20.11.2013 Views

"Nadmorskie duchy, uroczyska i tajemnice", Marcin ... - Ustka

"Nadmorskie duchy, uroczyska i tajemnice", Marcin ... - Ustka

"Nadmorskie duchy, uroczyska i tajemnice", Marcin ... - Ustka

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Na wstępie uruchom wyobraźnię<br />

W historii portowej Ustki i jej najbliższych okolic są karty<br />

mało znane, które czyta się z zapartym tchem. Niewielu wie<br />

na przykład, że to właśnie pod Ustką, we wsi Lędowo, odbyła<br />

się uczta, której dalekim skutkiem była 103 lata później<br />

bitwa pod Grunwaldem.<br />

Jak wszędzie, także tu, w dawnych wiekach opowiadano<br />

niesamowite opowieści i legendy. W legendach bywa, że są w<br />

nich ukryte echa prawdziwych wydarzeń. <strong>Ustka</strong> wprawdzie<br />

leżała zawsze na peryferiach, ale różne wątki historii od wieków<br />

snuły się i tutaj po wydmowych lasach i zabagnionych<br />

łąkach. Ludzie miejscowi tkali z nich legendy, które opowiadali<br />

sobie podczas różnych prac domowych, w karczmach i<br />

przy biesiadach. W tych opowieściach, jak na przykład w tej<br />

o rycerzu von Krümmel, motywy historyczne mieszały się<br />

z fantastycznymi. Znamy je dzięki dziewiętnastowiecznym<br />

regionalistom, takim jak np. Pochodzący z Karzcina, wsi położonej<br />

przy drodze ze Słupska do Rowów, Otto Knoop lubił<br />

wędrówki. Podczas swoich wypraw po okolicznych wsiach<br />

często zaglądał do karczm i słuchał,<br />

o czym opowiadają starzy ludzie. Potem te opowieści notował.<br />

W latach 80. XIX wieku ukazała się jego pierwsza książka<br />

ze zbiorem sag i legend.<br />

Ale w tej książce, którą teraz trzymają Państwo w ręku,<br />

znajdą Państwo też inne niesamowite historie, które udało<br />

mi się odtworzyć dzięki odnalezieniu i skojarzeniu ze sobą<br />

wzmianek porozrzucanych w różnych miejscach: w starych<br />

wydawnictwach, kronikach, gazetach i mapach. Kilka historii,<br />

które rozegrały się w czasach niemal nam współczesnych,<br />

napisało życie. Pisze ono też czasami niesamowite zakończenia<br />

do starych, bajkowych opowieści. Dawno temu opowiadano<br />

na przykład, że gdzieś między Ustką i Darłowem<br />

stoczona zostanie ostatnia bitwa, po której nastąpi koniec<br />

świata. Całkiem niedawno te okolice brane były pod uwagę<br />

jako ewentualna lokalizacja tak zwanej wyrzutni tarczy antyrakietowej...


Spis treści:<br />

5<br />

6<br />

15<br />

21<br />

22<br />

27<br />

31<br />

37<br />

37<br />

44<br />

51<br />

52<br />

57<br />

I. Uroczyska, w których<br />

straszyły <strong>duchy</strong> prahistorii<br />

1. Na tropach „olbrzymów”<br />

(groby Hunów w Ustce, olbrzym z Rowów,<br />

Wodnica, kamienne groby w Przewłoce,<br />

Skamieniałe Dzwony w Poddąbiu)<br />

2. Skąd się wzięło usteckie Uroczysko<br />

(stawek, który połykał ludzi)<br />

II. O duchach dawnych rycerzy<br />

1. Zjawy rycerzy von Krümmel<br />

(obrońca wdowy, klątwa Krümmelów)<br />

2. O rycerzach z piętnem zdrady<br />

(zjazd w Lędowie, buty za Ustkę)<br />

3. Gdzie leży rycerz bez głowy<br />

(czy straszył w skórze wilkołaka?)<br />

III. O kościelnych tajemnicach<br />

1. Ustecki pastor, którego spalono na stosie<br />

(nocne msze)<br />

2. Sekta braci von Below<br />

IV. Legendy o piratach<br />

1. Równodzielcy, którzy napadali na statki<br />

(bracia witalijscy)<br />

2. Szwedzki skarb, zakopany w wydmie


59<br />

59<br />

67<br />

76<br />

76<br />

80<br />

85<br />

90<br />

90<br />

93<br />

V. Podróże przez morze<br />

1. Jak kolonizowano brzeg koło Ustki<br />

(przybysze na lodowej krze)<br />

2. Zniknęli jak w trójkącie bermudzkim<br />

VI. Duchy i klątwy<br />

1. Nawiedzana dolina (Dolina Charlotty)<br />

2. Willa jak z psychodelicznego horroru<br />

3. Nawiedzona latarnia morska<br />

VII. Zamiast zakończenia:<br />

niesamowite przepowiednie<br />

1. „Gorące wzgórze”<br />

(czy na usteckim cmentarzu w Zimowiskach<br />

mieszkali Hottentoci)<br />

2. Ostatnia bitwa w dziejach świata<br />

(o legendzie przepowiadającej tarczę<br />

antyrakietową i koniec świata)


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

I. Uroczyska,<br />

w których straszyły<br />

<strong>duchy</strong> tajemniczej<br />

prahistorii<br />

Życie w dawnej Ustce koncentrowało się w porcie i<br />

przy rybackich chatkach pobudowanych za wydmami po<br />

wschodniej stronie portu. Gdy zapadał mrok, tylko tu, w<br />

małych okienkach, pobłyskiwały światełka łuczyw i ogień w<br />

paleniskach. Na zewnątrz osady panowały ciemności, może<br />

czasem w pogodne noce rozświetlane tylko bladym światłem<br />

księżyca i gwiazd.<br />

O tej porze ludzie unikali wędrówek. W mrokach nocy<br />

za osadą można było spotkać tylko zabłąkanych podróżnych<br />

albo przestępców, a także siły nieczyste. Gdy wchodziło<br />

się na tereny, gdzie w dawnych czasach pochowano<br />

zmarłych, serce zapewne biło szybciej z przejęcia, usta szeptały<br />

nerwowo słowa modlitwy.<br />

Żony rybaków wyruszają na<br />

wędrówkę, aby sprzedać ryby<br />

złowione przez mężów. Zdjęcie<br />

archiwalne wykonane w rejonie<br />

Ustki przed wojną. Jeszcze w<br />

tamtych czasach większość<br />

ludzi przemieszczała się między<br />

miejscowościami pieszo,<br />

omijając „nawiedzone” miejsca.<br />

Tak wyobrażano sobie<br />

zjawy prześladujące<br />

podróżnych. To stara<br />

ilustracja do „Króla Olch”<br />

Goethego.<br />

5


1. Na tropach „olbrzymów”.<br />

Tajemniczy „grób Hunów”<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

Jednym z do dziś najbardziej zagadkowych miejsc był<br />

„Huenen Grab”, czyli „grób olbrzymów” znajdujący się przy<br />

dzisiejszej ul. Darłowskiej, gdzie dziś stoją nowe bloki. Był to<br />

kamienny grobowiec, miejsce pogańskiego kultu usytuowane<br />

właśnie tu, na wzgórzu nachylającym się łagodnie ku pradolinie<br />

Słupi.<br />

Był prawdopodobnie grobowcem megalitycznym, pozostałością<br />

po tajemniczym plemieniu, które żeglowało po Bałtyku<br />

w czasach, gdy w Egipcie budowano piramidy. Ten morski<br />

lud twórców tajemniczej „kultury megalitów”, który w Anglii<br />

pozostawił po sobie Stonehenge, w naszym regionie zaznaczył<br />

swoją obecność kamiennymi konstrukcjami w lasach pod Łupawą<br />

i podsławieńskim Borkowie. Obie te miejscowości leżą w<br />

odległości około 30 km od Ustki.<br />

Niektórzy łączą tych tajemniczych prehistorycznych żeglarzy<br />

z ocalałymi z katastrofy mieszkańcami mitycznej Atlantydy.<br />

Śladem domniemanego pobytu twórców tajemniczych<br />

megalitów, czyli „wielkich kamieni”, jest dziś już tylko dawna<br />

nazwa: „Grób Hunów”. Widnieje ona na XIX-wiecznych mapach<br />

Ustki i okolic . Zwykle<br />

oznaczała na Pomorzu<br />

miejsca, w których<br />

stały prastare konstrukcje<br />

kamienne<br />

albo kamienne<br />

kręgi. W obu przypadkach<br />

były to<br />

grobowce wojowniczych<br />

żeglarzy:<br />

jeśli nie z czasów<br />

Fragment archiwalnej<br />

mapy rejonu ul. Darłowskiej<br />

w Ustce z zaznaczonym<br />

„Hunengr.”<br />

- grobem Hunów, czyli<br />

olbrzymów.<br />

6


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

piramid, to z okresu tzw. kultury wielbarskiej, związanej z<br />

pobytem na Pomorzu skandynawskiego plemienia Gotów w I<br />

wieku naszej ery, którzy tworzyli nekropolie z głazów. Ślady<br />

grobowca z okresu pobytu Gotów zachowały się w postaci<br />

dwóch kamieni nieopodal Poddąbia.<br />

Z czasem ludność miejscowa zapominała, co naprawdę<br />

kryją omszałe konstrukcje. Ale opowiadano<br />

o nich legendy. Powstanie<br />

Hunowie<br />

W rzeczywistości nie<br />

kamiennych konstrukcji tłumaczono<br />

byli olbrzymami. Kronikarze<br />

opisywali, że<br />

pobytem olbrzymów w okolicy.<br />

Uważano, iż tylko wielkoludy mogły byli niscy i krępi, mieli<br />

skośne oczy i płaskie<br />

udźwignąć wielkie kamienie i zgromadzić<br />

je w jednym miejscu, ustatyckim<br />

znad Bajkału.<br />

nosy. Byli ludem azjawiając<br />

je jeden na drugim.<br />

Na początku naszej ery<br />

bezskutecznie atakowali<br />

Chiny. Potem skierowali<br />

się na zachód. Rozbili<br />

Alanów, Wizygotów i<br />

Ostrogotów, co wywołało<br />

wędrówki ludów w<br />

całej Europie. Germanie<br />

uciekali w popłochu. Ale<br />

przy ujściu Słupi Hunowie<br />

mogli pojawiać się<br />

tylko epizodycznie, jeśli<br />

prawdziwa jest hipoteza<br />

niektórych historyków,<br />

Głazy tworzyły klimat niesamowity. „Grób Hunów”, iż stworzyli oni za czasów<br />

panowania Atylli<br />

czyli olbrzymów, namalowany na początku XIX<br />

wieku na zachodnim Pomorzu przez Caspara Davida<br />

Friedricha.<br />

(445 – 453 r.) na terenach<br />

Ukrainy, Rosji, Polski i<br />

Olbrzymy budziły lęk. Opowiadano,<br />

że wciąż śpią pod tymi głazami i<br />

wschodnich Niemiec coś<br />

w rodzaju państwa, podporządkowując<br />

sobie<br />

w każdej chwili mogą się przebudzić. także obszary nad Bałtykiem.<br />

Ze Skandynawii<br />

Tu, na Pomorzu, określano ich mianem<br />

Hunów, ludu barbarzyńskiego, na południowych brze-<br />

do przystani portowych<br />

o którym przetrwała pamięć, że niegdyś<br />

siał popłoch w Europie, doprogach<br />

tego morza miały<br />

przypływać łodzie ze<br />

skórami, którymi Hunom<br />

płacili trybut dawni<br />

wadzając do upadku państwo Gotów<br />

i imperium rzymskie. Działo się to mieszkańcy dzisiejszej<br />

Szwecji. Nie znaleziono<br />

w IV i w V wieku naszej ery. Potem<br />

żadnych archeologicznych<br />

śladów ich obec-<br />

Hunowie wyginęli albo zmieszali się<br />

ności.<br />

7


Opowieści starej Ustki III<br />

Jeden z<br />

nielicznych,<br />

zachowanych<br />

do dziś megalitycznych<br />

grobowców w<br />

regionie - w<br />

Borkowie<br />

koło Sławna,<br />

około 30 km<br />

na zachód od<br />

Ustki.<br />

z ludźmi miejscowymi i zatracili swoją odrębność. W legendach<br />

przetrwali jednak aż do czasów nam współczesnych. Byli<br />

okrutni, podstępni i źli.<br />

Atylla, władca imperium<br />

Hunów, na czele swoich<br />

wojowników. Jego imperium<br />

sięgać miało w V wieku aż<br />

po Bałtyk.<br />

Legenda o olbrzymie z Rowów<br />

Opowieści o „Grobach Hunów” bywały tak straszne,<br />

że ludzie po zapadnięciu zmroku omijali te miejsca. W noc<br />

Walpurgi, trwającą od zmierzchu 30 kwietnia do świtu<br />

1 maja, zlatywać się tu miały czarownice z całej okolicy. Pod<br />

głazami mogły też znajdować się skarby, pilnowane przez<br />

złe <strong>duchy</strong>. Obawiano się, że olbrzymi, śpiący od wieków<br />

pod kamieniami, mogli się obudzić. Opowiadano, że nienawidzili<br />

chrześcijaństwa i drażniło ich bicie dzwonów.<br />

8


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Z nadludzką siłą ciskali ogromne głazy w wieże kościołów.<br />

Potrafili trafiać w zamierzony cel z odległości kilku mil.<br />

W ten sposób jeden z olbrzymów miał uszkodzić w dawnych<br />

czasach wieżę świątyni w Barzowicach, miejscowości<br />

między Ustką i Darłowem.<br />

W ludowych opowieściach olbrzymi porywali ludzi. Jeszcze<br />

w XIX wieku można było w okolicach Ustki usłyszeć, że<br />

jeden z gigantów w okolicy Rowów w gminie <strong>Ustka</strong> porwał<br />

rolnika orającego pole. Razem z końmi i pługiem schował do<br />

rękawa i zaniósł do domu, żeby pokazać żonie. Nie wiadomo,<br />

co by się stało z biednym chłopem, gdyby nie rozczulił<br />

dobrego serca olbrzymki. Kazała mężowi delikatnie postawić<br />

mieszkańca Rowów z powrotem na ziemi i nigdy więcej nie<br />

wyrządzać ludziom krzywdy.<br />

Wodnica była „kamiennym wzgórzem”<br />

Jest prawie pewne, że „olbrzymy”, czyli budowniczowie<br />

megalitycznych grobowców, pojawiali się także u ujścia<br />

Słupi. Dodatkową przesłanką wskazującą, że gdzieś między<br />

Ustką i Wodnicą istniały prastare konstrukcje kamienne, jest<br />

stara niemiecka nazwa Wodnicy: Hohenstein. W tłumaczeniu<br />

oznacza „wysoki kamień”.<br />

Możliwe, że faktycznie kiedyś istniały przy ul. Darłowskiej<br />

jakieś kamienne grobowce, ale zostały zdewastowane<br />

w późniejszych czasach. To mogło się stać podczas budowy<br />

brukowanej szosy z Ustki do Darłowa w I połowie XIX wieku.<br />

W tym okresie bardzo wiele prahistorycznych konstrukcji<br />

kamiennych znikało z powierzchni ziemi, gdyż różni<br />

przedsiębiorczy ludzie wykorzystywali głazy grobowców<br />

jako budulec. Rozkruszali je na bruk. Gdy po I wojnie światowej<br />

miejscowy ustecki nauczyciel dokonał wizji lokalnej<br />

na oznaczonym jako „Huenen Grab” wzgórzu przy dzisiejszej<br />

ul. Darłowskiej, nie znalazł już żadnych śladów po<br />

„grobach olbrzymów”. Podobny los spotkał w XIX wieku<br />

prawdopodobnie aż trzy czwarte takich prahistorycznych<br />

cmentarzysk. W Ustce przetrwała przynajmniej nazwa<br />

wzgórza na mapie.<br />

9


Opowieści starej Ustki III<br />

Widok na pradolinę Słupi ze wzgórza od strony Wodnicy, czyli „wysokiego kamienia”.<br />

Według legend w noc Walpurgii zlatywały się tu czarownice z okolicy.<br />

Przewłoka: kamienne groby<br />

Inne prastare uroczysko znajdowało się tu, gdzie teraz<br />

stoją domy Osiedla Przewłoka, w rejonie ul. Armii Krajowej.<br />

W latach 70. minionego wieku natrafiono w tym miejscu na<br />

ślady sporego cmentarza z okresu kultury pomorskiej.<br />

A więc gdzieś w pobliżu osiedla musiała pod koniec starej<br />

ery znajdować się wioska, której zmarłych mieszkańców<br />

grzebano na tym cmentarzysku. Pogrzebom też towarzyszyły<br />

tajemnicze obrzędy. Zwłoki palono na wielkich<br />

stosach. Archeologów do dziś frapują wytwarzane przez<br />

ówczesnych Pomorzan urny, do których wsypywano<br />

popioły zmarłych. Na tych glinianych naczyniach często<br />

przedstawiane były wyobrażenia ludzkiej twarzy. Urny<br />

ustawiano w ziemi w kamiennych skrzynkach. Podobny<br />

obrządek pogrzebowy stosowano w kraju Etrusków, czyli w<br />

dzisiejszej Toskanii. Możliwe, że oba ludy utrzymywały ze<br />

sobą kontakty. Kupcy z Italii mogli przybywać na Pomorze<br />

w celach handlowych, szukając np. możliwości kupna bursztynów.<br />

Być może przenieśli tu też swoją tajemniczą religię<br />

wraz z obrządkiem pogrzebowym. Niestety, szczegółów<br />

już nie poznamy. Ziemia przy dzisiejszych ulicach Asnyka,<br />

Przerwy–Tetmajera, Norwida i Armii Krajowej, skrywająca<br />

10


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

pradawne pochówki, milczeć będzie o nich do końca świata.<br />

Z ustaleń archeologów z 1971 roku wiemy tylko, że groby te<br />

pochodzą z okresu, gdy Aleksander Macedoński wędrował<br />

ze swoją armią po Azji, a Rzymianie podbijali Italię. W wydmowych<br />

piaskach, na których dziś wybudowano osiedle<br />

i pensjonaty, odkryto 106 grobów i trzy skupiska ceramiki.<br />

Cmentarzysko datowane jest na okres między 400 a 250<br />

rokiem przed naszą erą. Wówczas mokradła między Ustką i<br />

Przewłoką były zapewne niewielkim jeziorkiem.<br />

Skamieniałe dzwony w Poddąbiu<br />

Groby Hunów przy ul. Darłowskiej i cmentarzysko tajemniczego<br />

ludu w Przewłoce to nie jedyne magiczne miejsca<br />

w rejonie Ustki świadczące o tym, że różne pradawne<br />

obrzędy odbywały się tutaj w czasach starożytnych. Oto<br />

niewielkie wzgórze, położone kilometr na wschód od Poddąbia.<br />

Wokół szumią nadmorskie sosny. Przy rozwidleniu<br />

leśnych dróg zachowały się tutaj dwa głazy. Leżą tu od około<br />

dwóch tysięcy lat. Z kilkudziesięciogodzinną przerwą...<br />

Dawni regionaliści to miejsce wiązali z legendami o olbrzymach.<br />

Od niepamiętnych czasów nazywane było „Grobem<br />

Hunów”, o czym zaświadczają stare mapy. Współczesna<br />

nauka zweryfikowała ich sens. Dziś już wiemy, że<br />

Groby Olbrzymów pod Poddąbiem, to nie pozostałości po<br />

grobowcach megalitycznych, lecz po kręgach kamiennych z<br />

późniejszego o 2 tys. lat okresu kultury wielbarskiej.<br />

Widok na osiedle Przewłoka.<br />

Na niewielkiej wyniosłości<br />

terenu wśród podmokłych<br />

łąk ponad dwa tys. lat temu<br />

rozciągało się tajemnicze<br />

cmentarzysko.<br />

11


Opowieści starej Ustki III<br />

W czasach cesarstwa rzymskiego, w początkach naszej<br />

ery, do plaż nadbałtyckich dobijały łodzie przybyszów ze<br />

Skandynawii. Osiedlali się u ujścia Wisły, ślady ich obecności<br />

odkryto też w rejonie Główczyc i Potęgowa... Potem<br />

ruszyli stąd na południe, ku Morzu Czarnemu.<br />

Czy toczyli walki z miejscową ludnością? Nie wiadomo,<br />

ale w okolicznościach, których zapewne nigdy nie poznamy,<br />

właśnie tu, pod Poddąbiem, jakaś ich grupa pochowała<br />

swoich zmarłych. Głazy po dziś dzień zaznaczają miejsce<br />

pochówku.<br />

Na mapie z 1919 roku miejsce to oznaczono jako “Huenen<br />

Gräber” (“Groby Hunów”) – tak samo jak wzgórze<br />

przy ul. Darłowskiej. Miejscowa ludność zwała te głazy<br />

Skamieniałymi, albo Zatopionymi Dzwonami. Opowiadano,<br />

że dawno temu były to dzwony kościoła w Rowach.<br />

Brzmiały tak wspaniale, że pewien bogaty rycerz, do<br />

którego należały w dawnych czasach Rowy, a który miał<br />

swój zamek w Wytownie, wsi stanowiącej odrębną parafię,<br />

nakazał zabrać je z Rowów i przetransportować do siebie.<br />

Gdy jednak furmanka z dzwonami dojechała do granicy<br />

rowieńskiej i wytowieńskiej parafii, ładunek stoczył się z<br />

niej i zamienił w kamienie. Podobno od czasu do czasu w<br />

lesie słychać nawet dźwięki dawnych dzwonów.<br />

Kamienie to częsty motyw pomorskich legend, jedna z<br />

niech opowiada o tym, jak to diabeł założył się z księdzem o<br />

duszę, że w ciągu jednej nocy, przed pierwszym kurem, zbuduje<br />

z głazów kościół nad pobliskim jeziorem Gardno. Nie<br />

udało mu się, bo cwany ksiądz, widząc że diabeł już kończy<br />

budowę, obudził koguta wcześniej. Rozzłoszczony czart, śmigając<br />

w przestworzach, upuścił ostatni transport głazów.<br />

Na początku XX wieku zainteresowali się samotnymi głazami<br />

niemieccy regionaliści. Twierdzili, że są to pozostałości<br />

grobowca megalitycznego. We wrześniu 1979 roku zweryfikował<br />

tę tezę profesor Tadeusz Malinowski, archeolog z<br />

ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Słupsku. Przeprowadził<br />

wykopaliska i natrafił na ukryty pod ziemią krąg<br />

z mniejszych kamieni, otwarty od strony morza, oraz na<br />

12


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

fragmenty glinianych naczyń z okresu rzymskiego – a więc<br />

późniejszych niż megality. Szczątków ludzkich nie znalazł.<br />

Podejrzewał, że złożono je w innym miejscu lub bezpośrednio<br />

pod głazami. Skonstatował jednak, że jest to najdalej<br />

na północ wysunięte cmentarzysko grupy Odry - Węsiory<br />

– Grzybnica, datowane na okres kultury wielbarskiej, wykazujące<br />

czytelne związki ze Skandynawią.<br />

Baczni obserwatorzy, którzy przez dłuższy czas wpatrywali<br />

się w głazy w Poddąbiu twierdzą, że można dopatrzyć<br />

się na nich tajemniczych znaków. W jednym z nich upatrują<br />

podobieństwa do skamieniałej ludzkiej twarzy.<br />

Pozostałości pradawnego<br />

grobowca<br />

kamiennego z<br />

czasów, gdy na<br />

Pomorze przybyli ze<br />

Skandynawii wojowniczy<br />

Goci.<br />

Magiczny kamienny<br />

krąg z<br />

czasów gockich<br />

w Węsiorach na<br />

Kaszubach. W<br />

takich miejscach<br />

odbywały się tajemnicze<br />

obrzędy<br />

kultowe.<br />

Przypadek czy cud?<br />

Przez dwa tysiące lat nikt nie zakłócał spokoju spoczywających<br />

prawdopodobnie pod głazami wojowników. Aż<br />

do stycznia 1995, kiedy to wydarzyła się rzecz niebywała,<br />

wprost niespotykany zbieg okoliczności, w który uwikłany<br />

byłem również ja <strong>Marcin</strong> Barnowski, dziennikarz regionalnego<br />

czasopisma “Głos Pomorza”.<br />

Akurat wtedy, wyposażony w kopie starych map oraz<br />

13


Tajemnice<br />

kamiennych<br />

kregów<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

archiwalne zdjęcia, przez kilka dni<br />

poszukiwałem w lasach opisanych<br />

wyżej “dzwonów”. Ponieważ poszukiwania<br />

te nie przynosiły skutku,<br />

nawiązałem kontakt z Jarosławem<br />

Wilkosem, zastępcą nadleśniczego.<br />

W ciągu kilku godzin ustalił<br />

ich lokalizację. Umówiliśmy się na<br />

wyjazd do dzwonów za dwa dni.<br />

Niektórzy badacze<br />

twierdzą, że były nie tyle<br />

miejscem pochówków,<br />

ile miejscem kultu. Tu,<br />

według niektórych,<br />

miały się odbywać jakieś<br />

pogańskie ceremonie,<br />

związane ze zjawiskami W przeddzień wicenadleśniczy<br />

astronomicznymi, takimi zadzwonił.<br />

jak przesilenia wiosenne,<br />

letnie, jesienne i zimowe, - Stało się coś dziwnego. Leśniczy<br />

twierdzi, że jeden z głazów<br />

odnotowywanymi na<br />

podstawie obserwacji<br />

właśnie zniknął. Ustalamy, co się z<br />

względnego, z punktu<br />

widzenia Ziemi, ruchu nim stało – powiedział.<br />

tarczy Słońca. To właśnie<br />

tu, pośrodku ka-<br />

Leśnicy odkryli głaz przy budowanym<br />

wówczas w Ustce Kościele<br />

miennych kręgów miały<br />

być odbywane sądy i NMP Gwiazdy Morza. Okazało się,<br />

uroczystości religijne.<br />

że jeden z radnych gminy uznał, iż<br />

Możliwe też, że podczas<br />

tych obrzędów składano<br />

pogańskim bogom przez Gotów kamień idealnie nada<br />

upatrzony dwa tysiące lat wcześniej<br />

ofiary z ludzi. Podobno<br />

się na obelisk ku czci Polskiego Państwa<br />

Podziemnego. Po interwencji<br />

właśnie dlatego radiesteci<br />

i inni badacze zjawisk<br />

paranormalnych wciąż głaz wrócił do Poddąbia.<br />

wyczuwają w tych<br />

miejscach różne dziwne Gdyby nie zbieg okoliczności<br />

wibracje.<br />

polegający na tym, że po dwóch<br />

tysiącach lat akurat w tym samym<br />

dniu “Skamieniałymi Dzwonami” niezależnie od siebie zainteresowało<br />

się kilka osób, kamień Gotów przepadłby bezpowrotnie<br />

jak “Grób Hunów” z ul. Darłowskiej.<br />

Przed dwoma<br />

tysiącami lat<br />

Goci posadowili<br />

tu te głazy<br />

pionowo. Czas<br />

spawił, że teraz<br />

leżą. Omal<br />

nie zaginęły w<br />

latach 90-tych<br />

XX wieku.<br />

14


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

2. Skąd się wzięło Uroczysko<br />

Na każdym współczesnym planie Ustki ten zalesiony obecnie<br />

obszar znajdujący się po zachodniej stronie Ustki nosi nazwę<br />

„Uroczysko”. Przebiega przezeń także ulica o tej nazwie.<br />

Uroczyskami dawni Słowianie określali odludne miejsca<br />

w głębi puszczy związane z kultem pogańskich bogów.<br />

Uważano je za siedzibę duchów.<br />

Jednym z charakterystycznych miejsc na terenie naszego<br />

Uroczyska jest tak zwany stawek upiorów, przez dzisiejszych<br />

mieszkańców Ustki często nazywany „stawkiem<br />

cepeenowskim” – a to od położonej w sąsiedztwie dawnej<br />

bazy paliwowej koncernu CPN, poprzednika dzisiejszego<br />

PKN Orlen.<br />

Archiwalne przedwojenne zdjęcie wydmowego lasu na obrzeżach Ustki.<br />

Dawni niemieccy mieszkańcy Ustki mówili o nim gwarowo:<br />

„Seekenmoor”, co w dolnoniemieckim dialekcie miało<br />

oznaczać małe jeziorko bagienne.<br />

Stawek leży w lesie po zachodniej stronie Słupi, tuż przy<br />

torach kolejowych na poligon. Dziś raczej nie wzbudza<br />

emocji, ale dawni ustczanie byli przekonani, że nie ma dna.<br />

15


Opowieści starej Ustki III<br />

\To niewielkie bajoro w lesie<br />

na usteckim uroczysku w<br />

dawnych wiekach uchodziło<br />

za nawiedzone przez tajemnicze<br />

<strong>duchy</strong>.<br />

„Seekenmoor”: stawek, który połykał ludzi<br />

Erich Brose na łamach regionalnego tygodnika „Ostpommersche<br />

Heimat” w 1930 roku opublikował opowieść o tym<br />

bajorze usłyszaną od swojej 80-letniej babki, mieszkanki Ustki.<br />

Wówczas obok tego zbiornika wodnego wił się leśny szlak, który<br />

nad brzegiem „Seekenmoor” gwałtownie skręcał w prawo i<br />

kilometr dalej łączył się z główną drogą prowadzącą z Ustki do<br />

Lędowa. Oto opowieść o zjawach znad bajora, opowiadana w<br />

Ustce, w połowie XIX wieku:<br />

Była już prawie północ, lecz przed gospodą w Ustce stała<br />

jeszcze elegancka bryczka zaprzężona w dwa konie. Niecierpliwie<br />

przebierały kopytami, a zmęczony długim czekaniem<br />

woźnica był bliski zaśnięcia. Wreszcie otworzyły się drzwi i<br />

wyszedł z nich właściciel powozu, dziedzic z Lędowa, jego<br />

żona i troje dzieci.<br />

- Karl! Krótszą drogą wzdłuż jeziorka. I to szybko! - zabrzmiała<br />

komenda.<br />

Kilka minut później kopyta zadudniły po drewnianym<br />

moście przez Słupię. Bryczka wjechała do lasu. Nie minął<br />

kwadrans a woźnica ujrzał w oddali światełko.<br />

- Lędowo - pomyślał i popędził konie, bo jak najszybciej<br />

pragnął zasnąć w łóżku. W głowie miał zamęt: nie wiedział<br />

już, czy to wóz zbliża się do światełka, czy światełko skacze<br />

od drzewa do drzewa i staje się coraz jaśniejsze. Nagle nastąpił<br />

błysk o niespotykanej sile! Konie stanęły dęba. Powóz<br />

16


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Wedle opowieści starych ustczan, podobny powóz wraz z pasażerami zatonął w „Stawku<br />

Upiorów” nieopodal dzisiejszego usteckiego osiedla Kościelniaka.<br />

zatrzymał się, a światełko zgasło. Zapanowała straszliwa<br />

ciemność. Karl wstrzymał oddech. Daremnie usiłował zapalić<br />

przymocowane do wozu latarnie.<br />

Wstrząs obudził pasażerów. Dziedzic<br />

wyjrzał przez okienko i zawołał w<br />

ciemność: - Karl, natychmiast jedź dalej,<br />

albo niech cię diabli...!<br />

Woźnica nagle zdał sobie sprawę, że<br />

otaczają go dziwne postaci. Poczuł, że<br />

Potem krzyki ucichły. Jedynie<br />

niewielkie pierścienie<br />

dotykają go zimne, długie i chude palce.<br />

Tysiące tkwiących w mroku twarzy znaczyły na powierzchni<br />

wody miejsce, w którym<br />

złowrogo nań spogladało. Aby wykonać jeziorko zamknęło się nad<br />

swoim łupem.<br />

polecenie swojego pana, woźnica znowu<br />

popędził konie. Nieprzyjemny plusk wody. Z wnętrza bryczki<br />

dało się słyszeć krzyki wzywające pomocy. Po chwili znowu<br />

zapadła cisza.<br />

Proces woźnicy<br />

Jedynie niewielkie pierścienie znaczyły na powierzchni<br />

wody miejsce, w którym jeziorko zamknęło się nad powozem.<br />

Woźnica, który w ostatniej chwili zeskoczył z kozła w ciemność,<br />

stał po biodra zanurzony w stawie. Miał wrażenie, że na<br />

jego stopach zacisnęły się dwie silne dłonie i powoli wciągały<br />

go w dół.<br />

- Litości, litości! - krzyczał przerażony w obliczu śmierci.<br />

Chłód wody czuł już pod podbródkiem.<br />

Znowu pojawiło się nad nim światelko. Dwie silne ręce<br />

17


Opowieści starej Ustki III<br />

chwyciły go pod pachy i podciągnęły do góry. Zdołał jeszcze<br />

ujrzeć, jak otworzyło się bezdenne błocko i natychmiast zamknęło.<br />

Stracił przytomność.<br />

Minęła dobra godzina, nim<br />

woźnica się obudził. Nad nim było<br />

czyste, gwiaździste niebo. Kilka metrów<br />

przed nim spokojnie mieniła<br />

się tafla stawku, nad którą błądziło<br />

jakieś światełko. Gdy tylko odzyskał<br />

świadomość, pędem ruszył do<br />

Ustki.<br />

Błędne<br />

ogniki<br />

Występują w legendach<br />

na całym świecie, W<br />

Europie na terenach<br />

pokrytych lasami i mokradłami,<br />

jak niegdyś<br />

okolice Ustki. Rzymianie<br />

zwali je ignis fatuus i<br />

wierzyli, że w nocy<br />

Długo musiał walić do okien,<br />

zwodzą zbłąkanych<br />

nim obudził sołtysa. Chciał mu podróżnych. Uważano,<br />

wszystko opowiedzieć, lecz głos że są to błąkajce się po<br />

świecie dusze zmarłych.<br />

uwiązł mu w gardle. Był niemy.<br />

Słowiańscy Kaszubi,<br />

Drżącą ręką na skrawku papieru którzy żyli tu przed wiekami<br />

i których wierzenia<br />

opisał przeżycie. Sołtys czytał i z<br />

ludowe wywarły wpływ<br />

niedowierzaniem kiwał głową.<br />

na treść miejscowych<br />

Rano ustczanie, starzy i młodzi, legend, łączyli je z obecnością<br />

diabła zwanego<br />

udali się na miejsce nocnej tragedii.<br />

Purtkiem – od purtania,<br />

Ślady końskich kopyt i kół wyraźnie czyli wypuszczania<br />

wiodły do wody. Długo sondowano gazów trawiennych<br />

przez odbyt. Przekazy o<br />

jeziorko długimi tyczkami, lecz żadna<br />

nie dosięgła dna. Dochodzenie miotem badań etnogra-<br />

ognikach są dziś przedficznych.<br />

Nauka bliska<br />

policji również niczego nie ustaliło.<br />

jest folklorystycznej<br />

Dziedzic, jego rodzina i kareta, interpretacji kaszubskiej.<br />

przepadli bez śladu.<br />

Nie uznając istnienia tak<br />

zwanych sił nadprzyrodzonych,<br />

genezy legend<br />

Jednakże niewinnego woźnicę<br />

aresztowano i oskarżono o nieumyślne<br />

zabójstwo. Niektórzy do-<br />

o błędnych ognikach<br />

upatruje w samozapłonie<br />

organicznych gazów<br />

mniemywali nawet, że mógł skrytobójczo<br />

zamordować swojego pana<br />

w bagnach.<br />

i jego bliskich, przywłaszczyć sobie ich sakiewki, a karetę i<br />

konie sprzedać. Zapewne skazano by go na ciężką karę, gdyby<br />

nie jego stara mateczka, która prosiła za nim u sędziego.<br />

Uzyskała tyle, że sędzia postanowił osobiście sprawdzić, ile<br />

jest prawdy w opowieści woźnicy o światełkach zmylających<br />

18


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

podróżnych - Wstrzymamy się z wyrokiem, póki sami nie<br />

przekonamy się, ile jest prawdy w tej historii o upiorach znad<br />

Seekenmoor - oświadczył.<br />

Sędzia zawołał: ognia!<br />

Znowu była już noc, gdy sędzia ze świtą udali się nad stawek.<br />

Zabrano fotel i krzesła. Oczekiwali z niedowierzaniem na<br />

to, co miało się zdarzyć.<br />

Jakiś ognik faktycznie krążył nad jeziorkiem. Momentami<br />

zapuszczał się znad tafli<br />

stawu nad las, by po chwili<br />

znowu powrócić nad wodę.<br />

Sędzia spojrzał na zegarek i<br />

rzekł do towarzyszy:<br />

Błędne ogniki bagienne, zwodzące podróżnych<br />

z właściwej drogi, czyli dusze topielców<br />

na obrazie Arnolda Boecklinga z 1882 roku.<br />

To powszechny motyw w mitologii ludów północnej<br />

i środkowej Europy. Takie zjawy miały<br />

objawiać się nad usteckim bajorkiem.<br />

- Proponuję, byśmy<br />

poszli już do domów, bo<br />

godzina duchów minęła.<br />

Utwierdziłem sie tylko w<br />

przekonaniu, że te wszystkie<br />

straszne historie o upiorach<br />

znad tego stawu są wyssane<br />

z palca.<br />

- Cooo? Poczekaj no! -<br />

odkrzyknął nieznany głos.<br />

Zaraz potem cała rzesza<br />

świetlistych postaci wyłoniła<br />

się nagle z jeziorka i poczęła zmierzać w kierunku ludzi.<br />

- Ognia! - krzyknął sędzia do policjantów. Dopiero gdy rozkaz<br />

nie został wykonany, obejrzał się do tyłu i ujrzał, że ci stoją<br />

już przywiązani do dużego drzewa, pilnowani przez dziwne<br />

zjawy. Rozległ się przeraźliwy gwizd - i z jeziora wynurzyła się<br />

koza!<br />

Prowadzona przez ognik rzuciła się na sędziego. Rozerwała<br />

mu rogami ubranie, gryzła, raniła, dopóki ten nie pojął wreszcie<br />

jej mowy i nie przyrzekł, że niewinnemu woźnicy włos<br />

z głowy nie spadnie. Rozległ się kolejny gwizd - i wszystkie<br />

zjawy znowu skryły się w jeziorku. Sędzia i uwolnieni poli-<br />

19


Opowieści starej Ustki III<br />

cjanci powlekli się z<br />

powrotem do Ustki.<br />

Woźnica został wypuszczony<br />

z więzienia.<br />

E. Brose twierdził,<br />

że opowieść pochodzi<br />

z czasów młodości<br />

jego 80-letniej<br />

babki, czyli z około<br />

1850 r. Jak czytamy<br />

dalej, usteckie bajoro<br />

przez długi czas wzbudzało lęk u ustczan i mieszkańców pobliskich<br />

miejscowości. Omijali je, zwłaszcza gdy dzień chylił się<br />

ku wieczorowi. Uważano, że to miejsce nawiedzane przez <strong>duchy</strong><br />

topielców, którzy wcześniej utopili się w wodach stawku i<br />

wciąż wciągają do niego kolejnych, żywych ludzi.<br />

Ofiary wrzucane do bagien<br />

Ta tradycja może mieć prahistoryczne korzenie. Możliwe,<br />

że pobrzemiewają w niej dalekie echa zwyczaju opisanego w<br />

I wieku naszej ery przez rzymskiego historyka Tacyta. W XII<br />

rozdziale De origine et situ Germanorum opisał ludy żyjące na<br />

północ od granic cesarstwa, w tym nad Bałtykiem. Zanotował,<br />

że niektórych skazańców topiono na mokradłach. Według<br />

Tacyta, w taki sposób tracono tych, którzy stchórzyli na wojnie<br />

oraz tych mężczyzn, których ciała zostały „zbrukane”<br />

(najprawdopodobniej chodziło o stosunki homoseksualne).<br />

Dowodem na to są prahistoryczne zmumifikowane zwłoki<br />

odnajdywane w torfowiskach i mokradłach Europy Północnej.<br />

Ale wśród tych mumii są też ciała kobiet i dzieci. To prowadzi<br />

do wniosku, że na bagnach i w bajorach topiono nie tylko<br />

skazańców, lecz składano również ofiary z ludzi. W słowiańskiej<br />

tradycji istniał podobny obrzęd, topienie Marzanny, czyli<br />

kukły uosabiającej zimę, w szerszym znaczeniu śmierć. Przed<br />

kilkoma tysiącami lat, jeszcze w epoce kamiennej, ofiary były<br />

pewnie mniej symboliczne, za to bardziej realistyczne, z konkretnych<br />

ludzi, a także z różnych cennych przedmiotów.<br />

20<br />

Zmumifikowane zwłoki „czlowieka z Rendswühren” z<br />

muzeum Schloß Gottorf, Schleswig/RFN (fot. commander-pirx/wikipedia.de)


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

II. O duchach<br />

dawnych rycerzy<br />

Mieli być elitą. Wierni Chrystusowi i swoim władcom. Byli<br />

honorowymi wojownikami, którzy przestrzegają rycerskiego<br />

kodeksu, danego słowa, nie walczą z bezbronnymi i pomagają<br />

słabszym.<br />

Średniowieczni rycerze<br />

byli też w Ustce.<br />

Zjawa jednego z nich,<br />

rycerza pochodzącego<br />

z dawnego rodu von<br />

Krümmel pojawiała się<br />

ponoć jeszcze setki lat<br />

po śmierci na podmokłych<br />

łąkach między<br />

Ustką a Lędowem i<br />

Duninowem. Według<br />

dawnych mieszkańców<br />

Duninowa tajemniczy<br />

jeździec widywany był<br />

Średniowieczny rycerz z obrazu Albrechta Duerera,<br />

malarza tworzącego na przełomie XV i XVI<br />

tutaj przez wiejskich<br />

pastuchów, którzy wypasali<br />

krowy. Straszył ich swoim widokiem o świcie i o zmierz-<br />

wieku.<br />

chu, kiedy obniżenia podmokłego terenu spowijały mgły. Z<br />

nich się wyłaniał i w nich znikał ów tajemniczy rycerz w błyszczącej<br />

zbroi, na upiornym, siwym koniu. Ostatni niemiecki pastor<br />

z Duninowa, Hans Schreiber, w swojej kronice Duninowa<br />

opartej na wcześniejszych źródłach zapisał, że jeszcze w XIX<br />

wieku fornale z miejscowego majątku opowiadali: „Za czasów<br />

naszych ojców i dziadów, gdy jeszcze na noc wypędzano konie<br />

na „Freiheit” i wypasano w „Ellerbruch” (lokalne nazwy), kilka<br />

razy widzieli oni rycerzy von Krümmel w połyskujących zbrojach,<br />

na wielkich, upiornych rumakach, objeżdżających swoje<br />

niegdysiejsze wielkie włości. Pędzili w jakimś „dzikim łowie”<br />

O „dzikich” albo „szalonych łowach” czy też gonitwach<br />

duchów można było w XIX wieku usłyszeć także w karczmach<br />

21


Opowieści starej Ustki III<br />

„Dzikie łowy”, obraz Petera Nikolaia Arbo z 1872 roku.<br />

innych miejscowości w okolicach Ustki. To echa starego<br />

a zapomnianego już mitu dawnych Indoeuropejczyków,<br />

przodków Celtów, Germanów oraz Bałtów i Słowian, najsilniej<br />

zakorzenionego w kulturze germańskiej, w której<br />

uczestnikiem tych łowów był germański bóg Odyn. Ale<br />

występował on też w legendach opowiadanych na ziemiach<br />

polskich. W orszaku zjaw, unoszących się podczas mgieł<br />

niejako w powietrzu i przetaczających się przez nieboskłon<br />

na zatracenie karku, gnać miały potępione dusze. W tym<br />

wściekłym pędzie szukały ukojenia.<br />

1. Zjawy rycerzy von Krümmel<br />

Kwestia potępienia za czyny popełnione za życia to<br />

klucz do tajemnicy tkwiącej w legendach o rycerzach, także<br />

tych z rodu von Krümmel spod Ustki. Istnieli oni naprawdę<br />

i byli właścicielami dóbr sąsiadujących z Ustką od zachodu<br />

co najmniej od 1355 aż do 1602 roku.<br />

Wśród nich najbardziej frapująca postać, to Wulff, czyli<br />

Wilk, który żył w dobie reformacji, w pierwszej połowie<br />

XVI wieku. Nie ma w najbliższych okolicach Ustki nikogo,<br />

kto byłby bohaterem tak wielu miejscowych legend, jak on.<br />

Stał się główną postacią poematu, a także nawet dramatu,<br />

22


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

wzorowanego na utworach Szekspira. Dramat wydał drukiem<br />

w 1909 roku słupski nauczuciel Hans Hoffman. W obu<br />

przypadkach inspiracją dla twórców były stare lokalne sagi,<br />

jakby żywcem skopiowane ze średniowiecznych żywotów<br />

katolickich męczenników: polskiego biskupa, św. Stanisława,<br />

zabitego przez Bolesława Śmiałego (1077) i angielskiego<br />

biskupa Tomasza Becketa, zabitego w 1170 r, w Canterbury<br />

przez rycerzy wadcy Anglii.<br />

Z jedną zasadniczą różnicą. W owych żywotach to duchowni,<br />

zabici przez świeckich władców, otoczeni są nimbem<br />

świętości. A w najważniejszej legendzie spod Ustki,<br />

wzmocnionej dramatem Hoffmanna i poematem Gustawa<br />

Kratza, dziedzica z podusteckich Zimowisk, jest odwrotnie.<br />

To zabity duchowny był zły. Dobry był jego morderca, który<br />

popełnił zbrodnię w stanie wyższej konieczności, uniesiony<br />

szlachetnym gniewem, ujmując się za starą i słabą kobietą.<br />

Z XIX-wiecznych przekazów dowiadujemy się o nim, że był<br />

dzielny na wojnach, a wolny czas w Duninowie najchętniej<br />

spędzał na łowach.<br />

Obrońca wdowy<br />

Rycerz Wulff przejeżdżając pewnego dnia konno przez<br />

swoją wieś, spostrzegł płaczącą starą kobietę, siedzącą na<br />

schodach wiodących do duninowskiej świątyni. Rozpacz<br />

kobiety poruszyła go. Zatrzymał rumaka i spytał, dlaczego<br />

płacze. I wówczas dowiedzał się, że powodem jej rozpaczy<br />

jest ksiądz, który właśnie odprawiał we wnętrzu kościoła<br />

mszę.<br />

- Nie chciał przyjąć mojej ofiary. Miałam tylko trzy kurze<br />

jaja, a on uznał, że to za mało i nie dopuścił mnie do Stołu<br />

Pańskiego – powiedziała stara wdowa.<br />

Rycerz zatrząsł się z oburzenia, a był człowiekiem impulsywnym.<br />

Wtargnął do wnętrza kościoła w trakcie mszy.<br />

Przerwał ją, podchodząc do ołtarza. Głośno żądał od księdza<br />

natychmiastowych wyjaśnień. „Dumny klecha” – jak<br />

określa go XIX-wieczny poemat Kratza – wyjaśnień odmówił.<br />

Doszło do ostrej wymiany zdań, podczas której rycerz<br />

23


Opowieści starej Ustki III<br />

sięgnął po ostry argument: miecz. Przebił nim pierś duszpasterza.<br />

Z trzewi księdza wypłynęła wówczas czarna krew:<br />

jak sądzono, znak opętania przez szatana.<br />

Głaz z odciśniętą podkową konia z zaświatów<br />

Za swój czyn rycerz jeszcze za życia musiał odpokutować.<br />

I to też zostało opowiedziane w legendach. Wulff w<br />

ramach pokuty musiał, wedle tych przekazów, oddać znaczną<br />

część swojego majątku kościołowi, między innymi wsie<br />

Pęplino i Starkowo, nieopodal których, we wsi Golęcino,<br />

znajdować miał się w średniowieczu klasztor albo folwark<br />

należący do mniszek ze słupskiego konwentu norbertanek.<br />

Jest też udokumentowana jeszcze w XIX wieku legenda o<br />

sporach, jakie Wulff wiódł z duchownymi, a zwłaszcza z<br />

pełnomocnikiem mniszek, o przebieg granicy. W pewnym<br />

momencie poprzysiągł coś fałszywie i wyrzekł, że jeśli to, co<br />

przed chwilą powiedział, nie jest prawdą, to niech rozpęknie<br />

się najwiekszy głaz leżący na jego włościach, gdy tylko<br />

dotknie go podkowa jego konia.<br />

I tak się stało. Rumak poniósł rycerza w szalonym galopie<br />

i jednym kopytem uderzył o głaz. Ten rozpękł się na<br />

trzy części, wyznaczając nowe granice posiadłości Krümmelów.<br />

Jeden z ułamków głazu spadł na granicy oddzielającej<br />

pola należące do Duninowa i Starkowa. Dziś kamień ten<br />

Tu, przed kościołem w Duninowie, rozpoczął się dramatyczny spór rycerza Wulffa i księdza.<br />

24


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

znajduje się na krawędzi lasu, osunął<br />

się na dno rowu melioracyjnego i jest<br />

niedostępny dla oka. Ale jeszcze w<br />

latach 90-tych widoczne były na nim<br />

ślady dwóch podków zwróconych<br />

okręgami do siebie. Dowód, że faktycznie<br />

uderzył weń kopytem koń<br />

Wulffa Krümmela? Jedno jest pewne:<br />

to godło z Krümmelowskiego herbu,<br />

takie samo, jakie do dziś można oglądać<br />

w przedsionku duninowskiego kościoła na wydobytej<br />

niegdyś spod ołtarza i powieszonej tutaj na ścianie płycie<br />

nagrobka Krümmelów.<br />

Wyobrażenie rycerza Wulffa<br />

von Krummela na przedwojennej<br />

mapie atrakcji powiatu<br />

słupskiego. Przy siodle tarcza<br />

z rodowym herbem.<br />

Owiany legendą głaz w rzeczywistosci był w średniowieczu<br />

kamieniem granicznym, faktycznie oddzielającym<br />

włości rycerzy od dóbr kościelnych. Dwa pozostałe kawałki<br />

rozłupanego głazu spadły w „Hinkenort” (“Kulawizna”) i w<br />

„Hasenort” (“Zajęczyzna”), jednak – jak mówią stare przekazy<br />

- na nich nie dochowały się ślady podków krümmelowskich<br />

rumaków.<br />

„Niech mu Bóg<br />

łaskawy”<br />

Nagrobek Krümmelów z kościoła w Duninowie,<br />

przedwojenny szkic Rudolfa Hardowa. Z napisów<br />

na kamieniu dowiadujemy się, że ciało<br />

ostatniego rycerza z tego rodu, zmarłego 5<br />

lipca 1602 roku, pochowano dopiero po miesiącu,<br />

4 sierpnia. Prawdopodobnie je zabalsamowano.<br />

Inaczej trudno wyobrazić sobie tak długie<br />

przechowanie zwłok, zwłaszcza w lecie.<br />

Jakkolwiek by na to<br />

patrzeć w życiu owianego<br />

starymi sagami<br />

rycerza Wulffa faktycznie<br />

musiały zaistnieć jakieś<br />

dramatyczne zdarzenia.<br />

Wskazuje na to stary<br />

napis na jednym z witraży,<br />

które zdobiły okna<br />

absydy duninowskiego<br />

kościoła. Witraż, jak pisze<br />

Schreiber, został zdemontowany<br />

w 1878 roku.<br />

Pastor oglądał go jeszcze<br />

w 1939 roku w słupskim<br />

25


Opowieści starej Ustki III<br />

muzeum. Napis przy herbie brzmiał:<br />

„niech mu Bóg łaskawy”. Czyżby<br />

Wulff rzeczywiście miał jakieś szczególne<br />

powody, by lękać się sądu ostatecznego?<br />

Klątwa Krümmelów<br />

Dziś jedyna pamiątka po Krümmelach<br />

to kamienna płyta, która wisi<br />

na ścianie w przedsionku świątyni<br />

w Duninowie. Przykrywała niegdyś<br />

doczesne szczątki pochowanego pod<br />

ołtarzem ostatniego z duninowskich<br />

rycerzy, Georga von Krümmela, pana na Modle. Zmarł o<br />

ósmej rano, 5 lipca 1602 roku. Miał 63 lata. Podobno cieszył<br />

się wielką łaską księcia Jana Fryderyka z rodu Gryfitów.<br />

Herb rycerzy von Krummel,<br />

którzy w zamierzchłych<br />

czasach mieli straszyć pod<br />

Duninowem.<br />

W Duninowie opowiadano legendę, że zmarł w następstwie<br />

polowania. Gdzieś w okolicznych lasach spotkał się<br />

oko w oko z potężnym jeleniem. Zranił śmiertelnie zwierzę,<br />

ale ono w ostatnim zrywie przebiło rycerza rogami. Poroże<br />

jelenia również trafiło do kościółka. W 1878 roku, po remoncie<br />

świątyni, zabrali je do swojego pałacu w pobliskich<br />

Zaleskiech von Belowowie, następcy Krümmelów na tych<br />

włościach.<br />

Na nagrobku wdowa po ostatnim Krümmelu kazała w<br />

1614 roku wyryć porażające swą treścią zdanie-klątwę: „Kto<br />

zbeszcześci ten nagrobek, niechaj dotknie go nieszczęście”...<br />

To archiwalne zdjęcie,<br />

wykonane pod Ustką<br />

w latach 30. XX wieku,<br />

najprawdopodobniej<br />

ukazuje legendarny<br />

głaz z odciskiem<br />

kopyta konia rycerza<br />

Wulffa.<br />

26


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

2. O rycerzach z piętnem zdrady<br />

W legendach o rycerzach von Krümmel odbijają się<br />

echa pomorskiej reformacji. W XVI wieku także przez<br />

te tereny przetoczyła się rewolucja religijna, polegającą<br />

m.in. na odbieraniu klasztorom katolickim przez książąt<br />

i rycerzy ich bogactw, a zwłaszcza ziemi. W tym zamieszaniu<br />

do Ustki trafił wówczas wielki XIV-wieczny krucyfiks,<br />

zabrany przez słupskich mieszczan z klasztoru<br />

norbertanek w Słupsku. Pewnie obłowił się wówczas na<br />

kościelnym mieniu także ów Wulff Krümmel. Miejscowy<br />

lud zapamiętał jego majątkowe spory z kościołem, a<br />

może także jakieś zbrojne utarczki – i dlatego każe mu<br />

straszyć po pastwiskach i łąkach.<br />

Byli jednak dokładnie w tym samym miejscu także<br />

inni rycerze, którzy – gdyby faktycznie istniały zaświaty<br />

– również mieliby za co tu pokutować. To przedstawiciele<br />

możnego rodu Święców, pierwszych historycznie<br />

udokumentowanych właścicieli Ustki.<br />

Zaledwie kilka kilometrów od miasta znajduje się,<br />

wciąż dzikie, jak przed blisko tysiącem lat, jezioro Modła.<br />

Nad jego wschodnim brzegiem stoją chałupy wsi Lędowo.<br />

Skrzyżowanie polnych dróg koło Lędowa na zachód od Ustki. Miejsce, w którym niegdyś<br />

spotkali się rycerze z rodu Święców z margrabiami brandenburskimi to dziś idealny cel<br />

wycieczek rowerowych.<br />

27


Wielki zjazd w Lędowie<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

Dokładnie 17 lipca 1307 roku łąki wokół wsi Lędowo<br />

koło Ustki zaroiły się barwnymi szatami rycerzy, możnowładców<br />

i czeladzi. Rozbito namioty, rozpalono ogniska.<br />

Z wozów, zapewne także z łodzi żaglowych, przycumowanych<br />

przy brzegach jeziora, ściągnięto peklowane<br />

mięsiowo, beczki z miodem, piwem i najprzedniejszymi<br />

winami. Uczta musiała być, bo czym, jak nie ucztą,<br />

okrasić spotkanie przedstawicieli ówczesnych elit i ich<br />

poważne rozmowy. Toastów wymagał także wynegocjonowany<br />

tu układ.<br />

Następnego dnia namioty zwinięto, wozy odjechały,<br />

łodzie podniosły żagle. Może niektórzy uczestnicy już wówczas<br />

odjeżdżali stąd z nieczystym sumieniem. Ale i tak nie<br />

mogli zdawać sobie sprawy z tego, jak ten krótki epizod<br />

pod Ustką zaważy potem na dziejach całej Europy.<br />

Ludźmi, dla których w 1307 roku w podusteckim Lędowie<br />

rozpalano ognie, byli margrabiowie brandenbuscy<br />

i biskup kamieński z jednej strony, z drugiej - słupscy<br />

możnowładcy: wojewoda pomorski Święca, jego brat<br />

Wawrzyniec, syn Piotr, zwany Piotrem z Nowego i inni<br />

przedstawiciele rodu, do którego należała „od czasów<br />

przodków” także <strong>Ustka</strong>. Brandenburczycy mieli wrogie<br />

zamiary względem Królestwa Polskiego, dopiero co zjednoczonego<br />

po rozbiciu dzielnicowym. Chcieli zagarnąć<br />

Pomorze, które wcześniej obiecali im rzadzący w Krakowie<br />

Czesi. Święcowie zaś zarządzali tą dzielnicą: najpierw<br />

z ramienia książąt gdańskich, potem króla polskiego<br />

Przemysła II, następnie jego spadkobiercy - Władysława<br />

Łokietka, a potem Czechów - i od roku znowu Władysława<br />

Łokietka. Senior Święca był wojewodą słupskim i<br />

gdańskim, jego syn Piotr – kanclerzem pomorskim. Można<br />

powiedzieć, że byli tu gospodarzami od zawsze. Historycy<br />

lokalizują ich gniazdo rodowe w okolicach Słupska.<br />

I zawsze wcześniej działali w sposób propolski. Święca<br />

był prawą ręką księcia gdańskiego Mściwoja II w czasie,<br />

gdy ten decydował o połączeniu swojego księstwa z<br />

28


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Wielkopolską. Wielkokrotnie, zarówno on, jak i jego brat<br />

Wawrzyniec i syn Piotr, dowodzili wierności polskim<br />

władcom w bitwach na czele oddziałów rycerzy<br />

z kasztelanii słupskiej.<br />

W imię prywaty<br />

Dlaczego więc w letni dzień 1307 roku Święcowie spotkali<br />

się w Lędowie ze swymi wrogami? Żywili zadrę do<br />

księcia Łokietka. Kilka miesięcy wcześniej stanął on po<br />

stronie biskupa włocławskiego. Kazał Święcom wypłacić<br />

biskupowi niemałą sumę. Łokietek irytował także słupską<br />

rodzinę tym, że nadawał urzędy na Pomorzu rycerzom z<br />

innych dzielnic Polski, pomijając miejscowych.<br />

Tymczasem w 1307 roku nad Ziemią Słupską znowu<br />

zawisła groźba wojny. Rok wcześniej Brandeburczycy<br />

zajęli Ziemię Sławieńską. Linia “frontu” przebiegała na<br />

zachód od Ustki, przy jeziorze Modła i wsi Lędowo. Było<br />

jasne, że w następnym roku „Brandenbury” ruszą na<br />

Słupsk, a potem na Gdańsk. Święcowie musieliby stawić<br />

im opór, jak już zresztą czynili to wielokrotnie wcześniej.<br />

Znowu ginęliby ludzie, znowu niszczony i rabowany byłby<br />

dorobek ich pracy.<br />

Tym razem jednak nie chwycili za miecze. Zdecydowali<br />

się na rokowania z wrogami. Finałem było właśnie spotkanie<br />

na granicy, w Lędowie. W układzie wówczas spisanym<br />

Święcowie poddali się władcom Brandenburgii i przekazali<br />

im całe Pomorze, w zamian uzyskując gwarancję, iż nowa<br />

brandenburska władza pozostawi ich w posiadaniu ogromnych<br />

dóbr i urzędów, w tym urzędu kasztelana słupskiego.<br />

Dziś powiedzielibyśmy, że oddali hołd nowym panom, aby<br />

zachować swe godności.<br />

Skutki tego, co wydarzyło się pod Ustką w 1307 roku, z<br />

perspektywy stuleci okazały się katastrofalne. W 1308 roku<br />

Królestwo Polskie utraciło Gdańsk, o którego odzyskanie<br />

wojowało potem przez 150 lat. Nie do końca skutecznie, bo<br />

państwo brandenbursko–pruskie przetrwało pierwszą falę<br />

polskich zwycięstw. Dlatego potem doszło do rozbiorów,<br />

29


Opowieści starej Ustki III<br />

a następnie do dwóch wojen światowych, w których życie<br />

straciło około 70 milionów ludzi.<br />

To pasmo nieszczęść zaczęło się w 1307 roku w Lędowie,<br />

2 kilomtry na zachód od Ustki. Może to więc ci rycerze<br />

błąkali się w dawnych czasach jako <strong>duchy</strong> po łąkach<br />

i lasach na zachód od Ustki i straszyli pasterzy<br />

z Duninowa?<br />

Ale nawet jeśli tak było, to od niedawna nie mają już<br />

powodu by urządzać potępieńcze gonitwy. W lecie 2007<br />

roku, dokładnie 700 lat po wydarzeniach w Lędowie, na<br />

zachodnim nabrzeżu portu w Ustce odbył się proces wojewody<br />

Święcy, który pojawił się na nim osobiście w swoim<br />

historycznym stroju. Przedstawiono mu zarzut, który<br />

stawiany mu jest w wielu podręcznikach historii - że<br />

zdradził. Sędzią był zgromadzony lud. Kto chciał, mógł<br />

wydać swój wyrok wrzucając kamień do jednego z dwóch<br />

koszy, tego z napisem “winien”, albo tego z “niewinien”.<br />

I lud w 2007 roku uniewinnił go z zarzutu zdrady.<br />

Buty za Ustkę<br />

Ten słupski ród okazał się<br />

nieszczęściem dla Ustki. Naraził<br />

ją bowiem na... śmieszność.<br />

Do dziś niektórzy<br />

mieszkańcy Słupska dokuczają<br />

mieszkańcom Ustki wypominając<br />

cenę, za jaką niegdyś<br />

Święcowie sprzedali ją Słupskowi:<br />

jedną parę butów.<br />

W 20 lat po układzie w Lędowie,<br />

dzięki któremu utrzymali<br />

się w posiadaniu ogromnych włości, w lutym 1337<br />

roku Święcowie zawarli kolejny układ – tym razem ze Słupskiem,<br />

rządzonym już przez mieszczan osiedlonych tu w<br />

okresie kolonizacji niemieckiej. Przedmiotem umowy była<br />

<strong>Ustka</strong> i jej mieszkańcy. Święcowie: Jaśko z Darłowa i Jaśko<br />

ze Sławna, oddali ją Słupskowi na własność. W zamian<br />

30<br />

Para średniowiecznych butów. Podobne<br />

słupszczanie mieli przekazywać<br />

rycerzom, a potem ich potomkom<br />

corocznie na 11 listopada – aż do<br />

końca świata.


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Słupsk co roku - im i ich potomkom - miał przekazywać<br />

parę butów lub jej równowartość, czyli 8 srebrnych groszy -<br />

około 40 dniówek ówczesnych robotników najemnych.<br />

<strong>Ustka</strong> straciła wiele, bo na całe wieki pozostała wsią<br />

należącą do słupskich kupców, czymś w rodzaju kolonialnej<br />

faktorii. Mieszkańcy nadmorskiej osady musieli składać<br />

przysięgę słupskim rajcom na wierność Słupskowi. Był to<br />

warunek, bez którego spełnienia pastor miał zakaz udzielania<br />

ślubów. Każdy młody ustczanin najpierw więc musiał<br />

składać przysięgę miastu nad Słupią, a dopiero potem<br />

mógł ślubować swojej wybrance.<br />

Dopiero na początku XXI wieku <strong>Ustka</strong> przekształciła<br />

starą szkołę na ratusz. Ale praw miejskich formalnie<br />

wciąż nie ma. Słupsk skorzystał, bo przez setki lat zarabiał<br />

na morskim handlu, który przechodził przez ustecki<br />

port. Jednak, mimo iż brak dotąd dokumentu zwalniającego<br />

go ze świadczeń na rzecz Święców, od dawna nie<br />

przekazuje już butów potomkom dawnych właścicieli<br />

Ustki. Co będzie, gdy któryś z nich upomni się o te buty i<br />

naliczy procent?<br />

Grosz praski z początku<br />

XIV wieku.<br />

Prawdopodobnie<br />

na takie pieniądze<br />

przeliczano wartość<br />

butów należnych<br />

Święcom.<br />

3. Gdzie leży rycerz bez głowy<br />

Był jeszcze jeden rycerz, który w zamierzchłych czasach<br />

budził w Ustce wielki lęk. Nazywał się Borchard von Winterfeld<br />

i mieszkał w pobliskich Zimowiskach. Straszny był<br />

nawet jego herb. Przedstawiał wspartego przednimi łapami o<br />

snopek wielkiego wilka.<br />

Ród Winterfeldów pojawił się tutaj na początku XIV wieku.<br />

Około 1320 roku niejaki Dame Winterfeld pojął za żonę<br />

Polkę z Wytowna. Kolejnymi dziedzicami posiadłości byli De-<br />

31


Opowieści starej Ustki III<br />

tlof, Henning i Klaus. Ich imiona widniały jeszcze w XIX wieku<br />

na okiennych witrażach w miejscowym kościele. Kolorowe<br />

szkiełka spodobały się jednak jakiemuś pruskiemu urzędnikowi.<br />

Podobno kazał je wymontować i wysłać do właśnie wówczas<br />

odnawianego, pokrzyżackiego zamku w Malborku.<br />

Ścięty pod bramą<br />

Ród Winterfeldów, choć niemiecki, wiernie służył pomorskim<br />

Gryfitom. Bez ich poparcia nie doszedłby do takiego<br />

znaczenia. W 1485 roku Konrad von Winterfeld był<br />

ważnym opatem klasztoru norbertanów w Białobokach<br />

koło Trzebiatowa<br />

i bliskim doradcą księcia. I właśnie wówczas, w 1485 roku,<br />

zdarzył się wypadek, który wstrząsnął całym pomorskim<br />

państwem. Mieszczanie ze Sławna pojmali rycerza z podusteckich<br />

Zimowisk, odbyli nad nim sąd i pod stojącą do<br />

dziś Bramą Słupską obcięli mu głowę.<br />

Zamek krzyżacki w Malborku. Podobno tu trafiły stare witraże z kościoła w Zimowiskach.<br />

Głów, szczególnie rycerzom, nie obcinano bez powodu.<br />

Borchard najpewniej zwyczajem raubritterów zbójował na<br />

drogach. Kupcy, w tym także ci, którzy przewozili towary<br />

do i z usteckiego portu, byli dla rozbójników łakomym<br />

kąskiem. Wina z Francji czy słupskie piwo można było<br />

złożyć w piwnicach rycerskiego dworzyszcza, od samych<br />

kupców natomiast żądać wydania grubych sakiewek z<br />

pieniędzmi. Rycerz z Zimowisk musiał wyrządzić miesz-<br />

32


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

kańcom Sławna jakąś<br />

krzywdę. Może nawet<br />

zamordował któregoś<br />

z nich. Stąd taka bardzo<br />

surowa kara. Przetrwała<br />

w starych legendach. W<br />

Sławnie przez stulecia<br />

opowiadano, jak to po<br />

egzekucji mieszczanie,<br />

rozradowani straceniem<br />

swojego dręczyciela, grali<br />

na rynku głową Borcharda<br />

w piłkę.<br />

Można było wpaść do<br />

krypty<br />

To była makabryczna epoka. Tak egzekucję<br />

poprzez ścięcie przedstawił na obrazie namalowanym<br />

30 lat po straceniu von Winterfelda<br />

znany malarz Łukasz Cranach starszy.<br />

Jednak wydanie rycerza<br />

katu przez mieszczan<br />

bardzo zirytowało księcia. Za namową opata, kuzyna<br />

zabitego, postanowił przykładnie ukarać Sławno. Nałożył<br />

na nie dużą pieniężną grzywnę, nakazał zwrócić rodzinie<br />

Winterfeldów 20 guldenów za konia zabranego zabitemu<br />

a jemu urządzić uroczysty pogrzeb z udziałem opata<br />

i trzydziestu innych dostojnych gości. Na koszt mieszczan<br />

miały być także odprawiane raz w roku, aż „po wieczne<br />

czasy”, w kościołach w Sławnie i w Słupsku, msze za duszę<br />

zabitego. Ponadto specjalne delegacje sławnian miały<br />

być wysłane na pielgrzymki do Rzymu oraz do świętych<br />

miejsc Pomorza: Górę Chełmską, Świetą Górę pod Polanowem<br />

oraz na smołdziński Rowokół. Na miejscu kaźni<br />

miał zaś stanąć 10-metrowy krzyż.<br />

Mieszkańcy Sławna nie dotrzymali słowa. Krzyża nie<br />

ma, za rycerza z usteckiej gminy od wieków nie odprawiono<br />

żadnej mszy. Dziś jedyne ślady po Winterfeldach<br />

to kamienne płyty w kościele. Ta przy wejściu, po prawej<br />

stronie, pochodzi z 1614 roku. Upamiętnia Damiana von<br />

Winterfelda, książęcego starostę, zarządzającego całym<br />

okręgiem słupsko-sławieńskim oraz jego żonę Zofię,<br />

33


34<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

ostatnią z rodu Krummelów, dziedziców Duninowa, Lędowa<br />

i Modły. Płytę wieńczą herby skoligaconych rodów.<br />

Winterfeldowski, przedstawiający wilka wspartego na<br />

snopku, później zainspirował prawdopodobnie twórców<br />

herbu słupskiego powiatu.<br />

Tablica Damiana i Zofii pierwotnie była wmurowana<br />

po prawej stronie ołtarza. Ufundowała ją jeszcze za życia<br />

owdowiała Zofia. Ona także - na co wskazuje napis z tyłu<br />

ołatrza - sfinansowała także parafii ołtarzowe malowidła<br />

oraz witraże. Nie wiadomo natomiast komu poświęcony<br />

jest nagrobek do dziś tkwiący pod ołtarzem. Autor artykułu<br />

o kościele z 1930 roku napisał: „Jest usytuowany<br />

w takim miejscu, że przez wieki stąpali po nim wszyscy<br />

wierni. Dlatego napisy zostały zatarte, z wyjątkiem herbu<br />

Winterfeldów na górnej krawędzi. Kamień musi pochodzić<br />

także z XVII wieku, gdy był jeszcze rozpowszechniony<br />

zwyczaj umieszczania nad zmarłym, grzebanym w<br />

kościele, epitafium w posadzce”.<br />

O tym nagrobku znalazł się także zapis w kronice<br />

miejscowej szkoły. Z niego dowiadujemy się, że w 1913<br />

roku trzeba było wymienić posadzkę, bo kamienny nagrobek<br />

zapadał się. Drewniane listwy, na których spoczywała<br />

płyta, przegniły. Przy mocniejszym stąpnięciu<br />

można było wpaść do krypty.<br />

Po odsunięciu płyty ukazało się wnętrze<br />

krypty, głębokiej na dwa metry.<br />

Znaleziono w niej dwie zmurszałe,<br />

ale jeszcze nie rozsypujące się<br />

trumny.<br />

Gałąź rodu Winterfeldów<br />

z Zimowisk wymarła<br />

w połowie XVII wieku.<br />

Dlaczego? Pośrednia odpowiedź<br />

zawarta jest w<br />

kronice kościelnej. Otóż<br />

Sławno, średniowieczna Brama Słupska.<br />

Tu w XV wieku został ścięty rycerz<br />

– rozbójnik spod Ustki.


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

W podziemiach tej średniowiecznej świątyni przy szosie <strong>Ustka</strong> – Słupsk do dziś leżą<br />

szczątki rycerzy, którzy niegdyś pieczętowali się wilkiem i straszyli miejscową ludność.<br />

miejscowy pastor, Chrystian Wirker, kłócił się z Mikołajem<br />

von Winterfeldem, synem Damiana i Zofii, o świadczenia<br />

przynależne mu jako duchownemu. Mikołaj skąpił.<br />

Pastor grzmiał więc z ambony o zgorszeniu, które bierze<br />

się stąd, iż rycerz wiedzie<br />

„bezżenne życie”. W 1651<br />

roku duchowny uciekł z<br />

parafii. O tym, co dzialo<br />

się z nim później, piszemy<br />

niżej.<br />

Czy straszył w skórze<br />

wilkołaka?<br />

Nagrobek rycerzy von Winterfeld z kościoła<br />

w Zimowiskach, przedwojenny rysunek<br />

Rudolfa Hardowa.<br />

Zimowiska przeszły<br />

w ręce innych rodów<br />

szlacheckich, a pamięć o<br />

rycerzu–zbójniku przykrył<br />

kurz. Może i opowiadano<br />

o jego wyczynach jakieś<br />

historie, jednak trudno<br />

znaleźć ślady takich opowieści.<br />

Jest tylko jeden. To<br />

opowieść o straszliwym<br />

35


Wilk w herbie rycerzy z Zimowisk.<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

wilku, który przez wiele lat<br />

grasował w okolicy, siejąc<br />

postrach wśród miejscowej<br />

ludności.<br />

Wilk miał być ogromny.<br />

Porywał zwierzęta, spędzał<br />

sen z powiek pasterzom.<br />

Zabił go w 1852 roku<br />

przy szosie <strong>Ustka</strong> – Słupsk<br />

miejscowy myśliwy. Zadziwia<br />

opis wybuchu radości<br />

po tym wydarzeniu. Zastrzelone<br />

zwierzę zawleczono do Ustki, gdzie zawieszono<br />

je na drzewie na głównym placu osady. Wilk wisiał tak<br />

przez wiele dni. Z odległych miejscowości przyjeżdżali<br />

ciekawscy, aby go oglądać. Zorganizowano nawet coś w<br />

rodzaju festynu – jak czterysta lat wcześniej w Sławnie,<br />

po zabiciu rycerza von Winterfelda. Czy wierzono, że<br />

duch zbójnika wcielił się w wilka jakby żywcem przeniesionego<br />

z herbu Winterfeldów i powrócił na dawne swoje<br />

włości, znowu siejąc popłoch i zgrozę? To dobry materiał<br />

do przemyśleń dla miłośników starych legend.<br />

Kościół w Zimowiskach na zdjęciu z około<br />

1930 roku. Widoczne są jeszcze żeliwne<br />

krzyże dawnego cmentarza od średniowiecza<br />

okalającego świątynię.<br />

36


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

III. O kościelnych<br />

tajemnicach<br />

Kościoły, te stare, zbudowane w średniowieczu, są jak<br />

wehikuły czasu. Wchodząc do ich wnętrza i kontemplując<br />

kilkusetletnie malowidła i rzeźby możemy poczuć siłę wiary<br />

ludzi, którym niegdyś pomagały się modlić.<br />

Dla wielu z nich Bóg był wszystkim, a wiara nierzadko<br />

naprawdę odmieniała gruntownie ich życie. Niekiedy stawali<br />

się bohaterami legend.<br />

1. Ustecki pastor, którego spalono na<br />

stosie<br />

<strong>Ustka</strong> i wieś Zimowiska tworzyły już od średniowiecza<br />

jedną parafię. Dwa jej koscioły, parafialny w<br />

Zimowiskach i filialny w Ustce, zostały wyświęcone na<br />

Św. Jana Chrzciciela, 24 czerwca 1356 roku. Ten w Zimowiskach<br />

istnieje do dziś. Ten w Ustce stał pośrodku dzisiejszego<br />

Skweru Jana Pawła II, tuż przy porcie. Został<br />

rozebrany w 1889 roku, gdy <strong>Ustka</strong> pobudowała większy,<br />

neogotycki kościół z czerwonej cegły przy ul. Marynarki<br />

Polskiej.<br />

W pamiętny dzień 24 czerwca 1356 roku przybył tu<br />

wówczas osobiście poświęcić oba kościoły ówczesny biskup<br />

pomorski Jan, syn jednego z niemieckich książąt i kuzyn<br />

władców Pomorza. Jest legendarny przekaz, cytowany<br />

przez Martina Wehrmanna, historyka dziejów Kościoła na<br />

Pomorzu, że asystować miało mu przy tym aż 12 polskich<br />

biskupów.<br />

Ustecki ksiądz miał żonę i mógł dać w zęby<br />

Niewiele wiadomo o najwcześniejszych dziejach obu<br />

kościołów, ani o księżach, którzy w dawnych czasach pełnili<br />

tu posługę. W czasie reformacji miejscowy proboszcz szybko<br />

przeszedł na protestantyzm i był podobno pierwszym<br />

w całych Niemczech, który czynnie wykorzystał zniesienie<br />

37


38<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

celibatu przez Lutra i niezwłocznie<br />

ożenił się z jedną<br />

z mniszek ze słupskiego<br />

klasztoru. Zapiski z wizytacji<br />

kościelnych z 1590 roku mówią,<br />

że Paul Vicke piastujący<br />

urząd pastora miejscowej<br />

parafii, tęgo pił z chłopami<br />

i żeglarzami w karczmach,<br />

był obżartuchem, a czasami<br />

nawet uczestniczył w bójkach<br />

i wiódł bardzo nieuporządkowane<br />

życie. A ponieważ także<br />

w obecności wizytatora dopuszczał<br />

się licznych ekscesów, okazywał wobec niego opór<br />

i brak pokory, został usunięty z parafii.<br />

Światło w sztuce chrzescijańskiej to od<br />

wieków jeden z atrybutów Jezusa Chrystusa.<br />

Ten fragment obrazu Rembrandta<br />

ukazuje jaśniejącego Zmartwychwstałego<br />

podczas rozmowy ze świętym<br />

Tomaszem.<br />

Ale za chuligańskie wybryki wyższe władze mogły co<br />

najwyżej pozbawić duchownego funkcji i dochodów. Pastora<br />

Christiana Wirkera pozbawiono zaś życia. Został skazany<br />

na spalenie na stosie. Zapewne za czary albo za herezję.<br />

Działo się to sto lat po reformacji, mniej więcej w czasach,<br />

kiedy na ziemiach Rzeczypospolitej działy się rzeczy<br />

opisane w powieściach Ogniem i mieczem i Potop Henryka<br />

Sienkiewicza. Zanim pastor zginął, odnotował „cud”, który<br />

miał wydarzyć się w kościele św. Mikołaja w Ustce. Dziś w<br />

miejscu, gdzie działy się niesamowite historie, młodzi ludzie<br />

siadają na ławeczkach, jedzą fast-foody i lody. Zupełnie<br />

nieświadomi rzeczy opisanych przez pastora i tego, że przez<br />

pół tysiąca lat dzisiejszy Skwer Jana Pawła II był ponurym<br />

cmentarzem.<br />

Światło nadprzyrodzone albo oszustwo<br />

Wirker przywędrował z okolic Wolina. W 1627 roku został<br />

pastorem w miejscowości “Sarnow” (chodzi zapewne o<br />

wieś Żarnowo) w synodzie wolińskim. W 1639 roku powołano<br />

go na urząd w Zimowiskach i w Ustce. Sto lat po tym,<br />

jak na Pomorzu protestantyzm zatryumfował nad katolicyzmem.<br />

Nie był to jednak wciąż czas spokojny. Katolicy i


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

protestanci ciągle walczyli ze<br />

sobą. Na Pomorzu i w Niemczech<br />

trwała wojna trzydziestoletnia.<br />

Akurat gdy w 1627<br />

roku Wirker został pastorem<br />

w okolicach Wolina, do Księstwa<br />

Pomorskiego wkroczyły<br />

katolickie wojska cesarskie.<br />

Kilka lat później przepędzili<br />

je stąd protestanccy Szwedzi.<br />

Żołdacy, bez względu na wyznanie,<br />

okradali miejscową<br />

ludność z żywności. Za byle<br />

co wieszali chłopów na drzewach<br />

i wrotach od stodół,<br />

palili obejścia. Roznosili choroby<br />

zakaźne. Historycy szacują,<br />

że w tym okresie zginął<br />

co trzeci, a może nawet co<br />

drugi mieszkaniec Pomorza.<br />

Niektóre miejscowości całkiem<br />

zniknęły z powierzchni<br />

ziemi.<br />

Odkopane w 2006 roku pozostałości<br />

dawnego przykościelnego cmentarza przy<br />

Skwerze Jana Pawła II w centrum Ustki.<br />

Poświęcenie kościoła przez biskupa na<br />

średniowiecznej miniaturze niemieckiej.<br />

W takim to czasie Wirker miał nieść mieszkańcom Ustki<br />

i Zimowisk pociechę duchową. Na ślady jego działań<br />

natknął się w latach 30. minionego wieku Rudolf Hardow,<br />

historyk sztuki i zarazem dyrektor słupskiego muzeum.<br />

Były to intrygujące wpisy w usteckich księgach kościelnych.<br />

XVII-wieczny pastor odnotował w nich dwa nadzwyczajne<br />

zdarzenia. Oto w nocy, w okresie Wielkiego Tygodnia w<br />

1647 roku, gdy świątynia była zamknięta, jakieś tajemnicze<br />

światło rozświetliło ołtarz, od czego zapaliły się świece.<br />

To dziwne zjawisko powtórzyło się jeszcze 19 listopada<br />

1648 roku. Wówczas owo światło „wyszło” z ołtarza podczas<br />

sprawowania nabożeństwa, a następnie zapłonęło ponownie<br />

i samoistnie następnego dnia rano.<br />

W obu wpisach podani są z imienia i nazwiska świad-<br />

39


Opowieści starej Ustki III<br />

kowie, którzy gasili świece zapalone w ów tajemniczy sposób.<br />

Za pierwszym razem był to zięć niejakiego Martena<br />

Stoeffersa, za drugim – Tewes Sassen, przewodniczący rady<br />

kościelnej. Były to osoby cieszące się wśród lokalnej społeczności<br />

szacunkiem i zaufaniem.<br />

Nocne msze umarłych<br />

„Kto spotkał się ze śladami podobnych kościelnych<br />

zabobonów?” – pytał Hardow w artykule. Nikt nie odpowiedział.<br />

A wystarczyłoby sięgnąć do starych legend,<br />

zebranych w okolicach Ustki i spisanych jeszcze w XIX<br />

wieku, by przekonać się, że o podobnych dziwnych zjawiskach,<br />

rozgrywających się w nocy w kościele, opowiadano<br />

w dawnych czasach w Rowach. Także tam w XVII wieku<br />

kościół rozświetlały tajemnicze światła. Według miejscowej<br />

legendy, działo się tak za sprawą szwedzkiego króla Gustawa<br />

Adolfa, którego okręt dobił tu pewnej nocy do brzegu.<br />

Władcy towarzyszyła piękna kobieta. Kazał się wraz z nią<br />

zaprowadzić do kościoła, pozapalać świece i udzielić sobie<br />

ślubu z ową niewiastą, którą następnie zasztyletował.<br />

Jest też inna legenda o nocnym nabożeństwie w rowieńskim<br />

kościele. Pewna kobieta, która za wcześnie przyszła na<br />

roraty, usiadłszy w rozświetlonym świecami wnętrzu rozpoznała<br />

wśród modlących się osoby, które od dawna już nie<br />

żyły. Uzmysłowiła sobie, że uczestniczy we mszy umarłych...<br />

Średniowieczny kościół ustecki na zdjęciu<br />

z 1889 roku.<br />

40<br />

Archiwalny artykuł Rudolfa<br />

Hardowa o domniemanym<br />

cudzie w kościele w Ustce.


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Miejsce domniemanego cudu z XVII wieku. Fotografia z 2006 roku.<br />

Rzuciła się do ucieczki. Zjawy za nią! Próbując ją pochwycić,<br />

poszarpały jej ubranie. Następnego ranka strzępy<br />

odzieży znaleziono na grobach cmentarza okalającego óweczesny<br />

rowieński kościół.<br />

Czuł się otoczony przez grzech…<br />

Cmentarz okalał wówczas także kościół ustecki. Tysiące<br />

ludzkich szczątków do dziś spoczywają pod trawą Skweru<br />

Jana Pawła II. Ale pastor z Ustki nie pisał o legendach. Jego<br />

zapiski traktować należy jako informację o „cudzie”, zjawisku,<br />

które poruszyło lokalną społeczność. Pastora też.<br />

Z innych przekazów wynika, że Wirker był religijnym<br />

rygorystą. Prowadził spór z rycerzem Mikołajem von Winterfeldtem,<br />

dziedzicem z Zimowisk, sprawującym wraz z<br />

rajcami słupskimi patronat nad parafią. Domagał się większych<br />

świadczeń na rzecz kościoła, a były to czasy wielkiego<br />

kryzysu. Wielu miejscowych chłopów wyginęło albo pouciekało<br />

i nie uiszczało danin.<br />

Pastor miał z ambony ganić sprzeczne z naturą, „bezbożne<br />

życie” szlachcica. Za tym skrywa się pewnie skandal obyczajowy.<br />

- Swoje listy podpisywał „Christianus Wirker, pastor<br />

w Sodomie” – ustalił w 1912 roku E. Mueller, autor książki o<br />

ewangelickich duchownych na Pomorzu.<br />

To ważna wskazówka. A więc Wirker uważał, że w Ustce i<br />

w Zimowiskach otaczają go grzesznicy! Tacy jak ci, którzy żyli<br />

41


Opowieści starej Ustki III<br />

w biblijnej Sodomie, spalonej przez Boga deszczem ognia<br />

i siarki. Pastor znał Biblię. Wiedział, do czego się odwołuje.<br />

Najwidoczniej zarzucał otoczeniu grzechy sodomskie: pederastię,<br />

współżycie ze zwierzętami i inne zboczenia seksualne,<br />

„wołające o pomstę do nieba”.<br />

Obraz na<br />

przebłaganie<br />

Znamienne, że zaraz po<br />

odejściu z parafii tragicznego<br />

pastora Wirkera, w<br />

1652 roku mieszkańcy<br />

Ustki zrobili coś, czego<br />

nigdy wcześniej nie robili:<br />

zorganizowali składkę<br />

i zamówili do kościoła<br />

dramatyczny obraz<br />

ukazujący ukrzyżowanie<br />

Jezusa Chrystusa.<br />

Umęczony Zbawiciel<br />

kona na tle ponurego,<br />

ciemnego nieba, wokół<br />

niego wiszą na swoich<br />

krzyżach dwaj łotrzy. Do<br />

dziś z tyłu obrazu zachowały<br />

się wypisane 32<br />

nazwiska mieszkańców<br />

Ustki oraz kwoty, które<br />

przeznaczyli na to dzieło.<br />

Przedwojenni niemieccy<br />

regionaliści tłumaczyli<br />

ten gest dziękczynieniem<br />

Bogu przez dawnych ustczan<br />

za koniec koszmaru<br />

wojny trzydziestoletniej.<br />

Formalnie skończyła się<br />

ona w 1648 roku. Ale<br />

regionaliści ci albo nie<br />

znali, albo celowo przemilczali<br />

postać duchownego,<br />

który w końcu<br />

trafił na stos. Widocznie<br />

zapomnienie było jednym<br />

z elementów wymierzonej<br />

mu kary...<br />

Mieszkańcy, a przynajmniej ich<br />

część z Tewesem Sassenem, szefem<br />

rady kościelnej na czele, przeszli<br />

chyba na jego stronę. Mogli dopatrzyć<br />

się „bożej pomsty” w pożarze,<br />

który nawiedził Ustkę w tych<br />

latach. Spaliły się prawie wszystkie<br />

chaty, ale kościół ocalał.<br />

To właśnie wkrótce po tej pożodze<br />

wydarzyły się owe dwa „cuda”<br />

z ołtarzem, od którego samoistnie<br />

zapalały się świece. W tym też może<br />

tkwić symboliczny przekaz, wskazujący<br />

na tajne kontakty Wirkera<br />

z katolikami. Blask, od którego zapalały<br />

się świece, pochodził wszak<br />

od miejsca, w którym przechowuje<br />

się hostie. To dla katolików są one<br />

święte, bo wierzą,<br />

iż w<br />

momencie<br />

Wallenstein, dowódca wojsk katolickich,<br />

okupujacych w XVII wieku<br />

luterańskie Pomorze.<br />

42


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

przeistoczenia hostie przemieniają się w Ciało Chrystusa. Dla<br />

protestantów to zwykłe opłatki, spożywane na pamiątkę Ostatniej<br />

Wieczerzy. Czy „cud” miał więc skłonić protestanckich<br />

ustczan, by zmienili zdanie i wrócili do starej, katolickiej wiary?<br />

A może Wirker był agentem cesarskim?<br />

Tajemnicza egzekucja<br />

Mueller podaje, że w 1655 roku pastor parafii obejmującej<br />

Zimowiska i Ustkę został ścięty i spalony.<br />

Kaznodzieja piętnujący grzechy wszystkich wokół, w tym i<br />

możniejszych od siebie, sam poniósł typową dla tamtych czasów<br />

karę za herezję i czary. Przy tym ścięcie, poprzedzające stos,<br />

było aktem łaski. Kilkadziesiąt lat wcześniej takiego aktu miłosierdzia<br />

dostąpiła także słynna Sydonia von Borck, oskarżona o<br />

czary. M.in. o rzucenie uroku na książąt pomorskich, w wyniku<br />

którego dynastia zaczęła wymierać. Została spalona w Szczecinie.<br />

Ścięcie przed rzuceniem na stos oszczędzało męczarni.<br />

Nie wiadomo, gdzie odbyła się makabryczna egzekucja<br />

pastora, który przez 10 lat odprawiał nabożeństwa w Ustce na<br />

Skwerze Jana Pawła II. Jest informacja, że w 1651 roku porzucił<br />

tutejszą parafię i gdzieś powędrował. Możliwe, że został z niej<br />

usunięty. Czy kolejne cztery lata spędził w lochach? A jeśli<br />

gdzieś wywędrował, to dokąd? W Słupsku w pierwszej połowie<br />

XVII wieku wykonano 34 wyroki śmierci, z czego aż 18<br />

to były egzekucje za czary. Żadnego pastora nie wymienia się<br />

wśród tych skazanych.<br />

Za egzekucją mógł stać „bezbożnik” von Winterfeld. Jego<br />

ojciec był książęcym landwójtem w Słupsku i w Sławnie, miał<br />

więc wpływy w całym<br />

księstwie. Po przepędzeniu<br />

Wirkera powołał<br />

jeszcze na jego miejsce<br />

pastora z Postomina,<br />

ale wkrotce potem<br />

umarł bezpotomnie.<br />

Majątek przeszedł w<br />

ręce von Podewilsów.<br />

Egzekucja poprzez spalenie na stosie.<br />

43


2. Sekta braci von Below<br />

44<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

W XIX wieku, w dobie romantyzmu, okolice Ustki były<br />

regionem działania tajemniczej sekty religijnej braci von<br />

Below. Jeden z protestanckich teologów pisał wtedy, że pod<br />

Ustką widział oczywiste przejawy działania Ducha Św., lecz<br />

także i zjawiska które, można wytłumaczyć tylko opętaniem.<br />

Sekta, gdyby przetrwała do dziś, pewnie przypominałaby<br />

amerykańskich Amiszów. Ale ślady ruchu religijnego, który<br />

wzbudził poruszenie nie tylko w naszej okolicy, lecz w całej<br />

ówczesnej monarchii pruskiej, można dziś znaleźć tylko w<br />

starych książkach, zakurzonych kronikach i... pod dywanem<br />

w kościele w Pieńkowie, 17 km na zachód od Ustki.<br />

Właśnie tu w wielkanocny poniedziałek 1820 roku, zaraz<br />

po nabożeństwie, dwudziestokilkuletni<br />

Henryk von Below zastąpił<br />

drogę pastorowi. Spytał,<br />

czy wierzy w to, co powiedział<br />

przed chwilą w świątecznym<br />

kazaniu - że także niewierzący,<br />

lecz dobrze czyniący człowiek<br />

może zostać zbawiony. Pastor<br />

odpowiedział twierdząco. Wtedy<br />

młody dziedzic wskoczył na<br />

wzgórze i wskazując palcem na<br />

pastora zawołał: - Nie wierzcie<br />

mu. To fałszywy prorok!<br />

Legenda o początkach herbu rycerzy<br />

von Below spod Ustki bardzo przypomina<br />

tę o herbie rycerza Podbipięty z<br />

sienkiewiczowskiej Trylogii. Przodek<br />

Belowów miał niegdyś uczestniczyć<br />

w bitwie z poganami i ściąć aż trzech<br />

jednym ciosem swojego miecza.<br />

Stąd w herbie trzy pogańskie głowy o<br />

skośnych oczach.<br />

Lekkoduch, który się nawrócił<br />

Henryk był najmłodszym z trzech braci von Below.<br />

Podobnie jak średni z nich, Gustaw, walczył przeciwko<br />

Francuzom w ostatniej fazie wojen napoleońskich. „Wojna<br />

nauczyła go jednego: że póki się żyje, trzeba z życia korzystać”<br />

- pisał w 1861 roku doktor Wagemann, jeden z wielu<br />

zauroczonych sektą. Porywczy, zapalczywy, młodzieńczo<br />

lekkomyślny Henryk, był przeciwieństwem Gustawa, który<br />

wiodąc życie oficera w stolicy Prus, Berlinie, związał<br />

się z czołówką ówczesnych niemieckich intelektualistów.


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Młodość braci von Below, twórców sekty religijnej działającej pod Ustką upłynęła pod<br />

znakiem wojen napoleońskich.<br />

Osobiście znał Fichtego, Brentana, Eichhorna i Kleista. Co<br />

najmniej raz w tygodniu spotykali się w kawiarni niejakiego<br />

Maia. Ich przywódca duchowy, poeta Achim von Arnim<br />

roztaczał podczas tych zebrań wizję nowej szlachty, do<br />

której przepustką miało być już nie urodzenie, lecz zasługi,<br />

otwartej na przedstawicieli wszystkich warstw narodu.<br />

Henryk nie filozofował. Bawił się, korzystał z uciech<br />

życia. Po zwolnieniu z wojska ożenił się z katoliczką, panną<br />

von Bentivegni. Jego wybranka była religijna, interesowała<br />

się teologią. Kiedyś pożyczyła od szwagra Gustawa religijną<br />

książkę, którą mimochodem wziął do ręki Henryk hulaka.<br />

„Właśnie wrócił do pieńkowskiego pałacu i zwalił się<br />

na sofę. Wyciągnął nogi, zapalił fajkę i jakby machinalnie<br />

sięgnął po leżący obok tomik, właśnie ten, który jego żonakatoliczka<br />

pożyczyła od Gustawa. Otworzył na chybił - trafił.<br />

Wzrok jego padł na jakiś cytat z Biblii. Nagle uświadomił<br />

sobie, że jest grzesznikiem, że grozi mu wieczne potępienie...<br />

Wybiegł z domu, wskoczył na konia i pognał pojednać<br />

się z bratem - opisywał ten moment 40 lat później Wangemann.<br />

Dziedzic, brat fornali i dziewek służebnych<br />

Belowowie zszokowali całą okolicę. Oni, przyjaciele<br />

najznamienitszych ludzi w monarchii! Gustaw, który był<br />

45


Opowieści starej Ustki III<br />

adiutantem króla, sam car Rosji Aleksander I odznaczył go<br />

orderem św. Jerzego! Teraz, po swoim nawróceniu urządzali<br />

konwentykle, podczas których modlili się nie tylko z<br />

chłopami, ale i ze zwykłymi parobkami i dziewkami służebnymi.<br />

Uczestnicy tych spotkań, bez względu na olbrzymie<br />

różnice społeczne, zwracali się do siebie per „bracie”. Dołączali<br />

do nich mieszkańcy innych wsi w okolicach Słupska<br />

i Ustki, a sympatyzować miał z nimi także ówczesny pastor<br />

parafii zimowisko–usteckiej, Neumann.<br />

I to mimo że szybko zwrócili się przeciwko kościołowi<br />

państwowemu, bo - jak uzasadniali - większość ówczesnych<br />

duchownych zatraciła żar szczerej wiary i zurzędniczała.<br />

„To niewierzący najemnicy, którym bardziej chodzi o<br />

wełnę niż o zbawienie owczarni” - głosili.<br />

Belowianie nabożeństwa odprawiali sami, w prywatnych<br />

domach. Sami rozdzielali Komunię<br />

Świetą, sami chrzcili<br />

dzieci, a nawet udzielali sobie<br />

ślubów. Przestali posyłać dzieci<br />

do parafialnych szkół.<br />

„W ten sposób miały być<br />

chronione przed zetknięciem<br />

z „dziećmi świata”. Zabawy<br />

dziewczynek lalkami, czy ślizganie<br />

się na łyżwach uznawali za grzech”.<br />

Przed nabożeństwem w wiejskim<br />

kościółku. Ilustracja z okresu działania<br />

sekty belowian.<br />

Gdy wszystkie środki, zastosowane przez władze, okazały<br />

się bezskuteczne, Królewska Rejencja w Koszalinie zezwoliła<br />

separatystom na założenie dla ich dzieci w Duninowie<br />

prywatnej szkoły, która istniała od 1843 do 1 maja 1867<br />

roku” - pisał duninowski kantor Kannenberg.<br />

Raport królewskiego szpiega<br />

Belowowie i ich zwolennicy nie ulękli się grzywien,<br />

interwencji policji, ani nawet groźby „najazdu” słupskich<br />

huzarów. Nawet tego, że kilku chłopom nowonarodzone<br />

dzieci odebrali sądowi komornicy. Doszło do sytuacji, że<br />

władze rozważały wysłanie do Pieńkowa wojska. Bracia<br />

46


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

von Below mieli zostać skierowani na przymusowe badania<br />

psychiatryczne.<br />

Udało im się uniknąć tego losu dzięki specjalnej komisji,<br />

przysłanej tu przez króla pruskiego. Jeden z jej członków,<br />

doktor Heubner z Wittenbergi, wspominał po latach, że<br />

po przybyciu tu oniemiał z wrażenia. Prości ludzie: chłopi,<br />

rzemieślnicy, parobkowie prawili takie kazania, jakie rzadko<br />

można było usłyszeć w kościołach. Słuchając pewnego<br />

18-letniego stolarza, doktor nie mógł powstrzymać łez.<br />

„Emanował jak anioł” - zapisał.<br />

„Jednak gwałtowny sposób prawienia kazań nadto<br />

wzrusza osoby o słabych nerwach. Zdarza się, że padają<br />

w konwulsjach i muszą być wynoszone. Zdarzają się też<br />

przypadki, które teolog ze starej luterańskiej szkoły wytłumaczyłby<br />

jedynie opętaniem przez szatana” – komentował<br />

doktor. Z protokołu komisji o belowianach: „Zarzut, że rozum<br />

ludzki uznają za dzieło diabła, odrzucają. Twierdzą, że<br />

rozum jest bożym darem, jednakże po grzechu pierworodnym<br />

wymaga iluminacji przez Boga. Podłoże tego ruchu jest<br />

czyste i szczere, ani kryptokatolickie, ani demagogiczne. [...]<br />

Nieprawdopodobne są insynuacje o tajnym oddziaływaniu<br />

ze strony kościoła rzymskiego, gdyż Belowowie, a szczególnie<br />

przewodzący im Gustaw von Below, bardzo mocno<br />

podkreślają swój antypapizm i tradycyjny luteranizm.”<br />

Kościół pana Henryka<br />

Ruch „obudzonych” do prawdziwej wiary rozszerzał<br />

się na inne miejscowości. Za sprawą małżeństwa Gustawa<br />

z panną Putkamerówną z Barnowca, dotarł w rejon Kołczygłów,<br />

gdzie zetknął się z nim późniejszy żelazny kanclerz,<br />

Otto von Bismarck. We wsi Wierszyno do ruchu przyłączyła<br />

się wdowa po Franzu von Puttkamerze i jej pięć córek. „Ich<br />

dwór stał się schronieniem dla prześladowanych „przebudzonych”<br />

pastorów, co przydało im męczeńskiej aureoli.<br />

Dzięki temu zdobyły wiele dusz. Jeden z ich gości podczas<br />

aresztowania żądał ostentacyjnie, by prowadzono go do<br />

Sławna z zawiązanymi rękoma.” - pisał Wagemann.<br />

47


Opowieści starej Ustki III<br />

Tymczasem w Pieńkowie najpierw utworzono autonomiczną,<br />

tak zwaną staroluterańską, parafię, a później Henryk<br />

von Below stworzył całkowicie odrębny kościół. Organizacja<br />

liczyła zaledwie 1400 wiernych, m.in. w Gardnie Wielkiej, w<br />

okolicach Słupska, Kołczygłów i Miastka oraz pod Gryfinem,<br />

gdzie „budził dusze” inny uchodzący za oryginała junkier,<br />

Adolf Ferdynand von Thaden. Im bardziej byli nieliczni,<br />

tym silniejszą mieli wiarę. Sympatyzujący dotychczas z<br />

przebudzonymi pastor Zahn z Pieńkowa zaczął dostrzegać u<br />

Henryka von Belowa oznaki fanatyzmu. Wangemann: - „Ponieważ<br />

godziny modłów von Belowa zaczął określać jako<br />

Wieczorna modlitwa na łonie natury. Obraz Ludwiga Richtera.<br />

godzinę krzyków, naraził się na zarzut, że nie tylko tłumi,<br />

ale wręcz obraża Ducha Świętego”. Tymczasem niedzielne<br />

nabożeństwa przebudzonych rozpoczynały się o 6 wieczorem<br />

i często trwały aż do północy.<br />

Nielegalny ksiądz z Duninowa<br />

Najbliższym współpracownikiem bogacza Belowa był<br />

ubogi stolarz z Duninowa, Karol Wolff. Miał 17 lat, gdy jako<br />

prosty żołnierz musiał pójść na wojnę z Napoleonem. Walczył<br />

na pierwszej linii, potem przez jedenaście tygodni umierał w<br />

jakimś polowym lazarecie na tyfus. Ale ostatecznie nie skonał<br />

i uznał to za cud. Potem Bóg doświadczał go nieszczęściami.<br />

Syn wskutek nieszczęśliwego upadku w dzieciństwie był<br />

garbaty, żona chorowita. W dodatku w 1836 roku duninowski<br />

sołtys zadenuncjował władzom, że stolarz nielegalnie<br />

48


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

wykonuje zawód kapłana. „Został doprowadzony przed sąd<br />

i 5 lipca aresztowany. Duszny karcer go nie przestraszył. Cieszył<br />

się, że może cierpieć za Ewangelię. Po czternastu dniach,<br />

ponieważ strażnik więzienny chciał polepszyć mu los, Wolff<br />

mógł zamienić karcer na jasną i przestronną celę”.<br />

„Jeden ze współwięźniów, który dokuczał mu nieprzyzwoitymi<br />

słowami, zaraz potem miał tak straszny sen, że po<br />

przebudzeniu cały drżał i prosił Wolffa o przebaczenie” – zapisał<br />

świadek z epoki.<br />

Gdy ośmiu „bezbożnych chłopców z sąsiedztwa” obrzuciło<br />

dom stolarza kamieniami, „Pan znowu tu był i tak prowadził<br />

kamienie, że nie wybiły ani jednej szyby” - relacjonował<br />

Wagemann i konstatował, że dokuczanie Wolffowi skończyło<br />

się dla łobuzów bardzo źle.<br />

„Pan wymierzył im sprawiedliwość tak jak tym w Sodomie.<br />

W krótkim czasie prawie wszystkich dosięgła nagła<br />

śmierć, a jeden to nawet sam haniebnie odebrał sobie życie.<br />

O Panie, jakże sprawiedliwe są twe wyroki!” - czytamy w<br />

wydanej przed 150 laty książce.<br />

Wolff przed śmiercią był pewien, że pójdzie do nieba.<br />

„Jakżeż wielkie byłoby moje cierpienie, gdybym żegnając się<br />

z tym światem nie miał pewności, że jestem zbawiony” - powiedział<br />

14 grudnia 1857 roku, leżąc już na łożu śmierci.<br />

Klątwa kowala Volla<br />

Jego następcą był kowal Voll, uciekinier z okolic Gryfina.<br />

Wypowiedział posłuszeństwo swojemu panu, ponieważ ten<br />

nie zezwalał mu na ożenek. Po krótkim pobycie w Pieńkowie<br />

zbuntowany, charyzmatyczny kowal udał się do wspólnoty<br />

pięciu Puttkamerówien w Wierszynie. W jego domu zamieszkał<br />

inny słynny uciekinier, staroluterański „przebudzony” pastor<br />

Lazjusz: „Jeśli chce pan uczyć moje dzieci i jeść za to tylko kartofle,<br />

to może pan u nas zostać” – tak miał powiedzieć pastorowi<br />

kowal. Lazjusz miał w tym czasie problemy i żadnej innej propozycji.<br />

Zdecydował się.<br />

W opinii Wangemanna, Voll był... komunistą. „Irytowało go,<br />

gdy jakaś wyżej postawiona osoba, na przykład jakiś dziedzic,<br />

49


Opowieści starej Ustki III<br />

który mienił się być chrześcijaninem, nosił kosztowne ubranie<br />

albo jeździł lepszym powozem” – pisał dziejopis sekty.<br />

Ponieważ także kowal nielegalnie<br />

szafował sakramentami, władze za<br />

wszelką cenę starały się niedopuszczać<br />

do konwentykli. Ścigani „bracia”<br />

i ich pasterz modlili się więc konspiracyjnie,<br />

kryjąc się w lasach. Voll miał<br />

wówczas przepowiedzieć, że jeśli król<br />

nie zaprzestanie prześladowań, ściągnie<br />

na siebie i całe pruskie królestwo<br />

wieczne przekleństwo.<br />

Klątwa spełniła się. Pruską dynastię<br />

zmiotła z tronu I wojna światowa<br />

i wybuchła po niej rewolucja. Prusy<br />

zostały zlikwidowane decyzją aliantów<br />

w 1945 roku. A co się stało z ruchem<br />

belowian? Szybko uległ rozbiciu.<br />

Bracia spod<br />

Pastor Gustaw Knak, znakomity<br />

kaznodzieja, który w XIX<br />

wieku urządzał w Duninowie<br />

wielkie nabożeństwa. Aby go<br />

słuchać, ludzie wędrowali pieszo<br />

do Duninowa nawet przez<br />

kilka dni z wsi oddalonych o<br />

kilkadziesiąt kilometrów. Knak<br />

spędzał tu każde wakacje, wiadomo<br />

że lubił kąpiele w morzu<br />

w Ustce. Umarł na plebanii w<br />

Duninowie w lipcu 1878 roku.<br />

Ustki, Sławna, Słupska i Miastka<br />

wstąpili do innych protestanckich kościołów, wielu z powodu<br />

prześladowań wyemigrowało do Ameryki, gdzie kolonizowali<br />

Dziki Zachód. W kościele w Pieńkowie o ożywionym życiu<br />

religijnym dawnych mieszkańców świadczy tylko tajemnicza<br />

płyta z wierszem dedykowanym komuś, kto „nie walczył o<br />

srebro, tylko w lasach i w zielonych<br />

dolinach stawał za wiarę tak ogromną,<br />

jak ogromne jest niebo”.<br />

Tak wyglądało Duninowo<br />

za czasów stolarza Wolffa,<br />

który miewał prorocze sny i<br />

widzenia i który za nielegalne<br />

wykonywanie zawodu księdza<br />

trafił na krótko za kratki.<br />

50


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

IV. Legendy<br />

o piratach<br />

Zadziwiająco dużo legend z okolic Ustki to opowieści o<br />

piratach, ukrytych przez nich skarbach i o duchach, które<br />

ich pilnują. Z morskimi rzezimieszkami, według lokalnych<br />

badaczy, mieli mieć związki rycerze z rodu von Bandemerów,<br />

których nazwisko wywodzono od „bandy morskiej”.<br />

Od tej samej bandy, gnieżdżącej się w Rowach i na Rowokole,<br />

wywodzili także swój ród mieszkający w tej okolicy<br />

na przełomie XIX i XX wieku Woggonowie, bogaci chłopi.<br />

O ich przodkach opowiadano, że u piratów z Rowokołu<br />

byli wioślarzami. Nazwisko Woggon miało pochodzić od<br />

wioślarskiego zawołania „Woge an!” (na falę!). Ale i sami<br />

Niemcy przyznawali, że ta ludowa etymologia jest bajkowa<br />

i że bardziej jest prawdopodobne, iż tak jak Bandemerowie<br />

wywodzą się od słowiańskiego rycerza imieniem Będzimir,<br />

pana na „Kodzelow” pod Lęborkiem (wzmiankowanego w<br />

dokumencie z 1335 roku), tak Woggonowie mieli jakiegoś<br />

przodka o kaszubskim przezwisku Ogon – to jednak,<br />

w dziejach usytuowanej na mierzei oddzielającej jezioro<br />

Gardno od Bałtyku osady, wiele jest sensacyjnych i tajemniczych<br />

wątków.<br />

„Jolly Roger”, bandera piracka znana dziś wszystkim miłośnikom filmów o morskich<br />

rozbójnikach. Miała przerażać załogi kupieckich statków. Średniowieczni piraci bałtyccy<br />

prawdopodobnie jeszcze jej nie używali, ale zapewnie też mieli jakieś charakterystyczne<br />

znaki.<br />

51


Opowieści starej Ustki III<br />

Domniemana podobizna najsłynniejszego<br />

bałtyckiego pirata, Klausa Stoertebekkera.<br />

Rekonstrukcja twarzy Klausa Stoertebekkera,<br />

praca Elisabeth Daynès w Muzeum<br />

Historii Hamburga.<br />

1. Równodzielcy, którzy napadali na<br />

statki<br />

Już w średniowieczu, gdy na południe od Noteci kształtowało<br />

się państwo polskie, Rowy były przystanią morską<br />

portu w Gardnie Wielkiej, osady położonej na przeciwległym<br />

brzegu gardnieńskiego jeziora. Po raz pierwszy wieś<br />

Rowy wzmiankowano w 1282 roku jako „Rou”, a w 1493<br />

- jako „Roff” i „Rowe”. W XIV wieku rycerz Bartowicz miał<br />

prawo organizować tu połów śledzi. Potem rzeczywiście<br />

rządzili tu Bandemerowie, a po nich wywodzący się z południowych<br />

Niemiec rycerze von Schwave. Bandemerowie<br />

utrzymali się natomiast aż do 1945 roku w pobliskim Wytownie.<br />

Piracka legenda to dalekie echo walk na Bałtyku toczonych<br />

pod koniec XIV stulecia. Wówczas działali tu bracia<br />

witalijscy, czyli Vitalienbrueder. Nazwę zawdzięczali<br />

swojemu pierwotnemu zajęciu: dowożeniu drogą morską<br />

żywności. W toczącej się w tym czasie na zachodzie Europy<br />

wojnie stuletniej takich “zaopatrzeniowców” zwano “vitaillleurs”<br />

– od łacińskiego słowa określającego żywność, które<br />

w języku polskim wyewoluowało w “wiktuały”.<br />

52


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Vitalienbrüder byli kaprami w<br />

służbie pochodzącego z Meklemburgii<br />

króla Szwecji, toczącego<br />

zaciętą wojnę z Duńczykami i hanzeatyckimi<br />

miastami. W pewnym<br />

momencie wraz ze swoimi wojskami<br />

król został oblężony w Sztokholmie.<br />

Wówczas to własnie bracia<br />

witalijscy dowozili mu prowiant.<br />

Byli doskonałymi żeglarzami potrafiącymi<br />

niepostrzeżenie przemykać<br />

przez blokady: w nocy, we mgle, w<br />

ulewach i sztormach.<br />

Duch<br />

tkwiący<br />

w nazwie<br />

“Rowy”<br />

Najprawdopodobniej<br />

nazwa nadmorskiej<br />

osady, położonej 14 km<br />

na wschód od Ustki, ma<br />

pochodzenie słowiańskie<br />

i oznaczała pierwotnie<br />

rów, czyli koryto, którym<br />

Łupawa spływa z<br />

jeziora Gardno do morza.<br />

Być może już w czasach<br />

prahistorycznych przekopano<br />

tu dla niej kanał.<br />

Napadali także na wrogie statki,<br />

a zdobytymi łupami dzielili się Są jednak także teorie<br />

po równo. Dlatego nazywano ich doszukujące się skandynawskiego<br />

pochodzenia<br />

“braćmi”. Sami siebie określali zaś<br />

nazw “Rowy” i “Rowokół”,<br />

według których ich<br />

w ówczesnym dialekcie dolnoniemieckim<br />

jako “likedeeler”, czyli źródłem jest określenie<br />

“rewa” (Reff, Riff) oznaczające<br />

płyciznę. Auto-<br />

“równodzielcy”. Do tego dzielili się<br />

także z ludnością małych wiosek rem ciekawej interpretacji<br />

nadmorskich, które udzielały im jest Dr Herbert Botho<br />

Ortwin Spruth z Berlina,<br />

schronienia. I pewnie dlatego przeszli<br />

do legendy. Co ciekawe, mniej 1933 r. artykuł na ten<br />

który opublikował w<br />

temat. Wywodzi te nazwy<br />

od słowa “Roewer”,<br />

więcej w tym samym czasie, kiedy<br />

działali na Bałtyku, w Rowach miał które według niego, w językach<br />

dolnoniemieckim,<br />

się podobno pojawić sam Henryk<br />

norweskim, duńskim i<br />

Derby z Lancaster, późniejszy król<br />

szwedzkim było jednym<br />

Anglii, żeglujący do Gdańska, by z okresleń rozbójnika.<br />

wspomóc Krzyżaków w walkach<br />

z Litwinami. Co skłoniło go do przerwania tej podróży?<br />

Może on też przejściowo wpadł w ręce piratów? Angielskie<br />

źródła z 1394 roku mówią o aż 11 napadach pirackich na<br />

angielskie statki, dokonanych tylko w tym jednym roku, w<br />

tym na jeden zdążający do Elbląga. Hersztami napastników<br />

mieli być Goddekin Mighel, Clays Scheld i pewien Storbiker,<br />

czyli Stoertebekker.<br />

53


Opowieści starej Ustki III<br />

Rowy, zdjęcie z I połowy XX wieku. Tu w XIV wieku miały rzekomo cumować szybkie<br />

okręty pirackie braci witalijskich.<br />

Jak pirat założył się z burmistrzem<br />

Bracia Witalijscy faktycznie przez kilka lat kontrolowali<br />

cały Bałtyk i uniemożliwiali statkom handlowym swobodną<br />

żeglugę. Aż do czasu, dopóki nie wzięła się za nich<br />

flota krzyżacka. Okręty braci w białych habitach przepędziły<br />

braci równodzielców aż na Morze Północne, gdzie<br />

później piratów wyłapali najemnicy służący w wojennej<br />

flocie Hamburga. Przywódców ścięto podczas publicznej<br />

egzekucji. Opowiadano, że Klaus Stoertebeker, główny<br />

Ta stara chałupa w Orzechowie, uwieczniona na archiwalnej pocztówce, prawdopodobnie<br />

należała do kapitana Martena. Gdy się spaliła, pod jej fundamentami znaleziono szkielety.<br />

54


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

herszt braci witalijskich, potężny siłacz, zawarł wówczas<br />

makabryczny zakład z burmistrzem: ci z jego kompanów,<br />

których zdoła dotknąć po egzekucji, mieli być ułaskawieni.<br />

I faktycznie: po ścięciu siłacz zdołał jeszcze powstać i,<br />

już bez głowy, dobiec do jedenastu swoich kompanów.<br />

Dwunasty miał pecha. Jedna z wdów przyglądajacych się<br />

egzekucji, żona kupca zabitego na morzu przez piratów,<br />

widząc że morderców męża może ominąć sprawiedliwość,<br />

podstawiła bezgłowemu hersztowi nogę. Wtedy dopiero<br />

padł i już nigdy nie powstał. Burmistrz i tak nie dotrzymał<br />

umowy. Kat zabił wszystkich, a głowy ściętych piratów<br />

zatknięto na palach wbitych w ziemię przy wejściu do portu.<br />

Przez lata były groźnym ostrzeżeniem dla tych, którzy<br />

mogliby wpaść na pomysł, aby napadać na statki hanzeatyckich<br />

kupców.<br />

Żeglarz bez głowy<br />

Być może to duch Stoertebekera ukazał się niegdyś kapitanowi<br />

Martenowi w Orzechowie Morskim pod Ustką. Miał<br />

on ujrzeć tu kiedyś zjawę w postaci marynarza bez głowy.<br />

Martenowie z Orzechowa przez kilka pokoleń, a nawet,<br />

Ujście Orzechówki, czyli złej sławy „Trupiej Rzeczki” do Bałtyku,<br />

kilka kilometrów na wschód od Ustki. To intrygujące miejsce nie tylko<br />

ze względu na związane z nim legendy. Znajduje się tu wiele kamieni<br />

z odciskami roślin i żyjątek morskich z czasów paleozoicznych.<br />

55


Opowieści starej Ustki III<br />

jak piszą regionaliści, przez kilka stuleci, byli żeglarzami żeglującymi<br />

w dalekie rejsy na słupskich statkach handlowych<br />

z portu w Ustce. Jeden z nich, który był kapitanem, po tym,<br />

jak już mu się udało szczęśliwie wprowadzić żaglowiec do<br />

usteckiej przystani, wracał do domu przez nadmorski las.<br />

Akurat wybiła północ, gdy on jeszcze wciąż był w drodze.<br />

Księżyc świecił jasno, a on idąc wspominał swoje podróże<br />

i przygody. Nagle z gęstwiny rzucił się na niego wielki<br />

pies, który szybko zmienił się w dzika, by zaraz potem<br />

przekształcić się w postać żeglarza bez głowy. Chociaż kapitan<br />

już nieraz wcześniej brał udział w różnych walkach na<br />

czele swoich ludzi, tym razem nie mógł sam uwolnić się z<br />

uścisków zjawy. Bezgłowy marynarz puścił go dopiero, gdy<br />

minęła godzina duchów. Kapitan szybko pobiegł do Orzechowa,<br />

aby opowiedzieć o tym, co mu się przytrafiło. Na<br />

szczęście żeglarza bez głowy już nigdy więcej nie spotykano<br />

w tej okolicy.<br />

Gerda Struetzel, która w latach 30-tych spisała to orzechowskie<br />

podanie, nie wiąże wprawdzie tej zjawy z postacią<br />

Stoertebekera. Możliwe, że bezgłowe straszydło było tylko<br />

oryginalną wymówką, której kapitan użył, by wytłumaczyć<br />

żonie późny powrót do domu, podczas gdy w rzeczywistości<br />

całą noc spędził po powrocie z rejsu pijąc z kolegami<br />

w którejś z usteckich knajp. Ale i inne podania związane z<br />

Orzechowem częstokroć odwołują się do piratów, którzy<br />

mieli tu mieć niegdyś swoją kryjówkę. Bracia Witalijscy,<br />

zapewne ci sami, którzy zagnieździli się też na Rowokole,<br />

właśnie tu, u ujścia rzeczki Orzechówki do Bałtyku, z<br />

wysokich klifów wypatrywali żaglowców, które były ich<br />

potencjalnym łupem, a w osadzie mieli przetrzymywać<br />

zakładników, wziętych do niewoli na morzu podczas swoich<br />

zbójeckich wypadów. Tych, za których nikt nie chciał<br />

zapłacić okupu, po jakimś czasie mordowali i zakopywali<br />

w dolince u ujścia rzeczki. Podobno jeszcze na początku XX<br />

wieku znajdowano tu tkwiące w piachach szkielety. I stąd<br />

miała się wziąć funkcjonująca już wówczas w okolicy potoczna<br />

nazwa Orzechówki: „Trupia Rzeczka”.<br />

56


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

2. Szwedzki skarb, zakopany w<br />

wydmie<br />

Struetzel pozostawiła nam jeszcze kilka innych niesamowitych<br />

opowieści z dawnych czasów, które przez pokolenia<br />

opowiadano o Orzechowie. Jednego z przodków Martena,<br />

gdy wracał z pobliskiej Przewłoki, miały osaczyć w lesie<br />

niezwykłe, bardzo agresywne dziki. Wymachiwanie kijem<br />

przed ich pyskami nie pomagało. W geście rozpaczy stary<br />

żeglarz narysował więc wokół siebie koło i zmówił na głos<br />

„Ojcze nasz”. Zamknął się w czymś w rodzaju magicznego<br />

kręgu, modlitwa była zaklęciem odpędzającym złe moce.<br />

Dopiero wtedy dziki go odstąpiły.<br />

„Królewski Tron” w Orzechowie<br />

Zachowały się też podania o obecności Szwedów, którzy<br />

faktycznie okupowali te tereny w XVII wieku, w czasie wojny<br />

trzydziestoletniej. Robili dokładnie to samo, co 250 lat<br />

wcześniej piraci: napadali i rabowali, a jako punkt obserwacyjny,<br />

z którego wypatrywali swoje ofiary, wykorzystywali<br />

wysokie wzgórze klifowe na wschodnim brzegu Orzechówki,<br />

zwane Królewskim Tronem.<br />

Znak ognika<br />

Jest w tej legendzie ziarno prawdy, bo w dobie wojny trzydziestoletniej<br />

faktycznie w okolicach Ustki stacjonował oddział<br />

wojskowy, pozostający w służbie szwedzkiej, ale w praktyce<br />

przypominający nie tyle żołnierzy, co bandę zwykłych rzezi-<br />

57


Opowieści starej Ustki III<br />

mieszków. Ich główną siedzibą miało być Charnowo.<br />

Wiadomo, że kto rabuje, gromadzi skarby. Według jednej<br />

z legend, Szwedzi mieli zakopać między Orzechowem,<br />

a Poddąbiem trumnę wypełnioną zrabowanym złotem.<br />

Dziwny to jest skarb, albowiem jak opowiadano, miał się on<br />

ustawicznie przemieszczać w wydmowych piaskach niecierpliwie<br />

czekając, aż wreszcie go ktoś odnajdzie. Niekiedy<br />

wieczorami miejsce, gdzie aktualnie się znajduje, można rozpoznać,<br />

bo zapala się nad nim jasny ognik. Pewien mieszkaniec<br />

Orzechowa, ujrzawszy ognik, zaznaczył to miejsce kładąc<br />

na nim topór, bo chciał wrócić i wykopać skarb w nocy,<br />

aby nikt tego nie zauważył. Gdy jednak wracając wchodził<br />

do domu, topór ów śmignął mu tuż nad głową i wbił się w<br />

nadproże nad drzwiami.<br />

- Dlatego lepiej, gdy zobaczy się ów ognik, zaznaczyć<br />

miejsce jakimś przedmiotem, który nie jest niebezpieczny, na<br />

przykład rękawiczką – radziła regionalistka i dodawała, że<br />

podczas wykopywania skarbu nie wolno wypowiedzieć ani<br />

jednego slowa, nawet gdyby nakłaniały do tego dające się<br />

wówczas słyszeć jakieś tajemnicze głosy. Dwóch odważnych<br />

mieszkańców Poddąbia, którzy zdołali już wydobyć skarb,<br />

właśnie przez gadulstwo<br />

go utraciło.<br />

Jeden, trzymając<br />

już w ręku trumnę<br />

wypełnioną złotem,<br />

zawołał z radości:<br />

„mamy ją!” I wtedy<br />

skarb znowu pogrążył<br />

się w ziemi i<br />

zniknął odpływając<br />

gdzieś pod wydmy.<br />

Piracki skarb, motyw ze<br />

słynnej powieści „Wyspa<br />

Skarbów” Roberta Louisa<br />

Stevensona. Według dawnych<br />

legend, podobny skarb<br />

ma być ukryty do dziś gdzieś<br />

na wschód od Ustki.<br />

58


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

V. Podróże<br />

przez morze<br />

Zwłaszcza podczas mroźnych zim, nawet w dzisiejszych<br />

czasach, ludzie w Ustce opowiadają, jak to kiedyś zamarzł<br />

cały Bałtyk i po lodowej skorupie przykrywającej grubą<br />

warstwą morze kursowały sanie między Ustką a Szwecją.<br />

W takie mroźne zimy miały być nawet budowane na środku<br />

morza stacje pocztowe i sezonowe gospody, w których podróżni<br />

mogli sobie odpocząć.<br />

Owszem,<br />

takie zdarzenia<br />

rzeczywiście<br />

miały<br />

miejsce, ale<br />

w zatokach,<br />

np. Botnickiej,<br />

która<br />

zwykle była<br />

skuta lodem<br />

każdej zimy.<br />

<strong>Ustka</strong> leży nad otwartym morzem, które jeśli zamarza, to<br />

w pasie do kilku kilometrów przy brzegu. Nigdzie jednak<br />

nie natrafiłem na przekazy, aby lód kiedykolwiek skuł tu<br />

cały Bałtyk, tworząc „suche” połączenie ze Szwecją.<br />

Zamarzniety Bałtyk na obrazie Caspara Davida Friedricha „Wrak<br />

żaglowca „Nadzieja” z początków XIX wieku.<br />

1. Jak skolonizowano brzeg na zachód<br />

od Ustki<br />

W legendach odnotowano niesamowite transbałtyckie<br />

podróże. Jedna z tych opowieści związana jest z osadą określaną<br />

na polskich mapach jako „Zalesin” albo „Breń”, a na<br />

niemieckich „Saleskerstrand”, usytuowaną na północ od wsi<br />

Zaleskie, około 10 km za zachód od Ustki. Miejscowość ta<br />

nie istnieje od ponad pół wieku, bo jej obszar znalazł się w<br />

obrębie poligonu wojskowego, utworzonego w latach<br />

59


Opowieści starej Ustki III<br />

30-tych przez Niemców, przejętego następnie przez polskie<br />

siły powietrzne. „Salesker Strand”, to w tłumaczeniu Zaleska<br />

Plaża, albo Zaleski Strąd, czyli Zaleski Brzeg.<br />

Przybysze na lodowej krze<br />

Niemiecka nazwa lepiej charakteryzowała położenie osady.<br />

Pierwotnie jej chaty znajdowały się tuż za plażą. Według<br />

ustnych przekazów, spisanych przez Arweda von Livoniusa<br />

z Duninówka w 1937 roku, Zalesin założyli czterej szwedzcy<br />

rybacy.<br />

Zimą, około 1600<br />

roku, mieli oni łowić<br />

ryby w przeręblach<br />

wywierconych w polu<br />

lodowym gdzieś u<br />

wybrzeży Szwecji.<br />

Nie dostrzegli w porę,<br />

że znaleźli się na<br />

dużym kawałku kry,<br />

którą prąd morski<br />

oderwał od brzegu. Zostali na niej uwięzieni. Wegetowali<br />

tak kilka dni, drżąc o życie, a wiatr i fale przesuwały ich po<br />

morskim bezkresie. W efekcie, po kilku dniach lodowego<br />

horroru, znaleźli się ponad 150 kilometrów od swoich domostw.<br />

Kra przepłynęła morze i wiatr wyrzucił ją na brzeg<br />

po zachodniej stronie Ustki.<br />

Szwedzi wyszli z domu aby łowić ryby. Niespodziewany<br />

zbieg okoliczności sprawił, że czterech z nich<br />

zdryfowało na lodowej krze na plażę po zachodniej<br />

stronie Ustki.<br />

W bezludnej okolicy, tuż za wydmami oddzielającymi<br />

las od plaży, zbudowali ziemianki. Żyli z tego, co złowili<br />

albo upolowali. Myśleli o powrocie, ale gdy nadeszła wiosna,<br />

piękno pomorskiego wybrzeża tak ich oczarowało, że<br />

postanowili osiedlić się tutaj na zawsze.<br />

Według Livoniusa trzej Szwedzi byli jeszcze kawalerami.<br />

Pojęli za żony córki rybaków z najbliższej wsi, czyli z Duninowa<br />

albo z Zaleskich. Czwarty, żonaty, gdy tylko się ociepliło,<br />

powędrował do najbliższego portu. W grę wchodzą<br />

<strong>Ustka</strong> albo Darłowo. Stąd popłynął do Szwecji, aby sprowa-<br />

60


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

dzić do Zalesina żonę i dzieci.<br />

Nadmorska wioska<br />

“nordyków”<br />

Nie wiadomo jak, ale ów<br />

przedwojenny badacz Zalesina<br />

ustalił nawet nazwiska<br />

Szwedów. Brzmiały nadzwyczaj<br />

niemiecko: Stöckmann,<br />

Moldenhauer... Livonius też był zdziwiony.<br />

Jeden z domów we wsi zalożonej rzekomo<br />

przez Szwedów kilka kilometrów na zachód<br />

od Ustki.<br />

„Właściwie rodowych nazwisk w Szwecji nie używano<br />

- pisał. - Za nazwisko służyło imię ojca. I tak na przykład<br />

syn Nilsa Svensona nazywał się Sven Nilson, a z kolei jego<br />

syn nazywał się Sven Svenson. (...) Może Szwedzi przejęli<br />

nazwiska rodowe swoich żon, którymi to nazwiskami zapewne<br />

określano ich w okolicy? A może ich własne nazwiska<br />

zostały w taki sposób zniekształcone przez pomorskich<br />

krewnych?. Tego nie wiemy. W każdym bądź razie te trzy<br />

nazwiska mieszkańców Salesker Strand występują w tej<br />

formie od 1620 roku. Innych rodzin tu nie było” - pisał regionalista.<br />

Wieś najpierw miała się składać z zaledwie czterech chałup.<br />

W 1780 miało ich być już osiem, a w 1937, gdy Livonius<br />

opisywał Zalesin - 16. Przedstawiał<br />

ją zgodnie z duchem tamtego<br />

czasu, a w Niemczech rządzili już<br />

wówczas rasiści spod swastyk<br />

Hitlera. Utrzymywał, że ponieważ<br />

nadmorski Zalesin był oddzielony<br />

od innych wsi lasami i bagnami,<br />

tworzył przez wieki naturalne<br />

rasowe getto. „Mieszkańcy zawierali<br />

małżeństwa żeniąc się między<br />

sobą. A jednak nie było przypadków<br />

degeneracji” – zaznaczał.<br />

Mieli się oni przy tym wyróżniać<br />

na tle ludności sąsiednich<br />

Głaz upamiętniający pochowanych<br />

na cmentarzu w Zalesinie,<br />

czyli w Salesker Strand. Napisy<br />

wykonano w języku polskim,<br />

niemieckim oraz szwedzkim –<br />

przez wzgląd na domniemanych<br />

założycieli tej miejscowości.<br />

61


Opowieści starej Ustki III<br />

miejscowości. „Już około 1800 roku określano ich jako ludzi<br />

nadzwyczaj wysokich. W naszej okolicy takie określenie<br />

musiało naprawdę coś znaczyć, bo przecież mieszkańcy<br />

Pomorza ogólnie nie należą do niskich - pisał. Wysocy,<br />

szczupli, szerocy w ramionach blondyni z Zalesina mieli,<br />

rzecz jasna, niebieskie oczy. Hitlerowski ideał.<br />

Bagna były jak mur obronny<br />

Wysoki wzrost ludzi znad zaleskiego brzegu ściągał tu w<br />

I połowie XVIII wieku werbowników. Szukali żołnierzy do<br />

tak zwanej gwardii olbrzymów, tworzonej w Berlinie przez<br />

pruskiego króla. W doborowym oddziale, będącym oczkiem<br />

w głowie monarchy, służyli dwumetrowi siłacze. Budzili<br />

niesamowity respekt na polach bitew. Nordycy spod Ustki<br />

nawet w tak słynnej formacji nie chcieli jednak umierać za<br />

Prusy. Zwabiali werbowników na bagna i tak długo przyglądali<br />

się, jak toną, aż nieszczęśnicy nie przysięgli, iż będą ich<br />

omijać. Echa tych wypraw werbowników znajdujemy<br />

w duninowskiej kronice kościelnej. Zapis z 9 kwietnia 1726:<br />

„Zmarł Andreas Stöckmann z Salesker Strande ze strachu<br />

przed wcieleniem do wojska (wpadł w ręce werbownikom)”.<br />

Livonius analizował też wiek mieszkańców Zalesina. Do-<br />

Niegdyś na zachód od Ustki rozciągały się mokradła i trzęsawiska. W XIX wieku znaczną<br />

część osuszono, ale nadal jest tu jeszcze kilka jezior, w tym to największe: Wicko,<br />

na wschód od którego istniała niegdys wieś Zalesin.<br />

62


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Tuż przy dawnej wsi wytyczono rezerwat<br />

przyrody „Zaleskie Bagna”.<br />

strzegł bardzo<br />

wysoki odsetek<br />

tych, którzy dożywszy<br />

25 roku<br />

życia, dożywali<br />

potem 80-90 lat:<br />

68 procent!<br />

Lecz przy tym<br />

aż 40 procent rodzących<br />

się tutaj<br />

dzieci padało ofiarą<br />

bezlitosnego odsiewu natury<br />

i umierało przed drugim rokiem życia. Kolejne 20 procent<br />

przed osiągnięciem 25 lat ulegało gruźlicy<br />

i zapaleniom płuc. Pozostawał najbardziej zahartowany materiał.<br />

„Właśnie dlatego wyjątkowo przez pokolenia udało<br />

się zachować nordycki wyglad pradziadów, pochodzących<br />

z Blekinge” – skonstatował autor.<br />

Twardzi rybacy<br />

Kolejne pokolenia mieszkańcow Zalesina żyły z rybołówstwa.<br />

Mężczyźni wyprawiali się na połowy w niewielkich,<br />

wyrabianych własnoręcznie łodziach. Część ryb<br />

zapewne wędzono. Zdobycz rybaków kobiety wynosiły na<br />

własnych plecach w wiklinowych koszach, zwanych po kaszubsku<br />

liszkami, do większych miejscowości. Następnie za<br />

gotówkę kupowały najpotrzebniejsze rzeczy. Takie wyprawy<br />

zajmowały zwykle<br />

cały dzień. Objuczone<br />

niewiasty robiły pieszo<br />

po kilkadziesiąt kilometrów<br />

dziennie.<br />

Roli zalesianie mieli<br />

niewiele. Zaledwie po<br />

dwa hektary na rodzinę.<br />

Aby stworzyć pola,<br />

musieli wykarczować<br />

Rybacy na mokradłach.<br />

63


las. Ale i tak natura starała<br />

się odzyskać zdobycze<br />

ludzkiej kultury. „Już w<br />

czasach Wielkiego Elektora<br />

(koniec XVII w. - dop.<br />

red.) sztorm wdarł się kilkaset<br />

metrów w głąb lądu<br />

i pochłonął go na zawsze.<br />

Zalesianie zbudowali więc<br />

nowe siedziby pośrodku<br />

wydm. Lecz znów sztormy<br />

wydarły z piasku roślinność<br />

i wprawiły piachy<br />

w ruch. Wydma zaczęła<br />

wędrować! - pisał Livonius.<br />

Zalesianie znowu<br />

musieli porzucić starą i po<br />

raz trzeci założyć nową<br />

wieś. - „Znowu cofnęli się<br />

i wykarczowali polanę, na<br />

której wieś usytuowana<br />

jest do dziś. Lecz teraz<br />

mieszkają już prawie na<br />

bagnach. Gdy przychodzą<br />

jesiennie sztormy i deszcze,<br />

mężczyźni, kobiety<br />

i dzieci chodzą po wsi w<br />

wysokich, rybackich butach.”<br />

Ciężka praca, sztormy<br />

z impetem atakujące nadbrzeżną<br />

wieś i zmagania<br />

z ruchomymi wydmami<br />

zahartowały zalesian<br />

nie tylko fizycznie, ale i<br />

duchowo - pisał w 1937<br />

roku Livonius. Przykład:<br />

- Ojciec z pewnej rodziny,<br />

64<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

Dryfujący statek<br />

widmo<br />

Podobną przygodę, według<br />

legend pomorskich, spisanych<br />

przez pomorskich regionalistów,<br />

miało przeżyć na przedwiośniu<br />

1709 roku kilku mieszkańców<br />

Łeby. Surowa zima na początku<br />

owego roku uwięziła w lodach<br />

koło Kołobrzegu jakiś handlowy<br />

żaglowiec. Załoga opuściła<br />

statek, więc miejscowi parokrotnie<br />

wyprawiali się do niego<br />

po zamarniętym morzu, żeby<br />

ukraść, cokolwiek mogłoby się<br />

im przydać. Odwilż i zachodni<br />

wiatr w końcu uwolniły opuszczony<br />

statek, który jak widmo,<br />

bez załogi, zdryfował przepływając<br />

koło Ustki aż pod Łebę,<br />

gdzie znowu uwiązł w lodach.<br />

Łebianie słynęli już wówczas z<br />

tego, że nie przepuszczają takim<br />

okazjom. W dawnych czasach<br />

specjalnie nawet rozpalali ognie<br />

na plaży, by zwabiać żaglowce<br />

handlowe na mielizny i je ogołacać<br />

z ładunków. I tym razem<br />

znalazła się grupa śmiałków,<br />

która wyprawiła się na tkwiącą<br />

w polu lodowym jednostkę.<br />

Tym razem zmiana pogody była<br />

gwałtowna. Tak jak Szwedzi,<br />

którzy rzekomo założyli w XVII<br />

wieku Zalesin, tak teraz Łebianie<br />

dryfowali na żaglowcu bez żagli,<br />

którym nie dało się sterować.<br />

Byli już kompletnie wyczerpani<br />

i osłabieni głodem, gdy wreszcie<br />

gdzieś pod Bornholmem<br />

wybawili ich z opresji duńscy<br />

rybacy. Przygoda, według tego<br />

legendarnego przekazu, zakończyła<br />

się szczęśliwie. Z Bornholmu,<br />

zabrani przez jakiś statek<br />

handlowy, łebianie dopłynęli<br />

do Kołobrzegu, skąd pieszo,<br />

niechybnie przez Ustkę, przeszli<br />

do Łeby.


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

jak wielu mieszkańców wsi, już jako chłopiec został marynarzem<br />

i dopiero na pokładzie statku sam nauczył się czytać i pisać.<br />

Z jego synów, którzy do dyspozycji mieli tylko wiejską<br />

szkołę, jeden poległ na wojnie jako porucznik, drugi był<br />

emerytowanym dyrektorem szkoły, a trzeci uczonym. Cóż<br />

za osiągnięcia! Co innego zostać oficerem po maturze, a co<br />

innego dojść do oficerskiego stopnia po wiejskiej szkole” –<br />

podkreślał.<br />

Wieś, która zarosła drzewami<br />

Wieś rzekomo założona przez Szwedów, których potomkowie<br />

tak bohatersko zmagali się z naturą, zachwycała<br />

malowniczością. To właśnie tu wyprawiał się w młodości<br />

Wilhelm Granzow, syn chłopa z Duninówka, późniejszy<br />

malarz i twórca herbu Ustki. Szukał tematów malarskich.<br />

„Niedzielny poranek w Salesker Strand” był podobno jego<br />

pierwszym obrazem olejnym. Namalował go w momencie,<br />

gdy dowiedział się, że sponsorzy zebrali pieniądze na jego<br />

studia w Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. Obraz aż<br />

do 1945 roku wisiał w Duninowie, w gospodzie niejakiego<br />

Papkego.<br />

Po wojnie niemieccy mieszkańcy wsi musieli ją opuścić.<br />

Jedynie przez kilka pierwszych powojennych lat siostry zakonne<br />

prowadziły tu przytułek dla dzieci. Na starym, poniemieckim<br />

cmentarzu pozostało kilka polskich grobów. W<br />

Oto, co pozostało<br />

po dawnej wiosce.<br />

Teren dawnych<br />

zagród można rozpoznać<br />

po kępach<br />

zdziczałych drzew<br />

owocowych.<br />

65


Opowieści starej Ustki III<br />

Statek niesiony przez sztormowe fale. Obraz Alberta Pinkhama Rydera<br />

„Latający Holeneder”.<br />

latach 50-tych także siostry opuściły Zalesin. Osada znalazła<br />

się w obrębie wojskowego poligonu. Opuszczona, po co<br />

najmniej trzech wiekach istnienia, w końcu uległa naturze.<br />

Nie ma już prawie po niej śladu. Zostały tylko zarysy fundamentów<br />

chałup i zdziczałe drzewka owocowe.<br />

„Niedzielny poranek w Zalesinie”, wsi otoczonej bagnami, obraz namalowany na przełomie<br />

XIX i XX wieku przez Wilhelma Granzowa, artystę, który stworzył herb Ustki.<br />

66


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

2. Zniknęli jak w Trójkącie<br />

Bermudzkim<br />

Wielokrotnie w dziejach Ustki wypływające stąd statki<br />

przepadały bez wieści. Wielokrotnie też usteccy żeglarze na<br />

pełnym morzu natrafiali na żaglowce w popłochu opuszczone<br />

przez załogę. Ale to dawne czasy. Czy możliwe, aby<br />

takie rzeczy działy się także w XX wieku, i to już po zakończeniu<br />

II wojny światowej?<br />

W okolicach Ustki w 1948 roku miały miejsce wydarzenia<br />

jakby żywcem przeniesione z dreszczowca łączącego<br />

cechy filmu szpiegowskiego i horroru. Aż około 50 szwedzkich<br />

marynarzy zaginęło na Bałtyku pod koniec lat 40-tych<br />

i na początku 50-tych Po ich siedmiu statkach też nie ma<br />

śladu.<br />

Chodzi o niewielkie jednostki handlowe, które po wojnie<br />

wywoziły z polskich portów do Szwecji węgiel. Dzięki tym<br />

statkom tętniły życiem nie tylko wielkie miasta, takie jak<br />

Gdańsk, Gdynia i Szczecin, lecz także mniejsze: Kołobrzeg,<br />

Wielu żeglarzy i marynarzy zaginęło po wyjściu z główek usteckiego portu.<br />

Darłowo i <strong>Ustka</strong>.<br />

Węglowce z innego świata<br />

Powojenną działalność portu w Ustce zainaugurowało<br />

przybycie w dniu 16 czerwca 1947 motorowca szwedzkiego<br />

„Viscan”. Przez następne pół roku załadowano tu na 477<br />

67


Parowiec opuszcza ustecki port.<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

szwedzkich<br />

statków ok.<br />

160 ton węgla i<br />

łupku. W 1948<br />

roku szwedzkie<br />

jednostki<br />

wpływały do<br />

Ustki 759 razy!<br />

Do tego trzeba<br />

jeszcze doliczyć<br />

208 wejść<br />

statków duńskich, 65 fińskich<br />

i 3 norweskich. Oznacza to,<br />

że średnio codziennie zawijały tu wtedy 3-4 statki.<br />

Bardzo szybko stały się solą w oku komunistycznego<br />

Urzędu Bezpieczeństwa, Wojsk Ochrony Pogranicza i Milicji<br />

Obywatelskiej, które raportowały, że ten fragment granicy<br />

morskiej stał się przedmiotem aktywnego zainteresowania<br />

ośrodków szpiegowsko-dywersyjnych „państw imperialistycznych.”<br />

Głównym obiektem śledczych rozpracowań ubeków byli<br />

żołnierze i politycy obozu niepodległościowego, uciekający<br />

przed represjami oraz Żydzi i Niemcy, pragnący opuścić<br />

Polskę. Przy okazji wychwytywano także grupy parające się<br />

przemytem. Kanały przerzutowe „przemytu politycznego i<br />

gospodarczego” - jak to określano wówczas - funkcjonowały<br />

także na Pomorzu Środkowym.<br />

Franciszek Nieżorawski, powojenny kierownik usteckiej<br />

gazowni wspominał, że pod koniec lat czterdziestych zatrudnił<br />

dystyngowanego starszego pana z centralnej Polski,<br />

który popracował kilka miesięcy i zniknął. - Potem dostałem<br />

od niego kartkę ze Szwecji. To był jakiś pułkownik AK -<br />

opowiadał ustczanin.<br />

Pierwszymi statkami, które rozpoznano jako zajmujące<br />

się przerzutem ludzi, były zawijające po węgiel do Gdyni<br />

szwedzkie statki „Utklüpan” o numerach I, II i III. Ich załogi<br />

miały doświadczenie w tych sprawach, bo już w czasie<br />

68


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

okupacji hitlerowskiej, zabierając ładunki węgla, również<br />

trudniły się przerzutem ludzi do Szwecji<br />

Według danych WOP, dobrze prosperującą siatką przerzutową<br />

dysponowała firma „Skandynawia”, założona i<br />

kierowana przez zamieszkałego w Polsce Szweda Karola<br />

Nielsena. Opłata za przerzut wynosiła średnio 100 - 200 tys.<br />

złotych lub 300 - 1000 dolarów, ustalili wywiadowcy WOP.<br />

Ta firma pomagała m.in. opuścić kraj zagrożonym przez<br />

komunistów współpracownikom Stanisława Mikołajczyka.<br />

Nielsen trafił do peerelowskiego więzienia.<br />

<strong>Ustka</strong>: przystanek przed ucieczką<br />

Podróż w węglu była koszmarem. „Przy przerzutach<br />

klientów, a były nimi również małe dzieci, przed umieszczeniem<br />

w kryjówce usypiano je zastrzykiem morfiny” - pisał<br />

Henryk Kula, historyk peerelowskich Wojsk Ochrony Pogranicza.<br />

Wielu nie wytrzymywało. Małżeństwo z Wybrzeża,<br />

zablindowane na szwedzkim statku, nie wiedziało, że<br />

jednostka zaraz po wyjściu w morze uległa awarii i musiała<br />

zawrócić. Po wejściu<br />

do portu małżonkowie<br />

zaczęli walić w skrzynię<br />

i krzyczeć „tu jesteśmy!”<br />

tak długo, aż w<br />

końcu zaiteresował się<br />

nimi... WOP.<br />

Wola ucieczki z<br />

Polski rządzonej przez<br />

Bieruta i PZPR była<br />

u wielu silniejsza niż<br />

niewygody, a nawet<br />

ryzyko śmierci. Kwiecień 1947 roku: WOP z Mielna zatrzymał<br />

3 mężczyzn, którzy nakłaniali rybaków, aby za wysoką<br />

opłatą przewieźli ich łodzią rybacką do Szwecji. Mieli przy<br />

sobie około 2 kg złota. Jak podano w meldunku, ukrywali<br />

się na wybrzeżu w obawie przed odpowiedzialnością za<br />

przestępstwa popełnione w czasie okupacji.<br />

Prace przeładunkowe w usteckim porcie. Zdjęcie<br />

archiwalne z okresu przedwojennego.<br />

69


Opowieści starej Ustki III<br />

W meldunkach z lipca 1949 roku donoszono, że UB i<br />

WOP zatrzymały 4 km od portu w Ustce 6-osobową grupę,<br />

składającą się z byłych członków zbrojnego podziemia i 2<br />

„kryminalistów”. Mieli broń, lecz „wskutek całkowitego zaskoczenia<br />

nie byli w stanie jej użyć” – czytamy w meldunku<br />

cytowanym przez Kulę.<br />

W tym samym czasie w Ustce władze bezpieczeństwa<br />

natrafiły na grupę ludzi z byłej bandy Młota, którzy przebywali<br />

w tym mieście i opracowywali plan uprowadzenia<br />

kutra spółdzielni połowowej do Szwecji. Jest też wzmianka<br />

o sklepikarzu zablindowanym na szwedzkim statku. Zdarzenie<br />

miało miejsce 27 marca 1948. Zatrzymani w usteckim<br />

porcie, sklepikarz z Gdyni i jego żona, mieli przy sobie złoto,<br />

srebro, kosztowności, 51 tys. złotych, 1400 dolarów i 4000<br />

koron szewedzkich.<br />

Sklepikarza,<br />

podejrzanego o<br />

współpracę z wywiadem<br />

amerykańskim,<br />

namierzył i<br />

polecił zatrzymać<br />

Powiatowy Urząd<br />

Bezpieczeństwa<br />

Publicznego w<br />

Słupsku.<br />

Czerwiec 1947 roku, pierwszy szwedzki żaglowiec motorowy<br />

przypłynął do Ustki po węgiel.<br />

Gdzie się podziały “Iwan” i “Kinnekulle”<br />

Miesiąc przed tym zdarzeniem rozegrała się tragedia nie<br />

wyjaśniona do dziś. 18 lutego 1948 roku z Ustki w morze<br />

wyszły dwa szwedzkie statki: „Iwan” i „Kinnekulle”. Zakończyły<br />

załadunek przy usteckim nabrzeżu węglowym już<br />

17 lutego, ale marynarze czekali na uspokojenie pogody.<br />

„Kinnekulle” minął główki o godz. 13.30, „Ivan” – półtorej<br />

godziny później. Pierwszy z tych statków znaleziono dwa<br />

dni później u wybrzeży Danii. Dryfował pusty. Na rufie widoczne<br />

były ślady pożaru. Stwierdzono, że załoga opuściła<br />

pokład zabierając ciepłe ubrania i drobiazgi osobiste.<br />

70


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

„Iwana” nigdy nie znaleziono. Z morza wyłowiono po kilku<br />

dniach jedynie fragmenty sterówki. Też nosiła ślady pożaru.<br />

Siedmiu marynarzy z „Kinnekulle” i ich 11 kolegów z<br />

„Ivana” nigdy nie odnaleziono: ani żywych, ani martwych.<br />

Podobny los spotkał jeszcze cztery inne szwedzkie statki.<br />

Załogi zaginęły bez śladu, jak w trójkącie bermudzkim. Nie<br />

natrafiono na żadne ślady świadczące np. o katastrofie albo<br />

zderzeniu z miną i eksplozji. Jeszcze w latach 90-tych władze<br />

szwedzkie prosiły stronę polską o poszukanie informacji<br />

na ten temat. Jest kilka hipotez. Jedna zakłada, że jednostki<br />

zostały na pełnym morzu przejęte przez służby specjalne,<br />

a załogi uprowadzone lub wymordowane. Może szwedzcy<br />

marynarze zobaczyli w Ustce coś, czego nie powinni zobaczyć?<br />

A może jednak statki zatonęły na minach lub wskutek<br />

niepogody? Najdziwniejsze, że nie pozostawiły śladów...<br />

Nieznane ofiary zimnej wojny<br />

Szwedzi zaginieni po wojnie mogli podzielić los załogi<br />

statku zatopionego w 1942 roku przez radziecki okręt podwodny:<br />

- O jejgo losach dowiedzieliśmy się dopiero w 1963<br />

roku. Niemiecki historyk dotarł do radzieckiej publikacji, w<br />

której była mowa o tym, że statek zatopiła radziecka łódź<br />

podwodna. Przejęła szwedzką załogę i dowiozła do radzieckiego<br />

portu. Potem słuch o szwedzkich marynarzach zaginął<br />

– opowiadał w latach 90-tych Peter Johnsson, szwedzki<br />

dziennikarz pracujący w Polsce. A żyjący jeszcze wówczas<br />

w Ustce pracownicy portowi mówili wprost: - Zostali porwani<br />

i wymordowani przez NKWD.<br />

Słupszczanin Ryszard Ch. był wtedy 15-letnim chłopcem,<br />

ale jeszcze pod koniec XX wieku potrafił z pamięci<br />

odtworzyć portret jednego ze szwedzkich kapitanów:<br />

średni wzrost, trochę „przytyty”, blondyn w wieku około<br />

40 lat. Był dowódcą statku „Kinnekulle” albo „Iwan”. Obie<br />

jednostki ostatni raz widziano 18 lutego 1948 roku w godzinach<br />

popołudniowych.<br />

Ryszard Ch.: - Wtedy w Ustce było o tym głośno, a ja<br />

interesowałem się tym, bo ten kapitan był znajomym mojej<br />

71


Opowieści starej Ustki III<br />

ciotki. Jak był w Ustce, zawsze do nas przychodził. Porozumiewali<br />

się po niemiecku. Ostatnim razem był trochę przygnębiony.<br />

Mówił, że to jego przedostatni rejs do Ustki, bo<br />

potem statek będzie kursował do innego portu. Zapamiętałem<br />

to, bo w ten przedostatni rejs ciotka dała mu mój klaser<br />

ze znaczkami, żeby zorientował się, ile może być warty na<br />

Zachodzie.<br />

Znaleziony w Ustce w 1946 roku klaser z kolekcją dalekowschodnich<br />

znaczków nigdy już do Ryszarda Ch. nie wrócił.<br />

Być może leży gdzieś na dnie Bałtyku. Ale niekoniecznie...<br />

- Szwedzkie statki zatopili Ruskie, konkretnie NKWD -<br />

zakomunikował nam po lekturze pierwszej publikacji o tej<br />

historii Dominik Dzimitrowicz, żeglarz z Ustki. - Marynarzy<br />

wymordowali.<br />

Dzimitrowicz to dziwna postać. Zmarł kilka lat temu.<br />

Przed śmiercią dużo opowiadał, że w latach czterdziestych<br />

wspólnie z ojcem jako repatrianci z Wileńszczyzny prowadzili<br />

w Gdańsku-Wrzeszczu kontrwywiadowczą komórkę AK.<br />

Jednocześnie obaj mieli legitymacje pracowników Urzędu<br />

Bezpieczeństwa. Zatrudnili się w tym resorcie jako krawcy.<br />

Potem służył w peerelowskich Wojskach Ochrony Pogranicza.<br />

Dzimitrowicz: - Enkawudziści wymordowali załogi w<br />

Bornym Sulinowie, żeby nie było świadków i przejęli kontrabandę.<br />

Nie chodziło jednak o przemyt uciekinierów tylko<br />

o morfinę, którą tymi statkami przewożono z Czechosłowa-<br />

Panorama usteckiego portu z czasów, gdy był największym pod względem przeładunków<br />

portem handlowym między Gdańskiem, a Szczecinem. Po prawej stronie fragment<br />

magazynu spirytusu. W marcu 1945 roku Niemcy użyli składowanego tu alkoholu jako<br />

broni przeciwko żołnierzom radzieckim. Trzech Rosjan przez ten spirytus straciło życie.<br />

72


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

cji na Zachód. Dodał, że podczas służby w WOP w Kętrzynie<br />

widział archiwalne meldunki z Kołobrzegu. Polski pogranicznik<br />

zapisał, że do portu wszedł rosyjski okręt wojenny<br />

ze szwedzkimi rozbitkami na pokładzie. Rosjanie mieli<br />

ich potem wywieźć do swojej bazy w Bornem i rozstrzelać.<br />

Usteccy dokerzy przyjaźnili się ze szwedzkimi marynarzami.<br />

Jan Gąsiewski, były doker, tak opowiadał pod koniec<br />

lat 90.: - Jak człowiek zziajany podczas załadunku zajrzał<br />

do nich, zawsze poczęstowali piwem. A i w mieście, jak się<br />

spotkaliśmy gdzieś w knajpie, jak to marynarze, nie pozwolili<br />

odejść. Trzeba było z nimi pić.<br />

Gąsiewski, który kilka lat był na niewolniczych robotach<br />

w Niemczech, porozumiewał się ze Szwedami po niemiecku.<br />

Na szwedzkich statkach pływali jednak także Polacy.<br />

Gąsiewski: - Pamiętam, że na „Iwanie” też był taki jeden. Za<br />

każdym razem, jak przypływali, mówił do nas: „O Jezusie,<br />

co dzień to u was gorzej”. Ten „Iwan” wywiózł stąd wielu<br />

ludzi. Jak zaginął, w Ustce mówiło się, że zatopili go albo<br />

Rosjanie, albo wschodni Niemcy, będący na ich usługach.<br />

Czy wiedzieli za dużo?<br />

Do podobnych ustaleń doszedł wówczas szwedzki wywiad.<br />

Dziennikarz Johnsson dotarł w Szwecji do opracowania<br />

historyka Jana Sjöberga, który przytacza meldunek<br />

szefa szwedzkiego kontrwywiadu, Thede Palma. W czerwcu<br />

1948 roku, trzy miesiące po zaginięciu Iwana i załogi<br />

Kinnekulle, pracujące dla Szwedów źródło, ulokowane<br />

w polskich służbach dyplomatycznych informowało, że<br />

cała załoga jednego z tych statków, z wyjątkiem kapitana,<br />

utrzymywała kontakty z jakąś polską organizacją podziemną,<br />

z którą uzgadniano nielegalne przerzuty do Szwecji.<br />

- W meldunku mowa jest o tym, że ci podziemni Polacy<br />

zaprosili szwedzkich marynarzy do miejscowości<br />

określanej jako „Czarnków”, rzekomo pod Ustką. Od tego<br />

momentu śledziło ich polskie UB. Na morzu miały ich z<br />

kolei śledzić dwie radzieckie łodzie podwodne. Kilka dni<br />

później załogę i członków polskiej organizacji podziemnej<br />

73


74<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

widziano w szkole Victoria w Gdańsku, gdzie mieściła<br />

się siedziba UB. Polaków tam rozstrzelano, a Szwedów<br />

przerzucono statkiem „Generał Suvorov” do Królewca i<br />

stamtąd dalej na wschód. Źródło szef szwedzkiego kontrwywiadu<br />

określił jako bardzo wiarygodne.<br />

Szwedzi mają też inne przesłanki. Choćby zeznania<br />

mieszkającego w Szwecji maszynisty okrętowego Edmunda<br />

Tuchanowicza z ystadzkiego statku „Ketty”. Marynarz pod<br />

koniec lat czterdziestych w jednym z polskich portów pił<br />

wódkę z kolegą związanym z UB. Wtedy nie zwrócił uwagi<br />

na jego słowa: - Skoro pływasz na szwedzkim statku, to pewnie<br />

skończysz jak ten chłopak, którego porwali do Warszawy.<br />

Być może podobne pogłoski przekazał ustnie władzom<br />

szwedzki dyplomata Arne Lelki. Już cztery dni po odnalezieniu<br />

„Kinnekulle” wysłano go do Ustki, żeby na miejscu<br />

zorientował się w sytuacji. Pisemnie informował, że oba<br />

statki wpłynęły do Ustki 14 lutego 1948 roku. Załadunek<br />

ukończono 17 lutego, jednak czekały z wyjściem dzień<br />

dłużej, bo wiał silny wiatr. Oba wyszły 18 lutego krótko<br />

po południu. Tego samego dnia do Ustki wpłynęły cztery<br />

inne szwedzkie statki. Jest też szwedzki raport z 20 kwietnia<br />

1948 roku o tym, że o los szwedzkich statków pytał<br />

dziennikarz na konferencji<br />

w polskim MSZ. Otrzymał<br />

lakoniczną odpowiedź:<br />

statki bezpiecznie opuściły<br />

polskie terytorium. Dalszy<br />

ich los nie jest znany.<br />

W Szwecji działa specjalna<br />

fundacja, która<br />

stawia sobie za cel wyjaśnienie<br />

losów zaginionych<br />

marynarzy. Szwedzi liczą,<br />

że zagadkę pomogą rozwikłać<br />

Polacy. To jednak<br />

do tej pory się nie udało.<br />

Dokument z 3 stycznia 1949: fragment sprawozdania<br />

kapitana portu Czesława Kazubka<br />

z działalności portu w Ustce w 1948 roku.<br />

Dowiadujemy się z niego o wypadkach<br />

szwedzkich statków. Jeden zapalił się, dwa<br />

uderzyły w główkę portu, trzy: „Ebba”, „Iwan” i<br />

„Kinnekulle” zatonęły.


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

„Iwan”<br />

Statek stalowy o ładowności<br />

380 ton, zbudowany w 1890<br />

r.. Właściciel: Sven Blanck z<br />

Limhamn. Statek w okresie<br />

wojny pływał do Gdyni. Po<br />

wojnie przewoził węgiel z Ustki.<br />

Opuścił port 18 lutego 1948<br />

o godz. 14.00 z ładunkiem 345<br />

ton węgla przeznaczongo dla<br />

portu w Oskarsham na południe<br />

od Sztokholmu. Właściciel<br />

bezskutecznie próbował nawiązać<br />

z nim kontakt do 23 lutego.<br />

Zniecierpliwiony, w tym dniu<br />

zaalarmował jednostkę lotniczą<br />

z Blekinge. Kilka samolotów<br />

typu Catalina z Blekinge dokonało<br />

rekonesansu na obszarze<br />

między Tärnö, Christiansø,<br />

Ølands i południowymi punktami:<br />

Jarosławiec, Rozewie.<br />

Bez rezultatów. Widoczność<br />

w czasie trwania oblatywania<br />

była optymalna. Nieliczne<br />

szczątki „Iwana” odnajdywano<br />

wzdłuż duńskiego wybrzeża.<br />

Oficjalnie właściciel uznał, że<br />

statek zatonął wskutek eksplozji<br />

miny. 24 lutego rybak<br />

Herman Thorsen znalazł łódź<br />

ratunkową, następnego dnia<br />

na wschód od Svaneke na<br />

wyspie Bornholm natrafiono<br />

na pas ratunkowy z napisem<br />

„Iwan” Malmö”. W początkach<br />

marca szwedzkie dowództwo<br />

morskie otrzymało raport, że<br />

szwedzki żaglowiec motorowy<br />

„Veta” cztery mile na północny<br />

zachód od Jackowa, znalazł<br />

część mostku kapitańskiego z<br />

„Iwana”. Jednocześnie dowódca<br />

szwedzkiego motorowego<br />

żeglowca “Marcia” poinformował,<br />

że wypłynął z portu w<br />

Ustce w tym samym dniu co<br />

„Iwan” i „Kinnekulle”. „Marcia”<br />

w skutek mrozu i silnego<br />

wiatru, miała 25 ton dodatkowego<br />

obciążenia w formie<br />

oblodzenia. Kiedy informacja<br />

o zaginięciu „Iwana” dotarła<br />

do publicznej wiadomości, w<br />

szwedzkiej prasie ukazały się<br />

teksty sugerujące, iż zaginięcie<br />

miało związek z obcymi siłami<br />

i że załoga została zabrana do<br />

któregoś ze wschodnich krajów.<br />

Firma ubezpieczeniowa<br />

Hansa przeprowadziła inspekcję<br />

odnalezionej części mostku<br />

kapitańskiego, którą wyłowiono<br />

w okolicach Bornholmu.<br />

Inspekcja nie wykazała czy<br />

wyrwanie było efektem eksplozji<br />

czy też wyrwało ją morze.<br />

Nie znaleziono śladów ognia.<br />

Załoga: kapitan Alfred Andersson<br />

z Malmö, 46 lat, na<br />

„Iwanie” dowodził od 10<br />

miesięcy. Sternikiem był Josef<br />

Herler z Finlandii, maszynistą<br />

- Harry Granlund z Malmö,<br />

stewardem - Martin.E. Lund.<br />

Marynarze: Sture Strandberg,<br />

Ivan Magnusson z Kalmaru,<br />

J.K.Kälk z Estonii, Nils Person,<br />

Kjell Strandberg, Harry Nordman<br />

z Finlandii oraz uczeń O.<br />

Ziemelos z Estonii. Latem 1947<br />

celnicy w Malmö kilkakrotnie<br />

na pokładzie „Iwana” znajdowali<br />

uciekinierów z Polski i<br />

Niemiec. Kapitan Andersson<br />

informował właściciela w<br />

styczniu 1948, iż dwukrotnie<br />

nie mógł opuścić polskiego<br />

portu, ponieważ kilka osób z<br />

załogi było pijanych.<br />

(z duńskiej strony internetowej<br />

dla płetwonurków:<br />

www.sm-diving.dk/vrag/iwan.htm<br />

75


Opowieści starej Ustki III<br />

VI. Duchy i klątwy<br />

Dolina Charlotty, Willa Koepke’go, latarnia morska i<br />

szczur z Gardny Wielkiej.<br />

Gdy rozum śpi, budzą się demony. Te stare porzekadło<br />

ma zastosowanie do rzekomych duchów, o których chcemy<br />

opowiedzieć w tym miejscu. Objawiały się w miejscach<br />

przez wiele lat zaniedbanych, niszczejących, zapomnianych<br />

przez ludzi, a zwłaszcza przez gospodarzy. Rzecz znamienna,<br />

że wystarczyło odremontować budowle i <strong>duchy</strong>, jeśli nie<br />

zniknęły całkowicie, to zupełnie przycichły.<br />

1. Nawiedzana dolina<br />

Jeszcze pod koniec lat 90-tych XX wieku opowiadano o<br />

dziwnych zjawiskach w opuszczonym młynie między Strzelinkiem<br />

i Gałęzinowem, zwanym Zamełowskim. Pod koniec<br />

wojny jakiś Niemiec zamordował w nim żonę i czworo<br />

dzieci, a potem popełnił samobójstwo. Niedawno, jak już się<br />

ściemniło, widziałam w oknach tego młyna jakieś dziwne<br />

Historia Doliny Charlotty zaczęła się wiele stuleci temu i skrywa niejedną tajemnicę.<br />

76


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

światełka – opowiadała wówczas mieszkanka Strzelinka.<br />

Inni obserwowali postacie wychodzące z opuszczonego<br />

młyna o świtaniu. Zwykle jedną, ale pewien mężczyzna<br />

opowiadał autorowi także o dwóch, z których jedna miała<br />

sylwetkę kobiecą. - I jak wychodziła, to otrzepywała się z<br />

siana. Panie, nocą tam strach chodzić! Nie <strong>duchy</strong> straszne,<br />

ale żywi ludzie - kwitował mieszkaniec wsi.<br />

Ruiny młyna stały na odludziu, na śródleśnej polanie.<br />

Obok przepływał strumień, przy młynie rozlewający się w<br />

dość głębokie jeziorko. Wokół - wzgórza porośnięte starym<br />

bukowym lasem. Krajobraz był tu pod koniec XX wieku jak<br />

z bajki o Babie Jadze. Młyn, zwany zamełowskim, wzmiankowany<br />

był już w XIV wieku jako własność miasta Słupska.<br />

Po wojnie był własnością zakładu karnego, a w latach 90.<br />

został skomunalizowany.<br />

Mieszkańcy Strzelinka mówili prawdę. Pod koniec wojny<br />

w zamełowskim młynie rzeczywiście pewien lekarz zastrzelił<br />

swoją rodzinę, a potem siebie. Nazywał się Schwarz.<br />

Był powiatowym lekarzem weterynarii w Sławnie. Dlaczego<br />

zabił nie tylko siebie, ale i dzieci? Odpowiedzi możemy<br />

jedynie się domyślać. 8 marca 1945 roku rano okazało się,<br />

że czerwonoarmiści są już na szosie ze Słupska do Ustki,<br />

wiodącej przez przez Bydlino. Z okolicy mostu przez Słupię<br />

mogły dobiegać odgłosy rozgrywającej się tam potyczki<br />

z tyłowymi ubezpieczeniami cofającego się Wehrmachtu.<br />

Druga kolumna radziecka posuwała się na Bydlino leśną<br />

drogą, przechodzącą obok młyna w Zamełowie. Nie było<br />

już możliwości ucieczki przed Sowietami.<br />

Bardzo prawdopodobne, że powiatowy weterynarz ze<br />

Sławna był zarazem jakimś nazistowskim funkcjonariuszem.<br />

Takich Rosjanie bez ceregieli stawiali pod ścianą.<br />

W Główczycach rozstrzelali Andresena, powiatowego<br />

sekretarza partii w Słupsku. A może Schwarz był ofiarą<br />

hitlerowskiej propagandy, która głosiła, że wraz z Armią<br />

Czerwoną nadchodzi koniec niemieckiego, „cywilizowanego”<br />

świata? Goebbels, który w swojej propagandzie lansował<br />

taką postawę, też przed wkroczeniem Rosjan popeł-<br />

77


Opowieści starej Ustki III<br />

nił samobójstwo. W powiecie słupskim, w Osiekach pod<br />

Gąbinem, w identycznych okolicznościach żona dziedzica<br />

von Hansteina zabiła siebie i swoich dwóch synów. Żonę,<br />

dzieci i siebie uśmiercił także niejaki Heyn z Żoruchowa<br />

w gminie Główczyce.<br />

Ale już wcześniej to miejsce uchodziło za nawiedzone.<br />

W Dzień Zaduszny 1999 roku przez przypadek w bibliotece<br />

Muzeum Pomorza Środkowego wpadł mi w ręce zbiór<br />

sag i legend, wydany w 1925 roku przez zbieracza ludowych<br />

opowieści, profesora Otto Knoopa. I nagle olśnienie:<br />

saga numer 7! Wynika z niej, że nad zamełowskim młynem<br />

już od początku XIX wieku ciążyła jakaś klątwa. Knoop:<br />

„Przy zamełowskim młynie, między Strzelinkiem i Niestkowem<br />

rósł kiedyś wielki buk. Na początku minionego<br />

stulecia drzewo zwaliło się, zabijając parobka. Następnej<br />

nocy po pogrzebie zmarły pojawił się jednak znowu we<br />

młynie, budząc lęk jego mieszkańców. Ponieważ zjawa pokazywała<br />

się każdej nocy, we młynie nikt nie chciał przebywać.<br />

Ale po pewnym czasie na nocleg w nawiedzonym<br />

budynku zdecydował sie wędrowny uczeń młynarski. Gdy<br />

opowiedziano mu o upiorze, dał młynarzom taką radę:<br />

ktoś powinien pomiędzy godziną 11 a 12 w nocy zakopać<br />

ubranie, w którym zginął parobek pod pniem zwalonego<br />

drzewa. Nikt jednak nie miał odwagi, aby się tego podjąć.<br />

W końcu zdecydowała się na to 18-letnia żona młynarza.<br />

Zgodnie z radą zakopała odzież i upiór przestał się „pokazywać.”<br />

Knoop dodaje jednak, że „przed 50 laty”, czyli<br />

Archiwalne zdjęcia zamełowskiego młyna sprzed wojny.<br />

78


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Dolina Charlotty, rzekomo nawiedzana przez <strong>duchy</strong>, już przed wojną była miejscem<br />

rekreacji dla mieszkańców Słupska.<br />

około 1875 roku, drogą koło młyna przejeżdżał nauczyciel<br />

Mau z Gałęzinowa. Pień zwalonego ogromnego buka<br />

wciąż jeszcze wystawał z ziemi. Nauczyciel Mau na długo<br />

zapamiętał, co mu się wówczas przytrafiło.<br />

- Gdy był w pewnej odległości od tego miejsca, dostrzegł<br />

jakąś postać wyglądającą zza drzewa, jednak kiedy się<br />

zbliżył, nikogo już tam nie znalazł – relacjonował zbieracz<br />

regionalnych sag i legend.<br />

A co dzieje się dzisiaj w tym miejscu? Teren zajmowany<br />

dawniej przez młyn jest teraz częścią Doliny Charlotty.<br />

Dolina ta, nieopodal nawiedzonego miejsca, już w II połowie<br />

XIX wieku była celem wycieczek pieszych, konnych<br />

i rowerowych, a potem także kolejowych - mieszkańców<br />

Słupska. W wolne od pracy dni organizowano tu pikniki i<br />

potańcówki.<br />

Na początku lat dwutysięcznych biznesmeni–wizjonerzy<br />

stworzyli tu wielkie centrum rekreacyjne, na które składają<br />

się m.in. sztuczne jezioro, stadnina koni, ekskluzywny hotel,<br />

kilka restauracji, zoo, park linowy i amfiteatr. Rokrocznie<br />

koncertują w nim gwiazdy światowej muzyki. Brzmienie<br />

basowych gitar i mocne rytmy perkusji sprawiają, że od<br />

wielu lat jedyny duch, o którym można rzec, że tu się objawia,<br />

to duch klasycznego rocka z dawnych lat.<br />

79


Opowieści starej Ustki III<br />

2. Willa jak z<br />

psychodelicznego horroru<br />

Jeszcze wczesną wiosna 2011 roku stał w Ustce budynek,<br />

obok którego ludzie bali się przechodzić, zwłaszcza<br />

po zmroku. Niektórzy twierdzili, że straszy w nim duch<br />

dawnych właścicieli, którzy tragicznie zginęli pod koniec<br />

II wojny światowej. To dom nazywany jeszcze dziś od nazwiska<br />

tych rzekomych właścicieli – owiana tajemnicą willa<br />

Koepke’go.<br />

Bez względu na to, czy faktycznie Koepkowie zamieszkiwali<br />

ten budynek w okresie, kiedy działy się rzeczy, o<br />

których piszemy niżej, warto poznać ich niesamowitą historię.<br />

To gotowy scenariusz na film o miłości tragicznej, która<br />

przegrywa walkę z nieszczęśliwym losem.<br />

Bogacze z usteckiego portu<br />

Tajemnicza willa po zachodniej stronie portu,<br />

widok z początku 2011 roku, jeszcze sprzed<br />

remontu.<br />

Ten los był zdradliwy, bo na początku im sprzyjał.<br />

Koepkowie byli rodziną portowych przedsiębiorców. Ich<br />

firma doszła do znacznego majątku pod koniec XIX wieku.<br />

Założyciel przedsiębiorstwa, Friedrich Wilhelm Koepke,<br />

rozpoczą działalność w 1875 roku. Na początku sprowadzał<br />

drogą morską do Ustki zamorskie luksusy, zwane wówczas<br />

80


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

artykułami<br />

kolonialnymi:<br />

tytoń, kawę,<br />

herbatę, cukier<br />

trzcinowy.<br />

Sprowadzał je<br />

drogą morską<br />

ze Szczecina<br />

i Hamburga,<br />

gdzie rozładowywano<br />

wielkie, Parowiec należący do feralnej usteckiej firmy, nazwany<br />

na cześć Arnolda Koepkego.<br />

oceaniczne statki. Po<br />

pewnym czasie przerzucił się jednak na handel zbożem. W<br />

tym okresie rósł na nie popyt w uprzemysłowionych rejonach<br />

zachodnich Niemiec i w Anglii, a na rolniczym Pomorzu<br />

było go w nadmiarze. Z kolei z Anglii można było tanio<br />

zakupić węgiel, na który rosło zapotrzebowanie, bo w przemyśle<br />

i w komunikacji konie zastępowano wówczas maszynami<br />

parowymi. Transport morski był znacznie tańszy, niż<br />

np. przewożenie śląskiego węgla na Pomorze koleją.<br />

Interes rozwijał się i przynosił firmie spory dochód.<br />

W 1907 roku F. W. Koepke miał już sporą prywatną flotę<br />

handlową, składającą się z dwóch parowców, kilku żaglowców.<br />

Był też właścicielem sporej części nabrzeża portowego.<br />

Zatrudniał ponad stu pracowników.<br />

Umarł w 1907 roku, firmę przejął wówczas jego starszy<br />

syn, Fritz. W 1913 roku do dwóch już posiadanych dokupił<br />

trzeci parowiec, któremu na cześć młodszego brata nadał<br />

nazwę „Arnold Koepke”. W tym samym czasie siedzibę<br />

firmy przeniesiono na wschodnie nabrzeże, do wilii, która<br />

przylegała do spichlerza, w którym dziś mieści się dyskoteka<br />

„Viva”. Willa nazywała się „Ria Vella”.<br />

Wojna odmieniła ich los<br />

Rozwój przerwała I wojna światowa. Spowodowała<br />

gwałtowne załamanie się handlu morskiego. Była też przyczyną<br />

rodzinnej tragedii. Fritz Koepke zmarł w 1917 roku.<br />

81


Opowieści starej Ustki III<br />

Przedsiębiorstwo przejął po nim młodszy brat Arnold.<br />

Był świetnie wykształcony. Wcześniej długo przebywał<br />

m.in. w Anglii i w krajach skandynawskich. Założył przedstawicielstwa<br />

handlowe firmy w Darłowie i w Kołobrzegu,<br />

zbudował nowoczesny elewator zbożowy, inwestował w<br />

nowe statki. Do flotylli Koepków doszły wtedy trzy nowe<br />

parowce, między innymi „Victoria Koepke”, nazwana tak<br />

na cześć żony armatora. Arnold musiał ją bardzo kochać,<br />

choć absorbowała go działalność biznesowa i społeczna.<br />

Był człowiekiem–instytucją. Działał w izbie przemysłowo<br />

–handlowej, obejmującej całe Pomorze Środkowe, od Kołobrzegu<br />

po Łebę. Był deputowanym do Sejmiku Powiatowego<br />

w Słupsku i do usteckiego samorządu gminnego.<br />

Pełnił też funkcję wicekonsula Królestwa Szwecji w Ustce.<br />

Miejscowi lubili go. Jako jeden z najbogatszych mieszkańców<br />

Ustki udzielał im pożyczek. Zwłaszcza często prosili<br />

go o to miejscowi rybacy. Bywało, że potem nie oddawali w<br />

Pechowy parowiec „Stolpmuende”. Zatonął wraz z całą załogą.<br />

terminie, albo w ogóle nie byli w stanie spłacać długu. Koepke<br />

podobno nigdy nie podawał ich do sądu, jeśli wcześniej<br />

dłużnik osobiście i szczerze poinformował go o swojej<br />

sytuacji. Arnold Koepke zwykł wówczas mawiać do swoich<br />

współpracowników: „Spójrzcie na niego, to przecież uczciwy<br />

człowiek”.<br />

82


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Upadek firmy rozpoczął się prawdopodobnie w 1929<br />

roku, wraz z początkiem wielkiego kryzysu gospodarczego.<br />

W październiku tego roku na morzu między Darłowem i<br />

Gąskami zatonął z całą 8-osobową załogą i ładunkiem parowiec<br />

„Stolpmuende”. Statek zakupiony przez firmę zaledwie<br />

rok wcześniej.<br />

W tym samym miesiącu na należącym do firmy parowcu<br />

„Arnold Koepke” wydarzył się śmiertelny wypadek. 31-letni<br />

ustecki marynarz, ojciec trojga dzieci, zginął na pokładzie.<br />

Może te wypadki, a także udzielone pożyczki, których<br />

nie udało się odzyskać, spowodowały kłopoty firmy? Decydującym<br />

ciosem była tragedia, która wydarzyła się jesienią<br />

1930 roku. Arnold Koepke zmarł 17 listopada wskutek<br />

ciężkiej choroby. Miał zaledwie 48 lat. Upadającą firmą próbowała<br />

jeszcze pokierować jego żona, ale już w roku następnym<br />

sprzedała ją konkurencji – firmie armatorskiej Geiss.<br />

Klęska Viktorii<br />

Żona Arnolda, na której cześć nazwał jeden ze swoich<br />

parowców, wkrótce potem ponownie wyszła za mąż. Jej<br />

nowym małżonkiem został August von Hanstein, dziedzic<br />

z pobliskich wsi Dominek i Osieki, rotmistrz w stanie spoczynku<br />

i bohater wojenny, odznaczony za dzielność m.in.<br />

orderem Żelaznego Krzyża I i II klasy.<br />

Ale jakieś fatum wisiało nad tą kobietą. Świadectwem<br />

jej kolejnej życiowej tragedii jest pożółkły nekrolog z 1943<br />

roku. Drugi mąż wdowy Koepke „zmarł nagle” 17 listopada<br />

1943, mając 55 lat. Pod nekrologiem podpisała się Viktoria<br />

von Hanstein (to na jej cześć jeden z parowców nazywał<br />

się wcześniej „Victoria Koepke”), Hansteinowie z Dominka<br />

oraz urzędnicy i robotnicy z majątku Osieki.<br />

Znowu feralna data: 17 listopada! Znowu wielka rodzinna<br />

tragedia spadła na kobietę w tym samym, listopadowym<br />

dniu. W Ustce nie wierzono, aby był to przypadek. Nikt<br />

nie wierzył w oficjalną wersję, że August von Hanstein,<br />

były żołnierz i podobno także świetny pływak, po prostu<br />

poślizgnął się podczas spaceru po usteckim molo. Tym<br />

83


Opowieści starej Ustki III<br />

bardziej, że listopad nie był porą dobrą do spacerów. Opowiadano,<br />

że popełnił samobójstwo. Po prostu rzucił się w<br />

morze z mola usteckiego portu. I celowo wybrał datę. Zabił<br />

się dokładnie w 13-tą rocznicę śmierci pierwszego męża<br />

swojej żony.<br />

Jeśli tak, to jakie były prawdziwe relacje między tą parą<br />

małżonków? Możemy sobie wyobrażać młodą wdowę,<br />

wciąż zakochaną w swoim poprzednim, nieżyjącym już<br />

mężu, która wychodzi za mąż za kolejnego mężczyznę nie<br />

z miłości, tylko z rozsądku, ze względów czysto ekonomicznych.<br />

Dla pieniędzy, aby móc prowadzić nadal życie<br />

na poziomie, do którego była przyzwyczajona i wychować<br />

dzieci. Jeśli tak było, August von Hanstein mógł nie czuć<br />

się dobrze przy małżonce wciąż rozpamiętującej szczęśliwe<br />

chwile, przeżyte z jego poprzednikiem. W dodatku toczyła<br />

się wojna. Miał więc wiele powodów, by popaść w depresję.<br />

Victoria przeżyła go zaledwie o niespełna dwa lata. Razem<br />

z dwójką dzieci popełniła samobójstwo w marcu 1945<br />

roku w Osiekach koło Objazdy (około 14 km od Ustki w<br />

stronę Rowów). Gdy spostrzegła, że nie uda się jej już uciec<br />

przed zbliżającą się Armią Czerwoną, zażyła razem z dziećmi<br />

truciznę.<br />

Siedziba firmy „F. W. Koepke w 1945 roku, podczas obchodów pierwszych tu polskich<br />

Dni Morza. Zachowały się jeszcze wówczas firmowe napisy, ale z pierwotnych założycieli<br />

przedsiębiorstwa nikt już nie żył.<br />

84


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

3. Nawiedzona latarnia<br />

Usteckim budynkiem, rzekomo nawiedzanym przez<br />

<strong>duchy</strong> jest też latarnia morska. Stoi w porcie przy Nabrzeżu<br />

Kołobrzeskim, u nasady wschodniego mola, przy zachodnim<br />

skraju promenady nadmorskiej. Jej najbardziej charakterystyczny<br />

element, to wieża z cegły o wysokości 19,5 m,<br />

zbudowana na planie ośmiokąta, zwieńczona białą laterną.<br />

Przylega do budynków dawnej stacji pilotów portowych.<br />

Według starych usteckich latarników miały tu straszyć<br />

w przeszłości <strong>duchy</strong> żeglarzy i marynarzy, którzy potopili<br />

„Nawiedzona” latarnia morska w Ustce.<br />

się u wejścia do usteckiego portu. Nawiedzając latarnię,<br />

<strong>duchy</strong> rzekomo mściły się na latarnikach, których obwiniały<br />

o to, że wskutek niedbalstwa i niepilnowania światła w<br />

sztormowe noce dopuszczali do wygaszenia latarni, doprowadzając<br />

w ten sposób do katastrof morskich, w których<br />

zginęło wielu ludzi.<br />

„Lux viae”, czyli światło drogi<br />

Podobno w dawnych czasach żeglarzom drogę do usteckiego<br />

portu wskazywało w nocy światło wywieszane<br />

z wieży starego kościoła pw. Św. Mikołaja. Stał on w latach<br />

85


Opowieści starej Ustki III<br />

1356 – 1889 na dzisiejszym Skwerze Jana Pawła II. Kontury<br />

jego murów do dziś wyznaczają rosnące tu stare lipy. Światła<br />

zapalano w sztormowe noce, gdy Bałtyk tonął w ciemnościach<br />

i powracający z wypraw handlowych albo z połowów<br />

ludzie morza tracili orientację i nie wiedzieli, w która stronę<br />

skierować statek, aby jak najszybciej schronić się w bezpiecznym<br />

miejscu.<br />

Na takie dodatkowe wykorzystanie świątyni wskazuje<br />

stara pieczęć usteckiej parafii. Przedstawia ona na pierwszym<br />

planie wieżę, z której<br />

wystawiona jest żerdź z podwieszonymi<br />

dwoma kotłami.<br />

W kotłach tych mógł się palić<br />

tłuszcz, olej lub smoła. Światło<br />

płomieni z tych kociołków<br />

wskazywało drogę żaglowcom,<br />

także uwidocznionym na<br />

tej pieczęci. Górną część pieczęci<br />

wieńczył napis łaciński<br />

„Lux Viae” – „Światło Drogi”.<br />

W regionalnej literaturze<br />

Przepalona żarówka z usteckiej<br />

brak szczegółowych informacji<br />

o tym zwyczaju. Nie zacho-<br />

latarni morskiej.<br />

wały się żadne dokumenty na ten temat. Dopiero z 1871<br />

roku pochodzi pierwsza udokumentowana wzmianka o<br />

zapalaniu w Ustce światła nawigacyjnego. Była to naftowa<br />

lampa, której światło wzmacniał system specjalnych soczewek<br />

skonstruowany przez inżyniera Fresnela. W nocy lampę<br />

tę wciagano na maszt przy stacji pilotów na wysokość<br />

11,6 metra ponad poziom morza. Maszt znajdował się przy<br />

wschodnim molo. Światło tej lampy świeciło w morze na<br />

odległość około 11,1 km.<br />

W 1892 roku u nasady wschodniego falochronu zbudowano<br />

nową stację pilotów z wieżą ze spiczastym dachem,<br />

przypominającym wieżę kościelną. Ta budowla pełni<br />

funkcję latarni morskiej do dziś. Dopiero w 1904 roku zbudowano<br />

na niej laternę ze stałym urządzeniem świetlnym,<br />

86


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

emitującym światło białe, przerywane.<br />

Przed wojną latarnia wykorzystywała<br />

gaz. Oświetlenie<br />

elektryczne zainstalowano po<br />

wojnie. Obecnie w laterni są<br />

dwie żarówki o mocy 1000 W i<br />

soczewka Fresnela o średnicy 1<br />

metra. Zwiedzając wieżę, można<br />

przez szybę laterny podziwiać<br />

jej układ optyczny.<br />

Informacje o duchach z<br />

latarni pochodzą z okresu<br />

powojennego. Obsługujący ją<br />

pracownicy słupskiego urzędu<br />

morskiego skarżyli się, że gdy<br />

samotnie pełnili nocne służby<br />

w dyżurce pod laterną, słyszeli<br />

w sztormowe noce dziwne<br />

odgłosy, dobiegające z pustych<br />

pomieszczeń: stukot, tupanie,<br />

jakieś szepty. Najgorsze było<br />

przeciągłe wycie, od którego<br />

ciała latarników przeszywały<br />

zimne dreszcze. Niektórzy<br />

zbierali się na odwagę i schodzili<br />

do nawiedzanych<br />

pomieszczeń. Przekonywali<br />

się, że nikogo tam<br />

nie było, a niesamowite<br />

odgłosy wywoływała<br />

jakaś niewidzialna siła.<br />

Wyobraźnia podsuwała<br />

obrazy eterycznych<br />

zjaw. Opowiadano, że<br />

to <strong>duchy</strong> marynarzy,<br />

którzy niegdyś potopili<br />

Ziarno prawdy<br />

w legendach<br />

o duchach z<br />

latarni<br />

Z protokołu Komisji Morskiej<br />

przy Miejskiej Radzie<br />

Narodowej z 1 marca 1949<br />

roku:<br />

„Przy omawianiu oświetlenia<br />

portu Komisja Morska<br />

stwierdziła, iż w związku<br />

z częstymi przerwami prądu<br />

elektrycznego na naszym<br />

terenie, latarnia morska<br />

w Ustce winna mieć własną<br />

prądnicę, gdyż światło latarni<br />

morskiej nie może być<br />

zgaszone – naraża bowiem<br />

statki zagraniczne i własne<br />

na wielkie niebezpieczeństwo,<br />

szkodzi dobrej opinii<br />

portów polskich, a opinii<br />

portu w Ustce w szczególności.<br />

Omawiano również konieczność<br />

zainstalowania na<br />

główce mola wejściowego<br />

buczka mgłowego. W czasie<br />

mgieł dźwięk buczka wskaże<br />

zabłąkanym statkom<br />

i kutrom rybackim wejście<br />

do portu.”<br />

Tak wyobrażali sobie ducha z latarni morskiej w<br />

Ustce usteccy latarnicy i tak namalowali go na<br />

balustradzie schodów do latarni.<br />

87


Latarnia<br />

morska w<br />

Ustce<br />

Rok budowy: 1892. Wysokość<br />

wieży: 19,5 metra.<br />

Źródło jej światła znajduje<br />

się na wysokości 22,2 m.<br />

Błyski widoczne są z odległości<br />

18 mil morskich, czyli<br />

z ok. 33 km. Światło widoczne<br />

jest od strony morza<br />

oraz z plaż na odcinku od<br />

Jarosławca aż po Czołpino<br />

oraz z jeziora Gardno. W<br />

1993 roku ustecka latarnia<br />

morska została wpisana do<br />

rejestru zabytków.<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

się u wejścia do portu w Ustce<br />

przez niedbalstwo miejscowych<br />

latarników, a teraz nawiedzają<br />

nocami budynek.<br />

Istotnie, w dawnych czasach<br />

wielu ludzi zginęło w katastrofach<br />

morskich u wejścia do<br />

usteckiego portu. Statki i łodzie<br />

rybackie rozbijały się uderzając<br />

w główki kamiennych falochronów,<br />

wpadały<br />

na płycizny przy plażach. Niejeden<br />

marynarz został zmyty<br />

z pokładu. Wiele ciał morze<br />

wyrzucało potem u ujścia „Trupiej<br />

Rzeczki” w Orzechowie.<br />

Wielu nigdy nie odnaleziono.<br />

Opowieść córki latarnika<br />

Ale na latarni mogły straszyć nie tylko <strong>duchy</strong> marynarzy.<br />

Niesamowitą historię o pierwszych powojennych latach<br />

opowiada Joanna Izdebska, ustczanka, córka jednego z<br />

pierwszych polskich mieszkańców Ustki. Jej ojciec przybył<br />

do Ustki w październiku 1945. Od początku pracował w Kapitanacie<br />

Portu, kierował grupą robotników i odpowiadał za<br />

konserwacje nabrzeży. Jak opowiadał, od początku zwrócił<br />

uwagę na zagłębienie w wydmie, porośnięte świeżą, zieloną<br />

trawą, z której coś „emanowało”. Widział to i z okien kapi-<br />

Co tu straszyło?<br />

Duchy, czy przeciągi?<br />

88


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Widok z latarni na szczątki statków, które wydobyto z dna w rejonie portu.<br />

tanatu, i z latarni. Dziwny, jakby fluorescencyjny odblask,<br />

zielona poświata. - Gdy na przełomie lat pięćdziesiątych i<br />

sześćdziesiątych zrobiono tam ekshumację, wykopano 30-40<br />

zwłok. Ojciec mówił, że byli to jeńcy francuscy, zatrudnieni<br />

przy budowie portu. Cywile. Ojciec opowiadał też, że po<br />

wojnie jeszcze przez wiele lat morze wyrzucało na plaże<br />

ludzkie zwłoki – opowiadała Joanna Izdebska. Możliwe też,<br />

że były to ciała ofiar zatopienia przez radziecki okręt podwodny<br />

S 13 dwóch niemieckich transportowców. Na przełomie<br />

stycznia i lutego 1945 roku, w końcowej fazie II wojny<br />

światowej w okolicach Ustki S 13 storpedował dwa statki<br />

niemieckie: „Gustloffa” i „Generała Steubena”, wskutek czego<br />

zginęło kilka tysięcy Niemców, żołnierzy i cywilów. Są<br />

niemieckie przekazy wskazujące na to, że ciała, unoszące się<br />

na morzu w kamizelkach ratunkowych przez wiele dni, fale<br />

wyrzucały na plaże w okolicach Ustki. Niektóre podobno<br />

pochowano w nieoznaczonej mogile na miejscowym cmentarzu<br />

naprzeciw ratusza. Inne zakopywano tuż przy brzegu.<br />

Ale niedowiarkowie wykluczający istnienie duchów<br />

twierdzą, że to nie zjawy z zaświatów straszyły usteckich<br />

latarników. Według nich, był to tylko wiatr i wskazują, że<br />

strachy minęły, gdy tylko Urząd Morski administrujący latarnią<br />

wymienił okna na szczelniejsze, eliminując przeciągi.<br />

89


Opowieści starej Ustki III<br />

VII. Zamiast<br />

zakończenia.<br />

Niesamowite<br />

przepowiednie.<br />

Czy można przewidzieć, albo w jakiś nadnaturalny sposób<br />

przeczuć przyszłość? To odwieczne pytanie, na które<br />

nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są jednak przesłanki ku<br />

temu, by odpowiedzieć twierdząco. Tkwią one nie tylko w<br />

legendach. Pisaliśmy wyżej o klątwie kowala Volla, która z<br />

historycznego punktu widzenia została spełniona. Podobną<br />

tezę wygłosił kiedyś książę Otto von Bismarck prorokując,<br />

że jeśli kiedykolwiek miałaby powstać niepodległa Polska,<br />

będzie to oznaczać zagładę państwa pruskiego. Przestało<br />

istnieć w 1945 roku.<br />

Jeśli tak, to niektóre z zapowiedzi wyrażonych w przeszłości<br />

są w trakcie realizacji, albo dopiero zostaną zrealizowane.<br />

Był moment, kiedy przeszył mnie dreszcz, gdy studiowałem<br />

starą mapę okolic Ustki. Odnalazłem na niej na<br />

południe od Zimowisk nazwę wzgórza, na którym zaledwie<br />

dwadzieścia lat temu, na początku lat 90. XX wieku wytyczono<br />

teren pod nowy cmentarz.<br />

1. „Gorące wzgórze” cmentarza<br />

Stara, tradycyjna nazwa miejsca, w którym dziś znajdują<br />

wieczny spoczynek zmarli ustczanie, brzmiała do 1945<br />

roku „Hottenberg”. Była na tyle dziwna, że zastanawiała<br />

już przed wojną niemieckich regionalistów. Jeden z nich<br />

uwzględnił ją w artykule o pochodzeniu nazw miejscowych<br />

w okolicach Niestkowa.<br />

„To wysokie wzgórze, na którym rzekomo niegdyś<br />

mieli mieszkać Hottowie, albo nawet Hottentoci, (“Hottentotten”<br />

- holenderska nazwa ludu zamieszkującego tereny<br />

90


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

Pasterz na wzgórzu. Możliwe, że wzgórze koło Zimowisk, na którym dziś jest cmentarz,<br />

właśnie od pasterzy wzięło swą nazwę. Ale są też i inne interpretacje.<br />

południowej<br />

Afryki). Możliwe,<br />

że tak<br />

pogardliwie<br />

określano tu<br />

jakichś obcych<br />

– pisał w latach<br />

trzydziestych<br />

XX wieku.<br />

„Hottentotten”<br />

– „gorący<br />

zmarli”. Takie Dziś znajduje się na nim ustecki cmentarz.<br />

Wzgórze kojarzone niegdyś z obecnością „Hottentotów”.<br />

znaczenie ma zbitka angielskiego słowa „hot” i niemieckiego<br />

„totten”, porażająca w kontekście późniejszego wyznaczenia<br />

wzgórza na miejsce przyszłego cmentarza dla „obcych”,<br />

czyli Polaków, którzy zaludnili tę ziemię po II wojnie<br />

światowej. Ale ów regionalista artykuł o wzgórzu pisał wiele<br />

lat przed tym faktem. Nie miał jeszcze pojęcia o tym, że<br />

za 10 lat wybuchnie II wojna światowa, że obszar Pomorza<br />

Środkowego zostanie przyłączony do Polski i że grubo pół<br />

wieku później wytyczony tu zostanie nowy cmentarz. Gdyby<br />

o tym wiedział, włos by mu się zjeżył na głowie.<br />

Przyjmował też inną wersję: nazwa „Hottenberg” mogła<br />

wziąć się od stosowanego w tych okolicach zawołania<br />

w celu popędzania wołów pociągowych: “Hue, Hott!”. W<br />

91


Opowieści starej Ustki III<br />

Rzekoma klątwa<br />

„ratuszowa”<br />

W Ustce mówi się, że na budynku<br />

dzisiejszego ratusza<br />

ciąży klątwa, rzucona na tych,<br />

którzy zmienią przeznaczenie<br />

budynku, zbudowanego w<br />

latach 1911 – 1912 jako szkoła.<br />

To temat głośny od feralnego<br />

przypadku Jacka Graczyka,<br />

burmistrza Ustki w latach 2002<br />

– 2006. To on zapoczątkował<br />

przekształcanie szkoły na ratusz.<br />

W wyborach 2006 przez<br />

drobne uchybienie formalne<br />

odpadł jeszcze przed kampanią.<br />

Nie mógł kandydować, a<br />

był uważany za faworyta. Jacek<br />

Graczyk na pewno przejdzie do<br />

legendy tego ratusza.<br />

Sam z domniemaną klątwą<br />

zetknąłem się zimą 2007 roku,<br />

podczas wędrówki w plener,<br />

zorganizowanej przez „Głos<br />

Pomorza”. Opowiadałem wtedy<br />

o tym budynku grupkom<br />

wycieczkowiczów, stojąc na<br />

pierwszym schodku głównego<br />

wejścia. Gdy tylko zacząłem<br />

mówić o klątwie, włączył się<br />

alarm, zawyły syreny. Wszyscy<br />

na kilka sekund stężeliśmy<br />

ze strachu. Także pracownicy<br />

ratusza narzekali w pierwszych<br />

miesiącach funkcjonowania<br />

w ratuszu, że prześladuje ich<br />

pech. Na szczęście te narzekania<br />

ostatnio ucichły.<br />

Rzekoma klątwa jest dalekim<br />

echem tego, co wydarzyło się<br />

podczas rozpoczęcia budowy:<br />

15 lipca 1911 roku. Tego dnia<br />

o godz. 15 ówcześni niemieccy<br />

mieszkańcy Ustki uczestniczyli<br />

w uroczystości wmurowania<br />

kamienia węgielnego pod<br />

gmach. Przewodniczący gminy,<br />

Ziemann, który wkrótce<br />

potem stracił syna w I wojnie<br />

światowej (poległo w niej<br />

wielu innych uczestników tej<br />

imprezy), wmurował dokument,<br />

w którym zapisano, iż<br />

społeczność miejscowa wyraża<br />

pragnienie, by budynek zawsze<br />

służył kultywowaniu bogobojności,<br />

wierności królowi i miłości<br />

do ojczyzny.<br />

Tuż przed pierwszą wojną światową w mury szkoły, która obecnie jest ratuszem,<br />

wmurowano tajemniczy dokument.<br />

92


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

słownikach starej, dialektowej niemczyzny okrzyk „hott”<br />

określany jest jako zawołanie furmanów oznaczające komendę<br />

dla koni pociągowych: „w prawo”. Stąd wzięło się<br />

nasze polskie zawołanie „Hetta!”, oznaczające to samo. Patrząc<br />

od strony Słupska, owo cmentarne dziś wzgórze znajduje<br />

się po prawej stronie traktu.<br />

Z kolei w dialekcie dolnoniemieckim, używanym przed<br />

wojną na tych terenach, wyraz „der Hotten” oznacza „twaróg”.<br />

Gdyby od tego wyprowadzać etymologię nazwy<br />

wzgórza, znaczałaby ona więc tyle, co po naszemu „Góra<br />

Twarogowa”.<br />

Ale jest możliwa jeszcze jedna uprawdopodobniona interpretacja<br />

nazwy tej tajemniczej „góry”. Możemy bowiem<br />

także przyjąć, że podstawą tej nazwy jest niemiecki wyraz<br />

„hueten”, czyli „strzec”, „pilnować”. Wówczas należałoby<br />

przyjąć, że w zamierzchłej przeszłości usytuowana była tu<br />

na wzgórzu jakaś strażnica, z której nadzorowano ruch na<br />

handlowym trakcie, łączącym ustecki port ze Słupskiem,<br />

albo chata, w której pomieszkiwali pasterze pilnujący bydła<br />

mieszkańców wsi. „Hottenberg” jako nazwa miejscowa notowana<br />

jest także w Meklemburgii i w Brandenburgii.<br />

W tej ostatniej krainie było to znane w średniowieczu miejsce<br />

pielgrzymkowe.<br />

2. Ostatnia bitwa w dziejach świata<br />

W dawnych wiekach opowiadano w okolicy, że gdzieś<br />

między Ustką a Darłowem, na północ od szosy łączącej obie<br />

te miejscowości, stoczona będzie w przyszłości ostatnia bitwa,<br />

tuż przed końcem świata. To legenda – przepowiednia,<br />

jakże teraz aktualna w kontekście tego, co dzieje się na tym<br />

obszarze. To jedna z lokalizacji rozważanych do niedawna<br />

w związku z planami budowy w Polsce elementów tarczy<br />

antyrakietowej.<br />

Zapis tej legendy pozostawił nam doktor A. Haas, autor<br />

zbioru pomorskich legend, wydanego w 1912 roku, kiedy<br />

nic jeszcze nie zapowiadało nie tylko trzeciej, ale nawet<br />

pierwszej wojny światowej.<br />

93


Tu zjadą się różne wojska<br />

Opowieści starej Ustki III<br />

94<br />

„Kiedyś nadejdą czasy, kiedy ustaną wszelkie wojny między<br />

narodami na ziemi. Nastąpi wówczas okres wielkiego<br />

rozkwitu, bogactwa i dobrobytu. Potem jednak wybuchnie<br />

wielka wojna światowa, która dotknie i wyniszczy znaczną<br />

część ludzkości – notował doktor Haas na dwa lata przed jej<br />

wybuchem na 134 stronie swojej książki. - Wśród tych, którzy<br />

przeżyją, szerzyć się będzie bieda i głód. Ci, którzy wcześniej<br />

ubierali się w jedwabne szaty, będą chodzić w szarych, płóciennych<br />

ubraniach, a ci, którzy wcześniej jadali pieczenie i<br />

pili wino, będą szczęśliwi, jeśli będą mogli uciszyć swój głód<br />

korzonkami i ziołami rosnącymi na polach.”<br />

Ustecka inwestycja, rozpoczęta tuż<br />

przed wybuchem II wojny światowej i<br />

nigdy nie dokończona.<br />

I właśnie wówczas, już po tej<br />

wyniszczającej wojnie, a przed<br />

bliskim końcem świata, na północ<br />

od szosy Darłowo – <strong>Ustka</strong> zbiorą<br />

się wszystkie wojska, jakie będą<br />

jeszcze na ziemi, aby stoczyć tu<br />

decydującą bitwę.<br />

Tyle ta legenda, niesamowita<br />

choćby dlatego, że – powtórzmy – jej zapis opublikowany<br />

został przez Haasa na dwa lata przed wybuchem I wojny<br />

światowej. Ale jest niesamowita także i z innego względu.<br />

Oto bowiem po pierwszej wojnie światowej tereny na północ<br />

od szosy Darłowo – <strong>Ustka</strong> zostały w znacznej części zajęte<br />

przez wojsko. Tu w latach 30. niemiecka Luftwaffe utworzyła<br />

największy w III Rzeszy poligon artylerii przeciwlotniczej, a<br />

marynarka zaczęła budować wielki port o strategicznym znaczeniu.<br />

Miał on służyć przerzutom wielkich transportów drogą<br />

morską między Rzeszą, a Prusami Wschodnimi, rozdzielanymi<br />

wówczas polskim „korytarzem”. Pozostałością po tej niedokończonej<br />

inwestycji jest tak zwane trzecie molo.<br />

Poligon utworzony w latach 30-tych XX wieku nadal działa.<br />

Od lat 90-tych ma on status centralnego poligonu polskich<br />

sił powietrznych. Zjeżdżają tu na ćwiczenia nie tylko żołnierze<br />

z całej Polski, ale także z innych krajów: z Niemiec, Czech,<br />

Słowacji, Węgier, Włoch, Wielkiej Brytanii, USA, a także cza-


<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />

sami z Rosji. Gdy ćwiczą, w Ustce słychać wybuchy pocisków,<br />

rakiet i bomb, od których drżą szyby. Niebo porysowane jest<br />

kreskami smug spalin silników samolotów odrzutowych.<br />

Bajka i antyrakietowa tarcza<br />

Ale najbardziej intrygujący jest motyw przepowiadanej<br />

w legendzie ostatniej bitwy w dziejach świata. Gdy doktor<br />

Haas spisywał opowieść, żadna armia nie dysponowała<br />

jeszcze bronią masowego rażenia, zdolną zniszczyć cały<br />

ludzki gatunek i ludzką cywilizację. To możliwe jest dopiero<br />

od niedawna, zwłaszcza dzięki rakietowej broni jądrowej.<br />

Ostatnia bitwa w dziejach świata, jeśli faktycznie kiedykolwiek<br />

do niej dojdzie, będzie bitwą stoczoną w powietrzu<br />

przy użyciu rakiet. I właśnie ten obszar, na północ od szosy<br />

<strong>Ustka</strong> – Darłowo, może w przyszłości odegrać w tym potencjalnym<br />

starciu decydującą rolę.<br />

Wprawdzie ostatnie decyzje w kwestii tarczy antyrakietowej<br />

zakładają zlokalizowanie wyrzutni amerykańskich<br />

antyrakiet, przeznaczonych do niszczenia w powietrzu wrogich<br />

pocisków balistycznych, w Redzikowie na wschód od<br />

Słupska, to jednak pewne instalacje tego systemu mogą być<br />

zlokalizowane także tutaj. Tu również, na obszarze określonym<br />

w tej starej legendzie, rozważana jest dyslokacja baterii<br />

amerykańskich antyrakiet typu „Patriot”. Nie możemy więc,<br />

niestety, wykluczyć, że przepowiednia zawarta w legendzie<br />

się ziści. Co więcej: realizacja tego ponurego, choć baśniowego<br />

scenariusza jest dziś o wiele bardziej prawdopodobna<br />

niż wówczas, kiedy przed stu laty w jakiejś starej karczmie<br />

koło Ustki spisywał ją na podstawie opowieści miejscowych<br />

doktor A. Haas. Jak będzie, pokaże czas.<br />

Rok 2011. Amerykańscy żołnierze<br />

rozstawiają ćwiczebną<br />

baterię antyrakiet „Patriot” na<br />

poligonie pod Ustką.<br />

95

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!