24.11.2013 Views

Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

- Ró¿nie bywa³o, ale zawsze siê jakoœ uk³ada³. Raz lepiej, raz gorzej...<br />

Na to babia Julcia, niemniej nostalgicznie:<br />

- Raz lepiej, raz gorzej... Nigdy tak nie by³o, ¿eby jakoœ mia³o nie byæ.<br />

Ani wiêc mamusi, ani wdowie, czyli od niedawna babci Julci, wcale jednak nie by³o do zbyt<br />

wylewnej za¿y³oœci. U ich nóg najspokojniej w œwiecie jamnik ch³epta³ wodê z ka³u¿y, czasami<br />

poszczekiwa³ jazgotliwie, dra¿ni¹c uszy szczególnie pana Edzia, który niecierpliwie<br />

przestêpowa³ z nogi na nogê, jakby chcia³ pójœæ do ustêpu, który sta³ tu¿ tu¿ i zaprasza³ specyficznym<br />

zapaszkiem do œrodka.<br />

Pan Edzio nie czeka³ za potrzeb¹, lecz na ojca, który przepad³ w go³êbniku. Kiedy wynurzy³<br />

siê z mroku korytarza, ca³y w pajêczynach i z park¹ go³êbi w d³oniach, kierowca doñ podszed³<br />

i j¹³ go ³ajaæ, ¿e nie czas na jakieœ tam sentymenty i inne duperele, i ¿e ju¿ doœæ zamarudziliœmy,<br />

¿e czas mija, ¿e jeszcze musi przystroiæ furgon na jutrzejszy, pierwszomajowy pochód, i ¿e nic<br />

go nie obchodz¹ go³êbie, choæby to mia³y byæ bia³e go³¹bki pokoju... Wszak¿e obaj zadarli<br />

g³owy, gdy ojciec wypuœci³ z r¹k parkê winerek. Go³êbie pobuja³y siê nad podwórzem i wnet<br />

do³¹czy³y do stada, które szumnie powachlowa³y w niebo.<br />

Odk¹d mieliœmy go³êbie, polubi³em te ptaki za ich latanie i nielatanie, za pierzaste ¿aboty,<br />

pióropusze, grzebyki, kryzy, falbany, kubraki, pantalony, wachlarze i wypustki. Za zmys³ orientacyjny,<br />

niemal psi, jak mawia³ tatuœ. I za to jeszcze, ¿e po prostu s¹ i widz¹ nas ca³kowicie po<br />

swojemu. Szkoda, ¿e nie mogliœmy go³êbi zabraæ ze sob¹. Babcia Julcia na pewno dopilnuje<br />

stada. Sta³em jakby na uboczu tego wszystkiego. Wszystko natomiast nabiera³o bli¿ej mi nieznanych<br />

skrzyde³. Jak to zwykle bywa, gdy czas nagli. I nic wiêcej, prócz:<br />

- Komu w drogê... - zakomunikowa³ wreszcie pan Edzio i zazgrzyta³a skrzynia biegów,<br />

zag³uszaj¹c dalszy ci¹g zdania. Ale nie zdarzeñ. Skoro te zmierza³y do jednego. Ju¿ od pocz¹tku.<br />

Przeprowadzka sta³a siê wiêc faktem. I nic jej nie mog³o stan¹æ na przeszkodzie. Nawet<br />

awaria. Na przyk³ad skrzyni biegów, która wci¹¿ zgrzyta³a, jakby czeka³a a¿ mama wsi¹dzie do<br />

szoferki. Ojciec ze mn¹ wgramoli³ siê na platformê pod plandekê. Jeszcze tylko babcia Julcia<br />

pomacha³a na po¿egnanie, a jamniczek obsika³ tylko tylne ko³o na szczêœliw¹ podró¿. Jeszcze<br />

po raz ostatni zapikota³o do nas wydziuplone serduszko na drzwiach ustêpu. A jeszcze wczeœniej<br />

musia³em prze³kn¹æ ³y¿eczkê tranu, aby uodporniæ siê przed przewianiem... I zanim opad³a plandeka,<br />

oddala³o siê podwórze. I cieñ go³êbi na kocim bruku. I okno, z którego ju¿ nikt nie<br />

wygl¹da³... Wyprowadzaliœmy siê st¹d, gdzie nasze ¿ycie, wed³ug s³ów mamusi, tylko siê destabilizowa³o.<br />

Jazda roztelepanym ¿ukiem nie nale¿a³a do przyjemnoœci, szczególnie pod plandek¹, gdzie<br />

przycupniêty na tobo³ku jakichœ bardziej lub mniej znoszonych rzeczy i zrzucany z niego na<br />

zakrêtach, b¹dŸ przed sygnalizacj¹, wtedy ju¿ chyba œwietln¹, choæ nie trwa³a ani d³ugo, ni<br />

krótko, tyle ile trzeba, by pokonaæ tych kilka ulic, skrzy¿owañ i podjazdów czy te¿ zjazdów<br />

z centrum na obrze¿a miasta, zd¹¿y³a mnie doœæ poobijaæ o burty i wytarzaæ na deskach pod³ogi,<br />

a¿ebym jeszcze przez jakiœ czas nie móg³ zapomnieæ jej skutków... Lecz zaraz! Po kolei!<br />

Móg³bym chocia¿ nie uprzedzaæ faktów, bo i odarty naskórek, i siñce, i winda, która nie dzia³a³a.<br />

A kiedy ju¿ dotarliœmy na siódme piêtro, mama nie mog¹c siê naoddychaæ œwie¿ym<br />

zapachem farb, wapna, oœcie¿nic i gumoleum, wysz³a niepewnie - gdy¿, jak siê wkrótce okaza³o,<br />

cierpia³a na lêk wysokoœci - na balkon, sk¹d rozejrzawszy siê po osiedlu zblokowanym przed ni¹<br />

jak na d³oni, westchnê³a g³êboko i wielce uradowana:<br />

- Czujê siê tak - trzymaj¹c siê kurczowo porêczy, szuka³a s³ów - jakbym naraz siê znalaz³a -<br />

i chyba tu nieco przesadzi³a - w siódmym niebie.<br />

(opowiadanie jest fragmentem wiêkszej ca³oœci)<br />

22

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!