Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...
Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...
Cały numer 21 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
88<br />
zawiadomieñ o zbiórkach na rynku. Dopiero zim¹ i potem w nastêpnym roku, i nastêpnym<br />
- a¿ miasto opustosza³o z dawnych mieszkañców. Zostali jedynie nieliczni. Rudolf Schulz za<br />
ka¿dym razem ¿egna³ znajomych, przyjació³. Patrzyli na niego têpym wzrokiem, gdy sta³ na<br />
chodniku. Oczy ich by³y matowe, bez wyrazu. Wtedy odczuwa³ pustkê wokó³ siebie; wszystko<br />
stawa³o siê jeszcze bardziej obce: ulice, mijani ludzie.<br />
Z okien domu przy Garten Str. widzia³ szpital po drugiej stronie ulicy; obce mundury, samochody,<br />
nawet drzewa - mia³ takie wra¿enie - by³y jakieœ inne, liœcie na wietrze szeleœci³y inaczej.<br />
Gdy tak siedzia³ kiedyœ odrêtwia³y, zamyœlony, podszed³ do niego Jurgen i zapyta³:<br />
- Tato, a my, kiedy wyjedziemy? - Dzieciêce oczy by³y powa¿ne, wpatrzone w ojca, twarz<br />
skupiona.<br />
- Powiem ci, tylko nie tutaj; choæ ze mn¹.<br />
W¹sk¹ dró¿k¹ przecisnêli siê miêdzy kamienicami, wspiêli siê na wzniesienie. Kuta, ogromna<br />
stalowa brama - zamykana o zmierzchu - by³a teraz otwarta. ZnaleŸli siê po drugiej stronie.<br />
Wypielêgnowane kiedyœ alejki, œcie¿ki tonê³y w trawie, lebiodzie, panosz¹cych siê wszêdzie<br />
konwaliach. Naw³oæ i wrotycz skupione stadnie ¿ó³ci³y siê tu i ówdzie. Mur porasta³<br />
winobluszcz. Nagrobek Helgi - przy g³ównej alei, kilkanaœcie kroków od bramy - by³ zadbany,<br />
nie brata³y siê z nim ³odygi i liœcie dzikich roœlin. Z³oci³y siê litery imienia i nazwiska wyryte w<br />
marmurze, poni¿ej dwie daty. Rudolf wyj¹³ ze schowka miot³ê i zmiót³ liœcie. Rozstawi³, potem<br />
zapali³ przyniesione znicze. Dopiero wtedy ciê¿ko opad³ na ³awkê.<br />
- Widzisz - odezwa³ siê grobowym g³osem - cz³owiek umiera dwa razy: raz fizycznie, gdy<br />
zejdzie dwa metry pod ziemiê, drugi - w pamiêci najbli¿szych, znajomych. I dopiero ta druga<br />
œmieræ jest œmierci¹ ostateczn¹. Gdy nas tutaj nie bêdzie - parokrotnie poruszy³ wskazuj¹cym<br />
palcem skierowanym w dó³ - za rok w tym miejscu, bêd¹ siê krzewi³y same ³opiany, podbia³y<br />
i skrzypy. Jak dooko³a - rêk¹ zatoczy³ ³uk i spojrza³ na syna, który siedzia³ obok milcz¹cy, nieruchomymi<br />
oczami patrz¹c przed siebie.<br />
Potem przeszli g³ówn¹ alej¹ do koñca i skrêcili w prawo. Wzd³u¿ muru, na uboczu piêtrzy³y<br />
siê budowle ze szlachetnego marmuru.<br />
- Popatrz - ruchem g³owy wskaza³ rodzinne grobowce - oni byli najwa¿niejsi w mieœcie.<br />
Teraz nie ma komu nawet œwieczki zapaliæ. - Przeszli kilkadziesi¹t kroków w stronê bramy.<br />
- Albo tutaj. - Zatrzymali siê przy kilkunastu rzêdach jednakowych krzy¿y. Ojciec zrobi³ kilka<br />
kroków, syn tu¿ za nim - w stronê postumentu z klêcz¹cym ¿o³nierzem w szyszaku na g³owie,<br />
poni¿ej pami¹tkowa tablica. Zapali³ jedn¹, symboliczn¹ œwieczkê. - To dla nich wszystkich - powiedzia³,<br />
kiedy siê wyprostowa³. - I po co by³a potrzebna ich œmieræ. Kto ich jeszcze dzisiaj pamiêta?!<br />
- A ty? - niespodziewanie odezwa³ siê ch³opiec.<br />
- Co, ja?<br />
- A ty ich pamiêtasz?<br />
- To byli moi koledzy - skierowa³ wzrok na syna. - Z naszego miasta, z naszej ulicy. M³odzi<br />
ch³opcy, których wch³onê³a ziemia, za wczeœnie, a czas strawi³ koœci. Ech... - zniechêcony<br />
machn¹³ rêk¹ i ramieniem obj¹³ syna. Ruszyli w stronê bramy. - Albo tam - ruchem g³owy<br />
wskaza³ róg cmentarza po prawej stronie, gdzie wzd³u¿ muru z czerwonej ceg³y by³a usypana<br />
zbiorowa mogi³a - le¿¹ jeden na drugim jak na piêtrowych ³ó¿kach w koszarach. Pod czerwon¹<br />
gwiazd¹. Bezimienni, zapomniani zwyciêzcy.<br />
Ch³opiec nie wyczu³ ironii w g³osie ojca, bo z dzieciêc¹ ciekawoœci¹ zapyta³:<br />
- Tato, a kogo oni zwyciê¿yli?<br />
Rudolf pogr¹¿ony w swoich myœlach ci¹gn¹³ swój przerwany w¹tek.<br />
- Trochê dalej w mniejszej mogile le¿¹ nasi. Teraz bêd¹ mogli siê odwiedzaæ, pogadaæ ze<br />
sob¹. Nieznajomoœæ jêzyka nawet im nie przeszkodzi...<br />
Wracali nie spiesz¹c siê. Ojciec mówi³ ju¿ tylko do siebie; nie zauwa¿y³, ¿e syn zajêty jest<br />
czym innym: rozgl¹da siê doko³a, zbiera kolorowe liœcie, jakimi us³ana jest dró¿ka.