"Nadmorskie duchy, uroczyska i tajemnice", Marcin ... - Ustka
"Nadmorskie duchy, uroczyska i tajemnice", Marcin ... - Ustka
"Nadmorskie duchy, uroczyska i tajemnice", Marcin ... - Ustka
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Na wstępie uruchom wyobraźnię<br />
W historii portowej Ustki i jej najbliższych okolic są karty<br />
mało znane, które czyta się z zapartym tchem. Niewielu wie<br />
na przykład, że to właśnie pod Ustką, we wsi Lędowo, odbyła<br />
się uczta, której dalekim skutkiem była 103 lata później<br />
bitwa pod Grunwaldem.<br />
Jak wszędzie, także tu, w dawnych wiekach opowiadano<br />
niesamowite opowieści i legendy. W legendach bywa, że są w<br />
nich ukryte echa prawdziwych wydarzeń. <strong>Ustka</strong> wprawdzie<br />
leżała zawsze na peryferiach, ale różne wątki historii od wieków<br />
snuły się i tutaj po wydmowych lasach i zabagnionych<br />
łąkach. Ludzie miejscowi tkali z nich legendy, które opowiadali<br />
sobie podczas różnych prac domowych, w karczmach i<br />
przy biesiadach. W tych opowieściach, jak na przykład w tej<br />
o rycerzu von Krümmel, motywy historyczne mieszały się<br />
z fantastycznymi. Znamy je dzięki dziewiętnastowiecznym<br />
regionalistom, takim jak np. Pochodzący z Karzcina, wsi położonej<br />
przy drodze ze Słupska do Rowów, Otto Knoop lubił<br />
wędrówki. Podczas swoich wypraw po okolicznych wsiach<br />
często zaglądał do karczm i słuchał,<br />
o czym opowiadają starzy ludzie. Potem te opowieści notował.<br />
W latach 80. XIX wieku ukazała się jego pierwsza książka<br />
ze zbiorem sag i legend.<br />
Ale w tej książce, którą teraz trzymają Państwo w ręku,<br />
znajdą Państwo też inne niesamowite historie, które udało<br />
mi się odtworzyć dzięki odnalezieniu i skojarzeniu ze sobą<br />
wzmianek porozrzucanych w różnych miejscach: w starych<br />
wydawnictwach, kronikach, gazetach i mapach. Kilka historii,<br />
które rozegrały się w czasach niemal nam współczesnych,<br />
napisało życie. Pisze ono też czasami niesamowite zakończenia<br />
do starych, bajkowych opowieści. Dawno temu opowiadano<br />
na przykład, że gdzieś między Ustką i Darłowem<br />
stoczona zostanie ostatnia bitwa, po której nastąpi koniec<br />
świata. Całkiem niedawno te okolice brane były pod uwagę<br />
jako ewentualna lokalizacja tak zwanej wyrzutni tarczy antyrakietowej...
Spis treści:<br />
5<br />
6<br />
15<br />
21<br />
22<br />
27<br />
31<br />
37<br />
37<br />
44<br />
51<br />
52<br />
57<br />
I. Uroczyska, w których<br />
straszyły <strong>duchy</strong> prahistorii<br />
1. Na tropach „olbrzymów”<br />
(groby Hunów w Ustce, olbrzym z Rowów,<br />
Wodnica, kamienne groby w Przewłoce,<br />
Skamieniałe Dzwony w Poddąbiu)<br />
2. Skąd się wzięło usteckie Uroczysko<br />
(stawek, który połykał ludzi)<br />
II. O duchach dawnych rycerzy<br />
1. Zjawy rycerzy von Krümmel<br />
(obrońca wdowy, klątwa Krümmelów)<br />
2. O rycerzach z piętnem zdrady<br />
(zjazd w Lędowie, buty za Ustkę)<br />
3. Gdzie leży rycerz bez głowy<br />
(czy straszył w skórze wilkołaka?)<br />
III. O kościelnych tajemnicach<br />
1. Ustecki pastor, którego spalono na stosie<br />
(nocne msze)<br />
2. Sekta braci von Below<br />
IV. Legendy o piratach<br />
1. Równodzielcy, którzy napadali na statki<br />
(bracia witalijscy)<br />
2. Szwedzki skarb, zakopany w wydmie
59<br />
59<br />
67<br />
76<br />
76<br />
80<br />
85<br />
90<br />
90<br />
93<br />
V. Podróże przez morze<br />
1. Jak kolonizowano brzeg koło Ustki<br />
(przybysze na lodowej krze)<br />
2. Zniknęli jak w trójkącie bermudzkim<br />
VI. Duchy i klątwy<br />
1. Nawiedzana dolina (Dolina Charlotty)<br />
2. Willa jak z psychodelicznego horroru<br />
3. Nawiedzona latarnia morska<br />
VII. Zamiast zakończenia:<br />
niesamowite przepowiednie<br />
1. „Gorące wzgórze”<br />
(czy na usteckim cmentarzu w Zimowiskach<br />
mieszkali Hottentoci)<br />
2. Ostatnia bitwa w dziejach świata<br />
(o legendzie przepowiadającej tarczę<br />
antyrakietową i koniec świata)
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
I. Uroczyska,<br />
w których straszyły<br />
<strong>duchy</strong> tajemniczej<br />
prahistorii<br />
Życie w dawnej Ustce koncentrowało się w porcie i<br />
przy rybackich chatkach pobudowanych za wydmami po<br />
wschodniej stronie portu. Gdy zapadał mrok, tylko tu, w<br />
małych okienkach, pobłyskiwały światełka łuczyw i ogień w<br />
paleniskach. Na zewnątrz osady panowały ciemności, może<br />
czasem w pogodne noce rozświetlane tylko bladym światłem<br />
księżyca i gwiazd.<br />
O tej porze ludzie unikali wędrówek. W mrokach nocy<br />
za osadą można było spotkać tylko zabłąkanych podróżnych<br />
albo przestępców, a także siły nieczyste. Gdy wchodziło<br />
się na tereny, gdzie w dawnych czasach pochowano<br />
zmarłych, serce zapewne biło szybciej z przejęcia, usta szeptały<br />
nerwowo słowa modlitwy.<br />
Żony rybaków wyruszają na<br />
wędrówkę, aby sprzedać ryby<br />
złowione przez mężów. Zdjęcie<br />
archiwalne wykonane w rejonie<br />
Ustki przed wojną. Jeszcze w<br />
tamtych czasach większość<br />
ludzi przemieszczała się między<br />
miejscowościami pieszo,<br />
omijając „nawiedzone” miejsca.<br />
Tak wyobrażano sobie<br />
zjawy prześladujące<br />
podróżnych. To stara<br />
ilustracja do „Króla Olch”<br />
Goethego.<br />
5
1. Na tropach „olbrzymów”.<br />
Tajemniczy „grób Hunów”<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
Jednym z do dziś najbardziej zagadkowych miejsc był<br />
„Huenen Grab”, czyli „grób olbrzymów” znajdujący się przy<br />
dzisiejszej ul. Darłowskiej, gdzie dziś stoją nowe bloki. Był to<br />
kamienny grobowiec, miejsce pogańskiego kultu usytuowane<br />
właśnie tu, na wzgórzu nachylającym się łagodnie ku pradolinie<br />
Słupi.<br />
Był prawdopodobnie grobowcem megalitycznym, pozostałością<br />
po tajemniczym plemieniu, które żeglowało po Bałtyku<br />
w czasach, gdy w Egipcie budowano piramidy. Ten morski<br />
lud twórców tajemniczej „kultury megalitów”, który w Anglii<br />
pozostawił po sobie Stonehenge, w naszym regionie zaznaczył<br />
swoją obecność kamiennymi konstrukcjami w lasach pod Łupawą<br />
i podsławieńskim Borkowie. Obie te miejscowości leżą w<br />
odległości około 30 km od Ustki.<br />
Niektórzy łączą tych tajemniczych prehistorycznych żeglarzy<br />
z ocalałymi z katastrofy mieszkańcami mitycznej Atlantydy.<br />
Śladem domniemanego pobytu twórców tajemniczych<br />
megalitów, czyli „wielkich kamieni”, jest dziś już tylko dawna<br />
nazwa: „Grób Hunów”. Widnieje ona na XIX-wiecznych mapach<br />
Ustki i okolic . Zwykle<br />
oznaczała na Pomorzu<br />
miejsca, w których<br />
stały prastare konstrukcje<br />
kamienne<br />
albo kamienne<br />
kręgi. W obu przypadkach<br />
były to<br />
grobowce wojowniczych<br />
żeglarzy:<br />
jeśli nie z czasów<br />
Fragment archiwalnej<br />
mapy rejonu ul. Darłowskiej<br />
w Ustce z zaznaczonym<br />
„Hunengr.”<br />
- grobem Hunów, czyli<br />
olbrzymów.<br />
6
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
piramid, to z okresu tzw. kultury wielbarskiej, związanej z<br />
pobytem na Pomorzu skandynawskiego plemienia Gotów w I<br />
wieku naszej ery, którzy tworzyli nekropolie z głazów. Ślady<br />
grobowca z okresu pobytu Gotów zachowały się w postaci<br />
dwóch kamieni nieopodal Poddąbia.<br />
Z czasem ludność miejscowa zapominała, co naprawdę<br />
kryją omszałe konstrukcje. Ale opowiadano<br />
o nich legendy. Powstanie<br />
Hunowie<br />
W rzeczywistości nie<br />
kamiennych konstrukcji tłumaczono<br />
byli olbrzymami. Kronikarze<br />
opisywali, że<br />
pobytem olbrzymów w okolicy.<br />
Uważano, iż tylko wielkoludy mogły byli niscy i krępi, mieli<br />
skośne oczy i płaskie<br />
udźwignąć wielkie kamienie i zgromadzić<br />
je w jednym miejscu, ustatyckim<br />
znad Bajkału.<br />
nosy. Byli ludem azjawiając<br />
je jeden na drugim.<br />
Na początku naszej ery<br />
bezskutecznie atakowali<br />
Chiny. Potem skierowali<br />
się na zachód. Rozbili<br />
Alanów, Wizygotów i<br />
Ostrogotów, co wywołało<br />
wędrówki ludów w<br />
całej Europie. Germanie<br />
uciekali w popłochu. Ale<br />
przy ujściu Słupi Hunowie<br />
mogli pojawiać się<br />
tylko epizodycznie, jeśli<br />
prawdziwa jest hipoteza<br />
niektórych historyków,<br />
Głazy tworzyły klimat niesamowity. „Grób Hunów”, iż stworzyli oni za czasów<br />
panowania Atylli<br />
czyli olbrzymów, namalowany na początku XIX<br />
wieku na zachodnim Pomorzu przez Caspara Davida<br />
Friedricha.<br />
(445 – 453 r.) na terenach<br />
Ukrainy, Rosji, Polski i<br />
Olbrzymy budziły lęk. Opowiadano,<br />
że wciąż śpią pod tymi głazami i<br />
wschodnich Niemiec coś<br />
w rodzaju państwa, podporządkowując<br />
sobie<br />
w każdej chwili mogą się przebudzić. także obszary nad Bałtykiem.<br />
Ze Skandynawii<br />
Tu, na Pomorzu, określano ich mianem<br />
Hunów, ludu barbarzyńskiego, na południowych brze-<br />
do przystani portowych<br />
o którym przetrwała pamięć, że niegdyś<br />
siał popłoch w Europie, doprogach<br />
tego morza miały<br />
przypływać łodzie ze<br />
skórami, którymi Hunom<br />
płacili trybut dawni<br />
wadzając do upadku państwo Gotów<br />
i imperium rzymskie. Działo się to mieszkańcy dzisiejszej<br />
Szwecji. Nie znaleziono<br />
w IV i w V wieku naszej ery. Potem<br />
żadnych archeologicznych<br />
śladów ich obec-<br />
Hunowie wyginęli albo zmieszali się<br />
ności.<br />
7
Opowieści starej Ustki III<br />
Jeden z<br />
nielicznych,<br />
zachowanych<br />
do dziś megalitycznych<br />
grobowców w<br />
regionie - w<br />
Borkowie<br />
koło Sławna,<br />
około 30 km<br />
na zachód od<br />
Ustki.<br />
z ludźmi miejscowymi i zatracili swoją odrębność. W legendach<br />
przetrwali jednak aż do czasów nam współczesnych. Byli<br />
okrutni, podstępni i źli.<br />
Atylla, władca imperium<br />
Hunów, na czele swoich<br />
wojowników. Jego imperium<br />
sięgać miało w V wieku aż<br />
po Bałtyk.<br />
Legenda o olbrzymie z Rowów<br />
Opowieści o „Grobach Hunów” bywały tak straszne,<br />
że ludzie po zapadnięciu zmroku omijali te miejsca. W noc<br />
Walpurgi, trwającą od zmierzchu 30 kwietnia do świtu<br />
1 maja, zlatywać się tu miały czarownice z całej okolicy. Pod<br />
głazami mogły też znajdować się skarby, pilnowane przez<br />
złe <strong>duchy</strong>. Obawiano się, że olbrzymi, śpiący od wieków<br />
pod kamieniami, mogli się obudzić. Opowiadano, że nienawidzili<br />
chrześcijaństwa i drażniło ich bicie dzwonów.<br />
8
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Z nadludzką siłą ciskali ogromne głazy w wieże kościołów.<br />
Potrafili trafiać w zamierzony cel z odległości kilku mil.<br />
W ten sposób jeden z olbrzymów miał uszkodzić w dawnych<br />
czasach wieżę świątyni w Barzowicach, miejscowości<br />
między Ustką i Darłowem.<br />
W ludowych opowieściach olbrzymi porywali ludzi. Jeszcze<br />
w XIX wieku można było w okolicach Ustki usłyszeć, że<br />
jeden z gigantów w okolicy Rowów w gminie <strong>Ustka</strong> porwał<br />
rolnika orającego pole. Razem z końmi i pługiem schował do<br />
rękawa i zaniósł do domu, żeby pokazać żonie. Nie wiadomo,<br />
co by się stało z biednym chłopem, gdyby nie rozczulił<br />
dobrego serca olbrzymki. Kazała mężowi delikatnie postawić<br />
mieszkańca Rowów z powrotem na ziemi i nigdy więcej nie<br />
wyrządzać ludziom krzywdy.<br />
Wodnica była „kamiennym wzgórzem”<br />
Jest prawie pewne, że „olbrzymy”, czyli budowniczowie<br />
megalitycznych grobowców, pojawiali się także u ujścia<br />
Słupi. Dodatkową przesłanką wskazującą, że gdzieś między<br />
Ustką i Wodnicą istniały prastare konstrukcje kamienne, jest<br />
stara niemiecka nazwa Wodnicy: Hohenstein. W tłumaczeniu<br />
oznacza „wysoki kamień”.<br />
Możliwe, że faktycznie kiedyś istniały przy ul. Darłowskiej<br />
jakieś kamienne grobowce, ale zostały zdewastowane<br />
w późniejszych czasach. To mogło się stać podczas budowy<br />
brukowanej szosy z Ustki do Darłowa w I połowie XIX wieku.<br />
W tym okresie bardzo wiele prahistorycznych konstrukcji<br />
kamiennych znikało z powierzchni ziemi, gdyż różni<br />
przedsiębiorczy ludzie wykorzystywali głazy grobowców<br />
jako budulec. Rozkruszali je na bruk. Gdy po I wojnie światowej<br />
miejscowy ustecki nauczyciel dokonał wizji lokalnej<br />
na oznaczonym jako „Huenen Grab” wzgórzu przy dzisiejszej<br />
ul. Darłowskiej, nie znalazł już żadnych śladów po<br />
„grobach olbrzymów”. Podobny los spotkał w XIX wieku<br />
prawdopodobnie aż trzy czwarte takich prahistorycznych<br />
cmentarzysk. W Ustce przetrwała przynajmniej nazwa<br />
wzgórza na mapie.<br />
9
Opowieści starej Ustki III<br />
Widok na pradolinę Słupi ze wzgórza od strony Wodnicy, czyli „wysokiego kamienia”.<br />
Według legend w noc Walpurgii zlatywały się tu czarownice z okolicy.<br />
Przewłoka: kamienne groby<br />
Inne prastare uroczysko znajdowało się tu, gdzie teraz<br />
stoją domy Osiedla Przewłoka, w rejonie ul. Armii Krajowej.<br />
W latach 70. minionego wieku natrafiono w tym miejscu na<br />
ślady sporego cmentarza z okresu kultury pomorskiej.<br />
A więc gdzieś w pobliżu osiedla musiała pod koniec starej<br />
ery znajdować się wioska, której zmarłych mieszkańców<br />
grzebano na tym cmentarzysku. Pogrzebom też towarzyszyły<br />
tajemnicze obrzędy. Zwłoki palono na wielkich<br />
stosach. Archeologów do dziś frapują wytwarzane przez<br />
ówczesnych Pomorzan urny, do których wsypywano<br />
popioły zmarłych. Na tych glinianych naczyniach często<br />
przedstawiane były wyobrażenia ludzkiej twarzy. Urny<br />
ustawiano w ziemi w kamiennych skrzynkach. Podobny<br />
obrządek pogrzebowy stosowano w kraju Etrusków, czyli w<br />
dzisiejszej Toskanii. Możliwe, że oba ludy utrzymywały ze<br />
sobą kontakty. Kupcy z Italii mogli przybywać na Pomorze<br />
w celach handlowych, szukając np. możliwości kupna bursztynów.<br />
Być może przenieśli tu też swoją tajemniczą religię<br />
wraz z obrządkiem pogrzebowym. Niestety, szczegółów<br />
już nie poznamy. Ziemia przy dzisiejszych ulicach Asnyka,<br />
Przerwy–Tetmajera, Norwida i Armii Krajowej, skrywająca<br />
10
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
pradawne pochówki, milczeć będzie o nich do końca świata.<br />
Z ustaleń archeologów z 1971 roku wiemy tylko, że groby te<br />
pochodzą z okresu, gdy Aleksander Macedoński wędrował<br />
ze swoją armią po Azji, a Rzymianie podbijali Italię. W wydmowych<br />
piaskach, na których dziś wybudowano osiedle<br />
i pensjonaty, odkryto 106 grobów i trzy skupiska ceramiki.<br />
Cmentarzysko datowane jest na okres między 400 a 250<br />
rokiem przed naszą erą. Wówczas mokradła między Ustką i<br />
Przewłoką były zapewne niewielkim jeziorkiem.<br />
Skamieniałe dzwony w Poddąbiu<br />
Groby Hunów przy ul. Darłowskiej i cmentarzysko tajemniczego<br />
ludu w Przewłoce to nie jedyne magiczne miejsca<br />
w rejonie Ustki świadczące o tym, że różne pradawne<br />
obrzędy odbywały się tutaj w czasach starożytnych. Oto<br />
niewielkie wzgórze, położone kilometr na wschód od Poddąbia.<br />
Wokół szumią nadmorskie sosny. Przy rozwidleniu<br />
leśnych dróg zachowały się tutaj dwa głazy. Leżą tu od około<br />
dwóch tysięcy lat. Z kilkudziesięciogodzinną przerwą...<br />
Dawni regionaliści to miejsce wiązali z legendami o olbrzymach.<br />
Od niepamiętnych czasów nazywane było „Grobem<br />
Hunów”, o czym zaświadczają stare mapy. Współczesna<br />
nauka zweryfikowała ich sens. Dziś już wiemy, że<br />
Groby Olbrzymów pod Poddąbiem, to nie pozostałości po<br />
grobowcach megalitycznych, lecz po kręgach kamiennych z<br />
późniejszego o 2 tys. lat okresu kultury wielbarskiej.<br />
Widok na osiedle Przewłoka.<br />
Na niewielkiej wyniosłości<br />
terenu wśród podmokłych<br />
łąk ponad dwa tys. lat temu<br />
rozciągało się tajemnicze<br />
cmentarzysko.<br />
11
Opowieści starej Ustki III<br />
W czasach cesarstwa rzymskiego, w początkach naszej<br />
ery, do plaż nadbałtyckich dobijały łodzie przybyszów ze<br />
Skandynawii. Osiedlali się u ujścia Wisły, ślady ich obecności<br />
odkryto też w rejonie Główczyc i Potęgowa... Potem<br />
ruszyli stąd na południe, ku Morzu Czarnemu.<br />
Czy toczyli walki z miejscową ludnością? Nie wiadomo,<br />
ale w okolicznościach, których zapewne nigdy nie poznamy,<br />
właśnie tu, pod Poddąbiem, jakaś ich grupa pochowała<br />
swoich zmarłych. Głazy po dziś dzień zaznaczają miejsce<br />
pochówku.<br />
Na mapie z 1919 roku miejsce to oznaczono jako “Huenen<br />
Gräber” (“Groby Hunów”) – tak samo jak wzgórze<br />
przy ul. Darłowskiej. Miejscowa ludność zwała te głazy<br />
Skamieniałymi, albo Zatopionymi Dzwonami. Opowiadano,<br />
że dawno temu były to dzwony kościoła w Rowach.<br />
Brzmiały tak wspaniale, że pewien bogaty rycerz, do<br />
którego należały w dawnych czasach Rowy, a który miał<br />
swój zamek w Wytownie, wsi stanowiącej odrębną parafię,<br />
nakazał zabrać je z Rowów i przetransportować do siebie.<br />
Gdy jednak furmanka z dzwonami dojechała do granicy<br />
rowieńskiej i wytowieńskiej parafii, ładunek stoczył się z<br />
niej i zamienił w kamienie. Podobno od czasu do czasu w<br />
lesie słychać nawet dźwięki dawnych dzwonów.<br />
Kamienie to częsty motyw pomorskich legend, jedna z<br />
niech opowiada o tym, jak to diabeł założył się z księdzem o<br />
duszę, że w ciągu jednej nocy, przed pierwszym kurem, zbuduje<br />
z głazów kościół nad pobliskim jeziorem Gardno. Nie<br />
udało mu się, bo cwany ksiądz, widząc że diabeł już kończy<br />
budowę, obudził koguta wcześniej. Rozzłoszczony czart, śmigając<br />
w przestworzach, upuścił ostatni transport głazów.<br />
Na początku XX wieku zainteresowali się samotnymi głazami<br />
niemieccy regionaliści. Twierdzili, że są to pozostałości<br />
grobowca megalitycznego. We wrześniu 1979 roku zweryfikował<br />
tę tezę profesor Tadeusz Malinowski, archeolog z<br />
ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Słupsku. Przeprowadził<br />
wykopaliska i natrafił na ukryty pod ziemią krąg<br />
z mniejszych kamieni, otwarty od strony morza, oraz na<br />
12
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
fragmenty glinianych naczyń z okresu rzymskiego – a więc<br />
późniejszych niż megality. Szczątków ludzkich nie znalazł.<br />
Podejrzewał, że złożono je w innym miejscu lub bezpośrednio<br />
pod głazami. Skonstatował jednak, że jest to najdalej<br />
na północ wysunięte cmentarzysko grupy Odry - Węsiory<br />
– Grzybnica, datowane na okres kultury wielbarskiej, wykazujące<br />
czytelne związki ze Skandynawią.<br />
Baczni obserwatorzy, którzy przez dłuższy czas wpatrywali<br />
się w głazy w Poddąbiu twierdzą, że można dopatrzyć<br />
się na nich tajemniczych znaków. W jednym z nich upatrują<br />
podobieństwa do skamieniałej ludzkiej twarzy.<br />
Pozostałości pradawnego<br />
grobowca<br />
kamiennego z<br />
czasów, gdy na<br />
Pomorze przybyli ze<br />
Skandynawii wojowniczy<br />
Goci.<br />
Magiczny kamienny<br />
krąg z<br />
czasów gockich<br />
w Węsiorach na<br />
Kaszubach. W<br />
takich miejscach<br />
odbywały się tajemnicze<br />
obrzędy<br />
kultowe.<br />
Przypadek czy cud?<br />
Przez dwa tysiące lat nikt nie zakłócał spokoju spoczywających<br />
prawdopodobnie pod głazami wojowników. Aż<br />
do stycznia 1995, kiedy to wydarzyła się rzecz niebywała,<br />
wprost niespotykany zbieg okoliczności, w który uwikłany<br />
byłem również ja <strong>Marcin</strong> Barnowski, dziennikarz regionalnego<br />
czasopisma “Głos Pomorza”.<br />
Akurat wtedy, wyposażony w kopie starych map oraz<br />
13
Tajemnice<br />
kamiennych<br />
kregów<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
archiwalne zdjęcia, przez kilka dni<br />
poszukiwałem w lasach opisanych<br />
wyżej “dzwonów”. Ponieważ poszukiwania<br />
te nie przynosiły skutku,<br />
nawiązałem kontakt z Jarosławem<br />
Wilkosem, zastępcą nadleśniczego.<br />
W ciągu kilku godzin ustalił<br />
ich lokalizację. Umówiliśmy się na<br />
wyjazd do dzwonów za dwa dni.<br />
Niektórzy badacze<br />
twierdzą, że były nie tyle<br />
miejscem pochówków,<br />
ile miejscem kultu. Tu,<br />
według niektórych,<br />
miały się odbywać jakieś<br />
pogańskie ceremonie,<br />
związane ze zjawiskami W przeddzień wicenadleśniczy<br />
astronomicznymi, takimi zadzwonił.<br />
jak przesilenia wiosenne,<br />
letnie, jesienne i zimowe, - Stało się coś dziwnego. Leśniczy<br />
twierdzi, że jeden z głazów<br />
odnotowywanymi na<br />
podstawie obserwacji<br />
właśnie zniknął. Ustalamy, co się z<br />
względnego, z punktu<br />
widzenia Ziemi, ruchu nim stało – powiedział.<br />
tarczy Słońca. To właśnie<br />
tu, pośrodku ka-<br />
Leśnicy odkryli głaz przy budowanym<br />
wówczas w Ustce Kościele<br />
miennych kręgów miały<br />
być odbywane sądy i NMP Gwiazdy Morza. Okazało się,<br />
uroczystości religijne.<br />
że jeden z radnych gminy uznał, iż<br />
Możliwe też, że podczas<br />
tych obrzędów składano<br />
pogańskim bogom przez Gotów kamień idealnie nada<br />
upatrzony dwa tysiące lat wcześniej<br />
ofiary z ludzi. Podobno<br />
się na obelisk ku czci Polskiego Państwa<br />
Podziemnego. Po interwencji<br />
właśnie dlatego radiesteci<br />
i inni badacze zjawisk<br />
paranormalnych wciąż głaz wrócił do Poddąbia.<br />
wyczuwają w tych<br />
miejscach różne dziwne Gdyby nie zbieg okoliczności<br />
wibracje.<br />
polegający na tym, że po dwóch<br />
tysiącach lat akurat w tym samym<br />
dniu “Skamieniałymi Dzwonami” niezależnie od siebie zainteresowało<br />
się kilka osób, kamień Gotów przepadłby bezpowrotnie<br />
jak “Grób Hunów” z ul. Darłowskiej.<br />
Przed dwoma<br />
tysiącami lat<br />
Goci posadowili<br />
tu te głazy<br />
pionowo. Czas<br />
spawił, że teraz<br />
leżą. Omal<br />
nie zaginęły w<br />
latach 90-tych<br />
XX wieku.<br />
14
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
2. Skąd się wzięło Uroczysko<br />
Na każdym współczesnym planie Ustki ten zalesiony obecnie<br />
obszar znajdujący się po zachodniej stronie Ustki nosi nazwę<br />
„Uroczysko”. Przebiega przezeń także ulica o tej nazwie.<br />
Uroczyskami dawni Słowianie określali odludne miejsca<br />
w głębi puszczy związane z kultem pogańskich bogów.<br />
Uważano je za siedzibę duchów.<br />
Jednym z charakterystycznych miejsc na terenie naszego<br />
Uroczyska jest tak zwany stawek upiorów, przez dzisiejszych<br />
mieszkańców Ustki często nazywany „stawkiem<br />
cepeenowskim” – a to od położonej w sąsiedztwie dawnej<br />
bazy paliwowej koncernu CPN, poprzednika dzisiejszego<br />
PKN Orlen.<br />
Archiwalne przedwojenne zdjęcie wydmowego lasu na obrzeżach Ustki.<br />
Dawni niemieccy mieszkańcy Ustki mówili o nim gwarowo:<br />
„Seekenmoor”, co w dolnoniemieckim dialekcie miało<br />
oznaczać małe jeziorko bagienne.<br />
Stawek leży w lesie po zachodniej stronie Słupi, tuż przy<br />
torach kolejowych na poligon. Dziś raczej nie wzbudza<br />
emocji, ale dawni ustczanie byli przekonani, że nie ma dna.<br />
15
Opowieści starej Ustki III<br />
\To niewielkie bajoro w lesie<br />
na usteckim uroczysku w<br />
dawnych wiekach uchodziło<br />
za nawiedzone przez tajemnicze<br />
<strong>duchy</strong>.<br />
„Seekenmoor”: stawek, który połykał ludzi<br />
Erich Brose na łamach regionalnego tygodnika „Ostpommersche<br />
Heimat” w 1930 roku opublikował opowieść o tym<br />
bajorze usłyszaną od swojej 80-letniej babki, mieszkanki Ustki.<br />
Wówczas obok tego zbiornika wodnego wił się leśny szlak, który<br />
nad brzegiem „Seekenmoor” gwałtownie skręcał w prawo i<br />
kilometr dalej łączył się z główną drogą prowadzącą z Ustki do<br />
Lędowa. Oto opowieść o zjawach znad bajora, opowiadana w<br />
Ustce, w połowie XIX wieku:<br />
Była już prawie północ, lecz przed gospodą w Ustce stała<br />
jeszcze elegancka bryczka zaprzężona w dwa konie. Niecierpliwie<br />
przebierały kopytami, a zmęczony długim czekaniem<br />
woźnica był bliski zaśnięcia. Wreszcie otworzyły się drzwi i<br />
wyszedł z nich właściciel powozu, dziedzic z Lędowa, jego<br />
żona i troje dzieci.<br />
- Karl! Krótszą drogą wzdłuż jeziorka. I to szybko! - zabrzmiała<br />
komenda.<br />
Kilka minut później kopyta zadudniły po drewnianym<br />
moście przez Słupię. Bryczka wjechała do lasu. Nie minął<br />
kwadrans a woźnica ujrzał w oddali światełko.<br />
- Lędowo - pomyślał i popędził konie, bo jak najszybciej<br />
pragnął zasnąć w łóżku. W głowie miał zamęt: nie wiedział<br />
już, czy to wóz zbliża się do światełka, czy światełko skacze<br />
od drzewa do drzewa i staje się coraz jaśniejsze. Nagle nastąpił<br />
błysk o niespotykanej sile! Konie stanęły dęba. Powóz<br />
16
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Wedle opowieści starych ustczan, podobny powóz wraz z pasażerami zatonął w „Stawku<br />
Upiorów” nieopodal dzisiejszego usteckiego osiedla Kościelniaka.<br />
zatrzymał się, a światełko zgasło. Zapanowała straszliwa<br />
ciemność. Karl wstrzymał oddech. Daremnie usiłował zapalić<br />
przymocowane do wozu latarnie.<br />
Wstrząs obudził pasażerów. Dziedzic<br />
wyjrzał przez okienko i zawołał w<br />
ciemność: - Karl, natychmiast jedź dalej,<br />
albo niech cię diabli...!<br />
Woźnica nagle zdał sobie sprawę, że<br />
otaczają go dziwne postaci. Poczuł, że<br />
Potem krzyki ucichły. Jedynie<br />
niewielkie pierścienie<br />
dotykają go zimne, długie i chude palce.<br />
Tysiące tkwiących w mroku twarzy znaczyły na powierzchni<br />
wody miejsce, w którym<br />
złowrogo nań spogladało. Aby wykonać jeziorko zamknęło się nad<br />
swoim łupem.<br />
polecenie swojego pana, woźnica znowu<br />
popędził konie. Nieprzyjemny plusk wody. Z wnętrza bryczki<br />
dało się słyszeć krzyki wzywające pomocy. Po chwili znowu<br />
zapadła cisza.<br />
Proces woźnicy<br />
Jedynie niewielkie pierścienie znaczyły na powierzchni<br />
wody miejsce, w którym jeziorko zamknęło się nad powozem.<br />
Woźnica, który w ostatniej chwili zeskoczył z kozła w ciemność,<br />
stał po biodra zanurzony w stawie. Miał wrażenie, że na<br />
jego stopach zacisnęły się dwie silne dłonie i powoli wciągały<br />
go w dół.<br />
- Litości, litości! - krzyczał przerażony w obliczu śmierci.<br />
Chłód wody czuł już pod podbródkiem.<br />
Znowu pojawiło się nad nim światelko. Dwie silne ręce<br />
17
Opowieści starej Ustki III<br />
chwyciły go pod pachy i podciągnęły do góry. Zdołał jeszcze<br />
ujrzeć, jak otworzyło się bezdenne błocko i natychmiast zamknęło.<br />
Stracił przytomność.<br />
Minęła dobra godzina, nim<br />
woźnica się obudził. Nad nim było<br />
czyste, gwiaździste niebo. Kilka metrów<br />
przed nim spokojnie mieniła<br />
się tafla stawku, nad którą błądziło<br />
jakieś światełko. Gdy tylko odzyskał<br />
świadomość, pędem ruszył do<br />
Ustki.<br />
Błędne<br />
ogniki<br />
Występują w legendach<br />
na całym świecie, W<br />
Europie na terenach<br />
pokrytych lasami i mokradłami,<br />
jak niegdyś<br />
okolice Ustki. Rzymianie<br />
zwali je ignis fatuus i<br />
wierzyli, że w nocy<br />
Długo musiał walić do okien,<br />
zwodzą zbłąkanych<br />
nim obudził sołtysa. Chciał mu podróżnych. Uważano,<br />
wszystko opowiedzieć, lecz głos że są to błąkajce się po<br />
świecie dusze zmarłych.<br />
uwiązł mu w gardle. Był niemy.<br />
Słowiańscy Kaszubi,<br />
Drżącą ręką na skrawku papieru którzy żyli tu przed wiekami<br />
i których wierzenia<br />
opisał przeżycie. Sołtys czytał i z<br />
ludowe wywarły wpływ<br />
niedowierzaniem kiwał głową.<br />
na treść miejscowych<br />
Rano ustczanie, starzy i młodzi, legend, łączyli je z obecnością<br />
diabła zwanego<br />
udali się na miejsce nocnej tragedii.<br />
Purtkiem – od purtania,<br />
Ślady końskich kopyt i kół wyraźnie czyli wypuszczania<br />
wiodły do wody. Długo sondowano gazów trawiennych<br />
przez odbyt. Przekazy o<br />
jeziorko długimi tyczkami, lecz żadna<br />
nie dosięgła dna. Dochodzenie miotem badań etnogra-<br />
ognikach są dziś przedficznych.<br />
Nauka bliska<br />
policji również niczego nie ustaliło.<br />
jest folklorystycznej<br />
Dziedzic, jego rodzina i kareta, interpretacji kaszubskiej.<br />
przepadli bez śladu.<br />
Nie uznając istnienia tak<br />
zwanych sił nadprzyrodzonych,<br />
genezy legend<br />
Jednakże niewinnego woźnicę<br />
aresztowano i oskarżono o nieumyślne<br />
zabójstwo. Niektórzy do-<br />
o błędnych ognikach<br />
upatruje w samozapłonie<br />
organicznych gazów<br />
mniemywali nawet, że mógł skrytobójczo<br />
zamordować swojego pana<br />
w bagnach.<br />
i jego bliskich, przywłaszczyć sobie ich sakiewki, a karetę i<br />
konie sprzedać. Zapewne skazano by go na ciężką karę, gdyby<br />
nie jego stara mateczka, która prosiła za nim u sędziego.<br />
Uzyskała tyle, że sędzia postanowił osobiście sprawdzić, ile<br />
jest prawdy w opowieści woźnicy o światełkach zmylających<br />
18
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
podróżnych - Wstrzymamy się z wyrokiem, póki sami nie<br />
przekonamy się, ile jest prawdy w tej historii o upiorach znad<br />
Seekenmoor - oświadczył.<br />
Sędzia zawołał: ognia!<br />
Znowu była już noc, gdy sędzia ze świtą udali się nad stawek.<br />
Zabrano fotel i krzesła. Oczekiwali z niedowierzaniem na<br />
to, co miało się zdarzyć.<br />
Jakiś ognik faktycznie krążył nad jeziorkiem. Momentami<br />
zapuszczał się znad tafli<br />
stawu nad las, by po chwili<br />
znowu powrócić nad wodę.<br />
Sędzia spojrzał na zegarek i<br />
rzekł do towarzyszy:<br />
Błędne ogniki bagienne, zwodzące podróżnych<br />
z właściwej drogi, czyli dusze topielców<br />
na obrazie Arnolda Boecklinga z 1882 roku.<br />
To powszechny motyw w mitologii ludów północnej<br />
i środkowej Europy. Takie zjawy miały<br />
objawiać się nad usteckim bajorkiem.<br />
- Proponuję, byśmy<br />
poszli już do domów, bo<br />
godzina duchów minęła.<br />
Utwierdziłem sie tylko w<br />
przekonaniu, że te wszystkie<br />
straszne historie o upiorach<br />
znad tego stawu są wyssane<br />
z palca.<br />
- Cooo? Poczekaj no! -<br />
odkrzyknął nieznany głos.<br />
Zaraz potem cała rzesza<br />
świetlistych postaci wyłoniła<br />
się nagle z jeziorka i poczęła zmierzać w kierunku ludzi.<br />
- Ognia! - krzyknął sędzia do policjantów. Dopiero gdy rozkaz<br />
nie został wykonany, obejrzał się do tyłu i ujrzał, że ci stoją<br />
już przywiązani do dużego drzewa, pilnowani przez dziwne<br />
zjawy. Rozległ się przeraźliwy gwizd - i z jeziora wynurzyła się<br />
koza!<br />
Prowadzona przez ognik rzuciła się na sędziego. Rozerwała<br />
mu rogami ubranie, gryzła, raniła, dopóki ten nie pojął wreszcie<br />
jej mowy i nie przyrzekł, że niewinnemu woźnicy włos<br />
z głowy nie spadnie. Rozległ się kolejny gwizd - i wszystkie<br />
zjawy znowu skryły się w jeziorku. Sędzia i uwolnieni poli-<br />
19
Opowieści starej Ustki III<br />
cjanci powlekli się z<br />
powrotem do Ustki.<br />
Woźnica został wypuszczony<br />
z więzienia.<br />
E. Brose twierdził,<br />
że opowieść pochodzi<br />
z czasów młodości<br />
jego 80-letniej<br />
babki, czyli z około<br />
1850 r. Jak czytamy<br />
dalej, usteckie bajoro<br />
przez długi czas wzbudzało lęk u ustczan i mieszkańców pobliskich<br />
miejscowości. Omijali je, zwłaszcza gdy dzień chylił się<br />
ku wieczorowi. Uważano, że to miejsce nawiedzane przez <strong>duchy</strong><br />
topielców, którzy wcześniej utopili się w wodach stawku i<br />
wciąż wciągają do niego kolejnych, żywych ludzi.<br />
Ofiary wrzucane do bagien<br />
Ta tradycja może mieć prahistoryczne korzenie. Możliwe,<br />
że pobrzemiewają w niej dalekie echa zwyczaju opisanego w<br />
I wieku naszej ery przez rzymskiego historyka Tacyta. W XII<br />
rozdziale De origine et situ Germanorum opisał ludy żyjące na<br />
północ od granic cesarstwa, w tym nad Bałtykiem. Zanotował,<br />
że niektórych skazańców topiono na mokradłach. Według<br />
Tacyta, w taki sposób tracono tych, którzy stchórzyli na wojnie<br />
oraz tych mężczyzn, których ciała zostały „zbrukane”<br />
(najprawdopodobniej chodziło o stosunki homoseksualne).<br />
Dowodem na to są prahistoryczne zmumifikowane zwłoki<br />
odnajdywane w torfowiskach i mokradłach Europy Północnej.<br />
Ale wśród tych mumii są też ciała kobiet i dzieci. To prowadzi<br />
do wniosku, że na bagnach i w bajorach topiono nie tylko<br />
skazańców, lecz składano również ofiary z ludzi. W słowiańskiej<br />
tradycji istniał podobny obrzęd, topienie Marzanny, czyli<br />
kukły uosabiającej zimę, w szerszym znaczeniu śmierć. Przed<br />
kilkoma tysiącami lat, jeszcze w epoce kamiennej, ofiary były<br />
pewnie mniej symboliczne, za to bardziej realistyczne, z konkretnych<br />
ludzi, a także z różnych cennych przedmiotów.<br />
20<br />
Zmumifikowane zwłoki „czlowieka z Rendswühren” z<br />
muzeum Schloß Gottorf, Schleswig/RFN (fot. commander-pirx/wikipedia.de)
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
II. O duchach<br />
dawnych rycerzy<br />
Mieli być elitą. Wierni Chrystusowi i swoim władcom. Byli<br />
honorowymi wojownikami, którzy przestrzegają rycerskiego<br />
kodeksu, danego słowa, nie walczą z bezbronnymi i pomagają<br />
słabszym.<br />
Średniowieczni rycerze<br />
byli też w Ustce.<br />
Zjawa jednego z nich,<br />
rycerza pochodzącego<br />
z dawnego rodu von<br />
Krümmel pojawiała się<br />
ponoć jeszcze setki lat<br />
po śmierci na podmokłych<br />
łąkach między<br />
Ustką a Lędowem i<br />
Duninowem. Według<br />
dawnych mieszkańców<br />
Duninowa tajemniczy<br />
jeździec widywany był<br />
Średniowieczny rycerz z obrazu Albrechta Duerera,<br />
malarza tworzącego na przełomie XV i XVI<br />
tutaj przez wiejskich<br />
pastuchów, którzy wypasali<br />
krowy. Straszył ich swoim widokiem o świcie i o zmierz-<br />
wieku.<br />
chu, kiedy obniżenia podmokłego terenu spowijały mgły. Z<br />
nich się wyłaniał i w nich znikał ów tajemniczy rycerz w błyszczącej<br />
zbroi, na upiornym, siwym koniu. Ostatni niemiecki pastor<br />
z Duninowa, Hans Schreiber, w swojej kronice Duninowa<br />
opartej na wcześniejszych źródłach zapisał, że jeszcze w XIX<br />
wieku fornale z miejscowego majątku opowiadali: „Za czasów<br />
naszych ojców i dziadów, gdy jeszcze na noc wypędzano konie<br />
na „Freiheit” i wypasano w „Ellerbruch” (lokalne nazwy), kilka<br />
razy widzieli oni rycerzy von Krümmel w połyskujących zbrojach,<br />
na wielkich, upiornych rumakach, objeżdżających swoje<br />
niegdysiejsze wielkie włości. Pędzili w jakimś „dzikim łowie”<br />
O „dzikich” albo „szalonych łowach” czy też gonitwach<br />
duchów można było w XIX wieku usłyszeć także w karczmach<br />
21
Opowieści starej Ustki III<br />
„Dzikie łowy”, obraz Petera Nikolaia Arbo z 1872 roku.<br />
innych miejscowości w okolicach Ustki. To echa starego<br />
a zapomnianego już mitu dawnych Indoeuropejczyków,<br />
przodków Celtów, Germanów oraz Bałtów i Słowian, najsilniej<br />
zakorzenionego w kulturze germańskiej, w której<br />
uczestnikiem tych łowów był germański bóg Odyn. Ale<br />
występował on też w legendach opowiadanych na ziemiach<br />
polskich. W orszaku zjaw, unoszących się podczas mgieł<br />
niejako w powietrzu i przetaczających się przez nieboskłon<br />
na zatracenie karku, gnać miały potępione dusze. W tym<br />
wściekłym pędzie szukały ukojenia.<br />
1. Zjawy rycerzy von Krümmel<br />
Kwestia potępienia za czyny popełnione za życia to<br />
klucz do tajemnicy tkwiącej w legendach o rycerzach, także<br />
tych z rodu von Krümmel spod Ustki. Istnieli oni naprawdę<br />
i byli właścicielami dóbr sąsiadujących z Ustką od zachodu<br />
co najmniej od 1355 aż do 1602 roku.<br />
Wśród nich najbardziej frapująca postać, to Wulff, czyli<br />
Wilk, który żył w dobie reformacji, w pierwszej połowie<br />
XVI wieku. Nie ma w najbliższych okolicach Ustki nikogo,<br />
kto byłby bohaterem tak wielu miejscowych legend, jak on.<br />
Stał się główną postacią poematu, a także nawet dramatu,<br />
22
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
wzorowanego na utworach Szekspira. Dramat wydał drukiem<br />
w 1909 roku słupski nauczuciel Hans Hoffman. W obu<br />
przypadkach inspiracją dla twórców były stare lokalne sagi,<br />
jakby żywcem skopiowane ze średniowiecznych żywotów<br />
katolickich męczenników: polskiego biskupa, św. Stanisława,<br />
zabitego przez Bolesława Śmiałego (1077) i angielskiego<br />
biskupa Tomasza Becketa, zabitego w 1170 r, w Canterbury<br />
przez rycerzy wadcy Anglii.<br />
Z jedną zasadniczą różnicą. W owych żywotach to duchowni,<br />
zabici przez świeckich władców, otoczeni są nimbem<br />
świętości. A w najważniejszej legendzie spod Ustki,<br />
wzmocnionej dramatem Hoffmanna i poematem Gustawa<br />
Kratza, dziedzica z podusteckich Zimowisk, jest odwrotnie.<br />
To zabity duchowny był zły. Dobry był jego morderca, który<br />
popełnił zbrodnię w stanie wyższej konieczności, uniesiony<br />
szlachetnym gniewem, ujmując się za starą i słabą kobietą.<br />
Z XIX-wiecznych przekazów dowiadujemy się o nim, że był<br />
dzielny na wojnach, a wolny czas w Duninowie najchętniej<br />
spędzał na łowach.<br />
Obrońca wdowy<br />
Rycerz Wulff przejeżdżając pewnego dnia konno przez<br />
swoją wieś, spostrzegł płaczącą starą kobietę, siedzącą na<br />
schodach wiodących do duninowskiej świątyni. Rozpacz<br />
kobiety poruszyła go. Zatrzymał rumaka i spytał, dlaczego<br />
płacze. I wówczas dowiedzał się, że powodem jej rozpaczy<br />
jest ksiądz, który właśnie odprawiał we wnętrzu kościoła<br />
mszę.<br />
- Nie chciał przyjąć mojej ofiary. Miałam tylko trzy kurze<br />
jaja, a on uznał, że to za mało i nie dopuścił mnie do Stołu<br />
Pańskiego – powiedziała stara wdowa.<br />
Rycerz zatrząsł się z oburzenia, a był człowiekiem impulsywnym.<br />
Wtargnął do wnętrza kościoła w trakcie mszy.<br />
Przerwał ją, podchodząc do ołtarza. Głośno żądał od księdza<br />
natychmiastowych wyjaśnień. „Dumny klecha” – jak<br />
określa go XIX-wieczny poemat Kratza – wyjaśnień odmówił.<br />
Doszło do ostrej wymiany zdań, podczas której rycerz<br />
23
Opowieści starej Ustki III<br />
sięgnął po ostry argument: miecz. Przebił nim pierś duszpasterza.<br />
Z trzewi księdza wypłynęła wówczas czarna krew:<br />
jak sądzono, znak opętania przez szatana.<br />
Głaz z odciśniętą podkową konia z zaświatów<br />
Za swój czyn rycerz jeszcze za życia musiał odpokutować.<br />
I to też zostało opowiedziane w legendach. Wulff w<br />
ramach pokuty musiał, wedle tych przekazów, oddać znaczną<br />
część swojego majątku kościołowi, między innymi wsie<br />
Pęplino i Starkowo, nieopodal których, we wsi Golęcino,<br />
znajdować miał się w średniowieczu klasztor albo folwark<br />
należący do mniszek ze słupskiego konwentu norbertanek.<br />
Jest też udokumentowana jeszcze w XIX wieku legenda o<br />
sporach, jakie Wulff wiódł z duchownymi, a zwłaszcza z<br />
pełnomocnikiem mniszek, o przebieg granicy. W pewnym<br />
momencie poprzysiągł coś fałszywie i wyrzekł, że jeśli to, co<br />
przed chwilą powiedział, nie jest prawdą, to niech rozpęknie<br />
się najwiekszy głaz leżący na jego włościach, gdy tylko<br />
dotknie go podkowa jego konia.<br />
I tak się stało. Rumak poniósł rycerza w szalonym galopie<br />
i jednym kopytem uderzył o głaz. Ten rozpękł się na<br />
trzy części, wyznaczając nowe granice posiadłości Krümmelów.<br />
Jeden z ułamków głazu spadł na granicy oddzielającej<br />
pola należące do Duninowa i Starkowa. Dziś kamień ten<br />
Tu, przed kościołem w Duninowie, rozpoczął się dramatyczny spór rycerza Wulffa i księdza.<br />
24
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
znajduje się na krawędzi lasu, osunął<br />
się na dno rowu melioracyjnego i jest<br />
niedostępny dla oka. Ale jeszcze w<br />
latach 90-tych widoczne były na nim<br />
ślady dwóch podków zwróconych<br />
okręgami do siebie. Dowód, że faktycznie<br />
uderzył weń kopytem koń<br />
Wulffa Krümmela? Jedno jest pewne:<br />
to godło z Krümmelowskiego herbu,<br />
takie samo, jakie do dziś można oglądać<br />
w przedsionku duninowskiego kościoła na wydobytej<br />
niegdyś spod ołtarza i powieszonej tutaj na ścianie płycie<br />
nagrobka Krümmelów.<br />
Wyobrażenie rycerza Wulffa<br />
von Krummela na przedwojennej<br />
mapie atrakcji powiatu<br />
słupskiego. Przy siodle tarcza<br />
z rodowym herbem.<br />
Owiany legendą głaz w rzeczywistosci był w średniowieczu<br />
kamieniem granicznym, faktycznie oddzielającym<br />
włości rycerzy od dóbr kościelnych. Dwa pozostałe kawałki<br />
rozłupanego głazu spadły w „Hinkenort” (“Kulawizna”) i w<br />
„Hasenort” (“Zajęczyzna”), jednak – jak mówią stare przekazy<br />
- na nich nie dochowały się ślady podków krümmelowskich<br />
rumaków.<br />
„Niech mu Bóg<br />
łaskawy”<br />
Nagrobek Krümmelów z kościoła w Duninowie,<br />
przedwojenny szkic Rudolfa Hardowa. Z napisów<br />
na kamieniu dowiadujemy się, że ciało<br />
ostatniego rycerza z tego rodu, zmarłego 5<br />
lipca 1602 roku, pochowano dopiero po miesiącu,<br />
4 sierpnia. Prawdopodobnie je zabalsamowano.<br />
Inaczej trudno wyobrazić sobie tak długie<br />
przechowanie zwłok, zwłaszcza w lecie.<br />
Jakkolwiek by na to<br />
patrzeć w życiu owianego<br />
starymi sagami<br />
rycerza Wulffa faktycznie<br />
musiały zaistnieć jakieś<br />
dramatyczne zdarzenia.<br />
Wskazuje na to stary<br />
napis na jednym z witraży,<br />
które zdobiły okna<br />
absydy duninowskiego<br />
kościoła. Witraż, jak pisze<br />
Schreiber, został zdemontowany<br />
w 1878 roku.<br />
Pastor oglądał go jeszcze<br />
w 1939 roku w słupskim<br />
25
Opowieści starej Ustki III<br />
muzeum. Napis przy herbie brzmiał:<br />
„niech mu Bóg łaskawy”. Czyżby<br />
Wulff rzeczywiście miał jakieś szczególne<br />
powody, by lękać się sądu ostatecznego?<br />
Klątwa Krümmelów<br />
Dziś jedyna pamiątka po Krümmelach<br />
to kamienna płyta, która wisi<br />
na ścianie w przedsionku świątyni<br />
w Duninowie. Przykrywała niegdyś<br />
doczesne szczątki pochowanego pod<br />
ołtarzem ostatniego z duninowskich<br />
rycerzy, Georga von Krümmela, pana na Modle. Zmarł o<br />
ósmej rano, 5 lipca 1602 roku. Miał 63 lata. Podobno cieszył<br />
się wielką łaską księcia Jana Fryderyka z rodu Gryfitów.<br />
Herb rycerzy von Krummel,<br />
którzy w zamierzchłych<br />
czasach mieli straszyć pod<br />
Duninowem.<br />
W Duninowie opowiadano legendę, że zmarł w następstwie<br />
polowania. Gdzieś w okolicznych lasach spotkał się<br />
oko w oko z potężnym jeleniem. Zranił śmiertelnie zwierzę,<br />
ale ono w ostatnim zrywie przebiło rycerza rogami. Poroże<br />
jelenia również trafiło do kościółka. W 1878 roku, po remoncie<br />
świątyni, zabrali je do swojego pałacu w pobliskich<br />
Zaleskiech von Belowowie, następcy Krümmelów na tych<br />
włościach.<br />
Na nagrobku wdowa po ostatnim Krümmelu kazała w<br />
1614 roku wyryć porażające swą treścią zdanie-klątwę: „Kto<br />
zbeszcześci ten nagrobek, niechaj dotknie go nieszczęście”...<br />
To archiwalne zdjęcie,<br />
wykonane pod Ustką<br />
w latach 30. XX wieku,<br />
najprawdopodobniej<br />
ukazuje legendarny<br />
głaz z odciskiem<br />
kopyta konia rycerza<br />
Wulffa.<br />
26
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
2. O rycerzach z piętnem zdrady<br />
W legendach o rycerzach von Krümmel odbijają się<br />
echa pomorskiej reformacji. W XVI wieku także przez<br />
te tereny przetoczyła się rewolucja religijna, polegającą<br />
m.in. na odbieraniu klasztorom katolickim przez książąt<br />
i rycerzy ich bogactw, a zwłaszcza ziemi. W tym zamieszaniu<br />
do Ustki trafił wówczas wielki XIV-wieczny krucyfiks,<br />
zabrany przez słupskich mieszczan z klasztoru<br />
norbertanek w Słupsku. Pewnie obłowił się wówczas na<br />
kościelnym mieniu także ów Wulff Krümmel. Miejscowy<br />
lud zapamiętał jego majątkowe spory z kościołem, a<br />
może także jakieś zbrojne utarczki – i dlatego każe mu<br />
straszyć po pastwiskach i łąkach.<br />
Byli jednak dokładnie w tym samym miejscu także<br />
inni rycerze, którzy – gdyby faktycznie istniały zaświaty<br />
– również mieliby za co tu pokutować. To przedstawiciele<br />
możnego rodu Święców, pierwszych historycznie<br />
udokumentowanych właścicieli Ustki.<br />
Zaledwie kilka kilometrów od miasta znajduje się,<br />
wciąż dzikie, jak przed blisko tysiącem lat, jezioro Modła.<br />
Nad jego wschodnim brzegiem stoją chałupy wsi Lędowo.<br />
Skrzyżowanie polnych dróg koło Lędowa na zachód od Ustki. Miejsce, w którym niegdyś<br />
spotkali się rycerze z rodu Święców z margrabiami brandenburskimi to dziś idealny cel<br />
wycieczek rowerowych.<br />
27
Wielki zjazd w Lędowie<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
Dokładnie 17 lipca 1307 roku łąki wokół wsi Lędowo<br />
koło Ustki zaroiły się barwnymi szatami rycerzy, możnowładców<br />
i czeladzi. Rozbito namioty, rozpalono ogniska.<br />
Z wozów, zapewne także z łodzi żaglowych, przycumowanych<br />
przy brzegach jeziora, ściągnięto peklowane<br />
mięsiowo, beczki z miodem, piwem i najprzedniejszymi<br />
winami. Uczta musiała być, bo czym, jak nie ucztą,<br />
okrasić spotkanie przedstawicieli ówczesnych elit i ich<br />
poważne rozmowy. Toastów wymagał także wynegocjonowany<br />
tu układ.<br />
Następnego dnia namioty zwinięto, wozy odjechały,<br />
łodzie podniosły żagle. Może niektórzy uczestnicy już wówczas<br />
odjeżdżali stąd z nieczystym sumieniem. Ale i tak nie<br />
mogli zdawać sobie sprawy z tego, jak ten krótki epizod<br />
pod Ustką zaważy potem na dziejach całej Europy.<br />
Ludźmi, dla których w 1307 roku w podusteckim Lędowie<br />
rozpalano ognie, byli margrabiowie brandenbuscy<br />
i biskup kamieński z jednej strony, z drugiej - słupscy<br />
możnowładcy: wojewoda pomorski Święca, jego brat<br />
Wawrzyniec, syn Piotr, zwany Piotrem z Nowego i inni<br />
przedstawiciele rodu, do którego należała „od czasów<br />
przodków” także <strong>Ustka</strong>. Brandenburczycy mieli wrogie<br />
zamiary względem Królestwa Polskiego, dopiero co zjednoczonego<br />
po rozbiciu dzielnicowym. Chcieli zagarnąć<br />
Pomorze, które wcześniej obiecali im rzadzący w Krakowie<br />
Czesi. Święcowie zaś zarządzali tą dzielnicą: najpierw<br />
z ramienia książąt gdańskich, potem króla polskiego<br />
Przemysła II, następnie jego spadkobiercy - Władysława<br />
Łokietka, a potem Czechów - i od roku znowu Władysława<br />
Łokietka. Senior Święca był wojewodą słupskim i<br />
gdańskim, jego syn Piotr – kanclerzem pomorskim. Można<br />
powiedzieć, że byli tu gospodarzami od zawsze. Historycy<br />
lokalizują ich gniazdo rodowe w okolicach Słupska.<br />
I zawsze wcześniej działali w sposób propolski. Święca<br />
był prawą ręką księcia gdańskiego Mściwoja II w czasie,<br />
gdy ten decydował o połączeniu swojego księstwa z<br />
28
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Wielkopolską. Wielkokrotnie, zarówno on, jak i jego brat<br />
Wawrzyniec i syn Piotr, dowodzili wierności polskim<br />
władcom w bitwach na czele oddziałów rycerzy<br />
z kasztelanii słupskiej.<br />
W imię prywaty<br />
Dlaczego więc w letni dzień 1307 roku Święcowie spotkali<br />
się w Lędowie ze swymi wrogami? Żywili zadrę do<br />
księcia Łokietka. Kilka miesięcy wcześniej stanął on po<br />
stronie biskupa włocławskiego. Kazał Święcom wypłacić<br />
biskupowi niemałą sumę. Łokietek irytował także słupską<br />
rodzinę tym, że nadawał urzędy na Pomorzu rycerzom z<br />
innych dzielnic Polski, pomijając miejscowych.<br />
Tymczasem w 1307 roku nad Ziemią Słupską znowu<br />
zawisła groźba wojny. Rok wcześniej Brandeburczycy<br />
zajęli Ziemię Sławieńską. Linia “frontu” przebiegała na<br />
zachód od Ustki, przy jeziorze Modła i wsi Lędowo. Było<br />
jasne, że w następnym roku „Brandenbury” ruszą na<br />
Słupsk, a potem na Gdańsk. Święcowie musieliby stawić<br />
im opór, jak już zresztą czynili to wielokrotnie wcześniej.<br />
Znowu ginęliby ludzie, znowu niszczony i rabowany byłby<br />
dorobek ich pracy.<br />
Tym razem jednak nie chwycili za miecze. Zdecydowali<br />
się na rokowania z wrogami. Finałem było właśnie spotkanie<br />
na granicy, w Lędowie. W układzie wówczas spisanym<br />
Święcowie poddali się władcom Brandenburgii i przekazali<br />
im całe Pomorze, w zamian uzyskując gwarancję, iż nowa<br />
brandenburska władza pozostawi ich w posiadaniu ogromnych<br />
dóbr i urzędów, w tym urzędu kasztelana słupskiego.<br />
Dziś powiedzielibyśmy, że oddali hołd nowym panom, aby<br />
zachować swe godności.<br />
Skutki tego, co wydarzyło się pod Ustką w 1307 roku, z<br />
perspektywy stuleci okazały się katastrofalne. W 1308 roku<br />
Królestwo Polskie utraciło Gdańsk, o którego odzyskanie<br />
wojowało potem przez 150 lat. Nie do końca skutecznie, bo<br />
państwo brandenbursko–pruskie przetrwało pierwszą falę<br />
polskich zwycięstw. Dlatego potem doszło do rozbiorów,<br />
29
Opowieści starej Ustki III<br />
a następnie do dwóch wojen światowych, w których życie<br />
straciło około 70 milionów ludzi.<br />
To pasmo nieszczęść zaczęło się w 1307 roku w Lędowie,<br />
2 kilomtry na zachód od Ustki. Może to więc ci rycerze<br />
błąkali się w dawnych czasach jako <strong>duchy</strong> po łąkach<br />
i lasach na zachód od Ustki i straszyli pasterzy<br />
z Duninowa?<br />
Ale nawet jeśli tak było, to od niedawna nie mają już<br />
powodu by urządzać potępieńcze gonitwy. W lecie 2007<br />
roku, dokładnie 700 lat po wydarzeniach w Lędowie, na<br />
zachodnim nabrzeżu portu w Ustce odbył się proces wojewody<br />
Święcy, który pojawił się na nim osobiście w swoim<br />
historycznym stroju. Przedstawiono mu zarzut, który<br />
stawiany mu jest w wielu podręcznikach historii - że<br />
zdradził. Sędzią był zgromadzony lud. Kto chciał, mógł<br />
wydać swój wyrok wrzucając kamień do jednego z dwóch<br />
koszy, tego z napisem “winien”, albo tego z “niewinien”.<br />
I lud w 2007 roku uniewinnił go z zarzutu zdrady.<br />
Buty za Ustkę<br />
Ten słupski ród okazał się<br />
nieszczęściem dla Ustki. Naraził<br />
ją bowiem na... śmieszność.<br />
Do dziś niektórzy<br />
mieszkańcy Słupska dokuczają<br />
mieszkańcom Ustki wypominając<br />
cenę, za jaką niegdyś<br />
Święcowie sprzedali ją Słupskowi:<br />
jedną parę butów.<br />
W 20 lat po układzie w Lędowie,<br />
dzięki któremu utrzymali<br />
się w posiadaniu ogromnych włości, w lutym 1337<br />
roku Święcowie zawarli kolejny układ – tym razem ze Słupskiem,<br />
rządzonym już przez mieszczan osiedlonych tu w<br />
okresie kolonizacji niemieckiej. Przedmiotem umowy była<br />
<strong>Ustka</strong> i jej mieszkańcy. Święcowie: Jaśko z Darłowa i Jaśko<br />
ze Sławna, oddali ją Słupskowi na własność. W zamian<br />
30<br />
Para średniowiecznych butów. Podobne<br />
słupszczanie mieli przekazywać<br />
rycerzom, a potem ich potomkom<br />
corocznie na 11 listopada – aż do<br />
końca świata.
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Słupsk co roku - im i ich potomkom - miał przekazywać<br />
parę butów lub jej równowartość, czyli 8 srebrnych groszy -<br />
około 40 dniówek ówczesnych robotników najemnych.<br />
<strong>Ustka</strong> straciła wiele, bo na całe wieki pozostała wsią<br />
należącą do słupskich kupców, czymś w rodzaju kolonialnej<br />
faktorii. Mieszkańcy nadmorskiej osady musieli składać<br />
przysięgę słupskim rajcom na wierność Słupskowi. Był to<br />
warunek, bez którego spełnienia pastor miał zakaz udzielania<br />
ślubów. Każdy młody ustczanin najpierw więc musiał<br />
składać przysięgę miastu nad Słupią, a dopiero potem<br />
mógł ślubować swojej wybrance.<br />
Dopiero na początku XXI wieku <strong>Ustka</strong> przekształciła<br />
starą szkołę na ratusz. Ale praw miejskich formalnie<br />
wciąż nie ma. Słupsk skorzystał, bo przez setki lat zarabiał<br />
na morskim handlu, który przechodził przez ustecki<br />
port. Jednak, mimo iż brak dotąd dokumentu zwalniającego<br />
go ze świadczeń na rzecz Święców, od dawna nie<br />
przekazuje już butów potomkom dawnych właścicieli<br />
Ustki. Co będzie, gdy któryś z nich upomni się o te buty i<br />
naliczy procent?<br />
Grosz praski z początku<br />
XIV wieku.<br />
Prawdopodobnie<br />
na takie pieniądze<br />
przeliczano wartość<br />
butów należnych<br />
Święcom.<br />
3. Gdzie leży rycerz bez głowy<br />
Był jeszcze jeden rycerz, który w zamierzchłych czasach<br />
budził w Ustce wielki lęk. Nazywał się Borchard von Winterfeld<br />
i mieszkał w pobliskich Zimowiskach. Straszny był<br />
nawet jego herb. Przedstawiał wspartego przednimi łapami o<br />
snopek wielkiego wilka.<br />
Ród Winterfeldów pojawił się tutaj na początku XIV wieku.<br />
Około 1320 roku niejaki Dame Winterfeld pojął za żonę<br />
Polkę z Wytowna. Kolejnymi dziedzicami posiadłości byli De-<br />
31
Opowieści starej Ustki III<br />
tlof, Henning i Klaus. Ich imiona widniały jeszcze w XIX wieku<br />
na okiennych witrażach w miejscowym kościele. Kolorowe<br />
szkiełka spodobały się jednak jakiemuś pruskiemu urzędnikowi.<br />
Podobno kazał je wymontować i wysłać do właśnie wówczas<br />
odnawianego, pokrzyżackiego zamku w Malborku.<br />
Ścięty pod bramą<br />
Ród Winterfeldów, choć niemiecki, wiernie służył pomorskim<br />
Gryfitom. Bez ich poparcia nie doszedłby do takiego<br />
znaczenia. W 1485 roku Konrad von Winterfeld był<br />
ważnym opatem klasztoru norbertanów w Białobokach<br />
koło Trzebiatowa<br />
i bliskim doradcą księcia. I właśnie wówczas, w 1485 roku,<br />
zdarzył się wypadek, który wstrząsnął całym pomorskim<br />
państwem. Mieszczanie ze Sławna pojmali rycerza z podusteckich<br />
Zimowisk, odbyli nad nim sąd i pod stojącą do<br />
dziś Bramą Słupską obcięli mu głowę.<br />
Zamek krzyżacki w Malborku. Podobno tu trafiły stare witraże z kościoła w Zimowiskach.<br />
Głów, szczególnie rycerzom, nie obcinano bez powodu.<br />
Borchard najpewniej zwyczajem raubritterów zbójował na<br />
drogach. Kupcy, w tym także ci, którzy przewozili towary<br />
do i z usteckiego portu, byli dla rozbójników łakomym<br />
kąskiem. Wina z Francji czy słupskie piwo można było<br />
złożyć w piwnicach rycerskiego dworzyszcza, od samych<br />
kupców natomiast żądać wydania grubych sakiewek z<br />
pieniędzmi. Rycerz z Zimowisk musiał wyrządzić miesz-<br />
32
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
kańcom Sławna jakąś<br />
krzywdę. Może nawet<br />
zamordował któregoś<br />
z nich. Stąd taka bardzo<br />
surowa kara. Przetrwała<br />
w starych legendach. W<br />
Sławnie przez stulecia<br />
opowiadano, jak to po<br />
egzekucji mieszczanie,<br />
rozradowani straceniem<br />
swojego dręczyciela, grali<br />
na rynku głową Borcharda<br />
w piłkę.<br />
Można było wpaść do<br />
krypty<br />
To była makabryczna epoka. Tak egzekucję<br />
poprzez ścięcie przedstawił na obrazie namalowanym<br />
30 lat po straceniu von Winterfelda<br />
znany malarz Łukasz Cranach starszy.<br />
Jednak wydanie rycerza<br />
katu przez mieszczan<br />
bardzo zirytowało księcia. Za namową opata, kuzyna<br />
zabitego, postanowił przykładnie ukarać Sławno. Nałożył<br />
na nie dużą pieniężną grzywnę, nakazał zwrócić rodzinie<br />
Winterfeldów 20 guldenów za konia zabranego zabitemu<br />
a jemu urządzić uroczysty pogrzeb z udziałem opata<br />
i trzydziestu innych dostojnych gości. Na koszt mieszczan<br />
miały być także odprawiane raz w roku, aż „po wieczne<br />
czasy”, w kościołach w Sławnie i w Słupsku, msze za duszę<br />
zabitego. Ponadto specjalne delegacje sławnian miały<br />
być wysłane na pielgrzymki do Rzymu oraz do świętych<br />
miejsc Pomorza: Górę Chełmską, Świetą Górę pod Polanowem<br />
oraz na smołdziński Rowokół. Na miejscu kaźni<br />
miał zaś stanąć 10-metrowy krzyż.<br />
Mieszkańcy Sławna nie dotrzymali słowa. Krzyża nie<br />
ma, za rycerza z usteckiej gminy od wieków nie odprawiono<br />
żadnej mszy. Dziś jedyne ślady po Winterfeldach<br />
to kamienne płyty w kościele. Ta przy wejściu, po prawej<br />
stronie, pochodzi z 1614 roku. Upamiętnia Damiana von<br />
Winterfelda, książęcego starostę, zarządzającego całym<br />
okręgiem słupsko-sławieńskim oraz jego żonę Zofię,<br />
33
34<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
ostatnią z rodu Krummelów, dziedziców Duninowa, Lędowa<br />
i Modły. Płytę wieńczą herby skoligaconych rodów.<br />
Winterfeldowski, przedstawiający wilka wspartego na<br />
snopku, później zainspirował prawdopodobnie twórców<br />
herbu słupskiego powiatu.<br />
Tablica Damiana i Zofii pierwotnie była wmurowana<br />
po prawej stronie ołtarza. Ufundowała ją jeszcze za życia<br />
owdowiała Zofia. Ona także - na co wskazuje napis z tyłu<br />
ołatrza - sfinansowała także parafii ołtarzowe malowidła<br />
oraz witraże. Nie wiadomo natomiast komu poświęcony<br />
jest nagrobek do dziś tkwiący pod ołtarzem. Autor artykułu<br />
o kościele z 1930 roku napisał: „Jest usytuowany<br />
w takim miejscu, że przez wieki stąpali po nim wszyscy<br />
wierni. Dlatego napisy zostały zatarte, z wyjątkiem herbu<br />
Winterfeldów na górnej krawędzi. Kamień musi pochodzić<br />
także z XVII wieku, gdy był jeszcze rozpowszechniony<br />
zwyczaj umieszczania nad zmarłym, grzebanym w<br />
kościele, epitafium w posadzce”.<br />
O tym nagrobku znalazł się także zapis w kronice<br />
miejscowej szkoły. Z niego dowiadujemy się, że w 1913<br />
roku trzeba było wymienić posadzkę, bo kamienny nagrobek<br />
zapadał się. Drewniane listwy, na których spoczywała<br />
płyta, przegniły. Przy mocniejszym stąpnięciu<br />
można było wpaść do krypty.<br />
Po odsunięciu płyty ukazało się wnętrze<br />
krypty, głębokiej na dwa metry.<br />
Znaleziono w niej dwie zmurszałe,<br />
ale jeszcze nie rozsypujące się<br />
trumny.<br />
Gałąź rodu Winterfeldów<br />
z Zimowisk wymarła<br />
w połowie XVII wieku.<br />
Dlaczego? Pośrednia odpowiedź<br />
zawarta jest w<br />
kronice kościelnej. Otóż<br />
Sławno, średniowieczna Brama Słupska.<br />
Tu w XV wieku został ścięty rycerz<br />
– rozbójnik spod Ustki.
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
W podziemiach tej średniowiecznej świątyni przy szosie <strong>Ustka</strong> – Słupsk do dziś leżą<br />
szczątki rycerzy, którzy niegdyś pieczętowali się wilkiem i straszyli miejscową ludność.<br />
miejscowy pastor, Chrystian Wirker, kłócił się z Mikołajem<br />
von Winterfeldem, synem Damiana i Zofii, o świadczenia<br />
przynależne mu jako duchownemu. Mikołaj skąpił.<br />
Pastor grzmiał więc z ambony o zgorszeniu, które bierze<br />
się stąd, iż rycerz wiedzie<br />
„bezżenne życie”. W 1651<br />
roku duchowny uciekł z<br />
parafii. O tym, co dzialo<br />
się z nim później, piszemy<br />
niżej.<br />
Czy straszył w skórze<br />
wilkołaka?<br />
Nagrobek rycerzy von Winterfeld z kościoła<br />
w Zimowiskach, przedwojenny rysunek<br />
Rudolfa Hardowa.<br />
Zimowiska przeszły<br />
w ręce innych rodów<br />
szlacheckich, a pamięć o<br />
rycerzu–zbójniku przykrył<br />
kurz. Może i opowiadano<br />
o jego wyczynach jakieś<br />
historie, jednak trudno<br />
znaleźć ślady takich opowieści.<br />
Jest tylko jeden. To<br />
opowieść o straszliwym<br />
35
Wilk w herbie rycerzy z Zimowisk.<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
wilku, który przez wiele lat<br />
grasował w okolicy, siejąc<br />
postrach wśród miejscowej<br />
ludności.<br />
Wilk miał być ogromny.<br />
Porywał zwierzęta, spędzał<br />
sen z powiek pasterzom.<br />
Zabił go w 1852 roku<br />
przy szosie <strong>Ustka</strong> – Słupsk<br />
miejscowy myśliwy. Zadziwia<br />
opis wybuchu radości<br />
po tym wydarzeniu. Zastrzelone<br />
zwierzę zawleczono do Ustki, gdzie zawieszono<br />
je na drzewie na głównym placu osady. Wilk wisiał tak<br />
przez wiele dni. Z odległych miejscowości przyjeżdżali<br />
ciekawscy, aby go oglądać. Zorganizowano nawet coś w<br />
rodzaju festynu – jak czterysta lat wcześniej w Sławnie,<br />
po zabiciu rycerza von Winterfelda. Czy wierzono, że<br />
duch zbójnika wcielił się w wilka jakby żywcem przeniesionego<br />
z herbu Winterfeldów i powrócił na dawne swoje<br />
włości, znowu siejąc popłoch i zgrozę? To dobry materiał<br />
do przemyśleń dla miłośników starych legend.<br />
Kościół w Zimowiskach na zdjęciu z około<br />
1930 roku. Widoczne są jeszcze żeliwne<br />
krzyże dawnego cmentarza od średniowiecza<br />
okalającego świątynię.<br />
36
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
III. O kościelnych<br />
tajemnicach<br />
Kościoły, te stare, zbudowane w średniowieczu, są jak<br />
wehikuły czasu. Wchodząc do ich wnętrza i kontemplując<br />
kilkusetletnie malowidła i rzeźby możemy poczuć siłę wiary<br />
ludzi, którym niegdyś pomagały się modlić.<br />
Dla wielu z nich Bóg był wszystkim, a wiara nierzadko<br />
naprawdę odmieniała gruntownie ich życie. Niekiedy stawali<br />
się bohaterami legend.<br />
1. Ustecki pastor, którego spalono na<br />
stosie<br />
<strong>Ustka</strong> i wieś Zimowiska tworzyły już od średniowiecza<br />
jedną parafię. Dwa jej koscioły, parafialny w<br />
Zimowiskach i filialny w Ustce, zostały wyświęcone na<br />
Św. Jana Chrzciciela, 24 czerwca 1356 roku. Ten w Zimowiskach<br />
istnieje do dziś. Ten w Ustce stał pośrodku dzisiejszego<br />
Skweru Jana Pawła II, tuż przy porcie. Został<br />
rozebrany w 1889 roku, gdy <strong>Ustka</strong> pobudowała większy,<br />
neogotycki kościół z czerwonej cegły przy ul. Marynarki<br />
Polskiej.<br />
W pamiętny dzień 24 czerwca 1356 roku przybył tu<br />
wówczas osobiście poświęcić oba kościoły ówczesny biskup<br />
pomorski Jan, syn jednego z niemieckich książąt i kuzyn<br />
władców Pomorza. Jest legendarny przekaz, cytowany<br />
przez Martina Wehrmanna, historyka dziejów Kościoła na<br />
Pomorzu, że asystować miało mu przy tym aż 12 polskich<br />
biskupów.<br />
Ustecki ksiądz miał żonę i mógł dać w zęby<br />
Niewiele wiadomo o najwcześniejszych dziejach obu<br />
kościołów, ani o księżach, którzy w dawnych czasach pełnili<br />
tu posługę. W czasie reformacji miejscowy proboszcz szybko<br />
przeszedł na protestantyzm i był podobno pierwszym<br />
w całych Niemczech, który czynnie wykorzystał zniesienie<br />
37
38<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
celibatu przez Lutra i niezwłocznie<br />
ożenił się z jedną<br />
z mniszek ze słupskiego<br />
klasztoru. Zapiski z wizytacji<br />
kościelnych z 1590 roku mówią,<br />
że Paul Vicke piastujący<br />
urząd pastora miejscowej<br />
parafii, tęgo pił z chłopami<br />
i żeglarzami w karczmach,<br />
był obżartuchem, a czasami<br />
nawet uczestniczył w bójkach<br />
i wiódł bardzo nieuporządkowane<br />
życie. A ponieważ także<br />
w obecności wizytatora dopuszczał<br />
się licznych ekscesów, okazywał wobec niego opór<br />
i brak pokory, został usunięty z parafii.<br />
Światło w sztuce chrzescijańskiej to od<br />
wieków jeden z atrybutów Jezusa Chrystusa.<br />
Ten fragment obrazu Rembrandta<br />
ukazuje jaśniejącego Zmartwychwstałego<br />
podczas rozmowy ze świętym<br />
Tomaszem.<br />
Ale za chuligańskie wybryki wyższe władze mogły co<br />
najwyżej pozbawić duchownego funkcji i dochodów. Pastora<br />
Christiana Wirkera pozbawiono zaś życia. Został skazany<br />
na spalenie na stosie. Zapewne za czary albo za herezję.<br />
Działo się to sto lat po reformacji, mniej więcej w czasach,<br />
kiedy na ziemiach Rzeczypospolitej działy się rzeczy<br />
opisane w powieściach Ogniem i mieczem i Potop Henryka<br />
Sienkiewicza. Zanim pastor zginął, odnotował „cud”, który<br />
miał wydarzyć się w kościele św. Mikołaja w Ustce. Dziś w<br />
miejscu, gdzie działy się niesamowite historie, młodzi ludzie<br />
siadają na ławeczkach, jedzą fast-foody i lody. Zupełnie<br />
nieświadomi rzeczy opisanych przez pastora i tego, że przez<br />
pół tysiąca lat dzisiejszy Skwer Jana Pawła II był ponurym<br />
cmentarzem.<br />
Światło nadprzyrodzone albo oszustwo<br />
Wirker przywędrował z okolic Wolina. W 1627 roku został<br />
pastorem w miejscowości “Sarnow” (chodzi zapewne o<br />
wieś Żarnowo) w synodzie wolińskim. W 1639 roku powołano<br />
go na urząd w Zimowiskach i w Ustce. Sto lat po tym,<br />
jak na Pomorzu protestantyzm zatryumfował nad katolicyzmem.<br />
Nie był to jednak wciąż czas spokojny. Katolicy i
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
protestanci ciągle walczyli ze<br />
sobą. Na Pomorzu i w Niemczech<br />
trwała wojna trzydziestoletnia.<br />
Akurat gdy w 1627<br />
roku Wirker został pastorem<br />
w okolicach Wolina, do Księstwa<br />
Pomorskiego wkroczyły<br />
katolickie wojska cesarskie.<br />
Kilka lat później przepędzili<br />
je stąd protestanccy Szwedzi.<br />
Żołdacy, bez względu na wyznanie,<br />
okradali miejscową<br />
ludność z żywności. Za byle<br />
co wieszali chłopów na drzewach<br />
i wrotach od stodół,<br />
palili obejścia. Roznosili choroby<br />
zakaźne. Historycy szacują,<br />
że w tym okresie zginął<br />
co trzeci, a może nawet co<br />
drugi mieszkaniec Pomorza.<br />
Niektóre miejscowości całkiem<br />
zniknęły z powierzchni<br />
ziemi.<br />
Odkopane w 2006 roku pozostałości<br />
dawnego przykościelnego cmentarza przy<br />
Skwerze Jana Pawła II w centrum Ustki.<br />
Poświęcenie kościoła przez biskupa na<br />
średniowiecznej miniaturze niemieckiej.<br />
W takim to czasie Wirker miał nieść mieszkańcom Ustki<br />
i Zimowisk pociechę duchową. Na ślady jego działań<br />
natknął się w latach 30. minionego wieku Rudolf Hardow,<br />
historyk sztuki i zarazem dyrektor słupskiego muzeum.<br />
Były to intrygujące wpisy w usteckich księgach kościelnych.<br />
XVII-wieczny pastor odnotował w nich dwa nadzwyczajne<br />
zdarzenia. Oto w nocy, w okresie Wielkiego Tygodnia w<br />
1647 roku, gdy świątynia była zamknięta, jakieś tajemnicze<br />
światło rozświetliło ołtarz, od czego zapaliły się świece.<br />
To dziwne zjawisko powtórzyło się jeszcze 19 listopada<br />
1648 roku. Wówczas owo światło „wyszło” z ołtarza podczas<br />
sprawowania nabożeństwa, a następnie zapłonęło ponownie<br />
i samoistnie następnego dnia rano.<br />
W obu wpisach podani są z imienia i nazwiska świad-<br />
39
Opowieści starej Ustki III<br />
kowie, którzy gasili świece zapalone w ów tajemniczy sposób.<br />
Za pierwszym razem był to zięć niejakiego Martena<br />
Stoeffersa, za drugim – Tewes Sassen, przewodniczący rady<br />
kościelnej. Były to osoby cieszące się wśród lokalnej społeczności<br />
szacunkiem i zaufaniem.<br />
Nocne msze umarłych<br />
„Kto spotkał się ze śladami podobnych kościelnych<br />
zabobonów?” – pytał Hardow w artykule. Nikt nie odpowiedział.<br />
A wystarczyłoby sięgnąć do starych legend,<br />
zebranych w okolicach Ustki i spisanych jeszcze w XIX<br />
wieku, by przekonać się, że o podobnych dziwnych zjawiskach,<br />
rozgrywających się w nocy w kościele, opowiadano<br />
w dawnych czasach w Rowach. Także tam w XVII wieku<br />
kościół rozświetlały tajemnicze światła. Według miejscowej<br />
legendy, działo się tak za sprawą szwedzkiego króla Gustawa<br />
Adolfa, którego okręt dobił tu pewnej nocy do brzegu.<br />
Władcy towarzyszyła piękna kobieta. Kazał się wraz z nią<br />
zaprowadzić do kościoła, pozapalać świece i udzielić sobie<br />
ślubu z ową niewiastą, którą następnie zasztyletował.<br />
Jest też inna legenda o nocnym nabożeństwie w rowieńskim<br />
kościele. Pewna kobieta, która za wcześnie przyszła na<br />
roraty, usiadłszy w rozświetlonym świecami wnętrzu rozpoznała<br />
wśród modlących się osoby, które od dawna już nie<br />
żyły. Uzmysłowiła sobie, że uczestniczy we mszy umarłych...<br />
Średniowieczny kościół ustecki na zdjęciu<br />
z 1889 roku.<br />
40<br />
Archiwalny artykuł Rudolfa<br />
Hardowa o domniemanym<br />
cudzie w kościele w Ustce.
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Miejsce domniemanego cudu z XVII wieku. Fotografia z 2006 roku.<br />
Rzuciła się do ucieczki. Zjawy za nią! Próbując ją pochwycić,<br />
poszarpały jej ubranie. Następnego ranka strzępy<br />
odzieży znaleziono na grobach cmentarza okalającego óweczesny<br />
rowieński kościół.<br />
Czuł się otoczony przez grzech…<br />
Cmentarz okalał wówczas także kościół ustecki. Tysiące<br />
ludzkich szczątków do dziś spoczywają pod trawą Skweru<br />
Jana Pawła II. Ale pastor z Ustki nie pisał o legendach. Jego<br />
zapiski traktować należy jako informację o „cudzie”, zjawisku,<br />
które poruszyło lokalną społeczność. Pastora też.<br />
Z innych przekazów wynika, że Wirker był religijnym<br />
rygorystą. Prowadził spór z rycerzem Mikołajem von Winterfeldtem,<br />
dziedzicem z Zimowisk, sprawującym wraz z<br />
rajcami słupskimi patronat nad parafią. Domagał się większych<br />
świadczeń na rzecz kościoła, a były to czasy wielkiego<br />
kryzysu. Wielu miejscowych chłopów wyginęło albo pouciekało<br />
i nie uiszczało danin.<br />
Pastor miał z ambony ganić sprzeczne z naturą, „bezbożne<br />
życie” szlachcica. Za tym skrywa się pewnie skandal obyczajowy.<br />
- Swoje listy podpisywał „Christianus Wirker, pastor<br />
w Sodomie” – ustalił w 1912 roku E. Mueller, autor książki o<br />
ewangelickich duchownych na Pomorzu.<br />
To ważna wskazówka. A więc Wirker uważał, że w Ustce i<br />
w Zimowiskach otaczają go grzesznicy! Tacy jak ci, którzy żyli<br />
41
Opowieści starej Ustki III<br />
w biblijnej Sodomie, spalonej przez Boga deszczem ognia<br />
i siarki. Pastor znał Biblię. Wiedział, do czego się odwołuje.<br />
Najwidoczniej zarzucał otoczeniu grzechy sodomskie: pederastię,<br />
współżycie ze zwierzętami i inne zboczenia seksualne,<br />
„wołające o pomstę do nieba”.<br />
Obraz na<br />
przebłaganie<br />
Znamienne, że zaraz po<br />
odejściu z parafii tragicznego<br />
pastora Wirkera, w<br />
1652 roku mieszkańcy<br />
Ustki zrobili coś, czego<br />
nigdy wcześniej nie robili:<br />
zorganizowali składkę<br />
i zamówili do kościoła<br />
dramatyczny obraz<br />
ukazujący ukrzyżowanie<br />
Jezusa Chrystusa.<br />
Umęczony Zbawiciel<br />
kona na tle ponurego,<br />
ciemnego nieba, wokół<br />
niego wiszą na swoich<br />
krzyżach dwaj łotrzy. Do<br />
dziś z tyłu obrazu zachowały<br />
się wypisane 32<br />
nazwiska mieszkańców<br />
Ustki oraz kwoty, które<br />
przeznaczyli na to dzieło.<br />
Przedwojenni niemieccy<br />
regionaliści tłumaczyli<br />
ten gest dziękczynieniem<br />
Bogu przez dawnych ustczan<br />
za koniec koszmaru<br />
wojny trzydziestoletniej.<br />
Formalnie skończyła się<br />
ona w 1648 roku. Ale<br />
regionaliści ci albo nie<br />
znali, albo celowo przemilczali<br />
postać duchownego,<br />
który w końcu<br />
trafił na stos. Widocznie<br />
zapomnienie było jednym<br />
z elementów wymierzonej<br />
mu kary...<br />
Mieszkańcy, a przynajmniej ich<br />
część z Tewesem Sassenem, szefem<br />
rady kościelnej na czele, przeszli<br />
chyba na jego stronę. Mogli dopatrzyć<br />
się „bożej pomsty” w pożarze,<br />
który nawiedził Ustkę w tych<br />
latach. Spaliły się prawie wszystkie<br />
chaty, ale kościół ocalał.<br />
To właśnie wkrótce po tej pożodze<br />
wydarzyły się owe dwa „cuda”<br />
z ołtarzem, od którego samoistnie<br />
zapalały się świece. W tym też może<br />
tkwić symboliczny przekaz, wskazujący<br />
na tajne kontakty Wirkera<br />
z katolikami. Blask, od którego zapalały<br />
się świece, pochodził wszak<br />
od miejsca, w którym przechowuje<br />
się hostie. To dla katolików są one<br />
święte, bo wierzą,<br />
iż w<br />
momencie<br />
Wallenstein, dowódca wojsk katolickich,<br />
okupujacych w XVII wieku<br />
luterańskie Pomorze.<br />
42
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
przeistoczenia hostie przemieniają się w Ciało Chrystusa. Dla<br />
protestantów to zwykłe opłatki, spożywane na pamiątkę Ostatniej<br />
Wieczerzy. Czy „cud” miał więc skłonić protestanckich<br />
ustczan, by zmienili zdanie i wrócili do starej, katolickiej wiary?<br />
A może Wirker był agentem cesarskim?<br />
Tajemnicza egzekucja<br />
Mueller podaje, że w 1655 roku pastor parafii obejmującej<br />
Zimowiska i Ustkę został ścięty i spalony.<br />
Kaznodzieja piętnujący grzechy wszystkich wokół, w tym i<br />
możniejszych od siebie, sam poniósł typową dla tamtych czasów<br />
karę za herezję i czary. Przy tym ścięcie, poprzedzające stos,<br />
było aktem łaski. Kilkadziesiąt lat wcześniej takiego aktu miłosierdzia<br />
dostąpiła także słynna Sydonia von Borck, oskarżona o<br />
czary. M.in. o rzucenie uroku na książąt pomorskich, w wyniku<br />
którego dynastia zaczęła wymierać. Została spalona w Szczecinie.<br />
Ścięcie przed rzuceniem na stos oszczędzało męczarni.<br />
Nie wiadomo, gdzie odbyła się makabryczna egzekucja<br />
pastora, który przez 10 lat odprawiał nabożeństwa w Ustce na<br />
Skwerze Jana Pawła II. Jest informacja, że w 1651 roku porzucił<br />
tutejszą parafię i gdzieś powędrował. Możliwe, że został z niej<br />
usunięty. Czy kolejne cztery lata spędził w lochach? A jeśli<br />
gdzieś wywędrował, to dokąd? W Słupsku w pierwszej połowie<br />
XVII wieku wykonano 34 wyroki śmierci, z czego aż 18<br />
to były egzekucje za czary. Żadnego pastora nie wymienia się<br />
wśród tych skazanych.<br />
Za egzekucją mógł stać „bezbożnik” von Winterfeld. Jego<br />
ojciec był książęcym landwójtem w Słupsku i w Sławnie, miał<br />
więc wpływy w całym<br />
księstwie. Po przepędzeniu<br />
Wirkera powołał<br />
jeszcze na jego miejsce<br />
pastora z Postomina,<br />
ale wkrotce potem<br />
umarł bezpotomnie.<br />
Majątek przeszedł w<br />
ręce von Podewilsów.<br />
Egzekucja poprzez spalenie na stosie.<br />
43
2. Sekta braci von Below<br />
44<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
W XIX wieku, w dobie romantyzmu, okolice Ustki były<br />
regionem działania tajemniczej sekty religijnej braci von<br />
Below. Jeden z protestanckich teologów pisał wtedy, że pod<br />
Ustką widział oczywiste przejawy działania Ducha Św., lecz<br />
także i zjawiska które, można wytłumaczyć tylko opętaniem.<br />
Sekta, gdyby przetrwała do dziś, pewnie przypominałaby<br />
amerykańskich Amiszów. Ale ślady ruchu religijnego, który<br />
wzbudził poruszenie nie tylko w naszej okolicy, lecz w całej<br />
ówczesnej monarchii pruskiej, można dziś znaleźć tylko w<br />
starych książkach, zakurzonych kronikach i... pod dywanem<br />
w kościele w Pieńkowie, 17 km na zachód od Ustki.<br />
Właśnie tu w wielkanocny poniedziałek 1820 roku, zaraz<br />
po nabożeństwie, dwudziestokilkuletni<br />
Henryk von Below zastąpił<br />
drogę pastorowi. Spytał,<br />
czy wierzy w to, co powiedział<br />
przed chwilą w świątecznym<br />
kazaniu - że także niewierzący,<br />
lecz dobrze czyniący człowiek<br />
może zostać zbawiony. Pastor<br />
odpowiedział twierdząco. Wtedy<br />
młody dziedzic wskoczył na<br />
wzgórze i wskazując palcem na<br />
pastora zawołał: - Nie wierzcie<br />
mu. To fałszywy prorok!<br />
Legenda o początkach herbu rycerzy<br />
von Below spod Ustki bardzo przypomina<br />
tę o herbie rycerza Podbipięty z<br />
sienkiewiczowskiej Trylogii. Przodek<br />
Belowów miał niegdyś uczestniczyć<br />
w bitwie z poganami i ściąć aż trzech<br />
jednym ciosem swojego miecza.<br />
Stąd w herbie trzy pogańskie głowy o<br />
skośnych oczach.<br />
Lekkoduch, który się nawrócił<br />
Henryk był najmłodszym z trzech braci von Below.<br />
Podobnie jak średni z nich, Gustaw, walczył przeciwko<br />
Francuzom w ostatniej fazie wojen napoleońskich. „Wojna<br />
nauczyła go jednego: że póki się żyje, trzeba z życia korzystać”<br />
- pisał w 1861 roku doktor Wagemann, jeden z wielu<br />
zauroczonych sektą. Porywczy, zapalczywy, młodzieńczo<br />
lekkomyślny Henryk, był przeciwieństwem Gustawa, który<br />
wiodąc życie oficera w stolicy Prus, Berlinie, związał<br />
się z czołówką ówczesnych niemieckich intelektualistów.
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Młodość braci von Below, twórców sekty religijnej działającej pod Ustką upłynęła pod<br />
znakiem wojen napoleońskich.<br />
Osobiście znał Fichtego, Brentana, Eichhorna i Kleista. Co<br />
najmniej raz w tygodniu spotykali się w kawiarni niejakiego<br />
Maia. Ich przywódca duchowy, poeta Achim von Arnim<br />
roztaczał podczas tych zebrań wizję nowej szlachty, do<br />
której przepustką miało być już nie urodzenie, lecz zasługi,<br />
otwartej na przedstawicieli wszystkich warstw narodu.<br />
Henryk nie filozofował. Bawił się, korzystał z uciech<br />
życia. Po zwolnieniu z wojska ożenił się z katoliczką, panną<br />
von Bentivegni. Jego wybranka była religijna, interesowała<br />
się teologią. Kiedyś pożyczyła od szwagra Gustawa religijną<br />
książkę, którą mimochodem wziął do ręki Henryk hulaka.<br />
„Właśnie wrócił do pieńkowskiego pałacu i zwalił się<br />
na sofę. Wyciągnął nogi, zapalił fajkę i jakby machinalnie<br />
sięgnął po leżący obok tomik, właśnie ten, który jego żonakatoliczka<br />
pożyczyła od Gustawa. Otworzył na chybił - trafił.<br />
Wzrok jego padł na jakiś cytat z Biblii. Nagle uświadomił<br />
sobie, że jest grzesznikiem, że grozi mu wieczne potępienie...<br />
Wybiegł z domu, wskoczył na konia i pognał pojednać<br />
się z bratem - opisywał ten moment 40 lat później Wangemann.<br />
Dziedzic, brat fornali i dziewek służebnych<br />
Belowowie zszokowali całą okolicę. Oni, przyjaciele<br />
najznamienitszych ludzi w monarchii! Gustaw, który był<br />
45
Opowieści starej Ustki III<br />
adiutantem króla, sam car Rosji Aleksander I odznaczył go<br />
orderem św. Jerzego! Teraz, po swoim nawróceniu urządzali<br />
konwentykle, podczas których modlili się nie tylko z<br />
chłopami, ale i ze zwykłymi parobkami i dziewkami służebnymi.<br />
Uczestnicy tych spotkań, bez względu na olbrzymie<br />
różnice społeczne, zwracali się do siebie per „bracie”. Dołączali<br />
do nich mieszkańcy innych wsi w okolicach Słupska<br />
i Ustki, a sympatyzować miał z nimi także ówczesny pastor<br />
parafii zimowisko–usteckiej, Neumann.<br />
I to mimo że szybko zwrócili się przeciwko kościołowi<br />
państwowemu, bo - jak uzasadniali - większość ówczesnych<br />
duchownych zatraciła żar szczerej wiary i zurzędniczała.<br />
„To niewierzący najemnicy, którym bardziej chodzi o<br />
wełnę niż o zbawienie owczarni” - głosili.<br />
Belowianie nabożeństwa odprawiali sami, w prywatnych<br />
domach. Sami rozdzielali Komunię<br />
Świetą, sami chrzcili<br />
dzieci, a nawet udzielali sobie<br />
ślubów. Przestali posyłać dzieci<br />
do parafialnych szkół.<br />
„W ten sposób miały być<br />
chronione przed zetknięciem<br />
z „dziećmi świata”. Zabawy<br />
dziewczynek lalkami, czy ślizganie<br />
się na łyżwach uznawali za grzech”.<br />
Przed nabożeństwem w wiejskim<br />
kościółku. Ilustracja z okresu działania<br />
sekty belowian.<br />
Gdy wszystkie środki, zastosowane przez władze, okazały<br />
się bezskuteczne, Królewska Rejencja w Koszalinie zezwoliła<br />
separatystom na założenie dla ich dzieci w Duninowie<br />
prywatnej szkoły, która istniała od 1843 do 1 maja 1867<br />
roku” - pisał duninowski kantor Kannenberg.<br />
Raport królewskiego szpiega<br />
Belowowie i ich zwolennicy nie ulękli się grzywien,<br />
interwencji policji, ani nawet groźby „najazdu” słupskich<br />
huzarów. Nawet tego, że kilku chłopom nowonarodzone<br />
dzieci odebrali sądowi komornicy. Doszło do sytuacji, że<br />
władze rozważały wysłanie do Pieńkowa wojska. Bracia<br />
46
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
von Below mieli zostać skierowani na przymusowe badania<br />
psychiatryczne.<br />
Udało im się uniknąć tego losu dzięki specjalnej komisji,<br />
przysłanej tu przez króla pruskiego. Jeden z jej członków,<br />
doktor Heubner z Wittenbergi, wspominał po latach, że<br />
po przybyciu tu oniemiał z wrażenia. Prości ludzie: chłopi,<br />
rzemieślnicy, parobkowie prawili takie kazania, jakie rzadko<br />
można było usłyszeć w kościołach. Słuchając pewnego<br />
18-letniego stolarza, doktor nie mógł powstrzymać łez.<br />
„Emanował jak anioł” - zapisał.<br />
„Jednak gwałtowny sposób prawienia kazań nadto<br />
wzrusza osoby o słabych nerwach. Zdarza się, że padają<br />
w konwulsjach i muszą być wynoszone. Zdarzają się też<br />
przypadki, które teolog ze starej luterańskiej szkoły wytłumaczyłby<br />
jedynie opętaniem przez szatana” – komentował<br />
doktor. Z protokołu komisji o belowianach: „Zarzut, że rozum<br />
ludzki uznają za dzieło diabła, odrzucają. Twierdzą, że<br />
rozum jest bożym darem, jednakże po grzechu pierworodnym<br />
wymaga iluminacji przez Boga. Podłoże tego ruchu jest<br />
czyste i szczere, ani kryptokatolickie, ani demagogiczne. [...]<br />
Nieprawdopodobne są insynuacje o tajnym oddziaływaniu<br />
ze strony kościoła rzymskiego, gdyż Belowowie, a szczególnie<br />
przewodzący im Gustaw von Below, bardzo mocno<br />
podkreślają swój antypapizm i tradycyjny luteranizm.”<br />
Kościół pana Henryka<br />
Ruch „obudzonych” do prawdziwej wiary rozszerzał<br />
się na inne miejscowości. Za sprawą małżeństwa Gustawa<br />
z panną Putkamerówną z Barnowca, dotarł w rejon Kołczygłów,<br />
gdzie zetknął się z nim późniejszy żelazny kanclerz,<br />
Otto von Bismarck. We wsi Wierszyno do ruchu przyłączyła<br />
się wdowa po Franzu von Puttkamerze i jej pięć córek. „Ich<br />
dwór stał się schronieniem dla prześladowanych „przebudzonych”<br />
pastorów, co przydało im męczeńskiej aureoli.<br />
Dzięki temu zdobyły wiele dusz. Jeden z ich gości podczas<br />
aresztowania żądał ostentacyjnie, by prowadzono go do<br />
Sławna z zawiązanymi rękoma.” - pisał Wagemann.<br />
47
Opowieści starej Ustki III<br />
Tymczasem w Pieńkowie najpierw utworzono autonomiczną,<br />
tak zwaną staroluterańską, parafię, a później Henryk<br />
von Below stworzył całkowicie odrębny kościół. Organizacja<br />
liczyła zaledwie 1400 wiernych, m.in. w Gardnie Wielkiej, w<br />
okolicach Słupska, Kołczygłów i Miastka oraz pod Gryfinem,<br />
gdzie „budził dusze” inny uchodzący za oryginała junkier,<br />
Adolf Ferdynand von Thaden. Im bardziej byli nieliczni,<br />
tym silniejszą mieli wiarę. Sympatyzujący dotychczas z<br />
przebudzonymi pastor Zahn z Pieńkowa zaczął dostrzegać u<br />
Henryka von Belowa oznaki fanatyzmu. Wangemann: - „Ponieważ<br />
godziny modłów von Belowa zaczął określać jako<br />
Wieczorna modlitwa na łonie natury. Obraz Ludwiga Richtera.<br />
godzinę krzyków, naraził się na zarzut, że nie tylko tłumi,<br />
ale wręcz obraża Ducha Świętego”. Tymczasem niedzielne<br />
nabożeństwa przebudzonych rozpoczynały się o 6 wieczorem<br />
i często trwały aż do północy.<br />
Nielegalny ksiądz z Duninowa<br />
Najbliższym współpracownikiem bogacza Belowa był<br />
ubogi stolarz z Duninowa, Karol Wolff. Miał 17 lat, gdy jako<br />
prosty żołnierz musiał pójść na wojnę z Napoleonem. Walczył<br />
na pierwszej linii, potem przez jedenaście tygodni umierał w<br />
jakimś polowym lazarecie na tyfus. Ale ostatecznie nie skonał<br />
i uznał to za cud. Potem Bóg doświadczał go nieszczęściami.<br />
Syn wskutek nieszczęśliwego upadku w dzieciństwie był<br />
garbaty, żona chorowita. W dodatku w 1836 roku duninowski<br />
sołtys zadenuncjował władzom, że stolarz nielegalnie<br />
48
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
wykonuje zawód kapłana. „Został doprowadzony przed sąd<br />
i 5 lipca aresztowany. Duszny karcer go nie przestraszył. Cieszył<br />
się, że może cierpieć za Ewangelię. Po czternastu dniach,<br />
ponieważ strażnik więzienny chciał polepszyć mu los, Wolff<br />
mógł zamienić karcer na jasną i przestronną celę”.<br />
„Jeden ze współwięźniów, który dokuczał mu nieprzyzwoitymi<br />
słowami, zaraz potem miał tak straszny sen, że po<br />
przebudzeniu cały drżał i prosił Wolffa o przebaczenie” – zapisał<br />
świadek z epoki.<br />
Gdy ośmiu „bezbożnych chłopców z sąsiedztwa” obrzuciło<br />
dom stolarza kamieniami, „Pan znowu tu był i tak prowadził<br />
kamienie, że nie wybiły ani jednej szyby” - relacjonował<br />
Wagemann i konstatował, że dokuczanie Wolffowi skończyło<br />
się dla łobuzów bardzo źle.<br />
„Pan wymierzył im sprawiedliwość tak jak tym w Sodomie.<br />
W krótkim czasie prawie wszystkich dosięgła nagła<br />
śmierć, a jeden to nawet sam haniebnie odebrał sobie życie.<br />
O Panie, jakże sprawiedliwe są twe wyroki!” - czytamy w<br />
wydanej przed 150 laty książce.<br />
Wolff przed śmiercią był pewien, że pójdzie do nieba.<br />
„Jakżeż wielkie byłoby moje cierpienie, gdybym żegnając się<br />
z tym światem nie miał pewności, że jestem zbawiony” - powiedział<br />
14 grudnia 1857 roku, leżąc już na łożu śmierci.<br />
Klątwa kowala Volla<br />
Jego następcą był kowal Voll, uciekinier z okolic Gryfina.<br />
Wypowiedział posłuszeństwo swojemu panu, ponieważ ten<br />
nie zezwalał mu na ożenek. Po krótkim pobycie w Pieńkowie<br />
zbuntowany, charyzmatyczny kowal udał się do wspólnoty<br />
pięciu Puttkamerówien w Wierszynie. W jego domu zamieszkał<br />
inny słynny uciekinier, staroluterański „przebudzony” pastor<br />
Lazjusz: „Jeśli chce pan uczyć moje dzieci i jeść za to tylko kartofle,<br />
to może pan u nas zostać” – tak miał powiedzieć pastorowi<br />
kowal. Lazjusz miał w tym czasie problemy i żadnej innej propozycji.<br />
Zdecydował się.<br />
W opinii Wangemanna, Voll był... komunistą. „Irytowało go,<br />
gdy jakaś wyżej postawiona osoba, na przykład jakiś dziedzic,<br />
49
Opowieści starej Ustki III<br />
który mienił się być chrześcijaninem, nosił kosztowne ubranie<br />
albo jeździł lepszym powozem” – pisał dziejopis sekty.<br />
Ponieważ także kowal nielegalnie<br />
szafował sakramentami, władze za<br />
wszelką cenę starały się niedopuszczać<br />
do konwentykli. Ścigani „bracia”<br />
i ich pasterz modlili się więc konspiracyjnie,<br />
kryjąc się w lasach. Voll miał<br />
wówczas przepowiedzieć, że jeśli król<br />
nie zaprzestanie prześladowań, ściągnie<br />
na siebie i całe pruskie królestwo<br />
wieczne przekleństwo.<br />
Klątwa spełniła się. Pruską dynastię<br />
zmiotła z tronu I wojna światowa<br />
i wybuchła po niej rewolucja. Prusy<br />
zostały zlikwidowane decyzją aliantów<br />
w 1945 roku. A co się stało z ruchem<br />
belowian? Szybko uległ rozbiciu.<br />
Bracia spod<br />
Pastor Gustaw Knak, znakomity<br />
kaznodzieja, który w XIX<br />
wieku urządzał w Duninowie<br />
wielkie nabożeństwa. Aby go<br />
słuchać, ludzie wędrowali pieszo<br />
do Duninowa nawet przez<br />
kilka dni z wsi oddalonych o<br />
kilkadziesiąt kilometrów. Knak<br />
spędzał tu każde wakacje, wiadomo<br />
że lubił kąpiele w morzu<br />
w Ustce. Umarł na plebanii w<br />
Duninowie w lipcu 1878 roku.<br />
Ustki, Sławna, Słupska i Miastka<br />
wstąpili do innych protestanckich kościołów, wielu z powodu<br />
prześladowań wyemigrowało do Ameryki, gdzie kolonizowali<br />
Dziki Zachód. W kościele w Pieńkowie o ożywionym życiu<br />
religijnym dawnych mieszkańców świadczy tylko tajemnicza<br />
płyta z wierszem dedykowanym komuś, kto „nie walczył o<br />
srebro, tylko w lasach i w zielonych<br />
dolinach stawał za wiarę tak ogromną,<br />
jak ogromne jest niebo”.<br />
Tak wyglądało Duninowo<br />
za czasów stolarza Wolffa,<br />
który miewał prorocze sny i<br />
widzenia i który za nielegalne<br />
wykonywanie zawodu księdza<br />
trafił na krótko za kratki.<br />
50
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
IV. Legendy<br />
o piratach<br />
Zadziwiająco dużo legend z okolic Ustki to opowieści o<br />
piratach, ukrytych przez nich skarbach i o duchach, które<br />
ich pilnują. Z morskimi rzezimieszkami, według lokalnych<br />
badaczy, mieli mieć związki rycerze z rodu von Bandemerów,<br />
których nazwisko wywodzono od „bandy morskiej”.<br />
Od tej samej bandy, gnieżdżącej się w Rowach i na Rowokole,<br />
wywodzili także swój ród mieszkający w tej okolicy<br />
na przełomie XIX i XX wieku Woggonowie, bogaci chłopi.<br />
O ich przodkach opowiadano, że u piratów z Rowokołu<br />
byli wioślarzami. Nazwisko Woggon miało pochodzić od<br />
wioślarskiego zawołania „Woge an!” (na falę!). Ale i sami<br />
Niemcy przyznawali, że ta ludowa etymologia jest bajkowa<br />
i że bardziej jest prawdopodobne, iż tak jak Bandemerowie<br />
wywodzą się od słowiańskiego rycerza imieniem Będzimir,<br />
pana na „Kodzelow” pod Lęborkiem (wzmiankowanego w<br />
dokumencie z 1335 roku), tak Woggonowie mieli jakiegoś<br />
przodka o kaszubskim przezwisku Ogon – to jednak,<br />
w dziejach usytuowanej na mierzei oddzielającej jezioro<br />
Gardno od Bałtyku osady, wiele jest sensacyjnych i tajemniczych<br />
wątków.<br />
„Jolly Roger”, bandera piracka znana dziś wszystkim miłośnikom filmów o morskich<br />
rozbójnikach. Miała przerażać załogi kupieckich statków. Średniowieczni piraci bałtyccy<br />
prawdopodobnie jeszcze jej nie używali, ale zapewnie też mieli jakieś charakterystyczne<br />
znaki.<br />
51
Opowieści starej Ustki III<br />
Domniemana podobizna najsłynniejszego<br />
bałtyckiego pirata, Klausa Stoertebekkera.<br />
Rekonstrukcja twarzy Klausa Stoertebekkera,<br />
praca Elisabeth Daynès w Muzeum<br />
Historii Hamburga.<br />
1. Równodzielcy, którzy napadali na<br />
statki<br />
Już w średniowieczu, gdy na południe od Noteci kształtowało<br />
się państwo polskie, Rowy były przystanią morską<br />
portu w Gardnie Wielkiej, osady położonej na przeciwległym<br />
brzegu gardnieńskiego jeziora. Po raz pierwszy wieś<br />
Rowy wzmiankowano w 1282 roku jako „Rou”, a w 1493<br />
- jako „Roff” i „Rowe”. W XIV wieku rycerz Bartowicz miał<br />
prawo organizować tu połów śledzi. Potem rzeczywiście<br />
rządzili tu Bandemerowie, a po nich wywodzący się z południowych<br />
Niemiec rycerze von Schwave. Bandemerowie<br />
utrzymali się natomiast aż do 1945 roku w pobliskim Wytownie.<br />
Piracka legenda to dalekie echo walk na Bałtyku toczonych<br />
pod koniec XIV stulecia. Wówczas działali tu bracia<br />
witalijscy, czyli Vitalienbrueder. Nazwę zawdzięczali<br />
swojemu pierwotnemu zajęciu: dowożeniu drogą morską<br />
żywności. W toczącej się w tym czasie na zachodzie Europy<br />
wojnie stuletniej takich “zaopatrzeniowców” zwano “vitaillleurs”<br />
– od łacińskiego słowa określającego żywność, które<br />
w języku polskim wyewoluowało w “wiktuały”.<br />
52
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Vitalienbrüder byli kaprami w<br />
służbie pochodzącego z Meklemburgii<br />
króla Szwecji, toczącego<br />
zaciętą wojnę z Duńczykami i hanzeatyckimi<br />
miastami. W pewnym<br />
momencie wraz ze swoimi wojskami<br />
król został oblężony w Sztokholmie.<br />
Wówczas to własnie bracia<br />
witalijscy dowozili mu prowiant.<br />
Byli doskonałymi żeglarzami potrafiącymi<br />
niepostrzeżenie przemykać<br />
przez blokady: w nocy, we mgle, w<br />
ulewach i sztormach.<br />
Duch<br />
tkwiący<br />
w nazwie<br />
“Rowy”<br />
Najprawdopodobniej<br />
nazwa nadmorskiej<br />
osady, położonej 14 km<br />
na wschód od Ustki, ma<br />
pochodzenie słowiańskie<br />
i oznaczała pierwotnie<br />
rów, czyli koryto, którym<br />
Łupawa spływa z<br />
jeziora Gardno do morza.<br />
Być może już w czasach<br />
prahistorycznych przekopano<br />
tu dla niej kanał.<br />
Napadali także na wrogie statki,<br />
a zdobytymi łupami dzielili się Są jednak także teorie<br />
po równo. Dlatego nazywano ich doszukujące się skandynawskiego<br />
pochodzenia<br />
“braćmi”. Sami siebie określali zaś<br />
nazw “Rowy” i “Rowokół”,<br />
według których ich<br />
w ówczesnym dialekcie dolnoniemieckim<br />
jako “likedeeler”, czyli źródłem jest określenie<br />
“rewa” (Reff, Riff) oznaczające<br />
płyciznę. Auto-<br />
“równodzielcy”. Do tego dzielili się<br />
także z ludnością małych wiosek rem ciekawej interpretacji<br />
nadmorskich, które udzielały im jest Dr Herbert Botho<br />
Ortwin Spruth z Berlina,<br />
schronienia. I pewnie dlatego przeszli<br />
do legendy. Co ciekawe, mniej 1933 r. artykuł na ten<br />
który opublikował w<br />
temat. Wywodzi te nazwy<br />
od słowa “Roewer”,<br />
więcej w tym samym czasie, kiedy<br />
działali na Bałtyku, w Rowach miał które według niego, w językach<br />
dolnoniemieckim,<br />
się podobno pojawić sam Henryk<br />
norweskim, duńskim i<br />
Derby z Lancaster, późniejszy król<br />
szwedzkim było jednym<br />
Anglii, żeglujący do Gdańska, by z okresleń rozbójnika.<br />
wspomóc Krzyżaków w walkach<br />
z Litwinami. Co skłoniło go do przerwania tej podróży?<br />
Może on też przejściowo wpadł w ręce piratów? Angielskie<br />
źródła z 1394 roku mówią o aż 11 napadach pirackich na<br />
angielskie statki, dokonanych tylko w tym jednym roku, w<br />
tym na jeden zdążający do Elbląga. Hersztami napastników<br />
mieli być Goddekin Mighel, Clays Scheld i pewien Storbiker,<br />
czyli Stoertebekker.<br />
53
Opowieści starej Ustki III<br />
Rowy, zdjęcie z I połowy XX wieku. Tu w XIV wieku miały rzekomo cumować szybkie<br />
okręty pirackie braci witalijskich.<br />
Jak pirat założył się z burmistrzem<br />
Bracia Witalijscy faktycznie przez kilka lat kontrolowali<br />
cały Bałtyk i uniemożliwiali statkom handlowym swobodną<br />
żeglugę. Aż do czasu, dopóki nie wzięła się za nich<br />
flota krzyżacka. Okręty braci w białych habitach przepędziły<br />
braci równodzielców aż na Morze Północne, gdzie<br />
później piratów wyłapali najemnicy służący w wojennej<br />
flocie Hamburga. Przywódców ścięto podczas publicznej<br />
egzekucji. Opowiadano, że Klaus Stoertebeker, główny<br />
Ta stara chałupa w Orzechowie, uwieczniona na archiwalnej pocztówce, prawdopodobnie<br />
należała do kapitana Martena. Gdy się spaliła, pod jej fundamentami znaleziono szkielety.<br />
54
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
herszt braci witalijskich, potężny siłacz, zawarł wówczas<br />
makabryczny zakład z burmistrzem: ci z jego kompanów,<br />
których zdoła dotknąć po egzekucji, mieli być ułaskawieni.<br />
I faktycznie: po ścięciu siłacz zdołał jeszcze powstać i,<br />
już bez głowy, dobiec do jedenastu swoich kompanów.<br />
Dwunasty miał pecha. Jedna z wdów przyglądajacych się<br />
egzekucji, żona kupca zabitego na morzu przez piratów,<br />
widząc że morderców męża może ominąć sprawiedliwość,<br />
podstawiła bezgłowemu hersztowi nogę. Wtedy dopiero<br />
padł i już nigdy nie powstał. Burmistrz i tak nie dotrzymał<br />
umowy. Kat zabił wszystkich, a głowy ściętych piratów<br />
zatknięto na palach wbitych w ziemię przy wejściu do portu.<br />
Przez lata były groźnym ostrzeżeniem dla tych, którzy<br />
mogliby wpaść na pomysł, aby napadać na statki hanzeatyckich<br />
kupców.<br />
Żeglarz bez głowy<br />
Być może to duch Stoertebekera ukazał się niegdyś kapitanowi<br />
Martenowi w Orzechowie Morskim pod Ustką. Miał<br />
on ujrzeć tu kiedyś zjawę w postaci marynarza bez głowy.<br />
Martenowie z Orzechowa przez kilka pokoleń, a nawet,<br />
Ujście Orzechówki, czyli złej sławy „Trupiej Rzeczki” do Bałtyku,<br />
kilka kilometrów na wschód od Ustki. To intrygujące miejsce nie tylko<br />
ze względu na związane z nim legendy. Znajduje się tu wiele kamieni<br />
z odciskami roślin i żyjątek morskich z czasów paleozoicznych.<br />
55
Opowieści starej Ustki III<br />
jak piszą regionaliści, przez kilka stuleci, byli żeglarzami żeglującymi<br />
w dalekie rejsy na słupskich statkach handlowych<br />
z portu w Ustce. Jeden z nich, który był kapitanem, po tym,<br />
jak już mu się udało szczęśliwie wprowadzić żaglowiec do<br />
usteckiej przystani, wracał do domu przez nadmorski las.<br />
Akurat wybiła północ, gdy on jeszcze wciąż był w drodze.<br />
Księżyc świecił jasno, a on idąc wspominał swoje podróże<br />
i przygody. Nagle z gęstwiny rzucił się na niego wielki<br />
pies, który szybko zmienił się w dzika, by zaraz potem<br />
przekształcić się w postać żeglarza bez głowy. Chociaż kapitan<br />
już nieraz wcześniej brał udział w różnych walkach na<br />
czele swoich ludzi, tym razem nie mógł sam uwolnić się z<br />
uścisków zjawy. Bezgłowy marynarz puścił go dopiero, gdy<br />
minęła godzina duchów. Kapitan szybko pobiegł do Orzechowa,<br />
aby opowiedzieć o tym, co mu się przytrafiło. Na<br />
szczęście żeglarza bez głowy już nigdy więcej nie spotykano<br />
w tej okolicy.<br />
Gerda Struetzel, która w latach 30-tych spisała to orzechowskie<br />
podanie, nie wiąże wprawdzie tej zjawy z postacią<br />
Stoertebekera. Możliwe, że bezgłowe straszydło było tylko<br />
oryginalną wymówką, której kapitan użył, by wytłumaczyć<br />
żonie późny powrót do domu, podczas gdy w rzeczywistości<br />
całą noc spędził po powrocie z rejsu pijąc z kolegami<br />
w którejś z usteckich knajp. Ale i inne podania związane z<br />
Orzechowem częstokroć odwołują się do piratów, którzy<br />
mieli tu mieć niegdyś swoją kryjówkę. Bracia Witalijscy,<br />
zapewne ci sami, którzy zagnieździli się też na Rowokole,<br />
właśnie tu, u ujścia rzeczki Orzechówki do Bałtyku, z<br />
wysokich klifów wypatrywali żaglowców, które były ich<br />
potencjalnym łupem, a w osadzie mieli przetrzymywać<br />
zakładników, wziętych do niewoli na morzu podczas swoich<br />
zbójeckich wypadów. Tych, za których nikt nie chciał<br />
zapłacić okupu, po jakimś czasie mordowali i zakopywali<br />
w dolince u ujścia rzeczki. Podobno jeszcze na początku XX<br />
wieku znajdowano tu tkwiące w piachach szkielety. I stąd<br />
miała się wziąć funkcjonująca już wówczas w okolicy potoczna<br />
nazwa Orzechówki: „Trupia Rzeczka”.<br />
56
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
2. Szwedzki skarb, zakopany w<br />
wydmie<br />
Struetzel pozostawiła nam jeszcze kilka innych niesamowitych<br />
opowieści z dawnych czasów, które przez pokolenia<br />
opowiadano o Orzechowie. Jednego z przodków Martena,<br />
gdy wracał z pobliskiej Przewłoki, miały osaczyć w lesie<br />
niezwykłe, bardzo agresywne dziki. Wymachiwanie kijem<br />
przed ich pyskami nie pomagało. W geście rozpaczy stary<br />
żeglarz narysował więc wokół siebie koło i zmówił na głos<br />
„Ojcze nasz”. Zamknął się w czymś w rodzaju magicznego<br />
kręgu, modlitwa była zaklęciem odpędzającym złe moce.<br />
Dopiero wtedy dziki go odstąpiły.<br />
„Królewski Tron” w Orzechowie<br />
Zachowały się też podania o obecności Szwedów, którzy<br />
faktycznie okupowali te tereny w XVII wieku, w czasie wojny<br />
trzydziestoletniej. Robili dokładnie to samo, co 250 lat<br />
wcześniej piraci: napadali i rabowali, a jako punkt obserwacyjny,<br />
z którego wypatrywali swoje ofiary, wykorzystywali<br />
wysokie wzgórze klifowe na wschodnim brzegu Orzechówki,<br />
zwane Królewskim Tronem.<br />
Znak ognika<br />
Jest w tej legendzie ziarno prawdy, bo w dobie wojny trzydziestoletniej<br />
faktycznie w okolicach Ustki stacjonował oddział<br />
wojskowy, pozostający w służbie szwedzkiej, ale w praktyce<br />
przypominający nie tyle żołnierzy, co bandę zwykłych rzezi-<br />
57
Opowieści starej Ustki III<br />
mieszków. Ich główną siedzibą miało być Charnowo.<br />
Wiadomo, że kto rabuje, gromadzi skarby. Według jednej<br />
z legend, Szwedzi mieli zakopać między Orzechowem,<br />
a Poddąbiem trumnę wypełnioną zrabowanym złotem.<br />
Dziwny to jest skarb, albowiem jak opowiadano, miał się on<br />
ustawicznie przemieszczać w wydmowych piaskach niecierpliwie<br />
czekając, aż wreszcie go ktoś odnajdzie. Niekiedy<br />
wieczorami miejsce, gdzie aktualnie się znajduje, można rozpoznać,<br />
bo zapala się nad nim jasny ognik. Pewien mieszkaniec<br />
Orzechowa, ujrzawszy ognik, zaznaczył to miejsce kładąc<br />
na nim topór, bo chciał wrócić i wykopać skarb w nocy,<br />
aby nikt tego nie zauważył. Gdy jednak wracając wchodził<br />
do domu, topór ów śmignął mu tuż nad głową i wbił się w<br />
nadproże nad drzwiami.<br />
- Dlatego lepiej, gdy zobaczy się ów ognik, zaznaczyć<br />
miejsce jakimś przedmiotem, który nie jest niebezpieczny, na<br />
przykład rękawiczką – radziła regionalistka i dodawała, że<br />
podczas wykopywania skarbu nie wolno wypowiedzieć ani<br />
jednego slowa, nawet gdyby nakłaniały do tego dające się<br />
wówczas słyszeć jakieś tajemnicze głosy. Dwóch odważnych<br />
mieszkańców Poddąbia, którzy zdołali już wydobyć skarb,<br />
właśnie przez gadulstwo<br />
go utraciło.<br />
Jeden, trzymając<br />
już w ręku trumnę<br />
wypełnioną złotem,<br />
zawołał z radości:<br />
„mamy ją!” I wtedy<br />
skarb znowu pogrążył<br />
się w ziemi i<br />
zniknął odpływając<br />
gdzieś pod wydmy.<br />
Piracki skarb, motyw ze<br />
słynnej powieści „Wyspa<br />
Skarbów” Roberta Louisa<br />
Stevensona. Według dawnych<br />
legend, podobny skarb<br />
ma być ukryty do dziś gdzieś<br />
na wschód od Ustki.<br />
58
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
V. Podróże<br />
przez morze<br />
Zwłaszcza podczas mroźnych zim, nawet w dzisiejszych<br />
czasach, ludzie w Ustce opowiadają, jak to kiedyś zamarzł<br />
cały Bałtyk i po lodowej skorupie przykrywającej grubą<br />
warstwą morze kursowały sanie między Ustką a Szwecją.<br />
W takie mroźne zimy miały być nawet budowane na środku<br />
morza stacje pocztowe i sezonowe gospody, w których podróżni<br />
mogli sobie odpocząć.<br />
Owszem,<br />
takie zdarzenia<br />
rzeczywiście<br />
miały<br />
miejsce, ale<br />
w zatokach,<br />
np. Botnickiej,<br />
która<br />
zwykle była<br />
skuta lodem<br />
każdej zimy.<br />
<strong>Ustka</strong> leży nad otwartym morzem, które jeśli zamarza, to<br />
w pasie do kilku kilometrów przy brzegu. Nigdzie jednak<br />
nie natrafiłem na przekazy, aby lód kiedykolwiek skuł tu<br />
cały Bałtyk, tworząc „suche” połączenie ze Szwecją.<br />
Zamarzniety Bałtyk na obrazie Caspara Davida Friedricha „Wrak<br />
żaglowca „Nadzieja” z początków XIX wieku.<br />
1. Jak skolonizowano brzeg na zachód<br />
od Ustki<br />
W legendach odnotowano niesamowite transbałtyckie<br />
podróże. Jedna z tych opowieści związana jest z osadą określaną<br />
na polskich mapach jako „Zalesin” albo „Breń”, a na<br />
niemieckich „Saleskerstrand”, usytuowaną na północ od wsi<br />
Zaleskie, około 10 km za zachód od Ustki. Miejscowość ta<br />
nie istnieje od ponad pół wieku, bo jej obszar znalazł się w<br />
obrębie poligonu wojskowego, utworzonego w latach<br />
59
Opowieści starej Ustki III<br />
30-tych przez Niemców, przejętego następnie przez polskie<br />
siły powietrzne. „Salesker Strand”, to w tłumaczeniu Zaleska<br />
Plaża, albo Zaleski Strąd, czyli Zaleski Brzeg.<br />
Przybysze na lodowej krze<br />
Niemiecka nazwa lepiej charakteryzowała położenie osady.<br />
Pierwotnie jej chaty znajdowały się tuż za plażą. Według<br />
ustnych przekazów, spisanych przez Arweda von Livoniusa<br />
z Duninówka w 1937 roku, Zalesin założyli czterej szwedzcy<br />
rybacy.<br />
Zimą, około 1600<br />
roku, mieli oni łowić<br />
ryby w przeręblach<br />
wywierconych w polu<br />
lodowym gdzieś u<br />
wybrzeży Szwecji.<br />
Nie dostrzegli w porę,<br />
że znaleźli się na<br />
dużym kawałku kry,<br />
którą prąd morski<br />
oderwał od brzegu. Zostali na niej uwięzieni. Wegetowali<br />
tak kilka dni, drżąc o życie, a wiatr i fale przesuwały ich po<br />
morskim bezkresie. W efekcie, po kilku dniach lodowego<br />
horroru, znaleźli się ponad 150 kilometrów od swoich domostw.<br />
Kra przepłynęła morze i wiatr wyrzucił ją na brzeg<br />
po zachodniej stronie Ustki.<br />
Szwedzi wyszli z domu aby łowić ryby. Niespodziewany<br />
zbieg okoliczności sprawił, że czterech z nich<br />
zdryfowało na lodowej krze na plażę po zachodniej<br />
stronie Ustki.<br />
W bezludnej okolicy, tuż za wydmami oddzielającymi<br />
las od plaży, zbudowali ziemianki. Żyli z tego, co złowili<br />
albo upolowali. Myśleli o powrocie, ale gdy nadeszła wiosna,<br />
piękno pomorskiego wybrzeża tak ich oczarowało, że<br />
postanowili osiedlić się tutaj na zawsze.<br />
Według Livoniusa trzej Szwedzi byli jeszcze kawalerami.<br />
Pojęli za żony córki rybaków z najbliższej wsi, czyli z Duninowa<br />
albo z Zaleskich. Czwarty, żonaty, gdy tylko się ociepliło,<br />
powędrował do najbliższego portu. W grę wchodzą<br />
<strong>Ustka</strong> albo Darłowo. Stąd popłynął do Szwecji, aby sprowa-<br />
60
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
dzić do Zalesina żonę i dzieci.<br />
Nadmorska wioska<br />
“nordyków”<br />
Nie wiadomo jak, ale ów<br />
przedwojenny badacz Zalesina<br />
ustalił nawet nazwiska<br />
Szwedów. Brzmiały nadzwyczaj<br />
niemiecko: Stöckmann,<br />
Moldenhauer... Livonius też był zdziwiony.<br />
Jeden z domów we wsi zalożonej rzekomo<br />
przez Szwedów kilka kilometrów na zachód<br />
od Ustki.<br />
„Właściwie rodowych nazwisk w Szwecji nie używano<br />
- pisał. - Za nazwisko służyło imię ojca. I tak na przykład<br />
syn Nilsa Svensona nazywał się Sven Nilson, a z kolei jego<br />
syn nazywał się Sven Svenson. (...) Może Szwedzi przejęli<br />
nazwiska rodowe swoich żon, którymi to nazwiskami zapewne<br />
określano ich w okolicy? A może ich własne nazwiska<br />
zostały w taki sposób zniekształcone przez pomorskich<br />
krewnych?. Tego nie wiemy. W każdym bądź razie te trzy<br />
nazwiska mieszkańców Salesker Strand występują w tej<br />
formie od 1620 roku. Innych rodzin tu nie było” - pisał regionalista.<br />
Wieś najpierw miała się składać z zaledwie czterech chałup.<br />
W 1780 miało ich być już osiem, a w 1937, gdy Livonius<br />
opisywał Zalesin - 16. Przedstawiał<br />
ją zgodnie z duchem tamtego<br />
czasu, a w Niemczech rządzili już<br />
wówczas rasiści spod swastyk<br />
Hitlera. Utrzymywał, że ponieważ<br />
nadmorski Zalesin był oddzielony<br />
od innych wsi lasami i bagnami,<br />
tworzył przez wieki naturalne<br />
rasowe getto. „Mieszkańcy zawierali<br />
małżeństwa żeniąc się między<br />
sobą. A jednak nie było przypadków<br />
degeneracji” – zaznaczał.<br />
Mieli się oni przy tym wyróżniać<br />
na tle ludności sąsiednich<br />
Głaz upamiętniający pochowanych<br />
na cmentarzu w Zalesinie,<br />
czyli w Salesker Strand. Napisy<br />
wykonano w języku polskim,<br />
niemieckim oraz szwedzkim –<br />
przez wzgląd na domniemanych<br />
założycieli tej miejscowości.<br />
61
Opowieści starej Ustki III<br />
miejscowości. „Już około 1800 roku określano ich jako ludzi<br />
nadzwyczaj wysokich. W naszej okolicy takie określenie<br />
musiało naprawdę coś znaczyć, bo przecież mieszkańcy<br />
Pomorza ogólnie nie należą do niskich - pisał. Wysocy,<br />
szczupli, szerocy w ramionach blondyni z Zalesina mieli,<br />
rzecz jasna, niebieskie oczy. Hitlerowski ideał.<br />
Bagna były jak mur obronny<br />
Wysoki wzrost ludzi znad zaleskiego brzegu ściągał tu w<br />
I połowie XVIII wieku werbowników. Szukali żołnierzy do<br />
tak zwanej gwardii olbrzymów, tworzonej w Berlinie przez<br />
pruskiego króla. W doborowym oddziale, będącym oczkiem<br />
w głowie monarchy, służyli dwumetrowi siłacze. Budzili<br />
niesamowity respekt na polach bitew. Nordycy spod Ustki<br />
nawet w tak słynnej formacji nie chcieli jednak umierać za<br />
Prusy. Zwabiali werbowników na bagna i tak długo przyglądali<br />
się, jak toną, aż nieszczęśnicy nie przysięgli, iż będą ich<br />
omijać. Echa tych wypraw werbowników znajdujemy<br />
w duninowskiej kronice kościelnej. Zapis z 9 kwietnia 1726:<br />
„Zmarł Andreas Stöckmann z Salesker Strande ze strachu<br />
przed wcieleniem do wojska (wpadł w ręce werbownikom)”.<br />
Livonius analizował też wiek mieszkańców Zalesina. Do-<br />
Niegdyś na zachód od Ustki rozciągały się mokradła i trzęsawiska. W XIX wieku znaczną<br />
część osuszono, ale nadal jest tu jeszcze kilka jezior, w tym to największe: Wicko,<br />
na wschód od którego istniała niegdys wieś Zalesin.<br />
62
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Tuż przy dawnej wsi wytyczono rezerwat<br />
przyrody „Zaleskie Bagna”.<br />
strzegł bardzo<br />
wysoki odsetek<br />
tych, którzy dożywszy<br />
25 roku<br />
życia, dożywali<br />
potem 80-90 lat:<br />
68 procent!<br />
Lecz przy tym<br />
aż 40 procent rodzących<br />
się tutaj<br />
dzieci padało ofiarą<br />
bezlitosnego odsiewu natury<br />
i umierało przed drugim rokiem życia. Kolejne 20 procent<br />
przed osiągnięciem 25 lat ulegało gruźlicy<br />
i zapaleniom płuc. Pozostawał najbardziej zahartowany materiał.<br />
„Właśnie dlatego wyjątkowo przez pokolenia udało<br />
się zachować nordycki wyglad pradziadów, pochodzących<br />
z Blekinge” – skonstatował autor.<br />
Twardzi rybacy<br />
Kolejne pokolenia mieszkańcow Zalesina żyły z rybołówstwa.<br />
Mężczyźni wyprawiali się na połowy w niewielkich,<br />
wyrabianych własnoręcznie łodziach. Część ryb<br />
zapewne wędzono. Zdobycz rybaków kobiety wynosiły na<br />
własnych plecach w wiklinowych koszach, zwanych po kaszubsku<br />
liszkami, do większych miejscowości. Następnie za<br />
gotówkę kupowały najpotrzebniejsze rzeczy. Takie wyprawy<br />
zajmowały zwykle<br />
cały dzień. Objuczone<br />
niewiasty robiły pieszo<br />
po kilkadziesiąt kilometrów<br />
dziennie.<br />
Roli zalesianie mieli<br />
niewiele. Zaledwie po<br />
dwa hektary na rodzinę.<br />
Aby stworzyć pola,<br />
musieli wykarczować<br />
Rybacy na mokradłach.<br />
63
las. Ale i tak natura starała<br />
się odzyskać zdobycze<br />
ludzkiej kultury. „Już w<br />
czasach Wielkiego Elektora<br />
(koniec XVII w. - dop.<br />
red.) sztorm wdarł się kilkaset<br />
metrów w głąb lądu<br />
i pochłonął go na zawsze.<br />
Zalesianie zbudowali więc<br />
nowe siedziby pośrodku<br />
wydm. Lecz znów sztormy<br />
wydarły z piasku roślinność<br />
i wprawiły piachy<br />
w ruch. Wydma zaczęła<br />
wędrować! - pisał Livonius.<br />
Zalesianie znowu<br />
musieli porzucić starą i po<br />
raz trzeci założyć nową<br />
wieś. - „Znowu cofnęli się<br />
i wykarczowali polanę, na<br />
której wieś usytuowana<br />
jest do dziś. Lecz teraz<br />
mieszkają już prawie na<br />
bagnach. Gdy przychodzą<br />
jesiennie sztormy i deszcze,<br />
mężczyźni, kobiety<br />
i dzieci chodzą po wsi w<br />
wysokich, rybackich butach.”<br />
Ciężka praca, sztormy<br />
z impetem atakujące nadbrzeżną<br />
wieś i zmagania<br />
z ruchomymi wydmami<br />
zahartowały zalesian<br />
nie tylko fizycznie, ale i<br />
duchowo - pisał w 1937<br />
roku Livonius. Przykład:<br />
- Ojciec z pewnej rodziny,<br />
64<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
Dryfujący statek<br />
widmo<br />
Podobną przygodę, według<br />
legend pomorskich, spisanych<br />
przez pomorskich regionalistów,<br />
miało przeżyć na przedwiośniu<br />
1709 roku kilku mieszkańców<br />
Łeby. Surowa zima na początku<br />
owego roku uwięziła w lodach<br />
koło Kołobrzegu jakiś handlowy<br />
żaglowiec. Załoga opuściła<br />
statek, więc miejscowi parokrotnie<br />
wyprawiali się do niego<br />
po zamarniętym morzu, żeby<br />
ukraść, cokolwiek mogłoby się<br />
im przydać. Odwilż i zachodni<br />
wiatr w końcu uwolniły opuszczony<br />
statek, który jak widmo,<br />
bez załogi, zdryfował przepływając<br />
koło Ustki aż pod Łebę,<br />
gdzie znowu uwiązł w lodach.<br />
Łebianie słynęli już wówczas z<br />
tego, że nie przepuszczają takim<br />
okazjom. W dawnych czasach<br />
specjalnie nawet rozpalali ognie<br />
na plaży, by zwabiać żaglowce<br />
handlowe na mielizny i je ogołacać<br />
z ładunków. I tym razem<br />
znalazła się grupa śmiałków,<br />
która wyprawiła się na tkwiącą<br />
w polu lodowym jednostkę.<br />
Tym razem zmiana pogody była<br />
gwałtowna. Tak jak Szwedzi,<br />
którzy rzekomo założyli w XVII<br />
wieku Zalesin, tak teraz Łebianie<br />
dryfowali na żaglowcu bez żagli,<br />
którym nie dało się sterować.<br />
Byli już kompletnie wyczerpani<br />
i osłabieni głodem, gdy wreszcie<br />
gdzieś pod Bornholmem<br />
wybawili ich z opresji duńscy<br />
rybacy. Przygoda, według tego<br />
legendarnego przekazu, zakończyła<br />
się szczęśliwie. Z Bornholmu,<br />
zabrani przez jakiś statek<br />
handlowy, łebianie dopłynęli<br />
do Kołobrzegu, skąd pieszo,<br />
niechybnie przez Ustkę, przeszli<br />
do Łeby.
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
jak wielu mieszkańców wsi, już jako chłopiec został marynarzem<br />
i dopiero na pokładzie statku sam nauczył się czytać i pisać.<br />
Z jego synów, którzy do dyspozycji mieli tylko wiejską<br />
szkołę, jeden poległ na wojnie jako porucznik, drugi był<br />
emerytowanym dyrektorem szkoły, a trzeci uczonym. Cóż<br />
za osiągnięcia! Co innego zostać oficerem po maturze, a co<br />
innego dojść do oficerskiego stopnia po wiejskiej szkole” –<br />
podkreślał.<br />
Wieś, która zarosła drzewami<br />
Wieś rzekomo założona przez Szwedów, których potomkowie<br />
tak bohatersko zmagali się z naturą, zachwycała<br />
malowniczością. To właśnie tu wyprawiał się w młodości<br />
Wilhelm Granzow, syn chłopa z Duninówka, późniejszy<br />
malarz i twórca herbu Ustki. Szukał tematów malarskich.<br />
„Niedzielny poranek w Salesker Strand” był podobno jego<br />
pierwszym obrazem olejnym. Namalował go w momencie,<br />
gdy dowiedział się, że sponsorzy zebrali pieniądze na jego<br />
studia w Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. Obraz aż<br />
do 1945 roku wisiał w Duninowie, w gospodzie niejakiego<br />
Papkego.<br />
Po wojnie niemieccy mieszkańcy wsi musieli ją opuścić.<br />
Jedynie przez kilka pierwszych powojennych lat siostry zakonne<br />
prowadziły tu przytułek dla dzieci. Na starym, poniemieckim<br />
cmentarzu pozostało kilka polskich grobów. W<br />
Oto, co pozostało<br />
po dawnej wiosce.<br />
Teren dawnych<br />
zagród można rozpoznać<br />
po kępach<br />
zdziczałych drzew<br />
owocowych.<br />
65
Opowieści starej Ustki III<br />
Statek niesiony przez sztormowe fale. Obraz Alberta Pinkhama Rydera<br />
„Latający Holeneder”.<br />
latach 50-tych także siostry opuściły Zalesin. Osada znalazła<br />
się w obrębie wojskowego poligonu. Opuszczona, po co<br />
najmniej trzech wiekach istnienia, w końcu uległa naturze.<br />
Nie ma już prawie po niej śladu. Zostały tylko zarysy fundamentów<br />
chałup i zdziczałe drzewka owocowe.<br />
„Niedzielny poranek w Zalesinie”, wsi otoczonej bagnami, obraz namalowany na przełomie<br />
XIX i XX wieku przez Wilhelma Granzowa, artystę, który stworzył herb Ustki.<br />
66
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
2. Zniknęli jak w Trójkącie<br />
Bermudzkim<br />
Wielokrotnie w dziejach Ustki wypływające stąd statki<br />
przepadały bez wieści. Wielokrotnie też usteccy żeglarze na<br />
pełnym morzu natrafiali na żaglowce w popłochu opuszczone<br />
przez załogę. Ale to dawne czasy. Czy możliwe, aby<br />
takie rzeczy działy się także w XX wieku, i to już po zakończeniu<br />
II wojny światowej?<br />
W okolicach Ustki w 1948 roku miały miejsce wydarzenia<br />
jakby żywcem przeniesione z dreszczowca łączącego<br />
cechy filmu szpiegowskiego i horroru. Aż około 50 szwedzkich<br />
marynarzy zaginęło na Bałtyku pod koniec lat 40-tych<br />
i na początku 50-tych Po ich siedmiu statkach też nie ma<br />
śladu.<br />
Chodzi o niewielkie jednostki handlowe, które po wojnie<br />
wywoziły z polskich portów do Szwecji węgiel. Dzięki tym<br />
statkom tętniły życiem nie tylko wielkie miasta, takie jak<br />
Gdańsk, Gdynia i Szczecin, lecz także mniejsze: Kołobrzeg,<br />
Wielu żeglarzy i marynarzy zaginęło po wyjściu z główek usteckiego portu.<br />
Darłowo i <strong>Ustka</strong>.<br />
Węglowce z innego świata<br />
Powojenną działalność portu w Ustce zainaugurowało<br />
przybycie w dniu 16 czerwca 1947 motorowca szwedzkiego<br />
„Viscan”. Przez następne pół roku załadowano tu na 477<br />
67
Parowiec opuszcza ustecki port.<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
szwedzkich<br />
statków ok.<br />
160 ton węgla i<br />
łupku. W 1948<br />
roku szwedzkie<br />
jednostki<br />
wpływały do<br />
Ustki 759 razy!<br />
Do tego trzeba<br />
jeszcze doliczyć<br />
208 wejść<br />
statków duńskich, 65 fińskich<br />
i 3 norweskich. Oznacza to,<br />
że średnio codziennie zawijały tu wtedy 3-4 statki.<br />
Bardzo szybko stały się solą w oku komunistycznego<br />
Urzędu Bezpieczeństwa, Wojsk Ochrony Pogranicza i Milicji<br />
Obywatelskiej, które raportowały, że ten fragment granicy<br />
morskiej stał się przedmiotem aktywnego zainteresowania<br />
ośrodków szpiegowsko-dywersyjnych „państw imperialistycznych.”<br />
Głównym obiektem śledczych rozpracowań ubeków byli<br />
żołnierze i politycy obozu niepodległościowego, uciekający<br />
przed represjami oraz Żydzi i Niemcy, pragnący opuścić<br />
Polskę. Przy okazji wychwytywano także grupy parające się<br />
przemytem. Kanały przerzutowe „przemytu politycznego i<br />
gospodarczego” - jak to określano wówczas - funkcjonowały<br />
także na Pomorzu Środkowym.<br />
Franciszek Nieżorawski, powojenny kierownik usteckiej<br />
gazowni wspominał, że pod koniec lat czterdziestych zatrudnił<br />
dystyngowanego starszego pana z centralnej Polski,<br />
który popracował kilka miesięcy i zniknął. - Potem dostałem<br />
od niego kartkę ze Szwecji. To był jakiś pułkownik AK -<br />
opowiadał ustczanin.<br />
Pierwszymi statkami, które rozpoznano jako zajmujące<br />
się przerzutem ludzi, były zawijające po węgiel do Gdyni<br />
szwedzkie statki „Utklüpan” o numerach I, II i III. Ich załogi<br />
miały doświadczenie w tych sprawach, bo już w czasie<br />
68
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
okupacji hitlerowskiej, zabierając ładunki węgla, również<br />
trudniły się przerzutem ludzi do Szwecji<br />
Według danych WOP, dobrze prosperującą siatką przerzutową<br />
dysponowała firma „Skandynawia”, założona i<br />
kierowana przez zamieszkałego w Polsce Szweda Karola<br />
Nielsena. Opłata za przerzut wynosiła średnio 100 - 200 tys.<br />
złotych lub 300 - 1000 dolarów, ustalili wywiadowcy WOP.<br />
Ta firma pomagała m.in. opuścić kraj zagrożonym przez<br />
komunistów współpracownikom Stanisława Mikołajczyka.<br />
Nielsen trafił do peerelowskiego więzienia.<br />
<strong>Ustka</strong>: przystanek przed ucieczką<br />
Podróż w węglu była koszmarem. „Przy przerzutach<br />
klientów, a były nimi również małe dzieci, przed umieszczeniem<br />
w kryjówce usypiano je zastrzykiem morfiny” - pisał<br />
Henryk Kula, historyk peerelowskich Wojsk Ochrony Pogranicza.<br />
Wielu nie wytrzymywało. Małżeństwo z Wybrzeża,<br />
zablindowane na szwedzkim statku, nie wiedziało, że<br />
jednostka zaraz po wyjściu w morze uległa awarii i musiała<br />
zawrócić. Po wejściu<br />
do portu małżonkowie<br />
zaczęli walić w skrzynię<br />
i krzyczeć „tu jesteśmy!”<br />
tak długo, aż w<br />
końcu zaiteresował się<br />
nimi... WOP.<br />
Wola ucieczki z<br />
Polski rządzonej przez<br />
Bieruta i PZPR była<br />
u wielu silniejsza niż<br />
niewygody, a nawet<br />
ryzyko śmierci. Kwiecień 1947 roku: WOP z Mielna zatrzymał<br />
3 mężczyzn, którzy nakłaniali rybaków, aby za wysoką<br />
opłatą przewieźli ich łodzią rybacką do Szwecji. Mieli przy<br />
sobie około 2 kg złota. Jak podano w meldunku, ukrywali<br />
się na wybrzeżu w obawie przed odpowiedzialnością za<br />
przestępstwa popełnione w czasie okupacji.<br />
Prace przeładunkowe w usteckim porcie. Zdjęcie<br />
archiwalne z okresu przedwojennego.<br />
69
Opowieści starej Ustki III<br />
W meldunkach z lipca 1949 roku donoszono, że UB i<br />
WOP zatrzymały 4 km od portu w Ustce 6-osobową grupę,<br />
składającą się z byłych członków zbrojnego podziemia i 2<br />
„kryminalistów”. Mieli broń, lecz „wskutek całkowitego zaskoczenia<br />
nie byli w stanie jej użyć” – czytamy w meldunku<br />
cytowanym przez Kulę.<br />
W tym samym czasie w Ustce władze bezpieczeństwa<br />
natrafiły na grupę ludzi z byłej bandy Młota, którzy przebywali<br />
w tym mieście i opracowywali plan uprowadzenia<br />
kutra spółdzielni połowowej do Szwecji. Jest też wzmianka<br />
o sklepikarzu zablindowanym na szwedzkim statku. Zdarzenie<br />
miało miejsce 27 marca 1948. Zatrzymani w usteckim<br />
porcie, sklepikarz z Gdyni i jego żona, mieli przy sobie złoto,<br />
srebro, kosztowności, 51 tys. złotych, 1400 dolarów i 4000<br />
koron szewedzkich.<br />
Sklepikarza,<br />
podejrzanego o<br />
współpracę z wywiadem<br />
amerykańskim,<br />
namierzył i<br />
polecił zatrzymać<br />
Powiatowy Urząd<br />
Bezpieczeństwa<br />
Publicznego w<br />
Słupsku.<br />
Czerwiec 1947 roku, pierwszy szwedzki żaglowiec motorowy<br />
przypłynął do Ustki po węgiel.<br />
Gdzie się podziały “Iwan” i “Kinnekulle”<br />
Miesiąc przed tym zdarzeniem rozegrała się tragedia nie<br />
wyjaśniona do dziś. 18 lutego 1948 roku z Ustki w morze<br />
wyszły dwa szwedzkie statki: „Iwan” i „Kinnekulle”. Zakończyły<br />
załadunek przy usteckim nabrzeżu węglowym już<br />
17 lutego, ale marynarze czekali na uspokojenie pogody.<br />
„Kinnekulle” minął główki o godz. 13.30, „Ivan” – półtorej<br />
godziny później. Pierwszy z tych statków znaleziono dwa<br />
dni później u wybrzeży Danii. Dryfował pusty. Na rufie widoczne<br />
były ślady pożaru. Stwierdzono, że załoga opuściła<br />
pokład zabierając ciepłe ubrania i drobiazgi osobiste.<br />
70
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
„Iwana” nigdy nie znaleziono. Z morza wyłowiono po kilku<br />
dniach jedynie fragmenty sterówki. Też nosiła ślady pożaru.<br />
Siedmiu marynarzy z „Kinnekulle” i ich 11 kolegów z<br />
„Ivana” nigdy nie odnaleziono: ani żywych, ani martwych.<br />
Podobny los spotkał jeszcze cztery inne szwedzkie statki.<br />
Załogi zaginęły bez śladu, jak w trójkącie bermudzkim. Nie<br />
natrafiono na żadne ślady świadczące np. o katastrofie albo<br />
zderzeniu z miną i eksplozji. Jeszcze w latach 90-tych władze<br />
szwedzkie prosiły stronę polską o poszukanie informacji<br />
na ten temat. Jest kilka hipotez. Jedna zakłada, że jednostki<br />
zostały na pełnym morzu przejęte przez służby specjalne,<br />
a załogi uprowadzone lub wymordowane. Może szwedzcy<br />
marynarze zobaczyli w Ustce coś, czego nie powinni zobaczyć?<br />
A może jednak statki zatonęły na minach lub wskutek<br />
niepogody? Najdziwniejsze, że nie pozostawiły śladów...<br />
Nieznane ofiary zimnej wojny<br />
Szwedzi zaginieni po wojnie mogli podzielić los załogi<br />
statku zatopionego w 1942 roku przez radziecki okręt podwodny:<br />
- O jejgo losach dowiedzieliśmy się dopiero w 1963<br />
roku. Niemiecki historyk dotarł do radzieckiej publikacji, w<br />
której była mowa o tym, że statek zatopiła radziecka łódź<br />
podwodna. Przejęła szwedzką załogę i dowiozła do radzieckiego<br />
portu. Potem słuch o szwedzkich marynarzach zaginął<br />
– opowiadał w latach 90-tych Peter Johnsson, szwedzki<br />
dziennikarz pracujący w Polsce. A żyjący jeszcze wówczas<br />
w Ustce pracownicy portowi mówili wprost: - Zostali porwani<br />
i wymordowani przez NKWD.<br />
Słupszczanin Ryszard Ch. był wtedy 15-letnim chłopcem,<br />
ale jeszcze pod koniec XX wieku potrafił z pamięci<br />
odtworzyć portret jednego ze szwedzkich kapitanów:<br />
średni wzrost, trochę „przytyty”, blondyn w wieku około<br />
40 lat. Był dowódcą statku „Kinnekulle” albo „Iwan”. Obie<br />
jednostki ostatni raz widziano 18 lutego 1948 roku w godzinach<br />
popołudniowych.<br />
Ryszard Ch.: - Wtedy w Ustce było o tym głośno, a ja<br />
interesowałem się tym, bo ten kapitan był znajomym mojej<br />
71
Opowieści starej Ustki III<br />
ciotki. Jak był w Ustce, zawsze do nas przychodził. Porozumiewali<br />
się po niemiecku. Ostatnim razem był trochę przygnębiony.<br />
Mówił, że to jego przedostatni rejs do Ustki, bo<br />
potem statek będzie kursował do innego portu. Zapamiętałem<br />
to, bo w ten przedostatni rejs ciotka dała mu mój klaser<br />
ze znaczkami, żeby zorientował się, ile może być warty na<br />
Zachodzie.<br />
Znaleziony w Ustce w 1946 roku klaser z kolekcją dalekowschodnich<br />
znaczków nigdy już do Ryszarda Ch. nie wrócił.<br />
Być może leży gdzieś na dnie Bałtyku. Ale niekoniecznie...<br />
- Szwedzkie statki zatopili Ruskie, konkretnie NKWD -<br />
zakomunikował nam po lekturze pierwszej publikacji o tej<br />
historii Dominik Dzimitrowicz, żeglarz z Ustki. - Marynarzy<br />
wymordowali.<br />
Dzimitrowicz to dziwna postać. Zmarł kilka lat temu.<br />
Przed śmiercią dużo opowiadał, że w latach czterdziestych<br />
wspólnie z ojcem jako repatrianci z Wileńszczyzny prowadzili<br />
w Gdańsku-Wrzeszczu kontrwywiadowczą komórkę AK.<br />
Jednocześnie obaj mieli legitymacje pracowników Urzędu<br />
Bezpieczeństwa. Zatrudnili się w tym resorcie jako krawcy.<br />
Potem służył w peerelowskich Wojskach Ochrony Pogranicza.<br />
Dzimitrowicz: - Enkawudziści wymordowali załogi w<br />
Bornym Sulinowie, żeby nie było świadków i przejęli kontrabandę.<br />
Nie chodziło jednak o przemyt uciekinierów tylko<br />
o morfinę, którą tymi statkami przewożono z Czechosłowa-<br />
Panorama usteckiego portu z czasów, gdy był największym pod względem przeładunków<br />
portem handlowym między Gdańskiem, a Szczecinem. Po prawej stronie fragment<br />
magazynu spirytusu. W marcu 1945 roku Niemcy użyli składowanego tu alkoholu jako<br />
broni przeciwko żołnierzom radzieckim. Trzech Rosjan przez ten spirytus straciło życie.<br />
72
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
cji na Zachód. Dodał, że podczas służby w WOP w Kętrzynie<br />
widział archiwalne meldunki z Kołobrzegu. Polski pogranicznik<br />
zapisał, że do portu wszedł rosyjski okręt wojenny<br />
ze szwedzkimi rozbitkami na pokładzie. Rosjanie mieli<br />
ich potem wywieźć do swojej bazy w Bornem i rozstrzelać.<br />
Usteccy dokerzy przyjaźnili się ze szwedzkimi marynarzami.<br />
Jan Gąsiewski, były doker, tak opowiadał pod koniec<br />
lat 90.: - Jak człowiek zziajany podczas załadunku zajrzał<br />
do nich, zawsze poczęstowali piwem. A i w mieście, jak się<br />
spotkaliśmy gdzieś w knajpie, jak to marynarze, nie pozwolili<br />
odejść. Trzeba było z nimi pić.<br />
Gąsiewski, który kilka lat był na niewolniczych robotach<br />
w Niemczech, porozumiewał się ze Szwedami po niemiecku.<br />
Na szwedzkich statkach pływali jednak także Polacy.<br />
Gąsiewski: - Pamiętam, że na „Iwanie” też był taki jeden. Za<br />
każdym razem, jak przypływali, mówił do nas: „O Jezusie,<br />
co dzień to u was gorzej”. Ten „Iwan” wywiózł stąd wielu<br />
ludzi. Jak zaginął, w Ustce mówiło się, że zatopili go albo<br />
Rosjanie, albo wschodni Niemcy, będący na ich usługach.<br />
Czy wiedzieli za dużo?<br />
Do podobnych ustaleń doszedł wówczas szwedzki wywiad.<br />
Dziennikarz Johnsson dotarł w Szwecji do opracowania<br />
historyka Jana Sjöberga, który przytacza meldunek<br />
szefa szwedzkiego kontrwywiadu, Thede Palma. W czerwcu<br />
1948 roku, trzy miesiące po zaginięciu Iwana i załogi<br />
Kinnekulle, pracujące dla Szwedów źródło, ulokowane<br />
w polskich służbach dyplomatycznych informowało, że<br />
cała załoga jednego z tych statków, z wyjątkiem kapitana,<br />
utrzymywała kontakty z jakąś polską organizacją podziemną,<br />
z którą uzgadniano nielegalne przerzuty do Szwecji.<br />
- W meldunku mowa jest o tym, że ci podziemni Polacy<br />
zaprosili szwedzkich marynarzy do miejscowości<br />
określanej jako „Czarnków”, rzekomo pod Ustką. Od tego<br />
momentu śledziło ich polskie UB. Na morzu miały ich z<br />
kolei śledzić dwie radzieckie łodzie podwodne. Kilka dni<br />
później załogę i członków polskiej organizacji podziemnej<br />
73
74<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
widziano w szkole Victoria w Gdańsku, gdzie mieściła<br />
się siedziba UB. Polaków tam rozstrzelano, a Szwedów<br />
przerzucono statkiem „Generał Suvorov” do Królewca i<br />
stamtąd dalej na wschód. Źródło szef szwedzkiego kontrwywiadu<br />
określił jako bardzo wiarygodne.<br />
Szwedzi mają też inne przesłanki. Choćby zeznania<br />
mieszkającego w Szwecji maszynisty okrętowego Edmunda<br />
Tuchanowicza z ystadzkiego statku „Ketty”. Marynarz pod<br />
koniec lat czterdziestych w jednym z polskich portów pił<br />
wódkę z kolegą związanym z UB. Wtedy nie zwrócił uwagi<br />
na jego słowa: - Skoro pływasz na szwedzkim statku, to pewnie<br />
skończysz jak ten chłopak, którego porwali do Warszawy.<br />
Być może podobne pogłoski przekazał ustnie władzom<br />
szwedzki dyplomata Arne Lelki. Już cztery dni po odnalezieniu<br />
„Kinnekulle” wysłano go do Ustki, żeby na miejscu<br />
zorientował się w sytuacji. Pisemnie informował, że oba<br />
statki wpłynęły do Ustki 14 lutego 1948 roku. Załadunek<br />
ukończono 17 lutego, jednak czekały z wyjściem dzień<br />
dłużej, bo wiał silny wiatr. Oba wyszły 18 lutego krótko<br />
po południu. Tego samego dnia do Ustki wpłynęły cztery<br />
inne szwedzkie statki. Jest też szwedzki raport z 20 kwietnia<br />
1948 roku o tym, że o los szwedzkich statków pytał<br />
dziennikarz na konferencji<br />
w polskim MSZ. Otrzymał<br />
lakoniczną odpowiedź:<br />
statki bezpiecznie opuściły<br />
polskie terytorium. Dalszy<br />
ich los nie jest znany.<br />
W Szwecji działa specjalna<br />
fundacja, która<br />
stawia sobie za cel wyjaśnienie<br />
losów zaginionych<br />
marynarzy. Szwedzi liczą,<br />
że zagadkę pomogą rozwikłać<br />
Polacy. To jednak<br />
do tej pory się nie udało.<br />
Dokument z 3 stycznia 1949: fragment sprawozdania<br />
kapitana portu Czesława Kazubka<br />
z działalności portu w Ustce w 1948 roku.<br />
Dowiadujemy się z niego o wypadkach<br />
szwedzkich statków. Jeden zapalił się, dwa<br />
uderzyły w główkę portu, trzy: „Ebba”, „Iwan” i<br />
„Kinnekulle” zatonęły.
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
„Iwan”<br />
Statek stalowy o ładowności<br />
380 ton, zbudowany w 1890<br />
r.. Właściciel: Sven Blanck z<br />
Limhamn. Statek w okresie<br />
wojny pływał do Gdyni. Po<br />
wojnie przewoził węgiel z Ustki.<br />
Opuścił port 18 lutego 1948<br />
o godz. 14.00 z ładunkiem 345<br />
ton węgla przeznaczongo dla<br />
portu w Oskarsham na południe<br />
od Sztokholmu. Właściciel<br />
bezskutecznie próbował nawiązać<br />
z nim kontakt do 23 lutego.<br />
Zniecierpliwiony, w tym dniu<br />
zaalarmował jednostkę lotniczą<br />
z Blekinge. Kilka samolotów<br />
typu Catalina z Blekinge dokonało<br />
rekonesansu na obszarze<br />
między Tärnö, Christiansø,<br />
Ølands i południowymi punktami:<br />
Jarosławiec, Rozewie.<br />
Bez rezultatów. Widoczność<br />
w czasie trwania oblatywania<br />
była optymalna. Nieliczne<br />
szczątki „Iwana” odnajdywano<br />
wzdłuż duńskiego wybrzeża.<br />
Oficjalnie właściciel uznał, że<br />
statek zatonął wskutek eksplozji<br />
miny. 24 lutego rybak<br />
Herman Thorsen znalazł łódź<br />
ratunkową, następnego dnia<br />
na wschód od Svaneke na<br />
wyspie Bornholm natrafiono<br />
na pas ratunkowy z napisem<br />
„Iwan” Malmö”. W początkach<br />
marca szwedzkie dowództwo<br />
morskie otrzymało raport, że<br />
szwedzki żaglowiec motorowy<br />
„Veta” cztery mile na północny<br />
zachód od Jackowa, znalazł<br />
część mostku kapitańskiego z<br />
„Iwana”. Jednocześnie dowódca<br />
szwedzkiego motorowego<br />
żeglowca “Marcia” poinformował,<br />
że wypłynął z portu w<br />
Ustce w tym samym dniu co<br />
„Iwan” i „Kinnekulle”. „Marcia”<br />
w skutek mrozu i silnego<br />
wiatru, miała 25 ton dodatkowego<br />
obciążenia w formie<br />
oblodzenia. Kiedy informacja<br />
o zaginięciu „Iwana” dotarła<br />
do publicznej wiadomości, w<br />
szwedzkiej prasie ukazały się<br />
teksty sugerujące, iż zaginięcie<br />
miało związek z obcymi siłami<br />
i że załoga została zabrana do<br />
któregoś ze wschodnich krajów.<br />
Firma ubezpieczeniowa<br />
Hansa przeprowadziła inspekcję<br />
odnalezionej części mostku<br />
kapitańskiego, którą wyłowiono<br />
w okolicach Bornholmu.<br />
Inspekcja nie wykazała czy<br />
wyrwanie było efektem eksplozji<br />
czy też wyrwało ją morze.<br />
Nie znaleziono śladów ognia.<br />
Załoga: kapitan Alfred Andersson<br />
z Malmö, 46 lat, na<br />
„Iwanie” dowodził od 10<br />
miesięcy. Sternikiem był Josef<br />
Herler z Finlandii, maszynistą<br />
- Harry Granlund z Malmö,<br />
stewardem - Martin.E. Lund.<br />
Marynarze: Sture Strandberg,<br />
Ivan Magnusson z Kalmaru,<br />
J.K.Kälk z Estonii, Nils Person,<br />
Kjell Strandberg, Harry Nordman<br />
z Finlandii oraz uczeń O.<br />
Ziemelos z Estonii. Latem 1947<br />
celnicy w Malmö kilkakrotnie<br />
na pokładzie „Iwana” znajdowali<br />
uciekinierów z Polski i<br />
Niemiec. Kapitan Andersson<br />
informował właściciela w<br />
styczniu 1948, iż dwukrotnie<br />
nie mógł opuścić polskiego<br />
portu, ponieważ kilka osób z<br />
załogi było pijanych.<br />
(z duńskiej strony internetowej<br />
dla płetwonurków:<br />
www.sm-diving.dk/vrag/iwan.htm<br />
75
Opowieści starej Ustki III<br />
VI. Duchy i klątwy<br />
Dolina Charlotty, Willa Koepke’go, latarnia morska i<br />
szczur z Gardny Wielkiej.<br />
Gdy rozum śpi, budzą się demony. Te stare porzekadło<br />
ma zastosowanie do rzekomych duchów, o których chcemy<br />
opowiedzieć w tym miejscu. Objawiały się w miejscach<br />
przez wiele lat zaniedbanych, niszczejących, zapomnianych<br />
przez ludzi, a zwłaszcza przez gospodarzy. Rzecz znamienna,<br />
że wystarczyło odremontować budowle i <strong>duchy</strong>, jeśli nie<br />
zniknęły całkowicie, to zupełnie przycichły.<br />
1. Nawiedzana dolina<br />
Jeszcze pod koniec lat 90-tych XX wieku opowiadano o<br />
dziwnych zjawiskach w opuszczonym młynie między Strzelinkiem<br />
i Gałęzinowem, zwanym Zamełowskim. Pod koniec<br />
wojny jakiś Niemiec zamordował w nim żonę i czworo<br />
dzieci, a potem popełnił samobójstwo. Niedawno, jak już się<br />
ściemniło, widziałam w oknach tego młyna jakieś dziwne<br />
Historia Doliny Charlotty zaczęła się wiele stuleci temu i skrywa niejedną tajemnicę.<br />
76
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
światełka – opowiadała wówczas mieszkanka Strzelinka.<br />
Inni obserwowali postacie wychodzące z opuszczonego<br />
młyna o świtaniu. Zwykle jedną, ale pewien mężczyzna<br />
opowiadał autorowi także o dwóch, z których jedna miała<br />
sylwetkę kobiecą. - I jak wychodziła, to otrzepywała się z<br />
siana. Panie, nocą tam strach chodzić! Nie <strong>duchy</strong> straszne,<br />
ale żywi ludzie - kwitował mieszkaniec wsi.<br />
Ruiny młyna stały na odludziu, na śródleśnej polanie.<br />
Obok przepływał strumień, przy młynie rozlewający się w<br />
dość głębokie jeziorko. Wokół - wzgórza porośnięte starym<br />
bukowym lasem. Krajobraz był tu pod koniec XX wieku jak<br />
z bajki o Babie Jadze. Młyn, zwany zamełowskim, wzmiankowany<br />
był już w XIV wieku jako własność miasta Słupska.<br />
Po wojnie był własnością zakładu karnego, a w latach 90.<br />
został skomunalizowany.<br />
Mieszkańcy Strzelinka mówili prawdę. Pod koniec wojny<br />
w zamełowskim młynie rzeczywiście pewien lekarz zastrzelił<br />
swoją rodzinę, a potem siebie. Nazywał się Schwarz.<br />
Był powiatowym lekarzem weterynarii w Sławnie. Dlaczego<br />
zabił nie tylko siebie, ale i dzieci? Odpowiedzi możemy<br />
jedynie się domyślać. 8 marca 1945 roku rano okazało się,<br />
że czerwonoarmiści są już na szosie ze Słupska do Ustki,<br />
wiodącej przez przez Bydlino. Z okolicy mostu przez Słupię<br />
mogły dobiegać odgłosy rozgrywającej się tam potyczki<br />
z tyłowymi ubezpieczeniami cofającego się Wehrmachtu.<br />
Druga kolumna radziecka posuwała się na Bydlino leśną<br />
drogą, przechodzącą obok młyna w Zamełowie. Nie było<br />
już możliwości ucieczki przed Sowietami.<br />
Bardzo prawdopodobne, że powiatowy weterynarz ze<br />
Sławna był zarazem jakimś nazistowskim funkcjonariuszem.<br />
Takich Rosjanie bez ceregieli stawiali pod ścianą.<br />
W Główczycach rozstrzelali Andresena, powiatowego<br />
sekretarza partii w Słupsku. A może Schwarz był ofiarą<br />
hitlerowskiej propagandy, która głosiła, że wraz z Armią<br />
Czerwoną nadchodzi koniec niemieckiego, „cywilizowanego”<br />
świata? Goebbels, który w swojej propagandzie lansował<br />
taką postawę, też przed wkroczeniem Rosjan popeł-<br />
77
Opowieści starej Ustki III<br />
nił samobójstwo. W powiecie słupskim, w Osiekach pod<br />
Gąbinem, w identycznych okolicznościach żona dziedzica<br />
von Hansteina zabiła siebie i swoich dwóch synów. Żonę,<br />
dzieci i siebie uśmiercił także niejaki Heyn z Żoruchowa<br />
w gminie Główczyce.<br />
Ale już wcześniej to miejsce uchodziło za nawiedzone.<br />
W Dzień Zaduszny 1999 roku przez przypadek w bibliotece<br />
Muzeum Pomorza Środkowego wpadł mi w ręce zbiór<br />
sag i legend, wydany w 1925 roku przez zbieracza ludowych<br />
opowieści, profesora Otto Knoopa. I nagle olśnienie:<br />
saga numer 7! Wynika z niej, że nad zamełowskim młynem<br />
już od początku XIX wieku ciążyła jakaś klątwa. Knoop:<br />
„Przy zamełowskim młynie, między Strzelinkiem i Niestkowem<br />
rósł kiedyś wielki buk. Na początku minionego<br />
stulecia drzewo zwaliło się, zabijając parobka. Następnej<br />
nocy po pogrzebie zmarły pojawił się jednak znowu we<br />
młynie, budząc lęk jego mieszkańców. Ponieważ zjawa pokazywała<br />
się każdej nocy, we młynie nikt nie chciał przebywać.<br />
Ale po pewnym czasie na nocleg w nawiedzonym<br />
budynku zdecydował sie wędrowny uczeń młynarski. Gdy<br />
opowiedziano mu o upiorze, dał młynarzom taką radę:<br />
ktoś powinien pomiędzy godziną 11 a 12 w nocy zakopać<br />
ubranie, w którym zginął parobek pod pniem zwalonego<br />
drzewa. Nikt jednak nie miał odwagi, aby się tego podjąć.<br />
W końcu zdecydowała się na to 18-letnia żona młynarza.<br />
Zgodnie z radą zakopała odzież i upiór przestał się „pokazywać.”<br />
Knoop dodaje jednak, że „przed 50 laty”, czyli<br />
Archiwalne zdjęcia zamełowskiego młyna sprzed wojny.<br />
78
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Dolina Charlotty, rzekomo nawiedzana przez <strong>duchy</strong>, już przed wojną była miejscem<br />
rekreacji dla mieszkańców Słupska.<br />
około 1875 roku, drogą koło młyna przejeżdżał nauczyciel<br />
Mau z Gałęzinowa. Pień zwalonego ogromnego buka<br />
wciąż jeszcze wystawał z ziemi. Nauczyciel Mau na długo<br />
zapamiętał, co mu się wówczas przytrafiło.<br />
- Gdy był w pewnej odległości od tego miejsca, dostrzegł<br />
jakąś postać wyglądającą zza drzewa, jednak kiedy się<br />
zbliżył, nikogo już tam nie znalazł – relacjonował zbieracz<br />
regionalnych sag i legend.<br />
A co dzieje się dzisiaj w tym miejscu? Teren zajmowany<br />
dawniej przez młyn jest teraz częścią Doliny Charlotty.<br />
Dolina ta, nieopodal nawiedzonego miejsca, już w II połowie<br />
XIX wieku była celem wycieczek pieszych, konnych<br />
i rowerowych, a potem także kolejowych - mieszkańców<br />
Słupska. W wolne od pracy dni organizowano tu pikniki i<br />
potańcówki.<br />
Na początku lat dwutysięcznych biznesmeni–wizjonerzy<br />
stworzyli tu wielkie centrum rekreacyjne, na które składają<br />
się m.in. sztuczne jezioro, stadnina koni, ekskluzywny hotel,<br />
kilka restauracji, zoo, park linowy i amfiteatr. Rokrocznie<br />
koncertują w nim gwiazdy światowej muzyki. Brzmienie<br />
basowych gitar i mocne rytmy perkusji sprawiają, że od<br />
wielu lat jedyny duch, o którym można rzec, że tu się objawia,<br />
to duch klasycznego rocka z dawnych lat.<br />
79
Opowieści starej Ustki III<br />
2. Willa jak z<br />
psychodelicznego horroru<br />
Jeszcze wczesną wiosna 2011 roku stał w Ustce budynek,<br />
obok którego ludzie bali się przechodzić, zwłaszcza<br />
po zmroku. Niektórzy twierdzili, że straszy w nim duch<br />
dawnych właścicieli, którzy tragicznie zginęli pod koniec<br />
II wojny światowej. To dom nazywany jeszcze dziś od nazwiska<br />
tych rzekomych właścicieli – owiana tajemnicą willa<br />
Koepke’go.<br />
Bez względu na to, czy faktycznie Koepkowie zamieszkiwali<br />
ten budynek w okresie, kiedy działy się rzeczy, o<br />
których piszemy niżej, warto poznać ich niesamowitą historię.<br />
To gotowy scenariusz na film o miłości tragicznej, która<br />
przegrywa walkę z nieszczęśliwym losem.<br />
Bogacze z usteckiego portu<br />
Tajemnicza willa po zachodniej stronie portu,<br />
widok z początku 2011 roku, jeszcze sprzed<br />
remontu.<br />
Ten los był zdradliwy, bo na początku im sprzyjał.<br />
Koepkowie byli rodziną portowych przedsiębiorców. Ich<br />
firma doszła do znacznego majątku pod koniec XIX wieku.<br />
Założyciel przedsiębiorstwa, Friedrich Wilhelm Koepke,<br />
rozpoczą działalność w 1875 roku. Na początku sprowadzał<br />
drogą morską do Ustki zamorskie luksusy, zwane wówczas<br />
80
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
artykułami<br />
kolonialnymi:<br />
tytoń, kawę,<br />
herbatę, cukier<br />
trzcinowy.<br />
Sprowadzał je<br />
drogą morską<br />
ze Szczecina<br />
i Hamburga,<br />
gdzie rozładowywano<br />
wielkie, Parowiec należący do feralnej usteckiej firmy, nazwany<br />
na cześć Arnolda Koepkego.<br />
oceaniczne statki. Po<br />
pewnym czasie przerzucił się jednak na handel zbożem. W<br />
tym okresie rósł na nie popyt w uprzemysłowionych rejonach<br />
zachodnich Niemiec i w Anglii, a na rolniczym Pomorzu<br />
było go w nadmiarze. Z kolei z Anglii można było tanio<br />
zakupić węgiel, na który rosło zapotrzebowanie, bo w przemyśle<br />
i w komunikacji konie zastępowano wówczas maszynami<br />
parowymi. Transport morski był znacznie tańszy, niż<br />
np. przewożenie śląskiego węgla na Pomorze koleją.<br />
Interes rozwijał się i przynosił firmie spory dochód.<br />
W 1907 roku F. W. Koepke miał już sporą prywatną flotę<br />
handlową, składającą się z dwóch parowców, kilku żaglowców.<br />
Był też właścicielem sporej części nabrzeża portowego.<br />
Zatrudniał ponad stu pracowników.<br />
Umarł w 1907 roku, firmę przejął wówczas jego starszy<br />
syn, Fritz. W 1913 roku do dwóch już posiadanych dokupił<br />
trzeci parowiec, któremu na cześć młodszego brata nadał<br />
nazwę „Arnold Koepke”. W tym samym czasie siedzibę<br />
firmy przeniesiono na wschodnie nabrzeże, do wilii, która<br />
przylegała do spichlerza, w którym dziś mieści się dyskoteka<br />
„Viva”. Willa nazywała się „Ria Vella”.<br />
Wojna odmieniła ich los<br />
Rozwój przerwała I wojna światowa. Spowodowała<br />
gwałtowne załamanie się handlu morskiego. Była też przyczyną<br />
rodzinnej tragedii. Fritz Koepke zmarł w 1917 roku.<br />
81
Opowieści starej Ustki III<br />
Przedsiębiorstwo przejął po nim młodszy brat Arnold.<br />
Był świetnie wykształcony. Wcześniej długo przebywał<br />
m.in. w Anglii i w krajach skandynawskich. Założył przedstawicielstwa<br />
handlowe firmy w Darłowie i w Kołobrzegu,<br />
zbudował nowoczesny elewator zbożowy, inwestował w<br />
nowe statki. Do flotylli Koepków doszły wtedy trzy nowe<br />
parowce, między innymi „Victoria Koepke”, nazwana tak<br />
na cześć żony armatora. Arnold musiał ją bardzo kochać,<br />
choć absorbowała go działalność biznesowa i społeczna.<br />
Był człowiekiem–instytucją. Działał w izbie przemysłowo<br />
–handlowej, obejmującej całe Pomorze Środkowe, od Kołobrzegu<br />
po Łebę. Był deputowanym do Sejmiku Powiatowego<br />
w Słupsku i do usteckiego samorządu gminnego.<br />
Pełnił też funkcję wicekonsula Królestwa Szwecji w Ustce.<br />
Miejscowi lubili go. Jako jeden z najbogatszych mieszkańców<br />
Ustki udzielał im pożyczek. Zwłaszcza często prosili<br />
go o to miejscowi rybacy. Bywało, że potem nie oddawali w<br />
Pechowy parowiec „Stolpmuende”. Zatonął wraz z całą załogą.<br />
terminie, albo w ogóle nie byli w stanie spłacać długu. Koepke<br />
podobno nigdy nie podawał ich do sądu, jeśli wcześniej<br />
dłużnik osobiście i szczerze poinformował go o swojej<br />
sytuacji. Arnold Koepke zwykł wówczas mawiać do swoich<br />
współpracowników: „Spójrzcie na niego, to przecież uczciwy<br />
człowiek”.<br />
82
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Upadek firmy rozpoczął się prawdopodobnie w 1929<br />
roku, wraz z początkiem wielkiego kryzysu gospodarczego.<br />
W październiku tego roku na morzu między Darłowem i<br />
Gąskami zatonął z całą 8-osobową załogą i ładunkiem parowiec<br />
„Stolpmuende”. Statek zakupiony przez firmę zaledwie<br />
rok wcześniej.<br />
W tym samym miesiącu na należącym do firmy parowcu<br />
„Arnold Koepke” wydarzył się śmiertelny wypadek. 31-letni<br />
ustecki marynarz, ojciec trojga dzieci, zginął na pokładzie.<br />
Może te wypadki, a także udzielone pożyczki, których<br />
nie udało się odzyskać, spowodowały kłopoty firmy? Decydującym<br />
ciosem była tragedia, która wydarzyła się jesienią<br />
1930 roku. Arnold Koepke zmarł 17 listopada wskutek<br />
ciężkiej choroby. Miał zaledwie 48 lat. Upadającą firmą próbowała<br />
jeszcze pokierować jego żona, ale już w roku następnym<br />
sprzedała ją konkurencji – firmie armatorskiej Geiss.<br />
Klęska Viktorii<br />
Żona Arnolda, na której cześć nazwał jeden ze swoich<br />
parowców, wkrótce potem ponownie wyszła za mąż. Jej<br />
nowym małżonkiem został August von Hanstein, dziedzic<br />
z pobliskich wsi Dominek i Osieki, rotmistrz w stanie spoczynku<br />
i bohater wojenny, odznaczony za dzielność m.in.<br />
orderem Żelaznego Krzyża I i II klasy.<br />
Ale jakieś fatum wisiało nad tą kobietą. Świadectwem<br />
jej kolejnej życiowej tragedii jest pożółkły nekrolog z 1943<br />
roku. Drugi mąż wdowy Koepke „zmarł nagle” 17 listopada<br />
1943, mając 55 lat. Pod nekrologiem podpisała się Viktoria<br />
von Hanstein (to na jej cześć jeden z parowców nazywał<br />
się wcześniej „Victoria Koepke”), Hansteinowie z Dominka<br />
oraz urzędnicy i robotnicy z majątku Osieki.<br />
Znowu feralna data: 17 listopada! Znowu wielka rodzinna<br />
tragedia spadła na kobietę w tym samym, listopadowym<br />
dniu. W Ustce nie wierzono, aby był to przypadek. Nikt<br />
nie wierzył w oficjalną wersję, że August von Hanstein,<br />
były żołnierz i podobno także świetny pływak, po prostu<br />
poślizgnął się podczas spaceru po usteckim molo. Tym<br />
83
Opowieści starej Ustki III<br />
bardziej, że listopad nie był porą dobrą do spacerów. Opowiadano,<br />
że popełnił samobójstwo. Po prostu rzucił się w<br />
morze z mola usteckiego portu. I celowo wybrał datę. Zabił<br />
się dokładnie w 13-tą rocznicę śmierci pierwszego męża<br />
swojej żony.<br />
Jeśli tak, to jakie były prawdziwe relacje między tą parą<br />
małżonków? Możemy sobie wyobrażać młodą wdowę,<br />
wciąż zakochaną w swoim poprzednim, nieżyjącym już<br />
mężu, która wychodzi za mąż za kolejnego mężczyznę nie<br />
z miłości, tylko z rozsądku, ze względów czysto ekonomicznych.<br />
Dla pieniędzy, aby móc prowadzić nadal życie<br />
na poziomie, do którego była przyzwyczajona i wychować<br />
dzieci. Jeśli tak było, August von Hanstein mógł nie czuć<br />
się dobrze przy małżonce wciąż rozpamiętującej szczęśliwe<br />
chwile, przeżyte z jego poprzednikiem. W dodatku toczyła<br />
się wojna. Miał więc wiele powodów, by popaść w depresję.<br />
Victoria przeżyła go zaledwie o niespełna dwa lata. Razem<br />
z dwójką dzieci popełniła samobójstwo w marcu 1945<br />
roku w Osiekach koło Objazdy (około 14 km od Ustki w<br />
stronę Rowów). Gdy spostrzegła, że nie uda się jej już uciec<br />
przed zbliżającą się Armią Czerwoną, zażyła razem z dziećmi<br />
truciznę.<br />
Siedziba firmy „F. W. Koepke w 1945 roku, podczas obchodów pierwszych tu polskich<br />
Dni Morza. Zachowały się jeszcze wówczas firmowe napisy, ale z pierwotnych założycieli<br />
przedsiębiorstwa nikt już nie żył.<br />
84
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
3. Nawiedzona latarnia<br />
Usteckim budynkiem, rzekomo nawiedzanym przez<br />
<strong>duchy</strong> jest też latarnia morska. Stoi w porcie przy Nabrzeżu<br />
Kołobrzeskim, u nasady wschodniego mola, przy zachodnim<br />
skraju promenady nadmorskiej. Jej najbardziej charakterystyczny<br />
element, to wieża z cegły o wysokości 19,5 m,<br />
zbudowana na planie ośmiokąta, zwieńczona białą laterną.<br />
Przylega do budynków dawnej stacji pilotów portowych.<br />
Według starych usteckich latarników miały tu straszyć<br />
w przeszłości <strong>duchy</strong> żeglarzy i marynarzy, którzy potopili<br />
„Nawiedzona” latarnia morska w Ustce.<br />
się u wejścia do usteckiego portu. Nawiedzając latarnię,<br />
<strong>duchy</strong> rzekomo mściły się na latarnikach, których obwiniały<br />
o to, że wskutek niedbalstwa i niepilnowania światła w<br />
sztormowe noce dopuszczali do wygaszenia latarni, doprowadzając<br />
w ten sposób do katastrof morskich, w których<br />
zginęło wielu ludzi.<br />
„Lux viae”, czyli światło drogi<br />
Podobno w dawnych czasach żeglarzom drogę do usteckiego<br />
portu wskazywało w nocy światło wywieszane<br />
z wieży starego kościoła pw. Św. Mikołaja. Stał on w latach<br />
85
Opowieści starej Ustki III<br />
1356 – 1889 na dzisiejszym Skwerze Jana Pawła II. Kontury<br />
jego murów do dziś wyznaczają rosnące tu stare lipy. Światła<br />
zapalano w sztormowe noce, gdy Bałtyk tonął w ciemnościach<br />
i powracający z wypraw handlowych albo z połowów<br />
ludzie morza tracili orientację i nie wiedzieli, w która stronę<br />
skierować statek, aby jak najszybciej schronić się w bezpiecznym<br />
miejscu.<br />
Na takie dodatkowe wykorzystanie świątyni wskazuje<br />
stara pieczęć usteckiej parafii. Przedstawia ona na pierwszym<br />
planie wieżę, z której<br />
wystawiona jest żerdź z podwieszonymi<br />
dwoma kotłami.<br />
W kotłach tych mógł się palić<br />
tłuszcz, olej lub smoła. Światło<br />
płomieni z tych kociołków<br />
wskazywało drogę żaglowcom,<br />
także uwidocznionym na<br />
tej pieczęci. Górną część pieczęci<br />
wieńczył napis łaciński<br />
„Lux Viae” – „Światło Drogi”.<br />
W regionalnej literaturze<br />
Przepalona żarówka z usteckiej<br />
brak szczegółowych informacji<br />
o tym zwyczaju. Nie zacho-<br />
latarni morskiej.<br />
wały się żadne dokumenty na ten temat. Dopiero z 1871<br />
roku pochodzi pierwsza udokumentowana wzmianka o<br />
zapalaniu w Ustce światła nawigacyjnego. Była to naftowa<br />
lampa, której światło wzmacniał system specjalnych soczewek<br />
skonstruowany przez inżyniera Fresnela. W nocy lampę<br />
tę wciagano na maszt przy stacji pilotów na wysokość<br />
11,6 metra ponad poziom morza. Maszt znajdował się przy<br />
wschodnim molo. Światło tej lampy świeciło w morze na<br />
odległość około 11,1 km.<br />
W 1892 roku u nasady wschodniego falochronu zbudowano<br />
nową stację pilotów z wieżą ze spiczastym dachem,<br />
przypominającym wieżę kościelną. Ta budowla pełni<br />
funkcję latarni morskiej do dziś. Dopiero w 1904 roku zbudowano<br />
na niej laternę ze stałym urządzeniem świetlnym,<br />
86
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
emitującym światło białe, przerywane.<br />
Przed wojną latarnia wykorzystywała<br />
gaz. Oświetlenie<br />
elektryczne zainstalowano po<br />
wojnie. Obecnie w laterni są<br />
dwie żarówki o mocy 1000 W i<br />
soczewka Fresnela o średnicy 1<br />
metra. Zwiedzając wieżę, można<br />
przez szybę laterny podziwiać<br />
jej układ optyczny.<br />
Informacje o duchach z<br />
latarni pochodzą z okresu<br />
powojennego. Obsługujący ją<br />
pracownicy słupskiego urzędu<br />
morskiego skarżyli się, że gdy<br />
samotnie pełnili nocne służby<br />
w dyżurce pod laterną, słyszeli<br />
w sztormowe noce dziwne<br />
odgłosy, dobiegające z pustych<br />
pomieszczeń: stukot, tupanie,<br />
jakieś szepty. Najgorsze było<br />
przeciągłe wycie, od którego<br />
ciała latarników przeszywały<br />
zimne dreszcze. Niektórzy<br />
zbierali się na odwagę i schodzili<br />
do nawiedzanych<br />
pomieszczeń. Przekonywali<br />
się, że nikogo tam<br />
nie było, a niesamowite<br />
odgłosy wywoływała<br />
jakaś niewidzialna siła.<br />
Wyobraźnia podsuwała<br />
obrazy eterycznych<br />
zjaw. Opowiadano, że<br />
to <strong>duchy</strong> marynarzy,<br />
którzy niegdyś potopili<br />
Ziarno prawdy<br />
w legendach<br />
o duchach z<br />
latarni<br />
Z protokołu Komisji Morskiej<br />
przy Miejskiej Radzie<br />
Narodowej z 1 marca 1949<br />
roku:<br />
„Przy omawianiu oświetlenia<br />
portu Komisja Morska<br />
stwierdziła, iż w związku<br />
z częstymi przerwami prądu<br />
elektrycznego na naszym<br />
terenie, latarnia morska<br />
w Ustce winna mieć własną<br />
prądnicę, gdyż światło latarni<br />
morskiej nie może być<br />
zgaszone – naraża bowiem<br />
statki zagraniczne i własne<br />
na wielkie niebezpieczeństwo,<br />
szkodzi dobrej opinii<br />
portów polskich, a opinii<br />
portu w Ustce w szczególności.<br />
Omawiano również konieczność<br />
zainstalowania na<br />
główce mola wejściowego<br />
buczka mgłowego. W czasie<br />
mgieł dźwięk buczka wskaże<br />
zabłąkanym statkom<br />
i kutrom rybackim wejście<br />
do portu.”<br />
Tak wyobrażali sobie ducha z latarni morskiej w<br />
Ustce usteccy latarnicy i tak namalowali go na<br />
balustradzie schodów do latarni.<br />
87
Latarnia<br />
morska w<br />
Ustce<br />
Rok budowy: 1892. Wysokość<br />
wieży: 19,5 metra.<br />
Źródło jej światła znajduje<br />
się na wysokości 22,2 m.<br />
Błyski widoczne są z odległości<br />
18 mil morskich, czyli<br />
z ok. 33 km. Światło widoczne<br />
jest od strony morza<br />
oraz z plaż na odcinku od<br />
Jarosławca aż po Czołpino<br />
oraz z jeziora Gardno. W<br />
1993 roku ustecka latarnia<br />
morska została wpisana do<br />
rejestru zabytków.<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
się u wejścia do portu w Ustce<br />
przez niedbalstwo miejscowych<br />
latarników, a teraz nawiedzają<br />
nocami budynek.<br />
Istotnie, w dawnych czasach<br />
wielu ludzi zginęło w katastrofach<br />
morskich u wejścia do<br />
usteckiego portu. Statki i łodzie<br />
rybackie rozbijały się uderzając<br />
w główki kamiennych falochronów,<br />
wpadały<br />
na płycizny przy plażach. Niejeden<br />
marynarz został zmyty<br />
z pokładu. Wiele ciał morze<br />
wyrzucało potem u ujścia „Trupiej<br />
Rzeczki” w Orzechowie.<br />
Wielu nigdy nie odnaleziono.<br />
Opowieść córki latarnika<br />
Ale na latarni mogły straszyć nie tylko <strong>duchy</strong> marynarzy.<br />
Niesamowitą historię o pierwszych powojennych latach<br />
opowiada Joanna Izdebska, ustczanka, córka jednego z<br />
pierwszych polskich mieszkańców Ustki. Jej ojciec przybył<br />
do Ustki w październiku 1945. Od początku pracował w Kapitanacie<br />
Portu, kierował grupą robotników i odpowiadał za<br />
konserwacje nabrzeży. Jak opowiadał, od początku zwrócił<br />
uwagę na zagłębienie w wydmie, porośnięte świeżą, zieloną<br />
trawą, z której coś „emanowało”. Widział to i z okien kapi-<br />
Co tu straszyło?<br />
Duchy, czy przeciągi?<br />
88
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Widok z latarni na szczątki statków, które wydobyto z dna w rejonie portu.<br />
tanatu, i z latarni. Dziwny, jakby fluorescencyjny odblask,<br />
zielona poświata. - Gdy na przełomie lat pięćdziesiątych i<br />
sześćdziesiątych zrobiono tam ekshumację, wykopano 30-40<br />
zwłok. Ojciec mówił, że byli to jeńcy francuscy, zatrudnieni<br />
przy budowie portu. Cywile. Ojciec opowiadał też, że po<br />
wojnie jeszcze przez wiele lat morze wyrzucało na plaże<br />
ludzkie zwłoki – opowiadała Joanna Izdebska. Możliwe też,<br />
że były to ciała ofiar zatopienia przez radziecki okręt podwodny<br />
S 13 dwóch niemieckich transportowców. Na przełomie<br />
stycznia i lutego 1945 roku, w końcowej fazie II wojny<br />
światowej w okolicach Ustki S 13 storpedował dwa statki<br />
niemieckie: „Gustloffa” i „Generała Steubena”, wskutek czego<br />
zginęło kilka tysięcy Niemców, żołnierzy i cywilów. Są<br />
niemieckie przekazy wskazujące na to, że ciała, unoszące się<br />
na morzu w kamizelkach ratunkowych przez wiele dni, fale<br />
wyrzucały na plaże w okolicach Ustki. Niektóre podobno<br />
pochowano w nieoznaczonej mogile na miejscowym cmentarzu<br />
naprzeciw ratusza. Inne zakopywano tuż przy brzegu.<br />
Ale niedowiarkowie wykluczający istnienie duchów<br />
twierdzą, że to nie zjawy z zaświatów straszyły usteckich<br />
latarników. Według nich, był to tylko wiatr i wskazują, że<br />
strachy minęły, gdy tylko Urząd Morski administrujący latarnią<br />
wymienił okna na szczelniejsze, eliminując przeciągi.<br />
89
Opowieści starej Ustki III<br />
VII. Zamiast<br />
zakończenia.<br />
Niesamowite<br />
przepowiednie.<br />
Czy można przewidzieć, albo w jakiś nadnaturalny sposób<br />
przeczuć przyszłość? To odwieczne pytanie, na które<br />
nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są jednak przesłanki ku<br />
temu, by odpowiedzieć twierdząco. Tkwią one nie tylko w<br />
legendach. Pisaliśmy wyżej o klątwie kowala Volla, która z<br />
historycznego punktu widzenia została spełniona. Podobną<br />
tezę wygłosił kiedyś książę Otto von Bismarck prorokując,<br />
że jeśli kiedykolwiek miałaby powstać niepodległa Polska,<br />
będzie to oznaczać zagładę państwa pruskiego. Przestało<br />
istnieć w 1945 roku.<br />
Jeśli tak, to niektóre z zapowiedzi wyrażonych w przeszłości<br />
są w trakcie realizacji, albo dopiero zostaną zrealizowane.<br />
Był moment, kiedy przeszył mnie dreszcz, gdy studiowałem<br />
starą mapę okolic Ustki. Odnalazłem na niej na<br />
południe od Zimowisk nazwę wzgórza, na którym zaledwie<br />
dwadzieścia lat temu, na początku lat 90. XX wieku wytyczono<br />
teren pod nowy cmentarz.<br />
1. „Gorące wzgórze” cmentarza<br />
Stara, tradycyjna nazwa miejsca, w którym dziś znajdują<br />
wieczny spoczynek zmarli ustczanie, brzmiała do 1945<br />
roku „Hottenberg”. Była na tyle dziwna, że zastanawiała<br />
już przed wojną niemieckich regionalistów. Jeden z nich<br />
uwzględnił ją w artykule o pochodzeniu nazw miejscowych<br />
w okolicach Niestkowa.<br />
„To wysokie wzgórze, na którym rzekomo niegdyś<br />
mieli mieszkać Hottowie, albo nawet Hottentoci, (“Hottentotten”<br />
- holenderska nazwa ludu zamieszkującego tereny<br />
90
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
Pasterz na wzgórzu. Możliwe, że wzgórze koło Zimowisk, na którym dziś jest cmentarz,<br />
właśnie od pasterzy wzięło swą nazwę. Ale są też i inne interpretacje.<br />
południowej<br />
Afryki). Możliwe,<br />
że tak<br />
pogardliwie<br />
określano tu<br />
jakichś obcych<br />
– pisał w latach<br />
trzydziestych<br />
XX wieku.<br />
„Hottentotten”<br />
– „gorący<br />
zmarli”. Takie Dziś znajduje się na nim ustecki cmentarz.<br />
Wzgórze kojarzone niegdyś z obecnością „Hottentotów”.<br />
znaczenie ma zbitka angielskiego słowa „hot” i niemieckiego<br />
„totten”, porażająca w kontekście późniejszego wyznaczenia<br />
wzgórza na miejsce przyszłego cmentarza dla „obcych”,<br />
czyli Polaków, którzy zaludnili tę ziemię po II wojnie<br />
światowej. Ale ów regionalista artykuł o wzgórzu pisał wiele<br />
lat przed tym faktem. Nie miał jeszcze pojęcia o tym, że<br />
za 10 lat wybuchnie II wojna światowa, że obszar Pomorza<br />
Środkowego zostanie przyłączony do Polski i że grubo pół<br />
wieku później wytyczony tu zostanie nowy cmentarz. Gdyby<br />
o tym wiedział, włos by mu się zjeżył na głowie.<br />
Przyjmował też inną wersję: nazwa „Hottenberg” mogła<br />
wziąć się od stosowanego w tych okolicach zawołania<br />
w celu popędzania wołów pociągowych: “Hue, Hott!”. W<br />
91
Opowieści starej Ustki III<br />
Rzekoma klątwa<br />
„ratuszowa”<br />
W Ustce mówi się, że na budynku<br />
dzisiejszego ratusza<br />
ciąży klątwa, rzucona na tych,<br />
którzy zmienią przeznaczenie<br />
budynku, zbudowanego w<br />
latach 1911 – 1912 jako szkoła.<br />
To temat głośny od feralnego<br />
przypadku Jacka Graczyka,<br />
burmistrza Ustki w latach 2002<br />
– 2006. To on zapoczątkował<br />
przekształcanie szkoły na ratusz.<br />
W wyborach 2006 przez<br />
drobne uchybienie formalne<br />
odpadł jeszcze przed kampanią.<br />
Nie mógł kandydować, a<br />
był uważany za faworyta. Jacek<br />
Graczyk na pewno przejdzie do<br />
legendy tego ratusza.<br />
Sam z domniemaną klątwą<br />
zetknąłem się zimą 2007 roku,<br />
podczas wędrówki w plener,<br />
zorganizowanej przez „Głos<br />
Pomorza”. Opowiadałem wtedy<br />
o tym budynku grupkom<br />
wycieczkowiczów, stojąc na<br />
pierwszym schodku głównego<br />
wejścia. Gdy tylko zacząłem<br />
mówić o klątwie, włączył się<br />
alarm, zawyły syreny. Wszyscy<br />
na kilka sekund stężeliśmy<br />
ze strachu. Także pracownicy<br />
ratusza narzekali w pierwszych<br />
miesiącach funkcjonowania<br />
w ratuszu, że prześladuje ich<br />
pech. Na szczęście te narzekania<br />
ostatnio ucichły.<br />
Rzekoma klątwa jest dalekim<br />
echem tego, co wydarzyło się<br />
podczas rozpoczęcia budowy:<br />
15 lipca 1911 roku. Tego dnia<br />
o godz. 15 ówcześni niemieccy<br />
mieszkańcy Ustki uczestniczyli<br />
w uroczystości wmurowania<br />
kamienia węgielnego pod<br />
gmach. Przewodniczący gminy,<br />
Ziemann, który wkrótce<br />
potem stracił syna w I wojnie<br />
światowej (poległo w niej<br />
wielu innych uczestników tej<br />
imprezy), wmurował dokument,<br />
w którym zapisano, iż<br />
społeczność miejscowa wyraża<br />
pragnienie, by budynek zawsze<br />
służył kultywowaniu bogobojności,<br />
wierności królowi i miłości<br />
do ojczyzny.<br />
Tuż przed pierwszą wojną światową w mury szkoły, która obecnie jest ratuszem,<br />
wmurowano tajemniczy dokument.<br />
92
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
słownikach starej, dialektowej niemczyzny okrzyk „hott”<br />
określany jest jako zawołanie furmanów oznaczające komendę<br />
dla koni pociągowych: „w prawo”. Stąd wzięło się<br />
nasze polskie zawołanie „Hetta!”, oznaczające to samo. Patrząc<br />
od strony Słupska, owo cmentarne dziś wzgórze znajduje<br />
się po prawej stronie traktu.<br />
Z kolei w dialekcie dolnoniemieckim, używanym przed<br />
wojną na tych terenach, wyraz „der Hotten” oznacza „twaróg”.<br />
Gdyby od tego wyprowadzać etymologię nazwy<br />
wzgórza, znaczałaby ona więc tyle, co po naszemu „Góra<br />
Twarogowa”.<br />
Ale jest możliwa jeszcze jedna uprawdopodobniona interpretacja<br />
nazwy tej tajemniczej „góry”. Możemy bowiem<br />
także przyjąć, że podstawą tej nazwy jest niemiecki wyraz<br />
„hueten”, czyli „strzec”, „pilnować”. Wówczas należałoby<br />
przyjąć, że w zamierzchłej przeszłości usytuowana była tu<br />
na wzgórzu jakaś strażnica, z której nadzorowano ruch na<br />
handlowym trakcie, łączącym ustecki port ze Słupskiem,<br />
albo chata, w której pomieszkiwali pasterze pilnujący bydła<br />
mieszkańców wsi. „Hottenberg” jako nazwa miejscowa notowana<br />
jest także w Meklemburgii i w Brandenburgii.<br />
W tej ostatniej krainie było to znane w średniowieczu miejsce<br />
pielgrzymkowe.<br />
2. Ostatnia bitwa w dziejach świata<br />
W dawnych wiekach opowiadano w okolicy, że gdzieś<br />
między Ustką a Darłowem, na północ od szosy łączącej obie<br />
te miejscowości, stoczona będzie w przyszłości ostatnia bitwa,<br />
tuż przed końcem świata. To legenda – przepowiednia,<br />
jakże teraz aktualna w kontekście tego, co dzieje się na tym<br />
obszarze. To jedna z lokalizacji rozważanych do niedawna<br />
w związku z planami budowy w Polsce elementów tarczy<br />
antyrakietowej.<br />
Zapis tej legendy pozostawił nam doktor A. Haas, autor<br />
zbioru pomorskich legend, wydanego w 1912 roku, kiedy<br />
nic jeszcze nie zapowiadało nie tylko trzeciej, ale nawet<br />
pierwszej wojny światowej.<br />
93
Tu zjadą się różne wojska<br />
Opowieści starej Ustki III<br />
94<br />
„Kiedyś nadejdą czasy, kiedy ustaną wszelkie wojny między<br />
narodami na ziemi. Nastąpi wówczas okres wielkiego<br />
rozkwitu, bogactwa i dobrobytu. Potem jednak wybuchnie<br />
wielka wojna światowa, która dotknie i wyniszczy znaczną<br />
część ludzkości – notował doktor Haas na dwa lata przed jej<br />
wybuchem na 134 stronie swojej książki. - Wśród tych, którzy<br />
przeżyją, szerzyć się będzie bieda i głód. Ci, którzy wcześniej<br />
ubierali się w jedwabne szaty, będą chodzić w szarych, płóciennych<br />
ubraniach, a ci, którzy wcześniej jadali pieczenie i<br />
pili wino, będą szczęśliwi, jeśli będą mogli uciszyć swój głód<br />
korzonkami i ziołami rosnącymi na polach.”<br />
Ustecka inwestycja, rozpoczęta tuż<br />
przed wybuchem II wojny światowej i<br />
nigdy nie dokończona.<br />
I właśnie wówczas, już po tej<br />
wyniszczającej wojnie, a przed<br />
bliskim końcem świata, na północ<br />
od szosy Darłowo – <strong>Ustka</strong> zbiorą<br />
się wszystkie wojska, jakie będą<br />
jeszcze na ziemi, aby stoczyć tu<br />
decydującą bitwę.<br />
Tyle ta legenda, niesamowita<br />
choćby dlatego, że – powtórzmy – jej zapis opublikowany<br />
został przez Haasa na dwa lata przed wybuchem I wojny<br />
światowej. Ale jest niesamowita także i z innego względu.<br />
Oto bowiem po pierwszej wojnie światowej tereny na północ<br />
od szosy Darłowo – <strong>Ustka</strong> zostały w znacznej części zajęte<br />
przez wojsko. Tu w latach 30. niemiecka Luftwaffe utworzyła<br />
największy w III Rzeszy poligon artylerii przeciwlotniczej, a<br />
marynarka zaczęła budować wielki port o strategicznym znaczeniu.<br />
Miał on służyć przerzutom wielkich transportów drogą<br />
morską między Rzeszą, a Prusami Wschodnimi, rozdzielanymi<br />
wówczas polskim „korytarzem”. Pozostałością po tej niedokończonej<br />
inwestycji jest tak zwane trzecie molo.<br />
Poligon utworzony w latach 30-tych XX wieku nadal działa.<br />
Od lat 90-tych ma on status centralnego poligonu polskich<br />
sił powietrznych. Zjeżdżają tu na ćwiczenia nie tylko żołnierze<br />
z całej Polski, ale także z innych krajów: z Niemiec, Czech,<br />
Słowacji, Węgier, Włoch, Wielkiej Brytanii, USA, a także cza-
<strong>Nadmorskie</strong> <strong>duchy</strong>, <strong>uroczyska</strong> i tajemnice.<br />
sami z Rosji. Gdy ćwiczą, w Ustce słychać wybuchy pocisków,<br />
rakiet i bomb, od których drżą szyby. Niebo porysowane jest<br />
kreskami smug spalin silników samolotów odrzutowych.<br />
Bajka i antyrakietowa tarcza<br />
Ale najbardziej intrygujący jest motyw przepowiadanej<br />
w legendzie ostatniej bitwy w dziejach świata. Gdy doktor<br />
Haas spisywał opowieść, żadna armia nie dysponowała<br />
jeszcze bronią masowego rażenia, zdolną zniszczyć cały<br />
ludzki gatunek i ludzką cywilizację. To możliwe jest dopiero<br />
od niedawna, zwłaszcza dzięki rakietowej broni jądrowej.<br />
Ostatnia bitwa w dziejach świata, jeśli faktycznie kiedykolwiek<br />
do niej dojdzie, będzie bitwą stoczoną w powietrzu<br />
przy użyciu rakiet. I właśnie ten obszar, na północ od szosy<br />
<strong>Ustka</strong> – Darłowo, może w przyszłości odegrać w tym potencjalnym<br />
starciu decydującą rolę.<br />
Wprawdzie ostatnie decyzje w kwestii tarczy antyrakietowej<br />
zakładają zlokalizowanie wyrzutni amerykańskich<br />
antyrakiet, przeznaczonych do niszczenia w powietrzu wrogich<br />
pocisków balistycznych, w Redzikowie na wschód od<br />
Słupska, to jednak pewne instalacje tego systemu mogą być<br />
zlokalizowane także tutaj. Tu również, na obszarze określonym<br />
w tej starej legendzie, rozważana jest dyslokacja baterii<br />
amerykańskich antyrakiet typu „Patriot”. Nie możemy więc,<br />
niestety, wykluczyć, że przepowiednia zawarta w legendzie<br />
się ziści. Co więcej: realizacja tego ponurego, choć baśniowego<br />
scenariusza jest dziś o wiele bardziej prawdopodobna<br />
niż wówczas, kiedy przed stu laty w jakiejś starej karczmie<br />
koło Ustki spisywał ją na podstawie opowieści miejscowych<br />
doktor A. Haas. Jak będzie, pokaże czas.<br />
Rok 2011. Amerykańscy żołnierze<br />
rozstawiają ćwiczebną<br />
baterię antyrakiet „Patriot” na<br />
poligonie pod Ustką.<br />
95