04.06.2014 Views

Podróże małe i duże. - Puls UM

Podróże małe i duże. - Puls UM

Podróże małe i duże. - Puls UM

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

OPOWIADANIE<br />

w cieplutkim przedziale. Gwizdek, szarpnięcie. Home, sweet<br />

home. Sąsiadka z naprzeciwka jedzie do Sopotu, z dumą<br />

mówiąc, że do narzeczonego. Karmi nas romantyczną historią<br />

ich pierwszej randki, właśnie w Toruniu, kiedy to od<br />

ukochanego zamiast kwiatów dostała paczkę chipsów. My<br />

dzisiaj omijamy Sopot szerokim, bo nie wąskotorowym, łukiem.<br />

Środek nocy, z trudem rozklejam powieki, bo czas na<br />

przesiadkę. Współtowarzysz zwraca uwagę na brak osłony<br />

podgłówka jednego z foteli. Faktycznie – brakuje jednego<br />

z rzędu czterech, sławetnego „Witamy w podróży”. Dworzec<br />

w Inowrocławiu. Niezbędnik – kawa z automatu, okazuje się<br />

kiepskim pomysłem. Jest kwaśna, ale pchnięta desperackim<br />

pożądaniem kofeiny, wypijam ją do końca, modląc się, żeby<br />

nie spędzić pozostałej części podróży w toalecie.<br />

– Cześć Wiesiu, no i jak tam po urlopie? – przysłuchujemy<br />

się rozmowom na peronie.<br />

My mamy jeszcze środek nocy, dla innych to już poranek.<br />

Grupa panów po czterdziestce zbiera się w oczekiwaniu<br />

na pociąg mający ich zawieźć do pracy. Wyrwani z kontekstu<br />

przyglądamy się smutnej prozie życia. Kolejną godzinę spędzamy<br />

spokojnie w bezprzedziałowym wagonie, pędzącym<br />

w stronę Torunia. Szósta rano. Miasto okrągłej Ziemi i pierników<br />

wita nas ciemnością. To znaczy, że na zwiedzanie jeszcze<br />

za wcześnie. Moja ciężka już głowa spoczywa na męskich<br />

kolanach do godziny ósmej. Nowy krzyk mody – halowodworcowy<br />

halny, wygania nas na zewnątrz, a przeciąg jeszcze<br />

pogania: „przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda!”.<br />

Przynajmniej pogoda okazuje się łaskawsza – słońce oświetla<br />

nasze zmarszczki mimiczne, podkreślając nieprzespaną,<br />

chociaż bezsprzecznie ciekawą noc. Dzielnie ruszamy przed<br />

siebie w poszukiwaniu Kopernika. Docieramy do fontanny ze<br />

złotymi żabkami.<br />

– Dlaczego jedna się tak błyszczy? To ja dotknę tej matowej,<br />

żeby jej nie było smutno... – słyszę.<br />

Jest i Kopernik. Jednak większą uwagę przykuwa mijający<br />

nas kominiarz. Chwytamy za guzik. To musi być dobry<br />

dzień. Chwilę później siadamy na ławce ogrzanej słońcem.<br />

Pewna staruszka podchodzi do ławki obok i pyta, czy to nasze<br />

bułki. Odpowiadam, że nie, ale pewnie gołębie się ucieszą.<br />

Mało studenckie podejście, ale jakoś nie mam ochoty walczyć<br />

z ptakami o pokarm, zwłaszcza, że akurat z tymi się<br />

chyba polubiłam. Z wyimaginowanej listy „rzeczy koniecznych<br />

do odwiedzenia” został jeszcze sklep z piernikami. Staję<br />

i mówię: „Nie no, tego sklepu już tutaj nie ma, ale dam sobie<br />

rękę uciąć, że jeszcze godzinę temu go tutaj widziałam!”.<br />

Odwracam się i w odpowiedzi na szyld „Pierniki toruńskie”<br />

śmieję się jak szaleniec. Piernikami wypycham plecak i buzię.<br />

Pocztówka w dłoni. W ciągu dziesięciu minut zostaje wypełniona<br />

pozdrowieniami:<br />

Na górze słońce stopę mą za horyzont ciągnie,<br />

serce wybija rytm westchnień w jakim mijają noce i dnie<br />

Pociągowych kół stukot gna do przodu jak stado pędzących<br />

koni<br />

Duch podróży już krok w krok za mną goni<br />

Był Wroclove, miasto stu mostów i dwóch podróżników,<br />

A dziś ci sami w mieście okrągłej Ziemi i pierników<br />

– Trzeba znaleźć pocztę. Musi gdzieś tu być – mówię,<br />

odwracając głowę i już całe miasto wie, czym jest prawdziwy<br />

śmiech szaleńca. Wiszący metr obok szyld „Poczta Polska”<br />

się do mnie uśmiecha. Albo się ze mnie nabija, bez różnicy.<br />

Paczka pierników i pocztówka lądują w kopercie zaadresowanej<br />

tam, gdzie zawsze. Po wyjściu dowiadujemy się o istnieniu<br />

krzywej wieży w Toruniu. Omijanie chodnikowych<br />

linii jest wyjątkowo trudne, kocie łby zdają się sprawy nie<br />

ułatwiać, więc droga się lekko wydłuża. Ale jest i wieża! Zaczepiamy<br />

starszego pana prosząc o zrobienie nam pamiątkowego<br />

zdjęcia. Tacy jak my to mają szczęście – okazuje się, że<br />

trafiliśmy na profesjonalistę. Ustawia nas jak trzeba. Pstryk.<br />

Jest pamiątka dla potomstwa. Okazuje się, że to ostatnie zdjęcie,<br />

jakie Smiena może z siebie wykrzesać, potrzeba nowej<br />

kliszy. Standardem będzie, jeśli powiem, że tuż za rogiem<br />

znajdujemy sklep fotograficzny? Wchodzimy. Klisza gryzie<br />

się z wysłużonym, radzieckim aparatem. Pech nie ma racji<br />

bytu, bo pracownik sklepu – fotograf, jak się okazuje, ma do<br />

tego sprzętu sentyment. Naprawia aparat w kwadrans. Prawie<br />

gratis, bo mimo, że nie żąda w zamian zapłaty – otrzymuje<br />

grosik. Szczęśliwi my i Smiena, wychodzimy, by zakończyć<br />

wycieczkę. Mijamy fontannę tryskającą prosto z ziemi<br />

szczęśliwymi promieniami wody. Zdejmuję kurtkę, rzucam<br />

ją towarzyszowi i biegnę w stronę strumieni (jak się okazuje<br />

– chłodnej – cieczy), po środku której chwilę wcześniej<br />

dostrzegłam kasztana. Schylam się, podnoszę skarb i robiąc<br />

uniki przed wodą, uciekam. Szczęśliwa podbiegam do<br />

zszokowanego wieszaka trzymającego kurtkę i wręczam mu<br />

zdobycz. Śpiewając „ogórek, ogórek, ogórek, zielony ma<br />

garniturek” zbliżamy się do Toruńskiego dworca. Do pociągu<br />

powrotnego została godzina.<br />

– Patrz, jakiś pociąg do Poznania! – wskazuję palcem<br />

(choć mama mówiła, że to brzydko) peron.<br />

Szybkim krokiem pokonujemy metry dzielące nas od tablicy<br />

odjazdów. Pociąg, który widziałam chwilę wcześniej,<br />

odjeżdża za cztery minuty. Szybki zakup biletów, a po nim<br />

próba wysiłkowa. Zdana celująco, bo wskakujemy do wagonu<br />

tuż przed odjazdem. Gwizdek. Szarpnięcie.<br />

Epilog – wersja dla pozbawionych moralności:<br />

Zaginione „Witamy w podróży” okazuje się zawartością<br />

kieszeni mojego współtowarzysza. Teraz, już bezpieczne, stanowi<br />

element wystroju mojego pokoju.<br />

Pierniki ponoć zostały zjedzone ze smakiem. Chciałoby<br />

się powiedzieć „na zdrowie”. Ale powiem raczej „na wysoki<br />

cukier”.<br />

Włóczykij<br />

<strong>Puls</strong> <strong>UM</strong><br />

19

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!