08.01.2015 Views

magazyn,81,e2b3d314eab3cc5825268d4ec18ae574,pdf

magazyn,81,e2b3d314eab3cc5825268d4ec18ae574,pdf

magazyn,81,e2b3d314eab3cc5825268d4ec18ae574,pdf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Opinie<br />

Opinie<br />

Józef Gębski<br />

SUITA WARSZAWSKA,<br />

REŻ. TADEUSZ MAKARCZYŃSKI<br />

Fot. Filmoteka Narodowa<br />

AUDIOWIZUALNA<br />

HISTORIA KINA<br />

CZĘŚĆ 12<br />

Zablokowane możliwości kreacyjne filmowców o ambicjach artystów zaczynały dojrzewać<br />

w kolejnych wydarzeniach kroniki filmowej. Kamera wkroczyła do Majdanka. Tam szukała<br />

już wyrafinowanych ustawień, ukrywała się za pierwszym planem, za ostrzegawczymi<br />

napisami, za oskarżającymi detalami, za stertami zwłok. Ponieważ filmowcy – i Wiertowa,<br />

i Eisensteina – próbowali w swoim warsztacie skrótów perspektywicznych, ukosów kamery<br />

i przekrzywionego aparatu. Właśnie w tej chwili zaczęła dojrzewać oryginalność polskiego kina,<br />

jego emocjonalność wizualna.<br />

Następna kronika filmowa w wykonaniu tej samej ekipy kręciła Oświęcim za pomocą wyrafinowanych<br />

ustawień kamery. Chciała wstrząsnąć widzem nie tyle treścią, ale i wyjątkową formą.<br />

Uczestnictwo w szturmie Berlina pozwoliło polskim filmowcom podejrzeć Jurija Rajzmana, który<br />

w kilka dni po zdobyciu miasta, filmował ujęcia… jego zdobywania. Płonęły domy, ale oddział żołnierzy<br />

powtarzał udane kompozycje jako duble. Inscenizowali elementy i detale kadru, przemieszczali<br />

padłe konie, wzniecali pierwszoplanowe pożary. W warszawskim archiwum mamy kilkanaście<br />

rolek takiego materiału filmowego, na którym widać moment narodzin filmu dokumentalnego na<br />

bazie kroniki filmowej. Rodziła się praktyczna nauka kodyfikatora reguł dokumentu Johna Griersona,<br />

który określił film dokumentalny jako twórczą interpretację rzeczywistości.<br />

Dwie perspektywy kroniki filmowej, rywalizacja na śmierć i życie, zdecydowały o oryginalności<br />

naszego kina, już nie kina kronikarzy i reporterów, a twórców filmowych. Bo oto w Krakowie,<br />

jak feniks z popiołów, powstała pierwsza szkoła filmowa. Już 19 stycznia 1945 roku Antoni Bohdziewicz<br />

zainstalował się w budynku przy ulicy Józefitów, w którym mieścił się porzucony poniemiecki<br />

Instytut Propagandy Filmowej. Zostały maszyny, stół montażowy, zbiory taśm filmowych<br />

– wymarzona sytuacja, aby ogłosić nabór do Warsztatu Filmowego Młodych.<br />

Bohdziewiczowi udało się zebrać fenomenalny skład wykładowców: byli tam filozof Władysław<br />

Tatarkiewicz – zbliżający się do kina jako nowej sztuki, był Roman Ingarden – strukturalista,<br />

był Kazimierz Wyka – badacz pogranicza sztuk. A także: Jerzy Andrzejewski, Czesław Miłosz,<br />

Konstanty Ildefons Gałczyński, Stefan Kisielewski, Antoni Uniechowski i Kazimierz Mikulski. Wyjątkowo<br />

doborowe gremium dla ustanowienia nowego miejsca dla kina, prawdziwej sztuki syntetycznej<br />

– nowej, nieznanej, dopiero się rodzącej. W ich wykładach i seminariach wykluwała się<br />

nowa wizja kina, oderwanego od przedwojennego komercyjnego dorabiania się na niskich gustach.<br />

Kino, jeżeli stawało na pograniczu myśli i polityki, to wspierało się na mocnym filarze nowoczesnej<br />

literatury i… sztuk plastycznych.<br />

Uczestnikami Warsztatu byli przyszli wielcy kreatorzy: Stanisław Różewicz, Wojciech Jerzy Has,<br />

Jerzy Kawalerowicz, Jerzy Passendorfer, Mieczysław Jahoda, Tadeusz Makarczyński. Wystarczy.<br />

Dwaj uczniowie studium krakowskiego – Różewicz i Has – przyjechali do Warszawy, której<br />

nie było, i wraz z operatorem Władysławem Forbertem nakręcili genialne ujęcia ulicy, której nie<br />

było – Brzozowej. Fenomenalny film, przepełniony estetyzmem, zbliżył się do czołówki europejskich<br />

requiem filmowych. Ulica Brzozowa to kino niespotykane, nieoczekiwane, po prostu inne.<br />

Uczeń Warsztatu – Andrzej Panufnik, muzyk ciągnący do kina, zaprosił Adolfa Forberta –<br />

operatora i razem nakręcili szkolny film rodem z muzyki: Ballada f-moll. Sfilmowali miasto, którego<br />

nie było. Morze ruin, pustka egzystencjalna, horror burzenia domów i unicestwiania ludzi.<br />

Forbert wykorzystał okazję do poszukiwania ekspresji, wynikającej z technicznych środków<br />

Fot. Filmoteka Narodowa<br />

awangardy europejskiej. Przed obiektyw kamery wkładał deformujące obraz filtry, wykorzystywał<br />

techniczne sposoby zniekształcania stopnia szarości fragmentu kadru. W efekcie powstawał<br />

obraz groźniejszy i bardziej przygnębiający. A wszystko to miało być obrazem grozy wojny.<br />

I było. Inwencja Forberta stoi u podstaw nowoczesnej sztuki operatorskiej jutra.<br />

Ballada f-moll zaniepokoiła władze państwowe, które potrzebowały obrazu optymistycznego<br />

– wszak Warszawa miała być odbudowana. Film dano do przeróbki, wręcz do ponownego nakręcenia<br />

młodemu Tadeuszowi Makarczyńskiemu (byłemu więźniowi obozu koncentracyjnego),<br />

który dokręcił niezapomniane ujęcia powracających do miasta pierwszych „jaskiniowców”.<br />

Wszystko to oprawił muzyką młody kompozytor, Witold Lutosławski – i tak film Suita warszawska<br />

stał się manifestem nowej kinematografii, obdarzonym międzynarodowym uznaniem festiwali<br />

filmowych.<br />

Zwróćmy uwagę na fakt, że powojenne kino jest poczęte z nieprawego łoża, przez ludzi innych<br />

sztuk. Na przyszły obraz tego europejskiego fenomenu złożyli się malarze, muzycy, filozofowie<br />

i poeci. Kino polskie stawało się bliższe sztukom pięknym niż popularnej literaturze. Tylko<br />

w takich uwarunkowaniach stało się możliwe pojawienie kolejnej kolebki, tym razem w randze<br />

uczelni wyższej – Szkoły Filmowej w Łodzi.<br />

18 października 1948 roku zainaugurowano nowy rok akademicki. Egzamin wstępny z 300<br />

chętnych wyłonił 64 osoby. Kim byli ci „ojcowie założyciele”<br />

Jak podaje kronikarz, byli wśród nich ludzie z maturą konspiracyjną, niedokończeni artyści,<br />

milicjant, „chłopcy z lasu”. Poszukiwacze swojego miejsca na nowej ziemi. Życiorysy wielu z nich<br />

przypominały biogramy ludzi z kina akcji. Żołnierze kilku barw, partyzanci, więźniowie stalagów<br />

i oflagów, dziewczyna z oświęcimskim numerem na ręce. Niektórzy milczeli o swojej „podejrzanej<br />

przeszłości”, inni szczycili się nowym komunistycznym zaciągiem.<br />

Profesorowie tej uczelni to był kwiat ocalonej inteligencji: z Krakowa, z Moskwy, z Londynu.<br />

Ale oprócz pedagogów z filmowym doświadczeniem, byli ludzie innych orientacji: artyści plastycy<br />

przekonani o tym, że kino jest sztuką piękną (malarze: Jerzy Mierzejewski i Władysław Strzemiński<br />

czy historyk sztuki Krystyna Zwolińska). A także literaci, technicy, inżynierowie i – niestety<br />

– ludzie polityki. Ci stwarzali najbardziej realne niebezpieczeństwo zaprzęgnięcia filmu na<br />

usługi propagandy. Szkoła szczęśliwie jednoczyła (eksperyment) trzy typy wykształcenia: Akademię<br />

Sztuk Plastycznych, Uniwersytet i Politechnikę.<br />

STANISŁAW RÓŻEWICZ, WŁADYSŁAW FORBERT I WOJCIECH<br />

JERZY HAS PODCZAS REALIZACJI ULICY BRZOZOWEJ<br />

nr 31/marzec 2014 / MAGAZYN FILMOWY SFP<br />

nr 31/marzec 2014 / MAGAZYN FILMOWY SFP<br />

60 61

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!