kwiecień • maj • czerwiecW książce telefonicznej wydanej w roku 1938, przeczytać można,że właścicielem młyna w Michałowicach jest Zdzisław Szlichciński -mgr nauk ekonomicznych. Młyn ten, po gruntownej przebudowiespłonął na skutek zwarcia instalacji elektrycznej.Chciałbym jeszcze parę słów wspomnień dodać o Agnieszcez Włodarskich - Kanarkowej - seniorce rodziny , która sama żyjącnad wyraz skromnie, marzyła o bardziej dostatnim życiu dla swoichdzieci. Najbardziej była zatroskana losem córki - Agnieszki. Będącjuż wdową, gromadziła po trochu pieniądze, aby - osiągnąwszypotrzebną sumę i po sprzedaniu przez zięcia nieprzynoszącego wystarczającychdochodów, maszkowskiego młyna - wspomóc finansowozamiar kupna innego, lepszego młyna w okolicy. Gdy okazjataka właśnie się nadarzyła, okazało się, że zgromadzone oszczędnościzaginęły. Serce i umysł staruszki nie wytrzymały doznanegoszoku. Zmarła 4 lipca 1881 r. (lub 1882 - napis na nagrobku zatarty).Powoli do wieku emerytalnego zbliża się piąte już pokoleniewywodzące swe korzenie od Agnieszki i Wojciecha Kanarków. Potomstwanie pozostawiła po sobie ani córka - zakonnica, ani JanKanarek, którego jedyna córka zmarła bezdzietnie.Rozwinęła się za to rodzinna linia trzeciej latorośli Kanarków -Agnieszki Kanarek-Jurkowskiej. Jej syn - Jan Jurkowski przejął porodzicach młyn w Maszkowie, odsłużywszy wcześniej 4-letni pobytw legionach Józefa Piłsudskiego. Córka - Zofia wyszła za mąż zaStanisława Harmaja z Maszkowa, zaś jej wnuczka - Teresa Harmaj,jako żona Józefa Bartusia wróciła do MichałowiC. Wnuk Zofii - WiesławKopeć, mieszka jako emeryt w Nowej Hucie. Potomstwo dwóchpozostałych, nie wymienionych tu z imienia córek, rozbiegło się poświecie i - jak mi wolno sądzić - utraciło w większości świadomośćswych korzeni.Moim dziadkiem był Jan Jurkowski, ja zaś jestem jego jedynymwnukiem - za kilka miesięcy emerytem. Koleje losu doprowadziłymnie do Wieliczki, skąd kreślę niniejsze słowa.Ostatnio w Michałowicach, opowiedziano mi o „Czarnej Pani",która ukazuje się w ruinach młyna Kanarków (i Szlachcińskich). Kimjest owa tajemnicza postać? Popuśćmy wodze fantazji...Może z niebieskichwysokości przenika na dół Agnieszka Kanarkowa. Spacerujei rozpacza - Tyle wysiłku, tyle trudu całego życia...I nic...Tylko stertakamieni na naddłubniańskim brzegu...Jan MatzkeSerdecznie dziękuje ks. Ryszardowi Honkiszowi, proboszczowi parafii p.w,św. Jakuba Apostola, za uzyskanie wglądu w księgi parafialne. Dzięki nimmogłem się upewnić, że protoplasta rodu miał na imię Wojciech, zaśAgnieszka z Włodarskich Kanarkowa była jego żoną i tym samym mojąnajprawdziwszą praprababką.MASSALSCY- RÓD MŁYNARZY Z WILCZKOWICKomornik, Michał Massalski (przodkowie jego przybyli prawdopodobniez Rosji, Litwy bądź Ukrainy, gdzie nazwisko to występuje bardzolicznie) wraz z żoną, doczekali się na przełomie wieków XVIII i XIXtrojga dzieci, które wychowywali w Mierzwinie w obwodzie kieleckim.Starszy z synów - Józef (ur. w 1797 r.) osiadłszy w Michałowicach,pojął za żonę tutejszą pannę - Katarzynę Bartuś. Jako nadrzemieślnikdrużny utrzymywał rodzinę z pensji dozorcy drogi królewskiej.W roku 1842 urodził im się jedyny syn - Piotr Dominik, który, gdydorósł, został w Michałowicach rymarzem. Ożenił się z Józefą Grabowską.Państwo Piotrostwo Massalscy wychowali pięciu synów:- Józefa, którego trzecie - spośród pięciorga dzieci - syn Piotr, zostałarchitektem pow. w Miechowie, a jego pieczęć urzędowa figuruje naplanach młyna Jana Jurkowskiego z Maszkowa pod datą 1.12.1947 r.Był także bojownikiem o wolność w szeregach A.K,- Władysława - służył we Władywostoku, miał ośmioro dzieci,- Mieczysława — służył w Parmie, miał ośmioro dzieci,- Feliksa - służył w gwardii carskiej, miał pięcioro dzieci,- Jana Antoniego — ur. w Wilczkowicach w roku 1884 - młynarza,ożenionego z Walerią Ziarko. Ośmioro ich dzieci urodzonychw Wilczkowicach lub Michałowicach, wybrało dla siebie bardzoróżne drogi życiowe, lecz kilkoro spośród nich kontynuowało tradycjęmłynarską rodziny. Byli to - Stefania Massalska (ur. w 1915 r.)i jej mąż Józef Mosur, Teresa Massalska (ur. w 1925 r.), której mąż -Józef Biegaj, walczący w czasie II wojny światowej w partyzantcei ranny w nogę ze skutkiem trwałego kalectwa, także był młynarzema jego brat Antoni pełnił funkcję dyrektora Młynów Krakowskich.Na koniec zaś, młyn po Teresie przejął jej chrześniak Ryszard- syn Antoniny z Massalskich Bednarczykowej (ur. w roku 1921)i jego brat Andrzej. Spośród wielu archiwalnych zdjęć tej rodziny,udało się zidentyfikować zaledwie małą ich część. Pozostałe niewielemówią ich obecnym właścicielom, pozostając na zawsze nieodgadnionątajemnicą rodzinną.Szkoda, bo przecież tak niedawno jeszcze byli wśród nas ci, którymz wyblakłych fotografii przyglądały się znajome twarze bliskich.Zadbajmy o nasze rodzinne pamiątki i wspomnienia z nimi związane.Ocalmy je od niepamięci dla naszych dzieci i wnuków, byśmy umieliodpowiedzieć gdy zapytają - kim jest ta ładna pani w długiej sukni,ukryta w dawnym albumie, a nos pana z niemodnym wąsikiem takpoważnie spoglądającego przed siebie, czy przypadkiem nie przypominanosa dziadka albo ojca? Czyż to nie fascynujące - spotkać się po tylulatach, by spojrzeć sobie w oczy, choćby przez zakurzoną warstewkęsubstancji światłoczułej pokrywającej brązowiejącą powierzchnię zdjęcia...Młyn p.p. Massalskich stoi do dziś i choć nie miele już mąki, dobrzezapewne pamięta czasy, kiedy Jan Massalski i Tomasz Krzywda z modrzewiowegodworu, polowali razem na wilczkowickie kuropatwy,zające i bażanty...Za umożliwienie mi wglądu w pamiątki rodzinne i pomoc w odtwarzaniu„młynarskiej" linii rodu Massalskich z Wilczkowic, dziękuję serdeczniepaństwu Zofii Massalskiej, Andrzejowi Bednarczykowi i Jackowi Jedlewskiemu,mając jednocześnie nadzieję, że fotografie pochodzące z ich zasobówniejednokrotnie jeszcze posłużą do zilustrowania kolejnych opowieści związanychz tą Rodziną, a także z innymi ciekawymi wydarzeniami z terenugminy Michalowice.Fot. Rodzina Massalskich -ślub Stefanii Massalskiej.Stoją od prawej: Jan Antoni Massalski - młynarz, Stefania Massalska (córka Jana)i Józef Mosur - małżonkowie, p. Ziarko (brat Waleni) z żoną (prawdopodobnie).Siedzą od lewej: Waleria Ziarko - żona Jana, Józef (brat Jana) z żoną Marią Skurczyńską(rodzice Piotra - architekta w Miechowie), p.p. Mosurowie - rodzice Pana Młodego(prawdopodobnie).E. Kwaśniewska14
kwiecień • maj • czerwiecMichałowickie łowyTrudno określić, kiedy myślistwo z funkcji zaopatrywania w jedzeniestało się sportem. Był to niewątpliwie długotrwały i stopniowyproces, który doprowadził do stanu dzisiejszego. Teraz mięso na naszychstołach pochodzi z hodowli zwierząt, natomiast polowanie torytuał o cechach współzawodnictwa. Nie wgłębiając się zbytnio w istotędzisiejszego myślistwa, można dojść do wniosku, że wizerunek myśliwegoi polowań u przeciętnego zjadacza chleba różni się od tego, comyślą, lub chcieliby myśleć o sobie myśliwi. Cytując za portalem internetowymPolskiego Związku Łowieckiego (www.pzlow.pl): Łowiectwojest szczególną dziedziną życia społecznego - łączy w sobie harmonijnieochronę przyrody ojczystej i wykonywanie polowania, walor kulturalno-oświatowy i rekreacyjny, wartości wychowawcze i gospodarcze [...]W historii Polski łowiectwo zajęło znaczące miejsce, wnosząc istotnywkład do materialnej i duchowej kultury narodu, co znalazło odbicie wsztuce i uformowało trwałe wartości obyczajowe oraz moralne. Współcześnimyśliwi starają się te wartości kultywować, rozwijać i wzbogacać,przestrzegając w swej działalności nie tylko przepisów prawa, regulaminówi statutów, lecz również norm etycznych oraz zwyczajów.Myśliwi - co jest najzupełniej naturalne, czują się przez swoja odrębność,przez rytuał polowania, przez kultywowane zwyczaje, grupąniejako elitarną. Nie każdy może zostać myśliwym, choć pewnie i niekażdy, kto został myśliwym, powinien nim być. Kiedy „ogary pójdą jużw las", często zdarza się, że myśliwi idąc z uniesionymi strzelbamiprzez śniegi, bądź kwitnące łąki, zdają się utwierdzać siebie w owejelitarności, za naprawdę niewiele mając fakt, że w pobliżu mieszkająludzie, którzy nie są myśliwymi i którzy nie zachwycają się strzeleckimizabawami. Przypatrując im się z daleka (z bezpiecznej odległości, abynie być wziętym za, dajmy na to, dzika, patrz niżej), jak przecinają corazto następne pola należące do kolejnych gospodarzy, można sobie zadaćpytanie, czy właściciele tych nieruchomości są zadowoleni z tego, żektoś obcy chodzi po ich włościach, strzelając w dodatku do żyjącychtam dzikich zwierząt? I czy nie za często strzały rozlegają się zbyt bliskodomów, w których ludzie polując na muchy nie chcą martwić sięo swojego psa, który akurat urwał się z łańcucha i pobiegł gdzieś, gdzieponiosła go wiosna?Gdyby myśliwi stosowali się do prawa łowieckiego, zgodnie z którymwolno strzelać do zwierzyny w odległości nie mniejszej niż dwieściemetrów od zabudowań, to na przykład na terenie Michałowic, przygęstej już zabudowie, prawdopodobnie nie słyszelibyśmy wystrzałówpolowań. Niestety jest inaczej.Inną sprawę stanowi kwestia ochrony zagrożonych gatunków (cojest jednym z celów łowiectwa zapisanym w ustawie). Wypadki zabijaniazwierząt będących pod całkowitą, bądź okresową ochroną, zdarzająsię coraz częściej. Niedawno, jak doniosła Gazeta Wyborcza, polującyw Puszczy Boreckiej Szwed zastrzelił objętego całkowitą ochroną żubra.Myśliwy tłumaczył, że pomylił go z dzikiem. Na terenie naszej gminynie stwierdzono dotychczasbytności żubrów,więc prawdopodobieństwopodobnej pomyłki unas bliskie jest zeru.Chodzi tu jednakże o cośinnego; trudno uwierzyć,że skandynawskiegomyśliwego faktyczniezmyliło oko i doświadczenie.Jestem gotówwysnuć podejrzenie, że polujący w naszych lasach łowca grubego zwierza,celowo ustrzelił będącego pod całkowitą ochroną żubra. Komuś, ktochoćby na zdjęciu miał okazję widzieć żubra i dzika, nadzwyczaj trudnobyłoby błędnie sklasyfikować spotkane nagle w kniei zwierzę. Szwedzobaczywszy przechadzającego się spokojnie żubra wystrzelił w jegokierunku z prostej przyczyny, mianowicie u siebie nigdy takiej okazji bynie miał i mieć prawdopodobnie nie będzie. Szczerze przy tym wątpię,by wymiar sprawiedliwości zastosował wobec naszego sąsiada zzamorza odpowiednie sankcje. A żubrów mamy o jednego mniej...Można zapytać, czy polujący na naszym terenie myśliwi zawszeprzestrzegają obowiązujących okresów ochronnych dla poszczególnychgatunków zwierząt? Czy przypadkiem nie mylą chronionej kury bażantaz kogutem? Czy przestrzegają zasady, że nie wolno polować pospożyciu alkoholu? Na te i podobne pytania mogą odpowiedziećprzede wszystkim zainteresowani. Ale będąc myśliwym bardzo zwracałbymna takie zachowanie uwagę.Gospodarka łowiecka ma do spełnienia bardzo ważne zadania,w tym „ochronę oraz zachowanie różnorodności i gospodarowaniepopulacjami zwierząt łownych, ochronę i kształtowanie środowiskaprzyrodniczego na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny,uzyskiwanie możliwie wysokiej kondycji osobniczej i jakości trofeóworaz właściwej liczebności populacji poszczególnych gatunków zwierzyny".Obserwując skutki działania Koła Łowieckiego na naszym tereniemożna dojść do wniosku, że skupiło się ono głównie na regulacjiliczebnej populacji poszczególnych gatunków zwierząt,poprzez częste tutaj polowania. Trudno dostrzec natomiast, bymyśliwi pomagali przetrwać zwierzynie najtrudniejszy, zimowyokres. Sytuacja taka powtarza się niestety i równieżdlatego szybko ubywa z naszych pól i lasów zwierzyny, natomiastmyśliwych - wręcz odwrotnie. I o ile widok człowiekaw zielonym stroju z flintą gotową do strzału nie stanowi większejsensacji, o tyle kuropatwa powoli zaczyna należeć do tegotypu osobliwości, co na przykład awans polskiej reprezentacjiw piłce nożnej do jakichkolwiek mistrzostw, bądź decyzjeo obniżce podatków autorstwa aktualnej ekipy rządzącej.Myślistwo szczyci się wielowiekową i chlubną tradycją.Dawne czasy, gdy na polach i w lasach roiło się od zwierzyny— minęły. Może więc już czas, by myśliwi inaczej spojrzeli nanaszych „mniejszych braci", bo przy takiej determinacjiw polowaniach, za chwilę o zającach, bażantach, kuropatwachczy sarnach pozostanie jedynie wspomnienie.Z myśliwskim pozdrowieniem „Darz bór"15