Nr 139-140, styczeÅ-luty 1966 - Znak
Nr 139-140, styczeÅ-luty 1966 - Znak
Nr 139-140, styczeÅ-luty 1966 - Znak
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
IES I ECZ N IK.<br />
•<br />
DYSK USJE 0 DUSZPASTERSTWIE<br />
A K AD E M I CKIM<br />
Walter Goddiin . . . K A P l A N W K 0 SC I E l E<br />
I W SPOlECZENSTW I E<br />
ETAPY Z YCIA, UWARUNKOWANIA WIARY: <br />
Pawe. Czeczot, Romano Guardini, Paul Henry Chombart de l auwe <br />
B M Chevionard <br />
Ks. J6zef Tischner • • SP6R 0 JEZUSA W XIX WIEKU<br />
Ks. J6zef Koz.owski KU ETVCE EGZYSfENCJAlN EJ<br />
Marek Skwarnicki. WOJNA CZVlI SZKOLNE LA TA<br />
Mikotai Bieszczadowski. NA TEMATV Z CAMUSA - POEMAT<br />
Wies.aw P. Szymanski • "i A GAR V" I i A G AR V 5 C I<br />
Zenon Szpotanski . . . MIG U E l 0 E U N A M UNO<br />
Anno Morowska<br />
• • • S PO T K A N I A: Z N A K I C Z A S U<br />
oZ IE lOSW. JAN ABO S K 0 W PER S P E K T Y W I E C Z,. S U<br />
KONGRES ARCHEOLOGII CHRZE$ CIJ~NSKIE J \\ TU\\IRl E<br />
<strong>139</strong>·<strong>140</strong><br />
KRAK6w<br />
STYCZEI
ZESPOz..<br />
Ha.nna Malewska, Maria Morstln-Gorska, Stefan Swiczawski, Stanislaw <br />
Stomma, Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Jacek Wozniakowski. <br />
Jerzy Zawieyski, Wladyslaw Strozewski, Halina Bo,tnowska <br />
REDAKCJ A <br />
IIanna Malewska (redaktor naczelny), Halina Bortnowska (sekretarz <br />
redakcji), Wladyslaw Strozewski, Stanislaw Grygiel <br />
A d res r e d a k c ji: K r a k 0 w, Sic II n a 5, I p., tel. 256-84<br />
Redakcja przyjmuje w godz. 13-15 <br />
Adres administracji: Krak6w, WiSlna 12, I p., tel. 213-72 <br />
Administracja przyjmuje w godz. 9-13 <br />
Prenumerata krajowa: kwartalnie zl 36.-; polrocznle zl 72.-; <br />
roeznie zl 144.-<br />
Prenumerata przez wplaty na konto "Ruehu" Krakow, ul Worcella 6, <br />
PKO No 4-6-777 albo przez urz~dy pocztowe I Iistonoszy. <br />
Prenumerata zagraniczlla: kwartalnie zl 50.40: polrocznie zl 100.80: <br />
rocznie zl 201.60 <br />
Prenumerata przez wplaty na konto PKWZ "Rueh" Warszawa, <br />
ul. Wilcza 46, PKO 1-6-100024. <br />
Zamowienia i przedplaty przyjmowane sill w termlnle do dnla IS-go <br />
miesilllca poprzedzaj~cego okres pr enumeraty <br />
Cena zeszytu zl 12.-<br />
Egzemplarze archiwalne ,;<strong>Znak</strong>u" nabywac mozna w Admlnistracji<br />
miesi~ cznika "<strong>Znak</strong>", Krakow ul Wislna 12 oraz w nast~ puj q cy ch<br />
ksi~garniach :<br />
Katowice: K s i~garn ia €ow . Jacka, ul. 3 maja 18; Krakow: K s i~g arn ia<br />
Krakowska. ul. €ow . Krzyza 13; I.od:i: Ks i~garnia "Czytaj", ul. Narutowicza<br />
2; Poznan: Ksi~garn ia sw. Wojciecha, PI. WolnoSci 1; Warszawa:<br />
K si~garnia sw. Wojciecha, ul. Freta 48; Wroclaw: Ksi~garnia Archidiecezjalna,<br />
ul. Katedralna 6.<br />
Naklad 7.000+350 egz. A r k. druk. 15. Papier druk. sat. k l. V 61X86 65 g. Maszynopis<br />
otrzymano 29. XII. 1965. Druk UkOllczono w <strong>luty</strong>m <strong>1966</strong>. Za.m. 470<br />
29. XlI. 1965. -- T-18<br />
KraKowskle Zak!ady Graflczne, Zak!ad <strong>Nr</strong> I, Krak6w, Kazlmlerza Wielklego 95
ZNAK<br />
MIESI':;CZNIK<br />
WALTER GODDIJN<br />
Rok XVIII <strong>Nr</strong> <strong>139</strong>-<strong>140</strong> (1-2) <br />
Styczen-Luty <strong>1966</strong> <br />
Krakow <br />
ROLA KAPlANA W KOSCIELE<br />
I W SPOlECZENSTWIE<br />
W ostatnich latach pojawilo si~ wiele studiow poswi~conych<br />
przemianom roli j{si~dza w parafii, krytykom wysuwanym pod<br />
jego adresem, obrazowi kaplanstwa i wplywowi jaki ten obraz<br />
wywiera na wybor okreslonego zawodu. 1 * Problem byl dyskutowany<br />
takze i w srodowiskach protestanckich: amerykanski teolog<br />
Richard Niebuhr twierdzi, ze dawniej nie podawano w wqtpliwosc:<br />
1 - zasadniczych zadan kaplanskich i ich pierwszenstwa, 2 - cnot<br />
wymaganych od kaplana, 3 - zrodel, skqd plynql jego autorytet,<br />
4 - osob i grup korzystajqcych z kaplanstwa. Te pewniki Sq dzis<br />
zachwiane. Niebuhr okresla dzisiejsze protestanckie kaplanstwo<br />
jako zawod 0 funkcjach niezbyt dokladnie okreslonych. 2<br />
Rzeczywiscie, wszystkie te sprawy, zywo dyskutowane, nie Sq<br />
zbyt jasne, co nie dziwi w epoce, gdy tyle innych wolnych zawodow<br />
ulega szybkiej ewolucji - jak np. zawod lekarza praktyka, czy tez<br />
wymaga ciqglego doszkalania si~ i przekwalifikowywania jak zawody<br />
techniczne. Rzeczq koniecZllq jest wi~c posiadac jasnq koncepcj~<br />
tego, czego wymagac b~dziemy od duszpasterstwa, a to<br />
" Konfere ncja na kongresie p05wiE:conym \vychowaniu w Seminariach w Europ<br />
ie Zachodniej, Seminaire d ';Europe, Rothem, Hola ndia, 31 sierpnia - 3 wrzesliia<br />
1fJ6·:1,<br />
J Por..1. Br o thers, Soci aL chan ge and the role of the priest, "Social Compass",<br />
1863, X, ~77-4 8 9; S. W. Blizza rd, The P,.-ish Minist er's SeLf-Image of his master<br />
Tele, "Pastoral P sychology' ·, pa:i:dz. 1958; R. V. McCa nn, The Churches and<br />
mental healti!, N ew York, 1962, 4{}-52; T. Lindner, L. Lentner, A. Holl, Priesterb<br />
Hd ltnd Berllfswahlmotive, Wieden 1936; O. Schreuder, The parish priest (IS<br />
a subject of criti cism, "Social Compass", 1961, VIII, 111-126.<br />
2 H. R. Niebuhr, TIll; Purpose Of the Church and h i s Mini stry, New York,<br />
H 56, 50.
WALTER GODDIJN<br />
jej korzysciami: autorytet danej jednostki wyplywa z jej kompetencji<br />
w danej dziedzinie, dziala ona w sposob elastyczny, bez<br />
z gory narzuconych schemat6w, bez wynikajqcego z rutyny zautomatyzowania.<br />
Inicjatywa osobista i wysilki celem doksztalcenia si~<br />
odgrywajq wi~kszq rol~, a takze pogl~biona swiadomose sluiebnosci<br />
wobec wspolnoty.<br />
Mozna by zaryzykowae hipotez~, ie od strony hierarchii kaplanstwo<br />
posiada pewne cechy biurokratyczne, zas duszpasterskie<br />
zorientowanie na wspo lnot~ wiernych upodabnia je do zawodow<br />
wolnych.<br />
Niemozliwose pogodzenia tych dw6ch aspekt6w swej roli moie<br />
wywolae u kaplan a ostre konflikty wewn ~trz ne, kryzys sumienia,<br />
podwojnq moralnose, ale takie po t r ze b ~, zeby bye po prostu czlowiekiem,<br />
takim jak inni, niegodnym stalego wyniesienia na piedestal<br />
jako forma gregis. Nie wystar czy jednak rozroznie te dwa<br />
a5pekty i przesunqe akcent z aspektu instytucjonalnego na osobisty,<br />
jak t o czyni kardynal Dopfner w swoim liscie pasterskim poswi~ <br />
conym "Egzystencji kaplanskiej w naszych czasach". P isze on:<br />
"Wsr6d konsekwencji, ktore wyplywajq dia kaplana z jego pozycji<br />
w hierarchii i z wykonywania zadan duszpasterskich, musi on<br />
szczegolnie uw zgI~dni e swojq osobistq odpowiedzialnose wobec siebie<br />
samego i wiernych. Zy jqC w nowoczesnym wielowarstwowym<br />
spoleczenstwie kaplan nie moie wciqz czekae na instrukcje od<br />
zwierzchnikow, ale powinien dzialae takze na wlasnq odpowiedzialno8(;,<br />
na podstawie wlasnego rozeznania sytuacji dyktujqcego mu,<br />
odpowiednie srodki dzialania. Nie moina wciqi zwracac si~ z pytaniami<br />
do biskupa, czy kurii biskupiej. Podkreslam wag~ mentainosci<br />
prawdziwie koscieInej i posluszellstwa, ale takie i koniecznosc<br />
rozwazenia w sumieniu duszpasterskim konsekwencji<br />
wlasnego post~powania". 8<br />
List ten swiadczy 0 zr ozumieniu konflikt6w wewn~ t rznych ka <br />
plana. Czyni pewne ust~p stwa na rzecz odpowiedzialnosci osobistej<br />
podkresIajqc r6wnoczesnie podporzqdkowanie systemowi koscielnemu<br />
. To zrozumienie problem6w i apel do osobowosci kaplana<br />
nie przynoszq jednak r ozwiqzania konfliktu r61.<br />
ezy takie rozwiqzailie istnieje? Niektorzy temu przeczq. Mamy<br />
na ten temat studium wiedenskiego psychologa Traugotta Lindnera<br />
pt. Bemf und Berufun g. Eine sozialpsychologische UnteTsuchung<br />
des PriesterbiLdes. 9 Autor uw aza, ie sam kontakt z wiernymi<br />
zyjqcymi "w swiecie" musi wywalae u kaplana konflikt sumienia,<br />
gdyz kaplan nie nalei y do "swiata". "Kaplan nie maze realizowac<br />
8 P o r. "Herder-I{orrespond enz", lipiec 1964, 487.<br />
• T. Linder, L. Lentner, A. Holl, op . cit. 3-79.
KAPLAN W KOSCIELE I W SPOLECZENSTWIE 7<br />
dwoch dyrektyw swego sumienia. W kOl'lsekwencji wybiera kompromisowe<br />
rozwiqzanie wobec dw6ch sprzecznych zasad. Kompromis<br />
moze miee pozory »zlotego srodka« niemniej jednak swiadomose<br />
kap1a na obciqzona jest konfliktami na skutek pr zezywanych<br />
sprzeczn osci psychologicznych. Z punktu widzenia psychologii rna<br />
on niespokojne sumienie. Ocena aspektu moralnego i teologicznego<br />
tej sytuacji przekracza kompetcncje psychologa, m oze on jednak<br />
podac jej diagnoz~ wedlug zasad psychologii indywidualnej i spoiccznej:<br />
kontakty duszpasterskie kap1ana z wiernym i st war zajq<br />
a priori sy tu a ej~ pelnq sprzeczn osci, ktora wla~nie powoduje<br />
konflih:t sumienia; jednak rezul:aty tych badan same w sobie nie<br />
pr~ynoszq zadnych rozwiqzan". 10 Autor podkresla dystans miE;dzy<br />
kap1anem i swiatem. Warto zauwazye, ze przem owienie kardynala<br />
Dopfnera podkrcsla pozycjQ spolecznq dzisiejszego 1,ap1ana: "Kaplan<br />
musi bye czlowiekiem wsrod ludzi". 11<br />
4. ZEWNE;TRZNY KONFLIKT ROL U KAPLANA<br />
Czlowiek, ktory zosta1 wyswi~ c ony na k s i ~dza , moze bye wciqgni~ty<br />
takze w zewn~trzny konflikt rol. W tym wypadku, idzie<br />
takZe 0 rozstrzygni~cie o.p ozycji m i ~dzy dwoma systemami oczekiwan<br />
i norm. Przyczyna lezy w tym, ze ta sama osoba musi lqczye<br />
odmienne role zwiqzane z roznego rodzaju pozycjami spolecznymi.<br />
Kaplan ma zadania duszpasterskie, ale rownoczesnie m oze bye<br />
pracownikiem Ministerstwa Obrony Narodowe j, czy Ministerst\','a<br />
Sprawiedliwosci jako kapelan wojskowy, ezy w i~ zienny.<br />
Holenclerscy socjologowie van Doorn i La mmers przytaczajq tutaj<br />
syt u a c j~ kapelan6w francuskich podczas wojny algierskiej. Wielu<br />
z nich dalo wyraz, w liscie do swych biskup6w, niepokojom<br />
w obliczu malo etyeznych praktyk armii zwalczajqcej powstanc6w<br />
algierskich, jednoczesnie zapewniajqc 0 s\vej lojalnosci wobec ermii<br />
i ojczyzny. Mamy tu do czynienia wlasnie z zew n E:'trznym konfliktem<br />
roznych 1'61. Wladze koseiclne nak azy\valy ksi ~ zom walczye<br />
z okrucienstwem i niesprawiedliwosciq. KsiEiza ci jednak, b Eidqc<br />
w ar mii, za jmowali jednoczesnie drugf! po zycj~ spolecZllq wymagajqcq<br />
lojalnosci wzglEidem armii. Obie te role stawialy im wy <br />
magania nie dajqce siEi pogodzie. 12<br />
Czasami takze nieki6rzy ksiE;'za obierajq sobie drugq pozycjEi<br />
spoleczi1q obok posiadanej w Ionie Kosciola, by uciec od wewn~trznego<br />
konfliktu r6l. Duszpasterstwo specjalne, u znane i subwencjonowane<br />
przcz panstwo, daje niekiedy takq mozliwose ucieczki.<br />
l ij I bid., 36-38.<br />
11 P or. "Herder Rorres pondenz", lipiec 1964, 486.<br />
-12 J . v a n Doorn et C. Lam m e rs, M od-erne SOC iologic, Utre cht 1959, 103-<br />
109.
8 WALTER GODDIJN<br />
CytowaliSmy juz przyklad kapelan6w wojskowych i wi~ziennych.<br />
Jeszcze inne role Sq przyjmowane w ramach opieki spolecznej,<br />
wychowania pozaszkolnego, dziennikarsiwa i nauczania uniwersyteckiego.<br />
Byli i Sq ksiElza nie umiejqcy polqczye kaplanstwa z pracq<br />
naukowq czy dziennikarstwem. Czasern konflikt r6l jest zamaskowany<br />
i tworzy si~ cos w rodzaju podw6jnej rnoralnosci. Pewien<br />
teolog wyznal, ze miEldzy tym, co mysli osobiscie, tym co rn6wi<br />
w kr~gu przyjaci61, tym co wyklada na uniwersytecie, tyrn co pisze<br />
w czasopismie naukowym i tyrn co glosi w kazaniach w kosciele<br />
parafialnym, Sq zasadnicze r6znice. KsiElza robotnicy we F1'ancji<br />
Sq innym klasycznyrn przykladern zewnEltrznego konfliktu r6!.<br />
Stawali si~ oni robotnikami i wst~powali do zwiqzk6w zawodowych,<br />
by dae wyraz opozycji wzgl~dern mieszczanskiej atmosfery<br />
parafialnego duszpasterstwa, a tym samym zamanifestowac SWq<br />
solida1'nose z uciskanym p1'oletariatem. Ukrywali oni sw6j stan<br />
kaplanski nawet \v ubraniu i zachowaniu. Czynniki te - zgodnie<br />
z ich dos\\riadczeniem - stanowily przeszkod~ w autentycznej<br />
pracy misyjnej. Dwie role - a mianowicie rola 1'obotnika, czlonka<br />
zwiqzku zawodowego, i rola kaplana okazywaly si~ nie do pogodzenia.<br />
5. BRAK PEWNOSCI CO DO WLM;CIWYCH ROL, JAKIE KAPLAN<br />
lVIA SPELNIAC W KOSCIELE P RZEZYWAJ1\CYM FAZE; GLE;BOKICH<br />
PRZEMIAN<br />
B1'ak pewnosci co do wlasciwych 1'61 p1'zypadajqcych kaplanowi<br />
wyst~puje wyraznie w fazie przemian, kt6re dziS przezywamy<br />
w Kosciele, i kt6re chcielibysmy teraz w skr6cie przedstawie. .<br />
Sob6r - okreslany jako' Sob6r duszpasterski, majqcy na celu<br />
aggiornamento - i z woli najwyzszych wladz Kosciola <br />
stwierdzil koniecznosc odnowienia i przystosowania Kosciola.<br />
Wszyscy teologowie przyznajq, ze funkcja zbawienia, kt6rq pelni<br />
Kosci61, realizuje si~ w swiecie. Konstytucja 0 Kosciele m6wi, ze<br />
Kosci61 zosta1 ustanowiony przez Jezusa Chrystusa, aby bye widzialnym<br />
sakramentem jednosci w zbawieniu. Aby realizowac misj~<br />
zbawienia, musi, z jednej strony, odnowic spos6b gloszenia slowa<br />
Bozego, formy liturgiczne, normy i sankcje, jak i profil kaplanstwa,<br />
z drugiej zas musi odnowie kontakty zewn~hzne oczyszczajqc<br />
i polepszajqc stosunki z innymi Kosciolami chrzescijanskimi, a takze<br />
z religiami niechrzescijanskimi. Norm tego odnowienia i tego<br />
przystosowania nalezy szukae z jednej strony w wiernosci Chrystusowi,<br />
w dzialaniu Ducha sw., w Listach Apostolskich i w Pismie<br />
sw.,. z drugiej strony zas w wymaganiach wsp6lczesnego Zycia<br />
spolecznego, we wsp6lczesnej fazie rozwoju ludzkosci, slowem<br />
w tym, co niesie historia.
KAPLAN W KOSCIELE I W SPOLECZENSTWIE 9<br />
Kosciol wypracowa1 byl swoistq teologi ~ wewn~trznq, ki6ra sprawila,<br />
ie oddalil si~ od wsp6lczesnego spo1eczenstwa. Zwiqzal si~<br />
oy1 z okreslonymi grupami spolecznymi, co przeszkadzalo mu wypelniac<br />
rol~ powszechnq. Stracil tei wplyw na te kategorie ludnosci,<br />
kt6re stanowiq 0 dynamizmie wsp6lczesnego spo1eczenstwa <br />
mlodziei, swiat robotniczy, klas~ sredniq nowego stylu, intelektualist6w.<br />
Zwraca1 si~ g16wnie do grup raczej zachowawczych, stqd<br />
zarzuty mieszczanskosci, zresztq ze sredniego mieszczanstwa rekrutowa1a<br />
si~ wi~kszosc ksi~zy. W konsekwencji prowadzi1o to do<br />
oderwania Kosciola od robotnik6w, do utrudnienia kontakt6w<br />
ksi~iy z intelektualistami, do nadania mieszczailskiego charakteru<br />
organizacjom, komitetom i stowarzyszeniom koscielnym. Dorzucmy<br />
do tego drobnomieszczanskq mentalnosc wielu ksi~zy, ich<br />
przesadne przywiqzywanie wagi do hierarchii w spo1eczenstwie, ich<br />
ilosciowy moralizm i minimalizm, a takze podkreslanie mieszczanskich<br />
cn6t jak punktua1nosc, poszanowanie konwenans6w,<br />
umiarkowanie etc. Dynamizm Ewangelii zastygal w biurokratyzmie<br />
Koscio1a. W ten spos6b tworzy1y si~ przegrody - przynajmniej<br />
w wielu krajach - mi~dzy Koscio1em i spoleczenstwem, dla kt6<br />
rego przeznaczona byla Ewangelia Jezusa Chrystusa. W tym kontekscie<br />
Hoekendijk m6wi 0 fiksacjach odizolowanych od eschatologicznego<br />
nurtu uzycia: "Nie dopuszczajqc zadnych zmian, zadnych<br />
nowosci wpadniemy na pewno w herezj~ »fundamentalizmu morfologicznego«,<br />
by posluzyc si~ wsp6lczesnym terminem. Innymi slowy<br />
zamykamy si~ w jakims morphe uwarunkowanym przez histori~,<br />
choc jednoczesnie oderwanym od nurtu historii i skostnialym w formie<br />
niezmiennego normatywnego modelu." 13 Jest to zdrada eschatologii.<br />
Wyrzekamy si~ przysz10sci w imi ~ status quo.<br />
Zasady przystosowania i odnowienia Koscio1a realizO\vane Sq<br />
przez Sobol' \V roinych dziedzinach zycia koscielnego; w niekt6<br />
rych z08ta1y juz wprowadzone w czyn. Jeszcze nie zdajemy sobie<br />
Vol pe1ni sprawy z konsekwencji duszpasterskich tej odnowy w dziedzinie<br />
wiary, obyczaj6w, liturgii, w stylu Koscio1a. Ksi~za, pos1uszoi<br />
skostnialym cz~sto dyrektywom w1adzy. koscielnej, glosili je w parafiach<br />
stwierdzajqc r6wnoczesnie odchodzenie m1odziezy, robotnik6w<br />
i intelektualist6w od Kosciola. Sob6r podjql dyskusj~ nad<br />
tym, co przez dynamiczne grupy spoleczne by10 uwazane za skostnia1e.<br />
Prestiz ksi~dza zmniejszy1 si~ w oczach tych grup spo1ecznych,<br />
gdyz ksiqdz bronil zawsze dawnych form, a tymczasem oficjalne<br />
deklaracje stwierdzi1y, ze formy te muszq ulec istotnej<br />
rewizji. Wobec parafian 0 staroswieckiej mentalnosci sytuacja ksi~-<br />
13 J. Hoekendijk, De m issionaiTe stTuktuUT van de gemeente, "Gereformeerd<br />
Theologlsch Tij dschrlft", list. 1963, 231.
10 WALTER GODDIJN<br />
dza rowniez jest nielatwa, oczekujq oni bowiern od niego odrzucenia<br />
nowinek. Tak wiEic poglEibia siEi u niego niepewnose co do wlasciwej<br />
roli, ktorq rna spelniae. Moze to nawet doprowadzie go do<br />
kryzysu wiary - kryzysu, ktory napelni go goryczq i wyda rnn<br />
siEi czyms anormalnym i sprzecznym z rolq glosiciela slowa Bozego.<br />
Informacje 0 tych decyzjach i propozycjach odnowy publiko<br />
\,'ane szeroko przez prasG, radio, telewizj E; zmuszajq duszpasterzy<br />
do za jmo\vania stanowiska wobec tych wszystkich spraw na oczach<br />
roznych kategorii wiernych. Aby ocalic rownowagEi, musieliby<br />
siosowac ogromnic cienk q p e d ag o g i ~ duszpasterskq, co bynajmniej<br />
nie jest laiwe. Te trudnosci paralizujq dziaialnosc wielu ksi Eizy<br />
mimo'ich przywiqzania do Kosciola. Niektorzy z nich uwazajq,<br />
ze W vlyniKu k ryzysu K 03ciola zostali wystrychniEici na dudka.<br />
Ale to nie wszystko. Sq ksiEiza, ktorzy nie czujq siEi bezposrednio<br />
zwiCjzdni z pracq Ojcow Soboru. Obawiajq siEi oni, by Sobor nie<br />
ocldalil siEi od realny ch spraw duszpasterskich dziejqcych siEi na<br />
siyku Kosciola i 8wiata. K s i ~z a uwazajq, ze winni bye wciqgniEici<br />
w o d now~ Kosciola, poniew ::lz odnov,,'a ta ma siG r ealizowae przedc<br />
wszystkim w bezposr2dnim kon takcie miEidzy kaplanem i wiernymi,<br />
w spotkaniu sakramentalnym i duszpasterskim. Tymczasem<br />
postae kaplana i praca duszpasterska, mimo na jlepszych intencji,<br />
pozostajq na dalszym planie p rac Soboru. Ktorys z dziennikarzy<br />
powiedzial: "Po zakoiiczeniu Soboru, wladza przejdzie w r
KAPLAN W KOSCIELE I W SPOLECZENSTWIE<br />
11<br />
awansu i selekcji Sq przyczynq rozgoryczenia wielu ksi~zy". 15 lako<br />
kaplani mUszq zachowywae reguly przepisane dla ich roli rezygnujqC<br />
z wartosci wysoko cenionych przez dzisiejsze spoleczenstwo.<br />
Wedlug Dingemansa: "kaplan i zakonnik uwazani Sq za symbol<br />
pr zezytk6w, antywartosci czy wart osci marginalnych wzgl ~dem<br />
wartosci uznawanych przez spoleczensiwo". 16 Ktos inny pisze,<br />
ze ksiqdz znajduje si~ poza ramami normalny ch struktur pracy·<br />
"Dose powszechnie sqdzi si ~, ze ksiqdz nie rna nie do roboty. Odprawiwszy<br />
ms7.~ jest wolny i tylko spaceruje chodzqc z \.vizytami<br />
domowymi." 7<br />
Wielu ks i~Zy pracujqcych VI duszpasterstwie p ozbawionyeh jest<br />
tego marginesu autonomii, ki6rym dysponujq inne zawody. Praca<br />
nie zawsze przynosi zadowolenie, gdyz zhyt ez~sto towarzyszq jej<br />
rozczarowania i znieeh~een ie . Brak im takze opareia w grupie przy<br />
~acie lskiej . Normalne odpr~ze nie w formie regularnych rozrywek,<br />
ezy sabbaticaL y ear (rok woln od zaj~ c) wypadajq zbyt rzadko.<br />
Bra < prawie zupelny r e18 ksu zmniejsza odpornosc. CZE;sto pot~pia<br />
siG ksiGzy chcqcych spelniac rol ~ odpowiadajqcq aktualnym potrz"bom<br />
czasu. Wielu sqdzi, ze ze wzglE;du na "gorset" dyscypliny<br />
kaplan m aze albo stOle prasto albo upase - tertium non datu?".<br />
6. WYPELNIANIE NOWYCH ROL PRZEZ KAPLANA<br />
Z tego, co powiedziano, \vynika, ze problem roli kaplana w Kosciele<br />
i spoleczenstwie jest pod wie oma wzgl~dami problem em<br />
trudnym, zwiqzanym z okresem przemian w Koseiele naszych czas6w.<br />
~N takich okresach funkcjOl krytyka przypad
14 WALTER GODDIJN<br />
W:lzne dziedziny zycia. Osoby wykonywujqCe te zawody muszq<br />
stosowa c s i ~ do okI'esIonych kodeksow honorowych - zasady tych<br />
etyk zaw odowych s4 scisle i jasne. Wiadomo, ze osoby te dysponujq<br />
informacjami z dziEdziny zycia osobistego, niezb ~ dnymi dla<br />
'vvykonywania ich praktyki. ZdI'adzenie t ajemnicy zawodowej nar<br />
aziloby lud zi, k 1.o1'zy im zaufali na wiele pI'zykrosci. Spoleczenstwo<br />
godzi si ~ na nieco odmienny sty1 zycia i ubior przedstawicieli<br />
tych zawodow. Byloby 'pozqdane, by duszpasterstwo osiqgn~lo ten<br />
sam poziom spoleczny, co wolne zawody, a to popI'zez odpowiednie<br />
przygotowanic duszpasteI'zy i dalej idqcq profes j onalizacj~ . Ksi ~ za<br />
muszq zdac sotie spraw ~ z analogii istniejqcej mi~ dzy ich zawodem<br />
i innymi wolnymi zawodami.<br />
WNIOSKI<br />
ad k si~ zy wymaga si~ wielu rzeczy. PI'zekazuje si~ im wiele<br />
pomyslow i sugestii, ale brak odpowiednich struktur, by to wszystko<br />
zr ealizowac w formie odpowiadajqcej dzisiejszym potI'zebom. Do<br />
teologow nalezy wskazanie granic pr zystosowania, a to.kze punktow,<br />
gdzi e nalezy odswiezYl: autentyczne walor y wiary Kosciola. W odnowionej<br />
teologli moglyby s i ~ otworzyc przed duszpasterstwem<br />
mozliwosci I'ealizowania roznych wariantow. Czyz duszpasterstwo<br />
nie mogloby si~ rozwijac w ramach struktur lepiej przystosowanych,<br />
rozszerzajqcych tym samym moiliwosci wyboru? ~<br />
e zy nalezy zachowac, czy tez zmienic dotychczasowe kryteria<br />
selekcji zwo. zywszy no. koniecznosc wi~kszej roznorodnosci zado.n<br />
duszpasterskich?<br />
Trzeba starac si~ dac odpowiedz na te pytania, jesli chcemy<br />
wskazac kaplanom nowe r ole do realizowania i przeprowadzic<br />
przewartosciowanie kaplanstwa. Konieczna jest tu wspolpraca na<br />
szczeblu europejskim i 111amy nadziej~, ze wiele pomoze w tej spra <br />
wie Seminarium Europejskie.<br />
Na zakonczenie oto zdanie, ktorym biskup de Vet konczy swoj<br />
list pasterski do ksi~zy: "Troska 0 naSZq wiar~ nas polqczy i nakaze<br />
nam szukac drog prawdziwej wspolpracy w duszpasterstwie.<br />
Nie idzie tu 0 nas, ale 0 Chrystusa i nasze najlepsze pos\Vi~ceni e<br />
sprawie ludu Bozego. "Czuwajcie, trwajcie mocno przy wierze <br />
a wszystko niech siG u was dzieje w milosci« (I Kor. 16, 13)".22<br />
Walter Goddijn<br />
Hum. J. P.<br />
22 G. de Vet, De Pri ester m an van getooj, "Analecta Bredana", 3 czer\vcn<br />
1964, 78.
DYSKUSJA<br />
o DUS Z PASTERSTWIE <br />
A KAD E MIC K IM <br />
O. KRZYSZTOF KASZNICA: Dlaczego to duszpasterstwo jest tak<br />
wazne? Dlatego, ze mamy tu do czynienia z ludzmi w okresie ich<br />
najbardziej intensywnej i wielostronnej formacji intelektualnej,<br />
duch owej, psychicznej, jakos calosciowo osobowej. Wsr6d mloclziezy<br />
akademickiej w duzym bardzo procencie nast~puje w tym<br />
czasie przejscie od okresu dziecit;cego do doj rzalosci. Dotyczy to<br />
takze spraw wiary, swiatopoglqdu. Wia ra, ta dziecinna, w bardzo<br />
wielu wypadkach si~ lamie, po prostu nie spelnia swego zadania.<br />
Chodzi 0 to, zeby w tym okresie clae mlodziezy f ormacj~ b ardziej<br />
dojr zalq, pomoc jej w tym przejsciu do stanu wiary mozliwie<br />
doj rzalej i pelnej.<br />
Z tej przyczyny potrzeba kontaktow z mlodziezq i to jak n ajowocniejszych,<br />
jak n ajbardziej skutecznych. W pracy tej napot<br />
ykamy na trudnosci zewn~trzne, oraz na trudnosci wewn~trzne,<br />
ostatnie znajdujq si~ w duszpasterzach, ktorzy z powodu swojej<br />
formacji ideologicznej i duchowej, nieraz latami ksztaltowanej,<br />
majq utrudniony kontakt z dzisiejszq mlodziezq. Pod tym wzgl~dem<br />
potrzebne Sq duze rewizje i przestawienia w zyciu seminaryjnym.<br />
Nie wystarczq kontakty czysto zewn ~t rzne, do ktorych sprowadzalo<br />
sit; po n a j wi~kszej cz ~ sci . tzw. duszpasterstwo tradycyjne. Ale<br />
czasem niebezpieczeiistwo zagraza od innej strony: przesada, zbytnia<br />
nowoczesnose, zbytnie akcentowanie swojej niejako swieckosci,<br />
takze, zwlaszcza na dluzszq me t ~, nie prowadzi do wlasciwych<br />
rezultatow. Tzw. "nowoczesnose" duszpasterzy u mlodziezy nie<br />
znajduje oddzwi ~k u . I tu takze potrzeba pewnych przemysleii.<br />
Duszpasterz mlodziezy akademickiej przec1e wszystkim musi<br />
si ~ odznaczae bardzo zYWq wiarq i przekonaniem. Jest to kwestia<br />
trudna: jak tu promieniowae, zeby nie zanadto duzo 0 "tym" mowie,<br />
a jednak zeby te rzeczy byly uchwytne dla IIl,lodziezy. Tak<br />
1atwo w pase w dr~twq mow~, w Idorej ginie przekonanie, plynqce<br />
z zywej wiary.
16 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
Druga sprawa to kwesiia zrozumienia mlodzieiy, wysilek w kierunku<br />
zrozumienia jej sytuacji, jej poghld6w - chodzi 0 ostatnie<br />
pokolenie tych mlodych, przeciei co Idlka lat mamy do czynienia<br />
jakby z innq mlodzieiq akademickq, majqcq swoje wlasne problemy,<br />
kt6rych poprzednie pokolenie nie mialo, lub mialo inne.<br />
Dalsza sprawa, bardzo waina i skomplikowana zarazem, to problen1"<br />
wzajemnego zaufania pomi~dzy duszpasterzem, a mlodzieiq<br />
akademickq Bye moie, ze trzeba by takie wi~cej m6wie 0 potrzebie<br />
zaufania wladz koscielnych do duszpasterzy i do mlodzieiy akademickie]<br />
po to, ieby ulatwie prac~, 0 potrzebie wyrainiejszego<br />
"zielonego swiatla" w pewnych inicjatywach, moie nawet odwaznych,<br />
rzeczywiscie nie codziennych, a kt6re mogq dac dobre rezultaty,<br />
Jepsze niz trzymanie si~ utartych, ale cz~sto juz martwych<br />
form pracy. Ale i duszpasterz winien okazywac zaufanie m!odzieiy<br />
- rzecz ryzykowna ale konieczna. Bo zaufanie okazane<br />
komus, 0 kim mamy pewnose: ie posiada minimum dobrej woli,<br />
b~dzie go w specyficzny spos6b chronic przed zlem, a zarazem<br />
jakby bardziej osobowo z nami zwiqze. Ten, komu okaie si~ zaufanie,<br />
nie bGdzie sklonny zrobic swillstwa, zawiesc polozonego w nim<br />
zaufania.<br />
Istotnym problemem jest iakze odpowiednia orientacja w swiecie<br />
wsp6lczesnym, jak r6wniei solidna wiedza filozoficzna.<br />
W koncu problem "elity" wsr6d mlodziezy akademickiej. Chyba<br />
jest rzeczq zrozumialq i koniecznq, azeby w poszczeg6lnych osrodkach<br />
duszpasterstwa akademickiego istnialy takie grupy elitarne.<br />
Trudno dzisiaj inaczej pojqC t~ prac~, choc oczywiscie trzeba uswiadomiC<br />
sobie i bro~ic si~ przed niebezpieczenstwami grozqcymi tej<br />
postawie, przed zamkni~ciem si~, przed jakqs wylqcznosciq, przed<br />
smazeniem si~ we wlasnym sosie.<br />
Zdrugiej jednak strony z obawy przed podobnymi spaczeniami<br />
nie moina si~ wyrzekac elity otwartej, swiadomie pracujqcej nad<br />
swojq otwartosciq, grupy odnawiajqcej si~ stale.<br />
Chcialbym jeszcze zwr6cic na jedno uwag~ - na plynqce z zywej<br />
wiary i przekcnania duszpasterza uiycie przez niego srodk6w nadprzyrodzonych<br />
w pracy duszpasterskiej. Mam tu na mysli srodki<br />
bardziej zewn~trzne : liturgia, Msza sw., konferencje, rekolekcje<br />
etc., ale pr6cz tego jeszcze . i te srodki bardziej ukryte, bardziej<br />
ubogie i apostolskie, jak modlitwa, ofiara, przyklad. To powinno<br />
cechowac zar6wno duszpasterza, jak i wszystkich jego pomocnik6w,<br />
oraz grup~, kt6ra dokola niego si~ gromadzi, i poprzez kt6rq duszpasterz<br />
moze promieniowac nawet na szersze kr~gi mlodziezy.<br />
HALINA BORTNOWSKA: ..."Nauczyciele" tez Sq potrzebni, wydaje<br />
mi si~ tylko, ze ich funkcja jest mn.iej typowa, mozna jq za
DYSKUSJA () DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
17<br />
stqpie czytaniem ksiqzek. Funkcja ta bowiem nie zawiera w sobie<br />
tego bliskiego osobowego zwiqzku mi~dzy ludzmi, ktory prowadzi<br />
do uformowania si~ grupy. Nauczyciela mozna zaprosie, zeby wyglosil<br />
specjalistyczny wyklad na ten czy inny temat, to zupelnie<br />
wystarczy. A duszpasterzem jest ten, kto formuje, a nie tylko poucza.<br />
I wydaje mi si~ - to moze brzmiee paradoksalnie - ze to<br />
zadanie wymaga wyzszych kwalifikacji niz wyklad. Chyba do obu<br />
prac potrzeba bardzo wielkich danych osobistych, ale Sq ludzie,<br />
ktorzy na pewno nie b~dq mogli bye nauczycielami dlatego, ze za<br />
malo Sq ekspertami, a z drugiej strony Sq uczeni, ktorzy nie potrafiq<br />
bye swiadkami, poniewaz Sq "za daleko" od prawdy, brak im<br />
wewn~trznego zaangazowania si~ w niq. Sq w stanie precyzyjnie<br />
wykladae to, czego si~ nauczyli. Ale gdyby tak si~gnqe do samego<br />
dna, kto wie, czy duzo by si~ ostalo, gdyby mieli swiadczye 0 tym,<br />
co w nich jest naprawd~.<br />
TADEUSZ ZYCHIEWICZ: Wydaje mi si~ , ze problemu duszpasterstwa<br />
w og6le, zas duszpasterstwa mlodziezowego w szczeg6lnosci<br />
nie da si~ wypreparowae z caloksztaltu zagadnienia Kosciola<br />
w Polsce a moze I szerzej - Kosciola w ogole. Bo - wziqwszy<br />
t~ rzecz "od dolow":<br />
Mowi mi niedawno pewien mlody ksiqdz, ze gdyby chcial brae<br />
tak zupelnie na serio atmosfer~ wychowawczq seminarium, sugerowany<br />
tam typ wychowania, styl myslenia i studiowania, calose<br />
atmosfery, to wlasciwie jedyne wyjscie widzialby w tym, zeby<br />
przestac myslee i nastawie si~ wylqcznie na zdyscyplinowane spelnianie<br />
polecen. Taka opinia moze si~ wydae krancowa - no, ale<br />
cos na rzeczy jednak jest. Ja przynajmniej nie widz~ innego racjonalnego<br />
wytlumaczenia np. faktu, ze ten czy inny biskup nie zawsze<br />
wykazuje inicjatyw~, samodzielnosc i odwaznq roztropnose godnq<br />
nast~pcow Apostol6w z okresu ich dzialalnosci po zeslaniu Ducha<br />
sw. Widocznie tak ich uformowano w czasie studi6w - a jesli<br />
tak, to czegoi mozna wlasciwie wymagae od zwyklych ksi~zy?<br />
Oni tez czekajq na instrukcje, strzygq uchem, skqd wiatr wieje<br />
i jakie Sq tzw. "cynki odgorne", w przerwach wypisujq sprawozdania,<br />
ile rozdano Komunii sw. i tam, gdzie trzeba rozwinqe<br />
jakqs wlasnq inicjatyw~ i przedsi~wziqe wlasne proby - okazujq<br />
si ~ dose bezradni.<br />
Co prawda - mam osobiscie to optymistyczne przekonanie, ze<br />
ci, ktorzy ukonczyli seminaria niedawno, albo tez studiujq teraz <br />
nie dadzq si~ latwo upupie. Mam to przekonanie, bo stykam si~<br />
czasem z tzw. "duchownq mlodziezq" i troch~ wiem, co w trawie<br />
piszczy. To Sq juz zupelnie inni ludzie. Smutne jest jednak, ze musi<br />
si~ przy tym robie "perskie oko".<br />
<strong>Znak</strong> - 2
18 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
M6wi si~ czasem, ze mlody kler b~dzie taki, jakie jest spoleczensiwo<br />
swieckich wierzqcych, sposr6el ktorych rekrutujq si~ sluchacze<br />
seminariow. Jesli tak, to chyba nie jest tak bardzo zle z tym spoleczenstwem.<br />
Ale t~ regul~ mozna tez odwrocic i powiedziec, ze<br />
mlodziez b~dzie do pewnego stopnia tnka, jacy b~dq jej duszpasterze<br />
- 0 ile oczywiscie nie "urwie si~", napotkawszy na swej drodze<br />
kler, przemawiajqcy no. takiej dlugosci fali, kt6ra jest ella<br />
owej mIodziezy wprost nieuchwytna. I jesli rnamy tu m6wic m. in.<br />
o owym "mijaniu siE; z Kosciolem" - to niech mi b~dzie wolno<br />
wylqcznie w swoim prywatnym imieniu rzec takze ito, czego moi<br />
uczeni wspoluczestnicy vV sutannach rzec nie mogC! z tzw. rClcji<br />
cykoryjnych, czyli z poczucia dyscypliny.<br />
Mamy Millenium, tysiqclecie Chrztu Polski, Wielkq Nowenn~<br />
itp. imprezy. Ot6z: jesli ktokolwiek sCjdzi, ze imprezy te znajduja<br />
zywsze echo, zrozumienie i odd z wi~k wsrod mlodziezy alba tez<br />
mniema, ze dzi~ki nim nastqpily lub nastCjpiq jakiekolwiek przelomy<br />
- myli si~ gruntownie. Zadnego przelomu dzi~ki nim nie<br />
bE;dzie. Nie ta "dlugosc fali". Jedno wydaje mi siE; pewne: :ie<br />
mlodziez ni czorta z tego nie rozumie. I rna racjc,;, ze nie rozumie,<br />
bo Sq to rzeczy niepoj~te.<br />
Nigdy nie zdolam pojqC, dlaczego Kosci61 dziala przeciwko sobie.<br />
HALINA BORTNOWSKA: Pierwsza rzecz to deformacja naszych<br />
poglqdow na "rzeczywistosc duszpasterskq". Ciqgle za jmujemy si~<br />
niewieIkim gronem n a s z y chI u d z i, z ktorymi mamy taki<br />
czy inny blizszy kontakt, i ci ludzie jakos "zaangaiowani" zaslaniajq<br />
nam w bardzo wielu wypadkach ogol - szare Ho obecnych<br />
w KoscieIe i jeszcze wi~ksze szare tIo - nieobecnych w Kosciele.<br />
I w parafii i w duszpasterstwie akademickim wytworzylo siE; poczucie,<br />
ze ludimi, za ktorych jestesmy odpowiedziaIni, Sq ci, ktorzy<br />
nawiqzali kontakt z nami. A ta reszta znika z poIa widzenia. Pewnie,<br />
modlic si~ za nich trzeba ogolnie, od czasu do czasu, ale wlasciwie<br />
nic juz wi~cej. I to jest chyba postawa moralnie niewlasciwa.<br />
Drugi problem to miara, jakq si~ przyklada do czynow dobrych,<br />
miara tragicznie minimalistyczna. Kiedy jest dobrze? Gdy nie<br />
zyjq bez sIubu, jesli do kosciola w niedziel~ chodz!j, od czasu do<br />
czasu do spowiedzi, dzieci chrzczq. itp. OczywiScie z "dusz wybranych",<br />
jesli si~ trafiq, mozna wyhodowac cos specjalnego. Nic jest<br />
to jednak miara obowiqzujqca wszystkich. Widz~ w tym zasadnicze<br />
p~kni~cie; brak poczucia odpowiedzialnosci za stworzenie elity<br />
swiadkow Ewangelii w srodowisku duszpasterskim, i brak poczucia<br />
odpowiedziaInosci za tych, ktorzy SCI z daleka i, bye moze, musz,l<br />
nawet pozostae z daleka. Fakt, ze kios nie chce chodzie do spowiedzi<br />
i do· KOfnunii Sw. i w niedziel~ do kosciola, wcale nie
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
19<br />
znaczy, ze nie potrzebuje on jui: poslugi duszpasterskiej. Sq Iudzie,<br />
ktorzy mogq dojse do religii tylko w jakiejs postaci nawpol-swiadomej,<br />
czy w ogole nies\viadomej - i tym, co ma dla nich<br />
zrobie duszpasterstwo, to rozwijanie w nich - stosunku do bliZniego.<br />
Co wlasciwie ci nasi chrzescijanie praktykujqcy robi~<br />
w swoim srodowisku od tej strony? Czy majq nastawienie na<br />
jakqs humanizacj~ swojego srodowiska, na wspolprac~ z w s z e 1<br />
kim i wysilkami skierowanymi w t~ stron~. To wszystko S,!<br />
rzeczy, ktore brzmiq troche:; gomie, ale jednak cos w nich ba1'dzo<br />
jest realnego. Nastawienie "kosciolo-centryczne" duszpasterstwa<br />
jest chyba w jakims sensie pomylkq. Czy tez jest jakqs niezupelnosciq<br />
tego duszpasterstwa? Duszpasterstwo powinno bye teocentryczne<br />
i chrystocentryczne, ale z t q swiadomosciq, ze dla<br />
wieht Iudzi dojscie do Boga to najpierw odkrycie i dojscic do<br />
blizniego. I czy ta droga nie jest w jakims sensie zaniedhana? 'Moze<br />
potrzeba wiele czasu zanim oni od odk1'ycia blizniego dojdq do<br />
odkrycia Boga. Przejscie to moze nawet bye intersubiektywnie<br />
nieuchwytne i nie zawsze musi i moze bye naSZq ludzkq sprawq.<br />
O. KRZYSZTOF KASZNICA: Wydaje mi si~, ze tutaj chodzi 0 dwie<br />
zasadnicze sprawy - jedna to jest dojrzalose ludzka w roznych<br />
aspektach i w roznych podmiotach si~ realizujqca. Dojrzalose<br />
w najpelniejszym tego slowa znaczeniu najpierw i przede wszystkim<br />
duszpasterza akademickiego, kto1'Y stara si~ uniknqe wszystkich<br />
tutaj wspomnianych niebezpieczenstw: zamykania si~, pojscia<br />
po linii najmniejszego oporu, pewnej latwizny itd. Duszpasterza,<br />
ktory potrafi odpowiednio podejse do grupy, z ktorq ma do czynienia,<br />
rownoczesnie z pozycji jakiejs wyzszosci, bo przeciei jest<br />
duszpasterzem, jest starszy, z wyksztalceniem i doswiadczeniem,<br />
a z drugiej strony tei: z pozycji pewnej rownosci, przyjazni, wsp61<br />
pracy. wspolnego szukania. Kontakt z mlodymi powinien bye jak<br />
najbardziej bezposredni, a rownoczesnie, w spos6b dyskretny, kierujqcy<br />
w odpowiednim kierunku. Duszpasterz powinien posiadae<br />
jakqs iskr~, bez ktorej nie ma mowy 0 prawidlowym, dobrym dusz.<br />
pasterstwie.<br />
Nast~pnie: w duszpasterstwie chodzi takze 0 to, zeby mlodziei:<br />
przygotowywac do prawidlowego dojrzewania - chodzi 0 stworzenie<br />
odpowiednich warunkow tego dojrzewania. Jest to niewqtpliwie<br />
faza jakiejs beztroski, zabawy, ale ma ona miejsce po<br />
to, zeby przejse do zycia bardziej odpowiedzialnego, z cieplarni<br />
na szeroki swiat. Trzeba wi~c oddzialywae na mlodziei: tak, zeby<br />
iIll ulatwie dojrzewanie, zwlaszcza wyrobie w nich poczucie odpowiedzialnosci,<br />
zwalczae egoizm.
20 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
TADEUSZ ZYCHIEWICZ: Podstaw~ wszelkich wniosk6w - zwlaszcza<br />
wnioskow "programuj~cych" - musi bye zawsze pewien obraz<br />
sytuacji, uswiadomienie sobie, na czym si~ stoi, jak si~ przedstawia<br />
material fakt6w.<br />
Ot6z dla mnie osobiscie nie jest sprawq dostatecznie jasn~, czy<br />
i w jakim stopniu obrazem takim dysponujemy w sensie bardziej<br />
calosciowym. Oczywiscie: kazdy duszpasterz dysponuje pewnq<br />
sum~ doswiadczen wlasnych i sil~ rzeczy rna jak~s swojq wizj~<br />
sytuacji. No, ale przeciez kazda taka wizja jest wizj~ subiektywnq <br />
a pewne wnioski obiektywizujqce Sq kwesti~ konfrontacji szeregu<br />
wizji subiektywnych. Stqd pierwsza kwestia: czy i w jakim zakresie<br />
przeprowadza si~ takie konfrontacje - pytam 0 to dla<br />
informacji wlasnej - a takze: czy i w jakim stopniu osrodki<br />
duszpasterskie przewidujq i projektujq prowadzenie systematycznych<br />
prac badawczych nad religijnosciq mlodziezy?<br />
Wydaje mi si~, ze takie obiektywizujqce badania Sq konieczne.<br />
Konieczne przede wszystkim z tego tytulu, ze .-<br />
jak zdolalem si~<br />
zorientowae - bardzo cz~sto poslugujemy si~ w tyro zakresie haslami<br />
nieco mylnymi. M6wimy np. 0 post~pujqcej laicyzacji osrodkow<br />
mlodziezowych. Zjawisko to moze istnieje, moze nie istnieje <br />
nie bardzo wlasciwie wiemy, jak to z tym jest - natomiast zdziwila<br />
mnie niepomiernie opinia jednego z bardziej znanych w Krakowie<br />
duszpasterzy mlodziezowych, ktory m. in. dopatrywal si~ symptomow<br />
laicyzacji w tym, ze mlodzi ludzie podajqcy si~ za wierzqcych <br />
utrzymujq kontakty towarzyskie np. z tymi, ktorzy nie chrzczq<br />
swoich dzieci. Zupelnie nie rozumiem, dlaczego fakt owych kontaktow<br />
towarzyskich mialby bye symptomem laicyzacji. Obawiam<br />
si~, ze trudno by np. oskarzae Chrystusa 0 zlaicyzowanie - a to<br />
na tej podstawie, ze utrzymywal kontakty towarzyskie z poganami.<br />
No, a skoro nie wysuwamy tego rodzaju oskarzen - to zupelnie<br />
juz nie wiadomo, dlaczego widzimy symptomy laicyzacji w tym, ze<br />
chrzescijanie nie robiq getta.<br />
A co st~d wynika? Zdaje si~ st~d wynikac, ze pewni duszpasterze<br />
zyjq pod terrorem slow-straszakow i bojq si~ nawet tam, gdzie nie<br />
rna rzeczowych podstaw do strachania si~. Z drugiej strony nie<br />
jest rzeczq dostatecznie wyjasnionq, czy przypadkiem nie okazujq<br />
tez blimpijskiego spokoju tam, gdzie wlasnie Sq podstawy do obaw.<br />
Chodzi mi konkretnie 0 owo "mijanie si~ z Kosciolem". Nie<br />
wiem, jakie Sq w tym zakresie doswiadczenia duszpasterzy, ale<br />
osobiscie wydaje mi si~, ze mijanie takie istnieje. Duszpasterze <br />
jeW konstatujq to zjawisko - sklonni Sq szukac przyczyn i winy<br />
w tzw. warunkach obiektywnych, zewn~trznych, takze i we wlasnej<br />
winie ·mlodziezy. Czy majq racj~? Na pewno majq bardzo duzo
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 21<br />
racji. Istotnie istniej!} niesprzyjaj!}ce warunki zewn~trzne wraz<br />
ze wszystkimi naciskami socjalnymi, psychologicznymi itd. - i na<br />
pewno tez istniej!} takie zjawiska, jak pewna biernose mlodych<br />
ludzi, brak umiej~tnosci samodzielnego myslenia, oportunizm itp.<br />
itd. Mysl~ jednak, ze to jest prawda jednostronna. Brakuje w niej<br />
mianowicie elementu oceny samego duszpasterstwa.<br />
No, dobrze: powiedzmy nawet, ze mlodziez jest ignorancka<br />
i cos tam jeszcze. A co si~ robi, zeby bylo inaczej? W ilu parafiach<br />
istniej!} i dzialaj!} "skrzynki pytan i odpowiedzi"? J ak<br />
dzialajll, jakie daj!} efekty - jesli nie za dobre, to dlaczego? Czy<br />
w og6le istniej!} wypracowane takie metody katechizacji, aby<br />
mogly one "chwycie" wsr6d mlodziezy? Bo jesli maj!} to bye np.<br />
zmiany tajemnic r6Zancowych dla panien i mlodzienc6w, to osobiScie,<br />
gdybym byl mlody, zwialbym gdzie pieprz rosnie, choe nie<br />
mam nic przeciwko r6zancowi. Tu nie chodzi 0 drobiazgi, lecz<br />
o pewn!} wizj~ chrzescijanstwa, kt6r!} si~ prezentuje mlodzieiy.<br />
Osmielam si~ podejrzewae, ze w wielu wypadkach jest to wizja<br />
dobra dla dzieweczek od feretronow, tudziez mlodzienc6w z bractwa<br />
dobrej smierci, ale nie dla normalnych mlodych ludzi.<br />
A kwestia formalna, kwestia samego j~zyka? Ba! - czy rzeczywiscie<br />
jest to tylko problem formy? Te wszystkie rzewnosci z jednej<br />
strony - alba z drugiej r6wnie retoryczne naduzywanie ostrych<br />
sl6w - czy to tylko kwestia formy? Slyszalem na pewnej mszy<br />
dla mlodziezy, jak pewien zakonnik m6wil 0 tym, ze snila mu si~<br />
wlasnie mamusia i podawal to za dow6d niesmiertelnosci duszy;<br />
zas w innym kosciele, takze na mszy mlodziezowej kaznodzieja<br />
nazywal Kolakowskiego durniem. Chcialo mi si~ wtedy rzec: ty,<br />
bracie, nie bqdz taki kozak .- tylko najpierw udowodnij, ze Kolakowski<br />
taki glupi. Jesli udowodnisz, to wyzwisko b~dzie niepotrzebne,<br />
a jesli nie potrafisz - to nie ciskaj mi~chem, bo to<br />
absolutnie nie wystarcza.<br />
Mysl~, ze to nie jest wyl!}cznie problem formy; to jest takze<br />
problem tresci. Po prostu duszpasterze czuj!} przez sk6r~, ze cos<br />
trzeba zrobie, bo jest nie za dobrze - i ciskaj!} si~ pomi~dzy skrajnosciami,<br />
ktore na r6wni Sq do luftu. Mysl~ ze nie trzeba ani rozplywae<br />
si~ w karmelkowych slodyczach, ani tez naduzywae mocnych<br />
sl6w. Nalezaloby po prostu w trybie wewn~trznym przetrawie<br />
problem wartosci chrzescijanstwa pod k!}tem 'mozliwosci percepcyjnych<br />
wsp6~czesnego mlodego czlowieka, pod k!}tem specyfiki<br />
jego sposobu myslenia i reagowania, takze i pewnych - ze tak<br />
powiem - ukrytych t~sknot i na tej podstawie wypracowae 0 d<br />
now a zalozenia, program i metody. katechizacji.<br />
Czy istnieje w og6le jakis osrodek duszpasterski, ktory w sposob
DYSKUSJ A 0 D,USZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
23<br />
wego doswiadczenia. Mianowicie w czasie kilku spotkan ludzi<br />
swieckich pr6bowalismy szukac argumentacji, kt6ra moglaby przem6wic<br />
do wsp6lczesnego czlowieka na rzecz uzasadnienia stanowiska<br />
Kosciola, bardzo rygorystycznego w tym wzgl~dzie. Zd~zylem<br />
wynotowac szesc tego rodzaju racji poswi~cajqc im na pewnych<br />
rekolekcjach w miescie wojew6dzkim cal
_------ - _ _ __ 4 ••_ 4 _ ___ 4 • •• _ • •• ~ ..__•••• ~ ....H<br />
Boga. A teraz sprawa podbudowania wiary. I tu zgodzilbym si~,<br />
ze nalezy szukac nowego podejscia. Par~ dni temu rozmawialem<br />
z pewnym lekarzem, kt6ry wr6cil z Paryza z pierwszego kongresu<br />
poswi~conego psychosomatyce. M6wiono tam dosyc duzo 0 tomizmie.<br />
Mianowicie, ze do tomistycznej koncepcji czlowieka dochodzi<br />
si~ dzis okr~znq drogq, poprzez doswiadczenie w leczeniu ludzi<br />
chorych psychicznie. Kto wie, czy g16wnym orzechem do zgryzienia<br />
nie jest tu kwestia slownictwa... Malo kto, a moze i nikt nie potrafi<br />
przekazae mysli tomistycznej w j~zyku, kt6ry bylby zrozumialy<br />
dla dzisiejszego czlowieka.<br />
HALINA BORTNOWSKA: Poza tym jeszcze jedna podkreslona tu<br />
sprawa: r 0 z nos e mlodzieZy. Przychodzq na uniwersytet ludzie,<br />
ktorzy Sq calkowicie nastawieni na to, zeby ich uczyc religii tak,<br />
jak si~ uczylo w szkole sredniej; kt6rych rozw6j intelektualny<br />
rozpoczyna si~ wtedy, kiedy robiq magisterium. Znam takich<br />
magistrow-inzynier6w, kt6rzy zbierali si~ pMnq nocq aby dyskutowac<br />
nad tym, czy B6g istnieje, jak to w og6le wszystko jest...<br />
ale dopiero wtedy. Nie wczesniej. Kazdy z nas boi si~ bye siewcq<br />
burzy - bo mlodzi, kt6rych znamy, tacy Sq r6wni i grzeczni, tak<br />
by si~ chcieli uczye religii, dowiadywac si~ w co trzeba wierzyc.<br />
Czlowiek staje wobec problemu: po co ja im tutaj b~d~ przewartosciowywac,<br />
potrzqsae podstawami, burzyc wod~ itd. - ale kto<br />
wie czy nie trzeba tego zrobic, aby katechizm ich nie uspil wewn~trznie,<br />
aby nie wyrosli na faryzeuszy, na "pseudo-znawc6w<br />
Boga"!<br />
KS. ADAM BONIECKI: Istnieje znamienne zjawisko jakby szoku<br />
ze strony mlodych ludzi stojqcych dose daleko od religii (ktorych<br />
jest chyba spory procent w srodowisku akademickim), kiedy<br />
zetknq si~ bezposrednio z ksi~dzem, ktory jest jednoczesnie plus<br />
-minus "normalnym czlowiekiem". To dowodzi, ze istnieje w swiadomosci<br />
tych mlodych ludzi pewien model Kosciola - to sprawa<br />
dyskusji, na ile on jest cum fundamento in re - model straszliwie<br />
odstr~czajqcy, bardzo daleki od zycia, absolutnie nie atrakcyjny.<br />
I jest drugi model, mianowicie w swiadomosci duchownych model<br />
srodowiska katolickiego, kt6ry jest grubo przeidealizowany.<br />
Skqd on si~ bierze? Zdaje mi si~ , ze wi~kszoSe nas mimo wszystko<br />
tworzy sobie obraz swiata na podstawie ludzi, z kt6rymi si~ styka<br />
w konfesjonale i wszelkiej pracy duszpasterskiej. Ci zas, jezeli<br />
nawet Sq grzesznikami, to takimi, kt6rym przyszlo do glowy<br />
ukl~knqe u konfesjonalu. Z takimi ludzmi niemal wylqcznie styka<br />
si~ wi~kszosc ksi~zy. I dlatego tworzy si~ za dobry obraz, nie
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
25<br />
calkiem prawdziwy. Spod obserwacji intuicyjnej, na ktorej w duzej<br />
mierze bazuje duszpasterstwo w Polsce, wymyka si~ obraz<br />
rzeczywistosci, ktora jest. Stqd wniosek 0 koniecznosci badan religijnosci<br />
u nas i zapoznawania si~ z nimi. Nie wiem, w jakim stopniu<br />
to rozwiqze spraw~, na pewno nie w pelni, ale pomoze - juz<br />
poznanie tego, co zrobiono, je~t ksztalcqce, chociaz wnioski mogq<br />
bye dyskusyjne.<br />
Drugie bardzo znamienne zjawisko, ktore w Polsce mozna obserwowac,<br />
to stopniowe wylqczanie si~ duszpasterzy w miar~ dorastania<br />
ludzi. Jestesmy z ludzmi na pewno wtedy, kiedy ich zycie<br />
jest w Jakiejs mierze zabawowe. Potem, im ono jest bardziej<br />
serio, tym mniej mamy do powiedzenia, brakuje wsp6lnej plaszczyzny.<br />
Jest faktem, ze duszpasterstwo akademickie obejmuje<br />
cienkq warstw~, a ludzie, kt6rzy wychodzq z duszpasterstwa akademickiego,<br />
najcz~sciej nie Sq obj~ci zadnym specjalnym duszpasterstwem.<br />
Na palcach mozna pollczye duszpasterzy, ktorzy<br />
umiejq dalej kontynuowae t~ prac~ (swojq, lub przyjmowae jq od<br />
duszpasterzy akademickich, np. w postaci duszpasterstwa rodziny).<br />
Jest to chyba przejaw pewnej infantyIizacji duszpasterstwa, wynikajqcej<br />
z nie calkiem poprawnego modelu, 0 kt6rym m6wilem<br />
wyzej.<br />
Dlaczego tak trudno znalezc wsp6Inll plaszczyzn~ z ludzmi, ktorzy<br />
weszli w zycie? Wiadomo, ze w Polsce w tej chwili ludzie Sq zafascynowani<br />
coraz bardziej idealem konsumpcyjnym, idealem "malej<br />
stabilizacji" i dobrobytu: "Nie b~dziemy si~ bawiIi w Judym6w<br />
i Silaczki, w poswi~cenie si~ dla idei". Ideal trudny do pogodzenia<br />
z tragizmem chrzescijanskiej wizji zycia.<br />
Na koniec luzna uwaga: Jezeli jakas linia demarkacyjna przebiega<br />
wsrod mlodziezy, to chyba nie mi~dzy wierzqcymi a niewierzqcymi,<br />
lecz mi~dzy ludzmi, kt6rych stae na zaangazowanie w jakqs<br />
wi~kszq ide~, a tymi, kt6rzy bez wzgl~du na deklaracje ideowe nie<br />
potrafiq (czy nie chcq?) w nic wi~kszego si~ zaangazowae.<br />
O. JOACHIM BADEN!: Niewqtpliwie potrzebna jest statystyka,<br />
ale nasun~ taki obraz: dmucham w ognisko, w popi61; jesli wydob~d~<br />
iskr~, to z tego b~dzie reszta - obiad, cieplo, ognisko, herbata...<br />
Chodzi 0 to, zeby' znalezc t~ iskierk~.<br />
Zdaje mi si~, ze u nas, osob duchownych, trudno jest jq niekiedy<br />
znaleze. Dlatego szukamy r6znych koncepcji, szukamy doktryn,<br />
szukamy tomizmu, szukamy takich czy innych drog - natomiast<br />
rzecz sama w sobie jest prosta, ale za to tajemnicza. Trzeba jq<br />
umiee odczytac. Inaczej nie da rady. Jestesmy nieraz zawiedzeni<br />
tomizmem, doktrynq, zawodzi statystyka, empiria, zawodzi baza,<br />
nadbudowa, rewizjonizm - wszystko, mowiqc popularnie nawala,
26 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIlVI<br />
wszystko kompletnie "leiy". I chcemy wowczas wszystko burzye.<br />
Jest to rzecz przyjemna: wszystko wyburzye, a pozniej zaczynae<br />
od poczqtku, rozdmuchiwae iskierkE:.<br />
Patrzqc oczami wiary wiemy, ie ta iskra jest. Wiemy, ie czlowiek<br />
z natury swojej bardzo by chcial w jakis sposob tE: iskrE:<br />
"chv.rycie". I ie dzisiejszy mlody czlowiek bardzo si~ · 0 niq stara<br />
i mE:czy siE:, jeieli jej nie laple. Jest chory na jej brak. Wiemy:<br />
statystyka samobojstw, statystyka depresji, czarna literatura i film...<br />
To wszystko znane.<br />
Wobec tego co robie? To, czego czIowiek w sobie CZE:sto nie moie<br />
zn-aleze, to znajduje bardzo Iatwo u mlodzieiy. Czy w sensie masowym?<br />
- Oczywiscie nie. Ale tu i tam Sq paIne materialy i trzeba<br />
je troszeczk~ rozdmuchae - troszeczkE:. I wtedy rzeczywistose<br />
fantastycznie nas zaskakuje. Czy to trudne? Wydaje mi siE:, ie<br />
nie. Trzeba tylko uswiadomie sobie kilka rzeczy doktrynalnych,<br />
jak najbardziej tomistycznych. Causa finalis agit alliciendo - przyczyna<br />
celowa dziala urokiem. Trzeba jq w jakis sposob pokazae,<br />
czym ona jest. :le jest Ewangeliq, :lyciem.<br />
Czyli stqd w jakis sposob musi siG pokazac :lycie, i to :lycie<br />
Boie - Boie, niestety, trudno i darmo... Jak to zrobie? - Trzeba<br />
miee bardzo silnq wiar~. I mowie bez iadnych "izmow". Tam gdzie<br />
jest iycie, nie trzeba mowic 0 smierci, bo tam jest iycie bardzo<br />
swiadome psychologicznie. Mlody czIowiek czuje, ie iyje, bo jest<br />
bardzo mlody.<br />
o ile wiem, obecnie teologia odwraca siE: od koncepcji uwazanej<br />
przez wielu za tomistycznq: pojE:cia, pojE:cia i pOjE:cia - do koncepcji<br />
symbolu, Idora jest koncepcjq patrystycznq. Przekazywanie<br />
tego, co jest niewyraialne za pomOCq symbolu. Nad tym bardzo<br />
glowiq siE: mqdrzy ludzie, moina ich w t.ym nasladowae. W mlodzieiy<br />
moi na odnalezc: te symbole. KsiE:iom sprawia to czasem<br />
trudnose. Nie chwytajq nieraz 0 co chodzi, bo Sq zbyt opanowani<br />
przez pojE:cia - row miE:dzy teologiq a zyciem; natomiast chwiejna<br />
mlodziez chwyta raczej przez symbol. Gdy im siE: powie na konferencji,<br />
ie Duch sw. jest plomieniem i wichrem, zrozumiejq.<br />
I jezeli potrafimy takie rzeczy rozdmuchac z iskry, to potem<br />
ogien p6jdzie dalej. Wtedy nie musimy siE: bardzo martwic technika:<br />
jak siG szerzy Kr6lestwo Niebieskie. To jest rzecz trudna do uchwycenia,<br />
jest to misterium.<br />
Ks. JOZEF TISCHNER: Zawsze, kiedy ja sam mialem mowic do<br />
student6w, stawalem w obliczu jednego, zasadniczego problemu.<br />
Wlasciwie nie drE:czyl mnie problem formy czy metody: jakiej<br />
formy uiye, by bye zrozumialym, jakiej metody, by sluchaczy<br />
zainteresowae. Uwazalem, ie te sprawy Sq w gruncie rzeczy trze
DYSKUSJA (j DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
27<br />
ciorz~dne . Pytaniem zasadniczym bylo dla mnie: co wybrac z doktryny<br />
chrzescijaiiskiej, by trafic w sedno potrzeb sluchacza?<br />
Pytanie to mialo zazwyczaj dwa aspekty: co wybrac z doktryny<br />
teoretycznej i co wybrac z doktryny praktycznej. W pierwszym<br />
przypadku chodzilo 0 umiejscowienie odpowiedniego zagadnienia<br />
doktrynalnego w takim miejscu og6lnej wizji swiata moich sluchaczy,<br />
by niejako automatycznie cala ta wizja ulegla przeksztalceniu.<br />
W drugim przypadku chodzilo gl6wnie 0 zaprezentowanie<br />
sluchaczom pewnej ascezy, ale ascezy jednoczesnie fascynujqcej<br />
i tw6rczo inspirujqcej rozw6j ich osobowosci na bazie ich podstawowego<br />
zaangazowania w nauk~.<br />
Jeden i drugi wyb6r inspirowany byl zasadniczo przez wsp6lny<br />
czynnik: wybrac to co zasadnicze i wybrac to, co da si~ przekonujqco<br />
uzasadnic (przekonujqco, to nie znaczy tylko "rozumowo",<br />
to znaczy takze przez odwolanie si~ do :h6del Objawienia).<br />
Problem uzasadnienia byl centralnym moim klopotem. Gdy mialem<br />
do wyboru wzglqd estetyczny, formalny, czy moze artystyczny<br />
konferencji z jednej strony a z drugiej suche, merytoryczne,<br />
ale nie pozostawiajqce wqtpliwosci uzasadnienie, staralem<br />
si~ isc zawsze za uzasadnieniem i rezygnowac z estetyzmu czy<br />
taniego "emocjonalizmu". Oczywiscie, nie wszystko daje si~ "uzasadnic".<br />
Ale wtedy obowiqzuje wiernosc wobec faktycznego stanu<br />
rzeczy: prawdopodobieiistwa niech pozostajq prawdopodobieiistwami,<br />
mozliwosci mozliwosciami a nade wszystko tajemnice niech<br />
pozostanq tajemnicami. Niechaj swiat duchowy chrzescijaiistwa<br />
pozostanie w naszym wykladzie takim, jakim on jest naprawd~,<br />
bez tanich uproszczen i naiwno-optymistycznych "haczyk6w" propagandowych.<br />
Postawa, kt6rq zajmowalem, slusznie czy nie, to inna sprawa,<br />
miala gl~bsze korzenie niz ewentualne moje osobiste upodobania.<br />
Wydaje mi si~ bowiem, ze dzisiejszy kryzys chrzescijaiistwa i katolicyzmu<br />
na gruncie mlodo-inteligenckim jest uwarunkowany przez<br />
swoisty brak wartosciowych i pelnych uzasadnien dla duchowego<br />
swiata chrzescijaiistwa. To, co m6wiE:, jest wieloznaczne, to<br />
prawda, i dlatego musz~ blizej wyjasnic 0 co wlasciwie mi chodzi.<br />
Przede wszystkim uderza mnie cz~sty w duszpasterstwie naiwny<br />
optymizm doktrynalny. Wiqze si~ on z og6lnym profilem chrzescijanstwa,<br />
jaki si~ w jego !"amach prezentuje. M6wi si~ mniej wiCicej<br />
tak: Kosci6l katolicki zna recepty na wszystkie rozwiqzania, filozofia<br />
katolicka rozwiqze ci wszystkie niepokojqce problemy, potrzeba<br />
tylko, abys jq przyjql. I rzeczywiscie: czlowiek uzyskuje<br />
rozwiqzanie problem6w ale w zamian za rezygnacj~ z uzasadnieii<br />
tych rozwiqzan. Podstawowy akt przyj~cia rozwiqzan w tej wersji<br />
chrzescijaiistwa jest nie tylko podj~ty bez uzasadnieii, ale jest
28 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
potraktowany jako rodzaj handlu: ty zrezygnujesz ze swojego<br />
sceptycyzmu a w zamian uzyskasz rozwiqzanie problem6w. Przypomina<br />
mi si~ tutaj dowcip 0 czlowieku, kt6ry si~ kqpal w przer~bli<br />
zimq. "Nie zimno ci tak?" - zapytal go przechodzien, "Nie,<br />
mam skarpetki..." Podobnie z katolicyzmem. W tej wersji duszpasterstwa<br />
naiwno-optymistycznego jest on tym, czym skarpetki<br />
dla czlowieka w przer~bli: pozwala mu wicrzyc, ze nie odczuwa<br />
zimna.<br />
Sprawa rna gl~bsze, niz si~ wydaje, tlo. Wiqze si~ z og6lnym<br />
sposobem traktowania zyeia na gruncie chrzescijanstwa jako sielanki<br />
wyzutej z wszelkiego dramatyzmu i wszelkiego ryzyka<br />
wlasciwego kazdej wielkiej przygodzie czlowieka. Jakqz cen~ zaplaci<br />
mieszczanin za zycie bez konflikt6w, bez dramat6w, za zycie<br />
w atmosferze kojqcej pewnosci, ze si~ rna racj~ tam, gdzie inni<br />
majq wqtpliwosci lub Sq w bl~dzie! A jakq cen~ placi katolicyzm<br />
za to, Ze pozwala na takie wlasnie samopoczucie u wielu swych<br />
dzieei? Chyba t~, ze sam nabiera mieszczanskiego charakteru.<br />
Problem uzasadnien i problem dramatu w katolicyzmie Sq ze<br />
sobq seisle zwiqzane. Uzasadnienie nie moze eliminowac dramatu<br />
a dramat nie moze dyspensowac od uzasadnienia. Prawda, zdaje<br />
si~, lezy w posrodku: po prostu sam dramat jest uzasadnieniem.<br />
Jezeli pewna doza dramatu jest warunkiem narodzenia si~ czlowieka<br />
w czlowieku, jezeli ryzyko zwiqzane jest z kazdym aktem<br />
wolnosci a wolnosc jest prawdziwym zyciem czlowieka, to integraIny<br />
chrzescijanstwu dramat, pewna jego wieloznacznosc czy brak<br />
oczywistosci, jest autentycznym uzasadnieniem chrzescijanstwa.<br />
I zeby to pokazac, trzeba czynic nieustannie wysilki, pytajqc przy<br />
kazdej okazji, dlaczego tak a nie inaczej. Chrzescijanstwo to nie<br />
tylko doktryna, to takze spos6b uzasadnienia doktryny. Jezeli<br />
celem uzasadnienia chrzescijanstwa rezygnuje si~ z uzasadnien<br />
w og6le albo wprowadza si~ obce chrzescijanstwu metody uzasadnien,<br />
sam rdzen chrzescijanstwa ulega wypaczeniu. Dlatego<br />
problem uzasadnien byl zawsze centralnym klopotem w mojej<br />
praktyce duszpasterskiej.<br />
Inny rys "obiegowego chrzescijanstwa", to - rzecz paradoksalna<br />
na tIe wzmiankowanego kryzysu uzasadnien - przerost<br />
swoiscie rozumianej apologetyki.<br />
Ja rozumiem, zyjemy w swiecie, w kt6rym rozgrywa si~ nieustanny<br />
dialog. Czasami jest to dialog na slowa, czasami na pi~sci,<br />
zaleznie od tego, gdzie ktos czuje si~ mocniej. Stqd tez rodzi si~<br />
zapotrzebowanie na maksymalnie intersubiektywnq apologetyk~.<br />
Stqd tez na og61 apologetycznie ustawia si~ konferencje, kazania,<br />
osobiste rozmowy. Powszechne "meblowanie gl6w" staje si~ naczelnq<br />
dewizq i podstawowym prqdem niejednego duszpasterstwa.
DYSKUSJA 0 DlJSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
29<br />
A efekty? 0 odrywaniu chrzescijanstwa od chrzescijanskich uzasadnien<br />
i a-dramatycznym uj~ciu zycia ludzkiego, juz m6wilem.<br />
Inne efekty majq charakter praktyczny. Oto duszpasterstwo<br />
takie doprowadza czlowieka do pewnego poziomu og6lnego "oblatania"<br />
dyskusyjno-swiatopoglqdowego, wyucza czlowieka mlec<br />
"ostatnie slowo" w "dialogu", a potem... pozostawia go samemu<br />
sobie. Czlowiek ten jako tako moralnie si~ prowadzi, na zarzuty<br />
potrafi cos tam odpowiedziec i na tym koniec. Nast~puje impas.<br />
Nie wiadomo, co z takimi ludzmi dalej robic na gruncie chrzescijanstwa.<br />
Co wi~cej: wyglqda tak jakby tym ludziom brakowalo<br />
czegos bardzo istotnego, co charakteryzuje czlowieka zwiqzanego<br />
gl~biej z Ewangeliq a co jest r6wnie trudne do nazwania jak do<br />
uchwycenia. Negatywnie mozna by to tak ujqc: tym Iudziom brakuje<br />
e wan gel i c z neg 0 z rod zen i a. Oni si~ nie rodzili<br />
na gruncie i z gl~bi Ewangelii. Poza tym zresztq nic im jako katolikom<br />
zarzucic nie mozna. Chyba t~ krzt~ drobnomieszczanstwa,<br />
ale kt6z dzisiaj jest bez winy???<br />
I jeszcze jeden rys. Narzucil mi si~ on ostatnio szczeg6lnie wyraznie<br />
a to dzi~ki kontaktom ze srodowiskami zdecydowanie i gl~boko<br />
marksistowskimi. Obserwuj~ tam cos w rodzaju kultu czynu,<br />
zaangazowania w terazniejszosc, dqznosci do przeksztalcania swiata<br />
jak najgl~biej i cz~sto nie baczqc na koszta. My na tym tIe jestesmy<br />
nie tylko bardziej kontemplatywni (to ostatecznie jest zrozumiale),<br />
ale troch~ bardziej "nie z tej ziemi". Jakis rys negatywizmu,<br />
ucieczki, oglqdania si~ na "wladz~" czy innych "bardziej kompetentnych"<br />
a ostatecznie na samego Pana Boga, kt6ry czuwa, wi~c<br />
mozna drzemac. Mysl~, ze brakuje nam ducha zaangazowania<br />
w otaczajqcy nas swiat. Trzeba by troch~ zaszczepic w katolicyzm<br />
ducha Nietzschego czy ducha Bergsona: pierwszego z racji kultu<br />
czynu, drugiego z racji teorii 0 plynqcym i nigdy nie powracajqcym<br />
czasie. Dla marksist6w swiat ma wartosc, bo jest jednym jedynym.<br />
Dia nas prawdziwq wartosc ma swiat, kt6rego tutaj nie ma.<br />
A dla chrzescijanstwa? Dla chrzescijanstwa swiat ma wartose dlatego,<br />
bo istnieje "tamten swiat", kt6ry mu t~ wartose nadaje.<br />
Co robie pozytywnie, aby wyjse z tych zaulk6w bez wyjscia?<br />
Nie chc~ tutaj nikomu dawac rad. Mog~ powiedziec tylko to, co<br />
sam uwazam, ze powinienem robie. Wlasciwie tylko jedno: powr6<br />
cic do tekstu Ewangelii. Odczytae ten tekst inaczej i na nowo.<br />
Ale odczytae majqc do dyspozycji wsp6lczesnq wiedz~ 0 czlowieku,<br />
psychologi~ , fiIozofi~, nade wszystko filozofi~ wartosci i filozofi~<br />
religii. I z tego materialu dopiero wyluskae mozliwie pelny<br />
i autentyczny prom chrzescijanstwa. Aby jednak to zrobie, trzeba<br />
mi bylo wyzwolie si~ od ciqzqcej na Ewangelii i doktrynie chrzescijanstwa<br />
terminologii tomistycznej. Ja rozumiem, ze naraiam si~
30 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
tut.aj \Vielu autorytetom. Ale wydaje mi :;:i~, ze kilkadziesiqt podstawowych<br />
poj~c filozofii tomistycznej to mocno za malo, by<br />
oddac calq zlozonose swiata i bogactwo prezentowanego przez<br />
Ewangeli~ stosunku czlowieka do chrzescijailstwa jako tez jego<br />
drag w tym kierunku. Rozumiem, ze program tutaj nakreslony<br />
jest w znacznym stopniu nierealny. Duszpasterz, nawet akademicki,<br />
nie jest przeciez teoretykiem, lecz przede wszystkim praktykiem.<br />
Ale tak jest tylko pozornie. W gruncie rzeczy musi bye jednym<br />
i drugim. Od wsp6lczesnej katolickiej filozofii w Polsce nie moze<br />
zbyt wiele zaczerpnqe,. co by jakos zarysowalo przed nim w1asciwe<br />
pel'spektywy duszpasterskie i :§wiatopoglqdowe. Jak rzadko kiedy,<br />
mimo olbrzymiej ilosci prac, jest to filozofia z marginesu codziennega<br />
zycia i, co gorsze, z marginesu wsp6lczesnej filozofii w ogale.<br />
Sq to juz jednak ca1kiem odr~bne zagadnienia, w ktare nie mogG<br />
si~ tutaj zapuszczac.<br />
O. JOACHIM BADENI: Trzebu ciqgle wykazywae, ze wszystko,<br />
.co W ogale rna sens w Kosciele, jest zwiqzane z zyciem. Zyciem<br />
osobistym tego czlowieka. "Kto idzie za mn~, zye b~dzie na· wieki".<br />
I to trzeba w jakis sposab egzystencjalnie przekazae.<br />
Czy do tego potrzebny jest tomizm, czy nie? - Wydaje mi si~,<br />
ze tomizm w znaczeniu esencjalnym na pewno nie. To z miejsca<br />
za bUl't~, bo to wszystkich nudzi. Natomiast bardzo moze bye<br />
wazne uchwycenie mysli samego Tomasza z Akwinu, ktary nie<br />
zna1 zupelnie tomizmu, choe tWierdzil, ze istnieje cos, co nazywa<br />
si~ phHosophia perennis, a ktorej mozna si~ wsz~dzie doszukac.<br />
Gdybysmy chwycili tak Tomasza w jego "warsztacie", w jego<br />
otwarciu na wszystlco co jest, i w ten sposob z pomocq jego mysli<br />
przekazali mlodym odpowiednie tresci. Niektarzy dochodzq do tomizmu<br />
nawet przez cybernetyk~ . Rzecz jasna, chodzi 0 jakqs wizj~<br />
tomizmu, jego zasad, a nie 0 odtwarzanie formul. Formu1y mozna<br />
sobie dorabiac - "stwarzac" na poczekaniu.<br />
Czy Hierarchia przeszkadza? Nieraz pewno komus przeszkadza,<br />
ale na ogol 1atwo mozna sobie z tym "poradzic". Nie trzeba si~<br />
pytae biskupa ani kogokolwiek, czy wolno mi glosie, ze Chrystus<br />
to jest zycie, biskup si~ przypuszczulnie z tym zgodzi.<br />
Jednq z zasadniczych spraw jest poslugiwanie si~ nie ideologi!j<br />
(dr~twotq), ale ideami: Co to jest malzeilstwo? Co to jest kaplan?<br />
liturgia? zycie? Co to jest? Rzecz charakterystyczna, umysl ludzki<br />
chce wiedziee, czym rzecz jest sarna w sobie. Mysl~, ze w ten<br />
sposob mozna "przemycic" wszystkie podstawowe idee, nawet<br />
Dionizego Areopagity: 0 doskonalosci, 0 jedni, 0 zyciu, 0 pi~knie,<br />
o dobru, 0 prawdzie, 0 ekstazie - to wszyst.ko mozna transponowac<br />
na zycie dzisiejsze z 1atwosciq, poniewaz mlodziez rna cz~sto nie
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 31<br />
zepsute intuicyjne uchwycenie tych rzeczy. Z kazdej sytuacji<br />
mozna wyprowadzic dia niej i dia siebie calq teoIogi~. To jest<br />
koncepcja. Trzeba umiec czytac znaki czasu: w swietIe Ewangelii.<br />
Podobnie jak czytamy z czerwieni 0 zachodzie slonca, ze b~dzie<br />
",,,iatr.<br />
I-IALINA BORTNOWSKA: Sprawa nowoczesnosci i jednoczesnie<br />
sprawa wyboru w zakresie wykladanej doktryny. Wlasciwie nie<br />
ma tu problemu wyboru. Wybor jest dokonany znacznie wczesniej:<br />
to co we mnie weszlo i wroslo, to mog~ dae innym. W praktyce<br />
doktryna "przesiewa si~" poprzez sito, ktorym jest czlowiek "przepowiadajqcy".<br />
Nie mog~ glosie innych uzasadnien niz te, ktore<br />
dia mnie byly uzasadnieniami. W przeciwnym razie bylibysmy<br />
nauczycielami a nie swiadkami. "Nauczycieli" rnamy dosyc, to<br />
pozycja raczej przegrana. A swiadectwo jest kwestiq odwagi bycia<br />
sobq. I rzeczywistosci osobistych poszukiwan. Jest to sprawa<br />
subteina i trudna. B~dqc w Rzymie, zetkn~lam si~ z srodowiskiem,<br />
ktore zajmowalo si~ ekumenizmem. Spotkania odbywaly si~ w pewnym<br />
domu zakonnym. Bylo dia mnie ogromnym przezyciem, ze<br />
zakonnice, udzieIajqce gosciny temu ruchowi, braly w nim udzial.<br />
I to udzial reaIny. Poszukiwania i rzeczy, k tore si~ tam dziaIy,<br />
nie byly czyms, czemu one towarzyszq modIitwq i podawaniem<br />
kawy. Byla to sprawa, ktora dotyka je osobiscie i dia nich rna<br />
praktyczne, zyciowe znaczenie.<br />
Nauczyciel fizyki powtarza to, czego si~ raz dowiedzial. Z teoIogiq<br />
jest inaczej, w niej trzeba si~ naprawd~ dowiadywac od poczqtku<br />
za kazdym 1'azem, z kaidq grupq Iudzi, z kt61'q si~ pracuje i idzie<br />
razem. Uczniowie Sq wsp6ltowarzyszami drogi, czasem nawet na<br />
zasadzie calkowitej rownosci.<br />
Tu zdaje mi si~ kryje si~ odpowiedz na pytanie, dlaczego tak<br />
trudno kontynuowac duszpasterstwo akademickie, kiedy Iudzie<br />
stajq si~ dorosli. Po prostu dlatego, ze wreszcie przychodzi chwila,<br />
kiedy trzeba by juz bylo wyjsc poza to, do czego si~ juz samemu<br />
doszlo. Nie zawsze jestesmy na to gotowi. Wtedy uczniowie odchodzq<br />
aibo zatrzymujq si~ - nie czyniq daIszych post~p6w.<br />
A zatrzymujq si~ przewaznie dlatego, ze si~ ich nie pchn~lo naprz6d.<br />
Gdzies czytaIam, ze pewien mlody czlowiek prowadzil dyskusje<br />
z pcwnym protestantem i co tydzien przychodzil do swego duszpasterza<br />
przedstawiajqc mu to, co mu tamten powiedzial, i pytal,<br />
co ma mu odpowiedziec. Wreszcie kiedys ksiqdz si~ zniecierpliwil<br />
i powiedzial: "No, powiedz mu, co mysIisz". A on pyta: "Naprawd~?<br />
to mozna?". Wynikla z tego ekumeniczna przyjazn i dwa ciekawe,<br />
cenne powolania. Ale czy byloby tak, gdyby duszpasterz nadal<br />
dostarczal gotowych odpowiedzi?
--'32"<br />
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSi'WIE AKADEMICKIM<br />
W tym mleJSCU tei znajduje si~ kwestip tomizmu. Nie zgodzilabym<br />
si~ wyrzucic go za burt~, nie mog~ tak postqpic, bo jednak<br />
cos z tomizmu we mnie wroslo. W takiej mierze, w jakiej we mnie<br />
wszedl, tomizm jest "m6j". P6ki tomizm jest tylko formacjq<br />
seminaryjnq, szkolnq, ukladem wsp6Irz~dnych, do kt6rego na sHe:<br />
si~ przypasowuje iywe fakty, p6ki jest powtarzaniem oczywistych<br />
banal6w, z tryumfalnym komentarzem, "jak to si~ rzeczywistosc<br />
pi~knie zgadza ze sw. Tomaszem", dop6ty b~dzie on przeszkodq,<br />
a nie pomocq w duszpasterstwie i w iyciu.<br />
Sprawa apologetyki: chcialam zwr6cic uwag~ na jednq i funkcji<br />
apologetyki, kt6rq by moina nazwac szczeg6lnie "wsp6lczesnq",<br />
a mianowicie, ie najlepszq chyba apologetykq dla wielu ludzi<br />
dzisiaj jest powiedziec im, w co n i emu s z q wi e r z y c. Tzn.<br />
przeprowadzac weryfikacj~ rzeczy, kt6re si~ uwaza za prawdy<br />
religijne, czy za prawdy wiary, i pokazywac, kt6re z nich istotnie<br />
Sq nimi, w jaki spos6b zobowiqzujq, i ile w nich jest tajemnicy<br />
i moiliwosci interpretacji, a ile element6w i wyobraien uwarunkowanych<br />
historycznie, wzgl~dnych i podlegajqcych ewolucji i reformie.<br />
Okaie si~, ie mas~ rzeczy w naszej wierze jest balastem.<br />
Ostatnia sprawa: przeczytalam w ostatnich dniach nowq ksiqik~<br />
anglikanskiego biskupa J. A. T. Robinsona. Autor proponuje w niej<br />
rozr6inienie duszpasterstwa eksperymentalnego i duszpasterstwa<br />
kt6re okresla terminem exploratory (badawcze, eksploracyjne,<br />
awangardowe?), i podkresla ie bardzo cz~sto uwaia si~, ie te dwie<br />
rzeczy Sq synonimami. Tymczasem nie. Duszpasterstwo eksperymentalne<br />
miesci si~ w granicach istniejqcych struktur, w granicach<br />
tego, na co juz pozwolono, jakkolwiek wypr6bowuje moZliwosci<br />
tych granic. Mysmy jeszcze nie doszli na pewno do wykorzystania<br />
wszystkich moiliwosci dtiszpasterstwa eksperymentalnego.<br />
Ale nie wiem, czy kiedykolwiek si~ do nich dojdzie bez wykorzystania<br />
tej drugiej formy.<br />
ezy nie potrzebujemy w Polsce takie duszpasterstwa' awangardowego<br />
- ludzi kt6rzyby mogli wyjsc ze schematycznych ram<br />
z calkowitq swobodq i z calkowitym poczuciem, ie instytucja<br />
utrzymuje wi~z z nimi, ale 7..e nie b~dzie w iaden spos6b hamowac<br />
ich ruch6w? Na pewno w Polsce najbardziej masowe duszpasterstwo<br />
polega na utrzymaniu w Kosciele tych, kt6rzy przychodzq<br />
na uniwersytet ze wsi, z tradycjami "normalnego" katolicyzmu,<br />
praktyk koscielnych itd. Jest to rzecz podstawowa, ale czy nie<br />
istnieje takie potrzeba tworzenia si~ wsp61not - w praktyce <br />
zaczynajqcyeh "od zera"? ezy tei raczej od "nieskonczonosci ukryteJ",<br />
wsp61not dialogu i przyjazni?
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 33<br />
O. KRZYSZTOF KASZNICA: Co wybrae do m6wienia i jak to<br />
m6wie. Mysl~, ze nalezy i trzeba koncentrowae si~ dokola postaci<br />
Chrystusa Pana. On jest punktem centralnym w dzialalnosci duszpasterskiej.<br />
W Jego swietle spojrzee na Ewangeli~ (tu - "powr6t<br />
do Ewangelii" a takze nowe odpowiednie uj~cie tomizmu, ktory<br />
jest wlasciwie pr6bq systematycznego uj~cia Dobrej Nowiny),<br />
a samq postae Chrystusa trzeba przedstawie w sposob atrakcyjny,<br />
nie schematyczny. W6wczas apostolstwo b~dzie bardzo chwytalo.<br />
Dojrzalose i Osoba Chrystusa Pana sciSle si~ ze sobq wiqz14, bo<br />
wlasnie On jest wzorem dojrzalosci najpelniejszej.<br />
Ostatni punkt - rezultat naszego dzisiejszego spotkania. Konieczne<br />
mi si~ wydajq jakies ankiety, jakies sondaze odpowiednio<br />
uj~te i opracowane w spos6b wlasciwy przez duszpasterzy i przedstawicieli<br />
mlodziezy akademickiej.<br />
Druga rzecz to eksperymenty. I tu trzeba b~dzie koniecznie<br />
uzyskae zielone swiatlo od Wladz Koscielnych - czasem moze<br />
trzeba b~dzie si~ narazic na "dostanie po glowie", ale to nie<br />
szkodzi. Sobor zach~ca do eksperyment6w.<br />
O. JOACHIM BADENI: Najpierw trzeba pokazac, ze trzeba i ze<br />
warto zye. Potem w jaki spos6b Kosci61 wyobraza sobie zycie. Wydaje<br />
mi si~, ze w swym najgl~bszym przejawie, jest to kwestia<br />
gminy, jakiegos zbioru ludzi bez sztucznych regut, bez zadnych<br />
urz~d6w, bez niczego w og6le. Ci, co chcq, przychrJdzq, ci, co nie<br />
chc14, nie przychodzq. Mlodzi sami zbierajq si~ bez specjalnego<br />
udzialu kaplana - 0 dziwo! - wok61 Mszy sw. Mloda studentka<br />
prawa powiedziala 0 naszych Mszach sw.: ci co tam chodzq, naprawd~<br />
taro nalezq. Chodzi jednak 0 to, zeby wi~z ta byla bardziej<br />
konkretna. Trzeba jq umiee "rozprowadzic". We wsp6lnocie eucharystycznej<br />
jest poczqtek jakiegos organizmu. To mlodziez wyczuwa<br />
bezposrednio. Potem trzeba tylko pchnqe, zeby obudzie jakqs jednose<br />
zycia, w konsekwencji jednosci eucharystycznej. A wi~c<br />
wszystkie moraIne, ziemskie cnoty, np.: kolezeilstwo, latwe wsp6lzycie<br />
z ludzmi. To nie jest ani doktryna, ani instytucja, ani<br />
teoria - po prostu samo zycie.<br />
Rodzi si~ pelna swiadomose zycia u pewnej garstki ludzi, swiadomose<br />
zarazliwa, stanowiqca ferment i zaczyn. Do tego na pewno<br />
potrzebne S14 pewne informacje z dziedziny statystyki, ale najpierw<br />
trzeba mocno zyc samemu.<br />
Wydaje mi si~ tez, ze duszpasterz akademicki bardzo zyska,<br />
jesli chodzi 0 jego wiar ~ , przez kontakt z mlodziezq: wiara jego<br />
bardzo si~ umocni. Inaczej sam zniknie, bo ludzie go zmiotq<br />
z powierzchni, jako czlowieka, kt6ry nic nie daje. Albo tez b~dzie<br />
bardzo zywy i b~dzie nie tylko duszpasterzem, ale pocz14tkiem,<br />
<strong>Znak</strong> - 3
--"-~ ' 3,* DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
ludzkim, narz~dziowym oczywiscie, zycia. Inne sprawy Sq dodatkiem.<br />
Ma to jeszcze urok nowosci - oto czyni~ wszystko nowym.<br />
M6wi si~: robimy wszystko od poczqtku, a w sobie musicie odszukac<br />
cos najbardziej pierwotnego - pragnienie zycia. Odszukac,<br />
odczyscie i pr6bowae wypelnie dobrem. Nie boimy si~ bl ~d6w<br />
instytucji, ani ludzi, bo wierzymy w zycie.<br />
STEFAN WILKANOWICZ: Opisywany przez o. Badeniego typ<br />
wsp6lnoty, jakby "gminy chrzescijanskiej", rna ogromnq wartosc,<br />
sprawdzonq doswiadczeniem. Ale doswiadczenie wskazuje r6wniez,<br />
ze ludzie, kt6rzy przez niq przeszli, podlegajq tak:ie kryzysom<br />
w chwili przejscia od zycia akademickiego do pracy zawodowej<br />
i obowiqzk6w rodziz;mych. Niekt6rzy przezwyci~zali je bardzo<br />
dobrze, inni ze stratami, a stosunkowo duza Hose odpadala, niekoniecznie<br />
zresztq na pozycje antyreligijne czy areligijne. Po prostu<br />
jakos si~ odzwyczajali od zycia religijnego, sprawy religii bladly<br />
i schodzily na margines.<br />
Dlaczego tak si~ dzieje? Oczywiscie mamy' tu do czynienia ze<br />
scieraniem si~ laicyzujqcych czy zoboj~tniajqcych wplyw6w otoczenia<br />
i promieniowaniem zycia nadprzyrodzonego. Jezeli zakotwiczenie<br />
w zyciu nadprzyrodzonym jest bardzo silne, to oczywiscie ludzie<br />
b~dq dalej trwali i promieniowali jako pewnego rodzaju drozdze <br />
osrodki koncentracji. Natomiast w wielu wypadkach ich zakotwiczenie<br />
nie jest na tyle silrle, zeby potrafili sami promieniowae<br />
i cos tworzye, chociaz w ramach pewnego srodowiska, przy jego<br />
pomocy, ich zycie jest aktywne i zywe. Po przejsciu tej nieomal<br />
magicznej granicy dyplomu czlowiek zostaje wlasciwie wyrzucony<br />
za burt~ i musi sam zaczynae calkowicie od poczqtku.<br />
Trzeba jednak zwr6cie uwag~ na socjologicznq stron~ problemu,<br />
w samym zyciu akademickim. Niewqtpliwie jest one w pewnej<br />
mierze cieplarniq (powtarzam tu tezy Klysa z jego referatu na<br />
KUL-u w ramach ostatniego "Tygodnia Spolecznego"). Jest to<br />
Zycie troch~ "na niby". Rzecz polega na tym, ze czlowiek stosunkowo<br />
dlugi okres zycia studenckiego traktuje nie jako z y c i e<br />
p raw d z i w e, ale jako w p raw k ~, jako przygotowanie do<br />
przyszlych zadan. A z drugiej strony odczuwa niech~e do wejscia<br />
w srodowisko doroslych, czasem podswiadomie chce przedluzyc<br />
okres mlodosci. To stwarza ogromne trudnosci przy przejsciu do<br />
normalnego zycia, gdzie nagle wszystko jest zupelnie inaczej.<br />
Wtedy czuje si~ nieprzygotowany, brakuje mu pewnych sprawnoscl,<br />
umiej~tnosci znalezienia swego miejsca. Zazwyczaj jest za<br />
slaby, aby stworzye now'! wsp6Inot~. W zasadzie powinien byl
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADElVIICKIlVI<br />
35<br />
naturalnq drogq przejsc od srodowiska akademickiego do parafii.<br />
No, ale znajdzmy takq parafi~ w Polsce, gdzie by byla jakas tego<br />
rodzaju mozliwosc, gdzie by si~ znalazlo zach~t~ i zrozumienie<br />
dla tych rzeczy. Zazwyczaj kontakt z parafiq sprowadza si~ do<br />
fizycznych kontaktow z ludzmi wpychajqcymi si~ do kosciola<br />
i wypychajqcymi z niego. Duszpasterstwo normalne nie jest nastawione<br />
na tworzenie tego typu wspolnot, zazwyczaj spotykamy<br />
jedynie standardO\~rq, dostosowanq do przeci~tnej, "obslug~ duszpasterskq".<br />
I nawet trudno miec pretensje do ksi~zy, bo po prostu<br />
ich sHy fizyczne i brak czasu nie pozwalajq na podobnq prac~.<br />
Poruszony tu dzisiaj i cz~sto spotykany brak aktywnosci u katolikow<br />
zwiqzany jest z pewnym typem formacji i z brakami<br />
czy deformacjami wiedzy religijnej. Przedluzony okres mlodosci,<br />
okres "przygotowywania si~ do zycia" nie sprzyja wyksztalceniu<br />
si~ "sprawnosci ingerencji w Zycie", sprawnosci podejmowania<br />
odpowiedzialnosci. Inaczej u ludzi, ktorzy wczesnie rozpocz~li<br />
prac~ zawodowq, ktorych osobowosc uksztaltowala si~ juz w warunkach<br />
"prawdziwego" zycia.<br />
Dla duszpasterstwa akademickiego rysuje' si~ tu bardzo wazne<br />
zadanie: usilnie pracowac nad formowaniem postawy zaangazowania<br />
i poczucia odpowiedzialnosei za wszystko, co zycie przynosi,<br />
podejmowania inicjatywy nie czekajqc na zakonczenie przygotowawczego<br />
okresu. Duszpasterstwu stale grozi zaniedbanie tej<br />
strony wychowania, latwo zamienia si~ one w przyjemny sposob<br />
sp~dzania cZp'su, kulturalny, mily, taki gl~boki - i jalowy. To<br />
szalenie mila rzecz. Do starosci mozna uczestniczyc z upodobaniem<br />
w "katoIickich kajakach", tylko nic z tego nie wynika.<br />
Druga strona zagadnienia to gl~boka, teologiczna postawa w stosunku<br />
do swiata zewn~trznego. Mysl~, ze te dwie rzeczy seisle si~<br />
z sobq wiqzq. Tu nalezy zejsc az do fundamentow, zlikwidowac<br />
wszystkie nalecialosci i deformacje, kt6re stwarzajq sztucznq przegrod~<br />
mi~dzy Kosciolem - a swiatem. Paradoksalnie powiedzialbym<br />
(na marginesie XIII schematu), ze sformulowanie Kosci61<br />
a swiat wsp6!czesny w pewnym sensie juz moze kryc w sobie<br />
sprzecznosc. Jezeli si~ bowiem powie, ze Kosci6l jest Ludem Bozym,<br />
to znaczy, ze jego granice i zasi~g nie pokrywajq si~ z socjologicznymi<br />
granicami wsp6Inoty ludzi uwazajqcych . si~ za katolik6w,<br />
zas zagadnienie Kosci61 a swiat wsp6!czesny staje si~ jakby<br />
wewn~trznym zagadnieniem Kosciola. To jest tylko przyklad jak<br />
same nawet terminy wprowadzajq schematy myslowe zwiqzane<br />
ze skojarzeniami, kt6re w samym pUnkcie wyjscia deformujq nasz<br />
stosunek do swiata.<br />
Jeszcze jedna zwiqzana z tym uwaga: wydaje mi si~, ze w tej<br />
chwili w Polsce nie rna ducha apostolskiego. Zanikl. Nie jest to
36 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
zarzut stawiany ksi~zom. duszpasterzom, jest to obserwacja dokonana<br />
takze na sobie samym. A polega to na tym, ze jezeli<br />
w czlowieku wytworzy si~ nawet podSwiadomy zwiqzek pomi~dzy<br />
terminem a p 0 s t 0 1 s two a terminem d z i a I ani e i terminem<br />
or g ani z a c j a - to zdechl pies. Warunki zewn~trzne w polqczeniu<br />
z mentalnosciq czlowieka wsp6lczesnego (np. z jego postawll,<br />
antyapologetycznq) stwarzajll, jakies p6lswiadome przekonanie, ze<br />
jezeli nie rna mozliwosci instytucjonalnego dzialania, to apostolstwo<br />
sprowadza si~ tylko do przykladu. Proces psych~logiczny przebiega<br />
tu tak: najwazniejszy jest przyklad zycia, zycie chrzescijanskie.<br />
Slusznie. Zycie chrzescijanskie, to znaczy modlic si~, starannie<br />
wypelniac obowiqzki, bye dobrym dla innych. To wystarczy. Ale<br />
w praktyce to moze oznaczae biernosc i brak zainteresowania<br />
drugim czlowiekiem, bliznim. Gdy ktos do mnie przychodzi, to<br />
owszem, mile z nim rozmawiam, nawet staram mu si~ pom6c. Ale<br />
jezeli on do mnie nie przychodzi, to jestem szcz~sliwy, ze mog~ si~<br />
zamknqe w sferze swojej prywatnosci, chociaz moze nawet codziennie<br />
modl~ si~ za caly swiat. Ale nie mam tego zmyslu nadprzyrodzonego,<br />
kt6ry by mi kazal szukae ludzi, bye wyczulonym<br />
na ich potrzeby, czuc si~ za nich wsp610dpowiedzialnym - do<br />
tego zas zadna organizacja nie jest potrzebna. Wyksztalcenie takiej<br />
postawy nie jest zresztq latwe w warunkach dzisiejszego przeci~tnego<br />
duszpasterstwa, kt6re jest jednoczesnie masowe i indywidualistyczne<br />
- bo nie tworzy gl~bszej wsp61noty.<br />
O. TOMASZ PAWWWSKI: Zastanawiam si~ takze nad spraWq<br />
absolwent6w, nad sprawq przejscia od cieplarni duszpasterstwa akademickiego<br />
do zycia. Szukamy jakiejs koncepcji, kt6ra by ulatwila<br />
to realne przejscie. Wydaje mi si~, ze - negatywnie biorqc - nastawienie<br />
na "czlow~eka pracy" w og61nej atmosferze zycia akademickiego<br />
jest dosye trudne. Dlatego, ze cale zycie akademickie"<br />
nie tylko w duszpasterstwie, ale na studiach czy poza studiami,<br />
Juvenalia, ulica, czy stol6wka, caly klimat zycia akademickiego<br />
nie jest nastawieniem na prac~. I cale pi~kno i caly urok tej<br />
atmosfery akademickiej wlasnie na tym polega. I tego ludzie<br />
mlodziszukajq, w tym si~ wyzywajq, bo czujq, ze czeka ich praca.<br />
Duszpasterstwo akademickie nastawiajqce ich na czlowieka pracy<br />
byloby dla nich bardzo trudne. Ja si~ nie boj~ rzeczy trudnych,<br />
ale obawiam si ~ , ze nastawienie takie mogloby spowodowae<br />
odejscie niekt6rych. Oczywiscie takie duszpasterstwo mogloby polegac<br />
na formie jakiegos nacisku na obowiqzkowose, na jakqs<br />
bardzo wewn~trznq spraw~ - ksztalcenie sprawnosci, wiernosci,<br />
itd. Ale chc~ tutaj podkreslie wlasnie t~ specyfik~ zycia akademickiego;<br />
duszpasterze nie mogq pozbawiae go tej jego specyfiki
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 37<br />
przez zbyt sUny nacisk na tzw. czlowieka pracy, bo stanq si~<br />
wowczas kims wyobcowanym z klimatu akademickiego.<br />
Sarna koncepcja teoretycznie jest bardzo jakas przyjemna i ciekawa,<br />
natomiast w praktyce... sam juz widzialem trudnosci przy<br />
wyksztalcaniu np. obowiqzkowosci. Mlodzi zaczynajq si~ "bokami<br />
rozlazic", bo to za ci~zkie, bo to juz pachnie przygotowaniem do<br />
przyszlej pracy. Na pewno trzeba przygotowac to przejscie, ale<br />
jakos inaczej.<br />
Towarzyszenie mlodym dalej po "przejsciu" jest takze niezmiernie<br />
trudne, bo srodowisko akademickie zmienia si~ w srodowisko<br />
pracy. Obserwowalismy absolwent6w, ktorzy przychodzili do nas<br />
wiedzeni jakimS sentymentem, czy nawet zlqczeni z nami poprzez<br />
Eucharysti~, lecz bardzo sztucznie to wszystko wyglqdalo i niestety,<br />
koilczylo si~ . Dlatego, ze styl duszpasterstwa akademickiego<br />
to nie byl ich styl, zycia juz wlasnie powaznego, "na serio".<br />
Istnieje najwyzej mozliwosc prowadzenia indywidualnego, towarzyszenia<br />
im osobistego na ich drodze. Takie jednak' duszpasterstwo<br />
nie zatacza szerokich kr~gow .<br />
Trzeba nam czekae na przebudow~ parafii, na nowe wsp6lnoty.<br />
Wydaje mi si~ raczej celowym tworzenie wsp6lnot na terenie<br />
pracy. Tam chyba znajduje si~ rozwiqzanie problemu. Tylko kto<br />
to zrobi? Czy duszpasterze parafialni, czy specjalni duszpasterze,<br />
czy duszpasterzy akademiccy, kt6rzy nie wiem, czy b~dq kompetentni,<br />
bo znajdujq si~ w klimacie mlodym, akademickim, i Sq<br />
zupelnie niezdolni do pracy na terenie tego "powaznego" duszpasterstwa<br />
juz pozaakademickiego? Trzeba niewqtpliwie stawiac<br />
na tworzenie srodowisk wlasnie w swiecie pracy, tylko - kto je<br />
rna tworzyc, prowadzic?<br />
O. JOACHIM BADENI: Wydaje mi si~, ze klimat studencki jest<br />
rzeczywiscie zabawowy, beztroski. Mysl~ tez, ze bardzo trudno<br />
jest takiego mlodego przesadzac od razu w klimat wielkich trosk.<br />
W tym wieku on wlasnie chce bye beztroski - troski b~dq potem!<br />
Jesli potrafimy w jakiS sposob wpoie w niego pewien zmysl spoleczny,<br />
dzialajqcy spontanicznie (nacisku z zewnqtrz mlodziez na<br />
ogol nie znosi), powiedzmy, jakqs wi~z spolecznq; jesli go - dalej<br />
(rzecz "straszna!") - ozenimy dobrze alba wydamy jq za mqz,<br />
to wtedy mamy juz pewne ramy najbardziej zywotne, ramy najbardziej<br />
konkretne: rodzin~! Mlodq rodzin~! Tego typu mlodych,<br />
nowych rodzin jest malo. Ale jednak Sq. Jedne Sq bez pokoju,<br />
bez pieni~dzy i doskonale im idzie. Inni majq pok6j i pieniqdze<br />
i tez im dobrze idzie. Znalezli sobie zycie, zycie zespolowe. Rodziny<br />
te trzymajq si~ razem, i wydaje mi si~, ze cos cennego tu wnoszq.
38 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
Okazuje si~, ze Kosci61 to nie jest tylko kwestia udr~ki, pracy.<br />
Owszem, tu i tam im si~ m6wi, ze b~dzie tez praca. M6wi si~ im:<br />
zr6b cos spoptanicznie dla innych. To jednak bardzo trudno wychodzi.<br />
Nieraz zalamujq r~ce. Mozna pr6bowae jeszcze pokazae<br />
pewien urok spontanicznej pracy dla innych. Czasem to wychodzi.<br />
Druga rzecz to dobre malzenstwo i cala jego problematyka.<br />
Oczywiscie sex jest wielkq rzeczq, ale zdaje mi si~, ze jego problem<br />
jest nierozwiqzalny w og6le, bo zbyt mocno wiqze si~ ze stronq<br />
materialnq czlowieka, co powoduje, ze w og6le trudno 0 nim<br />
m6wie. Trzeba mlodym m6wie 0 milosci, 0 bardzo silnej milosci.<br />
To im si~ strasznie podoba, mozna tak z nimi bez konca...<br />
Wygasajq wszystkie rozmowy i szmery, bo nagle ten ksiqdz cos<br />
mowi 0 milosci. Co on 0 tym wie, on przeciez sexu nie uZywa.<br />
Ale okazuje si~, ze ksiqdz nie wiedzqc nic 0 sexie, jednak duzo wie<br />
o miloSci, bo nie wie z siebie, tylko wie skqdin!!d. MysleIi dot!!d,<br />
ze Kosci61 na tym polega, ze zakazuje sexu. Okazuje si~, ze Kosciol<br />
ma tajemnic~ milosci, i to ich nie nudzi. To jest sakrament.<br />
Jeszcze jedno. Warunki w pracy Sq na pewno inne i bardzo<br />
trudne, ale czy mozna w jakimkolwiek bqdz zawodzie do tego<br />
stopnia przygotowae studenta, ze b~dzie juz inzynierem, lekarzem,<br />
s~dziq, adwokatem, b~dqc dopiero studentem V roku. Chyba jeszcze<br />
nie. P6Zniejsze rozczarowanie jest zdaje si~ nieuniknione w kazdym<br />
kierunk.u zycia - ten skok jest zawsze przykry - "a ja myslalem...<br />
"<br />
Czy mozna mlodemu pomoc? Wydaje mi si~, ze tu mu si~ niewiele<br />
pomoze. Trudno byloby uczye go przedwczesnie obowiqzku<br />
ludzi starszych, niech on b~dzie mlody, niech widzi, ze Bog w pewnym<br />
sensie raczej jest mlodosciq, anizeli starosciq. Natomiast my<br />
za cz~sto Boga przyjmujemy jako starego czlowieka.<br />
Ks. ADAM BONIECKI: Nawiqzuj~ do tego, co mowil o. Badeni<br />
o otwartosci. Otwartose musi bye rozumiana bardzo doslownie.<br />
Srodowiska duszpasterskie nie mog!! bye dla mlodziezy jedynq<br />
grupC! przynaleznosci. Jedynq grupq przynaleznosci stajq si~ najcz~sciej<br />
tylko dla tych niezaradnych, kt6rzy nie mogqc sobie znalezc<br />
innej grupy 19nq do "wspolnot" duszpasterskich, a chyba nie 0 to<br />
chodzi.<br />
Ks. JOZEF TISCHNER: Problem pracy stanowi bardzo istotny<br />
moment. Malo wazne Sq "wsp6Inoty", jakkolwiek si~ je pojmie,<br />
jezeli nie Sq "wsp6Inotami" zaangazowania, pracy. Wspolnota wynili:3<br />
jqca z l~ku przed diaspor!!, z troski 0 zachowanie calosci wiary<br />
W o'Jliczu otaczajqcej czlowieka niewiary, moze przerodzie si~<br />
w g0Ho. Autentycznie chrzescijanskie wsp6lnoty byly zawsze wsp61
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
39<br />
notami zaangazowania nie tylko w swiat nieziernski, ale w swiat<br />
najbardziej ziemski. Byly odskoczniq do tego, by czlowiek przeksztalcal<br />
swiat i w tyrn procesie przeksztalcal takze sarnego siebie.<br />
I chyba sugestie p. Wilkanowicza Sq tego typu, ze wszelki katolicyzm,<br />
ktory nie inspiruje tego, by czlowiek dzieil po dniu<br />
i to juz na studiach cos tworzyl, by surowq materi~ przeksztalcal<br />
w "rzecz humanistycznq", jest katolicyzmem "kulawym", jezeli<br />
w ogole jest jeszcze katolicyzmern. Niewazna jest etykieta "dobrego<br />
parafianina", ale istotna jest postawa "tworzenia", czynienia sobie<br />
ziemi poddanq. A wkazdyrn razie pierwsza nabiera tylko wtedy<br />
sensu i wartosci, gdy wylania si~ z drugiej.<br />
HALINA BORTNOWSKA: Wydaje mi si~, ze zachodzi tu nieporozumienie.<br />
To co Stefan Wilkanowicz powiedzial 0 czlowieku<br />
pracy, nie przeciwstawia si~ elementowi radosci, swobody czy<br />
zabawy. Niebezpieczny jest natomiast fakt, ze coraz bardziej przedluza<br />
si~ zycie na pr6bE:, atmosfera przekonania, ze to, co ja teraz<br />
robi~, nie jest ::-ealnq terazniejszosciq, tylko jest jakos dla przyszlosci,<br />
kt6ra kiedys tam b
40 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
problem przymyka oczy. Bye moze, ze moje pokolenie nigdy nie<br />
mialo mlodosci _. wojna, czasy bezposrednio po wojnie. Nie i:aluj~<br />
jednak swojego los\.l!<br />
O. TOMASZ PAWLOWSKI: Po tych uwagach wydaje mi si~, ze<br />
trzeba mlodego czlowieka uwazae za czlowieka terazniejszej pracy<br />
i przygotowywac go do przyszlosci nie przez zawodowe ustawienie,<br />
lecz poprzez wyrabianie odpowiedzialnosci - na terenie duszpasterstwa<br />
- tej malej odpowiedzialnosci, za codzienne obowiqzki,<br />
wsp610bowiqzki, nie odbierajqc im zarazem atmosfery zabawy,<br />
beztroskiej radosci itd. A druga sprawa, to sprawa domu. Obserwuje<br />
si~ w duszpasterstwie, i:e mlodzi, kt6rzy majq konflikt z domem<br />
(wi~kszose chyba akademik6w dzisiaj popada W · ten konflikt),<br />
z rozmaitych powod6w - wyciekajq z domu na teren duszpasterstw<br />
zostawiajqc swoje rodzinne gniazdo zupelnie osamotnione. Nie<br />
majq w nim (czy nie chcq miee) zadnych obowiqzk6w. Tworzy si~<br />
to, co nazywamy "milosciq na eksport". W duszpasterstwie ci ludzie<br />
Sq' nawet czynni, ale kosztem "terazniejszej" pracy w domu.<br />
W przygotowaniu przyszlosciowym widzialbym jeszcze spraw~<br />
otwartosci duszpasterstw. Wi~kszosc duszpasterstw w Polsce cierpi<br />
na zamkni~cie w gettcie i na cieplarni~ - to jest zresztq problem<br />
zlozony. Fakt tworzenia si~ gett jest wynikiem sytuacji zewn~trznej.<br />
Kazdy novvy czlowiek jest traktowany podejrzliwie. Rodzi si~<br />
l~k grupy. "Bo juz si~ dobrze czujemy, a ten nowy to nie wiadomo,<br />
kto to jest?" Poza tym socjologia m6wi nam, ze male elitarne<br />
grupy ch~tnie si~ zamykajq. Wi~c i duszpasterze cz~sto ulegajq<br />
tej atmosferze, sami si~ zamykajq. Prowadzq przez 2-3 lata t~<br />
samq grupk~ ilosciowo. Czy jakosciowo? - w to nie wchodz~, bo<br />
. moze tam dziala laska i Sq wzrosty pod jej wplywem, ale to wbrew<br />
chyba prawom naturalnym (0 ile to mozliwe, bo jako dominikanin<br />
wiem, i:e Laska zawsze bazuje na naturze), wi~c wydaje si~ podejrzany<br />
sam wzrost jakosciowy grupy. Bez doplywu nowych energii<br />
jest on prawie niemoi:liwy. Nowi ludzie stwarzajq szans~ przewietrzenfa<br />
cieplarni. Oni wprowadzajq nastr6j jakiegos hartu i:ycia,<br />
tego przyszlego i:ycia, bo to Sq nowe problemy, nowi ludzie, nowe<br />
klopoty nadchodzq z nimi. Powstaje problem dogrania si~ "nowych"<br />
- zgrania ze "starymi" i tu stary zesp61 musi si~ wysilic.<br />
Zaadaptowae si~ do nowego. "Starym" si~ nie chce: potem w zyciu<br />
zawodowym tez nie b~dzie si~ chcialo "dopasowac" do srodowiska.<br />
Mysl~, ze i od tej strony trzeba popatrzee na problem przygotowania<br />
mlodziezy do .rzetelnej pracy jui: teraz.<br />
TADEUSZ ZYCHIEWICZ: Prosz~ Panstwa, sledzqc t~ calq dyskusj~,<br />
odnioslem wrai:enie, ze dyskutanci Sq zwolennikami programu,
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
41<br />
czy tez koncepcji "elit"; jakiegos wylawiania "dusz wybranych",<br />
kt6re - po troskliwym podhodowaniu - b€ldq kwitnqc i owocowac.<br />
OsobiScie nie mam nic przeciwko "duszom wybranym": niechze<br />
kwitnq i owocujq, daj im Boze zdrowie. Przyznam si€l jednak, . ze<br />
koncepcja ta nie budzi we mnie entuzjazmu. Po pierwsze dlatego,<br />
poniewaz pachnie to "zawodowym katolicyzmem", czyms w rodzaju<br />
"zawodowej druzyny katolickiej". Nie bardzo umialbym to<br />
umotywowac, nie mam tej rzeczy przemyslanej, ale mam wrodzonq<br />
nieufnose do tego rodzaju zawodowc6w. W grupach takich nader<br />
latwo 0 dewiacje i skrzywienia zawodowe np. w postaci nadmierncgo<br />
zadufania (albo tez r6wnie zawodowej pokory), czy tez pewnej<br />
tendencji do · gettowosci. Po drugie: w praktyce bywa najcZ€lsciej<br />
tak, ze owe grupki majq kr6tki zywot, ich "kwitni€lcie"<br />
trwa akurat tak dlugo, jak dlugo istnieje bezposredni wp!yw i oddzialywanie<br />
ich "kierownika duchowego". Nader rzadko si€l zdarza,<br />
aby owocowaly po ustaniu owego wplywu. I wreszcie po trzecie,<br />
co rzecz najwazniejsza: grozi to powstaniem takiej dwutorowej<br />
sytuacji, w kt6rej paru ludziom poswi€lca si€l maksimum uwagi<br />
i troski, podczas gdy r6wnoczesnie og6l karmiony bywa wystyg!ymi<br />
i nie zawsze strawnymi "otr€lbami" czy tez odpadami tamtych wysilk6w<br />
elitarnych; po prostu - w cichosci ducha - uznaje si€l ow<br />
og6! za obywateli drugiej kategorii. Dla mnie osobiscie rzeczq po<br />
stokroe wazniejszq jest podniesienie ogolnego poziomu duszpasterstwa<br />
bodaj tJ jeden mizerny stopien, niz wyhodowanie paru pokazowych<br />
orchidei, ktore zresztq skqdinqd mogq bye nawet prawdziwie<br />
wspaniale, ale co z tego?<br />
O. TOMASZ PAWLOWSKI: Ale te jednostki, grupki oddzialywujq<br />
dalej na innych jak zaczyn. To jest taki:e droga do mas.
MlODZIEZ<br />
o DUSZPASTERSTWIE <br />
AKADEMICKIM <br />
I<br />
L. B.: Jakq rol~ majq spelniae duszpasterstwa akademickie? Wydaje<br />
mi si~, ze wielorakq. Wymieni~ je nie wedlug hierarchii waznosci,<br />
ale tak jak mi si~ w tej chwili nasuwajq.<br />
Stworzenie mlodziezowego srodowiska ·katoIickiego, stanowiqcego<br />
oparcie moraIne i intelektualne. Szczegolnie wazne jest to<br />
dla bardzo mlodych studentow a takze dla takich, ktorzy w ogole<br />
poprzednio nie zetkn~li si~ ze srodowiskami katolickimi. Two<br />
.rzenie grup przyjacielskich i w oparciu 0 nie ksztaltowanie postaw<br />
moralnych i nowych (bardziej doroslych), opartych na gl~bszych<br />
podstawach form zycia religijnego.<br />
Ksztalcenie (czy w oparciu 0 tomizm, nie wiem). To, co mlody<br />
czlowiek chce wiedziee, to taka wiedza religijna, ktora byiaby<br />
wspolczesna, zrozumiaia i pozostawala w relacji do wiadomosci<br />
wynoszonych ze studiow uniwersyteckich. Tu wazny jest problem<br />
j~zyka i rowniez tresci "wspolczesnej" (duszpasterz powinien dysponowae<br />
wiedzq na temat potrzeb zarowno tych, ktore mlodziez sobie<br />
uswiadamia, jak i tych nieuswiadomionych). Trzeba nauczye nas<br />
wlasciwego podchodzenia do problemow, ktore wynikajq ze sposobow<br />
formulowania wiedzy przekazywanej na studiach, problemow,<br />
ktore nie rozstrzygni~te powodujq przepase mi~dzy wiedzq<br />
zawodowq a religijnq. Wszystko to rna zil1ierzae do przygotowania<br />
mlodych do samodziell1ego zycia. Jakimi srodkami mozna to osillgnqe?<br />
Bye moze przesadq jest wymagae od duszpasterza iskry<br />
bozej, prostoty, otwartych zawsze drzwi, aby byl "l1owoczesl1Y",<br />
orientowal si~ w tym, co si~ dookola dzieje, byl wyksztalcony <br />
mowil nie chowajqc si~ za og6lnikowe stwierdzel1ia i przede wszystkim<br />
dawal swiadectwo swoim zyciem. J ednak to nas wlasl1ie braio<br />
W l1aszych duszpasterzach: ludzkose, prostota, bycie sobq ito, jak<br />
zyli, te zawsze otwarte drzwi, prawdziwa przyjazn i troska 0 nas
MI..ODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 43 .<br />
i 0 nasze sprawy. Znamienne jest, ze mniej bali si~ powiedziee<br />
"nie wiem", niz dae uzasadnienie, ktore niczego nie wyjasnialo.<br />
Zdecydowanie przeciwstawilabym si~ tworzeniu "getta mlodosci"<br />
w ramach duszpasterstwa. Ze swojego doswiadczenia pami~tam<br />
, ze najbardziej interesujqce byly te grupy, ktorym udalo<br />
si~ zatrzymae pewnq ilose osob z ukonczonymi juz studiami. Wyraznie<br />
wzmagajqca si~ izolacja studentow podczas trwania studiow<br />
od srodowiska ludzi pracujqcych - nie jest pozytywnym zjawiskiem.<br />
M. H.: Jeszcze 0 swiadectwie, moze zewn~trznym, jedn ~kze dzialajqcym<br />
silnie i utwierdzajqcym slowa. Spotkalem kaplana, z ktorym<br />
zresztq poza tym, 0 czym pisz~, nie mielismy sobie nigdy wiele<br />
do powiedzenia, nauczajqcego 0 prostocie, ubostwie i milosci blizniego.<br />
Nie byl on "zawodowym" duszpasterzem akademickim,<br />
a mimo to garn~lo si~ don mnostwo mlodziezy. Otoz ten kaplan<br />
zaprosil mnie pozniej na chwil~ do siebie, mieszkal w malenkim<br />
pokoiku na dodatek sci~tym gorq przez dach. Wowczas z trudem<br />
moglem pojqe, jak mozna w ogole tak mieszkae, poza tym nazajutrz<br />
zobaczylem go w otoczeniu ludzi, z ktorymi pozostaje stale<br />
w kontakcie, a byli to najnieszcz~sliwsi, chorzy i kaleki.<br />
Wiem, ze wydawanie sqdu 0 czlowieku na podstawie jego mieszkania<br />
i sposobu zycia jest bardzo powierzchowne i moze bye<br />
krzywdzqce: jasne jest, ze proboszcz wielkiej parafii moze miee<br />
samoch6d i wygodne lozko, jezeli nie chce si~ wykonczye w pierwszych<br />
paru latach, jednak na studenta mniej dzialajq argumenty<br />
natury filozoficznej i to, co trafi do przekonania doroslemu, jemu<br />
nie trafi do przekonania.<br />
Chodzi 0 adekwatnose zycia i slowa, ktore jest wystarczajqco<br />
mocno zbudowane na Bogu. Wydaje mi si~, ze wowczas wszystkie<br />
omawiane metody b~dq skuteczne.<br />
Jeszcze jedno, na temat owej "hazy". Nie wiem, czy duszpasterze<br />
nie zapominajq praktycznie w gorqczce dzialania (choe Sq na pewno<br />
tego w pelni swiadomi, gdy si~ ich zapyta) 0 tym, ze nie rna ludzkiej<br />
sHy na to, aby dotrzee i samemu przemienie czlowieka. Na<br />
dusz~ moze dzialae tylko Bog, ktory dal jej zycie, On jest wlasciwie<br />
jedynym autentycznym "Duszpasterzem". Ale choe brzmi to<br />
paradoksalnie, do skutecznosci swego dzialania wlqcza naSZq ofiar~<br />
i modlitw~. Pewien kaplan zapytany 0 skutecznose swego dzialania<br />
w konfesjonale powiedzial, "no tak, jak si~ modl~, to idq, jak nie,<br />
to nie idq".<br />
To, 0 czym pisz~, nie jest bynajmniej z mojej strony napasciq<br />
na ksi~zy, chodzi mi 0 uwypuklenie bazy, kt6ra czasem z przyczyn<br />
cz-'sto zewn~trznych bywa zaniedbywana. Przypusemy, ze dusz
· 44 MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
""<br />
pasterz akademicki jest zakonnikiem (jest takich wielu), w takiej<br />
sytuacji jakiejz ogromnej sily wymaga pogodzenie obowiqzk6w<br />
zakonnika (brewiarz, modlitwa, czas w pelni spalony dla Boga)<br />
i obowiqzk6w duszpasterza, gdy wiadomo, ze cz~sto jeszcze p6znym<br />
wieczorem po Komplecie dobijajq sit:: ostatni interesanci zapominajqc,<br />
ze Pater musi wstac 0 p61 do piqtej rano.<br />
Moze tu zaistniec pokusa zaniedbania modlitwy i umartwienia<br />
na rzecz dzialania, kt6re jako blizsze i bardziej aktualne wydaje<br />
si~ wazniejsze. A przeciez "Beze mnie nic uczynic nie mozecie",<br />
chocbys z.dolal przyjqc i zalatwic sto ponadplanowych os6b, nie<br />
dotrzesz do ich dusz bez pomocy Boga.<br />
Moze wypisuj~ truizmy, 0 kt6rych wszyscy wiedzq i kt6rych<br />
swiadomie w dyskusji nie poruszono, wydaje mi si~ jednak, ze kazda<br />
autentyczna metoda, za kt6rq stoi autentyzm postaci gloszqcego<br />
Ewangeli~, oparty na modlitwie, wyrzeczeniu i ofierze, b~dzie skuteczna,<br />
nawet wtedy, gdy slowa kaznodziei nie Sq doskonale.<br />
R. M.: Praca duszpasterska jest zawsze w kOIlcu praCq indywidualnq.<br />
Wsp61nie wymawiane slowa Credo w kazdym z nas opierajq<br />
si~ na innych doswiadczeniach, znaCZqC to sarno otrzymujq tyle<br />
zabarwien, ilu ludzi je wypowiada. Kazdy z nas tworzy sobie<br />
szczeg610wy obraz "swego" Boga: nie mozna inaczej. Sens pracy<br />
zbiorowej widz~ w wyr6wnywaniu indywidualnych brak6w, uzupelnianiu<br />
ich az do osiqgni~cia koniecznego minimum wiedzy;<br />
tu duszpasterzami Sq wszyscy dla wszystkich. Dzielenie si~ t ym,<br />
co si~ posiada. Duszpasterz oficjalny jest tu sternikiem dyskusji<br />
i autorytatywnym "szafarzem" Objawienia. Na t~ drugq pozycj~<br />
wyniesc go musi uznanie grupy dla jego walor6w osobowych<br />
i zaufanie, zrodzone z wzajemnego zaufania.<br />
Srodowisko akademickie jest szczeg61nie wyczulone na szczeroM:,<br />
"problemowosc", otwartosc na zagadnienia codziennego zycia.<br />
Zobaczenie duszpasterza jako czlowieka z problemami i wiar'l,<br />
kt6ra rna im sprostac, ksztaUuje mocniej, szczeg6lnie na przyszle<br />
chwile wlasnych trudnosci.<br />
Po okresie studi6w przechodzi si~ zwykle do innych srodowisk.<br />
Dotychczasowe znajomosci "towarzyskie" konczq si~, przyjazn<br />
rzadko bywa uczuciem zbiorowym. To, co zostaje, to pami~c ludzi<br />
na sw6j spos6b wielkich, walczqcych z sobq 0 swi~tosc Zycia <br />
lub ludzi przeci~tnych.<br />
M. K. : Nie rna chyba specjalnych powod6w, aby duszpasterstwo<br />
akademickie wyodrt::bniac sposr6d innych duszpasterstw tego typu.<br />
A niestety cz~sto zapomina si~ np. 0 akcji duszpasterskiej wsr6d
MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 45 •<br />
mlodziezy robotniczej, chlopskiej, czy wsrod ludzi, ktorzy ukonczyli<br />
studia i juz pracujq. Wszystkie te duszpasterstwa powinny<br />
bye organicznie zespolone z zyciem parafii w duzym miescie, malym<br />
miasteczku, czy na wsi. Nie byloby wtedy niebezpieczenstwa<br />
elitarnosci, 0 ktorym tyle mowiono podczas dyskusji. Wydaje mi<br />
si~, ze we wszystkich tych wypadkach chodziloby przeciez 0 jeden<br />
cel ostateczny, ktory usprawiedliwia wszystkie masowe czy bardziej<br />
elitarne akcje duszpasterskie: 0 przeiycie religijne. Jesli tego<br />
nie rna, wtedy wszelkie dzialania Sq niepotrzebne. Wtedy taka grupa<br />
mlodziezowa przeradza si~ w jeszcze jeden dose ekskluzywny sposob<br />
sp~dzania czasu. Wtedy wytwarza si~ niezdrowy snobizm i hermetycznose.<br />
Staje si~ to modne i jako moda dose szybko si~ konczy.<br />
Jak slyszalem od znajomych, wielu grupkom grozi to w dose powazny<br />
sposob. Stanowczo jestem przeciw tego typu grupom. Przede<br />
wszystkim trzeba liczye na kontakty indywidualne duszpasterza<br />
ze studentem czy studentow mi~dzy sobq. Jesli spontanicznie oddolnie<br />
uformuje si~ jakas grupa, to dobrze. Nie nalezaloby raczej<br />
odgornie, w sposob sztuczny stwarzae takiej grupy. Trzeba chyba<br />
bardziej wyjse mi~dzy ludzi, do mieszkan, kawiarni, klubow.<br />
W takim zakresie, w jakim to jest u nas obecnie mozliwe. I tutaj<br />
jest duza rola dla ludzi zaangazowanych juz w katolicyzm. Przyklad<br />
i wspolnota rowiesnikow 0 wiele wi~cej moze, niz to si~ na<br />
pozor wydaje.<br />
Prosz~ jeszcze 0 jednym pami~tae. Nie jest to tylko moje zdanie,<br />
ale i wielu innych ludzi. Nie trzeba nam duszpasterzy, ktorzy doskonale<br />
potrafiq mowie 0 wspolczesnej literaturze, filozofii, czy<br />
filmie. To potrafimy sami. Nam trzeba duszpasterzy, ktorzy<br />
n a s z y m j ~ z Y k i e m potrafiq mowie 0 Bogu, 0 Ewangelii, 0 relacji<br />
Bog - czlowiek. Bo tylko po to tam si~ przychodzi. Wszystkie<br />
inne sprawy mozemy poznae w innych srodowiskach. Jesli ktos<br />
przychodzi do duszpasterstwa akademickiego w innym celu, to<br />
znaczy, ze nie potrafil znaleze sobie innego srodowiska. Wtedy<br />
wlasnie tworzq si~ takie towarzystwa wzajemnej adoracji, w ktorych<br />
nie wiadomo co robie. I to jest wlasnie slabose takich grup.<br />
I jeszcze jedna sprawa. Trzeba liczye si~ z tym, ze istnieje<br />
ogromna potrzeba elementarnej prawie katechizacji i wiedzy religijnej.<br />
0 takich wypadkach, ktore ilosciowo przewazajq, nalezaloby<br />
pomyslee przede wszystkim, a nie tylko 0 ludziach juz w jakis<br />
sposob zaawansowanych. Wiem 0 tym z pierwszej r ~ld, to jest z codziennych<br />
rozmow i dyskusji. Ale tam trzeba juz od razu ukazae<br />
autentyczny, to jest ewa ngeliczny katolicyzm, bez wszelkich zaslon,<br />
otoczek, modyfikacji. Pokazae jego zwiqzek z codziennym zyciem<br />
kazdego czlowieka. To byloby n ajtrudniejsze zadanie duszpasterstwa<br />
akademickiego. Ale chyba jedynie potrzebne.
46 MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
II<br />
DORQTA: Musz~ si~ przyznac, ze choc od pi~ciu lat jestem studentkq,<br />
nie spotkalam idealnego duszpasterza. Mimo ze spotykalam<br />
wspanialych ludzi, bardzo mqdrych, ale jako duszpasterzom brakowalo<br />
im zawsze jednego, mianowicie jakiejs bezposredniosci, kontaktu<br />
na codzieil. ze studentem, wszystko odbywalo si~ na zasadzie<br />
"powiedziano - wysluchano", w przedsionku juz rozmawialo si~<br />
o zaj~ciach, a dyskusja przekladana na srody i piqtki, to juz nie<br />
bylo to, co dyskusja na gorqco, dyskusja nawet w trakcie, to<br />
utrudnialo rozwiqzywanie aktualnych problemow i problem6w poruszanych<br />
w czasie konferencji. Jakie wymagania stawia si~ duszpasterzom?<br />
Trudno mi tak zaraz zebrac wszystko, ale przede<br />
wszystkim - nie stwarzanie dystansu: "ja jako przedstawiciel<br />
Magisterium Ecclesiae, a wy spod ambony", tylko jakas forma<br />
. dialogu, forma dyskusji, w tym sensie, ze duszpasterz cos podaje<br />
ale zawsze z nastawieniem na zainteresowanie, na aktualne potrzeby<br />
srodowiska studenckiego. I tutaj nie trzeba si~ bac nowoczesnosci,<br />
mimo glosow w dyskusji, ze to sztuczne, naciqgane.<br />
Kazdy eksperyment wydaje si~ z poczqtku dziwactwem, ale gdy<br />
potem daje efekty, to okazuje si~ czyms godnym nasladowania.<br />
Postulowalabym tu jak najdalej idqce eksperymenty, nowe formy<br />
dzialalnosci, a nie zamykanie si~ w klasycznych srodkach jak np.<br />
Msza sw., kazanie, ale dyskusja, rozmowy, wycieczki, spotkanili<br />
towarzyskie. Zeby duszpasterstwo akademickie i te fOl'my zycia,<br />
jakie one postuluje, nie byly jakqs enklawq w naszym zyciu, tylko<br />
zeby bylo to organicznie zwiqzane ze wszystkim, co robimy na<br />
codzieil..<br />
Przede wszystkim Ewangelia, ale pokazywana przez epidiaskop<br />
wspolczesnosci. Nie mowic tylko 0 milosiernym Samarytaninie<br />
z Ewangelii, ale w relacji do "teraz" np. 0 czlowieku, ktory wypadl<br />
z tramwaju. Nie tylko Ewangelia, ale r6wniez sprawy etyczne jak<br />
najszerzej poj~te, a poza tym sprawy wsp6lczesnej filozofii katolickiej.<br />
My tak malo wiemy, nie mamy okazji z tym si~ zetknqc,<br />
przedstawienie tego, co w innych gal~ziach nauk nazywa si~<br />
"aktualny stan badan", nowych poglq'dow, nowych myslicieli, co<br />
.jest wnoszone nowego do nauki Kosciola. To by prowokowalo do<br />
dyskusji i dawalo wiele nowego. Czy duszpasterz powinien siac<br />
burz~? Wydaje mi si~, ze ta burza juz jest, jak si~ zdqzylam zorientowac,<br />
w srodowisku studenckim, i nie wiem, na czym by polegalo<br />
jej sianie. Uwazam, ze duszpasterz powinien aktualnie do potrzeb,<br />
ktore wYsonduje, poruszac te problemy, ktore Sq wqtpliwe, a nie,<br />
jak m6wil ks. Tischner - m6wic to, co si~ da bardzo precyzyjnie<br />
udowodnic. Wlasnie uczulac, wyeksponowac te rzeczy, ktore nie Sq
MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
47<br />
naukowo udowodnione, zeby potem nie bylo rozczarowaii i walki<br />
z wiatrakami, ale zeby bylo wiadomo: tu jest miejsce na wiar~,<br />
tu Tajemnice, to naukowo udowodnione. "Siae burz~" to pobudzae<br />
do myslEmia, pobudzae inicjatyw~.<br />
Te formy dotarlyby do tych, 0 ktorych mowil TeiL.~ard de Chardin,<br />
ze chodzq skrajem Kosciola, ze si~ mijajq z Kosciolem. Bo<br />
Msza sw. i Eucharystia - nie powinny bye jedynym kryterium<br />
przynaleznosci do srodowiska, na ktore oddzialywuje duszpasterz.<br />
Powinno bye miejsce dla ludzi, ktorzy wqtpiq, buntujq si~, odchodZq<br />
- wlasnie w tych nowych formach. Czy tworzye gminy duszpasterskie,<br />
dla ktorych warunkiem przynaleznosci bylby udzial<br />
w Eucharystii? Wydaje mi si~ to niesluszr.i e krzywdzqce dla tej<br />
wi~kszosci studentow, ktorzy si~ mijajq z Kosciolem.<br />
MARIA: Co i jak powinni mowie duszpasterze? Konieczne jest<br />
uswiadomienie sobie tego, ze duszpasterze nigdy nie podadzq nam<br />
tego wszystkiego, co chcemy i co b~dziemy chcieli. Mnie si~ wydaje,<br />
ze ich rola powinna si~ sprowadzae do tego, zeby u nas<br />
pobudzie zapotrzebowanie. Zainteresowanie si~ tymi sprawami<br />
i przekonanie 0 potrzebie zagl~biania si~ samemu w te rzeczy. Bo<br />
wiem z doswiadczenia osobistego, ze przez pi~e lat kontaktu z duszpasterstwem,<br />
90% musialam robie sarna pod wplywem duszpasterza.<br />
Po drugie, "sprawy, ktore bysmy chcieli" - tu bardzo istotne<br />
jest nauczenie nas zycia z Ewangeliq na codzieii, bo z tego plynie<br />
wszystko, a wi~c potrzeba intelektualnego pogl~bienia si~ i potrzeba<br />
pracy nad sobq, pogl~biania zycia wewn~trznego, to wszystko<br />
plynie z tego.<br />
HELENA: Nawiqzujqc do poprzedniej wypowiedzi - jakie zadania<br />
stojq przed duszpasterzem - czy rna on uczye czy wychowywae,<br />
jak to rna wyglqdae. Ja si~ opowiadam za duszpasterzem, ktory<br />
"sieje burz~" w tym znaczeniu, ze burzy umeblowanie glowy po to,<br />
ieby na nowo meblowae. W srodowisku akademickim Sq ludzie,<br />
ktorzy chcq si~ dowiedziec czegos 0 sprawach wiary, 0 kt6rych wiedZq<br />
bardzo malo, a to, co wiedzq, bywa cz~sto wypaczone. I wlasnie<br />
to stare umeblowanie nalezy przemeblowac. I dlatego ten, kt6ry<br />
sieje burz~ i wprowadza zam~t zmusza do myslenia.<br />
Student, kt6ry z tym si~ zetknie, wyrabia sobie wlasny sqd<br />
o roznych sprawach. Do tego niezb~dne Sq dyskusje: dyskusje<br />
krytyczne, nawet bardzo krytyczne.<br />
Ale kiedy nastqpie moze dyskusja? To zalei:y oczywiscie od<br />
duszpasterza i wykladu. Wyklad P1usi bye jasny i prowokujqCY do<br />
dyskusji.
48 MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
MONIKA: Chcialabym powiedziee cos kompromisowo 0 sianiu burzy.<br />
Nie wiem, czy sluszne byloby "siae burz~" wsr6d studentow,<br />
ktorzy i tak Sq w tym wieku, w ktorym do burzenia starego, tradycjonalnego<br />
porzqdku w dziedzinie religii dochodzi si~ zwykle samemu.<br />
Tu r6wniez chodziloby 0 ludzi, kt6rzy "mijajq" si~ z wiarq,<br />
a nawet i 0 tych, ktorzy nie tyle mijajq si~, co szukajq, majq wqtpliW0sci,<br />
problemy. Czy rzeczywiscie mozna wtedy burzye do<br />
reszty wszystko, co lqczy ich jeszcze z religiq i czy mozna w ogole<br />
tylko burzye, nie dajqc na to miejsce nic nowego?<br />
PIOTR: Przypomina mi si~ przypowiese 0 kwasie chlebowym. I tak<br />
j1\ chyba t r z e b a interpretowae jako obraz postaw chrzescijanina:<br />
ci1\gle przebudowywanie. Wydaje mi si~, ze to w pocz1\tkowym<br />
okresie przybiera form~ burzy, wywracania, si~ wszystkiego, ale<br />
niewqtpliwie z czasem, gdy czlowiek szereg takich pr6b przejdzie,<br />
speglqda na rzecz bardziej calosciowo i wtedy chyba wyglqda to<br />
juz inaczej. Wtedy, wydaje mi si~, jest to juz swiadoma postawa<br />
chrzescijanska, juz konstruktywna.<br />
MARIA: Istnieje jeszcze problem, kt6ry przydaloby si~ rozwiqzae,<br />
problem zaj~cia si~ mlodziez1\ vi momencie przeskoku na I rok<br />
studi6w. Jest 80-90% mlodzieZy, ktora separuje si~ od rodziny<br />
i wchodzi w nowy swiat; ten swiat zaczyna im imponowac <br />
i teraz problem, zeby jakos tej mlodziezy pom6c znalezc siebie<br />
i t~ prawdziwq nowoczesnose, ten jakis styl bycia. Bo jest si~<br />
jakby wytrqconym z posad i rzeczy male zaczynaj1\ imponowae.<br />
Zeby przynajmniej mlodziez I roku dowiedziala si~, ze istnieje<br />
duszpasterstwo. Wielu w ogole si~ w tym nie orientuje.<br />
DOROTA: Chcialabym poruszyc jeszcze inny problem - dotycz1\cy<br />
metody dzialania. Jestem zwolenniczkq elity w znaczeniu grupy<br />
ludzi zaangazowanych, odpowiedzialnych za siebie i za to, w co<br />
si~ angazujq. Wydaje si~, ze to b~dzie najbardziej owocna forma<br />
pracy posredniej, pracy duszpasterskiej. I tutaj w "elitach" (juz<br />
mowi~ w cudzyslowie) widzialabym czynnik, ktory pozwalalby nawia,zae<br />
kontakt ze srodowiskami areligijnymi. To byliby ludzie,<br />
ktorzy przygotowani do tego intelektualnie i emocjonalnie potrafiliby<br />
nawiqzae kontakt z innymi. Nie mowi~ tu 0 jakims nawracaniu,<br />
ale w forItlie dyskusji i to takiej, zeby bylo wiadomo, jakq<br />
si~ reprezentuje wartosc w srodowisku tak roznym, jak studenckie.<br />
Tu podkreslam jeden aspekt, mianowicie ogromnq odpowiedzialnose,<br />
jakies zobowiqzanie, zeby bye konsekwentnym w kazdej<br />
dziedzinie zycia, pojmowae to jak najszerzej. Obserwujqc wszystkie<br />
ruchy spoleczne, mowiqc najbardziej ogolnie mozna bylo
MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
49<br />
stwierdzie owocnose jakiegos ruchu dzi~ki temu, ze istniala grupa<br />
ludzi zaangazowanych, ktorzy powodowali, ze ideologia stawala<br />
si~ coraz powszechniejsza. Elity Sq zawsze, moze nie zawsze nazwane<br />
i uswiadomione, ale potrzebne. Ksiqdz nie powinien si~ ograniczac<br />
do garstki, kasty... raczej powinien spoglqdae na srodowisko studenckie,<br />
z kt6rym ma do czynienia. Okaze si~ wtedy, ze "elita"<br />
niepomiernie wzrosnie, wzroSnie ilose "ludzi, kt6rymi warto si~<br />
zajlie". Zresztq srodowisko studenckie jest srodowisldem plynnym,<br />
a wi~c trudno mowie 0 jakiejs zamkni~tej elicie.<br />
MONIKA: Zwiedzajqc koscioly w miasteczku uniwersyteckim na<br />
Zachodzie, zobaczylam afisz - czlowiek wsparty ·na r~kach, taki<br />
"dekadencki" - pytam, co to jest. Okazuje si~, ze jest to rzecz<br />
prowadzona przez ksi~zy i przez swieckich katolikow: podany jest<br />
numer telefonu: "Masz klopot - zadzwoil., zabraklo Ci pieni~dzy,<br />
nie masz gdzie spac, nie masz co jese, zakochales si~, jestes chory,<br />
straciles wiar~... ". I taki ktos przychodzi, przedstawia swojq spraw~<br />
i ten ksiqdz nie powie mu zadnego kazania, nawet nie b~dzie nawiqzywal<br />
do spraw religii ...<br />
DOROTA: W iyciu trzeba odr6znie postaw~ katolika od· postawy<br />
czlowieka bardzo etycznie wyrobionego. Cz~sto nas tu przewyzszaj'l<br />
at~isci - w tej postawie wlasnie czysto ludzkiej, w kulturze zycia<br />
z ludzmi. Cz~sto trudno odroznic tego, ktory dziala wedlug zasad<br />
Ewangelii, od tego, kt6ry realizuje w mysl etyki swieckiej poszanowanie<br />
ludzkiej godnosci i ludzkiej wolnosci decyzji.<br />
MONIKA: Jezeli dzialamy dla "dobrego przykladu" z apriorycznym<br />
zalozeniem "ja jestem lepszy" - wykluczamy mozliwosc oddzialywania.<br />
Na "imponowanie postawq" odpowiada si~ wzruszeniem<br />
ramion i stwierdzeniem: "wariat albo swi~toszek".<br />
<strong>Znak</strong> - 4
PAWEt ClEClOT<br />
KARTKI Z DZIENNIKA<br />
1958<br />
Czlowiek jest jakos dziwnie ustawiony w stosunku do otoczenia,<br />
wszystko jedno czy innych ludzi, czy tez przyrody. Jest niewqtpliwie<br />
jej cz~sciq przez swojq natur~ fizYCZllq, a przez swojq naturE:<br />
duchowq jest w jakis spos6b zaskoczeniem.<br />
Wszystko wydawaloby siE: proste, gdyby nie ta natura duchowa,<br />
gdyby nie brakujqce ogniwo w ciqgu ewolucyjnym, kt6re stanowi<br />
jakqs podniecajqcq zagadkE:. Jezeli staniemy na stanowisku istnienia<br />
pozamaterialnej natury czlowieka, to wtedy staje siE: on jakims<br />
dziwnym m0l1strum pozbawionym racjonalnego sensu. Wymyka<br />
siE: wszelkim precyzyjnym okresleniom, wylqcza z ciqgu ewolucyjnego.<br />
Jego natura fizyczna jest mu wprawdzie posluszna, ale tamta<br />
druga polowa staje d~ba. Zaczynamy sobie zdawac spraWE: z paradoksu<br />
naszego istnienia, wszystko zaczyna si~ powoli komplikowae.<br />
Przyjmujqc istnienie jakiejs duchowosci stajemy przed problemem<br />
odpowiedzialnosci za zycie, przestaje ono bye pchaniem prowadzqcym<br />
ku smierci. Wiara staje si~ koniecznosciq.<br />
Po dokonaniu zasadniczego wyboru stajemy w sytuacji, z kt6rej<br />
nie ma unik6w, musimy na nowo i stale wybierac.<br />
Zaczynamy powoli zdawac sobie spraw~ ze swojej niedoskonalosci<br />
a jednoczesnie ogromnej zaleznosci od Boga. Budzi siE: w nas UCZllcie,<br />
kt6re mozna okreslic jako wstr~t do siebie samego, i to jest<br />
poczqtek, kt6ry moze doprowadzie do zalamania, a moze stne s i ~<br />
odskoczniq do ustawienia siE: w prawdzie i do autentycznej pokory.<br />
Trzeba zaczqe od zrozumienia siebie, od rozebrania siE: na c z~sc i,<br />
przeanaJizowania kazdej z nich, zrozumienia, zlozenia razem i zastanowienia<br />
siE:, co z tym wszystkim dalej robie. To jest dobry<br />
poczqtek, bo jest ustawieniem si~ w prawdzie w stosllnku do Boga<br />
i swiata. Wydaje mi siE:, ze prawdziwa pokuta jest jednoznaczna
KARTKI Z DZIENNIKA<br />
51<br />
z prawdziwq pokorq, wyplywa z niej i bez meJ nie istnieje. Jest<br />
ona ehyba zdaniem sobie sprawy z niedotrzymania warunk6w<br />
umowy z Bogiem, ze swej pozycji w stosunku do Niego. Polega na<br />
bardzo pokornym i wlasciwym ustawieniu si~ w hierarehii byt6w<br />
stworzonyeh.<br />
*<br />
Skoilezylem dzis osiemnascie lat.<br />
Powiedz mi, ezy ezlowiek zyje w prawdzie, ezy praeujqc na rzeez<br />
drugieh nie klamie, nie stwarza sobie fikeji milosci blizniego, ezy<br />
nie jest po prostu pozerem w stosunku do innyeh ludzi. Nie wiem,<br />
ezy ezynienie dobra jest peIne, ezy w ogole ezynienie ezegokolwiek<br />
nie jest narkotykiem, ktory zaspokaja nasze dqznosei, ezy<br />
wlasciwie nie powinnismy odstawic na bok wszystkieh fikeji zyciowych,<br />
wydaje mi si~ nawet, ze wi~kszosc otaezajqeyeh i pozqdanyeh<br />
przez nas spraw jest fikejq, jest 0 tyle realna, 0 ile wywiera<br />
na nas wplyw.<br />
Czlowiek, kt6ry osiqgnql pelni~, nie pozqda juz niczego proez Boga<br />
a wlaseiwie pozqda 0 tyle, 0 ile moze go to do Boga doprowadzic.<br />
ezy sensowne jest zajmowanie si~ sprawami, ktore bezposrednio<br />
do Boga nie prowadzq, ezy nie nalezaloby tego wszystkiego odrzueic.<br />
A z drugiej strony ezy posiadam Boga na tyle, by zapelnie powstalq<br />
luk~, wprowadzenie religijnosei na sil~ nie rna najmniejszego sensu,<br />
uwazam, ze na wszystko przyjdzie ezas i ezlowiek w pewnym momencie<br />
poezuje potrzeb~ ofiary, b~dzie to moment dojrzenia owoeu,<br />
a wtedy ofiara staje si~ konieezna, co weale nie umniejsza jej wartosei.<br />
Wydaje mi si~ jednak, ze angazowanie to nie powinno bye<br />
za intensywne, trzeba uwazae, by te sprawy nie poehlon~ly nas<br />
calkowieie, we wszystkim trzeba szukae Boga.<br />
Na razie moze jeszeze robi~ to bardzo niedoskonale, ale niewqtpliwie<br />
chcialbym Go znalezc, choc moze slowo znaleic nie jest tu<br />
najwlasciwsze, Boga wlaseiwie si~ nie szuka, od momentu postawienia<br />
pytania, od momentu wyrzeezenia slowa Bog, ezlowiek<br />
Go odnajduje.<br />
Dalszy proees polega na wgl~bianiu si~ w t~ studni~ bez dna, rozszerzaniu<br />
swojego 0 Nim poj~cia, a poznanie to nie ma granie i zaw~zone<br />
jest jedynie przez naszq ludzkq natur~ .<br />
Tak zwane sprawy swiatowe niewqtpliwie odwodzq od tego, ale<br />
w jakis spos6b pogl~biajq nasze 0 Bogu poj~eie, dajq zrozumienie<br />
swiata, ktory ostateeznie przeciez takze jest bozy.<br />
Nie mozna starae si~ zostac swi~tym na gwalt. Okolieznosci, ktore<br />
wydajq nam si~ niezb~dne juz teraz, nadejdq we wlaseiwym ezasie,
52 PAWEL CZECZOT<br />
trzeba tylko postarac si~ zrozumiec sens tzw. woli bozej i spokojnie<br />
czekac wypadk6w, kt6re z pewnosciq wyjdq nam na korzysc.<br />
Poczekajmy na "znak", ktory nas wysadzi z siodla obecnego zycia<br />
i uczyni jednym z tych powaznych wariat6w, wariat6w, kt6rzy<br />
zycie bio];q na serio.<br />
*<br />
Cz~sto odczuwam wyraznie jakqs obecnosc Boga, nie jest to uzaleznione<br />
od nastroju, moze dziala sytuacja, w jakiej czlowiek si~<br />
znajduje.. Chcialbym zye alba na zapadlej wsi, albo w pustelni,<br />
albo w jakims brudnym mieszkanku na Kazimierzu. Upatrzylem<br />
juz sobie podworko z trzema drzewkami i studniq, ludzie, kt6rzy<br />
tam zyjq, nie zdajq sobie sprawy z tego, co jest w ich posiadaniu,<br />
nie umiejq wykorzystac Boga, kt6ry wypelnia ich pomp~, podw6rko,<br />
trzy drzewka i korytko. A to ma jakis nieprawdopodobny urok.<br />
Boze, czasem wydaje mi si~, ze jakos bardziej tam jestes niz gdzie<br />
indziej, choe wiem, ze jestes wsz~dzie, to jednak zdaje mi si~, ze<br />
jest inaczej. Pisz~ 0 tym jakos bez wyrazu, chcialbym umiee takie<br />
sprawy przedstawiac niejako automatycznie, tak aby r~ka byla prowadzona<br />
od srodka bez kontroli rozumu.<br />
Czasem czuj~ w sobie niesamowicie mocny ladunek uczuciowy, czuj~<br />
Boga skorq i chcialbym to w jakis spos6b wyrazic, alezdaj~ sobie<br />
spraw~ z niedoskonalosci slowa, nie jest to pustym pokorniackim<br />
frazesem, mog~ z czystym sumieniem powiedziec, ze sprawy te Sq<br />
nie do wyrazenia. Chcialbym napisac cos, co mogloby trafic do<br />
drugich, ukazae pewne pytania, kt6re gn~biq nie tylko mnie, ale<br />
i innych. No, ale trudno! nie jestem literatem i nie potrafi~ tego<br />
tak latwo sprokurowae.<br />
Moze lepiej wyraza to, czego chc~, niebieski balkon, zielone skrzynki<br />
i biale petunie w czarnej ziemi. Doprawdy wszystko jakos mowi<br />
za siebie, ale my nie umiemy tego czytac, zqdamy znaku z nieba<br />
a nie potrafimy odczytywac znakow, ktore Sq nam dane choc tyle<br />
ich naokolo, chocby proste milosierdzie.<br />
'"<br />
J ak to jest z t q milosciq Boga? Nigdy nie zdarzylo mi si~ odczuc<br />
tego wyraznie, nigdy nie zdalem sobie sprawy z tego, ze Go kocham,<br />
o ile Go kocham, wydaje mi si~, ze moment stwierdzenia w sobie<br />
istnienia tej milosci moze bye momentem przelomowym, moze<br />
mocno szarpnqe czlowiekiem i zmienie cale jego zycie.<br />
Czekam na moment przyjscia milosci bozej. Bez milosci blizniego<br />
nie ma milosci Boga, ale mimo to, ze Bog utozsamil si~ z potrzebujqcym,<br />
mimo to chcialbym odczue czasem jakqs wdzi~cznosc, takq,
KARTKI Z DZIENNIKA 53<br />
jakll si~ rna do drugiego czlowieka za dobre slowo, przyjazny <br />
usmiech czy bukiecik fiolk6w. <br />
Nie wiem, czy nam zwyklym ludziom dost~pna jest wielka milose <br />
swi~tych, owo plomienne umilowanie sw. Franciszka, Zywe umi<br />
lowanie. <br />
Sqdz~ ze na razie nie, ale mysl~, ze mozemy pr6bowac, bez wzbi<br />
jania si~ w pych~, tej malej wdzi~cznosci i milosci, kt6ra z wdzi~cz<br />
noBci wyplywa. Cala jednak trudnosc polega na zrozumieniu bli<br />
skoSci Boga, jest on dla nas tak bardzo odlegly wlasnie przez swojq <br />
bliskoBC, to tak jak szukamy klucza po calym mieszkaniu, nie przy<br />
puszczajqc, ze moze on tkwic w zamku lub w kieszeni; nie spo<br />
dziewamy si~, ze najprostsze rozwiqzanie moze si~ okazac prawdziwe.<br />
. <br />
Sam nie wiem, jakie ono jest, jest n!ewqtpliwie dla kazdego inne, <br />
osobiste. Poszukajmy tej milosci po kieszeniach a s q dz~, ze uda sip, <br />
jq tam znalezc. <br />
Trudno mi jest zrozumiec problem naszej wielkosci, ale niewqt<br />
pliwie zdaj~ sobie spraw~, ze takie cos istnieje. Nie chc~ tu pisac <br />
o tym, co tysiqc razy powtarzano, 0 wcieleniu, 0 smierci, 0 zblizeniu<br />
si~ Boga do nas, 0 milosci, nie 0 to mi chodzi. Wielkosc polega na<br />
zrozumieniu swej maloBci i sqdz~, ze Sokrates byl wielki wlasnie<br />
przez to, ze zrozumial swojq malosc, sw6j stosunek do swiata, swoje<br />
w nim miejsce. lstota, kt6ra jest naprawd~ mala, nie zdob~dzie si~<br />
nigdy na pokut~, nigdy nie potraff zdac sobie sprawy ze swej znikomosci<br />
nie tyle wobec natury, Be wobec Boga.<br />
I chyba naprawd~ szczyt jest w tej sokratejskiej wiedzy niewiedzy,<br />
w owym szczycie pokory, kt6ry czyni nas naprawd~<br />
wielkimi ustawiajqc w prawdzie, kt6ra sarna jest wielka i tam<br />
gdzie ona jest, przeb6stwia to, czego dotknie.<br />
Slyszalem kiedys legend~ 0 Sw. Graalu, kielichu glinianym, do kt6<br />
rego Aniolowiezbierali krew Chrystusa w czasie J ego M~ki i kt6ry<br />
pod wplywem milosnej kontemplacji przemienil si~ w krysztal.<br />
I tak jest z czlowiekiem, chodzi 0 to, aby ta prawda, kt6rq przyjmie,<br />
wobec kt6rej si~ ustawi, zacz~la promieniowac przez tEl glin~,<br />
z kt6rej przeciez jestesmy stworzeni, a zamieni siE1 w krysztal<br />
niewqtpliwie.<br />
*<br />
o przYJazm nie jestesmy w stanie nic powiedziec, poniewaz nie<br />
jest nam dostE1pna. Wlasciwie osmielam siE1 twierdzic, ze przyjazn<br />
nie istnieje (chodzi mi tu w tym wypadku 0 przyjazn miE1dzy ludzmi; .<br />
przyjazn z Bogiem istnieje niewqtpliwie).<br />
Powiedzial mi ktos "jest to tak jak w stosunkach mi~dzy pojE1ciami<br />
w graficznym przedstawieniu: nigdy k6lka oznaczajqce poj~cia nie
54 PAWEL CZECZO-T<br />
przenikajq siE; calkowicie, bo gdyby tak bylo, pojE;cia bylyby tozsame,<br />
zawsze cZE;SC pozostaje na zewnqtrz".<br />
Nigdy nie bE;dzie mozliwe przenikanie siE; tych dw6ch k61ek i analogicznie,<br />
w najtajniejszych swoich glE;biach czlowiek pozostanie<br />
zawsze sam. Nie natknqlem siE; dotqd na jakqs przyjazn, w ktorej<br />
te dwa kola wymienne bylyby przynajmniej w polowie, szukam<br />
i nie mogE; znalezc. Na razie zastE;puje mi to duza ilosc przyjaciol,<br />
z kt6rymi lqczq mnie stosunki opierajqce si~ raczej na wsp6lnych<br />
zainteresowaniach niz na jakims wewnE;trznym kontakcie.<br />
Szukam, lecz wydaje mi siE;, ze nigdy nie znajdE;, ze przyjazn nie<br />
istnieje, ze najglE;bsza jest mozliwa tylko pomiE;dzy Bogiem a czlowiekiem.<br />
A ziemska przyjazn jest tylko jej namiastkq, jest drogq<br />
do odnalezienia Boga. Szukanie przyjazni jest podswiadomym szukaniem<br />
Boga w ludziach. I po wielu rozczarowaniach na samym<br />
dnie odnajdujemy Boga, bo on jest na poczqtku i na koncu wszystkiego<br />
i gdzie by siE; nie siE;gnE;lo, tam chcqcy czy nie chcqcy natrafimy<br />
na Niego.<br />
A moim zdaniem najiatwiej mozna na Niego trafic badajqc czlowieka<br />
i pozostajqc z nim w jak najblizszych stosunkach, wydaje<br />
mi siE; r6wniez, ze Boga jednak prE;dzej mozna odnaleZc badajqc<br />
stworzenie, kt6rym jest czlowiek, niz stworzenie, ktorym jest swiat.<br />
Co mamy wybrac? jest to problem fascynujqcy. Czy B6g, czy swiat?<br />
Ot6z zdaje n-ii siE;, ze jedno i drugie.<br />
Chodzi tu tylko 0 umiejE;tnosc odkrywania pewnych rzeczy na<br />
nowo. -Poczqtkowo olsni'eni swiatem, nie przygotowani na jego<br />
dzialanie, gotowi jestesmy pasc mu w objE;cia bez zastanowienia,<br />
ale to moze okazac siE; zle, bo sprawy, na kt6re nie jestesmy przygotowani,<br />
mogq nas wciqgnqc, zemlec i wypluc jako juz bezuzytecznych.<br />
To tak jak banda zb6j6w lapie ciebie, abys im pom6g1,<br />
a potem gdy przestaniesz bye uzyteczny, zabija, bys nie wydal<br />
tego, co wiesz.<br />
Trzeba siE; strzec tego, co nieznane i zarazem grozne, ale trzeba<br />
zastosowac tu spos6b, kt6ry zastosowal chestertonowski ,,:iywy<br />
czIowiek" obchodzqc swiat dookola, by na nowo odkrye sw6j Dom.<br />
Musimy spr6bowae obejse swiat dookola, to nam moze duzo dae.<br />
Wtedy b~dziemy w stanie zrozumiec tE; prawdE;, ze nie swiat ma<br />
nas wchIonqc, ale my swiat, ze swiat zawsze p6jdzie za tym, kto<br />
mu ukaze drogE;, chocby mial go zabic z nienawisci. Podchlebianie<br />
zas prowadzi do tego, ze zostaniemy zmieleni i wypluci, wyjaIowieni<br />
i stworzy tylko pustkE; w srodku. Do tego da siE; zastosowac<br />
tzw. teoria balonik6w, kt6re wydmuchujemy sobie, jeden po drugim<br />
az do kOllca.<br />
Czasem idqc ulicq wieczorem widzialem tanczqce gromady ludzi,<br />
lub caIujqce siE; pary. Zdawalo mi siE;, ze oni posiedli szczE;scie.
KARTKI Z DZIENNIKA<br />
55<br />
Pozazdroscilem im tego i postanowilem sam sprobowae. Puscilem<br />
si~ na szerokie wody snobizmu i pozerstwa, pr6bowalem stae si~<br />
wielkim za wszelkq cen~, chcia1em zdobye rozg1os, aby przez to<br />
moc zaimponowae innym, zw1aszcza kobietom, ale zosta1em upokorzony<br />
nie po raz pierwszy, nie mia1em na to danych, by zostae<br />
"swiatowcem", czyms w rodzaju zlotego m1odzienca, a poza tym<br />
nie nadszed1 jeszcze czas na to, nie moglem bye swiatowcem, poniewaz<br />
nie obszed1em jeszcze swiata dooko1a i nie umialem nan<br />
spojrzee od drugiej strony. Dlatego tez zrazilem si~ do tego wszystkiego,<br />
co nie byto winq otoczenia tylko mojq, nie umia1em wlasciwie<br />
spojrzee.<br />
Pomysla1em nad pytaniem, dlaczego rzeczy, ktore Sq same w sobie<br />
dobre, wywierajq na mnie zly wp1yw, chyba bylo to mojq winq<br />
wynikaj,!cq znowu z nieumiej ~tnosci spojrzenia. W kazdym razie<br />
przekonalem si~, ze szcz~scie nie iezy w zaspokajaniu swoich zachcianek,<br />
poniewaz w momencie, gdy ustawal bodziec, pozqdanie<br />
wzrasta10 w dwojnasob.<br />
Trzeba go zatem szukae gdzie indziej. P6zniej zrozumia1em, ze kazda<br />
rzecz moze dae szcz~scie pod warunkiem, ze si~ na niq w1asciwie spojrzy,<br />
to znaczy kazdq rzecz mozna zle lub dobrze wykorzystac.<br />
Na drzewie mozna si~ powiesic, ale mozna z niego zrobie wiele<br />
pozytecznych rzeczy. Chodzi 0 to, zeby si~ nie dac powodowac<br />
okolicznosciom i przez to nabrae wlasnej godnosci, wewn~trznego<br />
postawienia si~ w stosunku do otoczenia. Trzeba zobaczye swiat<br />
od tej drugiej strony, niejako od podszewki, w pewnym sensie<br />
trzeba go przenicowac i ujrzec go takim, jakim jest naprawd~, co<br />
nie jest 1atwe i wymaga wielkiego wyrobienia wewn~trznego.<br />
Nie myslcie, ze mnie si~ to udalo, ale zdaje mi si~, ze takie podejscie<br />
jest wlasciwe i ze wtedy b~dziemy mogli wybrac i swiat<br />
i Boga, jedno i drugie nie b~dzie wtedy sobie wzaJem przeszkadzae,<br />
bo konflikt jest tylko pozorny, wynika z niedoskonalosci naszej<br />
natury i z tego, ze nie umiemy z gl~bie swiata: Konflikt pomi~dzy Bogiem<br />
a prawdziwym swiatem nie istnieje, istnieje jedynie pomi~dzy<br />
Bogiem i zlem, kt6re jest wytworem swiata, ale swiatem niewqtpliwie<br />
nie jest. Gdy doszed1em do wniosku, ze pewne sprawy, chociaz<br />
dobre, nie dajq mi zadowolenia, spr6bowa1em poszukae dalej,<br />
wydawalo mi si~, ze moze to dac nauka, wiedza filozoficzna, ale<br />
zn6w nie umialem poszukac kolo siebie, zdawalo mi si~, ze wiedza<br />
lezy daleko w lndiach za oceanem. Marzylem, zeby tam wyjechac,<br />
zeby znalezc swojego mistrza, ktorego wyobrazalem sobie koniecznie<br />
jako Hindusa, czlowieka, ktory wiedzialby wszystko 0 wszystkim,<br />
znal rozwiqzanie wszystkich trudnosci. Na razie szukalem<br />
wsr6d swoich, ale ci wiedzieli a bo malo, alba nic. Pozniej odrzucHern<br />
lndie, i zn6w popclnilem blqd.
56 PAWEt. CZECZOT<br />
Trzeba bylo zastosowae metod~ obchodzenia swiata dookola i zaakceptowae<br />
z czystej nie transponowanej przez teozof6w filozofii<br />
indyjskiej to, co zaakceptowae si~ dalo.<br />
Teraz stoj~ przed problemem, kt6ry bye moze jest namiastkq problemu,<br />
przed jakim stan~lo chrzescijanstwo po odkryciu pism<br />
Arystotelesa: alba odrzucie albo przyjqe. Wszak dotychczasowa<br />
infiltracja ~ystotelesa byla przyczynq wylqcznie herezji. Jednak<br />
Tomasz wykazal, ze i Arystoteles moze bye chrzescijanski.<br />
Teraz my stoimy przed ogromnq niezbadanq skarbnicq wiedzy<br />
Wschodu, kt6rq przyjdzie nam zaakceptowac alba odrzucic. I znow<br />
dotychczasowa infiltracja Wschodu byla szkodliwa, Koscial nie<br />
mogl si~ przeciez podpisae pod pokr~tnq teozoficznq interpretacjq.<br />
Lecz przeciez trzeba cos z tym zrobic, musi znalezc si~ filozof,<br />
kt6ry podjqlby si~przyswojenia calej mysli Wschodu dla chrzescijanstwa.<br />
Bo przeciez wszystko, co dobre, naleZy do niego w jakis<br />
spos6b.<br />
Ostatnio zaczqlem uczye si~ czekae, trudna to sztuka, ale nie chodzi<br />
mi w tej chwili 0 spraw~ czekania w ogonku po mi~so czy po bilet<br />
do kina, choe i to w pewnym sensie wchodzi w zakres problemu.<br />
Czekac na co? Na to, co si~ rna stac.<br />
Cz~sto rozmawiam z przyjaci6lmi na temat doskonalosci, swi~tosci,<br />
wi~kszosc denerwuje si~, ze post~p, 0 ile jest, idzie tak powoli,<br />
chcieliby poznac metody przyspieszania tego rozwoju, tymczasem<br />
nie wiedzq 0 tym, ze post~pu nie mozna uczyc, czlowiek uczy si~<br />
sam przez zycie, uswi~ca si~ niejako przy okazji. Uczenie na sil~<br />
moze naprowadzic na falszywq drog~, 0 ile nie zwichnqe charakter.<br />
Gdy kwiat rosnie i rozwija si~, troskliwy ogrodnik nie pcha paluch6w<br />
do pqczka, aby przyspieszye jego rozkwitni~cie, podlewa go<br />
jedynie i chroni, aby nie zaszkodzily mu przymrozki. Tak sarno<br />
jest z czlowiekiem, trzeba nauczye si~ sztuki podlewania a nie<br />
kierowania czy raczej popychania, tak aby kazdy magi wyrosnqc<br />
na takiego, jakim jest a nie bye jezuitq, karmelitq czy benedyktynem,<br />
bo to go w jakis spos6b zaw~za. Dlatego wydaje mi si~, ze<br />
w dobrych klasztorach przelozeni pomagajq rozwijac si~ zakonnikowi<br />
w ramach reguly a nie wtlaczajq go bezmyslnie w jej<br />
. kanony.<br />
Staram si~ zrozumiec, ze wydarzenia w zyciu Sq przez Boga tak<br />
obmyslane, ze przychodzq w najkorzystniejszym momencie. Nam<br />
si~ moze wydawac, ze wyrzqdzajq szkod~, podczas gdy one nam<br />
tylko pomagajq, zwracajq uwag~ we wlasciwym kierunku, choeby<br />
byly nawet bolesne. Wszystko rna swoj czas, dia kazdego wydarzenia<br />
mUSZq wypelnie si~ dni. I wydarzenia te nas wychowujq.<br />
Bog sprawia, ze we wlasciwym czasie napotykamy wlasciwych<br />
Iudzi, choc moze nie spodziewalismy si~ tego. Mistrza odnajduje
KARTKI Z DZIENNIKA<br />
57<br />
si~ w momencie, kiedy przygotowani jestesmy na przyj~cie jego <br />
nauki. <br />
Czasem, gdy zobaczymy lub dowiemy si~ czegos za wczesnie, <br />
jestesmy wytrqceni z r6wnowagi i nie wiemy, jak si~ do ·tego <br />
ustosunkowac. Czasem spowiednicy usilujq aplikowae pewne me<br />
tody doskonalenia si~, kt6re Sq w danym momencie szkodliwe, <br />
podczas gdy p6Zniej moglyby okazac si~ zbawienne w skutkach. <br />
Tym tlumacz~ sobie r6wniez to, ze gdy czasem usiluj~ cos prze<br />
prowadzie i nie udaje mi si~, znaczy nie nadszedl jeszcze czas <br />
na to.<br />
*<br />
Jeszcze troch~ 0 obchodzeniu ziemi dookola, tym razem chodzi<br />
o miejsca, w kt6rych si~ dobrze czujemy, gdzie odpoczywamy,<br />
o ludzi dzialajqcych na nas dodatnio.<br />
Zauwazylem mianowicie, ze srodowiska takie po pewnym czasie<br />
powszedniejq, stajq si~ nudne i wr~cz denerwujqce, od czego to<br />
moze zalezec?<br />
Znam par~ takich miejsc, ale poczqtkowo dzialanie ich na mnie bylo<br />
bardzo powierzchowne, ograniczalo si~ tylko do impresji, przelotnego<br />
wrazenia, wywolanego sytuacjq i nastrojem chwili. Powodowalem<br />
si~ cz~sto takimi nastrojami, zadalem wi~c sobie pytanie,<br />
czy moje przyjaznie nie Sq zbyt powierzchowne, zar6wno w stosunku<br />
do miejsc jak i do ludzi z tymi miejscami zwiqzanych.<br />
I co gorsza doszedlem do takiego wniosku. Co robie? I zn6w pojqlem,<br />
ze trzeba ziemi~ obchodzie dookola, musz~ spr6bowac opuscic te<br />
miejsca i powr6cic do nich zn6w, przyjqe je inaczej, na nowo<br />
odczytae, popr6bowac ustawie w prawdzie. Bo rozczarowanie nie<br />
bylo winq danego srodowiska, byto winq wylqcznie mojq, poniewaz<br />
ja nie potrafilem dojrzee brak6w danej rzeczy i ustawilem<br />
jq za wysoko, nie tam, gdzie bylo nalezne jej miejsce, i tu byl<br />
blqd. Zqdalem boskosci od rzeczy ludzkich, kt6re z natury swej<br />
boskie nie Sq, majq cZqstk~ boskosci przez lask~, ale nie Sq boskie<br />
w stu procentach. Blqd byl m6j, poniewaz rzecz ukazywala mi si~<br />
takq, jakq byla, nie podsuwajqc zadnych lepszych ani gorszych<br />
stron. Ja nie umialem wnikliwie spojrzec na spraw~, nie umialem<br />
jej przeanalizowac i stqd rozczarowanie. Zdaje mi si~, ze od wielu<br />
rozczarowan uwolnilibysmy si~, nie wymagajqc od rzeczy i ludzi<br />
ponad ich miar~ i nie grzeszqc w ten spos6b wobec swych bliznich.<br />
Podczas gdy jestesmy pelni wyrozumienia dla swych slabosci, nie<br />
mozemy si~ zdobyc na to sarno w stosunku do innych. Zqdamy<br />
od ludzi, aby byli bogami, kt6rymi nie Sq i nie b~dq w tym zyciu.<br />
W tym miejscu mozna zastanowic si~ nad problemem rozpadania<br />
si ~ przyja£ni. Najcz~sciej polega to na wzajemnym rozczarowaniu
58 PAWEL CZECZOT<br />
si~ do siebie. Jedna osoba oSqdzi, ze druga jest idealem i na<br />
odwrot, a po blizszym poznaniu wychodzq na jaw wszystkie braki<br />
danego czlowieka, druga strona nie umie spojrzec prawdzie w oczy<br />
i tak jak dotychczas byla swym przyjacielem zafascynowana, tak<br />
teraz pot~pia go twierdzqc, ze si~ zawiodla. W jednym i drugim<br />
wypadku zostal popelniony blqd, w pierwszym ustawilismy czlowieka<br />
zbyt wysoko, w drugim zbyt nisko, ani jedno ani drugie<br />
ustawienie nie bylo prawdziwe, rozczarowanie wynikalo zatem<br />
z klamstwa, z klamliwej postawy wobec drugiego czlowieka.<br />
I tu znowu trzeba obejsc ziemi~ i powrocic do tej samej osoby,<br />
obejrzec jq z innej strony i przekonac sif~ 0 jej wadach, ale jednoczesnie<br />
i 0 zaletach, ustawic jq w prawdziwym swietle i nie<br />
krzywdzic ani zbytnim poniianiem ani zbytnim wywyiszaniem.<br />
Czyli wlasciwie wszystkie rozczarowania w stosunku do rzeczy<br />
i ludzi wynikajq z klamliwego ich ustawienia, dostrzegania nie<br />
istotnej ich wartosci ale tego, czego my oczekiwalismy od nich.<br />
Mamy swoj wyimaginowariy ideal i pod niego podstawiamy ludzi,<br />
nie umiemy ich przyjqc takimi, jakimi Sq, poniewaz i my nie<br />
jestesmy doskonali.<br />
Coi to jest klamstwo, czy to jest pospolite oklamywanie ludzi<br />
przez falszowanie i czynienie falszu. Owszem, i to tei, ale zdaje<br />
mi si~, ' ie pod termin klamstwo moina podciqgnqc wszystko to,<br />
co niezgodne z prawdq. Zegarek klamie pokazujqc falszywq godzin~,<br />
m~iczyzna klamie calujqc kobiet~, ktorej nie kocha, nie<br />
musimy uciekac si~ do grubego falszu, aby natrafic w iyciu na<br />
klamstwo, ktore jest w s z~dzie .<br />
Klamstwo jest falszywym ustawieniem si~ w stosunku do siebie<br />
Boga i ludzi, w momencie gdy zaczynamy wykonywac cos, co<br />
odwodzi nas od Boga, zaczynamy klamac iyciem i dlatego napisalem<br />
0 tym, ze kaidy grzech jest w jakis spos6b ldamstvvem,<br />
poniewai jest wycofywaniem si~, nieczynieniem pravvdy. "Mow<br />
zawsze prawd~" m6wHa mi matka, ale zapomniala dodac - czyn<br />
zawsze prawd~; coi z tego, ie ani jednym slowem nie sklamales,<br />
gdy klamiesz stale swoim iyciem.<br />
Gdy ludzie uwaiajq ci~ za dobrego i szlachetnego a ty w rzeczywistosci<br />
jestes inny, ukrywasz swoje zwierz~ pod koldrq i nie<br />
ukazujesz go ludziom, nie wypuszczasz go i przed sobq, a to jest<br />
w pewnym sensie takie klamstwem.<br />
Zastanawialem si~ nad swoim miejscem na ziemi, jaka jest tu<br />
moja pozycja i co wynika z ustawicznego niepokoju, ktory nie<br />
ustaje bez wzgl~du na napi~cie religijne. Zauwaiylem je takie<br />
u innych ludzi, u kt6rych stosunek do Boga jest nijaki lub<br />
przychylnie obserwujqcy. Niepokoj jednak istnieje i wzmaga si~<br />
w miar~ rozwoju myslenia kategoriami roiniqcymi si~ nieco od
KARTKI Z DZIENNIKA<br />
59<br />
przeci~tnych problemow interesujqcych ludzi na codzien. Ale<br />
wlasciwie jeieli istnieje we mnie niepokoj b~dqcy rodzajem po<br />
. iqdania, to musi to bye poiqdanie stanu innego nii taki, w ktorym<br />
si~ obecnie znajduj~, jeieli oczywiscie stan ten moiemy nazwae<br />
poiqdaniem. Lapi~ si~ na tym, ie pragnqlbym nie miee lecz miee<br />
wi~cej, czyli wlasciwie liczy si~ stan przechodzenia, moment,<br />
w ktorym dana wartose wyisza od poprzedniej przechodzi w naszc<br />
posiadanie. Od chwili otrzymania i nacieszenia si~ danq rzeCZq<br />
czy odkryciem natychmiast zaczynam poiqdae miee wi~cej. Tak<br />
dzieje si~ gdy chodzi 0 wartosci materialnego posiadania, natomiast<br />
gdy idzie 0 nauk~, religi~, sztuk~, wtedy miee wi~cej przeksztalca<br />
si~ w miee pelniej, gl~biej posiadae danq spraw~, bardziej doskonale<br />
a wlasciwie przywlaszczye jq sobie zupelnie na wlasnose.<br />
Ale przedmiot pozqdania, ktory poczqtkowo wydal si~ maly,<br />
w miar~ zagl~biania si~ w niego zaczyna rosnqe w nieskonczonose<br />
w doslownym znaczeniu tego slowa, czyli wlasciwie nie jestesmy<br />
w stanie dotrzee do "konca". Tak jest z pozqdaniem szczegolnie<br />
Boga, bo wszystko inne w jakis sposob do Niego prowadzi.<br />
I w tym miejscu stop, .... Zastanowilem si~, czy ten Bog istnieje,<br />
wprawdzie nigdy Go nie utracilem, ale takie zastanowienie musi<br />
pr~dzej czy pozniej przyjsc i zle by bylo, gdyby nie przyszlo.<br />
Lecz zanim przyst1lpi~ do zastanowienia si~ nad tym, musz~<br />
cofnqe si~ nieco wstecz. Poczqtkowo poiqdanie bylo chceniem<br />
czegos nieokreslonego i chcenie to usilowalem zaspokoic przez<br />
stwarzanie sobie wartosci, ktorych dzialanie trwalo do momentu<br />
osiqgni~cia, potem pozostawala dziura, kt6rq trzeba bylo jakos<br />
zapclnie. I wszystko zaczynalo si~ od nowa. Wreszcie jednak<br />
rozbiwszy sobie par~ razy nos zrozumialem, ze w ten sposob<br />
do niczego nie dojd~. Trzeba bylo sobie stworzye cos, co starczyloby<br />
na dluzej. Pr6bowalem znaleie wartosc, ktora mialaby<br />
cechy trwania przynajmniej cale zycie.<br />
Zaczqlem malowac, ale malowae wiecznie nie moina, w mi~dzyczasie<br />
trzeba bylo cos robie i zn6w zaczqlem gonic za rzeczami,<br />
kt6re jednak pozostawily po sobie nieprzyjemny osad. Ba, latwo<br />
jest to napisac, ale trudniej jest przeprowadzie, trudno mi bylo<br />
odstawie tamto wszystko i wlaSciwie nie mog~ powiedziee, aby<br />
mi si~ to dotychczas udalo. Zapytalem, czy istnieje wi~c wartose<br />
tego rodzaju, ktora bylaby w stanie wypelnie cale zycie bez<br />
reszty.<br />
Inne wartosci nie byly mni~ w stanie zaspokoie, bo posiadalem<br />
swiadomosc ich niepelnosci; nie eliminowaly one niepokoju, wypelnialy.<br />
zycie jedynie wartosciami mocniejszymi od wartosci przelotnych<br />
a zatem byly niewystarczaJqce. Jakie wi~c cechy musi posiadae<br />
wartose, ktora mialaby wypelnie mi cale zycie? Przede wszyst
60 PAWEt. CZECZOT<br />
kim musi bye niezmienna, musi zapewniae stan, w kt6rym niepok6j<br />
bylby wyeliminowany i musi istniee pozaczasowo, bo, jak napisalem,<br />
wartosci czasowe nie Sq w sfanie wyeliminowae niepokoju,<br />
i musi to bye stan, w kt6rym nie pozqdalbym nic wiE;cej, bylbym<br />
szcz~sliwy az po krance mojej istoty. Ale tu mozemy si~ zapytae,<br />
czy takie cos jest w og61e moZliwe. I tu przyszedl mi z pomocq sw.<br />
Anzelm Kantuaryjski, spr6bowalem przeprowadzie wersj~ jego<br />
dowodu ontologicznego w oparciu 0 istnienie pozqdania w czlowieku,<br />
0 kt6rym wyzej pisalem.<br />
Chyba pozqdanie nie jest zupelnie pozbawione podstaw, przeclez<br />
gdyby czlowiek byl tylko materiq wyzej zorganizowanq, wtedy<br />
nie pozqdalby nic ponad siebie samego, bowiem to, co jest ukoronowaniem<br />
procesu ewolucyjnego, nie jest w stanie pozqdae niczego,<br />
co byloby wyzej i inaczej, poniewai: takie cos po prostu by nie<br />
istnialo.<br />
o He nie istnialaby sfera ducha i rozum bylby jedynie wysoko<br />
zorganizowanq materiq, nie bylby po prostu w stanie pozqdae<br />
czegos wi~cej. Nie pozqda on przeciez wyzszego zorganizowania<br />
siebie, tylko stanu zaspokojenia, kt6rego nie jestesmy w stanie<br />
zapewnie soble sami; musi bye 6w stan realny gdzies w g6rze.<br />
*<br />
Trudno jest przeprowadzie w zyciu cos, co si~ zrozumialo a nawet<br />
przezylo; wnioski wysnute z Zycia mieszajq si~ z przeczytanymi <br />
nie wiem juz, co moje wlasne a co nabyte, pr6buj~ to wszystko<br />
jakos przyswoic przez odkrycie tego po raz drugi samemu. Lecz<br />
nawet to, co posiadlem juz na wlasnose, nie da si~ tak latwo przeprowadzie<br />
w zyciu, lada co zamajaczy przed nosem a juz daj~ siE:<br />
skusie i wszystko to, co zostalo osiqgni~te, odplywa gdzies na bok,<br />
a upadek staje si~ jeszcze bardziej upokarzajqcy niz poprzedni,<br />
nie mog~ si~ zdobye na to, by raz na zawsze z tym skonczye, to<br />
co robi~ i jak si~ zachowuj~ zalezy od srodowiska, w jakim si~<br />
obracam, jakie na mnie dziala w danym momencie. Ale zn6w<br />
z drugiej strony zdaj~ sobie spraw~ ze "wplywalnose" ta nie idzie<br />
do samego dna i zawsze po rozluznieniu nastE:puje kontrreakcja,<br />
kt6ra jest tym silniejsza, im rozluznienie bylo dalej idqce. I tak<br />
m6j zywot przebiega falami, a to nie jest dobrze i duzo bym dal<br />
za to, zeby si~ wyr6wnac, zdobye spok6j m~drca i uwolnie si~ od<br />
tej falowosci, kt6ra jest cechq swiat.a. Faluje on przez swoj~ niedoskonalose<br />
od skrajnosci do skrajnosci. Spok6j i stalosc jest<br />
zn6w w jakis spos6b uczestnictwem w Pokoju Bozym, zblizeniem<br />
si~ do niego Samego, do oglqdania jego doskonalej samotnosci.
KARTKI Z DZIENNIKA<br />
61<br />
Chcialbym zyc jakos beznami~tnie na zewnqtrz a cale zycie zepchnqc<br />
do srodka i skoncentrowac je na Bogu, ale to rowniez nie jest latwe.<br />
*<br />
Chcialbym zrozumiec, w jaki sposob mozna osiqgnqc samotnos(\<br />
kt6ra nie bylaby odci~ciem si~ od innych ludzi, od swiata, byla<br />
jednoczesnie samotnosciq i milosciq, pociqgalaby swiat za sobq<br />
bronillc jednoczesnie przed pochloni~ciem przez niego. Samotnosc<br />
stojllCq z boku a jednoczesnie b~dqcq milosciq do swiata. Nie<br />
wyobrazam sobie szukania Boga i kontemplacji bez udzielania<br />
tego w jakis sposob ludziom, bez emanacji na zewnqtrz w jakis<br />
inny, pozamodlitewny spos6b. Nie wiem, moze nie doroslem do<br />
tego, aby pojqC zupelne odci~cie si~ i utrzymywanie jedynie kontaktu<br />
polegajqcego wylqcznie na modleniu si~ za swiat. Ale tego<br />
jestem pewien, ze umilowanie swiata przez mnicha kontemplatyka<br />
jest daleko gl~bsze i szerzej obejmujqce niz dzialacza, ktory kocha<br />
swiat wprost, nie ujmujqc go w calosci poprzez czy raczej wraz<br />
z milosciq bozq (nie mam na mysli pot~piania dzialaczy, ktorzy<br />
pracujq dla innych, choc wydaje mi si~, ze forma kontemplacji<br />
jest jednak wyzsza, bo obejmuje swojq milosciq caly swiat i wszystkich<br />
ludzi w Bogu, podczas'gdy pracowac mozna tylko dla nielicznej<br />
grupy. Oczywiscie pod warunkiem, ze b~dzie to prawdziwa<br />
kontemplacja). Czasem usiluj~ usunqc ze swego zycia pewne fakty,<br />
kt6re wymagalyby usuni~cia od dawna, ale zupelnie nie mog~<br />
sobie z nimi dac rady, walka wzmaga jedynie stan napi~~ia i prowadzi<br />
do wr~cz odwrotnych efektow. Ostatnio powoli zaczqlem<br />
rozumiec, ze sztuka polega na wielkim zaufaniu Bogu, powierzeniu<br />
si~ jego woli, przekazaniu mu siebie takim, jakim si~ jest naprawd~.<br />
Rozumowo zdaj'i sobie spraw~, ie jedyne rozwiqzanie znajduje<br />
si~ w Bogu, ale praktycznie jestem w zupelnie ciemnym kqcie i nie<br />
wiem, co robic dalej.<br />
*<br />
•<br />
Podczas zeszlych wakacji zdalem sobie spraw~<br />
z jakiegos choIernego<br />
podzialu, ktory we mnie istnieje i wylazi przy lada okazji.<br />
Poznalem przedziwnq dziewczyn~, byla dIa mnie bezosobowa, uosabiala<br />
plec w polqczeniu z piekielnq wprost inteligencjq, nie rozumialem<br />
jej, lecz podobala mi si~ i fizycznie, i intelektualnie,<br />
podczas trwania tej znajomosci poczynilem na sobie ciekawe obserwacje.<br />
Stwierdzilem niezwykle silny napor zmyslow, paraliiujqcy<br />
wprost wol~.
62 PAWEL CZECZOT<br />
Nie moglem zdobyc si~ na stan zupelnego oddania si~, zawsze cos<br />
stalo obok i nie chcialo pogodzic si~ z takim stanem rzeczy mimo<br />
moich usilowan. Bylem wsciekly, ale to nic nie pomagalo, ' ta druga<br />
polowa nie chciala ustqpic i zresztq na koncu okazalo si~, ze<br />
mlala racj~. W wielu wypadkach to cos kierowalo mnq i gdy si~<br />
temu sprzeciwialem, zawsze na tym zle wychodzilem .<br />
.. <br />
Pisalem juz nieco 0 przyjami, teraz chcialbym napisac cos 0 przyjaciolach,<br />
Sq oni moimi prawdziwymi przyjafiolmi, mimo ze calkowita<br />
przyjazn jest niemozliw8. Jak to si~ dzieje, mam przyjaciela<br />
starszego ode mnie 0 co najmniej czterdziesci lat, wlasciwie nie<br />
. rna pomi~dzy nami stosunku intelektualnego, bardzo rzadko ze sobq<br />
rozmawiamy, a jezeli - to na zupelnie blahe tematy, ale mimo to<br />
istnieje pomi~dzy nami bardzo bliski kontakt, nie wiem wlasciwie<br />
na czym polegajqcy. Wydaje mi si~, ze przyjazn nie pol ega koniecznie<br />
na tym, ze rna si ~ sobie z kims wiele do powiedzenia,<br />
czasem wystarczy jakis nieuchwytny kontakt polegajqcy na wza<br />
:jemnym zrozumieniu i dopomaganiu sobie w potrzebie. Uniwersalnego<br />
przyjaciela jest trudno znalezc i w q tpi~, czy odnajdE; go kiedykolwiek,<br />
bo jest nim chyba tylko Bog.<br />
*<br />
Zawsze imponowala mi niezaleznosc wewnE;trzna, pozytywna oboj~tnosc<br />
na to, co dzieje si~ naokolo, umiejE;tnosc niesprzeciwiania<br />
si~ zlu i niereagowania na to, co nas w danym momencie spotyka,<br />
nie mam na mysli odseparowania si~ od reszty ludzi, ale pomagania<br />
im przez to wlasnie, ze si~ jest odpornym na ich obelgi.<br />
1960<br />
Na,ibardziej podniecaj'lca, ale moze i najtrudniejsza ze wszystkich<br />
wojen jest wojna ze sobq samym i t6 nie wtedy, gdy wrog nie<br />
atakuje i moiemy spokojnie spar, a wtedy, kiedy trzeba wytoczyc<br />
na pozycje wszystkie dzi.ala, si~g nqc po
KAIlTKI Z DZIENNIKA 63<br />
Najgorszy okres tej wojny przypadl wlasnie teraz. kiedy mam lat<br />
dwadziescia, nie wiem, jak si~ zakonczy i gdzie mnie jej koleje<br />
doprowadzq. Czy znajd~ si~ w klasztorze czy b~d~ kochajqcym<br />
malionkiem, czy nudnym starym kawalerem, czy b~d~ malarzem<br />
czy pisarzem, czy wreszcie zaokr~tuj~ si~ na jakims plywajqcym<br />
pudle i rozpoczn~ sluzb~ marynarzu. Nigdy nic nie wiadomo, bo<br />
front nie jest staly i lubi si~ przesuwac, lub cz ~ s t o wracae tam,<br />
gdzie wydaje nam si~, ie wszystko jest juz opan owane. Gdy czujnose<br />
zamiera i rezerwy zostaly przerzucone na inne linie, Nieprzyjadel<br />
atakowal z flanki i bez wi~kszego trudu zdobywal niestrzezony<br />
teren.<br />
Czasem jednak nie jestem w stanie wytrzymac ustawicznego napi~cia<br />
woli na wszystkich frontach i kosztem jednego obsadzam<br />
drugie.<br />
Jednak konieczna jest czujnose na wszystkich frontach. Wsz~dzie<br />
tam, gdzie moiemy bye zagrozeni przez Nieprzyjaciela, przed ktorym<br />
broniq skutecznq jest jedynie modlitwa i zycie w Kosciele.<br />
1963<br />
Drogi prowadzqce do celu. Czy pami~tacie, jak pod waszymi oknami<br />
w dziecinstwie przetaczaly si~ zaprz~gi ci~zkie i dudniqce po bruku.<br />
Przypominam sobie, ze kiedy bylem maly, wpadalem w zachwyt<br />
na widok takich wozow wypelnionych piaskiem, w~ glem czy<br />
koksem. Droga prowadzqca z miasta do domu, w ktorym mieszkalem,<br />
biegla pod zelaznym mostem kolejowym, po ktorym przewalaly<br />
si~ z hukiem pociqgi. Zawsze wracajqc ze szkoly zatrzymywalem<br />
si~ tam czekajqc na przejazd choe jednego; ogromnie lubilem<br />
sluchac ich huku ponad glowq, majqc jednoczesnie pewnosc,<br />
ie most si~ nie zawali i wyjd~ z tego calo. Byl on przerzucony nad<br />
SZOSq.<br />
Droga przebiegajqca w wykopie zanim dostala si~ pod most, opadala<br />
niezbyt stromo, wystarczajqco jednak, aby konie ciqguqce wyladowane<br />
koksem lub w~glem furgony nie mogly dokonae tej sztuki<br />
bez pomocy batao StojqC pod mostem i czekajqc na przejezdiajqce<br />
pod qgi obserwowalem zmagania z ciqzarem pot~znych perszero<br />
now, ktore okladane batem przez ' nielitosciwego furmana usila<br />
waly wywlec woz na gor~. Putrzqc na te konie ciqgnqce wozy <br />
odnosilem zawsze wrazenie bijqcej z nich sHy, kt6r e,j w moim po<br />
j~ciu nie mialy samochody pokonujqce pag6rek z jakqz latwosciq. <br />
Niekt6re furgony byly na kolach gumowych, starsze jednak nie <br />
posiadajqc ich wydzwanialy 0 bruk ci~zkq melodi~, w kt6rq wslu<br />
chiwalem si~ zawsze z rozkoszq. <br />
Gdy pisz~ 0 wozach i koniach, przypomina mi sip, od razu \Vies, <br />
gdzie niejednokrotnie sp~dzalem wakacje, chcialbym por6wnac wazy
64 PAWEE. CZECZOT<br />
i konie, ktore je , ciqgn~ly, a ktore mialem moznosc widziec na wsi, <br />
do tych samych, a jednak jakZe innych w swojej istocie, widzianych <br />
przeze mnie w miescie. <br />
Drogi na wsi nie Sq brukowane a przynajmniej wtedy, jak ja tam <br />
jezdzilem, byly piaszczyste i podczas deszczu zamienialy si~ w bloto <br />
nie do przebycia. Jezdzily po nich furmanki lekkie i na ogol nie<br />
zbyt przeladowane, niemniej jednak od czasu do czasu zdarzalo <br />
mi si~ widziec ci~isze wozy wypelnione bqdz sianem, bqdz zebra<br />
nym z pola zbozem. <br />
Wysilek ciqgnqcych koni byl wielki, zapewne nie mniejszy od tego, <br />
ktory towarzyszyl ci~i:kim perszeronom przy wywlekaniu furgo<br />
now z koksem i w~glem, wozy te jednak nie dudnily, wysilek <br />
koni nie powodowal owego gluchego dzwonienia 0 bruk miasta, <br />
ktory sprawial na mnie zawsze wrazenie swiadomosci celu, do <br />
kt6rego zmierzajq. Wozy na wsi posuwaly si~ naprz6d wsr6d upalu <br />
i otoczone oblokami kurzu, ale nigdy nie moglem sobie wyobrazic, <br />
skqd i doke}d jadq. Ieh wysilek wydawal mi si~ w6wczas bezowocny, <br />
sqdzilem, ze posuwajq si~ po peryferiach. <br />
Pisz~ te slowa, poniewaz niedawno myslalem nad tym, co moze <br />
bye wewn~trznym sprawdzianem slusznosci obranej drogi, i wtedy <br />
przypomniala mi si~ cala ta historia z wozami mega dzieciilstwa. <br />
Jezeli slysz~ w sobie dudnienie ci~zkich furgonow ciqgnionych, <br />
jak mi si~ wowczas wydawalo, swiadomym wysilkiem przez spo<br />
cone perszerony, jestem pewien, ze droga, kt6rq id~, jest dobra, <br />
kiedy jednak glos ieh cichnie, zapala si~ swiatlo ostrzegawcze, <br />
znak, ze trzeba przeprowadzic kontrol ~ , a moze posluzye si~ mape}. <br />
Pawel Czeczot
ROMANO GUARDINI <br />
E T A p y y c A<br />
Rozw6j ludzki przebiega odcinkami a nie jednym cillgiem. Dusza<br />
dziecka nie ZIDlenia sic: stopniowo w duszc: mlodzienca ani wiara<br />
mlodzienca w wiarc: dojrzalej osoby.l Kazdy okres charakteryzuje sic:<br />
swojll wlasnll, wyr6miajllcll go formll. Formy te nle przeslizgujll<br />
sie latwo jedna w drugll - nowa wypiera wczesniejszll. Aby wyrazie<br />
sic: jasniej, rzecz ma sic: chyba tak: pierwsza forma rozwija<br />
sie, znajduje sw6j wyraz w pewnych sposobach myslenia, prze<br />
Zywania oraz postepowania w stosunku do rzeczy I ludzi. W mic:<br />
dzyczasie, niejako pod nill, przybiera ksztalt nowa forma, aZ<br />
w kOllCU mniej lub wiecej nagle przebija sic: na zewnlltrz, przenikajllc<br />
calli naturc: danej osoby. W kazdym wypadku rna miejsce<br />
budowanie na nowo - czc:sto polllczone z gwaltownym roztrzaskaniem<br />
formy starej. Z drugiej strony mamy tu do czynienia z tym<br />
samym dokonujllcym sic: zyciem. Wszystko, czego ktos doswiadczyl,<br />
nauczyl sic: i co sobie przyswoil, pozostaje i nosi na sobie znamic:<br />
poprzedniego okresu. W ten spos6b powstajll napic:cia, powiklania,<br />
dwuznacZDoSci i sprzecznosci - kryzysy rozwojowe. Poniewaz ten,<br />
kt6ry wierzy, nie jest jaklls abstrakcjll, lecz rzeczywistll, zyjllcll<br />
osobll, zmiany te dotykajll takze samej wiary przenrleniajllc sic:<br />
w kryzys religijny.<br />
Spr6buje tu naszkicowae owe kryzysy, mogc: jednak dae tylko<br />
bardzo og6lny obraz, kt6rego nigdy nie bedzie mozna zastosowae<br />
do jednostkowego konkretu. Kazda bowlem osoba stanowi specjalny<br />
wypadek i nie pasuje w spos6b dokladny do zadnego schematu.<br />
Zar6wno og6lny tok rozwoju jak i r6zne jego okresy oraz zalamania<br />
dokonujll sie odmiennie w kazdej osobie. Z tego powodu<br />
uog6lnione tutaj obserwacje mogll bye sruszne jedynie w przyblizeniu.<br />
I Drukowany priez nss tekst stanowl fragment srtykulu zamleszczonego<br />
w zblorze Faith, Reason and the Goapets, wydanym przez John J. Heaney's SJ<br />
(The Newman Press 1963, Westminster, Maryland).<br />
<strong>Znak</strong> - 5
66 ROMANO GUARDINI<br />
Cechq dzieciIistwa jest wzrost w kazdym kierunku. Dziecko jest<br />
wrazliwe na krzywd~, nie jest jednak zdolne odpowiednio si~<br />
bronic i dochodzic swoich praw. Dlatego zycie tworzy naokolo<br />
niego oslon~. Najpierw jest to troskliwosc rodzicow w obr~bie<br />
domu oraz postawa, jakq spontanicznie przyjmujq dorosli w sto<br />
, sunku do dziecka. W ten sposob oddala si~ od niego walk~, niebezpieczenstwo<br />
i powag~ w znaczeniu uzywanym przez doroslych.<br />
Ale najskuteczniej strzezone Sq dzieci~ce mysli oraz przezycia:<br />
dziecko odmiennie dostrzega rzeczywistosc. Praca i zabawa, symbol<br />
i przedmiot, fakt i marzenie mieszajq si~ ze sobq tworzqc swiat<br />
inny od swiata doroslych. Podobny charakter posiada i religia<br />
dziecka. Boska i ziemska rzeczywistosc, religijne postacie i ludzkie<br />
otoczenie, ,sakralne nauczanie, legendy i basnie .,- -wszystko to<br />
skladasi~ na, jednosc, w ktorej kazda z cz~sci wplywa na po ~<br />
zostale. Dziecko dalekie jest jeszcze od krytycyzmu i buntu. Walki<br />
w sferze mysU i w sferze zycia, w prawdziwym tego slowa znaczeniu,<br />
jeszcze !li~ nie zacz~ly .<br />
Nie znaczy to jednak, ze dziecko zyje w atmosferze doskonalego<br />
pokoju i harmonii. Ma one swoje bole i swoje rozczarowania, swoje<br />
potrzeby t poczucie braku bezpieczenstwa. Ponad wszystko uciska<br />
je strach. Dziecko jednak wszystko widzi w malym, ograniczonym<br />
zasi~gu, gdzie subiektywne .i obiektywne, marzenie i rzeczywistosc<br />
Sq pomieszane. Jego wiara nosi na sobie to samo znami~ .<br />
Kryzys przychodzi z obudzeniem si~ seksu; drzemiqcy dotqd<br />
seks ter(1.z si~ uzewn~trznia. Z tq chwilq dziecko opuszcza krqg<br />
o~hronny. audzq , si~ w nim: swiadomosc nieskonczonego, nieogra-.<br />
niczone t~sknoty" nadzieje nieokreslone, niezmierzone marzenia.<br />
Tego rodzaju przE;!zycia odciqgajq dojrzewajqce dziecko od rodzicow<br />
i nauczycieli. Rownoczesnie dochodzi swoich praw jego wlasna wola<br />
oraz osobowosc, tym bardziej, ze jego sily Sq jeszcze niewystarczajqce<br />
a jego wewn~trzna struktura jeszcze niepewna. Instynkt pcha<br />
je w kierunku rozerwania dzieci~cego swiata i osiqgni~cia pelni<br />
zycia. Chcqc znaleic uznanie dla swoich osobowych praw, dziecko<br />
przeciwstawia si~ ' swoim dotychczasowym aut0rytetom; szuka wolnosci,<br />
szacunku i sHy. Podobnie maosi~ i z jego religiq. Mlody czIowiek<br />
t~skriiqcy za nieskonczonym rna uczucie, ze jego wiara, az<br />
dotqd dziecinnaw formie, staia si~ zbyt ciasna. Czuje si~ on<br />
ograniczony przez religijny' autorytet w swoim dqzeniu do uzyskania<br />
szacunku dla siebie, do niezaleznosci~ do d~ialania . Tym bardziej,<br />
ze w gr~ wchodzi jego naturalne przeciwstawienie si~ poprzedniemu<br />
pokoleniu oraz wyobrazeniom religijnym otrzymanym<br />
od starszych. Tak powstajq charakterystyczne trudnosci religijne.<br />
Cz~sto przybierajq one form~ refleksji filozoficznej albo spolecznej.<br />
ale ich prawdziwe irodlo to mlodziencza wola, zeby zrobic
ETAPY ZYCIA<br />
67<br />
miejsce dla swojej nowej formy egzystencji - tak odmiennej od<br />
dzieci~cej, kt6ra wycisn~la sw6j znak na poprzednich jego wierzeniach.<br />
W tym momencie wiele zalezy od intuicji i taktu nauczyciela,<br />
kierownika duchownego, starszego przyjaciela (rodzke najcz~sciej<br />
Sq bezsilni, jako ze mi~dzy innymi wlasnie przeciwko nim mlody<br />
czlowiek si~ buntuje w spos6b tak gl~boki i powoduj
68 ROMANO GUARDINI<br />
czy tez nie chce podjqc si~ odpowiedniej rekonstrukcji swojego<br />
zycia, nawet w dziedzinie religijnej. Jego wiara musi si~ uwolnic<br />
od mlodzieilczego idealizmu, a caly spos6b myslenia - zmienic si~<br />
w odpowiedni dla jego nowego rozwojowego okresu, w kt6rym<br />
dominuje rea~izm. Jezeli mu si~ powiedzie, nowa wiara b~dzie<br />
wiarq dojrzalej osoby; b~dzie wiarq zywotnll, opartll nie na<br />
entuzjazmie i nieograniczonym oczekiwaniu, ale na silnej postawie<br />
w obliczu rzeczywistosci; wiarll swiadomll trudnosci oraz odpowiedzialnosci,<br />
zlqcZOnll z lojalnoscill Plynllcll nie z emocji, ale z przekonania<br />
i sily umyslu.<br />
Ale nawet ta forma nie jest ostatnill, Zycie bowiem toczy si~<br />
dalej. Jezeli si~ nie mylimy, znamieniem nast~pujllcego okresu<br />
b~dzie codzienny trud i nieprzerwana walka z twardym zyciem,<br />
tym obecnie ostrzejsza, ze ubywa juz sil Zyciowych. Wewn~trzne<br />
spr~Zyny przestajll spontanicznie dzialac, zmniejsza si~ zdolnosc ·<br />
do odnowy.<br />
Zdarzenia ~i~ powtarzajll. Pami~ notuje niepowodzenie jedno za<br />
drugim. Coraz cz~ciej determinacja i wytrwalosc muszll zajmowac<br />
miejsce wiary w siebie i tw6rczej sily. Jest ·to czas, w kt6rym<br />
coraz wi~ej jest pracy i odpowiedzialnoSci, w kt6rym zwi~ksza<br />
si~ poczucie ustawicznego napi~cia. Rosnie swiadomoSc, Ze nie rna<br />
wyjscia a trzeba iSc naprz6d znosZllc to wszystko wytrwale. ScieSnia<br />
si~ szeroki horyzont rozpostarty nad Zyciem. Kurczll si~ wlasne<br />
zasoby. Czlowiek dostrzega swoje ograniczenia. Z tych zr6del plynie<br />
poczucie znuzenia, frustracji, niezadowolenia.<br />
Teraz wlasnie przychodzi niebezpieczeilstwo ograniczenia si~ do<br />
tego, co bezposrednio konieczne, niebezpieczeitstwo widzenia codziennej<br />
rutyny jako czegos bardziej waznego aniZeli mysl 0 wiecznoscL<br />
Wlasne dzieci, a p6zniej wlasne wnuki, wlasny doch6d i potrzeba<br />
jego pomnozenia, codzienne prace i zmartwienia - jedynie<br />
ten zakres spraw wydaje si~ miec znaczenie. Wywiera to wplyw<br />
na wiar~ i m6willc og6lnie powoduje niebezpieczenstwo sceptycyzmu.<br />
W zyciu chrzescijanskim dostrzega si~ jaskrawo uwarunkowania<br />
historyczno-spoleczne, ludzki, cz~sto az nazbyt ludzki<br />
pierwiastek w Kosciele, niedostatki instytucji i niedocillgni~cia<br />
ludzi. Rozczarowanie idzie za rozczarowaniem. Opornosc ludzkiej<br />
natury, kt6rej czlowiek doSwiadcza zar6wno we wlasnych, indywidualnych,<br />
1ak i we wsp6lnych dla wszystkich ludzi warunkach,<br />
rodzi poczucie fatalizmu: rzeczy tq takie, jakie Sll, a religia jest<br />
bezsilna, aby je zmienic. Swiat jest mocniejszy, ani:ieli laska <br />
jesli w rzeczy samej laska jako taka istnieje a nie stanowi czysto<br />
subiektywnego przeZycia. Kalkulacja, sila, chytrosc dokonujq<br />
o wiele wi~cej niz poswi~cenie. B6g jakby odszedl, stal si~ nierzeczywisty<br />
i bezsilny. Wierze grozi utrata sensu i upadek. Jeszcze
ETA~Y ZYCIA<br />
69<br />
raz czlowiek staje w obliczu decyzji i rekonstrukcji - tym razem<br />
majqc w perspektywie starose.<br />
M6wilismy juz, ze Zycie tworzy jednose zwiqzk6w, w kt6rej<br />
ka?de poszczeg6lne zjawisko posiada przyczyn~ w zjawisku poprzednim<br />
i z kolei sarno staje si~ przyczynq nast~pnego; z tego<br />
punktu widzenia poszczeg6lne okresy nie posiadajq wyodr~bnionego<br />
sensu. W kazdym z nich jedna rzecz zalezy od drugiej. Kazdy<br />
z nich znajduje w drugim swojq kontynuacj~. Dzieciilstwo jest<br />
poczqtkiem; mlodose - czasem wybuchu. W okresie dojrzalosci<br />
zycie staje si~ opanowane; w starosci wyciqga si~ ostatnie wnioski<br />
przed metq. Ale istnieje jeszcze inny aspekt zycia, calkowicie prawdziwy.<br />
W jego perspektywie poszczeg6lne okresy tworzq same dla<br />
siebie formy, z kt6rych kazdy stanowi jakby male zycie. Jako<br />
takie, nie rodzq si~ one z tego, co je poprzedzilo: kazdy poczqtek<br />
jest rodzajem narodzin, kt6re suponujq smiere. Dzieciilstwo naprawd~<br />
umiera, aby mlodose mogia zaistniee, a jak prawdziwq jest<br />
smiere mlodosci, wie kazdy dorosly. W kazdej formie, odznaczajqcej<br />
si~ niepowtarzalnym charakterem zyje caly czIowiek. Sila<br />
poszczeg6lnej formy jest tak duza, ze usiluje ona zawrzee w sobie<br />
cale ludzkie zycie. Czasem jej si~ to udaje. Skutek jest ten, ze<br />
dana osoba nie dorasta, jest "infantylna", wiecznie mloda, romantyczna<br />
alba zatrzymuje gorqczkowq aktywnose srodkowego okresu<br />
zycia i nigdy si~ nie uspokaja. Na pytanie, kt6ry z tych dw6ch<br />
aspekt6w egzystencji posiada wi~kszq wag~, odpowiedz moze bye<br />
jedynie ta: obydwa Sq zasadnicze. Pelnia i;ycia zalezy od pelnej<br />
realizacji kazdego okresu. Z drugiej strony kazdy z tych poszczeg6lnych<br />
okres6w jest autentyczny 0 tyle, 0 ile odnajduje swoje<br />
wlasne miejsce w calosci, 0 ile odchodzi we wlasciwym czasie<br />
i ust~puje<br />
miejsca nast~pnemu.<br />
Jaki jest w tym swietle sens starosci? Najlepiej mozna go okreslie<br />
wychodzqc od najwazniejszego elementu poprzedniego okresu <br />
od doswiadczenia rzeczywistosci. Jej twardose ulega teraz zmi~kczeniu<br />
na skutek doswiadczenia przemijalnosci. Umierajq osoby,<br />
kt6re kiedys wydawaly si~ niezastqpione. Jedni po drugich znikajq<br />
- rodzice, nauczyciele, najpierw starsi, nast~pnie r6wiesnicy.<br />
Ma si~ wrazenie, ze poprzednie prikolenie dobieglo koilca a nast~pne,<br />
to nasze, zaczyna si~ kruszye. Widzi si~ zalamanie wielu przedsi~wzi~,<br />
rozpad wielu organizacji. CzIowiek dozyl chwili, w kt6rej<br />
oglqda kres aspiracji, form, modeli wartosci. Nienaruszone mi poz6r<br />
i stanowiqce cz~se egzystencji wyobrazenia 0 tym, co sluszne<br />
i stosowne, utracily moc. Wrazenia te stajq si~ szczeg6lnie silne<br />
w okresie historycznych przewrot6w, zwIaszcza gdy ksztaltujqce<br />
lata naleZaIy do okresu poprzedzajqcego rewolucyjnq zmian~.<br />
Rzeczywistose w6wczas ulega zakwestionowaniu - nie tak jak
70 ROMANO GUARDINI<br />
w okresie mlodosci, kiedy to czas wydaje si~ nie miec konca: kwestionuje<br />
si~ j/l raczej dlatego, ze obecnie rzeczywistosc nie jest<br />
tak rzeczywista, jak si~ wydawala w realistycznym okresie zycia dojrzalego.<br />
Rozszerza si~ widzenie rzeczy. Dot/ld presja rzeczywistosci<br />
ograniczala czlowieka do aktualnej chwili. Przy koncu natomiast, .<br />
znowu widzi on calosc. Podobnie jak w jesieni kiedy liscie odpadajq<br />
od drzew, rozszerzaj/lc widok, czlowiek dostrzega szerszy kr/lg rzeczy.<br />
Rzeczywistosc angazuje wol~ w to, czego nalezy szukac, co<br />
nalezy robic i co nalezy opanowac w danym momencie. Z uplywem<br />
jednak lat czlowiek uczy si~ rozluzniac sw6j zacisk dloni na rzeczach.<br />
SUa woH zaczyna slabn/lc. Najblizszy okres polega na oderwaniu<br />
si~ od swiata, natura czlowieka otwiera si~ ku calosci, ku<br />
generalnemu spojrzeniu na istnienie.<br />
I znowu stan~lismy w miejscu, ktore domaga si~ decyzji (bo<br />
ustawicznie domaga si~ jej Zycie). Byt w swojej istocie jest dwuznaczny.<br />
Moze zawsze skierowac si~ w prawo alba w lewo. To sarno<br />
przezycie moze si~ okazac dobre albo zle. Ta sarna cnota moze<br />
oddzialac owocnie alba niszcz/lco. Tak i tu. Oderwanie si~ od swiata,<br />
rozluznienie mocnego uchwytu rzeczy, poczucie niewaznosci tego,<br />
czy jakas rzecz zostala zrobiona tak lub inaczej, nagromadzenie<br />
si~ rozczarowan, wiele wyrzeczen w dlugim zyciu - wszystko to<br />
moze wskazywac na koniec. Starosc jest tym okresem egzystencji,<br />
kt6rego trwanie jest przez caly czas zagrozone - smierc rozposciera<br />
si~ nad latami. To poczucie calosci, ktore bardziej ci/lzy na<br />
nas, staje si~ swiadomosciq n~dz wspolzycia - oboj~tnosci natury,<br />
tak sarno bezlitosnie zabijajqcej jak i daj/lcej zycie "znieczulicy"<br />
ludzi otaczaj/lcych, ktorym starsi zawadzaj/l; okrucienstwa mlodych,<br />
ktorzy pchajq si~ naprzod w zycie domagajqc si~ dla siebie<br />
przestrzeni.<br />
Ale nie taki jest prawdziwy sens starosci. Fakt, ze wola winna<br />
rozluznic uchwyt, kt6rym trzyma rzeczy i W ogole zadania, i ze r~ce<br />
si~ uwolniq, powinien otworzyc szerSZq perspektyw~, w ktorej<br />
ostateczna rzecz, ta prawdziwa rzecz, stan~laby w blasku. Z tej<br />
nowej sytuacji wyrasta nowa forma egzystencji a takze nowa<br />
forma wiary. Niebezpieczenstwo, jakie zagraza starzejqcej si~<br />
osobie, polega na kapitulacji wobec przemijania, na braku przyszlosci,<br />
na Zyciu wspomnieniami, na poddaniu si~ egzystencji coraz<br />
bardziej opustoszalej, na 19ni~ciu do tego, co przypadkowe, na<br />
corai wi~kszej slabosci - zarazem tyranizujqcej, bezsilnej i bezradnej.<br />
To sarno niebezpieczenstwo zagraza w starosci zyciu religijnemu.<br />
Istnieje pewien rodzaj sceptycyzmu mozliwego tylko<br />
u starych - cynizm bezradnosci wplywajqcy takze i na ich wiar~.<br />
Jest to postawa, W kt6rej wygrala zmiennosc, postawa, w kt6rej<br />
rzqdzi nicosc. Smierc. ciala i serca przybrala tu form~ duchow/l.
ETAPY ZYCIA<br />
71<br />
Postawie tej biegunowo przeciwstawia si~ prawdziwa wiara<br />
starosci. Odrzucila ona rojenia dzieciilstwa, wyrzekla si~ zqdail<br />
mlodosci nie rnajqcych koilca, doswiadczyla przernijania i widziala,<br />
jak chyzo ucieka zycie, jak wqtpliwe jego dziela i drogi. Stale<br />
zmieniajqce si~ zycie przybiera nowy obrot. Zaszlo cos ostatecznego,<br />
cos prawdziwego. Na pierwsze wejrzenie wyglqda to na<br />
"samo zycie" albo, jakbysrny powiedzieli polzartern, p6lkwasno,<br />
na "zycie takie, jakirn one naprawd~ jest". Ale spoza tego wszystkiego<br />
wynurza si~ cos innego - wiecznose. Za zwyklyrn plyni~ciern<br />
do koilca lezy nicose, .ciernnose, pusty strach. Aby si~ ocalie przed<br />
nimi, stary czlowiek chwyta si~ kurczowo najbliZszej rzeczy: tej<br />
specjalnej potrawy, tego wlasnie a nie innego fotela, swojego rachunku<br />
bankowego, tego, zeby miee ostatnie slowo w domu. Lecz<br />
nicose nie jest wiecznosciq. Przed wiecznosciq stoi wprawdzie<br />
srniere, sarna jednak wiecznoSe stanowi czystq rzeczywistose, bezkresne<br />
wypelnienie. OczywiScie, trzeba jq ustawicznie zdobywae<br />
na nowo odwagq i walkq. Dopiero po zwyci~stwie pojawia si~<br />
nowy rodzaj szerokosci, spokoju oraz jasnosci.<br />
Walka ta zrnierza do mqdrosci polegajqcej na wglqdzie w "rzeczy,<br />
jakirni one Sq", a osiqga si~ jq jedynie wtedy, kiedy czlowiek<br />
znajduje si~ blisko koilca. Nie mozna si~ nauczye jej od drugiego;<br />
kazdy musi si~ jej uczye sam dla siebie poprzez wlasne szaleilstwa,<br />
oraz przez gorzkq lekcj~ zwiqzanq z wlasnym koilcem. Mqdrose<br />
stanowi zrozumienie stosunku cz~sci do calosci, a zrozumienie to<br />
rodzi si~ z widzenia calosci, to znaczy - przy koilcu. Jest to poczucie<br />
tego, co wazne, oraz tego, co niewazne; poczucie proporcji i tego,<br />
co ostatecznie poplaca. Zdobyc je mozna wylqcznie wtedy, kiedy<br />
jest juz "zbyt pozno", aby cokolwiek zmienie, ale kiedy jest jeszcze<br />
czas na przebaczenie, na skruch~ i na pozostawienie wszystkiego<br />
w r~kach Boga. Takq natur~ rna prawdziwa wiara ludzi starych.<br />
Ich postawa staje si~ bardzo prosta, ktos m6glby powiedziee, ze<br />
prawie dziecinna. Dziecinnose stanowi brzydkq form~ czegos, co<br />
moze bye bardzo pi~kne. Drugie dzieciilstwo, podobnie jak pierwsze,<br />
czuje, ze wszystko stanowi jednosc, ze kazda rzecz znajduje<br />
si~ pod ochronq, ze wszystko b~dzie dobrze. Taka wiara jest szeroka,<br />
rozumiejqca, tolerancyjna. Jest przezyciem pelnym - kiedy<br />
zawiera w sobie humor. Wspaniala to rzecz humor czlowieka religIjnego,<br />
ktory wszystko wprowadza w bezgranicznq milose Boga,<br />
nawet to, co nieadekwatne, obce, cudaczne; ktory spodziewa si~<br />
rozwiqzania, kiedy rozum i wysilek nic wi~cej nie mogq zdzialac,<br />
i ktory rozpoznaje cel tam, gdzie gorliwose oraz zapal dawno juz<br />
zrezygnowaly z nadziei, 'ze jakis znajdq.<br />
Romano Guardini<br />
Hum. Stanislaw Grygiel
PAUL HENRY CHOMBART DE LAUWE <br />
NAUKI 0 CZlOWIEKU<br />
UWARUNKOWANIA WIARY<br />
Nauki 0 czlowieku rozmontowujq dzis psychologiczne mechanizmy<br />
wierzen, analizujq proces powstawania mit6w, uwidaczniajqc przy<br />
tym "determinizmy spoleezne", tak ze czlowiek wydaje si~ ich<br />
wi~zniem. Czy wi~c tym samym nie odbierajq wszelkiego sensu<br />
wierze? Czy idqc za ich tokiem myslenia, czlowiek wierzqcy nie<br />
pozostaje w koncu w prozni? Czy przeciwnie, pozbywajqc si~<br />
iluzji, moze tym lepiej uchwycic to co istotne? Lecz co jest istotne?<br />
Co pozostaje gdy nauki 0 czlowieku dokonajq juz wszystkich swych<br />
analiz? Nic? Czy tez wszystko? W swej krytyce wiary, nauki<br />
te stawiajq problem jej natury i jej wolnosci. Zastanowmy si~<br />
wi~c blizej nad tymi trzema zagadnieniami, nad krytykq wiary,<br />
nad jej wolnosciq i nad jej naturq.<br />
KRYTYKA WIARY<br />
Na czym polega krytyka wiary ze strony nauk 0 czlowieku?<br />
Rola tych nauk jest najpierw destruktywna. Przyjmujqc siebie<br />
samego za przedmiot badan, czlowiek zrywa tez jakqs zaslon~<br />
tajemniczosci. Pami~tajmy, ze bardzo diugo byl najmniej znanym<br />
ze zwierzqt. Nie cofal si~ przed refleksjq 0 Bogu, l~ cz bal si~ az<br />
do niedawna refleksji nad samym sobq. Si~gni~cie myslq badawczq<br />
w dziedziny takie jak sumienie, jak uczucia, jak podstawy moralnosci,<br />
jak przemiany spoleczenstw, zmierzchy i upadki cywilizacji,<br />
poczqtki i ewolucja rodzaju ludzkiego, moglo wywolac w ludziach<br />
pewien sceptycyzm w stosunku do ich wiasnych czynow. Czyz<br />
Paul-Henry C h:O mba r t deL a u w e, z zawodu socjolog, zajmuje siE: gl6wnie<br />
mikrosocjologl
UWARP:N~OWANIE WIARY 73<br />
bowiem wszelkie zaangazowanie, sam wyb6r ideowej drogi, to nie<br />
Sq r6wniez wyniki gry zmiennych socjologicznych i psychologicznych<br />
proces6w sublimacji, wplyw6w kulturowych modeli okreslonych<br />
srodowisk i spoleczenstw? Zakwestionowane jest wszystko,<br />
od poczqtku. I czy dlatego wlasnie nie-angazowanie si~ nie jest<br />
ascezq pozqdanq, koniecznq w tej sytuacji? Czyz wiara w Boga,<br />
nawet \v1ara w czlowieka to nie iluzje, nie przeszkody w wolnosci?<br />
Tylko rozum, tylko obiektywna analiza fakt6w nie stracily waznosci,<br />
Sq nadal uprawnione. I jezeli majq doprowadzie nas do zwqtpienia<br />
w Czlowieka, w jego przeznaczenie, to nawet wtedy trzeba<br />
miec odwag~ spojrzee w twarz tej tragicznej sytuacji.<br />
Taka jest pierwsza refleksja, kt6rq nasuwajq nauki 0 czlowieku.<br />
Czy jednak, w gl~bszej perspektywie, ich rola nie okazuje si~<br />
o c z y s z c z a j q c a raczej niz destruktywna? To prawda, ze na<br />
podstawie obrazu spoleczenstw ludzkich w plaszczyznie Ziemi<br />
i w pl:aszczyznie historii, kt6ry nam si~ dzis rysuje, wydaje si~<br />
latwq rzeCZq wykazae spol:ecznq funkcj~ religii, zmiennosc mit6w<br />
w r6znych kulturach, a wi~c ich wzgl~dnose, oraz obserwowalnosc<br />
i opisywalnosc calkiem okreslonych warunk6w, w kt6rych powstajq<br />
i w kt6rych ginq. Jednoczesnie jednak te same nauki 0 czlowieku<br />
uwidaczniajq przeciez fakt istnienia pewnej zasadniczej<br />
postawy wiary, jako stalej, niezmiennej w najr6znorodniejszych<br />
wierzeniach. I ten fakt stawia pytanie nowe. W jego swietle bowiem<br />
wiara nie moze si~ juz sprowadzac ani do psychologicznej<br />
funkcji samoobrony przed rozpaczq, ani do spolecznej funkcji integracyjn.ej.<br />
Jej wyrazy, jej trese, jej manifestacje Sq zmienne, ale<br />
dwie zasadnicze aspiracje pozostajq, naszym zdaniem, stale: wsp61<br />
nota mi~dzyludzka i odniesienie do absolutu.<br />
Juz w spoleczenstwach starozytnych funkcjq mitu bylo lqczenie<br />
ludzi we wsp61noty i stawianie ich w obliczu swiata nieprzeniknionego,<br />
kt6ry ich przerastal. W spoleczenstwach wsp6lczesnych<br />
jednak nauki 0 czlowieku spowodowaly pewne novum bardzo zasadnicze.<br />
Wiedzqc wszystko, co dzisiaj wiedzq, ludzie mogq oto<br />
odkrye wiar~, przyjqe jq i swiadczye jej nawet za cen~ i:ycia,<br />
nie otrzymujqc jej jui: jako czegos narzuconego przez okreslony<br />
uklad spoleczny. Wiara wyr6znia si~ stopniowo spomi~dzy wierzen,<br />
przekazywanych socjologicznie. Wiqze si~ natomiast coraz<br />
scislej z samq egzystencjq. Jak dokonuje si~ ten proces?<br />
WOLNOSC WIARY<br />
Por6wnujqc ludzi w rozmaitych sytuacjach (przy pomocy metod<br />
sondazu lub obserwacji) analiza socjologiczna wykazuje, ze zachowania<br />
religijne Sq zwiqzane z pewnymi warunkami srodowiska
74 P. H. CHOM;BART DE L,AUWE<br />
spolecznego. Badania proces6w przemian w postawach dowodi~,<br />
ze swej strony, ze przemiany te mozna w jakiejs mierze prowokowac<br />
lub modyfikowac za pomocq reklam,y i propagandy. Reklama<br />
czyni ludzi wi~zniami swiata konkurencji, w kt6rym potrzeby<br />
stwarzane s~ sztucznie, nie dla dobra ludnosci, tylko dla zysku<br />
przedsi~biors;tw. Ankiety zaehowan konsument6w pozwolily tez<br />
jednak stwierdzie, ze ponizej pewnych progow stopy zyciowej,<br />
szereg aspiracji nie moze juz wcale dojse do glosu. Mozna by zacytowae<br />
jeszcze wiele przykladow w tym rodzaju. Swiadcz~ one<br />
o tym, ze coraz precy~jniejsze badania ujawniajq najpierw rozliczne<br />
ograniczenia wolnosci wszelkich ludzkich aktow zaangazowania.<br />
'<br />
Jednoczesnie jednak pojawiaj~ si~ nowe formy wyzwolen, dajqcych<br />
pole nowym aspiracjom. ezy jest wsr6d nich miejsce na aspiracj~<br />
religijn~? Zastan6wmy si~ gl~biej nad tym pytaniem.<br />
Odkrycia naukowe, automatyzacja, szybkose nowych srodk6w<br />
transportu, loty kosmiczne, wszystko to umacnia mit post~pu.<br />
Mozliwose oderwania si~ od Ziemi, sytuuj~c wyrazniej nasz swiat<br />
w stosunku do innych swiat6w, pogl~bia swiadomose jednosci<br />
czlowieczenstwa. ezy wi~c szanse opanowania przyrody przez<br />
nauk~ oznaczajq istotnie ostateczny triumf racjonalizmu? ezy<br />
czlowiek rzeczywiscie znalazl w sobie samym wlasn~ transcendencj~?<br />
Obserwacja spoleeznosci miejskich dowodzi, ze w gruncie<br />
rzeczy jestesmy dalecy od takiej humanistycznej wiary.<br />
W wielu dziedzinach zycia wyst~puje cos w rodzaju "rewanzu<br />
irracjonalnosci". Zainteresowania parapsychologi~, paramedycyn~,<br />
wrozbiarstwem, swiadcz~ ze zaufanie przeci~tnych obywateli do<br />
sprawnosci nauki jest jeszcze niewielkie, i ze szukajq oni wciqz<br />
innych dr6g, na kt6rych tajemnica zachowuje jeszcze swe prawa.<br />
Obserwuje si~ szereg przemieszczen zmyslu sakralnego. Prawdziwe<br />
"kulty jednostki", fascynacja "gwiazdami" artystycznymi ezy politycznymi<br />
to wyrazy przywiqzania, wiernosci, nawet czci, stawiajqce<br />
wszystkie te ,,idole" w naprawd~ osobnym swietle. Jednoczesnie<br />
calkiem nowe rodzaje l~k6w, zrodzone przez sam post~p<br />
naukowy, rodz~ w ludziach stan niepokoju, ktorego nie mog~ sobie<br />
l'acjonalnie wyperswadowae. W miejsce trwogi przed mocami<br />
przyrody, trwogi, ktorej przypisywae chciano powstanie pierwotnych<br />
religii, pojawiaj~ si~ koszmary dzialan ubocznych energii<br />
atomowej, grozy wojny totalnej czy nawet "rozrywkowych" science<br />
fictions.<br />
ezy jednak tam przynajmniej, gdzie bierze g6r~ wiara w czlowieka<br />
i w jego przyszlosc, w gr~ wchodzi rzeczywiscie trzezwe<br />
rozumowanie? Aspiracje do "zbudowania lepszego swiata" mog~<br />
urzeczywistnie si~ tylko drog~ gl~bokich przemian spoleczenstw.
UWARU:NKOWANIE WIARY 75<br />
Na ten zas temat pouczye nas mogq kompetentnie nauki 0 czlowieku.<br />
Coz nam mowi,! te nauki? Ze zderzenia spolecznych mechanizm6w<br />
opartych 0 pewne struktury i modele mUSZq nieuchronnie powodowae<br />
spory, nieporozumienia i mniej lub bardziej gwahowne<br />
walki. Trzeba by wi~c zmienie calkiem zasadnicze struktury spoleczne.<br />
Czy jednak mozna to uczynie bez oparcia 0 jakies wielkie<br />
ruchy ideowe? Badania historyczne i socjologiczne wykazujq coraz<br />
jasniej rol~ ideologii i zaangazowan w przemianach ekonomicznych<br />
i strukturalnych. Wiara w czlowieka, jesli rna si~ urzeczywistniae,<br />
nie moze bye samq logikq, musi bye "wiarq". Czy jednakze wiara<br />
naszych dni staje si~ wiarq naukowq, politycznq, humanistycznq?<br />
ezy miejsce immanencji Boga zajmowae w niej zaczyna transcendencja<br />
czlowieka? Moze si~ czasem tak zdawae.<br />
A jednak, w najrozmaitszych ankietach, pokazna liczba respondentOw<br />
deklaruje wiar~ w "coS poza", w cos co "przerasta czlowieka",<br />
w tak czy inaczej okreslane Niepoznawalne. Nierzadko<br />
u tych samych os6b wyst~puje, obok gwaltownej niech~ci do religii,<br />
gwaHownej krytyki jej przejawow zewn~trznych, wyrazna i tym<br />
wi~ksza t~sknota za jakqs wyZsZq rzeczywistosciq.<br />
Wydaje si~, ze ludzie potrzebujq wciqz odniesienia do jakiejs<br />
sily, kt6rej moc jest dla nich niezmierzona. W czasie rewolucji<br />
francuskiej sam rozum stal si~ przedmiotem kultu, pozytywizm<br />
Comte'a przeksztalcil si~ w religi~, tworcza ewolucja, u Bergsona,<br />
jest silq tajemnq, sarna Ludzkose, w walce 0 wyzwolenie, nabiera<br />
cech ofiarnego daru · z siebie. Francis Jeanson m6wH, ze gdyby<br />
musial odwolywae si~ do jakichs wierzen, wybralby wiar~ w sil~<br />
"cudownq", "nadnaturalnq", ktora pozwala ludziom "przerastac<br />
stopniowo, dzi~ki wsp6lnocie, ich mozliwosci indywidualne". Dodawal<br />
tez, ze ,prawdziwa wiara polega na zakladzie, w ktorym stawia<br />
si~ na ludzkq mozliwose wcielenia Boga", aby juz wtedy "z Nim<br />
skonczye". Rodzaj ludzki w mie]sce Boga, czyzby tu lezalo rozwi,!zanie?<br />
I czy wiara bylaby w takim wypadku przekreslona?<br />
Moze trzeba zastanowie si~ w tym punkcie nad naturq wiary.<br />
I moze nauki 0 czlowieku potrafiq cos wi~cej tu wyjasnie.<br />
NATURA WIARY<br />
Ludzie przywiqzujq si~ do znak6w, do symboli, w koncu do<br />
mituw, ktore pozwalajq docierac, w spos6b posredni, do jakiejs<br />
rzeczywistosci, odgadywanej, lecz nieosiqgalnej zadnymi innymi<br />
drogami. Odwolujq si~ takze do pewnych wartosci, wedlug kt6<br />
rych kierujq swym zyciem. W samym centrum tych wartosci musi<br />
jednak bye jakas wartose pierwotna, kt6ra je przerasta. Ks. Ganne<br />
mial racj~ piszqc w jednym ze swych ostatnich artyku16w, ze
76<br />
P. H. CHOMBART DE LAUWE<br />
wiara religijna, bez zaangazowania w swiat i poprzez wartosci<br />
swiata, moze bardzo latwo bye iluzjq. Bo istotnie wiara jest zaangazowaniem,<br />
jest wiernosciq, tylez co przystaniem na cos i do<br />
czegos. I w tym sensie nie da si~ sprowadzie do jakichS wierzen.<br />
Blondel wykazal tez, ze nie jest sprzeczna ani z wiedzq ani<br />
z rozumem. Jean Lacroix dodaje, ze "wiara w rozum" jest warunkiem<br />
wszelkiego poznania. Trzeba wi~c odr6znic trese wiary<br />
od ruchu, ktory popycha ludzi do nieustannego stawania si~ .<br />
W miar~ jak ewoluujq spoleczenstwa, powi~kszajq si~ aspiracje<br />
ludzkie. Czlowiek chce coraz lepszej ludzkosci, coraz wi~kszej<br />
wolnosci, ale - dlaczego? Pragnienie, pobudzane przez najblahszy<br />
przedmiot. z codziennego zycia, przerasta ten przedmiot nieskonczenie.<br />
Hegel zrozumial gl~bokie znaczenie tego faktu: pragnienie<br />
jest bez konca. Innymi stowy, daje nam poczucie nieskonczonosci.<br />
Wlasnie by dae jakqs przedwczesnq odpowiedz temu pragnieniu,<br />
ludzie wynajdujq mity: uklady symboli, skonstruowane w monument,<br />
sygnalizujqcy jakies wejscie w swiat inny, gdzie kr6luje<br />
ludzkose przemieniona. W takiej perspektywie, ateizm autentyczny<br />
to nie ten, kt6ry odmq.wia nazwania Boga. Nauki 0 czlowieku uwypuklajq,<br />
jako prawdziwe przeszkody wiary, ograniczenie pragnien;<br />
ich redukcj~ do przedmiot6w materialnych. W cywiIizacji nastawionej<br />
na przyjemnosci i wygody istnieje rzeczywiscie niebezpieczenstwo,<br />
ze eschatologiczna wizja reIigijna i humanistyczna wizja<br />
ewolucji zostanq zastqpione prognostykq dla pragnien na kr6tkq<br />
met~. Zalezy to od tego, czy wsp6lczesni obywatele Ziemi potrafiq<br />
istotnie zadowolie si~ horyzontem roku 1985 czy 2000, roku kt6ry<br />
przyniesie im lepszy woz lub nieslychanie ulepszony telewizor,<br />
czy tez pozostanq mimo wszystko przy przeswiadczeniu, ze "nie<br />
samym chlebem czlowiek zyje".<br />
• Lecz czy droga naprzod, wybiegajqca poza ciasne granice pragnien<br />
z kr~gu wygod i usprawnien, prowadzi nas poza czas, az w wiecznose,<br />
czy tez zlewa si~ po prostu z ewolucjq? Dochodzimy tu do<br />
ulubionej debaty nauk 0 czlowieku, badajqcych jego pochodzenie.<br />
Teilhard de Chardin widzial odpowiedz w podwojnym ruchu ewolucji,<br />
rozbiegajqcej si~ w zr6znicowania i zbiegajqcej si~ znowu<br />
w kierunku punktu odniesienia, lezqcego zawsze gdzies przed niq.<br />
I gdy si~ raz takq wizj~ przyjmie, nie jest nawet chwilowo wazne,<br />
czy wiemy, co jest z tym puri.ktem, nieznanym nam na razie. Pojawia<br />
si~ natomiast inna przeszkoda dla wiary, chyba ze wszystkich<br />
najwazniejsza. To nie 0 "przedmiot" wiary gl6wnie chodzi,<br />
lecz jak pisal Blondel 0 "podmiot" wiary. By zaspokoic swe pragnienie,<br />
czlowiek nie moze si~ zadowolic przedmiotem. Wiara<br />
w przyszlose jest bowiem nadziejq, i ta nadziej~ wymaga odpowiedzi.<br />
Wiara-nadzieja musi wi~c pozostac niezaspokojona, jesli
UWARVNKOWANIE WIARY<br />
77<br />
nie jest jednoczesnie wymianl:l i dialogiem, jesli podmiot wiary nie<br />
jest osobl:l zYWl:l.<br />
Wiara w tym sensie, to jest tylko spotkanie czlowieka i jakiegos<br />
Boga Zywego, wymyka si~ analizom nauk Soclologicznych i psychologicznych.<br />
Mozna jednak za pomocl:l tych nauk zbadae, jakie Sl:l<br />
prawdziwe aspiracje ludzi dzisiejszych. W oparciu 0 obserwacj~<br />
zachowan i przedstawien, mozna wyodr~bnie niekt6re z nich jako<br />
dominuj~ce. Przedstawienia osobiste i zbiorowe przeplatajll si~<br />
ze sobl:l bardzo scisle, i oddzialujl:l na siebie nawzajem. Pewne<br />
obrazy, pewne wyobrazenia nabierajl:l w pewnych okresach aktywnej<br />
mocy, tak ze kieruj~ zachowaniami. Tego rodzaju obrazy<br />
wiod~ce, powi~zane z wartosciami charakterystycznymi dla jakiejs<br />
kultury czy srodowiska, Sl:l jednak plynne: ksztaltujl:l si~, potem<br />
si~ przeksztalcaj~ l wreszcie zanikaJ~. Pewne obrazy Boga Sl:l tego<br />
wlasnie rz~du. .<br />
Obrazy takie oczywiScie s~ uZyteczne spolecznie i psychologicmie.<br />
I tu rowniez nauki 0 czlowieku wykazujl:l uZytecznose religii, wykazujq,<br />
ze religia ma jakqs funkcj~. Ale wlasnie to niepokoi wierZl:lCYch.<br />
Dla nich B6g jest bowiem zasadniczo nieuZyteczny, lub<br />
mowil:lC scislej, nie moze bye wyrazany w kategoriach uZytecznoSci.<br />
Spotkanie z Nim nie moze bye "interesowne". Dlatego, chcl:lC dotrzee<br />
do aspiracji podstawowych ludzi dzisiejszych, uczynimy<br />
lepiej nie koncentrujl:lc uwagi na przedstawieniach religijnych sensu<br />
stricto, lecz raczej na obrazach i wartosciach z codziennego iycia,<br />
w ktorych znajdziemy prawdziwe racje istnienia i prawdziwe religijne<br />
aspiracje czlowieka wsp61czesnego.<br />
Rysujq si~ tutaj, jak si~ wydaje, pewne rozbieznoSci, lecz nie<br />
pokrywaj~ si~ one z podzialem na wierzl:lcych i niewierzl:lcych.<br />
Niekt6rzy ludzie, nalezl:lcy do Kosciol6w lub nienalez~cy do nich,<br />
kierujl:l si~ w swym Zyciu i czynach wartosciami takimi jak zysk,<br />
jak prestiz, jak wladza. Inni, 0 najrozmaitszych pogll:ldach i takze<br />
wierzl:lcy lub niewierz~cy, kladl:l w Zyciu najwi~kszy nacisk na<br />
solidarnoSe, sprawiedliwose, godnosc ludzkl:l, wolnoSe, czyli na<br />
wartosci naprawd~ ewangeliczne. Kazde z tych sl6w oceniae trzeba<br />
oczywiScie wedlug tego, co praktycznie oznacza w danej, konkretnej<br />
sytuacji. Nie trzeba zapominae jednak, ze poza nimi stojll<br />
zawsze aspiracje gl~bsze, osobiste i zbiorowe, ktorymi powodujl:l<br />
si~ ludzie, nie majl:lc nawet jasnej swiadomosci, ze tak czyniq.<br />
Wielu dyskutant6w, ktorzy w czasie obecnego "Tygodnia Intelektualistow"<br />
przemawiali jako niewierz~cy, dawalo wyraz tej fundamentalnej<br />
trosce, tej postawie bezinteresownie poszukujl:lcej.<br />
Encyklika Pacem in terns wlasnie dlatego znalazla tak szeroki<br />
oddZwi~k, ze Jan XXIII intuicyjnie wyczul to, co nauki 0 czlowieku<br />
wykazujq na podstawie obserwacji, i ze odpowiedzial na<br />
aspiracje zywe w ludziach dzisiejszych.
78 P. H. CHOMBART DE LAUWE<br />
W jakims sensie Freud mial racj~ twierdzqc, ze dogmaty religii<br />
Sq pochodnymi pragnien ludzkich. 'MyHl sic;: tylko sqdzqc, ze chodzi<br />
wobec tego 0 czystq iluzj~. Obraz Boga, 0 kt6rym pisal, jest jednym<br />
z "obraz6w wiodqcych", 0 kt6rych m6wiliSmy wyzej, i kt6re istnialy<br />
wczoraj, istniejq dzis i bc;:dq istnialy jutro, zmieniajqc sic;: zaleznie<br />
od typ6w cywilizacji i srodowisk. Lecz zasadnicza, stala aspiracja,<br />
kt6rq te r6znorodne formy wyrazajq, zbiega sic;: dzic;:ki swym kolejl1ym<br />
mutacjom z aspiracjami egzystencjalnymi, kt6rymi ludzie<br />
kolejnych epok. zyjq na codzien. I gdy tylko zwiqzek jest wykazany<br />
jasno, jak to mialo miejsce w Pacem in terris, falszywe obrazy<br />
religii kruszq sic;: i wiara odzyskuje caly sw6j sens.<br />
Jesli za przedmiot refleksji przyjmiemy pewnq postae cywilizacji<br />
chrzescijanskiej, takq na przyklad jakli nam sic;: przedstawia<br />
w analizie prac katoVckich teoretyk6w z okresu Restauracji, sklonni<br />
bc;:dziemy przyznae racjc;: Marksowi, ze "czlowiek robi religic;:",<br />
a nie "religia czlowieka". Istotnie bowiem, ' w kazdym z wynalezionych<br />
przez teoretyk6w szczeg616w, przedstawi nam sic;: ona jako<br />
"opium dla IUdu". Lecz w swej z y w e j r z e c z y w i s t 0 sci nie<br />
jest wcale jak m6wil Marks, "wzdychaniem stworzenia przytloczonego<br />
nieszczc;:sciem". Jest aspiracjq do wsp6lnoty os6b w wolnosci<br />
i odniesieniem do a,bsolutu. I aspiracja taka nie rodzi sic;: z lc;:ku,<br />
analizowanego przez psycholog6w. Jest krokiem tw6rczym. Krokiem,<br />
kt6ry czyni czlowiek, aby WYJse poza siebie, pozostajqc sobq.<br />
platego milose ludzka i B6g-Milose Sq jednq i tq samq rzeczywistosciq.<br />
Ewangelia uczy nas, Ze ten, kto udaje, ze kocha Boga,<br />
a nie kocha brata, jest klamcq. Prawdziwy dramat cywilizacji<br />
zysku i konkurencji jest w tym, ze az nazbyt czc;:sto czyni z nas <br />
klamc6w.<br />
W tym wic;:c sensie samo-transcendencja czlowieka nie przeciwstawia<br />
sic;: wierze w Boga. Chrzescijanstwo jest religiq braterstwa,<br />
a Ewangelia wychodzi od codziennej egzystencji. To sarno spotkanie<br />
pozwala odkrye czlowieka i odkrye Boga w banalnym gescie,<br />
kt6ry nabiera wtedy wymiaru nieskonczonosci. Lecz spotkanie tego<br />
rodzaju nie jest uchwytne dla analiz uczonych. Wiara, kt6ra staje<br />
sic;: dla czlowieka czyms naprawdc;: wewnc;:trznym i osobistym, pozostaje<br />
dIan zarazem tajemnicq.<br />
Wiara odarta z wszystkich f a 1 s z Y w Y c h k 0 n c e p c j i, do<br />
kt6rych obalenia przyczyniajq sic;: bardzo nauki 9 czlowieku, nabiera<br />
wlasciwej perspektywy, przyjmuje prawdziwq postae. Religia<br />
odzyskuje swe miejsce w dzialaniu, w egzystencji, w historii. Staje<br />
sic;: na powr6twic;:ziq mic;:dzyludzkq i zjednoczeniem z Bogiem.<br />
Wiara jest ostatecznym punktem docelowym pragnienia,jest racjq<br />
bytu rozumu. Nie oferuje jakiejs wygodnej pozycji w wiecznosci,<br />
kt6ra pozwalalaby na uchylanie ilic;: od "teraz". Jest jednoczesnie
UWARUNKOWANIE WIARY<br />
79<br />
walkq i pokojem, troskq i pogodq. Zawiera w sobie i sprzecznosc<br />
czlowieka i jego jednosc. I jezeli karykatura religii jest istotnie<br />
"n~dzq ludu", to prawdziwa wiara jest pelniq czlowieczenstwa.<br />
Transcendencja czlowieka i immanencja Boga zbiegajq si~ w egzystencji.<br />
Jezeli wiara jest n adz i e j q, to po to, by ozywiac nieustajqcq<br />
walk~ ludzkosci, kt6ra co dzien przerasta sarna siebie. J esli jest<br />
milosciq, to by urzeczywistniac jednosc ludzi u mety tej nadziei.<br />
Oto co czyni w imieniu :i:yjqcych. I tej jej wiel.kosci nie powaz
B. M. CHEVIGNARD OP<br />
CZEMUS ZWATPll<br />
CZlOWIEKU MAlEJ WIARY?<br />
Wszystkie wymagania Ewangelii stajll si~ zrozumiale tylko przez<br />
wiar~, wiar~ Zywll, Zyjllcll w Osobie Chrystusa. 1 W gruncie rzeczy<br />
Chrystus zadaje nam tylko jedno pytanie: "Wierzysz we Mnie?"<br />
A wiara Zywa w Jego Osob~ pocillga za sobll calli reszt~.<br />
Ot6z, wydaje si~ nam, ze mozna widziec t~ wiar~, wyrazonll<br />
w Ewangelii, w dwojaki spos6b. Z jednej strony wierzyc to nie<br />
wlltpic w Boga i polegac nieustraszenie na Nim po§r6d najgorszych<br />
pr6b: I tak apostolowie nie powinni byli I~kac si~ w lodzi na wzburzonym<br />
morzu (Mk 4, 35). Z drugiej strony wierzyc - to uznac<br />
wewn~trznie Chrystusa. W ten spos6b Piotr uznal Go za Mesjasza"<br />
i za Syna Bozego w Cezarei Filipowej (Mt 16, 16). W pierwszym<br />
wYPadku bardziej jest podkresiony aspekt zupelnego zaufania,<br />
w drugim zas aspekt poznania. Zaufanie i poznanie, kt6re bynajmniej<br />
nie przeciw'stawiajllc si~ sobie domagajll si~ siebie nawzajem<br />
dia formowarua wiary pelnej i Zywej. JakZe bowiem moma<br />
powierzyc si~ temu, kt6rego si~ nie uznalo? A czyz mozna by Go<br />
naprawd~ uznac nie ufaJllc Mu calkowicie? DIa wi~kszej jasnosci<br />
przedstawimy koIejno obydwa aspekty.<br />
POLEGANIE NA BOGU, KTORY NIE ZAWODZI<br />
Ot6i najwi~cej swiatla rzuca tu analiza slowa, kt6re w j~zyku<br />
hebrajskim wyraza postaw~ wiary. Nie rna bowiern vi tym j~zyku<br />
slowa, ktore by odpowiadalo dokladnie francuskiernu rzeczownikowi<br />
foi (wiara). Jest za to czasownik wyrazajllcy nie tylko pewne<br />
poj~cie, Iecz calli postaw~ zyciowll. To hebrajskie aman, kt6rego<br />
uzywa si~ dia wyrazenia postawy czlowieka posiadajllcego wiar~,<br />
1 Tekst niniejszy stanowi fragment z ksillZki pt. La doctrine spirituelle de<br />
l'£vangtle (Paris 1965, Les :editions du Cerf).
CZEMUS ZW1\TPIL<br />
81<br />
moina z powodzeniem przetlumaczye jako: wspieranie si~ na kims,<br />
kto si~ nie ugnie. 2<br />
Mozna ten czasownik takze prze10zye inaczej, mianowlcle: pozwolie<br />
komus niese si~, pozwolie si~ komus Zywic. I to taki:e bardzo<br />
riam rozjasnia spraw~! Miee wiar~ w Boga znaczy tyle, co<br />
pozwolie Mu si~ niese, pozwolie si~ zywie .przez Niego. 3 Cale objawienie<br />
Dobrego Pasterza i Ojca Niebieskiego tkwi juz w rdzeniu<br />
tego slowa.<br />
Ten, na ktorym moina tak polegae, przez ktorego moina bye<br />
niesionym, zwie si~ Wierny. To wspania1e slowo jest jak gdyby<br />
zarezerwowane Bogu. Nazywa si~ Go "Bogiem wiernym w swoich<br />
obietnicach", a Chrystusa - "Swiadkiem wiernym". Co przez to<br />
chce si~ powiedziec? Posrod tego swiata, gdzie wszystko siE: kruszy,<br />
moiecie polegae na Bogu; On nie zawodzi; w swiecie, w ktorym<br />
tyle klamstwa, moiecie zawierzyc Bogu: On nie oszukuje,<br />
posrod tego swiata, gdzie nawet najlepsi Sq tak zmienni; moiecie<br />
si~ oprzec na Bogu; On jest wierny. To wszystko oznacza miec<br />
wiar~ wedlug Pisma sw.<br />
Mowiqc: Amen, amen, dieo vobis, Pan nasz uzywa tego samego<br />
wyraienia. Slowo amen jest w rzeczy samej przyslowkowq formq<br />
slowa aman, wyraiajClcego wiar~. Zatem gdy Pan nasz m6wi amen,<br />
tym samymodwoluje siG do naszej wiary i poniekqd zobowiqzuje<br />
si~: "Zaprawd~, zaprawd~, powiadam wam, moiecie mi wierzyc".<br />
Dobrze byloby jeszcze raz przeczytac niektore z wielkich obietnic<br />
Chrystusa, zaczynajqcych si~ od tych slow: wowczas odczulibyscie<br />
ich wag~ (tak u Mk 10, 29; 11, 23; Mt 1B, 3).<br />
Zadziwia nas, a nawet zbija z tropu, jak absolutne sCI wymagania<br />
Boga - jui od czasow Starego Przymierza - gdy chodzi<br />
o wiar~ . Mojiesz przez chwil~ zawaha si~ w swoim serc'u przed<br />
uderzeniem w skal~, z ktorej ma wyplynqc zywa woda posrod wypalonej<br />
pustyni: poniewaz zwqtpil w swoim sercu, nie zobaczy<br />
Ziemi Obiecanej. Ktoz z nas zresztq nie zawahalby si~? Chrystus<br />
podejmuje nawet to wyraienie: "Nie nalezy wqtpic w swoim sercu"<br />
(Mk 11, 23). Jest ai nazbyt jasne, ze ten przymiot wiary absolutnej<br />
nosi na sobie Boskie znami~. :laden czlowiek, chociazby nie wiadomo<br />
jak byl kochany, nie moze tego wymagac od drugiego: on<br />
jest tylko ulomnym czlowiekiem. Ale Bog, On, moie tego iqdae<br />
od czlowieka.<br />
2 St'ld tak CZE:sto uzywane wyrazenie: "Bog jest moj,! ' opokll". Por. taki:e<br />
wyrazenie " kamien wp,gie1ny" wy s t~puJ'lce w Ewangelii oraz imiG Piotr (Opoka) .<br />
dane Szymonowi.<br />
3 Por. np. Ksi~g~ Liczb 11, 12, skarg~ Mojzesza do Boga: "To nie ja pocz'Iiem<br />
ten Iud. Czemus w!ozyl ciE:zar ludu wszy&tl,iego na mnIe". Tu wlasnle uzyie<br />
zosta!o slowo aman.<br />
Zn Clk - 6
82 B. M. CHEVIGNARD<br />
Wielkq postaciq, kt6ra dominuje w ca1ym Starym Testamencie<br />
w tej dziedzinie, jest oczywiscie Abraham. Odczytajmy jego histori~.<br />
Oto m~zczyzna majqcy sto lat i jego zona zblizona wiekiem<br />
do niego. Nie majq dzieci. Wszystko si~ dla nich juz skonczy1o.<br />
A przeciez Bog mo\vi do niego: "Podnies twoj wzrok ku niebu<br />
i policz gwiazdy, jesli potrafisz, tak liczne b~dzie twoje potomstwo".<br />
A sw. Pawe1 dodaje: "I nie oslabnq1 w wierze, ani si~ oglqdal<br />
na obumar1e cialo swoje, gdy mial juz okolo stu lat i na<br />
obumarly zywot Sary" (Rz 4, 19). Takiej to bezwzgl~dnej wiary<br />
Bog si~ domaga. I ona Mu oddaje najwi~kszq chwal~.<br />
Tej samej natury wiary Chrystus domaga si~ w Ewangelii. Domaga<br />
si~ jej dla Boga, lecz, rzecz nieslychana, domaga si~ jej takze<br />
dla Siebie, ukazujqc w ten sposob swoje pochodzenie i Boskq<br />
natur~: "Wierzycie w Boga, wierzcie tez i we mnie" (In 14, 1), tq<br />
samq wiarq absolutnq i calkowitq.<br />
KROCZENIE PO WODZIE<br />
Trzeba przyznac, ze Ewangelia nas zaskakuje, bo Jezus od nas<br />
ze spokojem zqda rzeczy zadziwiajqcych, jak chodzenie po wodzie<br />
i przenoszenie g6r.<br />
Znamy sceny ewangeliczne. Przychodzi na spotkanie ze SWOlml<br />
kroczCjc po wodzie (Mt 14, 25). Na Jego slowo Piotr nie wCjtpi.<br />
Opuszcza bark~ i z kolei sam kroczy po wodzie. "Ale widzCjc wiatr<br />
gwaltowny zlCjkl si~" i zaczq1 tonCjc. Jego strach jest zrozumialy.<br />
Chodzic po wodzie, Panie, to nie jest przeciez cos naturalnego dla<br />
czlowieka. A jednak co mowi Pan? WyciCjgnCj1 r~k~, chwycil go<br />
i rzekl mu: "Cz1owieku malej wiary, czemus zwqtpil?" Proste<br />
slowa, a jednak przenikajq nas tak gl~boko! Tak wi~c i od nas zCjdasz<br />
tego, Panie, abysmy nie zwqtpili w Ciebie, kroczqc po wodzie.<br />
Ta sarna nauka w uspokojeniu burzy (Mk 4, 35), w uzdrowieniu<br />
dziecka chorego na epilepsj~ (Mk 9, 14), corki Chananejki (Mt 15,<br />
21), slugi setnika (Mt 8, 5). Czytajcie i jeszcze raz czytajcie te<br />
sceny. Prz~z nie Pan mowi do nas bezposrednio i ustawicznie. Zadaje<br />
to sarno pytanie: "Czy w ten sposob wierzysz; we Mnie?"<br />
Mozna powiedziec: wiara absolutna, bezwarunkowa swiadczy, ze<br />
traktuje si~ Chrystusa jako Boga. Jest ona znakiem, ze si~ Go<br />
znalazlo. Mamy wi~c wtedy Boga, Boga prawdziwego i jedynego.<br />
Zatem gdybysmy mieli takq wiar ~ , chocby wielkosci ziarna gorczycznego<br />
(Mt 17, 19), powiedzielibysmy do tej gory: usun si~ stqd,<br />
a ona us1ucha1aby nas.<br />
Tego rodzaju wiara wzrasta wsrod prob zyciowych. Ewangelia<br />
nie hoduje dusz w cieplarni. Osmielimy si~ powied:tiec, ze to ksi~ ga<br />
dla pelnego wiatru, dla pelnego wiatru Boga, oraz dla stawiania
CZEMUS ZW 1\TPU..<br />
83<br />
oporu pe}nemu wiatrowi swiata i Zlego. Otoz, w tym pelnym wietrze<br />
zycia doswiadcza si~ nasza wiara. Czasem Bog jest milczllCY.<br />
Jak gdyby spa!. Dlaczego triumf niegodziwych? Bardzo cz~sto<br />
w zyciu trzeba nam chodzie po wodzie, przenosie gory, te ogromne<br />
gory przesqdow, zwyczaju i ludzkiej pospolitosci. I w tym momencie<br />
Pan pozwala nam uslyszee po prostu te same slowa: "Czemus<br />
zWqtpil, czlowieku malej wiary?"<br />
TWOJE GRZECHY ZOSTALY CI ODPUSZCZONE<br />
Tego samego przymiotu wiary zqda si~ od nas, kiedy chodzi<br />
o odpuszczenie grzechow. Wiadomo, ze wi~kszym cudem jest wzbudzenie<br />
do ponownego rozkwitu pustynnego serca anizeli uzdrowienie<br />
paralityka (Mk 2, 1). A przeciez Chrystus w Ewangelii mowi<br />
nam, ze On cud ten przypisuje wierze. "Wierzysz we Mnie?" pyta<br />
grzesznika. Co to znaczy? Czy ty masz na tyle wiary, zeby rzucie<br />
si~ i zagubie si~ we Mnie? Nie w tobie bowiem jest sprawiedliwose<br />
i swi~tose, ale we Mnie. Trzeba, abys siebie opuscil, swoje<br />
male i tak ciasne sprawiedliwosci, a zatopil si~ we Mnie. Wiara<br />
ta zawiera oczywiscie dobrowolne i radykalne oderwanie si~ od<br />
grzechu, dusza przestaje chciee znaleze w sobie samej zbawienie.<br />
Rozumie bowiem, ze jej oczyszczenie jest 0 wiele gl~bsze. Trzeba,<br />
aby Ktos Inny do tego si~ wmieszal, KtoS Inny, w ktorego b~dzie<br />
si~ mogla rzucie, nawet jeszcze podzielona, z calq swojq ubogq<br />
wiarq i ubogq milosciq. Chwilami nie b~dzie mogla uczynie nic<br />
innego jak tylko uciekae do Niego i krzyczee w Jego stron~. I to<br />
Jego Osoba oczysci wlasnie dusz~ z grzechu. Wiadomo, ze z wiary<br />
Chrystusa sw. Pawel uczynil klucz sklepienia swojej doktryny.<br />
Oto zbliza si~ grzesznica do Je'go stop i placze. Znalazla swego<br />
Zbawiciela. Jej serce na nowo rozkwita i staje si~ naprawd~ nowe.<br />
Dokonal si~ jakis cud, 0 wiele wi~kszy niz ten z wodq, ktora<br />
wytrysn~la ze skaly. Dlaczego? Poniewaz ona uwierzyla. Uwierzyla<br />
Chrystusowi, ktory zresztq jq uprzedzil. Pan mowil jej po prostu:<br />
"Twoja wiara ci~ uzdrowila" (Lk 8, 48).<br />
Kaplani Chrystusa poswiadczajq, ze historia ewangeliczna powtarza<br />
si~ . Zwyci~zcq nad grzechem jest wiara w Chrystusa.<br />
POJDZ ZA MN1\<br />
Pan moze wi~c zqdae wszystkiego. Przeczytajcie jeszcze raz te<br />
miejsca w Ewangelii, w ktorych stawia On tak duze wymagania. 4<br />
Wsz~dzie widae to sarno prawo: wiara w Tego, kt6ry wszystko<br />
4 Np. t.k 9, 23-26; 12, 51-53; 14, 25-29 itd.
84<br />
B. M. CHEVIGNARD<br />
czyni mozliwym. Wiara w Jego Osob~ porywa wszystko w SWO)<br />
zywy prqd. Czlowiek opuszcza sw6j dom, swoje pola, swojq rodzin~,<br />
a przede wszystkim porzuca samego siebie, poniewaz rna wiar~<br />
w Niego. Ale kiedy jego "viara wysusza si~, wszystko si~ zatrzymuje,<br />
wszystko umiera, a Ewangelia staje si~ jedynie g6rq zobowiqzan<br />
niemozliwych do zrozumienia, a tym mniej do wykonania.<br />
Czeg6z trzeba, aby otrzymae ten bezcenny skarb wiary? Sam<br />
Chrystus m6wi, ze nalezy stae si~ pokornym na podobienstwo<br />
dziecka:r:Rtokolwiek nie przyjmie Kr6lestwa Bozego jako dzieci~ ,<br />
nie wejdzie do niego" (Mk 10, 15). Bo wiara jest darem. Musi siG<br />
o niq zebrae, musi sip, jej pozqdac, poszukiwae i dlugo na niCl czekac.<br />
A otrzymawszy pierwszy zarodek, ruszyc przed siebie. Wiara wymaga<br />
wi~c wspanialomyslnosci dziecka, kt6re nie kalkuluje. Domaga<br />
si~ ona dusz, ·kt6re umieja, si~ oddac. Dlatego to B6g zqda<br />
od nas wiary z tak wielkim naleganiem. Trzeba nam odwazyc si<br />
na stracenie siebie, oddajqc si~ calkowicie Bogu.<br />
To tylko na pocza,tku jest ziarno gorczyczne, ale pMniej ono zagarnia<br />
calq ziemi~ .<br />
A WY ZA KOGO MNIE UWAZACIE?<br />
(Mt 16, 15)<br />
Wierzyc w Chrystusa znaczy polegac nieustraszenie na Nim, nie<br />
wqtpic w Niego nawet jesli kroczy si ~ po wodzie czy przenosi gory.<br />
Lecz co umozliwia ten zryw z gl~bi bytu ku Niemu? Bog sam<br />
nam to tajemniczo ukazal: Jego swiatlo. Wierzyc to znaczy uznae<br />
wewn~trznie Chrystusa.<br />
UZNANIE CHRYSTUSA<br />
Juz w Starym Testamencie dostrzegamy to uznawanie Baga.<br />
Niewqtpliwie wierzyc w Jahwe znaczy tyle, co w gl~bi samego siebie<br />
polegae na Nim, nawet w czasie najgorszych prob zyciowych.<br />
Ale czy aby nie jest to slepy instynkt? Nie, poniewaz Bog go oswietlil.<br />
On umozliwil poznanie tego, ze On tam jest, iyjqcy. W tym<br />
sensie, podlug tajemniczego i wzruszajqcego wynurzenia 1zajasza,<br />
wierzye to "rozumiee, ze to jest On": rozumiee i to z tajemnicza,<br />
i calkowitq pewnosci'l. "Wyscie swiadkowie moi... abyscie wiedzieli<br />
i wierzyli mi i zrozumieli, ze to ja sam jestem" (1z 43, 10).<br />
Aspekt ten jeszcze mocniej podkresla Ewangelia. Wszelka historia<br />
ewangeliczna sprowadza si~ do historii uznania Chrystusa.<br />
I mozna powiedziec, ze nawet dzis misterium Ewangelii i Kosciola l<br />
w swiecie jest tym samym misterium wewn~trzne go uznania Chry-'<br />
stusa przez wiar~. Pytania zadanego Piotrowi P an nie przestaje
CZEMUS ZWl\TPIL 85<br />
i nam zadawae w gl~bi duszy: "A ty kogo Mnie uwazasz?" Nie rna<br />
w tym zadnego illuminizmu: jestesmy w samym sercu wiary chrzescijanskiej.<br />
Wiara stanowi cos wi~cej niz intelektualne przylgni~cie<br />
do prawd objawionych. Jqdrem jej jest Objawienie Chrystusa.<br />
Jest czyms wi~cej jeszcze anizeli prawdami objawionymi, jest ona<br />
Bogiem, kt6ry si~ objawia. Otw6rzcie Bibli~; od poczqtku do konca<br />
jest ona Ksi~gq Boga, kt6ry si~ objawia. Mozemy slusznie powiedziec,<br />
ze swiatlo wiary skupia si~ przede wszystkim na samej<br />
Osobie Syna Bozego, a w konsekwencji na prawdach przez Niego<br />
objawionych. Wiara jest zyjqca dlatego, ze znaleZlismy Osob~ zyjqC'l<br />
w samym sercu naszego zycia. Nigdy dosyc adoracji tej tajernnicy<br />
i pokornego wyczekiwania na ni'l w modlitwie.<br />
Kilka wielkich scen ewangelicznych przekona nas, ze tu w1asnie<br />
lezy samo sedno naszej wiary. Pan usiad1 na skraju drogi jak<br />
zwyczajny obcy cz1owiek. Przechodzi jakas kobieta. Dotychczas<br />
Sq jedno dla drugiego dwojgiem obcych ludzi, przynajmniej pozornie.<br />
Kobieta ta ma swoje zycie. Jest beztroska, daleka od mysli,<br />
ze za par~ minut wszystko dla niej si~ zmieni. Pan pierwszy si~<br />
odzywa, prosz'lc jq 0 przyslug~: "Daj mi pic". Nawi'lzuje si~ dialog,<br />
w kt6rym Chrystus z miejsca uderza prosto w dusz~: "Gdybys<br />
znala dar BoZy i kto jest ten, co ci m6wi: »daj mi pie«, prosilabys<br />
Go zapewne, a On da1by ci wody zywej" (In 4, 10). C6Z to jest<br />
zatem ta zywa woda, zyjqca, kt6ra ozywia gl~bi~ duszy? To wiara.<br />
Lecz czymze jest wiara? Wiara to Chrystus, Chrystus zyjqcy, zlqczony<br />
naprawd~ z duszq: "Ja jestem, kt6ry mowi z tobq" (In 4,<br />
26). Kobieta zostawila sw6j dzban. Zapomnia1a, po co przyszla.<br />
Miala zupelnie co innego w glowie. Znalaz!a Chrystusa w samym<br />
sercu swojego zycia.<br />
Slepy od urodzenia zosta1 wyp~dzony z synagogi (In 9, 35). Jego<br />
uzdrowienie wprawia w zak1opotanie tych, kt6rzy nie chcq widziec.<br />
Odnajduje on Chrystusa, kt6ry m6wi mu po prostu: "Wierzysz<br />
w Syna Czlowieczego?" Z calej mocy swej duszy p10nqcej<br />
i prawej uzdrowiony odpowia
3G<br />
B. M. CHEVIGNARD<br />
skupi si~ w pierwszym rz~dzie na Osobie samego Jezusa, dopoty nie<br />
posiadamy jeszcze wiary w pelni jej tajemnicy. B~dziemy mogli<br />
posiadac zespol scisle powi'lzanych prawd (i to jest niezb~dne),<br />
alba tradycj~ (jest takze konieczna), ale jeszcze nie b~dziemy<br />
mieli wiary, jakiej si~ domaga od nas Chrystus. Oczywiscie, powiedzmy<br />
to jeszcze raz, dia kazdego chrzescijanina, chocby to<br />
byl czlowiek doczesnych interesow, zmagaj'lcy si~ ze strasznym,<br />
nieublaganym zyciem, wiara jest mozliwa tylko pod warunkiem,<br />
ze Osoba Chrystusa znajdzie si~ w centrum jego zycia. Nie ma<br />
w tym zadnej czulostkowosci, lecz jedynie nadprzyrod;wna wiara.<br />
Z tq chwilq dopiero wszystko si~ wyjasnia; praktyka religijna<br />
nabiera zycia, a Ewangelia przemawia. Wszystko staje siE: proste.<br />
Jezeli natomiast Osoba Jezusa jest nieobecna, wszystko staje siE:<br />
martwe, skomplikowane. Jakie bardzo chcialoby si~ tutaj powiedziec<br />
duszom, ze wiara to posiadanie zywej Osoby Jezusa w swoim<br />
zyciu.<br />
B. M. Chevia'nard OP<br />
Hum. Edward Grygiel
Ks. JOZEF TISCHNER<br />
FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />
ESEJ Z POGRANICZA HISTORII I FILOZOFII<br />
MOT T 0:<br />
Nie mysl, ze \VZY\V3 1n,<br />
Aniele, a gdybym nawet ci
88 KS. JOZEF TISCHNER<br />
jego b6stwo. Koncepcja neoheglist6w i koncepcja Renana stanowiq<br />
zatem ostrl\ opozycj~ do pogll\du tradycyjnego.<br />
Zwil\zek przedstawionych przez neoheglist6w i Renana teorii<br />
Chrystusa z niekt6rymi kierunkami filozofii, 0 jakim mimochodem<br />
wspomnialem, jest szczeg61nie znamienny. Decyduje on wlasnie<br />
o tym, ze zagadnienie historycznosci postaci Jezusa (rsp. Chrystusa<br />
- nie uwzgl~dniamy tutaj ulubionego przez mitolog6w<br />
przeciwstawienia Chrystusa Ewangelii Jezusowi historii) mialo<br />
i rna nadal sens przede wszystkim filozoficzny, a nie historyczny,<br />
jakby si~ pozornie wydawalo. Gdyby zresztq cala sprawa byla domenq<br />
historii, nie byloby ani powodu, ani tytulu do niej wracac:<br />
powodu, bo · historycy jednoznacznie jl\ juz rozstrzygn~li, tytulu,<br />
poniewaz nie uwazam si~ za kompetentnego w tej dziedzinie badacza<br />
przekaz6w historii. Rzecz w tym, ze poza pozornie historycznie<br />
brzmi~cym pytaniem 0 istnienie Chrystusa, kryjq si~ stanowiska<br />
typowo filozoficzne, kt6re powodujl\ p 0 jaw i e n i e si~ pytania<br />
a nawet wyznaczajl\ zakres m 0 z 1 i w Y c h odpowiedzi na nie,<br />
zas si~gajqc jeszcze gl~biej w tlo zagadnienia, kryjl\ si~ tam bardzo<br />
pie r w 0 t n e i nigdy nie b~dqce przedmiotem odr~bnych badan<br />
naukowych ludzkie p r z e z y wan i a i ludzkie 0 d c z u wan i a<br />
Chrystusa jako szczeg6lnej postaci historii. Te wszystkie czynniki<br />
nadajq sporowi 0 historycznosc gl~boki, filozoficzny wymiar.<br />
Niniejsza praca jest szkicem z pogranicza filozofii i historii.<br />
Za punkt wyjscia bierze zjawiska historyczne stosunkowo swiezej<br />
daty: pojawienie si~ pytania 0 historycznose, szczegolne warunki<br />
dziejowe, w ktorych wystqpilo, itp. Niemniej jej glownym celem<br />
jest ujawnienie czytelnikowi zasadniczego, filozoficznego i "przezyciowego"<br />
tla sporu 0 Jezusa. Chodzi 0 pokazanie, bez wqtpienia<br />
nie wyczerpujqce, tego, co mozna by nazwae "paradoksem Jezusa"<br />
i paradoksem odczuwania Jezusa, a co najwyrazniej przejawia si~<br />
poprzez liczne pr6by tego wieku, by wizj~ Chrystusa, ktora si~<br />
przezyla, zastqpie nOWq wizjq, 'lepiej dostosowanq do 6wczesnej<br />
umyslowosci. Dqznose, z ktorej ow zamiar si~ wylania, nazywam,<br />
stosujqC przenosni~, na jakq zezwala literacka forma eseju, 0 c z e<br />
k i wan i emf i 10 z 0 f i ina now e w c i e len i e.<br />
FORMALIZACJA DOGMATU 0 CHRYSTUSIE<br />
Podstawowq tezq katolickiej nauki 0 Chrystusie bylo od \Vielu<br />
wiek6w stwierdzenie: w Chrystusie istnieje tylko jedna osoba Syna<br />
Bozego, w dwu integralnych naturach - boskiej i ludzkiej.<br />
Trese tej tezy tak mocno wkorzenila si~ w umyslowosc 6wczesnych<br />
ludzi, ze glowne kierunki sporu 0 Chrystusa obracajq si~<br />
wlasnie wokol niej. Niemniej sarna okolicznose, ze temat wyplynql,
FILOZOFIA CZEKA NA WtIELENIE 89<br />
i rozw6j dyskusji nad tematem, swiadczy 0 powolnym rozkladzie<br />
tradycyjnego rozumienia formuly. Plaszczyzny, na ~t6rych ten<br />
rozklad si~ dokonuje, majq charakter, mowiqc najog6lniej, z n a<br />
c zen i 0 w yip r z e zy c i 0 w y. Po stronie znaczeniowej obserwujemy<br />
przede wszystkim gruntownq zmian~ sensu termin6w<br />
wyst~pujqcych w tezie 0 Chrystusie, po stronie przezyciowej widzimy<br />
zmiany .utartego sposobu odczuwania dawnej zawartosci<br />
znaczeniowej.<br />
Spr6bujmy uprzytomnic sobie zmiany pierwszego typu, stojqce<br />
w scislej korelacji z rozwojem pewnych kierunk6w filozoficznych.<br />
Zwrocmy uwag~ na wyst~pujqcy w formule termin "natura" i termin<br />
"Bog".<br />
W tradycyjnej filozofii katolickiej termin "natura" mial wiele<br />
znaczeil., ale w przypadku zastosowania go do opisu osoby Chrystusa<br />
wymieniano to, kt6re wywodzi si~ etymologicznie od greckiego<br />
physis i oznacza wszystkie wlasciwosci konieczne i konkretne<br />
bytu, istot~ i cechy przypadlosciowe w ich wzajemnej korelacji<br />
w zasi~gu bytowym jednego i tego samego przedmiotu.<br />
W ostatecznej instancji termin wskazywal na i s t n i e j q c Y t u<br />
i teraz konkret. 1<br />
Tymczasem w filozofii nowozytnej rozw6j znaczenipwy poj~cia<br />
kieruje si~ bqdz w stron~ znaczenia, ktore w efekcie wyklucza<br />
wszelkq mozliwosc zastosowania go do opisu postaci Chrystusa<br />
(B. Pascal, J. J. Rousseau, E. Kant 2), bqdz w kierunku znaczenia,<br />
kt6re wprawdzie moze znalezc zastosowanie w powyzszym opisie,<br />
ale wywoluje jednoczesnie gl~bokie przeksztalcenie sensu formuly<br />
pierwotnej. Swym drugim odgal~zieniem zmierza bowiem wprost<br />
do uwypuklenia jego ogolnosci i abstrakcyjnosci i zbliza si~ tym<br />
samym do rozumienia natury jako swoiscie potraktowanej "istoty"<br />
przedmiotu, a zatem do rozumienia, kt6re wystqpilo m. in. na gruncie<br />
scholastyki, ale nie bylo stosowane przy opisie osoby Chrystusa.<br />
Powszechne staje si~ pojmowanie natury jako zespolu niezmiennych<br />
i koniecznych wlasciwosci przedmiotu, TSp. czlowieka,<br />
zespolu, kt6ry jest wsz~dzie taki sam, gdzie tylko mamy do czynienia<br />
z przedmiotami tego samego typu. Gdy poj~cie 0 zmienionym<br />
w ten spos6b sensie stanie si~ jednym z termin6w w tradycyjnej<br />
formule chrystologicznej, formula nie wskaze juz na ist<br />
1 Por.: M. J. S c he e ben, Handbucl1 der kathoUschen Dogmatik, Frelburg<br />
1954, Bd. V /1, s. 152-153.<br />
2 Dla pasca1a naturq byl m . in. zesp61 praw i wlasclwosci wrodzonych czlowiekowi,<br />
chociaz skqdinqd podleglych zmianie, dla Rousseau pierwotny, nieska<br />
~ony cywlllzacjq okres historli ludzkosci, dla Kanta po prostu przyroda ("Zwlqzek<br />
zjawisk w ich istnieniu okreslony przez konieczne prawidla, tzn. prawa". Kryt.<br />
czystego rozml1.tI, PWN 1957, t. I , s. 385).
90<br />
KS. JOZEF TISCHNER<br />
•<br />
niejqcy konkret, lecz na mniej Iub bardziej ogoInq "ide~" czlowieka<br />
ucielesnionq ewentualnie w jaki8 sposob w konkrecie.<br />
Rozklad poj~eia Boga, a zwlaszcza Boga Wcielonego, byl jeszcze<br />
pardziej wyrazny i dramatyczny. Poczqtki si~gajq, jak slusznie<br />
zauwaza E. Gil son 3, Kartezjusza. Bog Kartezjusza, stajqcy ponad<br />
wszelkim prawem Iogiki, metafizyki i etyki, Bog, ktory tak<br />
stworzyl czlowieka, ie czlowiek bez wiary w Niego nie b~dzie<br />
mogl przyjqc istnienia stworzonego swiata, stanowi nasze nieustanne<br />
zagrozenie: zagroienie naszej pewnosei, stalosci praw, na<br />
ktorych oparIismy iycie w spoleczenstwie. Jeszcze bardziej jaskrawe<br />
stanie si~ to u nast~pcow Kartezjusza. Rozwoj poj~cia Boga<br />
II okazjonalistow i Spinozy jest rownolegly do rozwoju zagroienia<br />
czlowieka od strony Boga. Samoistn08c Boga i wolnosc Boga Sq wedlug<br />
okazjonalistow tak bezwzgI~dne, ze degradujq do minimum<br />
samoistnosc i woln08c czlowieka. Pot~zny i zazdrosny 0 siebie Bog<br />
przyzna czlowiekowi tyle miejsca w swiecie, ile w tym swiecie jest<br />
zla, podczas gdy cale dobro zachowuje dla siebie. Spinoza pozbawi<br />
czlowieka nie tylko wolnosci i zdolnosei do dzialan przyczynowych,<br />
ale takie substancjalnosci, wszystko przekazujqc Bogu, jedynej<br />
Substancji. Na tym tle zjawisko ateizmu w XVIII w. pozwala si~<br />
pojqC i zrozumiec jako prawidlowa w pewnym sensie reakcja czlowieka<br />
na narastajqcq agresj~. Nieco poiniej Proudhon napisze:<br />
"czlowiek... czuje si~ Iepszym od swego Boga". Marksistowslde<br />
poj~cie alienacji czlowieka przez Boga rna tutaj swoje historyczno-filozoficzne<br />
podstawy. Do tego wszystkiego dojdzie jeszcze<br />
pozytywizm A. Com t e'a, ktory w poczqtkach wieku oszolomi<br />
Francj~ i wywrze wplyw na Renana. Poj~eie Boga i wszelka mysl<br />
o Bogu wcielonym zostajq naturalnq koIejq rzeczy potraktowane<br />
jako zenujqcy spadek po teologicznej i metafizycznej fazie dziej6w<br />
ludzkosci.<br />
Do przemian 0 charakterze znaczeniowym dolqcza si~ czynnik<br />
seisle historyczny. Jest nim nieobecnosc powaznej filozofii katolickiej<br />
w lonie owczesnej awangardy kulturaInej Europy. Nie<br />
8miale proby ozywienia tego aspektu zycia religijnego konczq si~<br />
zazwyczaj katastrofalnie (Hermes, Lamennais i in.).<br />
Istniejq pewne przejawy zycia filozoficznego, kt6rych powstanie<br />
i rozw6j daje si~ tlumaczyc dqznosciq do teoretycznego samookreslenia<br />
si~ swiadomosci istniejqcych w spoleczenstwie grup spolecznych.<br />
Tak rna si~ rzecz np. z filozofiq francuskq okresu Oswiecenia,<br />
gdy inspirowana przez mlodq buriuazj~ mysl filozofow<br />
lderowala si~ w stron~ "mobilizowania calej ludzkosci myslqcej<br />
przeciwko nieszcz~sciom, kt6re n~kajq przede wszystkim Fran<br />
3 B6g i flt~OfiCt, "pax" 1961, s. 70 nn.
FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE 91<br />
cuz6w", 4 tak bylo w filozofii niemieckiej w okresie wystqpienia<br />
RegIa i na tej drodze rodzil si~ i rozwijal marksizm. Podobnie<br />
wreszcie religijne przezywanie postaci Chrystusa jako przedmiotu<br />
kuItu, czci, modlitwy, rozmyslania, jako Eucharystii, rozpowszechnione<br />
wsr6d wierzqcych mas, stanowilo niezwykle wazny czynnik<br />
w nasycaniu konkretnq tresciq abstrakcyjnych formul dogmatyki. ·<br />
Niestety jego oddzialywanie juz daleko wczesniej uleglo zasadniczym<br />
zahamowaniom, ale dopiero teraz daje si~ to dotkliwie<br />
odczuc. Trzeba lojalnie przyznac, ze pewne "zaslugi" w tym kierunku<br />
majq sami katolicy. Zanik znajomosci tekstu Ewangelii<br />
i zanik praktyki cz~stej komunii sw., w pierwszym przypadku<br />
zwiqzany z l~kiem przed wplywami protestantyzmu, w drugim ze<br />
swoiscie poj~tq czciq dla Eucharystii, Sq tutaj znamienne. Wiqze<br />
si~ to z og6lnym zanikiem religijnosci. Jean L eft 0 n, autor<br />
olbrzymiej historii Kosciola, pisze na temat 6wczesnych Niemiec:<br />
"U artyst6w i handlowc6w, u literat6w i uczonych, dominowal<br />
indyferentyzm; jedynie wsr6d kobiet sytuacja wydawala si~ nieco<br />
lepsza". Ale i Francja nie jest inna. Ten sam autor cytuje wspomnienia<br />
Montalemberta: "obecnosc m~zczyzny w kosciele wywolywala<br />
wi~ksze wrazenie niz obecnosc chrzescijanina w meczecie<br />
muzulmanskim". 5<br />
W wyniku przemian znaczeniowych, kt6re dosi~gly g16wnie poj~cia<br />
natury i poj~eia Boga, oraz czynnik6w 0 chal'akterze spoleczno-psychologicznym<br />
nast
92 KS. J OZEF TISCHNER<br />
Tak wi~c chrzescijanin wierzqcy w bostwo Chrystusa a majCjcy<br />
na tyle otwarte oczy, by widziee, co si~ dzieje, przezywa nieoczekiwany<br />
wstrzqs. Po raz pierwszy w historii wywolujq go teorie<br />
tego typu, wyst~pujqce w takich konstelacjach i na tle takich,<br />
jak tamte, prqdow filozoficznych.<br />
NEGACJA KWANTYF1KATORA EGZYSTENCJALNEGO<br />
Wymienione wyzej czynniki, takie jak przemiany znaczeniowe<br />
terminow skladowych wyst~pujqcych w katolickiej formule chrystologicznej,<br />
zanik spolecznego doswiadczenia postaci Chrystusa<br />
itp., stanowiq z pewnosciq zespol "obiektywnych warunk6w" sprzyjajCjcych<br />
powstaniu 6wczesnego sporu 0 Chrystusa, ale sam spor<br />
o Jezusa a zwlaszcza centralna sprawa jego his tor y c z nos c i<br />
z pewnosciq by nie wyplyn~la, gdyby nie filozofia. Chodzi 0 idealistycznq<br />
filozofi~ G. W. F. He g I a. Dla tych, kt6rzy nie Sq dostatecznie<br />
przekonani 0 uwarunkowaniu sporu przez heglowskq koncepcj~<br />
historii, proponuj~ krotkie zestawienie tekstow. Przedtem<br />
jednak pewna uwaga: za czolowego przedstawiciela neoheglowskiej<br />
interpretacji postaci Chrystusa uwazam, zgodnie z przyj~tq opiniq,<br />
Dawida S t r a u s s a, kt6rego ksiqzka pt. : Das Leben Jesu, kritisch<br />
bearbeitet ukazala si~ w 1835 r. 2 okazji ktoregos z nast~pnych<br />
wydan ksiqzka w sposob charakterystyczny zmienia tytul: Das<br />
Leben Jesu filr das deutsche Yolk bearbeitet. Ktos, bye moze sam<br />
autor, doszedl do przekonania, ze ogloszone tam rewelacje maj~<br />
nader elitarny charakter. Jakos wcale tego nie zalujemy.<br />
Istotq historiografii Hegla byla pr6ba wykrywania w dzialalnosci<br />
jednostek czy narod6w przejawu ewolucji absolutnego ducha. Oto<br />
Absolut traci gdzies w mrokach przeszlosci pierwotnq jednose<br />
i personifikuje si~ w ludzkie jednostki. Odtqd usHuje jq odzyskae<br />
poprzez ewolucyjny, rozciqgajqcy si~, m. in. na dzieje Iudzkosci,<br />
powr6t do samego siebie. Fenomenologia ducha Hegia ukazala si~<br />
w 1807 r. Prezentuje nam ona zarysy odysei absolutu od pierwotnego<br />
wyzwolenia si~ z nieswiadomosci, poprzez dialektycznie uj~te<br />
etapy dziej6w ludzkosci, az po ostatnie czasy oraz w przyszlosc,<br />
kt6rej ksztalt przepowiada. Odkrywamy jej zawile sciezki w niszczqcym<br />
innych Iudzi gniewie wojownika, w "panskiej" swiadomosci<br />
wlasciciela niewolnikow, w swiadomosci bl~dnego rycerza, slynnego<br />
Fausta, wielkich reformatorow itd. Z tej perspektywy stajq<br />
si~ zrozumiale poszczeg61ne fenomeny historii jako elementy pewnej<br />
calosci i przejawy gh;bszego niz one same czynnika. W Wykladach<br />
z filozofii dziej6w Hegel dotyka postaci Jezusa. Nie ma<br />
oczywiscie mowy 0 zaprzeczeniu jego istnienia, niemniej... cytuj~:<br />
"Nieslusznie post~pujemy r6wniez, gdy m6wimy 0 Chrystusie tylko
F ILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />
93<br />
jako 0 historycznej postaci, ktora kiedys istniala. Pytamy wowczas:<br />
jak:ze byto z jego urodzeniem, z jego ojcem i matkq, z jego wychowaniem<br />
domowym, cudami itd.? To znaczy pytamy, kim on<br />
byl poza sferq ducha... Egzegetycznie, krytycznie, historycznie<br />
mozecie robie z Chrystusa, co chcecie; mozecie rowniez dowoli<br />
wykazywae, ze nauki Kosciola tworzyly si~ na soborach pod naciskiem<br />
takich czy innych interesow lub nami~tnosci biskup6w,<br />
alba tez ze takie czy inne jest zr6dlo tych nauk. Jest rzeczq oboj~tnq,<br />
jakie byly konkretne okolicznosci tych spraw, chodzi tylko 0 jedno:<br />
czym jest idea albo prawda sarna w sobie i dla siebie". 6<br />
Strauss jednak postawi pytanie 0 ojca i matk~. Mysl~, ze najlepsze<br />
om6wienie nie zastqpi w tym przypadku cytatu: "Jezeli<br />
B6g przejawia si~ jako duch, to znaczy, ze czlowiek b~dqc takze<br />
duchem nie r6z11i si~ od Boga... J ezeli Bog i czlowiek stanowii\<br />
jednosc, to musi to za posrednictwem religii dotrzec do swiadomosci<br />
czlowieka i musi stae si~ rzeczywistosciq. Skoro ludzkose<br />
juz raz dorosla do tego, by prawd~, ze B6g jest rodzaju ludzkiego<br />
a czlowiek rodzaju boskiego, posiadae jako sWq religi~, to, poniewaz<br />
religia jest formq, w ktorej prawda pojawia si~ w powszechnie<br />
zrozumialy spos6b jako pewnose zmyslowa, m u s i a I a powstac<br />
jednostka majqca swiadomose swego b6stwa. 0 ile ten Bog-Czlowiek<br />
polqczyl w jednose boskq istot~ i ludzkosc, mozna bylo 0 nim<br />
powiedziee, ze Ducha Bozego rna za ojca a czlowieka za matk~". 7<br />
Idqc po tej drodze Strauss wysuwa koncepcj~, kt6ra realnemu<br />
Jezusowi przeciwstawila mitologicznego Chrystusa - personifikacj€;<br />
idei jednosci mi~dzy Bogiem a czlowiekiem.<br />
Potem stanowiska si~ radykalizujq i Jezus, niczym kantowska<br />
rzecz sarna w sobie, przestaje bye potrzebny. B run 0 B a u e r<br />
(Kritik der evange~ischen Geschichte und deT Synoptyker, 1841<br />
1842) dowodzi, ze Chrystus jest swobodnym wymyslem przedewangelicznego<br />
Marka 8 skonstruowanym w wyniku dzialania filozofii<br />
aleksandryjskiej, stoickiej i Seneki. Z kolei J 0 h n M. R 0<br />
be r t son (Christianity and Mytho~ogy 1900, Pagan Christs, 1903,<br />
11 ShOTt history of Christianity, 1902) sqdzi, ze jest on wynikiem<br />
zmieszania si~ ze sobq poglqd6w zydowskich i poganskich. W tym<br />
samym okresie K a 1 tho f f uzasadnia, ze Chrystus jest tworem<br />
ucisnionych klas spolecznych (Das Christus-prob~em, 1903). Najbardziej<br />
jednak znamienny \:vydaje si~ A. D r e W s, HCZen Edmunda<br />
von Hartmanna i wielbiciel Hegla.<br />
G G. W. F. H e gel, Wyk!ady z filo20fii dziejotv, tl. J. Grabowski i A. Landmann,<br />
PWN 1958, t. 2, s. 167-168.<br />
7 Das Leben JesH, B. II, Ttibingen 183~, s. 762 n.<br />
S Przedewangeliczny Marek - wedlug jednej z hipolez - stanowi dia Marka<br />
Ewan~elisty (" k anoniczl1 ego") oraz dla Mateu.sza wspolne :
94<br />
KS. JOZEF TISCHNER<br />
Wyznania Drewsa Sq jednoznaczne: "Pytanie 0 historycznosc<br />
Jezusa nie jest pytaniem typu wylqcznie historycznego, lecz jest<br />
pytaniem wybitnie filozoficznym. Odbija si~ w nim walka dw6ch<br />
przeciwstawnych poglqd6w na swiat... : z jednej strony wiara w ide~<br />
jako ostatecznie okreslajqcq zasad~ zdarzen, w stosunku do kt6re,i<br />
wielkie osobistosci Sq jak sludzy, narz~dzia i wykonawcy, z drugiej<br />
poglqd, ze osobowosc jako taka jest okreslajqcym czynnikiem<br />
zdarzen w swiecie. Tu idealistyczna filozofia historii w sensie<br />
Platona i Hegla, tam leibnizowska monadologia pod postaciq wsp61<br />
czesnego psychologizmu i empiryzmu".9 Ostatecznie autor stwierdza,<br />
ze Chrystus jest symbolem og6lnej idei cierpiqcego, umiera- .<br />
jqcego i zmartwychwstajqcego Boga-Odkupiciela przedstawionej<br />
w spos6b obrazowy, wlasciwy dla religii.<br />
Mitologiczne koncepcje zycia Jezusa byly bez wqtpienia wymierzone<br />
przeciw katolicyzmowi. Krylo si~ w nich, jak si~ latwo<br />
przekonac, wi~cej prowokacyjnej zuchwalosci niz naukowej rzetelnosci,<br />
ale ten spos6b pisania byl takze zaslugq Hegla. Wszak to<br />
on nazwal w Fenomenologii ducha slynnq niemieckq pedanteri~<br />
naukowq "intelektualnym bydl~ctwem" i obral jq za przyklad<br />
sytuacji bez wyjscia, w jakCj niebacznie zaplqtal si~ absolut.<br />
W odpowiedzi na t~ prowokacj~ katolicy zazwyczaj twierdzili:<br />
teoria jest z gruntu nienaukowa. Ale prosz~ dobrze zrozumiec<br />
sens obrony. Slowa "naukowy", "nienaukowy" Sq wieloznaczne,<br />
to prawda, ale w swym szczeg6lnym, pierwotnym znaczeniu dotyczCj<br />
jedynie sposobow uzyskiwania i uzasadniania wiadomosci,<br />
nie przesqdzajqc w spos6b bezapelacyjny 0 prawdziwosci lub bl~dzie<br />
samych wiadomosci. Zgoda, ze teoria jest nienaukowa, ale czy<br />
przez to sarno falszywa? W calej polemice strona katolicka wykazywala<br />
niekiedy wysoki stopien dezorientacji a takze zaciesnionego<br />
spoojrzenia na spraw~.<br />
Ale zapytajmy, czy w swiadqmosci ludzi, kt6rzy wysuwali mitologiczne<br />
teorie zycia Jezusa, oraz tych, kt6rzy je uznawali za<br />
wtasne, ich sens byl r6wnie destrukcyjny, co w swiadomosci katolik6w?<br />
Przypomnijmy sobie okres z historii literatury pi~knej ,<br />
w ktorym i po kt6rym to si~ zacz~lo . Zwrocmy uwag~ na przedheglowskq<br />
filozofi~ niemieckq. PoczCjtki si~gajq romantyzmu i filozofii<br />
F. W. Schellinga. W latach 1803-1804 W. Schlegel<br />
wyglasza w Berlinie slynne wyklady 0 starej poezji niemieckiej,<br />
• w kt6rych m. in. por6wnuje piesn 0 Nibelungach z dzielami Homera.<br />
A przedtem Schelling w swej Filozofii mitu i objawienin<br />
uczy doszukiwac si~ pod pokrywkq sag i legend prawd gl~bszych<br />
a nawet samej istoty objawiajqcego si~ Boga. To wlasnie przez<br />
• D ie Chryst llsmythe, Jena 191~191l, Bd. II, S. 409-411.
FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE 95<br />
ludowe podania, mity, sagi i legendy przejawia si~ tajemniczy<br />
"Duch swiata", "Duch narodu" i w nich daje si~ on rozumiee.<br />
W atmosferze kulturalnej utworzonej przez wielkq filozofi~ idealistycznq<br />
i romantycznq literaturE: mit traci swe pejoratywne znaczenie,<br />
zaczyna za to odslaniae nowe wartosci nie tylko seisle<br />
estetyczne, ale i poznawcze. Dla tych ludzi zaszeregowanie Ewangelii<br />
do mitow bylo rownoznaczne z odkryciem w niej nowych,<br />
zapoznanych dotqd walor6w.<br />
Na podstawie powyzszych analiz nasuwa si~ prosty wniosek:<br />
stwierdzenie mitologicznego charakteru postaci Jezusa przez neoheglist6w<br />
nie oznaczalo zerwania z chrzescijanstwem, lecz stanowilo<br />
paradoksalnq pr6b~ stworzenia c h r z esc i jan s twa b e z<br />
C h r y stu sa. Na przek6r wszystkiemu, nawet bez realnie istniejqcego<br />
Chrystusa, mogla siE: krzewie chrystologia, w kt6rej naczelnym<br />
aksjomatem miala bye nadal stara teza chrystologii katolickiej<br />
poddana jednak uprzednio swoistym zabiegom interpretacyjnym<br />
i oderwana od poprzedzajqcego jq kwantyfikatora egzystencjalnego.<br />
0 co ostatecznie chodzi mitologom? Jakie Sq ich<br />
podstawowe intencje? Chodzi 0 to, by zachowac Chrystusa dla<br />
ludzi, ktorzy innego Chrystusa niz Chrystusa zamienionego w Ide~<br />
pojqe nie mogli. Tendencj~ t~ widae na kazdym kroku, ale szczegolnie<br />
wyraznie przejawia si~ tam, gdzie Strauss i Drews m6wiq<br />
o mozliwosci pojawienia si~ na swiecie nowych Chrystus6w.<br />
Strauss pisze doslownie: "Dlaczego, jezeli juz nie mozemy oczekiwae<br />
nikogo wi~ks zego od Chrystusa, nie mozna by pomyslec,<br />
ie jakas jednostka, lub wiele jednostek, powstanie po nim i przez<br />
niego, kt6re osiqgnq ten sam, co on, stopien zycia religijnego?" 10<br />
Znamienne jest to "nikogo wi~kszego od Chrystusa". A Drews podobnie.<br />
Pod koniec swej dwutomowej rozprawy przepowiada niewystarczalnose<br />
zbawienia czlowieka przez innych ludzi, w tej<br />
liczbie Chrystusa, i oglasza, ie kaidy czlowiek stanie si~ swym<br />
wlasnym zbawicielem. Chrystus zatem moie i powinien sip, powtorzye.<br />
Chrystus zniknql z dziejow jako postac realna, ale dzieje<br />
oczekujq na jego przyjscie. Koncowym akcentem mitologicznych<br />
teorii iycia J ezusa staje si~ 0 c z e k i wan i e nap 0 now i e n i e<br />
s i ~ w c i e 1 e n i a. 11<br />
NEGACJA BOSTWA CHRYSTUSA<br />
Przeniesmy teraz spojrzenie na drugie stanowisko sporu, na<br />
E. Renana i srodowisko francuskie. Zywot Jezusa wywoluje we<br />
Francji istnq burz~. Ksi q ik~ t p, przyjmujemy dzisiaj wr ~ cz prze<br />
10 Dz. cy t., s. 777. <br />
11 N a marginesie warlo zauwuzyc, ze zywo interesujqca siq z
96 KS. J6ZEF TISCHNER<br />
ciwnie nii: przyjmowano jui: w6wczas 12: nie jako wynik i:mudnych<br />
badan uczonego lecz jako dzielo niezwyklego kunsztu literackiego.<br />
Ale i ona, podobnie jak prace mitolog6w, jest wkorzeniona w panujqcq<br />
atmosfer~ filozoficznq.<br />
Racjonalizm przeoral Francj~ gl~biej niz Niemcy. Wprawdzie<br />
mi~dzy okresem klasycznego racjonalizmu a Renanem jest Wielka<br />
Rewolucja a po niej pojawiajq si~ w filozofii i literaturze pogranicznej<br />
nazwiska spirytualist6w a taki:e katolik6w, ie wymienif;<br />
M a i ned e B ira n a, d e M a i s t r e'a, deB 0 n a I d a czy<br />
C hat e a u b ria n d a, ale ich wplyw na umyslowosc Renana jest<br />
neutralizowany przez postac A. Com t e'a. W. Tatarkiewicz zauwaia,<br />
ie Renan przynaleiy do okresu pozytywizmu, ale jest to<br />
juz pozytywizm zaraiony sceptycyzmem. "Jedynq wiarq pozytywist6w,<br />
pisze, byla nauka, w razie jej utraty pozostawal im tylko<br />
sceptycyzm. I stal si~ on losem niektorych z nich, a w szczeg6lnosci<br />
Renana, jednego z czolowych humanist6w tej epoki". 13 Zywot<br />
Jezusa jest jednak bardziej przejawem jego wiary w nauk~ niz<br />
jego p6zniejszego sceptycyzmu. Ale' w takim razie Renan zasluguje<br />
co najmniej na nasze wsp6lczucie a to z powodu zawod6w,<br />
jakich zycie mu dostarczylo. Dwie rzeczy byly przedmiotem jego<br />
wiary i obydwie musial porzucic: religia, kt6rq porzucil z powodu<br />
nauki, i nauka, kt6rq porzucal z powodu niej samej.<br />
Praca Renana odznacza si~ jeszcze jednym charakterystycznym<br />
rysem. 0 ile poza koncepcjami neoheglist6w jedynie z trudnosciq<br />
moglibysmy si~ dopatrzyc osobistego tIa w postaci indywidualnego<br />
dramatu ich autor6w, 0 tyle dzielo Renana wprost nam je narzuca.<br />
Sp6jrzmy w takim razie nieco gl~biej.<br />
Jeszcze jako mlody kleryk seminarium duchownego pisze Renan<br />
szkic 0 psychologii Jezusa. W pewnym momencie przerywa swe<br />
wywody i pisze: "Jeieli jednak, 0 Jezu, prawdq jest hipoteza . teologiczna,<br />
byIbym najnieszcz~sliwszy , najbardziej oddalony od prawdy.<br />
o Jezu, oswiec mnie, oswiec swojq prawdq, swoim iyciem. Jakze<br />
cierpi~, ie w og61e podjqlem ten problem. To jest zbyt ci~zkie<br />
na mnie, jestem przeciez tylko czlowiekiem, a Ty? Ty jestes kims<br />
wi~cej. Powiedz mi zatem, kim jestes? M6j Boie, a czy ja jestem<br />
w dobrej wierze? Oczysc mnie, powiedz tak lub nie". A potcm<br />
dodaje:<br />
l'eligH my';l marksistowsk a w lyeh ezasach na ogol nle sympatyzowala z radykalnyml<br />
rnitologami. Stala raczej pod wplywami L. Feu e r b a c h a, cz
FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />
97<br />
"Tutaj udalem si~ do kaplicy prosic Jezusa. Ale on nic mi nie<br />
odpowiedzial". 14<br />
Renan mial wtedy ok. 22 lat. Gdy ukazala si~ ksiqzka Straussa,<br />
mial 1at 12. Ksiqzka ta nie wywiera na niego wi ~k szego wplywu.<br />
Z seminarium wyst~puje w 1845 r. pozostajqc bez srodkow do<br />
zycia. Z tego roku pochodzi list do jednego z przyjaciol: "Moj<br />
przyjacie1u, pisze Renan, jak malo rna czlowiek swobody w wyborze<br />
swego przeznaczenia... Sila wyzsza rzuca go w niemozliwe<br />
do rozwiqzania wi~zy; kontynuuje swojq prac~ w ciszy i zanim<br />
si ~ spostrzeze, juz jest sp~tany... 0 m oj Boze, moj Boze, d1aczego<br />
mnie opusciles? Jak to pogodzic z dobrociq ojca? Sq tu tajemnice,<br />
moj przyjacie1u. Szcz~sliwy, kto je moze zgl~biac wylqcznie przez<br />
speku1acj~". 15<br />
Zywot Jezusa ukazuje si~ w 1863 r. Ukazuje on swiatu Jezusa<br />
juz nie jako fikcyjnq postac z mitu, ani jako abstrakcyjnq formul~<br />
tradycyjnego kato1icyzmu, ale jako genia1nego czlowieka, niemniej<br />
t y 1 k 0 czlowieka. Czlowiek ten zyje w konkretnym miejscu,<br />
w konkretnym czasie i otoczeniu, jest determinowany w swym<br />
1udzkim physis wszystkimi czynnikami, ktore determinujq los<br />
kazdego czlowieka, a wi~c raSq, srodowiskiem, czasem (II. Taine) itp.<br />
Renan pisze: "Wyprawa naukowa w celu zbadania starozytnej<br />
Fenicji, ktorej przewodniczylem w roku 1860 i 1861, byla powodem<br />
mego osiedlenia si~ na granicy Gall1ei i dala mi moznosc odb,ywania<br />
cz~stych po niej podrozy. Zwiedzilem ziemie ewangeliczne<br />
we wszystkich kierunkach; zwiedzilem Jerozolim~, Hebron, Samari~;<br />
nie opuscilem zadnej miejscowosci, majqcej zwiqzek z historiq<br />
Jezusa. Owoz ta historia, ktora z biegiem czasu zamienia si~<br />
d1a nas w cos nieuchwytnego, w cos, co wisi w oblokach (np.<br />
abstrakcyjne formuly dogmatyki, przyp. moj, J. T.), przybrala<br />
potem d1a mnie ksztalty tak konkretne, ze mnie to napelnilo<br />
zdumieniem. Uderzajqca zgodnosc tekstow z charakterem krainy,<br />
cudowna harmonia pomi~dzy idealem ewangelicznym a ziemiq,<br />
ktora stanovllila jego Ho, wszystko to podzialalo na mnie jak objawienie.<br />
Mialem przed oczami jakqs piqtq Ewange1i~, podartq<br />
wprawdzie, ale czytelnq, i wtedy z opowiadaii. Milteusza i Marka<br />
wylonila si~ ku mnie nie jakas istota abstrakcyjna, 0 kt6rej mozna<br />
by powiedziec, ze nigdy nie istniala, ale olbrzymia postac ludzka,<br />
ktora zyla, kt6ra dzialala". 16<br />
Na temat Renana napisano juz tomy. Nam tutaj nie chodzi<br />
oczywiscie 0 krytyk~ jego koncepcji a jedynie 0 jej rozumienie<br />
w og61nym kontekscie czas6w, w kt6rych si~ pojawila i oddzialy<br />
14 Souvenirs d'enfance, paris, s. 223. <br />
15 Essal psychologlque stir JesUS-Chrtst, Paris MCMXXlI, s. 90. <br />
11 2ywot Jezusa, tI. A. Nlemojewskl, W-wa. 1907. s. 47-48. <br />
<strong>Znak</strong> - 7
98 KS. JOZEF 1'ISCHNER<br />
wala. "Za zycia Renana - piszq autorzy eytowanej Historii Literatury<br />
Francuskiej - odczuwano przede wszystkim, ze zagrazal<br />
Kosciolowi; z czasem coraz wyrazniej zacz~la si~ uwydatniac jego<br />
rola or~downika instynktu religijrrego, tolerancji i pokoju" (s. 577).<br />
Na podstawie tego, co wiemy 0 6wczesnej atmosferze filozoficznej<br />
we Francji, mozna pokusic si~ 0 blizsze sprecyzowanie tej opinii.<br />
Renan sam jest rezultatem oddzialywania racjonalizmu, ale jest<br />
takze rzecznikiem pewnego, byc moze niesmialego, protestu przeeiwko<br />
niemu. To on przede wszystkim przezywa rozklad poj~eia<br />
Boga a zwlaszeza Boga Wcielonego oraz rozkladu tego religijnofilozofiezne<br />
skutki. To jego ogarnia wiara we wszechmoc pozytywnych<br />
metod naukowych, zwlaszeza historyezno-filologicznyeh.<br />
To on wreszcie staje si~ entuzjastq pozytywizmu jako kierunku<br />
filozoficznego. Dla pozytywizmu liczyly si~ tylko fakty. Pozytywizm<br />
doprowadza u Renana do dalszego wyostrzenia si~, danego mu<br />
i tak przez samq natur~, zmyslu historycznego. To wszystko nakazuje<br />
mu przyjqc, ze istnieje realnie w przeszlosci fakt Chrystusa,<br />
ze bez tego faktu nic nie jest wytlumaczalne, ze fakt rozegral si~<br />
w okreslonyeh lataeh historii Palestyny, wsrod okreslonego krajobrazu.<br />
Renan podejmuje si~ badan tego faktu, wnOSZqC do nich<br />
ze swej strony wszystko, czego nauczyl si~ u pozytywistow.<br />
Jakie Sq tego skutki?<br />
Powiedzmy wprost: Renan nie potrafi zrozumiec innego Chrystusa,<br />
jak tylko teg6, ktorego pokaza~ nam w swej ksiqzee. Ale<br />
idzmy daIej: takZe ezasy, w ktorych zyje, srodowisko, w ktorym<br />
si~ obraca, nie Sq do tego zdolne. Tak wi~e ostateeznie koneepcja<br />
Renana, podobnie jak koncepeja neoheglistow stanowi nOWq prob~<br />
z a c how ani a C h r y stu sad 1 a c z a sow i Iudzi, ktorzy<br />
inn ego C h r y stu sap 0 j q c n i e pot r a f i 1 i. Autor<br />
jej zmierza wprost do z a c how ani a c h r y s t 0 log i ire z y g<br />
nujqc z teologii.<br />
A jak przedstawia si~ w tym przypadku sprawa wcielenia?<br />
Idea wcielenia pojawia si~ u niego w nieco zmienionej formie.<br />
Uwaza on swego Chrystusa za wyjqtkowy wzorzee moralny i osobowosciowy<br />
dla czlowieka, przedmiot podziwu i prawdziwego<br />
nasladownictwa. Wezmy np. pod uwag~ jego refleksje nad scen,!<br />
ukrzyzowania: "Spoczywaj w ehwale szlachetny ofiarniku. Dzielo<br />
twe zostalo dokonane; rozpocz~la si~ juz twoja boskosc. Nie I~kaj<br />
si~, ze wskutek jakiegos bl~du moze jeszcze runqc wznoszona<br />
przez eiebie budowla. Stanqles juz poza granicami Iudzkiej slabosci,<br />
juz zaezynasz patrzyc z wyzyn niebianskiego spokoju na nieobliezaine<br />
skutki twej dziaiainosci... Bardziej iywy, niz za zycia, od<br />
ehwili skonu bardziej koehany, niz w ezasie ziemskiej pielgrzymki,<br />
staniesz si~ do pewnego stopnia kamieniem w~gieinym Iudzkosei,
98 KS. J0ZEF TISCHNER<br />
wala. "Za zycia Renana - piszq autorzy cytowanej Historii Literatury<br />
Francuskiej - odczuwano przede wszystkim, ze zagrazal<br />
Kosciolowi; z czasem coraz wyrazniej zacz~la si~ uwydatniae jego<br />
rola or~downika instynktu religijrrego, tolerancji i pokoju" (s. 577).<br />
Na podstawie tego, co wiemy 0 owczesnej atmosferze filozoficznej<br />
we Francji, mozna pokusie si~ 0 blizsze sprecyzowanie tej opinii.<br />
Renan sam jest rezultatem oddzialywania racjonalizmu, ale jest<br />
takze rzecznikiem pewnego, bye moze niesmialego, protestu przeciwko<br />
niemu. To on przede wszystkim przezywa rozklad poj~cia<br />
Boga a zwlaszcza Boga Wcielonego oraz rozkladu tego religijnofilozoficzne<br />
skutki. To jego ogarnia wiara we wszechmoc pozy <br />
tywnych metod naukowych, zwlaszcza historyczno-filologicznych.<br />
To on wreszcie staje si~ entuzjastq pozytywizmu jako kierunku<br />
filozoficznego. Dla pozytywizmu liczyly si~ tylko fakty. Pozytywizm<br />
doprowadza u Renana do dalszego wyostrzenia si~, danego mu<br />
i tak przez samq natur~, zmyslu historycznego. To wszystko nakazuje<br />
mu przyjqe, ze istnieje realnie w przeszlosci fakt Chrystusa,<br />
ze bez tego faktu nic nie jest wytlumaczalne, ze fakt rozegral si~<br />
w okreslonych latach historii Palestyny, wsrod okreslonego krajobrazu.<br />
Renan podejmuje si~ badan tego faktu, wnoszqc do nich<br />
ze swej strony wszystko, czego nauczyl si~ u pozytywistow.<br />
Jakie Sq tego skutki?<br />
Powiedzmy wprost: Renan nie potrafi zrozumiec innego Chrystusa,<br />
jak tylko teg6, ktorego pokaza~ nam w swej ksiqzce. Ale<br />
idzmy dalej: takze czasy, w ktorych zyje, srodowisko, w ktorym<br />
si~ obraca, nie Sq do tego zdolne. Tak wi~c ostatecznie koncepcja<br />
Renana, podobnie jak koncepcja neoheglistow stanowi nOWq prob~<br />
z a c how ani a C h r y stu sad 1 a c z a sow i ludzi, ktorzy<br />
inn ego C h r y stu sap 0 j q c n i e pot r a f iIi. Autor<br />
jej zmierza wprost do z a c how ani a c h r y s t 0 log i ire z y g<br />
nujqc z teologii.<br />
A jak przedstawia si~ w tym przypadku sprawa wcielenia?<br />
Idea wcielenia pojawia si~ u niego w nieco zmienionej formie.<br />
Uwaza on swego Chrystusa za wyjqtkowy wzorzec moralny i osobowosciowy<br />
dla czlowieka, przedmiot podziwu i prawdziwego<br />
nasladownictwa. Wezmy np. pod uwag~ jego refleksje nad scenq<br />
ukrzyzowania: "Spoczywaj w chwale szlachetny ofiarniku. Dzielo<br />
twe zostalo dokonane; rozpocz~la si~ juz twoja boskosc. Nie l~kaj<br />
si~, ze wskutek jakiegos bl~du moze jeszcze runqc wznoszona<br />
przez ciebie budowla. Stanqles juz poza granicami ludzkiej slabosci,<br />
juz zaczynasz patrzyc z wyzyn niebianskiego spokoju na nieobliczalne<br />
skutki twej dzialalnosci... Bardziej Zywy, niz za zycia, od<br />
chwili skonu bardziej kochany, niz w czasie ziemskiej pielgrzymki,<br />
staniesz si~ do pewnego stopnia kamieniem w~gielnym ludzkosci,
, F'ILOZOFIA CZE~A NA WCIELENIE<br />
99<br />
ze targnqC si~ na twoje imi~, b~dzie znaczylo to sarno, co targnqc<br />
si~ na fundamenty swiata. Zniknie granica mi~dzy tobq a Bogiem.<br />
Odni6slszy swietny triumf nad smierciq, obejmujesz wladanie swego<br />
kr6lestwa, a za tobq p6jdq po drodze, kt6rq sam sobie wytknqles,<br />
wielowieczni twoi czciciele". A oto ostatnie zdania ksiqzki: "My,<br />
skazani na wieczne dzieci~ctwo, na wiecznq niemoc, nie zbierajqcy<br />
nigdy plonu naszego trudu, schylmy czola przed podobnymi p61<br />
bogami. Oni zdolali to czynic, czegosmy nigdy nie umieli: stwarzac,<br />
krzepic, dzialac. Czy zjawi si~ jeszcze kiedy r6wnie tw6rczy duch,<br />
czy tez swiat rna kroczyc drogami, kt6re mu kiedys wytkn~ly smiale<br />
natury tw6rc6w czas6w starozytnych? Tego nie wiemy. Ale cokolwiek<br />
kryje w swym lonie tajemnicza przyszlosc, nic nie przewyzszy<br />
Jezusa. Kult jego b~dzie si~ wciqz odmladzal; legenda<br />
jego b~dzie zawsze budzila lzy w oczach; cierpienia jego porUSZq<br />
najszlachetniejsze serca; wszystkie wieki b~dq swiadczyly, ze w calym<br />
plemieniu ludzkim czlowiekiem najwi~kszym byl Jezus". 17<br />
To sarno, co W. J a e g e r napisal na temat wplywu ducha greckiego<br />
na czlowieka, mozna odniesc teraz do renanowskiego Jezusa:<br />
( "Moze on wywierac ten wplyw, poniewaz stawia przed naszymi<br />
oczyma z nieodpartq jasnosciq ten idealny wz6r czlowieczenstwa,<br />
kt6ry wprawia nas w podziw i porusza jeden z naszych najsilniejszych<br />
instynkt6w, lezqcy u podstaw kazdego wychowania i post~pu,<br />
instynkt nasladownictwa".18 Proponowane przez Renana<br />
"wcielenie", jako oddzialywanie wzorca moralnego na osobowosc<br />
czlowieka, rna bez wqtpienia bardziej realny charakter, niz idealistyczne<br />
pomysly neoheglist6w. Niemniej ostateczny wydzwi~k jest<br />
taki sam. T u ita m c hod zi 0 pow r 6 t J e z usa.<br />
Jakie daleko odeszlismy od Voltaire'a i encyklopedyst6w!<br />
FILOZOFIA I WCIELENIE<br />
Historia jest wlasciwym miejscem paradoks6w. Katolicyzm, kt6ry<br />
stale w przeszlosci czul si~ powolany do obrony zywej pami~ci<br />
Mistrza z Nazaretu przed zapomnieniem, okazal' si~ w poczqtkach<br />
XIX-ego w. zbyt slaby, by przeciwstawic si~ neoheglowskiej i pozytywistycznej<br />
wersji chrystologii. Zr6dla tej slabosci byly bardzo<br />
odlegle i, jak widzielismy, wielorakie. Ale Kosci61 zdawal sobie<br />
w znacznej mierze spraw~ z tego, ze cz~sc winy leZy po jego<br />
stronie, gdy nieco p6zniej wydawal dekrety 0 potrzebie badan<br />
had Pismem sw., zach~ty do czytania Ewangelii, gdy zadecydowal<br />
codziennq komuni~ sw. i czynil wysilki zmierzajqce do oZywienia<br />
17 Dz. cyt., s. 365 1 378. <br />
18 Humanizm i teotogia, Pax 1957, S. 27.
100 KS. JOZEF TI8.CHNER<br />
filozofii tomistycznej. To wszystko mialo przymesc owoce 0 rozleglym<br />
zasi~gu. Natomiast w dziedzinie nas bezposrednio obchodzqcej<br />
mialo znow przywr6cic wlasciwy sens podstawowej tel3ie<br />
chrystologii katolickiej, przepoie jq zywymi tresciami 0 charakterze<br />
empirycznym, odslonie ukrytq w niej gl~bi~. I, rzecz paradoksalna,<br />
sojusznika w tych dqzeniach znajdowal Kosci61 dziwnym trafem<br />
w niekt6rych koncepcjach skl6conych z nim neoheglist6w a takze<br />
samego Renana. Wszyscy oni, choc kazdy na swoj spos6b, sugerowaH<br />
potrzeb~ sprowadzenia Chrystusa z powrotem w his t o r i ~<br />
czlowieka. Robili zatem to sarno, co usilowal ze swej strony robie<br />
Kosci61. W tym punkcie jednoczq si~ ze sobq wszystkie trzy koncepcje<br />
chrystologii.<br />
Lecz oto nowy paradoks dziej6w. Punktem wyjscia sporu byto<br />
stwierdzenie mitologicznego charakteru postaci Jezusa. Jezus nigdy<br />
zatem nie istnial. Lecz oto ·teraz mial zaistniee. Czyzby najpierw<br />
trzeba bylo usunqe Chrystusa ze sfery historycznego istnienia<br />
i religijnej swiadomosci czlowieka, by potem znow na podstawie<br />
szczeg6lnych przeslanek postulowae jego powrot? Bumerang wraca<br />
do punktu wyjscia.<br />
Czego przejawem Sq te paradoksy?<br />
Odpowiedz zdaje si~ narzucae sarna. 0 Chrystusie dysputowano<br />
w6wczas na dwoch plaszczyznach: jednej, nazwijmy jq egzystencjalnq,<br />
i drugiej, nazwijmy jq teologicznq. Pierwszq z nich wyznaczylo<br />
pytanie: czy Jezus istnial? Widzielismy, jakie bylo tlo<br />
filozoficzne i historyczne tego sporu i jakie byly odpowiedzi.<br />
Drugq wyznaczylo pytanie: czy Jezus byl Bogiem? Widzielismy<br />
r6wniez, jak i dlaczego neoheglisci godzili si~ z jego b6stwem<br />
a dlaczego Renan si~ z tym nie zgodzil. Ale poza tymi dwoma<br />
p!aszczyznami istniala takze trzecia, nigdy wyraznie nie sprecyzowana,<br />
kt6ra byla cz~sciowo wsp6lnq pozycjq neoheglist6w, Renana<br />
i katolicyzmu. Stanowilo jq jakies pierwotne, raczej przezy- "<br />
wane niz refleksyjnie artykulowane, niezwykle mocno wkorzenione<br />
w ludzkq swiadomose, odczucie 0 sob 0 w e j war t 0 sci<br />
Chrystusa. Zdaniem wszystkich Chrystus stanowit t~ wartose,<br />
ktorq nalezy za kazdq cen~ zachowac dla swiata. U pods taw r6znych<br />
chrystologii lezalo a k s j 010 g i c z n e podejscie do zagadnienia<br />
Chrystusa.<br />
Aksjologia ·chrystologiczna, tj. teoria wartosci osoby Chrystusa<br />
oraz teoria wartosci uznawanych przez Chrystusa za naczelne,<br />
nie byla ani wtedy, ani nigdy wyraznie precyzowana, zas w stopniu,<br />
w jakim pozwala si~ sprecyzowac, zwlaszcza w cz~sci dotyczqcej<br />
zagadnienia wartosci osoby Chrystusa, na podstawie omawianych<br />
prac neoheglist6w, Renana czy og61nej chrystologii kato
F'ILQZ9FIA CZE .~A NA WQIELENIE 101<br />
lickiej, wcale nie stanowi jednolitego pod wzgl~dem swej tresci<br />
systemu. Krzyzuje si~ zresztq w sposob charakterystyczny i w wielu<br />
punktach z ogolnq aksjologiq XIX-go i XX-ego wieku.<br />
Neoheglisci mniemali, ze "wartosciowose obiektywnej zawartosci<br />
tresciowej" idei Chrystusa nie zmienia si~, niezaleznie od tego,<br />
czy w rzeczywistosci istnieje czy nie istnieje jej desygnat - zywy<br />
Chrystus. Sarno istnienie wartosci nie jest wartosciq. Pod tym<br />
wzgl~dem znajdowali sojusznikow w osobach niektorych XIX-stowiecznych<br />
teoretykow wartosci. Tak np. R. H. Lot z e twierdzil,<br />
ze pytanie 0 istnienie lub nieistnienie wartosci jest pozbawione<br />
sensu, a jedynie sensowne pytanie w tej kwestii winno brzmiec:<br />
czy wartose jest czy nie jest "wartosciowa"? H. Ric k e r t wykazuje,<br />
ze moment istnienia przedmiotu' jest pochodny od subiektywnej<br />
operacji stwierdzania, dokonywanej przez czysty podmiot<br />
swiadomosci, ktory ze swej strony jest determinowany przez nieegzystencjalnq<br />
"Sollen". Z tego punktu widzenia mozna traktowae<br />
neoheglowskq koncepcj~ Chrystusa jako jednq z odmian "idealizmu<br />
aksjologicznego" swoiscie poj~tego . Inaczej Renan. Dla niego "osobowa<br />
wartosciowose" Chrystusa lezy w f a k c i e istnienia i dzialania.<br />
Bye moze, dodajmy, ze wartose jest w jakims znaczeniu<br />
"wartosciowa", nawet gdy jej "podmiot" nie istnieje in concreto,<br />
ale po to, by dotrzee do drugiego czlowieka, musi mu si~ przedstawie<br />
jako wartose wcielona. Pod tym wzgl~dem znalazlby Renan<br />
sOjusznika w pozniejszym M. Schelerze. Katolicy z kolei wiqzali<br />
z osobowymi wartosciami i:yjqcego Chrystusa rowniez realnie istniejqce<br />
w nim i przez niego wartosci 0 charakterze transcenden- ·<br />
talnym: Chrystus byl Wcielonym Bogiem.<br />
Aksjologie, jak widzimy, Sq istotnie rozbiezne.<br />
Niemniej wspolne wszystkim jest wzmiankowane 0 d c z u c i e<br />
i d 0 s wi a d c zen i e osoby Chrystusa jako szczegolnej Wa r<br />
t 0 sci. Rozbiezne aksjologie plynq z jednego i tego samego<br />
osrodka przezyciowego: ludzkiego czucia wartosci, i zmierzajCl<br />
w tym samym kierunku: osobowej War t 0 sci Chrystusa. Mniejsza<br />
0 to, jakie konkretne wartosci skladaly si~, zdaniem poszczegolnych<br />
autorow, na wartose osoby Chrystusa: tutaj zdania byly<br />
rozbiezne, chociaz dalby si~ z pewnosciCl wykrye wsp61ny rdzen<br />
lClCZClCY je w pewnCl jednoSe. Najbardziej istotne wydaje si~ to<br />
pierwsze: subiektywne odczuwanie Wartosci Chrystusa. Jest to<br />
niezwykle bolesne miejsce XIX wieku. Ile prCld6w filozoficznych<br />
sprzysi~glo si~ przeciwko niemu! A jednak wciqz daje 0 sobie<br />
znae. Raz zjawia si~ pod postaciCl t~sknoty za tym, co pozytywizm<br />
przekresIil, kiedy indziej w formie nadziei na powtorne wCie,lenie,<br />
to znow He maskowanego buntu przeciwko bezdusznemu swiatu<br />
i przeciw drewnianym faktografiom nauk pozytywnych, slepych
102 KS. JOZEF 'J'I~CHNER<br />
na wszelkq wznioslosc. Jezeli, jak to sugerujq niektorzy komentatorzy<br />
R. M. R ilk ego, w jego poezji aniol jest symbolem<br />
wcielajqcej si~ boskQsci 19, nic lepiej nie obrazuje chrystologicznych<br />
dramatow wieku, niz zakonczenie siodmej Elegii duinejskiej:<br />
"Nie mysl, ze wzywam,<br />
Aniele, a gdybym nawet ci~ przyzywal. - Ty bys nie przyszedl,<br />
gdyz zew moj zawsze odrzuca; przeciw<br />
tak silnemu prqdowi nie mozesz kroczyc. Jak wyciqgni~te<br />
rami~ jest krzyk mojo I jego do chwytu<br />
w gorze otwarta dion zostanie przed tobq<br />
jak odpor i ostrzezenie,<br />
0, Nieobj~ty, rozwarta". 20<br />
Daleki jestem od podsuwania Rilkemu poglqdow Renana, czy<br />
neoheglistow. Jego gest, gest wyciqgni~tej dioni, ktora jednoczesnie<br />
odrzuca i przyzywa, jest jednak pelen gl~bokiej i tragicznej<br />
prawdy. Przepojony kategoriami neoheglizmu i pozytywizmu<br />
umysl czIowieka z samej swej natury przykrawa do wlasnych<br />
mozliwosci percepcyjnych bogactwa religii. Ale tajemnicze i podstawowe<br />
odczucie Chrystusa jako Wartosci ciqgle powraca. CzIowiek<br />
wieku jest jednosciq dwu walczqcych ze sobq przeciwienstw.<br />
Jego "do chwytu w gorze otwarta dion" swiadczy, ze jakby upadl<br />
na jakies dno.<br />
Zacz~lismy od historii filozofii, sprobujmy zakonczyc historiq<br />
filozofii.<br />
Caly sens zarysowanej dialektyki rozwojowej mnieman 0 Chrystusie<br />
zrozumial wtedy wlasciwie tylko jeden czIowiek. I on jeden<br />
uderza na swoj sposob w sarno sedno sporu. Byl nim F. N i e t z<br />
s c h e. Krytyka chrzescijanstwa, ktorq przeprowadza, jest wkorzeniona<br />
we wspolne calemu wiekowi aksjologiczne traktowanie<br />
zagadnienia. Zarzuca Chrystusowi jedno: k I a m s two. I tym<br />
jednym zarzutem podwaza nawet t~ wqskq pIaszczyzn~ aksjologicznq,<br />
ktora zespalala ze sobq koncepcje neoheglistow, Renana<br />
i katolikow. Pisze 0 Ewangelii tak: "Wzniesione tu wprost do<br />
geniuszu samoudawanie swi~tosci, nigdy poza tym wsrod ksiqzek<br />
i ludzi nie osiqgni~te, to falszerstwo monet w siowach i gestach,<br />
jako s z t u k a... W chrzescijanstwie, jako w sztuce swi~tego klamstwa...<br />
czytano Ewangelie jako ksi~g~ niewinnosci... niemala wskaz6wka,<br />
z jakim mistrzostwem tu grano... Czytajcie Ewangelie<br />
11 Q. Mar c e 1, Homo viator, Pax 1959, s. 356 nn.<br />
2(l ~yb 6 r poezji, n. Mieczyslaw Jastrun, WydawnictwQ Literackie Krak6w,<br />
1964, s. 157.
FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />
103<br />
jako ksi~gi uwodzicielstwa mocq moralnosci: ci mali ludzie wzi~li<br />
w arend~ moralnose - wiedzq oni, jak si~ rna rzecz z tq moralnosciq.<br />
Ludzkose najlepiej wodzi si~ za nos moralnosciq". I dalej:<br />
"Zw~ chrzescijanstwo jednym wielkim przeklenstwem, jednym<br />
wielkim najwewn~trzniejszym zepsuciem, jednym wielkim instynktern<br />
zemsty, dla ktorego zaden srodek nie jest dose jadowity,<br />
tajny, podziemny, maly - zw~ je jednq niesmiertelnq, hanbiqCq<br />
plamq na ludzkoSci". 21<br />
I oto jest odpowiedz Renanowi, neoheglistom i katolikom.<br />
U Nietzschego znajdujemy ostatni w tym wieku akcent sporu<br />
o Jezusa: atak na to, co bylo wsp6lne wszystkim trzem kierunkom.<br />
Ale czy ostatni w og6le?<br />
Jedno jest znamienne: Nietzsche nie kwestionuje istnienia Chrystusa.<br />
Aby klamac, trzeba wpierw istniee - wiedzial 0 tym lUZ Kartezjusz.<br />
I tak w tej filozofii, przepelnionej bolem, szamotaniem<br />
i bluznierstwem, Chrystus zn6w j est p 0 s t a c i q Z Y j q c q,<br />
nOSZqCq w sobie paradoks swiadomosci swego wlasnego b6stwa.<br />
C z y Z b y w c i e len i e s i ~ pow tor z y I o?<br />
*<br />
Wiek XIX-sty pozostawil w spadku wiekowi XX-emu problem<br />
Chrystusa jako zagadnienie lezqce na trzech plaszczyznach: egzystencjalnej<br />
(czy istnial?), teologicznej (kim byl, czy byl Bogiem?)<br />
i aksjologicznej (jakie wartosci ucielesnia, jakie wartosci przezywa?).<br />
Gdy idzie 0 pierwszq plaszczyzn~, to w zasadzie mysliciele<br />
XX-ego wieku podj~li jq i doprowadzili do wzgl~dnie jednoznacznych<br />
wynikow. Gdy idzie 0 drugq plaszczyzn~, to zagadnienie<br />
nadal dla wielu stoi otworem. Natomiast gdy idzie 0 plaszczyzn~<br />
trzeciq, aksjologicznq, to ona nadal jest tylko i po prostu przezywana,<br />
a nie teoretycznie opracowywana. Zagadnienie jako takie<br />
nie zostalo nawet postawione.<br />
Ks. Jozef Tischner<br />
21 Antychryst, przel. L. staff, W-wa 1917, s. 64-15 passim 11M.
Ks. J6ZEF KOZI:.OWSKI<br />
ZAGADNIENIE FORMALNEJ ETYKI<br />
EGZYST ENCJALNEJ W RAMACH<br />
TEOLOGII MORALNEJ<br />
1. WSTE;P<br />
Wydaje si~, ze tak filozofia jak i teologia moralna dzis CZ~SC1eJ<br />
niz kiedykolwiek dawniej nie Sq w stanie dac praktycznej i wyczerpujqcej<br />
odpowiedzi na wiele pytan, jakie pod ich adresem<br />
kieruje wsp6lczesny czlowiek. Bywa, ze na pytanie: "Co mam<br />
czynic", albo "Jak mam w danym wypadku postqpic", postawione<br />
w konkretnych, a cz~sto w bardzo skomplikowanych warunkach<br />
i okolicznosciach, nie potrafi dac odpowiedzi etyk czy teolog moralista,<br />
a c6z dopiero zwykly, przeci~tny, szary czlowiek. Czlowiek,<br />
o kt6rym dzisiaj zwyklo si~ mawiac, ze jest postawiony w niepowtarzalnej<br />
i jemu wlasciwej tylko "sytuacji"; czlowiek, kt6ry<br />
raczej stroni od wszelkiego spekulatywnego myslenia, a do kt6<br />
rego przemawia raczej rzecz konkretna, uchwytna.<br />
Nic wi~c dziwnego, ze ten dzisiejszy czlowiek, czlowiek-osoba<br />
i jego "sytuacja" stal si~ w ostatnich czasach przedmiotem spor6w<br />
i dyskusji.<br />
Zacz~lo si~ od tzw. "etyki sytuacyjnej", zrodzonej na gruncie<br />
filozofii egzystencjalizmu a zarazem z protestanckiego wstr~tu do<br />
wszelkich form legalizmu w zakresie chrzescijanskiej egzystencji. 1<br />
Choc istnieje wiele odcieni tej etyki, to jednak pod naZWq "etyki<br />
sytuacyjnej" rozumie si~ kierunek, kt6ry odmawia obowiqzujqcej<br />
wartosci i waznosci wszelkim og6lnym normom moralnym, stawiajqc<br />
nad nie wymogi konkretnej sytuacji. Takie postawienie<br />
sprawy musi w konsekwencji doprowadzic do anarchizmu moralnego.<br />
Nic wi~c dziwnego, ze wobec takiego relatywizmu moralnego<br />
Kosci61 zajl\l stanowisko negatywne.:1<br />
1 Karl Rahner: Ueber die Frage elner formaten Exlstenzlatetntk, Senrl/ten<br />
zur Tneotog!e, tom II, Elnsledeln 1962, s. ZZ7-246, tutaj s. 228.<br />
2 przem6wlenla pap. Plusa XII z dnla 23. 3. 1952 (AAS 44, 152, s. 270-278)<br />
1 z dnla 18. 4. 195:1 (AAS 44, 195:1, s. 41~19). Takze: Decretum de ,,Etntea sltuation!s"<br />
S. C. S. Offlcll z dnla 2. 2. 1956 (AAS 48, 1956, s. 144-145). Par. takze O. Feliks<br />
Bednarski O.P. : Etyka sytuaeyjna w gwlette przem6wlen Ojea gw. Ptusa XII oraz<br />
Instrukcjl Iw. Officium, "Duszpasterz Polski zagranlcq", nr 3 (31) , 1957, s. 209-:111.
FO_RMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA<br />
105<br />
Zdarza si ~ , ie nawet twierdzenie falszywe zawiera w sobie jakis<br />
element prawdy. Stqd stwierdzenie, ie etyka sytuaeyjna, w takiej<br />
ezy innej postaci jest bl~dna i falszywa nie przeezy weale wazkosci<br />
probiemu sytuaeji. Przeciwnie, kazdy przyzna, ze problem<br />
ten rna ogromne znaezenie w dziedzinie moralnosci, dlatego jest<br />
problemem godnym uwagi i rozpraeowania. Stqd rodzi si~ zadanie<br />
dla moralistow: problem ten dostrzec, wyluskac go z falszywej<br />
oprawy, poprawnie ustawic i zgodnie z zasadami filozofii i teologii<br />
moralnej dqzyc do jego rozwiqzania.<br />
II. WPROWADZENIE W ISTOTE; ZAGADNIENIA<br />
Przy swojej wielkiej donioslosei moralnej, problem ten nie jest<br />
weale latwy. Choc wielu moralistow staralo si~ go podjqc, to<br />
jeszeze daleko do jego rozwiqzania. 3 W zwiqzku z tq problematykq,<br />
wielu moralistow stawia zarzut teologii moralnej, ie dotyehezas<br />
zbyt wielki nacisk kladla na sti'on~ esenejalnq moralnosei oraz na<br />
raejonalizujqeq systematyk~, a nie dostrzegala, a przynajmniej malo<br />
uwagi poswi~eala temu, eo moina by nazwac niepowtarzalnosciq<br />
3 Wyroinic nalezy prace:<br />
F. Backle: Bestrebun gen in der Mora!theo!ogi e, Fragen der Theologle heute,<br />
Einsiedeln 1957, s. 425-446; tenie; Exlstenzla!et hlk, Lexikon fur Theo!ogle<br />
und Klrche. Frelburg2 1957, t. III, s. 1301 nn.<br />
W. Dirks: Wie erkenne !ch, was Gott von mir will? "Frank. Hette", nr 6, 1951,<br />
s. 229-244.<br />
R. Egenter: Von der Freiheit der Kinder des Gottes, Frelburgl 1949; tenze:<br />
Kasuistik a!. chr!stti che Sltuatlon.ethik, " Miinchen. Theolog. Zeitschri!t", nl' 1.<br />
1950, s. 5_5.<br />
;r. Fuchs: Situation und Ent.cheldung, FrankfurtjM 195Z; ten:i:e: Theologla moralis<br />
prlnctpaUs, t. I, Roma 1960, s. 3&-58.<br />
H. E. Hengstenberg: Die glittllche Ver.~hnung, MUnster~ 1947; tente: Ole Fruge<br />
der Individuation al. aktue!!e. Problem, "Kircile In der Welt", nr 48. 1951.<br />
s. 349-352.<br />
D. von HIldebrand: Christllche Ethtk, DUsseldorf 1959. S. 452 nn.; tenze: Wahre<br />
Slttllchkeit und Sttuationsetlttk, DUsseldorf 1957.<br />
H. Hirschmann: "Herr, was wtllst Du, dass Ich tun so!!?". Situationsethik und<br />
ErjU!!ung des Willens Gottes, "Geist und Leben", nr 24, 1951, s. 300-304.<br />
R. Hofmann: Moraltheologlsche Erkenntnls- und Methodenlehre, MUnchen 1963,<br />
s. 209-214.<br />
M. MUller: Exkurs tiber das Verhliltnl s der "exlstenzleUen Entscheldung" zur<br />
Idee elner Wesens-, Ordnung.- und Zielethlk, Exlstenzphtlosophle 1m gelstlgen<br />
Leben der Gegenwart, HeIdelberg 1949, s. 100-106.<br />
K. Rahner: Ueber die Frage einer formalen Extstent!alethlk, dz. cyt. ; ten:l:e: Der<br />
Anspruch Gottes und der Elnzelne, Der Christ und die We!twlrkUchkelt,<br />
Wlen 1960, s. 5~4; ten:i:e: Sttuatlonsethlk und Stlndenmystlk, "Stlmmen der<br />
Zeit", nr 145, 1949-1950, S. 333-342.<br />
M. Reding: Situatlon.ethlk, Kasul.tlk und Ethos der Nachjo!ge, "Gloria Del",<br />
nr 5, 1951, s. 296-292; tenze: Ole pht!osophtsche Grundlegung der kathoU8chen
106 KS. JOZEF KOZLOWSKI<br />
i niezamiennosciCl indywiduum i sytuacji 4 i temu, CO zwykle okresla<br />
si~ jako "osobowe znami~ czynu moralnego". 5<br />
Zarzut cz~sciow'o tylko sluszny. Twierdzenie, ze teologia moralna<br />
nie dostrzegala w ogole moralnej wagi sytuacji, bylo by<br />
bardzo dla niej krzywdzClce. Teologia moralna dostrzegala nie<br />
tylko trwalCl istot~ czlowieka wraz z przynalei:nymi jej prawami,<br />
dobrami i wartosciami, ale takze podkreslala roznorodnosc moralnie<br />
waznych okoIicznosci. Dowodem tego ta cz~sc teologii moralnej,<br />
ktorq zwyklismy nazywac kazuistykq, a ktora wlasnie<br />
zajmuje si~ znaczeniem poszczegolnych okolicznosci i ich wagCl<br />
dla oceny moralnego czynu poszczeg6lnego czlowieka. Owszem,<br />
przyznac nalezy, iz jej slabCl stronCl jest i pozostanie fakt, ze usiluje<br />
ona zastosowac i przykladac powszechne normy moraIne czy<br />
przYkazania do czynu j u z popelnionego. A takie nowe "casusy"<br />
rozpatruje wylClcznie w swietle precedensow. W przyszlosci kazuista<br />
nie widzi nic "nowego", wszystko w niej oSCldza z pomocq juz<br />
utworzonych, schematycznych norm. Dlatego choc rozwaza bogactwo<br />
r6znych ogolnie powtarzajClcych si~ stosunkow, nie moze<br />
wniesc do tej roznorodnosci przypadkow nic innego, jak tylko<br />
pewnego rodzaju t y polo g i~ . A w kazdej poszczeg6lnej, jednorazowej<br />
czyli niepowtarzalnej sytuacji jest jeszcze "cos", czego<br />
nie mozna od niczego, a wi~c takze od zadnej normy og6lnej wyprowadzic,<br />
a tym samym w pelni i wyczerpujClco ocenic. I to<br />
z tej prostej przyczyny, ze w takiej konkr~tnej sytuacji nast~puje<br />
pewnego rodzaju spotkanie mi~dzy indywidualnym czlowiekiem<br />
-osobCl a danymi, szczeg6lnie i jednorazowo ustosunkowanymi okolicznosciami.<br />
6<br />
Dalej, teologia moralna jako nauka, nie tylko zdawala sobie<br />
spraw~ z bogactwa sytuacji ale takze i z niemozliwosci ich wyczerpujClcego<br />
i naukowego poznania. W "sytuacji" chodzi glownie<br />
Morattheotogie, Munchen 1953; tenze: Sundenmystik und Sttuattonsethtk, "Die<br />
Klrche In der \Velt". nr 49, 1953, s. 279-284.<br />
A. van Rljen' Sttuatte Moraat, "Nedelandse Katholicke Stemmen", nr 49, 1953,<br />
s. 265-276.<br />
W. Schi:illgen: Konkrete Ethik, Dusseldorf 1961. <br />
Th. Stelnbuchel: Die ph!!osophische Grundtegung der katho!!schen Sittentehre, <br />
t. I, DUsseldorf4 1951; tenze: Christ!iche Lebenshattung !n der Kr!sis der Zeit<br />
u nd des Menschen, Frankfurt/M. 1949.<br />
4 B. HAring: Das G esetz Christ!, Frelburg 1961, s. 331 ( .. So 1st die moderne<br />
Situationsethik zu elnem Tell die Wendung gegen elne allzu s tar r e rationa<br />
listische Wesensethlk, die uber dem Glelchblelbenden und Verblndenden die<br />
Unverwechselbarkelt und Unvertauschbarkelt des Indlvlduums und der Situation<br />
tibersah ").<br />
5 R. Hofmann: Morattheotogische Erkenntnts- und Methodentehre, dz. cyt.,<br />
s. 212.<br />
6 B. HAring, dz. cyt., s. 331.
FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA 107<br />
o momenty na wskros indywidualne, osobiste, niepowtarzalne choe<br />
konkretne, i dlatego tak trudne i wprost niemozliwe do uchwycenia<br />
i wyrazenia w formie og6lnych i powszechnie waznych wypowiedzi.<br />
Nic wi~c dziwnego, ze teologia moralna nie mogla wyjse poza og6lne<br />
ale uzasadnione stwierdzenie, ze poszczeg6lne sytuacje mogq bye<br />
nalezycie uj~te i ocenione z pomocq cnoty roztropnosci, delikatnego<br />
i wyrobionego sumienia, a ostatecznie i wyczerpujqco poznane<br />
dzi~ki darom Ducha sw.<br />
I tu rodzi si~ zasadnicze pytanie: Czy rzeczywiscie teologia moralna<br />
nie jest w stanie wyjse poza to og6lne stwierdzenie? Przy<br />
okazji nalezy si~ zastanowie, czy rezygnacja z dalszych badan odnosnie<br />
poszczeg6lnej i indywidualnej sytuacji bylaby metodycznie<br />
uzasadniona!<br />
III. PROBA USTA WIENIA PROBLEMU<br />
Teologia moralna jako nauka normatywna i praktyczna, ktorej<br />
celem jest doskonalosc czlowieka i jego czyn6w, przez kt6rq rna<br />
on osiqgnqc sw6j cel nadprzyrodzony 7, nie moze pominqe niczego,<br />
co by poszczeg6lnemu czlowiekowi ulatwilo osiqgni~cie tegoz celu.<br />
Sarno podawanie i wyjasnianie ogolnych norm i przykazan wystarcza<br />
teoretycznie, by czlowiek zyjqc i post~pujqC zgodnie z nimi<br />
ten cel ostateczny osiqgnql. W praktyce jednak r6znie to bywa:<br />
Wprawdzie kazdy chrzescijanin powinien posiadae dojrzalosc chrzescijanskiego<br />
sumienia, polegajqcq na umiej~tnosci samodzielnego<br />
stosowania og6lnych i powszechnych norm moralnosci chrzescijanskiej<br />
w swej konkretnej sytuacji zyciowej, ale - powiedzmy<br />
szczerze - czy rzeczywiscie kaidy chrzescijanin t~ umiej~tnose<br />
posiada? A nie zapominajmy, ie dojrzalose ta polega takie na<br />
dostrzeganiu zadan i obowiqzk6w chrzescijanskich nawet tam,<br />
gdzie objawione ogolne normy (a nawet ich stroz urz~dowy -<br />
KoSciol sw.) ze wzgl~du na ich abstrakcyjny i og6lny charakter<br />
dajq slabq mozliwose (lub wcale jej nie dajq) ich konkretnego,<br />
hic et nunc, urzeezywistnienia. 8 W konkretnej i osobistej sytuacji<br />
do jej wyczerpujqeego .uj~eia nie pomoze ani og6lnie stosowana<br />
metoda sylogistyezno-dedukcyjna, ani kazuistyka. Kazuistyka bowiem<br />
nie wniesie nie poza pewnego rodzaju typologill, a sylogistyezno-dedukeyjne<br />
zastosowanie og6lnych norm moralnyeh pozostawi<br />
cz~sto szeroki waehlarz tego, co w ramaeh tych norm<br />
og6lnych b~dzie "jeszeze dozwolone" lub przynajmniej "oboj~tne"<br />
7 "Theologla moralis est sclentlae theologlae Ilia pars, quae dlludlcat atque<br />
dirlgi t actus humanos in ordlne ad tinem supernaturalem luxta prtnclpla revelata"<br />
(D. M. PrUmer O. P., Manuale theologlae moralls, Herder 196115, t. I, s. 2).<br />
BK. Rahner: Sltllatlonseth!k lLnd Stlndenmyst!k, dz. cyt., S. 336.
108 KS. JOZEF KOZLQWS.!~I<br />
w tym znaczeniu, ze w takiej a takiej sytuacji b~dzie dla norm<br />
ogolnych rzeczq oboj~tnq, czy ktos b~dzie si~ modlil czy pojdzie<br />
na spacer. Jedna i druga mozliwosc nie b~dzie przeciwna tym<br />
normom, jedna i druga b~dzie moralnie dobra.<br />
W zwiqzku z tym rodzi si~ dalsze pytanie: Czy wobec tego, ze<br />
teologia moralna nastawiona na esencjalnq stron~ moralnosci nie<br />
jest w stanie objqc, z pomocq dost~pnych sobie srodk6w i metod,<br />
tego, co okreslono wyzej jako "osobowo-moralne znami~ czynu"<br />
i sytuacji, powinna zrezygnowac z dalszych wysilkow badawczych<br />
zostawiajqc reszt~ cnocie roztropnosci i dzialaniu dar6w Ducha sw.?<br />
Wydaje si~, ze roztropniej b~dzie podjqc wysilki tych teologow,<br />
kt6rzy, jak np. Karl Rahner 9 dqzq do opracowania formalnej<br />
etyki egzystencjalnej. Etyka ta, w ramach teologii moralnej i zgodnie<br />
z niq, z jej zasadami i zalozeniami, mialaby dqzyc do blizszego<br />
poznania i wyjasnienia tego momentu czyn6w ludzkich, ktorego<br />
wlasnie teologia moralna, jako momentu indywidualnego a tym<br />
samym jako przedmiotu indywidualnego i jednostkowego poznania,<br />
dotychczas nie potrafila, bo nie mogla wyrazic w formie og6lnych<br />
i powszechnie waznych wypowiedzi.<br />
Przy okazji nalezy nadmienic, ze odnosnie poznania i metod<br />
teologii moralnej, panuje wsr6d teolog6w duza r6znica zdan 10.<br />
Nalezy takZe podkreslic i ten fakt, ze zadna wiedza nie tworzy<br />
praw czy norm, lecz je tylko odkrywa, naswietla i wyjasnia.<br />
Problem formalnej etyki egzystencjalnej, to problem dyskusyjny<br />
choc posiadajqcy oparcie w rzeczywistosci. Potwierdzeniem tego<br />
twierdzenia wydaje si~ byc godnosc, jednorazowosc, wielkosc i niezamiennosc<br />
czlowieka-osoby, kt6rego indywidualnosc jest czyms<br />
pozytywnym w stosunku do og6lnej natury ludzkiej.<br />
Jesli normy, og6lne normy moraIne tak cZGsto dopuszczajq<br />
w konkretnej, cz~sto skomplikowanej sytuacji, kilka moralnie<br />
dobrych czyn6w czy uzasadnionych mozliwosci lub dozwolonosci,<br />
rodzi si~ wtedy pytanie - i tu leZy istota problemu - czy istnieje<br />
mozliwosc poznania, jaki z tych "oboj~tnych" czy "dozwolonych"<br />
czynow czlowieka b~dzie tym, kt6ry, zgodnie z indywidualnie na<br />
ten wlasnie czyn nastawionq wolq Bozq, b~dzie wlasnie tym, kt6<br />
rego dokonac nalezalo? Jesli poszczegolny czlowiek nie jest tylko<br />
jakqs wypadkowq og6lnej natury ludzkiej lecz takze czyms i n d y<br />
wid u a I n i e p 0 z Y t Y w n Y m, czyms jednorazowym i 0 sob q,<br />
kt6rq B6g, gdy powolywal do istnienia nazwal po imieniu, a tym<br />
samym nawiqzal jakis kontakt os obi sty, to musi czlowiek-osoba<br />
posiadac od Boga jakies blize} okreslone zadanie, powolanie. A jesli<br />
9 Tamte. Por. takze tego:i: autora: Ueber dle Frage... dz. cyt.• <br />
10 R. Hofmann: MoraltheoLogische.... dz. cyt.• s. 3-5.
FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA<br />
109<br />
tak jest, to wtedy takiego powolania nie jest w stanie objawic<br />
czlowiekowi zadna ogolna norma moralna. Wydaje si~ jednak,<br />
ze moze dokonac jakas, dotqd wprawdzie jeszcze nieznana, specjalna<br />
funkcja sumienia, 0 ktorej sqdzic nalezy, ze istnieje 11. Jest<br />
rzeczq wqtpliwq, aby Bog odnosnie czynow ludzkJch mial si~ ograniczac<br />
do norm ogolnych. Jesli bowiem zastosowanie tych ogolnych<br />
norm nie naswietla w pelni egzystencjalnej sytuacji czlowieka<br />
i pozostawia cz~sto wiele niedom6wien, to czy rzeczywiscie<br />
nie nalezaloby przyjqc takiej mozliwosci, iZ obok og6lnych, powszechnie<br />
i zawsze waznych i zachowujqcych SWq wartosc moralnq<br />
norm moralnych, istniejq takze jakies indywidualne, egzystencjalne<br />
normy, kt6re ulatwiajq poszczeg6lnemu czlowiekowi spelnienie<br />
czynu nie tylko zgodnego z og6lnymi normami, lecz takZe spelnienie<br />
czynu, ktorego od czlowieka hie et nunc wymaga wola Boza?<br />
Jesli istniejq jednostki, to musi takze istniec, tak by si~ przynajmniej<br />
wydawalo, jakas etyka indywidualna, egzystencjalna, kt6rej<br />
w kazdym sumieniu ludzkim odpowiadalaby jakas funkcja sumienia.<br />
Cala trudnosc problemu sprowadza si~ do sposobu poznania<br />
takie1 egzystencjalnej normy czy egzystencjalnego dobra, indywidualnie<br />
obowiqztijqcego, kt6rego nie da si~ ujqc i wyrazic w postaci<br />
og6lnych zdan. Sam fakt, ze dotqd taka norma byla nieznana,<br />
nie oznacza jeszcze, ze ona w ogale nie istnieje czy nie obowiqzuje<br />
12. Podobnie jak nie rna nauki 0 jednostce jako jednostce, choc<br />
istnieje og6lna ontologia tego co indywidualne, tak tez, i w tym<br />
wlasnie sensie, moze istniec formalna nauka 0 egzystencjalnej konk<br />
retnosci, czyli formalna etyka egzystencjalna 13.<br />
IV. FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA I JEJ <br />
EWENTUALNE ZADANIA <br />
Zarysy i zadania formalnej etyki egzystencjalnej usilowal omawic<br />
w jednym ze swych artykulaw K. Rahner 14. Glawne jego<br />
mysli staly si~ podstawq rozwazan w niniejszej cz~sci.<br />
Zdaniem K. Rahnera, formalna etyka eg4)'stencjalna powinna<br />
si~ zajqc nast~pujqCq grupq zagadnlen i w miar~ mozliwosci dqZyc<br />
do ich rozwiqzania.<br />
11 K. Rahner: Ueber dte Frage.•. , dz. cyt., s. 240.<br />
12 Tamze, s. 238-239.<br />
13 Tamze, s. 240.<br />
14 Tamie, s. 227-246. Nadm!en!1: trzeba, ze an! j~zyk an! styl K. Rahnera n!e<br />
nalezlj do latwych. stljd rodzlj s!~ trudnosci w 2rozum!en!u wlasc!wej mysll<br />
llutora. Charakterystycznlj jest wypowiedz brata autora, kt6ry m!a! kledys oswiadczyl:,<br />
ze prze!ozy plsma swego brata na "j~zyk n!em!eckl"!
110<br />
KS. JOZEF KOZLOWSKI<br />
1. Przede wszystkim nalezy wykazae istnienie jakiegos indywidualnego,<br />
indywidualnie waznego i w jednorazowej odr~bnosci sytuacji<br />
uzasadnionego dobra i jego wymog6w, czyli odkrye indywidualnq,<br />
egzystencjalnq norm~ moralnq. Przy tym nalezaloby<br />
- stwierdzie, wyjasnie i uwzgl~dnie granice i zasi~g og6lnych norm<br />
moralnych.<br />
Dla unikni~cia nieporozumien nalezy wyjasnie, jak nalezy rozumiee<br />
takie poj~cia, jak "dobro indywidualne", "norma egzystencfalna"<br />
czy "norma indywidualna". Poj~cie "indywidualny", zastqpione<br />
tutaj raczej przez poj~cie "egzystencjalny" (etyka egzystencjalna)<br />
nie jest r6wnoznaczne z poj~ciem "indywidualny" w indywidualizmie<br />
etycznym, w kt6rym uzywa si~ go jako przeciwstawienia<br />
do poj~cia "socjalny" (etyka spoleczna) 15. Gdy w indywidualizmie<br />
etycznym chodzi 0 przedmiot, w naszym wypadku<br />
chodzi gl6wnie 0 podmiot czynu moralnego. Poj~cie "etyka egzystencjalna"<br />
(w przeciwienstwie do etyki egzystencjalistycznej,<br />
czyli etyki egzystencjalizmu jako kierunku filozoficznego) rna<br />
wykluczye dalsze nieporozumienie. Mianowicie poj~cie to oznacza,<br />
ze etyka egzystencjalna jest wprawdzie czyms r6znym ale zarazem<br />
czyms uzupelniajqcym w stosunku do etyki esencjalnej.<br />
Zagadnienie mozliwosci i realnosci konkretnego dobra indywidualnego<br />
si~ga gl~boko w dziedzin~ ontologii i antropologii czyli<br />
w zasadnicze zrozumienie czlowieka jako "indywiduum" i jako<br />
"osoby". Gdyz tylko wtedy, gdy czlowiek b~dzie poj~ty jako peIne<br />
urzeczywistnienie osoby ludzkiej, a nie tylko Jako ujednostkowienie<br />
natury ludzkiej, da si~ wyobrazie indywidualnie wazne dobro,<br />
kt6re dotyczy t e j osoby i tylko na jej wlasciwy ·spos6b.<br />
Jesli w czIowieku "bye osobq" nie b~dzie oznaczalo tylko jakiegos<br />
organicznego wzrostu i rozwoju danych mu potencjalnie zadatk6w<br />
lecz b~dzie pojmowane takze jako zadanie, kt6re polega na urzeczywistniania<br />
indywidualnego istnienia przez wolne i tw6rcze decyzje,<br />
to wtedy tez w peIniejszym swietle wystqpi decydujqca moralna<br />
wartose konkretnej, jednorazowej, czyli w ten sam spos6b<br />
juz nigdy si~ nie powtarzajqcej sytuacji i jej autentycznosci. Wtedy<br />
tez bardziej zrozumialy b~dzie fakt, ze: a - w osobowo-ludzkim<br />
chceniu nie tylko istnieje "cos", co w swej moralnej jakosci jest<br />
czyms jednorazowym, ale ito, ze: b - to "cos" jako casus nie<br />
moze bye nigdy w pelni uchwycone i uj~te w ramy og6lne hierarchii<br />
wartosci i prawidlowosci.<br />
2. Dalszym zadaniem formalnej etyki egzystencjalnej byloby<br />
wyjasnienie, jaka jest istota tego indywidualnego, egzystencjalnego<br />
dobra czy normy. Zagadnienie to odnosi si~ do warunk6w, wza<br />
15 Tarnze, s. 239.
, FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA 111<br />
jemnych powiqzan, sposob6w ujawniania si~ , skutk6w, slowem<br />
wszystkiego, co mozna by okreslic jako formalnq struktur~ tego<br />
dobra czy normy egzystencjalnej.<br />
3. Nalezaloby takze przemyslec i w miar~ mozliwosci wyjasnic,<br />
jakim sposobem b~dzie mozna dojsc do poznania takiego · indywidualnego<br />
i indywidualnie waznego dobra, czy w okreslonej<br />
i konkretnej sytuacji rodzqcych si~ powinnosci. Chodzi w tym<br />
wypadku 0 poznanie konkretnego i narzucajqcego si~ w konkretnym<br />
wypadku szczeg6lnego "indywidualnego imperatywu moralnego".<br />
Oczywiscie takie poznanie nie b~dzie skutkiem zastosowania<br />
og6lnych regul post~powani a moralnego do poszczeg61<br />
nego czynu. W tym wypadku b~dzie malo pomocna metoda dedukcyjno-sylogistyczna,<br />
choc pomoc jej nie jest wykluczona,<br />
podobnie jak nie jest wykluczone poznanie og6lne. Przeciwnie,<br />
jest suponowane i niejako wciqgni~te do akcji poznawczej zmierzajqcej<br />
do odkrycia tej indywidualnej normy. K. Rahner jest<br />
przekonany, ze musi istniec jakas zasadnicza funkcja sumienia<br />
ludzkiego, przez kt6rq dochodzi do skutku nie tylko stosowanie<br />
og6lnych norm (10 konkretnego przypadku, ale takze i dzi~ki tej<br />
funkcji b~dzie mozna uchwycic wlasnie to, co jako indywidualnie<br />
obowiqzujqce domaga si~ od czlowieka, by to a nie tamto zostalo<br />
wykonane 16. Nie jest jednak w stanie swego twierdzenia uzasadnic<br />
ani wyjasnic tego, w jaki spos6b ta indywidualna czy egzystencjalna<br />
funkcja sumienia dochodzi do skutku, choc slusznie wskazuje<br />
na innq mozliwose. Mianowicie t~, ze odnosnie poznania tej funkcji<br />
sumienia b ~dzie trzeba uwzgl~dnic "nie-przedmiotowe" poznanie,<br />
kt6re nie jest refleksjq jakiegos stanu rzeczy lecz konstytutywnym<br />
wyrazem podmiotu swiadomego 17.<br />
Pewnq pomOCq, kt6rq nalezaloby wykorzystac, mogly by bye<br />
ustalone i pewne wyniki innych nauk jak np. psychologii eksperymentalnej,<br />
psychologii gl~bi czy psychologii religii. Nalezaloby<br />
przy tym uwzgl~dnic i taki fakt np., ze gdy czlowiek staje si~<br />
przedmiotem rEifleksji nad samym sobq, juz znajduje siebie jako<br />
cos danego, jako cos pozytywnie jednorazowego.<br />
Nalezaloby takze nawiqzac do tej tradycji teologicznej, kt6ra<br />
(nie tyle w ramach samej teologii moralnej, co raczej w ascetycznej)<br />
zajmowala si~ problemami szczeg6lnej i indywidualnej laski powolania<br />
oraz jej szczeg6lnego, indywidualnego i okreslonego zqdania,<br />
a takze jej poznania, a przynajmniej mozliwosciq jej poznania<br />
prowadzqcymi do niego srodkami lB.<br />
16 Tamze. s. 240.<br />
17 Ta mze, s. 241.<br />
18 K. Rahner: Die Logik der existenztellen Erkenntnls be! Ignatius v. Loyola,<br />
Das Dynamische In der K!rche, Freiburg 195B, s. 74-14B.
112 KS. JOZEF KOZLOWSKI<br />
V. UWAGI I WNIOSKI KONCOWE<br />
1. Choe zagadnienie formalnej etyki egzystencjalnej jest zagadnieniem<br />
dyskusyjnym i trudno od teorii in stGtu nascendi wymagae<br />
scislej systematycznosci czy cstatecznych rozwi'lzan, to<br />
jednak sam fakt zaj~cia si~ blizej momentem tak cardzo indywidualnym<br />
i osobowym czynow ludzkich jest· czyms pozytywnym<br />
i zasluguj'lcym na uznanie.<br />
2. Wprawdzie teologia moralna w jej dzisiejszej postaci nie rna<br />
ani obowi'lzku ani tez mozliwosci wypracowania jakiegos jednostkowego<br />
s'ldu sumienia odnosnie konkretnego dzialania, bo tym<br />
wlasnie si~ r6zni od praktycznego rozumu, ze zajmuje si~ og61nie<br />
poznawalnymi i obiektywnymi stosunkarp.i pomi~dzy wartosciami,<br />
kt6re lez'l lub lezee mog'l u podstaw konkretnego s'ldu sumienia,<br />
to jednak z tego stwierdzenia nie wynika, ze mialaby zrezygnowae<br />
z dalszych wysilk6w i poszukiwan na tym polu. Nie moze jednak<br />
ograniczae si~ do zagadnien esencjalnych i do poznawania danych<br />
ogolnie walentnych. Tym wi~cej, ze gdy si~ na teologi~ moralnq<br />
spojrzy (jak to czyni wielu wspolczesnych teologow), jako na<br />
teologicznq nauk~ 0 nasladowaniu Chrystusa 19, nalezy od niej<br />
wymagae dokladniejszego zgl~bienia tak bardzo moralnie waznego<br />
problemu sytuacji (konkretnej i jednorazowej!), w ktorej dochodz'l<br />
do skutku decyzje, wybory i czyny czlowieka-osoby, zachowujqce<br />
SW'l wartose na calq wiecznose. A wlasnie do tego czlowieka-osoby<br />
mowi Chrystus: "P6jdz za mn'l" (Lk 18, 22).<br />
3. Etyka egzystencjalna jest i rna bye rozszerzeniem etyki esen-·<br />
cjalnej. A wi~c nie jej zastqpieniem czy namiastkq, jak to rna<br />
miejsce w etyce sytuacyjnej. Uznaj'lc teologi~ moralnq ale widz'lc<br />
jej nieadekwatnose odnosnie indywidualnej sytuacji, pragnie pojse<br />
dalej: zbadae t~ dziedzin~ w zyciu czlowieka-osoby, 0 ktorej dzisiaj<br />
tak malo mozemy powiedziee. Praca badawcza i odkrywcza etyki<br />
egzystencjalnej nie jest latwa i nie jest pozbawiona okazji do<br />
popadni~cia w bl~dy subiektywizmu i indywidualizmu, ale z dru<br />
19 Idea poJmowanla teologl! moralnej jako teologicznej nauklo nasladowaniu<br />
Chrystusa (Nachfolge Christt) , szerzy slE: gl6wnle wsr6d niemlecklch moralist6w.<br />
Posiada ona glE:bokl sens. Chrystus jako B6g-Cz!owlek jak najdokladnlej stosowal<br />
w zyciu zasady moraine I jako Czlowlek byl wzorem doskonaloscl. St1jd dla<br />
wszystklch chrzesc!jan pozostanle najdoskonalszym wzorem. Sens slowa "nasladowanle"<br />
wyprowadza siE: w tym wypadku nle od slowa lacil'lsklego imitari,<br />
lecz od sequt. St1jd po nlemlecku Nachfo!ge Christi, co odpowiada .francusklemu<br />
suite du Christ, hiszpansklemu seguimiento' de Cristo. Idea plE:kna I teologlcznle<br />
bardzo glE:boka. Jednak nle ze wszystkimi zalozenlaml nlemlecklch teolog6w<br />
mozna slE: zgodzlc. Jako przyklad moze posluzyc dzielo teologa nlemleck!ego<br />
W. A. Tillmanna: Die Idee der Nachfo!ge Christi, Handbuch der kathoHschen<br />
sttten!ehre, t. III, Dtlsseldorf4 1953.
FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA<br />
113<br />
giej strony praca naukowa bez ryzyka bl~du nie przyczyni si~<br />
do dalszego rozwoju i post~pu nauki.<br />
4. Wiele cech i objaw6w sklania do uznania faktu istnienia<br />
norm egzystencjalnych. Moze wielu stosuje si~ do tych norm, choc<br />
refleksyjnie nie zdajq sobie z tego sprawy. Podobnie bylo z zasadami<br />
logiczl1ego myslenia. Od poczqtku ludzie jaxo ludzie mysleli logicznie,<br />
choe same zasady logicznego myslenia odkryto 0 w.iele pOiniej.<br />
Odkryto, usystematyzowano, sformulowano - i tak powstala logika<br />
formalna. Mozna wi~c analogicznie sqdzic, ze podobnie powstanie<br />
forma Ina etyka egzystencjalna.<br />
5. Nie wiele jednak na jej temat mozna dzisiaj powiedziec. Mozna<br />
tylko sqdzic i przypuszczac, ze jesli formaIna etyka egzystencjalna<br />
b~zie wlasciwie rozwijana (pod warunkiem, ze w og6le b~dzie<br />
rozwijana) moze wniesc bardzo duzo do dziedziny moralnosci, do<br />
poznania czlowieka jako indywiduum i osoby, do calej teologii<br />
zycia wewn~trznego. W tym tez lezy jej wartosc i znaczenie, a zanrzem<br />
bodziec do podj~cia wysHk6w w tej dziedzinie.<br />
Ks. J6zef Kozlowski<br />
ZlIak -<br />
a
HALINA BORTNOWSKA <br />
c H E v E T o G N E <br />
Louvain,<br />
w listopadzie 1965 T.<br />
Uczcstnicy ekumeniczllej wyprawy zbierajq si~ na placu przed<br />
Bibliotekq: kilkoro miejscowych, francuski ksilldz z mojego roku,<br />
amerykanscy klerycy. Autobus przypomina zdemobilizowany PKS,<br />
ale jakos jedzie. 50 km do Namur mija szybko mimo weekendowego<br />
tloku. W Namur szeroka jui tutaj Moza, potem pierwsze<br />
wzgorza i przyczepione do nich domki z szarego kamienia. Zjezdzamy<br />
na boczne drogi, zaczynajq si~ lasy - czerwone kiscie glogu<br />
pl'zy drodze, zwarzone przymrozkiem paprocie. Wreszcie plachty<br />
sniegu, swierki i mi~dzy nimi kopula kosciola, bialy drogowskaz<br />
"C h eve tog neE g 1 is e 0 r i e n tal e". Z bliska mniej romantycznie:<br />
zwalisty budynek w stylu jezuickim, obok kosciolek swieci<br />
roiowq nowoscill tutejszej cegly. Tylko ta krllgla kopulka pozostaje<br />
znakiem swojskiej dla mnie obcosci. Wysypujemy si~ z autobusu <br />
witajq nas dwaj mnisi, pi~knie brodaci i obaj niewielczutcy jak dwa<br />
wesole krasnoludki. Wsrod powodzi francuskich wykrzyknikow<br />
wprowadzajll nas w swiat bardzo od klasycznej romanskosci daleki.<br />
Zresztq dla scislosci: benedyktynska wspolnota c:.hevetogne<br />
nie jest bynajmniej francuska - 13 narodowosci ma tu przedstawicieli.<br />
Sq nawet amerykanie - podkresla Dom Nicolas Egencier,<br />
obecny przeor, ktory sam jest Alzatczykiem - niedlugo b~ dq<br />
moze i Belgowie!<br />
Sluchamy jego objasnien w klasztornym "salonie" - ze sClan<br />
wydluzonymi oczami patrzq na nas ikony. Kazda kreska i kaidy<br />
ornament., ktory si~ na nich zriajduje - to znak przemawiajqcy do<br />
wtajemniczonych bardziej zrozumiale od slowa. .<br />
Sp~ra cz~sc uczestllikow wycieczki zna jui Dom Egendera z konferencji,<br />
ktorll niedawno wyglosil w Louvain 1. Niektorzy byli juz<br />
w Chevetogne nawet kilka razy. Wszyscy interesujq si~ sprawami<br />
1 Staraniem Kola Ekumenicznego talde lwnferencje odbywajij siE: . co miesi'lc<br />
w opactwie st. Gertrude w Louvain. ''VyklodowcClmi s 'l wyl)itni dzialacze eltu<br />
Ineniczni roznych WYZl1flll.
CHEVETOGNE<br />
115<br />
ekumenicznego dialogu. Wkrotce wi~c rozmowa przeksztalca si~<br />
w rodzaj seminarium. Jak by okreslic jego temat? Eklezjologia<br />
stosowana? Chrzescijanski WschOd i chrzescijanski ZachOd?<br />
Raz po raz wstrzqsa budynkiem pot!iine uderzenie wiatru. Gasnie<br />
swiatlo, za oknem gwiazdy i swierki przygi~te jak gdyby to<br />
wial nasz halny. Brodaty mnich w ko!paku wnosi trojramienny<br />
swiecznik. Tak kontynuujemy rozmow~ w niespiesznym, chcialoby<br />
si~ powiedziec - wschodnim rytmie, przerywanq chwilami namyslu.<br />
Zeby zrozumiec, ile w niej znaczy takie milczenie, trzeba<br />
wiedziec, czym jest Chevetogne.<br />
Io'undacja powsta!a w roku 1926 w innej belgijskiej miejscowosci<br />
- Amay(- nie bez zwiqzku z ekumenicznq inicjatywCl kardyna!a<br />
Mercier. Tworca jej Dom Lambert Beauduin by! bliskim<br />
wspo!pracownikiem i przyjacielem kardyna!a. 2<br />
Dom Lambert to postac doprawdy niezwylda, warto si~ przy<br />
niej zatrzymac: jego iycie nie tylko streszcza w sobie ide!i i program<br />
- Chevetogne, lecz jest tei przekonywujqcq lekcjq historii Kosciola.<br />
Z pewnosciCl jest on jedynym z najbardziej bezposrednich prekursorow<br />
Soboru (obok kardynala Suharcia) i jednoczesnie jednym<br />
ze skazanych na milczenie przez wiele lat (obok Teilharda de<br />
Chardin). Kio wie, czy to nie jemu wlasnie najwi~cej przysz!o wycierpiec<br />
od swoich.<br />
Ks. Octave Beauduin, wyswi~cony 25 kwietnia 1897, by! jednym<br />
z pierwszych "duszpasterzy pracy" - ksi~iy swieckich, ktorzy<br />
mieszkajqc w koszarach fabrycznych, mieli wspoldzialac w tworzeniu<br />
robotniczych zrzeszen zawodowych. Postawa tych ksi~iy<br />
wkrotce przestala harmonizowac z obowiqzujqcym wowczas chrzescijanskim<br />
paternalizmem. rch przemyslenia i praktyka przerastala<br />
wytyczne Rerum Novarum. A przeciei nawet ta umiarko\"ana<br />
Encyklika wzbudzila niezadowolenie w swiecie przemys!owcow.<br />
Po smierci biskupa Doutreloux, ktory os!ania! grup~ zapalencow<br />
swoim autorytetem, dzialalnosc "duszpasterzy pracy" bardzo ograniczono<br />
i wreszcie podporzqdkowano komitetowi zloionemu z przedstawicieli<br />
pracodawcow. Tym samym traci ona swoj pierwotny<br />
sens i charakter. Ks. Beauduin odchodzi, kieruje si~ 1m pracy naukowej.<br />
Po pewnym czasie (r. 1906) wste,puje do klasztoru benedyktynow<br />
Mont-Cesar w Louvain. Jest to 9kres, w ktorym benedyktyni<br />
inicjujq powrot do liturgicznych hode! poboznosci: ale<br />
jest to jeszcze ciqgle poboznosc nieco romantyczna, wyraznie estetyzujqca<br />
i w samym zaloieniu przeznaczona dla elity. Dom Lambert<br />
2 Informacje biograficzne 0 zalo:iycielu Chevelogne czerpiq z k si'lzki znB<br />
ncgo ekumenisty ks. Louis Bouyera, orntorillilina: Dom Lambert BeaucZu in <br />
u n ilomme d'Eglise, Casterman 1064.
116 HALINA BORTNOWSKA<br />
jeden z pierwszych dostrzega w tym sLanie rzeczy wielkie niebezpieczenstwo:<br />
byly duszpasterz pracy ostro sprzeciwia si~ idei klasztoru-muzeum.<br />
Opactwo nie moze bye wygodnym klubem wyrafinowanych<br />
estet6w. Zadaniem l,Jenedyktyn6w jest a p 0 s t 0 I<br />
s two lit u r g i c z n e, kt6re stopniowo powinno si~gnqc parafii.<br />
W tym okresie Dom Lambert wyklada w zakonnym studium<br />
traktat 0 Kosciele. Swoim zwyczajem zabiera si~ do tego gruntownie<br />
i samodzielnie - nie ogranicza si~ do podr~cznika, si~ga do<br />
h6del, przede wszystkim patrystycznych. W toku tej pracy przychodzi<br />
olSnienie: we mszy Kos~i6l staje si~ cialem. A wi~c liturgia<br />
nie jest tylko cz~sciq - choeby i najwainiejszq - osobistego iycia<br />
duchowego jednostek. Tylko si~gajqca gl~bi teologia Kosciola moze<br />
ukazac pelny sens mszy. Wyklad liturgii musi przestac bye trakLatern<br />
0 koscielnych ceremoniach. Potrzebna jest autentyczna refleksja<br />
teologiczna si~gajqca sedna rzeczy. 3<br />
Ta prosta i dzis oczywista idea byla wtedy prawdziwym odkryciem<br />
i gorszyla nowosciq! Zrodzila si~ z niej publikacja "La<br />
vie liturgique" (Bezposrednio sluzqca duszpasterstwu), miesi~cznik<br />
"Questions litlJrgiques et paroissiales" a takie akcja propagandowa<br />
na forum zorganizowanego przez kardynala Mercier kongresu<br />
(Malines 1909). Mnisi z Mont-Cesar zabierajq sif; energicznic<br />
do pracy redaktorskiej.<br />
Podczas pierwszej wojny swiatowej Dom Lambert dziala w 6wczesnej<br />
belgijskiej resistence, poszukiwany i skazany na smierc<br />
przez Niemc6w musi ukrywac sif; nie zaprzestajqc dzialalnosci.<br />
Schwytany, brawurowo ucieka z posterunku iandarmerii. Opis<br />
jego przyg6d przypomina scenariusz filmowy: np. zadekowany<br />
w mieszkaniu przyjaci6l w Brukseli, aby uniknqc rozpoznania<br />
udaje wariata, kt6ry na widok obcych wpada w groiny szat Wreszcie<br />
rodzina organizuje mu przejscie przez, w tym wypadku' "niebieskq"<br />
zielonq granic~ (pod pokladem statku w skrzyni rzekomo<br />
zawierajqcej cukier z fabryki jego brata). Po wojnie wraca do<br />
klasztoru, w kt6rym trudno mu si~ jednak pomiescic. Dojrzewa<br />
mysl 0 nowej specjalnej fundacji. Ale tymczasem czeka go profesura<br />
w Rzymie, w mi~dzynarodowym kolegium benedyktynskim sw.<br />
Anzelma. Tam vi wirze koscielnych (i politycznych takie) konfliktow<br />
i problem6w, poprzez liczne mi~dzynarodowe kontakty, konkretyzuje<br />
si~ ekumeniczne powolanie duszpasterza robotnik6w<br />
i liturgisty. Studia patrystyczne budzq coraz wi~ksze zainteresowanie<br />
i zachwyt dla teologii wschodniej, metropolita unicki Andrzej<br />
Szeptycki kieruje je w stron~ praktyki: zbliienie mi~dzy chrzesci..<br />
janskim Wschodem . a Zachodem moie si~ dokonac poprzez dowar<br />
~ Par. Me Donald - Diekmann, Dyskusja a titllrgii, "<strong>Znak</strong>" n1' 102, s. 1!1J2.
CHEVETOGNE<br />
117<br />
tosciowanie obrzCjdk6w wschodnich. Trzeba przeciwdzialac latynizacji<br />
kosciol6w wschodnich utrzymujqcych lqcznosc ze stolicq<br />
Apostolskq, odnowic monachizm wschodni. Dom Lambert nawiqzuje<br />
do mysli-zyczenia Leona XIII, aby benedyktyni podj~li tego rodzaju<br />
prac~. Nowa wsp6lnota, zalozona najpierw w Amay (niedaleko<br />
Liege) a potem (w 1939 r.) przeniesiona do Chevetogne przyjmuje<br />
cz~sciowo obrzqdek wschodni 4 i oddaje si~ specjalnie studium<br />
teologii wschodniej, historii chrzescijanskiego Wschodu itp. Po<br />
pierwszej wojnie swiatowej w Rzymie ozywajq tendencje i nadzieje<br />
unijne, bynajmniej nie wolne od specyficznego duchowego<br />
imperializmu. One to przyczyniajq si~ do tego, ze poczqtkowo<br />
dzielo Dom Beauduina znajduje zywe poparcie niektorych wysokich<br />
czynnik6w koscielnych (kt6re potem zwracajq si~ przeciw niemu,<br />
gdy praktyka ujawni zasadnicze r6znice postawy i perspektywy).<br />
Z punktu widzenia ekumenii program Dom Lamberta musi budzie<br />
uznanie i podziw - oczywiscie na tIe epoki, odleglej od nas<br />
o 30 lat, co znaczy wiele, zwlaszcza ze Sq w tym i ostatnie lata<br />
soborowe. Ale w swoich fundamentalnych zalozeniach jest on nadal<br />
aktualny.<br />
Jako benedyktyn - a wi~c czlowiek, kt6ry wie z doswiadczenia<br />
.iak oiywiajqcy jest kontakt z tradycjq prawdziwie najstarszq - Dom<br />
Beauduin docenial wartoSe i fundacj~ chrzescijaI1Skiego Wschodu dia<br />
calosci chrzescijanstwa. Odci~ty od tej tradycji czy zaniedbujqcy jq<br />
Kosci61 rzymski nie moze rozwijac si~ normalnie. Najistotniejszym<br />
celem nowej fundacji benedyktynskiej ma bye rozwijanie duchowych<br />
kontakt6w mi~dzy prawoslawiem a katolicyzmem. Drogq prowadzqcq<br />
do odbudowy jednosci nie Sq indywidualne konwersje (nie<br />
mozna ich wykluczyc, ale trzeba zdawac sobie spraw~, ze na og6l<br />
utrudniajq one zblizenie mi~dzy Kosciolami). Podobny problem<br />
stanowiq unie mi~dzy Kosciolem katolickim a poszczeg6lnymi Kosciolami<br />
wschodnimi.<br />
Prawdziwq praCq dla przyszlosci jest to, co Dom Beauduin nazwal<br />
metodq psychologicznq: "...trzeba... obalae przesqdy... niwelowac<br />
przeszkody, uprzqtac gruzy, rzucae mosty, tworzye dziela<br />
sztuki, wytyczae sciezki ulatwiajqce dost~p, umacniac drogi kontaktu<br />
i wymiany mysli...". 5<br />
Powolanie do ekumenizmu zawsze bylo trudne, nie przestalo bye<br />
nim i teraz. Ale wr~cz trudno nam dzis odtworzyc, zdac sobie<br />
spraw~ z tego, czym byl w tym zakresie klimat przelomu lat dwudziestych<br />
i trzydziestych. Encyklika Mortalium animos (1928),<br />
4 Obecnle blzantyjski, W dw6ch. jl:zykach: staroslowlallsklm I grecklm.<br />
G Le Monastere de Cl!evetogne. Notice I!istodqlle et informations, 2 ed.<br />
p. 24-25.
118 HALINA BORTNOWSKA<br />
zwrocona przeciw tzw. "Panchrystianizmowi" tj. dqzeniu do zjednoczenia<br />
poprzez lekcewazenie i zatarcie roznic doktrynalnych, dla<br />
wielu niech~tnych stala si~ okazjq do ostrych atakow przeciw<br />
Amay (zwlaszcza ze strony hierarchii angielskiej, urazonej referatem<br />
Dom Beauduina przedstawionym konferencji w Malines<br />
przez Kardynala Mercier). 6 Chcqc ocalic dzielo fundator rezygnuje<br />
z godnosci przelo:ionego, usuwa si~ do pustelni Tancremont, potem<br />
blisko na rok wyjezdza na Wschod: Egipt, Palestyna, Konstantynopol,<br />
Grecja, Sofia, Bukareszt, Praga. Ale to nie wystarcza. Skoro<br />
tylko wraca do Belgii, zn6w zrywa si~ burza: Dom Beauduin osmielil<br />
si~ podpisac list (prywatny) skierowany do Benedyktynow Anglikanskich:<br />
"wasz brat wsw. Benedykcie". Czyzby chcial wznowic<br />
rozmowy w Malines? Po smierci kardynala Mercier jego wsp61<br />
pracownik pozbawiony jest obroncy i oslony. Rozpoczyna si~ proces<br />
przed ' specjalnym trybunalem, ktorego przewodniczqcy, Msgr<br />
d'Herbigny, jest jednoczesnie - jak pisze' Z. Bouyer 7 - glownym<br />
oskarzycielem. Akta tego procesu znajdujq si~ zapewne w zamkni~tych<br />
dotqd archiwach. Aby to opisac - dorzuca Bouyer - trzeba<br />
by miec do niech dost~p a ponadto pioro Kafki... Przesluchania<br />
ciqgnq si~ miesiqcami, a obok nich jeszcze i tzw. "przyjacielskie"<br />
rozmowy, w ktorych ukryte grozby (skierowane przeciw umilowanemu<br />
Amay) przeplatajq si~ z obietnicami i zakl~ciami. Dom Lambert<br />
nie godzi si~ na zaden kompromis, nie traci tez rownowagi<br />
clucha, 0 ktorej swiadczy korespondencja z tych lat. 8 Ale wsrod<br />
tego zamieszania i oskarzen niektorzy z jego uczniow i przyjaciol<br />
opuszczajq Kosciol katolicki. Po chwilowym powrocie do Belgii<br />
i nowym, powtornym procesie rzymskim Dom Lambert zostaje<br />
skazany na kilkuletnie odosobnienie w klasztorze benedyktynskim<br />
najsurowszej reguly w En-Calcat. Przez nast~pne 20 lat b ~ dzie<br />
• por. Rozmowy w Matines. "<strong>Znak</strong>" nr 87, s. 1288. <br />
7 Op. cit., p. 155-156. <br />
8 Nlektorzy dobrzy mnisl - pisze Bouyer - stall przed pokus'l: skoro wladza <br />
nakazuje, czy tei: zdaje sie: nakazywac calkowltq zmian~ perspektywy I zasad<br />
pracy, czyz nle nalezy si~ temu poddal!? Gdy mu 0 tym m6wiono, Dom Lambert<br />
orlpowiadal po prostu, ze posluszenstwo polega na tym, by kazclej wlaclzy oka-'<br />
zywac nalezny sz~cunek, bez oporu, lecz ze zadna wladza nie moze sprawl!':,<br />
"by biale stalo si~ czarne... (s. 162-163).<br />
Ta jest pr6ba, kt6rq znaszq odwaznie I z nlepokonalnym aptymizmem. Z"<br />
dwaclziescia lub trzydzlesci lat Idee, ktorych dzis brani "Irenikan", b~dq uznane<br />
za tak aczywlste i. naturalne, ze nawet pralacl wszelklch adcienl b
CHEVETOGNE 119<br />
mogl sledzic rozwoj swojej placowki tylko z daleka, nie zaprzeslajqc<br />
jednak pracy na rzecz ruchu liturgicznego i ekumenii -<br />
w5z~dzie gdzie go losy rzucq. Najpierw - urzeczeni jego osobowosciq<br />
- mnisi z En-Calcat powierzajq mu wykiady liturgii i dogmatyki,<br />
pozniej jest kapelanem benedyktynek pod Paryiem, p6Zniej<br />
wspolpracuje z Arcybiskupem Bourges i z centrum duszpasterstwa<br />
liturgicznego w Neuilly, wydajqc znane i w Polsce znakomite<br />
czasopismo "Maison Dieu".<br />
"Ojciec Oddzielony" powraca wreszcie do swoich syn6w w roku<br />
1951.<br />
Tymczasem wsp61nota z Amay prowadzi zycie od poczqtku<br />
owocne, choc raczej "ukryte": studium, kontakty osobiste, podr6ie<br />
na Wsch6d slu2:qce formacji. Rezultatem tych prac jest mi~dzy innymi<br />
kwartalnik "Irenikon" (wychodzqcy od 1926), dzi§ posiadajqcy<br />
mi~dzynarodowq renom~ nie tylko wsr6d katolik6w. Od<br />
samego poczqtku redakcja kladla wielki nacisk na informacj~ mi~dzywyznaniowq,<br />
kwestie eklezjologiczne i oc:zywi§cie problemy<br />
liturgii. Tej tematyki dotyczq takze inne wydawnictwa Che<br />
\'etogne. 9<br />
Po wojnie Chevetogne wlqcza si~ coraz bardziej czynnie w ruch<br />
ekumeniczny, teraz juz rozumiany w sensie scislym. Trudno§ci nie<br />
znikajq, ale przychodzi pomoc "z wysoi5a" i nadzieje rosnq. Encyklika<br />
Mediator Dei sankcjonuje ruch liturgiczny.<br />
Koleje historii sprowadzajq talde do ParY2:a jednego z dawnych<br />
przyjaciol z okresu profesury w Rzymie. Kiedy Msgr Roncalli<br />
zostaje nuncjuszem w Paryill, Dom Lambert zastanawia si
120 HALINA BORTNOWSKA<br />
Wschodzie, m6j stary przyjaciel belgijski, Dom Lambert Beauduin<br />
m6wil »trzeba stworzye na Zachodzie ruch zmierzajqcy ku zjednoczeniu<br />
rozdzielonych kosciol6w, ruch analogiczny do dziela rozkrzewiania<br />
wiary... «, mytl~, ze trzeba wr6cie do idei Dom Lamberta".<br />
"Bylem w Chevetogne - pisze Ks. Bouyer - gdy doszla nas wiadomose<br />
0 smierci Piusa XU. Tego wieczoru, w celi do kt6rej Dom<br />
Lambert powrocil pod koniec swojej ziemskiej w~dr6wki, odbylismy<br />
z nim jednq i tych ostatnich rozmow, przerywanych milczeniem...<br />
" "Jesli wybior!l Roncallego - m6wil nam - wszystko<br />
b~dzie ocalone: on b~dzie zdolny zwolae sob6r i uczyni ekumenizm<br />
swi~tq sprawq... " Zapadla cisza. A potem nagle powrocila dawna<br />
ironia i blysk w oku: ,,0 tak, ufam, ze mamy szanse! Wi~kszosc<br />
kardynal6w nie wie, z kim majq do czynienia. Mogq za nim glosowae...".10<br />
Dom Beauduin umiera 11 stycznia 1960 r. Doczekal wi~c pierwszych<br />
przygotowan soborowych.<br />
W okresie powojennym rozwijajq si~ kontakty Chevetogne z innymi<br />
osrodkami ekumenicznymi. Mnisi wchodzq w sklad zorganizowanej<br />
przez grup~ ksi~zy holenderskich "Mi~dzynarodowej<br />
Konferencji Katolickiej dla Spraw Ekumenicznych". Jednym z tych<br />
ksi~zy byl dobrze dzis znany Msgr Willebrands. Jedno z posiedzen<br />
(w 1957 roku) odbywa si~ w Chevetognc. Przedstawiciele Chevetogne<br />
uczestniczq w pracach soborowych komisji przygotowawczych<br />
i Sekretariatu dia spraw jednosci Chrzescijan. "Irenikon"<br />
tledzi dyskusje soborowe, publikuje komentarze ksztaltujqce opini~ .<br />
Tu, wsr6d przygi~tych wiatrem ardenskich swierk6w, nie jestesmy<br />
daleko od Rzymu, gdzie w palacu na Piazza Navona, obradujll<br />
obserwatorzy. Zresztq niemal rownie stqd blisko do Konstantynopola,<br />
na wysp~ Rodos, czy do Moskwy. Klopoty i nadzieje Patriarchy<br />
Atenagorasa, wyniki konferencji w Addis-Abebie (pierwszy<br />
"sobor" wszystkich kosciolow monofizyckich w czasach nowozytnych)<br />
- to dla Chevetogne sprawy najblizszych sqsiad6w, spniwy<br />
ogl!ldane z wcale nie r7.ymskiej perspektywy.<br />
*<br />
"Bo widzicie - mowi Dan Egender - Sobor rzymski jako rzeczy<br />
»nowe« - a w kazdym razie domagajqce si~ wyjasnienia, podkreslenia<br />
- glosi dzis prawdy, ktore dIa nas, zyjqcych teoIogiq<br />
wschodniq, Sq i muszq bye oczywiste, bo lezq U samych podstaw<br />
tego, jak widzimy Kosciol i swiat. »Collegialite« - kolegialnosc <br />
to Op. ctt., s. 180-181.
CHEVETOGNE 121<br />
a wiecie skqd si~ to slowo w z i~lo? Pierwszy uiyl go O. CongaI'<br />
w "Irenikon" - tak przetlumaczyl naSZq »Sobornost«. Niedlugo<br />
potem prosilismy pewnego teologa, zeby dia nas napisal artykul<br />
o kolegialnosci w Nowym Testamencie i w Kosciele pierwotnym.<br />
Odpisal, ze po dluzszym namysle zgadza si~, ale w pierwszej chwili<br />
chcial odmowic - nie rozumiejqc 0 co chodzi: »slowo po raz pierws70Y<br />
widz~, wi~c jak mam rzecz odnaIezc w Kosciele pierwotnym?«"ll<br />
Teologia wschodnia przypomina dzis Rzymowi rzeczy najprostsze <br />
tak elementarne, ze muszq wywolywac ozywiajqcy wstrzqs: "Papiei<br />
nie jest »szefem Kosciola« - powiedzial na soborze Maximos<br />
Saigh - "jest nim Pan nasz Jezus Chrystus. Jeden jest tez tylko<br />
Najwyzszy Kaplan - Chrystus - i w jego kaplanstwie uczestniczq<br />
wszyscy bracia w biskupstwie"...<br />
Powrot do Pisma Swi~tego: i znow to biskup Kosciola lezqcego<br />
w sercu chrzescijanskiego Wschodu, znajduje dla tej idei ksztalt,<br />
wyraz nieporownany: "...wejsc w pelni~, w calosc tajemnicy Kosciola,<br />
Serca tego Soboru, nie oddzielajqc poslannictwa Ducha<br />
Swi~tego od misji Wcielonego Slowa. To jest pierwsza zasada<br />
wszeIkiej teologicznej interprctacji Pisma Swi~tego . Trzeba przypommec,<br />
ze egzegeza nie ma si~ zamykac w granicach sluZqcych<br />
jej nauk pomocniczych, archeologii czy historii. Celem chrzescijanskiej<br />
egzegezy jest duchowe zrozumienie Pisma Swi~tego<br />
w swietle Zmartwychwstalego Chrystusa - tak jak On sam wtajemniczyl<br />
w nie apostol6w (Lk 24). .. Pismo Swi~te jest rzeczywistosciq<br />
liturgic70nq i prorOCZq - zanim stalo si~ ksi~gq bylo gloszeniem<br />
dobrej Nowiny - najwlasciwszym miejscem i oprawq dia<br />
tego swiadectwa Ducha Swi~tego 0 fakcie Chrystusa jest liturgia<br />
eucharystyczna... Koscioly Wschodnie widzq w .Pismie Swi~tym<br />
konsekracj~ Historii Zbawienia pod postaciq ludzkiego slowa <br />
nieoddzielnq od konsekracji Eucharystycznej, kiedy cala historia<br />
zbawienia zostaje zrekapitulowana w Ciele Chrystusa...<br />
Ta konsekracja potrzebuje epiklezy - jest niq swi~ta Tradycja.<br />
Tradycja jest epiklezq historii Zbawienia, teofaniq Ducha Swi~tego,<br />
bez ktorej historia jest niezrozumiala, a Pismo Swi~te pozostaje<br />
martwq literq". 12 Tak przemawial na soborze melchita Msgr Edelby,<br />
a nie Sq to jakies jego wlasne, osobiste idee, czy pomysly, lecz<br />
11 Por. ks. A. ZUberbier, ks. St. Nagy, Dlaczego koleglalizm? , "<strong>Znak</strong>" 1984,<br />
nr 0 (123). E. H. Schillebeeckx: III Sesja II Soboru watykansklego, "Znnk", 1965,<br />
nr 2-3 (128-129).<br />
12 E P 1 k 1 e z a - liturgie·zna modlltwa blagalna - wezwanie Dueha Swi~tego,<br />
selsle zWlljZan8 z konsekracj Ej, w IIturgii wsehodniej stanowi j ej integraln'l<br />
cz
122 HALINA BORTNOWSKA<br />
swiadectwo starodawnej i czystej nauki Ojc6w Wschodnich . .:.Ko<br />
scioly wschodnie zyjq niq poprzez swojq liturgh;, kt6ra stanowi<br />
dziedzictwo katolickie, powszechne. Zach6d przeprowadza dzis<br />
I'eform~ swojej liturgii. Czy Wsch6d takZe potrzebuje reform~? Zasada<br />
Ecclesia semper reformanda stala si~ jednym z hasel obecnego<br />
SoboI'u, i slusznie. Koscioly Wschodnie takze mUSZq przeprowadzie<br />
swojq revision de vie. Stojq one - lub w najblizszej przyszlosci<br />
stanq wobec tych samych pytan co Koscioly wyrosle z reformacji<br />
i katolicyzm wsp6lczesny. Nikt nie moze przejse mimo pytal1 swiata,<br />
kt6ry staje si~ dorosly i podaje swiadomej refleksji swoje mity,<br />
czcigodne obrazy - archetypy - w ktore czlowiek zamknql swoje<br />
najgl~bsze doSwiadczenia. Tymi samymi obrazami posluzyl sip,<br />
Bog m6wiqc nam 0 Sobie - poprzez zalozenia Historii Swi~tej<br />
i swiadectwo patriarch6w, prorok6w i samego Jezusa. Nie ma<br />
sprzecznosci mi~dzy historiq a mitem - historia, jak najbardziej<br />
rzeczywista, moze pelnie funkcj~ mitu, moze wskazywae drog~<br />
poza sw6j wlasny wymiar, moze m6wie 0 Niewyslowionym. Czy<br />
mozemy si~ bez mit6w obejse, skoro zyjemy Niewyslowionym?<br />
Co czynie, aby czlowiek wsp6lczesny zyl nie tylko mitem czlowiE!ka?<br />
Jak przekazae swiadectwo 0 istnieniu Gl~bi? Swi~ta lit1,lrgia musi<br />
zostac przemyslana i przezyta na nowo. Bye moze trzeba b~dzie<br />
dokonae wyboru w jej obr~bie, odnowie jq, rozjasnic jej symbole...<br />
Ale Sq rzeczy, wartosci, kt6re w tym procesie nie powinny si~ zagubie.<br />
Wielkq ideq, niejako oddechem liturgii wschodniej jest nac1zieja,<br />
pew nos e uswi~cenia kosmosu... To co si~ wznosi zmie<br />
I'za ku Jednosci... Plan stworzenia i plan odkupienia, p r z e b 6 s t<br />
w i e n i a - miGdzy tymi dwoma plaszczyznami nie rna opozycji,<br />
nie rna przeciwienstwa. Wszystko przenikniGte jest Duchem... Li<br />
1.urgia pozwala nam wyjse poza czas, przezywac juz teraz wielleose<br />
naszego prawdziwego Domu. Dlatego nasz Kosci6l jest jakby<br />
syntezq kosmosu, w ktorym natura godzi si~ z laskq, jest przeb6stwiona,<br />
otwarta ku nieskonczonosci...<br />
*<br />
Schodzimy do krypty kosciola na nieszpory. Przed Swi~tymi<br />
Wrotami ciemna sylwetka mnicha raz po raz schylajqcego si~ do<br />
ziemi w starodawnym poklonie.<br />
Pelgajqce swiatlo wydobywa z mroku zarysy fresk6w na<br />
scianach: prorocy, ewangelisci, aniolowie, Chrystus-Pantokrator,<br />
Dziewica-Matka, modlqca si~ za Kosci61 i oznaczaj!lca Kosci61 wsr6d<br />
nas, wyprzedzajqcy nas w tryumfie wsrad cherubin6w.<br />
W bocznych nawach ch6r: gromadka mnich6w skupionych przy<br />
ksi~gach rozlozonych na dziwnym szesciobocznym pUlpicie.
CHEVETOGNE<br />
123<br />
Recytacja przechodzi w spiew i milknie· przeci~ta blagalnym<br />
"Amin". Zn6w rozpoczYlla si~, odpowiadajq jej glosy z zamkniGtego<br />
przybytku. Diak w powl6czystym stroju pl'zechadza si~ wsr6d<br />
nas z rozjarzonq kadzielnicq. Slucham, nie rozumiem sl6w, ale raz<br />
po raz natrafiam na korzenie naszej wlasnej mowy. Jest w ich<br />
dzwi~ku, w melodii i w kadencji zdan bliska nam mi~kkosc i sila,<br />
slodycz. Nie rozumiejqc wiem, ze to Sq wyznania i blagania, ze dusza<br />
odpoczywa w nich i ze biegnie na spotkanie, kiedy otwiera si~<br />
blyszczqca zlotem i kamieniami brama Swi~tego Swi~tych. Samotny<br />
glos, nami~tny i czysty powtarza teraz niekonczqce siG wezwanie.<br />
Hospody, pomiluj, pomiluj...<br />
*<br />
Co przywoz~ z Chevetogne?<br />
R ado s c: ze to pi~kne.<br />
I refleksj~: n a din nos c i q .<br />
...Wydobyc si~ z wi~z6w czasu... Ale przeciez czlowiek zwany<br />
dzisiejszym nie chce porzucic swego czasu.<br />
Za oknami autobusu juz neony Namur, gladki luk mostu w swietIe<br />
reflektor6w.<br />
Jesli rozumiemy wiecznosc, to jako TERAZ Boga, przecinajqce<br />
siQ z naszym ludzkim teraz, jako spotkanie przy codziennym stole,<br />
kt6ry staje si~ stolem ofiarnym w bialym swietle dnia, i w jego<br />
nagosci, bez zadnej oslony. Nie mamy Swi~tego Swi~tych. Rezygnujemy<br />
nawet ze sztuki. Na scianach bielonych wapnem nie ma nic<br />
pr6cz krzyza z dw6ch kawalk6w drewna. Wypelniamy pustkE;<br />
naszq wlasnq obecnosciq, w ktorej obecnosc Boga znajduje swoje<br />
miejsce i widzialny ksztalt. Przyjmujemy tajemnic~, odprawiajqc<br />
znak, kt6ry Bog czyni rzeczywistosciq. Nie posiadamy sztuki czytnnia<br />
bogatych symboli, a wi~c uczynilismy ten znak bnrdzo prostym,<br />
aby byl dla nas przejrzysty.<br />
To jest bardzo inne niz Chevetogne - bogaty, ozdobny hymn<br />
przeb6stwionego kosmosu. Mozna by w tym widziec przeciwienstwo<br />
- ale kontrast nie \vykluczn wspolbrzemienia.<br />
*<br />
Widzialna z daleka reforma moze wydawac siE; czyms jednolitym,<br />
z a s t 0 sow ani e m r e c e p t y. Przezywana okazuje siti czyms<br />
wrE;cz przeciwnym: Wydobywa na jaw i zaostrza fundamentalne<br />
opozycje i kontrasty. Przedsoborowa lacinska liturgia byla w praktyce<br />
wyrazem kompromis6w: - mi~dzy przeszlosciq a terai niejszosciq<br />
(niezrozumialy j~zyk i nieczytelna symbolika objasnienia
124 HALINA BORTNOWSKA<br />
w mszaliku i z ambony); - mi~dzy wiernosciq tradycji a potrzebami<br />
duszpasterstwa i katechezy; - mi~dzy ceremonia1em a prostotq<br />
(rubryki wywodzqce si~ z okresu "swietnosci" chorow i asysty,<br />
jako tako zaadaptowane do sytuacji proboszcza dysponujqcego<br />
w najlepszym razie wikarym i grupq ch1opcow nie znajqcych ani<br />
laciny ani historii). Ta przedsoborowa liturgia by1a odpowiedni<br />
Idem przedsobotowej koncepcji jednosci Koscio1a - jednosci dopuszczajqcej<br />
roznice w zakresie "stylu", czysto zewn~trzne, w1asciwie<br />
pozaliturgiczne. Sqdzono, ze post~p teologii da wierze oparcie<br />
w postaci zupe1nego systemu dogmatycznych formu1: wszystko,<br />
albo niemal wszystko b~dzie zdefiniowane, cala tajemnica "oswojona",<br />
obudowana filozofiq, niegrozna. Podobnie i czese Boza zostanie<br />
uj~ta w system doskonalych rubryk i znajdzie wyraz w niezmiennym<br />
kanonie.<br />
Chyba najwazniejszym osiqgni~ciem naszego Soborn (pojp,tego<br />
jako calose, wraz z korzeniami si~gajqcymi Vaticanum I) jest<br />
zerwanie z takq koncepcjq jednosci i post~pu.<br />
Reforma nie posiada i nle szuka jednolitego i ostateeznego programu.<br />
Jest wewn~trznie zroznicowana, zyje dyskusjq, w ktorej<br />
eelem nie jest wyeliminow'anie roznic i likwidaeja napi~cia. Raczej<br />
chodzi 0 to, aby napi~cie ocalie, aby strzec wolnosci i obiektywizrriu.<br />
W takiej atmosferze napi~eia i kontrasty sq czynnikiem konstruktywnym<br />
- wielkq szansq pelnego zycia.<br />
Stqd pluralizm - takze liturgiczny.<br />
Jak w okresie pierwszych soborow tak i dzis liturgia bezposrednio<br />
nawiqzuje do poszukiwan teolog6w. Swiadczy nie tylko 0 wierz(',<br />
ale i 0 orientacji teologieznej, ktorq mozna w niej odczytac. W dwoch<br />
tutejszyeh parafiaeh studenckich liturgia jest rozna - i to nie<br />
tylko ze wzgl~dow j~zykowych. 13 Dwa wcielenia w zasadzie zbieznych<br />
reformatorskich tendeneji odbiegajq od siebie ca1ym wewn~trznym<br />
klimat~m, atmosferq, stylem duchowego zycia, ktore<br />
si~ w nich wyraza.<br />
Czy nie rna tu niebezpieezenstwa rozbicia, wzajemnego wyobcowania?<br />
Niewqtpliwie trzeba si~ z nim liezye. Reforma jest przeciwienstwem<br />
sekciarstwa - ale: les extr~mes se touchent. Wydaje<br />
si~ jednak, ze dziS to niebezpieczeilstwo jest mniejsze, ezy bardziej<br />
odlegle niz dawniej. Zawsze istnia1y napi~eia w obr~bie reformatorskich<br />
tendencji, i niejednokrotnie prowadzily do rozlamu. Ale<br />
dzis zasadnieza linia podzialu, tego podzialu, ktory psychologicznie<br />
i egzystencjalnie si~ liezy, nie jest bezposrednio funkcjq teologicz<br />
J3 Parnfie do niedawna byly dwie: flamandzka i wallonska (z jE:zykiem<br />
francusklm). W tych dniach powstaje trzecia : student6w zagranlcznych (kt6<br />
rych jest w Louvaln 2 tysillce). .Taki bE:dzie j
CHEVETOGNE<br />
125<br />
nych stanowisk, lecz raczej kwestiq p 0 s taw y wobec samego<br />
zjawiska rozmaitosci poglqdow, wizji swiata i stylow zycia. Nowa<br />
postawa akceptujqca rozmaitosc j a k 0 fa k t po z Y t Y w n y jest<br />
owocem refleksji nad charakterem i granicami ludzkiego poznania.<br />
nad rolq swiadomosci sumienia i wolnosci w zyciu chrzescijanina.<br />
Ostrzejsza swiadomosc metodologiczna pozwala przyjqc - nie popadajqc<br />
w relatywizm - ze tak w filozofii jak i w teologii wybor<br />
stanowisk, choe nieunikniony, w pewnym sensie nie jest absoJ.utny.14<br />
Kazdy czlowiek widzi swiat w swojej wlasnej niepowtarzalnej<br />
perspektywie - wybor stanowiska jest konsekwencjq tej perspektywy.<br />
P raw da jest obiektywna - ale drogi do niej i sposob jej widzenia<br />
zwiqzany jest Z osobistq perspektywq. Stqd pluralizm:<br />
odmowa uznania jakiegokolwiek monopolu prawdy, szacunek dla<br />
jej transcendencji. 1m wi~cej kontaktow mi~dzy r6i:nymi probami<br />
uchwycenia i wyrazenia paradoksu chrzescijanstwa - tym wi~cej<br />
napi~c, i tym szersze otwarcie ludzkich perspektyw wobec Prawdy,<br />
tym prawdziwsza jednosc.<br />
Halina Bortuowska<br />
j( Por. E . Schilleb".ckx : Approches tlleotoyiques I: ReveLation c t theoLofi le.<br />
lC d. C EP, B r uxelles (l91i~), zwlaszcza cz·o:sc Ill, r. 1 " Le concept de verite".
MAREK SKWARNICKI <br />
S Z K 0 l A';: <br />
Wlasciwie szk6t, do kt6rych' chodzilem przed otrzymaniem swiadectwa<br />
dojrza1osci, by10 dziewj~c. Dlatego tytul, kt6rym opatrzylem<br />
pie1'wszq cz ~ sc swoich 1'ozmyslan - "Szkola" - wydaje si~<br />
moze mylqcy. W rzeczywistosci jedn8k mylqcy nie jest, co si~<br />
powinno p6zniej okazac, 0 ile mi si~ szko1Y nie poplqczq.<br />
o MOJ ROZMARYNIE<br />
Pie1'wszej z nich nie pami ~tam dobrze, poniewaz by10 to jeszcze<br />
przed wojnq, kt6ra wywarla na mnie tak wielkie wrazenie, ze<br />
p1'awie 0 wszystkim, co by10 przedtem, zapomnia1em. Moja Mama<br />
ma do mnie 0 to pretensje. Dla niej lata do roku 1939 by1y najswietniejszymi<br />
w zyeiu. Dla mnie pewnie tez. Niestety nie mog~<br />
sobie tego uprzytomnic. Ale cos nie cos z dw6ch lat poprzedzajqcych<br />
wojn~ sobie przypominam. Mieszkalismy w ma1ym miasteczku<br />
przy linii kolejowej. Mniejsza 0 jego nazw~. P1'zeciez nie<br />
o niq chodzi. Trudno mi powiedziec, czy bylo ono ladne czy<br />
b1'zydkie. Te1'az bardzo si~ zmienilo. Lezy jak i przedtem na r6wninie<br />
i tak sarno jak wtedy szczyci si~ w~zlem kolejowym rozdzialajqcym<br />
pasma tor6w biegnqcych w paru kierunkach do wielkich<br />
miast. Kosci61, gimnazjum, kosza1'Y, park i kino. Szkola<br />
powszechna, do kt6rej tam ucz ~ s z c zalem by1a nowoczesna. ZbudowanG<br />
jq, poswi~cono i oddano do uzytku aku1'at wtedy, gdy zaczqlem<br />
s wojq e dukac.i ~ . W pami~ci pozostal mi zapach malowanych olejno<br />
sClan i portrety panstwowyeh przyw6de6w. Smiglego-Rydza<br />
i Moscickiego. W czasie lekcji na tema t prezydenta prowadzonej<br />
lJ rzez wychowawezyniq z czarnym kokiem dowiedzia1em si~, ze<br />
wynalaz1 on syntetyczno-g6rskie powietrze. Utkwi10 mi ono w pami~ci<br />
razem z nieszcz~snikami lezqeymi wewnqtrz sztucznych plue.<br />
Olbrzymie eyste1'ny nienaturalnyeh ksztalt6w z ma1ym ez10wieldem<br />
w srodku budzily dreszez niepokoju. Ksiqdz katecheta r6wnie:i:<br />
• Fragment wi
~ZKOLA 127<br />
pos{uzyl si~ pewnego razu planszq ze sztucznymi plucami, zeby<br />
uprzytomnic nam rozmiary mqdrosci Stw6rcy, ktory zamiast zelaznej<br />
beczki umiescil w naszych piersiach 0 wiele sprawniej dzialaj,!ce,<br />
a przede wszystkim por~czniejsze w uzyciu plucka.<br />
ad lekarskiej machiny wialo grozq. ad ksi~dza nie. Moze dlatego,<br />
ze do tej pory swietnie pamiE:;tam go w samochodzie firmy<br />
"Tatra", czarnym, "bez chlodnicy", jak fachowo komentowalismy<br />
eklezjastyczny pojazd. W miescie byly trzy tylko prywatne samochody.<br />
Jeden nalezal do pewnego pulkownika piechoty, drugi do<br />
adwokata, trzeci do ksi~dza. Kiedy wyruszal nim w podr6z, zabieral<br />
ze sobq zawsze dwoch ministrantow, ktorzy pomagali r02<br />
p~dzac maszyn~, 0 ile nie chciala zapalic nawet na korb~. ani r6wniez<br />
biegali po wod~, gdy wehikul si~ zagrza!. Potem opovviadali<br />
swoje przygody w starszej klasie, do czego zostalem par~ 1'azy<br />
dopuszczony. Gdyby nie ow samoch6d, ksiqdz na pewno pozostalby<br />
w mojej pami~ci jako postac grozna. Kiedy mianowicie opowiadal<br />
0 Panu Bogu jako 0 najwyzszym trybunale widzqcym wszystko<br />
i karz£lcym za najmniejsze uchybienia w odrabianiu lekcji, alba<br />
za podpowiadanie, wtedy mimo przekory wlasciwej wiekowi,<br />
t1'uchlelismy w srodku nie oglqdajqc si~ nawet za siebie, jak gdybysmy<br />
wszyscy byli strasznie winni, a slonecznq klas~ mialy ZCl<br />
chwil~ pokryc popioly Sodomy i Gomory. Ale jak juz wspomnialem,<br />
widok naszego katechety w maszynie, kt6ra nie cbce l'uszy(;<br />
i muszq jq pchat uczniowie, odbieral jego autol'ytetowi blask<br />
wszechpot~gi Trybunalu, kt6ry reprezentowal.<br />
Przypominam sobie rowniez naszq szkol~ w czasie jakiejs defilady.<br />
Odbywala si~ ona z okazji podarowania zolnierzom przez<br />
spoleczenstwo miasteczka maszynowego karabinu.<br />
Na kocich Ibach placu im. J6zefa Pilsudskiego uformowaly si~<br />
szpalery publicznosci. My, dzieci, trzymalismy chorqgiewki i kwiaty.<br />
Naprzeciwko miejsca, gdzie stala nasza klasa, wznosila si~ trybun3<br />
obita bialo-czerwonym pl6tnem. Wystawaly z niej dwie rogatywki<br />
i dwa meloniki. Maszynowy karabin stal prz,ed trybunq pomi~dzy<br />
wartownikami z broniq. Z ulicy zwanej Krolewskq, od strony kosciola,<br />
nadci,!gn~la orkiestra poprzedzana przez doboszow. Za nic!<br />
ukazal sip' oficer na koniu. Zasalutowal trybunie szablq. Rozlegl siQ<br />
huk marsza. Bijqc okutymi nogami w kamienie szli czw6rkami nasi<br />
zolnierze. Rzucalismy im kwiaty. Pachnialo szuwaksem i onllcami.<br />
Za pieszymi, z entuzjastycznego gardla ulicy Kr6lewskiej wygalopowaly<br />
przeciwpancerne armatki zaprz~gni~te w konie. Potem<br />
kuchnie polowe, a na koncu tabory. Turkot drewnianych wozow<br />
po kamienistym podlozu zgluszyl okrzyki obywateli i iylko b~ben<br />
przebijal si~ przez wrzaw~ lomocqc kamienicami rynku. Przez<br />
wiele nast~pnych dni bawilismy si~ w defilad~.
128 MAREK SKWARNICKI<br />
W naszym domu mniej bylo juz wtedy entuzjazmu, a wiGcej niepokoju.<br />
Ojca wei'lz wzywano do koszar i mial min~ niewyrazn 'l .<br />
Mama twierdzi, ze tata przeczuwal, co siE: swi ~ci. Zresztq w calym<br />
otoczeniu, w miescie i nawet szkole wyczuwalo si~ nastroj oczekiwania<br />
na wazne wydarzenia. I ja czulem, ze szykuje si~ cos<br />
rownie wznioslego jak i groznego. Co - tego nie potrafilem sobie<br />
nawet wyobrazic.<br />
Ow nastroj niespokojnego oczekiwania kojarzy mi si~ nieodmiennie<br />
z nauk'l spiewu w pierwszej mojej .szkole. Wlasciwie to chyba<br />
wtedy nauczylem si~ tych wszystkich piosenek, ktore przypominaj'l<br />
si~ obecnie na czyichs imieninach, lub weselu, kiedy juz b~d'lc<br />
zupelnie kim innym, podniecony alkoholem, razem ze wszystkimi<br />
spiewam "Rozkwitaly p'lki bialych roz", ,,0 moj rozmarynie" i "Rej,<br />
strzelcy wraz". Nauczyciel spiewu, ktorego fiajdokladniej pami~tam<br />
(jego jedynego wlasciwie potrafiG sobie unaocznic), przygotowal nas<br />
w roku 1939 do trzeciomajowej akademii. Poza "Witaj majowa<br />
jutrzenko" nauczyl nas picsenki "Marszalek Smigly-Rydz, nasz<br />
drogi, dzielny wodz". Koniec zwrotki rymowal si~ wyrnzem "Huc".<br />
Cwiczylismy j'l wielokrotnie, poniewaz char zbyt mocno i z przesadq<br />
zakonczenie akcentowal. Pan od spiewu mial wielk'l, szpakowatq<br />
czuprynE:. Mama, ktora siedziala w pierwszych rz~dach na akademii<br />
i sluchala jak spiewalismy, mowila potem, ze wygl'ldal jak Paganini.<br />
Pami~tam rowniez jego oczy wyszukujqce w chorze falszerzy.<br />
Jasno niebieskie, jak gdyby rozmyte, i r~ce wzniesione<br />
do gory z paleczk'l wybijajqc'l takty. Ton poddawal nam ze skrzypiec,<br />
na ktorych grywal w swoim domku w ogroclzie. W czasie<br />
akademii jego solowy wyst~p nalezal do najswietniejszych punktow<br />
programu.<br />
Pan od spiewu zgin'll pierwszego dnia wojny. W tym dniu, ktory<br />
zlewa si~ z nast~pnymi w chmurE: rozswietian'l co chwila rozblyskami<br />
pami~ci. Jeclen z nich jest lunq nad miastem. Tq zwlaszcza<br />
jego cz~sciq, gdzie znajdowala si ~ r ektyIikacja spirytusu. Cz~sc<br />
plynu zdqzono wylac do przydroznych rowow, dookola ktorych<br />
kh:bili si~ ludzie z wiadrami, albo tez pijani. od chleptania prosto<br />
z ziemi. Samoloty niemieckie znizaly si~ nicomal do wysokosci<br />
dachow i ostrzeliwaly rowy. Niejeclen umarl tam w przyjemnym<br />
oszolomicniu. Druga cystcrna, nieoprozniona do konca, pocz ~ la<br />
pod wieczor plonqc fioletowym ogniem, ktorego blask pokolorowal<br />
wszystkie twarze w miasteczku. Tego wlasnie dnia zabito i nauczyciela<br />
spiewu, ktorego najlepiej pamiE:tam z pierwszej swojej szkoly.<br />
Jest koniec roku 1965. J ednego z kolejnych w zyciu. Jest ono<br />
pudobno tylko jedno. A mnie przesJaduje wciqz mysJ, ze jest ich<br />
par~. W jednym z nich nauczono mnie spiewac piosenk~ 0 rozma
SZKOLA 129<br />
rynie, bez ktorej bylbym jak czlowiek gluchy. Wlasciwie wi~c,<br />
mimo ze tak niewiele przypominam sobie z pobytu w pierwszej<br />
szkole, nie mog~ nie doceniac jej wychowawczego sukcesu. Moja<br />
mala historyjka posiada odtqd swoj wi~kszy refren.<br />
Do drugiej szkoly w zyciu ucz~szczalem juz w innym miasteczku<br />
i to dopiero nast~pnej jesieni. W mi~dzyczasie nie tylko wypalil<br />
si~ "przedwojenny" - jakby si~ dzisiaj powiedzialo - spirytus<br />
i pochowano "przedwojennych" zolnierzy, konie, jaszczyki, oficerow<br />
strzelajqcych sobie z rozpaczy w glow~, ale rowniez i cos<br />
o wiele wi~cej, 0 czym jeszcze nie potrafi~ powiedziec, jaki mialo<br />
sens. Moja mama potrafi. Ona tez usilowala przez pewien czas,<br />
zanim dotarlem do nast~pnej szkoly, nauczyc mnie ulamkow dziesi~tnych<br />
wedlug programu nast~pnej klasy. Zebym nie stracil<br />
roku. Robila to razem z bonq z dworu, w ktorym nas przygarn~li<br />
nieznani do tej pory ludzie, gdyz pozbawieni zostalismy przez<br />
Niemcow domu. Obie kobiety mialy rowniez dla nas, to znaczy dla<br />
mnie i dzieci wlascicieli majqtku, historyczne pogadanki. Znow<br />
pamic;c si~ rwie. Ale przypominam sobie swietnie, ze jeden z dworskich<br />
chlopcow zaprowadzil mnie pewnego wieczoru, w tajemnicy,<br />
do pieca w nieuzywanej drewutni, w ktorego wn~trzu schowal par~<br />
naboi od dubeltowki. W miejsce srutu mialy wprawione kule<br />
z olowiu. Na Niemca. Ubrany w kozuszek i futrzanq czapk~ szedl<br />
przodem przez park dzwoniqcy od mrozu. We wsi gdzies szczekaly<br />
psy i ksi~zyc wzeszedl za borem.<br />
Zachowany tak wyraznie w pami~ci moment rna zwiqzek z rycinami<br />
Grottgera studiowanymi w czasie przedpoludniowych godzin.<br />
Dla dokladnosci dodam, ze z historycznych lekcji najlepiej<br />
zapami~talem obraz przedstawiajqcy kobiet~ z obnazonq piersiq,<br />
rozrzuconymi r~kami i przerazeniem w oczach. Kobieta byla pi~kna,<br />
mloda, i mimo ze tlumaczono nam 0 co chodzi w tej scenie, nas<br />
chlopcow bardziej interesowalo (pewnie za wczesnie), co dzialo<br />
si~ w pokoju przedtem niz potem. W sumie obraz napawal nas<br />
jednakowym przerazeniem.<br />
Przerwa w oficjaln~j edukacji przyniosla jeszcze, jezeli chodzi<br />
o mnie, wzbogacenie wiedzy 0 swiecie maszyn. Parowa lokomcbila,<br />
bijqca na glow~ wielkosciq i pot~gq przedwojenny samcch6d<br />
katechety, mlocila sterty stukocqc i sapiqc i pachnqc<br />
olej ami. Zdarzalo si~, ze przeciqgaly nad niq lecqce gdzies samoloty.<br />
Gluszyly mlaskanie transmisyjnego pasa i huk mlockarni.<br />
Wszyscy patrzyli wtedy w gorf;. by sprawdzic, czy nie Sq to<br />
angielskie lub francuskie maszyny, ktore wedlug najswiezszych<br />
wiadomosci przywiezionych przez osoby tajemne koiiczyly wlasnie<br />
zrownywanie Berlina z ziemiq. Messerschmitty odlatywaly, a 10<br />
komobila, ktorej profil ozdabial katalogi wystawy przemyslowej<br />
<strong>Znak</strong> - 9
130 MAREK SKWARNICKI<br />
w Paryzu z poczqtk6w stulecia, stukala i sapala i pachniala jak<br />
przed chwilq. Wtedy jeszcze para, dokonywajqca w niej psykajqcych<br />
cud6w, imponowala mi bardziej niz benzyna. Dzisiaj przypuszczam,<br />
ze w umilowaniu pary pewn
SZKOLA 131<br />
Wreszcie znaleziono TO u kolezanki siedzqcej w rz~dzie pod<br />
oknem. L~k znikl. Plakala ze wstydu. Bylo nam jej niezmiernie<br />
zal. Nie czulismy do niej ani nienawisci, ani obrzydzenia. Nie<br />
jestem pewien, czy przypadkiem 6w anonimowy pan, kt6rego nie<br />
zapami~ta lem nawet z przezwiska, nie powiedzial nam cos takiego,<br />
co sprawilo, ze od tej pory, skoro tylko spotkam ludzi wmawiajqcych<br />
publicznosci istnienie wrodzonej · wszawosci w innych ludziach,<br />
natychmiast nie dowierzam wszystkiemu, cokolwiek mowiq.<br />
Nie dam si~ nabrac - mysl~ zaraz sobie - i widz~ znow t~<br />
dziewczynk~, ktora stoi na oczach klasy i placze.<br />
Rozpocz~ty rok ukonczylem w trzeciej z kolei szkole. Miescila<br />
si ~ na owczesnej ulicy Szucha w Warszawie, zaraz przy placu<br />
Unii Lubelskiej. Niemcy t~ okolic~ oczyscili niebawem z Polakow<br />
i przenioslem si~ do czwartej szkoly z rz~du na dalekim Mokotowie.<br />
o trzeciej i czwartej szkole wspominam jedynie ze wzgl~du<br />
na z gory zamierzonq skrupulatnosc w przypominaniu sObie<br />
wszystkiego, co pomaga W odnajdowywaniu si~ w terazniejszosci.<br />
Bo i z nich wspomnienia mam skqpe. W pierwszej wybilem szyb~,<br />
w drugiej wybilem si~ jako najlepszy bramkarz w druzynie pilki<br />
noznej. Mialem refleks. Na przerwach mokotowskich gralismy<br />
w "bqczka", lub "klisze". Bqczek byl grq hazardowq. Drewniany<br />
szesciokqt na nozce zawirowawszy upadal pokazujqc znak wygranej<br />
lub przegranej. Srodkiem platniczym byly "klisze", czyli<br />
r6wnomiernie poci~te filmowe tasmy. Z nich z kolei robilo si~<br />
alba znane po dzis dzien "smierdziele", czyli zwitki blon w papierze<br />
dymiqce po podpaleniu z jednego kOllCa, albo tez gralo si~ nimi<br />
winny sposob. Istnial mianowicie system rzucania "kliszami"<br />
wcdlug regul decydujqcych 0 tym, do kogo one b~dq nalezaly.<br />
Mniejsza zresztq 0 zasady gry, aczkolwiek temat wydaje mi si~<br />
pasjonujqcy. Dla mnie cierpliwie gromadzone konto kliszowe posiadalo<br />
inny jef!zcze walor. Byly one fragmentami prawdziwych<br />
film6w. Pod swiatlo mozna bylo oglqdac na nich sceny z niemieckich<br />
obrazow wyswietlanych w kinach, do ktorych nikt nie chodzil<br />
na znak narodowej zaloby i protestu. Pierwszym filmem, ktory<br />
oglqdalem za zycia pana od spiewu, byla "Krolewna Sniezka"<br />
Disneya. Na st~pnym "Bitwa 0 Stalingrad" w roku 1945. Wszystkie<br />
najlepsze nawet obrazy, stworzone po wojnie na temat czasu, kiedy<br />
nie chodzilem do kina, nie odpowiadajq juz seisle rzeczywistosci.<br />
R6wniez moje obecne poszukiwanie siebie dawnego i terazniejszego<br />
zarazem, odtwarzanie malej historyjki z wi~kszym refrenem<br />
jest zabiegiem rozpaczliwym. Kliszowy bank juz nie istnieje.<br />
Wyswietlalem w domu z poci~tych filmaw na scianie przez soczewk~<br />
twarze amant6w, jakies baie, rejsy jacht6w, eienie prze
132 MAREK SKWARNICKI<br />
st~pc6w i pocalunki doroslych. Pochodzily jednak z r6znych film6w.<br />
Brakowalo memu kinematografowi logiki i poczucia ciqglosci.<br />
Zanim doszlo do uog6Inieii., nie wiedzqc, co robi~, zalozylem<br />
wlasne kino absurdu.<br />
NUTY<br />
Domyslam si~ dzis, dlaczego moja szkolna pami~c z pierwszych<br />
lat edukacji podstawowej jest az tak zastraszajqco uboga. Rzeczy,<br />
kt6re si~ dzialy w miescie i w domu, przerastaly intensywnosciq<br />
przezyc anonimowe klasy z nauczycielami zmieniajqcymi si~ jeszcze<br />
szybciej niz budynki, do kt6rych spieszylem si~ rano. W domu<br />
panowal gl6d. Nigdy nie wozilem ze sobq drugich sniadan. Przez<br />
pewien czas jedlismy z mamq i siostrq moczonq pszenic~, pilismy<br />
herbat~ z marchwi zagryzajqc kartkowym chlebem. Od ojca z niewoli<br />
przychodzily listy na liniowanym papierze z nadrukiem<br />
"Kriegsgefangenenpost". Nic w nich nie bylo poza pozdrowieniami.<br />
Wzmagal si~ terror.<br />
N~dznq monotoniQ oczekiwania i szerzqcego si~ l~ku rozswietla<br />
jedynie wspomnienie nauki gry na fortepianie.<br />
Zupelnie nie wiem, z jakiego powodu mama postanowila mnie<br />
wtedy umuzykalnic. Lekcje, w ramach czynu patriotycznego, dawala<br />
mi profesorka konserwatorium. Mieszkala niedaleko naszej<br />
ulicy i chodzilem do niej dwa razy w tygodniu. Przy pierwszej<br />
wizycie kazala mi parokrotnie zaklaskac w n~ce, by sprawdzic,<br />
jaki mam sluch. Okazal si~ sredni. Dobra pani byla suchq, starq<br />
pannq rezydujqcq w salonie wymoszczonym dywanami. Pod wielkim<br />
oknem stala palma czy fikus, a obok lSniqca skrzynia instrumentu<br />
podnoszqca skrzydlo do lotu. Cwiczylem godzinami gamy,<br />
kt6re po pewnym czasie zacz~ly mnie nudzic niepospolicie. Patriotyczne<br />
motywy szlachetnosci tej kobiety okazaly si~ r6wniez za<br />
skqpe, by zniesc lenistwo i brak starannosci w gdczytywaniu bemoli<br />
darmowego ucznia. Krzyczala uderzajqc dloniq w m6j palec,<br />
zmuszajqc go do wystukania odpowiedniego dzwi~ku. P6lnuty<br />
obijaly si~ placzliwie 0 sciany.<br />
AtmosferQ lekcji muzyki, kt6re nic, niestety, mi nie daly ze<br />
wzgl~du na kr6tkotrwalosc nauki, zapami~talem doskonale. Niepowtarzalna<br />
melancholia opadajqcych i wznoszqcych si~ dzwi~k6w<br />
wyzwalala w grajqcym uczucia zgniecione i ukryte: t~sknot~ za<br />
czyms zaledwie znajomym, mozliwym a nie istniejqcym aktualnie,<br />
nie artykulowanym a pelnym tresci, potrzebnym a nieosiqgalnym,<br />
wynikajqcym z obecnosci ludzi a nie strasznym. Niewqtpliwie<br />
siedzqc tam i cwiczqc uczylem si~ jak bye samotnym, sztuki nieopanowanej<br />
do tej pory na tyle, by sprostae rzeczywistosci.
SZKOLA 133<br />
o He dobrze pami~tam, rok nauki, ktory zakonczylem gamami<br />
u Dobrej Pani, nie byl uwienczony najlepszq cenzurq. Poza "bqczkiem"<br />
i grq w "klisze" nauczy!em si~ jezdzqc na daleki .Mokotow<br />
z Srodmiescia uZywae tzw. "dzyndzla", czyli buforow tramwajowych,<br />
oraz opanowalem "skok do tylu" ze stopni, ktory pozwalal na<br />
maksymalne zaoszcz~dzenie kinetycznej energii przy ulatnianiu s i~<br />
z wagonu w czasie jazdy na gap~. W tym samym okresie, z jednym<br />
ze swoich wujkow dorabialem na zycie handlujqc zapalkami na<br />
Kercelaku, podczas gdy mama uzyskala z jednq pulkownikowq<br />
koncesj~ na stragan pod Zelaznq Bramq. Wszyscy starsi zaczynali<br />
juz obficie konspirowae, lqcznie z ciotkami dzielqcymi czas pomi<br />
~ dzy handel kocami z niemieckich transportow i noszenie bibUly.<br />
W tych warunkach swiadectwo nie musialo bye swietne, ale<br />
do !1ast~pnej klasy przeszedlem. Oczywiscie znajdowala si~ ona<br />
\V przeciwnym koncu miasta i znowu byla nowa.<br />
DEO GRATIAS<br />
Zanim jednak otworz~ drzwi nast~pnej szkoly, ktora zywiej juz<br />
staje w pami~ci od poprzednich (dzi~ki chyba scislejszemu zwarciu<br />
si~ lqcZ w mozgu nie dzialajqcych do tej pory zbyt sprawnie),<br />
umiescie mus z~ w swoim fotoplastikonie wakacje, ktore w!asnie<br />
si~ zaczynajq. Przeciez wakacje Sq rowniez cz~sciq niepisanego<br />
programu nauczania.<br />
Widocznie organizacja zycia spolecznego lqcznie z pokqtnym<br />
handlem zaczynala wtedy juz lepiej funkcjonowac na swoich<br />
zwariowanych zasadach, skoro wyjechalem z k ilkudziesi~cioosobowq<br />
grupq "sierot i polsierot" wojny za posrednictwem Rady<br />
Glownej Opiekunczej na wies. Bylo w atmosferze owej podrozy<br />
cos z gam wyzwalajqcych t~sknot~ za obecnosciq na swiecie nie<br />
strasznych ludzi. Pewnego dnia wagon z pol i calymi sierotami<br />
zatrzymal si~ W· podkrakowskim miasteczku. Zgromadzono nas<br />
w salach przedszkola. Par~ dobrych pan rozdawalo w nich bulki<br />
z maslem i mleko. Wsrod tlumu dzieci krqzyli okoliczni chlopi<br />
i wlasciciele ziemscy wybierajqc sobie wedlug upodobania wakacyjnych<br />
pensj~nariuszy. Matka powiedziala mi na odjezdnym,<br />
zebym usilowal trafie do mlynarza, bo takim najlepiej si~ teraz<br />
dzieje. Skoro wi~c zauwazylem starszego pana z wqsami i w bialej<br />
czapce, podszedlem do niego zapytujqc, czy nie posiada przypadkiem<br />
mlyna. Okazalo si~ jednak, ze mlynarze z rycin podr~cznikowych<br />
Sq falszowani. Ow pan by! dziedzicem. Zaskoczony zabral<br />
mnie ze sobq.<br />
Pobyt w dworze by! jak gdyby cofni~ciem si~ w czasie. Pocz~to<br />
mnie uczye francuskiego, pojawily si~ z powrotem albumy
134 MAREK SKWARNICKI<br />
Grottgera. Gdybym nie pojechal na owe wakacje, nigdy bym si~<br />
tez nie nauczyl przyrody. Jej zwyci~skiej ciszy i niezawislej oboj~tnosci<br />
wobec przemijajllcych szalenstw ludzi. Oczywiscie poznawalem<br />
jq bezrefleksyjnie dotykajqc mi~kkiego nosa konia, hodujqc<br />
kroliki i lapiqc raki za mlynem. Jezeli jednak az do dzis slysz~<br />
chropowaty poszum pszenicy i widz~ wst~pujqce w las przedwieczorny<br />
slonce, musial bye to pocz'ltek milosci, bez ktorej wiedza<br />
o sobie samym nie jest kompletna. A na kolacje podawano we<br />
dworze powidla. G~ste, cierpkie, na porcelanowych talerzykach<br />
z filuternym obrzezeniem pomalowanym w fiolki. I chleb z chrupi'lCq,<br />
zupelnie przedwojennq skorkq. Zajadalem si~ nim na zapas<br />
pami~tajqc pouczenia matki.<br />
Wakacje tego roku byly rowniez pierwszym spotkaniem z lacinq.<br />
Moi opiekunowie polecili mi wykue na pami~e ministrantur~ i oddali<br />
w termin do miejscowego proboszcza. Robilem wszystko, co<br />
mi kazali, poniewaz byli dobrzy. Nigdy juz potem nie sluzylem<br />
do Mszy sw. Bez zadnych specjalnych przyczyn. Po prostu tak<br />
si~ zlozylo, jak wszystko "po prostu si~ sklada" i jest, jakim jest.<br />
Kl~czqc obok dzwonka i bijqc si~ w piersi mialem poczucie, ze<br />
jestem postaciq uroczystq. Nie jakims tam nygusem spod choru,<br />
ale obleczonym w bialq szat~ uczestnikiem obrz~du. W niedziel~<br />
jechalo si~ na sum~ karetq w deszcz, a powozem w slonce. Nast~pnie<br />
moi opiekunowie kl~kali w pierwszej lawce, Iud za nimi,<br />
a ja podawalem wod~ i wino. Nikt i nic nie zagrazalo mi tego<br />
lata i bylo pi~knie. Jezdzilem na kucyku, spiewalem sobie idqc<br />
samotnie przez pola.<br />
We dworze zostalbym do konca wojny. Pewnego dnia jednak bawiqc<br />
si~ na lqkach przy strumieniu odkrylem przyczajonych w krzakach<br />
ludzi. Kobiet~ z trojgiem malych dzieci. Zobaczywszy mnie wszyscy<br />
zacz~li uciekae. Pobieglem za nimt wolajqc, zeby si~ zatrzym:tl:.<br />
Ogarnql ich jeszcze wi~kszy poploch. Stanqlem zdumiony. Zapadli<br />
w pobliski zagajnik, potem ukazali si~ z drugiej jego strony, znow<br />
do niego si~ schowali, ' jak gdyby nie wiedzqc, co poczqe na rozleglej<br />
plaszczyznie sciernisk. Wrocilem do dworu i opowiedzialem<br />
o niezrozumialym wydarzeniu. Nie otrzymalem odpowiedzi. Po<br />
. cz~to przy stole szybko wymieniae uwagi w j~zyku francuskim, ktorego<br />
tyle tylko zdqzylem si~ nauczye co i ministrantury. Nast~pnego<br />
dnia oswiadczono mi, ze wracam do Warszawy. Dowiedzialem<br />
si~ potem, ze byli to 2ydzi uciekajqcy z pobliskiego miasteczka przed<br />
smierciq. Na noc ukryto ich gdzies w poblizu, ale obawiano sip,<br />
represji. T~ kobiet~ zlapano w innej wsi, 0 czym dowiedzialem<br />
si~ z list6w.
SZKOLA 135<br />
KULAWY<br />
Jesieniq przywitalem piqtq szkol~ w moim zyciu. Doprawdy,<br />
nie wiem, dlaczego jq plastyczniej pami~tam od poprzedniej. Czy<br />
dlatego, ze lepiej zapami~tuje si~ rzeczy dobre od zlych. A zwlaszcza<br />
dobrych ludzi? R6zne zresztq mozna miee na ten temat zdanie.<br />
MyslQ jednak, ze gdy wi~cej si~ mysli 0 krzywdach i krzywdzicielach,<br />
niz 0 sporadycznych co prawda, ale istniejqcych wszak<br />
w kazdym zyciorysie jasnych momentach dobra, ulatwiamy zadanie<br />
zlu. Temu anonimowemu zlu, kt6re nieraz przybiera postacie<br />
fobii i nocnych strach6w gn ~biqcych swoje ofiary prz~z cale zycie.<br />
Ale i na jawie fascynacja doznanq krzywdq oslabia nawet te<br />
~krom n e mozliwosci czynienia dobra, kt6re kazdy z nas posiada.<br />
Jest prawdq, ze nawet na widok eudzej krzywdy i upodlenia,<br />
jeW nie nie mozemy ofiarom pom6c, wpadamy w pewien stan<br />
oslupienia, kt6ry potrafi pozostawie trwale w nas slady. Nie, to<br />
jest niemozliwe - m6wimy - chociaz trudno niedowierzae wlasnym<br />
oczom. Przezycia nie mogq siQ nam wprost pomiescie w glo<br />
\Vic. Psychika okazuje si~ niezbyt pojemna, a wytrzymalose nerwowa<br />
rna swoje gran ice. A przeciez musi siQ w nas wszystko<br />
przezyte pomiescie, jezeli nie mamy pozostae na miejscu zakl~ci<br />
w kamienie 0 zredukowanej wrazliwosci. Czarodziejskim zielem<br />
na urok zbrodni i podlosci innych ludzi jest wiara. Jaka wiara?<br />
Moze bye prawie kazda. Ale bez jakiejkolwiek wiary, w jakiekolwiek<br />
dobro, ku kt6remu zdqzamy przywolywani przez nie po<br />
nocach, nie podobna ruszye si~ z miejsca, skoro zostaniemy zaklQci.<br />
Rzecz nie lezy w tym, czy zdolamy dojse, ale w tym, ze nie pozwoli<br />
nam one znieruchomiee, obumrzee przed czasem.<br />
W nowej szkole, na Zoliborzu, w kt6rej paru naraz przedmiot6w<br />
uezyl kulawy pan w srednim wieku, ukonczylem kurs dawnej<br />
szkoly powszechnej. Poprzednich nauczycieli nie rozpoznalbym<br />
po latach. Byli anonimowymi istotami, kt6re obezwladnil l~k. To<br />
nie ich wina. Ale nowy pan od polskiego, rachunk6w i przyrody<br />
llsilowal nam przekazae cos wi~cej niz mqdrosci "Steru" i coraz<br />
bardziej pi~trowych ulamk6w. W dniu ll-go listopada opowiedzial<br />
historiQ konca pierwszej wojny swiatowej. I zaraz potem stala si~<br />
ta podlose. W par ~ dni p6zniej, pod pozorem, ze chce miee zdjQcie<br />
swojego nauczyciela', jeden ze starszych, repetujqcych uczni6w,<br />
wstal w srodku lekcji i wycelowal w naszego pana fotograficzny<br />
aparat (Lubilismy go r6wniez i dlatego, ze byl stirmvy, ale sprawiedliwy.<br />
A jak ktos nie odrobil lekcji, pytal jakie ma si~ warunki<br />
w domu. I w og6le byl dobrym czlowiekiem). Ze zdumieniem
136 MAREK SKWARNICKI<br />
tez i nie wiedzqc, co si~ dzieje, zobaczylismy, ze na widok aparatu<br />
nauczyciel zerwal si~ i poczql biegac kulejqc wzdluz sciany z tablicq<br />
i zakrywac twarz i krzyczec stanowczym glosem, ze nie pozwala<br />
robic sobie zdj~cia. Vczen nie ust ~pow a l. Vsmiechal si~ tak glupio,<br />
ze niepodobna tego opisac. Juz nast~pnego dnia okazalo si~, ze<br />
byl konfidentem. A dlaczego potrzebne mu bylo do identyfikacji<br />
ukrywajqcego si~ oficera z dj~ci e - nie wiem. Zniknql ze szkoly<br />
razem z naszym panem i jednakowo 0 nich obydwu sluch na<br />
zawsze zaginql.<br />
Dopiero tez z piqtej szkoly zapami ~ talem twarze kolegow. Poprzedni<br />
byli przygodnymi goscmi najrozmaitszych pokoi. Do tej<br />
rowniez pory bawilem siG przewaznie sam wsrod starszych. Odtqd<br />
mialo bye inaczej. Szkola miescila si~ w willi przerobionej na ten<br />
cel. Ciasno bylo w niej nieslychanie. Siedzielismy po trzech w jednej<br />
lawce. Do mojej nalezeli jeszcze Jasio Zielone Vcho i Jurek<br />
Og6rek. Zbieralismy pocztowe znaczki, a Jasio zajmowal si~ rowniez<br />
modelarstwem. Wszyscy zresztq trzej bylismy posiadaczami<br />
ksiqzeczek pt. "Kriegsflugzeuge", w ktorych znajdowaly si~ repr<br />
odukcje bojowych samolotow uzywanych na frontach. Znalismy<br />
na pami~c ich wymiary i bojowe zalety. Wracajqc ze szkoly i obijajqc<br />
torbami od lapci slupy, oraz siebie nawzajem, dyskutowalismy<br />
areonautyczne tematy. Niekiedy sprawdzalismy swojq wiedz~<br />
na przelatujqcych wysoko samolotach. Z Jasiem Zielone Vcho<br />
i Jurkiem Ogorkiem odbylem tei pierwsze wagary w zyciu. Wybralismy<br />
si~ az na Ok~cie, by zobaczye wreszcie z bliska samoloty.<br />
S"taly rz~dem strzeione przez zolnierzy. Dreszcz wtajemniczenia<br />
wstrzqsnql nami, gdysmy si~ znaleili blisko czegos, co wzbudzalo<br />
i trwog~ i pozqdanie uczestniczenia w niezwyklej zabawie. Dla<br />
mnie po "Tatrze" katechety i lokomobili we dworze samolot byl<br />
trzecim mechanizmem, ktorego wyglqd wyzwalal w swiadomosci<br />
romantyczne rozkosze. Samolotyczynily to w stopniu najwi~kszym.<br />
WIELKANOCNE FERIE<br />
Nast~pnego roku rozstaj~ si~ jednak i z Jasiem i z Jurkiem.<br />
Dokonala si~ wtedy w moim iyciu pewnego rodzaju kulminacja<br />
edukacyjna, poniewai zaczqlem ucz~szczac do dw6ch szk61 jednoczesnie.<br />
Nie mieszkalem jui wtedy w domu. Nie mogqc syna utrzymac<br />
i dopatrzye mama oddala mnie do internatu RGO. Byl to<br />
w pewnym sensie kryptonim bursy czy domu wychowawczego ala<br />
chlopcow z rozbitych rodzin. Ze wzgl~du na oficjalnose instytucji,<br />
jej mali mieszkancy musieli ucz~szczac do oficjalnych szk61. Poniewai<br />
og6lnoksztalcqce gimnazja byly zlikwidowane przez Niemc6w,<br />
chodzilismy do zawodowych. Cz~se obywateli Generalnej
SZKOLA 137<br />
Gubernii postanowiono na okres przeJSClOWY, zanim w ogole Polacy<br />
zniknq z etnograficznych atlasow ziemi, wyksztalcic na poiytecznych<br />
majstrow i sklepikarzy. Ja w systemie wychowawczym<br />
Trzeciej Rzeszy mialem zostac sklepikarzem. Zapisano mnie do<br />
gimnazjum handlowego. Ale w internacie prosperowaly nielegalne<br />
komplety gimnazjum ogolnoksztalcqcego. Robilem wi~c dwie klasy<br />
gimnazjalne rownoczesnie. Jednq przed, drugq po poludniu.<br />
Jakie to naprawd~ wydaje si~ dzisiaj czlowiekowi dziwne. Juz<br />
niedlugo cale miasto przestanie istniec, a ja ucz~ si~ nie wiadomo<br />
po co, jak urzqdzac sklep z guzik·ami, rysowac wywieszki "swieze<br />
jaja", rozpoznawae wartose tkanin, wiqzae szybko i sprawnie<br />
pakunki, stenografowae i pisae na maszynie. Ze wszystkich przedmiot6w<br />
jedynie dwa ostatnie wzbudzaly zainteresowanie. W stosunku<br />
do innych zajqlem pozycj~ obronnq. Prawdopodobnie w zywej<br />
niech~ci do handlowego gimnazjum odgrywala rol~ podswiadomose.<br />
Jak mog~ bowiem wywnioskowac obecnie, z przypomnianego<br />
przed chwilq faktu poslania mnie przez matk~ na nauk~<br />
fortepianowej gry w czasach zupelnie nieodpowiednich, juz wtedy<br />
bylem obciqzony srodowiskowo. Jak obciqzony? Trudno sobie<br />
uzmyslowic. Sqdz~ jednak, a mam na to wiele jeszcze innych dowod6w,<br />
ze po prostu bylo to obciqzenie typo"\vo inteligenckie.<br />
Moja mama pod Zelaznq Bramq razem z paniq pulkownikowq dokonywaly<br />
co prawda duzych obrotow ponczochami, ale mowily<br />
przy tym wciqz 0 czasach wyjqtkowych i patetycznych. Mozna<br />
powiedziec, ze kupczyly z patosem. W handlowce trudno bylo<br />
si~ dopatrzye czegokolwiek wznioslego, poza samym sobq oczywiscie.<br />
Chociaz z drugiej strony nie bylo w niej wcale smutno. W tym<br />
wieku podchodzi si~ do zycia prostolinijnie i bierze si~ wszystko<br />
takim, jakim jest. Slodka Dziurka na przyklad byla bardzo ladna<br />
i kochalismy si~ w niej skrycie. Siedziala w hali maszyn za wysokq<br />
katedrq wykladajqc zasady pi~ciopalcowej metody pisania<br />
na maszynie. Nowy mechanizm, kuferkowaty "Underwood" wydawal<br />
ze siebie grzechot, jakby jez 8piewal ari~ ze "Strasznego<br />
Dworu". Albo ow biedny starzec Plumbum od towaroznawstwa<br />
i chemii. Niewielkiej chemii potrzebnej tylko do prowadzenia<br />
drogerii. Nie potrafil utrzymac dyscypliny w klasie, wi~c byl 11arazony<br />
na jej okrucienstwo. Z roznych stron sali dzwi~cznie<br />
i szybko, nasladujqc glos dzwonka u drzwi wolalismy "pluuum <br />
buuum". Jego proby opanowania wyrazu twarzy wprawialy nas<br />
w zachwyt pelen sadystycznej satysfakcji. Doskonale radzil sobie<br />
z nami Niemiec. Polak, ktory uczyl niemieckiego. Byl to juz trzeci<br />
obcy j~zyk po ministranturze i francuskim ze dworu. Uczylem si~<br />
zresztq niemieckiego dubeltowo, i w handlowce i w internacie,
138 MAREK SKWARNICKI<br />
z roznych pdr~cznikow, oraz odmiennymi metodami. Ale Globus<br />
od geografii gospodarczej swiata tego imponowal nam najbardziej.<br />
Byl przed wojnq w Afryce i polow~ kazdej lekcji poswi~cal opowiadaniom<br />
0 lwach i dzikich Murzynach. Zdawal sobie spraw~,<br />
ze wyklada przedmiot najbardziej abstrakcyjny, poniewaz wszyscy<br />
wowczas ludzie zajmowali si~ wlasnie polowaniem na lwa, byli<br />
dzicy i ani im przychodzilo do glowy importowac olejki do wy<br />
Tobu kremow na opalenizn ~ . Chociaz ... ?<br />
. Ale w programie szostej mojej szkoly nastqpila niebawem nieprzewidziana<br />
przerwa, nic nie majqca wspolnego z cwiczeniami<br />
na jakikolwiek tem at zwiqzany z handlem. Gimnazjum miescilo<br />
si~ przy placu Krasinskich na Miodowej, dojezdzalem do niego<br />
od strony 2:oliborza, a wlasnie wybuchlo powstanie w Gettcie<br />
ciqgnqcym si~ wzdluz ulicy Bonifraterskiej. Akurat tam, gdzie<br />
obecnie znajduje si~ Ambasada Chinska. Pierwszego dnia jezdzily<br />
jeszcze wzdluz surowego muru tramwaje. Nast~pnego jednak juz<br />
r uch byl zamkni~ty. Na balkonie jednej z kamienic lezal zabity<br />
:Zyd wyciqgajqc r~c e poza galeryjk~. Ferie wielkanocne tego roku<br />
byly dluzsze niz zazwyczaj.<br />
Do tej pory nie rozumiem, co spowodowalo, ze b~dqc wtedy<br />
u mamy w domu, wypuszczalem si~ sam na miasto, by przypatrywac<br />
si~ z bliska pozarowi Getta. Mogla to bye zwykla glupota<br />
i gapiostwo. Pami~tam jednak swoje przezycia. Nie byly one glupie<br />
lecz straszne. Ciqgn~lo mnie do ognia jak na miejsce zakazanych<br />
zabaw i cos z podziwu bylo w przypatrywaniu si~, jak wyzwolony<br />
plomien ogarnia coraz wyzsze pi~tra kam~enic, pojawia si~ w oknach,<br />
wymachuje z nich lapami jakby oszalal, wyskakuje wreszcie<br />
na dach wyrzucajqc z wewnqtrz dym, stogi iskier, dmucha w nie<br />
wichrem.<br />
Na miasto opadaly platy sadzy. Niedopalone listy i gazety wymiecione<br />
z domow w czasie wielkanocnych porzqdkow. Niby ulotki<br />
rzucane z nieba przez nieistniejqce istoty, kolowaly nad polem<br />
Mokotowskim, a potem nad wislanq plazq, na ktorej zazywalismy<br />
pierwszych kqpieli. Nie komentowalismy pomi~dzy sobq niczego.<br />
Dzialo si~ cos, co koniecznie trzeba zrozumiec, pomiescic w sobie<br />
i poniesc dalej nie zatrzymujqc s i ~ jednak zbyt dIugo, by si~<br />
"nie zapatrzyc", jak mawiajq stare kobiety na wsi.<br />
Nast~pnego roku wzdluz zoliborskiej plazy kursowala juz wqskotorowa<br />
kolejka niemieckiego prze dsi ~biorstwa handlowego, ktore<br />
otrzymalo koncesj~ na eksploata cj ~ gruzow Getta. Z walow przeciwpowodziowych<br />
sciekaly przesiane piaski hitlerowskiego zagl~bia.
SZKOLA <strong>139</strong><br />
REDUTA ORDONA<br />
Moja mama twierdzi, ze pobyt w siodmej szkole, czyli w internacie<br />
z gimnazjalnymi kompletami, uratowal mnie od zepsucia.<br />
Nie jestem tego pewien. W pewnym sensie byl to jednak z pewnosciq<br />
(jak na dzisiejszy moj rozum) dyszqcy moralnym zdrowiem<br />
kombinat wychowawczy, skladajqcy si~ z kilkunastu przewodnikow<br />
dusz, przewaznie harcmistrz6w i harcerzy, ukrywajqcych si~ Zydow,<br />
partyzantow na urlopie z lasu, okolo setki ch1opcow w wieku<br />
od 12 do 18 lat i roznych dobrych panow, oraz pan, p1acqcych<br />
na miescie pieniqdze na utrzymanie kazdego z nas. W ubikacjach<br />
na gwozdziu wisialy "Biuletyny Informacyjne", a starsi koledzy<br />
znikali cz~sto na par~ dni w celach pirotechnicznych. My z klasy<br />
pierwszej, a potem drugiej, obdarzalismy ich podziwem, czemu<br />
nie byli przeciwni. Ze nic si~ z tego wszystkiego nie wydalo,<br />
s\\>iadczy 0 naszej solidarnosci. Flukta wychowawcze internatu<br />
(jezeli ktos woli slowo ideowe, to flukta ideowe) stanowily mieszanin~<br />
wszystkiego, co juz zdolalem do tej pory wywlec z opornej<br />
pamip'ci. Grottger i Reduta Ordona Sqsiadowaly w owym programie<br />
z Baden Powellem, a przemycony z Anglii Dywizjon 303<br />
Fiedlera z udzialem w chorze pobliskiej parafii. Wszystkie przedwojenne<br />
swi~ta panstwowe byly obchodzone akademiami, na ktorych<br />
recytowalo si~ wiersze. Najg1~bszy gIos mial starszy Szprotka.<br />
Deklamowal "Nam strzelac nie kazano". Poniewaz pisalem wtedy<br />
poezje, zach~cano rowniez i mnie do udzialu w patriotycznych<br />
obiatach. Zalosnymi rymami staralem sip, opisac wszystko, czego<br />
ode mnie oczekiwano. W nagrod~ otrzymalem Starym szlakiem<br />
Jozefa Mqczki z dedykacjq "aby szukal nowych drog - Dan<br />
w Obozie Czarniecczykow przed switem".<br />
W sali gimnastycznej wystawilismy sztuk~ Szelburg-Zarembiny<br />
Kopciuszek. Mnie przypadly dwie role: krakowiaka i pazia. Z tej<br />
okazji otrzymalem od mamy pierwsze w zyciu dlugie kalesony<br />
uzyte podczas gry w charakterze paziowych pluderkow.<br />
Wewnqtrz siodmej szkoly pobieralem jeszcze inne nauki. Zastalem<br />
juz w niej opracowany w szczegolach system "urywania<br />
si~" z handlowki. Mial on dwie wersje. Pierwsza polegala na tym,<br />
ze dochodzilo si~ do przystanku tramwajowego i wracalo stamtqd<br />
p ~ dem wolajqc "lapanka, lapanka". Usprawiedliwialo to pozostanie<br />
w internacie i poswi ~c e nie si ~ rozkosznym zabawom olowianym<br />
wojskiem, ktorego kazdy z nas mial coraz wi~cej, w miar~ uzyskiwanych<br />
funduszy ze sprzedazy domowych paczek. Obiegowq monetq<br />
byly r6wniez drugie sniadania, alba kostki cukru. Potentatem<br />
w tym zakresie sta1 si~ starszy Dziemba, ktorego rodzina miala
<strong>140</strong> MAREK SKWARNICKI<br />
cos wspolnego z handlem cukierniczym. "Klisze" rowniez byly<br />
w cenie, ale juz nie takiej, jak w piqtej szkole. Druga wersja<br />
OiJuszczania lekcji w handlowce byla bardziej ponadczasowa. Wagary<br />
spE;dzalismy alba nad Wislq, albo szwendajqc si~ po miescie<br />
bez blizej okreslonego celu. ParE; razy obiektem pozqdania stahl<br />
siE; wystawa higieniczno-oswiatowa ze slynnym wowczas w szkolach<br />
"Szklanym Czlowiekiem". Zapalaly siE; w nim po kolei Wqtroba,<br />
serce, pE;cherz i naczynia krwionosne Uustrujqc skompliko<br />
\vanq potEigE; naszego wnE;trza. Do wielkiej makiety ucha mozna<br />
bylo wchodzic bez bUetow.<br />
Zabawy z owych lat zachowaly ten sam urok, jaki majq wszystkie<br />
igraszki dzieciilstwa. Przedstawianie ich obecnie samemu sobie<br />
inaczej niz wyglqdaly, dopisywanie do nich odmiennego sensu,<br />
tworzenie legendy, bylo by falszowaniem prawdy. Dzieci~ca umiej<br />
~tnosc bawienia si~ w kazdych nieomal warunkach nie uczy wlasciwie<br />
niczego ciekawego. Poza tym tylko moze, ze szczeniE; ludzkie<br />
juz od pierwszych lat zachowuje siE; dziwnie. Nie nasladuje we<br />
wszystkim starszych. Nie wszystko co robi przysposabia je do<br />
zycia i walki. CZE;SC zabaw polega na czystej grze wyobrazni.<br />
A do czegoz jest ona przydatna?<br />
Czytalem w6wczas bajki Andersena. I . mimo, ze wiedzialem,<br />
czym Sq naprawdE; podchody doroslych co noc zaczynajqce siE;<br />
od nowa, nie potrafilem sobie \\ryobrazic, ze grozq mi one smierciq.<br />
Jeszcze wtedy nie potrafilem. Okrucieilstwo przesluchania na<br />
Gestapo, to co innego. Balem si~ go i nieraz stawialem si~ w sy<br />
.tuacji kogos, kto nic nie chce powiedziec, bijq go, wystukujq mu<br />
z ust zE;by. Ale smierc jak gdyby mnie samego nie dotyczyla.<br />
Wlasciwie 0 jej mozliwosci w og6le nie myslalem. Moze jej poznanie,<br />
zanim nadejdzie, zaczyna siE; pozniej. Widocznie nie jest<br />
prawdq, ze od samego dzieciilstwa zagniezdza siE; w czlowieku<br />
ziarno rozkladu. Bylby to wniosek pocieszajqcy. Nie jestem jedynie<br />
pewien, czy moi starsi koledzy, ktorzy w rok pMniej krzyczqc<br />
"mamo, mamo" biegli prosto w ogieil karabin6w maszynowych,<br />
na bunkry, sami bez broni, posiadali bardziej od mojej rozwini~tq<br />
wyobrazniE;. Przeciez nie kto inny tylko podchorqzy Julek, nasz<br />
grupowy, chlopak starszy od nas 0 parE; lat, opracowal system<br />
ostrzegawczy przed wejsciem wychowawcy po ogloszeniu nocnej<br />
ciszy. Uczyl siE; w gimnazjum mechanicznym, a praktykowal<br />
w warsztatach niemieckich. Przynosil z nich rzeczy cudowne.<br />
Wytoczone na obrabiarkach armatki, kt6re strzelaly jak prawdziwe<br />
kladqc pokotem olowiane wojsko. On r6wniez skonstruowal benzynowy<br />
motorek, kt6ry poruszal napE;dowe kolo maszynki do tluczenia<br />
laskowych orzech6w. Do 16zka dolqczyl sobie malutkq zar6wk~<br />
z tajemniczo buczqcym transformatorem. Na glos czytal
SZKOLA<br />
141<br />
przy me] ksiqzki wieczorami. Zarowka miaia osobne druty prowadzqce<br />
do drzwi. Gdy je ktos otwieral - gasla. Ksiqzki Julka<br />
byly wspaniaIe: przygody bohaterow Karola Maya, zeszytowe<br />
kryminaly, groszowe powiescidia 0 w,ampirach i kobietach lekkich<br />
obyczaj6w. Raz na wniosek Piegusa z kqta sali poszlismy oglqdac<br />
owe kobiety w okolice ulicy Chmielnej. Przep~dzono nas stamtqd.<br />
W niedziel~ 6w Julek razem z innym kolegq, Dziwozonem, wychodzili<br />
0 swicie przez okno za cichym przyzwoleniem kierownictwa.<br />
Nocami zacz~ly juz wtedy przylatywac radzieckie samoloty.<br />
Ustalony od dwu lat (nareszcie ustalony) rytm zycia zakl6cac<br />
zacz~la atmosfera napi~tego oczekiwania na cos r6wnie nieuniknionego<br />
jak groznego. Podczas alarm6w p~dzilismy do pobliskiego<br />
fovtu carskiej jeszcze cytadeli, gdzie znajdowaly si~ nasze magazyny<br />
zywnosciowe. Sluchalismy w jej piwnicach st~kania ziemi<br />
skurczeni na w~glu i kwitnqcych ziemniakach.<br />
Moja si6dma szkoia daia mi r6wniez i prawdziwq, programowq<br />
wiedz~ . Nie tylko t~ rozspiewanq i nie tylko szeptanq. Uczylismy<br />
si~ w niej z przedwojennych podr~cznik6w. Byly one dla mnie<br />
ponownym i ostatnim odkryciem rodzinnego domu z czas6w, gdy<br />
jeszcze zyl pan od spiewu. Uczyia si~ z nich kiedys starsza ode<br />
mnie 0 par~ lat siostra. Oto jej M6wiq wieki, podr~cznik do polskiego,<br />
gruby, ozdobiony romantycznq poezjq, budzqcy zaufanie<br />
jak stary belfer. Elementa Latina opromienione twarzq nauczycielki,<br />
kt6rq przezywalismy Pulchra (A miala, pami~tam, biedaczka<br />
na twarzy peino wqgr6w i wlosy takie jakies ryzawe, przypalone<br />
zelazkiem). Jeszcze podr~cznik historii ozdobiony podobiznami dyktator6w<br />
i wodz6w, torsami posqg6w, nadziany bohaterami po brzegi.<br />
Disce, puer, latine, ego te jaciam mocium panie, pierwsza wOjna<br />
punicka, druga wojna punicka, trzecia wojna, a w Suzie na dworze<br />
kr61 Dariusz ucztuje, stu niewolnik6w jemu usIuguje, stu niewolnik6w<br />
na kl~czkach si~ wije... a co robili, Marcinie, Spartanie<br />
z dziecmi, kt6re byly slabe? Zrzucali je ze skaly, pani profesorko.<br />
Ostatni dzien w si6dmej szkole zapami~talem wyjqtkowo wyrainie.<br />
Byia nim czerwcowa niedziela 1944 roku. Zostalem zaproszony<br />
na obiad do mojej protektorki, "wojennej mamy". Kiedys<br />
juz odwiedzilem "wojennego tat~". Byl nim dyrektor fabryki zelaznych<br />
16zek. Pogiadzil mnie po glowie i dal w6r cukierk6w.<br />
Tym razem kazano mi si~ dokladnie umyc i odswi~tnie ubrac,<br />
a przede wszystkim nie zrobic wstydu.<br />
Drzwi do ukrytej w ogrodzie willi otworzyia usmiechnif:;ta pokoj6wka.<br />
Kazaia mi wytrzec nogi, chociaz bylo sucho i sionecznie.<br />
Wprowadzony z ostalem do salonu. Wszystko w nim bylo pulchne.<br />
Dywan zascieIajqcy pociemnialy parkiet koloru wypolerowanego<br />
orzecha, mi~siste kwiaty w oknach, obrazy w obwarzankacb ze
142 MAREK SKWARNICKI<br />
zlota naladowane pieczeniq i winogronami. A jeszcze stol na toczonych<br />
nogach, fotele wyj~te z pokrowcow i "wojenna mama"<br />
usm i echn~la si~ w sposob rownie pulchny jak wszystko.<br />
Wchodzqc tam skoncentrowalem calq wol~ i inteligencj~ na<br />
jednym bojowym zadaniu - nie zrobic wstydu! I wszystko by si~<br />
odbylo dobrze, gdyby nie straszna proba noza, ktorej zostalem<br />
poddany w czasie milosiernego obiadu. Lezal srebrny, ci~zki, nie<br />
do udzwigni~cia na oczach siedzqcych dookola osob. W dodatku<br />
pies, tak kudlaty, ze bralem go do tej pory za poduszk ~ na kanapie,<br />
siadl przy moim krzesle i zaczql si~ przypatrywac r
SZKOLA 143'<br />
na glow~. Pchany przerazeniem Hum w spodnicach porwal nmie<br />
ze sobq. Nast~pnego dnia baby z przemyconymi chlopcami ugnieciono<br />
w towarowych wagonach, zadrutowano drzwi i wszyscy<br />
zacz~li spiewac ;,Pod Twojq Obron~".<br />
Po trzech dobach jazdy obudzilem si~ w nocy, w wagonie, pomi~dzy<br />
nogami stojqcych. Drzwi staly otworem i slychac bylo<br />
wrzaski Niemcow. Wysiedlismy. Zobaczylem skromnq stacyjk~<br />
z napisem Mauthausen. Wlasnie swit zarozowil kontury krajobrazu,<br />
gdy po godzinnej w~drowce podprowadzono nas pod mury obozu.<br />
ReIlektory na wiezach palily si~ juz przycmionym blaskiem. Przez<br />
kamiennq bram~, liczqc, wpuszczano nas do srodka. Transport<br />
skladal si~ z okolo 2000 kobiet. Paru doroslych m~zczyzn, ktorzy<br />
dotarli az do tego miejsca, wylowiono z tlumu i postawiono pod<br />
strazq. Ich kobiety odplyn~ly szamoczqc si~ w strudze 'iudzkiej<br />
pop~dzanej komendami do przodu. Byl wlasnie poranny ape!.<br />
WzdIuz barakow stali wi~zniowie w pasiakach. Raz po raz odzywaly<br />
si ~ z szeregow polskie okrzyki: a co z ulicq Karo'lkowq, alba:<br />
czy jest ktos z Marszalkowskiej 80. Nic nie- rna, wszystko spalone <br />
odkrzykiwaly oglupiale kobiety.<br />
Przemarsz wzdluz apelowych kolumn sprawil na moment wrazenie,<br />
ze u, kranca wakacyjnej podrozy czekal ktos bliski. Zludzenie<br />
pryslo, gdy przez nast~pnq bram~ wprowadzono nas na otoczony<br />
zews3qd murem zwirowy majdan, po srodku ktorego staly puste<br />
baraki. Poiozylem si~ na ziemi i natychmiast zasnqIem. W poludnie<br />
obudzila mnie mama podajqc zup~. Przed wieczorem znow kazano<br />
nam zabrac rzeczy i wyprowadzono innym wyjsciem poza mur<br />
zwienczony drutami. Nieopodal na murawie stalo rozpi~te miasteczko<br />
namiot6w, w ktorych mielismy przez czas pewien mieszkac.<br />
Dookola rozstawiono posterunki. Jeden z SS-owcow z psem zapowiedzial<br />
wszystkim, ze za kradziez gruszek dojrzewajqcych na<br />
pobliskim drzewie i za proby umizgania si~ kobiet do Niemcow<br />
lub do wi~zniow, grozi kara smierci. PMnq godzinq heftlindzy<br />
przynieSli kotly z jedzeniem i rozdano kolacj~.<br />
Od tej pory, przez szereg dni, sp~dzalo si~ czas na niczym,<br />
patrzqc tylko, jak pracuje oboz, i zgadujqc, kiedy nas poch!onie.<br />
Post~powanie Niemcow bylo rownie niespodziewane jak i niepokojqce.<br />
Instynktownie wietrzylismy podst~p, czujqC jednoczesnie<br />
ze rozstrzygajq siG decyzje, co zrobic z tyloma kobietami w m ~skim<br />
obozie. Myslenie 0 rzeczach ostatecznych ogolocone juz bylo wtedy<br />
ze 'zwiewnych szatek, w ktore zle przeczucia obleka wyobraznia.<br />
Zmaterfalizowaly si~. Odzyskaly prawdziwy ksztalt, zapach, ruchy<br />
i glos. Ksztalt niewiarygodnej niezgodnosci pomiQdzy horyzontalnie<br />
rozciqgni~tymi pod bl~kitnym niebem wzgorzami, u kranca<br />
ktorych dostrzec mozna bylo zarysy Alp, a t~pym chlodem murow.
144<br />
MAREK SKWARNICKI<br />
Ruchy wH~zmow, ktorzy calymi dniami szli tam i z powrotem sto<br />
najwyzej metrow od nas, rz~dem, co kilkanascie krokow. Niesli na<br />
ramionach glazy i skalne odlamy na jakqs budow~ , a moze bez<br />
potrzeby. Po dwoch dniach rozpoznawalem juz twarze niektorych<br />
z nich, ale zaden nawet nie smial spojrzec w naSZq stron~. Potykali<br />
si~, przekladali ci~zar z jednej strony na drugq, zawijali go w jakies<br />
szmaty. Pod wieczor ustawiali si~ w kolumn~ pod obozow,!<br />
bramq. Gdy kapo uderzyl kogos z nich przy rownaniu, najbardziej<br />
zdumiewajqcq rzeCZq okazywal si~ brak odglosu . uderzen. Jakby<br />
ldos kijem walil w szmaciany klqb. Bywalo jednak, ze niebiesko<br />
-kamienna sceneria zmieniala si~ nagle. Zapowiadaly to miauczenia<br />
syren. Wartownicy z wiez znosili karabiny maszynowe na ziemi~,<br />
zamieral ruch transportera kamieni. Po paru minutach poczynal<br />
draznic ziemi~ gluchy i jednostajny poglos. Powyzej jedwabistych<br />
oblokow slonecznej jesieni ukazywaly si~ eskadry alianckich<br />
samolotow podqzajqce w kierunku Wiednia. Wlokly za sobq<br />
jasne smuzki rozplywajqce si~ za chwil~ w bl~kicie . Lecialy dlugo<br />
w ilosciach nie pozostawiajqcych zludzenia, ze przeciw obozowi<br />
uruchomiono niezwyklq pot~g~. Modlilismy si~ do nich jak do<br />
swi~tych .<br />
, Pewnego ranka w czasie owych wakacji zacz~to nas dzielic na<br />
grupy i wprowadzac z powrotem do obozu. Pozegnalem si~ z mamq,<br />
bo chlopcow oddzielono od kobiet. Kiedy przyszla kolej na grup~<br />
w krotkich spodenkach, nie mialem wlasciwie zludzen co do dalszych<br />
swoich losow. Zaczailem si~ w sobie, jak gdyby szykujqc<br />
cialo do nieslychanego skoku w chwil~,ktora juz zacisn~la gardlo.<br />
Prowadzony pomi~dzy barakami wynajdywalem w pami~ci najmniejsze<br />
przewinienia okresu od ostatniej spowiedzi. Gdy podprowadzono<br />
nas do pawilonu z malymi okienkami, rozebralismy si~<br />
do naga. Jeden chlopak wstydzil si~ zdjqc koszul~ przy Niemce<br />
w mundurze. Chichoczqc sciqgn~la jq sarna. W niskim wn~trzu<br />
ostrzyzono nas do zera i zabrano, tym co mieli, medaliki. Po<br />
chwili oczekiwania wskazano drzwi prowadzqce do nast~pnego<br />
pomieszc~enia. To byla laznia. Po drugiej stronie sali z prysznicami<br />
tloczyly si~ u wyjscia mokre kobiety z poprzedniej grupy.<br />
Jakis starzec w pasiaku wolal po polsku, zeby szybciej si~ myc.<br />
Kiedy wyszedlem po kilkunastu minutach na chlodne powietrze<br />
ubrany w wi~ziennq koszul~, mialem juz za sobq najgorszq chwil~<br />
w zyciu. Jeszcze zrobiono nam fotografi~ Zi numerami i dopiero<br />
wtedy kazano isc z powl"otem do namiotow. Szlo nas tylko dwoch.<br />
Sloneczna ospalosc poludnia nasycona byla zapachem ostrego powietrza<br />
i srodkow dezynfekcyjnych. Z prawej strony znajdowal<br />
si~ podwojny rzqd drutow na izolatorach, z lewej sciana. W pewnym<br />
momencie ktos zapsykal na nas cicho. Za drutami siedzial czlo
SZKOLA 145<br />
wlek z wyciqgniE)tq ku nam rE)kq, w ktorej trzymRI tabliczk~ czekolady.<br />
Drugq r~kq pokazywal na druty, zeby ich, bron Boze, nie<br />
dotknqc. Schnell, schnell, szeptal. WziqIem. Kim mogi bye czIowiek,<br />
ktory mial w obozie czekolad~? Uniform mial wi~zienny.<br />
Wakacje w Mauthausen nie Sq efektownym wspomnieniem. Inni<br />
mieli gorsze. Wyniosiem z nich jednak wiedz~, ktorej przedtem<br />
nie posiadalem. Od tej pory wiem juz, co oznacza smierc. Potrafi~<br />
sobie jq wyobrazie. Jej sceneria jest nieslychanie uboga. Moze<br />
dlatego trudno 0 oddanie tak skqpego obrazu. LE)k przed niq roznil<br />
si ~ od dawnych strach6w. Byl wyIqcznie mojq, niepodzielnq<br />
wlasnosciq jak oko, alba rE)ka. Zniknql wszelki dystans pomi~dzy<br />
rzeczywistosciq a czlowiekiem. Najgl~biej ukryte w podswiadomosci<br />
aktorstwo stalo siE) wowczas niemozliwe. W l~ku obozowym,<br />
ktory towarzyszyl nam przez caly czas wakacji, odkrylem jeszcze<br />
ponizajqcq samotnose. Mnie samego ponizajqcq. W takich warunkaeh<br />
zamiera wspolnota. Kazdy jest autonomicznym swiatem straehu<br />
odizolowanym od pozostalych, jest wiE)zieniem dla samego<br />
siebie, ktorego pilnuje niewidoczny straznik: IE)k. Wiem, ze<br />
kto mu ulegnie na trwale, traci wolnosc. Przypuszczam, ze do<br />
tej pory iyje posrod nas wielu ocalonych, zarowno przesladowcow<br />
jak i przcSladowanych, kt6rzy jej nie odzyskali. Jak gdyby 6wczesny<br />
paraliz eofnql si~ tylko, ale niektore partie duszy pozostaly<br />
u adal martwe. Sq ludzie, kt6rym trzeba robie odtqd sztuczne oddyehanie<br />
przez cale zycie.<br />
I jeszcze jedno. Od tej pory uwazam, ze jestesmy zdolni do<br />
wszystkiego i ze wszystko jest mozliwe 0 kazdej porze dnia i nocy.<br />
Niekiedy pewnosc zmienia si~ jedynie w przypuszczenie. Wtedy<br />
ezuj E1 siE1 bardziej wolny.<br />
W namiocie obozowym spala kolo mnie jakas pani smarujqca<br />
na noc zmarszczki ocalonym jakims cudem kremem i poprawiajqca<br />
brwi kopiowym ol6wkiem. W k6lko opowiadala 0 dywanach, kt6re<br />
spalily si~ razem z mieszkaniem na Rakowieckiej. Pami~tam, ze<br />
sluehalem jej jak dziecka, chociaz sam przeciez bylem dzieckiem.<br />
Widoeznie stalem siE) juz wtedy kim innym. A dzi~ki pani od dywanow<br />
nie dziwi~ si~ dzis ani sobie, ani nikomu, gdy w obliczu<br />
powaznych spraw myslimy 0 jakichS grupich zabawkach. Nie lekcewaimy<br />
wzajemnie swoich zabawek i nie sqdzmy, ze nie jestesmy<br />
wszyscy z pewnego punktu widzenia dziecmi.<br />
Tajemnica naszego transportu rozswietlila si~ wkr6tce. Pewnego<br />
dnia przyjechala do nas ekipa dziennikarzy, filmowc6w i cywilnyeh<br />
dostojnikow niemieckich. Jeden z nich wyglosil przem6wienie<br />
o dobrotliwosci armii, kt6ra ocalila nas z rqk polskich bandyt6w.<br />
Wojskowa orkiestra grala wiedenskie walce i rozdawano nam<br />
Zna k - 10
146 MAREK SKWARNICKI<br />
porcje kielbasy. Bylaby bez smaku, gdyby nie Izy bezsilnej wscieklosci.<br />
Rozeslano nas po tyrolskich wsiach na roboty. Przez reszt~ wakacji<br />
uczylern si~ pase krowy.<br />
DRUGI BRZEG<br />
Byl juz marzec nast~pnego roku, gdy raz jeszcze wrocilem na<br />
miejsce, z ktorego wyjechalem, by sp~dzie wakacje. Budynek<br />
szkoly: nowoczesny, wzniesiony w stylu publicznych obiektow<br />
mi~dzywojennego dwudziestolecia, stal nie ' spalony na starym<br />
miejscu. W ogrodzie, pod oknami, przybyl tylko lej po bombie.<br />
Na jego dnie znajdowalo si~ nieco wody, w ktorej plywaly pajqczki<br />
i robaki. 8ciany porysowane, tynk spryskany odlamkami,<br />
rdzewiej,!ce spr~zyny wywIeczonych na zewn'!trz materacow,<br />
chwasty wyrastlljqce ze srodka pogi~tych lozek, szklo pod nogarni.<br />
Przelazlem przez parapet sypialni. Naszej sypialni. Nad miejscem,<br />
gdzie stalo rnoje lozko, odkrylem wlasnor~cznie wbity gwozdzik,<br />
na kt6rym kiedys wisial poczt6wkowy obrazek Kossaka wyobrazajqcy<br />
aIej~ wysadzanq drzewarni, ktorq galopuje ulan z jak,!s<br />
wiadornosciq do sztabu. Lubilem go dlatego, poniewaz wyobrazalem<br />
sobie zawsze, ze to ja sam p~dz~ sIiczny i dzieIny wioz,!c dobr'!<br />
wiadomose z pola bitwy. Obecnie patrzylem w gwozdzik po obrazku<br />
i nie widzialem nic poza nim. Pusty gmach. Za plecarni ruina<br />
domku chirurga, ktory opatrywal mi lokiee, gdy Jasio Zielone<br />
Ucho zbyt mocno waIn'!l w niego piornikiem.<br />
Kiedy wspominarn siedem dotychczasowych szkol, przychodzi<br />
mi na rnysl porownanie z rzek'! i mostern Iqczqcym dwa jej brzegi.<br />
Pierwsza ze szkol znajdowala si~ z tarntej strony wody. Pozostale<br />
byly mostem budowanyrn ku drugiej stronit:! nadchodzqcych czasow.<br />
Most wysadzony zostal w powietrze. Niektorzy koledzy i nauczyciele<br />
nie uratowali si~ z rwqcego nurtu. Nie przeplyn~li. Inni<br />
zostali ocaleni przez przypadek, tak jak i ja. Prawie nikogo z nich<br />
nigdy juz nie spotkalem. A nawet jesli si~ to zdarzylo, okazywalisrny<br />
si~ innyrni ludzrni odrniennego czasu. Tak odmiennego, jakby to<br />
bylo zupelnie nowe zycie.<br />
Trudno wi~c powiedziee, ze do miasteczka, w ktorym ukonczylem<br />
szkol~ pana od spiewu, rnozna bylo jeszcze kiedykolwiek wrocic.<br />
Wraca si~ do czegos, co bylo przedtem. Tymczasern odtqd wszystko<br />
bylo juz inne, nie to sarno, polozone na drugim, nowyrn dla przybysza<br />
brzegu. Przywiozl nas tam wojskowy transport pod,!zajqcy<br />
z czolgami na Zach6d. Byl maj. Wagony toczyly si~ po poszerzonych<br />
torach ciqgni~te przez lokornotyw~ z korninern podobnym do
SZKOLA 147<br />
lejka. Ona nie swistala przed stac;jami, ale grala jak na organach.<br />
Miala silne pluca przywiezione z odleglych r6wnin Rosji. Po ulicy<br />
za dworcem w miasteczku maszerowal oddzial wojska spiewaj,,!c<br />
piesni ze step6w. Front juz si~ oddalil i wiadomo bylo, ze nigdy<br />
nie wr6ci. Do przedwojennego mieszkania nawet nie zajrzalem.<br />
iyli w nim inni ludzie. Zn~jdowalo si~ ono nawet po drugiej stronie<br />
ulicy, na kt6rej stala 6sma z kolei moja szkola. Ale ona byla<br />
na nowym brzegu, adorn na starym.<br />
W 6smej szkole nie bylo mebli. Kazdy uczen musial przyniesc dla<br />
siebie z domu krzeslo. Ale i w sublokatorskim naszyin pokoju<br />
r6wniez bylo ich brak. Dostalem wreszcie jedno od nowej dobrej<br />
pani. Wyrylem na krzesle scyzorykiem nazwisko z obawy przed<br />
kradziez,,!. Niebawem jednak uleglo ono rozbiciu w czasie jednej<br />
z wielu szalenczych zabaw, kt6rych widowni,,! byla trzecia klasa.<br />
Najbardziej popularn"! igraszk,,! w6wczas byl tzw. "czolg". Dw6ch<br />
najsilniejszych chlopcow przy wt6rze krzyk6w i piskow koedukacyjnej<br />
widowni nacieralo na siebie stolami. Kto kogo przeparl,<br />
ten zwyci~zal. Cos z atmosfery zabawy w "czolg" mialy rowniez<br />
lekcje historii. Uczyl jej staruszek, znany w miescie z pro-Iegionowych<br />
sympatii przed wojn,,!. Z Dziadkiem igralismy w spos6b podobnie<br />
okrutny, jak niegdys z nauczycielem towaroznawstwa<br />
w handlowce. Zamiast kl,,!skania "plum - bum'" wznoszono w r6znych<br />
k"!tach klasy okrzyk: "Niech zyje Pilsudski!" Starzec rzucal<br />
si~ ku podejrzanemu 0 wszcz~cie rozruchu, chwytal go za uszy<br />
i targal po lawce. Reszta uczni6w i uczennic wolala "to nie on,<br />
to nie on, panie profesorze!" Wrzawa byla nieslychana. Dziadka<br />
niezadlugo zwolniono na emerytur~, poniewaz nie potrafil radzic<br />
sobie z mlodziez,,!. Wkrotce umarl. Pogrzeb byl uroczysty. Przewodnicz,,!cy<br />
samorz"!du szkolnego ni6sl na czele korowodu chor,,!<br />
giew z wyhaftowan,,! nicmi srebrnymi smierci,,!.<br />
Za to na lekcjach Flory ~kt6rej przypadlem do gustu po opanowaniu<br />
pami~ciowym cyklu rozmnazania si~ komarow), uwaga powojennej<br />
mlodziezy skupiona byla przede wszystkim na postaci<br />
Maciusia. Ow koSciotrup mieszkal w dyrektor8kim gabinecie. Macius<br />
byl przedwojenny. Przez cal,,! okupacj~ przechowywala go we<br />
wlasnym mieszkaniu Flora. Sadzalismy go obecnie w pierwszej<br />
lawce z obsadk,,! w z~bach i szalikiem na. szyjnych kr~gach. Profesorka<br />
nie mogla poj"!c, jak mozemy obchodzic si~ w podobny<br />
spos6b z koscmi prawdziwego czlowieka. A przeciez tylko dlatego<br />
dopuscilismy je do swoich zabaw.<br />
Profesor od geometrii mieszkal w domu, w kt6rym wynajmowalismy<br />
z mam,,! sublokatorski pok6j. Nalezal on z kolei do mieszkania<br />
panstwa, ktorych maj"!tek zostal rozparcelowany. W lazience<br />
hodowali pami"!tkow,,! kur~ zabran,,! z d6br. Sypiala nad zepsutq
148 MAREK SKWARNICKI<br />
wannq. Trzeba bylo uwazac idqc do ubikacji, zeby jej nie obudzic.<br />
W ogrodku przed domem profesora od geometrii pojawiala si~<br />
niekiedy jego krewna, ktorej wlosy nie zdolaly jeszcze odrosnqc<br />
po powrocie z Oswi~cimia. Te, ktore juz si~ pojawily, byly rzadkie<br />
i robily wrazenie niemytych. Unikala ludzi. Pella ogrodek, albq<br />
podlewala kwiaty nie odzywajqc si~ do nikogo. Dzieci z pobliskich<br />
domkow nazywaly jq "strzygq". Pami~tajqc minione wakacje usilowalem<br />
nawet nie patrzec w jej stron~, zeby azyl ciszy, ktorym<br />
otoczyla si~ przed wrogami, otulal jq tak szczelnie, jak sobie<br />
zyczyla. Ona tez przynalezala do minionego czasu na zawsze. Zresztl;!<br />
nie wiem, co p6Zniej si~ z niq stalo. Sam profesor byl czlowiekiem<br />
zamkni~tym i surowym. Rysowal na tablicy trojkqty, a w ich<br />
rogach ksztaltne strzalld. Balem si~ i jego siostry i przedmiotu,<br />
ktory wykladal. Poznym wieczorem slychac bylo co dzien w ogr6dku<br />
radiowy sygnal BBC "bum-bum-bum-bum".<br />
W 6smej szkole wlozylem juz na stale dlugie spodnie, przeszedlem<br />
mutacj~ i po raz pierwszy ogolilem baczki. Niby nie majq tego typu<br />
wiadomosci wielkiego wplywu na tresc obecnych poszukiwan wlasnej<br />
tozsamosci w odbiciach minionego czasu, ale moze nie nalezy<br />
z drugiej strony znaczenia dlugich portek lekcewaZyc. Otrzymalismy<br />
je razem z innymi ciuchami od UNRR-y. Troch~ odstawaly<br />
z tylu, co mnie peszylo, zwlaszcza w czasie nauki tanga, kt6rq pobieralem<br />
od kolezanki, c6rki gospodarzy mieszkania. W tym czasie<br />
juz urzqdzano zabawy. Nigdy jeszcze z czy_ms podobnym si~ nie<br />
spotkalem. W modzie byly przedwojenne tanga, ale niezadlugo<br />
mial wejsc w mod~ swing przywieziony przezpowracajqcych z Zachodu.<br />
Tanczylo si~ r6wniez w czasie. imienin, przy dzwi~ku patefon6w<br />
na korbk~, obracajqcych z wielkq szybkosciq zdarte plyty.<br />
Dziewcz~ ta stroily si~, ale nie malowaly, przewaznie mialy przerobione<br />
ze starszych suknie, co usprawiedliwialo ostatecznie nieco<br />
przesadny kr6j galowych moich spodni. Pod koniec zabaw orkiestry<br />
graly zawsze "Czerwone maki na Monte Cassino". Stawalismy<br />
na bacznosc, podobnie jak w czasie spiewania "Boze, cos Polsk~"<br />
na zakonczenie szkolnych mszy.<br />
Ale szperajqc w pami~ci i wydobywajqc z niej kolejne obrazy<br />
nie potrafi~ juz si~ otrzqsnqc z nuty goryczy, kt6ra utrudniala mi,<br />
podobnie jak i obecnie utrudnia, udzial we wsp6lnych nastrojach<br />
obudzonych przez obydwie piesni. Byly one nasladowaniem czegoS,<br />
co w nieuchwytny spos6b, nie wiadomo kiedy i jak, przestawalo<br />
istniec.<br />
Rowniez sarna szkola nie byla jeszcze nowq, ale juz nie. byla<br />
i starq. Taki tw6r przejsciowy korzystajqcy ze starych podr~cznik6w<br />
historii, ale tylko dlatego, ze nie opracowano jeszcze nowych.<br />
Nie zapisalem si~ tez w niej do harcerstwa. Internat, mimo dro
SZKOLA 149<br />
gich sercu wspomnieiJ., juz nie byl imprezq do powtorzenia. "Plonie<br />
ognisko i szumiq knieje" spiewalem na lekcjach inaczej niz dawniej.<br />
Nie tylko z powodu mutacji, ale i owej goryczy, ktora zasiana<br />
zostala w sercu. Na skutek ironicznego stosunku do nauki<br />
religii otrzymalem nawet od katechety ostrq nagan~. Odbywaly<br />
si~ wlasnie rekolekcje, kt6rymi zresztq bardzo si~ przejmowalem.<br />
Jednak na lekcji "dogmatyki" zauwazylem zgryzliwie, ze wi~kszos c<br />
czystych duszyczek z czytanek ukazywanych klasie za przyklad<br />
mlodzienczej poboznosci ucz~szczalaby na filmy od lat 18-tu, gdyby<br />
w ich czasach istnialo kino. Mozna powiedziec, ze diabel przekomarzajqcy<br />
si~ z wszystkimi katechetami swiata wstqpil wtedy<br />
akurat we mnie i jeszcze sprowadzil paru innych kolegow. "Kazdy<br />
z was moze zostac swi~tym i powinien do tego dqzyc ze wszystkich<br />
sil i calego serca", grzmial ksiqdz z katedry. A ja przypomnialem<br />
sobie ostatnie wakacje i "strzyg~" podlewajqcq kwiaty w gorzkim<br />
jej ogrodzie. "Ksiqdz chrzani, bo tam nie byl" szeptal Kusy. I kto<br />
wie, czy nie mial racji? .<br />
"Bitw~ 0 Stalingrad" oglqdalismy w kinie z calq szkolq. Nigdy<br />
jeszcze i tej przyjemnosci nie doswiadczylem. Na ekranie zacz~ly<br />
si~ ukazywac kulisy dramatu. Po mapach sztabowych rozlewaly<br />
si~ grubiejqce strzalki ataku radzieckich ugrupowan, pelzly na<br />
tyly swastyk, zakleszczaly je, a potem gniotly. W gl6wnej kwaterze<br />
stal Stalin otoczony generalami i wodzil palcem po planach.<br />
W zasniezonych ruinach przebiegali przygi~ci do ziemi ogniem<br />
zolnierze wolajqcy "urrra!" Nast~pnie z brzozowych zagajnik6w<br />
wytaczaly si~ roje czolg6w, a nocne niebo swietliscie rozdzieral<br />
ogieiJ. katiuszy.<br />
Wr6cila rowniez na ekran "Kr6lewna Sniezka", ale na niq nie<br />
poszedlem. Natomiast korzystajqc ze swiezego zarostu poczqlem<br />
si~ przemykac na filmy 0 milosci. Byly to zazwyczaj ocalale z wojny<br />
melodramaty. Ocalale doslownie. Ich tresc jest ponadczasowa. Dla<br />
nas, uczni6w i uczennic trzeciej klasy, nic nad niq nie bylo ciekawszego.<br />
Umawialismy si~ w owym kinie na randki odkrywajqc<br />
z dreszczem elektryzujqce wlasciwosci spoconych rqk i kurczowo<br />
zacisni~tych kolan w pocerowanych ponczochach w prqzki.<br />
PLUSZOWY NIEDZWIADEK<br />
Na miesiqc przed ukonczeniem szkolnego roku raptem ucieklem<br />
z miasteczka, wsiadlem do pociqgu Warszawa-Szczecin i nast~pnego<br />
dnia, po nieprzespanej nocy znalazlem si~ na Dzikim Zachodzie.<br />
Do tej pory nie potrafi~ dociec, co wlasciwie bylo gl6wnq<br />
przyczynq zaskakujqcej decyzji. Mqdry po latach mniemam, ze<br />
obydwoje z mamq nie potrafilismy si~ odnalezc na starych smieciach,
150 MAREK SKWARNICKI<br />
w miasteczku pana od spiewu. Chcielismy zye od nowa po zburzeniu<br />
wszystkiego co bylo, jak gdyby nic si~ nie wydarzylo.<br />
Powrot nasz byl jedynie odruchem podyktowanym przez pami~e<br />
i przyzwyczajenie do tej wizji zakonczenia wojny, ktora<br />
si~ nie spe!nila. Widz~ jeszcze inne przyczyny ucieczki: zakonczona<br />
akurat nieszcz~sliwie pierwsza milose z corkq wlasciciela<br />
warsztatu naprawy rowerow; niezbyt dobre stopnie; wiadomose:,<br />
ze ojciec juz nigdy do nas nie wroci; wiek, w ktorym chlopcy<br />
lubiq wyruszae na poszukiwanie przygod.<br />
Za racjonalnosciq ostatniego z argumentow przemawia swiadectwo<br />
smierci mojej maskotki: niedzwiadka Miodusia. Otrzymalem go<br />
w podarunku w dniu pierwszej wigilii wojennej. Wtedy, gdy studiowalem<br />
ilustracje Grottgera w ramach dworskiej edukacji.<br />
Miodus przetrwal ze mnq wszystkie szkolne lata. By! widzem w kinematografie<br />
wyswietlajqcym wygrane w "bqczka" klisze i ministrantem<br />
w okresie religijnych uniesien. Ja gralem "Boze, cos<br />
Polsk~" na organkach "Honera" a on dzwonil na "Sanctus". W internacie<br />
wisia! obok ulana galopujqcego z radosnq wiadomosciq<br />
wsrod drzew. Nie wyjechal natomiast na wakacje do Mauthausen.<br />
Ocalal z powstania w pokoju ciotki, gdzie go zapomnialem w czasie<br />
ostatniej bytnosci. Odlamek wyprul mu trociny z brzucha. Miodus<br />
byl wi~c postaciq wybitnq. Nie zabawkq, ale kims zupelnie na serio.<br />
W dwa dni po ucieczce wal~salismy si~ obydwaj po Szczecinie. Noc<br />
sp~dzi1ismy na dworcu. Nast~pnego dnia wyruszylem razem z nim<br />
w kierunku pobliskiej granicy z zamiarem przedostania si~ dalej<br />
na Zachod. To byl jak gdyby powrot do wojny, od ktorej nie<br />
sposob bylo si~ widocznie tak latwo oderwae. A przeciez juz si~<br />
skonczyla.<br />
Po paru kilometrach zatrzymal nas posterunek MO. Nie bardzo<br />
potrafilem wytlumaczye, kim jestem, gdzie id~ i po co. Zabrano<br />
nas do okratowanego budynku. Wyproznilem kieszenie. Nic w nich<br />
nie bylo zdroznego. Przesluchujqcy mnie sierzant wziql z biurka<br />
Miodusia i poczql podejrzliwie mi~tosie. Piskliwym ze strachu<br />
i emocji glosem zaczqlem prosie, by nie robil mu krzywdy. Ale<br />
ow odruch jeszcze wi~ksze wzbudzil podejrzenie. Dryblas pod<br />
pierwszym Wqsem, z koguciq grdykq, wyst~pujqcy w obronie pluszowego<br />
niedzwiadka, musial bye dla surowych m~zow na granicy<br />
panstwa gosciem co najmniej osobliwym. SierZant wyjql bagnet<br />
i wypatroszyl Miodusia na moich oczach. Potem popatrzyl na<br />
denata, wlochate zwloki wyrzucil do kosza i zaczql b~bnie palcami<br />
po biurku. Wreszcie wstal i wyglosil dluzsze przemowienie 0 gowniarzach,<br />
ktorzy zamiast siedziee w szkole wal~sajq si~ nie wiadomo<br />
po co i gdzie. Zamlm i~to mnie do aresztu na noc, a ranD po<br />
paru jeszcze grzmotach wypuszczono na drog~ ku miastu.
SZKOLA 151<br />
Dzis wiem, ze to Miodus zawracajqc mnie z drogi pokierowal<br />
dalszym zyciem. Podejrzewam go nawet 0 pewnq przewrotnosc, co<br />
wi~cej, nawet chytrose zamaskowanq spokojem na twarzy. Kto<br />
wie, czy to nie on sam tajemnym sposobem, znanym jedynie wojennym<br />
maskotkom, naprowadzil mnie na patrol MO. ezy domyslal<br />
si~, ze sam przeplaci t~ decyzj~ smierciq? Wszystko mozliwe.<br />
Nie wiadomo, do jak wielkich poswi~cen zdolne Sq pluszowe<br />
niedzwiedzie. Wiedzial 0 mnie wi~cej niz ktokolwiek inny. Kiedy<br />
siedzial w opuszczonym przez wszystkich miescie, z ranq bro<br />
CZqCq trocinami, musial niejednq rzecz waznq przemyslee. Stqd<br />
mysl tak jasna i swiadomose, ze powrotu na tamten brzeg wojny<br />
juz nie rna. Musial zresztq sam bye przywiqzany do lezqcego w gruzach<br />
czasu. Ale zdolal si~ zdobye na rzecz nieslychanie w ludzkim<br />
swiecie rzadkq. N i e m i a I z Iud zen, ami mot 0 n i est r a<br />
c i I n adz i e i. Dlatego zawr6cil mnie z powrotem do miasta.<br />
Zrazu poczulem si~ bez niego bardziej niz zazwyczaj samotny.<br />
Musialem juz jednak pozostae. Zatelegrafowalem po matk~. Przyjechala<br />
i dopiero wtedy zycie naprawd~ zacz~lo si~ toczye od nowego<br />
poczqtku.<br />
TEO RIA WZGL~DNOSCI<br />
Dziewiqta moja szkola, do kt6rej chodzilem najdluzej ze wszystkich,<br />
bo az trzy lata, miescila si~ w budynku poniemieckiego<br />
gimnazjum w Szczecinie, nieopodal portu. Poczqtkowo jej parter<br />
za jmowal Panstwowy Urzqd Repatriacyjny. Od rana wystawali na<br />
jego korytarzach przybysze ze wszystkich stron kraju, zwlaszcza<br />
z wilenszczyzny. Baby okutane w chusty kiwaly si~ monotonnie<br />
w oczekiwaniu na przydzial gospodarstw. Jacys egzotyczni faceci<br />
w baranich czapach palili zawijanq w gazety machor~. Niekt6rzy<br />
z nich spali na lawach, inni przewijali onuce, studiowali z namaszczeniem<br />
urz~dowe papiery, lub z wlasciwq ludziom wschodu<br />
cierpliwosciq przyglqdali si~ klamkom u drzwi. Gdy min~lo si~<br />
ich wszystkich po kolei, wejse mozna bylo z konca korytarza do<br />
wielkiej auli. Jej najwi~kszq atrakcj~ stanowily organy na ch6rze.<br />
Swiecily szczerbami po wyrwanych piszczalkach. Gdy si~ takq<br />
znalazlo, buczala jak zywa. Z najwyzszego natomiast pi~tra gmachu<br />
wydobywal si~ od6r gnijqcych eksponatow szkolnego muzeum<br />
przyrodniczego. Spirytus ze slojow wyciekl, alba zuzyto go do wyrobu<br />
wodek. Zeschni~te gady i plazy siedzialy przyczajone na<br />
dnach akwariow przyglqdajqc si~ znieruchomialymi oczyma intruzowi.<br />
Reszt~ budynku doprowadzono juz zupelnie do porzqdku.<br />
W klasach czekaly na nas masywne, pruskie lawki, oszklone okna<br />
i podlogi pachnqce terpentynq.
152 MAREK SKWARNICKI<br />
Po lekcjach sp~dzalem czas na dziwnym i zupelnie nieznanym<br />
mi do tej pory zaj~ciu. Budowalismy dom. Napriod, po rozejrzeniu<br />
si~ w miescie, wybralismy sobie ulic~ kwitnqcych ogrod6w, wysadzanq<br />
brzozami, opadajqcq lagodnym wirazem ze wzg6rza. Na<br />
tej ulicy wyszukalismy mieszkanie. Byly to jak gdyby cztery wille<br />
razem zlepione scianami. Jedna z nich miala bye nasza. Dwa pokoje<br />
na gorze, dwa na dole, wlasny strych, piwnica, a od tylu ogr6d<br />
z drzewami obsypanymi zawiqzkami owocow. Po otrzymaniu od<br />
wladz miejskich 2.ozwolenia na zamieszkanie w tak nieprawdopodobnie<br />
ogromnym kr61estwie, .acz~lismy szukae do niego drzwi.<br />
Brakowalo rowniez niektorych okien i innych urzqdzeii, przede<br />
wszystkim mebli. Drzwi znalezlismy w niezaj~tym jeszcze mieszkaniu<br />
obok. Zamontowalem w nich olbrzymiq zasuw~ chroniqcq<br />
od wszelkich strachow prawdziwych i urojonych. Od tylu rowniez<br />
wprawic trzeba bylo drzwi przywleczone z daleka, bo w poblizu<br />
wszystkie juz zostaly zaj~te . Por~cz do schod6w prowadzqcych<br />
na pi~tro znalazlem w mieszkaniu jeszcze pustym, ale opatrzonym<br />
stemplem kwaterunku. Odpilowalismy jq nocq. Ksi~Zycowymi ogrodami<br />
uciekalismy dzwigajqc jq z siostrq. W podobny sposob zdobylo<br />
si~ (0 nieba darujcie!) par~ "lewych" i "prawych" skrzydel<br />
do okien. Dopiero gdy dom zamykal si~ i otwieral na wszystkie<br />
strony zgodnie z naSZq wolq, a schody nie grozily katastrofq, pomyslelismy<br />
0 sprz~tach. Zacz~ly si~ wtedy owe bajeczne podr6ze<br />
z wypoZyczop.ym wozkiem do osiedla wielkich blok6w na peryferiach.<br />
Cale klatki schodowe staly otworem, aczkolwiek co najlepsze<br />
znajdowalo si~ juz w mieszkaniach tych, kt6rzy przyjechali<br />
wczesniej. Powoli jednak i nam udalo si~ meble skompletowac.<br />
Spotkania z opuszczonymi blokami specjalnie silnie wryly mi<br />
si~ w pami~c. W pokojach staly wyschni~te kwiaty. Gdzieniegdzie,<br />
na dnie klatek, lezaly martwe kanarki. Po podlogach przebiegaly<br />
to tu to tam klaki pierza wyprute z wystyglych poslaii. Wsr6d<br />
zwal6w ksiqzek i gazet lezaly pozlepiane ptasimi ekskrementami<br />
egzemplarze Mein -Kampf i Mitu XX wieku Rosenberga. R6wniez<br />
i ksiqzki kucharskie, wodolecznictwo doktora Kneippa z rysunkami<br />
przedstawiajqcymi wqsatych m~zczyzn robiqcych sobie nasiadowki<br />
w blaszanych wanienkach, dziela Heinego, encyklopedie Brockhausa,<br />
jakies familienblatty, soldatenzeitungi i ksiqzki dla dzieci. Wsz~dzie<br />
pachnialo kwasnq w{lgociq. Turkot meblarskiego wozka rozbrzmiewal<br />
echem po zachwaszczonych podworzach. J a ciqgnqlem,<br />
siostra pchala, w drzwiach domu oczekiwala podniecona matka.<br />
Lekcje odrabialem we wlasnym pokoju! Za oknem szumiala<br />
brzoza. Coraz wi~cej swiatel zapalalo si~ w okolicznych domach.<br />
Rano kolega wolal z chodnika, zebym si~ pospieszyl do szkoly.<br />
A ta dziewiqta szkola nie byla juz niczym innym jak tylko
SZKOLA 153<br />
wlasnie szkolq. Znikn~la dwuznacznosc istnienia rozdartego<br />
pomi~dzy niemoiliwymi do spelnienia pragnieniami, a p~taj'lcym<br />
mysli strachem i niepewnosciq. Byl to rzadki okres w dotychcza,:;owym<br />
iyciu, kfedy wierzylem w spelnianie si~ oczekiwail.<br />
Przyszly zielone lata niespodziewanie, jak wszystko, co<br />
przychodzi i jest po prostu takie, jakie jest, realne, prawdziwe,<br />
nieuniknione.<br />
Doszlo nawet po roku do tego, ie polubilem lacin~. Wykladala<br />
jq Lacinnica. Brak innego przezwiska wskazuje, ie kochala sw6j<br />
przedmiot. Przedarlszy si~ z niq przez ciemne labirynty podstaw<br />
gramatyki wyszlismy razem na wergiliailskie wzg6rza, pod czyste<br />
niebo cyceroilskiej prozy. Rzymskie podboje opisywane w pami~tnikach<br />
Cezara podobne byly zn6w do pochod6w olowianych iolnierzy,<br />
a nie roztrzaskujqcych sobie nawzajem lby iywych okrutnik6w.<br />
Ale tylko bylo tak do czasu. Bo Lacinnica lubowala si~<br />
w por6wnaniach antycznej historii z najnowszq. A interpretacja<br />
wqtk6w mitycznych w poezji nabierala w jej ustach ironicznego<br />
zabarwienia, kt6re nie bylo mi obce. Moze wiedziala, ie stawianie<br />
chlopcom za wz6r heroicznych m~i6w, kt6rzy ginq za ojczyzn~<br />
w pozach wystudiowanych przed lustrem, nie rna jui sensu. Podejrzewam<br />
nawet, ie sarna patrzyla na swoich ukochanych Rzymian<br />
inaczej nii jeszcze par~ lat wstecz. M6wila nam bowie~ nie<br />
tylko 0 ich wielkosci, ale i licznych podlosciach. Do ich porzqdkujqcego<br />
zmyslu odnosila si~ z podejrzliwosciq czlowieka, wiedzqcego<br />
dobrze, czym pachnie dobra organizacja polqczona z podbojem.<br />
UCZqC nas mit6w greckich Lacinnica doszukiwala si~ w nich cech<br />
humorystycznie absurdalnych. Bawila jq dzieci~ca wyobraznia<br />
umarlych. Starajqc si~ wydobyc z szkolnych tekst6w urok strofy<br />
horacjailskiej zmuszala si~ jak gdyby do wiary, ze wyrabianie<br />
w mlodych ludziach poetyckiej wrailiwosci sluiy ich dobru.<br />
Historii uczyl Baleron, ex-ziemianin z poznails~iego. Dyktowal<br />
nam z pracowicie zapisanych maczkiem kartek przebieg wydarzen<br />
z okresu pierwszej wojny swiatowej i pierwszych lat dwudziestolecia.<br />
Notowalismy wszystko w brulionach. Stare podr~czniki,<br />
w miar~ przybliiania si~ do lat obecnych, coraz bardziej wykazywaly<br />
SWq nieporadnosc w rozumieniu tego wszystkiego, co si~<br />
stalo i co b~zie. W nast~pnej klasie, licealnej, Baleron juz nie<br />
uczyl historii lecz Nauki 0 Polsce Wsp6lczesnej. Zapoznalismy si~<br />
z tresciq Manifestu PKWN, strukturq Krajowej Rady Narodowej<br />
i Kartq Narod6w Zjednoczonych. Na scianach wisialy nowe portrety.<br />
Wychowawczyniq klasy poczqtkowo byla polonistka. Musiala<br />
jednak niebawem, na skutek pewnych wydarzeil w klasie, zrzec<br />
si~ swojej funkcji. Mialy one miejsce na ilus tam kolejnych
154 MAREK SKWARmCKI<br />
przerwach pierwszego roku nauki. Po prostu po wyjsciu profesor6w<br />
z klasy dzialy si~ w niej rzeczy straszne. Zabawa w "czolgi",<br />
juz nie przy ui;yciu kruchych stolik6w, ale masywnych, niemieckich<br />
lawek, przybrala w dziewiqtej szkole wymiary zgola apokaliptyczne.<br />
Nadodrzanskq jej mutacjq stala si~ z biegiem czasu gra<br />
w "garba". Do walki stawaly dwie druzyny, kazda w sile czterech<br />
uczni6w. Pierwsza z nich wiqzala si~ r~kami w garbaty lancuch,<br />
druga wskakiwala na jego plecy. "Garb" ruszal walczqc ze sobq<br />
zaciekle. Drui;yna spod spodu starala si~ zrzucic g6rnq podskakujqc,<br />
trz~slic i kluczqc, g6rna natomiast, r6wniez skokami usilowala<br />
rozerwac pod sobli zywy lancuch. Reszta klasy kibicowala. "Garb"<br />
chodzil od okna do drzwi i z powrotem niszczqc kazdego i wszystko,<br />
cokolwiek napotkal po drodze. Pewnego razu jego ofiarq padla<br />
wchodzqca z klas6wkowymi zeszytami Polonistka. Oficjalnie roz- .<br />
wiqzano klas~ posiadajqcq juz na sumieniu 0 wiele wi~cej przekroczen.<br />
Wezwano rodzic6w, skladalismy nawet podania 0 powtorne<br />
przyj~cie do budy. ~nedy owe zabiegi administracyjno-wychowawcze<br />
dobiegly wreszcie konca, opiekunem nowej menazerii byl juz<br />
sam Dyrektor.<br />
Uczyl biologii. Co pewien czas usilowal nam wytlumaczyc, ze<br />
uczniowie polskiej szkoly w Szczecinie mUSZq byc bardziej odpowiedzialni<br />
niz gdziekolwiek indziej. Rozumial, ze nadmiar niewyladowanych<br />
w zabawach sil wylewa si~ obecnie z nas w postaci<br />
"garb6w", nie mniej nawolywal do solidarnos
SZKOLA 155<br />
Kamienie nadbrzeza rozsadzala zielen. Wielki elewator zamykajqcy<br />
perspektyw~ basenu lezal niby kamien u wrot unieruchomionego<br />
krolestwa marzen 0 podrozy. Powoli jednak i ono zacz~lo ozywae.<br />
Tu i 6wdzie ukazaly si~ pioropusze pary z lokomotyw, bocianie<br />
spacery rozpocz~ly dzwigi, kacze w~drowki holownikow pozostawialy<br />
slady na nietkni~tej do tej pory tafli basenu. Wreszcie,<br />
kt6regos dnia, ukazaly si~ okr~ty. Ich rozmiar wskazywal, ze<br />
moma juz nimi oplynqe caly swiat dookola. Oglqdane z bliska<br />
odkrywaly tajemne znaczenie obcych napisow, wn~trza kabin<br />
oprawne w mosi~zne ramy iluminatorow, twarze zal6g i dzwi~ki<br />
nieznanych slow. Pachnialy olejnq farbq i workami. Z wielkich<br />
przerw powracalismy wolnym krokiem sprzeczajqc si~ 0 techniczne<br />
detale nieosiqgalnych podr6Zy.<br />
Troch~ to dziwne, ale wtedy jeszcze zupelnie nie myslalo si~<br />
o swiezo zakonczonej wojnie. Raczej opanowala nas pasja m~tnego<br />
filozofowania 0 sensie Zycia, co mi juz, niestety, pozostalo na<br />
zawsze. Z jedynej w6wczas w miescie prywatnej wypoZyczalni<br />
zabieralem co tydzien do domu nieprawdopodobnie trudne ksiqzki.<br />
Rozumialem je piqte przez dziesiqte, niemniej, samo obcowanie<br />
z nimi napawalo rozkoszq "rozmowy z tytanami mysli", jak okreslala<br />
ich mama. Zwlaszcza ktorys z traktat6w Schopenhauera wywarl<br />
na mnie ogromne wrazenie ponurq wizjq swiata rozpieranego<br />
slepymi silami woli ukrytej w gwiazdach i dloni czlowieka. Nie<br />
wiedzialem dokladnie, 0 co chodzi, ale podzielalem z filozofem<br />
mniemanie, ze zycie jest czyms r6wnie pot~znym co i smutnym.<br />
Wsr6d przyjaci6l poczqlem wi~c uchodzie za tego, kt6ry mysli.<br />
Jeden z nich zwlaszcza stal si~ partnerem dyskusji na tematy najwyzszej<br />
rangi. Byl nim Japa. Cz~sto odwiedzalismy si~ nawzajem<br />
w domu. Przed wojnq jego ojciec byl bezrobotnym. Dziecinstwo<br />
J apy nie przypominalo w niczym mojego. 0 tyle tylko, ze i on<br />
chodzil juz do kt6rejs z rz~du szkoly. Nikt go jednak nigdy nie<br />
usilowal nauczye gry na fortepianie. Japa, prawie jedyny w klasie,<br />
nalezal do Zwiqzku Walki Mlodych. Wtedy wymagalo to pewnej<br />
odwagi czy zdecydowania i wiem, ze mialliczne wqtpliwosci natury<br />
bardziej filozoficznej niz spolecznej. Wygrzewajqc si~ nad jeziorem,<br />
odpoczywajqc po plywaniu pod nawisami oslonecznionych gal~zi<br />
dyskutowalismy 0 tym, czy istnieje milose pomi~dzy kobietq i m~zczyznq<br />
(czy tez wylqcznie slepe pozqdanie!) oraz czy swiatem rZqdzi<br />
Bog.<br />
Drugim partnerem dyskusji byl P~drek. W willi jego rodzicow<br />
wisialy na scianach fotografie koni z przedwoJennego majqtku.<br />
Wm;trze domu upodabnialo si~ w miar~ zagospodarowywania do<br />
widokow przechowanych jeszcze zywo w pami~ci dworow, w kto
156 MAREK SKWARNICKI<br />
rych mieszkalem. Z tamtego brzegu przywolywano duchy nie<br />
istniej'lcych juz sprz~taw i zwierz'lt. Wlasciwie z P~drkiem latwiej<br />
bylo znaleze wspalny j~zyk niz z Jap'l. Ale Japa bardziej si~<br />
przejmowal mysleniem. P~drek mial do :i:ycia i wszystkich niezwykle<br />
waznych spraw dyskutuj'lcej mlodosci stosunek nonszalancki<br />
i gl~boko niefrasobliwy. Nie potrafilem si~ na cos podobnego zdobye,<br />
chociaz bardzo tego pragnqlem. Wlasna powaga i zasadniczose<br />
niezwykle mi ci'lzyly. Ale J apa mi byl przez to blizszy. Podswiadomie<br />
zazdroscilem P~drkowi jego dobrego samopoczucia, owej<br />
nieswiadomosci, czym jest ziarno zycia sciskane w minucie l~ku,<br />
lub w godzinach glodu, w wewn~trznym odosobnieniu, w ukryciu<br />
przed wszystkimi. Rozumialem, dlaczego Japa przestaje wierzye<br />
w Boga. P~drek nie rozumial.<br />
Mimo dobrych wynik6w w plywaniu, nieco gorszych w mysleniu,<br />
dopuszczenie do matury w pewnym momencie nauki w dziewiqtej<br />
szkole przestalo bye pewne. Wtedy mianowicie, gdy Ficus, jak<br />
sarna nazwa wskazuje trudniqcy si~ nauczaniem fizy, oswiadczyl<br />
dnia pewnego, ze Marcin zapewne b~dzie repetowal rok, 0 ile nie<br />
nadrobi zaleglosci i strasznych zaniedban jego przedmiotu. Uczylem<br />
si~ jak moglem przez dni siedem, az Fic wyrwal mnie do odpowiedzi.<br />
Zupelna fizykoodpornose, kt6ra znamionowala zawsze<br />
m6zg, kt6ry akurat mnie przydzielono w dniu stworzenia, tym<br />
razem grozila prawdziwq kl~skq. . Uratowal mnie Einstein. Nie<br />
chodzi 0 niczyje przezwisko, ale 0 prawdziwego Einsteina. W numerze<br />
wychodzqcych juz wtedy "Problemaw" przestudiowalem<br />
akurat artykul 0 teorii wzgl~dnosci, ktory nast~pnie dyskutowalismy<br />
z Japq jednakowo dziwiqc si~ przewrotnosci przyrody.<br />
- No, Marcin, Einstein to z ciebie chyba nie b~dzie - stwierdzil<br />
obecnie, w czasie mylnych zeznan pod tablic'l Fic. - A wiesz<br />
w og6le, kim jest Einstein?<br />
Po wyrecytowaniu przeze mnie calej teorii wzgl~dnosci z "Problem6w"<br />
zapadla w klasie cisza, a profesor (wyobrazam ja sobie),<br />
otworzyl ze zdumienia usta.<br />
I tak, dzi~ki teorii wzgl~dnosci, ukonczylem dziewi'ltq w swoim<br />
zyciu szkol~.<br />
Marek Skwarnicki
MIKOt.AJ BIESZCZADOWSKI<br />
NA TEMATY z CAMUSA <br />
I. ZAMIAST WSTE;PU<br />
I}ami~tam kiedy Tomasz Mann<br />
znuzony jazgotem ptaszarni opuszczal nas<br />
na poduszkach komicznej landary <br />
przedpotopowy samoch6d mial latarnie zasnute krepll <br />
za kierownicll sluzbiscie w sztywnej liberii smierc<br />
i jeszcze swiecH przez szyby cylinder krzywo jak tiara<br />
nad s~pirp profilem<br />
(Tak spadac nieruchomo w otchlan fotografii<br />
nad hipnotycznym lustrem lekko si~ pochylac<br />
potrafi dla przekory tylko wielki pan)<br />
Towarzyszyl mu usmiech doskonalej ironii<br />
albo grozy co wychodzi na jedno<br />
pod maskll z gipsu czy z brqzu -<br />
Na pozegnanie tykaly z uporem mieszczanskie zegary<br />
w zbombardowanych salonach: chwala zlotego wieku<br />
pary i elektrycznosci.<br />
To hylo mniej wi~cej wszystko<br />
a wszystko wypozyczono na chwilft<br />
jakiejs wiecznosci<br />
z rekwizytorni prorok6w.<br />
Sluchalismy hez zapalu jak dudni pod mostem Styks<br />
juz wiekowy i nudny, ze szkolnych wypis6w.<br />
Przechodzily czw6rkami zdania, kt6re jak nikt<br />
umialy dotrzymac kroku tak zwanej rzeczywistosci<br />
ale juz nie potrafill.<br />
Ci co zostali na brzegu powiewali chusteczkami<br />
albo tlumili ziewanie<br />
niby turysci gdy krllZll po historycznym kosoiele<br />
choc odiwierny 0 pyszczku zlowieszczego lisa<br />
podzwania kluczami i wycillga rftkft po napiwek.
158 MIKOl..AJ BIESZCZADOWSKI<br />
Pamic;tam byla wtedy noc ze szkla<br />
z sierpniowego jak tylko u nas i brz'!czal strumien<br />
tkliwie ·po szubertowsku, die Forelle<br />
to znaezy pstrqg.<br />
I ktos 0 ciasnyeh raczej horyzontach ehociaz oblatany<br />
w zawilosciaeh nowoezesnosci i az pstry<br />
od roznyeh izmow<br />
jakby go ustroili na niedziel,!<br />
powiedzial ze to koniee<br />
z ementarzyskiem wielkieh literatur<br />
z nekromancjq akademizmem i tyraniq gramatyk;<br />
- b,!dziemy mieli slowa bez slow jak ptaki<br />
albo jak lekki instrument ukulele albo dlonie<br />
kiedy klaszezq albo trqbka<br />
na ktorej tanezy po omacku magik<br />
z aniolem w duszy ehoc 0 rysaeh gbura:<br />
Louis Armstrong <br />
I przypominam sobie ze nas ktos zawolal<br />
(moze to bylo wczesniej 0 dobrych par,! lat<br />
mnie si~ jednak zdawalo jakby .w tym samym czasie)<br />
glos ktory silt podniosl nagle z nagiej ziemi<br />
kwiat nieul~kly<br />
albo ze snu jak zolnierz<br />
czy z pragnienia ktorego nie ugasisz<br />
czy nie bardzo wiadomo skqd <br />
na polu bitwy gdy nikt nie sluclla komendy kapitana<br />
choc huczq ei,!zkie dziala i czujemy swqd<br />
okrutnyeh piecow w ktoryeh dotqd pala<br />
raehunek pokolen - niewykryty blqd<br />
glos obey jednak poezl!l drgac znajomq strzalq<br />
w mojej wlasnej gardzieli<br />
jak haslo kiedy porywa przeciez przykuwa do miejsca<br />
kaze walezyc a jakby powsciqgal nas w boju<br />
i willze z naszym ezasem i dzieli <br />
taki ktory wzywa na sqd<br />
II. SMIERC<br />
W blyszezqeym fartuehu poloznej, obroeona do widzow pleeami<br />
przywarowala u wejseia; robotniea<br />
albo robot<br />
bo widac jak pulsujq miarowo pierseienie odwloku
NA TEMATY Z CAMUSA<br />
159<br />
tajemny mechanizm warczy zlowrogo i wiese<br />
o jej przybyciu dociera glttboko<br />
do najtajniejszych galerii zadzumionego ula.<br />
Nad pasiekll wazll sitt losy; wrzask zatracellCOW<br />
zagrzewa zastt)py - ona jednak znuzona cittzko dyszy <br />
na krotko zapada w sen i znow poczyna dygotae<br />
przeszywana zlldlami naglych bolow <br />
rttce w oslizglych rttkawicach rozczapierza<br />
jakby sparzone - a moze to Sll kleszcze kraba<br />
bo otwierajl} sitt i zamykajll nozycami<br />
czemu towarzyszy przenikliwy syk<br />
albo raczej pisk schwytanej w potrzask myszy<br />
Wszyscy czekajll z zapartym tchem co teraz nastllpi<br />
bo to jest chwila najwyzszego napittcia starannie obmyslana<br />
przez najslawniejszego w swiecie metteur "en scene -<br />
Bohater zjawia sitt nagle niby rzucony na zer<br />
- widzialem jak umierajll psy - powiada<br />
i jeszcze<br />
to jest kukla<br />
nkrttcona z gliny i slomy - A om JUz czujll w dloniach<br />
jak im sitt niecierpliwill brawa -<br />
Przeciez wystarczy ill wywolae po imieniu<br />
fatalnll karttt w najciemniej~zej z gier<br />
zeby przestala przerazae<br />
On tymczasem jednym gwaltownym gestem jakby dobywal miecza<br />
albo zdzieral masktt<br />
sklada jej uklon: ja wiem ze smiere<br />
to cos co zawsze jest plugawe<br />
Wtedy ona odwraca si~ niby zwierztt ktore uslucha<br />
rozkazu swego pana i widae wyrainie usmiech<br />
szeroki po macierzynsku od ucha do ucha<br />
kiedy powoli obnaZa calq prawdtt -<br />
Teraz juz wszyscy wiedzq ze to jest krolowa<br />
Regina in coelis<br />
jej macki swiecq nad czolem aureola<br />
splecione w ruchliwy wieniec.<br />
Potem ujmujc go w dlonie tak wlasnie<br />
jak sit) tego uczyla u samego Boga,<br />
bardzo ostroznie zeby uniese wysoko<br />
na oczach wszystkich -<br />
Na oczach wszystkich kruszy go z cichym chrzttstem<br />
jakby chciala powiedziee przez to: jestem
160 MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />
I nic lUZ wiltcej nie rna tylko droga<br />
po ktorej wszyscy jeden za drugim wychodzll<br />
w wielkim porzlldku<br />
III. WYMIAR SPRA WIEDLIWOSCI<br />
W godzinie ktora uszla<br />
wtadzy piekielnych zegarow<br />
skrzydlata rnysz<br />
nieruchoma jui na wieki wiekow<br />
wysoko na scianie urz"du<br />
bialej jak czas<br />
w sarno p oludnie<br />
w blasku tak przeraZliwym ie oko<br />
staje kolern<br />
pod powiekll ze szkla<br />
kiedy plonie nade rnnll<br />
wielka lampa chirurgow<br />
rozplatany<br />
na calll szerokosc ciala<br />
oczyszczony z wn"trznosci<br />
odcedzony z dymillcej posoki<br />
na pustym kuchennym stole<br />
nagi - tak bardzo ie tylko nagosc<br />
widac - wydanll na widok wszystkiego<br />
co patrzy<br />
lei" i swieci mi noi<br />
naczelnego kucharza<br />
i obraca silt w lewo w prawo<br />
cienka igla busoli <br />
wszystk o co we rnnie iywe bez kresu i drga<br />
i jeszcze raz rnnie boli - od poczlltku<br />
ktory spoglljdasz na rnnie z wysokosoi<br />
Wysoki Slldzie<br />
ktorego nie rna bo nie rna Slldu<br />
ani po lewej ni po prawej stronie<br />
dnia <br />
nim rnnie przegryziesz i wyplujesz<br />
jak slin" ktora jest letnia i slona<br />
w polowie przemieszana z krwill <br />
zbaw<br />
od powrotow godziny<br />
na tarczach
NA TEMATY Z CAMUSA 161<br />
zywyeh zegarow<br />
tanezllea mysz<br />
pod lamp ll na niskim hiurku oezy s~dziow<br />
bezlitosnie .<br />
kazdq nienarodzonll mysl<br />
i wywlekajll zdanie po zdaniu<br />
mierzl! moj slueh i dreszez<br />
i zbuntowany dotyk<br />
mierzll swoj slueh i dreszez<br />
i zhuutowany dotyk<br />
i nakluwajll seree skalpelem jak wlos<br />
wed Ie prawidel nieczulyeh gramatyk -<br />
Ktory nie hylem z swiadkow ani glos<br />
sumienia <br />
szept - gorzki pokarm wieku<br />
kOrZeIl traw<br />
Ilieeh pod ohron~ weimie jasna eiemnosc<br />
niewyrazania<br />
sledezyeh<br />
•<br />
IV. ABSURD<br />
To zllaezy sehylic si~ nad wllskim stolem<br />
w centrum eiemnosCl, na kraw~dzi snu<br />
rozwinllc mapy zehy dlugo sledzic<br />
pozyeje nieprzyjaciol i lini~ obrony<br />
u szaneow niezdohytej ehoeiaz padla twierdzy<br />
Tymezasem smierc przez rami ~ wydaje rozkazy<br />
krzyzuje plany kre§ll!e wszerz i wzdluz<br />
dyktatorskim olowkiem kart~ r~kopisu<br />
a w gl~bi pustej seeny wywraea koziolki<br />
doweiplle pieklo Hieronima Boseha<br />
Do zaJanego krwill przystllpic stolu<br />
bez rangi wskrzesiciela - elektryezny noz<br />
zanurzyc w dawno martwe i skurezone seree<br />
jakby jeszeze swieeila tam iskra nadziei<br />
Nadziei nie mal seplellill umarli<br />
stloczeni rojnll zgrajll na szkielku zegarka.<br />
Powodi wehodzi 11a schody juz si~ga do ust<br />
zostaje pusty poklad we wladzy demonow<br />
a przeciez walezyc dalej - dalej jak 0 wszystko<br />
<strong>Znak</strong> - 11
162 MIKOLAJ BIESZCZADOWS::
NA TEMATY Z CAMUSA<br />
163<br />
Nieodpomniana pami~e wyleczonych chorob<br />
(kto wspomina udr~ki wyrwanego zt;ba)<br />
dawne bitwy wewn ~ trz n e i groza wyborn<br />
na nic. - Jak dusicielka codzien malodusznose<br />
zaklada nam o bro z~: nasz laurowy wieniec<br />
Sam ze sobll to znaczy klamca przed szalbierzem<br />
sluchajll siebie wzajem (a ktos skomli z bolu)<br />
zbudzeni rWl!cll prozll obcego autora<br />
przewracamy stronnice. Zeby mierzye los<br />
jllZ za poino. Niech spi dolina zlych konsulow<br />
Kiedys spotkalem kamien kiedy wstawal ze snu<br />
pocz~ty z greekiej mysli ehoe bez glowy<br />
Victoria - okrzyk wiary ze przeminl!<br />
szyki zbrojnych topora 0 szafoty stuk<br />
Pewnie jll slyszal zw iastunk~ budujl!c zdania Camus<br />
ehoe mowa 0 lekkich puchach gorzkiego migdalowca<br />
kiedy stawiajq czolo furii zimowych bezprawi <br />
To szez
164<br />
MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />
maszyno sprawiedliwosci wzniosla i namaszczona<br />
bracie ktory piastujesz najciemniejszy urzlld<br />
w czerwonych rttkawicach<br />
siostro niemilosierdzia jednym zwinnym chwytem<br />
jak w cyrkowym numerze gdy wywlekasz mnie<br />
z cieplego gniazda p ulsow oddechow i krwi<br />
ktora dochodzisz i iemio - zenska ziemio<br />
slodkie piersi pagorkow lona zarosle hiacyntem<br />
swittty duchu powietrza sniezna golttbieo<br />
dogasasz u pijllcych ciebie chciwie nozdrzy<br />
maszyno sprawiedliwosci oko za oko<br />
zllb za zllb<br />
wysokie szafoty eiasnym krttgiem<br />
schylone nade mnll dusicielskie nianki<br />
kiedy twarzll do muru fifry i bttbny<br />
maszyno ktora ziarna od kllkolu<br />
bracie moj ostateczny stopnie szafotu<br />
o czarnej czwartej <br />
krolowo matko ktora ktora <br />
wy straznicy wittzienni <br />
czarne gardla wittzien <br />
o potttpionej pilltej <br />
maszyno twoj krzywy usmiech <br />
gwizd olowiu <br />
gwizd <br />
przeciw karze za zycie <br />
przeciw karom za grzechy <br />
przeciw mocom wyrokow<br />
•<br />
przeciw przemocy praw <br />
przeciw ostatniej godzinie <br />
przeciw ostatnim sekundom <br />
przeciw przeciw <br />
zawsze przeciw <br />
ruoj krzyk zdlawiony w polowie <br />
Sliskim od §liny strykiem <br />
UPADEK<br />
Nie padnll na kolana katedry w rzezbionych pancerzach<br />
ksienie zamarlej krucjaty<br />
nie bttdll wybijac poklonow matematycznym niebiosom<br />
w takt mechanicznej hosanny
NA TEMATY Z CAMUSA<br />
165<br />
Upadek wielkiego mocarstwa odbywa si~ ukradkiem<br />
z dnia na dzien z minuty na minut~<br />
bez ceremonii<br />
placz i zgrzytanie z()bow to figura stylistyczna<br />
ornament skostnialej trageclii<br />
kolejne cywilizacje schodzq do muzeow<br />
z poczuciem wypelnionej misji<br />
nfne w swoj eternel retour<br />
pocci sq od tego aby im wypominac<br />
ie od samego poczqtku zostaly skazane na smlerc<br />
i ie imiona bogow hitwy morskie tahlice praw<br />
tak jak kopuly kaplic jak partytury mozarta<br />
z tej samej suhstancji co cien<br />
(manekin Nike Samotrackiej woskowa glowa Nefretete<br />
drewniane kukielki ksiqillt z dynastii Tahuantin i Atahuallpa)<br />
litosc nie lezy w zasiftgu pojftc historycznych<br />
kto jeszcze oplakuje zburzenie Mediolanu<br />
przez Barbarossft?<br />
mnich Merton odmawia wersety 0 zagladzie New Yorku<br />
drozdy uwijq gniazda w ruinach pilltej ulicy<br />
przyszlosc trwa tylko w snach<br />
Obalonq kolumnft moina dzwignllc to nic trudnego<br />
zeby stanql kamien na kamieniu wystarczy dziesil(c lat<br />
nawet piftc<br />
obrocona w popiol stolica znowu lopoce skrzydlami<br />
plocha kokosz feniksow<br />
(skowyt ekskawatorow zwinna mqka cementow segmenty rusztowan<br />
pryzmy szkla)<br />
Prawdziwy upadek wygll!da nie tak<br />
wielkiej rozpaczy nie widac przez soczewkft lez<br />
nie trzeba konc·a swiata aby zgaslo niebo nad nami<br />
wystarczy znieczulic sluch<br />
unieruchomic serce<br />
ws:!:ystko dobywa sil( w smiertelnej ciezy<br />
wlasnie to: w smiertelnei<br />
.Talowe krainy Eliota atakujq z chrzftstem<br />
az po horyzonty<br />
zanosi sil( na to ze bftdzie gorl!<br />
ich nieokielzana plodnosc<br />
(cmentarzyska martwych automatow prochnica zalana hetonem<br />
usychajqce powietrze)<br />
Obozy upadlych aniol6w<br />
u fundamentow<br />
lotne pogotowie zarazy
166 lVIIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />
ieh szloeh to nasza muzyka konk retna<br />
SSqea ezkawka retort prozniowyeh<br />
llatttZOne soprany oporniezyeh lamp<br />
pieszo przez Sahartt zamknittei w ireniey eyklonu<br />
u padamy w noey i we dnie co krok<br />
bez wytehnienia<br />
taka jest dialektyka podrozy<br />
jeszeze daleko do jlldra ciemnosci<br />
eel lezy juz za kresem sil<br />
Monstrualny ezlowiek nowoezesny z infantylnll teorill informacji<br />
jego sto pit;cdzicsillt szczepow schizofrenii<br />
i niczyja swiadomosc kolektywnych zbrodni<br />
(bariera kolczastych palcow strzelnice miradorow noe mgla<br />
fauna podskornyeh marzen psy polieyjne 0 szkarlatnyeh<br />
p aszezt;kaeh zar ojonych klami)<br />
Nadzieja laboratori6w<br />
ze zr ealizujlj<br />
w stopniu prawie doskonalym<br />
trwogt; Paseala<br />
lodowate przestrzenie k osmiczne mit;dzy dlonill a dlonill<br />
od ust do Ilst<br />
augustyriska nieobeenosc swiatla nie tylko nieobeenosc<br />
jak okiem s i ~ g n llc<br />
wchodzll poslusznie na o r bit~<br />
z d okladnoscill bolow p orodowych<br />
wirujemy wprawieni w rueh planetarnll fobill<br />
nasz upadek nie rna kierunk u<br />
nawet dna<br />
zehy na nim spoczllc<br />
(nicwidzialna br on plazmatyczna laser otwiera zawrotne<br />
perspektywy<br />
likwidacja oddechu na dowoln!! odleglosc rozklad tkanki na<br />
zawolanie)<br />
miasta cielesne w poludnie rozkwitu<br />
oit;ciwy scittgien gotyk ossatury<br />
gorej,!ey krzak nerwow w anreolach tlenu<br />
n Sflodu rzt;zlj kllwerny wylt;gi szezura sarkomy<br />
haniebny upadek cial<br />
placzcie mn szekspiry pobojowisk<br />
pustoszejllce gnillzda w konarach dobrego czy zlego<br />
demony i jakuby iikladajll arehaiczny ort;z<br />
nowe mity nie znajll godnosei<br />
niby llbogi smietaik
NA TEMATY Z CAMUSA<br />
167<br />
zal iast luny archanielskich lmIOn<br />
techuiczna rejestracja archetypow<br />
(w poszukiwaniu straconego znaku w podr ozy d o zasypanych irodel<br />
lowieckie wyprawy do mglawic niepo ohienstwa podsluchiwanie<br />
przepasci)<br />
bez zmruzenia powiek<br />
ogl~damy upadek wiar<br />
my zlepek wrazen ze starej facecji Joyee'a<br />
nasz llll;tny stream of conscience<br />
urqz,!c studnie Babel<br />
,.' bezdusznym powietrzu Kafki<br />
Ariadny uchodz,!ce w ciemnosc labiryntow<br />
Moze Simona Weil? Jej okulary zamglone od natllzenia<br />
dwa ogniska promieni<br />
wychylona z balkonu w dole dymi" fabryczne Niniwy<br />
bez korzeni Simono wszystko nazbyt ci~z k ie<br />
jak topor jak zw,!tpienie<br />
spada ze swistem zapada<br />
kaptur em gasidla<br />
Odehodz,! od stolow Panskich<br />
ku wygodnym spokojom sumienia<br />
glusi na szczekanie pie iel<br />
Mcwy chmur'l gradow,! nad Marken nad D amr akiem<br />
p taki harpie z filmow Hitchkock a<br />
ieh rozwscieczony wrzask nad n asz" kazni"<br />
Hr l!gliwe naloty az po nadir<br />
wstaje z bagnistych kanalow<br />
z czerwonych jam wnf(trznosci<br />
glos<br />
to nas tak wola to my<br />
wz ywamy na pomoc<br />
(£lorn Anny Frank p rzy Rozengracht dwa bezludne pokoje<br />
skamieniala kuchnia pielgrzym ki z Nowej Zelandii<br />
ekipy telewizyjne)<br />
Matka oel Rezurekcji pada od znuzenia<br />
w trzcinowym leprozorium<br />
pod tropikami<br />
dzwonnice switu od morz przymglone ave<br />
qui laetificat iuventutem meam<br />
katedry galopujll ze wzgorz sploszone litado<br />
unoszll rosochate Iby<br />
koronowane orientem<br />
Wllsz'! mleko u swietlistych rzek<br />
glos w kazdll IItronQ 8wiata
168 MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />
czterolistna roza nadziei<br />
gwiazda czwororamienna<br />
po jednej i po drugiej stronie swiata<br />
w gorlt i w dol _<br />
jej promieniste centrum<br />
kluczem wloczni otwarte na wiecznose<br />
jakby czlowiek rozpiltty na pustce<br />
spadal w otchlan<br />
po zenit<br />
Eli! Eli! az do krancow nocy<br />
Ten glos to ma bye wszystko?<br />
Tak to wszystko<br />
2jYCIORYS NA ZAKONCZENIE<br />
Ojciec byl robotllikiem rolnym i zgin/ll w bitwie nad Marn1j<br />
matka jest i pozostala prost1j chlopk1j <br />
na fotografii ktor1j zamiescil popularny magazyn ilustrowany<br />
z racji tragicznego zdarzenia<br />
widae jej iberyjsk/l twarz<br />
o ustach mocno zasznurowanych<br />
ktora spogll:\da twardo i milczy<br />
bo czymze maj1j silt z nami dzielie<br />
dotkniltci palcem losu?<br />
Tlem dziecinstwa byla dzielnica nltdzy<br />
w dalekim miescie <br />
zapach smazonych kartofli kamienne uliczki<br />
pod rozzarzonym niebem<br />
a dla ozdoby szumialo morze<br />
to samo ktore wiodlo niegdys dialog z Augustynem<br />
Nieodzowna gruilica - zle stopnie z francuskiego<br />
filantropijny ksil:\dz prefekt odkrywa w mlodziencu talenty<br />
i to juz chyba wszystko<br />
jeSli nie liczye pilki noznej tej jak wiemy typowej odskoczni<br />
dla stlumionego libido potltgi<br />
w zyciu proletariackich dzied<br />
Ale bylo jeszcze cos co umyka uwadze obserwatorow:<br />
Wielki Strach<br />
Kiedys nad ranem w pol8nie<br />
zobaczyl nad sobll drabinlt bez szczebli<br />
jakby dwa drewniane ramiona sciskajllce w gorze<br />
krzywo wyostrzony noz<br />
MIKOt.AJ BIESZCZADOWSKI
WIEStAW PAWEt SZYMANSKI<br />
"Z AGARY" I ZAGARYSCI <br />
Ostatni numer "Kwadrygi" ukazal si~ w czerwcu 1931 roku,<br />
w kwietniu tegoz roku wyszedl pierwszy numer "Miesi~cznika<br />
idqcego Wilna poswh:conego sztuce" - "Zagary". 1 W kr6tkim<br />
slowie od redakcji pisano: "Idqce Wilno, a wi~c pokolenie, kt6re<br />
dopiero startuje. Startuje na juz przez siebie wybranej biezni.<br />
Nie tworzymy grupy, szkoly, kierunku. l.,qczy nas wsp6lny wysilek<br />
raczej, niz jego charakter. (...) "Idq,c" mijamy, napotykamy<br />
caly szereg zagadnien, do kt6rych musimy si~ ustosunkowac. Stqd<br />
tez i nasz sqd 0 "starszych". (...)"<br />
"Starsi", to byli przede wszystkim bezposredni poprzednicy,<br />
kwadryganci, r6znica wieku wynosila przeci~tnie szesc lat. W czwartym<br />
numerze "Zagar6w" zaatakowal ich Teodor Bujnicki. "Nie<br />
chcemy "Kosciola bez Boga" - pisal - kladziemy nacisk na posiadanie<br />
przez poet~ mocnego p ion u ide 0 w ego, ale nie mozemy<br />
si~ zgodzic na liche stiuki i zlocenia swiqtyni, imitujqce<br />
marmur i kruszce: to jest swi~tokradztwo. (oo.)" 2 Cios byl 0 tyle<br />
bo]esny, ze przeciez grupa "Kwadrygi" wystartowala w roku 1927<br />
1 Histol'ia wychodzenia "Zagar6w" rna trzy fazy. W pierwszej od kwietnia<br />
1931 do marca 1932, ukazywaly si
170<br />
-. WIESLAW PAWEI.. SZYMANSKI<br />
z programem poezji spolecznej. "Dosyc pozazyciowego estetyzowania!<br />
Wracamy do zycia!" - pisal w6wczas Mieczyslaw Bibrowski<br />
w e ws t~ p nym artykule pierwszego numeru "Kwadrygi". 3 Bylo to<br />
jednak u derzenie zasluzone. P o · kiIku latach nastqpil natur ainy<br />
rozpad grupy i w ostatniej fazie kazdy z jej czlonk6w byl wlasciwie<br />
wyznawcq odmiennego poglqdu. Rac j ~ mial Stefan Napierski, krytyk,<br />
kt6ry przeciez w pierwszym okresie "Kwadrygi" bardzo pozytywnie<br />
ocenial tomiki poet6w przy niej skupionych (Sebyly,<br />
Galczynskiego), gdy pisal w roku 1932: "Wszyscy kwadrygisci,<br />
z wyjqtkiem Flukowskiego, Czechowicza (kt6ry jest, zresztq, swiezej<br />
daty nabytkiem), ostatnio Dobrowolskiego, ulegajq zludzeniu,<br />
. ze jest si~ poetq, kiedy pisze si~ wiersze. Niepodobna natomiast<br />
\vrzeszczec i spiewac, ze jest s i~ ustami epoki, b~dqc tylko jej<br />
wt.6rnym lub splagiatowanym echem, si6dmq wodq po kisielu<br />
Eu ropy, powrotnq i m~tnq falq". 4 Z tego sqdu tylk o tr.zeba wylqczyc<br />
takze Galczynskiego i Sebylt;'.<br />
Utarczki z jeszcze dzialajqcymi (do roku 1933) kwadrygantami<br />
n a tym s i~ skonczyly. Znamienne jest jes?cze jedno. 0 ile kwadryganci<br />
zaatakowali z miejsca, ostro, "Skamander " i "Wiadomosci<br />
Literackie" 5, 0 t yle zagarysci bardzo lagodnie i jak gdyby mimochodem<br />
wyrazali swoje sqdy 0 starszych, uznanych tw6rcach. Czy<br />
1a lagodnosc byla spow odowana opanowaniem - wynikiem kult<br />
ur y osobistej? Chyba takze i taktykq - swiadomosciq, ze spalenie<br />
m ost6w im samym utrudni dotarcie do zamierzonych pozycji.<br />
Skamandrytom oberwalo si~ w e w spomnianym ar tykule Bujnick<br />
iego, ale tylko pier wszy okres ich tw6rczosci n azywal uutor<br />
"przerazliwie slabym, pensjonarskim". W tym samym numerze<br />
"Zagar6w " ostrzej natomiast oceniono krakowskq a w a ngar d~ :<br />
" ...wyczucie w sp6lczesnosci w grupie "Zwrotnicy" i "Linii" sprow<br />
adza si~ do jej n ask6rka - pisal Stefan J ~d rych owsk i - PuIs<br />
stara si~ uchwycic przez lechtanie". J ~dr y chowsk i odmawial awangardzie<br />
" gl~bszego usprawiedliwieniu t worczego", upominal si ~<br />
o "i d e ~ k s z tal t u j q c q". Pisal w koncowej cz~sci artykulu:<br />
"Ostatecznie gdzies si~ trzeba zatrzymac, przyjqc jakqs wartosc<br />
absolutnq. W absolutnq wartosc strukturalnq nie wierzymy. No<br />
• watorzy zatrzymali si~ za nisko, za plytko. I dlatego juz w praktyce<br />
ich sztuka nie ma sHy przekonania. Nie stoi za niq gl~bokie<br />
usprawiedliwienie. Po co panowie piszq? Dia zaspokojenia wlasnej<br />
potrzeby? A wi~c grafomania? W. miejsce kataryniarzy i strofkarzy<br />
3 Mieczyslaw Bib row s 1< I, Sztuka Wojujqca t trlumfujqca, "Kwadryga"<br />
1927, nr 1.<br />
4 Stefa n Nap I e r 5 k I, Jeszcze 0 mlodych titeratach, "Robotnlk" 1932,<br />
nr 375.<br />
5 Zob. Wles!a.", S z y m a fl 5 k I, BaUady przed burzq, 1961, S. 21-23.
ZAGARY I ZAGARYSCI<br />
171<br />
skamandrycznych popoludniowi g ram 0 f 0 n i a r z epat e<br />
f 0 n i a r z e?" 6 To ton na jostrzejszy, widocznie byl on jednak do<br />
przyj~ ci a , moze przyczynila s i ~ do tego forma pytajqca, skoro rok<br />
pozniej drukujq wiersze w "P ionach", m ie si ~czn iku zespolu Zagarow,<br />
i najostrzej atakowany przez J~dry chows k iego redaktor<br />
"Linii", Jalu Kurek i Br zc;kowski i P rzybos... "Zagary" nie mialy<br />
nic juz wspolnego z futurystycznq bezwzgl~dnosciq w niszczeniu<br />
tradycji. Charakterystyczne jest bardzo, ze picrwszy numer tego<br />
pisma zapowiadal rewizj~ tradycji, nazywajqc zastany kontekst<br />
literacki grzecznie i zgodnie z prawdq: ,,starsi". Nic poza tym .<br />
Pierwszy numer pisma jest oparty na niejako "formalistycznym "<br />
artykule Stefana J~drychowskiego pt. Zbrodnie przymiotnika.<br />
I jesliby si~ chcialo juz w tym pierwszym numerze szukac zapowiedzi<br />
drapieznosci, nie znajdziemy jej takze w wierszach Milosza,<br />
ezy Zagorskiego z charakter.ystycznym pytaniem w jednym z nich:<br />
"Kto nam ujql kolorow, a modlitwy dodal?,' 7<br />
*<br />
Rzeczywistosc poetycka, w ktorej panowie w sportowych r agIanach<br />
siadajq Ieniwie na lawki i sluchajq arii z Kr6la Rogera<br />
Szymanowskiego (libretto Jaroslawa Iwaszkiewicza) mowa<br />
o wierszu Teodora Bu jnickiego z pier wszego numeru "Zagarow" <br />
zostala bardzo adekwatnie przetlumaczona na j ~zyk pUblicystyczny<br />
\V artykule Jana (Czeslawa Milosza) pt. Bulian z gw azdzi: ,,(.. .) Biedni<br />
spece w sztuce pisania, krqzq od jednej kapliczki literackiej do<br />
drugiej i szukajq, szuka jq za wszelkq e en~ jakiejs racji, kt6raby<br />
usprawiedliwila ich prac ~ . Dala sankc j ~. Rozgrzeszyla z b l~ d6w.<br />
Naokolo huczy olbrzymi swiat, kola maszyn miotajq si~ gorqczkowo,<br />
Sq pochody, bezrobocie, gl6d, okrwawione asfaity w Berlinie, boj6wki<br />
wielkiego kapitalu, a tymczasem poeta siedzi przy biureczku<br />
i pisze wierszyk 0 ukochanej. (...)" 8 Z tego juz obrazu<br />
wynika jasno, jaki byl stosunek zagaryst6w do poezji, sztuki<br />
6 Stefan J ~ dry c how ski, Bezposr ednio przed nami , "Zagary" 1931,<br />
n r 4.<br />
7 Charakterystyke: czasu i srodowiska, w kt6rym zyli zagarysc!, duzo ciekawych<br />
danych 0 tej grupie znalezc mozna w dwu k Si qzkach Jerzego Zag 6 r<br />
s k i e go: Szk!ce, 1958 , s. 381--405, Szldce z podr6zy w p r zestrzen! t cza ste, 1962,<br />
s. 159-178. W osta tniej daje Zag6rski mie:dzy in. wytluma czenie d ziwnej na zwy<br />
pisma: "Zagar w gwarze wilenskiej oznacza patyk zwe:g1ony i zarzqcy si.::, kt6<br />
rym mo"na rozpalic ognisk o IUb przeniesc ogien, powledzmy pod sa m ow a r".<br />
Sporo interesuj'lcego i obiektywnie p odan ego m a terialu, zwlaszcza 0 zyciu unlwersyteckim<br />
tamtego czasu, znajduje si
172 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />
w og61e. Dopowiedziany on zostal w nocie odredakcyjnej do artykulu<br />
Henryka Dembinskiego pt. "Defilada umarlych bog6w".<br />
"Dalecy od hasel "sztuka dla sztuki" i "sztuka dla idei", widzimy,<br />
ze niespos6b podchodzic do zjawisk artystycznych bez powainego<br />
przedyskutowania podsta,wowych naszych postulatow etyczno-spolecznych<br />
(w n a jgl~bszym znaczeniu tego wyrazu) i dlatego inicjujemy<br />
na terenie "Zagar6w" sui generis ankiet~, ktoraby w szeregu<br />
wypowiedzen zebrala i podsumowala sqd nasz 0 wspolczesnosci<br />
i 0 nas samych. (...)".9 Projektowane wypowiedzi, to przede<br />
wszystkim artykuly Henryka Dembinskiego, takie J~drychowskiego,<br />
Milosza, Zag6rskiego. Nie spos6b przejsc obok nich, jesli<br />
chce si~ zrozumiee skqd wyrosla i czym jest poezja iagaryst6w.<br />
Henryk Dembinski byl nie tylko mlodym trybunem i organizatorem<br />
iycia spolecznego, byl takie swietnym publicystq,-swietnym<br />
dlatego, ie nie stronil od emocji, literackiego obrazu. Oto poczqtek<br />
pierwszego artykulu, otwierajqcego cykl jego wypowiedzi, kt6re<br />
najwiE;kszy szum zr0bily z calej tw6rczosci zamkni~tej w "Zagarach"<br />
(byly bezposredniq przyczynq wypowiedzenia przez redaktora<br />
"Slowa", Mackiewicza, wsp6lpracy): "Sqd.. . na wokanclzie<br />
pow6dztwo mlodych 0 dziedzictwo - 0 spadek duchowy. Chcq<br />
czemus sluiye z takim hartem i mocq duchowq, jak Spartanie,<br />
z takq ekstazq i ascetyzmem, jak sredniowiecze (...). Nie nakarmiq<br />
jui ich wnikliwe powiesci 0 tragediach i zdradach sytego mieszczanstwa,<br />
ani metafizyczne dreszcze narkotyzujqcej si~, nagiej<br />
duszy pi~knoducha. Bo i c6i ich obchodzi, gdy dwadziescia milion6w<br />
bezrobotnych czeka na prac~ i chleb, a szese miliard6w buszli<br />
pszenicy, siedem milion6w ton cukru, pi~Cdziesiqt milion6w workow<br />
kawy i dlugie szeregi milion6w ton innych towar6w rozsadzajq<br />
magazyny i topiq, duszq zglodnialy swiat". Dopiero po tym wst~pie<br />
przyszla rzeczowa jui, innym nieco j~zykiem pisana, choe nie<br />
pozbawiona tonu emocjonalnego krytyka kapitalizmu, ustroju demoliberalnego<br />
("cynizmem i uwiqdem starczym trqci ta swiadoma<br />
apoteoza kompromisu dla tycia"), nacjonalizmu nierozerwalnie<br />
zwiqzanego w niekt6rych krajach z kapitalizmem... Ten pierwszy<br />
artykul konczyl Dembinski wezwaniem: "Za trzy dwunasta... czasu<br />
malo. Chcemy bye na dwunastq gotowi. Przekreslamy etyczny typ<br />
czlowieka, ktorego wychowuje demokracja kapitalistyczna. Marzymy<br />
0 nowej, twardej m 0 r a 1 nos c i w Y t w 6 r c 6 w". 10<br />
Po Defiladzie umarlych bog6w oglosil Dembinski jeszcze wazniejszy,<br />
dwucz~sciowy artykul pt. Podnosimy kurtyn
ZAGARY I ZAGARYSCI<br />
173<br />
i Polski (,,1145 milion6w zlotych za1eglych dlugow zamraza wszelkq<br />
ini c ja tyw~ gospodarczq rolnikow") i zaproponowal szereg x:adyka1nych<br />
wnioskow, przede wszystkim "uspolecznienie srodkow produkcji,<br />
oraz w~zlowych punktow kontroli i regu10wania zycia gospodarczego".<br />
Orientujqc si~, ze postu1at ten nie jest w zgodzie<br />
z owczesnym rozumieniem katolickiego prawa wlasnosci, staral si~<br />
wykazac, ze prawo to oparte jest 0 przestarzale rzymskie prawo<br />
wlasnosci, a z drugiej strony - ze "kapitalistyczne, niczym nieograniczone<br />
prawo wlasnosci i eksploatacji" jest sprzeczne z katolickim<br />
poj~ciem prawa natura1nego, poj~tego jako obowiqzek<br />
socjalny. Nie tu miejsce, aby referowac propozycje Dembinskiego<br />
dotyczCjce zabiegow w naszym organizmie gospodarczym, gdyby<br />
zrealizowana zostala nacjonalizacja srodkow produkcji i bankowosci,<br />
rozbudowa przemyslu, mechanizacja ro1nictwa, masowa<br />
elektryfikacja. Wazne jest, ze przemiany ekonomiczno-socja1ne<br />
ICj czyl scisle z przemianami mora1nymi spoleczenstwa - stCjd jego<br />
mocno akcentowany postu1at: "Twarzq do szko1nictwa, by wychowywac<br />
nowych ludzi". Kilka 1at pozniej postu1at ten podejmie<br />
szereg innych osrodkow tworczych, mi~dzy innymi kwartalnik<br />
"Marcholt" redagowany przez Stefana Kolaczkowskiego.<br />
Dembinski wybiegal da1eko w przyszlosc, byl wizjonerem, nie<br />
mozna tu pominqc obrazu szcz~sliwego spoleczenstwa, ktorym<br />
zamyka swojq publicystk~ na lamach "Zagarow". "W da1ekiej<br />
przyszlosci widzimy nowy swiat: swiat wo1nych wytworcow, pracujqcych<br />
kolektywnie przy bezpanskich warsztatach - pisal <br />
W obliczu jednolitych zespolow pracy, padajCj bariery klasowe,<br />
a z nimi razem wszelkiego rodzaju eksploatacja i wyzysk. Na<br />
miejsce walczqcych klas przyszly armie pracy wychowane w nowej<br />
ascetycznej moralnosci, zdyscyplinowane dynamikq olbrzymich<br />
warsztatow wytworczych i zolnierskim poczuciem odpowiedzialnosci<br />
za zaj~ty posterunek (...)" 11. D1a humanistow z kr~gu kultury<br />
sr6dziemnomorskiej za duzo w wizji Dembinskiego dyscypliny,<br />
mechanicznego rygoru. Mogq si~ obawiac tego spoleczenstwa prawie<br />
ze termitow, b~dCj wi~c bronic indywidualizmu i anarchii.<br />
Stqd nast~pny problem, ktory trzeba omowic, to szeroko poruszany<br />
w "Zagarach" problem stosunku jednostki, zwlaszcza jednostki<br />
tworczej, do spoleczenstwa.<br />
*<br />
WychodzCjc od niektorych spostrzezen teorii prawa Petrazyckiego<br />
(socjalistyczna interpretacja norm spolecznych, sqdy praktyczne<br />
normatywne) usilowal Stefan J~drychowski na ich podkladzie<br />
11 Henryk D em bin ski, Podnosimy kUTtyn~, .. Zagary" 1932, nr 7.
174 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />
skonstruowac ontologi~ sztuki. "Sztuka jest skomplikowanym procesem<br />
socjologicznym, zlozonym z licznych pojedynczych zjawisk<br />
estetycznych - pisal - (...) Funkcja wychowawcza sztuki polega<br />
nie na zdawkowym moralizatorstwie i dydaktyzmie, ale na systematycznym<br />
i swiadomym r ozwijaniu pewnych dyspozycji i karczowaniu<br />
innych. Dzielo sztuki jest srodkiem kolektywnego ksztaltowania<br />
psychiki indywidualnej, po t~znym narz~dziem przeksztalcen<br />
religijnych, politycznych, socjalnych i gospodarczych. (...) Sztuka<br />
przyszlosci musi iSe 0 krok przed przeci~tnym, albo nawet przed<br />
pierwszym odbiorcCj, musi ciqgnqe za sobq publicznose na smyczy.<br />
(... )" 12 Podobne sformulowania mozemy znaleze we wczesniejszym<br />
0 p61 roku artykule Jana (Czeslawa Milosza), kL6ry m. inn.<br />
pisal: ,,(...) Sztuka jest narz~dziem. Powiedzmy to sobie jasno, bez<br />
oglupiania siC; wiarq w jej nadprzyrodzone pochodzenie. Sztuka<br />
jest n arz~dziem w w alee spoleczenstw 0 wygodniejsze formy bytu.<br />
J ej rola polega na or ganizowaniu psychiki. Ale organizowanie<br />
psychiki dokonuje si~ nie tylko przez to, ze pisze si~ na pewien<br />
temat (.. .) tw6rca urabia konsumenta w ten spos6b, iz zmusza go<br />
do gimnastykowania tych, lub innych cz~sci psychiki. (... ) Producent<br />
d6br artystycznych musi miee jasny i wyrazny cel. Tym<br />
celem powinno bye u rob i e n i eta k i e g o t y puc z low i e<br />
ka, jaki ze wzgl~d6w spolecznych jest w najb<br />
liz s z e j p r z y s z los c i pot r z e b n y. A wiE;>c artysta kieruje<br />
hodowlq ludzi. (...)" 13 Zupelnie analogiczne stanowisko znajdujemy<br />
jeszcze w artykule Jerzego Zagorskiego, dla kt6rego<br />
"sztuka = pewien kompleks srodk6w prowadzqcych do przeksztalcenia<br />
rzeczywistosci ·zastanej w rzeczywistose nast~pnCj". 14<br />
Coz si~ tutaj wyraznie powtarza u trzech autor6w? Ze jednostka<br />
tworcza jest wartosciq nadrz~dnq w stosunku do spoleczenstwa,<br />
ale rownoczesnie pelni wobec niego rol~ sluzebnq. NadrzE;>dnose<br />
jest wynikiem wi~kszej swiadomosci tworcow, ich u m i e j ~ t<br />
nos c i wid zen i a I e p s z ego s w i a t a, Sq wi~c niejako kierownikami<br />
wielkich domow mody, ktorzy projekty swe narzucajq<br />
spoleczenstwu. Oczywiscie nie trudno wskazac na zrodla takiej<br />
koncepcji sztuki. Autor Legendy Mlodej Polski to bezposredni ofiarodawca<br />
spadku dla zagaryst6w. Poglqdy zagarystow na funkcj~<br />
sztuki byly jednak nie tyle odwolaniem si~ do tradycji, He konstrukcjCj,<br />
dla ktorej zam6wienie wJroslo z aktuaInych potrzeb<br />
zycia spolecznego. W latach trzydziestych bardzo cz~sto powtarzajq<br />
si~ dyskusje 0 roli i potrzebie inteligencji, a przez inteligencj~<br />
12 Stefan J
ZAGARY I ZAGARYSCI 175<br />
rozumie s i~ e lit ~ spolecznq, k tora by kierowala aparatem panstwowym<br />
w roinych jego przekrojach. 15 Jesli i agarysci byli sklonni<br />
oddae "rzqd dusz" poetom, to dlatego, :ie zaliczali ich (a \Vi~c<br />
i siebie) do elity. Trzeba jedna p odkreslie,:ie ambicjom tym<br />
narzucali wyrazny zakres - zakres spo!ecznego wychowywania.<br />
J Eidrychowski, Milosz, Zagorski byli prawnikami, stCld nie ty lko<br />
podol iensiwo ich publicystycznego j~zyka, a takze podobienstwo<br />
myslenia. Prymat prawniczego myslcnia, naleZy przez to rozumiee<br />
myslenia przeslankami socjalno-ekonomiczno-ustrojowymi, m oie bye<br />
do przyj
176 WIESt.AW PAWEt. SZYMANSKI<br />
1 i t Y k i. (...)" 16 To bardzo wazne, jak zobaczymy pozniej, wzbogacenie<br />
poezji zagarystow 0 wielkq dziedzin~ nowej i wspolczesnej<br />
wiedzy zdecydowanie wyodr~bnilo t~ poezj~ z calego, dotychczasowego<br />
kontekstu literackiego, nad ktorym jakze wyraznie<br />
unosil si~ jeszcze duch Mlodej Polski. A ze "rewizjonistyczna",<br />
jesli nie rewolucyjna, akcja Dembinskiego i prawnikow - literatow<br />
znalazla swoj zywy oddzwi~k, niech zaswiadczy choeby<br />
tylko glos Stefana Napierskiego, ktory stwierdzal w "Drodze":<br />
"Pismem najzywotniejszym w obr~bie generacji nadcbodzqcej <br />
z ducha, przez dobor indywidualnosci, dzi~ki istotnemu podejsciu<br />
do zagadnien rzeczywiscie wazkich, na skutek zaczepnego temperamentu<br />
wreszcie, ktory uelastycznia a zarazem sklania do krancowej<br />
bezkompromisowosci - Sq bez wqtpienia wilenskie ,,2agary".<br />
(...)" 17<br />
*<br />
W liscie do Wladyslawa Sebyly z dnia 30 III 1932 roku Czeslaw<br />
Milosz pisal m. inn.: "Stercz~ w Suwalkach, ktore majq wiele<br />
pon~tnych stron. Swi~ta, pijanstwa i pogrzeby ze strazackq pompq<br />
(pogrzeb jest tu ewenementem, ktory skupia calq socjet~, jest to<br />
rozrywka kulturalna mniej wi~cej zast~pujqca teatr)". 18 2artobliwa<br />
informacja tego fragmentu listu rna duze jednak znaczenie. Przy<br />
pewnej uwadze, odczytujqC jq, jak odczytuje si~ szczqtki zniszczonych<br />
freskow, moze bye odskoczniq do ciekawych spostrzezen. Po<br />
pierwsze daje si~ tu zauwazye sklonnose autora listu do 0 b s e r<br />
wac j i, po drugie, sklonnose do s y n t e z y zaobserwowanych<br />
faktow i do podawania jej w perspektywie ironicznego dystansu.<br />
W estetycznych sformulowaniach zagarystow te dwa procesy Sq<br />
slupami milowymi, wokol ktorych skupiajq si~ ich poglqdy.<br />
Obserwacja - zjawisko z natury maksymalistyczne, bo tym jest<br />
ona bogatsza, im szerzej rna si~ otwarte oczy, im wi~kszq umiej~tnose<br />
patrzenia. Negatywna ocena rzeczywistosci ekonomicznoustrojowej<br />
zmusila zagarystow do narzucenia sztuce funkcji bardzo<br />
odpowiedzialnej - wychowawczyni narodu. "Artysta kieruje hodowlq<br />
ludzi" - powiedzial przeciez dose brutalnie jeden z nich.<br />
Spadkobiercy w pierwszej linii zagarystow - poeci okupacyjnej<br />
"szkoly warszawskiej" postawili tu kropk~ nad "i", umieszczajqc<br />
na pierwszej stronie swojego pisma - "Sztuki i Narodu" haslo:<br />
16 Stefan J t: dry c how ski, Jednostka a kolektyw w sztuce, ..Plony"<br />
1932, nr 4.<br />
17 Stefan Nap 1 e r ski, Prowincjonalne pisma ttterackie, "Droga" 1934,<br />
nr 9.<br />
18 List niedrukowany, z archiwum Sablny SebyloweJ.
ZAGARY 1 ZAGAR YSCI 177<br />
"Artysta jest organizatorem wyobrazni narodowej" (z Norwida).<br />
Wynika z tego doM! wyraznie, ze polem obserwacji poety powinna<br />
bye rzeczywistose jak najszersza, wlasciwie wszystko. 19<br />
Schodzqc jednak z tego stopnia uogolnienia, gdzie mozna rownoczesnie<br />
rozpatrywac wartosci mimo wszystko rozne, w tym wypadku<br />
ekonomi~ i poezj~, przyjrzyjmy si~ jak si~ ksztaltowala<br />
swiadomose estetyczna zagarystow w odniesieniu do samej liryki.<br />
Miejsce dotychczasowych uogolnien zajmie wi~c teraz obserwacja<br />
materialow 0 wiele bardziej analitycznych. Jesli wynik (znowu<br />
pewien stopien syntezy - uogolnienia) pokrYle si~ z juz powstalymi<br />
spostrzezeniami, stanie si~ oczywiste, ze to, co pisano w ,,2agarach",<br />
musialo bye owocem wspolnych dyskusji, prowadzqcych<br />
do mniej wi~cej jednoznacznego stanowiska. Ale, bye moze, ze<br />
zbieznosci tej nie uzyskamy.<br />
"Pokolenie obecne, a wlasciwie jego przedstawiciele najbardziej<br />
zaawansowani, jest wybitnie wizualistyczne". - Podkreslajqc t~<br />
cechp, poezji zagarystow, bo przeciez 0 nich przede wszystkim m n <br />
sial myslec, wskazywal rownoczesnie Z..-,gorski na pewne elementy<br />
jak architektura, -ktore w liryce tej znajdujq miejsce prymarne. 20<br />
Po chwilowym zaw~zeniu nie znajdziemy jednak w tym duzym<br />
artykule i w pozostalych umieszczonych w ,,2agarach" innych<br />
wypadkow ograniczania elementow rzeczywistosci, z ktorych moze<br />
czerpac poezja. Przeciwnie, juz w pierwszym numerze "Zagarow",<br />
w pozornie marginesowym artykule J ~ drychowskiego, starajqcym<br />
s i~ przywrocie wartose epitetowi, zarysowywuje si~ tendencja, ze<br />
wszystkie "chwyty" poetyckie i wszystkie elementy rzeczywistosci<br />
mogq wchodzie w zakres budowy swiata liryki. 21 Liberalizm ten<br />
zostal posuni~ty tak daleko, ze zagarysci uswiadomili sobie, ii nie<br />
da si~ juz utrzymae "walqcego si~ muru rozroznien mi~d zy prOZq<br />
a poezjq". Poza J~drychowskim swiadomose tego wyrazil Zag6rski<br />
we wspomnianym przed chwilq artykule. W ostatniej fazie "Zagarow"<br />
Maslinski napisze: ,,(...) wszystko - i muzyczna i wizu Cl.lna<br />
kompozycja wiersza i budowa oparta na tresci i konstrukcja formalna<br />
- wszystko to Sq tylko elementy, kt6re mogq siG w poetyc-<br />
I" Nie nalezy t y ch sl 6w czytac doslo Wll ie j akohy poeta m ia l hye czyms<br />
w r odzaju " sza lej
178 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />
kim zamysle kombinowae w najrozmaitsze moiliwosci, ukazywac<br />
si ~ i znikae w najrozmaitszych zestawieniach." 22 Mylilibysmy siE:<br />
jednak sqdzqc, ie wobec tego w poezji zagarystow musi panowac<br />
straszliwa anarchia. Zachodzi tu proces podobny do wolnosci jednostki<br />
w ustroju demokratycznym. Wolnosc zmusza jq dopiero do<br />
w y b 0 r u, d 0 s w i ado me g 0 w y b 0 r u tych, a nie innych<br />
wartosci, ktore wchodzq w caloksztalt zycia spolecznego. Podobnie<br />
poeta, nie majqc zadnego ograniczenia wyboru, moze jednak z bogactwa<br />
wartosci wybierae tylko te, ktore mu stworzq utwor organiczny,<br />
integralnie zbudowany. Przechodzimy do drugiego etapu:<br />
s w i ado m e j s y n t e z y. Zagarysci poslugiwali si~ tu terminem:<br />
k 0 n s t r u k t y w i z m.<br />
W krotkiej notatce na ostatniej stronie 5 numeru "Zagarow"<br />
Czeslaw Milosz sformulowal cztery zasady konstruktywistow rosyjskich,<br />
za najwybitniejszego z nich uznajqc Ili~ Selwinskiego.<br />
Oto one: ,,1 - Szacunek dla przedmiotu; 2 - zasada miejsca, tj.<br />
zespolenie wewnqtrz dziela wszystkich elementovv, z ktorych ono<br />
si~ sklada, jak: slownika, rymow, obrazow, w zgcdnosci z istot ~l<br />
przedmiotu; 3 - zwartosc i koncentracja sensu; 4 - wprowadzenie<br />
do poezji sposobow uzywanych w prozie, "naplyw metod prozaicznych"<br />
(...)". Bardzo podobne sformulowania mozna znalezc trzy<br />
numery daIej w artykule Leona Szredera pt. NIetafora przed sqdem:<br />
"Wychodzqc z naczelnej zasady - pisal - ze w dobrze skonstruowanym<br />
wierszu kazdy element, obok "napi~cia czysto formalnego"<br />
(termin zapozyczony ad Witkiewicza), musi pelnic funkcjq<br />
organicznq, tzn. ze napi~cie czysto formalne nie sankcjonuje uzycia<br />
elementow zbytecznych, podamy definicj~ najwazniejszych funkcji<br />
wiersza: 1 - Mowa wiersza musi bye tresciwa: mobilizujemy<br />
wszystkie wartosci kompozycyjne, syntaktyczne i stylistyczne.<br />
2 - Mowa wiersza ma bye sugestywna. 3 - Wiersz musi uczye.<br />
4 - Uznajemy wyzszose deformacji swiadomej i celowej nad deformacjq<br />
automatycznq, wynikajqcq z uganiania si ~ za realizmem. (... )" 2~<br />
Najwyzszy stopien uogolnienia tym tendencjom idqcym w kierunku<br />
swiadomego konstruktywizmu nadal Milosz, gdy przeciwstawiajqc<br />
si~ sztuce XIX wieku i Skamandrowi powiedzial: "Zamiast em 0<br />
c jon a 1no s c i - dyktatura in tel e k t u (podkr. moje - W. S.)".<br />
22 Jozef 1\1 a s I i II 5 k i, Punowie spokojnie !, " Zaga ry" 1!1:l:J, nr 2 (23). Na<br />
zacieranie s i~ granic mi
2AGARY I ZAGARYSCI<br />
179<br />
Udzial woli w procesie tworczym zdecydowanie odr6znial zagaryst6w<br />
od nadrealizmu. W przeciwienstwie do niego opierali przeciez<br />
swojq poezj~ na "wyobrazni zorganizowanej", jak najdalszej<br />
mechanicznym poczynaniom. Mimo zbieznosci natomiast w samej<br />
metodzie, r6Znili si~ takze zagarysci od krakowskiej awangardy.<br />
Wyznawali wsp61nie zasad~ poetyckiego konstruktywizmu, ale dla<br />
awangardy konstruktywizrn zaw~zal si~ jedynie do plaszczyzny<br />
poszukiwan formalnych. Pod koniec dwudziestolecia przyznal si~<br />
nawet do tego jeden z jej teoretyk6w - Jan Brz~kowski, krytykujqc<br />
za wqskie uj~cie swoj glosny szkic z 1933 roku pt. Poezja<br />
integralna. 24 Zagarysci patrzyli szerzej. "Aby stworzyc dzielo<br />
o wartosci nieprzemijajqcej - pisal Jerzy Zagorski - nie wystarczq<br />
jednak wszystkie te trudy, prace, wycinanki' i rachunki. Trzeba<br />
po prostu i nic wi~cej: d 0 r 0 s n q cum y s low 0 d 0 j a k i ego s<br />
pOW a z neg 0 tern a t u" (podkr. moje - W. S.). 25<br />
A wi~c doszlismy do naczelnej zasady konstruujqcej poezj~ zagaryst6w<br />
- jest ona wartosciq pozaestetycznq. Zasadq tq: 0 s 0<br />
bow 0 s c tw6rcza, tak tylko mozna odczytac postulat "dorosni~cia<br />
umyslowego". Wartosc ta dlatego nie miesci si~ w estetyce, ze<br />
niejako poprzedza proces tw6rczy, stanowi (albo i nie stanowi)<br />
niez~dny etap przygotowawczy i miesci si~ w zakresie ideologii,<br />
poglqdu na swiat. Zagarysci byli na pewno pierwszym pokoleniem<br />
W naszej literaturze, kt6re tak mocno zaakcentowalo koniecznosc<br />
zaj~cia w stosunku do rzeczywistosci wlasnego, bardzo okreslonego<br />
stanowiska. Wlasciwie cala ich wartosc na tym polega i dzi~ki<br />
niej ocalala do dnia dzisiejszego ich poezja. W ten spos6b, przyglqdajqc<br />
si~ zalozeniom estetycznym zagarystow od cZqstek najbardziej<br />
.elementarnych az do tego stopnia uog6lnienia, kt6re dalo<br />
si~ zamknqc w jednym poj~ciu "konstruktywizm", doszlismy do<br />
analogicznych wniosk6w z tymi, ktore wyplyn~ly w rozdziale poprzednim<br />
przy obserwacji skladnikow swiatopoglqdowych. Grup~<br />
t ~ cechowala, jak by si~ dzisiaj powiedzialo, p 0 s taw a 0 twa r t a.<br />
Wi~cej: mieli oni swiadomosc, ze dam tego nie otrzymuje si~ za<br />
darmo a przeciwnie, jest on wynikiem wielkiego trudu: dlugiego<br />
trudu k 0 n s t r u 0 wan i a 0 sob 0 w 0 sci. Pozostajc pytanie:<br />
dlaczego to wlasnie zagarysci posiedli t~ swiadomosc, co si~ przyczynilo<br />
do jej powstania, jaki zesp61 warunk6w?<br />
*<br />
U Jan B r z ~ k 0 w s ki, Wyobrainia touztoo!ona, "Kolumlla Literacka", dodntek<br />
tygodniowy do "Kurlera Wilenskiego" 1938, nr 125.<br />
25 Jerzy Zag 6 r ski, Radion sam pierze, "Zagary" 1932, nr 6.
180<br />
WIESLAW P AWEL SZYMANSKI<br />
P od k oniec dwudziestolecia mi~d zywojennego dalo siti wyrazme<br />
zaobserwow ac artykuly syntetyzujqce, ktore probowaly juz czas<br />
ten wartosciowac. W artykule 0 Wladyslawie Sebyle taki uogolniajqcy<br />
sqd 0 "Kwadrydze" skonstruowal Stefan Lichanski. Porownajmy<br />
socjologiczne dane w nim zawarte z tymi, ktore odnoszq<br />
s i~ do grupy Zagarow. Zestawienie to ukaze interesujqce roznice.<br />
"Sytuacja spoleczna i literacka grupy Kwadrygi, z ktorej wyszedl<br />
Sebyla, miala w sobie duzo tragizmu - pisal Lichanski. - Wyrosli<br />
oni przewaznie z dolow spolecznych, przyszli w momencie<br />
jak najgorszym dla siebie. Skamander wst~pnym bojem zdobyl<br />
sobie publicznosc czytajqcq: rzadko ktora grupa byla w tym stopniu<br />
"glosem pokolenia". (...) Trafili na swojq epok~ i rzucili na niq cien.<br />
Kto przyszedl po nich, musial: sl~ alba dostosowac, albo zgodzic<br />
si ~ na niepopularnosc. (.. .) Kwadrygowcy zrosli si~ z tym samym<br />
swiatem poj~c i wartosci, ktore uksztaltowaly" postawEi duchowq<br />
i formy artystycznej wypowiecJ zi Skamandrytow, ale na arcnEi<br />
weszli w tym momen cie, kiedy wzbur zonc "wybuchem" niepodleglosci<br />
fale zyci a juz si ~ uspokoHy, kiedy nowi ludzie zasiedli<br />
juz mocno na zdobytych stanowiskach i nowe formy ustrojowe jui<br />
Qkrzeply. (.. .) Jako ludzie i jako artysci nie mieli przed sobel<br />
mozliwosci wybierania, w arunk i zcw n ~ t r z n c okreslily ich i wepchn~l:y<br />
w gotowy szablon. (...)" 23 Ocen a Lichanskiego byla obiektywna,<br />
co nie znaczy, ze przy mniej uogolnionym spojrzeniu nie<br />
trzeba by podkreslic kilku wyjqtkow. 0 obiektywizmie jej swiadczy<br />
to, ze jeden z kwadrygantow, Stanislaw Ryszard Dobrowolski,<br />
podobne w tym samym czasie zajql stanowisko, gdy pisal: "Najwazniejszym<br />
niedociqgni ~ciem »Kwadrygi« - jako grupy poetyc<br />
Jdej - bylo niewypracowanie vvlasnego, scisle poetyckiego programu<br />
i z tym poniekqd zwiqza na zbytnia zaleznosc artystyczna<br />
od poetow Skamandra". 27<br />
Start zagarystaw byl zupelnie inny. Najmniej interesuj[)ca jest<br />
tu "innosc" socjalnego pochodzenia. Vvprawdzie k wadryganci w yszli<br />
przewaznie z "dolow spolecznych", a podsta-.vowa trajca poetaw<br />
zagarowych - Bujnicki, Milosz, Zagorski z "inteligencji pracujqcej",<br />
lecz w konsekwencji roznica ta dawala niewiele. Pierwsi<br />
patrzyli w mlodosci na ck liwe obrazy swiEitych, \V dworkach zicmianskich<br />
takze n ie w isial P icasso, w najlepszym wypadku -<br />
Malczewski. 0 wiele wazniejszc, ZC zetkniEicie si Ei zagarystow ze<br />
skamandrytami mialo przebieg duzo lagodnicjszy, z dwu powodow.<br />
Po pierwsze debiut ich przypadal w miescie jcdnak bal' dzo oddalo<br />
26 Stefan Lie 11 a xi. s ki, P OC ~ (I. tll clz k. iej !) (L7Ho t. noscl , "Piuny" l U:JU , 111' 40.<br />
27 Stan isla w R yszartl D o IJ l' 0 W 0 1 ski, Vu '(/ uziescia lot p oczj i tV P o ls ce<br />
O d1'odzonej, "Epol
ZAGARY I ZAGARYSCI 181<br />
nym od Warszawy, stqd odpadla skamandrytom obawa bezposredniej<br />
konkurencji; po drugie: nastqpil on po dziesi~ciu latach od<br />
narodzin Skamandra, a wi~c jednostka czasowa byla wystarczajqco<br />
duza, zeby uznae wystqpienie zagarystow za naturalny proces debiutu<br />
nowego pokolenia. Kwadryganci weszli wtedy w zycie, gdy<br />
"formy ustrojowe juz okrzeply", zagarysci, gdy znowu ujawnilo<br />
s i:~ sporo komplikacji starych i nowych. Przypomnijmy sobie tylko,<br />
ze rok 1930 to uwi~zienie poslow w Brzesciu, lata 1932-33 to doc1:wdzenie<br />
Hitlera do wladzy, a u nas strajki robotnicze i rolne<br />
i sprawa nume1'US clausus na uniwersytetach, bolesna zwlaszcza<br />
bardzo w Wilnie. Warto tu rzucie dygresj~, ze grupa Zagarow<br />
7.aj~la wobec tego ostatniego problemu stanowisko bardzo zdecydowane.<br />
W numerze 5 "Pionow", w artykule wst~pnym Milosz<br />
zestawial dW'a fakty: antysemickie "''Ystqpienia grupy studentow<br />
j wystawienie w teatrze na Pohulance sztuki Wyspiailskiego<br />
Zygmunt August. Oto jego niewymagajqcy komentarza wniosek<br />
koncowy: "Bez 19arstwa niewygodnie zye. Lepiej miee swoje swi~tosci.<br />
Z bicia szyb w 'sklepach zydowskich robi si~ wojn~ krzyiowq<br />
przeciwko wrogom narodu. Z dumnej kurtyzany Barbary niewinnq<br />
d zieweczk~, golqbka boiego. (...)" 28 Dodajmy, ie w ostatniej fazie<br />
"Zagary" byly jedynym pismem literackim, kt6re poswiE;calo szpalt~<br />
"Kronice iydowsldej". Wyrainym bardzo plusem dla wyst'lpienia<br />
zagarystow bylo takze to, ze mialo one miejsce w Wilnie, a nie<br />
w stolicy. Znowu z Idlku wzglE;dow. Napierski gdzies podkreslil,<br />
zc iycie literackie Warsza""Y nie moze bye tw6rcze dlatego, ze<br />
wyiywa siE; one w zlosliwych, malostkowych utarczkach grupowych<br />
czy nawet indywidualnych. W Wilnie :i:agarysci byli w pewnym<br />
sensie niezaleini. Miasto to dawalo dystans do spraw ogoInopolskich<br />
i europejskich, moina by ten dystans przyrownac de<br />
widoku z lotu ptaka. No i wcale nie bylo tak bardzo oddalone od<br />
owczesnego zycia politycznego. "J est pod bokiem na jciekawszy<br />
kraj swiata ZSRR" - pisal Milosz w jednym z artykul6w. 29 Istnieje<br />
jes7cze iedna r6znica, bardzo powaina, inne funkcje uniwersytetu<br />
\V obu wypadkach. W okresie studiow kwadrygantow uniwersytety<br />
stosowaly w pewnym sensie "taryfE; ulgowq". Du za cz ~sc inteligencji<br />
w yg in ~la w czasie wojny i w okresie ksztaltujqce j sif: panstwowosci<br />
polskiej powstalo ogromne zapotrzebowanie na elitq.<br />
asycenie n astqpilo dopiero w latach trzydziestych. Uniwersytety<br />
unormowaly swoje zycie, wprowadzono wi E;kszy rygor . Dodae tu<br />
trzeba, ze uniwersytet im. Stefana Batorego by! oczkiem \ '1 glowie<br />
wladz pcll1stwowych. Moze to wplyn~!o na oiywione zycie mif:dzy <br />
28 Czeslaw Milo s z, Dane d o poemat6w, "Piony" 1932, nr 5. <br />
29 Czesla w M! lo s Z, Sens r eglonalizmll, "Plony" 1932, nr 2.
182 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />
wydzialowe, nie mowH~c JUz 0 tym, ze starano siQ angazowac najpowazniejsze<br />
sUy naukowe. Zwlaszcza prawo slynQlo z wysokiego<br />
poziomu wspolczesnej wiedzy europejskiej. Wymienic tu trzeba<br />
przede wszystkim Mariana Zdziechowsklego i teoretyk6w prawa:<br />
Sukiennickiego i Wilamowskiego. Przypomnijmy sobie, ze glowna<br />
trojca poet6w grupy Zagary to prawnicy, a usprawiedliwione siQ<br />
stanie, jesli siQ 0 wydziale tym powie rzecz jeszcze jednq, dose<br />
wazkq. Studia prawnicze dawaly mianowicie w por6wnaniu z innymi<br />
najwiQkszy luz czasowy. Zdawalo siQ raz do roku egzaminy<br />
i na tym koniec. Studentom pozostawalo duzo czasu, kt6ry oczywiscie<br />
mozna bylo roznie wykorzystywae. Stqd zapewne ozywiona<br />
dzialalnose r6znych organizacji studenckich, uniwersyteckich i towarzyskich,<br />
stqd rozpoIitykowanie mlodziezy, rewizje modelu<br />
ustrojowego, szukanie modelu lepszego. Kiedys w ferworze jednej<br />
z dyskusji Arcimowicz zarzucil MUoszowi, ze wierzy on w Marksa.<br />
Na to MUosz, ze jesli ma wierzye w Marksa tak jak siQ wierzy<br />
w Boga, to oczywiscie w Marksa nie wierzy, ale wier zy, ze Marks<br />
byl swietnym ekonomistq. 30<br />
*<br />
Pierwszy wyrazny s~d 0 poezji dwudziestolecia wydalo pokolenie<br />
okupacyjne. Jest to zrozumiale, nowa wojna ustaIila cezurQ zamykajqcq<br />
ten okres w obrQbie dwu kataklizin6w. Lirycy okupacyjnej<br />
"Szkoly warszawskiej" przyznawali siQ jedynie do lqcznosci<br />
z tym nurtem poezji dwudziestolecia, ktory przywyklo siE;<br />
nazywac nurtem katastroficznym. Pisze 0 tym Leslaw M. BarteIski<br />
w ksiqzce pt. Genealogia ocalonych (na pokrewienstwa te zresztc!<br />
zwr6cono uwagQ wczesniej). BarteIski przytacza m. inn. wypowiedz<br />
Gajcego 0 katastrofistach. "Tragizm czasu czy tragizm czas6w <br />
pisal Gajcy - uchwycila drobna w stosunku do calosci Iiczba poet6w.<br />
W odrQbnym dwutorowym bloku naszej poezji lat miQdzywojennych<br />
te nieIiczne pozycje tw6rcze majq wyglos aktualnosci<br />
i teraz, poezja ich jest genetycznie najblizsza tw6rczosci wojennej.<br />
W pozornie pogodnej, nie grozqcej nowym potopem atmosferze<br />
czasu dostrzegli oni zblizaj
ZAGARY I ZAGARYSCI<br />
183<br />
takze przede wszystkim rozumiec wizyjnosc tych poetow. Oczywiscie,<br />
pewne jednostki 0 szczegolnej wrazliwosci jak Sebyla czy<br />
Czechowicz z odczucia drgnien coraz bardziej niespokojnego swiata<br />
przepowiadaly ostatecznq ich logik~. Wsrod rzuconych przez Gajcego<br />
nazwisk spotykamy Zagorskiego i Milosza, katastrofizm zas<br />
tych mial bardziej skomplikowane podloze. Z jednej strony byl<br />
wyrazem przeczuc do czego prowadzi totalizujqca si~ Europa, mozna<br />
go nazwac katastrofizmem pesymistycznym, wizyjnym czy tragicz<br />
• nym i pod tym kqtem odczytal przede wszystkim debiutancki tomik<br />
Milosza Jerzy Kwiatkowski, 32 z drugiej ~ katastrofizm ten wynikal<br />
z gotowosci do walld., z maksymalnego protestu wobec zastanej<br />
I'zeczywistosci. Zrodlem tego drugiego katastrofizmu byly na pewno<br />
poglqdy i artykuly (oczywiscie mi~dzy innymi) polityka i ekonomisty<br />
Henryka Dembinskiego. W pierwszym artykule umieszczonym<br />
w "Zagarach" pisal on ,,(...) Wolimy juz rzqdy, zmieniajqce si~<br />
przy trzasku karabinow maszynowych i huku armat. Ortodoksi '<br />
i fanatycy wszystkich wieko'w! podajcie r~ce, my z wami. Niech<br />
si~ leje krew, niech si~ w czerwieni lun rodzi heroizm nowego<br />
zycia, niech b~dzie jedna mysl, jedna wola, jeden pion ideowy." 33<br />
Jesli razi nas w tych sformulow~niach zbyt mocne akcentowanie<br />
sily, pewna demagogia, nie zapominajmy, ze Dembinski byl urodzonym<br />
przywodcq pokolenia, a z funkcjq t q nierozerwalnie zawsze<br />
siG lqczy jakis procent demagogii (u Dembinskiego jest on zresztq<br />
niewielki). Poezja zagarystow byla oczywiScie 0 wiele mniej demagogiczna,<br />
a 0 wiele bardziej... dialektyczna. I na jeszcze jedno<br />
zrodlo katastrofizmv mozna wskazac - w ocenie owczesnej cywilizacji.<br />
"Chaos wspolczesny i niemoc wyjscia z impasu dziejowego<br />
Sq naturalnym skutkiem utraty samorzutnosci tworczej przez .<br />
ludzkosc - pisano w "Zecie". - Odbywa siG ponury proces automatyzacji<br />
i mechanizacji zycia zbiorowego, proces, w kt6rego tryby<br />
wciqgniGta zostala' jednostka, tracqc przede wszystkim poczucie<br />
jednosci Osobowosci, dalej zdolnosc myslenia syntetycznego, wreszcie<br />
imperatyw etyczny". 34 Jak gdybysmy slyszeli Witkacego, sformulowania<br />
te zresztq na pewno powstaly pod wplywem jego poglqdow,<br />
cZGsto drukowal artykuly w "Zecie". Katastrofizm cywilizacyjny<br />
mial sw6j szeroki zasiGg, spotkac go mozna bylo i w Ameryce.<br />
W historiozofii zostal podchwycony juz pod koniec pierwszej<br />
wojny - z chwilq ukazania si~ glosnego dziela Spenglera.<br />
Nie bardzo sobie jednak u8wiadamiamy, ze spoglqdanie na poezjG<br />
ostatnich lat dwudziestolecia, t~, kt6rq siG przywyklo nazywac<br />
32 .Jerzy K w i a t k 0 W ski, 0 pOQzj1 Czeslawa MHosza, "Tw6rc7.o~c" 1937,<br />
nr 12.<br />
33 Henryk D e m b ! iI s k i, DefHudu umarych bog6w, "ZlIiary" 1931, nr 3.<br />
34 "Zet" 1933, n r 22.
184 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />
drugq awangardq, wylqcznie przez doswiadczenia ostatniej \Vojny,<br />
krzywdzi jq i zaciera inne wartosci, moze nawet wazniejsze. Bo<br />
to przeciez wlasciwie tylko przypadek, "szczE:sliwa" wygrana na<br />
postawiony kolor. A gdyby "wygrana" nie padla, czy w6wczas nie<br />
dostrzegalibysmy w og6le tej poezji, kt6rq nazywamy "katastroficznq"?<br />
Chcemy powiedziec jedynie tyle, ze pojE:cia "katastrofizm",<br />
"poezja katastroficzna" nie mogCj bye kluczami do badania liryki<br />
"Zagar6w". Jesli siE: wszyscy nimi poslugujemy, to dlatego, ze<br />
uleglismy naporowi rzeczywistosci zewnE:trznej, pozaestetycznej, •<br />
w jakims sensie emoCji, ktorej sila zreszta. miala prawo przezwyciE:zye<br />
naSZq wrazliwosc krytycznq. Czy nie dobrze by jednak<br />
bylo, gdyby z czasem probowac zastosowac do oglqdu lil'yki tego<br />
okresu wlasciwe kryteria?<br />
Jest to tylko przestroga, aby nie patrzec na zagadnienie katastrofizmu<br />
zbyt wqsko. Liryka zagarystow, jej eschatologia, byla<br />
takze wynikiem dostrzezonych w swiecie przemian etycznych.<br />
(Tw6rczosc zagarystow lqczy siE: tu z tw6rczosciGj Witkacego). Mlodym<br />
poetom dopom6g! zobaczyc te przemiany staruszek Marian<br />
Zdziechowski, zawsze rozpatrujqcy zagadnienia literacJde pod kqtern<br />
idealu etycznegr, byli oni pod jego wplywem.<br />
Konstanty Troczynski byl zdania, ze okres "idealizmu mlodzieflczego",<br />
kierunek jego ujscia, rna wplyw na calq p6zniejszq osobowot,vorczq<br />
dzialalnosc ludzkq: ,,(...) Sq dwa typy ujscia, dwa procesy .<br />
wyjscia ze stanu idealizmu mlodzienczego - pisal on. - Pierwszy<br />
typ okresla si~ mianem dojrzewania, drugi heroizacji. 0 ile pierwszy<br />
polega na poddaniu wlasnych dqinosci osobowotworczych<br />
sprawdzianom wlasnego optimum biologicznego, w czym skutecznie<br />
uczestniczq normy i sankcje srodowiska, 0 tyle drugi polega na<br />
dqinosci do przedluzania idealizmu heroicznego poza okres mlodzienczy<br />
i na dqznosci do zbudowania wlasnej jazni moralnej<br />
w oparciu 0 ten idealizm. 0 He w typie pierwszym czlowiek zostaje<br />
pozbawiony wszelkiej wlasnej osobowosci moralnej, podporzqdkowujqC<br />
si~ pod sprawdziany moraIne grupy, 0 tyle w typie drugim<br />
wyznacza siE: indywidualnose ludzka jako osobowose moraIna. Wracajqc<br />
teraz na teren sztuki i literatury pragnE: zaznaczyc, ze rozumiem<br />
prawa sztuki wlasnie jako prawa tego heroizmu osobowotw6rczego.<br />
Artysta jako osobowos~ jest to przede wszystkim taki<br />
osobnik, ktory w okresie idealizmu mlodzienczego nie poddal swych<br />
dqinosci osobowotw6rczych pod sprawdziany wlasnego optimum<br />
iyciowego, ale wytrzymujqc w calej pelni napiGcie heroiczne tego<br />
okresu zdecydowal siE: budowac swojq jazn moralnq na "uratowanym"<br />
odcinku mlodosci. Sztuka, a wlasciwie jej formy, sluiq mu<br />
jako material do tej budowy. Zostaly one wyt\vorzone wlasnie
ZAGARY I ZAGARYSCI<br />
oeena i hie<br />
jako kategorie moraIne. Jest w nieh i poszukiwanie<br />
rarehia wlasnie ezysto moraIna. (...)" 35<br />
185<br />
Przyszli krytyey "finainego eelu" - jak m6wi Kazimierz Wyka-<br />
odezytajq kiedys jeszeze raz poezj~ Milosza ezy Bujniekiego jako<br />
"glos pokolcnia". U pierwszego z nieh dostrzegq pesymistyezny<br />
determinizm ("Ale przeciez ziemia zaspokoic naszego nie potrafi<br />
glodu. Z przekI~tego jestesmy bowiem pokolenia"), u drugiego<br />
optymizm wiary w zwyci~stwo ("Przekuwamy oblieze Iegendy na<br />
prawdziwe oblieze ojezyzny"). Przyszli strukturalisei zbadajq obrazowanie<br />
i wykazq na podstawie otrzymanyeh wynik6w powiCjzania<br />
z symboIizmem, powiedzq 0 sklonnosci do patoslJ, retoryki, stylizaeji<br />
biblijnej (uniwersalizaeja), epizaeji i klasyeyzmu. Tutaj eheialo<br />
si~ tylko ukazac jedno. Zagarysci byIi en masse pierwszym pokoleniem<br />
w naszej literaturze, kt6re dzi~ki praey nad swojq osobowosciCj<br />
rozszerzylo tak bardzo zakres naszej Iiryki, ze wlasciwie<br />
odtCjd moglo si~ w niej znaleic wszystko - stworzyli poezj~ nowoczesnCj<br />
i europejskCj. "Sehody, po ktorych wleezono Cromwella Sq<br />
tak sarno historiCj, jak Iegenda Gieldy Londynskiej" - powie Jerzy<br />
Zag6rski w Odzie na spadek funta. A na powstanie tej swiadomosci,<br />
ie osobowosc ludzka nie moze ulee spetryfikowaniu, jesli ma wytwarzac<br />
prawdziwe wartosci artystyczne zlozyl si~ ealy szercg<br />
warunk6w i przyezyn, kt6re staralismy si~ w tym szkicu ukazac.<br />
1963<br />
Wieslaw Pawel Szymanski<br />
35 Konsta nty T roc Z y nski, Od !ormizmu do morattzmu, Poznan 1935,<br />
s. 83.
LITURG/A DZISIAJ<br />
LITURGIA S l 0 W- A<br />
Dotychczas stosowano podzial Mszy sw. na "Msz~ Katechumenow"<br />
i "Msz~ Wiernych". Missio catechumenorum pochodzi z IV w.<br />
i oznaczalo odprawianie katechumenow i niektorych grup pokutnikow<br />
(na niektorych terenach) po kazaniu. Dopiero od XI w.<br />
wyraz "msza katechumenow" oznacza modlitewno-dydaktycznCj<br />
cz~sc Mszy sw.<br />
Do liturgii slowa naleiy dzisiaj lekcja, spiew mi~dzylekcyjny<br />
(Gradual, Tractus, Alleluja, Sekwencja), Ewangelia, homilia, kazanie<br />
i Credo. Modlitwa wiernych stoi na pograniczu liturgii slowa<br />
i liturgii Eucharystycznej: jesli si ~ odprawia tylko liturgi~ slowa,<br />
wtedy stanowi jej zakOl1czenie; jesli nast~puje Eucharystia, wtedy<br />
jest poczCjtkiem liturgii eucharystycznej.<br />
1. KROTKI ZARYS DZIEJOW LITURGII SLOWA<br />
u c z taP a s c hal n a - Ojciec rodziny opowiadal 0 tzw. haggadah<br />
znaczenie swi~ta Paschy. Mowil 0 wyjsciu Izraelitow z Egiptu<br />
do Ziemi Obiecanej. Sensem tego opowiadania bylo przypomnienie<br />
wszystkim obecnym tresci tej uczty, tej pami&tki. Dlatego stawiano<br />
na wst~pie pytanie: czym r6ini si~ dzisiejsza noc od innych<br />
nocy?<br />
C z as yap 0 S to 1ski e - Chrzescijanie w Jerozolimie brali<br />
udzial w nabozenstwach w swiCjtyni, a poza Jerozolim!! w liturgii<br />
slowa odprawianej w synagogach. Eucharysti~ natomiast odprawi<br />
ano osobno, po domach prywatnych bez liturgii slowa. W Dziejach<br />
Apostolskich czytamy, ze sw. Pawel w Trojadzie najpierw<br />
dlugo mowil, a potem odprawil Eucharysti~. Eucharysti~ odprawiano<br />
zasadniczo w ramach uczty braterskiej - agape. Naduzycia,<br />
kt6re gani sw. Pawel w liscie do Koryntian, doprowadzily do<br />
odlqczenia uczt braterskich od Eucharystii. Byla wtedy za kr6tka,<br />
dlatego nastqpilo pol q c zen i e E u c h a r y s t i i z s y n a g 0<br />
gal n q 1 i t u r g i.q s Iowa (pod koniec I w. a na pewno w II w.).
LITURGIA SLOWA<br />
187<br />
Synagogalna liturgia slowa w sobot~ rano miala nast~pujqcy<br />
przebieg; Na wst~pie odmawiano rodzaj wyznania wiary zlozonego<br />
z cytat6w biblijnych, potem nast~powaly dwa czytania z Ksiqg<br />
Mojzeszowych i Prorok6w. Z Ksiqg Mojzeszowych w formie Lectio<br />
continua - czytania ciqglego. Dopiero pMniej (II-III w.) ustalono<br />
perykopy, tzn. fragmenty Pisma sw. powtarzajqce si~ co kilka lat.<br />
Czytalo zasadniczo kilku lektor6w, przynajmniej siedffiiu, kazdy<br />
czytal kilka wierszy. Z prorok6w natomiast czytano wybrane fragmenty.<br />
Po czytaniu przelozony gmlny albo kt6rys z uczestnik6w<br />
przemawial. Z tej praktyki korzystal sam Pan Jezus i sw. Pawel.<br />
Po przem6wieniu byla modlitwa i blogoslawienstwo koncowe. Tak<br />
wygl'ldala synagogalna liturgia slowa. Z tego przej~to czytania,<br />
spiew mi~dzylekcyjny, homili~ i modlitwy. Pierwszy wyrazny<br />
swiadek, to sw. Justyn M~czennik, kt6ry pisze okolo roku 150:<br />
"W dniu zwanym dniem slonca ... czyta si~ pami~tniki Apostol6w<br />
(Ewangelie), albo pisma Prorok6w, jak czas pozwala. Gdy czytajqcy<br />
SkOl1.CZY, przelozony przemawia i usilnie zach~ca do wcielenia<br />
w zycie pi~knych tych nauk tylko co slyszanych, nast~pnie wszyscy<br />
powstajemy i modlimy si~".<br />
Co c z Y tan o? - Czytano Stary i Nowy Testament w r6znym<br />
wyborze i w r6znej liczbie, nie bylo jednolitosci. Ze Starego Testamentu<br />
czytano cz~sto dwa czytania - z Prawa i Prorok6w, a z Nowego<br />
Testamentu - z Dziej6w Apostolskich, List6w Apostolskich<br />
i z Ewangelii, np. ormianska liturgia rna 3 czytania: 1 ze Starego,<br />
2 z Nowego Testamentu; liturgia koptyjska i etiopska maj'l 4 lekcje<br />
i to wszystkie z Nowego Tastamentu: Listy sw. Pawla, Listy Katolickie,<br />
Dzieje Apostolskie, Ewangelie. Poza Pismem Sw. czytano<br />
czasem r6wniez inne pisma np. listy biskup6w (zwlaszcza biskupa<br />
rzymskiego) oraz opis~ m~czenstwa - zwlaszcza w rocznic ~ smierci<br />
(w liturgii mediolanskiej do dziS dnia).<br />
C z y tan 0 cal e k s i ~ g i w jed n y m d n i u (Lectio continua)<br />
z wyjqtkiem wielkich swiqt posiadajqcych wlasne perykopy. Dobierano<br />
jednak ksi~gi wg charakteru danego okresu, np. Izajasza<br />
w Adwencie, Jeremiasza w Wielkim Poscie, Dzieje Apostolslde po<br />
Wielkanocy .<br />
.J ~ z y k i e m c z y tan byl zasadniczo j~zyk ludowy i dlatego<br />
wlasnie w liturgii slowa przyjmowano najwczesniej nowy j~zyk,<br />
choc reszta byla odprawiana w starym j~zyku, np. Iiturgia po<br />
syryjsku, ale czytania po arabsku; albo czytano podw6jnie w starym<br />
i nowym .i~zyku, np. w liturgii rzymskiej odprawianej przez<br />
papieza czyta si~ po grecku i po lacinie, podobnie w liturgii koptyjskiej:<br />
najpierw po koptyjsku, a potem po arabsku. Czytano tez<br />
w r6znych zywych j~zyk a ch, gdy parafia zlozona byla z r6znych<br />
narodowosci (juz okolo 400 r. w Jerozolimie po grecku i syryjsku).
188 KS. WACL.') W SCHENK<br />
U nas czytano W ostatnich Iatach po lacinie i po polsku, a dzisiaj<br />
tylko po polsku we Mszy sw. z udzialem Iudu.<br />
K t 0 c z Y t a I? - Czytal Iektor. Jest to najstarszy stopien nizszych<br />
swi~cen. Moze czytajqcy wymieniony u sw. Justyna byl<br />
urz!';dowym Iektorem. U sw. Cypriana spotykamy jui oficjalnych<br />
lektor6w - mlodych ludzi, a w Rzymie od IV w. czytali chlopcy.<br />
Od VII/VIII w. czyta subdiakon we Mszy sw. z asystq.<br />
We Mszy bez asysty do XIII w. czyta ministrant. Do tej<br />
formy dzisiaj wracamy. W czasie Mszy sw. dia Iudu Iekcj!';<br />
czyta Iektor, lub odpowiednio przygotowany ministrant. Ewangeli~<br />
czytal pierwotnie r6wniei Iektor, ale jui od IV w. diakon Iub<br />
kaplan dia podkresienia godnosci Ewangelii, a w swi~ta czytal<br />
sam biskup.<br />
Lit u r g i!'; s Iowa 0 pus z c zan 0, gdy przed Eucharystiq<br />
udzielano chrztu, konsekrowano biskupa, wtedy liturgia ta zast!';<br />
powala Jiturgi!,; slowa.<br />
Od wczesnego sredniowiecza Iiturgia slowa<br />
z a c z y nap 0 w 0 1 i t r a c i e z n a c zen i e i sen sow nos e.<br />
J~zyk liturgiczny nie byl j~zykiem Iudu. Czytania, przeznaczone<br />
dia Iudu, byly dla niego niezrozumiale. Slowo przeznaczone dia<br />
Iudu liturg czytal odwr6cony od ludu. Liturgia slowa stala si!,;<br />
obrz!,;dem, a przestala bye pouczeniem, dlatego wypelniano jq spiewem<br />
Iub glosnq grq na organach. Dzisiaj powracamy do pierwotnej<br />
formy i do pierwotnego znaczenia Jiturgii slowa.<br />
2. ZNACZENIE LITURGII SLOWA<br />
Liturgia jest dialogiem mi!';dzy zywymi osobami: iywym Bogiem<br />
i zywym czlowiekiem, dlatego musi miee charakter personalistyczny.<br />
W przeciwnym wypadku powstaje wrazenie magii, tzn.<br />
dzialania sil bezosobowych. Obecni stajq si!'; obcymi, niemymi<br />
widzami. DJatego konieczna jest dyspozycja, nastawienie czlowieka<br />
prowadzqcego dialog z Bogiem, oraz swiadomosc tego. Na t!';<br />
dyspozycj~ wplywa jq r6zne elementy, jak np. czytelnosc ceremonii,<br />
zr ozumienie modlitw (j!,;zykowe, tresciowe i akustyczne), postawa<br />
k aplana, jego spos6b odprawiania, a przede wszystkim uswiadamia<br />
jqce slowo.<br />
Jezeli cala Msza sw. jest pam i q t k q, to tym samym liturgia<br />
slowa winna przypominae Chrystusa, Jego slowa, czyny, charakter,<br />
po to, by czlowiek pokochal Jego postac, charakter, spos6b mysIenia,<br />
spos6b post!,;powania i by Chrystusa nasladowa1 w mysleniu<br />
i chceniu i by w ten spos6b powsta1 czlowiek, w kt6rym Chrystus<br />
zyje przez wiar!,; i podobienstwo w post!,;powaniu. 0 tym musi<br />
m6wie liturgia slowa.
LlTURGJA ~OWA<br />
189<br />
Msza sw. jest 0 £ i a r q po to, ieby czlowiek uczyl si~ z siebie<br />
samego zloiye ofiarEi. Przyjmujqc bowiem kategorie myslenia<br />
Chrystusa, czlowiek nlllsi bye gotowy na trudnosci, walki, ofial'Y,<br />
na rezygnacjq ze swego wlasnego punktu widzenia, sposobu pl~nowania,<br />
ktory w niejednym wypadku wydaje siE; bye sluszniejszym.<br />
I 0 tym powinna bye mowa w liturgii slowa.<br />
Msza sw. jest d z i ~ k c z y n i e n i e m. Liturgia slowa winna<br />
wychowac czlowieka wdzi~cznego, ktory "zawsze i wsz~dzie" Bogu<br />
dzi~kuje, jak zach~ca prefacja.<br />
Msza sw. jest u c zt q, ktora prowadzi do zjednoczenia z Bogiem<br />
i z braemi, dlatego istnieje scisla lqcznose miE;dzy Ewangeliq a Ko-.<br />
muniq sw. W Ewangelii spoiywamy Chrystusa pod postaciq slowa,<br />
prawdy, swiatlosci, a w Komunii sw. pod postaciq chleba.U Ezechiela<br />
(3, 1) i w Apokalipsie sw. J ana (10, 9) prorok spozywa<br />
Ksh;gq, jest to Komunia Ewangelii. Spozywanie Ciala Panskiego<br />
zaklada duchowe spozywanie tresci Ewangelii. Spozywanie sakramentalne<br />
zaklada spozywanie ducha i prawdy, dlatego tekst Communio<br />
cZGsto powtarza Ewangeliq, co swiadczy 0 tym, ze miE;dzy<br />
jednym i drugim pokarmem istnieje scisla 1qcznosc. ·Stqd uczniom<br />
idqcym do Emmaus musialo najpierw serce palae w czasie komentarza<br />
Pisma Sw. udzielanego przez Pana Jezusa, a potem dopiero<br />
mogli Go poznae przy lamaniu chleba.<br />
Liturgia jest spotkaniem grzesznego czlowieka ze swi~tym Bogiem,<br />
co zaklada koniecznose przygotowanie duszy przez oczyszczenie<br />
z grzechow - "Niech slowa Ewangelii zgladzq nasze grzechy".<br />
Ewangelia nie oczyszcza duszy magicznie, ale przez przyj~cie ewangelicznego<br />
sposobu myslenia, przez to, ze czlowiek odchodzi ad<br />
siebie. Wtedy nast~puje metanoia - zmiana myslenia i przez to<br />
odpuszczenie grzechow przez Boga.<br />
Celem liturgii jest zjednoczenie z Bogiem. Zjednoczenie to nast~puje<br />
w roznych stopniach: najpierw przez milose do braci -<br />
w liturgii milosci, nast~pnie przez wspolofiarowanie. Jest to bardzo<br />
trudne i daleko id::;ce nasladowanie Chrystusa Pana, wreszcie<br />
przez Bozq uczt~, ktora nas lqczy z Chrystusem, a przez Chrystusa<br />
z Ojcem i z braemi. To wszystko musi bye przygotowane przez<br />
Communio vcrbi Divini, tzn. przez Komuniq Slowa Boiego. Najpierw<br />
musi nastqpie pocz~cie Chrystusa w Duchu, a potem Iizyczne.<br />
Matka Eoza posiada1a Chrystusa przed pocz~ciem w ca1ym<br />
swoim nClstawieniu, charakterze i poboznosci, a potem stala si ~<br />
fizycznie Matkq J ego (Leon Wielki). Dlatego najpierw zjednoczenie<br />
przez wia;" G, a potem przez sakrament, stqd<br />
Msza sw. posiada dwa punkty szczytowe:<br />
EuangeIion i Eucharystia (Eu = dobro)<br />
Slowo i Sakrament
190 KS. WACLAW SCHENK<br />
Ewangelia i Przeistoczenie (S10wo, kt6re sie. stalo Cialem) <br />
St61 Slowa i St6l Eucharystii <br />
swiatlo (ios) i zycie (zoe) <br />
3. LITURGIA SLOWA STAWIA PEWNE WYMAGANIA .<br />
POD ADRESEM CZYTAJl\CEGO I SLUCHAJl\CYCH<br />
by wszyscy obecni slyszeli. Czytae z odpowiednim akcentem, by<br />
wszyscy zrozumieli, bo spos6b czytania jest komentarzem. Czytae<br />
. wicie ze wierni nie wiedzq, dlaczego dzisiaj jest takie czytanie,<br />
mysli liturgicznej dnia, programu piesni z uzasadnieniem wyboru<br />
Lekcji sluchajq wierni siedzqc, Ewangelii na znak poszanowania<br />
damiamy sobie, ze Prorok, Apostol, Chrystus m6wi do nas osobiscie.<br />
kramentalnej ale tez realnej i dlatego powitanie Chrystusa "Chwala<br />
Tobie Panie", dlatego aklamacja, radosne wolanie po Ewangelii<br />
kramentu), r6wniez calowanie ewangeliarza, intronizacja Ewangelii<br />
na Soborze, procesja z Ewangeliq po polach i blogoslawienstwo<br />
udzielane ksi~gq Ewangelii. Konstytucja soborowa 0 liturgii podajc<br />
"Chrystus jest zawsze tak obecny w swoim Kosciele... jest obecny<br />
w6w czas On sam m6wi" (art. 7). Czytanie Ewangelii nie jest tylko<br />
przypomnieniem tego, co Chrystus kiedys m6wil, ale jest slowe~<br />
chlebem na caly tydzien, dlatego dobrze byloby, przynajmniej<br />
Lektor po\vinien tekst naJplerw przeczytae, przestudiowae, z1'ozumiee,<br />
zapoznae si~ z komentarzem. Powinien m6wie tak glosno,<br />
z powagq i w takim tempie, jakie odpowiada wielkosci swiqtyni.<br />
Przy obecnej praktyce zauwaza sie. jeszcze pewien brak, mianoa<br />
nie inne. Brak bowiem wprowadzajqcego slowa przed Mszq sw.<br />
z podaniem niedzieli, uroczystosci, swi~tego tego dnia, zasadniczej<br />
piesni.<br />
stojqc. Postawa siedzqca jest postawq czlowieka skupionego. Sluchamy,<br />
a nie czytamy r6wnoczesnie, chyba, ze nie slyszymy. Uswia<br />
M6wi do mojej konkretnej sytuacji. Czytanie Ewangelii jest form,!<br />
prawdziwej obecnosci Chrystusa, innego rodzaju od obecnosci sa<br />
"Chwala Tobie Chryste" dwie swiece, okadzanie (jak Najsw. Sa<br />
w swoim slowie... albowiem, gdy w kosciele czyta si~ Pismo sw.,<br />
zywym, w tej chwili wypowiedzianym. Zaklada uwag~ skierowan ~<br />
na Chrystusa, postaw~ otwartc! i gotowose przyj~cia Chrystusa!<br />
"Wszystkim, kt6rzy Go przyje.li, dal moc, aby staH si~ Synam'<br />
Bozymi", Pismo sw. uslyszane podczas niedzielnej liturgii rna by<br />
jedno zdanie zapami~tae , to zdanie powtarzae i przyswoie sobi,<br />
jego ducha. Wtedy nast~puje asymilacja, bo nie ilose pokarmu<br />
decyduje, ale milose. O. Karol Antoniewicz, 'TJ pisal: - ,,1 ta<br />
o slowie Bozym mozna by rzec co 0 cielesnym pokarmie. Ciala ni
LITLJRGIA SLOWA 191<br />
posila wielka ilose pokarmu, lecz pokarm naleiycie stl'awiony,<br />
tak duszy nie zasila znakomita ilose prawd, jesli slowo Boie nie<br />
bE:dzie zachowane w sercu i niejako strawione w duszy, tak ii<br />
stanie si~ iyciem duszy". Owocem takiego sluchania b~dzie realizacja<br />
slow ~w. Pawla "Listem naszym wy jestescie" (2 Kor 3).<br />
Bog mowi do nas, aby nast~pnie cale nasze iycie przemawialo do<br />
otoczenia. Jedynq bibliq, kt6rq dzisiaj niejeden czlowiek jedynie<br />
czyta, jest iycie chrzescijan.<br />
Ks. W aclaw Schenk<br />
Redakcja miesillcznika "<strong>Znak</strong>" zwraca sill do wszystkicb<br />
czytelnikow numeru 137-138 ("Zarys rozwoju organizacji<br />
Koiiciola katolickiego w Polsce") z prosbll 0 nadsylanie<br />
uwag, spostrze:i:eli ezy ewentualnycb sprostowan dotyczlleycb<br />
artykulow tam zamieszezonycb.<br />
Uzupelnieuia te wykorzystajll autorzy w swojej praey<br />
nad poszerzonll wersjll tych samycb zagadnien - eelniejllze<br />
zostanll wydrukowane na lamaeb naszego miesillcznika lub<br />
przez Towarzystwo Naukowe KUL-u.<br />
RF:DAKCJA
ZDARZENIA KSIAZKI LUDZIE <br />
MIGUEL DE UNAMUNO<br />
Setna rocznica urodzenia Unamuna (29 IX 1864 r.), tak obchodzona<br />
przez francuskq pras~ Iiterackq wszystkich odcieni i swiatopoglqd6w,<br />
w Polsce przeszia prawie niezauwazona. Francja uiszczala s i~ z dlugu<br />
wdzi~cznosci wobec kultury narodu, kt6ry wydal Cyda i don Juana.<br />
Ale dlug taki zaciqgn~la i Polska i to nie tylko przez Ksi~cia Niezlomnego,<br />
r.ie tylko nawet przez calderonowskq form~ Snu srebrnego Salorp.ei<br />
i legendfi 0 ostatnim kr6lu Grenady w Zawiszy Czarnym. Razem z. calq<br />
Europq podleglismy wpl:ywowi Hiszpanii w epoce barokuj razem z EuroPfl<br />
katolickq wpl:ywowi hiszpanskiej mysli religijnej za kontrreformacji.<br />
A pozostaje pytaniem, 0 ile wplyw hiszpanski oddzialal na 6w skrajny<br />
odlam polskiej reformacji jakim by! arianizm. Przeciez to po spaleniu<br />
Hiszpana Serveta zaczfili uciekac z Genewy podobnie jak on myslqcy<br />
wloscy protestanci, przez kt6rych przeszedl do Polski impuls do nieskr~pow<br />
a nych dociekan teologicznych. Ale najwi~cej prawa do zainteresowania<br />
Polak6w ma Hiszpania przez podobienstwo jej historii z naSZq <br />
wielka ilose drobnej szlachty jak nigdzie w Zachodniej Europie i szlachecki<br />
obyczaj narodu, wreszcie r6wl1oczesny z Polskq rozkwit, a od<br />
XVII w. upadek. Podobienstwo losu dalo ~odobny kierunek historycznych<br />
poszukiwan - i tu i tam jest ch~e schwycenia momentu rozstrzygajqcego<br />
o wykolejeniu si~ narodu i szukanie przyczyn upadku. Sq to zagadnienia,<br />
ktore dla pozostal:ej Europy aktualnymi stajq s i~ dopiero dzisiaj. Stqd<br />
ze wszystkich literatur Zachodu jedynie w hiszpanskiej Polak moze<br />
znaleic siebie. A ze wszystkich pisarzy hiszpanskich na jblizszym dla<br />
Polaka jest j]namuno, gdyz mysl jego krqzyl:a nieustannic kol:o tych<br />
zagadnien, kt6re decydujq 0 analogii mi ~ d zy Hiszpaniq a Polskq.<br />
Hiszpania w czasach mlodosci Unamuna przezywal:a stan bezgranicznego<br />
upadku podobny do stanu Polski w czasach saskich: W przeciwienstwie<br />
jednak do saskiej biernosci i apatii, z ktorej narod szlachecki<br />
nie dawal s i~ wyrwac przez najsilniejsze bodice, Hiszpaniq wstrzqsaly<br />
konwulsje wojen domowych pozostawiajqcych po sobie "gorszq niz<br />
krew, wszystko zierajqcq nienawisc", jak powiedzial Unamuno pod<br />
koniec swego iycia' a w przededniu najgorszej godziny Hiszpanii.<br />
Podobnie jak kaidy narod upadajqcy, tak i narod hiszpanski prawdy<br />
o swoim stanie nie znal a przynajmniej nie znal jej w calej jej prze
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
193<br />
ra:i:ajqcej rozeiqglosci. Wspomnienie wojen domowyeh wzbudzalo straeh<br />
przed wszelkq dyskusjq a zamilowana w gadulstwie prasa i wymowa<br />
obierala sobie wszystkie mo:i:liwe tematy z wyjqtkiem tego, 0 ktorym<br />
mowic bylo trzeba. Bezrozumna chelpliwosc szezyeila si~ SWq wy:i:<br />
szo:iciq nad innymi narodami, a nie ezyniqc nic nie przekonywala si~<br />
o swoim klamstwie. Dopiero w roku 1898, gdy flota hiszpanska zostala<br />
w zatoce manilskiej zniszczona przez Amerykanow, sarna nie zadajqc<br />
jm :i:adnyeh strat, poznaIi Hiszpanie na jakim dnie si~ znalezli, a jeszcze<br />
wtedy niektorzy z nich wolali, :i:e zostali zwyci~zeni nie przez m~stwo<br />
a przez bogactwo i technik~.<br />
Wszystkich chwalim. ze dobrzy, i swieccy<br />
a giniemy bez rzqdu, skarbu i or~:i:a.<br />
pisal niegdys nasz Naruszewiez.<br />
ksi~za,<br />
Chorobq, ktora jak Pol s k~ tak i Hiszpani~ do. ruiny i kl~ski zaprowadzila,<br />
byla utrata wszelkiego dqzenia. Nie bylo w owczesnej Hiszpanii<br />
nikogo, kto wkladajqc w SWq prac~ calq SWq wol~ chcialby jakis cel<br />
osi
194 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
licach Salamanki prze dsi~biorstwo i zdobywa wielki jak na hiszpanskie<br />
stosunki majqtek. Zaraz rozchocizi si~ wiese, ze majqtek 6w zdobyl<br />
przez zabicie i ograbienie pierwszej swej zony. Plotkarstwo jest czynnosciq<br />
intelektualnq podobnq do konstruowania teorii naukowej - za<br />
pomocq niewielkiej liczby poj~e tlumaczy si~ roznorodnose zjawisk.<br />
Pol biedy, gdy Sq to poj~cia banalne, sluzqce do tlumaczel1ia ziawisk<br />
zwyklych, takich jak "ona z nim", gorzej gdy poj~ci e zbrodni jest naturalne<br />
a poj~cie powodzenia zdobytego przez prac~ niedost~pne dla<br />
umyslu. Tak jak w losie Kolumba, kt6ry szukajqc Indii odkryl Ameryk~ ,<br />
zawiera s i~ los tysi~cy odkrywcow, t ak w niedoli tego ni eszcz~snego<br />
Hiszpana zawiera si~ cala niedola 6wczesnego hiszpal'lskiego zycia.<br />
W takim swiecie jedynym sposobem, aby nie bye powalanym blotem<br />
i kalem, bylo nie dqzye do niczego i nic nie osiqgae. A Unamuno<br />
twierdzi, ze Hiszpan pozbawiony jest odwagi przeciwstawiania s i ~ otoczeniu<br />
i raczej wybierze bezpieczenstwo, choeby od smiesznosci, nizby<br />
mial wbrew stadu pojse- drogq, kt6rq uwaza za slusznq.<br />
Gdzie nie rna w spolnego celu, tam jedynq sp6jniq, jaka moze lqczye<br />
Judzi, jest wsp6lnie odczuwany strach. Wtedy tych, z kt6rymi m ozna<br />
m owie szczerze, uwaza si~ za przyjaci61 i przyjazn iest w cenie, ale gdy<br />
n adchodzi choe odrobina swobody, przyjaznie takie rozsypujq si~ i ludzie<br />
z przer azeniem za uwaza i
ZDARZENIA - KSIA2:KI - LUDZIE<br />
195<br />
przestal byc jakim jest, a stal si~ jakim nie jest, a wi~c chcesz zguby<br />
takiego jakim jest. Sofista w kazdym problemie podaje dwa niedorzeczne<br />
w swej krancowosci rozwiqzariia jako jedynie mozliwe, po czym odchodzi<br />
pozostawiajqc sluchaczy w oszolomieniu. Filozof szuka trzeciego rozwiqzania,<br />
kt6re jest znacznie bardziej odlegle od zwyklych dr6g mySli<br />
ludzkich i jak gdyby zakryte przez te rozwiqzania proste, kt6re narzucajq<br />
si~ same i Sq jedynymi, jakie sofista pojqC jest zdolny.<br />
Idealny charakter Hiszpanii przedstawH Unamuno w 2:yciu Don Kichota<br />
i Sancho Pansy, k,t6re ukazalo si~ w 1902 roku, w ksiqzce romantycznej,<br />
aJe tak jak romantyczny byl Wyspianski, z takq samq jak u niego<br />
powagq w ukazywaniu tego, co patologiczne w psychice narodu.<br />
Unamu!1o czerpie idealy z przeszlosci, ale i jemu trudno jest niekiedy<br />
na przeszlosc t~ nie patrzec jak na koszmar. Przed koniecznosciq takiego<br />
patrzenia chce on si~ bronic, m6wi wi~c, ze inkwizytor mniej nieludzki<br />
byl od kapitalisty, bo ofiarom swym przyznawal dusz~ i nie traktowal<br />
ich jak narz~dzi. Z szacunkiem, w p6zniejszych dzielach z uwielbieniem<br />
pisze 0 konkwistadorach. Kogo to razi, ten niech pomysli jakim falszem<br />
byloby stawiac wyzej Hiszpani~ mlodosci Unamuna nad Hiszpani~<br />
Pizarra i Cor,teza, dlatego tylko, ze ta nie popelnila tak wielkich zbrodnI<br />
jak tamta. Zalotna kobieta zn~ca si~ nad rojem swoich wielbicieli,<br />
wykorzystuje ich i poniewiera, ale gdy lata minq i pozostanie z nich<br />
tylko jeden, to jej post ~powanie b~dzie juz inne. Obudzi si~ w niej<br />
zdo)nosc do traktowania zakochanego m~zczyzny po ludzku. A jednak<br />
tylko jedna rzecz b~dzie tu pewna - utrata mlodosci i sHy, post~p<br />
moralny, 0 kt6rym prawic b~dzie mister, pozostanie wqt pJiwy. Dlatego<br />
nieraz naj!agodniejszy i najbardziej nie szkodzqcy nikomu arystokrata<br />
b ~dzie myslal z uwielbieniem 0 wielkich drapieznik~ch, kt6rych jest<br />
potomkiem, a z gl~bokq przykrosciq 0 sobie.<br />
P iszqc zywot don Kichota i Sancho Pansy uderza Unamuno w tony<br />
dziwne. Te desnuestran, pueblo mio - czyniq ciebie obcym samemu<br />
sobie, ludu m6j, pisze on i wzywa do powrotu do heroicznego barbarzynstwa<br />
i do podeptania kazdego, kto stanie na drodze. Przypomina<br />
wtedy - raz jeden w zyciu i w ksiqzce 0 don Kichocie przemawiaJqcego<br />
do narodu dyktatora - rodzaj czlowieka, do k.t6rego tylez jest podobny,<br />
co sam don K iS;hot do zdobywcy burzqcego panstwa i . rozdajqcego korony,<br />
lub Cervantes zdobywajqcy w marzeniach Algier i oddajqcy go<br />
koronie hiszpanskiej - do konkwistadora. Jednq tylko daje rad~ dobrq <br />
prawdziwie donkichotowskq - swoim przyszlym barbarzyncom - jezeli<br />
spotkasz glupca otoczonego dla slawy rozumu powszechnym szacunkiem,<br />
zatrzymaj si~ i zawolaj: glupiec.<br />
Ale podobienstwo mi~dzy Cervantesem a Unamunq si~ga gl~bi e j.<br />
Cervantes byl najbardziej malarskim z pisarzi - trudno byloby rozpoznac<br />
ilustracje do Szekspira, ale nie mozna nie poznac kim jest wysaki<br />
chudy rycerz, za ktorym podqza kr~py parobek na os Ie. Literatura
196 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
hiszpanska jest chyba najbardziej malarska v.: Europie, dlatego i teatr<br />
jest najbardziej teatralny. Gdy s i~ czyta Unamun~, wraza si~ w pami~ c<br />
ponury dom markiza de Lumbria zarosni~ty bluszczem i ukrywaj'lcy<br />
swoje wn~trze przed sloncem i posp6lstwem, a w domu stary markiz<br />
i jego dwie nienawidz'lce si~ corki. Od dom6w zamykaj'lcych si~ przed<br />
swiatem, a naladowanych obl~dE'm i nienawisci'l roi s i~ w literaturze<br />
. hiszpanskiej. Walki toczone w takich zamkni~tych domach musz'l bye<br />
straszne, a miejsca tych walk wydaj'l si~ miniaturami Hiszpanii.<br />
Dawna Polska nie znala takich obraz6w. SZlachta polska r6wniez najbardziej<br />
zyla zyciem rodzinnym, bardziej niz jakakolwiek inna szlachta<br />
w Europie, bardziej nawet niz b~d'lc warstw'l rZ'ldz'lc'l miala do tego<br />
prawo. Jedyny okres w zyciu szlachcica, w kt6rym z rodzinnego domu<br />
byl on wyobcowany, przypadal na dziecinstwo. Ale ten dom rodzinny,<br />
przy innym niz w Hiszpanii polozeniu kobiety, byl domem szeroko<br />
otwartym dla s'lsiad6w i gOSci i nie m6gl bye tak latwo zamieniony<br />
w pole dzikiej walki.<br />
W zamkni~tych domach ludzie zyj'l przeszlosci'l, kt6ra ich zabija.<br />
Unamuno nalezy do tej samej epoki co Nietzsche i Peguy i tak jak oni<br />
czuje obezwladniaj'lc'l sil~ tej przeszlosci, ktora nie jest terazniejszosci'l.<br />
W dramacie Sombras del Sueno do Juan Manuel Solorzano zyje wraz<br />
z c6rk'l na niewielkiej wyspie na oceanie i strzeze grobu swego przodka<br />
don Diega, odkrywcy i zdobywcy kraju, do kt6rego nalezy wyspa.<br />
Uczepiony malenkiego skrawka ziemi, 0 kt6rego opuszczeniu nie chce<br />
myslee, zyje wspominaj'lc wci'lz chwal~ zeglarza, kt6ry przeplywal<br />
oceany. C6rka jego Elvira zakochana jest w morzu. Unamuno ponad<br />
wszystko kocha to, w czym przeszlose l'lczy si~ z terazniejszosci'l, dlatego<br />
kocha tradycj~ zYW'l, zachowan'l w podaniach ludu i tradycj~<br />
epiczn'l sredniowiecza i kocha to, co zawsze takie samo - morze<br />
i gwiazdy. Ale Elvira jest c6rk'l swojego ojca, ideal m~zczyzny, 0 ktorym<br />
marzy, wzi~ty jest z tradycji historycznej, zreszt'l bardzo niedawnej.<br />
Jest nim bohater walk 0 wolnose, kt6rego zycie wzorowane jest na<br />
biografii Boliwara. Zwyci~zyl s'lsiedn'l republik~ uciskaj'lc'l jego kraj<br />
i zgin'll w okolicznosciach - jak to z naciskiem stwierdza ojciec<br />
Elviry - niezbadanych przez nauk~ historyczn'l. Ot6z bohater 6w<br />
zyje - rozpuscil wiese, ze zgin'll i kr'lzy po swiecie nieznany i samotny.<br />
Gdy spotyka Elvir~ i budzi si~ w nim milose do niej, chce jednego<br />
tylko: aby przyj~la go takim jakim jest nie pytaj'lc kim byl. Tymczasem<br />
znajduje entuzjastk~ historii nie rozstaj'lc'l si~ z ksi'lzk'l, w kt6rej<br />
opisane s'l jego dawne czyny. Na pytanie, czy znal bohatera ksiqzki i co<br />
wie 0 jego smierci, odpowiada dziko, brutalnie - to ja zabilem Tuliusza<br />
Montalbana.<br />
Unamuno nie mial tego daru, kt6ry mieli starozytni - nie umial<br />
podnosz'lc jedn'l form~ do doskonalosci caly si~ w niej wypowiedziee.<br />
Dlatego pisal powiesci, nowele, poezje liryczne, a pr6cz dramat6w
ZDARZENIA - KSIl\:lKI - LUDZIE 197<br />
i szkice filozoficzne. Filozofowae zaczql jako pozytywista. W tym<br />
pierwszym okresie interesuje si~ ekonomiq, chemiq, rozczytuje si~<br />
w Iiteraturze angielskiej, ale jak w kazdym wielkim pozytywiscie<br />
tak i w nim kryje si~ ktos inny, kto juz nie jest kandydatem na scislego<br />
uczonego, a artystq, a takze czyms wi~cej niz artysta. Tak wi~c za<br />
niski poziom nauk przyrodniczych w Hiszpanii wini kastylijski brak<br />
milosci do przyrody (sam b~dqc Baskiem moze 0 Kastylijczykach niekiedy<br />
m6wie jak czlowiek z zewnqtrz). Tradycjonalistom gloszqcym narodowq<br />
hiszpanskq nauk~ odpowiada, ze narodowe moze bye tylko to,<br />
co da si~ w narodowym j~zyku wyrazie, taka zas chemia dobrze wyraza<br />
si~ jedynie w symbolach i liczbach, ale Uumaczona na j~zyk nazw<br />
brzmi barbarzynsko. W takich rozwazaniach przedmiot tylko nalezy<br />
do uczonego - spos6b patrzenia jest artysty. P6zniej choe artysta<br />
wziql g6r~, tkwiqcy w Unamunie uczony zywy w nim pozostal do<br />
konca. W znacznie juz p6Zniejszym okresie swego zycia, piszqc, ze teatr<br />
powinien bardziej zwracae si~ do uszu niz .do oczu dodawal, ze w zdobywaniu<br />
poj~c wi~kszq jest przeszkodq brak sluchu niz wzroku. Materialu<br />
do filozofowania dostarczala mu mowa ludzka, nie tyle, jak<br />
mozna by si~ spodziewac od humanisty, taki czy inny j~zyk, ale sama<br />
mowa jako tw6r gatunku homo sapiens i prawa niq rZqdzqce.<br />
Filozof, zwlaszcza gdy jest nim Unamuno, jest nie tylko czlowiekiem<br />
myslqcym, ale i czlowiekiem, kt6ry ustanawia hierarchi~ wartosci,<br />
a wi~c postanawiajqcym. A ten, kto postanawia, zyje w swiecie wew<br />
n ~trznie sprzecznym. Dow6dca statku, gdy ratuje rozbitk6w, a wie,<br />
ze na poklad nie moze wziqc wszystkich, bo statek zatonqlby wraz<br />
z nimi, jeieli jest obdarzony wyobrazniq, b~dzie rozdarty w sobie, bo<br />
b ~dzi e wiedzial, ze m6gI ocalie choe jednego wi~cej. Jego decyzja zatrzymania<br />
akcji w takim a nie innym m omencie musi w pewnej mierze<br />
bye dowolna, a przez t~ wymuszonq dowolnose jest gl~boko tragiczna.<br />
Unamuno pisze, ze istnieje dramat dwumianu Newtona, ale<br />
w taki sam spos6b istnieje i tragedia poj~e nieostrych. Jedynie przyroda<br />
nie jest tragiczna, a wi~c nie Sq tragiczne istoty calkowicie jej wladzy<br />
poddane i, jezeli mySlimy tak jak Grecy, istoty. ktore jej silam i rZqdzq.<br />
Nowonarodzone dzieci i Bogowie, jak w Hiperionie. w piesni 0 losie<br />
pisal Holderlin.<br />
Czlowiek, aby uwolnie si~ od tragizmu, mu~ialby zerwae z pierworodnym<br />
grzechem s>'{ego intelektu i zaczqe patrzee na siebie tak samo<br />
jak na drugiego czlowieka i jak na kazdq innq cZqstk~ swiata. Ale<br />
wtedy musialby myslqc 0 swoich przyszlych czynach przewidywae a nie<br />
postanawiae. A to znaczyloby poddac si~ pod wladz~ impulsow i wyrzec<br />
si~ wlasnej woli. Tego on uczynic nie moze i musi przezywac tragedi~,<br />
kt6ra jest tym ci~zsza im sztywniejsze Sq jego poj~cia, to jest im mniej<br />
. dowolnosci jest w jego czynach, a im w~~cej jest jej >'{ normach, kt6<br />
rymi si~ kieruje. :laden z narod6w Europy nie stworzyl poj~c bardziej
198 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
sztywnych niz Hiszpanie. I pod tyro wzgl~dem Unamuno byl najbardziej<br />
klasycznym Hiszpanem. Raz pisze, ze jako rektor He razy<br />
znalazl przepis tak calkowicie niedorzeczny, ze za cich!l zgod!l wszystkich<br />
nie wykonywany przez nikogo, zawsze usilowal wprowadzae go<br />
w zycie tak rygorystycznie, aby wyszla z niego chemicznie czysta niedorzecznose.<br />
Jak poj~cia Hiszpan6w byly najsztywniejsze, tak i protest przeciw<br />
sztywnosci poj~e najsilniejszy i najgl~bszy byl zawsze, gdy wychodzil<br />
z ust Hiszpana. Byl to protest praktyczny - poeci dawnej Hiszpanii<br />
jak Calderon wstrzqsali si~ wobec okropnosci kodeksu honorowego<br />
swego czasu, choe i przez mys1 im nie przechodzilo, aby si~ spod niego<br />
wylamae. Ale byl tez protest teoretyczny. Unamuno lubi cytowae dwa<br />
poetyckie aforyzmy - Campoamora En este mundo traidor Nada es<br />
verdad ni mentira, na tym swiecie zdradzieckim nic nie jest prawd!l<br />
ani klamstwem, i drugi, silniejszy i prawdziwszy, Calderona; En esta<br />
vida Todo es verdad y todo es mentira (w tym zyciu wszystko jest<br />
prawdq i wszystko klamstwem).<br />
Jezeli wszystko jest prawdq i wszystko jest klamstwem (na tym<br />
swiecie, 0 tym zastrzezeniu nie wo1no zapominae), to i czlowiek i nar6d<br />
musi sam obrae swojq prawd~. Nie jest to wyb6r dowolny; Hiszpania <br />
a Unamuno w nic tak mocno nie wierzyl jak w prawd~ Hiszpanii <br />
nie mogla, jak z naciskiem on stwierdzal, przyjqC za swojq prawdy<br />
Reformacji. Jestem wi~c do dokonania takiego czy innego wyboru predestynowany;<br />
Unamuno pisal raz 0 swojej nienawiSci do pedagogii i do<br />
socjologii, a wi~c do nauk badajqcych jak czlowiek zdeterminowany jest<br />
od zewnqtrz, co wazniejsze tworzqcych w nim przyzwyczajenie do wylqczania<br />
ze swego pola uwagi wszelkiej sHy, kt6ra nie jest zewn~trznq.<br />
Jest pewien rodzaj tragizmu, kt6ry kazdy kto wierzy w swojq prawd~<br />
musi bye gotowy przyjqe. Jego prawda moze bye sprzeczna z prawdq<br />
jego epoki i jego narodu, a w takim razie, jakikolwiek b~dzie osobisty jego<br />
los, dzielo jego zycia b~dzie zaprzepaszczone. Gorszy jeszcze tragizm <br />
gdy prawda narodu jest sprzeczna z prawdq epoki. Wtedy nar6d okaze<br />
si~ niezdolny do podqzania za swoim czasem - udzialem jego b~dzie<br />
wpierw zast6j a potem cofanie si~ .<br />
Sq ludzie, kt6rych losy Sq symboliczne dla 10s6w ich narod6w. Napoleon<br />
urodzil si~, gdy Korsyka zostala przylqczona do Francji <br />
doszedl lat m~skich, gdy Francja niczego nie potrzebowala bardziej<br />
niz wodza takiego jak on. Zegar jego zycia nakr~cony byl dobrze. Prqdzynski<br />
okazal talent wodza w chwili, gdy nic dokonae nie bylo mozna,<br />
gdy ludzie, kt6rzy stali na czele, sparaIizowani byIi czy przez wlasny<br />
niedowlad woli, czy tez przez mysl 0 grozqcej interwencji pruskiej.<br />
Podczas powstania w~gierskiego, gdy mozna bylo walczyc i zwyci~zac,<br />
on, zlozony przez chorob~, nie m6g1 przybye na wezwanie W~gr6w.<br />
Zegar jego zycia nakr~cony byl zle, jak i zegar Polski - narodu, w kt6
ZDATIZENIA - KSI.i\ZKI - LlJDZIE 199<br />
rym wszystko dzialo si~ w innym czasie mz w reszcie Europy, tak, :i.e<br />
naw nietolerancja religijna zapanowala w nim w wieku XVIII. Podobnie<br />
zle nakr~cony byl zegar Hiszpanii, kt6ra tak jak i Polska przespala<br />
czas, kiedy zakladane byly fundamenty nowo:i.ytnej nauki. Polska<br />
z powrotem narodem europejskim stala si~ przez pozytywizm, jakkolwiek<br />
ta prawda, kt6rq wtedy zdobyl, byla ograniczona i wzgl~dna.<br />
Hiszpania pozytywizmu nie przezywala - bye moze, ze nar6d, kt6ry<br />
w ciqgu wiek6w motywy swego dzialania z tak wielkq sUq czerpal<br />
z prawd, kt6re uwa:i.al za bezwzgl~dne, przezywae go nie mogl.<br />
Na pytanie takie, jak "dlaczego tak si~ stalo" z reguly odpowiedziee nie<br />
mozna. Mozna tez dae odpowledz poetyckq. Groty Altamiry, gdzie<br />
widniejq liczqce chyba kilkanascie tysi~cy lat rysunki zwierzqt, natchne:ly<br />
Unamune: do jednego z najdziwaczniejszych utworow europejskiej<br />
poezjl.<br />
Ay, bisonte de Altamira,<br />
Te trag6 el le6n d'Espalia,<br />
fue por hambre, no por sana, <br />
y el le6n ahora delira, <br />
porque en su sangre te lleva, <br />
trogloditico bisonte, <br />
botin salvajo en el monte, <br />
sueno magico en la cueva! <br />
EI le6n suena contigo, <br />
con ,tu melena y tus cuernos, <br />
suena el leon tus eternos <br />
hechizos como un castigo. <br />
Que tu Ie abrasas la entrana, <br />
ay, bisonte de Altamira! <br />
y el pobre leon delira <br />
y con el delira Espana. <br />
Biada byku z Altamiry, ciebie po:i.arl lew hiszpanski, to stalo si~<br />
z glodu nie z gniewu i teraz lew szaleje.<br />
Bo w krwi jego jestes ty, byku jaskiniowy, lupie dziki z g6r, magiczny<br />
!inie jaskini!<br />
Lew sni z tobq, z twojq siersciq i z twoimi rogami, sni lew twoje<br />
wieczne czary<br />
ze ty mu palisz wn~trznosci, biada byku z Altamiry! i biedny lew ·<br />
szaleje i z nim szaleje Hiszpania.<br />
Zenon Szpota6!kl
200 ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE<br />
ZNARI CZASU?<br />
SPOTKANIA<br />
M. D. ChEmU, pr6bujqc niedawno zarysowac teologi~ "znak6w<br />
czasu",l ktorym tak odwaznie zaufal Jan XXIII jako znakom Boga,<br />
pisal, ze Sq nimi zawsze fakty i zdarzenia 0 wymowie symbolicznej,<br />
ogniskujqce przemiany swiadomosci w taki mniej wi~cej spos6b,<br />
jak ogniskuje je sztuka, i zanim jeszcze refleksja teoretyczna sklasyfikuje<br />
je i niejako uprawomocni. <strong>Znak</strong> czasu ma wi~c wedlug<br />
niego sens i charakter profetyczny, a nie systematyczny i jurydyczny,<br />
i tak tez trzeba rozumiec go oceniac.<br />
Wydaje siG, ze idqc za myslq francuskiego teologa obecny okres<br />
chrzescijanstwa widziec trzeba jako profetyczny par excellence.<br />
Systemy, teologie, instytucje, caly mozna powiedziec "Zakon" jest<br />
wsz~dzie postawiony w stan zakwestionowania, nowe uj~cia teoretyczne<br />
wyIaniajq si~ dopiero powoli, konstruowane z trudem, peIne<br />
nieraz luk i zawilosci. A mnozq si~ bardzo czytelne i poetyckie raczej<br />
"znaki", 0 ogromnej sile inspiracji religijnej.<br />
Czasem Sq dzielami sztuki w doslownym sensie, jak Kosci61 Pojednania<br />
w Taize, czy slynny krucyfiks w kosciele w Munster<br />
(Westfalia), na ktorym postac Chrystusa zaznacza si~ pustym negatywem:<br />
nie wolno, zdaniem tworc6w, aby jakikolwiek wizerunek<br />
przyslanial twarz konkretnego, cierpiqcego czlowieka, innq w kazdym<br />
czasie i dla kazdego z nas, a b~dqcq przeciez zawsze - Tq<br />
twarzq.<br />
Nieraz znakiem bywa tez gest ludzki, lub cale zycie, jednoznaczne<br />
jak heroiczny poemat: grupy pojednania, braterstwa, protestu<br />
przeciw krzywdzie i wojnie, rosnqce wsz~dzie spontanicznie kola<br />
prywatnych przyjaznf w poprzek wyznan, w poprzek granic, ktorych<br />
intensywna powaga religijna przywodzi na mysl nastroje<br />
"katakumbowe", mit Charles de Foucaulda, mit Schweitzera, ksi~zy<br />
robotnik6w, "Zakonow budowniczych", marsze pokoju, zywe pochodnie...<br />
E. Schillebeeckx, w swej ksiqzce "Osobiste spotkanie z Bogiem",2<br />
podkreslal, ze przei:ywanie chrzescijanstwa "w wymiarze wszerz",<br />
w idei solidarnosci mi~dzyludzkiej i "kosmicznej", intensyfikuje<br />
si~ dzis ze zbyt zywiolowq, nieodpartq spontanicznosciq, by jq<br />
mozna bylo zignorowac, i ze stoimy tu wobec procesu bez precedensu<br />
w naszych dziejach: wobec tendencji do sekularyzacji<br />
1 M. D. Chlmu OP, Les Signes du temps, DOC No 187.<br />
2 E. Schillebeeckx, Personate Begegmmg mit Gatt, Matthias Gruenewalrl<br />
Verlag, 1964.
•<br />
ZDARZENIA - KSI1\:lKI - LUDZIE 201<br />
religii, wyst~puj1lcych wewn1ltrz chrzescijanstwa, a nie od zewn1ltrz<br />
i przeciw niemu.<br />
J eden z najsmielszych myslicieli odnowy nie cofa si~ jednak<br />
przed uznaniem pozytywnego aspektu tego zjawiska, tak zdumiewaj1lcego.<br />
"Wierzymy, pisze, ze najgl~bsza prawda rzeczywistosci<br />
nie tylko »powinna« znajdowae si~ w naszych stosunkach mi~dzyludzkich,<br />
to jeszcze nie bylaby wiara, lecz ze j est w nich £aktycznie<br />
i wbrew wszystkiemu, co zdaje siE; swiadczye przeciw takiej<br />
tezie ... Ta tendencja, tak dzis uparta, tak styczna z najzywotniejszq<br />
problematyk1l ludzi wsp61czesnych, tak silna, ze zdaje si~ nawet <br />
potwierdzae orientacj~ Johna A. T. Robinsona (z jego ksi1lzki<br />
Honest to God), zbiega si~ niew1ltpliwie z jak1ls prawd1l, CZ~SClOWq<br />
i do niedawna przyemion1l... choe ]ej fragmentaryczny charakter<br />
moze sprawie klopot chrzescijanstwu."<br />
'<br />
Przezywanie chrzescijanstwa gl6wnie w humanistycznym, swieckim<br />
"wymiarze wszerz", jako religii braterstwa, swiata, ludzkosci,<br />
przycmiewa jednak niew1ltpliwie jego wymiar "pionowy", transcendentny.<br />
Niepokoi to dzis bardzo wielu teolog6w i jest Hem<br />
najrozmaitszych opor6w przeciw pewnym kierunkom odnowy.<br />
Schillebeeckx widzi to r6wniez, lecz liczy, ze przyemienie nie jest<br />
definitywne, ze "wymiar pionowy" moze bye odkryty zn6w, na<br />
nowe j drodze, niejako od pocz1ltku. Pisze:<br />
"Oczywistose nowa i mocno przezywana moze latwo oslepie na<br />
oczywistosci stare. l\!Iog1l one w tej sytuacji bye rozpoznawalne<br />
tylko pod warunkiem, ze zostanq radykalnie reaktywizowane,<br />
w samym najpierwotniejszym doswiadczeniu, ze zostan1l, by 'tak<br />
rzec, odkryte na nowo. Choe moze si~ to wyclawae paradoksalne, rozpoznanie<br />
prawd starych \',rymaga nieraz gl~bszego nawr6cenia niz<br />
rozpoznanie tych, kt6re odkrywamy wlasnie samorzutnie, w calym<br />
blasku swiezosci i niespodzianki, przyemiewajqcym, obalaj1lcym<br />
w nas dawne obrazy".3<br />
Fascynacja chrzescijanstwem bezwarunkowej solidarnosci z b6<br />
lem i ciemnosciq losu drugiego czlowieka, na jego r6znych "drogach<br />
do Emaus" (chrzescijanstwem "cierpienia Boga", jak si~ to czasem<br />
okresla, przyjmujqc terminologi~ D. Bonhoeffera), oraz jasny drugi<br />
biegun tych postaw: uniesienie wiarq w sluszn1l, zwyci~sk1l mimo<br />
wszystko kierunkow1l swiata "zbiegajqcego si~" zewsz1ld w jednose,<br />
to niew1ltpliwie dwie inspiracje, dorninujqce we wsp6lczesnej,<br />
spontanicznej religijnosci. Mysl 0 pewnej "sekularyzacji" religii<br />
nie jest chyba pozbawiona uzasadnien i nie sarno zlo z pewnosciq<br />
trzeba w niej widziee.<br />
Wydaje si~ jednak, ze jest dzis jeszcze trzeci, znarnienny typ<br />
•<br />
3 ibid.
202 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
"znakow czasu", i ze rysuje si~ w nIm wlasnie dqzenie do "odkrywania<br />
na nowo prawd starych", nie w ich dawnych obrazach<br />
wprawdzie, Iecz od poczqtku, po swojemu. Tym typem Sq okolicznosciowe<br />
i calkiem "nieortodoksyjne" nieraz modlitwy i medytacje<br />
reIigijne, kt6rych powstaje w ostatqich czasach bardzo duzo.<br />
Czasem Sq dzielem poet6w wsp6kzesnych, przej~tym potem na<br />
wlasnose przez pewne grupy czy srodowiska. Cz~sciej powstajq<br />
z inspiracji okreslonych, dzisiejszych powolan takich grup, Iub Sq<br />
po prostu rodzajem zwierzenia osobistego, "dIa przyjaci61". Pojawiajq<br />
si~ w rozmaitych (zwykIe mniej znanych) pismach czy<br />
biuIetynach, czasem krqzq z rqk do rqk w obszarpanych maszyncpisach.<br />
Sq z reguly dosye nieporadne literacko i dose niezr~czne<br />
(w oczach surowego teologa moze nawet "ryzykowne") doktrynalnie.<br />
I pr6bujq, czasem z jakqs desperackq gwaltownosciq, a czasem<br />
z pi~knq, troch~ naiwnq powagq "uczciwosci absolutnej",<br />
przedrzee si~, dobie wreszcie do jakiejs osobistej juz prawdy.<br />
Przedstawione dzis naszym czytelnikom fragmenty modlitw<br />
i medytacji pochodzq ze srodowisk protestanckich. Tylko ostatni<br />
tekst, 0 Mszy swi~tej, w kt6rym dominuje niemal niepodzielnie<br />
optymistyczny, teilhardowski akcent wiary w swiat, jest katolicki.<br />
• Uldad tekst6w jest chronolog\czny. Ilustruje narastanie i przeksztakanie<br />
si~ pewnych intuicji religijnych od chwili szoku, kt6rym<br />
byla druga wojna swiatowa.<br />
To jest twarz przeraZliwa.<br />
Zropialy, drgajqcy strz~p ciala,<br />
ECCE HOMO<br />
zerowisko much w spiekocie slonca.<br />
Twarz 0 zapadlych oczach, obwiedzionych sino,<br />
skron przygwozdzona cierniem, cios zelaza w boku.<br />
Patrz. Poznaj. Ecce Homo. Oto Syn Czlowieczy .<br />
...<br />
Zapomnij mdlq legend~. Niech spadnq zaslony<br />
przyzwoitosci: <br />
- zabieg interes6w, <br />
- zabieg tch6rzy, <br />
bo to byl wr6g smiertelny, wi~c go chcieli<br />
przerobic na przyjaciela. Bo te rany<br />
krzyczaly prawd~ strasznq, wi~c ukradkiem<br />
spowijano je metaforq, zeby nie obnazyl si~ skandal:<br />
ze ta agonia trwa.<br />
Ze on kona, przy nas, do konca swiata.<br />
*<br />
•
ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE 203<br />
Wi ~ c przez caly ten czas nie wolno nam zasnqc. <br />
Teraz oto wisi na drzewie krzyza, i jestesmy swiadkami zbrodni: <br />
z oboj~tniali wsp6lczesni <br />
powolnej tortury Boga. <br />
Oto tu jest to wzg6rze. <br />
Upiorne, spryskane krwiq. <br />
Oto trwa m~ka . <br />
*<br />
Patrz, centurioni w butach do konnej jazdy, <br />
czarne koszule, czapki z oznakq, <br />
szybki gest podniesienia r~ki. <br />
~Ia j q<br />
zimne oczy. Majq wargi oduczone usmiechu <br />
- ci jego bracia przeciez. <br />
I nie wiedzq, co czyniq. <br />
Patrz, przy jego boku wiszq na krzyzach umarli: <br />
n ~d zarz ze wsi i bezrobotny. <br />
A moze zlinczowany zyd <br />
i murzyn. <br />
Albo czerwony. <br />
Albo Abisynczyk, Irlandczyk, Hiszpan. <br />
Albo demokrata niemiecki. <br />
Bezsilnie opadla glowa. <br />
A ;!a niq niebo splywa czerwonq lawq <br />
dwu tysi~cy lat morderstw w jego imieniu. <br />
Morderstw krzyzowc6w. <br />
Morderstw bojownik6w chrzescijanstwa. <br />
W obronie wiary. <br />
W obronie wlasnosci. <br />
Plakal nad Jeruzalem... <br />
ale oto olbrzymieje proroctwo: <br />
zagarnia najwi~ksze miasta swiata. <br />
Oto zrywa si~ oszalala panika winnych <br />
- c6z rozum, nie poradzi pod prC!d<br />
by je zetrzec, jak przepowiedzial.<br />
Patrzy teraz. Nie ma ucieczki oczom<br />
skazanym na caly dramat. Do konca.<br />
*<br />
*<br />
*<br />
*<br />
I
204 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
Nazywany wciqz, pozostaje Nieznajomym w ciemnych krolestwach <br />
co rozpady mu si~ u stop, <br />
ale wszystkie urqgajq slowu, ktore jest jego. <br />
Ale kazdy czlowiek sam <br />
dzwiga win~, co jak krew - wspolna, <br />
i na slepo zdaje si~ ciemnym losom. <br />
Ale wladz~ najwyzszq dzierzy strach chciwosc. <br />
*<br />
Nie z kutej w srebrze, pozlacanej monstrancji. <br />
Z drzewa bolu. Z drzewa czlowieczej m~ki <br />
zbaw naSZq n~dz~ jalowq, <br />
Chrystusie Rewolucji, <br />
Ch rystusie Poezji. <br />
Daj wierzyc, <br />
ze ta droga bez konca, droga czlowieka przez ciemnosc <br />
moze nie byla daremna. <br />
David Gascoyne 4<br />
MODLITWA PIELGRZYMOW NIEMIECKICH<br />
Odczytajmy tekst Ewangelii wedlug Marka. ,,1 przyszli do folwarku,<br />
ktory zwano Getsemani. I rzekl uczniom swoim: siedzcie<br />
t u az si~ pomodl~ . I wziql z sobq Piotra i Jakuba i Jana i zaczql<br />
si~ trwozyc i czuc odraz~. I rzekl im: smutna jest dusza moja az<br />
do smierci, zostancie tu, a czuwajcie. A poszedlszy nieco dalej<br />
padl na ziemi~ i modlil si~, zeby jesli to bye moglo, omin~la go ta<br />
godzina. I mowil, Abba, Ojcze! Wszystko jest tobie mozliwe, oddal<br />
ode mnie ten kielich, lecz nie co ja chc~ ale co ty. I przyszedl,<br />
i znalazl ich spiqcych i rzekl do Piotra: Szymonie, spisz? Nie mogles<br />
jednej godziny czuwac ze mnq?"<br />
Panie Jezu Chryste, i nasz duch jest ochoczy, lecz i nasze cialo<br />
jest mdie. Stajemy dziS, pod twoim wzrokiem, jako pielgrzymi,<br />
i. prosiniy ci~, Panie: daj nam przenikliwose, daj nam sHy, abysmy<br />
chociaz dzis, choe przez jeden dzien zdolali czuwac z tobq.<br />
Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />
zmiluj si~ nad nami.<br />
Po stokroe i przez cale lata, Panie, ludzie naszego narodu wydawali<br />
ci~ siepaczom. Ciebie wydawali sqdom, denuncjowali wladzom,<br />
gdy wiedzeni szalenstwem i slepotq, nieprzyjazniq i nienawisciq,<br />
wydawali i denuncjowali swe nieprzeliczone ofiary. Zbawicielu<br />
4 David Gascoyne, Ecce Homo, The Mid century: English Poetry 194~O,<br />
Penguin Books, 1965.
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 205<br />
swiata na krzyiu zadoseuczynienia, ty, ktory gladzisz wszystkie<br />
grzechy, zmiluj si~ nad naszymi winnymi braemi.<br />
Panie nasz, Ukrzyiowany,<br />
zmiluj si~ nad nami.<br />
I nieprzeliczona, Panie, jest liczba tych w naszym narodzie,<br />
ktorzy spali, lub kt6rych zmogl strach, ktorzy z tch6rzostwa lub<br />
z zaslepienia patrzyli bezczynnie, jak bezprawie w ich ojczyznie<br />
narastalo ai do ludobojstwa. Zbawicielu swiata, na krzyzu zadoscuczynienia,<br />
zmiluj :oi~ nad naszymi winnymi braemi.<br />
ZmHuj si~, Panie.<br />
I tak tylko stac si~ moglo, ze bezmiar nieludzkosci zagarnql<br />
i poprzerastal caly kraj niemiecki, ze cale narody, cale rasy zostaly<br />
w koncu rzucone na lup katow i mordercow. Zadna jui wyobraznia<br />
ogarnqc nie jest w stanie ogromu krzywd, i m~czarni i zbrodni,<br />
ktorych zaznal narod zydowski. Zbawicielu swiata, na krzyzu zadoscuczynienia,<br />
zmHuj si~ nad naszym narodem.<br />
Zmiluj si~, Panie.<br />
Obl~dny mit 0 rasie panow wpajal naszemu narodowi przekonanie,<br />
ie wolno mu powazye si~ na traktowanie Polakow jako ludzi<br />
niiszego gatunku i na ich wyniszczanie biologiczne. Miliony zawinionych<br />
przez nas konsekwencji tego grzechu nie dadzq si~ juz<br />
ujqe ani przeliczyc. I jedno tylko wyczuwamy dzis: ze w narodzie<br />
polskim, zaszczutym, udr~czonym, mordowanym przez Niemcow,<br />
w imieniu Niemcow, to ty sam, Panie, szedles przez m~k~, to<br />
ciebie krzyzowano tysiqce i tysiqce razy. Zbawicielu swiata, na<br />
krzyzu zadoseuczynienia, jestesmy bracmi winnych i blagamy ci~<br />
o zmilowanie.<br />
Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />
zmiluj si~ nad nami.<br />
Ile milionow, Panie, ty jeden wiesz, nikt wi~cej, wynosi liczba<br />
ofiar zamordowanych na rozkaz lub samowolnie, tylko dlatego,<br />
ze byli to chorzy umyslowo, alba osoby niepozqdane z przyczyn<br />
religijnych lub politycznych, alba Zydzi, albo jency rosyjscy, albo<br />
wi~zniowie, niezdatni juz do pracy. I ty jeden, Panie, znasz liczb~<br />
i znasz imiona tych, co ci muszq zdae rachunek za te zbrodnie. My<br />
wiemy tylko 0 ludziach, ktorzy w ciqgu ostatnich lat dwudziestu<br />
stawali przed sqdami tego swiata. I mowili, ·ie Sq niewinni. Zbawicielu<br />
swiata, na krzyiu zadoscuczynienia, ty, ktory oddales siebie<br />
na ofiar~ za wszystkie grzechy ludzkie, blagamy, zeslij im opami~tanie,<br />
zeslij im swiadomosc win, zeslij im skruch~. Jestesmy ich<br />
bracmi, Panie. Zmiluj si~ nad nimi. Zmiluj si~ nad nami.<br />
Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />
zmiluj si~ nad nami.<br />
Nasza pielgrzymka, Panie, ma bye znakiem pokuty. Nieskon
206 ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE<br />
czenie niklym, bladym znakiem w stosunku do ogromu win naszego<br />
narodu. Prosimy ci~ w niej, Panie Jezu Chryste, wzbudz we<br />
wszystkich narodach prawdziwego ducha braterstwa, a nas naucz,<br />
jak iSe m~znie drogami pokoju we wlasnym kraju, jak wyst~powac<br />
ze stanowczosciq przeciw wszystkiemu, co mogloby pokojowi grozie.<br />
Daj, bysmy umieli, my, chrzescijanie niemieccy, czuwae z tobq<br />
zawsze, modlqc si~, pracujqc, zabiegajqc ofiarnie 0 pok6j swiata.<br />
Daj, bysmy byli gotowi w kazdej chwili za ten pok6j cierpiee.<br />
Pokaz num drogi, duj nam sHy, duj si~ rozpoznae.<br />
Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />
zmiluj si~ nad nami.<br />
WIERZ~ TUTAJ I TERAZ<br />
Dla przyjaci6l<br />
Aktion Suehnezeihen 5<br />
Wierz~ w swiat, kt6ry ma sens. Wierz~, ze jego tajemnicq ostatecznq,<br />
prazr6dlem praw nim rzqdzqcych jest miloM:. Do milosci<br />
mozna m6wie. Jest osobowa. Wierz~, ze modlitwa to jest rozmowa<br />
z najgl~bszym gruntem wszechistnienia, otwieranie swiadomosci<br />
na strumien sil, kt6re zen plynq.<br />
. Milose osobowa - dno wszechistnieniu - objawia si~ w wielu<br />
ludziach. W spos6b najprzemozniejszy objawila si~ wJezusie<br />
z Nazaretu. To wi~c jest dla mnie kIucz kosmcsu, grunt bytu osobowego,<br />
grunt historii: Jezus.<br />
*<br />
Wierz~ w Jezusa zywego. \Vyobrazam sQbie, ze energia, kt6rCl<br />
jest swiadofllose, pozostaje, podobnie jak energie fizyczne, nie ginClc<br />
a tylko przyjmujClc innq postac. Wierz~ wi~c, ze Osoba Jezusa jest<br />
rzeczywista dia nas i osiqgalna jako duchowe jqdro milosci osobowej.<br />
I wierz~ w zycie wieczne. Widz~ je jako rozkwitanie osobowosci<br />
'w wyzszych formach bytu.<br />
*<br />
Wierz~ w powszechny organizm duchowy, jednoczqcy w sobie<br />
Iudy, rasy, i r6zne odcienie religii, we wsp6Inot~, kt6ra zyje magnetycznym<br />
przyciqganiem Jezusa. Nazywam jq Ecclesia. J est<br />
wiosnq ludzkosci, zaczynem nowej ery, kwasem w ciescie, solq<br />
ziemi. Jest znakiem pelni, kt6ra stale nadchodzi.<br />
5 Grupa plelgrzym6w z AIGUon Suehnezeichen odwiedzila w ubiegiym rok<br />
Pol s k~. Informowal 0 tym "Tygodnik Powszechny" <strong>Nr</strong> nr 33 i 34/1965.
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 207<br />
Eeclesia jest wspolnotq wi~kszq niz widzialne koscioly, JeJ<br />
historia zbiega si~ nawet nieraz w jedno z historiq herezji: biegnie<br />
poprzez dzieje czerwonq niciq Sprawy Jezusa. Eeclesia jest na<br />
ziemi nie dla siebie Ieez dla calego rodzaju Iudzkiego. Jest miastem<br />
zbudowanym na gorze, ziarnem rzucanym w gieby rozmaite, jagni~ciem<br />
posrod wilkow. '<br />
*<br />
Wierz~ w Chrystusa Nierozpoznanego. To Christus incognitus<br />
rzuca swe oskarzenie, swoje "nie" kosciolom samozaehowawczym,<br />
zamkni~tym w sobie, a ma twarz ateistow. To On zyje w choralach<br />
Bacha. To On jest krwawiqcym cialem murzyna na brukach Alabarny,<br />
kona z glodu na nocnych ulicach Delhi, drZY i plonie w wychudzonych<br />
dloniach Gandhiego. To Jego operuje Schweitzer. To<br />
On kuli si~ na pryczach Dachau i wszystkich obozow grozy i lka<br />
nocq w ruinach Hiroszimy i spopielalych wsi wietnamskich. To<br />
Christus incognitus ni6!sie przez swiat trosk~ piesn przesladowanych.<br />
Za wiar~ . I za niewiar~.<br />
*<br />
A nie rna Go w walkach religijnych. A porzucil dawno juz<br />
chelpliwe katedry i misjonarzy "opium dla Iudu", i wysuszone na<br />
wior koscioly pieniqdza, i "przybytek boZy", rezerwowany tylko<br />
dla bialych, i domki jednorodzinne, gdzie robotnik z obcego kraju<br />
jest "problemem" obserwowanym zza sztachet ogr6dka. I porzucil,<br />
dawl10 juz, doktorow swiqtyni, zaabsorbowanych walkq 0 wplyw<br />
~ wladz~, i tanczqcych, jak im zagrajq.<br />
*<br />
Zyje oto w malych i pokornych, w przegranych, w oszukanych.<br />
w tych, co Sq odpisani na "mi~so" rzezni swiata. W niewierzqcych<br />
z rozgoryczenia, a przeciez wspolniosqcych trosk~, ktora jest Jego.<br />
W nich zyje. Ich ozywia.<br />
*<br />
Wierz~ w mozliwose przemian. Osoba Jezusa i Jego wiese:<br />
Ewangelia, to niezmierzona pot~ga duchowa. Nie rna czlowieka,<br />
rodziny, narodu, ktorych by nie mogla uzdrowie z choroby, z grzechu.<br />
Wierzt; mocq' radosnych doswiadczen i wyczekujqcej nadziei:<br />
tam gdzie Jego Osoba przyj~ta jest rzeczywiscie, chocby bez Imienia,<br />
mozliwe jest wszystko. Tylko przeciw Niemu, bez Niego nie<br />
mozna postawie ani kroku.<br />
*
208 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
Nalez~ do narodu w~gierskiego. Wierz~ tedy, ze i m6j nar6d,<br />
jak wszystkie inne, wielkie i male, jest jakqs jednq, niepowtarzalnq<br />
barwq w t~ezy historii. Nie stawiam W~gier ani powyzej, ani te:i:<br />
ponizej innyeh narod6w. Widz~ grzeehy mojej ojezyzny: niestalose,<br />
buta, swary bratob6jeze, bezbozna nialodusznose... Leez koeham<br />
jq, i dziel~ oddanym sereem b61 jej diaspory na ealym swieeie,<br />
kruehose jej sil. Mysl~ 0 niej jak 0 dzieeku, z ezuloseiq ojea. Wyznaj~<br />
SWq do niej przynaleznose i ehe~ na zawsze z niq pozostae.<br />
Mysl~, ze grzeszylby przeciw niej ten, kto by odjqe jej eheial<br />
swojq sil~ zywotnq, by niq zasilae inne ognisko. Wierz~ jednak,<br />
ze i on takze odnajdzie sw6j nar6d - juz w Bogu.<br />
*<br />
Zyj~ w ustroju soejalistyeznym, leez Eedesia jest wsp61<br />
notq oddzielonq od polityeznyeh struktur spoleezenstw, zyje<br />
tylko swym Panem, tylko Jemu winna jest posluszenstwo.<br />
Nie jestem wi~e tu ani troeh~ bardziej obey niz bylbym w jakiejkolwiek<br />
innej ei~sci swiata. Panstwa Chrystusowego nie rna nigdzie.<br />
Sq tylko ehrzeseijanie, i Sq wsz~dzie. Jestem tedy tylko wyznawcq:<br />
m6wi~ "tak" ezlowiekowi i temu co niesie mu dobro. IvI6wi~ <br />
"nie" grzeehowi. Wolnose nie jest kwestiq paragraf6w: w kazdych<br />
warunkaeh mozemy i powinnismy koehae i sluzye Prawdzie.<br />
Bo nie jest nigdy rzeeZq chrzescijan szkodzie, leez pomagae. Nie<br />
jest ieh rzeCZq wyslugiwae si~. ezemukolwiek lub komukolwiek<br />
leez - sluzye. Kosci6l grzeszyl nieraz. Grzeehy starych ustroj6w<br />
rosly z nim razem. A dzis nie cheemy juz ise w slady przodk6w.<br />
Chcemy Zye jak chrzescijanie: tutaj i teraz, w tej wolnosci dueha,<br />
kt6ra jest mi~dzy tak i nie w sluzbie swiata, wedlug najlepszej,<br />
dzisiejszej wiedzy i woli.<br />
*<br />
Wierz~ w prac~, w wszelkie dzielo ludzkie spelniane wolnym<br />
i ochotnym sereem. Bo Sq demony pracy: ludzie-roboty, wyzysk,<br />
wszelki czyn wrogi czlowiekowi. Ale praca jest tw6rczosciq. Jest<br />
udzialem w stwarzaniu swiata. Wierz~, ze radose tw6rezego ezynu<br />
nalezy si~ wszystkim ludziom bez r6zniey.<br />
*<br />
Wierz~, ze mozna 1 ze trzeba m6wie prawd~, takze gdy jest to<br />
niebezpieczne, takze gdy moze to bye komus ezy ezemus niedogodne.<br />
Klamstwo zawsze zabija, a kto milczy, gdy m6wie trzeba,<br />
kto zamqca to, co winno bye jasne - jest klameq. Wierz~, ze moralnose<br />
wykonywania rozkaz6w i trzymania si~ poleeen nie jest
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
209<br />
moralnosciq. Odpowiadamy osobisde za kazdy ze swych czyn6w.<br />
Wi~cej jeszcze, jestesmy odpowiedzialni za wspolnCl ludzkosc: kazda<br />
krzywda, gdziekolwiek by si~ dziala, jest naszym b6lem osobistym,<br />
kazdy brak zaufania do czlowieka godzi w nas, alba czlowieczenstwo<br />
nasze nie jest peIne.<br />
*<br />
Wierz~ w milosc!, wierz~ w pi~kno jasnej mlodosci, jasnej rodziny.<br />
Milosc: nie jest motylem stu kwiat6w. Jest upojeniem jednej wiern<br />
~s ci, plomieniem stapiajqcym cialo i dusz~ w jeden dar, jest<br />
oddaniem bezwarunkowym, na calq codziennosc zycia. Jest naprawd<br />
~ silna jak smierc, gdy Eros oddycha tchnieniem Agape.<br />
...<br />
Wie rz~, ze synteza wiary i nauki, sztuki, techniki jest mozliwa.<br />
Wierz~, ze Ecclesia zbiega si~ ze spolecznq sprawiedliwosciq. Wierz<br />
~ , ze wszystko zdqza do jednego domu, jak synowie jednego<br />
ojca. Wierz~ w powrotnq drog~ ku sobie swiatow, ktore si~ rozbiegly,<br />
w pojednanie bialych i kolorowych kontynentow, Wschodu<br />
i Zachodu, wierz~ w nOWq, WYZSZq harmoni~ rozdartego chrzescijanstwa.<br />
Jestem wyznawcq"radosci i nadziei, uscisku dloni wpoprzek<br />
r6znie, wpoprzek granic.<br />
*<br />
Wierz ~ w przyszlosc. Ciemnosc, przemoc, grzech mogq hamowac,<br />
lecz nie Sq zdolne stlumic ostatecznie powolania czlowieka do powszechnego<br />
braterstwa. P ok6j prawdy i wolnosci w ziemskiej historii<br />
jest mozliwy, 0 ten pokoj walcz~, jemu chc~ zostac na zawsze<br />
wierny.<br />
Lecz nadzieja moja spoglqda takze w stref~ ponadhistorycznq,<br />
ku nowemu odnalezieniu si~ wszystkich, nie tylko rodzaju ludzkiego<br />
w ogole, lecz kazdego pojedynczego czlowieka, ktory zyl<br />
kiedykolwiek lub b~dzie zyl jeszcze. Niemozliwe, aby byt jako<br />
calosc byl bezkierunkowy, jesli kazda z jego cZqstek, od atomu do<br />
ukladow gwiezdnych, od jednokomorkowcow do czlowieka, jest<br />
kierunkowa tak nieodparcie, tak zwyci~sko.<br />
Wierz~ w przyszlosc. Wierz~, ze tok przeznaczen ludzi i swiata,<br />
historii i przyrody, wspolnoty Ecclesia i wspolnoty lud6w ziemi rna<br />
w swej mocy ten sam Duch, kt6ry mieszkal w Ukrzyzowanym<br />
Jezusie z Nazaretu.<br />
Geza Nemeth 6<br />
6 Geza Nemeth jest mlodym pastorem wE;gierskim. W ubleglym roku byl<br />
W Polsce, kt6r'l bardzo polubil. Jego w!elk!m pragnleniem bylo, aby tekst "dla<br />
przyj a ci61" ukazal si~ W naszej katolickiej prasie.<br />
<strong>Znak</strong> - 14
---n o ZDARZENIA . KSli\ZKI - LUDZIE<br />
MYSLI PO MSZY SWI~TEJ<br />
Wieloznacznose wszystkiego, co ma zwiqzek z religiq... Brak celnosci,<br />
brak ostrosci tego j~zyka...<br />
To si~ powtarza na kazdej mszy, ilekroe jest komentowana konsekracja.<br />
Zawsze to samo: Pan nasz poswi~ca siebie na ofiar~,<br />
Bog posuwa SWq laskawose az do zejscia pomi~dzy nas, do poniesienia<br />
ludzkiej smierci... .<br />
A coz chleb? Trudno si~ oprzee wrazeniu, ze chleb jest na oltarzu<br />
tylko dlatego, iz Jezus, ktory byl wielkim oryginalem, wzbogacil<br />
tradycyjnq pasch~ zydowskq 0 bardzo hermetyczny wyklad (mist<br />
e1"ium fidei), w ktorym powiedzial mniej wi~cej, ze mamy pic<br />
wino "na jego pamiqtk~", a takze lamac przedtem chleb, co nam<br />
przypomni dramat Mesjasza i wzbudzi naszq wdzi~cznosc...<br />
Czemuz nie mowi si~ nam jakos tak: oto chleb, ktory, od pradawnych<br />
czasow, jest dzielem trudu i rqk ludzkich i sluzy czlowiekowi,<br />
aby zyl. 0 tym chlebie Pan nasz rzekl - to jest cialo<br />
moje, cialo Syna Czlowieczego, ktory osmiela si~ nazywac siebie<br />
Synem Boga i podejmuje pelni~ powagi tych slow. Ten chleb to ja,<br />
gdyz we mnie zbiega si~ i spelnia wszystko, co w ludzkosci wykracza<br />
poza jalowosc chwH, wszystko, co ludzie czyniq dla ludzi,<br />
co czyniq po bratersku dla braci, wszystkie akty tworcze, zasilajqce,<br />
w nich samych i w innych, przedzieranie si~ wzwyz, w kierunku<br />
szczytu, gdzie czeka Bog, wszelkie "ku niebu wst~powanie".<br />
ktore dokonuje si~ w kazdym z nas, ilekroc tylko, przez najubozszy<br />
nawet gest oddania siebie innym, stajemy si~ jego wspoluczestnikami<br />
i wspolautorami... Chleb to produkt inteligentnej pracowitosci<br />
ludzkiej, produli:t pracy, ktorej celem jest wyzywienie mieszkailcow<br />
ziemi. To dlatego jestem chlebem. To ja, Jezus, jestem tq<br />
pracq. Wspoluczestniczycie w mojej naturze c z y n i q c a nie tylko<br />
b ~ d q c, i gdy to, co czynicie, zmierza do wi~kszej wolnosci, wi~kszej<br />
swobody, wi~kszej tworczosci. Kazdy jest ku wszystkim i dla<br />
wszystkich, oto co symbolizuje gest chleba: jego powstawanie<br />
wspolnym trudem, dzielenie, spozywanie w posilku braterskim...<br />
Ale prawda jest tez taka, ze nie jestesmy aniolami. Mieszka<br />
w nas sprzecznosc, rozdarcie. To, co ludzie tworzq po bratersku,<br />
jest dla nich przyczynq cierpieil. I dlat~go wino, rowniez owoc<br />
pracy ludzkiej, przeznaczony dla calej ziemi, przedstawia krew,<br />
ktora musi bye przelana, tak czy inaczej, ilekroc kocha si~ braci<br />
do ostatecznosci, ilekroc chce si~ dac naprawd~ wszystkie sHy<br />
czemus co tw6rcze, wyzwalajqce. To tw6rcza krew ludzkosci, jej<br />
nieuchronne cierpienie ogniskuje si ~ w Jezusie. I w Nim jako<br />
w Synu Boga ta krew jest przelana "na odpuszczenie win". To<br />
znaczy dla odnowienia, przemienienia czlowieka, by mimo calej
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 211<br />
swej n~dzy zdolal przedzierac si~ ku wolnosci, ku ofiarnej obecnosci<br />
braciom i wspolnemu Ojcu. By wydobywal si~ w boskosc.<br />
Wychodz~ z kosciola i mysl~: gdy lamiemy chleb, gdy rozlewamy<br />
wino, pami~tajmy, ze zbiega si~ .w nich caly tworczy trud ludzkosci,<br />
czy ten w nim nurt, w kazdym razie, ktory w kl~sce czy<br />
w powodzeniu, w bolu czy w radosci, zorientowany jest przecie<br />
na tworzenie si~ swiata. Na dzielo, ktorego B6g oczekuje od naszej<br />
wolnosci.<br />
Marc Querrien<br />
Przypisek - Zestawmy ten tekst, ktorego skojarzenia i porownania<br />
wydadzq si~ zapewne wielu czytelnikom zbyt "nowoczesne",<br />
z krotkim fr agmentem najstarszych tekst6w chrzescijaiistwa,<br />
w ktorych, juz w pierwszym wieku, rzeczywistq obecnosc probowano<br />
wyrazic za pomocq rozlicznych symbolizmow uczty eucharystycznej.<br />
Oto slowa z niewielkiej ksiqzeczki, znanej pod naZWq<br />
Didache:<br />
"Jako ten chleb, lamany oto, a ktory, rozsiany ongis po gorach<br />
i pagorkach zebrany zostal, aby si~ stac jednq calosciq, niech tw6j<br />
Kosciol zgromadzi si~ z kraiicow ziemi w twoje krolestwo".<br />
A oto kilka wierszy modlitwy inspirowanej przez ten dokument<br />
i podj~tej potem przez nast~pne stulecia, a dzis znow uzywanej<br />
nieraz, szczeg6lnie w parafiach uniwersyteckich:<br />
"Panie, zbierz w swym kosciele <br />
wszystkich braci, ktorzy zaludniajq ziemi~, <br />
jak ziarna w hostii <br />
stopily si~ w jedno dajqc chleb zycia, <br />
jak winne grona, <br />
scisni~te, splywajq jednym winem." <br />
M. D. Chenu 7<br />
Oprac. Anna Morawska<br />
7 Tekst t en ukazal siE: we fra ncuskirn biuletynle "Lettre".
212 ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIl<br />
"DLA POTRZEB CZASU I MIEJSCA"<br />
(W 150 ROCZNICFi URODZIN S~ . JANA BOSKO)<br />
Zyl w la,tach 1815-1888, czyli na przestrzeni prawie calego xn<br />
wieku. 1 A byl to okres, w kt6rym w calej Europie dokonywaly si<br />
gl~bokie przemiany w dziedzinie gospodarczej i spolecznej. Jako zjawisk,<br />
historyczne byly to bardzo zlozone procesy. Spowodowal je caly szer e ,<br />
czynnik6w, a wit';c postt';p techniczny, pomyslowe wykorzystanie wy<br />
na lazk6w, nowe formy produkcji, nagly wzrost liczby ludnosci i je<br />
nowe przegrupowania, zjawisko urbanizacji, przeobrazenia w strukturz ,<br />
spo!ecznej, nowe idee i nowe sposoby ich rozszerzania. By! to okre<br />
liberalizmu spoleczno-gospodarczego i politycznego, z wszystkimi jeg l<br />
nast~pstwami, oraz jego infiltracji w dziedzin~ religii i moralnosc :<br />
Te przeobrazenia og6lnoeuropejskie nie omin~ly r6wniez Wloch, gdzi<br />
zyl ks. Bosko, z t q jednak modyfikacjq, ze na plan pierwszy wysun t';l:<br />
si~ tutaj zagadnienia poHtyczne i religijne zwiqzane z risorgi ment l<br />
i tzw. "kwestiq rzymskq". W calej Europie powstawaly w6wczas now<br />
niespotykane dawniej problemy, uderzajqce bolesnie w klasy pracujqce<br />
a we Wloszeh dodatkowo specjalne problemy religijno-moralne.<br />
Dzialalnosc ks. Jana Bosko wyrosla wlasnie na podlozu palqcych kwesti<br />
spo!ecznych i religijno-moralnych. Sz.tandarowym jego haslem bylo prag<br />
nienie dzialalnosci "dla potrzeb czasu i miejsca". Bylo to wyraienie<br />
kt6re jak refren powtarzalo si~ w ciqgu jego iycla. Ks. Bosko z natur ;<br />
swojej byl doskonalym obserwatorem, a jego iywy temperament i wro<br />
dzona' ciekawosc, oraz apostolska gorliwosc, prowadt ily go na obrad;<br />
parlamentu, na wyklady uniwersyteckie, do winiarni, do warsztat6\\<br />
w zaulki miasta, do siedzib n~dzy . Poznawal swoje czasy.<br />
*<br />
Jednq z g16wnych komponent XIX-wiecznej "kwestii spolecznej" t ,<br />
problem mlodzieiy klas pracujqcych. Spauperyzowane najniisze warstw:<br />
spoleczne byly bardzo mlode pod wzgl~dem struktury demograficzne:<br />
a ich wzrost dzi~ki wielkiej liczbie dzieci zdecydowal nawet 0 ic:<br />
nazwie - proletariat. Stqd charakterystycznq cechq ubogich dzielni<br />
miejskich byla wielka liczba dzieci i mlodzieiy. Rozwijajqcy si~ kapi<br />
talizm wykorzystywal prac~ dzieci i mlodzieiy, przywiqzywano je d<br />
fabryk, warsztat6w rzemieslniczych i chalupniczych, tzw. "terminem'<br />
cz~sto ai do pelnoletnoscl. "Termin" najcz~sciej tylko nazwq przypo<br />
llografia zebrana przez Ricaldone Pietro, Don Bosco Educator(<br />
Asti 1953. II, 651-705, oraz przez Braido Pietro, n sistema preventivo d! do<br />
Bosco, Torino 1955, 17-23. Blezqce dane blbllograficzne zarnleszcza kwartalnl<br />
"Salesianurn" w specjalnyrn dz1ale Analecta Salesiana.
ZDARZEN1A - K811\2K1 - LUDZIE 213<br />
mina! dawne terminatorstwo prowadzone przez cechy rzemieslnicze,<br />
a w rzeczywistosci by! parawanem dla wyzysku. Ponadto "Yszystkie<br />
wi~ksze miasta znaly zjawisko dzieci zwanych "sierotami, kt6rych rodzice<br />
zyjq", tj. zupelnie pozostawionych samym sobie przez pracujqcych<br />
rodzic6w. Tak jak nie istnialo zadne ustawodawstwo socjalne regulujqce<br />
te nowe zagadnienia, tak tez za nowymi problemami nie nadqza!a w spos6b<br />
skuteczny tradycyjna praca duszpasterska Koscio!a. Praktycznie mlodziez<br />
warstw pracuj1\cych byla opuszczona przez wszystkie czynniki<br />
spolecznej kontroli i wychowania.<br />
Taka wlasnie sytuacja byla punktem wyjsciowym dla mlodziezowej<br />
dzialalnosci ks. Bosko, kt6r1\ rozpocz1\l w latach czterdziestych ubieglego<br />
stulecia w · Turynie. Zauwazyl on w6wczas, ze mlodymi przest~pcami<br />
interesowala si~ policja i sqdy - wielki dom poprawczy i wi~zienia<br />
byly przepelnione, dzieci kalekie i nieszcz~sliwe przygarnialo do licznych<br />
przytulk6w chrzescijanskie milosierdzie, mlodziezq zas zwyczajnq<br />
i normaln1\ nikt si~ nie interesowal, prak,tycznie byla ona zupelnie<br />
opuszczona, a jej stan materialny i duchowy stawial jq stale na granicy<br />
przest~pstwa. Tej wlasnie normalnej mlodziezy klas pracuj1\cych poswi~cil<br />
ks. Bosko swoj1\ . osobistq dzialalnosc wychowawcz1\ i oswiatoW1\.<br />
Kom6rkq macierzyst1\ -tej pracy bylo tzw. "Oratorium", czyli zar6wno<br />
zebranie, jak i osrodek zebran mlodziezy, kt6rego celem bylo wprowadzenie<br />
jej w normalne chrzescijanskie zycie religijne, wyrabianie szlachetnych<br />
postaw moralnych, oraz organizowanie wolnego czasu zgodnie<br />
z upodobaniami i potrzebami mlodego wieku. Oratorium bylo srodowiskiem<br />
mlodziezowym bardzo zywotnym, pelnym entuzjazmu, a r6wnoczesnie<br />
niezmiernie prostym w swojej organizacji i skutecznym narz~dziem<br />
oddzialywania na szerokie kr~gi spoleczne - ks. Bosko umial<br />
dotrzec do rodzin, do warsztat6w pracy mlodziezy, wywrzec wplyw na<br />
cale jej zycie.<br />
Na jego zqdanie i pod wplywem jego autorytetu majstrzy i przedsi~biorcy<br />
musieli zawierac szczeg6lowe umowy 0 prac~ i nauk~ zawodu,<br />
gwarantujqce jego mlodzi~zy okreslony czas pracy, zaplat~, odpoczynek<br />
niedzielny, wakacje w ciqgu roku, czas na dodatkowq nauk~, oraz<br />
ludzkie traktowanie. Dla zwalczania analfabetyzmu mlodziezy pracujqcej<br />
zalozyl szkoly wieczorowe i swiqteczne, kt6re zdawszy doskonale egzamin<br />
staly si~ oficjalnym narz~dziem walki z analfabetyzmem wsr6d og6lu<br />
spoleczenstwa wloskiego. Dla lepszej nauki zawodu zalozyl specjalne<br />
warsztaty rzemieslnicze i kursy przysposobienia zawodowego, a wreszcie<br />
prawdziwe szkoly zawodowe. Dla mlodziezy zdolniejszej zorganizowa!<br />
gimnazjum, a dla bezdomnej internaty. Kierowal si~ zasadq, ze pozycj~<br />
spolecznq kazdego czlowieka winno wyznaczac nie jego pochodzenie,<br />
ale jego zdolnosci i wartosc moralna. Stqd staral si~ stworzyc swojej<br />
mlodziezy jak najszersze moz!iwosci rozwoju.. Dla tych potrzeb przelamal<br />
r6wniez uprzedzenia konserwatywnych k6l spoleczenstwa wlo
214 ZD,ARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIE<br />
skiego, kt6re bojkotowaly 6wczesne studia uniwersyteckie ze wLgI~du<br />
na ich charakter liberalny, i mimo gwaltownych protest6w wysylal<br />
swojq mlodziez na uniwersy:tet i to na kierunki czysto swiecki~ tradycyjnie<br />
omijane przez duchownych.<br />
*<br />
8rodkiem szerokiego oddzialywania spolecznego w XIX wieku stawalo<br />
si~ coraz bardziej slowo drukowane, zwlaszcza z chwilq zniesienia<br />
cenzury. Szczeg6lnie prasa zyskala tak wielkie znaczenie, ze stwierdzano,<br />
iz "postanowienia rzqd6w Sq cz~sto zastosowaniem do zycia artyku16w<br />
wst~pnych". Szybko tez stala si~ ona narz~dziem rzqd6w, grup politycznych<br />
i religijnych, oraz zr6dlem naduzyc, walk i niezawsze odpowiedzialnego<br />
oddzialywania na spoleczenstwo. W samym Rzymie powstalo<br />
w6wczas okolo 50 nowych liberalnych czasopism. Ta ekspansja<br />
slowa drukowanego wywolala przerazenie wsr6d katolik6w, a w wielu<br />
kolach bezsilnie jq pot~piano .<br />
Tymczasem ks. Bosko uwazal, ze rz!\dy znoszqc cenzur~ nie mialy<br />
zamiaru wyrzqdzac szkody katolicyznlowi, ale tylko udzielic wolnosci<br />
druku. Nalezalo wi~c skorzystac z r6wnych praw. Poniewaz zas oficjalna<br />
akcja katolicka w tym kierunku byla bardzo ospala i nieudolna, sam<br />
rozwinql plodnq dzialalnosc pisarskq i wydawniczq. Pi6ro stalo si~<br />
dla niego narz~dziem szerokiego wplywu spolecznego i nie wypuscil go<br />
z r~ki az do konca zycia. Kazda jego pozycja pisarska czy wydawnicza<br />
wyrastala z konkretnej potrzeby. Pisal na tematy historyczne, religijne,<br />
apologetyczne, moraine a nawet spoleczno-gospodarcze. Spod jego<br />
pi6ra wyszlo okolo 170 rMnych prac, a ich wydania szly w dziesiqtki.<br />
Ulotka, broszura, ksiqzka, podr~cznik, opowiadanie, odezwa byly dla<br />
niego formq r6wnie dobrq byIe skutecznq i docierajqcq wprost do czytelnika.<br />
Pisal stylem jasnym, prostym, z przewagq elementu fabularnego.<br />
Swoje pisma adresowal do katolik6w, do lib~ra16w, do innowierc6w, ale<br />
przede wszystkim do ludu i do mlodziezy. Pisal zawsze. gdy s!\dzH, ze<br />
przyniesie to pozytek religii i spoleczefJstwu. A z jakim skutkiem,<br />
swiadczyly gwaltowne polemiki, dyskusje, usilowania przekupstwa i zamachy<br />
na jego zycie, oraz (anonimowa) cenzura koscielna wielu jego<br />
pismo W tak bujnej dzialalnosci pisarskiej trudnosci spotykaly go ze<br />
stron niech~tnYch czy wrogich Kosciolowi, ale r6wniez nie uniknql<br />
otarcia si~ 0 indeks koscielny.<br />
Jeszcze bardziej niz pisarzem byl wydawcq pomyslowym, rzutkim<br />
i z wielk!\ inicjatywq. Po niezbyt udanej pr6bie wydawania wlasnego<br />
dziennika polityczno-religijnego w burzliwym okresie Wiosny Lud6w,<br />
przerzuci! si~ na wydawnictwa seryjne oraz miesi~czne. Byly to wydawnictwa<br />
popularne i naukowe, dla mlodziezy szkolnei, dla nauczycieli,<br />
dla rodzin i duchownych. a ich przenikanie w spoleczefJstwo bylo<br />
bar ::zo sprawne dzi~ki stukilkudziesi~ciu osrodkom kolportazowym zor
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 215<br />
ganizowanym przez ks. Bosko w calych Wloszech. Og61em wswoim<br />
zyciu wydal 2500 ,tytul6w ksiqzek i broszur, a w niespelna 30 lat rozprowadzil<br />
okolo 20.000.000 ksillzek. W chwili z·as jego smierci dzialalo<br />
18 osrodk6w wydawniczych zalozonych z jego inicjatywy w Europie<br />
i Ameryce.<br />
W tej dzialalnosci nie pod"dawal si~ zadnym trudnosc::iom. Odcinany<br />
od zr6del papieru, organizowal wlasnll papierni~, bojkotowany w drukarniach<br />
i ksi~garniach, zakladal wlasnll drukarni~ i ksi~garnie. Posiadal<br />
wielkie zufanie do slowa drukowanego, a idealem jego bylo przewidziec<br />
i uprzedzie potrzeb~, rzucie na rynek ksiIlZk~, lub broszur~ wtedy, gdy<br />
byla najbardziej potrzebna.<br />
• <br />
W okresie nasilenia risorgimento wloskiego, od lat pi~Mziesilltych az<br />
do lat siedemdziesilltych wlllcznie, kolejne gabinety oscylowaly mi~dzy<br />
stanem walki z Kosciolem a pr6bami dojscia do porozumienia. Stan<br />
walki prowadzil do konfliktu -sumien, niszczyl zycie reiigijne, nie posuwal<br />
naprz6d tak koniecznej integracji spolecznej panst",!,a, oraz doprowadzal<br />
do amoralnosci w polityce. Ka,tolicy odsun~li si~ zupelnie<br />
od zycia publicznego. Ten stan byl wi~c prawdziwll kl~skll w kraju<br />
w bezwzgl~dnej wi~kszosci katolickim.<br />
Ks. Bosko w tych warunkach by!, jak stwierdzajll historycy, prawdopodobnie<br />
jedynym ksi~dzem utrzymujllcym stosunki z liberalnymi przyw6dcami<br />
Wloch, a r6wnoczesnie pozostajllcym w zgodzie i w jednosci<br />
z Kosciolem. Jego przyjazn z dUSZIl ruchu narodowo-wyzwolenczego,<br />
Kamilem Cavourem, byla bardzo serdeczna. By! nawet czas, gdy Cavour<br />
bra! zywy udzial w zyciu religijnym mlodziezy oratoryjnej, jego trzezwy<br />
umys! obliczal korzysci jakie odnosi spoleczenstwo z tego rodzaju dzialalnosci.<br />
Ta przyjazn nie zmniejszyla si~ nigdy, a ks. Bosko w nawet<br />
najbardziej napi~tych sytuacjach mial wst~p do Cavoura czy to jako<br />
ministra, czy jako premiera rZlldu, zachowujllc przy tym zupelnll niezaleznose.<br />
Crispi, p6iniejszy minister spraw wewn~trznych, jako posel<br />
do parlamentu wloskiego wysuni~ty przez rewolucj~ w Palermo korzy.sta!<br />
z goscinnosci i jedynych but6w ks. Bosko. Powillzania z wielu innymi<br />
dzialaczami byly bardzo ciekawe i owocne. R6wnoczesnie jednak nazywano<br />
ks. Bosko "Garibaldim Watykanu i klerykaI6w", a jegQ. przywill,zanie<br />
do papieza Piusa IX bylo powszechnie znane. Jako czlowiek<br />
Kosciola by! powyzej wszelkich podejrzen.<br />
Ta szczeg6lna pozycja pozwolila mu odegrac wydatnll, clioe sekretnll<br />
r o l~ szarej eminencji w stosunkach mi~dzy rZlldem wloskim a Watykanem<br />
tak przed, jak i po zaj~ciu Rzymu. Odnosilo si~ to zwlaszcza<br />
do mianowania biskup6w dla diecezji wloskich, swobody spelniania<br />
jurysdykcji przez kuri~ rzymskll poza granicami Wloch, oraz swobody<br />
conclave po smierci Piusa IX. Zasadll ks. Bosko w trudnej roli po
216 , ZbARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
srednika byIa mysl, ze Kosci61 musi swoje sprawy traktowac nie z punktu<br />
widzenia politycznego, ale religijnego, oraz ze duchowe dobro ~osciola<br />
i wiernych stanowi .kryterium slusznosci dzialania.<br />
*<br />
Za czas6w ks. Bosko warunki polityczne we Wloszech nie sprzyjaly<br />
rozwojowi zycia religijnego. Caly szereg akt6w ustawodawczych likwidujqcych<br />
tradycyjny stan posiadania Kosciola, oraz propaganda antyklerykalna<br />
uderzyly zwlaszcza w szeregi duchowienstwa, odcinajqc<br />
doplyw nowych kadr. Kompromitowano samq ide~ powolania duchownego,<br />
wykazujqc spolecznq szkodliwosc obrania takiej drogi zyciowej.<br />
Argumenty te trafialy i przyjmowaly si~ r6wniez w rodzinach<br />
najbardziej katolickich. Wreszcie administracyjne i usankcjonowane prawem<br />
rozwiqzanie zakon6w i likwid0v.:anie seminari6w duchownych<br />
studzilo zapal niejednego mlodego czlowieka. Na tym odcinku zycia<br />
religijnego we Wloszech skupil ks. Bosko wiele swoich wysilk6w.<br />
Otaczal opiekq kazde budzqce si~ powolanie, poszukiwal nowych, niespozytkowanych<br />
dotqd rezerw. Znalazl je wsr6d mlodziezy pracujqcej<br />
zawodowo, oraz wsr6d ludzi dojrzalych, rekrutujqc tzw. powolania<br />
sp6znione. Wymagalo to duzej elastycznosci dzialania, bylo jednak<br />
blogoslawione w skutkach. Wysilki w tym kierunku pozwolily mu<br />
nawet ustalic proporcje, z kt6rymi nalezalo si~ liczyc. Wg jego obliczen<br />
wsr6d chlopc6w, kt6rzy okazywali oznaki powolania, oraz rozpoczynali<br />
nauk~ w tym kierunku, do celu docieralo dwu na dziesi~ciu, pod <br />
czas gdy wsr6d ludzi dojrzalych proporcja ta wynosila osmiu na dziesi~ciu.<br />
Interesujllce sll osiqgni~cia ks. Bosko w tej dziedzinie jego dzialalnosci.<br />
Skrupulatne obliczenia dokonane w r. 1905 wy~azaly, ze spod<br />
r~ki i bezposredniego wplywu ks. Bosko wyszlo okolo 6.000 kaplan6w.<br />
Nic stqd dziwnego, ze nazywano go "upartym fabrykantem ksi~zy",<br />
W okresie, gdy zycie zakonne we Wloszech skazano na wymarcie, zalozyl<br />
on dwie nowe rodziny zakonne, a do pomocy V{ tym dziele wciqgnql<br />
najbardziej antyklerykalnego ministra Urbana Ratazzi.<br />
*<br />
Ks. Bosko bardzo zywo reagowal na problemy spoleczne swoich czas6w.<br />
Swiadkowie jego zycia stwierdzajq, ze nalezal do tych nielicznych<br />
ludzi tamtego okresu we Wloszech, kt6rzy zrozumieli sytuacj~ klas<br />
pracujqcych, oraz istot~ ruchu robotniczego. Niejednokrotnie twierdzil,<br />
ze pojawiajqce si~ coraz cz~sciej ruchy rewolucyjne w r6znych krajach<br />
europejskich wcale nie Sq burzq przejsciowq, ale nast~pstwem zywotnycti<br />
potrzeb proletariatu. Akcentowal przy r6znych okazjach slusznosc<br />
hasel domagajqcych si~ r6wnosci wszystkich Iudzi, oraz dqzen do uzyskania<br />
sprawiedliwosci i zmiany ci~zkiego Iosu klas pracujqcych. Tej ·<br />
sv,riadomosci probIem6w spolecznych dal wyraz w czasie swoich podr6zy
216 . ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
srednika byia mysl, ze Kosci61 musi swoje sprawy traktowac nie z punktu<br />
widzenia politycznego, ale religijnego, oraz ze duchowe dobro :Kosciola<br />
i wiernych stanowi .kryterium slusznosci dzialania.<br />
...<br />
Za czasow ks. Bosko warunki polityczne we Wloszech nie sprzyjaly<br />
rozwojowi zycia r eligijnego. Caly szereg aktow ustawodawczych likwidujqcych<br />
tradycyjny stan posiadania Kosciola, oraz propaganda antyklerykalna<br />
uderzyly zwlaszcza w szeregi duchowienstwa. odcinajqc<br />
doplyw nowych kadr. Kompromitowano samq ide~ powolania duchownego,<br />
wykazujqc spolecznq szkodliwosc obrania takiej drogi zyciowej.<br />
Argumenty te trafialy i przyjmowaly si~ r6wniez w rodzinach<br />
najbardziej katolickich. Wreszcie administracyjne i usankcjonowane prawem<br />
rozwiqzanie zakon6w i likwido"'{anie seminariow duchownych<br />
studzilo zapal niejednego mlodego czlowieka. Na tym odcinku zycia<br />
religijnego we Wloszech skupil ks. Bosko wiele swoich wysilk6w.<br />
Otaczal opiekq kazde budzqce si ~ powolanie, poszukiWal nowych, niespozytkowanych<br />
dotqd rezerw. Znalazl je wsrod mlodziezy pracujqcej<br />
zawodowo, oraz wsrod ludzi dojrzalych, rekrutujqc tzw. powolania<br />
sp6znione. Wymagalo to duzej elastycznosci dzialania, bylo jednak<br />
blogoslawione w skutkach. Wysilki w tym kierunku pozwolily mu<br />
nawet ustalic proporcje, z kt6rymi nalezalo si~ liczyc. Wg jego obliczen<br />
wsr6d chlopc6w, kt6rzy okazywali oznaki powolania, oraz rozpoczynali<br />
nauk~ w tym kierunku, do celu docieralo dv,ru na dziesi~ciu, podczas<br />
gdy wsrod ludzi dojrzalych proporcja ta wynosila osmiu na dziesi~ciu.<br />
Interesujqce sll osiqgni~cia ks. Bosko w tej dziedzinie jego dzialalnoSci.<br />
Skrupulatne obliczenia dokonane w r. 1905 wy~azaly, ze spod<br />
r~ki i bezposredniego wplywu ks. Bosko wyszlo okolo 6.000 kaplan6w.<br />
Nic stqd dziwnego. ze nazywano go "upartym fabrykantem ksi~zy".<br />
W okresie, gdy zycie zakonne we Wloszech skazano na wymarcie, zalozyl<br />
on dwie nowe rodziny zakonne, a do pomocy v,r tym dziele wciqgnql<br />
najbardziej antyklerykalnego ministra Urbana Ratazzi.<br />
...<br />
Ks. Bosko bardzo zywo reagowal na problemy spoleczne swoich czas6w.<br />
Swiadkowie jego zycia stwierdzajq, ze nalezal do tych nielicznych<br />
ludzi tamtego okresu we Wloszech, kt6rzy zrozumieli sytuacj~ klas<br />
pracujqcych, oraz istot~ ruchu robotniczego. Niejednokrotnie twierdzil,<br />
ze pojawiajqce si~ coraz cz~sciej ruchy rewolucyjne w r6znych krajach<br />
europejskich wcale nie Sq burzq przejsciowq, ale nast~pstwem zywotnycti<br />
potrzeb proletariatu. Akcentowal przy r6znych okazjach slusznosc<br />
hasel domagajqcych si~ r6wnosci wszystkich ludzi, oraz dqzen do uzyskania<br />
sprawiedliwosci i zmiany ci~zkiego losu klas pracujqcych. Tej ·<br />
sv,riadomosci problem6w spolecznych dal wyraz w czasie swoich podrozy
ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE 217<br />
po Francji, Wloszech i Hiszpanii. W przem6wieniu do ludzi ze swiata<br />
wielkich finans6w i arystokracji we Francji oswiadczal wyraznie, ze<br />
jest ostateczny czas, zeby skapitalizowane pieniqdze oddac robotnikom,<br />
bo inaczej zbuntowani przyjdq zabrac nie tylko pieniqdze, ale i zycie<br />
ich posiadaczy. W Barcelonie zas wobec obludnego post~powania niekt6rych<br />
wyzszych k6l spolecznych, !la zakonczenie swojej wizyty pozostawil<br />
znamienne slowa: "Bogaci majq pieniqdze, ale ich diamenty,<br />
zloto, srebro, klejnoty, wszystko przejdzie w r~ce biednych. Bogaci zas<br />
zostanq pozbawieni wladzy i wyzuci ze wszystkiego". Na skutek takiego<br />
rozumienia problemaw spolecznych, bolesnie odczuwal odpowiedzialnosc<br />
za los klas pracujqcych. Sta,d rozliczne jego inicjatywy zmierzaly<br />
wlasnie do zaradzenia najpilniejszym potrzebom spolecznym w spos6b<br />
dorazny oraz do zmiany losu ludzi pracy na dalszq met~. Realizowal<br />
ten cel gl6wnie przez budzenie wsr6d warstw najnizszych swiadomosci<br />
wartosci ich pracy, a wi~c ich stanowiska w spoleczenstwie, -oraz przez<br />
podnoszenie za pomocq wyksztalcenia og6lnego i zawodowego mozliwie<br />
jak najwi~kszej liczby mlodziezy w skali rang spolecznych.<br />
*<br />
Wiek XIX byl okresem, w kt6rym w Europie zacz~ly si~ wyrazme<br />
uj2.wniac odr~bne od tradycyjnych, opartych na gruncie chrzescijanstwa,<br />
kierunki myslowe i dqzenia do zmiany w dziedzinie przekonan i do<br />
wyrobienia postaw ludzkich obcych chrzescijanstwu. Ks. Bosko posiadal<br />
duze wyczucie tego zjawiska, stqd budzil katolik6w do dzialania. Jasno<br />
i zdecydowanie oswiadczyl katolikom Europy i Ameryki, ze "Dzisiaj<br />
nie wystarczy si~ tylko modlic, trzeba dzialac i to dzialac intensywnie".<br />
Dzfalac w interesie religijno-spol:ecznym nalezalo jego zdaniem, wszystkimi<br />
dost~pnymi legalnymi i godziwymi srodkami, zar6wno moralnymi<br />
i duchowymi, jak i materialnymi. Byl jednak wrogiem dzialania nieprzemyslanego<br />
i improwizowanego. Kazda inicjatywa winna wynikae<br />
z konkretnej potrzeby, bye celowa i dobrze zaplanowana. Byl r6wniez<br />
wrogiem dzialalnosci odosobnionej. Stale jednoczyl, organizowal, zrzeszal,<br />
pozostawal w kontaktach z rozmaitymi organizacjami i zwiqzkami.<br />
Calq jego dzialalnosciq kierowala zasada: malo sl6w i niepotrzebnej<br />
reklamy, a wiele czyn6w. Do dzialania potrafil wciqgac wszystkich<br />
ludzi, a zwlaszcza swieckich, niezaleinie od ,tego, z jakiej pochodzili<br />
klasy spolecznej, narodowosci, grupy poUtycznej, czy wyznaniowej.<br />
Stqd zaloione przez niego osrodki oddzialywania spol:eczno-religijnego<br />
nazywano "prawdziwq szkolq demokracji".<br />
*<br />
Naszkicowane kr6tko r6me kierunki angazowania si~ ks. Bosko nie<br />
wyczerpujq oczywiscie calej jego aktywnosci, Sq tylko przykladami<br />
r6znorakich form jego dzialania, jego powiqzania z rzeczywistosciq<br />
spolecznq, uczulenia na rodzqce si~ potrzeby, oraz zywego i natychmia
218 ZDARZENIA - KSI.I\ZKI - LUDZIE<br />
stowego reagowania na nie. Przedstawiajq interesujqce zagadnienie<br />
styku ducha apostolskiego z potrzebami czasu i miejsca. Majq stqd niezniszczalnq<br />
wartosc wychowawczq, jako przyklad skutecznego i autentycznie<br />
katolickiego zaangazowania w sprawy spoleczne i religijne mirp.o<br />
bardzo trudnego okresu historii. A warte Sq uwagi tym bardziej, ze<br />
jego dzielo nie rna charakteru wylqcznie przedmiotu badaii historycznych,<br />
ale jest stale zywe i rozwijajqce si~. Wiadomo, ze ks. Bosko byl<br />
zalozycielem dwu rodzin zakonnych - Towarzystwa Sw. Franciszka<br />
Salezego i Instytutu C6rek Maryi Wspomozycielki Wiernych (przy<br />
udziale kanonizowanej p6zniej Marii Dominiki Mazzarello), oraz Zwiqzku<br />
Wsp61pracownik6w Salezjaiiskich, jako tonga manus dziela, a wreszcie<br />
inspiratorem Swiatowej Federacji Bylych Wychowank6w ~si~dza Bosko.<br />
Ks. Bosko dal r6wniez impuls dla dziela ks. Alojzego Orione na terenie<br />
Wloch oraz ks. Bronislawa Markiewicza na terenie Polski.<br />
Warto moze zwr6cil: uwag~ na rozw6j dziela ks. Bosko, kt6ry nadal<br />
swiadczy 0 slusznosci jego postawy.<br />
ToW Sw. Franciszka Salezego Instytut C6rek Maryi Wspom. Wier.<br />
Rok Liczba czlonk6w Rok Liczba czlonkin<br />
1859 18 1872 27<br />
1869 105 1881 189<br />
1879 700 1888 393<br />
1888 774 1900 1600<br />
1900 2723 1920 3763<br />
1920 4417 1930 5595<br />
1940 12055 1940 8429<br />
1960 20545 1960 16795<br />
1964 22042 1964 17929<br />
Zwiqzek Wsp61pr. Salezj. Swiatowa Feder. Bylych Wycl!. Ks. B.<br />
Rok Liczba czlonk6w Rok Liczba czlonk6w czlonkin<br />
1880 30000 1955 137398<br />
1955 322690 1964 178147 312835<br />
1964 305660<br />
Tak rozwini~te liczebnie dzielo ks. Bosko oddzialywuje poprzez Tow.<br />
Salezjaiiskie w 67 krajach swiata (20 Europy, 23 Ameryki, 15 Azji.<br />
8 Afryki i 1 Oceanii), obejmujqc za s i~gi em swojej pracy 640489 wychowank6w,<br />
prowadzqc 523 parafie 0 lqcznej liczbie 5582516 parafian.<br />
Salezjanie prowadzq r6wniez misje samodzielne na obszarze 1789080 km 2<br />
zamieszkalym przez 22 243 696 ludzi, oraz wsp6lpracujq z misjonarzami<br />
z poza Towarzystwa w 120 osrodkach.<br />
Instytut C6rek Maryi Wspomozycielki Wiernych prowadzi dzialalnosc
ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE 219<br />
w 57 krajach swiata, obejmujqc pracq wychowawczq 566082 mlodziezy,<br />
opiekq lekarskq i piel~gniarskq 98328 chorych w szpitalach i 914943<br />
chorych w ambulatoriach. Zar6wno salezjanie jak i siostry otaczajq<br />
opiekq 5 700 tr~dowatych.<br />
Towarzystwo i Instytut prowadzq lqcznie 104 osrodki wydawnicze,<br />
wydajq 800 czasopism, z kt6rych miesi~czny organ informacyjny dziela<br />
ukazuje si~ w 12 j~zykach, 29 r6znych wydaniach 0 lqcznym nakladzie<br />
1 mil. egzemplarzy.<br />
Dzielo ks. Bosko wydalo juz troje swi~tych kanonizowanych, a na<br />
bea tyfikacj~ oczekuje 112 os6b sposr6d mlodziezy, duchownych i swi~ckich.<br />
Ponadto jesli na I Soborze Watykanskim ks. Bosko spelnial r6zne<br />
misje w kuluarach, to w czasie II Soboru Watykanskiego 50 jego duchowych<br />
syn6w jest ojcami soboru. I<br />
Rozp~ nadany dzielu salezjanskiem!:l przez ks. Bosko wymaga ustawicznego<br />
kontynuowania stosownie do potrzeb czasu i miejsca, a przede<br />
wszystkim niezagubienia ducha, kt6ry go ozywial. s<br />
Stanislaw Styrna SDB<br />
! Dane wg Stat!st!che Salesi ane 1964, oraz wg Elenco Generale della Societd<br />
di S . Francesco dl Sales, 1965.<br />
3 Materialy dotyczllce osoby ks. Bosko dostE:pne SII dzlE:kl Istnlenlu specJalneg<br />
o zbioru blograflcznego.<br />
M emor!e B iograjiche d! Don Giovanni Bosco, cura Lemoyne G. B., ediz.<br />
e x tra commerciaIe,<br />
vol. 1. 1841, S. Genlgno Canavese 1900,<br />
2. 1841-1846, 1901,<br />
3. 1847-1849, 1903,<br />
4. 1850-1853, 1904,<br />
5. 1854-1858, 1905,<br />
Memorte Blograj !che d l Venerablle Don B03CO, cura Lemoyne G. B. <br />
vol. 6. 1858-1860, S. Benigno Canavese 1907, <br />
7. 1861-1864, 1909,<br />
8. 1865-1867, 1912,<br />
9. 186a:-1870, 1917,<br />
Memorie B i ograjlche d! San G!ovannl Bosco, CUra Lemoyne G. B. Amadel A .,<br />
vol. 10. 1871-1874, Torlno' 1939,<br />
Memor i e Blograjlche del Beato Giovanni Bosco, cura Ceria E ., <br />
vol. 11. 1875, Torino 1930, <br />
H 12. 1876, 1931,<br />
H 13. 1877-1878, 1932,<br />
H 14. 1879-1880, 19:13,<br />
H 15. 1881-1882, 1934,<br />
Memorie B iograji che d i San G iovanni Bosco, cura Ceria E., <br />
v ol. 16. 1883, Torino 1935, <br />
H 17. 1884-1885, 1936,<br />
H 18. 1886-1888, 1937,<br />
II 19. 1883-1938, 1939.<br />
I ndi ce analiti co delle Memorie Biogra1iche dl S. Giovanni Bosco nei 19 vo<br />
!tl'mlni, T o r in o 1948.
220 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
»JAIUS, JAKAS, JAKIES«<br />
PYTANIA<br />
Wciqz zadaj~ sobie pytanie skqd biorq si~ w j~zyku uzywanym przez<br />
pisma kulturalne rozmaite poj~cia i zwroty, kt6rych znaczenia trudno<br />
dociec, tak Sq dziwaczne. R6wniez i dyskusje prowadzone przez r6znych<br />
pan6w przyciszonym glosem w audycjach radiowych i telewizyjnych<br />
obfitujq w wyrazenia, kt6re sluchacz przyjmuje z calosciq inwentarza,<br />
nie zastanawiajqc si~ gl ~ bi ej , co tez one wyrazajq. Zlapalem si~ na tym,<br />
ze r6wnie.z wchlaniam je bezkrytycznie, witam niby starych znajomych,<br />
kt6rych kiedys ktos mi przedstawil i potem juz nie przyszlo czlowiekowi<br />
do glowy, by przyjrzec im si~ z bliska, zajrzec w oczy. Ton irytacji<br />
z jakim pozwalam sobie poinformowac 0 tym prywatnym odkryciu<br />
Czytelnika, plynie z przekonania, ze jestem nabierany, ze dawalem si~<br />
nabierac i ze postanowilem na wlasnq r~k~ polozyc wreszcie temu kres.<br />
Zlosc nie jest skierowana przeciw komukolwiek. Skierowana jest do<br />
siebie. Bo tez trudno byloby dociec autorstwa wielu nowotwor6w j~zykowych<br />
uzywanych przez osoby majqce jeszcze do tej pory ochot~ i sil~<br />
by zajmowac si~ artystami i ich tw6rczosciq. Owe neologizmy wzi~ly si~<br />
jak gdyby znikqd. Ani ich nie wymyslil jakis dzisiejszy Dmochowski,<br />
Mochnacki czy Irzykowski, ani nie powolali do zycia pisarze, koneserzy<br />
sztuk plastycznych, czy tez melomani. Nie posluguje si~ nimi Iud. Najcz~sciej<br />
pojawiajq si~ one w ustach zabierajqcych glos na tematy artystyczne<br />
inteligent6w i jak juz zos,talo wspomniane w enuncjacjach pism<br />
kulturalnych, lub dyskusjach przy okrqglym stole.<br />
By doprowadzic wlasny m6zg do jakiego takiego porzqdku, postanowilem<br />
wi~c skorzystac z dobrodziejstwa "Pytan" i ulozyc chociazby poczqtek<br />
slownika zwrot6w, kt6re wpadlszy do ust nie pozostawiajq w nich<br />
zadnego okreslonego 'smaku. Pierwsze z hasel tego wokabularza brzmi:<br />
[Czy] ARTYSTA MA PRAWO DO EKSPERYMENTU [?]<br />
Z pozoru ta klisza slowna brzmi rewolucyjnie. Gdy jednak popatrzyc<br />
na niq pod swiatlo, c6z zobaczymy? Zobaczymy pewnq liczb~ retor6w,<br />
kt6rzy w k6lko zastanawiajq si~ czy rna, czy tez nie rna artysta prawa<br />
do pisania, malowania, filmowania i komponowania w spos6b sobie<br />
wlasciwy. Chodzi tu przede wszystkim 0 sprawy formalne, co zresztq<br />
juz z g6ry przesqdza 0 bezuzytecznosci tego hasla, gdyz oddzielanie<br />
tresci od ksztaltu, czy sposobu wyrazania od tresci jest syzyfowym<br />
trudem, kt6ry jeszcze nikomu s1 ~ nie udal. Ale pominmy juz t~ specjalistycznq<br />
kwesti~. Pies pogrzebany jest gdzie indziej. Jest on w og61e<br />
i po prostu pogrzebany, poniewaz "eksperyment" jest czyms tak nier'ozlqcznie<br />
zwiqzanym z kazdym aktem tw6rczym, ze zastanav.:ianie si~
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
221<br />
nad jego dopuszczalnoscilj, czy tez niedopuszczalnoscilj zaliczyc trzeba do<br />
krytyki typu science fiction. Naukowa krytyka w og61e takimi problemami<br />
nie moze si~ zajmowae, skoro one nie stniejlj. I nie zajmuje si~ nimi.<br />
Przedmiotem jej zainteresowan jest samo dzielo, czyli wlasnie 6w<br />
"eksperyment" w formie dokonanej i bezapelacyjnej. Sprawdzamy<br />
wtedy, czy si~ on udal, czy tez nie, na czym polega i co ~yraza. I tylko<br />
taki stosunek do tworczego dokonania artysty jest w ogole mozliwy.<br />
Inny, aprioryczny i jurysdykcyjny ("ma prawo", "nie ma prawa"),<br />
o ile komus uda sie, go w nas wmowie, prowadzi czlowieka prostlj droglj<br />
do stanu okreslanego ogolnie frustracjlj. Musi bowiem do me]<br />
dojse skoro dyskutujemy 0 czyms co nie istnieje, uzywajljc sl6w nie<br />
majljcych desygnatu, czyli odpowiednika w rzeczywistosci.<br />
Synonimiczne do poprzedniego haslo brzmi [Czy] ARTYSTA MA<br />
PRAWO DO RYZYXA. [?]<br />
W odroznieniu od poprzedniego, bardziej odnosi si~ ono do tresci niz<br />
do formy dziela, co (raz jeszcze powtorzye trzeba) z gory przesljdza<br />
umownose tego splotu wyrazow jeszcze dziwniejszego, niz 6w eksperymentalny.<br />
Czy mozna sobie bowiem w og61e wyobrazie tw6rczose,<br />
z ktorlj by nie bylo zwiqzane ryzyko. Nalezy ono do istoty tego procesu,<br />
kt6ry nazywamy tworczym. Przestaje on nim bye, gdy nie ma ryzyka.<br />
Staje si~ wtedy wyIljcznie powtarzaniem czeg'os co byIo, zostalo uznane<br />
i przyj~te juz do wiadomosci. Nie jest wi~c zadnlj tw6rczoscilj, najwyzej<br />
lepiej lub gorzej wykonanlj praclj. Nie moze bye ktos artystlj nie podejmujqc<br />
ryzyka, czyli nie tworzljc. Moze bye "rzemieslnikiem" w nowym<br />
rozumieniu tego poj ~ cia, kt6re definiuje wywieszka "punkt uslugowy<br />
dla ludnosci". Najlepiej gdy spelnia jeden postulat i drugi.<br />
I przy tym wi ~ c hasle mamy do czynienia z identycznym gatunkiem<br />
krytyki, kt6ry nazwac m ozna smialo science fiction. Dla rzetelnie<br />
naukowej krytyki nie moie bowiem w og61e bye to problem, czy artysta<br />
ma czy tez nie ma prawa do ryzyka. Mozna jedynie si~ zastanawiae<br />
czy je podjljl, oraz co z tego wyniklo. Czyli inaczej m6wiljc: Czy w og61e<br />
cos stwofzyl czy tez nie.<br />
Wreszcie trzecie has hi', 0 k,torym musz~ wspomniee; brzmi: JA~IS<br />
JAKA5 - JAKOS -<br />
Poczljtkowo, gdy par~ lat wstecz nieomal w kazdej publicznej dyskusji<br />
na tematy artystyczne pojawialy si~ owe "jakisiania", braID si~<br />
je za dow6d chwalebnej ostroznosci w podchodzeniu do tematu, niech~ci<br />
do wydawania sljd6w arbitralnych. zwlaszcza 0 posmaku ideologicznym,<br />
umilowania prawdy, ktora jest nieuchwytna, czyli m6wiljc szczerze,<br />
za dow6d mljdrosci i tolerancji. Byc moze zresztlj takie bylo<br />
rzeczywiste zr6dlo delikatnych niedom6wien. W chwili obecnej przerodzHy<br />
si~ one w nieznosnlj manier~. Posluchajmy: "Andrzejewski<br />
w nowej swojej powiesci przekazuje nam jakljs swojlj prawd~"; "Jest to<br />
jakas nowa forma wyrazu"; "Ten jakis sens ukryty w wierszu Iksa";
222 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
"Mamy przed sob& jak gdyby obraz rzeczywistosci"; "kompozytor pod<br />
wplywem pewnej swojej wizji" itd. itd. Wolac si~ chce, slysz&c te niedookreslonosci<br />
w dziesi&tkach tzw. kulturalnych dyskusji, prosic rezonuj&cych<br />
0 wyluszczenie 0 co chodzi, zwlaszcza gdy S& oni prezentowani<br />
publicznosci w radiu, czy telewizji jako znawcy przedmiotu. Mozna<br />
pozostawic pewien margines wizjoncrstwa, jesli chodzi 0 utwory nietematyczne,<br />
niefabularne, czy tez muzyk~. Ale nawet i w tych wypadkach<br />
spi~trzenie niewiadomych bywa tak wielkie, Ze w koticu nic nie mozna<br />
si~ dokladnego dowiedziec ani 0 utworach, ani 0 autorach, a prz~de<br />
wszystkim 0 tresci wypowiadanych opinii.<br />
Podalem trzy hasla slownika poj~c pozornych 0 sztuce. Mozna by go<br />
wzbogacic innymi przykladami, zaczerpni~tymi z okreslonych tekstow,<br />
ale wtedy wygl&dalo by na to, ze krytykuje si~ wyl&cznie ich autorow.<br />
Tymczasem chodzi 0 wytworzony styl, ktory przyjmuje si~ coraz szerzej,<br />
takze wsr6d os6b nie trudni&cych si~ zawodowo dyskutowaniem na<br />
publicznych lamach, lub ekranach, inteligencji przejmuj&cej ~anier~<br />
wypowiadania s&dow 0 niczym. W tej sytuacji czlowiek t~skni za kims<br />
kto ma wlasne, odwazne pogl&dy na okreslon& spraw~ i wypowiada je<br />
bez krygowania si~ i oslonek. Dopiero wtedy bowiem mozna samemu<br />
sobie wyrobic zdanie (chcialem napisa(: - jakies zdanie - ale w por~<br />
ugryzlem si~ w pioro) czy to zgadzaj&c si~ z cudzym, czy przeciwstawiaj&c<br />
mu wlasne racje, czy tez wreszcie przestaj&c si~ danym zagadnieniem<br />
interesowac.<br />
Magma pseudoproblem6w, braku zdecydowanych poglqdow w sprawach<br />
szczegolowych i og6lnych, powtarzanie klisz j~zykowych wyjalowionych<br />
z tresci, ferowanie niejasnych s&d6w bez motywacji, wszystko<br />
to dlawi zycie sztuki, bezszelestnie a nader skutecznie je topi.<br />
Istniej& zreszt& i zbiorowe formy, za pomoc& kt6rych wylewa si~ je<br />
przed forum publiczne. Juz sama "dyskusja" stwarza warunki do najrozmaitszych<br />
unik6w przed odpowiedzialnosci& za slowo. "Otwarta<br />
dyskusja", czyli taka, kt6ra z gory zaklada, ze nie zakoticz& jej mozliwie<br />
jasne wnioski, lecz "otwarte problemy postawione przez uczestnikow<br />
naszego spotkania", to wlasnie okazja dla manifestowania niejasnosci<br />
i braku kompetencji. Jej drukowanym odpowiednikiem jest "esej", czyli<br />
tw6r, kt6ry z tym pi~knym i niezwykle trudnym gatunkiem piSmienniczym<br />
niewiele ma cz~sto wspolnego. Najzwyklejszy artykul z g6ry<br />
pisany z zalozeniem, ze nie wypowie si~ w nim odautorskiego s&du,<br />
nie jest esejem. Nawet gdy pisany jest ladnq polszczyzn& pod powazn&<br />
nut~. To lizanie ciastka, zamiast spozywania go z wdzi~kiem, gustem<br />
i znajomosci& literackiej sztuki kulinarnej, nie moze zaspokoic milosnikow<br />
eseistyki. Zreszt& naduzywanie poj~cia "eseju" w opisany przeze<br />
mnie spos6b rowniez jest bardzo znamienne. Artykul zmusza do wyraznej<br />
artykulacji. Do wyrazenia okreslonego s&du w ukazanej sytuacji,<br />
na kt6r& skladaj& si~ wiadome okolicznosci. "Eseista" czuje si~ roz
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 223<br />
grzeszony z tych wszystkich koniecznosci. Mysli - v.:dzi~cznie zamiatajqc<br />
ogonem. "Nadgryza problem". St6l z naSZq kulturalnq strawq przedstawia<br />
wi~c cz~sto widok i.alosny. Liczba napocz~tych wiktual6w, pozostawionych<br />
nast~pnie na talerzach i p6lmiskach, robi wraienie niechlujnego<br />
marnotrawstwa, braku zdecydowanego smaku u biesiadnik6w<br />
i zagadkowej ich niefrasobliwosci w dziubaniu gdzie kto chce, czym<br />
popadto.<br />
Postawione pytania pozostawiam zgodnie z zaloieniami tego felietonu<br />
bez odpowiedzi. Nasuwa mi to smutnq autorefleksj~. Felieton r6wniei.<br />
jest jednq z form wyr~czajqcq solidne mySlenie. Podobnie jak "esej",<br />
lub "otwarta dyskusja". Istotnie nie wymaga on dokladnego tlumaczenia<br />
przez autora wlasnych sqd6w na temat "nadgt yzionych problem6w".<br />
Jedno mam tylko na wlasnq obron~. Nie napisatem, i.e Sq one "jakies"<br />
i nie poslui.ylem si~ z pozoru tylko buntowniczymi okrzykami w s-ty1ll <br />
"felietonista ma prawo do neglii.owania" itp. Co do tego nie trzeba miec<br />
wqtpliwosci, i.e ma si~ takie prawa jak inni. Czy jednak zawsze potrafimy<br />
z nich korzy'stac?<br />
Marek Skwarnicki<br />
EWOLUCJA ZARZ1\DZANIA<br />
Druga polowa XX wieku obfituje w nader istotne zmiany w zarZqdzaniu<br />
przemyslem. Zdawae by si~ moglo, i.e tego rodzaju praca par<br />
excellence umyslowa jak kierowanie zyciem gospodarczym nie ulegnie<br />
w zadnym stopniu przemoznym wplywom wynalazk6w .technicznych,<br />
mechanizacji czy automatyzacji, a jednak maszyny cyfrowe zrobily tu<br />
powazny wylom, a zastosowanie ich wywolalo i wywola szereg r6:i:norodnych<br />
skutk6w.<br />
Maszyny cyfrowe wdarly si~ nie tylko w sfer~ planowania, ale przede<br />
wszystkim w sfer~ samej decyzji R:ierowniczej. Tzw. mechaniczne<br />
przetwarzanie danych polega w uproszczonym skr6cie na dostarczeniu<br />
maszynie cyfrowej zespolu danych 0 aktualnym stanie przedsi~biorstwa,<br />
dotyczqcych np. sytuacji na rynku, ukladu cen, koszt6w wlasnych, rozmiaru<br />
produkcji itp. Maszyna cyfrowa przetwarza te dane dostarczajqc<br />
wynikow b ~dqcych juz pewnym suroga·tem decyzji kierowniczej, gdyz<br />
okreslajqcych np. celowose zwi~kszenia produkcji, a wi~c cz~sto dodatkowych<br />
inwestycji (rozbudowa fabryki), bqdz tez zaniechania .produkcji<br />
nierentownej, zmiany profilu produkcyjnego, koniecznej zmiany<br />
struktury koszt6w itp. W danych uzyskanych z maszyny cyfrowej<br />
czytelne jest wi~c zawsze por6wnanie stanu aktualnego z tym, jak bye<br />
powinno. W tych zmechanizowanych warunkach podj~cie decyzji optymalnej<br />
dla rozwoju przed s i~biorstwa przestaje bye wylqcznie efektem
224 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
zdolnosci i umiej~tnosci zespolu "kierowniczego, wiqze si~ bowiem r6wniez<br />
z kwestiq poslugiwania si~ maszynami cyfrowymi we wlasciwym momencie<br />
i rozsqdnej oceny ich wyliczeii koncowych.<br />
Zastosowallie maszyn cyfrowych w przemysle przojujqcych kraj6w<br />
swiata znajduje si~ nadal jeszcze w fazie eksperymentowania. Na podstawie<br />
dotychczasowej praktyki mozna juz jednak pr6bowae prz€widziec,<br />
jakie przyniesie to skutki, a w kazdym razie uchwycie zarysowujqce si~<br />
tendencje.<br />
W organizacji zarzqdzania wielkich przedsi~biorstw dominuje<br />
w chwili obecnej decentralizacja. Zbyt wielka jest bowiem ilose materialu<br />
informacyjnego w duzych jednostkach zycia gospodarczego, by<br />
mQina bylo w wqskim, scentralizowanym kolektywie kierowniczym<br />
ogarnqc calosc zagadnieii - bez udzielania odpowiednich prerogatyw<br />
personelowi kierowniczemu szczebla niiszego. Wszystko wskazuje jednak<br />
na to, ze decentralizacja zarzqdzania ustqpi jui w niedlugim czasie<br />
centralizacji, do czego przyczyniq si~ w g16wnej mierze elektroniczne<br />
maSZYllY cyfrowe. Skoro maszyny te potrafiq w ~iezwykle kr6tIdm<br />
czasie przyjqc odpowiednie dane, sklasyfikowac je i przekazac w formie<br />
materialu wyjsciowego do decyzji kierownictwa, rola podrz~dnych kom6rek<br />
przedsi~biorstw zostanie w ogromnym stopniu ograniczona,<br />
a ludzie zajmujqcy si~ przetwarzariiem informacji nie b~dq naw~t<br />
musieli posiadae pelnej znajomosci fakt6w, kt6re b~dq rejestrowac.<br />
Wedlug szacunkowych danych Stany Zjednoczone dysponujq obecnie<br />
okolo 18 tysiqcami elek,tronicznych maszyn cyfrowych. Przypuszcza si~,<br />
ze w ciqgu lat dwudziestu liczba ta zostanie podwojona, a zastosowanie<br />
maszyn cyfrowych stanie '5i~ w dzialalnosci przedsi~biorstw powszechne.<br />
Problem wyniklej stqd centralizacji kierowania musi si~ odbie w sferze<br />
stosunk6w spolecznych. Jest rzeCZq oczywistq, ze w kazdym czlowieku<br />
pracujqcym w zbiorowosci drzemiq ambicje i ch~c kierowania. W' dotychczasowej<br />
strukturze organizacYJneJ przedsi~biors'tw, mozli,wosci<br />
awansu w hierarchii Sq dla kazdego otwarte, tym bardziej, ze stanowiska<br />
kierownicze pOCZqWszy od podrz~dnych a skoiiczywszy na szczeblu<br />
dyrekcyjnym stanowiq pokazny odsetek w stosunku do og61u zalogi,<br />
r6znie si~ zresztq ksztaltujqcy w zaleinosci od profilu dzialalnosci przedsi~biorstwa.<br />
W oczekujqcej swiat ewolucji zarzqdzania Hose stanowisk<br />
kierowniczych zostanie powainie ograniczona, wlasnie poprzez wyzej<br />
wspomnianq centralizacj~. Ludzie pracujqcy na stanowiskach podrz~dnych<br />
zostanq w znacznym stopniu pozbawieni inicjatywy, praca ich<br />
zejdzie do roli przewaznie tylko wykonawczej. Mi~dzy scentralizowanym<br />
kierownictwem a calq resztq za16g powstae moze w ten spos6b rodzaj<br />
gl~bokiej przepasci 0 duiym psychologicznym znaczeniu, bowiem w zaistn1alej<br />
sytuacji tylko jednostki wybitnie zdolne b~dq mialy szans~<br />
"przeskoczenia" do administracji centralnej. Innym pozostanie swiadomose<br />
"braku perspektyw" mimo najlepszego wypelniania swych obo
ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
wiqzk6w. ezy skutki takiego stanu rzeczy mogq byc namacalne - trudno<br />
dzis przesqdzac, wydaje si~ jednak, ze brak bodzc6w ambicjonalnych<br />
pociqgnqc moze za sobq zar6wno oslabienie spoistosci zal6g, jak i obnizenie<br />
tego dobrego samopoczucia, jakie daje praca z tak zwanq przyszlosciq.<br />
Stara prawda, m6wiqca, ze "entuzjazmu i energii nie mozna<br />
kupic za pieniqdze", moze tu znalezc praktyczne odzwierciedlenie. Zagadnienia<br />
te Sq juz dzisiaj dyskutowane przez psycholog6w pracy,<br />
zastanawiajqcych si~ nad skutecznym antidotum na przyszle niedomogi<br />
zmechanizowanego zycia.<br />
W chwili obecnej uwaza si~, ze dodatniq stronq decentralizacji jest<br />
to, ze ulatwia ona ujawnianie si~ zdolnosci i inicjatywy ludzkiej, przez<br />
co nowa kadra kierownicza ksztalci si~ jakby samorzutnie, docierajqc<br />
si~ w problemach poszczeg61nych odcink6w. W przyszlosci ksztalceniem<br />
kadr kierowniczych zajmq si~ niewqtpliwie wylqcznie wyzsze uczelnie.<br />
Wzrosnq bowiem - niezaleznie od indywidualnych zdolnosci - wymagania<br />
stawiane kandydatom na kierownicze stanowiska.<br />
Problematyki rozwoju przedsi~biorstwa, nadqzania za post~pem i tempem<br />
zycia, nie rozwiqzq do koiIca maszyny cyfrowe. Dostarczq one<br />
jedynie danych, kt6re nalezy umiej~tnie czyta·c. Inicjatywa tw6rcza<br />
kierowhictwa b~zie coraz cenniejsza, szybkosc i trafnosc decyzji b~dzie<br />
coraz bardziej pozqdana i oplacalna. Pr6cz wi~c zdolnosci potrzebna<br />
b~dzie tez coraz rozleglejsza wiedza i gruntowna znajomosc funk.cjonowania<br />
mechanizmu gospodarczego.<br />
W slad za doskonaleniem zarzqdzania przemyslem, w oparciu 0 osillgni~cia<br />
techniki, podqza r6wniez i dobra organizacja pracy, podstawa<br />
powodzenia kazdej zlozonej dzialalnosci. Dla wielu naukowa orgnizacja<br />
pracy jest poj~ciem niestety w pewnej mierze zwulgaryzowanym. Rzecz<br />
polega w gruncie rzeczy na nieporozumieniu, gdyz zorganizowanie jakiegos<br />
przedsi~wzi~cia czy trV{ale sprawne funkcjonowanie danego<br />
organizmu gospodarczego w oparciu 0 zasady naukowej organizacji<br />
pracy nie jest ani rzeCZq iatwq, ani tez nie pozostaje jedynie w sferze<br />
teorii. Jedno jest pewne, a mianowicie to, ;i;e w tej dziedzinie droga<br />
od teorii do praktyki jest odlegia i pracowita, ale kto jq przeb~dzie,<br />
ten zbiera obfite owoce.<br />
Przykiadem mozliwosci tkwiqcych w prawidiowym wdrazaniu sprawdzonych<br />
zasad organizacji pracy moze byc ogromny sukces, jal{i odniosla<br />
i odnosi na calym niemal swiecie metoda PERT (peine brzmienie<br />
skr6tu, to: Program of Evaluation and Review Technique).<br />
Metoda PERT powstala w Stanach Zlednoczonych w latach 1957-1958<br />
podczas realizowania zam6wienia marynarki amerykaiIskiej znanego pod<br />
naZWq Polaris. Tresciq zam6wienia byia budowa lodzi podwodnej 0 nap~dzie<br />
atomowym, wyposazonej w pociski rakietowe z giowicami nuklearnymi.<br />
Pociski te mogly byc wystrzeliwane podczas przebywania<br />
iodzi pod wOdq. Bylo to przedsi~wziE;cie zupelnie nowe i bardzo skoropli-<br />
<strong>Znak</strong> - 15
226 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
kowane. Przy jego realizacji wsp61praco~alo ponad 11 tysi~cy r6znych<br />
firm z terenu calego kraju. 'l'rudnosci w koordynacji pracy tak wielkiej<br />
ilosci podwykonawc6w oraz w kontroli calego planu dzialania przyczynily<br />
si~ do opracowania metody PERT. Metoda ta przy pomocy<br />
uj~cia graficznego (tzw. siatka zaleznosci) pozwala na szybkie ustalenie<br />
przebiegu i najbardziej prawdopodobnego czasu trwania kazdego, nawet<br />
bardzo zlozonego przedsi~wzi~cia. Siatka zaleznosci umozliwia zar6wno<br />
usuwanie wynikajqcych z niej "wqskich gardel", lub czynnik6w wplywajqcych<br />
na hamowanie dzialania, jak tei na kontrol~ przebiegu calosci<br />
akcji do jej najdrobniejszych element6w wlqcznie. Zastosowanie metody<br />
PERT przy przedsi~wzi~ciu Polaris pozwolilo skr6ch'! czas jego trwania<br />
az 0 dwa lata. Mimo sukcesu, jaki odniosla ta metoda juz podczas<br />
swego pierwszego praktycznego egzaminu, nie zostala ona od razu<br />
opublikowana ze wzgl~du na tajemnic~ wojsko,-,:q. Dopiero w par~ lat<br />
p6zniej ujawniono zasady metody PERT i odtqd datuje si~ jej szybkie<br />
rozpowszechnienie. Metoda ta dotarla i do Poiski i jest juz z powodzeniem<br />
stosowana w szeregu duzych przedsi~biorstw.<br />
OboIt wyzej poruszonych zagadnieiJ. organizacji i kierowania dzialalnosciq<br />
gospodarczlj, problem stosunk6w mi~dzyludzkich pozostanie<br />
w przedsiE:biorstwach nadal jednym z wazniejszych. Ewentualnych konflikt6w<br />
wynikajljcych na tym tIe nie usunlj maszyny cyfrowe. Wlasciwe<br />
ich rozstrzyganie pozostanie wi~c nadal domenlj ludzi. kt6rzy posiedli<br />
sztukE: kierowania drugimi. Nie nalezy tu zapominac, ze w swiecie<br />
wsp61czesnym, w wielkich zbiorowiskach ludzkich, wsze:dzie tam, gdzie<br />
czlowiek zmuszony jest do zycia i pracy w zbiorowosci. w stanie zlozonych<br />
zale:inosci od wielu spraw i wielu os6b. w a-tmosferze zgieIku<br />
i halasu, obserwuje si~ wzrost wystE:powania nerwic. Mogq cos 0 tym<br />
powiedziec lekarze i psychologowie. Problem to nie nowy, ale coraz<br />
grozniejszy, tym grozniejszy, im bardziej czlowiek zaczyna siE: przyzwyczajac<br />
do jego istnienia wok61 siebie. Amerykanie obliczyli, ze 35%<br />
niezdolnosci do pracy w ciljgu roku wywolane jest w ich kraju schorzeniami<br />
na tle nerwicowym.<br />
Jak problem ten wyglljda na przykladzie kadry kierowniczej? Ot6z<br />
nie lepiej, a nawet gorzej niz wsr6d pracownik6w szeregowych. Nie bez<br />
przyczyn nazwano w Polsce zawal serca "choroblj dyrektorskq". Stanem<br />
poprzedzajqcym schorzenia nerwicowe Slj tzw. stany napi~cia . Kadra<br />
kierownicza pracuje przewaznie wiE:cej godzin od innych pracownik6w.<br />
Mnogosc problem6w do rozwiljzywania, stala swiadomosc odpowiedzialnosci<br />
za swe dzialanie, k9niecznosc cz~stego podejmowania decyzji,<br />
codzienne kontakty z pracownikami w relacji kierownik - podwladny,<br />
to tylko cz~sc przyczyn wywolujljcych stany napi~cia nerwowego.<br />
A ze tempo rozwoju gospodarczego wymaga od pracownika na szczeblu<br />
kierowniczym oraz szybszego myslenia i dzialania, tym trudniej 0 chwi1~<br />
odpr~zenia.
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 227<br />
Jedno z g16wnych rozwillzaii groznego problemu zm~czenia nerwowego<br />
widzi si~ w skr6ceniu czasu pracy. Pr6by takie sll juz w wielu<br />
krajach czynione, a automatyzacja i wynalazki zwi~kszajllce wydajnose<br />
maszyn stanowill wazki argument przy dyskutowaniu nad dlugoscill<br />
dnia pracy. Przyszlose przyniesie wi~c czlowiekowi niewlltpliwie wi~cej<br />
wolnego czasu. W warunkach tych, bye moze, zlagodzeniu ulegnll skutki<br />
psychologiczne naszkicowanych wyzej przemian. Ludzie, kt6rych automatyzacja<br />
pracy i zmiany w zarzlldzaniu pozbawill cz~sci inicjatywy<br />
tw6rczej, b~dll mieli czas skierowae jll i w innym kierunku z korzyscill<br />
dla rozwoju kulturalnego spoleczeiistw.<br />
Stanislaw Woyszkiewicz<br />
MIEDZYNARODOWY KONGRES ARCHEOLOGII<br />
CHRZESCIJAN"SKIEJ<br />
W dniach od 5 do 11 wrzesnia ub. r. obradowal w Trewirze VII Mi~dzynarodowy<br />
Kongres ArcheologiiChrzescijanskiej, zorganizowany staraniem<br />
Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie, kt6ry tworzy<br />
tzw. Comitato Promotore wszystkich tego rodzaju kongres6w. Kongres<br />
ten zgromadzil okolo 450 ludzi nauki z 30 r6znych kraj6w, wsr6d nich<br />
wielu uczonych 0 glosnych nazwiskach, jak prof. E. Josi z Rzymu <br />
znany powszechnie ze swoich wykopalisk okolo grobu sw. Piotra, prof.<br />
K. Weitzmann z Nowego Jorku - obecnie chyba najwybitniejszy znawca<br />
ikonografii paleochrzescijanskiej oraz malarstwa ksillzkowego. Obok<br />
nich mozna wymienic jeszcze prof. Ward Perkinsa - uczonego angielskiego,<br />
pracujllcego obecnie r6wniez w Rzymie, prof. R. Krautheimera ze<br />
Stan6w Zjednoczonych, prof. M. Avi-Yonach z J.Iniwersytetu Hebrajskiego<br />
w Jerozolimie oraz wielu innych.<br />
Obecny kongres odstllPil po raz pierwszy od dotychczasowej siedemdziesi~cioletniej<br />
juz tradycji kongres6w archeologii chrzescijanskiej,<br />
obierajllc jako miejsce obrad miejscowose polozonll po naszej, p61nocnej<br />
~tronie Alp. 0 wyborze zas Trewiru zdecydowala bez wlltpienia<br />
wspaniala przeszlose historyczna tego pi~knego grodu nad Mozeill. Nie<br />
bez podstawy szczyci si~ bowiem Trewir mianem "najstarszego z miast<br />
niemieckich". Wi~cej! Niekt6re z napis6w, nawillzujllc zapewne do<br />
legendarnych jego poczlltk6w, gloszll dumnie, ze "ante Romam Treviris<br />
stetit..." Nawet jednak bez odwolywania si~ do legend, prawie dwutysi~czna<br />
przeszlose historyczna tego grodu stawia go bez wll,tpienia<br />
w rz~dzie najstarszych miast Europy. - Jako stolica zachodniej cz~sci<br />
Imperium Rzymskiego oraz siedziba szesciu cesarzy, w tym r6wniez<br />
Konstantyna Wielkiego (306-314), juz w III oraz w IV wieku przezywa<br />
Augusta Trevirorum szczyty swojej swietnosci. Liczne oraz w wielu
2213 ZDARZE<strong>Nr</strong>A - KSI.t\ZKI - LUDZIE<br />
wypadkach stosunkowo dobrze zachowane zabytki ery konstantynskiej<br />
predysponowaly Trewir w sposob szczeg61ny na miejsce kongresu, jako<br />
ze one wlasnie w znacznej mierze byly przedmiotem obrad oraz zainteresowania<br />
archeolog6w.<br />
Stosownie do przyj ~tego powszechnie podwojnego podzia!u pierwotnych<br />
miejsc kultu chrzescijanskiego, skupiajqcego si~ dookola grobow<br />
m~czennik6w wzgl~dnie zwiqzanego z obchodem uczty eucharystycznej,<br />
problematyka kongresu obraca!a si~ wok6! dwoch zagadnien: 1 ° Rozwoj<br />
miejsc kultu zwiqzanych ze czciq m~czennik6w od nagrobk6w do kosciol6w<br />
nagrobnych - oraz 2° Wplyw Konstantyna Wielkiego oraz jego<br />
dworu na sztuk~ paleochrzescijanskq ze szczeg6lnym u\'{zglEldnieniem<br />
pierwotnych kosciolow biskupich.<br />
Og6lem wygloszono w czasie trwania kongresu okolo 50 odczytow.<br />
Wygloszenie tak wielkiej ich ilosci bYlo moZliwe jedynie dlatego, :ie od<br />
dnia 9 wrzesnia obrady toczyly si~ ju:i w odr~bnych sekcjach: arch i<br />
tektury, malarstwa i epigrafiki. Ponadto, ze wzgl~du na pokazny rozmiar<br />
materialu,. wydzielono jeszcze odr~bnq sekcj~ cmen.tarzysk starochrzescijanskich<br />
oraz katakumb.<br />
Z okazji odbywajqcego si~ kongresu telegramy nadeslali m. in. Ojciec<br />
sw. Pawel VI oraz dr Visser't Hooft, prezydent SWiatowej Rady Kosciol6w<br />
w Genewie.<br />
Pierwszy z wygloszonych referatow, J. B. Ward Perkinsa, dyrektora<br />
British School w Rzymie, dotyczyl zagadnienia wzajemnych wplywow<br />
obu wymienionych wyzej typow budownictwa paleochrzescijaIlskiego.<br />
Znany z krytycznej oceny wykopalisk zwiqzanych z grobem sw. Piotra,<br />
prof. Perkins rowniez i w tym wypadku ustosunkowal siEl krytycznie do<br />
tradycyjnej tezy Andre Grabera, wedlug ktorej wszystkie pierwotne formy<br />
architektury nagrobnej, nie wylqczajqc wielkich bazylik Grobu Chrystusowego,<br />
mozna wyprowadzic bez reszty z poganskich form budownictwa<br />
cmentarnego. Nie negujqc wplywu, jaki poganskie budownictwo cmentame<br />
wywarlo na pierwotnq archite k.tur~ chrzescijanskq, prof. Perkins<br />
wskazal jednak na pewne nowe, konstytutywne elementy, kt6re chrzescijanstwo<br />
wnioslo do budownictwa nagrobnego. Do nich mozna zaliczyc<br />
m. in. pojawiajqce si~ juz s-iosunkowo wczesnie mauzolea - grobowce<br />
w formie krzyza, kt6rym juz starozytnosc chrzescijanska nadala znaczenie<br />
symboliczne.<br />
Z wielkim zainteresowaniem spotkal siEl rowniez nastElpny referat<br />
dra Th. Kempfa, pod kt6rego kierownictwem prowadzone Sq wykopaliska<br />
na terenie Trewiru juz od dwudziestu lat. Odczyt jego mial<br />
praktycznie charakter sprawozdania z wyniko~ dotychczasowych badaii.<br />
Az trzy cmentarzyska paleochrzescijanskie: Sancti Eucharii (dzis kosci61<br />
swiEltego Macieja), Sancti Maximini oraz Sancti Paulini, polozone oczywiScie<br />
poza murami dawnej metropolii, wskazujq dobitnie, jak bardzo<br />
zywotnym osrodkiem chrzescijanskim byl Trewir. Przez wiele lat badania
ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE 229<br />
archeologiczne koncentrowaly si~ glownie dookola tych cmentarzysk.<br />
Odkryto wiele grobowcow, wsrod nich sarkofagi biskupoW z epoki jeszcze<br />
przedkonstantyiiskiej (Eucharius, Valerius, Maternus). Nieocenionl'l<br />
wprost wartose, zwlaszcza dla ustalenia chronologii, posiadajq liczne,<br />
odnalezione tam napisy nagrobne. Warto nadmienie, ze na terenie samego<br />
Coemeterium Sancti Paulini odkryto okolo 300 inskrypcyj nagrobnych.<br />
Ich omowieniem zajl'll si~ w ramach kongresu prof. A. Ferrua z Rzymu.<br />
Druga cz~se odczytu dra Kempfa poswi~cona byla wykopaliskom prowadzonym<br />
na terenie dzisiejszej katedry, ktorej najstarsza cz~sc pochodzi<br />
z czasow Konstantyna Wielkiego (326), oraz przyleglego do niej wczesnogotyckiego<br />
kosciola Mariackiego. Z odnalezionych tamze fragmentow<br />
tynku udalo si~ drowi Kempfowi po pi~tnastu latach zmudnej pracy<br />
zrekonstruowae wspaniale malowidla sufitowe, z kt6rych cz~se pochodzi<br />
z dawnego palacu cesarzowej Heleny. Wspomniane malowidla, znajdujqce<br />
si~ dzis w muzeum biskupim w Trewirze, wzbogacily i ,tak juz<br />
pokaznl'l kolekcj~ cennych malowidel i mozaik, pochodzl'lcych z Trewiru.<br />
Omowieniem rzymskich zabytk'ow niesakralnych z terenu Trewiru<br />
oraz najblizszej okolicy zajl'll si~ dr W. Reusch, kierownik miejscowego<br />
muzeum regionalnego. W centrum uwagi stala oczywiscie wspaniala<br />
Aula Palatina - rownie:i; dzielo Konstantyna Wielkiego. Odbudowana<br />
w calosci po wojnie, jeszcze dzisiaj zdumiewa swojq klasycznq formq<br />
oraz imponujl'lcymi rozmiarami (wew. 67 X 27,5 m; wys. 30 m). Pelniqca<br />
prawdopodobnie rol~ sali tronowej bazylika stanowBa sarno serce<br />
ogromnego kompleksu zabudowail cesarskich. Jak wykazaly ostatnie<br />
wykopaliska, wymieniona Aula Palatina posiadala pierwotnie jes2;cze<br />
jedno poprzeczne skrzydlo, przylegajqce do niej od strony poludniowej,<br />
zakoiiczone dodatkowq absydl'l od zachodu, nadajqce calosci ksztalt<br />
litery T. Zdaniem referenta, jes,t to jedyny przyklad tego rodzaju formy<br />
w budownictwie antycznym, nie tylko na terenie Niemiec, ale r6wniei<br />
w pozostalych krajach polo:i;onych na polnoc od Alp.<br />
Mimo i:i; wszystkie prawie wyklady ilustrowane byly bogato przezroczami,<br />
organizatorzy kongresu umozliwili wszystkim jego uczestnikom<br />
zwiedzenie omawianych zabytkow, przynajmniej tych, kt6re lezq na<br />
terenie Trewiru i okolicy. Pozwolilo to na zdobycie wiclu cennych<br />
doswiadczeii oraz umozliwilo bezposredniq konfrontacj~ wielu problemow,<br />
ktorych w archeologii nigdy nie brak.<br />
Problematyka kongresu wybiegala jednak bardzo daleko poza wykopaliska<br />
zwiqzane z samym Trewirem. Mozna smialo zaryzykowac twierdzenie,<br />
ze pod wzgl~d e m "zasi~gu terenowego" obj~a ona caly orbis<br />
chri stianus antiquus. W ciqgu szesciu dni trwania kongresu, codziennie<br />
w formie krotkich komunikat6w informowano obecnych 0 aktualnym<br />
stanie wykopalisk na terenie poszczegolnych krajow. Informacje te dotyczyly<br />
zar6wno Palestyny jak i Syrii, Libanu, Grecji, Nigerii, !talii, Algierii,<br />
Niemiec, Austrii, Bulgarii, Jugoslawii i szeregu innych paiistw.
230 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
Wielka Hose tych .\romunikat6w pozwala na zasygnalizowanie jedynil<br />
kilku ciekawszych .,.,iadomosci, podanych w ramacll kongresu.<br />
o. Coiiasnon OP., jeden z architekt6w odbudowywanej juz od la<br />
bazyliki Grobu Chrys,tusowego, doni6s1 0 odkryciu w trakcie pra l<br />
restauracyjnych nowycl}, dotychczas nieznanych element6w konstantyn<br />
skich, skupiajqcych si~ gl6wnie dookola samej. rotundy Grobu Chrystu<br />
sowego (Anastasis). W zwil\zku z tym wskazal r6wniez na koniecznosl<br />
drobnych zmian w dotychczasowych planach wymienionej bazyliki.<br />
Palestyny dotyczyly r6wniez ciekawe wiadomosci, przekazane prze:<br />
prof. M. Avi-Yonach z Jerozolimy oraz prof. A. Hirama z Tel Avivu<br />
W wyniku dokladniejszych badan przez nich przeprowadzonych okazali<br />
si~, ze niektore ruiny Z okresu bizantytiskiego, uchodzqce dotychcza<br />
za ruiny synagog (np. w miejscowosciach Hamat oraz Beit JeracI:t kole<br />
Tyberiady) Sq w rzeczywistosci swil\tyniami judeochrzescijanskimi<br />
Zachowaly one jeszcze w wielu wypadkach tradycyjnq orientacj~ w kie<br />
runku Jerozolimy. Jednoczesnie jednak odnaleziono tam nowe motyw ~<br />
dekoracyjne oraz symbole chrzeScijanskie. Znamienne przy tym jest to<br />
ze obok nowych symboli chrzescijanskich wyst~pujq jeszcze dawne<br />
zydowskie. Swil\tynie te scharakteryzowane zostaly przez jedn~g(<br />
z mowc6w jako "koscioly synagogalne judeochrzescijan".<br />
o stanie wykopalisk na terenie Syrii m6wil J . H . Emminghaus. Spra ·<br />
wozdanie jego dotyczylo jeszcze dawnych swiqtyn poganskich, rzymsko ·<br />
syryjskich, na terenie Libanu. Referent wskazal jednak na wplyw, jak<br />
te swiq,tynie wywarly na p6zniejszq 'form~ architektonicznq zarown(<br />
syna gog jak i swi!4tYn chrzescijanskich.<br />
Szczegolnie szerokiego om6wi~nia doczekaly si~ wykopaliska prowa ·<br />
dzone na terenie Istambulu. Az cztery odr~bne referaty dotyczyly tege<br />
miejsca. Jest to jednak zrozumiale, jesli si~ uwzgl~dni wielkl\ rol~, jakl<br />
odgrywal Konstantynopol w starozytnosci chrzescijanskiej. - Z nowszycl<br />
osiqgni~e archeologii na terenie Istambulu wskazano na znany z prze·<br />
kazow pismiennych oraz zidentyfikowany w roku 1960 kosci61 swi~teg(<br />
Polyeuk,tosa, odkopany w calosci w latach 1964-65. Ponadto, w zwiqzkt<br />
z wykopaliskami, prowadzonymi na terenie kosciola swi~tej Eufemii<br />
stwierdzono, ze dawna swiqtynia wzniesiona na tym miejscu pochodz<br />
juz z czas6w cesarza Justyniima a nie - jak dotychczas mniemano <br />
dopiero w wieku X. - Pozostale komunikaty donosily 0 odkryciu dw6cl<br />
wartosciowych sarkofag6w z V wieku, pokrytych plaskorzezbami przed·<br />
stawiajqcymi cUda Chrystusa.<br />
Ciekawy przyczynek do poznania pOlityki kulturalnej Konstantynl<br />
Wielkiego dal prof. R. Krautheimer z Nowego jorku. - Wielkie podo'<br />
bienstwo architektoniczne wszystkl.ch wazniejszych fundacyj Kons,tan·<br />
tyna nasuwa problem ustalenia zasi~gu osobistego wplywu cesarZl<br />
i jego dworu na okreslenie form architektonicznych tychze fundacyj<br />
Prof. Krautheimer y.ryrazil opini~, ze .\yszystkie one nOSZq pi~tno bel
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 231<br />
w~tpienia cesal'skie, ale jedynie 0 tyle, 0 ile "musialy bye wyrazem godnOSci,<br />
wielkosci oraz wspanialomyslnosci osoby monarchy". Ingerencja<br />
cesarza nie rozci~gala si~ natomiast na bardziej szczeg610we dyrektywy<br />
odnosnie do plan6w, sposobu oraz techniki budowy. St~d przy jedno<br />
Utych zalozeniach wyst~puje jednoczesnie daleko id,\ce zr6znicowanie<br />
fundacyj, uwarunkowane m. in. lokalnymi mozliwosciami oraz funkcjl4<br />
budowli. Jezeli chodzi 0 wsp6ln~ wszystkim fundacjom Konstantyna<br />
form~ bazyliki, przemozny wplyw wyV{arla pod tym wzgl~dem, zdaniem<br />
prof. Krautheimera, pierwsza z jego fundacyj, Bazylika sw. Jana na<br />
Lateranie.<br />
Osobny rozdzial w obradach kongresu stanowila ikonografia oraz<br />
malarstwo paleodirzescijal'iskie. - Pierwszy referat z tej dziedziny pt.<br />
"Malarstwo czas6w Konstantyna" wyglosil prof. Kollwitz z Fryburga<br />
(Br.). Spotkal si~ on z zywym przyj~ciem, ale wywolal tez gor~cl4 dyskusj~<br />
. Prof. Kollwitz, ilustrujl4c sw6j wyklad boga,tym materialem<br />
dokumentacyjnym, usilowal nakreSlic og61ne linie rozwojowe malarstwa<br />
III i IV wieku, przy czym ograniczyl si~ zasadniczo do malarstwa kataj!:umbowego.<br />
- Przewidziane w formie koreferat6w wyklady profesor6w<br />
L. De Bruyne'a Z. Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie<br />
oraz Stylianosa Pelekanidesa ze Salonik wniosly do dyskusji elementy<br />
zupelnie nowe, znacznie wykraczaj,\ce poza uj~cie tematyki przez prof.<br />
Kollwitza. Odczyt prof. Pelekanidesa dotyczyl np. wyl,\cznie nowych,<br />
po raz pierwszy w czasie kongresu ukazanych malowidel, kt6re odkryto<br />
na ,terenie Salonik w ostatnich latach. Cz~sc z nich pochodzi z palacu<br />
Galeriana, inne z odkrytych w ostatnich latach trzech grobowc6w, bogato<br />
ozdobionych malarstwem dekoracyjnym. Wszystkie wymienione<br />
malowidla pochodz,\, zdaniem referenta, z kofIca III wzgl~dnie poczl\tku<br />
IV wieku.<br />
Rzadko dochodzi si~ w archeologii do odkryc prawdziwie rewelacyjnych.<br />
Jezeli jednak wypada uzyc tego slowa, to mozna je chyba odniesc<br />
do ostatnich odkrye prof. K. Weitzmanna. Ten znany uczony amerykafIski<br />
wyglosil podczas kongresu az dwa odczyty. Pierwszy poswi~cony<br />
byl analizie malarstwa miniaturowego IV wieku. W drugim natomiast<br />
prof. WeHzmann doni6s1 0 swoich osi,\gni~ciach zwi,\zanych z badaniami<br />
przeprowadzonymi na terenie klasztoru sw. Katarzyny na Synaju. Ten<br />
wlasnie odczyt, wygloszony dnia 8 wrzesnia, uznany zostal przez wi~kszosc<br />
za punkt szczytowy kongresu. Niezmiernie ciekawa historia samego<br />
klasztoru zostala wzbogacona 0 jeszcze jedno, cenne odkrycie. Klasztor<br />
ten, wzniesiony w miejscu, gdzie wedlug podania B6g mial si~ objawic<br />
Mojzeszowi i nadac mu tablice przykazal'i, nalezy do jednych z tych<br />
nielicznych miejsc, kt6re mimo swojej wielowiekowej historil, nigdy<br />
nie zostaly zburzone. Nic wi~c dziwnego, ze z nieslabn,\cym zainteresowaniem<br />
uczeni zawsze od nowa kierujl\ swojl\ uwag~ ku temu miejscu,<br />
kt6re prof. Weitzmann slusznie nazwal "cudem Synaju". Pierwsza ze
230 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
Wielka ilose tych j{omunikatow pozwala na zasygnalizowanie jedynie<br />
kilku ciekawszych ~iadomosci, podanych w ramacll kongresu.<br />
O. Coiiasnon OP., jeden z architekt6w odbudowywanej jui od lat<br />
bazyliki Grobu Chrystusowego, doni6s1 0 odkryciu w trakcie prac<br />
restauracyjnych nowycl}, dotychczas nieznanych element6w konstantynskich,<br />
skupiajqcych si~ g16wnie dookola samej rotundy Grobu Chrystusowego<br />
(Anastasis). W zwiqzku z tym wskazal r6wniei na koniecznose<br />
drobnych zmian w dotychczasowych planach wymienionej bazyliki.<br />
Palestyny dotyczyly r6wniei ciekawe wiadomosci, przekazane przez<br />
prof. M. Avi-Yonach z Jerozolimy oraz prof. A. Hirama z Tel Avivu.<br />
W wyniku dokladniejszych badan przez nich przeprowadzonych okazalo<br />
si~, :i:e niekt6re ruiny z okresu bizantyiiskiego, uchodzqce dotychczas<br />
za ruiny synagog (np. w miejscowosciach Hamat oraz Beit Jerac~ kolo<br />
Tyberiady) Sq w rzeczywistosci swiqtyniami judeochrzescijanskimi.<br />
Zachowaly one jeszcze w wielu wypadkach tradycyjnq orien.tacj~ w kierunku<br />
Jerozolimy. Jednoczesnie jednak odnaleziono tam nowe motywy<br />
dekoracyjne oraz symbole chrzescijanskie. Znamienne przy tym jest to,<br />
ie obok nowych symboli chrzescijanskich wyst~pujq jeszcze dawne,<br />
iydowskie. Swiqtynie te scharakteryzowane zostaly przez jedn~go<br />
z mowc6w jako "koscioly synagogalne judeochrzescijan".<br />
o stanie wykopalisk na terenie Syrii mowil J. H. Emminghaus. Sprawozdanie<br />
jego dotyczylo jeszcze dawnych swiqtyn poganskich, rzymskosyryjskich,<br />
na terenie Libanu. Referent wskazal jednak na wplyw, jaki<br />
te swiqtynie wywarly na p6iniejszq form~ architektonicznq zar6wno<br />
synagog jak i swiqtyn chrzescijanskich.<br />
Szczeg6lnie szerokiego om6wienia doczekaly si~ wykopaliska prowadzone<br />
na terenie Istambulu. Ai ' cztery odr~bne referaty dotyczyly tego<br />
miejsca. Jest to jednak zrozumiale, jeSli si~ uwzgl~dni wielkq rol~, jakq<br />
odgrywal Konstantynopol W. staroiytnosci chrzescijanskiej. - Z nowszych<br />
osiqgni~c archeologii na terenie Istambulu wskazano na znany z przekazow.<br />
pismiennych oraz zidentyfikowany w roku 1960 kosciPl swi~tego<br />
Polyeuktosa, odkopany w calosci w latach 1964-65. Ponactto, w zwiqzku<br />
z wykopaliskami, prowadzonymi na terenie kosciola swi~tej Eufemii,<br />
stwierdzono, ie dawna swiqtynia wzniesiona na tym miejscu pochodzi<br />
jui z czasow cesarza Justyniana a nie - jak dotychczas mniemano <br />
dopiero w wieku X. - Pozostale komunikaty donosily 0 odkryciu dw6ch<br />
wartosciowych sarkofag6w z V wieku, pokrytych plaskorzeibami przedstawiajqcymi<br />
cuda Chrystusa.<br />
Ciekawy przyczynek do poznania polityki kulturalnej Konstantyna<br />
Wielkiego dal prof. R. Krautheimer z Nowego Jorku. - Wielkie podobienstwo<br />
architektoniczne wszystkich wainiejszych fundacyj Konstantyna<br />
nasuwa problem ustalenia zasi~gu osobistego wplywu cesarza<br />
i jego dworu na okreslenie form architektonicznych tychie fundacyj.<br />
Prof. Krautheimer Y\'yrazil opini~, ie \yszystkie one nOSZq piE:tno bez
ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE 231<br />
w[ojtpienia cesal'skie, ale jedynie 0 tyle, 0 ile "musialy bye wyrazem godnoSci,<br />
wielkoki oraz wspanialomyslnosci osohy monarchy". Ingerencja<br />
cesarza nie rozci[ojgala si~ natomiast na bardziej szczeg6lowe dyrektywy<br />
odnosnie do plan6w, sposobu oraz techniki budowy. StC}d przy jedno<br />
Jitych zalozeniach wyst~puje jednoczesnie daleko id[ojce zr6znicowanie<br />
fundacyj, uwarunkowane m. in. lokalnymi mozliwosciami oraz funkcjll<br />
budowli. Jezeli chodzi 0 wsp6lnC} wszystkim fundacjom Konstantyna<br />
form~ bazyliki, przemozny wplyw: wywar1a pod tym wzgl~dem, zdaniem<br />
prof. Krautheimera, pierwsza z jego fundacyj, Bazylika sw. Jana na<br />
Lateranie.<br />
Osobny rozdzial w obradach kongresu stanowila ikonografia oraz<br />
malarstwo paleochrzescijanskie. - Pierwszy referat z tej dziedzlny pt.<br />
"Malarstwo czas6w Konstantyna" wyglosil prof. Kollwitz z Fryburga<br />
(Br.). Spotkal si~ on z zywym przyj~ciem, ale wywolal tez gor[ojcq dyskusj~.<br />
Prof. Kollwitz, ilustrujqc sw6j wyklad boga,tym materlalem<br />
dokumentacyjnym, usilowal nakreSlic og6lne linie rozwojowe malarstwa<br />
III i IV wieku, przy czym ograniczyl si~ zasadniczo do malarstwa katakumbowego.<br />
- Przewidziane w formie koreferat6w wyklady profesor6w<br />
L. De Bruyne'a z, Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie<br />
oraz Stylianosa Pelekanldesa ze Salonik wniosly do dyskusji elementy<br />
zupelnie nowe, znacznie wykraczajqce poza uj~cie tematyki przez prof.<br />
KoJIwitza. Odczyt prof. Pelekanidesa dotyczyl np. wylqcznie nowych,<br />
po raz pierwszy w czasie kongresu ukazanych malowidel, kt6re odkryto<br />
na ,terenie Salonik w ostatnich latach. Cz~se z nich pochodzi z palacu<br />
Galeriana, inne z odkrytych w ostatnich latach trzech grobowc6w, bogato<br />
ozdobionych malarstwem dekoracyjnym. Wszystkie wymienione<br />
malowidla pochodzq, zdaniem referenta, z konca III wzgl~dnle poczqtku<br />
IV wieku.<br />
Rzadko dochodzi si~ w archeologii do odkryc prawdziwie rewelacyjnych.<br />
Jezeli jednak wypada uzyc tego slowa, to mozna je chyba odniese<br />
do ostatnich odkrye prof. K. Weitzmanna. Ten znany uczony amerykanski<br />
wyglosil podczas kongresu az dwa odczyty. Pierwszy poswi~cony<br />
byl analizie malarstwa miniaturowego IV wieku. W drugim natomias,t<br />
prof. Weiizmann doni6s1 0 swoich osiqgni~ciach zwiqzanych z badaniami<br />
przeprowactzonymi na terenie klasztoru sw. Katarzyny na Synaju. Ten<br />
wlasnie odczyt, wygloszony dnia 8 wrzesnia, uznany zostal przez wi~kszosc<br />
za punkt szczytowy kongresu. Niezmiernie ciekawa historia samego<br />
klasztoru zostala wzbogacona 0 jeszcze jedno, cenne odkrycie. Klasztor<br />
ten, wzniesiony w miejscu, gdzie wedlug podania B6g mial si~ objawie<br />
Mojzeszowi i nadac mu tablice przykazan, nalezy do jednych z tych<br />
nielicznych miejsc, kt6re mimo swojej wielowiekowej historli, nigdy<br />
nie zostaly zburzone. Nic wi~c dziwnego, ze z nieslabnqcym zainteresowaniem<br />
uczeni zawsze od nowa kieruj[oj swoj[oj uwag~ ku temu miejscu,<br />
kt6re prof. Weitzmann slusznie nazwal "cudem Synaju". Pierwsza ze
232 ZDARZENIA - KSI.I\ZKI - LUDZm<br />
zdobyczy prof. Weitzmanna dotyczy oryginalnej pod wzgl~dem kompozycyjnym<br />
oraz wartosciowej mozaiki z VI wieku, przedstawiajqcej scen~<br />
Przemienienia Panskiego. Najbardziej uderzajqcy jest przy tym brak<br />
samej g6ry Przemienienia. Ponadto postac Chrystusa utrzymana jest<br />
w formie bardzo abstrakcyjnej w przeciwienstwie do innych os6b towarzyszqcych<br />
tej scenie. Dookola centralnych postaci umieszczono medaliony<br />
dwunastu apostol6w oraz szesnastu prorok6w. Powyzej postaci<br />
Chrystusa widoczny jest krzyz, utrzymany w pot~gujqcych si~ · coraz<br />
bardzej odcieniach koloru niebieskiego. U st6p Chrystusa widnieje postac<br />
kr6la Dawida. Zdaniem prof. Weitzmanna, calosc uwidacznia z naciskiem<br />
boskosc osoby Chrystusa z jednoczesnym podkresleniem jego<br />
ludzkiej natury.<br />
Druga z odkry,tych mozaik znajduje si~ w absydzie kosciola i przedstawia<br />
dw6ch aniol6w skladajqcych dary barankowi. Chodzi tu prawdopodobnie<br />
0 pierwszy wyrazony w sztuce motyw wstawiennictwa, z wyraznym<br />
podkresleniem liturgicznego charakteru tej funkc,ii. Mozaika<br />
ta - dzielo nieznanego wschodniego artysty - pochodzi r6wniez z czas6w<br />
Justyniana. W por6wnaniu ze znanymi mozaikami Rawenny, odkryte<br />
mozaiki odznaczajq si~ bardziej subtelnq oraz abstrakcyjnq formq.<br />
Opr6cz wymienionych mozaik prof. Weitzmann odkryl takze szereg<br />
wartosciowych ikon z VI wieku, k,t6re w wi~kszosci byly pokryte nowymi<br />
malowidlami. Trzy z odnalezionych ikon przedstawiajq postac Chrystusa,<br />
jedna Matki Bozej; pozos tale natomiast ukazujq sw. Piotra, stosunkowo<br />
malo znanq scen~ biblijnq Starego Testamentu - Jeftego w momencie<br />
usmiercania wlasnej c6rki, wreszcie trzech mlodzienc6w w piecu ognistym.<br />
- Zdaniem prof. Weitzmanna klasztor na Synaju kryje prawdopodobnie<br />
jeszcze niejedno nieznane dzielo sztuki.<br />
Podobnie jak w czasie poprzedniego kongresu, r6wniez obecnie ustalono<br />
miejsce przyszlego spotkania, VIII Mi~dzynarodowego Kongresu<br />
Archeologii Chrzescijanskiej. Przyj~to zaproszenie Hiszpanskiej Akademii<br />
Nauk z Barcelony do odbycia wlasnie .tam nast~pnego kongresu,<br />
najprawdopodobniej w roku 1969.<br />
Dla nas, Pofak6w, nie bez znaczenie b~dzie zwr6cenie uwagi na fakt,<br />
ze r6wniez my posiadamy sw6j udzial W omawianym kongresie. Tym<br />
bowiem, kt6ry z ramienia Comitato Promotore organizowal tegoroczny<br />
jak i poprzedni kongres, byl Polak - ks. infulat dr Jan Manthey, Sekretarz<br />
Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie. Jego zaslugi<br />
wok61 przygotowania i przeprowadzenia omawianego kongresu, uwypuklone<br />
publicznie juz w czasie przem6wienia inauguracyjnego prezydenta<br />
ostatniego kongresu, prof. K. Bittela, zostaly przy j ~te wdzi~cznym<br />
uznaniem przez uczestnik6w. .<br />
Ks. Henryk Muszynski
NAItLADEM SPOLECZNEGO INSTYTUTU WYDAWNICZEGO "ZNAK" <br />
KRAKOW, WI8LNA 12 <br />
ukazaly sill w Iatach 1959-1965 nastllPujllce ksillzki: <br />
Leone Algisi <br />
JAN xxm <br />
Biblioteka "Willzi" t. 10, 1964, s. 434, 44 tab!., cena opr. pI. 70.<br />
wyczerpana<br />
2 wyd. 1965, s. 434, 44 tab!., cena opr. pI. zl 70.<br />
Hans Urs von Balthasar <br />
MODLITWA I KONTEMPLACJA <br />
Hum. Zofia Wlodkowa <br />
1965, s. 242, cena opr. pl. zl 40.- wyczerpana <br />
Gregory Baum OSA <br />
W STRON~ JEDNOSCI <br />
Hum. Anna Morawska <br />
(Seria: Perspektywy Soborowe), 1964, s. 236, cena opr. pI. zl 48.-<br />
Ks Gaston Courtois <br />
RADY DLA RODZICOW <br />
Hum. Maria DembiI'iska <br />
1964, s. 132, cena zl 28.- wyczerpana <br />
Jean Danielou<br />
BOO I MY. W STRO~ CHRYSTUSA<br />
Hum. Aniela Urbanowicz<br />
1965, s. 338, cena opr. pI. zl 56.-<br />
Henri De Lubac T J <br />
KATOLICYZM <br />
Spoleczne aspekty dogmatu <br />
Hum. Maria Stokowska <br />
1961, s. 352, cena opr. pI. zl 45.- w yczerpana <br />
Dorothy Dohen <br />
POWOLANIE DO MILOSCI <br />
Hum. Anna Turowiczowa <br />
1963, s. 184, cena zl 35. - wyczerpana <br />
Henryk Eizenberg <br />
KLOPOT Z ISTNIENIEM <br />
Moryzmy w porz~ku czasu <br />
1963, s. 468, cena opr. pI. zl 50.-<br />
Juliusz Eska <br />
KOSCIOL OTWARTY <br />
Biblioteka "WiElzi" t. 9, 1964, s. 196, cena zl 35.-<br />
Henri Fesquet <br />
KATOLICYZM: JUTRA <br />
tlum. Katarzyna Dembinska <br />
Biblioteka "WiIlZi" t. 12, 1964, s. 164, cena zl 30.
· Ks. Wojciech Gajdu8<br />
NR 20998 OPOWIADA<br />
1962, s. 304, cena zl 35.- wyczerpana<br />
Antoni Golubiew <br />
LlSTY DO PRZYJACIELA <br />
1959, s. 312, cena zl 30.- w yczerpana<br />
Antoni Golubiew<br />
POSZUKIWANIA<br />
1960, s. 358, cena zl 45.-<br />
Andrzej Grzegorczyk <br />
SCHEMATY I CZLOWIEK <br />
Szkice filozoficzne <br />
Biblioteka "Wi~zi" t. 8, 1963, s. 220, cena zl 35.-<br />
Jan XXIII <br />
DZIENNIK DUSZY <br />
Hum. J6zefa Led6chowska, Urszulanka S. J . K .<br />
1965, s. 46, cena opr. pI. zl 70.- wyczerpana<br />
Papiez Jan XXIII <br />
ENCYKLIKA 0 POKOJU MIF;DZY WSZYSTKIMI NARODAMI <br />
OPARTYM NA PRAWDZIE. SPRAWIEDLIWOSCI, MILOSCI <br />
I WOLNOSCI (PACEM IN TERRIS) <br />
Z przedmowq Ksi~dza Kardynala Stefana Wyszynskiego <br />
1963, s. 52, cena zl 15.- (Nakladem "Tygodnika Powszechnego") <br />
wyczerpana <br />
Stefan Kisielewski <br />
OPOWIADANIA I PODROZE <br />
1959, s. 196, cena zl 20.-<br />
Ks. Stanislaw Kluz <br />
NIEKONIECZNIE Z AMBONY <br />
1963, s. 148, cena zl 30.- w yczerpana <br />
Jerzy Kloczowski<br />
WSPOLNOTY CHRZESCIJANSKIE<br />
Grupy zycia wsp61nego w chrzescijaostwie zacbodnim od staroiytnoiei<br />
do XV wieku<br />
1964, s. 556, mapy, cena opr. pI. zl 80.-<br />
Mieczyslaw Albert Kr~piec OP <br />
DLACZEGO ZLO? <br />
Rozwaiania filozofiez,ne <br />
Biblioteka " Wi~zi" t. 5, 1962, s. 190, cena zl 30.- wyczerpana<br />
Zygmunt Kubiak <br />
POLMROK LUDZKIEGO SWIATA <br />
1963, s. 224, cena zl 30.- wyczerpana<br />
Ks. Hans Kung<br />
SOBOR I ZJEDNOCZENIE<br />
Hum. Cecylia Z6ltowska i Maria Urbanowa,<br />
(Seria : Perspektywy Soborowe), 1964, s. 298, cena opr. pI. z148.
Ks. Jacques Leclercq <br />
KATOLICY I WOLNOSC MYSLI <br />
Hum. Jan Prokop <br />
(Seria: Perspektywy Soborowe), 1963, s. 252, cena opr. pI. zl 48.-<br />
Jacek Lukasiewicz <br />
SZMACIARZE I BOHATEROWIE <br />
Biblioteka "Wi~zi" t. 7, 1963, s. 196, cena zl 25.-<br />
Hanna Malewska<br />
APOKRYF RODZINNY<br />
1965, s. 289, cena zl 40.-<br />
Hanna Malewska <br />
PANOWIE LESZCZYNSCY <br />
Powiesc <br />
1981, s. 440, cena zl 40. - wyczerpana <br />
Ks. Mieczyslaw Malinski <br />
JEZUS I TY <br />
Ilustracje i opracowanie graficzne A. Kalczynska <br />
1961, s. 72, cena apr. pl. zl 50.- wyczerpana <br />
Raissa Maritain <br />
WIELKIE PRZYJAZNIE <br />
Biblioteka "Wi~zi" t. 3, 1962, s. X, 326, cena zl 48.- wyczerpana <br />
Thomas Merton <br />
NIKT NIE JEST SAMOTNi\ WYSPi\ <br />
Bum. Maria Morstin-G6rska <br />
1960, s. 184, cena zl 25.- wyczerpana <br />
Thomas Merton <br />
ZNAK JONASZA <br />
Hum. Krystyna Poborska <br />
1962, s. 336, cena opr. pI. zl 45.-<br />
Andrzej Micewski <br />
Z GEOGRAFII POLITYCZNEJ II RZECZYPOSPOLITEJ <br />
Szkice <br />
Biblioteka "Wi~zi " t. 13, 1964, s. 406, 9 tabl. cena zl 45.- wyczerpana <br />
Ks. Konstanty Michalski CM <br />
DOKi\D IDZIEMY <br />
Pisma wybrane <br />
Wyb6r i opracowanie Jerzy Kolqtaj <br />
Konsultacja ks. Aleksander Usowicz eM <br />
1964, s. 310, cena zl 48.- wyczerpana <br />
MOl RODZICE <br />
Opracowal Marek Skwarnicki, paslowie J6zefa Hennel <br />
1960, s. 346, cena zl 30.- wyczerpana <br />
Anna Morawska<br />
PERSPEKTYWY. KATOLICYZM A WSPOLCZESN08C<br />
Biblioteka "Wi~zi" t. 4, 1962, s. 418, cena zl 50.- wyczerpana<br />
2 wyd. 1963, s. 378, cena zl 50.
Edgar Morin <br />
DUCII CZASU <br />
Biblioteka ..Wi~zi" t. 14, 1965, s. 204, cena zl 30.<br />
Emmanuel Mounier <br />
CO TO JEST PERSONALIZM? <br />
oraz wybor innych prac <br />
1960, Biblioteka "Wi~zi" t. 1 s. XXVIII, 252, cena zl 35. - wyczerpana <br />
Emmanuel Moonier <br />
WPROWADZENIE DO EGZYSTENCJALIZMOW <br />
oraz wybor innych prac <br />
Biblioteka "Wi~zi" t. 11, 1964, s. 355, cena zl 50.-<br />
Przemyslaw Mroczkowski<br />
KATEDRY, LYKI, MINSTRELE<br />
1962, s. 224, ilustr. cena zl 40.<br />
MSZALIK NA NIEDZIELE I SWI~TA <br />
Opracowali Benedyktyni Tynieccy <br />
1964, s. 600, cena opr. pI. zl 70.<br />
wydanie 2 poprawione, 1965, s. 600, cena opr. pI. zl 70.<br />
NAS DWOJE <br />
Konkurs Spodka <br />
Opracowala Jozefa Hennel. Poslowie Marek Skwarnicki <br />
1965, s. 302, cena opr. pI. zl 45.- wyczerpana <br />
Jan G. H. Pawlikowski <br />
CISONIE <br />
1963, s. 248, cena opr. pI. zl 40.-<br />
Ks. Jan P ietraszko <br />
ROZWAZANIA <br />
1961, s. 162, cena zl 25.<br />
2 wyd: rozszerzone 1964, s. 194, cena zl 35.- wyczerpana <br />
PRZYJDZ KROLESTWO TWOJE <br />
Modlitewnik <br />
1960, s. 448, cena opr. pI. zl 30.- wyczerpany <br />
Karl R ahner <br />
o MOZLIWOSCI WIARY DZISIAJ <br />
Hum. Anna Morawska <br />
1965, s. 260, cena opr. pI. zl 56.- wyczerpana <br />
F rank J . Sheed <br />
TEOLOGIA DLA POCZ1\TKUJ1\CYCH <br />
Przel. Anna Morawska <br />
1962, s. 200, cena zl 30.- wyczerpana <br />
7 DNI Z YCIA <br />
Konkurs Spodka <br />
Opracow al Marek Skwarnicki (Spodekl <br />
.1965, s. 298, cena opr. pI. zl 45.- wyczerpana
Marek Skwarnicki <br />
PAPIEROWY DZWON <br />
1961, s. 60, cena zl 12.<br />
SOCJOLOGIA RELIGII. WPROWADZENIE<br />
Opracowal i wyboru dokonal Fr. Houtart <br />
Biblioteka "WiE;zi" t. 6, 1962, s. 180, cena zl 30.-<br />
Zofia Starowieyska-Morstinowa<br />
CI, KTORYCH SPOTYKALAM<br />
1962, s. 310, ilustr., cena zl 40 .- wyczerpana<br />
Zofia Starow ieyska-Morstinowa <br />
KABAI,A HISTORII <br />
1962, s. XX, 252, cena zl 40.-<br />
Zofia Starowieyska -Mors tinowa <br />
P ATRZF; I WSPOMINAM <br />
1965, s. 212, cena zl 35.- wyczerpana<br />
Jean Steinmann <br />
PAWEI, Z TARSU <br />
tlum. Anna Turowiczowa <br />
(Seria: Ludzie i czasy 1), 1965, s. 238, cena zl 35.-<br />
Goran Stenius <br />
DZWONY RZYMU <br />
Przel. Helena Dunin<br />
1962, s. 384, cena zl 45.-<br />
Antoni St~pien <br />
WPROWADZENIE DO METAFIZYKI <br />
1964, 252, cena zl 38.-<br />
Stanislaw Stomma <br />
MYSLI 0 POLITYCE I KULTURZE <br />
1960, s. 192, cena zl 30.<br />
Stefan Swiezawski <br />
ROZUM I TAJEMNICA <br />
1960, s. 386, cena zl 48.<br />
Roman Tomczyk <br />
UCZYNKI NIEMII,OSIERNE <br />
1964, s. 244, cena zl 4"5.-<br />
Jerzy Turowicz <br />
CHRZESCI.JANIN W DZISIEJSZYM SWIECIE <br />
1963, s. 358, cena apr. pI. zl 45.-<br />
Witold Urbanowicz <br />
OGIEN NAD CHINAMI <br />
1963, s. 288, ilustr., cena zl 40.- wyczerpana
Gerald Vann OP <br />
ABY RADOSC WASZA BYLA PELNA <br />
Hum. Hanna Malewska <br />
1963, s. 188, cena zl 30.- wyczerpana <br />
Evelyn \Vaugh <br />
HELENA <br />
Hum. Wadaw Niepokolczycki <br />
1960, s. 228, cena zl 28.- wyczerpana <br />
Simone Weil<br />
ZAKORZENIENIE I INNE FRAGMENTY <br />
Wybor pism <br />
Biblioteka "WiE:zi" t. 2, 1961, s. XXVI, 318, cena zl 48.- wyczerpana <br />
Ks. Biskup Karol Wojtyla <br />
MILOSC I ODPOWIEDZIALNOSC <br />
Studium etyczne <br />
1962, s. 316, cena opr. pI. zl 50.- w yczerpana <br />
Jacek Woroniecki OP <br />
WYCHOWANIE CZLOWIEKA <br />
Pisma wybrane <br />
Wyboru dokonal WI. Kamil Szymanski OP <br />
Opracowal Jerzy Kolqtaj <br />
1961, s. 340, cena zl 38.- wyczerpana <br />
Jacek Wozniakowski<br />
LAIK W RZYMIE I W BOMBAJU<br />
(Seria : Perspektywy Soborowe), s. 292, 1965, cena opr. pI. zl 48.<br />
wyczerpana<br />
WSPOLCZESNA SZTUKA RELIGIJNA W POLSCE <br />
II Wystawa urzqdzona przez Klub Inteligencji KatoIickiej oraz "<strong>Znak</strong>" <br />
w Krakowie w Klasztorze 00. Dominikan6w <br />
Czerwiec-Wrzesien 19'61 <br />
1961, cena zl 15.<br />
Stefan Kardynal Wyszynski <br />
DROGA KRZYZOWA <br />
1959, s. 64, cena opr. pI. zl 20.- wyczerpana <br />
Stefan Kardynal Wyszynski <br />
W SWIATLACH TYSJ..\CLECIA <br />
1961, s. 188, cena opr. pi. zl 35.- wyczerpana <br />
~ . ~' .<br />
Jerzy Zawieyski <br />
BRZEGIEM CIENIA. KARTKI Z DZIENNIKA <br />
1960, s. 256. cena zl 28.- wyczerpana <br />
Tadeusz Zychiewicz <br />
LUDZIE ZIEMI NIESWIIi/TEJ <br />
1961 , s. 234, ilustr., cena zl 30.- wyczerpana
fi,"'#<br />
Perspektywy soborowe<br />
Gregory Bourn<br />
W stron~<br />
iednosci<br />
Co to jest powszechnosc Kosciola? Jak pogodzic mocne przekona<br />
nia wlasne z szacunkiem dIa przekonan cudzych? Jaki sens mialy <br />
schizmy w dziejach chrzescijanstwa? Co to dzisiaj znaczy ..na<br />
wracac"? Oto niekt6re sprawy, jakie w glosnej swojej ksil,ice <br />
rozwaia amerykanski konwertyta, ks. Gregory Baum. <br />
Str. 235, pl6tno.<br />
48 zl <br />
Hans KOng<br />
Sob6r i ziednoczenie<br />
Jedna z najwybitniejszych w pismiennictwie swiatowym ksil4zek<br />
o reformie Kosciola i 0 przemianach wsp6lczesnej religijnosci.<br />
Autor w swietle "aggiornamento" rysuje dzieje Kosciola, przebieg<br />
pierwszych sesji Soboru, rozwaia perspektywy przyszlosci.<br />
str. 297, pl6tno.<br />
48 zl<br />
Jacques Leclercq<br />
Katolicy i wolnosc mysli<br />
Papieie wobec problemu wolnooci - Kosci61 i panstwo - Kosci61<br />
i kult wodza - slowo "toIerancja" - wolnosc i prawda - jednosc<br />
Str. 232, pl6tno.<br />
ludzi dobrej wolL<br />
48 zl<br />
Jacek Wofniakowski<br />
Laik w Rzymie i w Bombaiu<br />
Pierwsza w Polsce ksillika, zawierajllca dane niezbEldne dla pelniejszego<br />
zrozumienia Soboru: rzut oka na dzieje dwudziestu poprzednich<br />
sobor6w, szczeg610wy kalendarz Vaticanum II, spis wladz<br />
Soboru oraz om6wienie jego trudnosci i jego osil4gniElc. W perspektywie<br />
historycznej ukazane zostaly zwlaszcza problem laikatu<br />
i problem wolnosci religii. Jednoczesnie ksillika jest reportazem<br />
z auli Soboru i szeroko opisuje Kongres Eucharystyczny i podr6z<br />
autora po Indiach.<br />
Sir, 252 pl6lno. zl (8.-<br />
Ksllltki mo:i:na zamawia~ w kslE:garniach katollcklch oraz w admlnl<br />
!tracjt Wyd...<strong>Znak</strong>", Krak6w,Wt§lna 12, konto PKO nr 4-14-997.
SOMMAIRE<br />
WALTER GODDIJN: Le r61e du pretre dans l'Eglise et la societe<br />
(Conference au Congres a la formation des pretres, Rothem,<br />
Hollande, 31. VlIl. - 3. IX. HJ61<br />
Discussion sur Ie renouveau de la pastorale parmi les etudiants.<br />
PAWEL CZECZOT: Journal intime .<br />
HOMANO GUARDINI: Les etapes d e la vie (fragments d'un article<br />
publie par .John J. Heaney, SJ dans Faith, Rcason <br />
and the GospeLs, The Newman Press 1963, Westminster, <br />
Maryland)<br />
PAUL HENRY CHOMBART DE LAU WE: Les sciences humaines <br />
et les conditionnements de la foi (Semaine des Intellectuels<br />
Catholiques, Mars 1965) .<br />
n. M. CHEVIGNAHD OP: L'Homme de p e u de foi <br />
(fragment du livre: La doctrine spiritueLLc de L'EvangiLc, <br />
<br />
Paris 1965, Ed. du Ccrf)<br />
80 <br />
MR L'ABB~ JOZEF TISCHNER: La controverse sur Jes us au <br />
XIX-eme siecle .<br />
87 <br />
MR L'ABB~ JOZEF KOZLOWSKI: P our une ethique existcn-<br />
tielle<br />
104 <br />
H.ALINA BORTNOWSKA: Chevetogne<br />
114 <br />
MAREK SKWARNICKI: L'Ecole - fragments d 'un roman auto-<br />
b io~raphiqu e . 126 <br />
MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI: Meditation sur Albert Camus<br />
poeme<br />
157 <br />
WIESLAW PAWEL SZYMANSKI: Le groupe litteraire "Zagary" 169 <br />
MH L'ABB~ WACLAW SCHENK: La Iiturg ie d'aujourd'hui <br />
s uite .<br />
186 <br />
CHRONIQUE <br />
Z ENON SZPOTANSKI: Miguel de Unamuno<br />
192 <br />
ANNA MORAW SKA: Rencontres - L es sig n es du temps (Aktion <br />
Suehnezeichen, Confession de foi d ' un protestant hongrois, <br />
Querrien, M. D. Chenu: RejLexions sur La messe) .<br />
200 <br />
STA NISLAW STYRNA, SDB: Saint Jean Bosco et son oeuvre 212 <br />
MAREK SKWARNICKI: Re£lexions .<br />
220 <br />
STANISLAW WOYSZKIEWICZ: L'evolution dans la direction <br />
des entreprises<br />
223 <br />
MIl L 'ABB~ HENRYK M USZYNSKI: Congres International d e <br />
l'Archeologie Chretienne (Treves, 5-11. IX. 1965)<br />
227 <br />
15 <br />
50 <br />
65 <br />
72
TREse ZESZYTU<br />
WALTER GODDIJN: ROLA KAPLANA W K OSCIELE I W SPO<br />
LECZENSTWIE .<br />
1 <br />
DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
15 <br />
MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />
42 <br />
PAWEL CZECZOT: KARTKI Z DZIENNIKA • 50 <br />
ROMANO GUARDINI: ETAPY ZYCIA .<br />
65 <br />
PAUL HENRY CHOMBART DE LAUWE: NAUKI 0 CZLCWIEKU <br />
I UWARUNKOWANIA WIARY<br />
72 <br />
B. M. CHEVIGNARD OP : CZEMUS ZW i\TPIL CZLOWIEKU MA<br />
LEJ WIARY?<br />
80 <br />
KS. JOZEF TISCHNER: FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE. <br />
ESEJ Z P OGRANICZA HISTORII I FILOZOFII<br />
87 <br />
KS. JOZEF KOZLOWSKI: ZAGADNIENIE FORMALNEJ ETYKI <br />
EGZYSTENCJALNEJ W RAMACH TEOLOGII MORALNEJ 104 <br />
HALINA BORTNOWSKA: CHEVETOGNE .<br />
114 <br />
MAREK SKWARNICKI: SZKOLA • 126 <br />
MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI: NA TEMATY Z CAMUSA<br />
157 <br />
WIESLAW PAWEL SZYMANSKI: "ZAGARY" I ZAGARYSCI 160 <br />
LITU R GIA DZ I S <br />
KS. WAC LAW SCHENK: LITURGIA SLOWA . 186 <br />
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />
ZENON SZP OTANSKI : MIGUEL DE UNAMUNO .<br />
192 <br />
SPOTKANIA : ZNAKI CZAS(J? - OPRAC. ANNA MORAWSKA 200 <br />
STANISLAW STYRNA SDB : DL A P OTR ZEB CZASU I MIEJSCA <br />
W 150 ROCZNICEi URODZIN SW. J ANA BOSKO . 212 <br />
MAREK SKWARNICKI : PYTANIA- "JAKIS. JAKAS, JAKIES" 220 <br />
STANISLAW WOYSZKIEWICZ : EWOL UCJ A ZARZi\DZANIA . 223 <br />
KS. HENRYK MUSZYNSKI: lVIIEiDZYNARODOWY KONGRES <br />
ARCHEOLOGII CHRZESCIJANSKIEJ<br />
227 <br />
KATALOG WYDAWNICTW SPOLECZNEGO INSTYTUTU WY<br />
DAWNICZEGO "ZNAK" ZA LATA 1959- 1965 . 232
Cena zI24.<br />
Zeszyt podw6jny<br />
<strong>Nr</strong> 137/138 "<strong>Znak</strong>u" z Xl/XII<br />
1965 zawieral "Zarys rozwoju<br />
organizacji Kosciola katolickiego<br />
w Polsce". W nr 102<br />
ks. Ignacy Tokarczuk: Wies<br />
polska wczoraj i dzis. W nr 99<br />
ks. Edward W ojtusiak: 0 reUgijnosci<br />
wsi. W nr 97-98 ankieta<br />
0 religijnosci w Polsce<br />
przed I-szll woinll swiatowll·