wygl¹da nad Sekwan¹ lub w Krakowie. Jesttak¿e w kioskach z gazetami, w teatrze, koœciele,na spotkaniach z pisarzami, to wszystkojeszcze da siê zaakceptowaæ, bo jest nawetsympatyczne, piêkne. Ale ju¿ absolutnie niewyobra¿am sobie stoiska w sklepie rzeŸniczym,poœród koœci i krwistych miês, tudzie¿wêdlin, ani w sklepie z chemikaliami,proszkiem do prania, ani z alkoholem. No có¿,nie potrafi³bym tego zaakceptowaæ. O czym toja piszê. A tu, tymczasem, ku swemuzaskoczeniu, ¿eby nie powiedzieæ, os³upieniu,zobaczy³em w pewnej miejskiej ubikacji tomikipoezji, wy³o¿one do sprzeda¿y. Na stolikuobok papieru toaletowego, myde³ka, rêczniczka,³adnie wy³o¿one, w odleg³oœci dwóch,trzech metrów od pisuarów i kabin, do którychpod¹¿aj¹ panie i panowie. Mog¹, oczywiœciemog¹, sobie kupiæ zbiorek miejscowej poetki(P., J. lub innej) przed udaniem siê na„posiedzenie” lub ju¿ po. Nie zamierzam sobieniczego wyobra¿aæ, bo wszystko to jest ohydniedwuznaczne, niegodne, ale có¿, komuœ towidaæ nie przeszkadza, nic nie przeszkadza.Pani zadowolona w tym ciepe³ku, rozpakowujez folii swoje œniadanie. Popija herbatk¹.I prze³ykaj¹c kês za kêsem poleca towar. Takw³aœnie wygl¹da upadek kulturalnego obyczaju.Umberto Eco pisz¹c eseje o Biblioteceprzytacza opinie nie przewiduj¹ce funkcjonowaniatoalet w³aœnie w bibliotekach, bo nieprzystawa³oby takie s¹siedztwo do powagiœwi¹tyni myœli. Zapewne by³by zgorszonywidokiem, który zobaczy³em. Co ja mówiê,nie chcia³by w takim mieœcie nawet stopypostawiæ.W po³udnieDelikatnie w ciep³e po³udnie dzwoni¹w Zawadzie na wie¿y koœcielnej dzwonki.Ka¿dy dŸwiêk wyraŸny. Tworz¹ nawet jak¹œmuzykê. S³yszê je i tê ich muzykê. Takiwzruszaj¹cy moment. Wzniesiony, któryusi³uje og³osiæ to, co obejmuje. Moment jednaksamotny w œwiecie. Jakby przeciw niemusprzymierza³o siê wszystko. Z zamiaremzniszczenia tego, co niepodobne do ca³ej resztyrzeczywistoœci.PasikonikPasikonik zielony, jaki wystêpujew Polsce, nasz muzykant popularny, samouk,co siê skrywa w trawie i zbo¿u ze swoimgraniem, wpad³ przez otwarte okno do pokoju.Du¿y okaz. Zatrzepota³ w mojej garstce,wyszed³em z nim na taras, gdzie uwolnionypolecia³ na wietrze w stronê starej jab³oni.I takiemu owadowi cudowne to zapewne uczucieodzyskaæ wolnoœæ i pozbyæ siê strachu.Œcie¿kaZ uwag¹ stawiam krok za krokiem.Poznajê jak to jest, kiedy œcie¿ka corazwê¿sza. I owocami dnia przychodzi mi nazywaækamienie.Daleko w polachZerwa³em ³odygê trawy. Rozgl¹da³em siêwokó³. Senne, pe³ne œwiat³a pola. Dojrzewaziarno. Nie trzeba nic wiêcej. Znam zielon¹trawê. Opiekunkê ziemi, która leczy zadane jejrany. Wpisywa³a siê w moj¹ biografiê ka¿degodnia w dzieciñstwie. Jej zapachy, miêkkoœæ,ch³ód i wilgoæ codziennie mówi³y do mnie.Wyczytywa³em w jej ŸdŸb³ach i k³osachsekretne obietnice. W roziskrzonych kroplachrosy objawia³a siê têcza. Lubi³em schowaæ siêw wysokiej trawie przed œwiatem. I le¿¹cd³ugo patrzeæ na niebieœciutkie niebo. Naob³oki, jaskó³ki, motyle. Grza³o s³oñce, gryz³yowady, opowiada³em sobie historie przysz³ego¿ycia, które dopiero bêdzie. Ale có¿ mog³emwiedzieæ. Tylko to, ¿e jest ciep³o i za chwilêwrócê do domu na obiad.Tak najlepiejNajlepiej pisaæ o kwiatkach. Niew¹tpliwie.Bo nikt nie bêdzie mia³ pretensji. TwierdziM. Poniek¹d s³usznie. W koñcu zas³uguj¹ nato ze wszech miar. Có¿ mo¿e im dorównaæ.Bêd¹cym wzorami piêkna, Ÿród³ami natchnienia.Napisaæ jednak tak, by rzeczzawa¿y³a na wieki. I z ich powodu narodzi³ siênowy cz³owiek.26
Jak wtedyGdyby znalaz³ siê cz³owiek, który niós³byœwiatu pozytywn¹ wizjê, to i tak nikt go niepos³ucha. Znajd¹ siê powody, dowody, taœmy,podpisy, donosiciele, zeznaj¹ odpowiedniœwiadkowie, by mo¿na go by³o oskar¿yæ.I oskar¿¹ go wszyscy. W krzyku, w natarczywoœci,wytykaniu palcami, opluwaj¹c i œmiej¹csiê g³oœno, poprowadz¹ przed kamery.I ka¿dy w swoim domu zobaczy jegowinê. A on nie bêdzie umia³ siê obroniæ.Dzisiaj wszelka propozycja dobra jestw niebezpieczeñstwie. Mocni i liczni s¹jego przeciwnicy. Jak wtedy, dwa tysi¹ce lattemu.Ma siê wyjaœniæW wielkim œwiecie, w jego blasku, ju¿nied³ugo ma siê wyjaœniæ, która z gwiazd,szybko wschodz¹ca czy ta, która ju¿ wysokoœwieci, wypadnie bardziej seksownie.Wydatny biust lub nabrzmia³e od kolagenuusta. Bilety na koncert wiele dni wczeœniejzosta³y wyprzedane. W domach, przed ekranamitelewizorów, z zapartym tchem, rywalizacjêobserwowaæ bêd¹ miliony widzów.Emocje siêgn¹ zenitu. Takie to problemyekscytuj¹ wspó³czesnych, co wypada odnotowaæ.Co jeszcze powieszŒmieræ chodzi po œwiecie. I zgarnia ludzi,gdzie tylko siê da. Gdzie siê jej to podoba.Ulice, bazary, autostrady, pustkowia s¹ dla niejodpowiednie. ¯adn¹ okazj¹ nie gardzi. Krzyk,to jej hymn.SenWiem, ¿e to by³ sen. Ale wszystko w nimby³o prawdziwe. Widzia³em ogieñ id¹cyz nieba na ziemiê. Na kilka sekund w tym œnieotworzy³a siê ognista rzeczywistoœæ, cowprawi³o mnie w niepojêt¹ trwogê. Tak¹, jak¹zapewne zaznaje siê w momentach ostatecznych.PisanieZauwa¿y³em, ¿e pisanie poezji pomagaprzy uk³adaniu prozy. A poezja wzbogaca siêprzenikaj¹c¹ j¹ proz¹, która w jej objêciu siêrozœwietla.PatrzêPrzesz³oœæ to sen. A by³a przecie¿ ¿ywa,konkretna, dotykalna realnoœæ. Jad³em, bieg³emzdyszany, ba³em siê czegoœ. Umiera³emz ¿alu. Gubi³a siê mi³oœæ. Tak po prostu, zwyczajnie.Skazany na margines. Kiedy myœlêo przesz³oœci nie ogranicza mnie czas ani przestrzeñ.Otwieram jej drzwi, kiedy tylko chcê.Dzisiejszy dzieñ, to te¿ sen, tyle ¿e ma³o wyraŸniejeszcze to widaæ. Ale ju¿ jutro odczytasiê wiêcej. Wiêksz¹ daremnoœæ. Ju¿ wiem.LiœcieLiœcie hortensji, wyraŸny ich rysunekw ciemnej zieleni, du¿e, rosn¹ w cieniu. Liœciebrzozy, które mog¹ byæ lekarstwem, liœcie winogron,jedyne w swoim rodzaju, liœcie klonujesieni¹ daj¹ce œwiatu z³ocist¹ opowieœæ, liœcieczereœni, kiedy na chodniku pomarañczowosiê u³o¿¹ i przez chwilê p³on¹. Có¿ mo¿napowiedzieæ o liœciach. Upadn¹. Tak jak i my.PoeciCzy mo¿na sobie wyobraziæ coœ bardziejokrutnego i zarazem piêkniejszego ni¿ klêskapoety. Wtedy, kiedy œwiat zabija jego poezjê,kiedy ju¿ nie ma si³ niczego z siebie wydobyæ,gdy nadaremnoœæ wytr¹ca mu pióro z rêki.Niby to osobista wy³¹cznie sprawa. Jednaknieosobista. Bo klêska poety, to równie¿klêska czasu, w którym ¿yje.JeszczeTo jedno z najbardziej optymistycznychs³ów. Podtrzymuje nadziejê na istnienie. Jestw nim pragnienie obecnoœci œwiata i przypomnienie,¿e policzone s¹ dni i kroki. Niczego niekoñczy, potwierdza trwanie, zapowiada jakiœCzes³aw Sobkowiak27
- Page 2 and 3: Zrealizowano w ramach Programu Oper
- Page 4 and 5: Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
- Page 6 and 7: Spis treœciAndrzej K. Waœkiewicz,
- Page 8 and 9: Andrzej K. WaœkiewiczWtedy i teraz
- Page 10 and 11: (a pewnie i agentka) specjalizuj¹c
- Page 12 and 13: Wci¹¿ blisko tradycjiZ Jurijem Ko
- Page 14 and 15: „Domowina” prze¿y³a ju¿ wiel
- Page 16 and 17: Brückenteil wieder zwischen die Pf
- Page 18 and 19: wirtschaftlich genutzt, bevor sie a
- Page 20 and 21: Hobbyhistorikern und Einheimischen
- Page 22 and 23: W³adys³aw £azuka* * *Zdzicza³a
- Page 24 and 25: namowie. Onieœmieleni towarzyszymy
- Page 26 and 27: ym tu, przy tym biurku, w dzisiejsz
- Page 30 and 31: ci¹g dalszy, nawet jego konieczno
- Page 32 and 33: Zenon Musia³owskiWspomnienie Jadwi
- Page 34 and 35: jekt publikacji rysunków Niemena.
- Page 36 and 37: Idalia RoszczykNabieranienabieram c
- Page 38 and 39: Anna BilonBracia w Bogu,ale czy bra
- Page 40 and 41: Tego typu spotkania i debaty sprzyj
- Page 42 and 43: 40i w koñcu nawarzy³a kory akacjo
- Page 44 and 45: Mieczys³aw J. WarszawskiW moim sad
- Page 46 and 47: Peter MannsdorfPeter MannsdorfAuf d
- Page 48 and 49: gewesen oder hatte es einfach verge
- Page 50 and 51: Schule seien und dass sie keine Sch
- Page 52 and 53: Ein Student mit langen strähnigen
- Page 54 and 55: NA GRANICYJacek Weso³owskiPowabna
- Page 56 and 57: Przejrza³em ten numer wasz ostatni
- Page 58 and 59: niemiecki jest z jego najnowszej ks
- Page 60 and 61: Zw³aszcza kasowych - w Niemczechpr
- Page 62 and 63: Goldberg do Rappaporta. Oczywiœcie
- Page 64 and 65: serdecznoϾ. Wie i rozumie, ze Ni
- Page 66 and 67: oku i dziœ na nowo przecie¿ dziel
- Page 68 and 69: tematy. Jak polsko-niemiecki - czyn
- Page 70 and 71: Romuald SzuraMalarz w plenerzeBo cz
- Page 72 and 73: Cottbus, 22.08.2007Cottbuser Festiv
- Page 74 and 75: PREZENTACJEIgor MyszkiewiczTrylobit
- Page 76 and 77: Galera, infografia, 2007Canibalix M
- Page 78 and 79:
Z cyklu Ulro, rysunek, 1997
- Page 80 and 81:
OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJJaros
- Page 82 and 83:
œl¹ska z domem Borów Polski rozw
- Page 84 and 85:
cesarz mianowa³ go starost¹ ksiê
- Page 86 and 87:
g³ogowscy Rechenbergowie po 300 la
- Page 88 and 89:
Die Renaissance hatte bestimmt eine
- Page 90 and 91:
PRZYPOMNIENIA LITERACKIECzytanie Ÿ
- Page 92 and 93:
„Nie chcê byæ pos¹dzony o z³o
- Page 95 and 96:
KRAJOBRAZY LUBUSKIEZygmunt Kowalczu
- Page 97 and 98:
strefy z hipotetycznymi Wenetami. K
- Page 99 and 100:
tetem moralnym. Znani bowiem byli z
- Page 101 and 102:
jest budynek bramny. Zbudowany w XV
- Page 103 and 104:
Bo¿e s³odkiej czereœniw œrodku
- Page 105 and 106:
RECENZJE I OMÓWIENIAAdam Wierzbick
- Page 107 and 108:
Zdarza siê jednak, przy zidentyfik
- Page 109 and 110:
Bevor man noch zu einem „Aber”
- Page 111 and 112:
Werner nie opowiada siê oczywiœci
- Page 113 and 114:
Henryk Szylkin, S³owa i obrazy, To
- Page 115 and 116:
Fraszki na Wojtaszka (rymowanki te
- Page 117 and 118:
Hauptmanns Zeit. Oft wird auf Kolle
- Page 119 and 120:
kartach tej ksi¹¿ki, to jej niew
- Page 121 and 122:
polskiej estrady: Lady Pank, Bracia
- Page 123 and 124:
za ma³o, by widzieæ”. Pokaz prz
- Page 125 and 126:
AUTORZY NUMERUAnna BilonUr. w 1983
- Page 127:
KSI¥¯KI OFICYNY WYDAWNICZEJWOJEW