02.11.2021 Views

Ginące światy

Witaj w przestrzeni ginących światów. Chcemy oprowadzić Cię po miejscach, które przemijają, umierają, pozostają w niewidzialnych warstwach miast, ale często są też tym, co sami nosimy w sobie. Będzie to śląska “bebokologia”.

Witaj w przestrzeni ginących światów. Chcemy oprowadzić Cię po miejscach, które przemijają, umierają, pozostają w niewidzialnych warstwach miast, ale często są też tym, co sami nosimy w sobie. Będzie to śląska “bebokologia”.

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

by reszta uciekła bez konsekwencji. Nigdy nie dowiedzieli się

jakim cudem Henryk uspokoił pracowników na tyle, że ci

pozwolili mu odejść nawet bez porządnego lania. Był to jednak

dzień, w którym prababcia Elżbieta zwróciła na niego uwagę po

raz pierwszy. Następnym razem spotkali się już kilka lat później,

na stadionie Gwardii. W lipcu 1928 roku Polacy grali tam ze

Szwedami i pokonali ich 2:1. To było wielkie wydarzenie. Na

trybunach znajdowało się prawie 20 tysięcy widzów. Los sprawił

jednak, że obok Elżbiety i chłopaka z którym wtedy się spotykała,

usiadł Henryk ze swoimi kolegami. Rozpoznali się od razu. Babcia

zawsze powtarzała Kalinie, że to musiał być ten jeden przypadek

na milion, gdzie nie potrzeba słów – trafiła ich miłość od

pierwszego (a w zasadzie drugiego) wejrzenia. Ela z meczu nie

wróciła ze swoją ówczesną randką, a z Henrykiem i od tamtego

dnia stali się nierozłączni. Bardzo szybko wzięli ślub, a ich miłość

zaowocowała siódemką dzieci. W tym babcią Kaliny - Marią.

Stadion Gwardii był zresztą ważnym miejscem dla trzech pokoleń

kobiet w tej rodzinie. Prababcia Elżbieta poznała tu swojego męża,

a babcia Maria chyba wyssała miłość do sportu z mlekiem matki,

bo chodziła na stadion oglądać piłkarzy aż do zakończenia jego

działalności w latach 80. Kalina z rumieńcami wstydu na twarzy,

chodząc po zarośniętych trybunach stadionu, przypomniała sobie,

że i dla niej to miejsce było ważne. To tu, pośród drzew, śmieci

i kamieni całowała się po raz pierwszy w życiu. Z chłopcem,

którego imienia już nawet nie pamięta.

Mała Marysia już od dzieciństwa doświadczała ogromnej miłości

w tej biednej, ale szczęśliwej, górniczej rodzinie. Do końca życia

opowiadała o tym, jak jej mama opiekowała się domem

i pilnowała, by nikt nie chodził głodny ani źle ubrany. Nawet

w czasach największej biedy Elżbieta potrafiła zrobić obiad

z niczego i oprócz wyżywienia dziewięcioosobowej rodziny

karmiła także kolegów jej dzieci, którzy chętnie przychodzili do

domu pełnego ciepła. Gdy na kopalni wybuchł strajk Elżbieta

i mała Marysia codziennie przynosiły ciepłe posiłki dla Henryka

i jego kolegów.

28

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!