WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKAPERYSKOPkomórek nerwowych otwarcie kanałówjonowych to ważny krok prowadzącydo generowania impulsów nerwowych,za pomocą którychporozumiewają się neurony. Abypowstał potencjał czynnościowy,napięcie musi się zmienić w odpowiednimstopniu, co udało sięnaukowcom osiągnąć za pomocąkropek kwantowych podczas eksperymentówna komórkach nerwowych.Jeśli kropki kwantowe miałybyznaleźć zastosowanie kliniczne, trzebaje wprowadzać do mózgu. ZdaniemLin nie powinno to być trudne –wystarczy pokryć powierzchnię kropekodpowiednimi cząsteczkami, abytrafiły w żądany region mózgu popodaniu dożylnym. Trudniej będzieoświetlić wnętrze mózgu. Dlategonaukowcy w pierwszym rzędzie chcąspróbować wpływać na siatkówkęoka, która w naturalny sposób podlegadziałaniu światła. Na razie jednaknie wiadomo, czy kropki kwantowenie okażą się toksyczne.Skłonność do chorobywieńcowej można odziedziczyćpo ojcuMężczyźni mogą być bardziejnarażeni na chorobę wieńcowąz powodu cech genetycznych związanychz dziedziczonym po ojcuchromosomem Y – informuje„The Lancet”. Zespół dr. MaciejaTomaszewskiego z Universityof Leicester dokonał analizy DNA3233 brytyjskich mężczyzn, którzyuczestniczyli w różnych projektachzwiązanych z chorobami serca.Wśród uczestników badań 90 proc.miało jedną z dwóch wersji związanegoz płcią męską chromosomu Y,które były określane jako haplogrupaI i haplogrupa R1b1b2.Ryzyko choroby wieńcowej umężczyzn z haplogrupą I było wyższeo 50 proc. Taką ryzykowną odmianęchromosomu Y ma co piąty Brytyjczyk.Kolejne badania mają wyjaśnić,które konkretnie geny są odpowiedzialneza wyższe ryzyko choróbserca.Na razie naukowcy przypuszczają,że chodzi o geny związane z działa-16Wrocławskim okiemLekarze Delegatury Ostrowsko-KrotoszyńskiejWielkopolskiej Izby Lekarskiej,28 stycznia 2012 r., zorganizowaliw Hotelu – Restauracji Borowianka noworocznespotkanie z seniorami. Ta miłauroczystość, w której uczestniczyli takżeordynatorzy szpitalni, kapelan ostrowskiejsłużby zdrowia oraz lokalni politycy,mimo mroźnej zimy odbywała sięw niezwykle ciepłej, serdecznej atmosferze.Imo pectore. Tak serdecznej, jak jegouczestnicy – urocze koleżanki i statecznijuż koledzy, w większości znani miz murów ostrowskiego liceum, ze studiówna poznańskiej uczelni medycznejoraz z pracy w placówkach służby zdrowiapołudniowej Wielkopolski. Ta sentymentalnapodróż w czasie trwała kilkagodzin, a minęła jak mgnienie oka.Ostrów słynął zawsze z dobrych, solidnychlekarzy. Aleksander Dubiski, StanisławWitkowski, Alfons Gdyra, TadeuszJankowski – to tylko niektórzy z nich.Wielu wybitnych żyjących ostrowskichlekarzy, tworzących dobry pozaakademickiośrodek medyczny, z wiadomychprzyczyn nie wypada wymieniać z nazwiska.Kilkoro z nich z racji swoichmedycznych zasług i wykształcenianastępnych lekarskich pokoleń zasługujena to, aby dołączyć do powyższej, jakżezaszczytnej listy. Odwiedzając dośćczęsto swoich kolegów i przyjaciółw ostrowskim szpitalu, miałem wrażenie,że był on dla nich nie tylko miejscempracy, ale przede wszystkim wzajemnegozrozumienia.Konfucjusz napisał: „Wybierz pracę,jaką lubisz, to nie będziesz musiał pracować”.Nabyta na studiach wiedza przyrodniczanie wystarcza – jesteśmy zmuszeniodwoływać się do filozofii, psychologii,socjologii oraz teologii. A takżedo ekonomii i prawa. Szczególnie w dzisiejszych,trudnych czasach, kiedy lekarznierzadko staje się zwierzyną łowną dlapolityków i prawników. Lekarz nie jesttylko „usługodawcą” (ten brzydki terminpokutuje od czasu, od kiedy uzależnienizostaliśmy od NFZ), powinien być takżehumanistą. Konfucjusz nie przewidział,że w naszym trudnym zawodzie nie możnauciec od pracy. Pracy, którą w większościuwielbialiśmy. Niejednokrotniewil.org.plciężkiej, nieraz ponad siły. Świadomośćzdrowotna społeczeństwa nieustannierośnie. A słowa Bertranda Russella:„badania w dziedzinie medycyny dokonałytak olbrzymiego postępu, że dziś –praktycznie biorąc – nikt już nie jestzdrowy”, nie nastrajają optymistycznieco do ewentualnych diagnostycznychroszczeń pacjentów.Może w przyszłości, oby niedalekiej,lekarze nie będą musieli staczać nieustannychbojów z politykami, którzypowinni wreszcie dojść do przekonania,że swoboda przekraczania granic niedotyczy granic przyzwoitości. „Politycystali się paranoicznymi specjalistami.Politycy w końcu zaczną zajmować siętylko politykami, tak jak kiedyś artyściawangardowi zajmowali się tylko sobą”.Ta smutna konstatacja Krystiana Lupytrafia chyba w sedno sprawy.Epikur wyróżniał dwie przyjemności:działania i wspominania. Dla wielu z naspozostała już tylko ta druga. Jest czasdyplomów, oklasków i orderów. Nadchodzitakże okres blednięcia dyplomów,milknięcia oklasków, spadania orderów.Optymizmem napawają jednak badanianaukowców z Berkeley, którzy odkryli,że najlepsze zdolności interpersonalneosiąga się po 60. roku życia. A więcwszystko przed nami. Wreszcie przestańmygonić za szczęściem, zacznijmy byćszczęśliwi.Czekamy na następne ostrowskie noworocznespotkania w poszerzonymostrzeszowsko-kępińskim gronie. Obyw dobrym zdrowiu. Jak śpiewała MarylaRodowicz, życie to bal nad bale, na którydrugi raz nie zapraszają. Myślę nieskromnie,że dr Wiesław Wawrzyniak,miłościwie panujący w tej południowowielkopolskiejdelegaturze, zaprosi naswszystkich na następne spotkanie. Mamnadzieję, że nie pamięta, co powiedziałHumprey Bogart w „Casablance” w odpowiedzina pytanie, co robi dziś wieczorem:„Nie robię tak dalekosiężnych planów”.PROF. ANDRZEJKIERZEKAKADEMIA MEDYCZNAWE WROCŁAWIU
MARZEC 201217WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKARozmowa z Andrzejem Mądralą,wiceprezydentem Pracodawców RzeczpospolitejPolskiej i wiceprezesem OgólnopolskiegoStowarzyszenia Szpitali PrywatnychPowszechny lękprzed prywatyzacjąpodsycany jestprzez politykówSzpitale prywatne zarzucają publicznym, że są faworyzowane przyzawieraniu kontraktów, natomiast publiczne prywatnym – że wyjadająnajlepsze kąski, że są na uprzywilejowanej pozycji, bowiem nie mają tyluustawowych obowiązków. Konflikt trwa. Kto ma rację?O tym, że konflikt jest niezwykle ostry, przekonałem się podczas ubiegłorocznejkonferencji „Priorytety w ochronie zdrowia 2011”. Prowadziłem panel pod kontrowersyjnymtytułem: „Szpitale prywatne – wróg czy przyjaciel szpitali publicznych”.Panel kończył się głosowaniem słuchaczy. Większość – co prawda nieznaczna,ale jednak większość – uznała, że placówki prywatne i publiczne towrogowie. Przyjąłem to ze zdziwieniem i przerażeniem. Bo przecież już wtedywiadomo było, że nie zbudujemy właściwego systemu ochrony zdrowia bez szpitaliprywatnych. Niestety, walka trwa dalej: lojalki, niszczenie sektora specjalistycznychośrodków prywatnych, które wygrywają konkursy ofert NFZ z publicznymi– to staje się codziennością. Tymczasem system szpitali publicznych,finansowanych i prowadzonych przez państwo, nie jest w stanie zapewnić takiejochrony zdrowia, jakiej oczekują polscy pacjenci. Naszemu systemowi potrzebaogromnych pieniędzy na inwestycje, nowoczesny sprzęt i innowacyjne metodyleczenia. Niestety, składka zdrowotna jest niewystarczająca! Dodatkowe pieniądzez kasy rządowej czy też samorządowej są także ograniczone. Stąd konieczność sięgnięciado kieszeni inwestorów prywatnych, którzy na własne ryzyko są w staniewyłożyć znaczne kwoty. Trzeba jednak stworzyć odpowiednie mechanizmy, byinwestorom zapewnić znaczący poziom bezpieczeństwa finansowego.Bezpieczeństwa finansowego? Czyli czego? Gwarancji zysku? Przecieżnikt nie może dać takich gwarancji.Pełnej gwarancji oczywiście być nie może, ale nam chodzi o takie instrumenty,które funkcjonują w innych krajach, choćby w inwestycjach powstającychw ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Zabiegamy przede wszystkim o tzw.promesy, czyli dokumenty, w których płatnik zobowiązywałby się do zawarciakontraktu z inwestorem, szpitalem prywatnym, jednak po wypełnieniu przez niegokonkretnych warunków i zobowiązań. Inwestujemy spore pieniądze w sprzęt,organizację, zatrudnienie odpowiednich kadr – najczęściej w obszary deficytowe,czyli takie, w których działające w regionie szpitale publiczne nie zapewniająodpowiedniej podaży i poziomu świadczeń medycznych. Inwestujemy więc prywatnepieniądze w misję publiczną. I oczekujemy minimum zabezpieczeń, że tepieniądze zostaną zainwestowane trafnie. Stąd sprawa choćby takiej promesy albodługoletniego kontraktu na prowadzenie szpitala. Duże zrozumienie dla tych ocze-PERYSKOPniem układu odpornościowego. Zdaniemdr. Tomaszewskiego, odkryciepowinno umożliwić opracowanienowych sposobów leczenia choróbserca i zapobiegania im, a takżeopracowanie testów, które pozwalałybyidentyfikować osoby szczególnienarażone. Oprócz wrodzonychpredyspozycji, wyraźny wpływ narozwój chorób serca mają takżeczynniki związane ze stylem życia,takie jak palenie czy podwyższoneciśnienie. Od dawna wiadomo,że u mężczyzn choroby serca pojawiająsię przeciętnie o dziesięć latwcześniej niż u kobiet.Cukrzyca 4-krotnie zwiększaryzyko wady wrodzoneju dzieckaKobiety z cukrzycą, które zachodząw ciążę, mają czterokrotniewyższe ryzyko urodzenia dzieckaz wadą wrodzoną w porównaniuz kobietami bez zaburzeń metabolizmuglukozy – wynika z pracyopublikowanej na łamach pisma„Diabetologia”. Do takich wnioskówdoszli naukowcy brytyjscy z NewcastleUniversity (Newcastle uponTyne), którzy przeanalizowali danedotyczące ponad 400 tys. kobietz północno-wschodniej Angliibędących w ciąży w latach 1996–2008. Wśród badanych 1677 kobietmiało cukrzycę typu 1 lub 2. Okazałosię, że ryzyko wad wrodzonych –takich jak wrodzona wada serca czyrozszczep cewy nerwowej – było niemal4 razy wyższe u kobiet, które cierpiałyna cukrzycę typu 1 lub 2 przedzajściem w ciążę niż u kobiet bezzaburzeń metabolizmu glukozy.Wynosiło ono odpowiednio 72na każde 1000 urodzeń i 19 na każde1000 urodzeń.– Wiele z tych nieprawidłowościrozwinęło się w pierwszych 4–6 tygodniachciąży – komentuje kierującabadaniami dr Ruth Bell. Jak oceniająautorzy pracy, najważniejszym czynnikiemryzyka rozwoju wady wrodzoneju przyszłego potomka byłpoziom glukozy we krwi w okresietuż przed poczęciem dziecka.Naukowcy podkreślają, że jest to