Deus Ex Machina. Człowiek, który zniknął - fragment
XXII wiek nie musi oznaczać braku zapotrzebowania na prywatnych detektywów. W cyberpunkowej Gigalopolis klasycznie błyskotliwy Valter Fingo do spółki z hologramową, zjawiskowo urodziwą asystentką Luką i półmechanicznym kotołakiem o umyśle człowieka porywają się na każde, nawet najbardziej skomplikowane zadanie; są przecież specjalistami od spraw niemożliwych.
XXII wiek nie musi oznaczać braku zapotrzebowania na prywatnych detektywów. W cyberpunkowej Gigalopolis klasycznie błyskotliwy Valter Fingo do spółki z hologramową, zjawiskowo urodziwą asystentką Luką i półmechanicznym kotołakiem o umyśle człowieka porywają się na każde, nawet najbardziej skomplikowane zadanie; są przecież specjalistami od spraw niemożliwych.
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Nie połączysz się z PlaNetem, żeby sprawdzić prognozy
Kontroli Pogody czy zamówić AutoAuto, ale przynajmniej
nikt cię nie wyśledzi.
W Jukce Kaplanie dostrzegałem cienie obu tych kategorii:
technoparanoika i przestępcy. Jasne, rozbiegane oczy zdradzały
głęboko zakorzenioną nerwowość, ale kryła się w nich
również determinacja – hart ducha, niemożliwy do osiągnięcia
poprzez wieczny konformizm i przytakiwanie Korporacji.
Miał odwagę powiedzieć „Nie”, ale jednocześnie bał się gniewu
bogów, którym się sprzeciwił; bogów, którzy wiedzieli wszystko
o wszystkich i którzy w każdej chwili mogli cisnąć piorunem
w twój najczulszy punkt.
– Więc to jakiś aktywista polityczny, który nagrał gniewny
filmik, tak? – zapytałem, udając znudzenie. – Co takiego zrobił,
narzekał na ceny biletów miesięcznych? Domagał się zniżki dla
wywrotowców?
– Cierpliwości, panie Fingo. Proszę oglądać.
Kaplan skończył wreszcie mówić i odsunął się od obiektywu,
szerokim gestem prezentując wnętrze za nim. Wyglądało
na stary magazyn budowlany, niezautomatyzowany, zawalony
plastikowymi skrzyniami i stertami złomu. Ostre słońce,
zdolne uprażyć żwir na popcorn, przeświecało przez otwory
pod sufitem, kładąc długie cienie budynków na brudne okna,
niby palce olbrzyma sięgające do środka.
A tam, gdzie kończyły się cienie, w plątaninie kabli równie
wymyślnej co fryzura Kaplana, stało cylindryczne urządzenie,
wyższe o parę dłoni od przeciętnego człowieka, zespolone
z pojedynczą konsoletą. Wyglądało prowizorycznie, jak jeden
z wynalazków mojego teścia, sklecone z tego, co było pod ręką.
W przeciwieństwie jednak do większości tworów szalonego
wynalazcy, nie miałem żadnych wątpliwości, do czego służyło.
– Teleporter – powiedziałem wolno, przykładając dłoń do
refleksiglasu. – Najprawdziwszy teleporter, bez ozdobników,
plastiku, neonów, bez korporacyjnych dodatków. Chałupniczy
akcelerator Transmat…
21