MARANA THA! - Nasza Parafia - Salwatorianie
MARANA THA! - Nasza Parafia - Salwatorianie
MARANA THA! - Nasza Parafia - Salwatorianie
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Przyszedł w Swoim Duchu<br />
Wcale nie chciałam tu być. Miałam<br />
już jedno seminarium za sobą. Tłum<br />
wariatów z rękoma wzniesionymi do góry,<br />
mamroczących coś pod nosem i ja pośród<br />
nich – zagubiona, chcąca uciekać. Te ich<br />
piosenki, rozentuzjazmowane modlitwy –<br />
trzeba pilnować, żeby mieli dach nad głową,<br />
bo inaczej odfruną... Nie dla mnie. I dobrze,<br />
aż za dobrze, pamiętałam, co zostawiło poprzednie<br />
seminarium – wyciągnęło ze mnie<br />
cały bałagan wyniesiony z rodzinnego domu<br />
– cały żal, z którym, jak mówiłam, zostałam<br />
sama. Nie mogłam się z tego wyplątać przez<br />
kilka dobrych lat. Nie chciałam, o nie, tego<br />
znów przechodzić. To nie dla mnie. A w ogóle,<br />
to już jest dobrze – przecież wszystko<br />
to jakoś sobie poukładałam – to po co znów<br />
w sobie grzebać?<br />
Zaciągnął mnie mąż. Chodź, mówił, ze<br />
mną, dla towarzystwa, tylko na konferencję.<br />
Potem będziesz mogła pójść do domu. No<br />
dobrze, pomyślałam, małżeństwo powinno<br />
być razem – jakoś to przeżyję. Poszłam na<br />
tę konferencję, ale co sprawiło, że dołączyłam<br />
do seminarium? Może świadomość,<br />
że w niedalekiej przyszłości czeka nas kilka<br />
ważnych decyzji, może jakiś głos: zaryzykuj?<br />
A może zwykły strach przed samotnym<br />
powrotem w ciemnościach do domu... Bez<br />
entuzjazmu, z wielkim bagażem buntu weszłam<br />
w to.<br />
Jak było? Na początku wielkie nic (zresztą<br />
na co liczyłam?), zmuszanie się do czytań<br />
i szukanie jakiejkolwiek mądrości w tekstach<br />
leżących przede mną.<br />
Pierwszym, czym On mnie rozbroił,<br />
było zdanie z ewangelii (Łk 15,5-6) „A gdy<br />
ją (owcę) znajdzie, bierze z radością na ramiona<br />
i wraca do domu; sprasza przyjaciół<br />
i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną,<br />
bo znalazłem owcę, która MI zginęła”. Nie-<br />
10<br />
zwykłe, że Bóg mówi<br />
o mnie jak o czymś, co<br />
należy do Niego, jak ja,<br />
gdy mówię: wiesz, zginął<br />
mi mój ulubiony długopis.<br />
Więc byłam i jestem<br />
Jego i On mnie w końcu odnalazł.<br />
A potem przedstawił mi się On – pełen<br />
mocy, Ten który może mnie ochronić przed<br />
moją własną ciemnością i przed tą ciemnością,<br />
która chce mną zawładnąć. On, który<br />
może stanąć między mną a nią. On, który<br />
całą jej nienawiść, wściekłość, ryk i furię już<br />
kiedyś wziął na siebie, który przejął na siebie<br />
całe jej uderzenie wymierzone we mnie<br />
jako człowieka i które mi się należało. Dał<br />
mi zrozumieć, że walczę z osobowym złem,<br />
z kimś, kto jest mocniejszy ode mnie i nie muszę<br />
wyrzucać sobie, że tchórzliwie chowam<br />
się, zamiast walczyć własnymi siłami. On<br />
mnie osłania, bo już wygrał ten pojedynek<br />
i daje mi ratunek, swoje zwycięstwo, jeśli<br />
tylko pozwolę, by był na pierwszym miejscu<br />
i trzymał ster mojego życia w swoich rękach.<br />
Ale od zrozumienia do przyjęcia czegoś za<br />
swoje jest jednak kawałek drogi.<br />
W czwartek III tygodnia, podczas nabożeństwa<br />
przed krzyżem klęczałam w ławce,<br />
patrzyłam na ludzi podchodzących pod Jego<br />
krzyż, oddających mu swoje ciężary i kotwice<br />
złego, na tych, którzy upadali. Wobec<br />
braku racjonalnego wytłumaczenia przyjęłam,<br />
że musi być to jakiś rodzaj rozchwiania<br />
emocjonalnego – nic innego rozsądnego nie<br />
przychodziło mi do głowy. Gdy w końcu<br />
przyszła nasza kolej i klęknęłam przed<br />
Nim, kładąc swój bagaż przy Jego stopach,<br />
czułam się bardzo niekomfortowo. Wokół<br />
ludzie, którzy na głos oddają Mu swoje życie,<br />
wyznają miłość. Wiedziałam, że i ja muszę<br />
to uczynić, że dość w moim życiu krycia się<br />
i zostawiania sobie otwartych furtek, którymi<br />
w razie czego można się wycofać. Czując<br />
ogromne zażenowanie, powiedziałam Mu,<br />
że Go kocham, że oddaję Mu swoje życie,<br />
choć bardzo się boję, bo wiem, co to znaczy.<br />
Że może zrobić ze mną wszystko. Całą siłą<br />
walczyłam o to, co nazywałam rozsądkiem<br />
– powagą, aby przypadkiem nie zachwiać się<br />
i nie upaść. Podczas modlitwy o uwolnienie<br />
na końcu spotkania, gdy o. Andrzej olejem<br />
kreślił mi znak krzyża na czole, poczułam<br />
słowo POZWÓL. Przyszedł do mnie z wielkim<br />
pokojem. Upadając pomyślałam, że<br />
jeśli umierając wpadamy w tak kochające,<br />
delikatne i dobre ręce, pełne bezpieczeństwa,<br />
to nie jest to takie straszne (tylko proszę, nie<br />
sprawdzaj mnie, Panie, dodałam).<br />
Parę tygodni później przyszedł w Swoim<br />
Duchu. W wielbiącym Go tłumie, żyjącym<br />
Kościele. W przedziwnym, tajemniczym,<br />
urzekającym śpiewie językami. Gdy trzymając<br />
się za ręce staliśmy przed Nim a wokół<br />
słychać było upadających ludzi, ogarnęła<br />
mnie trwoga – Ten Bóg nie potrzebuje nakładanych<br />
rąk, działa z wielką mocą swoją<br />
obecnością. Nie pozwolił mi trwać w tym<br />
lęku – prawie natychmiast wlewając we mnie<br />
pokój i radość. Podniosłam ręce – wiem, że<br />
mnie kocha, że jestem piękna Jego pięknem,<br />
że On zwyciężył, a ja należę do Niego.<br />
Kilka dni później miałam umówioną wizytę<br />
u endokrynologa. Podczas wcześniejszego<br />
USG tarczycy, kilka tygodni wcześniej, na<br />
monitorze pokazało się czarne miejsce –<br />
guzek albo torbiel, jak mi powiedzieli. Tego<br />
dnia badanie powtórzono – na tarczycy został<br />
jedynie ledwo widoczny szary cień w miejscu,<br />
gdzie wcześniej był ten czarny placek. Czysto!<br />
Czymkolwiek było to „czarne coś” (groźne,<br />
czy nie) – zniknęło. Pan Bóg zrobił to dla mnie,<br />
abym się nie bała i nie miała na co narzekać.<br />
On daje wolność i zdrowie w konkretnym celu:<br />
kochaj i łataj miłością ten potłuczony świat.<br />
Kasia<br />
Uzdrowiona córka<br />
Moja córka od lat cierpiała na nawracające<br />
omdlenia. Mdlała bardzo często –<br />
przeważnie kilka razy w tygodniu, a czasem<br />
nawet kilka razy dziennie. Ciągaliśmy się po<br />
przeróżnych lekarzach, aby postawić jakąś<br />
diagnozę – bez skutku. Kolejni specjaliści nie<br />
znajdowali żadnej przyczyny, która mogłaby<br />
być źródłem tych zaburzeń. Kardiolog wykluczył<br />
wadę serca, neurolog sprawdził, że<br />
to nie padaczka, okulista sprawdził dno oka,<br />
przez jakiś czas bez wcześniejszych badań<br />
leczono ją na zaburzenia równowagi ortostatycznej,<br />
ale i to nie miało żadnego znaczenia.<br />
Na końcu jeszcze jeździliśmy do Poradni<br />
Zdrowia Psychicznego, gdyż takie objawy<br />
bywają czasami objawami nerwicy, ale i tu<br />
nikt nie mógł jasno zobaczyć tej nerwicy.<br />
Na Mszę o uzdrowienie szłam z nastawieniem,<br />
że będę się modlić o zdrowie dla<br />
Moniki i dla męża. Gdy weszłam do kościoła,<br />
zobaczyłam pełno ludzi, wśród nich wielu<br />
znajomych. Zaraz zaczęłam sobie przypominać,<br />
kto na co cierpi, kto na co jest chory.<br />
Postanowiłam, że będę modlić się o nich<br />
wszystkich, że będę modlić się, by Jezus<br />
uzdrowił wszystkich, których chce.<br />
Cieszyłam się, że tyle osób podeszło do<br />
modlitwy, cieszyłam się, że cuda wydarzają<br />
się u nas. Radością napełniło mnie, że Jezus<br />
uzdrawia u nas, w Obornikach. Że jest tak<br />
blisko jak wtedy, gdy wskrzesił córkę Jaira.<br />
Że chodzi pomiędzy nami a kto zaufa mu<br />
i dotknie Jego płaszcza, ten będzie uzdrowiony,<br />
jak kobieta z Ewangelii.<br />
Od tamtej Mszy minęły już 2 miesiące.<br />
<strong>Nasza</strong> córka nie zemdlała ani razu. I chociaż<br />
nie wiemy, co jej było wcześniej, to jedno<br />
jest jasne – teraz na pewno jest zdrowa.<br />
Jezus ją uzdrowił. Wielbię Go i dziękuję<br />
z całego serca!<br />
Mama Moniki<br />
11