12.07.2015 Views

Notatki z podróży do Doliny

Notatki z podróży do Doliny

Notatki z podróży do Doliny

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Dolina, miasto kwitnących jaśminów<strong>Notatki</strong> z pobytu w czerwcu 1972 r.Kilka lat trwały starania o zaproszenie, wreszcie pod koniec lata 1971 pocztaprzyniosła niebieski <strong>do</strong>kument stwierdzający, że Franciszek Henrykowicz maprawo – najpóźniej <strong>do</strong> 13 sierpnia 1972 r. – przybyć <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong>, Iwanofrankowskiejobłasti, na okres <strong>do</strong> 30 dni. Miał prawo, ale miał też trudności, więc trzeba byłozaczekać aż <strong>do</strong> wiosny 1972 roku.Jedziemy „rumunem”Panienka w Orbisie <strong>do</strong>radza, abym skorzystał z innego okienka, bo stojącyprzede mną pasażer jedzie aż <strong>do</strong> Kanady, a więc załatwienie go musi potrwaćdłużej.Nie posłuchałem panienki wyjaśniając, że Lwów nie mniej ważny od Ottawy,a poza tym mam zaufanie <strong>do</strong> jej szefa, który wyprawiał mnie już <strong>do</strong> Jugosławiii kilkakrotnie <strong>do</strong> NRD. I rzeczywiście również tym razem rada szefa …„Jedź pansypialnym mimo dziennej pory, podniosą pana w Przemyślu na szersze tory bezprzesiadania. Cała zabawa kosztuje przecież tylko 350 zł.”… okazała się bardzopraktyczna.Rumuński wagon sypialny nazywany popularnie „rumunem” był prawie pusty,polski konduktor rozleniwiony, okna zamknięte na zimowo, bo „władze rumuńskienie pozwalają mimo upału otwierać”, papieru higienicznego brak (czyżby Rumuninie używali?), herbata może być, ale tylko gdy zgłosi się razem czterech pasażerów(inaczej się nie opłaca gotować). Poza tym luksus. Sam jeden w przedziale wspanialewypoczywałem, zatapiając się w najaktualniejszym kryminale Barbary Seidler.Polska służba graniczna i celna kurtuazyjna i <strong>do</strong>wcipna. Pootwierała oknaspecjalnym kluczem, dziwiąc się, że konduktor smaży nas w dusznych przedziałach.Jedziecie <strong>do</strong> kraju „made in wsio charaszo”…„Do deklaracji celnej należy wpisać wszystkie rzeczy i wycenić je, najlepiej tak,aby wartość upominków nie przekroczyła 1000 zł. My się na cenach nie znamy.”Po dwóch godzinach manewrowania i podnoszenia wagonów sypialnych,osiedliśmy na szerokich torach.W Mostyskach już inny wiatr. Służba graniczna oficjalna, z honorami odbiera<strong>do</strong>kumenty i odnosi <strong>do</strong> naczelnika, a celnicy szukają w walizkach, liczą przewożoneruble, zapisują obrączki, sprawdzają ile par bosonóżek wiozę (artykuł bardzoposzukiwany na Ukrainie).Uroczyste przesunięcie zegarków o dwie godziny, no i wkrótce, bo o 16 12 jesteśmywe Lwowie.Pierwsze frycoweDworzec we Lwowie niezmieniony, wszędzie czysto i porządek tylko gdzie siępodział napis „Leopholis semper fidelis”. Przed dworcem centrum autobusówmiędzymiastowych. Tłumy ludzi błądzą pomiędzy dużą ilością wozów. Jest gwarnoi ciasno. Z rozregulowanych megafonów co raz przedziera się głos spikera „autobus<strong>do</strong> Tarnopola (Rawy Ruskiej…) odprawlaje sia”.1


Pociąg <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong> <strong>do</strong>piero o 1 00 w nocy. Bilety na autobusy w kierunku Stryja,Dołyny, Iwano-Frankowska, Czerniowiec wysprzedane. Pozostaje więc tylkodalekobieżna taksówka.Taksówki są, pasażerowie kręcą się z walizkami, ale gdzie kierowcy? ta sztucznaich nieobecność powoduje zdenerwowanie wśród przybyłych pociągami pasażerówi jak się okazuje – będzie mieć wpływ na wysokość ceny za przejazd. Docieramwreszcie <strong>do</strong> takiego który może jechać w kierunku Iwano-Frankowska. Ile …25 rubli. Daję 20. Namyśla się. W czasie dyskusji zbiera się garstka gapiówskładających się przeważnie z kierowców. Facet nadal grymasi. Zgłasza się innygotów jechać za 20 rubli <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong>, ale pierwszy zdecy<strong>do</strong>wał się (ma zresztąprzyjemniejszą twarz). Sadza mnie na miejscu przy kierownicy i zapytuje czymoże zabrać pasażerów <strong>do</strong> Stryja i Morszyna. Oczywiście. Ale dlaczego kierowcyryczą ze śmiechu? 1Dyspetczer z czerwoną opaską na czapce i na rękawie wręcza kierowcy rozkazwyjazdu i ruszamy. Przypomina mi to zbieranie myta na granicy miasta Dolina nawiele lat przed wojną. Kierowca postanowił być cicerone:… „Pan może być dumny że urodził się w Dolinie, To miasto jest w ZSRR na IImiejscu pod względem wy<strong>do</strong>bycia ropy i to ropy najwyższej klasy. Niemałe teżjest w Dolinie wy<strong>do</strong>bycie gazu ziemnego; rurociągi rozprowadzają go po całejUkrainie…A to Mikołajów, ogromne cementownie…Moszyn, to perła uzdrowisk radzieckich. Przyjeżdżają tu ludzie z całegoZwiązku Radzieckiego leczyć nerki i peczinki. Patrz pan jakie tu pałacewybu<strong>do</strong>wane…Bolechów, to dziura. W Hoszowie w cerkwi i w b. klasztorze Bazylianówurządzono sanatorium dla dzieci chorych na gruźlicę kości”.On mi tak opowiada, a ja wzrokiem śledzę znane mi miejsca. Właśnieprzekraczamy rzekę Świcę, w Hoszowie obok mostu miejsca biwakowania harcerzyz <strong>Doliny</strong>. To tutaj z Kaziem przegło<strong>do</strong>waliśmy cały dzień, bo wszystkie jajkaokazały się zepsute. Z takich jajek Józek Lubaczewski („Cifcyk”) bue? umarł,nawet nie był chory.I tak w ciągu dwóch godzin <strong>do</strong>tarliśmy <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong> (ca 100 km).Dolina przykładem aglomeracji miejskiejObecna Dolina to trzy oddzielne ośrodki terytorialne:1. nasze dawne miasteczko2. dzielnica przemysłu wy<strong>do</strong>bywczego ropy i gazu na Podliwczu i3. nowoczesna dzielnica mieszkaniowa na BroczkowieCentrum dawnej <strong>Doliny</strong> stanowi i dzisiaj siedzibę urzędów powiatu i składa sięz przedwojennych <strong>do</strong>mów <strong>do</strong>ść <strong>do</strong>brze utrzymanych, przeważnie w kolorze różowymi perłowym, z uwzględnieniem naturalnych ubytków z powodu starości i nielicznej<strong>do</strong>bu<strong>do</strong>wy, w tym dwóch pawilonów handlowych (jeden w trakcie kończenia).Dominuje krajobrazowo w centrum, jak dawniej, kościół, cerkiew, bożnica i saliny.1 Zorientowałem się później, że licznik w taksówce służy w praktyce <strong>do</strong> rozliczania kierowcywobec dyspetczera, pasażera zaś rozlicza się wg. ustnej umowy. Cena za miejsce w taksówce zeLwowa <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong> 3 ruble.2


Usunięto z centrum miasta parkany, zastosowano tu i ówdzie siatkę, poszerzonoulicę, dzięki czemu wyeksponowano schowane dawniej w ogródkach <strong>do</strong>mki.I tak np. na Horyszu, obecnie na ul. 9 Sicznia, chodniki zwane to ciągletrotuarem, biegną tuż pod oknami <strong>do</strong>mów Bazarkiewicz (jadalnia) Apesncelera(sklep spożywczy), Czapelskich, Sowińskiego, Weisów, Staciwki. Między <strong>do</strong>mamikwiaty, drzewa, krzewy, przeważnie jaśminu.Poza centrum dawnej <strong>Doliny</strong> kwitnie indywidualne bu<strong>do</strong>wnictwo mieszkaniowe.I tak dalsze Horysze od Weisów w górę zagęszczone <strong>do</strong>mkami jednorodzinnymizawsze z ogródkami. Ciąg takiej zabu<strong>do</strong>wy od Husakowa prowadzi na tylnejstronie Okopiska. Stosuje się kilka projektów typowych z tym, że przeważają<strong>do</strong>mki kwadratowe z dachem 4-spadzistym.Sieć komunikacyjna rozwiązana bardzo ciekawie; autostrada Lwów – Dolina –Iwano-Frankowska – Czerniowice prowadzi tak jak przed wojną, z ominięciemjednak Morszyna, i <strong>Doliny</strong> (koło młyna kieruje szosa na Zagórze, przecina drogęNowicza – Rachiń i na dalekiej Olewnicy trafia znów na dawną trasę). Do centrum<strong>Doliny</strong> <strong>do</strong>jeżdża się odnogą od autostrady koło młyna w dół dawną tzw. „nowądrogą” (Mickiewicza) koło Hoszowskich.Sieć komunikacji autobusowej miasta <strong>Doliny</strong> prowadzi:1. <strong>do</strong> dalekiej Odenicy – autostradą - Nowicza – Rynek – Broczków – stacjakolejowa i2. pod Zapustem – Obołonie – Rynek – Broczków.Cena za każdy przejazd 5 kopiejek.Biletów ulgowych, miesięcznych, okresowych – pracowniczych jeszcze niewymyślono.Ludność wielkiej <strong>Doliny</strong> (30 tys. mieszkańców) składa się:1. z autochtonów – przedwojennych Ukraińców: Hrycejów, Wynnyckich, Antonowiczówitp.2. z wysiedlonych z Polski w latach 1945–1948 Ukraińców i3. z uciekinierów ze wsi, przeważnie na skutek uprzemysłowienia terenówwiejskich. Autochtoni i przesiedleńcy to cześni ludzie o wysokiej kulturze,przywiązani <strong>do</strong> cerkwi, nieangażujący się w politykę. Zajmują się rolnictwemprzy<strong>do</strong>mowym, pracują w Salinach, w transporcie i w różnych innych służbach.Obie te grupy <strong>do</strong> dziś żywią lęk przed banderowcami.Przesiedleńcy ciągle tęsknią za swoimi stronami w Polsce,Uciekinierzy ze wsi, jak się popularnie nazywa stabilizującą się drogą bu<strong>do</strong>wy<strong>do</strong>mków jednorodzinnych w rekompensatę za porzucone gospodarstwa i w ten sposóbasymilują się. Ale większość to robotnicy w pierwszym pokoleniu, w przydzielonychna Broczkowie mieszkaniach w myśl zasady „adna rodyna – adna komnata”. Tagrupa, to przeważnie rozpychające się chamstwo.Stopa życiowaZarobki wydają się niskie. Nauczycielka zarabia 80 <strong>do</strong> 120 Rb, kierowca100–150 Rb, wysokokwalifikowany wiertacz <strong>do</strong> 300 Rb, emeryt salinarny 56 Rb,emerytowana salowa 36 Rb. Tani jest transport, komorne, gaz, światło.Bardzo tanie podstawowe artykuły: chleb, mąka, mleko, kasza. Mięso wieprzowez kością 3.5 Rb, a więc drogie, wódka po 100 % podwyżce – 0.5 l – 4 Rb. Obuwiemęskie 20–30 Rb, garnitur 80 Rb.Ludność uzupełnia koszty wyżywienia własną ho<strong>do</strong>wlą trzody chlewnej i kur.Prywatnych samochodów w Dolinie zaledwie kilka.3


Oświata i kulturaW Dolinie jest 5 szkół podstawowych – 10–latek, szkoła samocho<strong>do</strong>wa i mechaniczna,2 <strong>do</strong>my kultury (trzeci w bu<strong>do</strong>wie), liczne jadalnie, 2 restauracje w tymjedna wg. naszej nomenklatury kat. „S”. Dolina ma liczne parki i skwery, przystańnad powiększonym stawem z wypożyczalnią łodzi. Szczyci się też kilkomapomnikami: na rynku koło Lublinera, obok stawu.Dolina mojej mło<strong>do</strong>ściGeografia moich szczególnych zainteresowań w czasie pobytu w Doliniepokrywała się z kręgiem wspomnień całych długich lat: Broczków – stacjakolejowa – rezydencja pana Mossa – Zagórze z siedzibą rodziny Sawickich (tamgdzie się jałówka rozszkrabiła) – <strong>do</strong>m Tatarewicza – Nowiczka – Odenica ze„stacją” solanki (nazywaną surowicą) i chałupą Włodzia Niewierskiego – Obołonie– Pod Zapustem – Babijowa Góra – Zamczyska – Obliski. W ciągu kilku dniobiegłem liczne miejsca objęte tym pierścieniem i nie raz zadumałem się nadprzeszłością…Tak zakreślona geograficznie moja Dolina jest piękna, ładniejsza niż byław czasie mojej mło<strong>do</strong>ści. Czysta, bardzo zielona, pachnąca czeremchą, półdziką różąi jaśminem. Czy to ze Zniesienia patrząc, czy z Babijowej Góry, czy z Zamczysk,zawsze barwny, piękny obraz który starałem się utrwalić w pamięci.Spotkanie z miejscem urodzenia, to głębokie przeżycie.Ulica Sa<strong>do</strong>wa 3, to nasza ziemia, na której rodziliśmy się i wyrastali, to dawny<strong>do</strong>m oznaczony numerem 290.Po wyjeździe Mamy, posesję otrzymała wysiedlona z Polski rodzina Wasiljewów,składająca się z małżeństwa i <strong>do</strong>rastającego syna.Pobu<strong>do</strong>wali <strong>do</strong>m, posadawiając go przeważnie na fundamencie starego budynku.Obecny <strong>do</strong>m jest jednak szerszy, tak że <strong>do</strong>tyka gruszki duli. Od ulicy jestprzybudówka. Pokryty jest gontami. Brama i nędzne ogrodzenie na dawnychgranicach. Przy <strong>do</strong>mu studnia kopana o bardzo smacznej wodzie (wypiłem duszkiem0.5 l). Na miejscu sto<strong>do</strong>ły mały budynek gospodarczy. Na posesji czarny, bardzo złypies. Sad zapuszczony, co <strong>do</strong>daje uroku.Istnieje jeden z konarów jabłoni pod którą stał stół, jest słodka jabłoń nawysokości sto<strong>do</strong>ły. Nie ma już tej, zawsze rodzącej „dzikie” kwaśne jabłkaPotok mniejszy zmienił koryto. Aleja przy potoku zarośnięta.Małe z naszych czasów świerki i jodełki wyrosły na potężne drzewa. Nie majednak jodły posadzonej przez Mamę na <strong>do</strong>le w ogrodzie. Gospodarze w ubiegłymroku poumierali. Został tylko Alosza Wasiljew, przyjemny, przystojny człowiek.Gospodaruje po kawalersku, zajmując cały <strong>do</strong>m, bo go ostatnio opuściła żona.M.inn. wykopał w ogrodzie przy potoku stawek i zapuścił karpie. Przyjęły się.Nasz drugi <strong>do</strong>m wygląda jak dawniej, tyle że dach pomalowano na bor<strong>do</strong>. Kładkataka sama. Przy <strong>do</strong>mu ogromna mamina jodła. Mieszka w nim trzy rodziny:emerytowany major, emerytowany kierownik paszportoho stoła i księgowa.Przed <strong>do</strong>mem na polu Macewiczki zakręt drogi z ulicy Sa<strong>do</strong>wej w kierunkuKałynówki całkowicie obecnie zabu<strong>do</strong>wanej.Droga wzdłuż naszego ogrodu tylko dla pieszych. Zamiast mostu, z któregow czasie zabawy spadł Kazio, kładka dla pieszych. Idę starym chodnikiemz kamienia w stronę Husakowa. Na brzegu ja dawniej stada gęsi. Domów:4


Lubaczewskich, Hredczaków i Nykołki – nie ma. Okopisko – to tylko leżącekamienie – grobowce.Na kuli krzyż jak na naszych dni. W ogrodzeniu przy krzyżu kwitną kwiaty.Zadbane <strong>do</strong>my: Dobrzańskich, Antonowiczów, Stasinkiewiczowej. W ogrodachkrzewy, kwiaty, warzywa, czasem piękna pszenica.Usiadłem na ławce przy krzyżu, chłonę w pamięci krajobraz z <strong>do</strong>brze wi<strong>do</strong>cznąstąd ojcowizną.„Panie Franiu, przyjechał Pan jednak <strong>do</strong> nas”, mówi piękną polszczyzną –jak się okazuje Żmurkiewiczowa, z <strong>do</strong>mu Mila Dobrzańska i zaczyna płakać.To rówieśnica Zosi, a tak zniszczona. Jakby dla zatarcia mego zdziwienia (toprzecież ta mała Milka) zaczyna nerwowo opowiadać… „Co my tu przeżyli z tymiBanderowcami, niech Bóg broni. Przychodzą wieczorem, wyznaczają na ranokontyngent i to z tego często czego sami nie mieliśmy. Ostrzegają, że odmowa, lub<strong>do</strong>niesienie władzy – to śmierć.Ludzie dawali co mogli, a mimo tego, kiedy później szliśmy na grzyby, co raznatrafialiśmy na zabitych… Mam żal <strong>do</strong> dzieci, że nie pojechaliśmy ze wszystkimi<strong>do</strong> Polski… Ale odwiedzać licznej rodziny w Polsce też nie chcę. Byłam już, alewięcej nie pojadę, bo później się gorzej żyje.”Rynek nie zmienił kształtu. Na ścianie wschodniej ogromnych rozmiarówpłaskorzeźba, przedstawiająca walkę żołnierza radzieckiego z hitlerowskimnajeźdźcą. Bliżej św. Florian musiał mu ustąpić miejsca.Tam gdzie był Leiter, obecnie pawilon: na parterze gastronom, na piętrzerestauracja.Idąc w dół miasta rozpoznaję poszczególne <strong>do</strong>my i sklepy, obecnie znacznielepiej urządzone choć tradycja została utrzymana: tekstylia nadal naprzeciwcerkwi. Na dawnych miejscach „miaso” i „chleb”. Doszły sklepy z nazwą na szyldach„Mołoko”.Wracam ulicą Zieloną, czystą jak nigdy dawniej. Tu ma siedzibę poczta,odwiedzam budynki Polminu (obecnie garaże) i Magistratu. Ten ostatni bardzokolorowy, ale gdzieś zagubiono herb miasta: pięć topek soli.W gmachu Sokoła Dom Kultury. Architektura nie naruszona. Odruchowo jakdawniej patrzę w okna na I piętrze: nie ma ani Dzidki Heblównej, ani jej matki.Dom Sztenia jakby jeszcze bardziej przysiadł <strong>do</strong> ziemi. „Liebersbrücke” obokszkoły połatany.Skwer przed szkołą stał się ponury, bo drzewa wyrosły <strong>do</strong> wysokości pięter.Przypominam sobie, że kosiliśmy tu z Kaziem i Mieciem koniczynę i wozili ręcznymwózkiem na paszę dla krowy. Mijam introligatornię Wciningera i siedzibę KółkaRolniczego, miejsca wieloletnich wędrówek naszego ojca.Zamczyska zwiedzam z dwoma młodymi nauczycielkami muzyki. Dziwię się żewłaściwie nic się tu nie zmieniło. Dzielę się wspomnieniami związanymi z tymimiejscami z czasów mło<strong>do</strong>ści. Tu odbywała się zabawa w „fanty”. Niestety, mojetowarzyszki nie mają o tym pojęcia.Trasę Babijowa Góra – Pod Zapustem – Obołonie przebywam z Janką Pawłowicz– Rothbauerową, która objaśnia szczegółowo historię ostatnich lat <strong>do</strong>tyczącychwszystkiego co na widnokręgu… „U nas kołchozy tylko na dalekiej Denicy i naZniesieniu. Widzisz tam pola jednolicie prawione i stada bydła kołchozowegow zasiekach…”.Pod Zapustem spotykamy przy pracy w polu przystojną, schludnie ubranąkobietę w średnim wieku. „Poznajete” pyta Janka. „Tak to pan Stemler, tylko nie5


wiem który. Ja ich nigdy nie rozpoznawałam, wiem tylko, że bardzo szanowaliswoją matkę”. Była to Hrycejówna, po mężu Antonowiczowa.Na Obołoniu kapliczka św. Józefa pięknie zadbana. Dom rodzinny Soroczyńskichprzebu<strong>do</strong>wany. Nie ma chmielem obrośniętej werandy miłości. Dom zajęła rodzinatwardych Ukraińców – Bojduników. „To tragiczna rodzina” – opowiada Janka –„Najpierw powiesił się syn, a później z rozpaczy ojciec. Obie w<strong>do</strong>wy chodzą terazna cmentarz opłakiwać mężów”.Kiedy wychodzimy z posesji Soroczyńskich, jakiś robotnik ze szczytu budującegosię naprzeciwko <strong>do</strong>mu woła po polsku: „Dzień <strong>do</strong>bry, panie majorze”. Podchodzęi wyjaśniam nieporozumienie. Ten mieszkaniec Obołonia wziął mnie za majoraSoroczyńskiego. Przy sposobności <strong>do</strong>wiedziałem się, że Wanda Soroczyńska jestw Ameryce, a Cela wyszła po raz drugi za mąż i mieszka w Warszawie.Dom zamieszkiwany przez rodzinę Rabczuków, po<strong>do</strong>bnie jak inne <strong>do</strong>mysalinarne, <strong>do</strong>brze utrzymany.Jedno południe spędziłem w towarzystwie młodych osób na stawie. Pływaliśmyhamburką, a dziewczęta jak to dziewczęta wypytywały o życie w Warszawie: jakmłodzież spędza czas, jak się ubiera, jakie ma poglądy itp. Nie wierzyły że możnachodzić po mieście w szortach i że młode dziewczęta palą w lokalu.Zorientowały mnie przy tej okazji o stosunkach społecznych w Dolinie. Młodzieżnie ma gdzie spędzać wolnego czasu. W <strong>do</strong>mach kultury ciasno i nudno. Tańcew jednej sali młodzieżowej – co prawda bezpłatne – ale tylko w sobotę i niedzielę(są to w przemyśle dni wolne od pracy), ale straszny tłok, a orkiestra gra wolnewalce, polki i kozaczka. Nie wiedzą co to są prywatki. Zorganizowanie czegośtakiego wywołałoby oburzenie i plotki.Cerkiew w Dolinie pięknie odrestaurowana, ogrodzona niską siatką kolorusrebra, czynna w niedzielę przez cały dzień, a w dni powszednie tylko w godzinachrannych i wieczornych (nie można odrywać ludzi od pracy w ciągu dnia).Kiedy ja byłem w tej cerkwi ostatni raz? Chyba w 1924 r., w wielki piątek naBożym Ciele. Malowidła i złote wrota chyba te same.Właśnie odbywa się żałobne nabożeństwo. Postawny ksiądz wysiedlony z Polskii diak, przy udziale kilku kobiet, przepięknie śpiewają. Melodia „Wiecznaja pamiat”prześla<strong>do</strong>wała mnie przez kilka dni.Budynek kościoła nie zmieniony od moich czasów, pięknie odnowiony, Tylko niema krzyża na wieży, sygnaturki i dzwonnicy.Młoda kobieta pielęgnująca trawnik przy kościele chętnie wyraża zgodę nazwiedzanie hali sportowej urządzonej w kościele. „Na nic się przydał” – mówi –„tak drogi remont. Kiedy ja opalam zimą halę na <strong>do</strong>le, to na suficie na skutekprzemarzania dachu tworzą się sople, które opadają i uniemożliwiają używaniehali. Obecnie też farba odpada gdy piłka trafia w sufit. Chyba halę tę zlikwidująjak <strong>do</strong>kończą bu<strong>do</strong>wę nowego <strong>do</strong>mu sportu na Broczkowie.Przed wojną były w Dolinie dwa cmentarze: jeden tzw. stary – na zapleczucerkwi, drugi w pobliżu kościoła. Pierwszy, zamknięty na długo przed wojną,zamieniony jest obecnie na skwer. Drugi został zamknięty około 1950 r.Czynny jest <strong>do</strong> tego czasu nowy cmentarz na południowo-wschodnim stokuBabijowej Góry, o bardzo ładnym położeniu.Na cmentarzy w pobliżu kościoła zachowały się liczne grobowce, pomniki,nagrobki. Tysiące grobów nad którymi rozrosły się całe gąszcze półdzikiej róży,drzew i krzewów.6


Odnalazłem grobowce ks. Wojnarowicza, dra Kąckiego, Regnerów. NagrobkiWajmanowej (1924), ucznia VII kl. Gimnazjum o nazwisku Pacuła, Misia Regnera(1924).Wśród zachowanych grobowców, grobowiec naszego śp. ojca, zmarłego w 1926 r.Ochroniła go pewnie sama przyroda: od wschodniej strony przykryty jest rozłożystąjabłonią, z pozostałych stron obrośnięty pędami akacji. Płyta wierzchnianadwyrężona starością, ściany boczne z nielicznymi odpryskami.Wziąłem na odwagę i wyruszyłem na poszukiwanie murarza <strong>do</strong> remontugrobowca. Na pierwszej spotkanej na Zagórzu bu<strong>do</strong>wie <strong>do</strong>mu, aż trzech fachowcówzgłosiło gotowość roboty. Wybrałem najstateczniejszego który zapewnił że maw <strong>do</strong>mu cement i że jest kwalifikowanym, aczkolwiek emerytowanym już murarzem.Robota trwała dwa dni i wyszła <strong>do</strong>ść <strong>do</strong>brze.Przy grobie paliłem przez dwa dni symboliczne 12 świec. Nieliczni przechodniew czasie mego pobytu na cmentarzu nawiązywali przyjazne rozmowy, rozpytywalio przeszłość w Dolinie i teraźniejszość w Polsce. Jeden tylko, jaskrawo ubrany40-letni mężczyzna, zachowywał się prowokacyjnie, choć niby – inteligentnie. Mójmurarz pomógł mi dać mu odprawę słowną, a później skomentował: „u nas nakażdych dwóch roboczych wypada taki jeden co robi w kulturze, lub pogania, tojeden z tych…” A moi młodzi znajomi, którym później opowiadałem o zajściu,skomentowali: „…nie przejmujcie się tym, my nie możemy też w żaden sposóbzrozumieć wrogości starszych Ukraińców <strong>do</strong> innych naro<strong>do</strong>wości, szczególnie <strong>do</strong>Rosjan…”Wspomniany cmentarz na Babijowej Górze już jest niemały. Wyrosło też wieledrzew i krzewów. Na nagrobkach liczne nazwiska znanych przed wojną Ukraińców.Jest też oryginalny pomnik 10-ciu robotników którzy zginęli w wypadku przypracy (wybuch gazu).Usiłowałem w zarządzie cmentarza ustalić grób śp. Wodnickiego, ojca MarysiNiewierskiej. Trudność polegała na bałaganie w ewidencji. Ale wyjaśniono milogicznie: „Jeśli nawet dam wam numer grobu, to czy wśród tych traw i zaroślizidentyfikujecie położenie grobu z 1950 r.”? Istotnie – jak stwierdziłem – byłoby toniemożliwe.Wyprawa moja tym razem w pojedynkę na Odenicę wykazała, że kapliczkaśw. Jana, na zakręcie na Nowiczkę, nie istnieje, <strong>do</strong>mek Włodzia Niewierskiego stoisobie jak dawniej na boczku, a mostek na Siwce tylko dla pieszych (na Odenicęjeździ się przez Nowiczkę).Szyby solankowe starannie zabezpieczone, nieczynne dla ludności (nie uznawanyjest stary przywilej).Patrzę z góry Zaniesienia w kierunku Horysza i podziwiam nasze młodziutkiesiły, kiedy to z Kaziem i Mieciem ciągnęliśmy ręczny wózek z paszą dla żywicielki –krowy z takiej odległości jak Nowiczka, Odenica, Obliski, Broczków. Ile dziecięcychnaszych dni surowe życie zamieniło na dni ciężkiej pracy.Któregoś dnia odnalazł mnie mieszkaniec Małej Turzy, człowiek z pięknąbrodą, mówiący <strong>do</strong>brze po polsku – Aleksander Iwanejko. Przypomniał że wielelat przepracował przed wojną u Macewiczki i stąd zna całą rodzinę Stemlerów.Poszukuje on swojej krewnej Magdaleny Iwanejko, urodzonej w 1922 r., która oddziecka służyła u Weissów, a po wojnie wyjechała <strong>do</strong> Polski z rodziną Piskozubiw.Może wiecie co u niej, lub o Piskozubach?7


Jeden z wieczorów spędziłem w towarzystwie mego rówieśnika StanisławaMrozowskiego, nazywanego popularnie Morozem. Spotkanie zakończyło sięw restauracji na rynku przypominającej wewnątrz GS w Mońkach.We LwowieLwów, w którym spędziłem cały dzień, odmalowany i ładny. Kościoły zabezpieczone,zaopatrzone w tablice że obiekt jest zabytkiem. Tylko na dachu kościołaŚw. Elżbiety wi<strong>do</strong>czne dziury.Katedra czynna z rana i wieczorem oraz niedzielę. Jak poinformował kościelny,skupia się w katedrze na nabożeństwach cała lwowska Polonia z pobliskich miast.Na ulicach gwarno o ciasno, szczególnie dużo młodzieży. Reprezentacyjne sklepyzała<strong>do</strong>wane towarem, ale kolejki duże szczególnie w sklepach warzywniczych. Sąteż specjalne sklepy pamiątkarskie dla turystów. Tu też tłoczno.Przypadkiem w GórachWieczorem na postoju taksówek dalekobieżnych we Lwowie znalazłem sięznów w kłopocie, bo nie było chętnych kierowców i pasażerów <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong>. Alepo pewnym czasie dyspetczer przyprowadził <strong>do</strong> najładniejszego wozu przystojnąelegancką panią z dwoma małymi chłopcami, z rozkazem wyjazdu <strong>do</strong> Bolechowa.Taksówkarz, niechętny tej decyzji, zgodził się po dyskusji zabrać również mniei jeszcze jednego pasażera <strong>do</strong> <strong>Doliny</strong>.W drodze wyszło najpierw na jaw, że owa pani jest w ogóle ważną panią.Jedzie aż z Karagandy (kazachstańska SRR) <strong>do</strong> swojej mamy w Hoszowie. Mąż jejbowiem jest chory i przebywa w bolnicy.I zaczęło się! Kierowca zaczął grymasić, że miał jechać <strong>do</strong> Bolechowa, a okazujesię że <strong>do</strong> <strong>do</strong> Hoszowa. Ale to był <strong>do</strong>piero początek.W Hoszowie kierowca zapytał <strong>do</strong> której chałupy ma zawieźć. Odpowiedz była:priamo i wskazała kierunek Kniaziołuka. Minęliśmy przy wzajemnej wymianiezdań na temat czesności, a pani każe jechać dalej. Zdenerwowany taksówkarz (bodroga podła) zatrzymał wóz i panią wyprosił wśród lasów i gór. Wyszła z godnością,wyjęła notes i zapisała numery rejestracyjne, wyjaśniając, że jako sekretarz partiiw Karagandzie potrafi sprawę załatwić jak należy. Wtedy kierowca zreflektowałsię i poprosił panią z powrotem <strong>do</strong> samochodu. Ciągle burcząc pojechał dalej. I takznaleźliśmy się we wsi Kalna, wśród pięknych gór. Byłem raz w Kalnie z Mamą napiechotę. Miałem wtedy chyba 12 lat. Kupowaliśmy maleńkiego świniaczka nachów.PożegnanieWszystko było <strong>do</strong>brze zaplanowane. Dziewczęta zamówiły stolik na godz. 20w tej lepszej restauracji na Broczkowie. Przyszli również ich czterej koledzy.W pięknej sali lepsze towarzystwo. Orkiestra – jak uprzedzano – ma wąskinaro<strong>do</strong>wo-ukraiński repertuar. Co raz zrywa się śpiew na sali, najczęściej razemz orkiestrą wszyscy śpiewają dumki. Są też amatorskie, ad hoc, występy gości.Pijemy wino rosyjskie zgodnie z tutejszym zwyczajem zagryzamy cukierkami.Młodzież, tym razem chłopcy, rozpytują o życie w Polsce, o ceny, zarobki,o możliwości wyjazdu za granicę. W toku rozmowy na temat kto w Dolinie włada8


językiem polskim pada odpowiedź że Zdzisława Zderkowska, która mieszka jakdawniej w swoim <strong>do</strong>mu. Za późno już było aby ją odwiedzić.O 24-tej wkroczył <strong>do</strong> sali restauracyjnej oficer MO w towarzystwie kilkuczłonków ORMO i życzył wszystkim ogólnie <strong>do</strong>brej nocy.Starą drogą w pogodną noc wracając z Broczkowa w towarzystwie młodzieżyciągle mi się zdawało, że śnię…PowrótNa dwie godziny przed przybyciem <strong>do</strong> Lwowa pociągu Bukareszt–Warszawaotrzymałem w Inturiście przydział: pociągu nr 25, odchodzącego o godz. 16:08i wagonu sypialnego nr 13.Tym razem w „rumunie” okna były pootwierane, był również papier higieniczny,ale za to polski konduktor na pełnej „bani”. Nieliczni pasażerowie jakoś sięurządzili tak, że mogłem sam w przedziale odsypiać zaległości.W Mostyskach tym razem było jeszcze ostrzej. Nie kwestionowano niczegoani co <strong>do</strong> ilości, ani co <strong>do</strong> wartości. Szukano czegoś w dnie walizki, w portfelu,w notesie, w kieszeniach o szwach spodni.9

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!