KIP nr 6 - Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie
KIP nr 6 - Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie
KIP nr 6 - Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
KULTURA I PIEŚŃ Nr 6 (19). 2011r. – 39<br />
Wkładka Młodych Nr 2/ 2011. Rok I – str.2<br />
Anna Mitoń<br />
Bezsenność, cz. I<br />
Apolinary kręcił się nerwowo po kuchni, szukając w pośpiechu swojego starego, sfatygowanego już<br />
krawata.<br />
- A-ha! – krzyknął otwierając drzwiczki piekarnika i celując palcem wskazującym do środka.<br />
Po stwierdzeniu, że wewnątrz znajdują się jedynie dwa słoiki dżemu, w tym jeden pełen tylko do połowy,<br />
a drugi z resztami rozmazanymi po ściankach, zamknął drzwiczki i odwrócił się w przeciwną stronę.<br />
Dla siedemdziesięciotrzyletniego mężczyzny, który w swoim życiu odwiedzał regularnie jedynie trzy<br />
miejsca – spiżarnię, drewniany wychodek i obskurną knajpę za rogiem, istniały tylko dwie rzeczy, które<br />
irytowały go bardziej niż namiętne rąbanie drewna przez sąsiada o piątej rano. Pierwszą z nich było to, że<br />
nigdy nie mógł niczego znaleźć.<br />
- A-ha! – Apolinary zanurkował pod stół, wycierając przy okazji wszystkie kurze, tworzące swoistego<br />
rodzaju włochaty dywan na posadzce.<br />
Nie, żeby cokolwiek, kiedykolwiek zgubił. To po prostu rzeczy perfidnie chowały się przed nim,<br />
właśnie wtedy, kiedy akurat ich potrzebował.<br />
- A-ha! – otworzył szufladę.<br />
Albo ktoś mu je złośliwie przestawiał.<br />
- A-HA! – wrzasnął na całą kuchnię, ściągając krawat z obdrapanej z farby, zielonej lampy, a jego<br />
głos odbił się echem po ogołoconych z mebli ścianach trzypiętrowego budynku, który jego rodzina miała<br />
zaszczyt zamieszkiwać od dziewięciu pokoleń.<br />
Drugą rzeczą, irytującą go bardziej, niż określić to może ludzka wyobraźnia był hazard. Kochał go, a<br />
jednocześnie nienawidził. Kochał go nienawidzić i nienawidził kochać. Uwielbiał ten pobudzający przypływ<br />
adrenaliny, gdy podbijał stawkę z parą w kartach i nie mógł znieść kolejnych mebli, które zmuszony był<br />
sprzedać, by móc się wypłacić, bo w końcu przecież zawsze przegrywał. Przed zastawieniem domu uratował<br />
go jedynie fakt, że oczami wyobraźni widział wciąż wałek z ruchomą rączką, wymierzony przez żonę prosto<br />
w jego głowę, gotowy uderzyć w każdej chwili. Czasem, zamyślając się przy porannej filiżance herbaty widział<br />
przed sobą jej pucołowatą twarz o różowych policzkach i sympatycznym uśmiechu. Ta prostolinijna<br />
kobieta, z zimnymi oczami, osadzonymi zresztą zbyt blisko siebie była wcieleniem wszelkiego zła, jakie<br />
tylko istniało na świecie, a także tego, którego ludzkość jeszcze nie znała. Prawdopodobnie też tego, które<br />
nie istniało. Wspomnienie jej krępej postaci w wykrochmalonym kołnierzyku i kapeluszu z pawim piórem<br />
zapisało się w jego pamięci tak bardzo, że nawet długo po jej śmierci budził się z krzykiem w środku nocy.<br />
Przejechał pomarszczonym kciukiem po rozdarciu, z którego wystawały poszarpane kawałki waty.<br />
Normalnie nie przejąłby się faktem, że jakaś mało ważna część jego garderoby jest w niewielkim stopniu<br />
uszkodzona. Ale to nie był normalny dzień. W siedemdziesiąte trzecie urodziny Apolinarego wszystko musiało<br />
być perfekcyjne.<br />
Oktawia wydała z siebie kolejne ostentacyjne westchnienie. Żuła gumę mlaskając głośno, bynajmniej<br />
nie dla tego, że była źle wychowana. Od dobrej godziny, idąc z dworca Eliza Lewandowska starała się<br />
siłą woli zatkać sobie uszy, żeby przypadkiem nie ulec ukrytym w mowie ciała i między wierszami namowom<br />
córki i nie wrócić wieczornym pociągiem do domu. Nie chciała tam iść. Do domu, gdzie spędziła siedemnaście<br />
lat względnego dzieciństwa, które skończyło się młodzieńczym buntem i niechcianą ciążą, a w<br />
rezultacie zniszczeniem marzeń snutych apatycznie na parapecie okna.<br />
Różowy balon pękł i lepka guma do żucia oblepiła usta Oktawii. Matka podskoczyła i spojrzała na<br />
nią z wyrzutem, że z premedytacją pozwoliła sobie przerwać jej przesycone bólem rozmyślania, którymi<br />
rozkoszowała się od dobrej chwili. Pokręciła głową.