07.06.2015 Views

K U L TU R A I P I E Ś Ń - Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie

K U L TU R A I P I E Ś Ń - Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie

K U L TU R A I P I E Ś Ń - Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

KUL<strong>TU</strong>RA I PIEŚŃ Nr 6 (19). 2011r. – 40<br />

Wkładka Młodych Nr 2/ 2011. Rok I – str.3<br />

- Naprawdę musimy tam iść? – zapytała wreszcie rudowłosa, dziewiętnastoletnia dziewczyna, wzdychając<br />

ciężko. Nie była ładna. Wdała się w ojca, który uciekł wraz z nadejściem świtu.<br />

Eliza spojrzała na nią spode łba.<br />

- Tak – powiedziała siląc się na obojętność, wobec tego niezbyt przyjemnego obowiązku.<br />

Oktawia wzruszyła ramionami i przestała wyobrażać sposoby, w jakie mogłaby spędzić ten dzień,<br />

które gdyby wcielić w życie pewnie i tak skończyłyby się na spaniu.<br />

Na bezsenność cierpiała, od kiedy pamiętała. Godzinami przewracała się z boku na bok, leżała na<br />

wznak, licząc barany. Później już tylko włóczyła się po ogrodzie, oddychając świeżym powietrzem, aż<br />

wreszcie udało jej się skraść kilka godzin płytkiego snu, który przynosił, jako-takie ukojenie, nie był jednak<br />

wystarczający by normalnie funkcjonować.<br />

Wiedziała, że nie zdoła już nic wskórać, nie było, więc potrzeby dodatkowego dobijania w zaistniałej<br />

sytuacji. Zresztą to było po prostu kolejne, niezwykle nudne przyjęcie. Pomyślała, że może dziadek, słynny<br />

ze swojego zamiłowania do słodyczy poda jakiś dobry tort, albo, chociaż galaretkę na deser. Tak, dla czegoś<br />

tak niezdrowego zdecydowanie warto było poświęcić jeden wieczór.<br />

Wkrótce znalazły się tuż przed ogromną, skrzypiącą furtką, którą musiały, z niemałym zresztą wysiłkiem<br />

otworzyć. Przeszły przez zapuszczony ogród, który był gorszy niż labirynt, zważywszy na fakt, że w<br />

labiryncie można przynajmniej iść drogą, a tu takowej znaleźć się nie dało, o ile w ogóle istniała.<br />

Drzwi wejściowe do domu opatrzone były dwoma, kojarzącymi się z tanim horrorem, mosiężnymi<br />

kołatkami w kształcie nietoperzy. Co ciekawe kołatki znajdowały się na takiej wysokości, że żaden przeciętny<br />

człowiek, bez względu na chęci, nie mógłby ich nawet dotknąć, nie mówiąc już o kołataniu.<br />

Eliza zadzwoniła zakamuflowanym dzwonkiem, znajdującym się na prawo od drzwi i w ciągu trzydziestu<br />

sekund wraz z córką stały już w przestronnym holu, pozbawione płaszczy, które zostały wyniesione<br />

w bezpieczne miejsce przez kamerdynera z wyłupiastymi oczami.<br />

- Elizo, jakże się cieszę, że przyszłaś – powiedział schodzący ze schodów Apolinary.<br />

- Dużo zdrowia ojcze – odrzekła kobieta, podając mu niezbyt dobrze zapakowaną butelkę najlepszej<br />

brandy, nie mogąc oderwać wzroku od jego źle zacerowanego krawatu.<br />

- Cześć dziadku – dodała bez entuzjazmu Oktawia, przestępując z nogi na nogę. Mężczyzna spojrzał<br />

z dezaprobatą na kawałki błota spadające z coraz większą<br />

częstotliwością na jego perski dywan. Nawet miał już kilka ciekawych komentarzy na ten temat, na końcu<br />

języka, jednak powstrzymał się. Przecież obiecał sobie, że nie będzie się denerwował na własnych urodzinach.<br />

Skinął, więc do najbardziej nielubianej przez siebie wnuczki na przywitanie i zaprosił obie do salonu.<br />

Przy długim stole – jedynym meblu zachowanym w tej części domu – siedziała krótkowłosa, mocno<br />

opalona kobieta.<br />

Krystyna Czepiec, piętnaście lat starsza od swojej siostry Elizy, była jej zupełnym przeciwieństwem.<br />

Jej skrajnie zdrowy rozsądek napawał niewytłumaczalnym lękiem, który podsycany był przekonaniem, że<br />

zabiła własnego męża, pozorując atak serca. Broniła się, mówiąc, że nie miała powodu tego robić, jednak<br />

niepodważalnym faktem było, że odziedziczyła po nim całkiem pokaźny majątek, który wydawała teraz na<br />

coraz to bardziej egzotyczne podróże. Były one, można by rzec jedynym ludzkim aspektem jej życia, którego<br />

resztę spędzała na pożyczaniu pieniędzy na drakońskich warunkach i ich bezlitosnym odzyskiwaniu,<br />

wraz z oprocentowaniem.<br />

Odłożyła niechętnie kieliszek wina i spróbowała przywitać się z siostrą.<br />

Później spojrzała na Oktawię.<br />

- Urosłaś – rzuciła mechanicznie. Ta mała zawsze odrobinę przerażała. Miała trochę zbyt podkrążone oczy.<br />

Anna Mitoń (1991)

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!