14Wspomnienia i refleksje20 czerwca <strong>2008</strong> * <strong>Kurier</strong> <strong>Galicyjski</strong>DWUDZIESTOLECIE TOWARZYSTWAKULTURY POLSKIEJ ZIEMI LWOWSKIEJPROF. LESZEK MAZEPA tekstW tym roku mija 20 lat od momentupowstania we LwowieTowarzystwa Kultury PolskiejZiemi Lwowskiej (TKPZL). Jest todość spory odcinek czasowydla każdego człowieka. Jakto się stało, dlaczego to sięstało, dlaczego powstałostowarzyszenie, które miałozamiar połączyć dla wspólnychdziałań resztki lwowskichPolaków, zwłaszcza tych,którzy urodzili się czy od latzamieszkiwali w tym mieście,nazywanym „Semper Fidelis”,a którzy –wbrew własnej woli –okazali się w innym państwie?Ponieważ minęło tyle lat,w czasie, których niektórzy odeszliod nas, a inni nie pamiętająlub nie są świadomi wielu związanychz założeniem Towarzystwaszczegółów, zaś ludzie młodzi –po prostu – nie znają tych szczegółów,chciałbym wszystkimprzybliżyć te dzieje i uwarunkowania,w których TKPZL powstałoi rozpoczęło swą działalność.Uczynię to jednak poprzezwłasne, możliwie dość subiektywnewspomnienia i refleksje,wplatając odczucia osobiste, anawet wątki autobiograficzne.Te ostatnie będą niejako kontynuacjąmych wspomnień, którepublikowała „<strong>Gazeta</strong> Lwowska”w 2006 roku (w numerach3,4,6,8).częściowo, poprzez pamięćo przedwcześnie zmarłym (w 33roku życia), gdy miałem 4 lata –moim Ojcu Zygmuncie, a takżeprzez Jego siostrę Helenę. Leczbyła to typowa kresowa – galicyjskarodzina „mieszana”, wktórej pielęgnowano równocześnietolerancyjność do innychnarodowości i wyznań.Wśród przodków Ojca był prawdopodobnieWęgier. Nie znałemich osobiście, ponieważ stalebyłem w rodzinie mojej Matki. JejMatka, a moja Babcia – z domuZapłatyńska, pochodziła z rodziny,mającej korzenie szlacheckie.Lecz jej ojciec, a mójpradziadek był spolonizowanymAustriakiem lub Niemcem (jak tosię wielu byłym zaborcom przydarzyło).Nazywał się JohannSchulz. Mąż Babci, mój Dziadek,był Rusinem (nie identyfikowałsię z narodowością ukraińską,jak wielu wówczas mieszkańcówGalicji) wyznania greckokatolickiego.W domu rozmawiałwyłącznie po polsku. Prawdobezżadnej sugestii z mojej czybabcinej strony, po ukończeniu16 lat, gdy otrzymywali dowodyosobiste, w odpowiedniej (obecniezlikwidowanej) rubryce podaliswoją narodowość jakopolską. Zresztą i Żona megoSyna, Tatiana, jest również Rosjanką.A oboje swoich dziecii Beatkę, i Jana-Mariusza, któryprzedwcześnie i tragicznie odszedłz tego świata, - równieżposłali do lwowskiej „polskiej”szkoły im. M. Konopnickiej. (Jaśdość często chodził do siedzibyTKPZL, gdzie kupował dla siebieprzeterminowane polskie czasopisma).Stąd też wniosek, żewychowanie domowe, wpływrodziny ma ogromne znaczenierównież na kształtowanie sięświadomości narodowej dzieci.Niemal całe moje dalsze życie,praca zawodowa, twórczai naukowa związane były w tenczy inny sposób z polskością.Spędzone w Stryju lata wojny oraztuż po niej związane były z Kościołem(ministrantura – poLWÓWCzym jest Lwów w świadomościkażdego Polaka, związanegoz tym wiekowym miastem?– Każdy polski patriota lwowski(a rdzenni lub przez wiele latmieszkający tu lwowiacy - nawetinnych narodowości - są jegogorącymi patriotami) kocha tomiasto nie tylko za to, że się wnim urodził, czy przeżył wiele lat,nie tylko dlatego, że jest architektoniczniepiękne. Kocha je wświadomości, że miasto to, przezczterysta kilkadziesiąt lat bezpośrednio,a przez ponad stuletniokres zaboru austriackiego –pośrednio było bardzo ściślezwiązane z polską historią i kulturą.Zaowocowało to nie tylkotrwałą pamięcią historyczną,lecz nie mniej trwałymi dobramikultury materialnej, z którejkorzystali i nadal korzystająprzedstawiciele innych narodowości.I dobrze. Chociaż ostatniow prasie lwowskiej lansowanajest przewrotna „idea”, że LwówXIX-XX wieczny, jego najważniejszegmachy i budowle, zostałyzbudowane nie przez Polaków,lecz przez Austriaków(!). Tak,jakby to Austriacy, a nie samorządgalicyjski i lwowski, a takżeindywidualnie lwowscy Polacynie wznosili tych budowliwłasnym sumptem. W takichtwierdzeniach ich autorzy, nieopierający się, zresztą, o udokumentowanefakty, nie widząsprzeczności w zarzucanychoczywistościach, że wszystkiewładze miejskie i galicyjskiezdominowane były we wzmiankowanymokresie przez Polaków(gubernatorzy, namiestnicy,prezydenci, miasta, radni itp. itd.),Członkowie pierwszego zardządu: (od prawej) Władysław Łokietko,dr Adam Kokodyński, Adolf Wisłowski, prof. Leszek Mazepa,Zbigniew Bill, Konstanty Czawagazdjęcie - archiwum prywatne Konstantego Czawagizaś napływowych Austriakówczy też Niemców od połowyXIX w., gdy to Lwów zaczął sięszczególnie rozwijać, w tychgremiach wcale nie było! Zaścałe centrum historyczne, prawiewszystkie świątynie powstałyprzecież w okresie przedaustriackim!Jakże niesprawiedliwe,krzywdzące i perfidne sątakie twierdzenia, świadomiedezinformujące społeczeństwo,mało obeznane z historią. Częściowopisałem o tym w tejże„Gazecie Lwowskiej” w seriiartykułów na przełomie 2004 i2005 r. pt. „Lwów i Lwowiacy:spadkobiercy czy tylko użytkownicy?”,adresowanych przedewszystkim do jednych i drugich.Przecież Polacy w tym mieściebyli, od co najmniej, następnegopo jego założeniu wieku –współgospodarzami, nie zaś„okupantami”, jak ich od pewnegoczasu nazywają niektórzy„tutejsi”, nie rozumiejący chyba,co oznacza słowo „okupacja”i „okupant”. Niech porównają jądo okresu krótkotrwałej prawdziwejokupacji Lwowa przezwojska rosyjskie podczas pierwszej,a także do faszystowskiej –podczas drugiej wojny światowej.Niech przypomną sobie całyokres sowiecki, który przyniósłewidentną dewastację materialnąi – najważniejsze – moralną,mentalną dla tego miasta i kraju.Przyznać należy, że na pewnojednak nie byliśmy w dawnychwiekach zbyt tolerancyjni i wyrozumialidla naszych współbraci– Rusinów-Ukraińców. Zapewne,nie było zbyt wiele powodów, bynas kochać. Ale też wnieśliśmybardzo znaczny i wielce znaczącywkład we wszechstronnyrozwój tego miasta w wieludziedzinach, za który nie mamypowodów się wstydzić czytłumaczyć.W świadomości Polaków,mieszkających w Kraju i na emigracjiLwów był i pozostaje„polski”. Wielu z nich nie możesię pogodzić, iż miasto to (po razkolejny w jego historii!) wcielonezostało do innego państwa. Aletrzeźwo myślący zdają sobiesprawę, iż są to realia i uwarunkowania,które należy zaakceptować.Utrwalić w sobie polskośćBędą tu zupełnie osobistewspomnienia i dygresje, chociaż– być może – mające wielewspólnych cech z wieloma moimiziomkami.Urodziłem się i wychowywałemw tzw. kresowej rodziniepolskiej. Polskość w niej byłaobecna i umacniana przezmoją Babcię (tą część mojejrodziny znam lepiej) oraz,Poeta Rostysław Batuń, konsul RP we Lwowie Włodzimierz Woskowski,Konstanty Czawaga (od lewej)zdjęcie - archiwum prywatne Konstantego Czawagipodobnie, Babcię bardzo kochałi szanował, ponieważ –wbrew istniejącej wówczastradycji galicyjskiej, wg którejwyznanie (a zatem i narodowość)synów „szła” po ojcu,a córek – po matce, – przyszłamoja Matka Bogusława i jej bratZygmunt zostali ochrzczeni jakokatolicy rzymscy, co oznaczałow praktyce narodowość polską.Po śmierci mego Ojca, Mamawyszła po kilku latach za mąż zaAugustyna Nowakowskiego.Ojczym i Wuj, jako nauczyciele –porucznicy rezerwy WojskaPolskiego, zostali już we wrześniu1939 r. zmobilizowani i od razuwszelki ślad po nich zaginął.Wspominam mego Ojczyma,ponieważ jego Matka była zpochodzenia Węgierką. MojaŻona Maria natomiast jest Rosjanką...Taki zupełny galicyjski„gemischt”.W naszym lwowskim domujęzyk polski był absolutnie dominujący.Jak i polskie tradycje.Mam ogromną satysfakcję, iżmoje dzieci – zarówno Andrzej,jak i Teresa, uczęszczając doszkół ukraińskich, - samoistnie,łacinie – a jakże, „kalikowanie”,czyli napędzanie powietrzaogromnym pedałem do organów).Po tzw. „repatriacji” i likwidacjipolskich szkół w rodzinnymStryju, 7-10 klasę kończyłemw szkole ukraińskiej. Wtedyzaprzyjaźniłem się z wielomaUkraińcami. W latach 1946-48przyszło mi wykonywać funkcjęorganisty w kościele parafialnym– po wyjeździe do Polski prawdziwegoorganisty p. Drajera.Zresztą, był to okres, gdy chciałemzostać... księdzem. Jeszczeprzed zdaniem przeze mniematury (od kilku lat amatorskokomponowałem) w kościele tymzostał wykonany mój poważnyutwór – „Missa Paschalis”. Śpiewałchórek kościelny, soliści, jagrałem na organach, a całościądyrygował obecny KierownikKatedry Dyrygentury LwowskiejAkademii Muzycznej profesorJurij Łuciw. Ponieważ obaj w tymsamym roku zostaliśmy studentamiKonserwatorium Lwowskiego– on w klasie dyrygentury MistrzaMykoły Kołessy, ja – w klasiekompozycji Mistrza Adama Sołtysa,- musieliśmy skrzętnie
ukrywać wyżej wspomniany nasz„straszny grzech”, którego odkryciegroziło wyrzuceniem zUczelni... Moją pracę dyplomowąbyła „Suita Polska” na wielkąorkiestrę symfoniczną.Od 1960 r. podjąłem pracęw Konserwatorium Lwowskim,mojej „Almae Matris”, z którąemocjonalnie i nawet fizyczniezwiązany jestem do dziś.Od początku lat 70. zacząłemsię coraz intensywniejzajmować pracą naukową.Brakowało mi, jednak, odpowiedniejliteratury polskiej.Będąc parokrotnie w Krakowie,gdzie do dziś mieszkają moikrewni, odwiedzałem PolskieWydawnictwo Muzyczne (PWM).Sprezentowano wówczas interesującemnie książki. Leczobiecano przesyłać więcej.Próbowano mi je przesyłaćpocztą, lecz niektóre przesyłkinie dochodziły. Zapewne cenzurasowiecka, która sprawdzałacałą korespondencję zagraniczną,uważała, że są ideologicznie„niepoprawne” i „niebezpieczne”dla obywatela ZSSR... Zresztą,dość intensywnie korespondowałemz Polską, co bardzolękało moją żonę, która byłapewna, że jestem na „indeksie”w KGB. Tłumaczyłem jej, że napewno ma rację, lecz bez tegomoja praca naukowa jest równieżpozbawiona sensu.Zbierałem wówczas materiałydo swego doktoratu o szkolnictwiemuzycznym we Lwowieod czasów najdawniejszych.Pieczołowicie zbierałem i opracowywałemdokumenty obulwowskich archiwów oraz literaturęprzedmiotu. W swychdomowych zbiorach osobistychmiałem (i nadal mam) wieledokumentów, związanych z <strong>Galicyjski</strong>mi Polskim TowarzystwemMuzycznym, działającym w XIXi XX ww. Materiały te uchroniłprzed zniszczeniem i przekazał migdzieś w początkach lat 70.ówczesny kierownik PracowniNagrań Konserwatorium Lwowskiegoniezapomniany Pan JerzySzybalski, widząc moje zainteresowanietą dziedziną. Dysertacjibroniłem w KonserwatoriumMoskiewskim, ponieważ w Kijowiewówczas nie mogłem miećszans ze względu na „ujawnienie”i uwypuklenie polskiej kulturymuzycznej we Lwowie. W Moskwiena te rzeczy patrzyli niecoinaczej. Wspominam o tym,ponieważ w okresie obronypracy poznałem „korespondentazagranicznego” warszawskiego„Dziennika Ludowego”pana dra Tadeusza Samborskiego,który umieścił swójartykuł w tym „Dzienniku”, informującczytelników polskich o mejpracy naukowej w dziedziniezapomnianej polskiej kulturymuzycznej we Lwowie. Był to mójpierwszy kontakt z prasą polską.Zaś z T. Samborskim niejednokrotniekontaktowaliśmy się wokresie późniejszym.www.kresy.najlepsze.netwww.stanislawow.netwww.kresy.cc.pl/lwowwww.kresy.webpark.plwww.kresy-krakow.com.plwww.kresy-wschodnie.webpak.plW PWM zaproponowano miinny sposób: będą przesyłaliliteraturę na moje imię dopolskiego Konsulatu Generalnegow Kijowie. Ten „kanał przerzutowy”okazał się niezawodny.Książki trafiały do Konsula dospraw kultury (a „po cichu”,nieoficjalnie i związków z Polakami)– Włodzimierza Woskowskiego.Poznałem go bliżej dopierow 1988 r. we Lwowie, gdyjuż kierował ówczesną AgencjąKonsularną. Do niego od czasudo czasu jeździł i zwracał sięw różnych sprawach, związanychz lwowskim Polskim TeatremLudowym, Adolf Wisłowski. Zabierałksiążki i przekazywał je mi.(Bywałem w tym Teatrze, znałemsię z Panem Piotrem Hausvaterem,który proponował mi współpracęw dziedzinie muzycznej,lecz do tego, niestety, nie doszło).Tak to w połowie lat 80. poznałemdwie osoby, które odegraływażną rolę w dalszym moim życiu,a przede wszystkim – w procesiezakładania i funkcjonowaniaTowarzystwa Kultury Polskiej ZiemiLwowskiej. Zauważyłem, że zawszepomiędzy obu panami„iskrzyło”. Jednak nigdy niedociekałem przyczyn tych zachowań.Każdy może mieć jakieśanimozje i osobiste widzenieróżnych rzeczy. To ich sprawa.Może nie byłem zorientowany.Staram się obiektywnie każdegoz nich oceniać, nie bacząc naich stosunki.Dlaczego tak szczegółowoopisuję wszystkie te sprawy –czasem drobne i – zdawałobysię - mało znaczące, możenadto osobiste, których niewarto, nie trzeba wyciągać „naświatło dzienne”, podawać doogólnej wiadomości? Zapewnebardzo wielu Polaków „zeWschodu” mogłoby w podobnysposób opisać swoje życie i przeżycia.Na pewno. Ale tą swoistąwiwisekcję, „anatomię” własnegożycia podaję w kontekściepóźniejszych wydarzeń i związkówz moimi ziomkami, którzyzechcieli we mnie uwierzyć i powierzyćmi swój los w pierwszychlatach istnienia Towarzystwa.Chciałem tymi kilkoma przykładamipokazać „jak hartowała sięstal” (przepraszam za to porównaniedo znanej w ZSSR książki),czyli jak kształtowała się moja(i wielu innych Polaków) polskość.Przecież nie „spadła znieba”, nie wynikła nagle, lecztkwiła głęboko w żyznej glebiew niezwykle trudnych i bardzo niesprzyjających okolicznościachsowieckiego państwa komunistycznego.Chciałem pokazać,że wychowana i zachowana wsobie polskość, mimo wszelkichżyciowych przeciwności, mimoczasowego odejścia od jakichśważnych zasad i wartości możegłęboko tkwić w człowieku,a później rozwinąć się owocniew warunkach społecznegoodprężenia i szczytnych dążeń.cdn.CIEKAWE STRONY INTERNETOWEO KRESACHwww.kresy.co.uk/stanislawow.plwww.kresy.cc.pl/lwowwww.kresy2000.plwww.fotojonny.republika.plwww.lwow.com.plwww.poznajukraine.comALEKSANDER SZUMAŃSKIOcalić od zapomnienia16 lipca 1968 roku upłynęłodokładnie 35 lat od czasu, gdyna antenie ogólnopolskiej wprzedwojennej Polsce odezwałasię po raz pierwszy „WesołaLwowska Fala” pod kierownictwemWiktora Budzyńskiego,autora tekstów, aranżera i pomysłodawcyaudycji. „Ta to jestwprost nie do wiary” - tak śpiewałana falach lwowskiegoradia Włada Majewska dotekstu i muzyki Mariana Hemara.Zatem 16 lipca <strong>2008</strong> roku mija75 lat od wyemitowania pierwszejaudycji.„Lwowska Fala” narodziła się„z niczego”, gdy Wiktor Budzyńskiwpadł na „szatański” pomysłzrobienia raz na miesiąc „LwowskiejFali”, kasując równocześniecały niedzielny program warszawski,nie biorąc niczego ani z Warszawy,ani z żadnej innej stacji.Dyrektor radiostacji lwowskiej,bardzo wyrozumiały i taki samzapaleniec, jak wszyscy, złapałsię za głowę i popatrzył naWiktora Budzyńskiego, jak naczłowieka niezupełnie normalnego.Dyrektorem radiostacjilwowskiej był wówczas człowiekpełen entuzjazmu, kierownik i natchnionypoeta – Juliusz Petry. I taknarodziła się „Lwowska Fala”.Piosenka lwowska - to bezcennydokument polskiej kulturyobyczajowej i muzycznej, a takżejęzyka lwowskiego z okresu dwudziestoleciamiędzywojennegoi wcześniejszego.Towarzystwo Kresowe „Chawira”z Krakowa i Komitet ObywatelskiMiasta Krakowa w tymroku zorganizowały OgólnopolskiFestiwal Piosenki Lwowskieji „Bałaku Lwowskiego”.Celem nadrzędnym organizatorówjest ocalenie od zapomnieniapiosenki lwowskiej, upowszechnieniewiedzy na temat jejhistorii, pogłębienie świadomościo przeszłości historycznej i szacunkudo tradycji kulturowej dziecii młodzieży, wyjście naprzeciwzapotrzebowaniu i oczekiwaniomludzi, uczuciowo związanych zeLwowem i Kresami Południowo-Wschodnimi II Rzeczypospolitej.Festiwal organizowany jest poraz drugi i w porównaniu doubiegłorocznego jest poszerzonyo „bałak”, integralnie związanyz tradycją i piosenką lwowską.Organizatorzy nawiązali szczególnąwspółpracę ze szkołami,noszącymi imię „Orląt Lwowskich”.Eliminacje lokalne odbyły się jużw Krakowie, Katowicach, Warszawie,Tarnowie, Nowym Sączu,Rzeszowie, Busku-Zdroju, oczekujejeszcze Lublin, Zamość, Kielce.Konkurs finałowy odbędzie się20 września w Krakowie, a 21września odbędzie się konkursgalowy w krakowskim teatrze„Groteska” z udziałem MartyStebnickiej, Danuty Skalskiej,Haliny Kunickiej.Konferansjerkę wszystkichkoncertów prowadzi AleksanderSzumański.Trzonem Festiwalu jest Zespółwokalno-instrumentalny „Chawira”,mający w repertuarzepiosenki lwowskie i kresowe,polskie piosenki lat międzywojennych,światowe przeboje pierwszejpołowy dwudziestego wieku.Zespół założył mgr inż. i muzyk– Karol Wróblewski, artysta, grający,przede wszystkim, na akordeonie,ale też i śpiewający.Zespół powstał w 2003 roku.Celem jego założenia byłopopularyzowanie pioseneklwowskich i międzywojennych.Motywem były związki rodzinnez Kresami i miłość do Lwowa.Aktualnie Zespół występujew składzie: Karol Wróblewski –kierownik zespołu, akordeon,15<strong>Kurier</strong> <strong>Galicyjski</strong> * 20 czerwca <strong>2008</strong>Korespondencja Specjalna z KatowicWE LWOWIE MUZY ŚPIEWAŁY ZAWSZEśpiew, Grzegorz Wróblewski –piano, Stefan Czyż - klarnet,trąbka, śpiew, Jerzy Skrejka –piano, Wiktoria Zawistowska –śpiew, Kazimierz Oćwieja -śpiew, gitara, Wojciech Habela– aktor, śpiew i wiersz, AndrzejMichalski – piano, SławomirKokosza – piano, Tomasz Kumięga– śpiew, Kinga Dobosz –śpiew, Aleksander Szumański –konferansjerka.W prezentacji zespołu należywspomnieć o pp. Łucji i BogusławieGedlach, którzy udzieliliogromnego wsparcia zespołowi.Przy ich pomocy powstałoTowarzystwo Kresowe „Chawira”,które działa w Krakowie, mającswojego prezesa, panią CzesławęKarlińską /ciotkę Bańdziuchową/.Koncerty Zespołu„Chawira” odbywają się w krakowskichrestauracjach conajmniej 2 razy w tygodniu,spędzamy wspólne sylwestry.Przy akompaniamencie Zespołu„Chawira” tańczymy, przeżywającdrugą młodość we Lwowie.Repertuar Festiwalu jest niebagatelny,oprócz renomowanychautorów, Mariana Hemara,Emanuela Schlechtera, HenrykaWarsa, Jerzego Petersburskiego,Witolda Szołgini czy JerzegoMichotka, słuchamy piosenkiulicznej, anonimowej i to jestpiękno w pięknie. Przypominamysobie natychmiast „Ślepą Mińcię”,śpiewającą u stóp pomnikakróla Jana III Sobieskiego naWałach Hetmańskich „Ślicznygwuździki” /sic!/, „Pienkny tulipany”,przegrywającą na harmonii.Zaczepiana przez ulicznikówwołała za nimi „ty miglanc!”„Durny Jasiu naprzód tamz chłupakami pędzi sam...”W tym miejscu pragnę przypomniećulicę lwowską z jejoryginalnymi typami, które takzrosły się z wyglądem miasta, żestanowiły stałą, nieodłącznączęść jego fragmentów.W ciągu przeszło stu latprzewinęła się tu cała galeriaoryginałów, dobrze znana mieszkańcomLwowa aktualnie lub zopowieści i tradycji. Wspomnieniao nich sięgają połowy XIXw. Pamiętnikarze i kronikarzeżycia miejskiego wymieniajątakie postace:Łucyk – uzdrowiciel i szarlatan,który, ubrany w długą szatę,przystrojoną mosiężnymi gwiazdamii kołami, z wężem grzechotnikiemw zarękawku chadzałpo całym mieście, leczącpigułkami swojego wyrobu.Baronek – zubożały baronhulaka, trochę pomylony, żyjącyz jałmużny, wystawał podHotelem George’a.Doktor – umysłowo chory, stałzawsze na placu Gołuchowskich,przemawiając do siebiepo niemiecku i żydowsku.Profesor lub Filozof – poeta,piszący na zamówienie okolicznościowewiersze, stał z książkąw ręku na ul. Wałowej i deklamowałłacińskie wiersze lubmłodzieży szkolnej odrabiałzadania z łaciny.Diodio - dziwak emeryt z górnegoŁyczakowa, chodził wszarej kapocie, z pasją zdzierał zmurów afisze, którymi wypychałkieszenie.Altesziker - /stary pijak/ - Żyd,szewc i pijak tańczący po ulicach.Jaśko – hulan – włóczęgai wykolejeniec, zajmował sięwyrabianiem szopek, przypominającychlwowski Ratusz z jegokominową wieżą i od BożegoNarodzenia do Gromnicznejchodził z wertepą, jako przywódcałyczakowskich kolędników.Durny Jasiu – syn przekupkiz Rynku. Śmiano się z jego powiedzonek:„Ni kupujci barszczu umojej mamy, bo si tam szczur utopił”.Durny Ignaś – grywający naskrzypkach na rogu ulicy Kurkoweji Czarnieckiego. Zaczepianyprzez batiarów okrzykiem: „Ignaś,Zośka ci ni kocha!” wołał za nimi:”idź ty, beńkart magistracki”.Ben Hur albo Buwaj – to ostatnieprzezwisko pochodzi odpierwszego słowa piosenki,którą przywiózł on ze sobą doLwowa i którą głośno wyśpiewywał:Buwajte zdorowa mojazołoteńka! Do tej melodii lwowskaulica dorabiała aktualne kuplety.Opis tych lwowskich oryginałówstanowi fragmenty konferansjerkiFestiwalu.Więcej, niż „Tylko we Lwowie”A co się śpiewa? Repertuarjest różnorodny, m.in.: „Ta ostatnianiedziela”, „Oba cwaj” - duetTońcia i Szczepcia bisowany,„Tango łyczakowskie”, „Przymuzyczce”, „Tylko we Lwowie”piosenka bisowana, „Ten drogiLwów”, „Moja gitara”, „Mojeserce zostało we Lwowie” -piosenka bisowana, „Ta co panbuja”, „W Stryjskim Parku”,„Boston o Lwowie”, „Lwowianka”,„Ballada o Pannie Franciszce”,„Bal u weterenów”, „Wio napiechotę do Lwowa”, „Party w Londynie”,„List do przyjaciela i przyjaciółprzyjaciela” i wiele innychpiosenek.Nie obywa się bez poezji o tematycelwowskiej, autorstwakonferansjera.A oto mój wiersz, uprzednioczytany w Radiu Lwów, lubmówiony na spotkaniu autorskimw redakcji „LwowskichSpotkań” – /redaktor naczelnaBożena Rafalska/.Czekoladki i cukierki(fragment)Czekoladki i cukierkiSłodziusieńki bombonierkiPiękne panny, kwiatów mowaA to wszystko jest ze Lwowa.Popatrz z góry na ŁyczakówTam jest smak pachnących makówA frajery z KleparowaPrzecież także są ze Lwowa.Gdy muzyczka rżnie sztajeraLwów piękniejszy niż RiwieraBo na rogu KopernikaTańczy panna bez bucika.Taka była lwowska ulica. A cow lwowskich domach, co takiegopodbijało serca lwowian?Ano właśnie. To przecież nie tylkodla lwowian, ale też dla „krakówka”i „warszawki” Wiktor Budzyńskipowołał radiową „WesołąLwowską Falę”. Kto na falacheteru pierwszy mówił „lwowskimszmoncesem”? Oczywiście Aprikozenkrantzz Untenbaumem.Kto pierwszy zapisał medialnielwowski „bałak”? Oczywiścielwowski adwokat Henryk Vogelfaenger– Tońcio i nieukończonyinżynier – Szczepcio.Szczepcio i Tońcio… 75 lat latminie niebawem od dnia, kiedypojawili się na antenie radiowejpo raz pierwszy.Przetrwali pamięć trzechpokoleń, przez fale eteru zdążyłyprzepłynąć w tym czasie armieWalerych Wątróbków, profesorówOchęduszków, Matysiakówi Jezioran, ale dwóch najwybitniejszychlwowskich batiarów -Tońcio i Szczepcio – trwa na posterunkudo dzisiaj. Lwowskaulica nazywała ich nieraz żartobliwieBajbus i Bongu /niemowlęi spirytus/, ale zawsze radośnie,zawsze śpiewnym bałakiem.Mój tata, zapytany przezemnie, co to znaczy Bajbus, odpowiedział– niemowlę, co niewiesz? Natomiast nie wiedział,co to znaczy Bongu. No, mógłnie wiedzieć, skoro sam byłlekko trunkowy.Katowice 24 maja <strong>2008</strong>