Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...
Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...
Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
12<br />
na go³êbim wsadzie, cieniutki, bo cieniutki, ale, jak bez z³oœliwej satysfakcji mlaska³a jêzykiem,<br />
bardzo po¿ywny, wiêc ³y¿kowaliœmy chc¹c nie chc¹c tê lurê na w³oszczyŸnie z makaronem,<br />
obgryzaj¹c jeszcze lichsze kosteczki, raczej chrz¹stki i, aby nieco siê usprawiedliwiæ lub zepsuæ<br />
ca³kowicie apetyt szczególnie ojcu, dodawa³a z nieukrywanym obrzydzeniem:<br />
- Tu nawet gówno kapie cz³owiekowi do talerza!<br />
Mama potrafi³a jeszcze dosadniej zatruwaæ ojcu ¿ycie, zwa¿ywszy, i¿ mieszkaliœmy w klitce<br />
z widokiem na wychodek:<br />
- Ju¿ mam po szyjê tego ¿ycia na zapleczu sracza!<br />
Ojciec wreszcie musia³ siê odezwaæ:<br />
- Nie b¹dŸ wulgarna!<br />
W zasadzie mama nie wyra¿a³a siê brzydko, by³a natomiast prze¿arta niew¹tpliwie frustracj¹.<br />
Albo desperacj¹. Czyli ¿ó³ci¹. To siê wyczuwa³o, skoro powtarza³a w kó³ko to samo:<br />
- Dla ciebie tylko pi³ka no¿na i go³êbie - p³aka³a z³oœci¹ - go³êbie i pi³ka no¿na!<br />
Wprawdzie pi³kê no¿n¹ jeszcze mog³a prze³kn¹æ, gdy¿ zapewnia³a jakieœ œrodki finansowe,<br />
skromne, bo skromne, ale ju¿ go³êbie, wedle jej przekonania, przynosi³y tylko straty, karma i tak<br />
dalej, a ponadto przepada³y nie tylko w locie, co tu¿ znad g³owy, na wyci¹gniêcie rêki, jakby<br />
wprost z go³êbnika. Mo¿liwe, ¿e trzebi³y je nadal szczury; jest ich przecie¿ nieznana iloœæ<br />
gatunków, z których jeden, wêdrowny, potrafi ¿yæ nawet pod pod³og¹; ale chyba to nie one;<br />
ostatniego przecie¿ gryzonia, a raczej jego truch³o, wdowa, jak solennie zapewnia³a, niedawno<br />
uprz¹tnê³a sprzed budynku. Chyba te¿ nie kocur, ten ju¿ bowiem doszczêtnie wylinia³ i sparszywia³,<br />
zasadza³ siê z daszku wygódki jedynie na wiosenne o tej porze roku ptaszki, które gniazdowa³y<br />
w przydomowym ogrodzie wdowy i œwiergota³y tak, ¿e ca³emu œwiatu, prócz mnie,<br />
chcia³o siê ¿yæ.<br />
Mama przesadza³a, nara¿aj¹c siê na œmiesznoœæ. Któregoœ dnia, na przyk³ad, zagadnê³a<br />
wdowê, czy jej pupilek pyszczkiem wêsz¹c zza pazuchy, czasami nie zasmakowa³ w bia³ym<br />
miêsie, skoro by³ taki jelitowaty, ¿e móg³by wszêdzie siê wœlizgn¹æ, nawet do go³êbnika, niczym<br />
zaskroniec albo jakiœ inny padalec, wiêc zagadniêta, poskramiaj¹c swawole jamniczka, wywody<br />
mojej matki uzna³a za niepoczytalne, by nie rzec, ¿e wymagaj¹ce leczenia psychiatrycznego.<br />
- I niech mi, pi³karzowa, nie zawraca wiêcej dupy! - dokoñczy³a.<br />
Matka a¿ zaniemówi³a. Ale nie na d³ugo. Niezad³ugo wiêc po tym upokorzeniu („na oczach<br />
dziecka!”), kiedy to po nocnej zmianie nie mog³a zasn¹æ, a wdowa chcia³a nasz¹ rodzinê po<br />
prostu zaczepiæ, wypalaj¹c badyle i inne chwasty pod oknem, za którym kot³owa³ siê dym, zaœ<br />
wewn¹trz, ³zawi¹c i kaszl¹c, znosiliœmy te jej umyœlnie rozpalone ognisko, aby, jak ju¿<br />
wczeœniej zaznaczy³em, nas wytruæ, mama wreszcie wyjrza³a na ogród i wcale nie po dobroci<br />
zawo³a³a do niej, ¿eby zaniecha³a nas wykadzaæ z ju¿ i tak zasmrodzonego mieszkania, na co<br />
chuda, niczym tyka do fasoli, w³aœcicielka tych czterech k¹tów odkrzyknê³a niemniej z³oœliwie,<br />
abyœmy poszukali sobie gdzie indziej mieszkania i na tym by³oby koniec, gdyby mama<br />
przymknê³a okno, lecz ona post¹pi³a wrêcz przeciwnie, chluszcz¹c na domiar z³ego nieczystoœciami<br />
z wiadra znad parapetu wprost na g³owê wychylaj¹c¹ siê zza kipieli dymi¹cych ³opianów;<br />
najpierw rozleg³ siê przeraŸliwy wrzask, mo¿e pisk, w chwilê potem brzêk szyby rozbitej grud¹<br />
ziemi. Tego ju¿ by³o za wiele. Posypa³y siê wyzwiska. Przez okno. Z ogrodu do pokoiku. I ze<br />
stryszku do niewyobra¿alnie zapuszczonego buchtowiska. Na przemian. Odt¹d unika³y siebie<br />
jak ognia. Aczkolwiek nie mog³y zbyt d³ugo tak ¿yæ.<br />
Tata uœmiecha³ siê tylko pod w¹sem. Wszak mamie wcale nie by³o do œmiechu:<br />
- Co siê tak g³upkowato uœmiechasz? - przywo³ywa³a go do powagi.<br />
Albowiem nasza sytuacja mieszkaniowa wymaga³a powa¿nego potraktowania ka¿dej<br />
przykroœci, jaka spotyka³a rodzinê ze strony kogokolwiek, w tym przypadku ze strony wdowy,<br />
która ostatnio nie tylko mamie, ale i ojcu, nie mówi¹c ju¿ o mnie, rzuca³a k³ody pod nogi, jakoby<br />
to nie nasza rodzina, lecz wdowa mieszka³a nie pod swoim dachem, a ponadto na ka¿dym