21.11.2014 Views

Nr 139-140, styczeń-luty 1966 - Znak

Nr 139-140, styczeń-luty 1966 - Znak

Nr 139-140, styczeń-luty 1966 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

IES I ECZ N IK.<br />

•<br />

DYSK USJE 0 DUSZPASTERSTWIE<br />

A K AD E M I CKIM<br />

Walter Goddiin . . . K A P l A N W K 0 SC I E l E<br />

I W SPOlECZENSTW I E<br />

ETAPY Z YCIA, UWARUNKOWANIA WIARY: <br />

Pawe. Czeczot, Romano Guardini, Paul Henry Chombart de l auwe <br />

B M Chevionard <br />

Ks. J6zef Tischner • • SP6R 0 JEZUSA W XIX WIEKU<br />

Ks. J6zef Koz.owski KU ETVCE EGZYSfENCJAlN EJ<br />

Marek Skwarnicki. WOJNA CZVlI SZKOLNE LA TA<br />

Mikotai Bieszczadowski. NA TEMATV Z CAMUSA - POEMAT<br />

Wies.aw P. Szymanski • "i A GAR V" I i A G AR V 5 C I<br />

Zenon Szpotanski . . . MIG U E l 0 E U N A M UNO<br />

Anno Morowska<br />

• • • S PO T K A N I A: Z N A K I C Z A S U<br />

oZ IE lOSW. JAN ABO S K 0 W PER S P E K T Y W I E C Z,. S U<br />

KONGRES ARCHEOLOGII CHRZE$ CIJ~NSKIE J \\ TU\\IRl E<br />

<strong>139</strong>·<strong>140</strong><br />

KRAK6w<br />

STYCZEI


ZESPOz..<br />

Ha.nna Malewska, Maria Morstln-Gorska, Stefan Swiczawski, Stanislaw <br />

Stomma, Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Jacek Wozniakowski. <br />

Jerzy Zawieyski, Wladyslaw Strozewski, Halina Bo,tnowska <br />

REDAKCJ A <br />

IIanna Malewska (redaktor naczelny), Halina Bortnowska (sekretarz <br />

redakcji), Wladyslaw Strozewski, Stanislaw Grygiel <br />

A d res r e d a k c ji: K r a k 0 w, Sic II n a 5, I p., tel. 256-84<br />

Redakcja przyjmuje w godz. 13-15 <br />

Adres administracji: Krak6w, WiSlna 12, I p., tel. 213-72 <br />

Administracja przyjmuje w godz. 9-13 <br />

Prenumerata krajowa: kwartalnie zl 36.-; polrocznle zl 72.-; <br />

roeznie zl 144.-<br />

Prenumerata przez wplaty na konto "Ruehu" Krakow, ul Worcella 6, <br />

PKO No 4-6-777 albo przez urz~dy pocztowe I Iistonoszy. <br />

Prenumerata zagraniczlla: kwartalnie zl 50.40: polrocznie zl 100.80: <br />

rocznie zl 201.60 <br />

Prenumerata przez wplaty na konto PKWZ "Rueh" Warszawa, <br />

ul. Wilcza 46, PKO 1-6-100024. <br />

Zamowienia i przedplaty przyjmowane sill w termlnle do dnla IS-go <br />

miesilllca poprzedzaj~cego okres pr enumeraty <br />

Cena zeszytu zl 12.-<br />

Egzemplarze archiwalne ,;<strong>Znak</strong>u" nabywac mozna w Admlnistracji<br />

miesi~ cznika "<strong>Znak</strong>", Krakow ul Wislna 12 oraz w nast~ puj q cy ch<br />

ksi~garniach :<br />

Katowice: K s i~garn ia €ow . Jacka, ul. 3 maja 18; Krakow: K s i~g arn ia<br />

Krakowska. ul. €ow . Krzyza 13; I.od:i: Ks i~garnia "Czytaj", ul. Narutowicza<br />

2; Poznan: Ksi~garn ia sw. Wojciecha, PI. WolnoSci 1; Warszawa:<br />

K si~garnia sw. Wojciecha, ul. Freta 48; Wroclaw: Ksi~garnia Archidiecezjalna,<br />

ul. Katedralna 6.<br />

Naklad 7.000+350 egz. A r k. druk. 15. Papier druk. sat. k l. V 61X86 65 g. Maszynopis<br />

otrzymano 29. XII. 1965. Druk UkOllczono w <strong>luty</strong>m <strong>1966</strong>. Za.m. 470<br />

29. XlI. 1965. -- T-18<br />

KraKowskle Zak!ady Graflczne, Zak!ad <strong>Nr</strong> I, Krak6w, Kazlmlerza Wielklego 95


ZNAK<br />

MIESI':;CZNIK<br />

WALTER GODDIJN<br />

Rok XVIII <strong>Nr</strong> <strong>139</strong>-<strong>140</strong> (1-2) <br />

Styczen-Luty <strong>1966</strong> <br />

Krakow <br />

ROLA KAPlANA W KOSCIELE<br />

I W SPOlECZENSTWIE<br />

W ostatnich latach pojawilo si~ wiele studiow poswi~conych<br />

przemianom roli j{si~dza w parafii, krytykom wysuwanym pod<br />

jego adresem, obrazowi kaplanstwa i wplywowi jaki ten obraz<br />

wywiera na wybor okreslonego zawodu. 1 * Problem byl dyskutowany<br />

takze i w srodowiskach protestanckich: amerykanski teolog<br />

Richard Niebuhr twierdzi, ze dawniej nie podawano w wqtpliwosc:<br />

1 - zasadniczych zadan kaplanskich i ich pierwszenstwa, 2 - cnot<br />

wymaganych od kaplana, 3 - zrodel, skqd plynql jego autorytet,<br />

4 - osob i grup korzystajqcych z kaplanstwa. Te pewniki Sq dzis<br />

zachwiane. Niebuhr okresla dzisiejsze protestanckie kaplanstwo<br />

jako zawod 0 funkcjach niezbyt dokladnie okreslonych. 2<br />

Rzeczywiscie, wszystkie te sprawy, zywo dyskutowane, nie Sq<br />

zbyt jasne, co nie dziwi w epoce, gdy tyle innych wolnych zawodow<br />

ulega szybkiej ewolucji - jak np. zawod lekarza praktyka, czy tez<br />

wymaga ciqglego doszkalania si~ i przekwalifikowywania jak zawody<br />

techniczne. Rzeczq koniecZllq jest wi~c posiadac jasnq koncepcj~<br />

tego, czego wymagac b~dziemy od duszpasterstwa, a to<br />

" Konfere ncja na kongresie p05wiE:conym \vychowaniu w Seminariach w Europ<br />

ie Zachodniej, Seminaire d ';Europe, Rothem, Hola ndia, 31 sierpnia - 3 wrzesliia<br />

1fJ6·:1,<br />

J Por..1. Br o thers, Soci aL chan ge and the role of the priest, "Social Compass",<br />

1863, X, ~77-4 8 9; S. W. Blizza rd, The P,.-ish Minist er's SeLf-Image of his master<br />

Tele, "Pastoral P sychology' ·, pa:i:dz. 1958; R. V. McCa nn, The Churches and<br />

mental healti!, N ew York, 1962, 4{}-52; T. Lindner, L. Lentner, A. Holl, Priesterb<br />

Hd ltnd Berllfswahlmotive, Wieden 1936; O. Schreuder, The parish priest (IS<br />

a subject of criti cism, "Social Compass", 1961, VIII, 111-126.<br />

2 H. R. Niebuhr, TIll; Purpose Of the Church and h i s Mini stry, New York,<br />

H 56, 50.


WALTER GODDIJN<br />

jej korzysciami: autorytet danej jednostki wyplywa z jej kompetencji<br />

w danej dziedzinie, dziala ona w sposob elastyczny, bez<br />

z gory narzuconych schemat6w, bez wynikajqcego z rutyny zautomatyzowania.<br />

Inicjatywa osobista i wysilki celem doksztalcenia si~<br />

odgrywajq wi~kszq rol~, a takze pogl~biona swiadomose sluiebnosci<br />

wobec wspolnoty.<br />

Mozna by zaryzykowae hipotez~, ie od strony hierarchii kaplanstwo<br />

posiada pewne cechy biurokratyczne, zas duszpasterskie<br />

zorientowanie na wspo lnot~ wiernych upodabnia je do zawodow<br />

wolnych.<br />

Niemozliwose pogodzenia tych dw6ch aspekt6w swej roli moie<br />

wywolae u kaplan a ostre konflikty wewn ~trz ne, kryzys sumienia,<br />

podwojnq moralnose, ale takie po t r ze b ~, zeby bye po prostu czlowiekiem,<br />

takim jak inni, niegodnym stalego wyniesienia na piedestal<br />

jako forma gregis. Nie wystar czy jednak rozroznie te dwa<br />

a5pekty i przesunqe akcent z aspektu instytucjonalnego na osobisty,<br />

jak t o czyni kardynal Dopfner w swoim liscie pasterskim poswi~ ­<br />

conym "Egzystencji kaplanskiej w naszych czasach". P isze on:<br />

"Wsr6d konsekwencji, ktore wyplywajq dia kaplana z jego pozycji<br />

w hierarchii i z wykonywania zadan duszpasterskich, musi on<br />

szczegolnie uw zgI~dni e swojq osobistq odpowiedzialnose wobec siebie<br />

samego i wiernych. Zy jqC w nowoczesnym wielowarstwowym<br />

spoleczenstwie kaplan nie moie wciqz czekae na instrukcje od<br />

zwierzchnikow, ale powinien dzialae takze na wlasnq odpowiedzialno8(;,<br />

na podstawie wlasnego rozeznania sytuacji dyktujqcego mu,<br />

odpowiednie srodki dzialania. Nie moina wciqi zwracac si~ z pytaniami<br />

do biskupa, czy kurii biskupiej. Podkreslam wag~ mentainosci<br />

prawdziwie koscieInej i posluszellstwa, ale takie i koniecznosc<br />

rozwazenia w sumieniu duszpasterskim konsekwencji<br />

wlasnego post~powania". 8<br />

List ten swiadczy 0 zr ozumieniu konflikt6w wewn~ t rznych ka ­<br />

plana. Czyni pewne ust~p stwa na rzecz odpowiedzialnosci osobistej<br />

podkresIajqc r6wnoczesnie podporzqdkowanie systemowi koscielnemu<br />

. To zrozumienie problem6w i apel do osobowosci kaplana<br />

nie przynoszq jednak r ozwiqzania konfliktu r61.<br />

ezy takie rozwiqzailie istnieje? Niektorzy temu przeczq. Mamy<br />

na ten temat studium wiedenskiego psychologa Traugotta Lindnera<br />

pt. Bemf und Berufun g. Eine sozialpsychologische UnteTsuchung<br />

des PriesterbiLdes. 9 Autor uw aza, ie sam kontakt z wiernymi<br />

zyjqcymi "w swiecie" musi wywalae u kaplana konflikt sumienia,<br />

gdyz kaplan nie nalei y do "swiata". "Kaplan nie maze realizowac<br />

8 P o r. "Herder-I{orrespond enz", lipiec 1964, 487.<br />

• T. Linder, L. Lentner, A. Holl, op . cit. 3-79.


KAPLAN W KOSCIELE I W SPOLECZENSTWIE 7<br />

dwoch dyrektyw swego sumienia. W kOl'lsekwencji wybiera kompromisowe<br />

rozwiqzanie wobec dw6ch sprzecznych zasad. Kompromis<br />

moze miee pozory »zlotego srodka« niemniej jednak swiadomose<br />

kap1a na obciqzona jest konfliktami na skutek pr zezywanych<br />

sprzeczn osci psychologicznych. Z punktu widzenia psychologii rna<br />

on niespokojne sumienie. Ocena aspektu moralnego i teologicznego<br />

tej sytuacji przekracza kompetcncje psychologa, m oze on jednak<br />

podac jej diagnoz~ wedlug zasad psychologii indywidualnej i spoiccznej:<br />

kontakty duszpasterskie kap1ana z wiernym i st war zajq<br />

a priori sy tu a ej~ pelnq sprzeczn osci, ktora wla~nie powoduje<br />

konflih:t sumienia; jednak rezul:aty tych badan same w sobie nie<br />

pr~ynoszq zadnych rozwiqzan". 10 Autor podkresla dystans miE;dzy<br />

kap1anem i swiatem. Warto zauwazye, ze przem owienie kardynala<br />

Dopfnera podkrcsla pozycjQ spolecznq dzisiejszego 1,ap1ana: "Kaplan<br />

musi bye czlowiekiem wsrod ludzi". 11<br />

4. ZEWNE;TRZNY KONFLIKT ROL U KAPLANA<br />

Czlowiek, ktory zosta1 wyswi~ c ony na k s i ~dza , moze bye wciqgni~ty<br />

takze w zewn~trzny konflikt rol. W tym wypadku, idzie<br />

takZe 0 rozstrzygni~cie o.p ozycji m i ~dzy dwoma systemami oczekiwan<br />

i norm. Przyczyna lezy w tym, ze ta sama osoba musi lqczye<br />

odmienne role zwiqzane z roznego rodzaju pozycjami spolecznymi.<br />

Kaplan ma zadania duszpasterskie, ale rownoczesnie m oze bye<br />

pracownikiem Ministerstwa Obrony Narodowe j, czy Ministerst\','a<br />

Sprawiedliwosci jako kapelan wojskowy, ezy w i~ zienny.<br />

Holenclerscy socjologowie van Doorn i La mmers przytaczajq tutaj<br />

syt u a c j~ kapelan6w francuskich podczas wojny algierskiej. Wielu<br />

z nich dalo wyraz, w liscie do swych biskup6w, niepokojom<br />

w obliczu malo etyeznych praktyk armii zwalczajqcej powstanc6w<br />

algierskich, jednoczesnie zapewniajqc 0 s\vej lojalnosci wobec ermii<br />

i ojczyzny. Mamy tu do czynienia wlasnie z zew n E:'trznym konfliktem<br />

roznych 1'61. Wladze koseiclne nak azy\valy ksi ~ zom walczye<br />

z okrucienstwem i niesprawiedliwosciq. KsiEiza ci jednak, b Eidqc<br />

w ar mii, za jmowali jednoczesnie drugf! po zycj~ spolecZllq wymagajqcq<br />

lojalnosci wzglEidem armii. Obie te role stawialy im wy ­<br />

magania nie dajqce siEi pogodzie. 12<br />

Czasami takze nieki6rzy ksiE;'za obierajq sobie drugq pozycjEi<br />

spoleczi1q obok posiadanej w Ionie Kosciola, by uciec od wewn~trznego<br />

konfliktu r6l. Duszpasterstwo specjalne, u znane i subwencjonowane<br />

przcz panstwo, daje niekiedy takq mozliwose ucieczki.<br />

l ij I bid., 36-38.<br />

11 P or. "Herder Rorres pondenz", lipiec 1964, 486.<br />

-12 J . v a n Doorn et C. Lam m e rs, M od-erne SOC iologic, Utre cht 1959, 103-<br />

109.


8 WALTER GODDIJN<br />

CytowaliSmy juz przyklad kapelan6w wojskowych i wi~ziennych.<br />

Jeszcze inne role Sq przyjmowane w ramach opieki spolecznej,<br />

wychowania pozaszkolnego, dziennikarsiwa i nauczania uniwersyteckiego.<br />

Byli i Sq ksiElza nie umiejqcy polqczye kaplanstwa z pracq<br />

naukowq czy dziennikarstwem. Czasern konflikt r6l jest zamaskowany<br />

i tworzy si~ cos w rodzaju podw6jnej rnoralnosci. Pewien<br />

teolog wyznal, ze miEldzy tym, co mysli osobiscie, tym co rn6wi<br />

w kr~gu przyjaci61, tym co wyklada na uniwersytecie, tyrn co pisze<br />

w czasopismie naukowym i tyrn co glosi w kazaniach w kosciele<br />

parafialnym, Sq zasadnicze r6znice. KsiElza robotnicy we F1'ancji<br />

Sq innym klasycznyrn przykladern zewnEltrznego konfliktu r6!.<br />

Stawali si~ oni robotnikami i wst~powali do zwiqzk6w zawodowych,<br />

by dae wyraz opozycji wzgl~dern mieszczanskiej atmosfery<br />

parafialnego duszpasterstwa, a tym samym zamanifestowac SWq<br />

solida1'nose z uciskanym p1'oletariatem. Ukrywali oni sw6j stan<br />

kaplanski nawet \v ubraniu i zachowaniu. Czynniki te - zgodnie<br />

z ich dos\\riadczeniem - stanowily przeszkod~ w autentycznej<br />

pracy misyjnej. Dwie role - a mianowicie rola 1'obotnika, czlonka<br />

zwiqzku zawodowego, i rola kaplana okazywaly si~ nie do pogodzenia.<br />

5. BRAK PEWNOSCI CO DO WLM;CIWYCH ROL, JAKIE KAPLAN<br />

lVIA SPELNIAC W KOSCIELE P RZEZYWAJ1\CYM FAZE; GLE;BOKICH<br />

PRZEMIAN<br />

B1'ak pewnosci co do wlasciwych 1'61 p1'zypadajqcych kaplanowi<br />

wyst~puje wyraznie w fazie przemian, kt6re dziS przezywamy<br />

w Kosciele, i kt6re chcielibysmy teraz w skr6cie przedstawie. .<br />

Sob6r - okreslany jako' Sob6r duszpasterski, majqcy na celu<br />

aggiornamento - i z woli najwyzszych wladz Kosciola ­<br />

stwierdzil koniecznosc odnowienia i przystosowania Kosciola.<br />

Wszyscy teologowie przyznajq, ze funkcja zbawienia, kt6rq pelni<br />

Kosci61, realizuje si~ w swiecie. Konstytucja 0 Kosciele m6wi, ze<br />

Kosci61 zosta1 ustanowiony przez Jezusa Chrystusa, aby bye widzialnym<br />

sakramentem jednosci w zbawieniu. Aby realizowac misj~<br />

zbawienia, musi, z jednej strony, odnowic spos6b gloszenia slowa<br />

Bozego, formy liturgiczne, normy i sankcje, jak i profil kaplanstwa,<br />

z drugiej zas musi odnowie kontakty zewn~hzne oczyszczajqc<br />

i polepszajqc stosunki z innymi Kosciolami chrzescijanskimi, a takze<br />

z religiami niechrzescijanskimi. Norm tego odnowienia i tego<br />

przystosowania nalezy szukae z jednej strony w wiernosci Chrystusowi,<br />

w dzialaniu Ducha sw., w Listach Apostolskich i w Pismie<br />

sw.,. z drugiej strony zas w wymaganiach wsp6lczesnego Zycia<br />

spolecznego, we wsp6lczesnej fazie rozwoju ludzkosci, slowem<br />

w tym, co niesie historia.


KAPLAN W KOSCIELE I W SPOLECZENSTWIE 9<br />

Kosciol wypracowa1 byl swoistq teologi ~ wewn~trznq, ki6ra sprawila,<br />

ie oddalil si~ od wsp6lczesnego spo1eczenstwa. Zwiqzal si~<br />

oy1 z okreslonymi grupami spolecznymi, co przeszkadzalo mu wypelniac<br />

rol~ powszechnq. Stracil tei wplyw na te kategorie ludnosci,<br />

kt6re stanowiq 0 dynamizmie wsp6lczesnego spo1eczenstwa ­<br />

mlodziei, swiat robotniczy, klas~ sredniq nowego stylu, intelektualist6w.<br />

Zwraca1 si~ g16wnie do grup raczej zachowawczych, stqd<br />

zarzuty mieszczanskosci, zresztq ze sredniego mieszczanstwa rekrutowa1a<br />

si~ wi~kszosc ksi~zy. W konsekwencji prowadzi1o to do<br />

oderwania Kosciola od robotnik6w, do utrudnienia kontakt6w<br />

ksi~iy z intelektualistami, do nadania mieszczailskiego charakteru<br />

organizacjom, komitetom i stowarzyszeniom koscielnym. Dorzucmy<br />

do tego drobnomieszczanskq mentalnosc wielu ksi~zy, ich<br />

przesadne przywiqzywanie wagi do hierarchii w spo1eczenstwie, ich<br />

ilosciowy moralizm i minimalizm, a takze podkreslanie mieszczanskich<br />

cn6t jak punktua1nosc, poszanowanie konwenans6w,<br />

umiarkowanie etc. Dynamizm Ewangelii zastygal w biurokratyzmie<br />

Koscio1a. W ten spos6b tworzy1y si~ przegrody - przynajmniej<br />

w wielu krajach - mi~dzy Koscio1em i spoleczenstwem, dla kt6­<br />

rego przeznaczona byla Ewangelia Jezusa Chrystusa. W tym kontekscie<br />

Hoekendijk m6wi 0 fiksacjach odizolowanych od eschatologicznego<br />

nurtu uzycia: "Nie dopuszczajqc zadnych zmian, zadnych<br />

nowosci wpadniemy na pewno w herezj~ »fundamentalizmu morfologicznego«,<br />

by posluzyc si~ wsp6lczesnym terminem. Innymi slowy<br />

zamykamy si~ w jakims morphe uwarunkowanym przez histori~,<br />

choc jednoczesnie oderwanym od nurtu historii i skostnialym w formie<br />

niezmiennego normatywnego modelu." 13 Jest to zdrada eschatologii.<br />

Wyrzekamy si~ przysz10sci w imi ~ status quo.<br />

Zasady przystosowania i odnowienia Koscio1a realizO\vane Sq<br />

przez Sobol' \V roinych dziedzinach zycia koscielnego; w niekt6­<br />

rych z08ta1y juz wprowadzone w czyn. Jeszcze nie zdajemy sobie<br />

Vol pe1ni sprawy z konsekwencji duszpasterskich tej odnowy w dziedzinie<br />

wiary, obyczaj6w, liturgii, w stylu Koscio1a. Ksi~za, pos1uszoi<br />

skostnialym cz~sto dyrektywom w1adzy. koscielnej, glosili je w parafiach<br />

stwierdzajqc r6wnoczesnie odchodzenie m1odziezy, robotnik6w<br />

i intelektualist6w od Kosciola. Sob6r podjql dyskusj~ nad<br />

tym, co przez dynamiczne grupy spoleczne by10 uwazane za skostnia1e.<br />

Prestiz ksi~dza zmniejszy1 si~ w oczach tych grup spo1ecznych,<br />

gdyz ksiqdz bronil zawsze dawnych form, a tymczasem oficjalne<br />

deklaracje stwierdzi1y, ze formy te muszq ulec istotnej<br />

rewizji. Wobec parafian 0 staroswieckiej mentalnosci sytuacja ksi~-<br />

13 J. Hoekendijk, De m issionaiTe stTuktuUT van de gemeente, "Gereformeerd<br />

Theologlsch Tij dschrlft", list. 1963, 231.


10 WALTER GODDIJN<br />

dza rowniez jest nielatwa, oczekujq oni bowiern od niego odrzucenia<br />

nowinek. Tak wiEic poglEibia siEi u niego niepewnose co do wlasciwej<br />

roli, ktorq rna spelniae. Moze to nawet doprowadzie go do<br />

kryzysu wiary - kryzysu, ktory napelni go goryczq i wyda rnn<br />

siEi czyms anormalnym i sprzecznym z rolq glosiciela slowa Bozego.<br />

Informacje 0 tych decyzjach i propozycjach odnowy publiko­<br />

\,'ane szeroko przez prasG, radio, telewizj E; zmuszajq duszpasterzy<br />

do za jmo\vania stanowiska wobec tych wszystkich spraw na oczach<br />

roznych kategorii wiernych. Aby ocalic rownowagEi, musieliby<br />

siosowac ogromnic cienk q p e d ag o g i ~ duszpasterskq, co bynajmniej<br />

nie jest laiwe. Te trudnosci paralizujq dziaialnosc wielu ksi Eizy<br />

mimo'ich przywiqzania do Kosciola. Niektorzy z nich uwazajq,<br />

ze W vlyniKu k ryzysu K 03ciola zostali wystrychniEici na dudka.<br />

Ale to nie wszystko. Sq ksiEiza, ktorzy nie czujq siEi bezposrednio<br />

zwiCjzdni z pracq Ojcow Soboru. Obawiajq siEi oni, by Sobor nie<br />

ocldalil siEi od realny ch spraw duszpasterskich dziejqcych siEi na<br />

siyku Kosciola i 8wiata. K s i ~z a uwazajq, ze winni bye wciqgniEici<br />

w o d now~ Kosciola, poniew ::lz odnov,,'a ta ma siG r ealizowae przedc<br />

wszystkim w bezposr2dnim kon takcie miEidzy kaplanem i wiernymi,<br />

w spotkaniu sakramentalnym i duszpasterskim. Tymczasem<br />

postae kaplana i praca duszpasterska, mimo na jlepszych intencji,<br />

pozostajq na dalszym planie p rac Soboru. Ktorys z dziennikarzy<br />

powiedzial: "Po zakoiiczeniu Soboru, wladza przejdzie w r


KAPLAN W KOSCIELE I W SPOLECZENSTWIE<br />

11<br />

awansu i selekcji Sq przyczynq rozgoryczenia wielu ksi~zy". 15 lako<br />

kaplani mUszq zachowywae reguly przepisane dla ich roli rezygnujqC<br />

z wartosci wysoko cenionych przez dzisiejsze spoleczenstwo.<br />

Wedlug Dingemansa: "kaplan i zakonnik uwazani Sq za symbol<br />

pr zezytk6w, antywartosci czy wart osci marginalnych wzgl ~dem<br />

wartosci uznawanych przez spoleczensiwo". 16 Ktos inny pisze,<br />

ze ksiqdz znajduje si~ poza ramami normalny ch struktur pracy·<br />

"Dose powszechnie sqdzi si ~, ze ksiqdz nie rna nie do roboty. Odprawiwszy<br />

ms7.~ jest wolny i tylko spaceruje chodzqc z \.vizytami<br />

domowymi." 7<br />

Wielu ks i~Zy pracujqcych VI duszpasterstwie p ozbawionyeh jest<br />

tego marginesu autonomii, ki6rym dysponujq inne zawody. Praca<br />

nie zawsze przynosi zadowolenie, gdyz zhyt ez~sto towarzyszq jej<br />

rozczarowania i znieeh~een ie . Brak im takze opareia w grupie przy­<br />

~acie lskiej . Normalne odpr~ze nie w formie regularnych rozrywek,<br />

ezy sabbaticaL y ear (rok woln od zaj~ c) wypadajq zbyt rzadko.<br />

Bra < prawie zupelny r e18 ksu zmniejsza odpornosc. CZE;sto pot~pia<br />

siG ksiGzy chcqcych spelniac rol ~ odpowiadajqcq aktualnym potrz"bom<br />

czasu. Wielu sqdzi, ze ze wzglE;du na "gorset" dyscypliny<br />

kaplan m aze albo stOle prasto albo upase - tertium non datu?".<br />

6. WYPELNIANIE NOWYCH ROL PRZEZ KAPLANA<br />

Z tego, co powiedziano, \vynika, ze problem roli kaplana w Kosciele<br />

i spoleczenstwie jest pod wie oma wzgl~dami problem em<br />

trudnym, zwiqzanym z okresem przemian w Koseiele naszych czas6w.<br />

~N takich okresach funkcjOl krytyka przypad


14 WALTER GODDIJN<br />

W:lzne dziedziny zycia. Osoby wykonywujqCe te zawody muszq<br />

stosowa c s i ~ do okI'esIonych kodeksow honorowych - zasady tych<br />

etyk zaw odowych s4 scisle i jasne. Wiadomo, ze osoby te dysponujq<br />

informacjami z dziEdziny zycia osobistego, niezb ~ dnymi dla<br />

'vvykonywania ich praktyki. ZdI'adzenie t ajemnicy zawodowej nar<br />

aziloby lud zi, k 1.o1'zy im zaufali na wiele pI'zykrosci. Spoleczenstwo<br />

godzi si ~ na nieco odmienny sty1 zycia i ubior przedstawicieli<br />

tych zawodow. Byloby 'pozqdane, by duszpasterstwo osiqgn~lo ten<br />

sam poziom spoleczny, co wolne zawody, a to popI'zez odpowiednie<br />

przygotowanic duszpasteI'zy i dalej idqcq profes j onalizacj~ . Ksi ~ za<br />

muszq zdac sotie spraw ~ z analogii istniejqcej mi~ dzy ich zawodem<br />

i innymi wolnymi zawodami.<br />

WNIOSKI<br />

ad k si~ zy wymaga si~ wielu rzeczy. PI'zekazuje si~ im wiele<br />

pomyslow i sugestii, ale brak odpowiednich struktur, by to wszystko<br />

zr ealizowac w formie odpowiadajqcej dzisiejszym potI'zebom. Do<br />

teologow nalezy wskazanie granic pr zystosowania, a to.kze punktow,<br />

gdzi e nalezy odswiezYl: autentyczne walor y wiary Kosciola. W odnowionej<br />

teologli moglyby s i ~ otworzyc przed duszpasterstwem<br />

mozliwosci I'ealizowania roznych wariantow. Czyz duszpasterstwo<br />

nie mogloby si~ rozwijac w ramach struktur lepiej przystosowanych,<br />

rozszerzajqcych tym samym moiliwosci wyboru? ~<br />

e zy nalezy zachowac, czy tez zmienic dotychczasowe kryteria<br />

selekcji zwo. zywszy no. koniecznosc wi~kszej roznorodnosci zado.n<br />

duszpasterskich?<br />

Trzeba starac si~ dac odpowiedz na te pytania, jesli chcemy<br />

wskazac kaplanom nowe r ole do realizowania i przeprowadzic<br />

przewartosciowanie kaplanstwa. Konieczna jest tu wspolpraca na<br />

szczeblu europejskim i 111amy nadziej~, ze wiele pomoze w tej spra ­<br />

wie Seminarium Europejskie.<br />

Na zakonczenie oto zdanie, ktorym biskup de Vet konczy swoj<br />

list pasterski do ksi~zy: "Troska 0 naSZq wiar~ nas polqczy i nakaze<br />

nam szukac drog prawdziwej wspolpracy w duszpasterstwie.<br />

Nie idzie tu 0 nas, ale 0 Chrystusa i nasze najlepsze pos\Vi~ceni e<br />

sprawie ludu Bozego. "Czuwajcie, trwajcie mocno przy wierze ­<br />

a wszystko niech siG u was dzieje w milosci« (I Kor. 16, 13)".22<br />

Walter Goddijn<br />

Hum. J. P.<br />

22 G. de Vet, De Pri ester m an van getooj, "Analecta Bredana", 3 czer\vcn<br />

1964, 78.


DYSKUSJA<br />

o DUS Z PASTERSTWIE <br />

A KAD E MIC K IM <br />

O. KRZYSZTOF KASZNICA: Dlaczego to duszpasterstwo jest tak<br />

wazne? Dlatego, ze mamy tu do czynienia z ludzmi w okresie ich<br />

najbardziej intensywnej i wielostronnej formacji intelektualnej,<br />

duch owej, psychicznej, jakos calosciowo osobowej. Wsr6d mloclziezy<br />

akademickiej w duzym bardzo procencie nast~puje w tym<br />

czasie przejscie od okresu dziecit;cego do doj rzalosci. Dotyczy to<br />

takze spraw wiary, swiatopoglqdu. Wia ra, ta dziecinna, w bardzo<br />

wielu wypadkach si~ lamie, po prostu nie spelnia swego zadania.<br />

Chodzi 0 to, zeby w tym okresie clae mlodziezy f ormacj~ b ardziej<br />

dojr zalq, pomoc jej w tym przejsciu do stanu wiary mozliwie<br />

doj rzalej i pelnej.<br />

Z tej przyczyny potrzeba kontaktow z mlodziezq i to jak n ajowocniejszych,<br />

jak n ajbardziej skutecznych. W pracy tej napot<br />

ykamy na trudnosci zewn~trzne, oraz na trudnosci wewn~trzne,<br />

ostatnie znajdujq si~ w duszpasterzach, ktorzy z powodu swojej<br />

formacji ideologicznej i duchowej, nieraz latami ksztaltowanej,<br />

majq utrudniony kontakt z dzisiejszq mlodziezq. Pod tym wzgl~dem<br />

potrzebne Sq duze rewizje i przestawienia w zyciu seminaryjnym.<br />

Nie wystarczq kontakty czysto zewn ~t rzne, do ktorych sprowadzalo<br />

sit; po n a j wi~kszej cz ~ sci . tzw. duszpasterstwo tradycyjne. Ale<br />

czasem niebezpieczeiistwo zagraza od innej strony: przesada, zbytnia<br />

nowoczesnose, zbytnie akcentowanie swojej niejako swieckosci,<br />

takze, zwlaszcza na dluzszq me t ~, nie prowadzi do wlasciwych<br />

rezultatow. Tzw. "nowoczesnose" duszpasterzy u mlodziezy nie<br />

znajduje oddzwi ~k u . I tu takze potrzeba pewnych przemysleii.<br />

Duszpasterz mlodziezy akademickiej przec1e wszystkim musi<br />

si ~ odznaczae bardzo zYWq wiarq i przekonaniem. Jest to kwestia<br />

trudna: jak tu promieniowae, zeby nie zanadto duzo 0 "tym" mowie,<br />

a jednak zeby te rzeczy byly uchwytne dla IIl,lodziezy. Tak<br />

1atwo w pase w dr~twq mow~, w Idorej ginie przekonanie, plynqce<br />

z zywej wiary.


16 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

Druga sprawa to kwesiia zrozumienia mlodzieiy, wysilek w kierunku<br />

zrozumienia jej sytuacji, jej poghld6w - chodzi 0 ostatnie<br />

pokolenie tych mlodych, przeciei co Idlka lat mamy do czynienia<br />

jakby z innq mlodzieiq akademickq, majqcq swoje wlasne problemy,<br />

kt6rych poprzednie pokolenie nie mialo, lub mialo inne.<br />

Dalsza sprawa, bardzo waina i skomplikowana zarazem, to problen1"<br />

wzajemnego zaufania pomi~dzy duszpasterzem, a mlodzieiq<br />

akademickq Bye moie, ze trzeba by takie wi~cej m6wie 0 potrzebie<br />

zaufania wladz koscielnych do duszpasterzy i do mlodzieiy akademickie]<br />

po to, ieby ulatwie prac~, 0 potrzebie wyrainiejszego<br />

"zielonego swiatla" w pewnych inicjatywach, moie nawet odwaznych,<br />

rzeczywiscie nie codziennych, a kt6re mogq dac dobre rezultaty,<br />

Jepsze niz trzymanie si~ utartych, ale cz~sto juz martwych<br />

form pracy. Ale i duszpasterz winien okazywac zaufanie m!odzieiy<br />

- rzecz ryzykowna ale konieczna. Bo zaufanie okazane<br />

komus, 0 kim mamy pewnose: ie posiada minimum dobrej woli,<br />

b~dzie go w specyficzny spos6b chronic przed zlem, a zarazem<br />

jakby bardziej osobowo z nami zwiqze. Ten, komu okaie si~ zaufanie,<br />

nie bGdzie sklonny zrobic swillstwa, zawiesc polozonego w nim<br />

zaufania.<br />

Istotnym problemem jest iakze odpowiednia orientacja w swiecie<br />

wsp6lczesnym, jak r6wniei solidna wiedza filozoficzna.<br />

W koncu problem "elity" wsr6d mlodziezy akademickiej. Chyba<br />

jest rzeczq zrozumialq i koniecznq, azeby w poszczeg6lnych osrodkach<br />

duszpasterstwa akademickiego istnialy takie grupy elitarne.<br />

Trudno dzisiaj inaczej pojqC t~ prac~, choc oczywiscie trzeba uswiadomiC<br />

sobie i bro~ic si~ przed niebezpieczenstwami grozqcymi tej<br />

postawie, przed zamkni~ciem si~, przed jakqs wylqcznosciq, przed<br />

smazeniem si~ we wlasnym sosie.<br />

Zdrugiej jednak strony z obawy przed podobnymi spaczeniami<br />

nie moina si~ wyrzekac elity otwartej, swiadomie pracujqcej nad<br />

swojq otwartosciq, grupy odnawiajqcej si~ stale.<br />

Chcialbym jeszcze zwr6cic na jedno uwag~ - na plynqce z zywej<br />

wiary i przekcnania duszpasterza uiycie przez niego srodk6w nadprzyrodzonych<br />

w pracy duszpasterskiej. Mam tu na mysli srodki<br />

bardziej zewn~trzne : liturgia, Msza sw., konferencje, rekolekcje<br />

etc., ale pr6cz tego jeszcze . i te srodki bardziej ukryte, bardziej<br />

ubogie i apostolskie, jak modlitwa, ofiara, przyklad. To powinno<br />

cechowac zar6wno duszpasterza, jak i wszystkich jego pomocnik6w,<br />

oraz grup~, kt6ra dokola niego si~ gromadzi, i poprzez kt6rq duszpasterz<br />

moze promieniowac nawet na szersze kr~gi mlodziezy.<br />

HALINA BORTNOWSKA: ..."Nauczyciele" tez Sq potrzebni, wydaje<br />

mi si~ tylko, ze ich funkcja jest mn.iej typowa, mozna jq za­


DYSKUSJA () DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

17<br />

stqpie czytaniem ksiqzek. Funkcja ta bowiem nie zawiera w sobie<br />

tego bliskiego osobowego zwiqzku mi~dzy ludzmi, ktory prowadzi<br />

do uformowania si~ grupy. Nauczyciela mozna zaprosie, zeby wyglosil<br />

specjalistyczny wyklad na ten czy inny temat, to zupelnie<br />

wystarczy. A duszpasterzem jest ten, kto formuje, a nie tylko poucza.<br />

I wydaje mi si~ - to moze brzmiee paradoksalnie - ze to<br />

zadanie wymaga wyzszych kwalifikacji niz wyklad. Chyba do obu<br />

prac potrzeba bardzo wielkich danych osobistych, ale Sq ludzie,<br />

ktorzy na pewno nie b~dq mogli bye nauczycielami dlatego, ze za<br />

malo Sq ekspertami, a z drugiej strony Sq uczeni, ktorzy nie potrafiq<br />

bye swiadkami, poniewaz Sq "za daleko" od prawdy, brak im<br />

wewn~trznego zaangazowania si~ w niq. Sq w stanie precyzyjnie<br />

wykladae to, czego si~ nauczyli. Ale gdyby tak si~gnqe do samego<br />

dna, kto wie, czy duzo by si~ ostalo, gdyby mieli swiadczye 0 tym,<br />

co w nich jest naprawd~.<br />

TADEUSZ ZYCHIEWICZ: Wydaje mi si~ , ze problemu duszpasterstwa<br />

w og6le, zas duszpasterstwa mlodziezowego w szczeg6lnosci<br />

nie da si~ wypreparowae z caloksztaltu zagadnienia Kosciola<br />

w Polsce a moze I szerzej - Kosciola w ogole. Bo - wziqwszy<br />

t~ rzecz "od dolow":<br />

Mowi mi niedawno pewien mlody ksiqdz, ze gdyby chcial brae<br />

tak zupelnie na serio atmosfer~ wychowawczq seminarium, sugerowany<br />

tam typ wychowania, styl myslenia i studiowania, calose<br />

atmosfery, to wlasciwie jedyne wyjscie widzialby w tym, zeby<br />

przestac myslee i nastawie si~ wylqcznie na zdyscyplinowane spelnianie<br />

polecen. Taka opinia moze si~ wydae krancowa - no, ale<br />

cos na rzeczy jednak jest. Ja przynajmniej nie widz~ innego racjonalnego<br />

wytlumaczenia np. faktu, ze ten czy inny biskup nie zawsze<br />

wykazuje inicjatyw~, samodzielnosc i odwaznq roztropnose godnq<br />

nast~pcow Apostol6w z okresu ich dzialalnosci po zeslaniu Ducha<br />

sw. Widocznie tak ich uformowano w czasie studi6w - a jesli<br />

tak, to czegoi mozna wlasciwie wymagae od zwyklych ksi~zy?<br />

Oni tez czekajq na instrukcje, strzygq uchem, skqd wiatr wieje<br />

i jakie Sq tzw. "cynki odgorne", w przerwach wypisujq sprawozdania,<br />

ile rozdano Komunii sw. i tam, gdzie trzeba rozwinqe<br />

jakqs wlasnq inicjatyw~ i przedsi~wziqe wlasne proby - okazujq<br />

si ~ dose bezradni.<br />

Co prawda - mam osobiscie to optymistyczne przekonanie, ze<br />

ci, ktorzy ukonczyli seminaria niedawno, albo tez studiujq teraz ­<br />

nie dadzq si~ latwo upupie. Mam to przekonanie, bo stykam si~<br />

czasem z tzw. "duchownq mlodziezq" i troch~ wiem, co w trawie<br />

piszczy. To Sq juz zupelnie inni ludzie. Smutne jest jednak, ze musi<br />

si~ przy tym robie "perskie oko".<br />

<strong>Znak</strong> - 2


18 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

M6wi si~ czasem, ze mlody kler b~dzie taki, jakie jest spoleczensiwo<br />

swieckich wierzqcych, sposr6el ktorych rekrutujq si~ sluchacze<br />

seminariow. Jesli tak, to chyba nie jest tak bardzo zle z tym spoleczenstwem.<br />

Ale t~ regul~ mozna tez odwrocic i powiedziec, ze<br />

mlodziez b~dzie do pewnego stopnia tnka, jacy b~dq jej duszpasterze<br />

- 0 ile oczywiscie nie "urwie si~", napotkawszy na swej drodze<br />

kler, przemawiajqcy no. takiej dlugosci fali, kt6ra jest ella<br />

owej mIodziezy wprost nieuchwytna. I jesli rnamy tu m6wic m. in.<br />

o owym "mijaniu siE; z Kosciolem" - to niech mi b~dzie wolno<br />

wylqcznie w swoim prywatnym imieniu rzec takze ito, czego moi<br />

uczeni wspoluczestnicy vV sutannach rzec nie mogC! z tzw. rClcji<br />

cykoryjnych, czyli z poczucia dyscypliny.<br />

Mamy Millenium, tysiqclecie Chrztu Polski, Wielkq Nowenn~<br />

itp. imprezy. Ot6z: jesli ktokolwiek sCjdzi, ze imprezy te znajduja<br />

zywsze echo, zrozumienie i odd z wi~k wsrod mlodziezy alba tez<br />

mniema, ze dzi~ki nim nastqpily lub nastCjpiq jakiekolwiek przelomy<br />

- myli si~ gruntownie. Zadnego przelomu dzi~ki nim nie<br />

bE;dzie. Nie ta "dlugosc fali". Jedno wydaje mi siE; pewne: :ie<br />

mlodziez ni czorta z tego nie rozumie. I rna racjc,;, ze nie rozumie,<br />

bo Sq to rzeczy niepoj~te.<br />

Nigdy nie zdolam pojqC, dlaczego Kosci61 dziala przeciwko sobie.<br />

HALINA BORTNOWSKA: Pierwsza rzecz to deformacja naszych<br />

poglqdow na "rzeczywistosc duszpasterskq". Ciqgle za jmujemy si~<br />

niewieIkim gronem n a s z y chI u d z i, z ktorymi mamy taki<br />

czy inny blizszy kontakt, i ci ludzie jakos "zaangaiowani" zaslaniajq<br />

nam w bardzo wielu wypadkach ogol - szare Ho obecnych<br />

w KoscieIe i jeszcze wi~ksze szare tIo - nieobecnych w Kosciele.<br />

I w parafii i w duszpasterstwie akademickim wytworzylo siE; poczucie,<br />

ze ludimi, za ktorych jestesmy odpowiedziaIni, Sq ci, ktorzy<br />

nawiqzali kontakt z nami. A ta reszta znika z poIa widzenia. Pewnie,<br />

modlic si~ za nich trzeba ogolnie, od czasu do czasu, ale wlasciwie<br />

nic juz wi~cej. I to jest chyba postawa moralnie niewlasciwa.<br />

Drugi problem to miara, jakq si~ przyklada do czynow dobrych,<br />

miara tragicznie minimalistyczna. Kiedy jest dobrze? Gdy nie<br />

zyjq bez sIubu, jesli do kosciola w niedziel~ chodz!j, od czasu do<br />

czasu do spowiedzi, dzieci chrzczq. itp. OczywiScie z "dusz wybranych",<br />

jesli si~ trafiq, mozna wyhodowac cos specjalnego. Nic jest<br />

to jednak miara obowiqzujqca wszystkich. Widz~ w tym zasadnicze<br />

p~kni~cie; brak poczucia odpowiedzialnosci za stworzenie elity<br />

swiadkow Ewangelii w srodowisku duszpasterskim, i brak poczucia<br />

odpowiedziaInosci za tych, ktorzy SCI z daleka i, bye moze, musz,l<br />

nawet pozostae z daleka. Fakt, ze kios nie chce chodzie do spowiedzi<br />

i do· KOfnunii Sw. i w niedziel~ do kosciola, wcale nie


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

19<br />

znaczy, ze nie potrzebuje on jui: poslugi duszpasterskiej. Sq Iudzie,<br />

ktorzy mogq dojse do religii tylko w jakiejs postaci nawpol-swiadomej,<br />

czy w ogole nies\viadomej - i tym, co ma dla nich<br />

zrobie duszpasterstwo, to rozwijanie w nich - stosunku do bliZniego.<br />

Co wlasciwie ci nasi chrzescijanie praktykujqcy robi~<br />

w swoim srodowisku od tej strony? Czy majq nastawienie na<br />

jakqs humanizacj~ swojego srodowiska, na wspolprac~ z w s z e 1­<br />

kim i wysilkami skierowanymi w t~ stron~. To wszystko S,!<br />

rzeczy, ktore brzmiq troche:; gomie, ale jednak cos w nich ba1'dzo<br />

jest realnego. Nastawienie "kosciolo-centryczne" duszpasterstwa<br />

jest chyba w jakims sensie pomylkq. Czy tez jest jakqs niezupelnosciq<br />

tego duszpasterstwa? Duszpasterstwo powinno bye teocentryczne<br />

i chrystocentryczne, ale z t q swiadomosciq, ze dla<br />

wieht Iudzi dojscie do Boga to najpierw odkrycie i dojscic do<br />

blizniego. I czy ta droga nie jest w jakims sensie zaniedhana? 'Moze<br />

potrzeba wiele czasu zanim oni od odk1'ycia blizniego dojdq do<br />

odkrycia Boga. Przejscie to moze nawet bye intersubiektywnie<br />

nieuchwytne i nie zawsze musi i moze bye naSZq ludzkq sprawq.<br />

O. KRZYSZTOF KASZNICA: Wydaje mi si~, ze tutaj chodzi 0 dwie<br />

zasadnicze sprawy - jedna to jest dojrzalose ludzka w roznych<br />

aspektach i w roznych podmiotach si~ realizujqca. Dojrzalose<br />

w najpelniejszym tego slowa znaczeniu najpierw i przede wszystkim<br />

duszpasterza akademickiego, kto1'Y stara si~ uniknqe wszystkich<br />

tutaj wspomnianych niebezpieczenstw: zamykania si~, pojscia<br />

po linii najmniejszego oporu, pewnej latwizny itd. Duszpasterza,<br />

ktory potrafi odpowiednio podejse do grupy, z ktorq ma do czynienia,<br />

rownoczesnie z pozycji jakiejs wyzszosci, bo przeciei jest<br />

duszpasterzem, jest starszy, z wyksztalceniem i doswiadczeniem,<br />

a z drugiej strony tei: z pozycji pewnej rownosci, przyjazni, wsp61­<br />

pracy. wspolnego szukania. Kontakt z mlodymi powinien bye jak<br />

najbardziej bezposredni, a rownoczesnie, w spos6b dyskretny, kierujqcy<br />

w odpowiednim kierunku. Duszpasterz powinien posiadae<br />

jakqs iskr~, bez ktorej nie ma mowy 0 prawidlowym, dobrym dusz.­<br />

pasterstwie.<br />

Nast~pnie: w duszpasterstwie chodzi takze 0 to, zeby mlodziei:<br />

przygotowywac do prawidlowego dojrzewania - chodzi 0 stworzenie<br />

odpowiednich warunkow tego dojrzewania. Jest to niewqtpliwie<br />

faza jakiejs beztroski, zabawy, ale ma ona miejsce po<br />

to, zeby przejse do zycia bardziej odpowiedzialnego, z cieplarni<br />

na szeroki swiat. Trzeba wi~c oddzialywae na mlodziei: tak, zeby<br />

iIll ulatwie dojrzewanie, zwlaszcza wyrobie w nich poczucie odpowiedzialnosci,<br />

zwalczae egoizm.


20 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

TADEUSZ ZYCHIEWICZ: Podstaw~ wszelkich wniosk6w - zwlaszcza<br />

wnioskow "programuj~cych" - musi bye zawsze pewien obraz<br />

sytuacji, uswiadomienie sobie, na czym si~ stoi, jak si~ przedstawia<br />

material fakt6w.<br />

Ot6z dla mnie osobiscie nie jest sprawq dostatecznie jasn~, czy<br />

i w jakim stopniu obrazem takim dysponujemy w sensie bardziej<br />

calosciowym. Oczywiscie: kazdy duszpasterz dysponuje pewnq<br />

sum~ doswiadczen wlasnych i sil~ rzeczy rna jak~s swojq wizj~<br />

sytuacji. No, ale przeciez kazda taka wizja jest wizj~ subiektywnq ­<br />

a pewne wnioski obiektywizujqce Sq kwesti~ konfrontacji szeregu<br />

wizji subiektywnych. Stqd pierwsza kwestia: czy i w jakim zakresie<br />

przeprowadza si~ takie konfrontacje - pytam 0 to dla<br />

informacji wlasnej - a takze: czy i w jakim stopniu osrodki<br />

duszpasterskie przewidujq i projektujq prowadzenie systematycznych<br />

prac badawczych nad religijnosciq mlodziezy?<br />

Wydaje mi si~, ze takie obiektywizujqce badania Sq konieczne.<br />

Konieczne przede wszystkim z tego tytulu, ze .-<br />

jak zdolalem si~<br />

zorientowae - bardzo cz~sto poslugujemy si~ w tyro zakresie haslami<br />

nieco mylnymi. M6wimy np. 0 post~pujqcej laicyzacji osrodkow<br />

mlodziezowych. Zjawisko to moze istnieje, moze nie istnieje ­<br />

nie bardzo wlasciwie wiemy, jak to z tym jest - natomiast zdziwila<br />

mnie niepomiernie opinia jednego z bardziej znanych w Krakowie<br />

duszpasterzy mlodziezowych, ktory m. in. dopatrywal si~ symptomow<br />

laicyzacji w tym, ze mlodzi ludzie podajqcy si~ za wierzqcych ­<br />

utrzymujq kontakty towarzyskie np. z tymi, ktorzy nie chrzczq<br />

swoich dzieci. Zupelnie nie rozumiem, dlaczego fakt owych kontaktow<br />

towarzyskich mialby bye symptomem laicyzacji. Obawiam<br />

si~, ze trudno by np. oskarzae Chrystusa 0 zlaicyzowanie - a to<br />

na tej podstawie, ze utrzymywal kontakty towarzyskie z poganami.<br />

No, a skoro nie wysuwamy tego rodzaju oskarzen - to zupelnie<br />

juz nie wiadomo, dlaczego widzimy symptomy laicyzacji w tym, ze<br />

chrzescijanie nie robiq getta.<br />

A co st~d wynika? Zdaje si~ st~d wynikac, ze pewni duszpasterze<br />

zyjq pod terrorem slow-straszakow i bojq si~ nawet tam, gdzie nie<br />

rna rzeczowych podstaw do strachania si~. Z drugiej strony nie<br />

jest rzeczq dostatecznie wyjasnionq, czy przypadkiem nie okazujq<br />

tez blimpijskiego spokoju tam, gdzie wlasnie Sq podstawy do obaw.<br />

Chodzi mi konkretnie 0 owo "mijanie si~ z Kosciolem". Nie<br />

wiem, jakie Sq w tym zakresie doswiadczenia duszpasterzy, ale<br />

osobiscie wydaje mi si~, ze mijanie takie istnieje. Duszpasterze ­<br />

jeW konstatujq to zjawisko - sklonni Sq szukac przyczyn i winy<br />

w tzw. warunkach obiektywnych, zewn~trznych, takze i we wlasnej<br />

winie ·mlodziezy. Czy majq racj~? Na pewno majq bardzo duzo


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 21<br />

racji. Istotnie istniej!} niesprzyjaj!}ce warunki zewn~trzne wraz<br />

ze wszystkimi naciskami socjalnymi, psychologicznymi itd. - i na<br />

pewno tez istniej!} takie zjawiska, jak pewna biernose mlodych<br />

ludzi, brak umiej~tnosci samodzielnego myslenia, oportunizm itp.<br />

itd. Mysl~ jednak, ze to jest prawda jednostronna. Brakuje w niej<br />

mianowicie elementu oceny samego duszpasterstwa.<br />

No, dobrze: powiedzmy nawet, ze mlodziez jest ignorancka<br />

i cos tam jeszcze. A co si~ robi, zeby bylo inaczej? W ilu parafiach<br />

istniej!} i dzialaj!} "skrzynki pytan i odpowiedzi"? J ak<br />

dzialajll, jakie daj!} efekty - jesli nie za dobre, to dlaczego? Czy<br />

w og6le istniej!} wypracowane takie metody katechizacji, aby<br />

mogly one "chwycie" wsr6d mlodziezy? Bo jesli maj!} to bye np.<br />

zmiany tajemnic r6Zancowych dla panien i mlodzienc6w, to osobiScie,<br />

gdybym byl mlody, zwialbym gdzie pieprz rosnie, choe nie<br />

mam nic przeciwko r6zancowi. Tu nie chodzi 0 drobiazgi, lecz<br />

o pewn!} wizj~ chrzescijanstwa, kt6r!} si~ prezentuje mlodzieiy.<br />

Osmielam si~ podejrzewae, ze w wielu wypadkach jest to wizja<br />

dobra dla dzieweczek od feretronow, tudziez mlodzienc6w z bractwa<br />

dobrej smierci, ale nie dla normalnych mlodych ludzi.<br />

A kwestia formalna, kwestia samego j~zyka? Ba! - czy rzeczywiscie<br />

jest to tylko problem formy? Te wszystkie rzewnosci z jednej<br />

strony - alba z drugiej r6wnie retoryczne naduzywanie ostrych<br />

sl6w - czy to tylko kwestia formy? Slyszalem na pewnej mszy<br />

dla mlodziezy, jak pewien zakonnik m6wil 0 tym, ze snila mu si~<br />

wlasnie mamusia i podawal to za dow6d niesmiertelnosci duszy;<br />

zas w innym kosciele, takze na mszy mlodziezowej kaznodzieja<br />

nazywal Kolakowskiego durniem. Chcialo mi si~ wtedy rzec: ty,<br />

bracie, nie bqdz taki kozak .- tylko najpierw udowodnij, ze Kolakowski<br />

taki glupi. Jesli udowodnisz, to wyzwisko b~dzie niepotrzebne,<br />

a jesli nie potrafisz - to nie ciskaj mi~chem, bo to<br />

absolutnie nie wystarcza.<br />

Mysl~, ze to nie jest wyl!}cznie problem formy; to jest takze<br />

problem tresci. Po prostu duszpasterze czuj!} przez sk6r~, ze cos<br />

trzeba zrobie, bo jest nie za dobrze - i ciskaj!} si~ pomi~dzy skrajnosciami,<br />

ktore na r6wni Sq do luftu. Mysl~ ze nie trzeba ani rozplywae<br />

si~ w karmelkowych slodyczach, ani tez naduzywae mocnych<br />

sl6w. Nalezaloby po prostu w trybie wewn~trznym przetrawie<br />

problem wartosci chrzescijanstwa pod k!}tem 'mozliwosci percepcyjnych<br />

wsp6~czesnego mlodego czlowieka, pod k!}tem specyfiki<br />

jego sposobu myslenia i reagowania, takze i pewnych - ze tak<br />

powiem - ukrytych t~sknot i na tej podstawie wypracowae 0 d<br />

now a zalozenia, program i metody. katechizacji.<br />

Czy istnieje w og6le jakis osrodek duszpasterski, ktory w sposob


DYSKUSJ A 0 D,USZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

23<br />

wego doswiadczenia. Mianowicie w czasie kilku spotkan ludzi<br />

swieckich pr6bowalismy szukac argumentacji, kt6ra moglaby przem6wic<br />

do wsp6lczesnego czlowieka na rzecz uzasadnienia stanowiska<br />

Kosciola, bardzo rygorystycznego w tym wzgl~dzie. Zd~zylem<br />

wynotowac szesc tego rodzaju racji poswi~cajqc im na pewnych<br />

rekolekcjach w miescie wojew6dzkim cal


_------ - _ _ __ 4 ••_ 4 _ ___ 4 • •• _ • •• ~ ..__•••• ~ ....H<br />

Boga. A teraz sprawa podbudowania wiary. I tu zgodzilbym si~,<br />

ze nalezy szukac nowego podejscia. Par~ dni temu rozmawialem<br />

z pewnym lekarzem, kt6ry wr6cil z Paryza z pierwszego kongresu<br />

poswi~conego psychosomatyce. M6wiono tam dosyc duzo 0 tomizmie.<br />

Mianowicie, ze do tomistycznej koncepcji czlowieka dochodzi<br />

si~ dzis okr~znq drogq, poprzez doswiadczenie w leczeniu ludzi<br />

chorych psychicznie. Kto wie, czy g16wnym orzechem do zgryzienia<br />

nie jest tu kwestia slownictwa... Malo kto, a moze i nikt nie potrafi<br />

przekazae mysli tomistycznej w j~zyku, kt6ry bylby zrozumialy<br />

dla dzisiejszego czlowieka.<br />

HALINA BORTNOWSKA: Poza tym jeszcze jedna podkreslona tu<br />

sprawa: r 0 z nos e mlodzieZy. Przychodzq na uniwersytet ludzie,<br />

ktorzy Sq calkowicie nastawieni na to, zeby ich uczyc religii tak,<br />

jak si~ uczylo w szkole sredniej; kt6rych rozw6j intelektualny<br />

rozpoczyna si~ wtedy, kiedy robiq magisterium. Znam takich<br />

magistrow-inzynier6w, kt6rzy zbierali si~ pMnq nocq aby dyskutowac<br />

nad tym, czy B6g istnieje, jak to w og6le wszystko jest...<br />

ale dopiero wtedy. Nie wczesniej. Kazdy z nas boi si~ bye siewcq<br />

burzy - bo mlodzi, kt6rych znamy, tacy Sq r6wni i grzeczni, tak<br />

by si~ chcieli uczye religii, dowiadywac si~ w co trzeba wierzyc.<br />

Czlowiek staje wobec problemu: po co ja im tutaj b~d~ przewartosciowywac,<br />

potrzqsae podstawami, burzyc wod~ itd. - ale kto<br />

wie czy nie trzeba tego zrobic, aby katechizm ich nie uspil wewn~trznie,<br />

aby nie wyrosli na faryzeuszy, na "pseudo-znawc6w<br />

Boga"!<br />

KS. ADAM BONIECKI: Istnieje znamienne zjawisko jakby szoku<br />

ze strony mlodych ludzi stojqcych dose daleko od religii (ktorych<br />

jest chyba spory procent w srodowisku akademickim), kiedy<br />

zetknq si~ bezposrednio z ksi~dzem, ktory jest jednoczesnie plus­<br />

-minus "normalnym czlowiekiem". To dowodzi, ze istnieje w swiadomosci<br />

tych mlodych ludzi pewien model Kosciola - to sprawa<br />

dyskusji, na ile on jest cum fundamento in re - model straszliwie<br />

odstr~czajqcy, bardzo daleki od zycia, absolutnie nie atrakcyjny.<br />

I jest drugi model, mianowicie w swiadomosci duchownych model<br />

srodowiska katolickiego, kt6ry jest grubo przeidealizowany.<br />

Skqd on si~ bierze? Zdaje mi si~ , ze wi~kszoSe nas mimo wszystko<br />

tworzy sobie obraz swiata na podstawie ludzi, z kt6rymi si~ styka<br />

w konfesjonale i wszelkiej pracy duszpasterskiej. Ci zas, jezeli<br />

nawet Sq grzesznikami, to takimi, kt6rym przyszlo do glowy<br />

ukl~knqe u konfesjonalu. Z takimi ludzmi niemal wylqcznie styka<br />

si~ wi~kszosc ksi~zy. I dlatego tworzy si~ za dobry obraz, nie


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

25<br />

calkiem prawdziwy. Spod obserwacji intuicyjnej, na ktorej w duzej<br />

mierze bazuje duszpasterstwo w Polsce, wymyka si~ obraz<br />

rzeczywistosci, ktora jest. Stqd wniosek 0 koniecznosci badan religijnosci<br />

u nas i zapoznawania si~ z nimi. Nie wiem, w jakim stopniu<br />

to rozwiqze spraw~, na pewno nie w pelni, ale pomoze - juz<br />

poznanie tego, co zrobiono, je~t ksztalcqce, chociaz wnioski mogq<br />

bye dyskusyjne.<br />

Drugie bardzo znamienne zjawisko, ktore w Polsce mozna obserwowac,<br />

to stopniowe wylqczanie si~ duszpasterzy w miar~ dorastania<br />

ludzi. Jestesmy z ludzmi na pewno wtedy, kiedy ich zycie<br />

jest w Jakiejs mierze zabawowe. Potem, im ono jest bardziej<br />

serio, tym mniej mamy do powiedzenia, brakuje wsp6lnej plaszczyzny.<br />

Jest faktem, ze duszpasterstwo akademickie obejmuje<br />

cienkq warstw~, a ludzie, kt6rzy wychodzq z duszpasterstwa akademickiego,<br />

najcz~sciej nie Sq obj~ci zadnym specjalnym duszpasterstwem.<br />

Na palcach mozna pollczye duszpasterzy, ktorzy<br />

umiejq dalej kontynuowae t~ prac~ (swojq, lub przyjmowae jq od<br />

duszpasterzy akademickich, np. w postaci duszpasterstwa rodziny).<br />

Jest to chyba przejaw pewnej infantyIizacji duszpasterstwa, wynikajqcej<br />

z nie calkiem poprawnego modelu, 0 kt6rym m6wilem<br />

wyzej.<br />

Dlaczego tak trudno znalezc wsp6Inll plaszczyzn~ z ludzmi, ktorzy<br />

weszli w zycie? Wiadomo, ze w Polsce w tej chwili ludzie Sq zafascynowani<br />

coraz bardziej idealem konsumpcyjnym, idealem "malej<br />

stabilizacji" i dobrobytu: "Nie b~dziemy si~ bawiIi w Judym6w<br />

i Silaczki, w poswi~cenie si~ dla idei". Ideal trudny do pogodzenia<br />

z tragizmem chrzescijanskiej wizji zycia.<br />

Na koniec luzna uwaga: Jezeli jakas linia demarkacyjna przebiega<br />

wsrod mlodziezy, to chyba nie mi~dzy wierzqcymi a niewierzqcymi,<br />

lecz mi~dzy ludzmi, kt6rych stae na zaangazowanie w jakqs<br />

wi~kszq ide~, a tymi, kt6rzy bez wzgl~du na deklaracje ideowe nie<br />

potrafiq (czy nie chcq?) w nic wi~kszego si~ zaangazowae.<br />

O. JOACHIM BADEN!: Niewqtpliwie potrzebna jest statystyka,<br />

ale nasun~ taki obraz: dmucham w ognisko, w popi61; jesli wydob~d~<br />

iskr~, to z tego b~dzie reszta - obiad, cieplo, ognisko, herbata...<br />

Chodzi 0 to, zeby' znalezc t~ iskierk~.<br />

Zdaje mi si~, ze u nas, osob duchownych, trudno jest jq niekiedy<br />

znaleze. Dlatego szukamy r6znych koncepcji, szukamy doktryn,<br />

szukamy tomizmu, szukamy takich czy innych drog - natomiast<br />

rzecz sama w sobie jest prosta, ale za to tajemnicza. Trzeba jq<br />

umiee odczytac. Inaczej nie da rady. Jestesmy nieraz zawiedzeni<br />

tomizmem, doktrynq, zawodzi statystyka, empiria, zawodzi baza,<br />

nadbudowa, rewizjonizm - wszystko, mowiqc popularnie nawala,


26 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIlVI<br />

wszystko kompletnie "leiy". I chcemy wowczas wszystko burzye.<br />

Jest to rzecz przyjemna: wszystko wyburzye, a pozniej zaczynae<br />

od poczqtku, rozdmuchiwae iskierkE:.<br />

Patrzqc oczami wiary wiemy, ie ta iskra jest. Wiemy, ie czlowiek<br />

z natury swojej bardzo by chcial w jakis sposob tE: iskrE:<br />

"chv.rycie". I ie dzisiejszy mlody czlowiek bardzo si~ · 0 niq stara<br />

i mE:czy siE:, jeieli jej nie laple. Jest chory na jej brak. Wiemy:<br />

statystyka samobojstw, statystyka depresji, czarna literatura i film...<br />

To wszystko znane.<br />

Wobec tego co robie? To, czego czIowiek w sobie CZE:sto nie moie<br />

zn-aleze, to znajduje bardzo Iatwo u mlodzieiy. Czy w sensie masowym?<br />

- Oczywiscie nie. Ale tu i tam Sq paIne materialy i trzeba<br />

je troszeczk~ rozdmuchae - troszeczkE:. I wtedy rzeczywistose<br />

fantastycznie nas zaskakuje. Czy to trudne? Wydaje mi siE:, ie<br />

nie. Trzeba tylko uswiadomie sobie kilka rzeczy doktrynalnych,<br />

jak najbardziej tomistycznych. Causa finalis agit alliciendo - przyczyna<br />

celowa dziala urokiem. Trzeba jq w jakis sposob pokazae,<br />

czym ona jest. :le jest Ewangeliq, :lyciem.<br />

Czyli stqd w jakis sposob musi siG pokazac :lycie, i to :lycie<br />

Boie - Boie, niestety, trudno i darmo... Jak to zrobie? - Trzeba<br />

miee bardzo silnq wiar~. I mowie bez iadnych "izmow". Tam gdzie<br />

jest iycie, nie trzeba mowic 0 smierci, bo tam jest iycie bardzo<br />

swiadome psychologicznie. Mlody czIowiek czuje, ie iyje, bo jest<br />

bardzo mlody.<br />

o ile wiem, obecnie teologia odwraca siE: od koncepcji uwazanej<br />

przez wielu za tomistycznq: pojE:cia, pojE:cia i pOjE:cia - do koncepcji<br />

symbolu, Idora jest koncepcjq patrystycznq. Przekazywanie<br />

tego, co jest niewyraialne za pomOCq symbolu. Nad tym bardzo<br />

glowiq siE: mqdrzy ludzie, moina ich w t.ym nasladowae. W mlodzieiy<br />

moi na odnalezc: te symbole. KsiE:iom sprawia to czasem<br />

trudnose. Nie chwytajq nieraz 0 co chodzi, bo Sq zbyt opanowani<br />

przez pojE:cia - row miE:dzy teologiq a zyciem; natomiast chwiejna<br />

mlodziez chwyta raczej przez symbol. Gdy im siE: powie na konferencji,<br />

ie Duch sw. jest plomieniem i wichrem, zrozumiejq.<br />

I jezeli potrafimy takie rzeczy rozdmuchac z iskry, to potem<br />

ogien p6jdzie dalej. Wtedy nie musimy siE: bardzo martwic technika:<br />

jak siG szerzy Kr6lestwo Niebieskie. To jest rzecz trudna do uchwycenia,<br />

jest to misterium.<br />

Ks. JOZEF TISCHNER: Zawsze, kiedy ja sam mialem mowic do<br />

student6w, stawalem w obliczu jednego, zasadniczego problemu.<br />

Wlasciwie nie drE:czyl mnie problem formy czy metody: jakiej<br />

formy uiye, by bye zrozumialym, jakiej metody, by sluchaczy<br />

zainteresowae. Uwazalem, ie te sprawy Sq w gruncie rzeczy trze­


DYSKUSJA (j DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

27<br />

ciorz~dne . Pytaniem zasadniczym bylo dla mnie: co wybrac z doktryny<br />

chrzescijaiiskiej, by trafic w sedno potrzeb sluchacza?<br />

Pytanie to mialo zazwyczaj dwa aspekty: co wybrac z doktryny<br />

teoretycznej i co wybrac z doktryny praktycznej. W pierwszym<br />

przypadku chodzilo 0 umiejscowienie odpowiedniego zagadnienia<br />

doktrynalnego w takim miejscu og6lnej wizji swiata moich sluchaczy,<br />

by niejako automatycznie cala ta wizja ulegla przeksztalceniu.<br />

W drugim przypadku chodzilo gl6wnie 0 zaprezentowanie<br />

sluchaczom pewnej ascezy, ale ascezy jednoczesnie fascynujqcej<br />

i tw6rczo inspirujqcej rozw6j ich osobowosci na bazie ich podstawowego<br />

zaangazowania w nauk~.<br />

Jeden i drugi wyb6r inspirowany byl zasadniczo przez wsp6lny<br />

czynnik: wybrac to co zasadnicze i wybrac to, co da si~ przekonujqco<br />

uzasadnic (przekonujqco, to nie znaczy tylko "rozumowo",<br />

to znaczy takze przez odwolanie si~ do :h6del Objawienia).<br />

Problem uzasadnienia byl centralnym moim klopotem. Gdy mialem<br />

do wyboru wzglqd estetyczny, formalny, czy moze artystyczny<br />

konferencji z jednej strony a z drugiej suche, merytoryczne,<br />

ale nie pozostawiajqce wqtpliwosci uzasadnienie, staralem<br />

si~ isc zawsze za uzasadnieniem i rezygnowac z estetyzmu czy<br />

taniego "emocjonalizmu". Oczywiscie, nie wszystko daje si~ "uzasadnic".<br />

Ale wtedy obowiqzuje wiernosc wobec faktycznego stanu<br />

rzeczy: prawdopodobieiistwa niech pozostajq prawdopodobieiistwami,<br />

mozliwosci mozliwosciami a nade wszystko tajemnice niech<br />

pozostanq tajemnicami. Niechaj swiat duchowy chrzescijaiistwa<br />

pozostanie w naszym wykladzie takim, jakim on jest naprawd~,<br />

bez tanich uproszczen i naiwno-optymistycznych "haczyk6w" propagandowych.<br />

Postawa, kt6rq zajmowalem, slusznie czy nie, to inna sprawa,<br />

miala gl~bsze korzenie niz ewentualne moje osobiste upodobania.<br />

Wydaje mi si~ bowiem, ze dzisiejszy kryzys chrzescijaiistwa i katolicyzmu<br />

na gruncie mlodo-inteligenckim jest uwarunkowany przez<br />

swoisty brak wartosciowych i pelnych uzasadnien dla duchowego<br />

swiata chrzescijaiistwa. To, co m6wiE:, jest wieloznaczne, to<br />

prawda, i dlatego musz~ blizej wyjasnic 0 co wlasciwie mi chodzi.<br />

Przede wszystkim uderza mnie cz~sty w duszpasterstwie naiwny<br />

optymizm doktrynalny. Wiqze si~ on z og6lnym profilem chrzescijanstwa,<br />

jaki si~ w jego !"amach prezentuje. M6wi si~ mniej wiCicej<br />

tak: Kosci6l katolicki zna recepty na wszystkie rozwiqzania, filozofia<br />

katolicka rozwiqze ci wszystkie niepokojqce problemy, potrzeba<br />

tylko, abys jq przyjql. I rzeczywiscie: czlowiek uzyskuje<br />

rozwiqzanie problem6w ale w zamian za rezygnacj~ z uzasadnieii<br />

tych rozwiqzan. Podstawowy akt przyj~cia rozwiqzan w tej wersji<br />

chrzescijaiistwa jest nie tylko podj~ty bez uzasadnieii, ale jest


28 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

potraktowany jako rodzaj handlu: ty zrezygnujesz ze swojego<br />

sceptycyzmu a w zamian uzyskasz rozwiqzanie problem6w. Przypomina<br />

mi si~ tutaj dowcip 0 czlowieku, kt6ry si~ kqpal w przer~bli<br />

zimq. "Nie zimno ci tak?" - zapytal go przechodzien, "Nie,<br />

mam skarpetki..." Podobnie z katolicyzmem. W tej wersji duszpasterstwa<br />

naiwno-optymistycznego jest on tym, czym skarpetki<br />

dla czlowieka w przer~bli: pozwala mu wicrzyc, ze nie odczuwa<br />

zimna.<br />

Sprawa rna gl~bsze, niz si~ wydaje, tlo. Wiqze si~ z og6lnym<br />

sposobem traktowania zyeia na gruncie chrzescijanstwa jako sielanki<br />

wyzutej z wszelkiego dramatyzmu i wszelkiego ryzyka<br />

wlasciwego kazdej wielkiej przygodzie czlowieka. Jakqz cen~ zaplaci<br />

mieszczanin za zycie bez konflikt6w, bez dramat6w, za zycie<br />

w atmosferze kojqcej pewnosci, ze si~ rna racj~ tam, gdzie inni<br />

majq wqtpliwosci lub Sq w bl~dzie! A jakq cen~ placi katolicyzm<br />

za to, Ze pozwala na takie wlasnie samopoczucie u wielu swych<br />

dzieei? Chyba t~, ze sam nabiera mieszczanskiego charakteru.<br />

Problem uzasadnien i problem dramatu w katolicyzmie Sq ze<br />

sobq seisle zwiqzane. Uzasadnienie nie moze eliminowac dramatu<br />

a dramat nie moze dyspensowac od uzasadnienia. Prawda, zdaje<br />

si~, lezy w posrodku: po prostu sam dramat jest uzasadnieniem.<br />

Jezeli pewna doza dramatu jest warunkiem narodzenia si~ czlowieka<br />

w czlowieku, jezeli ryzyko zwiqzane jest z kazdym aktem<br />

wolnosci a wolnosc jest prawdziwym zyciem czlowieka, to integraIny<br />

chrzescijanstwu dramat, pewna jego wieloznacznosc czy brak<br />

oczywistosci, jest autentycznym uzasadnieniem chrzescijanstwa.<br />

I zeby to pokazac, trzeba czynic nieustannie wysilki, pytajqc przy<br />

kazdej okazji, dlaczego tak a nie inaczej. Chrzescijanstwo to nie<br />

tylko doktryna, to takze spos6b uzasadnienia doktryny. Jezeli<br />

celem uzasadnienia chrzescijanstwa rezygnuje si~ z uzasadnien<br />

w og6le albo wprowadza si~ obce chrzescijanstwu metody uzasadnien,<br />

sam rdzen chrzescijanstwa ulega wypaczeniu. Dlatego<br />

problem uzasadnien byl zawsze centralnym klopotem w mojej<br />

praktyce duszpasterskiej.<br />

Inny rys "obiegowego chrzescijanstwa", to - rzecz paradoksalna<br />

na tIe wzmiankowanego kryzysu uzasadnien - przerost<br />

swoiscie rozumianej apologetyki.<br />

Ja rozumiem, zyjemy w swiecie, w kt6rym rozgrywa si~ nieustanny<br />

dialog. Czasami jest to dialog na slowa, czasami na pi~sci,<br />

zaleznie od tego, gdzie ktos czuje si~ mocniej. Stqd tez rodzi si~<br />

zapotrzebowanie na maksymalnie intersubiektywnq apologetyk~.<br />

Stqd tez na og61 apologetycznie ustawia si~ konferencje, kazania,<br />

osobiste rozmowy. Powszechne "meblowanie gl6w" staje si~ naczelnq<br />

dewizq i podstawowym prqdem niejednego duszpasterstwa.


DYSKUSJA 0 DlJSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

29<br />

A efekty? 0 odrywaniu chrzescijanstwa od chrzescijanskich uzasadnien<br />

i a-dramatycznym uj~ciu zycia ludzkiego, juz m6wilem.<br />

Inne efekty majq charakter praktyczny. Oto duszpasterstwo<br />

takie doprowadza czlowieka do pewnego poziomu og6lnego "oblatania"<br />

dyskusyjno-swiatopoglqdowego, wyucza czlowieka mlec<br />

"ostatnie slowo" w "dialogu", a potem... pozostawia go samemu<br />

sobie. Czlowiek ten jako tako moralnie si~ prowadzi, na zarzuty<br />

potrafi cos tam odpowiedziec i na tym koniec. Nast~puje impas.<br />

Nie wiadomo, co z takimi ludzmi dalej robic na gruncie chrzescijanstwa.<br />

Co wi~cej: wyglqda tak jakby tym ludziom brakowalo<br />

czegos bardzo istotnego, co charakteryzuje czlowieka zwiqzanego<br />

gl~biej z Ewangeliq a co jest r6wnie trudne do nazwania jak do<br />

uchwycenia. Negatywnie mozna by to tak ujqc: tym Iudziom brakuje<br />

e wan gel i c z neg 0 z rod zen i a. Oni si~ nie rodzili<br />

na gruncie i z gl~bi Ewangelii. Poza tym zresztq nic im jako katolikom<br />

zarzucic nie mozna. Chyba t~ krzt~ drobnomieszczanstwa,<br />

ale kt6z dzisiaj jest bez winy???<br />

I jeszcze jeden rys. Narzucil mi si~ on ostatnio szczeg6lnie wyraznie<br />

a to dzi~ki kontaktom ze srodowiskami zdecydowanie i gl~boko<br />

marksistowskimi. Obserwuj~ tam cos w rodzaju kultu czynu,<br />

zaangazowania w terazniejszosc, dqznosci do przeksztalcania swiata<br />

jak najgl~biej i cz~sto nie baczqc na koszta. My na tym tIe jestesmy<br />

nie tylko bardziej kontemplatywni (to ostatecznie jest zrozumiale),<br />

ale troch~ bardziej "nie z tej ziemi". Jakis rys negatywizmu,<br />

ucieczki, oglqdania si~ na "wladz~" czy innych "bardziej kompetentnych"<br />

a ostatecznie na samego Pana Boga, kt6ry czuwa, wi~c<br />

mozna drzemac. Mysl~, ze brakuje nam ducha zaangazowania<br />

w otaczajqcy nas swiat. Trzeba by troch~ zaszczepic w katolicyzm<br />

ducha Nietzschego czy ducha Bergsona: pierwszego z racji kultu<br />

czynu, drugiego z racji teorii 0 plynqcym i nigdy nie powracajqcym<br />

czasie. Dla marksist6w swiat ma wartosc, bo jest jednym jedynym.<br />

Dia nas prawdziwq wartosc ma swiat, kt6rego tutaj nie ma.<br />

A dla chrzescijanstwa? Dla chrzescijanstwa swiat ma wartose dlatego,<br />

bo istnieje "tamten swiat", kt6ry mu t~ wartose nadaje.<br />

Co robie pozytywnie, aby wyjse z tych zaulk6w bez wyjscia?<br />

Nie chc~ tutaj nikomu dawac rad. Mog~ powiedziec tylko to, co<br />

sam uwazam, ze powinienem robie. Wlasciwie tylko jedno: powr6­<br />

cic do tekstu Ewangelii. Odczytae ten tekst inaczej i na nowo.<br />

Ale odczytae majqc do dyspozycji wsp6lczesnq wiedz~ 0 czlowieku,<br />

psychologi~ , fiIozofi~, nade wszystko filozofi~ wartosci i filozofi~<br />

religii. I z tego materialu dopiero wyluskae mozliwie pelny<br />

i autentyczny prom chrzescijanstwa. Aby jednak to zrobie, trzeba<br />

mi bylo wyzwolie si~ od ciqzqcej na Ewangelii i doktrynie chrzescijanstwa<br />

terminologii tomistycznej. Ja rozumiem, ze naraiam si~


30 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

tut.aj \Vielu autorytetom. Ale wydaje mi :;:i~, ze kilkadziesiqt podstawowych<br />

poj~c filozofii tomistycznej to mocno za malo, by<br />

oddac calq zlozonose swiata i bogactwo prezentowanego przez<br />

Ewangeli~ stosunku czlowieka do chrzescijailstwa jako tez jego<br />

drag w tym kierunku. Rozumiem, ze program tutaj nakreslony<br />

jest w znacznym stopniu nierealny. Duszpasterz, nawet akademicki,<br />

nie jest przeciez teoretykiem, lecz przede wszystkim praktykiem.<br />

Ale tak jest tylko pozornie. W gruncie rzeczy musi bye jednym<br />

i drugim. Od wsp6lczesnej katolickiej filozofii w Polsce nie moze<br />

zbyt wiele zaczerpnqe,. co by jakos zarysowalo przed nim w1asciwe<br />

pel'spektywy duszpasterskie i :§wiatopoglqdowe. Jak rzadko kiedy,<br />

mimo olbrzymiej ilosci prac, jest to filozofia z marginesu codziennega<br />

zycia i, co gorsze, z marginesu wsp6lczesnej filozofii w ogale.<br />

Sq to juz jednak ca1kiem odr~bne zagadnienia, w ktare nie mogG<br />

si~ tutaj zapuszczac.<br />

O. JOACHIM BADENI: Trzebu ciqgle wykazywae, ze wszystko,<br />

.co W ogale rna sens w Kosciele, jest zwiqzane z zyciem. Zyciem<br />

osobistym tego czlowieka. "Kto idzie za mn~, zye b~dzie na· wieki".<br />

I to trzeba w jakis sposab egzystencjalnie przekazae.<br />

Czy do tego potrzebny jest tomizm, czy nie? - Wydaje mi si~,<br />

ze tomizm w znaczeniu esencjalnym na pewno nie. To z miejsca<br />

za bUl't~, bo to wszystkich nudzi. Natomiast bardzo moze bye<br />

wazne uchwycenie mysli samego Tomasza z Akwinu, ktary nie<br />

zna1 zupelnie tomizmu, choe tWierdzil, ze istnieje cos, co nazywa<br />

si~ phHosophia perennis, a ktorej mozna si~ wsz~dzie doszukac.<br />

Gdybysmy chwycili tak Tomasza w jego "warsztacie", w jego<br />

otwarciu na wszystlco co jest, i w ten sposob z pomocq jego mysli<br />

przekazali mlodym odpowiednie tresci. Niektarzy dochodzq do tomizmu<br />

nawet przez cybernetyk~ . Rzecz jasna, chodzi 0 jakqs wizj~<br />

tomizmu, jego zasad, a nie 0 odtwarzanie formul. Formu1y mozna<br />

sobie dorabiac - "stwarzac" na poczekaniu.<br />

Czy Hierarchia przeszkadza? Nieraz pewno komus przeszkadza,<br />

ale na ogol 1atwo mozna sobie z tym "poradzic". Nie trzeba si~<br />

pytae biskupa ani kogokolwiek, czy wolno mi glosie, ze Chrystus<br />

to jest zycie, biskup si~ przypuszczulnie z tym zgodzi.<br />

Jednq z zasadniczych spraw jest poslugiwanie si~ nie ideologi!j<br />

(dr~twotq), ale ideami: Co to jest malzeilstwo? Co to jest kaplan?<br />

liturgia? zycie? Co to jest? Rzecz charakterystyczna, umysl ludzki<br />

chce wiedziee, czym rzecz jest sarna w sobie. Mysl~, ze w ten<br />

sposob mozna "przemycic" wszystkie podstawowe idee, nawet<br />

Dionizego Areopagity: 0 doskonalosci, 0 jedni, 0 zyciu, 0 pi~knie,<br />

o dobru, 0 prawdzie, 0 ekstazie - to wszyst.ko mozna transponowac<br />

na zycie dzisiejsze z 1atwosciq, poniewaz mlodziez rna cz~sto nie­


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 31<br />

zepsute intuicyjne uchwycenie tych rzeczy. Z kazdej sytuacji<br />

mozna wyprowadzic dia niej i dia siebie calq teoIogi~. To jest<br />

koncepcja. Trzeba umiec czytac znaki czasu: w swietIe Ewangelii.<br />

Podobnie jak czytamy z czerwieni 0 zachodzie slonca, ze b~dzie<br />

",,,iatr.<br />

I-IALINA BORTNOWSKA: Sprawa nowoczesnosci i jednoczesnie<br />

sprawa wyboru w zakresie wykladanej doktryny. Wlasciwie nie<br />

ma tu problemu wyboru. Wybor jest dokonany znacznie wczesniej:<br />

to co we mnie weszlo i wroslo, to mog~ dae innym. W praktyce<br />

doktryna "przesiewa si~" poprzez sito, ktorym jest czlowiek "przepowiadajqcy".<br />

Nie mog~ glosie innych uzasadnien niz te, ktore<br />

dia mnie byly uzasadnieniami. W przeciwnym razie bylibysmy<br />

nauczycielami a nie swiadkami. "Nauczycieli" rnamy dosyc, to<br />

pozycja raczej przegrana. A swiadectwo jest kwestiq odwagi bycia<br />

sobq. I rzeczywistosci osobistych poszukiwan. Jest to sprawa<br />

subteina i trudna. B~dqc w Rzymie, zetkn~lam si~ z srodowiskiem,<br />

ktore zajmowalo si~ ekumenizmem. Spotkania odbywaly si~ w pewnym<br />

domu zakonnym. Bylo dia mnie ogromnym przezyciem, ze<br />

zakonnice, udzieIajqce gosciny temu ruchowi, braly w nim udzial.<br />

I to udzial reaIny. Poszukiwania i rzeczy, k tore si~ tam dziaIy,<br />

nie byly czyms, czemu one towarzyszq modIitwq i podawaniem<br />

kawy. Byla to sprawa, ktora dotyka je osobiscie i dia nich rna<br />

praktyczne, zyciowe znaczenie.<br />

Nauczyciel fizyki powtarza to, czego si~ raz dowiedzial. Z teoIogiq<br />

jest inaczej, w niej trzeba si~ naprawd~ dowiadywac od poczqtku<br />

za kazdym 1'azem, z kaidq grupq Iudzi, z kt61'q si~ pracuje i idzie<br />

razem. Uczniowie Sq wsp6ltowarzyszami drogi, czasem nawet na<br />

zasadzie calkowitej rownosci.<br />

Tu zdaje mi si~ kryje si~ odpowiedz na pytanie, dlaczego tak<br />

trudno kontynuowac duszpasterstwo akademickie, kiedy Iudzie<br />

stajq si~ dorosli. Po prostu dlatego, ze wreszcie przychodzi chwila,<br />

kiedy trzeba by juz bylo wyjsc poza to, do czego si~ juz samemu<br />

doszlo. Nie zawsze jestesmy na to gotowi. Wtedy uczniowie odchodzq<br />

aibo zatrzymujq si~ - nie czyniq daIszych post~p6w.<br />

A zatrzymujq si~ przewaznie dlatego, ze si~ ich nie pchn~lo naprz6d.<br />

Gdzies czytaIam, ze pewien mlody czlowiek prowadzil dyskusje<br />

z pcwnym protestantem i co tydzien przychodzil do swego duszpasterza<br />

przedstawiajqc mu to, co mu tamten powiedzial, i pytal,<br />

co ma mu odpowiedziec. Wreszcie kiedys ksiqdz si~ zniecierpliwil<br />

i powiedzial: "No, powiedz mu, co mysIisz". A on pyta: "Naprawd~?<br />

to mozna?". Wynikla z tego ekumeniczna przyjazn i dwa ciekawe,<br />

cenne powolania. Ale czy byloby tak, gdyby duszpasterz nadal<br />

dostarczal gotowych odpowiedzi?


--'32"<br />

DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSi'WIE AKADEMICKIM<br />

W tym mleJSCU tei znajduje si~ kwestip tomizmu. Nie zgodzilabym<br />

si~ wyrzucic go za burt~, nie mog~ tak postqpic, bo jednak<br />

cos z tomizmu we mnie wroslo. W takiej mierze, w jakiej we mnie<br />

wszedl, tomizm jest "m6j". P6ki tomizm jest tylko formacjq<br />

seminaryjnq, szkolnq, ukladem wsp6Irz~dnych, do kt6rego na sHe:<br />

si~ przypasowuje iywe fakty, p6ki jest powtarzaniem oczywistych<br />

banal6w, z tryumfalnym komentarzem, "jak to si~ rzeczywistosc<br />

pi~knie zgadza ze sw. Tomaszem", dop6ty b~dzie on przeszkodq,<br />

a nie pomocq w duszpasterstwie i w iyciu.<br />

Sprawa apologetyki: chcialam zwr6cic uwag~ na jednq i funkcji<br />

apologetyki, kt6rq by moina nazwac szczeg6lnie "wsp6lczesnq",<br />

a mianowicie, ie najlepszq chyba apologetykq dla wielu ludzi<br />

dzisiaj jest powiedziec im, w co n i emu s z q wi e r z y c. Tzn.<br />

przeprowadzac weryfikacj~ rzeczy, kt6re si~ uwaza za prawdy<br />

religijne, czy za prawdy wiary, i pokazywac, kt6re z nich istotnie<br />

Sq nimi, w jaki spos6b zobowiqzujq, i ile w nich jest tajemnicy<br />

i moiliwosci interpretacji, a ile element6w i wyobraien uwarunkowanych<br />

historycznie, wzgl~dnych i podlegajqcych ewolucji i reformie.<br />

Okaie si~, ie mas~ rzeczy w naszej wierze jest balastem.<br />

Ostatnia sprawa: przeczytalam w ostatnich dniach nowq ksiqik~<br />

anglikanskiego biskupa J. A. T. Robinsona. Autor proponuje w niej<br />

rozr6inienie duszpasterstwa eksperymentalnego i duszpasterstwa<br />

kt6re okresla terminem exploratory (badawcze, eksploracyjne,<br />

awangardowe?), i podkresla ie bardzo cz~sto uwaia si~, ie te dwie<br />

rzeczy Sq synonimami. Tymczasem nie. Duszpasterstwo eksperymentalne<br />

miesci si~ w granicach istniejqcych struktur, w granicach<br />

tego, na co juz pozwolono, jakkolwiek wypr6bowuje moZliwosci<br />

tych granic. Mysmy jeszcze nie doszli na pewno do wykorzystania<br />

wszystkich moiliwosci dtiszpasterstwa eksperymentalnego.<br />

Ale nie wiem, czy kiedykolwiek si~ do nich dojdzie bez wykorzystania<br />

tej drugiej formy.<br />

ezy nie potrzebujemy w Polsce takie duszpasterstwa' awangardowego<br />

- ludzi kt6rzyby mogli wyjsc ze schematycznych ram<br />

z calkowitq swobodq i z calkowitym poczuciem, ie instytucja<br />

utrzymuje wi~z z nimi, ale 7..e nie b~dzie w iaden spos6b hamowac<br />

ich ruch6w? Na pewno w Polsce najbardziej masowe duszpasterstwo<br />

polega na utrzymaniu w Kosciele tych, kt6rzy przychodzq<br />

na uniwersytet ze wsi, z tradycjami "normalnego" katolicyzmu,<br />

praktyk koscielnych itd. Jest to rzecz podstawowa, ale czy nie<br />

istnieje takie potrzeba tworzenia si~ wsp61not - w praktyce ­<br />

zaczynajqcyeh "od zera"? ezy tei raczej od "nieskonczonosci ukryteJ",<br />

wsp61not dialogu i przyjazni? ­


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 33<br />

O. KRZYSZTOF KASZNICA: Co wybrae do m6wienia i jak to<br />

m6wie. Mysl~, ze nalezy i trzeba koncentrowae si~ dokola postaci<br />

Chrystusa Pana. On jest punktem centralnym w dzialalnosci duszpasterskiej.<br />

W Jego swietle spojrzee na Ewangeli~ (tu - "powr6t<br />

do Ewangelii" a takze nowe odpowiednie uj~cie tomizmu, ktory<br />

jest wlasciwie pr6bq systematycznego uj~cia Dobrej Nowiny),<br />

a samq postae Chrystusa trzeba przedstawie w sposob atrakcyjny,<br />

nie schematyczny. W6wczas apostolstwo b~dzie bardzo chwytalo.<br />

Dojrzalose i Osoba Chrystusa Pana sciSle si~ ze sobq wiqz14, bo<br />

wlasnie On jest wzorem dojrzalosci najpelniejszej.<br />

Ostatni punkt - rezultat naszego dzisiejszego spotkania. Konieczne<br />

mi si~ wydajq jakies ankiety, jakies sondaze odpowiednio<br />

uj~te i opracowane w spos6b wlasciwy przez duszpasterzy i przedstawicieli<br />

mlodziezy akademickiej.<br />

Druga rzecz to eksperymenty. I tu trzeba b~dzie koniecznie<br />

uzyskae zielone swiatlo od Wladz Koscielnych - czasem moze<br />

trzeba b~dzie si~ narazic na "dostanie po glowie", ale to nie<br />

szkodzi. Sobor zach~ca do eksperyment6w.<br />

O. JOACHIM BADENI: Najpierw trzeba pokazac, ze trzeba i ze<br />

warto zye. Potem w jaki spos6b Kosci61 wyobraza sobie zycie. Wydaje<br />

mi si~, ze w swym najgl~bszym przejawie, jest to kwestia<br />

gminy, jakiegos zbioru ludzi bez sztucznych regut, bez zadnych<br />

urz~d6w, bez niczego w og6le. Ci, co chcq, przychrJdzq, ci, co nie<br />

chc14, nie przychodzq. Mlodzi sami zbierajq si~ bez specjalnego<br />

udzialu kaplana - 0 dziwo! - wok61 Mszy sw. Mloda studentka<br />

prawa powiedziala 0 naszych Mszach sw.: ci co tam chodzq, naprawd~<br />

taro nalezq. Chodzi jednak 0 to, zeby wi~z ta byla bardziej<br />

konkretna. Trzeba jq umiee "rozprowadzic". We wsp6lnocie eucharystycznej<br />

jest poczqtek jakiegos organizmu. To mlodziez wyczuwa<br />

bezposrednio. Potem trzeba tylko pchnqe, zeby obudzie jakqs jednose<br />

zycia, w konsekwencji jednosci eucharystycznej. A wi~c<br />

wszystkie moraIne, ziemskie cnoty, np.: kolezeilstwo, latwe wsp6lzycie<br />

z ludzmi. To nie jest ani doktryna, ani instytucja, ani<br />

teoria - po prostu samo zycie.<br />

Rodzi si~ pelna swiadomose zycia u pewnej garstki ludzi, swiadomose<br />

zarazliwa, stanowiqca ferment i zaczyn. Do tego na pewno<br />

potrzebne S14 pewne informacje z dziedziny statystyki, ale najpierw<br />

trzeba mocno zyc samemu.<br />

Wydaje mi si~ tez, ze duszpasterz akademicki bardzo zyska,<br />

jesli chodzi 0 jego wiar ~ , przez kontakt z mlodziezq: wiara jego<br />

bardzo si~ umocni. Inaczej sam zniknie, bo ludzie go zmiotq<br />

z powierzchni, jako czlowieka, kt6ry nic nie daje. Albo tez b~dzie<br />

bardzo zywy i b~dzie nie tylko duszpasterzem, ale pocz14tkiem,<br />

<strong>Znak</strong> - 3


--"-~ ' 3,* DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

ludzkim, narz~dziowym oczywiscie, zycia. Inne sprawy Sq dodatkiem.<br />

Ma to jeszcze urok nowosci - oto czyni~ wszystko nowym.<br />

M6wi si~: robimy wszystko od poczqtku, a w sobie musicie odszukac<br />

cos najbardziej pierwotnego - pragnienie zycia. Odszukac,<br />

odczyscie i pr6bowae wypelnie dobrem. Nie boimy si~ bl ~d6w<br />

instytucji, ani ludzi, bo wierzymy w zycie.<br />

STEFAN WILKANOWICZ: Opisywany przez o. Badeniego typ<br />

wsp6lnoty, jakby "gminy chrzescijanskiej", rna ogromnq wartosc,<br />

sprawdzonq doswiadczeniem. Ale doswiadczenie wskazuje r6wniez,<br />

ze ludzie, kt6rzy przez niq przeszli, podlegajq tak:ie kryzysom<br />

w chwili przejscia od zycia akademickiego do pracy zawodowej<br />

i obowiqzk6w rodziz;mych. Niekt6rzy przezwyci~zali je bardzo<br />

dobrze, inni ze stratami, a stosunkowo duza Hose odpadala, niekoniecznie<br />

zresztq na pozycje antyreligijne czy areligijne. Po prostu<br />

jakos si~ odzwyczajali od zycia religijnego, sprawy religii bladly<br />

i schodzily na margines.<br />

Dlaczego tak si~ dzieje? Oczywiscie mamy' tu do czynienia ze<br />

scieraniem si~ laicyzujqcych czy zoboj~tniajqcych wplyw6w otoczenia<br />

i promieniowaniem zycia nadprzyrodzonego. Jezeli zakotwiczenie<br />

w zyciu nadprzyrodzonym jest bardzo silne, to oczywiscie ludzie<br />

b~dq dalej trwali i promieniowali jako pewnego rodzaju drozdze ­<br />

osrodki koncentracji. Natomiast w wielu wypadkach ich zakotwiczenie<br />

nie jest na tyle silrle, zeby potrafili sami promieniowae<br />

i cos tworzye, chociaz w ramach pewnego srodowiska, przy jego<br />

pomocy, ich zycie jest aktywne i zywe. Po przejsciu tej nieomal<br />

magicznej granicy dyplomu czlowiek zostaje wlasciwie wyrzucony<br />

za burt~ i musi sam zaczynae calkowicie od poczqtku.<br />

Trzeba jednak zwr6cie uwag~ na socjologicznq stron~ problemu,<br />

w samym zyciu akademickim. Niewqtpliwie jest one w pewnej<br />

mierze cieplarniq (powtarzam tu tezy Klysa z jego referatu na<br />

KUL-u w ramach ostatniego "Tygodnia Spolecznego"). Jest to<br />

Zycie troch~ "na niby". Rzecz polega na tym, ze czlowiek stosunkowo<br />

dlugi okres zycia studenckiego traktuje nie jako z y c i e<br />

p raw d z i w e, ale jako w p raw k ~, jako przygotowanie do<br />

przyszlych zadan. A z drugiej strony odczuwa niech~e do wejscia<br />

w srodowisko doroslych, czasem podswiadomie chce przedluzyc<br />

okres mlodosci. To stwarza ogromne trudnosci przy przejsciu do<br />

normalnego zycia, gdzie nagle wszystko jest zupelnie inaczej.<br />

Wtedy czuje si~ nieprzygotowany, brakuje mu pewnych sprawnoscl,<br />

umiej~tnosci znalezienia swego miejsca. Zazwyczaj jest za<br />

slaby, aby stworzye now'! wsp6Inot~. W zasadzie powinien byl


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADElVIICKIlVI<br />

35<br />

naturalnq drogq przejsc od srodowiska akademickiego do parafii.<br />

No, ale znajdzmy takq parafi~ w Polsce, gdzie by byla jakas tego<br />

rodzaju mozliwosc, gdzie by si~ znalazlo zach~t~ i zrozumienie<br />

dla tych rzeczy. Zazwyczaj kontakt z parafiq sprowadza si~ do<br />

fizycznych kontaktow z ludzmi wpychajqcymi si~ do kosciola<br />

i wypychajqcymi z niego. Duszpasterstwo normalne nie jest nastawione<br />

na tworzenie tego typu wspolnot, zazwyczaj spotykamy<br />

jedynie standardO\~rq, dostosowanq do przeci~tnej, "obslug~ duszpasterskq".<br />

I nawet trudno miec pretensje do ksi~zy, bo po prostu<br />

ich sHy fizyczne i brak czasu nie pozwalajq na podobnq prac~.<br />

Poruszony tu dzisiaj i cz~sto spotykany brak aktywnosci u katolikow<br />

zwiqzany jest z pewnym typem formacji i z brakami<br />

czy deformacjami wiedzy religijnej. Przedluzony okres mlodosci,<br />

okres "przygotowywania si~ do zycia" nie sprzyja wyksztalceniu<br />

si~ "sprawnosci ingerencji w Zycie", sprawnosci podejmowania<br />

odpowiedzialnosci. Inaczej u ludzi, ktorzy wczesnie rozpocz~li<br />

prac~ zawodowq, ktorych osobowosc uksztaltowala si~ juz w warunkach<br />

"prawdziwego" zycia.<br />

Dla duszpasterstwa akademickiego rysuje' si~ tu bardzo wazne<br />

zadanie: usilnie pracowac nad formowaniem postawy zaangazowania<br />

i poczucia odpowiedzialnosei za wszystko, co zycie przynosi,<br />

podejmowania inicjatywy nie czekajqc na zakonczenie przygotowawczego<br />

okresu. Duszpasterstwu stale grozi zaniedbanie tej<br />

strony wychowania, latwo zamienia si~ one w przyjemny sposob<br />

sp~dzania cZp'su, kulturalny, mily, taki gl~boki - i jalowy. To<br />

szalenie mila rzecz. Do starosci mozna uczestniczyc z upodobaniem<br />

w "katoIickich kajakach", tylko nic z tego nie wynika.<br />

Druga strona zagadnienia to gl~boka, teologiczna postawa w stosunku<br />

do swiata zewn~trznego. Mysl~, ze te dwie rzeczy seisle si~<br />

z sobq wiqzq. Tu nalezy zejsc az do fundamentow, zlikwidowac<br />

wszystkie nalecialosci i deformacje, kt6re stwarzajq sztucznq przegrod~<br />

mi~dzy Kosciolem - a swiatem. Paradoksalnie powiedzialbym<br />

(na marginesie XIII schematu), ze sformulowanie Kosci61<br />

a swiat wsp6!czesny w pewnym sensie juz moze kryc w sobie<br />

sprzecznosc. Jezeli si~ bowiem powie, ze Kosci6l jest Ludem Bozym,<br />

to znaczy, ze jego granice i zasi~g nie pokrywajq si~ z socjologicznymi<br />

granicami wsp6Inoty ludzi uwazajqcych . si~ za katolik6w,<br />

zas zagadnienie Kosci61 a swiat wsp6!czesny staje si~ jakby<br />

wewn~trznym zagadnieniem Kosciola. To jest tylko przyklad jak<br />

same nawet terminy wprowadzajq schematy myslowe zwiqzane<br />

ze skojarzeniami, kt6re w samym pUnkcie wyjscia deformujq nasz<br />

stosunek do swiata.<br />

Jeszcze jedna zwiqzana z tym uwaga: wydaje mi si~, ze w tej<br />

chwili w Polsce nie rna ducha apostolskiego. Zanikl. Nie jest to


36 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

zarzut stawiany ksi~zom. duszpasterzom, jest to obserwacja dokonana<br />

takze na sobie samym. A polega to na tym, ze jezeli<br />

w czlowieku wytworzy si~ nawet podSwiadomy zwiqzek pomi~dzy<br />

terminem a p 0 s t 0 1 s two a terminem d z i a I ani e i terminem<br />

or g ani z a c j a - to zdechl pies. Warunki zewn~trzne w polqczeniu<br />

z mentalnosciq czlowieka wsp6lczesnego (np. z jego postawll,<br />

antyapologetycznq) stwarzajll, jakies p6lswiadome przekonanie, ze<br />

jezeli nie rna mozliwosci instytucjonalnego dzialania, to apostolstwo<br />

sprowadza si~ tylko do przykladu. Proces psych~logiczny przebiega<br />

tu tak: najwazniejszy jest przyklad zycia, zycie chrzescijanskie.<br />

Slusznie. Zycie chrzescijanskie, to znaczy modlic si~, starannie<br />

wypelniac obowiqzki, bye dobrym dla innych. To wystarczy. Ale<br />

w praktyce to moze oznaczae biernosc i brak zainteresowania<br />

drugim czlowiekiem, bliznim. Gdy ktos do mnie przychodzi, to<br />

owszem, mile z nim rozmawiam, nawet staram mu si~ pom6c. Ale<br />

jezeli on do mnie nie przychodzi, to jestem szcz~sliwy, ze mog~ si~<br />

zamknqe w sferze swojej prywatnosci, chociaz moze nawet codziennie<br />

modl~ si~ za caly swiat. Ale nie mam tego zmyslu nadprzyrodzonego,<br />

kt6ry by mi kazal szukae ludzi, bye wyczulonym<br />

na ich potrzeby, czuc si~ za nich wsp610dpowiedzialnym - do<br />

tego zas zadna organizacja nie jest potrzebna. Wyksztalcenie takiej<br />

postawy nie jest zresztq latwe w warunkach dzisiejszego przeci~tnego<br />

duszpasterstwa, kt6re jest jednoczesnie masowe i indywidualistyczne<br />

- bo nie tworzy gl~bszej wsp61noty.<br />

O. TOMASZ PAWWWSKI: Zastanawiam si~ takze nad spraWq<br />

absolwent6w, nad sprawq przejscia od cieplarni duszpasterstwa akademickiego<br />

do zycia. Szukamy jakiejs koncepcji, kt6ra by ulatwila<br />

to realne przejscie. Wydaje mi si~, ze - negatywnie biorqc - nastawienie<br />

na "czlow~eka pracy" w og61nej atmosferze zycia akademickiego<br />

jest dosye trudne. Dlatego, ze cale zycie akademickie"<br />

nie tylko w duszpasterstwie, ale na studiach czy poza studiami,<br />

Juvenalia, ulica, czy stol6wka, caly klimat zycia akademickiego<br />

nie jest nastawieniem na prac~. I cale pi~kno i caly urok tej<br />

atmosfery akademickiej wlasnie na tym polega. I tego ludzie<br />

mlodziszukajq, w tym si~ wyzywajq, bo czujq, ze czeka ich praca.<br />

Duszpasterstwo akademickie nastawiajqce ich na czlowieka pracy<br />

byloby dla nich bardzo trudne. Ja si~ nie boj~ rzeczy trudnych,<br />

ale obawiam si ~ , ze nastawienie takie mogloby spowodowae<br />

odejscie niekt6rych. Oczywiscie takie duszpasterstwo mogloby polegac<br />

na formie jakiegos nacisku na obowiqzkowose, na jakqs<br />

bardzo wewn~trznq spraw~ - ksztalcenie sprawnosci, wiernosci,<br />

itd. Ale chc~ tutaj podkreslie wlasnie t~ specyfik~ zycia akademickiego;<br />

duszpasterze nie mogq pozbawiae go tej jego specyfiki


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 37<br />

przez zbyt sUny nacisk na tzw. czlowieka pracy, bo stanq si~<br />

wowczas kims wyobcowanym z klimatu akademickiego.<br />

Sarna koncepcja teoretycznie jest bardzo jakas przyjemna i ciekawa,<br />

natomiast w praktyce... sam juz widzialem trudnosci przy<br />

wyksztalcaniu np. obowiqzkowosci. Mlodzi zaczynajq si~ "bokami<br />

rozlazic", bo to za ci~zkie, bo to juz pachnie przygotowaniem do<br />

przyszlej pracy. Na pewno trzeba przygotowac to przejscie, ale<br />

jakos inaczej.<br />

Towarzyszenie mlodym dalej po "przejsciu" jest takze niezmiernie<br />

trudne, bo srodowisko akademickie zmienia si~ w srodowisko<br />

pracy. Obserwowalismy absolwent6w, ktorzy przychodzili do nas<br />

wiedzeni jakimS sentymentem, czy nawet zlqczeni z nami poprzez<br />

Eucharysti~, lecz bardzo sztucznie to wszystko wyglqdalo i niestety,<br />

koilczylo si~ . Dlatego, ze styl duszpasterstwa akademickiego<br />

to nie byl ich styl, zycia juz wlasnie powaznego, "na serio".<br />

Istnieje najwyzej mozliwosc prowadzenia indywidualnego, towarzyszenia<br />

im osobistego na ich drodze. Takie jednak' duszpasterstwo<br />

nie zatacza szerokich kr~gow .<br />

Trzeba nam czekae na przebudow~ parafii, na nowe wsp6lnoty.<br />

Wydaje mi si~ raczej celowym tworzenie wsp6lnot na terenie<br />

pracy. Tam chyba znajduje si~ rozwiqzanie problemu. Tylko kto<br />

to zrobi? Czy duszpasterze parafialni, czy specjalni duszpasterze,<br />

czy duszpasterzy akademiccy, kt6rzy nie wiem, czy b~dq kompetentni,<br />

bo znajdujq si~ w klimacie mlodym, akademickim, i Sq<br />

zupelnie niezdolni do pracy na terenie tego "powaznego" duszpasterstwa<br />

juz pozaakademickiego? Trzeba niewqtpliwie stawiac<br />

na tworzenie srodowisk wlasnie w swiecie pracy, tylko - kto je<br />

rna tworzyc, prowadzic?<br />

O. JOACHIM BADENI: Wydaje mi si~, ze klimat studencki jest<br />

rzeczywiscie zabawowy, beztroski. Mysl~ tez, ze bardzo trudno<br />

jest takiego mlodego przesadzac od razu w klimat wielkich trosk.<br />

W tym wieku on wlasnie chce bye beztroski - troski b~dq potem!<br />

Jesli potrafimy w jakiS sposob wpoie w niego pewien zmysl spoleczny,<br />

dzialajqcy spontanicznie (nacisku z zewnqtrz mlodziez na<br />

ogol nie znosi), powiedzmy, jakqs wi~z spolecznq; jesli go - dalej<br />

(rzecz "straszna!") - ozenimy dobrze alba wydamy jq za mqz,<br />

to wtedy mamy juz pewne ramy najbardziej zywotne, ramy najbardziej<br />

konkretne: rodzin~! Mlodq rodzin~! Tego typu mlodych,<br />

nowych rodzin jest malo. Ale jednak Sq. Jedne Sq bez pokoju,<br />

bez pieni~dzy i doskonale im idzie. Inni majq pok6j i pieniqdze<br />

i tez im dobrze idzie. Znalezli sobie zycie, zycie zespolowe. Rodziny<br />

te trzymajq si~ razem, i wydaje mi si~, ze cos cennego tu wnoszq.


38 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

Okazuje si~, ze Kosci61 to nie jest tylko kwestia udr~ki, pracy.<br />

Owszem, tu i tam im si~ m6wi, ze b~dzie tez praca. M6wi si~ im:<br />

zr6b cos spoptanicznie dla innych. To jednak bardzo trudno wychodzi.<br />

Nieraz zalamujq r~ce. Mozna pr6bowae jeszcze pokazae<br />

pewien urok spontanicznej pracy dla innych. Czasem to wychodzi.<br />

Druga rzecz to dobre malzenstwo i cala jego problematyka.<br />

Oczywiscie sex jest wielkq rzeczq, ale zdaje mi si~, ze jego problem<br />

jest nierozwiqzalny w og6le, bo zbyt mocno wiqze si~ ze stronq<br />

materialnq czlowieka, co powoduje, ze w og6le trudno 0 nim<br />

m6wie. Trzeba mlodym m6wie 0 milosci, 0 bardzo silnej milosci.<br />

To im si~ strasznie podoba, mozna tak z nimi bez konca...<br />

Wygasajq wszystkie rozmowy i szmery, bo nagle ten ksiqdz cos<br />

mowi 0 milosci. Co on 0 tym wie, on przeciez sexu nie uZywa.<br />

Ale okazuje si~, ze ksiqdz nie wiedzqc nic 0 sexie, jednak duzo wie<br />

o miloSci, bo nie wie z siebie, tylko wie skqdin!!d. MysleIi dot!!d,<br />

ze Kosci61 na tym polega, ze zakazuje sexu. Okazuje si~, ze Kosciol<br />

ma tajemnic~ milosci, i to ich nie nudzi. To jest sakrament.<br />

Jeszcze jedno. Warunki w pracy Sq na pewno inne i bardzo<br />

trudne, ale czy mozna w jakimkolwiek bqdz zawodzie do tego<br />

stopnia przygotowae studenta, ze b~dzie juz inzynierem, lekarzem,<br />

s~dziq, adwokatem, b~dqc dopiero studentem V roku. Chyba jeszcze<br />

nie. P6Zniejsze rozczarowanie jest zdaje si~ nieuniknione w kazdym<br />

kierunk.u zycia - ten skok jest zawsze przykry - "a ja myslalem...<br />

"<br />

Czy mozna mlodemu pomoc? Wydaje mi si~, ze tu mu si~ niewiele<br />

pomoze. Trudno byloby uczye go przedwczesnie obowiqzku<br />

ludzi starszych, niech on b~dzie mlody, niech widzi, ze Bog w pewnym<br />

sensie raczej jest mlodosciq, anizeli starosciq. Natomiast my<br />

za cz~sto Boga przyjmujemy jako starego czlowieka.<br />

Ks. ADAM BONIECKI: Nawiqzuj~ do tego, co mowil o. Badeni<br />

o otwartosci. Otwartose musi bye rozumiana bardzo doslownie.<br />

Srodowiska duszpasterskie nie mog!! bye dla mlodziezy jedynq<br />

grupC! przynaleznosci. Jedynq grupq przynaleznosci stajq si~ najcz~sciej<br />

tylko dla tych niezaradnych, kt6rzy nie mogqc sobie znalezc<br />

innej grupy 19nq do "wspolnot" duszpasterskich, a chyba nie 0 to<br />

chodzi.<br />

Ks. JOZEF TISCHNER: Problem pracy stanowi bardzo istotny<br />

moment. Malo wazne Sq "wsp6Inoty", jakkolwiek si~ je pojmie,<br />

jezeli nie Sq "wsp6Inotami" zaangazowania, pracy. Wspolnota wynili:3<br />

jqca z l~ku przed diaspor!!, z troski 0 zachowanie calosci wiary<br />

W o'Jliczu otaczajqcej czlowieka niewiary, moze przerodzie si~<br />

w g0Ho. Autentycznie chrzescijanskie wsp6lnoty byly zawsze wsp61­


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

39<br />

notami zaangazowania nie tylko w swiat nieziernski, ale w swiat<br />

najbardziej ziemski. Byly odskoczniq do tego, by czlowiek przeksztalcal<br />

swiat i w tyrn procesie przeksztalcal takze sarnego siebie.<br />

I chyba sugestie p. Wilkanowicza Sq tego typu, ze wszelki katolicyzm,<br />

ktory nie inspiruje tego, by czlowiek dzieil po dniu<br />

i to juz na studiach cos tworzyl, by surowq materi~ przeksztalcal<br />

w "rzecz humanistycznq", jest katolicyzmem "kulawym", jezeli<br />

w ogole jest jeszcze katolicyzmern. Niewazna jest etykieta "dobrego<br />

parafianina", ale istotna jest postawa "tworzenia", czynienia sobie<br />

ziemi poddanq. A wkazdyrn razie pierwsza nabiera tylko wtedy<br />

sensu i wartosci, gdy wylania si~ z drugiej.<br />

HALINA BORTNOWSKA: Wydaje mi si~, ze zachodzi tu nieporozumienie.<br />

To co Stefan Wilkanowicz powiedzial 0 czlowieku<br />

pracy, nie przeciwstawia si~ elementowi radosci, swobody czy<br />

zabawy. Niebezpieczny jest natomiast fakt, ze coraz bardziej przedluza<br />

si~ zycie na pr6bE:, atmosfera przekonania, ze to, co ja teraz<br />

robi~, nie jest ::-ealnq terazniejszosciq, tylko jest jakos dla przyszlosci,<br />

kt6ra kiedys tam b


40 DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

problem przymyka oczy. Bye moze, ze moje pokolenie nigdy nie<br />

mialo mlodosci _. wojna, czasy bezposrednio po wojnie. Nie i:aluj~<br />

jednak swojego los\.l!<br />

O. TOMASZ PAWLOWSKI: Po tych uwagach wydaje mi si~, ze<br />

trzeba mlodego czlowieka uwazae za czlowieka terazniejszej pracy<br />

i przygotowywac go do przyszlosci nie przez zawodowe ustawienie,<br />

lecz poprzez wyrabianie odpowiedzialnosci - na terenie duszpasterstwa<br />

- tej malej odpowiedzialnosci, za codzienne obowiqzki,<br />

wsp610bowiqzki, nie odbierajqc im zarazem atmosfery zabawy,<br />

beztroskiej radosci itd. A druga sprawa, to sprawa domu. Obserwuje<br />

si~ w duszpasterstwie, i:e mlodzi, kt6rzy majq konflikt z domem<br />

(wi~kszose chyba akademik6w dzisiaj popada W · ten konflikt),<br />

z rozmaitych powod6w - wyciekajq z domu na teren duszpasterstw<br />

zostawiajqc swoje rodzinne gniazdo zupelnie osamotnione. Nie<br />

majq w nim (czy nie chcq miee) zadnych obowiqzk6w. Tworzy si~<br />

to, co nazywamy "milosciq na eksport". W duszpasterstwie ci ludzie<br />

Sq' nawet czynni, ale kosztem "terazniejszej" pracy w domu.<br />

W przygotowaniu przyszlosciowym widzialbym jeszcze spraw~<br />

otwartosci duszpasterstw. Wi~kszosc duszpasterstw w Polsce cierpi<br />

na zamkni~cie w gettcie i na cieplarni~ - to jest zresztq problem<br />

zlozony. Fakt tworzenia si~ gett jest wynikiem sytuacji zewn~trznej.<br />

Kazdy novvy czlowiek jest traktowany podejrzliwie. Rodzi si~<br />

l~k grupy. "Bo juz si~ dobrze czujemy, a ten nowy to nie wiadomo,<br />

kto to jest?" Poza tym socjologia m6wi nam, ze male elitarne<br />

grupy ch~tnie si~ zamykajq. Wi~c i duszpasterze cz~sto ulegajq<br />

tej atmosferze, sami si~ zamykajq. Prowadzq przez 2-3 lata t~<br />

samq grupk~ ilosciowo. Czy jakosciowo? - w to nie wchodz~, bo<br />

. moze tam dziala laska i Sq wzrosty pod jej wplywem, ale to wbrew<br />

chyba prawom naturalnym (0 ile to mozliwe, bo jako dominikanin<br />

wiem, i:e Laska zawsze bazuje na naturze), wi~c wydaje si~ podejrzany<br />

sam wzrost jakosciowy grupy. Bez doplywu nowych energii<br />

jest on prawie niemoi:liwy. Nowi ludzie stwarzajq szans~ przewietrzenfa<br />

cieplarni. Oni wprowadzajq nastr6j jakiegos hartu i:ycia,<br />

tego przyszlego i:ycia, bo to Sq nowe problemy, nowi ludzie, nowe<br />

klopoty nadchodzq z nimi. Powstaje problem dogrania si~ "nowych"<br />

- zgrania ze "starymi" i tu stary zesp61 musi si~ wysilic.<br />

Zaadaptowae si~ do nowego. "Starym" si~ nie chce: potem w zyciu<br />

zawodowym tez nie b~dzie si~ chcialo "dopasowac" do srodowiska.<br />

Mysl~, ze i od tej strony trzeba popatrzee na problem przygotowania<br />

mlodziezy do .rzetelnej pracy jui: teraz.<br />

TADEUSZ ZYCHIEWICZ: Prosz~ Panstwa, sledzqc t~ calq dyskusj~,<br />

odnioslem wrai:enie, ze dyskutanci Sq zwolennikami programu,


DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

41<br />

czy tez koncepcji "elit"; jakiegos wylawiania "dusz wybranych",<br />

kt6re - po troskliwym podhodowaniu - b€ldq kwitnqc i owocowac.<br />

OsobiScie nie mam nic przeciwko "duszom wybranym": niechze<br />

kwitnq i owocujq, daj im Boze zdrowie. Przyznam si€l jednak, . ze<br />

koncepcja ta nie budzi we mnie entuzjazmu. Po pierwsze dlatego,<br />

poniewaz pachnie to "zawodowym katolicyzmem", czyms w rodzaju<br />

"zawodowej druzyny katolickiej". Nie bardzo umialbym to<br />

umotywowac, nie mam tej rzeczy przemyslanej, ale mam wrodzonq<br />

nieufnose do tego rodzaju zawodowc6w. W grupach takich nader<br />

latwo 0 dewiacje i skrzywienia zawodowe np. w postaci nadmierncgo<br />

zadufania (albo tez r6wnie zawodowej pokory), czy tez pewnej<br />

tendencji do · gettowosci. Po drugie: w praktyce bywa najcZ€lsciej<br />

tak, ze owe grupki majq kr6tki zywot, ich "kwitni€lcie"<br />

trwa akurat tak dlugo, jak dlugo istnieje bezposredni wp!yw i oddzialywanie<br />

ich "kierownika duchowego". Nader rzadko si€l zdarza,<br />

aby owocowaly po ustaniu owego wplywu. I wreszcie po trzecie,<br />

co rzecz najwazniejsza: grozi to powstaniem takiej dwutorowej<br />

sytuacji, w kt6rej paru ludziom poswi€lca si€l maksimum uwagi<br />

i troski, podczas gdy r6wnoczesnie og6l karmiony bywa wystyg!ymi<br />

i nie zawsze strawnymi "otr€lbami" czy tez odpadami tamtych wysilk6w<br />

elitarnych; po prostu - w cichosci ducha - uznaje si€l ow<br />

og6! za obywateli drugiej kategorii. Dla mnie osobiscie rzeczq po<br />

stokroe wazniejszq jest podniesienie ogolnego poziomu duszpasterstwa<br />

bodaj tJ jeden mizerny stopien, niz wyhodowanie paru pokazowych<br />

orchidei, ktore zresztq skqdinqd mogq bye nawet prawdziwie<br />

wspaniale, ale co z tego?<br />

O. TOMASZ PAWLOWSKI: Ale te jednostki, grupki oddzialywujq<br />

dalej na innych jak zaczyn. To jest taki:e droga do mas.


MlODZIEZ<br />

o DUSZPASTERSTWIE <br />

AKADEMICKIM <br />

I<br />

L. B.: Jakq rol~ majq spelniae duszpasterstwa akademickie? Wydaje<br />

mi si~, ze wielorakq. Wymieni~ je nie wedlug hierarchii waznosci,<br />

ale tak jak mi si~ w tej chwili nasuwajq.<br />

Stworzenie mlodziezowego srodowiska ·katoIickiego, stanowiqcego<br />

oparcie moraIne i intelektualne. Szczegolnie wazne jest to<br />

dla bardzo mlodych studentow a takze dla takich, ktorzy w ogole<br />

poprzednio nie zetkn~li si~ ze srodowiskami katolickimi. Two­<br />

.rzenie grup przyjacielskich i w oparciu 0 nie ksztaltowanie postaw<br />

moralnych i nowych (bardziej doroslych), opartych na gl~bszych<br />

podstawach form zycia religijnego.<br />

Ksztalcenie (czy w oparciu 0 tomizm, nie wiem). To, co mlody<br />

czlowiek chce wiedziee, to taka wiedza religijna, ktora byiaby<br />

wspolczesna, zrozumiaia i pozostawala w relacji do wiadomosci<br />

wynoszonych ze studiow uniwersyteckich. Tu wazny jest problem<br />

j~zyka i rowniez tresci "wspolczesnej" (duszpasterz powinien dysponowae<br />

wiedzq na temat potrzeb zarowno tych, ktore mlodziez sobie<br />

uswiadamia, jak i tych nieuswiadomionych). Trzeba nauczye nas<br />

wlasciwego podchodzenia do problemow, ktore wynikajq ze sposobow<br />

formulowania wiedzy przekazywanej na studiach, problemow,<br />

ktore nie rozstrzygni~te powodujq przepase mi~dzy wiedzq<br />

zawodowq a religijnq. Wszystko to rna zil1ierzae do przygotowania<br />

mlodych do samodziell1ego zycia. Jakimi srodkami mozna to osillgnqe?<br />

Bye moze przesadq jest wymagae od duszpasterza iskry<br />

bozej, prostoty, otwartych zawsze drzwi, aby byl "l1owoczesl1Y",<br />

orientowal si~ w tym, co si~ dookola dzieje, byl wyksztalcony ­<br />

mowil nie chowajqc si~ za og6lnikowe stwierdzel1ia i przede wszystkim<br />

dawal swiadectwo swoim zyciem. J ednak to nas wlasl1ie braio<br />

W l1aszych duszpasterzach: ludzkose, prostota, bycie sobq ito, jak<br />

zyli, te zawsze otwarte drzwi, prawdziwa przyjazn i troska 0 nas


MI..ODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 43 .<br />

i 0 nasze sprawy. Znamienne jest, ze mniej bali si~ powiedziee<br />

"nie wiem", niz dae uzasadnienie, ktore niczego nie wyjasnialo.<br />

Zdecydowanie przeciwstawilabym si~ tworzeniu "getta mlodosci"<br />

w ramach duszpasterstwa. Ze swojego doswiadczenia pami~tam<br />

, ze najbardziej interesujqce byly te grupy, ktorym udalo<br />

si~ zatrzymae pewnq ilose osob z ukonczonymi juz studiami. Wyraznie<br />

wzmagajqca si~ izolacja studentow podczas trwania studiow<br />

od srodowiska ludzi pracujqcych - nie jest pozytywnym zjawiskiem.<br />

M. H.: Jeszcze 0 swiadectwie, moze zewn~trznym, jedn ~kze dzialajqcym<br />

silnie i utwierdzajqcym slowa. Spotkalem kaplana, z ktorym<br />

zresztq poza tym, 0 czym pisz~, nie mielismy sobie nigdy wiele<br />

do powiedzenia, nauczajqcego 0 prostocie, ubostwie i milosci blizniego.<br />

Nie byl on "zawodowym" duszpasterzem akademickim,<br />

a mimo to garn~lo si~ don mnostwo mlodziezy. Otoz ten kaplan<br />

zaprosil mnie pozniej na chwil~ do siebie, mieszkal w malenkim<br />

pokoiku na dodatek sci~tym gorq przez dach. Wowczas z trudem<br />

moglem pojqe, jak mozna w ogole tak mieszkae, poza tym nazajutrz<br />

zobaczylem go w otoczeniu ludzi, z ktorymi pozostaje stale<br />

w kontakcie, a byli to najnieszcz~sliwsi, chorzy i kaleki.<br />

Wiem, ze wydawanie sqdu 0 czlowieku na podstawie jego mieszkania<br />

i sposobu zycia jest bardzo powierzchowne i moze bye<br />

krzywdzqce: jasne jest, ze proboszcz wielkiej parafii moze miee<br />

samoch6d i wygodne lozko, jezeli nie chce si~ wykonczye w pierwszych<br />

paru latach, jednak na studenta mniej dzialajq argumenty<br />

natury filozoficznej i to, co trafi do przekonania doroslemu, jemu<br />

nie trafi do przekonania.<br />

Chodzi 0 adekwatnose zycia i slowa, ktore jest wystarczajqco<br />

mocno zbudowane na Bogu. Wydaje mi si~, ze wowczas wszystkie<br />

omawiane metody b~dq skuteczne.<br />

Jeszcze jedno, na temat owej "hazy". Nie wiem, czy duszpasterze<br />

nie zapominajq praktycznie w gorqczce dzialania (choe Sq na pewno<br />

tego w pelni swiadomi, gdy si~ ich zapyta) 0 tym, ze nie rna ludzkiej<br />

sHy na to, aby dotrzee i samemu przemienie czlowieka. Na<br />

dusz~ moze dzialae tylko Bog, ktory dal jej zycie, On jest wlasciwie<br />

jedynym autentycznym "Duszpasterzem". Ale choe brzmi to<br />

paradoksalnie, do skutecznosci swego dzialania wlqcza naSZq ofiar~<br />

i modlitw~. Pewien kaplan zapytany 0 skutecznose swego dzialania<br />

w konfesjonale powiedzial, "no tak, jak si~ modl~, to idq, jak nie,<br />

to nie idq".<br />

To, 0 czym pisz~, nie jest bynajmniej z mojej strony napasciq<br />

na ksi~zy, chodzi mi 0 uwypuklenie bazy, kt6ra czasem z przyczyn<br />

cz-'sto zewn~trznych bywa zaniedbywana. Przypusemy, ze dusz­


· 44 MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

""<br />

pasterz akademicki jest zakonnikiem (jest takich wielu), w takiej<br />

sytuacji jakiejz ogromnej sily wymaga pogodzenie obowiqzk6w<br />

zakonnika (brewiarz, modlitwa, czas w pelni spalony dla Boga)<br />

i obowiqzk6w duszpasterza, gdy wiadomo, ze cz~sto jeszcze p6znym<br />

wieczorem po Komplecie dobijajq sit:: ostatni interesanci zapominajqc,<br />

ze Pater musi wstac 0 p61 do piqtej rano.<br />

Moze tu zaistniec pokusa zaniedbania modlitwy i umartwienia<br />

na rzecz dzialania, kt6re jako blizsze i bardziej aktualne wydaje<br />

si~ wazniejsze. A przeciez "Beze mnie nic uczynic nie mozecie",<br />

chocbys z.dolal przyjqc i zalatwic sto ponadplanowych os6b, nie<br />

dotrzesz do ich dusz bez pomocy Boga.<br />

Moze wypisuj~ truizmy, 0 kt6rych wszyscy wiedzq i kt6rych<br />

swiadomie w dyskusji nie poruszono, wydaje mi si~ jednak, ze kazda<br />

autentyczna metoda, za kt6rq stoi autentyzm postaci gloszqcego<br />

Ewangeli~, oparty na modlitwie, wyrzeczeniu i ofierze, b~dzie skuteczna,<br />

nawet wtedy, gdy slowa kaznodziei nie Sq doskonale.<br />

R. M.: Praca duszpasterska jest zawsze w kOIlcu praCq indywidualnq.<br />

Wsp61nie wymawiane slowa Credo w kazdym z nas opierajq<br />

si~ na innych doswiadczeniach, znaCZqC to sarno otrzymujq tyle<br />

zabarwien, ilu ludzi je wypowiada. Kazdy z nas tworzy sobie<br />

szczeg610wy obraz "swego" Boga: nie mozna inaczej. Sens pracy<br />

zbiorowej widz~ w wyr6wnywaniu indywidualnych brak6w, uzupelnianiu<br />

ich az do osiqgni~cia koniecznego minimum wiedzy;<br />

tu duszpasterzami Sq wszyscy dla wszystkich. Dzielenie si~ t ym,<br />

co si~ posiada. Duszpasterz oficjalny jest tu sternikiem dyskusji<br />

i autorytatywnym "szafarzem" Objawienia. Na t~ drugq pozycj~<br />

wyniesc go musi uznanie grupy dla jego walor6w osobowych<br />

i zaufanie, zrodzone z wzajemnego zaufania.<br />

Srodowisko akademickie jest szczeg61nie wyczulone na szczeroM:,<br />

"problemowosc", otwartosc na zagadnienia codziennego zycia.<br />

Zobaczenie duszpasterza jako czlowieka z problemami i wiar'l,<br />

kt6ra rna im sprostac, ksztaUuje mocniej, szczeg6lnie na przyszle<br />

chwile wlasnych trudnosci.<br />

Po okresie studi6w przechodzi si~ zwykle do innych srodowisk.<br />

Dotychczasowe znajomosci "towarzyskie" konczq si~, przyjazn<br />

rzadko bywa uczuciem zbiorowym. To, co zostaje, to pami~c ludzi<br />

na sw6j spos6b wielkich, walczqcych z sobq 0 swi~tosc Zycia ­<br />

lub ludzi przeci~tnych.<br />

M. K. : Nie rna chyba specjalnych powod6w, aby duszpasterstwo<br />

akademickie wyodrt::bniac sposr6d innych duszpasterstw tego typu.<br />

A niestety cz~sto zapomina si~ np. 0 akcji duszpasterskiej wsr6d


MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM 45 •<br />

mlodziezy robotniczej, chlopskiej, czy wsrod ludzi, ktorzy ukonczyli<br />

studia i juz pracujq. Wszystkie te duszpasterstwa powinny<br />

bye organicznie zespolone z zyciem parafii w duzym miescie, malym<br />

miasteczku, czy na wsi. Nie byloby wtedy niebezpieczenstwa<br />

elitarnosci, 0 ktorym tyle mowiono podczas dyskusji. Wydaje mi<br />

si~, ze we wszystkich tych wypadkach chodziloby przeciez 0 jeden<br />

cel ostateczny, ktory usprawiedliwia wszystkie masowe czy bardziej<br />

elitarne akcje duszpasterskie: 0 przeiycie religijne. Jesli tego<br />

nie rna, wtedy wszelkie dzialania Sq niepotrzebne. Wtedy taka grupa<br />

mlodziezowa przeradza si~ w jeszcze jeden dose ekskluzywny sposob<br />

sp~dzania czasu. Wtedy wytwarza si~ niezdrowy snobizm i hermetycznose.<br />

Staje si~ to modne i jako moda dose szybko si~ konczy.<br />

Jak slyszalem od znajomych, wielu grupkom grozi to w dose powazny<br />

sposob. Stanowczo jestem przeciw tego typu grupom. Przede<br />

wszystkim trzeba liczye na kontakty indywidualne duszpasterza<br />

ze studentem czy studentow mi~dzy sobq. Jesli spontanicznie oddolnie<br />

uformuje si~ jakas grupa, to dobrze. Nie nalezaloby raczej<br />

odgornie, w sposob sztuczny stwarzae takiej grupy. Trzeba chyba<br />

bardziej wyjse mi~dzy ludzi, do mieszkan, kawiarni, klubow.<br />

W takim zakresie, w jakim to jest u nas obecnie mozliwe. I tutaj<br />

jest duza rola dla ludzi zaangazowanych juz w katolicyzm. Przyklad<br />

i wspolnota rowiesnikow 0 wiele wi~cej moze, niz to si~ na<br />

pozor wydaje.<br />

Prosz~ jeszcze 0 jednym pami~tae. Nie jest to tylko moje zdanie,<br />

ale i wielu innych ludzi. Nie trzeba nam duszpasterzy, ktorzy doskonale<br />

potrafiq mowie 0 wspolczesnej literaturze, filozofii, czy<br />

filmie. To potrafimy sami. Nam trzeba duszpasterzy, ktorzy<br />

n a s z y m j ~ z Y k i e m potrafiq mowie 0 Bogu, 0 Ewangelii, 0 relacji<br />

Bog - czlowiek. Bo tylko po to tam si~ przychodzi. Wszystkie<br />

inne sprawy mozemy poznae w innych srodowiskach. Jesli ktos<br />

przychodzi do duszpasterstwa akademickiego w innym celu, to<br />

znaczy, ze nie potrafil znaleze sobie innego srodowiska. Wtedy<br />

wlasnie tworzq si~ takie towarzystwa wzajemnej adoracji, w ktorych<br />

nie wiadomo co robie. I to jest wlasnie slabose takich grup.<br />

I jeszcze jedna sprawa. Trzeba liczye si~ z tym, ze istnieje<br />

ogromna potrzeba elementarnej prawie katechizacji i wiedzy religijnej.<br />

0 takich wypadkach, ktore ilosciowo przewazajq, nalezaloby<br />

pomyslee przede wszystkim, a nie tylko 0 ludziach juz w jakis<br />

sposob zaawansowanych. Wiem 0 tym z pierwszej r ~ld, to jest z codziennych<br />

rozmow i dyskusji. Ale tam trzeba juz od razu ukazae<br />

autentyczny, to jest ewa ngeliczny katolicyzm, bez wszelkich zaslon,<br />

otoczek, modyfikacji. Pokazae jego zwiqzek z codziennym zyciem<br />

kazdego czlowieka. To byloby n ajtrudniejsze zadanie duszpasterstwa<br />

akademickiego. Ale chyba jedynie potrzebne.


46 MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

II<br />

DORQTA: Musz~ si~ przyznac, ze choc od pi~ciu lat jestem studentkq,<br />

nie spotkalam idealnego duszpasterza. Mimo ze spotykalam<br />

wspanialych ludzi, bardzo mqdrych, ale jako duszpasterzom brakowalo<br />

im zawsze jednego, mianowicie jakiejs bezposredniosci, kontaktu<br />

na codzieil. ze studentem, wszystko odbywalo si~ na zasadzie<br />

"powiedziano - wysluchano", w przedsionku juz rozmawialo si~<br />

o zaj~ciach, a dyskusja przekladana na srody i piqtki, to juz nie<br />

bylo to, co dyskusja na gorqco, dyskusja nawet w trakcie, to<br />

utrudnialo rozwiqzywanie aktualnych problemow i problem6w poruszanych<br />

w czasie konferencji. Jakie wymagania stawia si~ duszpasterzom?<br />

Trudno mi tak zaraz zebrac wszystko, ale przede<br />

wszystkim - nie stwarzanie dystansu: "ja jako przedstawiciel<br />

Magisterium Ecclesiae, a wy spod ambony", tylko jakas forma<br />

. dialogu, forma dyskusji, w tym sensie, ze duszpasterz cos podaje<br />

ale zawsze z nastawieniem na zainteresowanie, na aktualne potrzeby<br />

srodowiska studenckiego. I tutaj nie trzeba si~ bac nowoczesnosci,<br />

mimo glosow w dyskusji, ze to sztuczne, naciqgane.<br />

Kazdy eksperyment wydaje si~ z poczqtku dziwactwem, ale gdy<br />

potem daje efekty, to okazuje si~ czyms godnym nasladowania.<br />

Postulowalabym tu jak najdalej idqce eksperymenty, nowe formy<br />

dzialalnosci, a nie zamykanie si~ w klasycznych srodkach jak np.<br />

Msza sw., kazanie, ale dyskusja, rozmowy, wycieczki, spotkanili<br />

towarzyskie. Zeby duszpasterstwo akademickie i te fOl'my zycia,<br />

jakie one postuluje, nie byly jakqs enklawq w naszym zyciu, tylko<br />

zeby bylo to organicznie zwiqzane ze wszystkim, co robimy na<br />

codzieil..<br />

Przede wszystkim Ewangelia, ale pokazywana przez epidiaskop<br />

wspolczesnosci. Nie mowic tylko 0 milosiernym Samarytaninie<br />

z Ewangelii, ale w relacji do "teraz" np. 0 czlowieku, ktory wypadl<br />

z tramwaju. Nie tylko Ewangelia, ale r6wniez sprawy etyczne jak<br />

najszerzej poj~te, a poza tym sprawy wsp6lczesnej filozofii katolickiej.<br />

My tak malo wiemy, nie mamy okazji z tym si~ zetknqc,<br />

przedstawienie tego, co w innych gal~ziach nauk nazywa si~<br />

"aktualny stan badan", nowych poglq'dow, nowych myslicieli, co<br />

.jest wnoszone nowego do nauki Kosciola. To by prowokowalo do<br />

dyskusji i dawalo wiele nowego. Czy duszpasterz powinien siac<br />

burz~? Wydaje mi si~, ze ta burza juz jest, jak si~ zdqzylam zorientowac,<br />

w srodowisku studenckim, i nie wiem, na czym by polegalo<br />

jej sianie. Uwazam, ze duszpasterz powinien aktualnie do potrzeb,<br />

ktore wYsonduje, poruszac te problemy, ktore Sq wqtpliwe, a nie,<br />

jak m6wil ks. Tischner - m6wic to, co si~ da bardzo precyzyjnie<br />

udowodnic. Wlasnie uczulac, wyeksponowac te rzeczy, ktore nie Sq


MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

47<br />

naukowo udowodnione, zeby potem nie bylo rozczarowaii i walki<br />

z wiatrakami, ale zeby bylo wiadomo: tu jest miejsce na wiar~,<br />

tu Tajemnice, to naukowo udowodnione. "Siae burz~" to pobudzae<br />

do myslEmia, pobudzae inicjatyw~.<br />

Te formy dotarlyby do tych, 0 ktorych mowil TeiL.~ard de Chardin,<br />

ze chodzq skrajem Kosciola, ze si~ mijajq z Kosciolem. Bo<br />

Msza sw. i Eucharystia - nie powinny bye jedynym kryterium<br />

przynaleznosci do srodowiska, na ktore oddzialywuje duszpasterz.<br />

Powinno bye miejsce dla ludzi, ktorzy wqtpiq, buntujq si~, odchodZq<br />

- wlasnie w tych nowych formach. Czy tworzye gminy duszpasterskie,<br />

dla ktorych warunkiem przynaleznosci bylby udzial<br />

w Eucharystii? Wydaje mi si~ to niesluszr.i e krzywdzqce dla tej<br />

wi~kszosci studentow, ktorzy si~ mijajq z Kosciolem.<br />

MARIA: Co i jak powinni mowie duszpasterze? Konieczne jest<br />

uswiadomienie sobie tego, ze duszpasterze nigdy nie podadzq nam<br />

tego wszystkiego, co chcemy i co b~dziemy chcieli. Mnie si~ wydaje,<br />

ze ich rola powinna si~ sprowadzae do tego, zeby u nas<br />

pobudzie zapotrzebowanie. Zainteresowanie si~ tymi sprawami<br />

i przekonanie 0 potrzebie zagl~biania si~ samemu w te rzeczy. Bo<br />

wiem z doswiadczenia osobistego, ze przez pi~e lat kontaktu z duszpasterstwem,<br />

90% musialam robie sarna pod wplywem duszpasterza.<br />

Po drugie, "sprawy, ktore bysmy chcieli" - tu bardzo istotne<br />

jest nauczenie nas zycia z Ewangeliq na codzieii, bo z tego plynie<br />

wszystko, a wi~c potrzeba intelektualnego pogl~bienia si~ i potrzeba<br />

pracy nad sobq, pogl~biania zycia wewn~trznego, to wszystko<br />

plynie z tego.<br />

HELENA: Nawiqzujqc do poprzedniej wypowiedzi - jakie zadania<br />

stojq przed duszpasterzem - czy rna on uczye czy wychowywae,<br />

jak to rna wyglqdae. Ja si~ opowiadam za duszpasterzem, ktory<br />

"sieje burz~" w tym znaczeniu, ze burzy umeblowanie glowy po to,<br />

ieby na nowo meblowae. W srodowisku akademickim Sq ludzie,<br />

ktorzy chcq si~ dowiedziec czegos 0 sprawach wiary, 0 kt6rych wiedZq<br />

bardzo malo, a to, co wiedzq, bywa cz~sto wypaczone. I wlasnie<br />

to stare umeblowanie nalezy przemeblowac. I dlatego ten, kt6ry<br />

sieje burz~ i wprowadza zam~t zmusza do myslenia.<br />

Student, kt6ry z tym si~ zetknie, wyrabia sobie wlasny sqd<br />

o roznych sprawach. Do tego niezb~dne Sq dyskusje: dyskusje<br />

krytyczne, nawet bardzo krytyczne.<br />

Ale kiedy nastqpie moze dyskusja? To zalei:y oczywiscie od<br />

duszpasterza i wykladu. Wyklad P1usi bye jasny i prowokujqCY do<br />

dyskusji.


48 MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

MONIKA: Chcialabym powiedziee cos kompromisowo 0 sianiu burzy.<br />

Nie wiem, czy sluszne byloby "siae burz~" wsr6d studentow,<br />

ktorzy i tak Sq w tym wieku, w ktorym do burzenia starego, tradycjonalnego<br />

porzqdku w dziedzinie religii dochodzi si~ zwykle samemu.<br />

Tu r6wniez chodziloby 0 ludzi, kt6rzy "mijajq" si~ z wiarq,<br />

a nawet i 0 tych, ktorzy nie tyle mijajq si~, co szukajq, majq wqtpliW0sci,<br />

problemy. Czy rzeczywiscie mozna wtedy burzye do<br />

reszty wszystko, co lqczy ich jeszcze z religiq i czy mozna w ogole<br />

tylko burzye, nie dajqc na to miejsce nic nowego?<br />

PIOTR: Przypomina mi si~ przypowiese 0 kwasie chlebowym. I tak<br />

j1\ chyba t r z e b a interpretowae jako obraz postaw chrzescijanina:<br />

ci1\gle przebudowywanie. Wydaje mi si~, ze to w pocz1\tkowym<br />

okresie przybiera form~ burzy, wywracania, si~ wszystkiego, ale<br />

niewqtpliwie z czasem, gdy czlowiek szereg takich pr6b przejdzie,<br />

speglqda na rzecz bardziej calosciowo i wtedy chyba wyglqda to<br />

juz inaczej. Wtedy, wydaje mi si~, jest to juz swiadoma postawa<br />

chrzescijanska, juz konstruktywna.<br />

MARIA: Istnieje jeszcze problem, kt6ry przydaloby si~ rozwiqzae,<br />

problem zaj~cia si~ mlodziez1\ vi momencie przeskoku na I rok<br />

studi6w. Jest 80-90% mlodzieZy, ktora separuje si~ od rodziny<br />

i wchodzi w nowy swiat; ten swiat zaczyna im imponowac ­<br />

i teraz problem, zeby jakos tej mlodziezy pom6c znalezc siebie<br />

i t~ prawdziwq nowoczesnose, ten jakis styl bycia. Bo jest si~<br />

jakby wytrqconym z posad i rzeczy male zaczynaj1\ imponowae.<br />

Zeby przynajmniej mlodziez I roku dowiedziala si~, ze istnieje<br />

duszpasterstwo. Wielu w ogole si~ w tym nie orientuje.<br />

DOROTA: Chcialabym poruszyc jeszcze inny problem - dotycz1\cy<br />

metody dzialania. Jestem zwolenniczkq elity w znaczeniu grupy<br />

ludzi zaangazowanych, odpowiedzialnych za siebie i za to, w co<br />

si~ angazujq. Wydaje si~, ze to b~dzie najbardziej owocna forma<br />

pracy posredniej, pracy duszpasterskiej. I tutaj w "elitach" (juz<br />

mowi~ w cudzyslowie) widzialabym czynnik, ktory pozwalalby nawia,zae<br />

kontakt ze srodowiskami areligijnymi. To byliby ludzie,<br />

ktorzy przygotowani do tego intelektualnie i emocjonalnie potrafiliby<br />

nawiqzae kontakt z innymi. Nie mowi~ tu 0 jakims nawracaniu,<br />

ale w forItlie dyskusji i to takiej, zeby bylo wiadomo, jakq<br />

si~ reprezentuje wartosc w srodowisku tak roznym, jak studenckie.<br />

Tu podkreslam jeden aspekt, mianowicie ogromnq odpowiedzialnose,<br />

jakies zobowiqzanie, zeby bye konsekwentnym w kazdej<br />

dziedzinie zycia, pojmowae to jak najszerzej. Obserwujqc wszystkie<br />

ruchy spoleczne, mowiqc najbardziej ogolnie mozna bylo


MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

49<br />

stwierdzie owocnose jakiegos ruchu dzi~ki temu, ze istniala grupa<br />

ludzi zaangazowanych, ktorzy powodowali, ze ideologia stawala<br />

si~ coraz powszechniejsza. Elity Sq zawsze, moze nie zawsze nazwane<br />

i uswiadomione, ale potrzebne. Ksiqdz nie powinien si~ ograniczac<br />

do garstki, kasty... raczej powinien spoglqdae na srodowisko studenckie,<br />

z kt6rym ma do czynienia. Okaze si~ wtedy, ze "elita"<br />

niepomiernie wzrosnie, wzroSnie ilose "ludzi, kt6rymi warto si~<br />

zajlie". Zresztq srodowisko studenckie jest srodowisldem plynnym,<br />

a wi~c trudno mowie 0 jakiejs zamkni~tej elicie.<br />

MONIKA: Zwiedzajqc koscioly w miasteczku uniwersyteckim na<br />

Zachodzie, zobaczylam afisz - czlowiek wsparty ·na r~kach, taki<br />

"dekadencki" - pytam, co to jest. Okazuje si~, ze jest to rzecz<br />

prowadzona przez ksi~zy i przez swieckich katolikow: podany jest<br />

numer telefonu: "Masz klopot - zadzwoil., zabraklo Ci pieni~dzy,<br />

nie masz gdzie spac, nie masz co jese, zakochales si~, jestes chory,<br />

straciles wiar~... ". I taki ktos przychodzi, przedstawia swojq spraw~<br />

i ten ksiqdz nie powie mu zadnego kazania, nawet nie b~dzie nawiqzywal<br />

do spraw religii ...<br />

DOROTA: W iyciu trzeba odr6znie postaw~ katolika od· postawy<br />

czlowieka bardzo etycznie wyrobionego. Cz~sto nas tu przewyzszaj'l<br />

at~isci - w tej postawie wlasnie czysto ludzkiej, w kulturze zycia<br />

z ludzmi. Cz~sto trudno odroznic tego, ktory dziala wedlug zasad<br />

Ewangelii, od tego, kt6ry realizuje w mysl etyki swieckiej poszanowanie<br />

ludzkiej godnosci i ludzkiej wolnosci decyzji.<br />

MONIKA: Jezeli dzialamy dla "dobrego przykladu" z apriorycznym<br />

zalozeniem "ja jestem lepszy" - wykluczamy mozliwosc oddzialywania.<br />

Na "imponowanie postawq" odpowiada si~ wzruszeniem<br />

ramion i stwierdzeniem: "wariat albo swi~toszek".<br />

<strong>Znak</strong> - 4


PAWEt ClEClOT<br />

KARTKI Z DZIENNIKA<br />

1958<br />

Czlowiek jest jakos dziwnie ustawiony w stosunku do otoczenia,<br />

wszystko jedno czy innych ludzi, czy tez przyrody. Jest niewqtpliwie<br />

jej cz~sciq przez swojq natur~ fizYCZllq, a przez swojq naturE:<br />

duchowq jest w jakis spos6b zaskoczeniem.<br />

Wszystko wydawaloby siE: proste, gdyby nie ta natura duchowa,<br />

gdyby nie brakujqce ogniwo w ciqgu ewolucyjnym, kt6re stanowi<br />

jakqs podniecajqcq zagadkE:. Jezeli staniemy na stanowisku istnienia<br />

pozamaterialnej natury czlowieka, to wtedy staje siE: on jakims<br />

dziwnym m0l1strum pozbawionym racjonalnego sensu. Wymyka<br />

siE: wszelkim precyzyjnym okresleniom, wylqcza z ciqgu ewolucyjnego.<br />

Jego natura fizyczna jest mu wprawdzie posluszna, ale tamta<br />

druga polowa staje d~ba. Zaczynamy sobie zdawac spraWE: z paradoksu<br />

naszego istnienia, wszystko zaczyna si~ powoli komplikowae.<br />

Przyjmujqc istnienie jakiejs duchowosci stajemy przed problemem<br />

odpowiedzialnosci za zycie, przestaje ono bye pchaniem prowadzqcym<br />

ku smierci. Wiara staje si~ koniecznosciq.<br />

Po dokonaniu zasadniczego wyboru stajemy w sytuacji, z kt6rej<br />

nie ma unik6w, musimy na nowo i stale wybierac.<br />

Zaczynamy powoli zdawac sobie spraw~ ze swojej niedoskonalosci<br />

a jednoczesnie ogromnej zaleznosci od Boga. Budzi siE: w nas UCZllcie,<br />

kt6re mozna okreslic jako wstr~t do siebie samego, i to jest<br />

poczqtek, kt6ry moze doprowadzie do zalamania, a moze stne s i ~<br />

odskoczniq do ustawienia siE: w prawdzie i do autentycznej pokory.<br />

Trzeba zaczqe od zrozumienia siebie, od rozebrania siE: na c z~sc i,<br />

przeanaJizowania kazdej z nich, zrozumienia, zlozenia razem i zastanowienia<br />

siE:, co z tym wszystkim dalej robie. To jest dobry<br />

poczqtek, bo jest ustawieniem si~ w prawdzie w stosllnku do Boga<br />

i swiata. Wydaje mi siE:, ze prawdziwa pokuta jest jednoznaczna


KARTKI Z DZIENNIKA<br />

51<br />

z prawdziwq pokorq, wyplywa z niej i bez meJ nie istnieje. Jest<br />

ona ehyba zdaniem sobie sprawy z niedotrzymania warunk6w<br />

umowy z Bogiem, ze swej pozycji w stosunku do Niego. Polega na<br />

bardzo pokornym i wlasciwym ustawieniu si~ w hierarehii byt6w<br />

stworzonyeh.<br />

*<br />

Skoilezylem dzis osiemnascie lat.<br />

Powiedz mi, ezy ezlowiek zyje w prawdzie, ezy praeujqc na rzeez<br />

drugieh nie klamie, nie stwarza sobie fikeji milosci blizniego, ezy<br />

nie jest po prostu pozerem w stosunku do innyeh ludzi. Nie wiem,<br />

ezy ezynienie dobra jest peIne, ezy w ogole ezynienie ezegokolwiek<br />

nie jest narkotykiem, ktory zaspokaja nasze dqznosei, ezy<br />

wlasciwie nie powinnismy odstawic na bok wszystkieh fikeji zyciowych,<br />

wydaje mi si~ nawet, ze wi~kszosc otaezajqeyeh i pozqdanyeh<br />

przez nas spraw jest fikejq, jest 0 tyle realna, 0 ile wywiera<br />

na nas wplyw.<br />

Czlowiek, kt6ry osiqgnql pelni~, nie pozqda juz niczego proez Boga<br />

a wlaseiwie pozqda 0 tyle, 0 ile moze go to do Boga doprowadzic.<br />

ezy sensowne jest zajmowanie si~ sprawami, ktore bezposrednio<br />

do Boga nie prowadzq, ezy nie nalezaloby tego wszystkiego odrzueic.<br />

A z drugiej strony ezy posiadam Boga na tyle, by zapelnie powstalq<br />

luk~, wprowadzenie religijnosei na sil~ nie rna najmniejszego sensu,<br />

uwazam, ze na wszystko przyjdzie ezas i ezlowiek w pewnym momencie<br />

poezuje potrzeb~ ofiary, b~dzie to moment dojrzenia owoeu,<br />

a wtedy ofiara staje si~ konieezna, co weale nie umniejsza jej wartosei.<br />

Wydaje mi si~ jednak, ze angazowanie to nie powinno bye<br />

za intensywne, trzeba uwazae, by te sprawy nie poehlon~ly nas<br />

calkowieie, we wszystkim trzeba szukae Boga.<br />

Na razie moze jeszeze robi~ to bardzo niedoskonale, ale niewqtpliwie<br />

chcialbym Go znalezc, choc moze slowo znaleic nie jest tu<br />

najwlasciwsze, Boga wlaseiwie si~ nie szuka, od momentu postawienia<br />

pytania, od momentu wyrzeezenia slowa Bog, ezlowiek<br />

Go odnajduje.<br />

Dalszy proees polega na wgl~bianiu si~ w t~ studni~ bez dna, rozszerzaniu<br />

swojego 0 Nim poj~cia, a poznanie to nie ma granie i zaw~zone<br />

jest jedynie przez naszq ludzkq natur~ .<br />

Tak zwane sprawy swiatowe niewqtpliwie odwodzq od tego, ale<br />

w jakis spos6b pogl~biajq nasze 0 Bogu poj~eie, dajq zrozumienie<br />

swiata, ktory ostateeznie przeciez takze jest bozy.<br />

Nie mozna starae si~ zostac swi~tym na gwalt. Okolieznosci, ktore<br />

wydajq nam si~ niezb~dne juz teraz, nadejdq we wlaseiwym ezasie,


52 PAWEL CZECZOT<br />

trzeba tylko postarac si~ zrozumiec sens tzw. woli bozej i spokojnie<br />

czekac wypadk6w, kt6re z pewnosciq wyjdq nam na korzysc.<br />

Poczekajmy na "znak", ktory nas wysadzi z siodla obecnego zycia<br />

i uczyni jednym z tych powaznych wariat6w, wariat6w, kt6rzy<br />

zycie bio];q na serio.<br />

*<br />

Cz~sto odczuwam wyraznie jakqs obecnosc Boga, nie jest to uzaleznione<br />

od nastroju, moze dziala sytuacja, w jakiej czlowiek si~<br />

znajduje.. Chcialbym zye alba na zapadlej wsi, albo w pustelni,<br />

albo w jakims brudnym mieszkanku na Kazimierzu. Upatrzylem<br />

juz sobie podworko z trzema drzewkami i studniq, ludzie, kt6rzy<br />

tam zyjq, nie zdajq sobie sprawy z tego, co jest w ich posiadaniu,<br />

nie umiejq wykorzystac Boga, kt6ry wypelnia ich pomp~, podw6rko,<br />

trzy drzewka i korytko. A to ma jakis nieprawdopodobny urok.<br />

Boze, czasem wydaje mi si~, ze jakos bardziej tam jestes niz gdzie<br />

indziej, choe wiem, ze jestes wsz~dzie, to jednak zdaje mi si~, ze<br />

jest inaczej. Pisz~ 0 tym jakos bez wyrazu, chcialbym umiee takie<br />

sprawy przedstawiac niejako automatycznie, tak aby r~ka byla prowadzona<br />

od srodka bez kontroli rozumu.<br />

Czasem czuj~ w sobie niesamowicie mocny ladunek uczuciowy, czuj~<br />

Boga skorq i chcialbym to w jakis spos6b wyrazic, alezdaj~ sobie<br />

spraw~ z niedoskonalosci slowa, nie jest to pustym pokorniackim<br />

frazesem, mog~ z czystym sumieniem powiedziec, ze sprawy te Sq<br />

nie do wyrazenia. Chcialbym napisac cos, co mogloby trafic do<br />

drugich, ukazae pewne pytania, kt6re gn~biq nie tylko mnie, ale<br />

i innych. No, ale trudno! nie jestem literatem i nie potrafi~ tego<br />

tak latwo sprokurowae.<br />

Moze lepiej wyraza to, czego chc~, niebieski balkon, zielone skrzynki<br />

i biale petunie w czarnej ziemi. Doprawdy wszystko jakos mowi<br />

za siebie, ale my nie umiemy tego czytac, zqdamy znaku z nieba<br />

a nie potrafimy odczytywac znakow, ktore Sq nam dane choc tyle<br />

ich naokolo, chocby proste milosierdzie.<br />

'"<br />

J ak to jest z t q milosciq Boga? Nigdy nie zdarzylo mi si~ odczuc<br />

tego wyraznie, nigdy nie zdalem sobie sprawy z tego, ze Go kocham,<br />

o ile Go kocham, wydaje mi si~, ze moment stwierdzenia w sobie<br />

istnienia tej milosci moze bye momentem przelomowym, moze<br />

mocno szarpnqe czlowiekiem i zmienie cale jego zycie.<br />

Czekam na moment przyjscia milosci bozej. Bez milosci blizniego<br />

nie ma milosci Boga, ale mimo to, ze Bog utozsamil si~ z potrzebujqcym,<br />

mimo to chcialbym odczue czasem jakqs wdzi~cznosc, takq,


KARTKI Z DZIENNIKA 53<br />

jakll si~ rna do drugiego czlowieka za dobre slowo, przyjazny <br />

usmiech czy bukiecik fiolk6w. <br />

Nie wiem, czy nam zwyklym ludziom dost~pna jest wielka milose <br />

swi~tych, owo plomienne umilowanie sw. Franciszka, Zywe umi­<br />

lowanie. <br />

Sqdz~ ze na razie nie, ale mysl~, ze mozemy pr6bowac, bez wzbi­<br />

jania si~ w pych~, tej malej wdzi~cznosci i milosci, kt6ra z wdzi~cz­<br />

noBci wyplywa. Cala jednak trudnosc polega na zrozumieniu bli­<br />

skoSci Boga, jest on dla nas tak bardzo odlegly wlasnie przez swojq <br />

bliskoBC, to tak jak szukamy klucza po calym mieszkaniu, nie przy­<br />

puszczajqc, ze moze on tkwic w zamku lub w kieszeni; nie spo­<br />

dziewamy si~, ze najprostsze rozwiqzanie moze si~ okazac prawdziwe.<br />

. <br />

Sam nie wiem, jakie ono jest, jest n!ewqtpliwie dla kazdego inne, <br />

osobiste. Poszukajmy tej milosci po kieszeniach a s q dz~, ze uda sip, <br />

jq tam znalezc. <br />

Trudno mi jest zrozumiec problem naszej wielkosci, ale niewqt­<br />

pliwie zdaj~ sobie spraw~, ze takie cos istnieje. Nie chc~ tu pisac <br />

o tym, co tysiqc razy powtarzano, 0 wcieleniu, 0 smierci, 0 zblizeniu<br />

si~ Boga do nas, 0 milosci, nie 0 to mi chodzi. Wielkosc polega na<br />

zrozumieniu swej maloBci i sqdz~, ze Sokrates byl wielki wlasnie<br />

przez to, ze zrozumial swojq malosc, sw6j stosunek do swiata, swoje<br />

w nim miejsce. lstota, kt6ra jest naprawd~ mala, nie zdob~dzie si~<br />

nigdy na pokut~, nigdy nie potraff zdac sobie sprawy ze swej znikomosci<br />

nie tyle wobec natury, Be wobec Boga.<br />

I chyba naprawd~ szczyt jest w tej sokratejskiej wiedzy niewiedzy,<br />

w owym szczycie pokory, kt6ry czyni nas naprawd~<br />

wielkimi ustawiajqc w prawdzie, kt6ra sarna jest wielka i tam<br />

gdzie ona jest, przeb6stwia to, czego dotknie.<br />

Slyszalem kiedys legend~ 0 Sw. Graalu, kielichu glinianym, do kt6­<br />

rego Aniolowiezbierali krew Chrystusa w czasie J ego M~ki i kt6ry<br />

pod wplywem milosnej kontemplacji przemienil si~ w krysztal.<br />

I tak jest z czlowiekiem, chodzi 0 to, aby ta prawda, kt6rq przyjmie,<br />

wobec kt6rej si~ ustawi, zacz~la promieniowac przez tEl glin~,<br />

z kt6rej przeciez jestesmy stworzeni, a zamieni siE1 w krysztal<br />

niewqtpliwie.<br />

*<br />

o przYJazm nie jestesmy w stanie nic powiedziec, poniewaz nie<br />

jest nam dostE1pna. Wlasciwie osmielam siE1 twierdzic, ze przyjazn<br />

nie istnieje (chodzi mi tu w tym wypadku 0 przyjazn miE1dzy ludzmi; .<br />

przyjazn z Bogiem istnieje niewqtpliwie).<br />

Powiedzial mi ktos "jest to tak jak w stosunkach mi~dzy pojE1ciami<br />

w graficznym przedstawieniu: nigdy k6lka oznaczajqce poj~cia nie


54 PAWEL CZECZO-T<br />

przenikajq siE; calkowicie, bo gdyby tak bylo, pojE;cia bylyby tozsame,<br />

zawsze cZE;SC pozostaje na zewnqtrz".<br />

Nigdy nie bE;dzie mozliwe przenikanie siE; tych dw6ch k61ek i analogicznie,<br />

w najtajniejszych swoich glE;biach czlowiek pozostanie<br />

zawsze sam. Nie natknqlem siE; dotqd na jakqs przyjazn, w ktorej<br />

te dwa kola wymienne bylyby przynajmniej w polowie, szukam<br />

i nie mogE; znalezc. Na razie zastE;puje mi to duza ilosc przyjaciol,<br />

z kt6rymi lqczq mnie stosunki opierajqce si~ raczej na wsp6lnych<br />

zainteresowaniach niz na jakims wewnE;trznym kontakcie.<br />

Szukam, lecz wydaje mi siE;, ze nigdy nie znajdE;, ze przyjazn nie<br />

istnieje, ze najglE;bsza jest mozliwa tylko pomiE;dzy Bogiem a czlowiekiem.<br />

A ziemska przyjazn jest tylko jej namiastkq, jest drogq<br />

do odnalezienia Boga. Szukanie przyjazni jest podswiadomym szukaniem<br />

Boga w ludziach. I po wielu rozczarowaniach na samym<br />

dnie odnajdujemy Boga, bo on jest na poczqtku i na koncu wszystkiego<br />

i gdzie by siE; nie siE;gnE;lo, tam chcqcy czy nie chcqcy natrafimy<br />

na Niego.<br />

A moim zdaniem najiatwiej mozna na Niego trafic badajqc czlowieka<br />

i pozostajqc z nim w jak najblizszych stosunkach, wydaje<br />

mi siE; r6wniez, ze Boga jednak prE;dzej mozna odnaleZc badajqc<br />

stworzenie, kt6rym jest czlowiek, niz stworzenie, ktorym jest swiat.<br />

Co mamy wybrac? jest to problem fascynujqcy. Czy B6g, czy swiat?<br />

Ot6z zdaje n-ii siE;, ze jedno i drugie.<br />

Chodzi tu tylko 0 umiejE;tnosc odkrywania pewnych rzeczy na<br />

nowo. -Poczqtkowo olsni'eni swiatem, nie przygotowani na jego<br />

dzialanie, gotowi jestesmy pasc mu w objE;cia bez zastanowienia,<br />

ale to moze okazac siE; zle, bo sprawy, na kt6re nie jestesmy przygotowani,<br />

mogq nas wciqgnqc, zemlec i wypluc jako juz bezuzytecznych.<br />

To tak jak banda zb6j6w lapie ciebie, abys im pom6g1,<br />

a potem gdy przestaniesz bye uzyteczny, zabija, bys nie wydal<br />

tego, co wiesz.<br />

Trzeba siE; strzec tego, co nieznane i zarazem grozne, ale trzeba<br />

zastosowac tu spos6b, kt6ry zastosowal chestertonowski ,,:iywy<br />

czIowiek" obchodzqc swiat dookola, by na nowo odkrye sw6j Dom.<br />

Musimy spr6bowae obejse swiat dookola, to nam moze duzo dae.<br />

Wtedy b~dziemy w stanie zrozumiec tE; prawdE;, ze nie swiat ma<br />

nas wchIonqc, ale my swiat, ze swiat zawsze p6jdzie za tym, kto<br />

mu ukaze drogE;, chocby mial go zabic z nienawisci. Podchlebianie<br />

zas prowadzi do tego, ze zostaniemy zmieleni i wypluci, wyjaIowieni<br />

i stworzy tylko pustkE; w srodku. Do tego da siE; zastosowac<br />

tzw. teoria balonik6w, kt6re wydmuchujemy sobie, jeden po drugim<br />

az do kOllca.<br />

Czasem idqc ulicq wieczorem widzialem tanczqce gromady ludzi,<br />

lub caIujqce siE; pary. Zdawalo mi siE;, ze oni posiedli szczE;scie.


KARTKI Z DZIENNIKA<br />

55<br />

Pozazdroscilem im tego i postanowilem sam sprobowae. Puscilem<br />

si~ na szerokie wody snobizmu i pozerstwa, pr6bowalem stae si~<br />

wielkim za wszelkq cen~, chcia1em zdobye rozg1os, aby przez to<br />

moc zaimponowae innym, zw1aszcza kobietom, ale zosta1em upokorzony<br />

nie po raz pierwszy, nie mia1em na to danych, by zostae<br />

"swiatowcem", czyms w rodzaju zlotego m1odzienca, a poza tym<br />

nie nadszed1 jeszcze czas na to, nie moglem bye swiatowcem, poniewaz<br />

nie obszed1em jeszcze swiata dooko1a i nie umialem nan<br />

spojrzee od drugiej strony. Dlatego tez zrazilem si~ do tego wszystkiego,<br />

co nie byto winq otoczenia tylko mojq, nie umia1em wlasciwie<br />

spojrzee.<br />

Pomysla1em nad pytaniem, dlaczego rzeczy, ktore Sq same w sobie<br />

dobre, wywierajq na mnie zly wp1yw, chyba bylo to mojq winq<br />

wynikaj,!cq znowu z nieumiej ~tnosci spojrzenia. W kazdym razie<br />

przekonalem si~, ze szcz~scie nie iezy w zaspokajaniu swoich zachcianek,<br />

poniewaz w momencie, gdy ustawal bodziec, pozqdanie<br />

wzrasta10 w dwojnasob.<br />

Trzeba go zatem szukae gdzie indziej. P6zniej zrozumia1em, ze kazda<br />

rzecz moze dae szcz~scie pod warunkiem, ze si~ na niq w1asciwie spojrzy,<br />

to znaczy kazdq rzecz mozna zle lub dobrze wykorzystac.<br />

Na drzewie mozna si~ powiesic, ale mozna z niego zrobie wiele<br />

pozytecznych rzeczy. Chodzi 0 to, zeby si~ nie dac powodowac<br />

okolicznosciom i przez to nabrae wlasnej godnosci, wewn~trznego<br />

postawienia si~ w stosunku do otoczenia. Trzeba zobaczye swiat<br />

od tej drugiej strony, niejako od podszewki, w pewnym sensie<br />

trzeba go przenicowac i ujrzec go takim, jakim jest naprawd~, co<br />

nie jest 1atwe i wymaga wielkiego wyrobienia wewn~trznego.<br />

Nie myslcie, ze mnie si~ to udalo, ale zdaje mi si~, ze takie podejscie<br />

jest wlasciwe i ze wtedy b~dziemy mogli wybrac i swiat<br />

i Boga, jedno i drugie nie b~dzie wtedy sobie wzaJem przeszkadzae,<br />

bo konflikt jest tylko pozorny, wynika z niedoskonalosci naszej<br />

natury i z tego, ze nie umiemy z gl~bie swiata: Konflikt pomi~dzy Bogiem<br />

a prawdziwym swiatem nie istnieje, istnieje jedynie pomi~dzy<br />

Bogiem i zlem, kt6re jest wytworem swiata, ale swiatem niewqtpliwie<br />

nie jest. Gdy doszed1em do wniosku, ze pewne sprawy, chociaz<br />

dobre, nie dajq mi zadowolenia, spr6bowa1em poszukae dalej,<br />

wydawalo mi si~, ze moze to dac nauka, wiedza filozoficzna, ale<br />

zn6w nie umialem poszukac kolo siebie, zdawalo mi si~, ze wiedza<br />

lezy daleko w lndiach za oceanem. Marzylem, zeby tam wyjechac,<br />

zeby znalezc swojego mistrza, ktorego wyobrazalem sobie koniecznie<br />

jako Hindusa, czlowieka, ktory wiedzialby wszystko 0 wszystkim,<br />

znal rozwiqzanie wszystkich trudnosci. Na razie szukalem<br />

wsr6d swoich, ale ci wiedzieli a bo malo, alba nic. Pozniej odrzucHern<br />

lndie, i zn6w popclnilem blqd.


56 PAWEt. CZECZOT<br />

Trzeba bylo zastosowae metod~ obchodzenia swiata dookola i zaakceptowae<br />

z czystej nie transponowanej przez teozof6w filozofii<br />

indyjskiej to, co zaakceptowae si~ dalo.<br />

Teraz stoj~ przed problemem, kt6ry bye moze jest namiastkq problemu,<br />

przed jakim stan~lo chrzescijanstwo po odkryciu pism<br />

Arystotelesa: alba odrzucie albo przyjqe. Wszak dotychczasowa<br />

infiltracja ~ystotelesa byla przyczynq wylqcznie herezji. Jednak<br />

Tomasz wykazal, ze i Arystoteles moze bye chrzescijanski.<br />

Teraz my stoimy przed ogromnq niezbadanq skarbnicq wiedzy<br />

Wschodu, kt6rq przyjdzie nam zaakceptowac alba odrzucic. I znow<br />

dotychczasowa infiltracja Wschodu byla szkodliwa, Koscial nie<br />

mogl si~ przeciez podpisae pod pokr~tnq teozoficznq interpretacjq.<br />

Lecz przeciez trzeba cos z tym zrobic, musi znalezc si~ filozof,<br />

kt6ry podjqlby si~przyswojenia calej mysli Wschodu dla chrzescijanstwa.<br />

Bo przeciez wszystko, co dobre, naleZy do niego w jakis<br />

spos6b.<br />

Ostatnio zaczqlem uczye si~ czekae, trudna to sztuka, ale nie chodzi<br />

mi w tej chwili 0 spraw~ czekania w ogonku po mi~so czy po bilet<br />

do kina, choe i to w pewnym sensie wchodzi w zakres problemu.<br />

Czekac na co? Na to, co si~ rna stac.<br />

Cz~sto rozmawiam z przyjaci6lmi na temat doskonalosci, swi~tosci,<br />

wi~kszosc denerwuje si~, ze post~p, 0 ile jest, idzie tak powoli,<br />

chcieliby poznac metody przyspieszania tego rozwoju, tymczasem<br />

nie wiedzq 0 tym, ze post~pu nie mozna uczyc, czlowiek uczy si~<br />

sam przez zycie, uswi~ca si~ niejako przy okazji. Uczenie na sil~<br />

moze naprowadzic na falszywq drog~, 0 ile nie zwichnqe charakter.<br />

Gdy kwiat rosnie i rozwija si~, troskliwy ogrodnik nie pcha paluch6w<br />

do pqczka, aby przyspieszye jego rozkwitni~cie, podlewa go<br />

jedynie i chroni, aby nie zaszkodzily mu przymrozki. Tak sarno<br />

jest z czlowiekiem, trzeba nauczye si~ sztuki podlewania a nie<br />

kierowania czy raczej popychania, tak aby kazdy magi wyrosnqc<br />

na takiego, jakim jest a nie bye jezuitq, karmelitq czy benedyktynem,<br />

bo to go w jakis spos6b zaw~za. Dlatego wydaje mi si~, ze<br />

w dobrych klasztorach przelozeni pomagajq rozwijac si~ zakonnikowi<br />

w ramach reguly a nie wtlaczajq go bezmyslnie w jej<br />

. kanony.<br />

Staram si~ zrozumiec, ze wydarzenia w zyciu Sq przez Boga tak<br />

obmyslane, ze przychodzq w najkorzystniejszym momencie. Nam<br />

si~ moze wydawac, ze wyrzqdzajq szkod~, podczas gdy one nam<br />

tylko pomagajq, zwracajq uwag~ we wlasciwym kierunku, choeby<br />

byly nawet bolesne. Wszystko rna swoj czas, dia kazdego wydarzenia<br />

mUSZq wypelnie si~ dni. I wydarzenia te nas wychowujq.<br />

Bog sprawia, ze we wlasciwym czasie napotykamy wlasciwych<br />

Iudzi, choc moze nie spodziewalismy si~ tego. Mistrza odnajduje


KARTKI Z DZIENNIKA<br />

57<br />

si~ w momencie, kiedy przygotowani jestesmy na przyj~cie jego <br />

nauki. <br />

Czasem, gdy zobaczymy lub dowiemy si~ czegos za wczesnie, <br />

jestesmy wytrqceni z r6wnowagi i nie wiemy, jak si~ do ·tego <br />

ustosunkowac. Czasem spowiednicy usilujq aplikowae pewne me­<br />

tody doskonalenia si~, kt6re Sq w danym momencie szkodliwe, <br />

podczas gdy p6Zniej moglyby okazac si~ zbawienne w skutkach. <br />

Tym tlumacz~ sobie r6wniez to, ze gdy czasem usiluj~ cos prze­<br />

prowadzie i nie udaje mi si~, znaczy nie nadszedl jeszcze czas <br />

na to.<br />

*<br />

Jeszcze troch~ 0 obchodzeniu ziemi dookola, tym razem chodzi<br />

o miejsca, w kt6rych si~ dobrze czujemy, gdzie odpoczywamy,<br />

o ludzi dzialajqcych na nas dodatnio.<br />

Zauwazylem mianowicie, ze srodowiska takie po pewnym czasie<br />

powszedniejq, stajq si~ nudne i wr~cz denerwujqce, od czego to<br />

moze zalezec?<br />

Znam par~ takich miejsc, ale poczqtkowo dzialanie ich na mnie bylo<br />

bardzo powierzchowne, ograniczalo si~ tylko do impresji, przelotnego<br />

wrazenia, wywolanego sytuacjq i nastrojem chwili. Powodowalem<br />

si~ cz~sto takimi nastrojami, zadalem wi~c sobie pytanie,<br />

czy moje przyjaznie nie Sq zbyt powierzchowne, zar6wno w stosunku<br />

do miejsc jak i do ludzi z tymi miejscami zwiqzanych.<br />

I co gorsza doszedlem do takiego wniosku. Co robie? I zn6w pojqlem,<br />

ze trzeba ziemi~ obchodzie dookola, musz~ spr6bowac opuscic te<br />

miejsca i powr6cic do nich zn6w, przyjqe je inaczej, na nowo<br />

odczytae, popr6bowac ustawie w prawdzie. Bo rozczarowanie nie<br />

bylo winq danego srodowiska, byto winq wylqcznie mojq, poniewaz<br />

ja nie potrafilem dojrzee brak6w danej rzeczy i ustawilem<br />

jq za wysoko, nie tam, gdzie bylo nalezne jej miejsce, i tu byl<br />

blqd. Zqdalem boskosci od rzeczy ludzkich, kt6re z natury swej<br />

boskie nie Sq, majq cZqstk~ boskosci przez lask~, ale nie Sq boskie<br />

w stu procentach. Blqd byl m6j, poniewaz rzecz ukazywala mi si~<br />

takq, jakq byla, nie podsuwajqc zadnych lepszych ani gorszych<br />

stron. Ja nie umialem wnikliwie spojrzec na spraw~, nie umialem<br />

jej przeanalizowac i stqd rozczarowanie. Zdaje mi si~, ze od wielu<br />

rozczarowan uwolnilibysmy si~, nie wymagajqc od rzeczy i ludzi<br />

ponad ich miar~ i nie grzeszqc w ten spos6b wobec swych bliznich.<br />

Podczas gdy jestesmy pelni wyrozumienia dla swych slabosci, nie<br />

mozemy si~ zdobyc na to sarno w stosunku do innych. Zqdamy<br />

od ludzi, aby byli bogami, kt6rymi nie Sq i nie b~dq w tym zyciu.<br />

W tym miejscu mozna zastanowic si~ nad problemem rozpadania<br />

si ~ przyja£ni. Najcz~sciej polega to na wzajemnym rozczarowaniu


58 PAWEL CZECZOT<br />

si~ do siebie. Jedna osoba oSqdzi, ze druga jest idealem i na<br />

odwrot, a po blizszym poznaniu wychodzq na jaw wszystkie braki<br />

danego czlowieka, druga strona nie umie spojrzec prawdzie w oczy<br />

i tak jak dotychczas byla swym przyjacielem zafascynowana, tak<br />

teraz pot~pia go twierdzqc, ze si~ zawiodla. W jednym i drugim<br />

wypadku zostal popelniony blqd, w pierwszym ustawilismy czlowieka<br />

zbyt wysoko, w drugim zbyt nisko, ani jedno ani drugie<br />

ustawienie nie bylo prawdziwe, rozczarowanie wynikalo zatem<br />

z klamstwa, z klamliwej postawy wobec drugiego czlowieka.<br />

I tu znowu trzeba obejsc ziemi~ i powrocic do tej samej osoby,<br />

obejrzec jq z innej strony i przekonac sif~ 0 jej wadach, ale jednoczesnie<br />

i 0 zaletach, ustawic jq w prawdziwym swietle i nie<br />

krzywdzic ani zbytnim poniianiem ani zbytnim wywyiszaniem.<br />

Czyli wlasciwie wszystkie rozczarowania w stosunku do rzeczy<br />

i ludzi wynikajq z klamliwego ich ustawienia, dostrzegania nie<br />

istotnej ich wartosci ale tego, czego my oczekiwalismy od nich.<br />

Mamy swoj wyimaginowariy ideal i pod niego podstawiamy ludzi,<br />

nie umiemy ich przyjqc takimi, jakimi Sq, poniewaz i my nie<br />

jestesmy doskonali.<br />

Coi to jest klamstwo, czy to jest pospolite oklamywanie ludzi<br />

przez falszowanie i czynienie falszu. Owszem, i to tei, ale zdaje<br />

mi si~, ' ie pod termin klamstwo moina podciqgnqc wszystko to,<br />

co niezgodne z prawdq. Zegarek klamie pokazujqc falszywq godzin~,<br />

m~iczyzna klamie calujqc kobiet~, ktorej nie kocha, nie<br />

musimy uciekac si~ do grubego falszu, aby natrafic w iyciu na<br />

klamstwo, ktore jest w s z~dzie .<br />

Klamstwo jest falszywym ustawieniem si~ w stosunku do siebie<br />

Boga i ludzi, w momencie gdy zaczynamy wykonywac cos, co<br />

odwodzi nas od Boga, zaczynamy klamac iyciem i dlatego napisalem<br />

0 tym, ze kaidy grzech jest w jakis spos6b ldamstvvem,<br />

poniewai jest wycofywaniem si~, nieczynieniem pravvdy. "Mow<br />

zawsze prawd~" m6wHa mi matka, ale zapomniala dodac - czyn<br />

zawsze prawd~; coi z tego, ie ani jednym slowem nie sklamales,<br />

gdy klamiesz stale swoim iyciem.<br />

Gdy ludzie uwaiajq ci~ za dobrego i szlachetnego a ty w rzeczywistosci<br />

jestes inny, ukrywasz swoje zwierz~ pod koldrq i nie<br />

ukazujesz go ludziom, nie wypuszczasz go i przed sobq, a to jest<br />

w pewnym sensie takie klamstwem.<br />

Zastanawialem si~ nad swoim miejscem na ziemi, jaka jest tu<br />

moja pozycja i co wynika z ustawicznego niepokoju, ktory nie<br />

ustaje bez wzgl~du na napi~cie religijne. Zauwaiylem je takie<br />

u innych ludzi, u kt6rych stosunek do Boga jest nijaki lub<br />

przychylnie obserwujqcy. Niepokoj jednak istnieje i wzmaga si~<br />

w miar~ rozwoju myslenia kategoriami roiniqcymi si~ nieco od


KARTKI Z DZIENNIKA<br />

59<br />

przeci~tnych problemow interesujqcych ludzi na codzien. Ale<br />

wlasciwie jeieli istnieje we mnie niepokoj b~dqcy rodzajem po­<br />

. iqdania, to musi to bye poiqdanie stanu innego nii taki, w ktorym<br />

si~ obecnie znajduj~, jeieli oczywiscie stan ten moiemy nazwae<br />

poiqdaniem. Lapi~ si~ na tym, ie pragnqlbym nie miee lecz miee<br />

wi~cej, czyli wlasciwie liczy si~ stan przechodzenia, moment,<br />

w ktorym dana wartose wyisza od poprzedniej przechodzi w naszc<br />

posiadanie. Od chwili otrzymania i nacieszenia si~ danq rzeCZq<br />

czy odkryciem natychmiast zaczynam poiqdae miee wi~cej. Tak<br />

dzieje si~ gdy chodzi 0 wartosci materialnego posiadania, natomiast<br />

gdy idzie 0 nauk~, religi~, sztuk~, wtedy miee wi~cej przeksztalca<br />

si~ w miee pelniej, gl~biej posiadae danq spraw~, bardziej doskonale<br />

a wlasciwie przywlaszczye jq sobie zupelnie na wlasnose.<br />

Ale przedmiot pozqdania, ktory poczqtkowo wydal si~ maly,<br />

w miar~ zagl~biania si~ w niego zaczyna rosnqe w nieskonczonose<br />

w doslownym znaczeniu tego slowa, czyli wlasciwie nie jestesmy<br />

w stanie dotrzee do "konca". Tak jest z pozqdaniem szczegolnie<br />

Boga, bo wszystko inne w jakis sposob do Niego prowadzi.<br />

I w tym miejscu stop, .... Zastanowilem si~, czy ten Bog istnieje,<br />

wprawdzie nigdy Go nie utracilem, ale takie zastanowienie musi<br />

pr~dzej czy pozniej przyjsc i zle by bylo, gdyby nie przyszlo.<br />

Lecz zanim przyst1lpi~ do zastanowienia si~ nad tym, musz~<br />

cofnqe si~ nieco wstecz. Poczqtkowo poiqdanie bylo chceniem<br />

czegos nieokreslonego i chcenie to usilowalem zaspokoic przez<br />

stwarzanie sobie wartosci, ktorych dzialanie trwalo do momentu<br />

osiqgni~cia, potem pozostawala dziura, kt6rq trzeba bylo jakos<br />

zapclnie. I wszystko zaczynalo si~ od nowa. Wreszcie jednak<br />

rozbiwszy sobie par~ razy nos zrozumialem, ze w ten sposob<br />

do niczego nie dojd~. Trzeba bylo sobie stworzye cos, co starczyloby<br />

na dluzej. Pr6bowalem znaleie wartosc, ktora mialaby<br />

cechy trwania przynajmniej cale zycie.<br />

Zaczqlem malowac, ale malowae wiecznie nie moina, w mi~dzyczasie<br />

trzeba bylo cos robie i zn6w zaczqlem gonic za rzeczami,<br />

kt6re jednak pozostawily po sobie nieprzyjemny osad. Ba, latwo<br />

jest to napisac, ale trudniej jest przeprowadzie, trudno mi bylo<br />

odstawie tamto wszystko i wlaSciwie nie mog~ powiedziee, aby<br />

mi si~ to dotychczas udalo. Zapytalem, czy istnieje wi~c wartose<br />

tego rodzaju, ktora bylaby w stanie wypelnie cale zycie bez<br />

reszty.<br />

Inne wartosci nie byly mni~ w stanie zaspokoie, bo posiadalem<br />

swiadomosc ich niepelnosci; nie eliminowaly one niepokoju, wypelnialy.<br />

zycie jedynie wartosciami mocniejszymi od wartosci przelotnych<br />

a zatem byly niewystarczaJqce. Jakie wi~c cechy musi posiadae<br />

wartose, ktora mialaby wypelnie mi cale zycie? Przede wszyst­


60 PAWEt. CZECZOT<br />

kim musi bye niezmienna, musi zapewniae stan, w kt6rym niepok6j<br />

bylby wyeliminowany i musi istniee pozaczasowo, bo, jak napisalem,<br />

wartosci czasowe nie Sq w sfanie wyeliminowae niepokoju,<br />

i musi to bye stan, w kt6rym nie pozqdalbym nic wiE;cej, bylbym<br />

szcz~sliwy az po krance mojej istoty. Ale tu mozemy si~ zapytae,<br />

czy takie cos jest w og61e moZliwe. I tu przyszedl mi z pomocq sw.<br />

Anzelm Kantuaryjski, spr6bowalem przeprowadzie wersj~ jego<br />

dowodu ontologicznego w oparciu 0 istnienie pozqdania w czlowieku,<br />

0 kt6rym wyzej pisalem.<br />

Chyba pozqdanie nie jest zupelnie pozbawione podstaw, przeclez<br />

gdyby czlowiek byl tylko materiq wyzej zorganizowanq, wtedy<br />

nie pozqdalby nic ponad siebie samego, bowiem to, co jest ukoronowaniem<br />

procesu ewolucyjnego, nie jest w stanie pozqdae niczego,<br />

co byloby wyzej i inaczej, poniewai: takie cos po prostu by nie<br />

istnialo.<br />

o He nie istnialaby sfera ducha i rozum bylby jedynie wysoko<br />

zorganizowanq materiq, nie bylby po prostu w stanie pozqdae<br />

czegos wi~cej. Nie pozqda on przeciez wyzszego zorganizowania<br />

siebie, tylko stanu zaspokojenia, kt6rego nie jestesmy w stanie<br />

zapewnie soble sami; musi bye 6w stan realny gdzies w g6rze.<br />

*<br />

Trudno jest przeprowadzie w zyciu cos, co si~ zrozumialo a nawet<br />

przezylo; wnioski wysnute z Zycia mieszajq si~ z przeczytanymi ­<br />

nie wiem juz, co moje wlasne a co nabyte, pr6buj~ to wszystko<br />

jakos przyswoic przez odkrycie tego po raz drugi samemu. Lecz<br />

nawet to, co posiadlem juz na wlasnose, nie da si~ tak latwo przeprowadzie<br />

w zyciu, lada co zamajaczy przed nosem a juz daj~ siE:<br />

skusie i wszystko to, co zostalo osiqgni~te, odplywa gdzies na bok,<br />

a upadek staje si~ jeszcze bardziej upokarzajqcy niz poprzedni,<br />

nie mog~ si~ zdobye na to, by raz na zawsze z tym skonczye, to<br />

co robi~ i jak si~ zachowuj~ zalezy od srodowiska, w jakim si~<br />

obracam, jakie na mnie dziala w danym momencie. Ale zn6w<br />

z drugiej strony zdaj~ sobie spraw~ ze "wplywalnose" ta nie idzie<br />

do samego dna i zawsze po rozluznieniu nastE:puje kontrreakcja,<br />

kt6ra jest tym silniejsza, im rozluznienie bylo dalej idqce. I tak<br />

m6j zywot przebiega falami, a to nie jest dobrze i duzo bym dal<br />

za to, zeby si~ wyr6wnac, zdobye spok6j m~drca i uwolnie si~ od<br />

tej falowosci, kt6ra jest cechq swiat.a. Faluje on przez swoj~ niedoskonalose<br />

od skrajnosci do skrajnosci. Spok6j i stalosc jest<br />

zn6w w jakis spos6b uczestnictwem w Pokoju Bozym, zblizeniem<br />

si~ do niego Samego, do oglqdania jego doskonalej samotnosci.


KARTKI Z DZIENNIKA<br />

61<br />

Chcialbym zyc jakos beznami~tnie na zewnqtrz a cale zycie zepchnqc<br />

do srodka i skoncentrowac je na Bogu, ale to rowniez nie jest latwe.<br />

*<br />

Chcialbym zrozumiec, w jaki sposob mozna osiqgnqc samotnos(\<br />

kt6ra nie bylaby odci~ciem si~ od innych ludzi, od swiata, byla<br />

jednoczesnie samotnosciq i milosciq, pociqgalaby swiat za sobq<br />

bronillc jednoczesnie przed pochloni~ciem przez niego. Samotnosc<br />

stojllCq z boku a jednoczesnie b~dqcq milosciq do swiata. Nie<br />

wyobrazam sobie szukania Boga i kontemplacji bez udzielania<br />

tego w jakis sposob ludziom, bez emanacji na zewnqtrz w jakis<br />

inny, pozamodlitewny spos6b. Nie wiem, moze nie doroslem do<br />

tego, aby pojqC zupelne odci~cie si~ i utrzymywanie jedynie kontaktu<br />

polegajqcego wylqcznie na modleniu si~ za swiat. Ale tego<br />

jestem pewien, ze umilowanie swiata przez mnicha kontemplatyka<br />

jest daleko gl~bsze i szerzej obejmujqce niz dzialacza, ktory kocha<br />

swiat wprost, nie ujmujqc go w calosci poprzez czy raczej wraz<br />

z milosciq bozq (nie mam na mysli pot~piania dzialaczy, ktorzy<br />

pracujq dla innych, choc wydaje mi si~, ze forma kontemplacji<br />

jest jednak wyzsza, bo obejmuje swojq milosciq caly swiat i wszystkich<br />

ludzi w Bogu, podczas'gdy pracowac mozna tylko dla nielicznej<br />

grupy. Oczywiscie pod warunkiem, ze b~dzie to prawdziwa<br />

kontemplacja). Czasem usiluj~ usunqc ze swego zycia pewne fakty,<br />

kt6re wymagalyby usuni~cia od dawna, ale zupelnie nie mog~<br />

sobie z nimi dac rady, walka wzmaga jedynie stan napi~~ia i prowadzi<br />

do wr~cz odwrotnych efektow. Ostatnio powoli zaczqlem<br />

rozumiec, ze sztuka polega na wielkim zaufaniu Bogu, powierzeniu<br />

si~ jego woli, przekazaniu mu siebie takim, jakim si~ jest naprawd~.<br />

Rozumowo zdaj'i sobie spraw~, ie jedyne rozwiqzanie znajduje<br />

si~ w Bogu, ale praktycznie jestem w zupelnie ciemnym kqcie i nie<br />

wiem, co robic dalej.<br />

*<br />

•<br />

Podczas zeszlych wakacji zdalem sobie spraw~<br />

z jakiegos choIernego<br />

podzialu, ktory we mnie istnieje i wylazi przy lada okazji.<br />

Poznalem przedziwnq dziewczyn~, byla dIa mnie bezosobowa, uosabiala<br />

plec w polqczeniu z piekielnq wprost inteligencjq, nie rozumialem<br />

jej, lecz podobala mi si~ i fizycznie, i intelektualnie,<br />

podczas trwania tej znajomosci poczynilem na sobie ciekawe obserwacje.<br />

Stwierdzilem niezwykle silny napor zmyslow, paraliiujqcy<br />

wprost wol~.


62 PAWEL CZECZOT<br />

Nie moglem zdobyc si~ na stan zupelnego oddania si~, zawsze cos<br />

stalo obok i nie chcialo pogodzic si~ z takim stanem rzeczy mimo<br />

moich usilowan. Bylem wsciekly, ale to nic nie pomagalo, ' ta druga<br />

polowa nie chciala ustqpic i zresztq na koncu okazalo si~, ze<br />

mlala racj~. W wielu wypadkach to cos kierowalo mnq i gdy si~<br />

temu sprzeciwialem, zawsze na tym zle wychodzilem .<br />

.. <br />

Pisalem juz nieco 0 przyjami, teraz chcialbym napisac cos 0 przyjaciolach,<br />

Sq oni moimi prawdziwymi przyjafiolmi, mimo ze calkowita<br />

przyjazn jest niemozliw8. Jak to si~ dzieje, mam przyjaciela<br />

starszego ode mnie 0 co najmniej czterdziesci lat, wlasciwie nie<br />

. rna pomi~dzy nami stosunku intelektualnego, bardzo rzadko ze sobq<br />

rozmawiamy, a jezeli - to na zupelnie blahe tematy, ale mimo to<br />

istnieje pomi~dzy nami bardzo bliski kontakt, nie wiem wlasciwie<br />

na czym polegajqcy. Wydaje mi si~, ze przyjazn nie pol ega koniecznie<br />

na tym, ze rna si ~ sobie z kims wiele do powiedzenia,<br />

czasem wystarczy jakis nieuchwytny kontakt polegajqcy na wza­<br />

:jemnym zrozumieniu i dopomaganiu sobie w potrzebie. Uniwersalnego<br />

przyjaciela jest trudno znalezc i w q tpi~, czy odnajdE; go kiedykolwiek,<br />

bo jest nim chyba tylko Bog.<br />

*<br />

Zawsze imponowala mi niezaleznosc wewnE;trzna, pozytywna oboj~tnosc<br />

na to, co dzieje si~ naokolo, umiejE;tnosc niesprzeciwiania<br />

si~ zlu i niereagowania na to, co nas w danym momencie spotyka,<br />

nie mam na mysli odseparowania si~ od reszty ludzi, ale pomagania<br />

im przez to wlasnie, ze si~ jest odpornym na ich obelgi.<br />

1960<br />

Na,ibardziej podniecaj'lca, ale moze i najtrudniejsza ze wszystkich<br />

wojen jest wojna ze sobq samym i t6 nie wtedy, gdy wrog nie<br />

atakuje i moiemy spokojnie spar, a wtedy, kiedy trzeba wytoczyc<br />

na pozycje wszystkie dzi.ala, si~g nqc po


KAIlTKI Z DZIENNIKA 63<br />

Najgorszy okres tej wojny przypadl wlasnie teraz. kiedy mam lat<br />

dwadziescia, nie wiem, jak si~ zakonczy i gdzie mnie jej koleje<br />

doprowadzq. Czy znajd~ si~ w klasztorze czy b~d~ kochajqcym<br />

malionkiem, czy nudnym starym kawalerem, czy b~d~ malarzem<br />

czy pisarzem, czy wreszcie zaokr~tuj~ si~ na jakims plywajqcym<br />

pudle i rozpoczn~ sluzb~ marynarzu. Nigdy nic nie wiadomo, bo<br />

front nie jest staly i lubi si~ przesuwac, lub cz ~ s t o wracae tam,<br />

gdzie wydaje nam si~, ie wszystko jest juz opan owane. Gdy czujnose<br />

zamiera i rezerwy zostaly przerzucone na inne linie, Nieprzyjadel<br />

atakowal z flanki i bez wi~kszego trudu zdobywal niestrzezony<br />

teren.<br />

Czasem jednak nie jestem w stanie wytrzymac ustawicznego napi~cia<br />

woli na wszystkich frontach i kosztem jednego obsadzam<br />

drugie.<br />

Jednak konieczna jest czujnose na wszystkich frontach. Wsz~dzie<br />

tam, gdzie moiemy bye zagrozeni przez Nieprzyjaciela, przed ktorym<br />

broniq skutecznq jest jedynie modlitwa i zycie w Kosciele.<br />

1963<br />

Drogi prowadzqce do celu. Czy pami~tacie, jak pod waszymi oknami<br />

w dziecinstwie przetaczaly si~ zaprz~gi ci~zkie i dudniqce po bruku.<br />

Przypominam sobie, ze kiedy bylem maly, wpadalem w zachwyt<br />

na widok takich wozow wypelnionych piaskiem, w~ glem czy<br />

koksem. Droga prowadzqca z miasta do domu, w ktorym mieszkalem,<br />

biegla pod zelaznym mostem kolejowym, po ktorym przewalaly<br />

si~ z hukiem pociqgi. Zawsze wracajqc ze szkoly zatrzymywalem<br />

si~ tam czekajqc na przejazd choe jednego; ogromnie lubilem<br />

sluchac ich huku ponad glowq, majqc jednoczesnie pewnosc,<br />

ie most si~ nie zawali i wyjd~ z tego calo. Byl on przerzucony nad<br />

SZOSq.<br />

Droga przebiegajqca w wykopie zanim dostala si~ pod most, opadala<br />

niezbyt stromo, wystarczajqco jednak, aby konie ciqguqce wyladowane<br />

koksem lub w~glem furgony nie mogly dokonae tej sztuki<br />

bez pomocy batao StojqC pod mostem i czekajqc na przejezdiajqce<br />

pod qgi obserwowalem zmagania z ciqzarem pot~znych perszero­<br />

now, ktore okladane batem przez ' nielitosciwego furmana usila­<br />

waly wywlec woz na gor~. Putrzqc na te konie ciqgnqce wozy <br />

odnosilem zawsze wrazenie bijqcej z nich sHy, kt6r e,j w moim po­<br />

j~ciu nie mialy samochody pokonujqce pag6rek z jakqz latwosciq. <br />

Niekt6re furgony byly na kolach gumowych, starsze jednak nie <br />

posiadajqc ich wydzwanialy 0 bruk ci~zkq melodi~, w kt6rq wslu­<br />

chiwalem si~ zawsze z rozkoszq. <br />

Gdy pisz~ 0 wozach i koniach, przypomina mi sip, od razu \Vies, <br />

gdzie niejednokrotnie sp~dzalem wakacje, chcialbym por6wnac wazy


64 PAWEE. CZECZOT<br />

i konie, ktore je , ciqgn~ly, a ktore mialem moznosc widziec na wsi, <br />

do tych samych, a jednak jakZe innych w swojej istocie, widzianych <br />

przeze mnie w miescie. <br />

Drogi na wsi nie Sq brukowane a przynajmniej wtedy, jak ja tam <br />

jezdzilem, byly piaszczyste i podczas deszczu zamienialy si~ w bloto <br />

nie do przebycia. Jezdzily po nich furmanki lekkie i na ogol nie­<br />

zbyt przeladowane, niemniej jednak od czasu do czasu zdarzalo <br />

mi si~ widziec ci~isze wozy wypelnione bqdz sianem, bqdz zebra­<br />

nym z pola zbozem. <br />

Wysilek ciqgnqcych koni byl wielki, zapewne nie mniejszy od tego, <br />

ktory towarzyszyl ci~i:kim perszeronom przy wywlekaniu furgo­<br />

now z koksem i w~glem, wozy te jednak nie dudnily, wysilek <br />

koni nie powodowal owego gluchego dzwonienia 0 bruk miasta, <br />

ktory sprawial na mnie zawsze wrazenie swiadomosci celu, do <br />

kt6rego zmierzajq. Wozy na wsi posuwaly si~ naprz6d wsr6d upalu <br />

i otoczone oblokami kurzu, ale nigdy nie moglem sobie wyobrazic, <br />

skqd i doke}d jadq. Ieh wysilek wydawal mi si~ w6wczas bezowocny, <br />

sqdzilem, ze posuwajq si~ po peryferiach. <br />

Pisz~ te slowa, poniewaz niedawno myslalem nad tym, co moze <br />

bye wewn~trznym sprawdzianem slusznosci obranej drogi, i wtedy <br />

przypomniala mi si~ cala ta historia z wozami mega dzieciilstwa. <br />

Jezeli slysz~ w sobie dudnienie ci~zkich furgonow ciqgnionych, <br />

jak mi si~ wowczas wydawalo, swiadomym wysilkiem przez spo­<br />

cone perszerony, jestem pewien, ze droga, kt6rq id~, jest dobra, <br />

kiedy jednak glos ieh cichnie, zapala si~ swiatlo ostrzegawcze, <br />

znak, ze trzeba przeprowadzic kontrol ~ , a moze posluzye si~ mape}. <br />

Pawel Czeczot


ROMANO GUARDINI <br />

E T A p y y c A<br />

Rozw6j ludzki przebiega odcinkami a nie jednym cillgiem. Dusza<br />

dziecka nie ZIDlenia sic: stopniowo w duszc: mlodzienca ani wiara<br />

mlodzienca w wiarc: dojrzalej osoby.l Kazdy okres charakteryzuje sic:<br />

swojll wlasnll, wyr6miajllcll go formll. Formy te nle przeslizgujll<br />

sie latwo jedna w drugll - nowa wypiera wczesniejszll. Aby wyrazie<br />

sic: jasniej, rzecz ma sic: chyba tak: pierwsza forma rozwija<br />

sie, znajduje sw6j wyraz w pewnych sposobach myslenia, prze­<br />

Zywania oraz postepowania w stosunku do rzeczy I ludzi. W mic:­<br />

dzyczasie, niejako pod nill, przybiera ksztalt nowa forma, aZ<br />

w kOllCU mniej lub wiecej nagle przebija sic: na zewnlltrz, przenikajllc<br />

calli naturc: danej osoby. W kazdym wypadku rna miejsce<br />

budowanie na nowo - czc:sto polllczone z gwaltownym roztrzaskaniem<br />

formy starej. Z drugiej strony mamy tu do czynienia z tym<br />

samym dokonujllcym sic: zyciem. Wszystko, czego ktos doswiadczyl,<br />

nauczyl sic: i co sobie przyswoil, pozostaje i nosi na sobie znamic:<br />

poprzedniego okresu. W ten spos6b powstajll napic:cia, powiklania,<br />

dwuznacZDoSci i sprzecznosci - kryzysy rozwojowe. Poniewaz ten,<br />

kt6ry wierzy, nie jest jaklls abstrakcjll, lecz rzeczywistll, zyjllcll<br />

osobll, zmiany te dotykajll takze samej wiary przenrleniajllc sic:<br />

w kryzys religijny.<br />

Spr6buje tu naszkicowae owe kryzysy, mogc: jednak dae tylko<br />

bardzo og6lny obraz, kt6rego nigdy nie bedzie mozna zastosowae<br />

do jednostkowego konkretu. Kazda bowlem osoba stanowi specjalny<br />

wypadek i nie pasuje w spos6b dokladny do zadnego schematu.<br />

Zar6wno og6lny tok rozwoju jak i r6zne jego okresy oraz zalamania<br />

dokonujll sie odmiennie w kazdej osobie. Z tego powodu<br />

uog6lnione tutaj obserwacje mogll bye sruszne jedynie w przyblizeniu.<br />

I Drukowany priez nss tekst stanowl fragment srtykulu zamleszczonego<br />

w zblorze Faith, Reason and the Goapets, wydanym przez John J. Heaney's SJ<br />

(The Newman Press 1963, Westminster, Maryland).<br />

<strong>Znak</strong> - 5


66 ROMANO GUARDINI<br />

Cechq dzieciIistwa jest wzrost w kazdym kierunku. Dziecko jest<br />

wrazliwe na krzywd~, nie jest jednak zdolne odpowiednio si~<br />

bronic i dochodzic swoich praw. Dlatego zycie tworzy naokolo<br />

niego oslon~. Najpierw jest to troskliwosc rodzicow w obr~bie<br />

domu oraz postawa, jakq spontanicznie przyjmujq dorosli w sto­<br />

, sunku do dziecka. W ten sposob oddala si~ od niego walk~, niebezpieczenstwo<br />

i powag~ w znaczeniu uzywanym przez doroslych.<br />

Ale najskuteczniej strzezone Sq dzieci~ce mysli oraz przezycia:<br />

dziecko odmiennie dostrzega rzeczywistosc. Praca i zabawa, symbol<br />

i przedmiot, fakt i marzenie mieszajq si~ ze sobq tworzqc swiat<br />

inny od swiata doroslych. Podobny charakter posiada i religia<br />

dziecka. Boska i ziemska rzeczywistosc, religijne postacie i ludzkie<br />

otoczenie, ,sakralne nauczanie, legendy i basnie .,- -wszystko to<br />

skladasi~ na, jednosc, w ktorej kazda z cz~sci wplywa na po ~<br />

zostale. Dziecko dalekie jest jeszcze od krytycyzmu i buntu. Walki<br />

w sferze mysU i w sferze zycia, w prawdziwym tego slowa znaczeniu,<br />

jeszcze !li~ nie zacz~ly .<br />

Nie znaczy to jednak, ze dziecko zyje w atmosferze doskonalego<br />

pokoju i harmonii. Ma one swoje bole i swoje rozczarowania, swoje<br />

potrzeby t poczucie braku bezpieczenstwa. Ponad wszystko uciska<br />

je strach. Dziecko jednak wszystko widzi w malym, ograniczonym<br />

zasi~gu, gdzie subiektywne .i obiektywne, marzenie i rzeczywistosc<br />

Sq pomieszane. Jego wiara nosi na sobie to samo znami~ .<br />

Kryzys przychodzi z obudzeniem si~ seksu; drzemiqcy dotqd<br />

seks ter(1.z si~ uzewn~trznia. Z tq chwilq dziecko opuszcza krqg<br />

o~hronny. audzq , si~ w nim: swiadomosc nieskonczonego, nieogra-.<br />

niczone t~sknoty" nadzieje nieokreslone, niezmierzone marzenia.<br />

Tego rodzaju przE;!zycia odciqgajq dojrzewajqce dziecko od rodzicow<br />

i nauczycieli. Rownoczesnie dochodzi swoich praw jego wlasna wola<br />

oraz osobowosc, tym bardziej, ze jego sily Sq jeszcze niewystarczajqce<br />

a jego wewn~trzna struktura jeszcze niepewna. Instynkt pcha<br />

je w kierunku rozerwania dzieci~cego swiata i osiqgni~cia pelni<br />

zycia. Chcqc znaleic uznanie dla swoich osobowych praw, dziecko<br />

przeciwstawia si~ ' swoim dotychczasowym aut0rytetom; szuka wolnosci,<br />

szacunku i sHy. Podobnie maosi~ i z jego religiq. Mlody czIowiek<br />

t~skriiqcy za nieskonczonym rna uczucie, ze jego wiara, az<br />

dotqd dziecinnaw formie, staia si~ zbyt ciasna. Czuje si~ on<br />

ograniczony przez religijny' autorytet w swoim dqzeniu do uzyskania<br />

szacunku dla siebie, do niezaleznosci~ do d~ialania . Tym bardziej,<br />

ze w gr~ wchodzi jego naturalne przeciwstawienie si~ poprzedniemu<br />

pokoleniu oraz wyobrazeniom religijnym otrzymanym<br />

od starszych. Tak powstajq charakterystyczne trudnosci religijne.<br />

Cz~sto przybierajq one form~ refleksji filozoficznej albo spolecznej.<br />

ale ich prawdziwe irodlo to mlodziencza wola, zeby zrobic


ETAPY ZYCIA<br />

67<br />

miejsce dla swojej nowej formy egzystencji - tak odmiennej od<br />

dzieci~cej, kt6ra wycisn~la sw6j znak na poprzednich jego wierzeniach.<br />

W tym momencie wiele zalezy od intuicji i taktu nauczyciela,<br />

kierownika duchownego, starszego przyjaciela (rodzke najcz~sciej<br />

Sq bezsilni, jako ze mi~dzy innymi wlasnie przeciwko nim mlody<br />

czlowiek si~ buntuje w spos6b tak gl~boki i powoduj


68 ROMANO GUARDINI<br />

czy tez nie chce podjqc si~ odpowiedniej rekonstrukcji swojego<br />

zycia, nawet w dziedzinie religijnej. Jego wiara musi si~ uwolnic<br />

od mlodzieilczego idealizmu, a caly spos6b myslenia - zmienic si~<br />

w odpowiedni dla jego nowego rozwojowego okresu, w kt6rym<br />

dominuje rea~izm. Jezeli mu si~ powiedzie, nowa wiara b~dzie<br />

wiarq dojrzalej osoby; b~dzie wiarq zywotnll, opartll nie na<br />

entuzjazmie i nieograniczonym oczekiwaniu, ale na silnej postawie<br />

w obliczu rzeczywistosci; wiarll swiadomll trudnosci oraz odpowiedzialnosci,<br />

zlqcZOnll z lojalnoscill Plynllcll nie z emocji, ale z przekonania<br />

i sily umyslu.<br />

Ale nawet ta forma nie jest ostatnill, Zycie bowiem toczy si~<br />

dalej. Jezeli si~ nie mylimy, znamieniem nast~pujllcego okresu<br />

b~dzie codzienny trud i nieprzerwana walka z twardym zyciem,<br />

tym obecnie ostrzejsza, ze ubywa juz sil Zyciowych. Wewn~trzne<br />

spr~Zyny przestajll spontanicznie dzialac, zmniejsza si~ zdolnosc ·<br />

do odnowy.<br />

Zdarzenia ~i~ powtarzajll. Pami~ notuje niepowodzenie jedno za<br />

drugim. Coraz cz~ciej determinacja i wytrwalosc muszll zajmowac<br />

miejsce wiary w siebie i tw6rczej sily. Jest ·to czas, w kt6rym<br />

coraz wi~ej jest pracy i odpowiedzialnoSci, w kt6rym zwi~ksza<br />

si~ poczucie ustawicznego napi~cia. Rosnie swiadomoSc, Ze nie rna<br />

wyjscia a trzeba iSc naprz6d znosZllc to wszystko wytrwale. ScieSnia<br />

si~ szeroki horyzont rozpostarty nad Zyciem. Kurczll si~ wlasne<br />

zasoby. Czlowiek dostrzega swoje ograniczenia. Z tych zr6del plynie<br />

poczucie znuzenia, frustracji, niezadowolenia.<br />

Teraz wlasnie przychodzi niebezpieczeilstwo ograniczenia si~ do<br />

tego, co bezposrednio konieczne, niebezpieczeitstwo widzenia codziennej<br />

rutyny jako czegos bardziej waznego aniZeli mysl 0 wiecznoscL<br />

Wlasne dzieci, a p6zniej wlasne wnuki, wlasny doch6d i potrzeba<br />

jego pomnozenia, codzienne prace i zmartwienia - jedynie<br />

ten zakres spraw wydaje si~ miec znaczenie. Wywiera to wplyw<br />

na wiar~ i m6willc og6lnie powoduje niebezpieczenstwo sceptycyzmu.<br />

W zyciu chrzescijanskim dostrzega si~ jaskrawo uwarunkowania<br />

historyczno-spoleczne, ludzki, cz~sto az nazbyt ludzki<br />

pierwiastek w Kosciele, niedostatki instytucji i niedocillgni~cia<br />

ludzi. Rozczarowanie idzie za rozczarowaniem. Opornosc ludzkiej<br />

natury, kt6rej czlowiek doSwiadcza zar6wno we wlasnych, indywidualnych,<br />

1ak i we wsp6lnych dla wszystkich ludzi warunkach,<br />

rodzi poczucie fatalizmu: rzeczy tq takie, jakie Sll, a religia jest<br />

bezsilna, aby je zmienic. Swiat jest mocniejszy, ani:ieli laska ­<br />

jesli w rzeczy samej laska jako taka istnieje a nie stanowi czysto<br />

subiektywnego przeZycia. Kalkulacja, sila, chytrosc dokonujq<br />

o wiele wi~cej niz poswi~cenie. B6g jakby odszedl, stal si~ nierzeczywisty<br />

i bezsilny. Wierze grozi utrata sensu i upadek. Jeszcze


ETA~Y ZYCIA<br />

69<br />

raz czlowiek staje w obliczu decyzji i rekonstrukcji - tym razem<br />

majqc w perspektywie starose.<br />

M6wilismy juz, ze Zycie tworzy jednose zwiqzk6w, w kt6rej<br />

ka?de poszczeg6lne zjawisko posiada przyczyn~ w zjawisku poprzednim<br />

i z kolei sarno staje si~ przyczynq nast~pnego; z tego<br />

punktu widzenia poszczeg6lne okresy nie posiadajq wyodr~bnionego<br />

sensu. W kazdym z nich jedna rzecz zalezy od drugiej. Kazdy<br />

z nich znajduje w drugim swojq kontynuacj~. Dzieciilstwo jest<br />

poczqtkiem; mlodose - czasem wybuchu. W okresie dojrzalosci<br />

zycie staje si~ opanowane; w starosci wyciqga si~ ostatnie wnioski<br />

przed metq. Ale istnieje jeszcze inny aspekt zycia, calkowicie prawdziwy.<br />

W jego perspektywie poszczeg6lne okresy tworzq same dla<br />

siebie formy, z kt6rych kazdy stanowi jakby male zycie. Jako<br />

takie, nie rodzq si~ one z tego, co je poprzedzilo: kazdy poczqtek<br />

jest rodzajem narodzin, kt6re suponujq smiere. Dzieciilstwo naprawd~<br />

umiera, aby mlodose mogia zaistniee, a jak prawdziwq jest<br />

smiere mlodosci, wie kazdy dorosly. W kazdej formie, odznaczajqcej<br />

si~ niepowtarzalnym charakterem zyje caly czIowiek. Sila<br />

poszczeg6lnej formy jest tak duza, ze usiluje ona zawrzee w sobie<br />

cale ludzkie zycie. Czasem jej si~ to udaje. Skutek jest ten, ze<br />

dana osoba nie dorasta, jest "infantylna", wiecznie mloda, romantyczna<br />

alba zatrzymuje gorqczkowq aktywnose srodkowego okresu<br />

zycia i nigdy si~ nie uspokaja. Na pytanie, kt6ry z tych dw6ch<br />

aspekt6w egzystencji posiada wi~kszq wag~, odpowiedz moze bye<br />

jedynie ta: obydwa Sq zasadnicze. Pelnia i;ycia zalezy od pelnej<br />

realizacji kazdego okresu. Z drugiej strony kazdy z tych poszczeg6lnych<br />

okres6w jest autentyczny 0 tyle, 0 ile odnajduje swoje<br />

wlasne miejsce w calosci, 0 ile odchodzi we wlasciwym czasie<br />

i ust~puje<br />

miejsca nast~pnemu.<br />

Jaki jest w tym swietle sens starosci? Najlepiej mozna go okreslie<br />

wychodzqc od najwazniejszego elementu poprzedniego okresu ­<br />

od doswiadczenia rzeczywistosci. Jej twardose ulega teraz zmi~kczeniu<br />

na skutek doswiadczenia przemijalnosci. Umierajq osoby,<br />

kt6re kiedys wydawaly si~ niezastqpione. Jedni po drugich znikajq<br />

- rodzice, nauczyciele, najpierw starsi, nast~pnie r6wiesnicy.<br />

Ma si~ wrazenie, ze poprzednie prikolenie dobieglo koilca a nast~pne,<br />

to nasze, zaczyna si~ kruszye. Widzi si~ zalamanie wielu przedsi~wzi~,<br />

rozpad wielu organizacji. CzIowiek dozyl chwili, w kt6rej<br />

oglqda kres aspiracji, form, modeli wartosci. Nienaruszone mi poz6r<br />

i stanowiqce cz~se egzystencji wyobrazenia 0 tym, co sluszne<br />

i stosowne, utracily moc. Wrazenia te stajq si~ szczeg6lnie silne<br />

w okresie historycznych przewrot6w, zwIaszcza gdy ksztaltujqce<br />

lata naleZaIy do okresu poprzedzajqcego rewolucyjnq zmian~.<br />

Rzeczywistose w6wczas ulega zakwestionowaniu - nie tak jak


70 ROMANO GUARDINI<br />

w okresie mlodosci, kiedy to czas wydaje si~ nie miec konca: kwestionuje<br />

si~ j/l raczej dlatego, ze obecnie rzeczywistosc nie jest<br />

tak rzeczywista, jak si~ wydawala w realistycznym okresie zycia dojrzalego.<br />

Rozszerza si~ widzenie rzeczy. Dot/ld presja rzeczywistosci<br />

ograniczala czlowieka do aktualnej chwili. Przy koncu natomiast, .<br />

znowu widzi on calosc. Podobnie jak w jesieni kiedy liscie odpadajq<br />

od drzew, rozszerzaj/lc widok, czlowiek dostrzega szerszy kr/lg rzeczy.<br />

Rzeczywistosc angazuje wol~ w to, czego nalezy szukac, co<br />

nalezy robic i co nalezy opanowac w danym momencie. Z uplywem<br />

jednak lat czlowiek uczy si~ rozluzniac sw6j zacisk dloni na rzeczach.<br />

SUa woH zaczyna slabn/lc. Najblizszy okres polega na oderwaniu<br />

si~ od swiata, natura czlowieka otwiera si~ ku calosci, ku<br />

generalnemu spojrzeniu na istnienie.<br />

I znowu stan~lismy w miejscu, ktore domaga si~ decyzji (bo<br />

ustawicznie domaga si~ jej Zycie). Byt w swojej istocie jest dwuznaczny.<br />

Moze zawsze skierowac si~ w prawo alba w lewo. To sarno<br />

przezycie moze si~ okazac dobre albo zle. Ta sarna cnota moze<br />

oddzialac owocnie alba niszcz/lco. Tak i tu. Oderwanie si~ od swiata,<br />

rozluznienie mocnego uchwytu rzeczy, poczucie niewaznosci tego,<br />

czy jakas rzecz zostala zrobiona tak lub inaczej, nagromadzenie<br />

si~ rozczarowan, wiele wyrzeczen w dlugim zyciu - wszystko to<br />

moze wskazywac na koniec. Starosc jest tym okresem egzystencji,<br />

kt6rego trwanie jest przez caly czas zagrozone - smierc rozposciera<br />

si~ nad latami. To poczucie calosci, ktore bardziej ci/lzy na<br />

nas, staje si~ swiadomosciq n~dz wspolzycia - oboj~tnosci natury,<br />

tak sarno bezlitosnie zabijajqcej jak i daj/lcej zycie "znieczulicy"<br />

ludzi otaczaj/lcych, ktorym starsi zawadzaj/l; okrucienstwa mlodych,<br />

ktorzy pchajq si~ naprzod w zycie domagajqc si~ dla siebie<br />

przestrzeni.<br />

Ale nie taki jest prawdziwy sens starosci. Fakt, ze wola winna<br />

rozluznic uchwyt, kt6rym trzyma rzeczy i W ogole zadania, i ze r~ce<br />

si~ uwolniq, powinien otworzyc szerSZq perspektyw~, w ktorej<br />

ostateczna rzecz, ta prawdziwa rzecz, stan~laby w blasku. Z tej<br />

nowej sytuacji wyrasta nowa forma egzystencji a takze nowa<br />

forma wiary. Niebezpieczenstwo, jakie zagraza starzejqcej si~<br />

osobie, polega na kapitulacji wobec przemijania, na braku przyszlosci,<br />

na Zyciu wspomnieniami, na poddaniu si~ egzystencji coraz<br />

bardziej opustoszalej, na 19ni~ciu do tego, co przypadkowe, na<br />

corai wi~kszej slabosci - zarazem tyranizujqcej, bezsilnej i bezradnej.<br />

To sarno niebezpieczenstwo zagraza w starosci zyciu religijnemu.<br />

Istnieje pewien rodzaj sceptycyzmu mozliwego tylko<br />

u starych - cynizm bezradnosci wplywajqcy takze i na ich wiar~.<br />

Jest to postawa, W kt6rej wygrala zmiennosc, postawa, w kt6rej<br />

rzqdzi nicosc. Smierc. ciala i serca przybrala tu form~ duchow/l.


ETAPY ZYCIA<br />

71<br />

Postawie tej biegunowo przeciwstawia si~ prawdziwa wiara<br />

starosci. Odrzucila ona rojenia dzieciilstwa, wyrzekla si~ zqdail<br />

mlodosci nie rnajqcych koilca, doswiadczyla przernijania i widziala,<br />

jak chyzo ucieka zycie, jak wqtpliwe jego dziela i drogi. Stale<br />

zmieniajqce si~ zycie przybiera nowy obrot. Zaszlo cos ostatecznego,<br />

cos prawdziwego. Na pierwsze wejrzenie wyglqda to na<br />

"samo zycie" albo, jakbysrny powiedzieli polzartern, p6lkwasno,<br />

na "zycie takie, jakirn one naprawd~ jest". Ale spoza tego wszystkiego<br />

wynurza si~ cos innego - wiecznose. Za zwyklyrn plyni~ciern<br />

do koilca lezy nicose, .ciernnose, pusty strach. Aby si~ ocalie przed<br />

nimi, stary czlowiek chwyta si~ kurczowo najbliZszej rzeczy: tej<br />

specjalnej potrawy, tego wlasnie a nie innego fotela, swojego rachunku<br />

bankowego, tego, zeby miee ostatnie slowo w domu. Lecz<br />

nicose nie jest wiecznosciq. Przed wiecznosciq stoi wprawdzie<br />

srniere, sarna jednak wiecznoSe stanowi czystq rzeczywistose, bezkresne<br />

wypelnienie. OczywiScie, trzeba jq ustawicznie zdobywae<br />

na nowo odwagq i walkq. Dopiero po zwyci~stwie pojawia si~<br />

nowy rodzaj szerokosci, spokoju oraz jasnosci.<br />

Walka ta zrnierza do mqdrosci polegajqcej na wglqdzie w "rzeczy,<br />

jakirni one Sq", a osiqga si~ jq jedynie wtedy, kiedy czlowiek<br />

znajduje si~ blisko koilca. Nie mozna si~ nauczye jej od drugiego;<br />

kazdy musi si~ jej uczye sam dla siebie poprzez wlasne szaleilstwa,<br />

oraz przez gorzkq lekcj~ zwiqzanq z wlasnym koilcem. Mqdrose<br />

stanowi zrozumienie stosunku cz~sci do calosci, a zrozumienie to<br />

rodzi si~ z widzenia calosci, to znaczy - przy koilcu. Jest to poczucie<br />

tego, co wazne, oraz tego, co niewazne; poczucie proporcji i tego,<br />

co ostatecznie poplaca. Zdobyc je mozna wylqcznie wtedy, kiedy<br />

jest juz "zbyt pozno", aby cokolwiek zmienie, ale kiedy jest jeszcze<br />

czas na przebaczenie, na skruch~ i na pozostawienie wszystkiego<br />

w r~kach Boga. Takq natur~ rna prawdziwa wiara ludzi starych.<br />

Ich postawa staje si~ bardzo prosta, ktos m6glby powiedziee, ze<br />

prawie dziecinna. Dziecinnose stanowi brzydkq form~ czegos, co<br />

moze bye bardzo pi~kne. Drugie dzieciilstwo, podobnie jak pierwsze,<br />

czuje, ze wszystko stanowi jednosc, ze kazda rzecz znajduje<br />

si~ pod ochronq, ze wszystko b~dzie dobrze. Taka wiara jest szeroka,<br />

rozumiejqca, tolerancyjna. Jest przezyciem pelnym - kiedy<br />

zawiera w sobie humor. Wspaniala to rzecz humor czlowieka religIjnego,<br />

ktory wszystko wprowadza w bezgranicznq milose Boga,<br />

nawet to, co nieadekwatne, obce, cudaczne; ktory spodziewa si~<br />

rozwiqzania, kiedy rozum i wysilek nic wi~cej nie mogq zdzialac,<br />

i ktory rozpoznaje cel tam, gdzie gorliwose oraz zapal dawno juz<br />

zrezygnowaly z nadziei, 'ze jakis znajdq.<br />

Romano Guardini<br />

Hum. Stanislaw Grygiel


PAUL HENRY CHOMBART DE LAUWE <br />

NAUKI 0 CZlOWIEKU<br />

UWARUNKOWANIA WIARY<br />

Nauki 0 czlowieku rozmontowujq dzis psychologiczne mechanizmy<br />

wierzen, analizujq proces powstawania mit6w, uwidaczniajqc przy<br />

tym "determinizmy spoleezne", tak ze czlowiek wydaje si~ ich<br />

wi~zniem. Czy wi~c tym samym nie odbierajq wszelkiego sensu<br />

wierze? Czy idqc za ich tokiem myslenia, czlowiek wierzqcy nie<br />

pozostaje w koncu w prozni? Czy przeciwnie, pozbywajqc si~<br />

iluzji, moze tym lepiej uchwycic to co istotne? Lecz co jest istotne?<br />

Co pozostaje gdy nauki 0 czlowieku dokonajq juz wszystkich swych<br />

analiz? Nic? Czy tez wszystko? W swej krytyce wiary, nauki<br />

te stawiajq problem jej natury i jej wolnosci. Zastanowmy si~<br />

wi~c blizej nad tymi trzema zagadnieniami, nad krytykq wiary,<br />

nad jej wolnosciq i nad jej naturq.<br />

KRYTYKA WIARY<br />

Na czym polega krytyka wiary ze strony nauk 0 czlowieku?<br />

Rola tych nauk jest najpierw destruktywna. Przyjmujqc siebie<br />

samego za przedmiot badan, czlowiek zrywa tez jakqs zaslon~<br />

tajemniczosci. Pami~tajmy, ze bardzo diugo byl najmniej znanym<br />

ze zwierzqt. Nie cofal si~ przed refleksjq 0 Bogu, l~ cz bal si~ az<br />

do niedawna refleksji nad samym sobq. Si~gni~cie myslq badawczq<br />

w dziedziny takie jak sumienie, jak uczucia, jak podstawy moralnosci,<br />

jak przemiany spoleczenstw, zmierzchy i upadki cywilizacji,<br />

poczqtki i ewolucja rodzaju ludzkiego, moglo wywolac w ludziach<br />

pewien sceptycyzm w stosunku do ich wiasnych czynow. Czyz<br />

Paul-Henry C h:O mba r t deL a u w e, z zawodu socjolog, zajmuje siE: gl6wnie<br />

mikrosocjologl


UWARP:N~OWANIE WIARY 73<br />

bowiem wszelkie zaangazowanie, sam wyb6r ideowej drogi, to nie<br />

Sq r6wniez wyniki gry zmiennych socjologicznych i psychologicznych<br />

proces6w sublimacji, wplyw6w kulturowych modeli okreslonych<br />

srodowisk i spoleczenstw? Zakwestionowane jest wszystko,<br />

od poczqtku. I czy dlatego wlasnie nie-angazowanie si~ nie jest<br />

ascezq pozqdanq, koniecznq w tej sytuacji? Czyz wiara w Boga,<br />

nawet \v1ara w czlowieka to nie iluzje, nie przeszkody w wolnosci?<br />

Tylko rozum, tylko obiektywna analiza fakt6w nie stracily waznosci,<br />

Sq nadal uprawnione. I jezeli majq doprowadzie nas do zwqtpienia<br />

w Czlowieka, w jego przeznaczenie, to nawet wtedy trzeba<br />

miec odwag~ spojrzee w twarz tej tragicznej sytuacji.<br />

Taka jest pierwsza refleksja, kt6rq nasuwajq nauki 0 czlowieku.<br />

Czy jednak, w gl~bszej perspektywie, ich rola nie okazuje si~<br />

o c z y s z c z a j q c a raczej niz destruktywna? To prawda, ze na<br />

podstawie obrazu spoleczenstw ludzkich w plaszczyznie Ziemi<br />

i w pl:aszczyznie historii, kt6ry nam si~ dzis rysuje, wydaje si~<br />

latwq rzeCZq wykazae spol:ecznq funkcj~ religii, zmiennosc mit6w<br />

w r6znych kulturach, a wi~c ich wzgl~dnose, oraz obserwowalnosc<br />

i opisywalnosc calkiem okreslonych warunk6w, w kt6rych powstajq<br />

i w kt6rych ginq. Jednoczesnie jednak te same nauki 0 czlowieku<br />

uwidaczniajq przeciez fakt istnienia pewnej zasadniczej<br />

postawy wiary, jako stalej, niezmiennej w najr6znorodniejszych<br />

wierzeniach. I ten fakt stawia pytanie nowe. W jego swietle bowiem<br />

wiara nie moze si~ juz sprowadzac ani do psychologicznej<br />

funkcji samoobrony przed rozpaczq, ani do spolecznej funkcji integracyjn.ej.<br />

Jej wyrazy, jej trese, jej manifestacje Sq zmienne, ale<br />

dwie zasadnicze aspiracje pozostajq, naszym zdaniem, stale: wsp61­<br />

nota mi~dzyludzka i odniesienie do absolutu.<br />

Juz w spoleczenstwach starozytnych funkcjq mitu bylo lqczenie<br />

ludzi we wsp61noty i stawianie ich w obliczu swiata nieprzeniknionego,<br />

kt6ry ich przerastal. W spoleczenstwach wsp6lczesnych<br />

jednak nauki 0 czlowieku spowodowaly pewne novum bardzo zasadnicze.<br />

Wiedzqc wszystko, co dzisiaj wiedzq, ludzie mogq oto<br />

odkrye wiar~, przyjqe jq i swiadczye jej nawet za cen~ i:ycia,<br />

nie otrzymujqc jej jui: jako czegos narzuconego przez okreslony<br />

uklad spoleczny. Wiara wyr6znia si~ stopniowo spomi~dzy wierzen,<br />

przekazywanych socjologicznie. Wiqze si~ natomiast coraz<br />

scislej z samq egzystencjq. Jak dokonuje si~ ten proces?<br />

WOLNOSC WIARY<br />

Por6wnujqc ludzi w rozmaitych sytuacjach (przy pomocy metod<br />

sondazu lub obserwacji) analiza socjologiczna wykazuje, ze zachowania<br />

religijne Sq zwiqzane z pewnymi warunkami srodowiska


74 P. H. CHOM;BART DE L,AUWE<br />

spolecznego. Badania proces6w przemian w postawach dowodi~,<br />

ze swej strony, ze przemiany te mozna w jakiejs mierze prowokowac<br />

lub modyfikowac za pomocq reklam,y i propagandy. Reklama<br />

czyni ludzi wi~zniami swiata konkurencji, w kt6rym potrzeby<br />

stwarzane s~ sztucznie, nie dla dobra ludnosci, tylko dla zysku<br />

przedsi~biors;tw. Ankiety zaehowan konsument6w pozwolily tez<br />

jednak stwierdzie, ze ponizej pewnych progow stopy zyciowej,<br />

szereg aspiracji nie moze juz wcale dojse do glosu. Mozna by zacytowae<br />

jeszcze wiele przykladow w tym rodzaju. Swiadcz~ one<br />

o tym, ze coraz precy~jniejsze badania ujawniajq najpierw rozliczne<br />

ograniczenia wolnosci wszelkich ludzkich aktow zaangazowania.<br />

'<br />

Jednoczesnie jednak pojawiaj~ si~ nowe formy wyzwolen, dajqcych<br />

pole nowym aspiracjom. ezy jest wsr6d nich miejsce na aspiracj~<br />

religijn~? Zastan6wmy si~ gl~biej nad tym pytaniem.<br />

Odkrycia naukowe, automatyzacja, szybkose nowych srodk6w<br />

transportu, loty kosmiczne, wszystko to umacnia mit post~pu.<br />

Mozliwose oderwania si~ od Ziemi, sytuuj~c wyrazniej nasz swiat<br />

w stosunku do innych swiat6w, pogl~bia swiadomose jednosci<br />

czlowieczenstwa. ezy wi~c szanse opanowania przyrody przez<br />

nauk~ oznaczajq istotnie ostateczny triumf racjonalizmu? ezy<br />

czlowiek rzeczywiscie znalazl w sobie samym wlasn~ transcendencj~?<br />

Obserwacja spoleeznosci miejskich dowodzi, ze w gruncie<br />

rzeczy jestesmy dalecy od takiej humanistycznej wiary.<br />

W wielu dziedzinach zycia wyst~puje cos w rodzaju "rewanzu<br />

irracjonalnosci". Zainteresowania parapsychologi~, paramedycyn~,<br />

wrozbiarstwem, swiadcz~ ze zaufanie przeci~tnych obywateli do<br />

sprawnosci nauki jest jeszcze niewielkie, i ze szukajq oni wciqz<br />

innych dr6g, na kt6rych tajemnica zachowuje jeszcze swe prawa.<br />

Obserwuje si~ szereg przemieszczen zmyslu sakralnego. Prawdziwe<br />

"kulty jednostki", fascynacja "gwiazdami" artystycznymi ezy politycznymi<br />

to wyrazy przywiqzania, wiernosci, nawet czci, stawiajqce<br />

wszystkie te ,,idole" w naprawd~ osobnym swietle. Jednoczesnie<br />

calkiem nowe rodzaje l~k6w, zrodzone przez sam post~p<br />

naukowy, rodz~ w ludziach stan niepokoju, ktorego nie mog~ sobie<br />

l'acjonalnie wyperswadowae. W miejsce trwogi przed mocami<br />

przyrody, trwogi, ktorej przypisywae chciano powstanie pierwotnych<br />

religii, pojawiaj~ si~ koszmary dzialan ubocznych energii<br />

atomowej, grozy wojny totalnej czy nawet "rozrywkowych" science<br />

fictions.<br />

ezy jednak tam przynajmniej, gdzie bierze g6r~ wiara w czlowieka<br />

i w jego przyszlosc, w gr~ wchodzi rzeczywiscie trzezwe<br />

rozumowanie? Aspiracje do "zbudowania lepszego swiata" mog~<br />

urzeczywistnie si~ tylko drog~ gl~bokich przemian spoleczenstw.


UWARU:NKOWANIE WIARY 75<br />

Na ten zas temat pouczye nas mogq kompetentnie nauki 0 czlowieku.<br />

Coz nam mowi,! te nauki? Ze zderzenia spolecznych mechanizm6w<br />

opartych 0 pewne struktury i modele mUSZq nieuchronnie powodowae<br />

spory, nieporozumienia i mniej lub bardziej gwahowne<br />

walki. Trzeba by wi~c zmienie calkiem zasadnicze struktury spoleczne.<br />

Czy jednak mozna to uczynie bez oparcia 0 jakies wielkie<br />

ruchy ideowe? Badania historyczne i socjologiczne wykazujq coraz<br />

jasniej rol~ ideologii i zaangazowan w przemianach ekonomicznych<br />

i strukturalnych. Wiara w czlowieka, jesli rna si~ urzeczywistniae,<br />

nie moze bye samq logikq, musi bye "wiarq". Czy jednakze wiara<br />

naszych dni staje si~ wiarq naukowq, politycznq, humanistycznq?<br />

ezy miejsce immanencji Boga zajmowae w niej zaczyna transcendencja<br />

czlowieka? Moze si~ czasem tak zdawae.<br />

A jednak, w najrozmaitszych ankietach, pokazna liczba respondentOw<br />

deklaruje wiar~ w "coS poza", w cos co "przerasta czlowieka",<br />

w tak czy inaczej okreslane Niepoznawalne. Nierzadko<br />

u tych samych os6b wyst~puje, obok gwaltownej niech~ci do religii,<br />

gwaHownej krytyki jej przejawow zewn~trznych, wyrazna i tym<br />

wi~ksza t~sknota za jakqs wyZsZq rzeczywistosciq.<br />

Wydaje si~, ze ludzie potrzebujq wciqz odniesienia do jakiejs<br />

sily, kt6rej moc jest dla nich niezmierzona. W czasie rewolucji<br />

francuskiej sam rozum stal si~ przedmiotem kultu, pozytywizm<br />

Comte'a przeksztalcil si~ w religi~, tworcza ewolucja, u Bergsona,<br />

jest silq tajemnq, sarna Ludzkose, w walce 0 wyzwolenie, nabiera<br />

cech ofiarnego daru · z siebie. Francis Jeanson m6wH, ze gdyby<br />

musial odwolywae si~ do jakichs wierzen, wybralby wiar~ w sil~<br />

"cudownq", "nadnaturalnq", ktora pozwala ludziom "przerastac<br />

stopniowo, dzi~ki wsp6lnocie, ich mozliwosci indywidualne". Dodawal<br />

tez, ze ,prawdziwa wiara polega na zakladzie, w ktorym stawia<br />

si~ na ludzkq mozliwose wcielenia Boga", aby juz wtedy "z Nim<br />

skonczye". Rodzaj ludzki w mie]sce Boga, czyzby tu lezalo rozwi,!zanie?<br />

I czy wiara bylaby w takim wypadku przekreslona?<br />

Moze trzeba zastanowie si~ w tym punkcie nad naturq wiary.<br />

I moze nauki 0 czlowieku potrafiq cos wi~cej tu wyjasnie.<br />

NATURA WIARY<br />

Ludzie przywiqzujq si~ do znak6w, do symboli, w koncu do<br />

mituw, ktore pozwalajq docierac, w spos6b posredni, do jakiejs<br />

rzeczywistosci, odgadywanej, lecz nieosiqgalnej zadnymi innymi<br />

drogami. Odwolujq si~ takze do pewnych wartosci, wedlug kt6­<br />

rych kierujq swym zyciem. W samym centrum tych wartosci musi<br />

jednak bye jakas wartose pierwotna, kt6ra je przerasta. Ks. Ganne<br />

mial racj~ piszqc w jednym ze swych ostatnich artyku16w, ze


76<br />

P. H. CHOMBART DE LAUWE<br />

wiara religijna, bez zaangazowania w swiat i poprzez wartosci<br />

swiata, moze bardzo latwo bye iluzjq. Bo istotnie wiara jest zaangazowaniem,<br />

jest wiernosciq, tylez co przystaniem na cos i do<br />

czegos. I w tym sensie nie da si~ sprowadzie do jakichS wierzen.<br />

Blondel wykazal tez, ze nie jest sprzeczna ani z wiedzq ani<br />

z rozumem. Jean Lacroix dodaje, ze "wiara w rozum" jest warunkiem<br />

wszelkiego poznania. Trzeba wi~c odr6znic trese wiary<br />

od ruchu, ktory popycha ludzi do nieustannego stawania si~ .<br />

W miar~ jak ewoluujq spoleczenstwa, powi~kszajq si~ aspiracje<br />

ludzkie. Czlowiek chce coraz lepszej ludzkosci, coraz wi~kszej<br />

wolnosci, ale - dlaczego? Pragnienie, pobudzane przez najblahszy<br />

przedmiot. z codziennego zycia, przerasta ten przedmiot nieskonczenie.<br />

Hegel zrozumial gl~bokie znaczenie tego faktu: pragnienie<br />

jest bez konca. Innymi stowy, daje nam poczucie nieskonczonosci.<br />

Wlasnie by dae jakqs przedwczesnq odpowiedz temu pragnieniu,<br />

ludzie wynajdujq mity: uklady symboli, skonstruowane w monument,<br />

sygnalizujqcy jakies wejscie w swiat inny, gdzie kr6luje<br />

ludzkose przemieniona. W takiej perspektywie, ateizm autentyczny<br />

to nie ten, kt6ry odmq.wia nazwania Boga. Nauki 0 czlowieku uwypuklajq,<br />

jako prawdziwe przeszkody wiary, ograniczenie pragnien;<br />

ich redukcj~ do przedmiot6w materialnych. W cywiIizacji nastawionej<br />

na przyjemnosci i wygody istnieje rzeczywiscie niebezpieczenstwo,<br />

ze eschatologiczna wizja reIigijna i humanistyczna wizja<br />

ewolucji zostanq zastqpione prognostykq dla pragnien na kr6tkq<br />

met~. Zalezy to od tego, czy wsp6lczesni obywatele Ziemi potrafiq<br />

istotnie zadowolie si~ horyzontem roku 1985 czy 2000, roku kt6ry<br />

przyniesie im lepszy woz lub nieslychanie ulepszony telewizor,<br />

czy tez pozostanq mimo wszystko przy przeswiadczeniu, ze "nie<br />

samym chlebem czlowiek zyje".<br />

• Lecz czy droga naprzod, wybiegajqca poza ciasne granice pragnien<br />

z kr~gu wygod i usprawnien, prowadzi nas poza czas, az w wiecznose,<br />

czy tez zlewa si~ po prostu z ewolucjq? Dochodzimy tu do<br />

ulubionej debaty nauk 0 czlowieku, badajqcych jego pochodzenie.<br />

Teilhard de Chardin widzial odpowiedz w podwojnym ruchu ewolucji,<br />

rozbiegajqcej si~ w zr6znicowania i zbiegajqcej si~ znowu<br />

w kierunku punktu odniesienia, lezqcego zawsze gdzies przed niq.<br />

I gdy si~ raz takq wizj~ przyjmie, nie jest nawet chwilowo wazne,<br />

czy wiemy, co jest z tym puri.ktem, nieznanym nam na razie. Pojawia<br />

si~ natomiast inna przeszkoda dla wiary, chyba ze wszystkich<br />

najwazniejsza. To nie 0 "przedmiot" wiary gl6wnie chodzi,<br />

lecz jak pisal Blondel 0 "podmiot" wiary. By zaspokoic swe pragnienie,<br />

czlowiek nie moze si~ zadowolic przedmiotem. Wiara<br />

w przyszlose jest bowiem nadziejq, i ta nadziej~ wymaga odpowiedzi.<br />

Wiara-nadzieja musi wi~c pozostac niezaspokojona, jesli


UWARVNKOWANIE WIARY<br />

77<br />

nie jest jednoczesnie wymianl:l i dialogiem, jesli podmiot wiary nie<br />

jest osobl:l zYWl:l.<br />

Wiara w tym sensie, to jest tylko spotkanie czlowieka i jakiegos<br />

Boga Zywego, wymyka si~ analizom nauk Soclologicznych i psychologicznych.<br />

Mozna jednak za pomocl:l tych nauk zbadae, jakie Sl:l<br />

prawdziwe aspiracje ludzi dzisiejszych. W oparciu 0 obserwacj~<br />

zachowan i przedstawien, mozna wyodr~bnie niekt6re z nich jako<br />

dominuj~ce. Przedstawienia osobiste i zbiorowe przeplatajll si~<br />

ze sobl:l bardzo scisle, i oddzialujl:l na siebie nawzajem. Pewne<br />

obrazy, pewne wyobrazenia nabierajl:l w pewnych okresach aktywnej<br />

mocy, tak ze kieruj~ zachowaniami. Tego rodzaju obrazy<br />

wiod~ce, powi~zane z wartosciami charakterystycznymi dla jakiejs<br />

kultury czy srodowiska, Sl:l jednak plynne: ksztaltujl:l si~, potem<br />

si~ przeksztalcaj~ l wreszcie zanikaJ~. Pewne obrazy Boga Sl:l tego<br />

wlasnie rz~du. .<br />

Obrazy takie oczywiScie s~ uZyteczne spolecznie i psychologicmie.<br />

I tu rowniez nauki 0 czlowieku wykazujl:l uZytecznose religii, wykazujq,<br />

ze religia ma jakqs funkcj~. Ale wlasnie to niepokoi wierZl:lCYch.<br />

Dla nich B6g jest bowiem zasadniczo nieuZyteczny, lub<br />

mowil:lC scislej, nie moze bye wyrazany w kategoriach uZytecznoSci.<br />

Spotkanie z Nim nie moze bye "interesowne". Dlatego, chcl:lC dotrzee<br />

do aspiracji podstawowych ludzi dzisiejszych, uczynimy<br />

lepiej nie koncentrujl:lc uwagi na przedstawieniach religijnych sensu<br />

stricto, lecz raczej na obrazach i wartosciach z codziennego iycia,<br />

w ktorych znajdziemy prawdziwe racje istnienia i prawdziwe religijne<br />

aspiracje czlowieka wsp61czesnego.<br />

Rysujq si~ tutaj, jak si~ wydaje, pewne rozbieznoSci, lecz nie<br />

pokrywaj~ si~ one z podzialem na wierzl:lcych i niewierzl:lcych.<br />

Niekt6rzy ludzie, nalezl:lcy do Kosciol6w lub nienalez~cy do nich,<br />

kierujl:l si~ w swym Zyciu i czynach wartosciami takimi jak zysk,<br />

jak prestiz, jak wladza. Inni, 0 najrozmaitszych pogll:ldach i takze<br />

wierzl:lcy lub niewierz~cy, kladl:l w Zyciu najwi~kszy nacisk na<br />

solidarnoSe, sprawiedliwose, godnosc ludzkl:l, wolnoSe, czyli na<br />

wartosci naprawd~ ewangeliczne. Kazde z tych sl6w oceniae trzeba<br />

oczywiScie wedlug tego, co praktycznie oznacza w danej, konkretnej<br />

sytuacji. Nie trzeba zapominae jednak, ze poza nimi stojll<br />

zawsze aspiracje gl~bsze, osobiste i zbiorowe, ktorymi powodujl:l<br />

si~ ludzie, nie majl:lc nawet jasnej swiadomosci, ze tak czyniq.<br />

Wielu dyskutant6w, ktorzy w czasie obecnego "Tygodnia Intelektualistow"<br />

przemawiali jako niewierz~cy, dawalo wyraz tej fundamentalnej<br />

trosce, tej postawie bezinteresownie poszukujl:lcej.<br />

Encyklika Pacem in terns wlasnie dlatego znalazla tak szeroki<br />

oddZwi~k, ze Jan XXIII intuicyjnie wyczul to, co nauki 0 czlowieku<br />

wykazujq na podstawie obserwacji, i ze odpowiedzial na<br />

aspiracje zywe w ludziach dzisiejszych.


78 P. H. CHOMBART DE LAUWE<br />

W jakims sensie Freud mial racj~ twierdzqc, ze dogmaty religii<br />

Sq pochodnymi pragnien ludzkich. 'MyHl sic;: tylko sqdzqc, ze chodzi<br />

wobec tego 0 czystq iluzj~. Obraz Boga, 0 kt6rym pisal, jest jednym<br />

z "obraz6w wiodqcych", 0 kt6rych m6wiliSmy wyzej, i kt6re istnialy<br />

wczoraj, istniejq dzis i bc;:dq istnialy jutro, zmieniajqc sic;: zaleznie<br />

od typ6w cywilizacji i srodowisk. Lecz zasadnicza, stala aspiracja,<br />

kt6rq te r6znorodne formy wyrazajq, zbiega sic;: dzic;:ki swym kolejl1ym<br />

mutacjom z aspiracjami egzystencjalnymi, kt6rymi ludzie<br />

kolejnych epok. zyjq na codzien. I gdy tylko zwiqzek jest wykazany<br />

jasno, jak to mialo miejsce w Pacem in terris, falszywe obrazy<br />

religii kruszq sic;: i wiara odzyskuje caly sw6j sens.<br />

Jesli za przedmiot refleksji przyjmiemy pewnq postae cywilizacji<br />

chrzescijanskiej, takq na przyklad jakli nam sic;: przedstawia<br />

w analizie prac katoVckich teoretyk6w z okresu Restauracji, sklonni<br />

bc;:dziemy przyznae racjc;: Marksowi, ze "czlowiek robi religic;:",<br />

a nie "religia czlowieka". Istotnie bowiem, ' w kazdym z wynalezionych<br />

przez teoretyk6w szczeg616w, przedstawi nam sic;: ona jako<br />

"opium dla IUdu". Lecz w swej z y w e j r z e c z y w i s t 0 sci nie<br />

jest wcale jak m6wil Marks, "wzdychaniem stworzenia przytloczonego<br />

nieszczc;:sciem". Jest aspiracjq do wsp6lnoty os6b w wolnosci<br />

i odniesieniem do a,bsolutu. I aspiracja taka nie rodzi sic;: z lc;:ku,<br />

analizowanego przez psycholog6w. Jest krokiem tw6rczym. Krokiem,<br />

kt6ry czyni czlowiek, aby WYJse poza siebie, pozostajqc sobq.<br />

platego milose ludzka i B6g-Milose Sq jednq i tq samq rzeczywistosciq.<br />

Ewangelia uczy nas, Ze ten, kto udaje, ze kocha Boga,<br />

a nie kocha brata, jest klamcq. Prawdziwy dramat cywilizacji<br />

zysku i konkurencji jest w tym, ze az nazbyt czc;:sto czyni z nas ­<br />

klamc6w.<br />

W tym wic;:c sensie samo-transcendencja czlowieka nie przeciwstawia<br />

sic;: wierze w Boga. Chrzescijanstwo jest religiq braterstwa,<br />

a Ewangelia wychodzi od codziennej egzystencji. To sarno spotkanie<br />

pozwala odkrye czlowieka i odkrye Boga w banalnym gescie,<br />

kt6ry nabiera wtedy wymiaru nieskonczonosci. Lecz spotkanie tego<br />

rodzaju nie jest uchwytne dla analiz uczonych. Wiara, kt6ra staje<br />

sic;: dla czlowieka czyms naprawdc;: wewnc;:trznym i osobistym, pozostaje<br />

dIan zarazem tajemnicq.<br />

Wiara odarta z wszystkich f a 1 s z Y w Y c h k 0 n c e p c j i, do<br />

kt6rych obalenia przyczyniajq sic;: bardzo nauki 9 czlowieku, nabiera<br />

wlasciwej perspektywy, przyjmuje prawdziwq postae. Religia<br />

odzyskuje swe miejsce w dzialaniu, w egzystencji, w historii. Staje<br />

sic;: na powr6twic;:ziq mic;:dzyludzkq i zjednoczeniem z Bogiem.<br />

Wiara jest ostatecznym punktem docelowym pragnienia,jest racjq<br />

bytu rozumu. Nie oferuje jakiejs wygodnej pozycji w wiecznosci,<br />

kt6ra pozwalalaby na uchylanie ilic;: od "teraz". Jest jednoczesnie


UWARUNKOWANIE WIARY<br />

79<br />

walkq i pokojem, troskq i pogodq. Zawiera w sobie i sprzecznosc<br />

czlowieka i jego jednosc. I jezeli karykatura religii jest istotnie<br />

"n~dzq ludu", to prawdziwa wiara jest pelniq czlowieczenstwa.<br />

Transcendencja czlowieka i immanencja Boga zbiegajq si~ w egzystencji.<br />

Jezeli wiara jest n adz i e j q, to po to, by ozywiac nieustajqcq<br />

walk~ ludzkosci, kt6ra co dzien przerasta sarna siebie. J esli jest<br />

milosciq, to by urzeczywistniac jednosc ludzi u mety tej nadziei.<br />

Oto co czyni w imieniu :i:yjqcych. I tej jej wiel.kosci nie powaz


B. M. CHEVIGNARD OP<br />

CZEMUS ZWATPll<br />

CZlOWIEKU MAlEJ WIARY?<br />

Wszystkie wymagania Ewangelii stajll si~ zrozumiale tylko przez<br />

wiar~, wiar~ Zywll, Zyjllcll w Osobie Chrystusa. 1 W gruncie rzeczy<br />

Chrystus zadaje nam tylko jedno pytanie: "Wierzysz we Mnie?"<br />

A wiara Zywa w Jego Osob~ pocillga za sobll calli reszt~.<br />

Ot6z, wydaje si~ nam, ze mozna widziec t~ wiar~, wyrazonll<br />

w Ewangelii, w dwojaki spos6b. Z jednej strony wierzyc to nie<br />

wlltpic w Boga i polegac nieustraszenie na Nim po§r6d najgorszych<br />

pr6b: I tak apostolowie nie powinni byli I~kac si~ w lodzi na wzburzonym<br />

morzu (Mk 4, 35). Z drugiej strony wierzyc - to uznac<br />

wewn~trznie Chrystusa. W ten spos6b Piotr uznal Go za Mesjasza"<br />

i za Syna Bozego w Cezarei Filipowej (Mt 16, 16). W pierwszym<br />

wYPadku bardziej jest podkresiony aspekt zupelnego zaufania,<br />

w drugim zas aspekt poznania. Zaufanie i poznanie, kt6re bynajmniej<br />

nie przeciw'stawiajllc si~ sobie domagajll si~ siebie nawzajem<br />

dia formowarua wiary pelnej i Zywej. JakZe bowiem moma<br />

powierzyc si~ temu, kt6rego si~ nie uznalo? A czyz mozna by Go<br />

naprawd~ uznac nie ufaJllc Mu calkowicie? DIa wi~kszej jasnosci<br />

przedstawimy koIejno obydwa aspekty.<br />

POLEGANIE NA BOGU, KTORY NIE ZAWODZI<br />

Ot6i najwi~cej swiatla rzuca tu analiza slowa, kt6re w j~zyku<br />

hebrajskim wyraza postaw~ wiary. Nie rna bowiern vi tym j~zyku<br />

slowa, ktore by odpowiadalo dokladnie francuskiernu rzeczownikowi<br />

foi (wiara). Jest za to czasownik wyrazajllcy nie tylko pewne<br />

poj~cie, Iecz calli postaw~ zyciowll. To hebrajskie aman, kt6rego<br />

uzywa si~ dia wyrazenia postawy czlowieka posiadajllcego wiar~,<br />

1 Tekst niniejszy stanowi fragment z ksillZki pt. La doctrine spirituelle de<br />

l'£vangtle (Paris 1965, Les :editions du Cerf).


CZEMUS ZW1\TPIL<br />

81<br />

moina z powodzeniem przetlumaczye jako: wspieranie si~ na kims,<br />

kto si~ nie ugnie. 2<br />

Mozna ten czasownik takze prze10zye inaczej, mianowlcle: pozwolie<br />

komus niese si~, pozwolie si~ komus Zywic. I to taki:e bardzo<br />

riam rozjasnia spraw~! Miee wiar~ w Boga znaczy tyle, co<br />

pozwolie Mu si~ niese, pozwolie si~ zywie .przez Niego. 3 Cale objawienie<br />

Dobrego Pasterza i Ojca Niebieskiego tkwi juz w rdzeniu<br />

tego slowa.<br />

Ten, na ktorym moina tak polegae, przez ktorego moina bye<br />

niesionym, zwie si~ Wierny. To wspania1e slowo jest jak gdyby<br />

zarezerwowane Bogu. Nazywa si~ Go "Bogiem wiernym w swoich<br />

obietnicach", a Chrystusa - "Swiadkiem wiernym". Co przez to<br />

chce si~ powiedziec? Posrod tego swiata, gdzie wszystko siE: kruszy,<br />

moiecie polegae na Bogu; On nie zawodzi; w swiecie, w ktorym<br />

tyle klamstwa, moiecie zawierzyc Bogu: On nie oszukuje,<br />

posrod tego swiata, gdzie nawet najlepsi Sq tak zmienni; moiecie<br />

si~ oprzec na Bogu; On jest wierny. To wszystko oznacza miec<br />

wiar~ wedlug Pisma sw.<br />

Mowiqc: Amen, amen, dieo vobis, Pan nasz uzywa tego samego<br />

wyraienia. Slowo amen jest w rzeczy samej przyslowkowq formq<br />

slowa aman, wyraiajClcego wiar~. Zatem gdy Pan nasz m6wi amen,<br />

tym samymodwoluje siG do naszej wiary i poniekqd zobowiqzuje<br />

si~: "Zaprawd~, zaprawd~, powiadam wam, moiecie mi wierzyc".<br />

Dobrze byloby jeszcze raz przeczytac niektore z wielkich obietnic<br />

Chrystusa, zaczynajqcych si~ od tych slow: wowczas odczulibyscie<br />

ich wag~ (tak u Mk 10, 29; 11, 23; Mt 1B, 3).<br />

Zadziwia nas, a nawet zbija z tropu, jak absolutne sCI wymagania<br />

Boga - jui od czasow Starego Przymierza - gdy chodzi<br />

o wiar~ . Mojiesz przez chwil~ zawaha si~ w swoim serc'u przed<br />

uderzeniem w skal~, z ktorej ma wyplynqc zywa woda posrod wypalonej<br />

pustyni: poniewaz zwqtpil w swoim sercu, nie zobaczy<br />

Ziemi Obiecanej. Ktoz z nas zresztq nie zawahalby si~? Chrystus<br />

podejmuje nawet to wyraienie: "Nie nalezy wqtpic w swoim sercu"<br />

(Mk 11, 23). Jest ai nazbyt jasne, ze ten przymiot wiary absolutnej<br />

nosi na sobie Boskie znami~. :laden czlowiek, chociazby nie wiadomo<br />

jak byl kochany, nie moze tego wymagac od drugiego: on<br />

jest tylko ulomnym czlowiekiem. Ale Bog, On, moie tego iqdae<br />

od czlowieka.<br />

2 St'ld tak CZE:sto uzywane wyrazenie: "Bog jest moj,! ' opokll". Por. taki:e<br />

wyrazenie " kamien wp,gie1ny" wy s t~puJ'lce w Ewangelii oraz imiG Piotr (Opoka) .<br />

dane Szymonowi.<br />

3 Por. np. Ksi~g~ Liczb 11, 12, skarg~ Mojzesza do Boga: "To nie ja pocz'Iiem<br />

ten Iud. Czemus w!ozyl ciE:zar ludu wszy&tl,iego na mnIe". Tu wlasnle uzyie<br />

zosta!o slowo aman.<br />

Zn Clk - 6


82 B. M. CHEVIGNARD<br />

Wielkq postaciq, kt6ra dominuje w ca1ym Starym Testamencie<br />

w tej dziedzinie, jest oczywiscie Abraham. Odczytajmy jego histori~.<br />

Oto m~zczyzna majqcy sto lat i jego zona zblizona wiekiem<br />

do niego. Nie majq dzieci. Wszystko si~ dla nich juz skonczy1o.<br />

A przeciez Bog mo\vi do niego: "Podnies twoj wzrok ku niebu<br />

i policz gwiazdy, jesli potrafisz, tak liczne b~dzie twoje potomstwo".<br />

A sw. Pawe1 dodaje: "I nie oslabnq1 w wierze, ani si~ oglqdal<br />

na obumar1e cialo swoje, gdy mial juz okolo stu lat i na<br />

obumarly zywot Sary" (Rz 4, 19). Takiej to bezwzgl~dnej wiary<br />

Bog si~ domaga. I ona Mu oddaje najwi~kszq chwal~.<br />

Tej samej natury wiary Chrystus domaga si~ w Ewangelii. Domaga<br />

si~ jej dla Boga, lecz, rzecz nieslychana, domaga si~ jej takze<br />

dla Siebie, ukazujqc w ten sposob swoje pochodzenie i Boskq<br />

natur~: "Wierzycie w Boga, wierzcie tez i we mnie" (In 14, 1), tq<br />

samq wiarq absolutnq i calkowitq.<br />

KROCZENIE PO WODZIE<br />

Trzeba przyznac, ze Ewangelia nas zaskakuje, bo Jezus od nas<br />

ze spokojem zqda rzeczy zadziwiajqcych, jak chodzenie po wodzie<br />

i przenoszenie g6r.<br />

Znamy sceny ewangeliczne. Przychodzi na spotkanie ze SWOlml<br />

kroczCjc po wodzie (Mt 14, 25). Na Jego slowo Piotr nie wCjtpi.<br />

Opuszcza bark~ i z kolei sam kroczy po wodzie. "Ale widzCjc wiatr<br />

gwaltowny zlCjkl si~" i zaczq1 tonCjc. Jego strach jest zrozumialy.<br />

Chodzic po wodzie, Panie, to nie jest przeciez cos naturalnego dla<br />

czlowieka. A jednak co mowi Pan? WyciCjgnCj1 r~k~, chwycil go<br />

i rzekl mu: "Cz1owieku malej wiary, czemus zwqtpil?" Proste<br />

slowa, a jednak przenikajq nas tak gl~boko! Tak wi~c i od nas zCjdasz<br />

tego, Panie, abysmy nie zwqtpili w Ciebie, kroczqc po wodzie.<br />

Ta sarna nauka w uspokojeniu burzy (Mk 4, 35), w uzdrowieniu<br />

dziecka chorego na epilepsj~ (Mk 9, 14), corki Chananejki (Mt 15,<br />

21), slugi setnika (Mt 8, 5). Czytajcie i jeszcze raz czytajcie te<br />

sceny. Prz~z nie Pan mowi do nas bezposrednio i ustawicznie. Zadaje<br />

to sarno pytanie: "Czy w ten sposob wierzysz; we Mnie?"<br />

Mozna powiedziec: wiara absolutna, bezwarunkowa swiadczy, ze<br />

traktuje si~ Chrystusa jako Boga. Jest ona znakiem, ze si~ Go<br />

znalazlo. Mamy wi~c wtedy Boga, Boga prawdziwego i jedynego.<br />

Zatem gdybysmy mieli takq wiar ~ , chocby wielkosci ziarna gorczycznego<br />

(Mt 17, 19), powiedzielibysmy do tej gory: usun si~ stqd,<br />

a ona us1ucha1aby nas.<br />

Tego rodzaju wiara wzrasta wsrod prob zyciowych. Ewangelia<br />

nie hoduje dusz w cieplarni. Osmielimy si~ powied:tiec, ze to ksi~ ga<br />

dla pelnego wiatru, dla pelnego wiatru Boga, oraz dla stawiania


CZEMUS ZW 1\TPU..<br />

83<br />

oporu pe}nemu wiatrowi swiata i Zlego. Otoz, w tym pelnym wietrze<br />

zycia doswiadcza si~ nasza wiara. Czasem Bog jest milczllCY.<br />

Jak gdyby spa!. Dlaczego triumf niegodziwych? Bardzo cz~sto<br />

w zyciu trzeba nam chodzie po wodzie, przenosie gory, te ogromne<br />

gory przesqdow, zwyczaju i ludzkiej pospolitosci. I w tym momencie<br />

Pan pozwala nam uslyszee po prostu te same slowa: "Czemus<br />

zWqtpil, czlowieku malej wiary?"<br />

TWOJE GRZECHY ZOSTALY CI ODPUSZCZONE<br />

Tego samego przymiotu wiary zqda si~ od nas, kiedy chodzi<br />

o odpuszczenie grzechow. Wiadomo, ze wi~kszym cudem jest wzbudzenie<br />

do ponownego rozkwitu pustynnego serca anizeli uzdrowienie<br />

paralityka (Mk 2, 1). A przeciez Chrystus w Ewangelii mowi<br />

nam, ze On cud ten przypisuje wierze. "Wierzysz we Mnie?" pyta<br />

grzesznika. Co to znaczy? Czy ty masz na tyle wiary, zeby rzucie<br />

si~ i zagubie si~ we Mnie? Nie w tobie bowiem jest sprawiedliwose<br />

i swi~tose, ale we Mnie. Trzeba, abys siebie opuscil, swoje<br />

male i tak ciasne sprawiedliwosci, a zatopil si~ we Mnie. Wiara<br />

ta zawiera oczywiscie dobrowolne i radykalne oderwanie si~ od<br />

grzechu, dusza przestaje chciee znaleze w sobie samej zbawienie.<br />

Rozumie bowiem, ze jej oczyszczenie jest 0 wiele gl~bsze. Trzeba,<br />

aby Ktos Inny do tego si~ wmieszal, KtoS Inny, w ktorego b~dzie<br />

si~ mogla rzucie, nawet jeszcze podzielona, z calq swojq ubogq<br />

wiarq i ubogq milosciq. Chwilami nie b~dzie mogla uczynie nic<br />

innego jak tylko uciekae do Niego i krzyczee w Jego stron~. I to<br />

Jego Osoba oczysci wlasnie dusz~ z grzechu. Wiadomo, ze z wiary<br />

Chrystusa sw. Pawel uczynil klucz sklepienia swojej doktryny.<br />

Oto zbliza si~ grzesznica do Je'go stop i placze. Znalazla swego<br />

Zbawiciela. Jej serce na nowo rozkwita i staje si~ naprawd~ nowe.<br />

Dokonal si~ jakis cud, 0 wiele wi~kszy niz ten z wodq, ktora<br />

wytrysn~la ze skaly. Dlaczego? Poniewaz ona uwierzyla. Uwierzyla<br />

Chrystusowi, ktory zresztq jq uprzedzil. Pan mowil jej po prostu:<br />

"Twoja wiara ci~ uzdrowila" (Lk 8, 48).<br />

Kaplani Chrystusa poswiadczajq, ze historia ewangeliczna powtarza<br />

si~ . Zwyci~zcq nad grzechem jest wiara w Chrystusa.<br />

POJDZ ZA MN1\<br />

Pan moze wi~c zqdae wszystkiego. Przeczytajcie jeszcze raz te<br />

miejsca w Ewangelii, w ktorych stawia On tak duze wymagania. 4<br />

Wsz~dzie widae to sarno prawo: wiara w Tego, kt6ry wszystko<br />

4 Np. t.k 9, 23-26; 12, 51-53; 14, 25-29 itd.


84<br />

B. M. CHEVIGNARD<br />

czyni mozliwym. Wiara w Jego Osob~ porywa wszystko w SWO)<br />

zywy prqd. Czlowiek opuszcza sw6j dom, swoje pola, swojq rodzin~,<br />

a przede wszystkim porzuca samego siebie, poniewaz rna wiar~<br />

w Niego. Ale kiedy jego "viara wysusza si~, wszystko si~ zatrzymuje,<br />

wszystko umiera, a Ewangelia staje si~ jedynie g6rq zobowiqzan<br />

niemozliwych do zrozumienia, a tym mniej do wykonania.<br />

Czeg6z trzeba, aby otrzymae ten bezcenny skarb wiary? Sam<br />

Chrystus m6wi, ze nalezy stae si~ pokornym na podobienstwo<br />

dziecka:r:Rtokolwiek nie przyjmie Kr6lestwa Bozego jako dzieci~ ,<br />

nie wejdzie do niego" (Mk 10, 15). Bo wiara jest darem. Musi siG<br />

o niq zebrae, musi sip, jej pozqdac, poszukiwae i dlugo na niCl czekac.<br />

A otrzymawszy pierwszy zarodek, ruszyc przed siebie. Wiara wymaga<br />

wi~c wspanialomyslnosci dziecka, kt6re nie kalkuluje. Domaga<br />

si~ ona dusz, ·kt6re umieja, si~ oddac. Dlatego to B6g zqda<br />

od nas wiary z tak wielkim naleganiem. Trzeba nam odwazyc si<br />

na stracenie siebie, oddajqc si~ calkowicie Bogu.<br />

To tylko na pocza,tku jest ziarno gorczyczne, ale pMniej ono zagarnia<br />

calq ziemi~ .<br />

A WY ZA KOGO MNIE UWAZACIE?<br />

(Mt 16, 15)<br />

Wierzyc w Chrystusa znaczy polegac nieustraszenie na Nim, nie<br />

wqtpic w Niego nawet jesli kroczy si ~ po wodzie czy przenosi gory.<br />

Lecz co umozliwia ten zryw z gl~bi bytu ku Niemu? Bog sam<br />

nam to tajemniczo ukazal: Jego swiatlo. Wierzyc to znaczy uznae<br />

wewn~trznie Chrystusa.<br />

UZNANIE CHRYSTUSA<br />

Juz w Starym Testamencie dostrzegamy to uznawanie Baga.<br />

Niewqtpliwie wierzyc w Jahwe znaczy tyle, co w gl~bi samego siebie<br />

polegae na Nim, nawet w czasie najgorszych prob zyciowych.<br />

Ale czy aby nie jest to slepy instynkt? Nie, poniewaz Bog go oswietlil.<br />

On umozliwil poznanie tego, ze On tam jest, iyjqcy. W tym<br />

sensie, podlug tajemniczego i wzruszajqcego wynurzenia 1zajasza,<br />

wierzye to "rozumiee, ze to jest On": rozumiee i to z tajemnicza,<br />

i calkowitq pewnosci'l. "Wyscie swiadkowie moi... abyscie wiedzieli<br />

i wierzyli mi i zrozumieli, ze to ja sam jestem" (1z 43, 10).<br />

Aspekt ten jeszcze mocniej podkresla Ewangelia. Wszelka historia<br />

ewangeliczna sprowadza si~ do historii uznania Chrystusa.<br />

I mozna powiedziec, ze nawet dzis misterium Ewangelii i Kosciola l<br />

w swiecie jest tym samym misterium wewn~trzne go uznania Chry-'<br />

stusa przez wiar~. Pytania zadanego Piotrowi P an nie przestaje


CZEMUS ZWl\TPIL 85<br />

i nam zadawae w gl~bi duszy: "A ty kogo Mnie uwazasz?" Nie rna<br />

w tym zadnego illuminizmu: jestesmy w samym sercu wiary chrzescijanskiej.<br />

Wiara stanowi cos wi~cej niz intelektualne przylgni~cie<br />

do prawd objawionych. Jqdrem jej jest Objawienie Chrystusa.<br />

Jest czyms wi~cej jeszcze anizeli prawdami objawionymi, jest ona<br />

Bogiem, kt6ry si~ objawia. Otw6rzcie Bibli~; od poczqtku do konca<br />

jest ona Ksi~gq Boga, kt6ry si~ objawia. Mozemy slusznie powiedziec,<br />

ze swiatlo wiary skupia si~ przede wszystkim na samej<br />

Osobie Syna Bozego, a w konsekwencji na prawdach przez Niego<br />

objawionych. Wiara jest zyjqca dlatego, ze znaleZlismy Osob~ zyjqC'l<br />

w samym sercu naszego zycia. Nigdy dosyc adoracji tej tajernnicy<br />

i pokornego wyczekiwania na ni'l w modlitwie.<br />

Kilka wielkich scen ewangelicznych przekona nas, ze tu w1asnie<br />

lezy samo sedno naszej wiary. Pan usiad1 na skraju drogi jak<br />

zwyczajny obcy cz1owiek. Przechodzi jakas kobieta. Dotychczas<br />

Sq jedno dla drugiego dwojgiem obcych ludzi, przynajmniej pozornie.<br />

Kobieta ta ma swoje zycie. Jest beztroska, daleka od mysli,<br />

ze za par~ minut wszystko dla niej si~ zmieni. Pan pierwszy si~<br />

odzywa, prosz'lc jq 0 przyslug~: "Daj mi pic". Nawi'lzuje si~ dialog,<br />

w kt6rym Chrystus z miejsca uderza prosto w dusz~: "Gdybys<br />

znala dar BoZy i kto jest ten, co ci m6wi: »daj mi pie«, prosilabys<br />

Go zapewne, a On da1by ci wody zywej" (In 4, 10). C6Z to jest<br />

zatem ta zywa woda, zyjqca, kt6ra ozywia gl~bi~ duszy? To wiara.<br />

Lecz czymze jest wiara? Wiara to Chrystus, Chrystus zyjqcy, zlqczony<br />

naprawd~ z duszq: "Ja jestem, kt6ry mowi z tobq" (In 4,<br />

26). Kobieta zostawila sw6j dzban. Zapomnia1a, po co przyszla.<br />

Miala zupelnie co innego w glowie. Znalaz!a Chrystusa w samym<br />

sercu swojego zycia.<br />

Slepy od urodzenia zosta1 wyp~dzony z synagogi (In 9, 35). Jego<br />

uzdrowienie wprawia w zak1opotanie tych, kt6rzy nie chcq widziec.<br />

Odnajduje on Chrystusa, kt6ry m6wi mu po prostu: "Wierzysz<br />

w Syna Czlowieczego?" Z calej mocy swej duszy p10nqcej<br />

i prawej uzdrowiony odpowia


3G<br />

B. M. CHEVIGNARD<br />

skupi si~ w pierwszym rz~dzie na Osobie samego Jezusa, dopoty nie<br />

posiadamy jeszcze wiary w pelni jej tajemnicy. B~dziemy mogli<br />

posiadac zespol scisle powi'lzanych prawd (i to jest niezb~dne),<br />

alba tradycj~ (jest takze konieczna), ale jeszcze nie b~dziemy<br />

mieli wiary, jakiej si~ domaga od nas Chrystus. Oczywiscie, powiedzmy<br />

to jeszcze raz, dia kazdego chrzescijanina, chocby to<br />

byl czlowiek doczesnych interesow, zmagaj'lcy si~ ze strasznym,<br />

nieublaganym zyciem, wiara jest mozliwa tylko pod warunkiem,<br />

ze Osoba Chrystusa znajdzie si~ w centrum jego zycia. Nie ma<br />

w tym zadnej czulostkowosci, lecz jedynie nadprzyrod;wna wiara.<br />

Z tq chwilq dopiero wszystko si~ wyjasnia; praktyka religijna<br />

nabiera zycia, a Ewangelia przemawia. Wszystko staje siE: proste.<br />

Jezeli natomiast Osoba Jezusa jest nieobecna, wszystko staje siE:<br />

martwe, skomplikowane. Jakie bardzo chcialoby si~ tutaj powiedziec<br />

duszom, ze wiara to posiadanie zywej Osoby Jezusa w swoim<br />

zyciu.<br />

B. M. Chevia'nard OP<br />

Hum. Edward Grygiel


Ks. JOZEF TISCHNER<br />

FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />

ESEJ Z POGRANICZA HISTORII I FILOZOFII<br />

MOT T 0:<br />

Nie mysl, ze \VZY\V3 1n,<br />

Aniele, a gdybym nawet ci


88 KS. JOZEF TISCHNER<br />

jego b6stwo. Koncepcja neoheglist6w i koncepcja Renana stanowiq<br />

zatem ostrl\ opozycj~ do pogll\du tradycyjnego.<br />

Zwil\zek przedstawionych przez neoheglist6w i Renana teorii<br />

Chrystusa z niekt6rymi kierunkami filozofii, 0 jakim mimochodem<br />

wspomnialem, jest szczeg61nie znamienny. Decyduje on wlasnie<br />

o tym, ze zagadnienie historycznosci postaci Jezusa (rsp. Chrystusa<br />

- nie uwzgl~dniamy tutaj ulubionego przez mitolog6w<br />

przeciwstawienia Chrystusa Ewangelii Jezusowi historii) mialo<br />

i rna nadal sens przede wszystkim filozoficzny, a nie historyczny,<br />

jakby si~ pozornie wydawalo. Gdyby zresztq cala sprawa byla domenq<br />

historii, nie byloby ani powodu, ani tytulu do niej wracac:<br />

powodu, bo · historycy jednoznacznie jl\ juz rozstrzygn~li, tytulu,<br />

poniewaz nie uwazam si~ za kompetentnego w tej dziedzinie badacza<br />

przekaz6w historii. Rzecz w tym, ze poza pozornie historycznie<br />

brzmi~cym pytaniem 0 istnienie Chrystusa, kryjq si~ stanowiska<br />

typowo filozoficzne, kt6re powodujl\ p 0 jaw i e n i e si~ pytania<br />

a nawet wyznaczajl\ zakres m 0 z 1 i w Y c h odpowiedzi na nie,<br />

zas si~gajqc jeszcze gl~biej w tlo zagadnienia, kryjl\ si~ tam bardzo<br />

pie r w 0 t n e i nigdy nie b~dqce przedmiotem odr~bnych badan<br />

naukowych ludzkie p r z e z y wan i a i ludzkie 0 d c z u wan i a<br />

Chrystusa jako szczeg6lnej postaci historii. Te wszystkie czynniki<br />

nadajq sporowi 0 historycznosc gl~boki, filozoficzny wymiar.<br />

Niniejsza praca jest szkicem z pogranicza filozofii i historii.<br />

Za punkt wyjscia bierze zjawiska historyczne stosunkowo swiezej<br />

daty: pojawienie si~ pytania 0 historycznose, szczegolne warunki<br />

dziejowe, w ktorych wystqpilo, itp. Niemniej jej glownym celem<br />

jest ujawnienie czytelnikowi zasadniczego, filozoficznego i "przezyciowego"<br />

tla sporu 0 Jezusa. Chodzi 0 pokazanie, bez wqtpienia<br />

nie wyczerpujqce, tego, co mozna by nazwae "paradoksem Jezusa"<br />

i paradoksem odczuwania Jezusa, a co najwyrazniej przejawia si~<br />

poprzez liczne pr6by tego wieku, by wizj~ Chrystusa, ktora si~<br />

przezyla, zastqpie nOWq wizjq, 'lepiej dostosowanq do 6wczesnej<br />

umyslowosci. Dqznose, z ktorej ow zamiar si~ wylania, nazywam,<br />

stosujqC przenosni~, na jakq zezwala literacka forma eseju, 0 c z e­<br />

k i wan i emf i 10 z 0 f i ina now e w c i e len i e.<br />

FORMALIZACJA DOGMATU 0 CHRYSTUSIE<br />

Podstawowq tezq katolickiej nauki 0 Chrystusie bylo od \Vielu<br />

wiek6w stwierdzenie: w Chrystusie istnieje tylko jedna osoba Syna<br />

Bozego, w dwu integralnych naturach - boskiej i ludzkiej.<br />

Trese tej tezy tak mocno wkorzenila si~ w umyslowosc 6wczesnych<br />

ludzi, ze glowne kierunki sporu 0 Chrystusa obracajq si~<br />

wlasnie wokol niej. Niemniej sarna okolicznose, ze temat wyplynql,


FILOZOFIA CZEKA NA WtIELENIE 89<br />

i rozw6j dyskusji nad tematem, swiadczy 0 powolnym rozkladzie<br />

tradycyjnego rozumienia formuly. Plaszczyzny, na ~t6rych ten<br />

rozklad si~ dokonuje, majq charakter, mowiqc najog6lniej, z n a­<br />

c zen i 0 w yip r z e zy c i 0 w y. Po stronie znaczeniowej obserwujemy<br />

przede wszystkim gruntownq zmian~ sensu termin6w<br />

wyst~pujqcych w tezie 0 Chrystusie, po stronie przezyciowej widzimy<br />

zmiany .utartego sposobu odczuwania dawnej zawartosci<br />

znaczeniowej.<br />

Spr6bujmy uprzytomnic sobie zmiany pierwszego typu, stojqce<br />

w scislej korelacji z rozwojem pewnych kierunk6w filozoficznych.<br />

Zwrocmy uwag~ na wyst~pujqcy w formule termin "natura" i termin<br />

"Bog".<br />

W tradycyjnej filozofii katolickiej termin "natura" mial wiele<br />

znaczeil., ale w przypadku zastosowania go do opisu osoby Chrystusa<br />

wymieniano to, kt6re wywodzi si~ etymologicznie od greckiego<br />

physis i oznacza wszystkie wlasciwosci konieczne i konkretne<br />

bytu, istot~ i cechy przypadlosciowe w ich wzajemnej korelacji<br />

w zasi~gu bytowym jednego i tego samego przedmiotu.<br />

W ostatecznej instancji termin wskazywal na i s t n i e j q c Y t u<br />

i teraz konkret. 1<br />

Tymczasem w filozofii nowozytnej rozw6j znaczenipwy poj~cia<br />

kieruje si~ bqdz w stron~ znaczenia, ktore w efekcie wyklucza<br />

wszelkq mozliwosc zastosowania go do opisu postaci Chrystusa<br />

(B. Pascal, J. J. Rousseau, E. Kant 2), bqdz w kierunku znaczenia,<br />

kt6re wprawdzie moze znalezc zastosowanie w powyzszym opisie,<br />

ale wywoluje jednoczesnie gl~bokie przeksztalcenie sensu formuly<br />

pierwotnej. Swym drugim odgal~zieniem zmierza bowiem wprost<br />

do uwypuklenia jego ogolnosci i abstrakcyjnosci i zbliza si~ tym<br />

samym do rozumienia natury jako swoiscie potraktowanej "istoty"<br />

przedmiotu, a zatem do rozumienia, kt6re wystqpilo m. in. na gruncie<br />

scholastyki, ale nie bylo stosowane przy opisie osoby Chrystusa.<br />

Powszechne staje si~ pojmowanie natury jako zespolu niezmiennych<br />

i koniecznych wlasciwosci przedmiotu, TSp. czlowieka,<br />

zespolu, kt6ry jest wsz~dzie taki sam, gdzie tylko mamy do czynienia<br />

z przedmiotami tego samego typu. Gdy poj~cie 0 zmienionym<br />

w ten spos6b sensie stanie si~ jednym z termin6w w tradycyjnej<br />

formule chrystologicznej, formula nie wskaze juz na ist­<br />

1 Por.: M. J. S c he e ben, Handbucl1 der kathoUschen Dogmatik, Frelburg<br />

1954, Bd. V /1, s. 152-153.<br />

2 Dla pasca1a naturq byl m . in. zesp61 praw i wlasclwosci wrodzonych czlowiekowi,<br />

chociaz skqdinqd podleglych zmianie, dla Rousseau pierwotny, nieska­<br />

~ony cywlllzacjq okres historli ludzkosci, dla Kanta po prostu przyroda ("Zwlqzek<br />

zjawisk w ich istnieniu okreslony przez konieczne prawidla, tzn. prawa". Kryt.<br />

czystego rozml1.tI, PWN 1957, t. I , s. 385).


90<br />

KS. JOZEF TISCHNER<br />

•<br />

niejqcy konkret, lecz na mniej Iub bardziej ogoInq "ide~" czlowieka<br />

ucielesnionq ewentualnie w jaki8 sposob w konkrecie.<br />

Rozklad poj~eia Boga, a zwlaszcza Boga Wcielonego, byl jeszcze<br />

pardziej wyrazny i dramatyczny. Poczqtki si~gajq, jak slusznie<br />

zauwaza E. Gil son 3, Kartezjusza. Bog Kartezjusza, stajqcy ponad<br />

wszelkim prawem Iogiki, metafizyki i etyki, Bog, ktory tak<br />

stworzyl czlowieka, ie czlowiek bez wiary w Niego nie b~dzie<br />

mogl przyjqc istnienia stworzonego swiata, stanowi nasze nieustanne<br />

zagrozenie: zagroienie naszej pewnosei, stalosci praw, na<br />

ktorych oparIismy iycie w spoleczenstwie. Jeszcze bardziej jaskrawe<br />

stanie si~ to u nast~pcow Kartezjusza. Rozwoj poj~cia Boga<br />

II okazjonalistow i Spinozy jest rownolegly do rozwoju zagroienia<br />

czlowieka od strony Boga. Samoistn08c Boga i wolnosc Boga Sq wedlug<br />

okazjonalistow tak bezwzgI~dne, ze degradujq do minimum<br />

samoistnosc i woln08c czlowieka. Pot~zny i zazdrosny 0 siebie Bog<br />

przyzna czlowiekowi tyle miejsca w swiecie, ile w tym swiecie jest<br />

zla, podczas gdy cale dobro zachowuje dla siebie. Spinoza pozbawi<br />

czlowieka nie tylko wolnosci i zdolnosei do dzialan przyczynowych,<br />

ale takie substancjalnosci, wszystko przekazujqc Bogu, jedynej<br />

Substancji. Na tym tle zjawisko ateizmu w XVIII w. pozwala si~<br />

pojqC i zrozumiec jako prawidlowa w pewnym sensie reakcja czlowieka<br />

na narastajqcq agresj~. Nieco poiniej Proudhon napisze:<br />

"czlowiek... czuje si~ Iepszym od swego Boga". Marksistowslde<br />

poj~cie alienacji czlowieka przez Boga rna tutaj swoje historyczno-filozoficzne<br />

podstawy. Do tego wszystkiego dojdzie jeszcze<br />

pozytywizm A. Com t e'a, ktory w poczqtkach wieku oszolomi<br />

Francj~ i wywrze wplyw na Renana. Poj~eie Boga i wszelka mysl<br />

o Bogu wcielonym zostajq naturalnq koIejq rzeczy potraktowane<br />

jako zenujqcy spadek po teologicznej i metafizycznej fazie dziej6w<br />

ludzkosci.<br />

Do przemian 0 charakterze znaczeniowym dolqcza si~ czynnik<br />

seisle historyczny. Jest nim nieobecnosc powaznej filozofii katolickiej<br />

w lonie owczesnej awangardy kulturaInej Europy. Nie­<br />

8miale proby ozywienia tego aspektu zycia religijnego konczq si~<br />

zazwyczaj katastrofalnie (Hermes, Lamennais i in.).<br />

Istniejq pewne przejawy zycia filozoficznego, kt6rych powstanie<br />

i rozw6j daje si~ tlumaczyc dqznosciq do teoretycznego samookreslenia<br />

si~ swiadomosci istniejqcych w spoleczenstwie grup spolecznych.<br />

Tak rna si~ rzecz np. z filozofiq francuskq okresu Oswiecenia,<br />

gdy inspirowana przez mlodq buriuazj~ mysl filozofow<br />

lderowala si~ w stron~ "mobilizowania calej ludzkosci myslqcej<br />

przeciwko nieszcz~sciom, kt6re n~kajq przede wszystkim Fran­<br />

3 B6g i flt~OfiCt, "pax" 1961, s. 70 nn.


FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE 91<br />

cuz6w", 4 tak bylo w filozofii niemieckiej w okresie wystqpienia<br />

RegIa i na tej drodze rodzil si~ i rozwijal marksizm. Podobnie<br />

wreszcie religijne przezywanie postaci Chrystusa jako przedmiotu<br />

kuItu, czci, modlitwy, rozmyslania, jako Eucharystii, rozpowszechnione<br />

wsr6d wierzqcych mas, stanowilo niezwykle wazny czynnik<br />

w nasycaniu konkretnq tresciq abstrakcyjnych formul dogmatyki. ·<br />

Niestety jego oddzialywanie juz daleko wczesniej uleglo zasadniczym<br />

zahamowaniom, ale dopiero teraz daje si~ to dotkliwie<br />

odczuc. Trzeba lojalnie przyznac, ze pewne "zaslugi" w tym kierunku<br />

majq sami katolicy. Zanik znajomosci tekstu Ewangelii<br />

i zanik praktyki cz~stej komunii sw., w pierwszym przypadku<br />

zwiqzany z l~kiem przed wplywami protestantyzmu, w drugim ze<br />

swoiscie poj~tq czciq dla Eucharystii, Sq tutaj znamienne. Wiqze<br />

si~ to z og6lnym zanikiem religijnosci. Jean L eft 0 n, autor<br />

olbrzymiej historii Kosciola, pisze na temat 6wczesnych Niemiec:<br />

"U artyst6w i handlowc6w, u literat6w i uczonych, dominowal<br />

indyferentyzm; jedynie wsr6d kobiet sytuacja wydawala si~ nieco<br />

lepsza". Ale i Francja nie jest inna. Ten sam autor cytuje wspomnienia<br />

Montalemberta: "obecnosc m~zczyzny w kosciele wywolywala<br />

wi~ksze wrazenie niz obecnosc chrzescijanina w meczecie<br />

muzulmanskim". 5<br />

W wyniku przemian znaczeniowych, kt6re dosi~gly g16wnie poj~cia<br />

natury i poj~eia Boga, oraz czynnik6w 0 chal'akterze spoleczno-psychologicznym<br />

nast


92 KS. J OZEF TISCHNER<br />

Tak wi~c chrzescijanin wierzqcy w bostwo Chrystusa a majCjcy<br />

na tyle otwarte oczy, by widziee, co si~ dzieje, przezywa nieoczekiwany<br />

wstrzqs. Po raz pierwszy w historii wywolujq go teorie<br />

tego typu, wyst~pujqce w takich konstelacjach i na tle takich,<br />

jak tamte, prqdow filozoficznych.<br />

NEGACJA KWANTYF1KATORA EGZYSTENCJALNEGO<br />

Wymienione wyzej czynniki, takie jak przemiany znaczeniowe<br />

terminow skladowych wyst~pujqcych w katolickiej formule chrystologicznej,<br />

zanik spolecznego doswiadczenia postaci Chrystusa<br />

itp., stanowiq z pewnosciq zespol "obiektywnych warunk6w" sprzyjajCjcych<br />

powstaniu 6wczesnego sporu 0 Chrystusa, ale sam spor<br />

o Jezusa a zwlaszcza centralna sprawa jego his tor y c z nos c i<br />

z pewnosciq by nie wyplyn~la, gdyby nie filozofia. Chodzi 0 idealistycznq<br />

filozofi~ G. W. F. He g I a. Dla tych, kt6rzy nie Sq dostatecznie<br />

przekonani 0 uwarunkowaniu sporu przez heglowskq koncepcj~<br />

historii, proponuj~ krotkie zestawienie tekstow. Przedtem<br />

jednak pewna uwaga: za czolowego przedstawiciela neoheglowskiej<br />

interpretacji postaci Chrystusa uwazam, zgodnie z przyj~tq opiniq,<br />

Dawida S t r a u s s a, kt6rego ksiqzka pt. : Das Leben Jesu, kritisch<br />

bearbeitet ukazala si~ w 1835 r. 2 okazji ktoregos z nast~pnych<br />

wydan ksiqzka w sposob charakterystyczny zmienia tytul: Das<br />

Leben Jesu filr das deutsche Yolk bearbeitet. Ktos, bye moze sam<br />

autor, doszedl do przekonania, ze ogloszone tam rewelacje maj~<br />

nader elitarny charakter. Jakos wcale tego nie zalujemy.<br />

Istotq historiografii Hegla byla pr6ba wykrywania w dzialalnosci<br />

jednostek czy narod6w przejawu ewolucji absolutnego ducha. Oto<br />

Absolut traci gdzies w mrokach przeszlosci pierwotnq jednose<br />

i personifikuje si~ w ludzkie jednostki. Odtqd usHuje jq odzyskae<br />

poprzez ewolucyjny, rozciqgajqcy si~, m. in. na dzieje Iudzkosci,<br />

powr6t do samego siebie. Fenomenologia ducha Hegia ukazala si~<br />

w 1807 r. Prezentuje nam ona zarysy odysei absolutu od pierwotnego<br />

wyzwolenia si~ z nieswiadomosci, poprzez dialektycznie uj~te<br />

etapy dziej6w ludzkosci, az po ostatnie czasy oraz w przyszlosc,<br />

kt6rej ksztalt przepowiada. Odkrywamy jej zawile sciezki w niszczqcym<br />

innych Iudzi gniewie wojownika, w "panskiej" swiadomosci<br />

wlasciciela niewolnikow, w swiadomosci bl~dnego rycerza, slynnego<br />

Fausta, wielkich reformatorow itd. Z tej perspektywy stajq<br />

si~ zrozumiale poszczeg61ne fenomeny historii jako elementy pewnej<br />

calosci i przejawy gh;bszego niz one same czynnika. W Wykladach<br />

z filozofii dziej6w Hegel dotyka postaci Jezusa. Nie ma<br />

oczywiscie mowy 0 zaprzeczeniu jego istnienia, niemniej... cytuj~:<br />

"Nieslusznie post~pujemy r6wniez, gdy m6wimy 0 Chrystusie tylko


F ILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />

93<br />

jako 0 historycznej postaci, ktora kiedys istniala. Pytamy wowczas:<br />

jak:ze byto z jego urodzeniem, z jego ojcem i matkq, z jego wychowaniem<br />

domowym, cudami itd.? To znaczy pytamy, kim on<br />

byl poza sferq ducha... Egzegetycznie, krytycznie, historycznie<br />

mozecie robie z Chrystusa, co chcecie; mozecie rowniez dowoli<br />

wykazywae, ze nauki Kosciola tworzyly si~ na soborach pod naciskiem<br />

takich czy innych interesow lub nami~tnosci biskup6w,<br />

alba tez ze takie czy inne jest zr6dlo tych nauk. Jest rzeczq oboj~tnq,<br />

jakie byly konkretne okolicznosci tych spraw, chodzi tylko 0 jedno:<br />

czym jest idea albo prawda sarna w sobie i dla siebie". 6<br />

Strauss jednak postawi pytanie 0 ojca i matk~. Mysl~, ze najlepsze<br />

om6wienie nie zastqpi w tym przypadku cytatu: "Jezeli<br />

B6g przejawia si~ jako duch, to znaczy, ze czlowiek b~dqc takze<br />

duchem nie r6z11i si~ od Boga... J ezeli Bog i czlowiek stanowii\<br />

jednosc, to musi to za posrednictwem religii dotrzec do swiadomosci<br />

czlowieka i musi stae si~ rzeczywistosciq. Skoro ludzkose<br />

juz raz dorosla do tego, by prawd~, ze B6g jest rodzaju ludzkiego<br />

a czlowiek rodzaju boskiego, posiadae jako sWq religi~, to, poniewaz<br />

religia jest formq, w ktorej prawda pojawia si~ w powszechnie<br />

zrozumialy spos6b jako pewnose zmyslowa, m u s i a I a powstac<br />

jednostka majqca swiadomose swego b6stwa. 0 ile ten Bog-Czlowiek<br />

polqczyl w jednose boskq istot~ i ludzkosc, mozna bylo 0 nim<br />

powiedziee, ze Ducha Bozego rna za ojca a czlowieka za matk~". 7<br />

Idqc po tej drodze Strauss wysuwa koncepcj~, kt6ra realnemu<br />

Jezusowi przeciwstawila mitologicznego Chrystusa - personifikacj€;<br />

idei jednosci mi~dzy Bogiem a czlowiekiem.<br />

Potem stanowiska si~ radykalizujq i Jezus, niczym kantowska<br />

rzecz sarna w sobie, przestaje bye potrzebny. B run 0 B a u e r<br />

(Kritik der evange~ischen Geschichte und deT Synoptyker, 1841­<br />

1842) dowodzi, ze Chrystus jest swobodnym wymyslem przedewangelicznego<br />

Marka 8 skonstruowanym w wyniku dzialania filozofii<br />

aleksandryjskiej, stoickiej i Seneki. Z kolei J 0 h n M. R 0­<br />

be r t son (Christianity and Mytho~ogy 1900, Pagan Christs, 1903,<br />

11 ShOTt history of Christianity, 1902) sqdzi, ze jest on wynikiem<br />

zmieszania si~ ze sobq poglqd6w zydowskich i poganskich. W tym<br />

samym okresie K a 1 tho f f uzasadnia, ze Chrystus jest tworem<br />

ucisnionych klas spolecznych (Das Christus-prob~em, 1903). Najbardziej<br />

jednak znamienny \:vydaje si~ A. D r e W s, HCZen Edmunda<br />

von Hartmanna i wielbiciel Hegla.<br />

G G. W. F. H e gel, Wyk!ady z filo20fii dziejotv, tl. J. Grabowski i A. Landmann,<br />

PWN 1958, t. 2, s. 167-168.<br />

7 Das Leben JesH, B. II, Ttibingen 183~, s. 762 n.<br />

S Przedewangeliczny Marek - wedlug jednej z hipolez - stanowi dia Marka<br />

Ewan~elisty (" k anoniczl1 ego") oraz dla Mateu.sza wspolne :


94<br />

KS. JOZEF TISCHNER<br />

Wyznania Drewsa Sq jednoznaczne: "Pytanie 0 historycznosc<br />

Jezusa nie jest pytaniem typu wylqcznie historycznego, lecz jest<br />

pytaniem wybitnie filozoficznym. Odbija si~ w nim walka dw6ch<br />

przeciwstawnych poglqd6w na swiat... : z jednej strony wiara w ide~<br />

jako ostatecznie okreslajqcq zasad~ zdarzen, w stosunku do kt6re,i<br />

wielkie osobistosci Sq jak sludzy, narz~dzia i wykonawcy, z drugiej<br />

poglqd, ze osobowosc jako taka jest okreslajqcym czynnikiem<br />

zdarzen w swiecie. Tu idealistyczna filozofia historii w sensie<br />

Platona i Hegla, tam leibnizowska monadologia pod postaciq wsp61­<br />

czesnego psychologizmu i empiryzmu".9 Ostatecznie autor stwierdza,<br />

ze Chrystus jest symbolem og6lnej idei cierpiqcego, umiera- .<br />

jqcego i zmartwychwstajqcego Boga-Odkupiciela przedstawionej<br />

w spos6b obrazowy, wlasciwy dla religii.<br />

Mitologiczne koncepcje zycia Jezusa byly bez wqtpienia wymierzone<br />

przeciw katolicyzmowi. Krylo si~ w nich, jak si~ latwo<br />

przekonac, wi~cej prowokacyjnej zuchwalosci niz naukowej rzetelnosci,<br />

ale ten spos6b pisania byl takze zaslugq Hegla. Wszak to<br />

on nazwal w Fenomenologii ducha slynnq niemieckq pedanteri~<br />

naukowq "intelektualnym bydl~ctwem" i obral jq za przyklad<br />

sytuacji bez wyjscia, w jakCj niebacznie zaplqtal si~ absolut.<br />

W odpowiedzi na t~ prowokacj~ katolicy zazwyczaj twierdzili:<br />

teoria jest z gruntu nienaukowa. Ale prosz~ dobrze zrozumiec<br />

sens obrony. Slowa "naukowy", "nienaukowy" Sq wieloznaczne,<br />

to prawda, ale w swym szczeg6lnym, pierwotnym znaczeniu dotyczCj<br />

jedynie sposobow uzyskiwania i uzasadniania wiadomosci,<br />

nie przesqdzajqc w spos6b bezapelacyjny 0 prawdziwosci lub bl~dzie<br />

samych wiadomosci. Zgoda, ze teoria jest nienaukowa, ale czy<br />

przez to sarno falszywa? W calej polemice strona katolicka wykazywala<br />

niekiedy wysoki stopien dezorientacji a takze zaciesnionego<br />

spoojrzenia na spraw~.<br />

Ale zapytajmy, czy w swiadqmosci ludzi, kt6rzy wysuwali mitologiczne<br />

teorie zycia Jezusa, oraz tych, kt6rzy je uznawali za<br />

wtasne, ich sens byl r6wnie destrukcyjny, co w swiadomosci katolik6w?<br />

Przypomnijmy sobie okres z historii literatury pi~knej ,<br />

w ktorym i po kt6rym to si~ zacz~lo . Zwrocmy uwag~ na przedheglowskq<br />

filozofi~ niemieckq. PoczCjtki si~gajq romantyzmu i filozofii<br />

F. W. Schellinga. W latach 1803-1804 W. Schlegel<br />

wyglasza w Berlinie slynne wyklady 0 starej poezji niemieckiej,<br />

• w kt6rych m. in. por6wnuje piesn 0 Nibelungach z dzielami Homera.<br />

A przedtem Schelling w swej Filozofii mitu i objawienin<br />

uczy doszukiwac si~ pod pokrywkq sag i legend prawd gl~bszych<br />

a nawet samej istoty objawiajqcego si~ Boga. To wlasnie przez<br />

• D ie Chryst llsmythe, Jena 191~191l, Bd. II, S. 409-411.


FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE 95<br />

ludowe podania, mity, sagi i legendy przejawia si~ tajemniczy<br />

"Duch swiata", "Duch narodu" i w nich daje si~ on rozumiee.<br />

W atmosferze kulturalnej utworzonej przez wielkq filozofi~ idealistycznq<br />

i romantycznq literaturE: mit traci swe pejoratywne znaczenie,<br />

zaczyna za to odslaniae nowe wartosci nie tylko seisle<br />

estetyczne, ale i poznawcze. Dla tych ludzi zaszeregowanie Ewangelii<br />

do mitow bylo rownoznaczne z odkryciem w niej nowych,<br />

zapoznanych dotqd walor6w.<br />

Na podstawie powyzszych analiz nasuwa si~ prosty wniosek:<br />

stwierdzenie mitologicznego charakteru postaci Jezusa przez neoheglist6w<br />

nie oznaczalo zerwania z chrzescijanstwem, lecz stanowilo<br />

paradoksalnq pr6b~ stworzenia c h r z esc i jan s twa b e z<br />

C h r y stu sa. Na przek6r wszystkiemu, nawet bez realnie istniejqcego<br />

Chrystusa, mogla siE: krzewie chrystologia, w kt6rej naczelnym<br />

aksjomatem miala bye nadal stara teza chrystologii katolickiej<br />

poddana jednak uprzednio swoistym zabiegom interpretacyjnym<br />

i oderwana od poprzedzajqcego jq kwantyfikatora egzystencjalnego.<br />

0 co ostatecznie chodzi mitologom? Jakie Sq ich<br />

podstawowe intencje? Chodzi 0 to, by zachowac Chrystusa dla<br />

ludzi, ktorzy innego Chrystusa niz Chrystusa zamienionego w Ide~<br />

pojqe nie mogli. Tendencj~ t~ widae na kazdym kroku, ale szczegolnie<br />

wyraznie przejawia si~ tam, gdzie Strauss i Drews m6wiq<br />

o mozliwosci pojawienia si~ na swiecie nowych Chrystus6w.<br />

Strauss pisze doslownie: "Dlaczego, jezeli juz nie mozemy oczekiwae<br />

nikogo wi~ks zego od Chrystusa, nie mozna by pomyslec,<br />

ie jakas jednostka, lub wiele jednostek, powstanie po nim i przez<br />

niego, kt6re osiqgnq ten sam, co on, stopien zycia religijnego?" 10<br />

Znamienne jest to "nikogo wi~kszego od Chrystusa". A Drews podobnie.<br />

Pod koniec swej dwutomowej rozprawy przepowiada niewystarczalnose<br />

zbawienia czlowieka przez innych ludzi, w tej<br />

liczbie Chrystusa, i oglasza, ie kaidy czlowiek stanie si~ swym<br />

wlasnym zbawicielem. Chrystus zatem moie i powinien sip, powtorzye.<br />

Chrystus zniknql z dziejow jako postac realna, ale dzieje<br />

oczekujq na jego przyjscie. Koncowym akcentem mitologicznych<br />

teorii iycia J ezusa staje si~ 0 c z e k i wan i e nap 0 now i e n i e<br />

s i ~ w c i e 1 e n i a. 11<br />

NEGACJA BOSTWA CHRYSTUSA<br />

Przeniesmy teraz spojrzenie na drugie stanowisko sporu, na<br />

E. Renana i srodowisko francuskie. Zywot Jezusa wywoluje we<br />

Francji istnq burz~. Ksi q ik~ t p, przyjmujemy dzisiaj wr ~ cz prze­<br />

10 Dz. cy t., s. 777. <br />

11 N a marginesie warlo zauwuzyc, ze zywo interesujqca siq z


96 KS. J6ZEF TISCHNER<br />

ciwnie nii: przyjmowano jui: w6wczas 12: nie jako wynik i:mudnych<br />

badan uczonego lecz jako dzielo niezwyklego kunsztu literackiego.<br />

Ale i ona, podobnie jak prace mitolog6w, jest wkorzeniona w panujqcq<br />

atmosfer~ filozoficznq.<br />

Racjonalizm przeoral Francj~ gl~biej niz Niemcy. Wprawdzie<br />

mi~dzy okresem klasycznego racjonalizmu a Renanem jest Wielka<br />

Rewolucja a po niej pojawiajq si~ w filozofii i literaturze pogranicznej<br />

nazwiska spirytualist6w a taki:e katolik6w, ie wymienif;<br />

M a i ned e B ira n a, d e M a i s t r e'a, deB 0 n a I d a czy<br />

C hat e a u b ria n d a, ale ich wplyw na umyslowosc Renana jest<br />

neutralizowany przez postac A. Com t e'a. W. Tatarkiewicz zauwaia,<br />

ie Renan przynaleiy do okresu pozytywizmu, ale jest to<br />

juz pozytywizm zaraiony sceptycyzmem. "Jedynq wiarq pozytywist6w,<br />

pisze, byla nauka, w razie jej utraty pozostawal im tylko<br />

sceptycyzm. I stal si~ on losem niektorych z nich, a w szczeg6lnosci<br />

Renana, jednego z czolowych humanist6w tej epoki". 13 Zywot<br />

Jezusa jest jednak bardziej przejawem jego wiary w nauk~ niz<br />

jego p6zniejszego sceptycyzmu. Ale' w takim razie Renan zasluguje<br />

co najmniej na nasze wsp6lczucie a to z powodu zawod6w,<br />

jakich zycie mu dostarczylo. Dwie rzeczy byly przedmiotem jego<br />

wiary i obydwie musial porzucic: religia, kt6rq porzucil z powodu<br />

nauki, i nauka, kt6rq porzucal z powodu niej samej.<br />

Praca Renana odznacza si~ jeszcze jednym charakterystycznym<br />

rysem. 0 ile poza koncepcjami neoheglist6w jedynie z trudnosciq<br />

moglibysmy si~ dopatrzyc osobistego tIa w postaci indywidualnego<br />

dramatu ich autor6w, 0 tyle dzielo Renana wprost nam je narzuca.<br />

Sp6jrzmy w takim razie nieco gl~biej.<br />

Jeszcze jako mlody kleryk seminarium duchownego pisze Renan<br />

szkic 0 psychologii Jezusa. W pewnym momencie przerywa swe<br />

wywody i pisze: "Jeieli jednak, 0 Jezu, prawdq jest hipoteza . teologiczna,<br />

byIbym najnieszcz~sliwszy , najbardziej oddalony od prawdy.<br />

o Jezu, oswiec mnie, oswiec swojq prawdq, swoim iyciem. Jakze<br />

cierpi~, ie w og61e podjqlem ten problem. To jest zbyt ci~zkie<br />

na mnie, jestem przeciez tylko czlowiekiem, a Ty? Ty jestes kims<br />

wi~cej. Powiedz mi zatem, kim jestes? M6j Boie, a czy ja jestem<br />

w dobrej wierze? Oczysc mnie, powiedz tak lub nie". A potcm<br />

dodaje:<br />

l'eligH my';l marksistowsk a w lyeh ezasach na ogol nle sympatyzowala z radykalnyml<br />

rnitologami. Stala raczej pod wplywami L. Feu e r b a c h a, cz


FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />

97<br />

"Tutaj udalem si~ do kaplicy prosic Jezusa. Ale on nic mi nie<br />

odpowiedzial". 14<br />

Renan mial wtedy ok. 22 lat. Gdy ukazala si~ ksiqzka Straussa,<br />

mial 1at 12. Ksiqzka ta nie wywiera na niego wi ~k szego wplywu.<br />

Z seminarium wyst~puje w 1845 r. pozostajqc bez srodkow do<br />

zycia. Z tego roku pochodzi list do jednego z przyjaciol: "Moj<br />

przyjacie1u, pisze Renan, jak malo rna czlowiek swobody w wyborze<br />

swego przeznaczenia... Sila wyzsza rzuca go w niemozliwe<br />

do rozwiqzania wi~zy; kontynuuje swojq prac~ w ciszy i zanim<br />

si ~ spostrzeze, juz jest sp~tany... 0 m oj Boze, moj Boze, d1aczego<br />

mnie opusciles? Jak to pogodzic z dobrociq ojca? Sq tu tajemnice,<br />

moj przyjacie1u. Szcz~sliwy, kto je moze zgl~biac wylqcznie przez<br />

speku1acj~". 15<br />

Zywot Jezusa ukazuje si~ w 1863 r. Ukazuje on swiatu Jezusa<br />

juz nie jako fikcyjnq postac z mitu, ani jako abstrakcyjnq formul~<br />

tradycyjnego kato1icyzmu, ale jako genia1nego czlowieka, niemniej<br />

t y 1 k 0 czlowieka. Czlowiek ten zyje w konkretnym miejscu,<br />

w konkretnym czasie i otoczeniu, jest determinowany w swym<br />

1udzkim physis wszystkimi czynnikami, ktore determinujq los<br />

kazdego czlowieka, a wi~c raSq, srodowiskiem, czasem (II. Taine) itp.<br />

Renan pisze: "Wyprawa naukowa w celu zbadania starozytnej<br />

Fenicji, ktorej przewodniczylem w roku 1860 i 1861, byla powodem<br />

mego osiedlenia si~ na granicy Gall1ei i dala mi moznosc odb,ywania<br />

cz~stych po niej podrozy. Zwiedzilem ziemie ewangeliczne<br />

we wszystkich kierunkach; zwiedzilem Jerozolim~, Hebron, Samari~;<br />

nie opuscilem zadnej miejscowosci, majqcej zwiqzek z historiq<br />

Jezusa. Owoz ta historia, ktora z biegiem czasu zamienia si~<br />

d1a nas w cos nieuchwytnego, w cos, co wisi w oblokach (np.<br />

abstrakcyjne formuly dogmatyki, przyp. moj, J. T.), przybrala<br />

potem d1a mnie ksztalty tak konkretne, ze mnie to napelnilo<br />

zdumieniem. Uderzajqca zgodnosc tekstow z charakterem krainy,<br />

cudowna harmonia pomi~dzy idealem ewangelicznym a ziemiq,<br />

ktora stanovllila jego Ho, wszystko to podzialalo na mnie jak objawienie.<br />

Mialem przed oczami jakqs piqtq Ewange1i~, podartq<br />

wprawdzie, ale czytelnq, i wtedy z opowiadaii. Milteusza i Marka<br />

wylonila si~ ku mnie nie jakas istota abstrakcyjna, 0 kt6rej mozna<br />

by powiedziec, ze nigdy nie istniala, ale olbrzymia postac ludzka,<br />

ktora zyla, kt6ra dzialala". 16<br />

Na temat Renana napisano juz tomy. Nam tutaj nie chodzi<br />

oczywiscie 0 krytyk~ jego koncepcji a jedynie 0 jej rozumienie<br />

w og61nym kontekscie czas6w, w kt6rych si~ pojawila i oddzialy­<br />

14 Souvenirs d'enfance, paris, s. 223. <br />

15 Essal psychologlque stir JesUS-Chrtst, Paris MCMXXlI, s. 90. <br />

11 2ywot Jezusa, tI. A. Nlemojewskl, W-wa. 1907. s. 47-48. <br />

<strong>Znak</strong> - 7


98 KS. JOZEF 1'ISCHNER<br />

wala. "Za zycia Renana - piszq autorzy eytowanej Historii Literatury<br />

Francuskiej - odczuwano przede wszystkim, ze zagrazal<br />

Kosciolowi; z czasem coraz wyrazniej zacz~la si~ uwydatniac jego<br />

rola or~downika instynktu religijrrego, tolerancji i pokoju" (s. 577).<br />

Na podstawie tego, co wiemy 0 6wczesnej atmosferze filozoficznej<br />

we Francji, mozna pokusic si~ 0 blizsze sprecyzowanie tej opinii.<br />

Renan sam jest rezultatem oddzialywania racjonalizmu, ale jest<br />

takze rzecznikiem pewnego, byc moze niesmialego, protestu przeeiwko<br />

niemu. To on przede wszystkim przezywa rozklad poj~eia<br />

Boga a zwlaszeza Boga Wcielonego oraz rozkladu tego religijnofilozofiezne<br />

skutki. To jego ogarnia wiara we wszechmoc pozytywnych<br />

metod naukowych, zwlaszeza historyezno-filologicznyeh.<br />

To on wreszcie staje si~ entuzjastq pozytywizmu jako kierunku<br />

filozoficznego. Dla pozytywizmu liczyly si~ tylko fakty. Pozytywizm<br />

doprowadza u Renana do dalszego wyostrzenia si~, danego mu<br />

i tak przez samq natur~, zmyslu historycznego. To wszystko nakazuje<br />

mu przyjqc, ze istnieje realnie w przeszlosci fakt Chrystusa,<br />

ze bez tego faktu nic nie jest wytlumaczalne, ze fakt rozegral si~<br />

w okreslonyeh lataeh historii Palestyny, wsrod okreslonego krajobrazu.<br />

Renan podejmuje si~ badan tego faktu, wnOSZqC do nich<br />

ze swej strony wszystko, czego nauczyl si~ u pozytywistow.<br />

Jakie Sq tego skutki?<br />

Powiedzmy wprost: Renan nie potrafi zrozumiec innego Chrystusa,<br />

jak tylko teg6, ktorego pokaza~ nam w swej ksiqzee. Ale<br />

idzmy daIej: takZe ezasy, w ktorych zyje, srodowisko, w ktorym<br />

si~ obraca, nie Sq do tego zdolne. Tak wi~e ostateeznie koneepcja<br />

Renana, podobnie jak koncepeja neoheglistow stanowi nOWq prob~<br />

z a c how ani a C h r y stu sad 1 a c z a sow i Iudzi, ktorzy<br />

inn ego C h r y stu sap 0 j q c n i e pot r a f i 1 i. Autor<br />

jej zmierza wprost do z a c how ani a c h r y s t 0 log i ire z y g­<br />

nujqc z teologii.<br />

A jak przedstawia si~ w tym przypadku sprawa wcielenia?<br />

Idea wcielenia pojawia si~ u niego w nieco zmienionej formie.<br />

Uwaza on swego Chrystusa za wyjqtkowy wzorzee moralny i osobowosciowy<br />

dla czlowieka, przedmiot podziwu i prawdziwego<br />

nasladownictwa. Wezmy np. pod uwag~ jego refleksje nad scen,!<br />

ukrzyzowania: "Spoczywaj w ehwale szlachetny ofiarniku. Dzielo<br />

twe zostalo dokonane; rozpocz~la si~ juz twoja boskosc. Nie I~kaj<br />

si~, ze wskutek jakiegos bl~du moze jeszcze runqc wznoszona<br />

przez eiebie budowla. Stanqles juz poza granicami Iudzkiej slabosci,<br />

juz zaezynasz patrzyc z wyzyn niebianskiego spokoju na nieobliezaine<br />

skutki twej dziaiainosci... Bardziej iywy, niz za zycia, od<br />

ehwili skonu bardziej koehany, niz w ezasie ziemskiej pielgrzymki,<br />

staniesz si~ do pewnego stopnia kamieniem w~gieinym Iudzkosei,


98 KS. J0ZEF TISCHNER<br />

wala. "Za zycia Renana - piszq autorzy cytowanej Historii Literatury<br />

Francuskiej - odczuwano przede wszystkim, ze zagrazal<br />

Kosciolowi; z czasem coraz wyrazniej zacz~la si~ uwydatniae jego<br />

rola or~downika instynktu religijrrego, tolerancji i pokoju" (s. 577).<br />

Na podstawie tego, co wiemy 0 owczesnej atmosferze filozoficznej<br />

we Francji, mozna pokusie si~ 0 blizsze sprecyzowanie tej opinii.<br />

Renan sam jest rezultatem oddzialywania racjonalizmu, ale jest<br />

takze rzecznikiem pewnego, bye moze niesmialego, protestu przeciwko<br />

niemu. To on przede wszystkim przezywa rozklad poj~cia<br />

Boga a zwlaszcza Boga Wcielonego oraz rozkladu tego religijnofilozoficzne<br />

skutki. To jego ogarnia wiara we wszechmoc pozy ­<br />

tywnych metod naukowych, zwlaszcza historyczno-filologicznych.<br />

To on wreszcie staje si~ entuzjastq pozytywizmu jako kierunku<br />

filozoficznego. Dla pozytywizmu liczyly si~ tylko fakty. Pozytywizm<br />

doprowadza u Renana do dalszego wyostrzenia si~, danego mu<br />

i tak przez samq natur~, zmyslu historycznego. To wszystko nakazuje<br />

mu przyjqe, ze istnieje realnie w przeszlosci fakt Chrystusa,<br />

ze bez tego faktu nic nie jest wytlumaczalne, ze fakt rozegral si~<br />

w okreslonych latach historii Palestyny, wsrod okreslonego krajobrazu.<br />

Renan podejmuje si~ badan tego faktu, wnoszqc do nich<br />

ze swej strony wszystko, czego nauczyl si~ u pozytywistow.<br />

Jakie Sq tego skutki?<br />

Powiedzmy wprost: Renan nie potrafi zrozumiec innego Chrystusa,<br />

jak tylko teg6, ktorego pokaza~ nam w swej ksiqzce. Ale<br />

idzmy dalej: takze czasy, w ktorych zyje, srodowisko, w ktorym<br />

si~ obraca, nie Sq do tego zdolne. Tak wi~c ostatecznie koncepcja<br />

Renana, podobnie jak koncepcja neoheglistow stanowi nOWq prob~<br />

z a c how ani a C h r y stu sad 1 a c z a sow i ludzi, ktorzy<br />

inn ego C h r y stu sap 0 j q c n i e pot r a f iIi. Autor<br />

jej zmierza wprost do z a c how ani a c h r y s t 0 log i ire z y g­<br />

nujqc z teologii.<br />

A jak przedstawia si~ w tym przypadku sprawa wcielenia?<br />

Idea wcielenia pojawia si~ u niego w nieco zmienionej formie.<br />

Uwaza on swego Chrystusa za wyjqtkowy wzorzec moralny i osobowosciowy<br />

dla czlowieka, przedmiot podziwu i prawdziwego<br />

nasladownictwa. Wezmy np. pod uwag~ jego refleksje nad scenq<br />

ukrzyzowania: "Spoczywaj w chwale szlachetny ofiarniku. Dzielo<br />

twe zostalo dokonane; rozpocz~la si~ juz twoja boskosc. Nie l~kaj<br />

si~, ze wskutek jakiegos bl~du moze jeszcze runqc wznoszona<br />

przez ciebie budowla. Stanqles juz poza granicami ludzkiej slabosci,<br />

juz zaczynasz patrzyc z wyzyn niebianskiego spokoju na nieobliczalne<br />

skutki twej dzialalnosci... Bardziej Zywy, niz za zycia, od<br />

chwili skonu bardziej kochany, niz w czasie ziemskiej pielgrzymki,<br />

staniesz si~ do pewnego stopnia kamieniem w~gielnym ludzkosci,


, F'ILOZOFIA CZE~A NA WCIELENIE<br />

99<br />

ze targnqC si~ na twoje imi~, b~dzie znaczylo to sarno, co targnqc<br />

si~ na fundamenty swiata. Zniknie granica mi~dzy tobq a Bogiem.<br />

Odni6slszy swietny triumf nad smierciq, obejmujesz wladanie swego<br />

kr6lestwa, a za tobq p6jdq po drodze, kt6rq sam sobie wytknqles,<br />

wielowieczni twoi czciciele". A oto ostatnie zdania ksiqzki: "My,<br />

skazani na wieczne dzieci~ctwo, na wiecznq niemoc, nie zbierajqcy<br />

nigdy plonu naszego trudu, schylmy czola przed podobnymi p61­<br />

bogami. Oni zdolali to czynic, czegosmy nigdy nie umieli: stwarzac,<br />

krzepic, dzialac. Czy zjawi si~ jeszcze kiedy r6wnie tw6rczy duch,<br />

czy tez swiat rna kroczyc drogami, kt6re mu kiedys wytkn~ly smiale<br />

natury tw6rc6w czas6w starozytnych? Tego nie wiemy. Ale cokolwiek<br />

kryje w swym lonie tajemnicza przyszlosc, nic nie przewyzszy<br />

Jezusa. Kult jego b~dzie si~ wciqz odmladzal; legenda<br />

jego b~dzie zawsze budzila lzy w oczach; cierpienia jego porUSZq<br />

najszlachetniejsze serca; wszystkie wieki b~dq swiadczyly, ze w calym<br />

plemieniu ludzkim czlowiekiem najwi~kszym byl Jezus". 17<br />

To sarno, co W. J a e g e r napisal na temat wplywu ducha greckiego<br />

na czlowieka, mozna odniesc teraz do renanowskiego Jezusa:<br />

( "Moze on wywierac ten wplyw, poniewaz stawia przed naszymi<br />

oczyma z nieodpartq jasnosciq ten idealny wz6r czlowieczenstwa,<br />

kt6ry wprawia nas w podziw i porusza jeden z naszych najsilniejszych<br />

instynkt6w, lezqcy u podstaw kazdego wychowania i post~pu,<br />

instynkt nasladownictwa".18 Proponowane przez Renana<br />

"wcielenie", jako oddzialywanie wzorca moralnego na osobowosc<br />

czlowieka, rna bez wqtpienia bardziej realny charakter, niz idealistyczne<br />

pomysly neoheglist6w. Niemniej ostateczny wydzwi~k jest<br />

taki sam. T u ita m c hod zi 0 pow r 6 t J e z usa.<br />

Jakie daleko odeszlismy od Voltaire'a i encyklopedyst6w!<br />

FILOZOFIA I WCIELENIE<br />

Historia jest wlasciwym miejscem paradoks6w. Katolicyzm, kt6ry<br />

stale w przeszlosci czul si~ powolany do obrony zywej pami~ci<br />

Mistrza z Nazaretu przed zapomnieniem, okazal' si~ w poczqtkach<br />

XIX-ego w. zbyt slaby, by przeciwstawic si~ neoheglowskiej i pozytywistycznej<br />

wersji chrystologii. Zr6dla tej slabosci byly bardzo<br />

odlegle i, jak widzielismy, wielorakie. Ale Kosci61 zdawal sobie<br />

w znacznej mierze spraw~ z tego, ze cz~sc winy leZy po jego<br />

stronie, gdy nieco p6zniej wydawal dekrety 0 potrzebie badan<br />

had Pismem sw., zach~ty do czytania Ewangelii, gdy zadecydowal<br />

codziennq komuni~ sw. i czynil wysilki zmierzajqce do oZywienia<br />

17 Dz. cyt., s. 365 1 378. <br />

18 Humanizm i teotogia, Pax 1957, S. 27.


100 KS. JOZEF TI8.CHNER<br />

filozofii tomistycznej. To wszystko mialo przymesc owoce 0 rozleglym<br />

zasi~gu. Natomiast w dziedzinie nas bezposrednio obchodzqcej<br />

mialo znow przywr6cic wlasciwy sens podstawowej tel3ie<br />

chrystologii katolickiej, przepoie jq zywymi tresciami 0 charakterze<br />

empirycznym, odslonie ukrytq w niej gl~bi~. I, rzecz paradoksalna,<br />

sojusznika w tych dqzeniach znajdowal Kosci61 dziwnym trafem<br />

w niekt6rych koncepcjach skl6conych z nim neoheglist6w a takze<br />

samego Renana. Wszyscy oni, choc kazdy na swoj spos6b, sugerowaH<br />

potrzeb~ sprowadzenia Chrystusa z powrotem w his t o r i ~<br />

czlowieka. Robili zatem to sarno, co usilowal ze swej strony robie<br />

Kosci61. W tym punkcie jednoczq si~ ze sobq wszystkie trzy koncepcje<br />

chrystologii.<br />

Lecz oto nowy paradoks dziej6w. Punktem wyjscia sporu byto<br />

stwierdzenie mitologicznego charakteru postaci Jezusa. Jezus nigdy<br />

zatem nie istnial. Lecz oto ·teraz mial zaistniee. Czyzby najpierw<br />

trzeba bylo usunqe Chrystusa ze sfery historycznego istnienia<br />

i religijnej swiadomosci czlowieka, by potem znow na podstawie<br />

szczeg6lnych przeslanek postulowae jego powrot? Bumerang wraca<br />

do punktu wyjscia.<br />

Czego przejawem Sq te paradoksy?<br />

Odpowiedz zdaje si~ narzucae sarna. 0 Chrystusie dysputowano<br />

w6wczas na dwoch plaszczyznach: jednej, nazwijmy jq egzystencjalnq,<br />

i drugiej, nazwijmy jq teologicznq. Pierwszq z nich wyznaczylo<br />

pytanie: czy Jezus istnial? Widzielismy, jakie bylo tlo<br />

filozoficzne i historyczne tego sporu i jakie byly odpowiedzi.<br />

Drugq wyznaczylo pytanie: czy Jezus byl Bogiem? Widzielismy<br />

r6wniez, jak i dlaczego neoheglisci godzili si~ z jego b6stwem<br />

a dlaczego Renan si~ z tym nie zgodzil. Ale poza tymi dwoma<br />

p!aszczyznami istniala takze trzecia, nigdy wyraznie nie sprecyzowana,<br />

kt6ra byla cz~sciowo wsp6lnq pozycjq neoheglist6w, Renana<br />

i katolicyzmu. Stanowilo jq jakies pierwotne, raczej przezy- "<br />

wane niz refleksyjnie artykulowane, niezwykle mocno wkorzenione<br />

w ludzkq swiadomose, odczucie 0 sob 0 w e j war t 0 sci<br />

Chrystusa. Zdaniem wszystkich Chrystus stanowit t~ wartose,<br />

ktorq nalezy za kazdq cen~ zachowac dla swiata. U pods taw r6znych<br />

chrystologii lezalo a k s j 010 g i c z n e podejscie do zagadnienia<br />

Chrystusa.<br />

Aksjologia ·chrystologiczna, tj. teoria wartosci osoby Chrystusa<br />

oraz teoria wartosci uznawanych przez Chrystusa za naczelne,<br />

nie byla ani wtedy, ani nigdy wyraznie precyzowana, zas w stopniu,<br />

w jakim pozwala si~ sprecyzowac, zwlaszcza w cz~sci dotyczqcej<br />

zagadnienia wartosci osoby Chrystusa, na podstawie omawianych<br />

prac neoheglist6w, Renana czy og61nej chrystologii kato­


F'ILQZ9FIA CZE .~A NA WQIELENIE 101<br />

lickiej, wcale nie stanowi jednolitego pod wzgl~dem swej tresci<br />

systemu. Krzyzuje si~ zresztq w sposob charakterystyczny i w wielu<br />

punktach z ogolnq aksjologiq XIX-go i XX-ego wieku.<br />

Neoheglisci mniemali, ze "wartosciowose obiektywnej zawartosci<br />

tresciowej" idei Chrystusa nie zmienia si~, niezaleznie od tego,<br />

czy w rzeczywistosci istnieje czy nie istnieje jej desygnat - zywy<br />

Chrystus. Sarno istnienie wartosci nie jest wartosciq. Pod tym<br />

wzgl~dem znajdowali sojusznikow w osobach niektorych XIX-stowiecznych<br />

teoretykow wartosci. Tak np. R. H. Lot z e twierdzil,<br />

ze pytanie 0 istnienie lub nieistnienie wartosci jest pozbawione<br />

sensu, a jedynie sensowne pytanie w tej kwestii winno brzmiec:<br />

czy wartose jest czy nie jest "wartosciowa"? H. Ric k e r t wykazuje,<br />

ze moment istnienia przedmiotu' jest pochodny od subiektywnej<br />

operacji stwierdzania, dokonywanej przez czysty podmiot<br />

swiadomosci, ktory ze swej strony jest determinowany przez nieegzystencjalnq<br />

"Sollen". Z tego punktu widzenia mozna traktowae<br />

neoheglowskq koncepcj~ Chrystusa jako jednq z odmian "idealizmu<br />

aksjologicznego" swoiscie poj~tego . Inaczej Renan. Dla niego "osobowa<br />

wartosciowose" Chrystusa lezy w f a k c i e istnienia i dzialania.<br />

Bye moze, dodajmy, ze wartose jest w jakims znaczeniu<br />

"wartosciowa", nawet gdy jej "podmiot" nie istnieje in concreto,<br />

ale po to, by dotrzee do drugiego czlowieka, musi mu si~ przedstawie<br />

jako wartose wcielona. Pod tym wzgl~dem znalazlby Renan<br />

sOjusznika w pozniejszym M. Schelerze. Katolicy z kolei wiqzali<br />

z osobowymi wartosciami i:yjqcego Chrystusa rowniez realnie istniejqce<br />

w nim i przez niego wartosci 0 charakterze transcenden- ·<br />

talnym: Chrystus byl Wcielonym Bogiem.<br />

Aksjologie, jak widzimy, Sq istotnie rozbiezne.<br />

Niemniej wspolne wszystkim jest wzmiankowane 0 d c z u c i e<br />

i d 0 s wi a d c zen i e osoby Chrystusa jako szczegolnej Wa r­<br />

t 0 sci. Rozbiezne aksjologie plynq z jednego i tego samego<br />

osrodka przezyciowego: ludzkiego czucia wartosci, i zmierzajCl<br />

w tym samym kierunku: osobowej War t 0 sci Chrystusa. Mniejsza<br />

0 to, jakie konkretne wartosci skladaly si~, zdaniem poszczegolnych<br />

autorow, na wartose osoby Chrystusa: tutaj zdania byly<br />

rozbiezne, chociaz dalby si~ z pewnosciCl wykrye wsp61ny rdzen<br />

lClCZClCY je w pewnCl jednoSe. Najbardziej istotne wydaje si~ to<br />

pierwsze: subiektywne odczuwanie Wartosci Chrystusa. Jest to<br />

niezwykle bolesne miejsce XIX wieku. Ile prCld6w filozoficznych<br />

sprzysi~glo si~ przeciwko niemu! A jednak wciqz daje 0 sobie<br />

znae. Raz zjawia si~ pod postaciCl t~sknoty za tym, co pozytywizm<br />

przekresIil, kiedy indziej w formie nadziei na powtorne wCie,lenie,<br />

to znow He maskowanego buntu przeciwko bezdusznemu swiatu<br />

i przeciw drewnianym faktografiom nauk pozytywnych, slepych


102 KS. JOZEF 'J'I~CHNER<br />

na wszelkq wznioslosc. Jezeli, jak to sugerujq niektorzy komentatorzy<br />

R. M. R ilk ego, w jego poezji aniol jest symbolem<br />

wcielajqcej si~ boskQsci 19, nic lepiej nie obrazuje chrystologicznych<br />

dramatow wieku, niz zakonczenie siodmej Elegii duinejskiej:<br />

"Nie mysl, ze wzywam,<br />

Aniele, a gdybym nawet ci~ przyzywal. - Ty bys nie przyszedl,<br />

gdyz zew moj zawsze odrzuca; przeciw<br />

tak silnemu prqdowi nie mozesz kroczyc. Jak wyciqgni~te<br />

rami~ jest krzyk mojo I jego do chwytu<br />

w gorze otwarta dion zostanie przed tobq<br />

jak odpor i ostrzezenie,<br />

0, Nieobj~ty, rozwarta". 20<br />

Daleki jestem od podsuwania Rilkemu poglqdow Renana, czy<br />

neoheglistow. Jego gest, gest wyciqgni~tej dioni, ktora jednoczesnie<br />

odrzuca i przyzywa, jest jednak pelen gl~bokiej i tragicznej<br />

prawdy. Przepojony kategoriami neoheglizmu i pozytywizmu<br />

umysl czIowieka z samej swej natury przykrawa do wlasnych<br />

mozliwosci percepcyjnych bogactwa religii. Ale tajemnicze i podstawowe<br />

odczucie Chrystusa jako Wartosci ciqgle powraca. CzIowiek<br />

wieku jest jednosciq dwu walczqcych ze sobq przeciwienstw.<br />

Jego "do chwytu w gorze otwarta dion" swiadczy, ze jakby upadl<br />

na jakies dno.<br />

Zacz~lismy od historii filozofii, sprobujmy zakonczyc historiq<br />

filozofii.<br />

Caly sens zarysowanej dialektyki rozwojowej mnieman 0 Chrystusie<br />

zrozumial wtedy wlasciwie tylko jeden czIowiek. I on jeden<br />

uderza na swoj sposob w sarno sedno sporu. Byl nim F. N i e t z­<br />

s c h e. Krytyka chrzescijanstwa, ktorq przeprowadza, jest wkorzeniona<br />

we wspolne calemu wiekowi aksjologiczne traktowanie<br />

zagadnienia. Zarzuca Chrystusowi jedno: k I a m s two. I tym<br />

jednym zarzutem podwaza nawet t~ wqskq pIaszczyzn~ aksjologicznq,<br />

ktora zespalala ze sobq koncepcje neoheglistow, Renana<br />

i katolikow. Pisze 0 Ewangelii tak: "Wzniesione tu wprost do<br />

geniuszu samoudawanie swi~tosci, nigdy poza tym wsrod ksiqzek<br />

i ludzi nie osiqgni~te, to falszerstwo monet w siowach i gestach,<br />

jako s z t u k a... W chrzescijanstwie, jako w sztuce swi~tego klamstwa...<br />

czytano Ewangelie jako ksi~g~ niewinnosci... niemala wskaz6wka,<br />

z jakim mistrzostwem tu grano... Czytajcie Ewangelie<br />

11 Q. Mar c e 1, Homo viator, Pax 1959, s. 356 nn.<br />

2(l ~yb 6 r poezji, n. Mieczyslaw Jastrun, WydawnictwQ Literackie Krak6w,<br />

1964, s. 157.


FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE<br />

103<br />

jako ksi~gi uwodzicielstwa mocq moralnosci: ci mali ludzie wzi~li<br />

w arend~ moralnose - wiedzq oni, jak si~ rna rzecz z tq moralnosciq.<br />

Ludzkose najlepiej wodzi si~ za nos moralnosciq". I dalej:<br />

"Zw~ chrzescijanstwo jednym wielkim przeklenstwem, jednym<br />

wielkim najwewn~trzniejszym zepsuciem, jednym wielkim instynktern<br />

zemsty, dla ktorego zaden srodek nie jest dose jadowity,<br />

tajny, podziemny, maly - zw~ je jednq niesmiertelnq, hanbiqCq<br />

plamq na ludzkoSci". 21<br />

I oto jest odpowiedz Renanowi, neoheglistom i katolikom.<br />

U Nietzschego znajdujemy ostatni w tym wieku akcent sporu<br />

o Jezusa: atak na to, co bylo wsp6lne wszystkim trzem kierunkom.<br />

Ale czy ostatni w og6le?<br />

Jedno jest znamienne: Nietzsche nie kwestionuje istnienia Chrystusa.<br />

Aby klamac, trzeba wpierw istniee - wiedzial 0 tym lUZ Kartezjusz.<br />

I tak w tej filozofii, przepelnionej bolem, szamotaniem<br />

i bluznierstwem, Chrystus zn6w j est p 0 s t a c i q Z Y j q c q,<br />

nOSZqCq w sobie paradoks swiadomosci swego wlasnego b6stwa.<br />

C z y Z b y w c i e len i e s i ~ pow tor z y I o?<br />

*<br />

Wiek XIX-sty pozostawil w spadku wiekowi XX-emu problem<br />

Chrystusa jako zagadnienie lezqce na trzech plaszczyznach: egzystencjalnej<br />

(czy istnial?), teologicznej (kim byl, czy byl Bogiem?)<br />

i aksjologicznej (jakie wartosci ucielesnia, jakie wartosci przezywa?).<br />

Gdy idzie 0 pierwszq plaszczyzn~, to w zasadzie mysliciele<br />

XX-ego wieku podj~li jq i doprowadzili do wzgl~dnie jednoznacznych<br />

wynikow. Gdy idzie 0 drugq plaszczyzn~, to zagadnienie<br />

nadal dla wielu stoi otworem. Natomiast gdy idzie 0 plaszczyzn~<br />

trzeciq, aksjologicznq, to ona nadal jest tylko i po prostu przezywana,<br />

a nie teoretycznie opracowywana. Zagadnienie jako takie<br />

nie zostalo nawet postawione.<br />

Ks. Jozef Tischner<br />

21 Antychryst, przel. L. staff, W-wa 1917, s. 64-15 passim 11M.


Ks. J6ZEF KOZI:.OWSKI<br />

ZAGADNIENIE FORMALNEJ ETYKI<br />

EGZYST ENCJALNEJ W RAMACH<br />

TEOLOGII MORALNEJ<br />

1. WSTE;P<br />

Wydaje si~, ze tak filozofia jak i teologia moralna dzis CZ~SC1eJ<br />

niz kiedykolwiek dawniej nie Sq w stanie dac praktycznej i wyczerpujqcej<br />

odpowiedzi na wiele pytan, jakie pod ich adresem<br />

kieruje wsp6lczesny czlowiek. Bywa, ze na pytanie: "Co mam<br />

czynic", albo "Jak mam w danym wypadku postqpic", postawione<br />

w konkretnych, a cz~sto w bardzo skomplikowanych warunkach<br />

i okolicznosciach, nie potrafi dac odpowiedzi etyk czy teolog moralista,<br />

a c6z dopiero zwykly, przeci~tny, szary czlowiek. Czlowiek,<br />

o kt6rym dzisiaj zwyklo si~ mawiac, ze jest postawiony w niepowtarzalnej<br />

i jemu wlasciwej tylko "sytuacji"; czlowiek, kt6ry<br />

raczej stroni od wszelkiego spekulatywnego myslenia, a do kt6­<br />

rego przemawia raczej rzecz konkretna, uchwytna.<br />

Nic wi~c dziwnego, ze ten dzisiejszy czlowiek, czlowiek-osoba<br />

i jego "sytuacja" stal si~ w ostatnich czasach przedmiotem spor6w<br />

i dyskusji.<br />

Zacz~lo si~ od tzw. "etyki sytuacyjnej", zrodzonej na gruncie<br />

filozofii egzystencjalizmu a zarazem z protestanckiego wstr~tu do<br />

wszelkich form legalizmu w zakresie chrzescijanskiej egzystencji. 1<br />

Choc istnieje wiele odcieni tej etyki, to jednak pod naZWq "etyki<br />

sytuacyjnej" rozumie si~ kierunek, kt6ry odmawia obowiqzujqcej<br />

wartosci i waznosci wszelkim og6lnym normom moralnym, stawiajqc<br />

nad nie wymogi konkretnej sytuacji. Takie postawienie<br />

sprawy musi w konsekwencji doprowadzic do anarchizmu moralnego.<br />

Nic wi~c dziwnego, ze wobec takiego relatywizmu moralnego<br />

Kosci61 zajl\l stanowisko negatywne.:1<br />

1 Karl Rahner: Ueber die Frage elner formaten Exlstenzlatetntk, Senrl/ten<br />

zur Tneotog!e, tom II, Elnsledeln 1962, s. ZZ7-246, tutaj s. 228.<br />

2 przem6wlenla pap. Plusa XII z dnla 23. 3. 1952 (AAS 44, 152, s. 270-278)<br />

1 z dnla 18. 4. 195:1 (AAS 44, 195:1, s. 41~19). Takze: Decretum de ,,Etntea sltuation!s"<br />

S. C. S. Offlcll z dnla 2. 2. 1956 (AAS 48, 1956, s. 144-145). Par. takze O. Feliks<br />

Bednarski O.P. : Etyka sytuaeyjna w gwlette przem6wlen Ojea gw. Ptusa XII oraz<br />

Instrukcjl Iw. Officium, "Duszpasterz Polski zagranlcq", nr 3 (31) , 1957, s. 209-:111.


FO_RMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA<br />

105<br />

Zdarza si ~ , ie nawet twierdzenie falszywe zawiera w sobie jakis<br />

element prawdy. Stqd stwierdzenie, ie etyka sytuaeyjna, w takiej<br />

ezy innej postaci jest bl~dna i falszywa nie przeezy weale wazkosci<br />

probiemu sytuaeji. Przeciwnie, kazdy przyzna, ze problem<br />

ten rna ogromne znaezenie w dziedzinie moralnosci, dlatego jest<br />

problemem godnym uwagi i rozpraeowania. Stqd rodzi si~ zadanie<br />

dla moralistow: problem ten dostrzec, wyluskac go z falszywej<br />

oprawy, poprawnie ustawic i zgodnie z zasadami filozofii i teologii<br />

moralnej dqzyc do jego rozwiqzania.<br />

II. WPROWADZENIE W ISTOTE; ZAGADNIENIA<br />

Przy swojej wielkiej donioslosei moralnej, problem ten nie jest<br />

weale latwy. Choc wielu moralistow staralo si~ go podjqc, to<br />

jeszeze daleko do jego rozwiqzania. 3 W zwiqzku z tq problematykq,<br />

wielu moralistow stawia zarzut teologii moralnej, ie dotyehezas<br />

zbyt wielki nacisk kladla na sti'on~ esenejalnq moralnosei oraz na<br />

raejonalizujqeq systematyk~, a nie dostrzegala, a przynajmniej malo<br />

uwagi poswi~eala temu, eo moina by nazwac niepowtarzalnosciq<br />

3 Wyroinic nalezy prace:<br />

F. Backle: Bestrebun gen in der Mora!theo!ogi e, Fragen der Theologle heute,<br />

Einsiedeln 1957, s. 425-446; tenie; Exlstenzla!et hlk, Lexikon fur Theo!ogle<br />

und Klrche. Frelburg2 1957, t. III, s. 1301 nn.<br />

W. Dirks: Wie erkenne !ch, was Gott von mir will? "Frank. Hette", nr 6, 1951,<br />

s. 229-244.<br />

R. Egenter: Von der Freiheit der Kinder des Gottes, Frelburgl 1949; tenze:<br />

Kasuistik a!. chr!stti che Sltuatlon.ethik, " Miinchen. Theolog. Zeitschri!t", nl' 1.<br />

1950, s. 5_5.<br />

;r. Fuchs: Situation und Ent.cheldung, FrankfurtjM 195Z; ten:i:e: Theologla moralis<br />

prlnctpaUs, t. I, Roma 1960, s. 3&-58.<br />

H. E. Hengstenberg: Die glittllche Ver.~hnung, MUnster~ 1947; tente: Ole Fruge<br />

der Individuation al. aktue!!e. Problem, "Kircile In der Welt", nr 48. 1951.<br />

s. 349-352.<br />

D. von HIldebrand: Christllche Ethtk, DUsseldorf 1959. S. 452 nn.; tenze: Wahre<br />

Slttllchkeit und Sttuationsetlttk, DUsseldorf 1957.<br />

H. Hirschmann: "Herr, was wtllst Du, dass Ich tun so!!?". Situationsethik und<br />

ErjU!!ung des Willens Gottes, "Geist und Leben", nr 24, 1951, s. 300-304.<br />

R. Hofmann: Moraltheologlsche Erkenntnls- und Methodenlehre, MUnchen 1963,<br />

s. 209-214.<br />

M. MUller: Exkurs tiber das Verhliltnl s der "exlstenzleUen Entscheldung" zur<br />

Idee elner Wesens-, Ordnung.- und Zielethlk, Exlstenzphtlosophle 1m gelstlgen<br />

Leben der Gegenwart, HeIdelberg 1949, s. 100-106.<br />

K. Rahner: Ueber die Frage einer formalen Extstent!alethlk, dz. cyt. ; ten:l:e: Der<br />

Anspruch Gottes und der Elnzelne, Der Christ und die We!twlrkUchkelt,<br />

Wlen 1960, s. 5~4; ten:i:e: Sttuatlonsethlk und Stlndenmystlk, "Stlmmen der<br />

Zeit", nr 145, 1949-1950, S. 333-342.<br />

M. Reding: Situatlon.ethlk, Kasul.tlk und Ethos der Nachjo!ge, "Gloria Del",<br />

nr 5, 1951, s. 296-292; tenze: Ole pht!osophtsche Grundlegung der kathoU8chen


106 KS. JOZEF KOZLOWSKI<br />

i niezamiennosciCl indywiduum i sytuacji 4 i temu, CO zwykle okresla<br />

si~ jako "osobowe znami~ czynu moralnego". 5<br />

Zarzut cz~sciow'o tylko sluszny. Twierdzenie, ze teologia moralna<br />

nie dostrzegala w ogole moralnej wagi sytuacji, bylo by<br />

bardzo dla niej krzywdzClce. Teologia moralna dostrzegala nie<br />

tylko trwalCl istot~ czlowieka wraz z przynalei:nymi jej prawami,<br />

dobrami i wartosciami, ale takze podkreslala roznorodnosc moralnie<br />

waznych okoIicznosci. Dowodem tego ta cz~sc teologii moralnej,<br />

ktorq zwyklismy nazywac kazuistykq, a ktora wlasnie<br />

zajmuje si~ znaczeniem poszczegolnych okolicznosci i ich wagCl<br />

dla oceny moralnego czynu poszczeg6lnego czlowieka. Owszem,<br />

przyznac nalezy, iz jej slabCl stronCl jest i pozostanie fakt, ze usiluje<br />

ona zastosowac i przykladac powszechne normy moraIne czy<br />

przYkazania do czynu j u z popelnionego. A takie nowe "casusy"<br />

rozpatruje wylClcznie w swietle precedensow. W przyszlosci kazuista<br />

nie widzi nic "nowego", wszystko w niej oSCldza z pomocq juz<br />

utworzonych, schematycznych norm. Dlatego choc rozwaza bogactwo<br />

r6znych ogolnie powtarzajClcych si~ stosunkow, nie moze<br />

wniesc do tej roznorodnosci przypadkow nic innego, jak tylko<br />

pewnego rodzaju t y polo g i~ . A w kazdej poszczeg6lnej, jednorazowej<br />

czyli niepowtarzalnej sytuacji jest jeszcze "cos", czego<br />

nie mozna od niczego, a wi~c takze od zadnej normy og6lnej wyprowadzic,<br />

a tym samym w pelni i wyczerpujClco ocenic. I to<br />

z tej prostej przyczyny, ze w takiej konkr~tnej sytuacji nast~puje<br />

pewnego rodzaju spotkanie mi~dzy indywidualnym czlowiekiem­<br />

-osobCl a danymi, szczeg6lnie i jednorazowo ustosunkowanymi okolicznosciami.<br />

6<br />

Dalej, teologia moralna jako nauka, nie tylko zdawala sobie<br />

spraw~ z bogactwa sytuacji ale takze i z niemozliwosci ich wyczerpujClcego<br />

i naukowego poznania. W "sytuacji" chodzi glownie<br />

Morattheotogie, Munchen 1953; tenze: Sundenmystik und Sttuattonsethtk, "Die<br />

Klrche In der \Velt". nr 49, 1953, s. 279-284.<br />

A. van Rljen' Sttuatte Moraat, "Nedelandse Katholicke Stemmen", nr 49, 1953,<br />

s. 265-276.<br />

W. Schi:illgen: Konkrete Ethik, Dusseldorf 1961. <br />

Th. Stelnbuchel: Die ph!!osophische Grundtegung der katho!!schen Sittentehre, <br />

t. I, DUsseldorf4 1951; tenze: Christ!iche Lebenshattung !n der Kr!sis der Zeit<br />

u nd des Menschen, Frankfurt/M. 1949.<br />

4 B. HAring: Das G esetz Christ!, Frelburg 1961, s. 331 ( .. So 1st die moderne<br />

Situationsethik zu elnem Tell die Wendung gegen elne allzu s tar r e rationa<br />

listische Wesensethlk, die uber dem Glelchblelbenden und Verblndenden die<br />

Unverwechselbarkelt und Unvertauschbarkelt des Indlvlduums und der Situation<br />

tibersah ").<br />

5 R. Hofmann: Morattheotogische Erkenntnts- und Methodentehre, dz. cyt.,<br />

s. 212.<br />

6 B. HAring, dz. cyt., s. 331.


FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA 107<br />

o momenty na wskros indywidualne, osobiste, niepowtarzalne choe<br />

konkretne, i dlatego tak trudne i wprost niemozliwe do uchwycenia<br />

i wyrazenia w formie og6lnych i powszechnie waznych wypowiedzi.<br />

Nic wi~c dziwnego, ze teologia moralna nie mogla wyjse poza og6lne<br />

ale uzasadnione stwierdzenie, ze poszczeg6lne sytuacje mogq bye<br />

nalezycie uj~te i ocenione z pomocq cnoty roztropnosci, delikatnego<br />

i wyrobionego sumienia, a ostatecznie i wyczerpujqco poznane<br />

dzi~ki darom Ducha sw.<br />

I tu rodzi si~ zasadnicze pytanie: Czy rzeczywiscie teologia moralna<br />

nie jest w stanie wyjse poza to og6lne stwierdzenie? Przy<br />

okazji nalezy si~ zastanowie, czy rezygnacja z dalszych badan odnosnie<br />

poszczeg6lnej i indywidualnej sytuacji bylaby metodycznie<br />

uzasadniona!<br />

III. PROBA USTA WIENIA PROBLEMU<br />

Teologia moralna jako nauka normatywna i praktyczna, ktorej<br />

celem jest doskonalosc czlowieka i jego czyn6w, przez kt6rq rna<br />

on osiqgnqc sw6j cel nadprzyrodzony 7, nie moze pominqe niczego,<br />

co by poszczeg6lnemu czlowiekowi ulatwilo osiqgni~cie tegoz celu.<br />

Sarno podawanie i wyjasnianie ogolnych norm i przykazan wystarcza<br />

teoretycznie, by czlowiek zyjqc i post~pujqC zgodnie z nimi<br />

ten cel ostateczny osiqgnql. W praktyce jednak r6znie to bywa:<br />

Wprawdzie kazdy chrzescijanin powinien posiadae dojrzalosc chrzescijanskiego<br />

sumienia, polegajqcq na umiej~tnosci samodzielnego<br />

stosowania og6lnych i powszechnych norm moralnosci chrzescijanskiej<br />

w swej konkretnej sytuacji zyciowej, ale - powiedzmy<br />

szczerze - czy rzeczywiscie kaidy chrzescijanin t~ umiej~tnose<br />

posiada? A nie zapominajmy, ie dojrzalose ta polega takie na<br />

dostrzeganiu zadan i obowiqzk6w chrzescijanskich nawet tam,<br />

gdzie objawione ogolne normy (a nawet ich stroz urz~dowy -<br />

KoSciol sw.) ze wzgl~du na ich abstrakcyjny i og6lny charakter<br />

dajq slabq mozliwose (lub wcale jej nie dajq) ich konkretnego,<br />

hic et nunc, urzeezywistnienia. 8 W konkretnej i osobistej sytuacji<br />

do jej wyczerpujqeego .uj~eia nie pomoze ani og6lnie stosowana<br />

metoda sylogistyezno-dedukcyjna, ani kazuistyka. Kazuistyka bowiem<br />

nie wniesie nie poza pewnego rodzaju typologill, a sylogistyezno-dedukeyjne<br />

zastosowanie og6lnych norm moralnyeh pozostawi<br />

cz~sto szeroki waehlarz tego, co w ramaeh tych norm<br />

og6lnych b~dzie "jeszeze dozwolone" lub przynajmniej "oboj~tne"<br />

7 "Theologla moralis est sclentlae theologlae Ilia pars, quae dlludlcat atque<br />

dirlgi t actus humanos in ordlne ad tinem supernaturalem luxta prtnclpla revelata"<br />

(D. M. PrUmer O. P., Manuale theologlae moralls, Herder 196115, t. I, s. 2).<br />

BK. Rahner: Sltllatlonseth!k lLnd Stlndenmyst!k, dz. cyt., S. 336.


108 KS. JOZEF KOZLQWS.!~I<br />

w tym znaczeniu, ze w takiej a takiej sytuacji b~dzie dla norm<br />

ogolnych rzeczq oboj~tnq, czy ktos b~dzie si~ modlil czy pojdzie<br />

na spacer. Jedna i druga mozliwosc nie b~dzie przeciwna tym<br />

normom, jedna i druga b~dzie moralnie dobra.<br />

W zwiqzku z tym rodzi si~ dalsze pytanie: Czy wobec tego, ze<br />

teologia moralna nastawiona na esencjalnq stron~ moralnosci nie<br />

jest w stanie objqc, z pomocq dost~pnych sobie srodk6w i metod,<br />

tego, co okreslono wyzej jako "osobowo-moralne znami~ czynu"<br />

i sytuacji, powinna zrezygnowac z dalszych wysilkow badawczych<br />

zostawiajqc reszt~ cnocie roztropnosci i dzialaniu dar6w Ducha sw.?<br />

Wydaje si~, ze roztropniej b~dzie podjqc wysilki tych teologow,<br />

kt6rzy, jak np. Karl Rahner 9 dqzq do opracowania formalnej<br />

etyki egzystencjalnej. Etyka ta, w ramach teologii moralnej i zgodnie<br />

z niq, z jej zasadami i zalozeniami, mialaby dqzyc do blizszego<br />

poznania i wyjasnienia tego momentu czyn6w ludzkich, ktorego<br />

wlasnie teologia moralna, jako momentu indywidualnego a tym<br />

samym jako przedmiotu indywidualnego i jednostkowego poznania,<br />

dotychczas nie potrafila, bo nie mogla wyrazic w formie og6lnych<br />

i powszechnie waznych wypowiedzi.<br />

Przy okazji nalezy nadmienic, ze odnosnie poznania i metod<br />

teologii moralnej, panuje wsr6d teolog6w duza r6znica zdan 10.<br />

Nalezy takZe podkreslic i ten fakt, ze zadna wiedza nie tworzy<br />

praw czy norm, lecz je tylko odkrywa, naswietla i wyjasnia.<br />

Problem formalnej etyki egzystencjalnej, to problem dyskusyjny<br />

choc posiadajqcy oparcie w rzeczywistosci. Potwierdzeniem tego<br />

twierdzenia wydaje si~ byc godnosc, jednorazowosc, wielkosc i niezamiennosc<br />

czlowieka-osoby, kt6rego indywidualnosc jest czyms<br />

pozytywnym w stosunku do og6lnej natury ludzkiej.<br />

Jesli normy, og6lne normy moraIne tak cZGsto dopuszczajq<br />

w konkretnej, cz~sto skomplikowanej sytuacji, kilka moralnie<br />

dobrych czyn6w czy uzasadnionych mozliwosci lub dozwolonosci,<br />

rodzi si~ wtedy pytanie - i tu leZy istota problemu - czy istnieje<br />

mozliwosc poznania, jaki z tych "oboj~tnych" czy "dozwolonych"<br />

czynow czlowieka b~dzie tym, kt6ry, zgodnie z indywidualnie na<br />

ten wlasnie czyn nastawionq wolq Bozq, b~dzie wlasnie tym, kt6­<br />

rego dokonac nalezalo? Jesli poszczegolny czlowiek nie jest tylko<br />

jakqs wypadkowq og6lnej natury ludzkiej lecz takze czyms i n d y­<br />

wid u a I n i e p 0 z Y t Y w n Y m, czyms jednorazowym i 0 sob q,<br />

kt6rq B6g, gdy powolywal do istnienia nazwal po imieniu, a tym<br />

samym nawiqzal jakis kontakt os obi sty, to musi czlowiek-osoba<br />

posiadac od Boga jakies blize} okreslone zadanie, powolanie. A jesli<br />

9 Tamte. Por. takze tego:i: autora: Ueber dle Frage... dz. cyt.• <br />

10 R. Hofmann: MoraltheoLogische.... dz. cyt.• s. 3-5.


FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA<br />

109<br />

tak jest, to wtedy takiego powolania nie jest w stanie objawic<br />

czlowiekowi zadna ogolna norma moralna. Wydaje si~ jednak,<br />

ze moze dokonac jakas, dotqd wprawdzie jeszcze nieznana, specjalna<br />

funkcja sumienia, 0 ktorej sqdzic nalezy, ze istnieje 11. Jest<br />

rzeczq wqtpliwq, aby Bog odnosnie czynow ludzkJch mial si~ ograniczac<br />

do norm ogolnych. Jesli bowiem zastosowanie tych ogolnych<br />

norm nie naswietla w pelni egzystencjalnej sytuacji czlowieka<br />

i pozostawia cz~sto wiele niedom6wien, to czy rzeczywiscie<br />

nie nalezaloby przyjqc takiej mozliwosci, iZ obok og6lnych, powszechnie<br />

i zawsze waznych i zachowujqcych SWq wartosc moralnq<br />

norm moralnych, istniejq takze jakies indywidualne, egzystencjalne<br />

normy, kt6re ulatwiajq poszczeg6lnemu czlowiekowi spelnienie<br />

czynu nie tylko zgodnego z og6lnymi normami, lecz takZe spelnienie<br />

czynu, ktorego od czlowieka hie et nunc wymaga wola Boza?<br />

Jesli istniejq jednostki, to musi takze istniec, tak by si~ przynajmniej<br />

wydawalo, jakas etyka indywidualna, egzystencjalna, kt6rej<br />

w kazdym sumieniu ludzkim odpowiadalaby jakas funkcja sumienia.<br />

Cala trudnosc problemu sprowadza si~ do sposobu poznania<br />

takie1 egzystencjalnej normy czy egzystencjalnego dobra, indywidualnie<br />

obowiqztijqcego, kt6rego nie da si~ ujqc i wyrazic w postaci<br />

og6lnych zdan. Sam fakt, ze dotqd taka norma byla nieznana,<br />

nie oznacza jeszcze, ze ona w ogale nie istnieje czy nie obowiqzuje<br />

12. Podobnie jak nie rna nauki 0 jednostce jako jednostce, choc<br />

istnieje og6lna ontologia tego co indywidualne, tak tez, i w tym<br />

wlasnie sensie, moze istniec formalna nauka 0 egzystencjalnej konk<br />

retnosci, czyli formalna etyka egzystencjalna 13.<br />

IV. FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA I JEJ <br />

EWENTUALNE ZADANIA <br />

Zarysy i zadania formalnej etyki egzystencjalnej usilowal omawic<br />

w jednym ze swych artykulaw K. Rahner 14. Glawne jego<br />

mysli staly si~ podstawq rozwazan w niniejszej cz~sci.<br />

Zdaniem K. Rahnera, formalna etyka eg4)'stencjalna powinna<br />

si~ zajqc nast~pujqCq grupq zagadnlen i w miar~ mozliwosci dqZyc<br />

do ich rozwiqzania.<br />

11 K. Rahner: Ueber dte Frage.•. , dz. cyt., s. 240.<br />

12 Tamze, s. 238-239.<br />

13 Tamze, s. 240.<br />

14 Tamie, s. 227-246. Nadm!en!1: trzeba, ze an! j~zyk an! styl K. Rahnera n!e<br />

nalezlj do latwych. stljd rodzlj s!~ trudnosci w 2rozum!en!u wlasc!wej mysll<br />

llutora. Charakterystycznlj jest wypowiedz brata autora, kt6ry m!a! kledys oswiadczyl:,<br />

ze prze!ozy plsma swego brata na "j~zyk n!em!eckl"!


110<br />

KS. JOZEF KOZLOWSKI<br />

1. Przede wszystkim nalezy wykazae istnienie jakiegos indywidualnego,<br />

indywidualnie waznego i w jednorazowej odr~bnosci sytuacji<br />

uzasadnionego dobra i jego wymog6w, czyli odkrye indywidualnq,<br />

egzystencjalnq norm~ moralnq. Przy tym nalezaloby<br />

- stwierdzie, wyjasnie i uwzgl~dnie granice i zasi~g og6lnych norm<br />

moralnych.<br />

Dla unikni~cia nieporozumien nalezy wyjasnie, jak nalezy rozumiee<br />

takie poj~cia, jak "dobro indywidualne", "norma egzystencfalna"<br />

czy "norma indywidualna". Poj~cie "indywidualny", zastqpione<br />

tutaj raczej przez poj~cie "egzystencjalny" (etyka egzystencjalna)<br />

nie jest r6wnoznaczne z poj~ciem "indywidualny" w indywidualizmie<br />

etycznym, w kt6rym uzywa si~ go jako przeciwstawienia<br />

do poj~cia "socjalny" (etyka spoleczna) 15. Gdy w indywidualizmie<br />

etycznym chodzi 0 przedmiot, w naszym wypadku<br />

chodzi gl6wnie 0 podmiot czynu moralnego. Poj~cie "etyka egzystencjalna"<br />

(w przeciwienstwie do etyki egzystencjalistycznej,<br />

czyli etyki egzystencjalizmu jako kierunku filozoficznego) rna<br />

wykluczye dalsze nieporozumienie. Mianowicie poj~cie to oznacza,<br />

ze etyka egzystencjalna jest wprawdzie czyms r6znym ale zarazem<br />

czyms uzupelniajqcym w stosunku do etyki esencjalnej.<br />

Zagadnienie mozliwosci i realnosci konkretnego dobra indywidualnego<br />

si~ga gl~boko w dziedzin~ ontologii i antropologii czyli<br />

w zasadnicze zrozumienie czlowieka jako "indywiduum" i jako<br />

"osoby". Gdyz tylko wtedy, gdy czlowiek b~dzie poj~ty jako peIne<br />

urzeczywistnienie osoby ludzkiej, a nie tylko Jako ujednostkowienie<br />

natury ludzkiej, da si~ wyobrazie indywidualnie wazne dobro,<br />

kt6re dotyczy t e j osoby i tylko na jej wlasciwy ·spos6b.<br />

Jesli w czIowieku "bye osobq" nie b~dzie oznaczalo tylko jakiegos<br />

organicznego wzrostu i rozwoju danych mu potencjalnie zadatk6w<br />

lecz b~dzie pojmowane takze jako zadanie, kt6re polega na urzeczywistniania<br />

indywidualnego istnienia przez wolne i tw6rcze decyzje,<br />

to wtedy tez w peIniejszym swietle wystqpi decydujqca moralna<br />

wartose konkretnej, jednorazowej, czyli w ten sam spos6b<br />

juz nigdy si~ nie powtarzajqcej sytuacji i jej autentycznosci. Wtedy<br />

tez bardziej zrozumialy b~dzie fakt, ze: a - w osobowo-ludzkim<br />

chceniu nie tylko istnieje "cos", co w swej moralnej jakosci jest<br />

czyms jednorazowym, ale ito, ze: b - to "cos" jako casus nie<br />

moze bye nigdy w pelni uchwycone i uj~te w ramy og6lne hierarchii<br />

wartosci i prawidlowosci.<br />

2. Dalszym zadaniem formalnej etyki egzystencjalnej byloby<br />

wyjasnienie, jaka jest istota tego indywidualnego, egzystencjalnego<br />

dobra czy normy. Zagadnienie to odnosi si~ do warunk6w, wza­<br />

15 Tarnze, s. 239.


, FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA 111<br />

jemnych powiqzan, sposob6w ujawniania si~ , skutk6w, slowem<br />

wszystkiego, co mozna by okreslic jako formalnq struktur~ tego<br />

dobra czy normy egzystencjalnej.<br />

3. Nalezaloby takze przemyslec i w miar~ mozliwosci wyjasnic,<br />

jakim sposobem b~dzie mozna dojsc do poznania takiego · indywidualnego<br />

i indywidualnie waznego dobra, czy w okreslonej<br />

i konkretnej sytuacji rodzqcych si~ powinnosci. Chodzi w tym<br />

wypadku 0 poznanie konkretnego i narzucajqcego si~ w konkretnym<br />

wypadku szczeg6lnego "indywidualnego imperatywu moralnego".<br />

Oczywiscie takie poznanie nie b~dzie skutkiem zastosowania<br />

og6lnych regul post~powani a moralnego do poszczeg61­<br />

nego czynu. W tym wypadku b~dzie malo pomocna metoda dedukcyjno-sylogistyczna,<br />

choc pomoc jej nie jest wykluczona,<br />

podobnie jak nie jest wykluczone poznanie og6lne. Przeciwnie,<br />

jest suponowane i niejako wciqgni~te do akcji poznawczej zmierzajqcej<br />

do odkrycia tej indywidualnej normy. K. Rahner jest<br />

przekonany, ze musi istniec jakas zasadnicza funkcja sumienia<br />

ludzkiego, przez kt6rq dochodzi do skutku nie tylko stosowanie<br />

og6lnych norm (10 konkretnego przypadku, ale takze i dzi~ki tej<br />

funkcji b~dzie mozna uchwycic wlasnie to, co jako indywidualnie<br />

obowiqzujqce domaga si~ od czlowieka, by to a nie tamto zostalo<br />

wykonane 16. Nie jest jednak w stanie swego twierdzenia uzasadnic<br />

ani wyjasnic tego, w jaki spos6b ta indywidualna czy egzystencjalna<br />

funkcja sumienia dochodzi do skutku, choc slusznie wskazuje<br />

na innq mozliwose. Mianowicie t~, ze odnosnie poznania tej funkcji<br />

sumienia b ~dzie trzeba uwzgl~dnic "nie-przedmiotowe" poznanie,<br />

kt6re nie jest refleksjq jakiegos stanu rzeczy lecz konstytutywnym<br />

wyrazem podmiotu swiadomego 17.<br />

Pewnq pomOCq, kt6rq nalezaloby wykorzystac, mogly by bye<br />

ustalone i pewne wyniki innych nauk jak np. psychologii eksperymentalnej,<br />

psychologii gl~bi czy psychologii religii. Nalezaloby<br />

przy tym uwzgl~dnic i taki fakt np., ze gdy czlowiek staje si~<br />

przedmiotem rEifleksji nad samym sobq, juz znajduje siebie jako<br />

cos danego, jako cos pozytywnie jednorazowego.<br />

Nalezaloby takze nawiqzac do tej tradycji teologicznej, kt6ra<br />

(nie tyle w ramach samej teologii moralnej, co raczej w ascetycznej)<br />

zajmowala si~ problemami szczeg6lnej i indywidualnej laski powolania<br />

oraz jej szczeg6lnego, indywidualnego i okreslonego zqdania,<br />

a takze jej poznania, a przynajmniej mozliwosciq jej poznania<br />

prowadzqcymi do niego srodkami lB.<br />

16 Tamze. s. 240.<br />

17 Ta mze, s. 241.<br />

18 K. Rahner: Die Logik der existenztellen Erkenntnls be! Ignatius v. Loyola,<br />

Das Dynamische In der K!rche, Freiburg 195B, s. 74-14B.


112 KS. JOZEF KOZLOWSKI<br />

V. UWAGI I WNIOSKI KONCOWE<br />

1. Choe zagadnienie formalnej etyki egzystencjalnej jest zagadnieniem<br />

dyskusyjnym i trudno od teorii in stGtu nascendi wymagae<br />

scislej systematycznosci czy cstatecznych rozwi'lzan, to<br />

jednak sam fakt zaj~cia si~ blizej momentem tak cardzo indywidualnym<br />

i osobowym czynow ludzkich jest· czyms pozytywnym<br />

i zasluguj'lcym na uznanie.<br />

2. Wprawdzie teologia moralna w jej dzisiejszej postaci nie rna<br />

ani obowi'lzku ani tez mozliwosci wypracowania jakiegos jednostkowego<br />

s'ldu sumienia odnosnie konkretnego dzialania, bo tym<br />

wlasnie si~ r6zni od praktycznego rozumu, ze zajmuje si~ og61nie<br />

poznawalnymi i obiektywnymi stosunkarp.i pomi~dzy wartosciami,<br />

kt6re lez'l lub lezee mog'l u podstaw konkretnego s'ldu sumienia,<br />

to jednak z tego stwierdzenia nie wynika, ze mialaby zrezygnowae<br />

z dalszych wysilk6w i poszukiwan na tym polu. Nie moze jednak<br />

ograniczae si~ do zagadnien esencjalnych i do poznawania danych<br />

ogolnie walentnych. Tym wi~cej, ze gdy si~ na teologi~ moralnq<br />

spojrzy (jak to czyni wielu wspolczesnych teologow), jako na<br />

teologicznq nauk~ 0 nasladowaniu Chrystusa 19, nalezy od niej<br />

wymagae dokladniejszego zgl~bienia tak bardzo moralnie waznego<br />

problemu sytuacji (konkretnej i jednorazowej!), w ktorej dochodz'l<br />

do skutku decyzje, wybory i czyny czlowieka-osoby, zachowujqce<br />

SW'l wartose na calq wiecznose. A wlasnie do tego czlowieka-osoby<br />

mowi Chrystus: "P6jdz za mn'l" (Lk 18, 22).<br />

3. Etyka egzystencjalna jest i rna bye rozszerzeniem etyki esen-·<br />

cjalnej. A wi~c nie jej zastqpieniem czy namiastkq, jak to rna<br />

miejsce w etyce sytuacyjnej. Uznaj'lc teologi~ moralnq ale widz'lc<br />

jej nieadekwatnose odnosnie indywidualnej sytuacji, pragnie pojse<br />

dalej: zbadae t~ dziedzin~ w zyciu czlowieka-osoby, 0 ktorej dzisiaj<br />

tak malo mozemy powiedziee. Praca badawcza i odkrywcza etyki<br />

egzystencjalnej nie jest latwa i nie jest pozbawiona okazji do<br />

popadni~cia w bl~dy subiektywizmu i indywidualizmu, ale z dru­<br />

19 Idea poJmowanla teologl! moralnej jako teologicznej nauklo nasladowaniu<br />

Chrystusa (Nachfolge Christt) , szerzy slE: gl6wnle wsr6d niemlecklch moralist6w.<br />

Posiada ona glE:bokl sens. Chrystus jako B6g-Cz!owlek jak najdokladnlej stosowal<br />

w zyciu zasady moraine I jako Czlowlek byl wzorem doskonaloscl. St1jd dla<br />

wszystklch chrzesc!jan pozostanle najdoskonalszym wzorem. Sens slowa "nasladowanle"<br />

wyprowadza siE: w tym wypadku nle od slowa lacil'lsklego imitari,<br />

lecz od sequt. St1jd po nlemlecku Nachfo!ge Christi, co odpowiada .francusklemu<br />

suite du Christ, hiszpansklemu seguimiento' de Cristo. Idea plE:kna I teologlcznle<br />

bardzo glE:boka. Jednak nle ze wszystkimi zalozenlaml nlemlecklch teolog6w<br />

mozna slE: zgodzlc. Jako przyklad moze posluzyc dzielo teologa nlemleck!ego<br />

W. A. Tillmanna: Die Idee der Nachfo!ge Christi, Handbuch der kathoHschen<br />

sttten!ehre, t. III, Dtlsseldorf4 1953.


FORMALNA ETYKA EGZYSTENCJALNA<br />

113<br />

giej strony praca naukowa bez ryzyka bl~du nie przyczyni si~<br />

do dalszego rozwoju i post~pu nauki.<br />

4. Wiele cech i objaw6w sklania do uznania faktu istnienia<br />

norm egzystencjalnych. Moze wielu stosuje si~ do tych norm, choc<br />

refleksyjnie nie zdajq sobie z tego sprawy. Podobnie bylo z zasadami<br />

logiczl1ego myslenia. Od poczqtku ludzie jaxo ludzie mysleli logicznie,<br />

choe same zasady logicznego myslenia odkryto 0 w.iele pOiniej.<br />

Odkryto, usystematyzowano, sformulowano - i tak powstala logika<br />

formalna. Mozna wi~c analogicznie sqdzic, ze podobnie powstanie<br />

forma Ina etyka egzystencjalna.<br />

5. Nie wiele jednak na jej temat mozna dzisiaj powiedziec. Mozna<br />

tylko sqdzic i przypuszczac, ze jesli formaIna etyka egzystencjalna<br />

b~zie wlasciwie rozwijana (pod warunkiem, ze w og6le b~dzie<br />

rozwijana) moze wniesc bardzo duzo do dziedziny moralnosci, do<br />

poznania czlowieka jako indywiduum i osoby, do calej teologii<br />

zycia wewn~trznego. W tym tez lezy jej wartosc i znaczenie, a zanrzem<br />

bodziec do podj~cia wysHk6w w tej dziedzinie.<br />

Ks. J6zef Kozlowski<br />

ZlIak -<br />

a


HALINA BORTNOWSKA <br />

c H E v E T o G N E <br />

Louvain,<br />

w listopadzie 1965 T.<br />

Uczcstnicy ekumeniczllej wyprawy zbierajq si~ na placu przed<br />

Bibliotekq: kilkoro miejscowych, francuski ksilldz z mojego roku,<br />

amerykanscy klerycy. Autobus przypomina zdemobilizowany PKS,<br />

ale jakos jedzie. 50 km do Namur mija szybko mimo weekendowego<br />

tloku. W Namur szeroka jui tutaj Moza, potem pierwsze<br />

wzgorza i przyczepione do nich domki z szarego kamienia. Zjezdzamy<br />

na boczne drogi, zaczynajq si~ lasy - czerwone kiscie glogu<br />

pl'zy drodze, zwarzone przymrozkiem paprocie. Wreszcie plachty<br />

sniegu, swierki i mi~dzy nimi kopula kosciola, bialy drogowskaz<br />

"C h eve tog neE g 1 is e 0 r i e n tal e". Z bliska mniej romantycznie:<br />

zwalisty budynek w stylu jezuickim, obok kosciolek swieci<br />

roiowq nowoscill tutejszej cegly. Tylko ta krllgla kopulka pozostaje<br />

znakiem swojskiej dla mnie obcosci. Wysypujemy si~ z autobusu ­<br />

witajq nas dwaj mnisi, pi~knie brodaci i obaj niewielczutcy jak dwa<br />

wesole krasnoludki. Wsrod powodzi francuskich wykrzyknikow<br />

wprowadzajll nas w swiat bardzo od klasycznej romanskosci daleki.<br />

Zresztq dla scislosci: benedyktynska wspolnota c:.hevetogne<br />

nie jest bynajmniej francuska - 13 narodowosci ma tu przedstawicieli.<br />

Sq nawet amerykanie - podkresla Dom Nicolas Egencier,<br />

obecny przeor, ktory sam jest Alzatczykiem - niedlugo b~ dq<br />

moze i Belgowie!<br />

Sluchamy jego objasnien w klasztornym "salonie" - ze sClan<br />

wydluzonymi oczami patrzq na nas ikony. Kazda kreska i kaidy<br />

ornament., ktory si~ na nich zriajduje - to znak przemawiajqcy do<br />

wtajemniczonych bardziej zrozumiale od slowa. .<br />

Sp~ra cz~sc uczestllikow wycieczki zna jui Dom Egendera z konferencji,<br />

ktorll niedawno wyglosil w Louvain 1. Niektorzy byli juz<br />

w Chevetogne nawet kilka razy. Wszyscy interesujq si~ sprawami<br />

1 Staraniem Kola Ekumenicznego talde lwnferencje odbywajij siE: . co miesi'lc<br />

w opactwie st. Gertrude w Louvain. ''VyklodowcClmi s 'l wyl)itni dzialacze eltu­<br />

Ineniczni roznych WYZl1flll.


CHEVETOGNE<br />

115<br />

ekumenicznego dialogu. Wkrotce wi~c rozmowa przeksztalca si~<br />

w rodzaj seminarium. Jak by okreslic jego temat? Eklezjologia<br />

stosowana? Chrzescijanski WschOd i chrzescijanski ZachOd?<br />

Raz po raz wstrzqsa budynkiem pot!iine uderzenie wiatru. Gasnie<br />

swiatlo, za oknem gwiazdy i swierki przygi~te jak gdyby to<br />

wial nasz halny. Brodaty mnich w ko!paku wnosi trojramienny<br />

swiecznik. Tak kontynuujemy rozmow~ w niespiesznym, chcialoby<br />

si~ powiedziec - wschodnim rytmie, przerywanq chwilami namyslu.<br />

Zeby zrozumiec, ile w niej znaczy takie milczenie, trzeba<br />

wiedziec, czym jest Chevetogne.<br />

Io'undacja powsta!a w roku 1926 w innej belgijskiej miejscowosci<br />

- Amay(- nie bez zwiqzku z ekumenicznq inicjatywCl kardyna!a<br />

Mercier. Tworca jej Dom Lambert Beauduin by! bliskim<br />

wspo!pracownikiem i przyjacielem kardyna!a. 2<br />

Dom Lambert to postac doprawdy niezwylda, warto si~ przy<br />

niej zatrzymac: jego iycie nie tylko streszcza w sobie ide!i i program<br />

- Chevetogne, lecz jest tei przekonywujqcq lekcjq historii Kosciola.<br />

Z pewnosciCl jest on jedynym z najbardziej bezposrednich prekursorow<br />

Soboru (obok kardynala Suharcia) i jednoczesnie jednym<br />

ze skazanych na milczenie przez wiele lat (obok Teilharda de<br />

Chardin). Kio wie, czy to nie jemu wlasnie najwi~cej przysz!o wycierpiec<br />

od swoich.<br />

Ks. Octave Beauduin, wyswi~cony 25 kwietnia 1897, by! jednym<br />

z pierwszych "duszpasterzy pracy" - ksi~iy swieckich, ktorzy<br />

mieszkajqc w koszarach fabrycznych, mieli wspoldzialac w tworzeniu<br />

robotniczych zrzeszen zawodowych. Postawa tych ksi~iy<br />

wkrotce przestala harmonizowac z obowiqzujqcym wowczas chrzescijanskim<br />

paternalizmem. rch przemyslenia i praktyka przerastala<br />

wytyczne Rerum Novarum. A przeciei nawet ta umiarko\"ana<br />

Encyklika wzbudzila niezadowolenie w swiecie przemys!owcow.<br />

Po smierci biskupa Doutreloux, ktory os!ania! grup~ zapalencow<br />

swoim autorytetem, dzialalnosc "duszpasterzy pracy" bardzo ograniczono<br />

i wreszcie podporzqdkowano komitetowi zloionemu z przedstawicieli<br />

pracodawcow. Tym samym traci ona swoj pierwotny<br />

sens i charakter. Ks. Beauduin odchodzi, kieruje si~ 1m pracy naukowej.<br />

Po pewnym czasie (r. 1906) wste,puje do klasztoru benedyktynow<br />

Mont-Cesar w Louvain. Jest to 9kres, w ktorym benedyktyni<br />

inicjujq powrot do liturgicznych hode! poboznosci: ale<br />

jest to jeszcze ciqgle poboznosc nieco romantyczna, wyraznie estetyzujqca<br />

i w samym zaloieniu przeznaczona dla elity. Dom Lambert<br />

2 Informacje biograficzne 0 zalo:iycielu Chevelogne czerpiq z k si'lzki znB­<br />

ncgo ekumenisty ks. Louis Bouyera, orntorillilina: Dom Lambert BeaucZu in <br />

u n ilomme d'Eglise, Casterman 1064.


116 HALINA BORTNOWSKA<br />

jeden z pierwszych dostrzega w tym sLanie rzeczy wielkie niebezpieczenstwo:<br />

byly duszpasterz pracy ostro sprzeciwia si~ idei klasztoru-muzeum.<br />

Opactwo nie moze bye wygodnym klubem wyrafinowanych<br />

estet6w. Zadaniem l,Jenedyktyn6w jest a p 0 s t 0 I­<br />

s two lit u r g i c z n e, kt6re stopniowo powinno si~gnqc parafii.<br />

W tym okresie Dom Lambert wyklada w zakonnym studium<br />

traktat 0 Kosciele. Swoim zwyczajem zabiera si~ do tego gruntownie<br />

i samodzielnie - nie ogranicza si~ do podr~cznika, si~ga do<br />

h6del, przede wszystkim patrystycznych. W toku tej pracy przychodzi<br />

olSnienie: we mszy Kos~i6l staje si~ cialem. A wi~c liturgia<br />

nie jest tylko cz~sciq - choeby i najwainiejszq - osobistego iycia<br />

duchowego jednostek. Tylko si~gajqca gl~bi teologia Kosciola moze<br />

ukazac pelny sens mszy. Wyklad liturgii musi przestac bye trakLatern<br />

0 koscielnych ceremoniach. Potrzebna jest autentyczna refleksja<br />

teologiczna si~gajqca sedna rzeczy. 3<br />

Ta prosta i dzis oczywista idea byla wtedy prawdziwym odkryciem<br />

i gorszyla nowosciq! Zrodzila si~ z niej publikacja "La<br />

vie liturgique" (Bezposrednio sluzqca duszpasterstwu), miesi~cznik<br />

"Questions litlJrgiques et paroissiales" a takie akcja propagandowa<br />

na forum zorganizowanego przez kardynala Mercier kongresu<br />

(Malines 1909). Mnisi z Mont-Cesar zabierajq sif; energicznic<br />

do pracy redaktorskiej.<br />

Podczas pierwszej wojny swiatowej Dom Lambert dziala w 6wczesnej<br />

belgijskiej resistence, poszukiwany i skazany na smierc<br />

przez Niemc6w musi ukrywac sif; nie zaprzestajqc dzialalnosci.<br />

Schwytany, brawurowo ucieka z posterunku iandarmerii. Opis<br />

jego przyg6d przypomina scenariusz filmowy: np. zadekowany<br />

w mieszkaniu przyjaci6l w Brukseli, aby uniknqc rozpoznania<br />

udaje wariata, kt6ry na widok obcych wpada w groiny szat Wreszcie<br />

rodzina organizuje mu przejscie przez, w tym wypadku' "niebieskq"<br />

zielonq granic~ (pod pokladem statku w skrzyni rzekomo<br />

zawierajqcej cukier z fabryki jego brata). Po wojnie wraca do<br />

klasztoru, w kt6rym trudno mu si~ jednak pomiescic. Dojrzewa<br />

mysl 0 nowej specjalnej fundacji. Ale tymczasem czeka go profesura<br />

w Rzymie, w mi~dzynarodowym kolegium benedyktynskim sw.<br />

Anzelma. Tam vi wirze koscielnych (i politycznych takie) konfliktow<br />

i problem6w, poprzez liczne mi~dzynarodowe kontakty, konkretyzuje<br />

si~ ekumeniczne powolanie duszpasterza robotnik6w<br />

i liturgisty. Studia patrystyczne budzq coraz wi~ksze zainteresowanie<br />

i zachwyt dla teologii wschodniej, metropolita unicki Andrzej<br />

Szeptycki kieruje je w stron~ praktyki: zbliienie mi~dzy chrzesci..<br />

janskim Wschodem . a Zachodem moie si~ dokonac poprzez dowar­<br />

~ Par. Me Donald - Diekmann, Dyskusja a titllrgii, "<strong>Znak</strong>" n1' 102, s. 1!1J2.


CHEVETOGNE<br />

117<br />

tosciowanie obrzCjdk6w wschodnich. Trzeba przeciwdzialac latynizacji<br />

kosciol6w wschodnich utrzymujqcych lqcznosc ze stolicq<br />

Apostolskq, odnowic monachizm wschodni. Dom Lambert nawiqzuje<br />

do mysli-zyczenia Leona XIII, aby benedyktyni podj~li tego rodzaju<br />

prac~. Nowa wsp6lnota, zalozona najpierw w Amay (niedaleko<br />

Liege) a potem (w 1939 r.) przeniesiona do Chevetogne przyjmuje<br />

cz~sciowo obrzqdek wschodni 4 i oddaje si~ specjalnie studium<br />

teologii wschodniej, historii chrzescijanskiego Wschodu itp. Po<br />

pierwszej wojnie swiatowej w Rzymie ozywajq tendencje i nadzieje<br />

unijne, bynajmniej nie wolne od specyficznego duchowego<br />

imperializmu. One to przyczyniajq si~ do tego, ze poczqtkowo<br />

dzielo Dom Beauduina znajduje zywe poparcie niektorych wysokich<br />

czynnik6w koscielnych (kt6re potem zwracajq si~ przeciw niemu,<br />

gdy praktyka ujawni zasadnicze r6znice postawy i perspektywy).<br />

Z punktu widzenia ekumenii program Dom Lamberta musi budzie<br />

uznanie i podziw - oczywiscie na tIe epoki, odleglej od nas<br />

o 30 lat, co znaczy wiele, zwlaszcza ze Sq w tym i ostatnie lata<br />

soborowe. Ale w swoich fundamentalnych zalozeniach jest on nadal<br />

aktualny.<br />

Jako benedyktyn - a wi~c czlowiek, kt6ry wie z doswiadczenia<br />

.iak oiywiajqcy jest kontakt z tradycjq prawdziwie najstarszq - Dom<br />

Beauduin docenial wartoSe i fundacj~ chrzescijaI1Skiego Wschodu dia<br />

calosci chrzescijanstwa. Odci~ty od tej tradycji czy zaniedbujqcy jq<br />

Kosci61 rzymski nie moze rozwijac si~ normalnie. Najistotniejszym<br />

celem nowej fundacji benedyktynskiej ma bye rozwijanie duchowych<br />

kontakt6w mi~dzy prawoslawiem a katolicyzmem. Drogq prowadzqcq<br />

do odbudowy jednosci nie Sq indywidualne konwersje (nie<br />

mozna ich wykluczyc, ale trzeba zdawac sobie spraw~, ze na og6l<br />

utrudniajq one zblizenie mi~dzy Kosciolami). Podobny problem<br />

stanowiq unie mi~dzy Kosciolem katolickim a poszczeg6lnymi Kosciolami<br />

wschodnimi.<br />

Prawdziwq praCq dla przyszlosci jest to, co Dom Beauduin nazwal<br />

metodq psychologicznq: "...trzeba... obalae przesqdy... niwelowac<br />

przeszkody, uprzqtac gruzy, rzucae mosty, tworzye dziela<br />

sztuki, wytyczae sciezki ulatwiajqce dost~p, umacniac drogi kontaktu<br />

i wymiany mysli...". 5<br />

Powolanie do ekumenizmu zawsze bylo trudne, nie przestalo bye<br />

nim i teraz. Ale wr~cz trudno nam dzis odtworzyc, zdac sobie<br />

spraw~ z tego, czym byl w tym zakresie klimat przelomu lat dwudziestych<br />

i trzydziestych. Encyklika Mortalium animos (1928),<br />

4 Obecnle blzantyjski, W dw6ch. jl:zykach: staroslowlallsklm I grecklm.<br />

G Le Monastere de Cl!evetogne. Notice I!istodqlle et informations, 2 ed.<br />

p. 24-25.


118 HALINA BORTNOWSKA<br />

zwrocona przeciw tzw. "Panchrystianizmowi" tj. dqzeniu do zjednoczenia<br />

poprzez lekcewazenie i zatarcie roznic doktrynalnych, dla<br />

wielu niech~tnych stala si~ okazjq do ostrych atakow przeciw<br />

Amay (zwlaszcza ze strony hierarchii angielskiej, urazonej referatem<br />

Dom Beauduina przedstawionym konferencji w Malines<br />

przez Kardynala Mercier). 6 Chcqc ocalic dzielo fundator rezygnuje<br />

z godnosci przelo:ionego, usuwa si~ do pustelni Tancremont, potem<br />

blisko na rok wyjezdza na Wschod: Egipt, Palestyna, Konstantynopol,<br />

Grecja, Sofia, Bukareszt, Praga. Ale to nie wystarcza. Skoro<br />

tylko wraca do Belgii, zn6w zrywa si~ burza: Dom Beauduin osmielil<br />

si~ podpisac list (prywatny) skierowany do Benedyktynow Anglikanskich:<br />

"wasz brat wsw. Benedykcie". Czyzby chcial wznowic<br />

rozmowy w Malines? Po smierci kardynala Mercier jego wsp61­<br />

pracownik pozbawiony jest obroncy i oslony. Rozpoczyna si~ proces<br />

przed ' specjalnym trybunalem, ktorego przewodniczqcy, Msgr<br />

d'Herbigny, jest jednoczesnie - jak pisze' Z. Bouyer 7 - glownym<br />

oskarzycielem. Akta tego procesu znajdujq si~ zapewne w zamkni~tych<br />

dotqd archiwach. Aby to opisac - dorzuca Bouyer - trzeba<br />

by miec do niech dost~p a ponadto pioro Kafki... Przesluchania<br />

ciqgnq si~ miesiqcami, a obok nich jeszcze i tzw. "przyjacielskie"<br />

rozmowy, w ktorych ukryte grozby (skierowane przeciw umilowanemu<br />

Amay) przeplatajq si~ z obietnicami i zakl~ciami. Dom Lambert<br />

nie godzi si~ na zaden kompromis, nie traci tez rownowagi<br />

clucha, 0 ktorej swiadczy korespondencja z tych lat. 8 Ale wsrod<br />

tego zamieszania i oskarzen niektorzy z jego uczniow i przyjaciol<br />

opuszczajq Kosciol katolicki. Po chwilowym powrocie do Belgii<br />

i nowym, powtornym procesie rzymskim Dom Lambert zostaje<br />

skazany na kilkuletnie odosobnienie w klasztorze benedyktynskim<br />

najsurowszej reguly w En-Calcat. Przez nast~pne 20 lat b ~ dzie<br />

• por. Rozmowy w Matines. "<strong>Znak</strong>" nr 87, s. 1288. <br />

7 Op. cit., p. 155-156. <br />

8 Nlektorzy dobrzy mnisl - pisze Bouyer - stall przed pokus'l: skoro wladza <br />

nakazuje, czy tei: zdaje sie: nakazywac calkowltq zmian~ perspektywy I zasad<br />

pracy, czyz nle nalezy si~ temu poddal!? Gdy mu 0 tym m6wiono, Dom Lambert<br />

orlpowiadal po prostu, ze posluszenstwo polega na tym, by kazclej wlaclzy oka-'<br />

zywac nalezny sz~cunek, bez oporu, lecz ze zadna wladza nie moze sprawl!':,<br />

"by biale stalo si~ czarne... (s. 162-163).<br />

Ta jest pr6ba, kt6rq znaszq odwaznie I z nlepokonalnym aptymizmem. Z"<br />

dwaclziescia lub trzydzlesci lat Idee, ktorych dzis brani "Irenikan", b~dq uznane<br />

za tak aczywlste i. naturalne, ze nawet pralacl wszelklch adcienl b


CHEVETOGNE 119<br />

mogl sledzic rozwoj swojej placowki tylko z daleka, nie zaprzeslajqc<br />

jednak pracy na rzecz ruchu liturgicznego i ekumenii -­<br />

w5z~dzie gdzie go losy rzucq. Najpierw - urzeczeni jego osobowosciq<br />

- mnisi z En-Calcat powierzajq mu wykiady liturgii i dogmatyki,<br />

pozniej jest kapelanem benedyktynek pod Paryiem, p6Zniej<br />

wspolpracuje z Arcybiskupem Bourges i z centrum duszpasterstwa<br />

liturgicznego w Neuilly, wydajqc znane i w Polsce znakomite<br />

czasopismo "Maison Dieu".<br />

"Ojciec Oddzielony" powraca wreszcie do swoich syn6w w roku<br />

1951.<br />

Tymczasem wsp61nota z Amay prowadzi zycie od poczqtku<br />

owocne, choc raczej "ukryte": studium, kontakty osobiste, podr6ie<br />

na Wsch6d slu2:qce formacji. Rezultatem tych prac jest mi~dzy innymi<br />

kwartalnik "Irenikon" (wychodzqcy od 1926), dzi§ posiadajqcy<br />

mi~dzynarodowq renom~ nie tylko wsr6d katolik6w. Od<br />

samego poczqtku redakcja kladla wielki nacisk na informacj~ mi~dzywyznaniowq,<br />

kwestie eklezjologiczne i oc:zywi§cie problemy<br />

liturgii. Tej tematyki dotyczq takze inne wydawnictwa Che­<br />

\'etogne. 9<br />

Po wojnie Chevetogne wlqcza si~ coraz bardziej czynnie w ruch<br />

ekumeniczny, teraz juz rozumiany w sensie scislym. Trudno§ci nie<br />

znikajq, ale przychodzi pomoc "z wysoi5a" i nadzieje rosnq. Encyklika<br />

Mediator Dei sankcjonuje ruch liturgiczny.<br />

Koleje historii sprowadzajq talde do ParY2:a jednego z dawnych<br />

przyjaciol z okresu profesury w Rzymie. Kiedy Msgr Roncalli<br />

zostaje nuncjuszem w Paryill, Dom Lambert zastanawia si


120 HALINA BORTNOWSKA<br />

Wschodzie, m6j stary przyjaciel belgijski, Dom Lambert Beauduin<br />

m6wil »trzeba stworzye na Zachodzie ruch zmierzajqcy ku zjednoczeniu<br />

rozdzielonych kosciol6w, ruch analogiczny do dziela rozkrzewiania<br />

wiary... «, mytl~, ze trzeba wr6cie do idei Dom Lamberta".<br />

"Bylem w Chevetogne - pisze Ks. Bouyer - gdy doszla nas wiadomose<br />

0 smierci Piusa XU. Tego wieczoru, w celi do kt6rej Dom<br />

Lambert powrocil pod koniec swojej ziemskiej w~dr6wki, odbylismy<br />

z nim jednq i tych ostatnich rozmow, przerywanych milczeniem...<br />

" "Jesli wybior!l Roncallego - m6wil nam - wszystko<br />

b~dzie ocalone: on b~dzie zdolny zwolae sob6r i uczyni ekumenizm<br />

swi~tq sprawq... " Zapadla cisza. A potem nagle powrocila dawna<br />

ironia i blysk w oku: ,,0 tak, ufam, ze mamy szanse! Wi~kszosc<br />

kardynal6w nie wie, z kim majq do czynienia. Mogq za nim glosowae...".10<br />

Dom Beauduin umiera 11 stycznia 1960 r. Doczekal wi~c pierwszych<br />

przygotowan soborowych.<br />

W okresie powojennym rozwijajq si~ kontakty Chevetogne z innymi<br />

osrodkami ekumenicznymi. Mnisi wchodzq w sklad zorganizowanej<br />

przez grup~ ksi~zy holenderskich "Mi~dzynarodowej<br />

Konferencji Katolickiej dla Spraw Ekumenicznych". Jednym z tych<br />

ksi~zy byl dobrze dzis znany Msgr Willebrands. Jedno z posiedzen<br />

(w 1957 roku) odbywa si~ w Chevetognc. Przedstawiciele Chevetogne<br />

uczestniczq w pracach soborowych komisji przygotowawczych<br />

i Sekretariatu dia spraw jednosci Chrzescijan. "Irenikon"<br />

tledzi dyskusje soborowe, publikuje komentarze ksztaltujqce opini~ .<br />

Tu, wsr6d przygi~tych wiatrem ardenskich swierk6w, nie jestesmy<br />

daleko od Rzymu, gdzie w palacu na Piazza Navona, obradujll<br />

obserwatorzy. Zresztq niemal rownie stqd blisko do Konstantynopola,<br />

na wysp~ Rodos, czy do Moskwy. Klopoty i nadzieje Patriarchy<br />

Atenagorasa, wyniki konferencji w Addis-Abebie (pierwszy<br />

"sobor" wszystkich kosciolow monofizyckich w czasach nowozytnych)<br />

- to dla Chevetogne sprawy najblizszych sqsiad6w, spniwy<br />

ogl!ldane z wcale nie r7.ymskiej perspektywy.<br />

*<br />

"Bo widzicie - mowi Dan Egender - Sobor rzymski jako rzeczy<br />

»nowe« - a w kazdym razie domagajqce si~ wyjasnienia, podkreslenia<br />

- glosi dzis prawdy, ktore dIa nas, zyjqcych teoIogiq<br />

wschodniq, Sq i muszq bye oczywiste, bo lezq U samych podstaw<br />

tego, jak widzimy Kosciol i swiat. »Collegialite« - kolegialnosc ­<br />

to Op. ctt., s. 180-181.


CHEVETOGNE 121<br />

a wiecie skqd si~ to slowo w z i~lo? Pierwszy uiyl go O. CongaI'<br />

w "Irenikon" - tak przetlumaczyl naSZq »Sobornost«. Niedlugo<br />

potem prosilismy pewnego teologa, zeby dia nas napisal artykul<br />

o kolegialnosci w Nowym Testamencie i w Kosciele pierwotnym.<br />

Odpisal, ze po dluzszym namysle zgadza si~, ale w pierwszej chwili<br />

chcial odmowic - nie rozumiejqc 0 co chodzi: »slowo po raz pierws70Y<br />

widz~, wi~c jak mam rzecz odnaIezc w Kosciele pierwotnym?«"ll<br />

Teologia wschodnia przypomina dzis Rzymowi rzeczy najprostsze ­<br />

tak elementarne, ze muszq wywolywac ozywiajqcy wstrzqs: "Papiei<br />

nie jest »szefem Kosciola« - powiedzial na soborze Maximos<br />

Saigh - "jest nim Pan nasz Jezus Chrystus. Jeden jest tez tylko<br />

Najwyzszy Kaplan - Chrystus - i w jego kaplanstwie uczestniczq<br />

wszyscy bracia w biskupstwie"...<br />

Powrot do Pisma Swi~tego: i znow to biskup Kosciola lezqcego<br />

w sercu chrzescijanskiego Wschodu, znajduje dla tej idei ksztalt,<br />

wyraz nieporownany: "...wejsc w pelni~, w calosc tajemnicy Kosciola,<br />

Serca tego Soboru, nie oddzielajqc poslannictwa Ducha<br />

Swi~tego od misji Wcielonego Slowa. To jest pierwsza zasada<br />

wszeIkiej teologicznej interprctacji Pisma Swi~tego . Trzeba przypommec,<br />

ze egzegeza nie ma si~ zamykac w granicach sluZqcych<br />

jej nauk pomocniczych, archeologii czy historii. Celem chrzescijanskiej<br />

egzegezy jest duchowe zrozumienie Pisma Swi~tego<br />

w swietle Zmartwychwstalego Chrystusa - tak jak On sam wtajemniczyl<br />

w nie apostol6w (Lk 24). .. Pismo Swi~te jest rzeczywistosciq<br />

liturgic70nq i prorOCZq - zanim stalo si~ ksi~gq bylo gloszeniem<br />

dobrej Nowiny - najwlasciwszym miejscem i oprawq dia<br />

tego swiadectwa Ducha Swi~tego 0 fakcie Chrystusa jest liturgia<br />

eucharystyczna... Koscioly Wschodnie widzq w .Pismie Swi~tym<br />

konsekracj~ Historii Zbawienia pod postaciq ludzkiego slowa ­<br />

nieoddzielnq od konsekracji Eucharystycznej, kiedy cala historia<br />

zbawienia zostaje zrekapitulowana w Ciele Chrystusa...<br />

Ta konsekracja potrzebuje epiklezy - jest niq swi~ta Tradycja.<br />

Tradycja jest epiklezq historii Zbawienia, teofaniq Ducha Swi~tego,<br />

bez ktorej historia jest niezrozumiala, a Pismo Swi~te pozostaje<br />

martwq literq". 12 Tak przemawial na soborze melchita Msgr Edelby,<br />

a nie Sq to jakies jego wlasne, osobiste idee, czy pomysly, lecz<br />

11 Por. ks. A. ZUberbier, ks. St. Nagy, Dlaczego koleglalizm? , "<strong>Znak</strong>" 1984,<br />

nr 0 (123). E. H. Schillebeeckx: III Sesja II Soboru watykansklego, "Znnk", 1965,<br />

nr 2-3 (128-129).<br />

12 E P 1 k 1 e z a - liturgie·zna modlltwa blagalna - wezwanie Dueha Swi~tego,<br />

selsle zWlljZan8 z konsekracj Ej, w IIturgii wsehodniej stanowi j ej integraln'l<br />

cz


122 HALINA BORTNOWSKA<br />

swiadectwo starodawnej i czystej nauki Ojc6w Wschodnich . .:.Ko­<br />

scioly wschodnie zyjq niq poprzez swojq liturgh;, kt6ra stanowi<br />

dziedzictwo katolickie, powszechne. Zach6d przeprowadza dzis<br />

I'eform~ swojej liturgii. Czy Wsch6d takZe potrzebuje reform~? Zasada<br />

Ecclesia semper reformanda stala si~ jednym z hasel obecnego<br />

SoboI'u, i slusznie. Koscioly Wschodnie takze mUSZq przeprowadzie<br />

swojq revision de vie. Stojq one - lub w najblizszej przyszlosci<br />

stanq wobec tych samych pytan co Koscioly wyrosle z reformacji<br />

i katolicyzm wsp6lczesny. Nikt nie moze przejse mimo pytal1 swiata,<br />

kt6ry staje si~ dorosly i podaje swiadomej refleksji swoje mity,<br />

czcigodne obrazy - archetypy - w ktore czlowiek zamknql swoje<br />

najgl~bsze doSwiadczenia. Tymi samymi obrazami posluzyl sip,<br />

Bog m6wiqc nam 0 Sobie - poprzez zalozenia Historii Swi~tej<br />

i swiadectwo patriarch6w, prorok6w i samego Jezusa. Nie ma<br />

sprzecznosci mi~dzy historiq a mitem - historia, jak najbardziej<br />

rzeczywista, moze pelnie funkcj~ mitu, moze wskazywae drog~<br />

poza sw6j wlasny wymiar, moze m6wie 0 Niewyslowionym. Czy<br />

mozemy si~ bez mit6w obejse, skoro zyjemy Niewyslowionym?<br />

Co czynie, aby czlowiek wsp6lczesny zyl nie tylko mitem czlowiE!ka?<br />

Jak przekazae swiadectwo 0 istnieniu Gl~bi? Swi~ta lit1,lrgia musi<br />

zostac przemyslana i przezyta na nowo. Bye moze trzeba b~dzie<br />

dokonae wyboru w jej obr~bie, odnowie jq, rozjasnic jej symbole...<br />

Ale Sq rzeczy, wartosci, kt6re w tym procesie nie powinny si~ zagubie.<br />

Wielkq ideq, niejako oddechem liturgii wschodniej jest nac1zieja,<br />

pew nos e uswi~cenia kosmosu... To co si~ wznosi zmie­<br />

I'za ku Jednosci... Plan stworzenia i plan odkupienia, p r z e b 6 s t­<br />

w i e n i a - miGdzy tymi dwoma plaszczyznami nie rna opozycji,<br />

nie rna przeciwienstwa. Wszystko przenikniGte jest Duchem... Li­<br />

1.urgia pozwala nam wyjse poza czas, przezywac juz teraz wielleose<br />

naszego prawdziwego Domu. Dlatego nasz Kosci6l jest jakby<br />

syntezq kosmosu, w ktorym natura godzi si~ z laskq, jest przeb6stwiona,<br />

otwarta ku nieskonczonosci...<br />

*<br />

Schodzimy do krypty kosciola na nieszpory. Przed Swi~tymi<br />

Wrotami ciemna sylwetka mnicha raz po raz schylajqcego si~ do<br />

ziemi w starodawnym poklonie.<br />

Pelgajqce swiatlo wydobywa z mroku zarysy fresk6w na<br />

scianach: prorocy, ewangelisci, aniolowie, Chrystus-Pantokrator,<br />

Dziewica-Matka, modlqca si~ za Kosci61 i oznaczaj!lca Kosci61 wsr6d<br />

nas, wyprzedzajqcy nas w tryumfie wsrad cherubin6w.<br />

W bocznych nawach ch6r: gromadka mnich6w skupionych przy<br />

ksi~gach rozlozonych na dziwnym szesciobocznym pUlpicie.


CHEVETOGNE<br />

123<br />

Recytacja przechodzi w spiew i milknie· przeci~ta blagalnym<br />

"Amin". Zn6w rozpoczYlla si~, odpowiadajq jej glosy z zamkniGtego<br />

przybytku. Diak w powl6czystym stroju pl'zechadza si~ wsr6d<br />

nas z rozjarzonq kadzielnicq. Slucham, nie rozumiem sl6w, ale raz<br />

po raz natrafiam na korzenie naszej wlasnej mowy. Jest w ich<br />

dzwi~ku, w melodii i w kadencji zdan bliska nam mi~kkosc i sila,<br />

slodycz. Nie rozumiejqc wiem, ze to Sq wyznania i blagania, ze dusza<br />

odpoczywa w nich i ze biegnie na spotkanie, kiedy otwiera si~<br />

blyszczqca zlotem i kamieniami brama Swi~tego Swi~tych. Samotny<br />

glos, nami~tny i czysty powtarza teraz niekonczqce siG wezwanie.<br />

Hospody, pomiluj, pomiluj...<br />

*<br />

Co przywoz~ z Chevetogne?<br />

R ado s c: ze to pi~kne.<br />

I refleksj~: n a din nos c i q .<br />

...Wydobyc si~ z wi~z6w czasu... Ale przeciez czlowiek zwany<br />

dzisiejszym nie chce porzucic swego czasu.<br />

Za oknami autobusu juz neony Namur, gladki luk mostu w swietIe<br />

reflektor6w.<br />

Jesli rozumiemy wiecznosc, to jako TERAZ Boga, przecinajqce<br />

siQ z naszym ludzkim teraz, jako spotkanie przy codziennym stole,<br />

kt6ry staje si~ stolem ofiarnym w bialym swietle dnia, i w jego<br />

nagosci, bez zadnej oslony. Nie mamy Swi~tego Swi~tych. Rezygnujemy<br />

nawet ze sztuki. Na scianach bielonych wapnem nie ma nic<br />

pr6cz krzyza z dw6ch kawalk6w drewna. Wypelniamy pustkE;<br />

naszq wlasnq obecnosciq, w ktorej obecnosc Boga znajduje swoje<br />

miejsce i widzialny ksztalt. Przyjmujemy tajemnic~, odprawiajqc<br />

znak, kt6ry Bog czyni rzeczywistosciq. Nie posiadamy sztuki czytnnia<br />

bogatych symboli, a wi~c uczynilismy ten znak bnrdzo prostym,<br />

aby byl dla nas przejrzysty.<br />

To jest bardzo inne niz Chevetogne - bogaty, ozdobny hymn<br />

przeb6stwionego kosmosu. Mozna by w tym widziec przeciwienstwo<br />

- ale kontrast nie \vykluczn wspolbrzemienia.<br />

*<br />

Widzialna z daleka reforma moze wydawac siE; czyms jednolitym,<br />

z a s t 0 sow ani e m r e c e p t y. Przezywana okazuje siti czyms<br />

wrE;cz przeciwnym: Wydobywa na jaw i zaostrza fundamentalne<br />

opozycje i kontrasty. Przedsoborowa lacinska liturgia byla w praktyce<br />

wyrazem kompromis6w: - mi~dzy przeszlosciq a terai niejszosciq<br />

(niezrozumialy j~zyk i nieczytelna symbolika objasnienia


124 HALINA BORTNOWSKA<br />

w mszaliku i z ambony); - mi~dzy wiernosciq tradycji a potrzebami<br />

duszpasterstwa i katechezy; - mi~dzy ceremonia1em a prostotq<br />

(rubryki wywodzqce si~ z okresu "swietnosci" chorow i asysty,<br />

jako tako zaadaptowane do sytuacji proboszcza dysponujqcego<br />

w najlepszym razie wikarym i grupq ch1opcow nie znajqcych ani<br />

laciny ani historii). Ta przedsoborowa liturgia by1a odpowiedni­<br />

Idem przedsobotowej koncepcji jednosci Koscio1a - jednosci dopuszczajqcej<br />

roznice w zakresie "stylu", czysto zewn~trzne, w1asciwie<br />

pozaliturgiczne. Sqdzono, ze post~p teologii da wierze oparcie<br />

w postaci zupe1nego systemu dogmatycznych formu1: wszystko,<br />

albo niemal wszystko b~dzie zdefiniowane, cala tajemnica "oswojona",<br />

obudowana filozofiq, niegrozna. Podobnie i czese Boza zostanie<br />

uj~ta w system doskonalych rubryk i znajdzie wyraz w niezmiennym<br />

kanonie.<br />

Chyba najwazniejszym osiqgni~ciem naszego Soborn (pojp,tego<br />

jako calose, wraz z korzeniami si~gajqcymi Vaticanum I) jest<br />

zerwanie z takq koncepcjq jednosci i post~pu.<br />

Reforma nie posiada i nle szuka jednolitego i ostateeznego programu.<br />

Jest wewn~trznie zroznicowana, zyje dyskusjq, w ktorej<br />

eelem nie jest wyeliminow'anie roznic i likwidaeja napi~cia. Raczej<br />

chodzi 0 to, aby napi~cie ocalie, aby strzec wolnosci i obiektywizrriu.<br />

W takiej atmosferze napi~eia i kontrasty sq czynnikiem konstruktywnym<br />

- wielkq szansq pelnego zycia.<br />

Stqd pluralizm - takze liturgiczny.<br />

Jak w okresie pierwszych soborow tak i dzis liturgia bezposrednio<br />

nawiqzuje do poszukiwan teolog6w. Swiadczy nie tylko 0 wierz(',<br />

ale i 0 orientacji teologieznej, ktorq mozna w niej odczytac. W dwoch<br />

tutejszyeh parafiaeh studenckich liturgia jest rozna - i to nie<br />

tylko ze wzgl~dow j~zykowych. 13 Dwa wcielenia w zasadzie zbieznych<br />

reformatorskich tendeneji odbiegajq od siebie ca1ym wewn~trznym<br />

klimat~m, atmosferq, stylem duchowego zycia, ktore<br />

si~ w nich wyraza.<br />

Czy nie rna tu niebezpieezenstwa rozbicia, wzajemnego wyobcowania?<br />

Niewqtpliwie trzeba si~ z nim liezye. Reforma jest przeciwienstwem<br />

sekciarstwa - ale: les extr~mes se touchent. Wydaje<br />

si~ jednak, ze dziS to niebezpieczeilstwo jest mniejsze, ezy bardziej<br />

odlegle niz dawniej. Zawsze istnia1y napi~eia w obr~bie reformatorskich<br />

tendencji, i niejednokrotnie prowadzily do rozlamu. Ale<br />

dzis zasadnieza linia podzialu, tego podzialu, ktory psychologicznie<br />

i egzystencjalnie si~ liezy, nie jest bezposrednio funkcjq teologicz­<br />

J3 Parnfie do niedawna byly dwie: flamandzka i wallonska (z jE:zykiem<br />

francusklm). W tych dniach powstaje trzecia : student6w zagranlcznych (kt6­<br />

rych jest w Louvaln 2 tysillce). .Taki bE:dzie j


CHEVETOGNE<br />

125<br />

nych stanowisk, lecz raczej kwestiq p 0 s taw y wobec samego<br />

zjawiska rozmaitosci poglqdow, wizji swiata i stylow zycia. Nowa<br />

postawa akceptujqca rozmaitosc j a k 0 fa k t po z Y t Y w n y jest<br />

owocem refleksji nad charakterem i granicami ludzkiego poznania.<br />

nad rolq swiadomosci sumienia i wolnosci w zyciu chrzescijanina.<br />

Ostrzejsza swiadomosc metodologiczna pozwala przyjqc - nie popadajqc<br />

w relatywizm - ze tak w filozofii jak i w teologii wybor<br />

stanowisk, choe nieunikniony, w pewnym sensie nie jest absoJ.utny.14<br />

Kazdy czlowiek widzi swiat w swojej wlasnej niepowtarzalnej<br />

perspektywie - wybor stanowiska jest konsekwencjq tej perspektywy.<br />

P raw da jest obiektywna - ale drogi do niej i sposob jej widzenia<br />

zwiqzany jest Z osobistq perspektywq. Stqd pluralizm:<br />

odmowa uznania jakiegokolwiek monopolu prawdy, szacunek dla<br />

jej transcendencji. 1m wi~cej kontaktow mi~dzy r6i:nymi probami<br />

uchwycenia i wyrazenia paradoksu chrzescijanstwa - tym wi~cej<br />

napi~c, i tym szersze otwarcie ludzkich perspektyw wobec Prawdy,<br />

tym prawdziwsza jednosc.<br />

Halina Bortuowska<br />

j( Por. E . Schilleb".ckx : Approches tlleotoyiques I: ReveLation c t theoLofi le.<br />

lC d. C EP, B r uxelles (l91i~), zwlaszcza cz·o:sc Ill, r. 1 " Le concept de verite".


MAREK SKWARNICKI <br />

S Z K 0 l A';: <br />

Wlasciwie szk6t, do kt6rych' chodzilem przed otrzymaniem swiadectwa<br />

dojrza1osci, by10 dziewj~c. Dlatego tytul, kt6rym opatrzylem<br />

pie1'wszq cz ~ sc swoich 1'ozmyslan - "Szkola" - wydaje si~<br />

moze mylqcy. W rzeczywistosci jedn8k mylqcy nie jest, co si~<br />

powinno p6zniej okazac, 0 ile mi si~ szko1Y nie poplqczq.<br />

o MOJ ROZMARYNIE<br />

Pie1'wszej z nich nie pami ~tam dobrze, poniewaz by10 to jeszcze<br />

przed wojnq, kt6ra wywarla na mnie tak wielkie wrazenie, ze<br />

p1'awie 0 wszystkim, co by10 przedtem, zapomnia1em. Moja Mama<br />

ma do mnie 0 to pretensje. Dla niej lata do roku 1939 by1y najswietniejszymi<br />

w zyeiu. Dla mnie pewnie tez. Niestety nie mog~<br />

sobie tego uprzytomnic. Ale cos nie cos z dw6ch lat poprzedzajqcych<br />

wojn~ sobie przypominam. Mieszkalismy w ma1ym miasteczku<br />

przy linii kolejowej. Mniejsza 0 jego nazw~. P1'zeciez nie<br />

o niq chodzi. Trudno mi powiedziec, czy bylo ono ladne czy<br />

b1'zydkie. Te1'az bardzo si~ zmienilo. Lezy jak i przedtem na r6wninie<br />

i tak sarno jak wtedy szczyci si~ w~zlem kolejowym rozdzialajqcym<br />

pasma tor6w biegnqcych w paru kierunkach do wielkich<br />

miast. Kosci61, gimnazjum, kosza1'Y, park i kino. Szkola<br />

powszechna, do kt6rej tam ucz ~ s z c zalem by1a nowoczesna. ZbudowanG<br />

jq, poswi~cono i oddano do uzytku aku1'at wtedy, gdy zaczqlem<br />

s wojq e dukac.i ~ . W pami~ci pozostal mi zapach malowanych olejno<br />

sClan i portrety panstwowyeh przyw6de6w. Smiglego-Rydza<br />

i Moscickiego. W czasie lekcji na tema t prezydenta prowadzonej<br />

lJ rzez wychowawezyniq z czarnym kokiem dowiedzia1em si~, ze<br />

wynalaz1 on syntetyczno-g6rskie powietrze. Utkwi10 mi ono w pami~ci<br />

razem z nieszcz~snikami lezqeymi wewnqtrz sztucznych plue.<br />

Olbrzymie eyste1'ny nienaturalnyeh ksztalt6w z ma1ym ez10wieldem<br />

w srodku budzily dreszez niepokoju. Ksiqdz katecheta r6wnie:i:<br />

• Fragment wi


~ZKOLA 127<br />

pos{uzyl si~ pewnego razu planszq ze sztucznymi plucami, zeby<br />

uprzytomnic nam rozmiary mqdrosci Stw6rcy, ktory zamiast zelaznej<br />

beczki umiescil w naszych piersiach 0 wiele sprawniej dzialaj,!ce,<br />

a przede wszystkim por~czniejsze w uzyciu plucka.<br />

ad lekarskiej machiny wialo grozq. ad ksi~dza nie. Moze dlatego,<br />

ze do tej pory swietnie pamiE:;tam go w samochodzie firmy<br />

"Tatra", czarnym, "bez chlodnicy", jak fachowo komentowalismy<br />

eklezjastyczny pojazd. W miescie byly trzy tylko prywatne samochody.<br />

Jeden nalezal do pewnego pulkownika piechoty, drugi do<br />

adwokata, trzeci do ksi~dza. Kiedy wyruszal nim w podr6z, zabieral<br />

ze sobq zawsze dwoch ministrantow, ktorzy pomagali r02­<br />

p~dzac maszyn~, 0 ile nie chciala zapalic nawet na korb~. ani r6wniez<br />

biegali po wod~, gdy wehikul si~ zagrza!. Potem opovviadali<br />

swoje przygody w starszej klasie, do czego zostalem par~ 1'azy<br />

dopuszczony. Gdyby nie ow samoch6d, ksiqdz na pewno pozostalby<br />

w mojej pami~ci jako postac grozna. Kiedy mianowicie opowiadal<br />

0 Panu Bogu jako 0 najwyzszym trybunale widzqcym wszystko<br />

i karz£lcym za najmniejsze uchybienia w odrabianiu lekcji, alba<br />

za podpowiadanie, wtedy mimo przekory wlasciwej wiekowi,<br />

t1'uchlelismy w srodku nie oglqdajqc si~ nawet za siebie, jak gdybysmy<br />

wszyscy byli strasznie winni, a slonecznq klas~ mialy ZCl<br />

chwil~ pokryc popioly Sodomy i Gomory. Ale jak juz wspomnialem,<br />

widok naszego katechety w maszynie, kt6ra nie cbce l'uszy(;<br />

i muszq jq pchat uczniowie, odbieral jego autol'ytetowi blask<br />

wszechpot~gi Trybunalu, kt6ry reprezentowal.<br />

Przypominam sobie rowniez naszq szkol~ w czasie jakiejs defilady.<br />

Odbywala si~ ona z okazji podarowania zolnierzom przez<br />

spoleczenstwo miasteczka maszynowego karabinu.<br />

Na kocich Ibach placu im. J6zefa Pilsudskiego uformowaly si~<br />

szpalery publicznosci. My, dzieci, trzymalismy chorqgiewki i kwiaty.<br />

Naprzeciwko miejsca, gdzie stala nasza klasa, wznosila si~ trybun3<br />

obita bialo-czerwonym pl6tnem. Wystawaly z niej dwie rogatywki<br />

i dwa meloniki. Maszynowy karabin stal prz,ed trybunq pomi~dzy<br />

wartownikami z broniq. Z ulicy zwanej Krolewskq, od strony kosciola,<br />

nadci,!gn~la orkiestra poprzedzana przez doboszow. Za nic!<br />

ukazal sip' oficer na koniu. Zasalutowal trybunie szablq. Rozlegl siQ<br />

huk marsza. Bijqc okutymi nogami w kamienie szli czw6rkami nasi<br />

zolnierze. Rzucalismy im kwiaty. Pachnialo szuwaksem i onllcami.<br />

Za pieszymi, z entuzjastycznego gardla ulicy Kr6lewskiej wygalopowaly<br />

przeciwpancerne armatki zaprz~gni~te w konie. Potem<br />

kuchnie polowe, a na koncu tabory. Turkot drewnianych wozow<br />

po kamienistym podlozu zgluszyl okrzyki obywateli i iylko b~ben<br />

przebijal si~ przez wrzaw~ lomocqc kamienicami rynku. Przez<br />

wiele nast~pnych dni bawilismy si~ w defilad~.


128 MAREK SKWARNICKI<br />

W naszym domu mniej bylo juz wtedy entuzjazmu, a wiGcej niepokoju.<br />

Ojca wei'lz wzywano do koszar i mial min~ niewyrazn 'l .<br />

Mama twierdzi, ze tata przeczuwal, co siE: swi ~ci. Zresztq w calym<br />

otoczeniu, w miescie i nawet szkole wyczuwalo si~ nastroj oczekiwania<br />

na wazne wydarzenia. I ja czulem, ze szykuje si~ cos<br />

rownie wznioslego jak i groznego. Co - tego nie potrafilem sobie<br />

nawet wyobrazic.<br />

Ow nastroj niespokojnego oczekiwania kojarzy mi si~ nieodmiennie<br />

z nauk'l spiewu w pierwszej mojej .szkole. Wlasciwie to chyba<br />

wtedy nauczylem si~ tych wszystkich piosenek, ktore przypominaj'l<br />

si~ obecnie na czyichs imieninach, lub weselu, kiedy juz b~d'lc<br />

zupelnie kim innym, podniecony alkoholem, razem ze wszystkimi<br />

spiewam "Rozkwitaly p'lki bialych roz", ,,0 moj rozmarynie" i "Rej,<br />

strzelcy wraz". Nauczyciel spiewu, ktorego fiajdokladniej pami~tam<br />

(jego jedynego wlasciwie potrafiG sobie unaocznic), przygotowal nas<br />

w roku 1939 do trzeciomajowej akademii. Poza "Witaj majowa<br />

jutrzenko" nauczyl nas picsenki "Marszalek Smigly-Rydz, nasz<br />

drogi, dzielny wodz". Koniec zwrotki rymowal si~ wyrnzem "Huc".<br />

Cwiczylismy j'l wielokrotnie, poniewaz char zbyt mocno i z przesadq<br />

zakonczenie akcentowal. Pan od spiewu mial wielk'l, szpakowatq<br />

czuprynE:. Mama, ktora siedziala w pierwszych rz~dach na akademii<br />

i sluchala jak spiewalismy, mowila potem, ze wygl'ldal jak Paganini.<br />

Pami~tam rowniez jego oczy wyszukujqce w chorze falszerzy.<br />

Jasno niebieskie, jak gdyby rozmyte, i r~ce wzniesione<br />

do gory z paleczk'l wybijajqc'l takty. Ton poddawal nam ze skrzypiec,<br />

na ktorych grywal w swoim domku w ogroclzie. W czasie<br />

akademii jego solowy wyst~p nalezal do najswietniejszych punktow<br />

programu.<br />

Pan od spiewu zgin'll pierwszego dnia wojny. W tym dniu, ktory<br />

zlewa si~ z nast~pnymi w chmurE: rozswietian'l co chwila rozblyskami<br />

pami~ci. Jeclen z nich jest lunq nad miastem. Tq zwlaszcza<br />

jego cz~sciq, gdzie znajdowala si ~ r ektyIikacja spirytusu. Cz~sc<br />

plynu zdqzono wylac do przydroznych rowow, dookola ktorych<br />

kh:bili si~ ludzie z wiadrami, albo tez pijani. od chleptania prosto<br />

z ziemi. Samoloty niemieckie znizaly si~ nicomal do wysokosci<br />

dachow i ostrzeliwaly rowy. Niejeclen umarl tam w przyjemnym<br />

oszolomicniu. Druga cystcrna, nieoprozniona do konca, pocz ~ la<br />

pod wieczor plonqc fioletowym ogniem, ktorego blask pokolorowal<br />

wszystkie twarze w miasteczku. Tego wlasnie dnia zabito i nauczyciela<br />

spiewu, ktorego najlepiej pamiE:tam z pierwszej swojej szkoly.<br />

Jest koniec roku 1965. J ednego z kolejnych w zyciu. Jest ono<br />

pudobno tylko jedno. A mnie przesJaduje wciqz mysJ, ze jest ich<br />

par~. W jednym z nich nauczono mnie spiewac piosenk~ 0 rozma­


SZKOLA 129<br />

rynie, bez ktorej bylbym jak czlowiek gluchy. Wlasciwie wi~c,<br />

mimo ze tak niewiele przypominam sobie z pobytu w pierwszej<br />

szkole, nie mog~ nie doceniac jej wychowawczego sukcesu. Moja<br />

mala historyjka posiada odtqd swoj wi~kszy refren.<br />

Do drugiej szkoly w zyciu ucz~szczalem juz w innym miasteczku<br />

i to dopiero nast~pnej jesieni. W mi~dzyczasie nie tylko wypalil<br />

si~ "przedwojenny" - jakby si~ dzisiaj powiedzialo - spirytus<br />

i pochowano "przedwojennych" zolnierzy, konie, jaszczyki, oficerow<br />

strzelajqcych sobie z rozpaczy w glow~, ale rowniez i cos<br />

o wiele wi~cej, 0 czym jeszcze nie potrafi~ powiedziec, jaki mialo<br />

sens. Moja mama potrafi. Ona tez usilowala przez pewien czas,<br />

zanim dotarlem do nast~pnej szkoly, nauczyc mnie ulamkow dziesi~tnych<br />

wedlug programu nast~pnej klasy. Zebym nie stracil<br />

roku. Robila to razem z bonq z dworu, w ktorym nas przygarn~li<br />

nieznani do tej pory ludzie, gdyz pozbawieni zostalismy przez<br />

Niemcow domu. Obie kobiety mialy rowniez dla nas, to znaczy dla<br />

mnie i dzieci wlascicieli majqtku, historyczne pogadanki. Znow<br />

pamic;c si~ rwie. Ale przypominam sobie swietnie, ze jeden z dworskich<br />

chlopcow zaprowadzil mnie pewnego wieczoru, w tajemnicy,<br />

do pieca w nieuzywanej drewutni, w ktorego wn~trzu schowal par~<br />

naboi od dubeltowki. W miejsce srutu mialy wprawione kule<br />

z olowiu. Na Niemca. Ubrany w kozuszek i futrzanq czapk~ szedl<br />

przodem przez park dzwoniqcy od mrozu. We wsi gdzies szczekaly<br />

psy i ksi~zyc wzeszedl za borem.<br />

Zachowany tak wyraznie w pami~ci moment rna zwiqzek z rycinami<br />

Grottgera studiowanymi w czasie przedpoludniowych godzin.<br />

Dla dokladnosci dodam, ze z historycznych lekcji najlepiej<br />

zapami~talem obraz przedstawiajqcy kobiet~ z obnazonq piersiq,<br />

rozrzuconymi r~kami i przerazeniem w oczach. Kobieta byla pi~kna,<br />

mloda, i mimo ze tlumaczono nam 0 co chodzi w tej scenie, nas<br />

chlopcow bardziej interesowalo (pewnie za wczesnie), co dzialo<br />

si~ w pokoju przedtem niz potem. W sumie obraz napawal nas<br />

jednakowym przerazeniem.<br />

Przerwa w oficjaln~j edukacji przyniosla jeszcze, jezeli chodzi<br />

o mnie, wzbogacenie wiedzy 0 swiecie maszyn. Parowa lokomcbila,<br />

bijqca na glow~ wielkosciq i pot~gq przedwojenny samcch6d<br />

katechety, mlocila sterty stukocqc i sapiqc i pachnqc<br />

olej ami. Zdarzalo si~, ze przeciqgaly nad niq lecqce gdzies samoloty.<br />

Gluszyly mlaskanie transmisyjnego pasa i huk mlockarni.<br />

Wszyscy patrzyli wtedy w gorf;. by sprawdzic, czy nie Sq to<br />

angielskie lub francuskie maszyny, ktore wedlug najswiezszych<br />

wiadomosci przywiezionych przez osoby tajemne koiiczyly wlasnie<br />

zrownywanie Berlina z ziemiq. Messerschmitty odlatywaly, a 10­<br />

komobila, ktorej profil ozdabial katalogi wystawy przemyslowej<br />

<strong>Znak</strong> - 9


130 MAREK SKWARNICKI<br />

w Paryzu z poczqtk6w stulecia, stukala i sapala i pachniala jak<br />

przed chwilq. Wtedy jeszcze para, dokonywajqca w niej psykajqcych<br />

cud6w, imponowala mi bardziej niz benzyna. Dzisiaj przypuszczam,<br />

ze w umilowaniu pary pewn


SZKOLA 131<br />

Wreszcie znaleziono TO u kolezanki siedzqcej w rz~dzie pod<br />

oknem. L~k znikl. Plakala ze wstydu. Bylo nam jej niezmiernie<br />

zal. Nie czulismy do niej ani nienawisci, ani obrzydzenia. Nie<br />

jestem pewien, czy przypadkiem 6w anonimowy pan, kt6rego nie<br />

zapami~ta lem nawet z przezwiska, nie powiedzial nam cos takiego,<br />

co sprawilo, ze od tej pory, skoro tylko spotkam ludzi wmawiajqcych<br />

publicznosci istnienie wrodzonej · wszawosci w innych ludziach,<br />

natychmiast nie dowierzam wszystkiemu, cokolwiek mowiq.<br />

Nie dam si~ nabrac - mysl~ zaraz sobie - i widz~ znow t~<br />

dziewczynk~, ktora stoi na oczach klasy i placze.<br />

Rozpocz~ty rok ukonczylem w trzeciej z kolei szkole. Miescila<br />

si ~ na owczesnej ulicy Szucha w Warszawie, zaraz przy placu<br />

Unii Lubelskiej. Niemcy t~ okolic~ oczyscili niebawem z Polakow<br />

i przenioslem si~ do czwartej szkoly z rz~du na dalekim Mokotowie.<br />

o trzeciej i czwartej szkole wspominam jedynie ze wzgl~du<br />

na z gory zamierzonq skrupulatnosc w przypominaniu sObie<br />

wszystkiego, co pomaga W odnajdowywaniu si~ w terazniejszosci.<br />

Bo i z nich wspomnienia mam skqpe. W pierwszej wybilem szyb~,<br />

w drugiej wybilem si~ jako najlepszy bramkarz w druzynie pilki<br />

noznej. Mialem refleks. Na przerwach mokotowskich gralismy<br />

w "bqczka", lub "klisze". Bqczek byl grq hazardowq. Drewniany<br />

szesciokqt na nozce zawirowawszy upadal pokazujqc znak wygranej<br />

lub przegranej. Srodkiem platniczym byly "klisze", czyli<br />

r6wnomiernie poci~te filmowe tasmy. Z nich z kolei robilo si~<br />

alba znane po dzis dzien "smierdziele", czyli zwitki blon w papierze<br />

dymiqce po podpaleniu z jednego kOllCa, albo tez gralo si~ nimi<br />

winny sposob. Istnial mianowicie system rzucania "kliszami"<br />

wcdlug regul decydujqcych 0 tym, do kogo one b~dq nalezaly.<br />

Mniejsza zresztq 0 zasady gry, aczkolwiek temat wydaje mi si~<br />

pasjonujqcy. Dla mnie cierpliwie gromadzone konto kliszowe posiadalo<br />

inny jef!zcze walor. Byly one fragmentami prawdziwych<br />

film6w. Pod swiatlo mozna bylo oglqdac na nich sceny z niemieckich<br />

obrazow wyswietlanych w kinach, do ktorych nikt nie chodzil<br />

na znak narodowej zaloby i protestu. Pierwszym filmem, ktory<br />

oglqdalem za zycia pana od spiewu, byla "Krolewna Sniezka"<br />

Disneya. Na st~pnym "Bitwa 0 Stalingrad" w roku 1945. Wszystkie<br />

najlepsze nawet obrazy, stworzone po wojnie na temat czasu, kiedy<br />

nie chodzilem do kina, nie odpowiadajq juz seisle rzeczywistosci.<br />

R6wniez moje obecne poszukiwanie siebie dawnego i terazniejszego<br />

zarazem, odtwarzanie malej historyjki z wi~kszym refrenem<br />

jest zabiegiem rozpaczliwym. Kliszowy bank juz nie istnieje.<br />

Wyswietlalem w domu z poci~tych filmaw na scianie przez soczewk~<br />

twarze amant6w, jakies baie, rejsy jacht6w, eienie prze­


132 MAREK SKWARNICKI<br />

st~pc6w i pocalunki doroslych. Pochodzily jednak z r6znych film6w.<br />

Brakowalo memu kinematografowi logiki i poczucia ciqglosci.<br />

Zanim doszlo do uog6Inieii., nie wiedzqc, co robi~, zalozylem<br />

wlasne kino absurdu.<br />

NUTY<br />

Domyslam si~ dzis, dlaczego moja szkolna pami~c z pierwszych<br />

lat edukacji podstawowej jest az tak zastraszajqco uboga. Rzeczy,<br />

kt6re si~ dzialy w miescie i w domu, przerastaly intensywnosciq<br />

przezyc anonimowe klasy z nauczycielami zmieniajqcymi si~ jeszcze<br />

szybciej niz budynki, do kt6rych spieszylem si~ rano. W domu<br />

panowal gl6d. Nigdy nie wozilem ze sobq drugich sniadan. Przez<br />

pewien czas jedlismy z mamq i siostrq moczonq pszenic~, pilismy<br />

herbat~ z marchwi zagryzajqc kartkowym chlebem. Od ojca z niewoli<br />

przychodzily listy na liniowanym papierze z nadrukiem<br />

"Kriegsgefangenenpost". Nic w nich nie bylo poza pozdrowieniami.<br />

Wzmagal si~ terror.<br />

N~dznq monotoniQ oczekiwania i szerzqcego si~ l~ku rozswietla<br />

jedynie wspomnienie nauki gry na fortepianie.<br />

Zupelnie nie wiem, z jakiego powodu mama postanowila mnie<br />

wtedy umuzykalnic. Lekcje, w ramach czynu patriotycznego, dawala<br />

mi profesorka konserwatorium. Mieszkala niedaleko naszej<br />

ulicy i chodzilem do niej dwa razy w tygodniu. Przy pierwszej<br />

wizycie kazala mi parokrotnie zaklaskac w n~ce, by sprawdzic,<br />

jaki mam sluch. Okazal si~ sredni. Dobra pani byla suchq, starq<br />

pannq rezydujqcq w salonie wymoszczonym dywanami. Pod wielkim<br />

oknem stala palma czy fikus, a obok lSniqca skrzynia instrumentu<br />

podnoszqca skrzydlo do lotu. Cwiczylem godzinami gamy,<br />

kt6re po pewnym czasie zacz~ly mnie nudzic niepospolicie. Patriotyczne<br />

motywy szlachetnosci tej kobiety okazaly si~ r6wniez za<br />

skqpe, by zniesc lenistwo i brak starannosci w gdczytywaniu bemoli<br />

darmowego ucznia. Krzyczala uderzajqc dloniq w m6j palec,<br />

zmuszajqc go do wystukania odpowiedniego dzwi~ku. P6lnuty<br />

obijaly si~ placzliwie 0 sciany.<br />

AtmosferQ lekcji muzyki, kt6re nic, niestety, mi nie daly ze<br />

wzgl~du na kr6tkotrwalosc nauki, zapami~talem doskonale. Niepowtarzalna<br />

melancholia opadajqcych i wznoszqcych si~ dzwi~k6w<br />

wyzwalala w grajqcym uczucia zgniecione i ukryte: t~sknot~ za<br />

czyms zaledwie znajomym, mozliwym a nie istniejqcym aktualnie,<br />

nie artykulowanym a pelnym tresci, potrzebnym a nieosiqgalnym,<br />

wynikajqcym z obecnosci ludzi a nie strasznym. Niewqtpliwie<br />

siedzqc tam i cwiczqc uczylem si~ jak bye samotnym, sztuki nieopanowanej<br />

do tej pory na tyle, by sprostae rzeczywistosci.


SZKOLA 133<br />

o He dobrze pami~tam, rok nauki, ktory zakonczylem gamami<br />

u Dobrej Pani, nie byl uwienczony najlepszq cenzurq. Poza "bqczkiem"<br />

i grq w "klisze" nauczy!em si~ jezdzqc na daleki .Mokotow<br />

z Srodmiescia uZywae tzw. "dzyndzla", czyli buforow tramwajowych,<br />

oraz opanowalem "skok do tylu" ze stopni, ktory pozwalal na<br />

maksymalne zaoszcz~dzenie kinetycznej energii przy ulatnianiu s i~<br />

z wagonu w czasie jazdy na gap~. W tym samym okresie, z jednym<br />

ze swoich wujkow dorabialem na zycie handlujqc zapalkami na<br />

Kercelaku, podczas gdy mama uzyskala z jednq pulkownikowq<br />

koncesj~ na stragan pod Zelaznq Bramq. Wszyscy starsi zaczynali<br />

juz obficie konspirowae, lqcznie z ciotkami dzielqcymi czas pomi<br />

~ dzy handel kocami z niemieckich transportow i noszenie bibUly.<br />

W tych warunkach swiadectwo nie musialo bye swietne, ale<br />

do !1ast~pnej klasy przeszedlem. Oczywiscie znajdowala si~ ona<br />

\V przeciwnym koncu miasta i znowu byla nowa.<br />

DEO GRATIAS<br />

Zanim jednak otworz~ drzwi nast~pnej szkoly, ktora zywiej juz<br />

staje w pami~ci od poprzednich (dzi~ki chyba scislejszemu zwarciu<br />

si~ lqcZ w mozgu nie dzialajqcych do tej pory zbyt sprawnie),<br />

umiescie mus z~ w swoim fotoplastikonie wakacje, ktore w!asnie<br />

si~ zaczynajq. Przeciez wakacje Sq rowniez cz~sciq niepisanego<br />

programu nauczania.<br />

Widocznie organizacja zycia spolecznego lqcznie z pokqtnym<br />

handlem zaczynala wtedy juz lepiej funkcjonowac na swoich<br />

zwariowanych zasadach, skoro wyjechalem z k ilkudziesi~cioosobowq<br />

grupq "sierot i polsierot" wojny za posrednictwem Rady<br />

Glownej Opiekunczej na wies. Bylo w atmosferze owej podrozy<br />

cos z gam wyzwalajqcych t~sknot~ za obecnosciq na swiecie nie<br />

strasznych ludzi. Pewnego dnia wagon z pol i calymi sierotami<br />

zatrzymal si~ W· podkrakowskim miasteczku. Zgromadzono nas<br />

w salach przedszkola. Par~ dobrych pan rozdawalo w nich bulki<br />

z maslem i mleko. Wsrod tlumu dzieci krqzyli okoliczni chlopi<br />

i wlasciciele ziemscy wybierajqc sobie wedlug upodobania wakacyjnych<br />

pensj~nariuszy. Matka powiedziala mi na odjezdnym,<br />

zebym usilowal trafie do mlynarza, bo takim najlepiej si~ teraz<br />

dzieje. Skoro wi~c zauwazylem starszego pana z wqsami i w bialej<br />

czapce, podszedlem do niego zapytujqc, czy nie posiada przypadkiem<br />

mlyna. Okazalo si~ jednak, ze mlynarze z rycin podr~cznikowych<br />

Sq falszowani. Ow pan by! dziedzicem. Zaskoczony zabral<br />

mnie ze sobq.<br />

Pobyt w dworze by! jak gdyby cofni~ciem si~ w czasie. Pocz~to<br />

mnie uczye francuskiego, pojawily si~ z powrotem albumy


134 MAREK SKWARNICKI<br />

Grottgera. Gdybym nie pojechal na owe wakacje, nigdy bym si~<br />

tez nie nauczyl przyrody. Jej zwyci~skiej ciszy i niezawislej oboj~tnosci<br />

wobec przemijajllcych szalenstw ludzi. Oczywiscie poznawalem<br />

jq bezrefleksyjnie dotykajqc mi~kkiego nosa konia, hodujqc<br />

kroliki i lapiqc raki za mlynem. Jezeli jednak az do dzis slysz~<br />

chropowaty poszum pszenicy i widz~ wst~pujqce w las przedwieczorny<br />

slonce, musial bye to pocz'ltek milosci, bez ktorej wiedza<br />

o sobie samym nie jest kompletna. A na kolacje podawano we<br />

dworze powidla. G~ste, cierpkie, na porcelanowych talerzykach<br />

z filuternym obrzezeniem pomalowanym w fiolki. I chleb z chrupi'lCq,<br />

zupelnie przedwojennq skorkq. Zajadalem si~ nim na zapas<br />

pami~tajqc pouczenia matki.<br />

Wakacje tego roku byly rowniez pierwszym spotkaniem z lacinq.<br />

Moi opiekunowie polecili mi wykue na pami~e ministrantur~ i oddali<br />

w termin do miejscowego proboszcza. Robilem wszystko, co<br />

mi kazali, poniewaz byli dobrzy. Nigdy juz potem nie sluzylem<br />

do Mszy sw. Bez zadnych specjalnych przyczyn. Po prostu tak<br />

si~ zlozylo, jak wszystko "po prostu si~ sklada" i jest, jakim jest.<br />

Kl~czqc obok dzwonka i bijqc si~ w piersi mialem poczucie, ze<br />

jestem postaciq uroczystq. Nie jakims tam nygusem spod choru,<br />

ale obleczonym w bialq szat~ uczestnikiem obrz~du. W niedziel~<br />

jechalo si~ na sum~ karetq w deszcz, a powozem w slonce. Nast~pnie<br />

moi opiekunowie kl~kali w pierwszej lawce, Iud za nimi,<br />

a ja podawalem wod~ i wino. Nikt i nic nie zagrazalo mi tego<br />

lata i bylo pi~knie. Jezdzilem na kucyku, spiewalem sobie idqc<br />

samotnie przez pola.<br />

We dworze zostalbym do konca wojny. Pewnego dnia jednak bawiqc<br />

si~ na lqkach przy strumieniu odkrylem przyczajonych w krzakach<br />

ludzi. Kobiet~ z trojgiem malych dzieci. Zobaczywszy mnie wszyscy<br />

zacz~li uciekae. Pobieglem za nimt wolajqc, zeby si~ zatrzym:tl:.<br />

Ogarnql ich jeszcze wi~kszy poploch. Stanqlem zdumiony. Zapadli<br />

w pobliski zagajnik, potem ukazali si~ z drugiej jego strony, znow<br />

do niego si~ schowali, ' jak gdyby nie wiedzqc, co poczqe na rozleglej<br />

plaszczyznie sciernisk. Wrocilem do dworu i opowiedzialem<br />

o niezrozumialym wydarzeniu. Nie otrzymalem odpowiedzi. Po­<br />

. cz~to przy stole szybko wymieniae uwagi w j~zyku francuskim, ktorego<br />

tyle tylko zdqzylem si~ nauczye co i ministrantury. Nast~pnego<br />

dnia oswiadczono mi, ze wracam do Warszawy. Dowiedzialem<br />

si~ potem, ze byli to 2ydzi uciekajqcy z pobliskiego miasteczka przed<br />

smierciq. Na noc ukryto ich gdzies w poblizu, ale obawiano sip,<br />

represji. T~ kobiet~ zlapano w innej wsi, 0 czym dowiedzialem<br />

si~ z list6w.


SZKOLA 135<br />

KULAWY<br />

Jesieniq przywitalem piqtq szkol~ w moim zyciu. Doprawdy,<br />

nie wiem, dlaczego jq plastyczniej pami~tam od poprzedniej. Czy<br />

dlatego, ze lepiej zapami~tuje si~ rzeczy dobre od zlych. A zwlaszcza<br />

dobrych ludzi? R6zne zresztq mozna miee na ten temat zdanie.<br />

MyslQ jednak, ze gdy wi~cej si~ mysli 0 krzywdach i krzywdzicielach,<br />

niz 0 sporadycznych co prawda, ale istniejqcych wszak<br />

w kazdym zyciorysie jasnych momentach dobra, ulatwiamy zadanie<br />

zlu. Temu anonimowemu zlu, kt6re nieraz przybiera postacie<br />

fobii i nocnych strach6w gn ~biqcych swoje ofiary prz~z cale zycie.<br />

Ale i na jawie fascynacja doznanq krzywdq oslabia nawet te<br />

~krom n e mozliwosci czynienia dobra, kt6re kazdy z nas posiada.<br />

Jest prawdq, ze nawet na widok eudzej krzywdy i upodlenia,<br />

jeW nie nie mozemy ofiarom pom6c, wpadamy w pewien stan<br />

oslupienia, kt6ry potrafi pozostawie trwale w nas slady. Nie, to<br />

jest niemozliwe - m6wimy - chociaz trudno niedowierzae wlasnym<br />

oczom. Przezycia nie mogq siQ nam wprost pomiescie w glo­<br />

\Vic. Psychika okazuje si~ niezbyt pojemna, a wytrzymalose nerwowa<br />

rna swoje gran ice. A przeciez musi siQ w nas wszystko<br />

przezyte pomiescie, jezeli nie mamy pozostae na miejscu zakl~ci<br />

w kamienie 0 zredukowanej wrazliwosci. Czarodziejskim zielem<br />

na urok zbrodni i podlosci innych ludzi jest wiara. Jaka wiara?<br />

Moze bye prawie kazda. Ale bez jakiejkolwiek wiary, w jakiekolwiek<br />

dobro, ku kt6remu zdqzamy przywolywani przez nie po<br />

nocach, nie podobna ruszye si~ z miejsca, skoro zostaniemy zaklQci.<br />

Rzecz nie lezy w tym, czy zdolamy dojse, ale w tym, ze nie pozwoli<br />

nam one znieruchomiee, obumrzee przed czasem.<br />

W nowej szkole, na Zoliborzu, w kt6rej paru naraz przedmiot6w<br />

uezyl kulawy pan w srednim wieku, ukonczylem kurs dawnej<br />

szkoly powszechnej. Poprzednich nauczycieli nie rozpoznalbym<br />

po latach. Byli anonimowymi istotami, kt6re obezwladnil l~k. To<br />

nie ich wina. Ale nowy pan od polskiego, rachunk6w i przyrody<br />

llsilowal nam przekazae cos wi~cej niz mqdrosci "Steru" i coraz<br />

bardziej pi~trowych ulamk6w. W dniu ll-go listopada opowiedzial<br />

historiQ konca pierwszej wojny swiatowej. I zaraz potem stala si~<br />

ta podlose. W par ~ dni p6zniej, pod pozorem, ze chce miee zdjQcie<br />

swojego nauczyciela', jeden ze starszych, repetujqcych uczni6w,<br />

wstal w srodku lekcji i wycelowal w naszego pana fotograficzny<br />

aparat (Lubilismy go r6wniez i dlatego, ze byl stirmvy, ale sprawiedliwy.<br />

A jak ktos nie odrobil lekcji, pytal jakie ma si~ warunki<br />

w domu. I w og6le byl dobrym czlowiekiem). Ze zdumieniem


136 MAREK SKWARNICKI<br />

tez i nie wiedzqc, co si~ dzieje, zobaczylismy, ze na widok aparatu<br />

nauczyciel zerwal si~ i poczql biegac kulejqc wzdluz sciany z tablicq<br />

i zakrywac twarz i krzyczec stanowczym glosem, ze nie pozwala<br />

robic sobie zdj~cia. Vczen nie ust ~pow a l. Vsmiechal si~ tak glupio,<br />

ze niepodobna tego opisac. Juz nast~pnego dnia okazalo si~, ze<br />

byl konfidentem. A dlaczego potrzebne mu bylo do identyfikacji<br />

ukrywajqcego si~ oficera z dj~ci e - nie wiem. Zniknql ze szkoly<br />

razem z naszym panem i jednakowo 0 nich obydwu sluch na<br />

zawsze zaginql.<br />

Dopiero tez z piqtej szkoly zapami ~ talem twarze kolegow. Poprzedni<br />

byli przygodnymi goscmi najrozmaitszych pokoi. Do tej<br />

rowniez pory bawilem siG przewaznie sam wsrod starszych. Odtqd<br />

mialo bye inaczej. Szkola miescila si~ w willi przerobionej na ten<br />

cel. Ciasno bylo w niej nieslychanie. Siedzielismy po trzech w jednej<br />

lawce. Do mojej nalezeli jeszcze Jasio Zielone Vcho i Jurek<br />

Og6rek. Zbieralismy pocztowe znaczki, a Jasio zajmowal si~ rowniez<br />

modelarstwem. Wszyscy zresztq trzej bylismy posiadaczami<br />

ksiqzeczek pt. "Kriegsflugzeuge", w ktorych znajdowaly si~ repr<br />

odukcje bojowych samolotow uzywanych na frontach. Znalismy<br />

na pami~c ich wymiary i bojowe zalety. Wracajqc ze szkoly i obijajqc<br />

torbami od lapci slupy, oraz siebie nawzajem, dyskutowalismy<br />

areonautyczne tematy. Niekiedy sprawdzalismy swojq wiedz~<br />

na przelatujqcych wysoko samolotach. Z Jasiem Zielone Vcho<br />

i Jurkiem Ogorkiem odbylem tei pierwsze wagary w zyciu. Wybralismy<br />

si~ az na Ok~cie, by zobaczye wreszcie z bliska samoloty.<br />

S"taly rz~dem strzeione przez zolnierzy. Dreszcz wtajemniczenia<br />

wstrzqsnql nami, gdysmy si~ znaleili blisko czegos, co wzbudzalo<br />

i trwog~ i pozqdanie uczestniczenia w niezwyklej zabawie. Dla<br />

mnie po "Tatrze" katechety i lokomobili we dworze samolot byl<br />

trzecim mechanizmem, ktorego wyglqd wyzwalal w swiadomosci<br />

romantyczne rozkosze. Samolotyczynily to w stopniu najwi~kszym.<br />

WIELKANOCNE FERIE<br />

Nast~pnego roku rozstaj~ si~ jednak i z Jasiem i z Jurkiem.<br />

Dokonala si~ wtedy w moim iyciu pewnego rodzaju kulminacja<br />

edukacyjna, poniewai zaczqlem ucz~szczac do dw6ch szk61 jednoczesnie.<br />

Nie mieszkalem jui wtedy w domu. Nie mogqc syna utrzymac<br />

i dopatrzye mama oddala mnie do internatu RGO. Byl to<br />

w pewnym sensie kryptonim bursy czy domu wychowawczego ala<br />

chlopcow z rozbitych rodzin. Ze wzgl~du na oficjalnose instytucji,<br />

jej mali mieszkancy musieli ucz~szczac do oficjalnych szk61. Poniewai<br />

og6lnoksztalcqce gimnazja byly zlikwidowane przez Niemc6w,<br />

chodzilismy do zawodowych. Cz~se obywateli Generalnej


SZKOLA 137<br />

Gubernii postanowiono na okres przeJSClOWY, zanim w ogole Polacy<br />

zniknq z etnograficznych atlasow ziemi, wyksztalcic na poiytecznych<br />

majstrow i sklepikarzy. Ja w systemie wychowawczym<br />

Trzeciej Rzeszy mialem zostac sklepikarzem. Zapisano mnie do<br />

gimnazjum handlowego. Ale w internacie prosperowaly nielegalne<br />

komplety gimnazjum ogolnoksztalcqcego. Robilem wi~c dwie klasy<br />

gimnazjalne rownoczesnie. Jednq przed, drugq po poludniu.<br />

Jakie to naprawd~ wydaje si~ dzisiaj czlowiekowi dziwne. Juz<br />

niedlugo cale miasto przestanie istniec, a ja ucz~ si~ nie wiadomo<br />

po co, jak urzqdzac sklep z guzik·ami, rysowac wywieszki "swieze<br />

jaja", rozpoznawae wartose tkanin, wiqzae szybko i sprawnie<br />

pakunki, stenografowae i pisae na maszynie. Ze wszystkich przedmiot6w<br />

jedynie dwa ostatnie wzbudzaly zainteresowanie. W stosunku<br />

do innych zajqlem pozycj~ obronnq. Prawdopodobnie w zywej<br />

niech~ci do handlowego gimnazjum odgrywala rol~ podswiadomose.<br />

Jak mog~ bowiem wywnioskowac obecnie, z przypomnianego<br />

przed chwilq faktu poslania mnie przez matk~ na nauk~<br />

fortepianowej gry w czasach zupelnie nieodpowiednich, juz wtedy<br />

bylem obciqzony srodowiskowo. Jak obciqzony? Trudno sobie<br />

uzmyslowic. Sqdz~ jednak, a mam na to wiele jeszcze innych dowod6w,<br />

ze po prostu bylo to obciqzenie typo"\vo inteligenckie.<br />

Moja mama pod Zelaznq Bramq razem z paniq pulkownikowq dokonywaly<br />

co prawda duzych obrotow ponczochami, ale mowily<br />

przy tym wciqz 0 czasach wyjqtkowych i patetycznych. Mozna<br />

powiedziec, ze kupczyly z patosem. W handlowce trudno bylo<br />

si~ dopatrzye czegokolwiek wznioslego, poza samym sobq oczywiscie.<br />

Chociaz z drugiej strony nie bylo w niej wcale smutno. W tym<br />

wieku podchodzi si~ do zycia prostolinijnie i bierze si~ wszystko<br />

takim, jakim jest. Slodka Dziurka na przyklad byla bardzo ladna<br />

i kochalismy si~ w niej skrycie. Siedziala w hali maszyn za wysokq<br />

katedrq wykladajqc zasady pi~ciopalcowej metody pisania<br />

na maszynie. Nowy mechanizm, kuferkowaty "Underwood" wydawal<br />

ze siebie grzechot, jakby jez 8piewal ari~ ze "Strasznego<br />

Dworu". Albo ow biedny starzec Plumbum od towaroznawstwa<br />

i chemii. Niewielkiej chemii potrzebnej tylko do prowadzenia<br />

drogerii. Nie potrafil utrzymac dyscypliny w klasie, wi~c byl 11arazony<br />

na jej okrucienstwo. Z roznych stron sali dzwi~cznie<br />

i szybko, nasladujqc glos dzwonka u drzwi wolalismy "pluuum ­<br />

buuum". Jego proby opanowania wyrazu twarzy wprawialy nas<br />

w zachwyt pelen sadystycznej satysfakcji. Doskonale radzil sobie<br />

z nami Niemiec. Polak, ktory uczyl niemieckiego. Byl to juz trzeci<br />

obcy j~zyk po ministranturze i francuskim ze dworu. Uczylem si~<br />

zresztq niemieckiego dubeltowo, i w handlowce i w internacie,


138 MAREK SKWARNICKI<br />

z roznych pdr~cznikow, oraz odmiennymi metodami. Ale Globus<br />

od geografii gospodarczej swiata tego imponowal nam najbardziej.<br />

Byl przed wojnq w Afryce i polow~ kazdej lekcji poswi~cal opowiadaniom<br />

0 lwach i dzikich Murzynach. Zdawal sobie spraw~,<br />

ze wyklada przedmiot najbardziej abstrakcyjny, poniewaz wszyscy<br />

wowczas ludzie zajmowali si~ wlasnie polowaniem na lwa, byli<br />

dzicy i ani im przychodzilo do glowy importowac olejki do wy­<br />

Tobu kremow na opalenizn ~ . Chociaz ... ?<br />

. Ale w programie szostej mojej szkoly nastqpila niebawem nieprzewidziana<br />

przerwa, nic nie majqca wspolnego z cwiczeniami<br />

na jakikolwiek tem at zwiqzany z handlem. Gimnazjum miescilo<br />

si~ przy placu Krasinskich na Miodowej, dojezdzalem do niego<br />

od strony 2:oliborza, a wlasnie wybuchlo powstanie w Gettcie<br />

ciqgnqcym si~ wzdluz ulicy Bonifraterskiej. Akurat tam, gdzie<br />

obecnie znajduje si~ Ambasada Chinska. Pierwszego dnia jezdzily<br />

jeszcze wzdluz surowego muru tramwaje. Nast~pnego jednak juz<br />

r uch byl zamkni~ty. Na balkonie jednej z kamienic lezal zabity<br />

:Zyd wyciqgajqc r~c e poza galeryjk~. Ferie wielkanocne tego roku<br />

byly dluzsze niz zazwyczaj.<br />

Do tej pory nie rozumiem, co spowodowalo, ze b~dqc wtedy<br />

u mamy w domu, wypuszczalem si~ sam na miasto, by przypatrywac<br />

si~ z bliska pozarowi Getta. Mogla to bye zwykla glupota<br />

i gapiostwo. Pami~tam jednak swoje przezycia. Nie byly one glupie<br />

lecz straszne. Ciqgn~lo mnie do ognia jak na miejsce zakazanych<br />

zabaw i cos z podziwu bylo w przypatrywaniu si~, jak wyzwolony<br />

plomien ogarnia coraz wyzsze pi~tra kam~enic, pojawia si~ w oknach,<br />

wymachuje z nich lapami jakby oszalal, wyskakuje wreszcie<br />

na dach wyrzucajqc z wewnqtrz dym, stogi iskier, dmucha w nie<br />

wichrem.<br />

Na miasto opadaly platy sadzy. Niedopalone listy i gazety wymiecione<br />

z domow w czasie wielkanocnych porzqdkow. Niby ulotki<br />

rzucane z nieba przez nieistniejqce istoty, kolowaly nad polem<br />

Mokotowskim, a potem nad wislanq plazq, na ktorej zazywalismy<br />

pierwszych kqpieli. Nie komentowalismy pomi~dzy sobq niczego.<br />

Dzialo si~ cos, co koniecznie trzeba zrozumiec, pomiescic w sobie<br />

i poniesc dalej nie zatrzymujqc s i ~ jednak zbyt dIugo, by si~<br />

"nie zapatrzyc", jak mawiajq stare kobiety na wsi.<br />

Nast~pnego roku wzdluz zoliborskiej plazy kursowala juz wqskotorowa<br />

kolejka niemieckiego prze dsi ~biorstwa handlowego, ktore<br />

otrzymalo koncesj~ na eksploata cj ~ gruzow Getta. Z walow przeciwpowodziowych<br />

sciekaly przesiane piaski hitlerowskiego zagl~bia.


SZKOLA <strong>139</strong><br />

REDUTA ORDONA<br />

Moja mama twierdzi, ze pobyt w siodmej szkole, czyli w internacie<br />

z gimnazjalnymi kompletami, uratowal mnie od zepsucia.<br />

Nie jestem tego pewien. W pewnym sensie byl to jednak z pewnosciq<br />

(jak na dzisiejszy moj rozum) dyszqcy moralnym zdrowiem<br />

kombinat wychowawczy, skladajqcy si~ z kilkunastu przewodnikow<br />

dusz, przewaznie harcmistrz6w i harcerzy, ukrywajqcych si~ Zydow,<br />

partyzantow na urlopie z lasu, okolo setki ch1opcow w wieku<br />

od 12 do 18 lat i roznych dobrych panow, oraz pan, p1acqcych<br />

na miescie pieniqdze na utrzymanie kazdego z nas. W ubikacjach<br />

na gwozdziu wisialy "Biuletyny Informacyjne", a starsi koledzy<br />

znikali cz~sto na par~ dni w celach pirotechnicznych. My z klasy<br />

pierwszej, a potem drugiej, obdarzalismy ich podziwem, czemu<br />

nie byli przeciwni. Ze nic si~ z tego wszystkiego nie wydalo,<br />

s\\>iadczy 0 naszej solidarnosci. Flukta wychowawcze internatu<br />

(jezeli ktos woli slowo ideowe, to flukta ideowe) stanowily mieszanin~<br />

wszystkiego, co juz zdolalem do tej pory wywlec z opornej<br />

pamip'ci. Grottger i Reduta Ordona Sqsiadowaly w owym programie<br />

z Baden Powellem, a przemycony z Anglii Dywizjon 303<br />

Fiedlera z udzialem w chorze pobliskiej parafii. Wszystkie przedwojenne<br />

swi~ta panstwowe byly obchodzone akademiami, na ktorych<br />

recytowalo si~ wiersze. Najg1~bszy gIos mial starszy Szprotka.<br />

Deklamowal "Nam strzelac nie kazano". Poniewaz pisalem wtedy<br />

poezje, zach~cano rowniez i mnie do udzialu w patriotycznych<br />

obiatach. Zalosnymi rymami staralem sip, opisac wszystko, czego<br />

ode mnie oczekiwano. W nagrod~ otrzymalem Starym szlakiem<br />

Jozefa Mqczki z dedykacjq "aby szukal nowych drog - Dan<br />

w Obozie Czarniecczykow przed switem".<br />

W sali gimnastycznej wystawilismy sztuk~ Szelburg-Zarembiny<br />

Kopciuszek. Mnie przypadly dwie role: krakowiaka i pazia. Z tej<br />

okazji otrzymalem od mamy pierwsze w zyciu dlugie kalesony<br />

uzyte podczas gry w charakterze paziowych pluderkow.<br />

Wewnqtrz siodmej szkoly pobieralem jeszcze inne nauki. Zastalem<br />

juz w niej opracowany w szczegolach system "urywania<br />

si~" z handlowki. Mial on dwie wersje. Pierwsza polegala na tym,<br />

ze dochodzilo si~ do przystanku tramwajowego i wracalo stamtqd<br />

p ~ dem wolajqc "lapanka, lapanka". Usprawiedliwialo to pozostanie<br />

w internacie i poswi ~c e nie si ~ rozkosznym zabawom olowianym<br />

wojskiem, ktorego kazdy z nas mial coraz wi~cej, w miar~ uzyskiwanych<br />

funduszy ze sprzedazy domowych paczek. Obiegowq monetq<br />

byly r6wniez drugie sniadania, alba kostki cukru. Potentatem<br />

w tym zakresie sta1 si~ starszy Dziemba, ktorego rodzina miala


<strong>140</strong> MAREK SKWARNICKI<br />

cos wspolnego z handlem cukierniczym. "Klisze" rowniez byly<br />

w cenie, ale juz nie takiej, jak w piqtej szkole. Druga wersja<br />

OiJuszczania lekcji w handlowce byla bardziej ponadczasowa. Wagary<br />

spE;dzalismy alba nad Wislq, albo szwendajqc si~ po miescie<br />

bez blizej okreslonego celu. ParE; razy obiektem pozqdania stahl<br />

siE; wystawa higieniczno-oswiatowa ze slynnym wowczas w szkolach<br />

"Szklanym Czlowiekiem". Zapalaly siE; w nim po kolei Wqtroba,<br />

serce, pE;cherz i naczynia krwionosne Uustrujqc skompliko­<br />

\vanq potEigE; naszego wnE;trza. Do wielkiej makiety ucha mozna<br />

bylo wchodzic bez bUetow.<br />

Zabawy z owych lat zachowaly ten sam urok, jaki majq wszystkie<br />

igraszki dzieciilstwa. Przedstawianie ich obecnie samemu sobie<br />

inaczej niz wyglqdaly, dopisywanie do nich odmiennego sensu,<br />

tworzenie legendy, bylo by falszowaniem prawdy. Dzieci~ca umiej<br />

~tnosc bawienia si~ w kazdych nieomal warunkach nie uczy wlasciwie<br />

niczego ciekawego. Poza tym tylko moze, ze szczeniE; ludzkie<br />

juz od pierwszych lat zachowuje siE; dziwnie. Nie nasladuje we<br />

wszystkim starszych. Nie wszystko co robi przysposabia je do<br />

zycia i walki. CZE;SC zabaw polega na czystej grze wyobrazni.<br />

A do czegoz jest ona przydatna?<br />

Czytalem w6wczas bajki Andersena. I . mimo, ze wiedzialem,<br />

czym Sq naprawdE; podchody doroslych co noc zaczynajqce siE;<br />

od nowa, nie potrafilem sobie \\ryobrazic, ze grozq mi one smierciq.<br />

Jeszcze wtedy nie potrafilem. Okrucieilstwo przesluchania na<br />

Gestapo, to co innego. Balem si~ go i nieraz stawialem si~ w sy­<br />

.tuacji kogos, kto nic nie chce powiedziec, bijq go, wystukujq mu<br />

z ust zE;by. Ale smierc jak gdyby mnie samego nie dotyczyla.<br />

Wlasciwie 0 jej mozliwosci w og6le nie myslalem. Moze jej poznanie,<br />

zanim nadejdzie, zaczyna siE; pozniej. Widocznie nie jest<br />

prawdq, ze od samego dzieciilstwa zagniezdza siE; w czlowieku<br />

ziarno rozkladu. Bylby to wniosek pocieszajqcy. Nie jestem jedynie<br />

pewien, czy moi starsi koledzy, ktorzy w rok pMniej krzyczqc<br />

"mamo, mamo" biegli prosto w ogieil karabin6w maszynowych,<br />

na bunkry, sami bez broni, posiadali bardziej od mojej rozwini~tq<br />

wyobrazniE;. Przeciez nie kto inny tylko podchorqzy Julek, nasz<br />

grupowy, chlopak starszy od nas 0 parE; lat, opracowal system<br />

ostrzegawczy przed wejsciem wychowawcy po ogloszeniu nocnej<br />

ciszy. Uczyl siE; w gimnazjum mechanicznym, a praktykowal<br />

w warsztatach niemieckich. Przynosil z nich rzeczy cudowne.<br />

Wytoczone na obrabiarkach armatki, kt6re strzelaly jak prawdziwe<br />

kladqc pokotem olowiane wojsko. On r6wniez skonstruowal benzynowy<br />

motorek, kt6ry poruszal napE;dowe kolo maszynki do tluczenia<br />

laskowych orzech6w. Do 16zka dolqczyl sobie malutkq zar6wk~<br />

z tajemniczo buczqcym transformatorem. Na glos czytal


SZKOLA<br />

141<br />

przy me] ksiqzki wieczorami. Zarowka miaia osobne druty prowadzqce<br />

do drzwi. Gdy je ktos otwieral - gasla. Ksiqzki Julka<br />

byly wspaniaIe: przygody bohaterow Karola Maya, zeszytowe<br />

kryminaly, groszowe powiescidia 0 w,ampirach i kobietach lekkich<br />

obyczaj6w. Raz na wniosek Piegusa z kqta sali poszlismy oglqdac<br />

owe kobiety w okolice ulicy Chmielnej. Przep~dzono nas stamtqd.<br />

W niedziel~ 6w Julek razem z innym kolegq, Dziwozonem, wychodzili<br />

0 swicie przez okno za cichym przyzwoleniem kierownictwa.<br />

Nocami zacz~ly juz wtedy przylatywac radzieckie samoloty.<br />

Ustalony od dwu lat (nareszcie ustalony) rytm zycia zakl6cac<br />

zacz~la atmosfera napi~tego oczekiwania na cos r6wnie nieuniknionego<br />

jak groznego. Podczas alarm6w p~dzilismy do pobliskiego<br />

fovtu carskiej jeszcze cytadeli, gdzie znajdowaly si~ nasze magazyny<br />

zywnosciowe. Sluchalismy w jej piwnicach st~kania ziemi<br />

skurczeni na w~glu i kwitnqcych ziemniakach.<br />

Moja si6dma szkoia daia mi r6wniez i prawdziwq, programowq<br />

wiedz~ . Nie tylko t~ rozspiewanq i nie tylko szeptanq. Uczylismy<br />

si~ w niej z przedwojennych podr~cznik6w. Byly one dla mnie<br />

ponownym i ostatnim odkryciem rodzinnego domu z czas6w, gdy<br />

jeszcze zyl pan od spiewu. Uczyia si~ z nich kiedys starsza ode<br />

mnie 0 par~ lat siostra. Oto jej M6wiq wieki, podr~cznik do polskiego,<br />

gruby, ozdobiony romantycznq poezjq, budzqcy zaufanie<br />

jak stary belfer. Elementa Latina opromienione twarzq nauczycielki,<br />

kt6rq przezywalismy Pulchra (A miala, pami~tam, biedaczka<br />

na twarzy peino wqgr6w i wlosy takie jakies ryzawe, przypalone<br />

zelazkiem). Jeszcze podr~cznik historii ozdobiony podobiznami dyktator6w<br />

i wodz6w, torsami posqg6w, nadziany bohaterami po brzegi.<br />

Disce, puer, latine, ego te jaciam mocium panie, pierwsza wOjna<br />

punicka, druga wojna punicka, trzecia wojna, a w Suzie na dworze<br />

kr61 Dariusz ucztuje, stu niewolnik6w jemu usIuguje, stu niewolnik6w<br />

na kl~czkach si~ wije... a co robili, Marcinie, Spartanie<br />

z dziecmi, kt6re byly slabe? Zrzucali je ze skaly, pani profesorko.<br />

Ostatni dzien w si6dmej szkole zapami~talem wyjqtkowo wyrainie.<br />

Byia nim czerwcowa niedziela 1944 roku. Zostalem zaproszony<br />

na obiad do mojej protektorki, "wojennej mamy". Kiedys<br />

juz odwiedzilem "wojennego tat~". Byl nim dyrektor fabryki zelaznych<br />

16zek. Pogiadzil mnie po glowie i dal w6r cukierk6w.<br />

Tym razem kazano mi si~ dokladnie umyc i odswi~tnie ubrac,<br />

a przede wszystkim nie zrobic wstydu.<br />

Drzwi do ukrytej w ogrodzie willi otworzyia usmiechnif:;ta pokoj6wka.<br />

Kazaia mi wytrzec nogi, chociaz bylo sucho i sionecznie.<br />

Wprowadzony z ostalem do salonu. Wszystko w nim bylo pulchne.<br />

Dywan zascieIajqcy pociemnialy parkiet koloru wypolerowanego<br />

orzecha, mi~siste kwiaty w oknach, obrazy w obwarzankacb ze


142 MAREK SKWARNICKI<br />

zlota naladowane pieczeniq i winogronami. A jeszcze stol na toczonych<br />

nogach, fotele wyj~te z pokrowcow i "wojenna mama"<br />

usm i echn~la si~ w sposob rownie pulchny jak wszystko.<br />

Wchodzqc tam skoncentrowalem calq wol~ i inteligencj~ na<br />

jednym bojowym zadaniu - nie zrobic wstydu! I wszystko by si~<br />

odbylo dobrze, gdyby nie straszna proba noza, ktorej zostalem<br />

poddany w czasie milosiernego obiadu. Lezal srebrny, ci~zki, nie<br />

do udzwigni~cia na oczach siedzqcych dookola osob. W dodatku<br />

pies, tak kudlaty, ze bralem go do tej pory za poduszk ~ na kanapie,<br />

siadl przy moim krzesle i zaczql si~ przypatrywac r


SZKOLA 143'<br />

na glow~. Pchany przerazeniem Hum w spodnicach porwal nmie<br />

ze sobq. Nast~pnego dnia baby z przemyconymi chlopcami ugnieciono<br />

w towarowych wagonach, zadrutowano drzwi i wszyscy<br />

zacz~li spiewac ;,Pod Twojq Obron~".<br />

Po trzech dobach jazdy obudzilem si~ w nocy, w wagonie, pomi~dzy<br />

nogami stojqcych. Drzwi staly otworem i slychac bylo<br />

wrzaski Niemcow. Wysiedlismy. Zobaczylem skromnq stacyjk~<br />

z napisem Mauthausen. Wlasnie swit zarozowil kontury krajobrazu,<br />

gdy po godzinnej w~drowce podprowadzono nas pod mury obozu.<br />

ReIlektory na wiezach palily si~ juz przycmionym blaskiem. Przez<br />

kamiennq bram~, liczqc, wpuszczano nas do srodka. Transport<br />

skladal si~ z okolo 2000 kobiet. Paru doroslych m~zczyzn, ktorzy<br />

dotarli az do tego miejsca, wylowiono z tlumu i postawiono pod<br />

strazq. Ich kobiety odplyn~ly szamoczqc si~ w strudze 'iudzkiej<br />

pop~dzanej komendami do przodu. Byl wlasnie poranny ape!.<br />

WzdIuz barakow stali wi~zniowie w pasiakach. Raz po raz odzywaly<br />

si ~ z szeregow polskie okrzyki: a co z ulicq Karo'lkowq, alba:<br />

czy jest ktos z Marszalkowskiej 80. Nic nie- rna, wszystko spalone ­<br />

odkrzykiwaly oglupiale kobiety.<br />

Przemarsz wzdluz apelowych kolumn sprawil na moment wrazenie,<br />

ze u, kranca wakacyjnej podrozy czekal ktos bliski. Zludzenie<br />

pryslo, gdy przez nast~pnq bram~ wprowadzono nas na otoczony<br />

zews3qd murem zwirowy majdan, po srodku ktorego staly puste<br />

baraki. Poiozylem si~ na ziemi i natychmiast zasnqIem. W poludnie<br />

obudzila mnie mama podajqc zup~. Przed wieczorem znow kazano<br />

nam zabrac rzeczy i wyprowadzono innym wyjsciem poza mur<br />

zwienczony drutami. Nieopodal na murawie stalo rozpi~te miasteczko<br />

namiot6w, w ktorych mielismy przez czas pewien mieszkac.<br />

Dookola rozstawiono posterunki. Jeden z SS-owcow z psem zapowiedzial<br />

wszystkim, ze za kradziez gruszek dojrzewajqcych na<br />

pobliskim drzewie i za proby umizgania si~ kobiet do Niemcow<br />

lub do wi~zniow, grozi kara smierci. PMnq godzinq heftlindzy<br />

przynieSli kotly z jedzeniem i rozdano kolacj~.<br />

Od tej pory, przez szereg dni, sp~dzalo si~ czas na niczym,<br />

patrzqc tylko, jak pracuje oboz, i zgadujqc, kiedy nas poch!onie.<br />

Post~powanie Niemcow bylo rownie niespodziewane jak i niepokojqce.<br />

Instynktownie wietrzylismy podst~p, czujqC jednoczesnie<br />

ze rozstrzygajq siG decyzje, co zrobic z tyloma kobietami w m ~skim<br />

obozie. Myslenie 0 rzeczach ostatecznych ogolocone juz bylo wtedy<br />

ze 'zwiewnych szatek, w ktore zle przeczucia obleka wyobraznia.<br />

Zmaterfalizowaly si~. Odzyskaly prawdziwy ksztalt, zapach, ruchy<br />

i glos. Ksztalt niewiarygodnej niezgodnosci pomiQdzy horyzontalnie<br />

rozciqgni~tymi pod bl~kitnym niebem wzgorzami, u kranca<br />

ktorych dostrzec mozna bylo zarysy Alp, a t~pym chlodem murow.


144<br />

MAREK SKWARNICKI<br />

Ruchy wH~zmow, ktorzy calymi dniami szli tam i z powrotem sto<br />

najwyzej metrow od nas, rz~dem, co kilkanascie krokow. Niesli na<br />

ramionach glazy i skalne odlamy na jakqs budow~ , a moze bez<br />

potrzeby. Po dwoch dniach rozpoznawalem juz twarze niektorych<br />

z nich, ale zaden nawet nie smial spojrzec w naSZq stron~. Potykali<br />

si~, przekladali ci~zar z jednej strony na drugq, zawijali go w jakies<br />

szmaty. Pod wieczor ustawiali si~ w kolumn~ pod obozow,!<br />

bramq. Gdy kapo uderzyl kogos z nich przy rownaniu, najbardziej<br />

zdumiewajqcq rzeCZq okazywal si~ brak odglosu . uderzen. Jakby<br />

ldos kijem walil w szmaciany klqb. Bywalo jednak, ze niebiesko­<br />

-kamienna sceneria zmieniala si~ nagle. Zapowiadaly to miauczenia<br />

syren. Wartownicy z wiez znosili karabiny maszynowe na ziemi~,<br />

zamieral ruch transportera kamieni. Po paru minutach poczynal<br />

draznic ziemi~ gluchy i jednostajny poglos. Powyzej jedwabistych<br />

oblokow slonecznej jesieni ukazywaly si~ eskadry alianckich<br />

samolotow podqzajqce w kierunku Wiednia. Wlokly za sobq<br />

jasne smuzki rozplywajqce si~ za chwil~ w bl~kicie . Lecialy dlugo<br />

w ilosciach nie pozostawiajqcych zludzenia, ze przeciw obozowi<br />

uruchomiono niezwyklq pot~g~. Modlilismy si~ do nich jak do<br />

swi~tych .<br />

, Pewnego ranka w czasie owych wakacji zacz~to nas dzielic na<br />

grupy i wprowadzac z powrotem do obozu. Pozegnalem si~ z mamq,<br />

bo chlopcow oddzielono od kobiet. Kiedy przyszla kolej na grup~<br />

w krotkich spodenkach, nie mialem wlasciwie zludzen co do dalszych<br />

swoich losow. Zaczailem si~ w sobie, jak gdyby szykujqc<br />

cialo do nieslychanego skoku w chwil~,ktora juz zacisn~la gardlo.<br />

Prowadzony pomi~dzy barakami wynajdywalem w pami~ci najmniejsze<br />

przewinienia okresu od ostatniej spowiedzi. Gdy podprowadzono<br />

nas do pawilonu z malymi okienkami, rozebralismy si~<br />

do naga. Jeden chlopak wstydzil si~ zdjqc koszul~ przy Niemce<br />

w mundurze. Chichoczqc sciqgn~la jq sarna. W niskim wn~trzu<br />

ostrzyzono nas do zera i zabrano, tym co mieli, medaliki. Po<br />

chwili oczekiwania wskazano drzwi prowadzqce do nast~pnego<br />

pomieszc~enia. To byla laznia. Po drugiej stronie sali z prysznicami<br />

tloczyly si~ u wyjscia mokre kobiety z poprzedniej grupy.<br />

Jakis starzec w pasiaku wolal po polsku, zeby szybciej si~ myc.<br />

Kiedy wyszedlem po kilkunastu minutach na chlodne powietrze<br />

ubrany w wi~ziennq koszul~, mialem juz za sobq najgorszq chwil~<br />

w zyciu. Jeszcze zrobiono nam fotografi~ Zi numerami i dopiero<br />

wtedy kazano isc z powl"otem do namiotow. Szlo nas tylko dwoch.<br />

Sloneczna ospalosc poludnia nasycona byla zapachem ostrego powietrza<br />

i srodkow dezynfekcyjnych. Z prawej strony znajdowal<br />

si~ podwojny rzqd drutow na izolatorach, z lewej sciana. W pewnym<br />

momencie ktos zapsykal na nas cicho. Za drutami siedzial czlo­


SZKOLA 145<br />

wlek z wyciqgniE)tq ku nam rE)kq, w ktorej trzymRI tabliczk~ czekolady.<br />

Drugq r~kq pokazywal na druty, zeby ich, bron Boze, nie<br />

dotknqc. Schnell, schnell, szeptal. WziqIem. Kim mogi bye czIowiek,<br />

ktory mial w obozie czekolad~? Uniform mial wi~zienny.<br />

Wakacje w Mauthausen nie Sq efektownym wspomnieniem. Inni<br />

mieli gorsze. Wyniosiem z nich jednak wiedz~, ktorej przedtem<br />

nie posiadalem. Od tej pory wiem juz, co oznacza smierc. Potrafi~<br />

sobie jq wyobrazie. Jej sceneria jest nieslychanie uboga. Moze<br />

dlatego trudno 0 oddanie tak skqpego obrazu. LE)k przed niq roznil<br />

si ~ od dawnych strach6w. Byl wyIqcznie mojq, niepodzielnq<br />

wlasnosciq jak oko, alba rE)ka. Zniknql wszelki dystans pomi~dzy<br />

rzeczywistosciq a czlowiekiem. Najgl~biej ukryte w podswiadomosci<br />

aktorstwo stalo siE) wowczas niemozliwe. W l~ku obozowym,<br />

ktory towarzyszyl nam przez caly czas wakacji, odkrylem jeszcze<br />

ponizajqcq samotnose. Mnie samego ponizajqcq. W takich warunkaeh<br />

zamiera wspolnota. Kazdy jest autonomicznym swiatem straehu<br />

odizolowanym od pozostalych, jest wiE)zieniem dla samego<br />

siebie, ktorego pilnuje niewidoczny straznik: IE)k. Wiem, ze<br />

kto mu ulegnie na trwale, traci wolnosc. Przypuszczam, ze do<br />

tej pory iyje posrod nas wielu ocalonych, zarowno przesladowcow<br />

jak i przcSladowanych, kt6rzy jej nie odzyskali. Jak gdyby 6wczesny<br />

paraliz eofnql si~ tylko, ale niektore partie duszy pozostaly<br />

u adal martwe. Sq ludzie, kt6rym trzeba robie odtqd sztuczne oddyehanie<br />

przez cale zycie.<br />

I jeszcze jedno. Od tej pory uwazam, ze jestesmy zdolni do<br />

wszystkiego i ze wszystko jest mozliwe 0 kazdej porze dnia i nocy.<br />

Niekiedy pewnosc zmienia si~ jedynie w przypuszczenie. Wtedy<br />

ezuj E1 siE1 bardziej wolny.<br />

W namiocie obozowym spala kolo mnie jakas pani smarujqca<br />

na noc zmarszczki ocalonym jakims cudem kremem i poprawiajqca<br />

brwi kopiowym ol6wkiem. W k6lko opowiadala 0 dywanach, kt6re<br />

spalily si~ razem z mieszkaniem na Rakowieckiej. Pami~tam, ze<br />

sluehalem jej jak dziecka, chociaz sam przeciez bylem dzieckiem.<br />

Widoeznie stalem siE) juz wtedy kim innym. A dzi~ki pani od dywanow<br />

nie dziwi~ si~ dzis ani sobie, ani nikomu, gdy w obliczu<br />

powaznych spraw myslimy 0 jakichS grupich zabawkach. Nie lekcewaimy<br />

wzajemnie swoich zabawek i nie sqdzmy, ze nie jestesmy<br />

wszyscy z pewnego punktu widzenia dziecmi.<br />

Tajemnica naszego transportu rozswietlila si~ wkr6tce. Pewnego<br />

dnia przyjechala do nas ekipa dziennikarzy, filmowc6w i cywilnyeh<br />

dostojnikow niemieckich. Jeden z nich wyglosil przem6wienie<br />

o dobrotliwosci armii, kt6ra ocalila nas z rqk polskich bandyt6w.<br />

Wojskowa orkiestra grala wiedenskie walce i rozdawano nam<br />

Zna k - 10


146 MAREK SKWARNICKI<br />

porcje kielbasy. Bylaby bez smaku, gdyby nie Izy bezsilnej wscieklosci.<br />

Rozeslano nas po tyrolskich wsiach na roboty. Przez reszt~ wakacji<br />

uczylern si~ pase krowy.<br />

DRUGI BRZEG<br />

Byl juz marzec nast~pnego roku, gdy raz jeszcze wrocilem na<br />

miejsce, z ktorego wyjechalem, by sp~dzie wakacje. Budynek<br />

szkoly: nowoczesny, wzniesiony w stylu publicznych obiektow<br />

mi~dzywojennego dwudziestolecia, stal nie ' spalony na starym<br />

miejscu. W ogrodzie, pod oknami, przybyl tylko lej po bombie.<br />

Na jego dnie znajdowalo si~ nieco wody, w ktorej plywaly pajqczki<br />

i robaki. 8ciany porysowane, tynk spryskany odlamkami,<br />

rdzewiej,!ce spr~zyny wywIeczonych na zewn'!trz materacow,<br />

chwasty wyrastlljqce ze srodka pogi~tych lozek, szklo pod nogarni.<br />

Przelazlem przez parapet sypialni. Naszej sypialni. Nad miejscem,<br />

gdzie stalo rnoje lozko, odkrylem wlasnor~cznie wbity gwozdzik,<br />

na kt6rym kiedys wisial poczt6wkowy obrazek Kossaka wyobrazajqcy<br />

aIej~ wysadzanq drzewarni, ktorq galopuje ulan z jak,!s<br />

wiadornosciq do sztabu. Lubilem go dlatego, poniewaz wyobrazalem<br />

sobie zawsze, ze to ja sam p~dz~ sIiczny i dzieIny wioz,!c dobr'!<br />

wiadomose z pola bitwy. Obecnie patrzylem w gwozdzik po obrazku<br />

i nie widzialem nic poza nim. Pusty gmach. Za plecarni ruina<br />

domku chirurga, ktory opatrywal mi lokiee, gdy Jasio Zielone<br />

Ucho zbyt mocno waIn'!l w niego piornikiem.<br />

Kiedy wspominarn siedem dotychczasowych szkol, przychodzi<br />

mi na rnysl porownanie z rzek'! i mostern Iqczqcym dwa jej brzegi.<br />

Pierwsza ze szkol znajdowala si~ z tarntej strony wody. Pozostale<br />

byly mostem budowanyrn ku drugiej stronit:! nadchodzqcych czasow.<br />

Most wysadzony zostal w powietrze. Niektorzy koledzy i nauczyciele<br />

nie uratowali si~ z rwqcego nurtu. Nie przeplyn~li. Inni<br />

zostali ocaleni przez przypadek, tak jak i ja. Prawie nikogo z nich<br />

nigdy juz nie spotkalem. A nawet jesli si~ to zdarzylo, okazywalisrny<br />

si~ innyrni ludzrni odrniennego czasu. Tak odmiennego, jakby to<br />

bylo zupelnie nowe zycie.<br />

Trudno wi~c powiedziee, ze do miasteczka, w ktorym ukonczylem<br />

szkol~ pana od spiewu, rnozna bylo jeszcze kiedykolwiek wrocic.<br />

Wraca si~ do czegos, co bylo przedtem. Tymczasern odtqd wszystko<br />

bylo juz inne, nie to sarno, polozone na drugim, nowyrn dla przybysza<br />

brzegu. Przywiozl nas tam wojskowy transport pod,!zajqcy<br />

z czolgami na Zach6d. Byl maj. Wagony toczyly si~ po poszerzonych<br />

torach ciqgni~te przez lokornotyw~ z korninern podobnym do


SZKOLA 147<br />

lejka. Ona nie swistala przed stac;jami, ale grala jak na organach.<br />

Miala silne pluca przywiezione z odleglych r6wnin Rosji. Po ulicy<br />

za dworcem w miasteczku maszerowal oddzial wojska spiewaj,,!c<br />

piesni ze step6w. Front juz si~ oddalil i wiadomo bylo, ze nigdy<br />

nie wr6ci. Do przedwojennego mieszkania nawet nie zajrzalem.<br />

iyli w nim inni ludzie. Zn~jdowalo si~ ono nawet po drugiej stronie<br />

ulicy, na kt6rej stala 6sma z kolei moja szkola. Ale ona byla<br />

na nowym brzegu, adorn na starym.<br />

W 6smej szkole nie bylo mebli. Kazdy uczen musial przyniesc dla<br />

siebie z domu krzeslo. Ale i w sublokatorskim naszyin pokoju<br />

r6wniez bylo ich brak. Dostalem wreszcie jedno od nowej dobrej<br />

pani. Wyrylem na krzesle scyzorykiem nazwisko z obawy przed<br />

kradziez,,!. Niebawem jednak uleglo ono rozbiciu w czasie jednej<br />

z wielu szalenczych zabaw, kt6rych widowni,,! byla trzecia klasa.<br />

Najbardziej popularn"! igraszk,,! w6wczas byl tzw. "czolg". Dw6ch<br />

najsilniejszych chlopcow przy wt6rze krzyk6w i piskow koedukacyjnej<br />

widowni nacieralo na siebie stolami. Kto kogo przeparl,<br />

ten zwyci~zal. Cos z atmosfery zabawy w "czolg" mialy rowniez<br />

lekcje historii. Uczyl jej staruszek, znany w miescie z pro-Iegionowych<br />

sympatii przed wojn,,!. Z Dziadkiem igralismy w spos6b podobnie<br />

okrutny, jak niegdys z nauczycielem towaroznawstwa<br />

w handlowce. Zamiast kl,,!skania "plum - bum'" wznoszono w r6znych<br />

k"!tach klasy okrzyk: "Niech zyje Pilsudski!" Starzec rzucal<br />

si~ ku podejrzanemu 0 wszcz~cie rozruchu, chwytal go za uszy<br />

i targal po lawce. Reszta uczni6w i uczennic wolala "to nie on,<br />

to nie on, panie profesorze!" Wrzawa byla nieslychana. Dziadka<br />

niezadlugo zwolniono na emerytur~, poniewaz nie potrafil radzic<br />

sobie z mlodziez,,!. Wkrotce umarl. Pogrzeb byl uroczysty. Przewodnicz,,!cy<br />

samorz"!du szkolnego ni6sl na czele korowodu chor,,!­<br />

giew z wyhaftowan,,! nicmi srebrnymi smierci,,!.<br />

Za to na lekcjach Flory ~kt6rej przypadlem do gustu po opanowaniu<br />

pami~ciowym cyklu rozmnazania si~ komarow), uwaga powojennej<br />

mlodziezy skupiona byla przede wszystkim na postaci<br />

Maciusia. Ow koSciotrup mieszkal w dyrektor8kim gabinecie. Macius<br />

byl przedwojenny. Przez cal,,! okupacj~ przechowywala go we<br />

wlasnym mieszkaniu Flora. Sadzalismy go obecnie w pierwszej<br />

lawce z obsadk,,! w z~bach i szalikiem na. szyjnych kr~gach. Profesorka<br />

nie mogla poj"!c, jak mozemy obchodzic si~ w podobny<br />

spos6b z koscmi prawdziwego czlowieka. A przeciez tylko dlatego<br />

dopuscilismy je do swoich zabaw.<br />

Profesor od geometrii mieszkal w domu, w kt6rym wynajmowalismy<br />

z mam,,! sublokatorski pok6j. Nalezal on z kolei do mieszkania<br />

panstwa, ktorych maj"!tek zostal rozparcelowany. W lazience<br />

hodowali pami"!tkow,,! kur~ zabran,,! z d6br. Sypiala nad zepsutq


148 MAREK SKWARNICKI<br />

wannq. Trzeba bylo uwazac idqc do ubikacji, zeby jej nie obudzic.<br />

W ogrodku przed domem profesora od geometrii pojawiala si~<br />

niekiedy jego krewna, ktorej wlosy nie zdolaly jeszcze odrosnqc<br />

po powrocie z Oswi~cimia. Te, ktore juz si~ pojawily, byly rzadkie<br />

i robily wrazenie niemytych. Unikala ludzi. Pella ogrodek, albq<br />

podlewala kwiaty nie odzywajqc si~ do nikogo. Dzieci z pobliskich<br />

domkow nazywaly jq "strzygq". Pami~tajqc minione wakacje usilowalem<br />

nawet nie patrzec w jej stron~, zeby azyl ciszy, ktorym<br />

otoczyla si~ przed wrogami, otulal jq tak szczelnie, jak sobie<br />

zyczyla. Ona tez przynalezala do minionego czasu na zawsze. Zresztl;!<br />

nie wiem, co p6Zniej si~ z niq stalo. Sam profesor byl czlowiekiem<br />

zamkni~tym i surowym. Rysowal na tablicy trojkqty, a w ich<br />

rogach ksztaltne strzalld. Balem si~ i jego siostry i przedmiotu,<br />

ktory wykladal. Poznym wieczorem slychac bylo co dzien w ogr6dku<br />

radiowy sygnal BBC "bum-bum-bum-bum".<br />

W 6smej szkole wlozylem juz na stale dlugie spodnie, przeszedlem<br />

mutacj~ i po raz pierwszy ogolilem baczki. Niby nie majq tego typu<br />

wiadomosci wielkiego wplywu na tresc obecnych poszukiwan wlasnej<br />

tozsamosci w odbiciach minionego czasu, ale moze nie nalezy<br />

z drugiej strony znaczenia dlugich portek lekcewaZyc. Otrzymalismy<br />

je razem z innymi ciuchami od UNRR-y. Troch~ odstawaly<br />

z tylu, co mnie peszylo, zwlaszcza w czasie nauki tanga, kt6rq pobieralem<br />

od kolezanki, c6rki gospodarzy mieszkania. W tym czasie<br />

juz urzqdzano zabawy. Nigdy jeszcze z czy_ms podobnym si~ nie<br />

spotkalem. W modzie byly przedwojenne tanga, ale niezadlugo<br />

mial wejsc w mod~ swing przywieziony przezpowracajqcych z Zachodu.<br />

Tanczylo si~ r6wniez w czasie. imienin, przy dzwi~ku patefon6w<br />

na korbk~, obracajqcych z wielkq szybkosciq zdarte plyty.<br />

Dziewcz~ ta stroily si~, ale nie malowaly, przewaznie mialy przerobione<br />

ze starszych suknie, co usprawiedliwialo ostatecznie nieco<br />

przesadny kr6j galowych moich spodni. Pod koniec zabaw orkiestry<br />

graly zawsze "Czerwone maki na Monte Cassino". Stawalismy<br />

na bacznosc, podobnie jak w czasie spiewania "Boze, cos Polsk~"<br />

na zakonczenie szkolnych mszy.<br />

Ale szperajqc w pami~ci i wydobywajqc z niej kolejne obrazy<br />

nie potrafi~ juz si~ otrzqsnqc z nuty goryczy, kt6ra utrudniala mi,<br />

podobnie jak i obecnie utrudnia, udzial we wsp6lnych nastrojach<br />

obudzonych przez obydwie piesni. Byly one nasladowaniem czegoS,<br />

co w nieuchwytny spos6b, nie wiadomo kiedy i jak, przestawalo<br />

istniec.<br />

Rowniez sarna szkola nie byla jeszcze nowq, ale juz nie. byla<br />

i starq. Taki tw6r przejsciowy korzystajqcy ze starych podr~cznik6w<br />

historii, ale tylko dlatego, ze nie opracowano jeszcze nowych.<br />

Nie zapisalem si~ tez w niej do harcerstwa. Internat, mimo dro­


SZKOLA 149<br />

gich sercu wspomnieiJ., juz nie byl imprezq do powtorzenia. "Plonie<br />

ognisko i szumiq knieje" spiewalem na lekcjach inaczej niz dawniej.<br />

Nie tylko z powodu mutacji, ale i owej goryczy, ktora zasiana<br />

zostala w sercu. Na skutek ironicznego stosunku do nauki<br />

religii otrzymalem nawet od katechety ostrq nagan~. Odbywaly<br />

si~ wlasnie rekolekcje, kt6rymi zresztq bardzo si~ przejmowalem.<br />

Jednak na lekcji "dogmatyki" zauwazylem zgryzliwie, ze wi~kszos c<br />

czystych duszyczek z czytanek ukazywanych klasie za przyklad<br />

mlodzienczej poboznosci ucz~szczalaby na filmy od lat 18-tu, gdyby<br />

w ich czasach istnialo kino. Mozna powiedziec, ze diabel przekomarzajqcy<br />

si~ z wszystkimi katechetami swiata wstqpil wtedy<br />

akurat we mnie i jeszcze sprowadzil paru innych kolegow. "Kazdy<br />

z was moze zostac swi~tym i powinien do tego dqzyc ze wszystkich<br />

sil i calego serca", grzmial ksiqdz z katedry. A ja przypomnialem<br />

sobie ostatnie wakacje i "strzyg~" podlewajqcq kwiaty w gorzkim<br />

jej ogrodzie. "Ksiqdz chrzani, bo tam nie byl" szeptal Kusy. I kto<br />

wie, czy nie mial racji? .<br />

"Bitw~ 0 Stalingrad" oglqdalismy w kinie z calq szkolq. Nigdy<br />

jeszcze i tej przyjemnosci nie doswiadczylem. Na ekranie zacz~ly<br />

si~ ukazywac kulisy dramatu. Po mapach sztabowych rozlewaly<br />

si~ grubiejqce strzalki ataku radzieckich ugrupowan, pelzly na<br />

tyly swastyk, zakleszczaly je, a potem gniotly. W gl6wnej kwaterze<br />

stal Stalin otoczony generalami i wodzil palcem po planach.<br />

W zasniezonych ruinach przebiegali przygi~ci do ziemi ogniem<br />

zolnierze wolajqcy "urrra!" Nast~pnie z brzozowych zagajnik6w<br />

wytaczaly si~ roje czolg6w, a nocne niebo swietliscie rozdzieral<br />

ogieiJ. katiuszy.<br />

Wr6cila rowniez na ekran "Kr6lewna Sniezka", ale na niq nie<br />

poszedlem. Natomiast korzystajqc ze swiezego zarostu poczqlem<br />

si~ przemykac na filmy 0 milosci. Byly to zazwyczaj ocalale z wojny<br />

melodramaty. Ocalale doslownie. Ich tresc jest ponadczasowa. Dla<br />

nas, uczni6w i uczennic trzeciej klasy, nic nad niq nie bylo ciekawszego.<br />

Umawialismy si~ w owym kinie na randki odkrywajqc<br />

z dreszczem elektryzujqce wlasciwosci spoconych rqk i kurczowo<br />

zacisni~tych kolan w pocerowanych ponczochach w prqzki.<br />

PLUSZOWY NIEDZWIADEK<br />

Na miesiqc przed ukonczeniem szkolnego roku raptem ucieklem<br />

z miasteczka, wsiadlem do pociqgu Warszawa-Szczecin i nast~pnego<br />

dnia, po nieprzespanej nocy znalazlem si~ na Dzikim Zachodzie.<br />

Do tej pory nie potrafi~ dociec, co wlasciwie bylo gl6wnq<br />

przyczynq zaskakujqcej decyzji. Mqdry po latach mniemam, ze<br />

obydwoje z mamq nie potrafilismy si~ odnalezc na starych smieciach,


150 MAREK SKWARNICKI<br />

w miasteczku pana od spiewu. Chcielismy zye od nowa po zburzeniu<br />

wszystkiego co bylo, jak gdyby nic si~ nie wydarzylo.<br />

Powrot nasz byl jedynie odruchem podyktowanym przez pami~e<br />

i przyzwyczajenie do tej wizji zakonczenia wojny, ktora<br />

si~ nie spe!nila. Widz~ jeszcze inne przyczyny ucieczki: zakonczona<br />

akurat nieszcz~sliwie pierwsza milose z corkq wlasciciela<br />

warsztatu naprawy rowerow; niezbyt dobre stopnie; wiadomose:,<br />

ze ojciec juz nigdy do nas nie wroci; wiek, w ktorym chlopcy<br />

lubiq wyruszae na poszukiwanie przygod.<br />

Za racjonalnosciq ostatniego z argumentow przemawia swiadectwo<br />

smierci mojej maskotki: niedzwiadka Miodusia. Otrzymalem go<br />

w podarunku w dniu pierwszej wigilii wojennej. Wtedy, gdy studiowalem<br />

ilustracje Grottgera w ramach dworskiej edukacji.<br />

Miodus przetrwal ze mnq wszystkie szkolne lata. By! widzem w kinematografie<br />

wyswietlajqcym wygrane w "bqczka" klisze i ministrantem<br />

w okresie religijnych uniesien. Ja gralem "Boze, cos<br />

Polsk~" na organkach "Honera" a on dzwonil na "Sanctus". W internacie<br />

wisia! obok ulana galopujqcego z radosnq wiadomosciq<br />

wsrod drzew. Nie wyjechal natomiast na wakacje do Mauthausen.<br />

Ocalal z powstania w pokoju ciotki, gdzie go zapomnialem w czasie<br />

ostatniej bytnosci. Odlamek wyprul mu trociny z brzucha. Miodus<br />

byl wi~c postaciq wybitnq. Nie zabawkq, ale kims zupelnie na serio.<br />

W dwa dni po ucieczce wal~salismy si~ obydwaj po Szczecinie. Noc<br />

sp~dzi1ismy na dworcu. Nast~pnego dnia wyruszylem razem z nim<br />

w kierunku pobliskiej granicy z zamiarem przedostania si~ dalej<br />

na Zachod. To byl jak gdyby powrot do wojny, od ktorej nie<br />

sposob bylo si~ widocznie tak latwo oderwae. A przeciez juz si~<br />

skonczyla.<br />

Po paru kilometrach zatrzymal nas posterunek MO. Nie bardzo<br />

potrafilem wytlumaczye, kim jestem, gdzie id~ i po co. Zabrano<br />

nas do okratowanego budynku. Wyproznilem kieszenie. Nic w nich<br />

nie bylo zdroznego. Przesluchujqcy mnie sierzant wziql z biurka<br />

Miodusia i poczql podejrzliwie mi~tosie. Piskliwym ze strachu<br />

i emocji glosem zaczqlem prosie, by nie robil mu krzywdy. Ale<br />

ow odruch jeszcze wi~ksze wzbudzil podejrzenie. Dryblas pod<br />

pierwszym Wqsem, z koguciq grdykq, wyst~pujqcy w obronie pluszowego<br />

niedzwiadka, musial bye dla surowych m~zow na granicy<br />

panstwa gosciem co najmniej osobliwym. SierZant wyjql bagnet<br />

i wypatroszyl Miodusia na moich oczach. Potem popatrzyl na<br />

denata, wlochate zwloki wyrzucil do kosza i zaczql b~bnie palcami<br />

po biurku. Wreszcie wstal i wyglosil dluzsze przemowienie 0 gowniarzach,<br />

ktorzy zamiast siedziee w szkole wal~sajq si~ nie wiadomo<br />

po co i gdzie. Zamlm i~to mnie do aresztu na noc, a ranD po<br />

paru jeszcze grzmotach wypuszczono na drog~ ku miastu.


SZKOLA 151<br />

Dzis wiem, ze to Miodus zawracajqc mnie z drogi pokierowal<br />

dalszym zyciem. Podejrzewam go nawet 0 pewnq przewrotnosc, co<br />

wi~cej, nawet chytrose zamaskowanq spokojem na twarzy. Kto<br />

wie, czy to nie on sam tajemnym sposobem, znanym jedynie wojennym<br />

maskotkom, naprowadzil mnie na patrol MO. ezy domyslal<br />

si~, ze sam przeplaci t~ decyzj~ smierciq? Wszystko mozliwe.<br />

Nie wiadomo, do jak wielkich poswi~cen zdolne Sq pluszowe<br />

niedzwiedzie. Wiedzial 0 mnie wi~cej niz ktokolwiek inny. Kiedy<br />

siedzial w opuszczonym przez wszystkich miescie, z ranq bro­<br />

CZqCq trocinami, musial niejednq rzecz waznq przemyslee. Stqd<br />

mysl tak jasna i swiadomose, ze powrotu na tamten brzeg wojny<br />

juz nie rna. Musial zresztq sam bye przywiqzany do lezqcego w gruzach<br />

czasu. Ale zdolal si~ zdobye na rzecz nieslychanie w ludzkim<br />

swiecie rzadkq. N i e m i a I z Iud zen, ami mot 0 n i est r a­<br />

c i I n adz i e i. Dlatego zawr6cil mnie z powrotem do miasta.<br />

Zrazu poczulem si~ bez niego bardziej niz zazwyczaj samotny.<br />

Musialem juz jednak pozostae. Zatelegrafowalem po matk~. Przyjechala<br />

i dopiero wtedy zycie naprawd~ zacz~lo si~ toczye od nowego<br />

poczqtku.<br />

TEO RIA WZGL~DNOSCI<br />

Dziewiqta moja szkola, do kt6rej chodzilem najdluzej ze wszystkich,<br />

bo az trzy lata, miescila si~ w budynku poniemieckiego<br />

gimnazjum w Szczecinie, nieopodal portu. Poczqtkowo jej parter<br />

za jmowal Panstwowy Urzqd Repatriacyjny. Od rana wystawali na<br />

jego korytarzach przybysze ze wszystkich stron kraju, zwlaszcza<br />

z wilenszczyzny. Baby okutane w chusty kiwaly si~ monotonnie<br />

w oczekiwaniu na przydzial gospodarstw. Jacys egzotyczni faceci<br />

w baranich czapach palili zawijanq w gazety machor~. Niekt6rzy<br />

z nich spali na lawach, inni przewijali onuce, studiowali z namaszczeniem<br />

urz~dowe papiery, lub z wlasciwq ludziom wschodu<br />

cierpliwosciq przyglqdali si~ klamkom u drzwi. Gdy min~lo si~<br />

ich wszystkich po kolei, wejse mozna bylo z konca korytarza do<br />

wielkiej auli. Jej najwi~kszq atrakcj~ stanowily organy na ch6rze.<br />

Swiecily szczerbami po wyrwanych piszczalkach. Gdy si~ takq<br />

znalazlo, buczala jak zywa. Z najwyzszego natomiast pi~tra gmachu<br />

wydobywal si~ od6r gnijqcych eksponatow szkolnego muzeum<br />

przyrodniczego. Spirytus ze slojow wyciekl, alba zuzyto go do wyrobu<br />

wodek. Zeschni~te gady i plazy siedzialy przyczajone na<br />

dnach akwariow przyglqdajqc si~ znieruchomialymi oczyma intruzowi.<br />

Reszt~ budynku doprowadzono juz zupelnie do porzqdku.<br />

W klasach czekaly na nas masywne, pruskie lawki, oszklone okna<br />

i podlogi pachnqce terpentynq.


152 MAREK SKWARNICKI<br />

Po lekcjach sp~dzalem czas na dziwnym i zupelnie nieznanym<br />

mi do tej pory zaj~ciu. Budowalismy dom. Napriod, po rozejrzeniu<br />

si~ w miescie, wybralismy sobie ulic~ kwitnqcych ogrod6w, wysadzanq<br />

brzozami, opadajqcq lagodnym wirazem ze wzg6rza. Na<br />

tej ulicy wyszukalismy mieszkanie. Byly to jak gdyby cztery wille<br />

razem zlepione scianami. Jedna z nich miala bye nasza. Dwa pokoje<br />

na gorze, dwa na dole, wlasny strych, piwnica, a od tylu ogr6d<br />

z drzewami obsypanymi zawiqzkami owocow. Po otrzymaniu od<br />

wladz miejskich 2.ozwolenia na zamieszkanie w tak nieprawdopodobnie<br />

ogromnym kr61estwie, .acz~lismy szukae do niego drzwi.<br />

Brakowalo rowniez niektorych okien i innych urzqdzeii, przede<br />

wszystkim mebli. Drzwi znalezlismy w niezaj~tym jeszcze mieszkaniu<br />

obok. Zamontowalem w nich olbrzymiq zasuw~ chroniqcq<br />

od wszelkich strachow prawdziwych i urojonych. Od tylu rowniez<br />

wprawic trzeba bylo drzwi przywleczone z daleka, bo w poblizu<br />

wszystkie juz zostaly zaj~te . Por~cz do schod6w prowadzqcych<br />

na pi~tro znalazlem w mieszkaniu jeszcze pustym, ale opatrzonym<br />

stemplem kwaterunku. Odpilowalismy jq nocq. Ksi~Zycowymi ogrodami<br />

uciekalismy dzwigajqc jq z siostrq. W podobny sposob zdobylo<br />

si~ (0 nieba darujcie!) par~ "lewych" i "prawych" skrzydel<br />

do okien. Dopiero gdy dom zamykal si~ i otwieral na wszystkie<br />

strony zgodnie z naSZq wolq, a schody nie grozily katastrofq, pomyslelismy<br />

0 sprz~tach. Zacz~ly si~ wtedy owe bajeczne podr6ze<br />

z wypoZyczop.ym wozkiem do osiedla wielkich blok6w na peryferiach.<br />

Cale klatki schodowe staly otworem, aczkolwiek co najlepsze<br />

znajdowalo si~ juz w mieszkaniach tych, kt6rzy przyjechali<br />

wczesniej. Powoli jednak i nam udalo si~ meble skompletowac.<br />

Spotkania z opuszczonymi blokami specjalnie silnie wryly mi<br />

si~ w pami~c. W pokojach staly wyschni~te kwiaty. Gdzieniegdzie,<br />

na dnie klatek, lezaly martwe kanarki. Po podlogach przebiegaly<br />

to tu to tam klaki pierza wyprute z wystyglych poslaii. Wsr6d<br />

zwal6w ksiqzek i gazet lezaly pozlepiane ptasimi ekskrementami<br />

egzemplarze Mein -Kampf i Mitu XX wieku Rosenberga. R6wniez<br />

i ksiqzki kucharskie, wodolecznictwo doktora Kneippa z rysunkami<br />

przedstawiajqcymi wqsatych m~zczyzn robiqcych sobie nasiadowki<br />

w blaszanych wanienkach, dziela Heinego, encyklopedie Brockhausa,<br />

jakies familienblatty, soldatenzeitungi i ksiqzki dla dzieci. Wsz~dzie<br />

pachnialo kwasnq w{lgociq. Turkot meblarskiego wozka rozbrzmiewal<br />

echem po zachwaszczonych podworzach. J a ciqgnqlem,<br />

siostra pchala, w drzwiach domu oczekiwala podniecona matka.<br />

Lekcje odrabialem we wlasnym pokoju! Za oknem szumiala<br />

brzoza. Coraz wi~cej swiatel zapalalo si~ w okolicznych domach.<br />

Rano kolega wolal z chodnika, zebym si~ pospieszyl do szkoly.<br />

A ta dziewiqta szkola nie byla juz niczym innym jak tylko


SZKOLA 153<br />

wlasnie szkolq. Znikn~la dwuznacznosc istnienia rozdartego<br />

pomi~dzy niemoiliwymi do spelnienia pragnieniami, a p~taj'lcym<br />

mysli strachem i niepewnosciq. Byl to rzadki okres w dotychcza,:;owym<br />

iyciu, kfedy wierzylem w spelnianie si~ oczekiwail.<br />

Przyszly zielone lata niespodziewanie, jak wszystko, co<br />

przychodzi i jest po prostu takie, jakie jest, realne, prawdziwe,<br />

nieuniknione.<br />

Doszlo nawet po roku do tego, ie polubilem lacin~. Wykladala<br />

jq Lacinnica. Brak innego przezwiska wskazuje, ie kochala sw6j<br />

przedmiot. Przedarlszy si~ z niq przez ciemne labirynty podstaw<br />

gramatyki wyszlismy razem na wergiliailskie wzg6rza, pod czyste<br />

niebo cyceroilskiej prozy. Rzymskie podboje opisywane w pami~tnikach<br />

Cezara podobne byly zn6w do pochod6w olowianych iolnierzy,<br />

a nie roztrzaskujqcych sobie nawzajem lby iywych okrutnik6w.<br />

Ale tylko bylo tak do czasu. Bo Lacinnica lubowala si~<br />

w por6wnaniach antycznej historii z najnowszq. A interpretacja<br />

wqtk6w mitycznych w poezji nabierala w jej ustach ironicznego<br />

zabarwienia, kt6re nie bylo mi obce. Moze wiedziala, ie stawianie<br />

chlopcom za wz6r heroicznych m~i6w, kt6rzy ginq za ojczyzn~<br />

w pozach wystudiowanych przed lustrem, nie rna jui sensu. Podejrzewam<br />

nawet, ie sarna patrzyla na swoich ukochanych Rzymian<br />

inaczej nii jeszcze par~ lat wstecz. M6wila nam bowie~ nie<br />

tylko 0 ich wielkosci, ale i licznych podlosciach. Do ich porzqdkujqcego<br />

zmyslu odnosila si~ z podejrzliwosciq czlowieka, wiedzqcego<br />

dobrze, czym pachnie dobra organizacja polqczona z podbojem.<br />

UCZqC nas mit6w greckich Lacinnica doszukiwala si~ w nich cech<br />

humorystycznie absurdalnych. Bawila jq dzieci~ca wyobraznia<br />

umarlych. Starajqc si~ wydobyc z szkolnych tekst6w urok strofy<br />

horacjailskiej zmuszala si~ jak gdyby do wiary, ze wyrabianie<br />

w mlodych ludziach poetyckiej wrailiwosci sluiy ich dobru.<br />

Historii uczyl Baleron, ex-ziemianin z poznails~iego. Dyktowal<br />

nam z pracowicie zapisanych maczkiem kartek przebieg wydarzen<br />

z okresu pierwszej wojny swiatowej i pierwszych lat dwudziestolecia.<br />

Notowalismy wszystko w brulionach. Stare podr~czniki,<br />

w miar~ przybliiania si~ do lat obecnych, coraz bardziej wykazywaly<br />

SWq nieporadnosc w rozumieniu tego wszystkiego, co si~<br />

stalo i co b~zie. W nast~pnej klasie, licealnej, Baleron juz nie<br />

uczyl historii lecz Nauki 0 Polsce Wsp6lczesnej. Zapoznalismy si~<br />

z tresciq Manifestu PKWN, strukturq Krajowej Rady Narodowej<br />

i Kartq Narod6w Zjednoczonych. Na scianach wisialy nowe portrety.<br />

Wychowawczyniq klasy poczqtkowo byla polonistka. Musiala<br />

jednak niebawem, na skutek pewnych wydarzeil w klasie, zrzec<br />

si~ swojej funkcji. Mialy one miejsce na ilus tam kolejnych


154 MAREK SKWARmCKI<br />

przerwach pierwszego roku nauki. Po prostu po wyjsciu profesor6w<br />

z klasy dzialy si~ w niej rzeczy straszne. Zabawa w "czolgi",<br />

juz nie przy ui;yciu kruchych stolik6w, ale masywnych, niemieckich<br />

lawek, przybrala w dziewiqtej szkole wymiary zgola apokaliptyczne.<br />

Nadodrzanskq jej mutacjq stala si~ z biegiem czasu gra<br />

w "garba". Do walki stawaly dwie druzyny, kazda w sile czterech<br />

uczni6w. Pierwsza z nich wiqzala si~ r~kami w garbaty lancuch,<br />

druga wskakiwala na jego plecy. "Garb" ruszal walczqc ze sobq<br />

zaciekle. Drui;yna spod spodu starala si~ zrzucic g6rnq podskakujqc,<br />

trz~slic i kluczqc, g6rna natomiast, r6wniez skokami usilowala<br />

rozerwac pod sobli zywy lancuch. Reszta klasy kibicowala. "Garb"<br />

chodzil od okna do drzwi i z powrotem niszczqc kazdego i wszystko,<br />

cokolwiek napotkal po drodze. Pewnego razu jego ofiarq padla<br />

wchodzqca z klas6wkowymi zeszytami Polonistka. Oficjalnie roz- .<br />

wiqzano klas~ posiadajqcq juz na sumieniu 0 wiele wi~cej przekroczen.<br />

Wezwano rodzic6w, skladalismy nawet podania 0 powtorne<br />

przyj~cie do budy. ~nedy owe zabiegi administracyjno-wychowawcze<br />

dobiegly wreszcie konca, opiekunem nowej menazerii byl juz<br />

sam Dyrektor.<br />

Uczyl biologii. Co pewien czas usilowal nam wytlumaczyc, ze<br />

uczniowie polskiej szkoly w Szczecinie mUSZq byc bardziej odpowiedzialni<br />

niz gdziekolwiek indziej. Rozumial, ze nadmiar niewyladowanych<br />

w zabawach sil wylewa si~ obecnie z nas w postaci<br />

"garb6w", nie mniej nawolywal do solidarnos


SZKOLA 155<br />

Kamienie nadbrzeza rozsadzala zielen. Wielki elewator zamykajqcy<br />

perspektyw~ basenu lezal niby kamien u wrot unieruchomionego<br />

krolestwa marzen 0 podrozy. Powoli jednak i ono zacz~lo ozywae.<br />

Tu i 6wdzie ukazaly si~ pioropusze pary z lokomotyw, bocianie<br />

spacery rozpocz~ly dzwigi, kacze w~drowki holownikow pozostawialy<br />

slady na nietkni~tej do tej pory tafli basenu. Wreszcie,<br />

kt6regos dnia, ukazaly si~ okr~ty. Ich rozmiar wskazywal, ze<br />

moma juz nimi oplynqe caly swiat dookola. Oglqdane z bliska<br />

odkrywaly tajemne znaczenie obcych napisow, wn~trza kabin<br />

oprawne w mosi~zne ramy iluminatorow, twarze zal6g i dzwi~ki<br />

nieznanych slow. Pachnialy olejnq farbq i workami. Z wielkich<br />

przerw powracalismy wolnym krokiem sprzeczajqc si~ 0 techniczne<br />

detale nieosiqgalnych podr6Zy.<br />

Troch~ to dziwne, ale wtedy jeszcze zupelnie nie myslalo si~<br />

o swiezo zakonczonej wojnie. Raczej opanowala nas pasja m~tnego<br />

filozofowania 0 sensie Zycia, co mi juz, niestety, pozostalo na<br />

zawsze. Z jedynej w6wczas w miescie prywatnej wypoZyczalni<br />

zabieralem co tydzien do domu nieprawdopodobnie trudne ksiqzki.<br />

Rozumialem je piqte przez dziesiqte, niemniej, samo obcowanie<br />

z nimi napawalo rozkoszq "rozmowy z tytanami mysli", jak okreslala<br />

ich mama. Zwlaszcza ktorys z traktat6w Schopenhauera wywarl<br />

na mnie ogromne wrazenie ponurq wizjq swiata rozpieranego<br />

slepymi silami woli ukrytej w gwiazdach i dloni czlowieka. Nie<br />

wiedzialem dokladnie, 0 co chodzi, ale podzielalem z filozofem<br />

mniemanie, ze zycie jest czyms r6wnie pot~znym co i smutnym.<br />

Wsr6d przyjaci6l poczqlem wi~c uchodzie za tego, kt6ry mysli.<br />

Jeden z nich zwlaszcza stal si~ partnerem dyskusji na tematy najwyzszej<br />

rangi. Byl nim Japa. Cz~sto odwiedzalismy si~ nawzajem<br />

w domu. Przed wojnq jego ojciec byl bezrobotnym. Dziecinstwo<br />

J apy nie przypominalo w niczym mojego. 0 tyle tylko, ze i on<br />

chodzil juz do kt6rejs z rz~du szkoly. Nikt go jednak nigdy nie<br />

usilowal nauczye gry na fortepianie. Japa, prawie jedyny w klasie,<br />

nalezal do Zwiqzku Walki Mlodych. Wtedy wymagalo to pewnej<br />

odwagi czy zdecydowania i wiem, ze mialliczne wqtpliwosci natury<br />

bardziej filozoficznej niz spolecznej. Wygrzewajqc si~ nad jeziorem,<br />

odpoczywajqc po plywaniu pod nawisami oslonecznionych gal~zi<br />

dyskutowalismy 0 tym, czy istnieje milose pomi~dzy kobietq i m~zczyznq<br />

(czy tez wylqcznie slepe pozqdanie!) oraz czy swiatem rZqdzi<br />

Bog.<br />

Drugim partnerem dyskusji byl P~drek. W willi jego rodzicow<br />

wisialy na scianach fotografie koni z przedwoJennego majqtku.<br />

Wm;trze domu upodabnialo si~ w miar~ zagospodarowywania do<br />

widokow przechowanych jeszcze zywo w pami~ci dworow, w kto­


156 MAREK SKWARNICKI<br />

rych mieszkalem. Z tamtego brzegu przywolywano duchy nie<br />

istniej'lcych juz sprz~taw i zwierz'lt. Wlasciwie z P~drkiem latwiej<br />

bylo znaleze wspalny j~zyk niz z Jap'l. Ale Japa bardziej si~<br />

przejmowal mysleniem. P~drek mial do :i:ycia i wszystkich niezwykle<br />

waznych spraw dyskutuj'lcej mlodosci stosunek nonszalancki<br />

i gl~boko niefrasobliwy. Nie potrafilem si~ na cos podobnego zdobye,<br />

chociaz bardzo tego pragnqlem. Wlasna powaga i zasadniczose<br />

niezwykle mi ci'lzyly. Ale J apa mi byl przez to blizszy. Podswiadomie<br />

zazdroscilem P~drkowi jego dobrego samopoczucia, owej<br />

nieswiadomosci, czym jest ziarno zycia sciskane w minucie l~ku,<br />

lub w godzinach glodu, w wewn~trznym odosobnieniu, w ukryciu<br />

przed wszystkimi. Rozumialem, dlaczego Japa przestaje wierzye<br />

w Boga. P~drek nie rozumial.<br />

Mimo dobrych wynik6w w plywaniu, nieco gorszych w mysleniu,<br />

dopuszczenie do matury w pewnym momencie nauki w dziewiqtej<br />

szkole przestalo bye pewne. Wtedy mianowicie, gdy Ficus, jak<br />

sarna nazwa wskazuje trudniqcy si~ nauczaniem fizy, oswiadczyl<br />

dnia pewnego, ze Marcin zapewne b~dzie repetowal rok, 0 ile nie<br />

nadrobi zaleglosci i strasznych zaniedban jego przedmiotu. Uczylem<br />

si~ jak moglem przez dni siedem, az Fic wyrwal mnie do odpowiedzi.<br />

Zupelna fizykoodpornose, kt6ra znamionowala zawsze<br />

m6zg, kt6ry akurat mnie przydzielono w dniu stworzenia, tym<br />

razem grozila prawdziwq kl~skq. . Uratowal mnie Einstein. Nie<br />

chodzi 0 niczyje przezwisko, ale 0 prawdziwego Einsteina. W numerze<br />

wychodzqcych juz wtedy "Problemaw" przestudiowalem<br />

akurat artykul 0 teorii wzgl~dnosci, ktory nast~pnie dyskutowalismy<br />

z Japq jednakowo dziwiqc si~ przewrotnosci przyrody.<br />

- No, Marcin, Einstein to z ciebie chyba nie b~dzie - stwierdzil<br />

obecnie, w czasie mylnych zeznan pod tablic'l Fic. - A wiesz<br />

w og6le, kim jest Einstein?<br />

Po wyrecytowaniu przeze mnie calej teorii wzgl~dnosci z "Problem6w"<br />

zapadla w klasie cisza, a profesor (wyobrazam ja sobie),<br />

otworzyl ze zdumienia usta.<br />

I tak, dzi~ki teorii wzgl~dnosci, ukonczylem dziewi'ltq w swoim<br />

zyciu szkol~.<br />

Marek Skwarnicki


MIKOt.AJ BIESZCZADOWSKI<br />

NA TEMATY z CAMUSA <br />

I. ZAMIAST WSTE;PU<br />

I}ami~tam kiedy Tomasz Mann<br />

znuzony jazgotem ptaszarni opuszczal nas<br />

na poduszkach komicznej landary ­<br />

przedpotopowy samoch6d mial latarnie zasnute krepll ­<br />

za kierownicll sluzbiscie w sztywnej liberii smierc<br />

i jeszcze swiecH przez szyby cylinder krzywo jak tiara<br />

nad s~pirp profilem<br />

(Tak spadac nieruchomo w otchlan fotografii<br />

nad hipnotycznym lustrem lekko si~ pochylac<br />

potrafi dla przekory tylko wielki pan)<br />

Towarzyszyl mu usmiech doskonalej ironii<br />

albo grozy co wychodzi na jedno<br />

pod maskll z gipsu czy z brqzu -<br />

Na pozegnanie tykaly z uporem mieszczanskie zegary<br />

w zbombardowanych salonach: chwala zlotego wieku<br />

pary i elektrycznosci.<br />

To hylo mniej wi~cej wszystko<br />

a wszystko wypozyczono na chwilft<br />

jakiejs wiecznosci<br />

z rekwizytorni prorok6w.<br />

Sluchalismy hez zapalu jak dudni pod mostem Styks<br />

juz wiekowy i nudny, ze szkolnych wypis6w.<br />

Przechodzily czw6rkami zdania, kt6re jak nikt<br />

umialy dotrzymac kroku tak zwanej rzeczywistosci<br />

ale juz nie potrafill.<br />

Ci co zostali na brzegu powiewali chusteczkami<br />

albo tlumili ziewanie<br />

niby turysci gdy krllZll po historycznym kosoiele<br />

choc odiwierny 0 pyszczku zlowieszczego lisa<br />

podzwania kluczami i wycillga rftkft po napiwek.


158 MIKOl..AJ BIESZCZADOWSKI<br />

Pamic;tam byla wtedy noc ze szkla<br />

z sierpniowego jak tylko u nas i brz'!czal strumien<br />

tkliwie ·po szubertowsku, die Forelle<br />

to znaezy pstrqg.<br />

I ktos 0 ciasnyeh raczej horyzontach ehociaz oblatany<br />

w zawilosciaeh nowoezesnosci i az pstry<br />

od roznyeh izmow<br />

jakby go ustroili na niedziel,!<br />

powiedzial ze to koniee<br />

z ementarzyskiem wielkieh literatur<br />

z nekromancjq akademizmem i tyraniq gramatyk;<br />

- b,!dziemy mieli slowa bez slow jak ptaki<br />

albo jak lekki instrument ukulele albo dlonie<br />

kiedy klaszezq albo trqbka<br />

na ktorej tanezy po omacku magik<br />

z aniolem w duszy ehoc 0 rysaeh gbura:<br />

Louis Armstrong ­<br />

I przypominam sobie ze nas ktos zawolal<br />

(moze to bylo wczesniej 0 dobrych par,! lat<br />

mnie si~ jednak zdawalo jakby .w tym samym czasie)<br />

glos ktory silt podniosl nagle z nagiej ziemi<br />

kwiat nieul~kly<br />

albo ze snu jak zolnierz<br />

czy z pragnienia ktorego nie ugasisz<br />

czy nie bardzo wiadomo skqd ­<br />

na polu bitwy gdy nikt nie sluclla komendy kapitana<br />

choc huczq ei,!zkie dziala i czujemy swqd<br />

okrutnyeh piecow w ktoryeh dotqd pala<br />

raehunek pokolen - niewykryty blqd<br />

glos obey jednak poezl!l drgac znajomq strzalq<br />

w mojej wlasnej gardzieli<br />

jak haslo kiedy porywa przeciez przykuwa do miejsca<br />

kaze walezyc a jakby powsciqgal nas w boju<br />

i willze z naszym ezasem i dzieli ­<br />

taki ktory wzywa na sqd<br />

II. SMIERC<br />

W blyszezqeym fartuehu poloznej, obroeona do widzow pleeami<br />

przywarowala u wejseia; robotniea<br />

albo robot<br />

bo widac jak pulsujq miarowo pierseienie odwloku


NA TEMATY Z CAMUSA<br />

159<br />

tajemny mechanizm warczy zlowrogo i wiese<br />

o jej przybyciu dociera glttboko<br />

do najtajniejszych galerii zadzumionego ula.<br />

Nad pasiekll wazll sitt losy; wrzask zatracellCOW<br />

zagrzewa zastt)py - ona jednak znuzona cittzko dyszy ­<br />

na krotko zapada w sen i znow poczyna dygotae<br />

przeszywana zlldlami naglych bolow ­<br />

rttce w oslizglych rttkawicach rozczapierza<br />

jakby sparzone - a moze to Sll kleszcze kraba<br />

bo otwierajl} sitt i zamykajll nozycami<br />

czemu towarzyszy przenikliwy syk<br />

albo raczej pisk schwytanej w potrzask myszy<br />

Wszyscy czekajll z zapartym tchem co teraz nastllpi<br />

bo to jest chwila najwyzszego napittcia starannie obmyslana<br />

przez najslawniejszego w swiecie metteur "en scene -<br />

Bohater zjawia sitt nagle niby rzucony na zer<br />

- widzialem jak umierajll psy - powiada<br />

i jeszcze<br />

to jest kukla<br />

nkrttcona z gliny i slomy - A om JUz czujll w dloniach<br />

jak im sitt niecierpliwill brawa -<br />

Przeciez wystarczy ill wywolae po imieniu<br />

fatalnll karttt w najciemniej~zej z gier<br />

zeby przestala przerazae<br />

On tymczasem jednym gwaltownym gestem jakby dobywal miecza<br />

albo zdzieral masktt<br />

sklada jej uklon: ja wiem ze smiere<br />

to cos co zawsze jest plugawe<br />

Wtedy ona odwraca si~ niby zwierztt ktore uslucha<br />

rozkazu swego pana i widae wyrainie usmiech<br />

szeroki po macierzynsku od ucha do ucha<br />

kiedy powoli obnaZa calq prawdtt -<br />

Teraz juz wszyscy wiedzq ze to jest krolowa<br />

Regina in coelis<br />

jej macki swiecq nad czolem aureola<br />

splecione w ruchliwy wieniec.<br />

Potem ujmujc go w dlonie tak wlasnie<br />

jak sit) tego uczyla u samego Boga,<br />

bardzo ostroznie zeby uniese wysoko<br />

na oczach wszystkich -<br />

Na oczach wszystkich kruszy go z cichym chrzttstem<br />

jakby chciala powiedziee przez to: jestem


160 MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />

I nic lUZ wiltcej nie rna tylko droga<br />

po ktorej wszyscy jeden za drugim wychodzll<br />

w wielkim porzlldku<br />

III. WYMIAR SPRA WIEDLIWOSCI<br />

W godzinie ktora uszla<br />

wtadzy piekielnych zegarow<br />

skrzydlata rnysz<br />

nieruchoma jui na wieki wiekow<br />

wysoko na scianie urz"du<br />

bialej jak czas<br />

w sarno p oludnie<br />

w blasku tak przeraZliwym ie oko<br />

staje kolern<br />

pod powiekll ze szkla<br />

kiedy plonie nade rnnll<br />

wielka lampa chirurgow<br />

rozplatany<br />

na calll szerokosc ciala<br />

oczyszczony z wn"trznosci<br />

odcedzony z dymillcej posoki<br />

na pustym kuchennym stole<br />

nagi - tak bardzo ie tylko nagosc<br />

widac - wydanll na widok wszystkiego<br />

co patrzy<br />

lei" i swieci mi noi<br />

naczelnego kucharza<br />

i obraca silt w lewo w prawo<br />

cienka igla busoli ­<br />

wszystk o co we rnnie iywe bez kresu i drga<br />

i jeszcze raz rnnie boli - od poczlltku<br />

ktory spoglljdasz na rnnie z wysokosoi<br />

Wysoki Slldzie<br />

ktorego nie rna bo nie rna Slldu<br />

ani po lewej ni po prawej stronie<br />

dnia ­<br />

nim rnnie przegryziesz i wyplujesz<br />

jak slin" ktora jest letnia i slona<br />

w polowie przemieszana z krwill ­<br />

zbaw<br />

od powrotow godziny<br />

na tarczach


NA TEMATY Z CAMUSA 161<br />

zywyeh zegarow<br />

tanezllea mysz<br />

pod lamp ll na niskim hiurku oezy s~dziow<br />

bezlitosnie .<br />

kazdq nienarodzonll mysl<br />

i wywlekajll zdanie po zdaniu<br />

mierzl! moj slueh i dreszez<br />

i zbuntowany dotyk<br />

mierzll swoj slueh i dreszez<br />

i zhuutowany dotyk<br />

i nakluwajll seree skalpelem jak wlos<br />

wed Ie prawidel nieczulyeh gramatyk -<br />

Ktory nie hylem z swiadkow ani glos<br />

sumienia ­<br />

szept - gorzki pokarm wieku<br />

kOrZeIl traw<br />

Ilieeh pod ohron~ weimie jasna eiemnosc<br />

niewyrazania<br />

sledezyeh<br />

•<br />

IV. ABSURD<br />

To zllaezy sehylic si~ nad wllskim stolem<br />

w centrum eiemnosCl, na kraw~dzi snu<br />

rozwinllc mapy zehy dlugo sledzic<br />

pozyeje nieprzyjaciol i lini~ obrony<br />

u szaneow niezdohytej ehoeiaz padla twierdzy<br />

Tymezasem smierc przez rami ~ wydaje rozkazy<br />

krzyzuje plany kre§ll!e wszerz i wzdluz<br />

dyktatorskim olowkiem kart~ r~kopisu<br />

a w gl~bi pustej seeny wywraea koziolki<br />

doweiplle pieklo Hieronima Boseha<br />

Do zaJanego krwill przystllpic stolu<br />

bez rangi wskrzesiciela - elektryezny noz<br />

zanurzyc w dawno martwe i skurezone seree<br />

jakby jeszeze swieeila tam iskra nadziei<br />

Nadziei nie mal seplellill umarli<br />

stloczeni rojnll zgrajll na szkielku zegarka.<br />

Powodi wehodzi 11a schody juz si~ga do ust<br />

zostaje pusty poklad we wladzy demonow<br />

a przeciez walezyc dalej - dalej jak 0 wszystko<br />

<strong>Znak</strong> - 11


162 MIKOLAJ BIESZCZADOWS::


NA TEMATY Z CAMUSA<br />

163<br />

Nieodpomniana pami~e wyleczonych chorob<br />

(kto wspomina udr~ki wyrwanego zt;ba)<br />

dawne bitwy wewn ~ trz n e i groza wyborn<br />

na nic. - Jak dusicielka codzien malodusznose<br />

zaklada nam o bro z~: nasz laurowy wieniec<br />

Sam ze sobll to znaczy klamca przed szalbierzem<br />

sluchajll siebie wzajem (a ktos skomli z bolu)<br />

zbudzeni rWl!cll prozll obcego autora<br />

przewracamy stronnice. Zeby mierzye los<br />

jllZ za poino. Niech spi dolina zlych konsulow<br />

Kiedys spotkalem kamien kiedy wstawal ze snu<br />

pocz~ty z greekiej mysli ehoe bez glowy<br />

Victoria - okrzyk wiary ze przeminl!<br />

szyki zbrojnych topora 0 szafoty stuk<br />

Pewnie jll slyszal zw iastunk~ budujl!c zdania Camus<br />

ehoe mowa 0 lekkich puchach gorzkiego migdalowca<br />

kiedy stawiajq czolo furii zimowych bezprawi ­<br />

To szez


164<br />

MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />

maszyno sprawiedliwosci wzniosla i namaszczona<br />

bracie ktory piastujesz najciemniejszy urzlld<br />

w czerwonych rttkawicach<br />

siostro niemilosierdzia jednym zwinnym chwytem<br />

jak w cyrkowym numerze gdy wywlekasz mnie<br />

z cieplego gniazda p ulsow oddechow i krwi<br />

ktora dochodzisz i iemio - zenska ziemio<br />

slodkie piersi pagorkow lona zarosle hiacyntem<br />

swittty duchu powietrza sniezna golttbieo<br />

dogasasz u pijllcych ciebie chciwie nozdrzy<br />

maszyno sprawiedliwosci oko za oko<br />

zllb za zllb<br />

wysokie szafoty eiasnym krttgiem<br />

schylone nade mnll dusicielskie nianki<br />

kiedy twarzll do muru fifry i bttbny<br />

maszyno ktora ziarna od kllkolu<br />

bracie moj ostateczny stopnie szafotu<br />

o czarnej czwartej <br />

krolowo matko ktora ktora <br />

wy straznicy wittzienni <br />

czarne gardla wittzien <br />

o potttpionej pilltej <br />

maszyno twoj krzywy usmiech <br />

gwizd olowiu <br />

gwizd <br />

przeciw karze za zycie <br />

przeciw karom za grzechy <br />

przeciw mocom wyrokow<br />

•<br />

przeciw przemocy praw <br />

przeciw ostatniej godzinie <br />

przeciw ostatnim sekundom <br />

przeciw przeciw <br />

zawsze przeciw <br />

ruoj krzyk zdlawiony w polowie <br />

Sliskim od §liny strykiem <br />

UPADEK<br />

Nie padnll na kolana katedry w rzezbionych pancerzach<br />

ksienie zamarlej krucjaty<br />

nie bttdll wybijac poklonow matematycznym niebiosom<br />

w takt mechanicznej hosanny


NA TEMATY Z CAMUSA<br />

165<br />

Upadek wielkiego mocarstwa odbywa si~ ukradkiem<br />

z dnia na dzien z minuty na minut~<br />

bez ceremonii<br />

placz i zgrzytanie z()bow to figura stylistyczna<br />

ornament skostnialej trageclii<br />

kolejne cywilizacje schodzq do muzeow<br />

z poczuciem wypelnionej misji<br />

nfne w swoj eternel retour<br />

pocci sq od tego aby im wypominac<br />

ie od samego poczqtku zostaly skazane na smlerc<br />

i ie imiona bogow hitwy morskie tahlice praw<br />

tak jak kopuly kaplic jak partytury mozarta<br />

z tej samej suhstancji co cien<br />

(manekin Nike Samotrackiej woskowa glowa Nefretete<br />

drewniane kukielki ksiqillt z dynastii Tahuantin i Atahuallpa)<br />

litosc nie lezy w zasiftgu pojftc historycznych<br />

kto jeszcze oplakuje zburzenie Mediolanu<br />

przez Barbarossft?<br />

mnich Merton odmawia wersety 0 zagladzie New Yorku<br />

drozdy uwijq gniazda w ruinach pilltej ulicy<br />

przyszlosc trwa tylko w snach<br />

Obalonq kolumnft moina dzwignllc to nic trudnego<br />

zeby stanql kamien na kamieniu wystarczy dziesil(c lat<br />

nawet piftc<br />

obrocona w popiol stolica znowu lopoce skrzydlami<br />

plocha kokosz feniksow<br />

(skowyt ekskawatorow zwinna mqka cementow segmenty rusztowan<br />

pryzmy szkla)<br />

Prawdziwy upadek wygll!da nie tak<br />

wielkiej rozpaczy nie widac przez soczewkft lez<br />

nie trzeba konc·a swiata aby zgaslo niebo nad nami<br />

wystarczy znieczulic sluch<br />

unieruchomic serce<br />

ws:!:ystko dobywa sil( w smiertelnej ciezy<br />

wlasnie to: w smiertelnei<br />

.Talowe krainy Eliota atakujq z chrzftstem<br />

az po horyzonty<br />

zanosi sil( na to ze bftdzie gorl!<br />

ich nieokielzana plodnosc<br />

(cmentarzyska martwych automatow prochnica zalana hetonem<br />

usychajqce powietrze)<br />

Obozy upadlych aniol6w<br />

u fundamentow<br />

lotne pogotowie zarazy


166 lVIIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />

ieh szloeh to nasza muzyka konk retna<br />

SSqea ezkawka retort prozniowyeh<br />

llatttZOne soprany oporniezyeh lamp<br />

pieszo przez Sahartt zamknittei w ireniey eyklonu<br />

u padamy w noey i we dnie co krok<br />

bez wytehnienia<br />

taka jest dialektyka podrozy<br />

jeszeze daleko do jlldra ciemnosci<br />

eel lezy juz za kresem sil<br />

Monstrualny ezlowiek nowoezesny z infantylnll teorill informacji<br />

jego sto pit;cdzicsillt szczepow schizofrenii<br />

i niczyja swiadomosc kolektywnych zbrodni<br />

(bariera kolczastych palcow strzelnice miradorow noe mgla<br />

fauna podskornyeh marzen psy polieyjne 0 szkarlatnyeh<br />

p aszezt;kaeh zar ojonych klami)<br />

Nadzieja laboratori6w<br />

ze zr ealizujlj<br />

w stopniu prawie doskonalym<br />

trwogt; Paseala<br />

lodowate przestrzenie k osmiczne mit;dzy dlonill a dlonill<br />

od ust do Ilst<br />

augustyriska nieobeenosc swiatla nie tylko nieobeenosc<br />

jak okiem s i ~ g n llc<br />

wchodzll poslusznie na o r bit~<br />

z d okladnoscill bolow p orodowych<br />

wirujemy wprawieni w rueh planetarnll fobill<br />

nasz upadek nie rna kierunk u<br />

nawet dna<br />

zehy na nim spoczllc<br />

(nicwidzialna br on plazmatyczna laser otwiera zawrotne<br />

perspektywy<br />

likwidacja oddechu na dowoln!! odleglosc rozklad tkanki na<br />

zawolanie)<br />

miasta cielesne w poludnie rozkwitu<br />

oit;ciwy scittgien gotyk ossatury<br />

gorej,!ey krzak nerwow w anreolach tlenu<br />

n Sflodu rzt;zlj kllwerny wylt;gi szezura sarkomy<br />

haniebny upadek cial<br />

placzcie mn szekspiry pobojowisk<br />

pustoszejllce gnillzda w konarach dobrego czy zlego<br />

demony i jakuby iikladajll arehaiczny ort;z<br />

nowe mity nie znajll godnosei<br />

niby llbogi smietaik


NA TEMATY Z CAMUSA<br />

167<br />

zal iast luny archanielskich lmIOn<br />

techuiczna rejestracja archetypow<br />

(w poszukiwaniu straconego znaku w podr ozy d o zasypanych irodel<br />

lowieckie wyprawy do mglawic niepo ohienstwa podsluchiwanie<br />

przepasci)<br />

bez zmruzenia powiek<br />

ogl~damy upadek wiar<br />

my zlepek wrazen ze starej facecji Joyee'a<br />

nasz llll;tny stream of conscience<br />

urqz,!c studnie Babel<br />

,.' bezdusznym powietrzu Kafki<br />

Ariadny uchodz,!ce w ciemnosc labiryntow<br />

Moze Simona Weil? Jej okulary zamglone od natllzenia<br />

dwa ogniska promieni<br />

wychylona z balkonu w dole dymi" fabryczne Niniwy<br />

bez korzeni Simono wszystko nazbyt ci~z k ie<br />

jak topor jak zw,!tpienie<br />

spada ze swistem zapada<br />

kaptur em gasidla<br />

Odehodz,! od stolow Panskich<br />

ku wygodnym spokojom sumienia<br />

glusi na szczekanie pie iel<br />

Mcwy chmur'l gradow,! nad Marken nad D amr akiem<br />

p taki harpie z filmow Hitchkock a<br />

ieh rozwscieczony wrzask nad n asz" kazni"<br />

Hr l!gliwe naloty az po nadir<br />

wstaje z bagnistych kanalow<br />

z czerwonych jam wnf(trznosci<br />

glos<br />

to nas tak wola to my<br />

wz ywamy na pomoc<br />

(£lorn Anny Frank p rzy Rozengracht dwa bezludne pokoje<br />

skamieniala kuchnia pielgrzym ki z Nowej Zelandii<br />

ekipy telewizyjne)<br />

Matka oel Rezurekcji pada od znuzenia<br />

w trzcinowym leprozorium<br />

pod tropikami<br />

dzwonnice switu od morz przymglone ave<br />

qui laetificat iuventutem meam<br />

katedry galopujll ze wzgorz sploszone litado<br />

unoszll rosochate Iby<br />

koronowane orientem<br />

Wllsz'! mleko u swietlistych rzek<br />

glos w kazdll IItronQ 8wiata


168 MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI<br />

czterolistna roza nadziei<br />

gwiazda czwororamienna<br />

po jednej i po drugiej stronie swiata<br />

w gorlt i w dol _<br />

jej promieniste centrum<br />

kluczem wloczni otwarte na wiecznose<br />

jakby czlowiek rozpiltty na pustce<br />

spadal w otchlan<br />

po zenit<br />

Eli! Eli! az do krancow nocy<br />

Ten glos to ma bye wszystko?<br />

Tak to wszystko<br />

2jYCIORYS NA ZAKONCZENIE<br />

Ojciec byl robotllikiem rolnym i zgin/ll w bitwie nad Marn1j<br />

matka jest i pozostala prost1j chlopk1j ­<br />

na fotografii ktor1j zamiescil popularny magazyn ilustrowany<br />

z racji tragicznego zdarzenia<br />

widae jej iberyjsk/l twarz<br />

o ustach mocno zasznurowanych<br />

ktora spogll:\da twardo i milczy<br />

bo czymze maj1j silt z nami dzielie<br />

dotkniltci palcem losu?<br />

Tlem dziecinstwa byla dzielnica nltdzy<br />

w dalekim miescie ­<br />

zapach smazonych kartofli kamienne uliczki<br />

pod rozzarzonym niebem<br />

a dla ozdoby szumialo morze<br />

to samo ktore wiodlo niegdys dialog z Augustynem<br />

Nieodzowna gruilica - zle stopnie z francuskiego<br />

filantropijny ksil:\dz prefekt odkrywa w mlodziencu talenty<br />

i to juz chyba wszystko<br />

jeSli nie liczye pilki noznej tej jak wiemy typowej odskoczni<br />

dla stlumionego libido potltgi<br />

w zyciu proletariackich dzied<br />

Ale bylo jeszcze cos co umyka uwadze obserwatorow:<br />

Wielki Strach<br />

Kiedys nad ranem w pol8nie<br />

zobaczyl nad sobll drabinlt bez szczebli<br />

jakby dwa drewniane ramiona sciskajllce w gorze<br />

krzywo wyostrzony noz<br />

MIKOt.AJ BIESZCZADOWSKI


WIEStAW PAWEt SZYMANSKI<br />

"Z AGARY" I ZAGARYSCI <br />

Ostatni numer "Kwadrygi" ukazal si~ w czerwcu 1931 roku,<br />

w kwietniu tegoz roku wyszedl pierwszy numer "Miesi~cznika<br />

idqcego Wilna poswh:conego sztuce" - "Zagary". 1 W kr6tkim<br />

slowie od redakcji pisano: "Idqce Wilno, a wi~c pokolenie, kt6re<br />

dopiero startuje. Startuje na juz przez siebie wybranej biezni.<br />

Nie tworzymy grupy, szkoly, kierunku. l.,qczy nas wsp6lny wysilek<br />

raczej, niz jego charakter. (...) "Idq,c" mijamy, napotykamy<br />

caly szereg zagadnien, do kt6rych musimy si~ ustosunkowac. Stqd<br />

tez i nasz sqd 0 "starszych". (...)"<br />

"Starsi", to byli przede wszystkim bezposredni poprzednicy,<br />

kwadryganci, r6znica wieku wynosila przeci~tnie szesc lat. W czwartym<br />

numerze "Zagar6w" zaatakowal ich Teodor Bujnicki. "Nie<br />

chcemy "Kosciola bez Boga" - pisal - kladziemy nacisk na posiadanie<br />

przez poet~ mocnego p ion u ide 0 w ego, ale nie mozemy<br />

si~ zgodzic na liche stiuki i zlocenia swiqtyni, imitujqce<br />

marmur i kruszce: to jest swi~tokradztwo. (oo.)" 2 Cios byl 0 tyle<br />

bo]esny, ze przeciez grupa "Kwadrygi" wystartowala w roku 1927<br />

1 Histol'ia wychodzenia "Zagar6w" rna trzy fazy. W pierwszej od kwietnia<br />

1931 do marca 1932, ukazywaly si


170<br />

-. WIESLAW PAWEI.. SZYMANSKI<br />

z programem poezji spolecznej. "Dosyc pozazyciowego estetyzowania!<br />

Wracamy do zycia!" - pisal w6wczas Mieczyslaw Bibrowski<br />

w e ws t~ p nym artykule pierwszego numeru "Kwadrygi". 3 Bylo to<br />

jednak u derzenie zasluzone. P o · kiIku latach nastqpil natur ainy<br />

rozpad grupy i w ostatniej fazie kazdy z jej czlonk6w byl wlasciwie<br />

wyznawcq odmiennego poglqdu. Rac j ~ mial Stefan Napierski, krytyk,<br />

kt6ry przeciez w pierwszym okresie "Kwadrygi" bardzo pozytywnie<br />

ocenial tomiki poet6w przy niej skupionych (Sebyly,<br />

Galczynskiego), gdy pisal w roku 1932: "Wszyscy kwadrygisci,<br />

z wyjqtkiem Flukowskiego, Czechowicza (kt6ry jest, zresztq, swiezej<br />

daty nabytkiem), ostatnio Dobrowolskiego, ulegajq zludzeniu,<br />

. ze jest si~ poetq, kiedy pisze si~ wiersze. Niepodobna natomiast<br />

\vrzeszczec i spiewac, ze jest s i~ ustami epoki, b~dqc tylko jej<br />

wt.6rnym lub splagiatowanym echem, si6dmq wodq po kisielu<br />

Eu ropy, powrotnq i m~tnq falq". 4 Z tego sqdu tylk o tr.zeba wylqczyc<br />

takze Galczynskiego i Sebylt;'.<br />

Utarczki z jeszcze dzialajqcymi (do roku 1933) kwadrygantami<br />

n a tym s i~ skonczyly. Znamienne jest jes?cze jedno. 0 ile kwadryganci<br />

zaatakowali z miejsca, ostro, "Skamander " i "Wiadomosci<br />

Literackie" 5, 0 t yle zagarysci bardzo lagodnie i jak gdyby mimochodem<br />

wyrazali swoje sqdy 0 starszych, uznanych tw6rcach. Czy<br />

1a lagodnosc byla spow odowana opanowaniem - wynikiem kult<br />

ur y osobistej? Chyba takze i taktykq - swiadomosciq, ze spalenie<br />

m ost6w im samym utrudni dotarcie do zamierzonych pozycji.<br />

Skamandrytom oberwalo si~ w e w spomnianym ar tykule Bujnick<br />

iego, ale tylko pier wszy okres ich tw6rczosci n azywal uutor<br />

"przerazliwie slabym, pensjonarskim". W tym samym numerze<br />

"Zagar6w " ostrzej natomiast oceniono krakowskq a w a ngar d~ :<br />

" ...wyczucie w sp6lczesnosci w grupie "Zwrotnicy" i "Linii" sprow<br />

adza si~ do jej n ask6rka - pisal Stefan J ~d rych owsk i - PuIs<br />

stara si~ uchwycic przez lechtanie". J ~dr y chowsk i odmawial awangardzie<br />

" gl~bszego usprawiedliwieniu t worczego", upominal si ~<br />

o "i d e ~ k s z tal t u j q c q". Pisal w koncowej cz~sci artykulu:<br />

"Ostatecznie gdzies si~ trzeba zatrzymac, przyjqc jakqs wartosc<br />

absolutnq. W absolutnq wartosc strukturalnq nie wierzymy. No­<br />

• watorzy zatrzymali si~ za nisko, za plytko. I dlatego juz w praktyce<br />

ich sztuka nie ma sHy przekonania. Nie stoi za niq gl~bokie<br />

usprawiedliwienie. Po co panowie piszq? Dia zaspokojenia wlasnej<br />

potrzeby? A wi~c grafomania? W. miejsce kataryniarzy i strofkarzy<br />

3 Mieczyslaw Bib row s 1< I, Sztuka Wojujqca t trlumfujqca, "Kwadryga"<br />

1927, nr 1.<br />

4 Stefa n Nap I e r 5 k I, Jeszcze 0 mlodych titeratach, "Robotnlk" 1932,<br />

nr 375.<br />

5 Zob. Wles!a.", S z y m a fl 5 k I, BaUady przed burzq, 1961, S. 21-23.


ZAGARY I ZAGARYSCI<br />

171<br />

skamandrycznych popoludniowi g ram 0 f 0 n i a r z epat e­<br />

f 0 n i a r z e?" 6 To ton na jostrzejszy, widocznie byl on jednak do<br />

przyj~ ci a , moze przyczynila s i ~ do tego forma pytajqca, skoro rok<br />

pozniej drukujq wiersze w "P ionach", m ie si ~czn iku zespolu Zagarow,<br />

i najostrzej atakowany przez J~dry chows k iego redaktor<br />

"Linii", Jalu Kurek i Br zc;kowski i P rzybos... "Zagary" nie mialy<br />

nic juz wspolnego z futurystycznq bezwzgl~dnosciq w niszczeniu<br />

tradycji. Charakterystyczne jest bardzo, ze picrwszy numer tego<br />

pisma zapowiadal rewizj~ tradycji, nazywajqc zastany kontekst<br />

literacki grzecznie i zgodnie z prawdq: ,,starsi". Nic poza tym .<br />

Pierwszy numer pisma jest oparty na niejako "formalistycznym "<br />

artykule Stefana J~drychowskiego pt. Zbrodnie przymiotnika.<br />

I jesliby si~ chcialo juz w tym pierwszym numerze szukac zapowiedzi<br />

drapieznosci, nie znajdziemy jej takze w wierszach Milosza,<br />

ezy Zagorskiego z charakter.ystycznym pytaniem w jednym z nich:<br />

"Kto nam ujql kolorow, a modlitwy dodal?,' 7<br />

*<br />

Rzeczywistosc poetycka, w ktorej panowie w sportowych r agIanach<br />

siadajq Ieniwie na lawki i sluchajq arii z Kr6la Rogera<br />

Szymanowskiego (libretto Jaroslawa Iwaszkiewicza) mowa<br />

o wierszu Teodora Bu jnickiego z pier wszego numeru "Zagarow" ­<br />

zostala bardzo adekwatnie przetlumaczona na j ~zyk pUblicystyczny<br />

\V artykule Jana (Czeslawa Milosza) pt. Bulian z gw azdzi: ,,(.. .) Biedni<br />

spece w sztuce pisania, krqzq od jednej kapliczki literackiej do<br />

drugiej i szukajq, szuka jq za wszelkq e en~ jakiejs racji, kt6raby<br />

usprawiedliwila ich prac ~ . Dala sankc j ~. Rozgrzeszyla z b l~ d6w.<br />

Naokolo huczy olbrzymi swiat, kola maszyn miotajq si~ gorqczkowo,<br />

Sq pochody, bezrobocie, gl6d, okrwawione asfaity w Berlinie, boj6wki<br />

wielkiego kapitalu, a tymczasem poeta siedzi przy biureczku<br />

i pisze wierszyk 0 ukochanej. (...)" 8 Z tego juz obrazu<br />

wynika jasno, jaki byl stosunek zagaryst6w do poezji, sztuki<br />

6 Stefan J ~ dry c how ski, Bezposr ednio przed nami , "Zagary" 1931,<br />

n r 4.<br />

7 Charakterystyke: czasu i srodowiska, w kt6rym zyli zagarysc!, duzo ciekawych<br />

danych 0 tej grupie znalezc mozna w dwu k Si qzkach Jerzego Zag 6 r­<br />

s k i e go: Szk!ce, 1958 , s. 381--405, Szldce z podr6zy w p r zestrzen! t cza ste, 1962,<br />

s. 159-178. W osta tniej daje Zag6rski mie:dzy in. wytluma czenie d ziwnej na zwy<br />

pisma: "Zagar w gwarze wilenskiej oznacza patyk zwe:g1ony i zarzqcy si.::, kt6­<br />

rym mo"na rozpalic ognisk o IUb przeniesc ogien, powledzmy pod sa m ow a r".<br />

Sporo interesuj'lcego i obiektywnie p odan ego m a terialu, zwlaszcza 0 zyciu unlwersyteckim<br />

tamtego czasu, znajduje si


172 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />

w og61e. Dopowiedziany on zostal w nocie odredakcyjnej do artykulu<br />

Henryka Dembinskiego pt. "Defilada umarlych bog6w".<br />

"Dalecy od hasel "sztuka dla sztuki" i "sztuka dla idei", widzimy,<br />

ze niespos6b podchodzic do zjawisk artystycznych bez powainego<br />

przedyskutowania podsta,wowych naszych postulatow etyczno-spolecznych<br />

(w n a jgl~bszym znaczeniu tego wyrazu) i dlatego inicjujemy<br />

na terenie "Zagar6w" sui generis ankiet~, ktoraby w szeregu<br />

wypowiedzen zebrala i podsumowala sqd nasz 0 wspolczesnosci<br />

i 0 nas samych. (...)".9 Projektowane wypowiedzi, to przede<br />

wszystkim artykuly Henryka Dembinskiego, takie J~drychowskiego,<br />

Milosza, Zag6rskiego. Nie spos6b przejsc obok nich, jesli<br />

chce si~ zrozumiee skqd wyrosla i czym jest poezja iagaryst6w.<br />

Henryk Dembinski byl nie tylko mlodym trybunem i organizatorem<br />

iycia spolecznego, byl takie swietnym publicystq,-swietnym<br />

dlatego, ie nie stronil od emocji, literackiego obrazu. Oto poczqtek<br />

pierwszego artykulu, otwierajqcego cykl jego wypowiedzi, kt6re<br />

najwiE;kszy szum zr0bily z calej tw6rczosci zamkni~tej w "Zagarach"<br />

(byly bezposredniq przyczynq wypowiedzenia przez redaktora<br />

"Slowa", Mackiewicza, wsp6lpracy): "Sqd.. . na wokanclzie<br />

pow6dztwo mlodych 0 dziedzictwo - 0 spadek duchowy. Chcq<br />

czemus sluiye z takim hartem i mocq duchowq, jak Spartanie,<br />

z takq ekstazq i ascetyzmem, jak sredniowiecze (...). Nie nakarmiq<br />

jui ich wnikliwe powiesci 0 tragediach i zdradach sytego mieszczanstwa,<br />

ani metafizyczne dreszcze narkotyzujqcej si~, nagiej<br />

duszy pi~knoducha. Bo i c6i ich obchodzi, gdy dwadziescia milion6w<br />

bezrobotnych czeka na prac~ i chleb, a szese miliard6w buszli<br />

pszenicy, siedem milion6w ton cukru, pi~Cdziesiqt milion6w workow<br />

kawy i dlugie szeregi milion6w ton innych towar6w rozsadzajq<br />

magazyny i topiq, duszq zglodnialy swiat". Dopiero po tym wst~pie<br />

przyszla rzeczowa jui, innym nieco j~zykiem pisana, choe nie<br />

pozbawiona tonu emocjonalnego krytyka kapitalizmu, ustroju demoliberalnego<br />

("cynizmem i uwiqdem starczym trqci ta swiadoma<br />

apoteoza kompromisu dla tycia"), nacjonalizmu nierozerwalnie<br />

zwiqzanego w niekt6rych krajach z kapitalizmem... Ten pierwszy<br />

artykul konczyl Dembinski wezwaniem: "Za trzy dwunasta... czasu<br />

malo. Chcemy bye na dwunastq gotowi. Przekreslamy etyczny typ<br />

czlowieka, ktorego wychowuje demokracja kapitalistyczna. Marzymy<br />

0 nowej, twardej m 0 r a 1 nos c i w Y t w 6 r c 6 w". 10<br />

Po Defiladzie umarlych bog6w oglosil Dembinski jeszcze wazniejszy,<br />

dwucz~sciowy artykul pt. Podnosimy kurtyn


ZAGARY I ZAGARYSCI<br />

173<br />

i Polski (,,1145 milion6w zlotych za1eglych dlugow zamraza wszelkq<br />

ini c ja tyw~ gospodarczq rolnikow") i zaproponowal szereg x:adyka1nych<br />

wnioskow, przede wszystkim "uspolecznienie srodkow produkcji,<br />

oraz w~zlowych punktow kontroli i regu10wania zycia gospodarczego".<br />

Orientujqc si~, ze postu1at ten nie jest w zgodzie<br />

z owczesnym rozumieniem katolickiego prawa wlasnosci, staral si~<br />

wykazac, ze prawo to oparte jest 0 przestarzale rzymskie prawo<br />

wlasnosci, a z drugiej strony - ze "kapitalistyczne, niczym nieograniczone<br />

prawo wlasnosci i eksploatacji" jest sprzeczne z katolickim<br />

poj~ciem prawa natura1nego, poj~tego jako obowiqzek<br />

socjalny. Nie tu miejsce, aby referowac propozycje Dembinskiego<br />

dotyczCjce zabiegow w naszym organizmie gospodarczym, gdyby<br />

zrealizowana zostala nacjonalizacja srodkow produkcji i bankowosci,<br />

rozbudowa przemyslu, mechanizacja ro1nictwa, masowa<br />

elektryfikacja. Wazne jest, ze przemiany ekonomiczno-socja1ne<br />

ICj czyl scisle z przemianami mora1nymi spoleczenstwa - stCjd jego<br />

mocno akcentowany postu1at: "Twarzq do szko1nictwa, by wychowywac<br />

nowych ludzi". Kilka 1at pozniej postu1at ten podejmie<br />

szereg innych osrodkow tworczych, mi~dzy innymi kwartalnik<br />

"Marcholt" redagowany przez Stefana Kolaczkowskiego.<br />

Dembinski wybiegal da1eko w przyszlosc, byl wizjonerem, nie<br />

mozna tu pominqc obrazu szcz~sliwego spoleczenstwa, ktorym<br />

zamyka swojq publicystk~ na lamach "Zagarow". "W da1ekiej<br />

przyszlosci widzimy nowy swiat: swiat wo1nych wytworcow, pracujqcych<br />

kolektywnie przy bezpanskich warsztatach - pisal ­<br />

W obliczu jednolitych zespolow pracy, padajCj bariery klasowe,<br />

a z nimi razem wszelkiego rodzaju eksploatacja i wyzysk. Na<br />

miejsce walczqcych klas przyszly armie pracy wychowane w nowej<br />

ascetycznej moralnosci, zdyscyplinowane dynamikq olbrzymich<br />

warsztatow wytworczych i zolnierskim poczuciem odpowiedzialnosci<br />

za zaj~ty posterunek (...)" 11. D1a humanistow z kr~gu kultury<br />

sr6dziemnomorskiej za duzo w wizji Dembinskiego dyscypliny,<br />

mechanicznego rygoru. Mogq si~ obawiac tego spoleczenstwa prawie<br />

ze termitow, b~dCj wi~c bronic indywidualizmu i anarchii.<br />

Stqd nast~pny problem, ktory trzeba omowic, to szeroko poruszany<br />

w "Zagarach" problem stosunku jednostki, zwlaszcza jednostki<br />

tworczej, do spoleczenstwa.<br />

*<br />

WychodzCjc od niektorych spostrzezen teorii prawa Petrazyckiego<br />

(socjalistyczna interpretacja norm spolecznych, sqdy praktyczne<br />

normatywne) usilowal Stefan J~drychowski na ich podkladzie<br />

11 Henryk D em bin ski, Podnosimy kUTtyn~, .. Zagary" 1932, nr 7.


174 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />

skonstruowac ontologi~ sztuki. "Sztuka jest skomplikowanym procesem<br />

socjologicznym, zlozonym z licznych pojedynczych zjawisk<br />

estetycznych - pisal - (...) Funkcja wychowawcza sztuki polega<br />

nie na zdawkowym moralizatorstwie i dydaktyzmie, ale na systematycznym<br />

i swiadomym r ozwijaniu pewnych dyspozycji i karczowaniu<br />

innych. Dzielo sztuki jest srodkiem kolektywnego ksztaltowania<br />

psychiki indywidualnej, po t~znym narz~dziem przeksztalcen<br />

religijnych, politycznych, socjalnych i gospodarczych. (...) Sztuka<br />

przyszlosci musi iSe 0 krok przed przeci~tnym, albo nawet przed<br />

pierwszym odbiorcCj, musi ciqgnqe za sobq publicznose na smyczy.<br />

(... )" 12 Podobne sformulowania mozemy znaleze we wczesniejszym<br />

0 p61 roku artykule Jana (Czeslawa Milosza), kL6ry m. inn.<br />

pisal: ,,(...) Sztuka jest narz~dziem. Powiedzmy to sobie jasno, bez<br />

oglupiania siC; wiarq w jej nadprzyrodzone pochodzenie. Sztuka<br />

jest n arz~dziem w w alee spoleczenstw 0 wygodniejsze formy bytu.<br />

J ej rola polega na or ganizowaniu psychiki. Ale organizowanie<br />

psychiki dokonuje si~ nie tylko przez to, ze pisze si~ na pewien<br />

temat (.. .) tw6rca urabia konsumenta w ten spos6b, iz zmusza go<br />

do gimnastykowania tych, lub innych cz~sci psychiki. (... ) Producent<br />

d6br artystycznych musi miee jasny i wyrazny cel. Tym<br />

celem powinno bye u rob i e n i eta k i e g o t y puc z low i e­<br />

ka, jaki ze wzgl~d6w spolecznych jest w najb<br />

liz s z e j p r z y s z los c i pot r z e b n y. A wiE;>c artysta kieruje<br />

hodowlq ludzi. (...)" 13 Zupelnie analogiczne stanowisko znajdujemy<br />

jeszcze w artykule Jerzego Zagorskiego, dla kt6rego<br />

"sztuka = pewien kompleks srodk6w prowadzqcych do przeksztalcenia<br />

rzeczywistosci ·zastanej w rzeczywistose nast~pnCj". 14<br />

Coz si~ tutaj wyraznie powtarza u trzech autor6w? Ze jednostka<br />

tworcza jest wartosciq nadrz~dnq w stosunku do spoleczenstwa,<br />

ale rownoczesnie pelni wobec niego rol~ sluzebnq. NadrzE;>dnose<br />

jest wynikiem wi~kszej swiadomosci tworcow, ich u m i e j ~ t­<br />

nos c i wid zen i a I e p s z ego s w i a t a, Sq wi~c niejako kierownikami<br />

wielkich domow mody, ktorzy projekty swe narzucajq<br />

spoleczenstwu. Oczywiscie nie trudno wskazac na zrodla takiej<br />

koncepcji sztuki. Autor Legendy Mlodej Polski to bezposredni ofiarodawca<br />

spadku dla zagaryst6w. Poglqdy zagarystow na funkcj~<br />

sztuki byly jednak nie tyle odwolaniem si~ do tradycji, He konstrukcjCj,<br />

dla ktorej zam6wienie wJroslo z aktuaInych potrzeb<br />

zycia spolecznego. W latach trzydziestych bardzo cz~sto powtarzajq<br />

si~ dyskusje 0 roli i potrzebie inteligencji, a przez inteligencj~<br />

12 Stefan J


ZAGARY I ZAGARYSCI 175<br />

rozumie s i~ e lit ~ spolecznq, k tora by kierowala aparatem panstwowym<br />

w roinych jego przekrojach. 15 Jesli i agarysci byli sklonni<br />

oddae "rzqd dusz" poetom, to dlatego, :ie zaliczali ich (a \Vi~c<br />

i siebie) do elity. Trzeba jedna p odkreslie,:ie ambicjom tym<br />

narzucali wyrazny zakres - zakres spo!ecznego wychowywania.<br />

J Eidrychowski, Milosz, Zagorski byli prawnikami, stCld nie ty lko<br />

podol iensiwo ich publicystycznego j~zyka, a takze podobienstwo<br />

myslenia. Prymat prawniczego myslcnia, naleZy przez to rozumiee<br />

myslenia przeslankami socjalno-ekonomiczno-ustrojowymi, m oie bye<br />

do przyj


176 WIESt.AW PAWEt. SZYMANSKI<br />

1 i t Y k i. (...)" 16 To bardzo wazne, jak zobaczymy pozniej, wzbogacenie<br />

poezji zagarystow 0 wielkq dziedzin~ nowej i wspolczesnej<br />

wiedzy zdecydowanie wyodr~bnilo t~ poezj~ z calego, dotychczasowego<br />

kontekstu literackiego, nad ktorym jakze wyraznie<br />

unosil si~ jeszcze duch Mlodej Polski. A ze "rewizjonistyczna",<br />

jesli nie rewolucyjna, akcja Dembinskiego i prawnikow - literatow<br />

znalazla swoj zywy oddzwi~k, niech zaswiadczy choeby<br />

tylko glos Stefana Napierskiego, ktory stwierdzal w "Drodze":<br />

"Pismem najzywotniejszym w obr~bie generacji nadcbodzqcej ­<br />

z ducha, przez dobor indywidualnosci, dzi~ki istotnemu podejsciu<br />

do zagadnien rzeczywiscie wazkich, na skutek zaczepnego temperamentu<br />

wreszcie, ktory uelastycznia a zarazem sklania do krancowej<br />

bezkompromisowosci - Sq bez wqtpienia wilenskie ,,2agary".<br />

(...)" 17<br />

*<br />

W liscie do Wladyslawa Sebyly z dnia 30 III 1932 roku Czeslaw<br />

Milosz pisal m. inn.: "Stercz~ w Suwalkach, ktore majq wiele<br />

pon~tnych stron. Swi~ta, pijanstwa i pogrzeby ze strazackq pompq<br />

(pogrzeb jest tu ewenementem, ktory skupia calq socjet~, jest to<br />

rozrywka kulturalna mniej wi~cej zast~pujqca teatr)". 18 2artobliwa<br />

informacja tego fragmentu listu rna duze jednak znaczenie. Przy<br />

pewnej uwadze, odczytujqC jq, jak odczytuje si~ szczqtki zniszczonych<br />

freskow, moze bye odskoczniq do ciekawych spostrzezen. Po<br />

pierwsze daje si~ tu zauwazye sklonnose autora listu do 0 b s e r­<br />

wac j i, po drugie, sklonnose do s y n t e z y zaobserwowanych<br />

faktow i do podawania jej w perspektywie ironicznego dystansu.<br />

W estetycznych sformulowaniach zagarystow te dwa procesy Sq<br />

slupami milowymi, wokol ktorych skupiajq si~ ich poglqdy.<br />

Obserwacja - zjawisko z natury maksymalistyczne, bo tym jest<br />

ona bogatsza, im szerzej rna si~ otwarte oczy, im wi~kszq umiej~tnose<br />

patrzenia. Negatywna ocena rzeczywistosci ekonomicznoustrojowej<br />

zmusila zagarystow do narzucenia sztuce funkcji bardzo<br />

odpowiedzialnej - wychowawczyni narodu. "Artysta kieruje hodowlq<br />

ludzi" - powiedzial przeciez dose brutalnie jeden z nich.<br />

Spadkobiercy w pierwszej linii zagarystow - poeci okupacyjnej<br />

"szkoly warszawskiej" postawili tu kropk~ nad "i", umieszczajqc<br />

na pierwszej stronie swojego pisma - "Sztuki i Narodu" haslo:<br />

16 Stefan J t: dry c how ski, Jednostka a kolektyw w sztuce, ..Plony"<br />

1932, nr 4.<br />

17 Stefan Nap 1 e r ski, Prowincjonalne pisma ttterackie, "Droga" 1934,<br />

nr 9.<br />

18 List niedrukowany, z archiwum Sablny SebyloweJ.


ZAGARY 1 ZAGAR YSCI 177<br />

"Artysta jest organizatorem wyobrazni narodowej" (z Norwida).<br />

Wynika z tego doM! wyraznie, ze polem obserwacji poety powinna<br />

bye rzeczywistose jak najszersza, wlasciwie wszystko. 19<br />

Schodzqc jednak z tego stopnia uogolnienia, gdzie mozna rownoczesnie<br />

rozpatrywac wartosci mimo wszystko rozne, w tym wypadku<br />

ekonomi~ i poezj~, przyjrzyjmy si~ jak si~ ksztaltowala<br />

swiadomose estetyczna zagarystow w odniesieniu do samej liryki.<br />

Miejsce dotychczasowych uogolnien zajmie wi~c teraz obserwacja<br />

materialow 0 wiele bardziej analitycznych. Jesli wynik (znowu<br />

pewien stopien syntezy - uogolnienia) pokrYle si~ z juz powstalymi<br />

spostrzezeniami, stanie si~ oczywiste, ze to, co pisano w ,,2agarach",<br />

musialo bye owocem wspolnych dyskusji, prowadzqcych<br />

do mniej wi~cej jednoznacznego stanowiska. Ale, bye moze, ze<br />

zbieznosci tej nie uzyskamy.<br />

"Pokolenie obecne, a wlasciwie jego przedstawiciele najbardziej<br />

zaawansowani, jest wybitnie wizualistyczne". - Podkreslajqc t~<br />

cechp, poezji zagarystow, bo przeciez 0 nich przede wszystkim m n ­<br />

sial myslec, wskazywal rownoczesnie Z..-,gorski na pewne elementy<br />

jak architektura, -ktore w liryce tej znajdujq miejsce prymarne. 20<br />

Po chwilowym zaw~zeniu nie znajdziemy jednak w tym duzym<br />

artykule i w pozostalych umieszczonych w ,,2agarach" innych<br />

wypadkow ograniczania elementow rzeczywistosci, z ktorych moze<br />

czerpac poezja. Przeciwnie, juz w pierwszym numerze "Zagarow",<br />

w pozornie marginesowym artykule J ~ drychowskiego, starajqcym<br />

s i~ przywrocie wartose epitetowi, zarysowywuje si~ tendencja, ze<br />

wszystkie "chwyty" poetyckie i wszystkie elementy rzeczywistosci<br />

mogq wchodzie w zakres budowy swiata liryki. 21 Liberalizm ten<br />

zostal posuni~ty tak daleko, ze zagarysci uswiadomili sobie, ii nie<br />

da si~ juz utrzymae "walqcego si~ muru rozroznien mi~d zy prOZq<br />

a poezjq". Poza J~drychowskim swiadomose tego wyrazil Zag6rski<br />

we wspomnianym przed chwilq artykule. W ostatniej fazie "Zagarow"<br />

Maslinski napisze: ,,(...) wszystko - i muzyczna i wizu Cl.lna<br />

kompozycja wiersza i budowa oparta na tresci i konstrukcja formalna<br />

- wszystko to Sq tylko elementy, kt6re mogq siG w poetyc-<br />

I" Nie nalezy t y ch sl 6w czytac doslo Wll ie j akohy poeta m ia l hye czyms<br />

w r odzaju " sza lej


178 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />

kim zamysle kombinowae w najrozmaitsze moiliwosci, ukazywac<br />

si ~ i znikae w najrozmaitszych zestawieniach." 22 Mylilibysmy siE:<br />

jednak sqdzqc, ie wobec tego w poezji zagarystow musi panowac<br />

straszliwa anarchia. Zachodzi tu proces podobny do wolnosci jednostki<br />

w ustroju demokratycznym. Wolnosc zmusza jq dopiero do<br />

w y b 0 r u, d 0 s w i ado me g 0 w y b 0 r u tych, a nie innych<br />

wartosci, ktore wchodzq w caloksztalt zycia spolecznego. Podobnie<br />

poeta, nie majqc zadnego ograniczenia wyboru, moze jednak z bogactwa<br />

wartosci wybierae tylko te, ktore mu stworzq utwor organiczny,<br />

integralnie zbudowany. Przechodzimy do drugiego etapu:<br />

s w i ado m e j s y n t e z y. Zagarysci poslugiwali si~ tu terminem:<br />

k 0 n s t r u k t y w i z m.<br />

W krotkiej notatce na ostatniej stronie 5 numeru "Zagarow"<br />

Czeslaw Milosz sformulowal cztery zasady konstruktywistow rosyjskich,<br />

za najwybitniejszego z nich uznajqc Ili~ Selwinskiego.<br />

Oto one: ,,1 - Szacunek dla przedmiotu; 2 - zasada miejsca, tj.<br />

zespolenie wewnqtrz dziela wszystkich elementovv, z ktorych ono<br />

si~ sklada, jak: slownika, rymow, obrazow, w zgcdnosci z istot ~l<br />

przedmiotu; 3 - zwartosc i koncentracja sensu; 4 - wprowadzenie<br />

do poezji sposobow uzywanych w prozie, "naplyw metod prozaicznych"<br />

(...)". Bardzo podobne sformulowania mozna znalezc trzy<br />

numery daIej w artykule Leona Szredera pt. NIetafora przed sqdem:<br />

"Wychodzqc z naczelnej zasady - pisal - ze w dobrze skonstruowanym<br />

wierszu kazdy element, obok "napi~cia czysto formalnego"<br />

(termin zapozyczony ad Witkiewicza), musi pelnic funkcjq<br />

organicznq, tzn. ze napi~cie czysto formalne nie sankcjonuje uzycia<br />

elementow zbytecznych, podamy definicj~ najwazniejszych funkcji<br />

wiersza: 1 - Mowa wiersza musi bye tresciwa: mobilizujemy<br />

wszystkie wartosci kompozycyjne, syntaktyczne i stylistyczne.<br />

2 - Mowa wiersza ma bye sugestywna. 3 - Wiersz musi uczye.<br />

4 - Uznajemy wyzszose deformacji swiadomej i celowej nad deformacjq<br />

automatycznq, wynikajqcq z uganiania si ~ za realizmem. (... )" 2~<br />

Najwyzszy stopien uogolnienia tym tendencjom idqcym w kierunku<br />

swiadomego konstruktywizmu nadal Milosz, gdy przeciwstawiajqc<br />

si~ sztuce XIX wieku i Skamandrowi powiedzial: "Zamiast em 0­<br />

c jon a 1no s c i - dyktatura in tel e k t u (podkr. moje - W. S.)".<br />

22 Jozef 1\1 a s I i II 5 k i, Punowie spokojnie !, " Zaga ry" 1!1:l:J, nr 2 (23). Na<br />

zacieranie s i~ granic mi


2AGARY I ZAGARYSCI<br />

179<br />

Udzial woli w procesie tworczym zdecydowanie odr6znial zagaryst6w<br />

od nadrealizmu. W przeciwienstwie do niego opierali przeciez<br />

swojq poezj~ na "wyobrazni zorganizowanej", jak najdalszej<br />

mechanicznym poczynaniom. Mimo zbieznosci natomiast w samej<br />

metodzie, r6Znili si~ takze zagarysci od krakowskiej awangardy.<br />

Wyznawali wsp61nie zasad~ poetyckiego konstruktywizmu, ale dla<br />

awangardy konstruktywizrn zaw~zal si~ jedynie do plaszczyzny<br />

poszukiwan formalnych. Pod koniec dwudziestolecia przyznal si~<br />

nawet do tego jeden z jej teoretyk6w - Jan Brz~kowski, krytykujqc<br />

za wqskie uj~cie swoj glosny szkic z 1933 roku pt. Poezja<br />

integralna. 24 Zagarysci patrzyli szerzej. "Aby stworzyc dzielo<br />

o wartosci nieprzemijajqcej - pisal Jerzy Zagorski - nie wystarczq<br />

jednak wszystkie te trudy, prace, wycinanki' i rachunki. Trzeba<br />

po prostu i nic wi~cej: d 0 r 0 s n q cum y s low 0 d 0 j a k i ego s<br />

pOW a z neg 0 tern a t u" (podkr. moje - W. S.). 25<br />

A wi~c doszlismy do naczelnej zasady konstruujqcej poezj~ zagaryst6w<br />

- jest ona wartosciq pozaestetycznq. Zasadq tq: 0 s 0­<br />

bow 0 s c tw6rcza, tak tylko mozna odczytac postulat "dorosni~cia<br />

umyslowego". Wartosc ta dlatego nie miesci si~ w estetyce, ze<br />

niejako poprzedza proces tw6rczy, stanowi (albo i nie stanowi)<br />

niez~dny etap przygotowawczy i miesci si~ w zakresie ideologii,<br />

poglqdu na swiat. Zagarysci byli na pewno pierwszym pokoleniem<br />

W naszej literaturze, kt6re tak mocno zaakcentowalo koniecznosc<br />

zaj~cia w stosunku do rzeczywistosci wlasnego, bardzo okreslonego<br />

stanowiska. Wlasciwie cala ich wartosc na tym polega i dzi~ki<br />

niej ocalala do dnia dzisiejszego ich poezja. W ten spos6b, przyglqdajqc<br />

si~ zalozeniom estetycznym zagarystow od cZqstek najbardziej<br />

.elementarnych az do tego stopnia uog6lnienia, kt6re dalo<br />

si~ zamknqc w jednym poj~ciu "konstruktywizm", doszlismy do<br />

analogicznych wniosk6w z tymi, ktore wyplyn~ly w rozdziale poprzednim<br />

przy obserwacji skladnikow swiatopoglqdowych. Grup~<br />

t ~ cechowala, jak by si~ dzisiaj powiedzialo, p 0 s taw a 0 twa r t a.<br />

Wi~cej: mieli oni swiadomosc, ze dam tego nie otrzymuje si~ za<br />

darmo a przeciwnie, jest on wynikiem wielkiego trudu: dlugiego<br />

trudu k 0 n s t r u 0 wan i a 0 sob 0 w 0 sci. Pozostajc pytanie:<br />

dlaczego to wlasnie zagarysci posiedli t~ swiadomosc, co si~ przyczynilo<br />

do jej powstania, jaki zesp61 warunk6w?<br />

*<br />

U Jan B r z ~ k 0 w s ki, Wyobrainia touztoo!ona, "Kolumlla Literacka", dodntek<br />

tygodniowy do "Kurlera Wilenskiego" 1938, nr 125.<br />

25 Jerzy Zag 6 r ski, Radion sam pierze, "Zagary" 1932, nr 6.


180<br />

WIESLAW P AWEL SZYMANSKI<br />

P od k oniec dwudziestolecia mi~d zywojennego dalo siti wyrazme<br />

zaobserwow ac artykuly syntetyzujqce, ktore probowaly juz czas<br />

ten wartosciowac. W artykule 0 Wladyslawie Sebyle taki uogolniajqcy<br />

sqd 0 "Kwadrydze" skonstruowal Stefan Lichanski. Porownajmy<br />

socjologiczne dane w nim zawarte z tymi, ktore odnoszq<br />

s i~ do grupy Zagarow. Zestawienie to ukaze interesujqce roznice.<br />

"Sytuacja spoleczna i literacka grupy Kwadrygi, z ktorej wyszedl<br />

Sebyla, miala w sobie duzo tragizmu - pisal Lichanski. - Wyrosli<br />

oni przewaznie z dolow spolecznych, przyszli w momencie<br />

jak najgorszym dla siebie. Skamander wst~pnym bojem zdobyl<br />

sobie publicznosc czytajqcq: rzadko ktora grupa byla w tym stopniu<br />

"glosem pokolenia". (...) Trafili na swojq epok~ i rzucili na niq cien.<br />

Kto przyszedl po nich, musial: sl~ alba dostosowac, albo zgodzic<br />

si ~ na niepopularnosc. (.. .) Kwadrygowcy zrosli si~ z tym samym<br />

swiatem poj~c i wartosci, ktore uksztaltowaly" postawEi duchowq<br />

i formy artystycznej wypowiecJ zi Skamandrytow, ale na arcnEi<br />

weszli w tym momen cie, kiedy wzbur zonc "wybuchem" niepodleglosci<br />

fale zyci a juz si ~ uspokoHy, kiedy nowi ludzie zasiedli<br />

juz mocno na zdobytych stanowiskach i nowe formy ustrojowe jui<br />

Qkrzeply. (.. .) Jako ludzie i jako artysci nie mieli przed sobel<br />

mozliwosci wybierania, w arunk i zcw n ~ t r z n c okreslily ich i wepchn~l:y<br />

w gotowy szablon. (...)" 23 Ocen a Lichanskiego byla obiektywna,<br />

co nie znaczy, ze przy mniej uogolnionym spojrzeniu nie<br />

trzeba by podkreslic kilku wyjqtkow. 0 obiektywizmie jej swiadczy<br />

to, ze jeden z kwadrygantow, Stanislaw Ryszard Dobrowolski,<br />

podobne w tym samym czasie zajql stanowisko, gdy pisal: "Najwazniejszym<br />

niedociqgni ~ciem »Kwadrygi« - jako grupy poetyc­<br />

Jdej - bylo niewypracowanie vvlasnego, scisle poetyckiego programu<br />

i z tym poniekqd zwiqza na zbytnia zaleznosc artystyczna<br />

od poetow Skamandra". 27<br />

Start zagarystaw byl zupelnie inny. Najmniej interesuj[)ca jest<br />

tu "innosc" socjalnego pochodzenia. Vvprawdzie k wadryganci w yszli<br />

przewaznie z "dolow spolecznych", a podsta-.vowa trajca poetaw<br />

zagarowych - Bujnicki, Milosz, Zagorski z "inteligencji pracujqcej",<br />

lecz w konsekwencji roznica ta dawala niewiele. Pierwsi<br />

patrzyli w mlodosci na ck liwe obrazy swiEitych, \V dworkach zicmianskich<br />

takze n ie w isial P icasso, w najlepszym wypadku -<br />

Malczewski. 0 wiele wazniejszc, ZC zetkniEicie si Ei zagarystow ze<br />

skamandrytami mialo przebieg duzo lagodnicjszy, z dwu powodow.<br />

Po pierwsze debiut ich przypadal w miescie jcdnak bal' dzo oddalo­<br />

26 Stefan Lie 11 a xi. s ki, P OC ~ (I. tll clz k. iej !) (L7Ho t. noscl , "Piuny" l U:JU , 111' 40.<br />

27 Stan isla w R yszartl D o IJ l' 0 W 0 1 ski, Vu '(/ uziescia lot p oczj i tV P o ls ce<br />

O d1'odzonej, "Epol


ZAGARY I ZAGARYSCI 181<br />

nym od Warszawy, stqd odpadla skamandrytom obawa bezposredniej<br />

konkurencji; po drugie: nastqpil on po dziesi~ciu latach od<br />

narodzin Skamandra, a wi~c jednostka czasowa byla wystarczajqco<br />

duza, zeby uznae wystqpienie zagarystow za naturalny proces debiutu<br />

nowego pokolenia. Kwadryganci weszli wtedy w zycie, gdy<br />

"formy ustrojowe juz okrzeply", zagarysci, gdy znowu ujawnilo<br />

s i:~ sporo komplikacji starych i nowych. Przypomnijmy sobie tylko,<br />

ze rok 1930 to uwi~zienie poslow w Brzesciu, lata 1932-33 to doc1:wdzenie<br />

Hitlera do wladzy, a u nas strajki robotnicze i rolne<br />

i sprawa nume1'US clausus na uniwersytetach, bolesna zwlaszcza<br />

bardzo w Wilnie. Warto tu rzucie dygresj~, ze grupa Zagarow<br />

7.aj~la wobec tego ostatniego problemu stanowisko bardzo zdecydowane.<br />

W numerze 5 "Pionow", w artykule wst~pnym Milosz<br />

zestawial dW'a fakty: antysemickie "''Ystqpienia grupy studentow<br />

j wystawienie w teatrze na Pohulance sztuki Wyspiailskiego<br />

Zygmunt August. Oto jego niewymagajqcy komentarza wniosek<br />

koncowy: "Bez 19arstwa niewygodnie zye. Lepiej miee swoje swi~tosci.<br />

Z bicia szyb w 'sklepach zydowskich robi si~ wojn~ krzyiowq<br />

przeciwko wrogom narodu. Z dumnej kurtyzany Barbary niewinnq<br />

d zieweczk~, golqbka boiego. (...)" 28 Dodajmy, ie w ostatniej fazie<br />

"Zagary" byly jedynym pismem literackim, kt6re poswiE;calo szpalt~<br />

"Kronice iydowsldej". Wyrainym bardzo plusem dla wyst'lpienia<br />

zagarystow bylo takze to, ze mialo one miejsce w Wilnie, a nie<br />

w stolicy. Znowu z Idlku wzglE;dow. Napierski gdzies podkreslil,<br />

zc iycie literackie Warsza""Y nie moze bye tw6rcze dlatego, ze<br />

wyiywa siE; one w zlosliwych, malostkowych utarczkach grupowych<br />

czy nawet indywidualnych. W Wilnie :i:agarysci byli w pewnym<br />

sensie niezaleini. Miasto to dawalo dystans do spraw ogoInopolskich<br />

i europejskich, moina by ten dystans przyrownac de<br />

widoku z lotu ptaka. No i wcale nie bylo tak bardzo oddalone od<br />

owczesnego zycia politycznego. "J est pod bokiem na jciekawszy<br />

kraj swiata ZSRR" - pisal Milosz w jednym z artykul6w. 29 Istnieje<br />

jes7cze iedna r6znica, bardzo powaina, inne funkcje uniwersytetu<br />

\V obu wypadkach. W okresie studiow kwadrygantow uniwersytety<br />

stosowaly w pewnym sensie "taryfE; ulgowq". Du za cz ~sc inteligencji<br />

w yg in ~la w czasie wojny i w okresie ksztaltujqce j sif: panstwowosci<br />

polskiej powstalo ogromne zapotrzebowanie na elitq.<br />

asycenie n astqpilo dopiero w latach trzydziestych. Uniwersytety<br />

unormowaly swoje zycie, wprowadzono wi E;kszy rygor . Dodae tu<br />

trzeba, ze uniwersytet im. Stefana Batorego by! oczkiem \ '1 glowie<br />

wladz pcll1stwowych. Moze to wplyn~!o na oiywione zycie mif:dzy ­<br />

28 Czeslaw Milo s z, Dane d o poemat6w, "Piony" 1932, nr 5. <br />

29 Czesla w M! lo s Z, Sens r eglonalizmll, "Plony" 1932, nr 2.


182 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />

wydzialowe, nie mowH~c JUz 0 tym, ze starano siQ angazowac najpowazniejsze<br />

sUy naukowe. Zwlaszcza prawo slynQlo z wysokiego<br />

poziomu wspolczesnej wiedzy europejskiej. Wymienic tu trzeba<br />

przede wszystkim Mariana Zdziechowsklego i teoretyk6w prawa:<br />

Sukiennickiego i Wilamowskiego. Przypomnijmy sobie, ze glowna<br />

trojca poet6w grupy Zagary to prawnicy, a usprawiedliwione siQ<br />

stanie, jesli siQ 0 wydziale tym powie rzecz jeszcze jednq, dose<br />

wazkq. Studia prawnicze dawaly mianowicie w por6wnaniu z innymi<br />

najwiQkszy luz czasowy. Zdawalo siQ raz do roku egzaminy<br />

i na tym koniec. Studentom pozostawalo duzo czasu, kt6ry oczywiscie<br />

mozna bylo roznie wykorzystywae. Stqd zapewne ozywiona<br />

dzialalnose r6znych organizacji studenckich, uniwersyteckich i towarzyskich,<br />

stqd rozpoIitykowanie mlodziezy, rewizje modelu<br />

ustrojowego, szukanie modelu lepszego. Kiedys w ferworze jednej<br />

z dyskusji Arcimowicz zarzucil MUoszowi, ze wierzy on w Marksa.<br />

Na to MUosz, ze jesli ma wierzye w Marksa tak jak siQ wierzy<br />

w Boga, to oczywiscie w Marksa nie wierzy, ale wier zy, ze Marks<br />

byl swietnym ekonomistq. 30<br />

*<br />

Pierwszy wyrazny s~d 0 poezji dwudziestolecia wydalo pokolenie<br />

okupacyjne. Jest to zrozumiale, nowa wojna ustaIila cezurQ zamykajqcq<br />

ten okres w obrQbie dwu kataklizin6w. Lirycy okupacyjnej<br />

"Szkoly warszawskiej" przyznawali siQ jedynie do lqcznosci<br />

z tym nurtem poezji dwudziestolecia, ktory przywyklo siE;<br />

nazywac nurtem katastroficznym. Pisze 0 tym Leslaw M. BarteIski<br />

w ksiqzce pt. Genealogia ocalonych (na pokrewienstwa te zresztc!<br />

zwr6cono uwagQ wczesniej). BarteIski przytacza m. inn. wypowiedz<br />

Gajcego 0 katastrofistach. "Tragizm czasu czy tragizm czas6w ­<br />

pisal Gajcy - uchwycila drobna w stosunku do calosci Iiczba poet6w.<br />

W odrQbnym dwutorowym bloku naszej poezji lat miQdzywojennych<br />

te nieIiczne pozycje tw6rcze majq wyglos aktualnosci<br />

i teraz, poezja ich jest genetycznie najblizsza tw6rczosci wojennej.<br />

W pozornie pogodnej, nie grozqcej nowym potopem atmosferze<br />

czasu dostrzegli oni zblizaj


ZAGARY I ZAGARYSCI<br />

183<br />

takze przede wszystkim rozumiec wizyjnosc tych poetow. Oczywiscie,<br />

pewne jednostki 0 szczegolnej wrazliwosci jak Sebyla czy<br />

Czechowicz z odczucia drgnien coraz bardziej niespokojnego swiata<br />

przepowiadaly ostatecznq ich logik~. Wsrod rzuconych przez Gajcego<br />

nazwisk spotykamy Zagorskiego i Milosza, katastrofizm zas<br />

tych mial bardziej skomplikowane podloze. Z jednej strony byl<br />

wyrazem przeczuc do czego prowadzi totalizujqca si~ Europa, mozna<br />

go nazwac katastrofizmem pesymistycznym, wizyjnym czy tragicz­<br />

• nym i pod tym kqtem odczytal przede wszystkim debiutancki tomik<br />

Milosza Jerzy Kwiatkowski, 32 z drugiej ~ katastrofizm ten wynikal<br />

z gotowosci do walld., z maksymalnego protestu wobec zastanej<br />

I'zeczywistosci. Zrodlem tego drugiego katastrofizmu byly na pewno<br />

poglqdy i artykuly (oczywiscie mi~dzy innymi) polityka i ekonomisty<br />

Henryka Dembinskiego. W pierwszym artykule umieszczonym<br />

w "Zagarach" pisal on ,,(...) Wolimy juz rzqdy, zmieniajqce si~<br />

przy trzasku karabinow maszynowych i huku armat. Ortodoksi '<br />

i fanatycy wszystkich wieko'w! podajcie r~ce, my z wami. Niech<br />

si~ leje krew, niech si~ w czerwieni lun rodzi heroizm nowego<br />

zycia, niech b~dzie jedna mysl, jedna wola, jeden pion ideowy." 33<br />

Jesli razi nas w tych sformulow~niach zbyt mocne akcentowanie<br />

sily, pewna demagogia, nie zapominajmy, ze Dembinski byl urodzonym<br />

przywodcq pokolenia, a z funkcjq t q nierozerwalnie zawsze<br />

siG lqczy jakis procent demagogii (u Dembinskiego jest on zresztq<br />

niewielki). Poezja zagarystow byla oczywiScie 0 wiele mniej demagogiczna,<br />

a 0 wiele bardziej... dialektyczna. I na jeszcze jedno<br />

zrodlo katastrofizmv mozna wskazac - w ocenie owczesnej cywilizacji.<br />

"Chaos wspolczesny i niemoc wyjscia z impasu dziejowego<br />

Sq naturalnym skutkiem utraty samorzutnosci tworczej przez .<br />

ludzkosc - pisano w "Zecie". - Odbywa siG ponury proces automatyzacji<br />

i mechanizacji zycia zbiorowego, proces, w kt6rego tryby<br />

wciqgniGta zostala' jednostka, tracqc przede wszystkim poczucie<br />

jednosci Osobowosci, dalej zdolnosc myslenia syntetycznego, wreszcie<br />

imperatyw etyczny". 34 Jak gdybysmy slyszeli Witkacego, sformulowania<br />

te zresztq na pewno powstaly pod wplywem jego poglqdow,<br />

cZGsto drukowal artykuly w "Zecie". Katastrofizm cywilizacyjny<br />

mial sw6j szeroki zasiGg, spotkac go mozna bylo i w Ameryce.<br />

W historiozofii zostal podchwycony juz pod koniec pierwszej<br />

wojny - z chwilq ukazania si~ glosnego dziela Spenglera.<br />

Nie bardzo sobie jednak u8wiadamiamy, ze spoglqdanie na poezjG<br />

ostatnich lat dwudziestolecia, t~, kt6rq siG przywyklo nazywac<br />

32 .Jerzy K w i a t k 0 W ski, 0 pOQzj1 Czeslawa MHosza, "Tw6rc7.o~c" 1937,<br />

nr 12.<br />

33 Henryk D e m b ! iI s k i, DefHudu umarych bog6w, "ZlIiary" 1931, nr 3.<br />

34 "Zet" 1933, n r 22.


184 WIESLAW PAWEL SZYMANSKI<br />

drugq awangardq, wylqcznie przez doswiadczenia ostatniej \Vojny,<br />

krzywdzi jq i zaciera inne wartosci, moze nawet wazniejsze. Bo<br />

to przeciez wlasciwie tylko przypadek, "szczE:sliwa" wygrana na<br />

postawiony kolor. A gdyby "wygrana" nie padla, czy w6wczas nie<br />

dostrzegalibysmy w og6le tej poezji, kt6rq nazywamy "katastroficznq"?<br />

Chcemy powiedziec jedynie tyle, ze pojE:cia "katastrofizm",<br />

"poezja katastroficzna" nie mogCj bye kluczami do badania liryki<br />

"Zagar6w". Jesli siE: wszyscy nimi poslugujemy, to dlatego, ze<br />

uleglismy naporowi rzeczywistosci zewnE:trznej, pozaestetycznej, •<br />

w jakims sensie emoCji, ktorej sila zreszta. miala prawo przezwyciE:zye<br />

naSZq wrazliwosc krytycznq. Czy nie dobrze by jednak<br />

bylo, gdyby z czasem probowac zastosowac do oglqdu lil'yki tego<br />

okresu wlasciwe kryteria?<br />

Jest to tylko przestroga, aby nie patrzec na zagadnienie katastrofizmu<br />

zbyt wqsko. Liryka zagarystow, jej eschatologia, byla<br />

takze wynikiem dostrzezonych w swiecie przemian etycznych.<br />

(Tw6rczosc zagarystow lqczy siE: tu z tw6rczosciGj Witkacego). Mlodym<br />

poetom dopom6g! zobaczyc te przemiany staruszek Marian<br />

Zdziechowski, zawsze rozpatrujqcy zagadnienia literacJde pod kqtern<br />

idealu etycznegr, byli oni pod jego wplywem.<br />

Konstanty Troczynski byl zdania, ze okres "idealizmu mlodzieflczego",<br />

kierunek jego ujscia, rna wplyw na calq p6zniejszq osobowot,vorczq<br />

dzialalnosc ludzkq: ,,(...) Sq dwa typy ujscia, dwa procesy .<br />

wyjscia ze stanu idealizmu mlodzienczego - pisal on. - Pierwszy<br />

typ okresla si~ mianem dojrzewania, drugi heroizacji. 0 ile pierwszy<br />

polega na poddaniu wlasnych dqinosci osobowotworczych<br />

sprawdzianom wlasnego optimum biologicznego, w czym skutecznie<br />

uczestniczq normy i sankcje srodowiska, 0 tyle drugi polega na<br />

dqinosci do przedluzania idealizmu heroicznego poza okres mlodzienczy<br />

i na dqznosci do zbudowania wlasnej jazni moralnej<br />

w oparciu 0 ten idealizm. 0 He w typie pierwszym czlowiek zostaje<br />

pozbawiony wszelkiej wlasnej osobowosci moralnej, podporzqdkowujqC<br />

si~ pod sprawdziany moraIne grupy, 0 tyle w typie drugim<br />

wyznacza siE: indywidualnose ludzka jako osobowose moraIna. Wracajqc<br />

teraz na teren sztuki i literatury pragnE: zaznaczyc, ze rozumiem<br />

prawa sztuki wlasnie jako prawa tego heroizmu osobowotw6rczego.<br />

Artysta jako osobowos~ jest to przede wszystkim taki<br />

osobnik, ktory w okresie idealizmu mlodzienczego nie poddal swych<br />

dqinosci osobowotw6rczych pod sprawdziany wlasnego optimum<br />

iyciowego, ale wytrzymujqc w calej pelni napiGcie heroiczne tego<br />

okresu zdecydowal siE: budowac swojq jazn moralnq na "uratowanym"<br />

odcinku mlodosci. Sztuka, a wlasciwie jej formy, sluiq mu<br />

jako material do tej budowy. Zostaly one wyt\vorzone wlasnie


ZAGARY I ZAGARYSCI<br />

oeena i hie­<br />

jako kategorie moraIne. Jest w nieh i poszukiwanie<br />

rarehia wlasnie ezysto moraIna. (...)" 35<br />

185<br />

Przyszli krytyey "finainego eelu" - jak m6wi Kazimierz Wyka-­<br />

odezytajq kiedys jeszeze raz poezj~ Milosza ezy Bujniekiego jako<br />

"glos pokolcnia". U pierwszego z nieh dostrzegq pesymistyezny<br />

determinizm ("Ale przeciez ziemia zaspokoic naszego nie potrafi<br />

glodu. Z przekI~tego jestesmy bowiem pokolenia"), u drugiego<br />

optymizm wiary w zwyci~stwo ("Przekuwamy oblieze Iegendy na<br />

prawdziwe oblieze ojezyzny"). Przyszli strukturalisei zbadajq obrazowanie<br />

i wykazq na podstawie otrzymanyeh wynik6w powiCjzania<br />

z symboIizmem, powiedzq 0 sklonnosci do patoslJ, retoryki, stylizaeji<br />

biblijnej (uniwersalizaeja), epizaeji i klasyeyzmu. Tutaj eheialo<br />

si~ tylko ukazac jedno. Zagarysci byIi en masse pierwszym pokoleniem<br />

w naszej literaturze, kt6re dzi~ki praey nad swojq osobowosciCj<br />

rozszerzylo tak bardzo zakres naszej Iiryki, ze wlasciwie<br />

odtCjd moglo si~ w niej znaleic wszystko - stworzyli poezj~ nowoczesnCj<br />

i europejskCj. "Sehody, po ktorych wleezono Cromwella Sq<br />

tak sarno historiCj, jak Iegenda Gieldy Londynskiej" - powie Jerzy<br />

Zag6rski w Odzie na spadek funta. A na powstanie tej swiadomosci,<br />

ie osobowosc ludzka nie moze ulee spetryfikowaniu, jesli ma wytwarzac<br />

prawdziwe wartosci artystyczne zlozyl si~ ealy szercg<br />

warunk6w i przyezyn, kt6re staralismy si~ w tym szkicu ukazac.<br />

1963<br />

Wieslaw Pawel Szymanski<br />

35 Konsta nty T roc Z y nski, Od !ormizmu do morattzmu, Poznan 1935,<br />

s. 83.


LITURG/A DZISIAJ<br />

LITURGIA S l 0 W- A<br />

Dotychczas stosowano podzial Mszy sw. na "Msz~ Katechumenow"<br />

i "Msz~ Wiernych". Missio catechumenorum pochodzi z IV w.<br />

i oznaczalo odprawianie katechumenow i niektorych grup pokutnikow<br />

(na niektorych terenach) po kazaniu. Dopiero od XI w.<br />

wyraz "msza katechumenow" oznacza modlitewno-dydaktycznCj<br />

cz~sc Mszy sw.<br />

Do liturgii slowa naleiy dzisiaj lekcja, spiew mi~dzylekcyjny<br />

(Gradual, Tractus, Alleluja, Sekwencja), Ewangelia, homilia, kazanie<br />

i Credo. Modlitwa wiernych stoi na pograniczu liturgii slowa<br />

i liturgii Eucharystycznej: jesli si ~ odprawia tylko liturgi~ slowa,<br />

wtedy stanowi jej zakOl1czenie; jesli nast~puje Eucharystia, wtedy<br />

jest poczCjtkiem liturgii eucharystycznej.<br />

1. KROTKI ZARYS DZIEJOW LITURGII SLOWA<br />

u c z taP a s c hal n a - Ojciec rodziny opowiadal 0 tzw. haggadah<br />

znaczenie swi~ta Paschy. Mowil 0 wyjsciu Izraelitow z Egiptu<br />

do Ziemi Obiecanej. Sensem tego opowiadania bylo przypomnienie<br />

wszystkim obecnym tresci tej uczty, tej pami&tki. Dlatego stawiano<br />

na wst~pie pytanie: czym r6ini si~ dzisiejsza noc od innych<br />

nocy?<br />

C z as yap 0 S to 1ski e - Chrzescijanie w Jerozolimie brali<br />

udzial w nabozenstwach w swiCjtyni, a poza Jerozolim!! w liturgii<br />

slowa odprawianej w synagogach. Eucharysti~ natomiast odprawi<br />

ano osobno, po domach prywatnych bez liturgii slowa. W Dziejach<br />

Apostolskich czytamy, ze sw. Pawel w Trojadzie najpierw<br />

dlugo mowil, a potem odprawil Eucharysti~. Eucharysti~ odprawiano<br />

zasadniczo w ramach uczty braterskiej - agape. Naduzycia,<br />

kt6re gani sw. Pawel w liscie do Koryntian, doprowadzily do<br />

odlqczenia uczt braterskich od Eucharystii. Byla wtedy za kr6tka,<br />

dlatego nastqpilo pol q c zen i e E u c h a r y s t i i z s y n a g 0­<br />

gal n q 1 i t u r g i.q s Iowa (pod koniec I w. a na pewno w II w.).


LITURGIA SLOWA<br />

187<br />

Synagogalna liturgia slowa w sobot~ rano miala nast~pujqcy<br />

przebieg; Na wst~pie odmawiano rodzaj wyznania wiary zlozonego<br />

z cytat6w biblijnych, potem nast~powaly dwa czytania z Ksiqg<br />

Mojzeszowych i Prorok6w. Z Ksiqg Mojzeszowych w formie Lectio<br />

continua - czytania ciqglego. Dopiero pMniej (II-III w.) ustalono<br />

perykopy, tzn. fragmenty Pisma sw. powtarzajqce si~ co kilka lat.<br />

Czytalo zasadniczo kilku lektor6w, przynajmniej siedffiiu, kazdy<br />

czytal kilka wierszy. Z prorok6w natomiast czytano wybrane fragmenty.<br />

Po czytaniu przelozony gmlny albo kt6rys z uczestnik6w<br />

przemawial. Z tej praktyki korzystal sam Pan Jezus i sw. Pawel.<br />

Po przem6wieniu byla modlitwa i blogoslawienstwo koncowe. Tak<br />

wygl'ldala synagogalna liturgia slowa. Z tego przej~to czytania,<br />

spiew mi~dzylekcyjny, homili~ i modlitwy. Pierwszy wyrazny<br />

swiadek, to sw. Justyn M~czennik, kt6ry pisze okolo roku 150:<br />

"W dniu zwanym dniem slonca ... czyta si~ pami~tniki Apostol6w<br />

(Ewangelie), albo pisma Prorok6w, jak czas pozwala. Gdy czytajqcy<br />

SkOl1.CZY, przelozony przemawia i usilnie zach~ca do wcielenia<br />

w zycie pi~knych tych nauk tylko co slyszanych, nast~pnie wszyscy<br />

powstajemy i modlimy si~".<br />

Co c z Y tan o? - Czytano Stary i Nowy Testament w r6znym<br />

wyborze i w r6znej liczbie, nie bylo jednolitosci. Ze Starego Testamentu<br />

czytano cz~sto dwa czytania - z Prawa i Prorok6w, a z Nowego<br />

Testamentu - z Dziej6w Apostolskich, List6w Apostolskich<br />

i z Ewangelii, np. ormianska liturgia rna 3 czytania: 1 ze Starego,<br />

2 z Nowego Testamentu; liturgia koptyjska i etiopska maj'l 4 lekcje<br />

i to wszystkie z Nowego Tastamentu: Listy sw. Pawla, Listy Katolickie,<br />

Dzieje Apostolskie, Ewangelie. Poza Pismem Sw. czytano<br />

czasem r6wniez inne pisma np. listy biskup6w (zwlaszcza biskupa<br />

rzymskiego) oraz opis~ m~czenstwa - zwlaszcza w rocznic ~ smierci<br />

(w liturgii mediolanskiej do dziS dnia).<br />

C z y tan 0 cal e k s i ~ g i w jed n y m d n i u (Lectio continua)<br />

z wyjqtkiem wielkich swiqt posiadajqcych wlasne perykopy. Dobierano<br />

jednak ksi~gi wg charakteru danego okresu, np. Izajasza<br />

w Adwencie, Jeremiasza w Wielkim Poscie, Dzieje Apostolslde po<br />

Wielkanocy .<br />

.J ~ z y k i e m c z y tan byl zasadniczo j~zyk ludowy i dlatego<br />

wlasnie w liturgii slowa przyjmowano najwczesniej nowy j~zyk,<br />

choc reszta byla odprawiana w starym j~zyku, np. Iiturgia po<br />

syryjsku, ale czytania po arabsku; albo czytano podw6jnie w starym<br />

i nowym .i~zyku, np. w liturgii rzymskiej odprawianej przez<br />

papieza czyta si~ po grecku i po lacinie, podobnie w liturgii koptyjskiej:<br />

najpierw po koptyjsku, a potem po arabsku. Czytano tez<br />

w r6znych zywych j~zyk a ch, gdy parafia zlozona byla z r6znych<br />

narodowosci (juz okolo 400 r. w Jerozolimie po grecku i syryjsku).


188 KS. WACL.') W SCHENK<br />

U nas czytano W ostatnich Iatach po lacinie i po polsku, a dzisiaj<br />

tylko po polsku we Mszy sw. z udzialem Iudu.<br />

K t 0 c z Y t a I? - Czytal Iektor. Jest to najstarszy stopien nizszych<br />

swi~cen. Moze czytajqcy wymieniony u sw. Justyna byl<br />

urz!';dowym Iektorem. U sw. Cypriana spotykamy jui oficjalnych<br />

lektor6w - mlodych ludzi, a w Rzymie od IV w. czytali chlopcy.<br />

Od VII/VIII w. czyta subdiakon we Mszy sw. z asystq.<br />

We Mszy bez asysty do XIII w. czyta ministrant. Do tej<br />

formy dzisiaj wracamy. W czasie Mszy sw. dia Iudu Iekcj!';<br />

czyta Iektor, lub odpowiednio przygotowany ministrant. Ewangeli~<br />

czytal pierwotnie r6wniei Iektor, ale jui od IV w. diakon Iub<br />

kaplan dia podkresienia godnosci Ewangelii, a w swi~ta czytal<br />

sam biskup.<br />

Lit u r g i!'; s Iowa 0 pus z c zan 0, gdy przed Eucharystiq<br />

udzielano chrztu, konsekrowano biskupa, wtedy liturgia ta zast!';­<br />

powala Jiturgi!,; slowa.<br />

Od wczesnego sredniowiecza Iiturgia slowa<br />

z a c z y nap 0 w 0 1 i t r a c i e z n a c zen i e i sen sow nos e.<br />

J~zyk liturgiczny nie byl j~zykiem Iudu. Czytania, przeznaczone<br />

dia Iudu, byly dla niego niezrozumiale. Slowo przeznaczone dia<br />

Iudu liturg czytal odwr6cony od ludu. Liturgia slowa stala si!,;<br />

obrz!,;dem, a przestala bye pouczeniem, dlatego wypelniano jq spiewem<br />

Iub glosnq grq na organach. Dzisiaj powracamy do pierwotnej<br />

formy i do pierwotnego znaczenia Jiturgii slowa.<br />

2. ZNACZENIE LITURGII SLOWA<br />

Liturgia jest dialogiem mi!';dzy zywymi osobami: iywym Bogiem<br />

i zywym czlowiekiem, dlatego musi miee charakter personalistyczny.<br />

W przeciwnym wypadku powstaje wrazenie magii, tzn.<br />

dzialania sil bezosobowych. Obecni stajq si!'; obcymi, niemymi<br />

widzami. DJatego konieczna jest dyspozycja, nastawienie czlowieka<br />

prowadzqcego dialog z Bogiem, oraz swiadomosc tego. Na t!';<br />

dyspozycj~ wplywa jq r6zne elementy, jak np. czytelnosc ceremonii,<br />

zr ozumienie modlitw (j!,;zykowe, tresciowe i akustyczne), postawa<br />

k aplana, jego spos6b odprawiania, a przede wszystkim uswiadamia<br />

jqce slowo.<br />

Jezeli cala Msza sw. jest pam i q t k q, to tym samym liturgia<br />

slowa winna przypominae Chrystusa, Jego slowa, czyny, charakter,<br />

po to, by czlowiek pokochal Jego postac, charakter, spos6b mysIenia,<br />

spos6b post!,;powania i by Chrystusa nasladowa1 w mysleniu<br />

i chceniu i by w ten spos6b powsta1 czlowiek, w kt6rym Chrystus<br />

zyje przez wiar!,; i podobienstwo w post!,;powaniu. 0 tym musi<br />

m6wie liturgia slowa.


LlTURGJA ~OWA<br />

189<br />

Msza sw. jest 0 £ i a r q po to, ieby czlowiek uczyl si~ z siebie<br />

samego zloiye ofiarEi. Przyjmujqc bowiem kategorie myslenia<br />

Chrystusa, czlowiek nlllsi bye gotowy na trudnosci, walki, ofial'Y,<br />

na rezygnacjq ze swego wlasnego punktu widzenia, sposobu pl~nowania,<br />

ktory w niejednym wypadku wydaje siE; bye sluszniejszym.<br />

I 0 tym powinna bye mowa w liturgii slowa.<br />

Msza sw. jest d z i ~ k c z y n i e n i e m. Liturgia slowa winna<br />

wychowac czlowieka wdzi~cznego, ktory "zawsze i wsz~dzie" Bogu<br />

dzi~kuje, jak zach~ca prefacja.<br />

Msza sw. jest u c zt q, ktora prowadzi do zjednoczenia z Bogiem<br />

i z braemi, dlatego istnieje scisla lqcznose miE;dzy Ewangeliq a Ko-.<br />

muniq sw. W Ewangelii spoiywamy Chrystusa pod postaciq slowa,<br />

prawdy, swiatlosci, a w Komunii sw. pod postaciq chleba.U Ezechiela<br />

(3, 1) i w Apokalipsie sw. J ana (10, 9) prorok spozywa<br />

Ksh;gq, jest to Komunia Ewangelii. Spozywanie Ciala Panskiego<br />

zaklada duchowe spozywanie tresci Ewangelii. Spozywanie sakramentalne<br />

zaklada spozywanie ducha i prawdy, dlatego tekst Communio<br />

cZGsto powtarza Ewangeliq, co swiadczy 0 tym, ze miE;dzy<br />

jednym i drugim pokarmem istnieje scisla 1qcznosc. ·Stqd uczniom<br />

idqcym do Emmaus musialo najpierw serce palae w czasie komentarza<br />

Pisma Sw. udzielanego przez Pana Jezusa, a potem dopiero<br />

mogli Go poznae przy lamaniu chleba.<br />

Liturgia jest spotkaniem grzesznego czlowieka ze swi~tym Bogiem,<br />

co zaklada koniecznose przygotowanie duszy przez oczyszczenie<br />

z grzechow - "Niech slowa Ewangelii zgladzq nasze grzechy".<br />

Ewangelia nie oczyszcza duszy magicznie, ale przez przyj~cie ewangelicznego<br />

sposobu myslenia, przez to, ze czlowiek odchodzi ad<br />

siebie. Wtedy nast~puje metanoia - zmiana myslenia i przez to<br />

odpuszczenie grzechow przez Boga.<br />

Celem liturgii jest zjednoczenie z Bogiem. Zjednoczenie to nast~puje<br />

w roznych stopniach: najpierw przez milose do braci -­<br />

w liturgii milosci, nast~pnie przez wspolofiarowanie. Jest to bardzo<br />

trudne i daleko id::;ce nasladowanie Chrystusa Pana, wreszcie<br />

przez Bozq uczt~, ktora nas lqczy z Chrystusem, a przez Chrystusa<br />

z Ojcem i z braemi. To wszystko musi bye przygotowane przez<br />

Communio vcrbi Divini, tzn. przez Komuniq Slowa Boiego. Najpierw<br />

musi nastqpie pocz~cie Chrystusa w Duchu, a potem Iizyczne.<br />

Matka Eoza posiada1a Chrystusa przed pocz~ciem w ca1ym<br />

swoim nClstawieniu, charakterze i poboznosci, a potem stala si ~<br />

fizycznie Matkq J ego (Leon Wielki). Dlatego najpierw zjednoczenie<br />

przez wia;" G, a potem przez sakrament, stqd<br />

Msza sw. posiada dwa punkty szczytowe:<br />

EuangeIion i Eucharystia (Eu = dobro)<br />

Slowo i Sakrament


190 KS. WACLAW SCHENK<br />

Ewangelia i Przeistoczenie (S10wo, kt6re sie. stalo Cialem) <br />

St61 Slowa i St6l Eucharystii <br />

swiatlo (ios) i zycie (zoe) <br />

3. LITURGIA SLOWA STAWIA PEWNE WYMAGANIA .<br />

POD ADRESEM CZYTAJl\CEGO I SLUCHAJl\CYCH<br />

by wszyscy obecni slyszeli. Czytae z odpowiednim akcentem, by<br />

wszyscy zrozumieli, bo spos6b czytania jest komentarzem. Czytae<br />

. wicie ze wierni nie wiedzq, dlaczego dzisiaj jest takie czytanie,<br />

mysli liturgicznej dnia, programu piesni z uzasadnieniem wyboru<br />

Lekcji sluchajq wierni siedzqc, Ewangelii na znak poszanowania<br />

damiamy sobie, ze Prorok, Apostol, Chrystus m6wi do nas osobiscie.<br />

kramentalnej ale tez realnej i dlatego powitanie Chrystusa "Chwala<br />

Tobie Panie", dlatego aklamacja, radosne wolanie po Ewangelii<br />

kramentu), r6wniez calowanie ewangeliarza, intronizacja Ewangelii<br />

na Soborze, procesja z Ewangeliq po polach i blogoslawienstwo<br />

udzielane ksi~gq Ewangelii. Konstytucja soborowa 0 liturgii podajc<br />

"Chrystus jest zawsze tak obecny w swoim Kosciele... jest obecny<br />

w6w czas On sam m6wi" (art. 7). Czytanie Ewangelii nie jest tylko<br />

przypomnieniem tego, co Chrystus kiedys m6wil, ale jest slowe~<br />

chlebem na caly tydzien, dlatego dobrze byloby, przynajmniej<br />

Lektor po\vinien tekst naJplerw przeczytae, przestudiowae, z1'ozumiee,<br />

zapoznae si~ z komentarzem. Powinien m6wie tak glosno,<br />

z powagq i w takim tempie, jakie odpowiada wielkosci swiqtyni.<br />

Przy obecnej praktyce zauwaza sie. jeszcze pewien brak, mianoa<br />

nie inne. Brak bowiem wprowadzajqcego slowa przed Mszq sw.<br />

z podaniem niedzieli, uroczystosci, swi~tego tego dnia, zasadniczej<br />

piesni.<br />

stojqc. Postawa siedzqca jest postawq czlowieka skupionego. Sluchamy,<br />

a nie czytamy r6wnoczesnie, chyba, ze nie slyszymy. Uswia­<br />

M6wi do mojej konkretnej sytuacji. Czytanie Ewangelii jest form,!<br />

prawdziwej obecnosci Chrystusa, innego rodzaju od obecnosci sa­<br />

"Chwala Tobie Chryste" dwie swiece, okadzanie (jak Najsw. Sa­<br />

w swoim slowie... albowiem, gdy w kosciele czyta si~ Pismo sw.,<br />

zywym, w tej chwili wypowiedzianym. Zaklada uwag~ skierowan ~<br />

na Chrystusa, postaw~ otwartc! i gotowose przyj~cia Chrystusa!<br />

"Wszystkim, kt6rzy Go przyje.li, dal moc, aby staH si~ Synam'<br />

Bozymi", Pismo sw. uslyszane podczas niedzielnej liturgii rna by<br />

jedno zdanie zapami~tae , to zdanie powtarzae i przyswoie sobi,<br />

jego ducha. Wtedy nast~puje asymilacja, bo nie ilose pokarmu<br />

decyduje, ale milose. O. Karol Antoniewicz, 'TJ pisal: - ,,1 ta<br />

o slowie Bozym mozna by rzec co 0 cielesnym pokarmie. Ciala ni


LITLJRGIA SLOWA 191<br />

posila wielka ilose pokarmu, lecz pokarm naleiycie stl'awiony,<br />

tak duszy nie zasila znakomita ilose prawd, jesli slowo Boie nie<br />

bE:dzie zachowane w sercu i niejako strawione w duszy, tak ii<br />

stanie si~ iyciem duszy". Owocem takiego sluchania b~dzie realizacja<br />

slow ~w. Pawla "Listem naszym wy jestescie" (2 Kor 3).<br />

Bog mowi do nas, aby nast~pnie cale nasze iycie przemawialo do<br />

otoczenia. Jedynq bibliq, kt6rq dzisiaj niejeden czlowiek jedynie<br />

czyta, jest iycie chrzescijan.<br />

Ks. W aclaw Schenk<br />

Redakcja miesillcznika "<strong>Znak</strong>" zwraca sill do wszystkicb<br />

czytelnikow numeru 137-138 ("Zarys rozwoju organizacji<br />

Koiiciola katolickiego w Polsce") z prosbll 0 nadsylanie<br />

uwag, spostrze:i:eli ezy ewentualnycb sprostowan dotyczlleycb<br />

artykulow tam zamieszezonycb.<br />

Uzupelnieuia te wykorzystajll autorzy w swojej praey<br />

nad poszerzonll wersjll tych samycb zagadnien - eelniejllze<br />

zostanll wydrukowane na lamaeb naszego miesillcznika lub<br />

przez Towarzystwo Naukowe KUL-u.<br />

RF:DAKCJA


ZDARZENIA KSIAZKI LUDZIE <br />

MIGUEL DE UNAMUNO<br />

Setna rocznica urodzenia Unamuna (29 IX 1864 r.), tak obchodzona<br />

przez francuskq pras~ Iiterackq wszystkich odcieni i swiatopoglqd6w,<br />

w Polsce przeszia prawie niezauwazona. Francja uiszczala s i~ z dlugu<br />

wdzi~cznosci wobec kultury narodu, kt6ry wydal Cyda i don Juana.<br />

Ale dlug taki zaciqgn~la i Polska i to nie tylko przez Ksi~cia Niezlomnego,<br />

r.ie tylko nawet przez calderonowskq form~ Snu srebrnego Salorp.ei<br />

i legendfi 0 ostatnim kr6lu Grenady w Zawiszy Czarnym. Razem z. calq<br />

Europq podleglismy wpl:ywowi Hiszpanii w epoce barokuj razem z EuroPfl<br />

katolickq wpl:ywowi hiszpanskiej mysli religijnej za kontrreformacji.<br />

A pozostaje pytaniem, 0 ile wplyw hiszpanski oddzialal na 6w skrajny<br />

odlam polskiej reformacji jakim by! arianizm. Przeciez to po spaleniu<br />

Hiszpana Serveta zaczfili uciekac z Genewy podobnie jak on myslqcy<br />

wloscy protestanci, przez kt6rych przeszedl do Polski impuls do nieskr~pow<br />

a nych dociekan teologicznych. Ale najwi~cej prawa do zainteresowania<br />

Polak6w ma Hiszpania przez podobienstwo jej historii z naSZq ­<br />

wielka ilose drobnej szlachty jak nigdzie w Zachodniej Europie i szlachecki<br />

obyczaj narodu, wreszcie r6wl1oczesny z Polskq rozkwit, a od<br />

XVII w. upadek. Podobienstwo losu dalo ~odobny kierunek historycznych<br />

poszukiwan - i tu i tam jest ch~e schwycenia momentu rozstrzygajqcego<br />

o wykolejeniu si~ narodu i szukanie przyczyn upadku. Sq to zagadnienia,<br />

ktore dla pozostal:ej Europy aktualnymi stajq s i~ dopiero dzisiaj. Stqd<br />

ze wszystkich literatur Zachodu jedynie w hiszpanskiej Polak moze<br />

znaleic siebie. A ze wszystkich pisarzy hiszpanskich na jblizszym dla<br />

Polaka jest j]namuno, gdyz mysl jego krqzyl:a nieustannic kol:o tych<br />

zagadnien, kt6re decydujq 0 analogii mi ~ d zy Hiszpaniq a Polskq.<br />

Hiszpania w czasach mlodosci Unamuna przezywal:a stan bezgranicznego<br />

upadku podobny do stanu Polski w czasach saskich: W przeciwienstwie<br />

jednak do saskiej biernosci i apatii, z ktorej narod szlachecki<br />

nie dawal s i~ wyrwac przez najsilniejsze bodice, Hiszpaniq wstrzqsaly<br />

konwulsje wojen domowych pozostawiajqcych po sobie "gorszq niz<br />

krew, wszystko zierajqcq nienawisc", jak powiedzial Unamuno pod<br />

koniec swego iycia' a w przededniu najgorszej godziny Hiszpanii.<br />

Podobnie jak kaidy narod upadajqcy, tak i narod hiszpanski prawdy<br />

o swoim stanie nie znal a przynajmniej nie znal jej w calej jej prze­


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

193<br />

ra:i:ajqcej rozeiqglosci. Wspomnienie wojen domowyeh wzbudzalo straeh<br />

przed wszelkq dyskusjq a zamilowana w gadulstwie prasa i wymowa<br />

obierala sobie wszystkie mo:i:liwe tematy z wyjqtkiem tego, 0 ktorym<br />

mowic bylo trzeba. Bezrozumna chelpliwosc szezyeila si~ SWq wy:i:­<br />

szo:iciq nad innymi narodami, a nie ezyniqc nic nie przekonywala si~<br />

o swoim klamstwie. Dopiero w roku 1898, gdy flota hiszpanska zostala<br />

w zatoce manilskiej zniszczona przez Amerykanow, sarna nie zadajqc<br />

jm :i:adnyeh strat, poznaIi Hiszpanie na jakim dnie si~ znalezli, a jeszcze<br />

wtedy niektorzy z nich wolali, :i:e zostali zwyci~zeni nie przez m~stwo<br />

a przez bogactwo i technik~.<br />

Wszystkich chwalim. ze dobrzy, i swieccy<br />

a giniemy bez rzqdu, skarbu i or~:i:a.<br />

pisal niegdys nasz Naruszewiez.<br />

ksi~za,<br />

Chorobq, ktora jak Pol s k~ tak i Hiszpani~ do. ruiny i kl~ski zaprowadzila,<br />

byla utrata wszelkiego dqzenia. Nie bylo w owczesnej Hiszpanii<br />

nikogo, kto wkladajqc w SWq prac~ calq SWq wol~ chcialby jakis cel<br />

osi


194 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

licach Salamanki prze dsi~biorstwo i zdobywa wielki jak na hiszpanskie<br />

stosunki majqtek. Zaraz rozchocizi si~ wiese, ze majqtek 6w zdobyl<br />

przez zabicie i ograbienie pierwszej swej zony. Plotkarstwo jest czynnosciq<br />

intelektualnq podobnq do konstruowania teorii naukowej - za<br />

pomocq niewielkiej liczby poj~e tlumaczy si~ roznorodnose zjawisk.<br />

Pol biedy, gdy Sq to poj~cia banalne, sluzqce do tlumaczel1ia ziawisk<br />

zwyklych, takich jak "ona z nim", gorzej gdy poj~ci e zbrodni jest naturalne<br />

a poj~cie powodzenia zdobytego przez prac~ niedost~pne dla<br />

umyslu. Tak jak w losie Kolumba, kt6ry szukajqc Indii odkryl Ameryk~ ,<br />

zawiera s i~ los tysi~cy odkrywcow, t ak w niedoli tego ni eszcz~snego<br />

Hiszpana zawiera si~ cala niedola 6wczesnego hiszpal'lskiego zycia.<br />

W takim swiecie jedynym sposobem, aby nie bye powalanym blotem<br />

i kalem, bylo nie dqzye do niczego i nic nie osiqgae. A Unamuno<br />

twierdzi, ze Hiszpan pozbawiony jest odwagi przeciwstawiania s i ~ otoczeniu<br />

i raczej wybierze bezpieczenstwo, choeby od smiesznosci, nizby<br />

mial wbrew stadu pojse- drogq, kt6rq uwaza za slusznq.<br />

Gdzie nie rna w spolnego celu, tam jedynq sp6jniq, jaka moze lqczye<br />

Judzi, jest wsp6lnie odczuwany strach. Wtedy tych, z kt6rymi m ozna<br />

m owie szczerze, uwaza si~ za przyjaci61 i przyjazn iest w cenie, ale gdy<br />

n adchodzi choe odrobina swobody, przyjaznie takie rozsypujq si~ i ludzie<br />

z przer azeniem za uwaza i


ZDARZENIA - KSIA2:KI - LUDZIE<br />

195<br />

przestal byc jakim jest, a stal si~ jakim nie jest, a wi~c chcesz zguby<br />

takiego jakim jest. Sofista w kazdym problemie podaje dwa niedorzeczne<br />

w swej krancowosci rozwiqzariia jako jedynie mozliwe, po czym odchodzi<br />

pozostawiajqc sluchaczy w oszolomieniu. Filozof szuka trzeciego rozwiqzania,<br />

kt6re jest znacznie bardziej odlegle od zwyklych dr6g mySli<br />

ludzkich i jak gdyby zakryte przez te rozwiqzania proste, kt6re narzucajq<br />

si~ same i Sq jedynymi, jakie sofista pojqC jest zdolny.<br />

Idealny charakter Hiszpanii przedstawH Unamuno w 2:yciu Don Kichota<br />

i Sancho Pansy, k,t6re ukazalo si~ w 1902 roku, w ksiqzce romantycznej,<br />

aJe tak jak romantyczny byl Wyspianski, z takq samq jak u niego<br />

powagq w ukazywaniu tego, co patologiczne w psychice narodu.<br />

Unamu!1o czerpie idealy z przeszlosci, ale i jemu trudno jest niekiedy<br />

na przeszlosc t~ nie patrzec jak na koszmar. Przed koniecznosciq takiego<br />

patrzenia chce on si~ bronic, m6wi wi~c, ze inkwizytor mniej nieludzki<br />

byl od kapitalisty, bo ofiarom swym przyznawal dusz~ i nie traktowal<br />

ich jak narz~dzi. Z szacunkiem, w p6zniejszych dzielach z uwielbieniem<br />

pisze 0 konkwistadorach. Kogo to razi, ten niech pomysli jakim falszem<br />

byloby stawiac wyzej Hiszpani~ mlodosci Unamuna nad Hiszpani~<br />

Pizarra i Cor,teza, dlatego tylko, ze ta nie popelnila tak wielkich zbrodnI<br />

jak tamta. Zalotna kobieta zn~ca si~ nad rojem swoich wielbicieli,<br />

wykorzystuje ich i poniewiera, ale gdy lata minq i pozostanie z nich<br />

tylko jeden, to jej post ~powanie b~dzie juz inne. Obudzi si~ w niej<br />

zdo)nosc do traktowania zakochanego m~zczyzny po ludzku. A jednak<br />

tylko jedna rzecz b~dzie tu pewna - utrata mlodosci i sHy, post~p<br />

moralny, 0 kt6rym prawic b~dzie mister, pozostanie wqt pJiwy. Dlatego<br />

nieraz naj!agodniejszy i najbardziej nie szkodzqcy nikomu arystokrata<br />

b ~dzie myslal z uwielbieniem 0 wielkich drapieznik~ch, kt6rych jest<br />

potomkiem, a z gl~bokq przykrosciq 0 sobie.<br />

P iszqc zywot don Kichota i Sancho Pansy uderza Unamuno w tony<br />

dziwne. Te desnuestran, pueblo mio - czyniq ciebie obcym samemu<br />

sobie, ludu m6j, pisze on i wzywa do powrotu do heroicznego barbarzynstwa<br />

i do podeptania kazdego, kto stanie na drodze. Przypomina<br />

wtedy - raz jeden w zyciu i w ksiqzce 0 don Kichocie przemawiaJqcego<br />

do narodu dyktatora - rodzaj czlowieka, do k.t6rego tylez jest podobny,<br />

co sam don K iS;hot do zdobywcy burzqcego panstwa i . rozdajqcego korony,<br />

lub Cervantes zdobywajqcy w marzeniach Algier i oddajqcy go<br />

koronie hiszpanskiej - do konkwistadora. Jednq tylko daje rad~ dobrq ­<br />

prawdziwie donkichotowskq - swoim przyszlym barbarzyncom - jezeli<br />

spotkasz glupca otoczonego dla slawy rozumu powszechnym szacunkiem,<br />

zatrzymaj si~ i zawolaj: glupiec.<br />

Ale podobienstwo mi~dzy Cervantesem a Unamunq si~ga gl~bi e j.<br />

Cervantes byl najbardziej malarskim z pisarzi - trudno byloby rozpoznac<br />

ilustracje do Szekspira, ale nie mozna nie poznac kim jest wysaki<br />

chudy rycerz, za ktorym podqza kr~py parobek na os Ie. Literatura


196 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

hiszpanska jest chyba najbardziej malarska v.: Europie, dlatego i teatr<br />

jest najbardziej teatralny. Gdy s i~ czyta Unamun~, wraza si~ w pami~ c<br />

ponury dom markiza de Lumbria zarosni~ty bluszczem i ukrywaj'lcy<br />

swoje wn~trze przed sloncem i posp6lstwem, a w domu stary markiz<br />

i jego dwie nienawidz'lce si~ corki. Od dom6w zamykaj'lcych si~ przed<br />

swiatem, a naladowanych obl~dE'm i nienawisci'l roi s i~ w literaturze<br />

. hiszpanskiej. Walki toczone w takich zamkni~tych domach musz'l bye<br />

straszne, a miejsca tych walk wydaj'l si~ miniaturami Hiszpanii.<br />

Dawna Polska nie znala takich obraz6w. SZlachta polska r6wniez najbardziej<br />

zyla zyciem rodzinnym, bardziej niz jakakolwiek inna szlachta<br />

w Europie, bardziej nawet niz b~d'lc warstw'l rZ'ldz'lc'l miala do tego<br />

prawo. Jedyny okres w zyciu szlachcica, w kt6rym z rodzinnego domu<br />

byl on wyobcowany, przypadal na dziecinstwo. Ale ten dom rodzinny,<br />

przy innym niz w Hiszpanii polozeniu kobiety, byl domem szeroko<br />

otwartym dla s'lsiad6w i gOSci i nie m6gl bye tak latwo zamieniony<br />

w pole dzikiej walki.<br />

W zamkni~tych domach ludzie zyj'l przeszlosci'l, kt6ra ich zabija.<br />

Unamuno nalezy do tej samej epoki co Nietzsche i Peguy i tak jak oni<br />

czuje obezwladniaj'lc'l sil~ tej przeszlosci, ktora nie jest terazniejszosci'l.<br />

W dramacie Sombras del Sueno do Juan Manuel Solorzano zyje wraz<br />

z c6rk'l na niewielkiej wyspie na oceanie i strzeze grobu swego przodka<br />

don Diega, odkrywcy i zdobywcy kraju, do kt6rego nalezy wyspa.<br />

Uczepiony malenkiego skrawka ziemi, 0 kt6rego opuszczeniu nie chce<br />

myslee, zyje wspominaj'lc wci'lz chwal~ zeglarza, kt6ry przeplywal<br />

oceany. C6rka jego Elvira zakochana jest w morzu. Unamuno ponad<br />

wszystko kocha to, w czym przeszlose l'lczy si~ z terazniejszosci'l, dlatego<br />

kocha tradycj~ zYW'l, zachowan'l w podaniach ludu i tradycj~<br />

epiczn'l sredniowiecza i kocha to, co zawsze takie samo - morze<br />

i gwiazdy. Ale Elvira jest c6rk'l swojego ojca, ideal m~zczyzny, 0 ktorym<br />

marzy, wzi~ty jest z tradycji historycznej, zreszt'l bardzo niedawnej.<br />

Jest nim bohater walk 0 wolnose, kt6rego zycie wzorowane jest na<br />

biografii Boliwara. Zwyci~zyl s'lsiedn'l republik~ uciskaj'lc'l jego kraj<br />

i zgin'll w okolicznosciach - jak to z naciskiem stwierdza ojciec<br />

Elviry - niezbadanych przez nauk~ historyczn'l. Ot6z bohater 6w<br />

zyje - rozpuscil wiese, ze zgin'll i kr'lzy po swiecie nieznany i samotny.<br />

Gdy spotyka Elvir~ i budzi si~ w nim milose do niej, chce jednego<br />

tylko: aby przyj~la go takim jakim jest nie pytaj'lc kim byl. Tymczasem<br />

znajduje entuzjastk~ historii nie rozstaj'lc'l si~ z ksi'lzk'l, w kt6rej<br />

opisane s'l jego dawne czyny. Na pytanie, czy znal bohatera ksiqzki i co<br />

wie 0 jego smierci, odpowiada dziko, brutalnie - to ja zabilem Tuliusza<br />

Montalbana.<br />

Unamuno nie mial tego daru, kt6ry mieli starozytni - nie umial<br />

podnosz'lc jedn'l form~ do doskonalosci caly si~ w niej wypowiedziee.<br />

Dlatego pisal powiesci, nowele, poezje liryczne, a pr6cz dramat6w


ZDARZENIA - KSIl\:lKI - LUDZIE 197<br />

i szkice filozoficzne. Filozofowae zaczql jako pozytywista. W tym<br />

pierwszym okresie interesuje si~ ekonomiq, chemiq, rozczytuje si~<br />

w Iiteraturze angielskiej, ale jak w kazdym wielkim pozytywiscie<br />

tak i w nim kryje si~ ktos inny, kto juz nie jest kandydatem na scislego<br />

uczonego, a artystq, a takze czyms wi~cej niz artysta. Tak wi~c za<br />

niski poziom nauk przyrodniczych w Hiszpanii wini kastylijski brak<br />

milosci do przyrody (sam b~dqc Baskiem moze 0 Kastylijczykach niekiedy<br />

m6wie jak czlowiek z zewnqtrz). Tradycjonalistom gloszqcym narodowq<br />

hiszpanskq nauk~ odpowiada, ze narodowe moze bye tylko to,<br />

co da si~ w narodowym j~zyku wyrazie, taka zas chemia dobrze wyraza<br />

si~ jedynie w symbolach i liczbach, ale Uumaczona na j~zyk nazw<br />

brzmi barbarzynsko. W takich rozwazaniach przedmiot tylko nalezy<br />

do uczonego - spos6b patrzenia jest artysty. P6zniej choe artysta<br />

wziql g6r~, tkwiqcy w Unamunie uczony zywy w nim pozostal do<br />

konca. W znacznie juz p6Zniejszym okresie swego zycia, piszqc, ze teatr<br />

powinien bardziej zwracae si~ do uszu niz .do oczu dodawal, ze w zdobywaniu<br />

poj~c wi~kszq jest przeszkodq brak sluchu niz wzroku. Materialu<br />

do filozofowania dostarczala mu mowa ludzka, nie tyle, jak<br />

mozna by si~ spodziewac od humanisty, taki czy inny j~zyk, ale sama<br />

mowa jako tw6r gatunku homo sapiens i prawa niq rZqdzqce.<br />

Filozof, zwlaszcza gdy jest nim Unamuno, jest nie tylko czlowiekiem<br />

myslqcym, ale i czlowiekiem, kt6ry ustanawia hierarchi~ wartosci,<br />

a wi~c postanawiajqcym. A ten, kto postanawia, zyje w swiecie wew<br />

n ~trznie sprzecznym. Dow6dca statku, gdy ratuje rozbitk6w, a wie,<br />

ze na poklad nie moze wziqc wszystkich, bo statek zatonqlby wraz<br />

z nimi, jeieli jest obdarzony wyobrazniq, b~dzie rozdarty w sobie, bo<br />

b ~dzi e wiedzial, ze m6gI ocalie choe jednego wi~cej. Jego decyzja zatrzymania<br />

akcji w takim a nie innym m omencie musi w pewnej mierze<br />

bye dowolna, a przez t~ wymuszonq dowolnose jest gl~boko tragiczna.<br />

Unamuno pisze, ze istnieje dramat dwumianu Newtona, ale<br />

w taki sam spos6b istnieje i tragedia poj~e nieostrych. Jedynie przyroda<br />

nie jest tragiczna, a wi~c nie Sq tragiczne istoty calkowicie jej wladzy<br />

poddane i, jezeli mySlimy tak jak Grecy, istoty. ktore jej silam i rZqdzq.<br />

Nowonarodzone dzieci i Bogowie, jak w Hiperionie. w piesni 0 losie<br />

pisal Holderlin.<br />

Czlowiek, aby uwolnie si~ od tragizmu, mu~ialby zerwae z pierworodnym<br />

grzechem s>'{ego intelektu i zaczqe patrzee na siebie tak samo<br />

jak na drugiego czlowieka i jak na kazdq innq cZqstk~ swiata. Ale<br />

wtedy musialby myslqc 0 swoich przyszlych czynach przewidywae a nie<br />

postanawiae. A to znaczyloby poddac si~ pod wladz~ impulsow i wyrzec<br />

si~ wlasnej woli. Tego on uczynic nie moze i musi przezywac tragedi~,<br />

kt6ra jest tym ci~zsza im sztywniejsze Sq jego poj~cia, to jest im mniej<br />

. dowolnosci jest w jego czynach, a im w~~cej jest jej >'{ normach, kt6­<br />

rymi si~ kieruje. :laden z narod6w Europy nie stworzyl poj~c bardziej


198 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

sztywnych niz Hiszpanie. I pod tyro wzgl~dem Unamuno byl najbardziej<br />

klasycznym Hiszpanem. Raz pisze, ze jako rektor He razy<br />

znalazl przepis tak calkowicie niedorzeczny, ze za cich!l zgod!l wszystkich<br />

nie wykonywany przez nikogo, zawsze usilowal wprowadzae go<br />

w zycie tak rygorystycznie, aby wyszla z niego chemicznie czysta niedorzecznose.<br />

Jak poj~cia Hiszpan6w byly najsztywniejsze, tak i protest przeciw<br />

sztywnosci poj~e najsilniejszy i najgl~bszy byl zawsze, gdy wychodzil<br />

z ust Hiszpana. Byl to protest praktyczny - poeci dawnej Hiszpanii<br />

jak Calderon wstrzqsali si~ wobec okropnosci kodeksu honorowego<br />

swego czasu, choe i przez mys1 im nie przechodzilo, aby si~ spod niego<br />

wylamae. Ale byl tez protest teoretyczny. Unamuno lubi cytowae dwa<br />

poetyckie aforyzmy - Campoamora En este mundo traidor Nada es<br />

verdad ni mentira, na tym swiecie zdradzieckim nic nie jest prawd!l<br />

ani klamstwem, i drugi, silniejszy i prawdziwszy, Calderona; En esta<br />

vida Todo es verdad y todo es mentira (w tym zyciu wszystko jest<br />

prawdq i wszystko klamstwem).<br />

Jezeli wszystko jest prawdq i wszystko jest klamstwem (na tym<br />

swiecie, 0 tym zastrzezeniu nie wo1no zapominae), to i czlowiek i nar6d<br />

musi sam obrae swojq prawd~. Nie jest to wyb6r dowolny; Hiszpania ­<br />

a Unamuno w nic tak mocno nie wierzyl jak w prawd~ Hiszpanii ­<br />

nie mogla, jak z naciskiem on stwierdzal, przyjqC za swojq prawdy<br />

Reformacji. Jestem wi~c do dokonania takiego czy innego wyboru predestynowany;<br />

Unamuno pisal raz 0 swojej nienawiSci do pedagogii i do<br />

socjologii, a wi~c do nauk badajqcych jak czlowiek zdeterminowany jest<br />

od zewnqtrz, co wazniejsze tworzqcych w nim przyzwyczajenie do wylqczania<br />

ze swego pola uwagi wszelkiej sHy, kt6ra nie jest zewn~trznq.<br />

Jest pewien rodzaj tragizmu, kt6ry kazdy kto wierzy w swojq prawd~<br />

musi bye gotowy przyjqe. Jego prawda moze bye sprzeczna z prawdq<br />

jego epoki i jego narodu, a w takim razie, jakikolwiek b~dzie osobisty jego<br />

los, dzielo jego zycia b~dzie zaprzepaszczone. Gorszy jeszcze tragizm ­<br />

gdy prawda narodu jest sprzeczna z prawdq epoki. Wtedy nar6d okaze<br />

si~ niezdolny do podqzania za swoim czasem - udzialem jego b~dzie<br />

wpierw zast6j a potem cofanie si~ .<br />

Sq ludzie, kt6rych losy Sq symboliczne dla 10s6w ich narod6w. Napoleon<br />

urodzil si~, gdy Korsyka zostala przylqczona do Francji ­<br />

doszedl lat m~skich, gdy Francja niczego nie potrzebowala bardziej<br />

niz wodza takiego jak on. Zegar jego zycia nakr~cony byl dobrze. Prqdzynski<br />

okazal talent wodza w chwili, gdy nic dokonae nie bylo mozna,<br />

gdy ludzie, kt6rzy stali na czele, sparaIizowani byIi czy przez wlasny<br />

niedowlad woli, czy tez przez mysl 0 grozqcej interwencji pruskiej.<br />

Podczas powstania w~gierskiego, gdy mozna bylo walczyc i zwyci~zac,<br />

on, zlozony przez chorob~, nie m6g1 przybye na wezwanie W~gr6w.<br />

Zegar jego zycia nakr~cony byl zle, jak i zegar Polski - narodu, w kt6­


ZDATIZENIA - KSI.i\ZKI - LlJDZIE 199<br />

rym wszystko dzialo si~ w innym czasie mz w reszcie Europy, tak, :i.e<br />

naw nietolerancja religijna zapanowala w nim w wieku XVIII. Podobnie<br />

zle nakr~cony byl zegar Hiszpanii, kt6ra tak jak i Polska przespala<br />

czas, kiedy zakladane byly fundamenty nowo:i.ytnej nauki. Polska<br />

z powrotem narodem europejskim stala si~ przez pozytywizm, jakkolwiek<br />

ta prawda, kt6rq wtedy zdobyl, byla ograniczona i wzgl~dna.<br />

Hiszpania pozytywizmu nie przezywala - bye moze, ze nar6d, kt6ry<br />

w ciqgu wiek6w motywy swego dzialania z tak wielkq sUq czerpal<br />

z prawd, kt6re uwa:i.al za bezwzgl~dne, przezywae go nie mogl.<br />

Na pytanie takie, jak "dlaczego tak si~ stalo" z reguly odpowiedziee nie<br />

mozna. Mozna tez dae odpowledz poetyckq. Groty Altamiry, gdzie<br />

widniejq liczqce chyba kilkanascie tysi~cy lat rysunki zwierzqt, natchne:ly<br />

Unamune: do jednego z najdziwaczniejszych utworow europejskiej<br />

poezjl.<br />

Ay, bisonte de Altamira,<br />

Te trag6 el le6n d'Espalia,<br />

fue por hambre, no por sana, <br />

y el le6n ahora delira, <br />

porque en su sangre te lleva, <br />

trogloditico bisonte, <br />

botin salvajo en el monte, <br />

sueno magico en la cueva! <br />

EI le6n suena contigo, <br />

con ,tu melena y tus cuernos, <br />

suena el leon tus eternos <br />

hechizos como un castigo. <br />

Que tu Ie abrasas la entrana, <br />

ay, bisonte de Altamira! <br />

y el pobre leon delira <br />

y con el delira Espana. <br />

Biada byku z Altamiry, ciebie po:i.arl lew hiszpanski, to stalo si~<br />

z glodu nie z gniewu i teraz lew szaleje.<br />

Bo w krwi jego jestes ty, byku jaskiniowy, lupie dziki z g6r, magiczny<br />

!inie jaskini!<br />

Lew sni z tobq, z twojq siersciq i z twoimi rogami, sni lew twoje<br />

wieczne czary<br />

ze ty mu palisz wn~trznosci, biada byku z Altamiry! i biedny lew ·<br />

szaleje i z nim szaleje Hiszpania.<br />

Zenon Szpota6!kl


200 ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE<br />

ZNARI CZASU?<br />

SPOTKANIA<br />

M. D. ChEmU, pr6bujqc niedawno zarysowac teologi~ "znak6w<br />

czasu",l ktorym tak odwaznie zaufal Jan XXIII jako znakom Boga,<br />

pisal, ze Sq nimi zawsze fakty i zdarzenia 0 wymowie symbolicznej,<br />

ogniskujqce przemiany swiadomosci w taki mniej wi~cej spos6b,<br />

jak ogniskuje je sztuka, i zanim jeszcze refleksja teoretyczna sklasyfikuje<br />

je i niejako uprawomocni. <strong>Znak</strong> czasu ma wi~c wedlug<br />

niego sens i charakter profetyczny, a nie systematyczny i jurydyczny,<br />

i tak tez trzeba rozumiec go oceniac.<br />

Wydaje siG, ze idqc za myslq francuskiego teologa obecny okres<br />

chrzescijanstwa widziec trzeba jako profetyczny par excellence.<br />

Systemy, teologie, instytucje, caly mozna powiedziec "Zakon" jest<br />

wsz~dzie postawiony w stan zakwestionowania, nowe uj~cia teoretyczne<br />

wyIaniajq si~ dopiero powoli, konstruowane z trudem, peIne<br />

nieraz luk i zawilosci. A mnozq si~ bardzo czytelne i poetyckie raczej<br />

"znaki", 0 ogromnej sile inspiracji religijnej.<br />

Czasem Sq dzielami sztuki w doslownym sensie, jak Kosci61 Pojednania<br />

w Taize, czy slynny krucyfiks w kosciele w Munster<br />

(Westfalia), na ktorym postac Chrystusa zaznacza si~ pustym negatywem:<br />

nie wolno, zdaniem tworc6w, aby jakikolwiek wizerunek<br />

przyslanial twarz konkretnego, cierpiqcego czlowieka, innq w kazdym<br />

czasie i dla kazdego z nas, a b~dqcq przeciez zawsze - Tq<br />

twarzq.<br />

Nieraz znakiem bywa tez gest ludzki, lub cale zycie, jednoznaczne<br />

jak heroiczny poemat: grupy pojednania, braterstwa, protestu<br />

przeciw krzywdzie i wojnie, rosnqce wsz~dzie spontanicznie kola<br />

prywatnych przyjaznf w poprzek wyznan, w poprzek granic, ktorych<br />

intensywna powaga religijna przywodzi na mysl nastroje<br />

"katakumbowe", mit Charles de Foucaulda, mit Schweitzera, ksi~zy<br />

robotnik6w, "Zakonow budowniczych", marsze pokoju, zywe pochodnie...<br />

E. Schillebeeckx, w swej ksiqzce "Osobiste spotkanie z Bogiem",2<br />

podkreslal, ze przei:ywanie chrzescijanstwa "w wymiarze wszerz",<br />

w idei solidarnosci mi~dzyludzkiej i "kosmicznej", intensyfikuje<br />

si~ dzis ze zbyt zywiolowq, nieodpartq spontanicznosciq, by jq<br />

mozna bylo zignorowac, i ze stoimy tu wobec procesu bez precedensu<br />

w naszych dziejach: wobec tendencji do sekularyzacji<br />

1 M. D. Chlmu OP, Les Signes du temps, DOC No 187.<br />

2 E. Schillebeeckx, Personate Begegmmg mit Gatt, Matthias Gruenewalrl<br />

Verlag, 1964.


•<br />

ZDARZENIA - KSI1\:lKI - LUDZIE 201<br />

religii, wyst~puj1lcych wewn1ltrz chrzescijanstwa, a nie od zewn1ltrz<br />

i przeciw niemu.<br />

J eden z najsmielszych myslicieli odnowy nie cofa si~ jednak<br />

przed uznaniem pozytywnego aspektu tego zjawiska, tak zdumiewaj1lcego.<br />

"Wierzymy, pisze, ze najgl~bsza prawda rzeczywistosci<br />

nie tylko »powinna« znajdowae si~ w naszych stosunkach mi~dzyludzkich,<br />

to jeszcze nie bylaby wiara, lecz ze j est w nich £aktycznie<br />

i wbrew wszystkiemu, co zdaje siE; swiadczye przeciw takiej<br />

tezie ... Ta tendencja, tak dzis uparta, tak styczna z najzywotniejszq<br />

problematyk1l ludzi wsp61czesnych, tak silna, ze zdaje si~ nawet ­<br />

potwierdzae orientacj~ Johna A. T. Robinsona (z jego ksi1lzki<br />

Honest to God), zbiega si~ niew1ltpliwie z jak1ls prawd1l, CZ~SClOWq<br />

i do niedawna przyemion1l... choe ]ej fragmentaryczny charakter<br />

moze sprawie klopot chrzescijanstwu."<br />

'<br />

Przezywanie chrzescijanstwa gl6wnie w humanistycznym, swieckim<br />

"wymiarze wszerz", jako religii braterstwa, swiata, ludzkosci,<br />

przycmiewa jednak niew1ltpliwie jego wymiar "pionowy", transcendentny.<br />

Niepokoi to dzis bardzo wielu teolog6w i jest Hem<br />

najrozmaitszych opor6w przeciw pewnym kierunkom odnowy.<br />

Schillebeeckx widzi to r6wniez, lecz liczy, ze przyemienie nie jest<br />

definitywne, ze "wymiar pionowy" moze bye odkryty zn6w, na<br />

nowe j drodze, niejako od pocz1ltku. Pisze:<br />

"Oczywistose nowa i mocno przezywana moze latwo oslepie na<br />

oczywistosci stare. l\!Iog1l one w tej sytuacji bye rozpoznawalne<br />

tylko pod warunkiem, ze zostanq radykalnie reaktywizowane,<br />

w samym najpierwotniejszym doswiadczeniu, ze zostan1l, by 'tak<br />

rzec, odkryte na nowo. Choe moze si~ to wyclawae paradoksalne, rozpoznanie<br />

prawd starych \',rymaga nieraz gl~bszego nawr6cenia niz<br />

rozpoznanie tych, kt6re odkrywamy wlasnie samorzutnie, w calym<br />

blasku swiezosci i niespodzianki, przyemiewajqcym, obalaj1lcym<br />

w nas dawne obrazy".3<br />

Fascynacja chrzescijanstwem bezwarunkowej solidarnosci z b6­<br />

lem i ciemnosciq losu drugiego czlowieka, na jego r6znych "drogach<br />

do Emaus" (chrzescijanstwem "cierpienia Boga", jak si~ to czasem<br />

okresla, przyjmujqc terminologi~ D. Bonhoeffera), oraz jasny drugi<br />

biegun tych postaw: uniesienie wiarq w sluszn1l, zwyci~sk1l mimo<br />

wszystko kierunkow1l swiata "zbiegajqcego si~" zewsz1ld w jednose,<br />

to niew1ltpliwie dwie inspiracje, dorninujqce we wsp6lczesnej,<br />

spontanicznej religijnosci. Mysl 0 pewnej "sekularyzacji" religii<br />

nie jest chyba pozbawiona uzasadnien i nie sarno zlo z pewnosciq<br />

trzeba w niej widziee.<br />

Wydaje si~ jednak, ze jest dzis jeszcze trzeci, znarnienny typ<br />

•<br />

3 ibid.


202 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

"znakow czasu", i ze rysuje si~ w nIm wlasnie dqzenie do "odkrywania<br />

na nowo prawd starych", nie w ich dawnych obrazach<br />

wprawdzie, Iecz od poczqtku, po swojemu. Tym typem Sq okolicznosciowe<br />

i calkiem "nieortodoksyjne" nieraz modlitwy i medytacje<br />

reIigijne, kt6rych powstaje w ostatqich czasach bardzo duzo.<br />

Czasem Sq dzielem poet6w wsp6kzesnych, przej~tym potem na<br />

wlasnose przez pewne grupy czy srodowiska. Cz~sciej powstajq<br />

z inspiracji okreslonych, dzisiejszych powolan takich grup, Iub Sq<br />

po prostu rodzajem zwierzenia osobistego, "dIa przyjaci61". Pojawiajq<br />

si~ w rozmaitych (zwykIe mniej znanych) pismach czy<br />

biuIetynach, czasem krqzq z rqk do rqk w obszarpanych maszyncpisach.<br />

Sq z reguly dosye nieporadne literacko i dose niezr~czne<br />

(w oczach surowego teologa moze nawet "ryzykowne") doktrynalnie.<br />

I pr6bujq, czasem z jakqs desperackq gwaltownosciq, a czasem<br />

z pi~knq, troch~ naiwnq powagq "uczciwosci absolutnej",<br />

przedrzee si~, dobie wreszcie do jakiejs osobistej juz prawdy.<br />

Przedstawione dzis naszym czytelnikom fragmenty modlitw<br />

i medytacji pochodzq ze srodowisk protestanckich. Tylko ostatni<br />

tekst, 0 Mszy swi~tej, w kt6rym dominuje niemal niepodzielnie<br />

optymistyczny, teilhardowski akcent wiary w swiat, jest katolicki.<br />

• Uldad tekst6w jest chronolog\czny. Ilustruje narastanie i przeksztakanie<br />

si~ pewnych intuicji religijnych od chwili szoku, kt6rym<br />

byla druga wojna swiatowa.<br />

To jest twarz przeraZliwa.<br />

Zropialy, drgajqcy strz~p ciala,<br />

ECCE HOMO<br />

zerowisko much w spiekocie slonca.<br />

Twarz 0 zapadlych oczach, obwiedzionych sino,<br />

skron przygwozdzona cierniem, cios zelaza w boku.<br />

Patrz. Poznaj. Ecce Homo. Oto Syn Czlowieczy .<br />

...<br />

Zapomnij mdlq legend~. Niech spadnq zaslony<br />

przyzwoitosci: <br />

- zabieg interes6w, <br />

- zabieg tch6rzy, <br />

bo to byl wr6g smiertelny, wi~c go chcieli<br />

przerobic na przyjaciela. Bo te rany<br />

krzyczaly prawd~ strasznq, wi~c ukradkiem<br />

spowijano je metaforq, zeby nie obnazyl si~ skandal:<br />

ze ta agonia trwa.<br />

Ze on kona, przy nas, do konca swiata.<br />

*<br />


ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE 203<br />

Wi ~ c przez caly ten czas nie wolno nam zasnqc. <br />

Teraz oto wisi na drzewie krzyza, i jestesmy swiadkami zbrodni: <br />

z oboj~tniali wsp6lczesni <br />

powolnej tortury Boga. <br />

Oto tu jest to wzg6rze. <br />

Upiorne, spryskane krwiq. <br />

Oto trwa m~ka . <br />

*<br />

Patrz, centurioni w butach do konnej jazdy, <br />

czarne koszule, czapki z oznakq, <br />

szybki gest podniesienia r~ki. <br />

~Ia j q<br />

zimne oczy. Majq wargi oduczone usmiechu <br />

- ci jego bracia przeciez. <br />

I nie wiedzq, co czyniq. <br />

Patrz, przy jego boku wiszq na krzyzach umarli: <br />

n ~d zarz ze wsi i bezrobotny. <br />

A moze zlinczowany zyd <br />

i murzyn. <br />

Albo czerwony. <br />

Albo Abisynczyk, Irlandczyk, Hiszpan. <br />

Albo demokrata niemiecki. <br />

Bezsilnie opadla glowa. <br />

A ;!a niq niebo splywa czerwonq lawq <br />

dwu tysi~cy lat morderstw w jego imieniu. <br />

Morderstw krzyzowc6w. <br />

Morderstw bojownik6w chrzescijanstwa. <br />

W obronie wiary. <br />

W obronie wlasnosci. <br />

Plakal nad Jeruzalem... <br />

ale oto olbrzymieje proroctwo: <br />

zagarnia najwi~ksze miasta swiata. <br />

Oto zrywa si~ oszalala panika winnych <br />

- c6z rozum, nie poradzi pod prC!d<br />

by je zetrzec, jak przepowiedzial.<br />

Patrzy teraz. Nie ma ucieczki oczom<br />

skazanym na caly dramat. Do konca.<br />

*<br />

*<br />

*<br />

*<br />

I


204 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

Nazywany wciqz, pozostaje Nieznajomym w ciemnych krolestwach <br />

co rozpady mu si~ u stop, <br />

ale wszystkie urqgajq slowu, ktore jest jego. <br />

Ale kazdy czlowiek sam <br />

dzwiga win~, co jak krew - wspolna, <br />

i na slepo zdaje si~ ciemnym losom. <br />

Ale wladz~ najwyzszq dzierzy strach chciwosc. <br />

*<br />

Nie z kutej w srebrze, pozlacanej monstrancji. <br />

Z drzewa bolu. Z drzewa czlowieczej m~ki <br />

zbaw naSZq n~dz~ jalowq, <br />

Chrystusie Rewolucji, <br />

Ch rystusie Poezji. <br />

Daj wierzyc, <br />

ze ta droga bez konca, droga czlowieka przez ciemnosc <br />

moze nie byla daremna. <br />

David Gascoyne 4<br />

MODLITWA PIELGRZYMOW NIEMIECKICH<br />

Odczytajmy tekst Ewangelii wedlug Marka. ,,1 przyszli do folwarku,<br />

ktory zwano Getsemani. I rzekl uczniom swoim: siedzcie<br />

t u az si~ pomodl~ . I wziql z sobq Piotra i Jakuba i Jana i zaczql<br />

si~ trwozyc i czuc odraz~. I rzekl im: smutna jest dusza moja az<br />

do smierci, zostancie tu, a czuwajcie. A poszedlszy nieco dalej<br />

padl na ziemi~ i modlil si~, zeby jesli to bye moglo, omin~la go ta<br />

godzina. I mowil, Abba, Ojcze! Wszystko jest tobie mozliwe, oddal<br />

ode mnie ten kielich, lecz nie co ja chc~ ale co ty. I przyszedl,<br />

i znalazl ich spiqcych i rzekl do Piotra: Szymonie, spisz? Nie mogles<br />

jednej godziny czuwac ze mnq?"<br />

Panie Jezu Chryste, i nasz duch jest ochoczy, lecz i nasze cialo<br />

jest mdie. Stajemy dziS, pod twoim wzrokiem, jako pielgrzymi,<br />

i. prosiniy ci~, Panie: daj nam przenikliwose, daj nam sHy, abysmy<br />

chociaz dzis, choe przez jeden dzien zdolali czuwac z tobq.<br />

Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />

zmiluj si~ nad nami.<br />

Po stokroe i przez cale lata, Panie, ludzie naszego narodu wydawali<br />

ci~ siepaczom. Ciebie wydawali sqdom, denuncjowali wladzom,<br />

gdy wiedzeni szalenstwem i slepotq, nieprzyjazniq i nienawisciq,<br />

wydawali i denuncjowali swe nieprzeliczone ofiary. Zbawicielu<br />

4 David Gascoyne, Ecce Homo, The Mid century: English Poetry 194~O,<br />

Penguin Books, 1965.


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 205<br />

swiata na krzyiu zadoseuczynienia, ty, ktory gladzisz wszystkie<br />

grzechy, zmiluj si~ nad naszymi winnymi braemi.<br />

Panie nasz, Ukrzyiowany,<br />

zmiluj si~ nad nami.<br />

I nieprzeliczona, Panie, jest liczba tych w naszym narodzie,<br />

ktorzy spali, lub kt6rych zmogl strach, ktorzy z tch6rzostwa lub<br />

z zaslepienia patrzyli bezczynnie, jak bezprawie w ich ojczyznie<br />

narastalo ai do ludobojstwa. Zbawicielu swiata, na krzyzu zadoscuczynienia,<br />

zmiluj :oi~ nad naszymi winnymi braemi.<br />

ZmHuj si~, Panie.<br />

I tak tylko stac si~ moglo, ze bezmiar nieludzkosci zagarnql<br />

i poprzerastal caly kraj niemiecki, ze cale narody, cale rasy zostaly<br />

w koncu rzucone na lup katow i mordercow. Zadna jui wyobraznia<br />

ogarnqc nie jest w stanie ogromu krzywd, i m~czarni i zbrodni,<br />

ktorych zaznal narod zydowski. Zbawicielu swiata, na krzyzu zadoscuczynienia,<br />

zmHuj si~ nad naszym narodem.<br />

Zmiluj si~, Panie.<br />

Obl~dny mit 0 rasie panow wpajal naszemu narodowi przekonanie,<br />

ie wolno mu powazye si~ na traktowanie Polakow jako ludzi<br />

niiszego gatunku i na ich wyniszczanie biologiczne. Miliony zawinionych<br />

przez nas konsekwencji tego grzechu nie dadzq si~ juz<br />

ujqe ani przeliczyc. I jedno tylko wyczuwamy dzis: ze w narodzie<br />

polskim, zaszczutym, udr~czonym, mordowanym przez Niemcow,<br />

w imieniu Niemcow, to ty sam, Panie, szedles przez m~k~, to<br />

ciebie krzyzowano tysiqce i tysiqce razy. Zbawicielu swiata, na<br />

krzyzu zadoseuczynienia, jestesmy bracmi winnych i blagamy ci~<br />

o zmilowanie.<br />

Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />

zmiluj si~ nad nami.<br />

Ile milionow, Panie, ty jeden wiesz, nikt wi~cej, wynosi liczba<br />

ofiar zamordowanych na rozkaz lub samowolnie, tylko dlatego,<br />

ze byli to chorzy umyslowo, alba osoby niepozqdane z przyczyn<br />

religijnych lub politycznych, alba Zydzi, albo jency rosyjscy, albo<br />

wi~zniowie, niezdatni juz do pracy. I ty jeden, Panie, znasz liczb~<br />

i znasz imiona tych, co ci muszq zdae rachunek za te zbrodnie. My<br />

wiemy tylko 0 ludziach, ktorzy w ciqgu ostatnich lat dwudziestu<br />

stawali przed sqdami tego swiata. I mowili, ·ie Sq niewinni. Zbawicielu<br />

swiata, na krzyiu zadoscuczynienia, ty, ktory oddales siebie<br />

na ofiar~ za wszystkie grzechy ludzkie, blagamy, zeslij im opami~tanie,<br />

zeslij im swiadomosc win, zeslij im skruch~. Jestesmy ich<br />

bracmi, Panie. Zmiluj si~ nad nimi. Zmiluj si~ nad nami.<br />

Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />

zmiluj si~ nad nami.<br />

Nasza pielgrzymka, Panie, ma bye znakiem pokuty. Nieskon­


206 ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE<br />

czenie niklym, bladym znakiem w stosunku do ogromu win naszego<br />

narodu. Prosimy ci~ w niej, Panie Jezu Chryste, wzbudz we<br />

wszystkich narodach prawdziwego ducha braterstwa, a nas naucz,<br />

jak iSe m~znie drogami pokoju we wlasnym kraju, jak wyst~powac<br />

ze stanowczosciq przeciw wszystkiemu, co mogloby pokojowi grozie.<br />

Daj, bysmy umieli, my, chrzescijanie niemieccy, czuwae z tobq<br />

zawsze, modlqc si~, pracujqc, zabiegajqc ofiarnie 0 pok6j swiata.<br />

Daj, bysmy byli gotowi w kazdej chwili za ten pok6j cierpiee.<br />

Pokaz num drogi, duj nam sHy, duj si~ rozpoznae.<br />

Panie nasz, Ukrzyzowany,<br />

zmiluj si~ nad nami.<br />

WIERZ~ TUTAJ I TERAZ<br />

Dla przyjaci6l<br />

Aktion Suehnezeihen 5<br />

Wierz~ w swiat, kt6ry ma sens. Wierz~, ze jego tajemnicq ostatecznq,<br />

prazr6dlem praw nim rzqdzqcych jest miloM:. Do milosci<br />

mozna m6wie. Jest osobowa. Wierz~, ze modlitwa to jest rozmowa<br />

z najgl~bszym gruntem wszechistnienia, otwieranie swiadomosci<br />

na strumien sil, kt6re zen plynq.<br />

. Milose osobowa - dno wszechistnieniu - objawia si~ w wielu<br />

ludziach. W spos6b najprzemozniejszy objawila si~ wJezusie<br />

z Nazaretu. To wi~c jest dla mnie kIucz kosmcsu, grunt bytu osobowego,<br />

grunt historii: Jezus.<br />

*<br />

Wierz~ w Jezusa zywego. \Vyobrazam sQbie, ze energia, kt6rCl<br />

jest swiadofllose, pozostaje, podobnie jak energie fizyczne, nie ginClc<br />

a tylko przyjmujClc innq postac. Wierz~ wi~c, ze Osoba Jezusa jest<br />

rzeczywista dia nas i osiqgalna jako duchowe jqdro milosci osobowej.<br />

I wierz~ w zycie wieczne. Widz~ je jako rozkwitanie osobowosci<br />

'w wyzszych formach bytu.<br />

*<br />

Wierz~ w powszechny organizm duchowy, jednoczqcy w sobie<br />

Iudy, rasy, i r6zne odcienie religii, we wsp6Inot~, kt6ra zyje magnetycznym<br />

przyciqganiem Jezusa. Nazywam jq Ecclesia. J est<br />

wiosnq ludzkosci, zaczynem nowej ery, kwasem w ciescie, solq<br />

ziemi. Jest znakiem pelni, kt6ra stale nadchodzi.<br />

5 Grupa plelgrzym6w z AIGUon Suehnezeichen odwiedzila w ubiegiym rok<br />

Pol s k~. Informowal 0 tym "Tygodnik Powszechny" <strong>Nr</strong> nr 33 i 34/1965.


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 207<br />

Eeclesia jest wspolnotq wi~kszq niz widzialne koscioly, JeJ<br />

historia zbiega si~ nawet nieraz w jedno z historiq herezji: biegnie<br />

poprzez dzieje czerwonq niciq Sprawy Jezusa. Eeclesia jest na<br />

ziemi nie dla siebie Ieez dla calego rodzaju Iudzkiego. Jest miastem<br />

zbudowanym na gorze, ziarnem rzucanym w gieby rozmaite, jagni~ciem<br />

posrod wilkow. '<br />

*<br />

Wierz~ w Chrystusa Nierozpoznanego. To Christus incognitus<br />

rzuca swe oskarzenie, swoje "nie" kosciolom samozaehowawczym,<br />

zamkni~tym w sobie, a ma twarz ateistow. To On zyje w choralach<br />

Bacha. To On jest krwawiqcym cialem murzyna na brukach Alabarny,<br />

kona z glodu na nocnych ulicach Delhi, drZY i plonie w wychudzonych<br />

dloniach Gandhiego. To Jego operuje Schweitzer. To<br />

On kuli si~ na pryczach Dachau i wszystkich obozow grozy i lka<br />

nocq w ruinach Hiroszimy i spopielalych wsi wietnamskich. To<br />

Christus incognitus ni6!sie przez swiat trosk~ piesn przesladowanych.<br />

Za wiar~ . I za niewiar~.<br />

*<br />

A nie rna Go w walkach religijnych. A porzucil dawno juz<br />

chelpliwe katedry i misjonarzy "opium dla Iudu", i wysuszone na<br />

wior koscioly pieniqdza, i "przybytek boZy", rezerwowany tylko<br />

dla bialych, i domki jednorodzinne, gdzie robotnik z obcego kraju<br />

jest "problemem" obserwowanym zza sztachet ogr6dka. I porzucil,<br />

dawl10 juz, doktorow swiqtyni, zaabsorbowanych walkq 0 wplyw<br />

~ wladz~, i tanczqcych, jak im zagrajq.<br />

*<br />

Zyje oto w malych i pokornych, w przegranych, w oszukanych.<br />

w tych, co Sq odpisani na "mi~so" rzezni swiata. W niewierzqcych<br />

z rozgoryczenia, a przeciez wspolniosqcych trosk~, ktora jest Jego.<br />

W nich zyje. Ich ozywia.<br />

*<br />

Wierz~ w mozliwose przemian. Osoba Jezusa i Jego wiese:<br />

Ewangelia, to niezmierzona pot~ga duchowa. Nie rna czlowieka,<br />

rodziny, narodu, ktorych by nie mogla uzdrowie z choroby, z grzechu.<br />

Wierzt; mocq' radosnych doswiadczen i wyczekujqcej nadziei:<br />

tam gdzie Jego Osoba przyj~ta jest rzeczywiscie, chocby bez Imienia,<br />

mozliwe jest wszystko. Tylko przeciw Niemu, bez Niego nie<br />

mozna postawie ani kroku.<br />

*


208 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

Nalez~ do narodu w~gierskiego. Wierz~ tedy, ze i m6j nar6d,<br />

jak wszystkie inne, wielkie i male, jest jakqs jednq, niepowtarzalnq<br />

barwq w t~ezy historii. Nie stawiam W~gier ani powyzej, ani te:i:<br />

ponizej innyeh narod6w. Widz~ grzeehy mojej ojezyzny: niestalose,<br />

buta, swary bratob6jeze, bezbozna nialodusznose... Leez koeham<br />

jq, i dziel~ oddanym sereem b61 jej diaspory na ealym swieeie,<br />

kruehose jej sil. Mysl~ 0 niej jak 0 dzieeku, z ezuloseiq ojea. Wyznaj~<br />

SWq do niej przynaleznose i ehe~ na zawsze z niq pozostae.<br />

Mysl~, ze grzeszylby przeciw niej ten, kto by odjqe jej eheial<br />

swojq sil~ zywotnq, by niq zasilae inne ognisko. Wierz~ jednak,<br />

ze i on takze odnajdzie sw6j nar6d - juz w Bogu.<br />

*<br />

Zyj~ w ustroju soejalistyeznym, leez Eedesia jest wsp61­<br />

notq oddzielonq od polityeznyeh struktur spoleezenstw, zyje<br />

tylko swym Panem, tylko Jemu winna jest posluszenstwo.<br />

Nie jestem wi~e tu ani troeh~ bardziej obey niz bylbym w jakiejkolwiek<br />

innej ei~sci swiata. Panstwa Chrystusowego nie rna nigdzie.<br />

Sq tylko ehrzeseijanie, i Sq wsz~dzie. Jestem tedy tylko wyznawcq:<br />

m6wi~ "tak" ezlowiekowi i temu co niesie mu dobro. IvI6wi~ ­<br />

"nie" grzeehowi. Wolnose nie jest kwestiq paragraf6w: w kazdych<br />

warunkaeh mozemy i powinnismy koehae i sluzye Prawdzie.<br />

Bo nie jest nigdy rzeeZq chrzescijan szkodzie, leez pomagae. Nie<br />

jest ieh rzeCZq wyslugiwae si~. ezemukolwiek lub komukolwiek<br />

leez - sluzye. Kosci6l grzeszyl nieraz. Grzeehy starych ustroj6w<br />

rosly z nim razem. A dzis nie cheemy juz ise w slady przodk6w.<br />

Chcemy Zye jak chrzescijanie: tutaj i teraz, w tej wolnosci dueha,<br />

kt6ra jest mi~dzy tak i nie w sluzbie swiata, wedlug najlepszej,<br />

dzisiejszej wiedzy i woli.<br />

*<br />

Wierz~ w prac~, w wszelkie dzielo ludzkie spelniane wolnym<br />

i ochotnym sereem. Bo Sq demony pracy: ludzie-roboty, wyzysk,<br />

wszelki czyn wrogi czlowiekowi. Ale praca jest tw6rczosciq. Jest<br />

udzialem w stwarzaniu swiata. Wierz~, ze radose tw6rezego ezynu<br />

nalezy si~ wszystkim ludziom bez r6zniey.<br />

*<br />

Wierz~, ze mozna 1 ze trzeba m6wie prawd~, takze gdy jest to<br />

niebezpieczne, takze gdy moze to bye komus ezy ezemus niedogodne.<br />

Klamstwo zawsze zabija, a kto milczy, gdy m6wie trzeba,<br />

kto zamqca to, co winno bye jasne - jest klameq. Wierz~, ze moralnose<br />

wykonywania rozkaz6w i trzymania si~ poleeen nie jest


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

209<br />

moralnosciq. Odpowiadamy osobisde za kazdy ze swych czyn6w.<br />

Wi~cej jeszcze, jestesmy odpowiedzialni za wspolnCl ludzkosc: kazda<br />

krzywda, gdziekolwiek by si~ dziala, jest naszym b6lem osobistym,<br />

kazdy brak zaufania do czlowieka godzi w nas, alba czlowieczenstwo<br />

nasze nie jest peIne.<br />

*<br />

Wierz~ w milosc!, wierz~ w pi~kno jasnej mlodosci, jasnej rodziny.<br />

Milosc: nie jest motylem stu kwiat6w. Jest upojeniem jednej wiern<br />

~s ci, plomieniem stapiajqcym cialo i dusz~ w jeden dar, jest<br />

oddaniem bezwarunkowym, na calq codziennosc zycia. Jest naprawd<br />

~ silna jak smierc, gdy Eros oddycha tchnieniem Agape.<br />

...<br />

Wie rz~, ze synteza wiary i nauki, sztuki, techniki jest mozliwa.<br />

Wierz~, ze Ecclesia zbiega si~ ze spolecznq sprawiedliwosciq. Wierz<br />

~ , ze wszystko zdqza do jednego domu, jak synowie jednego<br />

ojca. Wierz~ w powrotnq drog~ ku sobie swiatow, ktore si~ rozbiegly,<br />

w pojednanie bialych i kolorowych kontynentow, Wschodu<br />

i Zachodu, wierz~ w nOWq, WYZSZq harmoni~ rozdartego chrzescijanstwa.<br />

Jestem wyznawcq"radosci i nadziei, uscisku dloni wpoprzek<br />

r6znie, wpoprzek granic.<br />

*<br />

Wierz ~ w przyszlosc. Ciemnosc, przemoc, grzech mogq hamowac,<br />

lecz nie Sq zdolne stlumic ostatecznie powolania czlowieka do powszechnego<br />

braterstwa. P ok6j prawdy i wolnosci w ziemskiej historii<br />

jest mozliwy, 0 ten pokoj walcz~, jemu chc~ zostac na zawsze<br />

wierny.<br />

Lecz nadzieja moja spoglqda takze w stref~ ponadhistorycznq,<br />

ku nowemu odnalezieniu si~ wszystkich, nie tylko rodzaju ludzkiego<br />

w ogole, lecz kazdego pojedynczego czlowieka, ktory zyl<br />

kiedykolwiek lub b~dzie zyl jeszcze. Niemozliwe, aby byt jako<br />

calosc byl bezkierunkowy, jesli kazda z jego cZqstek, od atomu do<br />

ukladow gwiezdnych, od jednokomorkowcow do czlowieka, jest<br />

kierunkowa tak nieodparcie, tak zwyci~sko.<br />

Wierz~ w przyszlosc. Wierz~, ze tok przeznaczen ludzi i swiata,<br />

historii i przyrody, wspolnoty Ecclesia i wspolnoty lud6w ziemi rna<br />

w swej mocy ten sam Duch, kt6ry mieszkal w Ukrzyzowanym<br />

Jezusie z Nazaretu.<br />

Geza Nemeth 6<br />

6 Geza Nemeth jest mlodym pastorem wE;gierskim. W ubleglym roku byl<br />

W Polsce, kt6r'l bardzo polubil. Jego w!elk!m pragnleniem bylo, aby tekst "dla<br />

przyj a ci61" ukazal si~ W naszej katolickiej prasie.<br />

<strong>Znak</strong> - 14


---n o ZDARZENIA . KSli\ZKI - LUDZIE<br />

MYSLI PO MSZY SWI~TEJ<br />

Wieloznacznose wszystkiego, co ma zwiqzek z religiq... Brak celnosci,<br />

brak ostrosci tego j~zyka...<br />

To si~ powtarza na kazdej mszy, ilekroe jest komentowana konsekracja.<br />

Zawsze to samo: Pan nasz poswi~ca siebie na ofiar~,<br />

Bog posuwa SWq laskawose az do zejscia pomi~dzy nas, do poniesienia<br />

ludzkiej smierci... .<br />

A coz chleb? Trudno si~ oprzee wrazeniu, ze chleb jest na oltarzu<br />

tylko dlatego, iz Jezus, ktory byl wielkim oryginalem, wzbogacil<br />

tradycyjnq pasch~ zydowskq 0 bardzo hermetyczny wyklad (mist<br />

e1"ium fidei), w ktorym powiedzial mniej wi~cej, ze mamy pic<br />

wino "na jego pamiqtk~", a takze lamac przedtem chleb, co nam<br />

przypomni dramat Mesjasza i wzbudzi naszq wdzi~cznosc...<br />

Czemuz nie mowi si~ nam jakos tak: oto chleb, ktory, od pradawnych<br />

czasow, jest dzielem trudu i rqk ludzkich i sluzy czlowiekowi,<br />

aby zyl. 0 tym chlebie Pan nasz rzekl - to jest cialo<br />

moje, cialo Syna Czlowieczego, ktory osmiela si~ nazywac siebie<br />

Synem Boga i podejmuje pelni~ powagi tych slow. Ten chleb to ja,<br />

gdyz we mnie zbiega si~ i spelnia wszystko, co w ludzkosci wykracza<br />

poza jalowosc chwH, wszystko, co ludzie czyniq dla ludzi,<br />

co czyniq po bratersku dla braci, wszystkie akty tworcze, zasilajqce,<br />

w nich samych i w innych, przedzieranie si~ wzwyz, w kierunku<br />

szczytu, gdzie czeka Bog, wszelkie "ku niebu wst~powanie".<br />

ktore dokonuje si~ w kazdym z nas, ilekroc tylko, przez najubozszy<br />

nawet gest oddania siebie innym, stajemy si~ jego wspoluczestnikami<br />

i wspolautorami... Chleb to produkt inteligentnej pracowitosci<br />

ludzkiej, produli:t pracy, ktorej celem jest wyzywienie mieszkailcow<br />

ziemi. To dlatego jestem chlebem. To ja, Jezus, jestem tq<br />

pracq. Wspoluczestniczycie w mojej naturze c z y n i q c a nie tylko<br />

b ~ d q c, i gdy to, co czynicie, zmierza do wi~kszej wolnosci, wi~kszej<br />

swobody, wi~kszej tworczosci. Kazdy jest ku wszystkim i dla<br />

wszystkich, oto co symbolizuje gest chleba: jego powstawanie<br />

wspolnym trudem, dzielenie, spozywanie w posilku braterskim...<br />

Ale prawda jest tez taka, ze nie jestesmy aniolami. Mieszka<br />

w nas sprzecznosc, rozdarcie. To, co ludzie tworzq po bratersku,<br />

jest dla nich przyczynq cierpieil. I dlat~go wino, rowniez owoc<br />

pracy ludzkiej, przeznaczony dla calej ziemi, przedstawia krew,<br />

ktora musi bye przelana, tak czy inaczej, ilekroc kocha si~ braci<br />

do ostatecznosci, ilekroc chce si~ dac naprawd~ wszystkie sHy<br />

czemus co tw6rcze, wyzwalajqce. To tw6rcza krew ludzkosci, jej<br />

nieuchronne cierpienie ogniskuje si ~ w Jezusie. I w Nim jako<br />

w Synu Boga ta krew jest przelana "na odpuszczenie win". To<br />

znaczy dla odnowienia, przemienienia czlowieka, by mimo calej


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 211<br />

swej n~dzy zdolal przedzierac si~ ku wolnosci, ku ofiarnej obecnosci<br />

braciom i wspolnemu Ojcu. By wydobywal si~ w boskosc.<br />

Wychodz~ z kosciola i mysl~: gdy lamiemy chleb, gdy rozlewamy<br />

wino, pami~tajmy, ze zbiega si~ .w nich caly tworczy trud ludzkosci,<br />

czy ten w nim nurt, w kazdym razie, ktory w kl~sce czy<br />

w powodzeniu, w bolu czy w radosci, zorientowany jest przecie<br />

na tworzenie si~ swiata. Na dzielo, ktorego B6g oczekuje od naszej<br />

wolnosci.<br />

Marc Querrien<br />

Przypisek - Zestawmy ten tekst, ktorego skojarzenia i porownania<br />

wydadzq si~ zapewne wielu czytelnikom zbyt "nowoczesne",<br />

z krotkim fr agmentem najstarszych tekst6w chrzescijaiistwa,<br />

w ktorych, juz w pierwszym wieku, rzeczywistq obecnosc probowano<br />

wyrazic za pomocq rozlicznych symbolizmow uczty eucharystycznej.<br />

Oto slowa z niewielkiej ksiqzeczki, znanej pod naZWq<br />

Didache:<br />

"Jako ten chleb, lamany oto, a ktory, rozsiany ongis po gorach<br />

i pagorkach zebrany zostal, aby si~ stac jednq calosciq, niech tw6j<br />

Kosciol zgromadzi si~ z kraiicow ziemi w twoje krolestwo".<br />

A oto kilka wierszy modlitwy inspirowanej przez ten dokument<br />

i podj~tej potem przez nast~pne stulecia, a dzis znow uzywanej<br />

nieraz, szczeg6lnie w parafiach uniwersyteckich:<br />

"Panie, zbierz w swym kosciele <br />

wszystkich braci, ktorzy zaludniajq ziemi~, <br />

jak ziarna w hostii <br />

stopily si~ w jedno dajqc chleb zycia, <br />

jak winne grona, <br />

scisni~te, splywajq jednym winem." <br />

M. D. Chenu 7<br />

Oprac. Anna Morawska<br />

7 Tekst t en ukazal siE: we fra ncuskirn biuletynle "Lettre".


212 ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIl<br />

"DLA POTRZEB CZASU I MIEJSCA"<br />

(W 150 ROCZNICFi URODZIN S~ . JANA BOSKO)<br />

Zyl w la,tach 1815-1888, czyli na przestrzeni prawie calego xn<br />

wieku. 1 A byl to okres, w kt6rym w calej Europie dokonywaly si<br />

gl~bokie przemiany w dziedzinie gospodarczej i spolecznej. Jako zjawisk,<br />

historyczne byly to bardzo zlozone procesy. Spowodowal je caly szer e ,<br />

czynnik6w, a wit';c postt';p techniczny, pomyslowe wykorzystanie wy<br />

na lazk6w, nowe formy produkcji, nagly wzrost liczby ludnosci i je<br />

nowe przegrupowania, zjawisko urbanizacji, przeobrazenia w strukturz ,<br />

spo!ecznej, nowe idee i nowe sposoby ich rozszerzania. By! to okre<br />

liberalizmu spoleczno-gospodarczego i politycznego, z wszystkimi jeg l<br />

nast~pstwami, oraz jego infiltracji w dziedzin~ religii i moralnosc :<br />

Te przeobrazenia og6lnoeuropejskie nie omin~ly r6wniez Wloch, gdzi<br />

zyl ks. Bosko, z t q jednak modyfikacjq, ze na plan pierwszy wysun t';l:<br />

si~ tutaj zagadnienia poHtyczne i religijne zwiqzane z risorgi ment l<br />

i tzw. "kwestiq rzymskq". W calej Europie powstawaly w6wczas now<br />

niespotykane dawniej problemy, uderzajqce bolesnie w klasy pracujqce<br />

a we Wloszeh dodatkowo specjalne problemy religijno-moralne.<br />

Dzialalnosc ks. Jana Bosko wyrosla wlasnie na podlozu palqcych kwesti<br />

spo!ecznych i religijno-moralnych. Sz.tandarowym jego haslem bylo prag<br />

nienie dzialalnosci "dla potrzeb czasu i miejsca". Bylo to wyraienie<br />

kt6re jak refren powtarzalo si~ w ciqgu jego iycla. Ks. Bosko z natur ;<br />

swojej byl doskonalym obserwatorem, a jego iywy temperament i wro<br />

dzona' ciekawosc, oraz apostolska gorliwosc, prowadt ily go na obrad;<br />

parlamentu, na wyklady uniwersyteckie, do winiarni, do warsztat6\\<br />

w zaulki miasta, do siedzib n~dzy . Poznawal swoje czasy.<br />

*<br />

Jednq z g16wnych komponent XIX-wiecznej "kwestii spolecznej" t ,<br />

problem mlodzieiy klas pracujqcych. Spauperyzowane najniisze warstw:<br />

spoleczne byly bardzo mlode pod wzgl~dem struktury demograficzne:<br />

a ich wzrost dzi~ki wielkiej liczbie dzieci zdecydowal nawet 0 ic:<br />

nazwie - proletariat. Stqd charakterystycznq cechq ubogich dzielni<br />

miejskich byla wielka liczba dzieci i mlodzieiy. Rozwijajqcy si~ kapi<br />

talizm wykorzystywal prac~ dzieci i mlodzieiy, przywiqzywano je d<br />

fabryk, warsztat6w rzemieslniczych i chalupniczych, tzw. "terminem'<br />

cz~sto ai do pelnoletnoscl. "Termin" najcz~sciej tylko nazwq przypo<br />

llografia zebrana przez Ricaldone Pietro, Don Bosco Educator(<br />

Asti 1953. II, 651-705, oraz przez Braido Pietro, n sistema preventivo d! do<br />

Bosco, Torino 1955, 17-23. Blezqce dane blbllograficzne zarnleszcza kwartalnl<br />

"Salesianurn" w specjalnyrn dz1ale Analecta Salesiana.


ZDARZEN1A - K811\2K1 - LUDZIE 213<br />

mina! dawne terminatorstwo prowadzone przez cechy rzemieslnicze,<br />

a w rzeczywistosci by! parawanem dla wyzysku. Ponadto "Yszystkie<br />

wi~ksze miasta znaly zjawisko dzieci zwanych "sierotami, kt6rych rodzice<br />

zyjq", tj. zupelnie pozostawionych samym sobie przez pracujqcych<br />

rodzic6w. Tak jak nie istnialo zadne ustawodawstwo socjalne regulujqce<br />

te nowe zagadnienia, tak tez za nowymi problemami nie nadqza!a w spos6b<br />

skuteczny tradycyjna praca duszpasterska Koscio!a. Praktycznie mlodziez<br />

warstw pracuj1\cych byla opuszczona przez wszystkie czynniki<br />

spolecznej kontroli i wychowania.<br />

Taka wlasnie sytuacja byla punktem wyjsciowym dla mlodziezowej<br />

dzialalnosci ks. Bosko, kt6r1\ rozpocz1\l w latach czterdziestych ubieglego<br />

stulecia w · Turynie. Zauwazyl on w6wczas, ze mlodymi przest~pcami<br />

interesowala si~ policja i sqdy - wielki dom poprawczy i wi~zienia<br />

byly przepelnione, dzieci kalekie i nieszcz~sliwe przygarnialo do licznych<br />

przytulk6w chrzescijanskie milosierdzie, mlodziezq zas zwyczajnq<br />

i normaln1\ nikt si~ nie interesowal, prak,tycznie byla ona zupelnie<br />

opuszczona, a jej stan materialny i duchowy stawial jq stale na granicy<br />

przest~pstwa. Tej wlasnie normalnej mlodziezy klas pracuj1\cych poswi~cil<br />

ks. Bosko swoj1\ . osobistq dzialalnosc wychowawcz1\ i oswiatoW1\.<br />

Kom6rkq macierzyst1\ -tej pracy bylo tzw. "Oratorium", czyli zar6wno<br />

zebranie, jak i osrodek zebran mlodziezy, kt6rego celem bylo wprowadzenie<br />

jej w normalne chrzescijanskie zycie religijne, wyrabianie szlachetnych<br />

postaw moralnych, oraz organizowanie wolnego czasu zgodnie<br />

z upodobaniami i potrzebami mlodego wieku. Oratorium bylo srodowiskiem<br />

mlodziezowym bardzo zywotnym, pelnym entuzjazmu, a r6wnoczesnie<br />

niezmiernie prostym w swojej organizacji i skutecznym narz~dziem<br />

oddzialywania na szerokie kr~gi spoleczne - ks. Bosko umial<br />

dotrzec do rodzin, do warsztat6w pracy mlodziezy, wywrzec wplyw na<br />

cale jej zycie.<br />

Na jego zqdanie i pod wplywem jego autorytetu majstrzy i przedsi~biorcy<br />

musieli zawierac szczeg6lowe umowy 0 prac~ i nauk~ zawodu,<br />

gwarantujqce jego mlodzi~zy okreslony czas pracy, zaplat~, odpoczynek<br />

niedzielny, wakacje w ciqgu roku, czas na dodatkowq nauk~, oraz<br />

ludzkie traktowanie. Dla zwalczania analfabetyzmu mlodziezy pracujqcej<br />

zalozyl szkoly wieczorowe i swiqteczne, kt6re zdawszy doskonale egzamin<br />

staly si~ oficjalnym narz~dziem walki z analfabetyzmem wsr6d og6lu<br />

spoleczenstwa wloskiego. Dla lepszej nauki zawodu zalozyl specjalne<br />

warsztaty rzemieslnicze i kursy przysposobienia zawodowego, a wreszcie<br />

prawdziwe szkoly zawodowe. Dla mlodziezy zdolniejszej zorganizowa!<br />

gimnazjum, a dla bezdomnej internaty. Kierowal si~ zasadq, ze pozycj~<br />

spolecznq kazdego czlowieka winno wyznaczac nie jego pochodzenie,<br />

ale jego zdolnosci i wartosc moralna. Stqd staral si~ stworzyc swojej<br />

mlodziezy jak najszersze moz!iwosci rozwoju.. Dla tych potrzeb przelamal<br />

r6wniez uprzedzenia konserwatywnych k6l spoleczenstwa wlo­


214 ZD,ARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIE<br />

skiego, kt6re bojkotowaly 6wczesne studia uniwersyteckie ze wLgI~du<br />

na ich charakter liberalny, i mimo gwaltownych protest6w wysylal<br />

swojq mlodziez na uniwersy:tet i to na kierunki czysto swiecki~ tradycyjnie<br />

omijane przez duchownych.<br />

*<br />

8rodkiem szerokiego oddzialywania spolecznego w XIX wieku stawalo<br />

si~ coraz bardziej slowo drukowane, zwlaszcza z chwilq zniesienia<br />

cenzury. Szczeg6lnie prasa zyskala tak wielkie znaczenie, ze stwierdzano,<br />

iz "postanowienia rzqd6w Sq cz~sto zastosowaniem do zycia artyku16w<br />

wst~pnych". Szybko tez stala si~ ona narz~dziem rzqd6w, grup politycznych<br />

i religijnych, oraz zr6dlem naduzyc, walk i niezawsze odpowiedzialnego<br />

oddzialywania na spoleczenstwo. W samym Rzymie powstalo<br />

w6wczas okolo 50 nowych liberalnych czasopism. Ta ekspansja<br />

slowa drukowanego wywolala przerazenie wsr6d katolik6w, a w wielu<br />

kolach bezsilnie jq pot~piano .<br />

Tymczasem ks. Bosko uwazal, ze rz!\dy znoszqc cenzur~ nie mialy<br />

zamiaru wyrzqdzac szkody katolicyznlowi, ale tylko udzielic wolnosci<br />

druku. Nalezalo wi~c skorzystac z r6wnych praw. Poniewaz zas oficjalna<br />

akcja katolicka w tym kierunku byla bardzo ospala i nieudolna, sam<br />

rozwinql plodnq dzialalnosc pisarskq i wydawniczq. Pi6ro stalo si~<br />

dla niego narz~dziem szerokiego wplywu spolecznego i nie wypuscil go<br />

z r~ki az do konca zycia. Kazda jego pozycja pisarska czy wydawnicza<br />

wyrastala z konkretnej potrzeby. Pisal na tematy historyczne, religijne,<br />

apologetyczne, moraine a nawet spoleczno-gospodarcze. Spod jego<br />

pi6ra wyszlo okolo 170 rMnych prac, a ich wydania szly w dziesiqtki.<br />

Ulotka, broszura, ksiqzka, podr~cznik, opowiadanie, odezwa byly dla<br />

niego formq r6wnie dobrq byIe skutecznq i docierajqcq wprost do czytelnika.<br />

Pisal stylem jasnym, prostym, z przewagq elementu fabularnego.<br />

Swoje pisma adresowal do katolik6w, do lib~ra16w, do innowierc6w, ale<br />

przede wszystkim do ludu i do mlodziezy. Pisal zawsze. gdy s!\dzH, ze<br />

przyniesie to pozytek religii i spoleczefJstwu. A z jakim skutkiem,<br />

swiadczyly gwaltowne polemiki, dyskusje, usilowania przekupstwa i zamachy<br />

na jego zycie, oraz (anonimowa) cenzura koscielna wielu jego<br />

pismo W tak bujnej dzialalnosci pisarskiej trudnosci spotykaly go ze<br />

stron niech~tnYch czy wrogich Kosciolowi, ale r6wniez nie uniknql<br />

otarcia si~ 0 indeks koscielny.<br />

Jeszcze bardziej niz pisarzem byl wydawcq pomyslowym, rzutkim<br />

i z wielk!\ inicjatywq. Po niezbyt udanej pr6bie wydawania wlasnego<br />

dziennika polityczno-religijnego w burzliwym okresie Wiosny Lud6w,<br />

przerzuci! si~ na wydawnictwa seryjne oraz miesi~czne. Byly to wydawnictwa<br />

popularne i naukowe, dla mlodziezy szkolnei, dla nauczycieli,<br />

dla rodzin i duchownych. a ich przenikanie w spoleczefJstwo bylo<br />

bar ::zo sprawne dzi~ki stukilkudziesi~ciu osrodkom kolportazowym zor­


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 215<br />

ganizowanym przez ks. Bosko w calych Wloszech. Og61em wswoim<br />

zyciu wydal 2500 ,tytul6w ksiqzek i broszur, a w niespelna 30 lat rozprowadzil<br />

okolo 20.000.000 ksillzek. W chwili z·as jego smierci dzialalo<br />

18 osrodk6w wydawniczych zalozonych z jego inicjatywy w Europie<br />

i Ameryce.<br />

W tej dzialalnosci nie pod"dawal si~ zadnym trudnosc::iom. Odcinany<br />

od zr6del papieru, organizowal wlasnll papierni~, bojkotowany w drukarniach<br />

i ksi~garniach, zakladal wlasnll drukarni~ i ksi~garnie. Posiadal<br />

wielkie zufanie do slowa drukowanego, a idealem jego bylo przewidziec<br />

i uprzedzie potrzeb~, rzucie na rynek ksiIlZk~, lub broszur~ wtedy, gdy<br />

byla najbardziej potrzebna.<br />

• <br />

W okresie nasilenia risorgimento wloskiego, od lat pi~Mziesilltych az<br />

do lat siedemdziesilltych wlllcznie, kolejne gabinety oscylowaly mi~dzy<br />

stanem walki z Kosciolem a pr6bami dojscia do porozumienia. Stan<br />

walki prowadzil do konfliktu -sumien, niszczyl zycie reiigijne, nie posuwal<br />

naprz6d tak koniecznej integracji spolecznej panst",!,a, oraz doprowadzal<br />

do amoralnosci w polityce. Ka,tolicy odsun~li si~ zupelnie<br />

od zycia publicznego. Ten stan byl wi~c prawdziwll kl~skll w kraju<br />

w bezwzgl~dnej wi~kszosci katolickim.<br />

Ks. Bosko w tych warunkach by!, jak stwierdzajll historycy, prawdopodobnie<br />

jedynym ksi~dzem utrzymujllcym stosunki z liberalnymi przyw6dcami<br />

Wloch, a r6wnoczesnie pozostajllcym w zgodzie i w jednosci<br />

z Kosciolem. Jego przyjazn z dUSZIl ruchu narodowo-wyzwolenczego,<br />

Kamilem Cavourem, byla bardzo serdeczna. By! nawet czas, gdy Cavour<br />

bra! zywy udzial w zyciu religijnym mlodziezy oratoryjnej, jego trzezwy<br />

umys! obliczal korzysci jakie odnosi spoleczenstwo z tego rodzaju dzialalnosci.<br />

Ta przyjazn nie zmniejszyla si~ nigdy, a ks. Bosko w nawet<br />

najbardziej napi~tych sytuacjach mial wst~p do Cavoura czy to jako<br />

ministra, czy jako premiera rZlldu, zachowujllc przy tym zupelnll niezaleznose.<br />

Crispi, p6iniejszy minister spraw wewn~trznych, jako posel<br />

do parlamentu wloskiego wysuni~ty przez rewolucj~ w Palermo korzy.sta!<br />

z goscinnosci i jedynych but6w ks. Bosko. Powillzania z wielu innymi<br />

dzialaczami byly bardzo ciekawe i owocne. R6wnoczesnie jednak nazywano<br />

ks. Bosko "Garibaldim Watykanu i klerykaI6w", a jegQ. przywill,zanie<br />

do papieza Piusa IX bylo powszechnie znane. Jako czlowiek<br />

Kosciola by! powyzej wszelkich podejrzen.<br />

Ta szczeg6lna pozycja pozwolila mu odegrac wydatnll, clioe sekretnll<br />

r o l~ szarej eminencji w stosunkach mi~dzy rZlldem wloskim a Watykanem<br />

tak przed, jak i po zaj~ciu Rzymu. Odnosilo si~ to zwlaszcza<br />

do mianowania biskup6w dla diecezji wloskich, swobody spelniania<br />

jurysdykcji przez kuri~ rzymskll poza granicami Wloch, oraz swobody<br />

conclave po smierci Piusa IX. Zasadll ks. Bosko w trudnej roli po­


216 , ZbARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

srednika byIa mysl, ze Kosci61 musi swoje sprawy traktowac nie z punktu<br />

widzenia politycznego, ale religijnego, oraz ze duchowe dobro ~osciola<br />

i wiernych stanowi .kryterium slusznosci dzialania.<br />

*<br />

Za czas6w ks. Bosko warunki polityczne we Wloszech nie sprzyjaly<br />

rozwojowi zycia religijnego. Caly szereg akt6w ustawodawczych likwidujqcych<br />

tradycyjny stan posiadania Kosciola, oraz propaganda antyklerykalna<br />

uderzyly zwlaszcza w szeregi duchowienstwa, odcinajqc<br />

doplyw nowych kadr. Kompromitowano samq ide~ powolania duchownego,<br />

wykazujqc spolecznq szkodliwosc obrania takiej drogi zyciowej.<br />

Argumenty te trafialy i przyjmowaly si~ r6wniez w rodzinach<br />

najbardziej katolickich. Wreszcie administracyjne i usankcjonowane prawem<br />

rozwiqzanie zakon6w i likwid0v.:anie seminari6w duchownych<br />

studzilo zapal niejednego mlodego czlowieka. Na tym odcinku zycia<br />

religijnego we Wloszech skupil ks. Bosko wiele swoich wysilk6w.<br />

Otaczal opiekq kazde budzqce si~ powolanie, poszukiwal nowych, niespozytkowanych<br />

dotqd rezerw. Znalazl je wsr6d mlodziezy pracujqcej<br />

zawodowo, oraz wsr6d ludzi dojrzalych, rekrutujqc tzw. powolania<br />

sp6znione. Wymagalo to duzej elastycznosci dzialania, bylo jednak<br />

blogoslawione w skutkach. Wysilki w tym kierunku pozwolily mu<br />

nawet ustalic proporcje, z kt6rymi nalezalo si~ liczyc. Wg jego obliczen<br />

wsr6d chlopc6w, kt6rzy okazywali oznaki powolania, oraz rozpoczynali<br />

nauk~ w tym kierunku, do celu docieralo dwu na dziesi~ciu, pod ­<br />

czas gdy wsr6d ludzi dojrzalych proporcja ta wynosila osmiu na dziesi~ciu.<br />

Interesujllce sll osiqgni~cia ks. Bosko w tej dziedzinie jego dzialalnosci.<br />

Skrupulatne obliczenia dokonane w r. 1905 wy~azaly, ze spod<br />

r~ki i bezposredniego wplywu ks. Bosko wyszlo okolo 6.000 kaplan6w.<br />

Nic stqd dziwnego, ze nazywano go "upartym fabrykantem ksi~zy",<br />

W okresie, gdy zycie zakonne we Wloszech skazano na wymarcie, zalozyl<br />

on dwie nowe rodziny zakonne, a do pomocy V{ tym dziele wciqgnql<br />

najbardziej antyklerykalnego ministra Urbana Ratazzi.<br />

*<br />

Ks. Bosko bardzo zywo reagowal na problemy spoleczne swoich czas6w.<br />

Swiadkowie jego zycia stwierdzajq, ze nalezal do tych nielicznych<br />

ludzi tamtego okresu we Wloszech, kt6rzy zrozumieli sytuacj~ klas<br />

pracujqcych, oraz istot~ ruchu robotniczego. Niejednokrotnie twierdzil,<br />

ze pojawiajqce si~ coraz cz~sciej ruchy rewolucyjne w r6znych krajach<br />

europejskich wcale nie Sq burzq przejsciowq, ale nast~pstwem zywotnycti<br />

potrzeb proletariatu. Akcentowal przy r6znych okazjach slusznosc<br />

hasel domagajqcych si~ r6wnosci wszystkich Iudzi, oraz dqzen do uzyskania<br />

sprawiedliwosci i zmiany ci~zkiego Iosu klas pracujqcych. Tej ·<br />

sv,riadomosci probIem6w spolecznych dal wyraz w czasie swoich podr6zy


216 . ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

srednika byia mysl, ze Kosci61 musi swoje sprawy traktowac nie z punktu<br />

widzenia politycznego, ale religijnego, oraz ze duchowe dobro :Kosciola<br />

i wiernych stanowi .kryterium slusznosci dzialania.<br />

...<br />

Za czasow ks. Bosko warunki polityczne we Wloszech nie sprzyjaly<br />

rozwojowi zycia r eligijnego. Caly szereg aktow ustawodawczych likwidujqcych<br />

tradycyjny stan posiadania Kosciola, oraz propaganda antyklerykalna<br />

uderzyly zwlaszcza w szeregi duchowienstwa. odcinajqc<br />

doplyw nowych kadr. Kompromitowano samq ide~ powolania duchownego,<br />

wykazujqc spolecznq szkodliwosc obrania takiej drogi zyciowej.<br />

Argumenty te trafialy i przyjmowaly si~ r6wniez w rodzinach<br />

najbardziej katolickich. Wreszcie administracyjne i usankcjonowane prawem<br />

rozwiqzanie zakon6w i likwido"'{anie seminariow duchownych<br />

studzilo zapal niejednego mlodego czlowieka. Na tym odcinku zycia<br />

religijnego we Wloszech skupil ks. Bosko wiele swoich wysilk6w.<br />

Otaczal opiekq kazde budzqce si ~ powolanie, poszukiWal nowych, niespozytkowanych<br />

dotqd rezerw. Znalazl je wsrod mlodziezy pracujqcej<br />

zawodowo, oraz wsrod ludzi dojrzalych, rekrutujqc tzw. powolania<br />

sp6znione. Wymagalo to duzej elastycznosci dzialania, bylo jednak<br />

blogoslawione w skutkach. Wysilki w tym kierunku pozwolily mu<br />

nawet ustalic proporcje, z kt6rymi nalezalo si~ liczyc. Wg jego obliczen<br />

wsr6d chlopc6w, kt6rzy okazywali oznaki powolania, oraz rozpoczynali<br />

nauk~ w tym kierunku, do celu docieralo dv,ru na dziesi~ciu, podczas<br />

gdy wsrod ludzi dojrzalych proporcja ta wynosila osmiu na dziesi~ciu.<br />

Interesujqce sll osiqgni~cia ks. Bosko w tej dziedzinie jego dzialalnoSci.<br />

Skrupulatne obliczenia dokonane w r. 1905 wy~azaly, ze spod<br />

r~ki i bezposredniego wplywu ks. Bosko wyszlo okolo 6.000 kaplan6w.<br />

Nic stqd dziwnego. ze nazywano go "upartym fabrykantem ksi~zy".<br />

W okresie, gdy zycie zakonne we Wloszech skazano na wymarcie, zalozyl<br />

on dwie nowe rodziny zakonne, a do pomocy v,r tym dziele wciqgnql<br />

najbardziej antyklerykalnego ministra Urbana Ratazzi.<br />

...<br />

Ks. Bosko bardzo zywo reagowal na problemy spoleczne swoich czas6w.<br />

Swiadkowie jego zycia stwierdzajq, ze nalezal do tych nielicznych<br />

ludzi tamtego okresu we Wloszech, kt6rzy zrozumieli sytuacj~ klas<br />

pracujqcych, oraz istot~ ruchu robotniczego. Niejednokrotnie twierdzil,<br />

ze pojawiajqce si~ coraz cz~sciej ruchy rewolucyjne w r6znych krajach<br />

europejskich wcale nie Sq burzq przejsciowq, ale nast~pstwem zywotnycti<br />

potrzeb proletariatu. Akcentowal przy r6znych okazjach slusznosc<br />

hasel domagajqcych si~ r6wnosci wszystkich ludzi, oraz dqzen do uzyskania<br />

sprawiedliwosci i zmiany ci~zkiego losu klas pracujqcych. Tej ·<br />

sv,riadomosci problem6w spolecznych dal wyraz w czasie swoich podrozy


ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE 217<br />

po Francji, Wloszech i Hiszpanii. W przem6wieniu do ludzi ze swiata<br />

wielkich finans6w i arystokracji we Francji oswiadczal wyraznie, ze<br />

jest ostateczny czas, zeby skapitalizowane pieniqdze oddac robotnikom,<br />

bo inaczej zbuntowani przyjdq zabrac nie tylko pieniqdze, ale i zycie<br />

ich posiadaczy. W Barcelonie zas wobec obludnego post~powania niekt6rych<br />

wyzszych k6l spolecznych, !la zakonczenie swojej wizyty pozostawil<br />

znamienne slowa: "Bogaci majq pieniqdze, ale ich diamenty,<br />

zloto, srebro, klejnoty, wszystko przejdzie w r~ce biednych. Bogaci zas<br />

zostanq pozbawieni wladzy i wyzuci ze wszystkiego". Na skutek takiego<br />

rozumienia problemaw spolecznych, bolesnie odczuwal odpowiedzialnosc<br />

za los klas pracujqcych. Sta,d rozliczne jego inicjatywy zmierzaly<br />

wlasnie do zaradzenia najpilniejszym potrzebom spolecznym w spos6b<br />

dorazny oraz do zmiany losu ludzi pracy na dalszq met~. Realizowal<br />

ten cel gl6wnie przez budzenie wsr6d warstw najnizszych swiadomosci<br />

wartosci ich pracy, a wi~c ich stanowiska w spoleczenstwie, -oraz przez<br />

podnoszenie za pomocq wyksztalcenia og6lnego i zawodowego mozliwie<br />

jak najwi~kszej liczby mlodziezy w skali rang spolecznych.<br />

*<br />

Wiek XIX byl okresem, w kt6rym w Europie zacz~ly si~ wyrazme<br />

uj2.wniac odr~bne od tradycyjnych, opartych na gruncie chrzescijanstwa,<br />

kierunki myslowe i dqzenia do zmiany w dziedzinie przekonan i do<br />

wyrobienia postaw ludzkich obcych chrzescijanstwu. Ks. Bosko posiadal<br />

duze wyczucie tego zjawiska, stqd budzil katolik6w do dzialania. Jasno<br />

i zdecydowanie oswiadczyl katolikom Europy i Ameryki, ze "Dzisiaj<br />

nie wystarczy si~ tylko modlic, trzeba dzialac i to dzialac intensywnie".<br />

Dzfalac w interesie religijno-spol:ecznym nalezalo jego zdaniem, wszystkimi<br />

dost~pnymi legalnymi i godziwymi srodkami, zar6wno moralnymi<br />

i duchowymi, jak i materialnymi. Byl jednak wrogiem dzialania nieprzemyslanego<br />

i improwizowanego. Kazda inicjatywa winna wynikae<br />

z konkretnej potrzeby, bye celowa i dobrze zaplanowana. Byl r6wniez<br />

wrogiem dzialalnosci odosobnionej. Stale jednoczyl, organizowal, zrzeszal,<br />

pozostawal w kontaktach z rozmaitymi organizacjami i zwiqzkami.<br />

Calq jego dzialalnosciq kierowala zasada: malo sl6w i niepotrzebnej<br />

reklamy, a wiele czyn6w. Do dzialania potrafil wciqgac wszystkich<br />

ludzi, a zwlaszcza swieckich, niezaleinie od ,tego, z jakiej pochodzili<br />

klasy spolecznej, narodowosci, grupy poUtycznej, czy wyznaniowej.<br />

Stqd zaloione przez niego osrodki oddzialywania spol:eczno-religijnego<br />

nazywano "prawdziwq szkolq demokracji".<br />

*<br />

Naszkicowane kr6tko r6me kierunki angazowania si~ ks. Bosko nie<br />

wyczerpujq oczywiscie calej jego aktywnosci, Sq tylko przykladami<br />

r6znorakich form jego dzialania, jego powiqzania z rzeczywistosciq<br />

spolecznq, uczulenia na rodzqce si~ potrzeby, oraz zywego i natychmia­


218 ZDARZENIA - KSI.I\ZKI - LUDZIE<br />

stowego reagowania na nie. Przedstawiajq interesujqce zagadnienie<br />

styku ducha apostolskiego z potrzebami czasu i miejsca. Majq stqd niezniszczalnq<br />

wartosc wychowawczq, jako przyklad skutecznego i autentycznie<br />

katolickiego zaangazowania w sprawy spoleczne i religijne mirp.o<br />

bardzo trudnego okresu historii. A warte Sq uwagi tym bardziej, ze<br />

jego dzielo nie rna charakteru wylqcznie przedmiotu badaii historycznych,<br />

ale jest stale zywe i rozwijajqce si~. Wiadomo, ze ks. Bosko byl<br />

zalozycielem dwu rodzin zakonnych - Towarzystwa Sw. Franciszka<br />

Salezego i Instytutu C6rek Maryi Wspomozycielki Wiernych (przy<br />

udziale kanonizowanej p6zniej Marii Dominiki Mazzarello), oraz Zwiqzku<br />

Wsp61pracownik6w Salezjaiiskich, jako tonga manus dziela, a wreszcie<br />

inspiratorem Swiatowej Federacji Bylych Wychowank6w ~si~dza Bosko.<br />

Ks. Bosko dal r6wniez impuls dla dziela ks. Alojzego Orione na terenie<br />

Wloch oraz ks. Bronislawa Markiewicza na terenie Polski.<br />

Warto moze zwr6cil: uwag~ na rozw6j dziela ks. Bosko, kt6ry nadal<br />

swiadczy 0 slusznosci jego postawy.<br />

ToW Sw. Franciszka Salezego Instytut C6rek Maryi Wspom. Wier.<br />

Rok Liczba czlonk6w Rok Liczba czlonkin<br />

1859 18 1872 27<br />

1869 105 1881 189<br />

1879 700 1888 393<br />

1888 774 1900 1600<br />

1900 2723 1920 3763<br />

1920 4417 1930 5595<br />

1940 12055 1940 8429<br />

1960 20545 1960 16795<br />

1964 22042 1964 17929<br />

Zwiqzek Wsp61pr. Salezj. Swiatowa Feder. Bylych Wycl!. Ks. B.<br />

Rok Liczba czlonk6w Rok Liczba czlonk6w ­ czlonkin<br />

1880 30000 1955 137398<br />

1955 322690 1964 178147 312835<br />

1964 305660<br />

Tak rozwini~te liczebnie dzielo ks. Bosko oddzialywuje poprzez Tow.<br />

Salezjaiiskie w 67 krajach swiata (20 Europy, 23 Ameryki, 15 Azji.<br />

8 Afryki i 1 Oceanii), obejmujqc za s i~gi em swojej pracy 640489 wychowank6w,<br />

prowadzqc 523 parafie 0 lqcznej liczbie 5582516 parafian.<br />

Salezjanie prowadzq r6wniez misje samodzielne na obszarze 1789080 km 2<br />

zamieszkalym przez 22 243 696 ludzi, oraz wsp6lpracujq z misjonarzami<br />

z poza Towarzystwa w 120 osrodkach.<br />

Instytut C6rek Maryi Wspomozycielki Wiernych prowadzi dzialalnosc


ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE 219<br />

w 57 krajach swiata, obejmujqc pracq wychowawczq 566082 mlodziezy,<br />

opiekq lekarskq i piel~gniarskq 98328 chorych w szpitalach i 914943<br />

chorych w ambulatoriach. Zar6wno salezjanie jak i siostry otaczajq<br />

opiekq 5 700 tr~dowatych.<br />

Towarzystwo i Instytut prowadzq lqcznie 104 osrodki wydawnicze,<br />

wydajq 800 czasopism, z kt6rych miesi~czny organ informacyjny dziela<br />

ukazuje si~ w 12 j~zykach, 29 r6znych wydaniach 0 lqcznym nakladzie<br />

1 mil. egzemplarzy.<br />

Dzielo ks. Bosko wydalo juz troje swi~tych kanonizowanych, a na<br />

bea tyfikacj~ oczekuje 112 os6b sposr6d mlodziezy, duchownych i swi~ckich.<br />

Ponadto jesli na I Soborze Watykanskim ks. Bosko spelnial r6zne<br />

misje w kuluarach, to w czasie II Soboru Watykanskiego 50 jego duchowych<br />

syn6w jest ojcami soboru. I<br />

Rozp~ nadany dzielu salezjanskiem!:l przez ks. Bosko wymaga ustawicznego<br />

kontynuowania stosownie do potrzeb czasu i miejsca, a przede<br />

wszystkim niezagubienia ducha, kt6ry go ozywial. s<br />

Stanislaw Styrna SDB<br />

! Dane wg Stat!st!che Salesi ane 1964, oraz wg Elenco Generale della Societd<br />

di S . Francesco dl Sales, 1965.<br />

3 Materialy dotyczllce osoby ks. Bosko dostE:pne SII dzlE:kl Istnlenlu specJalneg<br />

o zbioru blograflcznego.<br />

M emor!e B iograjiche d! Don Giovanni Bosco, cura Lemoyne G. B., ediz.<br />

e x tra commerciaIe,<br />

vol. 1. 1841, S. Genlgno Canavese 1900,<br />

2. 1841-1846, 1901,<br />

3. 1847-1849, 1903,<br />

4. 1850-1853, 1904,<br />

5. 1854-1858, 1905,<br />

Memorte Blograj !che d l Venerablle Don B03CO, cura Lemoyne G. B. <br />

vol. 6. 1858-1860, S. Benigno Canavese 1907, <br />

7. 1861-1864, 1909,<br />

8. 1865-1867, 1912,<br />

9. 186a:-1870, 1917,<br />

Memorie B i ograjlche d! San G!ovannl Bosco, CUra Lemoyne G. B. Amadel A .,<br />

vol. 10. 1871-1874, Torlno' 1939,<br />

Memor i e Blograjlche del Beato Giovanni Bosco, cura Ceria E ., <br />

vol. 11. 1875, Torino 1930, <br />

H 12. 1876, 1931,<br />

H 13. 1877-1878, 1932,<br />

H 14. 1879-1880, 19:13,<br />

H 15. 1881-1882, 1934,<br />

Memorie B iograji che d i San G iovanni Bosco, cura Ceria E., <br />

v ol. 16. 1883, Torino 1935, <br />

H 17. 1884-1885, 1936,<br />

H 18. 1886-1888, 1937,<br />

II 19. 1883-1938, 1939.<br />

I ndi ce analiti co delle Memorie Biogra1iche dl S. Giovanni Bosco nei 19 vo­<br />

!tl'mlni, T o r in o 1948.


220 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

»JAIUS, JAKAS, JAKIES«<br />

PYTANIA<br />

Wciqz zadaj~ sobie pytanie skqd biorq si~ w j~zyku uzywanym przez<br />

pisma kulturalne rozmaite poj~cia i zwroty, kt6rych znaczenia trudno<br />

dociec, tak Sq dziwaczne. R6wniez i dyskusje prowadzone przez r6znych<br />

pan6w przyciszonym glosem w audycjach radiowych i telewizyjnych<br />

obfitujq w wyrazenia, kt6re sluchacz przyjmuje z calosciq inwentarza,<br />

nie zastanawiajqc si~ gl ~ bi ej , co tez one wyrazajq. Zlapalem si~ na tym,<br />

ze r6wnie.z wchlaniam je bezkrytycznie, witam niby starych znajomych,<br />

kt6rych kiedys ktos mi przedstawil i potem juz nie przyszlo czlowiekowi<br />

do glowy, by przyjrzec im si~ z bliska, zajrzec w oczy. Ton irytacji<br />

z jakim pozwalam sobie poinformowac 0 tym prywatnym odkryciu<br />

Czytelnika, plynie z przekonania, ze jestem nabierany, ze dawalem si~<br />

nabierac i ze postanowilem na wlasnq r~k~ polozyc wreszcie temu kres.<br />

Zlosc nie jest skierowana przeciw komukolwiek. Skierowana jest do<br />

siebie. Bo tez trudno byloby dociec autorstwa wielu nowotwor6w j~zykowych<br />

uzywanych przez osoby majqce jeszcze do tej pory ochot~ i sil~<br />

by zajmowac si~ artystami i ich tw6rczosciq. Owe neologizmy wzi~ly si~<br />

jak gdyby znikqd. Ani ich nie wymyslil jakis dzisiejszy Dmochowski,<br />

Mochnacki czy Irzykowski, ani nie powolali do zycia pisarze, koneserzy<br />

sztuk plastycznych, czy tez melomani. Nie posluguje si~ nimi Iud. Najcz~sciej<br />

pojawiajq si~ one w ustach zabierajqcych glos na tematy artystyczne<br />

inteligent6w i jak juz zos,talo wspomniane w enuncjacjach pism<br />

kulturalnych, lub dyskusjach przy okrqglym stole.<br />

By doprowadzic wlasny m6zg do jakiego takiego porzqdku, postanowilem<br />

wi~c skorzystac z dobrodziejstwa "Pytan" i ulozyc chociazby poczqtek<br />

slownika zwrot6w, kt6re wpadlszy do ust nie pozostawiajq w nich<br />

zadnego okreslonego 'smaku. Pierwsze z hasel tego wokabularza brzmi:<br />

[Czy] ARTYSTA MA PRAWO DO EKSPERYMENTU [?]<br />

Z pozoru ta klisza slowna brzmi rewolucyjnie. Gdy jednak popatrzyc<br />

na niq pod swiatlo, c6z zobaczymy? Zobaczymy pewnq liczb~ retor6w,<br />

kt6rzy w k6lko zastanawiajq si~ czy rna, czy tez nie rna artysta prawa<br />

do pisania, malowania, filmowania i komponowania w spos6b sobie<br />

wlasciwy. Chodzi tu przede wszystkim 0 sprawy formalne, co zresztq<br />

juz z g6ry przesqdza 0 bezuzytecznosci tego hasla, gdyz oddzielanie<br />

tresci od ksztaltu, czy sposobu wyrazania od tresci jest syzyfowym<br />

trudem, kt6ry jeszcze nikomu s1 ~ nie udal. Ale pominmy juz t~ specjalistycznq<br />

kwesti~. Pies pogrzebany jest gdzie indziej. Jest on w og61e<br />

i po prostu pogrzebany, poniewaz "eksperyment" jest czyms tak nier'ozlqcznie<br />

zwiqzanym z kazdym aktem tw6rczym, ze zastanav.:ianie si~


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

221<br />

nad jego dopuszczalnoscilj, czy tez niedopuszczalnoscilj zaliczyc trzeba do<br />

krytyki typu science fiction. Naukowa krytyka w og61e takimi problemami<br />

nie moze si~ zajmowae, skoro one nie stniejlj. I nie zajmuje si~ nimi.<br />

Przedmiotem jej zainteresowan jest samo dzielo, czyli wlasnie 6w<br />

"eksperyment" w formie dokonanej i bezapelacyjnej. Sprawdzamy<br />

wtedy, czy si~ on udal, czy tez nie, na czym polega i co ~yraza. I tylko<br />

taki stosunek do tworczego dokonania artysty jest w ogole mozliwy.<br />

Inny, aprioryczny i jurysdykcyjny ("ma prawo", "nie ma prawa"),<br />

o ile komus uda sie, go w nas wmowie, prowadzi czlowieka prostlj droglj<br />

do stanu okreslanego ogolnie frustracjlj. Musi bowiem do me]<br />

dojse skoro dyskutujemy 0 czyms co nie istnieje, uzywajljc sl6w nie<br />

majljcych desygnatu, czyli odpowiednika w rzeczywistosci.<br />

Synonimiczne do poprzedniego haslo brzmi [Czy] ARTYSTA MA<br />

PRAWO DO RYZYXA. [?]<br />

W odroznieniu od poprzedniego, bardziej odnosi si~ ono do tresci niz<br />

do formy dziela, co (raz jeszcze powtorzye trzeba) z gory przesljdza<br />

umownose tego splotu wyrazow jeszcze dziwniejszego, niz 6w eksperymentalny.<br />

Czy mozna sobie bowiem w og61e wyobrazie tw6rczose,<br />

z ktorlj by nie bylo zwiqzane ryzyko. Nalezy ono do istoty tego procesu,<br />

kt6ry nazywamy tworczym. Przestaje on nim bye, gdy nie ma ryzyka.<br />

Staje si~ wtedy wyIljcznie powtarzaniem czeg'os co byIo, zostalo uznane<br />

i przyj~te juz do wiadomosci. Nie jest wi~c zadnlj tw6rczoscilj, najwyzej<br />

lepiej lub gorzej wykonanlj praclj. Nie moze bye ktos artystlj nie podejmujqc<br />

ryzyka, czyli nie tworzljc. Moze bye "rzemieslnikiem" w nowym<br />

rozumieniu tego poj ~ cia, kt6re definiuje wywieszka "punkt uslugowy<br />

dla ludnosci". Najlepiej gdy spelnia jeden postulat i drugi.<br />

I przy tym wi ~ c hasle mamy do czynienia z identycznym gatunkiem<br />

krytyki, kt6ry nazwac m ozna smialo science fiction. Dla rzetelnie<br />

naukowej krytyki nie moie bowiem w og61e bye to problem, czy artysta<br />

ma czy tez nie ma prawa do ryzyka. Mozna jedynie si~ zastanawiae<br />

czy je podjljl, oraz co z tego wyniklo. Czyli inaczej m6wiljc: Czy w og61e<br />

cos stwofzyl czy tez nie.<br />

Wreszcie trzecie has hi', 0 k,torym musz~ wspomniee; brzmi: JA~IS<br />

JAKA5 - JAKOS -<br />

Poczljtkowo, gdy par~ lat wstecz nieomal w kazdej publicznej dyskusji<br />

na tematy artystyczne pojawialy si~ owe "jakisiania", braID si~<br />

je za dow6d chwalebnej ostroznosci w podchodzeniu do tematu, niech~ci<br />

do wydawania sljd6w arbitralnych. zwlaszcza 0 posmaku ideologicznym,<br />

umilowania prawdy, ktora jest nieuchwytna, czyli m6wiljc szczerze,<br />

za dow6d mljdrosci i tolerancji. Byc moze zresztlj takie bylo<br />

rzeczywiste zr6dlo delikatnych niedom6wien. W chwili obecnej przerodzHy<br />

si~ one w nieznosnlj manier~. Posluchajmy: "Andrzejewski<br />

w nowej swojej powiesci przekazuje nam jakljs swojlj prawd~"; "Jest to<br />

jakas nowa forma wyrazu"; "Ten jakis sens ukryty w wierszu Iksa";


222 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

"Mamy przed sob& jak gdyby obraz rzeczywistosci"; "kompozytor pod<br />

wplywem pewnej swojej wizji" itd. itd. Wolac si~ chce, slysz&c te niedookreslonosci<br />

w dziesi&tkach tzw. kulturalnych dyskusji, prosic rezonuj&cych<br />

0 wyluszczenie 0 co chodzi, zwlaszcza gdy S& oni prezentowani<br />

publicznosci w radiu, czy telewizji jako znawcy przedmiotu. Mozna<br />

pozostawic pewien margines wizjoncrstwa, jesli chodzi 0 utwory nietematyczne,<br />

niefabularne, czy tez muzyk~. Ale nawet i w tych wypadkach<br />

spi~trzenie niewiadomych bywa tak wielkie, Ze w koticu nic nie mozna<br />

si~ dokladnego dowiedziec ani 0 utworach, ani 0 autorach, a prz~de<br />

wszystkim 0 tresci wypowiadanych opinii.<br />

Podalem trzy hasla slownika poj~c pozornych 0 sztuce. Mozna by go<br />

wzbogacic innymi przykladami, zaczerpni~tymi z okreslonych tekstow,<br />

ale wtedy wygl&dalo by na to, ze krytykuje si~ wyl&cznie ich autorow.<br />

Tymczasem chodzi 0 wytworzony styl, ktory przyjmuje si~ coraz szerzej,<br />

takze wsr6d os6b nie trudni&cych si~ zawodowo dyskutowaniem na<br />

publicznych lamach, lub ekranach, inteligencji przejmuj&cej ~anier~<br />

wypowiadania s&dow 0 niczym. W tej sytuacji czlowiek t~skni za kims<br />

kto ma wlasne, odwazne pogl&dy na okreslon& spraw~ i wypowiada je<br />

bez krygowania si~ i oslonek. Dopiero wtedy bowiem mozna samemu<br />

sobie wyrobic zdanie (chcialem napisa(: - jakies zdanie - ale w por~<br />

ugryzlem si~ w pioro) czy to zgadzaj&c si~ z cudzym, czy przeciwstawiaj&c<br />

mu wlasne racje, czy tez wreszcie przestaj&c si~ danym zagadnieniem<br />

interesowac.<br />

Magma pseudoproblem6w, braku zdecydowanych poglqdow w sprawach<br />

szczegolowych i og6lnych, powtarzanie klisz j~zykowych wyjalowionych<br />

z tresci, ferowanie niejasnych s&d6w bez motywacji, wszystko<br />

to dlawi zycie sztuki, bezszelestnie a nader skutecznie je topi.<br />

Istniej& zreszt& i zbiorowe formy, za pomoc& kt6rych wylewa si~ je<br />

przed forum publiczne. Juz sama "dyskusja" stwarza warunki do najrozmaitszych<br />

unik6w przed odpowiedzialnosci& za slowo. "Otwarta<br />

dyskusja", czyli taka, kt6ra z gory zaklada, ze nie zakoticz& jej mozliwie<br />

jasne wnioski, lecz "otwarte problemy postawione przez uczestnikow<br />

naszego spotkania", to wlasnie okazja dla manifestowania niejasnosci<br />

i braku kompetencji. Jej drukowanym odpowiednikiem jest "esej", czyli<br />

tw6r, kt6ry z tym pi~knym i niezwykle trudnym gatunkiem piSmienniczym<br />

niewiele ma cz~sto wspolnego. Najzwyklejszy artykul z g6ry<br />

pisany z zalozeniem, ze nie wypowie si~ w nim odautorskiego s&du,<br />

nie jest esejem. Nawet gdy pisany jest ladnq polszczyzn& pod powazn&<br />

nut~. To lizanie ciastka, zamiast spozywania go z wdzi~kiem, gustem<br />

i znajomosci& literackiej sztuki kulinarnej, nie moze zaspokoic milosnikow<br />

eseistyki. Zreszt& naduzywanie poj~cia "eseju" w opisany przeze<br />

mnie spos6b rowniez jest bardzo znamienne. Artykul zmusza do wyraznej<br />

artykulacji. Do wyrazenia okreslonego s&du w ukazanej sytuacji,<br />

na kt6r& skladaj& si~ wiadome okolicznosci. "Eseista" czuje si~ roz­


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 223<br />

grzeszony z tych wszystkich koniecznosci. Mysli - v.:dzi~cznie zamiatajqc<br />

ogonem. "Nadgryza problem". St6l z naSZq kulturalnq strawq przedstawia<br />

wi~c cz~sto widok i.alosny. Liczba napocz~tych wiktual6w, pozostawionych<br />

nast~pnie na talerzach i p6lmiskach, robi wraienie niechlujnego<br />

marnotrawstwa, braku zdecydowanego smaku u biesiadnik6w<br />

i zagadkowej ich niefrasobliwosci w dziubaniu gdzie kto chce, czym<br />

popadto.<br />

Postawione pytania pozostawiam zgodnie z zaloieniami tego felietonu<br />

bez odpowiedzi. Nasuwa mi to smutnq autorefleksj~. Felieton r6wniei.<br />

jest jednq z form wyr~czajqcq solidne mySlenie. Podobnie jak "esej",<br />

lub "otwarta dyskusja". Istotnie nie wymaga on dokladnego tlumaczenia<br />

przez autora wlasnych sqd6w na temat "nadgt yzionych problem6w".<br />

Jedno mam tylko na wlasnq obron~. Nie napisatem, i.e Sq one "jakies"<br />

i nie poslui.ylem si~ z pozoru tylko buntowniczymi okrzykami w s-ty1ll ­<br />

"felietonista ma prawo do neglii.owania" itp. Co do tego nie trzeba miec<br />

wqtpliwosci, i.e ma si~ takie prawa jak inni. Czy jednak zawsze potrafimy<br />

z nich korzy'stac?<br />

Marek Skwarnicki<br />

EWOLUCJA ZARZ1\DZANIA<br />

Druga polowa XX wieku obfituje w nader istotne zmiany w zarZqdzaniu<br />

przemyslem. Zdawae by si~ moglo, i.e tego rodzaju praca par<br />

excellence umyslowa jak kierowanie zyciem gospodarczym nie ulegnie<br />

w zadnym stopniu przemoznym wplywom wynalazk6w .technicznych,<br />

mechanizacji czy automatyzacji, a jednak maszyny cyfrowe zrobily tu<br />

powazny wylom, a zastosowanie ich wywolalo i wywola szereg r6:i:norodnych<br />

skutk6w.<br />

Maszyny cyfrowe wdarly si~ nie tylko w sfer~ planowania, ale przede<br />

wszystkim w sfer~ samej decyzji R:ierowniczej. Tzw. mechaniczne<br />

przetwarzanie danych polega w uproszczonym skr6cie na dostarczeniu<br />

maszynie cyfrowej zespolu danych 0 aktualnym stanie przedsi~biorstwa,<br />

dotyczqcych np. sytuacji na rynku, ukladu cen, koszt6w wlasnych, rozmiaru<br />

produkcji itp. Maszyna cyfrowa przetwarza te dane dostarczajqc<br />

wynikow b ~dqcych juz pewnym suroga·tem decyzji kierowniczej, gdyz<br />

okreslajqcych np. celowose zwi~kszenia produkcji, a wi~c cz~sto dodatkowych<br />

inwestycji (rozbudowa fabryki), bqdz tez zaniechania .produkcji<br />

nierentownej, zmiany profilu produkcyjnego, koniecznej zmiany<br />

struktury koszt6w itp. W danych uzyskanych z maszyny cyfrowej<br />

czytelne jest wi~c zawsze por6wnanie stanu aktualnego z tym, jak bye<br />

powinno. W tych zmechanizowanych warunkach podj~cie decyzji optymalnej<br />

dla rozwoju przed s i~biorstwa przestaje bye wylqcznie efektem


224 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

zdolnosci i umiej~tnosci zespolu "kierowniczego, wiqze si~ bowiem r6wniez<br />

z kwestiq poslugiwania si~ maszynami cyfrowymi we wlasciwym momencie<br />

i rozsqdnej oceny ich wyliczeii koncowych.<br />

Zastosowallie maszyn cyfrowych w przemysle przojujqcych kraj6w<br />

swiata znajduje si~ nadal jeszcze w fazie eksperymentowania. Na podstawie<br />

dotychczasowej praktyki mozna juz jednak pr6bowae prz€widziec,<br />

jakie przyniesie to skutki, a w kazdym razie uchwycie zarysowujqce si~<br />

tendencje.<br />

W organizacji zarzqdzania wielkich przedsi~biorstw dominuje<br />

w chwili obecnej decentralizacja. Zbyt wielka jest bowiem ilose materialu<br />

informacyjnego w duzych jednostkach zycia gospodarczego, by<br />

mQina bylo w wqskim, scentralizowanym kolektywie kierowniczym<br />

ogarnqc calosc zagadnieii - bez udzielania odpowiednich prerogatyw<br />

personelowi kierowniczemu szczebla niiszego. Wszystko wskazuje jednak<br />

na to, ze decentralizacja zarzqdzania ustqpi jui w niedlugim czasie<br />

centralizacji, do czego przyczyniq si~ w g16wnej mierze elektroniczne<br />

maSZYllY cyfrowe. Skoro maszyny te potrafiq w ~iezwykle kr6tIdm<br />

czasie przyjqc odpowiednie dane, sklasyfikowac je i przekazac w formie<br />

materialu wyjsciowego do decyzji kierownictwa, rola podrz~dnych kom6rek<br />

przedsi~biorstw zostanie w ogromnym stopniu ograniczona,<br />

a ludzie zajmujqcy si~ przetwarzariiem informacji nie b~dq naw~t<br />

musieli posiadae pelnej znajomosci fakt6w, kt6re b~dq rejestrowac.<br />

Wedlug szacunkowych danych Stany Zjednoczone dysponujq obecnie<br />

okolo 18 tysiqcami elek,tronicznych maszyn cyfrowych. Przypuszcza si~,<br />

ze w ciqgu lat dwudziestu liczba ta zostanie podwojona, a zastosowanie<br />

maszyn cyfrowych stanie '5i~ w dzialalnosci przedsi~biorstw powszechne.<br />

Problem wyniklej stqd centralizacji kierowania musi si~ odbie w sferze<br />

stosunk6w spolecznych. Jest rzeCZq oczywistq, ze w kazdym czlowieku<br />

pracujqcym w zbiorowosci drzemiq ambicje i ch~c kierowania. W' dotychczasowej<br />

strukturze organizacYJneJ przedsi~biors'tw, mozli,wosci<br />

awansu w hierarchii Sq dla kazdego otwarte, tym bardziej, ze stanowiska<br />

kierownicze pOCZqWszy od podrz~dnych a skoiiczywszy na szczeblu<br />

dyrekcyjnym stanowiq pokazny odsetek w stosunku do og61u zalogi,<br />

r6znie si~ zresztq ksztaltujqcy w zaleinosci od profilu dzialalnosci przedsi~biorstwa.<br />

W oczekujqcej swiat ewolucji zarzqdzania Hose stanowisk<br />

kierowniczych zostanie powainie ograniczona, wlasnie poprzez wyzej<br />

wspomnianq centralizacj~. Ludzie pracujqcy na stanowiskach podrz~dnych<br />

zostanq w znacznym stopniu pozbawieni inicjatywy, praca ich<br />

zejdzie do roli przewaznie tylko wykonawczej. Mi~dzy scentralizowanym<br />

kierownictwem a calq resztq za16g powstae moze w ten spos6b rodzaj<br />

gl~bokiej przepasci 0 duiym psychologicznym znaczeniu, bowiem w zaistn1alej<br />

sytuacji tylko jednostki wybitnie zdolne b~dq mialy szans~<br />

"przeskoczenia" do administracji centralnej. Innym pozostanie swiadomose<br />

"braku perspektyw" mimo najlepszego wypelniania swych obo­


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

wiqzk6w. ezy skutki takiego stanu rzeczy mogq byc namacalne - trudno<br />

dzis przesqdzac, wydaje si~ jednak, ze brak bodzc6w ambicjonalnych<br />

pociqgnqc moze za sobq zar6wno oslabienie spoistosci zal6g, jak i obnizenie<br />

tego dobrego samopoczucia, jakie daje praca z tak zwanq przyszlosciq.<br />

Stara prawda, m6wiqca, ze "entuzjazmu i energii nie mozna<br />

kupic za pieniqdze", moze tu znalezc praktyczne odzwierciedlenie. Zagadnienia<br />

te Sq juz dzisiaj dyskutowane przez psycholog6w pracy,<br />

zastanawiajqcych si~ nad skutecznym antidotum na przyszle niedomogi<br />

zmechanizowanego zycia.<br />

W chwili obecnej uwaza si~, ze dodatniq stronq decentralizacji jest<br />

to, ze ulatwia ona ujawnianie si~ zdolnosci i inicjatywy ludzkiej, przez<br />

co nowa kadra kierownicza ksztalci si~ jakby samorzutnie, docierajqc<br />

si~ w problemach poszczeg61nych odcink6w. W przyszlosci ksztalceniem<br />

kadr kierowniczych zajmq si~ niewqtpliwie wylqcznie wyzsze uczelnie.<br />

Wzrosnq bowiem - niezaleznie od indywidualnych zdolnosci - wymagania<br />

stawiane kandydatom na kierownicze stanowiska.<br />

Problematyki rozwoju przedsi~biorstwa, nadqzania za post~pem i tempem<br />

zycia, nie rozwiqzq do koiIca maszyny cyfrowe. Dostarczq one<br />

jedynie danych, kt6re nalezy umiej~tnie czyta·c. Inicjatywa tw6rcza<br />

kierowhictwa b~zie coraz cenniejsza, szybkosc i trafnosc decyzji b~dzie<br />

coraz bardziej pozqdana i oplacalna. Pr6cz wi~c zdolnosci potrzebna<br />

b~dzie tez coraz rozleglejsza wiedza i gruntowna znajomosc funk.cjonowania<br />

mechanizmu gospodarczego.<br />

W slad za doskonaleniem zarzqdzania przemyslem, w oparciu 0 osillgni~cia<br />

techniki, podqza r6wniez i dobra organizacja pracy, podstawa<br />

powodzenia kazdej zlozonej dzialalnosci. Dla wielu naukowa orgnizacja<br />

pracy jest poj~ciem niestety w pewnej mierze zwulgaryzowanym. Rzecz<br />

polega w gruncie rzeczy na nieporozumieniu, gdyz zorganizowanie jakiegos<br />

przedsi~wzi~cia czy trV{ale sprawne funkcjonowanie danego<br />

organizmu gospodarczego w oparciu 0 zasady naukowej organizacji<br />

pracy nie jest ani rzeCZq iatwq, ani tez nie pozostaje jedynie w sferze<br />

teorii. Jedno jest pewne, a mianowicie to, ;i;e w tej dziedzinie droga<br />

od teorii do praktyki jest odlegia i pracowita, ale kto jq przeb~dzie,<br />

ten zbiera obfite owoce.<br />

Przykiadem mozliwosci tkwiqcych w prawidiowym wdrazaniu sprawdzonych<br />

zasad organizacji pracy moze byc ogromny sukces, jal{i odniosla<br />

i odnosi na calym niemal swiecie metoda PERT (peine brzmienie<br />

skr6tu, to: Program of Evaluation and Review Technique).<br />

Metoda PERT powstala w Stanach Zlednoczonych w latach 1957-1958<br />

podczas realizowania zam6wienia marynarki amerykaiIskiej znanego pod<br />

naZWq Polaris. Tresciq zam6wienia byia budowa lodzi podwodnej 0 nap~dzie<br />

atomowym, wyposazonej w pociski rakietowe z giowicami nuklearnymi.<br />

Pociski te mogly byc wystrzeliwane podczas przebywania<br />

iodzi pod wOdq. Bylo to przedsi~wziE;cie zupelnie nowe i bardzo skoropli-<br />

<strong>Znak</strong> - 15


226 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

kowane. Przy jego realizacji wsp61praco~alo ponad 11 tysi~cy r6znych<br />

firm z terenu calego kraju. 'l'rudnosci w koordynacji pracy tak wielkiej<br />

ilosci podwykonawc6w oraz w kontroli calego planu dzialania przyczynily<br />

si~ do opracowania metody PERT. Metoda ta przy pomocy<br />

uj~cia graficznego (tzw. siatka zaleznosci) pozwala na szybkie ustalenie<br />

przebiegu i najbardziej prawdopodobnego czasu trwania kazdego, nawet<br />

bardzo zlozonego przedsi~wzi~cia. Siatka zaleznosci umozliwia zar6wno<br />

usuwanie wynikajqcych z niej "wqskich gardel", lub czynnik6w wplywajqcych<br />

na hamowanie dzialania, jak tei na kontrol~ przebiegu calosci<br />

akcji do jej najdrobniejszych element6w wlqcznie. Zastosowanie metody<br />

PERT przy przedsi~wzi~ciu Polaris pozwolilo skr6ch'! czas jego trwania<br />

az 0 dwa lata. Mimo sukcesu, jaki odniosla ta metoda juz podczas<br />

swego pierwszego praktycznego egzaminu, nie zostala ona od razu<br />

opublikowana ze wzgl~du na tajemnic~ wojsko,-,:q. Dopiero w par~ lat<br />

p6zniej ujawniono zasady metody PERT i odtqd datuje si~ jej szybkie<br />

rozpowszechnienie. Metoda ta dotarla i do Poiski i jest juz z powodzeniem<br />

stosowana w szeregu duzych przedsi~biorstw.<br />

OboIt wyzej poruszonych zagadnieiJ. organizacji i kierowania dzialalnosciq<br />

gospodarczlj, problem stosunk6w mi~dzyludzkich pozostanie<br />

w przedsiE:biorstwach nadal jednym z wazniejszych. Ewentualnych konflikt6w<br />

wynikajljcych na tym tIe nie usunlj maszyny cyfrowe. Wlasciwe<br />

ich rozstrzyganie pozostanie wi~c nadal domenlj ludzi. kt6rzy posiedli<br />

sztukE: kierowania drugimi. Nie nalezy tu zapominac, ze w swiecie<br />

wsp61czesnym, w wielkich zbiorowiskach ludzkich, wsze:dzie tam, gdzie<br />

czlowiek zmuszony jest do zycia i pracy w zbiorowosci. w stanie zlozonych<br />

zale:inosci od wielu spraw i wielu os6b. w a-tmosferze zgieIku<br />

i halasu, obserwuje si~ wzrost wystE:powania nerwic. Mogq cos 0 tym<br />

powiedziec lekarze i psychologowie. Problem to nie nowy, ale coraz<br />

grozniejszy, tym grozniejszy, im bardziej czlowiek zaczyna siE: przyzwyczajac<br />

do jego istnienia wok61 siebie. Amerykanie obliczyli, ze 35%<br />

niezdolnosci do pracy w ciljgu roku wywolane jest w ich kraju schorzeniami<br />

na tle nerwicowym.<br />

Jak problem ten wyglljda na przykladzie kadry kierowniczej? Ot6z<br />

nie lepiej, a nawet gorzej niz wsr6d pracownik6w szeregowych. Nie bez<br />

przyczyn nazwano w Polsce zawal serca "choroblj dyrektorskq". Stanem<br />

poprzedzajqcym schorzenia nerwicowe Slj tzw. stany napi~cia . Kadra<br />

kierownicza pracuje przewaznie wiE:cej godzin od innych pracownik6w.<br />

Mnogosc problem6w do rozwiljzywania, stala swiadomosc odpowiedzialnosci<br />

za swe dzialanie, k9niecznosc cz~stego podejmowania decyzji,<br />

codzienne kontakty z pracownikami w relacji kierownik - podwladny,<br />

to tylko cz~sc przyczyn wywolujljcych stany napi~cia nerwowego.<br />

A ze tempo rozwoju gospodarczego wymaga od pracownika na szczeblu<br />

kierowniczym oraz szybszego myslenia i dzialania, tym trudniej 0 chwi1~<br />

odpr~zenia.


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 227<br />

Jedno z g16wnych rozwillzaii groznego problemu zm~czenia nerwowego<br />

widzi si~ w skr6ceniu czasu pracy. Pr6by takie sll juz w wielu<br />

krajach czynione, a automatyzacja i wynalazki zwi~kszajllce wydajnose<br />

maszyn stanowill wazki argument przy dyskutowaniu nad dlugoscill<br />

dnia pracy. Przyszlose przyniesie wi~c czlowiekowi niewlltpliwie wi~cej<br />

wolnego czasu. W warunkach tych, bye moze, zlagodzeniu ulegnll skutki<br />

psychologiczne naszkicowanych wyzej przemian. Ludzie, kt6rych automatyzacja<br />

pracy i zmiany w zarzlldzaniu pozbawill cz~sci inicjatywy<br />

tw6rczej, b~dll mieli czas skierowae jll i w innym kierunku z korzyscill<br />

dla rozwoju kulturalnego spoleczeiistw.<br />

Stanislaw Woyszkiewicz<br />

MIEDZYNARODOWY KONGRES ARCHEOLOGII<br />

CHRZESCIJAN"SKIEJ<br />

W dniach od 5 do 11 wrzesnia ub. r. obradowal w Trewirze VII Mi~dzynarodowy<br />

Kongres ArcheologiiChrzescijanskiej, zorganizowany staraniem<br />

Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie, kt6ry tworzy<br />

tzw. Comitato Promotore wszystkich tego rodzaju kongres6w. Kongres<br />

ten zgromadzil okolo 450 ludzi nauki z 30 r6znych kraj6w, wsr6d nich<br />

wielu uczonych 0 glosnych nazwiskach, jak prof. E. Josi z Rzymu ­<br />

znany powszechnie ze swoich wykopalisk okolo grobu sw. Piotra, prof.<br />

K. Weitzmann z Nowego Jorku - obecnie chyba najwybitniejszy znawca<br />

ikonografii paleochrzescijanskiej oraz malarstwa ksillzkowego. Obok<br />

nich mozna wymienic jeszcze prof. Ward Perkinsa - uczonego angielskiego,<br />

pracujllcego obecnie r6wniez w Rzymie, prof. R. Krautheimera ze<br />

Stan6w Zjednoczonych, prof. M. Avi-Yonach z J.Iniwersytetu Hebrajskiego<br />

w Jerozolimie oraz wielu innych.<br />

Obecny kongres odstllPil po raz pierwszy od dotychczasowej siedemdziesi~cioletniej<br />

juz tradycji kongres6w archeologii chrzescijanskiej,<br />

obierajllc jako miejsce obrad miejscowose polozonll po naszej, p61nocnej<br />

~tronie Alp. 0 wyborze zas Trewiru zdecydowala bez wlltpienia<br />

wspaniala przeszlose historyczna tego pi~knego grodu nad Mozeill. Nie<br />

bez podstawy szczyci si~ bowiem Trewir mianem "najstarszego z miast<br />

niemieckich". Wi~cej! Niekt6re z napis6w, nawillzujllc zapewne do<br />

legendarnych jego poczlltk6w, gloszll dumnie, ze "ante Romam Treviris<br />

stetit..." Nawet jednak bez odwolywania si~ do legend, prawie dwutysi~czna<br />

przeszlose historyczna tego grodu stawia go bez wll,tpienia<br />

w rz~dzie najstarszych miast Europy. - Jako stolica zachodniej cz~sci<br />

Imperium Rzymskiego oraz siedziba szesciu cesarzy, w tym r6wniez<br />

Konstantyna Wielkiego (306-314), juz w III oraz w IV wieku przezywa<br />

Augusta Trevirorum szczyty swojej swietnosci. Liczne oraz w wielu


2213 ZDARZE<strong>Nr</strong>A - KSI.t\ZKI - LUDZIE<br />

wypadkach stosunkowo dobrze zachowane zabytki ery konstantynskiej<br />

predysponowaly Trewir w sposob szczeg61ny na miejsce kongresu, jako<br />

ze one wlasnie w znacznej mierze byly przedmiotem obrad oraz zainteresowania<br />

archeolog6w.<br />

Stosownie do przyj ~tego powszechnie podwojnego podzia!u pierwotnych<br />

miejsc kultu chrzescijanskiego, skupiajqcego si~ dookola grobow<br />

m~czennik6w wzgl~dnie zwiqzanego z obchodem uczty eucharystycznej,<br />

problematyka kongresu obraca!a si~ wok6! dwoch zagadnien: 1 ° Rozwoj<br />

miejsc kultu zwiqzanych ze czciq m~czennik6w od nagrobk6w do kosciol6w<br />

nagrobnych - oraz 2° Wplyw Konstantyna Wielkiego oraz jego<br />

dworu na sztuk~ paleochrzescijanskq ze szczeg6lnym u\'{zglEldnieniem<br />

pierwotnych kosciolow biskupich.<br />

Og6lem wygloszono w czasie trwania kongresu okolo 50 odczytow.<br />

Wygloszenie tak wielkiej ich ilosci bYlo moZliwe jedynie dlatego, :ie od<br />

dnia 9 wrzesnia obrady toczyly si~ ju:i w odr~bnych sekcjach: arch i­<br />

tektury, malarstwa i epigrafiki. Ponadto, ze wzgl~du na pokazny rozmiar<br />

materialu,. wydzielono jeszcze odr~bnq sekcj~ cmen.tarzysk starochrzescijanskich<br />

oraz katakumb.<br />

Z okazji odbywajqcego si~ kongresu telegramy nadeslali m. in. Ojciec<br />

sw. Pawel VI oraz dr Visser't Hooft, prezydent SWiatowej Rady Kosciol6w<br />

w Genewie.<br />

Pierwszy z wygloszonych referatow, J. B. Ward Perkinsa, dyrektora<br />

British School w Rzymie, dotyczyl zagadnienia wzajemnych wplywow<br />

obu wymienionych wyzej typow budownictwa paleochrzescijaIlskiego.<br />

Znany z krytycznej oceny wykopalisk zwiqzanych z grobem sw. Piotra,<br />

prof. Perkins rowniez i w tym wypadku ustosunkowal siEl krytycznie do<br />

tradycyjnej tezy Andre Grabera, wedlug ktorej wszystkie pierwotne formy<br />

architektury nagrobnej, nie wylqczajqc wielkich bazylik Grobu Chrystusowego,<br />

mozna wyprowadzic bez reszty z poganskich form budownictwa<br />

cmentarnego. Nie negujqc wplywu, jaki poganskie budownictwo cmentame<br />

wywarlo na pierwotnq archite k.tur~ chrzescijanskq, prof. Perkins<br />

wskazal jednak na pewne nowe, konstytutywne elementy, kt6re chrzescijanstwo<br />

wnioslo do budownictwa nagrobnego. Do nich mozna zaliczyc<br />

m. in. pojawiajqce si~ juz s-iosunkowo wczesnie mauzolea - grobowce<br />

w formie krzyza, kt6rym juz starozytnosc chrzescijanska nadala znaczenie<br />

symboliczne.<br />

Z wielkim zainteresowaniem spotkal siEl rowniez nastElpny referat<br />

dra Th. Kempfa, pod kt6rego kierownictwem prowadzone Sq wykopaliska<br />

na terenie Trewiru juz od dwudziestu lat. Odczyt jego mial<br />

praktycznie charakter sprawozdania z wyniko~ dotychczasowych badaii.<br />

Az trzy cmentarzyska paleochrzescijanskie: Sancti Eucharii (dzis kosci61<br />

swiEltego Macieja), Sancti Maximini oraz Sancti Paulini, polozone oczywiScie<br />

poza murami dawnej metropolii, wskazujq dobitnie, jak bardzo<br />

zywotnym osrodkiem chrzescijanskim byl Trewir. Przez wiele lat badania


ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE 229<br />

archeologiczne koncentrowaly si~ glownie dookola tych cmentarzysk.<br />

Odkryto wiele grobowcow, wsrod nich sarkofagi biskupoW z epoki jeszcze<br />

przedkonstantyiiskiej (Eucharius, Valerius, Maternus). Nieocenionl'l<br />

wprost wartose, zwlaszcza dla ustalenia chronologii, posiadajq liczne,<br />

odnalezione tam napisy nagrobne. Warto nadmienie, ze na terenie samego<br />

Coemeterium Sancti Paulini odkryto okolo 300 inskrypcyj nagrobnych.<br />

Ich omowieniem zajl'll si~ w ramach kongresu prof. A. Ferrua z Rzymu.<br />

Druga cz~se odczytu dra Kempfa poswi~cona byla wykopaliskom prowadzonym<br />

na terenie dzisiejszej katedry, ktorej najstarsza cz~sc pochodzi<br />

z czasow Konstantyna Wielkiego (326), oraz przyleglego do niej wczesnogotyckiego<br />

kosciola Mariackiego. Z odnalezionych tamze fragmentow<br />

tynku udalo si~ drowi Kempfowi po pi~tnastu latach zmudnej pracy<br />

zrekonstruowae wspaniale malowidla sufitowe, z kt6rych cz~se pochodzi<br />

z dawnego palacu cesarzowej Heleny. Wspomniane malowidla, znajdujqce<br />

si~ dzis w muzeum biskupim w Trewirze, wzbogacily i ,tak juz<br />

pokaznl'l kolekcj~ cennych malowidel i mozaik, pochodzl'lcych z Trewiru.<br />

Omowieniem rzymskich zabytk'ow niesakralnych z terenu Trewiru<br />

oraz najblizszej okolicy zajl'll si~ dr W. Reusch, kierownik miejscowego<br />

muzeum regionalnego. W centrum uwagi stala oczywiscie wspaniala<br />

Aula Palatina - rownie:i; dzielo Konstantyna Wielkiego. Odbudowana<br />

w calosci po wojnie, jeszcze dzisiaj zdumiewa swojq klasycznq formq<br />

oraz imponujl'lcymi rozmiarami (wew. 67 X 27,5 m; wys. 30 m). Pelniqca<br />

prawdopodobnie rol~ sali tronowej bazylika stanowBa sarno serce<br />

ogromnego kompleksu zabudowail cesarskich. Jak wykazaly ostatnie<br />

wykopaliska, wymieniona Aula Palatina posiadala pierwotnie jes2;cze<br />

jedno poprzeczne skrzydlo, przylegajqce do niej od strony poludniowej,<br />

zakoiiczone dodatkowq absydl'l od zachodu, nadajqce calosci ksztalt<br />

litery T. Zdaniem referenta, jes,t to jedyny przyklad tego rodzaju formy<br />

w budownictwie antycznym, nie tylko na terenie Niemiec, ale r6wniei<br />

w pozostalych krajach polo:i;onych na polnoc od Alp.<br />

Mimo i:i; wszystkie prawie wyklady ilustrowane byly bogato przezroczami,<br />

organizatorzy kongresu umozliwili wszystkim jego uczestnikom<br />

zwiedzenie omawianych zabytkow, przynajmniej tych, kt6re lezq na<br />

terenie Trewiru i okolicy. Pozwolilo to na zdobycie wiclu cennych<br />

doswiadczeii oraz umozliwilo bezposredniq konfrontacj~ wielu problemow,<br />

ktorych w archeologii nigdy nie brak.<br />

Problematyka kongresu wybiegala jednak bardzo daleko poza wykopaliska<br />

zwiqzane z samym Trewirem. Mozna smialo zaryzykowac twierdzenie,<br />

ze pod wzgl~d e m "zasi~gu terenowego" obj~a ona caly orbis<br />

chri stianus antiquus. W ciqgu szesciu dni trwania kongresu, codziennie<br />

w formie krotkich komunikat6w informowano obecnych 0 aktualnym<br />

stanie wykopalisk na terenie poszczegolnych krajow. Informacje te dotyczyly<br />

zar6wno Palestyny jak i Syrii, Libanu, Grecji, Nigerii, !talii, Algierii,<br />

Niemiec, Austrii, Bulgarii, Jugoslawii i szeregu innych paiistw.


230 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

Wielka Hose tych .\romunikat6w pozwala na zasygnalizowanie jedynil<br />

kilku ciekawszych .,.,iadomosci, podanych w ramacll kongresu.<br />

o. Coiiasnon OP., jeden z architekt6w odbudowywanej juz od la<br />

bazyliki Grobu Chrys,tusowego, doni6s1 0 odkryciu w trakcie pra l<br />

restauracyjnych nowycl}, dotychczas nieznanych element6w konstantyn<br />

skich, skupiajqcych si~ gl6wnie dookola samej. rotundy Grobu Chrystu<br />

sowego (Anastasis). W zwil\zku z tym wskazal r6wniez na koniecznosl<br />

drobnych zmian w dotychczasowych planach wymienionej bazyliki.<br />

Palestyny dotyczyly r6wniez ciekawe wiadomosci, przekazane prze:<br />

prof. M. Avi-Yonach z Jerozolimy oraz prof. A. Hirama z Tel Avivu<br />

W wyniku dokladniejszych badan przez nich przeprowadzonych okazali<br />

si~, ze niektore ruiny Z okresu bizantytiskiego, uchodzqce dotychcza<br />

za ruiny synagog (np. w miejscowosciach Hamat oraz Beit JeracI:t kole<br />

Tyberiady) Sq w rzeczywistosci swil\tyniami judeochrzescijanskimi<br />

Zachowaly one jeszcze w wielu wypadkach tradycyjnq orientacj~ w kie<br />

runku Jerozolimy. Jednoczesnie jednak odnaleziono tam nowe motyw ~<br />

dekoracyjne oraz symbole chrzeScijanskie. Znamienne przy tym jest to<br />

ze obok nowych symboli chrzescijanskich wyst~pujq jeszcze dawne<br />

zydowskie. Swil\tynie te scharakteryzowane zostaly przez jedn~g(<br />

z mowc6w jako "koscioly synagogalne judeochrzescijan".<br />

o stanie wykopalisk na terenie Syrii m6wil J . H . Emminghaus. Spra ·<br />

wozdanie jego dotyczylo jeszcze dawnych swiqtyn poganskich, rzymsko ·<br />

syryjskich, na terenie Libanu. Referent wskazal jednak na wplyw, jak<br />

te swiq,tynie wywarly na p6zniejszq 'form~ architektonicznq zarown(<br />

syna gog jak i swi!4tYn chrzescijanskich.<br />

Szczegolnie szerokiego om6wi~nia doczekaly si~ wykopaliska prowa ·<br />

dzone na terenie Istambulu. Az cztery odr~bne referaty dotyczyly tege<br />

miejsca. Jest to jednak zrozumiale, jesli si~ uwzgl~dni wielkl\ rol~, jakl<br />

odgrywal Konstantynopol w starozytnosci chrzescijanskiej. - Z nowszycl<br />

osiqgni~e archeologii na terenie Istambulu wskazano na znany z prze·<br />

kazow pismiennych oraz zidentyfikowany w roku 1960 kosci61 swi~teg(<br />

Polyeuk,tosa, odkopany w calosci w latach 1964-65. Ponadto, w zwiqzkt<br />

z wykopaliskami, prowadzonymi na terenie kosciola swi~tej Eufemii<br />

stwierdzono, ze dawna swiqtynia wzniesiona na tym miejscu pochodz<br />

juz z czas6w cesarza Justyniima a nie - jak dotychczas mniemano ­<br />

dopiero w wieku X. - Pozostale komunikaty donosily 0 odkryciu dw6cl<br />

wartosciowych sarkofag6w z V wieku, pokrytych plaskorzezbami przed·<br />

stawiajqcymi cUda Chrystusa.<br />

Ciekawy przyczynek do poznania pOlityki kulturalnej Konstantynl<br />

Wielkiego dal prof. R. Krautheimer z Nowego jorku. - Wielkie podo'<br />

bienstwo architektoniczne wszystkl.ch wazniejszych fundacyj Kons,tan·<br />

tyna nasuwa problem ustalenia zasi~gu osobistego wplywu cesarZl<br />

i jego dworu na okreslenie form architektonicznych tychze fundacyj<br />

Prof. Krautheimer y.ryrazil opini~, ze .\yszystkie one nOSZq pi~tno bel


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 231<br />

w~tpienia cesal'skie, ale jedynie 0 tyle, 0 ile "musialy bye wyrazem godnOSci,<br />

wielkosci oraz wspanialomyslnosci osoby monarchy". Ingerencja<br />

cesarza nie rozci~gala si~ natomiast na bardziej szczeg610we dyrektywy<br />

odnosnie do plan6w, sposobu oraz techniki budowy. St~d przy jedno­<br />

Utych zalozeniach wyst~puje jednoczesnie daleko id,\ce zr6znicowanie<br />

fundacyj, uwarunkowane m. in. lokalnymi mozliwosciami oraz funkcjl4<br />

budowli. Jezeli chodzi 0 wsp6ln~ wszystkim fundacjom Konstantyna<br />

form~ bazyliki, przemozny wplyw wyV{arla pod tym wzgl~dem, zdaniem<br />

prof. Krautheimera, pierwsza z jego fundacyj, Bazylika sw. Jana na<br />

Lateranie.<br />

Osobny rozdzial w obradach kongresu stanowila ikonografia oraz<br />

malarstwo paleodirzescijal'iskie. - Pierwszy referat z tej dziedziny pt.<br />

"Malarstwo czas6w Konstantyna" wyglosil prof. Kollwitz z Fryburga<br />

(Br.). Spotkal si~ on z zywym przyj~ciem, ale wywolal tez gor~cl4 dyskusj~<br />

. Prof. Kollwitz, ilustrujl4c sw6j wyklad boga,tym materialem<br />

dokumentacyjnym, usilowal nakreSlic og61ne linie rozwojowe malarstwa<br />

III i IV wieku, przy czym ograniczyl si~ zasadniczo do malarstwa kataj!:umbowego.<br />

- Przewidziane w formie koreferat6w wyklady profesor6w<br />

L. De Bruyne'a Z. Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie<br />

oraz Stylianosa Pelekanidesa ze Salonik wniosly do dyskusji elementy<br />

zupelnie nowe, znacznie wykraczaj,\ce poza uj~cie tematyki przez prof.<br />

Kollwitza. Odczyt prof. Pelekanidesa dotyczyl np. wyl,\cznie nowych,<br />

po raz pierwszy w czasie kongresu ukazanych malowidel, kt6re odkryto<br />

na ,terenie Salonik w ostatnich latach. Cz~sc z nich pochodzi z palacu<br />

Galeriana, inne z odkrytych w ostatnich latach trzech grobowc6w, bogato<br />

ozdobionych malarstwem dekoracyjnym. Wszystkie wymienione<br />

malowidla pochodz,\, zdaniem referenta, z kofIca III wzgl~dnie poczl\tku<br />

IV wieku.<br />

Rzadko dochodzi si~ w archeologii do odkryc prawdziwie rewelacyjnych.<br />

Jezeli jednak wypada uzyc tego slowa, to mozna je chyba odniesc<br />

do ostatnich odkrye prof. K. Weitzmanna. Ten znany uczony amerykafIski<br />

wyglosil podczas kongresu az dwa odczyty. Pierwszy poswi~cony<br />

byl analizie malarstwa miniaturowego IV wieku. W drugim natomiast<br />

prof. WeHzmann doni6s1 0 swoich osi,\gni~ciach zwi,\zanych z badaniami<br />

przeprowadzonymi na terenie klasztoru sw. Katarzyny na Synaju. Ten<br />

wlasnie odczyt, wygloszony dnia 8 wrzesnia, uznany zostal przez wi~kszosc<br />

za punkt szczytowy kongresu. Niezmiernie ciekawa historia samego<br />

klasztoru zostala wzbogacona 0 jeszcze jedno, cenne odkrycie. Klasztor<br />

ten, wzniesiony w miejscu, gdzie wedlug podania B6g mial si~ objawic<br />

Mojzeszowi i nadac mu tablice przykazal'i, nalezy do jednych z tych<br />

nielicznych miejsc, kt6re mimo swojej wielowiekowej historil, nigdy<br />

nie zostaly zburzone. Nic wi~c dziwnego, ze z nieslabn,\cym zainteresowaniem<br />

uczeni zawsze od nowa kierujl\ swojl\ uwag~ ku temu miejscu,<br />

kt6re prof. Weitzmann slusznie nazwal "cudem Synaju". Pierwsza ze


230 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

Wielka ilose tych j{omunikatow pozwala na zasygnalizowanie jedynie<br />

kilku ciekawszych ~iadomosci, podanych w ramacll kongresu.<br />

O. Coiiasnon OP., jeden z architekt6w odbudowywanej jui od lat<br />

bazyliki Grobu Chrystusowego, doni6s1 0 odkryciu w trakcie prac<br />

restauracyjnych nowycl}, dotychczas nieznanych element6w konstantynskich,<br />

skupiajqcych si~ g16wnie dookola samej rotundy Grobu Chrystusowego<br />

(Anastasis). W zwiqzku z tym wskazal r6wniei na koniecznose<br />

drobnych zmian w dotychczasowych planach wymienionej bazyliki.<br />

Palestyny dotyczyly r6wniei ciekawe wiadomosci, przekazane przez<br />

prof. M. Avi-Yonach z Jerozolimy oraz prof. A. Hirama z Tel Avivu.<br />

W wyniku dokladniejszych badan przez nich przeprowadzonych okazalo<br />

si~, :i:e niekt6re ruiny z okresu bizantyiiskiego, uchodzqce dotychczas<br />

za ruiny synagog (np. w miejscowosciach Hamat oraz Beit Jerac~ kolo<br />

Tyberiady) Sq w rzeczywistosci swiqtyniami judeochrzescijanskimi.<br />

Zachowaly one jeszcze w wielu wypadkach tradycyjnq orien.tacj~ w kierunku<br />

Jerozolimy. Jednoczesnie jednak odnaleziono tam nowe motywy<br />

dekoracyjne oraz symbole chrzescijanskie. Znamienne przy tym jest to,<br />

ie obok nowych symboli chrzescijanskich wyst~pujq jeszcze dawne,<br />

iydowskie. Swiqtynie te scharakteryzowane zostaly przez jedn~go<br />

z mowc6w jako "koscioly synagogalne judeochrzescijan".<br />

o stanie wykopalisk na terenie Syrii mowil J. H. Emminghaus. Sprawozdanie<br />

jego dotyczylo jeszcze dawnych swiqtyn poganskich, rzymskosyryjskich,<br />

na terenie Libanu. Referent wskazal jednak na wplyw, jaki<br />

te swiqtynie wywarly na p6iniejszq form~ architektonicznq zar6wno<br />

synagog jak i swiqtyn chrzescijanskich.<br />

Szczeg6lnie szerokiego om6wienia doczekaly si~ wykopaliska prowadzone<br />

na terenie Istambulu. Ai ' cztery odr~bne referaty dotyczyly tego<br />

miejsca. Jest to jednak zrozumiale, jeSli si~ uwzgl~dni wielkq rol~, jakq<br />

odgrywal Konstantynopol W. staroiytnosci chrzescijanskiej. - Z nowszych<br />

osiqgni~c archeologii na terenie Istambulu wskazano na znany z przekazow.<br />

pismiennych oraz zidentyfikowany w roku 1960 kosciPl swi~tego<br />

Polyeuktosa, odkopany w calosci w latach 1964-65. Ponactto, w zwiqzku<br />

z wykopaliskami, prowadzonymi na terenie kosciola swi~tej Eufemii,<br />

stwierdzono, ie dawna swiqtynia wzniesiona na tym miejscu pochodzi<br />

jui z czasow cesarza Justyniana a nie - jak dotychczas mniemano ­<br />

dopiero w wieku X. - Pozostale komunikaty donosily 0 odkryciu dw6ch<br />

wartosciowych sarkofag6w z V wieku, pokrytych plaskorzeibami przedstawiajqcymi<br />

cuda Chrystusa.<br />

Ciekawy przyczynek do poznania polityki kulturalnej Konstantyna<br />

Wielkiego dal prof. R. Krautheimer z Nowego Jorku. - Wielkie podobienstwo<br />

architektoniczne wszystkich wainiejszych fundacyj Konstantyna<br />

nasuwa problem ustalenia zasi~gu osobistego wplywu cesarza<br />

i jego dworu na okreslenie form architektonicznych tychie fundacyj.<br />

Prof. Krautheimer Y\'yrazil opini~, ie \yszystkie one nOSZq piE:tno bez


ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE 231<br />

w[ojtpienia cesal'skie, ale jedynie 0 tyle, 0 ile "musialy bye wyrazem godnoSci,<br />

wielkoki oraz wspanialomyslnosci osohy monarchy". Ingerencja<br />

cesarza nie rozci[ojgala si~ natomiast na bardziej szczeg6lowe dyrektywy<br />

odnosnie do plan6w, sposobu oraz techniki budowy. StC}d przy jedno­<br />

Jitych zalozeniach wyst~puje jednoczesnie daleko id[ojce zr6znicowanie<br />

fundacyj, uwarunkowane m. in. lokalnymi mozliwosciami oraz funkcjll<br />

budowli. Jezeli chodzi 0 wsp6lnC} wszystkim fundacjom Konstantyna<br />

form~ bazyliki, przemozny wplyw: wywar1a pod tym wzgl~dem, zdaniem<br />

prof. Krautheimera, pierwsza z jego fundacyj, Bazylika sw. Jana na<br />

Lateranie.<br />

Osobny rozdzial w obradach kongresu stanowila ikonografia oraz<br />

malarstwo paleochrzescijanskie. - Pierwszy referat z tej dziedzlny pt.<br />

"Malarstwo czas6w Konstantyna" wyglosil prof. Kollwitz z Fryburga<br />

(Br.). Spotkal si~ on z zywym przyj~ciem, ale wywolal tez gor[ojcq dyskusj~.<br />

Prof. Kollwitz, ilustrujqc sw6j wyklad boga,tym materlalem<br />

dokumentacyjnym, usilowal nakreSlic og6lne linie rozwojowe malarstwa<br />

III i IV wieku, przy czym ograniczyl si~ zasadniczo do malarstwa katakumbowego.<br />

- Przewidziane w formie koreferat6w wyklady profesor6w<br />

L. De Bruyne'a z, Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie<br />

oraz Stylianosa Pelekanldesa ze Salonik wniosly do dyskusji elementy<br />

zupelnie nowe, znacznie wykraczajqce poza uj~cie tematyki przez prof.<br />

KoJIwitza. Odczyt prof. Pelekanidesa dotyczyl np. wylqcznie nowych,<br />

po raz pierwszy w czasie kongresu ukazanych malowidel, kt6re odkryto<br />

na ,terenie Salonik w ostatnich latach. Cz~se z nich pochodzi z palacu<br />

Galeriana, inne z odkrytych w ostatnich latach trzech grobowc6w, bogato<br />

ozdobionych malarstwem dekoracyjnym. Wszystkie wymienione<br />

malowidla pochodzq, zdaniem referenta, z konca III wzgl~dnle poczqtku<br />

IV wieku.<br />

Rzadko dochodzi si~ w archeologii do odkryc prawdziwie rewelacyjnych.<br />

Jezeli jednak wypada uzyc tego slowa, to mozna je chyba odniese<br />

do ostatnich odkrye prof. K. Weitzmanna. Ten znany uczony amerykanski<br />

wyglosil podczas kongresu az dwa odczyty. Pierwszy poswi~cony<br />

byl analizie malarstwa miniaturowego IV wieku. W drugim natomias,t<br />

prof. Weiizmann doni6s1 0 swoich osiqgni~ciach zwiqzanych z badaniami<br />

przeprowactzonymi na terenie klasztoru sw. Katarzyny na Synaju. Ten<br />

wlasnie odczyt, wygloszony dnia 8 wrzesnia, uznany zostal przez wi~kszosc<br />

za punkt szczytowy kongresu. Niezmiernie ciekawa historia samego<br />

klasztoru zostala wzbogacona 0 jeszcze jedno, cenne odkrycie. Klasztor<br />

ten, wzniesiony w miejscu, gdzie wedlug podania B6g mial si~ objawie<br />

Mojzeszowi i nadac mu tablice przykazan, nalezy do jednych z tych<br />

nielicznych miejsc, kt6re mimo swojej wielowiekowej historli, nigdy<br />

nie zostaly zburzone. Nic wi~c dziwnego, ze z nieslabnqcym zainteresowaniem<br />

uczeni zawsze od nowa kieruj[oj swoj[oj uwag~ ku temu miejscu,<br />

kt6re prof. Weitzmann slusznie nazwal "cudem Synaju". Pierwsza ze


232 ZDARZENIA - KSI.I\ZKI - LUDZm<br />

zdobyczy prof. Weitzmanna dotyczy oryginalnej pod wzgl~dem kompozycyjnym<br />

oraz wartosciowej mozaiki z VI wieku, przedstawiajqcej scen~<br />

Przemienienia Panskiego. Najbardziej uderzajqcy jest przy tym brak<br />

samej g6ry Przemienienia. Ponadto postac Chrystusa utrzymana jest<br />

w formie bardzo abstrakcyjnej w przeciwienstwie do innych os6b towarzyszqcych<br />

tej scenie. Dookola centralnych postaci umieszczono medaliony<br />

dwunastu apostol6w oraz szesnastu prorok6w. Powyzej postaci<br />

Chrystusa widoczny jest krzyz, utrzymany w pot~gujqcych si~ · coraz<br />

bardzej odcieniach koloru niebieskiego. U st6p Chrystusa widnieje postac<br />

kr6la Dawida. Zdaniem prof. Weitzmanna, calosc uwidacznia z naciskiem<br />

boskosc osoby Chrystusa z jednoczesnym podkresleniem jego<br />

ludzkiej natury.<br />

Druga z odkry,tych mozaik znajduje si~ w absydzie kosciola i przedstawia<br />

dw6ch aniol6w skladajqcych dary barankowi. Chodzi tu prawdopodobnie<br />

0 pierwszy wyrazony w sztuce motyw wstawiennictwa, z wyraznym<br />

podkresleniem liturgicznego charakteru tej funkc,ii. Mozaika<br />

ta - dzielo nieznanego wschodniego artysty - pochodzi r6wniez z czas6w<br />

Justyniana. W por6wnaniu ze znanymi mozaikami Rawenny, odkryte<br />

mozaiki odznaczajq si~ bardziej subtelnq oraz abstrakcyjnq formq.<br />

Opr6cz wymienionych mozaik prof. Weitzmann odkryl takze szereg<br />

wartosciowych ikon z VI wieku, k,t6re w wi~kszosci byly pokryte nowymi<br />

malowidlami. Trzy z odnalezionych ikon przedstawiajq postac Chrystusa,<br />

jedna Matki Bozej; pozos tale natomiast ukazujq sw. Piotra, stosunkowo<br />

malo znanq scen~ biblijnq Starego Testamentu - Jeftego w momencie<br />

usmiercania wlasnej c6rki, wreszcie trzech mlodzienc6w w piecu ognistym.<br />

- Zdaniem prof. Weitzmanna klasztor na Synaju kryje prawdopodobnie<br />

jeszcze niejedno nieznane dzielo sztuki.<br />

Podobnie jak w czasie poprzedniego kongresu, r6wniez obecnie ustalono<br />

miejsce przyszlego spotkania, VIII Mi~dzynarodowego Kongresu<br />

Archeologii Chrzescijanskiej. Przyj~to zaproszenie Hiszpanskiej Akademii<br />

Nauk z Barcelony do odbycia wlasnie .tam nast~pnego kongresu,<br />

najprawdopodobniej w roku 1969.<br />

Dla nas, Pofak6w, nie bez znaczenie b~dzie zwr6cenie uwagi na fakt,<br />

ze r6wniez my posiadamy sw6j udzial W omawianym kongresie. Tym<br />

bowiem, kt6ry z ramienia Comitato Promotore organizowal tegoroczny<br />

jak i poprzedni kongres, byl Polak - ks. infulat dr Jan Manthey, Sekretarz<br />

Papieskiego Instytutu Archeologicznego w Rzymie. Jego zaslugi<br />

wok61 przygotowania i przeprowadzenia omawianego kongresu, uwypuklone<br />

publicznie juz w czasie przem6wienia inauguracyjnego prezydenta<br />

ostatniego kongresu, prof. K. Bittela, zostaly przy j ~te wdzi~cznym<br />

uznaniem przez uczestnik6w. .<br />

Ks. Henryk Muszynski


NAItLADEM SPOLECZNEGO INSTYTUTU WYDAWNICZEGO "ZNAK" <br />

KRAKOW, WI8LNA 12 <br />

ukazaly sill w Iatach 1959-1965 nastllPujllce ksillzki: <br />

Leone Algisi <br />

JAN xxm <br />

Biblioteka "Willzi" t. 10, 1964, s. 434, 44 tab!., cena opr. pI. 70.­<br />

wyczerpana<br />

2 wyd. 1965, s. 434, 44 tab!., cena opr. pI. zl 70.­<br />

Hans Urs von Balthasar <br />

MODLITWA I KONTEMPLACJA <br />

Hum. Zofia Wlodkowa <br />

1965, s. 242, cena opr. pl. zl 40.- wyczerpana <br />

Gregory Baum OSA <br />

W STRON~ JEDNOSCI <br />

Hum. Anna Morawska <br />

(Seria: Perspektywy Soborowe), 1964, s. 236, cena opr. pI. zl 48.-<br />

Ks Gaston Courtois <br />

RADY DLA RODZICOW <br />

Hum. Maria DembiI'iska <br />

1964, s. 132, cena zl 28.- wyczerpana <br />

Jean Danielou<br />

BOO I MY. W STRO~ CHRYSTUSA<br />

Hum. Aniela Urbanowicz<br />

1965, s. 338, cena opr. pI. zl 56.-<br />

Henri De Lubac T J <br />

KATOLICYZM <br />

Spoleczne aspekty dogmatu <br />

Hum. Maria Stokowska <br />

1961, s. 352, cena opr. pI. zl 45.- w yczerpana <br />

Dorothy Dohen <br />

POWOLANIE DO MILOSCI <br />

Hum. Anna Turowiczowa <br />

1963, s. 184, cena zl 35. - wyczerpana <br />

Henryk Eizenberg <br />

KLOPOT Z ISTNIENIEM <br />

Moryzmy w porz~ku czasu <br />

1963, s. 468, cena opr. pI. zl 50.-<br />

Juliusz Eska <br />

KOSCIOL OTWARTY <br />

Biblioteka "WiElzi" t. 9, 1964, s. 196, cena zl 35.-<br />

Henri Fesquet <br />

KATOLICYZM: JUTRA <br />

tlum. Katarzyna Dembinska <br />

Biblioteka "WiIlZi" t. 12, 1964, s. 164, cena zl 30.­


· Ks. Wojciech Gajdu8<br />

NR 20998 OPOWIADA<br />

1962, s. 304, cena zl 35.- wyczerpana<br />

Antoni Golubiew <br />

LlSTY DO PRZYJACIELA <br />

1959, s. 312, cena zl 30.- w yczerpana<br />

Antoni Golubiew<br />

POSZUKIWANIA<br />

1960, s. 358, cena zl 45.-<br />

Andrzej Grzegorczyk <br />

SCHEMATY I CZLOWIEK <br />

Szkice filozoficzne <br />

Biblioteka "Wi~zi" t. 8, 1963, s. 220, cena zl 35.-<br />

Jan XXIII <br />

DZIENNIK DUSZY <br />

Hum. J6zefa Led6chowska, Urszulanka S. J . K .<br />

1965, s. 46, cena opr. pI. zl 70.- wyczerpana<br />

Papiez Jan XXIII <br />

ENCYKLIKA 0 POKOJU MIF;DZY WSZYSTKIMI NARODAMI <br />

OPARTYM NA PRAWDZIE. SPRAWIEDLIWOSCI, MILOSCI <br />

I WOLNOSCI (PACEM IN TERRIS) <br />

Z przedmowq Ksi~dza Kardynala Stefana Wyszynskiego <br />

1963, s. 52, cena zl 15.- (Nakladem "Tygodnika Powszechnego") ­<br />

wyczerpana <br />

Stefan Kisielewski <br />

OPOWIADANIA I PODROZE <br />

1959, s. 196, cena zl 20.-<br />

Ks. Stanislaw Kluz <br />

NIEKONIECZNIE Z AMBONY <br />

1963, s. 148, cena zl 30.- w yczerpana <br />

Jerzy Kloczowski<br />

WSPOLNOTY CHRZESCIJANSKIE<br />

Grupy zycia wsp61nego w chrzescijaostwie zacbodnim od staroiytnoiei<br />

do XV wieku<br />

1964, s. 556, mapy, cena opr. pI. zl 80.-<br />

Mieczyslaw Albert Kr~piec OP <br />

DLACZEGO ZLO? <br />

Rozwaiania filozofiez,ne <br />

Biblioteka " Wi~zi" t. 5, 1962, s. 190, cena zl 30.- wyczerpana<br />

Zygmunt Kubiak <br />

POLMROK LUDZKIEGO SWIATA <br />

1963, s. 224, cena zl 30.- wyczerpana<br />

Ks. Hans Kung<br />

SOBOR I ZJEDNOCZENIE<br />

Hum. Cecylia Z6ltowska i Maria Urbanowa,<br />

(Seria : Perspektywy Soborowe), 1964, s. 298, cena opr. pI. z148.­


Ks. Jacques Leclercq <br />

KATOLICY I WOLNOSC MYSLI <br />

Hum. Jan Prokop <br />

(Seria: Perspektywy Soborowe), 1963, s. 252, cena opr. pI. zl 48.-<br />

Jacek Lukasiewicz <br />

SZMACIARZE I BOHATEROWIE <br />

Biblioteka "Wi~zi" t. 7, 1963, s. 196, cena zl 25.-<br />

Hanna Malewska<br />

APOKRYF RODZINNY<br />

1965, s. 289, cena zl 40.-<br />

Hanna Malewska <br />

PANOWIE LESZCZYNSCY <br />

Powiesc <br />

1981, s. 440, cena zl 40. - wyczerpana <br />

Ks. Mieczyslaw Malinski <br />

JEZUS I TY <br />

Ilustracje i opracowanie graficzne A. Kalczynska <br />

1961, s. 72, cena apr. pl. zl 50.- wyczerpana <br />

Raissa Maritain <br />

WIELKIE PRZYJAZNIE <br />

Biblioteka "Wi~zi" t. 3, 1962, s. X, 326, cena zl 48.- wyczerpana <br />

Thomas Merton <br />

NIKT NIE JEST SAMOTNi\ WYSPi\ <br />

Bum. Maria Morstin-G6rska <br />

1960, s. 184, cena zl 25.- wyczerpana <br />

Thomas Merton <br />

ZNAK JONASZA <br />

Hum. Krystyna Poborska <br />

1962, s. 336, cena opr. pI. zl 45.-<br />

Andrzej Micewski <br />

Z GEOGRAFII POLITYCZNEJ II RZECZYPOSPOLITEJ <br />

Szkice <br />

Biblioteka "Wi~zi " t. 13, 1964, s. 406, 9 tabl. cena zl 45.- wyczerpana <br />

Ks. Konstanty Michalski CM <br />

DOKi\D IDZIEMY <br />

Pisma wybrane <br />

Wyb6r i opracowanie Jerzy Kolqtaj <br />

Konsultacja ks. Aleksander Usowicz eM <br />

1964, s. 310, cena zl 48.- wyczerpana <br />

MOl RODZICE <br />

Opracowal Marek Skwarnicki, paslowie J6zefa Hennel <br />

1960, s. 346, cena zl 30.- wyczerpana <br />

Anna Morawska<br />

PERSPEKTYWY. KATOLICYZM A WSPOLCZESN08C<br />

Biblioteka "Wi~zi" t. 4, 1962, s. 418, cena zl 50.- wyczerpana<br />

2 wyd. 1963, s. 378, cena zl 50.­


Edgar Morin <br />

DUCII CZASU <br />

Biblioteka ..Wi~zi" t. 14, 1965, s. 204, cena zl 30.­<br />

Emmanuel Mounier <br />

CO TO JEST PERSONALIZM? <br />

oraz wybor innych prac <br />

1960, Biblioteka "Wi~zi" t. 1 s. XXVIII, 252, cena zl 35. - wyczerpana <br />

Emmanuel Moonier <br />

WPROWADZENIE DO EGZYSTENCJALIZMOW <br />

oraz wybor innych prac <br />

Biblioteka "Wi~zi" t. 11, 1964, s. 355, cena zl 50.-<br />

Przemyslaw Mroczkowski<br />

KATEDRY, LYKI, MINSTRELE<br />

1962, s. 224, ilustr. cena zl 40.­<br />

MSZALIK NA NIEDZIELE I SWI~TA <br />

Opracowali Benedyktyni Tynieccy <br />

1964, s. 600, cena opr. pI. zl 70.­<br />

wydanie 2 poprawione, 1965, s. 600, cena opr. pI. zl 70.­<br />

NAS DWOJE <br />

Konkurs Spodka <br />

Opracowala Jozefa Hennel. Poslowie Marek Skwarnicki <br />

1965, s. 302, cena opr. pI. zl 45.- wyczerpana <br />

Jan G. H. Pawlikowski <br />

CISONIE <br />

1963, s. 248, cena opr. pI. zl 40.-<br />

Ks. Jan P ietraszko <br />

ROZWAZANIA <br />

1961, s. 162, cena zl 25.­<br />

2 wyd: rozszerzone 1964, s. 194, cena zl 35.- wyczerpana <br />

PRZYJDZ KROLESTWO TWOJE <br />

Modlitewnik <br />

1960, s. 448, cena opr. pI. zl 30.- wyczerpany <br />

Karl R ahner <br />

o MOZLIWOSCI WIARY DZISIAJ <br />

Hum. Anna Morawska <br />

1965, s. 260, cena opr. pI. zl 56.- wyczerpana <br />

F rank J . Sheed <br />

TEOLOGIA DLA POCZ1\TKUJ1\CYCH <br />

Przel. Anna Morawska <br />

1962, s. 200, cena zl 30.- wyczerpana <br />

7 DNI Z YCIA <br />

Konkurs Spodka <br />

Opracow al Marek Skwarnicki (Spodekl <br />

.1965, s. 298, cena opr. pI. zl 45.- wyczerpana


Marek Skwarnicki <br />

PAPIEROWY DZWON <br />

1961, s. 60, cena zl 12.­<br />

SOCJOLOGIA RELIGII. WPROWADZENIE<br />

Opracowal i wyboru dokonal Fr. Houtart <br />

Biblioteka "WiE;zi" t. 6, 1962, s. 180, cena zl 30.-<br />

Zofia Starowieyska-Morstinowa<br />

CI, KTORYCH SPOTYKALAM<br />

1962, s. 310, ilustr., cena zl 40 .- wyczerpana<br />

Zofia Starow ieyska-Morstinowa <br />

KABAI,A HISTORII <br />

1962, s. XX, 252, cena zl 40.-<br />

Zofia Starowieyska -Mors tinowa <br />

P ATRZF; I WSPOMINAM <br />

1965, s. 212, cena zl 35.- wyczerpana<br />

Jean Steinmann <br />

PAWEI, Z TARSU <br />

tlum. Anna Turowiczowa <br />

(Seria: Ludzie i czasy 1), 1965, s. 238, cena zl 35.-<br />

Goran Stenius <br />

DZWONY RZYMU <br />

Przel. Helena Dunin<br />

1962, s. 384, cena zl 45.-<br />

Antoni St~pien <br />

WPROWADZENIE DO METAFIZYKI <br />

1964, 252, cena zl 38.-<br />

Stanislaw Stomma <br />

MYSLI 0 POLITYCE I KULTURZE <br />

1960, s. 192, cena zl 30.­<br />

Stefan Swiezawski <br />

ROZUM I TAJEMNICA <br />

1960, s. 386, cena zl 48.­<br />

Roman Tomczyk <br />

UCZYNKI NIEMII,OSIERNE <br />

1964, s. 244, cena zl 4"5.-<br />

Jerzy Turowicz <br />

CHRZESCI.JANIN W DZISIEJSZYM SWIECIE <br />

1963, s. 358, cena apr. pI. zl 45.-<br />

Witold Urbanowicz <br />

OGIEN NAD CHINAMI <br />

1963, s. 288, ilustr., cena zl 40.- wyczerpana


Gerald Vann OP <br />

ABY RADOSC WASZA BYLA PELNA <br />

Hum. Hanna Malewska <br />

1963, s. 188, cena zl 30.- wyczerpana <br />

Evelyn \Vaugh <br />

HELENA <br />

Hum. Wadaw Niepokolczycki <br />

1960, s. 228, cena zl 28.- wyczerpana <br />

Simone Weil<br />

ZAKORZENIENIE I INNE FRAGMENTY <br />

Wybor pism <br />

Biblioteka "WiE:zi" t. 2, 1961, s. XXVI, 318, cena zl 48.- wyczerpana <br />

Ks. Biskup Karol Wojtyla <br />

MILOSC I ODPOWIEDZIALNOSC <br />

Studium etyczne <br />

1962, s. 316, cena opr. pI. zl 50.- w yczerpana <br />

Jacek Woroniecki OP <br />

WYCHOWANIE CZLOWIEKA <br />

Pisma wybrane <br />

Wyboru dokonal WI. Kamil Szymanski OP <br />

Opracowal Jerzy Kolqtaj <br />

1961, s. 340, cena zl 38.- wyczerpana <br />

Jacek Wozniakowski<br />

LAIK W RZYMIE I W BOMBAJU<br />

(Seria : Perspektywy Soborowe), s. 292, 1965, cena opr. pI. zl 48.­<br />

wyczerpana<br />

WSPOLCZESNA SZTUKA RELIGIJNA W POLSCE <br />

II Wystawa urzqdzona przez Klub Inteligencji KatoIickiej oraz "<strong>Znak</strong>" <br />

w Krakowie w Klasztorze 00. Dominikan6w <br />

Czerwiec-Wrzesien 19'61 <br />

1961, cena zl 15.­<br />

Stefan Kardynal Wyszynski <br />

DROGA KRZYZOWA <br />

1959, s. 64, cena opr. pI. zl 20.- wyczerpana <br />

Stefan Kardynal Wyszynski <br />

W SWIATLACH TYSJ..\CLECIA <br />

1961, s. 188, cena opr. pi. zl 35.- wyczerpana <br />

~ . ~' .<br />

Jerzy Zawieyski <br />

BRZEGIEM CIENIA. KARTKI Z DZIENNIKA <br />

1960, s. 256. cena zl 28.- wyczerpana <br />

Tadeusz Zychiewicz <br />

LUDZIE ZIEMI NIESWIIi/TEJ <br />

1961 , s. 234, ilustr., cena zl 30.- wyczerpana


fi,"'#<br />

Perspektywy soborowe<br />

Gregory Bourn<br />

W stron~<br />

iednosci<br />

Co to jest powszechnosc Kosciola? Jak pogodzic mocne przekona­<br />

nia wlasne z szacunkiem dIa przekonan cudzych? Jaki sens mialy <br />

schizmy w dziejach chrzescijanstwa? Co to dzisiaj znaczy ..na­<br />

wracac"? Oto niekt6re sprawy, jakie w glosnej swojej ksil,ice <br />

rozwaia amerykanski konwertyta, ks. Gregory Baum. <br />

Str. 235, pl6tno.<br />

48 zl <br />

Hans KOng<br />

Sob6r i ziednoczenie<br />

Jedna z najwybitniejszych w pismiennictwie swiatowym ksil4zek<br />

o reformie Kosciola i 0 przemianach wsp6lczesnej religijnosci.<br />

Autor w swietle "aggiornamento" rysuje dzieje Kosciola, przebieg<br />

pierwszych sesji Soboru, rozwaia perspektywy przyszlosci.<br />

str. 297, pl6tno.<br />

48 zl<br />

Jacques Leclercq<br />

Katolicy i wolnosc mysli<br />

Papieie wobec problemu wolnooci - Kosci61 i panstwo - Kosci61<br />

i kult wodza - slowo "toIerancja" - wolnosc i prawda - jednosc<br />

Str. 232, pl6tno.<br />

ludzi dobrej wolL<br />

48 zl<br />

Jacek Wofniakowski<br />

Laik w Rzymie i w Bombaiu<br />

Pierwsza w Polsce ksillika, zawierajllca dane niezbEldne dla pelniejszego<br />

zrozumienia Soboru: rzut oka na dzieje dwudziestu poprzednich<br />

sobor6w, szczeg610wy kalendarz Vaticanum II, spis wladz<br />

Soboru oraz om6wienie jego trudnosci i jego osil4gniElc. W perspektywie<br />

historycznej ukazane zostaly zwlaszcza problem laikatu<br />

i problem wolnosci religii. Jednoczesnie ksillika jest reportazem<br />

z auli Soboru i szeroko opisuje Kongres Eucharystyczny i podr6z<br />

autora po Indiach.<br />

Sir, 252 pl6lno. zl (8.-<br />

Ksllltki mo:i:na zamawia~ w kslE:garniach katollcklch oraz w admlnl­<br />

!tracjt Wyd...<strong>Znak</strong>", Krak6w,Wt§lna 12, konto PKO nr 4-14-997.


SOMMAIRE<br />

WALTER GODDIJN: Le r61e du pretre dans l'Eglise et la societe<br />

(Conference au Congres a la formation des pretres, Rothem,<br />

Hollande, 31. VlIl. - 3. IX. HJ61<br />

Discussion sur Ie renouveau de la pastorale parmi les etudiants.<br />

PAWEL CZECZOT: Journal intime .<br />

HOMANO GUARDINI: Les etapes d e la vie (fragments d'un article<br />

publie par .John J. Heaney, SJ dans Faith, Rcason <br />

and the GospeLs, The Newman Press 1963, Westminster, <br />

Maryland)<br />

PAUL HENRY CHOMBART DE LAU WE: Les sciences humaines <br />

et les conditionnements de la foi (Semaine des Intellectuels<br />

Catholiques, Mars 1965) .<br />

n. M. CHEVIGNAHD OP: L'Homme de p e u de foi <br />

(fragment du livre: La doctrine spiritueLLc de L'EvangiLc, <br />

­<br />

Paris 1965, Ed. du Ccrf)<br />

80 <br />

MR L'ABB~ JOZEF TISCHNER: La controverse sur Jes us au <br />

XIX-eme siecle .<br />

87 <br />

MR L'ABB~ JOZEF KOZLOWSKI: P our une ethique existcn-<br />

tielle<br />

104 <br />

H.ALINA BORTNOWSKA: Chevetogne<br />

114 <br />

MAREK SKWARNICKI: L'Ecole - fragments d 'un roman auto-<br />

b io~raphiqu e . 126 <br />

MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI: Meditation sur Albert Camus<br />

poeme<br />

157 <br />

WIESLAW PAWEL SZYMANSKI: Le groupe litteraire "Zagary" 169 <br />

MH L'ABB~ WACLAW SCHENK: La Iiturg ie d'aujourd'hui <br />

s uite .<br />

186 <br />

CHRONIQUE <br />

Z ENON SZPOTANSKI: Miguel de Unamuno<br />

192 <br />

ANNA MORAW SKA: Rencontres - L es sig n es du temps (Aktion <br />

Suehnezeichen, Confession de foi d ' un protestant hongrois, <br />

Querrien, M. D. Chenu: RejLexions sur La messe) .<br />

200 <br />

STA NISLAW STYRNA, SDB: Saint Jean Bosco et son oeuvre 212 <br />

MAREK SKWARNICKI: Re£lexions .<br />

220 <br />

STANISLAW WOYSZKIEWICZ: L'evolution dans la direction <br />

des entreprises<br />

223 <br />

MIl L 'ABB~ HENRYK M USZYNSKI: Congres International d e <br />

l'Archeologie Chretienne (Treves, 5-11. IX. 1965)<br />

227 <br />

15 <br />

50 <br />

65 <br />

72


TREse ZESZYTU<br />

WALTER GODDIJN: ROLA KAPLANA W K OSCIELE I W SPO­<br />

LECZENSTWIE .<br />

1 <br />

DYSKUSJA 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

15 <br />

MLODZIEZ 0 DUSZPASTERSTWIE AKADEMICKIM<br />

42 <br />

PAWEL CZECZOT: KARTKI Z DZIENNIKA • 50 <br />

ROMANO GUARDINI: ETAPY ZYCIA .<br />

65 <br />

PAUL HENRY CHOMBART DE LAUWE: NAUKI 0 CZLCWIEKU <br />

I UWARUNKOWANIA WIARY<br />

72 <br />

B. M. CHEVIGNARD OP : CZEMUS ZW i\TPIL CZLOWIEKU MA­<br />

LEJ WIARY?<br />

80 <br />

KS. JOZEF TISCHNER: FILOZOFIA CZEKA NA WCIELENIE. <br />

ESEJ Z P OGRANICZA HISTORII I FILOZOFII<br />

87 <br />

KS. JOZEF KOZLOWSKI: ZAGADNIENIE FORMALNEJ ETYKI <br />

EGZYSTENCJALNEJ W RAMACH TEOLOGII MORALNEJ 104 <br />

HALINA BORTNOWSKA: CHEVETOGNE .<br />

114 <br />

MAREK SKWARNICKI: SZKOLA • 126 <br />

MIKOLAJ BIESZCZADOWSKI: NA TEMATY Z CAMUSA<br />

157 <br />

WIESLAW PAWEL SZYMANSKI: "ZAGARY" I ZAGARYSCI 160 <br />

LITU R GIA DZ I S <br />

KS. WAC LAW SCHENK: LITURGIA SLOWA . 186 <br />

ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE<br />

ZENON SZP OTANSKI : MIGUEL DE UNAMUNO .<br />

192 <br />

SPOTKANIA : ZNAKI CZAS(J? - OPRAC. ANNA MORAWSKA 200 <br />

STANISLAW STYRNA SDB : DL A P OTR ZEB CZASU I MIEJSCA <br />

W 150 ROCZNICEi URODZIN SW. J ANA BOSKO . 212 <br />

MAREK SKWARNICKI : PYTANIA- "JAKIS. JAKAS, JAKIES" 220 <br />

STANISLAW WOYSZKIEWICZ : EWOL UCJ A ZARZi\DZANIA . 223 <br />

KS. HENRYK MUSZYNSKI: lVIIEiDZYNARODOWY KONGRES <br />

ARCHEOLOGII CHRZESCIJANSKIEJ<br />

227 <br />

KATALOG WYDAWNICTW SPOLECZNEGO INSTYTUTU WY­<br />

DAWNICZEGO "ZNAK" ZA LATA 1959- 1965 . 232


Cena zI24.­<br />

Zeszyt podw6jny<br />

<strong>Nr</strong> 137/138 "<strong>Znak</strong>u" z Xl/XII<br />

1965 zawieral "Zarys rozwoju<br />

organizacji Kosciola katolickiego<br />

w Polsce". W nr 102<br />

ks. Ignacy Tokarczuk: Wies<br />

polska wczoraj i dzis. W nr 99<br />

ks. Edward W ojtusiak: 0 reUgijnosci<br />

wsi. W nr 97-98 ankieta<br />

0 religijnosci w Polsce<br />

przed I-szll woinll swiatowll·

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!