11.08.2015 Views

Cały numer 20 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 20 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 20 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Zrealizowano w ramach <strong>Pro</strong>gramu Operacyjnego <strong>Pro</strong>mocja Czytelnictwaog³oszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne


Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne<strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>nr 3 (<strong>20</strong>) - <strong>20</strong>07Prace plastyczne wykorzystane w <strong>numer</strong>zeIgor MyszkiewiczCopyright byWojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. C. Norwida, Zielona Góra <strong>20</strong>07Redaktor naczelnyS³awomir KufelRedaktor naukowyAnna SzóstakRedaktor graficznyMagdalena GryskaSekretarz redakcjiEwa MielczarekKorektaGrzegorz GorzechowskiCz³onkowie redakcji:Katarzyna Bachta, Grzegorz Gorzechowski, Leszek Kania, Czes³aw Sobkowiak, Maria WasikStali wspó³pracownicy:Krystyna Kamiñska, Ireneusz K. Szmidt, Andrzej K. Waœkiewicz, Jacek Weso³owskiFotografie:Emil D¹bek, Marek Szpak, Rainer VangermainWydawca<strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong> - Wydawnictwo Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Cypriana Norwida,al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona GóraSk³ad komputerowyFirma Reklamowa GRAF MEDIA, tel. 068 451 72 78Druk i oprawaIMAR-DRUK, ul. Wiejska 4, 65-763 Zielona GóraNak³ad - 300 egz.ISSN 1642-5995Nr indeksu 370754Adres Redakcji:WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze,al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra (z dopiskiem <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>);e-mail: Wydawnictwo.<strong>Pro</strong>libris@wimbp.zgora.plhttp://www.wimbp.zgora.pl


Od RedakcjiAni siê obejrzeliœmy, a tu po Winobraniu.To znaczy, ¿e mamy ju¿zielonogórsk¹ jesieñ, gdy cicho i spokojnieczekamy na kolejny rok imprez i wydarzeñkulturalnych. Teraz lepiej usi¹œægdzieœ w cieple i racz¹c sie gor¹c¹ herbat¹otworzyæ kolejny <strong>numer</strong> naszego pisma.Dominuj¹cym motywem s¹ tym razemwspomnienia – i te dalsze, i te ca³kiembliskie. Andrzej Krzysztof Waœkiewiczdzieli siê z czytelnikami bardzo osobist¹proz¹, podobnie Czes³aw Sobkowiak. Dowspomnieñ siêga równie¿ Jurij Koch,znakomity pisarz serbo³u¿ycki, w rozmowiez Romualdem Szur¹. Zenon Musia³owskiwspomina Czes³awa Niemena,a Peter Mannsdorf Janusza Korczaka. Dotego dochodz¹ refleksyjne wierszeW³adys³awa £azuki, Mieczys³awa Warszawskiego,Idalii Roszczyk, Anny MariiSzewczuk. Zaiste, jest siê przy czym„jesienniæ”.Polecam tak¿e te teksty, które przeciwnie,wyrywaj¹ z zadumy i prowokuj¹do oryginalnych przemyœleñ. Z pewnoœci¹bêd¹ to wypowiedzi Rainera Vangermaina,Jacka Weso³owskiego, AnnyBilon, Czes³awa Markiewicza. Wielewzruszeñ wywo³a równie¿ poetycki opisBiecza pióra Zygmunta Kowalczuka,a tak¿e prezentacja dokonañ artystycznychIgora Myszkiewicza. Ca³oœcidope³ni¹ z pewnoœci¹ obfite w tym<strong>numer</strong>ze recenzje i omówienia.A poza tym... Czas p³ynie nieub³aganie– w³aœnie mija szeœæ lat wydawania <strong>Pro</strong><strong>Libris</strong>, którego <strong>numer</strong> pierwszy ukaza³ siêwe wrzeœniu <strong>20</strong>01 roku. Wspomnienia,wspomnienia...Zapraszamy do lektury!Od Redakcji3


Spis treœciAndrzej K. Waœkiewicz, Wtedy i teraz III . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 6Rainer Vangermain, Ein Disput (Dysputa) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 9Wci¹¿ blisko tradycji. Z Jurijem Kochem rozmawia Romuald Szura . . . . . . . . . . . str. 10Rainer Vangermain, Über-Brücken. Sommerakademie auf der Oder(Po-mosty. Letnia Akademia na Odrze) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 13W³adys³aw £azuka, wiersze [Pomiêdzy, *** Na Miejskiej Górze, *** Na drodze,*** Zdzicza³a jab³oñ, *** Idê brzegiem, *** Pierzaste chmury] . . . . . . . . . . . . . . . str. 19Czes³aw Sobkowiak, Sen pisany w sierpniu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 21Zenon Musia³owski, Wspomnienie Jadwigi Bortkiewicz o Czes³awie Niemenie . . str. 30Idalia Roszczyk, Wiersze [Nabieranie, *** m³ode cia³o, Parzenie, Spójrz] . . . . . . str. 34Anna Bilon, Bracia w Bogu, ale czy bracia w wierze? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 36Wojciech Jachimowicz, Drzewo tajemnic . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 39Mieczys³aw Warszawski, Wiersze [W moim sadzie, <strong>Pro</strong>zaizuj¹c,Jak dot¹d, Kwiat paproci] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 42Peter Mannsdorf, Auf dem Gipfel des Berges (Na szczycie góry) . . . . . . . . . . . . . str. 44NA GRANICY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 52Jacek Weso³owski, Powabna toñ poematu (Ugady po-graniczne 1)Die anziehende Tiefe des Poems (Die nachgrenzartigen Un-Reden 1.) . . . . . . . . . str. 52Romuald Szura, Wiersze [Vivaldi, Malarz w plenerze, Rapsodia,*** Malujê moje czasy, Portret] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 67Cottbuser Festivalpräsenz in Sarajevo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 70(Prezentacja chociebuskiego festiwalu w Sarajewie) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 71PREZENTACJE „<strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 72Igor Myszkiewicz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 72Igor Myszkiewicz, O sobie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 73OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 74Jaros³aw Kuczer, Baronowie von Rechenberg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 74(Freiherren von Rechenberg - Zusammenfassung) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 81Anna Maria Szewczuk, Wiersze [Fortuna, *** zdumienie wros³o] . . . . . . . . . . . . . str. 83PRZYPOMNIENIA LITERACKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 84Czes³aw Markiewicz, Czytanie Ÿróde³ IXNikiformy Gargantui – czyli s³uchajcie Zdzis³awa Morawskiego . . . . . . . . . . . . . . str. 844


KRAJOBRAZY LUBUSKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 89Zygmunt Kowalczuk, Moja ma³a ojczyzna – Biecz (Meine Heimat: Biecz) . . . . . str. 89RECENZJE I OMÓWIENIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 99Adam Wierzbicki, 429/01; Marzena Wiêcek, Gra w cyrkiel(Czes³aw Markiewicz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 99Götz W. Werner, Einkommen für alle (Rita König) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 102Marek Nowakowski, Kryptonim „Nowy”; Marzena Wiêcek, Gra w cyrkiel;Henryk Szylkin, S³owa i obrazy; Anna Maria Szewczuk, Kryszta³owe myœli;Fraszki na Wojtaszka; Krystyna Kamiñska, Ireneusz Krzysztof Szmidt,Byliœmy w teatrze (Czes³aw Sobkowiak) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 105Gerhart Hauptmann und seine Häuser. Hiddensee - Erkner- Schreiberhau - Agnetendorf” (Carmen Winter) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 110Orhan Pamuk, Nazywam siê czerwieñ (Magdalena Ferdynus) . . . . . . . . . . . . . . str. 112Jurij Andruchowycz, Piosenki dla martwego koguta (£ukasz Kamiñski) . . . . . . . . str. 113KRONIKA LUBUSKA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 114KSI¥¯KI NADES£ANE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 118AUTORZY NUMERU . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 119Spis treœci5


Andrzej K. WaœkiewiczWtedy i teraz IIIWyrastanie z ¿onPo raz pierwszy us³ysza³em ten termin,gdy gruchnê³a wieœæ, ¿e w³aœnie rozwodzi siêdyrektor LUL, w której to placówce mia³emspotkanie autorskie. Pewnie widywa³em go te¿w ZW ZMW, bo Uniwersytety Ludowe,pomys³ chyba szwedzki, podlega³y wtedy tejorganizacji. Lubuski mieœci³ siê w Klenicy,w piêknym pa³acyku. Dyrektor by³, jeœlidobrze pamiêtam, partyjny. Zapamiêta³em zaœdlatego, ¿e moja partia UL-e uwa¿a³a zaswoje, pomna tradycji Gaci Przeworskiej i ideiSolarzowych Uniwersytetów, wiêc przoduj¹cejsile mia³a za z³e rozpychanie siê i tu. Coprawda g³oœno tego nie artyku³owa³a, alestarzy dzia³acze, wywodz¹cy siê jeszczez „Wici” i miêdzywojennych partii ludowycht³umaczyli m³odszym jak rzecz nale¿ywidzieæ. Ktoœ wiêc, albo z ZMW, alboz instruktorów WK powiedzia³ mi, ¿e dyrektorsiê rozwodzi, gdy zaœ zapyta³em dlaczego,doda³: wyrós³ z ¿ony.Rozwody w krêgach partyjnych by³y Ÿlewidziane. Czy zdarza³y siê mojej partii, niewiem, pewnie tak, ale w najbli¿szym otoczeniuraczej ich nie by³o, gdyby siê zdarzy³ys³ysza³bym o nich. W tej najwa¿niejszej by³ywtedy, we wczesnych latach szeœædziesi¹tych,prawdziw¹ plag¹. Powody by³y, jak dziœ towidzê, spo³eczne. Niegdysiejsi dzia³aczem³odzie¿owi, z naboru lat piêædziesi¹tych,przekraczali powa¿nie trzydziestkê. Pokoñczyliszko³y, bywa³o nawet ¿e studia. Obracalisiê teraz w innym œrodowisku, czym innym¿yli, ni¿ wtedy, gdy ¿enili siê. Wówczas obojebyli mniej wiêcej na tym samym poziomie,byæ mo¿e poznali siê w organizacji, mo¿e najakiejœ akcji, albo po prostu byli z tej samejwsi czy miasteczka. A potem jego rzucili nainny odcinek, albo awansowa³ w strukturachi przenieœli go na inny teren, zobowi¹zuj¹cdo dokszta³tu. On dorasta³ i dojrzewa³, ona,zajêta dzieciakami i mê¿em biegaj¹cymz zebrania na zebranie, z akcji do akcji, sta³aw miejscu. Kiedyœ byli równi, teraz on z niejwyrós³, nie bardzo jest o czym z ni¹ gadaæ, niebardzo te¿ pokazaæ siê publicznie, a m³odychi piêknych tyle wokó³. Zdaje siê, ¿e sprawaowego dyrektora stawa³a nawet na KomisjiKontroli Partyjnej, zdaje siê, ¿e by³o coœ w rodzajumaleñkiego skandaliku, ale siê nie ugi¹³.Walec spo³eczny siê przetoczy³, normy siêzmieni³y, niby sprawa ca³kiem prywatna,a przecie¿ cz¹stka czegoœ du¿o wiêkszego.I chyba rozwód pisarza T. J., z biografi¹bardzo podobn¹ i z podobnymi ¿yciowymiwyborami, te¿ w owym procesie wyrastaniaz ¿on trzeba widzieæ.Coœ mi siê zdaje, bo prasa od czasu doczasu o tym donosi, ¿e i teraz, w ca³kieminnych warunkach, ale te¿ po wielkiej transformacji,nastêpuje podobne wyrastanie.Z podobnym jak wtedy trudem wyrastabowiem nowa warstwa spo³eczna, wiêc i koszty,po równi spo³eczne i prywatne, s¹ podobne.7 VII <strong>20</strong>076


Lubuska SorbonaBardzoœmy siê z Trziszk¹ œmiali z tej szko³y.Nie wiem czy przezwê „Lubuska Sorbona” onwymyœli³, czy funkcjonowa³a wczeœniejw krêgach, w których obaj siê obracaliœmy.Wtedy by³a to ju¿ szko³a œrednia, wczeœniej –podstawowa, jeszcze wczeœniej – kursy dlaanalfabetów. Dzia³a³a przy WK ZSL. W tymczasie, gdy w gmachu bywa³em niemal codziennie,bo w pokoju Wydzia³u <strong>Pro</strong>pagandysta³o moje biurko kierownika ZielonogórskiegoOddzia³u „Gazety Ch³opskiej”,w³aœnie koñczy³a dzia³alnoœæ. W jej miejsceutworzono nieoficjaln¹ delegaturê toporowskiejfilii wroc³awskiej WSR. Sam prezespose³pobiera³ tam nauki. Egzaminy zdawa³w swoim gabinecie. Pani ze sto³ówki (s³awnej,najlepszej w mieœcie, gdzie¿ do niej przaœnai œmierdz¹ca kapust¹ sto³ówka KW, nawetredaktor M. H., s³ynny smakosz, do niej przychodzi³)przygotowywa³a uroczysty obiad i poegzaminach nios³a z piwnicy na piêtro.Zdaje siê, ¿e prezes by³ te¿ absolwentempoprzednich wersji szko³y.Bo uczy³ siê w niej aparat politycznyludowej partii. Choæ chyba nie tylko, pewniete¿ pracownicy instytucji zale¿nych i takich,których pracownicy byli z klucza. Mo¿e i ¿onyte¿. W ka¿dym razie by³a to szko³a doœæekskluzywna, choæ z biegiem lat dostêpnatak¿e dla ludzi z zewn¹trz.Co tu kryæ – aparat uczy³ siê pod przymusem.Kto nie chcia³ – wypada³. Z aparatuetatowego, choæ móg³ pozostaæ funkcyjnymdzia³aczem. Jednego z takich pozna³em. By³prezesem zielonogórskiego PK. Na literach siênie zna³, banknoty wszak¿e rozpoznawa³bezb³êdnie. Trudni³ siê, jeœli mnie pamiêæ niemyli, skupem butelek, a mo¿e i innych surowcówwtórnych. Gdy mieszka³em na Dzier-¿yñskiego w pobli¿u postawi³ ca³kiem solidn¹willê.Lubi³em z nim rozmawiaæ, mia³ œwietn¹pamiêæ, poczucie humoru, no i nie musia³ trzymaælinii. Mówi³ wiêc, jak by³o.A by³o na przyk³ad tak. Trwa³a akcja przejmowaniakó³ PSL. Nie tyle przejmowania, coprzepisywania cz³onków. Z nies³usznegomiko³ajczykowskiego PSL do s³usznego SL.Szeregi, wpierw nieliczne, ros³y, ale – opowiada³– ch³opi byli oporni. W jednej takiej wsi zanic nie chcieli siê przepisaæ, wiêc – powiada –wzi¹³em ich na sposób. Jaki, spyta³em. <strong>Pro</strong>sty– zwo³a³em zebranie, gdy przyszli zamkn¹³emdrzwi na klucz, wejœcia by³y obstawione. Noi pytam – pzepisecie siê (mazurzy³ mocno)?Nie, mówi¹, nie przepiszemy siê. No i taksiedz¹, papierosy pal¹. A¿ im zabrak³o.Poczêstujcie kolego – prosz¹. A przepiszeciesiê? Nie, nie przepiszemy siê – odpowiadaj¹.Wiêc siedŸcie – mówiê i zapalam kolejnego.Siedz¹, wyjœæ nie mo¿na, a paliæ siê chce. Noi w koñcu, ich zmog³o, przepisali siê wszyscyco do jednego, a by³a ju¿ g³êboka noc, zapaliliœmy,otworzy³em drzwi, obstawa odjecha³a,i tak przyby³o nam jeszcze jedno ko³o.Organizacja ros³a.Opowieœæ druga tyczy mocy sprawczejtudzie¿ koneksji ze szczeblem najwy¿szym.Przychodzi do mnie ch³op i mówi, ¿e mak³opoty, bo obowi¹zkowe dostawy, a on niema co odstawiæ, wiêc go ci¹gaj¹. Nie masprawy, mówiê, zadzwoniê do Bolka, Bierutaznaczy. I w s³uchawkê, a aparat by³ niepod³¹czony,Bolek? To ty, co s³ychaæ? U mniete¿ wszystko po staremu, jak bêdzieszw Zielonej wpadnij, pogadamy, popijemy. Noto czeœæ! Ale wiesz jest u mnie jeden ch³op,nasz cz³onek, k³opoty ma, bo go za obowi¹zkoweci¹gaj¹. Co? Obowi¹zkowe toobowi¹zkowe! Wiem, ale on nie mo¿e,porz¹dny, gdyby móg³ to by odstawi³, gwarantujêza niego! Co, dla mnie tego nie zrobisz?Postarasz siê? Postaraj siê, sam wiesz jak trudnorobiæ polityczn¹ robotê, a my tu na wsimamy jeszcze wiêksze k³opoty. Wiêc za-³atwione? Tak, na mur-beton! No to dozobaczenia.Wyszed³ zadowolony, opowiada³. Copotem by³o, ju¿ nie mówi³. Mo¿e przekona³,¿e na tych od dostaw i Bolek za s³aby, a codopiero powiatowy prezes ludowej partii.Ale nie o nim mia³o byæ, a o szkole.Kiedyœ siê œmia³em, teraz ju¿ nie. W³aœciwieprzesta³em siê œmiaæ, gdy obejrza³em piêknyalbum zdjêæ z Kresów, które w latach trzydziestychzrobi³a amerykañska fotografkaAndrzej K. Waœkiewicz7


(a pewnie i agentka) specjalizuj¹ca siê w fotografowaniuludów dzikich.To¿ oni stamt¹d byli, albo z zapad³ych wsikieleckich, rzeszowskich, chêtni do roboty, alewiedz¹cy niewiele. I to zrobiono dla nich: odkursów pisania i czytania, po wy¿sz¹ uczelniê.Mo¿e i po ³ebkach, z taryf¹ ulgow¹, ale jednak.A potem ju¿ nie trzeba by³o, bo do pracyw firmie przychodzili ludzie po normalnychszko³ach, normalnych studiach.Prawdê mówi¹c szczególnych ró¿nic pomiêdzynimi nie widzia³em. Wiêc i o szkole,z której siê z Trziszk¹ naœmiewaliœmy, myœlêteraz z szacunkiem.Pisarze tamtej epoki zwali to „trudemziemi nowej”, poeta Mieczys³aw Jastrunopiewa³ w wierszu o Annie ¯ywio³.Myœlê, ¿e mieli racjê.7 VII <strong>20</strong>078


Rainer VangermainEin DisputRainer VangermainDysputaLieber Grzegorz Gorzechowski,ich habe ihren Artikel „Deutsche-polnischeSchelten”, im <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong> Heft 1/<strong>20</strong>07 immerwieder gelesen und kann damit einfach nicht frohwerden. Sie stützen ihre Aussagen aufBeobachtungen und Tatsachen und ich könnteeigene, aus der Sicht und Erfahrung einesDeutschen, hinzutun, die das deutsch-polnischeVerhältnis auf der Ebene ganz normaler Menschen,als immer wieder widersprüchlich erscheinenlassen würden. Aber das ist nicht mein Interesse.Mich interessieren Stereotypen und Klischees inden deutsch-polnischen Beziehungen wenig.Meistens sind sie auf bestimmten sozialen Ebenenangesiedelt und widerspiegeln soziales Gefälle,Fälle von Ungerechtigkeit, Unglück, Kleinkriminaltät.Bevorzugt sind diese Ebenen derTummelplatz von Dummköpfen, Chauvinisten undSelbstdarstellern. Zum Glück sind sie nicht in derMehrzahl und verfügen auch kaum über Macht.Die Politik tut eine ganze Menge um diedeutsch-polnischen Beziehungen zu verbessernund immer wieder neue Chancen aufzutun. DieSumme der Angebote in Kontakt zu kommen istfür mich nahezu unübersehbar und hat man einAngebot entdeckt, nutzt es meisten schon einanderer. Die Aktivitäten von Organisationen,Vereinen und Stiftungen sind so zahlreich wie niezuvor in der Vergangenheit. Trotzdem gibt es ineinem solchem <strong>Pro</strong>zeß auch immer wiederGegensätzliches, mit unseren Mentalitätsunterschiedenund unserer unterschiedlichen Kulturmüssen wir immer wieder aufs Neue leben lernen.Dieser <strong>Pro</strong>zeß ist nie abgeschlossen.Stereotypen und Klischees, Stammtischler und<strong>Pro</strong>vinzler und TV-Moderatoren sind für michnicht der Maßstab deutsch-polnischen Verstehens.Es wird immer ein Rest bleiben anUnverständnis und Fremdheit zwischen zweiKulturen, der sich nicht auflösen lässt. Passen wirgut auf, dass er nicht ins Zentrum gerät und anMacht gewinnt. Aber dafür stehen die Zeichen gut,finde ich.Drogi Panie Grzegorzu,kilkakrotnie przeczyta³em Pañski artyku³ „Polskoniemieckiepo³ajanki”, opublikowany w <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>nr 1/<strong>20</strong>07 i wci¹¿ nie mogê siê otrz¹sn¹æ. OpieraPan swoje wypowiedzi na obserwacjach i faktach,a ja móg³bym dorzuciæ swoje, czynione z pozycjii na podstawie doœwiadczeñ Niemca, doœwiadczeñ,które dowodz¹, jak skomplikowane s¹ stosunkipolsko-niemieckie na poziomie zwyczajnych ludzi.Ale le¿y to poza polem moich zainteresowañ. Niejestem zbytnio zainteresowany stereotypami i kliszamiw stosunkach polsko-niemieckich. W wiêkszoœcis¹ one zakorzenione wœród pewnych warstwspo³ecznych i odzwierciedlaj¹ spo³eczne ró¿nice,przypadki niesprawiedliwoœci, nieszczêœæ, drobnejprzestêpczoœci. Te w³aœnie warstwy spo³eczne s¹ulubion¹ aren¹ dzia³añ g³upców, szowinistówi kabotynów. Tak siê jednak szczêœliwie sk³ada, ¿enie stanowi¹ oni wiêkszoœci i rzadko maj¹ jak¹kolwiekw³adzê.Politycy natomiast robi¹ bardzo wiele dlapoprawy stosunków polsko-niemieckich, staraj¹siê otworzyæ im nowe szanse. Mo¿liwoœcinawi¹zania kontaktów s¹ z mojego punktuwidzenia wrêcz nieprzebrane, a gdy zdecydujê siêju¿ na jak¹œ ofertê, to okazuje siê, ¿e skorzysta³z niej ju¿ ktoœ inny. Przyk³ady wspó³pracy organizacji,stowarzyszeñ i fundacji s¹ liczniejsze ni¿kiedykolwiek w historii. Ale oczywiœcie taki proceswci¹¿ natrafia na opory, wci¹¿ na nowomusimy uczyæ siê naszych ró¿nic mentalnoœcii odmiennoœci kulturowych. To proces, którybêdzie trwa³ zawsze.Stereotypy i klisze, zaœcianek, prowincjuszei autorzy programów telewizyjnych nie s¹ dla mniemiar¹ stosunków polsko-niemieckich.Zawsze pozostanie jakaœ resztka niezrozumieniai obcoœci miêdzy dwiema kulturami, i tejresztki nie da siê usun¹æ. Trzeba jedynie uwa¿aæ,by nie zyska³a ona na znaczeniu, by nie sta³a siêopini¹ wiêkszoœci. Ale w tej sprawie jestemoptymist¹.T³umaczenie Grzegorz KowalskiRainer Vangermain9


Wci¹¿ blisko tradycjiZ Jurijem Kochem, popularnym pisarzem serbo³u¿yckimrozmawia Romuald SzuraOd pó³ wieku Jurij Koch troszczy siêo to¿samoœæ narodow¹ Serbów £u¿yckichw Niemczech, o ich kulturê i jêzyk. Obecniejest najbardziej popularnym pisarzem serbo-³u¿yckim, znanym tak¿e w zielonogórskimœrodowisku literackim.Z pisarzem o jego twórczoœci i dzia³aniachspo³ecznych rozmawia Romuald Szura.Romuald Szura: - Jest pan autoremwielu znanych nie tylko na £u¿ycach, lecztak¿e w Niemczech powieœci, nowel, esejówdotycz¹cych g³ównie ekologii, nie wspominaj¹cju¿ o sztukach teatralnych, scenariuszachfilmowych i s³uchowiskach radiowych.Myœlê, ¿e pana talent epicki zacz¹³ siêrozwijaæ w latach 60. i 70., kiedy ukaza³y siêtakie ksi¹¿ki jak „¯ydówka Hanna”,„Miêdzy siedmioma mostami” czy „Ró¿aMaria”.Jurij Koch: - Moje literackie pocz¹tki siêgaj¹wczeœniejszego okresu. Ju¿ w latach1956-1960, jako student dziennikarstwaw Lipsku, zacz¹³em pisaæ – jak to zwyklebywa – wiersze. Potem zosta³em kierownikiemkabaretowej grupy studentów serbo-³u¿yckich. Pisa³em wiêc teksty, a w³aœciwiekrótkie scenki satyryczne. Zreszt¹, w czasiestudiów dziennikarskich pog³êbia³em jednoczeœniemoj¹ wiedzê o literaturze nie tylkoniemieckiej.- Niemal ka¿da pana powieœæ, nowelazawieraj¹ powojenne losy Serbo³u¿yczan,ich narodowe tradycje i zwyczaje, troskêo zachowanie ojczystego, s³owiañskiegojêzyka. Myœlê, ¿e przyk³adem tego mo¿ebyæ powieœæ „Ró¿a Maria”.- „Ró¿a Maria” to ksi¹¿ka, która nale¿y dowczeœniejszego okresu mojej twórczoœci. Jestto powieœæ trochê patetyczna, powsta³aw mojej m³odoœci, podczas tzw. burzyi naporu. W powieœci tej ukazujê stosunkimiêdzyludzkie, które panowa³y w NRD,a dotyczy³y szkolnictwa i wychowaniam³odzie¿y w pierwszych powojennych latach.Jej bohaterk¹ jest m³oda nauczycielka, którana co dzieñ broni kultury i jêzyka Serbów£u¿yckich, nara¿aj¹c siê przez to wieluniemieckim pedagogom. Konflikty, któreprze¿ywa w zderzeniu z oficjaln¹ polityk¹,stanowi¹ interesuj¹c¹ historiê odradzania siês³owiañskiej mniejszoœci narodowej w Niemczech.Kiedyœ ksi¹¿ka ta by³a popularna wœródczytelników. Dzisiaj jednak jako literackitemat mo¿e zainteresowaæ ju¿ tylko historykówliteratury.- Nie odkryjê ¿adnej tajemnicy, je¿elipowiem, ¿e ten malutki naród s³owiañskiw Niemczech istnieje nadal dziêki swojejkulturze i jêzykowi...- To prawda. Najbardziej istotnymwyrazem kultury Serbów £u¿yckich jest ichjêzyk, którego istnienie zawsze by³o zagro-¿one. Kultura i œrodowisko niemieckie by³yzawsze mocniejsze. Ró¿ne s¹ tego przyczyny.Moglibyœmy godzinami o tym rozmawiaæ. Jestto pewien proces, który istnieje na ca³ymœwiecie. Obecnie mamy oko³o 6 tysiêcy10


ó¿nych jêzyków. Historiografowie i etnografowies¹ zdania, ¿e od 3 do 4 tysiêcy z tychjêzyków zniknie w ci¹gu stulecia. A wiêc jestto proces stale postêpuj¹cy. Zgodnie z moj¹wiedz¹ i obserwacjami to, ¿e Serbo³u¿yczaniejeszcze w ogóle istniej¹, to jest prawdziwyfenomen. Po 1400 latach wspó³¿ycia z Niemcami,nadal s¹ ludzie, którzy pos³uguj¹ siêjêzykiem ³u¿yckim. To prawdziwy cud,¿e ten jêzyk jeszcze istnieje. Sta³o siê tak,poniewa¿ Serbo³u¿yczanom uda³o siê w XVIIIwieku i póŸniej rozwin¹æ jêzyk pisany. Zaczêliwiêc pisaæ i drukowaæ ksi¹¿ki, zaczêliog³aszaæ drukiem ró¿ne publikacje. Mamywiêc od dawna – je¿eli mo¿na tak powiedzieæ– drukowan¹ kulturê.- Kto tak naprawdê czyta dzisiaj pisarzyserbo³u¿yckich?- Czyta nas przede wszystkim m³odzie¿szkolna, gimnazjalna. Czytaj¹ nas tak¿e studencii intelektualiœci, którzy chc¹ poznaænasz¹ literaturê. Jest to normalna sytuacja,podobnie jak w przypadku innych narodowoœcii grup etnicznych. Nasze ksi¹¿ki czytaj¹ te¿starsi ludzie.- W Polsce jest znana pana nowela„Drzewo wiœni” w t³umaczeniu Boles³awaLubosza, w której pokazuje pan mi³oœædwojga m³odych ludzi, pochodz¹cychz ró¿nych œrodowisk, interesuj¹ce przemianyobyczajowe i kulturowe na £u¿ycach. Coby³o inspiracj¹ napisania tej ksi¹¿ki, którapóŸniej zosta³a sfilmowana?- Mówi³em ju¿ o tym na pocz¹tku. Tutaj na£u¿ycach, od dziesiêcioleci, od stuleci spotykaj¹siê dwa œwiaty. Po jednej stronie jest totradycyjny œwiat Serbo³u¿yczan: ich myœleniei prze¿ywanie ojczyzny, próba zachowaniakawa³ka ziemi, na której pozosta³o jeszczetrochê dawnej kultury, a wiêc œwiat tradycji.A po drugiej stronie mamy postêp techniczny,poczynaj¹c od XIX wieku, gwa³towne przeobra¿enia,uprzemys³owienie. Kiedy dochodzido zderzenia tych dwóch œwiatów, rodz¹ siêkonflikty. I oboje przedstawiciele tychœwiatów, po jednej stronie Ena – bohaterkamojej noweli, uczciwa dziewczyna wychowanana tradycjach ludowych, a po drugiejstronie – szaleniec, zawadiaka Sieghart,in¿ynier, cz³owiek z zewn¹trz, który mazupe³nie inn¹ filozofiê œwiata. Ale oni siêkochaj¹. A jednak musia³o dojœæ do konfliktów.I tak jak w ka¿dej noweli, napisanejwed³ug klasycznych wzorców, jej zakoñczeniejest smutne, dramatyczne. Ksi¹¿ka ta wywo³a³awiele dyskusji wœród czytelników.£u¿yczanka Ena, po tym jak strzeli³a doswego ukochanego mê¿czyzny, mia³a œwiadomoœæ,¿e tym samym zniszczy³a swoj¹przysz³oœæ. Martwy cz³owiek, który le¿a³ tamnad brzegiem stawu, by³ jej mê¿emSieghartem. To znaczy – zgodnie ze star¹m¹droœci¹ – ¿e ten, kto rozstaje siê ze swoj¹przesz³oœci¹, ten jednoczeœnie pozbawia siêprzysz³oœci.- Wiem, ¿e pana utwory literackiet³umaczono na wiele jêzyków europejskich,m.in. na czeski, hiszpañski, s³owacki, s³oweñski,na rosyjski... A w Polsce?- W Polsce zosta³a wydana tylko jednamoja ksi¹¿ka „Drzewo wiœni”. Wiem natomiast,¿e dawno temu w œl¹skich almanachachukaza³o siê kilka moich opowiadañ, a w antologiachpoezji – kilkanaœcie moich wierszy.Poza tym w czasopismach takich jak zielonogórskie„Nadodrze” i katowickie „Pogl¹dy”wydrukowano niektóre moje utwory poetyckie.Oczywiœcie, czasopisma te dzisiaj ju¿ nieistniej¹, ale zapamiêta³em ich tytu³y.- Wiem, ¿e zajmuje siê pan nie tylkopisaniem ksi¹¿ek. W miejscowym radioprowadzi pan audycje w jêzyku dolno-³u¿yckim, a raz w miesi¹cu w telewizjiBerlin-Brandenburg wystêpuje pan w programie„£u¿yce”. A poza tym dzia³aw „Domowinie”.- Nie ¿yjê w wie¿y z koœci s³oniowej. Niewybudowa³em sobie domu na peryferiachChociebu¿a po to, a¿eby siedzieæ w ogrodziei od rana do wieczora s³uchaæ ptaków. Jestemtak¿e cz³owiekiem interesuj¹cym siê polityk¹i czêsto uczestniczê w ró¿nych wydarzeniach.Staram siê poznaæ dok³adnie otaczaj¹c¹ mnierzeczywistoœæ. Nasza „Domowina” za³o¿onaw 1912 roku jest organizacj¹ narodow¹z prawie stuletni¹ tradycj¹. Raz tylkow 1937 roku jej dzia³alnoœæ zosta³a zakazanana kilka lat przez niemieckich faszystów.Romuald Szura11


„Domowina” prze¿y³a ju¿ wiele zawirowañpolitycznych, a dzisiaj maj¹c 7 tysiêcycz³onków, odgrywa wa¿n¹ rolê w ¿yciuSerbów £u¿yckich. Równie¿ w moim ¿yciu.- Czy móg³by pan przypomnieæ tytu³yswoich najnowszych ksi¹¿ek?- Napisa³em now¹ ksi¹¿kê – powieœæ przygodow¹- dla dzieci „Jakub i srebro kota”,która zosta³a niedawno wydana. A tak¿eopowiadanie „Golo i Logo”. Ostatnio pracowa³emintensywnie dla telewizji. Napisa³emte¿ now¹ sztukê teatraln¹, komediê, której premieraodby³a siê niedawno. A niebawem sztukata doczeka siê swojej niemieckiej premieryna scenie Niemiecko-£u¿yckiego TeatruNarodowego w Budziszynie.- Dziêkujê za rozmowê, a na zakoñczenienaszego spotkania przypomnê fragmentoceny pana twórczoœci, któr¹ wiele lat temuprzedstawi³ Boles³aw Lubosz, poeta i t³umaczliteratury serbo³u¿yckiej:„Swoimi powieœciami Jurij Kochudowodni³, ¿e jest pisarzem, maj¹cym wieledo powiedzenia cz³owiekowi w ogóle – nietylko spo³ecznoœci serbo³u¿yckiej. Humanistycznykr¹g jego obserwacji jest szerokii dotyczy ludzi wspó³czesnych, alienowanychprzez agresywnoœæ materii polityczneji pr¹dów ambicjonalnych. Stan¹³mocno w prozie ³u¿yckiej – obok JurijaBrìzana – nie w jego cieniu, ale na obszarzenowych literackich doœwiadczeñ”.12


Rainer VangermainÜber-BrückenSommerakademie auf der Oder- auf den Spuren von altenund neu geplanten Flussübergängen.Eine Veranstaltung des Lehrstuhlsfür die Geschichte Osteuropasder Europa-Universität Viadrina inFrankfurt (Oder) vom 17.05.-<strong>20</strong>.05.<strong>20</strong>07Rainer VangermainPo-mostyLetnia Akademia na Odrze- œladami starych i planowanychprzepraw przez rzekê. Impreza KatedryHistorii Europy Wschodniej UniwersytetuViadrina we Frankfurcie nad Odr¹w dniach 17-<strong>20</strong>.05.<strong>20</strong>07Ich nehme an einer Reise teil, als Regionalist,als Einheimischer der an der Oderaufgewachsen ist. Als jemand der dennochwenig über die Brücken und Übergänge überdiesen Fluß weiß, seit dem er Grenzfluß ist.Weil es diese Übergänge, mit Unterbrechungen,fast ein halbes Jahrhundert nicht gegebenhat, weil sie zum Teil zerstört waren, oderausschließlich militärisch genutzt wurden.Seit dem der Oderraum und speziell dieGrenz-Oder, nicht nur mehr Grenzraum zwischenDeutschland und Polen ist, sondernwieder gemeinsamer europäischer Gestaltungsraum,kommen auch wieder die altenÜbergänge und Brücken über diesen Fluss inErinnerung. Sie bekommen wieder Bedeutungin einem zusammenwachsenden Europa. Dienatürliche Barriere, der Fluß, braucht wiederseine Brücken und Fähren, wenn die Menschenbeiderseits des Flusses zu einander wollen.Die Reise beginnt im Stadtteil Fürstenberg,unweit des Zentrums von Eisenhüttenstadt.Hier gab es einmal eine mächtigeOderbrücke, die weit über die Oderwiesen indas heutige polnische Land, bis zum OrtKlopot hineinragte. Der Brückentorso, nochmehr als hundert Meter lang, die Brücke imKrieg zerstört, ist heute noch imposantanzuschauen. Wie ein großes verendetes Tierliegt er in den Wiesen. Leicht könnte mandenken, nur noch ein kleines eisernesBiorê udzia³ w pewnej podró¿y jakoregionalista, jako tubylec, który wyrós³ nadbrzegami Odry. Ale tak¿e jako ktoœ, ktoniewiele wie o mostach i przeprawach przeztê rzekê od czasów, gdy sta³a siê ona rzek¹graniczn¹. Bo przeprawy te, z krótkimi przerwami,nie istnia³y przez prawie pó³ stulecia,jako ¿e czêœæ z nich by³a zniszczona lubwykorzystywana wy³¹cznie do celów wojskowych.Od chwili, gdy Nadodrze, w szczególnoœcigraniczna Odra, przesta³y byæ ju¿ tylkoobszarem granicznym miêdzy Polsk¹a Niemcami, a sta³y siê wspólnym regionemeuropejskim, warto przypomnieæ sobieo starych przeprawach i mostach nad t¹ rzek¹.W zrastaj¹cej siê Europie zyskuj¹ one corazbardziej na znaczeniu. Skoro ludzie po obu jejstronach znów chc¹ siê spotykaæ, to ta naturalnabariera, rzeka, ponownie potrzebujemostów i promów.Podró¿ zaczyna siê w Fürstenbergu, dzielnicyle¿¹cej w pobli¿u centrum Eisenhüttenstadt.Tu znajdowa³ siê kiedyœ potê¿ny mostna Odrze, który siêga³ daleko w polskie dziœ,nadodrzañskie ³¹ki, a¿ po miejscowoœæK³opot. Wci¹¿ jeszcze imponuj¹cy widokstanowi jego bry³a, do dziœ d³uga na ponad stometrów, choæ sam most zosta³ zniszczonyw czasie wojny. Le¿y na ³¹kach jak wielkie,pad³e zwierzê. Mo¿na by wrêcz pomyœleæ, ¿ewystarczy wstawiæ tylko ma³y ¿elazny ele-Rainer Vangermain13


Brückenteil wieder zwischen die Pfeilerstümpfegesetzt und fertig ist die alte, neueBrücke. Aber halt, fünfzig Jahre Grenzgebietund Stagnation der Verkehrsverbindungenlassen sich nicht auf Anhieb wiederbeleben.Die Entwicklung auf beiden Seiten der Oderan diesem Ort ging jahrelang in entgegengesetzteRichtung. Nun heißt es, inPolitikerkreisen, wir bauen keine Brücke fürPilzsammler.Und doch wird es in dieser Region wiedereine Brücke geben, ob nun genau an dieserStelle oder an einer anderen, günstigeren. DerStahlkonzern der Eisenhüttenstadt dominiertund auch die polnische Seite, haben ein vehementesInteressen daran.Am nächsten Tag besteigen wir einenEisbrecher mitten im Sommer. Die „Kuna” soheißt der Eisbrecher ist ein Museumsschiffmit Heimathafen Gorzow Wlkp. und einermehr als hundertjährigen, wechselvollenEigentümergeschichte. Sie wird uns die Oderabwärts, erst nach Slubice und dann nachKostrzyn an die Wartemündung bringen.Kapitän Jerzy Hopfer ist ein erfahrenerSchiffsführer und seit vielen Jahren auf Oderment miêdzy przês³a i ju¿ powstanie nowystarymost. Ale zaraz, piêædziesi¹t lat nagranicy, piêædziesi¹t lat stagnacji komunikacyjnej– tego nie mo¿na ot, tak, po prostu,wymazaæ. Po obu stronach Odry rozwójw tym miejscu kierowa³ siê w przeciwnestrony. Dziœ, mówi¹ politycy, nie bêdziemybudowali mostów dla grzybiarzy.A jednak powstanie w tym regionie nowymost, czy to dok³adnie w tym samym miejscu,czy mo¿e w innym, dogodniejszym. Daje tuznaæ o sobie dominacja koncernu stalowegow Eisenhüttenstadt, ale i polska strona jest¿ywo zainteresowana now¹ przepraw¹.Nastêpnego dnia, w samym œrodku lata,wsiadamy na lodo³amacz. Nosi nazwê„Kuna”, jest statkiem-muzeum zarejestrowanymw Gorzowie Wielkopolskim i maza sob¹ ponad stuletni¹, zmienn¹ historiê.Powiezie nas w dó³ Odry, najpierw naS³ubice, potem do Kostrzyna, ku ujœciu Warty.Kapitan Jerzy Hopfer to doœwiadczony marynarzi od wielu lat zadomowiony na Odrzei Warcie. Lecz zanim wraz ze statkiemopuœcimy Fürstenberg, bêdziemy mielijeszcze raz okazjê stwierdziæ, jakie znaczeniemia³ tutejszy port rzeczny, jego stoczniai œluza na kanale Odra-Szprewa w czasach,gdy Odra by³a rzek¹ bez granic. W olbrzymiejkomorze œluzy na kanale Odra-Szprewajesteœmy, z wyj¹tkiem kilku sportowych³ódek, jedynymi, którzy chc¹ wp³yn¹æ naOdrê.Dawniej przeprawê przez Odrê stanowi³ynie tylko mosty kolejowe i samochodowe, takjak dzisiaj, lecz tak¿e liczne promy zapewniaj¹cekomunikacjê miêdzy <strong>jednym</strong> a drugimbrzegiem i tworz¹ce w ten sposób zwi¹zki napoziomie gmin. Zagêszczenie promów naOdrze by³o ogromne, tylko na odcinkumiêdzy Schwedt i Rac³awiem kursowa³y22 promy.Pierwsza, nie istniej¹ca ju¿ przeprawaprzez Odrê, któr¹ minêliœmy w drodze doFürstenbergu, nazywa siê Aurith-Urad. Poobu stronach wci¹¿ jeszcze – i ju¿ – s¹ gotoweprzystanie promowe, budowane w czasachZimnej Wojny i wykorzystywane oczywiœcietylko w celach wojskowych. Lokalizacja jest14


und Warthe zu Hause. Doch bevor wirFürstenberg mit dem Schiff verlassen bekommenwir noch einmal einen Eindruck welcheBedeutung der Oderhafen Fürstenberg, mitWerft und großer Oderspreekanal-Schleuseeinmal hatte, als die Oder eine grenzloseWasserstraße war. In der riesigen Schleusenkammerder Schleuse des Oderspreekanalssind wir mit ein paar Sportbooten die einzigen,die es auf die Oder hinauszieht.Früher überquerten die Oder nicht nurBrücken für Eisenbahn und Autoverkehr, wieheute auch, sondern es gab zahlreiche Fährendie von einem zum anderen Ufer übersetztenund so kleinste kommunale Verbindungenschufen. Die Oder war ein Fluß mit sehrdichtem Fährbesatz, allein zwischen Schwedtund Ratzdorf gab es 22 Fähren.Den ersten ehemaligen Oderübergang, denwir nach Fürstenberg passieren heißt, Aurith-Urad. An beiden Ufern sind die Anlegebrückenfür eine Fähre noch und schonwieder vorhanden, denn in den Zeiten desKalten Krieges hatte man vorgebaut, abernatürlich nur an eine militärische Nutzunggedacht. Der Standort hier ist so günstig, dasser für eine neue Brücke herhalten könnte, aberda gibt es plötzlich Widerstände, vor allemauf deutscher Seite. Seit Jahrzehnten ist dasFlußufer hier ein beschaulich, naturbelassenerOrt, mit entsprechender Flora und Fauna. EineBrücke mit autobahnähnlichen Straßen wäreein schwerer Einschnitt in diese Flußlandschaftund mit der Ruhe, die vor allem dieAurither und vielleicht nicht nur sie, somögen, wäre es dahin.Der Wettstreit Brücke oder Fähre läuft undist noch nicht entschieden.Eigentlich ist es bis zum unserem nächstenZielort Frankfurt/Oder – Slubice nicht mehrweit und an Deck der „Kuna” kann man beischönsten Sonnenschein die Landschaft beiderseitsdes Flusses genießen. Zweiimposante Brücken werden wir noch sehen,die kurz hintereinander über die Oder führen.Die Eisenbahnbrücke und die Autobahn überdie Oder, beide waren im Krieg zerstört, dochrecht bald wieder aufgebaut und über vieleJahrzehnte nur militärstrategisch undtak korzystna, ¿e w³aœciwie mo¿na by tu zbudowaænowy most, ale nie wiadomo sk¹dpojawiaj¹ siê opory, g³ównie po stronieniemieckiej. Od dziesiêcioleci tutejszy brzegrzeki jest uroczym miejscem, pozostawionymnaturze, gdzie rozwija siê odpowiednia faunai flora. Most, przez który prowadzi³aby drogaszybkiego ruchu, by³by radykaln¹ ingerencj¹w ten nadrzeczny krajobraz i pewnie mo¿naby siê po¿egnaæ z panuj¹cym tu spokojem, takwa¿nym dla mieszkañców Aurith, ale mo¿enie tylko dla nich.Zmagania mostu z promem trwaj¹ i wci¹¿s¹ dalekie od rozstrzygniêcia.Do naszego nastêpnego celu – Frankfurtunad Odr¹ i S³ubic – nie jest w³aœciwie daleko,a na pok³adzie „Kuny”, przy piêknej pogodzie,mo¿na cieszyæ siê widokami na obuRainer Vangermain15


wirtschaftlich genutzt, bevor sie auch wiederfür den Individualverkehr Bedeutung gewannen.Sie werden ihren Dienst noch lange tunmüssen. Hier wird es so schnell keine neueBrücke geben, warum auch.Wir nähern uns Frankfurt/O.-Slubice,vom Schiff aus zieht die Silhouette der Stadtan uns vorbei, von Sekunde zu Sekundeändert sie sich, kein fotografisches Motivsteht lange genug für eine abwägendeBetrachtung. Die Stadtbrücke von Frankfurt/O.-Slubicezählt wohl zu den ältestenOderübergängen, denn schon die frühestenStadtansichten vergangener Jahrhunderte,zeigen die Brücke in ihrer Mitte. Immerwieder zerstört und immer wieder aufgebaut,zuletzt in den neunziger Jahren modernisiert,könnte sie nicht breit genug sein, um denwachsenden Verkehr in einer Mischung vonFußgängern, Radfahrern und Fahrzeugenaufzunehmen. Slubice verfügt über einenkleinen Sport -und Yachthafen. Hier sollenwir mit der „Kuna” vor Anker gehen. Dochbevor es soweit ist, erleben wir eine kleineHavarie. Beim Einbiegen in die Einfahrt zumSlubicer Hafen, läuft die „Kuna” auf eineSandbank und sitzt fest. Wir sind nicht mehrmanövrierfähig und auf fremde Hilfe angewiesen.Kein ungewöhnliches Risiko bei einerSchifffahrt auf der Oder, wenn diese zu wenigWasser führt, wie in einem heißem Sommerswie diesem, versichert uns Kapitän JerzyHopfer. Mehrmals schon haben wir das schürfendes Grundes am Boden unseres Schiffesvernommen. Auch das gehört zum Abenteuerdieser Oderfahrt. Über Funk wird einBugsierschiff aus dem Slubicer Hafen gerufenbrzegach. Bêdziemy mogli zobaczyæ tak¿edwa imponuj¹ce mosty prowadz¹ce przezOdrê jeden tu¿ za drugim. Mosty kolejowyi drogowy – oba zosta³y zniszczone w czasiewojny, jednak ju¿ wkrótce odbudowanei przez dziesiêciolecia wykorzystywane tylkodo celów wojskowych i gospodarczych,zanim znów uda³o siê je odzyskaæ dla komunikacjiindywidualnej. Bêd¹ musia³y s³u¿yæjeszcze przez wiele lat. Tu nie powstanieszybko ¿aden nowy most, zreszt¹ po co?Zbli¿amy siê do Frankfurtu nad Odr¹i S³ubic, obserwujemy ze statku przesuwaj¹c¹siê sylwetkê miasta, zmieniaj¹c¹ siê z sekundyna sekundê, ¿aden motyw fotograficznynie utrzymuje siê wystarczaj¹co d³ugo, by gopokontemplowaæ. Most ³¹cz¹cy Frankfurt zeS³ubicami nale¿y chyba do najdawniejszychprzepraw przez Odrê, ju¿ najstarsze panoramymiasta z minionych wieków pokazuj¹ gow centrum. Wci¹¿ by³ niszczony i wci¹¿ nanowo odbudowywany, ostatnio w latach 90.,wci¹¿ nie jest doœæ szeroki, by sprostaærosn¹cemu natê¿eniu ruchu – mieszaninypieszych, rowerzystów i pojazdów samochodowych.S³ubice dysponuj¹ niewielkimportem sportowo-jachtowym. To tu mamyprzybiæ z nasz¹ „Kun¹“. Lecz nim tak siêdzieje, jesteœmy œwiadkami drobnej awarii.Podczas wp³ywania do s³ubickiego portu„Kuna“ wpada na mieliznê i zatrzymuje siê.Nie mamy mo¿liwoœci manewru i musimyczekaæ na pomoc. To ponoæ nic nadzwyczajnegopodczas rejsów po Odrze w czasiegor¹cej letniej pory, gdy stan wód jest zbytniski, tak jak w tym roku. Tak w ka¿dym raziezapewnia³ nas kapitan Jerzy Hopfer. Ju¿kilkakrotnie przedtem s³yszeliœmy zgrzyt dnarzeki o korpus naszego statku. To równie¿czêœæ przygody, jak¹ jest rejs po Odrze. Drog¹radiow¹ przywo³aliœmy holownik ze s³ubickiejprzystani i ju¿ po kilku minutachmogliœmy zarzuciæ w niej kotwicê.Nastêpnego dnia dalej p³yniemy Odr¹,w kierunku Kostrzyna, omijaj¹c Lubusz,dawn¹ siedzibê biskupów, i wp³ywamy natereny, na których ca³ymi kilometrami niewidaæ nawet œladu ludzkich siedlisk. Równie¿w Lubuszu widaæ jeszcze pozosta³oœci po16


und in wenigen Minuten sind wir befreit undkönnen im Hafen vor Anker gehen.Am nächsten Tag geht die Reise auf derOder weiter, in Richtung Kostrzyn, an Lebusvorbei, dem ehemaligen Bischofsitz , in eineFlußlandschaft hinein, die uns lange keinemenschliche Ansiedlung am Fluß entlangsehen läßt. Auch in Lebus sind noch dieAnlagen einer ehemaligen Fähre zu erkennen,doch die Siedlung auf polnischer Seite ist verlassenund existiert nicht mehr. Dennochdenken die Behörden auf beiden Seiten desFlusses über die Wiedereinrichtung der Fährenach. Sie würde der touristischen Attraktivitätdieser Region sehr entgegenkommen.Nach dem wir das Hochufer und dieOderhänge von Lebus hinter uns gelassenhaben, wird die Landschaft flach und eintönig,was den hier lebenden Wasservögelndie unsere Fahrt begleiten irgendwie zupassen scheint.Am späten Vormittag erreichen wir Kostrzyn/Küstrinden alten Verkehrsknotenpunktin Richtung Pommersche Ostsee, Masurenund dem alten Ostpreußen, der gleich an zweiFlüssen liegt, der Oder und der Warthe. Hiermündet die Warthe in die Oder,dementsprechend viele Brücken muß es hierauch geben. Auch sie waren im zweitenWeltkrieg alle zerstört und wurden rasch,zunächst, aus militärstrategischenGesichtspunkten wieder aufgebaut. Den Brückensieht man ihre Reparatur und das zusammensetzenaus fremden Brückenteilen heutenoch an, wenn man den Blick und die Kenntnissedafür hat. Lange waren die Brückenund die Stadt militärisches Sperrgebiet undfür den zivilen Grenzverkehr nicht zugelassen.Hier gab es bis 1990 eine sowjetischeGarnison und erst nach deren Schließungbegann sich der zivile Grenzverkehr hierwieder zu entwickeln und auch die hiesigenBrücken gewannen ihre Bedeutung für dieMenschen beiderseits der Oder zurück.Kostrzyn/Küstrin ist heute ein touristischerOrt geworden, denn es beherbergt die Ruinender alten preußischen Festungsstadt Küstrin,die einmal ein bedeutender Verkehrs-undHandelspunkt an Oder und Warthe war . Vonprzystani promowej, jednak osiedle po polskiejstronie jest wymar³e i puste. Mimo tow³adze po obu stronach rzeki rozwa¿aj¹ponowne uruchomienie przeprawy. Mia³obyto bardzo pozytywny wp³yw na rozwójturystyki regionu.Gdy mijamy wysokie brzegi i nadodrzañskiezbocza Lubusza, wp³ywamy w krajobrazp³aski i jednostajny, co jednak zdaje siêzupe³nie nie przeszkadzaæ licznym ptakomwodnym, które towarzysz¹ nam w podró¿y.PóŸnym popo³udniem docieramy doKostrzyna, dawnego wêz³a komunikacyjnegow kierunku na pomorski Ba³tyk, Mazuryi by³e Prusy Wschodnie, miasta le¿¹cego naddwiema rzekami – Odr¹ i Wart¹. Warta wpadatu do Odry, na skutek czego musz¹ byæ tuliczne mosty. Wszystkie one równie¿ zosta³yzniszczone podczas drugiej wojny i szybkoodbudowane, pocz¹tkowo z powodów strategicznych.Po mostach tych widaæ wyraŸnie,¿e by³y naprawiane i ¿e s¹ dziœ z³o¿onez ró¿nych elementów, tak¿e z innych mostów– widaæ, jeœli chce siê zobaczyæ i ma siê kutemu odpowiedni¹ wiedzê. Przez d³ugi czasmosty i samo miasto by³y stref¹ wojskow¹,wy³¹czon¹ z ruchu cywilów. A¿ do 1990 r.funkcjonowa³ tu garnizon sowiecki i dopieropo jego zamkniêciu nast¹pi³ rozwój cywilnejkomunikacji nadgranicznej, zaœ same mostysta³y siê wa¿ne dla zwyk³ych ludzi po obustronach Odry. Kostrzyn/Küstrin sta³ siê dziœmiastem turystycznym, przyci¹gaj¹cympozosta³oœciami dawnego pruskiego miastatwierdzy,niegdyœ wa¿nego centrum komunikacyjnegoi handlowego na Odrze i Warcie.Historycy-amatorzy i mieszkañcy czêstoRainer Vangermain17


Hobbyhistorikern und Einheimischen auch oftdas „preußische Pompeji” genannt, wegenseiner Versunkenheit und einstigen Bedeutsamkeit.Immermal wieder äußern verschiedeneInteressengruppen die Absicht sichfür den Wiederaufbau der alten Festungsstadtstark zu machen, um die Region wieder inihre historische Kontinuität zu setzen. Aberdas ist schon nicht mehr das Thema derBrücken über die Oder, oder nur noch imübertragenden Sinne.Hier in Kostrzyn endete der erste Teil derReise, der Sommerakademie auf der Oder –auf den Spuren von alten und neu geplantenFlussübergängen. Wir haben von Wissenschaftlernund Studenten während der Fahrteine Reihe von Vorträgen über die Geschichteder Brücken und Fähren über die Oder gehört,die alle so spannend und interessant waren,dass sie einen eigenen Beitrag wert gewesenwären. Leider konnte der Autor diesesBeitrages aus zeitlichen Gründen nur andiesem Teil der Reise teilnehmen. WenigeTage später wurde die Reise auf der Oder fortgesetzt,bis zur Mündung der Oder in das Haffund bis in die Odermetropole Stettin/Szczecinund dieser Teil der Reise versprach nochspannender zu werden, als der erste. Deminteressierten Leser sei an dieser Stelle eineBuchempfehlung anheim gestellt, die imdirekten Zusammenhang mit der Sommerakademieauf der Oder steht. „Oder-Odra.Blicke auf einen europäischen Strom” herausgegebenvon Karl Schlögel und BeataHalicka, im Peter Lang Verlag, <strong>20</strong>07. DieserBand gestaltet das Thema derSommerakademie noch weitgehender undtiefschürfender, aber auch unterhaltend undwissenschaftlich zugleich, eine vorzüglicheKombination.Ich empfehle dieses Buch jedem Laienwie <strong>Pro</strong>fessionellen, dem die Region und dieOder, als europäischem Fluß, am Herzen liegtund hoffe auch, das es recht bald in polnischerÜbersetzung vorliegt.nazywaj¹ to miejsce „pruskimi Pompejami”,bo tak jak tamte sk³aniaj¹ do zadumy naddawn¹ œwietnoœci¹. Raz po raz ró¿ne grupyinteresów wyra¿aj¹ swój zamiar odbudowaniadawnej twierdzy, aby przywróciæ regionowii miastu historyczn¹ ci¹g³oœæ. Ale tu ju¿odchodzimy od tematu nadodrzañskichmostów, pozostajemy przy nim co najwy¿ejw przenoœnym sensie.Tu, w Kostrzynie, koñczy siê pierwszaczêœæ podró¿y, letniej akademii na Odrze– œladami starych i planowanych przeprawprzez rzekê. Podczas rejsu us³yszeliœmy z ustnaukowców i studentów szereg wyk³adówo historii mostów i promów na Odrze, wszystkietak frapuj¹ce i interesuj¹ce, ¿e wartoby³oby poœwiêciæ im osobny tekst. Niestety,autor niniejszego artyku³u z powodu innychterminów móg³ uczestniczyæ tylko w tej czêœcipodró¿y. W kilka dni póŸniej statek ruszy³dalej, docieraj¹c a¿ do ujœcia Odry do Zalewu,a potem do odrzañskiej metropolii – Szczecinai ta czêœæ podró¿y wydawa³a siê jeszczebardziej obiecuj¹ca, ni¿ pierwsza. Zainteresowanyczytelnik zechce byæ mo¿e siêgn¹ædo ksi¹¿ki, która pozostaje w bezpoœrednimzwi¹zku z tematem Letniej Akademii naOdrze. „Oder-Odra. Blicke auf eineneuropäischen Strom” pod redakcj¹ KarlaSchlögela i Beaty Halickiej, im Peter LangVerlag, <strong>20</strong>07. Tomik ten pog³êbia i poszerzatematykê Akademii, a jest napisany zarównociekawie, jak i rzeczowo, co stanowi znakomit¹kombinacjê.Polecam go zarówno laikom, jak i zawodowcom,którym le¿y na sercu ten regioni Odra jako europejska rzeka; mam nadziejê,¿e pozycja ta zostanie wkrótce przet³umaczonatak¿e na jêzyk polski.T³umaczenie Grzegorz Kowalski18


W³adys³aw £azukaPomiêdzyNa ŸdŸble trawyko³ysze siê k³os- dope³nia siê latoZ kwiatu ostumotyl spija nektar- promieñ siêga w g³¹bWiatr i s³oñcea pomiêdzy mycoraz d³u¿sze cienieS n y* * *Na Miejskiej Górzestarodrzew w objêciach wiatru- jesieñP³owiej¹ jeziorne trzcinyW alejce wiewiórka objada siêorzeszkami buczynyPod butami przechodniówszeleœci czas* * *Na drodzecieñka¿dego dniai n a c z e j19


W³adys³aw £azuka* * *Zdzicza³a jab³oñ jeszcze rodzi owocp³ot wspar³ siê o ni¹ calutki w porostachlas ju¿ powoli wchodzi do ogroduko³owrót zapad³ siê w cembrowinêdo której noc¹ zajrzy czasem gwiazdaktoœ kiedyœ mieszka³ tu i odszed³klucz zardzewia³y le¿y w trawachi klamka która drzwi ju¿ nie uchyliTaka jest kolej zdarzeñ* * *Idê brzegiem- jezioro we mnie* * *Pierzaste chmuryPrzed zmian¹ pogody- ulotna poezja<strong>20</strong>


Czes³aw SobkowiakSen pisany w sierpniuDni w Polsce (pocz¹tek sierpnia)Trudne dni. Trudne codzienne sprawy.Zasmucaj¹ce. Powoli ju¿ nie wiadomo, o cow tym naszym ¿yciu w Polsce chodzi. Brudnata walka. Kilka miesiêcy temu by³em wiêkszymoptymist¹. Teraz skonfliktowanie sferypublicznej przybra³o dawno nie notowanypoziom. Jednego dnia nasi wybrañcy chc¹dobrze dla kraju, wiêc niby deklaruj¹, ¿ewznios¹ siê nad przyziemne k³opoty i ró¿nicezdañ, a ju¿ kilka godzin póŸniej pojawia siêkolejna eskalacja oskar¿eñ, pretensji i niezgody.„K³amstwa i oszczerstwa”. A w miêdzyczasiewyjazdy na Jasn¹ Górê. Raz jedni, a razdrudzy. Gorsz¹ce to. Tak mo¿na przegraæ coœnies³ychanie wa¿nego. Do czego prowadz¹k³ótnie, to ju¿ wiemy. Dobrze, ¿e jeszcze s¹zwyczajni, normalni ludzie, którzy chc¹ uczciwiepracowaæ, zachowuj¹ miarê i przyzwoitoœæ,i nie daj¹ siê wci¹gn¹æ w ten ba³agan,bo inaczej nie da³oby siê ju¿ chyba wierzyæw cokolwiek.IwaszkiewiczKontakty z wielkimi po latach zmieniaj¹siê w mit. W miarê up³ywu czasu utrwala siêjego znaczenie. Tak te¿ ma siê rzecz z poznaniemJaros³awa Iwaszkiewicza. Do tegoszczególnego momentu z sentymentemwracam. Mia³o ono miejsce w czasie – mo¿narzec – prehistorycznym, kiedy to jako licealiœcipublikowaliœmy – ja i Mieciu – pierwszeteksty w gazetce szkolnej, któr¹ prowadzi³Bolek Jurkiewicz - ch³opak o wybitnychuzdolnieniach w przedmiotach œcis³ych, aleo duszy humanisty. Ukoñczy³ studia politechnicznewe Wroc³awiu. Niestety ju¿ nie ¿yje.Któregoœ roku do Zielonej Góry, w zwi¹zkuze zjazdem pisarzy, przyby³ Iwaszkiewicz.Obrady mia³y miejsce w Sali KolumnowejUrzêdu Wojewódzkiego. Siedzieliœmy bezpieczniew ostatnim rzêdzie. Jako m³odzipoeci dostaliœmy te¿ kartki na obiad. Poczuliœmy,¿e jesteœmy wa¿ni. Z trudem wys³uchiwaliœmytych nudnych w naszym przekonaniuprzemówieñ i co jakiœ czas nie mogliœmy powstrzymaæsiê od œmiechu. Nawzajem siêzreszt¹ do niego zachêcaliœmy. Zreszt¹ z wieluspraw w tamtych latach lubiliœmy siê œmiaæ.A w czasie tego zjazdu pisarzy by³o namœmieszno z powodu tej, oczywiœcie s³usznej,celebrowanej oficjalnie, zjazdowo, powagii dostojnoœci. Pamiêtam g³os Juliana Przybosia,celuj¹cy ka¿dym s³owem w dobitnoœæ, tak¿eg³os Iwaszkiewicza, który wyst¹pi³ na samympocz¹tku. Emanowa³a z niego refleksja,rozwlek³oœæ, zamyœlenie, rozwaga, szerokiedoœwiadczenie ¿ycia. Tak¿e g³os Boles³awaSoliñskiego, lirycznego poety i redaktora„Nadodrza”, który mimo zainstalowanegonag³oœnienia prawie nie dobiega³ do naszychuszu, jakiœ taki bez mocy, œciszony, zgaszony,jakby to by³ szept raczej, zapadaj¹cy siêw siebie. W samo po³udnie, w czasie przerwyna obiad, nagle pojawi³ siê Bolek. Jak zawszepe³en energii. Zobaczy³ nas i powiada, chodŸcieze mn¹, zaraz przedstawiê was mojemuwujowi. Nie bardzo chcieliœmy, ale ulegliœmyCzes³aw Sobkowiak21


namowie. Onieœmieleni towarzyszymy naszemukoledze. Iwaszkiewicz stoi w towarzystwieinnych pisarzy, jakichœ w³adz województwa.Bolek podchodzi do pisarza z nami, i pytawprost, czy wuja przyjdzie dzisiaj do nas naobiad, co tamte oficjalne osoby zauwa¿aj¹.Iwaszkiewicz zwraca siê nieco bardziej w jegostronê, t³umaczy, ¿e chcia³by, ale ma tu takieró¿ne obowi¹zki i widaæ wyraŸnie, ¿e siêwaha, z boku ktoœ bacznie to wszystko obserwuje,chyba s³yszy tê rozmowê, kontroluje toca³e zajœcie i w tym momencie niemal wtr¹casiê energicznie z pytaniem, „czy pan prezesbêdzie jad³ z nami obiad”. Iwaszkiewiczwykona³ wobec Jurkiewicza coœ w rodzajugestu bezradnoœci, który mówi sam za siebie,jakby domaga³ siê zrozumienia. Wtedy zostaliœmyprzedstawieni wielkiemu pisarzowi jakom³odzi poeci, koledzy z liceum. Jakoœ natychmiastIwaszkiewicz wypogodnia³, rozluŸni³ siêi dobrotliwie coœ powiedzia³ do nas, patrzy³uwa¿nie, pog³aska³ nasze ch³opiêce czupryny,czegoœ ¿yczy³, i ¿yczliwie zachêci³, by wierszemu kiedyœ przys³aæ na adres „Twórczoœci”.Jeszcze d³ugo póŸniej z Mieciem komentowaliœmyten moment, bo czuliœmy siê bardzozaszczyceni, jakby wziêci do nieba. Trochêczasu musia³o up³yn¹æ zanim ucich³y naszeemocje. W nied³ugim czasie wys³a³em doWarszawy trzy lub cztery wiersze. Licz¹coczywiœcie na druk, ale przecie¿ jeszcze nieby³y do druku w tym piœmie. Po kilku dniachIwaszkiewicz odpisa³, rêcznie, niebieskimatramentem, na papierze w kratkê, ¿e przeczyta³,ch³opcze, czemu takie smutne, ¿eby znowukiedyœ coœ przys³aæ, i prosi by zawsze o nimpamiêtaæ. To jedno, ostatnie zdanie wywar³ona mnie najwiêksze wra¿enie. Przeniknê³omnie. Napisa³ tak osobiœcie jak nie cz³owiekz piedesta³u, ale ktoœ czuj¹cy zwyczajnoœæ¿ycia. Ceni¹cy autentyzm i prawdziwoœæ ludzkichrelacji. Teraz to zdanie, kiedy je przywo³ujê,nak³ada siê na nostalgiê póŸniejszychwierszy Poety, zw³aszcza tych rozpaczliwych,wstrz¹saj¹cych z „Mapy pogody”, daj¹cychsiê wielokrotnie czytaæ, przyjmowaæ przenikaj¹cyje smutek i metafizyczny niepokój.Taki mam w sobie tamten obraz. Który ju¿ sta³siê snem.ZawszeZawsze jesteœmy coœ komuœ d³u¿ni. I te niesp³acone, zaci¹gniête zobowi¹zania czasamipozwalaj¹ nam dŸwigaæ codzienne ciê¿ary.I iœæ z nimi nawet ku górze.O ksi¹¿ce oraz o moim ojcuKa¿da rzecz lub przedmiot, a nawetzjawisko, ma swoj¹ godnoœæ. Coœ znaczy.Skiby ornej ziemi b³yszcz¹ mokrym, czarnymœwiat³em. Chodz¹ po nich ptaki. Lubiê doznawaætego uczucia kiedy stopy zapadaj¹ siêw grz¹skiej glebie. Ojciec nieco pochylony,cierpliwie idzie za p³ugiem. Raz po raz zatrzymujesiê i ociera pot z czo³a. Koñ te¿ jestspocony. Jest ju¿ póŸne, jednostajne popo³udnie.Na stawie k³adzie siê blask. Jab³oñkwitnie i domaga siê podziwu moich oczu.Poniszczone, odarte z tynku fasady domówsk³aniaj¹ do zadumy. Wchodzi do domuch³opiec, wychodzi kobieta. Stoi wiadro pe³newody. Myœli gdzieœ biegn¹. Ile to lat póŸniejwokó³ mnie tysi¹ce piêtrowych domów, niezliczoneulice, place, tramwaje, auta, podziemneprzejœcia, szyby wystawowe. Wszyscy dok¹dœbiegn¹. Muszê wytê¿aæ uwagê, aby rozumieæs³owa. Jakaœ kobieta w parku na ³awce czytaksi¹¿kê. Patrzê na ni¹ przez kawiarniane okno.Mam dwadzieœcia trzy lata. Widzê tak¿e rozgadan¹gromadkê wróbli w pobli¿u.W m³odoœci kawiarnie by³y dla mnie bardzowa¿nym miejscem, lubi³em w nich bywaæz rana, bo by³y najczêœciej prawie puste i ichklimat dobrze sprzyja³ mojemu natchnieniu.Nikt i nic nie zak³óca³o szukaniu odpowiednichzdañ. Tu pisa³em wiersze, poprawia³emje, kelnerka tylko od czasu do czasu przynosi³akolejn¹ herbatê lub kawê. Czasami siê do mnieuœmiechnê³a. Przestronne wnêtrza, ciep³ezimow¹ por¹, zapach parzonej kawy, œwiat³owpadaj¹ce z ulicy, s¹cz¹ca siê sk¹dœ muzyka,wszystko to stanowi³o namiastkê otwartego,nowoczesnego œwiata. W Zielonej Górze i weWroc³awiu spêdza³em w nich najczêœciejsamotnie wiele godzin. Tak przy pomocymarzeñ oddala³em gorycz. Ku czemuœ nowemuchcia³em nieœæ swoj¹ wieœ, swój dom. St¹d22


wiem, ¿e nie mo¿e byæ mowy o dowolnymtraktowaniu czegokolwiek w ¿yciu aniw poezji. Nawet œnie¿nego puchu, który utrzymujesiê na metalowej porêczy. Niektórzy jednakpatrz¹ bez zdziwienia na zimowe cudoi nic nie widz¹. Miot³¹ zgarniaj¹ delikatnoœæœwiata. Jakby im niczym by³a. I przeszkadza³aw ¿yciu. To, co naprawdê znaczy. Podstawoweznaczenia daj¹ siê kszta³towaæ, dostosowywaædo sytuacji, ale pewien ich zakres, nie podlegazmianie. Bo to œwiadczy³oby, ¿e nie obowi¹zujeustanowiony porz¹dek i wszystko jestmo¿liwe, ka¿de prawdopodobieñstwo. I uprawnioneby³yby naprawdê ró¿ne przykrerzeczy, œwiadcz¹ce o kultywowaniu chaosu.Ju¿ tego doœwiadczaliœmy. W ustalonychcechach, w powtarzaj¹cym siê nieskoñczeniewiele razy (codziennie) akcie ich akceptowanialub negowania i ustalania to¿samoœci,którym towarzyszy takie a nie inne spojrzenie,zapisana jest g³êboka intymnoœæ ludzkiejrelacji, jaka ³¹czy cz³owieka z rzeczywistoœci¹.Przez ca³e jego ¿ycie, ba, przez wiekowedzieje. Kamienna ³awka jak dawniej taki dzisiaj jest kamienna. Nic siê nie zmieni³o.Barwa, smak, dotyk, dŸwiêk. Zapach w³osów,kolor oczu. Od tego nie da siê zrobiæ sensownegokroku, który nie bra³by tych wartoœcipod uwagê. Udowadniaj¹ to malarskie studiamartwej natury wszystkich mistrzów. W³aœnieogl¹dam taki album. Stó³, talerz, jab³ka, winogrona,skrzypce, szuflada wysuniêta z szafki.Wpadam na zdanie <strong>Pro</strong>usta: „gruszka mo¿ebyæ równie pe³na ¿ycia jak kobieta”. Nawetsmuga œwiat³a nie jest wytrawiona z sensu.Czynnoœci wykonywane wobec przedmiotówi z przedmiotami, zawsze wiele zdradzaj¹.Dobrzy pisarze potrafi¹ to uchwyciæ, czasamiwiele mówi ju¿ jakiœ niuans, szczegó³, tak, ¿eopis dotyczy tego, co dzieje siê we wnêtrzucz³owieka. Œwiadczy wtedy o tym wszystkimco zachodzi w sferze duchowej. W obszarzekultury powszechnej lub w jednostce. O zanikuduchowego ja, degeneracji lub niepokoj¹cymskrzywieniu. To, co dzieje siê z przedmiotami,dzieje siê z kultur¹. Najpierw burzonoœwi¹tynie, palono ksi¹¿ki, zakazywano czytaæ,posiadaæ je, pisaæ, zamykano do wiêzieñ poetów,zabijano ich, a póŸniej masowo palonoludzi, wieziono ich w mrozie bydlêcymi wagonami,os¹dzano niewinnych na podstawiek³amstw i ideologii lub na podstawie prostackiejfikcji. Preparowano dowody. Ludzie znikalibez wieœci. O niektórych przedmiotach myœlêw sposób szczególny, z poczuciem istotnejakceptacji, mam do nich stosunek niemalbraterski. Traktujê je jakby by³y ¿yj¹cymi istotami,którym nale¿y siê jakiœ rodzaj czci.I codziennej troski. Myœlê, ¿e tak trzebapostêpowaæ, bo to warunkuje mo¿liwoœæzachowania odrobiny szacunku dla samegosiebie. Rozumiem tych, którzy wydobywaj¹z ziemi wojskowe guziki z polskimi orze³kamipo ¿o³nierzach zamordowanych w Katyniu.Wszystko jest potrzebne. Œwiat nie jestœmieciem. Œwiat jest ryb¹. Wzruszaj¹ mniestare po ojcu buty, ju¿ na nic siê nie nadaj¹ce,marynarka, okulary lub kolorowe chustki nag³owê po mojej mamie. Ró¿norakie narzêdziarzemieœlnicze, których ja nie bêdê u¿ywa³. S¹jak relikwie. Przecie¿ nie mogê ich wyrzuciæ.Potrzebnoœæ lub ich niepotrzebnoœæ nie jest tudla mnie argumentem. Opowiadaj¹ szczegó-³owo tak¿e historiê mojego ¿ycia. Nic nie jestzbyteczne, obojêtne, puste. Dawni ludzieo tym wiedzieli lepiej ni¿ my dzisiaj. Obcowaliz duchami umar³ych, nie skreœlali ich z listyobecnoœci w momencie œmierci. Butommojego ojca i ksi¹¿eczce mamy te¿ nale¿y siêcz¹stka wiecznoœci. O to tylko zabiegam. Coprawda nie wyst¹pi¹ na ¿adnej aukcji, podczaslicytacji. Zu¿yte, stare. Bezradne. Nie w tymrzecz. Rzecz jest we mnie, w moim œnie. Chcêsiê broniæ przed nicoœci¹ i relatywizmem tegoczasu. Nie nakrêcam starego zegarka po ojcu.Nie potrzeba. Niech odpoczywa w szufladzie,ju¿ dosyæ spracowany. Ale mam ten zegarek.Poniek¹d nadal wyznacza rytm czasu. On maw moim domu swoje ustalone miejsce. Jeszczeszafka z dawnych lat, obraz, przed którymklêcza³em, ³y¿ka. Tak siê zebra³y dobrerzeczy, duchy opiekuñcze. Czasami rozmawiamz nimi. Dobrze mi przywo³ywaæ teklimaty. Tak¿e na przyk³ad opowieœæ ojca,z czasów wojennych, wyjaœnia mi dlaczego¿yjê, choæ seria kul pewnego zimowego wieczoruzosta³a za nim pos³ana. Móg³ byæjeszcze <strong>jednym</strong> zabitym. A wtedy nie siedzia³-Czes³aw Sobkowiak23


ym tu, przy tym biurku, w dzisiejszy sierpniowywieczór. O tym czêsto myœlê, ¿e niejesteœmy sami, tylko wypada oczy otworzyæ,aby tê obecnoœæ wokó³ siebie potwierdziæ.W zdaniu zapisanym na kawa³ku kartki bijeserce mojego ojca. Który w przesz³oœci zrobi³skrzypce, gra³ na nich, póŸniej gra³ na nichmiejscowy nauczyciel. Wszystko to nie dozlekcewa¿enia. W przedmiotach zatrzymanejest ¿ycie. Kiedy podnios³em w Turkmeniikawa³ek ceramiki, maj¹cej setki co najmniejlat, zda³em sobie z tego tchnienia sprawê.Kosmiczna przesz³oœæ stanê³a przed moimioczami. Szumia³ ocean g³osów. I czu³em siêwyró¿niony, ¿e ten mikroskopijnej wielkoœcifragmencik tamtego œwiata ocalam. Tylko tylemogê. Dotkn¹æ œladu czyjegoœ ¿ycia. Œladu pokimœ. W œwiecie przedmiotów ksi¹¿ki pe³ni¹wyj¹tkow¹ rolê, i nie trzeba tego udowadniaæ.St¹d zawsze, kiedykolwiek proponowano miopracowanie jakiegoœ zbioru wierszy lubantologii, to garn¹³em siê do tego zadaniaz zapa³em. Najwiêkszymi rozmówcami s¹przecie¿ ksi¹¿ki. Wszystko mija, a one œwiadcz¹.Dziêki nim œwiat przyœpieszy³ kroku. Takjak dzisiaj dziêki Internetowi. One rozstrzyga³y,podpowiada³y, co i jak nale¿y czyniæ.Stanowi³y argument w podejmowaniu decyzji.W³adcom towarzyszy³y ksiêgi. By³y jakwysokie wie¿e z daleka daj¹ce wêdrowcomorientacyjne znaki. Czy¿ nie czuli siê dostojniejsimaj¹c œwiadomoœæ, ¿e na kartach zostajeich imiê i ich s³owa, ich postanowienia.Wyroki. Oprawa, liternictwo, iluminacje,z³ocenia podnosi³y ich materialn¹ rangê.I rangê zawartych treœci. Ten ciê¿ar jakowartoœæ zawsze mo¿na odczuæ. Stary wolumin,to stary wolumin, magia, dzie³o sztuki,dlatego nie dziwiê siê, ¿e niektórzy dopuszczaj¹siê przestêpstwa. Zdarza siê, ¿e toprzestêpstwo jest zwyk³ym barbarzyñstwem,gdy ukradzione w muzeum bardzo stare mapy,wyrwane ze s³ynnych atlasów, przeznacza siêna aba¿ury do nocnych lamp. Dla modyi szpanu. O, niech bêd¹ przeklêci tacy mi³oœnicystarych ksi¹¿ek. Którym podniet¹ do ¿ycias¹ ciemne interesy. Krzywda innych. Z ksi¹¿k¹zawsze wi¹¿e siê powaga ¿ycia. Jegowyj¹tkowoœæ i niepowtarzalnoœæ. Tajemnica.Tote¿ nawet gesty wykonywane wobec ksi¹¿kimaj¹ znaczenie, a có¿ dopiero konkretnedzia³ania. Kiedyœ to by³o sacrum, dzisiajzmerkantylizowany towar. Mnie nauczonoalbo sam to przyj¹³em jako oczywistoœæ, ¿emiejsce dla ksi¹¿ki musi byæ inne ni¿ pozosta-³ych rzeczy tego œwiata. Wiele z tym siê ³¹czy.Wiele. Choæby czyste, umyte rêce. Osobnyczas, œwiat³o. Cisza. Mój ojciec po kilku godzinachpracy, w pokoju obok kuchni, z powodupojawiaj¹cych siê bólów k³ad³ siê na ³awce.Czekaj¹c na ulgê, czyta³ swojego Kraszewskiegolub Sienkiewicza. Wczeœniej my³ rêce,brudne od smolonej dratwy i skórzanych,koñskich uprzê¿y. Le¿a³ nieruchomo, obserwowa³emgo czasami, tylko ruch oczu zaszkie³kami jego okularów zdradza³, ¿e jegouwaga pod¹¿a za biegiem zdañ. Po oko³ogodzinie wstawa³, k³ad³ ksi¹¿kê na wysokousytuowan¹ pó³kê. I dalej naprawia³ uprzê¿e,bo gospodarz móg³ po nie przyjœæ w ka¿dejchwili. A mój ojciec by³ cz³owiekiem s³ownym,rzetelnym, gdy da³ komuœ gwarancjê,dotrzymywa³ terminu. Dlatego mieliœmy chlebw domu. Kupowaliœmy naftê do lampy.Pokonywaliœmy chaos. Nie potrafiê inaczej siêwobec ksi¹¿ki zachowaæ. Tworzenie bibliotek,równie¿ tych mniejszych, domowych, zakwalifikowa³bymdo kategorii czynnoœcisakralnych. Piêknych, wiod¹cych na schodyszlachetnoœci. Istnienie ksi¹¿ki do czegoœzobowi¹zuje. Musi byæ zagwarantowana jejgodnoœæ. Bo w koñcu w ksi¹¿ce zapisany jestjakiœ œwiat. Mniej lub bardziej, ale tu rozstrzygaj¹siê losy cz³owieka, tu œwi¹tynia ducha.Trzeba litera po literze przejœæ wszystkie jejtajemne œcie¿ki, kartki, rozdzia³y, ilustracje,noty redakcyjne, daty wydania, ¿eby cokolwiekdla siebie zrozumieæ, doznaæ olœnieñi zamyœlenia. Jak w sennym ogrodzie,w którym piêkno istnienia z ka¿dym krokieminaczej siê œni. Mo¿e dlatego przez ca³e latasiedemdziesi¹te ci¹gle wêdrowaliœmy z JankiemStolarczykiem po Wroc³awiu, od ksiêgarnido ksiêgarni lub antykwariatu. Zw³aszczaczêsto zachodziliœmy do antykwariatuw Rynku, choæ równie¿ i do mniejszego,w którym panowa³a ciasnota, le¿a³y stertyró¿noœci, obok gmachu Uniwersytetu. Poszu-24


kiwa³em wspó³czesnoœci i zamierzch³egoczasu. Pracowali w tych miejscach obeznaniz przesz³oœci¹ œwiata wiekowi antykwariusze,prawdziwi znawcy i mi³oœnicy. Prawieca³kowicie zanurzeni w sennym œwietle liter.Zawieraliœmy z nimi, i z innymi ksiêgarzami,znajomoœci, by wpisaæ siê w ich pamiêæ.Niektóre bowiem tytu³y z trudem by³yosi¹galne. Deficytowe. Zwykle nie zawodzilinas. Pamiêtali i coœ zawsze wydobywali dlanas spod lady. To doœwiadczenie, to jednoz wa¿nych doœwiadczeñ poszukiwania œwiata.Oznacza³o wejœcie w obszary piêkna, którenasyca³o nam m³odoœæ. Gdy przyje¿d¿a³em dodomu w Zawadzie, zabiera³em ze sob¹ zawszekilka bliskich mi wtedy ksi¹¿ek, niektóre poleca³emswojemu ojcu. Pod koniec ¿ycia, kiedyby³ ju¿ bardzo zmêczony, os³ab³y i po prostuwidaæ by³o, ¿e gaœnie, ciê¿ko oddycha,schorowany, jeszcze wzi¹³ do rêki MityGreckie. Nie wiedzia³em, ¿e bêd¹ jego ostatni¹lektur¹. Jeszcze wolnym krokiemw lutowy, ale niezbyt mroŸny dzieñ wyszed³przed dom w swojej br¹zowej marynarce,rozgl¹da³ siê dziwnie wokó³, mglisto œwieci³os³oñce, przybli¿one do horyzontu, chcia³nabraæ, ile siê tylko da³o, jak najwiêcej tegoœwiata, widzenia krajobrazu, pobliskiego sosnowegolasu, nagich akacji, widoku oszronionychdachów i zapewne te¿ widoku œciannaszego niskiego domu, z³o¿onego z jednejkuchni i pokoju, w którym mieszkaliœmyw piêæ osób wiele lat. PóŸniej odjecha³w wiecznoœæ wiejskim, gospodarskim wozem,zaprzê¿onym w dwa konie. Pozosta³y miw uszach jego s³owa z ostatniej sekundy ¿ycia:„jeszcze chcia³bym ¿yæ”. Ta nieuniknionoœætamtego zdarzenia przenika mnie do g³êbi.Powiewa jak chor¹giew trwania ¿yciai przemijania. Zapisuje siê strona po stronie.I nie jest fikcj¹. Ksi¹¿ka czytana w parku, gdykwitn¹ bzy, póŸniej jaœminy. Ksi¹¿ka w rêcesmutnej kobiety, zakochanej dziewczyny, cochwilami patrzy przed siebie i nie dostrzegaczegokolwiek. Krzewy bzów kwitn¹. Zawszemnie ciekawi³o co, kto czyta. Jak wysokonios¹ skrzyd³a. Ach, ksi¹¿ka czytana wœródpól i delikatnych powiewów wiatru, nad któr¹ktoœ p³acze. Ksi¹¿ka, któr¹ siê kocha.Pocieszycielka w utrapieniu, zdobywczyninieznanego, przyjaciel, lekarstwo. Ksi¹¿ka nastole. To ju¿ inny stó³. Inny dom, budz¹cy zaufanie.Nie wypada zak³ócaæ tego porz¹dku.Ka¿dy dom potrzebuje ksi¹¿ki. Rozmowyo niej. Ksi¹¿ka w okreœlonych momentachsymbolizuj¹ca samym swoim istnieniem dramatczasu. Czy¿ nie zachowa³ siê w naszejpamiêci wstrz¹saj¹cy obraz Ksiêgi NowegoTestamentu, po³o¿ony na trumnie Jana Paw³aII, na placu Œwiêtego Piotra, gdy wia³ silny,kwietniowy wiatr. Patrzy³em i widzia³em têsymbolicznoœæ. Zw³aszcza ten niesamowitywiatr dramatycznie j¹ targaj¹cy. Wobec zasmuconychna Placu i wobec ca³ego œwiata.Wymowny wiatr ostentacyjnie przewracaj¹cyjej karty, który na koniec zdecydowanie j¹zamyka i tak ju¿ do koñca ceremonii pozostajeprzed oczami ludzi. Tego obrazu nie zapomnê.Symbolizowa³a sytuacjê ducha cz³owiekaw naszych czasach. Bez jednego s³owa, jakwczeœniej, kiedy On sta³ w oknie Biblioteki,tym samym co zawsze, i nie móg³ wydobyæg³osu, ani jednego s³owa, wstrz¹saj¹cocz³owiekowi zosta³ dany znak. Czasy id¹coraz ciemniej. Zanika bezinteresowne myœlenieo wartoœciach, a górê bierze kalkulacjamerkantylna, chêæ osi¹gniêcia zysku zawszelk¹ cenê, bez ogl¹dania siê, czy to jeszczema cokolwiek wspólnego z przyzwoitoœci¹czy ju¿ nie ma. Czasy id¹ coraz ciekawsze.Ob³êdne. Po po³amanych mostach. Ksi¹¿kiwa¿ne przegrywaj¹ z przeogromn¹ iloœci¹tytu³ów kultury masowej, ³atwej i przyjemnej.Czy mo¿e byæ inaczej. Nie s¹dzê. Chorymbrakuje si³. A innym odwagi i determinacjiwêdrowania w samotnoœci. Nie wszyscy s¹w stanie poddawaæ siê wnikliwemu zamyœleniui subtelnie prze¿ywaæ. Dobry artysta, to elitarnyartysta, nie inaczej. Kim bêdziemyi jakie oka¿¹ siê nastêpstwa tych zjawisk, tojest nawet dobre pytanie. Jeszcze, mo¿e todowód na moj¹ staroœwieckoœæ, nie potrafiêsobie wyobraziæ, by z ksi¹¿k¹ mo¿na by³opostêpowaæ niegodnie. J¹ sam¹ pozbawiaæ,a zarazem samego siebie, szacunku. Ksi¹¿kawychodzi naprzeciw czytelnikowi. Sprzedajesiê j¹ nie tylko w ksiêgarniach, tradycyjnie ju¿na ulicy, na straganach, co sympatycznieCzes³aw Sobkowiak25


wygl¹da nad Sekwan¹ lub w Krakowie. Jesttak¿e w kioskach z gazetami, w teatrze, koœciele,na spotkaniach z pisarzami, to wszystkojeszcze da siê zaakceptowaæ, bo jest nawetsympatyczne, piêkne. Ale ju¿ absolutnie niewyobra¿am sobie stoiska w sklepie rzeŸniczym,poœród koœci i krwistych miês, tudzie¿wêdlin, ani w sklepie z chemikaliami,proszkiem do prania, ani z alkoholem. No có¿,nie potrafi³bym tego zaakceptowaæ. O czym toja piszê. A tu, tymczasem, ku swemuzaskoczeniu, ¿eby nie powiedzieæ, os³upieniu,zobaczy³em w pewnej miejskiej ubikacji tomikipoezji, wy³o¿one do sprzeda¿y. Na stolikuobok papieru toaletowego, myde³ka, rêczniczka,³adnie wy³o¿one, w odleg³oœci dwóch,trzech metrów od pisuarów i kabin, do którychpod¹¿aj¹ panie i panowie. Mog¹, oczywiœciemog¹, sobie kupiæ zbiorek miejscowej poetki(P., J. lub innej) przed udaniem siê na„posiedzenie” lub ju¿ po. Nie zamierzam sobieniczego wyobra¿aæ, bo wszystko to jest ohydniedwuznaczne, niegodne, ale có¿, komuœ towidaæ nie przeszkadza, nic nie przeszkadza.Pani zadowolona w tym ciepe³ku, rozpakowujez folii swoje œniadanie. Popija herbatk¹.I prze³ykaj¹c kês za kêsem poleca towar. Takw³aœnie wygl¹da upadek kulturalnego obyczaju.Umberto Eco pisz¹c eseje o Biblioteceprzytacza opinie nie przewiduj¹ce funkcjonowaniatoalet w³aœnie w bibliotekach, bo nieprzystawa³oby takie s¹siedztwo do powagiœwi¹tyni myœli. Zapewne by³by zgorszonywidokiem, który zobaczy³em. Co ja mówiê,nie chcia³by w takim mieœcie nawet stopypostawiæ.W po³udnieDelikatnie w ciep³e po³udnie dzwoni¹w Zawadzie na wie¿y koœcielnej dzwonki.Ka¿dy dŸwiêk wyraŸny. Tworz¹ nawet jak¹œmuzykê. S³yszê je i tê ich muzykê. Takiwzruszaj¹cy moment. Wzniesiony, któryusi³uje og³osiæ to, co obejmuje. Moment jednaksamotny w œwiecie. Jakby przeciw niemusprzymierza³o siê wszystko. Z zamiaremzniszczenia tego, co niepodobne do ca³ej resztyrzeczywistoœci.PasikonikPasikonik zielony, jaki wystêpujew Polsce, nasz muzykant popularny, samouk,co siê skrywa w trawie i zbo¿u ze swoimgraniem, wpad³ przez otwarte okno do pokoju.Du¿y okaz. Zatrzepota³ w mojej garstce,wyszed³em z nim na taras, gdzie uwolnionypolecia³ na wietrze w stronê starej jab³oni.I takiemu owadowi cudowne to zapewne uczucieodzyskaæ wolnoœæ i pozbyæ siê strachu.Œcie¿kaZ uwag¹ stawiam krok za krokiem.Poznajê jak to jest, kiedy œcie¿ka corazwê¿sza. I owocami dnia przychodzi mi nazywaækamienie.Daleko w polachZerwa³em ³odygê trawy. Rozgl¹da³em siêwokó³. Senne, pe³ne œwiat³a pola. Dojrzewaziarno. Nie trzeba nic wiêcej. Znam zielon¹trawê. Opiekunkê ziemi, która leczy zadane jejrany. Wpisywa³a siê w moj¹ biografiê ka¿degodnia w dzieciñstwie. Jej zapachy, miêkkoœæ,ch³ód i wilgoæ codziennie mówi³y do mnie.Wyczytywa³em w jej ŸdŸb³ach i k³osachsekretne obietnice. W roziskrzonych kroplachrosy objawia³a siê têcza. Lubi³em schowaæ siêw wysokiej trawie przed œwiatem. I le¿¹cd³ugo patrzeæ na niebieœciutkie niebo. Naob³oki, jaskó³ki, motyle. Grza³o s³oñce, gryz³yowady, opowiada³em sobie historie przysz³ego¿ycia, które dopiero bêdzie. Ale có¿ mog³emwiedzieæ. Tylko to, ¿e jest ciep³o i za chwilêwrócê do domu na obiad.Tak najlepiejNajlepiej pisaæ o kwiatkach. Niew¹tpliwie.Bo nikt nie bêdzie mia³ pretensji. TwierdziM. Poniek¹d s³usznie. W koñcu zas³uguj¹ nato ze wszech miar. Có¿ mo¿e im dorównaæ.Bêd¹cym wzorami piêkna, Ÿród³ami natchnienia.Napisaæ jednak tak, by rzeczzawa¿y³a na wieki. I z ich powodu narodzi³ siênowy cz³owiek.26


Jak wtedyGdyby znalaz³ siê cz³owiek, który niós³byœwiatu pozytywn¹ wizjê, to i tak nikt go niepos³ucha. Znajd¹ siê powody, dowody, taœmy,podpisy, donosiciele, zeznaj¹ odpowiedniœwiadkowie, by mo¿na go by³o oskar¿yæ.I oskar¿¹ go wszyscy. W krzyku, w natarczywoœci,wytykaniu palcami, opluwaj¹c i œmiej¹csiê g³oœno, poprowadz¹ przed kamery.I ka¿dy w swoim domu zobaczy jegowinê. A on nie bêdzie umia³ siê obroniæ.Dzisiaj wszelka propozycja dobra jestw niebezpieczeñstwie. Mocni i liczni s¹jego przeciwnicy. Jak wtedy, dwa tysi¹ce lattemu.Ma siê wyjaœniæW wielkim œwiecie, w jego blasku, ju¿nied³ugo ma siê wyjaœniæ, która z gwiazd,szybko wschodz¹ca czy ta, która ju¿ wysokoœwieci, wypadnie bardziej seksownie.Wydatny biust lub nabrzmia³e od kolagenuusta. Bilety na koncert wiele dni wczeœniejzosta³y wyprzedane. W domach, przed ekranamitelewizorów, z zapartym tchem, rywalizacjêobserwowaæ bêd¹ miliony widzów.Emocje siêgn¹ zenitu. Takie to problemyekscytuj¹ wspó³czesnych, co wypada odnotowaæ.Co jeszcze powieszŒmieræ chodzi po œwiecie. I zgarnia ludzi,gdzie tylko siê da. Gdzie siê jej to podoba.Ulice, bazary, autostrady, pustkowia s¹ dla niejodpowiednie. ¯adn¹ okazj¹ nie gardzi. Krzyk,to jej hymn.SenWiem, ¿e to by³ sen. Ale wszystko w nimby³o prawdziwe. Widzia³em ogieñ id¹cyz nieba na ziemiê. Na kilka sekund w tym œnieotworzy³a siê ognista rzeczywistoœæ, cowprawi³o mnie w niepojêt¹ trwogê. Tak¹, jak¹zapewne zaznaje siê w momentach ostatecznych.PisanieZauwa¿y³em, ¿e pisanie poezji pomagaprzy uk³adaniu prozy. A poezja wzbogaca siêprzenikaj¹c¹ j¹ proz¹, która w jej objêciu siêrozœwietla.PatrzêPrzesz³oœæ to sen. A by³a przecie¿ ¿ywa,konkretna, dotykalna realnoœæ. Jad³em, bieg³emzdyszany, ba³em siê czegoœ. Umiera³emz ¿alu. Gubi³a siê mi³oœæ. Tak po prostu, zwyczajnie.Skazany na margines. Kiedy myœlêo przesz³oœci nie ogranicza mnie czas ani przestrzeñ.Otwieram jej drzwi, kiedy tylko chcê.Dzisiejszy dzieñ, to te¿ sen, tyle ¿e ma³o wyraŸniejeszcze to widaæ. Ale ju¿ jutro odczytasiê wiêcej. Wiêksz¹ daremnoœæ. Ju¿ wiem.LiœcieLiœcie hortensji, wyraŸny ich rysunekw ciemnej zieleni, du¿e, rosn¹ w cieniu. Liœciebrzozy, które mog¹ byæ lekarstwem, liœcie winogron,jedyne w swoim rodzaju, liœcie klonujesieni¹ daj¹ce œwiatu z³ocist¹ opowieœæ, liœcieczereœni, kiedy na chodniku pomarañczowosiê u³o¿¹ i przez chwilê p³on¹. Có¿ mo¿napowiedzieæ o liœciach. Upadn¹. Tak jak i my.PoeciCzy mo¿na sobie wyobraziæ coœ bardziejokrutnego i zarazem piêkniejszego ni¿ klêskapoety. Wtedy, kiedy œwiat zabija jego poezjê,kiedy ju¿ nie ma si³ niczego z siebie wydobyæ,gdy nadaremnoœæ wytr¹ca mu pióro z rêki.Niby to osobista wy³¹cznie sprawa. Jednaknieosobista. Bo klêska poety, to równie¿klêska czasu, w którym ¿yje.JeszczeTo jedno z najbardziej optymistycznychs³ów. Podtrzymuje nadziejê na istnienie. Jestw nim pragnienie obecnoœci œwiata i przypomnienie,¿e policzone s¹ dni i kroki. Niczego niekoñczy, potwierdza trwanie, zapowiada jakiœCzes³aw Sobkowiak27


ci¹g dalszy, nawet jego koniecznoœæ. Jeszcze.Wyra¿a ¿¹danie i pokorn¹ proœbê. Zawieraw sobie nakaz wytyczania kolejnych etapów¿ycia, zarazem przestrzega przed lekcewa-¿eniem, zbytnim lekcewa¿eniem bie¿¹cegomomentu. Przynale¿nych mu praw do istnienia.Mo¿e byæ argumentem w staraniu siêo swoje racje. Mo¿e nawet kosmosem rz¹dzito s³owo. A¿ siê kiedyœ wszystko skoñczy.Im dalejSiedzimy pod wieczór w sierpniu gorzkim.Na ³awce pod czereœni¹. Nie czekamy na nic.Powietrze duszne, wilgotne. Bêdzie burza.Pamiêtamy o klêskach œwiata, które id¹ nieustannie,nie omijaj¹c ¿adnego kraju, domu,cz³owieka. Powodzie i po¿ary. Katastrofy.Pijemy powoli piwo. W taki wieczór najlepiejsmakuje. I tak mówimy niby to ¿artobliwie,a niby powa¿nie, ¿e im dalej od Ziemi, tymszczêœliwiej. Z czym wypada siê zgodziæ.Ju¿ tylko ¿yjêBez obiecywania sobie, ¿e uda siê jeœæowoce, których jeszcze nie znam. Co jeszczemo¿e byæ dane. Miejsce jedno i to samo.Os³ab³a wiara, zetla³e nadzieje. Samotnakartka. Piêkno œlepej ulicy. Ciemny przedpokój.A wiêc bez z³udzeñ. Powiewy wiatruwyjaœniaj¹, ¿e to dopiero pocz¹tek zdobywaniawiedzy o tym, co trwa³e i zupe³nienietrwa³e. Co ju¿ do koñca bêdzie ze mn¹.DrzewoWyszed³em przed dom, chwilê patrzy³emna drzewo w obfitoœci liœci i m³odych, tegorocznychpêdów. Tak silnie rosn¹. Wœród nichptasie skrzyd³a i jednostajne poœpiewywanie.Wróci³em do domu, odkrêci³em kran z wod¹,nastawi³em na herbatê, otworzy³em okno. Nicponadto.JesteœmyJesteœmy jak œnieg, który spad³ i zarazzniknie. I za chwilê nikt ju¿ o nim i o nas niezechce pamiêtaæ. Ani o tym za kogo topróbowaliœmy siê uwa¿aæ.Miesi¹ceMijaj¹ miesi¹ce. Kogoœ ju¿ dawno niewidzia³em. A on ka¿dego dnia umiera.Oddycha z trudem. Zmieniony. Patrzy d³ugow jeden punkt na œcianie. I próbuje sekundyi godziny rozci¹gaæ w wiecznoœæ.TylkoTylko naiwnym poetom nigdy nic nieprzeszkadza. Mog¹ pisaæ i pisaæ. Niemal bezwysi³ku. Ale oni proponuj¹ jedynie s³owa. Nieœwiat ani doœwiadczenia. Ekscytuje ich samaczynnoœæ tworzenia, bo wydaje im siê, ¿ez powodu ³adnie brzmi¹cych s³ów œwiatbêdzie lepszy. A to przecie¿ nieprawda.PrzyjacielKiedy ktoœ mówi bezinteresownie, toznaczy, ¿e to dobry cz³owiek. Jakby nie chcia³zatraciæ proporcji, ale dojœæ do sedna, a ju¿zw³aszcza nie zaszkodziæ. Czy jeszcze trafiasiê ktoœ taki? Nie podnosi g³osu, nie zdradzaz³ych emocji. W jego zachowaniu mo¿nadopatrzyæ siê zdolnoœci obrony i bycia sprawiedliwym.To wa¿ne. Objawia swoim istnieniemcoœ wrêcz ponadludzkiego. Niejakogwarantowanie w³asn¹ osob¹ wartoœci czegoœlub kogoœ. Jeszcze nie wszystkich poch³onê³abezgranicznie zawiœæ i chêæ szkodzenia, dezawuowania,zwyciê¿ania, dopatrywania siê zawszelk¹ cenê jakichœ cieni. Jakby na przekórtym, którzy o nikim ju¿ nie mówi¹ dobrze.Pytanie o cz³owiekaJakiego cz³owieka rodzi nasza wspó³czesnoœæ.Jakie s¹ oczekiwania, wa¿ne wzory,drogê wytyczaj¹ce ideeBy³o, minê³oJednak przesz³oœæ raz po raz coœ podrzuca.Mocno zaboli albo przyprawi o poczucie28


wstrêtu. Jedni próbuj¹ j¹ wyprzeæ z pamiêci,nagle jakoby ogarnia³a ich ca³kowicie amnezjao pewnych (niepewnych) sprawach i dokonaniach,inni, ci poszkodowani, skrzywdzeni,chc¹ niektóre szczegó³y wyjaœniæ. Tego domagasiê poczucie prawdy. I choæby prawo domoralnego zadoœæuczynienia. Ktoœ czyha³ naczyjeœ miejsce, ktoœ przed kimœ to zatai³. Ktoœk³amliwie patrzy³ w oczy. Pozbawia³ pracy,uniemo¿liwia³ awans spo³eczny. Ktoœ sprzedawa³.Dzisiaj chce uchodziæ za porz¹dnego,pryncypialnego cz³owieka. Obwieszcza, ¿ejest niewinny. To nie on. Czasem jednak niewytrzymuje i jakby pluj¹c w twarz, kpi¹cowyrzuca z siebie inwektywy w rodzaju: „konfabulacja,mistyfikacja, obsesja osaczenia”,czyli jak siê da, to jeszcze raz uderzyæ,zaszkodziæ. Jak ranne zwierzê. Dziwiê siê, ¿enadal potrafi byæ cz³owiekiem przewrotnym.Móg³by choæby milczeæ. Bo przecie¿ czegoœpowinny nauczyæ historyczne przemiany,liczne doœwiadczenia i wiedza o czasie,w którym siê ¿y³o. Gdyby by³ w stanie przyznaæ,¿e by³ tym kim by³ i przeprasza, toudowodni³by swoj¹ odwagê i potêgê prawdy.Ale nie wychyli siê ze swej nory. Opór przedzbli¿eniem siê do prawdy jest silny, niektórzy(wydawaæ by siê mog³o œwiatli ludzie,którzy autentycznie swoje wycierpieli) tod¹¿enie staraj¹ siê przedstawiæ w jak najgorszymœwietle. Nie jako oczyszczenie.Wrêcz jako rodzaj szkodnictwa. Tego nijaknie potrafiê poj¹æ. Jeœli ci pierwsi nadalbroni¹ siê przed nieprzyjemnym zapewnezdemaskowaniem, to drudzy? Jaki maj¹w tym interes? Jeœliby rozumowaniu tychdrugich (na szczêœcie s¹ w mniejszoœci)przyznaæ racjê, to na có¿ w Polsce ca³a tarewolucja spo³eczna, moralna, która siê bezkrwawodokona³a. Czy nies³usznie? Czy napodeptanie idea³ów? I zachowanie dawnegostatus quo.Czes³aw Sobkowiak29


Zenon Musia³owskiWspomnienie Jadwigi Bortkiewiczo Czes³awie NiemenieCzwartek, 31 maja <strong>20</strong>07 r. Pukam do drzwipañstwa Jadwigi i Kazimierza Bortkiewiczówmieszkaj¹cych od wielu lat w Ko³obrzegu.Od jutra przez trzy kolejne dni bêdzieodbywa³ siê w tym mieœcie IV OgólnopolskiZlot Mi³oœników Muzyki Niemena. Jego goœciemhonorowym bêdzie siostra Niemena,Jadwiga Wydrzycka-Bortkiewicz. Przybêdziewraz z mê¿em Kazimierzem i cz³onkaminajbli¿szej rodziny, ale wtedy nie bêdziemo¿liwoœci w spokoju porozmawiaæ o latachdzieciñstwa i m³odoœci jej brata – wielkiegoartysty – Czes³awa Niemena.By³ on nie tylko wybitnym muzykiem, alerównie¿ malarzem, autorem tekstów, multiinstrumentalist¹.Niemen by³ bardzo skromnym,ale wielkim cz³owiekiem. Napisano o nimsetki artyku³ów prasowych i - jak do tej pory -cztery ksi¹¿ki (Czes³aw Niemen – Kiedy siêdziwiæ przestanê... Romana Radoszewskiego,Niemen o sobie Dariusza Michalskiego, Czasjak rzeka Marka Gaszyñskiego, NIEMEN –dyskografia, fakty, twórczoœæ TadeuszaSkliñskiego). Doprawdy napisano bardzowiele, ale czy wszystko?Przys³uchuj¹c siê opowieœciom PaniJadwigi, s³ysza³em czêsto takie s³owa, którenie zosta³y jeszcze do tej pory nigdzie opublikowane,a s¹ to informacje wa¿ne. Myœlê, ¿ewielbiciele talentu Niemena chcieliby je poznaæi dlatego postanowi³em napisaæ kolejnyartyku³ do „<strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>”, by opisaæ to czegodowiedzia³em siê na Zlotach Fanów Niemena.Tym razem skupiam ca³¹ uwagê na najwczeœniejszychlatach ¿ycia Czes³awa. Chcêopisaæ o tym jak kszta³towa³a siê jegowra¿liwoœæ, odbiór na sztukê, kulturê tegowspania³ego cz³owieka. Jadwiga Bortkiewicz,starsza o blisko dziesiêæ lat siostra Niemena,pamiêta nawet dzieñ narodzin swojego brata.Mówi: – Matka urodzi³a Czes³awa, gdy mia³aju¿ 42 lata. Urodzi³ siê w domu, 16 lutego1939 roku o trzeciej nad ranem. Ojciec bardzosiê ucieszy³, ¿e ma syna. Po narodzinach podszed³do babci i powiedzia³: – Mamo, mamsyna! Talent odziedziczy³ Czes³aw po rodzicach.Jego ojciec Antoni Wydrzycki by³cz³owiekiem, który wiele potrafi³. PaniJadwiga pamiêta, ¿e zwracano siê do niegozawsze, gdy ktoœ potrzebowa³ pomocy. By³jedynym cz³owiekiem w Wasiliszkach, którypotrafi³ np. nastroiæ organy, fortepian, dorobiæjak¹œ czêœæ do akordeonu, gitary czy innego30


instrumentu muzycznego. Ale Antoni Wydrzyckireperowa³ nie tylko instrumenty muzyczne.Potrafi³ te¿ naprawiæ wszelkiego rodzajuzegarki, rowery. Umia³ równie¿ oprawiaæ stareksi¹¿ki. Nie posiadaj¹c do tego odpowiedniegosprzêtu robi³ to niczym najlepszyintroligator. W 1958 roku z ca³¹ rodzin¹wyje¿d¿a³ do Polski i trudno by³o mu zabraæz sob¹ te wszystkie potrzebne rzeczy, a szkodaby³o z nich zrezygnowaæ: narzêdzia, œrubki,sprê¿yny, klucze itp.Antoni Wydrzycki mia³ bardzo dobrys³uch, by³ stroicielem ró¿nych instrumentówmuzycznych. Œpiewa³ te¿ wraz z ¿on¹ i dzieæmiw chórze koœcielnym.Równie¿ matka Jadwigi i Czes³awa, AnnaWydrzycka (z domu Markiewicz), posiada³awspania³y s³uch i g³os. S³uch Czes³awodziedziczy³ po rodzicach, ale g³os g³ównie pomatce (ojciec Antoni nie dysponowa³ specjalniemocnym g³osem). Po matce Czes³awodziedziczy³ te¿ tê¿yznê fizyczn¹. Ca³a rodzinaMarkiewiczów to bardzo silni ludzie.A przede wszystkim odebra³ po swoich rodzicachw³aœciwe wychowanie, wra¿liwoœæi wiele innych pozytywnych cech charakteru.Siostra Czes³awa Niemena, chocia¿ up³ynê³ood tego czasu ju¿ ponad 60 lat, pamiêtado dzisiaj jeszcze wiele szczegó³ów, któryminas wszystkich zaskakuje.Opowiada jak to jesieni¹ 1941 roku, kiedyjej brat mia³ zaledwie dwa i pó³ roku pewnegodnia wszed³ na taboret i zacz¹³ œpiewaæNI-KAK-DA z w³asnymi s³owami i muzyk¹,któr¹ wczeœniej kilka razy s³ysza³ z p³ytywielkiego rosyjskiego œpiewaka Szalapina.Jadwiga s³uchaj¹c i ogl¹daj¹c to, co wyczynia³jej brat by³a zaskoczona. Posz³a powiedzieæojcu, ¿e z Czeœkiem coœ siê sta³o. Kiedyprzyszed³ Antoni i obejrza³ wyczyny swegoma³ego syna te¿ by³ bardzo zdziwiony popisamimalca. Podobnie, kiedy przychodzilimieszkañcy Starych Wasiliszek, prosz¹cCzeœka, by zaœpiewa³ – ten zawsze wtedywchodzi³ na taboret i ochoczo œpiewa³.Niektórzy obserwuj¹c to, ju¿ wtedy mówili, ¿ebêdzie z niego kiedyœ wielki artysta. PaniJadwiga wspomina: – Jako malec Czesiekœpiewa³ altem, póŸniej ju¿ by³ w chórzew tenorach. By³ weso³ym, dowcipnymch³opcem, nie by³ ³obuzem. Tylko robi³psikusa z nartami, podkrada³ mi je, chocia¿ by³na to za ma³y. Musia³a go za to karciæ. Ale –jak mówi – by³ malcem, którego nie mo¿naby³o nie kochaæ.W wieku kilku lat Czes³aw zacz¹³ piêkniemalowaæ. Nie by³o wtedy (lata wojny) w³aœciwychprzyborów do malowania, ale wystarczyskrawek papieru, jakieœ kredki i ju¿ powstajerysunek, obraz, który jest ma³ym arcydzie³em.Niestety wiêkszoœæ z tych rysunków niezachowa³a siê do czasów obecnych (jak chocia¿bypierwszy przedstawiaj¹cy ulicê miastanarysowan¹ z perspektywy przez zaledwiekilkuletniego malca). Jego starsza siostra podpowiadamu wtedy jak namalowaæ jeszczepiêkniej. „By³am takim znawc¹ dla Czeœka,podpowiada³am mu...” Czesiek po narysowaniunie dba o to, co stanie siê z tymi rysunkami,ale jego starsza siostra zachowuje niektórerysunki, przywozi je do Polski i po wielulatach przez przypadek znajduje w swoicharchiwach wœród zdjêæ z tamtych lat. Dzisiaj,Czes³awa Niemena nie ma ju¿ wœród nas, aleogl¹daj¹c rysunki, mo¿emy uœwiadomiæ sobiejego rodz¹cy siê za m³odu talent i wielkieumiejêtnoœci. Wyjawiam Pani Jadwidze pro-Zenon Musia³owski31


jekt publikacji rysunków Niemena. Bez wahaniawyra¿a zgodê na to, by czytelnicy „<strong>Pro</strong><strong>Libris</strong>” mogli zobaczyæ to, co jej brat narysowa³bêd¹c ma³ym ch³opcem. Dlatego w tym<strong>numer</strong>ze kwartalnika s¹ one publikowane.Pani Jadwiga pokazuje kilka zachowanychrysunków i opowiada:– Pierwszy rysunek pochodzi z czasów,kiedy Czesiek nie chodzi³ jeszcze do szko³y.Nosi tytu³ „Leœne Nastroje” a przedstawialeœn¹ orkiestrê. Krasnal gra na wiolonczeli,wiewiórka na perkusji, a ptaszki œpiewaj¹.Kolejny rysunek Czeœka jest z czasów szkolnychi przedstawia husarza. Na nastêpnym –wêdrowca, a w³aœciwie w³óczêgê, o którympóŸniej œpiewa³ mój brat.Pani Jadwiga kontynuuje: – Kiedy Czesiekby³ w pi¹tej klasie ogl¹da³ w kinie film i powyjœcia z kina bardzo realistycznie narysowa³g³ówkê dziewczynki, bohaterki tego filmu.Jakiego filmu tego ju¿ dzisiaj pani Jadwiganiestety nie pamiêta. Dalej siostra Niemenamówi: – Do szóstej klasy Czesiek mia³ samepi¹tki, póŸniej zaniedba³ siê trochê a to dlatego,¿e czêsto wystêpowa³. By³ bardzo zaanga¿owanyw ¿ycie spo³eczne mieszkañcówStarych Wasiliszek. Konkursy, koncerty,imprezy szkolne. Czesiek zawsze z akordeonem,gitar¹, mandolin¹. Zawsze ma przysobie chórek.Wspomnienia pani Jadwigi przeci¹gaj¹ siêdo póŸna. Od jutra mamy zapewnione noclegiw hoteliku Bukowina. Na tê noc trzeba namposzukaæ noclegu. Znana jest goœcinnoœæ ludzipochodz¹cych z Kresów, ale naprawdêzaskakuj¹ nas s³owa siostry Niemena, któramówi nam, ¿e mo¿emy u nich przenocowaæ.A rano po œniadaniu s³uchamy dalszychwspomnieñ o trudnym ¿yciu w tamtychstronach. Antoni Wydrzycki unikn¹³ wywiezieniana Sybir tylko dziêki temu, ¿e by³potrzebny tu na miejscu. Kiedy trzeba by³o coœnaprawiæ, zrobiæ... wszystko to potrafi³ i robi³Antoni, w³aœnie dlatego jego rodzina uniknê³awywózki, ale nie mo¿na by³o liczyæ na to, ¿etak bêdzie zawsze. Jak powiedzia³ kiedyœw wywiadzie, którego wiele lat temu udzieli³Bogus³awie Patalas dla s³uchaczy RadiaZachód Czes³aw Niemen: – Ju¿ w 1939 rokumoja rodzina by³a przeznaczona na Sybir.Przed wywózk¹ trzeba siê by³o czêsto ukrywaæ,dlatego ostatecznie w 1958 rokupostanowili wyjechaæ do Polski, gdzie by³ ju¿brat Antoniego – Józef Wydrzycki.Czes³aw Niemen w wywiadzie tym mówi³jeszcze o swojej têsknocie za rodzinnymistronami, o tym ¿e nigdy siê nie nudzi³mieszkaj¹c na wsi. Wspomina³ wêdrówki nadNiemen, chocia¿ stwierdzi³, ¿e nigdy niep³yn¹³ t¹ rzek¹. Mówi³ o swojej fascynacjiprzyrod¹, któr¹ uwielbia³ obserwowaæ.Wspomina³ swoje dzieciñstwo – szczêœliwe,bo trochê na uboczu, czasem tylko burzoneprzez przejazd wojsk, które przeprowadza³ymanewry. Pamiêta³ równie¿ trudne epizody zeswoich m³odych lat. Na przyk³ad gdy pijany¿o³nierz enkawudzista wypuœci³ seriê z pepeszyw powietrze i ma³y Czes³aw musia³uciekaæ, chroni¹c siê w polu ¿yta.* * *Na Zlot W Ko³obrzegu przyby³o ok. 60.fanów Niemena. Oprócz siostry NiemenaJadwigi i jej mê¿a Kazimierza oraz ich dwóchcórek przybyli tak¿e Romuald, Jerzy i JanWydrzyccy – bracia stryjeczni Niemena.32


Wœród zaproszonych goœci jest WeronikaSzypura, która wieczorem daje piêkny koncert,œpiewaj¹c wiele piosenek z repertuaruCzes³awa Niemena. Koncert prowadzi autorksi¹¿ki o Niemenie Roman Radoszewski. Pokoncercie fani Niemena mog¹ nabyæ p³ytêWeroniki „Rozwiana”, na której s¹ dwautwory Niemena: „Una luce mai accesa”i „Bema pamiêci ¿a³obny rapsod”. Po koncercieWeronika rozdaje autografy na swojejp³ycie.Równie¿ z repertuarem Niemena wystêpujeJarek Królikowski (tenor operetki z Wroc³awia).Po koncertach zaczyna siê dyskusja,która trwa w³aœciwie do samego rana. Niektórzytrochê narzekaj¹, ¿e nie mogli siê wyspaæ,ale có¿ takie jest ¿ycie zlotowicza.Nastêpnego dnia w sobotê jedziemy wrazz Jadwig¹ i Kazimierzem do Bia³ogardu nagroby Anny i Antoniego Wydrzyckich.Po po³udniu trwa dyskusja poœwiêconadalszym planom Stowarzyszenia Fanów.Dyskusja jest czêsto bardzo burzliwa. Opróczdyskusji zlotowicze ogl¹daj¹ te¿ na DVD koncertyNiemena i s³uchaj¹ unikatowych nagrañCzes³awa Niemena. Wymieniaj¹ siê p³ytamiz nagraniami Niemena, zdjêciami, artyku³amiprasowymi i ró¿nymi ciekawostkami. Wspominaj¹koncerty, w których uczestniczyli.Uczestnicy Zlotu napisali i podpisali siêpod podziêkowaniem dla Telewizji TVP KUL-TURA za wszystkie programy poœwiêconeNiemenowi wyemitowane do tej pory z proœb¹o dalsze programy o Niemenie.Na Zlot przybyli autorzy ksi¹¿ek: RomanRadoszewski i Tadeusz Skliñski, przybyli te¿:Alina Dopart, Krzysztof Wodniczak, PiotrStarzyñski, Marek Zawadka, Dasia Œliwiñskaz siostr¹ Bo¿en¹, Anna Libera, Helenai Edward Markiewicz, Andrzej Mróz,Krzysztof Karwasiñski z ¿on¹ Zofi¹, MariaCabaj z mê¿em i córk¹ Magdalen¹ i wielu,wielu innych, znanych wszystkim z poprzednichZlotów. Wiemy ju¿, ¿e w tym rokuz przyczyn osobistych nie przybêdzie EdwardChomicz. Edward jest pomys³odawc¹ organizowaniaka¿dego roku takich zlotów, by w tensposób przybli¿yæ i upamiêtniæ postaæwielkiego muzyka jakim by³ bez w¹tpieniaCzes³aw Niemen. Na ka¿dym Zlocie daje siêodczuæ brak Czes³awa Niemena. W tym rokubrakuje te¿ wszystkim wspania³ego organizatoraspotkañ, jakim jest Edward Chomicz.Przez d³ugi czas wszyscy zlotowiczewypatruj¹ te¿ Krzysia Falkowskiego – fana,który jest na ka¿dym Zlocie. A znany jestz tego, ¿e chyba ze wszystkich ludzi w Polsceby³ najwiêcej razy na koncertach Niemena.JeŸdzi³ od miasta do miasta, na wszystkie koncertyCzes³awa Niemena, by obserwowaæi s³uchaæ jak gra i œpiewa jego wykonawca,wspania³y muzyk i Wielki Cz³owiek. Dopierow sobotê, 2 czerwca nad ranem dotar³Krzysztof Falkowski po trudach podró¿y doKo³obrzegu. Sytuacjê finansow¹ ma terazkiepsk¹ (brak sta³ej pracy), wiêc i problemys¹, ale fascynacja Niemenem trwa nadal. T¹fascynacj¹ ¿yj¹ te¿ wszyscy przybywaj¹cyka¿dego roku na zloty mi³oœnicy muzykiNiemena.Zenon Musia³owski33


Idalia RoszczykNabieranienabieram ciszê w ustanabieram wszystkich¿e jestem silnamówisz ka¿dy ma swojego anio³ai co z tego ¿e mój upad³yprzebudzone palceprzemierzaj¹ pustyniê poœcieliw poszukiwaniu straconego ciebiepamiêtasz pamiêtam doskonaleto niebo odbijaj¹ce siê w twoich oczachcynobrem wiarê rozwian¹ we w³osachbunt b³êkitem paryskim malowanykarmin skradziony z przydymionych ustwymiêty sweterwymiête myœlinie wiedzieæ czemuw chwilach nag³ego ocaleniap³ywaj¹ca brzytwa sama wpada w ³apêmój mê¿czyzna nie pyta³czy pozwolê siê nie kochaæ***m³ode cia³ostary wzrok- proszê tak na mnie nie patrzeæmokre oczysuchy kaszel- wszystko przez te fajki i czemu nie wierzyszciche dniwilgotne noce- telewizja nie przestaje k³amaæ34


Idalia RoszczykParzenieOni nie bêd¹ siê ju¿ wiêcej parzyæ.Parzyæ siê bêdzie za to kawa.Czarna. Mocna. I gorzka.Nie bêd¹ sobie s³odziæ.Bêd¹ w skupieniu pili kawê.Oni. Parzyœci. Sparzeni.Kawa bêdzie im parzyæ usta i prze³yki.Nie bêdzie im smakowaæ.Parzyæ siê bêdzie g³ucha ciszaz tykaniem starego zegara.Spójrztu Cortázar zimna kawaniedopa³ki i gadatliwe oknoktóre nie chce siê zamkn¹ætam mê¿czyznaktóry nie przytula³ó¿ko jak Saharagor¹ce piaski poœcielii on niczym œwie¿e Ÿród³oza oknem wschodzi nowy dzieñmê¿czyzna œpikobieta patrzy35


Anna BilonBracia w Bogu,ale czy bracia w wierze?W dniach 2-3 marca <strong>20</strong>07 roku w MuzeumZiemi Lubuskiej w Zielonej Górze zorganizowanezosta³o spotkanie „Starsi, m³odsibracia w wierze”, w ramach którego 3 marcaodby³a siê debata teologiczna miêdzy przedstawicielamitrzech wyznañ: judaizmu reformowanego– rabinem Burtem Schumanem,koœcio³a rzymskokatolickiego – ksiêdzemGrzegorzem Cyranem oraz koœcio³a ewangelicko-augsburskiego– pastorem DariuszemLikiem. Tematem debaty by³ szeroko pojêtyekumenizm, mo¿liwoœæ wspó³istnienia trzechreligii, wzajemnego ich wspierania siê czyd¹¿enia do wspólnych celów. Dyskutancimieli rozstrzygn¹æ, czy takie mo¿liwoœciistniej¹, a przede wszystkim, czy zachodzikoniecznoœæ poszukiwania drogi porozumieniamiêdzy wyznaniami, które ró¿ni¹ siêod siebie doktrynami, a tym samym spojrzeniemna Boga, œwiat oraz cz³owieka i jegomiejsce w œwiecie. Warto zapytaæ, czy uczestnikomdebaty uda³o siê osi¹gn¹æ ten cel?W¹tpliwoœci pojawiaj¹ siê ju¿ na wstêpie.Na pocz¹tku debaty jeden z dyskutantów,przedstawiciel koœcio³a ewangelicko-augsburskiego,otwarcie oœwiadczy³, ¿e dla wyznawcówjego religii takie porozumienie niejest konieczne, a ró¿nice doktrynalne miêdzywyznaniami s¹ zbyt du¿e, by mówiæ o wspólnychcelach czy o potrzebie wspó³pracy.Pastor podkreœla³ wielokrotnie ró¿nicew postrzeganiu cz³owieka w œwiecie, jegoznikomoœæ przed obliczem Boga, nakaz absolutnegopoddania siê Woli Bo¿ej, nawet jeœliw odczuciu cz³owieka dzieje mu siê krzywda.W wypowiedziach pastora wyraŸna by³aniechêæ do tych, którzy zbytnio podnosz¹ wolnoœæcz³owieka czy dopuszczaj¹ tak¹ interpretacjêPisma, w której Bóg zezwalacz³owiekowi na sprzeciw wobec tego, co dlaniego zaplanowa³ czy wobec tego, czego odniego oczekuje.W przeciwieñstwie do przedstawicielakoœcio³a ewangelicko-augsburskiego, rabinpodkreœla³ woln¹ wolê cz³owieka, jego uprzywilejowanapozycjê przed obliczem Boga,mo¿liwoœæ niezgody czy wrêcz protestu przeciwWoli Bo¿ej. Wyznawca judaizmu maprawo w¹tpiæ, ma prawo szukaæ odpowiedzina nurtuj¹ce go pytania, ma prawo podwa¿aæsens boskich zasad, planów czy oczekiwañ,ma nawet prawo, co z uœmiechem podkreœla³rabin, „obra¿aæ siê” na Boga, g³oœno wyra¿aæswój gniew i sprzeciw.Judaizm okaza³ siê w debacie religi¹najbardziej „ludzk¹”, religi¹, w której Bóg da³wolna wolê cz³owiekowi rzeczywiœcie po to,by móg³ on dokonywaæ w pe³ni niezale¿nychwyborów. Da³ rozum po to, by cz³owiekwybiera³, co jest dla niego korzystne.Wreszcie obdarzy³ ludzi natur¹ buntownikóww³aœnie po to, by czynili z niej u¿ytek, a Onsam – by móg³ cierpliwie znosiæ b³êdypope³niane przez ludzi, byæ Mi³osiernym36


Ojcem, który wybaczy sprzeciw i przyjmiecz³owieka, koj¹c jego ból. Takie relacjemiêdzy Bogiem a cz³owiekiem nieustanniepodkreœla³ rabin, nawet gdy przytacza³ postaæAbrahama, który w religiach chrzeœcijañskichjest symbolem pos³uszeñstwa i ca³kowitegooddania siê Bogu. Dla wyznawcy judaizmuAbraham jest cz³owiekiem, który dziêkiumiejêtnoœci pertraktowania z Bogiem, dziêkimo¿liwoœci wyra¿ania sprzeciwu wobec Jegowoli, mo¿e tê wolê zmieniæ, sprawiæ, ¿e Bógzmieni oczekiwania wobec cz³owieka, zmienirównie¿ plan ludzkiego ¿ycia.Trzy wyznania odmiennie rozk³adaj¹akcenty interpretuj¹c historiê Abrahama, w tensposób wyra¿ane s¹ odmienne wizje relacjicz³owiek – Bóg. Judaizm podkreœla gotowoœæBoga do dialogu z cz³owiekiem, katolicyzm –Jego mi³osierdzie i litoœæ nad cz³owiekiem,natomiast luteranizm – niezmiennoœæ Jegowoli i koniecznoœæ bezwzglêdnego pos³uszeñstwacz³owieka, nieustannego poddawaniasiê próbom wiary, gotowoœæ przyjmowaniawszystkich pozornie losowych wydarzeñ beznajmniejszej w¹tpliwoœci w ich boski sens.Ze sposobu postrzegania cz³owiekaw œwiecie wynika, moim zdaniem, tolerancjajudaizmu reformowanego wobec innychreligii, innych sposobów myœlenia orazotwartoœæ na dialog miêdzywyznaniowy czychêæ wspó³pracy i wzajemnego poznawaniasiê i przenikania kultur.W³aœnie wzajemne przenikanie siê kulturoraz ich wspó³istnienie w historii narodówpodkreœla³ ksi¹dz rzymskokatolicki, z sentymentemwspominaj¹c czasy, gdy wyznawcówjudaizmu by³o w Polsce znacznie wiêcej. Zawspomnieniami kry³a siê, moim zdaniem,postawa otwartoœci i gotowoœci do wspó³pracyz wyznawcami innych religii, zw³aszcza nagruncie wspólnych tradycji. Ksi¹dz katolickinawi¹zywa³ czêsto do nauk Jana Paw³a II,który nawo³ywa³ do wspó³pracy i wzajemnejtolerancji miêdzy religiami œwiata, podkreœlaj¹cprzy tym, jak wa¿na jest wiaraw ¿yciu cz³owieka. Koniecznoœæ niesieniapomocy ludziom poprzez opiekê nad ichstanem ducha podkreœla³ ksi¹dz Cyran.Zaznacza³, ¿e przez wiele wieków katolicyi ¿ydzi potrafili ¿yæ obok siebie i tworzyæwspóln¹ kulturê, co œwiadczy o tym, i¿ tak¿ew dzisiejszych czasach dialog i wspó³pracamiêdzy wyznawcami trzech religii s¹mo¿liwe, a nawet konieczne. Przedstawicielkoœcio³a rzymskokatolickiego zdawa³ sobiesprawê z ró¿nic w doktrynach trzech wyznañ,dlatego podkreœla³ rolê tradycji. Przys³uchuj¹csiê rozmowie, odnosi³o siê wra¿enie, ¿estanowisko koœcio³a rzymskokatolickiego jestczymœ poœrednim miêdzy dwoma odmiennymiwyobra¿eniami Boga, a co za tym idzie, stosunkiemdo Pisma Œwiêtego i Tradycji.Uczestnicy debaty starali siê osi¹gn¹æporozumienie miedzy religiami, jednak – jakstwierdzili – nie jest mo¿liwy kompromismiêdzy doktrynami owych wyznañ, dlategonale¿y wiêcej mówiæ o tolerancji, wspó³istnieniu,wzajemnym szacunku i wspó³pracy w niesieniupokoju na œwiecie. Z rezerw¹ do tego typuwspó³pracy podchodzi³ jednak przedstawicielkoœcio³a ewangelicko-augsburskiego.Przedstawiciele judaizmu i koœcio³a rzymskokatolickiegopodkreœlali koniecznoœæorganizowania takich i podobnych spotkañw celach prowadzenia dialogu miêdzy wyznaniami,rozbudzania wœród wyznawców potrzebywspó³pracy i tolerancji. Takie spotkania mog¹pomóc odbudowaæ dawne wiêzi miêdzy ludŸmii sk³aniaæ do refleksji na temat Boga.W debacie tej, moim zdaniem, zabrak³owypowiedzi na temat rzeczywistych ró¿nicdoktrynalnych. Rozmawiano o Tradycji,Piœmie Œwiêtym, wspó³pracy, natomiast niemówiono o konsekwencjach ró¿nic miêdzywyznaniami. Zosta³y one pominiête, przemilczane.Dyskutanci skupili siê na podobieñstwach,na tym, co mog³oby po³¹czyæwyznawców odmiennych religii (pomijaj¹cwypowiedzi pastora Lika, który, jak wspomnia³am,czêsto wyra¿a³ brak potrzeby wspó³pracyz innymi Koœcio³ami).Tym, co mog³o zaskoczyæ podczas owegospotkania by³o ma³e zainteresowanie spo-³ecznoœci akademickiej – wœród widowniwyk³adowcy uniwersyteccy nie pojawili siêchyba wcale, podobnie jak studenci. Wiêksz¹czêœæ publicznoœci stanowili zielonogórscywyznawcy judaizmu oraz dziennikarze.Anna Bilon37


Tego typu spotkania i debaty sprzyjaj¹budowaniu tolerancji i chêci wspó³pracymiêdzywyznaniowej. Rozmowa ta wydawa³asiê jednak bardziej towarzyskim spotkaniem,ni¿ rzeczywist¹ debat¹ teologiczn¹. Có¿, dialogmiêdzy religiami jest przede wszystkimdialogiem miêdzy ludŸmi wyznaj¹cymi ró¿nedoktryny i systemy wartoœci. Kiedy potrafi¹ zesob¹ rozmawiaæ bez wrogoœci, choæ mo¿ei bez pozornej sympatii, to jest to niew¹tpliwiekrokiem ku wzajemnemu zrozumieniu.Wydaje siê, ¿e kolejne podobne spotkaniaorganizowane w przysz³oœci mog¹ zebraæwiêcej publicznoœci, jednak¿e pod kilkomawarunkami. Wydaje siê, ¿e cennym by³obyw³¹czenie do debaty historyków, czy filozofówz zielonogórskiego œrodowiska naukowego.To mo¿e przyci¹gn¹æ studentów, niejednokrotnieindyferentnych religijnie. Dalej,duchowni, którzy decyduj¹ siê wzi¹æ udzia³ wtakim ekumenicznym spotkaniu, nie powinnisami podwa¿aæ ich sensu, bo to… bez sensu.38


Wojciech JachimowiczDrzewo tajemnicPodanie z okolic Bytomia OdrzañskiegoWtedy wielu na Wzgórzach Dalkowskich opowiada³o, zaklinaj¹c siê, ¿e jest to szczera prawda,i¿ przed wielk¹ zaraz¹ na drodze w stronê Je¿manowej widywano wieczorami zgrzebnyworek, który sam siê ci¹ga³ po piasku i gada³:„fiæ, fiæ, fiæ, nie ma nic,od cholery dziêgiel piæ”.Wierzono te¿, ¿e bo³tuny po³o¿one na progu chaty mog¹ wiele z³ego u domowników i rogaciznyuczyniæ. Szczególnie zaœ bêd¹ utrudniaæ pannom zam¹¿pójœcie w najbli¿szym roku.W ów czas Ÿle siê dzia³o z poborcami podatków, baka³arzami i piœmiennymi organistami.Wieœci im przekazywane skrycie przez zwierzchników rozgadywaæ zaczynali bezpotrzebnie.A kiedy ich pytano czemu to robi¹ – odpowiadali, ¿e ich tak jêzyki boleœnie œwierzbi¹, i¿ tylkogdy wygadaj¹ co im wiadome – ozory wracaj¹ do normalnoœci. Mo¿na wtedy i zjeœæ co przywieczerzy spokojnie i wina podpiæ dla zatopienia frasunku.Wszystkie tajemnice w tych okolicach, jakie ktoœ posiada³ g³êboko skrywane, nawet z³euczynki, jakimœ sposobem wydostawa³y siê na zewn¹trz ludzkich umys³ów przez jêzykii stawa³y siê dro¿d¿em do g³upawych figli t³uszczy obdartej.Bywa³o, ¿e przechodz¹cy na jarmarku za¿ywny kupiec czy to w Dalkowie czy Polkowicachnie wiedzieæ kiedy wypapla³ w³aœnie co pomyœla³ i od razu s³ysza³ docinki urwipo³ciów na swójtemat. Niewiasty po grzbietach czêœciej obrywa³y teraz od swoich mê¿ów, bo od razu wypapla³ygdzie tam która wieczorami chadza po gumnach i kto tam na nie czeka³ i co tam siê dzia³o.¯yæ siê ju¿ d³u¿ej nie dawa³o z tym gadulstwem.Przyczyna tego tkwi³a w nieudanych próbach rzucenia uroków przez guœlarkê Tyszê nadziedzica Kumeka z bytomskiego zamku. Namówi³ j¹ do tego i wynagrodziæ srebrem zasprzedane odpusty zupe³ne przyobieca³, fa³szywy wêdrowny rudy mnich z przybranym imieniemMidaw, któremu dziedzic Kumek pieniêdzy nie zechcia³ po¿yczyæ. Bo mia³ pewnieprawdziwe obawy, ¿e przy po¿yczce wêdrownemu rudemu mnichowi Midawowi swojesrebrniaki po raz ostatni mo¿e ogl¹daæ.Mnich postanowi³ siê skrycie zemœciæ na dziedzicu, jak to rudzielce maj¹ w swoim zwyczaju.Guœlarka Tysza mieszka³a dot¹d spokojnie w lasku pod Gaworzycami i udawa³o siê jejczasem nawet kogoœ zio³ami, czy warzonymi jagodami wyleczyæ z brzusznych boleœci. Ca³ymidniami wêdrowa³a po wzgórzach przewa¿nie skrajami lasów i brzegami miedzowych zaroœlizrywaj¹c ziela, od którego nawet najêci pastuchowie byde³ko odganiali, ¿eby siê po zjedzeniunie wzdê³o. Pod wieczór siadywa³a przed chat¹ i mamrocz¹c podobne do ³aciñskich s³owa skrêca³atrawnymi powróse³kami pêczki ziela. Wtedy to fa³szywy rudy mnich Midaw pojawiwszysiê o zachodzie przed chat¹ namawia³ d³ugo Tyszê do rzucenia z³ego uroku na dziedzicaz Bytomia. Przyobieca³ nawet srebrniaka daæ w nagrodê. Myœla³a nad tym ca³y tydzieñ TyszaWojciech Jachimowicz39


40i w koñcu nawarzy³a kory akacjowej z torfem i czymœ tam jeszcze – o czym nikomu nie chcia³apowiedzieæ. Zaklêciami ochucha³a sagan uszaty i gor¹c¹ brejê przela³a do sosnowego cebrzyka,okutego miedzianymi obrêczami z krzywym kab³¹kiem. Chy³kiem posz³a przed œwitem podbytomski zamek i pokropi³a ca³e podgrodzie, stajnie, brony w bramach, œpi¹cych stra¿nikówi co tam siê da³o po okolicznych wioskach. Urok mia³ pokaraæ dziedzica paskudnymi krostamina policzkach. Coœ tam siê jednak w zaklêciach Tyszy popl¹ta³o, a mo¿e czegoœ dosypaæ do breizapomnia³a, tak ¿e po paru dniach fa³szywy rudy mnich Midaw przepad³, a ludzie po okolicywyjawiaæ wszystkie mo¿liwe tajemnice zaczêli i pletli niewyobra¿alne androny bez pamiêci.Mnicha widziano pono gdzieœ z ogolon¹ g³ow¹, dla niepoznaki, sprzedaj¹cego fa³szyweksiêgi na jarmarkach w Brandenburgii. PóŸniej o nim wieœci ¿adne ju¿ nie dociera³y w teokolice.Baby w wioskach plot³y o amorach z przejezdnymi cyganami, co siê do nich umizgiwali.Ch³opi radoœnie opowiadali w karczmie o tym, ile to dziesiêcin do klasztoru nie oddali poprzedniegoroku.Dosz³o to niebawem do czujnych uszu szpiegów dowódcy stra¿ników bytomskiego zamku,szczerbatego Zenona. Strach pad³ na niego i jego zaufanych pomocników, bo je¿eli i na nichprzyjdzie takie gadulstwo to mog¹ wypaplaæ, co tam na torturach z przes³uchiwanymi z³oczyñcamiwyprawiali, czego i dziedzicowi powiedzieæ nie chcieli. A to ju¿ by³oby dla nich niebezpieczne,szczególnie po tym jak tamtego z³odziejaszka tak przypiekli, ¿e musieli go w fosiesp³awiæ, niby to, ¿e ucieka³ z lochu. Pos³ali wiêc czem prêdzej do puszczy pod Jakubowem pos³ynnego odczyniacza uroków Jedura.Jedur mieszka³ w dzikiej okolicy nad Viadrin¹. Jego chata, poros³a mchem, owiewanymdymem tl¹cych siê torfowisk, wygl¹da³a na zupe³nie opuszczon¹. W tym miejscu na Viadrinieby³y porohy, przez które przeprawiæ siê by³o trudno, chyba ¿e rzekê lody skuwa³y w czasietrzaskaj¹cych mrozów. Powiadali, ¿e te torfowiska to Jedur sam podpali³, ¿eby ogieñ szufelk¹z nich wyci¹gaæ, kiedy w palenisku jego glinianego pieca wygaœnie.Pos³añcy dowódcy szczerbatego Zenona weszli do chaty Jedura. Zlaz³ on z pieca, odpêdzi³od siebie kilka gacków trzepoc¹cych siê w kud³ach jego ko¿ucha i rzek³:– Dawnom takich goœci tu nie mia³. Wiem po coœcie tu przyleŸli. Pewno was strach oblecia³,¿e wygadacie co tam w lochach z czarownicami i innymi dziewkami wyprawiacie. Urok mogêodczyniæ. Ale najpierw to pacho³ki jedne, bêdziecie mnie nieœæ na dr¹gach wymoszczonychjedlin¹ i karmiæ miêsiwem i mleka do dzbanka dolewaæ, ¿ebym w nim dna nie zobaczy³.A ¿ywo! – Wrzasn¹³ na nich i nawet odpowiedzieæ nie pozwoli³, tylko w drogê ruszaækaza³.Ciê¿ka to by³a podró¿. Jedur by³ wielki i dzbany ze sob¹ jakieœ zabraæ kaza³. Niby to doodczyniania potrzebne. Przyby³ wreszcie ten dziwaczny orszak na miejsce.Jedur rozpatrzywszy siê w sprawie nakaza³ zapowiedzieæ we wszystkich wioskach, abych³opi i inni zebrali siê za dwie niedziele pod wysok¹ akacj¹ z wieloma dziuplami. Dlaczegotam, tego Jedur nikomu nie wyjawi³.Kiedy gadaj¹cy jeden przez drugiego o wszystkim t³um zebra³ siê niedzielnymprzedpo³udniem, dzwony koœcielne przesta³y biæ, bo i dzwonnik k³usem tu przybieg³.Przynieœæ kaza³ Jedur pacho³kom swoje dzbany i polewa³ czarn¹, cuchn¹c¹ maziug¹podobn¹ do dziegciu akacjê i jej dziuple. Smród rozniós³ siê okrutny po okolicy, a¿ ptakipoucieka³y za horyzont i jakoœ siê cicho zrobi³o wœród zebranych. Zarz¹dzi³ Jedur aby ka¿dypodchodzi³ do œmierdz¹cej akacji i do dziupli swoje tajemnice gada³.Trwa³o to do wieczora. Ale ka¿dy, kto odchodzi³ od drzewa by³ ju¿ spokojniejszy i g³upotnie opowiada³.Ostatni swoje tajemnice wyzna³ do dziupli dziedzic bytomski Kumek i to nie byle jakie – boo schowanych na czarn¹ godzinê z³otych bransoletach.


Jedur wzi¹³ wtedy rozmoczon¹ glinê zmieszan¹ z jakimiœ liœæmi i zalepi³ dziupliska. Drzewopodpaliæ kaza³ ogniem od œwiecy z o³tarza pobliskiego koœcio³a.Drzewo p³onê³o niemrawo i krótko potem ca³kiem przygas³o. T³um siê powoli porozchodzi³i zaleg³a noc.Kawa³ki tej akacji poniewiera³y siê potem po okolicy, bo do pieców siê nie nadawa³o – paliæsiê nie chcia³o i smród roztacza³o z kominów.Jeden z tych kawa³ków do dzisiaj siê zachowa³. Kiedy siê z niego Ÿdziebko zesch³ego ³ykaoderwie b¹dŸ drzazgê odskubie to przy³o¿ywszy szczelnie ucho do dziupli mo¿na us³yszeæ jêki,szepty i tajemnicze s³owa, które w drzewie Jedur pozamyka³.Taki te¿ konar akacjowy stoi w dworskim sadzie w Szybie. Podobno s¹ tacy, co s³yszeli nietylko tajemnice w nim zamkniête, ale nawet i swoj¹ przysz³oœæ. Ale im wiary dawaæ nie mo¿na,bo potem im siê rozum najczêœciej pomiesza³ i w pole szli bez opamiêtania. Z reszt¹, kto by tamwariów s³ucha³. Choæ i bywa³o, ¿e czasem siê spe³nia³o co us³yszeli.Wojciech Jachimowicz41


Mieczys³aw J. WarszawskiW moim sadzieJab³onie przechyli³y siê ju¿ na moj¹Tak samo nie grzesz¹ rajskoœci¹Ani siê rumieni¹ na widok owocobraniaZewsz¹d tylko s³oñce mozoli siê po ga³êziachI smu¿y poœród latoroœlnej opadzinieWnet nam przyjdzie siê wykarczowaæPieñ po pniu, nieodrodniepaŸdziernik <strong>20</strong>04<strong>Pro</strong>zaizuj¹cPana wiersze s¹ takie prozaiczneMówi do mnie ilekroæ siê spotykamy pewna niby feministyczna poetkaKtóra oprócz filologii polskiej studiuje jeszcze marketing i zarz¹dzanieTa oglêdna wrêcz interpretacja przykuwa jednak moja uwagêJak tr¹dzik na jej malowniczej buziJak aparat ortodontyczny na jej zêbach piraniiNie powiem a¿ebym mlaska³ na jej widokAle ona swym k¹œliwym jêzyczkiemZaskarbi³a sobie ju¿ teraz na mój szacunekI nie tylkoBo tak¿e na ten wiersz skrycie lecz umyœlnieJej dedykowanykwiecieñ <strong>20</strong>0642


Mieczys³aw J. WarszawskiJak dot¹dMieszkam wArkadii albo wEdenie, ktoœMóg³by powiedzieæ,A tak naprawdêMieszkam wKrainie samegoSiebie. JakDot¹d29 kwietnia <strong>20</strong>07Kwiat paprociW noc œwiêtojañsk¹Nagle siê otwieraCoraz pe³niejDot¹d stulonyKwiat paproci:Œwietlików czerw;St¹d ten przy-Ziemny wiecPe³en gwiazd24 czerwca <strong>20</strong>0743


Peter MannsdorfPeter MannsdorfAuf dem Gipfeldes BergesNa szczycie góryEin alter Mann lief durch die engen, düsterenStraßen des Viertels. Er hatte einen grauenKinnbart. Auf dem Kopf trug er einen schwarzenHut. Der alte Mann lief nicht gebückt, er blicktenach links, und er blickte nach rechts. Er wolltealles noch einmal sehen, alles mitnehmen, denn erwusste, er würde diese Stadt, dieses Viertel, in demer so gelitten hatte und in dem er dennoch so glücklichgewesen war, nie wiedersehen.Der Mann weinte. Er weinte und schien dennochnicht traurig zu sein.Der Mann ging nicht alleine auf der Straße.Hinter ihm liefen Kinder. Sie liefen in Reih undGlied, immer zu zweit, und hielten sich an derHand. In der freien Hand trugen sie einen kleinenKoffer, in dem alles, was sie besaßen, verstaut war.Sie würden nämlich auf eine lange Reise gehen.Nach Afrika oder sogar nach Amerika. Daswussten sie nicht so genau, das hatte ihnen der alteMann nicht gesagt.Der Alte war tief in seinen Gedanken versunken,als er auf einmal gestört wurde. Ein kleinerJunge in einem braunen Hosenanzug ausschlechtem Stoff holte den Mann ein. Mit seinerrechten Hand wedelte das Kind fröhlich die grüneFahne. „Herr Korczak, nun sagen Sie mir dochendlich, wo wir hinfahren. Ich bin ja so neugierig.”„Habe ich dir nicht schon einmal gesagt,Gregor, dass du dich wie alle anderen in Reih undGlied einordnen sollst.”„Entschuldigung, Herr Doktor,” sagte Gregorund rannte einige Reihen nach vorne. Dort nahm erwieder seinen Platz neben der schwarzhaarigenRaissa ein und fasste sie bei der Hand. HerrKorczak blieb jetzt stehen, bis Gregor auf seinerHöhe war, denn obwohl er vor der Frage desJungen Furcht hatte, wollte er ihn nicht abweisen.Przez w¹skie, ciemne ulice dzielnicy szed³stary cz³owiek. Nosi³ szar¹ bródkê. Na g³owiemia³ czarny kapelusz. Szed³ nie pochylaj¹csiê, spogl¹da³ w lewo, spogl¹da³ w prawo.Chcia³ zobaczyæ wszystko jeszcze raz, zabraæze sob¹ ten widok, bo wiedzia³, ¿e tego miasta,tej dzielnicy, w której tyle przecierpia³,a jednak w której by³ tak szczêœliwy, nigdy ju¿nie zobaczy.P³aka³. P³aka³, a mimo to wydawa³ siê niebyæ smutny.Nie szed³ sam. Za nim sz³y dzieci. Sz³yw dwóch rzêdach, gêsiego, trzymaj¹c siêw parach za rêce. W wolnej rêce ka¿de trzyma³oniewielk¹ walizkê, a w niej – ca³y swójdobytek. Wybiera³y siê w dalek¹ podró¿. DoAfryki, a mo¿e nawet do Ameryki. Niewiedzia³y dok³adnie, stary mê¿czyzna niepowiedzia³ im tego.Sam zag³êbi³ siê w myœlach, gdy nagle coœmu przeszkodzi³o. Dogoni³ go ma³y ch³opiecw br¹zowym garniturze z materia³u s³abejjakoœci. Powiewa³ radoœnie zielon¹ chor¹giewk¹,któr¹ trzyma³ w prawej rêce. „Paniedoktorze, niech Pan wreszcie powie, dok¹djedziemy. Jestem tak strasznie ciekaw.”„Grzesiu, czy nie prosi³em ciê, ¿ebyœustawi³ siê w rzêdzie razem z innymi?”„Przepraszam, panie doktorze”, odpowiedzia³Grzeœ i pobieg³ z powrotem na swojemiejsce. Tam ustawi³ siê obok czarnow³osejRaisy i z³apa³ j¹ za rêkê. Korczak zatrzyma³siê teraz, czekaj¹c na Grzesia, poniewa¿ –choæ obawia³ siê pytania ch³opca – nie chcia³go zbywaæ.„No niech pan wreszcie powie, panie doktorze,dok¹d jedziemy?”44


„Nun sagen Sie doch, Doktor, wohin geht es?”„Musst du Naseweis denn immer alles wissen!Lass dich überraschen. Du wirst schon sehen, eswird eine schöne weite Reise in ein fernes Land,das noch niemand kennt.”„Gibt es dort Giraffen?”„Nein,” sagte Herr Korczak. „Giraffen gibt esdort nicht. Aber Gier-Affen.”„Was sind Gier-Affen?”„Gier-Affen, das sind Affen, nur gieriger.”„Ach so, Menschen also,” sagte Gregor enttäuscht.„Woher weißt du das?”„Den gleichen Witz hat mein Großvater auchschon mal mit mir gemacht”, sagte Gregor.Der alte Mann lächelte.Der Zug der Kinder hatte jetzt den Bahnhoferreicht. Gregor rollte die grüne Fahne ein, und alleKinder wurden von Männern in Uniformen in dieWaggons gewiesen. Auch der alte Mann stieg ein.Er stieg als Letzter ein. Er sah sich noch einmal umund saugte alles in sich auf. Er blickte in denWagen und sah die roten Lippen seiner Kinder, diesich schon um die Plätze balgten und sah auf demVorplatz des Bahnhofes die schwarzen Stiefel seinerBewacher.Sie werden mich hassen, wenn sie begriffenhaben, wo die Reise hingegangen ist, dachte er undwartete, dass der Zug abführe.* * *Die Dozentin betritt den Seminarraum. DerSaal ist schon überfüllt. Die Studenten sitzen aufihren Plätzen. Einige lesen in ihrenAufzeichnungen oder in den Tageszeitungen,andere starren gelangweilt geradeaus und warten,dass das Seminar endlich anfängt. Wenige,sprechen mit ihren Nachbarn. Sie kennen sich undhaben sich extra nebeneinandergesetzt. Fremdeunterhalten sich hier kaum miteinander. So etwasist an der Uni selten.Vorne am Tisch, an dem normalerweise dieDozentin sitzt, hat sich ein junger Student breitgemacht.Er würde heute ein Referat über den polnischenPädagogen Janusz Korczak halten.Eigentlich sollte er es schon in der letzten Wochevortragen. Aber er war nicht erschienen. Vielleichthatte er etwas anderes vorgehabt, oder er war krank„Czy ty m¹dralo musisz wszystko wiedzieæ?To ma byæ niespodzianka. Zobaczysz,to bêdzie piêkna podró¿ do dalekiego kraju,którego nikt jeszcze nie widzia³.”„Czy bêd¹ tam szympansy?”„Nie” – odpowiedzia³ Korczak. – Szympansównie bêdzie. Ale za to szampansy.”„Co to s¹ szampansy?”„To takie zabawy przy szampanie.”„A, czyli dla doros³ych”, odpar³ Grzeœzawiedziony.„Sk¹d wiesz?”„Dziadek te¿ tak kiedyœ ze mnieza¿artowa³”, odpowiedzia³ Grzeœ.Stary mê¿czyzna uœmiechn¹³ siê.Poci¹g dzieci wjecha³ tymczasem naperon. Grzeœ zwin¹³ zielon¹ flagê, a mê¿-czyŸni w mundurach skierowali dzieci dowagonów. Wsiad³ tak¿e stary mê¿czyzna.Jako ostatni. Rozejrza³ siê jeszcze raz staraj¹csiê wch³on¹æ w siebie ten ostatni widok.Spojrza³ do wnêtrza wagonu i zobaczy³ czerwoneusta swoich dzieci, które zd¹¿y³y ju¿zaj¹æ miejsca, a z przodu dworca dostrzeg³czarne buty swoich stra¿ników.Znienawidz¹ mnie, gdy siê dowiedz¹,dok¹d prowadzi ta droga, pomyœla³ czekaj¹c,a¿ poci¹g ruszy.* * *Wyk³adowczyni wchodzi do sali, którajest ju¿ przepe³niona. Studenci siedz¹ namiejscach. Niektórzy czytaj¹ swoje notatkilub gazety, inni gapi¹ siê znudzeni przezokno, czekaj¹c, kiedy wreszcie zacznie siêseminarium. Kilku rozmawia z s¹siadami.Znaj¹ siê i dlatego usiedli obok siebie. Obcyw³aœciwie ze sob¹ nie rozmawiaj¹. To rzadkoœæna uniwersytecie.Z przodu, przy stole, przy którym zwyklesiedzi wyk³adowczyni, rozsiad³ siê m³ody student.Ma dziœ przedstawiæ referat o polskimpedagogu, Januszu Korczaku. W³aœciwie mia³go przygotowaæ ju¿ na zesz³y tydzieñ. Alewtedy siê nie pojawi³. Mo¿e mia³ inne plany,by³ chory albo po prostu zapomnia³.Wyk³adowczyni w³aœciwie nigdy nie zwróci³ana niego uwagi. Jest taki nijaki, bez charak-Peter Mannsdorf45


gewesen oder hatte es einfach vergessen. Vondiesem Studenten hat die Dozentin eigentlich nochnie Notiz genommen. Er ist so fade, so ohne <strong>Pro</strong>fil.Hat wohl kaum Kontakte zu seinen Kommilitonen,redet mit keinem und verschwindet nach demSeminar so leise wie er in den Seminarraumgeschlichen kam. Aber eines beeindruckt dieDozentin bei diesem zurückgezogenen Studentendoch: Sein fröhliches, urgesundes Lächeln. Ermuss zwar ein stiller, aber vielleicht rundumzufriedener Mensch sein. Mal sehen, was er unsheute über das Recht des Kindes auf seinen eigenenTod zu referieren hat.Einmal hatte er etwas im Seminar gesagt. Eineinziges Mal. Sie hatte gefragt, welches wohl dieBeweggründe gewesen sein könnten, dass JanuszKorczak seine Kinder freiwillig in dieGaskammern begleitet hatte, anstatt das Angebotder Deutschen anzunehmen, nach London ins Exilzu gehen. Da hatte er sich gemeldet und so leisewie möglich gesagt: „Weil er krank war.”Einige im Seminar hatten angefangen,verächtlich zu kichern, andere regten sich auf undsagten: „Zyniker!” oder „Willst dich wohl überdiesen vorbildlichen Mann lustig machen?” Erhatte geschwiegen, sagte dann aber noch: „Ichkann das nicht erklären.”Joscha Sodolowsky sitzt jetzt vor denerwartungsvollen Augen seiner Kommilitonen undlächelt. Er lächelt verlegen nach links zurDozentin, die sich auf einem Stuhl im Hintergrundhält, und er lächelt nach rechts auf die äußersteTischreihe, an der die Studenten und Studentinnensitzen. Er hört die Dozentin sagen: „Wir sind bereit,Herr Sodolowsky. Sie können beginnen.”Joscha schwitzt. Nackenschweiß bildet sichund nässt sein rotes Hemd. Er hat Angst. Was soller über die Theorien von Janusz Korczak sagen, woKorczak doch nie Theorien formuliert hat? Aber ander Uni redet man über Theoretisches, da reicht esnicht zu sagen, Korczak fordert für jedes Kind dasRecht auf seinen eigenen Tod, hier muss man inwissenschaftlichen Worten über seineAnschauungen reden.? Doch wie genau KorczaksAnschauungen zu interpretieren waren, hat Joschanicht verstanden.Er kann sich nicht auf das Referat konzentrieren.Er muss ständig an sich und seine <strong>Pro</strong>blemedenken. Nur an sich. Ich, ich! Nie an die anderen.teru. Pewnie ledwie utrzymuje kontaktz kolegami ze studiów, z nikim nie rozmawiai znika po seminarium równie cicho, jak siê nanim pojawia. Ale jedna rzecz wywar³a na niejpewne wra¿enie: to radosny, kwitn¹cyuœmiech tego zamkniêtego w sobie studenta.Có¿, ma pewnie spokojn¹, lecz pogodn¹naturê. Ciekawe, co nam powie o prawiedziecka do w³asnej œmierci.Raz kiedyœ odezwa³ siê na seminarium.Jeden, jedyny raz. Zapyta³a, co w³aœciwiemog³o sk³oniæ Janusza Korczaka do tego, bydobrowolnie towarzyszyæ dzieciom do komórgazowych, zamiast przyj¹æ ofertê Niemcówi wyjechaæ do Londynu. Wtedy on zg³osi³ siêdo odpowiedzi i powiedzia³ najciszej, jakmóg³: „Bo by³ chory.”Niektórzy studenci zachichotali pogardliwie,inni krzyknêli z irytacj¹: „Cynik!”i „Chcesz siê naigrywaæ z tego wyj¹tkowegocz³owieka?” On zaœ zamilk³ na chwilê,a potem powiedzia³: „Nie potrafiê tegowyjaœniæ.”Joscha Sodolowsky siedzi teraz na wprostpe³nych oczekiwania oczu swoich kolegówi uœmiecha siê. Posy³a pe³en zak³opotaniauœmiech w lewo, do siedz¹cej na krzeœle z ty³uwyk³adowczyni, uœmiecha siê w prawo,w kierunku zewnêtrznego rzêdu sto³ów, przyktórych siedz¹ studenci. S³yszy, jak wyk³adowczynizwraca siê do niego: „Jesteœmygotowi. Mo¿e pan zaczynaæ.”Joscha poci siê. Kropelki potu zbieraj¹ musiê na karku, jego czerwona koszula wilgotnieje.Boi siê. Co ma powiedzieæ o teoriachJanusza Korczaka, skoro Korczak nigdy niesformu³owa³ ¿adnych teorii? Ale na uniwersytecietrzeba mówiæ o teoriach, nie wystarczystwierdziæ, ¿e Korczak ¿¹da dla dzieciprawa do ich w³asnej œmierci, czy¿ nie trzebatu ubraæ jego pogl¹dów w naukowy ¿argon?Ale jak dok³adnie rozumieæ pogl¹dyKorczaka – tego Joscha nie wie.Nie mo¿e siê skoncentrowaæ na referacie.Ca³y czas myœli o sobie i swoich problemach.Tylko o sobie. Ja, ja! Nigdy o innych.Joscha nie czuje siê dobrze. Brak mu si³,do po³udnia wyleguje siê w ³ó¿ku, drzemie,rozmyœla. Jego myœli wci¹¿ kr¹¿¹ wokó³46


Joscha geht es im Moment nicht gut. Er istohne Antrieb, liegt bis mittags matt im Bett,dösend, grübelnd. Seine Gedanken kreisen nur umsich, nie um die anderen. Nicht einmal an Korczakkann er denken. Ständig denkt er an Katharina undDilara. Katharina hat sich im letzten Herbst vonihm getrennt und das Sorgerecht für die Tochterbekommen. Im Herbst würden die beiden nachRumänien auswandern, dann sähe er seine Tochtergar nicht mehr. Jetzt ist Joscha gefangen imVakuum seines inneren Gefängnisses.Das einzige, was Joscha geblieben ist, ist seinLächeln, doch es ist längst zu einer Maske erstarrt,um seinen Mitmenschen vorzutäuschen, ihm gingees gut.Jetzt solle er ein Referat über die „Rechte desKindes auf den eigenen Tod” halten? Das Recht aufden eigenen Tod? In der letzten Woche, als er dasReferat halten sollte, war er nicht im Seminarerschienen. Er hatte sich gedrückt, war zu Hausegeblieben, hatte Wasser in die Wanne gelassen,Tabletten geschluckt und Wodka getrunken. Erwollte sich auf und davon machen. Er konnte einfachnicht mehr. Sein WG-Mitbewohner hatSchlimmes geahnt und ihn aus dem Wasser geholt.Ist es das, was ich von Korczak gelernt habe?Sterben, wenn ich nicht mehr weiter weiß?Aber Joscha ahnt auch, dass Korczak mit dem‘Recht des Kindes auf seinen eigenen Tod’eigentlich das Recht zum Leben meint. Und diesesRecht hatte er verschenken wollen.Es herrscht jetzt Totenstille im Seminar. Ermüsste beginnen. Aber er könnte nicht frei reden;er würde das Skript vorlesen, das eine Kommilitoninim ersten Semester ihm geschrieben hat,weil sie nicht mit ansehen konnte, wie er plötzlichalle Kraft verlor, keinen Sinn mehr im Leben sah.Joscha beginnt zu lesen: „Janusz Korczak warzuerst Mensch.”Janine hat ihm alles sauber mit der Maschinegetippt. Joscha liest zögernd, seine Hände zittern.Ihm ist es peinlich, diesen banalen Satz vorzulesen.Das ist doch keine Sprache, die sich mit demWirken dieses Mannes auseinandersetzen könnte.An der Uni spricht man anders, wissenschaftlich,analytisch. Joscha hat Angst, die Kommilitonenwürden zu kichern beginnen. Er fürchtet sichdavor, dass die Dozentin ihn unterbrechen undermahnen würde, dass sie hier nicht mehr auf derniego, nigdy wokó³ innych. Nie potrafimyœleæ nawet o Korczaku. Myœli wci¹¿o Katherinie i Dilarze. Katharina odesz³a odniego minionej jesieni i dosta³a prawo opiekinad córk¹. Tej jesieni obie przenosz¹ siê doRumunii, wtedy w ogóle przestanie widywaæma³¹. Joscha siedzi w pró¿ni swego w³asnegowewnêtrznego wiêzienia.Jedyne, co mu pozosta³o, to jego uœmiech,który jednak ju¿ dawno zastygn¹³ jak maska,którym oszukuje ludzi, by myœleli, ¿e jestszczêœliwy.A teraz ma wyg³osiæ referat na temat„prawa dziecka do w³asnej œmierci”? Prawado w³asnej œmierci? W zesz³ym tygodniu,kiedy mia³ dokonaæ prezentacji, w ogóle niepojawi³ siê na seminarium. Stchórzy³, zosta³w domu, napuœci³ wody do wanny, po³kn¹³tabletki i popi³ wódk¹. Chcia³ uciec. Nie móg³ju¿ wytrzymaæ. S¹siad ze stancji zorientowa³siê w sytuacji i wyci¹gn¹³ go z wody. Czytego nauczy³em siê od Korczaka? ¯ebyumrzeæ, kiedy ju¿ nie widzê wyjœcia?Ale Joschy œwita, ¿e Korczak mówi¹co „prawie dzieci do w³asnej œmierci” ma taknaprawdê na myœli prawo do ¿ycia. I ¿e toprawo chcia³ im podarowaæ.W sali seminaryjnej panuje grobowa cisza.Czas zaczynaæ. Ale on nie umie przemawiaæ,musi czytaæ z kartki, tekst, który napisa³a mujedna z kole¿anek z pierwszego semestru, bonie potrafi³a znieœæ, ¿e tak nagle straci³ ca³¹chêæ do ¿ycia, poczucie sensu.Joscha zaczyna czytaæ: „Janusz Korczakby³ przede wszystkim cz³owiekiem.”Janina napisa³a mu wszystko czytelnie, namaszynie. Joscha czyta z wahaniem, trzês¹mu siê rêce. Wstyd mu, ¿e czyta ten bana³.Przecie¿ to nie jest jêzyk, który móg³byopisaæ dzia³alnoœæ tego cz³owieka. Na uniwersytecietrzeba mówiæ inaczej, naukowo,analitycznie. Joscha boi siê, ¿e koledzy znówzaczn¹ siê naœmiewaæ. Obawia siê, ¿ewyk³adowczyni przerwie i go napomni, ¿e niejest w szkole, ¿e nie ma tu czytaæ wypracowañ,tylko dokonaæ powa¿nej, naukowejanalizy dzia³alnoœci s³ynnego pedagoga.Joscha nie identyfikuje siê z tekstem swojejkole¿anki. Czuje za¿enowanie, ale jednakPeter Mannsdorf47


Schule seien und dass sie keine Schulaufsätze vorlesensollen, sondern sich ernsthaft, wissenschaftlich,mit einem berühmten Pädagogenauseinandersetzen müssten.Joscha steht nicht zu dem Text, den dieKommilitonin geschrieben hat. Er schämt sich fürJanine, aber fährt dennoch fort: „Schon früh entdeckteer seine Liebe zu den Menschen. AlsStudent verkleidete er sich in der Weihnachtszeitals Weihnachtsmann und beschenkte alle Armenseines Viertels.”Joscha muss stocken. Einer im Seminar hatsich geräuspert: Er langweilt sich! Er will mir einZeichen geben, dass ich endlich aufhören soll,Joscha wird noch unsicherer. Natürlich, jederStudent oder fast jeder jobbt Weihnachten alsWeihnachtsmann. So etwas Banales. Das ist dochkeine Wissenschaft, was Janine da geschrieben hat.Joscha liest weiter: „Janusz Korczak hat sichan die Theorie gewagt. Er schrieb immeranschaulich, beschrieb Szenen aus dem Lebenseiner Kinder, um zu überzeugen. Nur dreiTheorien hat er aufgestellt. Eine davon ist ‘DasRecht des Kindes auf seinen eigenen Tod’. Wiekann man das verstehen? Ich habe keine Antwortdarauf. Jedenfalls keine absolute.”Joscha hält im Vorlesen inne: Ich habe keineabsolute Antwort darauf! Lächerlich. Peinlich.Janine hat keine. Und ich lese das vor. Später wirdes eine Diskussion geben. Da muss ich mich rechtfertigen.Joscha holt tief Luft und liest weiter. DieDozentin und die Studenten hören aufmerksam zu.„Vielleicht könnte man”, fährt er fort, „dieTheorie vom ‘Recht des Kindes auf den eigenenTod’ mit einem Beispiel aus unserer Zeit erklären.Wenn ein Sohn mit sechzehn Jahren auf eineBergtour gehen will, stehen die Eltern vor derWahl, ihm das zu verbieten oder zu erlauben.Verbieten sie es ihm, weil sie sich ängstigen, ihmkönne etwas passieren, dann retten sie ihm unterUmständen das Leben, behindern ihn aber in seinerEntwicklung und bezwecken möglicherweise,dass er einmal ein passives, leeres und totes Lebenführen wird. Erlauben sie es ihm, geben sie ihm dieabsolute Freiheit, gehen aber das Risiko ein, dass erums Leben kommt. Sie gestehen also dem Sohndas Recht auf seinen eigenen Tod zu.”Joscha liest nicht mehr weiter. Schweigen.Erwarten die noch was? Ich bin am Ende. Mehrczyta dalej: „Ju¿ w m³odoœci odkry³ sw¹ mi³oœædo ludzi. Jako student w Bo¿e Narodzenieprzebiera³ siê za œwiêtego Miko³ajai obdarowywa³ ubogich ze swojej dzielnicy.”Jascha zaci¹³ siê. Ktoœ w sali odkaszln¹³.Nudzi siê! Chce mi daæ znaæ, ¿e mam ju¿skoñczyæ! Joscha traci resztki pewnoœcisiebie. Oczywiœcie, ka¿dy – albo prawieka¿dy – student dorabia sobie w œwiêta jakoMiko³aj. Co za bana³. Janina zupe³nie nierozumie, na czym polega naukowa rozprawa.Joscha czyta dalej: „Janusz Korczakpowa¿y³ siê na rozwa¿ania teoretyczne. Mia³jasny styl, opisywa³ sceny z ¿ycia dzieci,chcia³ przekonywaæ. Stworzy³ tylko trzyteorie. Jedn¹ z nich jest „prawo dziecka dow³asnej œmierci”. Jak nale¿y to rozumieæ? Nieznam odpowiedzi na to pytanie. A w ka¿dymrazie – nie znam odpowiedzi ostatecznej.”Joscha robi przerwê: nie znam ostatecznejodpowiedzi! Œmieszne. ¯a³osne. To Janina niezna. A ja czytam. A potem bêdzie dyskusja.I bêdê musia³ broniæ tych bzdur. Joschkawzdycha g³êboko i czyta dalej. Wyk³adowczynii studenci s³uchaj¹ z uwag¹.„Zapewne mo¿na by”, kontynuuje,„wyjaœniæ ‘prawo dziecka do w³asnej œmierci’na przyk³adzie z dzisiejszych czasów. Jeœliszesnastolatek chce jechaæ na wycieczkê wgóry, rodzice mog¹ mu na to pozwoliæ lub mutego zabroniæ. Jeœli mu zabroni¹, poniewa¿boj¹ siê, ¿e mo¿e mu siê przytrafiæ coœ z³ego,to byæ mo¿e ratuj¹ mu ¿ycie, jednak utrudniaj¹mu rozwój, przyczyniaj¹ siê w jakimœ stopniudo tego, ¿e bêdzie prowadzi³ pasywne,puste, martwe ¿ycie. Jeœli jednak pozwol¹ mujechaæ, daj¹ mu pe³n¹ wolnoœæ, ale ryzykuj¹,¿e straci ¿ycie. Daj¹ wiêc swemu synowiprawo do w³asnej œmierci.”Joscha ju¿ nie czyta. Milczenie.Spodziewaj¹ siê dalszego ci¹gu? Skoñczy³em.Nie mam tu nic wiêcej. Janina nic wiêcej nienapisa³a. Wszystkiego dziesiêæ minut. Referatna uniwersytecie trwa zwykle przynajmniejtrzy kwadranse.„To wszystko.”Studenci klaszcz¹ cicho w d³onie.Wyk³adowczyni mówi: „To by³ krótki referat,ale za to bardzo jasny. Dziêkujemy panu.”48


habe ich nicht. Mehr hat meine Freundin nichtaufgeschrieben. Zehn Minuten hat es gedauert. EinReferat an der Uni dauert normalerweise einedreiviertel Stunde.„Das ist alles.”Die Studenten trommeln leise mit den Fäustenauf die Tische. Die Dozentin sagt: „Das war einkurzes Referat, aber dafür sehr klar. Wir bedankenuns bei Ihnen, Herr Sodolowski.”Joscha freut sich nicht. Er kann sich nichtfreuen. Er bekommt Applaus, den eigentlich Janineverdient hätte. Er schämt sich und versteht nichteinmal, warum dieses Referat, das er so banal findet,zu dem er nicht steht, so sehr beklatscht wird.Die Diskussion würde jetzt beginnen. JoschasHerz klopft. Sie würden Fragen stellen, die er nichtbeantworten könnte. Es würde herauskommen,dass er das Referat nicht alleine geschrieben hatte.Die Dozentin erhebt sich von ihrem Stuhl, stelltsich neben Joscha Sodolowsky und spricht diegefürchtete Frage ins Seminar: „Haben Sie zu demVorgetragenen noch irgendwelche Fragen?”Stille.Niemand meldet sich zu Wort. Sie haben zwargeklatscht, aber nur aus Höflichkeit. Sie habennichts verstanden. Janine hat über alltäglicheBanalitäten geschrieben. Dazu gibt es nichts zusagen. Warum hat er bloß nicht die Kraft und dasWissen gehabt, ein wissenschaftliches Referat zuschreiben. Er ist ein Versager. Dieses Schweigen istsein Todesurteil!Ein Student mit stählerner Nickelbrille meldetsich zu Wort: „Äh... ich habe ein bisschen gezögert,bis ich mich zu Wort meldete, weil, ehrlich gesagt,viel konnte ich nicht mit deinem etwas banalenExposé anfangen. Dennoch will ich versuchen, dieimplizite message deiner dürftigen Ausführungenzu verstehen. Ich will versuchen, einige Bezüge zurmodernen Philosophie herzustellen. Ich will jetztnicht explizit auf die globale Dialektikdiskussionin der modernen Philosophie eingehen. Ich setzeMarx und Engels voraus ...”Die ersten Buh-Rufe ertönen.„... aber was sich aus deinem etwas banalenBeispiel über die Justifikation des Todes herauskristallisierenlässt,” fährt der Student unbeirrt fort,„ist, dass Korczak hier, sicherlich ohne reflektiertzu haben, denn er war ja schließlich nur Pädagoge,eine dialektische Theorie entworfen hat.”Joscha siê nie cieszy. Nie ma z czego siêcieszyæ. Dostaje brawa, na które w³aœciwiezas³u¿y³a Janina. Wstydzi siê i nie rozumie,dlaczego ten referat, który jemu wydaje siêtak banalny, z którym siê nawet nie zgadza,jest tak oklaskiwany.Czas rozpocz¹æ dyskusjê. Serce Joschywali jak m³otem. Zadadz¹ mu pytania, naktóre nie bêdzie potrafi³ odpowiedzieæ. Zarazwyjdzie na jaw, ¿e nie napisa³ tego referatusam. Wyk³adowczyni wstaje ze swegokrzes³a, staje obok Joschy Sodolowsky’egoi wyg³asza zdanie, którego on tak siê obawia:„Czy maj¹ Pañstwo jakieœ pytania do referatu?”Cisza.Nikt siê nie zg³asza. Wprawdzie klaskali,ale tylko z grzecznoœci. Nic nie zrozumieli.Janina skoncentrowa³a siê na codziennychbana³ach. Nie da siê o tym dyskutowaæ.Dlaczego nie znalaz³ w sobie doœæ wiedzyi si³, by napisaæ naukowy referat. Jest kompletnymniedo³êg¹. To milczenie jest wyrokiemœmierci!Do dyskusji zg³asza siê student w stalowych,niklowanych okularach: „Hm, hm...trochê zwleka³em z zabraniem g³osu, bo,mówi¹c szczerze, nie bardzo wiedzia³em, jakodnieœæ siê do twojego nieco banalnegoexpose. Mimo to podejmê próbê zinterpretowaniatreœci zawartych implicite w twoichlichych rozwa¿aniach. Chcia³bym odnaleŸæich powi¹zania z nowoczesn¹ filozofi¹. Niebêdê tu przywo³ywaæ explicite ogólnegodyskursu o dialektyce w nowoczesnej filozofii.Odsy³am do Marksa i Engelsa...”S³ychaæ pierwsze pomruki niezadowolenia.„...Ale to, co mo¿na wykrystalizowaæz twojego raczej banalnego przyk³aduo usprawiedliwieniu œmierci”, kontynuuje studentniewzruszenie, „to ¿e Korczak stworzy³w ten sposób, z pewnoœci¹ bezrefleksyjnie,w koñcu by³ tylko pedagogiem, teoriê dialektyczn¹.”Jakiœ student z d³ugimi, krêconymiw³osami i zielonym wiecznym piórem przerywastudentowi w okularach, mówi z silnieszwabskim akcentem, nie odnosz¹c siêPeter Mannsdorf49


Ein Student mit langen strähnigen Haaren undgrünem Parker unterbricht in stark schwäbischemAkzent den Studenten mit der Nickelbrille, ohneauf den Vorredner einzugehen: „Will Korczakandeuten, dass die Fülle von Situationen, in die einMensch sich täglich begibt, von ihm zu jedemneuen Zeitpunkt indirekt die Entscheidung abverlangt,aufzugeben oder weiterzumachen und in letzterKonsequenz sich für den Suizid oder dasLeben zu entscheiden?”Suizid! ... Dieser Student hat Joscha durchschaut.Der mit der Nickelbrille kommt wieder inFahrt: „Exakt! Die hier anskizzierte Dialektik zwischenAufgeben und Weitersuchen, zwischen Todund Leben ist sehr signifikant für dasKorczakverständnis. Ich möchte das Seminar miteiner meines Wissens von Sartre entlehntenMetapher bereichern, die er in seinem Werk ,DasSein und das Nichts’ illustriert hat. Ich sehe michmit dem französischen Existentialisten geneigt, dasIndividuum auf den vom Referenten übrigensantizipierten Berggipfel zu setzen und ihm dieEntscheidung über die absolute Freiheit zu überlassen,sich in den Abgrund, das heißt in den Suizidzu stürzen oder das Himmelreich für sich zu entdecken,denn ...äh... man könnte bei diesem Aspektsogar bis zu den Wurzeln der griechischenMythologie vordringen. Ich spreche selbstredendvon der Ikarussymbolik.”Joscha Sodolowsky kann nicht mehr zuhören.Er versteht nichts von dem, was der Student dasagt. Aufhören!!!, schreit es ihn ihm. Du bringstmich um mit deinem Gerede!Aber da ist noch das, was der Student in demParker vorhin gesagt hat ... wir stehen in jederMinute unseres Lebens vor der Entscheidung,aufzugeben oder weiter zu machen. Soll sichJoscha also etwa doch für das Leben, für dasWeitermachen entschließen?Eine Studentin mit blondgefärbten Haaren undrot angemalten Lippen meldet sich zu Wort: „Also,ehrlich, ich frage mich, was das ganze hier soll!Der Student hat ein Referat über Janusz Korczakgehalten, und jetzt reden wir über Sartre und diealten Griechen. Ich verstehe gar nichts mehr. Ichfrage mich, bin ich dumm oder liegt das an derLaberfreudigkeit so mancher Pseudointellektueller,die man regelmäßig in einschlägigen Seminarenzupe³nie do przedmówcy: „Czy Korczak chcepokazaæ, ¿e wiele codziennych sytuacjicz³owieka wymaga od niego, poœrednio, leczwci¹¿ na nowo, decyzji, czy ma zrezygnowaæ,czy kontynuowaæ wysi³ki, czy ma ¿yæ, czypope³niæ samobójstwo?”Samobójstwo! Ten ch³opak przejrza³Joschê na wylot!Student w okularach z³apa³ drugi oddech:„Dok³adnie tak! Naszkicowana tu dialektykamiêdzy rezygnacj¹ i dalszym poszukiwaniem,miêdzy œmierci¹ i ¿yciem jest sygnifikantnadla interpretacji Korczaka. Chcia³bym wzbogaciædzisiejsze seminarium o metaforêzapo¿yczon¹, jeœli siê nie mylê, od Sartre’a,któr¹ zilustrowa³ w swym dziele „Byti nicoœæ”. Wraz z tym francuskim egzystencjalist¹gotów by³bym posadziæ jednostkê naantycypowanym zreszt¹ przez naszego referentaszczycie góry i pozostawiæ jej ca³kowit¹wolnoœæ decydowania, czy chce skoczyæw przepaœæ, czyli ku samobójstwu, czy te¿odkryæ dla siebie niebiosa, poniewa¿... hm,hm... aspekt ten mo¿na analizowaæ tak¿esiêgaj¹c do samych Ÿróde³ mitologiigreckiej. Mówiê tu rzecz jasna o motywieikaryjskim.”Joscha Sodolkowsky nie mo¿e tego dalejs³uchaæ. Nie rozumie z tego ani s³owa. S³yszyswój wewnêtrzny krzyk: Doœæ!!! Zabijeszmnie tym swoim gadaniem!Ale przecie¿ jest jeszcze kwestia, któr¹poruszy³ student z wiecznym piórem...w ka¿dej chwili stoimy przed wyborem:zrezygnowaæ czy ¿yæ dalej? Czy Joscha masiê zdecydowaæ na dalsze ¿ycie, czy mapodj¹æ dalsze wysi³ki?Zg³asza siê studentka z pofarbowanymi nablond w³osami i z czerwonymi od szminkiustami: „Mówi¹c szczerze zastanawiam siê,co to wszystko ma znaczyæ! Przyszliœmy nareferat o Januszu Korczaku, a nagle s³yszymyo Sartrze i staro¿ytnych Grekach. Nie rozumiemtego. Zastanawiam siê, czy to ja jestemtaka g³upia, czy mo¿e trafiliœmy na przyk³adgadulstwa pseudointelektualistów panosz¹cychsiê po seminariach. Referat by³ takprzekonywuj¹cy, tak dobry, jasny. Naprawdênie ma potrzeby nic wiêcej dodawaæ.”50


wiederfindet. Echt, ich fand das Referat so einleuchtend,so gut, so glasklar. Da braucht manwirklich nichts mehr zu sagen.”Joscha sieht die Studentin an. Er sieht auf ihreroten Lippen ... und er sieht auf die schwarzenSchuhe des Studenten mit der Nickelbrille.* * *„Doktor, sind wir bald in Afrika?”Der alte Mann saß in sich versunken zwischenseinen Kindern. Gregor hatte ihn aus seinenGedanken gerissen.„Nein, wir sind noch lange nicht in Afrika.Gregor, willst du nicht wieder durch die Ritzen derHolzbretter nach draußen schauen?”„Das habe ich doch die ganze Zeit gemacht!”Gregor lachte. „Ich habe meinen Platz Raissa überlassen.Sie wollte so gerne auch mal gucken.”„Und was hast du gesehen?”Herr Korczak musste laut sprechen, um dasdumpfe Dröhnen der Räder auf den Gleisen zuübertönen.„Wir fuhren lange durch Birkenwälder. Ebenhabe ich in der Ferne einen großen Berg gesehen.Oh, Herr Korczak, können wir nicht anhalten. Ichwürde so gerne einmal auf diesen Berg klettern!”,bettelte Gregor.Herr Korczak lächelte. „Und was würdest duauf diesem Berg tun, Gregor?”„Was ich auf dem Berg tun würde?” Gregorlachte. „Immer weiter klettern, bis ich die Sternemit den Händen greifen kann.”Joscha patrzy na studentkê. Widzi jej czerwoneusta... i czarne buty studenta w okularach.* * *„Panie doktorze, daleko jeszcze doAfryki?”Stary cz³owiek siedzia³ pogr¹¿ony w myœlachw otoczeniu swoich dzieci. Grzeœwyrwa³ go z zamyœlenia.„Tak, jeszcze bardzo daleko do Afryki.Grzesiu, mo¿e wyjrzysz na zewn¹trz przez teszpary w deskach?”„No przecie¿ ca³y czas to robi³em!”rozeœmia³ siê Grzeœ. „Teraz zamieni³em siêmiejscami z Rais¹. Te¿ chcia³a popatrzeæ.”„A co widzia³eœ?”Korczak musia³ mówiæ g³oœno, ¿ebyprzekrzyczeæ g³uche dudnienie kó³ po torach.„Jechaliœmy d³ugo przez brzozowy las.Przed chwil¹ widzia³em w dali wielk¹ górê.Och, panie doktorze, nie mo¿emy siê nachwilê zatrzymaæ? Tak chcia³bym wejœæ na têgórê!”, poprosi³ Grzeœ.Korczak uœmiechn¹³ siê. „A co byœ zrobi³tam, na szczycie, Grzesiu?”„Co bym zrobi³ na szczycie?” Grzeœzaœmia³ siê. „Wspina³bym siê dalej, a¿ dosamych gwiazd!”T³umaczenie Grzegorz KowalskiPeter Mannsdorf51


NA GRANICYJacek Weso³owskiPowabna toñ poematu(Ugady po-graniczne 1)Jacek Weso³owskiDie anziehende Tiefedes Poems(Die nachgrenzartigenUn-Reden 1.)Józek przyjecha³ do Berlina. Dzwonido mnie, ¿e jest w delegacji w biblioteceHumboldta. „Dawno ciê nie by³ow £odzi, to pogadamy. Zaraz przyjadêtaksówk¹. I proszê ciê, byœ zap³aci³ drajwerowi,bo nie mam eurolarów, hahaha”.Powiedzia³ by³ i od³o¿y³ s³uchawkê.Z pó³torej godziny przeminê³o,dzwonek. Widzê Józia przez szybêdrzwiow¹, otwieram, rzuca mi siê naszyjê. „W³aŸ, w³aŸ” – mówiê do tegorodaka mego, heimatowca ³ódzkiego,Kommiltone z polskiej VormärzepocheJosef kam nach Berlin. Er ruft von derHumboldt-Bibliothek an, dass er mit einerpolnischen Delegation eingetroffen sei. „Duwarst schon lange nicht mehr in Lodz,schwatzen wir ein bisschen. Ich komme gleichmit dem Taxi. Und ich bitte dich den driver zubezahlen, habe keine eurollars, hahaha.“ Ersagte es und legte den Hörer auf.Eine anderthalbe Stunde verging, es klingeltan die Tür. Ich sehe Sepp durch dasTürglas, ich öffne, er fällt mir um den Hals.„Kriech hinein“ – sage ich zu ihm, zu diesemmeinen Lodzer Landsmann, dem Kom-52


oku 68. Wlaz³. Rozsiad³ siê na kanapie,patrzy na mnie taksuj¹co. „Tramwajemprzyjecha³em na gapê. Kiedy to siêwidzieliœmy? W maju w zesz³ym roku nawystawie twojej. Morda ci siê bardziejzmarszczy³a, ale schud³eœ, to wygl¹daszlepiej. Ty siwiejesz jakoœ ma³o, a patrz namnie”. Patrzê, nic nie widzê, Józiowygl¹da direct tak samo, gdy go znówujrza³y me oczy w 1990 roku, gdym naojczyzny ³ono po prawie 10 latachw kraju nieobecnoœci zawita³ by³, lecz niepowróci³. Józio ma na oko lat miêdzy50 a 80, sflacza³y, ziemisty, wokó³ pa³yjego ³ysej wij¹ siê d³ugie, siwe loki.Nieprzyjemny zapach wydaje: trochêzepsute zêby, trochê ubranie ma³o prane,trochê kurzem bibliotecznym zalatuje.„Witia Su³kowski umar³. Bieriezinowawalczy, ¿eby o Jacku nie zapomnieli.Tatarowski bez zmian.” – mówi. „Noprzecie¿ wiem, pierwsze ju¿ dawno,wiem od Jasku³y, widzia³em siê z nimw S³ubicach w Collegium Polonicum raz,a drugie i trzecie to ten ´Tygiel´, ³ódzkiepismo kulturalne przecie¿ czasem dostajêod ciebie. Zjesz coœ, nocowaæ u mniebêdziesz?” „Nie, nie, daj sobie spokój,Niemcy mnie karmi¹, mam hotel te¿,dwa dni ju¿ tu kiblujemy z dyrektork¹,jutro ca³y dzieñ gadaniny z molamiksi¹¿kowymi, wieczorem wracam doziemi obiecanej naszej. Spaæ bym u ciebiei tak nie spa³, bo chrapiesz. Ja te¿ chrapiê,ale to mi nie przeszkadza, hahaha. Zróbherbaty”.Robiê herbatê, podczas gdy Józioszpera na biurku, wgapia siê w laptopami. „A co to, ty znów do tej gazetkipogranicznej waszej skrobiesz coœ?´Powabna toñ poematu´ – co to ma byæ?Powabna to jest woñ, nie toñ, a toñ to jestprzepastna. ´Wci¹gnê³o Waniê po¿¹daniebez reszty w sw¹ przepastn¹ toñ´, hahaha.I dalej znów te g³upoty, ³amig³ówkipostlingwistyczne, bia³oszewskawe robisz?Gady, gody, ugody, po, przed, za,zza – graniczne, hahaha. ´Ugady pograniczne1.´, to jakaœ nowa seria ma byæ?miltonen aus der polnischen Vormärzepoche1968. Er kroch hinein. Machte sich auf demSofa breit, beglotzt mich abschätzend. „Binich mit dem Tram schwarzgefahren. Wannhaben wir uns das letzte Mal gesehen? Im Maivoriges Jahres auf deiner Ausstellung. DieSchnauze ist dir ein bisschen verwelkt, bist duaber schlanker geworden, siehst so besser aus.Dein Harr wird nicht so sehr grau, guck michdagegen an.“ Ich gucke ihn an, sehe abernichts Neues. Sepps Aussehen hatte sich garnichts geändert, als ich 1990, nach fast 10Jahren, in die Heimat wieder-, aber nichtzurückkam. Er ist schätzungsweise zwischen50 und 80 Jahre alt, schlapp geworden, dasGesicht erdfahl, um seinem Kahlkopf schlingensich lange, graue Haarlocken. Er riechtschlecht: zum Teil aus dem Mund und wegender ungewaschenen Kleidung, auch nochnach dem Bibliothekstaub. „Witja Su³kowskiist gestorben, Ewa Bieriezin kämpft, damitJacek nicht in Vergessenheit geriet. BeiTatarowski nichts Neues.“ – sagte er. „Ichweiß, das Erste weiß ich schon lange vonJasku³a, dem ich in Collegium Polonicum inS³ubice getroffen hatte, das Zweite und dasDritte las ich doch in den eurer´Schmelztiegel´, der Lodzer Kulturzeitschrift,die du mir von Zeit zu Zeit schickst. Willst duwas essen, übernachtest du bei mir?“ „Nein,nein, lass das, die Deutschen füttern mich gut,ich habe auch ein Bettchen im Hotel, wirstecken schon zwei Tage mit der Direktorinhier, morgen erwartet uns den ganzen TagSchwätzerei mit den Buchwürmer, abendsfahren wir schon wieder in das gelobte Landzurück. Ich würde sowieso bei dir nichtschlafen, weil du schnarchst. Ich schnarcheauch, aber das stört mich nicht, hahaha. Machdu einen Tee.“Ich mache einen Tee, während er aufmeinem Schreibtisch schnüffelt, von meinemLaptop abliest. „Was machst du, schreibst duwas wieder für dieses euer An-der-Grenze-Blättchen? ´Die anziehende Tiefe des Poems´ -was soll das? Ein Duft kann anziehend seinund nicht die Tiefe, die Tiefe ist abgründig.´Durch seine Begierde kam Iwan in die tiefeErde´, hahaha. Und weiter diese Dummheiten,Rätselchen der vergangenen linguis-NA GRANICY53


Przejrza³em ten <strong>numer</strong> wasz ostatni,prosze ciê, przysy³aj mi regularnie, domojej firmy nie dochodzi (Józio pracujeod ukoñczenia studiów tj. 40 lat prawiew ³ódzkiej bibliotece uniwersyteckiej –wtrêt mój J.W.). Co oni z t¹ Basi¹ Bañd¹,ci dwaj starsi panowie dyrektorzy tak siêrozklejaj¹, niewyraŸne zdjêcie, ale przecie¿w spodniach, to widzê. Owszem,sympatyczne obrazki z sol¹, ale to freilichbagatela jest. Chwilowe, blichtrowe –Edek Stachura w grobie boleœnie dyszy.”Józio zaduma³ siê. „Ale jeszcze zmartwychwstanie,zobaczysz” – doda³.„W feminowym malarstwie Bogacka niejaka...By³em ja w Zuju w Warszawie nawernisa¿u, bia³e poñczoszki, buciki naobcasie, na oko ¿adna feministka... Ju¿ona æwiczy lat parê te motywy ³echczywe,tylko ¿e na ponuro. Na szaro i w zimnymkolorze bleu, gdy Basia na ró¿owo,jak dziewczynce nale¿y siê. To i lepiej siêsprzedaje tej galerii Raster, hahaha.Feminizm... S¹ trzy stopnie feminizmu.Pierwszy ´Nic tylko w mordê gnojów laæ´– to jest w literaturze KatarzynaGrochola. Drugi to ´Ja te¿ chcê byæ prezydentem´– tu mamy wnuczki i prawnuczkikobietonów Witkacowskich. Szczególn¹odmianê tego reprezentuje pisarkaManuela Gretkowska, która chce byæmê¿czyzn¹ bêd¹c eo ipso superkobiet¹:koronkowe majtki nosi, wysokie obcasy.W kazdym razie nosi³a.Trzeci stopieñ tojest Olga Tokarczuk. Lubiê, ceniê. To jestpozytywne. Ona pokazuje œwiat z kobiecejperspektywy, pokazuje, ¿e jest takaperspektywa, odmienna od mêskiej”Znów zamyœli³ siê Józio. „Ty popatrz nate kobiety w polityce. No, pani Thatcherto by³ facet przebrany, jak i królowaEl¿bieta. Ale Angela Merkel... Szkoda zeFrancuzi tej Se¿olenki Royal nie wybrali.Mówi siê, ¿e kobieta ³agodzi obyczaje, natym siê zasadzaj¹ sukcesy Anieli w rozmowachz takimi twardzielami jakBusch, jak Blair. Nawet z tym Napoleonemnaszym w dwóch osobach jakoœl¹duje siê jej... Ale feminizm ogólnie totischen Poesie, die Bialoschewskischen Spieletreibst du? Anreden, abreden, verabreden,vor, an, aus, nach – grenzartige, hahaha. ´Dienachgrenzartigen Un-Reden 1.´ - soll das eineneue Serie sein? Ich habe dieses euer neuesHeft durchgeblättert, ich bitte dich, schicke esmir regelmäßig, meine Firma bekommt esnicht (Josef arbeitet seit dem Magisterabschluss,d.h. schon 40 Jahre lang, in derUniversitätsbibliothek in Lodz – Bemerkungvon mir, J.W.). Was macht sie so weich beidieser Basia Bañda, die zwei älteren HerrenDirektoren, das Foto ist schlecht, verschwommen,ich sehe aber doch, das sie eine Hose anhat. Sicher, sie macht nette Bildchen mitPfeffer, aber das alles ist doch eine geringfügigeSache. Es kommt, geht vorbei –Edek Stachura dreht sich im Grab qualvollum.“ Sepp versank für einen Moment inGedanken. „Seine Wiedergeburt kommt abernoch, du wirst es sehen“ – fügte er bei. „In derfemininen Malerei gibt es diese Bogacka… Ichwar in Ujazdowski-Schloss in Warschau aufihrer Vernissage: weiße Strümpfchen, hoheAbsätze, für eine Feministin kann man siekaum halten… Sie übt schon einige Jahrediese erregenden Motive, auf finstere, düstereArt aber. Grau und mit der betrüblichen Farbebleu, während dessen Basia die rosarote Farbebenutzt, was richtig zu einem Mädchen passt.Das verkauft sich auch besser in dieserGalerie Raster. Der Feminismus… VomFeminismus gibt es drei Stufen. Die erste: ´dieMänner sind Schweine, traue ihnen nicht,mein Kind…´ usw. – das ist in der Literaturdiese Katarzyna Grochola. Die zweite: „Ichwill auch ein Präsident werden´ - hiergehören die Enkelinnen und Urenkelinnender Männer-Weiber von Witkacy. Eine besondereUnterart davon ist die SchriftstellerinManuela Gretkowska, die ein Mann sein willund eo ipso ein Superweib verkörpert: sieträgt die Spitzenunterwäsche und hoheAbsätze. Jedenfalls trug sie. Auf der drittenStufe steht Olga Tokarczuk. Ich mag das,schätze ich. Das ist in Ordnung. Sie zeigt dieWelt aus der weiblichen Perspektive, zeigt,dass es diese Perspektive gibt, die eine andereals die männliche ist.“ Sepp versank erneut inGedanken. „Guck mal auf die Frauen in derPolitik. Na, die Frau Thatcher war ein verklei-54


jest maskulinizm” – zakoñczy³ Józioryzykownie rozwiniêty uboczny temat.„Co jeszcze o tym twoim ´<strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>´...Dobre kawa³ki Sobkowiaka, cicho gra,dlatego pos³uchaæ warto, Nagrody Noblaon nie dostanie, ale Mi³osz na Zielon¹Górê to jest i owszem. W ´Odrze´ z czerwcate¿ te czyta³em... Ty ´Z Berlina´sprawy zdajesz, dobrze, pisz, piszkonkretnie, a nie te dzien-niki jakieœ...A.K. Waœkiewicza pióro a raczej PC te¿lubiê, to jest Michel Foucault kulturoznawstwapolskiego, ledwo kto skrobn¹³wierszyk jaki do ´Gazety Pomorskiej´, do´G³osu Wo³omiñskiego´, to ju¿ go Waœkiewiczdo historii literatury wci¹ga³.Opis globalny miast ogólny to Foucaultnazwa³, wszystko, bez wyboru, jak lecizamiast cedziæ, wybieraæ wybrañców naParnas. S³uszny pomys³ niewykonalny.Patrz, ten A.K.W. ju¿ jubileusz 65-leciasobie obszed³, mu obeszli, d¿insy swojewspomina, farmerki siê wtedy mówi³o,jakie w czasach Zetemesu nosi³, popatrz,no te¿ nosi³em, chocia¿ nie nale¿a³em...”W tym to g³upawym sposobie i styluzrecenzowa³ Józio ca³y prawie <strong>numer</strong>zielonogórskiego kwartalnika. Na d³u¿ejwszak¿e zatrzyma³ siê nad tekstem,który i moj¹ poruszy³ by³ uwagê: TillSailer, „Verirung”. W polskim przek³adzieobok pomieszczonym „Pob³¹dzenie”.„To jest kawa³ek z biglem napisany, czytasiê g³adko, i przek³ad owszem talantliwyj,choæ parê przekrêtów zawiera, na ileja znam niemiecki. Swoj¹ szos¹ ty te¿ dziwotyw przek³adach robisz, ale twojeprawo, twój tekst autorski, mo¿eszzamys³ w tym jaki mieæ. Lub æmiæw oczy, ¿e masz, hahaha”. Józio przerwa³,podejrzewaj¹c, ¿e w kuchni go nies³yszê. „S³yszysz, co mówiê?!” „S³yszê,nie wrzeszcz tak, przecie¿ drzwi mamotwarte”. Wnios³em herbatê.„Ty czyta³eœ coœ tego Sailera, ksi¹¿kêjak¹œ jego po niemiecku?” – pyta siê mnieJózio i ju¿ widzê, ¿e on czyta³, bo Józioczyta wszystko, nie mniej chyba ni¿ A.K.Waœkiewicz. „Ten kawa³ek polskodeterMann, wie die Königin Elisabeth. AberAngela Merkel… Schade, dass die Französendiese Segoleni Royal nicht gewählt haben.Man sagt, dass die Frau die Welt besänftigt,daran beruhen die Erfolge von der Angela imGespräch mit solchen Kernhölzern wie Bush,wie Blair. Sogar mit unserem Napoleon inzwei Personen kann sie irgendwie zu rechtkommen… Aber im Grunde genommen istder Feminismus ein Maskulinismus“ – zogSepp den Schluss über den riskantenNebenthema. „Was noch zu dieser deinenGrenzzeitschrift… Gut schreibt Sobkowiak, erspielt leise, deswegen hört man ihn gern.Nobelpreis kriegt er nicht, sicher, aber Miloszfür Zielona Góra ist er. In ´Odra´ vom Junihabe ich ihn auch gelesen… Du berichtest´Aus Berlin´, gut, schreib, schreib konkret undnicht diese deine Tage-Bücher und so… A.K.Waskiewicz´ Feder oder PC mag ich auch, dasist Michel Foucault der polnischen Humanistik,kaum hat jemand ein Gedichtchen inder ´Pommerschen Zeitung´, in der ´WolominscheStimme“ veröffentlicht, zog ihnWaskiewicz sofort in die Literaturgeschichtehinein. Die globale anstatt der allgemeinenBeschreibung der Kultur, – so nannte dasFoucault, alles, ohne Auswahl beschreibenund nicht die Ausgewählten für den Olymp.Eine aufrichtige Idee ohne reale Chance fürdie Verwirklichung. Guck mal, dieser A.K.W.feiert schon seinen 65. Geburtstag, erinnertsich dabei an die Jeanshose, die er in denZeiten der Organisation der kommunistischenJugend trug, man sagte damals ´Farmerhose´,ich trug sie auch, obwohl ich in derOrganisation nicht war…“Auf diese dämliche Art und in dem Stillrezensierte Sepp die fast ganze Zielona Gora-Quartalzeitschrift. Mit einer der Positionenbeschäftigte er sich länger, es war ein Text,dem ich auch größere Aufmerksamkeitschenkte: Till Sailer, „Verrirung“ – imOriginal so wie in der polnischen Übersetzung.„Das Stück ist mit Schwunggeschrieben, es liest sich glatt. Es wurde auchmit Talentchen ins Polnische übersetzt,obwohl mit ein paar Irrtümchen, wenn ich esmit meinem Deutsch beurteilen kann. Übrigensmachst du auch manchmal seltsameDinge in deinen Übersetzungen, aber beiNA GRANICY55


niemiecki jest z jego najnowszej ksi¹¿ki´Ein unsichtbares Feuer´. To jest pisarznaszego rocznika mniej wiêcej, któryw Enerdowie powieœci o muzykachi muzyce pisa³. ´Kto pisze o muzyce, niemusi o polityce´, powiedzia³ kiedyœ JerzyWaldorff Stefanowi Kisielewskiemu,hahaha. Wydawali w Kinderverlagw Berlinie wschodnim, teraz go wydaj¹Fischery-Hansery, czy jak tam. Nie takjak biednego Hermanna Kanta, to przecie¿dobry pisarz by³, ale przez to prezesowanieHoneckerowskiemu zwi¹zkowipisarzy nach der Wende przepad³. Te¿niemo¿noœæ przestawienia siê z czerwonegona zielone. Na emeryturê.W zjednoczonych Niemczech z samegopocz¹tku jeszcze mu ten jego ´Pobyt´wznowili, co siê nim polscy germaniœciza komuny zach³ystywali, ¿e takapolonofilska literatura. Ale chocia¿docent Kuczyñski w £odzi protestowa³,¿e Polaków jako antysemitów Kant obsmarowa³.Siedzi ten jego szeregowyNiebuhr w 1945 czy 46 roku w polskimwiêzieniu razem z akowcami i z polskimifolksdojczami, ¿e akowcy folksdojczamigardz¹, to jasne, ale dowcipy o ¯ydachsobie opowiadaæ? I to zaraz „po Oœwiêcimiu”?Wiêc Polacy antysemici. TakiKant kant zrobi³, popatrz, hahaha.A znasz to?: ´ Ich sehe See, kein Meermehr´. Nazywa siê homonim, nie? Coœdla ciebie jako lingwisty, konkretystyspecjalisty.”S³ucha³em pomylonego kwieciœciemonologu Józia z podziwu pe³nym absmakiem.Pierwsze z pozycji szacunku dlajego roz³eg³ej a drobiazgowej wiedzyksi¹¿kowej, drugie z powodów ogólnoestetycznych.„Rzecz dobrego smaku takie Kanty,jak by powiedzial Herbert, hahaha” –odgaduj¹c poniek¹d myœl moj¹ ci¹gn¹³swoje Józio. „Ty czyta³eœ to opowiadanie?”Przerwa³, ¿eby poci¹gn¹æ haustherbaty ze szklanki. Skin¹³em g³owa.„O tym jego poecie Strugale z Mieszkowicto by powiedzia³ coœ A.K.deinem eigenen Text darfst du das, du kannstdabei eine Absicht haben. Oder den Lesertäuschen wollen, das es absichtlich sei, hahaha.“Sepp unterbrach seine Rede, offensichtlichmit dem Verdacht, dass ich ihn in derKüche nicht hören kann. „Hörst du, was ichsage?!“. „Brülle nicht, ich höre dich gut, dieTür steht offen“. Ich kam mit dem Tee.„Hast du Bücher auf deutsch von demSailer schon früher gelesen?“ fragt mich Seppund ich sehe gleich, dass er gelesen hat, weiler alles liest, nicht weniger wohl als A.K.Waœkiewicz. „Dieses deutsch-polnische Stückstammt aus seinem neusten Buch ´Einunsichtbares Feuer´. Das ist ein Schriftstellerungefähr unseres Jahrgangs, der in der DDRRomane über Musik und Musiker schrieb.´Wer über die Musik schreibt, muss nicht überPolitik´ - sagte einmal der Musikkritiker JerzyWaldorff zu dem Politikpublizisten StefanKisielewski, hahaha. Die Bücher erschienenim Kinderverlag in Berlin-Ost, jetzt gibt esSailer bei Hanser-Fischer oder so. Nicht so,wie es mit dem armen Hermann Kantpassierte, der doch ein guter Schriftstellerwar, durch die Aktivitäten in den HoneckerschenSchriftstellerverband aber nach derWende gestürzt wurde. Keine Fähigkeit sichvom Rot auf Grün umzustellen, ich meine dieDollarfarbe, haha. Ab in die Rente. In demvereinigten Deutschland wurde noch ganz zuAnfang diesen sein ´Aufenthalt´ neu herausgegeben.Im kommunistischen Polen hat dasBuch die polnischen Germanisten entzückt,was für eine musterhafte polenfreundlicheLiteratur das sei. Obwohl der Doktor habil.Kuczynski in Lodz protestierte, Kant habe diePolen als Antisemiten beschrieben. Der <strong>Pro</strong>tagonistMark Niebuhr hielt sich 1945 in dempolnischen Gefängnis zusammen mit verhaftetenOffizieren der Landesarmee auf.Dass sie die Volksdeutschen verachten, für´Verräter´ halten, ist ja klar, aber sie erzählenWitze über die Juden! Unmittelbar ´nachAuschwitz´?! Polen sind also Antisemiten. Soein Schwindel von Kant, hahaha. Sag mir,kennst du das: ´Ich sehe See, kein Meer mehr´?Es heißt Homonym, nicht? Etwas für dich,einen Linguisten, Konkretisten-Spezialisten.“Ich muss schon sagen, dieser blumig verirrteMonolog von Sepp imponierte mir und56


Waœkiewicz...” (Tu siê w duchuzdziwi³em, ¿e Józio nie powie, nie wieczy¿by?) „Imiê i nazwisko brzmi jakkryptonim, drugie imiê coœ jak nom deguerre. Wojciech Izaak Struga³a. Imiêi nazwisko ch³opskie superpolskie,w œrodku ¯yd. S¹ ¯ydzi konspiranci i s¹manifestanci. Wœród pisarzy do pierwszychnale¿a³ Tyrmand. Do drugich tonale¿y na przyk³ad S³awek Sonnenberg.Czy te¿ w swoim czasie nale¿a³... (Tumuszê wyjaœniæ, J. W: Ten nasz wspólnykolega uniwersytecki nazywa³ siêWyhrebecki. W marcu ‘68., gdy zaczê³asiê nagonka na ¯ydów, zmieni³ demonstracyjnienazwisko na Sonnenberg,oœwiadczy³ ¿e tak nazywa³ siê jego dziadi pradziad, ³ódzcy tkacze, tylko tatuœadwokat tu¿ przed wojn¹ przyj¹³nazwisko mamy. Takie by³y okolicznoœci.A teraz on wraca do starego nazwiska, botakie s¹ okolicznoœci. Postêpek S³awkaby³ g³oœny w £odzi, wœród kolegówzyska³ mu nale¿ny szacunek.) No wiêcpisarz niemiecki Till Sailer opowiada, comu siê zdarzy³o z polskim poet¹Wojciechem Struga³¹ na spotkaniu polsko-niemieckimw S³ubicach. Rzecz siêdzieje na pocz¹tku lat 90., jak wynikaz realiów tekstu. ¯e pisarz niemiecki jestz NRD by³ej, to zaraz widaæ po tym, ¿enie zna agielskiego. Wszyscy Beerdowcyz naszego pokolenia znaj¹, z powoduAmeryki. Enerdowiec nie zna, na tymzasadza siê ca³e opowiadanie. MiêdzyNiemcem a Polakiem toczy siê kapitalnarozmowa ´po niemiecku´ na nazwiskai s³ówek parê, bo przecie¿ nie bêd¹po rosyjsku rozmawiaæ zaraz porozwi¹zaniu Zwi¹zku Radzieckiego, nonie? Hahaha. Ca³a ta historia musi byæ doszczegó³ów prawdziwa, Niemiec by jejnie wymyœli³. Ten Struga³a to jest genotyppolskiego poety przeklêtego odBursy przez Wojaczka i tak dalej, poetesmaudits de Peerel i jeszcze dalej, boweŸmy takiego Andrzeja Grzesiuka, chocia¿on prozaik i po wstêpnych ekscesachutemperowa³ siê. Po sukcesach.weckte zugleich üble Gefühle bei mir. DasErste wegen seines vom Lesen stammendenWissens, das Zweite aus allgemein ästhetischenGründen.„So ein Schwindel von Hermann Kant isteine Sache des guten Geschmack, wie esZbigniew Herbert gesagt hätte“ – offenbarteSepp, als ob er meine Gedanken lesen könnte.„Hast du die Erzählung gelesen?“ Er unterbrach,um einen Schluck Tee aus meinem Glaszu nehmen. Ich nickte. „Über diesen seinenDichter Strugala aus Mieszkowice würdesicher A.K. Waœkiewicz etwas zu sagenhaben… (Ich staunte, dass Sepp es nicht sagenkann, weiß er nichts zum Thema?) „DerName mit dem ersten Vornamen lautet wieein Kryptonym, die zweite Vorname wie einnom de guerre.Wojciech Izaak Struga³a. Vor- undNachname sind superpolnisch, typischeBauernnamen, mittendrin steckt ein Jude.Izaak, in deutscher Schreibweise Itzhak. Esgibt Juden-Konspiranten und es gibt Juden-Manifestanten. Unter den polnischenSchriftstellern gehörte Leopold Tyrmand zuden ersten. Zu den zweiten gehört zumBeispiel S³awek Sonneberg. Gehörte aufjedem Fall… (Hier meine Erklärung, J.W.:Dieser unser gemeinsamer Universitätskollegehieß einst Wyhrebecki, nota bene ein´sehr adliger´ polnischer Name. Im März1968, als in Polen die Hetze gegen die Judenbegann, wechselte er demonstrativ zuSonnenberg, er erklärte, dass so seine Ur- undUrurgroßvater hießen, die Lodzer Webergewesen waren, sein Vater aber, ein Rechtsanwalt,unmittelbar vor dem Krieg den Namender Mutter annahm. Weil es solche Umständedamals gab. Und er kehrt zu dem altenNamen zurück, weil es jetzt solche Umständegibt. Der Fakt war in Lodz bekannt, er brachtedem Kollegen große Achtung unter uns.).Also: Der deutsche Schriftsteller Till Sailererzählt, was er mit dem polnischen DichterWojciech Struga³a bei einer deutsch-polnischenliterarischen Veranstaltung in S³ubiceerlebte. Die Handlung spielt Anfang der90ger Jahre, man kann das aus den Textrealienablesen. Der deutsche Schriftsteller kommtaus der ehemaligen DDR, was daranerkennbar wird, dass er kein Englisch spricht.NA GRANICY57


Zw³aszcza kasowych – w Niemczechprzede wszytkim, hahaha. Od lat 90.wszyscy literaci, a zw³aszcza literatki siêpchaj¹, ¿eby wydawaæ ksi¹¿ki poniemiecku, drogê przetar³ jeszcze mistrzAndrzej Szczypiorski swoj¹ Seidenmank¹u Diogenesa w Zurychu. Potempo Niemczech jeŸdzi³ z Lesungami i po500 marek za wieczór kasowa³. A Niemcytak¹ literaturê chêtnie wydaj¹, w ramachogólnego by³o minê³o i buzi. DeutschpolnischeVersöhnung und europäischeVereinigung mamy. I bardzo dobrzei niech bêdzie pochwalony. Chocia¿ ja niezapomnê, ¿e jako Untermensch siêurodzi³em w Generalnej Guberni. Jaki prania mózgu w sowieckiej Polsce niezapomnê. A ty zapomnia³eœ?“ Józiozamilk³ na chwilê, by siorbn¹æ herbaty.„Wracaj¹c do tego ´Verirrung´. Mamy otomaleñki taki Bildunsgroman, specialitede la maison literatury niemieckiej. Jak toczytaæ? Ja ci na tym przypomnê dialektykê,któr¹ nas na uniwerku karmilimarksiœci. To mo¿na opowiedzieæ, niewyra¿aj¹c siê, „po niemiecku” w sensiez niemieckiej perpektywy i „po polsku”w sensie z polskiej. Narratora, Niemcapisarza powa¿nego, z dorobkiem i w latach,zagaduje mlodszy kolega z Polski. Tu bytrzeba wyjaœnic pomy³kê t³umacza, któryniechc¹cy ju¿ zbyt ´uwariowa³´ naszegopoetê. ´Er mochte zwei Jahrzehnte jüngersein´ znaczy ´Wygl¹da³ na o dwadzieœcialat m³odszego, móg³ byæ o dwa dziesiêcioleciam³odszy´ (od autora opowiadania),a nie ´chcia³ wygl¹daæ na m³odszegoo dwadzieœcia lat´, t³umacz nie rozpozna³idiomu i dos³ownie przet³umaczy³´möchten´ = chcieæ-by. Jak facet mo¿e siêzrobiæ o dwadzieœcia lat m³odszy, baba toszminkowaæ siê, spódniczkê mini nosiæmo¿e. Czekaj no, po czym zw³aszczawidaæ, ¿e Niemiec jest Ossi, nie Wessi. Bodo Polaka z góry naje¿ony. Niechêtny.Pisarz zachodnioniemiecki by³by chêtny,zachwycony by³by, gdyby kolega Polakgo zagadn¹³, skolegowaæ z nim chcia³bysiê. Siê zbrataæ. Vide Polenlieder lieraturyDie BRD-Leute unserer Generation sprechenEnglisch. Amerika, klar. Der Deutsche undder Pole führen ein grandioser Völker-Gespräch ´auf Deutsch´: es sind eine Reihevon Namen und einige deutsche Wörtchen.Sie werden sich doch nicht auf Russischunterhalten, unmittelbar nach der Auflösungder Sowjetunion, nicht? Die Geschichte mussgänzlich wahr sein, ein Deutscher könnte siesich mit allen Ausführlichkeiten nicht ausdenken.Dieser Struga³a ist ein Genotypusvom polnischen ´verdammten Dichter´ derVRP von Andrzej Bursa bis Rafa³ Wojaczekund weiter, wozu auch zum Beispiel AndrzejGrzesiuk zugeteilt sein könnte, obwohl er ein<strong>Pro</strong>saiker ist und nach der Erfolgen etablierteer sich ganz schön. Nach der Erfolgenfinanzieller Natur – in Deutschland vor allem,hahaha. Seit der 90gen wollen alle Literatenund besonders Literatinnen auf Deutsch herausgegebenwerden, den Weg zeigte noch derMeister Andrzej Szczypiorski mit seiner FrauSeidenman bei Diogenes in Zürich. Dannreiste er über Deutschland mit Lesungen undkassierte jeweils 500 DM pro Abend. Und inDeutschland sieht man derartige Literatursehr gern: Es war einmal und ist vergangen.Wir haben jetzt Völkerversöhnung und -vereinigungund es sei gelobt, Herr. Obwohl ichnie vergessen werde, dass ich in Generalgouvernementals Untermensch geboren bin.Genauso wie ich die Hirnwäsche in sowjetischenPolen nicht vergessen werde. Und du,hast du vergessen?“ Sepp schwieg eine Weile,um den Tee zu schlürfen. „Zurück zumunseren literarischen Delikt. Das ist ein kleinerBildungsroman, la specialité de la maisonder deutschen Literatur. Wie soll man dieErzählung lesen? Ich erinnere dich an dieDialektik, mit der uns an der Uni dieMarxisten gefüttert hatten. Man kann dieGeschichte in der ´deutschen´ oder in der´polnischen´ Perspektive erzählen. Der Ich-Erzähler, ein etablierter deutscher Schriftstellerund erfahrener Mensch wurde voneinem jüngeren polnischen Kollegen angesprochen.Hier muss ich ein Irrtum des Übersetzerserklären, der unseren Poeten etwas zusehr ´verirrt´ hat. Er hat die Phrase ´er mochtezwei Jahrzehnten jünger sein´ (jünger als derErzähler selbst) falsch ins Polnische übertra-58


RFN ju¿ od czasów Grassa, Lenza,Bienka. To by³o szczere. Obok szczekaniaró¿nych Dwingerów, drugorzêdnychliteratów spod znaku Vertreibungsliteratur.Natomiast w NRD by³a przyjaŸñ zadekretowanaod góry, a prywatnie tozawsze a i do dziœ Enerdowcy prychaj¹:´Diese Polen... was für ein Scheiss siewieder machen...´. Jak i odwrotnie:Niemiec zachodni czy wschodni to dlaPolaka ró¿nica w uczuciach (ogólnieambiwalentnych) jest. In minus dla braciw by³ym obozie. No, siê zmienia, kudobremu, ale to powolny proces jest. Tyznasz Kurzwellego z Frankfurtu z tymjego pomyslem S³ubfurt? Jak on montujew ramach swoich projektów „sztukai ¿ycie” (wiêcej to drugie jak pierwsze)zbli¿enia miêdzy ludŸmi z Frankfurtui ze S³ubic, to Polacy chêtniej, Niemcynatomiast wywijaj¹ siê, nosami krêc¹,udaj¹ ¿e nie s³ysz¹, nie widz¹ s¹siada.´Diese Polen…´ Ale wracajmy do ´Pob³¹dzenia´.Polak bombarduje Niemcalitani¹ oderwanych nazwisk luminarzyniemieckiej literatury i kultury: Czekaj,daj no ten zeszyt: Jest to lista wcale bogatailoœciowo i te¿ jakoœciowo, na pewnonie ka¿dy Niemiec wszystkich zna:Hölderlin, Georg Trakl, Novalis, Wittgenstein,Gottfried Ben, Goethe, Charlottevon Stein, Heine, Schopenhauer. Tegoostatnie dwa tytu³y nawet wymieniaPolak. Niemiec to bierze za czcze popisy.Re<strong>pliku</strong>je Mickiewiczem, bo wiêcej nieumie. Nastêpnie grozê u niemieckiegopisarza budzi konstatacja poety polskiego,¿e Heine to ¯yd. ¯e Polak u¿ywadrugiego imienia Izaak, co zmienia istotniejego prawo do Heinego, tego siêNiemiec dowie póŸniej. ´¯aden Niemiecnie wymówi s³owa ¯yd´ – tyœ cytowa³ tozdanie H³aski w którymœ z twoichkawa³ków – ¯ydzi s¹ w Niemczech podochron¹. W ramach ekspiacji. Nie dopomyœlenia jest publiczne opowiadaniekawa³ów o ¯ydach. W telewizji wykluczone.A u nas kabaret ´Dudek´: ´Bêdêjego dawaæ zarabiaæ na r¿niêcie?´ - mówigen, er hat das Idiom nicht erkannt, ´möchten´wörtlich übersetzt, ihm schien es, das der Polezwei Jahrzehnten jünger als er wirklich waraussehen wollte. Bei einem Man etwas seltsam,er kann sich nicht schminken, Minirockkann nicht tragen. Warte mal, wie erkennenwir leicht, dass der Deutsche ein Ossi undkein Wessi ist. Weil er zu dem Polen unwilligist. Ein westdeutscher Intellektueller wärewillig gewesen, er wäre entzückt, dass sichihm ein polnischer Kollege nähern will. Sichmit ihm ver-brüdern. Vide Polenlieder derBRD-Literatur schon von Zeiten Grass´,Lenz´, Bieneks. Sie sprachen ehrlich und klug.Neben dem Bellen der irgendwelchenDwingers, der zweitrangigen Autoren derVertreibungsliteratur. In der DDR wurdewiederum vom oben Freundschaft angeordnetund privat schnauben die Leutchen nachwie vor und bis heute auch: ´Diese Polen…was für ein Scheiss sie wieder machen…´.Und unsererseits ob jemand West- oderOstdeutscher war, war eine gravierendeSache. Die Ostler stehen schlechter. Dabei hatder Pole gemischte Gefühle zu demDeutschen insgesamt, klar. Na ja, es ändertsich viel zum Guten, das ist ein sehrlangsamer <strong>Pro</strong>zess aber. Du kennst MichaelKurzwelly aus Frankfurt/Oder? Kennst dudie Idee S³ubfurt? Als er im Rahmen seiner<strong>Pro</strong>jekten ´Kunst und Leben´ (mehr dasZweite als das Erste) Annäherungen zwischenden Leuten aus Frankfurt und aus S³ubiceschaffen will, dann sind Polen meistens gerneda, die Deutschen aber weniger. ´DiesePolen…´ Kehren wir aber zu der ´Verirrung´zurück. Der Poet bombardiert den deutschenKollegen mit den Namen aus der deutschenLiteratur und Philosophie. Warte mal. Gib mirdas Heft hier… Es ist eine sowohl quantitativals auch qualitativ reiche Liste, alle Namenkennt sicher nicht jeder Deutsche. Hörderlin,Georg Trakl, Novalis, Wittgenstein, GottfriedBenn, Goethe, Charlotte von Stein, Heine,Schopenhauer. Vom letzten erwähnt der Polesogar zwei Titel. Der Deutsche empfindet dasals belanglose Vorführungen. Er erwidert mitdem Mickiewicz´ Namen. Mehr kann er nicht.Grauen erregt bei den Deutschen, dass derPole sagt, Heine sei Jude. Der zweite Vornamedes Polen ist Izaak, was ihm gewisse RechteNA GRANICY59


Goldberg do Rappaporta. Oczywiœcie dlaNiemców my jesteœmy antysemici. Bo oniod holokaustu ju¿ nie – pomijam gówniarzybabrz¹cych po kirkutach. Wyczerpa³im siê limit. Heine ¯yd,Hölderlin nie ¯yd, Novalis nie ¯yd,mówi polski poeta. A có¿ to za selekcje?!Dla oburzonego niemieckiego pisarzaHeine jest ´wielkim poet¹ ¿ydowskoniemieckim´- jakbym s³ysza³ prezesaKanta, jako te¿ Lyon Feuchtwanger,Stefan Zweig, Arnold Zweig. ´ArnoldZweig komunista´ – mówi Polak, na coNiemiec z by³ej NRD nic ju¿ nie mówi.Nastêpnie w oczach pisarza pogr¹¿apoetê jego szacunek dla kanclerza Kohlaoraz gorszy podziw dla wartoœci materialnych,takich jak mercedes czy przyzwoiteubranie.” Józek obœmia³ siê. „Tuautor ´Pob³¹dzenia´ zdradza sw¹ orientacjêpolityczn¹, odmienn¹ od wiêkszoœciobywateli by³ej NRD w pierwszychlatach po przy³¹czeniu do Bundesrepubliknowych landów. Kohl by³ powszechniekochany, da³ z punktu ka¿demu po 100marek i nadziejê na rych³y dobrobyt.Bêdê wstrêtnie z³oœliwy i dodam: JakHitler przed 1933. Przecie¿ wiadomo, ¿enieduchowe wartoœci, dobry wózek,w³asny domek z tymi wszystkimi elektrogerecikamiw œrodku, szczêœnieuprawiane od lat cudu gospodarczegow zachodnich Niemczech, porywaj¹ dodziœ dusze obywateli by³ej NRD; renciœcitylko donaszaj¹ pieszo stare ciuchy.”Józio zdj¹³ marynarkê model lat 70.i powiesi³ na krzeœle. „Na koniec Polakpowiada, ¿e on jest clochard – jakBaudelaire! Dla Niemca jest to bodajbardziej niesmaczne ni¿ wybryki antysemickie.Raz ¿e Polak nieskromny, dwa¿e pomylony, bo jak mo¿na czciæ, przy<strong>jednym</strong> o³tarzu, mieszczañskiego kanclerzaoraz przeklêtych poetów papie¿a?!A¿ tu nastêpnego dnia po tej opisanejze swad¹ perygrynacji samowtór, w saliobrad niemiecki pisarz natyka siê nakartkê z wierszem polskiego ´pomylonego´poety wraz z przek³adem nazu Heine gibt, aber das wird der Deutscheerst später erfahren. ´Kein Deutscher sprichtdas Wort Jude aus´ - du hast diesen Satz vonMarek Hlasko in einem deiner Essays zitiert –die Juden stehen in Deutschland untermSchutz, wie sie einst vogelfrei waren, es istverständlich. Es ist nicht möglich in derÖffentlichkeit Witze über Juden zu erzählen.Im Fernsehen absolut verboten. Und bei unsunterhalten sich zwei bekannte Schauspielerals Goldberg und Rappaport im Kabarett´Dudek´ (dt. Wiedehopf) in der charakteristischenPhonetik und Grammatik der polnischenJuden und das Publikum lacht.Natürlich sind wir für die DeutschenAntisemiten. Sie sind seit dem Holocausthingegen keine – abgesehen von demHalbstarken, die Hakenkreuze auf den jüdischenFriedhöfen schmieren. Das Limit wurdeüberschritten. ´Heine jüdisch, Hölderlin nichtjüdisch, Novalis nicht jüdisch´ – sagt der Pole.Was soll das?! Der deutsche Schriftsteller istempört, wie auch sein Vorsitzender HermannKant empört gewesen wäre: Heine ist eingroßer jüdisch-deutscher Dichter – wie auchLyon Feuchtwanger, Stefan Zweig undArnold Zweig, erwidert er. ´Arnold ZweigKommunist´ - erwidert der Pole, wobei derOstdeutsche nichts mehr sagt. Dann geniertden Schriftsteller die Hochachtung des Poetendem Kanzler Kohl gegenüber und dass derjunge Kollege materielle Werte wie Mercedesund gute Kleidung zu schätzen pflegt.“ Hierlachte Sepp höhnisch. „An dieser Stelle verrätder Erzähler seine politische Einstellung, diegar nicht typisch für die ostdeutscheGesellschaft unmittelbar nach der deutschenVereinigung ist. Kohl war überaus beliebt, ergab jedem 100 DM und die Hoffnung aufbaldigen Wohlstand. Ich werde jetzt ekelhaftund gnadenlos boshaft sein und sage: WieHitler vor 1933. Es ist doch offensichtlich, dassdie Bürger der ehemaligen DDR nach dennichtgeistigen Werte, die in der BRD seit den50gen Jahren zu einem Alltag wurden, einenguten Wagen, eigenes Häuschen mit demallen Elektrogerätchen drin, unermüdlichstreben, nur die Rentner laufen in ihrer altenKleidung zu Fuß herum.“Sepp hängte seinen Sakko aus der 70genJahren an die Stuhllehne. „Zum Schluss sagt60


piêkny Goethego jezyk. Piêkne. Mocne.Chwytaj¹ce za serce. Czyli, ¿e co bra³ zag³upstwo, to wziê³o siê z ubóstwajêzykowego, z kalectwa komunikacjimiêdzy nim a Polakiem. Tu nastêpujestale i uporczywie powtarzaj¹cy siê w literaturzeniemieckiej, co najmniej odHerdera, gest wielkodusznoœci „lepszego”Europejczyka wobec „gorszego”,no, powiedzmy wobec „s³abszego”.Niemiec wnosi do planu obrad polskich iniemieckich pisarzy, aby Polak swójwiersz przeczyta³ po polsku, on samprzeczyta po niemiecku. Polski poetawyg³asza ma³y speach w swoim jêzykui staje siê oczywiste, ¿e nie jest ¿adnym´pomylonym´, jest Artyst¹. Pisarzowinasuwa siê szereg nazwisk poetyckichkrewnych Polaka, ponad granicamijêzyków i narodów: Villain, Mühsam,Trakl, Borchert, Greßman, Wysocki,Jesienin... Dlaczego t³umacz pozostawi³nazwiska obu Rosjan w niemieckiejpisowni ´Wissotzky, Jessenin´? – chybaprzez nieuwagê... wiêc dalej Bellman,Jack London (?), Edgar Allan Poe (??),Grabbe, Lenau, Baudelaire. A wiêci Baudelaire! Ju¿ nie gorszy siê pisarznieskromnoœci¹ poety. Sk¹din¹d jegomiêdzynarodowa lista jest równie przypadkowa,co wczeœniej wy³o¿onaniemiecka lista jego bohatera. Czy to jestprzez autora ´Pob³¹dzenia´ zamierzone?Tak czy siak Niemiec przyzna³ siê dob³êdu, doceni³ Polaka. Uzna³. Za to spotykago nagroda: gest wdziêcznoœci zestrony m³odej polskiej t³umaczki Joli.Tyle od strony narratora, teraz weŸmyod strony bohatera. Der arme Pole jesttowarzyski. Eine slawische Seele. Czy by³wypity, o tym autor opowiadania niewspomina. Nie wiemy, czy ów Wojciechwidzi swego starszego kolegê zza Odryjako Niemca w ogóle czy te¿ w szczególejako Niemca z by³ej NRD, mo¿e jest todla niego bez znaczenia, wówczas tymbardziej zas³uguje on na sympatiê.Zagaduje niemieckiego starszego kolegê,chce siê zbli¿yæ, skolegowaæ, okazaæder Pole, dass er ein clochard sei – wieBaudelaire! Dem Deutschen erscheint dieseOffenbarung noch viel schlimmer zu sein, alsdie antisemitischen Auftritte. Erstens ist derPole eitel, zweitens offensichtlich nicht beimTrost; wie kann man am einen Altar einenPapst der verdammten Dichter und einenbürgerlichen Kanzler verehren?!Am nächsten Tag nach der Peregrinationzu zweit aber kam dem deutschen Schriftstellerein Gedicht des polnischen ´verirrten´Dichters in die Hand. Neben dem Originalgab es die Übertragung in die Sprache vonGoethe und Schiller. Schön. Wirkungsvoll.Das Herz ergreifend. D.h. das, was derDeutsche für Blödsinn gehalten hatte, resultierteaus dem Mangel der Sprache, aus derInvalidität der Kommunikation zwischen ihmund dem Polen. Hier folgt, in der deutschenLiteratur mindestens von Herder bekannt, die´Geste der Großzügigkeit´ des ´besseren´Europäer für den ´schlechteren´ Europäer,sagen wir besser´ - den ´schwächeren´. Derdeutsche Schriftsteller stellt im Konferenzsaalden Antrag, dass der polnische Dichter seinGedicht vorliest, er selbst wird die deutscheÜbersetzung vorlesen. Der Pole spricht inseiner Sprache einen Autorkommentar und eswird offensichtlich, dass er kein ´Verirrter´ ist,er ist ein Künstler. Der Deutsche hört zu undihm kommen die Namen von anderen Dichterin den Sinn, die seelische Verwandten vomPolen sein könnten, abgesehen von Sprachenund Nationalitäten: Villain, Mühsam, Trakl,Borchert, Greßman, Wissotzky, Jessenin…Warum in der polnischen Übertragung stehendie zwei russischen Namen in der deutschenSchreibweise und nicht ´Wysocki, Jesienin´?Wohl durch Versehen des Übersetzers… weiterhaben wir: Bellman, Jack London (?), EdgarAllan Poe (??), Grabbe, Lenau, Baudelaire.Also Baudelaire auch! Die angebliche Unbescheidenheitdes Poeten ärgert denSchriftsteller nicht mehr. Am Rande gesagt,seine internationale Liste ist genauso zufällig,wie die früher zusammengestellte Liste seines<strong>Pro</strong>tagonisten. Ist das Absicht des Autors der´Verirrung´? So oder anders gibt der Deutschezu, dass er den Polen falsch einschätzte. Jetzterteilt er ihm die Annerkennung. Und dafürkriegt er einen Preis: die junge polnischeNA GRANICY61


serdecznoœæ. Wie i rozumie, ze Niemcy,choæ 50 lat minê³o, maj¹ wyrzuty sumieniaza te 6 milionów, co posz³o do ziemiczy z dymem, wiêc chce zrobiæ Niemcowiprzyjemnoœæ, ¿e proszê, o wojniei okupacji ani s³owa, ale sk¹d. Czy Polakbierze pod uwagê, ¿e te dziejowe sprawyinaczej uk³ada³y siê – czy uk³adano je– w g³owach Niemców zachodnichi inaczej wschodnich przez 40 lat historiiobu pañstw niemieckich, nie wiadomo.W ka¿dym razie intencja Polaka jest takaoto: My tu znamy i cenimy kulturêniemieck¹, oto ca³a litania waszychnazwisk luminarskich! A i materialn¹kulturê cenimy te¿, i owszem: Goethe´Ooh!´, ale i Kohl ´dobrze´. Polski poetademonstruje niemieckiemu pisarzowi, ¿eprzede wszystkim duch, duch siê liczy.W naszej polskiej tradycji duch, duchawzloty, literatura i sztuka, nie czyny rêkii nogi. Nie Wirtschaft, die Ökonomie,Handel und Industrie, lecz Kunst,Literatur und Philosophie. Die deutschePhilosophie byæ mo¿e szczególnie:Hegel, Immanuel Kant, Schopenhauer.Die deutsche Wirtschaft owszem te¿ cenimymy bardzo, sami nie umiemy, nieumieliœmy, nie mieliœmy okolicznoœcisprzyjaj¹cych, by siê naumieæ, wreszcieju¿ taki nasz cholerny charakter. Dalej:Ten ¯yd, tamten nie ¯yd. Dla Polaka tonie jest antysemityzm, to jest normalnestwierdzenie faktu. No, mo¿e ca³kiemnormalne to nie, diabe³ jakiœ siedziw tym... Polski diabe³ Rokita, wiejskiprzyg³up z ludowych bajd. Wobecniemieckiego Mefista, Ksiêcia Ciemnoœciz powieœci Tomasza Manna. Czym by³¯yd dla Niemca w czasach Hitlera, towiemy, dlatego po Hitlerze sta³ siê czymœw rodzaju œwiêtej krowy. ´Der dreckigeItzhak wurde zum weisen Nathan´ –powiedzia³ ´¿ydowsko-niemiecki´ pisarzSeligmann w telewizji RTL.”Szykowa³em siê do interwencjiw temat, mam to przerobione w ksi¹¿cenapisanej na niemieckie zamówienie,Józio jednak szczêœliwie od ogó³u wróci³Übersetzerin Jola erweist dem Deutschen eineGeste der Dankbarkeit.Soviel seitens des Erzählers, jetzt betrachtenwir die Dinge seitens seines Helds. Derarme Poet ist gesellig. Eine slawische Seele.Ob er angetrunken war, erwähnt derErzählungsautor mit keinem Ton. Wir wissennicht, ob dieser Wojciech seinen älterenKollegen aus Deutschland als einen Deutschenin genere empfindet, oder speziell alseinen Deutschen aus der ehemaligen DDR, eskann für ihn auch überhaupt keine Frage sein,desto mehr mögen wir ihn. Er spricht dendeutschen Kollegen an, sucht Annäherung,Kameradschaft, will seine Sympathie ausstrahlen.Er weiß und versteht, dass dieDeutschen wegen die 6 Millionen, die in dieErde oder in die Luft gegangen sind, nochnach 50 Jahren Gewissenbisse empfindenkönnen, er will also für den Deutschen freundlichsein, bitte sehr, kein Wort über Kriegund Okkupation. Ob der Pole es in Betrachtzieht, dass sich diese Dinge über die vergangenen40 Jahre der Geschichte im Bewusstseindes Deutschen im Westen und im Ostenanders gestalteten – oder gestaltet wurden –das wissen wir nicht. Auf jeden Fall will dePole folgendes zeigen: Wir kennen undschätzen die deutsche Kultur, ecce die Listeeuer großen Namen! Und die materielleDinge schätzen wir ebenso: Goethe ´Ooh!,aber auch Kohl ´gut´. Der Pole will vor dendeutschen Kollegen demonstrieren, dass inder polnischen Tradition vor allem der Geist,die geistige Werte zählen. Literatur und Kunstund nicht die Taten der Hände und der Beine.Nicht Wirtschaft, Ökonomie, Handel undIndustrie, sondern Kunst, Literatur undPhilosophie. Die deutsche Philosophie vielleichtbesonders: Hegel, Immanuel Kant,Schopenhauer. Die deutsche Wirtschaftschätzen wir auch sehr, selber können wir esnicht, konnten nicht, hatten wir historische<strong>Pro</strong>bleme uns das beizubringen, sonst istdaran unser schlechter Charakter schuld.Weiter: Dieser ist Jude, jener ist kein Jude. Daszu sagen ist für den Polen kein Antisemitismus,es ist bloß eine normale Tatsachenfeststellung.Na, ganz normale vielleichtnicht, irgendein Teufel steckt darin. Der TeufelRokita, ein Bauerntrottel aus den polnischen62


do szczegó³u. „Czy bohater opowiadania´Pob³¹dzenie´ odczuwa wdziêcznoœæwobec narratora, tego nie wiemy.Wdziêczna w jego imieniu i wszystkichPolaków jest t³umaczka Jola. ¯yjew Niemczech, zna te ska³y. Mi³o j¹zaskoczy³o, ¿e znalaz³ siê Niemiecsprawiedliwy, co poj¹³ Polaka. Niemieckiintelektualista poj¹³ polski sui generis,zawstydzi³ siê swojej ignorancji i arogancjiniemieckiej, zdj¹³ przed Polakiemczapkê. S³ucha z uwag¹ jego polskichs³ów autokomentarza, przez Jolê naniemiecki t³umaczonych.´Da³ mi nauczkê, poeta z Mieszkowic´- koñczy Till Sailer swoje opowiadanie.Poeta z Nag³owic! Rzecz na wagê z³ota!Wbrew tradycji niewiedzy, bo co wie tenniemiecki klerk o Polsce? O jej historiii wspó³czesnoœci? Mickiewicz i ´Walensa´.I potrafi powiedziec po polsku tylkojedno jedyne slowo: ´tak´. No dobrze´tak´, ni¿by ´nie´!”Józio, stwierdziwszy, ¿e wypi³ ju¿swoj¹ herbatê, poczyna poiæ siê z mojejszklanki. Jest podniecony, uszy mu siêzaczerwieni³y. „I teraz s³uchaj. Ale mimoale. Z tych dwóch interpretacji, z tejniemieckiej tezy i polskiej antytezywychodzi synteza: polsko-niemieckieporozumienie, no mo¿e nie zarazporozumienie, ale skomunikowanie siêdwóch twórców i dwóch literatur, dwóchtradycji kultury europejskiej... podkreœlam:europejskiej, do której nale¿y i Amerykaz Londonem i Rosja z Wysockim.I ¿e tak powiem ponad pokoleniami, zwa-¿ywszy obu twórcow ró¿nice wieku.”Popiwszy ze szklanki Józio referujejak na seminarium magisterskim u profesorStefanii Skwarczyñskiej przed laty:„Tytu³ opowiadania jest ´Pob³¹dzenie´.To ma cztery szeregowo po³¹czoneznaczenia. Dwaj koledzy po piórze, jaksiê dawniej mówilo, zatopieni w osobliwejrozmowie polsko-niemieckiej nanazwiska i piêæ s³ówek niemieckich orazjedno polskie b³¹dz¹ po granicznym polskimmieœcie S³ubice, w istocie do 1945Volksliedern. Der deutsche Teufel hingegenheißt Mefisto, er ist bei Tomas Mann meisterhaftvorgestellt. Was für den Deutschen in derHitlerzeit ein Jude war, wissen wir, deswegenwurde er danach zur heiligen Kuh. ´Derdreckige Itzhak wurde zum weisen Nathan´,sagte der ´jüdisch-deutscher´ SchriftstellerSeligmann im RTL-Fernsehen.“Es drängte mich etwas dazu sagen, ichhabe das Thema im meinem Buch, das ich vorJahren im deutschen Auftrag verfasste,gründlich behandelt, Sepp aber kehrte glücklicherWeise vom Allgemeinem ins Ausführlichezurück. „Ob der Held der ErzählungDankbarkeit für den Autor empfindet, wissenwir nicht. Es ist ihm im eigenen Namen undim Namen allen Polen die Übersetzerin Joladankbar. Sie ist nett überrascht, einen gerechtenDeutschen zu erfahren, der einen Polenverstand. Ein Deutscher hat die polnischeSeele begriffen, er schämt sich seiner Ignoranzund Arroganz wegen, er sagte zu dem Polen:chappeau baux! Er hört in seiner Spracheaufmerksam, in deutscher Übertragung, wasder Pole zu sagen in seiner Muttersprache hat.´Er hatte mir eine Lektion erteilt, derDichter aus Mieszkowice´ - so endet Till Sailerseine Erzählung. Der Dichter aus Naglowice!Die Sache ist Gold wert! Gegen die Traditiondes deutschen Unwissens zum Thema Polen,denn was weiß schließlich der deutscheIntelektuelle über Polen? Über polnischeGeschichte und Gegenwart? Mickiewicz und´Walensa´. Er kennt ein einziges Wort aufPolnisch: ´tak´ - ´ja´. Na, Gott sei dank, dass´ja´ und nicht wieder ´nein´!Sepp merkte, dass er schon seinen Teegänzlich ausgetrunken hat, er griff zu meinemGlas. Er ist erregt, sein Gesicht ist rot geworden.„Und jetzt hör zu. Aber und kein aber.Von den zwei Interpretationen, aus der deutscherThese und der polnischen Antithese,entsteht eine Synthese. Die deutsch-polnischeVerständigung – na, vielleicht nicht gleichdas, aber auf jeden Fall ein Kommunikationsaktzwischen zwei Künstlern zweierLiteraturen, die beide zur einen und zwareuropäischen Kulturtradition gehören… ichunterstreiche: europäischen, zu der auchAmerika mit London und Russland mitWysocki gehören. Und – ich darf es wohlNA GRANICY63


oku i dziœ na nowo przecie¿ dzielnicyniemieckiego Frankfurt/Oder, niczym popolach Tartaru, szukaj¹ hotelu. Drugie,to ¿e Niemiec uwa¿a Polaka za´zab³¹kanego´, ´pob³¹dzonego´, ale pobli¿szym poznaniu stwierdza, ¿e sam´pob³¹dzil´, pomyli³ siê co do Polaka.Trzecie, ¿e Polak w istocie jest ´pob³¹dzony´,w sensie egzystencjalno-filozoficznym,i jest to jego, Polaka, genrew³aœnie! Niemiec pod³¹cza go do miêdzynarodowegoaeoropagu ´mrocznychpoetów´ z Baudelairem jako jego portalemi puent¹!” Józio bierze z biurka<strong>numer</strong> czasopisma, czyta:Pójdê wszêdzie tam,gdzie nie ma tego œwiata,bo tego œwiata jest mi za du¿o.Pójdê drog¹,która nazywa siê pob³¹dzeniem.Zawsze szuka³em takiego kraju,w którym by³bym usprawiedliwiony,obecny.I taki kraj istnieje; le¿y na szerokoœciMlecznej drogi.Swoj¹ drog¹ niemieckie t³umaczeniepodoba mi siê bardziej ni¿ orygina³” –stêkn¹³ Józio odk³adajac czasopismo.„Czwarte znaczenie tytu³u odnosi siêmo¿e tak jakby do narodów obu in toto.Niemców rozs¹dkowych i Polaków dusznych.Jak kto woli, to Polaków niezdroworozs¹dkowychi Niemców bezdusznych,haha. B³¹dziæ mo¿na, lecz odnaleŸætrzeba umieæ drogê. Drogê do Drugiego –cz³owieka, narodu... Mo¿na. Taka jestzwana wymowa tego opowiadania niemieckiegopisarza chyba. Wschodnioniemieckiegointelektualisty, który mówiszczerze. Dzisiaj. I wzi¹l Sailer ów tytu³z wiersza polskiego wspó³czesnego poety:´droga, któora nazywa siê pob³¹dzeniem´.Bardzo zrêczna robota literacka!”.Józio szczerze promienieje, ale reflektujesiê po chwili i puszcza do mnie oko.„Gut gedichtet, nicht?” Taki ju¿ jest Józio.sagen – über die Generationen, wegen desAltersunterschieds der beiden Dichter.“Sepp nimmt einen Schluck Tee aus meinemGlas und begann zu referieren, wie imMagisterseminar vor Jahren bei <strong>Pro</strong>fessorStefania Skwarczyñska: „Die Erzählung ist´Verrirung´ betitelt. Dieses hat vier zusammengefügteBedeutungen. Zwei Künstlerkollegenwandern verirrt über die StadtS³ubice, die bis 1945 und allerdings heutewieder ein Teil von Frankfurt/Oder ist, wanderndie Oder entlang, in einem Gespräch mitNamen, fünf deutsche und ein polnischesWort, versunken, wie zwei Seelen am mythischenFluss Styx, sie suchen ihr Hotel. Diezweite Bedeutung: Der Deutsche hält denPolen für einen ´nicht gerade irres´, aber doch´verirrtes´ Subjekt. Doch dann kommt erdazu, dass er sich selbst ´verirrt´ hat, er hatsich geirrt, den Polen betreffend. Das Dritte:der Pole sei tatsächlich ´verrirt´ - in demphilosophisch tieferen Sinne – und das istseine, eines Polen, Art! Der Deutsche bindetihn an den Areopag von den ´dunklenDichter´ der Weltliteraturgeschichte, mitCharles Baudelaire als Omega und Alfa!“Sepp nimmt von meinem Schreibtisch das´<strong>Pro</strong>-<strong>Libris</strong>´-Heft und liest vor:Ich gehe dorthin,Wo es diese Welt nicht gibt,Denn diese Welt, sie ist mir über.Ich gehe einen Weg,der Verirrung heißt.Immer suchte ich ein Land,in dem ich entschuldigt wäreund gegenwärtig.Ein solches Land gibt es; es liegtauf der Milchstraße.Ehrlich gesagt, die deutsche Übertragunggefällt mir besser als das Original“ – stöhnteSepp. Er legte die Zeitschrift ab. „Die vierteBedeutung des Erzählungstitels bezieht sichmöglicherweise auf beide Nationen in toto.An die Deutschen mit ihrem gesundenVerstand und an die seelischen Polen. Wenman will, an die Polen mit ihrem ungesundenVerstand und an die seelenlosen Deutschen,haha.64


„Czekaj, czekaj, jeszcze pozosta³akwestia tej dedykacji czy podtytu³uopowiadania: ´Wojciechowi IzaakowiStrugale´. Owo drugie imiê tego poetypolskiego ´pob³¹dzonego´ tu siê eksponujei wyostrza ono konotacje ¿ydowskie,w sensie niemiecko-polsko-¿ydowskiew tym utworze niemiecko-polskimniemieckiego pisarza, który pob³¹dzi³, alesiê znaleŸæ umia³. O ¯ydach w niemieckiejliteraturze to ju¿ by³a mowa, to jestmoment jeden. Drugi: Ciekawostkajêzykowa, Niemiec wyra¿a siê – dodrugiego Niemca – o polskim poecie:´Meschugge´. To jest s³owo w jidysz naokreœlenie krêtacza, mêtniaka, omamiacza,oszusta, on wariata struga, z kogoœzrobiæ chce. Nie? Znane we wszystkichjêzykach europejskich czy œwiatowych,bo ¯ydzi byli wszêdzie. W polskimjêzyku literackim mówi siê i pisze ´miszuge´.Ostatnio s³ysza³em to s³owow kinie, film ´Z³oto dezerterów´, w którymkapitalne postacie polskich ¯ydów. ¯ebyby³o œmieszniej jednego przebiera re¿yserza ksiêcia, drugiego za ksiêdza. ByNiemców wywieœæ w pole, hahaha.Dlaczego ´Meschugge´ t³umacz prze³o¿y³na ´szurniêty´? Te¿ dobrze, ale ¯ydazgubi³. Obawiam siê, ¿e nadpali³ enerdowskiemupisarzowi jego koncept.Opowiadanie zadedykowane jest: ´FürWojciech Izaak Strugala´. Zgoda,Wojciech Struga³a jest Izaak, tak podpisanyjest jego tomik z 1988, z któregopochodzi wy¿ej cytowany fragmentwiersza. Jednak ca³a ta konotacja¿ydowska przy temacie niemiecko-polskimu niemieckiego pisarza wydaje misiê nieco œliska. To sa sprawy cienkie, dlaNiepolaków nierozbieralne, ale mo¿e jajestem wyczulony. Mnie siê wydaje,a nawet jestem pewny, jak by powiedzialprezydent Wa³êsa, nie Walensa, ¿e nie matematu niemiecko-polsko-¿ydowskiego.Tu nie ma tematu dla trzech, jest tematdla dwóch. Jest temat niemiecko-¿ydowski osobny i jest temat polsko-¿ydowski drugi osobny. Ró¿ne s¹ to dwaVerirren kann man sich, man muss aberden Weg wieder finden können. Den Weg zudem Anderen – anderen Menschen, anderenVolk… Man kann. Das sei die Botschaft dieserErzählung, meine ich. Es könnte sein. EinerErzählung von einem deutschen Schriftsteller.Von einem Ostdeutschen – der ehrlich undwahrhaftig ist. Heute. Den Titel hat Sailer ausdem Gedicht von Struga³a genommen: ´derWeg, der Verirrung heißt´. Sehr gute literarischeArbeit!“Sepp strahlt von Zufriedenheit, ermahntsich aber schnell und zwinkert mir mit demAuge zu. „Gut gedichtet, nicht?“ – sagt er aufDeutsch. So eben ist Seep.„Warte, warte mal, es bleibt noch dieWidmung oder Untertitel ´Für Wojciech IzaakStrugala´ zu erläutern. Dieser zweite Namevon dem polnischen ´verirrten´ Dichterkommt hier, in dem deutsch-polnischen Textdes deutschen Schriftstellers, der sich ´verirrt´hat, den Weg aber finden konnte, stark zumAusdruck. Dadurch werden jüdischeKonotationen, im Sinne ´deutsch-polnischjüdische´,aktiv. Über die Juden in derdeutschen Literatur war schon die Rede, es istdas Eine. Das Zweite: Der deutscheSchriftsteller sagt zu einem deutschenKollegen über den polnischen Poeten:Meschugge. Das ist ein jiddisches Wort, daseinen Schwindler, Lügner, Rabulist, Gaunerbezeichnet, er spielt den Dummen und machtden anderen zum Narren. Nicht? DasWörtchen allen Sprachen in Europa und inder Welt bekannt, weil die Juden überallwaren. Im Polnischen spricht und schreibtman ´miszuge´. Neulich habe ich es im Kinogehört, im Filmkomödie ´Das Gold derDeserteure´. Es gibt dort zwei meisterhaftkonstruierte Figuren von Juden, die derRegisseur einen Herzog und einen katholischenPfarrer spielen lässt – um die Sache hochwitzig zu machen. Die beide machen dieDeutschen zu Narren, hahaha. Warum machteder polnische Übersetzer ´ szurniêty´, d.h.´bescheuert´ aus Meschugge´? Es kann soauch sein, ich fürchte aber, dass dadurch dieAutorabsicht beschädigt wird. Die Erzählungist mit der Widmung versehen: ´Für WojciechIzaak Strugala´. Es stimmt, der Wojciech istein Izaak, so wird sein Gedichtbändchen vonNA GRANICY65


tematy. Jak polsko-niemiecki – czyniemiecko-polski jeden jest, na dwiestrony ale... No, jak jest?”Józio zawiesi³ swój speach i wgapi³ siêwe mnie triumfalnie a wyczekuj¹co.„Wiesz co, napisz ty coœ o tym ´Pob³¹dzeniu´,w esej jakiœ wpleæ w¹tek.Z dedykacj¹: Tillowi WojciechowiSailerowi. Hahaha. Mo¿esz wykorzystaæ,com nabredzi³ tutaj, dajê ci copyright,haha.”Druh m³odoœci z miasta £odzi wypi³ju¿ ca³¹ moj¹ herbatê. „Zrobiæ ci drug¹szklenicê?”. „Nie, stary, ju¿ uciekaæmuszê, jechaæ bêdê do hotelu z godzinê...”.„Ale¿ Józiu, ja ciê odwiozêrenaultem.” „No jak tak, to daj mi piwa.Jak masz.”Da³em mu cztery butelki z lodówki.Bêdzie wstawa³ w nocy sikaæ, zamiast¿ebym ja.Berlin, w czerwcu <strong>20</strong>071988 unterschrieben, aus ihm stammen dieoben angegebenen Verse. Die jüdischeKonotation aber in der deutsch-polnischenErzählung eines deutschen Schriftstellershalte ich für etwas riskant. Wir sind auf sehrzerbrechlichem Eis hier, es sind Dinge, die fürNichtpolen nicht verständlich sind, abervielleicht bin ich überempfindlich. Es scheintmir und bin ich sogar sicher, wie es derPräsident Wa³êsa (und nicht Walensa) sagenwürde, dass es kein deutsch-polnisch-jüdischesThema gibt. Es gibt hier kein Thema fürdrei Gesprächspartner, sondern immer fürzwei. Es gibt das deutsch-jüdische Thema undes gibt das polnisch-jüdische. Sie unterscheidensich voneinander. Anders ist mit demdeutsch-polnischen, dem polnisch-deutschemThema – es ist ein und dasselbe, nur zweiseitig…Oder wie meinst du?“Sepp unterbrach seine speach und glotztemich in Triumph und Erwartung. ´Weiß duwas, schreib du etwas zu der ´Verirrung´, inein Essay eingeflochtet oder so. Mit einerWidmung: ´Für Till Wojciech Sailer´. Hahaha.Du kannst das verwenden, was ich hiergeschwätzt habe, hast mein copyright dafür,haha.“Der Jugendgefährte aus Lodz trank schonmeinen ganzen Tee aus. „Möchtest Du nochein Glas?“ „Nein, Alter, ich muss schon weg,ich werde ´ne Stunde ins Hotel fahren…“„Aber Sepp, ich fahre dich mit dem Renault.“„Na, wenn so ist, dann gib mir noch Bier. Fallsdu ein hast.“Ich gab ihm vier Flaschen aus demKühlschrank. Er wird in der Nacht hochmüssen und nicht ich.Berlin, im Juni <strong>20</strong>07Übertragung vom Autor66


Romuald SzuraStefan S³ocki (1913-1990) w latach 30. studiowa³ grafikê w Akademii Sztuk Piêknych w Krakowiei we Lwowie. Jako repatriant w 1945 r. osiedli³ siê w Zielonej Górze. Znany by³ w regionie lubuskimjako aktywny twórca – grafik, malarz, rzeŸbiarz. Stale poszukiwa³ nowych rozwi¹zañ formalnychi tematycznych. W ostatnich latach jego kompozycje graficzne inspirowa³a muzyka. Równie¿w malarstwie stara³ siê pokazaæ „muzykê dla oczu”. Mia³ wiele wystaw indywidualnych w krajui kilka za granic¹. W œrodowisku lubuskim by³ cenionym i lubianym twórc¹, tak¿e wœród zwyk³ychmi³oœników kultury. Poni¿ej publikujemy wiersze inspirowane jego twórczoœci¹.VivaldiStefanowi S³ockiemu – nestorowi lubuskich malarzyi przyjacielowi poetów, który malowa³ muzykê – strofy te poœwiêcamSignor Antonio w okno Mistrza pukasmykiem g³adzi szyby zakurzone zmierzchemi czterdzieœci oper nagle z nieba sp³ywaosiemdziesi¹t sonat wciska siê szczelin¹i wnet róg koncertów nad palet¹ kr¹¿y...Wsta³ Mistrz od sto³u pêdzel chwyci³ z³otyi z³ota muzyka rozb³ys³a na p³ótniei pejza¿ siê otwar³ trzeci¹ por¹ rokuZaœpiewa³y skrzypce flety mandolinyto allegro – andante – allegro mój MistrzuJu¿ spokój jesienny liœæmi z drzew nas witai p³ynie wartk¹ rzek¹ plastyczna rytmika67


Romuald SzuraMalarz w plenerzeBo czym jest barwa? Pobudzeniem zmys³ów?Oliwkowym wzgórzem naszych pragnieñ mêskich...A czym rapsodia b³êkitna na wietrze?W cienistych zakolach niespe³nionym szczêœciem?Br¹zowe i ¿ó³te czerwone i z³ote s¹ liœciegdy fugê d-moll Jana Sebastiana graj¹a potem ju¿ gwiazdy b³yszcz¹ uroczyœcieWiêc czym jest barwa? Muzyk¹ dla oczu?Lutni¹ dla strudzonych od pieców przyby³ych?Koncertem œwierszczy nad rzek¹ umar³¹czy pieœni¹ nadziei zmêczonych lecz ¿ywych?RapsodiaChcia³bym malowaæ muzykêten idealny ³ad œwiataakord gamy i rytmys³oñce które przygniataKszta³tuje glinê tej ziemipêkat¹ tward¹ i gniewn¹z niej powstaj¹ obrazy – rzeŸbyjak s³owik œpiewneUparcie malujê organy –wysoki ton moich myœlidotykam staro¿ytnoœcijak kwiatu wiœni68


Romuald Szura***Malujê moje czasy –têczowy ³uk przemys³ukonstrukcje jak piszcza³kiboskich organów BachaW pejza¿u ods³oniêtymKszta³tem wspieraj¹ nieboI œwiat³o odbijaj¹Na srebrnej klawiaturzeTuroszów jak katedraPortretNa morzu wodorostówwidmowa ³ódŸ kotwiczyNad morzem wodorostówkrzyknê³a mewarun¹³ spróchnia³y masztna dno rozpaczyspadaj¹ rybyFale rozbijaj¹uwiêziony l¹dzamkniêty w portreciepatrzy stary cz³owiek69


Cottbus, 22.08.<strong>20</strong>07Cottbuser Festivalpräsenzin SarajevoDas FilmFestival Cottbus präsentiert sich erstmals auf dem Sarajevo Filmfestival, einem dergröß Filmevents auf dem Balkan. Der 13. Jahrgang des internationalen Festivals in derHauptstadt von Bosnien-Herzegowina findet vom 17. bis 25 August statt und ist Treffpunkt derFilmbranche aus Ost und West.Der Cottbuser Direktor Roland Rust Folgt einer Einladung des Festivals und ist vom 22. bis25 August zu Gast, im Gepäck TOMORROW MORNING I SUTRA UJUTRO, denHauptpreisträger des 16. FilmFestival Cottbus. Die Vorführung der serbisch-montenegrinischenKoproduktion findet am 24 August um 16 Uhr im Nationaltheater in Anwesenheit desRegisseurs Oleg Novkovic statt.Präsent ist das Cottbuser Festival ebenso beim Filmmarkt CineLink in Sarajevo. Deretablierte Treff für <strong>Pro</strong>jektenwicklungen und Koproduktionen findet vom 22. bis 25. August parallelzum Festival statt. Im Rahmen von CineLink lädt das Cottbuser Festival gemeinsam mitdem filmwirtschaftlichen Forum Connecting Cottbus sowie Medienboard Berlin-Brandenburgund Mitteldeutsche Medienförderung am 24.August <strong>20</strong>07 Vertreter der Film- undMedienbranche zu einem Empfang. Festivaldirektor Roland Rust weist auf den Fokus des 17.Cottbuser Festivals (6-10.11.<strong>20</strong>07) hin, der sich unter dem Titel „after YU“ dem Filmschaffender Nachfolgestaaten des früheren Jugoslawien sowie deren Adria-Anrainern widmen wird. Das<strong>Pro</strong>gramm entsteht in Kooperation mit dem Sarajevo Filmfestivalsowie dem TriesteFilmfestival.70


Cottbus (Chociebu¿), 22.08.<strong>20</strong>07Prezentacja chociebuskiego festiwaluw SarajewieFilmFestival Cottbus po raz pierwszy prezentuje siê na festiwalu filmowym w Sarajewie,jednej z najwiêkszych imprez filmowych na Ba³kanach. XIII edycja tego miêdzynarodowegofestiwalu w stolicy Boœni i Hercegowiny odbywa siê w dniach 17 do 25 sierpnia i jest miejscemspotkañ przedstawicieli bran¿y filmowej Wschodu i Zachodu. Dyrektor chociebuskiegofestiwalu Roland Rust skorzysta z zaproszenia i z³o¿y wizytê w Sarajewie w dniach22 do 25 sierpnia, przywo¿¹c w plecaku TOMORROW MORNING | SUTRA UJUTRO,zdobywcê g³ównej nagrody XVI FilmFestival Cottbus. Prezentacja tej koprodukcji serbskoczarnogórskiejodbêdzie siê 24 sierpnia o godzinie 16 w Teatrze Narodowym w obecnoœcire¿ysera Olega Novkovica.Chociebuski festiwal zaznaczy sw¹ obecnoœæ tak¿e na gie³dzie filmowej CineLinkw Sarajewie. Ta, maj¹ca ju¿ swoj¹ tradycjê, gie³da producentów i twórców filmowych odbêdziesiê w dniach 22-25 sierpnia, a wiêc równolegle z Festiwalem. W ramach CineLink,24 sierpnia, festiwal chociebuski wraz z Forum Connecting Cottbus, zajmuj¹cym siê przemys³emfilmowym, oraz platform¹ medialn¹ Medienboard Berlin-Brandenburg i fundacj¹Mitteldeutsche Medienförderung organizuje przyjêcie dla przedstawicieli bran¿y. Dyrektorfestiwalu, Roland Rust, zwraca uwagê, ¿e g³ównym tematem XVII festiwalu w Chociebu¿u(6-10.11.<strong>20</strong>07) bêdzie kryj¹ca siê pod kryptonimem „after YU” kinematografia pañstw by³ejJugos³awii i pañstw adriatyckich. <strong>Pro</strong>gram powstaje we wspó³pracy z festiwalem sarajewskimoraz z Festiwalem Filmowym Trieste.T³umaczenie Grzegorz KowalskiNA GRANICY71


PREZENTACJEIgor MyszkiewiczTrylobit Wschodu; absolwent zielonogórskiego Pañstwowego Liceum Sztuk Plastycznych, nastêpnie InstytutuSztuki i Kultury Plastycznej przy (wówczas jeszcze) WSP w Zielonej Górze; dyplom z litografii w pracowni prof.Stefana Ficnera.Obecnie plastyk w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, autor komiksów: „Grabarz”, „Sny Zwierz¹t”, „Raj”,„Czarownica”, „Okrêty”, „Zimowy Templariusz”, „Miasto Win”, „Psi Syn”, „Robactwo”, „Graal”. Wspó³za³o¿ycieli Wielki Mistrz, dzia³aj¹cej od 1997 r. GALERII TWÓRCÓW GALERA promuj¹cej m³ode œrodowisko artystyczne.Redaktor zinów TARTAK, AVE GALERA!, ANARION, PPZESTRÓJ; wspó³twórca grupy artystycznej KORPORA-CJA TRYLOBIT. Cz³onek Lubuskiej Zachêty Sztuk Piêknych. Wiceprezes Okrêgu Zielonogórskiego ZPAP.72Wybrane wystawy: 1996 SNY ZWIERZ¥T rysunek, Bachanalia Fantastyczne, Zielona Góra; 1997 PLUSULTRA malarstwo, ISiKP w Zielonej Górze; 1998 A NIECH TO WSZYSTKO SZLAG TRAFI collage, GALERIA STU-DENCKA GALERA, Zielona Góra; KAMIENNE ANIO£Y rysunek, Bachanalia Fantastyczne, Zielona Góra; 1999ODLOT malarstwo, GALERIA STUDENCKA GALERA, Zielona Góra; OPOWIEŒCI TUSZEM, komiks, rysunek, galeriaBohomaz przy BWA, Zielona Góra; MADE IN HEAVEN malarstwo, galeria Bohomaz przy BWA, Zielona Góra;SNY ZWIERZ¥T II rysunek, KOK, K³odzko; <strong>20</strong>00 ŒWIT BOHATERÓW – ZIELONOGÓRSKIE ŒRODOWISKOTWÓRCÓW KOMIKSU, Cafe Borgia, Zielona Góra; KANIBALIA collage, GALERIA TWÓRCÓW GALERA, ZielonaGóra; PIELGRZYMKA CESARSKA – LUBUSKI SZLAK OTTONA III rysunek, Muzeum Ziemi Lubuskiej, ZielonaGóra; <strong>20</strong>01 KAMIENNY SEN litografie, DK IMPRESJA, Polkowice; WIELKA NOC litografie, WiMBPim. C. Norwida, Zielona Góra; SALON JESIENNY, BWA, Zielona Góra; NOSICIELE WIOSE£, 50 WYSTAWAGALERY, GALERIA TWÓRCÓW GALERA; INSYGNIA collage, GALERIA TWÓRCÓW GALERA, Zielona Góra;<strong>20</strong>02 KANIBALIA II malarstwo, GALERIA TWÓRCÓW GALERA, Zielona Góra; ZMIERZCH rysunek, GALERIATWÓRCÓW GALERA, Zielona Góra; KAMIENIE WIN litografie, GALERIA TWÓRCÓW GALERA, Zielona Góra;<strong>20</strong>03 POKOLENIE, Salon Sztuki PRO ARTE, Zielona Góra; Galeria M³odych Gazety Antykwarycznej, Kraków;SALON JESIENNY, BWA, Zielona Góra; <strong>20</strong>04 KORPORACJA TRYLOBIT – WYSTAWA PIERWSZA, GaleriaSTARA WINIARNIA, Zielona Góra; RYSUNEK, Salon Sztuki PRO ARTE, Zielona Góra; <strong>20</strong>04, Zielona Góra;KORPORACJA TRYLOBIT – CEREMONIE, Ma³a Galeria, ¯ary; <strong>20</strong>05 KADRY KOMIKSU, klub 4 Ró¿e dlaLucienne, Zielona Góra; SETNA WYSTAWA GALERY, GALERIA TWÓRCÓW GALERA; KORPORACJA TRYLOBIT– KONKWISTA, Muzeum Archeologiczne, G³ogów; SALON JESIENNY, BWA, Zielona Góra; <strong>20</strong>06 KORPORACJATRYLOBIT - MORIAR, Galeria STARA WINIARNIA, Zielona Góra; DE POLEN KOMEN, GALERIE BIJ DE BEKEN,Ulft (Holandia); HET CONTRAST, Galerje ArtJan, Borne (Holandia); OCHRONA PRZED CH£ODEM I UPA£EM,rysunek satyryczny, wystawa pokonkursowa, KOKiS Zamek, Ko¿uchów; ARKA NOEGO, rysunek satyryczny, wystawapokonkursowa, OKO, Warszawa; SALON JESIENNY, BWA, Gorzów Wlkp.; WILCZE SNY, GALERIATWÓRCÓW GALERA, Zielona Góra; <strong>20</strong>07 KORPORACJA TRYLOBIT - MISTERIA, Klub Myœli Twórczej LAMUS,Gorzów Wlkp.; DROGA KAMIENIA, litografie, SDK, Szprotawa; BIENNALE MA£YCH FORM MALARSKICH,Toruñ; KOLEKCJA STAREJ WINIARNI, Galeria Arsena³, Poznañ; KOLEKCJA STAREJ WINIARNI, BWA, Konin.


Z cyklu Grotestyx, infografia, <strong>20</strong>05-<strong>20</strong>07


Galera, infografia, <strong>20</strong>07Canibalix Magnus, infografia, <strong>20</strong>05, fragment wystawy


Z cyklu Grotestyx, infografia, <strong>20</strong>05-<strong>20</strong>07


Z cyklu Ulro, rysunek, 1997


Igor MyszkiewiczO sobieNie lubiê doktryn, szczególnie artystycznych.S¹ jak w³asnorêczne wyd³ubywanie okaz czaszki; zarówno te dawne, akademickie,które odesz³y wraz z XIX wiekiem jak i tewspó³czesne, jeszcze bardziej rygorystycznei wojuj¹ce. Nie chcê przyjmowaæ ¿adnej. Chcêwidzieæ i wybieraæ.Wybieram wiêc. Siêgam w przesz³oœæ po rzeczydziœ ju¿ niemodne: ilustracyjnoœæ, fabu³ê, rzetelny,wrêcz rzemieœlniczy warsztat, zakurzonemitologie. Siêgam te¿ w przysz³oœæ po narzêdziawirtualne, now¹ technologiê i filozofiêkie³kuj¹c¹ w Sieci, now¹ metafizykê elektronicznychnarzêdzi. Choæ uprawiam wiele dyscyplinartystycznych, najwa¿niejsze dla mnie s¹ dwie:1. RysunekPracujê do bólu klasycznie – papier, tusz, rapidograf,rzadziej nowe, jednorazowe narzêdzia.Nie szukam tu nowatorstwa w zakresie kompozycjiczy tematu – oddajê raczej pok³on mistrzomdawnych wieków. Uwielbiam metafizykêsamego procesu rysowania, kiedy po kilku godzinachnieprzerwanej pracy prawie, ¿eprzenikam pod gêst¹ siatkê linii, kiedy rysowanaopowieœæ zdaje siê iœæ przeze mnie, ja jej niekomponujê, rejestrujê tylko nadchodz¹cez ciemnoœci gotowe ju¿ obrazy. Ich sens rozumiempóŸniej gdy praca jest ju¿ skoñczona,zamkniêta. Dopiero wtedy staj¹ siê dla mnieczytelne u¿yte w niej symbole. Opowieœæ rodzisiê sama, gdzieœ g³êboko gdzie dusza ³¹czy siêz krêgos³upem, na styku œwiadomego Ja, kajdanówkultury i tej czêœci nieznanej i niedostêpnej,prawdziwej, pod mask¹ nie ma ludzkiej twarzytylko byty jakieœ owadzie, gadzi ch³ód, si³ai prawda. Chyba o tym w³aœnie rysujê, o tejwyczuwalnej tu¿ pod skór¹/mask¹ obcoœci.Rysowanie jest dla mnie podró¿¹ konkwistadora,coraz g³êbiej we w³asn¹ ciemnoœæ, miêdzypotwory…2. InfografiaRozwój komputerowych technologii graficznychbardzo mnie fascynuje. Mam œwiadomoœæ, ¿ewraz z nadejœciem œwiatów wirtualnychstanêliœmy na progu zmiany jaka nie dokona³asiê w kulturze od czasów malarstwa jaskiniowego;próbujê wiêc znaleŸæ tu swoje miejsce.Moje infografie s¹ ascetyczne, œwiadomie utrzymanew ograniczonej gamie tekstur i kolorów.Opowieœæ, któr¹ w nich snujê, jest inna od fabu³realizacji rysunkowych czy malarskich, bardziejoszczêdna i syntetyczna. Staram siê tworzyæ tukompozycje hieratyczne, nawi¹zuj¹ce czêsto doregu³ antycznego fryzu. Tworzê nie analitycznelecz syntetyczne opisanie œwiata, osobist¹ kosmogoniêOtch³ani.W³aœnie, Otch³ani… Temat jak zawsze pojawi³siê sam, od razu w skoñczonej, w³aœciwejwybranemu narzêdziu formie. Otch³añ, alboczas/miejsce PO. Po ¿yciu, œmierci, czasie,przestrzeni… Otch³añ wype³niona zunifikowanymipostaciami ludzkimi (postludzkimi?) bêd¹cymipokarmem dla monstrualnych, zwierzêcychbytów. Granat wiecznej nocy, wapienna bielkoœci, czerwieñ aureoli wygas³ego s³oñca.Otch³añ…I humor. Groza Otch³ani/Œmierci jest zbyt wielka,zbyt przyt³aczaj¹ca by mo¿na przyj¹æ wobecniej jak¹kolwiek racjonaln¹ postawê, jedyn¹adekwatn¹ reakcj¹ jest œmiech, ten histerycznyœmiech wyryty na ka¿dej czaszce.3. GaleraJest jeszcze nurt trzeci. Od dziesiêciu latprowadzimy Galeriê Twórców Galera – zdecydowanieniekomercyjne przedsiêwziêcie polegaj¹cena prezentacji artystów (g³ównie)m³odego pokolenia. Galera nie posiadaw³asnych pomieszczeñ, bud¿etu, pracowników.Mimo to do dziœ zorganizowaliœmy sto trzydzieœciosiem wystaw i staliœmy siê, ku naszemuw³asnemu zaskoczeniu, jedn¹ ze starszych,dzia³aj¹cych, zielonogórskich galerii. Dzia³amyjako spontaniczna spo³eczna inicjatywa, cow naszych czasach jest za³o¿eniem raczej egzotycznym.Z biegiem czasu zaczêliœmy sam faktanimowania Galerii uwa¿aæ za proces artystyczny,happening rozci¹gniêty na lata.PREZENTACJE73


OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJJaros³aw KuczerBaronowie von Rechenberg„S³awetne” pochodzeniePrzedstawiciele rodu Rechenbergów byli<strong>jednym</strong>i z wielu, którzy nap³ynêli na terenyŒl¹ska u schy³ku XIII w. By³ to szczytowyokres migracji obcego rycerstwa na ziemieœl¹skie. <strong>Pro</strong>ces ten w du¿ej mierze spowodowanyby³ pojawieniem siê nowych oœrodkówdworskich – ksiêstw dzielnicowych,w których prym wiod³y dwory Bolka I œwidnickiego,Henryka IV <strong>Pro</strong>busa i Henryka IIIg³ogowskiego. Wiêkszoœæ przybyszów z terenówNiemiec nale¿a³a do grupy tzw. ministeria³ów,czyli rycerstwa s³u¿ebnego, obarczonego osobist¹niewol¹ wobec swoich panów. Rechenbergowie,którzy przybyli na Œl¹sk w XIII w.wywodzili siê z terytorium tzw. Pleißenlandu(obszaru w dorzeczu rzek Mulda i Pleiße) napograniczu Turyngii i Miœni. Za siedzibê roduuwa¿a siê zamek Rechenberg pod Frauenstein,po³o¿ony w masywie niemieckich Rudaw(Rechenberg-Bienemühle). Najstarsza z zachowanychwzmianek z 1270 r. mówi o Apitzude Rechenberc.Wed³ug legendarnych przekazów Rechenbergowiewywodziæ siê mieli od Hannesavon Haugwitz uczestnika bitwy pod Legnic¹z 1241 r. Mia³ on na polecenie ksiêcia Henryka74


Pobo¿nego w czasie bitwy dokonaæ atakuwzgórze, prawdopodobnie w celu pomszczeniapora¿ki wojsk chrzeœcijañskich. Z zawo³ania„pomœcij górê”: rache den Berg mia³o siêpóŸniej wywodziæ nazwisko.Pierwszym wzmiankowanym na Œl¹skuprzedstawicielem rodu by³ Heinrich de Rechenberk,wymieniany jako œwiadek w dokumenciez 16 lipca 1290 r., w którym Henryk IIIprzekaza³ miastu G³ogów wsie Brzostówi Jaczów. Rechenberg w dokumentach wystawionychprzez kancelariê g³ogowsk¹ pojawi³siê tylko raz, dlatego nale¿y zaliczyæ go do tejgrupy niemieckich rycerzy z otoczenia ksiêcia,którzy na dworze, przebywali okazjonalnie.Czêœæ z nich liczy³a na hojnoœæ w³adcy i pêdzi³a¿ycie na dworze, inni poszukiwali mo¿liwoœcista³ego osiedlenia siê na Œl¹sku i prowadziliw tym celu rozeznanie. Obecnoœæ Heinrichaw ksiêstwie g³ogowskim mo¿na traktowaæjako rekonesans, gdy¿ powróci³ wraz z RudigeremHaugwitzem w rodzinne strony.Kilkanaœcie lat póŸniej (1311 r.) na terenieksiêstwa pojawili siê kolejni przedstawicielerodu.W okresie renesansu Rechenbergowierozeszli siê po ca³ym Œl¹sku. Obecni bylizarówno w ksiêstwie œwidnicko-jaworskim,wo³owskim, ¿agañskim, kroœnieñskim i g³ogowskim.Ich pozycja zosta³a ostatecznieugruntowana w 1468 r., kiedy ksi¹¿ê HenrykXI sprzeda³ Melchiorowi miasteczko S³awêz zamkiem i przyleg³ymi ziemiami. Transakcjana kwotê 1000 marek czeskich obwarowanaby³a wieloma warunkami, w³¹cznie z mo¿liwoœci¹wykupu przez ksiêcia przekazanychw³oœci. Poniewa¿ po œmierci ksiêcia HenrykaXI w 1476 r. Melchior Rechenberg wykaza³siê du¿¹ zrêcznoœci¹ polityczn¹, uda³o mu siêuzyskaæ rezygnacjê ksiê¿nej Barbary, ¿onyHenryka XI z tego prawa i potwierdzeniew³asnoœci rodziny w ksiêstwie g³ogowskim.Przywilejem tym objêto tak¿e jego potomkówi krewniaków. Kilka miesiêcypóŸniej Rechenberg znalaz³ siê w obozieksiêcia Jana II ¿agañskiego, który w tymczasie opanowa³ wiêksz¹ czêœæ ksiêstwai szykowa³ siê do szturmu ko¿uchowskiegozamku.Insygnia rodu: herbRechenbergowie od czasów œredniowiecza,jak ju¿ wczeœniej zaznaczono, pieczêtowali siêg³ow¹ barana. Znak herbowy na przestrzenistuleci ulega³ niewielkim przekszta³ceniom.Pocz¹tkowo god³o herbu przestawia³o g³owêbarana na tarczy, z czasem w klejnocie pojawi³siê wizerunek wspiêtego po³u barana. Istotnazmiana w wygl¹dzie herbu nast¹pi³a w 1610 r.,wraz z nadaniem Kasparowi (M³odszemu)Rechenbergowi z Kliczkowa tytu³u barona.Wydany przy tej okazji Freiherrdiplom zawiera³opis „ulepszonego herbu” – w tarczyczterodzielnej w czerwonych (rubinowych)polach 1 i 4 pozosta³ wizerunek g³owy czarnegobarana ze z³otymi rogami w z³otejkoronie z trzema strusimi piórami (z³otym,srebrnym i czarnym), w z³otych polach 2 i 3dodano wizerunek po³u czarnego cesarskiegoor³a. W klejnocie herbu znalaz³y siê dwasrebrne he³my turniejowe ze z³otymi koronamii dwoma wspiêtymi czarnymi baranami zez³otymi rogami w koronach z trzema piórami.Labry lewe – czerwone (rubinowe), prawe –(srebrne). Taki sam herb otrzyma³ podczasswojej nobilitacji dwa lata póŸniej Melchiorze S³awy.W cieniu „niemieckiego Hansa”Rozkwit rodu Rechenbergów przypad³na pocz¹tek XVI wieku i by³ zwi¹zanyz niezwyk³¹ ¿ywotnoœci¹. Wed³ug JohannaSinapiusa, œl¹scy Rechenbergowie wywodzilisiê z jednego domu – Borów Polski w ksiêstwieg³ogowskim, który stanowi³ rdzeñ rodziny.Klasyfikacja ta sta³a siê podstaw¹ dla innychgenealogów, jednak¿e w œwietle ich ustaleñ zaprotoplastê domu borowskiego uznaæ nale¿a-³oby Kaspara Rechenberga (zm.1448 r.). Jegopotomkowie dali pocz¹tek trzem g³ównym liniomrodu na Œl¹sku. Pierwsza linia z domemKliczków-Przemków obecna by³a g³ówniew ksiêstwie œwidnicko-jaworskim (Kliczków)i g³ogowskim (Przemków), a po sprzeda¿ydóbr w obu ksiêstwach tak¿e w ksiêstwie¿agañskim (Borowe, Luboszów). Linia tawygas³a na pocz¹tku XVIII wieku. Druga liniaOBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ75


œl¹ska z domem Borów Polski rozwinê³a siê na3 domy w ksiêstwie g³ogowskim, a nastêpniena 4 linie lokalne i liniê w PrusachWschodnich, a jej potomkami s¹ ¿yj¹cywspó³czeœnie Rechenbergowie. Trzecia liniaz domem P¹tnów rozwinê³a siê w ksiêstwielegnickim, jednak wygas³a ju¿ na pocz¹tkuXVII w.Rechenbergowie z g³ogowskich linii roduwchodzili w koligacje rodzinne g³ównie zeszlacht¹ miejscow¹. W rodzinie znane s¹ bowiemzwi¹zki Bredowami, Meywaldami,Bockami, Nostitzami, Falkenhaynami, Schenkami,Canitzami, Zweckami, Nostitzami,Berge’ami, Tschammerami, Schlichtingami,Niebelschützami, Haugwitzami, Hochbergami,Kittlitzami, Löbenami, Zedlitzami,Schellendorffami, Knobelsdorffami, a tak¿erodami czeskimi i austriackimi – vonKollonitsch i Sprinzenstein. Córka baronaHansa Rechenberga, Barbara, wydana zosta³anawet za polskiego magnata Wac³awa Leszczyñskiegoz Leszna.Model wychowawczy w rodzinie Rechenbergówpozostawa³ doœæ tradycyjny, poniewa¿oscylowa³ wokó³ kariery wojskowej i rzeczywiœcieokaza³ siê szans¹ na zdobycie s³awyi maj¹tku. Ju¿ w czasach œredniowieczacz³onkowie rodu stawali zbrojnie u bokuksi¹¿¹t œl¹skich, a u schy³ku epoki w wojnieo sukcesjê g³ogowsk¹ ws³awi³ siê NickelRechenberg. Najstarszy z synów Melchioraz Borowa Polskiego by³ <strong>jednym</strong> z najwierniejszychdowódców ksiêcia Jana II ¿agañskiego.Po wojnach Nickel osiad³ na sta³e w S³awiei pêdzi³ ¿ycie ziemianina, pomna¿aj¹c swójmaj¹tek. Sêdziwy wiek nie przeszkodzi³ mujednak w wype³nianiu powinnoœci wojskowych,gdy wraz z krewniakiem Georgiemi grup¹ œl¹skiej szlachty wzi¹³ udzia³w odsieczy Wiednia w 1529 r. W toku bitwyz wojskami tureckimi su³tana Sulejmana mia³Rechenberg z opresji uratowaæ palatynareñskiego Filipa.Zawrotn¹ karierê zrobi³ jednak Hans,zwany przez Martina Lutra „niemieckimHansem”. Poniewa¿ by³ najm³odszym z roduzosta³ wys³any z bratem Heinrichem na dwórkrólewski w Pradze. Starsi mieli zaj¹æ siêmaj¹tkiem, by ten nie przepad³ w licznychpodzia³ach. Pobyt na dworze czeskich Jagiellonówokaza³ siê dla m³odych Rechenbergówbardzo owocny. Heinrich wybra³ s³u¿bê urzêdnicz¹i w 1501 r. widoczny by³ ju¿ na dworzeksi¹¿¹t oleœnicko-ziêbickich Albrechta i Jerzego,gdzie pe³ni³ funkcjê radcy, a Hans pozosta³wierny Jagiellonom jako ¿o³nierz przy bokukróla Czech W³adys³awa i w³adców Polski -Jana Olbrachta, Aleksandra i Zygmunta IStarego. Szczególne wiêzy ³¹czy³y Rechenbergaz Zygmuntem, najpierw jako dworzaninapodczas pobytu przysz³ego króla Polskiw G³ogowie, a nastêpnie jako oddanego¿o³nierza i doradcê. Podczas pobytu w PolsceHans Rechenberg czynnie uczestniczy³w zmaganiach wojennych Rzeczypospoliteji Litwy z Moskw¹ po buncie kniazia Gliñskiegow 1508 r. oraz rok póŸniej w konflikciez wojewod¹ mo³dawskim Bogdanem, gdy tenpo spustoszeniu Pokucia musia³ odpieraæpolsk¹ wyprawê odwetow¹ na Mo³dawiê.Prawdopodobnie uczestniczy³ te¿ w odparciuwielkiego najazdu tatarskiego na Podole,zakoñczonego wielkim pogromem czambu³ówpod £opusznem w 1512 r. Po wznowieniudzia³añ wojennych z Moskw¹ i upadkuSmoleñska w 1514 r., Hans Rechenberg bra³udzia³ w próbach odbicia twierdzy i bitwie podOrsz¹ (8 wrzeœnia 1514 r.), zakoñczonejwielkim zwyciêstwem wojsk litewsko-polskichpod wodz¹ Konstantego Ostrogskiego.Po powrocie na Œl¹sk Hans nie zrezygnowa³z ¿o³nierskiego rzemios³a. Ogromnedoœwiadczenie wojskowe i otaczaj¹ca go s³awaczyni³a go osob¹ bardzo wp³ywow¹ w pro-76


wincji. Wyrazem tego by³o powierzenie muprzez stany i ksi¹¿¹t œl¹skich na sejmiew Grodkowie w 1524 r. misji zaprowadzeniaporz¹dku w Œwidnicy. Rechenberg wrazz Krzysztofem von Hochbergiem i Hermanemvon Czettritzem zobowi¹zany zosta³ do zastosowaniawszelkich œrodków w celu za¿egnaniatrwaj¹cego od 15<strong>20</strong> r. konfliktu pomiêdzyrad¹ miasta a miejscowymi cechami.Jedn¹ z ostatnich kampanii wojennychu boku Jagiellonów, w których wzi¹³ udzia³Hans Rechenberg, by³a bitwa pod Mohaczem29 sierpnia 1526 r. Klêska zadana wojskomchrzeœcijañskim przez Turków i œmieræ królaCzech i Wêgier Ludwika zakoñczy³a okresrz¹dów Jagiellonów w tej czêœci Europy.Z bogatych doœwiadczeñ Hansa korzysta³nastêpnie Ferdynand I Habsburg i pomimo, ¿eRechenberg by³ protestantem w 1527 r.powo³any zosta³ w sk³ad tajnej cesarskiej radywojennej. S³awa Rechenberga zosta³auwieczniona w XIX-wiecznej baœni pt. S³ugaRechenberga (Des Rechenbergers Knecht)autorstwa braci Grimm.S³u¿ba Rechenbergów na dworach Jagiellonówi Habsburgów nie ogranicza³a siê tylkodo dzia³añ Hansa. Równie¿ innym przedstawicielomtego rodu powierzano misjeo charakterze dyplomatycznym. Jednak ¿adenz nich nie dorówna³ swoim autorytetemHansowi i nie zrobi³ tak b³yskotliwej kariery.Wyj¹tkiem byli Rechenbergowie z liniiwschodniopruskiej, którzy po opuszczeniuksiêstwa g³ogowskiego osiedli w Prusachi znaleŸli siê w gronie zaufanych panuj¹cychtam Hohenzollernów. W 1542 r. BalthasarRechenberg, jako starosta Gunzenhausen pos³owa³do króla Czech Ferdynanda I w sprawiezniesienia banicji, jak¹ w Rzeszy na³o¿ono naksiêcia pruskiego Albrechta, a kilka lat póŸniejbra³ udzia³ w rokowaniach dotycz¹cychsukcesji w Prusach. Prawdopodobnie jedenz przedstawicieli tej linii rodu obecny by³tak¿e na dworze polskim.Innym przyk³adem udanej kariery by³Melchior Rechenberg ze S³awy, który zaraz poukoñczeniu studiów prawniczych na uniwersytetachw³oskich otrzyma³ posadê radcyw Praskiej Izbie Apelacyjnej (1578 r.). Izbêw Pradze powo³a³ po 1548 r. Ferdynand I,który po wojnie szmalkaldzkiej zakaza³ miastomœl¹skim odwo³ywania siê w sprawachs¹dowych do Magdeburga. Z czasem praskainstytucja sta³a siê organem odwo³awczym dlawszystkich krajów czeskich, w tym Œl¹ska,którego instancja apelacyjna, czyli wroc³awska³awa miejska utraci³a na znaczeniu.Wieloletnia praca w cesarskim aparacies¹downiczym (12 lat) otwar³a mu drogê dodalszej kariery – w latach 1590-1602 piastowa³urz¹d starosty k³odzkiego, przez 7 latby³ radc¹ kamery czeskiej i cz³onkiem wielukomisji cesarskich. Karierê na dworzeHabsburgów zrobi³ tak¿e syn Melchiora –Wolfgang, maj¹c tytu³ doktora prawa, tak¿eotrzyma³ posadê w Praskiej Izbie Apelacyjnej.Jego m³odszy brat pe³ni³ natomiast funkcjêradcy i szambelana na dworze praskim.Za rz¹dów Rudolfa II wysok¹ pozycjêi stanowisko osi¹gn¹³ tak¿e inny z Rechenbergów– Kaspar z Kliczkowa. W 1608 r.OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ77


cesarz mianowa³ go starost¹ ksiêstwa œwidnicko-jaworskiego.Powierzenie tak wysokiegostanowiska w <strong>jednym</strong> z ksiêstw dziedzicznychprotestantowi by³o niew¹tpliwym wyró¿nieniem.Jednoczeœnie Rechenberg zosta³ szambelanemi radc¹ cesarskim. W 1610 r. Kasparpodniesiony zosta³ ponadto do godnoœcibarona. O pozycji Rechenberga w tym czasieœwiadczyæ mo¿e wizyta króla czeskiegoMacieja, który podczas podró¿y po Œl¹skuzatrzyma³ siê 14 wrzeœnia 1611 r. na zamkuw Kliczkowie, gdzie ugoszczony zosta³œniadaniem.Baronowie na S³awie i OtyniuZas³ugi Hansa dla dworu czeskiegoJagiellonów, a póŸniej Habsburgów zosta³ydocenione przez króla czeskiego Ferdynanda Ii 15 marca 1534 r. w Pradze nada³ mu tytu³barona. Dyplom nadania tytu³u w obszernejnarracji wymienia³ jego zas³ugi. Zwyczajowow dokumentach nobilitacyjnych okreœlano,jakiego lenna (Herrschaft) dotyczy³ tytu³.Hans otrzyma³ tytu³ barona na S³awiei Otyniu. Tytu³ ten by³ dziedziczny zarównow linii mêskiej i ¿eñskiej, a wobec brakumêskich potomków Hansa nosi³y go dwie córki– Anna i Barbara. Otrzymanie przez najwybitniejszegoprzedstawiciela rodu w XVI w.tytu³u podnios³o rangê rodziny, jednak kolejnicz³onkowie rodu na tytu³y musieli czekaækilkadziesi¹t lat. Tytu³ barona Rzeszy na S³awie(bez Otynia) otrzyma³ te¿ Melchior von Rechenberg(syn Balthasara ze S³awy i BorowaWielkiego), który w 1587 r. zakupi³ od braciS³awê i sta³ siê protoplast¹ linii, której potomkowie¿yj¹ wspó³czeœnie w Niemczech.W 1612 r. otrzyma³ tytu³ barona Rzeszy i od tejpory cz³onkowie tej linii rodu u¿ywaj¹ tytu³u.Baronowie na KliczkowieTytu³y baronów otrzymali równie¿, bliskozwi¹zani z dworem praskim Rudolfa II,wspomniani w poprzednim ustêpie Kaspar(M³odszy) z Kliczkowa i Melchior ze S³awy.Nobilitacja Rechenbergów by³a ukoronowaniemich kariery w administracji królewskiej –obaj byli starostami, radcami wojennymi, radcamis¹dowymi. Nobilitacje te mia³y tak¿ewymiar polityczny, gdy¿ Rechenbergowie byliprzedstawicielami œl¹skiej szlachty protestanckiej.Pierwszy tytu³ Freiherrn auf Klitschdorffund Primkenau und Lipschau (wolny pan naKliczkowie, Przemkowie i Luboszowie)otrzyma³ 3 lutego 1610 r. Kaspar z Kliczkowa– starosta ksiêstwa œwidnicko-jaworskiego.By³ to tytu³ dziedziczny w linii mêskieji ¿eñskiej. Melchior ze S³awy otrzyma³ tytu³ju¿ po œmierci swojego krewniaka z Kliczkowa,dlatego poczyni³ starania o nadanie mupredykatu jego dóbr. W przypadku wymarcialinii mêskiej kliczkowskich Rechenbergów, cow tym przypadku by³o wielce prawdopodobneponiewa¿ spadkobierca Kaspara mia³ wtedy13 lat (Hans Wolff), móg³ on przej¹æ dobrai u¿ywaæ tytu³u nadanego wczeœniejRechenbergowi z Kliczkowa. Wysokiej pozycjina dworze królewskim zawdziêcza³ tak¿eMelchior fakt nadania mu w tytulaturze prawdo Otynia, o który toczy³ ju¿ spór zeSprintzensteinami. Dyplom nobilitacyjnywydano w Pradze 12 listopada 1612 r.Otrzymuj¹c tytu³ dziedziczny: Freiherrn zuKlitschdorff und Primkenau und Herrn aufSchlawa und Wartenberg, Rechenberg móg³z nadziej¹ patrzeæ na przysz³oœæ swojego rodu,gdy¿ w perspektywie dawa³o mu to mo¿liwoœæskupienia w <strong>jednym</strong> rêku wiêkszoœci dóbrziemskich.Hrabia LeopoldOstatnim podniesionym do rangi szlachtytytularnej by³ Leopold Friedrich, potomekRechenbergów z Kliczkowa. Jako katolikpe³ni³ wa¿ne funkcje w administracji cesarskiej,by³ radc¹ kamery i zastêpc¹ przewodnicz¹cegokamery œl¹skiej. Cesarz Leopold I,w dniu 6 marca 1703 r. we Wiedniu nada³ mutytu³ hrabiego Rzeszy (Reichsgraffa). By³ tonajwy¿szy honorowy tytu³ nadawany zas³u-¿onym dla dworu cesarskiego. W czasachnowo¿ytnych nadawano go jedynie ad personam,czyli „jednej osobie” bez prawa dziedziczenia.Kolejni potomkowie tytu³owali siê ju¿tylko, a mo¿e a¿ hrabiami.78


UczeniRechenbergowieWp³yw na model wychowania Rechenbergówmia³y niew¹tpliwie pr¹dy renesansowe.Nowoczesne wychowanie wraz z podró¿amii studiami zagranicznymi by³o doœæ modnei szeroko przyjêty wœród tak zamo¿nejszlachty, jak¹ w XVI w. byli Rechenbergowie.Znajomoœci i kontakty z lat m³odoœci owocowa³yw przysz³oœci splendorami i tytu³amioraz wysok¹ pozycj¹ nie tylko na dworzekrólewskim w Pradze, ale tak¿e w Krakowie.Na szlaku peregrynacji sta³y takie kraje jakksiêstwa niemieckie, W³ochy, Szwajcaria.Szczególn¹ wagê do wykszta³cenia przywi¹zywaliRechenbergowie ze s³awskiej liniirodu.Popularnoœci¹ cieszy³y siê studia prawnicze,mo¿na wrêcz powiedzieæ o specjalizacjirodzinnej, gdy¿ kilku cz³onków rodu zdoby³ostopnie doktorów prawa. Drogê do zdobyciawszechstronnego wykszta³cenia ilustrujenajpe³niej kariera Melchiora ze S³awy.W œlady Melchiora poszli jego synowie.Najstarszy, Wolfgang ju¿ w 1595 r. rozpocz¹³studia na uniwersytecie w Marburgu, nastêpniew 1597 r. w Jenie i 1598 r. we Frankfurcienad Odr¹. Po 1599 r. uda³ siê do Niderlandów,gdzie odwiedzi³ uniwersytet w Lejdzie. RokpóŸniej przebywa³ ju¿ we W³oszech, gdziestudiowa³ na wydziale prawa uniwersytetuw Padwie (1600 r.) i Sienie (1601 r.). Latanauki zakoñczy³ w stopniu doktora prawa i popowrocie na Œl¹sk otrzyma³, podobnie jakwczeœniej ojciec, stanowisko radcy królewskiejIzby Apelacyjnej w Pradze. M³odszy synMelchiora, Melchior, studiowa³ w Heidelbergu(1601 r.) i Marburgu (1605 r.). NatomiastBalthasar rozpocz¹³ naukê w pedagogiumw Herbornie (1603 r.), nastêpnie studiowa³w Heidelbergu (1605 r.), gdzie uzyska³ stopieñdoktora prawa. Dalsz¹ naukê kontynuowa³ nauniwersytecie w Padwie, gdzie przyby³jesieni¹ 1610 r. wraz z grup¹ Œl¹zaków,w której znajdowali siê m.in. Sigismundvon Niebelschütz i znany póŸniej œl¹skiprawnik i historyk Nicolaus Henel vonHennenfeld.Hipoteza upadkuKryzys i upadek rodu przynios³a wojnatrzydziestoletnia. Nobilitowani w przededniuwybuchu wojny Rechenbergowie nie moglizachowaæ swojego statusu, gdy¿ jako protestanciautomatycznie znaleŸli siê w obozieprzeciwników politycznych kolejnychw³adców Œl¹ska. Wojna podciê³a tak¿e ekonomicznepodstawy egzystencji rodu, cow powi¹zaniu z politycznymi skutkami wojnyspowodowa³o zepchniêcie Rechenbergów namargines ¿ycia spo³eczno-politycznego ksiêstwag³ogowskiego i Œl¹ska. PierwszymwyraŸnym sygna³em tych zmian by³y niekorzystnedla rodu decyzje cesarskiej administracjiw sprawie sporu, jaki w przededniuwybuchu konfliktu zbrojnego toczyli o maj¹tekotyñski. Wprawdzie pozycji politycznej rodunie zachwia³o nawet opowiedzenie siê postronie reformacji, a przez ca³y XVI wiekprotestanccy Rechenbergowie cieszyli siê zaufaniemkolejnych w³adców, to w okresiewojny trzydziestoletniej (1618-1548) padliofiar¹ dzia³añ administracji cesarskiej.Opowiedzenie siê protestanckiej szlachtyŒl¹ska za czesk¹ rebeli¹ i udzielenie wsparciaprotestanckiemu królowi Fryderykowi (JohannRechenberg pe³ni³ funkcjê szambelana na jegodworze) oznacza³o kres politycznej roliRechenbergów w prowincji. Rodzina popad³aw nie³askê cesarza, a kolejni w³adcy niezwa¿aj¹c na zas³ugi z przesz³oœci traktowali j¹na równi z inn¹ protestanck¹, wrogo nastawion¹do monarchii, a przez to opozycyjn¹szlacht¹. Wprawdzie nie ma bezpoœrednichdowodów, ¿e Rechenbergowie poddani zostalirepresjom, ale proces przejmowania ich dóbrziemskich charakteryzowa³a polityka kontrreformacyjna(przekazanie Otynia zakonowijezuitów). Potwierdza to sytuacja politycznaszlachty protestanckiej w ksiêstwie g³ogowskim,któr¹ pozbawiono szeregu przywilejów.Po wojnie kariera polityczna wi¹za³a siê ju¿nie tylko ze stanem maj¹tkowym, ale tak¿ez wyznaniem. Przyk³adem postawa Rechenbergówz linii kliczkowskiej, którym po przejœciuna katolicyzm uda³o siê wróciæ do ³ask i obj¹æwa¿ne stanowiska pañstwowe. TymczasemOBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ79


g³ogowscy Rechenbergowie po 300 latachobecnoœci na terytorium ksiêstwa g³ogowskiegozdegradowani zostali do poziomu szlachtyubogiej i w konsekwencji zmuszeni do emigracjido krajów, gdzie nie dotar³y jeszczerepresje katolickich w³adców (ksiêstwo wo-³owskie i £u¿yce).Mimo szerokich kontaktów i wp³ywów nadworze cesarskim, prawa do dóbr ziemskichprzyznane zosta³y katolickim rywalom Rechenbergów.Jawne opowiedzenie siê niektórychcz³onków po stronie protestanckiego królaCzech nie pozosta³o równie¿ bez wp³ywu napolityczn¹ pozycjê rodziny. Po zakoñczeniuwojny cz³onkowie g³ogowskiej linii roduprzez kilkadziesi¹t lat nie piastowali wa¿nychurzêdów w administracji Œl¹ska. Dopiero napocz¹tku XVIII stulecia ostatni z mêskichprzedstawicieli kliczkowskiej linii rodusiêgn¹³ po najwy¿sze urzêdy pañstwowe –Leopold Friedrich pe³ni³ funkcjê cesarskiegoszambelana i zastêpcy przewodnicz¹cegokamery œl¹skiej, a w 1703 r. podniesionyzosta³ do godnoœci hrabiego Rzeszy. Drogê dotej kariery otwar³o Rechenbergowi zapewneprzejœcie na katolicyzm i dawne zas³ugirodziny, która mimo utraty wiêkszoœcimaj¹tków, mia³a nadal znaczne wp³ywy naŒl¹sku. Inni przedstawiciele rodu (linias³awska) po utracie dóbr w ksiêstwie g³ogowskimswoj¹ przysz³oœæ i kariery zwi¹zalize s³u¿b¹ na dworze saskim i polskim, np.Johann Wolfgang z Be³cza Wielkiego by³radc¹ i dworzaninem króla Polski i elektorasaskiego Augusta II Mocnego. Warto wspomnieæ,i¿ prócz argumentu mówi¹cego o represjachcesarskich, niektórzy badacze zwracaj¹uwagê na inne czynniki, które mog³y spowodowaæupadek rodu. Pozostaj¹ nimi wysokaœmiertelnoœæ dzieci w rodzinie, bliskie pokrewieñstwozawieranych zwi¹zków ma³¿eñskich.I rzeczywiœcie, analiza drzewa genealogicznegoRechenbergów wskazuje, i¿ ma³¿eñstwamiêdzy bliskimi krewnymi wœród cz³onkówtej rodziny nie nale¿a³y do rzadkoœci.Literatura:Andrzejewski T., Rechenbergowie w ¿yciuspo³eczno-gospodarczym ksiêstwa g³ogowskiegow XVI – XVII wieku, [w druku].Dolañski D., Najspokojniejszy koœció³.Reformacja w ksiêstwie g³ogowskim w XVI w.,Zielona Góra 1998.Dzwonkowski T., W œredniowieczu i czasachnowo¿ytnych do koñca XVIII wieku, [w:] BytomOdrzañski. Zarys dziejów, red. W. Strzy¿ewski,Bytom Odrzañski - Zielona Góra <strong>20</strong>00, s. 45-102.Jaworski T., Strzy¿ewski W., Jerzy Schönaich(1557-1619). Kanclerz cesarzy niemieckich, fundatorakademickiego gimnazjum w Bytomiu Odrzañskim,[w:] Ludzie Œrodkowego Nadodrza. Wybraneszkice biograficzne (XII –XX wiek), pod red.K. Bartkiewicza, Zielona Góra 1998, s. 187-189.Konopnicka-Szatarska M., Kontrreformacjaw ksiêstwie g³ogowskim (XVI-XVIII w.), ZielonaGóra <strong>20</strong>02.Konopnicka-Szatarska M., S³awa w czasachwczesnonowo¿ytnych (XVI-XVIII w.), [w:] S³awa.Zarys dziejów, red. W. Strzy¿ewski, S³awa <strong>20</strong>04,s. 67-88.Kuczer J., Szlachta w ¿yciu spo³eczno-gospodarczymksiêstwa g³ogowskiego w epoce habsburskiej1526-1740, Zielona Góra <strong>20</strong>07.Kuczer J., Nowe Miasteczko w okresieXIV-XVIII w. [w:] Dzieje Nowego Miasteczka, red.W. Strzy¿ewski, [w druku].Spisy dóbr ziemskich ksiêstwa g³ogowskiegoz lat 1671-1727, oprac. J. Kuczer, W. Strzy¿ewski,Warszawa <strong>20</strong>07.Strzy¿ewski W., Zawiœlak J., Nowe Miasteczko.Zarys dziejów, Zielona Góra-Nowe Miasteczko1996.Strzy¿ewski W., Jan Rechenberg (ok. 1480-1537). Szlachcic, wojskowy w s³u¿bie Jagiellonów,prekursor luteranizmu w ksiêstwie g³ogowskim,[w:] Ludzie Œrodkowego Nadodrza. Wybraneszkice biograficzne (XII –XX wiek), red.K. Bartkiewicz, Zielona Góra 1998, s. 165-167.80


Jaros³aw KuczerFreiherren von RechenbergZusammenfassungDie Vertreter des Geschlechts deren vonRechenberg gehörten zu den zahlreichenAusländern, die nach Schlesien zum Ende des13. Jahrhunderts kamen. Der bekannteste vondiesem Geschlecht war Hans, von MartinLuther als „der deutsche Hans“ bezeichnet. Daer das jüngste Mitglied seiner Familie war,wurde er mit seinem Bruder Heinrich zumköniglichen Hof nach Prag geschickt. Dieälteren sollten sich um das Vermögen derFamilie kümmern, damit es sich in den vielenTeilungen nicht auflöst. Der Aufenthalt aufdem Hof der böhmischen Jagiellonen erwiessich für die jungen Rechenbergs als sehrfruchtbar. Heinrich entschied sich für dieBeamtenkarriere und ließ von sich schon aufdem Hof der Oelser-Münsterberger FürstenAlbrecht und Georg hören, wo er als Hofrattätig war, Hans blieb den Jagiellonen treu alsSoldat an der Seite des böhmischen KönigsWladyslaw und der Herrscher Polens – JohannI. Olbracht, Alexander und Sigmundus I. desAlten. Besondere Beziehungen entwickelteRechenberg zu Sigismund, zuerst als dessenHöfling beim Aufenthalt des Fürsten inGlogau, dann als hingebungsvoller Soldat undBerater des polnischen Königs.Die Verdienste von Hans um den böhmischenHof der Jagiellonen und dann derHabsburger wurden vom König Ferdinand I.anerkannt, der ihm am 15. März 1534 in Pragden Titel des Freiherrn verlieh. In dem inhaltsreichenVerleihungsdiplom werden seineVerdienste genannt. In dieser Art Dokumentewurden auch gewöhnlich die Herrschaftenverzeichnet, auf die sich der Titel bezog. Hanserhielt den Titel Freiherr auf Schlawa undDeutsch-Wartenberg. Den Titel des Reichsfreiherrnauf Schlawa (ohne Wartenberg)erhielt auch Melchior von Rechenberg(der Sohn von Balthasar von Schlawa undGrossenborau), der Schlawa 1587 von seinenBrüdern erwarb und zum Ahnherrn der Liniegeworden ist, deren Nachkommen heute inDeutschland leben. Ihm wurde 1612 der Titeldes Reichsfreiherrn verliehen und von da anverwenden die Vertreter dieser Geschlechtslinieeben diesen Titel. Freiherren wurdenauch die mit dem Prager Hof Rudolfs II.eng verbundenen Kaspar (der Jüngere)von Klitschdorf und Melchior von Schlawa.Die Adelung der Rechenbergs war eineKrönung deren Karriere in der königlichenVerwaltung – beide Waren Land-, Kriegs- undGerichtsräte. Der letzte, der zu einemTiteladeligen erhoben wurde, war LeopoldFriedrich, ein Nachkomme der Rechenbergsaus Klitschdorf. Als Katholik erfüllte erwichtige Funktionen in der kaiserlichenVerwaltung, war Kammerrat und StellvertretenderVorsitzender der schlesischenKammer. Am 6. März 1703 wurde ihm inWien vom Kaiser Leopold I. der Titel desReichsgrafen verliehen.OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJ81


Die Renaissance hatte bestimmt einengroßen Einfluss auf die Erziehung derRechenbergs. Die moderne Erziehung, zuderen Reisen und Studien im Auslandgehörten, entsprach der Mode und war beimvermögenden Adel, wie die Reichenbergs im16. Jahrhundert es waren, sehr weit verbreitet.Die Bekanntschaften und Beziehungen ausden jungen Jahren brachten Früchte in Formvon Glanz und Titel, aber auch eine hohePosition auf dem königlichen Hof nicht nur inPrag, sondern auch in Krakau. Die Reisenführten in solche Länder, wie die deutschenFürstentümer, Italien oder die Schweiz. DerAusbildung maßen vor allem die Rechenbergsaus der Schlawer Linie eine große Bedeutungbei. Populär war unter ihnen das Jurastudium,man kann sogar von einer Spezialisierung derFamilie sprechen: Mehrere deren Vertretererlangten den Titel des Doktors der Rechte.Die hohe politische Position des Geschlechtswurde nicht einmal von der Tatsacheerschüttert, dass es sich für die Reformationaussprach. Man kann sogar sagen, dass sichsein Einfluss noch verstärkte, nachdem HansRechenberg, der wichtigste Förderer derReformation im Fürstentum, zum Mitglied desKriegsrates der Habsburger Herrscher vonSchlesien geworden war und den Titel desFreiherrn erhalten hatte. Bis heute ist es nichteindeutig, ob der Fall der Familie Ergebnis derGegenreformationspolitik des Kaisers unddessen Angriffs auf alte schlesische Familienwar, oder eher der biologischen Politik desGeschlechts selbst, dessen Vertreter oft einanderheirateten.Übersetzt von Grzegorz Kowalski82


Anna Maria SzewczukFortunacokolwiek ludzkie oko widzi jest prawd¹cokolwiek serce ludzkie czuje jest prawd¹s³oñce, deszcz, têczaliœcie, woda, zamglenieczegokolwiek ludzkie oko nie widzi jest prawd¹wiara, odwaga, mi³oœæ, szacunek, zdziwienienawet fa³sz mo¿e byæ prawd¹* * *zdumienie wros³o w pieñ drzewaa radoœæ w promienie s³oñcapotê¿ne góry zaklê³y w kszta³tgrzbietów sw¹ potêgêanio³em jest d³uga rzekaspokojem szumi¹ce morzemilczeniem sen kamieniaa krzyk uczynia wodospadtajemnic¹ s¹ usta gwiazdna podobieñstwo kobiecycha Bóg jest fragmentem bezczasuzamkniêtym w kszta³cie... mi³oœci83


PRZYPOMNIENIA LITERACKIECzytanie Ÿróde³ IXNikiformy Gargantui – czyli s³uchajcieZdzis³awa MorawskiegoCzes³aw MarkiewiczDajmy wiarê anegdocie. Jest wiêc konieclat szeœædziesi¹tych, Zdzis³aw Morawski knujeliteracki konflikt: antagonizuje Czes³awaRupnika („bardzo ma³orolnego gospodarza”)z Alojzym Kotw¹ albo odwrotnie AlojzegoKotwê z Czes³awem Rupnikiem – chocia¿narracjê powierza pozornie mniej rozgarniêtemuRupnikowi. Ten¿e Czes³aw Rupnikopowiada, œciœlej donosi w formule fabularyzowanejhistorii, niejako na <strong>jednym</strong> oddechu,w <strong>jednym</strong> z³o¿onym nadrzêdnie po tysi¹ckroæzdaniu, na niezas³u¿enie, jego zdaniem,zas³u¿onego dla spo³ecznoœci wojewódzkiejdzia³acza publicznego Alojzego Kotwê. W tensposób powstaje powieœæ o ³otrzykowskim,chocia¿ bardziej pasuje okreœlenie sowizdrzalskimtytule „Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy”.Powieœæ przez dziesiêæ lat (pisanie zakoñczy³Morawski w Gorzowie Wielkopolskim w1969 roku) obija siê bez skutku o gusty wielkichwydawnictw. Pod koniec lat siedemdziesi¹tychtrafia do Pañstwowego Instytutu84


Wydawniczego, by we wrzeœniu 1979 rokuuzyskaæ podpis kieruj¹cy manuskrypt dodruku.Zanim jednak zapiejemy z zachwytu, boksi¹¿ka otar³a siê skutecznie o nieformalnyzaszczyt bycia „ksi¹¿k¹ roku”, zadajmy pytanie:co takiego sta³o siê na przestrzeni dziesiêciulat, co spowodowa³o, ¿e w 1969 roku by³aniedrukowalna, a ju¿ w 1979 zapunktowa³a napi¹tkê w piêciopunktowej skali? Skoro napierwszy rzut oka, i forma i treœæ tr¹caj¹,wprawdzie z podrasowion¹ moc¹, to choæosobliwym, bo ju¿ ponowoczesnym, ale jednaksocrealizmem? Skoro Morawski niepope³ni³ samobójstwa, jak autor innego „donosuliterackiego” (mowa o Skrzyposzku i jego„Wolnej Trybunie”), ani nie wyemigrowa³(myœlê o Redliñskim i jego „dokumentalnychdonosach” w „Nikiformach”)?Otó¿ w 1979 roku prê¿nie dzia³a³y nieoficjalnewydawnictwa, niezale¿ny obieg na tyleokrzep³, ¿e wszyscy, zarówno publicznoœæliteracka i krytycy mówili o np. „Miazdze”Andrzejewskiego, znanej jedynie z fragmentówdrukowanych w „Twórczoœci”, bo w ca³oœci,choæ nieoficjalnie, ukaza³a siê dopiero w 1980roku (symptomatycznie wczeœniej odrzuci³ j¹PIW, ten sam Instytut, który wypuœci³ „niechcianego”„Kotwê” Morawskiego). W „Zapisie”,powielaczowym periodyku bezdebitowym,systematycznie ukazywa³y siê obrazoburczeopowiadania H³aski, Bocheñskiego, czy pamiêtnikiMiko³ajskiej. A ju¿ w 1973 rokuwysz³y oficjalnie, dwuznaczne, nomen-omen„Donosy rzeczywistoœci” Bia³oszewskiego:„staraj¹ce siê uchwyciæ nic nie znacz¹cezdarzenia czy „gadania” (luŸne rozmowy)” –jak pisa³a ówczesna krytyka. Na ile by³y to„luŸne” rozmowy, wiedz¹ „ezopowi” czytelnicyprozy ukazuj¹cej siê w PRL-u pod kuratel¹cenzury. S³owem okowy nieco pordzewia³y,nie by³o „ideowego” sensu dzieliæ w³osa naczworo, czyli dociskaæ knebla, skoro „a” zosta³oju¿ wycedzone. W tej atmosferze ksi¹¿kaZdzis³awa Morawskiego mog³a demaskowaæ,co mia³a do zdemaskowania.Z perspektywy kolejnego dziesiêciolecia,a wiêc 1989 roku, kiedy to mechanizm donosuopanowa³ pozaliterack¹ przestrzeñ, ze œwiataprzedstawionego przeniós³ siê na w¹tpliwejjakoœci salony np. polityczne, mo¿emy bezpartykularnej przesady uznaæ, ¿e Morawski napisa³,i co wa¿niejsze opublikowa³ w stosownymmomencie pierwszy artystycznie uzasadnionydonos literacki w literaturze polskiej!Jakkolwiek paŸdzierzowy, ale fenomenprozy Morawskiego polega na zbli¿onej dopotocznego orygina³u stylizacji jêzyka. Bopowiedzmy od razu: si³a demaskuj¹ca tegoutworu, w sensie politycznym, wypada dzisiajblado, w porównaniu z jaskrawoœci¹ narracjii wyboru jej formu³y. To w³aœnie narracja „Nies³uchajcie Alojzego Kotwy” okpiwa tzw.„jêzyk literacki”, posi³kuj¹c siê pospolit¹„luŸn¹” gadk¹. Jednak mniej to przypominakulturowe „nic nie znacz¹ce rozmowy”Bia³oszewskiego z „Donosów”, bli¿sze jestzwyczajnym elaboratom „¿yczliwych” z anonimów.Stylizacja Morawskiego realizujewprost postulat Redliñskiego, og³oszonywprawdzie dopiero w eseju „Kawa na ³awê”(1982), ale realizowany wczeœniej w jegow³asnej praktyce prozatorskiej. Autor „Konopielki”widzi to tak: „W prozie [...] sztucznoœædenerwuje, miêdzy innymi tzw. jêzykiem literackim;kto o zdrowych zmys³ach myœli, mówitakim jêzykiem na co dzieñ? Œmieszy wykwintnymtzw. doskona³ym stylem. Samiautorzy nie u¿ywaj¹ go w ¿yciu potocznym.Odstrêcza nieprawdziwoœci¹, bo oczyszczon¹z przypadku, z ¿yciowej wielorakoœci, z szumów,fabu³¹”.Tako¿ powieœæ Zdzis³awa Morawskiegopt. „Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy” zaczynasiê jak najbardziej „po ludzku”, od zastosowaniazaimka pierwszej osoby liczby pojedynczej:„Ja, Rupnik Czes³aw, bardzo ma³orolny gospodarz,a zarazem taksówkarz od roku 1949, urodzonyw 1925 roku, ojciec Henryka i Krystyny, które to dzieciszko³y Polski Ludowej koñcz¹, pianiem moim chcê daæœwiadectwo prawdzie i odk³amaæ ba³amutne gadanieAlojzego Kotwy, który jako przeciwnik mój lipê opowiadai tym samym moj¹ opiniê miêdzy ludŸmi psuje”. Czyktoœ o zdrowym rozs¹dku bêdzie brn¹³ czytelniczodalej, skoro ka¿dy pierwszy z brzegunajbanalniejszy donos zaczyna siê identycznie?Ot, choæby ten, który otwiera „Nikiformy”Edwarda Redliñskiego, zreszt¹ autentyk:PRZYPOMNIENIA LITERACKIE85


„Nie chcê byæ pos¹dzony o z³oœliwoœæ, od której jestemdaleki, ale w ci¹gu dwumiesiêcznej pracy z kierownikiemBiura Nadleœnictwa w Pucha³ce, ob. Szymonem Szylem,zauwa¿y³em, ¿e cz³owiek ten posiada w du¿ej mierzeposuniêty kretynizm umys³owy i w du¿ej rozpiêtoœcisymptomy zwyrodnienia. Z uwagi na stanowisko zajmowanew czasie pracy przez tego cz³owieka i w poczuciuobowi¹zku obywatelskiego, i maj¹c na uwadze tak¿ezdrowie Administracji Lasów Pañstwowych oraz dobrestrony ¿ycia spo³ecznego w ogóle, dzielê siê tymispostrze¿eniami i proszê o wyci¹gniêcie odpowiednichwniosków z tego faktu”.Jest jednak zasadnicza ró¿nica miêdzytym, co stylizuje w narracji Morawski, a tym,co bez retuszu rekonstruuje Redliñski –aczkolwiek oba zamierzenia artystycznepodobnie odk³amuj¹ rzeczywistoœæ. Morawskiwyraziœcie konstruuje postaæ; o dziwo: narrator(Czes³aw Rupnik), który w swoim naiwnymi „wysoce literackim” pisaniu (st¹d te„uczone” inwersje, dba³oœæ o w³aœciwy nazwomw³asnym „szacunek” itp.) pragnie jaknajwiêcej powiedzieæ o adwersarzu, opacznieobna¿a swoj¹ i tylko swoj¹ naturê. I otow charakterystyczny dla Morawskiego sposób,na naszych oczach rozwija siê nietuzinkowapostaæ bohatera, choæ w zamierzeniu „nieœwiadomego”,to jednak w ka¿dym s³owiekontrolowanego przez twórcê-autora. W rezultacieodnajdujemy w Rupniku coœ z GargantuiRabelais’go, który o renesansowych mnichachpowiada... jakby jêzykiem Rupnika (ta oczywista„odwrotnoœæ” chronologii owego„powiadania” ma w moim zamyœle odrzuciædomniemanie o zbyt naskórkow¹ inspiracjêMorawskiego): „Racja ostateczna tego jest, i¿ onipo¿ywaj¹ ³ajno ca³ego œwiata, tj. grzechy i jako takichzeæpi³ajnów wypêdza siê ich do nor, to znaczy do opactwi klasztorów, które s¹ oddzielone od politycznej kompanii[...]. Mamrocz¹ wielk¹ moc litanii i psalmów, którychw z¹b nie rozumiej¹. Klepi¹ swoje ojczenaszki, gêstoszpikowane zdrowaœkami, nie myœl¹c ani nie s³ysz¹c, comówi¹. Owo, co nazywam kpinkami z Pana Boga, a niemodlitw¹”. Morawski, przy zachowaniu proporcji,ze swoj¹ z pozoru zgrzebn¹ powieœci¹,z grubsza tak zgrzebn¹ jak choæby burz¹cawszelkie konwencje „Ferdydurke” Gombrowicza,wpisuje siê w kr¹g spadkobiercówanegdotycznej tradycji pisarskiej ojcaRabelais’go (w tym kanonie po trosze mieœcisiê tak¿e i Redliñski i Skrzyposzek, a tak¿e,jako prozaik, Bia³oszewski).A¿eby daæ dowód „zas³u¿onego towarzystwa”,a przy okazji potwierdziæ gargantuowatoœæjêzyka Morawskiego, poka¿ê dwadoœæ przyd³ugie dowody na „ciê¿k¹ m³odoœæ”Rupnika Czes³awa: „¯eby jednak sumienny dowódprawdy daæ (boæ ten, co czyta, cz³owieka nie zna, tylkoz pisanego musi plewy od ziarnka odsiewaæ) najpierwpokrótce moj¹ m³odoœæ opiszê, która trochê ciê¿ka z kilkupowodów by³a. Za pierwszy powód podam uczciwie fakt,¿e ojca mego, drania, nigdy nie zna³em, gdy¿ uciek³przede mn¹, nim na œwiat wyjrza³em, nazwisko moje,Rupnik, po matce noszê, a imiê, Czes³aw, po dziadku,który jako by³y legionista na emeryturze sta³¹ s³u¿bêwoŸnego w szkole zajmowa³. Z tego te¿ powodu AlojzyKotwa, który w polityce mocny jest, od legionowychwnuków mnie wyzywa, Dziadka Pi³sudskiego o prawdêprosiæ wysy³a podstêpnie. Drugi powód mojego dzieciñstwakiepskiego by³ skomplikowaniejszy, a jego przyczyn¹by³ organista, zach³anny pijak, który ksi¹¿ki stanucywilnego w koœciele prowadzi³, ale nowo narodzonedzieci najpierw zapisywa³ na paczkach od papierosów lubinnych papierowych œmieciach, a póŸniej je b³êdnie doksi¹g wci¹ga³, z czego powstawa³y biurokratycznepomy³ki ¿yciowe – on mnie dziewczyn¹ zrobi³. Powód tenwcale œmieszny nie by³, gdy¿ w szkole, kiedy siêo tym dowiedzieli, od dziewuch mnie wyzywali i do nichprzeganiali, a dziewuchy przyj¹æ nie chcia³y, copowodowa³o, ¿e by³em ni to, ni tamto, niby wszystkich,ale niczyj”.Ju¿ w tym, tak czy owak jednak krótkimfragmencie ¿yciorysu, odnajdujê „wcaleœmieszn¹” sytuacjê owych „legionowychwnuków”. „Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy”to „donos” na rzeczywistoœæ „ni tego, nitamtego, niby wszystkich, ale niczyjego” dotak niedawna przecie¿ wyrzutka spo³ecznego,niczym „obrzydliwy mêdrek” Gargantua. Toproza, która prowokuje sympatiê do tego¿„donosiciela”, gdzie ten, na którego „siê donosi”,zas³u¿ony i odznaczony jawi siê jakoten rzeczywiœcie obrzydliwy. Powieœæ Morawskiegoskutecznie „opiewa” czasy, w którychdonos bywa³ jedyn¹ form¹ oprotestowaniazafa³szowanej rzeczywistoœci. Koniecznaucieczka w pozorne „prostactwo” narratorajest niczym innym, jak wiernoœci¹ konwencji86


powieœci ³otrzykowskiej. Ale z „ukryt¹ si³¹politycznego ra¿enia” – jak ju¿ mówi³em – nienale¿y, przynajmniej z dzisiejszej perspektywy,przesadzaæ.Wrócê jednak na chwilê do „zdrowegorozs¹dku”, który hipotetycznie powinienodwieœæ od lektury doœæ mêcz¹cych dygresjiw donosie Czes³awa Rupnika. Zaiste: d³ugie,czasami potwornie d³ugie zdania, poszatkowanekoszmarn¹ iloœci¹ przecinków, rzadkieakapity, kompletny brak podzia³u narozdzia³y – to mo¿e uko³ysaæ najtwardszegoadmiratora kwiecistego stylu Morawskiego.Zreszt¹ sam autor genialnego s³uchowiska„Zegary” miewa³ w ¿yciu chwile wszechmog¹cejs³aboœci i snu³ niekoñcz¹ce siêopowieœci, okraszane niezliczonymi odp³ywami,ale w koñcu zawsze wraca³ do rozpoczêtegow¹tku. Niemniej dla smakoszy literatury, jakotakiej, „Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy” togratka ju¿ nie tylko jêzykowa, formalna, aletak¿e studnia kryszta³owej jakoœci obyczaju,pokrêtnoœci ludzkiego charakteru, to wreszciedowód na pocieszaj¹c¹ tezê, ¿e w okolicznoœciachnie sprzyjaj¹cych rozumowi w odwodziepozostaje namiêtnoœæ i przekonanie o sile pierwotnychwyznaczników kondycji cz³owieczej(mœciwoœci, zawziêtoœci, egzaltacji i zaprzañstwa).Poza tym – skoro Edward Redliñskipochyla siê w „Nikiformach” nad autentykiemdziennika ksiêgowej, o arcytautologicznymtytule „¯yæ do samej œmierci”, który jestprzera¿aj¹co nudny w swojej „ksiêgowatowoœci”,to có¿ za sens ma wybrzydzanie napalimpsest niby autentycznego donosuMorawskiego? Zreszt¹ pos³uchajmy najpierwRedliñskiego, a potem, na dowód, drobnaegzemplifikacja w postaci wyimku z „mi-³osnej rachuby” wzmiankowanej ksiêgowej:„Dziennik ksiêgowej („¯yæ do samej œmierci”)dla niejednego czytelnika oka¿e siê zapewnemonotonn¹, nudn¹ i nieprzyzwoit¹ bzdur¹.Dla mnie jest arcydzie³em. Arcydzie³o – gdy¿wzbudza arcyprze¿ycie. Czyta³em wieles³ynnych utworów o mi³oœci – ¿aden niewstrz¹sn¹³ mn¹ tak, jak te suche, buchalteryjnezapiski” – wyznaje Redliñski. W istocie;tak, jak si³¹ Rupnika jest niczym niepohamowanegadulstwo, tak ju¿ moc¹ owej ksiêgowejjest przeliczanie, zestawienie w s³upkiwszystkiego, co jest z mi³oœci¹ zwi¹zane,w³¹cznie z iloœci¹ orgazmów wg kwalifikatoradziennego, tygodniowego albo miesiêcznego;oto próbka, najpierw „liryczna”: „Sobota. £adna,s³oneczna pogoda, by³am w parku do 14. Przyszed³wieczorem za kwadrans dziewi¹ta i zapuka³ w okno. Jawysz³am – powiedzia³ , ¿e ¿ona wyjecha³a do Siedlec.Posz³am do niego, by³am tylko do 24, poniewa¿ onamog³a wróciæ nocnym poci¹giem. Wyca³owa³, wypieœci³ca³¹ a¿ do utraty przytomnoœci, na tapczanie. Po drugimrazie zasn¹³ u mnie na piersi. Nie chcia³o siê goopuszczaæ, ale ba³am siê”. Dodajmy do tego„orgiastyczny bilans” roznamiêtnionej ksiêgowej(co brzmi zgo³a oksymoronicznie): „Rok1964 – 44 razy; rok 1965 – 84 razy; rok 1966 – 43 razy;rok 1967 – 33 plus 1, co daje razem <strong>20</strong>4 plus jeden, corówna siê <strong>20</strong>5 razy”.Na có¿ wiêc ta ca³a stylizacja Morawskiego?Zwyk³a ksiêgowa, bez literackiegozamiaru stworzy³a wiêc, zdaniem Redliñskiego,„arcydzie³o”. Byæ mo¿e. Ró¿nica polegana tym, ¿e do tego potrzebowa³a Redliñskiego.Morawski, pewnie mia³ tê wiedzê,któr¹ wykorzysta³ Redliñski w „Nikiformach”i konstruuj¹c „Kotwê” na wzór donosówi dzienników ksiêgowej, doszczêtnie to wykorzysta³.A ju¿ najzupe³niej powa¿nie, bo na tak¹powagê Morawski sobie zas³u¿y³, uzupe³niamwszystkie niezrêczne analogie, jeszcze raz, tênajwy¿szej próby, z Rabelais’m na czele. Botakie jest zakoñczenie powieœci Morawskiego.„Nie s³uchajcie Alojzego Kotwy” koñczy siêzwalaj¹cym z nóg szyderstwem; po 140 stronachnieokie³znanego gadania, mo¿liwienajluŸniejszych z luŸnych skojarzeñ, milionachszczegó³ów i szczególików pleni¹cychsiê w rojowiska w pojedynczych, acz rozbudowanychniewymiernie zdaniach, Czes³awRupnik z rozbrajaj¹c¹ bezczelnoœci¹ Gargantuiwyznaje: „Gdyby o jakieœ specjalne szczegó³ychodzi³o, to proszê do mnie napisaæ albo najlepiej przyjechaæosobiœcie, tylko powiadomiæ wczeœniej bym prosi³,bo œwiniobicie wtedy urz¹dzê wspania³e. Noc nade mn¹wyblak³a, czas we œwit przeszed³, zgas³o oknow karczemnej izbie, gdzie moi wrogowie na mnie petycjêpisali, i ja te¿ swoje pisanie koñczê, podpisem jezatwierdzaj¹c”.PRZYPOMNIENIA LITERACKIE87


KRAJOBRAZY LUBUSKIEZygmunt KowalczukZygmunt KowalczukMoja ma³a ojczyzna- BieczMeine Heimat:BieczNiewielu mieszkañców naszego regionuposiada wiedzê, ¿e wieœ Biecz nale¿y do najstarszychna £u¿ycach i wymieniona jestw dokumentach ju¿ z 1000 roku. Wieœ tapo³o¿ona na po³udniowo-wschodnim skrajuWzniesieñ Gubiñskich, w pobli¿u rzekiLubszy, prawego dop³ywu Nysy £u¿yckiej naprzestrzeni swojej d³ugiej historii nosi³a ró¿nenazwy: ³u¿yckie Bezdiez, Buœæ, niemieckieBietsch, Beitzsch, a od roku 1945 – Biecz.Jest to typowa wieœ o rozplanowaniu ³añcuchowym,wzd³u¿ drogi z Gubina do Lubska.Nur wenige Bewohner unserer Regionsind sich dessen bewusst, dass Biecz zu denältesten Dörfern der Lausitz gehört und dieerste Erwähnung schon im Jahre 1000 fand.Es liegt am südöstlichen Rande der GubenerHügel, in der Nähe von Lubsza (Lubst), einemrechten Nebenfluss der Lausitzer Neiße, undtrug in ihrer langen Geschichte verschiedenenNamen: die Lausitzer Bezdiez, Buœæ, diedeutschen Bietsch, Beitzsch, und seit 1945 –Biecz. Es ist ein typisches Kettendorf, entlangder Landstrasse von Gubin nach Lubsko.KRAJOBRAZY LUBUSKIE89


Przez wieki miejscowoœæ ta by³a w³asnoœci¹sasko-³u¿yckiej rodziny von Widebach. Jak naniewielk¹ – bo licz¹ca ok. 250 mieszkañców –wieœ ma niezwyk³¹ i ciekaw¹ historiê.W wakacyjne wieczory siadam na gankuswojego bieckiego domu rozmyœlaj¹c o wiekach,które ukszta³towa³y to miejsce, o historiach,których nie wolno zapomnieæ… W latach70. minionego wieku doœæ czêstymi goœæmiw domu moich rodziców byli archeolodzyz Wroc³awia prowadz¹cy wykopaliska nawzniesieniu tu¿ za wsi¹. Po kilku miesi¹cachprac archeologicznych odkryli osadê kultury³u¿yckiej (nazwa pochodzi od cmentarzyskpopielnicowych na £u¿ycach). Wiek osady,a tak¿e odkryty piec do wypalania ceramiki,oraz wiele elementów ceramicznych i zdobniczychdatowano na IV wiek p.n.e. Bezw¹tpienia wzniesienie, na którym znajdowa³asiê osada stwarza³o idealne warunki ¿ycia dlamieszkañców. Otaczaj¹ce wzgórze bagnai cieki wodne - a tak mia³y ok. 2 400 lat temuwygl¹daæ okolice - stanowi³y naturalny systemobronny dla osadników. Uczeni przyjmuj¹pras³owiañski charakter kultury ³u¿yckiejoraz pogl¹d o ³¹cznoœci jej zachodniejJahrhunderte lang gehörte es der sächsischlausitzerFamilie von Widebach. Für ein Dorfvon so kleinen Ausmaßen – es zählt nur ca.250 Einwohner – hat es eine ungewöhnlicheund interessante Geschichte.Im Sommer pflege ich, mich abends in derLaube meines Hauses in Biecz zu setzten undüber die Jahrhunderte nachzudenken, diediesen Ort gestalteten, über Geschichten, dienicht vergessen werden dürfen... In den 70erJahren des vergangenen Jahrhunderts warenim Hause meiner Eltern oft Archäologen ausBreslau zu Gast, die Ausgrabungen auf einerAnhöhe gleich hinter dem Dorf führten. Nachmehreren Monaten Arbeit entdeckten sie eineSiedlung der Lausitzer Kultur (der Namestammt von Urnenfriedhöfen in der Lausitz).Das Alter der Siedlung und des ausgegrabenenKeramikofens sowie vieler andererKeramik- und Schmuckgegenstände wurdeauf das 4. Jahrhundert v. Ch. geschätzt. DieAnhöhe, auf der sich die Siedlung befand,schuf den Einwohnern hervorragendeLebensbedingungen. Die sie umgebendenSümpfe und Wasserläufe – und so sollen dieseGebiete vor 2 400 Jahren ausgesehen haben –stellten ein natürliches Verteidigungssystemfür die Siedler dar. Die Forscher gehen voneinem slawischen Charakter der LausitzerKultur aus und deren Verbindung mit denhypothetischen Wenden. Für diese Kultur warvor allem die angewandte Kunst charakteristisch,was auch in den heute in Breslaubefindlichen Funden seine Widerspiegelungfindet. Die Keramikherstellung hat ein hohesNiveau erreicht, die gefundenen Gegenständezeichnen sich durch edle Beschaffenheit undreiche Verzierung, bestehend aus gemeißeltengeometrischen Ornamenten, die manchmalvon figürlichen Darstellungen ergänzt waren.Es ist bedauernswert, dass die Forscher erst inden 70. Jahren Interesse an der Fundstelle derLausitzer Kultur in Biecz gefunden haben.Viele ältere Einwohner des Dorfes erzähltenvon verzierten Spangen aus Bronze,Armbändern und Nadeln, die auf dem Hügelnach dem 2. Weltkrieg aufgedeckt wurden.Leider weiß heute niemand mehr, wo heutediese Gegenstände bleiben, die man bei der90


strefy z hipotetycznymi Wenetami. Kulturê têcharakteryzowa³a g³ównie sztuka u¿ytkowa,co te¿ znajdowa³o odzwierciedlenie w znajduj¹cychsiê obecnie we Wroc³awiu znaleziskach.Wysoki poziom osi¹gnê³a produkcjaceramiki, odznaczaj¹cej siê ró¿norodnoœci¹i szlachetnoœci¹ form oraz bogat¹ dekoracj¹,sk³adaj¹c¹ siê z rytych ornamentów geometrycznych,uzupe³nianych niekiedy przedstawieniamifiguralnymi. Wielka szkoda, ¿edopiero w latach 70. badacze zainteresowalisiê stanowiskiem archeologicznym kultury³u¿yckiej w Bieczu. Wielu starszych mieszkañcówopowiada³o o znajdowanych na wzgórzupo II wojnie œwiatowej zdobnych zapinkachz br¹zu, bransoletach, szpilach. Niestety, niktju¿ nie wie, gdzie podzia³y siê te przedmiotyznajdowane przy okazji wydobywania piaskuze wzgórza. Wspomnienie o nich rozpala dziœwyobraŸniê dzieci, które marz¹ o znalezieniudwutysi¹cletniego skarbu Wenetów.Nieopodal Biecza za rozleg³ymi zielonymi³¹kami, których harmoniê burz¹ wiekowe,roz³o¿yste wierzby wyrasta z horyzontuwzniesienie nazywane „£ys¹ Gór¹”. Przezwieki – o czym mówi¹ równie¿ byli niemieccymieszkañcy – porasta³y je jedynie wysokietrawy i zaroœla. Dopiero po wojnie Polacyza³o¿yli na nim sosnowy las. Dziœ las, pokilkudziesiêciu latach dumnie szumi – cieszyobfitoœci¹ grzybów ca³e rzesze mi³oœnikówgrzybobrania.Z „£ys¹ Gór¹” zwi¹zana jest legenda,która niestety jest prawie nieznana – nawetprzez mieszkañców wioski.Wed³ug legendy piastowski w³adca,Boles³aw Chrobry maszeruj¹c ze swoimiwojami na Budziszyn, mia³ wys³aæ oddzia³zwiadowców w okolice Bezdiez (Biecza), byci zbadali nastroje ludnoœci, a jednoczeœniezasiêgnêli jêzyka co do najlepszych miejsc naprzeprawê przez Nysê. Dru¿yna zwiadowców,piêknych ros³ych wojów Chrobregoroz³o¿y³a siê obozem na górze. Niejedna£u¿yczanka widz¹c wspania³ych wojówpodziwia³a ich spryt i tê¿yznê przy rozbijaniuobozu, albo gdy przynosili z lasów naramionach upolowane przez siebie jelenie.Jak mówi legenda – nawet góra powesela³a,Schöpfung des Sandes von der Anhöhe gefundenhatte. Die Erinnerungen erregen heute dieFantasie vieler Kinder, die von derEntdeckung des zweieinhalbtausend Jahrealten Schatzes der Wenden träumen.In der Nähe von Biecz, hinter weiten grünenWiesen, deren Harmonie von denjahrhundertealten, weit verzweigten Weidengestört wird, steigt eine Anhöhe empor, dieals „£ysa Gora“ – „Kahlberg“ bezeichnetwird. Jahrhunderte lang – dies wird auch vonden ehemaligen deutschen Bewohnern dieserGebiete bestätigt – war sie lediglich vomhohen Grass und Gebüsch bewachsen. Erstnach dem 2. Weltkrieg wurde hier von denPolen ein Kiefernwald gesetzt. Heute, nachein paar Dutzend Jahren, rauscht der Waldstolz und dank der Fülle an Pilzen erfreut ersich großer Popularität unter Pilzesammlern.Mit dem „Kahlberg” hängt eine Legendezusammen, die heute leider kaum noch bekanntist, nicht einmal bei den Dorfbewohnern.Der Legende nach soll der PiastenherrscherBoles³aw Chrobry, als er mit seinemHeer nach Bautzen marschierte, einen TruppSpäher nach Bezdiez (Biecz) geschickt haben,damit sie sich nach der Volksstimmung erkundenund auskundschaften, wo man die Neißeam günstigsten überquert. Die Späher,Chrobrys schöne, große Krieger, schlugenLager auf dem Hügel auf. So manchesLausitzer Mädchen bewunderte die prächtigenKerle, deren Gewandtheit und Kraft beimAufschlagen des Lagers oder bei der Jagd,nach der sie immer erschlagene Hirsche insLager holten. Wie die Legende besagt – auchder Berg wurde froher und bedeckte sich miteiner Fülle Blumen. Nun einige Tage nachdemsie dort das Lager aufgeschlagen hatten,als der Mond hell leuchtete und dieLagerfeuer der Krieger noch nicht erlöschtwaren, erzitterte der Berg. Jungen, die dieKrieger von einem nahem Sumpf beobachteten,flüchteten voller Angst nach Hause. Amnächsten Tag erzählten sie, sie hätten den blumenreichenBerg gesehen, als er die schlafendenKrieger in sich geschlossen undmurmelnd: „Mir gehört ihr“, ihr hell leuchtendesInneres geöffnet, dorthin die SchlafendenKRAJOBRAZY LUBUSKIE91


przykry³a j¹ bowiem obfitoœæ kwiatów. I otow kilka dni od momentu rozpoczêcia ich obozowania,gdy na niebie jasno œwieci³ ksiê¿yci nie dogas³y jeszcze mocne ogniska wojów,góra nagle zadr¿a³a. Wyrostkowie podgl¹daj¹cyz pobliskich bagien wojów przera¿eniuciekli do swych domów. Nazajutrz opowiadali,i¿ widzieli jak góra ukwieconymi krzewamiobjê³a œpi¹cych wojów pomrukuj¹c:„moi ci wy jesteœcie”, a nastêpnie otworzy³ajasnoœci¹ bij¹ce wnêtrze i tam wojów z³o¿y³a.Jeden z nich stwierdzi³, i¿ s³ysza³ w szepciegóry przyrzeczenie, ¿e odda wojów Piastomgdy ziemie te bêd¹ w wielkiej potrzebie…Faktem jest, ¿e z „£ysej Góry” rozpoœcierasiê piêkny widok na bli¿sz¹ i dalsz¹ okolicê.Jest to równie¿ fantastyczne miejsce na weekendowepikniki. Z tego miejsca promieniujejakaœ magia na Biecz i okolicê. Inaczej niepisa³bym:W podwiniêtych nogawkachNosi³em wieki têsknotyZanios³em je w czarny nurt LubszyPotykaj¹c siê opada³emW kurhany kretowiskZiemia pachnia³a legend¹Wpatrzony w bieck¹ górêOœ ziemiCzeka³em a¿ obudz¹ siêChrobrzy wojowie pomstyz akacjowej oazyWiatr niós³ zapach wspomnieñI twarz ojca wyœwierzy³ w oczachGotowych patrzeæW lipcowe po³udnieNa szerokie ³¹ki wioskiWyla³o siê wo³anie matkiObiad czeka!(z tomu „Po tamtej stronie ksiê¿yca”)Biecz jednak to nie tylko pamiêæ wydobytaz archeologii i legend. O Bieczu wielemówi¹ archiwalia i zabytki. Wed³ug udokumentowanychŸróde³ zachowanych w zbioracharchiwalnych z drugiej po³owy 14. stuleciamiejscowoœci¹ t¹ w³ada³ ju¿ ród Widebachów.Ród ten cieszy³ siê w okolicy wielkim autorygelegthabe. Einer der Jungs behauptete, imGezischel des Berges die Versprechung gehörtzu haben, dass dieser den Piasten ihre Kriegerzurückgibt, wenn deren Länder dies wirklichnötig haben...Sicher ist, dass sich vom „Kahlberg” einewunderschöne Panorama der näheren undweiteren Umgebung ausstreckt. Er ist auchein beliebtes Ausflugsziel zum Wochenende.Eine magische Kraft strahlt von hier aus aufBiecz und seine Gegend. Sonst hätte ich janicht geschrieben:In den hochgekrempelten Hosenbeinentrug ich die ewige Sehnsuchtin den schwarzen Strom der LubstIch stolperte, ich fielauf die Maulwurfgrabhügeldie Erde duftete nach LegendenIch sah auf den Berg von Biecz aufauf die Achse der Erdeich wartete, bis sie aufwachendie tapferen Krieger ChrobrysAus der AkazienoaseDuftete der Wind der ErinnerungenUnd das Gesicht meines Vaters...in den Augendie bereit waren, zu schauenauf diesen Nachmittag im Juliauf die weiten Wiesen, DörferNun ergießt sich das Rufen meiner MutterDas Mittagessen ist da!(aus dem Band: „Jenseits des Mondes“)Biecz steht aber nicht nur für die aus derArchäologie und den Legenden geborgeneErinnerung. Von Biecz reden zahlreicheArchivalien und Denkmäler. Quellen aus derzweiten Hälfte des 14. Jahrhunderts, die unterden alten Dokumenten erhalten gebliebensind, waren schon damals Adelige vomGeschlecht Wiedebach Herrscher diesesOrtes. Die Familie erfreute sich einer großenmoralischen Autorität in der Gegend. IhreMitglieder waren nämlich durch ihre ausgewogeneund ruhige Natur bekannt.Von der Mitte des 15. Jahrhunderts anwurden die Widebachs zu Untertanen der92


tetem moralnym. Znani bowiem byli ze swojejwywa¿onej i spokojnej natury.Od po³owy XV w. Widebachowie stali siêpoddanymi elektorów brandenburskich,a nastêpnie monarchów pruskich. Zawsze jednakutrzymywali o¿ywione kontakty z saskimdworem w DreŸnie. Za panowania na polskimtronie saskich elektorów Widebachowie czynniedzia³ali w ich s³u¿bie dyplomatycznej.W 1757 r. pan na Bieczu, Johann Friedrichvon Widebach, otrzyma³ z r¹k króla AugustaIII dziedziczny indygent polski. Zwi¹zki vonWidebachów z Polsk¹ by³y bardzo bliskiepoprzez ma³¿eñstwa. Urodzony w 1772 r.w Bieczu Friedrich von Widebach o¿eni³ siêbowiem z Helen¹ Mielêck¹ z Babimostu,której brat s³u¿y³ w randze porucznika korpusugenera³a Ch³apowskiego w PowstaniuListopadowym. Po przedwczesnej œmierci jejmiejsce u boku Widebacha zajê³a m³odszasiostra Katarzyna, która zajê³a siê wychowaniemsiostrzeñca – Karola FryderykaAleksandra. Niezwyk³¹ historiê aresztowaniatego trzydziestoletniego potomka szambelanówkrólów polskich i pruskiego oficerainteresuj¹co opisa³ w Encyklopedii Ziemi¯arskiej prof. Jerzy Piotr Majchrzak. Doœæpowiedzieæ, ¿e za sprzyjanie powstañcomlistopadowym i przerzut kurierów powstañczychna trasie Biecz-Sulechów w³adzepruskie postanowi³y aresztowaæ KarolaFryderyka von Widebacha. By³a to nie ladasensacja dla w³adz pruskich. Wiedzianobowiem wiele o polskich koneksjach rodzinnychvon Widebacha, ale nigdy nie przypuszczano,¿e tak aktywnie zaanga¿uje siêw sprawy polskie. M³ody hrabia zosta³ aresztowany26 paŸdziernika 1834 r. w Bieczu,a nastêpnie przewieziony do Berlina. Sprawymog³yby potoczyæ siê bardzo niekorzystnie,gdyby nie interwencja dworu drezdeñskiegou Fryderyka Wilhelma III. Ostatecznie osadzonoWidebacha w areszcie domowymw Bieczu, pozbawiaj¹c go stopnia oficerskiegoi skazuj¹c na dziesiêæ miesiêcy twierdzy.Dopiero ponowna interwencja Drezna pozwoli³amu unikn¹æ kary wiêzienia.Karol Fryderyk Aleksander von Widebachznaczn¹ czêœæ swego ¿ycia spêdzi³ w DreŸnie,Brandenburger Kurfürsten und dann derpreußischen Monarchen. Sie pflegten allerdingsimmer belebte Kontakte zum sächsischenHof in Dresden. Als die dortigen Kurfürstenauf dem polnischen Thron saßen, waren dieWidebachs in deren diplomatischem Diensttätig. Im Jahre 1757 erhielt der Herr aufBiecz, Johann Friedrich von Widebach, daspolnische Erbidigenat vom König August III.Die Bindungen deren von Widebach mitPolen waren sehr eng – durch Ehen. Der 1772in Biecz geborene Friedrich von Widebachheiratete nämlich Helena Mielêcka ausBabimost, deren Bruder im Rang desLeutnants im Korps des Generals Ch³apowskiwährend des Novemberaufstandes diente.Nach Helenas frühem Tod nahm ihreSchwester Katherina Platz an der Seite vonFriedrich und widmete sich der Erziehungihres Neffen, Karl Friedrich Alexander. Dieaußerordentliche Geschichte der Festnahmedieses zu jenem Zeitpunkt dreißigjährigenpreußischen Offiziers, der unter seinen AhnenKammerherren polnischer Könige hatte,wurde lebhaft in der Enzyklopädie desSorauer Landes von <strong>Pro</strong>f. Jerzy PiotrMajchrzak beschrieben. Hier sei nur erwähnt,dass die preußischen Behörden gedachten,Karl Friedrich von Widebach unter demVorwurf festzunehmen, er habe den polnischenAufständischen geholfen und derenKuriere auf der Strecke von Biecz nachSulechow (Züllichau) befördert. Für diepreußischen Behörden war das eine echteÜberraschung. Man wusste nämlich von denfamiliären Beziehungen Widebachs zu Polen,man hätte aber niemals gedacht, dass er sichso aktiv für die polnische Sache engagierenwürde. Der junge Graf wurde am 26. Oktober1834 in Biecz festgenommen und nach Berlingebracht. Die Sache hätte einen eher ungünstigenVerlauf nehmen können, wäre es nichtzu einem Eingriff des Dresdener Hofes beimFriedrich Wilhelm III. gekommen. LetztenEndes wurde Widebach ins Hausarrest in Bieczgeschickt, man entzog ihm den Offiziersgradund verurteilte zu 10 Monaten Turmstrafe.Erst ein erneuter Eingriff Dresdens konnte ihnvor der Freiheitsstrafe retten.KRAJOBRAZY LUBUSKIE93


gdzie miêdzy innymi zaprzyjaŸni³ siê z wybitnympolskim pisarzem – Józefem IgnacymKraszewskim, którego goœci³ czêstow Bieczu. Rodowa legenda g³osi, ¿e w latach40. XIX wieku zatrzyma³ siê u Widebachóww Bieczu sam Adam Mickiewicz. Faktem jestjednak, ¿e ksiêgi „Pielgrzymstwa NaroduPolskiego” odnotowano w katalogu pa³acowejbiblioteki.Do koñca swoich dni Karol Fryderyk¿ywi³ wielk¹ przyjaŸñ dla rodaków swojejmatki. Zmar³ w DreŸnie, 8 kwietnia 1872 r.Do dziœ w bieckim pa³acu von Widebachówznajduj¹ siê materialne œlady zwi¹zków tegorodu z polskimi szlacheckimi rodami: œl¹skim– Lubawskich i wielkopolskim – Mielêckich.W obszernej pa³acowej sieni wejœciowejzachwyca piêkna posadzka wykonanaz ró¿nobarwnego marmuru z wielkim œl¹skimor³em poœrodku. Jest to œwiadectwo rodzinnychkoneksji Widebachów z rodem Lubawskich.Interesuj¹cy jest zreszt¹ sam pa³ac,którego pocz¹tki siêgaj¹ œredniowiecza i renesansu.Z dokumentów wiemy, ¿e w XVI w.istnia³ tu ju¿ dwór obronny, którego murytkwi¹ w obecnym pa³acu. W drugiej po³owieXVII w. dwór zosta³ rozbudowany w kierunkuzachodnim do rozmiarów obecnegokorpusu. W wyniku dalszej rozbudowy przeprowadzonejna prze³omie XVIII i XIX w.dostawione zosta³y skrzyd³a boczne. Remont,który mia³ miejsce w drugiej po³owie XIX w.,nie zmieni³ charakteru budowli, wprowadzi³jedynie skromne neorokokowe elementydekoracyjne w elewacji frontowej. Z tegookresu pochodzi te¿ fontanna i ¿elazna brama.Charakterystyczny dla zespo³u pa³acowegoKarl Friedrich Alexander von Widebachverbrachte einen Großteil seines Lebens inDresden, wo er sich u.a. mit dem hervorragendenpolnischen Schriftsteller, Józef IgnacyKraszewski befreundete, den er oft in Bieczbewirtete. Die Familienlegende will, dass sichin den 40er Jahren des 19. Jahrhunderts selbstAdam Mickiewicz in Biecz aufgehalten habensoll. Sicher ist, dass sich sein Buch „KsiêgiPielgrzymstwa Narodu Polskiego” in derSchlossbibliothek befand.Die warmen Gefühle von Karl Friedrichzu den Landesleuten seiner Mutter wahrtenbis zum Ende seines Lebens. Er starb inDresden am 8. April 1872. Bis heute stoßtman im Bieczer Palast der Familie vonWidebach auf Spuren deren Verbindungen zuden polnischen Adeligenfamilien: derLubawskis aus Schlesien und der Mielêckisaus Großpolen.In der großen Eingangslaube des Palasteskann man sich von dem wundeschönenFußboden aus buntem Marmor mit einemriesigen schlesischen Adler in der Mittebegeistern. Es ist ein Zeugnis der familiärenBindungen von Widebach und Lubawski.Interessant ist übrigens auch der Palastselbst, dessen Anfänge bis ins Mittelalter unddie Renaissance zurückreichen. Aus altenDokumenten wissen wir, dass es hier schonim 16. Jahrhundert einen Wehrhof gab, dessenMauern in den Wänden des heutigen Palastesstecken. In der zweiten Hälfte des 17.Jahrhunderts wurde der Hof in die westlicheRichtung ausgebaut und sein Hauptkörpererhielt die heutigen Ausmaße. Bei einemweiteren Ausbau, um die Wende des 18. und19. Jahrhunderts, wurden zwei Seitenflügelerrichtet. Die Renovierung, die in der zweitenHälfte des 19. Jahrhunderts vorgenommenwurde, änderte nichts an dem Charakter desGebäudes, ergänzte es aber durch Neurokoko-Verzierungen in der Frontfassade. Von jenerZeit stammt auch der Brunnen und das eiserneTor. Einen besonderen Charakter wird derPalastanlage durch das Torgebäude verliehen.Es wurde im 18. Jahrhundert errichtet undbehielt auch nach dem Umbau im Jahre 1802seine barocken Eigenschaften. Dieses94


jest budynek bramny. Zbudowany w XVIII w.mimo przebudowy dokonanej w 1802 r.,zachowa³ barokowe cechy. Trzykondygnacyjnybudynek nakryty by³ (trudno bowiem pisaæ,¿e jest, poniewa¿ trwa jego straszliwa dewastacja)dachem z cebulastym he³mem z iglic¹.Ca³oœæ zespo³u pa³acowego otacza za³o-¿ony w XVIII w. park krajobrazowy, ³¹cz¹cysiê z kompleksem lasów. Czêœæ parku,po³o¿on¹ po pó³nocnej stronie pa³acu, ujmuj¹po bokach szpalery drzew, przechodz¹ce przyparkanie w wiêksze skupisko. Po stronie po-³udniowej park przecinaj¹ dwa kana³y, z którychjeden op³ywa pa³ac od strony wschodniej,po³udniowej i zachodniej. W parku wystêpuj¹34 gatunki drzew i krzewów, dwa dêbyo walorach pomników przyrody. Wspaniale prezentujesiê 500-metrowa aleja topoli w³oskich,prowadz¹ca z pa³acu do kompleksu leœnego.Niestety, smutkiem przejmuje fakt, ¿emiejsce, które historycznie urasta do rangisymbolu przyjaznego wspó³¿ycia Niemcówi Polaków, ulega sta³ej dewastacji. W ruinêpopada bowiem budynek bramy wjazdowej,le¿¹cy przy ruchliwej drodze, a sam parkpopad³ w zupe³n¹ dewastacjê.Bêd¹c w œcis³ych zwi¹zkach z królamipolskimi, Widebachowie korzystali z us³ugwielu królewskich artystów, miêdzy innymiwybitnego architekta królewskiego, JohannaBähra. Zlecono mu bowiem przebudowê koœcio³aw Bieczu. Efektem rozmów JohannaFriedricha von Widebacha z Bährem sta³ siêukoñczony w 1730 r. niezwykle oryginalnybarokowy koœció³ zaprojektowany na planiekrzy¿a greckiego. Mimo up³ywu czasu koœció³ten jest bez w¹tpienia per³¹ architektoniczn¹w architekturze baroku i to na miarêeuropejsk¹. Biecka œwi¹tynia jest jedynymdzie³em Bähra nie tylko na £u¿ycach, alei w Polsce. W krypcie koœcio³a spoczywafundator œwi¹tyni, a tak¿e prawie wszyscyprzedstawiciele niemiecko-polskiego roduWidebachów.Okolice Biecza s¹ niezwykle malownicze.Wieœ otaczaj¹ rozleg³e ³¹ki i lasy, bogatew przeró¿n¹ zwierzynê. Cieszy widok podchodz¹cychpod polne drogi saren, albouciekaj¹cych w krzaki borsuków. W okolidreistöckigeGebäude war (angesichts seinerverheerenden Verwüstung ist Präsens hiernicht angebracht) von einem Dach mit einemZwiebelhelm und einer Spitze bedeckt.Die ganze Palastanlage ist von einem im18. Jahrhundert errichteten Landschaftsparkumgeben, der in einen Wald übergeht. Ein Teildes Parks, nördlich des Palastes, wird seitlichvon Baumspaliers erfasst, die an dem Zauneine größere Gruppe bilden. Der Süden desParks wird von zwei Kanälen durchkreuzt,von denen der eine den Palast vom Osten,Süden und Westen umfließt. Im Park findetman 34 Baum- und Strauchgattungen,darunter zwei Eichen mit dem Status einesNaturdenkmals. Prächtig ist die 500 m langeAllee aus italienischen Pappeln, die vomPalast her in den Wald führt.Traurig ist nur der Untergang dieses Ortes,dessen Geschichte ihn zu einem Symbol desfreundschaftlichen Zusammenlebens derDeutschen und Polen vorherbestimmt. Dasdirekt an einer verkehrsreichen Strasse stehendeTorgebäude ist nämlich eine Ruine,auch der Park ist völlig verwüstet.Dank den engen Beziehungen zu den polnischenKönigen konnten die WidebachsDienstleistungen vieler königlicher Künstlerin Anspruch nehmen, u.a. des hervorragendenArchitekten, Johann Bähr. Ihm wurde nämlichder Umbau der Kirche in Biecz in Auftraggegeben. Ergebnis der Verhandlungen zwischenJohann Friedrich von Widebach undBähr war die im Jahre 1730 erbaute barockeKirche auf dem Plan eines griechischenKreuzes. Trotz des Zeitverlaufs bleibt dieKirche sicherlich eine Perle der Barockarchitektur,wohl von europäischer Bedeutung.Das Bieczer Gotteshaus ist das einzige WerkBährs nicht nur in der Lausitz, sondern inganz Polen. In der Grabkammer der Kircheruht deren Stifter und mit ihm fast alleVertreter der deutsch-polnischen FamilieWidebach.Die Gegend um Biecz ist sehr malerisch.Das Dorf ist von weiten Wiesen und Wäldernumgeben, reich an verschiedenartigen Tieren.Man kann sich an den bis zum Straßenrandkommenden Rehen oder ins Gebüsch fliehen-KRAJOBRAZY LUBUSKIE95


cach bieckich stawów (pamiêtaj¹cych czasyœredniowiecza) spotkaæ mo¿na wydry pl¹saj¹cew niewielkiej rzeczce oraz setki ³abêdzi,czapli, cyranek, ¿eruj¹cych w wodach stawów.Obecnoœæ tak licznej zwierzyny i ptactwaœwiadczy o ekologicznej atrakcyjnoœcitych terenów.Najnowsza historia Biecza to reminiscencjeII wojny œwiatowej. Ludnoœæ, która przyby³ado miejscowoœci, w wiêkszoœci pochodzi³az zajêtych przez Sowietów terenów II Rzeczpospolitej.Prawie 70% powojennej ludnoœciBiecza stanowili dawni mieszkañcy, le¿¹cejnad rzek¹ Stryp¹ w powiecie Buczacz wioskiDuliby. Wielu z nich to potomkowie ¿o³nierzyPi³sudskiego, walcz¹cych z nawa³¹ sowieck¹roku 19<strong>20</strong>. W rodzinach tych ludzi by³o wielukrewnych, którzy prze¿yli sowieckie zes³aniena Syberiê, po zajêciu Polski przez faszystowskieNiemcy i Rosjê sowieck¹. Prawieka¿da rodzina straci³a kogoœ bliskiego,zamordowanego przez ukraiñskie oddzia³yUPA. We wspomnieniach moich rodziców,którzy w tych strasznych czasach byli nastolatkamiwci¹¿ ¿ywa by³a pamiêæ okrutnychmordów, dokonywanych na wielu mieszkañcachDulib.Ziemiê swoich przodków, ¿yj¹cych tamod setek lat, opuszczali zim¹, w odkrytychbydlêcych wagonach. Szaleñstwo faszyzmui wojny wyda³o gorzkie owoce... Moja matka,pozbawiona jakichkolwiek leków, cudemwrêcz uratowa³a siê z tyfusu.Kilka lat temu zaproponowa³em jej podró¿sentymentaln¹ - odwiedziny wioski naWschodzie, która obecnie le¿y na Ukrainie.W trakcie tej podró¿y, w pobli¿u Krakowa,matka postanowi³a, ¿e wracamy do Biecza.Kiedy zapyta³em j¹ o powód decyzji,odpowiedzia³a: „Teraz w Bieczu jest mojaojczyzna i twoja te¿”. Zaskakuj¹ca odpowiedŸmatki przynios³a owoc w postaci wiersza,wiersza-biografii ludzi ze Wschodu:<strong>Pro</strong>œba matkiBo¿e mojej wêdrówkiznad szerokiej Strypysrebrnej ksiê¿ycemden Dachsen freuen. In der Nähe der BieczerTeiche (die hier schon im Mittelalter waren)stoßt man oft auf Otter, wie sie in einemFlüsschen tanzen, und Hunderte vonSchwänen, Reihern oder Knäckenten, die imTeichwasser fressen. Dass die Tiere und Vögelhier so zahlreich vorkommen, zeugt von derökologischen Attraktivität dieser Gebiete.Die Zeitgeschichte von Biecz hängt mitdem 2. Weltkrieg zusammen. Die Menschen,die diesen Ort in Besitz genommen haben,stammten mehrheitlich aus den von denSowjets eingenommenen Gebieten der 2.Polnischen Republik. Fast 70% derNachkriegsbevölkerung von Biecz waren ehemaligeBewohner des am Fluss Strypa imLandkreis Buczacz liegenden Dorfes Duliby.Viele von ihnen waren Nachkommen derSoldaten von Pi³sudski, die gegen die Sowjetsbei deren Überfall im Jahre 19<strong>20</strong> gekämpfthatten. Viele Familienmitglieder dieserMenschen erlebten die Verbannung nachSibirien, nachdem Polen vom nationalsozialistischenDeutschland und sowjetischenRussland besetzt wurde. Fast jede Familieverlor jemanden von der Hand der ukrainischenUPA-Truppen. Meine Eltern, die zudiesen schrecklichen Zeiten Jugendlichewaren, erinnerten sich immer lebhaft an diegrausamen Morde, die an vielen Einwohnernvon Duliby verübt wurden.Das Land ihrer Vorfahren, die dort seitHunderten von Jahren gelebt hatten, musstensie im Winter, in offenen Viehwaggons verlassen.Der Wahnsinn des Nationalsozialismusund des Krieges brachte bittereFrüchte... Ohne Zugang zu Arzneien konntesich meine Mutter nur wie durch ein Wundervom Typhus erholen.Ich habe ihr vor ein paar Jahrenvorgeschlagen, eine sentimentale Reisevorzunehmen, einen Besuch auf dem Dorf imOsten, das jetzt in der Ukraine liegt. Währenddieser Reise, in der Nähe von Krakau, hatmich meine Mutter kehrtmachen lassen. Alsich sie nach dem Grund gefragt habe, hat siegeantwortet: „Meine Heimat ist jetzt in Biecz,und auch deine.” Diese überraschendeAntwort meiner Mutter brachte Früchte in96


Bo¿e s³odkiej czereœniw œrodku podolskiego lasuBo¿e jaz³owieckich lipSobieskiegoBo¿e repatrianckiegowagonu wygnaniaw tyfusiez którego mnie ocali³eœBo¿e melodii kresówmojej mowyBo¿e r¹k spracowanychna tej ziemiBo¿e twarzy¿³obionej ³zamiBo¿e niebieskich oczuju¿ przekwitaj¹cychw ZachodzieBo¿ekochaj moich synówprzez tyle drógnios³am ich Tobie(z tomu „Ponad skrzyd³ami anio³ów”)Fenomenem Biecza jest fakt, ¿e 87%potomków polskich osiedleñców, w wiêkszoœciuprawiaj¹cych rolê, ukoñczy³o wy¿sze studiana wielu polskich i zagranicznych uczeniach.Biecz mo¿e poszczyciæ siê du¿¹ liczb¹nauczycieli, wysokich funkcjonariuszyadministracji pañstwowej, oficerów, a tak¿e<strong>jednym</strong> doktorem nauk humanistycznych.Byæ mo¿e jest to genius loci... duchWidebachów, Mickiewicza i Kraszewskiego?Od wielu ju¿ lat przybywaj¹ do Bieczadawni niemieccy mieszkañcy ze swoimirodzinami, pragn¹cy odwiedziæ krainê latdziecinnych. Sympatyczne jest to, ¿e polscymieszkañcy z otwartoœci¹ i wielk¹ goœcinnoœci¹przyjmuj¹ goœci zza Nysy. Spotkania tezaowocowa³y wieloma kole¿eñstwami i przyjaŸniami.Od kilku ju¿ lat, systematyczniew maju, odbywaj¹ siê w sali œwietlicywiejskiej wspólne biesiady polsko-niemieckie.W tym roku polscy gospodarze goœcili ponad50 osób przyby³ych z Niemiec, zwi¹zanychmniej lub bardziej z Bieczem. MieszkañcyBiecza przygotowali swoim goœciom wieleForm eines Gedichtes – einer Biographie derMenschen aus dem Osten.Die Bitte einer MutterGott meiner WanderungVon der breiten Strypadie silbern wie der MondscheinGott der süßen Kirscheninmitten von PodolienGott der Linden von Jazlowiecvon SobieskiGott des Viehwaggonsder Vertreibungim Typhusvon dem Du mich errettetGott der östlichen Melodienmeiner SpracheGott der Händedie hier arbeitenGott des Gesichtesmit TränenfurchenGott der blauen Augendie in dem WestenverwelkenGottliebe meine Söhneich habe sie Dirdurch so viele Wege getragen(aus dem Band „Unter den Engelsflügeln”)Es ist eine bewundernswerte Besonderheitvon Biecz, dass 87% der Nachkommen derpolnischen Ansiedler, die meistens nur Ackerbebauten, höhere Ausbildung haben, erlangtan zahlreichen polnischen und ausländischenUniversitäten. Biecz kann auf seine vielenLehrer, hohen Staatsbeamten, Offiziere undeinen Universitätsdoktor stolz sein. Wäre dasgenius loci...? Der Geist von Widebachs,Mickiewicz und Kraszewski?Seit mehreren Jahren schon kommen nachBiecz dessen ehemalige deutsche Einwohner,die das Land ihrer Kindheit besuchen wollen.Es ist schön anzusehen, wie die polnischenGastgeber ihre Gäste aus dem anderenNeißeufer mit Offenheit und GasfreundschaftKRAJOBRAZY LUBUSKIE97


atrakcji wœród nich ciesz¹ce siê ogromnympowodzeniem przeja¿d¿ki konn¹ bryczk¹.Spotkania by³ych i obecnych mieszkañcówBiecza trwaj¹ wiele godzin i s¹ œwiadectwemtego, i¿ wiêcej nas ³¹czy ni¿ dzieli.aufnehmen. Viele dieser Treffen verwandeltensich in gepflegte Bekanntschaften undFreundschaften. Seit mehreren Jahren findenim Mai im Gemeinschaftsraum des Dorfesregelmäßige, deutsch polnische Festmahlestatt. In diesem Jahr haben die polnischenGastgeber über 50 Personen aus Deutschlandbewirtet, die mehr oder weniger mit Bieczverbunden sind. Die Bewohner von Bieczhaben für ihre Gäste zahlreiche Attraktionenvorbereitet, darunter Kutschenfahrten, diesich einer großen Popularität erfreuten. DieZusammenkünfte der heutigen und ehemaligenEinwohner von Biecz dauern vieleStunden und sind ein Zeugnis dessen, dassuns mehr verbindet als trennt.Übersetzt von Grzegorz Kowalski98


RECENZJE I OMÓWIENIAAdam Wierzbicki, 429/01, wydano w³asnym sumptem, D³u¿ek <strong>20</strong>07.Nie wiem, na ile wa¿ny, osobniczy, inny ni¿ wszystkie by³ rok <strong>20</strong>01. Wiem, natomiast, ¿e musia³byæ szczególny w ¿yciu Adama Wierzbickiego albo w „¿yciu” podmiotu lirycznego jego wierszy.Tym bardziej, ¿e na ok³adce tomiku pt. „429/01” pojawia siê zakratowane okno, a i tytu³owe sygnaturysugeruj¹ jednoznacznie. Wszystkie teksty w zbiorze datowane s¹ w³aœnie tak: <strong>20</strong>01.Z pozoru to tylko j a k a œ data, tylko okreœlenie j a k i e g o œ czasu. Istotniejsza jest oczywiœcieprzestrzeñ liryczna, w której rozgrywa siê poetycka historia z mocno okreœlonym, opisanymi nazwanym bohaterem. W tej perspektywie poeta odnalaz³ chyba najistotniejsze, najdelikatniejszePunkty Archimedesowe w³asnej, do podszewki osobniczej œwiadomoœci. Na tyle osobniczej, ¿e bezwahania trzeba mu wierzyæ, wierzyæ do tego stopnia, ¿e ta liryka, na wskroœ osobista, staje siêuniwersaln¹ w³asnoœci¹ ka¿dego, wszak¿e wra¿liwego, czytelnika. Mówi¹c proœciej: dawny,nieokrzesany bunt Wierzbickiego, jego niezgoda na sinusoidy œwiata, ustateczni³y siê, co nieznaczy, ze poeta z³agodnia³, skapcania³ albo pretensjonalnie „zm¹drza³”. Nie. To dalej jest ten samobrazoburczy „uderzaj¹cy” Wierzbicki. Ró¿nica polega na tym, ¿e w dawnych wierszach poeta„spowiadaj¹cy siê przed konfesjona³em szynkwasu” najpierw u¿ywa³ do tego piêœci, potemuruchamia³ inne „organy”: g³owê, serce itd. Teraz Wierzbicki najpierw przemyœliwuje, potem mówi,na koñcu, jeœli ju¿, to tylko zaciska piêœæ, i to najczêœciej metaforycznie. No w³aœnie! Zdaje siê, ¿eju¿ nie tylko komunikat poetycki, to o czym wiersz krzyczy, ale to, jak siê krzyczy sta³o siê istot¹ tejpoezji. Chocia¿, na szczêœcie, dalej jest to bardzo mocny, krwisty i istotny komunikat poetycki.Kim jest, albo jaki jest podmiot liryczny Adama Wierzbickiego? Sam poeta pokazuje trop, alenie udziela jednoznacznej odpowiedzi. Odszukaæ j¹ ma czytelnik, i to jest bodaj jedyny jegoRECENZJE I OMÓWIENIA99


100obowi¹zek. Odpowiedzi nale¿y szukaæ gdzieœ miêdzy treœci¹ a form¹. Nale¿y wiêc rozstrzygn¹æalternatywê czy podmiot mówi¹cy Wierzbickiego to ranny sokó³ ceni¹cy wolnoœæ bardziej ni¿ ¿ycie,czy tylko „osobnik” dopuszczaj¹cy siê defraudacji talentów otrzymanych od Pana Boga? W pierwszym„treœciowym” przypadku, autor zdaje sobie sprawê, ¿e wolnoœæ jest pewnie œwiadomoœci¹ograniczeñ. Oto dowód wyprowadzony z fragmentów, strzêpów tylko jednego wiersza. Poetasuponuje: Powk³adaæ do segregatorów/ sterty myœli [...] Skleciæ w ca³oœæ fragmenty/ popêkanegosumienia [...] Wyrzuciæ do kub³a/ resztki marzeñ [...] Wymieœæ z wnêtrza/ tumany ob³udy [...]Wynieœæ na makulaturê/ trzy kartony pychy. Po takiej „ewokacji” poeta z ciep³¹ ironi¹ pointuje:Tylko jak siê za to zabraæ/ porz¹dki w moim domu/ zawsze wykonuje mama. Tyle¿ w tym „genetycznej”prawdy, ile poetyckiej ironii. Nie ma jednak, zauwa¿my, szyderstwa. To bardzo istotnespostrze¿enie! I nie chodzi ju¿ tylko o brutaln¹ czy delikatn¹ kpinê z „absolutnej wolnoœci”, którejmo¿e sprzeniewierzyæ siê nawet macierzyñstwo, ale o usankcjonowanie okreœlonego systemuwartoœci. Nawet jeœli to tylko sygna³, to bardzo wa¿ny, jeœli nie pryncypialny sygna³.Wierzbicki œwietnie ³¹czy formê z treœci¹. Wszystkie wiersze s¹ tak skonstruowane, ¿e mimoswojej „sfabularyzowanej” frazy daj¹ siê we fragmentach zestawiaæ w poetycko sensowne,metaforycznie niedopowiedziane, jakby nowe, wewnêtrzne konstrukcje. Jeœli na przyk³adz czterostrofowego wiersza (*** Nie dostrzega³em) wypiszemy tylko incipity z ka¿dej zwrotkii zatrzymamy w pamiêci polifoniczne przes³ania ca³ego zbioru, to otrzymamy nowy tekst: Niedostrzega³em/ Nie zazna³em/ Nie pragn¹³em/ Nie pamiêta³em. Zdaje siê, ¿e anaforyczne tropy s¹w ogóle ulubionym œrodkiem poetyckim Wierzbickiego. Oto w innym wierszu (***¯a³ujê) podobniewypis tylko pierwszych linijek uk³ada siê w osobn¹ ca³oœæ: ¯a³ujê tych nocy/ ¯a³ujê nieustannychpielgrzymek/ ¯a³ujê wysokowartoœciowego bia³ka/ ¯a³ujê niekoñcz¹cego siê maratonu/ ¯a³ujê tychwszystkich grzechów/ Zaczynam równie¿ ¿a³owaæ. A ju¿ zestawienie tylko litanijnego powtarzania„zazdroœci” z wiersza (***Zazdroszczê ) daje znakomity ekstrakt, syntezê przes³ania ca³ego,d³ugiego wiersza: Zazdroszczê drzewom/ ich wewnêtrznego spokoju// Zazdroszczê drzewom/ ichniewzruszonej stabilnoœci// Zazdroszczê drzewom/ minimalizacji ich potrzeb// Zazdroszczê drzewom/ich nieprzerwanego milczenia// Zazdroszczê drzewom/ ich nieskazitelnej niewinnoœci//Zastanawiam siê tylko/ dlaczego drzewa musz¹ umieraæ. Nie chodzi tu jednak tylko o jakieœ „szybsze”przemyœliwanie, ca³y czas, wzd³u¿ i wszerz wiersza, w poprzek przes³añ, chodzi o odpowiedŸna pytanie: kim jest i jaki jest ranny sokó³ ceni¹cy wolnoœæ bardziej ni¿ ¿ycie?Temu samemu s³u¿¹ uporczywie zadawane pytania ju¿ przez samego autora. Z drugiej zaœstrony, to tak¿e jeszcze jeden z chwytów formalnych – pamiêtaj¹c o defraudacji talentów otrzymanychod Pana Boga. Bo czy¿ za ca³¹ ksi¹¿kê nie wystarcz¹ fragmentaryczne pytania tylko i a¿z jednego wiersza: Czy œmieræ jest krokiem/ do nowego lepszego ¿ycia// Co lepsze/ d³uga powolnaagonia/ zapomnianego przez wszystkich starca/ czy celowe przedawkowanie// Co siê sta³o/z ojcem Kolbe/ po tym jak dobrowolnie/ wtuli³ siê w ramiona œmierci// Co bêdzie mnie czekaæ/ poprzejœciu na drug¹ stronê// Czy po to/ aby oszczêdziæ cierpieñ/ wielu niewinnych ludzi/ mamprawo po³kn¹æ/ trzy s³upki kr¹¿ków Morfeusza. Mniej istotne wydaj¹ siê pos¹dzenia o banalnoœæeschatologicznego wymiaru tych pytañ, czy obrazoburcze zestawianie ojca Kolbego z narkotykami.To przecie¿ tylko sztafa¿ poetycki. Najistotniejsze jest ostatnie pytanie z tego wiersza, pytanienieœmiertelnie aktualne: dlaczego wiêc zgodzi³eœ siê/ by kilku oprawców/ przygwoŸdzi³o Ciê/ dokrzy¿a.Poza panoramicznym wymiarem wierszy Wierzbickiego interesuj¹ce s¹ tak¿e detale poetyckie,pojedyncze metafory, nawet funkcje pojemnoœci semantycznej poszczególnych s³ów. Alba symbolizujena przyk³ad rodzaj jakiegoœ „immunitetu”, jest szat¹ ochronn¹. Raz u¿yta zostaje jakometaforyczny przyodziewek drzewa i symbolizuje niewinnoœæ, ma wiêc kolor bia³y. W innym miejscualba jest niebieska, a odziany w ni¹ jest Anio³ Stró¿. Ironia tego symbolu ukrywa siê w fakcie, ¿eniebieski kolor maj¹ policyjne mundury. W tym przypadku mamy do czynienia prawdopodobniez zamierzonym szyderstwem.Pojawia siê tak¿e kilka razy, jak alba, a wiêc mo¿emy traktowaæ to systemowo, nadzieja. S³owou¿ywane w poezji z nadzwyczajn¹ czêstotliwoœci¹, a¿ do granic wyœwiechtania. U Wierzbickiegonadzieja jest raz okreœlnikiem, w innym miejscu potraktowana jest przedmiotowo: sukno w kolorzenadziei; bagietki smarowane nadziej¹. Si³¹ przypisania takiej funkcji s³owu nadzieja jest przesuniêciesemantyczne jego znaczenia i nie udzielenie odpowiedzi jaki kolor i jaki smak ma nadzieja.


Zdarza siê jednak, przy zidentyfikowanej wra¿liwoœci formalnej poety, korzystaæ mu z doœæniewygodnej frazy mianownikowo-dope³niaczowej. Niezrêcznie brzmi¹ na przyk³ad takie zestawienia:batut przeznaczenia; rydwan mojego ¿ycia; szambo poezji. S³abo siê to obrazuje i osobliwienie wzrusza wyobraŸni. Zestawienia mianownikowo-dope³niaczowe to z zasady pu³apka poetycka.Z pozoru efektowne, u wiêkszoœci poetów ra¿¹ efekciarstwem. Ale i u Wierzbickiego daje siêwysup³aæ ciekawe mianowniki z dope³niaczami obok siebie, choæby pieczara podbrzusza.O zbiorku Adama Wierzbickiego mo¿na powiedzieæ sporo. Mo¿na go te¿ czytaæ w ró¿nysposób. To na pewno spora porcja gatunkowo wartoœciowej poezji i to nie tylko w wymiarze jakiejœgrupy, œrodowiska, miejscowoœci. To jest po prostu poezja.A tajemnic¹ rannego soko³a ceni¹cego wolnoœæ bardziej ni¿ ¿ycie, nie jest tylko próbaodpowiedzi, co oznacza tytu³ tego zbioru „429/01”, ale pe³na odpowiedŸ, ¿e na pewno nie dopuœci³siê defraudacji talentów otrzymanych od Pana Boga. Przynajmniej w tym „ocyfrowanym” wymiarzepoetyckim.Czes³aw MarkiewiczMarzena Wiêcek, Gra w cyrkiel, <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 56 s.„Gra w cyrkiel” – to druga ksi¹¿ka poetycka Marzeny Wiêcek. Ukaza³a siê, tak jak debiutancka„Przechowalnia”, w oficynie „<strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>”. Oba tomiki dzieli czteroletnia przerwa. Krytycy powiadaj¹,¿e o poecie mo¿na wiêcej powiedzieæ w³aœnie po tej, nastêpuj¹cej po debiucie prezentacji. Pewniei tym razem tak jest, ale zanim o samym „Cyrklu” bardziej analitycznie, trochê o okolicach, czyli: jakMarzena Wiêcek „funkcjonuje na mapie szeroko pojêtego ¿ycia literackiego”.Zielonogórska poetka jest mniej wiêcej w wieku wzglêdnie m³odych autorek, np. Izy Smolarekz Poznania, Moniki Mostowik z Krakowa, czy Joanny Wajs z Warszawy. Wszystkie poetki, z Marzen¹Wiêcek w³¹cznie, zanim zadebiutowa³y tomikami i wyda³y kolejne ksi¹¿ki, przebija³y (albo obija³y)siê w dziesi¹tkach konkursów poetyckich, w tym w tzw. presti¿owych. Wszystkie autorki, w³¹czniez Marzen¹ Wiêcek, robi¹ coœ „poza tym”, to znaczy s¹ twórczo aktywne w innych, ni¿ niewdziêcznepoezjowanie dziedzinach. Wszystkie panie odebra³y te¿ tzw. gruntowne wykszta³cenie, przemno¿oneprzez kilka fakultetów. Smolarek – jest wymieniana przez Karola Maliszewskiego jako„g³oœna poetka m³odego pokolenia”. Mostowik – jest reklamowana spotami w TVP Kultura.Wajs – jest liderk¹ warszawskiego œrodowiska skupionego wokó³ Staromiejskiego Domu Kultury(organizatora s³ynnych „Manifestacji poetyckich”). Wiêcek – ...wzglêdna, a jak siê dok³adniej rozproszyæ,bezwzglêdna cisza (jeœli ca³y czas myœlimy o „mapie szeroko pojêtego ¿ycia literackiego”.A powiedzmy od razu: niczego Marzenie Wiêcek nie brakuje. Niczym szczególnym, w sensieumniejszaj¹cych „kwalifikacji” poetyckich, nie ustêpuje poznañsko-krakowsko-warszawskimkole¿ankom po piórze. Chocia¿ z ca³¹ odpowiedzialnoœci¹, tak móg³bym powiedzieæ dok³adniew <strong>20</strong>03 roku, kiedy to Marzena Wiêcek bardzo b³yskotliwie zadebiutowa³a. Przez cztery lata byæmo¿e sama autorka zbyt ma³o koncentrowa³a siê na poezji, byæ mo¿e nie „dopieœci³a” marketingowosiebie jako poetki (co czyni z dobrym skutkiem jako filmowiec), bo „Przechowalnia”, jakoksi¹¿ka nie zaistnia³a, a Marzena Wiêcek, jako poetka równie¿. Poza kilkoma z grubsza przychylnymis³owami miejscowych recenzentów gazetowych (nie myliæ z krytykami). Szkoda!Podwójnie szkoda, bo ju¿ „Cyrkiel” os³abia moim zdaniem poetyck¹ pozycjê, a raczej potencjê(ci¹gle jeszcze niestety potencjê) poetyck¹ Marzeny Wiêcek. W istocie, nic poszczególnym wierszomz „Cyrkla” nie mo¿na zarzuciæ, tak, jak w dowcipie goœciowi nie mo¿na nic zarzuciæ, opróczworka ziemniaków na plecy. Niemniej, w ca³oœci, maj¹c polifoniczny apetyt na „ksi¹¿kê poetyck¹”,a nie na „zbiór wierszy” – z trudem z „Cyrkla” da siê coœ wyskubaæ. Wprawdzie, po naprawdêprzenikliwej lekturze, intryguj¹ pojawiaj¹ce siê doœæ systematycznie dwa s³owa „ocean” i „bal”, aleczy s¹ to jakieœ „s³owa klucze”? Otó¿ „ocean”, w bezpoœredniej konotacji mo¿e sugerowaæ sta-RECENZJE I OMÓWIENIA101


tycznoœæ przestrzeni, jej bezmiar i nieograniczonoœæ; z kolei „bal” mo¿e symbolizowaæ bezpoœrednieskupienie ludzkich relacji, pozory radosnej zabawy, chocia¿ znamy z literatury przewrotnoœæprzeró¿nych balów. A skoro tak, to byæ mo¿e mamy w „Cyrklu” do czynienia z prób¹ konfrontacjijakiegoœ kruchego „ja” lirycznego z nieodgadnionym uniwersum? Zinwentaryzujmy wiêc powierzchu otoczenie liryczne tych quasi s³ów-kluczy. Bal: Czerwona sarna wybiega ze snu,/ kopytas³yszê i tango, jeszcze trwa gdzieœ ten bal,/ jeszcze raj, jeszcze nocy nie ma,; Warkocze z ¿ó³t¹kokard¹/ wybiegaj¹ mi ze snu na wczorajszy bal; Minê³o ko³o dwóchtysiêcysiedmiuset innychgodzin,/ innych bali,/ po³kniêæ,/ przebiegniêæ przez tak zwany kres.; za d³ugi byæ mo¿e by³ bal/odrasta powoli; niepotrzebny nam ¿aden prorok/ nawet sen kiedy trwa jeszcze bajka/ kursyw¹powolutku odje¿d¿amy z balu; Ocean: Wszystko powróci, powróci - -/ wio koniku wio,/ przelecieæchcê dziœ raz jeszcze/ nad oceanem.; Tamta biegnê znowu// w ocean.; Duszo/ nie zwiedŸ mniewiêcej/ do tych r¹k ksiê¿yców planet oceanów/ nie wystarczy mi czerni w naparstku; zamieñcie siêw chleb lub ocean/ bêdê jeœæ/ p³yn¹c/ jeœæ/ p³yn¹æ// bez koñca.; nie ma ju¿ rzek, jezior,oceanów/sucho/ pod butami bruk zniszczony wêdrowaniem.Powy¿sze fragmenciki pochodz¹ z kilkunastu wierszy; niby s³owa-klucze pojawiaj¹ siê akuratw najistotniej zmetaforyzowanych wierszach. Zreszt¹ oba s³owa „spotykaj¹” siê, co nie znaczy pojawiaj¹w dos³ownym brzmieniu, w dwóch tekstach: „Musicalu” i „Epilogu”. Mo¿na podejrzewaæ, ¿enieprzypadkowo. Oba te wiersze maj¹ charakter „fabularyzowanych” poemacików, pisanych jakbyna szerszym oddechu. Gdyby z ca³ego „Cyrkla” wypreparowaæ tylko te wiersze, oko³o „balu”i „oceanu”, ca³a ksi¹¿ka intrygowa³aby przynajmniej z tego powodu; byæ mo¿e nieliczn¹, ale jak¿euwa¿n¹ grupkê czytelników.Tymczasem bez wysi³ku, obok absolutnie gotowych, dojrza³ych i œwie¿ych wierszy, ³apie siêpoetkê za rêkê, kiedy to nazbyt swobodnie pope³ni³a wersiki w rodzaju: Dziewczêca sukienkapoderwana do lotu/ po wszechœwiat ugrzêz³a na trzepaku, albo: Ze œnie¿nej góry zbiega dziecko,/w parku staruszek zlizuje sok z pomarañczy, albo: t³um na ulicy przycich³/ pysk œwiata nie szczeka/na wiejskim kru¿ganku. Mo¿na by jeszcze, ale po co? Skoro „Cyrkiel”, jak ju¿ powiedzia³em to zbiórwierszy, tylko zbiór wierszy, a w zbiorze, jak to w zbiorze: i z górki, i pod górkê.Có¿. Pozostaje niecierpliwe oczekiwanie na trzeci tomik Marzeny Wiêcek. Byæ mo¿e bêdzie toju¿ ksi¹¿ka poetycka, tak jak ksi¹¿ki jej rówieœniczek z Krakowa. Warszawy i Poznania.Czes³aw MarkiewiczGötz W. Werner, Einkommen für alle, Kiepenheuer & Witsch, Köln, <strong>20</strong>07,221 Seiten„Der Mensch lebt nicht vom Brot allein…”Für all diejenigen, die noch nie etwas von ihm gehört oder gelesen haben, steht gleich imUntertitel: „Der dm-Chef über die Machbarkeit des bedingungslosen Grundeinkommens”.Man mag über die Wortwahl stolpern – auch ein Sachbuchautor sollte eine bessereFormulierung finden als „Machbarkeit”, aber sofern das nicht davon abhält, das überaus spannendgeschriebene Buch zu lesen, hält der Inhalt weit Streitbareres bereit als Wortspiele.Es geht um die „radikalste mögliche Form des Sozialismus wie die des Kapitalismus”, wieStephan Dörner zitiert wird.Jedem Bürger soll zukünftig ein Grundeinkommen zustehen und das bedingungslos. KeinePrüfung, keine seitenreichen und menschenunwürdigen Antragsformulare und -prüfungen. Diealleinige Bedingung an dieses „Kulturminimum” (das über das bloße Existenzminimum heutigerHartz IV-Zahlungen hinausgeht) sei zugleich ein menschenimmanentes Bedürfnis, etwas für sichselbst Sinnvolles und für die Gesellschaft Nützliches zu tun, schreibt Werner.102


Bevor man noch zu einem „Aber” ansetzen kann und daran denken, dass es doch die so genannten„Reichen” nicht nötig hätten, ein Grundeinkommen zu beziehen, nimmt Werner einem denWind aus den Segeln: der Steuerfreibetrag von heute gilt auch für Millionäre.Gegen Kritiken der „Hängemattenmentalität” ist er ebenso gewappnet, und antwortetschlagfertig und detailliert, ohne jene Minderheit zu vergessen, die sich mit einemGrundeinkommen zufrieden geben würde.Für alle anderen malt er ein farbenfrohes und heiteres Bild: kein Verkauf der Arbeitskraft mehran den übellaunigen Chef, nur um die Miete oder das Eigenheim finanzieren zu können; arbeitenweil es Spaß macht. Viel mehr Arbeitsplätze würden entstehen und vor allem bezahlbar werden,denn durch diesen „Sockelbetrag” hätten Arbeitnehmer und Arbeitgeber einen viel größerenSpielraum. Zum Beispiel auch, um Leistungen zu erbringen für Alte, Kranke und Kinder, die sichnicht in <strong>Pro</strong>duktivitätszahlen messen lassen. Unabhängigkeit für Hausfrauen und –männer versprichtdas, und für Alleinerziehende. Traumhaft. Aber: wer soll das bezahlen?Die Finanzierung eines Betrages von 750 Euro monatlich sei bereits heute möglich, verweistWerner auf eine Berechnung der Konrad-Adenauer-Stiftung, und obgleich er sich wortreich davorhütet, weitere Zahlen offen zu legen, findet man mehrfach die Nennung eines Betrag von 1.500Euro als Zukunftsversion. <strong>Pro</strong> Person, wohlgemerkt, und als Grundrecht bereits in der Verfassungverankert, jedenfalls nach Werners Worten: „Wenn das Recht, in Würde und Freiheit zu leben,bedingungslos ist, dann muss auch das Recht auf Essen, Trinken, Kleidung, Wohnung und aufgrundlegende gesellschaftliche Teilhabe bedingungslos sein.”Die fehlenden Kalkulationen nimmt man dem Autor nicht übel, weil er den Kritikern entgegenruft: „Es wäre mir lieber, wenn möglichst viele die Idee des Grundeinkommens erst einmal denkenkönnten, bevor die großen Berechnungen angestellt werden.”Kurzweilig und dennoch mit betriebs- und volkswirtschaftlichem Vokabular untermauert,bezieht Werner Richtigstellungen theologischer Zitate („Wer nicht arbeiten will, soll auch nichtessen”) ebenso in seine gedanklichen Exkurse ein wie Lehren von Marx und Weisheiten vonTheodor Storm („Der eine fragt: Was kommt danach? Der andre fragt nur: Ist es recht? Und alsounterscheidet sich der Freie von dem Knecht.”). Das gezeichnete Menschenbild erscheint utopisch,wenn nicht gar weltfremd. Ist nicht auch an einem falschen Menschenbild (neben all denwirtschaftlichen Fehlern) gerade ein System gescheitert?Natürlich plädiert Werner nicht für ein anderes System, sondern wettert gegen die heutigeUnternehmensbesteuerung. Er ist schließlich erfolgreicher Geschäftsmann; und Versuche, ihn in eine„linke” Ecke zu schieben, weist er zurück.Und wo soll das Geld dafür nun herkommen?Aus einer Konsumsteuer, sagt Werner, und zeigt gleich noch auf, dass wir heute schon alleSteuern, die der Staat einnimmt, bezahlen – wir wissen es nur nicht, weil wir es nicht sehen (können).Weil die ausgewiesene Mehrwertsteuer (die eine Konsumsteuer ist) nicht einmal die Hälftedessen ausmacht, was schon in das <strong>Pro</strong>dukt, das wir (nicht nur bei dm) erwerben, „eingepreist”worden ist.Wie nebenbei erfährt man beim Lesen des Buches viel über die Unternehmenskultur bei dm, sodass man sich unwillkürlich fragt, warum man sich dort noch nicht beworben hat. Und nicht zuletztfindet man neben einer historischen Zusammenfassung all dessen, was uns heute ein Umdenkenso schwer macht, die Überlegungen für Deutschland eingebettet in die gesamte globalisierte Welt.Ein Buch, das zum Widerspruch reizt und zum Nachdenken anregt. Und weiter lesen kann mannach der letzten Seite auch noch: ganze vier Seiten umfasst das Verzeichnis für weiterführendeLiteratur und weblinks.Rita KönigRECENZJE I OMÓWIENIA103


Götz W. Werner, Einkommen für alle *, Kiepenheuer & Witsch, Kolonia <strong>20</strong>07, 221 s.„Nie samym chlebem cz³owiek ¿yje...”Dla wszystkich, którzy jeszcze o nim nie s³yszeli ani nie czytali, pojawia siê informacja w podtytule:„Szef koncernu „dm”** o wykonalnoœci bezwarunkowej p³acy minimalnej”.Nie jest to mo¿e najlepsze sformu³owanie – nawet autorzy ksi¹¿ek popularnonaukowych powinnipotrafiæ znaleŸæ lepsze s³owo ni¿ „wykonalnoœæ”, ale o ile czytelnik nie zniechêci siê tym od razui przeczyta tê fascynuj¹c¹ ksi¹¿kê, natrafi na treœæ znacznie bardziej kontrowersyjn¹ ni¿ dobórs³ownictwa.Chodzi mianowicie o „najbardziej radykaln¹ z mo¿liwych form socjalizmu – i zarazem kapitalizmu”– to cytat ze Stephana Dörnera.Ka¿dy obywatel powinien mieæ w przysz³oœci prawo do p³acy minimalnej, i to bezwarunkowo.Bez ¿adnych egzaminów, bez wype³niania niekoñcz¹cych siê i poni¿aj¹cych formularzy. Jedynymwarunkiem otrzymania tego „kulturowego minimum” (znacznie wy¿szego ni¿ zwyk³e minimumegzystencji, wyp³acane dziœ w Niemczech w ramach systemu Hartz IV) mia³aby byæ przyrodzonacz³owiekowi potrzeba czynienia rzeczy sensownych i u¿ytecznych dla siebie samego i dlaspo³eczeñstwa.Zanim jednak pojawi siê pierwsze „ale” i refleksja, ¿e przecie¿ tak zwani „bogaci” wcale niepotrzebuj¹ „p³acy minimalnej”, Werner argumentuje: przecie¿ p³ace milionerów równie¿ dziœzawieraj¹ kwotê woln¹ od podatku.B³yskotliwie i szczegó³owo odpiera równie¿ zarzut, ¿e taka minimalna p³aca doprowadzi³aby dodemoralizacji, nie zapomina bowiem o tej mniejszoœci, która zadowoli³aby siê owym podstawowymdochodem.Dla wszystkich innych ma kolorow¹ i radosn¹ wizjê: nikt nie musi ju¿ sprzedawaæ swojej si³yroboczej jakiemuœ kapryœnemu szefowi tylko po to, by mieæ z czego zap³aciæ czynsz czy raty kredytu;ka¿dy pracuje dlatego, ¿e sprawia mu to przyjemnoœæ. Powsta³oby znacznie wiêcej miejsc pracy,i by³yby one op³acalne, poniewa¿ dziêki temu „kieszonkowemu” zarówno pracodawcy, jak i pracobiorcymieliby znacznie wiêksze mo¿liwoœci dzia³ania. Na przyk³ad na rzecz osób starszych, chorychczy dzieci – dzia³ania, do których nie da siê przy³o¿yæ miary produktywnoœci. Oznacza³oby to tak¿eniezale¿noœæ dla gospodyñ – i gospodarzy – domowych i spe³nienie marzeñ osób samotniewychowuj¹cych dzieci. Tylko: kto za to zap³aci?Werner wskazuje na wyliczenia Fundacji Konrada Adenauera, wg której sfinansowanie kwoty750 euro miesiêcznie by³oby mo¿liwe ju¿ dziœ, i chocia¿ autor broni siê wymownie przed publikacj¹dalszych liczb, czêsto za kwotê docelow¹ przyjmuje siê 1.500 euro. Oczywiœcie – na osobê, i nadodatek ze statusem prawa podstawowego, zapisanego w konstytucji, a w ka¿dym razie, jak toformu³uje Werner: „Jeœli prawo do godnego ¿ycia w warunkach wolnoœci jest bezwarunkowe, tobezwarunkowe musi byæ te¿ prawo do wy¿ywienia, napoju, ubrania, mieszkania i podstawowegouczestnictwa w ¿yciu spo³ecznym.”Trudno zarzucaæ autorowi brak dok³adnych obliczeñ, gdy tak odpowiada swoim krytykom:„Wola³bym, ¿eby najpierw jak najwiêcej ludzi zastanowi³o siê nad pomys³em p³acy podstawowej,zanim zaczn¹ robiæ wielkie wyliczenia.”Zrozumiale, choæ przy u¿yciu pojêæ ekonomicznych, Werner w swoich myœlowych eksperymentachprostuje cytaty teologiczne („Kto nie chce pracowaæ, niech te¿ nie je”), powo³uj¹c siê nanauki Marksa i z³ote myœli Teodora Storma („Jeden pyta: ‘Jak to bêdzie?’ – ‘Jak tak mo¿na?’, pytadrugi/ Pierwszy wolnym jest cz³owiekiem, tamten ma mentalnoœæ s³ugi.’”). Zarysowany w tensposób wizerunek cz³owieka wydaje siê utopijny, by nie powiedzieæ wrêcz nie z tego œwiata. A czy¿to nie w³aœnie fa³szywy obraz cz³owieka by³ podstawow¹ przyczyn¹ (obok wszystkich b³êdówgospodarczych) upadku pewnego systemu?* Dosł. „Dochód dla wszystkich” – tytuł nawiązuje do bestsellera Ludwiga Erharda, twórcy niemieckiego cudu gospodarczego lat50. i 60. XX w., pt. „Wohlstand für alle” – „Dobrobyt dla wszystkich”, w której prezentuje zasady funkcjonowaniatzw. „społecznej gospodarki rynkowej” (przyp. tłum.)** Ogólnoniemiecka sieć sklepów drogeryjnych (przyp. tłum.)104


Werner nie opowiada siê oczywiœcie za innym systemem, tylko pomstuje na obecne opodatkowanieprzedsiêbiorców. Jest w koñcu biznesmenem, który osi¹gn¹³ sukces, i wszelkie próbyzakwalifikowania go do „lewicy” zdecydowanie odpiera.A sk¹d maj¹ siê na to braæ pieni¹dze?Z podatku konsumpcyjnego – mówi Werner, i pokazuje jednoczeœnie, ¿e ju¿ dziœ p³acimywszystkie podatki, tylko o tym nie wiemy, gdy¿ tego nie widzimy (i nie mo¿emy zobaczyæ). Bo otowykazany na rachunku podatek od towarów i us³ug (bêd¹cy podatkiem konsumpcyjnym) niestanowi nawet po³owy podatków zawartych w kupowanych przez nas towarach, a wiêc p³aconychprzez nas – nie tylko podczas zakupów w „dm”.Niejako przy okazji czytelnik dowiaduje siê wiele o kulturze funkcjonowania „dm”, pytaj¹c samsiebie niemal bezwolnie, dlaczegó¿ to jeszcze nie z³o¿y³ tam podania o pracê. I wreszcie mo¿naznaleŸæ w tej ksi¹¿ce historyczne podsumowanie tego wszystkiego, co tak utrudnia nam zmianêsposobu myœlenia, przemyœlenia dotycz¹ce Niemiec z ca³ym zglobalizowanym œwiecie.Pozycja wywo³uj¹ca kontrowersje, ale tak¿e nak³aniaj¹ca do zastanowienia. A po przeczytaniuostatniego zdania mo¿na od razu zabraæ siê do dalszej lektury: ca³e cztery strony zajmuje spis literaturyi odpowiednich adresów internetowych.Rita KönigT³umaczenie Grzegorz KowalskiMarek Nowakowski, Kryptonim „Nowy”, Warszawa <strong>20</strong>07, Wydawca: Axel SpringerPolska, 148 s.Ksi¹¿kê znanego prozaika Marka Nowakowskiego pod tytu³em „Kryptonim Nowy”przeczyta³em <strong>jednym</strong> tchem. Wstrz¹saj¹ca. Zwróci³em oczywiœcie wiêksz¹ uwagê na fragmentyprzedstawiaj¹ce donosy tw. „Marian”, o którym równie¿ niedawno pisano w zielonogórskiej prasie,jako ¿e dotycz¹ jednego z miejscowych autorów. Jego w³aœnie Nowakowski przedstawia tak:„Wielu zna³em takich. Jednak „Samanta” i „Marian” najbardziej mnie poranili. Wierzy³em im,mia³em zaufanie. Swej dwulicowej roli nie zaprzestali i póŸniej”. Koszmarny obraz tamtego czasuwyziera z tych kart. Znam to równie¿ z autopsji, choæ na szczêœcie w dalece mniejszym stopniu.Ksi¹¿ka przedstawia niejako od „kuchni” system ci¹g³ej inwigilacji, pilnowania ludzi, uniemo¿liwianiaznoœnego funkcjonowania ka¿dego, kto zechcia³ myœleæ inaczej ni¿ by³o dozwolone i cokolwiekpróbowa³ robiæ w kierunku zmiany tej sytuacji. Oczywiœcie opisany okres, to nie by³ ju¿ systemstalinowski, represje ³agodniejsze. Ale równie¿ starano siê ³amaæ ludzkie charaktery, zatracaæpoczucie godnoœci. To wszystko pokazuje Nowakowski na podstawie kilkunastu teczek, któreotrzyma³ w IPN. Czerpie z nich bogaty materia³ dowodowy. Ile tu osobowoœci, historii donosicielstwa,ale tak¿e heroicznego zmagania siê z aparatem przemocy. Ta rzeczywistoœæ pokazana jestz perspektywy pojedynczego cz³owieka. Ta ksi¹¿ka-dokument, œwiadectwo czasu minionego,udowadnia, ¿e i wtedy bywali ró¿ni ludzie. Jedni – cyniczni karierowicze, zdolni do wszystkiego,fa³szywi przyjaciele, „zagorzali” konfidenci, ale i tacy, którzy nawet poddawani presji, nie szli nawspó³pracê, odmawiali, nie godzili siê na wykonywanie ³ajdackiej roli, ludzie maj¹cy moralnerozterki, którzy woleli p³aciæ jak¹œ cenê (np. odmowê zgody na wyjazd za granicê lub brak awansuw pracy) ani¿eli komuœ szkodziæ. Intuicyjnie rozpoznaj¹c co jest nieludzkie. Nie ma w tej siecizapl¹tywanej wobec figuranta „Nowy”, a na stronicach ksi¹¿ki rozpl¹tywanej (co wymaga³o uruchomieniag³êbszych pok³adów pamiêci), zbyt wiele pozytywnych przyk³adów, ale zdarzaj¹ siê,choæby J.G. czy Jurek S. O nich autor z satysfakcj¹ pisze: „Niech syn wie, ¿e mia³ porz¹dnego ojca”.Takie ksi¹¿ki, o podobnej problematyce powstaj¹ i bêd¹ zapewne jeszcze w najbli¿szym czasie siêpojawiaæ, bo materia³ zawarty w teczkach jest nieustannie odkrywany.Czes³aw SobowiakRECENZJE I OMÓWIENIA105


Marzenia Wiêcek, Gra w cyrkiel, <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 56 s.„Wszystko powróci”, to frazeologiczny leitmotiv wiersza otwieraj¹cego najnowszy, drugizbiorek (w twardej oprawie, z ilustracjami, na dobrym papierze, a jak¿e) Marzeny Wiêcek pt. „Graw cyrkiel” , który niedawno ukaza³ siê nak³adem <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>. Od razu chcê powiedzieæ, ¿e czyta³emte wiersze z rosn¹cym zainteresowaniem. Mam wra¿enie, ¿e zosta³o w nich wypowiedzianedoœwiadczenie ¿ycia ju¿ nie tyle na progu m³odzieñczych wtajemniczeñ, w koñcu poetka jestdzisiaj trzydziestoletni¹ kobiet¹, lecz w momencie, kiedy te pierwsze, d³ugo podtrzymywane fascynacjei zapewne tak¿e egzaltacje zosta³y wielokrotnie zweryfikowane, kiedy natura doros³oœci,doznanie kobiecoœci w³asnego bytu, jest ju¿ sprawdzone. I mamy do czynienia z dotkniêciempierwszego wypalenia. Nie jest i nie bêdzie to zwiastowa³o kryzysu, o ile nast¹pi¹ wa¿ne przewartoœciowaniaw obrêbie ja lirycznego. Ci¹g³oœæ i kontynuacja dotychczasowego nastawienia doœwiata z wielu powodów jest niemo¿liwa. Poetka jeszcze potrafi wyzwalaæ w sobie namiêtny entuzjazm,zafrapowanie tym wszystkim co j¹ spotyka, ale ju¿ wiêcej refleksyjnoœci, czasami nawetpewnej dozy wewnêtrznego przymuszenia, oczywiœcie ci¹gle mówi: „z gór zbiegniemy œmia³o jakprzedtem / nadejd¹ kolejne s³oñca i ksiê¿yce”. Ale tu ju¿ mamy do czynienia z syndromem powtarzalnoœci.Jednak widoczne jest, ¿e ¿ycie niezale¿nie od okolicznoœci biegnie „tak samo”.To znaczy, ¿e jesteœmy w momencie, gdy na scenê wkracza poczucie koniecznoœci ¿yciowych,a widzenie w kategoriach rewelacji koñczy siê. Wiêcek pisz¹c o tym dotyka struny dojrza³oœci. Tote¿pojawia siê dystansowanie, chêæ spojrzenia z zewn¹trz, na nowo, z szerszej perspektywy.Wczeœniejsz¹ ufnoœæ poetka próbuje wyposa¿yæ w m¹droœæ odkrywania ogólniejszychprawid³owoœci ¿ycia. Tylko, czy to siê tak da przejœæ, bez zatrzymywania siê na stereotypach. Cennaw tym wszystkim jest zdolnoœæ do aktywnego przygl¹dania siê œwiatu, zapisywania jego rytmui sk³adu. Wiêcek jest œwiadoma wspó³czesnej sytuacji, nat³oku i ró¿norodnoœci rzeczy i zjawisk,s¹siadowania na zasadzie równorzêdnoœci rzeczy wysokich i przyziemnych, sprzecznoœci,duchowych i konsumpcyjnej wy³¹cznie natury: „gor¹ca kawa z automatu, pies szczekaj¹cy na dzieciw piaskownicy /…/ kurczak i bóg, balet i tango, kokarda i wieniec”. Istotne jest w tym nakreœlonymobrazie, ¿e nie s¹ to sta³e elementy, cechuje je doraŸnoœæ i poœpiech. Z drugiej strony, nie maniczego innego poza nimi. Poetka mówi w³aœnie wyraŸnie pod presj¹ takiego doœwiadczenia.Próbuje nad¹¿aæ z jego rejestrowaniem: „Dochodzi po³udnie. Biel czynna. Czynna góra. / W koœcio³achmarsz na drug¹ stronê. / W Tesco wyprzeda¿ palców. Ciep³e jeszcze / nasze wspólne rêkawice.”S³owo „jeszcze” czêsto siê w tych wierszach pojawia. Sygnalizuje lêk przed mo¿liw¹ zmian¹œwiadomoœci, antycypuje zagro¿enia. Mo¿liwoœæ zagubienia sensu. Utraty punktów sta³ych, o którepoetce w³aœnie chodzi. Dokona³o siê ju¿ bowiem w wierszach Marzeny Wiêcek mo¿liwie du¿e wtajemniczeniew egzystencjê. Dosz³o jakby do ockniêcia siê z piêknego, bezproblemowego snui zadania pytañ o cel codziennych wysi³ków, o prawdziwoœæ ¿ycia: „niepotrzebne balony, serpentynyi tango”. Potrzebna jest powaga istnienia, daj¹ca oparcie codziennoœæ, a nie ci¹g³y bal, zabawa,u³uda, a zupe³nie coœ innego, realnego: „szukamy czegoœ – alchemii, magii / wstydliwoœci, prostychwzruszeñ.” Tego co prawdziwe, autentyczne, wyzbyte maski, nagie, czego nie da siê zast¹piæ pozorami,st¹d apel: ‘b¹dŸmy jak pijani staro¿ytni wêdrowcy / co próbuj¹ w duszy przekartkowaæniebo.” Apel ten o tyle mo¿e byæ wa¿ny, o ile diagnoza podsunie jakieœ sposoby dzia³ania. Brzmiona doœæ dramatycznie i jest istotna dla pokolenia poetki: „z ironi¹ mówimy o mi³oœci /naœmiewamy siê z gwiazd / niepotrzebny nam ¿aden prorok.” Chcê powiedzieæ, ¿e umiarkowaniepodoba mi siê ta ksi¹¿ka, nie tylko z powodu ³adnego wydania, ale ze wzglêdu na stylistyczn¹œwie¿oœæ.Czes³aw Sobkowiak106


Henryk Szylkin, S³owa i obrazy, Towarzystwo Mi³oœników Wilna i Ziemi Wileñskiej,Zielona Góra <strong>20</strong>07, 48 s.Przez wiele lat Henryk Szylkin by³ postrzegany jako prowincjonalny autor kilku lokalniewydanych zbiorków poetyckich. Nie by³ wiêc szerzej omawiany ani prezentowany w pismach.Myœlê, ¿e du¿e znaczenie mia³o jego przywi¹zanie do uczuciowoœci w poezji, któr¹ tworzy³. Jegocel, to nie zafrapowanie artyzmem, pomys³em, ale w oparciu o wypracowane ju¿ formy wyrazu(psalm, modlitwa) nazywanie wprost, reakcja emocjonalna, a nie sublimowanie lub cyzelowanieobrazów i pojêæ. DoraŸne, aktualne sprawy egzystencji, sprawy publiczne, moralnoœæ, obsesjecywilizacyjne, wkracza³y do jego wierszy w ró¿norakim natê¿eniu. Wra¿liwemu czytelnikowi mog³obyæ to wszystko jednak nie wystarczaj¹ce. Nie t¹ bowiem miar¹ mierzy siê poezji wielkoœæ. Wa¿najest subtelnoœæ nazwania, ró¿nicowanie tonacji, jakiœ element zaskoczenia, choæby to w³aœnie. Aletrzeba powiedzieæ gwoli sprawiedliwoœci, ¿e wra¿liwoœæ Szylkina zw³aszcza na los cz³owieka,niedolê i codzienne cierpienia, jest autentyczna, przybiera postaæ wzburzenia lub protestu. Tekwestie mocno organizowa³y i ci¹gle organizuj¹ kszta³t jego poetyckich obrazów. By³ np. czas,kiedy Szylkin pisa³ niemal wy³¹cznie utwory przesycone apokaliptycznymi wizjami. Stara³ siê w tymbyæ a¿ nader krañcowy – „Psalmy ostateczne”, „Apokaliptyczny kr¹g”. Wspó³gra³a z nimi nutareligijna. Te klimaty ciemnoœci, zagro¿enia zag³ad¹, upadkiem moralnoœci mia³y swoje Ÿród³a w klimaciespo³ecznym lat osiemdziesi¹tych. Czy to mia³o byæ g³ówne dokonanie poety, tego nie wiem.Okaza³o siê jednak, ¿e wkrótce na miejsce wieszczenia koñca œwiata z równ¹ si³¹ wkroczy³, wytrwale- co trzeba przyznaæ - do dzisiaj kontynuowany, a zwi¹zany w pierwszym rzêdzie ze wspomnieniemrodzinnej Santoki, nurt kresowy. Tej tendencji poeta pozostaje wierny. Nurt ten pojawia³siê zreszt¹ od samego pocz¹tku twórczoœci, tyle ¿e incydentalnie. W przeci¹gu ostatnich kilkunastulat natomiast wszystkie wydawane przez Szylkina tomiki s¹ ju¿ zdominowane przez tê tematykê.Czêsto towarzysz¹ utworom ilustracje fotograficzne b¹dŸ rysunki nawi¹zuj¹ce do wileñskich, santockichkrajobrazów. Zdaje siê, ¿e ustali³ siê w koñcu ¿yciowy temat, traktowany zapewne jakorodzaj pos³annictwa, misji patriotycznej. I owszem, temperatura tych wierszy jest szczególna, bardzoosobista. Mit tej ziemi, idealizacja krajobrazu – pól, jezior, rzek, kwiatów przydomowych, lasóww obfitoœci grzybów, przedstawiany jest bardzo ¿arliwie jak œwiêtoœæ. Wprowadzane s¹ tropypatriotyczne i historyczne, albowiem st¹d wielu „Polaków w s³awy Panteonie”. I myœlê, ¿e Szylkindo swych wierszy potrafi przekonaæ zw³aszcza tych, którzy z tamtych stron siê wywodz¹. A jest ichwielu. Do nich adresuje swój sentymentalizm, bo wie, ¿e w ten sposób bêdzie mia³ odbiorcê.Myœlê, ¿e o tych sprawach mo¿na tak¿e mówiæ przy okazji wydania kolejnego jego kresowegozbiorku „S³owa i obrazy”. I ten wyposa¿ony jest w ³adne przyrodnicze fotografie. W zasadzie jeszczeraz znajdujemy potwierdzenie, ¿e Szylkin pozostaje ci¹gle w <strong>jednym</strong> i tym samym krêgu fascynacji.Wraca do krainy swego dzieciñstwa. Ods³ania sielskoœæ, zapamiêtan¹, tego gniazda, ale samepowroty sielskie w zasadzie nie s¹. Znajdujemy g³ównie wiersze dramatycznie gorzkie. I tymbardziej ów dramat zostaje zaznaczony, im wiêkszy obserwuje poeta rozdŸwiêk pomiêdzy tym conotuje jego pamiêæ, a tym co naocznie spostrzega podczas kolejnego przyjazdu. Santoka,Wileñszczyzna s¹ w ka¿dym razie Ÿród³ami jego natchnienia. Wyznaje tej ziemi mi³oœæ, mi³oœæzaprawion¹ gorycz¹. Przypomina, ¿e losem wielu Polaków by³a czarna, sybiracka niedola. Rzecz niew tym wy³¹cznie, a w tym g³ównie, ¿e „Tam gdzie kwit³y zbo¿a” „mchem poros³e g³azy”, ruinyi ugory, zapomnienie, zniszczenie, dewastacja sfery materialnej, „zatar³ siê œlad ojca z dawnej jegowiosny”. W istocie wszystko siê zatar³o, „perz walczy” na miejscu kwiatów. Wszystko w tych wierszachjest ju¿ wy³¹cznie minione. Krajobraz zasmuca, bo jakby ju¿ „inny”. W jakiejœ miejscowoœci ¿yj¹ ju¿tylko jakieœ „kobiety samotne i ciche”, a np. w Tu³owie poetycki wêdrowiec skrupulatnie notuje:„G³az na g³azie obok. Têdy bieg³a œciana / dworskiego podwórza. Teraz w chaszczach znika. / Niema zbó¿ ni sadu”. W kaplicy rodzinnej ktoœ „rozbi³ na murze zapisany kamieñ”. Tak wiêc jeœli wczeœniejw „Psalmach” by³o prorokowanie zag³ady, to teraz apokalipsa jest ca³kiem realna, w³aœnie siê dokona³a.I mo¿na j¹ ogl¹daæ. Poeta chce ocalaæ gin¹cy œwiat, przeciwstawia siê zapomnieniu s³owem, form¹sonetu. Nie ma jednak z³udzeñ, ¿e po tej ziemi , co „w serce wros³a” pozosta³a ju¿ tylko legenda.Czes³aw SobkowiakRECENZJE I OMÓWIENIA107


Anna Maria Szewczuk, Kryszta³owe myœli, Zwi¹zek Literatów Polskich, Zielona Góra<strong>20</strong>07, 28 s.Zielonogórska poetka wydaniem kolejnego, pi¹tego zbiorku, chyba swoich czytelników niecozaskoczy³a. Spodziewa³em siê, ¿e bêd¹ to po prostu wiersze, jak do tej pory, a tu okaza³o siê, i¿ s¹to krótkie, dwu lub trzyzdaniowe generalnie tekœciki opatrzone bardzo wymownym tytu³em:„Kryszta³owe myœli”. I s¹ to myœli w formie literackiej przypominaj¹ce w przewa¿aj¹cym stopniuaforyzmy. A wiêc najnowsza ksi¹¿eczka Szewczuk nacechowana jest filozoficznoœci¹, to dobrze, bonie tylko rzecz w tym, by prze¿ywaæ, ale te¿ wnosiæ do ¿ycia literackiego nowe formy wyrazu.Trzeba zauwa¿yæ, ¿e do tej pory w lubuskim œrodowisku literackim nikt nie próbowa³ tego gatunkuuprawiaæ. No wiêc mamy jakieœ novum. Ksi¹¿eczka nie jest du¿a objêtoœciowo jak w³aœnie na zbióraforyzmów przysta³o. Zaledwie dwudziestoszeœciostronicowa, a trzeba pamiêtaæ, ¿e spor¹ jejczêœæ, dok³adnie osiem stron zajmuje „Pos³owie” dr Roberta Rudiaka, napisane w tonie podnios³ym,z którym mo¿na dyskutowaæ, zastanawiaj¹c siê nad s³usznoœci¹ jego podejœcia. No powiedzmyuczciwie, stawianie tych „myœli, które od innej strony mówi¹ o mi³oœci przede wszystkim, pasji tejoddaje siê poetycko Szewczyk od dawna, wiêc jeszcze raz potwierdza, i¿ to jej g³ówny temat, wiêcstawianie ich na pu³apie uniwersalizmu intelektualnego nie jest uprawnione, bo nie w tym kierunkuosobowoœæ poetki idzie. Na pewno nie s¹ to aforyzmy w klasycznym znaczeniu, choæby z tegowzglêdu, ¿e prawdziwie intelektualny aforyzm lub sentencja obejmuje ca³¹ kondycje cz³owieka,kontempluje j¹ i rozwa¿a w odniesieniu do wszystkich mo¿liwych doœwiadczeñ, st¹d tak chêtniebierzemy do rêki tego rodzaju utwory wielkich myœlicieli jak np. Elzenberga czy Erazma. A myœliSzewczyk, co naznacza je swoistoœci¹, có¿, maj¹ jedn¹ tezê. Jest ni¹ mi³oœæ jako jedyna wielkoœæ.Ca³a retoryka tego zbiorku jest podporz¹dkowana s³usznoœci tej kategorii duchowej. Mi³oœæ jestuzasadniana i egzemplifikowana. Mo¿na wiêc potraktowaæ te krótkie zdania jak rodzajfilozoficznego wsparcia obranej drogi w poezji. Mo¿e te¿ stanowi¹ swoiste remedium na problemyegzystencjalne. Co trzeba doceniaæ. Nic ponadto. Tym bardziej, ¿e wiele z nich brzmi doœæ typowo,¿eby nie powiedzieæ stereotypowo: „W Mi³oœci chêæ czynienia dobra drugiej osobie jestniewyczerpana”. Na pewno nie mamy do czynienia ze stworzeniem w³asnego systemu myœlowego,ale z prawdami bêd¹cymi w u¿yciu spo³ecznym. Ujêtymi doœæ zgrabnie. To, co jest w nichinteresuj¹cego, to to, ¿e umia³a Szewczyk dodaæ pewn¹ szczyptê poetyckoœci, stworzy³a klimat,zaznaczy³a te¿ tu i ówdzie swoje emocjonalne ja. S³uszniej jest wiêc traktowaæ „Kryszta³owe myœli”jak rodzaj dziennika duchowego, jako zapis osobistych przekonañ w danym momencie ¿yciowymczy sytuacji. A nie absolutne pewniki, których nie da siê podwa¿yæ. Ten rys osobisty ci¹gle zreszt¹o sobie daje znaæ. Choæby kwestia ju¿ obecna w wierszach, totalne wrêcz traktowanie kategoriimi³oœci jako warunku ¿ycia. Gra siê toczy bowiem o sam podmiot -„Kto nie kocha ten nie istnieje”,o to wszystko, co dawa³oby gwarancje przezwyciê¿ania bie¿¹cego relatywizmu. St¹d takieprzywi¹zanie do wszechogarniaj¹cej mi³oœci, bowiem: „Mi³oœæ nie podlega wzglêdnoœci”. Poetkachce, by mi³oœæ sprawia³a, jako nadrzêdna treœæ duchowa, i¿ pozosta³e wartoœci, takie jak prawda,wiara nie by³y ju¿ abstraktami, ale ¿ywymi treœciami. Aby mi³oœæ traktowaæ siê da³o jako byt. Czy¿nie tak? Zastanawiam siê, czy kategorycznoœæ postawienia akcentu tylko na „Mi³oœæ prawdziw¹i absolutn¹” jest tu zalet¹ czy wad¹. <strong>Pro</strong>pozycja boskiej pe³ni czy podporz¹dkowania. Oczywiœcieautorka wygrywa jedn¹ wa¿n¹ rzecz, zmusza odbiorcê do zastanowienia siê, mo¿e nawetdo kontemplacji, treœci zawartej w zdaniu. Odbiorca musi zweryfikowaæ w sobie, czy jest abys³uszne to wszystko, co czyta. Nie wy³¹cznie efekt estetyczny, ale podmiotowe myœlenie jest wiêcskutkiem lektury. Dobrze, ¿e ta ksi¹¿eczka nie jest zbyt obszerna, bo jednak problemy, zaprezentowanew jeszcze wiêkszej dawce, mog³yby w pewnym momencie okazaæ siê nu¿¹ce. Podobno têksi¹¿kê wyda³ oddzia³ ZLP w Zielonej Górze, ale czy to na pewno prawda?Czes³aw Sobkowiak108


Fraszki na Wojtaszka (rymowanki te¿) lub o bractwie po piórze, eMBePe MiejskaBiblioteka Publiczna, ¯ary <strong>20</strong>07, 16 s.Fraszka jest prawie nieobecna jako gatunek liryczny we wspó³czesnej literaturze polskiej. Ach,mo¿na by³oby dociekaæ przyczyn. Mo¿e czasy inne. Gorsze. Nikt ju¿ pod lip¹ nie wysiaduje, wiêci forma w odwrocie. Chyba jednak nie do koñca zapomniana. ¯art i lekkoœæ przystoj¹ poezji.Wystarczy okazja, czyli okolicznoœæ, by mówiæ do siebie fraszkami, no i potrzebny jest sprzyjaj¹cyklimat, a one na jêzyk same siê cisn¹. Zw³aszcza w czasie biesiady. Nie ciê¿kie wiersze, ale fraszkimog¹ byæ znakiem wysokiej kultury. Fraszki pisz¹ u nas g³ównie poeci gorzowscy, ale powstaj¹tak¿e w ¯arach. Janina E. Lorenc w tomiku „Zosta³am iluzjonistk¹” opublikowa³a ich ca³kiem sporo.Niedawno mieliœmy do czynienia z kolejnym oddechem klimatu figlikowego za spraw¹ otoczonegolegend¹ mecenasa miejscowej kultury Andrzeja Wojtaszka. Ten „górski ptaszek” (wed³ug okreœleniaGra¿yny Rozwadowskiej), to cz³owiek biznesu generalnie, zmagaj¹cy siê z wielorakimi ekonomicznymiproblemami. I nie musia³by sobie sztuk¹ ani poezj¹ g³owy zawracaæ, a jednak od tychdziedzin nie stroni, co nale¿y zaliczyæ do dobrego obyczaju, choæ jeszcze nie doœæ powszechnego.Nie stroni w tym sensie, ¿e mecenasuje w ¯arach spotkaniom autorskim indywidualnym jaki zbiorowym. Jak napisa³a Janina Jurga: „Ludzi pióra szanuje”. S¹ to sympatyczne gesty. Bez nichjak¿e inny wymiar mia³yby coroczne, w maju organizowane przez Jana Tyrê w Bibliotece spotkaniapoetyckie „Pod Magnoli¹”. Koñcz¹ce siê w³aœnie biesiad¹ w „Hajduku”, co wesz³o jakby ju¿ dotradycji. Kojarz¹ siê przeto ¯ary jako przestrzeñ goœcinna, przyjazna. Tak by³o i w tym roku.Ta biesiada by³a jednak szczególna, bowiem z inspiracji Jana Tyry ³¹czy³a siê z prezentacj¹ fraszekpoœwiêconych wytrwa³emu sponsorowi. Okazuje siê, ¿e poeci dopisali. Trochê wygl¹da³o to jakrealizowanie zamówienia, ale jednak realizacja wypad³a zadowalaj¹co. Wspomniany wy¿ejMecenas powinien byæ usatysfakcjonowany. Uda³o siê sprostaæ tematowi, i to ciekawie,zadziwiaj¹co, ró¿norodnie od strony tematu. ¯artobliwie i uszczypliwie. Najlepsz¹ fraszkê, a raczejwiersz biesiadny „Bigos u Wojtaszka” napisa³ Zygmunt Kowalczuk. Zosta³ przez Gospodarzauhonorowany za swoje dzie³o specjaln¹ nagrod¹ kulinarn¹, godn¹ pozazdroszczenia. Pozostaliautorzy za fakt uczestniczenia i zaprezentowania utworu otrzymali szampany. Drobiazg a cieszy³.Zebra³o siê tych tekstów sporo. Fraszki czternastu poetów, na szesnastu stronach, przybli¿a zbiorek„Fraszki na Wojtaszka”, wydany przez Bibliotekê w ¯arach (zapewne osobno wyjdzie publikacjao bibliotekach), co te¿ do dobrego obyczaju zaliczyæ mo¿na. Gdyby jeszcze tak siê sta³o, ¿e fraszkana sta³e w ¯arach osi¹dzie i bêdzie siê rozwijaæ, to o tê formê bez w¹tpienia mog³aby wzbogaciæsiê lubuska poezja. Wiem jednak, ¿e to nie takie proste.Czes³aw SobkowiakKrystyna Kamiñska, Ireneusz Krzysztof Szmidt, Byliœmy w teatrze, WAG „Arsena³”,Gorzów <strong>20</strong>06, 188 s.Od razu, na samym pocz¹tku, bez wdawania siê we wstêpne uwagi, muszê pochwaliæ faktwydania albumu (ja raczej dopatrywa³bym siê w tym dziele quasi monografii), obejmuj¹cego 60 latistnienia Teatru im. J. Osterwy w Gorzowie. Jego autorami s¹: Krystyna Kamiñska i IreneuszK. Szmidt. Ukaza³o siê ono poniek¹d dlatego, i chyba tylko dlatego, ¿e okazja by³a dwojakiegorodzaju. Z jednej strony, sk³ania³ do ca³oœciowego objêcia Jubileusz kulturalnej instytucji, i to ju¿mog³oby wystarczyæ za koniecznoœæ publikacyjn¹, a z drugiej, 750 lat istnienia Gorzowa. Autorzywybrali metodê prost¹, racjonaln¹ i s³uszn¹. Oczywiœcie o teatrze, bo to bogactwo materia³u i sprawdaj¹cych siê przedstawiæ, mo¿na pisaæ ró¿norako, np. spojrzeæ anegdotycznie, od strony bardzoprywatnych impresji czy doœwiadczeñ recenzenckich. Jednak stworzenie pracy fundamentalnej,RECENZJE I OMÓWIENIA109


a wiêc nastawionej na bogat¹ dokumentacjê, respektuj¹cej chronologiê sezonów oraz kadencjidyrektorskich, którym przypisaæ da siê okreœlone idee i specyfikê, jest najwa¿niejsze. Autorzydo³o¿yli wiele starañ, by cel ten zrealizowaæ. Nie tylko rzecz¹ wa¿n¹, w wiêkszoœci dokonan¹ przezKrystynê Kamiñsk¹, jest podsumowuj¹ce przybli¿enie owych kadencji, ale te¿ tego wszystkiego coim towarzyszy, a wiêc ca³ej sfery materializuj¹cej ow¹ ulotnoœæ poszczególnych przedstawieñ.Zdjêcia bowiem teatralnych scen, afiszy, fotografie aktorów, re¿yserów, reprodukcje wycinków prasowychmaj¹ wartoœæ ocalaj¹cych, historycznych oraz dokumentuj¹cych dowodów, i¿ rzeczy tezdarzy³y siê naprawdê. Dziesi¹tki, jeœli nie setki, twarzy i nazwisk, tytu³ów poszczególnych spektakli,sztuk i ich autorów i dat premier. To jest w³aœnie teatr. Mija. Mo¿na jednak powtórzyæ za Iren¹Byrsk¹, niezapomnian¹ dyrektork¹ gorzowskiego teatru w latach 193-66, ¿e mimo wszystko „zostajepo nim coœ, co jest bardzo wa¿ne.” Zostaje legenda. I jeœli tak jest naprawdê, to mo¿na byæpewnym jego wartoœci. Jego wp³ywu na kulturaln¹ substancjê miasta, czyli w tym przypadkuGorzowa. Oczywiœcie by³ to wp³yw raz wiêkszy, a raz mniejszy. Mniej lub wiêcej wa¿ny. Zale¿a³oto od wielu okolicznoœci. Pamiêtam doœæ czêste utyskiwanie Zdzis³awa Morawskiego na poziom,który ten teatr reprezentowa³. Moje kontakty z teatrem w Gorzowie mia³y miejsce jedynie zadyrekcji Bohdana Mikucia. 13 czerwca 1981 by³a premiera „Historii” Witolda Gombrowicza, wre¿yserii Kazimierza Skorupskiego, a <strong>20</strong> marca 1982 , w ciemnym czasie stanu wojennego, bardzociekawa, piêkna premiera „Prawd¹ ¿yj¹cy” – spektaklu opartego na poezji Norwida. Który równie¿re¿yserowa³ Kazimierz Skorupski. Oba te przestawienia ogl¹da³em i recenzowa³em, oba s¹ zreszt¹w ksi¹¿ce „Byliœmy w teatrze” odnotowane. PóŸniej jeszcze w ramach recenzenckiego obowi¹zkuobejrza³em dwa lub trzy spektakle, czemu wyraz uda³o mi siê daæ na ³amach „Nadodrza”. W³aœnie.Szkoda, ¿e ta monograficzna rzecz o gorzowskim teatrze, poza tym wszystkim, czym siê zajmuje,nie zawiera tak¿e bibliografii tekstów (artyku³ów i recenzji) o maj¹cych w nim miejsce zdarzeniachteatralnych. By³oby to piêkne i pomocne dla wszystkich zainteresowanych wype³nienie zadaniaedytorskiego. Dodane zosta³y natomiast wiersze o teatrze: Ireneusza Krzysztofa Szmidta„Teatralnoœæ” i Zdzis³awa Morawskiego „Maski”. Zastanawiam siê, czy s³usznie. Poza tymi drobiazgamita ksi¹¿ka-album zas³uguje na pozytywn¹ ocenê.Czes³aw SobkowiakGerhart Hauptmann und seine Häuser. Hiddensee - Erkner - Schreiberhau -Agnetendorf, Ein literarischer Reiseführer von Wolfgang de Bruyn und AntjeJohanning, Findling Verlag Kunersdorf, <strong>20</strong>07, 2<strong>20</strong> Seiten.Einem Schriftsteller wie Gerhart Hauptmann kann man sich nähern, indem man seine Werkeliest. Das kann man an jedem beliebigen Ort tun. Seine Stücke sollte man sich auch auf der Bühneanschauen. Manchmal wird beim Lesen oder Sehen die Neugier auf das Leben des Autors und aufden Landstrich, aus dem er seine Figuren und Kulissen schöpfte, geweckt. Nicht immer ist das soeinfach nachzuvollziehen wie bei Hauptmann. Er hat seine Stoffe und Figuren in der Nachbarschaftgefunden. Das ist seit langem bekannt und so haben die Autoren des literarischen Reiseführers vielMaterial vorgefunden, das es zusammenzutragen galt. Aber nicht nur die Verbindungen zwischenLeben und Werk decken sie auf. Auch viel Biografisches, das nicht in die Dramen und Erzählungendes Literaturnobelpreisträgers einging, findet sich in dem Band. Die familiären Verhältnisse,Geschwister, Frauen, Kinder, werden nicht ausgespart. Schade ist nur, daß die Reihenfolge derHäuser im Buch nicht den biografischen Daten Hauptmanns folgt. Auf die Geschichte der Häusergehen die Autoren ebenfalls ein. Man erfährt, wer sie vor und nach Hauptmann bewohnte odernutzte, wie sie eingerichtet waren, zum Teil auch, welche Baugeschichte sie haben und wann undunter welchen Umständen sie für die Öffentlichkeit zugänglich und Museen bzw. Erinnerungsstättenwurden. Eingebettet ist das ganze in die Kunstentwicklung und die politischen Ereignisse zu110


Hauptmanns Zeit. Oft wird auf Kollegen eingegangen, die sich auch an den Orten aufhielten, andenen Hauptmann lebte. So entsteht auf relativ wenigen Seiten ein sehr komplexes Bild vom Lebendes Schriftstellers. Das ganze gelingt den Autoren mit einer leichten, gut lesbaren Sprache, die denLeser nie mit wissenschaftlichem Vokabular überfordert sondern eher einen erzählerischen Tonanschlägt. Das ganze ist genau die richtige Lektüre für einen Sommerabend am Strand vonHiddensee, nachdem man das dortige Hauptmann-Haus besucht hat. Wer in dem Band stöbert undnoch nicht alle Häuser besucht hat, bekommt auf jeden Fall Lust auf eine Reise zu GerhartHauptmann. Wie alle handlichen Reiseführer aus dem Findling Verlag ist auch dieser mit reichlichBildmaterial bestückt, mit übersichtlichen Karten und den notwendigen Informationen zu Öffnungszeitenund Anreise. Es ist das erste Buch des Verlages, daß auch in polnischer Spracheerscheint. Das ist naheliegend, muß doch ein Deutscher, der Scheiberhau und Agnetendorfbesuchen will, und ein Pole, der Erkner und Hiddensee in Augenschein nehmen möchte, diedeutsch-polnische Grenze überschreiten. Aber ganz gleich, ob Deutscher oder Pole, wer sich auf dieReise machen will zu den Hauptmann - Häusern, sollte diesen Reiseführer in der Tasche haben.Carmen WinterGerhart Hauptmann und seine Häuser. Hiddensee - Erkner - Schreiberhau -Agnetendorf, Ein literarischer Reiseführer von Wolfgang de Bruyn und AntjeJohanning, Findling Verlag Kunersdorf, <strong>20</strong>07, 2<strong>20</strong> s.Zbli¿yæ siê do pisarza takiego, jak Gerhard Hauptmann, mo¿na czytaj¹c jego dzie³a. Mo¿nato robiæ w dowolnym miejscu. Warto te¿ obejrzeæ jego dramaty na scenie.Czasem podczas czytania czy ogl¹dania budzi siê ciekawoœæ, jakie by³o ¿ycie pisarza, jakie by³omiejsce na ziemi, z którego czerpa³ inspiracjê tworz¹c swoje postacie i kulisy swych utworów.Tê ciekawoœæ nie zawsze mo¿na zaspokoiæ tak ³atwo, jak w przypadku Hauptmanna. Odnajdowa³swoje tworzywo i postaci w najbli¿szym s¹siedztwie. Wiadomo to od dawna i dziêki temu autorzytego literackiego przewodnika znaleŸli wiele informacji, które nastêpnie zebrali. Ale odnajdujemydziêki nim nie tylko zwi¹zki miêdzy ¿yciem a dzie³em pisarza. W tomiku tym poznajemy tak¿e w¹tkiz biografii tego laureata literackiej Nagrody Nobla, które nie znalaz³y odzwierciedlenia w jegodramatach i opowiadaniach. Pojawiaj¹ siê informacje o stosunkach rodzinnych, rodzeñstwie,kobietach, dzieciach.Szkoda tylko, ¿e kolejnoœæ, w jakich zaprezentowano domy w ksi¹¿ce nie odpowiadachronologii ¿ycia Hauptmanna.Autorzy zajmuj¹ siê tak¿e histori¹ tych domów. Mo¿na siê dowiedzieæ, kto mieszka³ w nichi z nich korzysta³ przed i po Hauptmannie, jak by³y urz¹dzone, niekiedy nawet, jak by³y budowaneczy te¿ kiedy i w jakich okolicznoœciach zosta³y otwarte dla publicznoœci, staj¹c siê muzeami czydomami pamiêci. Wszystko to podlane sosem historii sztuki i sytuacji politycznej za czasówHauptmanna. Uwaga skierowana jest te¿ czêsto na kolegów Hauptmanna, którzy zatrzymywali siêtam, gdzie mieszka³.W ten sposób na stosunkowo niewielu stronach powstaje bardzo rozbudowany obraz ¿yciapisarza. Autorzy pos³uguj¹ siê przy tym lekkim, przyjemnym w lekturze jêzykiem, który nie wymagaod czytelnika zbyt dok³adnej znajomoœci naukowego s³ownictwa; chc¹ raczej opowiadaæ.Znakomita lektura na letni wieczór na pla¿y na wyspie Hiddensee, po zwiedzeniu tamtejszegodomu Hauptmanna. Kto przegl¹da tê ksi¹¿kê i nie odwiedzi³ jeszcze wszystkich domówHauptmanna, nabiera chêci na podró¿ jego œladami.Jak wszystkie porêczne przewodniki wydawnictwa Findling, równie¿ i ten pe³en jest ikonografii,czytelnych map i najwa¿niejszych informacji dotycz¹cych œrodków transportu i godzin otwarcia.RECENZJE I OMÓWIENIA111


Jest to pierwsza pozycja tego wydawnictwa opublikowana tak¿e po polsku. Jest to zrozumia³e,przecie¿ zarówno Niemiec, który chce odwiedziæ Szklarsk¹ Porêbê i Jagni¹tków, jak i Polak, którypragnie zobaczyæ Erkner i Hiddensee, musz¹ przekroczyæ granicê polsko-niemieck¹.Ale niewa¿ne – Polak czy Niemiec – ktokolwiek chce wybraæ siê w podró¿ do domówHauptmanna, powinien mieæ w kieszeni ten przewodnik.Carmen WinterT³umaczenie Grzegorz KowalskiOrhan Pamuk, Nazywam siê czerwieñ, Wydawnictwo Literackie, Kraków <strong>20</strong>07, 593 s.W tym roku do naszych ksiêgarñ wesz³a kolejna (ale nie najnowsza, bo napisana w <strong>20</strong>00 roku)powieœæ zesz³orocznego laureata literackiej Nagrody Nobla Orhana Pamuka – Nazywam siê czerwieñ.Pamuk, zdobywca wielu presti¿owych nagród literackich (m.in. Pokojowej Nagrody KsiêgarzyNiemieckich), ukazuje nam w niej swój kunszt literacki.Szesnastowieczny Stambu³ w zimowej scenerii sta³ siê tu t³em dla kryminalnej zagadki. Najlepsiminiaturzyœci zostali zatrudnieni, aby zilustrowaæ powstaj¹c¹ na zamówienie su³tana Murata IIIksiêgê, która ma zostaæ ofiarowana weneckiemu do¿y na dowód potêgi Imperium Osmañskiego.Manuskrypt powstaje w tajemnicy, artyœci pracuj¹ we w³asnych domach, nie jak zazwyczaj wewspólnej pracowni. Jeden z nich ginie i to on rozpoczyna opowieœæ zdaniem: „Jestem trupem,nieruchomym cia³em na dnie studni”. Po nim g³os otrzymuj¹ inni uczestnicy i obserwatorzy zdarzeñi to oni opisuj¹ nam ca³¹ historiê. S³uchamy wiêc opowiadania odrzuconego kochanka, który niewidzia³ swej mi³oœci przez dwanaœcie lat, starej handlarki, czterech iluminatorów, mordercy, a tak¿epsa, drzewa, monety, czerwieni (najwa¿niejszej z barw), czy szatana, a nawet samej œmierci.W œwiecie opisywanym przez kilkunastu narratorów trudno dotrzeæ do prawdy, zw³aszcza gdywszyscy s¹ œwiadomi tego, ¿e ich s³uchamy i czasem wprost mówi¹, ¿e trochê koloryzuj¹. Wiec ktojest morderc¹ i dlaczego dopuœci³ siê tak okropnego czynu, wszak Allach zakazuje zabijania bezpowodu... Ale morderca twierdzi, ¿e mia³ powód. Wiêc mo¿e to bo¿a zemsta za przeciwstawieniesiê zakazom? Ksiêga mia³a wykorzystywaæ malarskie zdobycze Zachodu takie jak perspektywai œwiat³ocieñ, a to wyzwanie rzucone bogu, bo tylko on mo¿e tworzyæ... Zw³aszcza, ¿e nied³ugopotem ginie Wuj – mistrz nadzoruj¹cy pracê nad manuskryptem. Mo¿e morderstwo pope³nionoz zazdroœci? Aby siê tego dowiedzieæ trzeba przeczytaæ ksi¹¿kê.Intryga nie jest tu jednak najwa¿niejsza. Najwa¿niejsze jest ukazanie zderzenia Wschodui Zachodu. Wiemy, ¿e nasze kultury bardzo siê od siebie ró¿ni¹, ale czy ktoœ z nas (ja na przyk³ad,do czasu przeczytania tej ksi¹¿ki, nie za bardzo) zdaje sobie sprawê w jak ró¿ny sposóbpostrzegamy sztukê? Sztuka rozumiana jako tworzenie, dla wyznawców islamu jest grzechem, tylkoAllach mo¿e tworzyæ. Miniatury to sposób na obejœcie tego zakazu, bo s³u¿¹ tylko ozdobie tekstu,s¹ ilustracjami, same w sobie nie maj¹ racji bytu. Obraz, który nie jest ilustracj¹ to ba³wochwalstwo(dotyczy to zw³aszcza portretów). Mo¿na by jeszcze d³ugo wymieniaæ ró¿nice. Warto wiêc przeczytaætê ksi¹¿kê, aby dowiedzieæ siê wiêcej na ten temat i dziêki temu lepiej zrozumieæ tê kulturê.Ta ksi¹¿ka to tak¿e niezwykle zajmuj¹ca i wci¹gaj¹ca podró¿ w tak kolorowy i egzotyczny œwiatWschodu. Pamuk wprowadza nas w sam œrodek kultury islamskiej, przedstawia nam jej dorobek –poezjê mi³osn¹, historiografiê, mistykê oraz malarstwo. Jego sugestywne opisy miniatur wywo³uj¹autentyczn¹ chêæ ujrzenia tego, co opisuje. Miniatury pe³ne ukrytych znaczeñ i symboli musz¹ zainteresowaæzachodniego czytelnika. Œwiadomoœæ tego, ¿e ka¿da barwa, umiejscowienie postaci narysunku, prawie wszystko ma swoje znaczenie – intryguje i wywo³uje chêæ poznania tych znaczeñ.Jest jeszcze jeden powód, dla którego warto siêgn¹æ po tê pozycjê – to ukazanie konfliktu, jaki toczysiê w ka¿dym z bohaterów-miniaturzystów. Co wybraæ – uœwiêcon¹ i poprawn¹ tradycjê, w którejnie ma jednak miejsca na indywidualizm, czy grzeszne zdobycze Zachodu pozwalaj¹ce malowaæinaczej ni¿ dotychczas? Dyskusje o tych zagadnieniach, w ogóle o sztuce, które maj¹ miejsce na112


kartach tej ksi¹¿ki, to jej niew¹tpliwa zaleta. Zachêcam do tej lektury, zw³aszcza, ¿e d³ugie jesiennewieczory przed nami. Mo¿e dziêki niej zrozumiemy, ¿e do Boga nale¿y Wschód i Zachódi wymyœlimy jak po³¹czyæ jedno z drugim.Magdalena FerdynusJurij Andruchowycz, Piosenki dla martwego koguta, wyd. Biuro Literackie, Wroc³aw<strong>20</strong>07, 68 s.„Znów, kurwa, radio, telewizja, prasa.” - tymi s³owami Andruchowycz (zwany czasem ¿artobliwie„polskim poet¹ pisz¹cym po ukraiñsku”) rozpoczyna pierwszy wiersz z wydanego w Polsceniedawno tomiku. Dla czêœci odbiorców s³owa te mog¹ staæ siê jednoczeœnie podsumowaniemowego poetyckiego zbioru. Faktycznie, wiele tu nawi¹zañ do jêzyka reklamy, mediów, tabloidów,a tak¿e wulgaryzmów i kontrowersyjnej (jeœli we wspó³czesnej sztuce coœ jeszcze mo¿e budziækotrowersjê) seksualno-obyczajowej tematyki. Jednak czytelnikom, którzy spojrz¹ uwa¿niej, pozaten „barbarzyñski” sztafarz, Andruchowycz uka¿e prawdziwe oblicze swej poezji.Co mo¿na œpiewaæ martwemu kogutowi? Anglojêzyczne tytu³y wierszy, takie jak CaliforniaDreaming, Girl You Will Be a Woman Soon czy In Memory of Deep Purple zdaj¹ siê sugerowaæamerykañskie przeboje. Ale wra¿enie to jest mylne. Tytu³y s¹ tu niczym zachodnie billboardyreklamowe wdzieraj¹ce siê coraz g³êbiej w nieprzystaj¹cy do nich krajobraz wspó³czesnej Ukrainy.Bo przecie¿ o Ukrainê tutaj chodzi. Ukrainê nie tyle jako miejsce – tom ten jest wszak¿e po czêœcirelacj¹ z europejskich i amerykañskich woja¿y autora – lecz jako pewien pryzmat, jako punktwidzenia i punkt odniesienia. Ukazana w tomie Szwecja to w koñcu kraj, „gdzie nie ma Kijowa,gdzie nie ma Lwowa, gdzie sama zagranica!”. Atak na World Trade Center jest tu relacjonowanyw trakcie jazdy s³ynnym, przemytniczym poci¹giem nr 76 na trasie Czerniowce – Przemyœl (odktórego nazwê, nota bene, zapo¿yczy³o internetowe czasopismo Andruchowycza) i komentowanyprzez „ko³omyjskich gastarbeiterów i gastarbeiterki”. W ten sposób fizyczne peregrynacje autora nazachód dyskretnie przeradzaj¹ siê dla czytelnika w podró¿ intelektualn¹ i œwiatopogl¹dow¹w odwrotnym kierunku. A cel podró¿y w niczym nie przypomina piêknej, wyg³adzonej broszuryreklamowej. To miejsce ciemne i smutne, pe³ne bólu i melancholii. Lecz tak¿e unikalne i niepowtarzalne.To „Europa Stasiuka” z kwaœnym piwem, bezdro¿ami, „skrzywdzon¹ pamiêci¹ historyczn¹”i wszystkim tym, „co zmieœci³o siê miêdzy zrujnowanym i jeszcze nie zbudowanym domem”.Jêzyk wierszy Andruchowycza w przek³adzie Bohdana Zadury jest prosty i bezpoœredni.Elementy narracyjne i opisowe przeplatane s¹ dosadnymi metaforami oraz okazjonalnymi, rytmizuj¹cymipowtórzeniami. To poezja konkretów, wyrastaj¹ca z refleksji nad codziennymi zdarzeniamii doœwiadczaniem potocznoœci. Stylistyk¹ zbli¿ona jest do utworów naszego „pokoleniabruLionu” czy wierszy Zadury w³aœnie. WyraŸne piêtno odcisnêli na niej tak¿e poeci tzw. „szko³ynowojorskiej”, których Andruchowycz t³umaczy³ w trakcie pisania tomiku. St¹d bierze siê mnogoœænazwisk i opisów miejsc, a tak¿e osobisty i œrodowiskowy ton wielu wierszy. Pisane s¹ one jednakna tyle jasno i przejrzyœcie, by nie „zgubiæ” odbiorcy w trakcie lektury, nie zanudziæ gobiografizmem, lecz raczej urzec detalem, szczeroœci¹ i otwartoœci¹.To co w tej poezji (przynajmniej dla polskiego czytelnika) jest nowe, to w³aœnie zmiana perspektywy,to ukraiñskoœæ, któr¹ liryka Andruchowycza jest na wskroœ przesi¹kniêta i któr¹ czytelnicydocenili ju¿ w jego powieœciach. Nie ma tu ostrych s¹dów, nie padaj¹ ¿adne oskar¿enia ani kondemnaty.Jest za to refleksja i refleksyjnoœæ. Przeziera przez ni¹ ¿al, têsknota i niespe³nione nadzieje (zarównote polityczne, jak i osobiste). Wydaje siê, ¿e autor w podró¿ zabra³ ze sob¹ spory baga¿ historyczny,który, choæ schowany w luku, daje o sobie nieustannie znaæ, tarabani¹c i stukocz¹c na wybojach.£ukasz KamiñskiRECENZJE I OMÓWIENIA113


KRONIKA LUBUSKAczerwiec - sierpieñ <strong>20</strong>07• W trzech dzieciêcych filiach bibliotecznychZielonej Góry 1 czerwca przebiega³y spotkaniadla dzieci po³¹czone z zabawami, grami, quizamidotycz¹cymi twórczoœci Astrid Lindgren.• Od 1 do 3 czerwca trwa³y III Lubuskie SpotkaniaGitarowe „Viva Gitarra!”. Koncerty odbywa³y siêw Zielonej Górze (Filharmonia Zielonogórska,Muzeum Ziemi Lubuskiej, Pañstwowa Szko³aMuzyczna) i Nowej Soli (Nowosolski DomKultury). Wyst¹pili wirtuozi gitary klasycznej.Spotkaniom towarzyszy³ II Lubuski KonkursGitarowy oraz warsztaty dla uczniów i nauczycieli.• W Muzeum Ziemi Lubuskiej 6 czerwca otwartowystawê „Miêdzyrzecki Rejon Umocniony”. Naekspozycji zaprezentowano ponad 150 zdjêæ,rysunków, przekrojów oraz planów fortyfikacji.Ekspozycjê podzielono na kilka dzia³ów tematycznych(fortyfikacje podziemne i naziemne,czêœæ poœwiêcona nietoperzom, inscenizacjebatalistyczne).• 8 czerwca w sali Miêdzynarodowego CentrumMuzycznego wyst¹pili pianiœci: Tatiana Szebanowaoraz Stanis³aw Drzewiecki. Muzykomtowarzyszy³a Orkiestra Symfoniczna FZ podbatut¹ Czes³awa Grabowskiego.• W Piwnicy Kawon 10 czerwca gra³ zespó³„Komety”.• W Galerii „<strong>Pro</strong>jekt” zosta³a otwarta 32. DorocznaWystawa Fotografii Lubuskiego TowarzystwaFotograficznego (11 czerwca).• W Katedrze gorzowskiej 13 czerwca koncertowa³aSchola Cantorum Gedanensis, jeden z najlepszychpolskich chórów kameralnych.• 14 czerwca w Norwidzie goœciem „CzwartkuLubuskiego” by³a poetka Anna M. Szewczuk.Autorka promowa³a sw¹ najnowsz¹ ksi¹¿kê pt.„Kryszta³owe myœli”. Spotkanie prowadzi³Czes³aw Sobkowiak.• Ma³a Galeria GTF 15 czerwca zorganizowa³awernisa¿ „Fotografie przyrody ZbigniewaGrzegorskiego”.• XIV Ogólnopolski Festiwal Zespo³ów TanecznychDzieci i M³odzie¿y Szkolnej – Gorzów<strong>20</strong>07 odbywa³ siê w terminie 16-17 czerwca.• Od po³owy czerwca w Zielonej Górze trwa³ Ró¿eJazz Festiwal. Wyst¹pi³y m.in.: Evolution, BetaBand, Mack Goldsbury Quartet.• Na Obchody Dnia Województwa Lubuskiegozorganizowane przez RCAK z³o¿y³y siê: LubuskiJarmark <strong>Pro</strong>mocji Gospodarki, Turystykii Kultury, wrêczenie nagród kulturalno-oœwiatowych,pokaz s³u¿b ratowniczych, koncertI. Komarenki, program rozrywkowy R. Schubertha(17 czerwca).• W Teatrze Osterwy 17 czerwca wyst¹pi³ kabaretOAO.• Szymon Ho³ownia, bohater „CzwartkuLubuskiego” goœci³ w zielonogórskiej bibliotece18 czerwca. Dziennikarz, publicysta, autorksi¹¿ek („Koœció³ dla œrednio zaawansowanych”,„Tabletki z krzy¿ykiem. Pierwsza pomocw lêkach zwi¹zanych z Bogiem, koñcem œwiata,czyœæcem i duchami”. Organizatorami spotkaniaby³o wydawnictwo Znak oraz Instytut Filozoficzno-Teologicznyim. œw. Edyty Stein przykoœciele Œwiêtego Ducha w Zielonej Górze.Spotkanie prowadzi³ ks. dr Andrzej Dragu³a.• Kolejna lubuska gmina promowa³a siê wNorwidzie. <strong>20</strong> czerwca Bytom Odrzañski zorganizowa³wystawê przybli¿aj¹c¹ gminê, jej walorygospodarcze i turystyczne, kulturê, oœwiatê,sport, tradycje, osi¹gniêcia i pasje mieszkañcóworaz dzia³aj¹ce na terenie gminy stowarzyszenia.Wyst¹pi³y bytomskie zespo³y artystyczne;uczestników spotkania raczono regionalnymidaniami. Ekspozycja „Poznajmy BytomOdrzañski. Historia i dzieñ dzisiejszy gminy”udostêpniona by³a w holu oraz w salonie wystawowymBiblioteki przez ca³e wakacje.• Na ostatnim przed wakacjami „CzwartkuLubuskim”, 21 czerwca, Biblioteka goœci³aStefana Chwina - powieœciopisarza, krytyka literackiego,eseistê, historyka literatury, grafika,laureata presti¿owych nagród literackich.Spotkanie prowadzi³ redaktor Konrad Stanglewicz.• Dni Nowej Soli zainaugurowano 22 czerwca.Koncertowa³y zespo³y bluesowe oraz gwiazdy114


polskiej estrady: Lady Pank, Bracia Cugowscy,Andrzej „Piasek” Piaseczny. Ponadto, przeprowadzonozawody motorowodne i wêdkarskie,turniej pi³ki siatkowej.• Filharmonia Zielonogórska na zakoñczeniesezonu artystycznego, 22 czerwca, zorganizowa³akoncert promenadowy. W repertuarzekrólowa³y polki, walce, tanga, czardasze, muzyczneutwory filmowe. Koncert prowadzi³Czes³aw Grabowski.• 22 czerwca, w Gorzowie zakoñczono cykl koncertówpn. „Osiem koncertów na osiem wiekówmiasta”. Na program sk³ada³y siê kompozycjeWojciecha Kilara.• W Drezdenku 22 czerwca odby³ siê minifestiwal„Muzyka przed pa³acem”.• Na placu cyrkowym w Gorzowie zorganizowanoimprezê dla m³odzie¿y pn. Techno bez adresu(22 czerwca).• Wystêpy muzyczno-artystyczne (m.in. Boney M,Grupa Operacyjna, Terno) uœwietni³y jubileusz50-lecia Aeroklubu Ziemi Lubuskiej. Imprezaodby³a siê 23 czerwca w Przylepie.• Od 23 czerwca w Zielonej Górze trwa³ przegl¹dsztuk ró¿nych. Na imprezê z³o¿y³ siê ogólnopolskiPiknik z Fantastyk¹, pokazy gier bitewnych,projekcje filmów, wieczór muzyki ambitnej(Obi³o siê o Uszy, Rhizom, Bez Sensu, Etropia).• Najstarszy polski festiwal filmowy, LubuskieLato Filmowe, trwa³ od 24 czerwca do 1 lipcaw £agowie. 37. edycja przegl¹du przebiega³aph. „Historia. Prawda i pojednanie”.• Pokaz nowego projektu ZielonogórskiegoZag³êbia Kabaretowego w programie „Powróæmyjak za dawnych lat” w zorganizowanow Lubuskim Teatrze 27 czerwca.• <strong>Pro</strong>mocjê najnowszego <strong>numer</strong>u Pisma <strong>Pro</strong> <strong>Libris</strong>(nr 2/19) przeprowadzono w MBP w ¯arach, 29czerwca. Zespó³ redakcyjny spotka³ siê z przedstawicielamilokalnego œrodowiska twórców imi³oœników literatury. Dyskusja toczy³a siêwokó³ funkcji i rangi Pisma.• 750-lecie Gorzowa œwiêtowano od 29 czerwcado 1 lipca. W programie by³o wiele atrakcji,m.in.: bitwy rycerskie, przeja¿d¿ki ³odziami,koncerty (Joszko Broda, Voo Voo, WojciechWaglewski, Maciej Maleñczuk) oraz pokazsztucznych ogni.• Radio Zachód i Rundfunk Berlin-Brandenburgzorganizowa³y, 30 czerwca w £agowie, polskoniemieckifestiwal muzyczny.• W czerwcu w Bibliotece Norwida prezentowanaby³a wystawa „Malarstwo wenezuelskie. SztukaWenezueli w podró¿y przez œwiat”, ukazuj¹caprace 22. artystów wschodnich regionówWenezueli. Ekspozycji patronowa³a AmbasadaBoliwariañskiej Republiki Wenezueli.• Od 5 lipca do koñca sierpnia w Zielonej Górzetrwa³ III Letni Festiwal Kina Niezale¿nego„Filmowa Góra”. Festiwal by³ czêœci¹ wiêkszejca³oœci, równolegle projekcje odbywa³y siêw Gubinie, Tarnowie, Zgorzelcu, Görlitz i Berlinie.• W zielonogórskim BWA rozpoczêto 5 lipcaFestiwal Polskiej Sztuki Performance (Zrób To:Sêdzia G³ówny).• Koncert pt. „Wibracje na wakacje” w wykonaniuKrystyny <strong>Pro</strong>ñko z zespo³em odby³ siê 5 lipca nazielonogórskim deptaku.• „Malarstwo Magdaleny Moskwy” to tytu³wystawy, której wernisa¿ przeprowadzono6 lipca w Miejskim Oœrodku Sztuki w Gorzowie.• W ramach drugiej ods³ony Sceny Letniej, 6 lipcaTeatr Osterwy wystawi³ spektakl dla najm³odszychpn. „Spotkanie z Kozio³kiem Mato³kiem”.• Dzieñ póŸniej w Gorzowie goœci³ ³ódzki TeatrNowy z przedstawieniem „Romans z Czechowem”.• W ramach minifestiwalu „Muzyka przedpa³acem” w Drezdenku wyst¹pi³ poznañskikwintet dêty (Händel, D³ugoraj, Chopin) orazbalet Teatru Wielkiego z Poznania (6 lipca).• Inauguracja II Letniego Festiwalu Off Teatr„Nowe Terytoria” nast¹pi³a 7 lipca. Impreza,w ramach Lata Muz Wszelakich, by³a pokazemzielonogórskich spektakli.• 7 lipca w Galerii BWA w Gorzowie pokazanoprace wspó³czesnych polskich artystów (A. Bochenek,M. Krzakiewicz, Z. Chrostek, B. Jagie³³o).• Dni Oœna Lubuskiego zainaugurowano 7 lipca.W programie obchodów zorganizowano m.in.zawody sportowe i koncerty.• Podobnie 7 lipca rozpoczê³y siê Dni ZiemiSzczanieckiej (bieg uliczny, koncert estradowy,gala piosenki biesiadnej).• XIX Miêdzynarodowe Spotkania Zespo³ówCygañskich „Romane Dyvesa” zorganizowanood 7 do 8 lipca. Pokazano widowisko dedykowanePapuszy, wystêpowa³y zespo³y(gorzowski Terno, rosyjski I³o, £u³udi i trioLoyko, hiszpañski Embruchno Flamenco, serbskiRomano Biav). Wyst¹pi³a tak¿e Edyta Górniak.• Ewa Uryga wyst¹pi³a z recitalem w TeatrzeOsterwy 8 lipca.• 12 lipca w ¯aganiu rozpoczê³o siê jedenastodniowe8 Miêdzynarodowe Forum Perkusji.Oprócz warsztatów wybitnych miêdzynarodowychpedagogów z uzdolnion¹ m³odzie¿¹odbywa³y siê koncerty mistrzów perkusji.KRONIKA LUBUSKA115


• Musica Italiana to cykl koncertów (muzykaVivaldiego, Paganininiego, Scarlattiego), któryzainaugurowano 13 lipca w konkatedrzezielonogórskiej.• 13 lipca w zielonogórskiej Galerii BWA odby³o siêwyst¹pienie i pokaz dokumentacji performanceEwy Zarzyckiej „Na krawêdzi rozumu itp...”.• Gorzowskie MCK goœci³o polskie i zagranicznes³awy muzyki reggae. Od 13 do 14 lipcawyst¹pi³y: Vespa, Bakshish, Gedeon Jerubal,Marlene Johnson i in.• Otwarcie wystawy XVII WojewódzkiegoKonkursu Fotograficznego – WojewódzkiejWystawy Fotograficznej ¯ary <strong>20</strong>07 nast¹pi³o14 lipca w ¯arskim Domu Kultury.• W Oœnie Lubuskim 15 lipca zorganizowano galêpiosenki wczasowej z udzia³em orkiestryZbigniewa Górnego, kabaretu Koñ Polskii kwartetu Rampa.• W zielonogórskiej Winiarni <strong>20</strong> lipca odby³ siêkoncert muzyki metalowej.• Galeria „U JadŸki” <strong>20</strong> lipca goœci³a zespó³Cadillac z koncertem rockowym. Grupa zagra³atak¿e muzykê country i bluesa.• Jubileusz 750-lecia Gorzowa uœwietni³ chórCorale Polifonica Metelliana. <strong>20</strong> lipca wykonywa³utwory w³oskich twórców od œredniowieczado wspó³czesnoœci.• Ju¿ po raz 10. zorganizowano w Lubrzy NocNenufarów. Bogaty program imprezy (<strong>20</strong>-22lipca) zawiera³ wystêpy muzyczno-kabaretowe ,rajd rowerowy, bieg, widowisko „Magia nenufarów”,pokaz iluzjonisty. Gwiazd¹ wieczoru by³zespó³ Blue Cafe.• Od 21 do 22 lipca w Pszczewie trwa³ jarmarkmagdaleñski. Zorganizowano zawody wêdkarskie,sportowe, spektakl teatralny, wystêpkabaretu, koncerty muzyczne.• Galeria BWA w Zielonej Górze pokaza³a 24 lipca„Izraelsk¹ sztukê video. Przypadkowy wybór”.Zaprezentowano prace wspó³czesnych artystówizraelskich zebrane przez Noama Braslavsky’ego.• 26 lipca, na deptaku zielonogórskim œwiêtowano„Imieniny Anny”. Odby³o siê spotkanie solenizantek,pokaz mody, loteria i recital DanutyStankiewicz.• Prace J. Robakowskiego, Grupy AZZoro,W. Sasnala pokazano 26 lipca w zielonogórskimBWA. Prezentacjê nazwano KiNONstop: Odmonumentu do marketu – polskie videoz kolekcji WRO.• W zielonogórskiej Winiarni 27 lipca odby³a siêimpreza raperska z udzia³em Burasa&Roso orazDJ Oszalau.• 27 lipca w Drezdenku rozpocz¹³ siê FestiwalMuzyki Organowej i Kameralnej. Utwory Bachazagra³ Waldemar Gawiejnowicz.• Na „Pó³metku lata”, imprezie plenerowej, któr¹zorganizowano 28 lipca w Zielonej Górze koncertowa³yzespo³y muzyczne, odby³y siê pokazytaneczne (m.in. taniec irlandzki), przeprowadzonokonkurs grillowania. Wyst¹pi³a FormacjaNie¿ywych Schabuff.• W Galerii Fotografii 30 lipca na wernisa¿uKrzysztofa Kubasiewicza pokazano prace„Wie¿yczki i uliczki”.• IX Miêdzynarodowy Dzieciêcy FestiwalFolkloru rozpocz¹³ siê 30 lipca. Uczestnicy festiwaluspotkali siê z w³adzami Zielonej Góry, wystêpowalidla publicznoœci ca³ego województwa.4 sierpnia uroczysta gala zakoñczy³a koncertyfestiwalowe.• Scena Letnia Teatru im. Osterwy dzia³a³a przezca³y lipiec. Koncepcja tegorocznej edycjiopiera³a siê na prezentacji miêdzynarodowychteatrów ogródkowych. Pokazano m.in. polskoniemieck¹bajkê („Lucie i KarlHeinz”),„Sk¹piec”, „Wielkie wrau”). Gorzowski teatrgoœci³ E. Kamiñskiego, K. Skrzyneck¹,D. Kordka, M. Siudyma i A. Kopiczyñskiego.• „Serenada nad Wart¹” to nazwa cyklu koncertów,które zainaugurowano 2 sierpnia w Gorzowie.Wyst¹pili muzycy z Polski, Niemiec, Rosji,Norwegii i Kanady. £¹cznie odby³o siê 7 koncertóww Teatrze im Osterwy i œwi¹tyniachgorzowskich.• Imprezê dla mi³oœników „Gwiezdnych wojen”zorganizowano 3 sierpnia w Gorzowie. Atrakcjeodbywa³y siê w teatrze Osterwy i na ulicach miasta.Zorganizowano korowód postaci z gwiezdnejsagi, cykl prelekcji i prezentacji, spotkaniez aktorami, spektakl teatralny, gry i zabawy.• W Galerii „U JadŸki” 3 sierpnia z recitalemwyst¹pi³ aktor Marcin Wiœniewski oraz kabaretpt. „Dom wariatów”.• Tegoroczny Przystanek Woodstock zorganizowanow Kostrzyniu n.O. Koncerty i imprezytowarzysz¹ce przebiega³y od 3 do 4 sierpnia.• Koncerty piosenek ¿eglarskich, pokazy ratownictwawodnego, regaty windsurfingowe, parada¿aglówek, pokaz sztucznych ogni z³o¿y³y siê naprogram festiwalu szant KEJA <strong>20</strong>07 w D³ugiemnad jeziorem Lipie (4 sierpnia).• Amfiteatr zielonogórski goœci³ Cesariê Evorêz Wysp Zielonego Przyl¹dka. Koncert odby³ siê8 sierpnia.• 9 sierpnia zielonogórskie BWA pokaza³o twórczoœæAngeliki Fojtuch – „Za du¿o by patrzeæ –116


za ma³o, by widzieæ”. Pokaz przebiega³ w cykluFestiwal Polskiej Sztuki Performance – Zrób To.• Andre Ochod³o, grupa Hagada, Marta Bizoñz zespo³em koncertowali w Zielonej Górze na„Aj Waj Cymes Festiwalu” od 9 do 11sierpnia.• 10 sierpnia na scenie przy ratuszu zielonogórskimwyst¹pi³ Lee Konitz, saksofonista,wspó³pracownik Milesa Davisa.• M³odzie¿owe zespo³y teatralne z ca³ego krajuprzyjecha³y do Dêbna na „Triadê Teatraln¹”.By³a to 11 edycja spotkañ teatru alternatywnego(10-12sierpnia).• 13 sierpnia w Kawiarence „Deja vu” zorganizowanowieczór z akordeonow¹ muzyk¹ francusk¹i wystaw¹ lubuskich artystów plastyków.• Barlineckie Lato Teatralne trwa³o od 13 do 18sierpnia.W programie przygotowano m.in.:warsztaty szczudlarskie, pokazy teatrów niezale¿nych,spotkania za aktorami (monodram EwyB³aszczyk, recital Gra¿yny Barszczewskiej).• W programie Festiwalu Bie³yje Rozy zaprezentowa³siê Jewgienij Malinowski (balladyWysockiego i Okud¿awy), teatr uliczny LwowskiegoTeatru Woskriesienia, ¯anna Gierasimowa.Gospodarzem festiwalu by³ ZOK (16-18sierpnia).• Gwiazdy muzyki dawnej wystêpowa³y od 17 do25 sierpnia w Parady¿u na przegl¹dzie „Muzykaw Raju”.• ¯anna Biczewska wyst¹pi³a z koncertem 18 sierpniaw amfiteatrze zielonogórskim.• W gorzowskiej Galerii Nowych Mediów wystawiono18 sierpnia „Portrety ludzi” - sztukêgrupy Zorka <strong>Pro</strong>ject.• Na bogdanieckim Œwiêcie chleba (18-19 sierpnia)zaoferowano sporo atrakcji, m.in.: konkursna potrawê regionaln¹, piknik sportowy, wystêpAndrzeja Grabowskiego, korowód piekarski, jarmark,koncert zespo³u Brathanki.• Muzyka renesansu i baroku królowa³a od <strong>20</strong> do25 sierpnia w koœcio³ach gorzowskich. Koncertowa³o5 najlepszych polskich zespo³ów muzykidawnej. Odby³y siê równie¿ warsztaty muzyczne.• Dni wsi Przytoczna rozpoczê³y siê 23 sierpnia.Wyst¹pili Irena Jarocka, kapela Giga Drum,zespó³ z Bukowiny Tatrzañskiej „Gronicki”.Zorganizowano ponadto plener rzeŸbiarski.• Od 24 do 26 sierpnia w Kroœnie Odrzañskim przebiega³Festiwal Jadwigensis. W ramach festiwaluodby³o siê piêæ koncertów muzyki klasycznej.• Podczas Dni Zb¹szynka (24-26 sierpnia) wystêpowa³yzespo³y rockowe bluesowe, folkowe dyskotekowe,aran¿owano imprezy sportowe. Gwiazd¹wieczoru by³a Monika Brodka z zespo³em.• El¿bieta Wojnowska wyst¹pi³a z koncertemw amfiteatrze zielonogórskim 25 sierpnia.• 25 sierpnia w Lubuskim Teatrze zagra³zielonogórski artysta L.U.C. Wystêp pt.„Halucenogenoklektyzm<strong>Pro</strong>jekt zawiera³ elementykoncertu, spektaklu, sztuki video, absurdu.• Na Miêdzynarodowych Spotkaniach ze Sztuk¹¯ary <strong>20</strong>07 ogl¹dano spektakle teatrów zWroc³awia, Katowic, Gdyni, Krakowa i ZielonejGóry. Wyst¹pi³y zespo³y taneczne, grano koncertyoperetkowe (25-26 sierpnia).• Wrêczenie nagród i uroczyste zakoñczenieMiêdzynarodowego Festiwalu Kina AutorskiegoQuest Europe odby³o siê w Zielonej Górze25 i 26 sierpnia.• Lubuski Teatr 31 sierpnia goœci³ z koncertemBarbarê Krafftównê.• W trakcie wakacji dla dzieci zorganizowano zajêciaw zielonogórskich filiach bibliotecznych:zajêcia plast.-lit. zwi¹zane z twórczoœci¹ AstridLindgren (F. nr 2 – Biblioteka S³onia Elmera),zajêcia plast. – letnie kolorowanki, malowanki,wyklejanki ph. Motyle, motyle... oraz gry planszowe:warcaby, memory, Chiñczyk.(F. nr 11 –Biblioteka Piotrusia Pana) – Galeria Pippi i jejprzyjació³, w której prowadzone by³y zajêciaprzybli¿aj¹ce twórczoœæ Astrid Lindgren (Oddz.dla Dzieci – Biblioteka Pana Kleksa).KRONIKA LUBUSKA117


KSI¥¯KI NADES£ANEStanis³aw Borawski, Regu³a zakonu œwiêtej Klary. Wyrazy graficzne z lokalizacjami wraz z podobizn¹zabytku i transliteracj¹, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 218 s.40 lat Wydzia³u Elektrotechniki, Informatyki i Telekomunikacji Uniwersytetu Zielonogórskiego, OficynaWydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 256 s.Dzieje Œwiebodzina, red. nauk. Wojciech Strzy¿ewski, Gmina Œwiebodzin, Muzeum Regionalnew Œwiebodzinie, Zielona Góra <strong>20</strong>07, s.Wojciech Eckert, Fortyfikacje nadodrzañskie w procesie rozwoju nowo¿ytnej sztuki fortyfikacyjnejw XVII-XIX w., Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 490 s.Fraszki na Wojtaszka (rymowanki te¿) lub o bractwie po piórze, eMBePe Miejska Biblioteka Publiczna,¯ary <strong>20</strong>07. 16 s.Krzysztof Garbacz, Opowieœci o archeologii, Agencja Wydawnicza „PDN”, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 160 s.Krzysztof Gozdowski, Piosenka na po¿egnanie, Wydawnictwo Dominika Ksiêskiego Wulkan,Wysoka-¯nin <strong>20</strong>07, 48 s.Katarzyna Jarosz-Rabiej, Dorosn¹æ do bólu, Wydawnictwo ORGANON, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 64 s.Zdzis³aw Kalita, Leon Battista Alberti. Cz³owiek jako dzie³o sztuki, Oficyna Wydawnicza UniwersytetuZielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 224 s.Agata Komorowska, Miêdzysercowa, Ko¿uchowski Oœrodek Kultury i Sportu „Zamek”, Ko¿uchów<strong>20</strong>07, 50 s.Anna Kubiak, Barokowy pa³ac myœliwski Erdmanna II von <strong>Pro</strong>mnitz w ¯arach i czasy jego œwietnoœci,„Chroma” Drukarnia Krzysztof Raczkowski, ¯ary <strong>20</strong>07, 48 s.Jacek Kurzêpa, Socjopatologia pogranicza. Zmiany w ¿yciu spo³ecznoœci zachodniego pogranicza.Studium socjologiczne, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 282 s.Jerzy Leszkowicz-Baczyñski, Klasa œrednia w Polsce? Sytuacja pracy – mentalnoœæ – wartoœci, OficynaWydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 300 s.Literatury i jêzyki wschodnios³owiañskie z perspektywy pocz¹tku XXI wieku, red nauk. A. Kseniczi Bazyli Tichoniuk, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 340 s.Polityka regionalna. Ró¿ne punkty widzenia. Warsztaty radiowe <strong>20</strong>06, Radio Zachód S.A.,Zielona Góra <strong>20</strong>06, 34 s.Robert Primke, Maciej Szczerba, Rycerze – Rabusie ze Œl¹ska i £u¿yc. Raubritterzy – Zamki – Skarby,Wydawnictwo TECHNOL, Kraków <strong>20</strong>06, 136 s.Marian Sinica, Wybrane obszary badañ edukacji literackiej, Oficyna Wydawnicza UniwersytetuZielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>06, 268 s.Anna Szóstak, W poszukiwaniu to¿samoœci. Liryczne horyzonty mitu dzieciñstwa w poezji polskiej drugiejpo³owy XX wieku, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>07, 300 s.Zielonogórskie seminaria polonistyczne <strong>20</strong>05, red. nauk. Stanis³aw Borowski i Magdalena Hawryñ,Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra <strong>20</strong>06, 342 s.118


AUTORZY NUMERUAnna BilonUr. w 1983 r., absolwentka pedagogiki o specjalnoœci Animacja Spo³eczno-Kulturalna. Od <strong>20</strong>06 rokustudiuje filozofiê na UZ.Magdalena FerdynusAbsolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego.Wojciech JachimowiczOrganomistrz, znawca i kolekcjoner instrumentów muzycznych, w³aœciciel XVII-w. dworuw Szybie. Regionalista, autor wielu publikacji fachowych, laureat licznych nagród spo³.-kulturalnych.£ukasz KamiñskiAbsolwent filologii polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego.Rita KönigPoetka, prozatorka. Mieszka i pracuje we Frankfurcie n. Odr¹.Zygmunt KowalczukUr. w 1963 r. w Lubsku; autor ksi¹¿ek monograficznych i poetyckich. Laureat Lubuskiego WawrzynuLiterackiego (1999).Jaros³aw KuczerHistoryk, t³umacz jêzyka niemieckiego. Adiunkt w Instytucie Historii UZ. Dwukrotny stypendystaFundacji Lanckoroñskich (Wiedeñ). <strong>Pro</strong>wadzi badania nad fenomenem kulturowym szlachty œl¹skiejw strukturach monarchii habsburskiej. Autor ksi¹¿ek poœwiêconych temu zagadnieniu.W³adys³aw £azukaUr. w 1946 r. Poeta, prozaik, laureat nagród i wyró¿nieñ literackich. Czêsto publikuje w prasie,a tak¿e na antenie PR. Autor zbiorów wierszy. Mieszka w Choszcznie.Peter MannsdorfUr. siê w Berlinie Zachodnim, ukoñczy³ germanistykê i romanistykê. Autor Trylogii „Peter Fatallistel”i opowiadañ publikowanych w gazetach i czasopismach.Czes³aw MarkiewiczUr. w 1954 r. w Zielonej Górze; poeta, prozaik, krytyk literacki, eseista, dziennikarz „Radia Zachód”w Zielonej Górze.Zenon Musia³owskiUr. w 1952 r. w Kroœnie Odrz.; meloman, kolekcjoner p³yt; dzia³acz Polskiego StowarzyszeniaDiabetyków. Znawca i mi³oœnik muzyki Niemena. Obecnie mieszka w Zielonej Górze.Idalia RoszczykUr. w 1984 r. Autorka dwóch tomików „Nie poet¹ jestem” (<strong>20</strong>01) i „10” (<strong>20</strong>03). StypendystkaPrezydenta Zielonej Góry w dziedzinie literatury (<strong>20</strong>04). Studentka Animacji Kultury na UZ.Czes³aw SobkowiakUr. w 1950 r.; poeta, krytyk literacki, wspó³pracownik regionalnych i ogólnopolskich pism literackich.Anna Maria SzewczukUr. w 1967 r. w Sulechowie. Poetka, dziennikarka, absolwentka polonistyki i rusycystyki w WSPw Zielonej Górze, cz³onek ZLP, autorka trzech tomików poetyckich. Mieszka w Zielonej Górze.AUTORZY NUMERU119


Romuald SzuraPoeta, t³umacz, autor s³uchowisk, germanista, redaktor Radia Zachód w Zielonej Górze.Rainer VangermainPoeta, prozaik. Mieszka w Berlinie. Prezes Polsko-Niemieckiego Biura Literackiego we Frankfurcienad Odr¹.Mieczys³aw WarszawskiUr. w 1950 r. w Laskach Odrzañskich k. Zielonej Góry. Poeta, prozaik. Laureat Lubuskiego WawrzynuLiterackiego w 1995 r.Andrzej K. WaœkiewiczUr. w 1941 r. w Warszawie. Poeta, krytyk, historyk literatury, edytor. Mieszka i pracuje w Gdañsku.Jacek Weso³owskiArtysta i teoretyk nowej sztuki, literaturoznawca, doktor nauk humanistycznych. Mieszka w Berliniei Bia³owicach w Lubuskiem.Carmen WinterPublicystka i poetka. <strong>Pro</strong>wadzi agencjê Publicystyki i Public Relation. Mieszka i pracuje we Frankfurcienad Odr¹.1<strong>20</strong>


KSI¥¯KI OFICYNY WYDAWNICZEJWOJEWÓDZKIEJ I MIEJSKIEJ BIBLIOTEKI PUBLICZNEJIM. C. NORWIDA W ZIELONEJ GÓRZE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!