Święto rocka w DPo raz czwarty w Dolinie Charlotty zabrzmiał stary dobry rockktórego głosem czas obchodzi się niezwyklełagodnie. Utwory w wykonaniu zespołubrzmiały świeżo, gdyż wokalny perfekcjonizmwokalisty nie był pozbawiony improwizacji,a ponadto jego głos jest nie dopodrobienia.Drugi dzień upłynął pod znakiem zupełnieinnych klimatów. Po bluesowo-rockowym,ciepło przyjętym koncercie MaggieBell, Dave’a Kelly’ego i weteranów zBritish Blues Quartet sceną zawładnął Marillion.Z tego też powodu, kto przyjechałpóźniej niż o godzinie 19, kiedy rozpoczynałsię koncert, ten miał problem ze znalezieniemmiejsca na parkingu. Ten zespółteż sprawił, że w Dolinie Charlotty zjawiałosię tysiące młodych fanów rocka. Kapelazyskała popularność w latach osiemdziesiątych,która - jak można było zauważyć wamfiteatrze - trwa do dziś. Zespół doskonaledobrał repertuar i wytworzył charakterystyczną,sentymentalną, trochę hipnotycznąatmosferę, balansując między rozbudowanymikompozycjami, a tą <strong>bardziej</strong>przebojową, piosenkową twórczością z lat90. Dzień, w którym występował Marillion,był największym frekwencyjnym sukcesemfestiwalu.Wielkim wydarzeniem trzeciego dniasierpniowej odsłony był występ Nicka Simpera,basisty pierwszego składu legendarnejformacji brytyjskiego hard rocka DeepPurple, który obecnie występuje z austriacmuzyka9 i 10 lipca br. odbyła się pierwszaodsłona Festiwalu Legend Rocka, jednejz naj<strong>bardziej</strong> oryginalnych letnich imprezmuzycznych w Polsce. Konferansjer wielokrotniepowtarzał, że to niezwykłe przedsięwzięciejest możliwe nie tylko dziękiwielu sponsorom, ale także, a może przedewszystkim dzięki wielkiej życzliwości samorządowców,którzy kochają muzykę i swójregion. Festiwal z roku na rok zyskuje corazwiększą popularność i dzięki temu powiatsłupski odwiedza coraz więcej miłośnikówdobrego rocka.Dopisała publiczność i prawdziwieletnia pogoda. W przepięknej, leśnej sceneriiamfiteatru mieszkańcy Słupska, regionuoraz turyści z całej Polski i zagranicy słuchalii bawili się w rytm muzyki lat siedemdziesiątych.W pierwszy dzień publiczność rozgrzałasłupska formacja Resekcja. Późniejna scenie pojawiły się prawdziwe legendy.Najpierw wystąpił zespół Hamburg BluesBand, w którym grają Chris Farlowe i ClemClempson, muzycy ze składu brytyjskiejgrupy jazzrockowej Colosseum, istniejącejw latach 1968-1972. Występ Kena Hensleya,klawiszowca legendarnego zespołu UriahHeep występującego z grupą Live Fire byłznacznie <strong>bardziej</strong> energetyczny. Nie zawiedlisię ci, którzy liczyli na przeboje z repertuaruUriah Heep. W sobotni wieczór muzycznąucztę sprawił Dawid Cross, angielskikompozytor i skrzypek, który zasłynął występamiz grupą King Crimson. Większośćbrawurowo wykonanych utworów publicznośćnagradzała długimi i gromkimi brawami.Gwiazdą wieczoru była legendarna węgierskaformacja Omega, a obdarzony niezwykłącharyzmą wokalista Janos „Mecky”Kobor poderwał wszystkich w amfiteatrzedo zabawy. Megahit „Dziewczyna o perłowychwłosach” był kulminacyjnym utworemsobotniego wieczoru, który śpiewałacała publiczność w amfiteatrze.Druga, sierpniowa odsłona 4. FestiwaluLegend Rocka w Dolinie Charlottyudowodniła, że to jedno z największychmuzycznych wydarzeń nie tylko w powieciesłupskim, ale również w regionie. Corazwiększe gwiazdy, tysiące fanów, doskonałaorganizacja i niesamowita atmosfera panującaw amfiteatrze. Tak w wielkim skróciemożna podsumować trzy festiwalowe wieczoryw Strzelinku, w czasie których wystąpiłodziesięć zespołów. Każdy fan rocka,niezależnie od wieku, mógł więc znaleźćcoś interesującego dla siebie.Przegląd gwiazd rozpoczął parateatralnyi niezwykle widowiskowy występArthura Browna. Po nim na scenie pojawiłsię człowiek, którego można nazwać żywąrockową legendą - Eric Burdon. Mocny,charakterystyczny głos byłego wokalistyzespołu The Animals oraz jego osobowośćsprawiły, że publiczność szalała podsceną. Burdon to jeden z tych wokalistów, z26POWIAT SŁUPSKI NR 7-9 (113-115) • LIPIEC-WRZESIEŃ 2010
coraz większe gwiazdy i tysiące fanówolinieką grupą Nasty Habits. Charyzmatycznyi obdarzony mocnym głosem wokalistaChristan Schmid nawiązal niezwykły kontaktz widownią. W ich wykonaniu publicznośćotrzymała solidną porcję hard rockaz lat 60., z ciężkimi gitarami i podniosłymbrzmieniem organów. Brawurowo wykonaneklasyki „Painter”, „Hush”, I’m so glad”rozgrzały fanów do czerwoności, cały amfiteatrśpiewał i tańczył. Czwarty festiwalzwieńczył koncert Procol Harum, brytyjskiejgrupy założonej pod koniec lat 60.Fani nie zawiedli się, panowie grali z niesamowitąenergią. Profesjonalizm emanowałz każdej strony, ich kompozycje cały czasmają powiew świeżości i przywołują wspomnienianie tylko pięćdziesięciolatków. Mimostrug deszczu i szalejącej nad Dolinąburzy publiczność wytrzymała z zespołemaż do ostatnich dźwięków legendarnegohitu „A Whiter Shade of Pale” i w całości gozaśpiewała.Nowością w tym roku były występymłodych polskich kapel rockowych występującychjako supporty. Wyłoniono je podczaskonkursu, który odbył się maju w DolinieCharlotty. Spośród kilkudziesięciu zespołówz całej Polski wyłoniono sześć i nascenie, oprócz Resekcji i Withe Room grającychw lipcu, w drugiej odsłonie wystąpiłyKruk, Disperse, Passion Friut oraz Quidam.Ten ostatni dał piękny koncert. Cudowneskrzypce i flety, energia i sceniczne obyciewokalisty sprawiły, że ich występ był niezwykłymwydarzeniem muzycznym. Nauwagę zasługuje też gitarzysta Kruka, któregosoczyste solówki były pełne emocji iwzbudziły zachwyt widowni. Kapela grałaprzeróbki klasyki hard rocka z dorobkum.in. Led Zeppelin, Deep Purple czy UriahHeep.W czasie wszystkich festiwalowychdni można było nabyć płyty występującychzespołów i zdobyć autograf ulubionegowykonawcy. Sprzedawano równieżspecjalnie zaprojektowane koszulki z logo4. Festiwalu Legend Rocka, które rozeszłysię niezwykle szybko i wielu osobom nieudało się ich kupić. Organizatorzy zadbalinie tylko o strawę duchową, ale także i kulinarną.W przerwach serwowano smacznedania z grilla. Tegoroczny festiwal umocniłsilną już pozycję, a za sprawą młodych rockowychgwiazd przybierał formę wielkiegoświęta rocka. Jego pomysłodawca, MirosławWawrowski, swoją pasją zaraził wieleosób z regionu i to dzięki nim festiwal z rokuna rok zyskuje coraz większą rangę orazmiano jednego z największych wydarzeńmuzycznych w regionie. Z niecierpliwościąbędziemy czekali, kto przyjedzie za rok.Maria MatuszewskaFot. M. MatuszewskaFot. ArchiwumZ krzyżykiemdo MadrytuOd 26 lat głosuję w Dębnicy w UrzędzieGminy. Tak się złożyło, że w tym rokunie mogłem uczestniczyć w drugiej turzewyborów prezydenckichWybieraliśmy się z żoną na wycieczkędo Hiszpanii i Portugalii. Jakież było mojezdziwienie, gdy otrzymałem telefonicznąwiadomość od właściciela biura turystycznego,że będzie możliwość głosowania, boakurat 4 lipca będziemy wMadrycie. Oczywiście odebraliśmyz żoną stosownezaświadczenia z UrzęduGminy i w drogę. Nie zdążyłemsię nawet nacieszyćkwiatami od dzieci na zakończenieroku szkolnego.Z uroczystości prosto dopociągu.Przewodnik w Hiszpaniibył zdziwiony naszympomysłem, ale na 42-osobowągrupę 14 turystówmiało ze sobą zaświadczenia.Nie chcieliśmy niczegorobić kosztem grupy. Dlawiększości możliwość głosowaniaw madryckiej ambasadziebyła atrakcją turystyczną tej wycieczkiniż „politycznym nawiedzeniem”.Z kraju dochodziły wiadomości, żestawka w sondażach jest wyrównana, więcmógł być ważny każdy głos. 4 lipca okazałosię, że mamy głosować w Ośrodku KulturyPolskiej w Madrycie, a nie jak podawanowcześniej w polskiej ambasadzie.Mimo podanego adresu, znalezienieośrodka wcale nie było takie łatwe, chociażkrążyliśmy blisko niego. Okazało się, żeorganizatorzy wyborów nie otrzymali prawawywieszenia polskiej flagi, co na pewnoułatwiłoby nasze poszukiwania. KartkaA-4 z napisem Komisja Wyborcza nie rzucałasię w oczy. Zastanawiał mnie ten fakt.Na widzianym później Ośrodku KulturyWłoskiej widniały trzy flagi. Włoska, unijna ihiszpańska.Najważniejsze jednak, że trafiliśmy. Aw komisji krajanie. Jedna z pań była z okolicRzepina (mieszkałem w tamtych okolicach14 lat), druga pani kończyła studia w Słupsku.Miła rozmowa, wpisywanie nas na listęgłosujących, rozdawanie kart i pamiątkowychznaczków ośrodka. Oczywiście robiliśmysobie przy tym zdjęcia. Obowiązekspełniony, prawo do głosowania wykorzystane.Po nas zaczęli się pojawiać Polacymieszkający w Madrycie. Głosowanie zajęłonam ponad 40 minut, może dlatego resztawycieczki chwilkę narzekała. Zaświadczeniejednak mógł z miejsca zamieszkania zabraćkażdy.Wieczorem czekaliśmy na wyniki. Naróżne sposoby. Przy hotelowych telewizorach,w internecie, z telefonami komórkowymiw dłoniach. I najważniejsze było to,że bez względu na wynik nikt nie zamierzałprosić o azyl polityczny. No może byłobydobrze, gdyby wycieczka trwała czterydni dłużej, bylibyśmy uczestnikami hiszpańskiegoszaleństwa z powodu zdobyciaprzez tamtejszych piłkarzy mistrzostwaświata.Jerzy FryckowskiDębnica Kaszubskawybory prezydenckiePOWIAT SŁUPSKI NR 7-9 (113-115) • LIPIEC-WRZESIEŃ 201027