Czyli zaklęcie przednie,By cię, człeku, słuchałyWszelkie duchy pośrednie.— Czy być może? Co za zrządzenie losu!… Nigdym o takiej księdze nie słyszał… musibyć bardzo stara?— Okropnie.— Przynieś mi ją waszmość zaraz jutro.— Oho, ho, ani myślę — butnie sprzeciwił się Ostroróg — pierwej sam spróbujęonych zaklęć, może mi się uda przywołać jakiego ducha.— Ależ dziecko nierozważne, bez długoletnich przygotowań nic nie sprawisz, a ja jużniejedną tajemnicę zgłębiłem.— Nie, za darmo jej nie dam; coś przecie za tak wielki skarb w zamian muszę dostać.— Więc gadaj waszmość, ile chcesz?— Pieniędzy mi nie trza, mam ich dość od rodzica. Dajcie mi ten wasz pierścieńz rubinem.— Co? Podarunek najmiłościwszego pana? Nigdy!— Dziwny z was człek; wżdy nauczywszy się czarów, tysiąc takich pierścieni na dzieńmieć będziecie.— Zaiste, prawdę mówisz; więc księga za pierścień, pierścień za księgę, słowo?— A co… wróciliśmy na czas? Patrz, ile śliwek! Nastaw połę! — wrzeszczeli jedenprzez drugiego, Łaski, Gorayski i Bogusz, wpadając do kancelarii.Pan Łukasz wścibił głowę przeze drzwi.— Kartelusze gotowe; mogą waszmościowie zabrać.Pokłonili się grzecznie i wylecieli jak wicher.— Żeby ino chycić¹⁴⁰ onego czarodzieja na wędkę! — mruczał pod nosem Mikołkai pobiegł w miasto z zaproszeniami.*Powyżej klasztoru oo. Franciszkanów, wzdłuż murów miejskich, cisnęły się tłumy ludunieprzeliczone; z każdej strzelnicy, z każdego okienka baszt wyzierały głowy i główkiciekawych. A było czego się cisnąć, było za czym wyglądać! Toż to dziś właśnie, dziś, zapół godziny, z formy do ziemi wkopanej i przed tygodniem wrzącym spiżem napełnionej,wyłonić się miał na powierzchnię ziemi, ukazać po raz pierwszy słońcu złocistemu i królewskiemumajestatowi, dzwon wspaniały, jakiego dotąd jeszcze Polska nie widziała¹⁴¹.Niedaleko murów, między Basztą Prochową a Basztą Iglarzy, stały duże trybuny bogatoprzyozdobione. Wchodziło się na nie po trzech stopniach czerwonym suknem wysłanych.Mniejsza, przeznaczona dla rodziny królewskiej, okolona była z trzech stron barierątakimże czerwonym suknem obitą. Na wzorzystych kobiercach ustawiono trzy krzesła,pod adamaszkowym szkarłatnym baldachimem, dla miłościwego <strong>króla</strong>, jego małżonkii dla biskupa. Za nimi w głębi opierała się o barierę szeroka ława dla panien dworskich.Na stopniach od przodu mieli siedzieć paziowie. Drugie wzniesienie, o wiele obszerniejszeod królewskiego, przeznaczone było dla zaproszonych senatorów i wysokich urzędnikówpaństwa.Tuż ponad „grubą” (tak się nazywało miejsce, gdzie sprawa odlewania dzwonu sięodbywała) pobudowali cieśle rusztowanie wysokie, kształtem do wieży podobne. Były towkopane na kilka stóp w ziemię, pokrzyżowane i skośnie o siebie oparte tramy¹⁴² ze stuletnichdębów, przybite jedne do drugich bretnalami¹⁴³ i hakami kilkucalowej długości,prócz tego spięte gęsto żelaznymi klamrami. Potężnej bowiem wytrzymałości musiałybyć ramiona, które bodaj na czas krótki miały piastować olbrzyma. Na bloku w samym¹⁴⁰yi (gw.) — pochwycić, złapać.¹⁴¹o to i wanie won waniay akiego ot ezze Polka nie wiiaa — Dzwon „Zygmunt”odlany był w 1520 r. Ze względu na piękność tej chwili, przesunęłam datę, byle umieścić ten epizod w moimopowiadaniu. [przypis autorski]¹⁴²tram — belka.¹⁴³retnal — duży gwóźdź.ANTONINA DOAKA <strong>Paziowie</strong> <strong>króla</strong> <strong>Zygmunta</strong> 34
szczycie rusztowania zarzucone liny grube, kręcone z konopnych powrozów, zwieszały siępodwójnymi końcami ku ziemi.Tuż obok stał Hans Behem z czeladzią i z sześćdziesięcioma ludźmi wypróbowanejsiły, którzy mieli dzwon wyciągać do góry. Po wyrazistym obliczu rzemieślnika-artystyprzesuwały się kolejno blaski i cienie… obawa, radość, duma, niepewność, zwątpienie,a w końcu spokojna ufność i mocne przekonanie, że wielkie dzieło, którego się podjął,nie było wcale zadaniem nad jego siły i że dzień dzisiejszy nazwisko jego nową sławąokryje.Oparł głowę o jedną z potężnych belek rusztowania i czekał.Zanim strażnik z wieży mariackiej otrąbił na cztery strony świata godzinę piętnastą,już wszystkie miejsca na trybunie gości królewskich były pozajmowane. Straż miejskai służba grodzka utrzymywały porządek wśród tłumu, nie dając mu podsuwać się zbytblisko i utrzymując szeroką drogę, aż pod samą górę wawelską.— Jadą już, jadą! — dały się słyszeć okrzyki.Wszystkich oczy zwróciły się ku zamkowi, skąd istotnie widać już było zbliżającysię orszak królewski. <strong>Paziowie</strong> jeno i przyboczni dworzanie szli pieszo; królowa, damydworskie i duchowieństwo jechali w lektykach, król i starszyzna dworska konno.Okrzyki powitalne, wołania: „Niech żyje miłościwy król”, „Niech żyje miłościwa pani!”— rozbrzmiewały w powietrzu i ucichły dopiero, gdy oboje najjaśniejsi państwozasiedli na swych krzesłach.Olśniewający przepychem strój królowej pociągał ku sobie oczy wszystkich; zdumiewanosię, zachwycano; ci, co lepiej widzieli, opowiadali z cicha tym, którzy dojrzeć niemogli, niewiasty zwłaszcza gorzały uwielbieniem.— Gadajcie, kumosiu¹⁴⁴, boście wy między nami niczym bocian między kaczkami…gadajcie, ino nie zmylcie, wszystko za porządkiem, cóż ma na głowie?— Cieniuchne, białe, ni czepiec, ni rańtuch¹⁴⁵, widno włoską modą uczynione… opaskązłotą przytrzymane, a co na niej kamyków iskrzących… ognie się ino migocą! Na szyiłańcuch złoty i krzyż diamentowy.— Dźwignijcież mnie krzynę, boście mocna, niech aby raz okiem rzucę… Jezu! Szatajak samo słońce! Wżdy nie ze złotej lamy¹⁴⁶, bo cale inaczej świeci niż suknia miłościwegopana.— A nie, to jedwab taki przedni i barwa o wiele jaśniejsza niż u <strong>króla</strong> w żupanie¹⁴⁷.— Kwiaty po niej aksamitne, na podobieństwo żółtych róż.— Przyjrzyjcie się dobrze, Kasprowa, czy mi się ino widzi, czy w osnowie nić fiołkowawmieszana, bo się ano mieni raz żółto, a raz jak malwa ciemna.— Juści prawda.— Córeczka po nieboszczce stoi wedle niej za krzesłem.— Ta bledziuchna, w niebieskim aksamicie?— Aha, a przy nogach na poduszce to jej rodzona, królewna Izabela. To zasię polewicy, maluśkie…— Gdzie, gdzie?— E, nie dojrzycie. To będzie chyba synuś najukochańszy… ani chybi królewicz Zygmunt.Najmiłościwszy pan rękę na główce mu położył.Chwilę jeszcze trwały rozmowy, szmery, falowanie głów ludzkich, wreszcie wszystkoumilkło, nastała cisza, lecz cisza pełna niepokoju i oczekiwania.— Tak mi serce wali… czegoś się boję… — szeptał Krystek Czema do Jasia Drohojowskiego.— A mnie w uszach dzwoni i huczy.— A mnie ręce i nogi drżą — rzekł Szydłowiecki.— Mnie z tego czekania tak nudno, aż spać się zachciało.— Montwiłł, zmiłuj się, nie ziewaj tak głośno!¹⁴⁴kumoia (zdr.), właśc. kuma (daw.) — przyjaciółka lub sąsiadka.¹⁴⁵ratu (daw.) — szal lub chusta.¹⁴⁶lama — tu: rodzaj materiału.¹⁴⁷uan — okrycie noszone przez szlachciców, zapinane na guziki, sięgające do kolan, z wąskimi rękawamii kołnierzem w formie stójki.ANTONINA DOAKA <strong>Paziowie</strong> <strong>króla</strong> <strong>Zygmunta</strong> 35
- Page 2 and 3: Ta lektura, podobnie jak tysiące i
- Page 4 and 5: — Wnuczek pana żupnika i wielkor
- Page 6 and 7: Włoszka syknęła przez zęby jak
- Page 8 and 9: OZDZIA I. IIEL KZYZTOA CZEYJuż od
- Page 10 and 11: Bona skinęła z lekka głową i u
- Page 12 and 13: mówił dalej — gdy spomnicie, ż
- Page 14 and 15: Oczy, pełne litości, samy w się
- Page 16 and 17: Gdy prześladowcy odeszli, zadumał
- Page 18 and 19: to stając, to wlokąc się noga za
- Page 20 and 21: — Dobrze jej tak, niech nie myszk
- Page 22 and 23: zająć moje nerki i moja wątroba,
- Page 24 and 25: A Drohojowski dodał ciszej:— Uro
- Page 26 and 27: co innego do roboty jeszcze. Ja sam
- Page 28 and 29: na nich spoza okularów, jakby chc
- Page 30 and 31: i szepcząc jakieś tajemnicze zakl
- Page 32 and 33: wysuwał się na światło dzienne,
- Page 36 and 37: — Taże nie obraza majestatu. Ot,
- Page 38 and 39: u całego aucymeru¹⁵⁵ w łaska
- Page 40 and 41: powitanie panny Arcamony z ukrytym
- Page 42 and 43: Marcin ze swojej strony zawołał c
- Page 44 and 45: — Sprawa jest, zda mi się, jasna
- Page 46 and 47: — Ehę, już umykasz, byle się n
- Page 48 and 49: dalej; a już upiory, to go na dzie
- Page 50 and 51: — Nie mogę — ponuro odparł ch
- Page 52 and 53: ja zadumał się, jak by to wam pok
- Page 54 and 55: *Mimo opróżnienia całego szeregu
- Page 56 and 57: cefała; a wstępując na tron w dw
- Page 58 and 59: — Ta żeby tak o co, jak o to. Na
- Page 60 and 61: — Już ja poczekam, póki rygiel
- Page 62 and 63: trzymają… Mniemam, że po nieprz
- Page 64 and 65: Poseł niósł się z godnością,
- Page 66 and 67: Zajrzał do kilku kościołów, nie
- Page 68 and 69: — Strasz wyjeżdża jutro, a mist
- Page 70 and 71: — Musi widziała, kiedy się bał
- Page 72 and 73: — Nu dobrze gadać „do roboty
- Page 74 and 75: — Widzę, widzę — szydził och
- Page 76 and 77: pierwszej chwili aż do końca. Kr
- Page 78 and 79: kto drwa rąbie do piekarni? Taże
- Page 80 and 81: przybranych trębaczy, za którymi
- Page 82 and 83: — Aha, a wiesz, co to znaczy? Pam