29.08.2015 Views

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

wersja elektroniczna - Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Nr 1 (2) 2009 • ISSN 1689-8753 Wiosna 2009<br />

IVAN<br />

maliński<br />

„Kopalnia na Pstrążnej”<br />

obraz olejny z tryptyku<br />

„Panorama Pstrążnej”<br />

W NUMERZE M.IN.:<br />

• STRATEGIA ROZWOJU DO 2020 R.<br />

• STUDNIÓWKI 2009<br />

• KUDOWSKA KUCHNIA<br />

• POECI KUDOWSCY<br />

• KS. JAN MYJAK WSPOMNIENIA CZ. II<br />

• WALDEK STRZĘPEK, POLA I MAGDA<br />

Obszerniej<br />

o Kopalni na Pstrążnej<br />

można przeczytać w artykule<br />

Krzysztofa Chilarskiego, str. 10.<br />

• GROSS-ROSEN NA ZAKRZU<br />

• BRUNO SCHULZ W KUDOWIE<br />

• RODZINA GAŁECKICH<br />

• STARE FOTOGRAFIE<br />

Wydawany przez <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju


OPINIE<br />

Listy do Redakcji<br />

„Kwartalnik bardzo ciekawy, optycznie luksusowy, za wydanie<br />

którego na pewno zebrał Pan gratulacje. Ja również się do nich<br />

dołączam. Wszystkie strony są bez zarzutu. Poruszona tematyka<br />

jest zajmująca …Myślę, że bardzo dobrze uzupełnia lokalne<br />

pisma”.<br />

(Józef Wyspiański, wydawca)<br />

„Jest to pismo, które bardzo mi się podoba: dobór materiałów,<br />

szata graficzna, no i poczucie lokalnego patriotyzmu –<br />

to wszystko jest mi bliskie”<br />

(Prof. dr hab. Ewa Thompson )<br />

„Kwartalnik jest bardzo ciekawie pomyślany, opracowany i wydany.<br />

Jestem pod wrażeniem. Gratuluję Panu oraz Całemu<br />

Zespołowi tego bardzo sympatycznego i znaczącego osiągnięcia”<br />

(Henryk Czarnecki, publicysta)<br />

„Szata graficzna i wnętrze Pamiętnika są bardzo ładne i zasługują<br />

na uwagę. Dziękuję szczególnie za artykuł „Dialog<br />

kultur”, w którym interesująca jest wzmianka o ikonie Madonny<br />

Wicyńskiej z Krasnopuszczy”<br />

(Ks. Prałat Julian Źrałko)<br />

„Gratuluję, bardzo dobre pismo, oby tak dalej. Proszę o nadesłanie<br />

trzech egzemplarzy dla współpracowników zagranicznych”<br />

(Janusz Kobryń, Związek Sybiraków w Bystrzycy Kłodzkiej )<br />

„Pismo poważne w treści, z wyglądu dobrej klasy. Także wydawałem<br />

czasopismo, więc potrafię to docenić”<br />

(Janusz Bocheński, wydawca)<br />

Do Czytelników<br />

Oddajemy Czytelnikom 2-gi numer naszego kwartalnika.<br />

Jest większy objętościowo i ma większy nakład.<br />

Materiałów mamy coraz więcej, tak, że nie pomieściliśmy<br />

w tym numerze rozmowy z uczonym. Będzie<br />

w następnym. Pamiętnik otrzymał z Narodowego<br />

Ośrodka ISSN swój numer katalogowy ISSN, z czego<br />

jesteśmy dumni. Nadal drukujemy we wrocławskim<br />

Wydawnictwie ZET, z którym współpraca jest przyjemnością,<br />

a jakość jest zachwalana przez naszych Czytelników.<br />

Od nr 3-go wprowadzimy stronę poświęconą<br />

wydarzeniom minionego kwartału. Zachęcajcie rodziny<br />

i znajomych do kupowania i zbierania naszego Pamiętnika.<br />

Na starych fotografiach<br />

Redakcja<br />

W tym numerze wprowadziliśmy nowość „Życie Kudowy<br />

na starych fotografiach”. Stronę prowadzi red. Mikołaj<br />

Krzemiński. Pragniemy poprzez stare fotografie przypominać<br />

życie w Kudowie po 1945 r. To już 63 lata od zakończenia wojny.<br />

Stare fotografie przypomną naszym Czytelnikom minione<br />

wydarzenia, niektórym młodość, ciekawe – nieraz burzliwe<br />

życie, a niekiedy tych, którzy już od nas odeszli. Zajrzycie drodzy<br />

Kudowianie na publikowane stare fotografie i poprzez kontakt<br />

z red. Mikołajem zamieszczajcie ciekawe stare fotografie.<br />

Pamiętamy o młodzieży i sporcie<br />

Aby upamiętniać także bieżące chwile, a zwłaszcza życie młodzieży,<br />

odnotowujemy piękną imprezę sportową, już wrośniętą<br />

w życie kudowskie. Były to zawody w zapasach o Puchar Burmistrza<br />

Kudowy Zdroju, które miały miejsce w dniu 14.02.09.<br />

„Gratuluję nowemu czasopismu kontaktów z osobowościami<br />

naukowymi. To jest potrzebne w każdym regionie. Pamiętnik<br />

Kudowski pokazał się od strony więzi z ludźmi nauki i z wartościami<br />

uniwersalnymi. Przy tym stylu, czasopismo to ma szanse<br />

być dostrzeżone na polu ogólniejszym, znacznie wykraczającym<br />

poza Kudowę. Rokuję pismu dobrą przyszłość. Serdecznie<br />

gratuluję miastu i muzeum tak dobrego pisma, świadczącego<br />

o wysokim poziomie intelektualnym kudowskiego środowiska”.<br />

(prof. dr hab. Tadeusz Alek – Kowalski)<br />

Zapytani przez nas kudowianie, pani Ruta Zwikirsch,<br />

pani Teresa Żulińska oraz panowie Adam Lis, Jan Kamiński,<br />

Marian Sozański, Kazimierz Ferenz wyrazili<br />

o Pamiętniku opinie pozytywne. Dziękujemy wielu<br />

Czytelnikom kudowskim za składane nam gratulacje<br />

i podziękowania za wydanie tego pisma.<br />

Na zdjęciu: Burmistrz Czesław Kręcichwost wręcza Puchar<br />

Karolinie Żurek, zdobywczyni pierwszego miejsca w kategorii 46 kg.


ŻYCIE POLITYCZNE<br />

Kudowianie<br />

o Traktacie Lizbońskim<br />

Do Redakcji „Pamiętnika Kudowskiego”<br />

Może Wy potraficie wyjaśnić na czym polega<br />

Traktat Lizboński i dlaczego jest tyle różnych<br />

wokół niego sprzecznych zdań oraz czy on jest<br />

dobry, czy nie dobry dla Polski?<br />

(Adrian Sz.)<br />

ODPOWIEDŹ REDAKCJI:<br />

W podobnej sprawie zwracało się do nas w rozmowie telefonicznej<br />

kilku innych Czytelników. Postaramy się krótko<br />

odpowiedzieć.<br />

Traktat Lizboński jest projektem ustawy zasadniczej<br />

dla Unii Europejskiej (UE), został ogłoszony w Lizbonie<br />

przez konferencję międzyrządową państw UE w 2007 r.<br />

Napisany został w formie „ustawy o zmianie ustawy”, jako<br />

zmiany do dotychczas obowiązujących dwóch traktatów<br />

tj: Traktatu o Unii Europejskiej (tzw. Traktat z Mastricht)<br />

oraz Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską<br />

(tzw. Traktat Nicejski).<br />

Co nowego wprowadza Traktat Lizboński?<br />

• poszerza wpływ Parlamentu Europejskiego<br />

• ma być wspólny Przewodniczący Rady Europejskiej,<br />

odpowiednik stanowiska prezydenta<br />

Unii Europejskiej. Prezydent będzie przewodniczył<br />

Radzie Europejskiej złożonej z premierów<br />

państw członkowskich. UE uzyskuje osobowość<br />

prawną.<br />

• będzie wspólne ministerstwo spraw zagranicznych<br />

(„wysoki przedst. UE ds.zagr. i polityki<br />

bezpieczeństwa”)<br />

• w następstwie, powstaną w świecie ambasady<br />

UE („europejska służba działań zewnętrznych”)<br />

• w 68 nowych obszarach decyzje zapadać<br />

będą większością głosów, zatem nie będzie<br />

konieczna jednomyślność wszystkich krajów<br />

i zasada jednomyślności będzie słabła<br />

• prawo unijne będzie mieć pierwszeństwo<br />

przed prawem krajów członkowskich i umowy<br />

unijne także będą mieć pierwszeństwo<br />

przed umowami zawieranymi przez kraje<br />

członkowskie<br />

• będą wspólne siły zbrojne i służby wywiadowcze<br />

• główny ośrodek władzy będzie w Komisji<br />

Europejskiej. Równocześnie zniesione zostaje<br />

prawo do posiadania stałego komisarza<br />

z każdego kraju członkowskiego<br />

• Traktat Lizboński zmienia dotychczasowy<br />

układ głosów przysługujących poszczególnym<br />

krajom, w taki sposób, że liczba głosów<br />

dla danego kraju zależy od ilości ludności.<br />

Zatem, największą ilość głosów będą mieć<br />

Niemcy i Francja. Spadną więc wpływy krajów<br />

mniejszych. Polska będzie mieć o połowę<br />

głosów mniej, aniżeli obecnie wg Traktatu<br />

Nicejskiego.<br />

Czy łatwo jest zrozumieć Traktat Lizboński?<br />

Nie jest łatwo czytelny, ponieważ spisany<br />

na 294 stronicach mówi o poprawkach do<br />

wyżej wymienionych traktatów. Żeby go<br />

rozumieć trzeba znać poprzednie traktaty.<br />

Na każdym kroku wymaga się więc od nas<br />

większej czujności i mądrości. A nieznajomością<br />

prawa nie wolno się zasłaniać!<br />

Czy dany kraj może wystąpić z UE?<br />

Może, a nawet może być do tego nakłoniony,<br />

gdyby nie respektował zasad współpracy<br />

w Unii. Co wtedy? Wtedy może stracić<br />

wpływy i pogorszyć może swoją pozycję<br />

międzynarodową. Może być wyautowany<br />

i stanąć samotnie wobec niekorzystnych<br />

dla siebie sił.<br />

Jacy jesteśmy na wejściu do Unii?<br />

Jeden z naszych wspomnianych rozmówców<br />

uważał, że nie jesteśmy tak przygotowani<br />

do Unii jak społeczeństwa zachodnie.<br />

Powiedział, że od II wojny światowej<br />

minęło dopiero dwa pokolenia; hitlerowcy<br />

wymordowali nam elity umysłowe narodu<br />

Potem w okresie do wpływów doszli<br />

ludzie, którzy nie wiedzieli co to duch<br />

prawa, majestat narodu i państwa. Liczyła<br />

się ideologia klasowa. Nasi niedawni wrogowie,<br />

Niemcy, otrzymali wielką pomoc<br />

amerykańską w planie Marschalla, odbudowali<br />

gospodarkę i zdemokratyzowali<br />

ustrój. Polska sama wstawała z ruin, bez<br />

pomocy zewnętrznej. Musiała sama odbudowywać<br />

wszystko (jeszcze dawać dla<br />

ZSRR i NRD i na socjalizm w świecie),<br />

zmieniała system walką (1956, 1970, 1980,<br />

1989), a nawet świat Solidarnością. To nie<br />

mało i dobrze to świadczy o naszych możliwościach.<br />

Mówmy o tym i umacniajmy<br />

się.<br />

Czytelnik pyta, czy Traktat Lizboński jest dobry,<br />

czy nie dobry dla Polski?<br />

To zależy od postaw w społeczeństwie<br />

polskim, czyli od poczucia odpowiedzialności<br />

za nasz kraj i całą wspólnotę. Traktat<br />

Lizboński mocniej integruje Europę i tym<br />

samym osłabia dotychczasową samodzielność<br />

państw narodowych. Te narody będą<br />

bardziej się liczyć, które będą się szanować,<br />

będą wierne swojej historii i będą<br />

troszczyć się o swoje interesy. Do tej pory<br />

granice i prawo krajowe chroniły nas<br />

w bezpośredniej konfrontacji międzynarodowej.<br />

Wzrasta konkurencyjność,<br />

w której liczą się aktywniejsi i sprawniejsi,<br />

to jest ta ogromna nowość. Teraz, wszyscy<br />

w Europie uzyskują podobne szanse i od<br />

naszego poziomu umysłowego i naszej<br />

dojrzałości zależeć będzie nasz los. Unia<br />

jest wielkim wyzwaniem dla wszystkich<br />

europejczyków i – jak wiele innych rzeczy<br />

– jest dobra dla ludzi mądrych. Powinno<br />

nam się udać, jeśli będziemy świadomi,<br />

że najważniejsza jest nasza Ojczyzna, czyli<br />

nasza ziemia, pamięć zbiorowa i nauki<br />

Jana Pawła II.<br />

(BK)<br />

1


STRATEGIA ROZWOJU GMINY KUDOWA-ZDRÓJ DO 2020<br />

Park Zdrojowy – 1906r.<br />

Strategia Rozwoju Gminy Kudowa-Zdrój oraz Rozwoju Produktów Turystycznych przyjęta została do realizacji Uchwałą<br />

Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju w dniu 31 maja 2004 r. 1 Wykonawcą strategii wraz ze wskazaniem sposobu jej wdrożenia<br />

jest Polska Agencja Rozwoju Turystyki S.A.<br />

Strategia powstała przy szerokim udziale mieszkańców miasta. Łącznie do pracy nad strategią zaproszono ponad 100 osób<br />

w ramach 40 osobowego Komitetu Sterującego, którego zadaniem było kontrolowanie w ogólnym zakresie prac nad strategią oraz<br />

zgłaszanie ewentualnych uwag do opracowania końcowego oraz czterech 20 osobowych grup warsztatowych biorących udział<br />

w zbiorczej analizie stanu gminy oraz ocenie kierunków rozwoju.<br />

Prace prowadzone były w następujących<br />

obszarach problemowych:<br />

– społecznym (sprawy związane z problemami<br />

zdrowotnymi, bezpieczeństwa,<br />

mieszkalnictwa, oświaty, problemami<br />

wynikającymi z ubóstwa, skutków bezrobocia),<br />

– gospodarczym (sprawy związane z sytuacją<br />

podmiotów gospodarczych, ogólną<br />

sytuacją gospodarczą, problemami<br />

konkurencji, sytuacją na rynku pracy),<br />

– infrastruktury (sprawy związane z gospodarką<br />

wodno-ściekową, utylizacją<br />

odpadów, ochroną środowiska, komunikacją,<br />

zaopatrzeniem w prąd, gaz, dostępnością<br />

połączeń telefonicznych),<br />

– turystyki (sprawy związane z atrakcjami<br />

turystycznymi, bazą noclegową,<br />

bazą gastronomiczną, imprezami kulturalnymi,<br />

poziomem obsługi turystów).<br />

Zasadniczym celem strategii jest to,<br />

aby Kudowa-Zdrój stawała się coraz lepszym<br />

miejscem do życia, zapewniając swoim<br />

mieszkańcom perspektywy rozwoju<br />

materialnego, kulturowego i duchowego.<br />

Zawiera zbiór działań na najbliższe 15 lat,<br />

do 2020 r., których celem jest: ożywienie<br />

gospodarcze wszystkich części miasta,<br />

zwiększenie możliwości skutecznego<br />

pozyskiwania środków finansowych<br />

2


w tym z UE, wskazanie obszarów integracji<br />

mieszkańców w dążeniu do rozwoju<br />

gminy.<br />

Ważną cechą opracowanej strategii<br />

jest to, że nie jest ona dokumentem zamkniętym.<br />

Ukazuje potencjał gospodarczy<br />

naszego miasta i podpowiada jak ten<br />

potencjał wykorzystywać i rozwijać.<br />

Największym obszarem współpracy,<br />

w którym każdy z mieszkańców Kudowy<br />

-Zdroju znajdzie wiele możliwości do włączenia<br />

się w czynne wdrażanie strategii<br />

jest udział w rozwoju produktów turystycznych.<br />

Realizują one turystyczną wizję<br />

miasta, jako „nowoczesnego uzdrowiska<br />

dla osób pragnących aktywnie spędzić<br />

czas, otwartych na kontakt z naturąi poznawanie<br />

kultury”<br />

W obrębie siedmiu produktów turystycznych<br />

oraz trzech głównych priorytetach<br />

opracowanych dla Kudowy-Zdroju<br />

wyszczególniono blisko 29 programów<br />

i ponad 165 działań. Oprócz działań typo-<br />

wo inwestycyjnych dużą grupę stanowią<br />

pomysły organizacyjne do wprowadzenia<br />

„od zaraz”<br />

Park Zdrojowy – 2006 r.<br />

Strategia jest ważnym dokumentem,<br />

który obok planu zagospodarowania przestrzennego<br />

stanowi podstawę do rozwoju<br />

lokalnego w długookresowej perspektywie.<br />

Długofalowość podejmowanych<br />

przedsięwzięć jest jednym z najważniejszych<br />

warunków, jakie należy spełnić, aby<br />

skutecznie pozyskiwać fundusze unijne.<br />

Dlatego posiadanie wieloletniej strategii<br />

stwarza zarówno gminie jak i podmiotom<br />

działającym na jej terenie większe szanse<br />

na skuteczne pozyskiwanie środków<br />

na rozwój.<br />

W celu monitorowania strategii oraz<br />

szerokiego jej upowszechniania, Burmistrz<br />

Miasta Kudowy-Zdroju powołał<br />

Zespół ds. Monitorowania „Strategii Rozwoju<br />

Gminy Kudowa-Zdrój oraz Rozwoju<br />

Produktów Turystycznych” 2 w składzie:<br />

Adam Lis – przewodniczący, Marek<br />

Hoderny – wiceprzewodniczący, Marek<br />

Kot – sekretarz, oraz członkowie: Łucja<br />

Rachuba, Iwona Biernacik, Bronisław Kamiński,<br />

Janusz Korybo, Andrzej Kanecki,<br />

Zygmunt Gaździak, Marek Biernacki,<br />

Wojciech Heliński, Jacek Kowalczyk.<br />

Pełny tekst strategii rozwoju miasta<br />

dostępny jest na stronie internetowej<br />

www.kudowa.pl oraz w siedzibach<br />

Urzędu Miasta i Organizacji Turystycznej<br />

Kudowa-Zdrój.<br />

Podstawowe korzyści płynące z opracowania<br />

Strategii Rozwoju Gminy Kudowa-Zdrój:<br />

• zidentyfikowane zostały posiadane<br />

przez gminę zasoby oraz określone<br />

kierunki rozwoju społeczno-gospodarczego,<br />

• określona została wizja gminy w długim<br />

okresie czasowym – horyzont do<br />

2020 r., z której wynikać będą cele strategiczne,<br />

obszary działań oraz szczegółowe<br />

priorytety do realizacji z uwzględnieniem<br />

okresów planowania środków<br />

unijnych dla Polski 2004-2006 oraz<br />

2007-2013,<br />

Modernizacja <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />

Pogórza <strong>Sudeckiego</strong>.<br />

Odbudowa zabytkowej Hali Spacerowej<br />

w Parku Zdrojowym<br />

Zmodernizowany odcinek drogi<br />

Aleja Jana Pawła II<br />

• wskazany został sposób monitorowania<br />

realizacji strategii oraz zmieniających<br />

się uwarunkowań zewnętrznych i wewnętrznych<br />

w celu lepszej modyfikacji<br />

zawartych w niej założeń i skorelowanie<br />

ich z wytycznymi na poziomie kraju,<br />

województwa, powiatu oraz uregulowań<br />

unijnych,<br />

• zapewniona została zbieżność ze strategiami<br />

powiatu i województwa oraz<br />

3


wskazane zostały obszary do partnerstwa.<br />

• wskazane zostały możliwości wykreowania<br />

nowych produktów turystycznych,<br />

które należy rozwijać w Kudowie-<br />

Zdroju oraz obszary współdziałania<br />

różnych podmiotów wewnątrz gminy,<br />

jak i poza nią w zakresie kreowania<br />

nowych atrakcji turystycznych z jednoczesnym<br />

uwidocznieniem rodzaju zadań,<br />

które wpisywałyby się w szersze<br />

i długofalowe planowanie rozwoju<br />

turystyki,<br />

• zawarte zostały zapisy ułatwiające przedsiębiorcom<br />

działającym na obszarze<br />

Kudowy-Zdroju uzyskiwanie potencjalnego<br />

wsparcia,<br />

• strategia rozwoju gminy na następne<br />

lata sporządzona została w sposób<br />

minimalizujący wpływ kadencyjności<br />

wybieralnych organów na utrzymanie<br />

ciągłości podejmowanych działań.<br />

Marek Kot<br />

Wałbrzyska Specjalna Strefa Ekonomiczna Podstrefa Kudowa-Zdrój<br />

1<br />

Uchwała nr XXIII/117/2004 Rady Miejskiej Kudowy-Zdroju z dnia 31 maja 2004 r.<br />

2<br />

Zarządzenie nr 11/07 Burmistrza Miasta Kudowa-Zdrój z dnia 29 stycznia 2007 r.<br />

ROZMOWA Z INŻYNIEREM<br />

Jaka jest KUDOWA?<br />

rozmowa z inż. Marianem Sozańskim<br />

Od 2001 r. jest stałym mieszkańcem Kudowy-<br />

Zdroju. Przeniósł się tu z Wrocławia, gdzie przez<br />

długie lata (27 lat) był dyrektorem naczelnym<br />

dużego przedsiębiorstwa robót elektrycznych<br />

„Eltor”. Zanim osiadł w naszym mieście sprawdzał,<br />

czy górski klimat Kudowy będzie odpowiedni<br />

dla jego zdrowia. Miał rozregulowane ciśnienie,<br />

skakało trochę za wysoko. Sprawdzał, czy to<br />

prawda, że Kudowa leczy serce, koi nerwy.<br />

Pamiętnik Kudowski (PK): Panie Inżynierze. Wiemy, że<br />

czytał Pan pierwszy numer naszego Pamiętnika i że pismo<br />

podobało się Panu. Czy spotkał Pan w nim jakieś znane<br />

sobie zdarzenia , albo ludzi?<br />

Marian Sozański (MS): Z przyjemnością przeczytałem<br />

rozmowę z prof. Bogdanem Sujakiem. Dobrze znałem profesora<br />

Trzebiatowskiego, ówczesnego Prezesa Polskiej Akademii<br />

Nauk i oczywiście znałem Zakład Niskich Temperatur profesora<br />

Sujaka. Profesor Sujak ma ogromne zasługi w tej dziedzinie<br />

badań i nawet w konkretnej praktyce. To uczony o inżynierskim<br />

zacięciu. Mnie zainteresowały refleksje filozoficzne<br />

Pana Profesora w określaniu jaki jest ten świat. Patrzy jak<br />

trzeźwy fizyk, bardzo racjonalistycznie, i ten punkt widzenia<br />

bardzo mi odpowiada. Zastanawiam się, nad tym, że nie spotkałem<br />

dotąd informacji np. w Nowej Gazecie Gmin, że profesor<br />

Sujak dzieli się swoimi spostrzeżeniami, wielką wiedzą<br />

i doświadczeniem w spotkaniach z kudowianami, a zwłaszcza<br />

z młodzieżą średnich szkół kudowskich. Gdyby takie spotkania<br />

były, to z pewnością gazety by to odnotowały. Czyżby nie<br />

było kółek naukowych fizyków, matematyków, chemików?<br />

4


PK: Czy chciałby Pan powiedzieć, że kudowskie szkoły<br />

zaniedbują się w kontaktach z uczonymi i pozbawiają<br />

młodzież takich wzlotów? Zwłaszcza, że takie możliwości<br />

istnieją niemal na co dzień.<br />

MS: Tak źle tego nie widzę. Ale jest tu coś do zrobienia, do<br />

szybkiego naprawienia. Dobrze wiemy, że tacy uczeni ludzie<br />

na ogół nie odmawiają spotkań z młodzieżą. Ale trzeba ich<br />

o to poprosić.<br />

PK: Nie szukajmy daleko, a czy Pan zgodziłby się na<br />

jakąś społeczną działalność, zamiast spacerów i odpoczynku?<br />

MS: Oczywiście, że zgodziłbym się, gdyby zwrócono<br />

się do mnie w sprawach na których się znam, i w których<br />

byłbym pomocny. Sam jednak nie będę chodzić z ofertami,<br />

bo nie wiem, co kto ode mnie potrzebuje. Myślę, że podobnie<br />

jest z uczonymi.<br />

PK: Był Pan organizatorem lub współorganizatorem<br />

różnych ważnych sympozjów i konferencji międzynarodowych,<br />

jak np. w sprawie zastosowań elektroniki w rolnictwie;<br />

wdrażania badań nad automatyzacją przepompowni<br />

melioracyjnych; wykorzystania energii niekonwencjonalnej.<br />

Co z tych Pana doświadczeń , w tych zagadnieniach<br />

może być przydatne w Kudowie?<br />

MS: Dziękuję za te przypomnienia. Eltor wyszedł od praktycznych<br />

zagadnień elektrycznych wsi, linii energetycznych<br />

i przeszedł do wyrafinowanej elektroniki. W ciągu moich<br />

dwudziestu siedmiu lat dyrektorowania zmieniały się epoki<br />

w tej dziedzinie wiedzy i praktyki. W warunkach Kudowy widzę<br />

przede wszystkim dwie ważne potrzeby:<br />

– Wymuszania na sanatoriach i pensjonatach stosowania kolektorów<br />

słonecznych do ogrzewania ciepłej wody, której<br />

te obiekty dużo zużywają. Warto przypomnieć, że w Unii<br />

Europejskiej będziemy musieli iść w tym kierunku. Tu widzę<br />

duże oszczędności energii, dotąd przesyłowej. Na basenie<br />

mamy widoczny przykład. Potrzebne jest dalsze przełożenie.<br />

– Domagać się od zakładów energetycznych likwidacji naziemnych<br />

linii średniego napięcia (SN). Obecnie, w Kudowie,<br />

często tuż za naszymi oknami, albo nad naszymi głowami<br />

idą linie SN 20.kV, szkodliwe dla zdrowia w bliskim<br />

sąsiedztwie. Ale takie linie kiedyś także spadają. Lepiej<br />

więc szybko okablować miasto. Likwidowałem takie linie<br />

we Wrocławiu, więc wiem, że to można i trzeba sprawnie<br />

wykonać. A przynajmniej opracować z energetyką odpowiedni<br />

plan perspektywiczny i wymagać jego realizacji.<br />

Zyska bezpieczeństwo i estetyka. Ponadto, powinny zniknąć<br />

z terenów zabudowanych napowietrzne linie niskiego<br />

napięcia na słupach drewnianych, z kilkudziesięcioletnią<br />

eksploatacją. Linie te powodują częstą awaryjność, a zatem<br />

uniemożliwiają właściwe korzystanie z dostawy energii<br />

elektrycznej.<br />

PK: Mam okazję powiedzieć naszym Czytelnikom,<br />

że przed kilkoma laty skontaktował mnie Pan z Władysławem<br />

Frasyniukiem w sprawie pomocy dla szpitala „Orlik”.<br />

Działał Pan wtedy w Dolnośląskiej Fundacji Zdrowia, ale<br />

spotkanie z Frasyniukiem zaaranżował Pan w Hali Gwardii<br />

podczas meczu bokserskiego. Sceneria było dość niezwykła<br />

i nie wiedziałem, że Pan i Frasyniuk jesteście działaczami<br />

dla boksu.<br />

MS: Przez lata mojego dyrektorowania w Eltorze wspierałem<br />

sport, a szczególnie sekcję bokserską w Hali Gwardii.<br />

Lubię ten twardy sport. Na nagrodach wypisywano mi,<br />

że jestem współtwórcą największych osiągnięć polskiego boksu.<br />

I to mnie cieszy. Po moim przejściu na emeryturę i wyjeździe<br />

z Wrocławia do Kudowy sprawy te przejął Władysław<br />

Frasyniuk i robi to bardzo dobrze. To jest więc cała tajemnica<br />

naszego spotkania z Frasyniukiem w Hali Gwardii.<br />

PK: A nie włączyłby się Pan do działalności sportowej<br />

w Kudowie?<br />

MS: Chętnie. Uważam, że powinna tu istnieć jedna wielosekcyjna<br />

organizacja sportowa. Nie powinno być tak, jak jest<br />

w tej chwili, że każda sekcja biega do burmistrza ze swoimi<br />

sprawami. To utrudnia działania Burmistrzowi.<br />

PK: Działa Pan w kudowskim Związku Sybiraków.<br />

Ma Pan 73 lata. Kiedy był Pan na Syberii i za co?<br />

MS: Za co? Za to, że jestem Polakiem. Mieszkaliśmy w województwie<br />

nowogródzkim (obecnie jest to Białoruś), ojciec<br />

był zawodowym wojskowym w Korpusie Ochrony Pogranicza<br />

(KOP). Po wkroczeniu sowietów 17 września 1939 r.<br />

ojciec został aresztowany, rodzina (moja matka, siostra i ja)<br />

na Sybir. Miałem 3 lata, gdy wywieziono nas za Ural, do<br />

Czelabińskiej obłasti. Wracałem stamtąd w 1948 r., gdy miałem<br />

12 lat. Poznałem więc Sybir nienajgorzej. Dla dziecka wszystko<br />

było smaczne, co było do zjedzenia. Nawet placki z mąki zmieszanej<br />

ze świeżymi trocinami. Jako dziecko nie miałem świadomości,<br />

że gdzieś może być lepiej. I tak łatwiej żyć. To jest<br />

zapewne ta tajemnica znoszenia ciężkiego losu przez Rosjan,<br />

skądinąd bardzo dobrych ludzi. Po prostu, nie wiedzieli,<br />

że gdzieś ludzie żyją lepiej i normalnie.<br />

PK: Jak działa Koło Sybiraków w Kudowie?<br />

MS: Myślę, że dobrze. Ton nadają bardzo zaangażowani<br />

działacze Państwo Żełubowscy. Staram się pomagać gdzie<br />

mogę. Bardzo nam zależy na upiększeniu ul. Zesłańców Sybiru<br />

i wzniesieniu tam pomnika Sybiraków.<br />

PK: W toku swojej działalności w Eltorze miał Pan liczne<br />

oddziały w terenie i zna Pan każde dolnośląskie miasto.<br />

Znał Pan ich władze. Jak w tym kontekście widzi Pan działanie<br />

władz naszego miasta ?<br />

MS: Rzeczywiście znałem naprawdę wielu burmistrzów<br />

i ludzi władzy. Muszę powiedzieć, że imponuje mi Burmistrz<br />

Kręcichwost. Jest po prostu dobrym inżynierem, myśli konkretnie,<br />

jak inżynier, a do tego ma zdolności organizacyjne.<br />

Ma także bardzo rzadką cechę, a niezbędną do sprawowania<br />

władzy, to znaczy charyzmę. Tego nie da się wyuczyć, to trzeba<br />

mieć, jest to cecha wrodzona. Przyglądam się Kudowie,<br />

mam czas, jestem na emeryturze, dużo chodzę po mieście,<br />

jestem człowiekiem niezależnym, bywam bardzo często na<br />

basenie, klimat kudowski służy mi. Powiem krótko: podoba<br />

mi się to miasto.<br />

PK: W imieniu redakcji dziękuję Panu za rozmowę.<br />

Redaktor Naczelny<br />

5


KUDOWA – MOJA MAŁA OJCZYZNA<br />

Ludzie mają wielkie i małe ojczyzny. Wielka, to cała Polska<br />

z jej historią i krajobrazem. A mała ojczyzna – to<br />

moja miejscowość z jej najbliższymi okolicami, z ludźmi<br />

i także z całą historią, ze ścieżkami dzieciństwa, z moim domem,<br />

moją szkołą, kościołem, moimi podwórkami, z moimi kochanymi<br />

zwierzątkami i kwiatami. Czym jest to miasto dla mnie, dla Ciebie<br />

drogi Czytelniku, dla nas teraz i na przyszłość? Jest codziennym<br />

światem, w którym wyrastamy, który budujemy i który zmieniamy,<br />

zmieniając siebie. Czasami ktoś nawet nie wyrośnięty z pnia w tej<br />

małej ojczyźnie potrafi tak się nią zauroczyć, że niejako chodzi za<br />

nim i kształtuje jego wrażliwość. Tak oczarowała Kudowa Macieja<br />

Stęczyńskiego (1814-1890) że pisał: „Kudowa, bogata jest w dzieła<br />

przyrodzenia, Godną jest odwiedzenia, godną uwielbienia”. Dziś<br />

owe „dzieła przyrodzenia” nabrały innego znaczenia, ale dajmy się<br />

ponieść urokowi staropolszczyzny. Wrastanie w małą ojczyznę nie<br />

dzieje się ani szybko, ani automatycznie. Wrastamy życiem. Minęło<br />

wiele lat zanim zrozumiałam, że to jest moje miasto, moja mała<br />

ojczyzna, i że mogę powiedzieć: jestem kudowianką.<br />

Już trzy pokolenia Polaków zrodzone na tej ziemi, zwanej od<br />

paru stuleci „Krajem Pana Boga” może mówić to jest moja mała<br />

Ojczyzna. Mam wielką nadzieję, iż nasz „Pamiętnik Kudowski”<br />

pozwoli nie tylko poznać teraźniejszą Kudowę, ale również, sprawi,<br />

że będziemy silniej utożsamiać się z tym miejscem, w którym<br />

przyszło nam żyć. Powinniśmy przekazywać tę miłość naszym<br />

dzieciom.<br />

Zapraszam do uważniejszego przyglądania się urokom naszego<br />

miasta, odkrywania nieznanych zakątków na które jakoś nie<br />

zwróciliśmy uwagi. W tym numerze wybierzemy się do najstarszej<br />

dzielnicy Kudowy, do Czermnej.<br />

na piśmie o Czermnej, więc początki historyczne Czermnej i tym<br />

samym Kudowy-Zdroju należy przyjąć wg daty 1354 r. Nasza starówka<br />

przyciąga pięknymi starymi domami, gęsto ustawionymi<br />

obok siebie przy ulicy Kościuszki oraz zabytkowym kompleksem<br />

kościelno-cmentarnym z kaplicą czaszek i dzwonnicą. Zarówno<br />

domy tkaczy, jak kościół, plebania, wieża i kaplica czaszek prezentują<br />

się pięknie. Odnowienie kompleksu kościelno-cmentarnego<br />

przez ks. Romualda Brudnowskiego jest wprost imponujące<br />

i w europejskim stylu. Domy tkaczy, swoim dzisiejszym wyglądem<br />

i stanem (2009 r.) wystawiają jak najlepsze świadectwo dzisiejszym<br />

gospodarzom. Na skonfrontowanych zdjęciach widać stan przed<br />

Czermna – starówką Kudowy-Zdroju<br />

Prawie każde miasto ma swoją starówkę. Niektóre są wyjątkowe,<br />

jak np. w Krakowie, Lublinie, Pradze, We współczesnym świecie<br />

nowoczesne dzielnice miasta są do siebie podobne, nie tylko w krajach<br />

europejskich, ale nawet na różnych kontynentach. Oryginalne<br />

i naprawdę warte zwiedzania są przede wszystkim starówki.<br />

Kudowa nie jest klasycznym miastem budowanym według modelu<br />

prawa magdeburskiego, tak, jak niemal wszystkie większe i średnie<br />

miasta europejskie wywodzące się co najmniej ze średniowiecza.<br />

Model ten charakteryzował się tym, że w środku miasta był rynek,<br />

a pośrodku tego rynku ratusz, natomiast ulice biegły od rynku<br />

i przecinały się pod kątem prostym. W Kudowie tego nie ma,<br />

ponieważ Kudowa była wsią aż do 1945 r. Dopiero, po II wojnie<br />

światowej, właśnie w 1945 r. Kudowa otrzymała prawa miejskie.<br />

Pierwszym burmistrzem Kudowy – jako miasta – został w 1945 r.<br />

Władysław Twardy. Kudowa jest więc piękną miejską turystyczną<br />

osadą w górach. Architektura miejska, a ogólne rozwiązania ulic<br />

typowe dla wiejskiej osady turystycznej. Nie ma więc tu klasycznego<br />

rynku, takiego np. jak w Dusznikach.<br />

Pierwsza historyczna wzmianka na piśmie o Kudowie pochodzi<br />

z 1354 r. i dotyczy najstarszej dzielnicy Kudowy, czyli Czermnej.<br />

Jest to dokument z Pragi, znajdujący się w księdze Liber Primum<br />

Confirmationum biskupstwa praskiego. Pod datą 10 września<br />

1354 r. jest tam zapisane w języku łacińskim, że w Machowie został<br />

wprowadzony ksiądz Laurencjusz i że tego księdza na jego urząd<br />

wprowadzał proboszcz z Czermnej. Widać z tego, że Czermna istniała<br />

już przed 1354 r., ale ponieważ jest to pierwsza wzmianka<br />

Kaplica Czaszek z zabytkową dzwonnicą<br />

1945 r. i obecny (2009 r.). Zachowane są historyczne bryły budynków,<br />

widoczne jest ich remontowanie i nowe elewacje. Na pierwszy<br />

rzut oka nie widać tego, co wewnątrz. A tu zmiany ulepszające<br />

są ogromne. Po dawnych biednych jednoizbówkach, walących się<br />

zmurszałych ścianach i przeciekających dachach nie ma śladów.<br />

Niemal we wszystkich domach odgrzybiono ściany i pomieszczenia,<br />

wprowadzono nowe instalacje elektryczne, wodne, gazowe<br />

i kanalizacyjne. Zniknęły śmierdzące rynsztoki, które były zmorą<br />

Czermnej. Trzeba z uznaniem powiedzieć o właścicielach tych domów,<br />

że potrafili zachować dawny styl budowy domów z niezbęd-<br />

6


nymi wygodami dla współczesnego życia. Wkład w remonty tych<br />

domów był tak duży, że niejeden z ich właścicieli taniej wybudowałby<br />

dom nowy. Jednakże, zachowanie dawnego stylu stało się<br />

atrakcją Kudowy-Zdroju.<br />

Dwanaście Apostołów i inne atrakcje<br />

(fot.1)<br />

Do Czermnej turyści jadą, by zobaczyć przede wszystkim<br />

kaplicę czaszek. Wielu jedzie lub idzie dalej w górę by zobaczyć<br />

Pomnik Trzech Kultur, który jest symbolem wzniesionym w hołdzie<br />

wszystkim mieszkańcom tych ziem Czechom, Polakom<br />

i Niemcom, którzy od początku istnienia tej miejscowości przyczynili<br />

się do jej rozwoju materialnego i kulturowego. Pomnik,<br />

jak tęcza po potopie w czasach Noego zamyka stare czasy – pełne<br />

konfliktów – docenieniem dobrych czynów ludzi, niezależnie od<br />

tego, z jakiego narodu pochodzą. Obok, mamy pomnik patronki<br />

Kudowy Anny Świdnickiej (1339-1362) – żony Karola IV, królowej<br />

Czech i cesarzowej Cesarstwa Rzymskiego. Była piastówną,<br />

księżną świdnicko-jaworską z rodu Piastów i prawnuczką króla<br />

Polski Władysława Łokietka. To za jej życia i panowania pojawia<br />

się zapis z 1354 r. o istnieniu Czermnej. Stała się patronką historyczną<br />

naszego miasta. U samych początków naszej miejscowości<br />

mamy więc Piastów. Powyżej pomników mamy ruchomą szopkę.<br />

Zatrzymajmy się jeszcze przy budynkach tkaczy, nazywanych<br />

także Dwunastoma Apostołami. Są to domy ustawione szczytowo<br />

do ulicy. Niegdyś mieściły one pomieszczenia mieszkalne i warsztaty<br />

tkaczy produkujących płótna i sukna w oparciu o uprawiany<br />

len. W głębi wąskiej i długiej działki znajdowały się budynki<br />

gospodarcze, pełniące rolę magazynu surowców, wyrobów gotowych.<br />

Domy te to przykład tradycyjnej drewnianej architektury<br />

ludowej – pogórza sudeckiego. (fot.1)<br />

Tkactwo na Ziemi Kłodzkiej rozwijało się od połowy XIV wieku.<br />

W niedalekim Lewinie Kłodzkim, jak podają dokumenty, już<br />

w roku 1611 istniał cech tkaczy. Ponadto Lewin zaliczany był do<br />

największych na Śląsku ośrodków tkactwa chałupniczego, odbywały<br />

sie tam rocznie cztery jarmarki i targi płóciennicze. Był to czas<br />

kiedy Kudowa jak i wchodzące obecnie w granice naszego miasta<br />

wsie: Jakubowice, Pstrążna, Zakrze, Słone, Brzozowie, Czermna<br />

były małymi osadami w pobliżu Lewina. Tkactwem zajmował się<br />

niemal cały Dolny Śląsk, a i po stronie czeskiej w Nachodzie i jego<br />

okolicach był również dobrze rozwinięty cech tkaczy. Pamiętać<br />

musimy, iż tereny te aż do XVIII wieku, do wybuchu wojen o Śląsk,<br />

należały do Monarchii Austriackiej, która to Austria koronę ziem<br />

czeskich posiadała od 1526 r. do 1742 r., a w niektórych częściach<br />

do 1866 r.<br />

Rozwój przemysłu i wybudowanie na przełomie 1905/06 w Jeleniowie<br />

zakładów tkackich Dieriga (późniejsze KZPB) spowodowało,<br />

że tkactwo chałupnicze przestało się opłacać. Domy tkaczy<br />

przestały spełniać swoją funkcję. Od sześćdziesięciu lat są domami<br />

rodzinnymi dla tych, którzy w rezultacie wojny wywołanej przez<br />

III Rzeszę musieli znaleźć tu miejsce osiedlania. W 1945 r. przyjechali<br />

nasi dziadkowie, rodzice. Domy Tkaczy stały się ich domami.<br />

Przez szereg lat – co podnosi ich symboliczną rolę – głównym źródłem<br />

zatrudnienia większości kudowian, były przecież Kudowskie<br />

Zakłady Przemysłu Bawełnianego.<br />

Do dnia dzisiejszego zachowało się już tylko 10 domów (fot. 2),<br />

zaczynają się od nr 72, następny dom już nie istnieje, parcela po<br />

nim to zadbany ogród i kolejno 74, 76, 78, 80, 82, 84, 86, 88 przy<br />

tym numerze stał dom 11, który również nie zachował się, Podobno<br />

kompletu apostołów nigdy nie było, bowiem nikt nie chciał<br />

mieć domu Judasza. „Domy tkaczy” zamyka budynek z nr 90.<br />

Warto zaznaczyć, że pomimo przebudowy, domy te nie straciły<br />

swego uroku. Jak to już podkreślałam, widać jak właściciele wkładają<br />

wiele pracy i wysiłku w remonty swoich domów i całego otoczenia,<br />

aby stawały się coraz ładniejsze.<br />

Niestety, nie udało mi się znaleźć zbyt wielu informacji o historii<br />

„Domów Tkaczy” ... liczę, iż Czytelnicy w tym pomogą. Pragniemy<br />

zająć się przybliżaniem Kudowy, jej historii jak i aktualnych<br />

wydarzeń i problemów, nieustannie licząc na wsparcie naszych<br />

czytelników, czy osób którym Kudowa jest bliska .<br />

Do domów przy ulicy Kościuszki kiedyś powrócimy, by opowiedzieć<br />

historię nie tylko powstawania tych budynków, ale również<br />

historię ludzi, którzy tam mieszkają. Aby zobaczyć inne domy tkaczy<br />

polecam wyprawę do Nowej Rudy, Międzylesia lub Chełmska<br />

Śląskiego koło Wałbrzycha, gdzie zachowały one swój dawny charakter.<br />

Tych zaś, którzy chcieliby zobaczyć jak wyglądało wnętrze<br />

takiego domu, zapraszam na spacer do Pstrążnej gdzie w <strong>Muzeum</strong><br />

<strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w jednej z chałup można zobaczyć<br />

warsztat tkacki.<br />

Mam nadzieję, że wspólnie uda nam się dotrzeć do jeszcze wielu<br />

ciekawych, zapomnianych lub nieodkrytych miejsc w naszym<br />

mieście.<br />

Katarzyna Mrowiec<br />

(fot.2)<br />

7


KUDOWSKA KUCHNIA TRZECH KULTUR<br />

Podobno Chińczycy mawiali –„Powiedz mi co jesz,<br />

a powiem ci kim jesteś”. Lubię dobrze zjeść. Myślę<br />

o tym co było, jest i zastanawiam się co będzie. Czytam<br />

książki, gazety, słucham radia i oglądam telewizję. Próbuję<br />

myśleć o świecie, który mnie otacza. Lubię też i staram<br />

się myśleć o tym co jem.<br />

Urodziłem się 14 lutego 1973 roku kiedy to w Polsce panował<br />

radosny, jasny socjalizm.<br />

I tak zapamiętałem moje dzieciństwo. Mimo, iż pamiętam<br />

kartki żywnościowe, ocet na półkach, kolejki przed sklepami.<br />

Pamiętam też jak ojca wzywali „na wojnę” 13 grudnia<br />

1981 roku, ale ponieważ odpoczywał był po słusznej sobocie<br />

(kto to widział wprowadzać stan wojenny w niedzielę<br />

rano?), mamusia nie wpuściła posłańców – żołnierzy do<br />

domu (a telefon służbowy sprytnie wyłączyła) zakładając,<br />

iż jest to kolejny męski trick celem którego jest wyciągnięcie<br />

tatusia z domu, aby móc kontynuować dziarsko rozpoczęty<br />

sobotni wieczór. „Idźcie stąd pijaki! Wojnę se wymyślili żeby<br />

się tylko wódki napić!” Wiem że dla wielu ludzi to był dramatyczny<br />

poranek, ale każdy ma swoje wspomnienia.<br />

I pamiętam pierogi mojej mamy, pyszną jajecznicę<br />

robioną mi i siostrze przez naszego tatę (potrafi jeszcze robić<br />

kanapki). Jajka były od babcinych kur. Nierzadko też wędlinki<br />

na naszym stole, kaszanka, kiełbasa, kura do rosołu czy wyśmienity<br />

makaron pochodziły z babcinego skromnego (dziś<br />

to wiem) gospodarstwa. Pamiętam też sklepowy baleron po<br />

pasterce, banana krojonego na 4 równe części (mama, tata,<br />

siostra, ja). Pomarańcza z paczki pod choinką.<br />

Pamiętam też nugat i czekolady z paczki od cioci z RFN-u,<br />

lentilki z Czechosłowacji, gumy z Peweksu, krem sułtański<br />

z Asi Basi, galaretkę z Krystynki i frytki z Zodiaka oraz żółty<br />

ser i szynkę z wojskowego ośrodka wczasowego na Helu,<br />

kiełbasę na ognisku harcerskim spożywaną z lekkim zabarwieniem<br />

opozycyjnym. Mniam…<br />

Pamiętam jak bawiąc się w babcinym ogrodzie, zagadnięty<br />

przez płot przez „Panią blokową” z ulicy, sprzedałem<br />

jej beztrosko sobie leżącą krowią kupę wielkości miny czołgowej<br />

za – 20 zł. Wow, mój pierwszy wielki interes – to była<br />

równowartość czterech kredytów na fliperze w Zodiaku!<br />

Wbrew pozorom, interes typu spożywczego, pani chciała<br />

sobie użyźnić glebę na działce, dziś rzekłbym – ekologicznie,<br />

wtedy były w modzie ważniejsze słowa.<br />

Jak ja za tym tęsknię… nawet za smakiem i zapachem tranu<br />

z darów „zachodnich” wydawanych na plebani. Tęsknię<br />

jak każdy kto ma świadomość upływającego czasu.<br />

Babcia Krystyna, mama mojej mamy, mieszkająca<br />

w Kudowie pochodziła spod Żywca, dokładniej z Pietrzykowic,<br />

rodzina taty spod Przemyśla. Na wigilię, tradycyjna<br />

kolacje symbol polskiej kuchni jedliśmy zatem barszcz<br />

z uszkami (od taty) i grzybową z makaronem (od mamy).<br />

Historia poszła dalej, nie ma już socjalizmu, nie ma Niemiec<br />

Zachodnich, Czechosłowacji, Peweksu, ba nawet Krystynki<br />

nie ma. Ale nadal jest Asia Basia, Zodiak, tęsknota za<br />

domowym jedzeniem, jajkami od gospodarza. Za czasem,<br />

który minął… bezpowrotnie?<br />

Nie wiadomo też do końca, która <strong>wersja</strong> historii pisanej<br />

jest prawdziwa. Prawda objawiana jest codziennie. Nowa<br />

prawda, nowa <strong>wersja</strong> – nowi bohaterzy, starzy okazuje się<br />

mają grzechy w swych teczkach.<br />

Kiedy, stojąc przed ladą w sklepie spożywczym, dzwonię<br />

do córki z komórki, z zapytaniem co dzisiaj jemy na kolacje,<br />

wymienianie propozycji kosztuje mnie 3,48 zł (opłata za<br />

2 minuty połączenia u mojego operatora), tyle tego jest<br />

w sklepach. Czasy się zmieniły, inaczej brzmią dziś słowa<br />

o wolności, Bogu, Polsce.<br />

Dziś z przyjaciółmi pijamy wina francuskie, gotujemy kalmary,<br />

jeździmy na chińskie żarcie do Nachodu i smażony ser<br />

do Pekla (Czechy, dolina koło Novego Mesta), we wrocławskim<br />

Alladynie zajadamy się kuchnią arabską, potem w ryn-<br />

Tu niegdyś była mile wspominana kafejka „Krystynka”<br />

W budynku dawnego Hotelu Polanów mieściła się kuchnia koszerna<br />

(wejście pod widocznymi daszkami)<br />

8


ku po nocnym piwie wcinamy<br />

Kebab, a rano kawa w McDonaldzie<br />

(i kurde wstyd przyznać<br />

w takiej książce – kanapki czasem<br />

też).<br />

Córka nie chce być harcerzem<br />

ani ministrantem, ma mp3, MTV,<br />

„M jak miłość”. A właśnie jedzenie<br />

przed telewizorem czy filmem<br />

(teraz na ścianie z projektora)<br />

to też był i jest nadal element<br />

naszej kultury.<br />

Oboje zatem lubimy filmy…<br />

i lubimy dobrze zjeść. Gotując<br />

dla niej potrawy, brzmiące indyjsko,<br />

chińsko czy przynajmniej<br />

włosko staram się jej dać trochę<br />

świata całego, który i tak ona może sobie dzisiaj wziąć (ja<br />

w jej wieku nie miałem paszportu, a do Czech to na zaproszenie,<br />

o wizycie u cioci w RFN marzyłem tylko w snach).<br />

I tak oto eksperymentując z kuchniami egzotycznymi<br />

(który ojciec nie chce być dla swojej córki najlepszym kucharzem<br />

świata?) podróżując po naszym pięknym kraju nad<br />

Wisłą z drużyną wojów kulinarnych realizujących Festiwal<br />

Kuchni Polskiej, słuchając wykładu Janusza Stańczyka o tym<br />

iż Polacy swej kuchni nie znają i nie doceniają, sprzedają<br />

ją w ramach promocji turystycznej jedynie w postaci ogórka<br />

kiszonego i chleba ze smalcem podczas gdy kuchnia myśliwska…<br />

o proszę Pana…(tu podawał mi cały przepis na<br />

bigos jakiego świat nie widział), potrawy z dziczyzny czy<br />

zupy polskich kucharzy na dworach Europy zachwycały<br />

możnych i maluczkich, zastanawiałem się, jak większość z<br />

nas, dlaczego statystyczny Polak zapytany o przysmaki kuchni<br />

polskiej wymieni jednym tchem ruskie pierogi, barszcz<br />

ukraiński, placek po węgiersku, karpia po żydowsku, fasolkę<br />

po bretońsku... no może ostatecznie z lekkim zawstydzeniem<br />

zamknie listę... schabowym.<br />

I dlatego po powrocie do domu spytałem mamy jak właściwie<br />

robi się bigos.<br />

Teraz serwują tu dania kuchni czeskiej<br />

Podczas gotowania, dzwoniłem konsultacyjnie do siostry<br />

(mama nie ma komórki), jej <strong>wersja</strong>... i <strong>wersja</strong> sąsiadki oraz<br />

Pani sklepowej były trochę inne, tak jak inne są polska<br />

i austriacka wersje bitwy pod Wiedniem. Zrobiłem zatem...<br />

hmmm nieskromnie powiem swój bigos. Mój... no ale polski,<br />

bo jestem Polakiem. Wow, patetycznie pojechałem.<br />

Właśnie wtedy, drogi czytelniku uświadomiłem sobie<br />

jak bardzo kuchnia określa naszą tożsamość. Historia pisana<br />

przez kronikarzy, którym płacą możni tego świata, jest<br />

dla mnie nauką bardzo … bardzo nieścisłą. Historia pisana<br />

kuchnią jest prawdą o ludziach żyjących w danym miejscu<br />

w danym momencie.<br />

Gdybym pisał pamiętnik, od dziecka i zapisywał w nim,<br />

wzorem Briget Jones, potrawy jakie jadałem każdego dnia,<br />

potomni więcej by wiedzieli o świecie, w jakim żyłem niż,<br />

gdybym wklejał do pamiętnika wycinki z gazety.<br />

Stąd potrzeba zapisania kilku przepisów które kojarzą<br />

mi się z Kudową jaką znam, jaką poznaję z jej przeszłością<br />

i teraźniejszością. Kudową w której mieszkam, którą kocham.<br />

Stąd ta książka.<br />

Wojciech Heliński<br />

Od Redakcji:<br />

w następnym numerze „Pamiętnika” poznamy Helińskiego przepis na bigos. Całość ukaże się w wydaniu książkowym.<br />

Zachęcamy Czytelników do przesyłania Panu Wojtkowi Helińskiemu informacji o współczesnej kuchni<br />

w kudowskich domach (hellinsky@gmail.com) . Z przyjemnością informujemy, że 23 kwietnia 2009 r. pojawi się<br />

w kudowskiej księgarni tomik poezji Wojtka Helińskiego zatytułowany „Czecholada”. Będzie to pierwszy tomik<br />

z serii wydawanej przez Stowarzyszenie Fundus Glacensis promujący polskich i czeskich twórców pogranicza.<br />

Czytelnicy posiadający swoje wiersze trzymane dotąd w szufladach – mogą je publikować w tomikach indywidualnych<br />

lub zbiorowych przez Stowarzyszenie Fundus Glacensis. Kontakt przez pana Wojciecha Helińskiego.<br />

9


MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />

Kopalnie węgla na Pstrążnej<br />

Od 2007 roku prezentowana jest w <strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju (skansen w Pstrążnej) wystawa<br />

pt. „Pstrążna od XVIII do XX wieku. Z czego ludzie tutaj żyli?”. Jednym z przedstawionych na wystawie źródeł utrzymania mieszkańców<br />

Pstrążnej było górnictwo kamienno-węglowe. Wywołuje to zaskoczenie zarówno wśród przyjezdnych gości odwiedzających<br />

muzeum, a nawet wśród mieszkańców Kudowy. Tłem tej części wystawy jest obraz Iwana Malińskiego, będący częścią tryptyku<br />

zatytułowanego „Panorama życia na Pstrążnej”. Na tym obrazie (reprodukowanym na okładce tego numeru „Pamiętnika”) artysta<br />

przedstawił stok (na nim zlokalizowano skansen) z wejściem do kopalni u jego podnóża (kopalnia „Anton”). Obraz plastycznie i dość<br />

wiernie oddaje ówczesny krajobraz kopalni.<br />

Pierwsze wzmianki o istnieniu<br />

kopalni w Pstrążnej pochodzą<br />

z końca XVIII w. W 1800 r.<br />

Georg Michael Franke zaczął badać węglonośny<br />

teren w okolicy Ždárek. W ślad<br />

za tym latem 1805 r., tuż przy ówczesnej<br />

granicy prusko-austriackiej (obecnie około<br />

około 200 m od granicy w Pstrążnej),<br />

została wymierzona kopalnia, nazwana<br />

„Vilemina” na cześć Kateřiny Vileminy<br />

Zahańskiej, córki wojewody Petra Kurońskiego<br />

(obecnie w tym miejscu istnieje<br />

gospoda „V dolech”). Powstało kilka sztolni<br />

na wychodni pokładów, czyli w miejscach<br />

przecinania się pokładów węglowych<br />

z powierzchnią terenu, w których<br />

górniczego szczęścia próbowało wielu<br />

wydobywców i najemców. To po stronie<br />

czeskiej w sąsiedztwie Pstrążnej.<br />

W roku 1834 właściciel pstrążniańskich<br />

sztolni Josef Schirlo stał się również<br />

dzierżawcą czeskiej Vileminy i prowadził<br />

ją w okresie od 01.03.1834 do 28.02.1835 r.<br />

W 1842 r. czeska sztolnia Vilemina została<br />

z przyczyn ekonomicznych zamknięta.<br />

Następnymi właścicielami sztolni w Pstrążnej<br />

byli przedsiębiorcy ze Świebodzic<br />

bracia Edward i Emil Kramsta (1856 r.),<br />

którzy rozważali możliwość zakupienia<br />

Vileminy. Cena za sztolnię wydawała się<br />

przedsiębiorcom za wysoka i odstąpili od<br />

transakcji.<br />

Umową z dnia 22 lutego 1872 r., książę<br />

Schaumburg – Lippe kupił kopalnię<br />

„Clemens Grube” w Pstrążnej od barona<br />

Fridricha z Otterstedtu.<br />

Latem 1930 r. ukazał się w gazecie dusznickiej artykuł<br />

Jindřicha Teubnera i Vilema Hanuša z Czermnej pt.<br />

„Die<br />

Kohlengruben von Strausseney” (Kopalnie węgla w Pstrążnej).<br />

Autorzy opracowali go na podstawie wspomnień<br />

górnika Františka Hanča, który pracował w pstrążniańskich<br />

sztolniach:<br />

„Znalezienie węgla było przypadkowe. Niejaki Johan<br />

Marel budował w połowie XIX wieku na swojej działce dom.<br />

Przy budowie piwnicy natrafili murarze na warstwę wę węgla,<br />

która była od 3 do 4 metrów pod powierzchnią. Ojciec stawiającego<br />

sobie dom, który był wtedy sołtysem pojechał<br />

do Wałbrzycha do Urzędu Górniczego z prośbą o zgodę na<br />

wydobywanie węgla, na co mu pozwolono. Jednocześnie<br />

o pozwolenie prosił pan Schirlo z niedalekiej Czermnej,<br />

właściciel gospody pod Górą Bluszczową (Efeuberg).<br />

Założył on przy potoku na dolnym końcu Pstrążnej po-<br />

chyłą sztolnię w stoku, którą nazwał „Rősche”. Musiał<br />

jednak od swojego pomysłu odstąpić. Marel prymitywnymi<br />

środkami wydobywał węgiel, a swoją sztolnię<br />

nazwał po małżonce Leonora. Po jakimś czasie Marel<br />

zmarł, a dzieci sprzedały sztolnię niejakiemu Egellsowilsowi<br />

za 8000 talarów. Egells posiadał w Dusznikach hutę<br />

żelaza, a także próbował wydobywać rudę żelaza,<br />

którą do Dusznik woził furman Zwikirsch. Egells przedsiębiorstwo<br />

powiększył i zatrudniał około 40 mężczyzn.<br />

W sztolni było jednak dużo wody i aby temu zaradzić<br />

szukał rozwiązania. Blisko pod sztolnią Leonora założył<br />

nowy szyb nazwany Barbara, gdzie ponownie nie<br />

trafił na dobry węgiel. Z czasem naprzeciw w dolinie<br />

powstała sztolnia Hurka, a niedaleko od niej sztolnia<br />

Josef. Wszystkie te sztolnie były między sobą pod<br />

ziemią połączone. (wejście do sztolni było pod drogą<br />

przy obecnych stawach Marka Maciejewskiego).<br />

Kamień górniczy z Pstrążnej (awers)<br />

10


Powstanie tych to szybów oznaczało dla wsi<br />

rozkwit węglowego przemysłu, gdyż użytek<br />

z tego miała cała okolica, dlatego że, dobre<br />

i tanie paliwo miało dobry zbyt. Użytek miała<br />

i ludność, a większość mężczyzn zostało<br />

górnikami, którzy tygodniowo pracowali od<br />

4 do 5 dniówek. Węgiel wydobywano około<br />

40 lat i działalność tej gałęzi przemysłu<br />

ustała. Główną przyczyną były trudności<br />

finansowe zarządu kopalni.”<br />

Na samym końcu Pstrążnej, w pobliżu<br />

granicy państwowej, zlokalizowana<br />

była kolejna sztolnia o nazwie „Stara štola”<br />

(oryginalnie Alter Stollen). Sztolnia ta<br />

przechodziła poza granicę i łączyła się systemem<br />

korytarzy z czeską sztolnią Václav.<br />

W dolnej części Pstrążnej między budynkiem<br />

nr 1, a budynkiem nr 2, poniżej<br />

drogi, znajdowało się wejście do sztolni<br />

„Rozalia”, dzisiaj tylko hałda odpadów<br />

pokopalnianych. Po drugiej stronie do-<br />

liny, za najniżej położonym stawem jest<br />

reszta hałdy sztolni „Hurka”. Na obu tych<br />

hałdach można znaleźć kawałki wę-<br />

gla i łupka z odciskami karbońskiej<br />

flory, a także rudy pelosyderytu.<br />

Czeska sztolnia „Vilemina”<br />

i pstrążniańskie sztolnie kopalni<br />

„Clemens” zatrudniały<br />

od 90 do 100 górników (w to<br />

wliczony personel pomocniczy),<br />

a wydobywały dziennie<br />

od 60 do 70 ton węgla.<br />

Po II wojnie światowej<br />

Po zakończeniu II wojny<br />

światowej ponownie pojawili<br />

się na Pstrążnej górnicy.<br />

Temat ten poruszył Bronisław<br />

Kamiński w wydawanych przez siebie<br />

Wiadomościach Towarzystwa Gospodarczego<br />

w Kudowie-Zdroju nr 4 (sierpieńwrzesień)<br />

1990 r. Była to wolna i legalnie<br />

wydawana gazetka Kudowy-Zdroju,<br />

drukowana wtedy na powielaczu. Autor<br />

artykułu prowadził rozmowy w tej sprawie<br />

z Adolfem Machem z Pstrążnej, który<br />

był sztygarem w kopalni. Według informacji<br />

Macha, dokumentację kopalni<br />

posiadał górnik Lelek z Pstrążnej, lecz<br />

w jego domu tej dokumentacji nie odnaleziono.<br />

Krewna Lelka powiedziała, że<br />

Lelek prawdopodobnie przekazał komuś<br />

tę dokumentację do Dańczowa lub<br />

Gołaczowa. W artykule pt. ”Gwarectwo na<br />

Pstrążnej” Bronisław Kamiński zamieścił<br />

rozmowę z górnikiem Józefem Giemzą.<br />

Jest to cenny dokument, ponieważ nie zachowały<br />

się inne relacje górników. Fakt, że<br />

kopalnią interesowali się Rosjanie i podlegała<br />

ona ich kontroli wytwarzał specyficzną<br />

aurę tajemnicy wojskowej, do tego<br />

spotęgowaną ówczesnym reżimem strefy<br />

nadgranicznej. Ludzie nie robili zdjęć ani<br />

w kopalni , ani nawet na jej tle.<br />

Zanim w 1949 roku weszli górnicy<br />

do starych sztolni, prowadzono najpierw<br />

poszukiwania na powierzchni, poprzez<br />

kopanie rowów. Tym razem nie poszukiwano<br />

węgla, lecz... uranu. Sprzęty pomiarowe<br />

wykazały promieniowanie na<br />

hałdach pokopalnianych. Prowadzone<br />

odkrywki powierzchniowe na Pstrążnej<br />

i w Czermnej nie przyniosły żadnych<br />

pozytywnych efektów. Do Pstrążnej przeniesiono<br />

górników z Dańczowa, którzy<br />

prowadzili tam podobne poszukiwania.<br />

Kopalnie w Pstrążnej podlegały wówczas<br />

formalnie przedsiębiorstwu w Kowarach.<br />

Zatrudniono około 30 górników. Nadzorowaniem<br />

pracy w sztolniach zajmowali<br />

Kamień górniczy z Pstrążnej (rewers)<br />

się Rosjanie. Zadaniem górników było<br />

udrożnienie sztolni, usunięcie zawałów<br />

i stemplowanie. Kopalnie były wyeksploatowane<br />

z węgla i całkowicie zawodnione.<br />

Tak relacjonuje pracę w kopalni i jej warunki,<br />

Józef Giemza, jeden z ostatnich<br />

górników:<br />

„woda straszliwie szumiała gdzieś nad<br />

nami i ciągle nam się wydawało, że zaleje<br />

nas na śmierć. Warunki pracy były bardzo<br />

ciężkie. Nie było ubrań, ani porządnego<br />

sprzętu. Co jakiś czas przyjeżdżali Rosjanie,<br />

wykonywali pomiary i szliśmy dalej. Na kopalnie<br />

składały się 3 sztolnie, które też nazywano<br />

kopalniami. Sztolnia nr 1 był to tunel<br />

długości ok. 300 m lub więcej i kierował się<br />

w górę zbocza (sztolnia pod stokiem skansenowskim).<br />

Sam korytarz miał wysokości ok.<br />

150-180 cm, szerokości ok. 2 m. Im bardziej<br />

w głąb, tym było coraz ciaśniej. Wejście do<br />

sztolni nr 2 znajdowało się za budynkiem<br />

Sprzęt górniczy<br />

W Pstrążnej po I wojnie światowej powstała<br />

spółka z szeregu miejscowych<br />

górników, a jej prezesem został sołtys<br />

Zwikirsch, a sztygarem jego brat Emil.<br />

Ich starania o wznowienie wydoby-<br />

cia węgla nie powiodło się ze wzglę-<br />

du na brak zgody Urzędu Górniczego<br />

w<br />

Wałbrzychu. Ostatnia próba ożywie-<br />

nia pstrążniańskiego górnictwa miała<br />

miejsce w 1929 r.<br />

Najważniejszy zakres prac prowadzonych<br />

w kopalniach to roboty górnicze.<br />

Składają się na nie przede wszystkim<br />

tzw. roboty przodkowe, związane z urabianiem<br />

calizny w przodku wyrobiska, wyładowaniem<br />

urobku z przodka oraz zabezpieczeniem stropu<br />

i ociosów poprzez wykonanie obudowy górniczej<br />

na odcinku wykonanego zabioru.<br />

Robotę górniczą wykonywał zespół górników,<br />

którym kierował górnik przodowy – rębacz,<br />

a pomagali mu młodsi rębacze lub ładowacze.<br />

Narzędzia do prac górniczych to podstawowy<br />

sprzęt stosowany w kopalniach. Jedne z najstarszych<br />

narzędzi do urabiania skał to perlik<br />

i żelazko. Oba narzędzia mają formę młotka;<br />

żelazko – zakończone z jednej strony ostrzem,<br />

z drugiej gładko, perlik – z obu stron gładki.<br />

Górnik ostry koniec żelazka przystawiał<br />

do skały, a w tępy koniec uderzał perlikiem.<br />

Skrzyżowane oba narzędzia stanowią godło<br />

górnicze. Podobnie jak żelazko do urabiania<br />

skał służyły kilofy. Kilofy górnicze charakteryzują<br />

się tym, że posiadają tylko jedno ostrze;<br />

drugi koniec mają krótki i tępy. W kopalniach<br />

oprócz zwykłego kilofa używano także kilof<br />

z wymiennymi ostrzami tzw. szpicak. Do wyładowania<br />

urobku z przodka służyła łopata.<br />

Z uwagi na swój kształt nazywana była sercówką<br />

lub „babską d…”. Do urabiania i rozbijania<br />

dużych brył skały służyły młoty o masie do 8 kg.<br />

Zapewne, w większość z powyższych sprzętów<br />

zaopatrywali się górnicy u miejscowego kowala<br />

o nazwisku Jansa. Jego warsztat pracy – kuźnia<br />

– jest współcześnie częścią pstrążniańskiego<br />

skansenu.<br />

11


Budynek kopalni Vilemina po stronie czeskiej<br />

nr 1. Szła na równi ok. 400 m lub więcej,<br />

potem ok. 30 m w górę i dalej coraz bardziej<br />

w górę. Szła mniej więcej na dom Bednarczyka.<br />

Sztolnia nr 3 miała wejście również<br />

za budynkiem nr 1 lecz już blisko granicy<br />

państwa. Była to jedyna sztolnia do której<br />

schodziło się pochylnią w dół.”<br />

Jak się dowiadujemy od Józefa Giemzy<br />

uran znaleziono tylko w sztolni nr 2. Była<br />

to skała o kolorze rdzawym, długości ok.<br />

4 m i wysokości ok. 1,5 m. Odstrzału skały<br />

dokonali Rosjanie, po czym załadowali ją<br />

do stalowych puszek i odesłali do Kowar.<br />

Praca w bardzo trudnych warunkach była<br />

bardzo dobrze wynagradzana. Jak podkreślił<br />

informator „nigdzie w Kudowie<br />

i okolicach nikt lepiej od nas nie zarabiał.<br />

Za miesięczną wypłatę można było kupić<br />

konia”.<br />

Kopalnię zlikwidowano po około<br />

trzech latach. Okazało się, że ta znaleziona<br />

skała była jedynym tego rodzaju<br />

znaleziskiem. Ponadto, gdyby nawet tego<br />

uranu było więcej to i tak nie nadawał się<br />

do eksploatacji, ponieważ był zbyt młody.<br />

Z Kudowy więc niczego Rosjanie nie zdobyli<br />

do wyprodukowania swojej bomby<br />

atomowej. W 1952 r. na polecenie Rosjan<br />

wejścia do sztolni zaminowano i wysadzono.<br />

Świadectwem górniczej przeszłości<br />

Pstrążnej są współcześnie oprócz kilku<br />

hałd pokopalnianych górnicze słupki<br />

graniczne sztolni. Kamiennymi słupkami,<br />

wkopanymi częściowo w ziemię<br />

zaznaczano zasięgi sztolni. Na słupkach<br />

umieszczano (w formie rytej) godło górnicze,<br />

datę powstania sztolni oraz imię<br />

i nazwisko jej właściciela lub dzierżawcy.<br />

Jeden z takich słupków eksponowany jest<br />

w muzeum – skansenie. Został znaleziony<br />

przy polnej drodze, gdzie został wyciągnięty<br />

z lasu przy zrywce drzewa. Słupek<br />

ten opatrzony jest imieniem i nazwiskiem<br />

Eleonora Kruve, datą 1849 oraz godłem<br />

górniczym. Czyżby chodziło o sztolnię<br />

Johana Marela, którą od imienia swojej<br />

małżonki nazwał Leonora, a Kruve to<br />

jej panieńskie nazwisko? Pstrążniańskie<br />

sztolnie nasuwają szereg pytań, na które<br />

mamy zamiar znaleźć odpowiedzi w wyniku<br />

pogłębionych badań.<br />

Górnicza przeszłość Pstrążnej była<br />

powodem dwóch zawałów w latach 80.<br />

XX w. Pierwszy miał miejsce w pobliżu<br />

domu prof. Bogdana Sujaka, gdzie<br />

w ogródku zapadła się ziemia tworząc<br />

głęboką „dziurę”. Podobny przypadek<br />

odnotowano przy budynku nr 1. Miejmy<br />

nadzieję, że podobne szkody górnicze nie<br />

powtórzą się.<br />

<strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong> Pogórza<br />

<strong>Sudeckiego</strong> zamierza w przyszłości odkopać<br />

pewną część sztolni pod skansenem,<br />

aby pełniej prezentować przeszłość regionu.<br />

Warto dodać, że jest wielce prawdopodobnym,<br />

iż w sztolni tej pozostawiono<br />

wózki na szynach.<br />

Krzysztof Chilarski<br />

Literatura:<br />

W książce Piotra Grainera pt. „Kartografia górnicza na Śląsku od XVI do pierwszej połowy XIX wieku”<br />

(wyd. przez Uniwersytet Wrocławski w 1997 r.) podana jest informacja, że w Archiwum Państwowym<br />

w Katowicach znajdują się odręczne szkice kopalni na Pstrążnej z przełomu XVIII/XIX wiek.<br />

Vaclav Jirasek, Żdarky u Hronova, www.montanya.org<br />

12


KUDOWA I JEJ POECI<br />

Czym jest poezja? Jest „częścią<br />

duszy, którą odkryć mogą tylko<br />

nieliczni, aktem odwagi, krzykiem<br />

symboli”. Poeta – Ryszard Krynicki<br />

zadaje pytanie: „Czym jest poezja? Trwożnym<br />

jak bicie serca, silniejszym od lęku<br />

przed nędzą i śmiercią głosem sumienia?”.<br />

Romantyk – Zygmunt Krasiński – nazwał<br />

poezję „Przekleństwem, Fałszem, Matką<br />

Piękności i Zabawienia, Prawdą”. Tadeusz<br />

Różewicz podkreśla, że „istnienie poezji<br />

jest konieczne!”. Leopold Staff w swym<br />

utworze „Ars poetica” tak wypowiedział<br />

się na temat roli poety: „Nic nie dzieje się<br />

bez udziału poety. On jest twórcą i wyrazicielem<br />

poezji. Poeta powinien umieć<br />

uchwycić tę niedostrzegalną zwykłemu<br />

śmiertelnikowi nić, złowić ją jak motyla<br />

i utkać z niej słowne dzieło sztuki”. Kudowa<br />

– nasza mała ojczyzna – ma takich tkaczy<br />

słowa: Marka Jagodzińskiego, Wojtka<br />

Helińskiego, gościnnie przebywającego<br />

często w Kudowie Mariana Stanisława<br />

Hermaszewskiego, Marcina Pałasza –<br />

autora bajek dla dzieci i młodzieży, Hanię<br />

Szudzińską, tegorocznego maturzystę<br />

– Jarka Charczuka, początkujące poetki<br />

– licealistki – Aleksandrę Czerniawską<br />

i Marysię Bastę, Staszka Szpilę, który swe<br />

wiersze dedykuje m.in. ukochanej córce<br />

i nieżyjącej, bliskiej sercu niejednego<br />

Kudowianina Tereni Karch.<br />

„Ty”<br />

Jesteś daleko<br />

zbyt daleko<br />

bym mogła cię dotknąć<br />

Zbyt blisko<br />

bym nie mogła<br />

o tobie myśleć<br />

Agnieszka Dziecinna-Drewniak<br />

W 2002 r. ukazał się tomik wierszy pani<br />

Agnieszki Dziecinnej-Drewniak „Cóż Ci<br />

mogę dać”, będący debiutem książkowym<br />

kudowianki. Pani Agnieszka tworzy wiersze<br />

bardzo osobiste, wyrastające z potrzeby<br />

chwili. Jest to poezja kobiety – dla<br />

kobiet, gdyż traktuje o miłości, za którą<br />

się tęskni, z powodu której się cierpi. Ulgę<br />

w cierpieniu, według poetki, przynosi<br />

Bóg i poezja. Niektóre wiersze Agnieszki<br />

Dziecinnej-Drewniak przypominają miniatury<br />

poetyckie Marii Pawlikowskiej-<br />

Jasnorzewskiej:<br />

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska nazywana<br />

jest polską Safoną, kudowską<br />

poetką piszącą o miłości jest właśnie pani<br />

Agnieszka:<br />

„Miłość”<br />

Miłość rzadko jest światem<br />

częściej mostem<br />

dla którego nie zbudowano<br />

drugiego brzegu<br />

a właśnie<br />

po tamtej stronie<br />

ktoś myśli podobnie<br />

Agnieszka Dziecinna-Drewniak<br />

Konstanty Ildefons Gałczyński pisał:<br />

„Moja poezja to jest noc księżycowa, wielkie<br />

uspokojenie”. Takie ukojenie i uspokojenie<br />

daje nam poezja pana Lucjana<br />

Anczykowskiego, lekarza, związanego<br />

przez dłuższy czas z naszym miastem. Liryka<br />

pana Anczykowskiego stanowi refleksję<br />

dotyczącą życia poety oraz natury.<br />

Poeta, w sposób subtelny, delikatny, próbuje<br />

uchwycić piękno swojej małej ojczyzny,<br />

która nadaje sens jego życiu:<br />

„Jeden dzień w zachwycie”<br />

Znany śpiew<br />

wirującego skowronka<br />

przyniósł<br />

całą potęgę<br />

ukrytej natury,<br />

tak ludzkiej,<br />

z tyloma pragnieniami,<br />

gdzie wszystko rozświetla<br />

szczera prostota<br />

i nie zanika<br />

śpiewny szept<br />

Lucjan Anczykowski<br />

Wojciech Heliński<br />

Agnieszka Dziecinna-Drewniak<br />

Lucjan Anczykowski<br />

Jarosław Charczuk<br />

13


Poprzez przyrodę dostrzec można jej<br />

twórcę, Boga-architekta (DEUS ARTI-<br />

FEKS). Podmiot liryczny zawdzięcza Bogu,<br />

że znalazł się w tym pięknym miejscu:<br />

W utworach pojawia się odwieczny<br />

motyw wędrówki, wędrówki po górskich<br />

szlakach, do lat dziecięcych, wędrówki<br />

ku wieczności, do której poeta-pielgrzym<br />

– jeszcze nie doszedł:<br />

warto iść w góry, zastanowić się nad swoim<br />

życiem, uporządkować je. Kazimierz<br />

Przerwa-Tetmajer był piewcą Tatr, Lucjan<br />

Anczykowski jest piewcą Gór Stołowych:<br />

„Aby wznieść się wyżej”<br />

Nutką Psalmu<br />

dziękuję samemu Panu<br />

za nasz skrawek ziemi,<br />

tak pięknie zwykły<br />

w boskość układany,<br />

za wianek życia<br />

wszystkich wieków<br />

z potomstwem poezji<br />

na wieczność pozostawioną<br />

Lucjan Anczykowski<br />

„W cichym zamyśleniu”<br />

Widząc<br />

radość<br />

poczynającego się życia<br />

tkwię w nim<br />

całą swoją istotą,<br />

aż do powiewu nieba<br />

Lucjan Anczykowski<br />

Leopold Staff pisał, że wiersz ma być<br />

„Tak jasny, jak spojrzenie w oczy i prosty,<br />

jak podanie ręki”. Takie są wiersze pana<br />

Lucjana – słowa proste, ale jakże ważne,<br />

kojące duszę. Z tomikiem wierszy poety<br />

W zdumieniu i zachwycie<br />

Właśnie tu,<br />

w Sudetach,<br />

unosi się świeżość świata<br />

wyrwana z łona.<br />

To piękno,<br />

jak karmienie piskląt,<br />

spływa promykiem światła<br />

na jałową glebę.<br />

Właśnie tu,<br />

Weź mnie za rękę<br />

i przeżyj czas,<br />

który nam pozostał.<br />

Lucjan Anczykowski<br />

W zaprezentowanych wierszach kudowskich<br />

poetów każdy znajdzie coś dla siebie. Jak powiedział<br />

pan Lucjan Anczykowski: „Każde spotkanie<br />

z poezją jest podróżą z jej myślami”.<br />

Agnieszka Stwertetschka, autorka art. „Kudowscy Poeci”, na zdjęciu po prawej<br />

List do redakcji<br />

Witam i pozdrawiam serdecznie cały zespół redagujący nasz „Pamiętnik Kudowski”. Napisałam „nasz”<br />

bo tak w rzeczywistości jest. Już z niecierpliwością czekam na drugi numer bo pierwszy przeczytałam „od deski do deski”.<br />

Tyle w nim ciekawych artykułów, szczególnie zaciekawił mnie artykuł o „Powojennych początkach zakładów bawełnianych<br />

KZPB” i artykuł z cyklu: Rodziny kudowskie. Pana Zygmunta Gałeckiego chyba wszyscy znali. Ja zapamiętałam pana<br />

Zygmunta jako wiecznie uśmiechniętego, pełnego pozytywnej energii, bardzo sympatycznego pana. Nie mówiąc już o tym<br />

że robił mi zdjęcia począwszy od wczesnego dzieciństwa na moim ślubie kończąc. Następny tekst, który z ciekawością<br />

przeczytałam to spotkanie z ks. Janem Myjakiem. Wszyscy go znamy i kochamy za jego mądrość, dobre słowo, uśmiech,<br />

żart na każdą okazję mimo że jego choroba obdarza go cierpieniem. On nigdy się nie poddaje i zawsze ma w sercu radość<br />

i dobre słowo dla każdego. Miło czyta się o wydarzeniach kulturalnych w naszym mieście. A dzieje się u nas coraz więcej.<br />

Kocham swoje miasto i „zakochałam się” od pierwszego wczytania w „Pamiętniku Kudowskim”. Życzę wszystkim którzy<br />

współtworzą nasz kwartalnik dobrej passy, lekkiego pióra i jak największej ilości czytelników.<br />

Wierna czytelniczka Agnieszka Dziecinna-Drewniak.<br />

14


WSPOMNIENIA<br />

Ks. Jan Myjak<br />

Moje pierwsze spotkanie<br />

z Wrocławiem<br />

i Dolnym Śląskiem<br />

cz.2<br />

LATA SEMINARYJNE<br />

Sobór Trydencki nakazuje każdemu biskupowi<br />

ordynariuszowi mieć diecezjalne seminarium,<br />

w którym przygotowywaliby się kandydaci do<br />

kapłaństwa. Takie seminarium musi realizować wykształcenie<br />

i formację księdza. Do tego potrzebny jest odpowiedni<br />

regulamin. Rektorem seminarium (wrocławskiego)<br />

w tych latach był ks. Aleksander Zienkiewicz,<br />

zaś ojcem duchownym ks. Sąsiadek, jezuita, i liczny szereg<br />

profesorów. Większość stanowili księża ze Lwowa,<br />

z Uniwersytetu Jana Kazimierza. W 1954 r., I rok studiów<br />

rozpoczęło 72 alumnów. Wykłady rozpoczynały się<br />

1 września, a nie października, bowiem co piąty tydzień<br />

pracowaliśmy, trwały do końca czerwca. Diecezją kierował<br />

ks. Kazimierz Lagosz, wikariusz kapitulny, który był<br />

jednocześnie księdzem patriotą. Jak już wspomniałem,<br />

Ks. Milika aresztowało UB i może tym samym samochodem<br />

z więzienia przywieźli ks. Lagosza, którego<br />

żyjący kanonik Kapituły Wrocławskiej obrał Wikariuszem<br />

Kapitulnym. Wybór ten zatwierdził Ksiądz Prymas<br />

Stefan Wyszyński zgodnie z prawem kościelnym.<br />

Ojciec duchowny na rekolekcjach wstępnych wykazał<br />

nam wyraźnie potrzebę księży na Dolnym Śląsku, że<br />

w różnych warunkach należy realizować powołanie,<br />

by służyć kościołowi i Chrystusowi. I tak często przecież<br />

w życiu bywa.<br />

Ogromnie trudno jest ocenić ten czas w ówczesnych<br />

warunkach. Ksiądz Lagosz potrafił z więzień wyciągać<br />

wielu kapłanów, którzy w areszcie podpisywali deklaracje<br />

księży patriotów i wracali do pracy. W Katedrze<br />

Wrocławskiej proboszczem był kanonik Gaweł, lwowski<br />

ksiądz, już staruszek. Wcześniej był oficerem wojska<br />

austriackiego. Krążyły o nim wesołe opowiadanie, jak<br />

szedł ulica obok Szaber Placu do ojców Dominikanów,<br />

a za nim jechał tramwaj i dzwonił. On – jako ułan – szedł<br />

środkiem ulicy i nie ustępował drogi tramwajowi. Przypadkowo<br />

był tam również milicjant, zatrzymał go i obłożył<br />

mandatem 20 zł. Ksiądz dał mu 40 zł z argumentacją:<br />

„za chwilę będę szedł z powrotem (!)”. Parafię katedral-<br />

ną prowadzili dojrzali kapłani, a byli to ks. Dionizy<br />

Baran, ks. Piotr Mrówka i ks. Wiesław Gawlik profesor<br />

filozofii. Ksiądz Mrówka trafił do katedry z więzienia.<br />

W krótkim czasie ks. Mrówka otrzymał parafię<br />

Lubsza koło Brzegu nad Odrą. Poprosił mnie o pomoc<br />

w przeprowadzce i rozpocząłem rozpoznawanie Dolnego<br />

Śląska.<br />

W czasie moich studiów nie miałem żadnych problemów<br />

związanych z nauka i egzaminami. Mając też<br />

niezły słuch zostałem włączony do chóru chłopięcomęskiego<br />

prowadzonego przez Edmunda Kajdasza. Po<br />

pierwszym roku studiów, będąc w rodzinnej parafii,<br />

miejscowi księża zapytali mnie, czy uczę się na księdza<br />

patriotę. Za rządcą diecezji szła taka opinia, przenosiła<br />

się nawet na alumnów, ale życie wykazywało inne wartości.<br />

Zresztą, trwało to bardzo krótko. Z chórem jeździliśmy<br />

również po większych miastach Archidiecezji<br />

Wrocławskiej, dawaliśmy koncerty i śpiewaliśmy w czasie<br />

mszy świętej. W swoim czasie koncertowaliśmy także<br />

w Poznaniu. Pan Kajdasz był kolegą Pana Stuligrosza<br />

z Poznania i mam wrażenie, że chciał dać znać, że taki<br />

chór istnieje. W czasie pobytu w Poznaniu, duża grupa<br />

kleryków poprosiła o zgodę na pójście do seminarium<br />

poznańskiego. Zgodę otrzymaliśmy i w komplecie udaliśmy<br />

się do poznańskich współbraci. Niestety, nas nie<br />

wpuszczono. Uznaliśmy, że uważają nas za skażonych.<br />

Tak to odebraliśmy. Udaliśmy się więc wszyscy do<br />

poznańskiej katedry, a której akurat wyniesiono rusztowanie<br />

po remoncie stropu. Wybaczając pomyłkę wobec<br />

nas, zaśpiewaliśmy Alleluja Hendla. Po remoncie katedry<br />

byliśmy jako pierwsi ze śpiewem.<br />

Przy kurii była też stolarnia, a stolarzem był ślązak<br />

pan Lepszy. W czasie wojny był żołnierzem Wermachtu,<br />

pod Stalingradem znalazł się w kotle jako żołnierz armii<br />

marszałka Paulusa. Z kotła uratował się w ten sposób,<br />

że jego kolega przestrzelił mu z daleka dłoń. Został zabrany<br />

samolotem do szpitala. To go uratowało. Teraz korzystałem<br />

ze stolarni pana Lepszego. Ponieważ mój ojciec<br />

w Łącku zajmował się stolarstwem, więc nauczyłem<br />

się trochę tego fachu. Trzeba było coś robić, zachodziłem<br />

do stolarni i zaprzyjaźniłem się z panem Lepszym.<br />

W stołówce seminaryjnej brakowało krzeseł do stołów.<br />

Na polecenie księdza rektora i za zgodą pana Lepszego,<br />

a także przy jego pomocy zrobiłem wiele ławek do stołów.<br />

Byłe solidne i prawdopodobnie długo jeszcze na nich<br />

siedzieli klerycy.<br />

Seminarium duchowne to uczelnia połączona z ośrodkiem<br />

internatowym. Były sale wykładowe i stołówka.<br />

Wyżywienie z zakwaterowaniem dużej ilości studentów,<br />

to w tamtych czasach nie było sprawą łatwą. W tygodniu<br />

miłosierdzia trzeba było udawać się na pobliskie parafie<br />

i zbierać owoce ziemi, jak ziarno pszenicy, ziemniaki,<br />

kapustę, jarzyny. Pewnego roku był naprawdę fantastyczny<br />

plon ziemniaków. Piwnica była zapełniona i jeszcze<br />

dowożono. Postanowiono, że ziemniaki zostaną zakopcowane<br />

dla biednych ludzi z miasta Wrocławia. Poszedłem<br />

zobaczyć jak to robią. Wyszedłem na podwórko<br />

koło gmachu seminaryjnego i zobaczyłem starszego pan<br />

stojącego nad wykopanym dołem, w formie – kwadratu,<br />

o bokach po około cztery metry.<br />

15


– Co to ma być, zapytałem<br />

– Tu będą kopcowane ziemniaki<br />

– To wszystkie zgniją, powiedziałem<br />

– A wiesz jak to się robi, zapytał ów starszy człowiek<br />

– Pochodzę ze wsi, więc wiem.<br />

– A jak się nazywasz, zapytał.<br />

Podałem swoje nazwisko i ów starszy pan odszedł.<br />

Niebawem zostałem wezwany do księdza rektora, i ku<br />

swemu zaskoczeniu zobaczyłem, że obok rektora stoi<br />

ów starszy pan. Nie wiedziałem kim on był.<br />

– Wiem, że umiesz kopcować ziemniaki, powiedział<br />

ksiądz rektor.<br />

– Wyrosłem na Podhalu i znam rolnictwo.<br />

– Od tej chwili, jeśli tylko zechcesz możesz kopcować<br />

ziemniaki. Pomogą ci w tym klerycy. Ilu będziesz chciał,<br />

tylu wyznaczy alumn Józef Marek.<br />

Podwórko seminarium było małe, dlatego wykorzystaliśmy<br />

jako miejsce do kopcowania ogródki i podwórka<br />

klasztorne. Tak zakopcowaliśmy ponad 100 ton<br />

ziemniaków. Sfatygowani alumni odwdzięczyli mi się<br />

dowcipem: na św. Mikołaja wykonali mi z deski wielki<br />

termometr, do mierzenia temperatury w kopcach. Muszę<br />

wyjaśnić, że św. Mikołaj w seminarium miał charakter<br />

juwenaliów i takie dowcipy były czymś na miejscu.<br />

Kopcami zajmowałem się aż do wiosny, kiedy to kuria<br />

wrocławska je otworzyła do rozdawania mieszkańcom<br />

Wrocławia. Wtedy zauważyłem jak dużo było we Wrocławiu<br />

biednych ludzi. Ziemniakami tymi zaopatrywano<br />

także klasztory. Wiedziałem, że są klasztory o ostrych<br />

regułach. Oglądałem taki klasztor klarysek w Starym Sączu.<br />

We Wrocławiu miałem możliwość poznania zakonu<br />

karmelitanek bosych. Ich przełożona – w towarzystwie<br />

współsiostry – dziękowała mi przez kratę za prace przy<br />

przewózce towaru i zapewniała o modlitwie w mojej<br />

intencji. Odczuwałem to w czasie pobytu w seminarium,<br />

a potem w kapłaństwie.<br />

Pewnego dnia ksiądz rektor powiadomił nas, że mają<br />

do nas przyjechać alumni z seminarium w Poznaniu<br />

wraz z przełożonymi i ordynariuszem ks. arcybiskupem<br />

Baraniakiem. Wyczuwaliśmy pewien gest ze strony<br />

seminarium poznańskiego. Poprosiliśmy księdza rektora,<br />

by nasz kurs mógł podawać im do stołu. Robiliśmy<br />

to z dużą kulturą. Zarówno klerycy poznańscy jak i my,<br />

byliśmy z takiego przebiegu wizyty bardzo zadowoleni.<br />

Wiosna 1958 r. wydarzył się w naszym gospodarstwie<br />

na Wojszycach nieszczęśliwy wypadek, który spowodował,<br />

że otrzymałem dodatkowe obowiązki. Robotnik<br />

z majątku uderzył kawałkiem drewna dyrektora majątku,<br />

tak mocno, że uderzony stracił przytomność i zmarł<br />

w drodze do szpitala. Ów nieszczęśliwy dyrektor nastał<br />

po ks. Miętkim i ks. Kiwaczu. Trudno było od razu znaleźć<br />

nowego dyrektora gospodarstwa. W tej sytuacji<br />

odpowiadający za gospodarstwa ks. Pawlikiewicz wyznaczył<br />

mnie i ks. Dębowskiego do kierowania robotami w<br />

gospodarstwie do czasu znalezienia nowego dyrektora.<br />

Ów ks. Dębowski nosił wcześniej nazwisko Diablik,<br />

które zmienił na Dębowski. Kierowaliśmy pracami przez<br />

dwa miesiące: w lipcu ks. Dębowski , a w sierpniu ja.<br />

W latach 50-tych kosiło się zboże kosiarkami, snopy<br />

układało się w rzędy, a jeśli były suche to w pryzmę.<br />

Arcybiskup wrocławski Bolesław Kominek 1950<br />

Do Wojszyc zjechałem pod koniec koszenia i przypadły<br />

mi omłoty. Wszystkie prace wykonywali klerycy,<br />

którzy byli bardzo zdyscyplinowanymi robotnikami.<br />

Pracy wtedy nie brakowało.<br />

Na piątym roku studiów pojawił się nowy rektor.<br />

Był nim ks. Latusek, późniejszy biskup pomocniczy<br />

we Wrocławiu. W roku 1956, w czasie wielkich zmian<br />

w naszej ojczyźnie wyszedł na wolność Ksiądz Prymas<br />

Stefan Wyszyński, a w pierwszych dniach grudnia odbył<br />

się ingres ks. arcybiskupa Kominka do Wrocławia.<br />

Ksiądz Lagosz wyjechał do Warszawy, gdzie wnet zmarł.<br />

Nasz piąty kurs przygotowywał się intensywnie do<br />

święceń kapłańskich. W tym czasie na święcenia kapłańskie<br />

składały się cztery święcenia niższe i trzy wyższe:<br />

subdiakonatu, diakonatu i prezbiteria. Tu. przed każdymi<br />

święceniami były rekolekcje. Dnia 21 czerwca 1959 r.,<br />

w katedrze wrocławskiej otrzymali święcenia klerycy,<br />

którzy rozpoczęli studia w 1954 r. Wśród nich byłem i ja.<br />

Święcenia kapłańskie otrzymaliśmy z rąk księdza biskupa<br />

Kominka.<br />

c.d.n. – w nr 3<br />

16


DZIEDZICTWO KULTUROWE<br />

Bruno<br />

Schulz<br />

w Kudowie-Zdroju<br />

Bruno Schulz (fot. www.grupaphp.com)<br />

Kudowa-Zdrój jako atrakcyjny kurort nieustannie budzi duże zainteresowanie pensjonariuszy i letników.<br />

Wprawdzie w połowie XIX w. przybywało tu tylko 300 kuracjuszy rocznie, ale już w końcu XIX w. było<br />

ich 1300, na początkach XX w. 4200, a w 1939 r. ok. 11000. Zaś w drugiej połowie lat sześćdziesiątych<br />

50000.<br />

Do wód zjeżdżają najrozmaitsi goście, urzędnicy, nauczyciele, robotnicy, studenci, lekarze, prawnicy,<br />

ale też wybitni artyści, pisarze, politycy, ludzie biznesu i przywódcy państw. Kotlina Kłodzka stała się<br />

ciekawą krajobrazowo i ważną zdrowotnie krainą nie tylko dla Polaków. Już w dawnych czasach cieszyła<br />

się ogromnym powodzeniem elit europejskich. Przybywali tu tak wielcy ludzie, jak genialny poeta<br />

niemiecki, Jan Wolfgang Goethe, caryca Rosji, Katarzyna II, car Aleksander I, królowie pruscy, Fryderyk<br />

II Wielki, Fryderyk Wilhelm III, czy prezydent Stanów Zjednoczonych, John Quincy Adams. Upodobali<br />

oni sobie najstarsze uzdrowisko w Polsce, Lądek Zdrój.<br />

W Dusznikach bawił Fryderyk Chopin, Jan Kazimierz, król Polski i Zygmunt Krasiński, poeta i dramatopisarz<br />

okresu romantyzmu. Maria Dąbrowska, znakomita pisarka i sławny piosenkarz, Mieczysław<br />

Fogg wybrali sobie Polanicę.<br />

Zaś Kudowę nawiedził przyszły prezydent Czechosłowacji – Masaryk, wędrując w okolicach Kudowy,<br />

Winston Churchill, późniejszy premier Wielkiej Brytanii, no i nasz wielki papież, wówczas jeszcze wykładowca<br />

teologii moralnej i etyki małżeńskiej, Karol Wojtyła, który przybywał tutaj w 1955 r. wraz ze swoimi<br />

studentami.<br />

Kudowę upodobał sobie także jeden z największych polskich pisarzy – Bruno Schulz, autor słynnych<br />

„Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod Klepsydrą”, artysta wielce oryginalny, porównywany do<br />

takich mistrzów pióra jak Witkacy, czy Gombrowicz. Twórca klasy światowej, tłumaczony na wiele<br />

języków europejskich. I był tutaj, jak się wydaje, dwa razy. Poświęćmy mu kilka słów uwagi.<br />

c.d. na str. 20<br />

17


WALDEK STRZĘPEK I JEGO SZTUKA<br />

Każdy z nas jest Aniołem z jednym skrzydłem<br />

Jeśli chcemy pofrunąć, musimy mocno się objąć<br />

Waldek Strzępek<br />

W 2006 r. zmarł w wieku 50 lat utalentowany<br />

plastyk kudowski Waldemar Strzępek,<br />

autor pię-knych akwareli, które rozeszły się<br />

po świecie i stały się świadectwem kunsztu<br />

kudowskich plastyków. Nieliczne, które pozostały<br />

w kudowskich domach przechowywane<br />

są z pietyzmem. Trzeba w tym miejscu<br />

przypomnieć słowa poety , dostosowując<br />

do ducha tego artykułu: spieszmy się kupować<br />

obrazy naszych mistrzów, bo ludzie szybko<br />

odchodzą…<br />

Waldemar Strzępek – przez przyjaciół<br />

i rodzinę nazywany pieszczotliwie Waldusiem<br />

– urodził się w 1956 r. w Bytomiu. Jego<br />

przyjście na świat zaczęło się niefortunnie.<br />

Przyszedł trochę przed czasem. I dlatego już<br />

u swoich początków wiele miesięcy spędził<br />

w szpitalu, gdzie z wielkim poświęceniem<br />

opiekował się nim dr Stefan Kubisa, późniejszy<br />

kudowski pediatra. Rodzina Waldka<br />

przeprowadziła się do Kudowy-Zdroju,<br />

gdy ten miał zaledwie rok. Tu uczęszczał do<br />

szkoły podstawowej, a następnie ukończył<br />

szkołę zawodową, średnią i studium budowlane.<br />

Przez całe swoje życie pracował jako<br />

hydraulik, a na koniec jako konserwator.<br />

Waldek był człowiekiem prawym, skromnym<br />

i cichym. Miał wielu przyjaciół, z którymi<br />

podzielał swoje pasje i zainteresowania.<br />

Kochał świat i przyrodę, pochłaniała go<br />

tematyka związana z astronomią. Dużo na<br />

ten temat czytał, przeglądał mapy nieba,<br />

uwielbiał spoglądać przez lunetę na nieboskłon.<br />

Prawdziwymi jego pasjami jednak<br />

były malarstwo i fotografika. Tworzył akwarele<br />

i obrazy olejne. W swój zaczarowany<br />

świat barw i pejzaży wciągał ludzi z najbliższego<br />

otoczenia. Większość z nich – z lepszym<br />

lub gorszym skutkiem – zaczęła próbować<br />

swych sił i tak jak on utrwalali swój<br />

świat na papierze, czy płótnie. Z czasem te<br />

krótkie chwile spędzane razem przestały<br />

wystarczać. Dopomógł im proboszcz parafii<br />

ks. Jan Odziomek. Zaprosił na plebanię<br />

i tam w małej salce katechetycznej spotykali<br />

się, by malować, ścierać się w swoich poglądach<br />

na temat sztuki, marzyć o wystawach<br />

na których zaprezentują swoje prace. Widomość<br />

o ich „klubie” szybko się rozeszła i zaczęło<br />

przybywać chętnych, którzy również<br />

chcieli tak jak oni malować, rzeźbić, tkać itd.<br />

Zaczęło brakować miejsca a i ksiądz potrzebował<br />

tej salki do prowadzenia katechezy<br />

z najmłodszymi. I tu uśmiechnął się do nich<br />

los w postaci decyzji Burmistrza Czesława<br />

Kręcichwosta o przydzieleniu im pomieszczeń<br />

po dawnej kawiarni „Cyganeria”. Ta<br />

nazwa pozostała i tak powstał Dom Pracy<br />

Twórczej Cyganeria.<br />

Waldek od początku czuł się odpowiedzialny<br />

za wszystko, co działo się w ich nowym<br />

locum. Prawie każdego dnia po pracy<br />

szedł do Cyganerii. Pomagał w organizowaniu<br />

wystaw, pełnił dyżury i sam malował<br />

nastrojowe akwarele. Jego prace były<br />

wystawiane w Polsce i zagranicą. Zdobył<br />

szereg nagród i wyróżnień, ale jego niespokojna<br />

natura artysty ciągle szukała innych<br />

środków wyrazu. Pochłonęła go fotografika.<br />

I tym razem jego pasja po raz kolejny została<br />

podchwycona przez innych. Przybywało<br />

osób dla których ta dziedzina sztuki stała<br />

się formą ich wyrazu i ekspresji. Zaczęli plano-wać<br />

założenie kółka fotograficznego,<br />

niestety on już nie mógł w realizacji tych planów<br />

uczestniczyć. Walduś zmarł – w wyniku<br />

choroby nowotworowej płuc – 22 sierpnia<br />

2006 r. Ruch twórczości amatorskiej w Kudowie-Zdroju<br />

stracił artystę i przyjaciela.<br />

Twórczość jest jednak trwalsza od ludzi.<br />

Pozostały jego piękne dzieła plastyczne, fotografie<br />

artystyczne i wdzięczna pamięć o<br />

czynnym, społecznym człowieku, który zbliżał<br />

ludzi do sztuki i wzajemnie do siebie.<br />

L.G.<br />

18


WYSTAWY W KUDOWIE<br />

Wystawa „Nasze Prace”<br />

Pola i Magda<br />

od lewej Magda Burger, Pola Śleziak<br />

To tytuł wystawy plastycznej jaka prezentowana<br />

była w okresie świąt Bożego Narodzenia<br />

i Nowego Roku 2009 w galerii DPT „Cyganeria”.<br />

Na ekspozycję składały się prace plastyczne<br />

dwóch młodych artystek uczennic miejscowego<br />

liceum, uczestniczek i wychowanek Domu Pracy<br />

Twórczej „Cyganeria”. Wystawa ma charakter<br />

retrospektywny, obrazuje talent artystyczny obu<br />

młodych malarek na przestrzeni lat, jak on się<br />

rozwijał pod bokiem prowadzącej „Cyganerię”<br />

Jolanty Drawnel i gościnnie Iwana Malińskiego.<br />

Prezentowane prace wykonane zostały w różnych<br />

technikach malarskich i graficznych, były wśród<br />

nich pejzaże, martwe natury, akty, ilustracje do<br />

książek.<br />

Na wernisażu wystawy obok licznych mieszkańców<br />

Kudowy, członków rodzin obu malarek,<br />

obecni byli artyści działający w „Cyganerii” i pedagodzy.<br />

Wystawę zaszczycił swoją obecnością burmistrz<br />

Czesław Kręcichwost. Nestor miejscowych<br />

księży Jan Myjak, wygłosił krótką pogawędkę na<br />

temat piękna ludzkiego ciała, w którym przebywa<br />

duch stworzony na Boże podobieństwo…<br />

Magdzie i Poli życzymy wytrwałej pracy<br />

i dalszego rozwijania artystycznych talentów,<br />

a młodym kudowianom by brali je za wzór do<br />

naśladowania oraz pokazali swoje zainteresowania<br />

i pasje w różnych dziedzinach działalności nie<br />

tylko artystycznych.<br />

MK<br />

Magda Burger – rysunek<br />

Pola Śleziak – malarstwo<br />

Pola Śleziak – malarstwo<br />

19


c.d. ze strony 17<br />

RODOWÓD SCHULZA<br />

Urodził się 12 lipca 1892 r. w niewielkim kresowym<br />

miasteczku, Drohobyczu, w rodzinie kupca bławatnego,<br />

Jakuba Schulza i córki zamożnego handlarza drewnem,<br />

Henrietty z domu Kuhmerker. Choć biografia Schulza<br />

sięga głębokich korzeni żydowskich, w jego domu<br />

mówiło się po polsku. Szkołę średnią ukończył w Drohobyczu,<br />

a w 1910 r. zaczął studia na wydziale architektury<br />

Politechniki Lwowskiej. Jednak z powodu złego stanu<br />

zdrowia w 1913 r. przerwał naukę i wrócił do domu.<br />

Dwa lata później, w 1915 r., zmarł mu ojciec. Schulz<br />

podjął studia w Wiedniu, ale nie ukończył ich. W latach<br />

1924-1941 pracował jako nauczyciel rysunku w szkołach<br />

powszechnych i średnich Drohobycza.<br />

W 1933 r. opowiadaniem „Ptaki” debiutował w „Wiadomościach<br />

Literackich”. W tym samym roku przy<br />

pomocy Zofii Nałkowskiej opublikował w wydawnictwie<br />

„Rój” „Sklepy cynamonowe”, a w 1936 r. „Sanatorium<br />

pod klepsydrą”. Obie książki wywołały zachwyt<br />

krytyki literackiej i uznanie czytelników. Równocześnie<br />

uprawiał malarstwo, rysunek i grafikę, zaskakując<br />

koneserów indywidualnym widzeniem świata i karykaturalną<br />

wymową dzieł. W latach 1941-1942 przebywał<br />

w drohobyckim gettcie, a 19 listopada 1942 r. został<br />

zastrzelony przez gestapo. Niemiecka kula dosięgła<br />

go wtedy, gdy miał już gotowe papiery przygotowane<br />

przez AK na wyjazd za granicę. Niestety, zginął w okresie<br />

szczytowego rozwoju twórczego.<br />

Inspirację do swoich dzieł czerpał z kruchej psychiki,<br />

głębokich kompleksów, destrukcyjnych obsesji i niespokojnego<br />

ducha. Był samotnikiem, lękał się ludzi, popadał<br />

SCHULZ W KUDOWIE<br />

Na przestrzeni dziejów Kudowa mądrze wykorzystywała<br />

swoje atrakcyjne położenie. Jednym z gości uzdrowiska,<br />

powtórzmy, okazał się znakomity polski pisarz, Bruno Schulz.<br />

To mało znany epizod z jego biografii.<br />

Kiedy to było? I czy tylko raz gościł w Kudowie? Zajrzyjmy<br />

do dokumentów, listów i wypowiedzi samego twórcy.<br />

Pierwszą wzmiankę znajdujemy w dziele Brunona Schulza<br />

p.t. „Księga listów”, w opracowaniu Jerzego Ficowskiego,<br />

wydanym w 1975 r. w Wydawnictwie Literackim, w Krakowie.<br />

Otóż w liście z dnia 13.03.1934 r., pisanym do Arnolda Saeta,<br />

germanisty, tłumacza Goethego i nauczyciela gimnazjum<br />

w Stryju, Schulz pisze:<br />

„List pański obudził we mnie najczulsze wspomnienia.<br />

Jakże bym Pana nie miał pamiętać i naszych rozmów kudowskich...<br />

Z wielką przyjemnością skorzystam z Pańskiego<br />

miłego zaproszenia i odwiedzę Pana – ażeby po 11 latach<br />

kontynuować przerwaną rozmowę…”.<br />

List ten pisze Schulz z Drohobycza (ul. Floriańska 10).<br />

Sprawdźmy więc, kiedy przebywał w Kudowie. Nie widział się<br />

ze swoim korespondentem przez jedenaście lat, a list napisał<br />

w 1934 roku, wynika więc jasno, że w Kudowie spotkali się<br />

w 1923 roku. To ważny szczegół. Bowiem za chwilę dowiemy<br />

się, że był też w Kudowie w innym czasie. To znaczy, że był<br />

tutaj przynajmniej dwa razy. Ale czy to możliwe? Sprawdźmy<br />

dokładnie. Musiał być w lecie, bo na ogół kuracjusze i turyści<br />

przyjeżdżali do Kudowy latem. O tej porze Kudowa jest<br />

najpiękniejsza. Czy był zadowolony z tego pobytu? Z pewnością<br />

tak, skoro pisze, że list Spaeta wzbudził w nim „najmilsze<br />

wspomnienia”. Z czym się mogły te wspomnienia wiązać?<br />

Pewnie z podziwianiem krajobrazu, spacerami po alejkach<br />

parkowych, z atmosferą miasta i ciekawymi rozmowami.<br />

I poznał w Kudowie germanistę i tłumacza literatury niemieckiej,<br />

Spaeta. Nawiązał z nim rozmowę. Musiała być interesująca<br />

i ważna, skoro później podarował mu cykl swoich grafik<br />

„Xsięga Bałwochwalcza”. A nie daruje się takich prac byle<br />

komu.<br />

W innym liście do Arnolda Spaeta, z 1936 roku, znowu mu<br />

się przypomina Kudowa i pisze:<br />

... „Dawno Pana profesora nie widziałem, jeszcze w Kudowie<br />

i każde zetknięcie listowne z Panem przypomina mi dawne,<br />

stracone czasy...”<br />

Nie bójmy się tych słów. „Stracone czasy” znaczą tu odeszłe<br />

czasy, minione, nie zmarnowane. Stracone, to tyle, co<br />

na zawsze utracone, nie do odzyskania. Smutna refleksja nad<br />

przemijaniem. Taka refleksja każdego wrażliwego człowieka<br />

dopada. A Schulza szczególnie. Delikatnego, nadwrażliwego<br />

i depresyjnego. Kudowa pozostawiła w nim niezatarty ślad.<br />

Co tutaj robił? Kurował się? Odpoczywał?<br />

We wspomnieniach Ireny Kejlin-Mitelman 1 , z 1980 r., która<br />

jako mała dziewczynka bawiła wraz z matką w Kudowie i spotkała<br />

tam Schulza, czytamy:<br />

„Czas: sierpień 1921. miejscowość: Zdrój-Kudowa, Niemcy.<br />

Dramatis personae: Ja, dwunastoletnia dziewczynka, z Mamą<br />

na kuracji…”<br />

A więc nie 1923 r., a 1921. Co to znaczy? Czyżby w Kudowie<br />

znalazł się po raz pierwszy w 1921 roku? A potem, w 1923,<br />

znowu się tu zjawił? W Kudowie panna Irena, dwunastoletni<br />

wówczas podlotek, spotyka Schulza w sierpniu 1921 r., a więc<br />

nie w 1923, kiedy Schulz był tutaj, jak wiemy już z listu samego<br />

pisarza, ale w 1921 r. Jak to rozumieć? Albo Schulz przebywał<br />

w Kudowie dwukrotnie. I w 1921 i w 1923 r. Albo ktoś się tu<br />

myli. Czyżby Schulz? Możliwe. Mógł zapomnieć o dokładnej<br />

dacie swojego pobytu w Kudowie. Tym bardziej, że w kalendarium<br />

życia spotykamy taki oto zapis:<br />

„1923 Pobyt w Wiedniu (Kaiserstrasse 48/66) od lutego<br />

do końca sierpnia [zob.: Paolo Caneppele, Bruno Schulz<br />

20


w stany depresyjne i uchodził za dziwka. Jedynym wybawieniem<br />

była dla niego twórczość.<br />

Najczęstszym motywem w jego pracach malarskich,<br />

grafice i rysunkach był małomiasteczkowy świat z całą<br />

swoją małomiasteczkową menażerią, z ulicami i domami,<br />

z drohobycką śmietanką towarzyską, nauczycielkami,<br />

służącymi, handlarkami i damami z pobliskiego<br />

sanatorium w Truskawcu, a przede wszystkim<br />

z kobietami pokazywanymi w groteskowych ujęciach.<br />

Widzimy na tych pracach wciąż tego samego wielbiciela<br />

damskiej urody, pełnego pokory i uniżoności<br />

młodzieńca, w którym można się dopatrywać samego<br />

twórcy.<br />

To znak postawy masochistycznej, ale też, być może,<br />

ironiczna i gorzka satyra na świat eleganckich dam<br />

i ich rozliczne fanaberie. Jest to sztuka głęboko ekspresyjna,<br />

surrealistyczna, groteskowa, deformacyjna i karykaturalna.<br />

Na obrazach można rozpoznać wielu znajomych<br />

Schulza, członków jego rodziny, przyjaciół, całą<br />

galerię znanych w okolicy postaci. Gdziekolwiek Schulz<br />

się znajdował, zawsze potrafił odkryć jakiś ciekawy wątek<br />

dla swojej sztuki.<br />

Niedawno, w 2001 r. odnaleziono freski artysty, malowane<br />

na ścianie w domu jego niemieckiego opiekuna,<br />

niejakiego Landau.<br />

Dziś większość prac artysty znajduje się w <strong>Muzeum</strong><br />

im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Poza dwiema<br />

książkami literackimi i bogatym zbiorem prac plastycznych,<br />

zachowały się też setki listów pisarza, a także korespondencja<br />

skierowana przez wielu twórców i przygodnie<br />

spotkanych ludzi do Schulza. To kopalnia wiedzy<br />

o wielkim artyście. Na podstawie tych listów możemy<br />

do pewnego stopnia zrekonstruować pobyt pisarza<br />

Kudowie.<br />

w Wiedniu. – w: W ułamkach zwierciadła... Bruno Schulz<br />

w 110 rocznicę urodzin i 60 rocznicę śmierci. Pod redakcją<br />

Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak i Władysława Panasa. – Lublin:<br />

TN KUL, 2003].<br />

A więc w sierpniu nie może być w Kudowie, bo jest w Wiedniu.<br />

W 1921 roku natomiast przebywa tutaj w sierpniu.<br />

Ale z kolei w 1923 roku wyjeżdża do Warszawy. I jak znowu<br />

się orientujemy z kalendarium życia: „Dzięki pośrednictwu<br />

poznanej w Kudowie pani Kejlin, Schulz wykonuje tam szereg<br />

portretów na zamówienie.<br />

Czyżby dopiero po dwu latach spotkał się z p. Kejlin? Całkiem<br />

możliwe. Ale mogło też być tak, że po powrocie z Wiednia,<br />

na krótko wstąpił do Kudowy i tam spotkał germanistę,<br />

Arnolda Saeta, do którego później pisał list. To tylko hipoteza.<br />

Na wszelki wypadek zostawmy znak zapytania.<br />

W każdym razie w 1923 roku Schulz przybywa do Warszawy<br />

i gości przez jakiś czas u pani Kejlin, malując i sprzedając<br />

namalowane portrety.<br />

Wspomnienia pani Kejlin mają ciekawy walor psychologiczny,<br />

obyczajowy, historyczny i kulturowy. Opowiadają, jaki<br />

wtedy Schulz był, jak się ubierał, jak chodził, jak i o czym rozmawiał,<br />

jak się zachowywał, ale także jaka panowała atmosfera<br />

w mieście i co się tu działo.<br />

Posłuchajmy:<br />

„Ale dlaczego Schulz? – pyta już dorosła p. Kejlin-Mitelman.<br />

I sama odpowiada: – Może z powodu inflacji. Ale dlaczego<br />

w ogóle kurort – nie wiem. Nie pamiętam, żeby przeprowadzał<br />

jakąkolwiek kurację. – Pierwsze spotkanie. Park, z daleka<br />

słychać orkiestrę. Ja wracam w podskokach ze szkicownikiem<br />

do Mamy czytającej książkę zmrużonymi oczami. Mama patrzy<br />

przez lorgnon na moje ostatnie rysunki, ja się rozglądam.<br />

Na ławce naprzeciwko siedzi dziwna postać. Słońce praży, zieleń<br />

i kwiaty, a on cały ciemny – ubranie, twarz i włosy. Ciemny,<br />

skulony, jakby zamknięty w sobie. Nogi i stopy razem, dłonie<br />

złożone płasko, zamknięte kolanami, ciemna głowa wtulona<br />

między ramiona. Nieruchomo wpatruje się w Mamę.<br />

Tu prawdopodobnie przebywał Bruno Schulz<br />

Dawny Hotel Polanów „Austria” w Kudowie-Zdroju<br />

fot. Konrad Buss<br />

Matka – przed czterdziestką – była jeszcze ciągle niezwykle<br />

piękną kobietą i zawsze się w nią ktoś wpatrywał.<br />

A więc ten ciemny mężczyzna rozluźnia się troszkę, wstaje –<br />

mały i wąski – wolniutko podchodzi i wykrztusza: „Czy pani<br />

pozwoli? Bo ja z Polski i ja też jestem malarzem… Właściwie<br />

– ja też rysuję”. Usiadł na brzeżku ławki, obejrzał rysunki,<br />

pochwalił, powiedział parę niezdawkowych uwag i kiedy przyszła<br />

po mnie ta okropna „panienka w moim wieku” – został<br />

na ławce z Mamą. I został w ogóle. – Trzy tygodnie razem.<br />

Co rano czekał na ławeczce w ogrodzie naszego pensjonatu,<br />

a potem nam towarzyszył. Po wspólnym „piciu wód” w parku<br />

– zaczynał się kontredans. Odprowadzał Matkę na kąpiele,<br />

mnie na tenis lub gimnastykę. Gdy ja byłam zajęta – na ławce<br />

z Mamą. Ale Mama miała jeszcze dziesiątki planów i obowiązków,<br />

{…} wtedy chodziliśmy rysować. W parku zawsze było<br />

co – statyczne i dynamiczne. Rysowaliśmy razem – dwunastoletnia<br />

dziewczynka w drucianych okularach i Bruno Schulz.<br />

On szkicował wspaniale, miękkim ołówkiem lub piórkiem<br />

i tuszem. Raz pies ogonem wywrócił buteleczkę, tusz kapał<br />

21


z ławki na żwirek, Bruno się ubabrał, a ja dostałam czkawki<br />

ze śmiechu. Bruno uczył mnie patrzeć i eliminować, upraszczać<br />

i rysować co ja chcę, a nie jak ołówek poniesie. Najlepszy<br />

nauczyciel, jakiego kiedykolwiek miałam. Nie śmiałam nigdy<br />

poprosić go o rysunek. Ale on poprosił mnie, żebym mu dała<br />

szkic tuszem, który zrobiłam z okna – „Bruno na ławeczce”<br />

w tej samej pozie, z dłońmi między kolanami. Powiedział, że to<br />

pierwszy raz ktoś go narysował – w co nie wierzyłam – i stale<br />

mi powtarzał, że dzięki mnie tu w ogóle rysuje, bo nie chciał<br />

i nic ze sobą nie zabrał – w co wierzyłam, bo wszystko z trudem<br />

w Kudowie musiał kupić, co nie było łatwe. – Mama próbowała<br />

go wciągnąć do młodego towarzystwa. Milczał i znikał.<br />

Próbowała zabierać go na wycieczki w Riesengebirge<br />

(Karkonosze – ST.S.) – ale to go męczyło. Czyżby serce czy<br />

płuca? Kiedyśmy, niezmordowane piechurki, wracały z całodziennej<br />

wycieczki – czekał na nas, podawał wodę, celebrował<br />

powrót zdobywców niebosiężnych szczytów. Ale do Schädelkapelle<br />

(Kaplica Czaszek – ST.S.) przyłączył się i przez parę dni szkicował<br />

z pamięci fantasmagorie czaszek i piszczeli. Mama była<br />

zagniewana i powtarzała, że to, że Niemcy kochają szkielety<br />

(słowa, które dziesięć lat później słyszałam od Noakowskiego)<br />

nie powinno wprowadzać jego, Brunona, w trans niesamowitości.<br />

Wieczory wolne Matka spędzała z Schulzem w salonie<br />

pensjonatu lub na znanej nam ławeczce w ogrodzie przed<br />

naszym oknem. Czasem podsłuchiwałam, ale nie zawsze można<br />

było słyszeć wyraźnie. Jego – nigdy, gdyż mówił bardzo<br />

cicho, z opuszczoną głową. Bywały też długie milczenia i znowu<br />

podejmował – chyba zwierzenia. Mama mówiła przekonywująco<br />

i niektóre słowa wymawiane dużymi literami: „Nowe<br />

Życie”, „Świat jest Otwarty i Piękny”, „Pana Talent” – dolatywały<br />

na pierwsze piętro. Pewnego ranka nie było go na ławeczce.<br />

Szukałyśmy go w parku, nie miałyśmy jego adresu. Znikł.<br />

W Warszawie czekało już na Mamę kilka jego listów i zaczęła<br />

się korespondencja…<br />

Trudniejsza była sprawa wynagrodzenia za nasze trzy portrety.<br />

Ta scena w gabinecie Tatusia (podglądana przeze mnie<br />

nakrywającą do herbaty) jest godna lepszego niż moje pióra.<br />

Ludzie nieśmiali mają tak wymowne usta w milczeniu, ręce –<br />

nawet w bezruchu – i te oczy błagalne… siedzieli tak naprzeciwko<br />

siebie na brzeżku fotelików, Ojciec z wygasłym papierosem,<br />

Schulz zwijał jakiś papierek. Drzwi do stołowego były<br />

otwarte, czasem któryś z nich rzucał rozpaczliwe spojrzenie na<br />

te drzwi – może stamtąd przyjdzie wybawienie. Wiem, że w<br />

końcu Schulz przyjął te pieniądze, żeby Ojca nie zmartwić. Bruno<br />

postanowił zmienić czerwoną różę trzymaną przeze mnie<br />

– na bez, który się właśnie ukazał, jako bardziej nadający się<br />

„dla takiej małej dziewczynki”. Przemalował kwiaty, ale nie był<br />

pewny ręki, więc zbalansował obraz w owalnej ramie na sztalugach<br />

i ja „siedziałam do ręki”. Mama wyszła gdzieś na posiedzenie.<br />

Nagle Bruno odkłada paletę, klęka przede mną, pochyla<br />

się. Skoczyłam. Bruno został na czworakach na dywanie.<br />

Rysunek Nr 7 (i 6) w Drugiej jesieni [Wyd. literackie, 1973 r.<br />

– J.F.] jest dokładnym, fotograficznym prawie oddaniem jego<br />

pozycji i twarzy w owym momencie. Tylko że nie ta pogardliwa,<br />

drapieżna kobieta oddalała się od niego, tylko wystraszona<br />

dziewczynka o niemodnie rumianych policzkach. Schulz był<br />

potem u nas jeszcze parę razy. Wiedział, że nie powiem nic<br />

w domu – nie powiedziałam. Ani w domu, ani nigdy nikomu.<br />

Ale wszystko w tym jednym momencie zrozumiałam, mimo<br />

że nie widziałam wtedy jeszcze jego rysunków, że nie wiedziałam,<br />

co oznacza słowo masochizm. Aż raz powiedział, że wraca.<br />

Że warszawska atmosfera jest gorsza niż drohobycka, że się dusi<br />

i że to nie dla niego. Matka go nie namawiała do zostania…”<br />

Jakie stąd wnioski? Rodzi się wiele pytań. Jak długo Schulz<br />

przebywał w Kudowie? Pani Kejlin-Mitelman mówi o trzech<br />

tygodniach. Ale te trzy tygodnie spędzał w jej towarzystwie.<br />

A wcześniej? Musiał być więc dłużej niż trzy tygodnie.<br />

Powiedzmy, miesiąc. Czyli cały sierpień 1921 roku spędził<br />

w Kudowie. Gdzieś tu powinny być papiery, dokumenty z jego<br />

pobytu, jakieś księgi wpisu, rejestracja. Na razie nie znajduję.<br />

A po co do Kudowy przyjechał? Pani Kejlin-Mitelman<br />

powiada, że nie chodził na zabiegi, nie kurował się, nie przywiózł<br />

z sobą materiałów do malowania, więc w jakim celu się<br />

tu zjawił? Pewnie przyjechał, by odpocząć. Wybrał Kudowę,<br />

bo poczuł się tam dobrze. Odpowiadał mu krajobraz, klimat,<br />

ludzie, atmosfera. Ta teza wydaje się najbardziej prawdopodobna.<br />

W tym czasie miał już kłopoty ze zdrowiem. Słabe<br />

zdrowie będzie go nękać i później. Może więc odpoczywał.<br />

A przy okazji podziwiał krajobrazy i poznawał ludzi. Nie<br />

wiemy, niestety, w którym pensjonacie się zatrzymał. Na której<br />

ławeczce i przed jaką willą tak często siadywał. Wiemy<br />

WNIOSKI<br />

Jakie wnioski winna wyciągnąć Kudowa z pobytu Schulza?<br />

Po pierwsze: Kudowa od dawna kusi swoim urokiem.<br />

Skusiła więc i wielkiego pisarza. A jak zjeżdżają tu wielcy pisarze,<br />

to znaczy, że Kudowa jest warta mszy. Jest ważna. Wyróżnia<br />

się. Rajcowie miejscy i mieszkańcy winni być dumni z tego<br />

faktu. Muszą wiedzieć, że warto tu mieszkać. Warto przebywać.<br />

I warto miasto rozwijać. Inwestować w kulturę. Bo to ma<br />

sens.<br />

Po drugie, Schulz tutaj nie tylko odpoczywał, ale i pracował<br />

twórczo, rysował portrety i szkicował. Czyli Kudowa posiada<br />

walory niezbędne dla pracy twórczej artystów i pisarzy. Ojcowie<br />

miasta winni zatem dbać, by tacy artyści pojawiali się<br />

tutaj jak najczęściej. I by później w sposób naturalny rozsławiali<br />

miasto po świecie.<br />

Należałoby mądrze i w sposób wizualny upamiętnić pobyt<br />

Schulza w mieście, sporządzając, dla przykładu, tablicę<br />

pamiątkową lub też odsłaniając popiersie lub pomnik,<br />

jak to uczyniły np. Karlove Vary, gdzie przez pewien czas<br />

przebywał Mickiewicz, a dziś widnieje jego pomnik, czy<br />

jak postąpiło Opole z Agnieszką Osiecką, do której figurki<br />

można podejść, objąć i sfotografować się obok Uniwersytetu<br />

Opolskiego.<br />

22


tylko, że nie chodził po górach, bo góry go męczyły. Odmawiał<br />

dłuższych spacerów z paniami z towarzystwa. Czekał<br />

na nie, gdy wracały z wędrówek. Musiał je sobie upodobać.<br />

Nie jesteśmy tylko pewni, która z pań bardziej przypadła mu<br />

do gustu. Czy dwunastoletnia (a może czternastoletnia już<br />

wtedy) panna Irena, przed którą padł później na kolana? Czy<br />

też jej niespełna czterdziestoletnia urodziwa matka, w którą<br />

tak intensywnie się wpatrywał w kudowskim parku? Musiało<br />

go coś szczególnego urzec w obu paniach, albo w jednej z nich,<br />

skoro tak wiele czasu im poświęcał. Bo specjalnie nie lgnął do<br />

ludzi. Z natury rzeczy był bowiem, jak wiadomo, odludkiem,<br />

samotnikiem i człowiekiem bardzo nieśmiałym. Możemy<br />

w przybliżeniu powiedzieć, w którym miejscu, na której ławce<br />

spotkał obie panie w Parku Zdrojowym. Słychać stamtąd było<br />

słabe dźwięki muzyki zdrojowej orkiestry. Czyli mogło to być<br />

za zdrojową studnią, w pobliżu stawu.<br />

Warto dodać inny fragment wspomnień pani Ireny Kejlin-<br />

Mitelman. Pisze ona tak:<br />

„Kiedy byłam w 8 klasie, Matka pokazała mi teczkę rysunków<br />

Schulza. Było ich trzynaście (…) Wszystkie umęczone i storturowane,<br />

trzynaście stopni do piekła. Wyrażały samotność<br />

i rozpacz. Kobiety były potworne, okrutne i pogardliwe. Nawet<br />

rysunki domów i uliczek były pełne ciemnych tajemnic. Mama<br />

zapytała: „Teraz rozumiesz, jaki on jest nieszczęśliwy. [Chodzi<br />

tu o fragment „Xięgi Bałwochwalczej”]. A dalej autorka<br />

pisze: „Długośmy o nim rozmawiały, pierwszy i bodajże ostatni<br />

raz(…) Czy Mama zauważyła, że przypatrywałam się dłużej<br />

rycinie, która była wariantem rysunku Nr 6 i 7(…) i domyśliła<br />

się? Czy też może ona przetrzymała ją dłużej w ręce, bo<br />

przypomniała jej podobną sytuację – gdzie? Chyba w Kudowie,<br />

przed ławeczką? Nie wiem(…) Byłyśmy obie najmniej odpowiednimi<br />

modelkami do sceny, którą Schulz obsesyjnie przeżywał,<br />

inscenizował i rysował…”<br />

Można z tej wypowiedzi wnosić, że nie tylko przed córką<br />

padał Schulz na kolanach, ale także przed matką, gdy rozmawiali<br />

przed willą na ławeczce. I wydaje się, co sugeruje<br />

wspomnienie, że w Kudowie – być może – został zapoczątkowany<br />

cykl jego prac, w których ukazuje artysta padającego<br />

plackiem u nóg mężczyzny, z twarzą Schulza. Ale czy to<br />

możliwe? „Księgę Bałwochwalczą” rozpoczął Schulz w 1920 r.<br />

w Drohobyczu. A skończył w 1922 r. Jeśli przyjmiemy, że w Kudowie<br />

był w 1921 r., rzecz wydaje się prawdopodobna. Ale<br />

mogło być też inaczej. Mógł Schulz najpierw w Drohobyczu<br />

tworzyć pierwsze grafiki z postaciami drohobyckich dam,<br />

u których nóg zwija się mężczyzna z twarzą Schulza, a potem,<br />

w Kudowie i Warszawie, sam pada u nóg obu paniom, jednakże<br />

każdej oddzielnie. Tak, czy inaczej, Kudowa odegrała w tej<br />

sprawie ważną rolę<br />

Bywał Schulz w Kaplicy Czaszek w Czermnej i rysował<br />

piszczele. To wiemy. Wiemy też że siedział obok dwunastoletniej<br />

p. Ireny i rysował ją. Pracował ołówkiem, piórkiem i tuszem.<br />

Robił p. Irenie i jej matce portrety. Pewnie szkicował<br />

też krajobraz, architekturę, albo przygodnie spotkane twarze.<br />

Lubił tak robić. W taki sposób zaskakiwał swoich znajomych,<br />

a przede wszystkim znajome w Drohobyczu.<br />

Nie wiemy nic więcej o innych jego znajomościach z tego<br />

pobytu. Wiemy tylko o pani Kejlin-Mitelman, jej matce,<br />

Cecylii i tłumaczu Goethego, panu Arnoldzie Saecie. Z nimi<br />

na pewno się spotykał i prowadził rozmowy. Tylko nie wiemy,<br />

czy to było w tym samym czasie, czy w różnych czasach.<br />

Z pewnością inni badacze do tego dojdą. Wiemy, że obu poznanym<br />

paniom zrobił 3 portrety. I wiemy, że ta znajomość<br />

bardzo twórczo zaowocowała w przyszłości. Bo gdy pojechał<br />

do Warszawy, jak wspominaliśmy, znowu się spotkał z paniami,<br />

odwiedził je w domu, poznał tam wielu ich przyjaciół<br />

i malował im portrety. Czyli inspiracje kudowskie zaowocowały.<br />

Dzięki Kudowie, jego dzieła artystyczne rozprzestrzeniały<br />

się.<br />

Być może, jak twierdzą znawcy Schulza, chorobliwa<br />

nieśmiałość pisarza, kompleksy niższości oraz fobie i uprzedzenia<br />

wykreowały masochistyczny typ estetyki i erotyki<br />

w jego twórczości, w której dominuje kobieta, potężna,<br />

władcza i dumna, a mężczyzna staje się jej skromnym,<br />

uniżonym sługą. Niewątpliwie wiązało się to z typem wyobraźni<br />

pisarza, rodzajem jego wrażliwości i skłonnościami do<br />

przerysowywania.<br />

1<br />

„Listy, fragmenty”. Wspomnienia o pisarzu. Wydawnictwo Literackie,<br />

Kraków, 1984 r. Opracowanie: Jerzy Ficowski.<br />

Byłoby dobrze, gdyby w Parku Zdrojowym Kudowy znalazła<br />

się estetycznie przygotowana ławeczka z siedzącym na<br />

niej zamyślonym Schulzem. Pensjonariusze mieliby okazję<br />

posiedzieć przy nim i pomedytować nad życiem. A być może<br />

wielu z nich sięgnęłoby chętniej po dzieła mistrza.<br />

Można by zamówić u cenionego wrocławskiego malarza,<br />

wielbiciela Schulza, Witalija Sadowskiego, który się specjalizuje<br />

w problematyce schulzcowskiej, portret pisarza i umieścić<br />

go na właściwym miejscu, odtwarzając klimat i aurę<br />

tamtych lat.<br />

Można by jedną z alejek w parku nazwać alejką Schulza.<br />

W szkołach średnich powinno się urządzać coroczny konkurs<br />

schulzowski.<br />

I wreszcie, należałoby na stale wpisać w krajobraz miasta<br />

coroczne jesienne spotkania pisarzy z ościennych krajów pod<br />

duchowym patronatem Schulza, jako trwały znak więzi między<br />

dawnymi a nowymi czasami. I w trakcie takich spotkań<br />

pisarze mogliby uczestniczyć w obecności młodzieży i z młodzieżą<br />

w dialogu kultur po kilku stronach granicy. Tak budowałaby<br />

się nowa tradycja miasta i regionu. A owoce jej byłyby<br />

dalekosiężne.<br />

Bowiem przebywanie wśród wartości trwałych wzmacnia<br />

w nas poczucie przynależności do świata ważniejszego, ciekawszego<br />

i głębszego, który czyni nas lepszymi i bardziej<br />

wrażliwymi. A to zawsze ma sens.<br />

Stanisław Srokowski<br />

23


MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />

Włoscy więźniowie<br />

w Kudowie<br />

w czasie II wojny światowej<br />

Luigi Baldan 2009 r.<br />

Moje zainteresowania historią Kudowy-Zdroju trwają od lat, inspirowane są ciekawymi losami mieszkańców<br />

tego miasta na przestrzeni epok. Bywają historie – zdawałoby się – krótkie, ale jakże dramatyczne i głębokie<br />

w swoich konsekwencjach. Oto historia włoskiego marynarza, Ligi Baldana, który jako więzień III Rzeszy<br />

przebywał ponad rok w Kudowie, w filii hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen położonej na Zakrzu<br />

(niemiecka nazwa Sackisch) obok fabryki bawełnianej, nazywanej po wojnie KZPB.<br />

W czasie II wojny światowej uruchomiono w tych zakładach produkcję zbrojeniową. Więźniowie pracowali we wspomnianej<br />

fabryce, a także w różnych okolicznych miejscach, według planów i potrzeb, jakie miała tu III Rzesza. Luigi<br />

Baldan opisał swoje dzieje wojenne, w tym z obozu w Kudowie i dzięki temu posiadamy pełniejszy obraz tego miejsca,<br />

życia więźniów, losu włoskich jeńców wojennych i innych więźniów, w tym m.in. Polaków, Czechów, Rosjan. Czas nawet<br />

jednego roku potrafi się zwielokrotnić, gdy życie jest stale zagrożone i gdy każdy dzień jest walką o przeżycie. Opis życia<br />

w obozie Sackisch poszerza nam obraz dziejów Kudowy z lat II wojny światowej. Jest to smutniejsza część dziedzictwa tej<br />

ziemi z okresu niemieckiego. W tym świecie zła – urządzonym przez hitlerowców – relacje więźniów, w tym Luigi Baldana,<br />

to skarby ludzkiego ducha, o których należy mówić i je przechowywać, dla zachowania naszej godności, jako ludzi. Włoski<br />

marynarz Baldan pokazał nam także postawę Włocha, troszczącego się o honor żołnierski i solidarność z innymi uwięzionymi<br />

ludźmi różnej narodowości. Być może idee jedności europejskiej – jakimi żyje Europa od początku XX wieku – mają<br />

także swoje korzenie we wspólnym cierpieniu wielu narodów i wspólnej walce ze złem w I i II wojnie światowej.<br />

Wydarzenia włoskie<br />

Luigi Baldan urodził się 5 września<br />

1917 roku, w miejscowości Dolo niedaleko<br />

Wenecji. Jego ojciec zmarł, gdy miał<br />

12 lat, został z mamą i rodzeństwem<br />

w ciężkiej sytuacji materialnej. Dlatego<br />

podjął pracę w warsztacie samochodowym.<br />

Przyuczenie do zawodu trwało kilka<br />

lat. Został wykwalifikowanym mechanikiem<br />

– tokarzem precyzyjnym. Od<br />

1922 roku Włochy były odurzone faszyzmem<br />

Mussoliniego i jego zgrabną<br />

propagandą ,,Dolce Vita”. W państwach<br />

należących do osi Berlin-Rzym-Tokio,<br />

narastał apetyt na ziemie i majątek sąsiadów.<br />

Nasz bohater przed wybuchem<br />

II wojny światowej służył w Królewskiej<br />

Marynarce Włoch na wodach Adriatyku.<br />

Z chwilą rozpoczęcia wojny, odbywał<br />

służbę wojskową na statku Titan i 1 flotylli<br />

Mas La Spezia, dzieląc los z wieloma<br />

innymi młodymi Włochami biorącymi<br />

udział w tamtych wydarzeniach w porcie<br />

Split, położonym na Wybrzeżu Dalmatyńskim.<br />

W lipcu 1943 r. zaszły wielkie zmiany<br />

w faszystowskich Włoszech. 10 lipca doszło<br />

w Rzymie do ,,rewolucji pałacowej”.<br />

Nastąpiła eskalacja wydarzeń. Od 6 do<br />

25 lipca Zgromadzenie Wielkiej Rady<br />

Faszystowskiej, głosowało za przywróceniem<br />

przedfaszystowskiego systemu<br />

rządów i przekazaniem dowództwa nad<br />

siłami zbrojnymi królowi Wiktorowi<br />

Emanuelowi III. Następnego dnia po<br />

spotkaniu z królem, Mussolini został<br />

aresztowany i zesłany na wyspę Ponza.<br />

Nowym premierem Włoch mianowanym<br />

przez króla został marszałek Pietro<br />

Badoglio.<br />

Przygotowania wojsk sprzymierzonych<br />

do inwazji na Włochy rozpoczęły się już<br />

27 sierpnia 1943 r. Zadanie to powierzono<br />

amerykańskiej 5 armii dowodzonej<br />

przez gen. Clarka i brytyjskiej 8 armii<br />

pod dowództwem gen. Montgomery’ego.<br />

Z lądującymi wojskami desantowymi<br />

aliantów skontaktował się marszałek<br />

Badoglio, proponując podpisanie układu<br />

pokojowego i zawieszenie broni. Decyzję<br />

tą ogłoszono publicznie 8 września<br />

1943 r.<br />

Niemcy, już w maju 1943 roku po<br />

klęsce niemieckich i włoskich oddziałów<br />

w Afryce Północnej, podejrzewali<br />

Włochów, że mogą zawrzeć odrębny<br />

układ pokojowy i gdy to nastąpiło,<br />

zrealizowali dawno przygotowane plany<br />

okupacji Włoch ,,Fal Achse” i „Fall<br />

Alaric”. 10 września 1943 r. oddziały<br />

niemieckie zajęły po krótkim oporze<br />

Rzym. W kraju zaprowadzono niemiecką<br />

administrację wojskową. 12 września<br />

1943 r. uwolniony przez Niemców Beni-<br />

24


to Mussolini proklamował 23 września<br />

Włoską Republikę Socjalną, całkowicie<br />

uzależnioną od Niemców. Teraz terror<br />

Niemców dopadł żołnierzy włoskich.<br />

W ramach rozbrajania włoskiej armii<br />

Wehrmacht i jednostki SS dokonały wielu<br />

zbrodni. Tak było na wyspie Kefalonia,<br />

gdzie włoski garnizon podjął nierówną<br />

walkę z Niemcami w wyniku, czego<br />

zostało rozstrzelanych ponad 4,5 tysiąca<br />

żołnierzy, a ogólna liczba zaginionych<br />

Włochów wyniosła 8400 osób. Działo się<br />

tak na podstawie wydanego przez Hitlera<br />

rozkazu i instrukcji dla armii niemieckiej,<br />

która od tego czasu podzieliła żołnierzy<br />

włoskich na następujące kategorie:<br />

• żołnierzy ,,wiernych sojuszowi”<br />

• żołnierzy, ,,nie chcących już dłużej<br />

walczyć”<br />

• żołnierzy, ,,stawiających opór lub paktujących<br />

z wrogiem lub bandytami”<br />

W odniesieniu do osób drugiej i trzeciej<br />

kategorii rozkaz brzmiał ,,Oficerów<br />

rozstrzelać, podoficerów i szeregowców<br />

wysłać na Wschód celem zatrudnienia<br />

”W wielu przypadkach rozkazy Oberkommando<br />

der Wehrmacht (OKW) doprowadziły<br />

do wielu zbrodni na żołnierzach<br />

włoskich.<br />

Droga w nieznane<br />

9 września 1943 r. bohater tej opowieści<br />

został zatrzymany w porcie Sebenico<br />

w Dalmacji przez wojska niemieckie<br />

i rozbrojony. Następnie już, jako jeniec<br />

z grupą innych Włochów, był pieszo konwojowany<br />

w głąb Bałkanów. Próby jakichkolwiek<br />

ucieczek kończyły się rozstrzelaniem<br />

na miejscu. Po kilku dniach jeńcy<br />

zostali załadowani w wagony towarowe<br />

jak ,,sardynki” i wywiezieni w nieznane.<br />

Podczas przymusowej podróży trwającej<br />

10-12 dni, pozbawieni byli wody, jedzenia,<br />

opieki medycznej, z brakiem możliwości<br />

załatwienia nawet potrzeb fizjologicznych.<br />

Niektórym udało się przez szczeliny<br />

w deskach podłogi wagonu, złapać<br />

parę źdźbeł trawy rosnącej na torowisku,<br />

dla zaspokojenia ostrego głodu. Konwojenci<br />

niemieccy strzałami w wagony uciszali<br />

krzyki i lamenty wydobywające się<br />

z wnętrza wagonów Nie wszyscy więc dojechali<br />

żywi. Pod koniec września 1943 r.<br />

dotarli do miejscowości Bad Orb w Niemczech.<br />

Znajdował się tam obóz jeniecki<br />

noszący nazwę Stalag IX B Wegscheid.<br />

Pobyt w tym miejscu dla Włochów okazał<br />

się przeżyciem bardzo traumatycznym.<br />

Internowani na własne oczy przekonali<br />

się, czym jest niemiecki faszyzm i III<br />

Rzesza. Wielu z nich mocno zweryfikowało<br />

swoje dotychczasowe poglądy związane<br />

z włoskim faszyzmem i Mussolinim.<br />

Byli przecież obecnie „zdrajcami”, a sami<br />

czuli się zdradzonymi.<br />

Zagłodzeni, chorzy, brudni i zapluskwieni,<br />

zostali zapędzeni na plac obozu,<br />

gdzie następnie wszystkich zarejestrowano<br />

i sfotografowano. Komendy wydawane<br />

przez niemieckich funkcjonariuszy<br />

obozu były dla nich niezrozumiałe,<br />

powodowały zamęt, który uciszany był<br />

biciem, kopaniem i strzałami z broni.<br />

Wielogodzinne apele coraz bardziej ich<br />

wyczerpywały. Większość z internowanych<br />

miała umundurowanie letnie, nieprzystosowane<br />

do klimatu w Niemczech.<br />

Śmierć zbierała kolejne żniwo. W miesiąc<br />

później Luigi Baldan został przeniesiony<br />

do obozu Heddernheim niedaleko Frankfurtu<br />

nad Menem. Z kolumną jeńców, co<br />

dzień z obozu do fabryki zbrojeniowej,<br />

odbywał 9 kilometrową drogę w konwoju.<br />

Po mozolnej 12-sto godzinnej pracy,<br />

ciężko było więźniom wracać do obozu.<br />

Pobyt w tym miejscu trwał 8 miesięcy.<br />

Umierali następni współtowarzysze niedoli<br />

Baldana.<br />

Arbeitskommando<br />

Luigi Baldan w obozie<br />

Z uwagi na kolejne klęski wojsk niemieckich,<br />

odczuwanego braku siły roboczej<br />

w III Rzeszy, coraz liczniejszych<br />

bombardowań zakładów przemysłowych<br />

w głębi Niemiec, narastało znaczenie<br />

miejsc mniej bombardowanych przez<br />

aliantów w których można było ukrywać<br />

fabryki zbrojeniowe. Do takich miejsc<br />

należała Kudowa. W kwietniu 1944 roku<br />

Luigi Baldana przeniesiono do obozu<br />

pracy usytuowanego niedaleko zakładu<br />

zbrojeniowego mieszczącego się w Bad<br />

Kudowa – Sackisch (Kudowa-Zdrój –<br />

Zakrze). W dalszym tekście będę używać<br />

w stosunku do obozu nazwy „Sackisch”,<br />

a nie „Zakrze”, tak jak na obóz Gross-<br />

Rosen nie mówi się „Rogoźnica”, a obóz<br />

w Auschwitz zawsze będzie „Auschwitz”,<br />

a nie „Oświęcim”. Baldan spisał relację<br />

z tego pobytu odręcznie w 1951 roku.<br />

Gdy znalazł się w lagrze Sackisch został<br />

skierowany do pracy w Vereinigte Deutsche<br />

Metalwerke (VDM) zakładzie, który<br />

uprzednio zajmował się produkcją płótna<br />

(późniejsze KZPB). W 1944 roku w zakładzie<br />

tym wytwarzane były części mechaniczne<br />

do samolotów. Znajdowały się<br />

tam komanda pracy i obóz koncentracyjny<br />

skupiające kilka tysięcy ludzi – kobiet<br />

i mężczyzn. Warunki życia internowanych<br />

Włochów nieznacznie się polepszyły,<br />

ponieważ jesienią 1944 r. zmienił<br />

się status jeńców wojennych włoskich na<br />

pracowników przymusowych, lecz nadal<br />

byli traktowani ,,jako niewolnicy Hitlera”.<br />

W poruszaniu się po terenie fabryki<br />

Włosi mieli więcej swobody niż inne<br />

komanda więźniów tj. Polaków, Czechów,<br />

Rosjan i innych. Sytuacja ta pozwalała im<br />

lepiej się zorganizować w codziennym życiu<br />

obozowym i dawała nadzieję, że przeżyją.<br />

Luigi Baldan był zatrudniony, jako<br />

mechanik przy tokarce precyzyjnej. Poznał<br />

język niemiecki na tyle, że rozumiał<br />

polecenia i rozmowy strażników niemieckich<br />

i personelu cywilnego fabryki.<br />

Zrozumiał, że lager, w którym przebywał<br />

jest jednym z podobozów ogromnego<br />

kompleksu obozów koncentracyjnych<br />

zwanych Gross-Rosen. W pojemniku na<br />

śmieci współwięźniowie czasem przemycali<br />

skradziony węgiel do obozu. Węglem<br />

tym ogrzewali barak, który zamieszkiwali.<br />

Między obozem a fabryką odległość<br />

wynosiła 1,5 km. Bywało też i tak, że byli<br />

zatrudnieni do prac fizycznych lub polowych<br />

u miejscowej ludności. Niemieccy<br />

pracownicy fabryki, jak i miejscowa ludność,<br />

z którą stykali się w drodze do pracy<br />

odnosiła się do więźniów niechętnie. Byli<br />

bici, poniżani na wszelkie sposoby. Oplucie,<br />

urągania czy uderzenie w twarz przez<br />

cywila w fabryce lub w drodze do obozu,<br />

gdy ich spotykali, były codziennością.<br />

Życie obozowe<br />

Typowy dzień w obozie wyglądał tak:<br />

bezsenne noce, zimno, niedożywienie,<br />

częste alarmy i apele na placu. Personel<br />

obozu – funkcjonariusze SS, uporczywie<br />

urządzali sobie zabawy zmuszając<br />

więźniów do kopania dołów w ziemi,<br />

25


a następnie do ich zasypywania. Gdy<br />

przyszły chłody wielu z nich bało się lazaretu<br />

czyli „izby chorych”, bowiem – jak<br />

pisze Baldan – gdy ktoś z nas tam trafił<br />

to już nigdy go nie widziano. Oznaczało<br />

to śmierć. Dlatego skrzętnie skrywali<br />

swoje choroby i niedomagania, które<br />

były codziennością.<br />

Produkcja prowadzona była przez<br />

24 godziny na dobę, więźniowie pracowali<br />

po 12 godzin. W niedzielę zamiast<br />

odpoczywać, wymuszano na nich inne<br />

prace. Od grudnia 1944, aż do kwietnia<br />

1945 roku, były to prace przy usuwaniu<br />

gruzów po bombardowaniach lotniczych.<br />

Wokół widzieli tylko śmierć i rozpacz<br />

jeńców. Do jedzenia dostawali niewielkie<br />

kawałki starego czarnego chleba<br />

i zupę z brukwi, takiej jak na paszę dla<br />

bydła. Jedna z części włoskiego obozu<br />

była słabiej strzeżona i gdy dochodziło<br />

do bombardowania powstawał zamęt<br />

w obozie. Wtedy ryzykując życie, potajemnie,<br />

z pobliskich pól kradli ziemniaki<br />

i co się tylko nadawało do jedzenia.<br />

Teren w całości był pilnowany przez<br />

strażników z bronią. Jeśli jeńcy przekroczyli<br />

wyznaczony teren obozu i strażnik<br />

zauważył ten fakt, to strzelano do nich<br />

bez ostrzeżenia. ,,My, jako Włosi byliśmy<br />

traktowani źle, ale to, co spotkało<br />

Polaków, Czechów, Rosjan a szczególnie<br />

Żydów to okrutne bestialstwo i wyniszczająca<br />

praca” – pisze Baldan. Po<br />

jednym z bombardowań nastąpiły szkody<br />

w terenie. Baldan został wyznaczony<br />

do usuwania gruzu. Wtedy to dokładnie<br />

widział mężczyzn z innego komanda<br />

ubranych w pasiaki, wyniszczonych fizycznie,<br />

którzy ciężko pracowali, a pomimo<br />

to byli obsesyjnie bici przez pilnujących<br />

ich niemieckich strażników. Jednego<br />

z tych więźniów nazwano ,,profesorem”.<br />

Przez jakiś czas widywał go przy tej pracy.<br />

Stan jego zdrowia i sił był fatalny, ale to<br />

,,profesor ich pocieszał”, mówiąc do nich,<br />

że wszystko będzie dobrze. Czy przeżył<br />

obóz tego Baldan nie wie, ale nigdy nie<br />

zapomni jego niezłomności ducha w tak<br />

dramatycznych okolicznościach.<br />

Wśród Włochów było kilku oportunistów<br />

wysługująch się Niemcom, za co byli<br />

przydzielani do lżejszej pracy i inaczej ich<br />

traktowano. Jeden z nich zażądał złotych<br />

pierścionków od żydowskich więźniów<br />

w zamian za jedzenie. Luigi Baldan dał<br />

mu ,,lekcję” po której odechciało mu się<br />

takiego „handlu”.<br />

Większość tutejszych Niemców była<br />

całkowicie oddana ideologii nazistowskiej.<br />

Jednak były wyjątki. Jeden z miejscowych<br />

rolników, do którego Baldan<br />

trafił do pracy polowej, dał mu skrycie<br />

żywność i ubranie. Od żony rolnika<br />

dowiedział się, że mają syna służącego<br />

w marynarce wojennej, który przebywał<br />

w Norwegii. Być może, dlatego rozumieli<br />

jego cierpienie, gdyż wiedzieli, że jest on<br />

marynarzem. Udzielanie takiej pomocy<br />

groziło wyrokiem śmierci lub ciężkimi<br />

karami.<br />

Nigdy nie był w stanie zapomnieć<br />

losu młodych kobiet Żydówek z obozu<br />

Sackisch. Pochodziły z różnych krajów.<br />

Okrucieństwo strażniczek SS wobec tych<br />

kobiet było ogromne. Żydowskie dziewczęta<br />

były zatrudnione w fabryce przy<br />

produkcji części mechanicznych. Każda<br />

niedoskonałość w wykonaniu tych prac<br />

była traktowana jako sabotaż, za co<br />

groziła śmierć. ,,Pomagaliśmy tym dziewczętom<br />

na ile to było możliwe” – wspomina<br />

Baldan. Wszelkie próby kontaktowania<br />

się z nimi, rozmowy, gesty, były<br />

natychmiast karane. A jednak współtowarzysze<br />

niedoli podrzucali tym kobietom<br />

w fabryce lub przez druty obozu<br />

jedzenie, kawałki szmat używanych do<br />

czyszczenia maszyn w fabryce. Dziewczęta<br />

były ubrane nędznie, przeważnie<br />

bose, tylko niektóre w drewniakach.<br />

Widać było, że zimno dokuczało im<br />

bardzo. Miały ogolone głowy, rany na<br />

całym ciele, a z tych szmat lub papieru<br />

robiły chusty, części ubrania i ochronę<br />

na stopy. Kobiety te ciężko pracowały.<br />

Pewnego dnia doszło do awarii tokarki,<br />

przy której pracowała młoda żydówka<br />

o imieniu Teresa. Nadzorujący pracę<br />

niemiec zaczął krzyczeć i powiadomił<br />

niemiecki personel techniczny, przybyły<br />

inżynier uznał, że to sabotaż. Widać<br />

było w oczach żydówki przerażenie,<br />

wtedy Baldan zdobył się na odwagę<br />

i przekonywał Niemca, że to nie jej wina.<br />

Do awarii doszło dlatego, że Teresa zasłabła<br />

z wycieńczenia podczas pracy. Na<br />

szczęście inżynier został przekonany,<br />

dziewczyna wróciła do pracy ,,Myślę, że<br />

uratowałem jej życie” zapisał Luigi Baldan.<br />

Ucieczka do wolności<br />

Solidarność wśród więźniów była duża.<br />

Oczywiście konspirowali, a ich codzienną<br />

walką było dążenie do spowolnienia produkcji.<br />

Ucieczka z obozu w przypadku<br />

schwytania oznaczała śmierć. Z uwagi na<br />

brak odpowiedniego zaplecza wydawało<br />

się to niemożliwe. Dokumenty, ubranie,<br />

znajomość języka, pieniądze i sam<br />

wygląd stwarzały już duże problemy.<br />

Naloty bombowe czyniły zamęt w obozie,<br />

wtedy zdarzyły się próby ucieczki,<br />

ale kończyły się tragicznie. ,,Pamiętam<br />

chłopaka z Triestu, którego zastrzelono”–<br />

pisze Baldan… Jednak pod koniec wojny<br />

Tak mieszkał więzień<br />

Baldan zaryzykował i w takich okolicznościach<br />

w nocy uciekł w pobliskie lasy,<br />

gdzie przedzierał się w stronę Czech<br />

w kierunku Nachod – Dvůr Králové.<br />

Tutaj pomógł mu pewien Czech, który<br />

podczas I wojny światowej był jeńcem<br />

wojennym we włoskiej miejscowości<br />

Rovigo. Przez niego nawiązał kontakt<br />

z miejscowym ruchem oporu. Ludzie<br />

ci zapewnili mu opiekę, pobyt, wyżywienie,<br />

ubranie i dokumenty. Jednakże,<br />

5 maja 1945 r. trafił jako zakładnik do<br />

koszar miejscowego SS. Ich dowódca<br />

fanatyczny nazista postanowił wycofać się<br />

w głąb Niemiec, chciał zabrać zakładników<br />

ze sobą. Baldanowi udało się jednak<br />

zbiec i tak 9 maja 1945 roku pojawiła się<br />

wolność. Świętowali ją wszyscy: Czesi,<br />

Rosjanie, Polacy i Włosi – niektórzy dołączyli<br />

z niedalekiego obozu dla internowanych<br />

w Dvůr Králové.<br />

Epilog<br />

W pierwszych miesiącach wolności przywrócenie<br />

komunikacji kolejowej i drogowej<br />

stanowiło duży problem. Grupa<br />

Włochów chcących wracać do domu, trafiła<br />

na pociąg, który miał jechać w kierunku<br />

Italii. Po kilku dniach Luigi Baldan<br />

zorientował się, że cały skład zmierza<br />

do Odessy. Na szczęście pociąg jechał<br />

powoli. Ponownie, choć z trudem wrócił<br />

do Pragi w sierpniu 1945 r. Dopiero<br />

pociągiem obsługiwanym przez wojsko<br />

amerykańskie dotarł przez Niemcy do<br />

Werony, a następnie ciężarówką do<br />

Wenecji i dalej pieszo. Po drodze w Niemczech<br />

i Włoszech widział zniszczenia,<br />

26


jakie wyrządziła wojna. Trafił do domu,<br />

do rodziny, bardzo zaniepokojonej jego<br />

losem. Wrócił po dwóch latach spędzonych<br />

w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.<br />

Jednak, ze smutkiem wspomina,<br />

że nie ujrzał już matki, która zmarła<br />

w 1943 r.<br />

Po powrocie nękały go nocne koszmary.<br />

W snach znów był w obozie, widział<br />

śmierć, cierpienia i głód współtowarzyszy<br />

niedoli. Przez pierwsze lata po wojnie<br />

nikt z włoskiego rządu nie interesował się<br />

byłymi żołnierzami, których internowano<br />

do niemieckich obozów.<br />

,,Walczyliśmy przeciwko nazistowskim<br />

Niemcom, a oceniano nas, jako kolaborantów”<br />

– mówi z goryczą Baldan. Wielu<br />

więźniów obozów wkrótce zmarło lub<br />

ciężko chorowało na zaburzenia psychiczne,<br />

gruźlicę i inne choroby. ,,Postanowiłem<br />

dalej walczyć o należne nam prawa<br />

za cierpienia i poniesione ofiary, pamięć<br />

o tych, co nie doczekali się wolności”.<br />

Marzenia Luigi Baldana częściowo się<br />

spełniły. We Włoszech powoli zaczęto<br />

doceniać postawę i wysiłki żołnierzy,<br />

którzy odmówili współpracy z byłym<br />

niemieckim sprzymierzeńcem. Luigi<br />

Baldan, działa jako aktywny członek<br />

Włoskiej Federacji Wolontariuszy<br />

Wolności. W 2008 roku odznaczony<br />

został Medalem Honoru Deportowanych<br />

i Internowanych ,,MEDAGLIA<br />

D’ONORE AI DEPORTATI E INTER-<br />

NATI”. Medal Honoru dla Włochów to<br />

ciągłość ideału Ojczyzny.<br />

Makieta typowego, hitlerowskiego<br />

obozu robót przymusowych.<br />

Od Autora:<br />

Historię powyższą poznałem w czasie poszukiwań<br />

z Panem Bronisławem Kamińskim<br />

materiałów dotyczących wydarzeń<br />

w naszym mieście w okresie II wojny światowej.<br />

W 2007 r. została opublikowana<br />

książka autorstwa Luigi Baldana pt. Lotta<br />

per sopravvivere (walka o przeżycie).<br />

Niestety nie ma wydania i tłumaczenia<br />

polskiego, stąd przekład tekstu własny.<br />

Nawiązaliśmy także kontakty z innymi<br />

żyjącymi jeszcze więźniami obozu Sackisch<br />

w Kudowie.<br />

Po klęsce stalingradzkiej oraz załamaniu<br />

się koncepcji wojny błyskawicznej, władze<br />

III Rzeszy wiedziały już, że wojna potrwa<br />

dłużej. Dlatego zdecydowały, że więźniów<br />

obozów koncentracyjnych, obozów jenieckich<br />

należy wykorzystać, jako siłę roboczą<br />

w zakładach przemysłu zbrojeniowego<br />

i gospodarki wojennej. Przemieszczone<br />

lub nowo utworzone zakłady na Dolnym<br />

Śląsku były bezpieczne od bombardowań<br />

sił zbrojnych aliantów, jakie występowały<br />

w głębi Niemiec. W istniejącym obozie<br />

KL Gross-Rosen nastąpiła rozbudowa,<br />

pojawiło się łącznie na Dolnym Śląsku<br />

106 filii obozu Gross-Rosen, powstały kolejne<br />

podobozy pracy przy zakładach produkcyjnych<br />

a przede wszystkim, pojawiły się<br />

wielkie transporty więźniów z całej okupowanej<br />

przez Niemców Europy. Nadmienić<br />

należy, że ta ,,darmowa siła robocza” była<br />

ogromną korzyścią finansową dla formacji<br />

SS, naczelnego dowództwa Wehrmachtu<br />

i koncernów przemysłowych. Więźniowie<br />

kompleksu obozów Gross-Rosen pracowali<br />

między innymi dla koncernu: Krupp<br />

AG, IG Farbenindustrie, Siemens, Blaupunkt,<br />

Rheinmethall Borsing, Deimler<br />

Benz, Deutsche Alluminiumwerke, AEG,<br />

Feldmühle Nobel AG i wielu innych. Lista<br />

znanych firm, dla których pracowali więźniowie<br />

przekroczyła 200 pozycji. Społeczny<br />

Komitet Ochrony Miejsc Pamięci walk<br />

i Męczeństwa w Kudowie-Zdroju podjął<br />

działania dla upamiętnienia tego miejsca<br />

cierpienia w Kudowie przez zamieszczenie<br />

odpowiednich tablic pamiątkowych o treści:<br />

W Kudowie – Zakrze,<br />

na terenie od ul. Łąkowej,<br />

aż do Jeleniowej<br />

istniał w latach II wojny światowej<br />

kompleks obozów hitlerowskich<br />

III Rzeszy Niemieckiej:<br />

– filia obozu koncenracyjnego<br />

Gross-Rosen dla kobiet pochodzenia<br />

żydowskiego - Sackisch<br />

– obóz dla robotników przymusowych<br />

z Polski i innych krajów<br />

– obóz pracy przymusowej dla kobiet<br />

pochodzenia żydowskiego Gellenau<br />

– obozy dla radzieckich i włoskich jeńców<br />

wojennych<br />

Przebywało w nich ponad 4000 osób,<br />

których godność, zdrowie i życie<br />

były bestialsko niszczone.<br />

Zbigniew Kopeć<br />

Działalność upamiętniająca ma znaczenie<br />

dla historii i ludzkości. Już<br />

dawno zauważono, że zapominanie<br />

o zbrodni powoduje powtarzanie<br />

się jej. Narody, które ucierpiały<br />

umacniają pamięć tamtych zdarzeń.<br />

Ale pamięć jest ważna także dla<br />

narodu, w którym pojawili się sprawcy<br />

zbrodni i w którym mógł funkcjonować<br />

taki system. O tym jak<br />

ruch nazistowski był popularny<br />

wśród niemców na Dolnym Śląsku<br />

znajdujemy informację w monografii<br />

historycznej pt. Dolny Śląsk pod<br />

redakcją Wojciecha Wrzesińskiego<br />

wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego<br />

z 2006 roku – str. 546: ,,Liczba<br />

głosów oddanych na NSDAP<br />

w dolnośląskich okręgach wyborczych<br />

była wyższa od średniej<br />

krajowej, (43,9% głosów przy 88,8%<br />

frekwencji a w okręgu legnickim 54%<br />

i wrocławskim 50,2% czyli absolutna<br />

większość – były to jedne z najwyższych<br />

wyników wyborczych NSDAP<br />

w Niemczech w 1933 roku w wyborach<br />

do Reichstagu ”<br />

Literatura:<br />

Bardzo wnikliwie i dokładnie historię kompleksu obozów opisują pracownicy naukowi <strong>Muzeum</strong> Gross-Rosen ,,Filie obozu Koncentracyjnego Gross-Rosen’’ wyd. <strong>Muzeum</strong> G-R Wałbrzych<br />

2008 r. ,,KL Grosss-Rosen” Alfred Konieczny wyd. <strong>Muzeum</strong> G-R Wałbrzych 2006 r. ,,Byłem jeńcem wojennym w Landshut”– Leonardo Calossi – wyd. <strong>Muzeum</strong> G-R Wałbrzych 2005 r.<br />

Zainteresowanych literaturą w tym temacie, kieruję do publikacji które są do nabycia w tym <strong>Muzeum</strong>. www.gross-rosen.pl<br />

27


RODZINY KUDOWSKIE<br />

Kudowski fotograf i jego żona<br />

Zygmunt i Anna Gałeccy<br />

cz. II<br />

Droga do Kudowy<br />

KRYJÓWKA I WOLNOŚĆ<br />

Po odejściu rosyjskich zwiadowców nastała jakaś dziwna<br />

cisza. Niemcy uciekli – wojsko i ludność – gdzieś nie daleko<br />

słychać było głuche wybuchy, jakby wystrzały artylerii, a wojsk<br />

rosyjskich i polskich jeszcze nie było. Zygmunt wymyślił,<br />

że Anna i jej koleżanka Zosia (Polka spod Zbaraża pracująca<br />

w tym samym gospodarstwie co Anna) ukryją się w stodole.<br />

Sąsieki były załadowane sprasowaną słomą, wysoko, aż<br />

prawie pod sam dach. Zygmunt przyniósł najdłuższą drabinę<br />

jaka była, dziewczęta wydrapały się na samą górę, a następnie<br />

wciągnęły za sobą drabinę i zagrzebały się wśród wiązanek słomy.<br />

Drugiej, tak długiej drabiny nie było, czuły się bezpiecznie.<br />

Anna była dziewczyną wielkiej urody, Zosia zaś – po chorobie<br />

na ospę – miała twarz zeszpeconą krostami i ciężko to<br />

odczuwała. Akurat w tej sytuacji ta podziobana twarz stawała<br />

się dodatkową ochroną. Gdyby podochocony bojec chciał się<br />

wdrapać na tę górę słomy, to Zosia wychylając się mogła mu<br />

nawet pokazać język. Na sam jej widok wszystkiego by mu się<br />

odechciało.<br />

Tiurmeńczyki przyszli i poszli. Po kilkunastu godzinach<br />

dziewczęta zeszły na dół. Na spotkanie z wojskiem przymusowi<br />

robotnicy zbierali się do kupy. Tak łatwiej było porozumieć<br />

się i było bezpieczniej. Anna i Zygmunt postanowili jak najszybciej<br />

opuścić tą wieś. Pamiętali, że bauer od Anny powiedział,<br />

że gdy nadejdą wojska rosyjskie i polskie i gdy zechce<br />

ona stąd odejść, to najpierw niech wypuści na pole wszystkie<br />

zwierzęta, by mogły sobie coś znaleźć do jedzenia. Zaczął się<br />

maj, było już trochę trawy na polu. Teraz dotarły do niej te<br />

słowa bezdusznego bauera. Anna, Zygmunt i inni tam pracujący<br />

przymusowi biegli do zwierząt. Z radością otwierali<br />

obory i uwalniali wszystko, co żyło. Popędzali, by już, zaraz,<br />

w tej chwili wszystko, co oddycha wychodziło na wolność.<br />

Nie było już łańcuchów, zamkniętych drzwi, boksów, klatek,<br />

chlewików, kurników, kojców. Wszystko to gdacząc, chrząkając,<br />

becząc, piejąc, porykując wychodziło na pole. Ludzie,<br />

którzy – od świtu do zmroku – na co dzień troszczyli się o zwierzątka,<br />

karmili je i czyścili teraz tak się z nimi żegnali. Szkoda,<br />

że nie mogli tego widzieć owi bauerowie. Może wreszcie coś<br />

z tego zrozumieliby, zanim zbiegli przed frontem i karą.<br />

LUDZIE I PRACA<br />

Dla Anny i Zygmunta nadszedł wreszcie ostatni dzień ich<br />

dotychczasowego sposobu życia. Zygmunt, będąc silnym<br />

chłopcem łatwiej znosił swój los. Gorzej znosiła Anna. W gospodarstwie<br />

jej bauera (Anna mówi „bawora”) oprócz niej<br />

pracowała Zosia, chłopak spod Olkusza – (Polak) Józek i niepełnosprawny<br />

Niemiec, na którego mówiono „kastrat”. Był<br />

niedorozwinięty umysłowo i z tego powodu został wykastrowany.<br />

Ten, nieszczęsny Niemiec miał na imię August. Ponieważ<br />

dla Niemców imię to brzmiało zanadto poważnie – jak na<br />

tak potraktowanego człowieka – więc bauer mówił na niego<br />

„Paul”. Bauerowa wyjaśniła, że tak jest krócej i będzie „Paul”.<br />

I słusznie, po co jeszcze zużywać energię mięśni języka i dodatkowe<br />

ułamki sekund na dłuższe słowo „August”? To przecież<br />

oszczędna Rzesza! Niedaleko stąd, w obozie koncentracyjnym<br />

Gross-Rosen prochy ludzkie rozsiewano jako nawóz. Wszystko<br />

to miało ze sobą jakiś związek i zdawało się być głębsze od<br />

samego hitleryzmu. Anna i inni przymusowi znaleźli się<br />

w warunkach codziennego życia niemieckiej rodziny, która<br />

nie musiała być zwariowanym światem Niemiec, a jednak nim<br />

była. Na przykładzie tych kastratów poznawali nieznany im dotąd<br />

system „opieki społecznej”. Na terenie ziem okupowanych,<br />

hitlerowcy mordowali niepełnosprawnych, a u siebie swoich<br />

kastrowali. Anna pamięta, że w tej wsi było kilku takich wykastrowanych<br />

Niemców i Niemek Pracowali w gospodarstwach<br />

jak mogli i umieli, a od bauera otrzymywali miesięcznie po<br />

30 marek na swoje wydatki – niezależnie od codziennej opieki.<br />

Nasi przymusowi dostawali coś, albo nic, ale przeciętnie od<br />

5 do 10 marek miesięcznie. W swojej naiwnej prostocie Paul<br />

mówił, że ucieknie razem z Polakami. Pozostał jednak na łasce<br />

losu. Pocieszali się, że ani Rosjanom ani Polakom do głowy nie<br />

przyjdzie, by takiego człowieka tak po prostu zabić. Nadchodzili<br />

naprawdę inni ludzie.<br />

Następnego dnia Anna obudziła się i nie wiedziała, co z sobą<br />

zrobić. Dotychczas, już od czwartej rano pracowała. Miała (razem<br />

z Józkiem) wyrzucić obornik od 10 krów, 15 świń, 5 cieląt,<br />

nakarmić cielęta, nakarmić te 15 świń. Gdy było już posprzątane<br />

– to Zosia, razem z bauerową doiły krowy. Po wydojeniu<br />

krów Anna miała za zadanie wywieźć mleko na ulicę, skąd<br />

zabierał je traktor. Potem przynosiła z szopy węgiel i drewno.<br />

Do śniadania było jeszcze daleko. Trzeba więc było przynieść<br />

kilka wiader (80 kg) kartofli dla świń, wrzucić je do płukarki,<br />

wypłukać, a następnie przenieść do parownika, rozpalić pod<br />

parownikiem i pozostawić do parowania. Jeszcze z Józkiem<br />

nakarmili kury, kaczki i gęsi, a Zosia z Paulem karmili krowy.<br />

Teraz, gdy już to wszystko zostało wykonane i zbliżała się<br />

godzina ósma, myli się i jedli śniadanie, po którym byli mniej<br />

najedzeni od karmionych przez siebie zwierząt. Ciągle odczuwali<br />

głód. Po śniadaniu bauer rozdzielał zadania do wykonania.<br />

Jeśli nie było czegoś sensownego, to szli na pole zbierać<br />

kamienie. Chodziło o to, by ciągle pracowali i nie trzymały się<br />

ich głupoty. Tak było od świtu do nocy. Baurowie byli ewangelikami,<br />

więc nasi do kościoła nie chodzili, bo też pewnie trudno<br />

byłoby tym Niemcom pojąć, że mogą mieć Boga wspólnego<br />

z ludźmi niewolnymi. Tępi i bezduszni prześladowcy mieli siłę<br />

nieludzkiej maszyny, w którą umieli się zamieniać. I nagle to<br />

wszystko stanęło. Kierat zatrzymał się. Cały ten ich świat okazał<br />

się bezsensowny i zbrodniczy. Nadchodzące wojska wyzwalały<br />

28


więźniów i robotników przymusowych, ale nie bauerów. Oni<br />

nie czuli się wyzwalani, byli pokonani.<br />

Po latach, Anna i Zygmunt odkryli pewną pułapkę, że we<br />

wspomnieniach, taki kierat zaczyna żyć jakby swoim własnym<br />

życiem. Ów ciemiężyciel bezpośredni – jakim był bauer –<br />

gdzieś się rozmywał. Uczucia gniewu przenoszą się z niego na<br />

ten cały kierat. Drobiazgowa, bezduszna i potworna w swojej<br />

systematyczności machina zaczyna przysłaniać winy tych<br />

ludzi, którzy to naprawdę robili. Coraz bardziej pokusa podszeptuje:<br />

a co ten niemiecki bauer mógł zrobić, był jaki był.<br />

Może ktoś inny na jego miejscu byłby jeszcze gorszy ?<br />

Tak to człowiek ulepsza sobie przeszłość, ucieka od niej, gdy<br />

jest straszna, bo chce widzieć świat normalny – żeby w tym<br />

wszystkim znaleźć jakiś sens. Zgodziliśmy się z panią Anną, że<br />

zbyt szybkie i łatwe wybaczanie nie jest dobre. Temu, kto dokonał<br />

zbrodni nie należy pomagać w jej łatwym zapomnieniu.<br />

Źle rokowałoby to dla ludzkości. Ta pułapka pozwala jednak<br />

normalnie żyć. Dobrze to znają zesłańcy Sybiru.<br />

Z Mokrzeszowa do Częstochowy<br />

Po uwolnieniu zwierząt, Anna i Zygmunt ruszyli w drogę<br />

do Częstochowy. Wzięli z gospodarstwa mały wózek, włożyli<br />

nań co było pod ręką do jedzenia i spania, i dalej w drogę<br />

do rodziny, do Częstochowy.<br />

Musiał to być obrazek dość niezwykły,<br />

trochę dramatyczny a<br />

trochę romantyczny, jak dwoje<br />

bardzo młodych ludzi ciągnęło<br />

wózek, idąc na wschód drogami<br />

zatłoczonymi od wojska i cywilów.<br />

Już po kilku kilometrach<br />

minęli Świdnicę. Następnego<br />

dnia, w Jaworzynie, przeżyli<br />

zdarzenie nadzwyczajne. Oto,<br />

bryczką konną jechało dwóch<br />

polskich oficerów, powoził<br />

szeregowy żołnierz. Skądś<br />

wytrzasnęli bryczkę i jechali<br />

przez walczący świat ze spokojem<br />

zwycięzców. Takiego widoku<br />

nasi nie spodziewali się.<br />

Zygmunt stanął jak wryty, nie<br />

wierzył swoim oczom, patrzył<br />

jak na jakąś zjawę, oniemiał,<br />

patrzył i płakał, i nie mógł się<br />

opanować: Polska, Polska.<br />

Do Częstochowy, do domu<br />

rodzinnego Zygmunta w Białej<br />

Dolnej szli 10 dni. Dzisiejsi<br />

świdniccy pielgrzymi ks. Brudnowskiego<br />

mogą ocenić tempo<br />

tej pieszej podróży. Zygmunt<br />

prowadził Annę do swojej rodziny.<br />

Bo gdzie mieliby iść?<br />

Ożeni się z nią i jakoś sobie<br />

poradzą. Oboje mieli przy sobie niemieckie papiery robotników<br />

przymusowych, które od czasu do czasu pokazywali do<br />

kontroli i dla upewnienia kim są. W dokumencie Anny było<br />

jednakże zaznaczone, że jest z Rosji. A już ogłaszano, że kto<br />

z Rosji, ten ma wracać do ZSRR. Fatalne papiery Anny mogły<br />

spowodować zabranie jej do ZSRR. Wpadli więc na pomysł,<br />

że oboje podrą te swoje niemieckie papiery i niech się dzieje<br />

co chce. Czy to tylko oni nie mają papierów? Takich jest cała<br />

masa i jakoś żyją. W najbliższym lesie podarli i spokój. Anna<br />

już nie ruska. Umówili się, że dla różnych kontroli będą mówić,<br />

że są bratem i siostrą (Gałeccy z Białej Dolnej koło Częstochowy)<br />

i że wracają z robót w Niemczech. Tak szli do Białej<br />

Dolnej, oboje bez jakichkolwiek dokumentów.<br />

Papiery i ich człowiek<br />

Jak wolność, to wolność. Oboje doszli do Częstochowy<br />

i Anna była już w ciąży. Zrazu nic nie widać, ale tygodnie lecą<br />

szybko. A jak jej w domu Zygmunta nie zechcą? Musi wtedy<br />

wracać na Ukrainę, do Taszłyka. Zanim wyjedzie, trochę czasu<br />

upłynie, i jak wracać z brzuchem? Co powie matka? Wracać,<br />

czy nie wracać?<br />

Odsapnijmy trochę od tych męczących pytań i przenieśmy<br />

się w wyobraźni na głębokie Podole, w sienkiewiczowską scenerię<br />

Dzikich Pól, czyli na bracławszczyznę, nieopodal Humania,<br />

jakieś około dwieście kilometrów od Kijowa. W Taszłyku,<br />

dużej wsi liczącej 2.5 tys. mieszkańców żyła matka Anny z rodziną.<br />

Ziemia bracławska należy do najbardziej urodzajnych<br />

na Ukrainie i trudno znaleźć w całej Europie równie urodzajną<br />

glebę. Nie dziwota, że każdy<br />

z okolicznych krajów chętnie<br />

widziałby tą ziemie i jej mieszkańców<br />

w swoich granicach.<br />

To bogactwo stało się jednym<br />

z wielkich nieszczęść Ukrainy.<br />

Od XVI wieku magnaci polscy<br />

zajmowali coraz większe obszary.<br />

Napływała tu także drobna<br />

polska szlachta, jako rycerstwo,<br />

walczące z Tatarami, Turkami,<br />

Moskwą, a także Kozakami<br />

z Zaporoża. Wśród tej drobnej<br />

polskiej szlachty znaleźli się<br />

przodkowie Anny w linii ojca.<br />

Przywędrowali z Mazowsza,<br />

z rodu Gnatowskich, z nazwiskiem<br />

Stuła, herbu Łada, wędrowali<br />

po wschodnim Podolu,<br />

bracławszczyźnie i kijowszczyźnie.<br />

Ich chlebem codziennym<br />

była walka i poszukiwanie<br />

możliwości zakorzenienia się.<br />

Stare dzieje Stułów bracławsko-kijowskich<br />

toną w mrokach<br />

przeszłości. W nowszych<br />

czasach dziadek Anny (Stuła)<br />

szedł z legionami Piłsudskiego<br />

przeciw bolszewikom i był<br />

Anna Gałecka w 1974 r.<br />

w Kijowie. Jego syn Karol Stuła<br />

(ojciec Anny) już był zabrany<br />

do Armii Czerwonej i w II wojnie<br />

światowej zginął. Matka (Ukrainka) inteligentna i obrotna<br />

zatrudniła się w kuchni kołhozowej i ratowała rodzinę. Ojciec<br />

Polak i katolik, matka Ukrainka i prawosławna, a córka ma być<br />

w takiej religii, jak matka. Anna więc była od dziecka prawosławną.<br />

Przyjrzyjmy się jeszcze okolicom Taszłyka i Humania,<br />

29


y wiedzieć dokąd mogłaby Anna powrócić, gdyby nie osiadła<br />

w Częstochowie, w Kudowie, czy gdziekolwiek w Polsce, po<br />

robotach przymusowych w Niemczech. Najbliższe większe<br />

miasto od domu rodzinnego w Taszłyku to odległy o 30 km<br />

Humań. Ponieważ było to miasto bardzo dla Anny atrakcyjne,<br />

to zapewne tam szukała by dla siebie miejsca. A jaki jest<br />

Humań? Gdy od Taszłyku dojeżdżało się do Humania, to następowało<br />

pierwsze spotkanie ze słynnym parkiem humańskim,<br />

tzw. Zofiówką. Dla nas , kudowian, opisywanie jakiegoś parku<br />

zawsze odnoszone jest do parku zdrojowego w Kudowie. Jakiż<br />

więc jest ów park humański, ta sławna Zofiówka? Niebywały,<br />

nadzwyczajny, jeden z najpiękniejszych w Europie, a może<br />

i w świecie. Na 160 hektarach (!) Stanisław Szczęsny Potocki<br />

wybudował w latach 1796-1805 ten potężny kompleks parkowy<br />

jako dar dla swojej kochanej Zofii Wittowej-Potockiej, ówczesnej<br />

legendarnej piękności. Była to w latach budowy największa<br />

inwestycja w Europie. Pracowało przy niej 800 fachowców<br />

i tysiące ludzi z okolicznych wsi. Utworzono sztuczne stawy<br />

o zróżnicowanych poziomach, podziemną rzekę, groty, kaskady,<br />

wodotryski i największą w Europie fontannę i blisko<br />

sześćdziesiąt różnych budowli. Tysiące pachnących roślin dawały<br />

wrażenie jakiejś wielkiej<br />

perfumerii, a cudowne, cenne<br />

drzewa w ilości ponad półtora<br />

tysiąca robiły niezwykłe<br />

wrażenie. Nasi magnaci kresowi<br />

mieli wielkie bogactwo,<br />

fantazję i zdolności organizacyjne,<br />

tworzyli wielkie dzieła<br />

zdolnymi rękami Polaków<br />

i Ukraińców. Trzeba zobaczyć<br />

kresy, parki, zamki, warownie,<br />

świątynie, pałace, by z właściwą<br />

rezerwą podchodzić do cudów<br />

na zachodzie Europy. Anna,<br />

jadąc na roboty do Niemiec<br />

widziała trochę świata. W czasie<br />

robót w Mokszeszowie była<br />

trzykrotnie w Świdnicy. Po wyzwoleniu<br />

przewędrowała pieszo<br />

kawał Śląska i Polski centralnej.<br />

Czy mogła tu znaleźć coś piękniejszego<br />

od Humania? Dowiedziała<br />

się także od życia, że nie<br />

wszystko złoto, co się świeci.<br />

Taszłyk nie musiał być czymś<br />

złym. Skromniej i biedniej - to<br />

nie koniecznie musi znaczyć<br />

gorzej. Wiedziała także, że jest<br />

po ojcu Polką, a po matce Ukrainką.<br />

W swojej osobie łączyła te<br />

dwie nacje, bliskie przez pokrewieństwo,<br />

a skonfliktowane<br />

przez historię. Trzeba dla jasności<br />

dodać, że na wschodniej<br />

Ukrainie – skąd pochodziła rodzina<br />

Anny – nie było konfliktów etnicznych polsko-ukraińskich<br />

i nic takiego jak ruch Bandery nie było tam znane. Teraz,<br />

wracała z niewoli, mając serdecznego współtowarzysza niedoli<br />

i kiełkujące nowe życie. Młoda dziewczyna, o pięknych tradycjach<br />

kresowych polskich i ukraińskich stanęła na rozdrożu<br />

rodzinnym, narodowym i religijnym. Coś trzeba było wybrać.<br />

Z takimi kotłującymi się myślami dochodziła Anna<br />

z Zygmuntem do Białej Dolnej. Był maj 1945 r. W okolicach<br />

Częstochowy – po niemieckiej okupacji – bieda aż piszczało.<br />

Nic nie lepiej niż w Taszłyku. Ale tu może przynajmniej będzie<br />

lepiej, no i Zygmunt dobry i opiekuńczy i jego rodzina także.<br />

Najgorsze jednak – jak się okazało – to brak papierów. Trochę<br />

pospieszyli się z tym podarciem. Nie można się zameldować,<br />

nie ma jak mieszkać, nie można podjąć pracy, nie dadzą ślubu,<br />

nawet nie wiadomo czyje jest dziecko, nie da się żyć. Nie masz<br />

papierów, to jakby ciebie nie było, a nawet jeszcze gorzej.<br />

Żyło się już, a trzeba było się narodzić.<br />

Chrzest, ślub i pierwsze dokumenty<br />

Dla naszych młodych błysnęło na chwilę słońce: w Białej<br />

Dolnej sołtysem był wujek Zygmunta. Zameldował ich jako:<br />

„Zygmunt Gałecki i Anna Buczyńska”. Wymyślił „Buczyńska”<br />

żeby nie „Stuła”, bo mogli by wywieźć ją do Rosji. Lepiej, żeby<br />

takiego śladu nie było. Na drugi dzień wujek ich wymeldował.<br />

Nie ma takich, gdzieś sobie poszli. Ale byli, więc tacy żyją, jest<br />

jakiś ślad w papierach. Ulokowali<br />

się u wujenki, na przedmieściu<br />

Częstochowy. Myśleli o ślubie,<br />

bo jak tu inaczej żyć, zwłaszcza<br />

w Częstochowie. Najpilniejsze<br />

były metryki. Zygmunt łatwo<br />

odzyskał metrykę chrztu, więc<br />

już coś było. Anna postanowiła<br />

wziąć chrzest rzymsko-katolicki<br />

i to powinno otworzyć wszystkie<br />

drogi. Udała się do swojej<br />

parafii. Proboszcza nie zastała.<br />

Młody wikary poprosił o jakiś<br />

dokument. Powiedziała, że nie<br />

ma i że jest ze wschodniej,<br />

radzieckiej Ukrainy. Na to wikary<br />

powiedział jej, że powinna<br />

udać się blisko położonego biura<br />

sowieckiej komendantury i tam<br />

starać się o papiery. O katechizmie<br />

porozmawiają później.<br />

Postąpiła tak, jak radził młody<br />

ksiądz. Szła ze strachem, ponieważ<br />

wiedziała, że przez częstochowski<br />

dworzec przejeżdżają<br />

radzieckie wojenne eszelony<br />

(pociągi) i kto wie, co może się<br />

stać. Radziecki wojskowy nie był<br />

nadmiernie rozmowny. Jak ty od<br />

Bracławia – powiedział – to co ty<br />

tu jeszcze robisz. Podniósł głos i<br />

zakrzyknął: „do eszełona won”.<br />

Do dzisiaj ma te słowa w uszach.<br />

Zygmunt Gałecki z wnukami, 1988 r.<br />

Jak won to won, wyszła i wróciła<br />

do księdza. Miała szczęście,<br />

właśnie powrócił stary proboszcz. Wysłuchał tej sprawy.<br />

Po co ty – powiedział do wikarego – tam ją wysłałeś. Kto ci tak<br />

powiedział. Chce dziewczyna się ochrzcić, to ją ochrzcimy, jak<br />

Pan Bóg przykazał. No to do katechizmu, o prawosławiu nie<br />

30


trzeba zapominać, ale będziesz katoliczką. Dzisiaj nie byłoby<br />

żadnych problemów, chrzest prawosławny i katolicki oba<br />

kościoły wzajemnie uznają, jest ekumenizm, wiara jest jedna,<br />

ale wtedy tak nie było. I Anna została ochrzczona w kościele<br />

rzymsko-katolickim, nie byle gdzie, bo w Częstochowie. Otrzymała<br />

metrykę chrztu. Nareszcie jest dokument, są papiery!<br />

Teraz ślub, w kościele częstochowskim św. Rocha, podczas<br />

nieszporów. Wielu ludzi już znało historię młodej pary. Kościół<br />

pękał od zgromadzonych. Stary ksiądz dał ślub gratis, śpiewano<br />

Veni creator, tak, jak jej dawnym polskim przodkom. Od<br />

razu po ślubie odbył się chrzest ich trzytygodniowego synka.<br />

Trzeba przyznać, że duchowieństwo stanęło na wysokości<br />

zadania. Jest metryka chrztu, metryka ślubu i metryka chrztu<br />

dziecka, papierów więc co nie miara. Żyją i są znani. Zygmunt<br />

dość szybko miał komplet polskich papierów. Anna otrzymała<br />

dowód tymczasowy z zaznaczeniem że jest z ZSRR. Był rok<br />

1946.<br />

Kudowa, Kudowa<br />

Zaczęli wreszcie normalne życie. Zygmunt zatrudnił się<br />

u fotografa w Częstochowie. Tam spotkał fotografa z Zawiercia<br />

Henryka Jakubowskiego. Ów Jakubowski zauważył pracowitość<br />

Zygmunta, opowiedział mu, że ma w Kudowie-Zdroju<br />

zakład fotograficzny i że Zygmunt mógłby się u niego zatrudnić,<br />

jako lajkarz. Tak wtedy, w języku zawodowym mówiona<br />

na fotografów używających aparatów „Laica”. Zygmunt wyjechał<br />

więc najpierw do Zawiercia, by poznać jak jest naprawdę,<br />

a po dwóch tygodniach zjawił się w Kudowie. Był rok 1947. Na<br />

ul. Okrzei 22, w mieszkaniu Jakubowskiego urządzał Zygmunt<br />

miejsce dla swojej rodziny. Niebawem – jeszcze w 1947 r – cała<br />

rodzina była już w Kudowie.<br />

Kudowa, dzisiejsza z roku 2009 jest zupełnie inna, niż ta<br />

powojenna. W 1947 r. gdy przybyli nasi Gałeccy do Kudowy,<br />

byli ludźmi młodymi. Anna miała 20 lat, Zygmunt o dwa lata<br />

więcej. Dla młodych ludzi wszystko jest piękne, zwłaszcza<br />

w późniejszych wspomnieniach. Przyjeżdżali coraz to nowi<br />

ludzie. Budowano domy, szczególnie dla zakładów bewełnianych,<br />

uzdrowisko i domy wczasowe były pełne gości. Od czasu<br />

do czasu ktoś wyjeżdżał, ze starych mieszkańców niemieckich.<br />

W 1947 r. wyjeżdżali nawet większą grupą. Nikogo to specjalnie<br />

nie przejmowało. Niemcy spowodowali wojnę, śmierć<br />

i zniszczenia, i sami doprowadzili do wielkich wędrówek<br />

ludzi, w tym także swoich. Było więc całkiem naturalne, że<br />

wyjeżdżali. Na ogół ludzie pamiętali jak byli – jeszcze niedawno<br />

– traktowani przez Niemców przy usuwaniu z domów, własności,<br />

w obdzieraniu z godności, z biciem, grabieniem, zabijaniem,<br />

zepchnięciem na margines, wyniszczanie ciężką pracą<br />

zlikwidowaniem wszystkiego co polskie, w tym szkół, uczelni,<br />

paleniem książek i dokumentów, kradzieżą najcenniejszych<br />

dzieł kultury narodowej. Świeża była jeszcze pamięć lochów<br />

gestapo, rozstrzeliwań i dymiących kominów w licznych obozach<br />

koncentracyjnych. Polacy zastawali na dolnośląskiej<br />

ziemi różne dziedzictwo. Było jeszcze stare piastowskie, czyli<br />

polskie, było czeskie, austriackie i niemieckie. Z niemieckiego<br />

dziedzictwa najpierw widziano około 100 filii obozu koncentracyjnego<br />

Gross-Rosen. Taka filia obozu koncentracyjnego<br />

była także w Kudowie i było w niej więcej więźniów niż mieszkańców<br />

w całej ówczesnej niemieckiej Kudowie (Szczegółowo<br />

ten obóz w Kudowie opisuje w swoich publikacjach pan<br />

Zbigniew Kopeć).<br />

Prawie obok siebie mieliśmy w tym uzdrowisku urągliwe zestawienie:<br />

„Arbeit macht frei” i „Bad Kudowa – leczy serce, koi<br />

nerwy”. Za to wszystko, mogła spotkać każdego Niemca tylko<br />

zemsta i to sroga. Ale, tak nie było. Wyjazdy Niemców bardzo<br />

różniły się od niedawnych wyjazdów Polaków, zgotowanych<br />

przez Niemców. Wyjeżdżali spokojnie, bez dokuczania i prześladowania,<br />

a tym bardziej jakiegokolwiek bicia i poniżania.<br />

Polacy, napływali głównie z repatriacji z ziem wschodnich,<br />

cieszyli się, że żyją, organizowali Kudowę, nadali jej prawa<br />

miejskie, uruchomili zniszczone zakłady bawełniane (KZPB),<br />

uruchomiali szkoły, w tym także klasę z językiem … niemieckim,<br />

dla dzieci niemieckich. Pani Anna mówi, że nie obchodzono<br />

się z Niemcami tak jak oni z nami. A pamięć wojny była<br />

jeszcze bardzo świeża. Pozostał niemiecki lekarz dr Becker<br />

i ten jakby rozumiał ogromną historyczną zmianę. Pracował,<br />

leczył nadal i cieszył się zaufaniem nowo przybyłych.<br />

Znajomy Anny, tutejszy Niemiec (o nazwisku czeskim)<br />

pracował w aptece, jako farmaceuta. Miał ukończoną niemiecką<br />

szkołę drogeryjną. Zobowiązano go do uzupełnienia wykształcenia,<br />

w kierunku technikum farmaceutycznego, do którego<br />

miał łatwość wstąpienia w trybie zaocznym. Odmówił, uznając<br />

to za rodzaj prześladowania. Wyjechał do Niemiec i tam,<br />

żeby podjąć pracę w aptece musiał takie technikum zaliczyć.<br />

I zaliczył, ale tego już nie traktował jako prześladowania.<br />

W tamtych, pierwszych początkach, po cichu mówiono,<br />

że przez granicę w Kudowie uciekają na zachód różni ludzie,<br />

którym deptała po piętach nowa milicja polityczna, UB. Uciekali<br />

także Żydzi. Ci, jako syjoniści podążali w stronę Jerozolimy,<br />

by walczyć o utworzenia państwa żydowskiego. Nasi<br />

pogranicznicy mieli przymykać oko na braki w ich papierach<br />

lub udawać, że nic nie widzą. A Czesi kierowali ich dalej w stronę<br />

Austrii. W Kudowie działy się więc sprawy ważne i wielkie,<br />

choć to na co dzień tak nie wyglądało. Życie kudowskie pierwszych<br />

lat powojennych daje nam poczucie dumy, że potrafiliśmy<br />

niedawnych śmiertelnych wrogów potraktować w sposób<br />

ludzki, wznieść się ponad pogardę i zemstę. Starzy<br />

kudowscy powojenni mieszkańcy, jak Pani Anna i jej przyjaciele<br />

dostrzegają w tym wielkość Polaków i naszą siłę.<br />

W zakładzie fotograficznym Jakubowskiego pracowało<br />

się dobrze. Wyszedł jednak przepis, że można mieć tylko<br />

jeden zakład fotograficzny i Jakubowski musiał wybierać, czy<br />

w Zawierciu, czy w Kudowie. Wybrał Zawiercie. Zygmunt<br />

zatrudnił się teraz u fotografa Murmana, tam, gdzie obecnie<br />

jest zakład fotograficzny Stanisława Gałeckiego na ul. Słonecznej.<br />

Wtedy ta ulica nazywała się ul. Witosa. Po trzech miesiącach<br />

pracy u Murmana zwerbował go inny fotograf kudowski<br />

Leopold Kapanowski. Ten miał zakład fotograficzny w parku<br />

zdrojowym, tuż obok pijalni, miał dobre miejsce i dobre<br />

obroty. Kapanowski pochodził ze Lwowa, matka prowadziła<br />

restaurację na dworcu w Kudowie, a sam Leopold studiował<br />

medycynę w Krakowie. Zakład fotograficzny Kapanowskiego<br />

prowadził więc Zygmunt. Pan Leopold zajmował się studiowaniem<br />

medycyny w Krakowie, był dobrym studentem, studia<br />

te ukończył. Dochody z zakładu fotograficznego pozwalały<br />

mu utrzymać się na studiach. Raz w miesiącu przyjeżdżał do<br />

Kudowy, przywoził materiały dla Zygmunta, rozliczał działalność<br />

w Wydziale Finansowym w Kłodzku i biznes nie źle<br />

się kręcił. Ale, szczęście, jak zwykle, nie trwa zbyt długo. Do<br />

Kapanowskiego dobrał się Wydział Finansowy, dołożył domiar<br />

tak wielki, że Kapanowski nie wytrzymał. Anna doda-<br />

31


je, że Kapanowskiego zrujnowali, a jej Zygmunta wyleczyli<br />

z patriotyzmu. To, co się stało uważali Gałeccy za wielką<br />

niesprawiedliwość. Był to początek walki z tzw. inicjatywą<br />

prywatną. Był właśnie rok 1950. Zygmunt pozostał na lodzie.<br />

W tym samym 1950 r., 1 listopada nastąpiła tzw. wymiana<br />

pieniędzy. Kto miał jakieś zapasy w skarpetce, ten tracił.<br />

Gałeccy nie mieli nic, więc przynajmniej nie stracili na tej<br />

„sprawiedliwej” decyzji władzy ludowej. Leopold Kapanowski<br />

był człowiekiem bardzo eleganckim. Wystawił Zygmuntowi<br />

tak znakomitą opinię, że mógł łatwo przystąpić do egzaminu<br />

czeladniczego. Już 1 stycznia 1951 r. Zygmunt Gałecki jako<br />

dyplomowany fotograf otworzył Spółdzielnię Fotograficzną na<br />

ul. Słonecznej. Chciał jednak mieć swój własny zakład. Po tzw.<br />

odwilży październikowej 1956 r. i dojściu do władzy Gomułki,<br />

Zygmuntowi udało się zrealizować swoje marzenie. 13 listopada<br />

1956 r. otworzył prywatny zakład fotograficzny w parku<br />

kudowskim i miał go do końca swojej działalności zawodowej<br />

w 1990 r. Jego wychowanek Stanisław Gałecki założył<br />

(w 1960 r.) zakład fotograficzny na ul. Słonecznej, a wiele lat<br />

poźniej (w 2000 r.) kolejny Gałecki (Rafał syn Stanisława) zainstalował<br />

się z bardzo nowoczesnym zakładem fotograficznym<br />

przy ul. Zdrojowej. Rafał ukończył studia filologiczne,<br />

ale pociągnęła go rodzinna tradycja i tak rzemiosło fotograficzne<br />

w Kudowie związane jest z Gałeckimi. A początki dał<br />

Zygmunt.<br />

tradycjE i życiE rodzinne<br />

Zbliżamy się do końca opowieści o tej żywej historii rodzinnej.<br />

Przewędrowaliśmy z rodziną Zygmunta i Anny przez<br />

kawał historii naszego kraju. Powieść Sienkiewicza „Ogniem<br />

i mieczem” rozgrywała się na terenach wokół dawnego gniazda<br />

Stułów. Samo serce Dzikich Pól. Przeszliśmy od tamtych stron,<br />

aż do Kudowy. To ponad 1350 km, czyli tyle, co od Kudowy<br />

przez Czechy, Niemcy i Szwajcarię do okolic Paryża. II wojna<br />

światowa spowodowała taką gigantyczną wędrówkę. Teraz tam<br />

jest niepodległa Ukraina, a w Kudowie Rzeczpospolita Polska.<br />

Całe to przywiezione dziedzictwo żyje w nas. Zastane zaś cenimy<br />

jak ludzie, którzy wiedzą, co to jest dziedzictwo kulturowe<br />

i narodowe. Stułowie rozpoczęli wędrówkę na wschodnią<br />

Ukrainę za czasów jagiellońskich.<br />

To był czas największej potęgi kulturalnej i militarnej naszego<br />

kraju, szanującego zwyczaje i tradycje innych narodów.<br />

Wielkość naszych przodków pokazuje uchwała Sejmu Polskiego<br />

z 1589 r. nadająca herb województwu bracławskiemu.<br />

W uchwale tej Sejm zaznacza, że „pisarze ziemscy, gdy sprawy<br />

w trybunale odprawowane będą, mają księgi osobne mieć,<br />

a wszystkie sprawy do tych ksiąg pismem ruskim zapisywać,<br />

dekreta i sprawy wszelkie także pismem ruskim wydawać, za<br />

pieczęcią województwa”. Saga rodziny Anny i Zygmunta pozwoliła<br />

nam – w swoim bogactwie – sięgnąć do tych pięknych<br />

tradycji.<br />

Nasza pani Anna (w najbliższym otoczeniu mówią na nią<br />

„Andzia”) mieszka w Kudowie przy ul. 1 Maja, w budynku<br />

położonym nieco powyżej przystanku PKS dla wysiadających.<br />

Dawny budynek hotelu „Polanów”. To w tym domu miał<br />

mieszkać Bruno Schulz w czasie swojego pobytu w Kudowie.<br />

Pisarz Jan Koplowitz, autor znanej i sfilmowanej powieści<br />

„Kudowa moja miłość” (film był zatytułowany „Hotel<br />

Polanów i jego goście”) odwiedził Annę i opowiadał o swoich<br />

dziejach w Kudowie. Nadmienił, że urodził się piętro wyżej<br />

nad jej mieszkaniem. Zygmunt Gałecki zmarł w 1992 r. Mieli<br />

pięcioro dzieci, z tego jedno zmarło. Opiekowali się jeszcze<br />

dwójką dzieci z najbliższej rodziny. Anna otrzymała obywatelstwo<br />

polskie dopiero w 1962 r. Tak długo trwały papierowe<br />

problemy, rozpoczęte podarciem okupacyjnych dokumentów<br />

w lesie, w drodze do Białej Dolnej.<br />

Jak już wspomniano, bauerzy Zygmunta nie byli ludźmi<br />

najgorszymi. Wyróżniali się nawet jako ludzie lepsi od innych<br />

bauerów. Otóż ci bauerzy dowiedzieli się, że Zygmunt<br />

mieszka w Kudowie i w roku 1971 odwiedzili go i zaprosili<br />

Zygmunta i Annę do siebie, w NRD. W 1974 r. Gałeccy –<br />

będąc w NRD wstąpili do nich w Planitz. Chcieli zobaczyć,<br />

jak ci Niemcy teraz żyją. Anna mówi, że przyjęli ich bardzo<br />

serdecznie. Po ucieczce do Niemiec otrzymali gospodarstwo<br />

(z jakiejś parcelacji) – za pozostawione w Mokrzeszowie. Potem<br />

jednak to gospodarstwo sprzedali i kupili kamienicę w Planitz.<br />

W tej kamienicy mieszkało jeszcze trzech lokatorów. Może<br />

mieli jakieś dochody z czynszów do swojej emerytury. Źle<br />

im się nie powodziło. O latach wojny w ogóle nie mówili, tak,<br />

jakby tamtego czasu nie było. Zygmunt i Anna również na ten<br />

temat rozmowy nie wszczynali. Wyczuwało się, że tym starym<br />

i przyzwoitym Niemcom było przykro z powodu tego, co się<br />

kiedyś działo. Pozostali sami, ponieważ obaj ich synowie uciekli<br />

do RFN.<br />

W 1957 r. Anna po raz pierwszy wyjechała z dwójką dzieci<br />

do matki w Taszłyku. Druga dwójka pozostała z Zygmuntem<br />

w Kudowie. Gdyby Annę z Ukrainy nie wypuszczono<br />

– a wszystko mogło się zdarzyć – to przynamniej zostanie<br />

w Polsce dwoje dzieci. Radościom w Taszłyku i wielkim wzruszeniom<br />

nie było końca. Anna chciała zabrać matkę do Polski.<br />

Ta jednak odmówiła, uważając, że starych drzew się nie<br />

przesadza. Anna – jak wielu kudowian – musiała dzielić serce<br />

między Kudowę i stare kąty z kochanymi osobami pozostawionymi<br />

gdzieś daleko.<br />

Wszystkie dzieci Anny i Zygmunta osiągnęły wyższe wykształcenie.<br />

Córka jest ekonomistą, jeden z synów inżynierem<br />

sanitarnym, drugi ukończył wyższą szkołę pedagogiczną,<br />

następny syn jest inżynierem elektrykiem i informatykiem.<br />

Krewni chłopcy, którymi się zaopiekowali – również szczycą<br />

się pięknymi osiągnięciami. Jeden ukończył wyższe studia<br />

marynarki wojennej, drugi ukończył technikum fotograficzne<br />

i jest znanym w Kudowie fotografem. Dobrze wychowani<br />

ludzie, wykształceni fachowcy i wzorowi obywatele – piękna<br />

polska kudowska rodzina, która wpisuje się do pamięci naszego<br />

miasta.<br />

Bronisław M. J. Kamiński<br />

Poszukujemy<br />

fotografii czaszki Ks.Wacława Tomaszka<br />

Nasza redakcja pilnie poszukuje zdjęcia czaszki<br />

ks. Wacława Tomaszka, budowniczego kaplicy<br />

czaszek w Czermnej. Zdjęcie powinno pochodzić<br />

sprzed 1970 r. Jeśli ktoś ma takie zdjęcie<br />

lub wie w jakiej książce lub czasopiśmie jest<br />

zamieszczone – to prosimy o informacje na telefon<br />

lub e-mail naszej redakcji.<br />

32


STUDNIÓWKI KUDOWSKIE - 2009<br />

Coroczne wydarzenie. Jak zawsze wyjątkowe<br />

i niepowtarzalne. Z jednej strony<br />

moc dobrej zabawy, z drugiej strony<br />

ostrzeżenie przed nieubłagalnie upływającym<br />

czasem. Dla jednych to czas<br />

umysłowego odpoczynku, dla innych,<br />

wiadro zimnej wody, dobitnie ukazujące,<br />

że mają jedynie symboliczne<br />

„sto dni” na przygotowania do najważniejszego<br />

w życiu egzaminu: egzaminu<br />

dojrzałości.<br />

Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych<br />

Liceum Ogólnokształcące im. Józefa Lompy<br />

W<br />

Kudowie odbywają się dwie studniówki,<br />

ponieważ mamy dwie grupy<br />

maturzystów. Są ci starsi, z Zespołu<br />

Szkół Ponadgimnazjalnych, i również, ci młodsi<br />

z Liceum Ogólnokształcącego im. Józefa Lompy.<br />

Dla obu roczników studniówka to wiele pracy:<br />

nauka poloneza, skrupulatne przygotowywanie<br />

programu artystycznego oraz części oficjalnej.<br />

Na szczęście uczniowie nigdy w tym wszystkim<br />

nie są sami, pomagają im rodzice oraz nauczyciele.<br />

Kiedy już jest po wszystkim uczniowie, opuszczają<br />

teatr i udają się wraz z osobami zaproszonymi na<br />

zabawę, gdzie dokładnie, to zależy od wcześniejszych<br />

ustaleń: najlepiej tam, gdzie puszczają dobrą<br />

muzykę i serwują znakomite jedzenie. Jest to pole<br />

do popisu dla miejscowych hoteli i pensjonatów.<br />

Oczywiście, że rywalizują ze sobą, bo przecież<br />

chodzi o kasę! Tyle ogółów. Aby opisać szczegółowo<br />

studniówki, to co wydarzyło się w roku 2009,<br />

muszę podzielić je na dwie kategorie, nie w celu<br />

porównania, bo przecież nie o to w tym wszystkim<br />

chodzi.<br />

33


Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych<br />

Liceum Ogólnokształcące<br />

im. Józefa Lompy<br />

Skrupulatne przygotowania odniosły wspaniałe plony.<br />

Występ w Teatrze Zdrojowym rozpoczął się od poloneza,<br />

nagrodzonego wielkimi brawami. Później przemówienie<br />

Pani Dyrektor Reginy Rusnarczyk i Burmistrza Czesława<br />

Kręcichwosta. Sentymentalne chwile, czyli prezentacje klas,<br />

a następnie to co jest uwielbiane przez widownię: występy<br />

i skecze. Było też muzycznie: zaskakujące „tańczące kurczaki”<br />

i młodzieżowy hit w wykonaniu uczniów, Alufelga czyli<br />

parodia piosenki „w aucie”. Publiczność żywo zareagowała<br />

na skecz „sąd nad…”, w którym przyszli maturzyści pokazali<br />

swoje zdolności aktorskie, humor i coś co spotykamy na co<br />

dzień: wielką przewrotność. W skeczu tym wzięła udział Pani<br />

Profesor Bubińska, która pokazała wyrozumiałość i poczucie<br />

humoru, należy podkreślić, że jako losowo wybrana z Grona<br />

Pedagogicznego zachowała zimną krew. Występ pokazał<br />

ile uczniowie włożyli w jego przygotowanie czasu i wysiłku.<br />

Słowa „dopięte na ostatni guzik” pasują w tym przypadku jak<br />

najbardziej.<br />

O zabawę, zapytałem samych zainteresowanych, czyli<br />

uczniów. Niestety, zaistniała jedna niezgodność. Kiedy pytałem<br />

o „królową i króla balu”, każdy typował siebie samego…<br />

Jedno jest pewne, na parkiecie wszyscy próbowali<br />

dorównać Piotrkowi i Pawłowi Szczepańskim. Umiejętności<br />

chłopaków są niemalże magiczne, może więc, powinni pójść<br />

(tanecznym krokiem) w tym kierunku…? Wracając do wypowiedzi<br />

uczniów, oto one:<br />

„Zabawę mieliśmy w hotelu „Kudowa”, trwała prawie do czwartej<br />

rano. Sala była trochę mała, ale daliśmy radę i pomieściliśmy<br />

się. Grał zespół Panów Kołta i Mioduskiego, naprawdę fajnie,<br />

cały czas praktycznie leciała muzyka, aż nadążyć nie mogliśmy!”<br />

Kamil Dzwonowski<br />

„Moim zdaniem studniówka była zarąbista, polonez i części<br />

artystyczne były bardzo dobrze dopracowane. Czy coś mi się nie<br />

podobało? Nie! Wszystko było OK!”<br />

Tomek Spychała<br />

„Na studniówce było bardzo fajnie. Wnętrze, wystrój hotelu<br />

„Kudowa” był piękny, naprawdę było wszystko idealnie przygotowane.<br />

Najgorzej chyba było z jedzeniem, było nieciekawe… No<br />

trudno. Parkiet był trochę za mały, ale się pomieściliśmy. Obsługa<br />

hotelu bardzo miła. Było w porządku!”<br />

Asia Staruch<br />

„Liceum pokazało klasę” – oto słowa, które, właściwie<br />

przypadkowo, usłyszałem od jednej z osób, które oglądały<br />

występ. Ciężko się z tym nie zgodzić! Udany polonez rozpoczął<br />

studniówkę „ogólniaka”. Później przemowa zastępcy<br />

burmistrza Pana Piotra Maziarza i Pani Dyrektor, Ewy<br />

Różewicz, a po tym... to, na co wszyscy czekali: część artystyczna,<br />

w formie znanego programu „Mam talent”. Tytuł<br />

adekwatny w każdym calu. Przyszli maturzyści pokazali<br />

nie tylko wielki talent aktorski, ale również muzyczny –<br />

ujrzeliśmy kilka udanych debiutów piosenkarskich. Pozostaje<br />

jedynie czekać na wydanie płyty i liczyć na autografy!<br />

Wielu osobom zakręciła się łezka w oku, kiedy oglądali<br />

wspomnienia i prezentacje klas. Kontrowersyjny<br />

natomiast był film chłopaków z III B, pokazywał realia<br />

naszego kraju w bardzo przerysowanej formie, chociaż<br />

jak w większości Hollywoodzkich produkcji, na końcu<br />

dobro zwyciężyło – i dobrze! Dokładne opisanie wszystkich<br />

skeczów zajęłoby mi dużo czasu (i miejsca), podobnie jak<br />

dużo czasu zajęło to maturzystom, ale każdy kto tam był<br />

nie żałował żadnej minuty. Nie sposób opisać wszystkiego,<br />

więc powiem tyle: niech Ci, którzy przegapili którąkolwiek<br />

studniówkę, żałują.<br />

Zapytałem licealistów, jak im się podobała zabawa w oddalonym<br />

od „centrum” naszego miasta, Hotelu St. George.<br />

Oto ich opinie:<br />

„Było w porządku, jedzenie zimne, ale to przez to, że się spóźniliśmy<br />

ponad godzinę. Mało miejsca do tańczenia, ale generalnie<br />

było całkiem przyjemnie.”<br />

Karolina Biernat<br />

„Bardzo mi się podobało! Mało miejsca do tańczenia, ale fajnie<br />

było!”<br />

Ania Wójcik<br />

„Więc, studniówka była bardzo fajna, z tego co widziałem<br />

wszyscy dobrze się bawili, na własnych odczuciach również mogę<br />

stwierdzić, że było całkiem sympatycznie. Wszystko było, OK. Jedzenie<br />

trochę chłodne, ale to było związane z tym, że po prostu<br />

późno tam przyjechaliśmy… Trochę mały parkiet, ale wszystko się<br />

nadrobiło dobrą zabawą i miłym towarzystwem.”<br />

Mateusz Mróz<br />

Ponieważ głównym zadaniem „Pamiętnika Kudowskiego” jest umieszczanie informacji użytecznych w przyszłości, podaję listę<br />

profesorów i abiturientów. Kto wie, może w przyszłości ktoś z tegorocznych maturzystów zostanie osobą sławną, a pierwsza<br />

wzmianka o nim ukaże się właśnie w naszym piśmie. Oczywiście, życzymy tego wszystkim! Natomiast jeśli chodzi o bliższą przyszłość…<br />

Redakcja „Pamiętnika” życzy maturzystom powodzenia na egzaminach dojrzałości. Trzymamy za Was kciuki!<br />

34


Profesorowie LO<br />

Andrzejewska Helena – język niemiecki • Baczmański Damian – wychowanie<br />

fizyczne • Białkiewicz-Krysiak Wiesława – matematyka • Bielawska<br />

Sylwia – historia, wiedza o społeczeństwie • Brodziak Ryszard –<br />

informatyka • Czakański Damian – chemia • ks. Dąbrowski Wojciech<br />

– religia • Dziewa Monika – wiedza o kulturze, biblioteka • Fornalczyk<br />

Barbara – matematyka, technologia informacyjna • Frąckiewicz<br />

–Baldy Bożena – rosyjski, biblioteka • Hoffman Grażyna – matematyka<br />

• Jarkowski Leszek – historia • Kleszczyński Edward – wycho–<br />

wanie fizyczne • Koczot Jadwiga – chemia • Krupa Violetta – mate–<br />

matyka • Lewandowska-Buksak Małgorzata – język polski • Łątkowska<br />

Elwira – język niemiecki • Łuczyszyn Wiesław – język angielski •<br />

Maćkowski Eugeniusz – wychowanie fizyczne • Mikusek Arleta – biologia •<br />

Piechocińska-Koczot Magdalena – język niemiecki • Powolny Beata –<br />

język angielski • Różewicz Ewa – dyrektor, podstawy przedsiębiorczości<br />

• Rytelewska-Kostusiak Patrycja – język angielski • Smolarska Emilia<br />

– język rosyjski • Sosinka Aleksandra – biblioteka • ks. Stala Jacek – religia<br />

• Starostecki Wojciech – przysposobienie obronne • Stwertetschka<br />

Agnieszka – język polski • Stwertetschka Dariusz – wychowanie fizyczne<br />

• Szafrańska-Poźniak Dorota – fizyka, technologia informacyjna • Szwed<br />

Dariusz – język niemiecki • Szymczyk Ewa – pedagog • Wiklowski<br />

Rajmund – wychowanie fizyczne, przysposobienie obronne • Wojtyła<br />

Teresa – pedagog • Wołowiec Stanisław – matematyka<br />

Abiturienci LO<br />

Klasa III „A”<br />

PROFIL HUMANISTYCZNO-LINGWISTYCZNY<br />

Basta Maria • Bergel Justyna • Biernat Karolina • Borysewicz Karina •<br />

Czerniawska Aleksandra • Dąbrowska Katarzyna • Gieracka Justyna • Gliwa<br />

Sylwia • Halczuk Patrycja • Horvat Paulina • Kluka Karolina • Korczyński<br />

Michał • Koterba Justyna • Kurman Joanna • Kuźnik Krzysztof • Majcher<br />

Edyta • Markowska Paulina • Midor Anna • Munia Natalia • Puk Dagmara<br />

• Rejsz Daniel • Rojek Ewa • Saternus Danuta • Stanisławczyk Bartosz •<br />

Stefańska Joanna • Śleziak Pola • Sztorc Katarzyna • Tartakowska Anna<br />

• Uchwał Barbara • Wilczyńska Klaudia • Wojnicka Paulina • Wolf Marta •<br />

Ziemianek Marta<br />

Klasa III „B”<br />

PROFIL EKOLOGICZNY<br />

Andrzejewski Marek • Brzeźny Jakub • Buc Dawid • Chodorowska Katarzyna<br />

• Ciombor Marika • Czajka Ewa • Drosdz Kamil • Fedynczyszyn Małgorzata<br />

• Filewicz Michał • Goławski Jacek • Grzelka Arkadiusz • Hodyl Kamil •<br />

Kieliszczyk Magdalena • Kowalik Małgorzata • Krajniak Kaja • Laskowski<br />

Andrzej • Łukomski Tomasz • Mróz Marzena • Mróz Mateusz • Osip<br />

Paulina • Ostrowska Justyna • Polityło Kinga • Siwakowska Ewa<br />

• Stasiak Agnieszka • Sukiennik Nela • Syc Piotr • Uberna Piotr •<br />

Wierteleczyk Elżbieta • Wojtkiewicz Damian • Wójcik Anna • Zasina Adrian<br />

• Ziemianek Michał<br />

Klasa III „C”<br />

PROFIL MATEMATYCZNY<br />

Adamczyk Artur • Duda Aleksandra • Dutczak Jarosław • Gulej Mateusz •<br />

Hochnaus Patryk • Ivanov Nikołaj • Jabłoński Jacek • Jędrkowiak Anna •<br />

Klimek Kamil • Krawczyk Barbara • Kruszelnicki Patryk • Łuczyszyn Patryk<br />

• Maćkowski Jacek • Marcisz Dorota • Orman Sławomir • Płoskonka Ewa •<br />

Sajpel Martin • Staszewski Sławomir • Stawnicki Beniamin • Ślęczek Aleksandra<br />

• Wartacz Dorota • Wisełka Andrzej • Wiśniewska Anna.<br />

Profesorowie ZSP<br />

Białas Izabela - elementy prawa • Bubińska Edyta – język<br />

polski, wiedza o kulturze • Dymek Stanisław – technologia<br />

gastronomiczna, Fornalczyk Barbara – metamatyka •<br />

Gwizd-Lewcio Barbara – fizyka • Huber-Łazowska Lucyna<br />

– informatyka, technika pracy biurowej • Jokiel Arkadiusz<br />

– przedmioty ekonomiczne • Kajoch Janusz – fizyka •<br />

Kamińska Grażyna – matematyka • Karch Izabela –<br />

przedmioty ekonomiczne • Lesya Lesyk – język angielski •<br />

Łuczyszyn Wiesław – język angielski • Łukasik Agnieszka<br />

– pedagog szkolny, podstawy, psychologii • Łukasik Jerzy –<br />

przysposobienie obronne • Maciąg Anna – podstawy psychologii,<br />

pedagog szkolny • Mosiołek Dorota – technologia<br />

gastronomiczna • Muszyńska Beata – geografia, biologia,<br />

chemia • Pawłowicz Ewa – język angielski • Rachuba Łucja<br />

– b. dyrektor • Raczkiewicz Mariusz – język niemiecki •<br />

Regina Rusnarczyk – dyrektor, religia, język polski •<br />

Różewicz Ewa – przedmioty ekonomiczne • Stwertetschka<br />

Dariusz - wychowanie fizyczne • Szymczyk Ewa – pedagog<br />

• Śliżewska Barbara – historia, wiedza o społeczeństwie •<br />

Zub-Rychlewska Agnieszka - biblioteka<br />

Abiturienci ZSP<br />

Klasa IV „A”<br />

TECHNIK HANDLOWIEC<br />

Basara Aleksandra • Bohuń Bernadeta • Dudek Dorota •<br />

Dudek Alicja • Ferenc Edyta • Gocel Rafał • Hołowienko<br />

Barbara • Kochanek Mariusz • Kuncewicz Joanna • Lech<br />

Katarzyna • Leśniak Elżbieta • Łaźniowski Damian • Mierzwa<br />

Joanna • Spendowska Agnieszka • Staruch Joanna • Zaziąbło<br />

Elżbieta<br />

Klasa IV „B”<br />

TECHNIK ORGANIZACJI<br />

USŁUG GASTRONOMICZNYCH<br />

Buczyńska Anna • Czarnik Damian • Dzwonowski Kamil •<br />

Gadomska Katarzyna • Gulej Przemysław • Królikowski<br />

Piotr • Kulik Łukasz • Łukaszewicz Maciej • Pakulski<br />

Dariusz • Pezda Szymon • Spychała Tomasz • Szczepański<br />

Piotr • Szczepański Paweł • Szmuc Marcin • Szubarczyk<br />

Roksana • Trzaskowski Krystian • Warganowska Anna •<br />

Wiśniewska Barbara<br />

autor: Jarosław Charczuk<br />

fotografie: Niechwiadowicz<br />

35


ŻYCIE KUDOWY NA STARYCH FOTOGRAFIACH<br />

Ludzie odchodzą, pozostają po nich pamiątki, dokumenty,<br />

są wśród nich stare fotografie. Na nich bliskie osoby<br />

które znaliśmy lub już nikt nie pamięta kto zaś…<br />

Wydarzenia utrwalone na poblakłej fotce… Miejsca, które znamy<br />

i codziennie mijamy... Jak wyglądały 10 lub 50 lat temu? Zmieniły<br />

się? Czy są do rozpoznania?<br />

Zapraszamy zainteresowanych powojenną historią miasta do<br />

podzielenia się na łamach „Pamiętnika Kudowskiego” swoimi zbiorami.<br />

Interesują nas zdjęcia z rodzinnych uroczystości, wydarzeń politycznych<br />

i społecznych oraz kulturalnych. (Praktycznie można je<br />

zeskanować w Referacie <strong>Kultury</strong>, Sportu i Promocji Urzędu Miasta<br />

w Kudowie-Zdroju). Dzisiaj kilka fotografii z lat 1945-1970.<br />

mk<br />

1Pochód 1-Majowy – lata 50,<br />

ul. Zdrojowa wybrukowana kostką granitową.<br />

W pochodzie dziewczęta z zespołu folklorystycznego<br />

Domu Młodego Robotnika<br />

Kudowskiego Zakładu Przemysłu Bawełnianego<br />

1 maja 1949 r. – wiec 1-Majowy, pracownicy Funduszu<br />

Wczasów Pracowniczych<br />

Kudowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego<br />

– zespół tkacki, tkalnia mechaniczna, lata 50.<br />

Od lewej: PANIE Pastuch, Buss, Siwek.<br />

Rok 1950,<br />

uzdrowisko Kudowa-Zdrój,<br />

Pracownicy Komisji Zdrojowej<br />

Od lewej: Kozłowski, Żyłowska,<br />

Czerniewski, Chajczuk, NN, Górski,<br />

Malik, Sikorska, Heliński.<br />

Siedzi: Wiśniewski.<br />

1945 r. – Komisariat Milicji Obywatelskiej<br />

z pierwszym komendantem Grabowskim.<br />

Spotkanie weteranów pracy<br />

w klubie FWP „Melodia” w latach 70.<br />

Lata 70. zebranie Stronnictwa Demokratycznego.<br />

Stoi: Kamiński, pierwszy z prawej: Szubert.<br />

36


I miejsce w kategorii<br />

balkon<br />

(fot. Konrad Buss)<br />

Rozdanie nagród w kategorii „Dom Jednorodzinny”<br />

(fot. Konrad Buss)<br />

W następnym numerze P. K.", m.in.:<br />

"<br />

– Rozmowa z uczonym<br />

– Rodziny kudowskie<br />

– Wspomnienia ks. J. Myjaka c.d.<br />

– Obóz w Kudowie<br />

– Misjonarze z Kudowy<br />

– Tkactwo kudowskie<br />

– Kuchnia kudowska W. Helińskiego<br />

– Stare fotografie<br />

...i inne<br />

PAMIĘTNIK KUDOWSKI<br />

kwartalnik społeczno-kulturalny<br />

PK ukazuje się w ostatniej dekadzie<br />

marca, czerwca, września i grudnia.<br />

Oddano do druku 20.III.2009. Nakład 1000 egz.<br />

Następny numer ukaże się 21.VI.2009 (lato 2009).<br />

Redaguje zespół:<br />

Bronisław M. J. Kamiński (B.K.) – Red. Naczelny<br />

e-mail: bronislaw.kaminski@neostrada.pl<br />

Marek Biernacki (M.B.) – Zast. Red. Nacz.<br />

e-mail: koksip@kudowa.pl<br />

I miejsce w kategorii<br />

dom jednorodzinny<br />

(fot. Konrad Buss)<br />

Urszula Faroń-Bielecka<br />

Konrad Buss<br />

Jarosław Charczuk<br />

Krzysztof Chilarski<br />

Wojciech Heliński<br />

Zbigniew Kopeć (Z.K)<br />

Mikołaj Krzemiński (M.K.) – Sekr. Red.<br />

Katarzyna Mrowiec<br />

Agnieszka Stwertetschka<br />

Skład i oprawa graficzna:<br />

FeliX, Małgorzata Bełdowska<br />

Projekt okładki:<br />

FeliX<br />

Druk:<br />

© Wydawnictwo ZET® Wrocław 2009<br />

tel. 071 793 67 47; fax 071 783 28 64<br />

e-mail: biuro@wydawnictwozet.pl<br />

I miejsce w kategorii<br />

obiekt turystyczny<br />

(fot. Konrad Buss)<br />

Wydawca:<br />

<strong>Muzeum</strong> <strong>Kultury</strong> <strong>Ludowej</strong><br />

Pogórza <strong>Sudeckiego</strong> w Kudowie-Zdroju<br />

Wszelkie prawa zastrzeżone<br />

Adres Redakcji:<br />

ul. Pstrążna 14<br />

57-350 Kudowa-Zdrój<br />

tel. 074 866 28 43<br />

e-mail: skansen@kudowa.pl<br />

Przedruk tekstów bez ograniczeń pod warunkiem podania źródła.<br />

Kwartalnik wpisany do rejestru czasopism w Sądzie Okręgowym w Świdnicy nr rej. 267<br />

zgodnie z Art. 20 Ustawy z dnia 26.I.1984 r. Prawo prasowe.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!