namowie. Onieœmieleni towarzyszymy naszemukoledze. Iwaszkiewicz stoi w towarzystwieinnych pisarzy, jakichœ w³adz województwa.Bolek podchodzi do pisarza z nami, i pytawprost, czy wuja przyjdzie dzisiaj do nas naobiad, co tamte oficjalne osoby zauwa¿aj¹.Iwaszkiewicz zwraca siê nieco bardziej w jegostronê, t³umaczy, ¿e chcia³by, ale ma tu takieró¿ne obowi¹zki i widaæ wyraŸnie, ¿e siêwaha, z boku ktoœ bacznie to wszystko obserwuje,chyba s³yszy tê rozmowê, kontroluje toca³e zajœcie i w tym momencie niemal wtr¹casiê energicznie z pytaniem, „czy pan prezesbêdzie jad³ z nami obiad”. Iwaszkiewiczwykona³ wobec Jurkiewicza coœ w rodzajugestu bezradnoœci, który mówi sam za siebie,jakby domaga³ siê zrozumienia. Wtedy zostaliœmyprzedstawieni wielkiemu pisarzowi jakom³odzi poeci, koledzy z liceum. Jakoœ natychmiastIwaszkiewicz wypogodnia³, rozluŸni³ siêi dobrotliwie coœ powiedzia³ do nas, patrzy³uwa¿nie, pog³aska³ nasze ch³opiêce czupryny,czegoœ ¿yczy³, i ¿yczliwie zachêci³, by wierszemu kiedyœ przys³aæ na adres „Twórczoœci”.Jeszcze d³ugo póŸniej z Mieciem komentowaliœmyten moment, bo czuliœmy siê bardzozaszczyceni, jakby wziêci do nieba. Trochêczasu musia³o up³yn¹æ zanim ucich³y naszeemocje. W nied³ugim czasie wys³a³em doWarszawy trzy lub cztery wiersze. Licz¹coczywiœcie na druk, ale przecie¿ jeszcze nieby³y do druku w tym piœmie. Po kilku dniachIwaszkiewicz odpisa³, rêcznie, niebieskimatramentem, na papierze w kratkê, ¿e przeczyta³,ch³opcze, czemu takie smutne, ¿eby znowukiedyœ coœ przys³aæ, i prosi by zawsze o nimpamiêtaæ. To jedno, ostatnie zdanie wywar³ona mnie najwiêksze wra¿enie. Przeniknê³omnie. Napisa³ tak osobiœcie jak nie cz³owiekz piedesta³u, ale ktoœ czuj¹cy zwyczajnoœæ¿ycia. Ceni¹cy autentyzm i prawdziwoœæ ludzkichrelacji. Teraz to zdanie, kiedy je przywo³ujê,nak³ada siê na nostalgiê póŸniejszychwierszy Poety, zw³aszcza tych rozpaczliwych,wstrz¹saj¹cych z „Mapy pogody”, daj¹cychsiê wielokrotnie czytaæ, przyjmowaæ przenikaj¹cyje smutek i metafizyczny niepokój.Taki mam w sobie tamten obraz. Który ju¿ sta³siê snem.ZawszeZawsze jesteœmy coœ komuœ d³u¿ni. I te niesp³acone, zaci¹gniête zobowi¹zania czasamipozwalaj¹ nam dŸwigaæ codzienne ciê¿ary.I iœæ z nimi nawet ku górze.O ksi¹¿ce oraz o moim ojcuKa¿da rzecz lub przedmiot, a nawetzjawisko, ma swoj¹ godnoœæ. Coœ znaczy.Skiby ornej ziemi b³yszcz¹ mokrym, czarnymœwiat³em. Chodz¹ po nich ptaki. Lubiê doznawaætego uczucia kiedy stopy zapadaj¹ siêw grz¹skiej glebie. Ojciec nieco pochylony,cierpliwie idzie za p³ugiem. Raz po raz zatrzymujesiê i ociera pot z czo³a. Koñ te¿ jestspocony. Jest ju¿ póŸne, jednostajne popo³udnie.Na stawie k³adzie siê blask. Jab³oñkwitnie i domaga siê podziwu moich oczu.Poniszczone, odarte z tynku fasady domówsk³aniaj¹ do zadumy. Wchodzi do domuch³opiec, wychodzi kobieta. Stoi wiadro pe³newody. Myœli gdzieœ biegn¹. Ile to lat póŸniejwokó³ mnie tysi¹ce piêtrowych domów, niezliczoneulice, place, tramwaje, auta, podziemneprzejœcia, szyby wystawowe. Wszyscy dok¹dœbiegn¹. Muszê wytê¿aæ uwagê, aby rozumieæs³owa. Jakaœ kobieta w parku na ³awce czytaksi¹¿kê. Patrzê na ni¹ przez kawiarniane okno.Mam dwadzieœcia trzy lata. Widzê tak¿e rozgadan¹gromadkê wróbli w pobli¿u.W m³odoœci kawiarnie by³y dla mnie bardzowa¿nym miejscem, lubi³em w nich bywaæz rana, bo by³y najczêœciej prawie puste i ichklimat dobrze sprzyja³ mojemu natchnieniu.Nikt i nic nie zak³óca³o szukaniu odpowiednichzdañ. Tu pisa³em wiersze, poprawia³emje, kelnerka tylko od czasu do czasu przynosi³akolejn¹ herbatê lub kawê. Czasami siê do mnieuœmiechnê³a. Przestronne wnêtrza, ciep³ezimow¹ por¹, zapach parzonej kawy, œwiat³owpadaj¹ce z ulicy, s¹cz¹ca siê sk¹dœ muzyka,wszystko to stanowi³o namiastkê otwartego,nowoczesnego œwiata. W Zielonej Górze i weWroc³awiu spêdza³em w nich najczêœciejsamotnie wiele godzin. Tak przy pomocymarzeñ oddala³em gorycz. Ku czemuœ nowemuchcia³em nieœæ swoj¹ wieœ, swój dom. St¹d22
wiem, ¿e nie mo¿e byæ mowy o dowolnymtraktowaniu czegokolwiek w ¿yciu aniw poezji. Nawet œnie¿nego puchu, który utrzymujesiê na metalowej porêczy. Niektórzy jednakpatrz¹ bez zdziwienia na zimowe cudoi nic nie widz¹. Miot³¹ zgarniaj¹ delikatnoœæœwiata. Jakby im niczym by³a. I przeszkadza³aw ¿yciu. To, co naprawdê znaczy. Podstawoweznaczenia daj¹ siê kszta³towaæ, dostosowywaædo sytuacji, ale pewien ich zakres, nie podlegazmianie. Bo to œwiadczy³oby, ¿e nie obowi¹zujeustanowiony porz¹dek i wszystko jestmo¿liwe, ka¿de prawdopodobieñstwo. I uprawnioneby³yby naprawdê ró¿ne przykrerzeczy, œwiadcz¹ce o kultywowaniu chaosu.Ju¿ tego doœwiadczaliœmy. W ustalonychcechach, w powtarzaj¹cym siê nieskoñczeniewiele razy (codziennie) akcie ich akceptowanialub negowania i ustalania to¿samoœci,którym towarzyszy takie a nie inne spojrzenie,zapisana jest g³êboka intymnoœæ ludzkiejrelacji, jaka ³¹czy cz³owieka z rzeczywistoœci¹.Przez ca³e jego ¿ycie, ba, przez wiekowedzieje. Kamienna ³awka jak dawniej taki dzisiaj jest kamienna. Nic siê nie zmieni³o.Barwa, smak, dotyk, dŸwiêk. Zapach w³osów,kolor oczu. Od tego nie da siê zrobiæ sensownegokroku, który nie bra³by tych wartoœcipod uwagê. Udowadniaj¹ to malarskie studiamartwej natury wszystkich mistrzów. W³aœnieogl¹dam taki album. Stó³, talerz, jab³ka, winogrona,skrzypce, szuflada wysuniêta z szafki.Wpadam na zdanie <strong>Pro</strong>usta: „gruszka mo¿ebyæ równie pe³na ¿ycia jak kobieta”. Nawetsmuga œwiat³a nie jest wytrawiona z sensu.Czynnoœci wykonywane wobec przedmiotówi z przedmiotami, zawsze wiele zdradzaj¹.Dobrzy pisarze potrafi¹ to uchwyciæ, czasamiwiele mówi ju¿ jakiœ niuans, szczegó³, tak, ¿eopis dotyczy tego, co dzieje siê we wnêtrzucz³owieka. Œwiadczy wtedy o tym wszystkimco zachodzi w sferze duchowej. W obszarzekultury powszechnej lub w jednostce. O zanikuduchowego ja, degeneracji lub niepokoj¹cymskrzywieniu. To, co dzieje siê z przedmiotami,dzieje siê z kultur¹. Najpierw burzonoœwi¹tynie, palono ksi¹¿ki, zakazywano czytaæ,posiadaæ je, pisaæ, zamykano do wiêzieñ poetów,zabijano ich, a póŸniej masowo palonoludzi, wieziono ich w mrozie bydlêcymi wagonami,os¹dzano niewinnych na podstawiek³amstw i ideologii lub na podstawie prostackiejfikcji. Preparowano dowody. Ludzie znikalibez wieœci. O niektórych przedmiotach myœlêw sposób szczególny, z poczuciem istotnejakceptacji, mam do nich stosunek niemalbraterski. Traktujê je jakby by³y ¿yj¹cymi istotami,którym nale¿y siê jakiœ rodzaj czci.I codziennej troski. Myœlê, ¿e tak trzebapostêpowaæ, bo to warunkuje mo¿liwoœæzachowania odrobiny szacunku dla samegosiebie. Rozumiem tych, którzy wydobywaj¹z ziemi wojskowe guziki z polskimi orze³kamipo ¿o³nierzach zamordowanych w Katyniu.Wszystko jest potrzebne. Œwiat nie jestœmieciem. Œwiat jest ryb¹. Wzruszaj¹ mniestare po ojcu buty, ju¿ na nic siê nie nadaj¹ce,marynarka, okulary lub kolorowe chustki nag³owê po mojej mamie. Ró¿norakie narzêdziarzemieœlnicze, których ja nie bêdê u¿ywa³. S¹jak relikwie. Przecie¿ nie mogê ich wyrzuciæ.Potrzebnoœæ lub ich niepotrzebnoœæ nie jest tudla mnie argumentem. Opowiadaj¹ szczegó-³owo tak¿e historiê mojego ¿ycia. Nic nie jestzbyteczne, obojêtne, puste. Dawni ludzieo tym wiedzieli lepiej ni¿ my dzisiaj. Obcowaliz duchami umar³ych, nie skreœlali ich z listyobecnoœci w momencie œmierci. Butommojego ojca i ksi¹¿eczce mamy te¿ nale¿y siêcz¹stka wiecznoœci. O to tylko zabiegam. Coprawda nie wyst¹pi¹ na ¿adnej aukcji, podczaslicytacji. Zu¿yte, stare. Bezradne. Nie w tymrzecz. Rzecz jest we mnie, w moim œnie. Chcêsiê broniæ przed nicoœci¹ i relatywizmem tegoczasu. Nie nakrêcam starego zegarka po ojcu.Nie potrzeba. Niech odpoczywa w szufladzie,ju¿ dosyæ spracowany. Ale mam ten zegarek.Poniek¹d nadal wyznacza rytm czasu. On maw moim domu swoje ustalone miejsce. Jeszczeszafka z dawnych lat, obraz, przed którymklêcza³em, ³y¿ka. Tak siê zebra³y dobrerzeczy, duchy opiekuñcze. Czasami rozmawiamz nimi. Dobrze mi przywo³ywaæ teklimaty. Tak¿e na przyk³ad opowieœæ ojca,z czasów wojennych, wyjaœnia mi dlaczego¿yjê, choæ seria kul pewnego zimowego wieczoruzosta³a za nim pos³ana. Móg³ byæjeszcze <strong>jednym</strong> zabitym. A wtedy nie siedzia³-Czes³aw Sobkowiak23
- Page 2 and 3: Zrealizowano w ramach Programu Oper
- Page 4 and 5: Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
- Page 6 and 7: Spis treœciAndrzej K. Waœkiewicz,
- Page 8 and 9: Andrzej K. WaœkiewiczWtedy i teraz
- Page 10 and 11: (a pewnie i agentka) specjalizuj¹c
- Page 12 and 13: Wci¹¿ blisko tradycjiZ Jurijem Ko
- Page 14 and 15: „Domowina” prze¿y³a ju¿ wiel
- Page 16 and 17: Brückenteil wieder zwischen die Pf
- Page 18 and 19: wirtschaftlich genutzt, bevor sie a
- Page 20 and 21: Hobbyhistorikern und Einheimischen
- Page 22 and 23: W³adys³aw £azuka* * *Zdzicza³a
- Page 26 and 27: ym tu, przy tym biurku, w dzisiejsz
- Page 28 and 29: wygl¹da nad Sekwan¹ lub w Krakowi
- Page 30 and 31: ci¹g dalszy, nawet jego konieczno
- Page 32 and 33: Zenon Musia³owskiWspomnienie Jadwi
- Page 34 and 35: jekt publikacji rysunków Niemena.
- Page 36 and 37: Idalia RoszczykNabieranienabieram c
- Page 38 and 39: Anna BilonBracia w Bogu,ale czy bra
- Page 40 and 41: Tego typu spotkania i debaty sprzyj
- Page 42 and 43: 40i w koñcu nawarzy³a kory akacjo
- Page 44 and 45: Mieczys³aw J. WarszawskiW moim sad
- Page 46 and 47: Peter MannsdorfPeter MannsdorfAuf d
- Page 48 and 49: gewesen oder hatte es einfach verge
- Page 50 and 51: Schule seien und dass sie keine Sch
- Page 52 and 53: Ein Student mit langen strähnigen
- Page 54 and 55: NA GRANICYJacek Weso³owskiPowabna
- Page 56 and 57: Przejrza³em ten numer wasz ostatni
- Page 58 and 59: niemiecki jest z jego najnowszej ks
- Page 60 and 61: Zw³aszcza kasowych - w Niemczechpr
- Page 62 and 63: Goldberg do Rappaporta. Oczywiœcie
- Page 64 and 65: serdecznoϾ. Wie i rozumie, ze Ni
- Page 66 and 67: oku i dziœ na nowo przecie¿ dziel
- Page 68 and 69: tematy. Jak polsko-niemiecki - czyn
- Page 70 and 71: Romuald SzuraMalarz w plenerzeBo cz
- Page 72 and 73: Cottbus, 22.08.2007Cottbuser Festiv
- Page 74 and 75:
PREZENTACJEIgor MyszkiewiczTrylobit
- Page 76 and 77:
Galera, infografia, 2007Canibalix M
- Page 78 and 79:
Z cyklu Ulro, rysunek, 1997
- Page 80 and 81:
OBRAZY PROWINCJI SZLACHECKIEJJaros
- Page 82 and 83:
œl¹ska z domem Borów Polski rozw
- Page 84 and 85:
cesarz mianowa³ go starost¹ ksiê
- Page 86 and 87:
g³ogowscy Rechenbergowie po 300 la
- Page 88 and 89:
Die Renaissance hatte bestimmt eine
- Page 90 and 91:
PRZYPOMNIENIA LITERACKIECzytanie Ÿ
- Page 92 and 93:
„Nie chcê byæ pos¹dzony o z³o
- Page 95 and 96:
KRAJOBRAZY LUBUSKIEZygmunt Kowalczu
- Page 97 and 98:
strefy z hipotetycznymi Wenetami. K
- Page 99 and 100:
tetem moralnym. Znani bowiem byli z
- Page 101 and 102:
jest budynek bramny. Zbudowany w XV
- Page 103 and 104:
Bo¿e s³odkiej czereœniw œrodku
- Page 105 and 106:
RECENZJE I OMÓWIENIAAdam Wierzbick
- Page 107 and 108:
Zdarza siê jednak, przy zidentyfik
- Page 109 and 110:
Bevor man noch zu einem „Aber”
- Page 111 and 112:
Werner nie opowiada siê oczywiœci
- Page 113 and 114:
Henryk Szylkin, S³owa i obrazy, To
- Page 115 and 116:
Fraszki na Wojtaszka (rymowanki te
- Page 117 and 118:
Hauptmanns Zeit. Oft wird auf Kolle
- Page 119 and 120:
kartach tej ksi¹¿ki, to jej niew
- Page 121 and 122:
polskiej estrady: Lady Pank, Bracia
- Page 123 and 124:
za ma³o, by widzieæ”. Pokaz prz
- Page 125 and 126:
AUTORZY NUMERUAnna BilonUr. w 1983
- Page 127:
KSI¥¯KI OFICYNY WYDAWNICZEJWOJEW