliśmy razem – dwunastoletnia<br />
dziewczynka w drucianych okularach i Bruno Schulz.<br />
On szkicował wspaniale, miękkim ołówkiem lub piórkiem<br />
i tuszem. Raz pies ogonem wywrócił buteleczkę, tusz kapał<br />
21
z ławki na żwirek, Bruno się ubabrał, a ja dostałam czkawki<br />
ze śmiechu. Bruno uczył mnie patrzeć i eliminować, upraszczać<br />
i rysować co ja chcę, a nie jak ołówek poniesie. Najlepszy<br />
nauczyciel, jakiego kiedykolwiek miałam. Nie śmiałam nigdy<br />
poprosić go o rysunek. Ale on poprosił mnie, żebym mu dała<br />
szkic tuszem, który zrobiłam z okna – „Bruno na ławeczce”<br />
w tej samej pozie, z dłońmi między kolanami. Powiedział, że to<br />
pierwszy raz ktoś go narysował – w co nie wierzyłam – i stale<br />
mi powtarzał, że dzięki mnie tu w ogóle rysuje, bo nie chciał<br />
i nic ze sobą nie zabrał – w co wierzyłam, bo wszystko z trudem<br />
w Kudowie musiał kupić, co nie było łatwe. – Mama próbowała<br />
go wciągnąć do młodego towarzystwa. Milczał i znikał.<br />
Próbowała zabierać go na wycieczki w Riesengebirge<br />
(Karkonosze – ST.S.) – ale to go męczyło. Czyżby serce czy<br />
płuca? Kiedyśmy, niezmordowane piechurki, wracały z całodziennej<br />
wycieczki – czekał na nas, podawał wodę, celebrował<br />
powrót zdobywców niebosiężnych szczytów. Ale do Schädelkapelle<br />
(Kaplica Czaszek – ST.S.) przyłączył się i przez parę dni szkicował<br />
z pamięci fantasmagorie czaszek i piszczeli. Mama była<br />
zagniewana i powtarzała, że to, że Niemcy kochają szkielety<br />
(słowa, które dziesięć lat później słyszałam od Noakowskiego)<br />
nie powinno wprowadzać jego, Brunona, w trans niesamowitości.<br />
Wieczory wolne Matka spędzała z Schulzem w salonie<br />
pensjonatu lub na znanej nam ławeczce w ogrodzie przed<br />
naszym oknem. Czasem podsłuchiwałam, ale nie zawsze można<br />
było słyszeć wyraźnie. Jego – nigdy, gdyż mówił bardzo<br />
cicho, z opuszczoną głową. Bywały też długie milczenia i znowu<br />
podejmował – chyba zwierzenia. Mama mówiła przekonywująco<br />
i niektóre słowa wymawiane dużymi literami: „Nowe<br />
Życie”, „Świat jest Otwarty i Piękny”, „Pana Talent” – dolatywały<br />
na pierwsze piętro. Pewnego ranka nie było go na ławeczce.<br />
Szukałyśmy go w parku, nie miałyśmy jego adresu. Znikł.<br />
W Warszawie czekało już na Mamę kilka jego listów i zaczęła<br />
się korespondencja…<br />
Trudniejsza była sprawa wynagrodzenia za nasze trzy portrety.<br />
Ta scena w gabinecie Tatusia (podglądana przeze mnie<br />
nakrywającą do herbaty) jest godna lepszego niż moje pióra.<br />
Ludzie nieśmiali mają tak wymowne usta w milczeniu, ręce –<br />
nawet w bezruchu – i te oczy błagalne… siedzieli tak naprzeciwko<br />
siebie na brzeżku fotelików, Ojciec z wygasłym papierosem,<br />
Schulz zwijał jakiś papierek. Drzwi do stołowego były<br />
otwarte, czasem któryś z nich rzucał rozpaczliwe spojrzenie na<br />
te drzwi – może stamtąd przyjdzie wybawienie. Wiem, że w<br />
końcu Schulz przyjął te pieniądze, żeby Ojca nie zmartwić. Bruno<br />
postanowił zmienić czerwoną różę trzymaną przeze mnie<br />
– na bez, który się właśnie ukazał, jako bardziej nadający się<br />
„dla takiej małej dziewczynki”. Przemalował kwiaty, ale nie był<br />
pewny ręki, więc zbalansował obraz w owalnej ramie na sztalugach<br />
i ja „siedziałam do ręki”. Mama wyszła gdzieś na posiedzenie.<br />
Nagle Bruno odkłada paletę, klęka przede mną, pochyla<br />
się. Skoczyłam. Bruno został na czworakach na dywanie.<br />
Rysunek Nr 7 (i 6) w Drugiej jesieni [Wyd. literackie, 1973 r.<br />
– J.F.] jest dokładnym, fotograficznym prawie oddaniem jego<br />
pozycji i twarzy w owym momencie. Tylko że nie ta pogardliwa,<br />
drapieżna kobieta oddalała się od niego, tylko wystraszona<br />
dziewczynka o niemodnie rumianych policzkach. Schulz był<br />
potem u nas jeszcze parę razy. Wiedział, że nie powiem nic<br />
w domu – nie powiedziałam. Ani w domu, ani nigdy nikomu.<br />
Ale wszystko w tym jednym momencie zrozumiałam, mimo<br />
że nie widziałam wtedy jeszcze jego rysunków, że nie wiedziałam,<br />
co oznacza słowo masochizm. Aż raz powiedział, że wraca.<br />
Że warszawska atmosfera jest gorsza niż drohobycka, że się dusi<br />
i że to nie dla niego. Matka go nie namawiała do zostania…”<br />
Jakie stąd wnioski? Rodzi się wiele pytań. Jak długo Schulz<br />
przebywał w Kudowie? Pani Kejlin-Mitelman mówi o trzech<br />
tygodniach. Ale te trzy tygodnie spędzał w jej towarzystwie.<br />
A wcześniej? Musiał być więc dłużej niż trzy tygodnie.<br />
Powiedzmy, miesiąc. Czyli cały sierpień 1921 roku spędził<br />
w Kudowie. Gdzieś tu powinny być papiery, dokumenty z jego<br />
pobytu, jakieś księgi wpisu, rejestracja. Na razie nie znajduję.<br />
A po co do Kudowy przyjechał? Pani Kejlin-Mitelman<br />
powiada, że nie chodził na zabiegi, nie kurował się, nie przywiózł<br />
z sobą materiałów do malowania, więc w jakim celu się<br />
tu zjawił? Pewnie przyjechał, by odpocząć. Wybrał Kudowę,<br />
bo poczuł się tam dobrze. Odpowiadał mu krajobraz, klimat,<br />
ludzie, atmosfera. Ta teza wydaje się najbardziej prawdopodobna.<br />
W tym czasie miał już kłopoty ze zdrowiem. Słabe<br />
zdrowie będzie go nękać i później. Może więc odpoczywał.<br />
A przy okazji podziwiał krajobrazy i poznawał ludzi. Nie<br />
wiemy, niestety, w którym pensjonacie się zatrzymał. Na której<br />
ławeczce i przed jaką willą tak często siadywał. Wiemy<br />
WNIOSKI<br />
Jakie wnioski winna wyciągnąć Kudowa z pobytu Schulza?<br />
Po pierwsze: Kudowa od dawna kusi swoim urokiem.<br />
Skusiła więc i wielkiego pisarza. A jak zjeżdżają tu wielcy pisarze,<br />
to znaczy, że Kudowa jest warta mszy. Jest ważna. Wyróżnia<br />
się. Rajcowie miejscy i mieszkańcy winni być dumni z tego<br />
faktu. Muszą wiedzieć, że warto tu mieszkać. Warto przebywać.<br />
I warto miasto rozwijać. Inwestować w kulturę. Bo to ma<br />
sens.<br />
Po drugie, Schulz tutaj nie tylko odpoczywał, ale i pracował<br />
twórczo, rysował portrety i szkicował. Czyli Kudowa posiada<br />
walory niezbędne dla pracy twórczej artystów i pisarzy. Ojcowie<br />
miasta winni zatem dbać, by tacy artyści pojawiali się<br />
tutaj jak najczęściej. I by później w sposób naturalny rozsławiali<br />
miasto po świecie.<br />
Należałoby mądrze i w sposób wizualny upamiętnić pobyt<br />
Schulza w mieście, sporządzając, dla przykładu, tablicę<br />
pamiątkową lub też odsłaniając popiersie lub pomnik,<br />
jak to uczyniły np. Karlove Vary, gdzie przez pewien czas<br />
przebywał Mickiewicz, a dziś widnieje jego pomnik, czy<br />
jak postąpiło Opole z Agnieszką Osiecką, do której figurki<br />
można podejść, objąć i sfotografować się obok Uniwersytetu<br />
Opolskiego.<br />
22
tylko, że nie chodził po górach, bo góry go męczyły. Odmawiał<br />
dłuższych spacerów z paniami z towarzystwa. Czekał<br />
na nie, gdy wracały z wędrówek. Musiał je sobie upodobać.<br />
Nie jesteśmy tylko pewni, która z pań bardziej przypadła mu<br />
do gustu. Czy dwunastoletnia (a może czternastoletnia już<br />
wtedy) panna Irena, przed którą padł później na kolana? Czy<br />
też jej niespełna czterdziestoletnia urodziwa matka, w którą<br />
tak intensywnie się wpatrywał w kudowskim parku? Musiało<br />
go coś szczególnego urzec w obu paniach, albo w jednej z nich,<br />
skoro tak wiele czasu im poświęcał. Bo specjalnie nie lgnął do<br />
ludzi. Z natury rzeczy był bowiem, jak wiadomo, odludkiem,<br />
samotnikiem i człowiekiem bardzo nieśmiałym. Możemy<br />
w przybliżeniu powiedzieć, w którym miejscu, na której ławce<br />
spotkał obie panie w Parku Zdrojowym. Słychać stamtąd było<br />
słabe dźwięki muzyki zdrojowej orkiestry. Czyli mogło to być<br />
za zdrojową studnią, w pobliżu stawu.<br />
Warto dodać inny fragment wspomnień pani Ireny Kejlin-<br />
Mitelman. Pisze ona tak:<br />
„Kiedy byłam w 8 klasie, Matka pokazała mi teczkę rysunków<br />
Schulza. Było ich trzynaście (…) Wszystkie umęczone i storturowane,<br />
trzynaście stopni do piekła. Wyrażały samotność<br />
i rozpacz. Kobiety były potworne, okrutne i pogardliwe. Nawet<br />
rysunki domów i uliczek były pełne ciemnych tajemnic. Mama<br />
zapytała: „Teraz rozumiesz, jaki on jest nieszczęśliwy. [Chodzi<br />
tu o fragment „Xięgi Bałwochwalczej”]. A dalej autorka<br />
pisze: „Długośmy o nim rozmawiały, pierwszy i bodajże ostatni<br />
raz(…) Czy Mama zauważyła, że przypatrywałam się dłużej<br />
rycinie, która była wariantem rysunku Nr 6 i 7(…) i domyśliła<br />
się? Czy też może ona przetrzymała ją dłużej w ręce, bo<br />
przypomniała jej podobną sytuację – gdzie? Chyba w Kudowie,<br />
przed ławeczką? Nie wiem(…) Byłyśmy obie najmniej odpowiednimi<br />
modelkami do sceny, którą Schulz obsesyjnie przeżywał,<br />
inscenizował i rysował…”<br />
Można z tej wypowiedzi wnosić, że nie tylko przed córką<br />
padał Schulz na kolanach, ale także przed matką, gdy rozmawiali<br />
przed willą na ławeczce. I wydaje się, co sugeruje<br />
wspomnienie, że w Kudowie – być może – został zapoczątkowany<br />
cykl jego prac, w których ukazuje artysta padającego<br />
plackiem u nóg mężczyzny, z twarzą Schulza. Ale czy to<br />
możliwe? „Księgę Bałwochwalczą” rozpoczął Schulz w 1920 r.<br />
w Drohobyczu. A skończył w 1922 r. Jeśli przyjmiemy, że w Kudowie<br />
był w 1921 r., rzecz wydaje się prawdopodobna. Ale<br />
mogło być też inaczej. Mógł Schulz najpierw w Drohobyczu<br />
tworzyć pierwsze grafiki z postaciami drohobyckich dam,<br />
u których nóg zwija się mężczyzna z twarzą Schulza, a potem,<br />
w Kudowie i Warszawie, sam pada u nóg obu paniom, jednakże<br />
każdej oddzielnie. Tak, czy inaczej, Kudowa odegrała w tej<br />
sprawie ważną rolę<br />
Bywał Schulz w Kaplicy Czaszek w Czermnej i rysował<br />
piszczele. To wiemy. Wiemy też że siedział obok dwunastoletniej<br />
p. Ireny i rysował ją. Pracował ołówkiem, piórkiem i tuszem.<br />
Robił p. Irenie i jej matce portrety. Pewnie szkicował<br />
też krajobraz, architekturę, albo przygodnie spotkane twarze.<br />
Lubił tak robić. W taki sposób zaskakiwał swoich znajomych,<br />
a przede wszystkim znajome w Drohobyczu.<br />
Nie wiemy nic więcej o innych jego znajomościach z tego<br />
pobytu. Wiemy tylko o pani Kejlin-Mitelman, jej matce,<br />
Cecylii i tłumaczu Goethego, panu Arnoldzie Saecie. Z nimi<br />
na pewno się spotykał i prowadził rozmowy. Tylko nie wiemy,<br />
czy to było w tym samym czasie, czy w różnych czasach.<br />
Z pewnością inni badacze do tego dojdą. Wiemy, że obu poznanym<br />
paniom zrobił 3 portrety. I wiemy, że ta znajomość<br />
bardzo twórczo zaowocowała w przyszłości. Bo gdy pojechał<br />
do Warszawy, jak wspominaliśmy, znowu się spotkał z paniami,<br />
odwiedził je w domu, poznał tam wielu ich przyjaciół<br />
i malował im portrety. Czyli inspiracje kudowskie zaowocowały.<br />
Dzięki Kudowie, jego dzieła artystyczne rozprzestrzeniały<br />
się.<br />
Być może, jak twierdzą znawcy Schulza, chorobliwa<br />
nieśmiałość pisarza, kompleksy niższości oraz fobie i uprzedzenia<br />
wykreowały masochistyczny typ estetyki i erotyki<br />
w jego twórczości, w której dominuje kobieta, potężna,<br />
władcza i dumna, a mężczyzna staje się jej skromnym,<br />
uniżonym sługą. Niewątpliwie wiązało się to z typem wyobraźni<br />
pisarza, rodzajem jego wrażliwości i skłonnościami do<br />
przerysowywania.<br />
1<br />
„Listy, fragmenty”. Wspomnienia o pisarzu. Wydawnictwo Literackie,<br />
Kraków, 1984 r. Opracowanie: Jerzy Ficowski.<br />
Byłoby dobrze, gdyby w Parku Zdrojowym Kudowy znalazła<br />
się estetycznie przygotowana ławeczka z siedzącym na<br />
niej zamyślonym Schulzem. Pensjonariusze mieliby okazję<br />
posiedzieć przy nim i pomedytować nad życiem. A być może<br />
wielu z nich sięgnęłoby chętniej po dzieła mistrza.<br />
Można by zamówić u cenionego wrocławskiego malarza,<br />
wielbiciela Schulza, Witalija Sadowskiego, który się specjalizuje<br />
w problematyce schulzcowskiej, portret pisarza i umieścić<br />
go na właściwym miejscu, odtwarzając klimat i aurę<br />
tamtych lat.<br />
Można by jedną z alejek w parku nazwać alejką Schulza.<br />
W szkołach średnich powinno się urządzać coroczny konkurs<br />
schulzowski.<br />
I wreszcie, należałoby na stale wpisać w krajobraz miasta<br />
coroczne jesienne spotkania pisarzy z ościennych krajów pod<br />
duchowym patronatem Schulza, jako trwały znak więzi między<br />
dawnymi a nowymi czasami. I w trakcie takich spotkań<br />
pisarze mogliby uczestniczyć w obecności młodzieży i z młodzieżą<br />
w dialogu kultur po kilku stronach granicy. Tak budowałaby<br />
się nowa tradycja miasta i regionu. A owoce jej byłyby<br />
dalekosiężne.<br />
Bowiem przebywanie wśród wartości trwałych wzmacnia<br />
w nas poczucie przynależności do świata ważniejszego, ciekawszego<br />
i głębszego, który czyni nas lepszymi i bardziej<br />
wrażliwymi. A to zawsze ma sens.<br />
Stanisław Srokowski<br />
23
MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />
Włoscy więźniowie<br />
w Kudowie<br />
w czasie II wojny światowej<br />
Luigi Baldan 2009 r.<br />
Moje zainteresowania historią Kudowy-Zdroju trwają od lat, inspirowane są ciekawymi losami mieszkańców<br />
tego miasta na przestrzeni epok. Bywają historie – zdawałoby się – krótkie, ale jakże dramatyczne i głębokie<br />
w swoich konsekwencjach. Oto historia włoskiego marynarza, Ligi Baldana, który jako więzień III Rzeszy<br />
przebywał ponad rok w Kudowie, w filii hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen położonej na Zakrzu<br />
(niemiecka nazwa Sackisch) obok fabryki bawełnianej, nazywanej po wojnie KZPB.<br />
W czasie II wojny światowej uruchomiono w tych zakładach produkcję zbrojeniową. Więźniowie pracowali we wspomnianej<br />
fabryce, a także w różnych okolicznych miejscach, według planów i potrzeb, jakie miała tu III Rzesza. Luigi<br />
Baldan opisał swoje dzieje wojenne, w tym z obozu w Kudowie i dzięki temu posiadamy pełniejszy obraz tego miejsca,<br />
życia więźniów, losu włoskich jeńców wojennych i innych więźniów, w tym m.in. Polaków, Czechów, Rosjan. Czas nawet<br />
jednego roku potrafi się zwielokrotnić, gdy życie jest stale zagrożone i gdy każdy dzień jest walką o przeżycie. Opis życia<br />
w obozie Sackisch poszerza nam obraz dziejów Kudowy z lat II wojny światowej. Jest to smutniejsza część dziedzictwa tej<br />
ziemi z okresu niemieckiego. W tym świecie zła – urządzonym przez hitlerowców – relacje więźniów, w tym Luigi Baldana,<br />
to skarby ludzkiego ducha, o których należy mówić i je przechowywać, dla zachowania naszej godności, jako ludzi. Włoski<br />
marynarz Baldan pokazał nam także postawę Włocha, troszczącego się o honor żołnierski i solidarność z innymi uwięzionymi<br />
ludźmi różnej narodowości. Być może idee jedności europejskiej – jakimi żyje Europa od początku XX wieku – mają<br />
także swoje korzenie we wspólnym cierpieniu wielu narodów i wspólnej walce ze złem w I i II wojnie światowej.<br />
Wydarzenia włoskie<br />
Luigi Baldan urodził się 5 września<br />
1917 roku, w miejscowości Dolo niedaleko<br />
Wenecji. Jego ojciec zmarł, gdy miał<br />
12 lat, został z mamą i rodzeństwem<br />
w ciężkiej sytuacji materialnej. Dlatego<br />
podjął pracę w warsztacie samochodowym.<br />
Przyuczenie do zawodu trwało kilka<br />
lat. Został wykwalifikowanym mechanikiem<br />
– tokarzem precyzyjnym. Od<br />
1922 roku Włochy były odurzone faszyzmem<br />
Mussoliniego i jego zgrabną<br />
propagandą ,,Dolce Vita”. W państwach<br />
należących do osi Berlin-Rzym-Tokio,<br />
narastał apetyt na ziemie i majątek sąsiadów.<br />
Nasz bohater przed wybuchem<br />
II wojny światowej służył w Królewskiej<br />
Marynarce Włoch na wodach Adriatyku.<br />
Z chwilą rozpoczęcia wojny, odbywał<br />
służbę wojskową na statku Titan i 1 flotylli<br />
Mas La Spezia, dzieląc los z wieloma<br />
innymi młodymi Włochami biorącymi<br />
udział w tamtych wydarzeniach w porcie<br />
Split, położonym na Wybrzeżu Dalmatyńskim.<br />
W lipcu 1943 r. zaszły wielkie zmiany<br />
w faszystowskich Włoszech. 10 lipca doszło<br />
w Rzymie do ,,rewolucji pałacowej”.<br />
Nastąpiła eskalacja wydarzeń. Od 6 do<br />
25 lipca Zgromadzenie Wielkiej Rady<br />
Faszystowskiej, głosowało za przywróceniem<br />
przedfaszystowskiego systemu<br />
rządów i przekazaniem dowództwa nad<br />
siłami zbrojnymi królowi Wiktorowi<br />
Emanuelowi III. Następnego dnia po<br />
spotkaniu z królem, Mussolini został<br />
aresztowany i zesłany na wyspę Ponza.<br />
Nowym premierem Włoch mianowanym<br />
przez króla został marszałek Pietro<br />
Badoglio.<br />
Przygotowania wojsk sprzymierzonych<br />
do inwazji na Włochy rozpoczęły się już<br />
27 sierpnia 1943 r. Zadanie to powierzono<br />
amerykańskiej 5 armii dowodzonej<br />
przez gen. Clarka i brytyjskiej 8 armii<br />
pod dowództwem gen. Montgomery’ego.<br />
Z lądującymi wojskami desantowymi<br />
aliantów skontaktował się marszałek<br />
Badoglio, proponując podpisanie układu<br />
pokojowego i zawieszenie broni. Decyzję<br />
tą ogłoszono publicznie 8 września<br />
1943 r.<br />
Niemcy, już w maju 1943 roku po<br />
klęsce niemieckich i włoskich oddziałów<br />
w Afryce Północnej, podejrzewali<br />
Włochów, że mogą zawrzeć odrębny<br />
układ pokojowy i gdy to nastąpiło,<br />
zrealizowali dawno przygotowane plany<br />
okupacji Włoch ,,Fal Achse” i „Fall<br />
Alaric”. 10 września 1943 r. oddziały<br />
niemieckie zajęły po krótkim oporze<br />
Rzym. W kraju zaprowadzono niemiecką<br />
administrację wojskową. 12 września<br />
1943 r. uwolniony przez Niemców Beni-<br />
24
to Mussolini proklamował 23 września<br />
Włoską Republikę Socjalną, całkowicie<br />
uzależnioną od Niemców. Teraz terror<br />
Niemców dopadł żołnierzy włoskich.<br />
W ramach rozbrajania włoskiej armii<br />
Wehrmacht i jednostki SS dokonały wielu<br />
zbrodni. Tak było na wyspie Kefalonia,<br />
gdzie włoski garnizon podjął nierówną<br />
walkę z Niemcami w wyniku, czego<br />
zostało rozstrzelanych ponad 4,5 tysiąca<br />
żołnierzy, a ogólna liczba zaginionych<br />
Włochów wyniosła 8400 osób. Działo się<br />
tak na podstawie wydanego przez Hitlera<br />
rozkazu i instrukcji dla armii niemieckiej,<br />
która od tego czasu podzieliła żołnierzy<br />
włoskich na następujące kategorie:<br />
• żołnierzy ,,wiernych sojuszowi”<br />
• żołnierzy, ,,nie chcących już dłużej<br />
walczyć”<br />
• żołnierzy, ,,stawiających opór lub paktujących<br />
z wrogiem lub bandytami”<br />
W odniesieniu do osób drugiej i trzeciej<br />
kategorii rozkaz brzmiał ,,Oficerów<br />
rozstrzelać, podoficerów i szeregowców<br />
wysłać na Wschód celem zatrudnienia<br />
”W wielu przypadkach rozkazy Oberkommando<br />
der Wehrmacht (OKW) doprowadziły<br />
do wielu zbrodni na żołnierzach<br />
włoskich.<br />
Droga w nieznane<br />
9 września 1943 r. bohater tej opowieści<br />
został zatrzymany w porcie Sebenico<br />
w Dalmacji przez wojska niemieckie<br />
i rozbrojony. Następnie już, jako jeniec<br />
z grupą innych Włochów, był pieszo konwojowany<br />
w głąb Bałkanów. Próby jakichkolwiek<br />
ucieczek kończyły się rozstrzelaniem<br />
na miejscu. Po kilku dniach jeńcy<br />
zostali załadowani w wagony towarowe<br />
jak ,,sardynki” i wywiezieni w nieznane.<br />
Podczas przymusowej podróży trwającej<br />
10-12 dni, pozbawieni byli wody, jedzenia,<br />
opieki medycznej, z brakiem możliwości<br />
załatwienia nawet potrzeb fizjologicznych.<br />
Niektórym udało się przez szczeliny<br />
w deskach podłogi wagonu, złapać<br />
parę źdźbeł trawy rosnącej na torowisku,<br />
dla zaspokojenia ostrego głodu. Konwojenci<br />
niemieccy strzałami w wagony uciszali<br />
krzyki i lamenty wydobywające się<br />
z wnętrza wagonów Nie wszyscy więc dojechali<br />
żywi. Pod koniec września 1943 r.<br />
dotarli do miejscowości Bad Orb w Niemczech.<br />
Znajdował się tam obóz jeniecki<br />
noszący nazwę Stalag IX B Wegscheid.<br />
Pobyt w tym miejscu dla Włochów okazał<br />
się przeżyciem bardzo traumatycznym.<br />
Internowani na własne oczy przekonali<br />
się, czym jest niemiecki faszyzm i III<br />
Rzesza. Wielu z nich mocno zweryfikowało<br />
swoje dotychczasowe poglądy związane<br />
z włoskim faszyzmem i Mussolinim.<br />
Byli przecież obecnie „zdrajcami”, a sami<br />
czuli się zdradzonymi.<br />
Zagłodzeni, chorzy, brudni i zapluskwieni,<br />
zostali zapędzeni na plac obozu,<br />
gdzie następnie wszystkich zarejestrowano<br />
i sfotografowano. Komendy wydawane<br />
przez niemieckich funkcjonariuszy<br />
obozu były dla nich niezrozumiałe,<br />
powodowały zamęt, który uciszany był<br />
biciem, kopaniem i strzałami z broni.<br />
Wielogodzinne apele coraz bardziej ich<br />
wyczerpywały. Większość z internowanych<br />
miała umundurowanie letnie, nieprzystosowane<br />
do klimatu w Niemczech.<br />
Śmierć zbierała kolejne żniwo. W miesiąc<br />
później Luigi Baldan został przeniesiony<br />
do obozu Heddernheim niedaleko Frankfurtu<br />
nad Menem. Z kolumną jeńców, co<br />
dzień z obozu do fabryki zbrojeniowej,<br />
odbywał 9 kilometrową drogę w konwoju.<br />
Po mozolnej 12-sto godzinnej pracy,<br />
ciężko było więźniom wracać do obozu.<br />
Pobyt w tym miejscu trwał 8 miesięcy.<br />
Umierali następni współtowarzysze niedoli<br />
Baldana.<br />
Arbeitskommando<br />
Luigi Baldan w obozie<br />
Z uwagi na kolejne klęski wojsk niemieckich,<br />
odczuwanego braku siły roboczej<br />
w III Rzeszy, coraz liczniejszych<br />
bombardowań zakładów przemysłowych<br />
w głębi Niemiec, narastało znaczenie<br />
miejsc mniej bombardowanych przez<br />
aliantów w których można było ukrywać<br />
fabryki zbrojeniowe. Do takich miejsc<br />
należała Kudowa. W kwietniu 1944 roku<br />
Luigi Baldana przeniesiono do obozu<br />
pracy usytuowanego niedaleko zakładu<br />
zbrojeniowego mieszczącego się w Bad<br />
Kudowa – Sackisch (Kudowa-Zdrój –<br />
Zakrze). W dalszym tekście będę używać<br />
w stosunku do obozu nazwy „Sackisch”,<br />
a nie „Zakrze”, tak jak na obóz Gross-<br />
Rosen nie mówi się „Rogoźnica”, a obóz<br />
w Auschwitz zawsze będzie „Auschwitz”,<br />
a nie „Oświęcim”. Baldan spisał relację<br />
z tego pobytu odręcznie w 1951 roku.<br />
Gdy znalazł się w lagrze Sackisch został<br />
skierowany do pracy w Vereinigte Deutsche<br />
Metalwerke (VDM) zakładzie, który<br />
uprzednio zajmował się produkcją płótna<br />
(późniejsze KZPB). W 1944 roku w zakładzie<br />
tym wytwarzane były części mechaniczne<br />
do samolotów. Znajdowały się<br />
tam komanda pracy i obóz koncentracyjny<br />
skupiające kilka tysięcy ludzi – kobiet<br />
i mężczyzn. Warunki życia internowanych<br />
Włochów nieznacznie się polepszyły,<br />
ponieważ jesienią 1944 r. zmienił<br />
się status jeńców wojennych włoskich na<br />
pracowników przymusowych, lecz nadal<br />
byli traktowani ,,jako niewolnicy Hitlera”.<br />
W poruszaniu się po terenie fabryki<br />
Włosi mieli więcej swobody niż inne<br />
komanda więźniów tj. Polaków, Czechów,<br />
Rosjan i innych. Sytuacja ta pozwalała im<br />
lepiej się zorganizować w codziennym życiu<br />
obozowym i dawała nadzieję, że przeżyją.<br />
Luigi Baldan był zatrudniony, jako<br />
mechanik przy tokarce precyzyjnej. Poznał<br />
język niemiecki na tyle, że rozumiał<br />
polecenia i rozmowy strażników niemieckich<br />
i personelu cywilnego fabryki.<br />
Zrozumiał, że lager, w którym przebywał<br />
jest jednym z podobozów ogromnego<br />
kompleksu obozów koncentracyjnych<br />
zwanych Gross-Rosen. W pojemniku na<br />
śmieci współwięźniowie czasem przemycali<br />
skradziony węgiel do obozu. Węglem<br />
tym ogrzewali barak, który zamieszkiwali.<br />
Między obozem a fabryką odległość<br />
wynosiła 1,5 km. Bywało też i tak, że byli<br />
zatrudnieni do prac fizycznych lub polowych<br />
u miejscowej ludności. Niemieccy<br />
pracownicy fabryki, jak i miejscowa ludność,<br />
z którą stykali się w drodze do pracy<br />
odnosiła się do więźniów niechętnie. Byli<br />
bici, poniżani na wszelkie sposoby. Oplucie,<br />
urągania czy uderzenie w twarz przez<br />
cywila w fabryce lub w drodze do obozu,<br />
gdy ich spotykali, były codziennością.<br />
Życie obozowe<br />
Typowy dzień w obozie wyglądał tak:<br />
bezsenne noce, zimno, niedożywienie,<br />
częste alarmy i apele na placu. Personel<br />
obozu – funkcjonariusze SS, uporczywie<br />
urządzali sobie zabawy zmuszając<br />
więźniów do kopania dołów w ziemi,<br />
25
a następnie do ich zasypywania. Gdy<br />
przyszły chłody wielu z nich bało się lazaretu<br />
czyli „izby chorych”, bowiem – jak<br />
pisze Baldan – gdy ktoś z nas tam trafił<br />
to już nigdy go nie widziano. Oznaczało<br />
to śmierć. Dlatego skrzętnie skrywali<br />
swoje choroby i niedomagania, które<br />
były codziennością.<br />
Produkcja prowadzona była przez<br />
24 godziny na dobę, więźniowie pracowali<br />
po 12 godzin. W niedzielę zamiast<br />
odpoczywać, wymuszano na nich inne<br />
prace. Od grudnia 1944, aż do kwietnia<br />
1945 roku, były to prace przy usuwaniu<br />
gruzów po bombardowaniach lotniczych.<br />
Wokół widzieli tylko śmierć i rozpacz<br />
jeńców. Do jedzenia dostawali niewielkie<br />
kawałki starego czarnego chleba<br />
i zupę z brukwi, takiej jak na paszę dla<br />
bydła. Jedna z części włoskiego obozu<br />
była słabiej strzeżona i gdy dochodziło<br />
do bombardowania powstawał zamęt<br />
w obozie. Wtedy ryzykując życie, potajemnie,<br />
z pobliskich pól kradli ziemniaki<br />
i co się tylko nadawało do jedzenia.<br />
Teren w całości był pilnowany przez<br />
strażników z bronią. Jeśli jeńcy przekroczyli<br />
wyznaczony teren obozu i strażnik<br />
zauważył ten fakt, to strzelano do nich<br />
bez ostrzeżenia. ,,My, jako Włosi byliśmy<br />
traktowani źle, ale to, co spotkało<br />
Polaków, Czechów, Rosjan a szczególnie<br />
Żydów to okrutne bestialstwo i wyniszczająca<br />
praca” – pisze Baldan. Po<br />
jednym z bombardowań nastąpiły szkody<br />
w terenie. Baldan został wyznaczony<br />
do usuwania gruzu. Wtedy to dokładnie<br />
widział mężczyzn z innego komanda<br />
ubranych w pasiaki, wyniszczonych fizycznie,<br />
którzy ciężko pracowali, a pomimo<br />
to byli obsesyjnie bici przez pilnujących<br />
ich niemieckich strażników. Jednego<br />
z tych więźniów nazwano ,,profesorem”.<br />
Przez jakiś czas widywał go przy tej pracy.<br />
Stan jego zdrowia i sił był fatalny, ale to<br />
,,profesor ich pocieszał”, mówiąc do nich,<br />
że wszystko będzie dobrze. Czy przeżył<br />
obóz tego Baldan nie wie, ale nigdy nie<br />
zapomni jego niezłomności ducha w tak<br />
dramatycznych okolicznościach.<br />
Wśród Włochów było kilku oportunistów<br />
wysługująch się Niemcom, za co byli<br />
przydzielani do lżejszej pracy i inaczej ich<br />
traktowano. Jeden z nich zażądał złotych<br />
pierścionków od żydowskich więźniów<br />
w zamian za jedzenie. Luigi Baldan dał<br />
mu ,,lekcję” po której odechciało mu się<br />
takiego „handlu”.<br />
Większość tutejszych Niemców była<br />
całkowicie oddana ideologii nazistowskiej.<br />
Jednak były wyjątki. Jeden z miejscowych<br />
rolników, do którego Baldan<br />
trafił do pracy polowej, dał mu skrycie<br />
żywność i ubranie. Od żony rolnika<br />
dowiedział się, że mają syna służącego<br />
w marynarce wojennej, który przebywał<br />
w Norwegii. Być może, dlatego rozumieli<br />
jego cierpienie, gdyż wiedzieli, że jest on<br />
marynarzem. Udzielanie takiej pomocy<br />
groziło wyrokiem śmierci lub ciężkimi<br />
karami.<br />
Nigdy nie był w stanie zapomnieć<br />
losu młodych kobiet Żydówek z obozu<br />
Sackisch. Pochodziły z różnych krajów.<br />
Okrucieństwo strażniczek SS wobec tych<br />
kobiet było ogromne. Żydowskie dziewczęta<br />
były zatrudnione w fabryce przy<br />
produkcji części mechanicznych. Każda<br />
niedoskonałość w wykonaniu tych prac<br />
była traktowana jako sabotaż, za co<br />
groziła śmierć. ,,Pomagaliśmy tym dziewczętom<br />
na ile to było możliwe” – wspomina<br />
Baldan. Wszelkie próby kontaktowania<br />
się z nimi, rozmowy, gesty, były<br />
natychmiast karane. A jednak współtowarzysze<br />
niedoli podrzucali tym kobietom<br />
w fabryce lub przez druty obozu<br />
jedzenie, kawałki szmat używanych do<br />
czyszczenia maszyn w fabryce. Dziewczęta<br />
były ubrane nędznie, przeważnie<br />
bose, tylko niektóre w drewniakach.<br />
Widać było, że zimno dokuczało im<br />
bardzo. Miały ogolone głowy, rany na<br />
całym ciele, a z tych szmat lub papieru<br />
robiły chusty, części ubrania i ochronę<br />
na stopy. Kobiety te ciężko pracowały.<br />
Pewnego dnia doszło do awarii tokarki,<br />
przy której pracowała młoda żydówka<br />
o imieniu Teresa. Nadzorujący pracę<br />
niemiec zaczął krzyczeć i powiadomił<br />
niemiecki personel techniczny, przybyły<br />
inżynier uznał, że to sabotaż. Widać<br />
było w oczach żydówki przerażenie,<br />
wtedy Baldan zdobył się na odwagę<br />
i przekonywał Niemca, że to nie jej wina.<br />
Do awarii doszło dlatego, że Teresa zasłabła<br />
z wycieńczenia podczas pracy. Na<br />
szczęście inżynier został przekonany,<br />
dziewczyna wróciła do pracy ,,Myślę, że<br />
uratowałem jej życie” zapisał Luigi Baldan.<br />
Ucieczka do wolności<br />
Solidarność wśród więźniów była duża.<br />
Oczywiście konspirowali, a ich codzienną<br />
walką było dążenie do spowolnienia produkcji.<br />
Ucieczka z obozu w przypadku<br />
schwytania oznaczała śmierć. Z uwagi na<br />
brak odpowiedniego zaplecza wydawało<br />
się to niemożliwe. Dokumenty, ubranie,<br />
znajomość języka, pieniądze i sam<br />
wygląd stwarzały już duże problemy.<br />
Naloty bombowe czyniły zamęt w obozie,<br />
wtedy zdarzyły się próby ucieczki,<br />
ale kończyły się tragicznie. ,,Pamiętam<br />
chłopaka z Triestu, którego zastrzelono”–<br />
pisze Baldan… Jednak pod koniec wojny<br />
Tak mieszkał więzień<br />
Baldan zaryzykował i w takich okolicznościach<br />
w nocy uciekł w pobliskie lasy,<br />
gdzie przedzierał się w stronę Czech<br />
w kierunku Nachod – Dvůr Králové.<br />
Tutaj pomógł mu pewien Czech, który<br />
podczas I wojny światowej był jeńcem<br />
wojennym we włoskiej miejscowości<br />
Rovigo. Przez niego nawiązał kontakt<br />
z miejscowym ruchem oporu. Ludzie<br />
ci zapewnili mu opiekę, pobyt, wyżywienie,<br />
ubranie i dokumenty. Jednakże,<br />
5 maja 1945 r. trafił jako zakładnik do<br />
koszar miejscowego SS. Ich dowódca<br />
fanatyczny nazista postanowił wycofać się<br />
w głąb Niemiec, chciał zabrać zakładników<br />
ze sobą. Baldanowi udało się jednak<br />
zbiec i tak 9 maja 1945 roku pojawiła się<br />
wolność. Świętowali ją wszyscy: Czesi,<br />
Rosjanie, Polacy i Włosi – niektórzy dołączyli<br />
z niedalekiego obozu dla internowanych<br />
w Dvůr Králové.<br />
Epilog<br />
W pierwszych miesiącach wolności przywrócenie<br />
komunikacji kolejowej i drogowej<br />
stanowiło duży problem. Grupa<br />
Włochów chcących wracać do domu, trafiła<br />
na pociąg, który miał jechać w kierunku<br />
Italii. Po kilku dniach Luigi Baldan<br />
zorientował się, że cały skład zmierza<br />
do Odessy. Na szczęście pociąg jechał<br />
powoli. Ponownie, choć z trudem wrócił<br />
do Pragi w sierpniu 1945 r. Dopiero<br />
pociągiem obsługiwanym przez wojsko<br />
amerykańskie dotarł przez Niemcy do<br />
Werony, a następnie ciężarówką do<br />
Wenecji i dalej pieszo. Po drodze w Niemczech<br />
i Włoszech widział zniszczenia,<br />
26
jakie wyrządziła wojna. Trafił do domu,<br />
do rodziny, bardzo zaniepokojonej jego<br />
losem. Wrócił po dwóch latach spędzonych<br />
w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.<br />
Jednak, ze smutkiem wspomina,<br />
że nie ujrzał już matki, która zmarła<br />
w 1943 r.<br />
Po powrocie nękały go nocne koszmary.<br />
W snach znów był w obozie, widział<br />
śmierć, cierpienia i głód współtowarzyszy<br />
niedoli. Przez pierwsze lata po wojnie<br />
nikt z włoskiego rządu nie interesował się<br />
byłymi żołnierzami, których internowano<br />
do niemieckich obozów.<br />
,,Walczyliśmy przeciwko nazistowskim<br />
Niemcom, a oceniano nas, jako kolaborantów”<br />
– mówi z goryczą Baldan. Wielu<br />
więźniów obozów wkrótce zmarło lub<br />
ciężko chorowało na zaburzenia psychiczne,<br />
gruźlicę i inne choroby. ,,Postanowiłem<br />
dalej walczyć o należne nam prawa<br />
za cierpienia i poniesione ofiary, pamięć<br />
o tych, co nie doczekali się wolności”.<br />
Marzenia Luigi Baldana częściowo się<br />
spełniły. We Włoszech powoli zaczęto<br />
doceniać postawę i wysiłki żołnierzy,<br />
którzy odmówili współpracy z byłym<br />
niemieckim sprzymierzeńcem. Luigi<br />
Baldan, działa jako aktywny członek<br />
Włoskiej Federacji Wolontariuszy<br />
Wolności. W 2008 roku odznaczony<br />
został Medalem Honoru Deportowanych<br />
i Internowanych ,,MEDAGLIA<br />
D’ONORE AI DEPORTATI E INTER-<br />
NATI”. Medal Honoru dla Włochów to<br />
ciągłość ideału Ojczyzny.<br />
Makieta typowego, hitlerowskiego<br />
obozu robót przymusowych.<br />
Od Autora:<br />
Historię powyższą poznałem w czasie poszukiwań<br />
z Panem Bronisławem Kamińskim<br />
materiałów dotyczących wydarzeń<br />
w naszym mieście w okresie II wojny światowej.<br />
W 2007 r. została opublikowana<br />
książka autorstwa Luigi Baldana pt. Lotta<br />
per sopravvivere (walka o przeżycie).<br />
Niestety nie ma wydania i tłumaczenia<br />
polskiego, stąd przekład tekstu własny.<br />
Nawiązaliśmy także kontakty z innymi<br />
żyjącymi jeszcze więźniami obozu Sackisch<br />
w Kudowie.<br />
Po klęsce stalingradzkiej oraz załamaniu<br />
się koncepcji wojny błyskawicznej, władze<br />
III Rzeszy wiedziały już, że wojna potrwa<br />
dłużej. Dlatego zdecydowały, że więźniów<br />
obozów koncentracyjnych, obozów jenieckich<br />
należy wykorzystać, jako siłę roboczą<br />
w zakładach przemysłu zbrojeniowego<br />
i gospodarki wojennej. Przemieszczone<br />
lub nowo utworzone zakłady na Dolnym<br />
Śląsku były bezpieczne od bombardowań<br />
sił zbrojnych aliantów, jakie występowały<br />
w głębi Niemiec. W istniejącym obozie<br />
KL Gross-Rosen nastąpiła rozbudowa,<br />
pojawiło się łącznie na Dolnym Śląsku<br />
106 filii obozu Gross-Rosen, powstały kolejne<br />
podobozy pracy przy zakładach produkcyjnych<br />
a przede wszystkim, pojawiły się<br />
wielkie transporty więźniów z całej okupowanej<br />
przez Niemców Europy. Nadmienić<br />
należy, że ta ,,darmowa siła robocza” była<br />
ogromną korzyścią finansową dla formacji<br />
SS, naczelnego dowództwa Wehrmachtu<br />
i koncernów przemysłowych. Więźniowie<br />
kompleksu obozów Gross-Rosen pracowali<br />
między innymi dla koncernu: Krupp<br />
AG, IG Farbenindustrie, Siemens, Blaupunkt,<br />
Rheinmethall Borsing, Deimler<br />
Benz, Deutsche Alluminiumwerke, AEG,<br />
Feldmühle Nobel AG i wielu innych. Lista<br />
znanych firm, dla których pracowali więźniowie<br />
przekroczyła 200 pozycji. Społeczny<br />
Komitet Ochrony Miejsc Pamięci walk<br />
i Męczeństwa w Kudowie-Zdroju podjął<br />
działania dla upamiętnienia tego miejsca<br />
cierpienia w Kudowie przez zamieszczenie<br />
odpowiednich tablic pamiątkowych o treści:<br />
W Kudowie – Zakrze,<br />
na terenie od ul. Łąkowej,<br />
aż do Jeleniowej<br />
istniał w latach II wojny światowej<br />
kompleks obozów hitlerowskich<br />
III Rzeszy Niemieckiej:<br />
– filia obozu koncenracyjnego<br />
Gross-Rosen dla kobiet pochodzenia<br />
żydowskiego - Sackisch<br />
– obóz dla robotników przymusowych<br />
z Polski i innych krajów<br />
– obóz pracy przymusowej dla kobiet<br />
pochodzenia żydowskiego Gellenau<br />
– obozy dla radzieckich i włoskich jeńców<br />
wojennych<br />
Przebywało w nich ponad 4000 osób,<br />
których godność, zdrowie i życie<br />
były bestialsko niszczone.<br />
Zbigniew Kopeć<br />
Działalność upamiętniająca ma znaczenie<br />
dla historii i ludzkości. Już<br />
dawno zauważono, że zapominanie<br />
o zbrodni powoduje powtarzanie<br />
się jej. Narody, które ucierpiały<br />
umacniają pamięć tamtych zdarzeń.<br />
Ale pamięć jest ważna także dla<br />
narodu, w którym pojawili się sprawcy<br />
zbrodni i w którym mógł funkcjonować<br />
taki system. O tym jak<br />
ruch nazistowski był popularny<br />
wśród niemców na Dolnym Śląsku<br />
znajdujemy informację w monografii<br />
historycznej pt. Dolny Śląsk pod<br />
redakcją Wojciecha Wrzesińskiego<br />
wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego<br />
z 2006 roku – str. 546: ,,Liczba<br />
głosów oddanych na NSDAP<br />
w dolnośląskich okręgach wyborczych<br />
była wyższa od średniej<br />
krajowej, (43,9% głosów przy 88,8%<br />
frekwencji a w okręgu legnickim 54%<br />
i wrocławskim 50,2% czyli absolutna<br />
większość – były to jedne z najwyższych<br />
wyników wyborczych NSDAP<br />
w Niemczech w 1933 roku w wyborach<br />
do Reichstagu ”<br />
Literatura:<br />
Bardzo wnikliwie i dokładnie historię kompleksu obozów opisują pracownicy naukowi <strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen ,,Filie obozu Koncentracyjnego Gross-Rosen’’ wyd. <strong>Muzeum</strong> G-R Wałbrzych<br />
2008 r. ,,KL Grosss-Rosen” Alfred Konieczny wyd. <strong>Muzeum</strong> G-R Wałbrzych 2006 r. ,,Byłem jeńcem wojennym w Landshut”– Leonardo Calossi – wyd. <strong>Muzeum</strong> G-R Wałbrzych 2005 r.<br />
Zainteresowanych literaturą w tym temacie, kieruję do publikacji które są do nabycia w tym <strong>Muzeum</strong>. www.gross-rosen.pl<br />
27
RODZINY KUDOWSKIE<br />
Kudowski fotograf i jego żona<br />
Zygmunt i Anna Gałeccy<br />
cz. II<br />
Droga do Kudowy<br />
KRYJÓWKA I WOLNOŚĆ<br />
Po odejściu rosyjskich zwiadowców nastała jakaś dziwna<br />
cisza. Niemcy uciekli – wojsko i ludność – gdzieś nie daleko<br />
słychać było głuche wybuchy, jakby wystrzały artylerii, a wojsk<br />
rosyjskich i polskich jeszcze nie było. Zygmunt wymyślił,<br />
że Anna i jej koleżanka Zosia (Polka spod Zbaraża pracująca<br />
w tym samym gospodarstwie co Anna) ukryją się w stodole.<br />
Sąsieki były załadowane sprasowaną słomą, wysoko, aż<br />
prawie pod sam dach. Zygmunt przyniósł najdłuższą drabinę<br />
jaka była, dziewczęta wydrapały się na samą górę, a następnie<br />
wciągnęły za sobą drabinę i zagrzebały się wśród wiązanek słomy.<br />
Drugiej, tak długiej drabiny nie było, czuły się bezpiecznie.<br />
Anna była dziewczyną wielkiej urody, Zosia zaś – po chorobie<br />
na ospę – miała twarz zeszpeconą krostami i ciężko to<br />
odczuwała. Akurat w tej sytuacji ta podziobana twarz stawała<br />
się dodatkową ochroną. Gdyby podochocony bojec chciał się<br />
wdrapać na tę górę słomy, to Zosia wychylając się mogła mu<br />
nawet pokazać język. Na sam jej widok wszystkiego by mu się<br />
odechciało.<br />
Tiurmeńczyki przyszli i poszli. Po kilkunastu godzinach<br />
dziewczęta zeszły na dół. Na spotkanie z wojskiem przymusowi<br />
robotnicy zbierali się do kupy. Tak łatwiej było porozumieć<br />
się i było bezpieczniej. Anna i Zygmunt postanowili jak najszybciej<br />
opuścić tą wieś. Pamiętali, że bauer od Anny powiedział,<br />
że gdy nadejdą wojska rosyjskie i polskie i gdy zechce<br />
ona stąd odejść, to najpierw niech wypuści na pole wszystkie<br />
zwierzęta, by mogły sobie coś znaleźć do jedzenia. Zaczął się<br />
maj, było już trochę trawy na polu. Teraz dotarły do niej te<br />
słowa bezdusznego bauera. Anna, Zygmunt i inni tam pracujący<br />
przymusowi biegli do zwierząt. Z radością otwierali<br />
obory i uwalniali wszystko, co żyło. Popędzali, by już, zaraz,<br />
w tej chwili wszystko, co oddycha wychodziło na wolność.<br />
Nie było już łańcuchów, zamkniętych drzwi, boksów, klatek,<br />
chlewików, kurników, kojców. Wszystko to gdacząc, chrząkając,<br />
becząc, piejąc, porykując wychodziło na pole. Ludzie,<br />
którzy – od świtu do zmroku – na co dzień troszczyli się o zwierzątka,<br />
karmili je i czyścili teraz tak się z nimi żegnali. Szkoda,<br />
że nie mogli tego widzieć owi bauerowie. Może wreszcie coś<br />
z tego zrozumieliby, zanim zbiegli przed frontem i karą.<br />
LUDZIE I PRACA<br />
Dla Anny i Zygmunta nadszedł wreszcie ostatni dzień ich<br />
dotychczasowego sposobu życia. Zygmunt, będąc silnym<br />
chłopcem łatwiej znosił swój los. Gorzej znosiła Anna. W gospodarstwie<br />
jej bauera (Anna mówi „bawora”) oprócz niej<br />
pracowała Zosia, chłopak spod Olkusza – (Polak) Józek i niepełnosprawny<br />
Niemiec, na którego mówiono „kastrat”. Był<br />
niedorozwinięty umysłowo i z tego powodu został wykastrowany.<br />
Ten, nieszczęsny Niemiec miał na imię August. Ponieważ<br />
dla Niemców imię to brzmiało zanadto poważnie – jak na<br />
tak potraktowanego człowieka – więc bauer mówił na niego<br />
„Paul”. Bauerowa wyjaśniła, że tak jest krócej i będzie „Paul”.<br />
I słusznie, po co jeszcze zużywać energię mięśni języka i dodatkowe<br />
ułamki sekund na dłuższe słowo „August”? To przecież<br />
oszczędna Rzesza! Niedaleko stąd, w obozie koncentracyjnym<br />
Gross-Rosen prochy ludzkie rozsiewano jako nawóz. Wszystko<br />
to miało ze sobą jakiś związek i zdawało się być głębsze od<br />
samego hitleryzmu. Anna i inni przymusowi znaleźli się<br />
w warunkach codziennego życia niemieckiej rodziny, która<br />
nie musiała być zwariowanym światem Niemiec, a jednak nim<br />
była. Na przykładzie tych kastratów poznawali nieznany im dotąd<br />
system „opieki społecznej”. Na terenie ziem okupowanych,<br />
hitlerowcy mordowali niepełnosprawnych, a u siebie swoich<br />
kastrowali. Anna pamięta, że w tej wsi było kilku takich wykastrowanych<br />
Niemców i Niemek Pracowali w gospodarstwach<br />
jak mogli i umieli, a od bauera otrzymywali miesięcznie po<br />
30 marek na swoje wydatki – niezależnie od codziennej opieki.<br />
Nasi przymusowi dostawali coś, albo nic, ale przeciętnie od<br />
5 do 10 marek miesięcznie. W swojej naiwnej prostocie Paul<br />
mówił, że ucieknie razem z Polakami. Pozostał jednak na łasce<br />
losu. Pocieszali się, że ani Rosjanom ani Polakom do głowy nie<br />
przyjdzie, by takiego człowieka tak po prostu zabić. Nadchodzili<br />
naprawdę inni ludzie.<br />
Następnego dnia Anna obudziła się i nie wiedziała, co z sobą<br />
zrobić. Dotychczas, już od czwartej rano pracowała. Miała (razem<br />
z Józkiem) wyrzucić obornik od 10 krów, 15 świń, 5 cieląt,<br />
nakarmić cielęta, nakarmić te 15 świń. Gdy było już posprzątane<br />
– to Zosia, razem z bauerową doiły krowy. Po wydojeniu<br />
krów Anna miała za zadanie wywieźć mleko na ulicę, skąd<br />
zabierał je traktor. Potem przynosiła z szopy węgiel i drewno.<br />
Do śniadania było jeszcze daleko. Trzeba więc było przynieść<br />
kilka wiader (80 kg) kartofli dla świń, wrzucić je do płukarki,<br />
wypłukać, a następnie przenieść do parownika, rozpalić pod<br />
parownikiem i pozostawić do parowania. Jeszcze z Józkiem<br />
nakarmili kury, kaczki i gęsi, a Zosia z Paulem karmili krowy.<br />
Teraz, gdy już to wszystko zostało wykonane i zbliżała się<br />
godzina ósma, myli się i jedli śniadanie, po którym byli mniej<br />
najedzeni od karmionych przez siebie zwierząt. Ciągle odczuwali<br />
głód. Po śniadaniu bauer rozdzielał zadania do wykonania.<br />
Jeśli nie było czegoś sensownego, to szli na pole zbierać<br />
kamienie. Chodziło o to, by ciągle pracowali i nie trzymały się<br />
ich głupoty. Tak było od świtu do nocy. Baurowie byli ewangelikami,<br />
więc nasi do kościoła nie chodzili, bo też pewnie trudno<br />
byłoby tym Niemcom pojąć, że mogą mieć Boga wspólnego<br />
z ludźmi niewolnymi. Tępi i bezduszni prześladowcy mieli siłę<br />
nieludzkiej maszyny, w którą umieli się zamieniać. I nagle to<br />
wszystko stanęło. Kierat zatrzymał się. Cały ten ich świat okazał<br />
się bezsensowny i zbrodniczy. Nadchodzące wojska wyzwalały<br />
28
więźniów i robotników przymusowych, ale nie bauerów. Oni<br />
nie czuli się wyzwalani, byli pokonani.<br />
Po latach, Anna i Zygmunt odkryli pewną pułapkę, że we<br />
wspomnieniach, taki kierat zaczyna żyć jakby swoim własnym<br />
życiem. Ów ciemiężyciel bezpośredni – jakim był bauer –<br />
gdzieś się rozmywał. Uczucia gniewu przenoszą się z niego na<br />
ten cały kierat. Drobiazgowa, bezduszna i potworna w swojej<br />
systematyczności machina zaczyna przysłaniać winy tych<br />
ludzi, którzy to naprawdę robili. Coraz bardziej pokusa podszeptuje:<br />
a co ten niemiecki bauer mógł zrobić, był jaki był.<br />
Może ktoś inny na jego miejscu byłby jeszcze gorszy ?<br />
Tak to człowiek ulepsza sobie przeszłość, ucieka od niej, gdy<br />
jest straszna, bo chce widzieć świat normalny – żeby w tym<br />
wszystkim znaleźć jakiś sens. Zgodziliśmy się z panią Anną, że<br />
zbyt szybkie i łatwe wybaczanie nie jest dobre. Temu, kto dokonał<br />
zbrodni nie należy pomagać w jej łatwym zapomnieniu.<br />
Źle rokowałoby to dla ludzkości. Ta pułapka pozwala jednak<br />
normalnie żyć. Dobrze to znają zesłańcy Sybiru.<br />
Z Mokrzeszowa do Częstochowy<br />
Po uwolnieniu zwierząt, Anna i Zygmunt ruszyli w drogę<br />
do Częstochowy. Wzięli z gospodarstwa mały wózek, włożyli<br />
nań co było pod ręką do jedzenia i spania, i dalej w drogę<br />
do rodziny, do Częstochowy.<br />
Musiał to być obrazek dość niezwykły,<br />
trochę dramatyczny a<br />
trochę romantyczny, jak dwoje<br />
bardzo młodych ludzi ciągnęło<br />
wózek, idąc na wschód drogami<br />
zatłoczonymi od wojska i cywilów.<br />
Już po kilku kilometrach<br />
minęli Świdnicę. Następnego<br />
dnia, w Jaworzynie, przeżyli<br />
zdarzenie nadzwyczajne. Oto,<br />
bryczką konną jechało dwóch<br />
polskich oficerów, powoził<br />
szeregowy żołnierz. Skądś<br />
wytrzasnęli bryczkę i jechali<br />
przez walczący świat ze spokojem<br />
zwycięzców. Takiego widoku<br />
nasi nie spodziewali się.<br />
Zygmunt stanął jak wryty, nie<br />
wierzył swoim oczom, patrzył<br />
jak na jakąś zjawę, oniemiał,<br />
patrzył i płakał, i nie mógł się<br />
opanować: Polska, Polska.<br />
Do Częstochowy, do domu<br />
rodzinnego Zygmunta w Białej<br />
Dolnej szli 10 dni. Dzisiejsi<br />
świdniccy pielgrzymi ks. Brudnowskiego<br />
mogą ocenić tempo<br />
tej pieszej podróży. Zygmunt<br />
prowadził Annę do swojej rodziny.<br />
Bo gdzie mieliby iść?<br />
Ożeni się z nią i jakoś sobie<br />
poradzą. Oboje mieli przy sobie niemieckie papiery robotników<br />
przymusowych, które od czasu do czasu pokazywali do<br />
kontroli i dla upewnienia kim są. W dokumencie Anny było<br />
jednakże zaznaczone, że jest z Rosji. A już ogłaszano, że kto<br />
z Rosji, ten ma wracać do ZSRR. Fatalne papiery Anny mogły<br />
spowodować zabranie jej do ZSRR. Wpadli więc na pomysł,<br />
że oboje podrą te swoje niemieckie papiery i niech się dzieje<br />
co chce. Czy to tylko oni nie mają papierów? Takich jest cała<br />
masa i jakoś żyją. W najbliższym lesie podarli i spokój. Anna<br />
już nie ruska. Umówili się, że dla różnych kontroli będą mówić,<br />
że są bratem i siostrą (Gałeccy z Białej Dolnej koło Częstochowy)<br />
i że wracają z robót w Niemczech. Tak szli do Białej<br />
Dolnej, oboje bez jakichkolwiek dokumentów.<br />
Papiery i ich człowiek<br />
Jak wolność, to wolność. Oboje doszli do Częstochowy<br />
i Anna była już w ciąży. Zrazu nic nie widać, ale tygodnie lecą<br />
szybko. A jak jej w domu Zygmunta nie zechcą? Musi wtedy<br />
wracać na Ukrainę, do Taszłyka. Zanim wyjedzie, trochę czasu<br />
upłynie, i jak wracać z brzuchem? Co powie matka? Wracać,<br />
czy nie wracać?<br />
Odsapnijmy trochę od tych męczących pytań i przenieśmy<br />
się w wyobraźni na głębokie Podole, w sienkiewiczowską scenerię<br />
Dzikich Pól, czyli na bracławszczyznę, nieopodal Humania,<br />
jakieś około dwieście kilometrów od Kijowa. W Taszłyku,<br />
dużej wsi liczącej 2.5 tys. mieszkańców żyła matka Anny z rodziną.<br />
Ziemia bracławska należy do najbardziej urodzajnych<br />
na Ukrainie i trudno znaleźć w całej Europie równie urodzajną<br />
glebę. Nie dziwota, że każdy<br />
z okolicznych krajów chętnie<br />
widziałby tą ziemie i jej mieszkańców<br />
w swoich granicach.<br />
To bogactwo stało się jednym<br />
z wielkich nieszczęść Ukrainy.<br />
Od XVI wieku magnaci polscy<br />
zajmowali coraz większe obszary.<br />
Napływała tu także drobna<br />
polska szlachta, jako rycerstwo,<br />
walczące z Tatarami, Turkami,<br />
Moskwą, a także Kozakami<br />
z Zaporoża. Wśród tej drobnej<br />
polskiej szlachty znaleźli się<br />
przodkowie Anny w linii ojca.<br />
Przywędrowali z Mazowsza,<br />
z rodu Gnatowskich, z nazwiskiem<br />
Stuła, herbu Łada, wędrowali<br />
po wschodnim Podolu,<br />
bracławszczyźnie i kijowszczyźnie.<br />
Ich chlebem codziennym<br />
była walka i poszukiwanie<br />
możliwości zakorzenienia się.<br />
Stare dzieje Stułów bracławsko-kijowskich<br />
toną w mrokach<br />
przeszłości. W nowszych<br />
czasach dziadek Anny (Stuła)<br />
szedł z legionami Piłsudskiego<br />
przeciw bolszewikom i był<br />
Anna Gałecka w 1974 r.<br />
w Kijowie. Jego syn Karol Stuła<br />
(ojciec Anny) już był zabrany<br />
do Armii Czerwonej i w II wojnie<br />
światowej zginął. Matka (Ukrainka) inteligentna i obrotna<br />
zatrudniła się w kuchni kołhozowej i ratowała rodzinę. Ojciec<br />
Polak i katolik, matka Ukrainka i prawosławna, a córka ma być<br />
w takiej religii, jak matka. Anna więc była od dziecka prawosławną.<br />
Przyjrzyjmy się jeszcze okolicom Taszłyka i Humania,<br />
29
y wiedzieć dokąd mogłaby Anna powrócić, gdyby nie osiadła<br />
w Częstochowie, w Kudowie, czy gdziekolwiek w Polsce, po<br />
robotach przymusowych w Niemczech. Najbliższe większe<br />
miasto od domu rodzinnego w Taszłyku to odległy o 30 km<br />
Humań. Ponieważ było to miasto bardzo dla Anny atrakcyjne,<br />
to zapewne tam szukała by dla siebie miejsca. A jaki jest<br />
Humań? Gdy od Taszłyku dojeżdżało się do Humania, to następowało<br />
pierwsze spotkanie ze słynnym parkiem humańskim,<br />
tzw. Zofiówką. Dla nas , kudowian, opisywanie jakiegoś parku<br />
zawsze odnoszone jest do parku zdrojowego w Kudowie. Jakiż<br />
więc jest ów park humański, ta sławna Zofiówka? Niebywały,<br />
nadzwyczajny, jeden z najpiękniejszych w Europie, a może<br />
i w świecie. Na 160 hektarach (!) Stanisław Szczęsny Potocki<br />
wybudował w latach 1796-1805 ten potężny kompleks parkowy<br />
jako dar dla swojej kochanej Zofii Wittowej-Potockiej, ówczesnej<br />
legendarnej piękności. Była to w latach budowy największa<br />
inwestycja w Europie. Pracowało przy niej 800 fachowców<br />
i tysiące ludzi z okolicznych wsi. Utworzono sztuczne stawy<br />
o zróżnicowanych poziomach, podziemną rzekę, groty, kaskady,<br />
wodotryski i największą w Europie fontannę i blisko<br />
sześćdziesiąt różnych budowli. Tysiące pachnących roślin dawały<br />
wrażenie jakiejś wielkiej<br />
perfumerii, a cudowne, cenne<br />
drzewa w ilości ponad półtora<br />
tysiąca robiły niezwykłe<br />
wrażenie. Nasi magnaci kresowi<br />
mieli wielkie bogactwo,<br />
fantazję i zdolności organizacyjne,<br />
tworzyli wielkie dzieła<br />
zdolnymi rękami Polaków<br />
i Ukraińców. Trzeba zobaczyć<br />
kresy, parki, zamki, warownie,<br />
świątynie, pałace, by z właściwą<br />
rezerwą podchodzić do cudów<br />
na zachodzie Europy. Anna,<br />
jadąc na roboty do Niemiec<br />
widziała trochę świata. W czasie<br />
robót w Mokszeszowie była<br />
trzykrotnie w Świdnicy. Po wyzwoleniu<br />
przewędrowała pieszo<br />
kawał Śląska i Polski centralnej.<br />
Czy mogła tu znaleźć coś piękniejszego<br />
od Humania? Dowiedziała<br />
się także od życia, że nie<br />
wszystko złoto, co się świeci.<br />
Taszłyk nie musiał być czymś<br />
złym. Skromniej i biedniej - to<br />
nie koniecznie musi znaczyć<br />
gorzej. Wiedziała także, że jest<br />
po ojcu Polką, a po matce Ukrainką.<br />
W swojej osobie łączyła te<br />
dwie nacje, bliskie przez pokrewieństwo,<br />
a skonfliktowane<br />
przez historię. Trzeba dla jasności<br />
dodać, że na wschodniej<br />
Ukrainie – skąd pochodziła rodzina<br />
Anny – nie było konfliktów etnicznych polsko-ukraińskich<br />
i nic takiego jak ruch Bandery nie było tam znane. Teraz,<br />
wracała z niewoli, mając serdecznego współtowarzysza niedoli<br />
i kiełkujące nowe życie. Młoda dziewczyna, o pięknych tradycjach<br />
kresowych polskich i ukraińskich stanęła na rozdrożu<br />
rodzinnym, narodowym i religijnym. Coś trzeba było wybrać.<br />
Z takimi kotłującymi się myślami dochodziła Anna<br />
z Zygmuntem do Białej Dolnej. Był maj 1945 r. W okolicach<br />
Częstochowy – po niemieckiej okupacji – bieda aż piszczało.<br />
Nic nie lepiej niż w Taszłyku. Ale tu może przynajmniej będzie<br />
lepiej, no i Zygmunt dobry i opiekuńczy i jego rodzina także.<br />
Najgorsze jednak – jak się okazało – to brak papierów. Trochę<br />
pospieszyli się z tym podarciem. Nie można się zameldować,<br />
nie ma jak mieszkać, nie można podjąć pracy, nie dadzą ślubu,<br />
nawet nie wiadomo czyje jest dziecko, nie da się żyć. Nie masz<br />
papierów, to jakby ciebie nie było, a nawet jeszcze gorzej.<br />
Żyło się już, a trzeba było się narodzić.<br />
Chrzest, ślub i pierwsze dokumenty<br />
Dla naszych młodych błysnęło na chwilę słońce: w Białej<br />
Dolnej sołtysem był wujek Zygmunta. Zameldował ich jako:<br />
„Zygmunt Gałecki i Anna Buczyńska”. Wymyślił „Buczyńska”<br />
żeby nie „Stuła”, bo mogli by wywieźć ją do Rosji. Lepiej, żeby<br />
takiego śladu nie było. Na drugi dzień wujek ich wymeldował.<br />
Nie ma takich, gdzieś sobie poszli. Ale byli, więc tacy żyją, jest<br />
jakiś ślad w papierach. Ulokowali<br />
się u wujenki, na przedmieściu<br />
Częstochowy. Myśleli o ślubie,<br />
bo jak tu inaczej żyć, zwłaszcza<br />
w Częstochowie. Najpilniejsze<br />
były metryki. Zygmunt łatwo<br />
odzyskał metrykę chrztu, więc<br />
już coś było. Anna postanowiła<br />
wziąć chrzest rzymsko-katolicki<br />
i to powinno otworzyć wszystkie<br />
drogi. Udała się do swojej<br />
parafii. Proboszcza nie zastała.<br />
Młody wikary poprosił o jakiś<br />
dokument. Powiedziała, że nie<br />
ma i że jest ze wschodniej,<br />
radzieckiej Ukrainy. Na to wikary<br />
powiedział jej, że powinna<br />
udać się blisko położonego biura<br />
sowieckiej komendantury i tam<br />
starać się o papiery. O katechizmie<br />
porozmawiają później.<br />
Postąpiła tak, jak radził młody<br />
ksiądz. Szła ze strachem, ponieważ<br />
wiedziała, że przez częstochowski<br />
dworzec przejeżdżają<br />
radzieckie wojenne eszelony<br />
(pociągi) i kto wie, co może się<br />
stać. Radziecki wojskowy nie był<br />
nadmiernie rozmowny. Jak ty od<br />
Bracławia – powiedział – to co ty<br />
tu jeszcze robisz. Podniósł głos i<br />
zakrzyknął: „do eszełona won”.<br />
Do dzisiaj ma te słowa w uszach.<br />
Zygmunt Gałecki z wnukami, 1988 r.<br />
Jak won to won, wyszła i wróciła<br />
do księdza. Miała szczęście,<br />
właśnie powrócił stary proboszcz. Wysłuchał tej sprawy.<br />
Po co ty – powiedział do wikarego – tam ją wysłałeś. Kto ci tak<br />
powiedział. Chce dziewczyna się ochrzcić, to ją ochrzcimy, jak<br />
Pan Bóg przykazał. No to do katechizmu, o prawosławiu nie<br />
30
trzeba zapominać, ale będziesz katoliczką. Dzisiaj nie byłoby<br />
żadnych problemów, chrzest prawosławny i katolicki oba<br />
kościoły wzajemnie uznają, jest ekumenizm, wiara jest jedna,<br />
ale wtedy tak nie było. I Anna została ochrzczona w kościele<br />
rzymsko-katolickim, nie byle gdzie, bo w Częstochowie. Otrzymała<br />
metrykę chrztu. Nareszcie jest dokument, są papiery!<br />
Teraz ślub, w kościele częstochowskim św. Rocha, podczas<br />
nieszporów. Wielu ludzi już znało historię młodej pary. Kościół<br />
pękał od zgromadzonych. Stary ksiądz dał ślub gratis, śpiewano<br />
Veni creator, tak, jak jej dawnym polskim przodkom. Od<br />
razu po ślubie odbył się chrzest ich trzytygodniowego synka.<br />
Trzeba przyznać, że duchowieństwo stanęło na wysokości<br />
zadania. Jest metryka chrztu, metryka ślubu i metryka chrztu<br />
dziecka, papierów więc co nie miara. Żyją i są znani. Zygmunt<br />
dość szybko miał komplet polskich papierów. Anna otrzymała<br />
dowód tymczasowy z zaznaczeniem że jest z ZSRR. Był rok<br />
1946.<br />
Kudowa, Kudowa<br />
Zaczęli wreszcie normalne życie. Zygmunt zatrudnił się<br />
u fotografa w Częstochowie. Tam spotkał fotografa z Zawiercia<br />
Henryka Jakubowskiego. Ów Jakubowski zauważył pracowitość<br />
Zygmunta, opowiedział mu, że ma w Kudowie-Zdroju<br />
zakład fotograficzny i że Zygmunt mógłby się u niego zatrudnić,<br />
jako lajkarz. Tak wtedy, w języku zawodowym mówiona<br />
na fotografów używających aparatów „Laica”. Zygmunt wyjechał<br />
więc najpierw do Zawiercia, by poznać jak jest naprawdę,<br />
a po dwóch tygodniach zjawił się w Kudowie. Był rok 1947. Na<br />
ul. Okrzei 22, w mieszkaniu Jakubowskiego urządzał Zygmunt<br />
miejsce dla swojej rodziny. Niebawem – jeszcze w 1947 r – cała<br />
rodzina była już w Kudowie.<br />
Kudowa, dzisiejsza z roku 2009 jest zupełnie inna, niż ta<br />
powojenna. W 1947 r. gdy przybyli nasi Gałeccy do Kudowy,<br />
byli ludźmi młodymi. Anna miała 20 lat, Zygmunt o dwa lata<br />
więcej. Dla młodych ludzi wszystko jest piękne, zwłaszcza<br />
w późniejszych wspomnieniach. Przyjeżdżali coraz to nowi<br />
ludzie. Budowano domy, szczególnie dla zakładów bewełnianych,<br />
uzdrowisko i domy wczasowe były pełne gości. Od czasu<br />
do czasu ktoś wyjeżdżał, ze starych mieszkańców niemieckich.<br />
W 1947 r. wyjeżdżali nawet większą grupą. Nikogo to specjalnie<br />
nie przejmowało. Niemcy spowodowali wojnę, śmierć<br />
i zniszczenia, i sami doprowadzili do wielkich wędrówek<br />
ludzi, w tym także swoich. Było więc całkiem naturalne, że<br />
wyjeżdżali. Na ogół ludzie pamiętali jak byli – jeszcze niedawno<br />
– traktowani przez Niemców przy usuwaniu z domów, własności,<br />
w obdzieraniu z godności, z biciem, grabieniem, zabijaniem,<br />
zepchnięciem na margines, wyniszczanie ciężką pracą<br />
zlikwidowaniem wszystkiego co polskie, w tym szkół, uczelni,<br />
paleniem książek i dokumentów, kradzieżą najcenniejszych<br />
dzieł kultury narodowej. Świeża była jeszcze pamięć lochów<br />
gestapo, rozstrzeliwań i dymiących kominów w licznych obozach<br />
koncentracyjnych. Polacy zastawali na dolnośląskiej<br />
ziemi różne dziedzictwo. Było jeszcze stare piastowskie, czyli<br />
polskie, było czeskie, austriackie i niemieckie. Z niemieckiego<br />
dziedzictwa najpierw widziano około 100 filii obozu koncentracyjnego<br />
Gross-Rosen. Taka filia obozu koncentracyjnego<br />
była także w Kudowie i było w niej więcej więźniów niż mieszkańców<br />
w całej ówczesnej niemieckiej Kudowie (Szczegółowo<br />
ten obóz w Kudowie opisuje w swoich publikacjach pan<br />
Zbigniew Kopeć).<br />
Prawie obok siebie mieliśmy w tym uzdrowisku urągliwe zestawienie:<br />
„Arbeit macht frei” i „Bad Kudowa – leczy serce, koi<br />
nerwy”. Za to wszystko, mogła spotkać każdego Niemca tylko<br />
zemsta i to sroga. Ale, tak nie było. Wyjazdy Niemców bardzo<br />
różniły się od niedawnych wyjazdów Polaków, zgotowanych<br />
przez Niemców. Wyjeżdżali spokojnie, bez dokuczania i prześladowania,<br />
a tym bardziej jakiegokolwiek bicia i poniżania.<br />
Polacy, napływali głównie z repatriacji z ziem wschodnich,<br />
cieszyli się, że żyją, organizowali Kudowę, nadali jej prawa<br />
miejskie, uruchomili zniszczone zakłady bawełniane (KZPB),<br />
uruchomiali szkoły, w tym także klasę z językiem … niemieckim,<br />
dla dzieci niemieckich. Pani Anna mówi, że nie obchodzono<br />
się z Niemcami tak jak oni z nami. A pamięć wojny była<br />
jeszcze bardzo świeża. Pozostał niemiecki lekarz dr Becker<br />
i ten jakby rozumiał ogromną historyczną zmianę. Pracował,<br />
leczył nadal i cieszył się zaufaniem nowo przybyłych.<br />
Znajomy Anny, tutejszy Niemiec (o nazwisku czeskim)<br />
pracował w aptece, jako farmaceuta. Miał ukończoną niemiecką<br />
szkołę drogeryjną. Zobowiązano go do uzupełnienia wykształcenia,<br />
w kierunku technikum farmaceutycznego, do którego<br />
miał łatwość wstąpienia w trybie zaocznym. Odmówił, uznając<br />
to za rodzaj prześladowania. Wyjechał do Niemiec i tam,<br />
żeby podjąć pracę w aptece musiał takie technikum zaliczyć.<br />
I zaliczył, ale tego już nie traktował jako prześladowania.<br />
W tamtych, pierwszych początkach, po cichu mówiono,<br />
że przez granicę w Kudowie uciekają na zachód różni ludzie,<br />
którym deptała po piętach nowa milicja polityczna, UB. Uciekali<br />
także Żydzi. Ci, jako syjoniści podążali w stronę Jerozolimy,<br />
by walczyć o utworzenia państwa żydowskiego. Nasi<br />
pogranicznicy mieli przymykać oko na braki w ich papierach<br />
lub udawać, że nic nie widzą. A Czesi kierowali ich dalej w stronę<br />
Austrii. W Kudowie działy się więc sprawy ważne i wielkie,<br />
choć to na co dzień tak nie wyglądało. Życie kudowskie pierwszych<br />
lat powojennych daje nam poczucie dumy, że potrafiliśmy<br />
niedawnych śmiertelnych wrogów potraktować w sposób<br />
ludzki, wznieść się ponad pogardę i zemstę. Starzy<br />
kudowscy powojenni mieszkańcy, jak Pani Anna i jej przyjaciele<br />
dostrzegają w tym wielkość Polaków i naszą siłę.<br />
W zakładzie fotograficznym Jakubowskiego pracowało<br />
się dobrze. Wyszedł jednak przepis, że można mieć tylko<br />
jeden zakład fotograficzny i Jakubowski musiał wybierać, czy<br />
w Zawierciu, czy w Kudowie. Wybrał Zawiercie. Zygmunt<br />
zatrudnił się teraz u fotografa Murmana, tam, gdzie obecnie<br />
jest zakład fotograficzny Stanisława Gałeckiego na ul. Słonecznej.<br />
Wtedy ta ulica nazywała się ul. Witosa. Po trzech miesiącach<br />
pracy u Murmana zwerbował go inny fotograf kudowski<br />
Leopold Kapanowski. Ten miał zakład fotograficzny w parku<br />
zdrojowym, tuż obok pijalni, miał dobre miejsce i dobre<br />
obroty. Kapanowski pochodził ze Lwowa, matka prowadziła<br />
restaurację na dworcu w Kudowie, a sam Leopold studiował<br />
medycynę w Krakowie. Zakład fotograficzny Kapanowskiego<br />
prowadził więc Zygmunt. Pan Leopold zajmował się studiowaniem<br />
medycyny w Krakowie, był dobrym studentem, studia<br />
te ukończył. Dochody z zakładu fotograficznego pozwalały<br />
mu utrzymać się na studiach. Raz w miesiącu przyjeżdżał do<br />
Kudowy, przywoził materiały dla Zygmunta, rozliczał działalność<br />
w Wydziale Finansowym w Kłodzku i biznes nie źle<br />
się kręcił. Ale, szczęście, jak zwykle, nie trwa zbyt długo. Do<br />
Kapanowskiego dobrał się Wydział Finansowy, dołożył domiar<br />
tak wielki, że Kapanowski nie wytrzymał. Anna doda-<br />
31
je, że Kapanowskiego zrujnowali, a jej Zygmunta wyleczyli<br />
z patriotyzmu. To, co się stało uważali Gałeccy za wielką<br />
niesprawiedliwość. Był to początek walki z tzw. inicjatywą<br />
prywatną. Był właśnie rok 1950. Zygmunt pozostał na lodzie.<br />
W tym samym 1950 r., 1 listopada nastąpiła tzw. wymiana<br />
pieniędzy. Kto miał jakieś zapasy w skarpetce, ten tracił.<br />
Gałeccy nie mieli nic, więc przynajmniej nie stracili na tej<br />
„sprawiedliwej” decyzji władzy ludowej. Leopold Kapanowski<br />
był człowiekiem bardzo eleganckim. Wystawił Zygmuntowi<br />
tak znakomitą opinię, że mógł łatwo przystąpić do egzaminu<br />
czeladniczego. Już 1 stycznia 1951 r. Zygmunt Gałecki jako<br />
dyplomowany fotograf otworzył Spółdzielnię Fotograficzną na<br />
ul. Słonecznej. Chciał jednak mieć swój własny zakład. Po tzw.<br />
odwilży październikowej 1956 r. i dojściu do władzy Gomułki,<br />
Zygmuntowi udało się zrealizować swoje marzenie. 13 listopada<br />
1956 r. otworzył prywatny zakład fotograficzny w parku<br />
kudowskim i miał go do końca swojej działalności zawodowej<br />
w 1990 r. Jego wychowanek Stanisław Gałecki założył<br />
(w 1960 r.) zakład fotograficzny na ul. Słonecznej, a wiele lat<br />
poźniej (w 2000 r.) kolejny Gałecki (Rafał syn Stanisława) zainstalował<br />
się z bardzo nowoczesnym zakładem fotograficznym<br />
przy ul. Zdrojowej. Rafał ukończył studia filologiczne,<br />
ale pociągnęła go rodzinna tradycja i tak rzemiosło fotograficzne<br />
w Kudowie związane jest z Gałeckimi. A początki dał<br />
Zygmunt.<br />
tradycjE i życiE rodzinne<br />
Zbliżamy się do końca opowieści o tej żywej historii rodzinnej.<br />
Przewędrowaliśmy z rodziną Zygmunta i Anny przez<br />
kawał historii naszego kraju. Powieść Sienkiewicza „Ogniem<br />
i mieczem” rozgrywała się na terenach wokół dawnego gniazda<br />
Stułów. Samo serce Dzikich Pól. Przeszliśmy od tamtych stron,<br />
aż do Kudowy. To ponad 1350 km, czyli tyle, co od Kudowy<br />
przez Czechy, Niemcy i Szwajcarię do okolic Paryża. II wojna<br />
światowa spowodowała taką gigantyczną wędrówkę. Teraz tam<br />
jest niepodległa Ukraina, a w Kudowie Rzeczpospolita Polska.<br />
Całe to przywiezione dziedzictwo żyje w nas. Zastane zaś cenimy<br />
jak ludzie, którzy wiedzą, co to jest dziedzictwo kulturowe<br />
i narodowe. Stułowie rozpoczęli wędrówkę na wschodnią<br />
Ukrainę za czasów jagiellońskich.<br />
To był czas największej potęgi kulturalnej i militarnej naszego<br />
kraju, szanującego zwyczaje i tradycje innych narodów.<br />
Wielkość naszych przodków pokazuje uchwała Sejmu Polskiego<br />
z 1589 r. nadająca herb województwu bracławskiemu.<br />
W uchwale tej Sejm zaznacza, że „pisarze ziemscy, gdy sprawy<br />
w trybunale odprawowane będą, mają księgi osobne mieć,<br />
a wszystkie sprawy do tych ksiąg pismem ruskim zapisywać,<br />
dekreta i sprawy wszelkie także pismem ruskim wydawać, za<br />
pieczęcią województwa”. Saga rodziny Anny i Zygmunta pozwoliła<br />
nam – w swoim bogactwie – sięgnąć do tych pięknych<br />
tradycji.<br />
Nasza pani Anna (w najbliższym otoczeniu mówią na nią<br />
„Andzia”) mieszka w Kudowie przy ul. 1 Maja, w budynku<br />
położonym nieco powyżej przystanku PKS dla wysiadających.<br />
Dawny budynek hotelu „Polanów”. To w tym domu miał<br />
mieszkać Bruno Schulz w czasie swojego pobytu w Kudowie.<br />
Pisarz Jan Koplowitz, autor znanej i sfilmowanej powieści<br />
„Kudowa moja miłość” (film był zatytułowany „Hotel<br />
Polanów i jego goście”) odwiedził Annę i opowiadał o swoich<br />
dziejach w Kudowie. Nadmienił, że urodził się piętro wyżej<br />
nad jej mieszkaniem. Zygmunt Gałecki zmarł w 1992 r. Mieli<br />
pięcioro dzieci, z tego jedno zmarło. Opiekowali się jeszcze<br />
dwójką dzieci z najbliższej rodziny. Anna otrzymała obywatelstwo<br />
polskie dopiero w 1962 r. Tak długo trwały papierowe<br />
problemy, rozpoczęte podarciem okupacyjnych dokumentów<br />
w lesie, w drodze do Białej Dolnej.<br />
Jak już wspomniano, bauerzy Zygmunta nie byli ludźmi<br />
najgorszymi. Wyróżniali się nawet jako ludzie lepsi od innych<br />
bauerów. Otóż ci bauerzy dowiedzieli się, że Zygmunt<br />
mieszka w Kudowie i w roku 1971 odwiedzili go i zaprosili<br />
Zygmunta i Annę do siebie, w NRD. W 1974 r. Gałeccy –<br />
będąc w NRD wstąpili do nich w Planitz. Chcieli zobaczyć,<br />
jak ci Niemcy teraz żyją. Anna mówi, że przyjęli ich bardzo<br />
serdecznie. Po ucieczce do Niemiec otrzymali gospodarstwo<br />
(z jakiejś parcelacji) – za pozostawione w Mokrzeszowie. Potem<br />
jednak to gospodarstwo sprzedali i kupili kamienicę w Planitz.<br />
W tej kamienicy mieszkało jeszcze trzech lokatorów. Może<br />
mieli jakieś dochody z czynszów do swojej emerytury. Źle<br />
im się nie powodziło. O latach wojny w ogóle nie mówili, tak,<br />
jakby tamtego czasu nie było. Zygmunt i Anna również na ten<br />
temat rozmowy nie wszczynali. Wyczuwało się, że tym starym<br />
i przyzwoitym Niemcom było przykro z powodu tego, co się<br />
kiedyś działo. Pozostali sami, ponieważ obaj ich synowie uciekli<br />
do RFN.<br />
W 1957 r. Anna po raz pierwszy wyjechała z dwójką dzieci<br />
do matki w Taszłyku. Druga dwójka pozostała z Zygmuntem<br />
w Kudowie. Gdyby Annę z Ukrainy nie wypuszczono<br />
– a wszystko mogło się zdarzyć – to przynamniej zostanie<br />
w Polsce dwoje dzieci. Radościom w Taszłyku i wielkim wzruszeniom<br />
nie było końca. Anna chciała zabrać matkę do Polski.<br />
Ta jednak odmówiła, uważając, że starych drzew się nie<br />
przesadza. Anna – jak wielu kudowian – musiała dzielić serce<br />
między Kudowę i stare kąty z kochanymi osobami pozostawionymi<br />
gdzieś daleko.<br />
Wszystkie dzieci Anny i Zygmunta osiągnęły wyższe wykształcenie.<br />
Córka jest ekonomistą, jeden z synów inżynierem<br />
sanitarnym, drugi ukończył wyższą szkołę pedagogiczną,<br />
następny syn jest inżynierem elektrykiem i informatykiem.<br />
Krewni chłopcy, którymi się zaopiekowali – również szczycą<br />
się pięknymi osiągnięciami. Jeden ukończył wyższe studia<br />
marynarki wojennej, drugi ukończył technikum fotograficzne<br />
i jest znanym w Kudowie fotografem. Dobrze wychowani<br />
ludzie, wykształceni fachowcy i wzorowi obywatele – piękna<br />
polska kudowska rodzina, która wpisuje się do pamięci naszego<br />
miasta.<br />
Bronisław M. J. Kamiński<br />
Poszukujemy<br />
fotografii czaszki Ks.Wacława Tomaszka<br />
Nasza redakcja pilnie poszukuje zdjęcia czaszki<br />
ks. Wacława Tomaszka, budowniczego kaplicy<br />
czaszek w Czermnej. Zdjęcie powinno pochodzić<br />
sprzed 1970 r. Jeśli ktoś ma takie zdjęcie<br />
lub wie w jakiej książce lub czasopiśmie jest<br />
zamieszczone – to prosimy o informacje na telefon<br />
lub e-mail naszej redakcji.<br />
32
STUDNIÓWKI KUDOWSKIE - 2009<br />
Coroczne wydarzenie. Jak zawsze wyjątkowe<br />
i niepowtarzalne. Z jednej strony<br />
moc dobrej zabawy, z drugiej strony<br />
ostrzeżenie przed nieubłagalnie upływającym<br />
czasem. Dla jednych to czas<br />
umysłowego odpoczynku, dla innych,<br />
wiadro zimnej wody, dobitnie ukazujące,<br />
że mają jedynie symboliczne<br />
„sto dni” na przygotowania do najważniejszego<br />
w życiu egzaminu: egzaminu<br />
dojrzałości.<br />
Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych<br />
Liceum Ogólnokształcące im. Józefa Lompy<br />
W<br />
Kudowie odbywają się dwie studniówki,<br />
ponieważ mamy dwie grupy<br />
maturzystów. Są ci starsi, z Zespołu<br />
Szkół Ponadgimnazjalnych, i również, ci młodsi<br />
z Liceum Ogólnokształcącego im. Józefa Lompy.<br />
Dla obu roczników studniówka to wiele pracy:<br />
nauka poloneza, skrupulatne przygotowywanie<br />
programu artystycznego oraz części oficjalnej.<br />
Na szczęście uczniowie nigdy w tym wszystkim<br />
nie są sami, pomagają im rodzice oraz nauczyciele.<br />
Kiedy już jest po wszystkim uczniowie, opuszczają<br />
teatr i udają się wraz z osobami zaproszonymi na<br />
zabawę, gdzie dokładnie, to zależy od wcześniejszych<br />
ustaleń: najlepiej tam, gdzie puszczają dobrą<br />
muzykę i serwują znakomite jedzenie. Jest to pole<br />
do popisu dla miejscowych hoteli i pensjonatów.<br />
Oczywiście, że rywalizują ze sobą, bo przecież<br />
chodzi o kasę! Tyle ogółów. Aby opisać szczegółowo<br />
studniówki, to co wydarzyło się w roku 2009,<br />
muszę podzielić je na dwie kategorie, nie w celu<br />
porównania, bo przecież nie o to w tym wszystkim<br />
chodzi.<br />
33
Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych<br />
Liceum Ogólnokształcące<br />
im. Józefa Lompy<br />
Skrupulatne przygotowania odniosły wspaniałe plony.<br />
Występ w Teatrze Zdrojowym rozpoczął się od poloneza,<br />
nagrodzonego wielkimi brawami. Później przemówienie<br />
Pani Dyrektor Reginy Rusnarczyk i Burmistrza Czesława<br />
Kręcichwosta. Sentymentalne chwile, czyli prezentacje klas,<br />
a następnie to co jest uwielbiane przez widownię: występy<br />
i skecze. Było też muzycznie: zaskakujące „tańczące kurczaki”<br />
i młodzieżowy hit w wykonaniu uczniów, Alufelga czyli<br />
parodia piosenki „w aucie”. Publiczność żywo zareagowała<br />
na skecz „sąd nad…”, w którym przyszli maturzyści pokazali<br />
swoje zdolności aktorskie, humor i coś co spotykamy na co<br />
dzień: wielką przewrotność. W skeczu tym wzięła udział Pani<br />
Profesor Bubińska, która pokazała wyrozumiałość i poczucie<br />
humoru, należy podkreślić, że jako losowo wybrana z Grona<br />
Pedagogicznego zachowała zimną krew. Występ pokazał<br />
ile uczniowie włożyli w jego przygotowanie czasu i wysiłku.<br />
Słowa „dopięte na ostatni guzik” pasują w tym przypadku jak<br />
najbardziej.<br />
O zabawę, zapytałem samych zainteresowanych, czyli<br />
uczniów. Niestety, zaistniała jedna niezgodność. Kiedy pytałem<br />
o „królową i króla balu”, każdy typował siebie samego…<br />
Jedno jest pewne, na parkiecie wszyscy próbowali<br />
dorównać Piotrkowi i Pawłowi Szczepańskim. Umiejętności<br />
chłopaków są niemalże magiczne, może więc, powinni pójść<br />
(tanecznym krokiem) w tym kierunku…? Wracając do wypowiedzi<br />
uczniów, oto one:<br />
„Zabawę mieliśmy w hotelu „Kudowa”, trwała prawie do czwartej<br />
rano. Sala była trochę mała, ale daliśmy radę i pomieściliśmy<br />
się. Grał zespół Panów Kołta i Mioduskiego, naprawdę fajnie,<br />
cały czas praktycznie leciała muzyka, aż nadążyć nie mogliśmy!”<br />
Kamil Dzwonowski<br />
„Moim zdaniem studniówka była zarąbista, polonez i części<br />
artystyczne były bardzo dobrze dopracowane. Czy coś mi się nie<br />
podobało? Nie! Wszystko było OK!”<br />
Tomek Spychała<br />
„Na studniówce było bardzo fajnie. Wnętrze, wystrój hotelu<br />
„Kudowa” był piękny, naprawdę było wszystko idealnie przygotowane.<br />
Najgorzej chyba było z jedzeniem, było nieciekawe… No<br />
trudno. Parkiet był trochę za mały, ale się pomieściliśmy. Obsługa<br />
hotelu bardzo miła. Było w porządku!”<br />
Asia Staruch<br />
„Liceum pokazało klasę” – oto słowa, które, właściwie<br />
przypadkowo, usłyszałem od jednej z osób, które oglądały<br />
występ. Ciężko się z tym nie zgodzić! Udany polonez rozpoczął<br />
studniówkę „ogólniaka”. Później przemowa zastępcy<br />
burmistrza Pana Piotra Maziarza i Pani Dyrektor, Ewy<br />
Różewicz, a po tym... to, na co wszyscy czekali: część artystyczna,<br />
w formie znanego programu „Mam talent”. Tytuł<br />
adekwatny w każdym calu. Przyszli maturzyści pokazali<br />
nie tylko wielki talent aktorski, ale również muzyczny –<br />
ujrzeliśmy kilka udanych debiutów piosenkarskich. Pozostaje<br />
jedynie czekać na wydanie płyty i liczyć na autografy!<br />
Wielu osobom zakręciła się łezka w oku, kiedy oglądali<br />
wspomnienia i prezentacje klas. Kontrowersyjny<br />
natomiast był film chłopaków z III B, pokazywał realia<br />
naszego kraju w bardzo przerysowanej formie, chociaż<br />
jak w większości Hollywoodzkich produkcji, na końcu<br />
dobro zwyciężyło – i dobrze! Dokładne opisanie wszystkich<br />
skeczów zajęłoby mi dużo czasu (i miejsca), podobnie jak<br />
dużo czasu zajęło to maturzystom, ale każdy kto tam był<br />
nie żałował żadnej minuty. Nie sposób opisać wszystkiego,<br />
więc powiem tyle: niech Ci, którzy przegapili którąkolwiek<br />
studniówkę, żałują.<br />
Zapytałem licealistów, jak im się podobała zabawa w oddalonym<br />
od „centrum” naszego miasta, Hotelu St. George.<br />
Oto ich opinie:<br />
„Było w porządku, jedzenie zimne, ale to przez to, że się spóźniliśmy<br />
ponad godzinę. Mało miejsca do tańczenia, ale generalnie<br />
było całkiem przyjemnie.”<br />
Karolina Biernat<br />
„Bardzo mi się podobało! Mało miejsca do tańczenia, ale fajnie<br />
było!”<br />
Ania Wójcik<br />
„Więc, studniówka była bardzo fajna, z tego co widziałem<br />
wszyscy dobrze się bawili, na własnych odczuciach również mogę<br />
stwierdzić, że było całkiem sympatycznie. Wszystko było, OK. Jedzenie<br />
trochę chłodne, ale to było związane z tym, że po prostu<br />
późno tam przyjechaliśmy… Trochę mały parkiet, ale wszystko się<br />
nadrobiło dobrą zabawą i miłym towarzystwem.”<br />
Mateusz Mróz<br />
Ponieważ głównym zadaniem „Pamiętnika Kudowskiego” jest umieszczanie informacji użytecznych w przyszłości, podaję listę<br />
profesorów i abiturientów. Kto wie, może w przyszłości ktoś z tegorocznych maturzystów zostanie osobą sławną, a pierwsza<br />
wzmianka o nim ukaże się właśnie w naszym piśmie. Oczywiście, życzymy tego wszystkim! Natomiast jeśli chodzi o bliższą przyszłość…<br />
Redakcja „Pamiętnika” życzy maturzystom powodzenia na egzaminach dojrzałości. Trzymamy za Was kciuki!<br />
34
Profesorowie LO<br />
Andrzejewska Helena – język niemiecki • Baczmański Damian – wychowanie<br />
fizyczne • Białkiewicz-Krysiak Wiesława – matematyka • Bielawska<br />
Sylwia – historia, wiedza o społeczeństwie • Brodziak Ryszard –<br />
informatyka • Czakański Damian – chemia • ks. Dąbrowski Wojciech<br />
– religia • Dziewa Monika – wiedza o kulturze, biblioteka • Fornalczyk<br />
Barbara – matematyka, technologia informacyjna • Frąckiewicz<br />
–Baldy Bożena – rosyjski, biblioteka • Hoffman Grażyna – matematyka<br />
• Jarkowski Leszek – historia • Kleszczyński Edward – wycho–<br />
wanie fizyczne • Koczot Jadwiga – chemia • Krupa Violetta – mate–<br />
matyka • Lewandowska-Buksak Małgorzata – język polski • Łątkowska<br />
Elwira – język niemiecki • Łuczyszyn Wiesław – język angielski •<br />
Maćkowski Eugeniusz – wychowanie fizyczne • Mikusek Arleta – biologia •<br />
Piechocińska-Koczot Magdalena – język niemiecki • Powolny Beata –<br />
język angielski • Różewicz Ewa – dyrektor, podstawy przedsiębiorczości<br />
• Rytelewska-Kostusiak Patrycja – język angielski • Smolarska Emilia<br />
– język rosyjski • Sosinka Aleksandra – biblioteka • ks. Stala Jacek – religia<br />
• Starostecki Wojciech – przysposobienie obronne • Stwertetschka<br />
Agnieszka – język polski • Stwertetschka Dariusz – wychowanie fizyczne<br />
• Szafrańska-Poźniak Dorota – fizyka, technologia informacyjna • Szwed<br />
Dariusz – język niemiecki • Szymczyk Ewa – pedagog • Wiklowski<br />
Rajmund – wychowanie fizyczne, przysposobienie obronne • Wojtyła<br />
Teresa – pedagog • Wołowiec Stanisław – matematyka<br />
Abiturienci LO<br />
Klasa III „A”<br />
PROFIL HUMANISTYCZNO-LINGWISTYCZNY<br />
Basta Maria • Bergel Justyna • Biernat Karolina • Borysewicz Karina •<br />
Czerniawska Aleksandra • Dąbrowska Katarzyna • Gieracka Justyna • Gliwa<br />
Sylwia • Halczuk Patrycja • Horvat Paulina • Kluka Karolina • Korczyński<br />
Michał • Koterba Justyna • Kurman Joanna • Kuźnik Krzysztof • Majcher<br />
Edyta • Markowska Paulina • Midor Anna • Munia Natalia • Puk Dagmara<br />
• Rejsz Daniel • Rojek Ewa • Saternus Danuta • Stanisławczyk Bartosz •<br />
Stefańska Joanna • Śleziak Pola • Sztorc Katarzyna • Tartakowska Anna<br />
• Uchwał Barbara • Wilczyńska Klaudia • Wojnicka Paulina • Wolf Marta •<br />
Ziemianek Marta<br />
Klasa III „B”<br />
PROFIL EKOLOGICZNY<br />
Andrzejewski Marek • Brzeźny Jakub • Buc Dawid • Chodorowska Katarzyna<br />
• Ciombor Marika • Czajka Ewa • Drosdz Kamil • Fedynczyszyn Małgorzata<br />
• Filewicz Michał • Goławski Jacek • Grzelka Arkadiusz • Hodyl Kamil •<br />
Kieliszczyk Magdalena • Kowalik Małgorzata • Krajniak Kaja • Laskowski<br />
Andrzej • Łukomski Tomasz • Mróz Marzena • Mróz Mateusz • Osip<br />
Paulina • Ostrowska Justyna • Polityło Kinga • Siwakowska Ewa<br />
• Stasiak Agnieszka • Sukiennik Nela • Syc Piotr • Uberna Piotr •<br />
Wierteleczyk Elżbieta • Wojtkiewicz Damian • Wójcik Anna • Zasina Adrian<br />
• Ziemianek Michał<br />
Klasa III „C”<br />
PROFIL MATEMATYCZNY<br />
Adamczyk Artur • Duda Aleksandra • Dutczak Jarosław • Gulej Mateusz •<br />
Hochnaus Patryk • Ivanov Nikołaj • Jabłoński Jacek • Jędrkowiak Anna •<br />
Klimek Kamil • Krawczyk Barbara • Kruszelnicki Patryk • Łuczyszyn Patryk<br />
• Maćkowski Jacek • Marcisz Dorota • Orman Sławomir • Płoskonka Ewa •<br />
Sajpel Martin • Staszewski Sławomir • Stawnicki Beniamin • Ślęczek Aleksandra<br />
• Wartacz Dorota • Wisełka Andrzej • Wiśniewska Anna.<br />
Profesorowie ZSP<br />
Białas Izabela - elementy prawa • Bubińska Edyta – język<br />
polski, wiedza o kulturze • Dymek Stanisław – technologia<br />
gastronomiczna, Fornalczyk Barbara – metamatyka •<br />
Gwizd-Lewcio Barbara – fizyka • Huber-Łazowska Lucyna<br />
– informatyka, technika pracy biurowej • Jokiel Arkadiusz<br />
– przedmioty ekonomiczne • Kajoch Janusz – fizyka •<br />
Kamińska Grażyna – matematyka • Karch Izabela –<br />
przedmioty ekonomiczne • Lesya Lesyk – język angielski •<br />
Łuczyszyn Wiesław – język angielski • Łukasik Agnieszka<br />
– pedagog szkolny, podstawy, psychologii • Łukasik Jerzy –<br />
przysposobienie obronne • Maciąg Anna – podstawy psychologii,<br />
pedagog szkolny • Mosiołek Dorota – technologia<br />
gastronomiczna • Muszyńska Beata – geografia, biologia,<br />
chemia • Pawłowicz Ewa – język angielski • Rachuba Łucja<br />
– b. dyrektor • Raczkiewicz Mariusz – język niemiecki •<br />
Regina Rusnarczyk – dyrektor, religia, język polski •<br />
Różewicz Ewa – przedmioty ekonomiczne • Stwertetschka<br />
Dariusz - wychowanie fizyczne • Szymczyk Ewa – pedagog<br />
• Śliżewska Barbara – historia, wiedza o społeczeństwie •<br />
Zub-Rychlewska Agnieszka - biblioteka<br />
Abiturienci ZSP<br />
Klasa IV „A”<br />
TECHNIK HANDLOWIEC<br />
Basara Aleksandra • Bohuń Bernadeta • Dudek Dorota •<br />
Dudek Alicja • Ferenc Edyta • Gocel Rafał • Hołowienko<br />
Barbara • Kochanek Mariusz • Kuncewicz Joanna • Lech<br />
Katarzyna • Leśniak Elżbieta • Łaźniowski Damian • Mierzwa<br />
Joanna • Spendowska Agnieszka • Staruch Joanna • Zaziąbło<br />
Elżbieta<br />
Klasa IV „B”<br />
TECHNIK ORGANIZACJI<br />
USŁUG GASTRONOMICZNYCH<br />
Buczyńska Anna • Czarnik Damian • Dzwonowski Kamil •<br />
Gadomska Katarzyna • Gulej Przemysław • Królikowski<br />
Piotr • Kulik Łukasz • Łukaszewicz Maciej • Pakulski<br />
Dariusz • Pezda Szymon • Spychała Tomasz • Szczepański<br />
Piotr • Szczepański Paweł • Szmuc Marcin • Szubarczyk<br />
Roksana • Trzaskowski Krystian • Warganowska Anna •<br />
Wiśniewska Barbara<br />
autor: Jarosław Charczuk<br />
fotografie: Niechwiadowicz<br />
35
ŻYCIE KUDOWY NA STARYCH FOTOGRAFIACH<br />
Ludzie odchodzą, pozostają po nich pamiątki, dokumenty,<br />
są wśród nich stare fotografie. Na nich bliskie osoby<br />
które znaliśmy lub już nikt nie pamięta kto zaś…<br />
Wydarzenia utrwalone na poblakłej fotce… Miejsca, które znamy<br />
i codziennie mijamy... Jak wyglądały 10 lub 50 lat temu? Zmieniły<br />
się? Czy są do rozpoznania?<br />
Zapraszamy zainteresowanych powojenną historią miasta do<br />
podzielenia się na łamach „Pamiętnika Kudowskiego” swoimi zbiorami.<br />
Interesują nas zdjęcia z rodzinnych uroczystości, wydarzeń politycznych<br />
i społecznych oraz kulturalnych. (Praktycznie można je<br />
zeskanować w Referacie <strong>Kultury</strong>, Sportu i Promocji Urzędu Miasta<br />
w Kudowie-Zdroju). Dzisiaj kilka fotografii z lat 1945-1970.<br />
mk<br />
1Pochód 1-Majowy – lata 50,<br />
ul. Zdrojowa wybrukowana kostką granitową.<br />
W pochodzie dziewczęta z zespołu folklorystycznego<br />
Domu Młodego Robotnika<br />
Kudowskiego Zakładu Przemysłu Bawełnianego<br />
1 maja 1949 r. – wiec 1-Majowy, pracownicy Funduszu<br />
Wczasów Pracowniczych<br />
Kudowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego<br />
– zespół tkacki, tkalnia mechaniczna, lata 50.<br />
Od lewej: PANIE Pastuch, Buss, Siwek.<br />
Rok 1950,<br />
uzdrowisko Kudowa-Zdrój,<br />
Pracownicy Komisji Zdrojowej<br />
Od lewej: Kozłowski, Żyłowska,<br />
Czerniewski, Chajczuk, NN, Górski,<br />
Malik, Sikorska, Heliński.<br />
Siedzi: Wiśniewski.<br />
1945 r. – Komisariat Milicji Obywatelskiej<br />
z pierwszym komendantem Grabowskim.<br />
Spotkanie weteranów pracy<br />
w klubie FWP „Melodia” w latach 70.<br />
Lata 70. zebranie Stronnictwa Demokratycznego.<br />
Stoi: Kamiński, pierwszy z prawej: Szubert.<br />
36
I miejsce w kategorii<br />
balkon<br />
(fot. Konrad Buss)<br />
Rozdanie nagród w kategorii „Dom Jednorodzinny”<br />
(fot. Konrad Buss)<br />
W następnym numerze P. K.", m.in.:<br />
"<br />
– Rozmowa z uczonym<br />
– Rodziny kudowskie<br />
– Wspomnienia ks. J. Myjaka c.d.<br />
– Obóz w Kudowie<br />
– Misjonarze z Kudowy<br />
– Tkactwo kudowskie<br />
– Kuchnia kudowska W. Helińskiego<br />
– Stare fotografie<br />
...i inne<br />
PAMIĘTNIK KUDOWSKI<br />
kwartalnik społeczno-kulturalny<br />
PK ukazuje się w ostatniej dekadzie<br />
marca, czerwca, września i grudnia.<br />
Oddano do druku 20.III.2009. Nakład 1000 egz.<br />
Następny numer ukaże się 21.VI.2009 (lato 2009).<br />
Redaguje zespół:<br />
Bronisław M. J. Kamiński (B.K.) – Red. Naczelny<br />
e-mail: bronislaw.kaminski@neostrada.pl<br />
Marek Biernacki (M.B.) – Zast. Red. Nacz.<br />
e-mail: koksip@kudowa.pl<br />
I miejsce w kategorii<br />
dom jednorodzinny<br />
(fot. Konrad Buss)<br />
Urszula Faroń-Bielecka<br />
Konrad Buss<br />
Jarosław Charczuk<br />
Krzysztof Chilarski<br />
Wojciech Heliński<br />
Zbigniew Kopeć (Z.K)<br />
Mikołaj Krzemiński (M.K.) – Sekr. Red.<br />
Katarzyna Mrowiec<br />
Agnieszka Stwertetschka<br />
Skład i oprawa graficzna:<br />
FeliX, Małgorzata Bełdowska<br />
Projekt okładki:<br />
FeliX<br />
Druk:<br />
© Wydawnictwo ZET® Wrocław 2009<br />
tel. 071 793 67 47; fax 071 783 28 64<br />
e-mail: biuro@wydawnictwozet.pl<br />
I miejsce w kategorii<br />
obiekt turystyczny<br />
(fot. Konrad Buss)<br />
Wydawca:<br />
<strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />
Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju<br />
Wszelkie prawa zastrzeżone<br />
Adres Redakcji:<br />
ul. Pstrążna 14<br />
57-350 Kudowa-Zdrój<br />
tel. 074 866 28 43<br />
e-mail: skansen@kudowa.pl<br />
Przedruk tekstów bez ograniczeń pod warunkiem podania źródła.<br />
Kwartalnik wpisany do rejestru czasopism w Sądzie Okręgowym w Świdnicy nr rej. 267<br />
zgodnie z Art. 20 Ustawy z dnia 26.I.1984 r. Prawo prasowe.