Nr 133-134, lipiec-sierpieÅ 1965 - Znak
Nr 133-134, lipiec-sierpieÅ 1965 - Znak
Nr 133-134, lipiec-sierpieÅ 1965 - Znak
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
MIE8J~CZN I K <br />
Stanisfaw Pigan<br />
Karol Irzykowski<br />
Antoni Gofubiew<br />
Ks. E Sitarz, ks. L. Stefaniak<br />
J. Kalinowski, S. Swiezawski<br />
Ks. Zygmunt Michelis<br />
Ks. Andrzei Zuberbier<br />
Anna Morawska .<br />
Karl Rahner<br />
Halina Bortnowska<br />
UWlASlCZENIE lITERACKIE<br />
CHlOPA<br />
lISTY DO K. L. KONINSKIEGO<br />
JOANNA I FOTEL<br />
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY:<br />
PALESTYNA 1962·1964<br />
ROZMOWA 0 FILOZOFII<br />
W OKRESIE SOBORU<br />
PROLEGOMENA<br />
EKUMENICZNE<br />
POWOlANIE I CHARYZMATY<br />
SWIECKICH<br />
PAUL TILLICH<br />
o MOZLIWOSCI WIARY OZIS<br />
UB6sTWO-RADA<br />
10BOWIAZEK<br />
VIII T Y 0 Z , E N F' L 0 Z 0 F , C Z N Y K U L<br />
KRAKOW<br />
LlPIEC - SIERPIEN (7-8)<br />
<strong>133</strong>·<strong>134</strong><br />
Rok XVII <strong>1965</strong>
ZESPOL<br />
Hanna Malewska, Maria Morstin-Gorska, Stefan Swie:i:awski, Stanislaw <br />
Stomma., Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woiniakowski, <br />
Jerzy Zawieyski, Wladyslaw Stro:i:ewski, Halina Bortnowska <br />
REDAKCJA <br />
Hanna Malewska (redaktor naczeIny), Halina Bortnowska (sekretarz <br />
redakcji), Wladyslaw Stro:i:ewski, Stanislaw Grygiel <br />
Adres redakcji: Kra kow, Sienna 5, I p., tel. 256-84 <br />
Redakcja przyjmuje w godz. 13-15 <br />
Adres administracji: Krakow, Wi sIn a 12, I p." tel. 213-72 <br />
Administracja przyjmuje w godz. 9- 13 <br />
Prenumerata krajowa: kwartalnie zl 36.-; polrocznie zl 72.-; <br />
rocznie zl 144.-<br />
Prenumerata przez wplaty na konto "Ruchu" Krakow, ul. Worcella 6, <br />
PKO No 4-6-777 albo przez urz~dy pocztowe i listonoszy. <br />
Prenumerata zagraniczna: kwartalnie zl 50.40; polrocznie zl 100.80; <br />
rocznie zl 201.60 <br />
Prenumerata przez wplaty na konto PKWZ "Ruch" Warszawa, <br />
ul. Wilcza 46, PKO 1-6-100024. <br />
Zamowienia i przedplaty przyjmowane sl\ w terminie do dnia 15-go <br />
miesil\Ca poprzedzajl\cego okres prenumeraty <br />
Cena zeszytu zl 12.-<br />
Egzemplarze archiwalne "<strong>Znak</strong>u" nabywac Moina w Administracji<br />
miesi~cznika "<strong>Znak</strong>", Krakow ul. Wislna 12 oraz w nast~pujqcych<br />
ksi~garniach :<br />
Katowice: Ksi~garnia sw. Jacka, ul. 3 maja 18; Krakow: Ksi~garnia<br />
Krakowska, ul. sw. Krzyia 13; Lodz: K si~garnia ."Czytaj", ul. Narutowicza<br />
2; Poznan: Ksi~garnia sw. Wojciecha, PI. Wolnosci 1; Warszawa:<br />
Ksi~garnia sw. Wojciecha, uI. Freta 48; Wroclaw: Ksi~garnia 'ArchidiecezjaIna,<br />
ul. Katedralna 6.<br />
M aszynopis otrzyma no 16. VII. <strong>1965</strong> Druk ukonczono we wrzesniu <strong>1965</strong><br />
Format A-5 P a pfer druk. sat. kl. V 61Xll6 65 g Ark. druk. 16,75<br />
Za m . 266 16. VII. <strong>1965</strong> Nakla d 7.000 + 350 egz. W-38<br />
Krakowskie Z a klady Graficzne, Z a kla d <strong>Nr</strong> I, Krak6w, K azimierza Wfelkiego 95
Rok XVII N r <strong>133</strong>-<strong>134</strong> (7~8)<br />
M I E S lee Z N I Ie<br />
Lipiec.Sierpien <strong>1965</strong><br />
K R 'A K 6 w<br />
ANTONI GOI:..UBIEW<br />
JOANNA<br />
F 0 TEL<br />
PRZED trzema dniami umarla moja ba'bcia. Dzisiaj jq pochowa1em,<br />
bylo z tym strasznie duzo lataniny i wydatk6w; na szcz~scie poratowa1<br />
mnie G6ra. G6ra konczy studia, ale juz dzis dostaje luksusowe<br />
fuchy, umie si~ kolo takich spraw zakr~cic. Bierze si~<br />
zresztq do I'Ozmaitych rzeczy, wiem, ze niedawno przehalndl'Owa1<br />
senvis z jakiejs starej porcelamy i naskoczy1o mu par~ patyk6w.<br />
Robi takZei'nteresy na przemyca'nych z Czechos1owacji d1ugopisach,<br />
sam co prawda Inie szwarouje, ale przynoSZq mu 'koledzy,<br />
kt6rzy korzystajq ze strefy turystycznej; na tamtej stronie ch1opaki<br />
opylajq swetry, czasemz w1asnego karku, takze przywiezione<br />
papierosy i alkohol. Wiadomo, ze 'kazdy lubi powal~sac si~ po<br />
g6rach, a wyciec·zk~ trzeba .sfilllansowac, no i zeby cos zosta1o. Wi~c<br />
przynoszq dlugopisy G6rze, a ten puszcza dalej, chiopaki dobrze<br />
na tym wychodzq, bo nie majq klopotu z opylaniem, a G6ra rna<br />
swoje chody. I tak to leci. G6ra zawsze jest przy forsie, ale to nie<br />
sknera i poratuje w biedzie. Teraz mnie poratowal, inaczej nie<br />
wiem, jakbym sobie poradzil. .<br />
Po pogrzebie poszlismy z Joannq do kina, po kinie zas Ina kaw~,<br />
byl Henlek i Kulawy, gadalismy 0 tym i 0 owym, byro nawet<br />
dosyc wesolo inie pr6bowalem robic karawaniarza: babcia miala,<br />
chwalic Boga, osiemdziesiqt osiem 1at i W ostatnich tygodniach,<br />
kiedy bylo coraz go.rzej, sarna m6wila, ze chciala,by juz pr~dzej.<br />
Musialo tak si ~ skoiiczyc i bylem na to przygotowany. A ot, jak<br />
wr6cilem do mieszkania i w stalem sam, 'nie moglem si ~ polozyc,<br />
sluchalem radia, kiedy zas radio s i~ skonczyio, wyciqgnqlem zeszyt,<br />
siedz ~ przy st o~e i pis z ~ jak idiota. Nie wiadomo dla kogo, bo<br />
przeciez ani dla siebie, ani dla .Joanny, ani dla pot'omnosci, ani<br />
Z'ezbioru opowiadafl, kt6l'Y ukaze si~ w wydawnictwie "<strong>Znak</strong>".
816 ANTONI GOLUBlEW<br />
tym bardziej dla babei. Nigdy tak'ich ~ota-tek nie robilem. Ale<br />
jakos dziwnie zostae tak samemu, polozye siE: i spat.<br />
Wlaseiwie smiere babei rozwiqzuje ~am zyeie. Bo co to za malzenstwo,<br />
kiedy ()Ina u s'Woieh staryeh, a ja 'z babeiq, i trzeba dobrze<br />
nakombinowae, zeby przez kilka dn'i pomieszkae razem. Przez<br />
ostatni rok nieraz myslalem: jak babcia umrze, to wszystko siE:<br />
rozwiqze. Nie to, jakobym eheial, ze'by babcia umarla, bylem do<br />
babei bardzo przywiqzany, wyhddowala mnie od malego i za,wsze<br />
zylismy w najlepszej komitywie. WiE:e nie dziwnego, ze bylem do<br />
niej przywiqzany, tylko z miesz'karniem mialem klopot. Babcia<br />
sarna m6wila, ze jaik umrze, to mnie bE:dzie lepiej, starala si~<br />
nawet dostae do przytulku, ale ja siE: rna to nie zgodzilem, bo to<br />
byloby, jakbym babei~ wYPE:dzal z jej mieszkania; a byla przyzwyczajona<br />
do wyg6d, lubila usiqse w swym fotelu z papierosem,<br />
posluehae koneertu w radio, a takze magazynu z kraju ize swiata,<br />
bo interesowala siE: politykq i wszystkim, co si~ w swiecie dzieje,<br />
lubila tez ukladae pasjansa na stoli'ku, albo pogadae ze mnq, kiedy<br />
bylem zm~eZ'Ony i n'ie mialem pil'nej roboty; byl nawet taki projekt,<br />
zeby zamiesZ'kala w kuehenee, 'kt6rq mozna by przerobiena<br />
pokoirk, ale kuehenkE: mamy zimrnq, a sprowadz,ony speejalista powiedzial,<br />
ze pieea siE: ustawie nie da, poniewaz brak przewodu.<br />
Moze by si~ jakos w koneu dalo, ale widzialem jakby babci bylo<br />
nieprzyjemnie przenosie siE: do kuehni, dla nas znowu byl'O za<br />
ciason 0, bo tam ledwie dziesiE:e metr6w kwadratowyeh, gazowy<br />
pieeyk, szafa, niewielki '8t61 i ani siE: 'pokrE:cie; wiE:C znowu siE:<br />
rozbilo. Akurat babcia zaez~la ehorowae i wtedy juz nie bylo<br />
wyjseia, w koneu i jq i mrnie zmE:ezyla ta ehoreba, totez nieraz<br />
myslalem, zeby pr~dzej. Be gdyby, babeia siE: mogla z tego wylabudae<br />
i dalej zye, to co inneg'O, tak jed~a lk i dla niej i dla mnie<br />
byla jedna mE:ka. Teraz mi tr,ochE: glupio z tego powodu, nawet<br />
z Joa'nnq 0 tym rozmawialem 'i 'o'na siE: zgcdzila. Joa'nna byla bardzo<br />
dobra "dla babei, przyehodzila do niej w ezasie mojej praey, roobila,<br />
co tam bylo trzeba, ezytala babci ksiqzki, i nie mogE: miee do 'l1iej<br />
pretensji, ze ona r6wniez eheiala, zeby to siE: jakos rozwiqzalo;<br />
a rozwiqzae siE: moglo tylko w jeden spos6b. Dzis jednak ani<br />
ja Joannie ~ie zapr o'ponowalem, zeby od razu przeniosla siE: do<br />
mnie, ani OIna tego nie propo'TIoowala, bylo to zupelnie niemozliwe<br />
i nie m6wilismy na ten temat. MyslE:, ze musi uplynqe jakiS<br />
tydzien, trzeba bE:dzie wszystko uporzqdkowae, odmalowae m'ieszkanie<br />
i dopiero w tedy jak gdyby do iIlowego ... Ale ezujE:, ze i potern<br />
bE:dzie na mnie eiqzye, bo przeciez - co tu ukrywae - ezekalem<br />
na tE: smiere.<br />
Na szezE:seie babeia ~ie eierpiala bardzo, tylko' noeami m~ezyly<br />
jq dus2inosei, a ezasem przyehodzily b6le serea. Ostatnieh parE:
JOANNA I FOTEL 817<br />
•<br />
nocy prawie wcale 'l1ie spalem, trzeba byJ.o ciqgle cos podae, poprawie<br />
poduszki i · zmienie oklad; nauc;zylem si~ robie zastrzyki;<br />
co 'l1ie jest ia,dinCj filoiZofi 'l i powinni uczye tego w szkole, nie<br />
zas ieby wtedy, jak jui gwalt. Wym~czylo mnie to wszystko strasznie,<br />
a trzeoo bylo jeszcze ba bci~ oporz'ldzae i tak dalej, musialem<br />
nawet pogodzie si~ z Grub'l , z ktor'l kiedys chodzilem, a ktora<br />
jest wykwa>Jifikowa'll'l piel~gniark'l, ieby czasem zajrzala i pomogla,<br />
wymyia babci~ i zmienila posciel i bielizn~. Joanna troch~<br />
si~ krzywila, ale nie bylo wyjscia i ona to rozumiala. Nie mogiem<br />
tei zaproponowae Grubej forsy, chociai widzialem, ie odgrywa<br />
si~ 'na mnie, ale obok tego odgrywamia si~ r'obila tei z dobrego<br />
serca, bo lub'ila babci~ i babcia j'l lubila; wiem, ie babcia wolala,<br />
iebym si~ z ni'l oOienil, nie z JoannCj. Pewnie spodziewala si~, ie<br />
z Joa1nn'l si~ rO'zchwieje, bo Joanna jest 0 wiele bardziej nowoczesna,<br />
a Gruba to dziewuszka prosta 'i babci byla pod z'lb. Kiedy<br />
teraz. 0 tym wszystkim mysl~, wcale 'nie jestem pew'ien, czy nie<br />
zdecydowalismy si~ na oficjalny slub dlatego wlasnie, ieby caI'l<br />
spraw~ zakli'nowae, 'i:naczej bowiem ani z babci'l, ani 'ze starymi<br />
Joanny nie dalibysmy rady; i tak bylo tyle gadarnia mi~dzy kuzy<br />
'l1ami i cio t'k a m'i , ie wytrzymae trudno, a starzy do dzis patrz'l na<br />
mnie jak na podrywacza. Bo ani by woleli, iebym byl na stanowisku,<br />
skonczone studia, no i mieszka'nie, meble, forsa w PKO,<br />
wszystkie szyka'ny. A mysmy nie chcieli czekae, bo i na co? Okazalo<br />
si~ na koncu, ie to mysmy mieli racj~, skora rnamy to<br />
mieszkanie. Zreszt'l rowniei stanowisko, ostatecznie jui zarabiam,<br />
dyplom b~d~ mial za par~ miesi~y, a obiecali mi w Zakladach,<br />
ze zaliczq praktyk~ i z miejsca mnie zaangaiuj'l. To jest zreszt'l<br />
tylko gadka, bo zaarngaiowany jestem od pol roku, haruj~ jak<br />
elektronowy robot i S'l ze mnie zadowoleni, wi~c ostatecznie zadnej<br />
laski mi 'l1ie robi'l 'i etat b~dzie tylko formalnoSci'l . Pod tym wzgl~dem<br />
babcia byla 0 wiele bardziej tolerancyjna od rodzicow Joanny,<br />
ie zas wolala Grub'l , tQ jui rzecz gustu, a trudno jest 0 gust<br />
si~ spierae; powiedzialem babci, ie to ja si~ ieni~, nie babcia,<br />
wi~c ja musz~ wybierae, i babcia si~ zgodzila. Z czasem Joann~<br />
polubila i nic 'nie miala przeciw niej. Babcia w ogole byia bardzoO<br />
fajna, tega rodzaju babci ze swiecq bys nie znalazl.<br />
A teraz jui nie iyje. I choe niemal czekalem na to, nie bar,dz'O sobie<br />
wyobrai am, jak b~d~ bez 'l1iej si~ obywal. Mimo ie byla bardzo<br />
stara i z innego pokolenia, wydaje mi si~, jakby cos umarIa takie<br />
we mnie, jakas cZ'lstka. I ie jui zosta'l1~ w czyms zmieniony, nie<br />
zupelnie taki sam, I ie nawet dla Joa-nny b
818 •<br />
ANTONI GOLUBIEW<br />
dyplomowej; prawda, jutro jest niedziela i mjelismy inne plany.<br />
Teraz wszystko to wydaje si
JOANNA I FOTEL 819<br />
doktorem ,i zaspiewal za pok6j, kuchni
820 ANTONI GOLUBIEW<br />
lozkaeh przeelez ollie b~dziemy spali; eheemy tez zafu'ndowac sobie<br />
niski stQliezek i stolk'i, urzqdzic ,cos w tym stylu, jaik jest u Staszka<br />
i Elzbiety Tomaszewskieh. Jezeli mnie pO'ratuje, b~d~ splaeal pO'<br />
sto zlotyeh miesi~eznie, a w kO'neu roku, jak dadzq premip" oddam<br />
wip'eej. I ze malarz zaspiewal mi poltora pa tyka, ale zg'D'dzil si~<br />
za tys'iqe dwieseie, ja jednak ehyba b~d~ remO'ntowal sam, tylko<br />
potrzebuj~ na farby i wyporzqdzenie.<br />
Nie powiem, zebym lubil kog'DS prosic, ale nie mialem wyjseia.<br />
Cora wysluehal mnie jak to Qn, bez slQwa i ze zmruzeniem<br />
oeZlu, a potem z miejsea ,odpowiedzial, ze figa. Tak si~ oezywiscie<br />
nie wyrazil, bo «)in Inie lubi popularnych powiedzanek, jest na<br />
to za wytwO'rny, ale sens byl wlasnie ta'ki. Przy okazji zaz:naczyl,<br />
ze fors~ Ina pO'grzeb dal dlatego, ze babcia byla wielkq damq<br />
w dawnym stylu i ze on jq bardzo cenil; teraz, jeg'o zdan'iem,<br />
juz takich kobiet nie rna . RzeczywisC'ie Cora nieraz przyehodzil,<br />
zeby porozmawiac z babciq, ch~tnie sluchal jej 'Dpowiadan 0 zamierzehlyeh<br />
ezasaeh i zwyczajaeh, wypytywal '0 savoir vivre<br />
i inne bzdury w tym l"odzaju,kiedy si~ wkladalo smoking, kiedy<br />
zas frak ezy zakiet, i ezy ~1a imieniny w'Dlno bylo z zyczeniami<br />
przyjsc w poludnie, :nauczyl babci~ nowego pasjansa, a czasem<br />
grywal z niq w garibaldkE;. Siadywal naprzeeiw babci troeh~ pochylony<br />
do przodu, moz.na by rzee - z rewerencjq, tak przynajmniej<br />
babcia okreslala. "To ehl'opak dobrze ulozony - powiadala<br />
- Qdnosi si~ do starszyeh pan z prawdziwq rewerencjq"<br />
- i okreslenie to wspaniale pasowalo do zaehowania si~<br />
Cory; nawet go ezasami przezywalismy: Rewerans. Kiedy przychodzil,<br />
mnie zaledwie kiwnql glowq i zamruezal: "Czesc", a do<br />
babei zawsze zwraeal si~ w takim stylu: "Moje uszalJ1
JOANNA I FOTEL 821<br />
No, kij go w oko! Kiedy poprosilem 0 pozyczkEl ma mieszkatnie,<br />
powiedzial, ze ,nie moze ,kredytowae i ze powinienem umiee sam<br />
zakrElcie siEl dokola forsy. Nie znoszEl takich pedag'ogicznych kawalk6w,<br />
wiElc odpowiedzialem, ze jak n'ie, to nie, bez laski, i ze<br />
mam go gdzies. Zmruzyl oczy i usmiechnql siEl. "Nie bq-dz wulgarny<br />
- powiedzial - pozyczkq ci nie mogEl sluzye. Ale proponujEl<br />
interes: sprzedaj mi £ootel twojej babcL To jest antyk, nie<br />
myslEl ciEl ll1aibierae, dam ci dwa tysiqce, za tEl sumEl o,pEldzisz najpilniejsze<br />
wydatki. Na amatora wart jes't nawet wiElcej, ale znaleze<br />
takiego nie latwo. Do mojego pokoju fotel bEldzie pasowal,<br />
zawsze chcialem taki dostae." Ostatecznie wyszlo na to, ze i on<br />
ja'k gdyby czekal na smierc babci, zeby dostae fotel. Ale chyba<br />
posqdzam go nieslusznie. Oczywisc'ie zgodzilem siEl od razu, ja<br />
takiego trupa w po'koju trzymal nie bEldEl, interes jest wiElc czysty,<br />
bo i tak wyrzucHbym grat do piwnicy. Wziqlem od G6ry dwa k'ola,<br />
um6wilem siEl z przygod'nq furgonetkq i za trzy dychy odwiozlem<br />
fotel. Na pewno nie 'Pr~dko teraz do niego zajdEl, mam po uszy<br />
jego g6rnych manier i jego kazan.<br />
Ale prawdEl powiedzia'wszy po raz drugi wyciqgnql mnie z biedy.<br />
Taki juz G6ra jest, trochEl dr~twy, ale chlopak szczery,<br />
>I<<br />
Bylem dzisiaj u profesora, kt6ry zwr6cil mi mojq pracEl dyplomOWq<br />
do ostatecznego poprawienia i przepisania. Uwaza, ze jest<br />
na poziomie 'i dosye mnie chwalil. Przyczepil siEl tylko d,o jednego<br />
obIiczenia i kazal je sprawdzic; jestem pewien, ze obliczenie jest<br />
na [Jeto'n, ale stary musial zmaleze dziurEl w calym, zeby wyszlo<br />
prestiz,owo: gdyby tak ni be, ni me, wyglqdaloby, ze nie ma nic<br />
do powiedzenia. WiElc zawraca niepotrzebnie glowEl oj zabiera ludziom<br />
czas,<br />
Okropnie nie lubiEl wazniak6w.<br />
>I<<br />
Od kilku dni usmarowarny jestem farbq, a w miestkaniu straszny<br />
bajzel. Heniek siEl okazal niewqskim specjalistq, doskonale zna<br />
si~ na malowaniu scian, m6glby bye Hitlerem. Przez dwa dni<br />
moczylismy tynk, potem go skrobalismy, pod nogami biale bloto.<br />
Dzisiaj mydIimy sciany i bEldziemy malowali. Przywiezli ze skladu<br />
tapczan, strasznie docgi, dalem swoje dwa tysiqce i jeszcze musialem<br />
dopozyczye u Faliszewskiego; skrElcal siEi jak zmija, ale da!.<br />
Nic nie martwiEl siEl, ze znowu jestem bez forsy, bo ta1pczan jest<br />
wdechowy i b.::dzie na nim luksusowo. Nie moglem wniese go
822 ANTONI GOLUBlEW<br />
do mieszkania i postawilem na schodach, z czeg'o wyszla cala chryja:<br />
przyleciala do ~orczyni, sprowadzila administratora, pokazywali mi<br />
papierki i przepisy, wszystlm dlatego, ze nie wolno trzymae mebli<br />
na schodach; groziIi nawet, ze pojdq po mi1icj~. Admilnistratorow i<br />
powiedzialem do sluchu, co 0 nim mysl~, i siadl zaraz, a dozorczyni<br />
dalem dwie dychy, po ktorych baba si~ uspokoila. Oczywiscie nie<br />
chodzi 0 klatk~ schodO'Wq i tapczan, tylko ze sam maluj~ mieszkalnie,<br />
a tego jej' zakazanego szwagra wystawilem do wiatru 'i n ie<br />
dalem mu zarobie. .<br />
Swojq drogq taki tapczan za stary fotel to warto. Gora jest<br />
duren, chyba ze kupil fotel babci Ina spekulacj~ . Moze posiedzi<br />
na nim t l"och ~ , a potem opyli i zarobi jak na tym serwisie z porcelany<br />
- sam mowil, ze ma amatora fotel wart jest wi~cej.<br />
A Gora si~ na takich rzeczach zna. .<br />
Wczoraj przyszla niespodzia1nie na malowanie Joanna. Bylem<br />
zly, bo chcialem wszystko urzC!dzie na wysoki polysk i sprowadzie<br />
jq do go towego, a zobaczyla caly kram z najgorszej strony. Stalem<br />
na drabin'iei my dlilem slUfit, kiedy uSlyszalem wolanie Henka:<br />
"Zobacz, two-ja babka przyszla". Odwrocilem g l,ow~ i zobaczylem<br />
JoalIln ~ , miala uniesiollC! ku m nie twarz i smiala si~ . Ok wpnie<br />
lubi ~ , k iedy s i ~ tak smieje n a 'calego, z ~by je j wtedy swiec'l,<br />
a W oczach elektryczne skry: az m nie ponosi, zeby wtedy chwycie<br />
j'l i pom i ~t osi c, i zobaczye jak oczy robiq si ~ jej niewidzq ce, ja'k<br />
traci calC! SWq zadzier±ystose, a w takich razach ze mn'l si ~ cos<br />
dzieje, jakbym zapadal si~ , a jednoczesnie kocham j'l i m oglbym<br />
n osic j'l na r~kach n'iczym male dziecko; bo na codzien to my si~<br />
m ow nie rozczulamy, tylko wi~cej tak po kolezensku, jak dwoje<br />
przyjaciol. Ale teraz nie moglem zlezc z drabiny i je j chwycic, bo<br />
bylem strasznie ubabrany, a na dodatek widzialem, ze Heniek si~<br />
podsmiewa. Wi~c krzykn'llem tylko z gory: "Czegos przylazla?<br />
Zabrudzisz si~, a jeszcze zasmar ujesz schody i =ow ' b~d~ mial<br />
c h ry j ~ od tej wiedzmy" - to maczy od dozorczyni. Ale Joanna<br />
nic sobie nie robBa z krzykow, dalej smiala s i~ z mojego wyglqdu,<br />
vveszla gl~ b ie.i i powiedziala: "Przytarabanilam wam zagrych~, ·<br />
zebyscie mieH wi~cej sil, a ten otwiera z miejsca buzk~ n iczym<br />
w loska piosenkarka. Zlaz zaraz, obmyjcie r~c e i wtr'lcimy sobie<br />
razem". Przyniosla gor'lce parowki i dwie butelki piwa, mielismy<br />
uzywanie i bylo bardzo wesoio. Potem r obilismy, dopoki gralo<br />
radio, jutro pevvnie skonczymy. Heniek jest wspanialy kumpel,<br />
a mieszka'nie b ~ dzie na sto dwa .<br />
...<br />
Rozmawialem dzis z Kulikowskim, ktory jest adiunktem przy<br />
naszej katedrze. Kulikowskiego wszyscy lubi 'l , bo jest iyczliwy.
JOANNA I FOTEL<br />
823<br />
nie zadziera nosa, w kazdej trudnej sytuacji dobrze poradzi i pomoze.<br />
A sam jest polamaniec, zamiast stopy rna prote z ~ i brakuje<br />
mu dwoch palcow u prawej r~ki. Zapytalem go, gdzie si~ tak<br />
pochara tal, powiedzial, ze w pO'Wstaniu. Chcialem go tro ch~ poci&gnqc<br />
za j~zyk, ale nachmurzyl si ~ i ollie chcial gadac. Moi koledzy<br />
na ogol mowiq bardzo krytycznie 0 powstarniu, ze t.o byl<br />
brak wyliczenia, trzeba bylo poczekac az armia radziecka przejdzie<br />
Wisli:, anie samym porywac si~ rna iles tam dywizj"i, uzbr o<br />
jonych po z~by, podczas gdy powstaiicy mieli tylko troch~ karabinow,<br />
pis toletow maszynowych i baniek zapalajqcych. To<br />
wszystko prawda, prawdq tez jest, ze Warszaw a ~ostala niepotrzebnie<br />
zniszezona, mnostw.o llldzi z gi:n ~ lo, i gdyby nie to wszystko,<br />
dzisiaj bylaby odmienna sytuaeja. Z niektoryeh napom k ni~c<br />
Kulikowskiego wyglqda, ze on jednak widzi to· inaczej, mimo ze<br />
straeil stop~ i dwa palce, a z jego oddzialu pewnie co dziesiqty<br />
~ ostal. Koledzy nie mogq tego ani ru sz zrozumiec.<br />
Ja na 'ogol zgadzam si~ z kolegami, ale rozumiem tamtyeh lepiej.<br />
A r02lUmiem d z i ~ki babei, ktora c z ~s to mowila ze mnq 0 P9wstaniu.<br />
W powstaniu zginql moj ojeiee i babcia nieraz plakala, 'opowiadajqc<br />
0 nim , a r ownoczesnie widac bylo, ze uwaza, jakoby<br />
ojeiee nie mogl inaezej postqpic. To znaezy. 'nie magI si ~ uchyIic<br />
od k OlI1spiraeji i walczenia przeciw Niemcom , wyezekiwac k onea<br />
wojny i za jm o wa c' si ~ k omb ~ n aejam i ; bo rani w ezasie wojny strasznie<br />
kombinowali i Gora to jest szczeniak wobec t amtych spekulaeji.<br />
Ojciec i matka byli w podziemiu, m atk~ Gestapo w z i ~ l o<br />
n a uliey z jakimis papierkami, a ojciee zginql w obron ie Star<br />
6wki; babeia ,0powiadala, ze ojciee skoezyl na goliata , to byl<br />
ta ki czolg z materialem wybuehowym zapalany elektrycznie od<br />
tylu, oj ciec przeciql drut n o i w ezasie tego zginql; ale oeahl<br />
zyeie wielu ludziom i umozliwil dalszq obr on~ swego odcinka <br />
i babcia byla z tego straszmie dumna. Babcia weale nie byla sentymentalna<br />
i t o m i si~. w niej podobalo, ale kiedy opowiadala<br />
akurat 0 goliacie i jak zginql ojcie, jej drobna figllrka prost o<br />
wala si~ w fotelu, n:ce zaczynaly trzqsc si~ wi~eej, a w oczach<br />
byly lzy; mimo to m owila r 6wno i r zeczowo, nie zmieniajqe gloSll,<br />
z tymi lzami w ,oczach i r~ka m i p rze bie r a j ~c y m i pasjamsowe k arty<br />
na stoliku, 'opowiadala, jak Niemcy posuwali golia ta w s t r o n~<br />
barykady , za goliatem jechal czolg i strzelal, mury t r z~s l y si~ od<br />
huku i nic nie bylo widac, zewszqd sypal si~ t Y'nk i cegly, goliat<br />
pelzl, i trzeba bylo ogr omnego hartu ducha, ja'k to babcia ,o'kresla1a,<br />
zeby skoczyc i przeciqc drut; niekiedy udawalo si~ rzucic<br />
granat, czasem nawet drut przestrzelic, ale w tamtym wypadku nie<br />
dalo si~ tak zrobic i ojciec musial skoczyc.
824 ANTONI GOLUBIEW<br />
Wszystko bylo we mnie pomieszane, 'kiedy sluchalem takich<br />
rzeczy, bo z jednej strony burzylo si~ we mnie, vkl'opny zal, ie<br />
nie mam ojca - matki rowniei, ale dzi~ki babci nie tak bardz.o<br />
odczuwalem brak matki, a ojca odczuwalem _ okropny bunt,<br />
i gdyby ci, 00 wywolali powstanie, mawi'n~li mi si~ w takiej<br />
chwili, t'o moglbym zrobie nie wiem co. A znowu z drugiej strony,<br />
kiedy babcia mi opowi'adala 0 pierws'zym dniu, jak wszyscy wybiegali<br />
'na ulic~, wywieszali chorqgwie i roine relkwizyty, a przez<br />
glosni'ki ll1adawa'no wiadomosci 0 powstaniu, ludzi pon-osHa woll1ose,<br />
ze dorosli plakali i to nie tylko kobiety, ale i m~iczyzni,<br />
wszyscy, wowczas czulem, ie i mnie dlawi w gardle, bylem nawet<br />
o to pozniej zly na siebie. Nie1'az wi~c mowilem babci, ze to<br />
zawracanie glowy, powstanie bylo zbrodniq i glupotq, a jadziesi~c<br />
tysi~cy razy wolalbym miee ojca, mii zeby byly dni wolnosci,<br />
ktore trw,aly raptem tyl'ko dwa miesiqce i to nie w calym miescie,<br />
za co pogin~lo mnostwo ludzi i zostaly same ruiny. Babci wtedy<br />
obsychaly oczy i patrzyla na mnie jakos obco, myslalem, ie mnie<br />
zlaje, ale jej wqziutkie wargi zaczymaly si~ u~miechae i mowila,<br />
ie przez moj gniew przemawia we mnie Polak. Na to brali mnie<br />
juz naprawd~ diabli, wstawalem i wychodzilem, a w przedpokoju<br />
trzaskalem z calej sily d1'zwiami; kiedy w1'acalem, babcia si~ zachowywala,<br />
jakby nic nie zaszlo, az 1'az, gdy po wyjqtkowo wielkiej<br />
awanturze przep1'osilem jq, powiedziala, ie nie ma do mnie ialu<br />
i ze mmie wzumie, a ta sprawa musi bolee i bylbym kims bezdusZ'nym,<br />
gdyby mnie zupelnie nie bolala. To mnie zamurowalo<br />
i wi;:cej juz nie buszowalem. Ilekroe je:dnak zgadalo si~ 11a te<br />
tematy z kolegami, co zresztq si~ zdarzalo 1'zad'ko, przy okazji, alba<br />
jak ktd powiedzial jakis sl'ogan, wowcza'S zaperzalem si~ i bronilem<br />
powstania, przy taczajqc roine argumenty, 0 ktorych sam<br />
wiedzialem, i e Sq d;:te, ale wlasnie dlatego zapalalem si~ jeszcze<br />
bardziej i wydawalo mi si~, ze czyms si~ przez to rewall1iuj~<br />
babci, a takie jestem sohdamy z ojcem. Co z tego, ze gl() wobec<br />
siebie pot~pialem, ale 'na zewnqtrz nie moglem pozwolie, by tam<br />
jakies kolesie p1'zy wodce alba kawie nabijaly si~ zen i glupio<br />
przesmiewaly. Dlatego tez bylem rad, ze Kulikl(ywski nie pyskuje,<br />
chociaz wlasnie on mialby prawo pyskowae najwi~cej.<br />
Kulikowski rowniez radzil mi sprawdzie tamto obliczenie i pod<br />
tym wzgl~dem jest przyczepski. Oczywiscie, musi trzymac sztam~<br />
ze swoim starym, inaczej moglby miee nieprzyjemnosci. Trzeba<br />
b~dzie chociaz z grubsza to przek,ontrolowae, zeby im pokazae<br />
i obu utrzec 'nosa: jestem pewiem, ze zr,obilem wszystko fest.<br />
*
JOANNA I FOTEr.. 825<br />
Nareszcie zamieszkalismy razem. Oczywiscie starzy Joanny musieli<br />
obejrzee mieszkanie i powiedzieli, ze jest dziwaczne. Nie<br />
podobaly si~ im nisikie mebelki, a takze wsp6lny tapczan. "Ta,k<br />
si~ wam dzis zdaje, ale jezeli jedno z was ~achoruje? .. - powiedziala<br />
matka. - C6Z dopiero m6wieo niewygodzie, skoro zjawi<br />
si~ wam dziecko". - "Narazie 'nie mamy zamiar1u miee dziecka" <br />
odpowiedziala ,dose ostr,o J oanDa i widzialem, ze rna tka hyla bardzo<br />
zgorszona, podniosla brwi i powiedziala sucho: "Oczywiscie, teraz<br />
wszystko stawia si~ na glowie. Ale j a teg'o 'nie pochwalam. Malzeilstwo<br />
jest po t{), zeby miee dzieci". Nie rozumiem, po jakieg{)<br />
licha Joanna sit: z nimi kl6ci, niechaj oni myslq po swojemu, a my<br />
p swojemu. Ja na przykbd mysI~, ze malZeilstwo jest po to,<br />
zeby dwoje ludzi bylo z s·obq i zeby zyli razem, bo tak lepiej,<br />
a dzieci to dodatek. Z drugiej strany dzieck,o nie jest wykluczone<br />
i to jest racja, chociaz z dziec'kiem straszny klopot, a pOlnadto ciqgle<br />
z forsq niewyraznie i Joanna b~dzie musiala pr-acowac. N{), ale<br />
Wladkowie majq dziecko i pracujq, podobnie Magda i Drozdowie.<br />
Ojciec znowu powiada, ze te niskie mebelki Sq dobre na niedziel~<br />
albo na zabaw~, jego zda'niem jednak potrzebny jest jakis<br />
stal d{) jedzenia i do pracy, takze krzesla, ll1a kt6rych mozna<br />
siedziee, nawet fotel by si~ przydal... "A wlasnie _ przypomnial<br />
sobie nagle - gdzie si~ podzial fotel twojej babci? To byl cenny<br />
mebel, no i chyba pamiqtka rodzi'nna i jezelis go zmarnowaL." <br />
"Opylilem - odpowiedzialem z niezadowD,leniem, bo sam nie pomyslalem,<br />
ze pamiqtka; a przeciez byla to pamiqtka, siedzialo si~<br />
tez na Inim pierwszorz~dnie, G6ra wiedzial, coo robil, kiedy go<br />
bral, wcal"; nie jest taki b~cwal, jak myslalem. "A za ile" <br />
zainteresowal si~ ojciec. "Trzy kola" - zelgalem na poczekaniu.<br />
"Tos do,brze wziql - teraz wydawal si~ za dowo,lony i nie m6wil<br />
o pamiqtce rodzinnej - ja bym dal pol-ow~" - czyli ze G6ra<br />
mnie nie :nabral, nawet nadlozyl; ale G6ra jest zbieracz, stare<br />
meble to jego hobby, darowalem mu zresztq niebieski flakonik<br />
z lat osiemdziesiqtych, nie majqc poj~cia, ile taki flakonik wart.<br />
W sumie jednak wyniklo, ze mlode pokolenie wcale nie jest takie<br />
niezaradne w i'nteresach, jak starzy myslq, ja sobie 'doskonale<br />
poradzilem. Ostatecznie jestem czysty, bez zadnych dlug6w, bo<br />
tych kilka setek u Faliszewskiego sit: nie liczq i splac~ je raz dwa,<br />
babci~ pochowalem, ,odmalowalem i umeblowalem mieszkanie, teraz<br />
tylko musimy si~ ubrac. To si~ je'dnak da na pewno zr.abic: skoro<br />
b~d~ mial dyplom, skombi 'nuj~ jakqs chalturk~, J,oanna juz dostala<br />
przepisywainie na maszynie, b~dzie tylko musiala si~ nauczyc, maszyn~<br />
obiecal pozyczyc nam KuJawy, ho wlaSnie jego stary wyjeehal<br />
na dwa tygodnie w teren i maszyna jest w{)lna, ja.kos op~-
826 ANTONI GOLUBIEW<br />
dzimy do zimy; a w grudmiu powinni nam wyplacic premi~, tak<br />
w Zakladach jest co roku, ja wprawdzie 'nie mam jeszcze ,oficjalnego<br />
etatu, ale b(}d~ mial i to jest pewne. Wi~c 0 co ZJnowu gwalt? ..<br />
Mimo wszystko starzy tf'och~ nam zepsuli radosc z wlas·nego<br />
mieszkania, zwlas;;;cza ze - co tu gadac - jakqs jednak racj~<br />
majq. Majq i nie majq - nie mozna miec wszystkiego naraz..<br />
Doskonale wiem, 0 c,o im poszlo: proponowali nam CZE:SC swoich<br />
gratow ("na poczqtek - jak mowili _ potem urzqdzicie si~, jak<br />
zechcecie"), a mysmy nie przyj~1i. Ja nie jestem Gora , a Joanna<br />
nie Gorzyna, mamy wstr~t do tych rupieci. W gruncie rzeczy chodzi<br />
jeszcze () co innego: oni chcq pokazae, ze nie damy sobie sami raciy,<br />
udowodnie, ze za wczesnie, jakos tam obro'nie wlasny sty!. A tu<br />
okazuje si~, ze nie potrzeba i radzimy sobie nie 'najgorzej. Jezeli<br />
chcq nam ' pomoc, prosz~ bardzo, ale niech to zrobiq tak, jak<br />
zrQbil Gora: ten naprawd ~ pomogl. P alnql wprawdzie przy okazji<br />
kazanko, ale siE: ll1ie wtr qcal i uszanowal nasze gusty. J a si~<br />
nie boj~ zadnej pracy, w zeszlym tygodniu rodzicom Heilka wylado,walem<br />
do piwnicy w ~gi e l, a przedtem naprawilem elektryczn<br />
ose. Teraz Heniek pomogl mi m al,owae. My st a1l10wimy zgranq<br />
pac zk ~ i vo jest nasza sila. Ale tego starzy nie rozumiejq, oni<br />
chcieliby, zeby oprzee si ~ na rodzinie, na tych wszystk ich ciotkach,<br />
wujkach, stryjkach i kuzynach, ktorzy czasem nawet Sq<br />
gotowi dac brudasa albo jakis ciuszek dla J oanny, czy wa liz k~<br />
albo termos, ale za to wy magajq uznania przez nas ich opieki<br />
i prawa do wtrqcania si~. A my wlasnie tego nie chcemy i kazdy<br />
n iechaj idzie swojq drugq.<br />
Obejrzeli wi~c mieszkanie, a potem zaprosili nas n a pozegn<br />
alny obiad. Bylo zrazu t roch~ sztywno, ale si~ rozkrochmalilo.<br />
Starzy postawili wino i ojciec wmiosl oczywiscie uroczysty toast<br />
za naSZq przyszlose, matka obj~la Joann~ i ucalowala. Joanna<br />
n ie znosi takich scen, a tym razem k u mojemu zdziwieniu rozplakala<br />
s i~ i .powiedziala, ze przeprasza za wszystkie fochy, jakie<br />
w domu wyczyniala, i ze jest do swoich starych przywiqzana,<br />
ze dzi~kuje i tak dalej. I ze nie zapomni. Mnie rowniez zrobilo<br />
si~ tr och~ ckliwo, ale tr zymalem fason i nic po sDbie nie dalem<br />
poznae. Mimo to starzy byli po raz pierwszy w obec mnie przyjemni<br />
i traktowali jak swojego. W ten sposob wszystko si ~ zalagodzilo.<br />
Po Qbiedzie Joa'11n a p oszla 'pako,wae swoje rzeczy, a ja<br />
pobieglem po t ak sowk~ . Oczywiscie taks6wka czekala niepotrzebnie<br />
dlugo i zegar dowalil dodatk'owq dych~. No, ale za urwa1nie<br />
si~ .od rodzinki wart,o dych~ zapracie, wi~c nie zalowalem.<br />
Wiecz.orem 'nigdziesmy 'nie poszli, cieszylismy si~ naszym nowym<br />
mieszkaniem, jeszcze to i owe uporzqdkowalismy, Joanna si~ roz
JOANNA I FOTEL 827<br />
pakowala i trzeba bylo gdzies umiescic puste walizki. Bielizniarka<br />
w przedpokoju ,okazala si~ za ciasna, mysl~, ze w przyszlosci wypadnie<br />
zrobic sciennq szaf~ jak u T,omaszewskich; a takze antresol~<br />
na walii ki, ktore 'narazie stojq w kuchni. Przyszedl oczywiscie<br />
Heniek, Joanna zrobila kanapk i i przygotowala herbat~,<br />
Heniek przyniosl alkohol, puscilismy radio, zgasilismy gome<br />
swiatlo i wreszcie czulismy sit: u siebie. Trzeba b~dzie wkrotce<br />
zrobic oblewanie dla calej ferajny, 'na sz c z ~scie do pierwszeg'O<br />
pozosta!o tylko pi~c dni, wi~c mozna b~dzie chocby w przyszlq<br />
s o bot ~ . Omowilismy to dokladnie i kolo jedenastej Heniek poozedl,<br />
a my zostalismy ze sobq juz na zawsze. Podobnego uczucia jeszcze<br />
nigdy !l1ie doznalem, nawet kiedy zeszlismy si~ z Joannq. Moze<br />
w tym jest jakies dr'Obnomieszczanstwo, nie wiem. I prawd~ mowiqc<br />
nic mnie to nie obchodzi.<br />
Jakos ani ram tego wieczoru nie pomyslalem 0 babci. Zasn~lismy<br />
pozno, mimo t'O r'Ozbudzilem 'Si ~ niespodziewanie w nocy<br />
na naszym nowym tapczanie, majqc spiqcq J oann~ obok siebie,<br />
bardz,o, co tu ukrywac, szcz~sliwy, i 'wtedy nie wiadomo dlaczego<br />
poczulem obecnosc babci. Byla t'O doprawdy jakas halucynacja.<br />
Wydawalo mi si~, ze babcia siedzi obok na fotelu, mimo iz zdawalem<br />
sobie spraw~, ze fotel sprzedalem Gorze i ze go tutaj nie<br />
rna, ale to mi nic !l1ie przeszkadzalo, i da'lej wydawalo sit:, ze babda<br />
siedzi wyprostowana, ze swymi starymi pomarszczonymi r~'kami na<br />
kolanach, z siwymi gladko zaczesanymi wlosami, i patrzy poprzez<br />
ciemnosc na mnie, jakby chciala cos powiedziec. Nie moglem si~<br />
poruszyc, niemal gl,osniej odetchnqc, tylko odwr6cilem 'na bok<br />
glow~ i dalej czulem wzrok babci. Nie wiem, jaki byl wtedy wyraz<br />
jej oczu, moze sUfOowy, ja ki bywal, kiedy cos przeskrobalem, na<br />
pew,no nie pr zesloni~ ty lzami, jak w czasie opowiada n 0 ojcu<br />
i powsta1niu warszawskim. Trwalo to tylko ch\Vil~ , bardzo krotko,<br />
zaraz wiedzialem, ze to zaw racanie glowy i pok6j jest zupelnie<br />
pusty, zad'l'lej babci nie rna, ani stolka pod nogi, ani stolika do<br />
pasjansa, wszystk o jest odnowione i odmalowane, a babcia lezy<br />
za'kopana i rozlklada s i~ w swojej trumnie pod kopczykiem. Wtedy<br />
chwycil mnie straszny zal, tak straszny zal, ze n ie p otr a fi~ opowiedziec,<br />
odwr6cilem tw arz do poduszki i za czqlem plakac ja k<br />
nieletni chlopak. Odruchowo wyciqgnqlem r ~ k ~ i objqlem przez<br />
plecy Jo ann ~ , 'on a nie budzq c si~ przyl gn~ l a do m nie , czulem jej<br />
cieply oddech n a policzku , wiedzialem, ze jq kocham i ze jestem<br />
z niq s zcz ~sliwy, i plakalem z tak strasznego zalu, jakiego n igdy<br />
w zyciu nie przezylem.<br />
Babcia miala osiemdziesiqt osiem lat i kiedys w reszcie musiala<br />
umrzec. Ale ja n ie chcialem, zeby umierala, nawet za cen~
828 ANTONI GOLUBIEW<br />
mieszkania i megQ sZcz~scla z Joannq. MimQ to umarla i ja jui<br />
nie mam mQjej babci. Gdy babcia iyla, rnigdy nie czulem si~<br />
sa m{)tny, pO' raz pierwszy PQczulem si~ tej nQcy.<br />
Babcia na pewnO' czegO's ode mnie chciala i dalbym nie wiem<br />
cO', zeby odgadnqe jej zyczenie.<br />
*<br />
OkazalO' si~ jed:nak, ie tamtoO obliczenie, 00 ktorym mowil KulikQwski<br />
i profesor, nie jest dQbre. Nie rozumiem, jak mQglem<br />
taki wazny szczegol przeQczye, tak 'Si~zblai:nie. M'l1sz~ zabrae si~<br />
PQrzqdnie do rO'bQty i jak najpr~dzej naprawie.<br />
Za dwa tyg'Qdnie chcialbym prac~ oddae i wziqe si~ dO' przygQtQwcmia<br />
QstatniegoO egzaminu.<br />
*<br />
Oblewanie udalQ 'Si~ na medal. Byli Tomaszewscy, DrQzdQwie,<br />
Kulawy ze swojq Kasiq, Magda, Heniek, no i oczyvviscie Gora.<br />
Gora obejrzal krytyczmie caly PQkoj i laskawie powiedzial:<br />
- Urzqdziliscie si~ bardzo mHo. Tylko przydalaby si~ warn<br />
scienna szafa.<br />
Oczywiscie mial racj~. Ale ja gO' {) jeszcze jedrnq PQiycz.k~ prosil<br />
nie b~d~, wi~c musz~ poczekae. Portki dla mnie i Qkrycie dla<br />
Joanny Sq wamiejsze. Na to wszystkO' trzeba dudkow, jak powiadajq<br />
gorale.<br />
Heniek tak si~ spil, ze musielismy gO' przenocowae. Kulawy mial<br />
teleronicznie zawiadomie jego rodzin~, bo Qni tam straszuie ner<br />
WQwL A pijanego nie sposob odstawie dO' tak mieszczanskiego<br />
damu, bylaby T{nroba 'nie z tej ziemi. Wi~c przespalismy si~ na<br />
tapczanie we troje, jakos tam PQszlQ.<br />
*<br />
Jest cieplo i spimy przy ,otwartych oknach. Ktoreg'os ranka<br />
J' o an~a oparla si~ na lQkciu i dlugo sluchala. RQbila wraienie<br />
nieobecnej.<br />
- Kto to? - zapytala.<br />
- SynQgarlica turecka - O'dpowiedzialem, wiedzqc ze jej tym<br />
zaimponuj~. - One zjawily si~ u nas dopiero po wQjnie, a teraz<br />
docierajq juz do Szwecji.<br />
- Ladnie wQla - PO'wiedziala Joarnna, a potem zasmiala si~ ,<br />
przyl,ozyla cz.olQ do mojego czola i spytala :<br />
- KoOchasz mnie?<br />
- Jestes glupia - odpowiedzialem, bo umowilismy si~, ze nie<br />
b~dziemy sobie stawiae takich idiQtycznych pytan.
JOANNA I FOTEr:; 829<br />
Ale
830 ANTONI GOLUBIEW<br />
n aprE;z'ona. Oczywiscie zegara nie powiesilismy, wynieSlismy go<br />
do kuchni i postawilismy na szafie. Nawet go nie nakrE;cilem.<br />
Tak siE; zlozylo , ze z Zakladow akurat odchodzil wtedy Kuzniar.<br />
Byl kiero\'.r:nikiem zaopatrzenia i k azdemu szedl na rElkE; ,<br />
jako najstarszy prac'oW'nik mal wszystkich, nie bylo tez nikogo,<br />
kto by czegos K uzniarowi nie zaw dz·iE;czal. Widac bylo, jak siE;<br />
gryzie, ze odchodzi juz na emeryturE;, chociaz z tego siE; nie zwier<br />
zal i robil dobrq mi'nEl ; tylko ,odkqd siE; dowiedzial, zaczql nazywae<br />
siebie dzia,dziem 'i zartowac, ze jeszcze si t: w zyciu przyda, bEldzie<br />
jezdzil z wnuczusiq na spacer, a wnuczka bE;dzie uczyl siadae na<br />
nocniczek. Gdy tak mowil, czulismy s'i E: trochEl nieprzyjemnie,<br />
chociaz on juz swoje odzyl i po,winien ustqpie miejsca mlodszym;<br />
mimo to bylo niewyraznie, co tu gadae! Otoz w Zakladach postanowi'ono<br />
ZI'obic Kuzniarowi prezent Qwal w stronE: ~ony. Tera'z Jadwiga latala<br />
po Zakladach z listq i zebrala kUPE: forsy; ja tez musialem zadeklarowae<br />
trzy dychy, nie moglem sit: wykrE:cie. Potem byla narada<br />
'i nie wiedzieli, co kUipie. Ktos zaproponowal wozek dla<br />
wnuczqt, ale to bylaby kpina, ktos i'nny wygodny foteJ, alba laskEl<br />
z lad:nq rqcZ'kq, 'nikt nie mogi wpase na dobry pomysl. Wtedy cos<br />
mnie tk'nEllo i powiedzialem, ze jeden m6j kolega ma piElkny zegar<br />
scienny pod blyszczqcy orzech, powinien ta'nia sprzedac, '1 ze taki<br />
zegar bylby w sam raz dla emeryta. Faliszewski loczywiscie z miejsca<br />
zakontraw al, ze to bylyby wyglup y, nikt teraz zegar6w sciennych<br />
nie wiesza i inne takie zalewania; ale reszcie siEl spodobalo.<br />
Spytali, ile ten kolega chcialby, ll1i e mialem pojE;cia, co taki<br />
zegar w art, powiedzialem, ze chyba z siedem setek. Na t o Koc<br />
ielek p odrapal siE: po lysinie i zauwazyl, ze musi bye w tym<br />
jakas lipa , bo za ta'nio, wiE;C powiedzialem, ze tylko tak myslE;<br />
i ze siE: jeszcze dowiem, a zegar m ogE; pr zyniesc i p okazae; wszystk<br />
ich to ucieszylo, ho od razu klopot z glowy , i tak postan owilismy.<br />
Przytaraskalem 'nastE:pnego dnia ten grat, przedtem oblecialem parE:<br />
"Jubilerow " i zaspiew alem tysiqc dwiescie z tym, ze mozna by<br />
s iE: z kolegq p otargowae. J a dwiga obliczyla kas E:, wypadalo kupie<br />
jeszcze wina i ciastek, vvii;C stanE:lo 'na d zi e wi ~ciu setkach. No<br />
i Kuznia r dosta! zegar moich tesci 6w z wygrawerowanq tabliczkq,
JOANNA I FOTEL 831<br />
ze to od kochajqcych go kolegow, dzi~kowal bardzo, ale i usmiechal<br />
si~ troSizeczk~ niewyraznie; jak si~ p6Zniej okazalo, ma juz<br />
jeden scienny zegar, wi~c mu drugi 'nie potrzebny. JezeJ:i jednak<br />
· b~dzie s'prytny, odkr~ci ta b1icZ'k~ i wtryni go iinnemu balwanowi,<br />
a sam b~dzie mial pieniqdze na lekarstwa i na prezenty dla wnuk6w.<br />
Kupilem wi~c sobie eleganckie spodnie i okrycie dla JoafUny<br />
i jeszcze nam ~ostalo kilkadziesiqt zlotych, ktore wydalismy w "Jaskini",<br />
J6zek pozyczyl trzy dychy i tak to poszlo. Bylismy bardzo<br />
radzi az do dzisiaj. Dzisiaj ,odwiedzili nas tesciowie i zara'Z <br />
gdzie zegar? Powiedzialem, ze si~ troch~ p6Znil, wi~c dalem go do<br />
wyregulowa·nia. Ale moj tese jest cwany facet, widzia moje spodnie<br />
i plaszcz Joanny, wi~c kapnql si~ raz dwa. "No tak - powiedzial<br />
- dzi~kuj~ wam" - wstal i wyszedl. Matka pozostala<br />
i zacz~la robie familijnq scen~ niby z wl,oskiego filmu. Zeoni<br />
wypruwajq z siebie zyly, ze chcieli, bysmy mieli co,s trwalego,<br />
co 2lOstawimy jeszcze naszym 'dzieciom i co by przypominalo ich,<br />
to znaczy 'kochajqcych nas rodzicow, kiedy oni b~dq lezee na<br />
cmentarzu, ze ojciec zrezygnowal z wyjazdu do Dusznik, ktory<br />
lekarze zalecili mLl na serce, bo chcial inam zegar.. ., ze plaszcz<br />
dla corki mieli kupic jej na irnieniny, wi~c niepotrzebniesmy si~<br />
pospieszyli (w tyrn punkcie miala racj~, moglisrny si~ tego domyslee,<br />
bo wiedzieli, ze Joanna nie rna nic na lato, a Sq przeciez<br />
do swojej corki przywiqzani), i ze, chocby ' si~ narn zegar<br />
nie podobal, takie post~powa ,nie jest bez serca, ich oboje boli<br />
nasze nieliczenie si~ , a ona, to jest rna tka, tyle trudu w}.ozyia<br />
w wychowa1nie corki, tyle nocy, i kiedy Joanna chorowala na<br />
snkarlatyn~, to rnatka wciqz siedziaia przy niej, bo bala si~, zeby<br />
choroba 'nie padia na mozg (padla, ale nie corce) i ze za swojq<br />
rniIose rnajq teraz zapIat~. Bylisrny ,oboje wsciekli, bo wS'zystko<br />
prawda, ale co to rna wspoJnego z fornirowanyrn gratern? Swojq<br />
drogq jakas racja jest, opylenie zegara nie bylo calkiern delikatne<br />
(choe trudno byedeHkatnym, kiedy tyIe'k golyrn swieci), ale przeciez<br />
rowniez niedelikatne bylo prezentowanie nam zegara, ktorego<br />
nie ma jak powiesie i ktory ani rusz do wn~trza nie pasuje. Czyli<br />
jeden do jednego i nie ma powodu, zeby robie sceny i zatruwae<br />
ludziom zycie. Ja milczalern, ale Joanna odgryzaia si~ z~ za zqb,<br />
skonczylo si~ oczywiscie na tym, ze matka si~ poplakala, bylo<br />
nam okropnie rnieprzyjemnie i Joanna zagotowaia wod~ na herbat~,<br />
ale okazalo si~, ze herbaty akurat zabrakIo, wi~c polecialem<br />
za rog d'o sklepu, tam jed,nak byl tylko "Ulung" i matka powiedziaIa,<br />
ze "Ulung" jest farbowany i szkoda wyrzucae pieni~dzy<br />
na takie swiiistwo'. W koncu jednak si~ rnapila, usciskaia Joann~,<br />
<strong>Znak</strong> ' - 2
832 ANTONI GOLUBIEW<br />
Joanna usciskala matk~, potem i ja musialem poddac si~ Usci3kom,<br />
czego lIlie znosz~, i matka powiedzi'ala, ze sk,oro jui Joanna rna<br />
ten plaszcz, to niech nie kupuje nic na nogi, z czego domyslilismy<br />
siG, ze dostanie cos na imieniny. Joanna powiedziala od razu, ie<br />
jej potrzebne szpilki, ale matka uwaiala, ie to wymysl i ie szpilki<br />
tylko wykrzywiaj~ nogi, a Joannie s~ potrzebne praktyczne i ladne<br />
pantofle do chodzenia, nie do balowania (mowi bez poj~cia, jakby<br />
szpilki byly 'czyms do balowania) - i znowu zgoda si~ popsula.<br />
W rezultacie nawet ial mi starych, niewiele rozumiejq, a wtrqcajq<br />
si~, chcq koniecznie postawic na swoim i we wspoliyciu okazali<br />
si~ zupelnie niemoiliwi. Swojq drogq Joa,nna bywa czasem dla<br />
nich za ostra, ta'k do niczeg'o si~ nie dojdzie, mysl~ nawet, ie<br />
wartaloby kupic jakies kwiaty i w ten sposob sytuacj~ zalagodzic,<br />
bo z zegarem wyszl,o jednak nie za bardzo. Ale spodnie i pantofle<br />
Sq, gdybym nie kupil Jo'annie plaszcza, oni nie kupiliby pantofli.<br />
Osobiscie uwazam, ie S'zpilki nie Sq najkonieczniejsze, kiedys si~<br />
jej zafunduje, tymczasem rna tylko sandalki na bosq nog~ i obuwie<br />
na zi m ~, a to mal,o. Wi~c ja nie b~d~ mial pretensji, jeieli<br />
b~dq pantofle, choc Joa1nna uwaia inaczej i jest roznica zdan miGdzy<br />
nami.<br />
• <br />
Bardzo dawno nie pisalem. Na imieniny Joanna dostala jednak<br />
szpilki, byla bardw zadowoloona i zapanowala rodzi,nna atmosfera.<br />
Powoli starych wychowujemy, moze b~dzie wszystko () kej!<br />
Wieczorem urzqdzilismy przyj~cie dla ferajny i bylo luksusowo.<br />
Joanna zrobila malutkie ka'napeczki z zapiekanym moidikiem,<br />
byla wiski i ·reslii'ng. Ni,kt si~ nie upil, bo alkoholu bylo malo,<br />
osobiscie jestem przeciwnikiem grubego ochlaju, iadna zabawa.<br />
Kulawy przyniosl adapter, sluchalismy plyt, tanczylismy. Butelka<br />
wiski k'osztowala dwa i pol dolara w PKO, zalatwil to Staszek<br />
Tomaszewski. Resling wiadomo.<br />
Spotkalem na ulicy Kuiniara, mowil, ie jui si~ ,trochG przyzwyczail<br />
i ie czuje si~ dobrze. BardL'Jo chcialem si~ dowiedziec,<br />
coz zegarem, ale 'nie odwaiylem si~ zapytac. W Zakladach tei<br />
nie wiedzq.<br />
• • •<br />
. Zachorowala corka Magdy. Joanna jui trzeci dzien siedzi tam<br />
przed polud!niem, zanim Magda nie wroci z pracy. Mowi, ie<br />
mala jest bardzo grzeczna i ie lubi J.oan'n~. Wczoraj Joanna pozyczyla<br />
u Henka f'ors~ i kupila malej misia; uwaiam t,o za przesad~ ,<br />
ale dziecko .si~ uCieszy10. J'oanna mowi, ie dzieci Sq przyjemne
JOANNA I FOTEL 833<br />
i ze s 2'Jkoda, ze my nie b~dziemy mieIi dziecka. Ale przeclez rnie<br />
mozemy s-obie brae takiego kramu na gl·ow~, szkoda zycia. Tego<br />
by tyl'ko brakowalo, zebysmy mieli calq kuchni~ zawiesie pieluchami<br />
i zeby Joanna miala zrezygnowae z pracy. A wlasnie Zawadzki<br />
dal przedwcZIOraj cynk, ze CoOS si~ kombinuje.<br />
Gdyby babcia zyla, a my bysmy mieli dziecko, to bylaby prababciq.<br />
Dziwnie pomyslee. Napewno bylaby zadowolona. No i z niq<br />
mozna by sobie na dzie~ko poz"volie, babcia doskonale by dopilnowala,<br />
a one umilaloby jej starose. Po poludniu jakos bysmy<br />
poradzili, pomoglbym oczywiscie, zresztq ,nasze dziecko chowalibysmy<br />
surowo i nie pozwolilibysmy, zeby wlazlo Inam na glow~.<br />
KiUlawy mowi, ze jezeli nigdy dziecka nie brae na r~ce, nie<br />
wozie i nie kolysae, to zasypia wieczorem i nOCq rnie rozrabia.<br />
A on si~ na tym zna, bo jego siostra rna juz dwoje i chowane<br />
pie r wszorz~dnie.<br />
Uwa.zam, ze dawniej zanadto dzieci rozpieszC'za'no. To nie rna<br />
sensu.<br />
•<br />
Faliszewski tw.ierdzi, ze frustratow trzeba p~dzie do roboty,<br />
a ja mu na to, ze jest pozytywny bohater. Okropnie si~ obrazil<br />
i zazqdal zwrotu dlugu. B~d~ musial oddae.<br />
* * *<br />
Poklocilismy si~ z Joannq, bo chciala wieszae repwdukcj~<br />
Matisse'a, a mnie sie: ona nie podoba. Powiedziala, ze jestem<br />
kohun i ze to babcia tak mnie wychowala. p.otem przeprosila<br />
mnie za babcie:, ale nie za koltuilla.<br />
Koltuna mog~ jej darowae, ale tamto mimo przeprosin pozostalo.<br />
Ona bywa czasem niemozliw,a.<br />
*<br />
Mam juz dyplom. Profesor zyczyl pomyslnej pracy i szcz~scia<br />
oSoObistego, a Kulikowski mrnie usciskal i 'Ucalowal Z obu stron.<br />
Nie g;podziewalem si~ takiej serdecznosci i przyznam sie:, ze mnie<br />
to wzruszylo.<br />
Zastanawialem si~, ezy nie zaprosie ich na skromny ochlaj.<br />
Staszek T,omaszewski powiada jednak, ze nie uchodzi. Poradz~<br />
si~ jeszcze Gory.<br />
*
834 ANTONI GOLUBIEW<br />
WlaSciwie to Joanna bardzo jeszcze jest dziecinna, ale mnie si~<br />
to podoba. Z kazdym dniem jestem bardziej do Iniej przywiqzany.<br />
* <br />
Gara twierdzi, ze ochlaj dla profesOTa i adiunkta bylby niewlasciwy.<br />
Chyba zrezygrnuj~, bo on si~ na tym zna.<br />
Napi-saIem, ze Jeoalll'na jest dziecrnna, ale ona jest rawniez bardzo<br />
powama i praktyczna. Podobnie jak Gara Ibyla przeciwko<br />
'ochlajowi, twierdzila, ze nie mozemy na glupstwa si~ zadIuZac.<br />
Przedtem talk nie uwazaIa, ale od pevmego czasp zacz~la robic<br />
rachunki. Powiada, ze za duzo wydajemy i ze nie potrzeba luksiUsowo<br />
si~ o'dzywiac. Co prawda wcale znaw ta'k luksusowo si~<br />
nie odzywiamy, ale przekalklU}.owalismy wszystko i doszlismy do<br />
wniosku, ze to i owo da si~ z·a,oszcz~dzic. Takze na reprezentacji<br />
i dlatego Joanlna byla przeciwko ochlaj,owi. Ja tam nie lubi~ zbytniej<br />
drobiazg'o'Wosci, ale podoba mi si~, ze Joanna jest taka ,odpowiedzialna.<br />
Mysl~, ze teraz b~dzie si~ nam '0 wiele lepiej ukIadalo<br />
zyde. Nie, zeby dotychczas ukIadaIo si~ kiepsko, ale tera'z<br />
jest jeszcze lepiej, niz bylo. Wszystko poszlo inaczej, odkqd mamy<br />
wlasne mieszka'nie, temu nie da si~ zaprzeczyc. Ale ze ta sprawa<br />
wiqze si~ ze wspomnieniem babci, t,o mi psuje.<br />
Ozasami Iapi ~ si~, ze bardZJo do babci t~skni~ i ze mi jej brakuje.<br />
To bardzo dziwene, bo Olna byla z innych czasaw, z dawniejszych<br />
nawet niz rodzice J oapny. Z drugiej jednak str,ony tak<br />
dlugo zylismy z niq razem,ze musialem si~ do babci przyzwyczaic.<br />
Gdyby tak mozna miec i babci~, i mieszkanie!...<br />
Przeciez ja 'nie jestem w niczym winien, ze babcia umarla. 0 00<br />
wi~c chodzi? ...<br />
ZaIuj~, ze sprzedalem Garze tamten zabytkowy fotel. Ostatecznie<br />
jeden taki fotel nie szpeci nowoczesnego wn~trza. To nawet<br />
pozqdany kOll1trast.<br />
*<br />
Okazuje si~, ze jed,nak ojciec jedzie na udop do Dusznik, stara<br />
powiedziala wi~c dla pUC!U. Bardzo mnie ta wiadomosc uspokoila.<br />
Tylko po co byia tamta mowa?...<br />
W ZakIada,ch organizujq brygad~ mlodziezowq i mnie do niej<br />
ciqgnq. Zastanowi~ si~, ja'k b~dzie lepiej. Faliszewski juz si~ zglosil.<br />
*
JOANNA I FOTEL 835<br />
Dzisiaj puscili po miescie konrny tramwaj na jakqs tam rocznict:.<br />
Przejechalismy z Joa1nrnq caly kurs, ubaw nie z tej ziemi.<br />
Jaik bylem w Pradze, widz.ialem mn6stwo samochod6w jeszcze<br />
spTZed wojny, oni lubujq sit: w starzyznie. Jest tam takze stara<br />
uliczka kolo Hradcza'n6w, cos bajecznego! Wiele knajpek niezmienionych<br />
od czas6w Fra'nca J6zefa. Turysci pijq piwo i bulq f{)l's~.<br />
U nas w tych sprawach panuje ogromne zacofaiIlie.<br />
Bt:dt: musial uporzqdkowae stare fotografie babci. Dzis zalujt:,<br />
ze opylilem sztambuch. Ale iIlie mialem wyjscia, musialem to.<br />
zrobic.<br />
*<br />
I<br />
Sztambuch babci sprzedalem po kryjomu antykwadus·zowi<br />
w Rynku, forsy wystarczylo' niemal do kOl1ca choroby, to jest<br />
prawie do smierci. Na pogrzeb jui nic nie zostalo, ale wtedy poratowal<br />
G6ra. Babci byly potrzebne r6zne drogie lekarstwa, ubezpieczenia<br />
nie miala, dokt6r kazal bulic zdrowo,a musialem jq<br />
ratowac: zanim sam si~ ,nauczylem robic zastrzyki, przychodzHa<br />
pielt:gniarka, bo wte'dy jes'zcze z Grubq sit: nie pogodzilem, forsa<br />
leciala jak woda, ja zas bylem goly po slubie i mialem jeszcze<br />
pillne dlugi. Wtedy podw~dzilem sztambuch i poszedlem z nim<br />
zapytac, co dostant:. Antykwariusz oglq'dal i ty,lko cmokal, potern<br />
spytal mnie, Skqd to mam. Powiedzialem, ie pole
836 ANTONI GOLUBIEW<br />
w jasnych. Chociaz smiej'l si~ na tych fotografiach, stale S'l<br />
upo~owani. Nie rozumiem, jak ina codzieil mogli wytrzymac. Byli<br />
tacy, co si~ buntowali, babcia mi opowiadala, zwlaszcza takie<br />
bunty byly modne w czasach secesyjnych. Kiedy taki zbuntow'a'ny<br />
facet chcial si~ wyzbyc filisterstwa (filistrzy byli to burzuje,<br />
roine mieszcZiuchy i tak dalej, takie oczywiscie arystokracja), wkladal<br />
zaraz pelery n~ , zamiast krawata wi'lzal wielk'l kokard~ i zachowywal<br />
siE: wyzywajqco ekscentrycznie. Uwaiam, ie taka rzecz<br />
jest na nic. Babcia opowiadala, ze Przybyszewski ze swojq bandq<br />
strasznie pili i rozrabiali po ulicach, klocili siE: 0 czystq sztukE;<br />
i pokazywali wszystkim swojq Inagq duszE:. Ja lubi~ nawet czytac<br />
o tamtych czasach, Boya Znasz Zi ten kraj i Stowka, takze Estreichera<br />
Nie od razu Krakow zbudowano i roine pamiE;tniki, widac<br />
z tych ksiqzek, ie babcia 'nic nie przesadzala. Tylko ie, babcia<br />
opowiadala zawsze z r'Ozrzewnieniem, czasem smiala siE: i byla podnieco,na,<br />
a ja, gdybym mU'sial wtedy iye, to bym siE: na pewno<br />
wsciekl. ProbujE: sobie czasem wyobrazic, jak to moglo siE: ukladac,<br />
ale napotykam wciqz na slepy mur i ci'lgle czegos Inie rozumiem,<br />
jakbym czytal 0 Tasmanii czy 0 Nowej GwineL A przeciei<br />
bylem z babciq zzyty i ona wiele mi opowiadala, w czas'ie<br />
zas tych opowiadail zdawalo mi siE:, ie cos chwytam.<br />
Babc'ia sarna mi mowila, ze w mlodosci byla Iadnq dzie.wezynq<br />
i miaia powodzenie. To bardzo dziwnie jest pomyslec tak 0 babcL<br />
Znalazlem jednq takq fotografiE: caIej grupy w jakims parku czy<br />
c'os w tym rodzaju, w kazdym razie S'l tam stare ,drzewa i ogrodowa<br />
Iawka z pOfE:CZa mi. Na tej I:iwce w samym srodku siedzi<br />
matka baboi, a wiE:c moja prababcia, bardzo d'ostojna, z szerokimi<br />
na rami'onach rE:kawami i zabawnie wygl'ldajqcq koro'nkq 'Da glowie;<br />
jest wyprostowana i patrzy wprost w obiektyw. Dookoia<br />
kupa mlodych ludzi w st'Udenckich mundurach, jeden z nieh, ten<br />
na prawo, to moj dziadek, wtedy jeszcze narzeezo'DY babeL Przed<br />
prababciq,' na stoleczkach, siedzq dwie dziewczyny, babcia i jej<br />
siostra, zmarla vvczesnie na suchoty czyli na gruzlic~. Babc'ia na<br />
fotogr-afii rzeczywiscie wygl'lda bardzo mlodo i jest ladna, pochyla<br />
trochE: glowE: i spogl'l da spod puszystych uloiJonych w pukle wlosow,<br />
usmiecha si~ i wydaje siE: rozbawiona. A chociai PCltrZE: na<br />
tE: fotografiE: i wiem, kogo przedstawia, nie mogE: siE: pogodzic, ie<br />
to babcia, nie l'lczy mi siE: jakos z wyprostowanq chudziusieilkq<br />
staruszk'l , ktora w tym pokoju siadywala w fotelu i kladla na<br />
stoliku pasjanse; babcia wprawdzie do ostatniego roku wszystko<br />
w miesZlkaniu robila, sprzqtala, gotowaia obiad, szyla , ale w mojej<br />
pamiE:ci pOZiostala przy stohku, przy radilU, z papierosem<br />
w ustach, ze swymi drobnymi, powleczonymi luilnq, pomarszczonq,<br />
suchq skorq rE:kami, kt6re si~ lekko trzE:sIy. Mowila 0 swoim po
JOANNA I FOTEL<br />
837<br />
vvodzeniu i zawsze si~ wtedy usmiechala, raczej usmiechaly si~<br />
jej oczy, wqskie wargi nie braly w usmiecha'niu si~ udzialu. Patrz~<br />
na mlodych ludzi Z :£otografii, na murndury i wqsiki, jeden<br />
jest z brodq i faworytami, i mysl~, jak z tym moglo byc. Czy<br />
wtedy babci przychodzilo 'do glowy, ze kiedys b
838 ANTONI GOLUBIEW<br />
ealkiem bez mil'Osci, bo babeia mnie koehala. ezy Joanna potrafilaby<br />
tak koehae mnie jak ba'beia? lezy musi si~ do tego zestarzee?<br />
A jednak cos w niej z babei jest - i wbi mi si~ na t~ mysl<br />
niewy'rainie. Gdybym ll1.ie bal si~ przesady, napisalbym, ze troch~<br />
strasznie.<br />
*<br />
Too sztambuch byl pelen autografow roznyeh osobistosei. Nalezal<br />
jeszeze d'O prababei i ba beia go odziedziezyla. Narazie wydawal<br />
mi si~ zwyezajnym zbiorem, tyle ze bardzo starym. Byl<br />
tam autograf Mieroslawskieg'O, Luszczewskiej tj. Deotymy i innych<br />
slaw, '0 ktorych UCZq w szkole. Dziwnie pomyslee, ze o·ni<br />
tak zwyczajnie zyli, podpisywali si~ w sztam1buchach i ze to nie<br />
jest zadna lipa. Byla tam takze kupa sentymentalnyeh a'kwarelek<br />
i kiepskkh wierszy. Ale glownie zapelnila sztambueh babcia.<br />
Miala utwor Asnyka, kilka slow od Sienkiewicza, r6z·nych malarzy<br />
z czas6w Mlodej Polski, Przybyszewskieg'O, Weyssenhoffa<br />
i innych. Miala tez podpis Focha, ktorego poznala, kiedy Foeh<br />
byl w Polsce. Babcia O'braeala si~ w wytwornym towarzystwie,<br />
ale najwi~eej mi~dzy literatami i malarzami, i lubila potem tamte<br />
stare pamiqtki przeglqdae. Opowiadala tez wiele i kiedy sluehalem,<br />
gbupie !nieraz eytaty i sente1ncje w sztambuchu, r6zne takie<br />
ecie-pecie, rysuneezki i wierszyki na bieraly zyeia i nie czulem<br />
si~ wcale na Tasmanii ezy Nowej Gwinei. Nie zdradzalem si~,<br />
ale lubilem bardzo te opowiadania, nawet babci~ na nie naeiqgalem.<br />
I jezeli tamten ezas nie calkiem jest mi obey, to w duzej<br />
mierze dzi~ki sztambuchowi. Lektura ksiqzek to na nie, trzeba<br />
mdee swojq babei~.<br />
Dlatego dziS zaluj~, ze go opylilem. Ale co mialem robie? Joarnna<br />
si~ zgadza, ze szkoda.<br />
*<br />
DziS w Zakladaeh dostalem wezwanie ,od dyrektora, nie mialem<br />
poj~eia, 0 co idzie. Okazalo si~, ze rozmawial z moim profesorem,<br />
ktory bat'dzo mnie chwalil; powiedzial tylko, ze nie zawsze<br />
dopilnowuj~ szczeg6low, bo jestem za pr~dki, ale ze si~ "vyrobi~.<br />
I ze mozna mnie dae odpowiedzialne zadanie. Nie spodziewalem<br />
si~ tego po starym, ktory zawsze okropnie pilooWal, i bylo mi<br />
przyjemnie. Dyrektor zaproponowal >O'pracowanie nowego pojemnika,<br />
zaznaczyl tylk,o, zeby nie byl0 to na lapu-capu i zebym<br />
dopilnowal kazdego detalu. Odpowiedzialem, ze moze bye spo
JOANNA I FOTEL 839<br />
kojny i ze dopilnuj~. Potem PQslal mnie do personalnego, gdzie<br />
ostatecznie podpisalem etat. Jestem wi~c, jak chcial m6j tese, na<br />
stanQwisku, mam samodzielne zadanie i wszystko leci. Po drodze<br />
zas:koczylem dQ starych, zeby nie mysleli, ze Joanna wyszla za balona.<br />
Byli bardzo ucieszeni i zaprosili nas w niedziel~ na rodzinny<br />
obiad - to jedyny minus calej sytuacji, bo zamierzalismy gdz.ies<br />
prysn~e. Ale starym tez si~ cos nalezy, wi~c przyj~lem zaproszenie<br />
i nawet si~ nie targowalem.<br />
Uwaga 0 szczeg61ach to na pewno skutek tamtego obliczen'i'!<br />
w pracy dyplomowej. Kulikowski by nie wspomnial, jestem tegQ<br />
pewny, ale profesor to ponura zyla. Choe si~ moze dobrze stalQ,<br />
ze dyrektor zwr6cil mi u\Vag~, b~d~ musial si~ pilnowae, a bez tego<br />
oos bym tam nawalil i omin~laby mnie premia. Jezeli zrQbi~ ten<br />
pojemnik, premia murowana. Na swi~ta pojechalibysmy do Zakopanego.<br />
*<br />
Uslyszalem przez radio, ze ja'kiegos tam Kluga skazali w NRF na<br />
trzy lata wi~zienia. Uwazam to za straszne swiilstwo. Ten Klug pwwadzil<br />
.na stracenie k
840 ANTONI GOLUBIEW<br />
sci! sobie przy niej nogi mi~dzy palcami. Wi~c jq zrugalem, ona zas<br />
byla arogancka i bezczelna. Ale p6zniej pogodziliSmy si~ i Joanna<br />
powiedziala, ze po przeczY'taniu zeszytu zrozumiala mnie 0 wiele<br />
lepiej, zrozumiala tez, jak bylo z babciq, i ze mnie szanuje. Dose<br />
to niecodziennie za brzmialo i 'nie wiedzialem, czy tnie kpi. Ale chyba<br />
nie kpila.<br />
Joanna jest czasami dziwna<br />
•<br />
Ch()dz~ z wielkq glowq i ciqgle mysl~ 0 moim pojemniku. Taki<br />
pojemnik, gdyby si~ udal, to bylaby wazna rzecz j mazna by spom<br />
oszcz~dzic smar6w. Tylko kiedy myslE;, ze i tak wszystko rozkradnq,<br />
jakby mnie kto wodq zlal i zaraz we mnie siada. Mimo to chcialbym<br />
zrobie ten pojemnik na sto dwa: Moze si~ uda?...<br />
•<br />
Joanna pojechala na par~ dni do dotki w Krzeszowicach, spodzievvala<br />
si~ naciqgnqc jq na jakies ciuchy, a O'pr6cz tega lubi t~<br />
ciotk~, kt6ra jest duzo swobodniejsza 'niz rodzice. Zamiast ciuch6w<br />
przywiozla starq lamp~ naftowq, bardzo fajnq. Wszyscy koledzy<br />
siE; zlecieli, zeby obejrzee i wszyscy nam jej zazdroscili. Przyszedl<br />
nawet G6ra, oglqdnql i powiedzial, ze to bardzo dobra secesja, i ze<br />
ch~tnie by jq kupil. Ale ,nam t,o ani w glowie - ostatecznie czlowiek<br />
chce miee jakqs rzecz ladnq i wartosci,owq. Taka lampa rna<br />
nawet praktyczne znaczenie, bo jak wylqczq swiaHo, mozna 0jq zapalic<br />
i nie trzeba latac do kiosku po swiece.<br />
Uwazam, ze robi~ si~ coraz bardziej zyciowy.<br />
•<br />
Postanowilismy, ze b ~ d~ Joannie pckazywal te notatki. Ale nie<br />
cz~sciej nii raz na miesiqc. I,naczej by mnie kr~powalo.<br />
I tak nie jestem pewien, czy b~d~ je konty'nouowal. Z chwilq,<br />
kiedy wiem, ze ktos je b~dzie czytal, chocby Joanna, jakos mnie<br />
nie ciqgnie do pisania.<br />
•<br />
Poszedlem do Kulikowskiego poradzic siE; w sprawie mega pojemnika.<br />
Przejrzal rysunki, cos tam troch~ liczyl i powiedzial, ze<br />
z tego moze bye pozytek. Zwr6cil uwag~ na par~ szczeg616w, kt6<br />
rych nie dostrzeglem - co , u diabla , z tymi szczeg6lami? Czyzbym
JOANNA I FOTEL<br />
841<br />
byl niewydarzony, a moze rzeczywlscle jestem za prc::dki? Bc::dc::<br />
musial zwr6cic na to uwagc::.<br />
• <br />
Joanna powiedziala, ze jej zdaniem powinienem odkupic od G6ry<br />
fotel babcL Ze to pamiqtka i ze mnie b~dzie przyjemnie. Zresztq<br />
fatel pasowalby do naszej lampy.<br />
Uwazam to za doskonaly pomysl. Nie wiem tylko, czy Gora si~<br />
zgodzi.<br />
•<br />
Wybralem si~ do Gory po trzech dniach, ale szedlem bez wielkiej<br />
nadzieL On sam mowil, ze flOtel jest wart wi~cej, tylko trzeba z,nalezc<br />
amatora. A ja nie bard7.Jo moglbym mu doplacic, i tak chcialem<br />
prosic, zeby rozlozyl na raty, bo na razie takiej forsy nie wytrzasn~.<br />
I znow si~ IOkazaIo, ze Gora to swoj chlO'p. Nie tylko zgodzil si~<br />
od razu, 'ale powied7.Jial:<br />
- Spodziewalem si~ tego od poczqtku. Prawd~ m6wiqc kupilem<br />
go glownie dlatego, zebys przypadkiem nie zmarnowal. Do mojego<br />
wn~trza on nie bardzo pasiUje, szukam starego woltera, a to<br />
jest biedermajer. Co zas do splat, nie robi mi roznicy, mozesz<br />
zwracac po stowie, a jesH i to dla was za duzo, to po pi~6dziesiqt.<br />
Chcialem mu podzi~kowac, bo zalatwil spraw~ elega'ncko, na<br />
gwalt k,ombinowalem, jak powie'ciZ'iec, zeby nie myslal, ze si~ I:"OZkleilem,<br />
z drugiej zas str,ony, zeby nie wypadlo zbyt oficjalnie. On<br />
jednak z miejsca wszystklO zepsul: usmiechnql si~, zmruzyl oozy<br />
i powiedzial:<br />
- W gru'ncie rzeczy to ty jestes sentymentalny chlopak, tylko<br />
usilujesz strugac z siebie chojraka.<br />
Bylem tak wsciekly, ze go'tow bylbym rqbnqc w t~ mruzqcq oczy<br />
g~b~. Lecz wycedzHem tylko: ,,Jestes balwan", bo Gora zbyt wiele<br />
dla mnie zrobil, zebym mogl go po chamsku potrakto·wac. A mlOze<br />
to on wlasnie jest sentymentalny i przerzuca na i.nnego, co go gryzie,<br />
chcqc usprawiedliwic si~ we wlasnych ocza·ch? Przy swych<br />
zarobkach moglby 'zbic ci~zkq fors~, kupic mooor czy pojechac na<br />
wycieczk~ zagranic~, tymczasem wszystklO rozpozycza alba nawet<br />
rozdaje kolegom. Moze robi z siebie wai'niaka i chce, zeby cala<br />
balllda mu cos zaw'dzi~czala? Ta mysl jednak wyd.ala mi si
842 ANTONI GOLUBIEW<br />
Nie zlosc sit:, ja to cenit:. I robit: cal'l hect: przez pamit:c two<br />
JeJ babci. Gdy tkupowalem fotel, mowilem ci, ze j'l lubilem. A nie<br />
wiesz ,nawet, ile jej zaw'dzi~czam.<br />
- Babci? .. - przyznam sit:, ze mnie zatkalo.<br />
Tym razem po swojemu wzruszyl ramionami.<br />
- Swoj'l drog'l to ty jestes cit:zki tuma'n. Widzisz ... jakby ci powiedziec?<br />
.. ana mnie uratowalaod glupiej pozy. Z miejsca jq dojrzala,<br />
oko miala jak teles'k,op, i zajechala mnie jak ty bys nie potram<br />
i ja bym nie potrafil: "M6j chlopcze - powiedziala - nie<br />
udawaj, zostan sob'l " i pogladzila mnie po gl'owie. S~owo dajt:! No<br />
COZ, miala te swoje osiemdziesiqtiles lat i mogla sobie na taki gest<br />
pazwolic, ale 'na1pra'Wdt: to 'nie jej lata si~ liczyly. LiczYlO sit:, ze<br />
byla wielk'l dam'l, umiala tak'l rzecz wykonac i czlowiek nie zostawal<br />
jeszcze przez to pozytywnym bohaterem. A po'tem mi mowila...<br />
mniejsza z tym zreszt'l , co mowila, nie myslt: spowiadac sit:<br />
przed tob'l. To byla osoba twarda, wiedziala, czego chce. I nic nie<br />
bylo w twojej babci drt:twe, r,ozumieSz to? ..<br />
- ezy ja wiem? _ odparlem, choc rozumialem doskonale, 0 czym<br />
mysli. Ale ja 'r6wniez 'nie mialem zamiaru spowiadac sit: przed<br />
Gor'l.<br />
pQdalismy sobie rt:ce i zdalem sobie 3prawt:, ze juz nigdynie<br />
bt:dt: sit: czul wobec niego swobodny, jak wobec kolegi, do ktorego<br />
mO:lJ::lla sit: zwr6cic w ci~zkiej sytuacji, takze pogadac, wYiPic kaw~,<br />
posluchac plyt. No, a z fors'l juz napewno szlus, t.o zrodlo dla mnie<br />
wyschlo. Bt:dt: musial odt'ld radzic sobie sam.<br />
Lecz jednoczesnie stalo si~ dla mnie jas;ne, ze babcia wd'lz jest<br />
ze mn'l. Jak gdyby nie umarla, tylko wyjechala, gdzies tam zyje,<br />
zapala such'l rt:k'l cienkieg'opapierQsa i ' uklada karty na stoliku.<br />
r ze jak dawniej mn'l sit: opiekuje - teraz nie tylko mn'l, r6wniez<br />
Joa'TIIn'l. Nie sarno mieszkanie lOam zostawila, cos znacznie wit:cej.<br />
Zeby mnie ktos zapytal co, nie umialbym powiedziec. Lecz bylem<br />
calkiem pewny, ze tak jest.<br />
*<br />
Tak wi~c od paru dn'i fotel sto,i w naszym pokoju. Na razie nas<br />
kr~powal, wygl'ldal jakos dzikQ, ale teraz juz do niego sit: przyzwyczajamy.<br />
Mimo to przez te part: dni za1dne na nim nie usiadlo. Stoi<br />
ten grat pod radiem, na swoim daWITIym miejscu, trochE: zdaje si~<br />
wyzywaj'lcy. Obchodzimy go, gdy chcemy wl'lczyc radio, potem<br />
siadamy na tapczanie albo na naszych stolkach i r,obimy, co tam<br />
aikurat nam wy'pada. A OITI .'3toi. Patrzt: na niego, myslt: 0 babci, 0 G6<br />
rze, 0 Joannie i nie wiem co powiedziec tesciom, kiedy tu przyjd'l<br />
i zobacz'l. Znowu wyniknie chryja, 'niech to dTZWi scisn'l!...
JOANNA I FOTEL 843<br />
Az dzis Joanna siE: zbunt,owala. Pomalern po takirn jej ·targniE:ciu<br />
glowq, ze rna dose i ze siE: zdecydoWiala. Zerwala siE: z tapczana,<br />
przeszla przez pok6j, potern z rozmachern, calq antyfaejatq, siadla<br />
na f,otelu, zalpadla wen, schylilasiE:, wlqczyla radio, ale nirn larn~y<br />
siE: zagrzaly, odwr6cila siE: do mnie i wyzywajqco powiedziala:<br />
- Tak 'nie rna za'dnego sensu. Jezeli fotel jest juz w dornu, to po<br />
to, zeby na nirn siedziee. I rnyslE:, ze twoja babcia nic nie rnialaby<br />
przeci"wko temu. A ja nie rnarn zamiaru obs'kakiwae grata, to rni<br />
ubliza. W maim r,ozurnieniu ubliza takze babci.<br />
Tego nie potrafiE: abs·olutnie pojqe, ale po raz pierwszy w ll'aszej<br />
znajomosci zachcialo rni siE: pocalowae JoannE: w r
LlSTY KAROLA IRZYKOWSKIEGO <br />
DO KAROLA LUDWIKA KONINSKIEGO <br />
Przygolowal do druku i przypisami opalrzyl <br />
Jerzy Koninski <br />
Swietlanej pami~ci Ireny Nowotny Klawender,<br />
Przyjaciela Mej Matki<br />
prac~ nad tymi listami poswi~cam<br />
1<br />
Warszawa, 5 lipca 1931<br />
Wielce SzanoWiny Panie!<br />
Namyslam si~ cz~sto, w jaki spos6b pokwitowac Panskq rozpl1aW~<br />
0 Palubie. I R6zne rozprawy 0 ro:inych pisano" ja mialem<br />
ich bardzo niewiele. Li,czq s 'i~ wlasciwie trzy: Lacka, BrzozQlwskiego<br />
2 i Panska. Takiej recenzji, jakiej si~ ja doczekalem od<br />
Pa,na, nie mial chyba zaden polski literat. Nie iQzie mi przeclez<br />
0 .przychylmosc lub nieprzychylnosc, 0 stopien uZyltych pochwal<br />
lub nagan - chwalic si~ musi, chocby po to, zeby uzasaoci'nic<br />
rOZJmiar artykulu, sam to znam --. le
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 845<br />
wypowiedzenia swoich mysli. Pailska rozprawa to rozprawa ze<br />
mnq. C:ZlUlem si~ niejako podglqdni ~ ty, czulem, ze Pan si~ wdarl<br />
w te sfery, 0 ktore, znajqc literatow polskieh, bylem spokojny,<br />
ze ni:kt si~ tam nie po,trudzi: mogq mi z zewnqtrz dokuczye, o'kreslac<br />
kolor moich wlosow, mego talentu ezy beztalentu, ale do<br />
moich mysli si~ nie dobiorq, bo ich by to nawet nie interesowalo.<br />
W Panu poczulem - swiadka. Tak jak Pan, m6g!by w Polsce<br />
na'pisae tylko jeden - IrzY'kowski. Ale niezbyt ez~st, o, raz na<br />
kilka lat. Pan si~ ryehlo wyczeI'pie z sil, jezeli Pan 0 wszystkim<br />
i 0 wszystkich zechce w ten spos6b pisae.<br />
Oezywiscie, ze Panska rehabilitacja Strumienskiego jest s!uszna.<br />
Pa'n obronil go dzis lepiej nii ja, roclzic, ktory s,iE: go wowczas<br />
wstydzilem. Duzo z tego, 0 czym Pan pisze, przychodzilo mi na<br />
mysl dopiero w ostatniej chwili, gdy juz nie moiJna bylo naruszae<br />
ustalonych wynik6w.<br />
Czyta!em Panskq r,ozpraw~ kil'kakrotnie i ja1ko autor, i jako<br />
fachowiee od krytylki. Umiem w niej ocenie nie tylko szlachetnose<br />
uehwyt6w - kt6ra co prawda wymaga zawsze wiele miejsca<br />
- lecz i Panslkq d Oibroe. Bo m6g1 byl Pan si~ obejsc ze mnq<br />
okrutniej, wypo'llinajqc mi nie tylko naiwnosc, i ja bym by! Panu<br />
mus'ial Iprzytwierdzie. Przeciez nie wydaj~ Paluby, choc mi juz<br />
par~ razy to zaproponowano: wyda,dzq jq moze moje corki po<br />
mojej smierei. Dobroe w tych rzeczach jest zawsze polqczO'na<br />
z wnikliwosciq; do im delikatniejszych warstw siE: si~gnie, tym<br />
grzeezniejszym staje si~ i sam krytyk, gdyz i on z kolei potrzebuje<br />
swiadka. (Ale pewien cynizm bywa i wtedy kanieczuy.)<br />
Dopra'wdy, wzrusza mnie zwlaszcza r,odzaj cytat6w Panskich.<br />
Tak mnie Pan umie, jakbym byl jakim Wyspianskim. A przeciez<br />
ranga weale nie jest ust>alo:na. Pan pisze, jakby , to bylo w 50 lat<br />
p6zniej. Nie liczy si~ Pan z tym, ze Paluba jest zapomniana, ze<br />
wbrew Pails'kiej z aeh~cie nikt jej teraz ezytac nie b~dzie - nawet<br />
gdyby wziql do r ~ki. (Mnie nawet dobrze z tym bylo.) Jezeli to<br />
wszystko Panu pisz~ , to dlatego, zeby - koniecznie - pokwitowac,<br />
tak jak Pan mnie pokwitowal. Mog~ zresztq przypuscie, ze Pana<br />
zwiqzaly z Palubq jakies osobis,te niCi, przY'padkowo. Bo skqdze?<br />
Nie rozumiem, co cz!owieka sprowa'dza w te strony.<br />
Ale chc~ tylko jak riaj'Pr~dzej zaznaczye, ku uspokojeniu Panskiemu,<br />
ze Panskie podejrzenia wyrazone na stronie ostatniej<br />
nie Sq plonne, i ddbrze, ze Pan si~ nie da! "zdetonowae", to<br />
znaczy zmylie z drogi. Sprawa Paluby tkwi istotnie we mnie<br />
samym, a co do jej fabu!y - rowniez. Ale pod tym wzgl~dem,<br />
jako cz!owiek starej daty,' nie mam tego ekshibicjonizmu, kt6ry<br />
dzis si~ przyjq! na polski'll parnasie (pod wplywem z Fra'ncji).<br />
Wola!em zacierac Sla'dy, niz je wyjawiae. Fabula - ta fabu!a jest
846 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
dziesiqtq z rz~du tra1nsfarmaejq, transpozyejq zdarzen istotnyeh.<br />
Wskazal Pan na pyriphlegeton 3 - intuieja Panska je'st sluszna.<br />
Co do problematu, kt6ry Pana szezeg61nie zainteresowal, to<br />
widz~ teraz, ie konty,nuowalem go po:nie'kq,d ta'kze w artY'kule<br />
Oealanie istoty rzeczy w Czynie i slowie. Freuida poznalem dapiero<br />
w dwa, trzy lata po wydaniu ksiqz.ki; dobrze, ie nie pierwej,<br />
bo przy mojej 6wezesnej manii wplatania wszelkiej leiktury<br />
w tok swyeh rozumowan, by}bym sobie ksiqiJk~ jeszeze gorzej<br />
zepsul, kto wie nawet, ezy nie bylbym jej tak przerohil, jak<br />
to zrobilem - niepotrze'bnie - pod wplywem le'ktury Macha<br />
i Holzapfla 4, kiedy eh"cialem absolutnie bye "na poziomie".<br />
Z mnastwa kwestyj poru'szonyeh przez Pana, mus'z~ dotknqe<br />
tyl'ko kwestii szezerosei (rozdzial VIII). Bar:dzo eie'kawy jest dla<br />
mnie ten pomysl z "organizaejq szezerosei". Slusznie Pan mowi<br />
o niebezpieezenstwaeh szezerosei i pyta Pan 0 eel. Ale sqdz~, ie<br />
mowi~ do ezlowieka, kt6ry te sprawy osobiscie przemyslal, i nie<br />
potrze'J:juje powtar:zae truizm6w. Paluba. byla pisana w6wezas,<br />
kiedy korzyse z szezerosei rozumiala si~ sarna przez si~, w ezasaeh,<br />
kiedy i w Krakowie - jak sit: p6zniej dowiedzialem <br />
byl talki sam kult (spowia'dano si~ Przybyszewskiemu). Jednak<br />
ja (z Womelq 5 we !.iwowie), mysmy ten kult inaezej rozumieli.<br />
Zarysawywal si~ ideal ja1kiejs kalokaga tii, ja'kiejs - sit venia<br />
verbo - religii. Napisalem wtedy wiersz, w kt6rYill nas obu<br />
nazwalem apostolami. (Przepraszam za wspomnienia, ale to Pa,n<br />
sam eofnql mnie gwaltem do tyeh ezas6w.) Pan m6wi slusznie<br />
o eelu i zupel;nie sit: na to prsz~, ehoe jeszeze moze niezupelnie<br />
wyezuwam mysl Pans'kq. Klad~ na to naeisk, ze ll'i~dzy idealem<br />
(eelem) a srod'kami jest pewien tajny, serdeezny kontakt. Gdy<br />
P~n m6wi "eel", "norma", to podejrzywam, ze wiem, co Pan<br />
3 Pyriphlegeton - nowela ze zbioru nowel K. Irzykowskiego Spod<br />
ciemnej gwiazdy (1922).<br />
4 Ernest Mach (1838-1916), fizyk i filozof austriacki; obok R. Avenariusa<br />
tworca tzw. empiriokrytycyzmu. Jego glowne dzielo filozoficzne:<br />
Erkenntnis und Irrtum (1906).<br />
Rudolf Maria Holzapfel, filozof, psycholog, poeta (1874-1930), urodzony<br />
w Krakowie, zmarl w Szwajcarii; pierwsze wydanie jego ksillzki<br />
Panideal. Psychologie der sozialen Gefiihle ukazalo si~ w Lipsku w r.<br />
1901 (z przedm. Ernesta Macha).<br />
K. Irzykowski wymienia Holzapfla w swej ksillzcie Walka 0 tre§c<br />
(1929, s. 102-3), cytujemy fragment: "Wywarlo na mnie wtedy pewien<br />
wplyw dzielo Holzapfla Pan-ideal [...J" Takze wspomina Irzykowski<br />
o Holzapflu w Palubie (Uwagi do Paluby, 1948, s. 333, 350).<br />
5 Stanislaw Womela (zm. 1911), lwowski poeta i krytyk, przyjaciel<br />
Irzykowskiego. Pisal 0 nim Irzykowski w czasopismie "Krokwie" 1920,<br />
nr 1.
Karol Irzykowski<br />
K. L. Koniilski w czasie pobytu Irzykowskiego<br />
w r. 1938 w Zakopanem.
.<br />
;'x4.-:::;:;~ /1/ 1:t.&.. /Al:1~"~ : .' ~i/;t /c. .<br />
J. ' . .' . 4 ••, ..L,·, .$> '. / . ~ / Z ·' ;...i, ··.f '! ~<br />
t.tr:c~>(..t/;1-;1-f,· /t. ('/ )1A:X·'~?~·f>L.'"l~ec.." ~ d(""t..j. 4J , ,r}/""1~ 't.?< .'<br />
V " . i ~<br />
., tf. ':/. ~? l<br />
l<br />
'" ,.,.,<br />
~.,.e .J~I1."~''l.U , '" /1',zh . .... . . :.'"<br />
' ,....... >'/ / ,·i(V . . ,>.<br />
/ ,%
LISTY K. .,IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 847<br />
rna mniej w.i~cej na myslL Co do siebie jedna'k, tb· 'znacznie<br />
si~ pod tym wzglE:dem uspdkoilem, gdy sobie wymyslilem "hierarchi~<br />
ruchomq" a wi~c i idealy ruchorne i przez to ll'niktllqlem<br />
Charybdy wzgl~dnosci i Scylli pragmatyzmu. Sqdz~, ze szczerose<br />
rna zmaczenie, gdy czyui zycie dramatyc7Jnym, - to jest<br />
nowy savoir vivre. Swoimi zastrzezeniami przeciw naduzyciom<br />
i wybrylk.om szczeroSci Pan sam w1asciwie rozbu'dowuje . teehnik~<br />
szezerosci. Przeciez nie ehodzi 0 szezerose na spos6b pijanyeh Rosja'll,<br />
a,ni a la Boy ezy Freud, leez 0 ja'kqs szezero·se immanentnq,<br />
kt6ra moze si~ pos1ugiwae naMTet i "k1amstwem", gdy potrzeba.<br />
Pan powiada, ze katolicyzm hoduje nieszczewse - ale skqdze<br />
instytucja spowiedzi? Bye moze, ze Pan widzia1 ezy zaznal jakkhs<br />
naduzye co do szezerosci, albo tez sparzyl si~ na szezerosei w1asnej<br />
- ja1k ja si~ ez~sto parzy1em - tak ze Pan Qstateez,nie<br />
doszedl do innego i dea1u: "spos'obu takiego 'zamykania si~ '\TV sobie,<br />
azeby nawet wposrod najt'rudniejszJlch okolieznoSei nie dae si~<br />
zetrzee." To jest pi~kna mys1, wa'rto by j"l pokazae w dramaeie.<br />
Higiena milezenia, izo1aeja.<br />
~daje mi si,:, ze to wiqze si~ tez z tJlm, co Pan mowi 0 mo'dlitwie.<br />
Wzruszajq mnie bal'dzo te Panskie u7Jpe1nienia Patuby; z westehnieniem<br />
przypomrnam sobie te ehw~le, kiedy jq pisalem w.srod<br />
zupelnego wyjalowienia w1asnego', ktore udzielilo si~ Str. - ' Ale<br />
pomijam ksiqzkE:, zastanawiam si~ nad Panskq koneepejq mod1itwy.<br />
Wysm8'kowU'j~ - jq az do ostatecznych granic - i poza<br />
granice. Zastrzegam si~ jednak przeoiw religiom istniejqcym.<br />
Religij moze bye nieskonczonose. Od 1at ki]ku:na'sbu snuje si~ we<br />
mnie wqUa mysl: wie ist die Religion moglich? Rozuimiee Boga<br />
mog~ ty1ko w jeden sposob: Bog ja1ko swiade!k 6. Dlatego tez<br />
w tym liscie par~ razy powt6rzy1em slowo: swiade'k, a,lbowiem<br />
czlowie'k, ktory moze i umie bye swiadikiem, 0 tyle tez rna<br />
w sobie cZqst'k~ boskosci, anie1stwa (lecz i szatanstwa). To Sq<br />
nawet rzeczy codzienne, lecz slusznie Pan twierdzi - w uwadze<br />
o Kadenie - ze p0wirrna je otaezae pewna uroczystose.<br />
Chcialbym 0 Panu wiedziee cos wiE:cej i w ogole miee Pana<br />
w ewideneji. 'Moze mi Pan pada spis swoich prac. "Mysl Narodowq"<br />
mog;: latwo otrzymae w bibHotece sejmowej. Czyta1em,<br />
ze niedawno Pan pisal 0 Dniu powrotu Na~kowskiej 7, ale jeszcze<br />
G 0 Bogu jako swiadku mowi Karol Irzykowski takze w swej ksiqzce<br />
L ze jszy k aliber - Warszawa 1938, s. 25/6. - ("Azeby byla pami~c, trzeba<br />
zeby Bog byl - swiadkiem... Czlowiek [...J wszystkiego dokona i wszystko<br />
przecierpi, ale pod jednym warunkiem: zeby mial swiadka").<br />
7 Chodzilo 0 artykul K. L. Koniiiskiego W tajni kach wybaczenia<br />
(0 dramacie Nalkowskiej: D zien j ego powrotu), drukowany w "Mysli<br />
Narodowej" 1931, nr 26. (Przedruk Pisma wybrane, Warszawa 1955) .<br />
•<br />
<strong>Znak</strong> - J<br />
•<br />
•
848 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L.KONmSKIEGO<br />
nie zajrzalern. Poniewaz znam ternat, b~d~<br />
nasze rnysli.<br />
Wars'zawa 5 lipca 1931.<br />
Serdeczne po~drowienia<br />
mogl skonfro'ntQ\¥ac<br />
lqcz~<br />
Karol Irzykowski<br />
Warszawa, Sejm<br />
2<br />
Warszawa, 25 lipca 19'31<br />
Wielce Szanowny Panie!<br />
Otrzym~lem list i obydwie posyl'ki, za ktore bardzo dzi~lruj~..<br />
Ciekaw bylem zwlaszcza, co Pan pisze 0 Na}kowskiej. Albowiem<br />
obok literatury najnowszej 'zajrnujq mnie zwlaszcza metamorfozy<br />
i - przewaznie - uipadiki, ja'kie pTzechodzq polscy literad przedwojenni,<br />
mniej wi~ej moi rowiesnicy,<br />
Co do Pana - jezeJ.i Pan 'zamierza zarobkowac krytykq, to<br />
jest to rzecz przykra. Nie wiem, ktore pisma Pan rna do dyspozycji.<br />
Moze by si~ Pan postaral nalpisac cos do "WiadomoSci<br />
Liiterackich", kt6re jednal.k teraz nic nie placq, zostajq winne.<br />
Porzq1dnie placi pismo re:dagowane prze Dra Lama (ksi~ga 'r 'nia<br />
Trzaski i ' Everta) 8 - moze by Panu wi~cej przypadlo do gustu,<br />
ale "Wiadomosci" czyta, jalk do,tqd, szersze i wyrobi,one grono<br />
czytelnik6w, i datby si~ Pan poznac talk jak Skiwsiki, kt6ryrn si~<br />
Grydzewski zachwyca (ja nie) 9.<br />
Nie potrzebuj~ Panu chyba rn6wic, ze gdY'by Pan si~ mial zajmowac<br />
krytykq na codzien, to mUisialby Pan zmienic spos6b opracowywania<br />
swych sqd6w. Te obydwie rzeczy napisal Pan ta'k<br />
jak si~ pisywalo dawniej, nlp. za czas6w Lessin-ga, nie zalujqc<br />
sobie miejsca i nie oszcz~dzajqc czytelnikowi czasu. W ten sposob<br />
i ja lubi~ pisac. "Robot,nik" wszystko mi drukuje 10, ale podobno<br />
czyteLnicy ziymajq si~ na moje recenzje. '" Wi~c rnusialby<br />
si~ Pan spr6bowac i w innych formach: kr6tkich wzmia:nek,<br />
w reportazach literackich itd. Ja tego si~ tez uczylem i form~<br />
8 Przypuszczalnie chodzi 0 rni e s i~cznik "Przeglqd Literacki", kt6<br />
rego redaktorern w latach 1924--1939 byl Stanislaw Lam.<br />
n Jan Emil Skiwski (ur. 1894), publicysta, krytyk literacki,<br />
Mieczyslaw Grydzewski, redaktor i wydawca "Wiadomosci Literackieh".<br />
10 "Robotnik" - organ P. P. S. - 0 kontaktach Irzykowskiego<br />
z "Robotnikiem" wspomina K. Wyka, piszqc 0 Irzykowskim w Polskim<br />
Slowniku Biograficznym.<br />
•
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 849<br />
t~ opanowuj~, ale teraz nie chce mi si~ juz na:klaidae sobie przymusow.<br />
Przy tym wlasciwie jestem pla i lmy tyJko za teatr - jesli<br />
co pisz~ extra, np. ao "WiaJdomooci", "Pon()lwy", "Europy", to<br />
za da-I"IDo, dla presHz'll.<br />
Wskaz6wki. Tematow jest mnostwo, zadanie ogromne, krYltyki<br />
u 'nas wlasc1wie nie rna (to co ja robi~, jest tylloo dqsalniem<br />
si~ w kqdku), ze sposobnosc1 do importowania id€j przyj~tych<br />
juz dawno na zachodzie mogloby zye 10 krytyk6w. Nie<br />
m6wi~ juz 0 ws'chodzie, kt6ry zmqnopoHzowaIi komwniSC'i, [...]<br />
("Miesi~cznik Literacki"). Ale idzie Panu zapewne 0 temat dorazny.<br />
Ot6z wyszla w Pozmaniu nieduza ksiqzec2Jka Konst. Troczynskiego:<br />
Rozprawa 0 krytyce literackiej. Bardzo uczona, autor <br />
podobno uczeil prof. Grabows'kiego - jest oczytany w nowej<br />
teorii niemieckiej. Recenzujqc t~ ksiqzk~, m6glby Pa,n przy tym<br />
poznae nowe wymagania. Ja si~ do niej wezm~, gdy u!koilcz~<br />
duzq prac~ 0 Boyu-Zelenslkirn (przeciw). - Co do Crocego, to<br />
pospiech niepotrzebny - zdaje mi si~, ze wyczerpalem zen to,<br />
co najwazniejsze. Jego krytyki praktyc;me' Sq 0 wiele gorsze<br />
od jego teorii, ktora zwlaszcza przez to jest dobra, ze zawiera<br />
rozne energiczne odtrutlki. Ja czytalem t~ estetY'k~ w przekladzie<br />
niemieckim. Niemcy wydajq calego Crocego, ale jeden taki<br />
tom teraz b. du.io kosztuje (od 30-40 zl). Fredenfelsa 11 estetyk~<br />
pozyczyl mi znajomy, dwa to'misika, przeglqdalem tyle ile mi<br />
bylo potrzeba, ale na tym koniec - nie mog~ studiowae ksiqzki,<br />
ktorej nie mam na wlasnose. Z i:nnych dziel Fr. nie nabralem<br />
do niego 2'lbytniego przekonania. Ale dla nas, biednych Polakow<br />
niefachowych, majq talkie ksiqzki oczywiscie wartose podw6jnq:<br />
w ty,m co saiffie rozwijajq, lecz to nie zawsze jest uzyteczne;<br />
i w info,rmacjach, zaznajamiajq z problemamiodnosnego dzialu. -<br />
W Niemczech jest teraz ogromny nowy ruch filozoficzny, kt6ry<br />
wplywa te± na teori~ literatury i estetyki ~ u Lempic'kiego moze<br />
Pan znalezc wskazowrki bibliograficzne. Ja si~ tym z daleka interesuj~<br />
, ale na starosc ,nie chc ~ si~ zbytnio obkuwac, zwlaszcza<br />
ie mam wrazenie, iz to wszystko jest jalowe. (Ale mimo jalowosci<br />
moze trzeba ;;mac.)<br />
Z temat6w czysto literackich m6glby Pan obrobic 'np. Nalkowskiej<br />
Sciany swiata (nowele wi~zienne), Grabiilskiego Klasztor<br />
i morze (powiesc) Na mi r,tnosc (no,wele), a wkrotce wyjdzie duia<br />
rzecz Woioszy:nowskiego 0 r. 1813. Ale zdaje mi si~, ze tylko<br />
ta pierwsza rzecz nadawalaby si~ Panu. A propos Dnia powrotu<br />
11 Richard Milller-Freienfels, filozof i psycholog niemiecki · (1882<br />
1949). Irzykowski, przypuszczalnie, mial na mySli jego ksiqzk~ Psychologie<br />
der Kunst ("Psychologia sztuki").
850 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DOR. L. KONINSKIEGO<br />
nie podzielam PanSk;iego uznamia, choCiaz sam pisalem 'na wpol<br />
pochlehnie. Jezeli autor "porusza" jakis problem, powinien zarazem<br />
dkazywae legitymacj~ do tego - w· tym ftkwi najwyzsza<br />
forma. Ja pytam: co jq to wszyst7ko obchodzi? a wskutek tego:co<br />
to nas obchodzi (w postaci podanej przez alUtor'k~)? Jezeli nie<br />
rna serdecznego, tajnego zwiq~ku, pozostaje tylko ciekawose intelektua,j;na,<br />
a potem gorzej: zqdza popisu. - W Pans'kiej rOZlprawie<br />
najzyw,iej mnie obszedl ust~p, gdzie Pain mowi, ze milose do czlowieka<br />
zlego musi psue gl~bolko. W tych uwagach odnajdujq autora<br />
Katastrofy wiernosci. Natomiast owego Domi'nika bierze Pan zbyt<br />
na serio, jego stanowisko nie jest metafizyczne lecz sztuczne.<br />
Wyglqda na kuwad~ 12, tato rna wyrzuty sumienia zamiast syna.<br />
Moglby Pa,n - po dluzszym przygotowa'niu si~ napisae 0 najnowszej<br />
inwazji kO'biet do lit. naS'zej '(zwlaszcza zacz~la si~ w dramacie).<br />
Wi~c 0 Kuncewiczowej, Szczuckiej, Nagler'OIWej, a ta'kie<br />
poetkach. Skqrd to si~ bierze? Lecz nie chc~ si~ 0 tym rozpisywae.<br />
Jes'Zcze co do Kasprowicza zauwaz~, ze nie jestem jego wrogiem.<br />
To tyllko p. Przyibos podchwycil jedno zdanie ze Scowa<br />
i czynu i ciqgle si~ z nim obnosi, a,by mnie czynie wspolnikiem<br />
swoich impertyne:ncji.<br />
Jeszcze chcialem prosie, ieby Pan sobie mnq glo,wy nie zaprzqtal,<br />
nie planowal ja'kichS esejow itp. Jeielj wiem, ' ze taki<br />
zamach ktos na mnie przygotowuje, zawsze go wstrzymuj~. Jui<br />
par~ razy talk si~ stalo. PobU't:lka: 'TIie skromnose lecz sWia'domosc,<br />
ie nie wypowiedzialem si~ zupclnie, ie jeszcze wiele po:nostalo<br />
mi~dzy wierszami, a przygoto 'wuj~ rzeczy najwainiejsze. 0 artystach<br />
moina pisae wedlug tej cZqstki, ktorq dali z siehie, nie<br />
czekajqc na ich sm1ere, ale 0 krytyku nie - zwlaszcza gdy wlasnie<br />
taki krytyk idzie pod gor~ i nie wiadomo z czym wr6ci.<br />
Z Boyem inna . sprawa - on daje wciqz rzeczy jednorodne.<br />
Impresjami mogl nazwae Panskq rozpraw~ ktos, co jej wcale<br />
nie czytal, lub czytal niedokladnie, alho badal tylko jej u'klad<br />
graficz'l1Y. U nas ludzie w ogole czytae nie umiejq, ale tez i nie<br />
chcq. To jest najwi~ksza plaga. Drugq jest - do·wcip - (0 tym<br />
tei &i~ rozpisz~ wart. Koszmar dowcipu nad Polskq.)<br />
Panskie uwagi 0 stosu'n'ku mlodziezy lit. do psychologii ltd.<br />
uwazam za doniosle i zupelnie si~ z nimi sO'lidaryzujE;.· Pozwol~ tez .<br />
sobie je kiedy zacyto'Wae a dotyczqcy Panski art. sobie wyszukam.<br />
Lecz w tej chwili sytuacja si~ zmienila (wplyw Prousta, Witkiewicza<br />
itp.) [...] Jak powier:nchowny byl ten przelom! Bo prze<br />
12 Kuwada: "zwyczaj praktykowany przez niekt6re plemiona (np.<br />
w Ameryce Poludniowej), poiegajqcy na udawaniu przez ojca, i.e on,<br />
a nie matka odbywa po16g" (fr. cuvade). Slownik j ~zyka potskiego,<br />
W-wa 1961, tom 3.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
851<br />
ciez z wielu punktow widzenia mogli miec racj~ [przeciwnicy<br />
psychologizmu], lecz nie umieli jej pokazac. Poprzestawali na<br />
udanym o'burzeniu: " nie'ciekawe bUrZuazyjne babrania si~ w duszy".<br />
- Zdaje mi si~, ze wyczuwa'Vl PanSkEl lini~, lecz przeczuwarn<br />
tez niebezpieczenstwa, w ktore Pan si~ musi zawi·klac.<br />
W .recenzji swojej 0 Nark. widz~ PanskEl prob~ zastosowania<br />
kryteriow mora'lnych do fo.rmy. Zwlaszcza tam, gdzie Pan mowi<br />
o MOil1ice. Ale brak w tej krytyce je:dnego momentu, bez ktorego<br />
Pan nie trafi takze autorce do duszy: w jej powiesciach bohater'ki<br />
przewaznie kochajEl si~ w byc~a 'ch, drabach, p ,i~knych durniach<br />
itd., bo tak chce - przedwojenny - snobizm irracj()lnalnosci.<br />
Moze si~ to nazywac "pociElg do otchla'ni" ale jest to co,s.<br />
proza i c Z!l1iejszego.<br />
Tymczasem tyle. Pros z~ Pana, zeby Pan pisywal do mnie, ile<br />
razy Pa,n b~dzie potrzebowal - dla siebie czy ze wzgl~du na<br />
swoje 'prace - i zeby Pan si~ nie kr~powal tym, czy ja odpisz~<br />
ezy nie. Z gory moze Pan bycpewny, ze list przyjm ~ w takim<br />
samytm duchu w jakim byl pisany. Niestety, jestesmy obydwaj<br />
zbyt zapracowani i zaczytani.<br />
Warszawa 25 lipca 1931. <br />
Serdeczne pozdwwienia lElc z~ <br />
Karol Irzykowski <br />
3<br />
27. XI. 1931<br />
Wielce Szanowny Panie!<br />
Wina jest wlasciwie po m ojej stronie, gdyz powinienem byl<br />
sam odwiedzic - Pana . I bylbym byl to z pewnosciq zrobil,<br />
gdyby nie to, ze trzeba ju z bylD wy jezd.zac, aby oddac wolny<br />
bilet. Zmarnow alem w K ra'kowie duzo czasu przez u p rzejmosc<br />
nadzwyczajnq m ega pr zyjaciela Srokowskiego ' 3, k t6ry mnie w y<br />
trzymy'wal do w p61 do 3-e j w n ocy, juz to n a pogada'nk ach juz<br />
to na gr ze w szachy, 'po czym musialem si ~ od sypiac itp. Jednej<br />
za s nocy mialem atak kurcz6w zolEldkowych, w zwiElzku z przypadlosciami<br />
serca , kt6re mnie trapiq od p61 r Oiku. Bylem tez dwa<br />
razy na cmentar ZiU - spMnione . Zadustki - bo po to przyjechalem.<br />
J eden wiecz6r sp~dzilem z Peiperem futurystEl, drugi<br />
w kinie, bo ku mojej r adosci byl film "KOO1iec swiata", kt6rego<br />
18 Konstanty Srokowski (1878-1935), dziennikarz i publicysta krakowski.
852 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
nie widzialem w Warszawie. Choe to [...] kl"zykliwy pacyf,j,zm,<br />
radz~ Panu jednak - jesli Pirn moie - :wbaczye ten film,<br />
a zwlaszcza poprzedzajqcy' go temat filmowy "Jesien" - pierwsza<br />
rzecz, jakq widzialem w tyro gatunku.<br />
Pisz~ to wszystlko, ieby si~ poniekqd usprawiedliwie. Bye moie,<br />
ii jeszcze raz przed 9 grudnia - bo potem jest Sejm - b~d~<br />
w Krakowie i wtedy jui Pana 'na pewne odwiedz~.<br />
Wiadomose, ie Pan napisal cos 0 Wake ° tresc bardzo mnie<br />
wzruszyla 14, - tak nieprzyzwyczajony jestem do tego, ieby bye<br />
w krytyce ta'kie przedmiotem. Gdyby si~ do mnie cz~sciej odnoszono<br />
tak ja'k Pan,' by.fbym i sam lepszy i lepiej bym pisal.<br />
. 2e "Wia'domosci" nie zamiescily wzmialuki 0 Panslkiej rozprawie,<br />
przypisuj~ to ra'czej przeslepieniu nii z.lej wolL Zapewne ich referent<br />
nie mial 0 tym wiadomosci, nie przeglqda1, a ja - wstydzilem<br />
si~ zwrocie reda1ktorow,i na to uwag~. Powinienem to<br />
by1 zmbie, choeby 'ze wzgl~du na Pa'lla, jeieli nie na sie'bie.<br />
A moie to i ta.ktyika - 0 ka:bdym kichni~ciu Boya "Wia1domosci"<br />
donoszq skwapliwie, a Slonimski i Krzywicka urzqdzajq mu dodatkowe<br />
reklamy. W przedostatnim numerze zaczepia mnie Slonimski<br />
15 w sposob k1amliwy i Grydzewski to toleruje. Trudno,<br />
wiem 0 tym, ie nie jestem lubiany i wszyscy mi to potwierdzajq.<br />
- Postaram si~ jednak to zaniedbanie U'zupelnie. 0 tej<br />
roZ'prawie byla wzmianka w . "Pami~tnLku Warszawskim" jako<br />
o -<br />
psychoanalizie!<br />
Serdeezne po·dr·owienia<br />
Koehanemu lazarzowi<br />
przesy1a<br />
Klrzy'kowski<br />
4<br />
Szanowny Panie!<br />
29/ 12 1931<br />
Niestety, nie b~d~ w Zakopanem, srodki ezy raezej ich brak<br />
na to mi nie pozwalajq, a leezye si~ tam jeszeze nie potrzebuj~.<br />
14 Rzecz Koninskiego 0 ksiqice K. Irzykowskiego Walka 0 tre§c<br />
byla drukciwana dopiero p6iniej, mianowieie w artykule Etyzm w krytyee<br />
literaekiej (0 poglqdach krytyckich Karola Irzykowskiego), "Zet",<br />
1935 r.<br />
15 Przypuszczalnie chodzi 0 felieton A. Slonimskiego Kronika tygodniowa<br />
(;,Wiadomosci Literackie", 1931 r., nr 32). W artykule tym<br />
Slonimski ironicznie pisze 0 artykule Irzykowskiego, zamieszczonym<br />
w czasopismie "Nasz Przeglqd", 1931 r.; nr 204 i 205. Niekt6re artykuly<br />
tej polemiki Irzykowski zamieseil w swej ksiqice Beniaminek.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
853<br />
Panu iycz~ ja'k najskuteczniejszej kuracji i pi~k'nych mysli, zsuwajqcych<br />
si~ z Giewontu. Z Panskiego artykuhi 0 sty1u podhalanSlki:m<br />
16 widz~ jednak, ie Pal11 jui zabmql winne regiony.<br />
Moja polemilka byla dluisza, ' posylam Panu par~ ostatnich etapOW.<br />
Zresztq b~d~ pisal 0 Boyu dluiszq rzecz i tam dokumenty<br />
zalqcz~ . W ostatnim czasie 0 .Boyu pisali roini, np. Nowaczynski,<br />
to co bylo w "Gaz. Lit." 17, zalpeWne Pan czytal. Wszystko pow<br />
ierzchowne i boyowskie tzn. w jego poziomie. Ja pozwoIilem<br />
sobie na art. Slonimskiego odpowilMziec z tupete:m i arbitralnie,<br />
co robi~ b. rzadko - ale spodziewa:m si~ w broszurze czy ksiqice<br />
to uzupelniC.<br />
SeI'deczmie pozdrawiam<br />
i iyczenia noworoczne<br />
dolqc,zam<br />
Karol Irzykowski<br />
Kochany Panie Karolu!<br />
Warszawa, 22/IV 1932<br />
Moje usprawie'dliwienie z tego, czemu do Pana nie pisalem, b~dzie<br />
zarazem relacjq. Po'dczas sesji sejmowej, ktora w tym roku<br />
byla bardzo intensywna, pracuj~ jak gornik 18, jestem zasmolony,<br />
przynajmniej na duszy, odczuwam upokorzenie ws'kutek przymusu<br />
pracy pomocniczej i manipulacyjnej dla innych, kt6hy,<br />
b~dq 'c durn~ami , majq 'm'i do rO Zlkazywa'n'ia, napelniaj'l mm e<br />
sw oimi myslami. Da.wniej wychOldzilem z tych potdziemi przynajmmeJ<br />
obladowany "zlotem", mialem doda t'kowyzarobe'k,<br />
ktorzy mi w tym raku ·odebrali "sanatorzy", choc sa'mi dla siebie<br />
wymyslajq rOi ne "doidatki fun'kcyjn e". Tak na wlasnej kieszeni<br />
odczulem politY'k~. Psychologiczny s'kutek mialo to ten, ie<br />
i upokorzenie tym razem odczuwalem jeszcze iywiej, zwlaszcza<br />
ie przymus stal si~ w ty:m roku jlUi nawet wyzyskiem. Wyzyskiwany<br />
bylem w iyc1u calymi la tami, ale tak na starosc jest<br />
16 K. L. Koninski, Polemika 0 styl podhalanski, "Gazeta Literacka"<br />
1932 r. (styczeil) nr 4. (K. L. Koninski mieszkal juz wtedy w Zakopanem).<br />
17 Nowaczynski pisal 0 Boyu w "Gazecie Warszawskiej", 1931 r., nr<br />
389, a w "Gazecie Literackiej"Adam Polewka pt. Boy - flirciarz spoleczny,<br />
1931 r ., nr 2.<br />
18 K. Irzykowski w latach 1919-1933 byl kierownikiem biura stenograf6w<br />
sejmu i senatu.
854<br />
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
to przy'kre: zadaj~ sobie up. py tanie, czemu ja sam nie jestem<br />
po,slem lub se'natorem, zamiast poprawiae lub streszczae przemowienia<br />
tych durniow. Dose ze b~dq ' c taki za'smo}ony, w tym<br />
stanie prostracji duchowej, nie chdalem pisae do Pana, tak jak<br />
nie zlozylbY'm Mu wizyty', nie b~dqc jako ta1ko odzianym. -<br />
I Jeszcze jede'll powod: rzeczy dla. mnie samego n ajwazniejsze<br />
odkladam zawsze na O'Statek. Zalatwiam to i tamto, aby uporac<br />
si~, aby oczyscie przed sobq pole, i z tego jest taki skutek, ze<br />
dla siebie zaczynam zye okolo 12ej w nocy, wtedy czytam i p i sz~<br />
to, c,o mi najprzyjemniejsze, a wlas·ciwie tylko czytam, zakreslam,<br />
na marginesach rozmawiam z autorem, w mysli pisz~ artykuly,<br />
sumuj~ rezultaity. Jes,t w tym zapewne i wybieg prozniactwa;<br />
narzucone sobie za1da1nie staje mi si~ zawsze ostatecznie uciqzliwym<br />
obowiqi kiem, ktory wprawidzie spelniam, lecz dopiero<br />
w ostatniej chwili; obawiam si~, ze dopiero przed smierciq jeszcze<br />
raz znajd
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
855<br />
kt6re ~bym mial rece·nzowac. Przysylajq mi skrypty do opinii,<br />
narzuca jq zadania, jak gdybym nie mial pelno wlasnych. Zaiste<br />
krytyka po,lslka jest - pod wzgl~dem finansQowym - bardzo niezorganizQ,wana,<br />
jezeli los Iiteratury mialby zalezec od laski takich<br />
krytylkow jak ja. A pr6cz tego trzeba przeciez - i to jest<br />
dla mnie 0 wiele wazniejsze - studiowac zagadnienia socjalizmu,<br />
bolszewizmu, mandzmu, pacyfizmu, kryzysu ekanomicznego (takze) !'<br />
i kulturalnego. Pan to zr
856 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
la morale b.) - w tej ostatniej zwraca si~ on wlasnie przeciw komplika
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. RONINSKIEGO<br />
857<br />
.za jego myslenie b. skomlplikowane, pelnezastrzezen i odcieni <br />
ale tez jest m~czqcy ze swojq subrt:elnosciq. Wi~c probka dla Pana.<br />
A zresztq p rosz~ napisac duzo 0 sobie i point mnie, co i gdzie<br />
Pan ostatnio drukowal.<br />
Serdeczny usci
858<br />
•<br />
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
rZYSClq. W tej chwili jednak nie mam glowy do szczegolowej dyskusji.<br />
Jest 40pcto'VVa nadzieja, ze -od jesieni b~dzie tu wychodzil<br />
dwutygodnik lub dekada dla inteligeneji pt. "Krytylka", pismo literacko-spoleezne<br />
.0 zabarwieniu ra:dykallnym ale z a'keentem na<br />
polityce inteligenckiej, wyosobnionej. Stara si~ 0 to Roman Jaworski,<br />
mialo one wychodzic juz od kwietnia, ale ten kt,o mial je<br />
finans{)wac, cofnql si~ i przeniasl anonse do - "Wiadomosci Lit."<br />
Gdyby nie, juz by Pan byl .otrzymal zalproszenie. Otoz O'd wrzesnia<br />
mialby Pan godzie pisywac.<br />
Jeszcze mU'sz~ si~ usprawiedliwic z teg.o, ze nie wspomnialem<br />
o praey PanSikiej .0 Palubie. Byloby to 'przeeiez na tym wlasnie<br />
miejseu zupelnie mie a propos. I tak juz ludz.ie mowiq - slusznie<br />
ezy nieslusznie - ze weiqz 0 sobie pisz~; zaeytowanie Panskiej<br />
rozprawy, .0 mnie a nie () kim i1nnym, jeszeze Ipowi~kszyloby ten<br />
:za·rzut -a przeeiez tam wlasnie udaj~ skwmnego. Ze kazdego<br />
smal'kaeza, kaildego przy-bosi:a bior~ na serio - to trudno, taka<br />
moja natura, chc~ , podtrzymywae Wiel'kq Dyskusj~ i wciqgac do<br />
niej ludzi, Itak jak to robH Brzozowski - to najlepszy sposob propagowa.nia<br />
literatury wsr6d literat6w. Oczywiscie i na Pana przyjdzie<br />
tez kolej.<br />
Biletow dla Pana bylo w6wezasaz trzy!<br />
Serdeczne podr-owienia tymczasem<br />
aby nie ociqgae<br />
Karol Irzykowski<br />
7<br />
Szano~vny Panie!<br />
15. X I. 193:J<br />
Serdecznie dzi~kuj~ za zyczenia, ale ehcialbym cos wi~ce j slyszee<br />
0 Panu. Teraz mam bilet wolnej jazdy - dotychczas jedyna<br />
korzysc z Akademii - i nie jest wykluczone, ze - 0 ile mi moje<br />
serce pozwoli - skocz~ kiedy na kilka dni do Za!k Olpanego, gdzie<br />
mam znajomego naczelnikiem poczty.<br />
Przebylem w ostatnieh czasach troch~ wstrzqs6w moraInych"<br />
moja konduita' jest zaszargana, ale za to jestem naladowany i interesujqcY'.<br />
Paru ludzi teraz pisalo .0 Palubie, zaden si~ nie umyl do Pana.<br />
Mysl~ tez cos takiego 30-1etrniego 0 sobie napisac i wtedy z osobli<br />
Wq wdzi~eznosciq wspomn~ 0' Panskiej rozprawce. Lepszej, in-<br />
J
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 859<br />
tymniejs.zej si~ juz nie docze'kam. Konst. Troczynski pisal uczenie<br />
i a tstrakcyjlnie w "Promie" - nie bardz,o ' go ro.zumialem 30.<br />
Czy Pan by nie zechcial pisywae w "Pionie"? Wtedy co prawda<br />
kwita z endecjq, ale moze Panu na tym tak bardzo hie zalezy?<br />
Serdeczne p021drowienia lqcz~<br />
Karol Irzykowski<br />
8<br />
Warszawa, 30 grudnia 1933.<br />
Kochany Panie!<br />
Win a tego, ze nie pisalem - jak z daty widz~ 40 dni - jest<br />
w 15 pct. po Panskiej strOinie. Ma Pan pismo tak niewyrazne, ze<br />
dluzszy czas mija zanim - po kilku pr6bach - rna sic: caloksztalt<br />
przed sobq, a tymczasem impet do odpowiedzi juz wygasl. Ale to<br />
nie jest z mojej strony wezW'anie do wyraznosci - lubi~ Panskie<br />
pismo wlasnie takie, rna one sw·oje wspaniale skr6ty, kt6re umiem<br />
ocenic jako byly stenograf (nie grafolog!). To pi-smo jest jakby<br />
symbolem zaiWartoSci wewn~trznej to znaczy ze jest duzo i mi~dzy<br />
wierszami.<br />
Odpisal Pan bardo wyczerpujqco na moje wezwanie; spodziewam<br />
si~, ze Pan meg.:> milczenia nie wezmie za grubos'k6rnose. Tydzien<br />
Ksiq2lki Polskiej '- nalezalem do Komitetu, no i grudzien, najgorszy<br />
dla mnie miesiqc: bo i sezon wydawniczy wtedy O'siqga<br />
punkt kulminacyjny" ksiqzki masami si~ na mnie cisnq, i w og6le<br />
jest to epdka bilans6w (w styczniu mam urodziny) - nie lubic: tsj<br />
natr~tnej imi-tacji koncow, smierci i sqdu ostatecznego. List do<br />
Pana troch~ mnie wyrywa z tego nast:roju. Ale chc~ troch~ po<br />
kolei odpowiedziec.<br />
Co do mojej obietnicy, ze wsp omln~ 0 Panskiej pracy 0 Palubie,<br />
na razie pozostanie ·ona nie ziszczona. A bylo to tak: w z. m. kiedy<br />
wybuchla ta akademia i dziennikarze za 'k r zqtn~li si~ oko{,o tych<br />
starusik6w, aby cos na nich zarobie, byla mowa i 0 tym, zeby<br />
kazdy z nich opowiedzial, jak napisal swojq pierwszq ksiqzk~. Mialem<br />
juz w glowie dobry artykul autobiograficzny i Panska rozprawka<br />
bylaby tam odegrala pewnq rok Ale jakos zapomniano<br />
o tym projeokcie, a pisac 0 sobie bez zamowienia jakos juz nie wy<br />
30 Konstanty Troczynski: 0 ar tystycznej elyrektywie. Wyjasnienia<br />
wstfl pne do proby krytyki "Paluby". - "Prom" 1932 r., nr 4.<br />
K. Troczynski: Proba krytyki "Paluby". - "Prom" 1933 r., nr 5, przedruk<br />
Oel formizmu do moraLizmu, Poznan 1935.<br />
,
860 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONI~SKIEGO<br />
pa,da - i tak wciqz 0 sobie pisz~. Rzecz ta jednak juz skonkretyzowala<br />
si~ we mnie i powinna bye na!pisana - trzeba przeciei<br />
zrobie troch~ swoich "po'smiertnych pa'pierow": - W Sloniu, ktorego<br />
Pan w1krobce chyba otrzy.ma, jest 0 Panu wzmianika w notce<br />
do art. 0 realizmie 31.<br />
PanS'kie kfOPoty literaclkie Sq ja,k widz~ b. poddbne do moich.<br />
Z tym wyjqif.lkiem, ze lepiej si~ - dopiero teraz - ulokowalem <br />
i wi~ej zarabiam. Ale tez automatyeznie wlciqgam si~ w wir niekonczqcych<br />
si~ nigdy pisanin, polemi'k, oblig6w, wzajemnych wychwalan<br />
i besztan, ze to nie jest zycie. Mam cz~sto ci~zar na<br />
piersiach (serce) i wowczas wydaje mi si~, ze to ten stos ksiqzek,<br />
ktory u'klada si~ nade mnq jak slup powietrza. I od kiedy nalez~<br />
do tej akademii, 7Jdaje si~, ze juz nie rna dla mnie U'cieczki; teraz<br />
obowiqzlkowo, - niby jalko krytyk - musz~ bye au courant.<br />
B~d~ si~ sta'ral wciq-gnqe Pana do "Tyg. Ill." i "Swiata", gdyz<br />
nawiqzalem troeh~ stosunlkow. Jak Pan chyba widzi, i "Pion" nie<br />
jest 'niebezpiec2my, leez bye moze wtedy stracHby PaIn dost~p do<br />
swoieh dotychczasowych odbiorcOw. Ta kategoria ludzi zas nie zasluguje<br />
na to, zeby wobec niej bye niepraktycznym. Z "Wiad. Lit."<br />
zdaje si~, zerwalem zupefnie; tam jest miejsce na lepsze artykuly;<br />
mog~by Pan ofiarowae Grydzewskiemu z gory art. 0 Nietzschem,<br />
on chyba skorzysta, aby bye zabezpieezonym. Przy Pansk'iej sumiennosci<br />
i talk nie wykorzysta Pa'n wszystkich sposobnosci, ktore<br />
si~ Panu pr~dzej czy pozniej otWOfZq. - Niedawno czytalem ladny<br />
Panski art. 0 Kasprowiczu 32 - ale doK. nie mam nabozenstwa;<br />
czytalem goO w czasaeh nieustannego wewn~trzneg ,o opozyejonizmu.<br />
- Z innych Panskich klopotow literaekich do praiktycznego .<br />
zalatwienia nadaje si~ bral'k odpowiednich ksiqze'k - czy nie probo"val<br />
Pan wejse w kontakt z ktorq bibHotekq unhversyteckq, za<br />
WY'pozyczo.ne ksiqi"ki gwarantowalby Zaw. Zw. Lit. T~ kwesti~<br />
moima by Wlprowadzie na tapet, leez malo jest takich potrzebujqcyeh<br />
jak Pan. Tutejsza bib1. uniw. nie rna 'nowych ksiqzek i niewiele<br />
sprowadza, krakoOwska sprowadzala dawniej sporo. - Wiem,<br />
ze w bibhotece sejmu slq'Skiego potrzebujq bibliotekarza, ktory by<br />
faehowo urzqdzil im bibHotek~; ezy nie moglby si~ Pan tam dostae<br />
przez protekej~? Trzeba by dotrzee do marsza ~k a Wolnego, do<br />
Korfantego 33, moze przez ktorego z poslow ehadeckich, moze i do<br />
wojewudy Grazynskiego. Klopot jest w tym, ze za p6ltora roku<br />
b~dq nowe wybory, a wtedy wi~kszose b~dzie miala sanaeja i ona<br />
b~dzie dyspo'nowala posadami. Proez tego: musialby Pan mieszkae<br />
~1 Slon wsr6d porcelany, wyd. 1934, s. 107.<br />
32 Przez szum potoku "Gazeta Literaeka" 1933 r ., nr 1.<br />
83 Wojciech Kodanty (1873-1939), polityk, dzialacz g6rnoslqski, publicysta.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
861<br />
w Katowicach, wdbec niepe'WiIloSci posady ch,Y'ba sam, a zycie tam<br />
dosye drogie. Ocieralem siEl 0 te mozliwoSci po mojej dymi'sji<br />
w Sejmie. Ale czy zdrO'W'ie Panskie pozwoliloby Panu sprawowac<br />
takq posadEl?<br />
Uregulowaniem pracy' taikich izo'lowanych Hterat6w powinna by<br />
siEl zajqe moze a1katdemia, ale ci ludzie majq slabose tylko dla<br />
"tworc6w". Z tego powod'll - ale przede wsz. z wielu innych <br />
witam z radosciq PanSk:i zamicrr napisania powiesci. I mysl~, zeby<br />
Pan siEl nie krElPowal zbytnio za'sadq dostatecznego oderwania siEl<br />
od siebie. DziS autdbiografizm 34 jest w modzie i kazdy autor w ten<br />
sposob zaczY'na. Ja wprawdzie p['o.pagujEl innq metodE:, ale moze<br />
przez pr,zekorEl i jako hamulec; SqdrzEl tez, ze kto rna sro.dk'i na to.,<br />
aby pisae inaczej, to zna(:zy' z od!powiednim przefiltrowaniem swego<br />
iycia, ten powienien to robie. Ale ta etyka tyczy siEl calej literatury,<br />
czy jednego jej Oidlamu, a nie poszczeg6lnych autorow. Ci co piszq,<br />
wcale siEl mnie nie PYltajq. Bye moze, ze i ja sobie porzqdnie zaszkodzilem,<br />
Ulniikajqc tej prostej drogi: odpi'sywanill samego siebie.<br />
Ale wowczas pisaTZ wystElpo'Wal jako "ja", dzisiaj wo.lno mu Po.<br />
trakto.wac siebie w cudzyslo'Wie, np. jako wykwit pewnego sro.dowiska.<br />
SprawEl tEl nieraz rozwazalem i bqdzco bqdz dla wlasnej<br />
prywatnej orientacji nie podzielam talk w zupelnosci poglqdu, Mory'<br />
ze wzglEldow ta!ktycznych oficjalnie gloszEl. Ostatecznie rozstr.zyga<br />
opracowanie.<br />
Pismo, More mial zalozyc R. Jaworski, nie przyszlo do skutku.<br />
Mialo to bye pismo '1lmiarko'Wa'nie lewicowe, tam by Pa'n m6gI<br />
pisywac. Niestety, nikt nigdy w Zyciu nie zwr6cil siEl do mnie z propozycjq<br />
robienia 'pisma [... J. Powodzenie "Wiad. Lit." - 12000 prenumerato-row<br />
- jest klElsf\q k'llHuralnq, one zabraly wszystlkich<br />
pre:numerat,or6w i czytel'nikow jako. tako neutralnych, i juz zdeprawowaly.<br />
Duzy ruch intelektualny jest wsr6d mlodziezy, jednak<br />
rozprasza siEl po r6znych loka'lnych pisemkach, 'kt6re mlodziez sobie<br />
wY'daje. Tam "wyci'ska IpiEltno" sl,onimszczyzna, a tu lit. proletariacka<br />
i kuH metafory. Pozostaje Brawn, ale jego wiedza ezoteryczna<br />
nie budzi we mnie zadnego zaufania. n021umiem zupelnie<br />
Panskie wraienie co do niego; o.n [...J marnuje miejsce, kt6re by<br />
siEl naleialo porzqdnej idei ze talk powiem klerk,oIWskiej. - Jeieli<br />
Pan czytuje "Pion", to zwroc.ilbym uwagEl na dwa art. Skwarczynskiego<br />
35 ; pierwszy balamutny, ale drugi godny uwagi - chce o.n<br />
34 Por. artykul K. Irzykowskiego Autobiografizm, ("Rocznik Literacki"<br />
1936). Przedruk w ksiqice Irzykowskiego Lzejszy kaliber.<br />
35 Adam Skwarczyiiski (1886-1934), publicysta i krytyk literacki,<br />
zwiqzany z obozem legionowym, wsp61pracownik Pilsudskiego, 1922-27<br />
wydawca i redaktor czasopisma "Droga". Irzykowski rna na mysli<br />
jego artykuly z nru 1 i 12 (1933) "Pionu".
862 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
do czegos si~ dogadae, szuka ludzi, snae sarna sanacja mu nie<br />
wystarczy, czuje si~ samotnym i nikt go 'nie rozumie. Biedak, nie<br />
rna dbu 'nog, pisze dose 'nieudolnie, ale to niedobitek Mlodej Pohski,<br />
ktoremu si~ w dzisiejs.zym swiecie robi niesamowicie; on chcialby<br />
ja'kiejs na!dbud'owy nad sa1nacjq. Moze to bylolby dobrze, rozsadzie<br />
sanacj~ przez zas2!czepienie jej wszelikilch plonek; dotychczas najbujniej<br />
prosperuje plonika komunistyczna.<br />
Zaj'll mnie w Pan'skim liscie ust~ ·p 0() tym poe'cie, ktorego Pan [lie<br />
moze w pelni uznae, i Panska rola dwulicowa wdbec tego. Trudnose<br />
zyciorwa straszna, ale swietny w~zel literacki. Takie rzeczy<br />
eheialbym w~dziee w Panskiej po'Wiesci. Mimo post~pow, jakie<br />
zrobila polska pow:iese, niewielu jest auto·rOw ktorzy by u nas na<br />
tym si~ znali. Czasem si~ to trafi Dqibrowskiej - nawet nie czasem,<br />
bo cz~sto; czasem Nalikowskiej (m~Zczyzni - nie!); a'le jako<br />
wtr~t obcy, bez konse'kwencyj, nie dopasowany do eharakteru caf.osci.<br />
Zdumiewajq mnie Panskie zainteresowania uboczme. Niebezpieezenstwo<br />
r-ozproszenia si~ jest wiel1kie. Ale, ja pTzynajmniej, nie<br />
bardtzo b~d~ zalowal, jezeli ba'danie wytworczosci ludowej pozo<br />
. sta·nie na,dal zaniedbane. Co do dyleta.ntury - ktoz by jak nie<br />
Niemcy zbadali i t~ spraw~, uzmali jej kOiniecznose, wyniesli ten<br />
typ Bawet na tron. ~daje mi si~, ze nawet Brzoz. powoly'Wal.si~ na<br />
jaikqs takq ,prac~ Cassirera 36. - I 2!daje mi si~, ze "przetrawianie<br />
eudzego" ,nie hanbi, ze w tym si~ tez wyzye mozna, samo rozumienie<br />
sprawia kolosalnq przyjemnoSc, wrazenie ws·p6ltw6rc:wsci<br />
i wyzszosci nad tlumem, ktory nie jest wtajemniczony - tylko<br />
jeden warunek: trzeba natrafic na rzeczy najlepsze. Na szcz~scie<br />
poziom pisarzy zagra'n. jest ad ram] b. wysoki. Nk nie pomoze,<br />
trzeba zrozumiee wpolczesnosc. I zwlaszcza Panu, kt6rego jeszcze<br />
zaszezy,tna przyszlose cze'ka, erudycja przyda si~ kolosalnie - to<br />
jedno jeszcze, przed czym literaci polscy majq przynajmniej respekt;<br />
nie lubiq takich, ale respe'kt majq. A ty'mczasem i u nas<br />
zaczyna si~ wyscig wi e d zen i a.<br />
Co do mojej zaszarganej konduity - nie szlo 0 kobiet~, ale<br />
o moje "zdrady" (A'kademia, "Pion"). Ale byly to zmiany pozo,row<br />
jednych na drugie; pomimo estymy jakq majq niektorzy dzisiejsi<br />
mysliciele wlasnie dla pozo.row, nie wstydz~ si~, dzis po 2 miesi'leach<br />
pr6by mam spokojne sumienie, rzadko kiedy miewalem takq<br />
36 Ernest Cassirer (1874-1945), filozof niemiecki ze szkoly marburskiej.<br />
Uczen Cohena.
LlSTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
863<br />
dobrq intuicj~. Ale i sytuacja byla wyjqtkowo korzystna. -..: Pozostaje<br />
mi juz malo miejsca na zyczenia, ale wy'pelniam fe wszelkimi<br />
uprzejmosciami<br />
Karol Irzyko'Wski<br />
9<br />
Wielce SzanQwny Pa'nie!<br />
Warszawa, 26. II.<br />
Po rozmowie z reda,ktorem "Tygodnika Ill." mog~ Panu napisac,<br />
zeby Pan p;raco,wal dla tego pisma, ale ono jest z.nacznie zredukowane,<br />
placi malo i nieregularnie. -<br />
Pr6cz tego zacznie tu wychodzic pismo, z poczqtku miesi~czne,<br />
potem tygoaniowe, nieza,lezne, lewicowe ale ollie s'krajne, W programie<br />
b~dzie mowa '0 idealach chr zesc. Jest to byla "Patria", kt6ra<br />
porzucHa sw6j program monarchistyczny. Redalktor tego pisma R.<br />
• Jaworski rna do Pana napisac. Ja jestem zbyt zaj~tY'<br />
pra'cami dla<br />
;,Pionu", zebym do tego nowego pisrna m6gI wiele dawac, ale co·s<br />
na 'pi'sz~. Wspomi'nalem Pan u juz 0 tej nowej gwiezdzie w liscie,<br />
zdaje si~, grudniowym.<br />
Tymczasem serdeczne pozdrowienia lqcz~<br />
K. IrzY'kowski<br />
•<br />
10<br />
Warszawa, 24. X. 1934<br />
Wie1ce Szanowny Panie!<br />
Stypendia w Min. WR i OP. Sq juz na ten kwartal rozdane; trzeba<br />
si~ b~d'zie zawczasu podacna kwartal 'nast~pny, od Ill, poda·nia do<br />
15 grudnia. Z Zawis,towskim mam dose dobry stosunek; poparlem<br />
tam raz R. Jaworskiego - ze s'kulJkiem, Paolla popr~ QlCzywiscie sto<br />
razy gorc:cej. A poniewaz' jest tam wielki scisk, juz teraz poprosz~<br />
o miejsce dla Pa'na. Ale jezeli Pan rna dostac pieniqdze z Funduszu<br />
Kultury Narodowej, to r6wnoczesnie nie moilna miec od Ministerstwa;<br />
z Fundusm1 dajq wi~cej.<br />
Pytalern tez Zygm. Kisielewskiego 37 0 to sanatorium w Leysin 38,<br />
37 Zygmunt Kisielewski, literat (1882-1942). Ojciec literata, publicysty,<br />
kompozytora, Stefana Kisielewskiego.<br />
38 Leysin. Miejscowosc w Szwajcarii, slawna przed wojnq z leczenia<br />
gruzlicy.<br />
<strong>Znak</strong> - 4
864 LlSTY K. IRZYKOWSKlEGO DO K. L. KONINSKlEGO<br />
bo on siE: tam takze leczyl i bardzo mu pomoglo. Bylo to przed<br />
2 laty, wteay bylo ta,nio ; ChOoromanski 3D zna stan najnowszy.<br />
Zdaje mi siE:, ze kolej pisania listu wypadalana mnie, ale zaniedbalem.<br />
Donosil mi Pan 0 zamiarze napisania powiesci; chcialem<br />
Pana do tego zachE:cic i radzic, zeby nie miec zbytnich skrupu16w,<br />
czy wolno plqdrowac swoje zycie czy nie. Teoretycznie i ja takie<br />
skrupuly wysuwam, ale kto wie, ja!kby bylo, .gdybyrm sam cos pisal.<br />
MyslE: tez, ze juz sarno istnienie tych skmpu16w u Pana pokieruje<br />
powiesciq w odpowiedni spos6b, np. rekompensata za t~<br />
pewn'l zdradE: wewn~trzn'l' ton nie plotlkarS'ki lecz testamentowy<br />
czy spo'vvieciziowy itp. To b~dzie nawet b. cie'kawe po'd w zgl.<br />
etyczno-literackim. Ach, tyle spraw mU'simy zalatwiac sami z sob'l,<br />
b~d'lc ostateczn'l ifnstancj'l, niejako \V zastE:pstwie Boga.<br />
Do Sejmu nie chodzE: i dlatego stracilem z oczu Pansk'l produkcj~<br />
publicystyczn'l.<br />
Chcialem l1ieraz pojechac do Zak. i odwiedzic tam Pana - nigdy<br />
nie wiedzialem dobrze, czy Pan w Kra'k,owie czy w Z. - ale choc<br />
mam wolny bilet, floty mi bra'k, przy tym nie lubiE: Zakopanego<br />
z jego wywalonym na wierzch Giewontem. Trzeba b~dzie jedna,k<br />
wybrac siE:.<br />
Serdeczme pozdro'vvienia lqczE:<br />
Karol Irzykowski<br />
11<br />
Warsz3wa, 15. XI. 1934<br />
Szanowny Panie!<br />
W ubieglym tygodniu bylem na Zjezdzie dzialaczy regionalnyeh<br />
w Wilnie ja'ko delegat i tam mialem sposobnosc dluzej m6wic z naczelni'kiem<br />
wydzialu sztuki w Min. WR i OP. p. Zawistows'kim.<br />
Wspomnialem i 0 Panu, przedstawilem mu Panskie poloienie. Wobee<br />
tego p. Zawistowski zachE:ea Palna, a by Pan wni6s1 podanie<br />
o zasilek a o,trzyma Pan z pewnosci'l , ja'kkolwiek fundusze Ministerstwa<br />
S'l jUz ku koneowi r,oku mniejsze.<br />
Na ur·oezystym posiedze1niu Akademii spotkalem si~ z p. Michalskim,<br />
,dyrektorem FU'nduszu Kultury Narodmvej. Z nim tei m6wilem<br />
0 polozeni1u Panskim, i on tez g,ot6w jest poprzec Pana materialnie,<br />
choc r6wniez wskazuje na wyczerpane juz furndusze. Ma<br />
39 Michal Choromanski (ur. 1904), autor znanej powies(i Zazdrosc<br />
i m edycyna, W-wa 1933, kt6ra .v roku 1933 uzyskala NagrodE: Mlodych<br />
Polskiej Akademii Literatury.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
865<br />
wi~c Pa,n i tutaj wniesc podanie. Wlasciwie nie moina czerpac<br />
z dwoch :i:rodel. Przypuszczam ie Fundusz da Panu wi~cej. Mam'<br />
dla p. Michalskiego napisac 0 Panu obszerniej.<br />
Przez kilka dni bylem talk zaj~ty pisaniem a rtykulow na zamowienie<br />
oraz sprawq sqdoWq, i e nie mogiem odpisac na Panski list.<br />
ZaIqcznik jeszcze nie przeczytany. Gdyby Pan zdqiyl dac mi jeszcze<br />
par~ szczegolow co do Panskich artylk uI6w (ilosc, rozpi~tosc tematow<br />
itp.), byloby to moie dosc wazne.<br />
Tymczasem tyIe<br />
Sciskarn dion<br />
Karol Irzykowski .<br />
12<br />
Sza,nowny Panie!<br />
Warszawa, 9 grudnia 1934<br />
Rezultat dwukrotnego spo-tkania si~ z p. Zawist,owskim: Niech<br />
Pan jedzie bez troski i leczy si ~ ; gdy Pan tam juz b~d z ie, to 1 ° alba<br />
si~ Panu stY'Pendium podwyiszy , 2° a}bo si ~ cos dada , 3° albo wejdzie<br />
si~ w porozumienie z Funduszem K. N. tak i e i on cos wylazy.<br />
Trzeba jednak miec przede wszystikim Wille ZUT Macht 40<br />
i wyjechac.<br />
Ty Ie p. Za wist-ow ski, ktory jednaik dodaje, ie nie r~czy za to,<br />
co moie nastq'pic, gdyby dajmy na to na jego' miejsce kto inny<br />
przyszedl, a to moie si~ zdarzyc. Wspomnial mi jeszcze, i e Pan<br />
w podaniu pisal, jako,by P an sam posiadal swoje 2000 zl. Zda je mi<br />
si~, ze Pan takie kwoty podawal jako wynik skapitalizowania swojej<br />
renty, Ja myslE;, i e byloby dla Pana niekorzystne pozbawiac<br />
si~ tej podstawy na przyszlosc i kapitalizowac. Nie moglem juz zaprzqtac<br />
glowy Z-mu tym, co wlasciwie teraz rna Pan ro,bic, skoro<br />
na podr6z trzeba 200 zl a na pierwszy miesiqc 500? Powinien Pan<br />
cos z domu wyciqgnqc, Stypendia w tym roku Sq po 150 zl,<br />
w przyszlym r Qlku moze Pan miec po 200 zl, i mo'gC! Panu jeszcze<br />
osobno cos dodac.<br />
Zamiast memorialu, ktory mi kazal robic p, Michalski, kazalem<br />
przepisac na maszynie Pailskie cun-iculum vitae, bo jest ciekawe<br />
i wywiera dobre wraienie. Dr ugi egzemplarz dalem Zawistowskiemu,<br />
jako uzupelnienie Pans'kich dokume,ntow.<br />
Nie w,iem, czy w zimie tei mozna jechac; radzilbym jak na jpr E;<br />
dzej, aby si~ pieniqdze nie rozeszly. Co z pasZ'portem? I czy P a n<br />
40 Wille ZUT Macht ("Wola mocy") - tytul jednego z dziel Nietzschego.
866<br />
LISTY K. IRZYKOWSKlEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
b~dzie mogl sam pojechac? Trzeba sj~ postarac 0 znizk~, a moze<br />
bezplatny pas~port.<br />
Pailski program powiesci przeczytalem. Zdziwilo mnie, ze Pan<br />
tyle razy zaznacza: to z zycia, to nie z zycia. Ze np. urodzenia<br />
dziecka nie moze Pan opisac, bo Pa'n przy tym nie byl. W praktyce<br />
nie warto miec tylu skrupulow, i czy do Pailskich celow ta'k bardno<br />
b~dq Panu potrzebne takie ,opisy? Za glownq spraw~ uwazam<br />
to, co Pan podaje na koilcu: bohater rna 'powzlqc decyzj~. Wi~c<br />
forma decyzji czy namyslu. Stqd rekapitula,cja wydarzen zycia,<br />
ale czy nie mozna by ich ograniczyc do najwazniejszych, czy tez:<br />
do rozstrzygajqcych w danej sprawie, a nie zeby to bylo normalne,<br />
pra,widl:owe cUrTiculum? Bo wtedy - przy normalnym curro v.<br />
forma l1'ie bylaby lIliczym nowym, lecz po prostu zwyklym "rzutem<br />
oka wstecz". A wlasnie dzisiaj dziqki oryginalnej formie rzecz<br />
moglaby miec powodzenie, - jak Boguszewskiej Zycie Sabiny<br />
z formq 0 wiele mniej oryginal.nq ale rzucajqcq si~ w oczy.<br />
13<br />
Sza'l1owny Panie!<br />
Sel'deczne po:zJdrowienia za'sylall11<br />
• <br />
Karol IrzykowS'ki<br />
19. II. 1935<br />
Pailski utwor podobal si~ w l'edalkcji "Pionu" i b~dzie wydrukowany<br />
41, jest odkolwiek za dlugi, musi pojsc na dwa razy i to petitem.<br />
Chwalili go i prof. Antoniewicz, glowny redaktor, i Piwinski,<br />
subredaktor (mowil ze "swleze"). Co do mnie to glownq zalet~<br />
utworu widz~ w odwaz.nym poslugiwaniu si~ dzisiejszym slownictwem<br />
filozoficz,ilym, chociaz jest t.o narduzyte i przechodzi w trawestacj~.<br />
Ale na koilcu efekt 'Z ukazaniem si~ anima nie zostal wyzyskalIlY,<br />
czy nie moina bylo tego pokazac (w TOl'Jdz. II) zamiast<br />
ieby Abr. opo:w ~ adal? Technika relacji lagodzi efekt, odefektowia<br />
go, przycisza, .ale skoro rzecz jest rozpO'cz~ta snem, w czasie teraz<br />
41 Chodzi 0 nowel~ K. L. Koniilskiego Wyprawa do ziemi Moryja,<br />
drukowanq jednak nie w "Pionie", ale w "Prosto z Mostu" 1935 r.,<br />
nr 32, 33, 34, 35. (przedruk w Pismach wybranych K. L. Konit'lskiego,<br />
1955). W liscie do rodziny z dn. 4/3 35 K. L. Koniilski pisal:. "Poslalem<br />
Irzykowskiemu mojq jednq rzecz do oceny - oddal to do "Pionu» <br />
. tam podobalo si ~ - i wzi~li do druku - jak mi 1. 0 tym napisal <br />
w tej chwili pisalem do "Pionu», ze nie zezwalam na druk (ale grzecznie)".<br />
Byla to nowela osnuta na motywie biblijnym (0 ofiarowaniu<br />
Izaaka Bogu przez Abrahama).
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
867<br />
niejszym, mysl~, ze jego odpowiednikiem kompozycyjnym w drugiej<br />
cze:sci moglo by'c ziszczenie si~ na jawie, in praesenti. Co do<br />
dialog6w, sqdz~, ze zanadto rozwlekle, motyw zelaznosci wciqz si~<br />
powtarza nie pote:gujqC si~; mozna by z tego troch~ skreslic. Czy<br />
Abr. Iprzez "zdulszczenie" go, nie uCierpial, a Filistyn nie wyr6s1<br />
pOlnad niego? - Redaktorom podobalo, si~ oryginalne nowe uje,cie<br />
tej starej biblijnej historii, pytali mnie, czy nie jest to vv;plyw<br />
T. Manna, ale ja nic nie wiem.<br />
Nie pisalem do Pa'na dlugo, ~ tJ'lmczasem, zdaje sie" i to niebezpieczenstwo<br />
z rentq min~lo, i po pierwszym "kacenjamerze" oswoil<br />
si~ Pan juz ze "zloty'll" deszczem. Ten stan ja'k'by rozczarowania<br />
czy nasycenia ,po tylru staraniach, 0 kt6rym mi Pan pisal, byl bard.zo<br />
cie'kawy.<br />
Do czasu, kiedy Pan wyjedzie, zatpewne jeszcze par~ razy spie,trzq<br />
si~ trudnosci zewn. i wew,n. Dlatego tJ;zeba zaczqc jak najrychle'j,<br />
SkOTO tylko pora rotku pozwoli. Niechze Pan tymczasem utrzymuje<br />
ze sobq przynajmniej status quo ante. Moze pisanie Panu niewiele<br />
w tym zaszkodzi; zdobyte poczucie wewne,trzne zrekompensuje<br />
fizyczne.<br />
Ser,deczne po,zdrowienia lqcze,<br />
Karol Irzykowski<br />
Dyp10m Paii'SKi jest u mnie 42 .<br />
14<br />
Warszawa, 7 sty'Cznia 1936<br />
Szanowny Panie!<br />
Serdeczmie dzi~kuj~ za zyczenia. Nie pisalem do Pana juz ze sto<br />
1a t, wciqz b~dqc pogrqzonym w obawie, ze program Panski co do<br />
uzycia stypendiow si(l nie spelnil, a ja nie chcialem si~ 0 tym dowiedziec.<br />
.<br />
Od czasu do cza'Su spotykam i czytuje: Panskie artykuly. Mam<br />
wrazenie, ze styl Panski znacznie si~ wyrobil - moze 1.0 od tego<br />
czasu, gdy Pan zajmuje siC:l takze beletrystykq. Czy nie obrazam<br />
Pa'na tym, "wywbil siE:". ZalujE:, ze nie jeste'll grafologiem, Szer<br />
42 Chodzilo przypuszczalnie 0 dyplom pracy doktorskiej K. L. KoniI'lskiego<br />
(Kwestia kultury ludowej - program badan nad umyslowosciq<br />
ludu polskiego - Lw6w 1932).<br />
Koninski rozwinql jedno zagadnienie swej pracy doktorskiej, a mianowicie<br />
zagadnienie pisarstwa ludowego, z czego powstala rozprawa<br />
drukowcma najpierw w "Kulturze i Wychowaniu" 1936 r. 'zeszyt 2,<br />
a n a st~pnic w formie ksiqzkowej (Pisa7'ze ludowi, 1938).
868 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
manem 43, aby w Panskim plsmie wyczytac Panskie dzieje dzisiejsze.<br />
Je>dno widz~, ze Pain pisze jak dawniej, lezqc. A co z powiesciq?<br />
Ja w osta tnich czasach mam klopoty finanso,we z powo:d.u<br />
choroby zony i ksztaicenia dzieci. Pomirno ruchliwosci znovvu nie<br />
p0\s u!11 qlem siEl naprzod. Moze mi Pan przeciez cos 0 sobie napisze,<br />
gdy Pana tonie b~dzie m~czyc, - ja odpisz~ jezeli nie zaraz to<br />
potem.<br />
Z pewnym za'niepokojeniem zycz~ wzajemnie wszystkiego 00<br />
brego.<br />
Uscisk dloni<br />
Karol frzykowski<br />
Warsza"va, 7 stycznia 1936.<br />
15<br />
7. fIf. 1936<br />
Sza,nowny Panie!<br />
Nareszcie przysylam P a nu Crocego 44 - dzi~ki temu, ze, b~dqc<br />
przed wyjazdem na kiJ.ka dni do Krakowa, chc~ sw-oje niektore<br />
sprawy uporzq,dkowac. Wysyl,ka op6Zniala si~ wskutek tego, ze<br />
w "Pionie" zamie$cil Elzenberg 45 fihp ik~ ' przeciw Crocernu, odpowiedzial<br />
mu Boro\-vy 46 , ale w s.posob, ktory mnie nie zadow alal -<br />
chcialem si~ w trqcic do tej dyskusji, jako badaj najbardziej kompetentny<br />
w te j wlasnie m a terii, lecz nie mialem cza'su, a dziS juz<br />
chyba za pozno i robot m am peIne l'E~ ce.<br />
Prosz~ Pana, zeby proc'z P a na nikt tej ksiqzki nie bral do r~ki,<br />
p Oiniewaz wykazuje ona rozne moje sekrety warsztatowe: uwagi<br />
11a marginesie, porownywanie stronic itp. Nasi Pola czkowie nie<br />
umiejq tego uszanowac.<br />
4:3 Rafael Schermann, pisarz psycholog, "psychografolog" (interpretator<br />
sklonnosci i losow czlowieka z pisma), ur. w r. 1874 w Krakowie.<br />
Jedna z jego ksiqzek (wyd. 1929) nosi tytul: Die Schrift lugt<br />
nicht (Pismo nie klamie).<br />
44 Chyba Estetyk(!, 0 ktorej Irzykowski pisal.<br />
45 H. Elzenberg: Z ly est et'lk i jego slawa - "Pion", 1935 r., nr 47 (112).<br />
46 W. Borowy: Sl ow kilka 0 postrzelonych plotach (Na marginesie<br />
artykulu H. Elzenberga 0 Crocem) - "P ion", 1935 r. , nr 52 (117) .<br />
Tuz pod artykulem Borowego (s. 18), notatka H. Elzenberga:<br />
"... podkreslam, ie caly m6j atak dotyczy! estetyki Crocego wylqcznie;<br />
Crocego-krytyka nie ruszalem i podstaw do sqdu wlasnego tu nie mam.<br />
Kompetentny a dodatni sqd Borowego moze nie tylko zachp,cic do<br />
jak najrychlejszego przejscia, w tej sprawie. z rz~du ignorant6w do<br />
r z ~du jezeli nie znawc6w to ludzi jako tako poinformowanych".
LISTY. K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
869<br />
Paiisikie perypetie tworcze i kolizje interesujq mnie bardzo, choe<br />
nie reago.walem zaraz, duzo us.t~p6w w liscie zakresIilem sobie.<br />
Ja1kos to "gadulstwo 0 sobie" u Pana nic a nic mnie nie irytuje,<br />
gdy u drugich ogromnie. Moze pewna sohdarnose losu jest w tym,<br />
tudziez dawna gwarancja sympaiii. 0, jezeli si~ chce bye szczerym,<br />
to moi1na bye b. bujnym.<br />
Tylk.o na 'pomkn~ co do powiesci autobiograficznej - wszyscy<br />
to robiq bez zenady., wlasnie Pei'per, moze moje uprzedzenia Sq<br />
nieshuszne i poch~dzq z zaZ'drosci, moze w samej reprodukcji jest.<br />
tez tworczose, i moze ta forma jest bodaj najnaturalniejsza!?<br />
Serdeczny usci~k dloni<br />
Karol Irzykows'ki<br />
16<br />
23. 5. 1936<br />
Kochany Pa1nie!<br />
Natychmiast odpisuj~ . Tele.fonowalem do Czarskiego 47 - on mi<br />
odpowiada, ze zadnego listu od Pana nie otrzymal, bo bylby odpisal.<br />
Moze to nieprawda, ale dobrze ze si~ wypiera. Wobec tego<br />
chyba niech Pan drugi raz na'pisze. Ja jednalk myslalem, ze Pan<br />
mu od razu poszle artykul, bez wst~pnych pertraktacyj.<br />
Ciesz~ si~, ze ktos b~dzie wypoczywal od aktualiow. W og6le<br />
taka pauza przydalaby si~ wszystkim, i calej naszej literaturze,<br />
kt6ra ugina si~ pod "wyscigiem pracy". Maszynki permutacyjne<br />
slow funlkcjonujq u nas coraz to ·pr~dzej i o'bficiej. - Dzi~kuj~ za<br />
of ert~ co do ksiqze.k franc!U'Skich , ale mam lektury dose, a do powiesci<br />
zadnego drygu, raczej do dramatu. - .Gdzie bylo to studium<br />
0 Nocach i dniach? 48<br />
Serdeczne pozdrovvienia!<br />
Kar·ol Irzykowski<br />
Czy Pan si~ juz uporal z tym studium dla Buja1ka? 49<br />
47 Zapewne chodzi 0 Waclawa Czarskiego, redaktora naczelnego<br />
"Tygodnika Ilustrowanego".<br />
48 W "Mysli Narodowej", 1935 r., nr 50, 51, 52, 53 (Przedruk<br />
w Pismach wybranych, W-wa 1955). .<br />
49 Chodzilo 0 rozpraw~ 0 literaturze ludowej i 0 antologi~ przeslanq<br />
przez K. L. Konillskiego prof. Bujakowi, kt6ra si~ potem ukazala<br />
w formie ksiqzkowej Pisarze ludowi.
870 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
17<br />
Warszawa, 2/6 1936<br />
K·ochany Panie!<br />
Duzq przyjemnose sprawH mi Panski ostartni artykul w "Zecie",<br />
zwlaszcza dla tego, ze chociaz i'dealista, spojr.zal Pan na tE; sprawE;<br />
pra'ktyczniej ni'z Braun 50. Panski poglqd, ze idea moze przyjse takze<br />
pozniej a niek
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
871<br />
18<br />
Wa1rszawa, 27. X. 1936<br />
SzanQlW1ny Panie!<br />
Tyle czasu nie pisalem do Pana, a to dlatego, ze po otrzymaniu<br />
Pailsikiego listu 0 Bqku mialem 'napisac ° tej sprawie obszernie<br />
i jak za'Wsze: moje dobre ch~ci udaremniajq moje d()!bre ch~ci.<br />
A jednak zajmowalem si~ Panem i w kilka dni po tym Wide rozma'Wialem<br />
0 Panu z ks. Kornilowiczem w Laskach 51, wyluszczylem<br />
mu calq kwesU~ Bqko'Wskq. Rozmawi'aHsmy tez 0 prawie wlasnosci<br />
i on P()!zyczyl mi to dzielko, kt6re Pan w swej ro~prawie cytuje<br />
(Ho,rvatha) 52.<br />
A z Bqkiem jest taka historia. Troch~ niesprawiedliwie Pan go<br />
potraktowal 53 . Ro,zmowa, kt6rq Pan z nim miaI, wydaje mi si~<br />
echem mojej rozmowy z tymze samym Bq\kiem na temat faszyzmu,<br />
Brzescia 54 i godnosci ludzkiej.<br />
51 Wladyslaw Kornilowicz (ur. 1884, zm, 1946 w Laskach pod<br />
Warszawq). Ksiqdz, pisarz religijny, dzialacz spoleczny, redaktor kwartalnika<br />
"Verbum", wsp6lpracownik zakladu dla ociemnialych w Laskach<br />
[pOl'. artykul 0 ks. Kornilowiczu w "Tygodniku Powszechnym"<br />
1946 r., nr 50 (91)].<br />
52 Dr A. Horvath (dominikanin): Eigentumsrecht nach dem h!.<br />
Thomas von Aquin, 1929, Gral., (Imprim. Graecii 1929).<br />
53 Z Bqkiem rozmawial Koninski w czasie pobytu Bqka w Zakopanem<br />
w r. 1936 (wizytowal on wtedy kilkakrotnie Koninskiego).<br />
W numerze pisma "Odnowa" (1937 r., nr 37) ukazal si~ byl<br />
artykul: Starosta w komorce czyli rozmowa 0 gescie ~ pisany przez<br />
K. L. Koninskiego (pod pseudonimem Cyrano). Moina si~ domyslac,<br />
ii nawiqzuje on do rozmowy z poetq Bqkiem. W kartce z dl]. 20.8. 1936<br />
pisal K. L. Koninski do swego znajomego, bibliotekarza w Zakopanem,<br />
Jerzego Gawlinskiego: "Czy ten p. W. B, jeszcze chodzi do Bibl-i?<br />
Niesamowita wprost dla mnie, niezrozumiala figural Wzniosla wiara,<br />
idealizm, a zarazem najcyniczniejszy kult nagiej brutalnej sily, absolutna<br />
niewiara, zeby idealizm byl jakq realnie dzialajqcq silq! Ostatni<br />
raz, w przeddzien mego odjazdu, byl u mnie i juiem wrzeszczal, nie<br />
moglem dluiej sluchac, choc i ja przeciei nie jestem maksymalistq!n<br />
5-1 We wrzesniu 1930 r . rZqd sanacyjny aresztowal niekt6rych przyw6dc6w<br />
opozycji (tzw. Centrolewu), osadzH ich 'w twierdzy w Brzesciu<br />
n. Bugiem i w r . 1931 wytoczyl im proces, pod zarzutem przygotowan<br />
do zamachu stanu. Brutalne traktowanie wi~zni6w w czasie sledztwa<br />
oraz wyroki wywolaly oburzenie opinii publicznej i liczne protesty<br />
(m. in. protest taki w li§cie otwartym wniesli profesorowie Uniwersytetu<br />
Jagiellonskiego). Karol Ludwik Koninski ostro wystqpil w kilku<br />
artykulach przeciwko hanbie Brzescia (por. m. in. artykul Motywy my
872 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
Tak byl0. Przeczyt.alem w "Kurierze Pora1nnym" felieton 0 zn~caniu<br />
si~ wlosikich faszystow nad pewnym profesorem, kt6remu<br />
kazali wolae: Niech zyje faszyzm! Bili go pre,tami, nie ulegl, ale<br />
mial dwie c6rki kochane, kto}'e go z placzem prosily aby ustqpil.<br />
Tym dO'Piero naleganiomdal folg~, krzyknql co chciano, i wtedy<br />
kt6rys ze zbir6w zatryumfowal nad nim. Wi~c jeszczeostatkiem<br />
sil odwolal tamto i krzyknql: preci z faszyzmem! po czym go<br />
zaraz obito do nieprzytomnosci. W felietonie ktos nakpiwal sobie<br />
z "inteligentow" przy tej spos·ohnosci, niby ze nie wytrzymujq <br />
to mnie irytowalo, ta pretensja zqdajqca, zeby si~ koniecznie bylo<br />
bohaterem, ja~kolwiek wlasciwie - ozyz los samej sprawy zalezy<br />
od okrzyku, od wyznania tzw. wiary. To nalezy ro,zwazye na nowo,<br />
gdyz w taikich wypa!d1kach uwaza si~ za obowiqzek, zeby mimo tartur<br />
wyznae wiar~, nie zaiprzee si~. Z ks. KornHowiczem rozwazalem<br />
wypadki z martyrologii chrzescijanskiej, zydo'wskiej (bracia Machabeusze).<br />
Bqk wtedy wlas·nie bwnil koniecznosci i obowiqzku<br />
wyznania, slowa - wi~c chyba inaczej niz w rozmowie z Panem;<br />
ja wyrazalem wq bpliwosci, kierovvalem si~ poczuciem· 1ego profesora.<br />
Z ks. K . m6wilismy na temat wyt.rzymalosci nerwow, on<br />
uwazal rzecz za "wzgl~dnq": nalezy wyznae, ale nikogo nie mozna<br />
pot
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
873<br />
Stanczyk. Grydzewskl b. si~ przejql tymi zdarzeniami, natomiast<br />
S1. z t~pym uporem twierdzil, ze to bujdy, bes·ztal Gr. ad idiot6w,<br />
ze on g. w'ierzyi ze so>bie z tego ty'le ro
874 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
Prosz~ nadal donosie 0 swoieh myslaeh, artykulaeh itd. Ja jeszeze<br />
ten list p6zniej uzupeIni~.<br />
Myslalem ie list b~dzie musial<br />
bye dlugi, dlatego zwlekalem <br />
a wypadl tak kr6tko!<br />
adres Panski nieezytelny<br />
Ser-deozne pozdrowienia Iqcz~<br />
Kaml Irzykowski<br />
19<br />
Warszawa, 20 wrzesnia 1937<br />
Kochany Panie Karolu!<br />
Wzmian-k~ na kopercie zauwazylem dopiero dziS, a wlasnie Sq<br />
debaty nald wawrzy.nami. Trzeba bylo od razu wymienie nazwisko<br />
i kr6tkie uzasadinienie, to jeszeze by poszlo do starost,wa ezy wojew6dz·twa.<br />
Na wszelki wypadek niech Pan to przysle. W sobot~<br />
plename posiedzenie co do ' wawrzynow, na razie komisja obraduje.<br />
Gdyby. teraz nie moina bylo, to zostawi si~ t~ kandydatur ~<br />
na drugi rok Ale zdaje si~, ie sprawa ze srebrnymi wawrzynami<br />
jeszeze si~ trochE: przefd!.uiy.<br />
Crocego moie Pan dalej trzymac~ mam do czytania mn6stwo.<br />
Kridla znam doskonale, Ingardena mniej, z jego ostatniej ksiqiki<br />
tylko ez~sc. Odnosz~ si~ do ni1ch po pmstu wrogo. Primo: z osobistyeh<br />
powod6w, obydwaj mnie z]ekeewazyli swoimi wzmiankami,<br />
kt6re swia'dczyly, ze ksiqiki mojej (W. 0 tresc) weale nie czytali,<br />
zatmiast milezee pozwolili sobie na po]emi lk~ - z tytulem. Ingardena<br />
eheialem popierae, bqdz co bqdz intelektualista i filonof, powi'n-no<br />
by si~ z · tego tytulu stos·owac solidarnosc. zwlaszrza wobee<br />
nieuetwa Sloni~skkh , logicznej megalomanii c;hwistka itp. - ale<br />
nie stac mnie na takq bezinteresownosc. W ostatnim artykule<br />
w "Pionie" kt6ry zalqczam, wyszedlem z rezerwy i nawiasowo<br />
w nith uderzylem 55. Czyby Pan nie napisal 0 Ingar'denie do "Pionu"?<br />
Powinien by Pan przynajmniej dla "Prosto z mostu".<br />
55 Wzmiank~ 0 Wake 0 tresc zrobil Manfred Kridl we W s t~pi e do<br />
badari nad dzielem literacki m, Wilno 1936, s. 156.<br />
W artykule Ostro:i:nie z autentyzm em, zamieszczonym w "Pionie".<br />
z 16 wrzesnia 1937 r ., nr 37, Irzykowski pisze 0 Kridlu i Ingardenie:<br />
,.Tymrzasem Stanislaw Czernik rozwijal i emancypowal sie coraz wiecej.<br />
Z wielkim straehem i ostroinosciami, aby go nie posqdzono, ie nie<br />
wie. naruszyl tabu wsp61czesnej mqdrosci «formalnej», jakoby to wy
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
875<br />
Zalqczam jeszcze moje dwa artykuly niby-antysemickie, ktore<br />
zrobily wi~ksze wraienie niz cokolwiek innego spod mego piora. -<br />
Moj dramadk Czcowiek z pozaru drukowany w "Prosto z mostu"<br />
zaJpewne Pan czytal, jesli nie, to go Panu przysl~.<br />
Zdaje mi si~, ze nie odpisalem na ostatni ohfity list Panski. Ale<br />
byla mi~dzy nami umowa, ze moz'na nie odpowiadac, a za to pisywac<br />
ot sobie bez powodu zewn~trznego. Teraz trafia mnie, sluszny,<br />
zarzut, ze pisz~ dopiero wtedy, gdy 0 mnie chodzi.<br />
Otoz jest historia z tc} PaIubq. Dowiedzialem si~ 0 niej od Bern.<br />
Szarlitta 56, kt6ry telefonowal do mnie tego samego dnia. Gdyrby<br />
nie on i gdyby nie Pan, n1e bylbym si~ dowiedzial. Musz~ przeczytac<br />
ten "Mer.cure de France", Cenna jest wlasciwie tylko uwaga<br />
p. Therive ,17. Ze Krakowsky 58 napisal, to mnie nie dziwi; jako posrednik<br />
musial ostate'0znie wpasc takze na mnie jako material.<br />
Zaslug~ glownq rna Jan T·opass 59, czlowiek jeszcze z czasow Mlodej<br />
Polski, wsp6lpracownik '"Krytj"ki" Feldma.na, on jakich 10 lat<br />
temu zamiesoil w "Pologne Litteraire" duiy artykul pt. Prekursor<br />
F7'eucla i 'Prousta 0 tresci niezbyt wybrednej, szablonowo m6wi<br />
starczaIo, ze forma jest tresciCl, a tresc formq i ze kto wie, czy by<br />
przeciez nacisku na tresc klasc nie nalezalo. U niego ta wqtpliwosc<br />
wystqpila pod naZWq: autentyzm. I dzialo si~ to wlasnie w tym czasie,<br />
kiedy profesorzy Kridl i Ingarden odbywajq dopiero swoje miodowe<br />
miesiqce z owym tabu i gloszq jego pi~knosc wszystkim, nawet tym,<br />
ktorzy 0 nim od dawna wiedzieli." .<br />
56 Bernard Szarlitt (1877-1946), dziennikarz, literat, publicysta.<br />
Zasluzyl si~ tlumaczeniami na niemiecki Fredry, Wyspianskiego, Zapolskiej<br />
i wyborem 165 listow Chopina (1911).<br />
rn Andre Therive, krytyk literacki i powiesciopisarz francuski,<br />
ur. 1891. W powiesciach swoich obyczajowych stosuje wytyczne tzw.<br />
prqdu populistycznego, ktorego byl zalozycielem (w roku 1929 wraz<br />
z Leonem Lemonnier) i teoretykiem. Jest autorem oryginalnej historii<br />
literatury francuskiej. zrywajqcej z powszechnie uzywanymi szablonami<br />
- przedstawia jq w formie rozmowy mi~dzy osobami rozmaitych<br />
narodowosci i ras. Nie udalo si~ wyjasnic, co to byla za uwaga Therive'a<br />
o Palubie.<br />
58 Edouard Krakowski - ur. w Polsce, zamieszkaly we Francji,<br />
uczen Bergsona - w swej ksiqzce (niewiadomo dlaczego Irzykowski<br />
mowi 0 artykule) La Pologne contemporaine, ou Ie genie d'ttn peuple,<br />
wydanej w roku 1937 przez "Mercure de France", zamiescil (na s. 266)<br />
wzmiank~ 0 Palubie Irzykowskiego: "Peut-etre faudrait-il rattacher<br />
au bergsonisme K. Irzykowski, l'auteur d'un tres curieux roman,<br />
Paluba, dont la version definitive. parut en 1903, qui par sa finesse<br />
d'analyse, poussee jusqu'a la tenuite non sans quelque morbidesse,<br />
precede et annonce Marcel Proust".<br />
59 Jan Topass, Un precurseur de Freud et de Proust, "Pologn~<br />
Litteraire", no 4, przedruk w zbiorze Visages d'ecrivains. Les aspects<br />
dl! roman polonais, Paris 1930.
876 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KO<strong>Nr</strong>NSKIEGO<br />
tam 0 mnie jako 0 tym, ktory odziera (ecorcher), jest bezlitosny,<br />
zimny itp., ale wyz.nacza pewne mi~jsce i to na mapie swiato,wej.<br />
Stq,d Krakowsky mial tez prekursora. Ale d z.i~ki mu i za to.<br />
Jeszcze nie podzi~kowalem . Co z tym fantem robic? MysIe;, ze Krak.<br />
powinien byl do mnie napisae. Zapewne on inspirowal notatk~<br />
dla IKC 60. Moze bym i mogi na tejpodstawie zabiegac w Penclubie<br />
czy MSZ, aby kosztem r zqdowym r obili przeklad. Dotychczasowe<br />
proby z literaturq polskq za granicq zawiodly. Szafy ambasady<br />
polskiej w Paryzu Sq zawalone niesprzedanymi egzempIar<br />
zami jakiejs ksiqzki NaBwwskiej. Nie wier z ~ , zeby Francuzom<br />
mogia si~ podobac Pal. Proust to bqdz co bq,dz elegancja, styl, no<br />
i doswia'dczenie zyciowe, Pal. jest fa bularnie dziecinna. Trze'ba by<br />
jq przedstawic ze sta'nowis'ka historyczno-literackiego. Na to b~dzie<br />
czas po mojej smier::i, moje dzieci wydadzq nowe wydanie.<br />
Po ta1kiej ekshumaeji jak po jubile uszu autor i r zeez jego zostanie<br />
juz ·na dobre zapomnia·na. Oczywiseie gdybym mial teraz forsowac<br />
t ~ palubiczq spraw ~ , P a n mialby pienvszenstwo w przedstawianiu<br />
mega potwo·ra. Tu jednak na razie nikt 0 tym art. Krakowskyego<br />
nie wie, zyj~ wsrod ludzi, ktorzy sami Sq zaeh1anni na slawy, nagrady,<br />
subwencje. Na r azie widze; jedno wyjscie. Jest moja 'nowela,<br />
ktorq Pa,n zna, PyriphLegethon. T e, e e ·ni~ naj'vvl~eej ze wszystkich<br />
moich prob, nie powstydzi si~ ona zestaw ienia z nie·zymkolwiek<br />
w literaturze. Otoz Pans'ki Franeuz Ul moglby jq pod Pans'kim<br />
do zorem Iprzetlumaezyc i posia e do Paryza z powola'niem si~ na<br />
artykul Krako'wskyego. My s l~, ze przyjmq jq wsz~d 'zi e , moze nop.<br />
"Mercure de F rance". Czy ja moglbym cos da e jako zaliezk~ na ten<br />
interes? Jakieh 20 zl, na to mnie stae. Ceni
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
877<br />
testamentowy wyklad "klerkostwa" 62. Kler'k - ta nazwa wprowadzo-na<br />
przez Bend~ przyj~la si~, wi~c tego si~ b~d~ trzymal, ale<br />
wol~ : intelektualista (po prostu), albo: wyspiarz. Mianowicie tytul<br />
ksiqzki rna byc: Wyspa atakujqca, tj: wyspa mi~dzy stronnictwami<br />
polityczmymi, ale nie neutralna lecz nadneutralna, poprawiajqca<br />
i krytyhljqca wszystkich. Chcialbym Pana wciqg,nqc na t~ wysp~,<br />
na kt6rej Pan zresztq i tak si~ zna}duje, bo ta rzecz jest jasna<br />
i zawsze byla uprawiana, lecz ,dzis trzeba jq nazwae i wyodr~bnie.<br />
Lecz zaden iz,m, zadna partia, zadna szkola, zaden ruch, przynajmniej<br />
nie polityczny. Dotychczas, przynajmniej tll w Warszawie,<br />
z wyobraze'niem "klerka" lqczono zawsze niedol~stwo, ch~c<br />
ciszy, umywanie rqk od wszystkiego, pantoflarstwo. Owszem,<br />
ows,zem! - ale w ten spos6b, zeby to bylo grozne dla tych, kt6rzy<br />
, w tym swiecie nie zyjq. Trzeba b~dzie uzasadnic, ie doty,chczasowe<br />
wszystkie zarzuty przeciw intelektualistom oparte byly na niezrozumie-nilU<br />
ich roli (zarzuty zdrady, dwulicowosci, hamletyzmu,<br />
dyskusyjnosci, slabosci), z, tych "zarz,ut6w" trzeba zrobic zalety,<br />
potwierdzie, ze tak bye po-wilnno, ze to jest dobrze, ze oni Sq<br />
na dobrej dwdze a swiat na bl~dnej.<br />
ZJdaje si~, ze za par~ tygodni w ZipOCZnq w "Pionie" drukowac<br />
seri~ artyku16w na ten temat. Trzeba by ksiqzk~ napisae, ale<br />
teraz stae m,nie tyrko na program ksiqzki. Dolqcz~ rozprawy 0 perfidii<br />
i szantazu.<br />
Gdy mi si~ z tym ulZy, to wezm~ si~ jeszcze do jakichs wlasnych<br />
pisanin: dramaty, a moze i Poetyka, do kt6rej m-nie Pan<br />
laskawie namawia.<br />
Ladne i trafne Sq Panskie mysli 0 zludzeniu: ze to nie korzysc<br />
i rozkosz (Pan po.wiada 0 wiele lepiej: przywilej) lecz tragiczny<br />
mus. To powinno bye wlasnie dzis, wobec Krildla i egzageracji<br />
z "fi
878 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
w defensywie, w doda tku zmieszaTIo nas z Boyem. Bronie si~<br />
trzeba, ale to wymaga uczenia si~ od przeciwn1ika, uczenia si~<br />
wielu dr6g jalowych, a ja na to teraz nie mam czasu (64 la t).<br />
Jeszcze co do konkursu na "buty" 64, nie wiem, 0 jakq "pedagogi~<br />
przez konkursy" Panu chodzi. Swego czasu byla mi~dzy<br />
mnq a Grubiiiskim wielka polemika 0 samq mysl takkh konkurs6w.<br />
Konlkurs dal pl,on ciekawy, ale nie mialem juz sil opracowac<br />
go, tyle si~ nawojowalem z tym oslem ze starej Warszawy.<br />
P6zniej pokazalo si~, ze mysl byla bal,dzo nowoczesna,<br />
bli'Ska reportaz6w, st'l1di6w w terenie i innych usilowaii rosyjskich<br />
oraz kadenowskich. Dla tego J . N. Miller, kt6ry znal lit.<br />
rosy.jSkCj, wziql w6wczas uldzial w jury. M6g1bym Panu przyslae<br />
calq paczk~ tej polemlilki, ale na co to Panu, zaopewne nie 0 t·o<br />
chodzi. [...] Wart. 0 autentyzmie wlasciwie zaczepiam 0 t~<br />
spraw~, i to wszystko wiqze si~ z Palubq, talk ja,k caly kleriklizm<br />
(Wyspa). A propos tych kon i kurs6w, mniemam, ze Pan sam to<br />
sabie doskonale pomysli.<br />
. Ser:deczne pozldrowienia i wezwania, zeby nie upa.dae na duchu<br />
- pomimo, malgre, dennoch!<br />
Karol Irzykowski<br />
20<br />
Warszawa, 7 pazdzi~rnika 1937<br />
Kochany Panie Karolu!<br />
Najprz6d 0 wawrzyn~e dla dra Seweryna 65. Wyruszylem z tym<br />
na posiedzeniu sekcji, ale nikt go nie zna i dkazala si~ atmosfera<br />
64 Chodzilo 0 konkurs na nowel~ , ogloszony w "Wiadomosciach<br />
Literackich" (1927 r., nr 3), kt6rego uczestnicy mogli pisac na jeden<br />
z trzech okreslonych temat6w. Jednym z nich byly buty. W jury<br />
konkursu wzi~li udzial: Stanislaw Czosnowski. Karol Irzykowski,<br />
Jan Nepomucen Miller. 0 konkursie pisal Irzykowski w "Wi adomosciach<br />
Literackich" 1927 r., nr 4 (KonkuTs na zadany temat),<br />
a talde w nr 5, 10 (polemizujCjc z Waclawem Grubinskim, kt6ry zaczepil<br />
ide~ konkursu) oraz w nrze 22 z tegoz roku.<br />
w; Polska Akademia Literatury (utworzona w r. 1933 - zasiadal<br />
w niej Karol Il"Zykowski), w 1934 r. ustanowila odznaczenie "Wawrzyn<br />
Akademicki", zloty i. srebrny. Odznaczenie to corocznie nadawal minister<br />
W. R. i O. P. na ",rniosek Akademii.<br />
Tadeusz Seweryn (ur. 1894), znakomity ludoznawca i etnograf, artysta<br />
i krytyk artystyczny, obecnie dyrektor Muzeum Etnograficznego<br />
w Krakowie (przyjaciel Koninskiego).
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 879<br />
- ' - - - . . ( . . ( ..... (<br />
sceptyczna, uzasadmona w wypad1kach wawrzynu zlo·tego. Takie<br />
rzeczy podlegajq wprzod baldaniu przez se'kretariat, starostwa,<br />
wojelWodz1iW~, ewe'nt. odpowiecinie st6Wa .rzy:~;ienia, zwiqzki czy<br />
instytncje. E WO'bec tego odloz,ony, wyruszE: z tym wczas na przyszly<br />
rok. Gdyby byl potem nazajutrz obe'Cny Kleiner na plenum, mozebym<br />
zaryzytkowal, on by mnie poparl. Ale skoro Seweryn jest<br />
tylko asystentem a nie dyrektorem, -to jui' wejdq hu w grE: kliki,<br />
ktore polecajq, zaidrosni 0 te wplywy 'sq kompani. Kadena Prusz,<br />
kowski, JastrzE:'bowski i Bog wie kto - to jest "sitwa" a Kaden<br />
publicznie oSwiadczyl, ze uznaje tylko ideologtiE: sitwy. Tego roku<br />
i tak ponioslem nOWq klE:sk~: staram siE: od 3 lat dla Julii Wielezyils'kiej<br />
(Dickstei,nowny) 66 0 zloty wawrzyn jako tlumaczce, badaozce<br />
jE:zyka, ale na przekor mnie dali jej sre1'lrny, pnzed
880 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
21<br />
Kochany Panie!<br />
Warszawa, 18 grudnia 1937<br />
Dzis dopiero wysylam paczkE: drUlkow, ktorych dotychczas zgromadzic<br />
nie moglem. Sq one moze juz 'nieaktua'lne, ale sprawa tego<br />
PenklU'bu do ktorego zresztq nie nalezE:, byla dla mnie interesujqca.<br />
Niestety nie mogE: jej Panu opowiedziee ze wszystkimi<br />
szczegolami. Do tego poiniej przyplqtal siE: niezgrabny wypad Skiwskiego<br />
przeciw mn~e 67. Posylam Panu tez dramadk 68. Za kilka<br />
rdni zapewne bE:dE: mogi Panu posiac i ksiqiJkE:, ktora ma 'jU'z<br />
wyjse.<br />
o czym to ostatnio m6wilismy? Zdaje siE:, ze chddzilo 0 antysemityzm.<br />
Mam tu kar l!k~ Pailskq przed oczami. Otoz i ja mam<br />
kilku przyjaciol zydow, nawet bar,dzo wiernych i godnych ludzi.<br />
najblizsze stosunki Iq~ zq mnie z nimi stale, korzYSci Sq przewaznie<br />
po mojej stronie, ale to nie odwiodio mnie od sporadycznego<br />
wyst~pu antysemickiego. [... J<br />
Poza tym - roboty i robotki, polowanie na honOTaria, sla'be<br />
nadzieje, ze w przy'szlym rolku bE:dzie lepiej. W domu klopoty<br />
z ksztalceniem dzieci, ktore coraz wiE:cej kosztuje.<br />
Niech Pa'n nie uwaza z'a swoj obowiqzek reagowae na tE:caIq<br />
paczkE:, ktorq posylam. Czytam teraz intensywnie nowele<br />
"Pionu" 69, bo konkurs przeciez rna bye rozstrzygniE:ty, a "Pion"<br />
wyIazie ma rdalej, redukujqc honoraria. Na Pailslkq jeszcze nie natrafilem.<br />
Moja taktyka i moje sojus,ze zape,wne wydadzq siE: Panu niezrozumiaIe,<br />
ale to wszystiko wy,nika z sytuacji i braku ludzi.<br />
67 Jan Emil Skiwski napisal artykul 0 Irzykowskim Klerk-kibic.<br />
drukowany w czasopismie "Podbipi~ta", z 17 pazdziernika 1937 r. (<strong>Nr</strong> 42).<br />
68 Czlowiek z pozaru. Dramat w I akcie. Drukowany w "Prosto<br />
z mostu", 1937 r., nr 38--43.<br />
60 Redakcja "Pionu" oglosila w 1937 r., (nr 1 i 2) konkurs na nowelE:.<br />
Do jury zaproszono: Z of i~ Nalkowsk
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 881<br />
Gdybym Pana m1al tu pod r~kq jako swiadka, wielu rzeczy mwe<br />
bym nie robH albo robH inaczej.<br />
Se:rdeczne pozdrowienia<br />
i zyczenia Wesolych Swiqt<br />
Karol Irzykowski<br />
22<br />
Warszawa, 3. II. 1938<br />
K,ochany Panie!<br />
Przyslanie dwutomowej ksiqz,ki nie wstrzyma mnie od pisania<br />
do Pana. Przejrzalem jq powierzchownie, widz~ zupelnie oryginalne<br />
wzi~cie si~ do rzeczy, za1pewne b~dq uchybienia w szczeg6lach,<br />
ale zdaje mi si~, ze czegos talkiego jeszcze u nas nie<br />
bylo. "Ludu" nie lubi~, w jego walory ()dr~bne nie wierz~, ale<br />
mysl~, ze ksiqzka Panska wyswietli mi te sprawy. Mam nadziej~,<br />
ze 0 niej cos na 'pisz~, tym baridziej ze mimo rozmiar6w<br />
nie jest Quza, gdy, si~ odliczy teiksty.<br />
Panska nowela zwr6cila uwag~ tych, co przygotowywali. tj.<br />
przesiewali material dla jury. Przypisywali jq - Wit'kiewiczowi.<br />
Jednych bral Slqsk, drugich zagadnienie konsekwencji. Co do<br />
mnie postawilem jq na drugim miejscu, proponujq1c na pierwsze<br />
trzy inne nowele ex aequo. W~daje mi si~ ta nowela zlozona<br />
z dw6ch cz~sci niepolqczonych z sobq. W 'pierwszej jakby poczqtek<br />
powiesci, w drugiej zwiqze'k wypadk6w, kt6,ry moze nie<br />
wymagal takiego przygotowania. Ten zwiqze'k rna kilka deiur:<br />
nie wyjasniona doM: przekonywujqcO smierc syna, i los zony.<br />
Rzecz cala przypomina mi nowel~ Hebbla Die Kuh i m6j przyjaciel<br />
Gross, kt6ry tak sarno jak ja zna troch~ niem·eckq literatur~,<br />
ta'kze od razu wpadl 'na to zestawienie, gdym mu tresc noweli<br />
opowiedzial. Ale Die Kuh. oparta" zresztq r6wniez na fakcie<br />
autentycznym wzi~tym z gazet, dzis dziala na mnie raczej komicznie<br />
swoim prawie mechanicznym zahaczeniem si~ fakt6w .<br />
Zastrzegam si~, ze nie "po,sqdzam" Pana 0 nasladownictwo, zresztq<br />
w z i~cie sobie takiego \>vzoru nie uchybialoby nikomu - ale<br />
bylby Pa'n to zapewne inaczej napisal.<br />
Do Plomienskiego dzis napisalem z warunkowq zgQdq. Znam go<br />
dobrze, swego czasu bardzo narzucal mi si~ na sojusz.ni,ka W walee<br />
z Boyem. Przychodzil do mnie i od razu zachowywal si~ ta'k, jak
882 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
bySmY obaj cos specjalriego ~viedzieli. C6~, kiedy oil :~~in t,i'k zl~' "<br />
i banalnie pisze, a megalomani~ ma okrutn'l. Klopotliwy jegomose.<br />
[.. J, koniecznie -chcial, zebym mu tu w Warszawie wyrobil posad~<br />
w gimnazjum, a ja ani tyle wplywu nlie mialem ani zadnego przekonania<br />
do lDiego. (Z .pew,nosciq on mnde uwaza za megalqrnana!) [... J<br />
Wysluchalem ze wzruszeniem i symtpatiq Pairskiej autocharakterystyki.<br />
Ale takich rze-czy wlasciwie nie powinno si~ mowie drugi
LISTY K. IRZYKOWS:{I\LEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
883<br />
ue-zye --- a chaosem ,ias~ystow, falangistow ito., kt6rzy zwracajqc<br />
si~ przeciw ta,intym \,,-zi~li na siebie ohowiqzek szu'kania -no'Wych<br />
drog. W jednych i dnigich nie wierz~, ale wol~ juz tych nieokreslonych.<br />
Powiada PaI,l, , ie L. by~by bolszewikiem, _demokratq, dekaderitem<br />
Hip., gdy1by tobylo en vogue. Tak jest, ale', procz "totaInia'ka"<br />
Sq jeszcze inne rzeczy dzis en vogue, i mal'ksizm, i antyfaszyzm<br />
-i na wszyst,k-ich stan{)wiska1ch moina rabie odpowiednie<br />
frazesy i miny i znajd~ 'wae pan-ienki, ktore. za to buzi da~zq.<br />
o tym gd_zie jestesmy, do czego naleiymy, r,ozstrzyga zwykle<br />
przypadek. Gdybym byl mlodszy {) 10 lat i wziql byl udzial<br />
w legionach, nalezalbym dzis do sana.cji, robilbyrn nowy "ustr6j",<br />
ekspe-rymenty, na jalkims naczelnym -stanowisku. Gdybym mial<br />
dobra, bylbym lwnserwatystq lub zakutym ende'kiem. Itak dalej.<br />
I t{) wcale nie jest relatywizm, tylk{) oboj~tnose dla formulki<br />
wyjsCi{)iwej. Nie rna hasla anipartii, kt6ra by byla absolutnie<br />
do ' odrzucenia, a wsz~dzie moina cos dobrego- zrobie, bye twqrczym,<br />
pr,zebie si~ do nowej warstwy dlialania. Lasz_ wybral falang.::,<br />
poniewai zdaje mu si~, ie tam moze "rozwinqe skrzydhi",<br />
rewnowae, robie ideologi~, us,tanawiae, Idajq mu takq kom'binacj~<br />
wolnosci z posluszenstwem, ie poczucie wolno-sci przewaia <br />
wolnosci dla niego sameg'o. Zapewne si~ zawiedzie, ale zawiodlby<br />
si~ tak sarno wsz~dzie. Frazeol}.ogia wszyst1kich innych partii jest<br />
jui znana, z'banalizQwana. Nie razumiem, dlaczego Pan go wyklina.<br />
- Niedzialk o-wsk;j dodalby tu: jeieli w szys ~kie partie rowne,<br />
to dlaczego ten pain idzie tam wlasnie, g'd zie jest pelny ilob,<br />
a nie do nas, socjalow, ktorzy nic nie mamy i nic nie damy <br />
ergo karierowicz. Tak' jest, dla udowo'dnienia swoje j bezinte-resownosci,<br />
ideowasci, trzeba w Pols'ce bye dziadem, zdychae z glodu,<br />
tkwie w dziurze tj. w partii, do ktorej s i ~ nie rna i adnego<br />
przek
884 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
na'gr'odzie socjalisci nie pomysleli, wymieniali jak,o swoich chor'liych<br />
sytego Boya J sytego Sionimskiego, kt6rzy ich zreszt'l mieli<br />
gdzies. Jest moda, zeby m6wie 0 Sl,on.: wprawdzie Sion. taki<br />
a taki, ale za to ho ho, jego odwaga. cywilna itd. Ta·k pisze<br />
wei'li Cat-Ma1ckiewicz, teraz ·X. Pruszynsrki, i Pa'n tei. Ale gdy<br />
si~ m6wi 0 odwa,dze cywilnej, trzeba zawsze zwaiye, jakie S'l<br />
stosunki materialne danego faceta. Sion. miewal kolosalne zarobki,<br />
jezdzil do Brazylii za cudze pieni'ldze, rna udzial w "W. Lit.",<br />
bierze pieni'lrdze za swoj'l odwag~ eywiln'l , kt6ra ostateeznie polega<br />
tylko na tym, ze ezasem uszc:zypnie Slawka lub Ignacego<br />
Matuszewskiego albo zapyta 0 cos ministra. Tarka standaryzowa'na<br />
odwaga eywilna nie imponuje mi. W tej chwili ci sami ludzie,<br />
kt6rzy wychwalaj'l odwag~ eywiln'l St, w "Epoce" wywlekaj'l na<br />
swiaHo dzienne' moje bl
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
885<br />
mnie - poehloni~ty bywa samq rzeezq, on si~ nie tylko zapala<br />
ale i spala, jalk zyd. To mi s ,i~ w nim nawet podoba, on suehot<br />
dostanie. Trzej ludzie mnie w P,olsee interesujq: on, Pan i Kolaezkowski,<br />
jako pr6by drogi klerkowskiej. Ko!. w tej ehwili jest na<br />
przelomie, terroryzuje minish-a, ehee si~ ezegos doigrae, eksperymentuje,<br />
lewiea bije mu brawo bo niby to waH w rzqd, ale jemu<br />
chodzi 0 spraw~ ezy 0 etyk~. Pisal 0
886 L~TY K. IRZYKOWSKIEGD DO K. L. KONINSKIE90<br />
23<br />
Kochany Panie!<br />
Warszawa, 24. 4. 1938<br />
p<br />
Pomimo nieprzeczytania jeszeze Panskieh ksi
l.,ISTY K IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
887<br />
slalem, ze cos z tych korespondencji, z tego mojegokrzqtania<br />
si~ oko{,o ' wlasnej i 0udzej duszy, bo Sq jeszcze i fragmenty jakichs<br />
pami~tnikow, dzienniki przez ki1-kan'ascie 1at nie prowadzone<br />
i wynurzajqce si
·888<br />
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
ktore mO'ze tyl-ko ja jeden niesprawiedliwie ja'ko glupstwo odezuwarn<br />
- slysz~ w tym jakby wska 'zowk~: juz si~ wynos.<br />
Ale dlatego tei wydawalo mi si~, ie t~ kwesti~ ezy det. ezy' .<br />
. indet. naleiy weielic do samej ehara,kterologii i ba'dac eharaktery<br />
przy nieustannym utrzymywaniu tego nie .~deeydowania. Ja takie<br />
przeiylem takie waloki rzezbiarskie jak Pan. W swoieh Prolegomenach<br />
do ch-logii sprzed 20 laty 76, jeszcze nie ealkowicie wcielon'ych<br />
do moich nowych wywodow, okreslilem charakter, jako to<br />
wszystko, czego w danym czlowieku nie rozumiemy. - Jeszcze<br />
-co -do . det. i indet., t~ spra'W~ rozstrzyga b. gladko Payot we<br />
wst~pie do swojego zresztq moralizujqcego Wykszt. charakteru:<br />
ie nawet jeieli det., to przeeiei nie wiemy ja,kie one jest, ile<br />
jest w nim moiliwas-ci, maie ukrytych, i zawsze, gdy si~ ktos<br />
zmienil, moiemy powiedziec, wsku tek czego ta'k si~ stalo, ale<br />
nigdy przewidziec. Utitz raldzi 'sobie z tym problemem tak, ie <br />
przyjmuje charaktery plastyczne, gi~tkie, i twarde, ale to jest<br />
wybieg formalny.<br />
A co do literackiej strony to' autor moie pisac 1 wg metody<br />
det. i indet. Jeieli det., to jest pra-ktyezne, daje wyrazne kontury<br />
j jest "przekonywajqce" bo "prawdopodobne" nadaje si~ do sZlkolnych<br />
zadaii nip. opisac charakte'r Bog>umila' w Nocach i dniach.<br />
Zwykle Sq ubogie takie charaktery, bez gry antynomicznej. Nazywa<br />
si~ je w krytyce "konsekwentnymi". Ale Szekspir d awal<br />
charakte.ry indeterministyczne, wielo,znaczne, tym si~ roznil ponad<br />
Moliera, ja,k i e ubogiego! Czytalem slusznq obserw a cj ~, ze Szekspir<br />
daje katastrofy charakterow. Otello nie jest w cale za Z!dro<br />
.snikiem, Hamlet chwiejnikiem. Ale autor w ogole nie jest obow<br />
iqza ny do zgodnosci z za1dnq rzeczywistosciq.<br />
Ale wlasciwie' jui zbieralem s i ~do P ana pisac z powodu Panskiego<br />
artykulu w "Marcholcie" 77, gdy przysze dl list Panski.<br />
D z i ~kuj ~ P anu za zrobienie wyjqtku dla mnie. Styl P anski mocno<br />
si ~ zmieni1 - stal si ~ barwny, zywy , lecz ai zanadto podniecony.<br />
Stylolog policzylby, ile w nim jest cudzyslowow i slow wz i~tych<br />
z gwary codziennej. Daje Pan c i~ g i Hitlerow i. [... J Ja jes tem tak<br />
przeladowany nienaw isciami, i e s i~ des z~ z tego, ie 'nie po t r ze b uj ~<br />
nienawidzic Hitlera. Mam wobec 'niego raczej iyczliwosc neutralnq.<br />
Anschluss wywolal we mnie odruchy melancholijnej syrnpatii, choc<br />
wiem oczywiscie, czym to grozi Polsce. Natomiast w zbiera we mnie<br />
coraz wi~ksza nienawisc do Francji i AngJiii, kt6re si~ tak daly z1a<br />
76 Por. "Museion", 1913 r., zeszyt VIII. (Fragment tego artykulu<br />
znajduje si~ w ksiqzce Karola Irzykowskiego Slon w§r6d porceLany).<br />
71 W sprawie Ch. O. S. ("Marcholt", 1938 r ., nr 3 i 4).
LTSTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 889<br />
pac.. Okpil kh Hitler, ciekawym czy okpil i Becka. Gdy sO'bie wyobrazam<br />
milny tych pa'now mi:nistrow, jak mUSZq udawac, ze wszystko<br />
wied
890 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
nie bye samym -nie osiqgnqlem tego, w pelni, ale zasad~<br />
w sobie przewalczylem.<br />
Inkryminowanego listu jeszcze dzis nie posyIam, bo chc~ pr~dko<br />
to wyslae<br />
W "Rocznikiu Literackim" za 1936 pisze 0 Pa'nu Zawodzhlski<br />
str. 38: ,,(Wiersze M. SZlUkiewicz'a) i dzis mogq budzie odzew<br />
uczuciowy i bye pun'ktem wyjscia:'refleksji filozoficznej, dow,odem<br />
ohszerne studium 0 kosmog'onii poetyckiej S., 0 micie metafizycz<br />
. nym stworz.onym w jego poezji, studium napisaneprzez tak gl~b01kiego<br />
mysliciela i wykwintnego znawc~ literatury, jakim jest<br />
K. L. Koninsiki". ·<br />
Serdeczne pozdrowienia<br />
Karol Irzykowski<br />
25<br />
Warszawa, 31. V. 38.<br />
Kochany Panie!<br />
Klocqc si~ ze mnq, przeszkadza mi Pan vv podzi~kowa 'niu za<br />
Pan'ski do b r y - dobry pod kilku wzgl~dami - artY'kul 0 Irzykowskim<br />
78. Czytalem go raz, i nie wi ~ cej, z uczuciem s z cz~s c ia,<br />
bo coi wi~cej moi e uszcz~sliwie autora jak nie to, ie napisal rzecz<br />
pi ~knq. Zresztq wiern, ie Pan jest moim zmawc
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 891<br />
i jndy~vidual;o~ci, koment ~ rz ~ mO:i:etytko. 'Ciik rritiie' - pochlania<br />
t elksty. Nadmiema sklonnosc do tw6rczosci samych metod i zasad<br />
~ czyli filozof. C;zy ju:i: ktospisai' 0 tyro? ~Cos czyt~llem, ale<br />
bylo 10 ' zupelnie szablQlnowe. . . .,<br />
Jesz
892<br />
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
W tej chwili mam na glowie trzy odczyty, wiE:c taki sam klo-:<br />
pot ja~ Pan. Dlatego do ksiqzki PailSkiej, po powierzchownym<br />
zaznajomienIru siE: z niq, nie przystE:pujE: jeszcze, ale recenzja<br />
bE:dzi~ na pewno zr.obiona. Tymczasem muszE: jeszcze przeczytae<br />
dwa dramaty, kt6re swiezo wyszly.<br />
Co do Za'kopanego to k,westia Pailskiego dachu komplilkuje siE:, poniewaz<br />
ja przed odczytami muszE: bye zUlpelnie nerwowo wypocz~ty<br />
i spokojny, nie rozkolysany rozunowami itp. Dlatego prOszE: Pal1!a<br />
o pomoc w wyszuka'niu dla mnie poIkoju cichego, w kt6rym bym siE:<br />
• m6g1 do'brze wyspae i rano i po poluidniu, psy, dzieci, koguty,<br />
aeropla'ny, racia it,p. Sq mi bardzo niepozqdane. Cza'sem Sq jakies<br />
lokalne halasy i niepokoje, kt6re przesikadzajq wiE:cej od aut.<br />
Rzadko udaje mi siE: 05iqgnqe ideal. Lirczqc siE: z tym, ze pierwsza<br />
noc jest zawsze niepew,na, przyjezdzam 0 ile moznosci na caly<br />
dzieil przed odczytem. WiE:c chcialibym w Zakopanem spE:'dzie juz<br />
noc z 23 na 24 lipca. Ewentualnie zatrzymal>bym siE: w Z. do koilca<br />
kurs6w.<br />
"Pion" wydal numer specjalnie poswiE:cony mojej osobie 80 •<br />
Przywio'ZE: go Pan'U. Nie rna tam jedna,k ani jednego artykulu, kt6ry<br />
by siE: umyl do Pailskiej rozprawki 0 Palubie. Chcialem zatamowae<br />
wyeanie tego numeru, a.Je juz za p6zno, nie moma bylo<br />
dobrym ludziom robiC przykrosd.<br />
Serdeczne pozdrowienia lqcz~<br />
Karol Irzykowski<br />
27<br />
Kochany Panie!<br />
, Wisla, 22. 7-38<br />
Wg wszelkiego prawdopodobieilstwa i programu riawiedz~ Pana<br />
jutro, tj. w sobot~ okolo 7-ej wiecz6r 81. Tak przynajmniej wyliczam<br />
sobie pociqgi, a rozkla'd jazdy jest dose zagmatwany. Dobrze<br />
mi tu bylo, ale obowiqzki wzywajq. Moze Plomieilski b~dzie wolal,<br />
i KPP, w latach 1918-1925 czlonek kierownictwa KPP. P6zniej, przebywajqc<br />
w Zwiqzku Radzieckim, zajmowal s i ~ gl6wnie krytykq literackq.<br />
W r. 1931 oglosil pr6b~ marksistowSkiej historii literatury polskiej.<br />
80 "Pion", 1938 r., nr 24/25.<br />
81 Karol Irzykowski w Zakopanem w r. 1938 byl jednym z prelegent6w<br />
wakacyjnych kurs6w naukowo-literackich, zorganizowanych<br />
z inicjatywy: Stanislawa 1. Witkiewicza, J . Eug. Plomieilskiego i K. L .<br />
Koninskiego. Pierwszy kurs mial miejsce w 1937 r. K. Irzykowski wyglosil<br />
tam dwa odczyty:<br />
1) 25. VII. (1938 r.) 0 wsp6lczesnej dramaturgii w Polsce<br />
2) 26. VII. 0 plagiacie.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 893<br />
zeby zamiast 0 plagiacie mowic 0- metaforze, ten odczyt tutaj<br />
si~ podQbal. Ciesz~ si~ bardzo ku widzeniu si~ z Panem<br />
Serdecznie p021drawiam<br />
Karol Irzy'kows,ki<br />
28<br />
Kochany Panie!<br />
Warszawa, 8. 8. 38:<br />
Pisarzy ludowych juz przeczytalem, z trudem lecz i z satysfakcjq,<br />
chcialbym 'napisac a tu dzis teilefonuje do mnie Napierski 0 art.<br />
o Swi~tochowskim. Uchylilem . si~, proponuj~ mu 0 Pa'nu. On:<br />
dobrze, bo wlasnie mam j'llZ jeden gotow na ten sam temat, i drugi<br />
jeszcze art. 0 Panskiej ksiqzce jest zapowiedziany, polemika, wi~c<br />
b~dq nawet trzy 82. Nie wiem, czy ta metoda jest dobra dla pisma <br />
ja drugiego art. juz nie wytrzymuj~ - ale glowna rzecz, czy dobra<br />
ala Pana. Co Pan na to? Moze nie posylac Nap-mu lecz gdzie indziej?<br />
Jutro jad~ na 10 dni do "MqdraIina" (dom Kasy im. Mianowskiego<br />
pod Otwockiem), tam prosz~ naJpisac. Skrypt 0 met. 83 prosz~<br />
odeslac d
894 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
29<br />
22. ~II, 1938<br />
Kochany Panie Kat~f~~ _<br />
Zadne-przyczyny tego rodzaj-u, ja,kie mi Pan pr,zypisuje, nle zrazily<br />
muie doPana, jest Pan takim samyrm "w zydu" ja1k w listach.<br />
Przyczyny Sq: 1 0 nie }ubi~ teraz pisac iistow, choc niegdys lubilem<br />
bardzo;- 2 5' mialem na'pi'Sac do Pana list specjalny 0 ortografii, wy::' ,<br />
liczajqcy rrinostw,o wy'pad!kow, kiedy przed ostatniq reformq zacz~to<br />
"pisac rozne slowa razem, ale kSiqzeK u ,mnie siE: namnozylo<br />
takie" mnostwo, .ze szukanie wsrod nich kosztuje mnie potem bolu<br />
serca. :Ale jeszcze nie dajE: za wygranq i ten list napiszE:.' Na razie<br />
zwalilo siE: na mnie duzo roboty, tej bl.()gosla wionej i przeklE:tej <br />
pierwsie, ze siE: wygrzebiE: z dlugow nieco, drugie, ze na part: miesiE:cy<br />
jestem zakorkowany. Przy tym widzi Pan zawsze na koncu<br />
roku sq -dla m.nie rozne finisze, ktore zwy,kle_konczq siE: dla mnie<br />
klE:skq; ale juz siE: przyzwycza'ilem. [...] .<br />
Pan oczywiscie posqdzal mnie, ze kocham zydow. Et . co tam,<br />
kochain czy nie. kocham, Gr,oss jest moim przyjacielem,a Taeni<br />
Feigenbaurn siedzi !pi juz od roku na karku, ciCjgle zajmujE: siE:<br />
wydobywani~m go z Wiednia, juz znienawidzilem go, bo dla niego<br />
tlukE:--glowCj 0 mur, ale robiE: uparcie proby. A Pan sobie tylko<br />
z daleka jest filosemitCj czy humanitarystCj i gderanie na demoralizacjE:<br />
swiata dobrze Panu robi.<br />
Wypadki polityczne malo mnie interesujCj, chyba od tej strony,<br />
ze kazCj OIprMniac strych z papierow i ksiCjzek a maski gazowej nie<br />
dajCj, zresztCj moja ml-odsza cOr'ka, ktora siE: na tym zna, powiada,<br />
ze maska by mi siE: na nic nie przydala. Teraz znow wzyvvajCj mnie<br />
do komisariatu Obrony Przeciwlotniczej. Bardw biufokratyc,zilie<br />
to robiCj. Ale poniewaz Pan mowi 0 gesta,ch, rzeczywiscie brak bylo<br />
ze strony Polski wielkiego jagiellonskiego gestu (podanie rE:ki Czecham).<br />
Czemu? Tajerrinkza przyczyna, minE:la moda na gesty.<br />
Czyn! - realny! -:- Brzozowski zabil gest, niech Pan sprawdzi<br />
w jego Legendzie, co on tam wypisuje '0 gescie. Moze nal\vet mial<br />
racjE:, moze ten gest, '0 jakim mowila Mloda Polska, byl czym innym.<br />
Ale od tego czasu jako's realizm rowna siE: krotkowzrocznosci. Musi<br />
Pan jedna,k takze przyznac, ze do tego gestu, 0 Jakim Pan mysli,<br />
trzeba bylo dwoch.<br />
Tyle na razie, aby dac znak zycia i pr'zy sposobnosci zyczyc Kochanemu<br />
Panstwu Wesolych SWiqt i szczE:sliwego Nowego Roku.<br />
Serdeczne po,zdr,owienia<br />
Karol Irzy,kowski
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
30<br />
895<br />
24. 6. 39<br />
Kochany Panie Karolu! .<br />
W tym wku od samego poczqtku bylem zagwoidiony w niebywaly<br />
sposob, i to beletrysty:kq. Najprzod powiesci kilkanascie dla<br />
czterech wieczorow radiowych, potem dla "Rocznika Literackiego"<br />
tylei dla dzialu przekladow z niemieckiego, ktory w tym roku<br />
opracowalem dodatkowo poza ·moim dzialem dramaturgii, a i ten<br />
wymagal w tym roku czytania wi~kszej ilosci dramatow ksiqilkowych.<br />
Opchalem sip, powiesciami, bez iadnego poiytku dla duszy.<br />
Procz przygodnych artykulow jui prawie nic nie robilem i czulem<br />
si~ zwolniony od pobocznych wyskokow pilnosci. Panskie listy zas<br />
za;dajq mi zawsze pensum. Kwestia byla, kiedy to Pan mi napisze :<br />
jak tam 3est z tq "neutralnq iyczliwosciq" dla Hitlera? - i ja b~d~<br />
musial ·napisae jakqs obron~. czy wytlumaczenie swego stanowiska.<br />
Nie lu'bi~ zas teraz eksplikowae si~, pozosta wiam mysli w stanie<br />
nierozwini~tym. Nie chcp, si~ klocie z Panem, nam obu to szkodzi<br />
na zdrowiu. Ale par~ uwag. Historia nie byla nigdy tak dramatycznq.<br />
Niemcy dylktuJq 8wia tu to co cmi nazywajq das Gesetz des<br />
Handelns i zaczyna si~ gra 0 rzeczy wielkie, ie tak powiem metafizycznie<br />
wielkie. Niemcy nie majq slusznosci co do nas i co do<br />
Czech, ale majq slusznose wobec Anglii i Francji, panstw pasibrzutho,w.<br />
Ale tak jak tragicZ'ny bohater z koniecznooci brnq<br />
w coraz dalsze winy. Summum ius summa iniuria. Sowiety nie skonczyly<br />
swej partii, a moie jq przegraly, wykazujqc, ie klasy odradzajq<br />
si~, teraz grajq Niemcy. W za·sadzie jest to i nasza sprawa,<br />
sprawa rownosci panstw i majqtkow narodowych, ale my z roznych<br />
przyczyn (ukraincy, iydzi) tej sprawy sami rozgrywae nie moiemy.<br />
Dlatego nasza sprawa gdanska jest dziwacznym w~zlem slusznosci<br />
i nieslusznosci. P·od,danie si~ Czechow bylo mistrzowskq sztuczkq<br />
historii. Oczylwiscie i ja stalem na stanowisku: mo·ina bylo bye<br />
wielkodusznym, pomoc Czechom, albo oni mogli nas prosie 0 protektorat.<br />
Nie wiem, kto sobie tam w brod~ pluje. Ale slyszalem<br />
tei takie zdanie, kt6re mi troch~ przemowilo do przekonania: gdyby<br />
nie nasz owczesny sojusz z Niemcami, Hitler zwrocilby si~ przeciw<br />
nam, nie przeciw Czechom.<br />
I teraz nagle ucichly wszystkie sprawy ideologiczne zasadnicze.<br />
Roine moje kampanie literackie i i.deowe, ktore przygotowywalem,<br />
Sq jakby be2lprzedmiotorwe. Chamstwo literackie pozostalo na placu.<br />
Ja, chociai mam sobie wiele do zarzucenia z powodu mego le'nistwa,<br />
umywam r~ce: nie mialem gdzie pisae, wszystkie najlepsze<br />
posady recenzenckie (krytyckie) Sq w r~kach tzw. tworcow (Kaden,<br />
<strong>Znak</strong> - 6
896 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
Wierzynski, Parandowski, Wol-oszynowski, Koloniecki). Pan zas<br />
moze sobie oglqda e zupelne banluuctwo swojej "Ch. O. S." Artykul<br />
s. Teresy w "Verbum" mi.mo komplementow swiadezy, ze i a ni<br />
"majq swoje (t zw .) zdecy:dowane oblieze" 85 .<br />
, Oni juz ni'c na swieeie nie zrnyeh, rojqce si~ od truizmo'vv.<br />
Truizmy nie mogq bye zbawienne. Wsrod mojej najnowszej lektury<br />
byla slawna ksiq~ka slawnej Gertruay von Le Fort Chusta W eroniki.<br />
G. L. F. to pionierka katolicyzmu na Niemey, a Maria Wi<br />
.nowska jest w Polsce jej ambasadorkq. Znowu ta Laska, Laska!<br />
Laska, ktora i A'ndrzejewskiemu w glowie zawroeila. Poki tego<br />
ewielka si~ nie poz'b~dq, poty b~d~ 'zawsze wolal protestantyzm<br />
obehodzqcy si~ bez Laski. Par~ lat dzi~ki przychylnej dla mnie<br />
atmosferze Lasek ezekalem, co stamtqd wypromieniuje, ale zawiodlem<br />
si~ zU'pelnie. S. Teresa rna nastawienie akuratnie "Wiadomosei<br />
Literackich" i wsze].kie odpowiednie sympatie i orientacje,<br />
kat·olicyzm, Mauriae i Maritain nic jej na to nie po'mogq. Gojawiezynsika<br />
t,o aut.orka dla jej gustu; ks. Kornil,owicz z daleka roztaeza<br />
nad tym wszystkim opiek~ a t q broszurq 86 zdyskredytowal<br />
si~ w moich oezaeh ZJulpelnie. Trzeba b~dzie zdyehae bez tcZw. pociech<br />
religijnyeh, tak jalk si~ zylo.<br />
Powyzsze moje wy,nurzenia wtorujq Panskim rozezar,owaniom<br />
co do Brzozo,wskiego. Wlaseiwie on byl zasadniczym rozczarowaniem<br />
mega zyeia. Ale weale nie dlateg.o, ze zdradzil ezy nie zdradzil.<br />
Sprawa jego zdrady nie jest jeszcze rozstr.zygni~ta. Dokument,<br />
o ktorym Pan slyszal, byl reprodukowany w "Niepodleglosei",<br />
.i byl rozpatrywany przez tutejszy kl'ub polonistow "Klin". Wyrazono<br />
wiel'kie wqtpliwosci co do wartosci dowodowej tego dokumentu,<br />
wobec kpt. Kalinskiego z Arehiwum MSWojsk. Moze to<br />
bye po pro-stu tylko powtor zenie bakajowskich twief>dzen. Ale grzechern<br />
glownym Brz. byl jego spo'Sob pisania, jego huepa 87 na idee,<br />
wywolujqca niesumienno'se, wreszeie obrzydliwe kaznodziejstwo.<br />
Przed x laty pisalem 0 nim jako 0 produeeneie wOdki, wtedy rzucil<br />
si~ na mnie ostro Bleszynski. Zresztq zrobilem dla Brz. tyle ile<br />
8.; Artykul s. Teresy franciszkanki w "Verbum", <strong>Nr</strong> 3, 1938 r. <br />
polemizujqcy z rozprawq K. L. KoniI1skiego W sprawie Ch. O. S. , drukowanq<br />
w "IVIarcholcie". .<br />
8" W 1939 r. ukazala si~ w Warszawie (Biblioteka Akcji Katolickiej,<br />
"Nowa Seria", nr 16) broszura ks. KornBowicza - Chrzescijanska odbudowa<br />
swiata w swietle nauki 0 Cie!e Mistycznym. Rozwazani a 1Iad<br />
ro!q duszpast er za w akcji spolecznej.<br />
87 hucpa - oszustwo, 19arstwo, bezczelnosc.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
897<br />
za!den literat polski ella drugiego literata nie zrobil, choc on wyrzqdzil<br />
mi smiertelnq szkod~. Teraz wyjdq jego wyklady Swiatopoglqd<br />
pracy i swobody ste.nografowane przeze mnie. B~d~ si~<br />
staral, zeby Pan jakos otrzymal beZipla tnie tomy dotychczasowe.<br />
Legend~ mog~ Panu poslac w starym wyclaniu juz teraz. Niech Pan<br />
mi la6kawie odesle ksiqzeci ki, kt6re Sq u Pana. "Pion" zapewne<br />
z.ostanie wskrzeszony jako miesi~cznik pod redakcjq Skiwskiego,<br />
moze Pan b~dzie tam pisal. Nie mam jllz teraz tyle cierpliwosci<br />
ella Pailskiego pisma, wi~c moze nie odpisuj ~ na wszystkie punkty<br />
i moze si~ - mijamy. Zarzut "inteligenckiego podejscia" - 3/4 literat6w<br />
pol·skich wychowalo si~ na floskulach bolszewickich,<br />
[.. .] SwiatopogiqdBrz-go (praca) zwyci~zyl i oto jakie skutki. Z tej<br />
strony ja patrz~ na sytuacj~: co on narobil. OczywisC'ie nie on,<br />
tylko jego mistrzQwie Rosjanie (trzeba by zajrzec do Michajlowskiego).<br />
Teraz wyjezdzam na par ~ tygodni do Mqdralina, aby je<br />
S'zcze przed wojnq odetchnqc sosnami.<br />
Serdeczne pozdr.owienia Panu, zonie i synowi<br />
K.I.<br />
31<br />
Kochany Panie Karolu'<br />
Kaunas, 1929 m. 28 lipca men.<br />
Niespodziewanie pisz~ do Pana z Kowna, dokqd mnie zagnala<br />
wycieczka Z\viqzkll Lit. Pol. Toby bylo cos dla Pana, rozmyslac<br />
J)ad mozliwosciami ugody lub unii polsko-litewskiej, co do kt6rej<br />
wszyscy tlltaj wyrazajq sceptyczne api.nie. Moze by Pan jaki artyklll<br />
0 tym na1pisal, ja za maIo mam danych, dopiero od kilku dni<br />
zajmllj~ si~ tq kwestiq i cZllj~ s i~ za malo patriotq polskim, a by si~<br />
do niej rozpalac. Ale sentymentalizm literacki gra we mnie. Pcniewaz<br />
z ludzmi nie bardzo si~ porozumiec mozna - j~zy ik litewski<br />
jest nam nieskoilczenie bardziej obcy niz rllski, czeski, chorwacl{li<br />
itp. - wi~c kraj·obrazy. Kowno jest male i ladne, "tolnie<br />
w zie'leni". Najpi~kniejsze: z · da-chu kosciola i kolegium Jezuit6w,<br />
gdzie uczyl Mi·ckiewicz, wido·k splywu Wilii z Niemnem, gdzie to<br />
"Niemen w gwaltowne pochwyci ramiona" 88. Wlasnie zach6d sloilca<br />
blyszczqcy i podw6jny - odbity w wodzie - podkreslil to miejsce.<br />
R. DobrowoJs'ki powiedz.ial: Scena erotyczna. Ply .n~lismy tez stat<br />
88 Por. Piesn 0 Wiliji z Konrada Wallenroda.
898 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
kiem w gore: Niemna, wytrwale po obu stronach doliny pi~kne<br />
lasy, zameczki, ruinki itp. Mialem tez sposobnose jechae lodziq przez<br />
Niemen na drugq stron~, zamaczalem palce, woda byla ciepla od<br />
deszclU z poprzedniej nocy. Psychologia: im bardziej mojej ojczyzny<br />
nie kocham, tym bardziej moglbym pokochae Litw~. Byly<br />
"incydenty", 0 ktorych by dlugo trzeba si~ rozpisywae, chcqc wyluszc·zye<br />
ich przeslanki. Niestety zdrowie mi nie dopisuje, opuszczam<br />
niektore fragmenty wycieczki, 'llie wiem czy jutro zdob~d~ sie: na<br />
jazd~ autOJbusem do Polqgi.<br />
A teraz wracam do Panskiego listu. Panska spowiedz - ze spowiedzi<br />
byla dla mnie "przezyciem", poniewaz uwazam spowiedz za<br />
klerkowskq, utopijnq instytucj~ , ktora nie wiadomo skqd znalazla<br />
si~ w katolicyzmie. Wszystko zalezy od tego, kto spowiada, czy potrafi<br />
bye zast~pcq Boga. Gimnazjalne wspomnienia spowiedzi.owe<br />
zostawily na mnie zle wrazenie. Dzis przylqcza si~ do tego skrupul<br />
inny: co do ekshibicjonizmu, jak to pr·ze~wyci~zye? Ale podziwiam<br />
Panskq odwag~. Chcial Pan bye z sobq w porzqdku. Ale ostatecz.nie<br />
z08tal Pan tym samym. Utwierdzil si~ Pan tylko w swoim, nadal<br />
Pan temu "swoje" wYZSZq sankcje:. B~dzie Pan dalej zjezdzal to,<br />
co Pan zjez'ci-zal, i gotowal w sobie krew. Ja tez nie widz~ innej<br />
drogi. Przebaczenie! - przebaczenie jest zubozeniem duszy, zemsta<br />
jest jej amplifikacj~ metafizycznq, zemsta jest czyms nierealnym,<br />
przebaczenie jest z rz~du k'orzysci praktycznych. 2yli lulCizie,<br />
ktorych kosci wykopalbym z grobu, a by si~ na nich zemscie. (Czy<br />
to ta dzi,ka Litwa mnie tak usposabia?)<br />
29/7 Niemoznose udzialu w zbyt uciqzlivvych wyciec:okach (7 godzin<br />
autobusem do Polqgi) trzyma mnie w hotelu, to samo pp. Galuszkow<br />
·oboje chorych. Brak polskiego slownika, przewodnika,<br />
planu, utrll'dnia mi przechadzki nawet w samym Kownie. Jest tyl'ko<br />
plan litewski, bardzo zle zrobiony. Za to czytam jednq publikacj~<br />
niemieckq, z ktorej dowiaduj~ si~ wielu nowych dla mnie r zec.zy.<br />
Ach, my literaci naprawd~ nic nie wiemy. Moze oso'biscie pomowi~<br />
z Pane'll 0 tych sprawach. Ale w tej chwili juz mnie to wszystko<br />
nic nie obcho,dzi. Niech sobie politycy, dyploma'ci, wojskowi robiq<br />
co chcq. Chcialbym juz wracae. Niczego i z nikim si~ tu nie dogadam.<br />
Moze zainicjuj~ '.Dowarzystwo Polsko-Litewskie w Warszawie,<br />
ale jestem za stary aby si~ tak szaTpae. Na rowni -i'llteresuje mnie<br />
kores'pon'dencja mi~d'Zy Abelardem a Heloizq, ktorq wziqlem tu<br />
z sobq. "<br />
Nie mog~ zakonczye ,nie podzi~kowawszy Pa'nu za rozs'nucie mi<br />
swoi
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 899<br />
trudniej spowiadac si~ przed zwykIym, cywilnym czfowiekiem.<br />
Tego B. nie uczyni.f! - chociaz cz~sto wbil min~ po temu. - Nie<br />
na wszystkie kwestie listu odpowiadam, bo nie mam go przy sobie.<br />
Rzecz Skwarczyiis,kiej 0 listach moze Pan trzymac u siebie, inne<br />
przy sposobnosci Pan przesle. 2al mi Pana niezmiel'llie, ze Pan tak<br />
przykuty do krzyza, znowu. Trzeba ieby Pan probowal napisac<br />
dramat, to ryzyko, powiesc Iatwiej zbyc, ale dramat daje wi~kszq<br />
satysfakcj~.· Choc rzad'ko, ale b~d~ do Pana wciqz pisywal, tylko<br />
ie nietbyt w zwiq'zJku z Paiiskimi listami.<br />
32<br />
Kochany Panie!<br />
Ser·decznie F.ana sciskam, malZonce serdeczne ukiony<br />
Karol Irzyko·wski<br />
•<br />
Warszawa, 8. III. 40<br />
Paiiskq kartk~ dostalem dopiero wczoraj, corka jq zabraia jadqc<br />
do Krakowa dwa tygodnie temu i teraz przywiozia. Podczas gdy<br />
Pan uratm.val mojq podo,bizn~, ja nie uratowalem, ani nie ra towa<br />
Iem, Paiiskich listow, sipaJily si~ razem z moimi mebIami, bibliotekq,<br />
obrazami, notatkami mieszkaniem. Dodatnie strony tej zimy<br />
byIy: brak "sezonu", gazet, czasopism lit., odczytow, premier, kryty,k<br />
moze odpoczywac, przeczytac cos mqdrego, grafomania cudza<br />
nie dociera do niego, moze sic: Ciddac grafomanii wlasnej, 0 ile jej<br />
nie stracil razem z 12 kg wlasnej zywej wagi jak ja. Dyskutowa<br />
Iismy tutaj tylko 0 - jedyna nowalia - ksiqzce Stachniuka Dzieje<br />
bez dziejow 80. Nowa:czyiisk,i uwaza go za olbrzyma, ja nie. Pan dopiero<br />
teraz spisuje swoj swiatopoglqd, a "uczniowie" St., smarkacze<br />
20-letni, juz majq sw-poglqd! mowiq () "postawie Zadmgi".<br />
Wszystk{) malpowanie. Pisz~ rowniez pow{)leiiku kler'kowskq ksiqzk~<br />
(rozdzial: analiza, ro'Zmowy, ukoiiczony), trzeba uporzqdikowac rachunki<br />
z tym swiatem, skoro si~ otrzymalo takie ostrzezenie. Przeciez<br />
taka strata jestpoismierciq, wraca si~ do zycia jak po letargu.<br />
Zresztq jest mi lepiej nizniejednemu. Czqstka emerytury, przez<br />
zim~ zasilki - ktore teraz juz ustaly - utrzymywaly mnie na powierzchni.<br />
Wiosna teraz idzie, to uleczy Pana, jezeli Pan zim~ prze<br />
89 Jan Stachniuk: Dzieje bez dziej6w (teoria rozwoju wewnc:trznego<br />
Polski, Wydawnictwo "Zadruga", 1939 r.). Ksiqzka wyszla z drukarni<br />
16 sierpnia 1939 r. i zostala "cicho" rozprowadzona w pierwszych miesiqcach<br />
okupacji. 0 "Zadrudze" i 0 "postawie Zadrugi" pisze Jan<br />
Stachniuk we wst~pie do innej swej ksiqiki Czlowieczenstwo i kultura,<br />
Po'znan 1946.
900 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
trzymal. Ciesz~ si~, ze Pan istnieje, zachE}cam do pisania wszechstronnego.<br />
Co za dziwne wakacje dla literatow! Gdy'by jeszcze<br />
wygody byly, ale duzo czasu zabierajq drobpe zabiegi. Polecam<br />
zasad~: zwiezc p aid dach! - chocby nawet w gorszej formie. Ale<br />
ze wszyscy teraz takie piszq, wi~c i czytanie jest Bogu mile. Sciskarn<br />
Pana, uk.lony rodzinie<br />
Karol 1.<br />
33<br />
3. II. 41.<br />
Kochany Panie Karolu!<br />
Dzi~kuj~ Panu za wiadomosc 0 sobie, a jezeli nie zaraz O'dpisywalem,<br />
to dlatego, ze odzwyczailem si~ .(yd tego dzikiego pisma.<br />
Przede wszyst'kim slda dam wyrazy wspolczucia z powodu smierci<br />
0jca Panslkiego, ktorego szk,oda ze nie Zinalem blizej: Te dawne<br />
struktury umyslo,we, pogrobowcow pozytywizmu, szczegolnie mnie<br />
pociqgajq; mierz~ siebie samego nimi. Kol. Czosnowskiego, k rery<br />
mial tescia w Lanckor,onie, prosilem, aby wywiedzial siE: ° Pana;<br />
nie mogi si~ jed'nak nic dowiedziec, jego tesciowie zresztq juz tam<br />
nie mieszkajq. Tymczasem nadchadzi list Panski c- gdy juz Wyka<br />
zawiadomil mnie 0 miejscu Pans,kiego pobytu.<br />
Moje losy' mozna opowiedziec krotko: przez 2 lata biedowalem,<br />
teraz od wrzesnia wiedzie mi siE: lepiej, dajE: lekcje stenografii,<br />
polskiej i niemieckiej, w szkole. J e dna corka jest kelnerkq, druga<br />
rna zajE:cie n a prowincji. Napisalem dramat 1 alktowy wierszem,<br />
za'czqIem diatrybE: klerkowskq "Wyspa" 90, teraz bior~ siE: do Literatury<br />
Polskiej lat 21. Na razie jednak mu sz~ si~ przygotowywac<br />
do lekcji, bo nie mam rutyny w tym fachu i w teorii jestem slaby.<br />
Napisalem dwa dobre wiersze.<br />
Zainteresowalo mnie P anskie za j~cie si~ logikq 91. W ciqgu tych<br />
2 lat bowiem i ja otadem si~ 0 ten przedmiot, mia·nowicie przeczytalem,<br />
z mOllOJem, Logik~ Crocego - jednq z ur,atowanych kSi q<br />
90 0 tej samei zamierzonej ksiqzce pisze Irzykowski w liscie do<br />
Koniiiskiego z 20. IX. 1937 r.<br />
91 K. L. Koniiiski zajmowal si~ specja1nie 10gikq i pozostawil z tej<br />
dziedziny kilka duzych i niewykoiiczonych rozpraw (pisanych \,v ciqgu<br />
wojny). Oto ich tytuly: Wprowadze nie do lO!liki, Logika formalna, Rachunek<br />
zakreslnik6w, Kwadrat implikacji, Z teorii zbiom, Rozwazania<br />
o sylogizmie, Rzecz, Zbi6r. Wielosc. Pozos tal po nim stos notat do 10<br />
gi ki, dose znacznej obj~tosci, w arkuszach, w osobnych zeszytach, na.<br />
marginesach ksiqzek.
LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
901<br />
zek - doszedlem w ten sposob do kHku nowych dla mnie zagadnien,<br />
scieielk i wertepow. 0 logistyce wyraia si~ Croce tak ujemnie,<br />
ze mnie brak wiadomosci {) tej dziedzinie przestal martwic.<br />
W kaidym razie nie otrzymam jui na tej drodze tych objawien,<br />
ktorych nie mog~ miec na innej drodze.<br />
Trzy moje ksiq2lki Sq u Pana; gdyby Pan mogl, prosilbym {) ich<br />
zwrot, to da mi zlu'dzenie odrastania mojej biblioteki. Radbyrm tei<br />
miec Panskq ksiqik~ '0 literatur:ze ludowej, lecz jesli Pan nie rna<br />
egzemplarza, to niekoniecznie. Wspomn~ 0 niej w swojej Literatur<br />
ze, ale do tego daleko.<br />
Swoje skrJlpty niech Pan chowa i pisze jak najwi~cej; jesli nie<br />
mozna lepiej, to niech b~dzie gorzej. ZasY'pmy nadchodzqce pokolenie!<br />
SzIwda, ie nie mam czasu wszystkiego gruntownie przeczytac<br />
(s vkola! a procz tego wciqi tu wyrabiajq cuda z oswietleniem<br />
elektr.).<br />
Serdeczne pozdrowienia tymczasem<br />
lqcz~, Pani uklony<br />
Karol Irzy,kowski
902 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />
SPIS LISTOW KAROLA IRZYKOWSKIEGO <br />
DO KAROLA LUDWIKA KONINSKIEGO <br />
w porzqdku chronologicz!llym:<br />
1. List: Warszawa 5 lipca 1931.<br />
2. List: Warszawa 25 lipca 1931.<br />
3. List: 27. XI. 1931.<br />
4. List: 29/12 1931.<br />
5. List: Warszawa 22/IV 1932.<br />
Tu: Zalqcznik do listu: Przepisany r~kq Karola Irzykowskiego<br />
wyciqg z dziela: utitz, Charakterologie 1925, s. 263.<br />
6. List: Warszawa 19 maja 1933.<br />
7. List: 15. XI. 1933.<br />
8. List: Warszawa 30 grudnia 1933.<br />
9. Kartka: (Warszawa) 26. II. (1934 r .)<br />
10. List: Warszawa 24. X. 1934.<br />
11. List: Warszawa 15. XI. 1934.<br />
12. List: Warszawa 9 grudnia 1934.<br />
13. List: 19. II. 1935.<br />
14. List: Warszawa 7 stycznia 1936.<br />
15. List: 7. III. 1936.<br />
16. Kartka: 23. 5. 1936.<br />
17. List: Warszawa 2/6 1936.<br />
18. List: Warszawa 27. X. 1936.<br />
19. List: Warszawa 20 wrzesnia 1937.<br />
20. List: Warszawa 7 pazdziernika 1937.<br />
21. List: Warszawa 18 grudnia 1937.<br />
22. List: Warszawa 3. II. 1938.<br />
23. List: Warszawa 24. 4. 1938.<br />
24. List: 7. 5. 38.<br />
25. List: Warszawa 31. V. 38.<br />
26. List: Warszawa 3 lipca 1938.<br />
27. Kartka: Wisla 22. 7. 38.<br />
28. Kartka: 8. 8. 38. (Warszawa).<br />
29. List: 22. XII. 1938.<br />
30. List: 24. 6. 39.<br />
31. List: Kaunas (Kowno) 28 Jipca 1939.<br />
32. Kartka : 8. III. 40.<br />
33. List: 3. II. 41.
STANISlAW PIGON<br />
UWlASZCZENIE LITERACKIE<br />
CHlOPA*<br />
1<br />
ZW8WO pIynq wady w Nidzie i pr~dko zmienia si~ czas; z nim<br />
zas po trosze i struktura aparatu odczuwania. W tym samym<br />
"GIosie", ktory mi~'dzy wspolpracowrnikami Iiczyl takie Dygasinskiego,<br />
u'kazywac si~pocznq niebawem opowiadania Zeromsk'iego,<br />
mi~dzy nimi i takie, co ekstatycznie podnoszq czIowieczq godnosc<br />
chiopa. Zaledwie przewr6ci si~ karta w ' kalendarzu wie'kow, a ludzie<br />
w Polsce czytac b~dq W Toztokach Orkana i Chtop6w Reymanta,<br />
Na potoczne poj~cia sprawliedliwosci spolecznejwplywac<br />
one b~dq wyraznie choc z wolna.<br />
Wzgardliwy, nierzadko niena'wistny stosune:k do chiopa dlugo<br />
jeszcze co prawda snul si~ ja·k dym gryzqcy po uczuciowosci polskiej.<br />
Ja'k dlugo? - unaoczni nam jeden jaskrawy przyklad.<br />
Kiedy Zeromski w tok Wiemej rzeki (a wpierw jeszcze w jednq<br />
ze scen R6zy) wp16tl obraz - nie wiem, zasadny, czy bezzasadny,<br />
w kai'dym razie 'nlie uzasa'dniany - ja'k chiapi powstanca ranrnego<br />
i bezbronnego, wldkqcego s'i~ ku wsi wysmiewajq i obrzucajq<br />
grudami, mlody abiturient jednego z gimnazjow warszawskich<br />
takim p6'kwitowal to odzewem:<br />
"Na widok osleplego, okulalego, ociekajqcego 'krwiq czIowieka <br />
w brutalnej lIlaturze chiopstwa nie budzi si~ iaden instJ"nkt wspolczucia<br />
i milosierdzia, 0 kt6rych Z pozonnym przejc:ciem co niedziela<br />
wysluchuje kazan z ambony koscielnej. Ci ludzie Sq calkiem<br />
wyzuci z elementarnych uczuc czlowieczenstwa, Sq to karyka tury<br />
• pod tyrn tytulern prof. Stanislaw Pigon pOlqczyl w jeden szkic - przeznaczony<br />
do nowego zbioru jego prac - rozwazania dl'ukowa ne z okazji pi~l!<br />
dziesi ~ ciolecia ukazania slEl Chama Orzeszkowej, a takze podsumowanie dyskusji<br />
na ternat wizel'unku chlopa w tw61'czosci Dyg asinskJiego, a zakonczyl<br />
szkic lIwagarni, kt6re tu zarnieszczamy, na m a rginesie powiesci J. G. Pawlikowskiego<br />
Cisonie, (wyd, <strong>Znak</strong>, 1963).
904 STANISLAW PIGON<br />
stworzen bo,skich, doszcz~tnie zmaterial'izowane, pozbawione wszelkich<br />
as'pira,cji, wszelkiej mil'osci sprawy pols'kiej w ogole, tonqce<br />
wylq'czmie vv zwierz~cym egoizmie kastowym". I<br />
Mniejsza 0 razswawolonego lobuza, Mary to na'pisal, boe przecie<br />
nie wziql tego z Zeromsk'iego, lecz z siebie. Wa:ine jest, ze ,v tamtej<br />
stkole ktos musial nastawiae jego. umysl i serce. K iedy zas<br />
w Ksiqzce maturzystow (1913) dru1kowa,n;o t~ jego wypowiedz, ktos<br />
Ksiqzk~ musial redagowae i t~ pozycj~ zaaprobowal. Ktos uwazal,<br />
ze jest w 'porzqdku, gdy si~ na przedprozu niepodleglosci lzy w ten<br />
sposob pddstawowq warstw~ namdu. K tos z elity inteligencji<br />
stolecznej. Musi zainteresowae, kto i po co w ten spos6b nastawial<br />
umysly mlodziezy. Przeciez naovvczas nie tylko w zaborze austriackim<br />
ale i w rosyjs'kim wies uczestniczyla juz szeroko w zyciu<br />
polityczmym a nawet upominala si~ 0 miejsce rownorz~dne w gospo,darstwie<br />
naro'dowym. Z kart "Siewby" i "Zarania" padaly<br />
w tym kierunku twarde postula'ty. No, przejdzmy mim~ .<br />
W Polsce zjednoczonej atmosfera si~ pad tym wzgl~dem zmienila<br />
gruntownie, ale si~ tez i skomplikowala winny sposob. Stronnictwa<br />
chlo'pskie mialy juz duzo do powiedze,nia w grze politycznej.<br />
Bywaly tez ost[.O ata'kiowane. 0 niedojrzalosci chlOlpow<br />
czy tez '0 ich przyrotdzonych przywarach g~sto pisalo si
UWLASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA 905<br />
wiesciowych i nie trudno byloby popodstawiae tu nazwiska<br />
tworcow ezy tytuly utworow.<br />
W ni'niejszej potrzebie wystarczy trzymae si~ toru wytyczo'nego<br />
i wymierzonego w rozwazaniach nad Chamem Orzeszkowej. Wracalmy<br />
do pytania przewodniego, jak w literaturze wspolczesnej <br />
poza konfliktami pIyJllq cymi z ta'kiego czy il1inego porzCjdku swiata<br />
- odslania sie. charakter chlopa sam w sobie, w miazdze swego<br />
istnienia, w rdzennej istocie, w jakich wymiarach u,imuje si~<br />
tam lu'dz!kq jego godnose.<br />
2<br />
Zeby pisa rz mogl pokusie sie. ° pol}azanie wierne, 0 "wizerunel{<br />
wla~ny", tzn. vvIasciwy, zywota cz{owie;ka wiejskiego, musi<br />
uczynie zadose elementarnemu, trudnemu warunkowi, winien ustalie<br />
solbie wlasciwy punkt widzenia i potrzebnq odleglose: zdobye<br />
siE: na artystyczne, a wi ~e bezinteresawne, zyczliwe za razem zaciekawienie,<br />
przyjqe nalezy-iq postawe. wyjsciowq: an i powyzej, ani<br />
ponizej, ani o'bok, ale w sam raz. W naszym wypadlku n ie moze<br />
to bye postawa ani tklliwego rozrzewnienia, a'ni gniewnej pasji,<br />
nie rna zmierzae do mentorskiego pociqgania za polE: sukmany<br />
ezy to w tE:, ezy w tamtq stro,nE:. Kategorycznym imperatywem '<br />
musi byc .praw'da, sledzema czujnym i spl~awiedli"jym , ehoc przyja~nym<br />
we'jrzeniem. Najblizszym takiej postawy byl u nas Reymont.<br />
Sposrod pisarzy na m wspolczesnych jednego zwIaszcza mozna<br />
i naleiy ws'kazac, co te. posta we. przyjql najwlaseiwiej. Byl nim<br />
nieda wno zma rly Jan G. H. PawlIkowski (zm . 1962). Pisarz<br />
nierychliwy, rzadko przypomi'nal sie. ozytelnikom, a ie do tego<br />
z upod()lba1niem okrywal sie. zaslonami pseudonim'ow, przeszedl<br />
wir;:c malo zauwazony W sqdaeh literaekich. Ale w sprawie, ktora<br />
, nas tu obchddzi, zajql pozycjE: przodujqcq.<br />
Choc urodzo,ny w ro'dowym gnieidzie PawHkowskich, w Medyce,<br />
wrosl byl jak najgl~biej i najrzetel'niej w goralszczyznE:. Tatei<br />
uwag~ jego ad wezesnych lat skupili na sobie ludzie wiejscy tego<br />
wlasnie regicm'll. Syn ekonomisty, rotkoehanego w przy r odzie,<br />
ale i w ,poezji, zna'komitego wydawcy i k omentato,ra Sliowackiego,<br />
Jana Gwalberta, skoja-rzyl w sobie rowniez glod widzenia<br />
realnego sWiata z wrailiwosciCj poetyekq. W oba te ramiona swego<br />
uposaienia duch1olwego ujql milosciwie wies i ezlowieka prostego.<br />
Wynik'nE:la stqd urocza Bajda a Niemrawcu (1928), a wyniknqc<br />
miala rozlegla saga roldu Cisoniow. Zly los sprawil, ie wiel'kie
906 STANISLAW PIGON<br />
dzie~o to do'Ciqgni~te wcale wysoko, nie doczekalo si~ zakonczenia.<br />
Michal PawHkow·ski wydajqc drukiem to nieukoilczone dzielo<br />
brata pobudza wyoObrazni~ czytel'nika, by szukala satysfakcji<br />
w wypelnianiu luk. "Moze, po'Sifkowarny planem calosci, znajdzie<br />
radoM: wsp6ltwor,czq wlasnej wyobrazni w uzupelnianiu SO'biE;<br />
brakujqcych ust~pow. Bywa przecie ito, ze taka swoboda bard'ziej<br />
jeszcze pocLnosi wa},ory nieukoncwlnego d z iela , troch~ tak, jak<br />
z po,sqgiem starozytnym, nie majqcym rq'k". 2<br />
Nie pojd.ziemy wszelako za tq zachE:tq, nie bE:dziemy dochodzic,<br />
w Jakim gescie mialyby bye splecione braikujqce rE:ce t01'SU. DostE:pny<br />
oku trzon dziela miesci w sobie dostatec7Jny ladunek bogactwa.<br />
ROZlpE:'dem glownego zaciekawienia szu'kae go b~dziemy<br />
w zakresie odslonionej tam psychiki chlopskiej.<br />
Porzq'dkiem naturalnym, na wsi szczeg6lnie stosownym, saga<br />
miala objqc dzieje foO'du w ramach trzech pokolen, a wiE:c tyle,<br />
ile ich ogamia normalnie pamiE:e z osobistego doznarnia i oglqdu:<br />
dziad, ojciec i syn. Cisonie - 'to stary rod goralski. Z dalekiej,<br />
zamgllomej juz przes,zloOSci majacz,eje przodek JoOachim, co jeszcze<br />
za Augusta III uzyskal w tej krolewszczy~n'ie l okacj~ na sadybE:<br />
rodowq. Blizej, ale rowniez przez omglenie tradycji poznajemy<br />
pradziada Bartlomieja, zolnierza austriackiego i dezertera-zbojn~ka<br />
z ,czas6w wojen napoleonskich. Bezposrednio patrzymy na<br />
koleje zycia, fragmelJ1tarycznie odtWiorzone, dziada Mikolaja Warga<br />
tego, takze za ml·CYdu zb6jnika, potem powstanca chocholowskiego,<br />
wreszcie sercem do ziemi przypisaneg.o gazdy-gospodarza.<br />
BeZlposrecinio zas, twarzq w twarz obcujemy z jego synami: J~drzejem,<br />
spadkobiercq ojcowizny, i mlodszym, Wawrzyncem, co przez<br />
szkoly wyszedl ze wsi i jako profesor gimnazjalny wszedl w inteligencj~.<br />
Wnuk Andrzej, syn JE:drzeja, lekarz i rzezbiarz, przewija<br />
siE: raczej jako element posredni. W centrum mieszczq siE: trzy<br />
postaci: Mi1koiaj, JE:drzej i Wawrzyniec, one tez nas tu przede<br />
wszystkim interesujq.<br />
W tych trzech kondygnacjach rodu obchodzq autora fenomeny<br />
indywidualnosci, kazda inna, zaleznie ' oOd warunkow zyciowych,<br />
w jakkh im przyszlo' wewnE:trznie siE: formoOwae, ale tez w granicach<br />
kapitalu rodowo·sci, kt6ry przekaZ'uje siE: prawem d ziedziczenia<br />
i wewnE:trznq wiE:zbCj spaja generacje. Elementem takiego kapitalu<br />
w l'odzie Cisoniow jest uidolnienie artystyczne, wypowiadajqce<br />
siE: u dz:iada i ojca w ciesiolce (budarstwie) i rzezbq w drzewie,<br />
U wlnuka zas w zamHowaniu i uzdolniell'iu rzezbiarskim jui<br />
2 J an G. H . Pawlikowski, C;sonie . Krak6w 1963, przedmowa Micha la P awliJ
UWI,ASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA 907<br />
bez ograniczen. S-paja zas ich wszystkich W1t:Z Jeszcze silniejsza,<br />
przyrodzona i nierozerwalna, ktora w rOinych poloieniach iyciowych<br />
wyraia si~ roinie, ale za fundament rna charakter, kaliber<br />
wewnt:trzny. Wyraia si~ tez wlasnie w chlopskosci.<br />
Co si~ na -ten charakter skla>da, 'W czym jest istota "ci'somiowosci",<br />
ja'k sit: ujawnia wierzytelna chlopskosc tych ludzi? Do<br />
odpowiedzi, ktora stanowi dla nas istotE: sprawy, dojdziemy kolejnymi<br />
za 'kr~garmi.<br />
•<br />
3<br />
Tak si~ wydaje, jakoby autor wziql sabie za za'danie dac ow<br />
"wizerunek wlasny" chl'opa uj~ty nie tyle w ro'dzinnym, zadepta,nym<br />
t,oku i:ywota (choc i tego tam nie bralmie), ile na<br />
wiel'kich zakr~tach losu, kiedy to w samej swej naturze ujawnia<br />
si~ wlasciwy grunt moralny jego chara-kteru, gl~binna jego iscizna.<br />
Jedna zas i druga warstwa ist-nienia miala bye uj~ta przez<br />
pryzmat rzetel'nego .realizmu wY'sokiej proby. Te wlasnie decydujqce<br />
zakr~ty, te w~zlowe pro'cesy potraktowal autor szczegolowo<br />
i starannie i te na ogol powykonczal, :wstawiajqc sobie<br />
obrobienie wiqzqcych je 'prz~sel jako zadanie poi:niejsze. Sq one<br />
i dla nas wagi nieco pom,niejszej, to zas nam pozwala traktowac<br />
wykOl1czoll1e cz~sci ja'ko podstaw~ w da'nym razie wystarczajqcq.<br />
Nie chodzi bowiem 0 analiz~ i ocent: calego dziela, scislej<br />
biorqc, pozostalego torsu, ale wlasnie 0 ow wizerunek chlopskosci.<br />
Rysow jego nie skupil autor na jednej postaci. Takiej postaci<br />
centralnej, jednego bohatera tam nie rna, chodiilo przeciez 0 sag~<br />
nie jednostki lecz rodu. Jezeli nawet jednq z osob wysull1ql na<br />
plan pierwszyi ukazal najszczegolowiej, z gl~bok'l sympatiq, to<br />
wlasnie ujql jej 'owej przedstawicielskiej znamiennosci. Wawrzyniec<br />
Cison jest synem chlopslkim, kt6ry wyszedl ze wsi nie zrywajqc<br />
z niq wi~zow uczuciowych, a wszedl w inteligencj~, stan'll<br />
w szeregu budowniczych kultury umyslowej.<br />
W tym charakterze pdkazal go autor szczegolowo, a uczynil to<br />
ze szczegolnq starannosciq i upo'd,obaniem. Jezeli ktora z postaci<br />
powiesciowych bierze czytelnika .v pDs'iadanie uczuciowe, to wlasnie<br />
on. T~gi fachowiec, nauczyciel swiatly, poc'iqgajqcy wychowawc<br />
a ~ zacny cozlowiek - rna w so·bie urok wybitnej indywidualnosci.<br />
Nie braklo ta'kich iN dziejach na'szego szKolnictwa. "Wawro"<br />
przywoqzi na pami~c czcigddne postaci Jana Czubka, Sta1nislawa<br />
Smreczynskiego, Ja'kuba Za,chemsJkiego, wydaje s ,i~ ich rowiesnikiem<br />
i druhem. Niemniej to juz - chlopslkiego pochodzenia,
908 STANISLAW PIGON<br />
a le zawszec inteligent. Chlopskosc jego odsla'n ia si~ posrednio<br />
w specyficz:l1ym ukla'dzie spolaryzowania wew n ~t'fZnego, skojar<br />
zenia i,ns·tynk1u z intelektem. Znamian istnej chlo'pSlkosci szuka<br />
c b~dzi emy gdzie indziej: u jego ojca i u brata.<br />
Mikolaj Cison , \vciqgni
UWLASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA<br />
909<br />
twiczome Sq w 'Dim gl ~ bok,o , nie pod warstwq spekulacji i rachuby<br />
racjonaj,nej, lecz w insty nkcie prawosci, w spodniej caliznie<br />
charakteru. Kieruje si~ sta tecz:nosciq. Statek - ten wyraz wydaje<br />
si~ \" naszej po'trzebie najwIasciwszy. Stateczny to zr6wnowazony,<br />
rzetelny, niezawo'dny, prawy w z,naczeniu jeszcze staropolskim.<br />
"Sta,tecznose Jego - ta'rcz i pu'klerz mocny".<br />
Oto jedno ze znamion wewn~trznej godnosci chlopa, kt6re autor<br />
Cisoniow dos trzegl', chcia1 wydobye na jaw i uwydatnie. Czyz<br />
powiemy, ze nie rzeczywiste, nie zafchodzqce tam nigdzie, ze<br />
sk1amane?<br />
4<br />
Starszy syn Miko1aja, J~drzej, jest z tego samego pnia, ale<br />
autor o'dkrywa w nim inne sloje. r on repreze
910<br />
STANISLAW PIGON<br />
Zgil1~bionemu d'orzucila mim()chodem: <br />
"Wies co, kieby mie twoj brat fciol, wydalabyk si~ za niego" <br />
~ (193).<br />
Kie'dy to jej s16wko doszlo do J ~drzeja, nie rozprawial i uic<br />
po sobie nie pokazal. "Wyjql tyl1ko fajk~ i zwyklym swym s'pokojnym<br />
glosem o'drzekl:<br />
- No to drobr,ze".<br />
Rozstrzygnql si~ los trojga ludzi. Autor, rownie w slowach powsciqgliwy,<br />
niewiele 00 tym powiedzial. Wi~cej zostawil wnikliwosci<br />
czytel'nika. Zmobilizowawszy jq, nie trudno si~ :wrientowac<br />
w polozeniu. Agniesika J~drzej ,owi niewqtpliwie z dawna nie<br />
byla oboj~tna, a jej to zapewne nie bylo taj'ne. Zwrocenie si~ jej<br />
milO'sne ku bratu, bylo dla J~drzeja bolesne. Stateczna powsoiqgliwlOsc,<br />
wr'odwna dobroc i zyczliwosc dla brata kazaly mu jedna,k<br />
to wszystJko w sobie zamknqc. Kiedy mu brat napomlkll1ql<br />
o ch~ci dziewczyny, o,n "wiedzial juz 0 tym. I jeszcze 0' czym<br />
innym, ·0 czym nie wiedzial Wawrzek: ze jego pierwsze dziecko<br />
b~dzie dzieckiem bra·ta". Wawrzka ta decyzja obojga zabolala,<br />
bo juz gubil rozeznanie w psychice blisbch mu wiejski'ch ludzi.<br />
"A przeciez wlasnie 0 nim przede wszysVki>m mysleli, a braterskie<br />
uczU'cie okazywali mu zaws'ze i wiernie. W mqdrej rozwadze<br />
wypadalo im po'stqpic ja'k z nie roozum'iejqcym zycia chl'opakiem.<br />
Bo UCZ0ll10SC to rzecz wielka i godna powazarnia, ale zycie zmow<br />
co i:n-negro. I talk byl,o dobrze, tak byro slusznie" (194).<br />
Musi impOinowac bystrosc rozeznania autora w tych trudnych<br />
sprawa'Ch. Obyczaj wiejski owoczesny rzeczywiScie nie znal i nie<br />
dopuszczal na tym tIe do rozdarc duchowych. Byl wlasnie drzewniejszy.<br />
Pona·d nim prz.eszly bez slardu za,rowno pailskie wyldziwiania<br />
sentymentalne, jak i roma1ntyczne l~ozpasania uczuciowosci.<br />
Dlugo jeszcze w wiek XIX przechowala si~ na wsi Zidyscyplinowa'na<br />
powsciqgliwosc w wypowiedziach uczuciowych, przystojna<br />
m~s\ka wstydliwosc, wlasnie statecznosc w rzeczach milosci.<br />
Tylko ktos niepili na wsi brac t0' mogl za oschlosc i grubiailstwo.<br />
Ten surowy statek towaTZYszy J~drzejowi przez zycie i nie<br />
opuscil go 'przy smierci. Ujawnil to au.tor w jednej z gl~boko<br />
przejmujqcych scen powiesci. Temu trudnemu momento,wi zegnania<br />
si~ z zyciem przysto( rowniez stateczna 'powsciqgliwo'sc uczuciowa.<br />
Widywac mozna do dzis na wsi takie godne, uro'Czyste<br />
rozstawanie 'Si ~ ze swiatem. Poczucie ladu i tutaj nie opuscilo<br />
od'chodzqcego. J ~drzej w zporzqdzil rottropnie pozostawionq maj~tnosciq,<br />
ustali! sposob swego przyszlego pochowku. Chcial mier<br />
przy sabie i objqc pogo'dnym spojrzeniem swoich bliskich, p0'zegnac<br />
pola i slonce. Wlasnie jak przystalo na odcho'dzqcego go<br />
•
UWLASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA<br />
911<br />
spodarza. Bo "chlnp nie ucieka od mysli 0 smieroCi, bliis'za m'll<br />
jest niz ludziom cywilizowanym, ja'k i wszystlko co przyro'dzone".<br />
J ~drzej przez.nal s,w6j dzien. Kazal si~ ogolie, ubrae w czarnq<br />
cuh~ i dopro'Wadzie do ga1niku. Rozejrzal si~ po swiecie, pomilczal<br />
chwil~ i powiedzia1 io;nie: "Dzis j'llz na mnie bedzie cas".<br />
Ana jej uwag~, ie przeciez czuje si~ lepiej, objasnil jq dobrotliwie<br />
i spokojnie:<br />
,,- Ba jakoz? Nie lekcejsa bedzie smierze, kie w sobie lepiej<br />
i w zgod'zie z do'pustem bozym?" (212).<br />
W szacunku chlopskim, wzumianym i a'kceptowanym przez auto'ra,<br />
dobra statec~nose to jedna z najwyzszych osobistych wartosci<br />
wewn~trznych, zarazem jelden znajcenniejszych filarow iycia<br />
spolecznego. Jaikie charakterystyczna dla czlowieka, co iycie bierze<br />
na serio. i wypelnia je uczciwq pracq. To. talkie jakby odblask boskosci<br />
w nim. W te war,tosci wprowadza nas autor wypo,saiajqc<br />
w nie slu'Sznie, uczc,iwie i po prost'll czlowieka wiejsikiego. N'ie<br />
bywa ona ponad jego miar~ i jest wyznaczmi'kiem god'nosci. Totei<br />
podana zostala przez powiesciO'pisarza jaiko cos zwyczajnego.<br />
Nie trudno dostrzec, ze idqc w slad za autorem Cisoniow, obracalismy<br />
si~ w tych samych gl~bdkich sferach duchowosci, ktore<br />
odslaniala Orzeszkowa opowiadajq'c d2lieje Pawla Kobec.kiego. Oboje<br />
oni wSJkazujqc fenomeny wznioslosci wewn~trzJnej, odslall1iajq zarazem<br />
jej fundament. Nie jest onczyms sprzecznym z duchowosciq<br />
chlopskq. Nie zaleiy od oglady, nauki, nie jest funkcjq wyos'trzonego<br />
intelek'tu, ni wysubtelnionej psychi'ki, ale spleciony jest<br />
z istotq czlo,wieczenSltwa. Autor Cisoniow za,dajqc si~ wiele z swiatem<br />
ludzi prostych, gdy go odtwarzal w swej pi~knej, gl~boiko<br />
mqdrej i Ulczciwej pO'wiesci, okreslil stan rzeczy jak najcelniej:<br />
"Milosc, mqdrose, szlachetnose i jaikie tam Sq jeszcze wielkie<br />
slowa - to wszystiko bylo u nich tylko prostym chlopsikim instynktem"<br />
(195).<br />
5<br />
Przed blisko stu dwud ZJiestu laty zdarzylo si~, ze Mickiewicz<br />
w zwiqzku z zapowiedziq ksi ~ ga 'rs k q nowego "Slownika j~zyka<br />
polskiego" oprawwal dla przykladu leksykograficznie jeden wyraz:<br />
"Gnota". W opracowanie to wlqczyl sposobem podowcza's<br />
u nas jeszcze niebywalym szkicowe uj ~ cie dziejow tego wyrazu,<br />
tzn. granic i . przemian jego semantycznych w ciqgu lat. Podni6s1<br />
tam, ie okreslenie "onotliwy" stalo si~ w dawnej Polsce<br />
niemal syna.nimem wyrazu: szlachetny i ie bY'fO lliywane wylqcznie<br />
w odniesieniu do lu'cizi pochadzenia szlacheckiego, jeieli<br />
<strong>Znak</strong> - 7
912 STANISLAW PIGOJ:\f<br />
zas do zwierzq,t czy przedmiot6w, to tyllm z ograniczeniem do<br />
tych, co byly uksztaltowane r~kq czy tez staraniem czlowie'ka.<br />
M6wilo si~ wi~c w6wezas: "cnotliwy hetman", mozna bylo powiedziec:<br />
"cnotlliwy kon ezy pies", "enotliwa strzelba ezy szabla",<br />
ale nie mo:i:Jna bylro po,wieciziec tak 0 chlopie, w og61e<br />
o ezlowieku nizszego stainu.<br />
"Nigdy ten wyraz nie s'tosowal si~ do ehlopa (poezeiwy), Zyda<br />
(lebski), Cygana (zmyslny), ani do zadnego ezIowieka obeego<br />
narodu" 3.<br />
Okreslenie zatem: "enotliwy", jak herb, jak klejnot bylo zwiqzane<br />
z przywilejem, mialo znaezenie kastowo ogra>niezone. Dzis<br />
moze si~ narn to wydac osobliwoseiq nie do uwierzenia, a byro<br />
faktem sarno przez si~ zrozumialym, zwyczajo,wb ezy sIownikarsko<br />
ustalotnym, w polowie wieku XIX jeszcze sprawdzalnym ~<br />
Warto sobie to uprzytomnic i zestawic z dzisiejszym stanem<br />
rzeezy, zeby nabrac pojE:cia, ja'kJi to od tamtego ezasu dokonal<br />
siE: w naszej leksyce w obrE:bie tego jednego hasla przewr6t.<br />
Nie trzeba wskazywac, ze przewr6t w slownictwie przyszedl<br />
w slad za przewrotem w stosunkach spoleeznyeh.<br />
Przemiany j~zyf}wwe dokonujq siE: w tempie zna'cznie w,o 1<br />
niejs'zym niz ekonomiezne, nawet niz obyczajowe. A jedmik rozbicie<br />
ciasnej bariery, ograniczajqcej s'tosowanie 'vvyrazu "cnotliwy"<br />
ezy ,izaeny" do jednego tylko stanu, dokonalo siE: przecie:t<br />
sto,sunlwwo szybko, Z przestawieniem uezuciowosei ezy wyobrazen<br />
bywa niekiedy tmdiniej.<br />
Przeswiadezeniu, ze postac powiesciowq ehlopa mazna UJqC<br />
w kategoriach zacnosci, wznioslosc:i, ze w ehlopie mo,zna dostrzec<br />
nie tylko odrazajqcq dzikosc, ciemnotE: i glupot~, ale takze niewolqcq<br />
wielkod'llszD'osC - przeswiadczeniu takiemu w r. 1886<br />
trzeba bylo u nas toro,wac drog~ silq nieposp01itego talentu. Ale<br />
i pO'tem nie szlo, to latwo, Nalezaloby tedy na odcinku literat~ry<br />
wyznaezyc dwa punkty graniczne w tej sprawie nader mozo]nej.<br />
Mozna je okreslic tytulami: Cham - Cisonie, na'zwiskami: Eliza<br />
Orzesz'kowa - JanG. H. Pawlikowski.<br />
Stanislaw Pigoii<br />
3 A. Mickiewicz, D2iela. Wyd. Jubil. Warszawa 1955, t. VII, s. 265"
Ks. EUGENIUSZ SITARZ, Ks. LUDWIK STEFANIAK<br />
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY:<br />
PALESTYNA 1962-1964<br />
•<br />
TEREN, umownie okreslany jako Palestyna, obejmujqcy obecnie<br />
obszar pailst\va Izrael oraz zachodmiq cz~se Haszemickiego Kr6<br />
lestwa Jordalnii, jest z archeolo·gicznego punktu widzenia najbardziej<br />
'na swiecie znanym abszarem. Lecz Z'najomose ta wciq:i: jest<br />
stosunkowo wzgl~dna. Na obszarze 'tym, skroml1'ie liczqc, znajduje<br />
si~ ponad pi~e tysi~cy m'iejsc interesujqcych archeologa, z czego<br />
wokresie prawie stu lat zbadano nie wi~cej nii 50/0. W dalszym<br />
wi~c ciqgu ogromnym nakladem lUd2Jkich sil i koszt6w ekonomicznych<br />
przeprowadza si~ wykopaliska a·rcheologiczne ' . Szczeg6lnie<br />
w ostatnim pi~tnastoleciu notuje si~ znaczne o:i:ywienie prac badawczych.<br />
Wielu, nieobeznanych z bogatymi osiqgni~ciam.i archeologii,<br />
zastanawia si~, czy prace te posiadajq sw6j sens i czy Sq<br />
rentowne? Z drugiej strony dose cz~sto slyszy si~, :i:e Biblia i tak<br />
pozostanie ksi~gq natchnionq, niezaleznie od rezultat6w prac wykopaliskowych.<br />
lruni, doceniajqc wag~ prac vvykopahskowych,<br />
twierdzq, ze prace takie Sq konieczne, ·gdyz one najlepiej udowodniq,<br />
iz "Biblia miala racj~". Ale jed'no i drugie stanowisko<br />
ni.e ujmuje sedna problemu. GI6wnym zadaniem archeologii Palestyny<br />
jest badanie i wyjasnianie stosunk6w spolec2JIlych , gosipodarczych,<br />
kulturalnych, etnicznych istniejqcych tak w czasach<br />
przedhistorycznych jak i historycznych na ziemd palestynskiej;<br />
tego rodzaju prace pozwolq nam w duzej mierze wyjasnie warunki<br />
pOoWstawania jedynej w swoim rodzaju Ksi~gi Objawienia<br />
Bo:i:ego, zwanej Bibliq. Nadrto badania te pozwalajq nam na lepsze<br />
lJrozumienie zawartego w niej on;dZlia Bozego. Biblia bowiem,<br />
zawierajqc nadzwyczaj'nq pelni~ aktualnej tresci, podaje jq w formach<br />
zwyklych, przystosowanych do wymog6w 6wczesnych epok.<br />
Do,tychczas formy te analizowano g16wnie pod wzgl~dem literackim,<br />
co musialo spowodowae jednostronnose wniO'S'k6w. Obecnie<br />
doceniono jednakn!iepospolitq donioslose poznania materialnych<br />
1 P. W. Lapp. Palesti1le: Known but Mostty Unknown, BA 26 (1963) 121 nn.
914 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
pomnik6w kultury i cywilizacj1i . semickiej i w ten spos6b coraz<br />
bardziej pocz~to doceniac dane archeologii, np. w badaniach nad<br />
historiq Izraela. W wielu dotychczasowych opral:Owq.niach tego<br />
tematu kladziano naci&k raq;ej na histori~ biblijnych tra-dycji, lecz<br />
obecnie coraz bardziej zaczyna si~ zwracac' uwag~ i na archeologi~,<br />
a za .hodla pierwszo:rz~dne uwaia si~ jui niE~ tylko literackie swiadectwa<br />
Starego Testamentu, ale takie sprawozda'nia z wykopalisk,<br />
wydania tekst6w orientalnych, badania topograficzne, paleograficzne<br />
itd. Warto za1tem poznac, jakie osiqgni~to rezultaty w czasie<br />
najnowszych prac wykopaliskowych. Niestety nie jestesmy w sta<br />
'nie, chocby tyIko w telegraficznym skr6cie, wszyst1kich ich om6<br />
wic, bo jest ich zbyt w'iele. Dlatego przedstawione zostanq tylko<br />
te wykopaliska, kt6rych rezuHaty wprost i bezposrednio dotyczq<br />
Biblii.<br />
1. PAPIRUSY SAMARYJSKIE<br />
W 1962 r . antykwariusz Ka'I1do, znany jui z posrednictwa przy<br />
za·kupie manuskryptow qumrailskich, IzawiadomH dyrektora Palestine<br />
Archaeological Museum - Jusef Sa'ada, ii jest w posiadaniu<br />
stosunkowo znacznej lilosci fragment6w papiruS'Owych 2. Ten<br />
wraz z o. R. de Vaux udal si~ do, dyrektora America'n School of<br />
Oriental Research w Jerozolimie P. W. L appa. Dyr. Lapp po pobieinym<br />
zbadaniu pr6bki papirusow orzekl, ii pochodzq one z ok.<br />
375 r. przed ChI'. Zdecydowano si~ na wykup tych papirus6w dla<br />
Palesti'ne Archaeological Museum. Funduszami zorga'ni'zowanymi<br />
w Stanach Zjednoczonych dysponowal F. M. Cross Jr. Wykupil<br />
on w li'stopadzie 1962 r. pewnq ilosc manuskryptow. Wtedy to<br />
dowiedziano si~ r6wniei 0 pochodzeniu papirus6w. Zostaly one<br />
znalezione w grocie Mugharet Abu Szinje poloionej w Wadi<br />
Daliye, 14 km na pornoc od TeJl es-Sultan (dawne J erycho)<br />
i 12 km . na zach6d 'od J ordanu, w dzikiej i pustynnej okolicy,<br />
dokqd dostac S'i~ moina byl0 jedynie na grzbiecie asIa. P oszukiwimia<br />
archeologicz,ne 2Jostaly jednak przepr owadzone. Dokonaia<br />
ich ekipa America'n School w styczniu 1963 r. pod k ierownictwem<br />
P. W. Lappa. W obszernej gr
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
915<br />
kobiet, mlodych i starych Iudzi. Szkielet6w bylo zadzi<br />
m~zczyzn,<br />
wia jqco duzo: w czasie pierwszej kampanii InaIiczolno ich pona'd 80,<br />
a beduini twierdzq, ze ma bye ich okol,o 300.<br />
W wynik u poszuk,iwa n Vi gr,ocie oraz zakupu od beduin6w uzyskano<br />
ok. 40 pa'pirus6w, bulle, kawalki ubran'ia , bi z ute r i~ (m. in. dwa<br />
w dobrym stanie zachowane zlolte sygnety), r esZltk i zywnosci, znaczne<br />
ilosci fragment6w ceramiki, m01nety. .<br />
Wszystko to pochodzi z la t ' 375 przed Chr. do 335 przed Chr.,<br />
a wi ~ c<br />
z okresu 40 lat. Wprawdzie poczqtkow o zakladano dawniejsze<br />
pochodzenie papirus6w, k tos bowiem w idzial, iz w jednym<br />
z nich znajduje si~ w zm ia>nka 0 Nehemiaszu. Wzmianka<br />
byla istotnie, . ale miala nieco dziw ne br Zlm ienie: "Nehemiasz...<br />
niewolnik .. . Zia 30 sztuk srebra". Zn i k n ~ l a wi ~c tym r azem n a<br />
dzieja odnalezienia dokument6w dotyczqcych przyw6dcy zydowskiego<br />
z czas6w powrotu z niewoli babilonskiej i odbudowy<br />
narodowej. P l'aw ie wszystkie papirusy majq char akter pr awnoadministracyjny<br />
. Dotyczq handlu 'niewolnika mi, n ada nia niewolnikom<br />
w olnosci, sprzedazy w z g l ~ d ni e cesji. Majq one nieocenione<br />
wprost znaczenie, b ow iem czwarte stulecie pr zed Chr.<br />
w P alestynie to jeden z n ajmniej znanych okres6w!<br />
Dzi~ki papirusom samaryjskim naj wi~ce j zysk uje paleografia,<br />
boo umozliwiajq one ustalenie scislej chronologii rozwoju aramejskiej<br />
kursywy, co z kolei wplywa n a datowanie r ~kopis 6w qumranskich,<br />
m. in. tekst6w Ks i ~gi Wyjscia i Samuela. Ustalie tez<br />
mozna kolejnose namiestnik6w Samarii (Sanballat I, Delajasz,<br />
• Sanba.llat II, Hanan iasz, Sanballat III). Ponadto poznajemy lepiej<br />
s t ruktur~ socjalnq spoleczenstwa palestynskiego w czasach perskich<br />
, rozw6j poj~e prawnych , rozw6j j~zyka aramejskiego itd.<br />
Warto te.i poznae w jaki spos6b wszystkie te dokumenty zn a<br />
lazly si~ w niedost~pnej gracie. Ot6z F. M. Cross Jr. wysuwa bardzo<br />
prawdopodobnq hipotez~, iz grota ta posiadala zwiqzek z podbojami<br />
A leksandra Wielkiego. Samarytanie przyj~li bez walk i Aleksandra<br />
W., kt6rego i m i ~ po dokon anej przez niego masakrze w Tyrze<br />
budzilo postrach i szacun ek. Gdy jednak Aleksander odszedl<br />
z wo.iskiem do Egiptu, Samary tanie spalili zywcem Andromacha ,<br />
kit6rego Aleksander ustanowil prefektem Syrii. Macedonezyk n a<br />
wiadomose 0 tym w r6eil do Samarii natyehmiast i zniszczyl miasto.<br />
Na wiese 0 jego zblizaniu sit; ludzie zamieszani w za b6jstwo<br />
Andromaeha wraz z rodzinami szukali schronienia w ucieezce na<br />
pu styn i ~ >i dotarli wlasnie az do Wadi Daliye. Tutaj jednak zostali<br />
wykryei przez Grek6w i wybiei doszcz~tnie 3.<br />
3 F. ill!. Cross, a rt. cy t., s. 11 8 nn.; J6zef Flawiusz. Dawne dzi eje Izrae!a,<br />
przekta d Z. Kub ia k a, poznan 1962, 11 , 8, 3 n s . 551 n . uwaga : Flawiusz opisuje<br />
tlo, a le nie pOdaje opisu sa mego wypadku.
916 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
II. TELL ES-SA'IDIYE (SARTAN, ZARETHAN)<br />
W dolinie Jordanu, na terenie' t2lW. Ghor" krol Salomon z mosiqdzu<br />
i miedzi kazal przygotowae wszysVkie naczynia do swojej<br />
swiqtyn'i. KS'iE:ga 1 Krl 7, 46 'produkcjE: przyborow swiqtynnych<br />
umieszcza m'iE:dzy Sukkot a Sarta'n (Zarethan). Znany archeolog<br />
N. Glueck na podstawie' sWliadectw tylko literackich przypuszczal,<br />
iz Zarethan bylo na miejscu dzisiejszego Tell es-Sa'idiye; inni,<br />
niemniej slawni, jak o. Abel czy Albright sqdzili, iz jest to teren<br />
dawnego Zaphon. "Wszechobecny" prof. Pritchard i na tym tellu<br />
rozpoczql ekspk)racjE:. Odnalezienie wielu 'l1aczyn z brqzu stanow!<br />
istotny argument za hipoltezq N. Gluecka.<br />
Warstwy najblizsze powierzchni, pochO'dzqcez VIII' w. prze1d Chr.,<br />
zachowaly siE: w stanie u'niemozliwiajqcym jakiekolwiek pewniejsze<br />
w,nioski co do historii teg'o ,okresu. Zbyt duze bylo dziala'nie erozji.<br />
Natomiast drugi poziom archeol'ogiczmy przechowal siE: niezle. Pochodz.i<br />
on z poczqtkow ok resu zelaza (jak siE: przyp~szcza z konca<br />
X w.), kiedy to nastqpilo nagle zniszczenie osiedla. Pelno bylo<br />
popiolow, zWE:glonych belek sufitowych, sladow spalenia i gwaltownego<br />
z'burzenia., Moze to bye dzielem faraona Sziszaka, ktory<br />
w 918 r. urzqdzil niszczycielski najazd na PalestynE:. Poznano<br />
tez pla'l1 cZE:Sci miasta. W kierunku z polnocy na poludnie ciqgnie<br />
siE: dluga brukowana uHca. Po stronie wschodniej Sq t,rzy obszerne<br />
domyzbudowa'ne na prawie jednak'Owym planie, 'zas po str,onie<br />
zachodniej, w obrE:bie przestrzeni zamkniE:tej" odkryto wiele piecow.<br />
Dotychczas nie zdolano jeszc'Ze ustalie czy caly tern teren .<br />
pokryty byl dachem.<br />
Na poln'Ocnym stoku tellu odk opano dose sprytnie zamaskowan'l<br />
gaIeriE:-schody (77 stopni) prowa.dzqce do zr6dla, Warto rowniez<br />
wspomniee odk rycie cmentarza z okresu poznego brqzu i z okresu<br />
zelaza. Wazny jest szczeg6lnie, grob zbudowany z niewypalonej<br />
cegly, w ktorym pochowana zostala jakas znaczna os-obistose,<br />
W grobie tym 'znaleziono 5 'naczyn z brqzu, tr6jn6g brqzowy<br />
o typie cypryjskim, cztery pudelka z kosci slonimvej, lyzkG<br />
z kosci sloni'owej z wyrzezbionq ludzkq glow'l, ponad 500 paciorkow,<br />
w tym 75 zlotych, dwie srebrne szpilki, srebrny Iancuch<br />
z dw,oma srebrnymi plytkami o'zd,obionymi wzorem roslinnym,<br />
lampE: z brqzu i piE:e glinianych dzba,now. Grob ten pochodz'i<br />
z lat ok. 1200 przed Chr. i rna bye jednym z najbogatszych<br />
grabow, jakie kiedykolwiek dotqd 'Odkryto w Jordanii. Na podkreslenie<br />
zasIuguje szczeg6lnie doskanale wykonanie robot rzemieslniczych.<br />
,I J. Huesman, A Report on Tel! es-Sa'idi yell, CBQ 26 (1964) 242 n .; J. B. Prit<br />
chard, TIle F'irst Excavations at Tel! es-Sa'i,diyell, BA Z8 (<strong>1965</strong>) 10-17.
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
917<br />
lII. TA'ANNEK<br />
Biblijne Taanach, dawne krolew,sk,ie miasto kananejskie polozone<br />
w dolin'ie Ezdrelo)n, zillane jest ju:i: z 'inskrypcji z XVI w.<br />
przed Chr. W latach 1902-1904 prowadzil tu badania naukowe<br />
profesor u>niwersytetu wiedenskiego E. Sellin, ale metoda archeologicznych<br />
badan nie byla jeszcze wowczas wypracowana, a sam<br />
Sellin byl bardz,iej teologiem nli:i: archeologiem; nadto nie dysponowal<br />
on odpowiednimi wspolpracownikamL Dlatego tez zaistniala<br />
konieczillosc wyjasnienia oraz weryfikacji pewnych wynikow<br />
jego prac wykopalisko'Wy~h. Totez latem 1963 r. instytucje amerykanskie<br />
podj~ly pierwszq kampailli~ archeolog)icznq, ktorq kierowal<br />
P. W. Lapp 5.<br />
PocZqtki osiedlenia si~ ludzi w Taanach przypadajq na XXVII<br />
i XXVI wiek przed ChI'. Taanach w jakis sposob zwiqzane bylo<br />
z pierwszym systemem miast""panstw w Palestynie. Nie byl,o ono<br />
zamieszka)ne w koncowej fazie okresu wczesneg,o brqzu, w tym<br />
samym niemal czasie co Megiddo i Tell el-Far'a 6. Mias
918 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
IV. CEZAREA NADMORSKA<br />
Mimo braku naturalnej zatoki miasto to stalo si~ najwazmeJszym<br />
portem paiestynskim dzi~ki odpowiednim urzqdzeniom wzniesionym<br />
przez Heroda (Bell. Jud. I i XXI, 5-8). Herod uczynil<br />
wlasciw'ie zen S'Wojq stolic~, osrodek sztuki i k ultur y hellen~stycznej,<br />
ktory tak nie podobal si~ Zydom. Miasto to bylo rown iez<br />
jednym z wazniejszych osrodkow dzialalnosci chrzescijan. Mieszkal<br />
tu diak
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
919<br />
k q doniosiosc majq prace badawcze wak6i 'najstarszego na Srodkowym<br />
Wschodzie teatru. Wiadamo z przekaz6w Uterackiich, iz<br />
w sroctO'\visko orientalne, zdecydowanie wroglie teatrowi, sztuk~<br />
t
920 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
VI. ASZDOD<br />
Miasto to, polozone w polowie drogi mi~dzy Gazq a Jaffq, zamieszkane<br />
byl,o przez FHistynow od XII w. Jest to jeden z najwi~'kszych<br />
Ii najciekawszych tell6w w hraelu. Prace wyko.paliskowe<br />
prowadzq tutaj inSltytucje naukowe amerykanskie i izraelskie,'<br />
a bierze w nich udzial pokazna liczba wspolpracownikow ochotniczych<br />
z calego swiata 14.<br />
Bye moze Aszdod zalozyli faraonowie XVIII dynastii, ktorzy na<br />
poczqtku XVI w. wyp~dziwszy Hyksosow usilowali umocnic kontrol~<br />
nad azjatyck,imi prQwincjami swego imper1ium. Mozliwose<br />
panowania nad wa'znym szla'kiem kQmunikacyjnym tzw. Via Maris,<br />
nad ktorq 'znajduje si~ As'zdod, posiadala istotne znaczenie. To<br />
miasto kananejskie zniszczone 'ZQstalo w XIII w. Kierownicy wykopalisk<br />
M. Dothan, N. D. Freedman i inni sqdzq, ze nie jest wykluczony<br />
nawet ud zial Izrael
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 921<br />
Po piowrocie Zydow z niewoli Bab1lonskiej miasto Aszdod zalicza<br />
hagiograf do wrogow pokolenia Judy (Neh 4, 7). Ostatniq wzmiank~<br />
biblijnq na temat Aszdod mamy u Neh 13, 23 n. Nehemiasz relacjonujqc<br />
tematyk ~ miesza,nych malzenstw Zydow stwierdza, ze Zydzi<br />
poslubiH m. in. kobiety aszdodyckie, ktore to m alzensiwa jak i ich<br />
potomSitwo prz,swoily ·sobie dialekt aSZJdodycki i "nie umieli mowie<br />
po zydo'Wsku". Z okresu perskiego zachowaly si~ bardz·o nikle<br />
slady histOI'ii kultury miasta Aszdod. Istniejq natomiast resztki<br />
mlasta hellenistycznego, w pokladach ktorego napotkano monety<br />
Ahiksandra Janneusza.<br />
VII. TELL NADZILA<br />
Filistynskie miasio Gat WClqZ ukrywa przed archeologami swoje<br />
polozenie. Szulmno g,o w . Tell es-Safy, Tell el-Menszije, Tell Szeich<br />
Ahmed el-Areini i wreszcie ostatnio w Tell Nadzila 15. Bada'nia<br />
powierzchniowe przeprowadzone w 1959 r . wskazywaly na liczne<br />
pozoSitalosci z okresu zelaza. Tymczasem przy blizszym badaniu<br />
oka'zalo si~, ze resztki okazalego budynku, stojqcego w centrum pagorka,<br />
wcale nie pochodzq z czasow izr aelskich, lecz z pMnego sre-dniowiecza<br />
i stanowiq po prostu ara bski chan. Ustalenie stratygrafii<br />
n apotyka na znaczne trudnosci ze wz gl~du na przemieszanie warstw<br />
ziemi. Pewl/e jest jednak, ze Nadzila stanowilo kiedys twierdz~<br />
Hyksosow (1750-1550), za czym przemawia spos6b ufortyfikowania<br />
mia" ta, w tym wypadku dose skomplikawany. Najpierw bowiem<br />
u podnoia gory byla fOoSa, dalej nasyp ziemny, na s t~pnie mur ceglany<br />
szerokosci 2 mi wysokosci ponad 3,5 m, M6ry filial za zadanie<br />
m . in. podtr zymywanie tzw. glacis czyli walow zbudowanych<br />
z ubitej Zliemi (w tym wypadku trzywarstwowych: sHuczka w apniowa,<br />
kurkar, ziemia czarna); nad glacis z k,olei znajdowal si~ wysoki<br />
m ur , z ktor ego pozostaly zaledw ie 2-3 poklady. Bye maze, iz<br />
istnialy jeszcze wieze obronne, b o ,odsloni~to resztki i'zby, k tora<br />
mogla bye c z ~ s ciq w iezy, a na jej podlodze wiele naczyn glinianych<br />
z okresu sr ednieg~ brqzu.<br />
VIII. TELL ARAD<br />
Arad 16 bylo miastem - panstwem, wspomnianym w Biblii<br />
w zwiqz\}{u z przejsciem przez pustyni~ .j podbojami Jozuego. Mianowicie<br />
krol Aradu Izastqpil Izraelitom drog~ kolo gory ROlf, lecz<br />
zostal tam pokonany (Lb 21, 1; 33, 40). Tego krolewskiego miasta<br />
15 R. Amiran, T ell Nagila, RB 70 (1963) 568 n . ; RB 71 (1964) 396--399.<br />
16 Y. Aha roni - R. Amiran, Tell Arad, RB 70 (1963) 565 n . ; RB 71 (1964)<br />
393-396.
922 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
poszukiwano dotychczas w Tell Arad, czego nie potwierdzily jednak<br />
prowadzone tu od 1962 r. izra.elskie prace wykopaliskow e. Miasto<br />
jest wprawdzie bardzo stare, si ~ g ajqc pOCZq tkami k oi:tca chalkolitu<br />
wzgl~dnie pierwszych lat okresu wczesnego brqzu, lecz na<br />
poczqtku tr zeciego t ysiqc1ecia przed Chr. zostalo zn~sz cz one i le- ..<br />
zalo w gruzach prawie dw a tysiqce lat. A zatem w- czasie podboju<br />
Palestyny pr zez Izraelitow Tell Ar a'd nie bylo zasiedlone, wi~c<br />
krolem kananejskj,m walczqcym z J ozuem mus'ial bye wladca innego<br />
Aradu (odwu m iejscowosci.ach 0 tej samej nazwie wspomina 'oN opisie<br />
swe j kam pa1nii Sziszak). Odkrywcy sugerujq, ie biblijnego<br />
Arad szuk ae naleiy ok. 12 k m na poludniow y zachod, w Tell 'Malhalta,<br />
Dopiero w X w. pojawiajq si~ znow slady za m~eszk ania Tell<br />
Ar ad przez ludzi. P ierwszq fo r te c ~, w dr ugiej polowie X w. zbudow<br />
al tut aj prawdopodobn ie Salomon , k tor q n a s t~pni e p i~ c io k ro tnie<br />
niszczono i odbudowywano przed upadk iem panstwa judzkiego,<br />
5wiadczy to, ii do jej istnienia przywiqzywano wielk q w ag~, Ar ad<br />
stanowilo }jowiem nie tylko osrcdek okr~gu rolniczego, nie tylko<br />
poloione bylo na gran icy panstwa judzkiego, ale n adto w Iadca jego<br />
k ontrolowal d rogi dost~pu do Edomu, ku Arabii i dalej k u zatoce<br />
Aqaba. Pt)d koniec okresu perskiego byl to zn ow teren obr onny.<br />
Ostatniq fortecE:, k t6r a przetrwala nastE:pnie ai do czas6w bizantyjskichzbudowali<br />
jui Rzymianie.<br />
Do najwatniejszych dotychczas odkryc nalezy cz~sciow e odkopanie<br />
sanktuarium, ktorego pJa,n - oczywiscie w minia turz<br />
p odobny jest do planuswiqtyni Salomona. Po bDkach wejscia do<br />
,swiE:tego swiE:tych" znajdowaly si~ dwa oltarze kamienne, z ktorych<br />
wyzszy rna 51 cm wysokosci. W samej zas izbie znajdowalo si~<br />
podwyzs2:enie (bama = wyzyna), otoczone trzema pionowymi stellami<br />
(masse both)." Bylo to wedlug oprnii odkrywcow - krolewskie<br />
sanktuarium izraelskie, co stanowi rzeczywiscie sensacjE:, gdyi dotqd<br />
nigdzie t akiego sanktuarium nie spotkano. Mialoby ono istniec<br />
mi~dzy IX w. a p,ierwszq polowq VII w . Zniszczone zas zostalo<br />
w czasach Ezechiasza, ,ktory " .. .usunql wyzyny, potrzaskal stelle<br />
(masseboth )" (2 K rl 18, 4. 22).<br />
IX. DZEBEL EL-FUREIDIS (HERODIUM)<br />
W przypuszczalnych ruinach Herodium 17, a w iE:c w jednej z najwiE:kszych<br />
fortec Heroda Wielk iego, gdzie zbudowal on sobie mauzoleum,<br />
w k tor ym zos tal 'p'ochowany (Ant. Jud. 17, 8, 3), wloska<br />
ekspedycja archeoJogiczna przystqpila w 1962 r . do przeprowadzenia<br />
prac badawczych. Wprawdzie grobu Heroda do,tqd jeszcze nie<br />
17 V. Corbo, Gebel FllTei dis, RE 71 (19"64) 258-263.
N"OTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
923<br />
odkI'yto, ale wyniki poszukiwan S,! stosunkowo ciekawe. OdsloniE:topI'zede<br />
wszy.stkim mur obwo,dowy fortecy herodianskiej,<br />
maz mury budowane przez powstaiic6w zydowskich tak w czasie<br />
pierwszego (66-73) jak i drugiego ich powstania (135 po<br />
Chr.). Z budownictwa Herodowego odkryto prawie wszystkie sale<br />
term. Na wdelu sC'ianach znajduj,! sie stiuki przypomi'naj,!ce 'W sty1u<br />
i tresci stiuki pompejanskie. Z czasow pierwszego powstania znaleziono<br />
tu kilkanascie monet, maly oltarz ofiarny, ostraka z napisami<br />
greckimi i hebrajskimJ, oraz piec uzywany w czasie obydwu<br />
powstaii do wyrobu grot6w dostrzal. Okolo V w. Her'odium zosta1o<br />
zajE:te przez bizantyjski monaster, 0 istnieniu kt6rego nie posiadalismy<br />
dotqd zadnej wiadomosci.<br />
X. MASADA<br />
Masa
924 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
Skaly" poezynajqc z'budowal groblE: dlugosei 100 m i na mel<br />
umiescil wiei:~ obl~i:niezq. I od tej wlasnie strony - od zachodu -<br />
Rzymianie zdo'byli fortecE: bez walki. Zas Sykaryjezycy widzqc<br />
oczywistose klE:ski, popelinili zbi.orowe samob6jstwo. Z przeszlo<br />
900 ludzi oca'lalo 'przypardkowo tylko piE:cioro dzieci i dwie ko'biety.<br />
Tak skonczyla si~ i:y'dowska waVka 0 ,odzyskanie niepo'dleglosci.<br />
Elksplor acjE: areheologicznq w Masadzie prowadzili Zydzi od<br />
1955 r. Byla to najwi~ksza ekspedycja archeoIogiczna, w ktorej<br />
ob()lk pracownik6wnaukowych brali udzial i:olnierze, mlodziei:<br />
1<br />
kibbuco'Wa 'Oraz ochotniey z 32 kraj6w. Kierownictwo ekspedycji<br />
powierzono prof. Yigae} Yadinowi.<br />
Do na.jwai:niejszych lO :siqgni~e tej ekspedycji za'liczy(; nalei:y odnalezienie<br />
fragment6w ksi~gi Eklezjasty'ka pisanych w jc:zyku hebrajskim<br />
w I w. przed Chr. Znale~iono je w kwaterzezelot6w we<br />
wschodnim wale kazama towym. Dotychczas poslugiwalismy siE:<br />
greckim przekladem tej ksi~gi, dokonanym przez wnuka Ben Siracha.<br />
Wprawidzie jui: w 1896 1". W genizie kairskiej synagogi Karait6w<br />
odlkryto fragmenty piE:ciu manuskrypt6w Eklezjastyka, pocho'dzqcych<br />
z IX-XI w., ale zbyt dui:a istn:iala r6Znica opinii w&rod<br />
uczonych c,o do wlasciwego ich charnajmniej retranslacjq, ale przedstawia oryginalny tekst hebr<br />
aj~ ki.<br />
Ponadto znaleziono fragmenty Ksiqg: Psa1m6w, Rodzaju, Kaplanskie<br />
j oraz fragmenty zwoj6w liturgicznych typu qumranslkiego.<br />
P ragniemy zaZ'naezyc, ze 'zw6j qumranski jest po,srednim dowodem<br />
ehrono1ogicznym dla tekst6w z Qumran, gdyz swiadezy 0 tym, ze<br />
teksty pisane byly przed upadkiem Masa1dy w 73 r . Znaleziono<br />
r6wniez monety z czas6w A1eksandra Janneusza i Heroda oraz<br />
blisko 200 ostrak6w.<br />
Ostatnia ekspedycja archeo1ogiczna, 'Pracujqca w Masadzie odnala'zla<br />
w ruinach synagogi juz w <strong>1965</strong> r. fragmenty manuskrypt6w,<br />
a wsr6d nich jeden zawiera dwa 'pierwsze rozdzialy KsiE:gi Po'wtorzon<br />
ego Prawa, a drugi c:ztery rozdzialy z KsiE:gi Ezechiela. Poza<br />
tym dose sensacyjna wiadomosc: Znaleziono d:ciesiE:e skorup, dlugosci<br />
ok. 3 em, a na kaidej z nieh wypi'sane imiE:. Imiona te mogq<br />
dotyC'zye Elea,zaTa Ben Jair, ostatniego dow6dcy Masady oraz jego
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
925<br />
towarzyszy, ktorych dragq losowania wyznaczono, na wykonawcow<br />
hekatomby 19.<br />
Eksploracje archeologiczne w Masadzie talk w 1955 r. jak i 1964/65<br />
doprowadzily zatem do odkrycia ruin za'budowan z okresu Heroda;<br />
natrafiono Ina freski i mozaiki, pergaminy, waine r~kopisy z okresu<br />
pawstania Bar-Kochby - papirusy, ostraka 'i rzadkie rnonety.<br />
Wsrod 3800 z,n.ale'zi,O'nych manet szczegolnq wartosc TIumizmatycZllq<br />
'posiadajC! srebrne szekle oraz mronety pol-szeklowe, ,ktore S'l prawdziwym<br />
rarytasem. Ponadto maleziolno okolo 700 skoTupek gliniatnych<br />
- ostrakow i ponad poltora m:i1iana r02mego r,oidzflju od<br />
Iamkow. Jaik dowia'dujemy si~ z prywatnej korespondencji z prof.<br />
Y. Ya'dinern naukol\ve pod'surnowanie calosci 'prac archeo1ogicznych<br />
na Masadzie i przygotowanie publikacji wymagac b~dzie trzyletniego<br />
'okresu czasu. Po zakonc'Zeniu prac badawczych i konserwa-·<br />
torskich Masada 'zosta1a jui w maju <strong>1965</strong> 1'. cz~sci>owo. udo ,st~pniona<br />
turystom.<br />
XI. PETRA<br />
Na zachod od Petry 20, dawnej stolicy Nabatejczykow, znajduje<br />
si~ wysoki rnasyw gorski zwany Umrrn el-Biyara 21 przez wielu<br />
uczonych tj/dentyfikowany z bibIijnym Sela, ktorego n3'ZW~ <br />
wedlug tradycji podanej w 2 .Krl 14, 7 Amazjasz po poko1naniu<br />
dziesi~ciotysi~c'znego wojska edomickiego zmienil na Jokteel; natomiast<br />
wedlug tra'dycji przekazanej przez 2 Krn 25, 11-12 wojska<br />
Amazjasza zrzucily tutaj ze skaly 10 tysi~cy jencow edomickich.<br />
Kampania archeologi'czna koierowana przez p. Crystal-M. Bennett<br />
do\viodla, ie dopiero pod koniec VIII w. i w VII w. przed Chr.<br />
bezposrednio Ina skale zbudo/wano kompleks domow, a zatem nie<br />
moglo tutaj bye ,osiedla w czasach Amazjasza, ktory panowal<br />
w pierwszej polowie VIII w. Wydaje si~, ie identyfikacja tego<br />
miejsca Po'zQstanie zawsze problematyczna, gdyi "Sela" to rzeczownik<br />
pospolity o'znaczaj'lcy skal~.<br />
Ostateczne sprawQzdanie IZ wykopalisk przeprowadzonych w Petrze<br />
'przed wojn'l (1934 r.) przez prof. W. F. Albrighta opublikowano<br />
19 R. Lemoine, Des foultles archeologfques confiTment l'h.:!roisme des d e<br />
1ensellrs de Massada, w: "Le Fi~aro" (9. 02. <strong>1965</strong>) s. 5. Tlo historyczne okresu<br />
herodiarlskiego w spos6b .rader przyst~pny iIustruje praca A. Krawczuka.<br />
Herod - kr6! Judei, Warszawa <strong>1965</strong>.<br />
20 W samej Petrze amerykansko-jordanska ekspedycja archeologiczna zajElla<br />
siEl studiowaniem wylqcznie teatru. Por. P. C. Hammond, The Excavation<br />
of th.e Main Theate'r at Petra, BASOR 174 (1964) 59-66; Tenze, Petra, BA 23 (1960)<br />
29-32; J. Starcky, Nouve![e epltaphe naoateenne donnant Ie nom semitique<br />
de Petra, RB 72 (<strong>1965</strong>) 95-97.<br />
21 Crystal-M. Bennett, Umm eZ-Biyara - Petra, RB 71 (1964) 250-253;<br />
W. H. Morton, Umm e!-Biyara, BA 19 (1956) 26-36.
'926<br />
KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
w 1960 r. 22. W€dlug Albrighta tZW. COIm.vay High Place, wyzyna<br />
Co.nway (nazwa pochodzi .od nazwis'ka wspol:pracowniczki Albrighta)<br />
posiada charakter czysto religijny i jest typowym przylkladem<br />
dawnych sanktuariow arabskich. Na srodlku okrqglej konstrukcji<br />
znajduje si~ "swi~ta skala", wok6l ktorej biegnq dwa kr~te rovvy<br />
posiadajqce stCipnie; mi.aly one pierwotnie odgrywac jakqs r-ol~<br />
w nabatejskim kulcie chtonicoznym. Kiedys p6zniej stopnie wstaly<br />
. wymurowane, przynajmniej w jednym z row6w, zas mur obwodowy<br />
(mur C) w jeszcze pozniejszym cza'sie stanowil "promenad~"<br />
wok6l centr a'l'nej skaly. P. J. Parr 23 calq t~ k'onstrukcj~ uwaza<br />
jednak za budowl~ 0 chara1kterze wylqcznie militarnym. Bylaby to<br />
po pr-ostu okrqgla wieza znaj'dujqca si~ w jednym z zalomow murow<br />
olbronnych Petry, z-budowana w ozasie ·od I w. przed Chr. do<br />
I w. po Chr. Nadto nalezy wspomlniec, ze niedaleko Petry,<br />
w Beidha, odkryto osiedle neolityczne preceramiczne; badania<br />
prowadzily tu instytucje angielsko-jordanskie 24.<br />
XII. ARAQ EL-EMIR (TYROS)<br />
Hirkan, syn arcy kapla·na Jozeia, w Tra'nsjordanii "zbudowal silnq<br />
twierdz~ , {:alq - az do sameg-o dachu - z bialego kamienia, kazal<br />
wyrzezbic na niej postacie zWierzqf ogromnych rozrniaroW i obwi6dl<br />
jq dokola szerokq i gl~bokq £.asq . W ·skale ster'ozqcej n aprzeciw gory<br />
kazal wyqbac 'pieczary 0 dlugosci wielu stadiow i urzqdzil w nich<br />
komnaty, jedne do uczt.QlWania, il1l.1e do spania i mieszkania i doprowadzil<br />
tam obfite strumienie wody" 25. Jest to prawdopodobnie<br />
Araq el-Emir, gdzie amerykanskie instytucje naukowe przeprowadzily<br />
juz kilka kampanii wykopaliskowych 26, potwierdzajqcych<br />
wiaodomosci prze1kazane pr'zez J 6zefa Flawiusza. Szczegolnie interesujqcy<br />
jest t. zw . Qasr (II w. przed Chr.), co do kt6rego coraz bardziej<br />
przewaza opinia, ze jest to swiqtynia Hirkana, jedyny w swoim<br />
rodza ju pomnik sztuki hellenistycznej oraz jedna z dwu z.na'nych<br />
(druga, nieco pozniejsza, w Leo1ntopolrs) swiqtyn pOlZa jerozolimskich.<br />
Albright wpra w dzie sugerowal, iz chodzi tu 0 mauzoleum<br />
Tobiad6w, ze w z gl~du na i mi~ " Tobiasz" wyryte na grotach, lecz<br />
n ie jest wykluczone, 1z jest to po pr-ostu greckie imiE: Hirkana.<br />
22 R . L . C leveland , Th e Excava tion s of the C onway H igh Place (Petra) and<br />
S o undings at Khirbet Ader, A ASO R 34--35 (1 954156), N e w Have n 1960; Par.<br />
takze P. C. H ammond, Excavati ons at P et ra i n 1959, B A SOR 159 (1 960) 26- 31.<br />
23 P. J . P arr, L e "Conway H i g h P lace " Ii P etra . U ne nou velle int erpTiitat<br />
i on, H B 69 ( 1 ~62 ) 64--79. \<br />
24 D . Ki rkb r i d e , Beid/w , RB 69 (1 962) 88-9] ; R B 71 (1 964) 245-250.<br />
25 J o zef Flawius z , Daw n e d zieje. l zraela, p rzekla d Z . Ku b i a ka, P ozn a n 1962,<br />
12. 4, II. <br />
20 P . W. L a p p, 'ATaq el-Emir, RB 69 (1 962) 94-97; R B 70 (1 963) 411-416.
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
927<br />
P.o'na-dto zaproponowano identyfikacjE: Araq el-Emir 'Z Ramat<br />
Mispe, wspomnianym w 'ksiE:dze Jozliego (13, 26), za czym mogloby<br />
przemawiac o dkrycie wielll przedmiotow z XI wzglE:dnie poczqtkow<br />
X stulecia.<br />
XIII. MAKUK<br />
Na polnoCiny zachod od Jerycha, w kierllnku polnocnym od<br />
Gory KlIszenia (Diebel Qarantal) znajduje siE: gora Ma'ku'k 27. Zbadano<br />
kHka grot znajdujqcych siE: w jej obrE:bie. Napot'kano na cerami'kE:<br />
maz 'narz ~dzia 'krzemienne, p oldobne do 'Znale'zionych<br />
w Murabba'at; a pochodzqce z okresu chalk,olitycznego; nadto natrafiono<br />
na w iele czasze'k i kosci bezladnie pomieszanych z okresu<br />
r zymskiego. Cztery czaszki posialdajq znaczne otwory, powstale,<br />
ja'k siE: zdaje, jeszcze za i ycia osobnfkow, wic:c Iperforacje nie zostaly<br />
ehy1ba dokonane w celach rytualnych. Napot'kano ponadto<br />
kilka przedmiot ow z I w. po Chr. Reszt'ki te - zdaniem A. Dajani'ego<br />
- mogly naleiec do Esseil,czykow, k torzy znalezli tu czasowe<br />
schronienie po ucieczce z Qumra n.<br />
XIV. EL-DZIB (GIBEON)<br />
W omawia nym przez :nas okresie podjE:to jedynie w 1962 r. piqtq<br />
kampaniE: wykopaliskowq, ktora jednak nie wniosla nic nowego<br />
do dotychczaspwego stanu badail 28, lecz w tym samym roku ukazala<br />
siE: rozpmwa J. B. Pritcharda, dyrektora wykopalisk, omawiajqca<br />
i pod
928 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
miasta 0 tej nazwie). 0 pamy~k~ byl,o zresztq !l1ietrudno, gdyiZ .<br />
wszystkie te miejscow,osci inajdujq si~ prawie w tej samej okolicy<br />
na p6lnoc od Jerozolimy. Nadw istnialy trudnosci zwiqzane z 10<br />
kali'Zacjq powooowane tym, ze znani egzegeci 'Zaprzeczali identyfikacji<br />
Gibeon = el-Dzib 32. Kres tej dlugolet'niej dyskusji poiozylo<br />
odnalezienie w el-Dzib bardZio wielu uch od dzba'n6w, na<br />
ktorych wycisni~ta byla nazwa Gi:bean 33. Dibany te sluzyly tak<br />
do przechowy,wania jak i do transportowantia wina, kt6rego olbrzymie<br />
ilosci tJUtaj wytwarzano 34. 'Wystarczy wspomniec, ze urzqdzenia<br />
do skladowania witna wystarczaly na ponad 25 tys. galonow (1 ga<br />
Ion = 3,79 1). Wydaje si~ rzeCZq diziwnq, ze po epace Dawida Gibean<br />
nie jest w Bi'blii 'wit:cej wzmian'kowane.<br />
Wyjqtko-wo interesujqcy jest system wodny Gibeonu 35. Przeprowadwno<br />
tam dwie instalacje, ,kt6re na czas obl~zenia wzgl~dnie<br />
w ogole dla wygody miesZkanc6w mialy umoZliwic dOiSt~p do wody<br />
z terenu ogranicW'nego murami miasta. Wczesniej wykuto w litej<br />
skale szy b-stu 'dni~ gl~bo.j~osci 11 m (srednica rownie:i ponad 10 m ).<br />
wok61 'ktorego ad wewnqtrz znajdowaly si~ schody. Od tego ,s.zybu<br />
prowa'dzil tunel idqcy nieco w d61 a konczqcy si~ komorq, w kt6I'ej<br />
,vpI'awdzie 'osiqgni~to w,od~,ale w niedostatecznej ilo:§.ci. Poniewaz<br />
to olbrzymie przedsi~wzi~cie nie 'dalo ,odpowie'dnich rezultat6w ~<br />
dlatego p6zniej, tuz obcik wejscia do studmi zbudowano schody<br />
wiodqce w kierunku zI'odla. Droga prawie w calosci wiodla tunelem,<br />
jedYillie tuz 'poza murami ,na krotkim o'dcinku byl gl~bo'k i<br />
wyk Oip przy'kryty plytami skalnymi. Tunel konczy si~ komo'I'q, do<br />
kt6rej w{)d~ sprowadzano z wlasciwego zI'6dla przez kr6tikq poziomq<br />
galeri~. Do komory byl 'r6wniez dost~p Old zewnqtrz, kt6r y<br />
jednak 'na czas wO'jny zamykano specjaJ.nymi blokami kamiennymi.<br />
Kierownik wykopalisk prof. J. Pritchard twieI"dzi, :ie to przy<br />
studni-szybie zmieI'zyly 'si~ wojska Abnera, stronnika dynastii<br />
Saulowej, oraz Joaba, zwolennika Dawida (2 Sm 2, 12-17). PI'zypuszczalnie<br />
staw ten znajdowal si~ jednak poza miastem, gd yz<br />
termin "Bereka" oznacza za'wsze zbiornik wodny, a nie, jak w tym<br />
w ypadku dojscie do wody; wiadomo nadto, :ie kolo Gibeonu znajdowaly<br />
si~ "wielkie wody", przy kt6rych Izmaef po zab6jstwie<br />
Gedaliasza spotkal Jochanana (Jer 41, 12)-<br />
W Gibeonie odkopano tez. tniezliczone wprast figurki k{)biet jak<br />
32 N p. A. Alt. Zob. A. Van Den Born, Haggib'ah et G i b' on, OTS 10 (1 954)<br />
201- 2.14.<br />
33 J. B. Pritchard, Hebrew Inscriptions and Stamps from Gibeon, Philadelphia<br />
1959.<br />
34 J. B. Pritchard, Indllstry and Trade at Biblical Gibeon, BA 23 (1960).<br />
23-29.<br />
35 J. B. Pritchard, The Water System of Gibeon, Philadelphia 1961.
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
929<br />
r6wniei sta tuet>ki ' Z'Wie-r'z~ce. Ani jedne ani drugie nie stanowiq<br />
prawdOlpodobnie argumentu na to, ie ludnosc Gibeonu pozostawala<br />
w opozycji do jahwizmu (za
930 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
dzi, ze juz za Dawida obj~to murem obyldwa pagorki, a wi~ i zachodni,<br />
lecz nie jest to 'Wcale tak oczywiste z apcheologicznego<br />
punktu wi'dzenia. Doty,chczasowe badania na terenie Ofelu jak<br />
i w kilku innych stanowiskachpozwolily 'na rozstrzygni~cie paru<br />
od dawna dyskutowanych kwestii. Przede wszystkim stwierdzono,<br />
ze mur miasta tak jebuzejskiego jak i z czas6w mOlnarchii izraelskiej<br />
w rzeczywistosci 'znajduje si~ 0 wiele dalej poza hniq dotychczas<br />
przyjmowanq. Powstal on ok. 1800 r. przed Chr. i istmial a:i: do<br />
VII w ., oczywiscie z niemalymi przerobkami. Byl to mur nie tylko<br />
obr,onny, ale jecinoczesnie wspornik()lwy na stromym, do 45° pochylym<br />
zboczu.<br />
Na najstalrszy p6fnocny mur miasta natrafiono nieco na<br />
polnoc ad miejsc ju:i: ba1danych, lecz zle przez R. A. S. Ma,calistera<br />
(1923-1927) zinterpreto'vvanych. Wzdhr:i: wschodniej grani Ofelu<br />
ist'niejq resztki muru kalzamat'owego, ale nie jest to cz~sc fortyfikacji<br />
miasta, a przypuszczalnie tylko granica akropo'lu wzgl~dnie<br />
krolews'kiej dzielnicy, jak nip. w Samarii.<br />
Przy badaniu li:nii wschodniego mU1'U wydobyto na swiatlo<br />
dzienne niezmiernie i'nteresujqcq budowl~ 0 charakterze wyra:i:nie<br />
kultowym. W malenkiej izbie znajdujq si~ dwa monolityczne slupy,<br />
nie b~dqcewspornikami za'dnej budo'\",li. Sq to t. zw. masseboth.<br />
W pobli:i:u znajduje si
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 931<br />
przed Chr. Teren ten [nie zosial pozniej juz zabudowany. Na te<br />
zatem ruiny patrzyl Nehemiasz w 445 r. w czasie nocnego obchodu<br />
walow (Neh 2, 12-15). Przy budowie 'nowych murow nie wlqczono<br />
w obr~b miasta tego obszaru. Innymi slowy, Nehemiasz skrocil<br />
obwod m'UTOW obronnych, a nie odbudowywal ich w calosci, jak<br />
dotychc1zas sqdzono, czyli, ze Jemzolima w czasach powygnaniowych<br />
zajmowala dose wqski pas ziemi na szczycie wschodniego<br />
pagorka.<br />
Prace prowadzone w poblizu sadzawki Siloe, ktorych celem bylo<br />
ustalenie biegu muru zachodnieg,o u polutdniowego kranca wschodniego<br />
pagor'ka, nie daly dotychcZias pozytywnych wynikow. Wszystkie<br />
swiadectwa archeologiczne z tego terenu ,dotyczq clopiero<br />
J w. po Chr. (z wyjqtkiem muru w,poluaniowo-wschodrnim rogu sadzawlki,<br />
pochodzq'cego, bye moze, z epoki machabejskiej czyli<br />
Z okresu 'od'budowy fortyfi'kacji wokol Jerozolimy przez Jonatana<br />
(1 Mch 10, 11), a mur w tej okolicy przynajmniej od lat ok. 700<br />
przed Chr. musial obejmowae sadzawk~ Silo€, od chwili gdy Ezechiasz<br />
ze zr6.dla Gihon tunelem spr,owadzil wod~ w obr~b ,obwarowan<br />
miejski>ch.<br />
Budowla zwa,na wiezq Dawidowq (Salomona) oraz bnstion, majqcy<br />
pochodzie z murow jebuzejskich :lJOstaly w 'wyniku obecnych<br />
prac wykopalisk owych znacznie odmlodzone. R. A. S. Macalister<br />
w ()parciu 0 wy'k0'Palis'ka 1923-27 uznal je za c z ~sc skladowq<br />
wschodniego muru Jewz,oJimy i konsekwen tnie przY'Pisal je X 'vvie<br />
Iw wi przed Chr. Chronologia ta oka'zala si~ jednak zdecydowa nie<br />
bl~dna . Wieza zbudowana bowiem byla na SZC Zq bkach budowli<br />
z VII w., 'co w asocjacji z ceramikq oraz z mone tami z II w. przed<br />
Chr. dowodzi, ze mogla ona powstac najwczesniej w czasach machabejskich.<br />
Wieza ta stalI1,owi praw dopodobnie cz~sc murow obronnych<br />
JefOlzolimy budowanych 'Przez Jonatana (1 Mch 10, 10-12) na<br />
ruinach miasta izraelskiego iburzonego przez Nabuchodonozora.<br />
P agorek zachodni w c z ~sci polud'niowej zamieszkiwalny byl dopiero<br />
w I w . po Chr. Cz~se natomi'ast p6lnocn'a zabudowana byla<br />
przynajmniej juz od czasow machabejskich, jesli nie wc,zesniej.<br />
Jest zatem pewne, ze Zydzi modlqc si~ dzisiaj przy rzekomym grobie<br />
Dawida na tzw. Syjo.nie skladajq jedynie hold poznej, dwunastowiecZ'nej<br />
tl'adycji.<br />
Nader interesujqce Sq rowniez rozstrzygni~cia dotyczqce rozwiqlZan'ia<br />
dlugo dyskut,owaneg,o prOiblemu murow 'poinocnych Jero<br />
,z()llimy. Wazne i interesujqce Sq one 'dlatego, ze majq istotne<br />
zmaczenie ,dla 'Ustalenia autentycznosci Gmbu Panskiego. W niewielkiej<br />
odleglosci na poludnieod bazyliki Grolbu w tzw. Moristanie,<br />
a na p61noc od domniemanego pierwszego muru stwier
932 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
dZlOno, ze teren ten 'nie 'nalezal do miasta w czasach Chrystusa,<br />
a caly po'klad az do litej skaly 'powstal w II w. po Chr., gdy<br />
Rzymianie oczyszczali teren miasta dl'a zalozenia Aelia Ca'Pit'0lina.<br />
Drugi mur p6lnocny musial zatem przebiegae na wsch6d '0d obec<br />
'nej bazyliki Grobu Paiiskiego. Innymi slowy na podstawie przepDOwadzonych<br />
dotqd prac wykopalislk'0wych, na stosU'nik'0wo ograniczonej<br />
powieTzc'hni, dowie'dziono, ze "polozenie bazyliki Gr'0bu<br />
Panskiego moze bye 'oparte na autentycznej tradycji istniejqcej do<br />
czasow Heleny, ale nie dow,od'zi t'o jeszcze, ze polozenie jej jest<br />
autentyczne" (Kenyon). Jest to jedillak na razie tylko przypuszczenie<br />
dyr. Kenyo'n, gdyz odci'nek dotychczas przebadany jest<br />
za maly, by pr zY'P uszcz~nie t'0 moglo przerodzie si~ juz dzis<br />
w twierdzenie. Natomiast trze:ci mur p61nocny prawdopodobnie<br />
pokrywa si~ z obecnym murem mi'a'Sta.<br />
Ze spraw jerozoli'rnskioch warto r6wniez wspomniec i '0 tym, ze<br />
liczni "uzytkoWinicy" bazyli>ki Grabu Panskiego doszli wreszcie do<br />
porozumienia, kt6re '0d 1961 r. pozwolilo na rozpocz~cie najbardziej<br />
koniecznych remont6w i ba'dan stanu 'konserwacji budynk6w<br />
oraz ich fundament6w.<br />
XVI. AKTUALNY STAN BADAN NAD MANUSKRYPTAMI<br />
Z QUMRAN<br />
R~kopisy z nad Mona Martwego, stanowiqce po dzieii dzisiejszy<br />
najwi~ks'zq zdobycz archeologicZlnq XX stulecia, doczelkaly si~ dalszych<br />
wszechstr,onnych i krytycznych opracowan oraz wyda,n w serii<br />
Discoveries in the Judaean Desert of Jordan ' ZlIla'nego' Wydawnictwa<br />
"Oxford Clarendon Press". Dotq,d, jak wiemy, O'publi'kowano<br />
w pelni trese manU'skryptow groty pierwszej t. zw. Chkbet-Qumran<br />
Cave I (1 Q) 37 po'za tekstami wydanymi przez M. Burrrowsa 38, E. L.<br />
Sukenika 30 publikowanymi poczqtkowo fragmentaryc:zmie, a nast~pnie<br />
w formie calosciowej, '01'a'z Y. Yadi'na 40. Trese zatem tak biblijnych<br />
jak i pozahiblijnych manuskrypt6w z groty I (1 Q) oraz<br />
37 D. Barthelemy - J. 'II. Milik with contrdbutions by R. De Va ux, O . P .,<br />
G . 111. Crowfoot, H. J. Plenderleith, G, L. H ardin g, Discoveri es in the Judaean<br />
Desert I : Qumran Cave I, Oxford: At the Clarendon Press 1955, s, XI +' IV5 +<br />
+ 10 zdjElc i 37 plansz.<br />
38 111. Burrows, TIle Dead Sea SCTolLs of St, MaTk's Monaste7'y I: Tne Isaiah<br />
ManuscTipt and tile H abakkuk Commentary, New Haven 1950; If, 2: PLates<br />
G17d TTansc'ription of tile ManuaL of DiscipLine, New Haven 1951.<br />
30 E. L. Sukendk, OsaT ha-MegiLtot l1a Genuzot, Jerusalem 1954; Tegoz, The<br />
Dead Sea SC1'0t!s of the Hebrew University, Jerusa lem 1955'.<br />
40 Y. Y adin, The Scro!! Of the Wilr of the Sons of Ligl1t against the Sons<br />
Of Darkness, Jel'us
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 933<br />
zw1qZalIla z nimi pmblematyka, jest niemalie powszechnie znanq<br />
ta:kie czyte}nikowi polskiemu 41.<br />
W 1961 r. "Oxford Clarendon Press" dostarcza nam tom drugi 42<br />
z serii Discoveries in the Judaean Desert of Jordan, zavvierajqcy<br />
szczegolowq analiz~ tak 'danych archeologh jak i manus'kryptow<br />
t. zw. czterech grot Wa!di MUTabba'at, poloionych na tereni~<br />
Haszemickiego Krolestwa Jordanii. Ze wzgl~du na fakt, ie<br />
znaczenie archeologiczne or'az 'znalezione r~kopisy grot Murabba'at<br />
Sq zai,nteresowa,nem'll spoleczenst.wu ,polslkiemu stosunkowo malo<br />
ZJ1'ane, wydaje si~ rzeCZq slusznq chociaiby tylko w najogolniejszych<br />
zarysachzrelacjonowac tresc wspomniainego t,omu drugiego<br />
Discoveries in the Judaean Desert of Jordan.<br />
Cz~sc pie r w s 'z a (s. 3-63) niniejszego tomu, piora znakomitego<br />
o. R. 'de Vaux OP, poswi~cona jest histo-rii vdkryc oraz wnikliwym<br />
badani,om da:nych archeoilogii ze szczeg6lnym uwzgl~dnieniem<br />
stratygrafii. Dokladne badania warstwicowe grot Murabba'at<br />
upowainiajq nas do wyroi:nienia epok: chalkolitu, sredniego<br />
brq'Zu, ielaza oraz epoki r zymskiej i arabskiej.<br />
Na podstawie znalezio'nych r~kopisow stwierdzamy, ie jako materialu<br />
pisarskiego uiywano: skory, pa'pirusu i ostra'k.<br />
Cz~ s c d rug a (s. 67-205) zawiera znalezione teksty hebrajskie<br />
i aramejS'kie, odc,zyta,ne oraz w sposob mistrzowski C..in gewohnter<br />
Me isterschaft - jak t,o podkresla szereg recenzentow) <br />
k rytycznie omowio ne przez naszego rodaka Ks. J. T. Milika. Wsrod<br />
wspomnianych manuSikryptow znajdujq si~ teksty ta'k biblijne jak<br />
i p.oza biblijne. Sposrod papirusow szczegolne znaczenie dla historii<br />
j~zyka hebrajskiego posiada r~kop is Mur 17, b~dqcy palimpsestem<br />
z VIII w. pr zed Chr. Tresciq jego jest lista pO'ciatkowa. Jest to najstarszy<br />
z dotqd znanych 'papirusDw pisanych w j~zyku zachodniosemick<br />
im.<br />
C z~sc t r z e c i q (s. 209-280) stanowiq r~ko .pisy grecko-rzymskie<br />
W opracowarniu znanego o. P. Beno-it OP. Sposrod ostatnich<br />
szczeg61nq uwag~ zwraca ma'nuskrypt Mur H pisany na skorze<br />
s t e n 0 g r a f i q greckq. TekstyarabS'kie zostaly starannie opra<br />
41 Por. pra ca zbiorowa OdkT1Icia nad Morzem Martwym 1947-1957, RBL 10<br />
(1 957) 357-506; Ks. E. D
934 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
cowane przez A. Grohmanna i stanowiq cz~sC c z war t q niniejszego<br />
wydania (s. 283-290).<br />
Dzi~ 'ki d,O'starczonym nam przez groty Murabba'at manuskryptom,<br />
pozostajqcym w scislej za1eznosci z tekstami 'Z Qumran, moiemy<br />
o wiele lepiej poznac, dotqd bliiej niesprecytZowane, stosunki spoleczno-po1ityczne<br />
Palestyny w 1atach 132-135 po Chr., kiedy 10<br />
przyw6dca powsta.n'ia iydowskiego SzymO'n Bar Kochba przez kr6tki<br />
okres czasu stal n.a cze1e "Kr6lestwa Mesjanskiego" na obszarze<br />
poludniowej cz~sci Palestyny.<br />
Godnym uwagi jest nadto r~kcYpis Mur 88, stanowiqcy pozostalosc<br />
olbrzymiego 'zwojusk6rzanego. Zawiera on .liczne teksty z kSiqg<br />
12-tu pI'orok6w i znaleziony wstal w 1955 r. Jest to najstarszy<br />
z dotqd nam zn.anych dolkument6w umoil'iwiajqcych nam sprawdzenie<br />
p6Zniejszych darnyc.h Talmudu.<br />
Teksty grot Murabba'at srtanowiq nadto niemalie ostateczne potwiepdzenie<br />
tezy, ii w uiyciu ludnosci Judei byly trzy j~zyki: aramejski,<br />
hebrajski i grec:ki, przy czym - bIorqc pod. uwag;:: bieg<br />
wydarzen histo'rycz,l1ych - pierwszenstwo dac naleiy j~zykowi<br />
aramejskiemu. Szereg qumranist6w z naszym znakomitym ks.<br />
J. T. Milikiem na czele, opierajqc si~ 'na nieu'szkodzonych manuskry,ptach<br />
aramejskich, kt6rych tresciq Sq sprawy zycia c,odziennego<br />
ludnosci, jest nawet zdania, ie Szymon Bar Kochba usilowal<br />
di'alekt judeo-hebrajski uc'zynic j~zykiem urz~dowym. Abstrahujqc<br />
od slusznosci ostatniej tezy fa ktem jest, ie j~zyki aramejski, hebrajslki<br />
i grecki byly w jednako wym stopniu uiywane w iyciu<br />
polityczno-militannym Szymona Bar Kochby. PogJqd ten znajduje<br />
nadto potvvier'cizenie w wiqzce 15-tu list6w Szymo.na Bar Kochby,<br />
znalezionych w 1961 r . w Engeddi przez izraelskq eks 'pedycj~<br />
archeologicznq, kierowanq przez prof. Y. Ya'dina.<br />
Manuskrypty grot Murabba'a t wzbogacajq nadto TIaszq znajomosc<br />
historii pisma, zwlaszcza tzw. "Pisma ksiqikowego" (termin<br />
ten jak'o terminus technicus przyj;::ty zos'tal prze'Z p apirologi~ greck<br />
q) oraz za znajamia jq nas 'z praktykq poszczeg6l'nych szk61 pisarskich.<br />
W 1962 r. opublikowano zawartosc tzw. "Malych Grot" (L es<br />
Petites Grottes) z Qummn czyh grot 2 Q, 3 Q, 5 Q, 7 Q-I0 Q 43.<br />
Dzial archeologii (s. 1-36) tomu trzeciego z serii Discoveri·es in<br />
the Judaean Desert of Jordan opracowal zn6w o. R. ,de Vaux,<br />
43 1. lVI . Baillet - J. T. lVIi lJi k - R . de V aux, Les " Petites Gr ottes" de<br />
Q umran. Explorati on de la jalai se . Les grottes 2 Q, 3 Q, 5 Q , 7 Q d 10 Q,<br />
Avec une contribution de H . VV. B a ker. Oxford: At the Clarendon Press 1962,<br />
s. XIV, 317 + plansze I-LXXI. Pol'. nadto: R. Meyer, DeT gegenwiirtige<br />
Stand deT Erforscllung der in Palltstina neu gefundenen Ileor. Handschriften.<br />
47 . D i e v i er Hiilllen von Murattm'at, Theo!. Ltztg. BB (1963) 19-2B; Tegoz, 4B. Die<br />
sogenannten "kleinen Hiihlen" von Qumran, Theo!. Ltztg. 90 (<strong>1965</strong>) 331-342.
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />
935<br />
szczeg6lowo relacjonujqC histori~ ekspedycji archeologicz.nej pudj~tej<br />
wiosnq 1952 r. w okolice wschodniej cz~sd Pustyni Judzkiej,<br />
gdzie na trafi,ono m. in. na groty 4 Q-10 Q. Topografiaora'z geograficzny<br />
plan 'sytuacyjny opracowany zostal przez J. Zieglera (s. 5).<br />
O. R de Vaux z wlasciwq s,obie wnikliwosc'iq podaje opi's 40-tu przebadanych<br />
przez ekspedycj~ archeologiC'znq gr,ot oraz relacj~ doty<br />
CZqCq OIkohcznosci znaleZlienia dalszych dwu grot w marcu 1956 r.<br />
Wsroo "zdobyczy" eks:pedycji archeologicznej na pierwszym<br />
miejscu odnotowae lIlaleiy pokaznq iIose przedmiot6w ceramicznych<br />
w postaci skorup, naczyn codziennego uiytku itp., kt6re o. de<br />
Vaux "vedlug okres6w tabelarycZ
'936 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
,gment greckiego Listu Jeremiasza (7 Q 2) czy fragmenty apokryficznej<br />
ksiElgi Jubileuszy (2 Q 19 i 20) itp.<br />
Wspomniane teksty "Malych Grot" nie majq co prawda posmaku<br />
,sensacji, lecz d'osta,rczajq nie.zm'iernie duzo cennego materialu tak<br />
dla paleografii ja'k i krytyki tekstu.<br />
'<br />
Wsr6d 'znalezionych rElk,opis6w unikat sta'nowiq Zwoje Miedziane,<br />
odczyta'ne i opubhkowane przez Ks. Mihka. Biorqc pod<br />
uwagEl ich Ipochodzenie oraz charakter ...:... to nie przynalezq one<br />
do pismiennictwa Essenczyk6w z Qumran. Jedynie miejsce ich<br />
znalezienia pO'zwala [lam na dosztikiwanie siEl pewnego pdkrewien<br />
.stwa czy powi,no_wactwa. AUlior wspomrni'anych zwoj6w jest nam<br />
blizej z nazwiska nieznany. Ks. Milik przyjmuje jednak, ze byl<br />
nim Zyd, pozbawiony znajomosci klasycznego j~zyka hebrajskiego,<br />
zyjq"cy bq1dz w samym Jerycho, bqdz tez w ,olkolilcy Jerycha, gdyz<br />
doskonale rna ten teren. Tresciq Zwojow Miedzianych jest wyczerpujqcy<br />
opis skarb6w PalestYIllY. Zda'niem Ks. Milika wykaz<br />
ten wcale nie wylicza jaki'Chs realnych skarb6w, a tylko list~<br />
fikcyjnq, majqcq na 'Celu wZibogacenie wyobr:azni.<br />
. XVII. QUMRANS'KI MANUSKRYPT PSALMU 151 (11 Q Pss)<br />
Aczktolwieik manuskrypty qumrailskie grot czwartej (4 Q) i jedenastej<br />
(11 Q) nie doczekaly siEl jeszcze 'pelnego opracowania oraz<br />
nie zostaly dotq d w calosci jeS'zcze opu'blikowane: niemniej ogl,oszo,no<br />
drukiem juz niekt6re fragmenty tych r~ktopis6w 44, a wsr6d<br />
nich tzw. Zwoj Psalmow groty jedenastej (11 Q Pss) 45. Ostatnio<br />
wspomniany zw6j, dlugosci 3,89 ·m. zaWiera .tekst Psalm6w tak<br />
kallionicznych jak i 'apo'kryficznych, przyczym najwi~ksze zainteresowanie<br />
w zbudzil Psalm 151 groty jedenastej. Zainteres,owanie<br />
to jest zupe1nie zrozumiale, gdyz, 'pomijajq'c tra dycjEl talmudycUlq,<br />
utrzymujqcq nie bez podstaw, iz w Psalterzu znajduje siEl 147<br />
utwor6w, powszechnie przyjmuje si~ , ze tekst masorecki (hebrajski)<br />
i lacinskiej Wulgaty zawierajq po 150 Psa'lm6w, zas tekst Septuaginty<br />
(grecki) 151, przy czym Humaczy s'iEl, ze dodalJ1y w Septuagincie<br />
Psalm 151 jest psalmem "poza lictbq" i ze 'nalezy do tzw. judaistycznej<br />
literatury apokryficznej ja,ko "prywatny utw6r Dawida",<br />
4~ 4 Qp Ps 37 = Peszer do Psalmu 37 - H. stegeman. De'r Pe~er zu Psalm 37<br />
aus Hohle 4 von Qu mran, w: "Rev. de Qumran" 4 (1963) 235-270; 4 Q SI 39 <br />
por. J. Strugnell, The Angelic Liturgy at Qumran 4 Q-Serek Sirot 'orat<br />
Hassabat, w: SuppLements to Vettls Testamentum VII (1960).<br />
4~ J. A. Sanders, The Scroll Of PsaLms (11 Q Pss) from Cave 11: A Prelim<br />
i nary Report, W: BASOR 165 (1962) 11-15; J. Carmignac, La forme poeti que<br />
du Psaume 151 de - ta grotte 11, w: "Rev. de Qumran" 4 (1963) 371-378; W, H .<br />
Brownlee, Tile 11 Q COtmterpart to PsaLm 151, 1-5, w: "Rev. de Qumran"<br />
-4 (963) 379-387, J. A. Sanders, Pre-Masoretic Psattertexts: BQ 27 (<strong>1965</strong>) 114-123.
NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 937<br />
a to dlatego, ze nie napotkalno dotqd 'na zadne slady tego Psalmu<br />
w oryginale hebrajskim.<br />
Niektorzy uczeni wysun~li jednak nastEi'pujqce przypuszczenie:<br />
Poniewaz Psalm 151 znany jest rowniez w tlumaczeniu syryjskim<br />
ksiqg Starego Testarmentu, tzw. Peszycie, wiEi'c mozliwym jest,<br />
ze przymalezy em do tbioru KsiEi'gi Psalmow. Znaczna jednak<br />
wiEi'kszose bi'blistow Inie podziela tego poglq,du twierdzqc, ze de<br />
.cydujqcym kryterium jest tekst hebrajs,ki.<br />
Znaleziony .obecnieqk,opis qumranski zawierajqcy tekst<br />
Psalmu 151 czyli Psalmu "poza lictbq" zmusza uczonych do<br />
rewizji swoich do,tychczasowych .pogJq'dow na temat braku sladow<br />
tego psalmu w wersji hebrajskiej.<br />
Trese nowego skrawka pergaminu, ktory tak skrzEi'tnie przechowaly<br />
groty Pustyni Judi kiej, narzuca uczonym problem ustalenia<br />
autorstwa tego psalmu ora'z czasu jego 'pochadzenia. Nie narusza<br />
to w niczym kanonu ksiqg 1;'isma ~w. definitywnie ustalonego<br />
na Soborze Trydenckim. Lecz nie tyH~o na Soborze Tryidendkim,<br />
ale rowniez juz na Syno,dzie Rzymskim w 382 r. za papieza<br />
Dama'Zego oraz na Soborze w Laodycei jasno i wyraznie oswiadczemo,<br />
ze Ksh:ga Psalmow zawiera 150 Psalmow. Zas sw. Atanazy<br />
w jednym z hstow pisanych do pewnego przyjaciela, daj~c<br />
mu pra1ktycZ'ne wskazow'ki ja'k 'na loodzien korzystae z ksi~gi<br />
PsaJmow, daje mu rowniez po'Uczenia odnoonie do Psalmu 151.<br />
Mianowicie okresJa on Psalm 151 jako utwor s'pecjalnie przystosowa1ny<br />
dla czlO'wieka, pragnqcego oddae chwalEi' Bogu i doldaje<br />
jednoczesnie, ze "jest to je-den z prywatnych psalmow Dawida".<br />
Najstarsze kOld eiksy greckie podajq nam roimq liczb~ psalmow.<br />
I tak Kodeiks Wa tykanski zamyka KsiE:g~ Psalmow cyfrq 150<br />
u l,wor ow, Jecz Kodeks Synaicki posi'aocia 151 Psalmow, a Kodeks<br />
Aleksandryjski podaje liczb~ ,,150 plus jeden prywatny". Zas<br />
kodeksy lacinskie talkie, jak Corbiensis, Sangermanensis, przekazujqce<br />
,nam lacinskie pneklady KsiE:gi Psalmow 'Opuszczajq<br />
Psalm 151.<br />
Niektorzy uczeni Sq dzisiaj zldania, ze Psalm 151 "poza liczbq"<br />
jest dzielem Dawida, na'pisa,nym po zwyciE:stwie odniesiOinym nad<br />
,Goliatem.<br />
Nie przesqdzajqc aktualnej konstruktywnej dyskusji na temat<br />
qumranskiego ,Psalmu 151 (11 Q Pss) i jej osta tecznego r ezuItatu<br />
wydaje si~, ze Psalm ten jest nie tyle tworem jakiejs osobistosci<br />
ze 'spcleczntOsci ' qU'mranskiej, ile raclzej przedos,tal si~ do niej za<br />
posrednictwem Zydow 'aleksandryjskich, poslugujqcych si~ przeklaldem<br />
greclkim Ksi
938 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />
ekspedycji W lataeh 1962-1964, pragniemy ulatwie dokia·dniejsze<br />
poz;nanie histori'i tak Narodu Wybranego jaki samejBiblii 'Oraz<br />
dopom6c W odc,zytywaniu zywych barwnych dziej6w cywilizacji<br />
i epO'k w hist'orii narodu zydowskiego wydobytych na swiaHo<br />
dzienne przez ekspedycje archeologiczne doby nam wsp6lczesnej.<br />
Archeologia wydobywajqc z ziemi zabytki przeszi{)sci, tak bardzo<br />
przemawiajqce do wyQlbra7mi, 'ozywia i przybliza to, co dotychczas<br />
wydawalo si~, bye moze, odlegiq legendq 46.<br />
Ks. Eugeniusz Sitarz, Ks. Ludwik Stefaniak<br />
40 L. Woolley, W pos2ukiwaniu przeszlosci, Warszawa 1964, s. 125.<br />
Skr6ty tytu16w Cytowanych czasopism<br />
AASOR "Annual of the American Schools of Oriental Research",<br />
New Haven, USA.<br />
BA - "Biblical Archaeologist", New Haven, USA.<br />
BASOR - "Bulletin of the American Schools of Oriental Research",<br />
New Haven, USA.<br />
CBQ - "Catholic Biblical Quarterly", Washington.<br />
IEJ - "Israel Exploration Journal" , Jerusalem.<br />
OTS - "Oudtestamentische Studien", Leiden.<br />
RB - "Revue Biblique", Paris.<br />
RBL - "Ruch Biblijny i Liturgiczny", Krak6w.<br />
Theol. Ltztg - "Theologische Literaturzeitung", Berlin.
JERZY KALINOWSKI<br />
STEFAN SWIEZAWSKI<br />
ROZMOWA 0 FILOZOFII<br />
W OKRESIE S O' B 0 R U<br />
(FRAGMENTy)<br />
Olivier Lacombe: Sfowo wstE:pne<br />
Praca, ktora dostanie si~ do rqk czytelnika, z pewnosciq nie<br />
pctrzebuje mojej p07·~ki. Poziom autorow, donioslosc tematu <br />
,,filozofia w godzinie Soboru" - wielkie imi~ swi~tego Tomasza,<br />
autorytet mistrzow, ktorym ksiqzka zostala dedykowana, wszystko<br />
to jest dostatecznq gwarancjq jej wielkiej wartosci i jej znaczenia<br />
w obecnej chwili.<br />
Lecz sita przekonania zawm·ta w starej a wiernej przyjaini,<br />
wspolna gorliwosc w sluzbie filozofii chrzescijanskiej wedlug tych<br />
zasad Akwinaty, ktore wydobyli na swiatto dzienne Gilson i Jacques<br />
Maritain, czyz nie wystarczajqce to przyczyny, by dodac<br />
kilka niekoniecznych uwag do wymownych i z rozmachem przedstawionych<br />
wywodow Kalinowskiego i Swiezawskiego.<br />
Sq tacy, co uwazajq, ze filozof nieslusznie wkracza mi~dzy wiar~<br />
a wiedz~, mi~dzy Slowo Boze a doswiadczenie ludzkie. Czemuz<br />
by umysl scisle naukowy nie mial calkowitej syntezy wiedzy ludzkiej<br />
dokonac wlasnymi tylko swoimi srodkami? Czemu obciqzac<br />
or~dzie Boze teologiq i jej zagadnieniami, abstrakcjami, konstT1Lkcjami<br />
poj~ciowymi, obcymi jej istocie, a po ludzku rzecz biorqc <br />
niesprawdzalnymi? Wszelako - a filozof wie 0 tym od wewnqtrz:<br />
metafizyka, roumie "nieuzyteczna" i Townie darmo dana jak<br />
poezja, jest w swoim porzqdku Townie niezb~dna jak poezja<br />
w swoim. A to juz wystarcza, by zapewnie met afizyce prawo do<br />
istnienia i nalozye na niq obowiqzek wytrwan'ia.<br />
Przed Ch7'ystusem i przed powstaniem nauki filozofia starozytna<br />
pragn~la przedstawie siebie jako mqdrose totalnq, dqzyla do jasnej<br />
8wiadomosci tego, czym jest religia i poszukiwanie Dob7'a Najwyzszego,<br />
poznanie siebie przez czlowieka i harmonijna wizja wszechfiwiata.<br />
Od przyjscia Chrystusa filozofia, nawet filozofia pierwsza,<br />
nie moze juz absolutnie bye pierwsza. Chrzescijanin-filozof musi<br />
filozofowae w wierze, tym lepiej jednak dostrzega porzqdek ro
940 OLIVIER LACOMBE - SLOWO WSTE;PNE<br />
zumu w jego autentycznych granicach, w jego istocie i spontanicznosci.<br />
Od pojawienia sic: nauki wspo!czesnej nastqpilo nowe<br />
zblizenie sic: do rzeczywistosci, podlegajqce scislym sprawdzianom,<br />
wielce skuteczne technicznie; rozciqgnc:lo ono nad calq przyrodq<br />
siec obejmujqcq coraz szersze obszary, ktorej oka zaciskajq<br />
sic: coraz bardziej. Niemniej filozofia wyswobodzona z obowiqzkow,<br />
do kt6rych wcale nie byra uprawniona raz na zawsze, uwolniona<br />
od ambicji, kt6rym nie mogla sprostac, wcale przez to " nie zostala<br />
zdyskwalifikowana.<br />
Pierwszq zaslugq niniejszej Rozinowy jest przekonanie, ze epoka<br />
filozofa nie minc:la, oraz ~ykazanie - mocne i jasne - ze chrystianizm,<br />
bez ujmy dla transcendencji filozofii i bez ujmy dla<br />
jakiejkolwiek filozofii, nie tylko uznaje pomoc mqdrosci rozumu<br />
(sagesse rationelle), ale jq przyzywa; zwraca sic: do niej jako do<br />
wlasciwego narzc:dzia dla budowania teologii tak zwanej spekulatywnej,<br />
kt6rq by lepiej bylo nazwdc kontemplacyjnq: fildes quaerens<br />
intellectum; zwraca sic: do niej jak.o do zasady scisle zlqczonej<br />
z kulturq chrzescijanskq, zasady autonomicznej, a jednoczesnie<br />
otwartej na oswiecenie przez Zaskc:; slowem zwraca sic: do mqdrosci<br />
rozumu jako do tej, ktorej czynnosciq jest posrednictwo powszechne<br />
"w jasnosci umyslu"; pokorne posredniczenie rozurnu, ktory<br />
usiluje wznieSc oczy do nieba, ale upadlby oslepiony przez swiatlosc,<br />
gdyby Boski Po srednik, zeslany przez Ojca .swiatlosci, nie<br />
byl uprzedzit jego poruszenia. Podstawowe intuicje filozofii, jej<br />
wyklad porzqdkujqcy, ostra swiadomosc, kt6rej zdobycie umozliwia,<br />
pomagajq czlowiekowi lepiej pojmowac siebie we wlasciwym<br />
stosunku do siebie i do swiata, a zwlaszcza do Tego, kt6ry<br />
jako tworca czlowieka i swiata i jako mistrz historii zeslae nam<br />
su;ego Chrystusa i obd,arza nas nadto jego przyjazniq.<br />
Filczof chrzescijanski zatem, ktorernu obcy jest wszelki imperializm<br />
, nie domaga sic: innej laski, jak tylko tej jednej, by mysli<br />
Kosciola i mysli ludzkiej sluzyc w duchu wlasciwego sobie poslannictwa.<br />
Lecz w tym miejscu wylaniajq sic: trudne zagadnienia<br />
zarowno jednosci i postc:pu filozofii jak i wolnosci filozofa.<br />
Kalinowski i Swiezawski powiedzieli na ten temat to, co,<br />
wedlug rnnie, wlasnie nalezalo powiedziec. Wykazali, ze faktyczna<br />
wic:kszoscintuicji filozoficznych - nazywa sic: je dzisiaj<br />
"opcjami" - wymaga bez wqtpienia wolnoSci poczynan fil"ozofa,<br />
ale nie pociqga za sobq logicznie takiego pluralizmu, "ktoryby<br />
wszelkie poszukiwanie organicznej jednosci filozofii uwazal z koniecznosci<br />
za tyranic: mysli, a za iluzorycznq uwazal troskc: 0 to,<br />
by zapewnic postc:p filozofii pozostajqc w kr/?gu zasadniczej, uprzy- "<br />
wilejowanej intuicji. - "
ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
94l<br />
Prawo do tytulu Doktora Powszechnego, przyznane swi~temu<br />
Tomaszowi z Akwinu nie bez gwaltownych sprzeciw6w i nie bez<br />
przeszkod - Kalinowski i Swiezawski uzasadnili calkowicie, przedstawiajqc<br />
wyjqtkowq oryginalnosc, nieograniczonq rozciqglosci<br />
niezr6wnanq wybitnosc jego wizji bytu, ktora wyrastajqc ponad<br />
istot~ i poj~'cia, ale ich nie niszczqc, wznosi si~ duchowo az do<br />
ajirmacji istnienia, "aktualnosci wszelkiego aktu i doskonalosci<br />
wszelkiej doskonalosci".<br />
Trzeba bylo odwagi, by napisac t~ ksiqzk~, wielkiej milosci do<br />
prawdy, jasnego i przenikliwego spojrzenia. Co do mnie, mog~<br />
tylko wyrazic obu autorom wielkq swojq wdzi~cznosc.<br />
Olivier Lacombe<br />
Dlaczego swil:fy T omasz?<br />
SWIE2AWSKI: Jezeli nauczanie filoz'ofii nie rna bye, ani dogma~<br />
tyczne ani historycys'tyczne (w sensie przesa'dnym) - j a k i e<br />
znaczenie moze miee dla niego filozoficzne<br />
d z i e los w. Tom a s z a z A k win u? Czy Kosci61 slusznie<br />
utrzymuje w swoich szkolach obowiqze'k nauczania teologii i filozofii<br />
ad mentem Sancti Thomae? Czy w dwudziestym wieku powinno<br />
si~ bye tomistq? A jezeli tak, to z jakiej przyczyny i w jaki<br />
spos6b? Na czym polega sZ'tuka "bycia tomistq", 0 kt6rej E. Gilson<br />
m6wi w Le philosophe et la theologie? Czy pewne zastrzezenia<br />
co do tomizmu, ujawnione podczas II Soboru Watykaiiskiego, Sq<br />
llsprawiedliwione? Czy ,tomizm nie zamyka drogi do post
"942 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIE2AWSKI '<br />
rozu'lliemy przez "Swi~tego Tomasza": "Jezel'i przez 'swi~tego<br />
Tomasza' rozumie si~ pewnq aparatur~ zlozonq z abstrakcji, prefabrykowanych<br />
rozwiqzan - pisze znakomity teolog dominikanski <br />
w takim wypadku: zgoda, n"iech go b~dzie mniej! Ale to nie jest<br />
prawdziwy swi~ty Tomasz, ktory byl i pazostaje samq otwartosciq<br />
na to co meczywiste, na dialog, na pyta'llia ludzi. Jezeli jednak - .<br />
przez 'swi~tego Tomasza' rozumie si~ to, czY'll on jest naprawd~:<br />
mistrza ktory pomaga ufor>mowac nasz umysl, misltrza uczciwosci,<br />
scislosci, szacunku dla kazdej prawdy czqstkowej w tej mierze w jakiej<br />
zawiera ana prawd~, w takim wypaclJk
ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SQBORU 943<br />
filozofii sw.. Tomasza. Zastanawiajqc si~, jaka jest pr'zyczyna tej<br />
postawy, pomyslalem i dalej mysl~, ze jest niq pewna nieufnose<br />
wobec wszelikiej s.peikulacji, wsze}kiego "filoz.ofizmu", wobec wszystkiego,<br />
co mogloby zaszkodzie czystemu oparciu si~ na Ewangelii,<br />
prawdziwemu powro·towi do zrodel chrzescijanstwa, zarowillo w teologii<br />
jak i w calosci zycia Kosciola.<br />
KALINOWSKI: Sqdz~, ze Pan slusznie zauwazyl te dwie tendencje,<br />
jakie zarysowujq si~ w debade nad Domizmem, a bio·rqc rzecz<br />
ogolniej, w calosci dySikusji sobo1rowych. Jednak zastanawiam si~,<br />
czy. panskie tlUlmaczenie postawy tych najwartosciowszych elementow<br />
wsrod Ojc6w Soborowych, tych najbardziej przeniikliwych,<br />
najmocniej pragnqrcych autentycznej odnowy Kosciola i jego prawdziwego<br />
pO'st~pu, tych "przywadcow Soboru", jesli wolno ich tak<br />
nazwae, jest wysta["c,zajqce. Sqdz~, ze one jest sluszne ale niepelne,<br />
i ze opr6cz przyczyrny pO'da1nej przez Pana istnieje inna, bardziej<br />
istQtna, pod ktorq zresztq i panskie wyjasnienie daje sic: podeiqgnqe.<br />
Bqdzmy realistarmi. Strusia polity
944 JERZY KALINOWSKI, STEFAN ' SWIEZAWSKI<br />
wiado'llo, ze nakazala ona, zeby w sikolach chrzes~ijanskich wykladalno<br />
teolrogi~ i filo 'zofi~ ad mentem sancti Thomae?), niz z uwagi<br />
na wewn~trzme wartosci mysli fi1'ozofic~nej sw. To'llasza, przy czym<br />
najistoUniejszych wsrod tych wartosci ja'k si~ ZJdaje cz~sciowo nie<br />
dostrzegajq. Zresztq czyz O. Fernandez, general do'llinikanow, nie'<br />
pow'ie\:izial na SoJborze: "W to'lliz.mie nalezy szalnowae raczej autorytet<br />
magisterirum niz osobisty autorytet swi~tego To'llasza"? H<br />
W tych warUln'ka'ch zwolennicy pO'st~pu, nawet ci, ktorzy maj~<br />
najlepsze intencje i Sq bardzo ostroimi, zajmujq spontanicznie postaw~<br />
przeciw nq. POiniewaz majq przed slJbq t~ trudnq do pr,ze'kroczenia,<br />
ha'llujqcq poch6d Kosciola przestko 'd~, jakq jest nieu'lliarkowany<br />
k'onserwatyzm, odwracajq si~ ·od wszystkiego, czego ich<br />
przeciwnicy bwniq i czY'll poslrugujq si~ w wake. Bo jestes'llY<br />
swiadka-mi wallki. Nielktorzy nie chcq tego widziee, 'Iub nie ' chcq<br />
-0 tym mowie. Moim zdaniem Sq w bl~dzie. Zycie chr,zescij.anina<br />
jest walkq. Zycie K'osciOla tak samo. Nie ma w tym nk nienormalnego<br />
alni ws-tydliwego. Trzeba tyI1kio uwazae, zeby nie przekroczyc<br />
grani~ roz
ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
945<br />
danej przez nie wizji nie powilnno siE: tracie i oezu, jesli siE: ehee<br />
unilknqe dewiaeji filoz,ofii i wszyst'kiego, ezym w Koseiele i'w swieeie<br />
grozi taka ,dewiaeja.<br />
Nie eheialem twiel'dzie, ja'ko'by sw. Toma!sz mial powiedziec<br />
pierwsze i ostatJnie slowo w filrozofii i ze nalezy juz tyllko powtarzac<br />
po nim, i sqdzE:, ze tego nie powied'zialem. Przeeiwnie, kladE:<br />
naeisk na falkt, ze sw. ' Tomasz, jalk kazdy fno~of, ehoc'by byl nie<br />
wiem jak genia'}
946 JERZY KALIN0WSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />
700 101 melamorlo% lomizmu<br />
SWIEZAWSKI: Tymczaseni sw. Tomaszowi grozi nowa porazka:<br />
porazka na Sobone. Ufam, ze tak Zle nie b~dzie, ze prawda i mqdrosc<br />
zatriumfujq. Kosci01em rzqdzi w koncu Bog a nie ludzie.<br />
Z drugiej strony jest mozliwe, ze Bog obecnie zechce dopuscic porazk~<br />
tomizmu, jak'o ze ostateclmie nie .chodzi tu 0 degmat, i ze<br />
gl~bsze dobro Kosciola i lUldzkosci moze, wedlug Boga, wymagac<br />
tego, co z ludzkiego punktu widzenia wydaje si~ sz'k'odliwe. A wii;C,<br />
jezeli Bog to do'pusci, talk jak w 1277 i 1284 dopuscil pot~pienie tez<br />
Sw. Tomasza, bylaby to jedna wi~cej metamorfoza w siedemsetletniej<br />
historii tomizmu.<br />
Tak jest, chociaz jes1i si~ nie jest dobrze obznajomionym z historiq<br />
filiQzofii, to trudno w to uwierzyc, poniewaz najjawniejsze<br />
i najlepiej zna'ne fa1kty historyczllle pozwalajq na zupelnie odwrotne<br />
przypuszczenia. Imi~ sw. Tamasza ciqgle powraca pod pi6r,o myslicieli<br />
chrzescijanskich. Zawsze byJi tamisci, a od ja'kichs stu 1at sCi<br />
oni licmiejsi niz kiedykolwie'k. Encyklika Aeterni Patris papieza<br />
Leona XIII wywolala ten wie1ki powrot do sw. Tomasza. Doszed1<br />
on do szczytu przed ostatniqwojnq, a abecnie zdaje si~ za,trzymywac<br />
przed pro'giem bazyliki sw. Pi,otra przemienionej na a .u1~<br />
II So>boru Watykanskiego'. Tormasz z Akwinu, domini'kanski mistrz<br />
teologii na uniwersytecie paryskim za czasow sw. Ludwika, zosta1<br />
oglos:wny swi~tym, a talkze Do'ktorem Powszechnyrm i Doktorem<br />
Anie1skirm, "Aniol Szkoly" stal si~ pozniej Patronem wszystkich<br />
szkol chrzescijanskich, w ktorych odtq,d rna si~ nauczac filozofii<br />
i teol.ogii ad suam mentem. Wydawaloby si~, ze sw, Tomasz calkowide<br />
i defi.nitywnie zapanowal nad myslqchrzescijans'kq.<br />
A jednak... Na przekor tej zewll1~trznej · apoteozie, wsrod tego<br />
tlumu uczniow (raczej licznych niz wiernych) paryski Mistrz pozostaje<br />
wlasciwie samdtny,niezrazumia'ny, lub zle zrozumia1ny,<br />
intelektualnie "zdrardzony" przez najbhzszych i najbardziej oddanych.<br />
I jezeli dzisiaj na II Sobarze Watykanskim mozna slyszec<br />
z ust kardYl1a1ow zqdanie "mniej Sw. Tomasza"; jezeli znrowu <br />
bo zdarzylo mu si~ to nieraz ,od 127.7 r, - Tomasz w oczach wielu<br />
jest dzis zbyteczny, niewazny a nawet rniepozqdany, dzieje si~ tak<br />
dlatego, ze w rzeczywistosci mys1iciele chrzescijanscy dawne go<br />
juz porzudli, udajqc jednoczesnie, ze Sq mu wierni, i ze idq za jego<br />
myslq. Albo tez, mowiqc scis1ej, mysliciele chrzescijanscy nigdy<br />
naprawd~ nie szli za jego myslq, poniewaz tego co najistotniejsze<br />
w jego mysli nigdy nie zrozumieli - poza paru bar'dzo rzadkimi<br />
wyjqtkami, ja'k Tomasz Sutton na jednym krancu hist'o'rii tomizmu,
ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
947<br />
a na drugim niektorzy wspolczesni metafizycy tomistyczni tacyjak<br />
Jacques Maritain i Etienne Gilson.<br />
Ja1kkolwiek wydaje siE: to sprzeczne z pozorami, nieoczekiwane,<br />
zaskakujc;.-::e, a nawet w pewnym zmaczeniu gorszqce, to w gruncie<br />
rzeczy nie rna w tym fa1kcie nic szczegolnie niezwyikleg'0 ani oburzajq.cego.<br />
KaZ'dy geniusz- wyprzeldza wlas-nq epo lk~. A im jest<br />
wi~kszy, tym . wi~cej antycyrpuje. A wiE:c tym mmiej jest rozumiany.<br />
W oZliedzinie filozofii potrzeba wielkow, zeby dogonic geniusza.<br />
Arystote1es czekal praleSzl'o 1500 lat na to, zeby w koncu zostac<br />
lepiej ·zmzumia·nym i zeby w sobie sw. Tomasza z Akwinu<br />
znalezc nie nasladDw1cE:, ani zwyiklego kontymua,tora, ale podobny<br />
sobie geniusz, absolutnie D·ryginal:ny niezalezlllie od tego·, co zawdzi~czal<br />
poprzedniikowi. Czy brzeba si~ wiE:c dziwic, ze "egzystencjalisci-tomisci"<br />
zrozumieli prawdziwe :zmaczenie i prawdziwq donioslosc<br />
mysli filozof·icznej sw. Tomasza dopiero w 650 lat po jego<br />
smierci?<br />
Czy Bergs-on, ktoreg'0 cytO'walismy juz killkakwtnie, nie powiedzial,<br />
ze filozof, ktory w imtuicji 'pierwotnej (intuition initiale) zobaczyl<br />
to, co rzeczywiste, przez cale zye-ie usiluje bez powodzenia<br />
wypo>wiedziec to, co zobaczyl? Dlatego wlasnie wszystkie jego<br />
dziela Sq kolej'nymi sformul:owaniami, w ktorych stara si~ wyrazic<br />
t~ samq prawd~: to co zobaczyl. Trzeoa jeszcze, zeby sam zrozumial<br />
znaczenie wlasnego "odkrycia". Ale czy moze je zr{)zumiec ten, ktlO<br />
znalazl S~E: tak blisko, ze zo.stal oslepiony? Dobrze jeszcze, jezeli<br />
to o18nienie nie prowadzi go· do tych blE:dnych konceptualizacji,<br />
o ktorych mowi Marita.in. 'Jezeli sprawy tak si ~ majq, mozna przypuscic,<br />
ze sam sw. Tomasz nie zdawal s{)bie w pelni spravvy ze<br />
znaczenia wlasnej mysE dla pMniejszego r ozwoju ·filowfii. Trudno<br />
wi~c miec pretensj~, ze jego ucznio wie, nawet bezposre'dni, tego<br />
nie zro-zumieli. Zresztq ta kZe w nauczaniu filozoficZlnym sprawdza<br />
siE: dawne pDwiedzellie: Quiquid recipitzLT per rnodurn Tecipientis<br />
TecipituT. Sluchacze sw. '.Domas za pr zyjmovvali go na wlasny sposob,<br />
wedlug wlasnej zdol'nosci do przyjmowa nia. A nie trzeba zapominac,<br />
ze sw. Tomasz byl nawatorem przeciwstawiajqcym si~<br />
tradycjom koncepcji bytu: neoplatonskiJm, augustynslkim, awicenizujqcym,<br />
a byly to tradycje , wielowiekowe. Dlatego tez Tomasz<br />
Sutton - ktorego traktat D by1cie i esencji zostal '0statnio odnaleziony<br />
wsr6d rG'kapisow sredniowiecznych przechowainych w krakows'kiej<br />
BiblilOtece JagiellonS'kiej 42 - jest talk nieoczekiwanym<br />
wyjqtikiem i wywoluje ZaraWll'0 podziw jalk zaskoczenie; Sutton<br />
bowiem zachwyca siE: filoz'ofic21nq przenlkli'Nosciq swego mistrza,<br />
42 WI. Senko Un tTaite inconnu .. De esse et essentia" ("Archives d'histoire<br />
doctrinale et litteraire du moyen age", 27, 1960 S. 22!>-266).
948 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />
odkrywcy ontycznej r.oli bytu reaInego zlozenia istmienia istoty<br />
w by,tach przygadnych.<br />
KALINOWSKI: Chociaz faikt, ze sw. Tomasz by! nrezrozumiany<br />
przez swoich bezpo'srednich i dalszych uczmi6w wydaje nam . si~<br />
dz,is w pewnym znaczeniu norma~ny i la twy do wyUumaczenia, to<br />
jednak jego konsekwencje Sq powazne. Bo 0 ile rozumia,no nauk~<br />
mi'strza d,ominikans'kiego, ja'k na przykla,d naU'k~ 0 jedynosci formy<br />
w bycie, to go po;t~pia ' no, poniewaz twieI"cI£il cos odwrotneg-o od<br />
tradycyjnej naulki chrzescijansk'iej, kt6ra w tym wypadku za sw.<br />
Augustynem opowiadala si~ za wielosciq fQUm. A kiedy Sw. Tomasza<br />
nie ro'Zumiano, to go inteI"pretowano bl~dnie . Poczynajqc od<br />
sw. Tomasza historia filozofii chrzescijanskiej jest w duz~j cz~sci<br />
historiq tych falszywych interpretacji: a wicenj.zuj q·cych, s'kotyzujqcych,<br />
kajetanowSkich, molinistyczmych, suarezjanslkich, 'neotomistycznych...<br />
Kazda z nich miala sw6j moment triumfu, po kt6rym<br />
pr~dzej czy p6zniej jq porzucano. Jednakze 0 ile sw. Tomaszowi<br />
przypisywano blc;dy popelni'one przez jego niewiemych kontynuator6w,<br />
to natUiralnie powstawano takze przeciw niemu. Braki<br />
i bl~dy chrzescijanslkiego nauczal!lia filozofii powaznie obciqzajq<br />
takze sw. Tomasza, poniewaz ich przyczyn~ upatruje s!i~ w przedmiocie,<br />
a jest nim z samej defi:nicji tomizm. Tak ze koniec konc6w<br />
Sw. Tomasz placil (i diotqd jeszcze plaid) za bl~dy ty1ch, kt6rzy zarozumiale<br />
nazywali si~ sami "tomistami", a kt6rzy w gruncie rzeczy<br />
byIi nimi tyIko z nazwy. Talk ze na koniec Akwina t~ opuscila<br />
nie tyliko eumpejslka filozofia oficjalnie nie-chrzescijans'ka, kt6ra<br />
jawnie zerwala ze scholastykq od XVI w., ale takze filozofowie<br />
chrzescijanscy. Wplyw chrzescijanstwa i scholastyki na oficjalnie<br />
nie-chrzescijanski.ch filozof6w jest jednakze widoczny, jak to wykazuje<br />
z jednej siro.ny Gusdorf a z drugiej Gilson 4~. Taki stan<br />
rzeczy trwal' az do chwili, w kt6rej papiez Leon XIII uznal, ze<br />
nalezy chrzescijanom przypomniec zywotme dzielo sw, Tomas?a<br />
i zwiqzac z nim chrzescijans'kq mysl wsp6lczesnq po to, zeby jq<br />
zvvyci~sko przeciwsiawic bl~dom intelektualnym drugiej polowy<br />
XIX wielku. E;ncytkliika Aeterni Patris z 4 sierpnia 1897 r., kt6ra<br />
zresztq podikreslala tyl'ko juz wczeSilljej rozpocz~ty powr6t do sw.<br />
Tomasza, wywolala szerolki ruch tomistyczny; przekraczajqc granice<br />
katolicyzmu a nawei chrzescijanstwa, rozprzestrzenil si~ on<br />
na caly swiat.<br />
•<br />
Movna si~ zas'tanawiac, czy pozycja przyznana sw. Tomaszowi <br />
43 G, Gusdorf, Traite de metaphys!qlle, Paris 1956, Armand Colin, s. 376;<br />
E. Gilson, Etudes Stir Le roLe de La pensole medievaLe dans La formation du<br />
systeme cartesi en, Panis 1950, Vrin.
ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
949<br />
nie skn:powala zanadto intelektual
950 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />
Plurollzm tomistyczny<br />
SWIEZAWSKI: J ed'l1aikze praowda i sprawiedliwose kaze podkreslie<br />
takze szcz~sliwe konsekwencje ency,kHki Aeterni Patris. Przeciez<br />
powrocono· do dziela sw. Tomasza, za
ROZMOWA 0 FILOZQFII W OKRESIE SOBORU<br />
951<br />
w tej mierze, w jakiej tomisci tradycjOlnaIni utozsamiajq mysl<br />
sw. Tomasza z komentarze-m Kajetana, narazajq si~ 'na f,Qzmini~cie<br />
si~ zar6wno z prawdq historyc'znq jak i z prawdq fiI-ozoficznq. Tak<br />
-ezy inaczej, ich to.mizm, jak si~ wydaje, nie jest calkowide tomizmem<br />
sw. Tomasza, bo odbiega od niego co najmn-iej w jednym<br />
zasadniczym punkcie: co do najbardziej podstawowej dla kazdej<br />
filozofii koncepcji: koncepcji bytu, ktora u Tomasza jest egzystencjalna,<br />
podczas gdy u Kajetana wskutek podwojnego wplywu<br />
Awicenny i Jana Dunsa Szkota, jest ana w pewnej mierze esencjal'na.<br />
Przeciwiens1wem tom'i.zmu tra'dycjonalnego jest tomizm, ktory<br />
nie zapo,znajq'c pewnych wadosci przeszlych, sytuuje si~ jednak<br />
gl6wnie w teraimiejszosci. Narodzil si~ on z niewqtpliwie chwa.,.<br />
lebnej ch~ci nie zapo,znawa'nia fi'lozQfii mowoczesnej i nie ga1'dzenia<br />
niq. Odpowialda on potrzebie wiernosci wobec czlowieka nowoczesnego,<br />
wobec tego, co jest wsp6lczesne i nowe. Cha1'akte1'yzuje<br />
go tendeneja d'0 nie odgranicza1nia nieprzekraczalnymi barierami<br />
terazmiejs.zosci od przeszlosci; sw. Tomasza i tomizmu od filozofii<br />
nowoczesnej, ktora rozwija si~ i idzie naprzod, a szczeg6lnie od<br />
filozofii wspolczesnej. Tomizm ten, dkreslany najcz~sciej nazwq<br />
neotomizmu, blqdzi w dwojaki sposob. Wprawdzie stara si~ un dostrzec<br />
wartosci nowoczesnej i wsp6lcze&nej mysli filozoficznej, ale<br />
nie zawsze zauwaza wS'zystkie wartosci dawnych filozofii, a na<br />
pierwszym miejscu autentycznej mysli sw. Tomasza. Chcialby on<br />
dqzye do syntezy zlozonej z nova et vetera, ale nova gorujq w niej<br />
nad vetera (o
:952 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />
Utczyl w pewnym okreslonym m1eJscu i czasie. Stara si~ wi~c ona<br />
zachowae wiernose teks,tom sw. T,omasza i tomist6w, a nie wiernose<br />
szkole jalko aibsrtrakcji, jako communis opinio Thomistarum,<br />
e:klektycz:nej, bezkrwistej, a nawet nresp6jnej. Ten tomizm dqzy tez<br />
do wiernoSci teikst,om wszyslt'kich innych filowf6w, 'kt6rych studl uje<br />
z niemniejszq uwagq, kr6tiko mowiqc dqzy do wiemosci integralnemu<br />
swiadectwu historii, czy chodzi 0 hi'stori~ sttarozytnq, czy<br />
o sredniowiecze czy ,nowoczesnose i wsp6lczesnosc. N i e c h '0 d z i<br />
t u '0 to, a b y bye tom i s t q, a 1 bon 0 w 0 c z e s n y m,<br />
al e 0 t ,0, a b y Ib Y c f i 1 '0 z,o f e ill i trw a c w p r a w<br />
d z i e. Na tej' drodze fHowf spotyka sw. Tomasza i czerpie od<br />
niego natchnienie w tej mierze, w jakiej ma ()in rack A jezefi<br />
w pewnym znaczeniu ceni Akwinat~ wi~cej niz innych filozof6w,<br />
to dlateg,o, ze jeg:o 'intuicja ,ontycznej roli egzystencji, i'ntuicja<br />
podstawowa i szczeg6lonie wazna ·d1a filo:wfii i jej rozwoju, jest<br />
fe;nomenem jedy,nym w historii filozofii i sama 'na,daje swemu<br />
aut'or,owi wyjqtk,owe m1eJsce. Tomizm tej trzeciej· tendencji<br />
~wyl'onil si~ z wolna i jak gdy'by sponta'nic ~Zlnie z podw6jnego<br />
Zrodla: z pogl~bionych studi6w nad samym Sw. Tomaszem oraz.<br />
z szerolko zaikrojonego rUichu wspokzesnych ba,dan nad histol'iq<br />
fi1020fii sredniowiec21nej, a ruch ten pObUidzily prowa,dwne od<br />
konca XIX w. prace hi'sto,ryk6w filowfii chrzescijanskiej. To oni<br />
wlasnie w naszych czasach pozwolili zrozumi,ec cale novum, jakim<br />
d1a jego epdki byla mysl sw. Tomasza, oraz cale znaczenie jego<br />
dziela d1a pMniejszej ewolucji refleik'sji filozoficznej, kt6ra oczywiscie<br />
nie konczy si~ z naszq epdkq. Ze wzgl~du na to novum,<br />
jakim jest wlasnie egzystencja'1;na wizja bytu, tomizm tej trzeciej<br />
tendencji jest czasem nazywany tomizmem egzystencjalnym 44 .<br />
KALINOWSKI: Pan oczywiScie troch~<br />
upraszcza<br />
SWIEZAWSKI: OczywiScie. W naszej rozmowie nie rna warunlk6w<br />
do wyczerpujq,cej anaHzy wsp6lczesnego tomizmu i jego te'l1dencji.<br />
Wybieram z nich te trzy,O kt6rych wspomnialem, poniewaz, jak<br />
mi si~ zidaje, majq one najwi~'cej zw01enni'k6w. Jed'l1akze nie<br />
okreslajq one caliko,wi
ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
953<br />
riodyki: "Le BU'lletin Tho.miste" i "La Revue des Sciences Philo.<br />
so.phiques et Theo.lo.giques". Te centra Sq rownie reprez€'ll.tatywne<br />
jalk Rzym, Lo.uvain, To.ronto., Fryburg szwajcarsiki, Lublin czy<br />
karto.lic'kie uniwersytety amerykanskie. Dla pelnego. wyczerpania<br />
tego. tematu nalezaloby dckladnie przeanalizo.wac mysli, po.stawy<br />
i intenpretacje, co. nie da si~ zro.bic bez wchodzenia w szczegoly,<br />
a t,o. w tej chwili 'niemo.zliwe. Oto. przyczyna moich swiadomych<br />
upr.o.szczen.<br />
*<br />
Gzy trzebo bye tomiatq 7<br />
KALINOWSKI: Niejednemu filo.zo.fo.wi chrzescijaIiskiemu nasuwa<br />
:si~py ltanie czy dzisiaj trzeba jes'zcze byc to.mistlj? Odpo.wiedz<br />
jest dwo.jalka. W pewnym znaczeniu, jaik to' slusznie zauwazyl J.<br />
Maritain, nie rna wi~cej przyczyn do. pojsda za sw. To.mas·zem niz<br />
za jakimiko.lwie'k innym filo.zo.fem do.·Sltrzegajljcym pewnlj pra wd~,<br />
Mora i przez innych po.willlna bye po.znana. W d z i e d z i n i e<br />
f i 1{)o Z 0. f i i n i e po. win n 0.' by s i ~ bye aug u sty n is t q,<br />
ani to. m i s t lj, ani k ant y s t q, ani he g 1 i s t lj... t Y 1k 0.<br />
f i 1 0 Z 0. fern. Jednalkze jezeli filo.'zo.fia jest ko.ntemplacjlj bytu,<br />
jezeli by,t jes'1; tym, co. is t n i e j e, jezeli wizja bytu wlasciwa<br />
sw. Tomaszo.wi jest wlasnie egzystencjalna, w ta'kim raz.ie t r z e b a<br />
byc to.mistlj na to., zeby bye filozo.fem. Nie znaczy<br />
tobynajmniej, ze trzeba si~ trzymae do'slo.wnie i literalnie pism<br />
Tomasza z Akwinu, ze trzeba si~ ogra.niczyc do. po.wtarzania za<br />
nim, do. cytowania go. przy kaiJdej okazji, ani zenie trzeba starae<br />
si~ zobaczye tego., czego o.n nie widzial.<br />
SWIEZAWSKI: Tak, nie na tym polega sztu'ka "bycia tomis:tlj".<br />
E. Gilso n mowi 0 tym o.bszernie w Le philosophe et la theo.logie<br />
i slusz,nie kladzie tam nacisk na czyvanie i rO'zwaza.J1Iie dziel sw.<br />
Tomasza.. Nie mozna si~ bez tego. obejse. Ale przede wszystikim<br />
wai ne jest, zeby si~ dae pr,zeniiknljc temu ,duehowi filozo.fic,znemu,<br />
kt6ry ozywial sw. To.masza. Filo.zofo.wac ad mentem S. Thomae,<br />
io. mo.·im 2l?a1niem oznacza' pojmo.wac filozo.fi~ tak ja'k o.n, ezyIi<br />
pojmowae jlj jako k ontempIaej~ bytu, i filo.zo.fi~ bybu wziljc za<br />
po.dstaw~ wszystikich innych dzial6w filo.zo.fii; to. przyjljc jego<br />
w yjsciowe po.zycje w dziedzinie fil0 zobi bytu, przyjqc za swo.jlj<br />
jego. realistycz.nlj in tuicj~ egzys
954 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />
tomis,tCj", jezeli sit: ollie chce porzucic filozofii dla dogmatyiki filoz.oficzmej<br />
albod~a histo!rii fHozofiL Ja przynajmniej w te,n sposob<br />
rozumiem "sztukt: bycia tomistCj" i tak jCj opisalem w mojej ost a t<br />
niej metodologic:zmej pracy Zagadnienie historii filozofii, ktor Cj<br />
pozwalam sobie tu wymienic tylko dlatego, ze udalo mi sit: w niej<br />
ta'kie osiCjg;nit:cie: w tysiCjcstronnicolWej dyskusji z 200 al1torami<br />
wychodzt: z pozycji t'omi'stycznych, ale sw. Toma'Sza nie cytuj~<br />
wi~cej nii cz,'tery czy pit:e razy.<br />
KALINOWSKI: SCjdzt:, ze filozofia chrzescijanslka teraz dopiero<br />
odkrywa prawdziwy sposob "byda tomistCj". "Szt'Uika bycia tomistCj"<br />
jak kaida sztuka wypracowuje sit: wollno, z wysHkiem<br />
i w ciCjgu swej dlugiej his toriiprzeszla r6ime zmienne koleje. Dzis<br />
je'd'naik wy,dajCj sit: one konieczne, a scislej mowiCjc nieuni'knione.<br />
CzlowieJka bowiem chara1kterywje raczej dyskursywmose nii intuicja.<br />
W efekcie prawdt: udaje mu si~ odkrywac etapami, niezaleznie<br />
od tego czy chodzi 0 prawdt: praktycZJnCj czy teoretycnllCj. Ludzkosc<br />
,nie mogla wit:c "za jednym zamachem" uchwycic prawdziwej<br />
metody by,cia tomistCj. Musiala dochodzic do tego stopniowo.<br />
ObserwujCj'c pod tym kCjtem caIosc drogi, ja1kCj filozofia chrzescijanska<br />
przebyla w ciCjgu ostatnich stu lat, moina rozroinic trzy<br />
zasadinicze fazy. Poczejiikowo "bye tomistq" znaczylo bye duchownym,<br />
scholastykiem, profesorem filozofii w szJkole koscielnej,<br />
i w koscielnej lacinie wyraiac nauk~ , tradycyjnie choe nieraz<br />
mylnie uwazanCj za nau k ~ sw. Toma'sza. Dopiero po,dczas drugiego<br />
okresu rozpoczYlllajCjcego si~ od encykIiki A eterni 'Patris ?posob<br />
"bycia tomistq" zaczyna si~ pomalen'ku zmieniae. Jui nie tylko<br />
duchowni Sq tomistami. Liczba swieckich tomistow rosnie stale,<br />
iaci'na przes taje bye naj c z ~ s ci e j uiywanym j ~zyki em studiow filozofii<br />
tom istyczmej. Ale jeszcze nie uda je s i ~ calkO'wicie wyzwolie<br />
z technicznej laci
nOZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
955<br />
Zakonczenie. Philosophia perennis<br />
Podczas' tej diugiej rozmowy 0 filOzofii W okresie Soboru poloiylismy<br />
nacisk na pewnq jedynose filozoficZillej mysli sw. Tomasza,<br />
a takle na jej znaczenie dla rozwoju filazofii , dla losu czl,owieka<br />
i jego post~pu i kultury, dla swia'ta i dla Kosciola. Chyba mielismy<br />
slus~nose? .. Nigdy jednak nie powiedzielismy, ie poza sw. Tomaszem<br />
nie ma Iprawdy filozoficznej. Jeieli wlasciwy Tomaszowi<br />
spos6b patrzenia na to, co rzeczywiste, jest najistotniejszy idla<br />
dobrze poj~tej filo·zof1ii, to nie wyklucza on innych spo",{)Ib6w podchodzenia<br />
do byotu. Wiele z nich, jesli nie wszyst:kie, dajq si~ z calq<br />
pewrnoSclq uzasadonie i ujawniajq te aspekty tego co rzeczywiste,<br />
ktorych sw. Tomasz nie poruszyl. 0 ile kaida filozofia zawiera c z ~se<br />
prawdy, to wszystkie s ,i~ dopel'niajq. Dla tego tei tomista moie<br />
tylko skorzystae jezeli po,znaje i studiuje wszelkie dzisiejsze filozofie:<br />
fenomenologie, egzystencjalizm, marksi'zm czy neopozytywizm.<br />
M6wiqc ogolniej: zarowno wielcy filozofowie wspolczesni<br />
jak i mistrzowie przes'zl,osci, wczesniejsi czy pozniejs'i ad sw. Tomasza,<br />
przynoszq wszyscy jakies spostrzeienia tego co rzeczywiste,<br />
z kt6rymi kaildy filozof musi si~ liczye.<br />
I tak przy koncu nas,zej rozmowy dochodzimy do poj~cia philosophia<br />
perennis ,od kt6regosmy zacz~li: Philosophia perennis to<br />
nie filozofia taikiego lub innego filozofa, to nie filozofia sw. Tomasza.<br />
Ana tei nie filozofia chrzescijanska czy filozofi.a scholastyczna,<br />
jesli si~ jq pojmuje jako pewnq wypadkowq ipoglqd6w wyzmawanych<br />
paprzez wieki przez filozofow chrzescijansbch i scholastycznych.<br />
Nie jest 10 'talkie communis opinio, jakis wsp6lny m ianownik<br />
poglqd6w wszystkich filozof6w razem wz.j~tych . Philosophia perenni.<br />
to ta specyficzma refleksja nad bytem, istniejqca odikqd czlowiek<br />
jest czlowiekiem i majqca trwae do konca czas6w, refleksja<br />
okresla,na przez te p y t a ill i a e sen c j a 1 n e, na kt6re kazdy<br />
utalentowany mysliciel daje cZqstk~ odpowiedzi. 'Philosophia perennis<br />
to filozofia uj~ta w je'j wiecznej historycznej ewoilucji. Sw.<br />
Tomasz zajmuje w niej wyjq'tkowe i szczeg61,nie w aine miejsce, ale<br />
jego mysl ani nie utoisamia si~ z philosophia perennis ani nie wyczerpuje<br />
historii f.ilozofii. Gdybysmy cos takiego twierdzili, naleielibysmy<br />
do najgorszej odmiany tomistow.<br />
Jerzy Kalinowski, Stefan Swiezawski<br />
-Hum. A. T.<br />
P rzeklad z jt';zyka francusk iego fragment6w ksiqzki, kt6ra ukaie si t'; pt. Entret<br />
j c n sur La pllHoso phie it !'heu r e dll COllcHe w wyd. "Soc iete d 'Editions Internat<br />
ion ales", P aris <strong>1965</strong> .
Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />
1. ANALIZA PROBLEMU<br />
WIEK XX-ty niewqtpliwie przejdzie do historii Kosciola jako wiek<br />
Ekumenii. Pozornie wyhuchla ona nagle i w niepoj~ty spos6b ogarn~la<br />
szerokie sfery we wszystkich Kosciolach Konfesyjnych niby<br />
pozar suchego stepu. Wytlumaczenie tego zjawiska jest proste.<br />
Jednosc lezy w zalozeniu samego K-osciola i stanowi jeg'o serce. Tak,<br />
jak jeden jest Krol nieba i ziemi, po-dobnie moze bye tylko jeden<br />
Jud bozy tego Krola. Lud ten, choe dzis rozpposwny po calym swiecie,<br />
zwasniony i nieraz walczqcy ze s·abq, stanowi jednak mimo<br />
wszystkie przeszkody i roinice w czasie i przes'trzeni jeden Iud,<br />
poniewai jest ludem jednego Kr6la. Nigdy w dzjejach Kosciola to<br />
cz~stokroe przytlumiane uczucie jednosci i wspolzaleinosci od jedneg'o<br />
Krola i wsp6lnaleznosci do jednego Krolestwa 'nie zanikaly.<br />
Nieraz uj·awnialy si~ na zewnqtrz w pr6bach przywrocenia i realizowania,<br />
choeby w ograniczonym zakresie, tej najbardziej zasadniczej<br />
istoty swojej egzystencji. Jednose le±ala w zaloieniu tego- ludu<br />
i stanowi ostateczny, eschatoJ.ogiczny jego cel. Pielgrzymka ludu<br />
bazega do upragnionego celu odbywa si~ w swietle przewo'dniej '<br />
gwiazdy eschatologicznej nadziei, ie doprowadzi do spotkania z Kr6-<br />
Iem, do wiecznego odpO'czynku przy Jega Stole w Krolestwie Nieb~e<br />
" kim . Nikt nigdy nie twierdzil, bo ni'kt w to nie wierzyl, aby<br />
w tym Krolestwie byly przygotawane rozne stoly dla r6znych<br />
cz~sci pielgrzymujqcych obywateli Kr6lestwa -Boiega. Rzecz wi~c<br />
zr azumiala, ze musiala dojrzee swiadomo·se koniecznosci przygatawania<br />
si~ do tej wsp6lnoty przy Stole Krolewskim jui v" czasie<br />
historyeznej pielgrzymki. A gdy dajrzala, 'ogarn ~la cale chrzescijanstwo<br />
w jega najautentyezniejszych przedstawicielaeh bez rozniey<br />
wyznania. Tylka bawiem ehrzeseijanin zupelnie pazbawiony<br />
Ducha Sw. moze pr zyipuszezae, ie Kr61 Niebieski b~dzie respektowal<br />
nasze ludzkie, ehoeby najbardziej koscielne spory i padzialy,<br />
w wielkiej chwili Wypelnienia Planu Hazega. Kto- wi~e nie b~dzie<br />
przygotowa'ny do tej J ..:dnosc'i przy StCJIle Krolewskim, sam siebie<br />
W n-rze 128/129 Opublikowalismy artykul ks. Zygmunta Michelisa, protestanckiego<br />
teologa-ekumenisty 0 "papiestwie jako pl'Oblemi~ ekumenicznym".<br />
Artykul niniejszy stanowi jego kontynuacj
PROLEGOMENA EKUMENICZNE 957<br />
z tej blogoslawiO'nej spolecznosci (Communio) wylqczy. Trudno.<br />
wi~c zrazumiee, ja1k mozna mowie 0 wypelnieniu nadziei chrzescijanskiej<br />
bez dqzenia do tej Jednosci, ktora plynie z wiary, ze "nie<br />
rna w Nikim i.nnym zbawienia i 'nie rna zadnego innego Imieni1a,<br />
danego ludzicm, w ktorym mogl'ibysmy bye 2'1bawien~" . (Dz 4, 12).<br />
Nowoczesny ruch ekumeniczny we wszystkich Kosciolach wyznaniowych<br />
i u wszystkich szczerych ekumenistow plynie z takiego<br />
wlasnie rozumienia ekumeni'i. Niezaleznie ad listotnych pobudek<br />
i celow rMnych prob unijnych w przeszlosci, dzis z pewnosciq<br />
zradlem podohnych dqzen jest swiadomose, ze mogq one znalezc<br />
swojq realizacj~ tyllro na gruncie Je'dnosci, lezqcej juz w samej<br />
Istocie K·osciola i plY'nqcej z jedynie zbawczej wiary w Zbawiciela.<br />
Bylaby tragicznym nieporoZ'umieniem, gdyby ktokolwiek ocenial<br />
ruch ekumeniczny jako dqienie pewnych i1deowych ludzi W Kosciele<br />
do zreali,z.owania ich szlachet'nych przekonan i praktycznych planow.<br />
Nie naleiy ta:kze myslec, ie ruch ekumeniczny dqiy do przywr6cenia<br />
i ustanowienia kiedys istniejqcej, a potem IUtraconej<br />
Jednosci. Najwyzej moina z wielk~ powsciqgliwosciq i pokorq powiedziec,<br />
ie pragniemy odkopac i na nowo ujawnie zapomn,ianq<br />
i zasypanq J ednosc, lub jeszcze dokl.adniej, ohudzie swiadomosc<br />
w zasadzie wciqi istniejqcej ·Jednosci. Wyrazem tej swiadomosci<br />
bylo chocby isi'nienie wspolnej, pier~otnej nazwy dla wszystklch<br />
\vyzna wcow Chrystusa, ktora powstala na po~zqtku w Antiochii.<br />
Mogly Koscioly odma'wi1ae sobie wzajemnego uznania, mogli si~<br />
chrzescijanie jedni drugich wstydzic i uni'kac wszelk~ch kontakt6w<br />
mi~dzy sobq, ale przeciez 'ni'kt nikomu ochrzczonemu nie odmawial<br />
nazwy chrzescijanina. Tq jednoczqcq nazwq lqczyli si~ chrzescijanie<br />
mimo wszystko woko~o wspolnego Zbawiciela, niq tabe obejmowal<br />
i::h obcy swiat. Dlatego tei jui przed Soborem nie sprawialo<br />
to trudnosci nawet dla najbardziej ekskluzywnego katolika<br />
widziee w "heretykach", acz blqdzqcych i zablqkanych, przeciei<br />
jednak braci w Chrystusie. Nie moina takie zapominae, ie mimo<br />
wszystko istniala pomi~dzy chrzescija'nami zawsze ta swi~ta wi~z<br />
w postaci Pisma Swi~tego. Nie 'naleiy tylko natychmiast pytac,<br />
jakq rol~ zajmuje i jakie zastosowanie znajduje ono w innych<br />
Kosciolach. Dla wszystkich wszak Koscio16w i chrzescijan bylo ono<br />
jedna'k pierwotnym i podstawowym zrodlem ich iyc,ia duchowego,<br />
a poszczeg6lne wersety kanonicznym sercem ich Sluiby Koscielnej.<br />
Takze i przekonanie, ze n'ie tylko przez Pismo· Swi~t ~, lecz i przez<br />
Sakramenty Bog przemawia, bylo jednoczqCq wi~ziq wszystkich<br />
Kosciolow historycznych. Rowniez wszyscy chrzescijanie, ktorzy<br />
w jakikolwiek sposob przyznawali si~ do Chrystusa czynili to tymi<br />
r samymi slowy w Modlitwie P,anskiej i Wyznaniu Apostolskim. I te
'958<br />
Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
wszystkie wsp6lne swi~toscisqnie tylko symbolem, lecz takze<br />
realnq podstawq 'i niewzTusZ!onym fundamentem faktycznej, acz<br />
ograniczonej Jednosci chrzescijailstwa, istniejqcej bez przerwy od<br />
poczqtku jego powstania.<br />
Wszystko to byloby niezrozumiale, a raczej nie istnialoby wcale,<br />
gdyby nie istniala faktyczna, nieprzerwarna , acz utajona Jednose<br />
Kosciola Chrystusowego we wszystkich jego .odlamach i kierunkach.<br />
Wszystko, co si~ nazywa chrzescijailstwem i rna prawro do tej nazwy,<br />
wywodzi si~ z jednego miejsca i z jednego Imienia: z Be·tleemu<br />
i Golgoty, z Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelii. Nie zmienia tego<br />
fakt, ze w pewnych ID'omeniach historii jarkis czlowiek, jakies imi~<br />
ludzkie, jakis pojedynczy werset biblijny, lub twierdzenie dogmatyczne<br />
stawaly si~ punktem wyjscia wyznarnia religijnego. Ale zazwyczaj<br />
ti'zialo si~ tak, ze albo odnalazly one swojq drog~ do Chrystusa,<br />
albo jq tracily lub na wet zapieraly si~ przynaleznosci do<br />
Niego. TeoIogicmy wyraz tej ekumenicznej prawdy znajdujemy<br />
w wypowiedziach prawoslawnego teologa, delegata przy Swiatowej<br />
Radzie Ekumenicznej w Genewie. Wszelkie podzialy i rozdzialy<br />
koscielne ,odbywaly siE: wewnqtrz Kosciola. Nie rna wi~c i nie moze<br />
bye KoscioI6w podzielonych. To Kosci61 znajduje si~ w stanie kl'Yzysu<br />
rozlamowego. To przez grzech ludzki w Kosciele po'wstajq<br />
rowyi mury, dzielqce jeden, Swi~ty Powszechny Kosci61 na poszczeg61ne<br />
wewn~trzne obozy. To w jednej swi~tej SWiqtyni Chrystusowej<br />
'niezgodne grupy budujq swoje kaphczki. To Sq rozlamy<br />
i spory w rodzilnie Bozej, ktore mogq zachwiae jej spoistcSciq i zgodq,<br />
ale nie mogq jej rozerwae na cz~sci,nie mogq jej pozbawie<br />
wspolnego Ojca, wspolnej matki i nierozerwalnego pokre"vienstwa<br />
przez krew ChrystusoWq. To nie jest kryzys Krosciola, to Sq rkryzysy<br />
w Kosciele.<br />
Nie moze wi~c bye mowy 0 zjednoczeniu KoscioJ6w, ani 0 Unii<br />
miE:dzy Kosciolami, lecz tylko 0 pojednaniu zwasni,onych grup<br />
w Kosciele. W tym swietle schizma roku 1054 jest nie podzialem<br />
Kosciola, lecz kI6tniq i roziamem w Kosciele; a Reformacja nie<br />
jest wystqpieniem z Kosci-ola, lecz rutworzeniem grupy 0 nowym<br />
obrzqdku i nowej teologii w Kosciele Zachodnim. Protestanckie<br />
spory z Kosciolem Ka tohckim trwajqce bez przerwy i we wszystkich<br />
odiamach, swiadczq tyl'ko 0 tym, jak gl~boko zwolennicy<br />
Reformacji byli i Sq zwiqza'ni ze swojq zachodniq Macierzq koscielnq.<br />
J ezeli wi~c nie mogly ze sobq zye w zgodzie, to przyna imniej<br />
musialy ze sobq walczye. Ale nie tylko to. Nie ulega zadnej ~qtpliwosci,<br />
ze w wielu wypadkach teo},ogia i poboznose katolicka
PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />
959<br />
naIeiq do Jego oweza'I'lDi. · ByIi, Sq i pozostanq na zawsze dzieemi<br />
tego samego Ojea, wyz.naweami tej samej Ewangelii i tego samego<br />
Zbawieiela. Zeby tym przestae bye, trzeba przestae bye ehrzeseijaninem.<br />
Z powyzszego wyni'ka jeszeze iedna reaIna konsekweneja:<br />
Wielu ehrzeseijari zwlaszeza w obozie ewa'ngeliekim poeiesza s~~<br />
myslq i twierdzeniem, ze owa nierozerwa],na jed'llose istnieje w zakresie<br />
duehowym. Jestesmy jedno przed Bogiem w tduehu wsp6lnej<br />
wiary i to nam musi wysta'rezye. Una Saneta to jest ten niewidzialny,<br />
povvs'zechny Kosei61 sere i dusz przed ~b1iezem Panskim.<br />
Jego ujawnienie i realizo,wa'llie w ezasie i przestrzeni przekraeza<br />
ludzlkie mozliwosei i nie lezy w planaeh Boiyeh. Trzeba wyrainie<br />
i publicznie 'po-wiedziee, ie jest to teologia niezgotdna z realizmem<br />
biblijnym. Jest to takie nieswiadomym leez jaskrawym zaprzeczeniem<br />
faktu i skutk6w inkarnaeji. "Slowo Cialem si~ stalo i zamieszkalo<br />
mi~dzy nami, a mysmy widzieli Chwai~ Jego" (J 1, 14).<br />
Ws zelka pneumatyczna rzeezywistose, jako dzielo Boie, istnie- .<br />
jqee z Jego woli wsr6d lu'dzi i dla 1udzi, musi si~ przyoblec w "Cialo<br />
i Krew", musi si~ ujawnie w maszyeh slowaeh i w naszyeh ezynach.<br />
Kosei61 nie jest Kosciolem aniol6w (tym takie _ ale w niebie),<br />
leez Koseiolem ludzi i dla ludzi na ziemi. I dlatego Jego pneumatyezna<br />
obeenose i rzeczywistose, uj'awniona i realizow?na przez<br />
inkarnaej~, jest wolq Boiq i dzielem ,Ducha Swi~tego. Wyrainie<br />
pragnie tego Chrystus i iqda tego od tnas, gdy modli si~ w Wieczerniku<br />
"aby byli jedno we mnie, jak ja w '.Dobie, aby swiat uwierzy!,<br />
ies Ty mn'ie posla!". (J 17, 23).<br />
I dlatego Dueh Swi~ty wymaga ujawnienia tej jednosci i jej nowego<br />
zademonstrowania Swiatu przez pojednanie i zgodne wsp61<br />
zyeie w wierze i milosci wszystkieh ehrzeseijan w Jednym Swi~tym<br />
Koseiele Powszeehnym. Zrozumieli to wielcy ekumenisei, od<br />
Papieia Jana XXIII az po najbardziej indywidualnego i 'radykalnego<br />
protestanta i wszyscy t~ologo-wie o-d Congara, Kii'nga i Rahnera<br />
ai po Karola Bartha, Oscara Oul1manna, FrankHna Freya itd.<br />
II. JEDNOSC W PERSPEKTYWIE HISTORII<br />
Zpozumienie ruehu ekumenieznego, jako zobowiqzania do ujawnienia<br />
i realizowania danej nam od poezqtku przez Boga w Chrystusie<br />
Jednosei Koseiola na ziemi, stawia przed nami aktualne zadanie:<br />
znaleic spos6b i drogi uzewn~trznienia od poezqtku istniejqeej,<br />
faktyeznej jedinosci chrzeseijanskiej. Ale w tym miejseu<br />
musimy ustrzee si~ ,nowego b!~du 'i falszywego zrozumienia tego<br />
zadan'ia. Ekumenia nie polega na tym, aby podzielona i rozczlonkowana<br />
rzeczywistose Kosciola w dzisiejszej dobie i w obeenych<br />
granieach zostala przywr6cona przez pojednanie i zgod~ poszezeg6l-<br />
<strong>Znak</strong> - 10
960 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
nych wspolnot koscielnych. Bkumenia bowiem to nie tylko jednosc<br />
z dzisiejszym chrzescijanstwem. To jest takie jednosc z chrzescijailstwem<br />
wczorajszym i dawniejszym, ai do jego poczq1Jkow. Ekumeni~<br />
trzeba widziec nie tyl ko w wymiarach przestrze>ni, lecz takie<br />
i czasu. Prawdziwa i pe~na jednosc poleganie tylko na consensus<br />
fidei z bracmi w Chryst'll'sie XX-go wieku, lecz takie na jednosci<br />
wiary z OJ'cami i praojcami przeszlooci - Refmmacji, sredni'owiecza,<br />
obozu staTokosciel-neg'o - ai po czasy apostolskie. Gdzie wi~c<br />
szukac i na czym budowac Ekumeni~ w perspektywie historycznej?<br />
T,o prowadzi nas do wspolnej konkretnej podstawy, ja'kq jest<br />
niewqtpliwie dla wszystkich chrzescijan, jesli nie w praktyce, to<br />
przynajmn'iej w zasadzie Objawienie Boie, wyraione i przekazane<br />
nam przez pierwotny Kosciol w kanonie biblijnym. I tu staje przed<br />
nami zagadnielnie wzajemnego stosunku mi~dzy BibJiq, a Tradycjq.<br />
Przezwyci~zy1ismy jui w historycznych Kosciolach protestanckich<br />
uprzedzenie do Tradycji i l~k przed jej uzna'niem. Wszak i Biblia<br />
jest pisemnym sfoTmulowaniem 'najstarszej, U'stnej Tradycji Apostolow<br />
i pierwotnej gminy chrzescijanskiej vv Jerozolimie. Swoj<br />
wyjqtkovvy, autorytet ta po raz pierwszy sformulowana i spisana<br />
Tradycja zawdzi~cza szczegolnym okolicznosciom. Chroni jq nie<br />
tylko arutorytet aposto16w, naocZlIlych swiadkow Dziela Chrystusowego,<br />
lecz takze jej wyraine stw'ierdzenie 0 sobie, ze powstala<br />
pod be2'posrednim kierownictwem i kontrolq DuchR Swi~t e go,<br />
I dlatego wszystko, co powstalo przedtem 'i potem, mus~ s'i~ legitymowac<br />
przed jej najwyiszym i bezspornym aut·orytetem. Ale<br />
chrzescijanstwo od poczqtku bylo i poz,ostanie do konca tego eonu<br />
rozwijajqcym si~ i 'dojrzewajqcym Krolestwem Bozym, alba jak<br />
mowi sw. Jan: Winnicq Panslkq. Jest zywym organizmem, ktory<br />
musi przechodz-ic ten prcces rozwoju, jeieli nie rna zwi~dnqc<br />
i przestac owocowac. Tradycja jest wi~c ill mniej ni wi~cej biblijnymi<br />
dziejami pielgrzymujqcego Kos601a do wiecznej ojczyzny<br />
ludu Bozego. Ta pielgrzymka prowadzi przez doliny i gory, przez<br />
puszcze i morza, przez n:iebezpieczenstwa i przeszkody, przez pokusy<br />
i upadki. W tych wanunkach nie trudno 0 zboczenie z tej<br />
najkrotszej, choc nie zawsze 'najwygodniejszej drogi do ostatecznego<br />
celu. I dlateg'o pozy·teczne, a nawet konieczne Sq stale kontrole<br />
z drogowskazami Pisma Sw., oraz konfwntacje z napomnieniem<br />
Ducha Sw. (J 16, 13). Nie l
PROL"EGOMENA EKUMENICZNE<br />
961<br />
cielnej. Apostolicum Niceanum, Atanazjanum, oraz uchwaly pierwszych<br />
czterech Sobor6w Powszechnyeh, Reformacja przyjE:la bez<br />
zastrzezen. Takze i p6zniejsze SoborY,acz juz pow()lane w ()!dmienn)"Ch<br />
warunkach nie byly lekcewaz,one. Uznanie ith bylo jedynie<br />
uwarun'kowane ewentualnq k'onfrlOnta,ejq ieh uehwal z Pismem<br />
SwiE:tym.<br />
W tym miejseu musi zapasc decyzja i wyb6r drogi ekumenieznej.<br />
ezy szukamy realizaeji Ekumenii w przestrzeni, ezyli jedynie<br />
na tIe dzisiejszej rzeczywistosei koscielnej 'na ealym swieeie i obecnego<br />
stanu doktrynalnego we wszystkich Kosciolach, ezy tez wracamy<br />
do pierwotnego zr6dla i stanu rzeczywistosci 'koscielnej<br />
w okresie apostolskim i biblijnym? Mozna by to wyrazic takze<br />
i w ten spos6b: czy szukamy Ekumenii w przestrzeni, ezy w c'Zasie?<br />
S
962 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
uswi~ce<br />
w swietle EwangeIii odnowy, czyli nowego oczyszczeiIlia<br />
nia naszych Kosciol6w i naszych k,oscielnych Tra'dycji.<br />
III: JEDNOSC DROG! EKUMENICZNEJ<br />
Nie wystarcza zrozumiec istot~ zagadnienia ekumenicznego. Nie<br />
mozna stanqc w pielgrzymce ek,umenicznej na miejscu i kontemplowac<br />
darowanq i odnalezionq Jednosc. Chodzi wszako cel, a nie<br />
o drog~. Aby jednak ZlIlalezc t~ drog~, trzeba miec co najmnief wizj~,<br />
jezeli nie dokladne rozpoZ1nanie celu. Czy wi~c celem jest jeden<br />
wsp61ny Kosci6l? A jezeli tak, t'o jak ten Kosci6l konkretnie rna<br />
wyglqdac, a to znaczy takze jak praktycznie go mo'zna i nalezy<br />
realizowac? W teologii to zagadnienie nazywa si~ eklezjologiq.<br />
I wszyscy teolodzy Sq zgodni, ze to wlasnie jest najtru'dniejsze zagadnienie<br />
ekumeniczne i ze bez jego f'ozwiqzania nie znajdziemy<br />
drogi, ani nie zdolamy osiqgnqc celu Ekumenii. Swiatowy Zwiqzek<br />
Kosciol6w 1 powziql uchwalc:, ze kazdy Kosci6l nalezqcy do<br />
zwiqzku rna prawo do wlasnej eklezj.ologii i u2mawania jej jako<br />
jedynie slusznej, a co najmniej najbardziej slusznej. Nalezenie wraz<br />
z innymi Wsp61notami Koscielnymi do Swiatowego Zwiq1zku Ko.,<br />
sciol6w bynajmniej nie oznacza automatyc~nego uZlIlania ich jako<br />
pelnoprawnych i r6wnorz~dnych Kosciol6w. Jest toO cena, kt6rq<br />
zaplacono za przystq'pienie Prawoslawnych do Zwiqz'ku KosciQl6w.<br />
Swiato.wa Rada Ekumeniczna 2 stala si~ w ten spos6b jedynie swiatowym<br />
klubem dyskusyjnym, nie posiadajq'cym prawa do zadnych<br />
Qg6lnych decyzji, ani IUstalenia drogi dla wsp6lnej pielgrzymki<br />
ekU'menicznej ku jednosci. Stqd stagnacja w wewn~trznym foOZwoju<br />
Swiatowej Rady E~umenic2inej, oraz nie dajqce si~ ukryc zniech~cenie<br />
jej najczynniejszych czlonk6w.<br />
Zacytujemy tu niezwykle szczere i twarde slowa koptyjskiego<br />
biskupa Samuela z Egiptu, wypowiedzia1ne na posiedzeniu Centralnej<br />
Rady Ekumenicznej w Rochester w roku 1964: "Calym sercem<br />
bralem udzial wostatnim lO-leciu w ruchu e'klUmenicznym. Jeieli<br />
jednak Rada Ekumeniczna zechce opraoowac wsp61nq i obowiqzujqCq<br />
wszystkich eklezj{)logi~, b~d~ zmuszony z wielkim smutkiem,<br />
lecz bez wahania opuscic jej szeregi". Slowa te Sq najdl'astyczniejszym<br />
sformufowaniem tragicznej sytuacji w Swiatowej Radzie Ekumenicznej.<br />
Rozumiejq to prz,odujqcy jej dzialacze, ie bez przezwyci~ienia<br />
tej trudnosci nie rna przysz}.osci dla Ruchu Ekumeniczneg'o.<br />
Na ostatnim Swiatowym KO'ngresie w New Delhi szukano rozwiqzania<br />
problemu w nast~pujqcej definicji: "Uznajemy, ze chrzes<br />
1 World Council of Churches. <br />
2 Organ kierownlczy World Councll of Churches.
PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />
963<br />
cijanie na calym swiecie stanowiq spoleczno.se, ktora czuje si~ powola'nq<br />
do bu'dowania Krolestwa Boiego prze,z glosienie Ewangelii<br />
i sprawowanie sakramentow wedlug nauki Chrystusowej zawartej<br />
w Nowym Testamencie uznajq'c wzajemnie urz~dy koscielne i przynaleinose<br />
,do pows'zechnej wspolnoty chrzescijailskiej".<br />
Uchwala ta zapadla jednomyslnie i zostala przekazana do rozwaienia<br />
i zaj~cia stanowiska wszystkim czlonkowskim Ko,sciolom.<br />
Uchwala w New Delhi nie wydaje si~ jednak bye fO'zwiqzaniem<br />
problemu, lecz tylko jeg.o bardziej do'lda1dnym sformulowaniem. Ma<br />
ona zresztq czysto deklaratywny charakter i jest raczej jedynie<br />
zapytaniem, skierowanym do Kosciolow czlonkowskich, a nie wytyczeniem<br />
drogi. Budzi ona sama szereg nowych pytail, bez dawania<br />
'na nie odpowiedzi. Co oz.nacza gloszenie Ewangelii? Czy odczytanie<br />
te'kstu biblijnego przez przedstawiciela pojedynczego Kosciola<br />
i Jego interpretacja na zgromadzeniu ekumenicznym jest jui naboieilstwem<br />
chrzescijailskim dla wszystkich Kosciol6w zrzeszonych<br />
w Radzie Ekumenicznej?<br />
Jeszcze wi~cej pytail i wqtpliwosci budzi okreslenie "sprawowanie<br />
Sakranrentow". Ktorych Sakramentow? Przez kogo sprawowanych?<br />
Dla kogo sprawowanych? Czy tylko dla czlonkow wlasnego<br />
Kosciola, czy wszystkich Kosciolow w Radzie Ekumenicznej?<br />
A takie trzeeie okreslenie: uzna nie _ w zajemnych ur z ~dow koscielnych.<br />
Czy przez wszystkie Koscioly i wobee wszystkieh Koseiol6w?<br />
Bez iadinych wamnkow, wzgl~dnie pod ja'kimi warunkami? Z sukcesjq<br />
apostolskq i bez sukeesji apostolskit~j? - posiadajqcych stan<br />
kaplailski i nie uznajqcych takiego stanu? I tak moina by jeszcze<br />
wiele pytac. Widzimy tu wielkq trudnosc problemu eklezjologieznego.<br />
Oczywiscie nikt nie potrafi dzis na te pytania dae odpowiedzi.<br />
Istniejq trzy kierunki, w ktorych szuka si~ ieh f(}1zwi qzania:<br />
1 - Kosciol rzymsll{i ma w tej sprawie wyrainq i konkretnq<br />
koncepcj~. Kosciol jest hierarchicznie zbudowanq Wspolnotq, na<br />
czele ktorej iure divino stoi jedncosob'owa nieograniczOlna, autorytatywna<br />
i nieomylna Wladza, w os'obie Papieia, nast~pcy sw. Piotra,<br />
"namiestni,ka", czy "wikariusza" samego Chrystusa. Kosciol<br />
ten posiada wi~c swojq central~ niezmiennq zarowno co do miejsca,<br />
jak i co do wladzy. Nie narus'za w rzeezywistosci tej koncepcji<br />
uchwalony przez ostatni Sobor, a nawet jeszcze nie zrealizowany<br />
"Senat biskupi", ani "kolegializm" zarzqdu Kosciola, ani decentralizacja.<br />
Koncepcja jest prosta, logicma i niewqtpliwie pod wzgl~dem<br />
.organizacyjnym bezko.nkurencyjna. Nie mozna wi~c i nie 'nalezy<br />
przech
964 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
dowa'nia Kr61estwa Bozego, dla szerzenia Ewangelii na calym swiecie<br />
vvsr6d wszystkich narod6w. Nalezy jq obiektywnie i z wielkim<br />
poczuciem odpowiedzial.nosci skonfrontowac z naukq Chrystusa,<br />
z duchem Ewangelii, z postawq Chrystusa wobec Jego Apostol6vv,<br />
w szczeg61nosci sw. Potra, a takze z praktykq czas6w Apostolskich<br />
i poapostolskich. I to wszystko na podstawie nie tylko poszczeg61<br />
nych werset6w, lecz caloksztaHu Nowego Testamentll: Ewangelii,<br />
Dziej6w Apost·olsKich, List6w Apostolskich, zwlaszcza pastoralnych<br />
sw. Piotra, Pawla Listu ·do Zyd6w i Apokalipsy. I to nie wedlllg<br />
wlas'nych upodoban i wlasnych teologicznych Tradycji konfesyjnych,<br />
lecz obiektywnie, pokornie, rzeczowo, pami ~t ajqc -0 tym, ze<br />
caly Nowy Testament jest k a'no,nem, uznanym bez ograniczen i wartosciowania<br />
przez pierwotny Kosci61, przez Kosci61 Wschodni i Zachodni,<br />
przez Reformacj
PROLEGOMENA EKUMENICZNE 965<br />
widua'l'llym, jak i kO'nfesyjnym. I spr6bujmy wyciCjgnqc z tego odpowiednie<br />
konsekwencje.<br />
2 - luna jest koncepcja Jednosci Kosciala PrawoslavV'nega. Nie<br />
pasiada 'On Papieia, ani tei uswi~conega tradycjq miejsca jako niezmiennej<br />
Stalicy caleg'O swega Kasciala. Posiada kilku Patriarchow<br />
w r6inych krajach i kaidy z tych Patriarchow posiada swojq<br />
tradycyjnq stalicEi. Patrian;:ha Konstantyno'palitanski jest jedynie<br />
patriarchq "ekumenicZ'nym" z tytulu dawnej Stalicy Wschodniega<br />
Cesarstwa praw a,slawnego, jest z tego tytulu hanaro,wym pratektarem<br />
i najwyiszym reprezentantem Kascialow Prawoslawnych.<br />
Jedynym jego przywilejem jest przewodniczenie na rzadkich zresztq<br />
Synodach og6lna-prawaslawnych, kt&re wykonuje asabiscie, lub<br />
przez swego prze-dstaw-
966 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
3 - A jaka jest kO'neepeja protestane~a?<br />
Znajdujemy jq w artykule VII - najwazniejszej reformaeyjnej<br />
Konfesji tzw. "Konfesji Augsburskiej" z roku 1530. Autorem jej<br />
jest 'najblizszy wspolpraeow>nik Ks. Dr Mareina Lutra, prof. teologii<br />
Filip Melal1ehton. Zostala ona zaakeeptO'wana przez Ks. Dr Marcina<br />
Lutra, >oraz podpisana przez siedmiu ksiqzqt germailskich, .Dra z<br />
magistraty dwoch wo}nych miast 'niemieckich. Odczytana publicznie<br />
na Sejmie w Wormacji, zostala dor~c'Zona w j
PROLEGoMENA EKUMENICZNE 967<br />
A 'czy i jakq drogEl do Jednosci wskazuje Swliatowa Rada Ekumeniczna?<br />
•<br />
Przed 50-ciu 1aty w chwi1i swoich narod2!in Ra-da Ekumeniczna,<br />
scis1ej Ruch Ekumeniczny, uwa'zal siebie za jedymq drogEl do J ednosci.<br />
Wykaza1ismy jUz przed tym, ze bylo to zapatrywanie zlud-ne.<br />
Swiatowa Rada Ekumeniczna nie jest, nie moze i nie chce bye<br />
Super-Koscrolem. Nie moze n'·im bye, gdyz nie jest w og61e Kosciolem.<br />
Nie moze odprawiae nabozenstw, gdyz nie posiada Liturgii,<br />
nie moze takze wyswriElcae, czy ordynowae duchownych, gdyz nie<br />
rna do tego zad-nej insta·ncji. J ezeli na zebraniach ekumenicznych<br />
rna siEl odbye nahozenstW'o, odprawia je jeden z Koscio16w czlonkowskich<br />
wed1ug swego rytualu. D1atego tez Swiatowa Rada Ekumeniczna<br />
nie moze i nie chce bye ekumenicznq konkurencjq dla<br />
jakiegoko1wiek innego ruchu ekumenicz'nego, reprezentowanego<br />
przez poszczeg61ny Kosci61 czlonkowski. Chce bye i staia siEl<br />
juz neutra1nym miejscem spotkan i dyskusji d1a wszystkich<br />
Koscio16w, kt6re tego pragnq. Chce teo1ogicznie w spotkaniach<br />
i dyskusjach mie;dzykonfesyjnych wskazywae problemy, sys tematyzowac<br />
nauki zgodne, lub sporne, sluzye radq i wskaz6wkami<br />
wszystkim Kosciolom i grupom, kt6re tego zapragnq przez swoje<br />
konferencje teo1ogicl'Jne, a zwlaszcza departament doktrynab y<br />
"Faith and Order". Ulatwia lW'I1frontowa'nie, celem informacji i poznawania<br />
s'iEl roznych doktryn i ustrojow KO'scio16w Konfesyjnych,<br />
przekazujqc Koscio{.om 0 duchu ekumenicznym swiadomose i przekonanie,<br />
ze bez autoreformy, bez Odnowy przez konfrontacjEl ze<br />
wsp61nym, pierwotnym zrodlem swego zycia duchowego, Koscioly<br />
nigdy nie znajdq wsp61nego je;zyka, ani ws'p61nej drogi. I to jest<br />
najwiElksza i naj~enniejsza przysluga, jakiej w tej chwili n'ikt inny<br />
nie mogiby okazae Sprawie Ekumenicznej. Najwyraz-niej ujawnHo<br />
siEl to w ostatnich czasach, gdy ekumeniczna Genewa stala sic:<br />
nieoma1 automatycznie miejscem najwi ~kszego dotychczasowego<br />
wydarzenia ekumenicznego, jakim bylo symboliczne spotkanie calego<br />
chrzescijanstwa niekato1k'kiego z chrzescijanstwem rzymskokatolickim<br />
na neutra1nym grunc'ie w osobach r6wnouprawnionych<br />
partner6w: kard. Bea i pastora Boegnera, najwybitniejszego s'posrod<br />
bylych prezydentow Swiatowej Rady Ekumenicznej.<br />
A drugim donios1ejszym faktem bylo w 'z\,viqziku z tq ' wizytq tak<br />
szybkie 'i latwe przezwyciElzenie Iicznych procedura1nych trudnosc}<br />
wsze1kiego 'rodzaju i ustanow,iel1'ie roboczej Rady Ekumenicznej,<br />
zloilonej zprzedstawicieli Watykanu i Swiatowej Rady<br />
Ekumenicznej - a wiElc w najszerszym zasiElgu i na najwyzszym<br />
szczelblu (6-ciu przedstawicieli Watykanu i 8-miu Rady Ekumen[cznej).<br />
Szlachetna i ofiarna jest to ro1a, kt6rq speln'ia 8wiatowa
968 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
Rada Ekumeniczna - rola Jana ChrzciC'iela, kt6ry powiedzial: "On<br />
musi rose, a ja zmlliej'Szac si~" (J 3, 30). Moina wi~c patetycznie<br />
powiedziec, ie chwilanarodzin Jednosci b~dzie automatycznie<br />
chwilq 8mierci Swiatowej Rady Ekumenicznej.<br />
IV. EKUMENIA PRZEZ ODNOWI;<br />
Trzeba z radosciq stwierdzic, ie zar6wno dzil:;ki 50-letniej pracy<br />
Ruchu Ekumenicznego i ostatnio dzi~ ki historycznej postaci Pap'ieia<br />
Jana XXIII-go i jego wielkopomne'mu dZ'ielu, jakim jest<br />
Sob~r Watykanski II, cale chrzescijanstwo dzis jui zrozumialo,<br />
ie srodkiem jedynie skutecznym dla osiqgnil:;cia upragnionej Jednosdi<br />
jest kopfrontacja kazdego Kosci,ola konfesyjnego, kazdej<br />
Wspolnoty koscielnej z obrazem pierwotnego KoscioJa z czasow<br />
apostolski'ch 'i poapostolskich. Nie chodz'i oczywiscieo przywrocenie<br />
tamtego obrazu w jego szczegolach. Byloby to prymitywnym<br />
uproszczeniem sprawy. Byl'oby to takie zaprzeczeniem najisto tniejszeg·o<br />
'prawa ewolucji, oraz wyraznej Prawdy biblijnej ,0 kierovvnictwie<br />
i pom-ocy Ducha Swi~tego dla rozwoju i pogl
PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />
969<br />
i biskupi, ale nie Kosc'io1, duchowe wcielen'ie Chrystusa. I tego<br />
twierdzenia nie mozna lekcewazCjco pominCje. Wszak i w Nowym<br />
Testameneie znajdujemy twierdzenie, ze Koseio1 jest zrodlem<br />
i :opokCj Prawdy. Mozna miee wCjtpliwosci, ezy to jest odpowiednie<br />
sl,owo w stosunku do Koscio1a emph'yeznego i jego przesz1osei.<br />
Ale ezy dzisiejszy czlonek K'oscio1a moze si~ czue O'dpowiedzialny<br />
za grzechy swoich oj-cow? Czy to nie jest tylko formalne poczyna'nie<br />
i twierdzenie, ze protestant rna czynie po:kut~ za bh;dy Lutra,<br />
katolik za grzechy Papiezy, prawos1awny za dworackich bi,kupow<br />
Bizancjum? To nas nic nie kosztuje, zeby c'zynie deklaratywnq<br />
pokut ~ za naszyeh Ojcow. Ale w pokucie miesci si~ cos bardziej<br />
istotnego 'i trudnego. Jezeli to slowo traktujemy pC'vvaznie, jak<br />
powinnismy, to trzeba wyraznie i lwnkretnie ckreslie wyda rzenia<br />
i spadek przesz1osci, ktore uwazamy za blqd i grzech naszych<br />
ojeow, a ktore przetrwa1y po dzien dzisiejszy i by1y dotqd<br />
przez ,nas uznawane i konserwowane. TyJko ich prz ezwyei~zeni€'<br />
i usuni~cie, choeby bolesne i upokarzajCjce, b~dzie zas1ugiwalo na<br />
nazw~ p:>kuty, ktora doprowadzi do rzeczywistej Odnowy Koscio1a,<br />
do uswi~cenia serc i zyeia lu'du koscielnego. Ta pokuta zrodZTi si~<br />
jednak tylko ze zrozumienia, ze ta przesz10sc jest i dzis naszym<br />
grzechem, krtlry spowodowal roz1amy koscielne i czyni tak trudnym<br />
ich przezwyci~zenie . Gdyby nie bylo szatana, nie by10by grzeehu,<br />
a gdyby ,n~e bylo grzechu 'nie by10by rozlamu w Koseiele. Ale<br />
przeciez zdarzaly si~ takie rozlamy nie spowodowane tylko przez<br />
grzech, lecz w imi~ i w obron~e niewqupliwych Prawd i swi~tosci<br />
religijnyeh. W uczudowym stosunku protes'tantow do Reformacji,<br />
podobnie jak prawos1awnych do Schiz.my, niewCjtpliwie istnieje<br />
podobne IUczucie i przekonanie i te sluszne powody usprawiedliwiajq<br />
poniekCjd wsz.ystkie smutne i przykre okolicznosci, oraz<br />
grzechy ludzkie, ktore z tymi wydarzeniami byly zwiCjzane.<br />
Iw tym m[ejseu stajemy wobec drugiego i jeszcze trudniejszego<br />
problematu ekumeni'cznego. Jak od'roznie w 'przeszl{)sci Koseiola,<br />
jego podtialow i roz1amow, co bylo wynikiem grzechu, a co obronCj<br />
Prawdy. Kto rna pdnomocnictwo i aut·orytet bye s~dziq naszych<br />
sumien i najswi~tszyeh uezue? Zdaje si~, ze godzimy si~ dzis juz<br />
wszysey, ze s~dziq naszego sum>ienia mo,ze bye tylko sam Chrystus<br />
w naszym sereu, czyli przez Niego zes1any, Duch Swi~ty. Przeto<br />
nie pozostaje nam nie innego, jak ezekae, eze'kae na kola'nach, az<br />
Chrystus, te,n biskup dusz. naszyeh, zeehce wyzwolic sumienia<br />
swO'ieh wiennyeh z ich sla'bosei i niedojrza1osci dueho,wej i udzielic<br />
im pelnej wolnosei dzieci Bozych, aby pomimo wszystko, co nas<br />
rozdzielHo w przeszlosei i moze cz~sciJOw{) jeszcze dzieH i dzis,<br />
podac sobie bratnie d10nie oj zjednoczyc serca ku ehwale Bozej
970 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />
i pozytkowi ~oseiola Chrystusowego, w milosci, 0 ktorej sw. Pawel<br />
mowi, ze jest cierpliwa, ld~brotliwa, nie nadyma si~, nie szuka<br />
swego, nie jest poryweza do g,niewu, nie raduje si~ z niesprawiedliwosei<br />
ale raduje si~ z prawdy, wszystko okrywa, wszystkiemu<br />
wierzy, wszystkiego si~ spod2liewa, wszystko znosi - ktora nigdy<br />
nie ustaje...<br />
A teraz zostaje: wiara, nadzieja, miloM!, te trzy rzeezy, leez<br />
z nieh najwi~ksza jest m1ilose (1 Kor 13).<br />
Wiara si~ skonezy, gdy przyjdzie oglq-danie. Nadzieja si~ skonezy,<br />
gdy nastqpi wypelnienie, a MHose wtedy doskonala trwae bE;dzie<br />
,na wieki.<br />
Ks. Zygmunt Michelis<br />
•
KS. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
SWIECCY WIERNI -<br />
I CHARYZMATY<br />
POWOlANIE<br />
Konstytucja 0 Kosciele, uchwalona przez Sobor Watykanski II<br />
dnia 21listopada 1964 r., przywraca doktrynie kato1ickiej wlasciwe<br />
proporcje w traktowaniu mli duchowienstwa i swieckich wiernych.<br />
Widoczne jest to jui: z samego ukladu Konstytucji. W pierwszym<br />
swym ro'Zdziale omawia ona "Tajemnic~ Kosciola". Drugi<br />
rozd2Jial, jak poczqtkowo projektowano, dotyczyc mial hierarchii,<br />
trzeci zas Ludu Boi:ego, a w szczegolnosci swieckich wiernych.<br />
Na wni-osek kardynala Suenensa, jednej z czolowych postaci Soboru,<br />
projektowany trzeci rozdzial podzielono rna dwa, jeden· 0 Ludzie<br />
Boi:ym, 'drugi 0 swiec;kich wiernych i umieszcZO'no w takim<br />
porzqdku, i:e naj-pierw (rozd2Jial 2) mowi si~ 0 Ludzie Boi:ym, nast~pntje<br />
0 hiera ·rch~cznej struktlUrze Kosciola (roz!dzial 3), a wreszcie<br />
'0 swieckich wiernych (rozdzial 4). Uklad taki posiada istotne<br />
znaczenie, swiadczy bowiem 0 przelamani'U klerykalnego instytucjOOlalnego<br />
modelu Kosoiola na rzecz uj~cia Go jako braterskiej<br />
wS'polnoty wiernych, ochrzczonych, tworzqcych jeden Lud Boi:y<br />
Nowego Przym[erza, w stosunku do ktorego czyms wtornym jest<br />
podzial na h'ierarchi~ i swieckich ·wiernych.<br />
Za-nim omowimy dokladniej tresc rozdzialu poswi~conego swieckim<br />
wiemym, czyli laikatowi, trzeba poswi~dic par~ slow samej,<br />
dose: obcej nam nazwie "Jaikat", a ta'ki:e wskazac na te czy,nniki<br />
historyczne, ktore dotychczas utrudn'ialy wlasciwe uj~cie roli<br />
swieckich wiernych w Kosciele i swieoie.<br />
LAIKAT -<br />
SWIECCY WIERNI<br />
Nazwa "laikat", od niedawna ui:ywana w nauczaniu koscielnym,<br />
kojarzy si~ ,nam nieszcz~sliwie ze slO'wem "laik", znaczqcym<br />
popularnie tyle, co "ignorant", czy, ogolniej, czlo·wiek czemus obcy.<br />
Stqd zwracanie si~ do wiernych zambo'll tym imieniem budzi<br />
sprzeciwy. Tymczasem nazwa "laikat" oznacza wlasnie tych jak
972 Ks. ANfniZEJ ZUBERBIER<br />
najbardziej "swoich" i wtajemniczonych. Ma ona swe j~zy'kowe<br />
zr6dlo w greckim laos, znaczqcym tyIe, c'o "Iud, rzesza" i to<br />
w pewnym zorgani:lJQwaniu, a wi~c 'llp. jako formacja wojskowa,<br />
grupa zawodowa , a przynajmniej jako zgromadzenie publiczne.<br />
W literaiurze chrzescijansk,iej, od Pisma svv. pOCZqwszy, uzywa<br />
S'i~ tej nazwy na okreslenie wybranego Lu'du Bozego, najpierw<br />
IzraeIa, pMniej chrzescijan. Choe wszyscy chrzescijanie, nieza<br />
Ieznie od t ~g o, czy Sq kaplanami czy nie, stanoWiq jeden zgromadzony<br />
przez Boga swi~ty Lud, to jednak nazw~ laos stosowano<br />
w starozytnosci chrzescijansikiej do og61u wiernych w przeciwstawieniu<br />
do kap!a n6w, a to z racji odmiennosei ich funkcji przy<br />
sprawowaniu liturgii.<br />
Wsp6kzesnie nazw c: "Iai'kat" przywr6cil w 'nauczaniu koscielnym<br />
Pius XII. Ma ona, biorqc pod uwag~ jej tradycyjne znaczenie,<br />
swojq celowose. Nazwa "swieccy" nie wska:mJ.je bowiem 'naswi ~t y<br />
charakter kazdeg.o chrzescijanina, a okreslenie "wierni" nie wyodr~bnia<br />
swieckich od kaplanow: przeciez wszyscy Sq wierni czyli<br />
wierzqcy. Z tym, ze w j~zy'ku polskim, z racji ws'pomnlanych<br />
juz skojarzen zmaczeniowych, moz'na mowie "Iaikat", natomiast<br />
trudniej m6wie "laik" czy "Iaicy". Czy wi~c nie trzeba uzywae,<br />
chcqc bye dokladnym, o-'kreslenia : "swieccy wierni"?<br />
"Laikat" ozna'cza wi~c tych wszystk'ich chrzescijan, kt6rzy nie<br />
Sq ducho,wnymi. Ko'nstytucja daje jednak nie tylko ,negatywne, ale<br />
takze pozytywne okresle'nie "statusu" swieckich chrzescijan. "Jako<br />
wcieleni przez chrzest w Chrystusa, ustanowieni jako Lu'd Bozy<br />
i uczynieni 'na sw6j spos6b uczestnikami kaplanskiego, prorockiego<br />
i kr6Iewskiego U1'z~du Chrystusowego ze swej strony sprawu jq<br />
wlasciwe calemu Iudowi chrzeseijanskiemu poslannictwo w Koseiele<br />
i w swiecie" (31).<br />
Ok1'eslenie to nie jest dokladne, nie wskazuje bowiem ani w jaki<br />
spos6b swieccy wiern1 uczestniczq w t1'ojak-iej funkcji Chrystusa,<br />
ani w ja'kiej mierze na nich spoczywa odpowiedzialno.sc za misj~<br />
calego Kosei'ola. Sprecyzowaniu jedlnego i drugiego sluzy wlasnie<br />
1'ozdzial 0 Iaikacie. P.owiemy 0 tym w dalszym ciqgu. Tutaj zas<br />
o i,nnym jeszcze a.spekcie samej nazwy "Iaikat".<br />
Nazwa "Ja.i'ka t" oidnoszqc si~ 'nie do poszczegolnych swieckich<br />
chrzescija'n, ale obejmujqc wszystkich Iqczn1ie, wskazuje na s tan<br />
swiec'ki w Kosciele, analogiczny do stanu duchownego. Jezeli<br />
swieccy wierni two1'z
SWIECCY WIERNI - POWOl.ANIE I CHARYZMATY 973<br />
Wydaje si~ to mijae z prawdq. Widzimy przeciez, ze wszyscy<br />
Sq 'najpierw ochrzczeni, 'bierzmowani, UCZq si~ religii, wszyscy<br />
Sq swieckimi, czyl~ laiikatem, a potem dopiero n~ektorzy sposrod<br />
nich zostanq pQIWolani (nie wchodzimy tu w znaczenie tego okreslenia),<br />
by stae si~ ksiE:iJmi czy zakonnikami. Reszta po,z,ostaje<br />
po pr-ostu "niepow0Iana", jakby na pierwszym pi
974 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
zasmakowac braterstwa, ktore wiqze wsp61nie C'ierpiqcych i przesladowanych.<br />
P,odzial funkcji wewnqtrz wspolnoty chrzescijan na laikat i kaplan6w<br />
nie dz!ielil i'ch mi~dzy sobq. Dos'konale ilustruje to Pawlowe<br />
por6wnanie Kosciola do ciala. Gdyby nie bylo r6znic miE:dzy<br />
poszczeg61nymi czlon1kami Ciala, nie byloby jednego, canwwitego<br />
organizml.l. Zr6znico.wanie funkeji w KoSciele sluzy podobnie calosci<br />
i jednosci Ciala Chrystuso,wego, kt6re stanowiq wszyscy<br />
ochrzczeni. <br />
SpolecZ'ny podzial przebiegal miE:dzy chrzescijanami a po.ganami.<br />
Nie w sensie ucieczki chrzeScijan od publicZl1ego zycia<br />
i obcowania z poganami, zyli bowiem i praCQowa1i wsr6d nich nie<br />
zamierzajqc w za'dnym wypadku usU'nqC siE: gromadnie ze spolecznosci,<br />
w kt6rej zastalo ich wezwalnie ewangelkzne. Przeciwnie,<br />
wywalczyli sobie w niej prawo obywatelstwa, jatko wyznaWcy Chrystusa.<br />
J edna'k byli swiadomi swojej odrE:bnosci od pogan, wynikajqcej<br />
z przyjE:cia ewangelii, a co za tym idzie, z odmiennego<br />
poglqdu na ostateczny sell'S zycia.<br />
Przyjmujqc chrzest nie l'iczono siE: z 'korzysciq 'doczesnCj, to.tez<br />
przynaleznosc do Kosci-ola dyktowana byla (bar'dziej, niz kiedykolwiek<br />
indziej w dziejach) motywami czysto re1igijnymi, 'przek()naniem<br />
0 znalezieniu ()statecznej 'prawdy 00 zyciu ludzkim. Przezycie<br />
przynaleznosci do Kosc'iola wiqzalo siE: szczeg6J.nie ze zgromadzeniem<br />
religijnym, na kt6rym sprawowano Eucharysti~. Scisle<br />
. i czynne wsp6luczestnictwo wszystkich wiernych w obrz~dzie<br />
,eucharystycznym, glosne modlitwy zanosz;one przez wszystkich lub<br />
imieniem wszystkich, dawaly swiadomosc, ze to B6g-0jciec gromadzi<br />
ich - bez roznicy: kaplan6w i swieckich - dajCjc ucze<br />
-stnictwo w swi~tych tajemnicach Chrysbusowych i napelniajqc<br />
swoim Duchem.<br />
ModIono si~ za wszystkich: za tych, kt6rzy znajCj imi~ Pana<br />
Jezusa Chrystusa, a takze za ci:llCj pogans'kCj spolecznosc, wsr6d<br />
kt6rej zyli chrzescijanie, szczeg6lnie za rZCjdzCjcych. Wymieniano,<br />
modlCjc si~ za Kosci6l, r6zne stany: biskupa i wszystkich kaplan6w,<br />
pustelnik6w i dziewice, malZo'llkow i ich dzieci. Niekiedy wymienia'no<br />
tych, ,za kt6rych si~ modlono, ze wzgl~du na ludzkq sytuacj~,<br />
w jakiej siE: znajdowali: wolni i niewol,nicy, m~zczyzni i kobiety,<br />
starcy i dzieci, bogaci i biedni, podr6zujCjcy i ,cierpiCjcy. Tak czy<br />
inaczej kazdy z wiernych ZI!1ajd.owal w liturgii swoje miejsce i doswia<br />
dczal troski ° siebie- ze strony calej spolecznosci.<br />
Listy sw. Pawla swiadczq panadto, ze w czasa,ch
SWIECCY WIERNI - POWOLANIE I CHARYZMATY 975<br />
bqrdz to glosno wypowiadajqc jak!,!s ,natchnionq modlitw~, bqdz to<br />
z pouczeniem wspolwyznawcow.<br />
Udzial laikatu w zyciu Kosciola chara'kteryzuje si~ wi~c w tym<br />
najdawniejszym okresie intensywnym przezyciem przynaleznosci<br />
do braterskiej wspolnoty chrzescijan, ktorej zroznicowanie funkcji<br />
nie bylo odczuwane jako rozntica spoleczna. Wszyscy tez wiemi<br />
byli ,osobiscie zaangazowani w akty religijne calej wspolnoty.<br />
SREDN IOWIECZE<br />
W w. IV polozenie chrzescijan w Cesarstwie Rzymskim radykalnie<br />
si ~ zmienia. Najpierw zyskujq oni swobod~ wyznawania<br />
swej religii, pozniej zas ta religia staje si~ oficjalnq religiq paiJstWOWq.<br />
OdtC)d chrzescijaiJstwo wiqze si~ z pewnym uprzywilej'owaniem<br />
spolecmym, a stC)d motywy wiodqce do chrztu Sq cz ~sto<br />
dalekie od wewn~trznego przekonania religijnego, ad "nawrocenia<br />
serca".<br />
Po upadku Cesarstwa Zachodniego proces cywilizowania si~<br />
ludow barbarzyiJskich dokonuje si~ pod przemoznym wplywem<br />
Kosciola, w \,vyniku czeg.o powstaje swoista unia mi~dzy spoleczn<br />
osciq chrzescijaiJskq i spolecznosciq swieckq: s'polecznosci te utozsamily<br />
si~ ze sobq. Wszyscy Sq chrzescijanami, panstwo znalazlo<br />
si~ jakby wewnqtrz Kosciola, wladza cesarska jest wladzq religij'nq,<br />
choe dotyczy spraw doczesnych.<br />
Jak w tej !lytuaeji przedstawial si~ status laikatu? Chrzescijanie<br />
przezywali SWq przynaleimose do Kosciola jako przynaleznose do<br />
jedynej s,polecznosci, regulujqcej cale ieh zycie, wszystkie sprawy<br />
wieczne i doC'zesne. Wszystkie instytucje, po.ezC)wszy od wladzy<br />
eesarskiej ezy krolewskiej, posiadaly charakter religijny. Brae<br />
udzial w zyciu Kosciola znaczylo tyle, co brae udzial w zyciu<br />
spoleeznym. Nie bye chrzescijaninem (ta'ka byla w6wezas sytuacja<br />
Zyd6w) znaczylo bye tolerowanym na marginesie zycia spolecznego.<br />
Dla ogolu 6wezesnych chrzescijan, bqdz to przyjmujqcych ehrzest<br />
groma dnie za swym wIa'deC), bC)dz to akceptujqcych w iar~, w ktorej<br />
si ~ urodzili, jako oezywisty element ustroju spolecznego, przezycie<br />
religijne ograniczalo S1~ ez~sto do podstawowych obrz~dow,<br />
ktorym nalezalo si~ poddae, ezy tez ktore nalez ~ lo spelnie. Zycie<br />
religijne we vvia sciwym tego slowa znaczeniu rozwija si~ przede<br />
wszystkim po klasztorach, w za'k'o,nach, a co za tym idzie, staje<br />
si~ domenq duchowienstwa i zako,nnik6w. Jezeli jako swi~tyeh ezci<br />
si~ w sredniowieczu wielu wla'dc6w, a wi~e ludzi swieckich, to<br />
najez~sciej porzucajq oni tron, zeby schronie si~ na reszt~ swego<br />
zycia do ufundowanego przez siebie klasztoru. .<br />
<strong>Znak</strong> - 11
976 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
Podzial mi~dzy laikatem z je~nej stwny, a duchowienstwem<br />
i zakonami z drugiej, rysuje si~ dose ostr,o. Nie ·Sq to tylko r6Zne<br />
funkcje w ramach braterskiej wspolnoty, ale jest to pO'dzial spoleczenstwa<br />
na stany, w swieckim znaczeniu tego slowa. Tkwi<br />
w tym zalqzek p6Zniejszeg'o wyobcowania wiernych swieckich z Kosciola.<br />
WISK XVI-')OX<br />
Wraz z post~pujqCq laicyzacjq panstw, lai
SWIECCY WIERNI - POWOLANIE I CHARYZMATY 977<br />
bymi liniami rysowane uj
978 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
przed svvymi czlonkami wymaganie dzialalnosci apostols'kiej. Maj'l<br />
one je'dnak charakter elitarny i nie zmieniajq sytuacji o-golu<br />
wiernych. Swiadczq jednak przynajmniej 0 zywym przekonaniu,<br />
ze zaistniala sytuacja nie jest prawid~owa.<br />
Podzial spoleczny przebiega po linii sWieccy-duchowni, ale ci<br />
"swieccy", to ni.e tyle laikat, co po prostu ludzie swieccy. Dla<br />
wielu przynaleznosc wyznanio;wa staje si~ w znacznej mierze<br />
formalnosci q.<br />
N A DRODZE DO ZMIAN<br />
Za n aszych czasow - mysl~ 0 jakichs ostatnich. stu latach <br />
sytuacja swieckich wiernych w kosciele ulega c-oraz szy bszej zmianie.<br />
Ma si~ wrazenie, jakby odna lezli si~ oni \v Kosdele, to znaczy<br />
poczuli s i~ jego swiadomymi i odpowiedzialnymi czlonkami. Zapewne<br />
proces zaangazowania ma jeszcze charak ter elitarny. Niemniej<br />
nawet bE;dqc elitar nym dotyczy ogolu, wszystkim bowiem<br />
wyznacza drogE;, ustalajqc formy dzialania swieckich, ktore umozliwiq<br />
cizialanie wielu grupom i jednostce. Proces awansu laikatu<br />
przebiega pod wieloma wzglE;dami odmie.nuie w roznych krajach.<br />
Pisala na ten temat dwa lata temu w "WiE;Zi" A. Morawska<br />
(Sprawa laikatu, "WiE;Z", 1962). Mimo roinic, sprawa jest jednak<br />
wsz~dzie ta sarna. Zasadnicze jej ramy wyznacza obecnosc swieckiego<br />
chrzescijanina zarazem w Kosciele i w swiecie.<br />
Tak wlasnie ujmuje sytuacjE; swieckich K onstytucja. Swieccy <br />
to ci chrzescijanie, ktorzy zyjq w swiecie. "Charakter swiecki <br />
czytamy w Konstytucji - jest wiasciwosciq specyficz'l1q laikow. Duchowni<br />
bowiem... chociaz niekiedy mogq sif; zajmowac sprawami<br />
swiec'kimi, nawet wykonujqc zawod swiecki, z racji swego szczegolnego<br />
powolania przeznaczeni Sq... ex professo do kapIans'kiego<br />
poslugiwania, podczas gdy zakonnicy 'ze wzglE;du na swoj sta'n dajq<br />
swiadectwo. temru, ze sWiat nie moze bye przemieniony i ofiarowany<br />
Bogu bez ducha bbgoslawienstw. Obowi(jzkiem swieckich, z 1'acji<br />
wlasciwego im po\volania, jest szukae Kroles twa Bozego przez<br />
kierowa'nie sprawami doczesnymi, pl'zez ukladanie ich zgodnie<br />
z prawem Bozym. Zyjq w swiecie, mianowicie wsrod wszystkich<br />
i poszczeg61nych obowiqzkow i spraw ziemskich, w normalnych<br />
warunkach zycia rodzinnego i spolecz.nego, w ktore ich egzystencja<br />
jest jakby ,wpleciona. W tych warunkach po,wolani Sq przez Boga ...<br />
Do nich nalezy tak naswietlae i u kazywac wszystkie sprawy doczesne,<br />
... a by siE; dzialy i rozwijaly wedlug Chrystusa i a by byly na<br />
chwalE; Stworcy i Zbawiciela" (n. 31, przeklad autora).<br />
Sq wi~c swieccy wierni _ i maj(j bye tego swiadomi - pelnoprawnymi<br />
obywatelami swiata, a ich wiara 'nie wymaga -od nich
SWIECCY WIERNI - POWOLANIE I CHARYZMATY 979<br />
ani .opuszczenia swiata, ani nie usprawiedliwia abawy przed aktywnosciCj<br />
w sprawach doczesnych. . Rzecz rna si~ przeciwnie. Zarowno<br />
obie 'wielkie encykli'ki papieza Jana XXIII, jak i Hczne przemowienia<br />
jego poprzednika, Piusa XII, wyglaszane do przedstawicjeli<br />
wszystkich bodaj nauk i zawodow, kladq zdecydowany nacisk na<br />
moralny Qbowiqzek chrzescijan swieckich angazowania si~ w tak<br />
charakterystyczne dla czasow wspolczesnych wysilki ludzkooci, podejmowane<br />
celem zaprowadzenia doskonalszego ladu na swiecie.<br />
Ale swieccy wierni Sq zarazem pelnoprawnymi obywatelami "spolecznosci<br />
swi~tych " , Kosciola. To znaczy, ze sprawy Boze, reIigijne,<br />
sprawa poslannictwa Kosciola na swiecie, ' swi~tosci Kosciola nie<br />
stanowi wylqcznej dQmeny duchowieilstwa. "Choe niekt6rzy z woli<br />
Chrystusa usta,nawiani sCj nauczycielami, szafarzami tajemnic i pasterzami<br />
innych, to jednak co si~ tyczy' godnosci i vvsp6lnej wszystkim<br />
wiernym dzialalnosci ,okolo budowa nia Ciala Chrystusowego<br />
prawdziwa r6wmose panuje wsrod wszystkich" (32). Swieccy chrzescijanie<br />
majq uczestniczyc w samym zbawczym poslannictwie Kosciola,<br />
do ktorego przeznaczeni Sq wszyscy.<br />
CHARYZMATYCZNE WYMIARY KOSCIOLA<br />
Bardziej szczeg6lowe omowienie zadail swieckich wiernych w Kosciele<br />
i w swiecie zwiqzane jest w Konstytucji z ideq uczestnictwa<br />
w trojakim poslannictwie Chrystusa: kaplailskim, prorockim i krolewskim.<br />
Sposrod wsp6lczesnych piQnierow teologii laikatu w ten<br />
sposob ujmuje rol~ swieckich o. Y. Congar OP. Przywyklismy<br />
m6wie i sluchae 0 uczestnictvvie duchownych, szczegolnie hierarchii<br />
koscielnej W owej trojakiej misji Zbawiciela. Totez zaska'kuje<br />
stwierdzenie, ze we w lasciwy sobie spos6b takze swieccy wierni<br />
majq w niej udzial. Taka jest jednak wlasciwa perspektywa.<br />
Wszyscy ochrzczeni "zanufzeni" zostali w smierci i zmartwychwstaniu<br />
Syna Bozego, by stae si ~ nowym stworzeniem. Wszyscy<br />
ochrzczeni tworzq jeden, nQWY, swi ~ ty Lud Bozy. Wszyscy tez <br />
przez sa krament chrztu, a p6Zniej bier zmowa nia - tak wiqzq si~<br />
z Chrystusem i upo'dobniajq do Niego" ze wszelkie ich dzialanie<br />
moze nosie na s{)bie pi ~ tno Jego dzialania. Moze stawae si~ ofiarq<br />
ku uczczeniu Boga, swiadectwem Bozej prawdy i moze przyblizae<br />
ostateczny lad Krolestwa Bozego.<br />
Okreslenie miejsca i roli sWieckich wiernych w tych kateg,oriach<br />
powoduje, ze mysl .0 dzialaniu Kosciola pr,zestaje nam si~<br />
kojarzye wylqcznie z kaplailskim, nauczycielskim i duszpasterskim<br />
dzialaniem ksi~zy i biskup6w. "Dzialanie Kosciola" to takze, a nawet<br />
przede wszystkim zycie wszystkich ochrzczonych. Funkcje
980 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
kaplanskie hierarchiczne Sq w stosunku do niego z iSItoty sluzebne.<br />
Ma to 'Swoje dalsze konsekwencje. Spelnianie funkcji kaplanskich<br />
i hierarchicznych wiqie 8'i~ z powolaniem, z wplywem Ducha<br />
Swi~tego. J esli iycie i dzialanie swieckich w Kosciele jest rowniez<br />
pewnq okreslonq funkcjq, rowniei si~ "liczy" jako wypelnianie<br />
przez Ko-sciol danej mu przez Chrystusa misji, to i zadania<br />
spelniane przez swieckich ukazujq si~ jako powolania, do ktorych<br />
spelnienia uzdaInia Duch Swi~ty. - Poslugujq'C si~ teologiC'znYlm, a co<br />
wazniejsze, biblijnym ckresleniem, zadania spelniane przez swieckich<br />
majq charakter charyzmatow.<br />
"Jaka jest przyczyna tego, 'Pyta H. Kling w artykule 0 charyzmatycznej<br />
strukturze Kosciola ("Concilium" 4), ze po strc;mie<br />
katol'ic'kiej zapo=awanD tak
SWIECCY WIERNI -<br />
POWOLANIE I CHARYZMATY<br />
981<br />
· rzem S'l Duchem Bozym. Wszelkie plyn'lce 'ze szczerego. sumienia<br />
dzialanie chrzescijanina, a nie tylko sprawowanie czynnosci kaplanskich<br />
i wladzy hierarchicznej, jest przejawem teg
fJ82<br />
Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
w swiadomosci charY2'Jmatycznego charakteru swego zycia moze.<br />
znalezc o·parcie dla 'bardziej dojrzalego, osobistego i odpow iedzialnego<br />
traktowa'nia swego chrzescijanstwa.<br />
Jesli teologia charyzmatycznej struktury Koscioia wydaje si~<br />
jeszcze czyms t eo~ etyc'znym, to jednak wytycza ona kierunek<br />
przemian zachodzqcych zar6wno w swiadomosci katolik6w, jak<br />
i w pra'ktyce Koscj.oia. Widoczne jest to w bardziej praktycznych<br />
wskazaniach, 1l!p. Konstytucji 0 Kosciele, dotyczqcych 5t'0<br />
sU'nku mi~dzy duchownymi a swieckimi. Majq si~ oni wzajemnie<br />
uwazac za braci. Majq pozostawac ze sobq w di alogu. Sob6r zachE:ca<br />
swiec'kich, by ujawniali "duszpasterzom swoje potrzeby i zyczenia<br />
ze swobodq i zaufaniem, jakie przystoi dzieciom Bozym<br />
i bracj.om w Chrystusie". Swieccy posiadajq "prawo a niekiedy·<br />
obowiqzek wypowia'dani,a swego zdania w sprawach odnoszqcych<br />
si~ do dobra Kosciola". "Dus2'Jpasterze zas niech uznajq i podnoszq<br />
godn osc i odpowiedzialnosc swieckich. l\l'iech ch€!tnie korzystajq<br />
z ich rad, niech z zaufaniem powierzajq im ,obowiqzki w sluzbie<br />
Kosciola, niech Lm pozostawiajq swobod€! i szerokie pole dzia<br />
Iania. Niech im dodajq ducha, by dzialali takze z wIas,nej inicjatywy"<br />
(3 7, przeklad autO'ra).<br />
BOZY SWIAT<br />
2ycie chrzescijan swieckich, w przeciwienstwie do duchownych<br />
zakonnik6vv, cechuje zaangazowanie doczesne. Spr6bujmy z kolei<br />
z tego punk tu widzenia przejrzec dokladniej rozd z.ial K onstytucji<br />
o Kosciele po'swiE:cony laikatowi.<br />
Wid,oczne jest przede wszystkim, ze cal e zycie i wszelkie do-'<br />
czesne zaangazowanie chrzescijanina nabiera pewnego religijnego<br />
charakter u , plynqcego z jego zw iqzku z Chrys tusem. Ofiarq dla<br />
Boga , dZiE:ki zjedncczeniu z Chrystusem-Kaplanem, stajq si€!<br />
"wszystkie czyny" chrzescijanina, .nie tyko "modlitwa i poczynania<br />
a'postolskie", al e takze "zycie malZensk ie i rodzintne, codziEmna praca<br />
i wypoczyne'k, tak umyslowy jak ,i fizyczny , jesli o dbywajq si€!<br />
w Duchu, a n awet i utrapienia zywota, jesli Sq cier pliwie znoszone"<br />
(34). Cale, "e-odzienne zycie rodzLntne i spoleczne" chrzescija.nina<br />
ma byc swiadect wem dawa,nym prawdzie ewangelii. Wszelkie doczesne<br />
zaangazowanie stanowi w reszcie miejs'ce bu'dowania Kr6<br />
lestwa Chrystusowego. Ludzkie i'nstytucje i warunk i zycia w swiecie<br />
winny bye ustawicznie doskohalone tak, by sprzyjaly mO'ralnemu<br />
f{)zwojowi zyjqcego wsr6d nich czlo,wieka.<br />
Trzeba jednak zwr6cic uwag;:, ze Konstytucja 0 Kosciele nie<br />
traktuje "swiata", spraw doczesnych, kt6rym oddajq si€! chrzesci
SWIECCY WIERNI -<br />
POWOLANIE I CHARYZMATY<br />
983<br />
janie, jako terenu reJigijnej ekspansji, leez widzi w nim swiat wartosci,<br />
kt6rych pelny wymiar i rozw6j wiqze sie; z zyciem chrzescijanskim<br />
i do niego nalezy.<br />
Zycie ludzkie posiada autentycznq wartosc kuHu, jesli przez<br />
posrednictwo Chrystusa sluzy chwale Boga i zbawieniu ludzi.<br />
Warto, myslqc 0 tym, zdac sobie sprawe;, iz Chrystus spelnil swoje<br />
kaplailstwo przez oddanie Bogu-Ojcu swego zycia, naJplerw<br />
w wieloletniej pracy, p6zniej w trudach dzialalnosci nauczycielskiej,<br />
wreszcie w me;ce i smierci. Nie spelnial zas liturgicznej<br />
sluz.by w swiqtyni, nie be;dqc nawet wedlug prawa mojzeszowego<br />
kaplanem. Udzial w Iiturgii, w .kt6rej obecna jest ofiara zl.ozona<br />
pTzez Chrysbusa ze swego zycia, rna sluzyc, by zycie kazdego wyznawcy<br />
Chrystusa oddae Bogu i ludziom.<br />
Zycie chrzescijanina, jego po s t e; pow ani e rna wartosc<br />
swiadectwa skladanego swojej \vierze. Sob6r m6wi 0 szczeg6lnej<br />
skutecznosci tego wlasnie swia'ciectwa, zwiqzanej z jego zakorzenieniem<br />
w codziennosci. Zwraca przy tym uwage; na rodzi'Ile;, '<br />
w kt6rej "malZonkowie dla siebie n awzajem i dla swych dzieci<br />
majq bye swiad'kami wiary i milosci Chrystusowej". W warunkach<br />
zycia rodzinnego religia moze .ogaI'nqe najwyrazniej cale zycie:<br />
wszystkie jeg'o sprawy i caly jego czas (pOl'. Konstytucja 0 Koscie<br />
Ie, 35). 2yciechrzescijanina w ten spos6b nabiera wartosci proroctwa,<br />
jak to w bibIijnym je;zyku nazywa Konstytucja, i przypominajq<br />
sie; slowa Falna Jezusa, zwr6cone do apostol6w: "Nie<br />
wierzycie, ze ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie? Chocby dla<br />
samych uczynk6w wierzcie" (J 14, 11).<br />
Budowanie Kr6lestwa Chrystusowego implikuje znow troske;<br />
o wlasciwy, zgodny z immanentnq naturq rzeczy i prawem ewangeIicznym<br />
ukla d stosunk6vv i spra w ludzkich. I tak Konstytucja<br />
domaga s i~, by swieccy chrzescijanie przyczyniali sie; ak tywnie<br />
i kompetentnie, W wewn ~trznym zjednoczeniu z Chrystusem do<br />
tego, aby "dobra materialne, pr odukowane przez ludzkq prac~...<br />
sluzyly, zgodnie z przeznaczeniem Stworcy, dla wszystkich, aby<br />
we wlasciwy s'posob rozdzielane byly mi~dzy ludzi, co rna prowadzic<br />
do prawdziwego poste;pu w ludzkiej i chrzescijanskie j wol<br />
.nosci" (36, przeklad autora). Choc wiE;c Krolestwo Chrystusa jest<br />
"kr6lestwem prawdy i zycia, swi~tosci i laslki, sprawiedliwosci<br />
milo sci i pokoju", to przeciez nie jest o.no jedynie sprawq wiecznosci,<br />
ale obejmuje sobq te wszystkie, najbardziej doczesne i ziemskie<br />
sprawy, w ktorych prawda, sprawiedliwosc, pokoj, a co z tym<br />
sie; wiqze, i swi
~84 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />
W zwiClZku z doczesnym zaangaz,owaniem chrzescijan Konstytucja<br />
uprzytamnia niezwykIe waznCl spraw~, mianowicie autonomi~<br />
spraw 'doczesnych w stosunku do Kosci01a, a zarazem zaIeznosc<br />
wszyst'kiego od Boga i prawa moralnego, kt6rego jest On zr6dlem.<br />
Doczesna diialalnose wiernych, majClca si~ przyczyniae do ich<br />
swi~tszeg,o zycia, rna apierae si~ na poznaniu natury, vvartosci<br />
i wlasciwego ladu rzeczy stworwnych (por. 36). StCld ply.nie<br />
wymaganie, by w swej dzialalnosci wier.ni po,siadali wlasciwCl dla<br />
swej pracy kompetencj~. MajCl tez do'kladnie rozr6zniae mi~dzy<br />
prawami i obowiClzkami, jakie posiadajCl z racji przynaIeznoscj do<br />
Kosciola, a tymi, jakie posiadajCl z racj'i przynaIeznosci do spolecznosci<br />
Iudzkiej. MajCl si
SWIECCY WIERNI -<br />
POWOLANIE 'l CHARYZMATY<br />
miE:diy jednym a drugim, i z tego, ze swieccy wierni nalezq jednoczesnie<br />
i do Kosci.ola i do swiata. W jaki spos6b rna laikat dokonac<br />
tej misji? Wskaza'nie papiestkie jest pozornie malo atrakcyjne, ale<br />
w gruncie rZECZY gl~boko ewangeliczne i podsta\'-"Owe. Swieccy<br />
wierni majq godzie Kosci61 ze swiatem w sobie. Majq zye konsekwentnie<br />
jak chrzescijanie i majq z przekonaniem angazowae<br />
siE: w sprawy doczesne. CZE:sto bOWie'ffi wa·bec zachodzqcych w zyctu<br />
trudnosci rezygnujq z jednego lub drugiego. Albo rezygnujq<br />
ze swoich ambicji chrzescijanskich, sqdzqc, ze niepodobna w zaangazowanym<br />
VI; doczesnose zyciu zachowae ewangelicznych wymagan<br />
moralnych, albo rezygnujq z pefniejszego zaangazowania<br />
w sprawy doczesne, uczestniczqc w ,nich 0 tyle, 0 ile to nieod2Jowne,<br />
by zye, ale spelnienie swego chrzescijanstwa upatrujqc poza nimi.<br />
Nie wolno - m6wi Papiez - rezygnowae ani z jednego, ani z drugiego.<br />
Trzeba ise trudnq drogq godzenia w sabie, we wlasnym<br />
sumieniu ewangelii i normalnych warunk6w ludzkiego - zycia,<br />
Kosciola i swiata. .<br />
To wskazanie papieskie wydaje siE: dlatego zasadnicze, poniewaz<br />
odwoluje siE: do sprawy elementarnej, a nieodzownej dla rzeczywistego<br />
ro'zwiqzania jakiegokolwiek ludzkiego problemu, mianowicie<br />
do os O'bisteg'o, ,moralnego wysilku po
ANNA MORAWSKA <br />
/<br />
SPOTKANIA<br />
PAUL TILLICH<br />
"NIE MA chyba w j~zy k u religijnym, czy to teologicznym czy potocznym,<br />
slowa, ktore byloby prze'dmiotem tylu n'ieporozumien,<br />
tylu znieksztalcen, tylu wqtpliwych definicji, co slowo »wiara!
•<br />
PAUL TILLICH 987<br />
stw em, miE;cLzy luteranizmem a socjalizmem, mi~dzy idealizmem<br />
a marksiZJmem".2<br />
Sarno zycie i zainteresowalnia umacnialy i wsp6ltworzyly '0 powolanie.<br />
Paul Tillich urodzil: si~ 20 siel pnia 1886 r : (w Starzeddel,<br />
obo'k obecnego Gubina), jako sjlln ew angelickiego pastora<br />
i w jegona wskres wSlp6lczesnej, U'niwersy'te-ckiej kulturze, nawet<br />
w okresie sWloiscie pragmatycznyrn, amer ykanskim, poz,ostaly jak<br />
sam s twier dza pewne slady s'rodo,wiska domow ego: cos z niemieck<br />
iego rom\l ntynmu i cos 'Z niemieokiej, ewangelickiej mistyki 3.<br />
K a ri e r~ naU'kowq r ozpoczql 'Die ja'ko teolog, tylko jako filozof<br />
kultury i relig'ii. W r. 1910 otrzymal do'ktolrat filozofii na uniwersytecie<br />
w rocla w sk i m~ Pierw sza woj,na swia towa r zucila go jako<br />
kapelailla wojskowego w srodow isk o ludzi prestych i w duze j<br />
mierze juz zdechrystianizowanych. Bylo to dosw iadczenie niezwykle<br />
cenne i plodne - dla niego osobiscie, podobnie jak dla wielu<br />
in nych myslicieli chrzescijanskich, kt.6rych ta wojenna konfrontacja<br />
postaw dnpwwadzila do pier wszych gl~b okich rewizji myslenia<br />
0 chr zescijanstw ie i pr ezentowania chrzescijans'twa . Po<br />
woj-nie Tillich przez jak is czas interesowal si~ powaznie katolieyzmem.<br />
W r. 1919, jui ja'ko docent uniwersytetu berlinskiego,<br />
zaloiyl z grupq przyjaci6l protesta.nc:kich kolo "religijonych socjalistaw".<br />
W Marburgu, gdzie wy'kl:adai teologi~, narodzilo si~ (z pasji<br />
do Rei/deggera) 'Zai1nteresowa,nie egzY'stencjaloizmem, kt6ry mial<br />
miec najgl ~bszy i najtrwalszy w plyw na calq dalszq jego tw6rczosc.<br />
Po kiloleu latach wyklad6w w Dreznie i w Liops'ku Tillieh zostal:<br />
na s t~pcq Maxa Sehelera we Fra nkfurcie nad Menem (1929 r.).<br />
W okresie tym w Y'dal jui kilka powainy,eh prac 0 tema tyce filozoficzno-religijlllej<br />
lub z pogra niem tej tematY'ki i budzic zac:t.ynal<br />
coora,z wi ~ks z e zainteresowanie (m. in. Masse und Geist, 1924,<br />
Kirche und Kultur, 1924, Das Damonische, 1929, Kairos I , 1929,<br />
Relig iOse V erwirklichung, 1929. W przeciwienstwie do pewnej<br />
cz~sci "rel'igijnych socjalis t6w" nie dal s i~ uw iesc prqdom rasistows'kim.<br />
Jege zdecydo'wa ne antyfaszystowSlkie sta nowisko (dal<br />
mu wyraz szczeg61nie w bar dzo znanej pracy pt. Die Religiose<br />
Lage der Gegenw art, 1926, or az w ksi,!zce Die sozialistische<br />
Entscheidung, 1933) slpowod,owalo us'U'ni ~0ie go z katedry, gdy<br />
do wladzy do? zedl R itler w rok u 1933. Zmuswny do emigracji,<br />
tJrzenosi si ~ do Stan6w Zje clJnoczonych (1933 r.), gdzie jego gl6wne<br />
zainteresowania przesuw ajq si~ JUZ zdecydowanie od filozofii religii<br />
ku teologii, a obecne za wsze zainteresowalnia pobocnne od<br />
2 A ,;tobi ogl'ap h i cal R efl ect i ons, cy t . za Cha rles W. a nd Ro bert W. BretaIl,<br />
T h e Th eology oj P aul Tilli ch, 1952 .<br />
3 L c.
DBB<br />
ANNA MORAWSKA<br />
spraw kultury i sZltuki ku psychologii gh~bi. Ja1ko pro,fesor Union<br />
Theological Seminary (Nowy Jo,rk), a O'd rdku 1955 Divinity<br />
Schoo'Yw Harvardzie, Paul Tillich zdobywai szybko coraz wi~ksZq<br />
popularnosc. Obo1k powaZnych i trudnych dziei (jak m. in. Systernatic<br />
Theology, 1957, The ·Word Incarnate, 1959, Biblische Religion<br />
und die Frage nach dem Sein, 1956) pisac 1Jaczyna ksiqzkli<br />
znacznie szerzej dost~pne,w pi~knym prostym j~zyk'U, ktorego,<br />
ja1k lubiq twierdzi~ Amerykanie, nauczyl si~dopiero w ich kraju.<br />
Najszerzej znanq z nich byl zbior kazan - The Shaking of<br />
the Foundations ("Wstrzqs fun'darment6w"), ktory stanowil, jak<br />
pisa'Do, '1Jdarzenie "rewelacyjne" w tym sensie, ze byi rpierwszym<br />
od !I1iepami~tnych czas6w "wylamaniem si~ teologii poza zakl~te<br />
kolo 'niezrozumialego zargonu, jej pierwszym przedarciem si~ do<br />
ludzi". Rewelacyjnosc 'nie byla jednak moze tylko kwestiq termi<br />
Dologii, choe juz samo przetlumaczenie religii na siowa zwykie _<br />
i zywe moze okazae si~ (jak 0 tym Swj.adczq wyroownie teksty<br />
Tillicha) prawidzi'Wym duchowym "trz~sieniem ziemi". Ksiqzka<br />
byia tez owocem typowej dla au1tora i swiadomie przez Diego<br />
za:kla'danej zmia,ny metody i nawet powoiania teologii.<br />
Oto slowa z przedmowy do The Shaking of the Foundations:<br />
"Duza cz~sc moich siuchaczy to luidzie spoza orbity chrzescijan<br />
Skiej, ooUtSiiderzy w ca~kiem dosiow.nym sensie. Kazanie w tradycyjnej<br />
terminologii nie miaioby dla nich po prostu zadnego<br />
sensu. Dlatego trzeba bylo szukae j~zyka, wyrai"ajqcego jakos<br />
inaczej doswiadczenie ludzkie, ku kt6remu ta biblijna i koscielna<br />
term~nologia naprawd~ wslkazuje. (...) Poniewaz audytorium zlozone<br />
w co,raz wi~kszej mierze z takich outsiderow stanowi, jak<br />
mi si~ zdaje, sytuacj~ typowq, w ktorej coraz cz~sciej przyjdzie<br />
glc'sie przekaz chrzescijanSki, sqozHem, ze 0publikowanie mokh<br />
pr6b moze dkazae si~ uzytectne".<br />
Ksi
PAUL TILLICH<br />
989<br />
1uldzi ", jaik m. in. The Dynamics of Faith, 1957, The Courage<br />
to Be, 1958, The New Being, 1960, The Lost Dimension, 1962.<br />
Wszystikie ksiqzki .s'l 0 tym, bo, zdaniem Tillicha, zaldaniem<br />
teologi1i w ogole jest "znajdywanie koreIacji mit;:dzy pytaniaimi,<br />
ktore st,awia czlowiecza doh, a odpolwiedzi'l zawartq w klasycznych<br />
symbol,ach religijnych". 5<br />
Lecz s'zukanie takiej korelacji "od dolu do gory", jak pisze Tillich,<br />
to znaczy wychO'dz'lc dd czlowielka i tego, co zawsze i nie<br />
,w'!tpliwie j est jak,o jego sybuacja i pytanie (a nie od abstrakcyjnego<br />
rozwaza1nia tez czy fa'ktow historycznych "danych"<br />
i "samych w sobie") prowadzic musi nieraz do talk wiellkich<br />
przesuni~c proporcji w znajomym od zawsze obrazie tego, czym<br />
w ogole jest religia, ze Tillich, w pierwszym zetJknit;:ciu, mog!<br />
tylko albo olsnic albo przerazic. NeutraIne rea1kcje byly rzadkie.<br />
Trud'no sic; moze dziw,ic. Lata byly czterdzieste, a nie - jak<br />
teraz - szes6dziesiqte, szerdki oddech "wszechrewizjonizimu"<br />
ktory aga1rn'lc mial care chrzescijanstwo w latach sobarowych,<br />
w:1jbierac dapiero zaczynal w malych, odizolowanych od siebie<br />
grupach, i to' przewaz'nie w Europie, granice wyznan, twierd,zen,<br />
stkol pazastawaly jasno za'kreslone, zamkni~te. Tillich, jak pisa!<br />
jego ,protestancki krytY'k A. T. Mollegen, wydawal sit;: wi~c "liberaIny'll<br />
tealagam neo-ortodoksem, a teologom neo-ortodaksyjnym<br />
- liberalem, fundamentaloisci oskarzah gO' 0 madernizm, a madernisei<br />
0 bezkrytyczmy stasunek do Biblii, zw,ole'l1'ni'kam idealizmu<br />
filozaficznega, Iprzeszkadzal jego historyz'll, a wyznawcy skrajnego<br />
histaryzmu t,wierdzili, ze jes.t zanadto idealist'l".6<br />
Rala me'diaiora, ktorej wyraz w dziedzinie teologii polegal na<br />
probie pajedna1nia z pawrotem tego, co dzieje sit;: w ludzkim zyciu<br />
z tym, cO' "stai napisane" w ksiqilkach dO' nabazeilstwa, i ktora<br />
kazala reinterpretawac, "uzdrawiac" coraz wit;:cej paj~c i slow<br />
skastnialych Ieez nietylkalnych, miala jedna'k ceeht;: wszelkich tego<br />
radz'aju ro
•<br />
990 ANNA MORAWSKA<br />
kiwa'ne" 7, gdyz -byly one, jak np. episkopalizm czy katolicyzm, .<br />
bardzo dalekie o·d niektorych ra'dykalillych starnowisk teologa "gl~bi<br />
istnienia". Dose szybko wi~c sytuacja stala si~ taka, ze wprawdzie<br />
malo ktory teolog zgadzal si~ z Tillichem bez zastrzezen,<br />
lecz tez zaden nie mogl sobie pozwolie na to, by go ll1 ie Iz:nae<br />
i by nie brae pod ruwag~ we wlasnych pracach i tezach jego<br />
meto-dy i jego krytyki.- Podobnie moze, tez nawpol "podskornie"<br />
przebiegala przez dlugi czas penetracja teilhardyzmu w mysl thrzescijansk'l.<br />
I bylo to chyba podobnie nieuchronne. Moina bowiem<br />
nie przyjqC wielu szczegolowych tez, More wydaj'l s i~ zbyt skrajne,<br />
lub nie dose uzasadnione, lecz nie da si~ nigdy, w kazdym<br />
razie nie w dzisiejszej, osmotycznej kulturze, zignorowac calkowicie<br />
intuicji i pytan, ktore S'l rzeczywiscie "epolkowe", S'l glosem<br />
czasu.<br />
Os£atnie lata przyniosly chrzescijallstwu dwa zdumiewajqce<br />
i "rewolucyjne" zjawiska. Po pierwsze zywiolowy wybuch szerdkich,<br />
takze laickich zainteresowan teologi'l, dysk urtowan'l dzis<br />
nieraz rzeczywiscie w kawiar.niach, ja'k O'ngis na rynkach. I po<br />
drugie gwaltowny wzrost osmozy mi~dzY'wyznanio w ej, nie tylko<br />
w pracach specjalist6w, lecz takie w "strawie duchowej" chrzescijanskiego<br />
laikabu. Wszystkie chyba ambitniejsze tygodniki<br />
i miesi~czniki zacho'dnie gOSZCZq od czasu do czasu na swych<br />
szpaltach au-torow innych wyznan, publikuje si~ l'lcznie zbiory<br />
prac protestanekich, katolickich i prawoslawnych, a znajomosc<br />
ksiqzek (lub przynajmniej tez) Tillicha, Bultmanna czy Bonhoeffera,<br />
podobnie jak Congara czy Rahnera, traktowana jest w czolowkach<br />
swieckich na Zachodzie jako rzecz sarna przez si~ zro·<br />
zumiala, choc jeszcze kilka lat temll nie slyszano tam jeszcze<br />
moie, lub w kaidym razie nie mowiono, 0 autorach innych nii<br />
wlasni. Najciekawszych teologow protestanckich spopularyzowala<br />
dodatrkowo w jeszcze szerszej skali slynna ksiqilka A. T. Robinsona<br />
(Honest to God) 8, w ktorej Sq m. in. cytowane duze partie<br />
ze "Wstrzqsu fundamentow" TilJicha.<br />
Na -takim tIe i w takiej atrnosferze kontrowersyjnosc "m~drca<br />
amery,kanskiego" stala si~ oczywiscie znacznie bledsza, choc pozostaje<br />
wci'li wiele zasadniczych roinic zdan mi~dzy nim a na<br />
przyklad katohk am i, glovvnie w kwest ii granic demitologizacji.<br />
Coraz jasniejsze natomiast, na tIe dqien odnowy, wydaje si~ to,<br />
ze sam zasadniczy kierunek, ktory obral, okazal si~ celny, ze jego<br />
metoda i "idea teologii" jest jui dzis wielkim i plodnym wkladem<br />
w chrzescijanstwo i pozostanie nim chyba, bez wzgl~du na<br />
7 L. c.<br />
8 John A. T. Robinson, Hones t to God, 1963.
PAUL TILLICH 991<br />
to, czy pOs21czeg6!ne tezy jego prac zostanq czy nie zostanq<br />
w koncu obalone.<br />
Wyjscie w gloszeniu i interpretowa,niu religii od "doswia-dczenia<br />
iycia", od tego, co jest konkmtnym stanem ducha, iywym pytaniem<br />
czy niedolq egzystencjalnq czlowieka dzisiejszego, rnie jest jui teraz<br />
czyms nowym ani odosohnionym, a przeciwnie, jest jednq z naczelnych<br />
tez "nowej refo,rmacji" i og6lrnochrzescijanskiej i katolickiej.<br />
Jeden z najwybitlniejszych teo'log6w s()Jborowych, Karl<br />
Rahner, w zamieszczonym w niniejszym numerze artykule, pisze<br />
na przyklad wprost, ie "chrzescijanstwo nie jest niczym innym<br />
ja1k wyraz.nym wypowiedzeniem tego, co jest niewyrazmie doswiadczane<br />
prrzez czl()Jwieika w jego kon ~kretnej egzystencji" 9 i k i{)\nsekwentnie<br />
usiluje "zmalezc korelacj~" mi~dzy tym doswiadczeniem,<br />
a tresciami, kt6re "chrzescijanstwo naprawd~ glosi". I on r6wniei,<br />
ja'k Tillich (choc nie idqc o
,92 ANNA MORAWSKA<br />
tendujqc przy tym ani do przekazania calych tokow tej mysli w jej<br />
poszczegolnych 'vvqtka'ch, ani do oddania pelnego, Iagicz,nego obrazu<br />
jej cal-asci.<br />
Jest to niewiele. Lecz jes t mO'ze jakas sluszna'se w ta'kiej wlasnie<br />
prezenta'cji? Maze jest bar-dziej w duchv. glownej,najglE;bszej intencji<br />
tworcy, ktory chcial przede wszystkim "uzdrawiae sl
PAUL TILLICH<br />
993<br />
o sens istnienia i bye gotowym przyjmowae odpowiedzi, nawet<br />
gdy odipawiedzi bolq. Taka idea relJ.igii czyni jq czyms uniwersalnie<br />
ludzkim, choe oczywiscie rozni si~ ad tego, co zwykle religiq<br />
nazywamy. Nie opisuje jej Jako Wierzenia w istmienie bogow czy<br />
jednego BO'ga, ' ani jako systemu czynnosci i instytucji majqcych<br />
na celu nawiqzywanie stos'Unku z tymi istotami, w mysli lub przez<br />
poboznose i 'posluszenstwo. Nie mO'zna za1przeczye, ze religie znane<br />
\v historii byly religiami w tym wlasnie sensie. A jednak religia<br />
w swej najgl~bszej naturze jest czyms wi~cej jeszcze niz religia<br />
w takim w~zszym znaczeniu. Jest stanem czlowieka, ktorego nurtujesprawa<br />
jego 'istnienia, istnienia w ogole.<br />
Wielu ludzi, dla ktorych ta sprawa jest najwazniejszq sprawq<br />
zycia, uwaza si~ jedinak za bardzo dalekich od rreligii w w~zszym<br />
semd~, czyIi odwszelkich reIigii hist'oryczmych. Nieraz na wet<br />
odrzucajq histmyczne religie wlasnie dlatego, ze tak nieskonczenie<br />
serio traktujq 'spraw~ se'nsu istnie'nia. Wydaje im si~, ze konkretne<br />
religie lIlie wyrazajq dobrze tego ich gl~bo 'kiego zaanga:iwwa'Tlia.<br />
Ludzie ta'cy Sq religijni, choe odrzucajq religie. I ten fakt wlasnie<br />
kaze nam odrozniae uniwersalny sens religii jako tego, cO' zyje<br />
w wymiarze w glqb ludzkiej swiadomosci, ,O'd poszczegolnych wyrazow,<br />
jakie czlowiek nadaje swej 'najwazniejszej sprawie zycia,<br />
poslugujqc si~ symbolami i i'nstytucjami konkretnych religii. Jest<br />
oczywiste, ze w analizie sytuacji naszych dni kluczem bye musi<br />
podstawCl'we znaczenie religii, a nie kt6rys z jego poszczeg6lnych<br />
wy,razow, choe-by bylo 'Tlilm chrzescijanstwo".<br />
PrzyczYlnq dzisiejszego zatracania si~ "wymiaru w glqb", slabni~cia<br />
impulsu i ddwagi a'ngazowania si~ wewn~trznego w "Wielkie<br />
Pyta1nie", ezy - jak to cz~sciej nazywa Tillich - w "Trosk~ Osta<br />
• tecznq", jest jego zdaniem specyficzna sytuacja, 'kt6rq tworzy cywiIizacja<br />
techniczna i naukowa. Zycie w glqb, wymiar piol1owy jest<br />
w niej wY'pierany prze'z poziomy wymiar zycia wszerz. Czytamy:<br />
"Zycie nasze p~dzi naprzod niepO'wstrzymanie, kazda jego<br />
chwila jest 'Pe}na czegos, co wlasnie trzeba zrobie, zo'baczye, zala<br />
twie, za'Plalnowae. Tymczasem aby Idoswiadczye gl~bi, trzeba<br />
zatrzymae si~. Trzeba zatrzymae si~ i uswiadamie sobie - siebie.<br />
Tylko gdy cz{.owiek ma w zyciu chwile, w ktorych nie troszczy si~<br />
juz 0 to' 'co b~dzie zara'z, moze doswiadczye tego, ze chwila jako<br />
taka ma jakis sens i spytae 0 sens calego zycia. P6ki TIie zostanq<br />
ucisz.o.ne troski dorazne, przejsciowe (,nawet najbardziej pasjO'nujqce,<br />
ce'Tlne, wazne) glos TroskiOstatecznej 'l1ie moze Ibye uslyszany.<br />
Ta,ki jest n.ajgl~bszy korzen zatracania si~ wymiaru w glqb<br />
w naszych
994 ANNA MORAWSKA<br />
(...) A jedna'k, czlowiek 'nie przestal bye cz.lowiekiem. Stawia<br />
temu swemu 10sowi op6r odwaznie, 'namiE:tnie, desperadko. Pyta<br />
jedna'k - po co to wszystko? I uswiadamia sobie, ie odpowiedzi<br />
nie rna. Czlowiek dzisiejszy jest swiradomy pus~i kt6rCj kryje<br />
niepowstrzymany l"uch na'prz6d i nieskOl1czona 'prOidukcja srodk6w<br />
dla 'ce16w, kt6re 'Z kolei same stajCj siE: srodJkami, i tak bez kOl1ca.<br />
Nie wiedzCjc dobrze co siE: z nim stalo, czlowiek dzi:siejszy czuje, ie<br />
stracil poczucie sensu zycia i jakis jego is~otny wymiar, wymiar<br />
w glCjb.<br />
Wlasnie z takiej swiadomosci powstaje pytarnie re1igijne, w niej<br />
przyjmuje siE: lub odrZJUca religijne odpowiedzi. Dlatego, O'pisujCjc<br />
wsp6lczesDCj postaWE: wobec religii, musimy najpierw wskazae miejsca,<br />
gdzie swiadomose impasu czlowieka zachodniego wyraza siE:<br />
w spos6b najostrzeJszy. Te miejsca to sztuka, literatura i - w jakiejs<br />
cZE:sci w kaidym razie - filozofia naszych dni. I tematy i sam<br />
styl tych dziel swiadczCj .0 pelnej pasji, tragicznej nieraz walee<br />
o sens zycia w swiecie, w kt6rym czlowiek zatracil wymiar w glCjb.<br />
Ta sztu'ka, ta literatura, ta filozofia stawiajCj religijne pytanie gl~biej<br />
i raldy'kalniej rnii wszystko niemal co jest dzis naszCj ekspresjCj<br />
bel'Jposrednio religij'nCj.<br />
(...) W wielu wypadkach Wzrost :firekwencji w kosciolach i zainteresowan<br />
a'ktywnosciCj religijnCj jest g16wnie konsekracjCj stanu rzeczy,<br />
w kt6rym wymiar religij'ny juz ulegl zanikowi. Jest wyrazem<br />
chE:ci uczestniczenia w akcja'ch, kt6re majCj siInCj, spoleczJnCj aproba tE:<br />
i dajCj poczucie wewnE:trZ'nego, a w jaikiejs mierze tez zewnE:trznego<br />
bezpiec,zenstwa. Nie musi to bye czyms zlym. Lecz z pewnosciCj nie<br />
jest o.dpowiedziCj Ina religijne pyta'nie naszych dJni.<br />
Czy jest taka odpowiedz? Jest oczywiscie zawsze, lecz moze nie<br />
bye dla 'nars osiCjgalna. Czasem tkwi siE: zbyt glE:ooko w sytuacji<br />
impasu, z kt6rej rrOidzi siE: pyta'nie, by bye ZJdolnym nail odtpowiedziee.<br />
I uz,nanie tego jest z pewnosciCj lepszCj drogq ku odpowiedzi<br />
prawdziwej, niz torowanie 'przejscia do niej O'd'poJWied'ziami iluzorycznymi.<br />
Bye moze zresztCj wlasnie w tej postawie jest juz jakas,<br />
ograniczo'na wprawdzie,odpowiedz.<br />
Przeciez sama swiadomose, ze zatracilismy ja'kis istot'ny wymiar<br />
zycia, wymiar w glCj'b, i ie nie rna ia:dnej latwej drogi by go odzyskae,<br />
jest jui stanem glE:ookiego IprzejE:cia siE: tym, co symbolizuje<br />
okreslenie »wymia1r w glCjb «. Ten kto Z'daje sobie spra,wE:, ze<br />
jest odciE:ty o:d jakiego's ostatecZlnego zr6dla, kt6re daje sens wszystkiemu,<br />
sklada dow6d, samCj tCj swiadomoSciCj, ie jest w istocie nie<br />
tylk·o o'ddzieIony leez zarazem jui polqczony znowu. A to wlasnie<br />
jest nasza wlrasna sytuacja. Tymczego przede wszystkim potrzebujemy,<br />
aIe tei jui w ja'kiejs mierze mainly, jest radykalne uswiado
PAUL TILL!CH 995<br />
mie'nie sobie impa$.l, w ktorym jestesmy, bez zadnych olbslonek<br />
rozmaitych ideologii reUgijnych czy tez swieckich. Odrodzenie<br />
zainteresowan religij'nych, ktorego jestesmy swiadkami, bqdzie<br />
silq tworczq w nas i w naszej kuHurze tylko jesli rozwinie si~ jako<br />
ruch poszukiwania zagub'ionego wymiaru w glqb" 11 .<br />
CO TO JEST SYMBOL RELIGIJNY?<br />
Slowo "symbol" w odniesieniu do religii bywa drazliwe i Tillich<br />
zdaje sdbie z tego s'Pra lw~ dos'konale. W "Dynamice wiary" pisze:<br />
"Pierwsze 'Pytanie, ktorego oczekuj~ zaraz, ilekroe m&wi~, ze j~zyk<br />
religi'i jest symbol'iczny, 'brzmi - jak to, t y I k 0 symbolic7.Jny?<br />
Odpowiadam: 'nie »tylko« wcale, lecz »az« symbol jest jedynym<br />
adekwatny:m j~zykiem 'feligij'nym. Az symbol i nic ponizej niego".<br />
To charalkte'rystyczne .zdanie jest niezmiernie wazne dla zrozumienia<br />
poglqdow a takze samych poszczegolnych tekstow Tillichao<br />
Pr,zeciwnie niz dla wyimaginowanego rozmowcy, ktory wciela<br />
cz~ste potocz;ne reakcje, symbol nie jest dla niego czyms, co obnizaloby<br />
w jakis sposob rang~ przekazywanych tresci, lecz c~yms<br />
co jq podwyzsza nieskonczenie, Jest zjawiskiem z "wymiaru w glqb",<br />
o olbrzymiej powadze religijnej i jest niewspo1mierny pod tym<br />
wzgl~dem z zadnq informacjq faktograficznq z vvymiaru wszerz.<br />
Upraszc zajqc s'Praw~ ma'ksymalnie, moz'na powiedziee, ze symbolew<br />
ustach Tillicha - Sq j~zY'kiem religijnym stokrotnie "lepszym"<br />
czy "wyzszym" niz jakiekolwie-k twferdzenia czy zdarzenia historyczne.<br />
Oto fragmenty wykladu te-orii symbolu z ,pynamiki<br />
wiary":<br />
"Jedna istotna rzecz jest w symfbolach wspolna ' ze 'znakami.<br />
Wskazujq poza siebie, na cos ~nnego. Czerwony znak na skrzyzowani'll<br />
ulic wskazuje na przyklad poza siebie, na przepis drogowy,<br />
zgodnie z ktorym samochody muszq ' zatrzymae si~ co jakis czas.<br />
Roznic~ natomiast miE:dzy znakiem a symbolem stanowi fakt, ze<br />
znaki nie partycypujq w rzeczyvvistosci, na ktorq wskazujq, symbole<br />
natomiast - tak. Flaga narodowa na przyklad rna jakis udzial<br />
w pot~dze i honorze narodu i dlatego moze bye zmieniona tylko<br />
po jakiejshistorycznej katastrofie, zmieniajqcej rzeczywistose kraju,<br />
ktory reprezentowala, Innq cechq sym'bolu jest to, ze otwiera<br />
on ,wymi'aTY rzeczywistosci, ktore bez niego po,zostawalyby zamkni~te.<br />
Tak na przyklad sztuka tworzy symbole ,dla takkh aspektow<br />
c'zy perspektyw swi1ata, ktore nie bylyby 'nam dost~p'ne inaczej.<br />
Symbol otwiera wi~c zara'zem w samym naszym wn~trr zu jakis<br />
wymiar, odpowiadajqcy ujawnianymprzezniego wymiarom<br />
11 The Lost Dimension, 1962.
996 ANNA MORAWSKA<br />
rzeczy,wistosci. Wielki tea tr na przyklad nie tylko pcikazuje swia t<br />
w ja,kiejs nowej perspektywie, lecz takze ,otwiera niemane gl~bie<br />
w naszym jestestwie. Sq w naszym wn~trzu takie wymiary, ktore<br />
otworzyc mozlna tylko i jedynie za pomQcq symboli. (...) Symboli<br />
nie da siE: produkowac swiadomie i to jest ieh eecha chara'kterystycMla.<br />
Powsta jq, gdy d{) jrzeje do tego sytuacja, i przemijajq, to<br />
znaczy przestajq otwierac rzeczywistosc, gdy ·ta sytuacja si~ zmienia.<br />
(.. .) Autentycz'rie symbole istniejq w r6znych dziedzi nach ludzkiej<br />
kultury. Tu jednak naszym tematem b~.dq symbole religijne.<br />
(...) Pow,odem teg,o, ze wdzienne tresci zjawiska mogq si~ zmieniac<br />
w symhole, jest charakter tego co Q
PAUL TILLICH 997<br />
skiej" naszych dni, takze dla tych chrzescijan, ktorzy nie mogq<br />
przyjqc wszystkich jego wnioskow. Oto glowny to,k egzyste
998 ANNA MORAWSKA<br />
meC i z czego chce si~ bye wybawionym. Odpowiedz zachodnia<br />
jest .pozytywna i historycz1na. Egzyste'ncja stworzeniowa p:>winna<br />
istniee i trzeba bye wybawionym nie 'Z niej samej, tylko z jej wewn~trznego<br />
skl6cenia.<br />
Konsekwencjq postawy z'achooniej jest to, ze stworzenie ma<br />
stron~ pozytywnq. Ta jego strona pozytywna wla-snie jest odpowiedziq<br />
na pytanie stawiane prze,z doswiadczenie stanu stworzenioweg-o,<br />
sta'nu skonczonosci. Wyraza siq to w zacho,dniej symboIice<br />
religijnej. Tym, co sta'llowi jej odpowiedz 'dla ludzlkiej do,Ii, nie jest<br />
sama historia 0 tym, ze kiedys ja1kis byt boski czy p6l-boski posta<br />
'nowi! wyprodukowac inne rzeczy. Stworzenie wyra:i:a symbolicznie<br />
to, ze to co skonczone partycypuje w swym wlasnym, nieskonezonym<br />
juz gruncie. Czy te'z, m6wiqc bardziej egzystencjalnie, symbol<br />
stworzenia ukazuje zrodlo ,ddwagi, aiirmujqcej nasze bycie, przypisujq'cej<br />
mu ,sens i pot~g~ pomimo o'beenego za wsze zagro:i:enia<br />
niebytem. W tej odwadze, odwadze bycia, trwoga stanu stwor'Zenia<br />
nie jest usuni~ta lecz jest w odwag~ wlqcwna. R6wnie:i: l)iepewnosc<br />
egzystencjalna,plynqca z tego, :i:e 'nie mamy zadnego stalego, cstatecznego<br />
ju:i: czasu' ani stalej przestrzeni, jest w symbolu stworzenia<br />
wlq'czona w pewnose, ktora jej nie usuwa lecz daje te:i: bezpieczenstwo<br />
partycypacji w samej podstawowej mocy bycia.<br />
(. ..) W centrum symboliki wielu religii znajdujemy kontrastujqce<br />
zestawienie u1padku i 'zba,v1enia. A'naliza egzystencjalna maze<br />
bye i tu jakims kluczem nawet dla tych ludzi, ,ktorzy majq wyjf} t<br />
kowo silne opo'ry przeciw symbo1lom teglo wlasnie rod,ca ju.<br />
Istnieje wiele mitow i legend 0 pokU'sie. Najgl~bsza jest prawdopodobnie<br />
()Ipo,wiese bi1blijna, w kt6rej sytuacjq czlowieka, sy.mbolizowanego<br />
przez Adama i Ew~, jest w spo'sob bardzo wyrazny sytuacja<br />
wyboru p()mi~dzy pozostaniem w uspionej niewi'nnosci Raju<br />
a ,osiqg~ciem samo-urzeczywistmienia w wiedzy, wladzy i plci.<br />
Czlowiek wybiera samo-urzeczywistnienie i wpada w stan wewn~trznego<br />
rozdarcia. Mit upaldku Cktorego analogie mamy w wi~kszosci<br />
religii) przedstawia wi~c, w takim pojmowaniu, bardzo srpecjalny<br />
wY'padek przejscia od niewinnosci, kt6rq jest stan czysto<br />
potencjalny, do Inieuniknj,onej winy wszel'kiej samo-aktualizacji.<br />
I ten wypadek jest autentyczillym o.pisem ludzkiej doli tera'z, dzis<br />
i zawsze.<br />
Tradycyjnym terminem ,okreslajqcym stan rozdarcia w czlowieku<br />
jest slowo »grzech«. Termrn ten ule-gal wi~kszym chyba<br />
wy}paczeniom i w konsekweneji byl przedmiotem wi~kszych pro-,<br />
test6w niZ ja,kiekolwiek poj~cie religijne. W swietle a·nalizy egzystencjalnej,<br />
grzech jest oderwaniem czlo"\vie'ka od jego »bytu zasadniczeg-o«,<br />
oderwaniem, kt6re jest zarazem tragicZlnq, nieu'l1iknionq
PAUL TILLICH 999<br />
koniecznosciq i osobistq winq. Niezmiemie wqtpliwe okreslenia<br />
»grzech pierworodny« i »grzech dzie:dziczmy« wyrazajq wlasnie<br />
tragicznose i aktual'nose grzechu, jego element o'Sobisty. Proponowalbym<br />
jednak abysrny porzucili te olkreslenia w og6le, Sq juz<br />
nieuleczalne. Termi'n »grzech pierworadny« powinien bye zastqpiony<br />
egzystencja ~ nymi opis'ami uniwersalnego i tragiczonego charakteru<br />
rozdarcia czl:lo,wieka. Powinien tez jednak bye i'nterpretowany<br />
jako to stadium uniwersalnego rozdarcia, za 'kt6re, mimo<br />
jegonieunikni{)nego charakteru, jestesmy oapowiedzialni osobiscie,<br />
i z kt6rego wynikaj,! kO'nkretne akty skl6cania si~ z salb,!, z sensem.<br />
istnienia. Slowo grzech nie powinno bye nigdy uzywane w liczbie<br />
mnogiej, 'lecz w liczbie pojedynczej, jak u sw. Pawla: grzech <br />
sila roZ!dzierajqca.<br />
Coo) Syro'bole takie jak zbawienie, odkupienie, O'drod ze~ie, usprawiedliwienie,<br />
czy Zbawiciel, Posreldnik, Mesjasz (oo .) Z!nane SCI we<br />
wszystkich 'prawie wielkich religiach, choe opisy Slposob6w 'zbawienia<br />
Sq bardzo r6zne. R6wniez tu pewne klucze daje a naliza<br />
egzystencjalna. Niekt6re z nich zaslugujq na szczeg61nq u w a g~ .<br />
Pierwszy wiqze si~ z refleksjq semantycznq , w swietle kt6rej<br />
zbawienie oZ!nacza scalenie tego co bylo r ozp~kn iE; t e . Slowa salvas<br />
i saos znaCZq caly i uzdrowiony. Zbawienie jest wi~c aktem, w k t6<br />
rym przezwyci~ z one jest rozdarcie pomi~d zy gl~bok CJ istotq czlowieka,<br />
a jego sytuacjq egzystencjalnq. Jest religijml odpowiedziq<br />
na 'niezlicZO'ne anahzy, kt6re reasumuje dobrze tytulksiqzki Menningera<br />
- "Czlowiek 'przecirw sobie".<br />
Drugi klucz pochO'dzi r6wniez zanalizy egzystencjalnej, a mianowicie<br />
z poglqrdu, ze sytuacja istnienia nie moze bye przezwyci~<br />
21ona zadnq mOCq b~dqcq . w ramach tej sytuacji. Wyjscia nie<br />
rna. Huis dos, jak brzmi tytul sztuki Sartre'a. Po tej linii wi~c<br />
rozumiee trzeba symibole religijne, wskazuj'!ce ku :m.ocom zbawicielskim<br />
w osobowych czy nieosobowych wcieleniach. Tragiczne<br />
zniewolenie istnienia oderwanego nydzi poszlUkiwanie czegos, co<br />
jest wobec istnienia transcendentne, choe pojawia si~ wewnqtrz<br />
niego, tworzq'c byt nowy. To i to' jedynie, nie zas po prostu jakies<br />
twierdzenie »Inie-sensowne« logicznie jest »paraldoksem religijnym«.<br />
Trzecim kluczem jest r:ozumienie pojednania w swietle doswiadczen<br />
metodycznej i intuity,wno-poetyckiej psychologii. Stanowi go<br />
stwierdzenie, ze rzeCZq najtrudniejszq dla istoty ludikiej jest przystanie<br />
na siebie, i ze pierwszym krokiem w procesie uzdrowienia<br />
jest w czlowieku poczucie, ze jest przyj~ty i ze przeto moze<br />
przyjq.e, 'zaakceptowae sam siebie. Nilkt juz dzis nie rozumie co<br />
to z!naczy »:uspralWiedliwienie przez wiar~«. Ale kazdy zrozumie<br />
czym jest » przyj~cie samego siebie jako przyj~tego«.
1000 ANNA MORAWSKA<br />
Analiza w
PAT,TL TILLICH 1001<br />
CZYM MOZE Bye DLA CZLOWIEKA SLOWO "BOG"?<br />
Swoj wyrklad symibo,lu "Bog" ja,ko "Samo Bycie", "sarna MC2<br />
Bycia", "sarno Bezwarunkowe" (pojmowane zresztq zawsze w osobowych<br />
kategoriach milosci) Tillich rozwijal, uzupelnial i systerna<br />
tyzowal w niezliczo nych pracach i wykladach. Poniewaz je'dnak<br />
szkice w dziale "Spotkan" Sq spotka niami z typami ducho,wosc i,<br />
a nie ,przede wszystkim z systemami teoretycznymi, majq p okaza'::<br />
raczej "jark wierzq" inni ludzie niz ja~imi sposobami owo wierzenie<br />
argumentujq,najc,dpowied niejszq ilustracjq wydaje siE; tu<br />
nie ktoras z rO ZJpraw Tillicha, lecz jego kaza nie 0 Bogu. Jest one<br />
'Zawarte w zbiorze "WstrZqs fundamentow" i '" csi tytul "Gh;bia<br />
istnienia".<br />
"Zastanovvmy siE; nad slowami, ktore rr. owi sw. Pawel do<br />
Koryntian w wersecie »albowiem Duch wszystko wY'patruje i gh:<br />
bokie rzeczy boze«. I wybierLmy 'na temat naszych rozwazan<br />
jedno slowo »glE;baki«. Spojrzmy tez jeszcze na werset »Z gl~bok05ci<br />
wolalem do cie'bie, Panie«, z 'psalmu 130. Rozwa:imy z niego<br />
takze jedno slowo: »glE;bokosc«.<br />
Slowa »glE;boki« i »glE;bokO'sc«, czy »gli:bia« uzywa'ne Sq W zy<br />
Cll! c'odzien'l1ym, w poezji, w f'ilmrofii, W Biblii 'i w wielu innych<br />
religijnych dokumentach, by wyrazic pewnq postawE; duchowq,<br />
choc Sq wziE;te Z doswiadczenia przestrzennego. GIE;bia jest wymiarem<br />
przestrzeni. Lec,z jest je'dnoczesnie symbolem jakiejs duchowej<br />
jakosci. Wi~k ,s2'l0SC naszych sym!boli religijnych rna wlasnie<br />
ta'ki charakter, przypominajq'c nam przez t,o 0 'l1aszej s'konczonasci<br />
i 0 naszym zniewo.Jeniu pTzez to co widziaJ.ne. Jestesmy i'stotami<br />
zmyslowymi i rpO'zostajemy nimi tez grdy zajmujemy siE; sprawami<br />
duchowymi. Z drugiej strony jednak j_est wiel'ka mqdr,osc w ludzkim<br />
jE;zyku. Wciela on nieprzeliczone doswiadC'zenia przeszlosci<br />
i nie jest przypadlkiem to', ze uzywamy rpewnych widzialnych symboli,<br />
a nie uzywamy innych. Dla tego bywa rzeczq pozytecznq zastanowic<br />
siE; na,d przyczynami wyborow, jakie pCoCZynila zbiorowa<br />
swiadomosc porprzednich pokolen. Moze oka'Zac siE; dla nas rzeczq<br />
nieskonczenie waznq przeikonanie siE;, jakie implikacje kryje w sobie<br />
uzycie wIas,nie slow »glE;boki«, »glE;bO'kJosc«, »glE;bia« dla wyrazenia<br />
zycia duchowego. Stanie si
1002<br />
ANNA MORAWSKA<br />
•<br />
z ktorej wola do B{)ga 'Psalmista. Lecz c'Zemu prawda jest gh:<br />
boka? Czemu gh:bokie jest cierpienie? Czemu ten sam przestrzenny<br />
symbo'l jest uzyty w obu wypadkach? Sprobujemy ['02<br />
wazyc tu te pytania.<br />
Wszystkie widzialne rzeczy majq powierzchniE:. Jest O'na tCl<br />
stronCl rzeczy, kt6ra ukazuje siE: nam najpierw. Patrzqc na niq<br />
wiemy na 00 wyglqda dana rzecz. Lecz gdy postE:pujemy wedlug<br />
tego, na co wyglqdajq rzeczy i lUldzie, doznajemy zawo·du. Nasze<br />
ocze'kiwania Sq sfrustrowane. Staramy siE: wiE:c przeniknqc pod<br />
powierzchni~, by siE: dowiedziec, czym rzeczy Sq na'PrawdE:. Czemu<br />
ludzie pytali zawsze 0 prawdE:? Czy nie dlatego, ze powierzchnie<br />
sprawialy im 'Zaw6d? I wiedzieli, ze 'Prawda, ktora jest nieZ'awodna,<br />
miesZlka 'Pod powierzchniami, w glE:bi? Ludzie przeko'pywali siE:<br />
wi~c przez kolejne poziomy, coraz gl~biej. To co wydawalo si~<br />
prawdq ktoregos dnia, juz nazajutr,z doswiadczane bylo ja'ko powierzchowne.<br />
(...) W ten sposob przebiega za'Wsze to, co nazywamy<br />
))znajomosciq« drugieg'o czl,owieka. I w ten sposob posuwa siE: naprz6d<br />
nauka. (...) W swietle jej wielkich i smialych wypraw ku<br />
glE:bokim rzecwm swiat-a powirrnismy cza'S€'lTI patrzec na nas samych,<br />
,na poglqdy, ktore traktujemy jako cos sarno przez siE: zrozumialego.<br />
Zobaczymy wtedy, ile jest w nich przesqdow po{;hodzqcych<br />
z indywidualnych 'predylekcji i ze spolecznego swdowiska.<br />
IbE:dziemy wstrzqsniE:ci widzqc jak bardzoniewiele w Inaszym<br />
swiecie duchowym siE:ga pod po,wierzchnie, idqc w glqb, jak bardzo.<br />
malo ,ostalohy siE: w nim w razie powazniejszego dosu.<br />
Cos straszliwie tragicznego dzieje si~ wiE:c zawsze w ludzkim<br />
zyciu duchowym: prawdy, glE:bokie o'ngis i pot~zne, ktore najwiE:ksi<br />
geniusze odkrywali w mE:ce i trudzie, stajq siE: plytkie<br />
i povvierzchowne, gdy zaczynajq bye uzywane na codzien. Zastanowmy<br />
siE: .dlaczego tak siE: dzieje. Czy nie musi to nastE:lpowac<br />
nieuchronnie dlatego, ze nigdy nie rna glE:bokosci bez samej drogi<br />
w glqb? Prawda bez osobistej drogi do prawdy staje siE: martwa.<br />
Jesl'i jest weiqz uzywana, jest juz tylko cu:sciq !powierZ'chni rzeczy.<br />
(...) Czymze jest jedna'k droga w glq!b? Mowi 0 !niej mqdrosc<br />
wszystkich wiekow i wszystkich kontynentow. Opisywano jq<br />
w najrozmaitszy sposob. Wszyscy jednak: mistycy i kaplani, poeci<br />
i filozofowie, prosci ludzie i wyrafi'nowani intelektua'lisci, ktorzy<br />
znali tE: drog~ z kontempla1cji czy z intwspekcji, z rnodlitwy, z wyznan<br />
w konfesjonale, z zewnE:trznych i wewnE:trznych katas.trof<br />
oso'histych, dajq swiadectwo temu sarnemu doswiadczeniu. WS'zyscy<br />
przekonywali siE: wC'iqz na nowo, ze nie 'Sq wcale tyrn, za co siE:<br />
mieli jeszcze wCZlOraj. Ka'zdy kolejny stopi-en rw glq,b Oikazywal<br />
siE: wciqz powierzchniq tylko, i t'ak bylo zawsze, przez cale zycie,<br />
poki szli swojq drogq, drogq ku gle::bokoSci.
PAUL TILLICH 1003<br />
Dzisiaj slynna stala si~ nowa forma tej metody, tak 'zwana psychologia<br />
gl~bi. P,rowadzi ona z 'powierzchni naszej samowiedzy<br />
na poziomy, gdzie zapisujq si~ rzeczy, 0 Iktorych lJ1asza swiadomosc<br />
n'ic nie wiedziala. Uka:zJl.l'je warstrwy charakteru sprzecZlne ze<br />
wszystkim, cosmy 0 sobie sqdzHi. Psychologia gl~bi moze pomoc<br />
w zna1ezieniu drog~ w glqb, choc nie czyni tego w sposob zupelny,<br />
bo nie jest 2ldo1na doprowadzic nas do najgl~bs.zegoO gruntu<br />
naszego bytu i wszech'bytu, doO gl~bi ostatecznej, gdzie jest juz<br />
Samo Zycie.<br />
Ta nieskonczona, niewyczerpana gl~bia i Grunt wsze1kiego istnienia<br />
rna na Iml~ - Bog. SloOwo Bog oznacz'a wlasnie to - t~<br />
gl~bi~. I jesli slowo to mowi ci nielwie1e, przetlumacz je. Pomys1<br />
o gl~biach wlasnego »ja«, 0 zrod1e swego istnienia, 0 tym, co jest<br />
d1a ciebie ostatecznq juz wielkq Sprawq zycia, CO> bierzes'z powaznie,<br />
bez zastrzezen. Moze, by t'o uczynic, musisz najpierw 'ZalpOimniec<br />
wszystko, czego UC2lCl'nO ci~ tradycyjnie 0 Bogu, moze trzeba abys<br />
zapomnial 'nawet sarno, tlo sl,owo. Lecz jeze1i wieS'z, ze Bog z:naczy<br />
gl~bia, wiesz juz o. Nim duiio. I j:uz nie mozesz nazwac si~ ateistq<br />
czy niewierzqcym. Bo gdy zastanowisz si~, nie mozesz przecie<br />
powiedziec: zycie nie ma zadnej gl~bi , zycie jest ,plytkie, istnie;<br />
nie jest powderzchniq tylk,o. Ten kto wie 0 gl~bi, wie 0 Bogu.<br />
Zastanawialismy si~ nad gl~biq swiata i nad gl~biq w nas samych.<br />
Ale jestesmy w tym swiecie ty1ko przez wspo1not~ 1udzkq.<br />
I mozemy odkrywac swe dusze tylko w 'zwierciedle, ktorym Sq ci<br />
coo na nas patrzq. Nie rna gl~bi zycia bez gl~bi zycia wspo1nego.<br />
(...) JU'zod paru dziesiqtk6w lat, umysly profetyc'zne spo'glqdaly<br />
w spolecZ'nq gl~bin~ . Ma'la.rze wyra'zali swe przeczucie nadchodzqcych<br />
katastrof rozsadzqjqc na swych dbrazach powierzchnie<br />
przyrody i czlowieka. Poeci wynajdywah dziwaczne, gniewne slo<br />
\Via, a.by wyra-zic kontrast mi~dzy tym, co wydaje si~ ze jest,<br />
a tym co jest nalprawd~. QOOk psychoIo'gii gl~bi p'OI"vstawala socjologia<br />
gl~bi. Dopiero ostatrrio jednak, w 1atach gdy najstraszliwsze<br />
w dziejach spoleezne trz~sienie ziem'i w strzqsn~lo 1udz!lwsciq ,<br />
oczy calych narodow otwarly si~ 'na gl~bi~ w nich samych i na<br />
prawd~ 0 ich egzystencji histmyeznej. Nie trzeba jednak, bysmy<br />
poprzestawali na osiqgni~tej teraz gl~bokoOsci. Mus ielibysmy wpasc<br />
w rD'zpacz i pogard~ sie'bie. Raezej zanurzmy si~ jeszcze gl~biej<br />
w grunt zycia historycznego, w jego o-s tatecznq gl~bin~.<br />
Ten nieskonczony, niewyczer pany Grunt Dziejow nazywa si~<br />
Bog. Slowo Bog znaezy wlasnie Grunt Dziejow i ku temu jego<br />
znaczeniu wskazujq OIkresleni'a ta'kie jalk 'krolest,wo hare ezJ'1<br />
boska opatrzno'sc. A jesli sl()tWa te mowiq ci niewiele, przetlumaez<br />
je. PO'mySl 0 gl~'bi historii, 0 gruncie i eel'll zyeia spolecz
1004<br />
ANNA MORAWSKA<br />
,nego, 0 tym, coo bierzesz juz bezvvarunkowo serio w swym dziala'niu<br />
moralnym i pohtyeznym. Maze gl~bi~ t~ nazwac trzeba<br />
nadzieja. Tylko nardzieja. JesJi bowiem u dna historii wiodzisz<br />
nadziej~, to jestes juz zjedna.czony z wielkimi pr,orokami, ktorzy<br />
umieJi zdobye si~ na spojrzenie w glqb wlasnyeh ezasow, i ehoeiaz<br />
eheieh niera'z ueiee, nie pa trzec wi~cej, b:l groza tego co<br />
widzieJi przer-astala ich sily, to jednak zrOstawali, patrzyJi dalej,<br />
jeszcze gle,biej, az tam gdzie juz odkrywa si~ - nadziej~.<br />
Nie wstydziJi si~ jej. I nas takze zawstydzae moze tylk,o ta<br />
nadzieja, ktorq znajduje sie, na powierzchniach, gdzie szaleney<br />
kultywujq swe zludne s'pekulaeje. Ta jednak, ktora daje m~st w :J,<br />
w gle,bo'kosci, drZqcemu i skrusZ!onemu sereu czlowieka, ta ':1adzieja<br />
jest prawdq.<br />
ZbJizamy si~ tu do drugiego znaczenia, ktore i w swieckim<br />
i w religijnym j~ z yk u majq slowa » gl~b:lki« i » gJ:~bokosc « . Gle.<br />
bia cierpienia to jedyne wroOta do gle,bi prawdy. Ten fakt jest<br />
oczywisty. Jest wygod,nie zy e na p:Jwierzehniaeh, pok i te powierzchnie<br />
si~ 'nie zarysujq, Intensywno'sc bolu, jaki sprawia patrzenie<br />
w glq b siebie, jest zbyt wielka dla wie,kszosci sposrod nas. 01<br />
brzymi opor, ktory stawia ' tu kazda istota ludzka, i ogromna ilosc<br />
pretekstow, wynajdywanych by nie ise gl~b i ej, nie widziee, to<br />
rzeczy powszechnie znane i natural-ne.<br />
Jednym z takich pretekstow i to bardzo powierzchownym jest<br />
twierdzenie, ze rzeczy »gl~bokie« Sq czyms zbyt »intelektualnym«,<br />
niezr ozumialym dla nie dose wyksztalconych ludzi. Lecz przeeie<br />
pierwszq eechq gl~bokosci jest , prostota. J esli wi~c mowisz »to<br />
dla mnie .za gl~bokie, nie 'mog~ tego pojqC«, oszukujesz sam<br />
siebie. Wiesz bowiem dorbrze, ze to co nap r awd~ wazne nie jest<br />
nigdy za gl~bokie dla Inikogo. Niedlateg,o ploszy ci~ pra,wda, ze<br />
jf;st za gl~boka, tylko dlatego, ze jest niewygodna. Nie mieszajmy<br />
nigdy rzeczy »'ucz'o'nyeh« czy »il11telektua'lnyeh« z gl~bokimi sprawami<br />
zycia. Rzeczy »j'ntelektual>ne« nie Sq dla nas wazne w sposob<br />
osta teczny i wS'zystko jedno, czy r-ozumiemy je czy nie. Ale rzeczy<br />
gle,bo'kie mUSZq obchodzic ,nas zawsze, g,dyz to, ezy jestesmy przez<br />
,nie 'porwani czy 'I'1ie, jest wai-ne nieskonezenie.<br />
Ci, co pragnq urniknqe drogi w glqb, uzywajq tez jednaik powazniejszej<br />
wymoWki. Slowo gl~bia w j~zyku religijnym jest<br />
nieraz uzywane ja'koO nazwa miejsca gdzie si~ gn'iezdzq zle sily,<br />
demoniezne mace, smierc, pieklo. Czy wi~e droga w glqb 'I'1ie<br />
jest ezyms wr~cz ehor'obliwym? Czy nie prowadzi tam, gdzie<br />
te sily panujq?<br />
Jako odlpowiedz na to py,tanie przytocze. pie.kny i stary mit.<br />
Kiedy dusza opuszc.z:a 'Cial,o musi przej-se przez wiele stref, w kto
PAUL TILLICH 1005<br />
rych rzqdzq moce demOOliczne. I tylko jesIi zna slowo wlasciwe<br />
i ,pot~ine, przechodzi Goraz dalej az do gl~bi ostatecznej, do Gruntu<br />
Boskiego. Otoz tych prob zadna dusza uniknqcnie moze. Wystarczy<br />
pomyslec ·0 zmaganiach swi~tych wszystkich czasow, 0 walkach<br />
prorokow, reformatorow, a takze wielkich tworcow wszelkich<br />
dziedzin kultury, aby ~ ae sobie spraw~ z prawdy mitu. Kazdy<br />
musi stawie czolo gl~bokim rzecZlO.m zycia i niebezpieczenstwo nie<br />
jest tu wymow'kq, Niebezpieczenstwo musi bye prze zwyci~zo ne<br />
zna jomosciq wyzwalajqcego slowa.<br />
Nie ma wymowki, ktora pozwolilaby u'niknqc gl~bi prawdy, do<br />
kt6rej jedYIll'a droga pr-owadzi przez gl:~bi~ cierpienia. I jest to droga<br />
z
1006<br />
ANNA MORAWSKA<br />
nasze slowa chrzescijanskie Sq 'istotnie "chore", "oddzielone" od<br />
swych egzystencjalnych treSci, istotnie wymagajq "uzdrowienia"<br />
bysmy je rozpoznah juz nie jako twierdzenia 0 tym co "powinno"<br />
bye i co "powinnismy," uwazae za prawdziwe, lecz co najzwyczajniej<br />
- jest. Jest znajomq rzeczywistosciq, ktora - jak pisze<br />
Tillich - nie tworzy dla nas "stosu'Dku ~owinnosci", tylko "stosunek<br />
uczesbnictwa".<br />
Tak wlasnie, w kategoria'ch uczestnictwa w prawdzie Nowego<br />
Bytu, widzi Tillkh nasz stosunelk do Chrystus'a, 0 ktorym, jak to<br />
nieraz podkresla, Nowy Testament mowi, ze j est Prawdq, j est<br />
Zyciem, a nie ze "rna" prawdE:. Kato'licki te'ol,og, George H. Tavard,<br />
w swej ksiqzce, ktora jest glownie prezentacjq i krytykq chrystologii<br />
Tillicha, tak reas'llmuje jego po'glqdy:<br />
"Na pytanie - »a dJ.a was, kim jestem?« Paul Tillich dal Sw.ojq<br />
odpowiedz. Chrystus jest dla niego odwiecznym bogoczlowieczenstwem,<br />
istotq Czlowieka objawiajqcq siE:, paradoksalnie, w sytuacji<br />
istnienia. W ludzia'ch zawsze zyla aspiracja do takiego objawienia,<br />
tE:sknota do jakiegos przezwyci~zenia dylematu egzystencji,<br />
nigdy 'Die a'dekwatnej do swego bytu zasadniczego. Wszystkie<br />
religie probowaly 'Znaleze dr,ogE: wyjscia z labiryntu ludz,kiej doli.<br />
Wsrod Hebrajczykow ta nadzieja byla baTdziej realistycma niz<br />
u innych narodow. Nie szuikali rozwiqzan filozoficznych, akademickich.<br />
Mieli wizjE:, potem ,nadziejE:, w koncu pewnose moZli<br />
' wosci pojawienia siE: w czasie i w samej t!kance historii transcendentnego<br />
wyslannika, w kt6rym ludz'kie i Doskie bE:dzie juz polqczone.<br />
Niekt6re z wyobrazen tego idealnego wyslannika zbawienia<br />
(scalenia) to Mesjasz, Chrystus, Sluga Jehowy, Syn Czlowieczy,<br />
Syn Boga. Wiara chrzescijanska polega na wierze, ze takl<br />
wyslannik przyszedl, ze wziql udzial w historii ludzkiej, w okreslonym<br />
miejscu - w Galilei i Judei - i w okreslonym czasie,<br />
za rzqd6w Boncjusza Pilata, i ze Jego ludl'lkie imiE: brzmialo Jezus<br />
z Nazaretu. W Chrystusa wierzq implicite wszyscy ludzie, wszyscy<br />
bowiem Sq mniej lub bardziej sWiadomi, ze istnienie jest problemem,<br />
i wszyscy zywiq nadziejE:, ze jest jakies jego rozwiqzanie.<br />
Tylko chrzescijanie jednak wierzq, ze Chrystus, wieczne bogoczlowieczenstwo,<br />
byl w czlowieku J ezusie, ze J ezus wlasnie byI<br />
objawieniem siE: Chrystusa", 15<br />
"Paradoks religijny" w Jezusie, to ze sam "Grunt Bycia" przejawil<br />
siE: w Nim w war'llnkach istnienia, interpretuje Tillich tak:<br />
"Gdy to, co jest poza istotq i istnieniem, bierze udzial w istnieniu,<br />
nastqpie to moze tylko w tej formie, ze przezwyciE:za rozlam<br />
15 George H, Tavard, Paul Ti/!lch and the Christian Message, 1962.
PAUL TILLICH 1007<br />
mi~dzy nimi. Przezwyci~zenie rozdar,cia, sVworzenie bytu nowego<br />
to jest sposob ws,poludziahi Boga w istnieniu. (...) Wy:nika z tego<br />
dalsze twierdzenie teologiczne, mia'nowicie to, ze dzieje swi~te S'l<br />
~owstawaniem Nowego Bytu i ze S'l w ten sposob najgh:bszym<br />
j'ldrem historii. (...) Sednem przekazu chrzescijanskiego jest wi~c<br />
to, ze byt moze osi'lgn'le uniwersalnose w konkrecie i to osi'lgni~cie<br />
oczekiwane byl,o zawsze i jest wci'lz o C'zekiwa,ne w Judaizmie,<br />
a w chrzescijans\ttvie uwaza'ne jest za juz dokona'ne. Jego nazw'l<br />
jest Mesjasz albc Chrystus.<br />
(...) Punktem centralnym w historii i tak samo punktem centralnym<br />
w historii swi~tej jest wi~c Nowe, i to Nowe polega na<br />
tym, ze to co jest istot'l czlowieczenstwa pojawia si~ w warunkach<br />
skloconej z tc} istotq egzyste ncji i sklocenie przezwyci~za. J ezus<br />
jest Chrystusem, to znaczy jest Nowym Bytem. Obraz, ktory odcisnC}l<br />
s i~ w jego zw01ennikach (...) jest obrazem tak iego 1'eal'nego,<br />
osobistego zycia, ktore czyni IlJowymi tych co w nim uc zestnicz'l,<br />
wciC} ga ich w stref~ Nawego. Jedylnym argumentem praw dziwosci<br />
no winy Nowego Bytu jest to, ze Nowy Byt r zeczywiscie czyni<br />
czlowieka prawdziwym. Tej pewnosci nie mo,ze ani obalie a'ni<br />
potwierdzie krytyka historyczna" 10.<br />
Jezus byl Nowyrn Bytem, przej,awieniem si~ boskosci w warunkach<br />
konkretnego istnienia w ten sposob, ze - jak pisze Tillich<br />
'vV jednym ze swych kazan: "ogolocil siE: ze wszystkieg,o co moze<br />
stawae siE: stare, z wszelkiej pozycj'i spolecznej ezy indywidualnej,<br />
z wszelkiej ludzkiej wielkosci, .potE:gi, i sHy. W swej smierci<br />
oddal to wszystko bez reszty i objawil w bezwarwnlkowej k z:pitu<br />
:lacji siebie jedynC} nowq rzecz, ktora jest IlJowa wie'kuiscie. To<br />
milose trwa na wieki 'i to milose jest mOCq n01wego w kazdym<br />
czlowieku i w calej ·histO'rii. Milose, kto1'a trwa utajona w mroku<br />
naszych dusz i naszych dziejow" 17.<br />
A w "Nowym Bycie" czytamy: "Nowy Byt okreslie mazna takze<br />
jako byt milosci. Milose jest parciem ku pojednaniu na'Powrot<br />
tego co jest sklocone. I tak poj~ta, jest zjawiskie'll ontologicznyrn,<br />
a 'nie emocjonalnym. Element emocjonalny towarzyszy jej,<br />
ale n ie jest ,podstawowy. Tym co podstawowe i co rna korzenie<br />
w Samyrn Byciu jest parcie, p~d czy takze wola do zjednoczenia.<br />
Nowy Byt, byt milosci jest Prawd'l , bo nalezymy wszyscy do tego<br />
samego dna, do. Gruntu Bycia, choe proces S'kloce,nia nas 1'ozdziela.<br />
Gdy wi
1008<br />
ANNA MORAWSKA<br />
obeeg.o, tylko odnalezieni~ si~ wzajemnie tego, co w najgl~bszej<br />
strukturze bytu juz do siebie nawzajen1 nalezy" 18.<br />
Ko·nkretne ludzkie d·oswiadezenie uc'zestnictwa w Nowym Byeie,<br />
,,2ywot w Prawdzie", ,,2ycie w Chrystusie" opisuje Tillich<br />
jako . rzeczywistosc trojfazowq. Pierwszy krok, to CO nazywa<br />
"laskq", to "przychodzi", jest nam dane, a nie powo'C1owane przez<br />
!I1as dowolnie, sta-nowi wlasnie sta'n "zgody z sobq mimo wszystko",<br />
ezy jak to ez~sto okresla ;po angielsku accepting ~ the acceptance,<br />
przyj~cie tego, ze si ~ jest przyj~tym, takim ja,kim si~ jest i mimo<br />
to. ("Cala religia jest jednym wielkim «MIMO WSZYSTKO,," pis ze<br />
gdzies Tillich). Krdkiem drugim jest metanoia, co oznacza "zmi a n~<br />
kierunk'll". Czytamy: "choldzi 0 cos znacznie bar,dziej zasadniezego<br />
niz nastawienie uC2Juciowe. Cz~st' o czynnika emocjO'nalnego w ogole<br />
nie rna i jest 'nawet bardzo nie wslkazane probowac go wywolywac<br />
sztueznie w celu »nawrocenia«. Metanoia oznaeza zasadnicze pr zestawienie<br />
si~ na to, co stanowi we wszystkim i we wszystkich<br />
pierwotnq jednosc istoty i istnienia, co jest poza skloceniem esencji<br />
z egzystencjq i okresJa'ne bywa jako »dobro« i "prawda« choc<br />
nie jest ja'k qs wartosciq lecz samym byciem i tyl'ko wt6rnie stanowic<br />
moze wartosc dla nas. (...) Taka zmiana kierunku, r eorientacja<br />
wewn~trzna, jest ustanowieniem na nowo st·osunku milosci.<br />
Ten st,osunek w istocie jest zawsze, lecz potencjal1nie tylko, ezy ,<br />
jak to ezasem nazywam, jako »uspiona niewinno.sc«, a nie w r zeczywistosci,<br />
czyli aktualnie. Taki jest krok drugi" 19 .<br />
Kr{ykiem trzecim jest dla Tillkha spelnienie: zagarni~cie w Novvy<br />
Byt liajgl~bszego wn~trza os'obow-osci, wstqpienie czlowieka i hi<br />
• storii ludzkiej ·"w inny wymiar, ktory nazywamy wiecznosciq, '<br />
lecz '0 ktorym m6wic mozemy tylko symbolicznie, gdyz musimy<br />
mowic tylko ezasowo" 20.<br />
Chrzescijanstwo, w opisie mysliciela, ktory "przelamal zakl~ty<br />
krqg teologii", jest wi~c ,objawieniem w tym sensie mi~dzy innymi,<br />
ze jest w ykladniq doswia,dczenia i pytania 'kazdej ludz.kiej doli.<br />
Dlatego jego tresc egzystencjallJ1a jest prawdq powszechnq, stanowi<br />
rzeczYiWlste >dzieje J.udzkie bez wzgl~du na to ezy czlowiek<br />
uswiadamia sobie te dzieje w kategoriach chrzescijanskiej expli<br />
'cite terminologii. Najlepiej -chyba z Iicznych tekstow Tillicha<br />
swiadczy 0 tym opis ~darzenia laski.<br />
"W lasee cos jest przezwyci~zone. Wyst~puje ona "pomimo«<br />
ezegos. Mimo oddzielenia, mimo skl6cenia. Laska jest zjednoezeniem<br />
z p '0 w rot e m zyeia z zyciem, jest pojednaniem z po<br />
18 The New Being, 1955. <br />
19 Das Nelle Sein ats Zentratbegriff etner chrl sttichen Theo!ogie, !. c, <br />
2Q t. C.
PAUL TILLICH 1009<br />
wrotem 'naszej jazni z sob'l. Jest 'Prz yj~ciem tego co bylo odtr'lcone.<br />
Jest przeksztalceniem losu w rpelne sensu przeznaczenie.<br />
L'aska zmienia win~ w ufnose i odwag~. Jest w tym sh)wie cos<br />
triumfalnego: mimo obfito,wania grzechu, las,k a 0 wiele bardziej<br />
obfituje.<br />
C.. ) Czy wiemy jedna ~ co to znaczy bye ugodzonym Iask 'l? Bo<br />
to n i e znaczy w cale, ze nagle zaczynamy wierzye w istnienie<br />
Boga, albo w to, ze Jezus jest Zbawicielem, albo w to, ze Biblia<br />
zawiera prawd~. Wierzye, ie cos j est - jest nieomal sprzeczne<br />
z samym sensem laski. Laska nie znaczy tez po prostu, ze ro·bimy<br />
post~py w naszej moralnej samo-k ontroli, w zwalczaniu jakichs<br />
okreslonych w ad, czy tei w stosunkach z ludzmi i ze spoleczenstwem.<br />
P,ost~p moralny moze bye owocem laski. Ale nie jest<br />
sam'l lask'l i moze nawet przeszkodzie nam w jej p rzy j~ciu . Az<br />
nazbyt c z ~s to zdar za s i~ calkiem po 'zba ~ ion e Iaski przyjmowanie<br />
d'oktryn chr zescijanskich, walka - bez Iaski - z mechanizmami<br />
zla w naszej osobo'Wosci. Tak i stosunek - poza !askil - do Boga<br />
moze prowadzie n ieuchronnie do pychy albo do rozpaczy. Lepie j<br />
by!oby negowac Boga i B ibli ~, nii je przyjmowac, ale bez laski.<br />
Wtedy bowiem jest to pr zyj ~ci e w stanie sk locenia i prowadzi<br />
tylko do jego pogl ~ bie n i a. Nie mozemy przeksztafcic naszego zycia,<br />
poki n ie dopuscimy by przeksztaicilo je uder ze nie laski.<br />
To si ~ Zidarza. Albo s i~ nie zdarza. Z pew nosci q n i e zdarza si ~<br />
gdy probujemy sci'lg'n'lc to sil'l , ani tez nie zdarza si~ poki <br />
. . w swym samozadowoleniu - myslimy, ze nie potrzebujemy tego<br />
\Vcale. Laska uderza w nas; gdy jestesmy w wielkim smutku<br />
albo rozterce. Uderza, kiedy idziemy, m rOCZll'l, nisk'l dolinq zycia<br />
pustego i bez sensu, Uderza gdy czujemy, ze nasze odci~cie jest<br />
gl~bsze niz kiedykolwiek, bo zadalismy wlasnie gwaH innemu<br />
zyciu, ktore kochalismy, albo moze takiemu,. z ktorym bylismy<br />
skloceni. Uderza wtedy, gdy odra za do wlasnego istnienia, zoboj~tnienie<br />
, sla'b.osc, wrogosc, brak jakiegokolwiek kierunku czy Iadu<br />
wewn~tTZJ1 ego, staly si~ nam juz n ie do zniesienia. Ude,rza gdy<br />
widzimy, rok po roku, ze Ulpragniona doskonalose zycia nie pojaw<br />
ia si~ , ze te same stare znie'Wolenia r z'ldz'l nami przez dziesi'ltki<br />
lat i gdy wszelk'l radose, wszeJk'l orlwag~ dlawic zaczyna<br />
rozpacz.<br />
Czasem, w takiej chwili, wlewa si~ w nasz'l ciemnosc fala·<br />
swiatla i jest tak jakby jakiS glos mowil: jestes przyj~ty. Jestes<br />
, przyj ~ty .przez oos co jest wi ~ksze niz ty i czego imienia nie<br />
znasz. Nie .pyta-j 0 to imi~ teraz. Moze znajdziesz je kiedys potem.<br />
Nie probuj nle czynic teraz. Moze potem zTobisz duzo. Nie szukaj<br />
niczego, nie rob nic, nic nie zamierzaj. Przyjmij tylko, zwyczajnie,<br />
to ze jestes przyj~ty.
1010 ANNA MORAWSKA<br />
Kiedy z!darza siE: w was to - t,o jest laska. I po takim doswiadczeniu<br />
mozemy weale nie bye lepszymi niz przedtem, rnie wierzye<br />
bardziej niz przedtem. Ale przemienione jest wszystko. Bo w tym<br />
momeneie 1aska przezwyeiE:za grzeeh, przerzuea most pojednania<br />
poprzez przepase naszego o ddzielenia. I jest to doswiadezenie,<br />
w ktorym nie ' jest wymaga'ne nie, zadne przes1anki religijne, moraIne<br />
ezy intelektualne, ni-e proez - akceptaeji.<br />
W jej swietle zaezynamy dostrzegae moe 1aski w n aszyeh stosunkaeh<br />
do innyeh i do .samyeh siebie. Doswiadezamy laski patrzenia<br />
szezerze w oezy dr ugim, laski eudownej, ktorq jest pojednanie<br />
iyeia z zyeiem. Dosvvi adezamy laski rozumienia slow drugiego<br />
ezlowieka, nie tylko ich doslownych znaezen, ale tego, co<br />
jest za nimi, nawet jesli Sq osehle ezy n ieprzyjazne. Bo nawei<br />
w takieh slowaeh jest tE:sk nota do przebieia siE: poprzez mur oddzielenia.<br />
Doswiadezamy laski uzdolnienfa do przy jE:cia zycia<br />
dr ugiego ezlowieka, 'nawet kiedy jest nam wrogie, kiedy sprawia<br />
nam bol, gdyz poprzez laskE: w iemy, ze pl'zynalezy do tego samego<br />
Gruntu, do ktorego my tez nalezymy i przez ktory zostalismy<br />
przyj ~ ei. Dosvviadezamy laski przezwyeiE:zajqcej separaejE: piei,<br />
pokolen, narodow, ras i nawet tej obeosei, ktora stoi miE:dzy ezlow'iekiem<br />
a przyro-dq. Ozasem laska pojawia siE: wlasnie w samyeh<br />
tyeh podzialaeh, aby nas pojednae z tym do czego naleiymy. !3o<br />
zycie przynalezy do iyeia.<br />
W swietle laski zaezynamy widziee jej dzialanie takie w naszym<br />
stosU'nku do nas samyeh. Doswiadczamy chwi1 zgody na<br />
siebie, zgody z sobq, przyj~eia siebie dlatego, ze :wstalismyprzyjE:ei<br />
przez to '00 jest wiE:ksze od nas. Oby wiE:eej takieh ehwil<br />
bylo nam dane. Bo ,o-ne wlasnie ueZqnas koehae zyeie, one nas<br />
godzq z soobq, nie w przekonaniu 0 naszej dohroei, nie w samozadowoleniu,<br />
tylko"w doswiadezeniu pewnosei, ze nasze istnienie<br />
rna sens ostateezny i wieezny. Nie moiemy zmusie siebie do takiej<br />
zgody. Nie mozemy zmusie nikogo, by, si~ na siebie zgodzH. Leez<br />
czasami zdarza s i~, ze jest nam dana moc powiedzenia "tak"<br />
sobie, ze z st~puje na nas po,k oj i ezyni nas jednq ealosciq, ze zmika<br />
nienawise i pogarda sameglo siebie i jazn nasza jest wreszeie zjednoczona<br />
w sobie. Wtedy mowimy, ie doznalismy laski.<br />
»Grzeeh« i »laska« t'o obee sl'owa. Ale 'Die obce rzeczy. Spotkamy<br />
je ilekroe zdeeydujemy siE: spojrzee w siebie przenilk'liwymi<br />
'oezyma i stE:sknio'nym sereem. One wlasnie okreslajq nasze zyeie.<br />
Obfitujq w nas i we wszystkim co istnieje. Oby laska wiE:eej<br />
obfitowala" 21.<br />
Anna Morawska<br />
21 The Shaki.ng of the Foundati ons, 1948.
KARL RAHNER<br />
o M.OZLIWOSCI WIARY DZIS<br />
CHCIALBYM sprobowac pewiedziec c·o'S 0 tej mozliwosci. 0 mozliwesci<br />
wiary w niezgl~bionq, niewypowiedzialnq tajemnic~, kt6rq<br />
nazywamy Bog. 1 Wiary, ze ta tajemnica stala si~ n a sz q, stala<br />
si~ bIiska 'llam nieskmlezenie, w samooddaniu absolutnym, w Jezusie<br />
Chrystusie i J ego lasce, tak ze jest nasza i bliska, nawet gdy<br />
nic si~ 0 tym nie wie, nawet gdy zdaje si~, ze spadamy w otchlan<br />
proimi i n'icosci. I wiary w to rowmiez, ze prawowitq wspolnotq,<br />
ktora calemu swiatu i dla jego zbawienia wyznaje szczodrobliWq<br />
bliskosc Boga w Chrystusie, jest katolicki, apostolski kosciol rzymski.<br />
o mozIiwo,sci takiej wiary dzjs i teraz byloby wiele do powie':<br />
dze.nia. Ja powiedziec mog~ bardzo malo. Musz~ wi~c czynie to<br />
w ciqglym l~ku, ze to wciqz nie to moze, co
1012 KARL RAHNER<br />
To co chcialbym powiedziec 'na ten temat ma byc rowniez odczytem<br />
akademicikim i ten fakt wprawia mnie w pewne zaklopotanie.<br />
Nie c hc~ wyglaszac uczonego wykladu. Chc~ spr6bowac powiedziec<br />
rzeczy najpr,ostsze i jak 'Sqrdz~ najwainiejsoze. A el'udycja<br />
nigdy chyba nie okazu je s i~ czyms az tak d r ugorz ~ dnym jak w chwilach,<br />
gdy t rzeba wyjqkac cos najprootszegoo Bogu. Dlatego mam<br />
nadz iej ~ ze b~d zie mi wybaczone, jesli te slowa nie b ~d q bardzo<br />
pr zypominaly aka:demicklego wykladu.<br />
Od czegoz zaczqc, gdy s i~ chce powiedziec i UdoWlod'nic, ze trzeba<br />
zc10byc si~ na ()dwag~ wiary? Musi si~ wybierac, bo n iepodobna<br />
p{)\viedziec wszystkiego, i musi si~ przeto okreslic punkt wyjscia<br />
. w spos6b dosyc dowolny.<br />
Zaczn~ ,od tego, ze sam osobiscie jestem czlowiekiem wierzqcym<br />
. "od zawsze" i nigdy n ie spotkalem powodu, ktory zmusilby mnie<br />
alba sklonil do niewierzenia. Jestem katolikiem z uf{)dzenia, bo<br />
przyszedlem na swiat i zostalem ochrzczony w wierzqcym srodowisku.<br />
Mam w Bogu nadziej~, ze ta przekaza'na m i przez trady cj ~<br />
wiara przeszla w moj wlasny wybor, w wia r ~ prawdziwq, ze jestem<br />
dzisiaj katolickim chrzescijaninem w samym dnie mega jestestwa.<br />
J est to jednak ost'atecznie -wiadome tylko Bogu, jest ta jemnicq<br />
n ierefleksyjnej jUz gl~b i mega wn~ tr z a , k torej nie m o ,g ~ wyrazic<br />
n aw et sam emu sobie.<br />
Zakladam, ze trzeba by miec 'PolWody, a by si~ zmienic i'dqc przeciw<br />
prawu, zgodnie z ktorym wst~p ow alo s i~ w zycie. K tos k to<br />
zmien'ilby si ~ bez ta'kich powodow, kto nie zamierzalby, poczqtkowo,<br />
poz'ostac wiernym swej danej sytuacji istnienia, temu co<br />
w jego osobie duchovvej juz dolkonane, bylby czlowiekiem lecqcym<br />
w p r ozni~, .z.dolnym stawac si~ ty,lko corazwi~k s zq wewn~trznq<br />
ruinq. Jesli czlowiek nie rna zrzec s 'i~ w koncu samego siebie, to co<br />
jest mu dane musi byc w Izasadzie szanowane jako cos, co naleiy<br />
przyj'lc i strzec, poki nie rna si~ dowodow przeciw temu. 2yc<br />
i rosn'lc mozna tylko od k orzenia, ktory juz zyje i pqczkuje, tylko<br />
od ja kiegos poczqtku, ogniskujqcego elementarne zaufarnie do istnienia.<br />
To, ze ,otrzymany 'przekaz OIbdarrQl\val k'ogos tym co Najwyzsze<br />
i Sw i~te, ze mll ,otworzyl horyzont nieskonczonosci, i e go ugodzB<br />
w ezwani em 'a bsolutnym i w iekuistym, nie stanowi jeszc ze sarno<br />
przez si~ intelektualnego i daj'lcego si~ 'lIdow'odnic u za'sadnienia<br />
tego przekazu , jalJw praw'dziwego bez zast rzezen w oczach krytycznego<br />
sumienia i pytajqcego r,ozumu. A jednak , poprzez wszystkie<br />
zakwestionowa'nia wiary , ktore - jak sqd z~ - z;nalem, jedna rzecz<br />
pozostawala zaw sze jasna, 'trzymala maie, poki ja jej si~ trzymarem.<br />
Bylo n i,! przeswiadczenie, ze 'nie woln o, by to co o·dziedziczone<br />
i przekazane s trawila pustka codiiennosci, gluchota duchowa, t~py,<br />
nic nie rozswietlaj'!cy sceptycyzm,. ze moze to ustqpic cO'najwyzej
o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />
1013<br />
wezwa1niu pot~zniejszemu: w wi~ksz'l wolTIose, w swiatlo bardziej<br />
nieubiagane. Wiara odziedziczona byla oezywiseie za'Wsze ,viar'l<br />
kwes t~ onowan'l i podatn'l na 'Zakwes'tiono'Wanie. Leez - w moim<br />
doswiadeze1niu osobistym - byia zaws'ze ja'k Ten kto pytal "ezy<br />
i ty eheesz odejse", i k toremu mozna bylo powiedziee tylko: "Panie,<br />
do kogoz pojd~ ?" Doswiadezalem jej jako w iary dobrej, pot~znej<br />
wiary, Old k torej odejse w oln o byloby tylko gdyby udowodnione<br />
zostalo jej przeehvienstwo.<br />
A wi ~e "az do udowodnienia p rzeeiwienstwa". Ale dowodu takiego<br />
nie przedstawil mi nigdy nikt, ani tez nie dalo mi go doswiadezenie<br />
zyeia. Przy2lI1 aj ~ zreszt'l : m'Usialby on si~g a e bardzo g i~ boko,<br />
obejmowae bardzo wiele. Istnieje naturalnie mnostwo tru'dnosei<br />
i u dr~k duehowyeh i zyeiowyeh. Leez jest takze jasne, ze trudnose,<br />
k tora moglaby powaznie wejse w gr~ jako argument przeeiw mojej<br />
wierze, musialaby bye rownie radykalna i 0 tej samej ran dze<br />
godnosei, jak to wszystko, co mialaby zaehwiae ezy zmienie.<br />
To prawda, ze w dzi dzinaeh nauk szezegolowyeh, jak na pr zyklad<br />
religioznawstwo, kr y tyka Biblii ezy historia wezesnego chrzescijanstwa,<br />
powstaj'l trudn()sei intelektualne, dla ktory eh n ie :z:najduj~<br />
bezposrednieh i pod kazdym wz gi ~dem przystaj'leyeh rozwi'lzan.<br />
Leez Sq to trudnosei zb~t wlasnie szezeg610we, i w po:<br />
r ownaniu z powagq ist,n,ienia 0 zbyt malym e i~za rz e ga tul111wwym,<br />
by przesqdzae na ieh podstawie pytania ostateezne, by im po,zwolie<br />
okreslac eal'l niewyslo,wion'l gl~bi~ zyeia. Moja wiara nie zalezy<br />
od tego, ezy zostala juz ezy nie '.z.ostala Z'naleziona najlepsza koseielna<br />
i egzegetyeZ'na intel~pr etaeja pierwszeg.o r,o:z:dzialu Ksi~gi<br />
Genesis, ani od tego, ezy ta lub inna deeyzja Komisji Bibhjnej<br />
lub Swi~tego Ofiejum jest ezy TIie jest osta tnim slowem mqdrosei.<br />
Argumenty tego mdzaju nie wehO'dz'l wi~e po prostu w gr~ , S'l<br />
z g6ry przekreslo '<br />
l1e.<br />
S'l jednak o C'zywiscie tez inne rodzaje zakwestionowa'nia wiary<br />
i id'l one bardziej w glqb. Gdy jednakZe stawia im si~ ezolo uezeiw'ie<br />
i z pokor'l, to wlasnie one wydobywaj'l w nas prawdziwe<br />
ehrzeseijanstwo. Godzq nas w samo seree, w sam naj g l~bszy w~zel<br />
istnienia, stawiajq go w stan zagrozenia, w sta'n ,0sta teC'znego juz<br />
zakwestionowania ezlo,w'ieezenstwa w ogoIe. Ale wlasnie w ten<br />
sposob mogq bye bolem, w ktorym si~ rodzi autentyezne istnienie<br />
ehrzescijanskie.<br />
Zakwestiono,wa'l1ie samego juz -istnienia sprawia, ze ezlowiek pozostaje<br />
sam, jakby w pr6~ni, jakby zagal'l1i ~ ty w bezkresne spadanie<br />
w eiemnosc, pozo.staje w ydany tylko swej ,voinosei, a przeeiez<br />
i jej nawet niepewny, jakby, w morzu 'nieprzejrzanego mrclku noey,<br />
eh\vytajqe si~ juz tylko', jak z'dzbel trawy, wei'lz nowyeh rzeezy<br />
przemijalnyeh, kruehy, bezradny, nawskros strawiony b6Iem przy
1014 KARL RAHNER<br />
padkowosci, wciqz Illa n'Owo d0'znajqcy swych uzaIez,nieil od czystej<br />
bioIog'ii, od naciskow SpoleclIDych, o d pochodzenia (i t C\o w tym<br />
nawet, w czym siE: temu pochodzeniu sprzeciw'ia.. .). Czlowiek cz;u je<br />
wtedy jak w nim m[eszka, jak siE: IE:gnie w samym wnE:trz u zycia<br />
- smiere, gra'nica ostateczma juz, ktorej przekr·oczye sam z siebie<br />
'Die moze. Widzi jak gasnq i tracq ml,odzienczy blask idealy<br />
istnienia, jak na·dchod2!i zmuzen1ie inteligentnq gadal1'inq jarmarku<br />
zycia i nauki, tak - rowniez nauJki. Praw:dziwym argumentem<br />
przeciw chrzescijanstwu staje siE: doswia'dczenie zycia: to ze jest<br />
ono doswia1dczeniem ciemlnosci. Sam stwierdzalem zawsze, ze za fachowymi<br />
argumenta'mi nauk0'wcow prze'Ciw chrzescijailstwu staly<br />
niezmiennie jakosila nalp ~d owa i aprj,oryc71lle rozstrzygniE:cia <br />
wlasnie doswiadczenia istn:ien'ia, ktore .niosq ciemnosc, znuzenie<br />
i zwqtpienie 'duchai serca. 'Do ()\ne 'dqZq zaw5ze do Zlobiektywizowania<br />
siE:; do znalezieni a wyra zu w re£1eksji uczo,nych, w refleksji<br />
nauki, choe refleksje te mogq bye tez same w sobie bardzo wazne<br />
i mUSZq bye - same w sobie - Tozpatrywane z calq ·powagq. Lecz<br />
przeciez t o doswiadiozemie wlasnie jest zara'zem argumentem za<br />
chrzescijailstwem. Coz b owiem chrzesc
o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />
1015<br />
kims sensie nawet zuzye wszystkie sHy ducha i serca, naszej wolnosci,<br />
calej naszej egzystencji.<br />
JakZe jednak zye inac.zej? I czyz zresztq w swiecie i w czlowieku,<br />
ha zewnqtrz i na wewnqtrz, nie rna dose swiatla, ml}.osci, przyjaini,<br />
na1dziei, wspalnialosci, aby moma bylo powiedziee, ze to<br />
wszystko musi sit! tlumaczye absolulmq milosc1q i wspan'ialos~iq,<br />
absolutnym Bystojensbwa, nie stwlierdzajq'c 'zarazem, nieswiadomie, czy si~ chce<br />
czy nie, ie istnieje Dostojenstwo i Wielkose? A Jakie mogly by<br />
istniee w otchlani pust'ki i absurdu? Ten, kto z m~skq odwagq podejmuje<br />
iycie, choeby byl krotkowzrocznym pozytywistq, poprzestajqcym<br />
na pozor cierpl'iwie na ubostW'ie bliskich planow, jui<br />
przyjql Boga takim, jak jest On Sam w sobie, takim jak chce On<br />
bye dla nalS w swej wolnosci i mlilosci, a wi~c przyjql Boga wiecznego<br />
iycia, czyli samoudzielenia si~ bo,s'kosci, przez ktore w najg~~bszym<br />
Wln~trzu czlo,Wieka jest jui sam Bog a fQll'ma ludzka jest<br />
formq samego Boga, ktory stal si~ czlowiekiem.<br />
Kaidy, kto przyjmuje 'naprawd~ samego siebie, przyjmuje wi~c<br />
tym samym tajemnic~ , jako nlieskoncwnq pustk~ , ktorq jest czIowiek.<br />
Przyjmuje bowiem sierbtie wraz 'Z wielkq 'niewiadomq swych<br />
nieobliczaltnych przeznaczen, a wi~c na slepo i w milczeniu przyjmuje<br />
tei Tego, co postanowil napel:nie OWq 'nieskonczonq pustk~ <br />
tajemni'c~, zwa'nq czIowiek, nieskonc:zJon{)sciq pe-lini: tajemnicq, ktora<br />
nazywa si~ Bog. Chrzescijanstwo nie jest niczym i'nnym jak wyrainym<br />
wypowiedze:n'iem tego, co jest niewyrazmlie doswiadczane<br />
przez czlow'ieka w jego kon1kretnej egzystencji. Egzystencja ta<br />
bowiem, w porzqd'ku konkretnym, jest zawsze i real-nie czyins wi~cej<br />
nii tyllw duchowq naturq, jest miall'owicie duchem, f{)zswietlanym<br />
od wewnqtrz blaskiem niezasluzonej la'skI Boga. Kie:dy v,ri~c<br />
czlowiek naprawd~ i catkowicie przyjmuje siebie, przyjmuje tez,<br />
choeby w sposab nieuswiadomionyi niewypawiedzia'IlY, OW{) swiatl{):<br />
Wierzy. Jakiz pow6d mialbym tedy, by nie bye chrzescijaninem,<br />
sko~'o chrzescijanstwo jest po prostu wzi~ciem w posiadanie,<br />
w optymizmie absolulnym, tajemnicy czlawieka?<br />
Znarm iylk{) jeden powod, ktory mlnie 'przygntiata. Sq nim zwqt
1016 KARL RAHNER<br />
pienia, zJnuzenia, grzechy, ktorych 'doswiadczam w sobie, wykruszanie<br />
si~ istnienia w szarym sceptycyzmie codzien:nosci, nieprowa'dzqcym<br />
nawet do protestu przeciw iyciu, tanie odczepianie si~<br />
od milczqco ni e us{ ~pliw e go pyta'ni'a, kl6rym jestesmy, nie wytrzym<br />
u jqc go ani t·ez rue podejmu jqc , lecz uchodzqc przed '!lim kr~to<br />
""'1 ) ic hot~ powszedniosci. Nie ch c ~ przez to zresztq 'negow.ac fak tu,<br />
i e milczqca, uczciwa cierpliwose w tej powszedni1osci maze tez bye<br />
fo rmq a no1nimovvego chr zescijanstwa, w k torej n iejeden czloo wiek<br />
(gdy nie czyni z niej sceptycznie lub przez upor jakiegoo systemu<br />
absolut nego) uchwycie moze to chrzescijaiistwo autentyczmiej n iz<br />
w jego fiormach bardziej u zewn~trzn i ony c h, a tak c z ~ sto pustych<br />
i stanowiqcych raczej srodek uciecz'ki przed ta jemnicq nii wyraz<br />
postawy w obec niej. Nie neguj~ teg
o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />
1017<br />
osiq g nl~cia pmwdy miz pozostajqc -chrzescija'ni'l1em? Nie mialbym<br />
takiej szansy. Sceptycyzm i agnostycyzm bowiem Sq takze poglqdami<br />
wsrod wielu innych, a rnawet Sq wlasciwie 'l1ajtchorzliwszymi<br />
i najubozszymi z nich. Nie da si~ wi~c w ten sposob ujse w ielosci<br />
pogIqd ow w swiecie. Wstr zymanie sip, od wyboru jest takZe wyborem,<br />
i to najgorszym.<br />
Po drugie, nie mam najmniejszego powodu , by uwazae chrz,escijanstwo<br />
za jakis jeden swiatopogIqd obok innych swia topoglqdow.<br />
Zrozumiejmy chrzescijanst wo dokla dnie. P orow nujmy. Wslucha<br />
jmy si~ uwaznie w t o, co n apravld~ m owi i usIyszmy jego<br />
przekaz wyraznie lecz wielkodusznym sercem ! Wtedy juz n ie b~dzie<br />
s i ~ moglo zdarzye, bySmy dostrzegali gdziekolwiek cos, co<br />
byIotby dobre i -prawdziwe, wyzwala jqce i rozjasnia jqce istnienie,<br />
otwarte 'na bezkresy boskie j ta jemnicy i co istnialoby w jakichs<br />
innych swiatorpoglqda'ch , a byloby n ieobecne w chrzescijanstwie.<br />
Spotkamy w prawdzie moze poza n im cos co poruszy nas, pobudzi,<br />
r ozszer zy duchnwe horyzcmty, w zbogaci i oswieci. AlE; b ~d z i e t o albo<br />
cos przemijalnego, co 'l1ie daje odpowiedzi ani rozwiqzan pytaniu<br />
ostatecznemu, w obliczu smierci, i co zresztq moze znaleze swe<br />
miejsce w rozleglych chrzescijanskich horyzon tach (choeby 'I1ie<br />
klylo d otqd faktycZlnie k ulty,wowane przez chr zescijan), a lbo tez<br />
cos co rozpoznamy jako aspekt a utentycznego chrzesci j a n ~ twa jesli<br />
ty1ko patrzee zechcemy uwai;niej, smlielej, w nikliwiej. Zauwazymy<br />
pr zy tym m oze, ze· jakas pelna, sk'onczona synteza spotylka'nych<br />
wiadomosci i doswiadczen, prawd sztuki, fi1 0zofii, poezji , z naszym<br />
p o j ~e iowo uswiadomionym ehrzescijanstwem - 'nigdy nam sii; nie<br />
uaaje. Leez mie znajdz'iemy tez -nigciy ,ostateczneji niemozliwej<br />
do p r z ezwyci~z e.n ia sprzecZ'l1osci mi~'dzy tym wszystkim a chrzeseijanstwem<br />
tCl uteTiitylcznym. I to wystarczy. Gdyz w tym sensie<br />
wlasnie mamy bye ehrzescijanami i "poganami" jednoczesnie:<br />
byloby postawq bar'dzo .nie-katolickq uznawae tylko jedno zrodlo<br />
wiedzy i doswiadezenia, podezas ~dy chrzeseijanstwo katoHekie uezy<br />
si~ przeciez w lasnie prawdzirwego pluralizmru, ktory nigdy n ie moze<br />
bye do konea pr z ezwyci~zony przez czlowieka i winien bye oddany<br />
w n~ee Boga. Sy;nteza wielosei w ist'nieniu Judzkim pozostaje<br />
nigdy .niedokonewnym zaldaniem tego istnienia. Mamy wi ~ e prawo<br />
i obowiqzek bye posluszmymi chrzeScijanstwu jako uniwersalnemu<br />
przekazowi prawdy, ktorego nic zaeiesnie nie moze, i k tory<br />
m owi "nie" jedJ1nie negacjom zaw artym w innyeh swia topoglqdach,<br />
ale nigdy leh pmwdziwym "talk".<br />
Slueha jmy chrzescijanstw a jako poslan1n'ictwa uniwersalnego,<br />
k tore wszystko rnne "wznosi wzwyz" by zachowae, jako poslalnnictvva,<br />
ktore mae zabrania niczego ,proez zamk,ni~cia si~ czlowieka<br />
we wlasnej skonczonosei, n'ic zego procz nie·wiary, ze czlowiek jest<br />
..
1018 KARL RAHNER<br />
oJ:)darZlony nieskonc2!onosciq absolutnego Boga, ze f ion i tum c a<br />
pax infi 'niti est.<br />
Wiem naturalnie, ze ta w'iese nieskoncz'o'nosci, prawdy i wolnosci,<br />
ktorq jest chrzescijanstwo, wykladana jes't przez jego rabinow<br />
i uczony
o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />
,<br />
1019<br />
-Syna Boga. (Jesli oczywiscie mozna nazwae "latwq" rzecz najbardziej<br />
nieslychanq. Milose jest ll1ajtrudniejsza. A jednak, kiedy<br />
jui j est - wydaje si~ l'atwa). Czemu latwo mi w Niego wierzye?<br />
Po pierwsze doktryna 0 unii hipostatycznej, rozurniana w sposob<br />
naprawd~ 'katolicki, Ito znaczy chalce'd.QIlski, nie ma w sobie absolutnie<br />
nic z mitologii. Nie jest w S'zak rnitologiq twierdzenie, ie<br />
w absolutnej t-ranscendencji ducha dana mi jest nieskOJlczonose<br />
Boga, i ze taka Jeg'o obecnose jest prawdziwsza, realniejsza niz<br />
wszelka rzeczywistosc skonczono-rzecz.owa. Cos jest prawdziwe<br />
bowiem w tej mierze, w jakiej jest prawdziwe w sobie i w absolutnej<br />
nieskonczonosci bytu. Lecz wOlbec teg·o nie jest tez rnitologiq,<br />
gdy powiern: w pewnym okreslonym czlowieku, 'ktory byl<br />
czlowiek·iern w pelnym znaczeniu tego slowa, z ludz'kq swiadomosci<br />
'l , wolnosciq, histmycznosciq, z ludzkim uwielbieniem Boga,<br />
posluszenstwem i m~kq smierci, samotranscendencja, ktora w nas<br />
jest zasadniczo zawsze dopiero w poczqtkach, w trakcie stawania<br />
si~, o s iqgn~la 'punkt :najwyzszy i nieprzescigniony, tak ze samoudzielenie<br />
si~ Boga duchowo'sci stworzenia nastqpilo w sposob jedyny<br />
i nieprzescigniony. I nie jest tez mitologiq zdanie: jest cz!owiek,<br />
ktorego, istnienie pozwala rni Z'dobye si~ ~na odwag~ wiary,<br />
ze Bog przyobiecal mi siebie nieotdwolalnie i ostatecznie. Na tyro<br />
czlow ieku bowiern potwierdzila si~ ta obietnica Boga dla wszelkiego<br />
duchowego stwDrzenia i jej przyj~cie przez stworze'nie. Potwierdzila<br />
si~ tak wyra2m1ie, czytelnie 'i nieodwolaanie, ze stala<br />
mi si~ 'na zawsze wiarygod'na. Gdy si~ jednatk t e w I a s n i e<br />
z da n i a rozumienaprawd~, w calej ich anto1,ogic2mej powardze,<br />
to wypowiadajqc je wyznaje s iE: un!i~ hi'postatycznq, i 'to pojE:tq<br />
jako urzeczywistnienie (jedyne, niepowtarzalne i bE:'dqce cZyl'llern<br />
Boga) tego co oznacza w ogole czlowieczenstwo. Nie znika przez<br />
to tajemnica i woli-lOse Boga w dziele unioi hipostatycznej, lecz<br />
znika wszelki posmak mitologii i wrazenie, ze mamy do czynienia<br />
z ja'kqs analogiq podan greckich czy innych, z jak,ims antropornorfizmern,<br />
wedlug kotorego nieskonc~ony, niepoj~ty Bog mialby<br />
posluzye siE: "Iiberiq ludzkq" po to, by niejako "za drugim zamachern"<br />
osiqgnqe jeszcze to , co 'si~ Mu - regentowi swiata - nie<br />
udalo przy dziele stworzenia.<br />
Po drugie, parniE:tac trzeba zawsze, ze w oczach prawdziwie<br />
chrzescijanskiej ,nauki '0 stosunku swiata do Boga, 'niezaleznosc<br />
stworzenia rosnie w stosunku wprost a nie odwrotnie proporcjo<br />
,nalnym do jego zaleinosci od Bo-ga i przynaleznosci do Niego. Takze<br />
wi~c Jezus, wlasnie dlatego, ze Jego ludzka rzeczywistosc przyj~ta<br />
byla '\" sposob calkowity i przynalezna do rodwiecZ'nego Logos-a, jest<br />
najprawdziwszym i najsamodzielniejszym z ludzi, jest Tym, ktory<br />
zstqpil najglE:biej w otchlanie czlowieczenstwa, najprawdziwiej
1020 KARL RAHNER<br />
umieral i pozos tal czlowiekiem w najbardziej zasatlniczym sens'ie.<br />
Ot6i jesli, jak to jui byto powiedziane, prawdq jest, ie istnieje<br />
idea bog,oczIowieczeilstwa, dana jui z samq 'istotq czlowieka i jego<br />
samot.ransce:ndencjq (choe moie faktyeznie skrystalizowana w czas'ie<br />
dopiero po dos·wiadezeni·u Weielenia), jesli ezlo.wiek najlepiej<br />
rozum'ie sam siebie, gdy si~ widzi ja'ko IJTI 0 iIi w· q autoekspresj ~<br />
Boga, t,o nie jest weale trudno uzmae wlasnie w Jezusie urzeezywistnienie<br />
tej moiliwosei. Czyi jest bowiem gdziekolwiek ezlowiek<br />
'0 jcrsniej uchvvyt.nym obliczu, kt6ry by twiel':dzil, ie to<br />
urzeczywistniell'ie nast-qpilo w ,nim? Gdziei, opr6cz wlas'nie Jezusa<br />
biblijnego, jest czlowiek, kt6rego iyeie i smiere, a powiedzmy<br />
ta'kie - zmartwychwsta'nie, lOraz kt6rego ukO'chanie przez tak<br />
nieprzeliezone rzesze ludZlkie dawalyby du chowe uzasadnienie tak<br />
odwa:imego ros'zczenia? Jesli w swej iwia1domosei siebie jestem<br />
partnerem w bezwarunkowym w za jemnym stosunku samo-zaangaiowania<br />
Boga iduehowego st.worzenia, to czemui nie mialbym<br />
uznac (gdy Illic wlaseiwie 'llie przemawia p l'lZeciw temu a wszystko<br />
za tym), i'e to partrnerstwo obustrolnnego sam·ozaangaiowania jest<br />
w Jezusie jui od poczqtku radykalne? Tak zupelnie, ie strona ludzka<br />
naleiy w Jego wY'Padk u do Boga jui nie tylko jako do stw6rcy,<br />
stojqcego zdala, lecz tei jako do Tego, kt6ry przez ,niq Sam siebie<br />
w~powiada, i ie odpowiedz czlo·wieka Bogu sta je si~ w obee<br />
tego samym Slowem Boga 'i stanowi tym samym najbardziej<br />
samord z;ielnq odpowiedi czIowiek a jako stwor zenia?<br />
Gdziei poza Jezusem znalazlbym odwag
o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />
1021<br />
w cos przy.padkowego. Kbo jednak wierzy w powag~ prawdziwose<br />
egzystencjalnq idei dopiero gdy majq one cialo i krew,<br />
temu latwiej jest wierzye w ide~ bogoczrowieczenstwa wierzqc<br />
w Jezusa z Na'zaretu, znajdujqc w ciele to, co jest najsz.cz~sliwjszym<br />
poj~c'iowym zarysem najwyzszej z lurdzJkich mozliwosc'i.<br />
Mozliwosci, kto.ra je'dynie pozwala wiedziec czym wlasciwie i ostatecznie<br />
juz jest czlowiek.<br />
Jedno jeszcze powiedziec trzeba 0 idei bogoczlowieczenstwa<br />
i 0 aspekcie faktograficznym Jezusa jako prawdziwego bogoczlowieka.<br />
Z jednej st1"ony, b~dqc w swej osobie i jako osoba obietnicq<br />
Boga dla swiata i przyj~ciem swiata przez Boga w Niego samego,<br />
Jezus jest zdarzeniem niepowtarzalnym, ostatecznym, eschatologicznym.<br />
Nie moze (gdyz w przeciwnym 1'azie Jezus nie bylby<br />
juz Bogoczlowiekiem) zaistniec juz po Nim zaden prorok, zadne<br />
doswiadczenie religijne, ktore by Go przewyzszalo, nie moze si ~<br />
zdarzyc nic 110wego i lepszego co - zast~pujqC stare - mogloby<br />
wejsc w miejsce tego, co bylo dotY'chczas. Jakze byloby to mozliwe?<br />
Istniejq przecie dwa tylko nieprzewyzszo:ne slowa i rzeczywistosci,<br />
oraz ich zbieznosci: czlowiek jako nieskOl1czone pytanie<br />
ora'z nieskonc2JOna tajemnica jako odpo'wiedz 'Ilieskoncz;ona i absolutna,<br />
choc pozostajqca tajemnicq. Istnieje tylko czlowiek i Bog.<br />
I dlatego Bogoczlowiek jest ,nieprzescignilDny. Za'den n owy prorok<br />
nie moze dodac tu nic vvie:cej, moze tylko co najwyzej pozostawac<br />
ponizej odpowiedzi, k torq jest Bogoczlowiek, lub odpowiedz<br />
te, kopiowae. Lecz przez te, nieprzescig'n~onq fm'mul~ swiata, jego<br />
sensu i jego zadania, swiat doszedl tylko do swego wlasciwego<br />
sensu (tak:i:e w historycznym, stwierdzalnym zna.czeniu), ale nie do<br />
swego 'konca. Nie jest 'tak, by nie moglo juz bye zadnej historii<br />
w dz.iedzinie tego, co jest w nim godne, r02mmne i warte zrohienia.<br />
Przeciwnie, teraz dopiero historia (ktora ma przec,ie dziae<br />
si~~ w wolnosci i wie'dzy) przyj~la SWq wlasciwq zasad~, znalazla<br />
centrum Nadchoclzenia i roz;paznala swe nieskO!1czone przeznaczenie<br />
ja'ko dane jej jui wewn~trznie 'na wlasnose. I dlatego historia<br />
zacz~la sie: naprawde: d0piero po Wcieleniu. Ryzykowna, nieobliczalna<br />
(nawet w sensie swego klOnca nieoblic2'Jalna) przygoda, swiadoma<br />
juz jednak, ze jest spoWlita milosciq Boga. Historia, ktora<br />
juz przerosla wszystkie wlasne sq'dy, ktora wazy s-i~ dz'is na tak<br />
zwyci~skq, tak wSipanialq wizje: siebie, mimo ws'zystkich straszliwosci,<br />
ktore juz si~ w niej staly i jes2'Jcze si~ stanC!, a bye moze<br />
spie:trzq sie: nawet apokaliptycznie. I punktem wyjscia tej ruesionej<br />
przez Boga-czf.o,wieka i zwiqzanej z Nim jako z Posrednikiem<br />
Doskonalym hilstorii jest a'bs'olutna Bliskosc wszystkich ocalonych<br />
duchow . do Bog a , ta sama w swojej istocie jak ta, ktora tworzy<br />
przeb6stwienie Boga-czlowieka w Jego 'lu'dzkiej rzeczywistosci. Jest
1022 KARL RAHNER<br />
wi~c wyrazne t.o, ze c~lem i sensem bogocz1o'Wieczej jednQsci jest<br />
bezposre .dni u 'dzial w BQgu w'Szelkiego stworzen<br />
i a w 10 g ole, ze my wszyscy takze, w sposob ca1kiem prawdziwy,<br />
zamierzeni jestesmy juz z gory jako Ibracia Boga-czloowieka<br />
.i ze .jednora~owq Bliskose Boga i czlowieka w Bogu-czlowieku<br />
rozumiee nalezy ,przede wszystkim jako potwierdzenie tej Bliskosci<br />
i jej ca1kow"icie juz urzeczywistn;i{Ynq ,obietnic~, nie zas jako<br />
"nie" powiedziane wszystJkim i'nnym duchQm stworz,onym i ich<br />
dqzeniu do zblizenia si~ ku tajemlruky absolutnej. Moina wi~<br />
m6wie tez ·0 prawdZliwym bogocz1owieczenstwie ludzkosci jako calosci.<br />
Przejdzmy teraz >do inmego jeszcze zahafnowania i zagrozenia<br />
wiary. Pr6cz przepastnej goryczy istnienia i pr6cz wiellOsci swiatopoglqdow,<br />
wiar~ t~ hamuje i zagraza jej sama wsp61nota wierZqcych:<br />
Kosci61. Oczywiscie, nawet w oczarch n'ieuprzedzonego<br />
obserwatora hist'orii, jes't om Koscio':!em swi~tym, jest znakiem<br />
wyniesi,onym PQnad narody przez swe niepT'zezwyci~2ione owocowanie<br />
wszelkq swi ~t'o ,sciq i stanowi w sobie swiadectwo tego,<br />
ze jest dzie1em Boga.<br />
Lecz Kosci61 jest tez grzesznym koscio1em gl'zeszmik6w, gdyz<br />
my, jego czlonkowie jestesmy grzesznikami. I ta grzesznQse Kosdo1a<br />
rue o'zna,cza tY'lko sumy prYlwa1mych jakby niedostatk6w<br />
jegQ czlO'nk6w, 1qcznie z tymi co dzierzq w n'im najwyzs!ze, swi~te<br />
urz~dy. Grzeszmose, 'niedoS'tatki ludzi odbijajq si~ tez na ca1ym<br />
post~powa ;niu, kt6re w .porzqdk'll l'lldzkiego doswiadcze'nia musi<br />
bye tllazwane post~powa 'niem Ko,sdo1a. Grzeszne czlowieczenstwo,<br />
wi~c niedosk'o'nalose, S'k,onczono'sc, kr6tkowzrocznosc, nie nadqzanie<br />
za wezwaniami czasu i bralk zJfiozumienia dla jego potrzeb,<br />
zadan, tendencji na przysz1ose, wS'zystkie te w1asciwosci ludzkie<br />
Sq tez w1asciwosciami ludzi piastujqcych koscielme urz~dy i wszystkich<br />
cz1onk6w Koscio1a, i znajdujq wyraz, gdyz B6g to dopuszcza,<br />
w tym, czym ten K,osci61 jest i co robi. By10by to Q'bl~dnymwprost<br />
zaslepieniem, pychq kletykalnq, egO'izmem grupowym i kuHem<br />
jednostki niegodnym wsp61noty Jezusovvej, k't6ra ma bye wsp61<br />
noto! pokorneg.o serca, gdybysmy chcieli przeczyc temu, czy tuszowae<br />
to 'Iub bagateli2lowae, lub wreszcie sqdzie, ie jest to<br />
obciqienie Ko,s601a dawnych czas6w, kt6re dzis z'osta1o mu juz<br />
odj~te. Nie, Kosci61 jest i pOZlOs,taje ,kQscio1em ill~dzm ych grzesznik6w,<br />
jest Koscio1em, kt6ry nieraz nie ma 'nawet odwagi dostrzec,<br />
ze .przysz1ose jest bosika tak jak boska byh przeszlosc,<br />
ktorqprzezy1. Jest Kosdo1em, ,kt6ry cz~sto przeszlose t~ gl'Ofyfikuje,<br />
a na terazniejs2lose, pO'n~ewai to 'nie on jq zrobi1, patrzy<br />
krzywo i pot~pia jq az 'nazbyt 1atwo.
o M02LIWOSCI WIARY DZIS '1023<br />
Jest Kosciolem, ktory w kwestiach nauki nie tylko posuwa<br />
sip, naprzod 'pomalu, baczqc na czystose i ~ ntegralll1o ,se wiary, lecz<br />
c z ~sto czeka '0 wiele za dlugo, lub nawet, jak w dziewiE:tnastym<br />
i dwudziestym wieku, 0 wiele za pochopnie mowi "nie" tam,<br />
gdzie powinien dawno juz powiedziee "tak", z niuansamri, z zastrzezeniami<br />
m'oze, lecz przecie - "tak".<br />
Kosciol cz
1024 KARL RAHNER<br />
i 'llies'kazitelnose Qbyczajowosci, zamiast zqldae m~stwa ducha, k
o MOZLIWOSCI WIARY DZIS 1025<br />
Konkret Kosciola moze za'kwes,tionOlWac lIlaszq wiar~, moze jq<br />
.zmusie do dojrzalosci, lecz nie moze st-ac si~ powodem jej smierci.<br />
Chyba ze 'dopuscilismy, juz przedtem, w naszym serc'll do jej obumierania.<br />
Trudno jest wyrolwwac 0 wlasnych czasach. Wydaje mi si~<br />
jednak, ze dla umys161W mlodych :nie Sq to czasy latwe. Je'dno<br />
,jest bowiem szczeg61nie dzisiaj trudne, a zarazem konieczne:<br />
odr6znienie wlasciwego chrzescijaiJ.stwa, wlasciwej wiary w Jezusa<br />
Chrystusa od tegoo wszystkiego" co stanowie moze dziedzin~<br />
duzych r6i:nic poglqd6w i ci~z'kich nieraz, zacieklych, tragieZ'Ilych<br />
nawet walk. Od spraw nauki, kultury, nOlWych form z,iemskiego<br />
bytowania, spraw poslannictwa Eur01py, czy miejsca Niemiec w nad<br />
.chodzqcej, jednej juz historii swia tao Nie chc~ przez to oczywiscie<br />
powiedziee, ze nie rna mi~dzy tymi rzeczywistosciami nic<br />
wsp61nego. Przeciwnie, Sq one pov;iqzane, choeby dlatego, ze kazdy<br />
z nas b~dzie odpowiadal: przed sqdem wiecznosci za to, ja1k wypelnil<br />
swe bardzo ziemskie zadania i powolanie, a przede wszystklm<br />
juz czlowiek swiecki wtedy tylko jest dobrym chrzescijaninem,<br />
gdy kocha swiat, ludzi i histori~, a w jej glosie slyszy glos<br />
Boga, stworzyciela nieba i ziemi. Chociaz ject>nak ~ auka chrzescijaiJ.stwa<br />
obejmuje tez porzqdek ziemski i nar>odo1wy, spoleczny<br />
i historyczny, to p'ra'wdq jest i to r6wniez, ie z sam e g {)o jego<br />
przekazu nie moina, i t,o z zasady, wydedulkowae w spo's6b jednoznac:bny<br />
kOinkretnych form, jakie przyjqe .rua przyszlo·se w ziemskich<br />
dziedzilnach. A z tego z 'kolei wynika, ze chrzescijanie mogq<br />
r6znie si~, bardzo nawet gl~boko r6inie si~ mi~dzy sobq co do<br />
spraw ziemskich, ja,kna pr·zy'klad fO'l'my sto'SulJlk6w politycznych,<br />
spolecznych c.zy panstwowych, ja·k da wkowanie wolinosci i porzqdkujqcych<br />
ograniczeiJ., jak kOlnkretne fo·rmy tolera'ncji czy kierunki<br />
rozwoju historycznego ja'kiegos kraju, jak analiza wsp6lczesnej<br />
sytuacj'i i wnioski z tej ana1izy. ChrzeScijanie mO'gq bye<br />
tu bardz·o niezgodni wpO'glqdach i jedyne co im wte'dy pozostaje<br />
to chyba walczye ze s()lbq upralWniOIlq bmniq, kt6rq sam B6g<br />
dal duchowi ludzkiemu. To najzwyczajniej nieprawda,ie my,<br />
chrzescijanie i katoIicy, musimy bye zgddni zaWsze i we wszyst<br />
,kim, ze nie mozemy inaczej, ie Kosci6i oficjalny rna narzucae<br />
nam wkaidej rzeczy ,obowiqzujqce mormy. Kosci61, w os·olbach<br />
swych konkret1nych przedstawicieli, bywa istotnie ikr6tkowzroczny,<br />
i moie dopuszczae si~ przekracza.nia granic pod tym wzgl~dem<br />
w spos6b 'nieusprawiedliwi,ony przez prawdziwe normy chrzescijanskie<br />
i oskaria1ny potem przez sqd historii. Poniewai fakty<br />
takie Sq mo·iliwe zawsze i wsz
1026 KARL RAHNER<br />
.sqdz~ , oszcz~dzone takze mlodziezy dzisiejszej. Wlasnie dlatego<br />
jedna'k jej zadaniem jest podj~cie i zmoszenie tego rodzaju konfHktow<br />
cierpliwie i lojalnie, z jasnq trzezwosciq sqdow, z milosciq<br />
do Kcsciola i do ludzi Kosci'ola, takze wtedy, gdy w wielu<br />
rzeczach nie jest z nimi zgodma.<br />
Tnne za,dania ludzi mlc,dych tez nie Sq latwe. Muszq czynie<br />
wysilki, by nie tracie 'z oczu krolestwa Boga w swej tak zarliwej<br />
,dzis trosce 0 ziemskie cele. Muszq wiedziec, ze nie drogq zaparcia<br />
si~ przeszlcsci zdo,bywa si~ prawdzi\vq przyszlose, ze Zachod, takze<br />
dzis jeszcze, rna w swiecie do spelnienia misj~ 'Ziemskq i chrzescijanskq,<br />
k,tora polega na przeniesieniu tego co prawdziwe, choc<br />
,stare, IDa dr o g~ ku lepszej, wspalIlialszej, bardziej w olnej przyszlosci.<br />
Muszq zrozumiec, ze ten tylko jest pr awdziwie wierny<br />
przeszlosci, kto si~ stara zdobye dlaniej przyszlose, ze ten tylko<br />
jest w szlachetnym 7,naczeniu 'konsenvatystq, k to wychodzi zdecydowanie<br />
inaprzeciw czasom nowym. Mlo'dzi ludzie mUSZq umiee<br />
O'pr zee si~ goryczy i zniech
o M02LIWOSCI WIARY DZIS<br />
1027<br />
Mojq wiese 0 mo,iliwosci wiary dzis i jutro zrozumie jednak<br />
w koncu ten jedynie, kto nie tylko jej slucha, ale tei jq praktykuje,<br />
czyli spuszcza si~ na 'niq w konkretnej egzystencji. Zrozumie<br />
jq ten, kto mocili si~, t,o znaczy zdobywa si~ na odwag~,<br />
by mowic w -cisz~ tego co niewyslo,wione, w cisz~ milczqcq, a przecie<br />
O'bejmujqcq nas 2ewszq'd z milosciq. By mowie z gl~bokq wolq<br />
zawierzenia si~ jej, z wiarq, ie jest si~ przyj~tym przez swi~tq<br />
tajemnic~, ktora 'na'zywa si~ Bog. Zrozumie jq ten, kto cZY'l1i wysilki,<br />
by zostae wiernym glO'sowi sumienia, kto stawia cz.olo pytaniom<br />
iycia i jednemu, wszechobejmujqcemu pytaniu wlas'l1ego<br />
istnienia, kto nie ucieka przed nim lecz sam je przyzywa, sam<br />
si~ don zwraea, sam otwiera mu sieb'ie, akceptujqc w nim tajem<br />
,nic~ nieskonczonej milo'sci. I niech 'l1ikt nie mowi, ie moi:na iye<br />
naukq chrzescijanskq tylko gdy jest si~ jui: do niej prz ekona'ny~,<br />
.ie nie da si~ doswiadczye jej prawdy inaczej. Bo sprawy Sq w nas<br />
przecie j u i przesqdwne. I nie rna czlowieka, ktory nie bylby<br />
jui jako·s chrzescijani'nem w tym, co wyprzedza w nim jego \'volnose,<br />
co nie moie nigdy bye 'przez t~ skonczonq wolnose ani doscigni~te<br />
ani tei wyt~pione bez reszty. Kaidy jest jakos ehrzescijaninem,<br />
jest ezlowiekiem t~s lkmoty, czlowiekiem wciqi jeszeze<br />
nievvyczerpanej milosci, czlowiekiem, ktory w rnajgl~bszym wn~trzu<br />
siebie cieszy si~ jednak bardziej prawdq nii: klarnstwem,<br />
widzi jednak wciqi rOi:nice, gdyi najzatwardzials'zy 'nawet pozytywista<br />
i sceptyczny ma terialista 'nie dochodzi nigdy do teg'o, by<br />
nie widziee jui nigdzie i nie szimowae w iyciu iadnego imperatywu,<br />
iadnej sprawy be'zwarun kowej. Ktos mo,ie nie bye pelnym,<br />
dojrzalym chrzeseijaninem, ktory doszedl do refleksyjnej<br />
samowiedzy i przyjql swe dane jui z gory chrzescijanstwo SWL1<br />
domym i '\volnym wybo,rem. Nikt jednakie nie moie sprawie, by<br />
dynamika samego czlowieczenstwa i Laski Boga nie kieTowala<br />
go ku istnieniu chrzescijanskiemu. Powiedzenie, i e trzeba stwierdzae<br />
na podstawie wlas
1028 KARL RAHNER<br />
wtedy powlmen isc dalej, za swym swiatlem na dnie serca. Jest<br />
juz w .pol'owie dr,ogi do celu. I chocby taki'emu szukajqcemu i pytajqcemu<br />
w~drowcowi nieu1dalo si~ juz, w ziemskirm czasie, wyrazic<br />
w pelni swego anOinimowego chrzescijanstwa w chrzescijanstwie<br />
explicite Kosci.ola, wlqC'zyc g'o w 'nie, to chrzescijanin nie boi<br />
si~ juz, ze nie doj'dzie on wcale. Nie jest to oowiem jakas prawda<br />
filozoficzna tylko prawda chrzescijanska, ze S'zukajqcych juz znalazl<br />
Ten, kt6rego szukajq z ufnym m~sitwem i gotowosciq, choc<br />
nie dajq Mu moze imienia. Ja·kiez Ito s 'zcz~scie: rue da si~ wcale tak<br />
la two przemknqc si~ obok nieskionczonej tajemnicy, ogarniajqcej<br />
nas w milczeniu SWq milosciq, jak to Sqdzq zar6wlllo sceptycy<br />
i ateisci jak tez chrzescijanie 0 ciasnych horYEOntach, wyobrazajqc<br />
sobie Boga na obraz wlasnego, malego seTca. Wlasnie dlatego<br />
jedna'k, ze On mikzqc ogarnia wszystk,o, ze w Nim zY'jemy, poruszamy<br />
si~, jestesmy i w Nim biegnq wszystkie drogi, ze nie jest<br />
daleki nikomu z nas, ze wszystko 'niesie i obejmuje ws,zystko, a nic<br />
nie moze objqC a'ni 'przewyzszyc J ego, dla1ego wlasnie chrzescijanstw,o<br />
i jego wiara Sq najprastsze i zara'zem na'joczywistsze. Nie<br />
mowiq bowiem nic 'panad to, ze jestesmy powolani do bezposredniego<br />
uczestnictwa w tajemnicy Samego Boga, ze tajem<br />
'nica ta, bHska ponad wszelkie s}.owa, oddaje nam si~ sama<br />
i ze ta Bliskosc, juz 'nieodwracalna, stala si~ jasna i ostatecma<br />
. w Synu czlo\vieczym, ktory jest wsr6d rnas o'becnosciq pl'zedwiecznego<br />
Slowa Boga. I mowiq jeszcze, ze w
• <br />
ROZWAZANIA 0 UBOSTWIE II<br />
HALINA BORTNOWSKA<br />
R A D A<br />
OBOWI 'AZE'K<br />
,.Nikt nie moze dwom panom sluzye, bo albo jednego b~dzie<br />
nienawidzil, a drugiego milowal - albo przy jednym stae<br />
b~dzie, a drugim wzgardzi. Nie mozecie Bogu stuzyc i mamonie"<br />
(Mt 6, 24). "I rzekl do nich: Baczcie a wystrzegajcie<br />
si~ wszelkiej chciwosci, bowiem niczyje zycie nie polega na<br />
objitosci tego, co kto ma... I rzekl do uczniow swoich: Dlatego<br />
powiadam wam: nie troszczcie si~ 0 zycie wasze, co<br />
byscie jedli, ani 0 cialo, czym byscie je przyodziali... I kto<br />
z was rozmyslaniem moze dodae do wzrostu swego lokiec<br />
jeden?... Przeto wy nie pytajcie si~ co b~d zi ecie jese albo<br />
co b~dziecie pic i niech nie ogarnia was niepokoj przewidywan.<br />
Bo 0 to wszystko ubiegajq si~ narody swiata, a OJciec<br />
wasz niebieski wie, ze tego potrzebujecie. Wszakze szukajcie<br />
naprzod Krolestwa Bozego i sprawiedliwosci jego<br />
a to wszystko b ~dzie wam przydane... Sprzedajcie co posiadacie<br />
i dajcie jalmuzn~. Sprawcie sobie trzosy, ktore nie<br />
niszczejq, skarbiec niewyczerpany w niebiesiech, dokqd zlodziej<br />
si~ nie zblizy i gdzie mol nie psuje. A.lbowiem gdzie<br />
jest skarb wasz tam i serce wasze b~dzie" (.f.k 12, 15-34).<br />
"Jezeli chcesz bye doskonalym, idz, sprzedaj wszystko co<br />
masz, i rozdaj ubogim, a b~dziesz mial skatb w niebie;<br />
a przyjdz i pojdz za mnq" (Mt 19, 21).<br />
"Zaprawd~ powiadam wam, ze bogacz z trudnosciq wnijdzie<br />
do Krolestwa Niebieskiego. Poslyszawszy to uczniowie dziwili<br />
si~ bardzo, mowiqc: Ktoz tedy moze bye zbawiony?<br />
A Jezus spojrzawszy rzekl im: U ludzi to niemozliwe, ale<br />
u Boga wszystko jest mozliwe" (Mt 19, 23-26).<br />
TEN kto sprzedal wszyst'ko co mial, by kupic rol~ napelnionq<br />
ukrytym skarbem, ten kt,o wyrzekl si~ calego majqtku dla jednej<br />
perly - jest ubogi: otrzyma Kr61estwo (por. Mt 14, 44-46).<br />
Mi~dzy ub6s,twem a poszuikiwaniem Kr61estwa jest wi~c najscislejszy<br />
zwiq'zek.
1030 HALINA BORTNOWSKA<br />
S)coro' tak, fa Rada ubostwa lezy w samym centrum Ewangelii<br />
i jeT przyj~cienie jest jakims naddatkiem, do ktorego po'VV'olani<br />
Sq ludzie w 'pewnym sensie wyjqtkowi. Krqg zamyka si~: trzeba<br />
bye ubogim aby posiqse blogoslawienstwo.<br />
Mowiqc '0 ,niemoznoSci sluzenia dwom panom Jezus nie udziela<br />
wskazowki, jak zdobye coS "wyzszego" niz zwykle zbawienie.<br />
Najmoc'l1iej ja'k tyl'ko mo:hna potwierdza raz jes'zcze do kogo nalezy<br />
Krolestwo obietnicy; orzeka ktojest z Nim, 'Z Jezusem a kto<br />
przeciw Niemu (Por tez Jk 2, 1-24). Wypowiedz Jezusa skierowana<br />
do uc-z:ni6w (Lk 12, 15-34) jeszoze pogl~bia t~ samq mysl<br />
i poniekqd zaosirza wymaga'nia, ale czyz 'nie 0 to w niej chodzi,<br />
by miee jed neg 0 Pan a - jedlnq nadziej~? W rozmowie<br />
z bogatym mlddziencem jest wprawdzie mowa 0 "doslmnalosci",<br />
ale i ta doslkonalosc jest 'nie czym innym, jak wa'l'unikiem pojscia<br />
za Chrystusem, bycia jego uczniem.<br />
U podstawy OIbu wyrokow Jezusa - "nie mozecie", "jednego nie<br />
dostaje ei" - lezy ta sama mysl 0 przeciwienstwie mi~dzy przylqczeniem<br />
si~ do. Chrys'tusa a Iprzywiqzaniem do posiada!nia. Doradzajqc<br />
u bostwo J ezu'S nie dodaje ogl~dnego zastrzezenia qui<br />
potest capere capiat. Nie mozna bye uczniem Jezusa !l1ie stajqc<br />
si~ ubogim - moze dlatego, ze uczen 'nie rna bye nad mistrza?<br />
Historia ascezy chrzescijanskiej wska'zuje, ze wielekroe probo<br />
w'ano "zlagodzie" ten twaJ'ldy imperatyw usilujqc ()ddzielic to co <br />
Ewa'ngelia nakazuje wS'zystkim, dd tego co lTIiekonieczne dla iba<br />
wienia, c·o jakoby "heroicZ'ne", co dla "swi~t'osci". Tak jakby sarna, <br />
swi~tose nie ' Oibowiqzywala! Oczywiscie Sq roime k onkretne dwgi <br />
do Sw i ~tosci. Ale wedlug Ewa'l1gelii kazda z nich, kazda z tych <br />
drog lJTIusi bye drogq u bostwa. <br />
Dzis rozumiemy to coralz lepiej. <br />
Konstytucja ° K osciele z wielkim naciskiem i bardzo jasno mowi<br />
{] p {) W S Z e c h n y m powolaniu do s"vi~t o sci . Coraz bar.dziej<br />
szerzy si~ tei: Iprzekonanie, ze to powolanie jest zarazem powolaniem<br />
do realizacji rad ew angelicznych. Poglqd, ze swi~tosc swiecka,<br />
w ,odroimieniu od zak{]11'nej, rna bye formowana z pOlJTIini~iem<br />
tych rad, nalezy juz do p r zeszl,osci (do pewnego stopnia zo.stal<br />
o,n pr z e zwyci~ zo n y juz w niektorych wypowiedziach Piusa XII <br />
np. Konstytucja Apostolska Prov ida Mater).<br />
Sqdzono dawniej, ze w trosce 0 swoje uswi~c e'l1 ie zako'nnicy przestrzegajq<br />
rad ewa ngelicZlTIych dzi~ki slubom - swieccy nat.omiast<br />
majq si~ zadowo,lie pilnowalTIiem "ducha" tych rad - jakims wi~c<br />
Inp. ubostJwem illliedoslowlI1ym, sa'llq tylko "duchkYwq pos ta'Wq"<br />
wobec posiadanych rzeczy, ofiarnosciq na dobroczynne cele, pokonywaniem<br />
nadmiemej chciwosci itp.
UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK<br />
1031<br />
Dzispodkresla Si€) raczej, ie i swieckich i zakonmikow obowiqzuje<br />
z pewnosciq "duch" a nie "litera" - i jednoczesnie zar6"vno<br />
swieccy jak i zakonnicy Sq po'Woiani do czynow, do faktow, a ll1ie<br />
tylko do, dobrych intencji i slownych ZJobowiqzan.<br />
Mo~na przyjqe rad€) ub6stwa ta'k jak czyniq to zalwnnicy i niektorzy<br />
swieccy (srkladajqc sluby, lub rnie) - przez takie ustawienie<br />
calego iycia, by wsrzelka "sluzba mamanie" byla z go r y wykluczona,<br />
przynajmniej w zamierzeniu. Ale t,o nie jest met{)da<br />
jedyna, ani nawet wystar.czajqca: pozostajq kolejne co'd'zienne<br />
decY'lje, w ktorych mo~na iSe za radq, lub przeciw Tliej. "Rozdaj<br />
ubogim" - to jest polecenie, rada nie tylko na jednq godzin€), czy<br />
nawet °na cale iycie raz na 'zawsze uksztaHowane wielkim wyrborem.<br />
To takie program dni, tygodni, miesi~cy. Kaida rzecz, ktorq<br />
dYSiponujemy - nie wylqC'zajqc czasu - moie bye przed'miO'tem<br />
refleksji, zestawienia z ra-d q Chrystusa. J esli rnim nie jest - la two<br />
moiemy stracie blogoslawienstwo. Jesli czegos ko'nkretnego odmawiamy,<br />
;nie chcemy o,ddae, razdae - to jui clow6d, ie nadzieja<br />
nie cala mieszka w Bogu. Nasze swiadectwo - jako ubogich Pana <br />
traci jasnose.<br />
N as z e - to znaczy czyje? - Nie wprowadzajmy zbytecznych<br />
i sztucznych podzialow. Tu gdzie mo\va 0 Blogoslawienstwie i Radzie<br />
Chrystusa, to "my" musi miee zasi€)g najszerszy: obejmuje Lud<br />
Boiy w najgl~bszym i najbardziej tajemniczym znaczeniu, ten<br />
Iud, ktorego centr um, o&DOdek promieniowania i punkt odniesienia<br />
stanowi sam Chrystus. W tym sensie do ub6stwa - jak i do sWi€)<br />
tosci w ogole - powolani Sq chrzescijanie - rozlqczeni bracia<br />
w diasporze, a takie wreszcie cala ta ludzkose, w Iktorej chrzescijanstwo<br />
jest elementem anonim{)wym, nierozpoznanym a przeciei<br />
rzeczywistym. Ubodzy Pana Sq we wszystkich religiach i poza<br />
nimi. I wsz€)dziesq swiadkami, bye moie powolanymi zamiast<br />
"zaproszonych", ktorzy zawiedli.<br />
Lecz z drugiej strony chrzescijans'two swiadome, jawne, uformowane<br />
w strukturach wyzma niowych, gloszqce ewangeli€), powolane<br />
jest do ubostwa w szczegolny sposob, z osobnych jeszcze racji.<br />
Tu juz wchodzi w grEl {)bowiqzek s wi a dec t wa w sensie scislym<br />
- prawdy, zgodrnosci slow i czyn6w. A nawet - i to bardzo<br />
powaina - sankcja za zgOTszenie. Ale przez to stwierdzenie byna<br />
jmrniej nie wszystko zostalo wyjaSnione.<br />
Aby stala si€) czy:ms konkretnym, prawda 0 powoJ:aniu do ub6stwa<br />
rousi si€) rozlamac, rozS'zczepie °na wiele analogicznych prawd dotykajqcych<br />
samej tkarnki iycia. Nato trzeba wyrazniej dostrzec<br />
r6Zne pod m i 0 t y' tego powolania - r6Zne przekroje rzeczywistosci<br />
Kosciola. Z drugiej strcmy zarysowuje si€) odn;bny pr,oblem
1032 HALINA BORTNOWSKA<br />
for lIn 'i 'niejako "sty16w" ub6stwa "dla Ewangelii", zaleznych' od<br />
jego fun k c j i, miejsca w spolecznosci ludzkiej.<br />
*<br />
U pocz'ltlku tych 1'0ZiWaZan 1 widzielismy ub6stwo raczej jako oSoQbi'S<br />
tq postaw~ wobec Boga - choc jednoc'zesnie spojrzenie w glqb<br />
St a:rego Testamentu w poszukiwaniu tla,kont ekstu dla ewangehczneg-a<br />
ub6stwa ujaw:nilo, 'przynajmniej w zarysie, s p ,ole c z n y<br />
w y m i a r tej poS'tawy. Ubodzy Palna - Reszta Izraela to przedstawidele<br />
calego ludu Bozego, kt6ry w nich przygotowuje si~ do<br />
przyj~cia ,obietnk mesjanskich i do ich ziszczenia. W Nowym Testamencie<br />
ten aspe'kt spoleC'zny staje si~ c'oraz wazniejs'Zy w miarc:<br />
rozwoju W'sp61InO't o~artych na Ewa:ngelii i ksztaltowania si~ instytucji<br />
koscie1>ny,ch. K!oscl61 uj~ty w ksz1alt iID'stytucji w ciqgu wiek6w<br />
bardzo r6inie pojmowal i praktykowal s'vV'o,je ub6stwo - od<br />
wS'p61>ll'oty ,d6br w apostol'Skiej gminie Jerozolims'kiej ("A mn6stwo<br />
wierzqcych mialo jedno serce i jednq dusz~ i nikt 'Z nich tego co<br />
mi,al swoim Die nazywal, ale w S'zyst'ko midi wsp6lne" Dz 4 32),<br />
poprzez gmi'ny i 'koscioly domowe, diecezje, parafie, pus'telnie<br />
i klas1ztory daWille i dzisiej's'Ze.<br />
W tym miejscu nie chodzi nam '0 hi 'storyc ~ny przeglqd idei i ich<br />
realiza'cji, zaleznych oczywiscie od pod1oza luci'zkiego, eko'nomicznych,<br />
s'ocjologicz:nY,ch, psychoIogicznych i pol'itycznych stosunk6w,<br />
od sytuacji w teologii i duszpasterstwie, 'Od domi'nuj'lcych postaw<br />
filowficznych i religijnych. To wSlzystko wyznacza tak funkcje<br />
jak i zaleime ,od 'D'kh Sipos o'by, style i formy bycia ubogim "dla<br />
ewangelii". Postawa wobec Boga Z'najduje wyraz w postawie wobec<br />
mozliwosci i fa'ktu posiadania - posiadania d6br materialnych,<br />
wladzy, narz~dz i produkcji, u'miej~tnosci i srodk6w techniczmych<br />
itp.<br />
Przea,naliz'owa'nie wsp6lczEsnego uk1adu wszystkkh tych czynnik6w<br />
daloby mi~dzy hllnymi pods.ta'W~ do odpowiedzi ll1a tak cz~sto<br />
powracajqce pyta'nie: c z y i w j a k i s PI{) S 6 b K I{) sci 61<br />
Chrystu 'sa, a wi~c K o'sci61 Ubogich powinien<br />
d z i s bye K 0 sci 0 I e m !U bog i m (ta'kze jako i'nstytucja).<br />
Juz il1a pierwszy rzut oka widac na jak ogromil1e truci:nosci musi<br />
si~ natk'nqc tego rodzaju analiza. Podejmujqc jq trzeba si~ przedez<br />
liczyc z "wieJosciq swiat6w" i ich wzajemnym oddlZialywa'niem,<br />
z r,ozmaitoodq war'U'nk6w, nacisk6w, oczekirwan i Ipytan, wobec kt6<br />
rych stojq chrzescija'nie - 'czl
UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK<br />
1033<br />
Prowadzone tu rozwazania Illie Sq odpowiednim terenem takiej analizy.<br />
Powinny one raczej stanowic corollarium, kontemplacyjnq<br />
nadbudow~ Inauikowych badaii. i przemysleii. idqcych w wielu kierunkach<br />
('np. historia funkcji koscielnego i religijillego ub6stwa<br />
w najszerszym sensie, obejmujqca r6z'ne tradycje w skali swiatowej;<br />
przeglqd r6znych koncepcji wyrzeczenia si
1034 , HALINA BORTNOWSKA<br />
W swiecie dzisiejszym przedmioty materialne obok. zwyklej roli<br />
narz~dzi peIniq cz~sto donioslejszq fun 'k c j ~ s y m b 01 i, illaturalnq<br />
i zrozumialq, ale takie ulegajqcq przeros'tom i naiduiyciom.<br />
Jest cos "przeciw 'naturze" w posiadaniu samochodu, ktory' stoi<br />
w ga1raiu, poniewa'z wlasdciele mUSZq pracowae od switu do nocy<br />
na jego utrzyma'nie... Nie jest to zjawisko calkowicie nowe: na<br />
przy,kIad afrykailsey pasterze Masajowie od wieikow trzymajq za<br />
duio bydIa, poniewaz w . ich srodowisku iloSe krow (chocby zaglodZOlIlych)<br />
wyznacza status spoleczny ich posiadacza. Mozna si~<br />
zgodzie, ze symbol spoleczmego sij;a tus'll jest rodzajem naTZ~dzia,<br />
sluzy dalszemu awansowi, i tym samym zaspokaja rzeczywistq<br />
i vvaznq potrzeb~. Oderwanie od rzeczywistosci nast~'Puje wtedy,<br />
gdy symbol staje si~ wartosciq autonomicznq, gdy sluiy psychologicznej<br />
magii: "Jestem kims bo mam slonia" (zamiast: "mog~ zostae<br />
kims poslugujqc si~ moim sloniem"). Oczywiscie iamiast "slonia"<br />
mozna tu postawie niemal wszystko: .od kapitalu po wyksztalcenie,<br />
dobrq opini~, ezy wplywy.<br />
Oderwanie od rzeczywistosci w bardzo istotnym i znamiennym<br />
sensie jest takie oddala,niem si~ od Boga, bo Bog jest rzeczywisty<br />
(choe jedinoczesnie "wi~kszy", 'nie mieszczqcy si~ w tym co potocznie<br />
nazywamy rzec'Zywistosciq). Osobiscie .nie wierz~, by instynktow,ny<br />
"praktyczny materializm" ludziniedoiywiOlnych, bezdomnych,<br />
dosl,ownie niepewnyeh jutra mogl bye slkierowany przeciw<br />
Bogu: na to jest on zbyt ludzki. Trudno go pot~p'i a e w jakimkolwie'k<br />
sensie. 0 chlebna dziS mamy si~ up:ominae, prac,owae nail, waIczye<br />
'0 Si\'Jlojq czqs rk ~. Natomiast pl'awdtiwie sprzechvia s 'i~ Bogu iycie<br />
poz'()rami, oczekiwanie eudu po przedmiotach, tak jakby mogly<br />
nam przydae brakujqcy "lokiec wzrostu". Pokladajqe nadziej~<br />
w rzeczach odchodzimy od zasady jedyrnej nadziei w Bogu (i jednoczes·nie<br />
porzucamy to, co okresla si~ jako humanizm, bo humanizm<br />
za1klada ist,01m q roinic~ mi ~ d'zy cZfowiekiem a rzeCZq - tym samym<br />
ezlowiek nie moie bye pow i ~ksz ony przez posiadanie r zeczy),<br />
W tej sytuacji by e u bog i mt 0 s w i a d c z y e z y e i e m<br />
ore a 1 n y m p 0 r z q d k u war to sci, porzqdku. zwiqza,nym<br />
z faktem, ze jestesmy Iudzmi 'i 0 naszej wartosci stan,owi nie "miee"<br />
ale "bye".<br />
Svviadectwo to ma bye ta,k przekonywajqce, by mogl,o ulatwiac<br />
innym powrot 'do rzeczywi..s;1;osci, by w pewnyrm najszerszym sensie<br />
bylo apostolstwem. J a k to ma wygIqdae w praktyce? Sprawa<br />
nieprosta, bo, ja'kpowiedzielismy, bar,dzo wiele zaIeiy od warunkow,<br />
old pUlnktu startowego, od ukladu odniesienia. Mozna jednak<br />
sformulowae przykladowo pewne ogolne postulaty: ubostwo w sensie<br />
poszan.ow31l1ia wartosci oznacza na przyklad pewien 'prymat<br />
wytwarzania, inwestycji przed kdnsumpcjq przewyzszajq,cq ele
UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK 1035<br />
mentar,ne potrzeby ~ ale jednoczesnie i ograniczenie i'nwestycji<br />
do napra,:vdE: Sfuzqcych po,trzebom, a Inie prestizowych; zasadniczq<br />
rezygnacjE: z przestrzegania czysto prestiiowych norm i regul, krytyczmy<br />
st'osunek do wlasnych potrzeb (czy hie Sq narzucone przez<br />
reklam~ ? ) szukanie swego spolecznego miejsca przez gl~bsze kontakty<br />
ujawniajqce istotne wartosci, a (nie poleganie wylqcznie na<br />
sYlffibolach takiego czy inn ego sta tusu. Zycie z pracy i S'kupione<br />
na pracy, wolne od przesadnego ,nienaturalnego napiE:cia, ale przeciez<br />
nie rozlaz1e, przeciwnie: intensywne na calym swoim obszar<br />
ze , uporzq dkowane, ale swobodne...<br />
Takie uj~cie ub6stwa - czy raczej t en jego aspekt -- w pewnym<br />
sensie na wiqzuje chy ba do tradycji benedyktynsikiej, a takze do<br />
przyjE:tego w rpodr E:cznikowej teologii moralnej poj~ci a "bona superflua"<br />
(do'h!'a niekonieczme, ponard potrzeby ). Chodzi tylko 0 to,<br />
by .dose m3tro, bezkompromisowo, kry tyczmie oceniae co stanowi dla<br />
mnie, w tej konkretnej sytuacji osobistej i spolecmej prawdziwe<br />
necessarium, a co jest jakos nieaute ntyczne, wlasciwie zbE:dne. Wynikiem<br />
takiego rachunku sumienia bE:dzie powrot do prostoty, vVY""<br />
razniejszy lad, 'przejrzystosc zycia. Kto widzial ludzi w ten spos6b<br />
. ubogich ten potrafi 'ocenic wartose ich przykladu. Konta'kt z nimi<br />
ozywia, przY'nosi wyzwolenie od tak dokuczliwych relikt6w drobnomieszczanstwa.<br />
Jaik ciE:iko por uszae si~ , gdy nas obrosnq przedmioty<br />
- jak i'naczej siE: oddycha, gdy jest ich tylko tyle i takie,<br />
by ,naprawdE; sluzyly. Twarde rozliczenie z "porzqdku wartosci"<br />
wiele mogloby dae wspol'notom szczeg61
\<br />
1036 HALINA BORTNOWSKA<br />
Dla nas Bolak6w z Polski, doro-slych tm wOJme, masowa n~dza jest<br />
dzis faktem egz,otycznym - ha'rdziej nawet niz znany choeby z bna<br />
zhytek i obfitose zachodlnia.<br />
A przeciez skrajna n~dza jest faktem - w wielu krajach trzeciego<br />
swiata, w strefach 'niewygasajqcych konflikt6w zbrojnych, wsr6d<br />
wszellkiego autoramentu ludzi wydziedzkzonych, wykorzenionych<br />
z tradycyjlnego t r yJbu zycia, na rozleglych ohszarach Afryki, Ameryki<br />
Poludniowej, w gettach i "reze'l'watach", na ziemiach niczyich,<br />
nienadajqcych si~ dla czlowieka, gdzienasza cywilizacja tak cz~sto<br />
spychaia najsla'bs'zych i olliepl'zysi,os{)'wanych.<br />
Przed poc:lUciem winy i niepokojem s'Umienia tak zywym u najlepszych<br />
lu'dzizachodu bro1ni nas w Polsce przekonanie, ze sami<br />
jestesmy biedni (a'bso'lutnie niesluszme w tej ska'li por6wnawczej!)<br />
a pana,dtO' pewnose, ze ,;nigdy :nie przykladalismy r~ki do kolonialnego<br />
wyzysku".<br />
Talk ja1kby 'ni'e przyhazye r~ki do zlego to juz bylo ws'zyst!k o, c,zeg'o<br />
i chrzescijaniln i czl'owiek moze od siebie wymagae.<br />
Sytuacja ludzi dzis, aktualnie, teraz umierajqcych z glotlu czy<br />
pozhawi.anych wszelkiej sza1nsy ludzikiego rozwoju nie mbze bye<br />
traktowana j'aiko prohlem rozrachunk6w z przeszlosciq w kategoriach<br />
jakiejs m~t.nej {ydpowiedzialnosci za ewentualne winy przodk6w.<br />
Chrzescijanstwo jako calose jest odpowiedzialne za s w () j q<br />
t era z'n i e j s z 10 Se, 1Ja sw6j faktyczny stosunek do trzech czwartych<br />
ludzkosci.<br />
A blizej - na wlasnY'm podw6z'k'U? tu istmieje prohlem !l1ieczulosci,<br />
hraku uwagi i o'dpowiedzi !l1a pewne dojmujqce potrzeby w najhlizszym<br />
otoczeniu - potrzeby apuszczionych i niekochanych dtieci<br />
i ludzi sta'rych, samotnych, nie radzqcych sobie ze swoim kalectwem,<br />
cholfychpsychic21nie, zagubionych w ·abcym solbie srddowis'ku.<br />
Istnieje w'i~c miejsce lJ:1a milosierdzie - mamy, az ma,dto, ubogich<br />
mi~d z y sobq.<br />
Spotkanie z Chrystusem "w osobie ubogiego" nie jest wyda'rzeniem<br />
wy,iqtkowym, odos,obnionym.<br />
Wyrazenie "w. osolbie" ma tu scisly teologiccny sens lacinslkiego<br />
"in persona": potrzebujqcy reprezentujq wobec nas samego P ana.<br />
Tego, kt6ry b
UBOSTWO: RADA I OBOWIl\ZEK<br />
1037<br />
im: ~dicie w PO''kO'ju, ogrzejcie si~ i 'nasyecie - a nie dalibYScie im <br />
teg.O', czego cialo ich potrzebuje, coz by to' PO'mO'gIO'?" (J'k 2, 15-16). <br />
,ograniczenie wlasnych. PO'trzeb jednO'stki czy grupy, wyrzeczenie <br />
az do gra'nicy ubostwa (a nawet PO'za niq) mO'ze miee ma celu kO'rn ..,. <br />
k'retn~ PO'mO'c innym. MO'ltywem takiego wYlrzeczenia jest milO'se <br />
w jedinym ze swych wie'lu ksztaltow. TO' ona sprawia, ze dDstrze<br />
gamy cudze PO'trzeby 'i wIas'ne obo,wiqzki, lI1ie daje pogodzie si~ <br />
z fa'ktem, ze swiat jeSit twaI1dy dla siabych. Sprawiedliwose nie <br />
jest czyms ,osDobnym od mirosci: jak bez milDsci mozna by stwier<br />
dzie CD si~ kDmu Inalezy? A z drugie'j strD'ny ten ktD sitwier'dza "Nie <br />
nalezy ci si~ - ale daj~ ci to' z milDsci" - chyba napra'Wd~ nie kD<br />
chao MilDSe przyznaje upraw'nienia mDcniejsze niz jakik'Dlwiek <br />
k'odeks. <br />
Czynna milDSe interesuje si~ swO'im przedmi'otem, chce bye sku<br />
teczna, szuka ciqgle Inowych fonn wY'razu, zd'aje sobie spra w~ z no<br />
wych wymagan, jakie jej stawia era socjaIiza·cji. Daleka jest O'd <br />
,ozuIostkoweg'o zadDWlolenia ze zgralb.nie przylepionych plaster<br />
kow - tam gdzie trzeba chirurgii. <br />
Skandalem swiata jest 'niewlasciwy, krzywdzqcy pDdzial zaso1bow <br />
ziemi i zdobyczy czlowieka. Ewa'ngelia narzuca przekonanie, ze <br />
spoieczne mi'nimum zaspokojenia potrzeb nie moze bye ustala'ne <br />
w §ranicach poszczegolnych kr~gow lJl'arooidowych czy kuItural<br />
.nych - takich. jak Europa czy Ameryka polnD'cna. Nie wystarczy<br />
powiedziee "nie mam wi~cej niz moi sqsie'dzi". Istnieje i ObDIWiqzuje<br />
jakis cal'osciowy u'kiad odniesienia - Sq sytuacje, w ktorych<br />
zaspok.ojenie elementarnych potrzeb 'dalekich nawet bIiinich musi<br />
rostae pDstawione przed dalszY'm wzrDSitem dobroibytu najbIizszych.<br />
I ze w zwiq'zku z tym nalezs "r'Dzdae" wiele z tych rzeczy, kt6re <br />
Sq nawe't bardZ'D potrze'bne. "RDZdae" - Ina tural'nie w sensie prze<br />
nosnym: ChDdzi 00 D'br6cenie ich na cele sluzqce biudziej wprost <br />
o·golonemu dDbru Cbardziej ogolnemu i). <br />
Nie zawsze tym, co mamy "rDzdac", mogq bye pieniqdze i rzeczy, <br />
More maina za nie na bye. Cz~sto bardziej potrzebni Sq }udzie: <br />
wybitni facha'Wcy, o,rganiza'tarzy, wychowawcy. Niech dziaIajq <br />
tam, gdzie jest najgorzej, chae prawie rownie potrzeibni Sq w da<br />
mu - najlepsi ludzie wsz~dzie Sq Iniezb~dni. <br />
Ta'k rea}j
1038<br />
HALINA BORTNOWSKA<br />
tywy lokalne wyrastajqce z potrzeb srodowisk. Wchodzqc . w nie<br />
wyrzekamy si~ posiaidania na wlas-nose: nawet form w jakich przych'odzi<br />
sluzye. I te fo-rmy takze ,nie majq bye nasze, i one nalezq<br />
do potrzebujqcych, kt6rzy 0 nich decydujq. Oczywiscie sprawa nie<br />
. jest prosta i nieraz wypada bwnie si~ przed nieslusznymi decyzjami:<br />
kazdy wydwwawca wie, ile wysitku i. autorytetu po!rze-ba,<br />
by naprawd~ pomoc najslabszym dzieciom w danej grupie. Zwykle<br />
silniejsi przechwytujq na swojq wylq·czmie korzys(; to, co bylo<br />
przeznaczone dla wszystkich lub dla najbardziej potrzebujqcych.<br />
Te problemy praktyczne zmus'Zajq ludzi ,ofiarnych do strzezenia<br />
,,,wlasnosci ubogich" przed zachlannosciq silnych. Ale im bardziej<br />
w s p 01 n e to strzezenie, tym lepiej. Kurczy si~ wtedy grozny cien<br />
pelneg.o trzosu kuszqcego J udasza. Dobrze tez, ze jako chrzescijanie<br />
nie jestesmy dzis w stanie prowadzie buchalterii ,,
UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK<br />
1039<br />
dne do przyjE:cia skrajnosci. Zloszczq nas Judymi i silaczki; zwlaszcza<br />
gdy lch "poswiE:cenie" zdaje siE: przestkadzae lub naprawdE:<br />
przeszkadza zwyklemu pomaganiu inny'll, gdy uniemoz1iwia tw6r<br />
CZq prac
1040 HALINA BORTNOWSKA<br />
ze zdolbyczy ·nauki... Ludzie, ktorzy widzq swoje mle]SCe w zasadniczo<br />
roznych "pionach" ubos'tw a , czasem lJ1ie mogq siE: porozumiec<br />
- tak Sq wewn~trz:nie i zewnE:trzn'ie ilJ1lJ1i. Oczywiscie spotkanie<br />
jest zaws'ze mozliwe - w warstwie najglE:bszej, tam gdzie<br />
powo1anie dotyka ewa'ngelii.<br />
W wyborze stylu wielkq ·rolE: majq czynnilki psychologicZTne <br />
ka~dy czlowiek ma jakis wlasny kierum!k reakcji, wlasll1e trudnosci,<br />
opory i pokusy, innq wnizliwosc. Nawet w zlblizonych warUi~'ka<br />
,ch 'nie rna jednej olbowiqzujqcej normy, jednego kanolnu<br />
ubostwa. Niemniej akceptujqc rn'dywiduallne i srodce<br />
nie mozna zapominac
ZDARZENIA KSI1\ZRI LUDZIE <br />
VIII TYDZIEN FILOZOFICZNY RUL<br />
Nie wi~cej ni:i: rok temu "<strong>Znak</strong>owy" sprawozdawca czynil gorzkie<br />
wyrzuty organizatorowi "Tygodnia Filozoficznego", kt6rym jest rokrocznie<br />
Kolo Filozoficzne Student6w KUL, z powodu n i e uwzgl~dnienia<br />
w repertuarze referat6w problematyki aksjologiczno-etycznej. Jak pami~tamy<br />
zeszloroczny "TydzieIl." pos w i~cony byl charakterystyce sytuacji<br />
w polskiej filozofii okresu powojennego. Obraz, w kt6rym zabrakio<br />
problematyki etycznej, zawsze tak zywej i bliskiej nie tylko<br />
zawodowym filozofom, stal si ~ wskutek tego pom i ni ~ cia razl:jCo niepeiny.<br />
Zrozumiaia w i ~c byla skarga wysiannika "<strong>Znak</strong>u" i w pelni<br />
uzasadniony apel 0 uzupeinienie tego braku. Kolo Filozoficzne nie<br />
mogio si~ najwidoczniej oprzec sugestywnej sile jego argument6w,<br />
skoro zaprezentowalo nam w dniach od 8 do 12 marca biezl:jcego roku<br />
program "Tygodnia", w calosci poswi~cony problematyce aksjologicz;no<br />
-etycznej. Wst~pny zas, wyczerpujl:jco informujl:jcy 0 zagadnieniach i Iderunkach<br />
wsp6lczesnej aksjologii i etyki polskiej referat mgra Jerzego<br />
Galkowskiego, zatytulowany Stan probLematyki etycznej i aksjoLogicznej<br />
w poLskiej Literaturze powojennej, stanowi jednoczesnie uzupelnienie<br />
zeszlorocznego i wprowadzenie do tegorocznego "Tygodnia<br />
Filozoficznego". I Zyczeniom stalo si~ wi~c zadosc.<br />
Szczeg6Iowy program tygodnia przedstawial si~ nast~puj,!co :<br />
1. Mgr J. Galkowski: Stan probLematyki etycznej i aksjoLogicznej<br />
w poLskiej Hteraturze powojennej.<br />
2. O. Prof. Dr A. Krl:jpiec: Warto§6 a byt.<br />
3. Ks. Arcbp Doc. K. Wojtyla: D w a modeLe etyki.<br />
4. Ks. Dr T. Styczen: Tradycyjne i wsp6lczesne uj~cia etyki.<br />
5. Dr S. Grygiel: Intelektualne a antyintelektualne postawy w etyce.<br />
6. Ks. Dr B. Inlender: Etyka a reLigia.<br />
7. Dr A. Rodzinski: Filozofia wattosci a filozofia kultury.<br />
I Referat Mgra J . Galkowskiego drukowany jest w "Ro~znika(!h Filozoftcznych<br />
KUL", dOkqd 'od,sylamy blizej zalnteresowanych jego tre§clq.·
1042 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
8. Mgr A. Stanowski: 0 stalosci i z miennosci w etyce.<br />
9. Ks. Mgr C. Wojtkiewicz: Problematyka logiczno-metodologiczna<br />
w filozofii wartosci.<br />
Terenem eksplorowanym przez wi~kszosc referat6w byla - jak<br />
latwo na podstawie zalqczonego przeglqdu dostrzec ~ dziedzina wartosci<br />
a zwlaszcza jej melior pars: etyka. Rzecz jasna, granice tego<br />
terenu wyznacza centralne dla calej tej dziedziny poj~cie wartosci.<br />
W tej perspektywie okreslenie jego tresci urasta do rangi problemu<br />
podstawowego, ale chyba tez - dodac trzl!ba - najtrudniejszego,<br />
a nadto wielce kontrowersyjnego. Jego rozwia,zaniu sluzyl referat<br />
o. prof. A. Kra,pca pt. Wartosc a byt, referat, kt6ry wykreslil najog61<br />
niejszy profil tego "Tygodnia". Autor ustosunkowujqc si~ krytycznie do<br />
niekt6rych historycznie danych, klasycznych okreslen wartosci ukazal:<br />
przede wszystkim ich kazdorazowe uzaleznienie od bardziej podstawowych<br />
koncepcji, wsrod ktorych glownq rol~ spelnia okreslenie przedmiotu<br />
filozofii, polqczone najcz~sciej ze sposobem okreslania warunkow<br />
naukowego poznania. W dalszym cUigu Prelegent zauwazyl:, iz spos6b<br />
okreslenia tych dwu elementow w historycznie zaprezentowanych uj~dach<br />
filozofii poda,za - co najmniej od czas6w Kartezjusza - w kierunku<br />
uwzgl~dniania wtornych raczej aspekt6w rzeczywistosci, pomijajqc<br />
bardziej podstawowe. Rezultatem tego jest znamienna jednostronnose<br />
w proponowanych z kolei okreslaniach poj~cia wartosci, wyrazajqca<br />
si~ w pr6bach uj ~c ia jego tresci od strony sposobu jawienia si~<br />
jej w swiadomosci podmiotu. Za wlasciwsze uwaza Autor podejscie<br />
biorqce za punkt wyjscia bardziej podstawowe elementy rzeczywistosci,<br />
gwarantujqce bardziej pel:ne i wszechstronne okreslenie wartosci. Nie<br />
musi uno wykluczae poprzednich. Winno je nawet jakos obejmowac<br />
a zarazem przekraczac. Okreslenia te bowiem mogq bye traine, jakkolwiek<br />
w ograniczonym tylko (chociaz niekiedy bardzo szerokim<br />
nawet) aspekcie, a blqd ich polegalby jedynie i najcz~sciej na absolutyzacji<br />
tego aspektu. Z tego powodu wlasnie nie mozna ich uznac za<br />
najwlasciwsze. W wyniku tych uwag Autor wysunql propozycj~ okreslenia<br />
wartosci (z ontologicznego punktu widzenia) jako jakosci bytu,<br />
o ile byt jest odniesiony do intencyjnych akt6w poznawczo-pozqdawczych.<br />
Podstawowy termin tego okreslenia "jakose" rozumie si~ przy<br />
tym w ten spos6b, ze obejmuje on nie tylko tzw. jakosc kategorialna"<br />
lecz takze tzw. wlasciwosci transcendentalne jak do~ro, prawda, pi~kno.<br />
Wypada podkreslie, ze jakkolwiek okreslenie to wskazuje przede wszystkim<br />
na pewien moment bytowy, przedmiotowy, w strukturze ontycznej<br />
wartosci, to jednak r6wnoczesnie wia,ze go relacja, (transcendentalna,<br />
w dodatku!) z podmiotem zdolnym do jego uj~cia i przezywania<br />
w aktach poznania i milosci. W ten spos6b formula ta odznacza si~<br />
nadrz~dnos
ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE 1043<br />
manna), czy to skrajnie sUbiektywistycznych (z nihilizmem aksjologicznym<br />
wl1lcznie). 2<br />
Dyskusja po referacie byla wyj1ltkow.D ozywiona i wykazywala znamiona<br />
rzetelnego, zbiorowego "polowania" na formul~ odpowiedni1l Qla<br />
adekwatnego wyrazenia tresci poj~cia wartosci. Zwr6cono uwagE; na<br />
potrzebE; doprecyzowania terminu "odniesiony do". W zaleznosci bowiem<br />
od sposobu rozumienia odniesienia jakosci do intencjonalnych<br />
akt6w poznania i milosci: pot~ncjalnego tylko, czy tez aktualnego,<br />
r6zny bE;dzie charakter samej formuly. W wypadku pierwszym mozna<br />
by j1l interpretowac obiektywistycznie, w drugim subiektywistycznie.<br />
W zwi1lzku z tym pozostawala r6wniez uwaga, iz mimo na poz6r zrE;cznego<br />
rozwi1lzania w przytoczonym okresleniu kontrowersji obiektywizmu<br />
i subiektywizmu w uj E;ciu wartosci, problem ten nie tyle zostal<br />
rozwi1lzany He raczej ukryty w zwrocie ,,0 ile". Zastrzezenia te dotyczyly<br />
jednak raczej szczeg616w nie kwestionuj1lc zasadniczego, bytowego<br />
profilu samej formuly. W dyskusji ujawnila si~ jednak r6wniez tendencja<br />
odmienna od zaprezentowanej w proponowanym okresleniu<br />
wartos ~ i. Wyr azila siE; ona w obawie, ze przytoczone w referacie okresfe-<br />
nie pomija wazne aspekty, wypracowywane przez filozofi E; sw iadomosci<br />
pocz1lwszy od Kartezjusza az po wsp61czesnych fen omenolog6w, kt6r ych<br />
nie podobna juz nie uwzgl E;dniac. Dia tej filozofii war tosc to przede<br />
wszystkim t re s cp r z e z y cia sui generis nie zas j a k 0 s c b y t u.<br />
Zagadnienie wartosci jawi siE; w zwi1lzku z czlowiekiem, w szczeg6lnosci<br />
zas z tresci1l jego doswiadczenia wewnE;trznego, m ianowicie z momentem,<br />
kiedy chcemy zdac adekwatnie sprawE; i wyjasnic specyficzne<br />
przezycia r{)zgrywaj1lce siE; w polu jego swiadomosci. Swiadomos c zatem<br />
stanowic winna term inus a quo analizy zmierzaj1lcej do ok reslenia<br />
wartosci, a nie byt. Dopiero przy okazji niejako tego, jak jest nam wartosc<br />
dana i jak jest przezywana, mozna pr6bow a c okreslic czym ona<br />
jest w swej tresci i strukturze ontycznej. Metafizyczna redukcja tak<br />
u jE;tego poj E;cia war t osci do jakosci bytu staje s i ~ niemal likwidacj1l<br />
jego istotnej tresci. Obawa - doda jmy - tym wiE;ksza, jezeli pr zez<br />
jakosc rozumiec siE; bE;dzie jedynie dobro w znaczeniu on tologicznym,<br />
jak to mialo m iejsce, w brew zresztq wyraznie szerszemu okresleniu<br />
znaczenia tego terminu przez Prelegenta. Przedstawione stanowisko nosi<br />
na sobie znamiona uj E;cia wybitnie kontrowersyjnego w stosunku do<br />
uj~cia przedstawionego w referacie. Czy jednak miE;dzy tymi dwoma<br />
uj~ciami wartosci istnieje rzeczywista opozycja? Przedstawione w referacie<br />
okreslenie wartosci wyraznie przeciez uwzglE;dnialo moment odniesienia<br />
jakosci bytu do akt6w poznawczej i poz1ldawczej swiadomosci.<br />
Bylaby to zatem sprawa nie tyle opozycji uj~c, ile moze rozlozenia<br />
2 Tekst odczytu ks. prof. dra M. A. Kr'lpca (pt. Byt a wartosc) zamlescilismy<br />
w hr. w nrze 130 "<strong>Znak</strong>u" (przyp. redakcji).
1044 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
akcent6w w tym · samym uj~ciu. Wyboru dokonac by trzeba w konsekwencji<br />
nie tyle pomi~dzy przeciwstawnymi uj~ciami, ile pomi~dzy<br />
zaakcentowaniem przedmiotow~go, czy tez podmiotowego aspektu tego<br />
sazpego uj~cia. Co jednak moze i winno decydowac 0 wyborze danego<br />
aspektu? Nie podobna tu pominllc innego, waznego i w jakims sensie<br />
pojednawczego glosu na tym etapie dyskusji. Filozofia polega na wyborze<br />
podstawowego aspektu swiata, takiego, kt6ry by pozwolil zrozumiec<br />
wszystkie inne. Ot6z wydaje si~,. iz dla struktury swiata najbardziej<br />
podstawowym, "kapitalnym" aspektem jest aspekt istnienia. Ma<br />
racj~ swiadomosciowe uj~cie wartosci wychodza,c ze slusznego zalozenia,<br />
iz gdybysmy nie mysleli, nie mielibysmy problemu wartosci. Nie<br />
podaje one jednak racji ostatecznej, poniewaz myslenie, swiadomosc,<br />
nie stanowi najbardziej podstawowego aspektu swiata. (Swiadomosc<br />
uswiadamia si~ sobie samej dopiero przy okazji uswiadomienia sobie<br />
bytu). Aspekt ten stanowi istnienie. Mozna bowiem istniec nie mysla,c,<br />
ale nie podobna myslec nie istnieja,c. Ostatecznie wi~c powiedziec trzeba,<br />
ze nie mielibysmy problemu wartosci, gdybysmy nie istnieli. Jesli zatem<br />
wartosc jest poj~ciem filozofieznym, winna zostae okreslona w terminaeh<br />
ujmuja,eych najistotniejsze elementy w strukturze rzeezywistosei.<br />
Filozofia wartosci winna si~ wi~e oprzee na filozofii bytu (jeW<br />
juz nia, wprost jakos nie jest) i w oparciu 0 nis, okresli6 swe podstawowe<br />
poj~cie: \vartos6. lnna juz sprawa ezy pods taws, jej okreslenia ma bye<br />
jakosc - jak to zaproponowano w referacie - ezy tez t~ bytowa, podstaw~<br />
wartosci wyznaezyc inaczej. Zagadnienie jawienia si~ wartosci<br />
w swiadomosci i jej przezywania byloby juz zagadnieniem wt6rnym,<br />
choe moze w innym, szezeg610wym aspekcie, np. w etyee, nawet naczelnym.<br />
W swym koileowym resume, PreIegent - rzee mozna - zaaprobowal<br />
ducha jeW juz nie liter~ tej ostatniej wypowiedzi, podkreslaja,c brak<br />
zasadniczej opozycji pomi~dzy kontrowersyjnymi z pozoru uj~eiami.<br />
Areybiskupowi Wojtyle - gdyz pomi~dzy nim wlasnie a Prof. Kra,peem<br />
dyskusja ta si~ g16wnie toczyla - chodzilo raczej 0 to, jak wartose jest<br />
dana naszej swiadomosei. Prelegentowi zas 0 to, ezym ona jest a parte<br />
rei ukonstytuowana. Gdyby dodatkowo uchylic pewne niejasnosci<br />
w szczeg610wych sformulowaniach i przyja,c, ze wartose jest przedmiotem<br />
aktu intenejonalnego (poznawczo-poza,dawczego), mozna by nawet<br />
m6wic 0 zasadniczej zbieznosci, a w kazdym razie 0 swoistej komplementarnosci<br />
obu tych uj~c wartosci.<br />
Jezeli przy tym referacie i dyskusji nad nim zatrzymalismy si~ nieco<br />
dluzej, to stalo si~ tak zar6wno dlatego, ze chodzilo tu 0 okreslenie najwazniejszego<br />
dla calej problematyki "Tygodnia" poj~cia, jak r6wniez<br />
dlatego, ze przy tej okazji ujawnily si~ tendencje, kt6re staly si~ juz<br />
potem symptomatyczne dla og61nego klimatu tej imprezy. Tendencje<br />
te wyrazily si~ w podkreslaniu potrzeby tw6rczego rozwijania i wzbo
ZDARZENIA - K8I.I\2KI - LUDZIE 1045<br />
gacania starych prawd przez ich konfrontacj~ z nowymi, odkrywczymi<br />
intuicjami i wreszeie wyrai:ania ich zrozumialym wsp6lczesnie j~zykiem.<br />
Kr6tko mozna by ujqC atmosfer~ i wydzwi~k og6lny, jakimi tchn~ly<br />
i referaty i dyskusje "Tygodnia", klasycznym jui: dzisiaj powiedzeniem<br />
Leona XIII-go vetera navis augere. R6wniez i wtedy, gdy porzucono<br />
juz szerokq dziedzin~ wartosci w og6le i skupiono zainteresowania na<br />
terenie zakreslonym problematykq sciSle etycznq, klimat 6w pozostal<br />
i utrzymywal si~ bez przerwy do konca "Tygodnia". Towarzyszyl on<br />
zwlaszcza rozwazaniom drugiego z kolei w tym dniu Prelegenta, kt6<br />
rym byl Kierownik Katedry Etyki KUL Doc. Dr K. Wojtyla, Arcybiskup<br />
Krakowski. Referent nawiqzal do wspomnianego ~ui: przewrotu i zmiany ·<br />
orientacji w sposobie uprawiania filozofii, jaka si~ dokonala w czasach<br />
nowozytnych, ukazujqc gl~bokie reperkusje i seisle powiqzania tych<br />
przeobrazen ze stylem uprawiania etyki i wreszeie ich przemozny<br />
wplyw w ksztaltowaniu si~ obrazu problematyki w etyce dnia dzisiejszego.<br />
Obraz ten wykazuje w duzej mierze symptomy stanu kryzysowego.<br />
Przejawia si~ to w rozszczepieniu jednorodnej niegdys problematyki<br />
moralnej. R6wnoczesnie jednak nie jest on pozbawiony element6w<br />
konstruktywnych, wartoseiowych, inspirujqcych i budzqcych<br />
nawet nadzieje na mozliwosc skutecznej homogenizacji "rozproszkowanej"<br />
problematyld. Tym tw6rczym momentem jest "skierowanie swiatel<br />
na podmiot", zwr6cenie uwagi na wn~trze czlowieka, na pole jego najbardziej<br />
intymnych i osobistych przezyc i doswiadczen, w kt6rych<br />
ogniskuje si~ przeeiez istota tego, -co moraIne. Nasuwa to mysl, ze<br />
pretendujqca do adekwatnosei etyka nie moze i absolutnie nie powinna<br />
pominqc tego jedynego w swym rodzaju zr6dla wiedzy etycznej, jakim<br />
jest zawartosc wewn~trznego doswiadczenia moralnosci. Owszem, doswiadczenie<br />
moralnosei stanowi na~et wyjqtkowo dogodne pole startu<br />
dla tak antropologicznie zorientowanej etyki. Nie musi to bynajmniej<br />
oznaczac zarzucenia metafizycznego modelu etyki i odejseia od niego.<br />
Przeeiwnie, jest on zasadniczo trafny i w pelni usprawiedliwiony w swym<br />
wlasnym aspekcie. Lecz aspekt ten stanowi niejako spojrzenie na czlowieka<br />
jako istot~ moralnq "od zewnqtrz", "od g6ry". Dlaczego nie<br />
mozna by uzupelnic tamtego widzenia spojrzeniem na czlowieka wlasriie<br />
od jego wn~trza, "od srodka"? Co wi~cej, wydaje si~, ze dopiero te dwa<br />
spojtzenia lqcznie mogq dac adekwatny obraz calosci. Etyka adekwatna<br />
b~dzie rezultatem udanej pr6by r6wnoczesnego nalozenia na siebie tych<br />
dwu wlasnie jej modeli: metafizycznego i antropologicznego. Pierwszy<br />
z nich otrzymalismy w spadku po tradycji. Drugi trzeba b~dzie dopiero<br />
zbudowac. Zasadnicze etapy w jego konstruowaniu widzi Prelegent<br />
nast~pujqCo. Punkt wyjscia stanowic ma odpowiednio ·rozumiane doswiadczenie<br />
moralnosci. Przez takie postawienie spr
1046 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
tym etapie chodziloby 0 jakies studium "golego faktu". Bylaby to fenomenologia<br />
moralnoSci. nie etyka jeszcze. Aby dojse do etyki, trzeba<br />
postawie w stosunku do tresci doswiadczenia moralnosci pytania wlasciwe<br />
etyce, pytania te zresztq dyktuje sarna potrzeba jego pelnego zrozumienia.<br />
Charakter tych pytan determinowae bE:dzie z kolei profil<br />
wlasciwych na nie odpowiedzi, jak i tych wszystkich pytan pomocniczych,<br />
kt6re dla udzielenia tej odpowiedzi i jej uzasadnienia trzeba b E:<br />
dzie postawie. Charakter g16wnego pytania w danym zespole pytan<br />
i twierdzen przesqdzae bE:dzie wiE:c 0 metodologicznym charakterze tych<br />
ostatnich. A oto g16wne pytania-problemy, wyznaczajqce zasadnicze etapy<br />
tak rozumianej etyki: 1. Dlaczego czyny ludzkie m 0 g q bye dobre lub<br />
zle? - jest to pytanie 0 ontyczno-strukturalne warunki moralno ~ci<br />
czynu w samym podmiocie moralnosci, osobie. Prowadzi one w kierunku<br />
zbudowania etycznie "ustawionej" antropologii filozoficznej. 2. Dlaczego<br />
czyny ludzkie s q dobre lub zle? - pytamy tu juz nie 0 podmiot, lecz<br />
o przyczyny powodujqce, iz dany czyn jest moralnie dobry czy zly. P y<br />
tanie to wyznacza swoiScie etyczny charakter dla calego podzespol u<br />
pytan i twierdzen, w wyniku kt6rych uzyskujemy informacje odnosnie<br />
tego, co stanowi kryterium wartosci moralnej czynu ludzkiego, co jest<br />
normq moralnosci. 3. D 1 a c z e go to wlasnie kryterium, d 1 a c z eg o<br />
ta wlasl)ie norma r odzi dobro mora Ine w dzialaniu czlowieka ? - to<br />
pytanie zmierza z kolei do podania uzasadnienia dla przyj E;tego kryterium<br />
wartosci moralnej czynu.<br />
1m pytania bardzie j zasadnicze, og6lne, tym wi ~k sza moiliwosc, ii<br />
odpowiedzi na nie zbiegnq siE: z odpowiednimi twier dzeniami etyki met<br />
afizycznej, czy nawet samej metafizyki. Nakladanie s i ~ obu modeli<br />
etyki: antropologicznego i metafizycznego staje siE: wskutek tego zjawiskiem<br />
calkiem naturalnym z metodologicznego punktu w idzenia.<br />
Jezeli tu przedstawionq pr6 b~ interioryzacji etyki, polegajqcq na<br />
"dowartosciowaniu" podmiotu moralnosci, uznajemy za pozytywne osiqgniE:cie,<br />
to nie moiemy przeoczye fakt u, ii jest ona rezultatem afirmacji<br />
i zasadniczej akceptacji na terenie etyki tych przeobrazen, kt6re s i ~<br />
dokonaly w niej pod wplywem "przewrotu" w dziedzinie filozofii juz<br />
u progu nowozytnosci. P rzy tej okazji zwr6cil Prelegent uw a g~ na<br />
pewne "nienadqzanie" teologii moralnej za etykq i wskazal na przypuszczalne<br />
racje nieudalych w zasadzie a podejmowanych ostatnio pr6b<br />
jej odnowienia czy "unowoczesnienia". Jezeli pr6by te majq bye uwieI'lczone<br />
powodzeniem, jeieli nie majq bye powierzchowne lecz gruntowne<br />
i wszechstronne, mUSZq wyjse od elementu zasadniczego w strukturze<br />
teologii moralnej. Takim elementem jest niewqtpliwie podmiot moraln~sci,<br />
czlowiek." Frontalna odnowa teologii polegalaby 'zatem na jakims<br />
zasadniczym "dowartosciowaniu" podmiotu moralnosci. Czy jednak w takim<br />
razie wlaseiwym sposobem jej odnowienia nie byloby uprawianie<br />
teologii moralnej wychodzqce r6wniez od doswiadczenia moralnosci
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
1047<br />
(tym razem wzbogaconego 0 odpowiednio swoiste elementy religijnomoraIne)<br />
oraz w swietle tych samych pytan, jakie uprzednio juz zaprezentowano,<br />
skoro odpowiedzi na nie uzasadni~ne mogq bye t a k z e<br />
na podstawie danych Objawienia? ezy zatem i samych przyczyn<br />
;,op6::niania" si~ teologii moralnej, jak tez i niepowodzen jej odnowienia,<br />
nie nalezy upatrywae w tym, ze w plaszczyznie teologiczno~moralnej<br />
dotqd jeszcze nie zaafirmowano, a przynajmniej nie dose gruntownie,<br />
tego, co nazwano tu "przewrotem" w etyce?<br />
Bezsprzecznie pionierskie koncepcje i tw6rcze sugestie Kierownika<br />
Katedry etyki wywolaly zrozumialq w tej sytuacji, zYWq reakcj~ audytorium,<br />
po brzegi tym razem wypelniajqcego aul~ uniwersyteckq.<br />
Reakcja ta wyrazila si~ zar6wno glosami afirmacji jak i sprzeciwu. Te<br />
ostatnie (chronologicznie pierwsze) oparte byly jednak na nieporozumieniach,<br />
dla kt6rych zresztq podstaw~ dalo z koniecznosci skr6towe przedstawienie<br />
przez Prelegenta tak obszernej problematyki. Zgloszono mianowicie<br />
obawy co do mozliwosci zbudowania etyki w oparciu 0 doswiadczenie.<br />
Obawy te poparto wskazaniem na niepowodzenia tych, kt6rzy<br />
na naszym polskim terenie pr6bowali stosowac metod~ empiryczno-indukcyjnq<br />
do badania zjawisk m oralnych. Obawa ta wszakze, sluszna<br />
w przypadku, na kt6ry si ~ powolano, okazuje si ~ bezpodstawna w odniesieniu<br />
do zaprezentowanej w referacie koncepcji etyki. wychod zqcej<br />
od doswiadczenia rozumianego zgola odmiennie niz w naukach empiryczno-indukcyjnych.<br />
Wlasciwq metodq dla tej etyki nie bylaby takze<br />
indukcja, leq wyjasnienie innego typu, stosow ane zresztq szeroko w filozofii.<br />
Inna trudnosc, polegajqca podobnie jak poprzednia na niepor o<br />
zumieniu, dotyczyla sposobu rozumienia terminu "normatywnose", uzywanego<br />
w refer acie.<br />
W slowie koncowym Prelegent, po uchyleniu tr udnosci, om6wil jeszcze<br />
nieco szerzej niektore punk ty wlasnej koncepcji etyld.<br />
Pr6bq ukazania przeobrazen w sposobie ujmowania etyki n a przestrzeni<br />
dzie jow zajql s i ~ w swym referacie zatytulowanym: Trady cy jne<br />
i wsp6lczesne uj ~ ci e etyki Ks. Dr Styczen. Referent wychodzqc z zalozenia,<br />
iz 0 obliczu i char akterze danego ujE;cia etyki decyduje sposob<br />
tr aktowania podstawowego dla nie j zagadnienia, jakim jest kryterium<br />
wartosci moraInej Iudzkiego dzialania, przyjql ten wlasnie sposob za<br />
narz~dzie analizy i charakter ystyki najbardziej reprezentatywnych<br />
w dziejach system6w etyki. W trakcie analizy stwierdzil, iz sposob stawiania<br />
i rozwiqzywania zagadnienia kryterium wartosci post~powania<br />
uwarunkowany jest z kolei sposobem podejscia do filozofii W ogole.<br />
W rezultacie doszedl do wniosku, ze pomimo daleko skqdinqd idqcych<br />
roznic 'mi~dzy nimi daje si~ zaprezentowane w dziejach uj~cia etyki<br />
sprowadzie do trzech g16wnych typ6w: metafizycznego, wlasciwego d'Ia<br />
okresu starozytnosci i sredniowiecza, teoriopoznawczego, charakteryzujqcego<br />
uj~cia nowozytne i niekt6re wsp61czesne, oraz lingwistycznego,
]048 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
znamionujqcego styl uprawiania etyki w neopozytywizmie oraz w angielskiej<br />
szkole analizy j~zyka potocznego. W zakonczeniu Prelegent<br />
podkreslil, ze chociaz de facto uj~cia teoriopoznawcze wykluczaly uj~cia<br />
metafizyczne, a uj~cia ' lingwistyczne oba poprzednie, to jednak de iure<br />
nic nie przesqdza, by tak bye musialo, owszem istniejq podstawy dla<br />
przyznania kazdemu z tych uj~e waznej w lqcznosci z pozostalymi roli<br />
do odegrania w procesie integralnego poznania dziedziny, stanowiqcej<br />
przedmiot etyki.<br />
Dyskusja skoncentrowala si~ g16wnie na zagadnieniu zupelnosci<br />
i rozlqcznosci przedstavvionej systematyki uj~e. Wysuwano pytania ezy<br />
niekt6re uj~cia etyki np. woluntaryzm nie mieszczq si~ poza wymienionymi<br />
typami, czy znowu pewne inne jak np. egzystencjalizm etyczny<br />
nie przynalezq do wi~cej niz jedneg tylko z wyr6znionych typ6w jednoezesnie.<br />
Ukazujqc jak w ciqgu dziej6w linia rozwoju etyki wyznaczona byla<br />
przez drogi i bezdroza mysli filozoficznej, referat Ks. Stycznia stanowil<br />
z jednej strony pewne uszczeg6lowienie problematyki og6Ino-aksjologicznej,<br />
nakreslonej. w historycznej cz~sci referatu o. prof. Krqpca,<br />
z drugiej zas podprowadzal pod "wydarzenia", do kt6rych bezposrednio<br />
nawiqzal juz w swych rozwazaniach Arcybiskup Wojtyla. Przewodnia<br />
ich mysl: "dowartosciowac podmiot moralnosci" znalazla SWq kontynuacj~<br />
w serii nast~pnych referat6w, kt6re mozna by okreslie jako<br />
wariacje - niezmiernie interesujqce - na temat: "swiatla na podmiot<br />
moralnosci". Wyjqtkowo ciekawq, tw6rczq propozycjq rozwiqzania problemu<br />
stosunku tego, co og6lne, do tego, co konkretne w moralnosci<br />
i etyce dal w swym referacie: InteLektuaLne a antyintelektualne postawy<br />
w etyce Dr Stanislaw Grygiel. 3<br />
Reakcja audytorium przejawila si~ g16wnie w uznaniu dla smialej<br />
pr6by zasymilizowania inspirujqcych element6w antropologii Sartre'a<br />
i wzbogacenia nimi wciqz otwartej na uzupelnienia doktryny sw, Tomasza<br />
w omawianym przedmiocie.<br />
I tresciowo i emocjonalnie najbardziej spokrewnione z tym referatern<br />
bylo wystqpienie - (chociaz nalezaloby tu raczej m6wic 0 wystqpieniach<br />
z uwagi na wyjqtkowo aktywne uczestnictwo Prelegenta we<br />
wszystkich dyskusjach "Tygodnia") - Mgra Adama Stanowskiego z prelekcjq<br />
0 stalosci i zmiennosci w etyce. 4<br />
Dziedzinom aksjologii najblizej z etykq zwiqzanym: religii i kulturze<br />
poswi~cono dwa dalsze referaty. Problem wzajemnego sto,sunku religii<br />
i moralnosci jest jednym z w~zlowych zagadnien granicznych aksjologii<br />
szczeg610wej, interesujqcym juz z samych tylko racji teoretycznych,<br />
3 Odczyt st. Grygiela zamiesclmy w nrze 135 "<strong>Znak</strong>u".<br />
4 Odczyt A. S tanowskiego, pt. spoteczno-wychowawcze konsekwencje ~iekto7'ych<br />
sposob6w 1Lprawiania etyki zamiescimy w 135 nrze "<strong>Znak</strong>u".
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 1049<br />
a nadto szczeg6lnie aktualnym obecnie z racji praktyeznych. Pr6b~<br />
okreslenia stosunku tyeh dwu dziedzin z merytorycznego, zasadniczego<br />
punktu widzenia podjql w swym referacie zatytulowanym Etyka a religia<br />
Ks. Dr Boguslaw Inlender. W szczeg6lnosci chodzilo Referentowi<br />
o odpowiedz na pytanie: ezy etyka jest w stosunku do religii w pelni<br />
autonomiczna, czy tez elementy religijne stanowiq jakies nieodzowne<br />
skladniki moralnosci. Poniewaz przez "uzaleznienie" etyki od religii<br />
mozna rozumiec bqdz uzaleznienie 0 charakterze religijnej mot y<br />
wac j i moralnego p 0 s t ~ pow ani a, bqdz 0 charakterze religijnego<br />
u z a sad n i e n i are g u 1 moralnego dzialania, stqd tez charakterystyk~<br />
stosunku obu wymienionych dziedzin przeprowadza Autor kolejno<br />
na dwu poziomach i stosownie do tego dwoma r6znymi metodami.<br />
Na pierwszym etapie - poprzez analiz~ fenomenologicznq swiadomosci<br />
moralnej i przezycia religijnego, na etapie drugim - poprzez analiz ~<br />
uzasadnien wyst~pujqcych w odpowiednio dla tych cel6w sklasyfikowan<br />
ych "modelach" systefu6w etycznych. Jakkolwiek analizy dokonane<br />
na etapie pierwszym prowadzq do uznania, ze specyficznie etyczne fenomeny,<br />
jak doznanie wartosci i poczucie zobowiqzania, Sq nieodzownle<br />
zwiqzane z autentycznym przezyciem religijnym, to jednak zaleznosci<br />
tej nie odpowiada zaleznosc w odwrotnym kierunku, jest ona asymetryczna.<br />
Istnieje mozliwosc autentycznie moralnych przezyc niezaleznie<br />
od przezyc religijnych. Wniosek na tym poziomie analizy bylby wi~c /<br />
zasadniczo r6wnoznaczny z uznaniem autonomii przezyc moralnych.<br />
Jak na pierwszym etapie badan zasadniczym narz~dziem analizy bylo<br />
poj~ci e motywu w odniesieniu do przezycia moralnego, tak na drugim<br />
staje si~ nim poj~cie "uzasadnienia" w odniesieniu do norm post ~ ~<br />
powania. Autor przyjmuje, ze normy Sq uzasadnialne bqdz: 1. przez<br />
sprowadzenie normy uzasadnianej do normy uznanej za oczywistq, bqdz<br />
2. przez odwolanie si~ do odpowiadajqcych tym normom ocen. Te<br />
ostatnie z kolei uzasadniajq si~ znowu alba dzi ~ ki wlasnej oczywistosci,<br />
alba tez przez sprowadzenie do oceny oezywistej. Po dokonaniu wspomnianego<br />
juz zabiegu klasyfikaeyjnego na wszelkich mozliwych (a wi~c<br />
i faktycznie danych) systemaeh etycznych z punktu widzenia stosowanego<br />
w nich uzasadniania norm i ich wzajemnych relacji w systemie<br />
(Prelegent m6wi tu 0 czterech r6Znych "modelach"), Autor stawta<br />
pytanie, jakie znaczenie w stosunku do wyr6znionych typ6w uzasadnien<br />
mogloby miec "dodanie" lub "odj~cie" momentu religijnego. Konkluzj~<br />
jego wywod6w na tym etapie mozna by chyba wyrazic vv ten spos6b,<br />
ze uzasadnienie religijne wprowadza pewnq uzupelniajqcq modyfikacj~<br />
do uzasadnienia etycznego, kt6rej charakter jednak jest scisle uzalezniony<br />
od charakteru samego zastosowanego w danym przypadku uzasadnienia<br />
etycznego. Jesli to ostatnie ma charakter autentycznie moraIny,<br />
uzasadnienie religijne modyfikuje je wprowadzajqc do niego<br />
moment "ostatecznosciowy". Jesli zas uzasadnienie etyczne ma charakter
1050 ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE<br />
pseudo-moralny (para-'moralny), modyfikacja, jak'l wprowadza "argument"<br />
religijny, polega jedynie na' zmianie w samej tresci argumentu<br />
nie zmieniaj'lc jego metodologicznego charakteru. (Hedonizm religijny<br />
jest na r6wni z hedonizmem "laickim" hedonizmem tylko, niczym wi~ <br />
cej), W zakonczeniu Referent podkreslH, iz wbrew pozorom wylaniaj'lcy<br />
si~ z jego rozwazan og6lny wniosek 0 daleko id'lcej autonomii moralnosci<br />
i etyki w stosunku do religii nie tylko dla religii nie jest<br />
"grozny", ale postuluj'lc interioryzacj~ i autentyzm w przezyciu morealnym<br />
przygotowuje tym samym teren dla autentycznej, pogl~bionej<br />
religijnosci.<br />
W dyskusji poruszano takie sprawy, jak koniecznosc doprecyzowania<br />
sensu poj~cia uzasadnienia etycznego oraz jego relacji do poj ~ cia<br />
umotywowania moralnego, potrzeb~ oddzielania r6znych konotacji terminu<br />
"morainosc" (i "etyka", i w zwiqzku z tym r6znych konotacji<br />
terminu "uzasadnienie etY'czne") i "religia", oraz problem wystarczalnosci<br />
ograniczenia si~ do samej tylko metody fenomenologicznej dla<br />
adekwatnego scharakteryzowania reIacji obu wymienionych dziedzin.<br />
Dr Adam Rodzinsk;j postawil sobie za zadanie wyeksponowanie '.'lZajemnych<br />
powiqzan aksjologii i filozofii kuItury, Stosunek wymienio'<br />
nych dyscyplin do siebie staral si~ uwyraznic poprzez okreslenie reIacji<br />
ich przedmiot6w. Dla jej okreslenia musial si~ oczywiscie podj'lc analizy<br />
obu jej czlon6w: poj~cia wartosci i kultury, Rozwazania analityczne<br />
nad tresci'l tych poj~c wypelnily tez wi ~ksz 'l cz ~s c jego referatu, zatytulowanego:<br />
Filozofi.a wartosc i a filozojia kultury. Uznajqc, Ii<br />
ol
ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
1051<br />
gicznymi czy nawet psychologicznymi, wartosci odpowiadaj~cych jego<br />
seisle duchowym aspiracjom i wlasciwej mu autonomii. Kiedy z kolei<br />
prelegent przyst~pil do drugiego czlonu omawianej relacji: poj~cia<br />
kultury, okaza1o si~, ze jego sens jest juz w og6lnych zarysach wyznaczony<br />
przez sens okreslonego jak wyzej poj~cia wartosci. Wystarczy go<br />
tylko blizej "dokreSlic", aby m6c nast~pnie postawic szereg pytan wytyczaj~cych<br />
og6lny profil problematyki specyficznej dla filozofii kultury.<br />
W tym punkcie jednak okazuje si~, iz tak jak niepodobna bylo okreslic<br />
poj~cia kultury bez poj~cia wartosci, tak sarno niepodobna rozwiqzac<br />
ca1ego szeregu problem6w filozoficzno-kulturowych bez zespolu twierdzen<br />
wyjsciowych, kt6re wszelako formuluje i uzasadnia na swym<br />
w1asnym terenie filozofia wartosci (a nast~pnie antropologia i nawet<br />
metafizyka). Relacja obu dyscyplin jest zatem stosunkiem scis1ej zaleZnosci<br />
metodologicznej, co jednak wcale nie przekresla ich wzajemnej<br />
odr ~bnosci. Uwydatnieniu tego specyficzneg~ odr~bnego pr ofilu metodologicznego<br />
filozofii kultury na tie spokrewnionych z niq najblizej<br />
nauk sluzy1y dalsze, koncowe juz uwagi Prelegenta. Referat sta1 si~<br />
impulsem dla ozywionej wymiany zdan. Dyskusja, obfitujqca tym razem<br />
w wiele humorystycznych akcent6w (sprawa scharakteryzowania wartosci<br />
przyslowiowej "dziury w moscie"), dotyczy1a g16wnie tej cz~sci<br />
wystqpienia, w ktorej Referent ustosunkowuj~c si~ krytycznie do ontologicznego<br />
okreslenia wartosci, proponowal swe wlasne, antropologicznofilozoficzne.<br />
Omawiane dotqd referaty "Tygodnia" dotykaly waznych merytorycznie<br />
problem6w aksjologii og6lnej i szczeg61owej. Nie byly to zresztq<br />
referaty, jesli przez slowo "referat" rozumiec jedynie sprawozdanie<br />
z tego, co inni tylko w omawianej dziedzinie robiq. W czasie "Tygodnia"<br />
bowiem bylismy niejednokrotnie swiadkami dzielenia si~ referenta<br />
z audytorium rezultatami swej wlasnej, tw6rczej pracy w okreslonej<br />
dziedzinie aksjologii i efektywnego niekiedy w niq wkladu. Tym tez<br />
chyba w gl6wnej mierze tlumaczy si~ 6w zaakcentowany juz wyzej<br />
og6lny charakter i wydzwi~k zaprezentowanej w referatach "produkcji",<br />
wyrazajqcy si~ haslem vetera novis augere. Z uwagi na ten moment<br />
jakqs kropk~ nad "i" tego "Tygodnia" byl referat Ks. Mgra Cz. Wojtkiewicza<br />
pod tytu1em Problematyka logiczno-metodologi czna w filozofii<br />
wartosci. Referat da1 nam zarys typologii problem6w meta-aksjologicznych,<br />
ilustrowany formulowaniem niekt6rych problem6w konkretnych,<br />
wskazywal na typowe rozwi~zania oraz klasycznych ich przedstawicieli.<br />
Akcentowal tendencje zaznaczajqce si~ wsp61czesnie w dziedzinie<br />
logicznej refleksji nad filozofiq wartosci. Jako zasad~ porzqdkowania<br />
problem6w Referent przyj~l klasyczne juz dzisiaj rozumienie<br />
trzech sens6w terminu "logika" lub "metodologia": 1. teoria nauki<br />
(~pistemologia), 2. logika j~zyka, 3. metodologia w sensie scislym. Refieksja<br />
epistemologiczna nad filozofiq wartosci dotyczy wyboru samej
1052 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
koncepcji tej "filozofii", a w konsekwencji wyboru metody. Wyb6r ten<br />
jest uwarunkowany og61nie jszymi poglqdami filozoficznymi, g16wnie<br />
teorioznawczymi (aprioryzm, empiryzm itp.). Czy badanie dzied:dny<br />
wartosci moze bye naukq, a jesli tak, to 0 jakiego typu nauce moze tu<br />
bye mowa (ontologia wartosci?, fenomenologia? epistemologia?, socjologia<br />
z psychologiq?) - oto podstawowe zagadnienia epistemologiczne.<br />
Na "logik~ j~zyka" danej dziedziny badanej, w tym przypadku teorii<br />
wartosci, sklada si~ problematyka dotyczqca tzw. aparatury poj ~ ciowej<br />
tej teorii. Idzie tu 0 wybor i dokladnq charakterystyk~ semiotycznq-syntaktycznq,<br />
semantycznq i pragmatycznq - wyrazen aksjologicznych,<br />
glownie terminow, zwlaszcza podstawowych ("wartose", "dobro", "ocena"<br />
itp.). W szczegolnosci: syntaktyka rna uwyraznic w poj~ciach wartosciujqc~ch<br />
wszelkie ukryte r elatywizacje, semantyka rna dostarczyc<br />
blizszej charakterystyki tych poj~c (problem typow znaczen termin6w<br />
wartosciujqcych, wzajemnych zwiqzk6w tych zna czen, sposobow ieh<br />
ustalania: klasyczny problem definiowalnosci, itp.), a takze analiz dotyczqcych<br />
wartosci obiektywnej (w szczegolnosci wartosci logicznej)<br />
calych wypowiedzi wartosciujqcych, g!6wnie ocen (stanowiska przeciw<br />
.stawne: z jednej strony zwolennicy znaczenia poznawczego ocen, z drugiej<br />
strony przedstawiciele tzw. emotywizmu). Pr agm a tyk~ interesujqcq<br />
pozostale funkcje wypowiedzi wartosciujqcych: rola wyrazania postaw<br />
(przekonan?), rola sugerowania, rola przekazywania zqdan lub tp.<br />
"Metoda" w zastosowaniu do dzialalnosci badawczej, to "metoda uzyskiwania<br />
twierdzei'l poznawczo wartosciowych i ich uzasadniqnia".<br />
Referat wskazywal na zlozonosc problemu uzasadniania aksjologicznego<br />
i jego uwarunkowania w postaci rozwiqzan wielu problem6w semantycznych.<br />
Nie jest rzeCZq latwq, m. in. wobec dotychczasowego braku<br />
zadowalajqcej eksplikacji og61nego poj~cia uzasadniania, rozstrzygnqe<br />
zasadnie takie zagadnienia jak zagadnienie uzasadnialnosci bezposredniej<br />
ocen, zagadnienie uzasadniania or.,en Ua podstawie przekonal1<br />
innego typu, zagadnienie og61nych warun.k6w poprawnosci uzasadniania<br />
aksjologicznego itp. Zwr6cono wreszcie uwag~ na dochodzqcq<br />
coraz bardziej do glosu w literaturze metaaksjologicznej tend e ncj~ do<br />
"liberalizacji" w stosowaniu narz~dzi logiczno-metodologicznych do<br />
d~iedziny wartosci. tendencj~ . ktora jest wynikiem postulatu ogolniejszego,<br />
postulatu respektowania specyfiki roznych dziedzin poznawczych.<br />
Przykladem wspomnianej tendencji jest np. rezygnacja z "uswi~conego"<br />
tradycjq dqzenia do definiowania termin6w za wszelkq c e n~<br />
na rzecz innych rodzaj6w sposob6w ustalania ich znaczenia, lub np.<br />
zarzucenie stosowania schematu "dedukcja-indukcja" tam, gdzie rna<br />
miejsce specyficzny typ uzasadniania i argumentacji - "praktyczny",<br />
"wartosciujqcy", "etyczny". Ujmujqc najkr6cej Referent dal ' przeglqd<br />
postulat6w rzetelnej "roboty" badawczej, jakie stawia przed badaczem<br />
jakiejkolwiek dziedziny wsp61czesna teoria nauki, a kt6rym etyk musi
ZDARZENIA - KSIAZKI ~ LUDZIE 1053<br />
czynie zadose, jezeli uprawiana przezeil dziedzina chce aspirowae do<br />
rangi poznania naukowego. Postulowane tu "novum" jest tym bardziej<br />
doniosle i aktualne, ze na tym odcinku zauwaza si~ pewne "nienadqzanie"<br />
etyki w por6wnaniu ze stopniem dojrzalosci -metodologicznej innych<br />
nauk. PeIne uswiadomienie sobie niedobor6w i op6Znieil w tym zakresie<br />
jest jednak 'niezb~dnym warunldem ich skutecznego przezwyci~zenia<br />
i proby nadania etyce postaci odpowiadajqcej wsp61czesnym wymogom<br />
na tym odcinku. Dla tych wzgl~d6w to perspektywiczne koilcowe<br />
spojrzenie oczyma logika i metodologa na pole "uprawy" etyka - do<br />
!Czego w gruncie rzeczy sprowadzal si~ referat Ks. Wojtkiewicza - sta <br />
nowilo wyjqtkowo cennq pozycj ~ ostatniego "Tygodnia" i jeszcze jedno<br />
w cyklu jego wyklad6w wskazanie, gdzie w etyce mo:i.na i trzeba "stare"<br />
"novvym" uzupelnic i wzbogacic.<br />
W swym wst~pnym referacie, otwierajqcym program "Tygodnia"<br />
Mgr Galkowski poinformowal nas, :i.e na terenie polskim reprezentowane<br />
Sq obecnie wszystkie kierunki cieszqce s i ~ aktualnie "w z i~ciem " na<br />
swiatowym rynku aksjologii i etyki. Z obrazu, jaki nam nakreslil,<br />
wynikalo wszelako, :i.e istniejq pomi~dzy nimi duie dysproporcje zarowno<br />
pod ~vzgl~dem ilosci publikacji, jak rowniez pod w zgl~dem ich<br />
wartosci naukowej. Niektore stwierdzenia i oceny Autora dotyczqce<br />
kierunk6w szczeg6lnie nam bliskich mogly nas nawet niepokoic. Nie<br />
wiemy, jak by wyglqdaly oceny Mgra Galkowskiego, gdyby referat<br />
sw6j glosil nie na rozpocz~cie, lecz na zakonczenie "Tygodnia Filozoficznego",<br />
a wi~c w momencie, kiedy ju:i. sam ten Tydzien przeszedl d o<br />
historii polskiej aksjologii i etyki, stajqc si~ jej elementem. Nie sqdzimy,<br />
by oceny te byly radykalnie odmienne, a le wolno nie bez podstawy przypuszczac,<br />
:i.e bylyby bli:i.sze jasniejszym tonacjom. A jezeli tak, to chyba<br />
mo:i.na uznae tegoroczny "Ty~zieil Filozoficzny" za imprez~ udanq i budzqcq<br />
uzasadnione nadzieje na przyszlose.<br />
Ks. Tadeusz Styczen<br />
ENCYKLIKA ECCLESIAM SUAM<br />
"LIST -<br />
ROZMOWA"<br />
Kosci6l katolicki, a takze ludzie spoza Kosciola oczekiwali z zainteresowaniem<br />
na encyklik~ Ecclesiam suam, z 6 sierpnia 1964, pierwszq<br />
encyklik~ pontyfikatu Pawla VI, poniewa:i. ogloszone przez papieia<br />
Jana XXIII listy do wszystkich ludzi dobrej woli, a szczegolnie Pacem<br />
in terris, wywolaly niespotykane do tej pory z7:tinteresowanie dla tego,<br />
co m6wi papiez·. Tak wi~c list Pawla VI zostal zaraz na poczqtku<br />
sievpnia zyczliwie przyj~ty przez pras~ swiatowq; komentowano go<br />
Tlumaczenia artykulu dokonano wed!ug tekstu zamieszczonego w ,,:E:tudes",<br />
Octobre 1964, z pewnym! skr6tainl.
1054 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
i cytowano, a "New York Times" opublikowal go nawet w calosci.<br />
Jednakze, unikajqc pochlebstwa, trzeba przyznae obiektywnie, ze nie<br />
wywolal on tego spontanicznego entuzjazmu, jaki powital Pacem in<br />
terris. A nieuniknione por6wnywanie no~ej encykliki z tamtq z koniecznosci<br />
zafalszowalo nasz poglqd i nie pozwolilo nam dostrzec oryginalnosci<br />
listu Pawla VI. M6wiono, ze nowa encyklika przypomina wi~cej<br />
styl Piusa XII, niz Jana XXIII. To zdanie nie jest sluszne: nie ma<br />
w niej nic z teoretycznych, nieosobistych i mistrzowskich traktatow<br />
Piusa XII. Pawel VI wprowadza do literatury papieskiej zupelnie nowy<br />
rodzaj: po pierwsze dlatego, ze encyklika zostala pomyslana, ulozon~<br />
i napisana przez niego samego - co jest rzadkosciq - a zwlaszcza<br />
dlatego, ze papid stara si~ jq podae w formie prostego "listu - rozmowy",<br />
jakiegos wewn~trznego monologu, wyjawionego swiatu, po to<br />
zeby zapoczqtkowac dialog. Papiez odkrywa wlasne najwRzniejsze troski,<br />
zasadnicze i charakterystyczne cechy wlasnej mysli; nie z gory<br />
ustalony program, ale raczej drogi poszukiwania, na ktore wkracza.<br />
Trudno 0 cos bardziej przejmujqcego niz ten dowod ufnosci, jaki<br />
sklada episkopatowi (bo do niego w pierwszej kolejnosci zwraca si~<br />
ze swymi zwierzeniami), ale takze Kosciolowi i swiatu.<br />
Encyklika ta nie jest jednak dokumentem bardzo przyst~pnym. Nie<br />
z powodu jej stylu: Pawel VI najwidoczniej staral si~ bardzo 0 porzucenie<br />
skomplikowanego sposobu pisania, polegajqcego na dlugich, okresach<br />
najezonych zdaniami podrz~dnymi i warunkowymi, ktory to sposob<br />
dawniej bardzo lubil i ktory odpowiada subtelnosci i precyzji jego<br />
mysli. Jednakze w tych kr6tkich i bardzo oszcz~dnych zdaniach, ktorych<br />
teraz uzywa, widae t~ samq inteligencj~: rzutkq i analitycznq, dostrzegajqcq<br />
zlozonosc problemow w calej jej ostrosci i wyrazajqcq jq zawsze<br />
za pomocq skrupulatnie dobranych odcieni. Tutaj Pawel VI jest naprawd~<br />
bardzo r6Zny od Jana XXIII. Geniusz zmarlego papieza oparty<br />
na intuicji, optymizm polegajqcy na zaufaniu do Boga, lqczyly si~<br />
z ogromnym czasami upraszczaniem problem6w, co umozliwialo mu<br />
podejmowanie opatrznosciowo odwaznych inicjatyw. Jednakze skoro<br />
juz Jan XXIII dal raz impuls, jest rzeczq bardzo szcz~sliwq, ze jego<br />
nast~pca, kt6ry chce kontynuowac to, co zacz~te, jest obdarzony analitycznq,<br />
trzezwq i zr6wnowazonq inteligencjq. Ta sklonnose do analizy<br />
i tak cenny dar wydobywania odciel).i nie zapewnia mu popularnosci<br />
i raczej zadziwia nasze dzisiejsze "stadne" umysly, zanadto przyzwyczajone<br />
do nami~tnych, propagandowych uproszczen.<br />
Zresztq encyklika, kf6ra faktycznie jest zaadresowana w pierwszym<br />
rz~dzie do biskup6w, to dokument dosye dlugi, papiez chcqc mowic<br />
jasno zaczyna od 6bszernego wst~pu, w kt6rym dokonuje syntezy temat6w,<br />
jakie nast~pnie poruszy. Temat6w tych jest wiele i nie zapominajmy,<br />
ze to jest "list-rozmowa", gdzie wiele przedmiot6w b~dzie za
z r ARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE<br />
1055<br />
ledw ie lekko poruszonych; gdyby to mial bye dydaktyczny trakta t, to<br />
wiele spraw znaiazloby s i ~ w p rzypisach; tutaj cz ~sto jak refren powraca<br />
pragnienie po dsu n i~ ci a t emat6w do pr zemyslen bez pr etensji do<br />
ich r ozwijania. Wreszcie, cZGse najbardziej bezposrednia i n a jprzyst E;pniejsza<br />
dia szerokich m as, czyli cz ~ s e odnoszqca siE; do dia logu, pojaw ia<br />
siG na samym koncu i po wielu r ozwaian iach, kt6re nie n adajq siE; do<br />
wywolania sponta nicznego zainteresowania. Oto pow ody, kt6re Uumaczq<br />
dlaczego ten tekst tak orygin alny, osopisty, przemyslany i sugestywny<br />
nie doznal od r azu rozglos u, na ja ki zaslugujc. K to wie, czy tak n ie jest<br />
lepiej. Pa pieZ pragnie pobudzie osobistq refleksj E; u tych, do kt6rych siE;<br />
zwraca: "Chcemy przygotowae. umysly a nie wyczer p uj '1co traktowac<br />
tem aty"; gwaHowny entuzjazm" jest niewysta r czaj qcy do takich pr zemyslen,<br />
wymagajq one czasu na doj rzewanie.<br />
W tych warunkach nie rna m owy 0 pr6bie streszczenia en cykliki:<br />
nie mielibyfmy innego wyjscia jak uloienie sztywnej t ablicy syn optycznej,<br />
kt6ra musialu by wypaczae m ysl z ist oty swojej giE;tkq i suges<br />
tywnq. Chcialbym tutaj po prostu wykazae, ie P awel VI jest szczery,<br />
kiedy twierdzi, i e k ontynu uje porywy Jana XXIII. P ospieszna i powierzchowna<br />
lektura doprowadzila niekt6rych kom entator6w encykliki<br />
do zobaczenia w Ecc!esiam StLa1n reakcji przeciw Jan owi XXIII. To<br />
prawda, zc "papiez Montini" j "papiez Roncalli" ujawniajq swoje w lasne<br />
i to diamentralnie r6zne osobiste sposoby rcagowania. Co nie znaczy,<br />
ze obaj wychodzqc od odrE;bnych psychologii i niepodobnych doswiadczen<br />
nie mog'1 dqzye do tego samego celu. P6jdE; jeszcze da lej : pow iedzialbym,<br />
ze wyostrzone poczucie trudnosci i moiliwych niebezpieczenstw, utajonych<br />
bl ~ d 6w, 5wiadomose zlozonosci tego, co rzeczywiste' - wszystkie<br />
cechy tak charakterystyczne dla Pawl a VI - dajq mu smialose refor <br />
matorsk,! , jeszcze bar dziej a uten tyeznq i odwazn q n iz smialose J ana<br />
XXIII. To nie jest paradoks. ChlDpska r oztropnose Jana XXIII, jego<br />
dobroe nie pozwalajqca na zrobienie komukolw iek przykrosei, sprawialy,<br />
ze w ciekawy spos6b r 6wnowazyl smialose swoich intuieji i iniejatyw;<br />
ta kompensacja nie dzialala poprzez odcienie i zastrzezenia jak u P awla<br />
VI, ale poprzez zaskakujqce decyzj e w przeciwnym kier unku - tak ie<br />
jak obsadzanie kier owniczych stanowisk ludzmi wr ogim i ow em u aggtornamf!nto,<br />
kt6re pa piez glosil. Niezego takiego nie rna u P a wla VI ;<br />
mozna to bylo wyraznie stwierdzie, kiedy wyznaczal moder ator6w i dodatkowych<br />
czlonk6w sobor owych, a zw laszcza po-soborowych komisji.<br />
J ednakze nie m ozna wykluezye, ze pewncgo dnia Pawel VI przyjm ie<br />
postawE; inn'1 od dzisiejszej - 0 ile poczucie odpowiedzialnosci czy<br />
obowiqzku za chowa nia tego, co uwaza za dziedzietwo P iotrowe, wyczucie<br />
niebezpieczenstwa zagrazajqeego wierze, ezy wreszcie odkrycie powaznych<br />
i m ogqcych miee grozne nastE;pstwa blGd6w - kazq m u zareagowac<br />
i wlqczyc hamulce. Inteligencjom r6wnie subtelnym jak jego,<br />
zl'1czonym z wielkq energiq, pr zysluguje prawo r ezygnowania z pier-<br />
Zna k - 16
1056 ZDA RZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
wotnych zamierzen i pozycji - nie dlatego ieby im zaprzeczyc, ale ieby<br />
je dopelnic przez ich przeciwiellstwa. Takie kompensuj1jce przemiany<br />
dziwi1j zwyk le nasze mniej przezorne umysly. Nieza leinie od ti~go, co<br />
b~dzie z ewentualn1j przemian1j - ktorej moiliwosc nie od rzeczy b~dzie<br />
przewidziec - na razie trzeba stwierdzic, ie Pawel VI - uiywaj1jc<br />
wszelkich zastrzeien i niuans6w, ktorymi ubezpiecza swoje mysli <br />
cierpliwie, dyskretnie, ze spokojn1j wytrwalosci1j przeprowadza zamysl<br />
reformatorski wyraznie wpisany .w t~ encyklik~.<br />
REFORMA KOSCIOLA<br />
Siowo "reforma", malo uiywane przez Jana XXIII, w encyklice<br />
wraca jako motyw pl'Zewodni. Papiez dodaje, ze oczywiscie nie chodzi<br />
o rewolucj~ maj1jcq podwazac zasadnicze struktury prawa Boiego, ktorp<br />
stanowiGj 0 pelnej autentycznosci Kosciola. Celem tej reformy jest raczej<br />
doprowadzenie Kosciola do wi~ksz e j zgodnosci z zamiarami Bozymi<br />
i uzdolnienie jego zasadniczych struktur do lepszego wykonywania ich<br />
jedynego zadania, jakim jest udzielanie Chrystusa. Moina tu odnalezc<br />
mysl o. Congara zawartGj w jego wielkim dziele Vraie et fausse r ejoTme<br />
de Z'EgZise (Prawdziwa i falszywa reforma Kosciola). KardynalFeltin,<br />
w Iokalu wydawnictwa dominikanskiego du Cerf, publicznie przytoczyl<br />
zdanie Pawla VI, ze dzielo o. Congara jest jednym z tych, ktore staly<br />
si~ natchnieniem dla osobistych przemyslen papieza ; a k ardynal:owie<br />
majGj przywilej autentycznego przekazywania slow papieskich.<br />
Tak wi~c Pawel VI w ielokrotnie nie waha si~ uzy!: dosadnego wyra-·<br />
zenia owinach·Kosciola i propri jalli - wyrazenie dotychczas tak bardzo<br />
rzadko spotykane w oficjalnych dokumentach, ie tlumacze I:acinscy,<br />
uwazajGjc ie naleiy je zlagodzie i uscisli!:, napisali suorum membrorum<br />
errata, a wi~c winy czlonkow Kosciol:a, a nie jego samego.<br />
Reforma owa ma bye przede wszystkim i zasadniczo duchowa, a nie<br />
tylko kanoniczna i instytucjonalna. Chodzi tu 0 nawr6cenie si~ wszyst··<br />
kich i kazdego, usilnGj prob~ odnalezienia na powr6t dwoch cnot ewangelicznych:<br />
ub6stwa i mHosci. Jan XXIII osobiscie przezyl cnot~ ubostwa<br />
i nie wahal: si~ ubolewae publicznie nad grzechami przeciw ubostwu,<br />
jak ie stwierdzal wokol siebie, a zwlaszcza nad ambicjq; nieustannie kladl<br />
nacisk na t~ wainGj postac ubostwa, jak1j jest duch sluiby, a .nie panowania<br />
dla wszystkich, ktorzy sprawujGj urz~dy w Kosciele ; a jednak<br />
nie uwydatnil tak jasno, jak to zrobil Pawel VI, owej koniecznosci<br />
widomego praktykowania ubosiwa dla calego Kosciola. To nie znaczy,<br />
ie obecny papiez widzi jui jasno, w jaki sposob ma kon kretnie wprowadzi!:<br />
ducha ubostwa. I w lasciwie nikt dzisiaj tego tak calkiem jasno<br />
nie widzi. Ale papiez prosi biskupow, zeby razem z nim zatroszczyli si ~<br />
o szukanie rozwiGjzania tego zasadniczego problemu.<br />
Reforma ma bye takie intelektualna; i tutaj Pawei VI idzie dalej nii
ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE ' 1057<br />
Jan XXIII. Dobry papiez Jan z calym optymizmem posta wil sobie za<br />
zasad~ dostrzeganie raczej tego, co pozytywne, a nie tego, co pegatywne<br />
'w jednostkach, spoleczenstwach i ruchach. Nie cheial niczego pot~piac,<br />
nie sqdzil, zeby jakies powazniejsze grozby herezji dojrzewaly w Ionie<br />
katolicyzmu. Sam mial wartosciowe o s iqgni~cia , peIne erudycji, na polu<br />
krytycznego wydawania tekstow, ale nie tail wcale, jak malo 'wsp6lnego<br />
z badaniami czysto teologicznymi i spekulatywnymi. Nie pozwalal na<br />
oficjalne za rzqdzenia pot~pi a jqc e , ale nie byl oswojony ' z post~pami<br />
krytyki biblijnej. Pawel VI nie jest oczywiscie zawodowym teologiem,<br />
ale byloby nieslychanie trudno znaleic podobnq kultur~ teologicznq<br />
u kogos, komu jak jemu cale zycie zeszlo na funkcjach administracyjnych<br />
i duszpasterskich. Ogloszone przemowienia swiadczq, ze az do<br />
pocz'ltku swego pontyfikatu orientowal si~ doskonale w pracach teologow<br />
niemieckich i francuskich; ja ko papiez po wielekroc wyjawial swoj&<br />
osobistq s ymp a ti~ dla niekt6rych wsp6Iczesnych wielk ich teologow;<br />
otwarcie zajql stanowisko przychylne zdrowej wolnosci w badaniach<br />
egzegetycznych. W omawianej encyklice wyraza SWq rado§{: z · prac<br />
wielkich wspolczesnych teologow: nie trudno byloby wstawic tutaj<br />
nazwiska ludzi, kt6rzy za poprzednich pon'tyfikatow byli c z ~sto przedmiotem<br />
podejrze11. Papiez w tekscie, kt6ry wlasnor~czni e zredagowal,<br />
daje dowod g l~bokiej , osobistej refleksji teologicznej; proponuje teologi~<br />
Koseiola chrystologicznq i trynitarnq i metod~ eklezjologicznq, kt6rq<br />
moi na nazwac fenomenologicznq i refleksyjnq, pozostajqcq pod wpIywami<br />
niekt6rych swieckich nurtow filozofii wspolczesnej, a nie jest<br />
to bynajmniej metoda klasyczna.<br />
Papiei proponuje OWq podstawowq duchowq, a takie intelektualnq<br />
r eform ~ jako rezulta t scislej wsp6lpracy episkopatu i papiestwa. Tutaj<br />
zasluga inicjatywy naleiy do Jana XXIII, ktory w swej genialnej<br />
prostocie odwaiyl si ~ na prawie rewolucyjny - w 6wczesnym stanie<br />
instytucji koscielnych - pomysl zwolania Soboru Powszechnego; ta<br />
decyzja przerazila przeciei pewnych ludzi, dla kt6rych rutyna byla<br />
rzeczq uswi~conq; historyczne konsekwencje tej decyzji nie dadzq si~<br />
jeszcze przewidziec. Jan XXIII nie m6wil 0 kolegialnosci episkopatu,<br />
ale tchnql ducha w jej rzeczywistosc. Kardynal Montini jako jeden<br />
z pierwszych okreslil jej zasady i wyrazil zyczenie, i eby praktyka<br />
scislej wspolpracy ciaia biskupiego z papiestwem nie ograniczala si~<br />
do c,zasu Soboru, ale i eby si~ staia czyms trwalym, w form ie, ktorq<br />
trzeba stworzyc. J est oczywiste, ie - jesli Kosci61 rna pozostac katolicki<br />
- ta wsp6!praca zaklada zachowanie w calej rozciqglosci prymatu<br />
nast~pcy sw. Piotra ; Pawel VI, stosownie do obowiqzk6w sw ego urz~du<br />
i ze skrupulatnym poczuciem wlasnej odpowiedzialnosci historycznej,<br />
glosi to nieustannie od samego poczqtku swego pontyfikatu i to z takim<br />
naciskiem, ze czasem moi na bylo odniesc wraienie, jakby pr zestraszyl
1058 ' ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
si~ idei, kt6rq sam wylansowal. Jego encyklika wykazuje, :i:e takie wr(A<br />
:i:enie byloby falszywe. Oczywiscie Pawel VI przypomina, ze jest najwy:i:szym<br />
arbitrem Soboru. W trudnej do przetlumaczenia formule mowi,'<br />
ze "b~dzie si~ cieszyl, kiedy jego zdanie b~dzie zgodne ze zdaniem<br />
Soboru", czym daje do zrozumienia, ze koniec koncow oSqd papie:i:a<br />
moglby bye rozny od osqd6w biskupow. Mo:i:na przcciez latwo przypomniee,<br />
ze byly Sobory, pozornie powszechne, ktorych decyzji Kosciol<br />
i papiez nie oglosili (np. slawne synody w Sirmium albo Sob6r w Konstancji,<br />
niezale:i:nie od tego, jak wyglqda dzisiejsza dyskusja 0 kanonach<br />
tego Soboru). O. Congar pisze, ze wlasciwie jedynym mozliwym probierzem<br />
ekumenicznosci Soboru, to znaczy faktu, :i:e reprezentuje on calose<br />
Kosciola, jest aprobata Stolicy Piotrowej.<br />
W takim kontekscie tym wyrazniej uderza, jak dalece Pawel VI nie<br />
chce sprawowae swego urz~du najwy:i:szego doktora i pasterza w spos6b<br />
nasuwajqcy mysl 0 dyktaturze duchowej i dogmatycznej. W encykliee<br />
kladzie nacisk na swojq deeyzj~ pozostawienia ealkowitej wolnosci<br />
Soborowi; skrupulatnie unika nie tylko traktowania zagadniel'i, nad<br />
kt6rymi Sob6r wlasnie praeuje, leez stale prosi biskup6w, prawie blaga<br />
ieh 0 dor'adzanie papiezowi, 0 pomaganie mu, 0 wsp6lprae~ z nim,<br />
o wskazywanie mu potrzebnyeh reform, a zwlaszeza - sposob6w do<br />
wprowadzenia ub6stwa. Nigdy jeszeze papie:i: nie wykazal tak wyraznie<br />
i na faktaeh, ze jego najwyzszy urzqd nie bywa wykonywany sine<br />
Ecclesia. Sarno wyrazenie "kolegialnosc" nie pojawia sie, jak sqdz~,<br />
w eneykliee wlasnie dlatego, ze nie zostalo one jeszeze przeglosowane,<br />
ale rzeezywistosc kolegialnosei jest w calej tej eneyklice obecna i dzialajqea.<br />
Sarna forma monologu-zwierzenia, jakq encyklika posiada, zaklada<br />
kolegialnosc.<br />
"Zeehciejcie pom6e Nam - pisze Pawel VI - we wprowadzeniu<br />
(programu pontyfikatu) waszq radq, waszym popartiem, waszq wsp61<br />
praeq... To do was, czcigodni bracia, nalezy wskazanie Nam, co trzeba<br />
zrobic dla oczyszczenia i odmlodzenia oblicza Kosciola. Ale raz jeszcze<br />
cheemy was zapewnic, ze postanowilismy przyezynic si~ do tej reformy".<br />
Wskutek tego samego szacunku dla postanowien ezy sugestii Soboru<br />
nigdzie w encyklice nie rna mowy 0 instytucjach, kt6re po zakonczcniu<br />
Soboru moglyby, wedlug formuly uzytej juz raz przez papieza, utrwalic<br />
6w udzial kolegiuql biskupiego "w odpowiedzialnosci rzqdzenia Kosciolem".<br />
Jednak:i:e ju:i: teraz Pawel VI przewiduje, :i:e dzi~ki komisjom posoborowym<br />
taka praea b~dzie kontynuowana w duchu Soboru tak:i:e<br />
po jego zamkni~ciu. Niekt6re komisje ju:i: dzialajq, a ich mi~dzynarodowy<br />
sklad sprawia, ze one Sq dOkladnq r eprezentaejq calego episkopatu<br />
swiata.<br />
"Naturalnie, pisze papiez, Sob6r wlasnie rna podsunqe te reformy,<br />
jakie nalezy wprowadzic w prawodawstwie koscielnym, a komisje posoborowe<br />
- zwlaszcza te, ktoresmy j uz utworzyli dla przestudiowailia
ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE 1059<br />
prawa kanonicznego - przelozq decyzje zgromadzenia na konkretne<br />
terminy".<br />
Poprzez calq encyklik~ przewija si~ pewien temat, kt6ry jest tr6dlem<br />
postanowienia reformy; to, co Pawel VI nazywa "roztropnym wyczuciem<br />
historii". Oczywiscie nie w znaczeniu materialistycznym i pozytywistycznym,<br />
jakie si~ mu dzis nadaje; tutaj jest to punkt widzenia<br />
wiary, przekonanie, ze "B6g wspomaga Kosci6l i prowadzi go nawet<br />
wtedy, kiedy pozwala slabosci ludzkiej znieksztalcac mniej lub wi~cej<br />
czystosc jego rysow i pi~kno jego czyn6w". Jednakze ten punkt widzenia<br />
wiary uznaje . za rzecz zdrowq i normalnq 6w nieprzerwany rozw6j<br />
wynikajqcy z pogl~biania doktryn i adaptacji instytucji. Wlasnie to wyczucie<br />
rozwoju okresla wymiary i granice reformy podj~tej przez Pawla<br />
VI; ta reforma nie jest archaizowaniem, jakims powrotem do instytucji<br />
pierwotnych i do chwiejnych sformulowan poczqtkowych, "jak gdyby,<br />
m6wi Papiez, tylko 6wczesne miary byly sluszne i dobre"; reforma nie jest<br />
tez owocem jakiegos subiektywnego iluminizmu, nie jest charyzmatyczna<br />
w zlym znaczeniu tego slowa, ale jest wysilkiem dqzqcym do odszukania<br />
w konkretnych warunkach terazniejszosci calej czystosci pierwotnego<br />
porywu, kt6ry prowadzil caly rozw6j, az do naszych czas6w. Takie wyczucie<br />
rozwoju nie wyrazalo si~ dotqd zbyt cz~sto w oficjalnych dokumentach<br />
Kosciola, wskutek reakcji przeciw naduzyciom, jakie w tej<br />
dziedzinie wprowadzil modernizm.<br />
TRAKTAT 0 DIALOGU<br />
Wlasnie to roztropne wyczucie historii cechuje najbardziej nowatorskq<br />
cz~sc dlugiego refleksyjnego monologu Pawla VI, cz~sc, kt6ra<br />
najmocniej zafrapowala komentator6w, to znaczy traktat 0 dialogu.<br />
Swiadomie uzywam tu wyrazenia "traktat", poniewaz tutaj Papiez nie<br />
ogranicza si~, tak jak w calosci swego listu, do aluzji i delikatnych<br />
sugestii. I znowu Pawel VI idqc po tej samej linii posuwa si~ dalej niz<br />
jedno z najowocniejszych natchniefl optymizmu Jana XXIII, wedlug<br />
• ktorego Kosci6l powinien podjqc to, co jest dobre w niezwyklym post~pie<br />
wsp61czesnej cywilizacji. Zrozumienie tego dialogu jest 0 tyle gl~bsze<br />
u Pawla VI, ze nie wynika ono z instynktownego optymizmu, ale<br />
z bardzo trzezwej wiary i z wolnego od naiwnosci realizmu. Pawel VI<br />
zach~ca pasterzy do czujnosci; z calq energiq ujawnia niebezpieczenstwo<br />
cywilizacji hedonistycznej, kt6ra dqzy do balwochwalczego uwielbienia<br />
czlowieka. Jednakze, tak jak Jan XXIII nie uwaza, zeby aktualnym<br />
zadaniem Kosciola mialy bye w pierwszym rz~dzie pot~pienia, by<br />
mial on rzucac anatemy, glosie systematyczne powstrzymywanie si~<br />
od wszelkich stosunkow ze §wiatem czy wzywac pod sztandary krucjaty.<br />
Papiez chce rozpoczqC dialog z ulegaj qcym gl~bokim i gwaltownym<br />
przemianom laickim §wiatem, w kt6rym dzisiejszy Kosci6l prowadzi
1060 ZDARZENIA - KSLf\ZKI - LUDZIE<br />
swoje samoistne zycie. Ta postawa nie jest ta k zupelnie nowa; to punkt<br />
dojscia powolne j ewolucji zainicjowan.ej przez Leona XIII, potem zahamowanej<br />
w okresie nieuniknionej reakcji anty-modernistyeznej i rozpoez~tej<br />
na nowo za Piusa XI a nawet Piusa XII, kt6ry w swoich star annie<br />
przygotowanych mowach tak si ~ troszczyl 0 wykazanie, ze Kosci61<br />
interesuje s i~ wszystkim co ludzkie.<br />
Jan XXIII w coraz wyrazniejszej afirmacji godnosci ludzkiej dostrzegal<br />
post~p nowoezesnej swiadomosei moralnej; P awel VI mowi<br />
o konieeznym dialogu 'ze wspolczesnym swiatem, takim jaki on jest.<br />
Nie b~d~ streszczal tyeh wypracowanyeh i subtelnyeh stronie, na ktoryeh<br />
papiez okresla ducha tego dialogu. Moze nieswiadomie spotyka s i ~ on<br />
tutaj z filozofem dialogu, Zydem Martinem Buberem: dialog zaklada<br />
wysilek, zrozumienia drugiego czlowieka, widzenie trzezwe - jego bh;<br />
dow, ale - peIne sympatii - jego stara n, pragnienie skutecznej pomoey,<br />
zeby m6g1 urzeezywistnic to, co w nim najlepsze.<br />
Pawel VI stwierdza, ze taki dialog, 0 jaki mu chodzi, nie jest moiliwy<br />
z "wojujqcym ateizmem". Niekt6rzy cheq widziec w tej postawie r e akej~·<br />
przeeiw Janowi XXIII. Zauwazmy jednak, ze Pawel VI, tak sarno jak<br />
jego poprzednik, odrzuca jawnie wszelkq id e ~ 'krucja ty; jezeli stwierdza,<br />
ze nie mozna prowadzic dialogu z przeciwnikiem, ktory z zasady nie<br />
chee rozmawiac, to. nie odmawia dialogu z jednostkami, kt6re cheq<br />
rozmawiac, nawet gdy Sq to ateisei. A nawet wobec samego ateizmu papiez<br />
popiera zasa d~ zrozumienia, sympatii i - wierny zanalizowanemu<br />
przez siebie poprzednio duehowi dialogu - kai e si~ star ac 0 z'tozumienie<br />
n a jgl~b szych przyczyn tego zjawiska historycznego, jakim jest<br />
rozpowszechnianie si~ ateizmu za naszych dni ; kaze starac s i~ 0 rozpoznanie<br />
tyeh znieksztalcen ehrzescijanskich, kt6re oddalajq ludzi od<br />
osobistego odkryeia Boga; jest sklonny uznac wielkodusznosc ludzkq<br />
i dqzenie do sprawiedliwosci i po s t~pu czerpiqce nieraz natchnienie<br />
z ateizmu; nie waha si~ dostrzec w tych dqzeniach "pochodnych tego,<br />
co absolutne i konieezne". Nawet w racjonalizmie at eisty P awel VI<br />
dostrzega normalny bieg mysli zatrzymanej po prostu w swym rozp~dzi e .<br />
Jest jasne, ze Jan XXIII nigdy nie okazywal sympatii doktrynom<br />
materializmu marksistowskiego; jego pragnieniem bylo stac si ~ otwartym<br />
dla ludzi. Czy nie taka sam a - bardziej tylko wycieniowana, sprecyzowana<br />
i pogl~biona intelektualnie - jest postawa Pawla VI. W kazdym<br />
razie Pawel VI, tak samo jak J a n XXIII, i na zasadzie wlasciwego mu<br />
wyezucia histor ii, osmiela s i ~ przewidywac mozliwose ewolueji i zlagodzenia,<br />
nie tyle teoretycznego systemu ateizmu marksistowskiego ile<br />
zmniejszenia s i ~ wplywu tego ~ y s temu na caly rueh, co bye moze<br />
mogloby otworzyc d r o g~ dla dialogu:<br />
Robert Rouquette, SJ<br />
t lum. A. T.
ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 1061<br />
IRZYKOWSKIEGO GARDEROBA DUSZY<br />
Mam tr o ch ~ pretensji do Andrzeja Kijowskiego. Jego om6wienie<br />
dziennik6w Irzykowskiego (Irzykowski bezbronny, "Tw6rczose" <strong>1965</strong>,<br />
nr 1) jest bardzo wnikliwe i w analizie i we wnioskach koncowych,<br />
zwlaszcza kapitalne Sq uwagi Kijowskiego 0 problemie szczeroSci. Ale<br />
mimo to jest to om6wienie jednostronne, bo na prawach zaimprowizowanego<br />
eseju. Irzykowski j est be z b ron n y nie dlatego, ze odkryl<br />
s i ~ w swoich dziennikach, w tym wypadku jest bezbronny dlatego, ze<br />
Kijowski go sobie ustawil w · najdogodniejszej dla siebie pozycji <br />
potem wystar
1062 ZDARZENIA KSL!\ZKI - LUDZIE<br />
calf} r ze czywist osc w e "vn ~ t r z nq, ze n a wet najbardziej bolesne przezycia<br />
tkwHyby jakos obok doznajf}cego, moze nieco pr zerazae racjonalizmem.<br />
P r zywolujf}c lemowskq science-fiction m ozna by tu powiedziee, ze ta<br />
wlasnie struktur alizacja zatarlaby m ozliwose rozr6i.niania czlowieka od<br />
robota. Ale to w k0l1CU dygresja - najlepiej pow iedziee, ze wspolczesna<br />
psych ologia nie upowai.nia n as jeszcze do w ydawania sqd6w 0 tego<br />
rodzaju szczerosci. W pozost alych zeszyt ach obejmujqcych okres mlodosci<br />
Irzyk owskiego, dwudziestolecie m i ~ dzyw oj enne i cz~ s e okupaeji<br />
(do kOllca pow stan ia w arszawskiego) a utor ich cz~ sto "robi mi n ~ " <br />
sygnalizuje, od czasu do czasu, ze nie pisze tego wszystkiego na serio.<br />
" Obi ec u j ~ warn potem [tu raczej bl~dn a ort ografia, z sensu informacji<br />
wyn ika, i.e powinno bye po tym] ir on i ~ wlasnych dziel" - pisze<br />
Irzykow ski jui. w r oku 1891, ' a w rok u 1937 powtar za wlasciwie to<br />
sarno z 0 wiele wi~ksz q jedyn ie dozq ironii. "Zapiski niektorych ludzi<br />
w pam iE;tnikach (i m oje) m a jq tylko wartosc poskrobania si~ w sw ~<br />
dzqce miejsce". Z zagadnieniem tym lqczy si c:; pr oblem inny: ezy<br />
Irzykowski chcial w przyszlosci opublik ow ae swoje dzienn iki. P roblemu<br />
t ego wlasciwie n ie da si~ . r ozs irzygnqc. Zastanawial s i ~ wielokrotnie<br />
n ad nim w dzienn ikach, liczyl s i ~ z takq moi.liwosciq, ale wyraznej<br />
zgody sobie sam emu n ie dal nigdzie. Mozna r aczej pr zypuszczae, . ze<br />
dzienniki te posluzylyby mu do n apisania aut obiografii. Jedno jest<br />
pew ne: cos tu jest nie t ak . Wyda je s i ~ , ze dzienniki te p owinno si ~<br />
• opublikowac dopiero po wydaniu cale j spuscizny kr ytycznej Irzykowskiego.<br />
Niezaleznie od tego, co t utaj juz powiedzialem , istnieje klucz do<br />
zagadn ienia dziennik6w zr obion y przez samego Ir zykowskiego. Wspolczesna<br />
kr ytyka jakos 0 nim zapomniala. Irzykow sk i pod koniec swoich<br />
dziennik6w dose c z~s to zaznacza, ze pisze k si q zk~ 0 klerkizmie. Fragm<br />
ent y jej, te k tore s i ~ zachowaly, opublik owala Halina Maria Dqbrow<br />
olsk a w ksiqzce pt. 0 Karolu Irzy kowskim . Mozn a tam znalezc rozdzialik<br />
pt. "Dziennik" - oto co pisze Irzyk owski n a ten wlasnie temat:<br />
"Sw iadectwem bylaby jedna f orma samotnosci, ktor ej nar z ~ dzi em jest<br />
dziennik, pisemny swiadek i.ycia. Dziennik m ozna za pelniae samymi<br />
zda rzeniami zewn ~ t r z n y mi (diariu3z, itiner arium .. .) - gdy s iE: jest<br />
podroznikiem , dyplom at q, uczestnik iem wojny ; t akie notatki m ogq<br />
p otem sluzyc jak o m ater ial dla historyka, dziennikarza, powiesciopisarza.<br />
Albo pisze s i ~ go dla' siebie i 0 sobie, tudziei. 0 zdarzeniach<br />
osobistych do n ajosobistszych wlqcznie (..) Idealny dziennik klerkowski<br />
bylby taki, ktory by towarzyszyl autor owi na drodze do jakiegos<br />
udoskonalenia s i ~ , lub do jakiegos innego celu, ktory mu zycie<br />
jego duszy w yznaczy, i zarazem byl mu w tym dqzeniu instrumentem ,<br />
tak zeby popr zez niego czy z jego pomocq s i~ uszlachetnial czy tonql<br />
ai. do grzechu, lub do smier ci. (...) Kler k ostwo pow inn o bye bezinter<br />
csownc osobiste .i ak religia, unikac rozglosu, jego czyny i gesty
ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE<br />
1063<br />
majq ginqc w nieskonczonosc. Zupeinie jak w religii katolickiej: ofiarowane<br />
Bogu. Sama jU;?; mysl 0 publikacji i publicznosci falszuje i paralizuje<br />
samotnosc, albo tez wywoluje osobliwe pasowania siEl z sobq. (...)<br />
Zasadnicza i tragiczna "kolizja miEldzy zyciem praktycznym, a zyciem<br />
sztuki w zyciu klerka objawia siEl w powyzszej kwestii, kwestii dziennika,<br />
najsilniej. Tragiczna - to nie znaczy smiertelna, beznadziejna,<br />
lecz w spos6b lagodny - zwiaszcza dzis nieaktualna, kiedy los jednostki<br />
nic nie znaczy, kiedy jednostka, jakby uciekajqc przed sobq,<br />
rozplynElia s iEl dobrowolnie i samob6jczo w gromadzie, w spoleczenstw<br />
ie, w uniwersalnosci - zgubHa siEl, zamiast stanqc wobec niej<br />
oko w oko." Cytat oczywiscie przydiugi, ale niezbEldny, aby spraw~<br />
dziennik6w Irzykowskiego ustawic we wiasciwym swietle. Jest to<br />
informacja zobiektywizowana, nie ma w niej mowy 0 wiasnej tw6rczosci<br />
Irzykowskiego - co w niej jest zatem wazne na tIe do tej<br />
pory poruszanych zagadnien? Po pierwsze, ze Irzykowski, konsekwentnie<br />
r ealizujqc ideal klerkowskiej samotnosci, nie pozwolilby na<br />
opublikowanie dziennik6w. Po drugie: ze na ten najwyzszy ideal·<br />
dziennika, dziennik klerka, patrzyi niezmiernie powaznie - stosunek<br />
ten wybiega w og6le poza problem slowa pisanego. Irzykowski nada<br />
je tu dziennikowi klerka jakies znaczenie aktu moralnego. Dziennik<br />
taki jest wiasciwie jedynym kontaktem ze swiatem zewnEltrznym, kontaktem<br />
jednostronnym, bo n ieprzekazywalnym. Dziennik to jak gdyby<br />
alter ego, wewnEltrzny sEldzia, a takze narzEldzie do doskonalosci, to ko'<br />
munia, us tawiczny sprawdzian siebie samego. Do tak rozumianego dziennika<br />
nie mozna stosowac praw estetycznych, praw literatury, jest poza<br />
literaturq, bo stanowi stajqcq siEl normEl etycznq. A w takim razie, jesli<br />
z tej wysokiej perspektywy spojrzymy na dzienniki Irzykowskiego,<br />
ezym wytlumaczyc niekonsekwencjEl : ze ich tworca jak gdyby odcina<br />
siEl od nich, ze w przeciwiellstwie do tej zobiektywizowanej refleksji<br />
o zagadnieniu dziennika, sw6j wlasny dziennik uznaje za cos p6lserio,<br />
za "garderob El i wychodek duszy"?<br />
Z jednej strony takie 'autoironizujqce wstawki Sq bezpiecznikami<br />
na wszelki wypadek, takze bezpiecznikami przed samym sobq. Ta<br />
druga funkcja jest 0 wiele wazniejsza - poglElbiajqc jq od strony psychologicznej,<br />
zaczniemy si~ zblizac do sedna. Dramatem zycia Irzykowskiego<br />
bylo to, co zauwazyl bardzo trafnie Kijowski: "nie mial<br />
wyob\azn i". Irzykowski zdavval sobie i nie zdawal z tego sprawy.<br />
By nie bylo nieporozum ieil, trzeba wyjasnic 0 jakq wyobrazni~ tutaj<br />
chodzi - 0 tEl, ktora przetwarza w tw6rczym akcie rzeczywistosc<br />
(Kijowski zapomnial tu 0 jcdnym wyjqtku: ' 0 Palt!oie). Nie umial<br />
Irzykowski tej rzeczywistosci przetw arzac w swoich dramatach, choc<br />
ludzil si ~. ze potrafi, i n ie umial tak:i:e w dziennikach, tutaj siEl jednak<br />
n ie ludzil, wielokrotnie wyznajqc, ze nie potrafi opisywac (jedynq<br />
pro bq. ze potTafi OpiSYW8c-. byl. wydaie si~. dziennik zwiqzany z Basiq).
1064 ./ ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
Ale mial organicznq po tr zeb~ pisania dzi'ennik a, to byla jego ucieczka<br />
przed samotnosciq. J ak z tego dylem atu wybrnqc?<br />
Odpowiedz b Eidzie r6w noczesnie bardzo znacznym· przyblizeniem s i ~<br />
do sedna calego zagadnien ia. P oczu cie samotnosci i klerkowstwa powstalo<br />
u Irzyk owskiego z dwu wzajemnie z sobq powiqzanych przeslanek:<br />
z pr zeswiadczenia, ze rzeczywistosc w k t6rej iyje, a wiEic<br />
ludzie i otaczajqcy ich swiat jest g o t 0 w q s t r u k t u r q a jedynie<br />
on sam czyms innym , niekoherentnym , nieprzystajqcym do tej rzeczywistosci.<br />
P rzeswiadczen iu iemu daje jui wyraz w dziennikach<br />
7. okresu mlodzienczego, gdy m6w i: "n ie piszEi 0 sobie, ale piszEl dla<br />
ludzk osci 0 jakims dziwnym czlow iek u, k t6r ym ja sam jestem ". To<br />
podzielenie siebie samego na k ogos, k to nie twor zy w stosunku do<br />
wlasn ej osoby dystansu i n a k ogos u jrzanego w per spektywie takiego<br />
wlasnie dystansu, pozw olHo Irzykowskiem u n a zapisyw anie, jak<br />
gdyby n a praw ach stenografii, co wielokrotnie w dziennikach podkr<br />
esla, wszelkich obserwacji, ale wla'snie obserw acji nie przetw orzonych<br />
pr zez k reacyjny akt wyobrazni. Dziennik Ir zykowskiego jest nie<br />
czym innym, jak sten ogram em z doznal1 i odczuc, takie obserwacji<br />
wypreparowanego jak gdyby d rug i e g o j a - ja oddzielonego,<br />
struktury niegotowej, st a jqcej siEi. Czyli mamy tutaj do czynienia<br />
z pr ocesem czysto r a c jon a I n y m , nie kreacy jnym. "W opisach<br />
nie jestem silny, w iE\c siEl cwicz~ "...<br />
lVIowi si ~, ie Ir zykowski to jak gdyby model czystego r acjonalisty.<br />
Sam Irzyk owski za r acjon alistEi siEi jedyni e uwaial. P ost aw a r acjonalistyczna<br />
jui z gory jak gdyby zaklada analityczno-refleksyjny stos<br />
unek do r zeczyw istosci. Ale czy jest to postawa "wrodzona" czy nabyta?<br />
W jaki spos6b p r zy l gn ~l a ona t ak silnie i calk owicie do Irzykowski.ego?<br />
W Irzykowskim, w yda je siEi, bylo bardzo malo odpornosci<br />
n a t o, co otacza jqcy jednostk Ei sw iat przynosi w .aspekcie jak<br />
gdyby negatywn ym . Nie um ial s i ~ tym negatywnym bodi com przeciwstawiac<br />
nie w alczyl z nimi, ucieka! w sam otnosc, poddawal s i ~<br />
procesowi alien acji - jakby s i ~ dzisiaj powiedzialo. ., Odstr ~cz ano<br />
mnie od patr iotyzmu, od socjalizmu, od patosu , od poezji itd. <br />
pisal. - W s z ~dzie przych odzilem za pai n o lub zastaw alem l a wk ~<br />
w jak is spos6b zapasku dzonq. Najprz6d czulem s i ~ szataFlem lub<br />
w yrodkiem, poiniej tylko intruzem. J ak podr6iny, kt6r y otwiera<br />
drzwi pr zedzial6w w agonowych i wszystk ie zna jduje zajEite lub \VSZEidzie<br />
widzi n iec h ~tn yc h m u pasazer6w". A wi ~c tak i racjonalistyczny<br />
k ontakt z r zeczywistosciq zewnE:trznq, jej negatywami, jest post awq<br />
n abytq. "Wrodzone" n atom iast wyda jq s i~ byc sklonnosci do autoanalizy;<br />
autoan alizy, kt6ra takie operu jc w plaszczyznie negatywnej.<br />
"Nie jestem ci Eity, choe st udi u j~ k omizm i dowcip, choe oswa jam<br />
s iEi z rozn ymi chw ytam i. w praktyce n ie potraf iE: ich zastosowac;
ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE 1065<br />
moze to brak rutyny towarzysldej, nieelastycznose umyslu w takich<br />
sytuacjaeh".<br />
Bye moze, ze Irzykowski jak os by przewalczyl w sobie to uczulenie<br />
na negatywne bodice zewnE;trznej rzeczywistosci i wlasnego ja,<br />
wlasnej osobowosci, gdyby nie jeszcze jeden konf likt, od niego jui<br />
niezalezny. Formacja umyslowa Irzykowskiego ksztaltowa!a si~ w czasach,<br />
kiedy znaeznie bardziej zywotna byla jeszcze mechanistyczno<br />
-pozytywistyczna koncepcja rzeczywistosci niz jaskolki filozofii egzystencjalnej.<br />
BE;dqc racjonalistq, a wiE;C umys!em. ktory uogolnia i syntetyzuje,<br />
pa trzy! zatem Irzykowski na rzeczywistosc, jak juz powiedzielismy,<br />
jako na cos gotowego, zastanego. Ludzie, z ktorymi s i~ spotykal,<br />
byli zawsze dla niego w uog6lnieniu gotowymi strukturami.<br />
Dawal temu wyraz na przestrzeni ca1ego swego zycia. "Sqdz~ w ogole,<br />
ze wiele ludzkich czynow nie wynika z POPE;du fub zamiaru, lecz po<br />
prostu z konwencjonaln osci, z musu, bo w dzisiejszych ciasnych stosunkach<br />
jest zakres czyn6w cz10wieka prawie z g6ry okreslony prawem<br />
i zwyczajem. Doprawdy, azeby zye, mozna by nic nie myslee, trzeba<br />
si~ tylko poddae maszynie, to ona juz nami pokieruje" - pisal juz<br />
w roku 1893. "W zyciu czlowieka Sq posady otwarte do wypelnienia:<br />
kO'chanka, zona, przyjaciel..." (rok 1916). "To, co krytykujemy u ludzi,<br />
to jest ieh kreacja artystyczna. Kazdy czlowiek wciela si~ jakos,<br />
wciela swoje ja aktorskie, rzezbiarskie, kinowe i umys1owe. Krytykujemy<br />
nie ich samych, lecz ich wyobrazenia 0 sobie" (rok 1937).<br />
Jesli patrzy1 na r zeczywistose, wsp6lczesnq sobie historiE;, takze patrzy1<br />
podobnie : jak na szablon, gotowe juz w zory. Mia! zrozumienie<br />
dla dqznosci do kostnienia spolecznej psychologii, dla tego, ze ludzie<br />
lubiq si~ trzymae r az wytwor zonych schemat6w, przyzwyczajen, model6w<br />
post~pow a n ia, Bardzo tu znamienna jest refleksja Irzykowskiego<br />
po smierci P i1s udskiego: "Mysl ~, ze miwet jego przeciwnicy<br />
zalujq w nim - za wrogiem.• Jest to inercja, juz si~ cz10wiek nastawil,<br />
przyzwyczail do pewnych gr6ib i gest6w wewn~trznych: teraz<br />
trzeba si ~ przestawie, rozluznie tamten system, a utworzye noW-e.<br />
To jest zawsze pOlqezone z. trudem, juz pa r ~ razy to przezylem... "<br />
Nawet na wazkie poczynania dziejowe patrzy Irzykowski tylko jako<br />
na powtarzanie szablon6w. Kiedy zastanawia si~ nad barykadami,<br />
jakie wzniesli mieszkancy Warszawy w roku 1939 pisze: "Zapewne<br />
ehciano nasladowae Madryt -' zawsze jakis szablon, wz6r obcy..."<br />
Podobnie jak rzeezywistosci, nie aprobuje Irzykowski siebie. Mozna<br />
powiedziee, ze po to pisal okresami dzienniki, aby sprawdzie, czy<br />
nie kostnieje, ezy nie jest gotOWq strukturq, jak otaczajqca go rzeczywistose.<br />
Gdy zbyt ulegle poddawa1 si ~ pesymizmowi, zatracal poczueie<br />
' wyjqtkowosci swojej osob1. "To zycie moje, czuj ~, ze jest tylko<br />
rutynq: wiem, ze ter az s i ~ robi to a to, m6wi si ~ to a to, i wykonuj ~
1066 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
t o jak aktor". I dopiero na tym tle jakze prawdziwe i szczer e wydaje<br />
si~ wyznanie Irzykowskiego z roku 1941, a wi~c u schylku jego zycia.<br />
Mial w6wczas szesedziesia.t osiem lat, zyl ,\;v jakze pnerazliwym czasie,<br />
niechze wi~c nie nie przyslania nam jego wielkosci: ,.... m ysl plugawa<br />
powstala we mnie: oby s i ~ wojna Zle skOllczyla, aby w tej powszechnej<br />
konflagracji zaszly wielkie wym ieszania i rekompensaty, aby si~ zniwelowala<br />
literatura i k ultura polska, aby nie trzeba juz bylo bye<br />
wielkim, brae udzial w tej rywalizacji, do kt6rej nie mam serca ani fizycznego,<br />
ani moralnego. Zostae ~obie nadal malym profesorzyna. stenografii<br />
polskiej i niemieckiej, grae czasem w szachy, czytae duzo ksia.zek <br />
i tak az do konca zycia, kt6ry si~ jawnie zbliza ". Mial ju:!: w6wczas<br />
Irzykowski za soba. wszystkie wielkie batalie literackie, w!asciwie<br />
cale zycie, czul si~ zapewne napr a wd ~ zm~czony i ta ujawniona chwila<br />
zm~czenia tylko uczlowiecza jego ideal klerkowsk i a nie zaprzecza<br />
mu. M6wi jednak 0 czyms jeszcze wi~cej. Ze zycie Irzykow.skiego bylo<br />
chyba takze oparte na jakiejs nieujawnianej wyraznie i e:t:presis verbi.s<br />
sprzetznosci: mi~dz y ch~cia. spokojnego, cichego zycia a pragnieniem'<br />
wielkosci.<br />
Gdyby w dziennikach Irzykowskiego bylo tylko tyle: ogla.d r zeczywistosci<br />
- ludzkosci i swiata zewn~trznego, a takze od czasu do czasu<br />
siebie, jako gotowych podobnych do siebie struktur, gdzie wszystko<br />
jest jak gdyby z g6ry dane, albo jak gotowa rola, w kt6ra. wchodzimy<br />
i powtarzamy od dawna ustalone gesty i zachowania, mozna by zapytac<br />
z pewnym powa.tpiewan iem: na czym wobec tego polega pot~ga tw6rczosci<br />
Irzykowskiegq? T tu wreszcie w odpowiedzi ujawni si~ sedno.<br />
Wielkose ta polega na jednym, na jeszcze jednej sprzecznosci: ten<br />
racjonalista w osa.dzie zastanej rzeczywistosci, poza ta. rzeczywistoscia.<br />
ustawicznie poszukiwal pie r w i a s t It a i l' r a c jon a I neg o. Poza,<br />
to znaczy gdzie? W lit era t u r z e. Literatura dla Irzykowskiego<br />
to bylo nie tylko pole jego dzialalnosci krytycznej. Literatura dla<br />
Irzykowskiego to bylo r emedium. Irzykowski swoim zyciem potwierdzal<br />
nierozwiqzywalny dotychczas konflikt - konflikt mi~dzy zyciem<br />
a sztuka.. Z y c i e to byla dla niego dziedzina z i' a c jon a li z o<br />
wan a tak dalece, ze spotykal si~ w swoim odczuciu niemal<br />
wyla.cznie z wzorami: s z t u k a natomiast, 1 i t era t u l' a, to<br />
bylo to wszystko n i e s pod z i e wan e, n i e pow tar z a 1 n e,<br />
i r r a c jon a I n e. "Brzozowski zarzuca! mi racjonalizm mimo Paluby.<br />
Nie rozumial. Wlasnie jako tw6rca szukam w pozornymporza.dku<br />
nieporza.dk6w, irracjonalnosci, palubicznosci..." - pisal w roku<br />
1934. Nie b~d~ si~ nad tym pierwiastkiem pa!ubicznym. irracjonalnym<br />
dluzej tutaj zatrzymywal - choe jesli si~' chce m6wie w pelni<br />
o Irzykowskim tw6rcy, trzeba si~gnqc do tej prekursorskiej powiesci.<br />
W og61e zreszta. jest wielkim nieporozumieniem odczytywanie Irzykowskiego<br />
na podstawie ieCl ynie jego dzi ennik6,:v (przestrzega takze
ZDARZENIA - KSI1\:lKI - LUDZIE 1067<br />
przed tll jednostronnoscill stefan Kisielewski we wnikliwej przedmowie).<br />
Z dziennikow, jak to caly czas ukazywalem, wychodzi Irzykowski<br />
racjonalista, analityk i pesymista. Dopiero przez zestawienie tej cze;sci<br />
osobowosci z drugq, irracjonalnq, z osobowosciq krytyka literackiego,<br />
moze powstac calosc. Trzeba by w takim razie sie;gnllc do jego ksillzek.<br />
Bo w dziennikach Irzykowskiego-krytyka prawie nie mao Dlatego<br />
Irzykowski jest bezbronny, przypomniano go, ale z jednej jak gdyby<br />
strony. Co wie;cej: wykorzystujemy to i zne;camy sie; nad nim.<br />
Literatura byla dla Irzykowskiego nieporzlldkiem, chaosem, czyms<br />
irracjonalnym, rzeczywistoscill, w ktorej porzlldek dopiero wprowadza<br />
racjonalistyczny umysl - krytyka. Zetknie;cia sie; tych dwu sil w dziennikach<br />
prawie nie ma sladu. Nie udalo sie; tego dokonac Irzykowskiemu.<br />
Nastqpila tu jakas zdrada, z d r a d a lit era t u l' y, ezy wytlumaczalna?<br />
Bye moze dlatego nie znalazlo si~ dla niej miejsce w dzienikach, ii<br />
stanowila niejako chleb powszedni Irzykowskiego. Prawdopodobnie<br />
dlatego. Nie ma literatury, ale mimo to jest w dziennikach bardzo silne<br />
akcentowanie pierwiastka irracjonalnego. Dotychczasowa krytyka zupelnie<br />
na to nie zwrocila uwagi.<br />
Przedtem jednak zahaczenia Irzykowskiego c irracjonalizm w innych<br />
dziedzinach. Trudno mi powiedziee, jaki byl stosunek Irzykowskiego<br />
do religi!. ale oczywiste jest, i e od czasu do czasu interesowala<br />
go ona jako przeciwstawienie zestrukturalizow anej rzeczywistosci. Na<br />
marginesie przeczytanej ksiqiki Jamesa pt. Wielosc §wiat6w Irzykowski<br />
zanotowal: "Bog staje sie; i trzeba mu dopomagac. Jest to<br />
bardzo ne;Cllce". Gdzie indziej sygnalizuje Irzykowski, ie zainteresowaly<br />
go nowe, dzisiaj wiemy juz ze egzystencjalne, tendencje w fiIozofii.<br />
Podobnie jak stawanie siE; Boga zainteresowalo go tutaj to, ze swiat<br />
"stwarzamy, rozszerzamy".<br />
Gdzie indziej, w innej zupeinie pIaszczyznie wy!adowa!o sie; przede<br />
wszystkim irracjonalne poczucie Irzykowskiego. Jesli tak malo w dziennikach<br />
opisu swiata, ingerowania . w niego - to wynika to stlld, ze<br />
racjonalista Irzykowski zdajllc sobie sprawe; ze statycznosci swiata,<br />
czy lepiej rzeczywistosci, tym samym uwazal, ze bezcelowe jest inge:"<br />
rowanie w jej prawa, rzeczywistose jest gotowa, nic sie; w niej nie<br />
da zmienie. A jednak znalazl Irzykowski dziedzine;, caly mikrokosmos,<br />
(pamie;tajmy poza tym caly czas 0 nie istniejllcej tutaj literaturze),<br />
w kt6ry mogi ingerowae - kontrolowae prawa, wnosic poprawki,<br />
burzye i znowu budowac od nowa. Tym mikrokosmosem - rzeczywistoscill<br />
irracjonalnll, w ktorej jakis lad moze dopiero wprowadzie<br />
umys! racjonalisty by!y dla Irzykowskiego... szachy. Dziwne, ze<br />
nikt jakos ' tego nie zauwazyl, ze wszyscy ten mikrokosmos, kt6ry<br />
przeciez w dziennikach wiele miejsca zajmuje, zlel;:cewazyli. A przeciez<br />
drugiego analogicznego zjawiska w literaturze swiatowej nie ma na
1068 ZDARZENIA - KSlr\ZKI - LUDZlE .<br />
pewno - nikt nie ujawnil, :i.e gr~ w szachy traktuje jako pewnego<br />
rodzaju rekompensat~ niemoznosci ingerencji w rzeczywistosc, ktora<br />
nas otacza. Najlepiej b~dzie jeSJi t~ nieb1ahq s praw~ zreferuje sam<br />
Irzykowski, tym bardziej, ze stronice poswi~cone szachom nalezq dC!<br />
najpi~kniejszych w ca1ym dzienniku. "Symbolika szachow. Ze w tym<br />
zaluesie mozna cos poprawic, zbadac, miec cos pewnego. W zyciu<br />
normalnym nie kr~cq s i~ po swiecie ci, ktorzy na wojnie zgin~li czy<br />
przegrali; szachy Sq rzeczywistosciq ubocznq, w ktorej ta mQzliwosc<br />
jest otwarta" (rok 1934); "Szachy - zycie, ktore si~ toczy z nieustannym<br />
komentarzem i sprawdzianem" (rol{ 1936); "Umysl rzucil si~<br />
na drog~ najlatwiejszq, zaczqlem uprawiac szachy. Nie zebym teraz<br />
pot~pial szachy, nie. One Sq dla mnie dziedzinq - mikrokosmosem<br />
sprawiedliwosci, namiastkq tego, co mi si ~ nie udalo osiqgnqc w literaturze<br />
i w zyciu" (ro]{ . 1938); "Jako arcyracjonalista potrzebuj~ tego<br />
mikrokosmosu, gdzie irracjonalnosc jest wprawdzie koniecznym warunkiem,<br />
lecz po to, aby byc pokonana w kr6tkiej drodze, z takq<br />
ewidencjq jak nigdzie indziej na swiecie, a to wlaspie mnie wabi.<br />
Tu mog~ czynic i dzialac, i zaraz wiedziec, czy czyni ~ dobrze, a jezeli<br />
tIe, to dlaczego ile. Jako etyka zadowala mnie ta dziedzina sprawiedliwosci,<br />
bo choc i tu szcz ~ scie gra rol~ - szcz~scie do siebie samego<br />
przede wszystkim, a nie powini~cie nogi u partnera - jednak swiat<br />
scislosci i prawdy racjonalisty nie maskuje s i ~ . A na jbardz'iej uroczq<br />
stronq w szachach jest to, co s i~ rozgrywa "mi~dzy wierszami", to,<br />
co w samych ruchach nie zawsze si ~ objaw ia, lecz dopiero w analizie<br />
- jezeli s i ~ to chocby w cz ~ sci opanowalo podczas samej gry,<br />
tym wyt~zeniem pami~ ci i fantazji, jakie jest w1asciwe szachom, jakaz<br />
satysfakcja, jezeli si~ to potem sprawdza w analizie rozk1adajqcej rownoczesnosc<br />
na poszczegolne elementy. Wymyslanie ruch6w subtelnych,<br />
"g~stych" jak metafory, tzn. majqcych kilka znaczen i cel6w, jest<br />
tak wielkq przyjemnosciq, ze wynagradza czas - duzo tu jest analogii<br />
z poezjq". - Znowu duzy cytat, ale jakze go nie przytoczyc, jeSli<br />
jest niemal syntezq osobowosci Irzykowskiego? Zamknijmy wi ~c na<br />
nim analiz~.<br />
Bruno Schulz pisal, ze niektore jego postacie majq jednq nog~,<br />
jednq r~ k ~, lub jedn q polow ~ twarzy - czyJi tylko ten element, kt6ry<br />
jest potrzebny do przekazania jakiegos znaczenia. Tw6rca stosowa1 tu<br />
swiadomy zamysl artystyczny. Jesli jednak zatrzymamy si~ w odczytywaniu<br />
dziennik6w Irzykowskiego jedynie nad tym, co on sam nazwal<br />
wychodkiem, na pewno nie b~dzie to zgodne z tym calym wielkim<br />
• z amy s 1 e m, ktory mu towarzyszyl w ich pisaniu. Wiele w tych<br />
dziennikach grafomanstwa, wiele niepotrzebnej plotki, wiele zawisci,<br />
moze· nawet infantylizmu, to prawda. Nie ujawnia si~ w nich tworcza<br />
wyobrainia, choc, gdyby si ~ tak zastanowic co to w ogole jest wyobrainia,<br />
jakie Sq jej rodzaje, moze bysmy doszli do wniosku, ze
ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE 1069<br />
moina m6wic i 0 jakiejs wyobrazni s tenogr aficzno-intelelctualnej <br />
mniejsza. Chcielismy ulcazac, ze mimo to wszystko jest w tych Notatk<br />
ach z zyda, obserwacjac/t i m utyw Qch, na calcj ich przestrzeni.<br />
od r oku 189 1 do 1944, wyr azna, k onsekwentn a i jednak bardzo ciekawa<br />
c z low i e c z a 0 s ob 0 w 0 S C. Techn ikq sten ogr aficznq u trwalona,<br />
bez upi ~ks z e n , raczej przeciwn ie, bez hagiografii, czasami pelna<br />
brutalizmu, moze nawet chams twa, ale i wznioslosci i liryzmu, za <br />
wieszona czy r aczej r oz pi ~ ta mi ~dz y racjonalizmem a irr acjonalnosciq.<br />
"Duchy przedm iot6w, np. for tepia nu", notuje gdzies luznie Irzy <br />
kowski jak gdyby adresu jqc t ~ r e fl e k sj~ Bialoszewskiemu.<br />
Wies/aw Pawel Szym aiz.ski<br />
ARYSTOTELIZM W TEORII SPOLECZNEJ<br />
. U ZRODEI:.. TEORII SPOI:..ECZNEJ<br />
P omimo ogromnego r ozw oju na uk 0 spoleczell stw ie, a przede 'wszysikim<br />
socjologii, slychac cz~ s t o pytania powaznych m yslicieli, czy w powodzi<br />
zagadnien szczeg610wych nie zagubiono podstawowego problemu,<br />
samego p oj~ci a spoleczenstwa. Wsp61czesne teor ie i kontr owersje<br />
w dziedzin ie mysli spolecznej bynajmniej nie n a paw a jq optymizmemo<br />
Stqd tez nawolywania pojedynczych uczonych, a nawet calych<br />
szkol do pf;!wnej integracji w tej dziedzin ie nie nalezq dzis do r zadkosci.<br />
Dodatkowo s pr aw~ kompliku jq problem y zwillzane z w ieloznacznosciq<br />
poj ~ c i j ~ z yka w t eorii spo!ecznej. J ednq z dr ag do p rze zwyc~~ze nia<br />
tyeh trudnos ci jest niewlltpliw ie powrot do :hodel teorii spolecznej,<br />
z jednej strony by mac nagr omadzic dostatecznll ilose wiedzy 0 poszczegolnych<br />
dziedzinach zycia spolecznego, a z drugie j strony dla konfrontacji<br />
p o j ~ c. MySliciele zainter esow ani zagadnieniam i spolecznymi,<br />
lctorzy po s t ~p u jq t q drogq, bardzo szybko doehodzq do wniosku, ze<br />
problemy spoleczne por uszane setki lat tem u zdeaktualizow aly s i~<br />
w znacznie mniejszy m st opniu, niz nie jedna teoria wspolczesna tworzona<br />
na okreslony uzytek.<br />
Praca prof. Pawl a Rybickiego pt. Arystotetes. Poczqtki i podstawy<br />
nauki 0 spoleczenstwie 1, prowadzi do takich wlasnie r efleksji i moze<br />
w pelni usatysfakcjonowac zarowno znawc ~. jak i amatora w dziedzinie<br />
nauki 0 spoleczei1stw ie. P rzyn ajmniej z dwoch pow odow nalezy s i ~<br />
Autorow i duza wd z i ~cz n osc za to, ze podjill s i ~ analizy ar ystotelizmu<br />
w dziedzinie mysli spolecznej zawartej vv PoWyce. Na jpierw dlatego,<br />
ze znany ogolnie fakt w plywu pogilldow spolecznych Stagiryty na<br />
1 Wroclaw 1963, Ossoline um, S . 330, (Z a klad Histoi'ii Nau k T e chniki P A N )
1070 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />
ksztaltowanie siE; teorii spolecznych filozof6w arabskich, iydowskich<br />
i chrzescijansldch rna swoje reperkusje i w teoriach nowozy tnych.<br />
Po wt6re dlatego, ze przedstawil nauk~ Arystotelesa obiektywnie, co<br />
jest niema!ym i nielatwym sukcesem Autora. - Bo choc to si~ moze<br />
wydawac truizmem, arystoteJizm jako calosc, a zwlaszcza w swej<br />
"warstwie" spo!ecznej jest teoriq tylko pozornie jasnq i 0 wyraznych<br />
konturach. Stqd tez wielki walor ksiqzki prof. R ybickiego tkw i wlasnie<br />
w tym, ze prac.a jego dzi E;ki obiektywizmowi w przedstawianiu talc<br />
problem6w, jak i pojE;c usuwa, bqdi wskazuje dr ogE; do usuni~cia wielu<br />
nieporozumieJl wyroslych alba ze zbyt powierzchownego, czysto sIownego<br />
i bezkontekstowego rozumienia niektorych pojE;c czy zjawisk,<br />
alba tei, co niestety cz~sciej si~ zdarza, ze zbyt intuicyjnego interpretowania<br />
mysJi spolecznej Stagiryty; z tego, co moina by okreslic jako<br />
tendencj~ wcisni~cia do takiej czy innej szufladki nielctorych kategorii<br />
spolecznych Arystotelesa . . Prof. Rybicki dziE;ki maximum rzeteln~sci,<br />
z jakq traktuje tekst Polityki, uniknql tych niebezpieczeJlstw,<br />
co wiE;cej, dzi ~ ki temu, ze m ysl Arystotelesa zawartq w Po!i.tyce ujmowal<br />
cz~sto lqcznie z myslq jego zawartq w Etyce, mogl niektore<br />
poglqdy spoleczne Stagiryty ujqC na szerszej platformie caIej jego<br />
filozofii praktycznej, co pozwolilo uniknqc zar6wno absolutyzowania<br />
niektorych tez, jak i zbytniego ich parafrazowania. Na plus Autora<br />
zaliczmy i tE; wainq spraWE;, ie dziE;ki umiejE;tnemu i konsekwentnemu<br />
przeprowadzeniu glownego zadania swego studium - kt6rym bylo<br />
przede wszystkim .,nie tyle dociekanie historycznych okolicznosci<br />
i przedstawianie doktrynalnego oblicza Arystotelesowskiej nauki 0 spoleczenstwie,<br />
ale ukazanie teorii jej zalozen, jej problematyki; wyrazajqcych<br />
siE; w niej i przez niq sposobow uj~cia rzeczywistosci spolecznej"<br />
- uniknql niebezpieczenstwa zalewu faktow, rozplyniE;cia siE;<br />
teorii i jej przedmiotu w mn6stwie opis6w konkretnych zbiorowosci<br />
i konkretnych zdarzeJl. Nie bez znaczenia jest j~zyk ksiqzki, prosty,<br />
jasny, potoczysty i wolny zar6wno od przeladowania terminami abstrakcyjnymi<br />
jak i od zargonu socjologicznego. Nielatwe od strony problematyki<br />
dzielo prof. Rybickiego cechuje pewna elegancja wyraiania<br />
mySli.<br />
PODSTAWY ONTOLOGICZNE ARYSTOTELESOWSKIEJ NAUKI<br />
o SPOLECZENSTWIE<br />
Dlaczego ontologiczne podstawy? Prof. Rybicki pisze w swej ksiqzce,<br />
ze zasadnfczym p:czedmiotem jego pracy 'bE;dzie analiza teorii spolecznej<br />
Arystotelesa z pominiE;ciem m. in. jej warstwy filozoficznej. R6wnoczesnie<br />
jednak zaznacza, ze "teoria spoleczna" niezupelnie jasno i wystarczajqco<br />
ujmuje tresciowq zawartosc PoLityki, bo na tE; zawartosc
ZDARZENIA --,- KSIAZKI - LUDZIE 1071<br />
skladajq si ~ elernenty ernpiryczne, filozoficzne, doktrynalne... Choc zrozurniale<br />
jest, ze Autor pragnie zajqc si~ tylko warstwq spolecznq<br />
Polity1ci, jednakze nawet w tyrn uj~ciu .nie rnozna porninqc - i faktycznie<br />
prof. Rybicki tego nie robi - zespolu zalozen-tez, ktore stojq<br />
u podstaw teorii 0 spolecznosci i rnajq - niezaleznie od tego czy si~<br />
to tak okresli - charakter ontologiczny. COZ to Sq te zalozenia? Sq<br />
to, jak stwierdza Autor, "twierdzeniaogolne, ktore Arystoteles przyjrnowal<br />
jako prawdziwe i oczywiste i na rzecz ktorych nie rozwijal<br />
szerszej i bar dziej szczegolowej argurnentacji". Sq to wi~c zalozenia<br />
natury ontologicznej, orzekajqce 0 tyrn, jaka jest istota rzeczywistosci<br />
spolecznej. Z nich wyplywajq pewne ogolne dyrektywy rnetodologiczne.<br />
Autor wytypowal bardzo slusznie szesc takich podstawowych twierdzen-tez:<br />
1. Czlowiek jest istotq spolecznq; 2. Polis jest calosciq spolecznq;<br />
3. Poli:s jako sarnowystarczalna wspolnota istnieje z natury;<br />
4. Celern spolecznosci jest dobro, z ktoryrn utozsarnia si~ dobro jed-'<br />
nostki; 5. PoUs-wspolnota sklada si~ z ludzi wolnych i niewolnych,<br />
rownych i nierownych z natury i nie tylko z natury, kt6rzy w r6znyrn<br />
stopniu uczestniczq w spolecznosci; 6. Kazde polis ' jest spolecznosciq<br />
ograniczonq. Prof. Rybicki poswi~ca stosunkowo dl:lzo uwagi ornowieniu<br />
tych zalozen dajqc przy tej okazji szereg niezrniernie cennych<br />
naswietlen, rozgraniczen poj~ciowych i nowych prob rozwiqzan, zwlaszcza<br />
tam, gdzie rnysl Stagiryty brana literalriie prowadzHa kornentatorow<br />
do wielu nieporozurnien. Do takich wazkich przyczynkow nalezy<br />
rn. in. podkreslenie przez Autora znaczenia analogii w rozurnieniu poj~c<br />
i kategorii spolecznych Polityki. Dotyczy to np. pojrnowania "taldch<br />
wyrazen jak arystotelesowskie i nowozytne rozurnienie poj~cia fisis<br />
-natura, przyr6wnanie polis do organizrnu bez podkladania organicystycznego<br />
sensu klasycznej socjologii, zrozurnienie wyrazenia Arystotelesa,<br />
ze "z natury swojej polis jest pie r w e j anizeli rodzina i ka7.dy<br />
z nas"... i caly szereg innych. Nie rnniejsze znaczenie rna spostrzezenie<br />
Autora dotyczqce teleologicznego aspektu w ujrnowaniu polis i zjawisk<br />
spolecznych, uwaga, ze rnyslenie Stagiryty cechuje wlasnie 6w rys<br />
teleologiczny i wykazanie jak niezauwazanie tego aspektu stalo si~<br />
zrodlern wypaczen i nieporozurnien w p6iniejszych interpretacjach jego<br />
filozofii i teorii spolecznej. Podkreslenie tego rysu rnyslenia Arystotelesa<br />
jest niezrniernie wazne przy ko.nfrontaeji z nowszyrni teoriarni<br />
soejologicznyrni XIX i poczqtkow XX wieku, kt6re z reguly wykluczaly<br />
poj~eie celu i przyczyny eelowej z pola dociekan teorii spoleeznej.<br />
Nieporozurnienie zas poehodzHo stqd, ze nowozytne teorie inaczej<br />
pojrnowaly eel - najcz~sciej w kontekscie wartosciowania, kt6re jest<br />
wykluczane z ernpiryeznej nauki spoleeznej - a nie w sensie telos<br />
-celu u Arystotelesa, ktory w koncepeji Stagiryty nalezy do samej<br />
rzeczywistosci spolecznej, do natury zjawisk spolecznyeh, jest bowiern<br />
<strong>Znak</strong> - 17
1072 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
k resern, jest spelnieniern, do ktorego to, co si ~ sta je, zrnierza w swoim<br />
rozwoju.<br />
Z pojGciem celu WlqZe si ~ problem dobra s zcz ~s ci a . Arystotele£<br />
wia,ze te p oj ~ cia zarowno ze wsp6lnotq jak i z jednostkq. Mysl jego<br />
na ten temat, zwlaszcza jeSli chodzi 0 P olity k fI . nie jest bynajmniej<br />
wyrazona Iatwo. Stqd tym w i~ks z e uznanie dla prof. Rybickiego, kt6ry<br />
to zagadnienie stara s i ~ rozwiqzae obiektywnie przy pomocy analizy<br />
wieloaspektowej. Ten r odzaj analizy pozwala Autorowi dowiese prze:"<br />
konywajqco, i e polis Arystotelesa powstaje i istnieje nie tylko dla<br />
umoi liwienia zycia ludzkiego, ale tez aby to i ycie dobr ze ksztaltowac.<br />
Kwestia bene vivere rna w poglqdach Stagiryty na spolecznose zasadnicze<br />
z n a~ze ni e . Okazuje si~ to przede wszystkim w6wczas. gdy siE'l<br />
zwr6ci uw ag~ na zwiqzek, jaki istnieje mi ~ d zy dobrem a s z cz~sci em,<br />
oraz zwiqzek mi~d z y rodzajem dobra a s z cz~s ciem. Stqd wazne jest<br />
tu odr6i nienie tego, co s i ~ nazywa szc z ~ s c iem w sensie psychologiczn ym,<br />
od s zcz ~ scia w sensie ontologicznym , kt6re jest zwiqzane z tym, co<br />
Ar ystoteles nazywa bene vivere, a co polega na tym, by zy e cnotliwie<br />
i rozumnie. "Kazdemu przypada w udziale tyle szcz~scia , ile wykazuje<br />
cnoty i rozumu" - pisze Stagiryta. Dla tak poj ~tego dobra i s zc z ~ scia<br />
ramami. k t6re pozwalajq, jakbysmy dzis powiedzieli - na rozw6j osobowosci<br />
spoleczne j, jest wlasnie spolecznos c. W zwiqzku z poruszanq<br />
problematykq Autor zanotowal cenne uwagi na temat tego, co tradycyjnie<br />
tlumaczy s i~ slowem cnota, a co po grecku brzmi arete. Podkreslajqc,<br />
ie w ciqgu ostatnich stuleci poj ~ci e cnot y-arete zostalo zw ~ <br />
zone - przez od j ~ cie od niego elementu dzialania - tylko do sfer y<br />
czystej dyspozycji, co spow Q.dowa!o, ze cnota by!aby domenq ludzi<br />
biern ych, prof. Rybicki wykazuje, jak obca jest taka koncepcja Arystotelesowi,<br />
u k t6rego arete to dyspozycja wlasnie do dzialania rozumnego<br />
i dzielnego. Trzeba przypom niec, ze sw. Tomasz z Akwinu<br />
tak r ozumie arete tlum aczonq n a l a c in~ przez virtus, skoro cnot ~ definiuje<br />
m. in . jako habitus operativ u s bon us - sprawnose do dobrego<br />
dzialania, co tlumaczy jako sprawnose dzialania rozumnego, dzielnego<br />
i konsekwentnego.<br />
Takich wazn ych wyjasniel'l i rozgr aniczen popartych rzetelnym<br />
materialem dowodowym zawicra studium prof. Rybickiego bardzo wiele<br />
i nie spos6b je wszystkie w yliczac.<br />
Trudno jednak pominqe przyna jmniej jeszcte jeden wainy problem,<br />
na kt6ry Autor r zucil nowe swiatlo. Brzmi on: jak pogodzie<br />
t ez ~, ie dobro polis jest dobrem jednostki. z nier6wnosciq ludzi, z niewolnictwem.<br />
Zagadnienie t o dotqd jest dyskutowane I chociaz moze<br />
prof. Rybicki nie rozwiqzal go w calosci, niemniej wskaza! wainq<br />
dyrek tyw ~ metodologicznq - pr zestrzegl mianowicie, by w odniesieniu<br />
do tej kwestii nie myslec schematami wyksztalconymi przez nowozytnq
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - L UDZIE 1073<br />
teo ri ~ panstwa. Wskazal r6wnoczesnie platform ~ , na kt6rej oalezy to<br />
zagadnienie rozpatrywac. Tq platformq jest stosunek, jaki lqczyl niewolnika,<br />
zar6wno ze spolecznosciq jak i z wlascicielem niewolnika,<br />
kt6ry nie tyle. by! cZqstkq polis, co cZqstkq domu i stqd char akter<br />
stosunku spolecznego glowy domu i niewolnika. Na tym tle wyrasta inne'<br />
waine spostrzeienie szerEej zresztq potraktowane w dalszej cz~sci pracy,<br />
ze stopien uczestnictwa jednostki w spolecznosci jest uwarunkowany<br />
szeregiem cech i czynnik6w. I tu prof. Rybicki ustrzegl si ~ b l~du<br />
wielu interpretator6w Stagiryty polegajqcego na sztywnym przykladaniu<br />
schematu dzisiejszych poj ~ e do mysli zawartej w PoLityce.<br />
PROBLElVIATYKA NAUKI 0 SPOLECZNOSCI<br />
Tak zatytulowal Autor drugq cz~se swej pracy, kt6ra omawia w na<br />
\viqzaniu do filozoficznych kategorii Stagiryty, jakimi Sq materia,<br />
forma i akt, problemy skladajqce si~ na trese, ksztalt i dyna!pik~<br />
spolecznosci. W sklad materii, jak wynika z analizy, wchodzi oprocz<br />
tego, co moina by dziS okreSlie jako mOl'fologi~ spolecznq, cos w i~cej<br />
jeszcze, bo r6wniez ludnose, rodzina i r6zne grupy spoleczne. W o br~b ie<br />
materii spolecznosci jest tez miejsce na zagadnienie genezy zw iqzk6w<br />
i wsp61not ludzkich. Analiza materii spolecznosci pokazuje niedwuznacznie<br />
aktualnose wielu zagadnien rozpatrywanych przez Stag iry t ~ .<br />
Wystarczy wspomniec jego poglqdy dotyczCjce problematyki populacyjnej,<br />
fakt, ze Polityka interesuje si~ i dzis aktualnCj kwestiq wieku<br />
zawierania malzellstw, przy czym kryterium dojrzalosci zyciowej jest<br />
mocno akcentowane. Uwagi po sw i~con e w Polityce terytor ium polis,<br />
w szczeg6lnosci zas obszarowi miejskiemu i jego urzqdzeniu, pozwalajq<br />
widziee w Arystotelesie prekursora urbanistyki.<br />
Wydaje s i ~ jednak, .ze prof. Rybicki nie dosc os tro sformulowal<br />
swoje uwagi na temat gospodarki polis. Chodzi tu g16wnie 0 wazne<br />
zagadnienie koncepcji dzialania w og6le, a pracy w szczeg61nosci, co<br />
wyrainie wyst~p u je w Polityce, oraz 0 scislejsze powiqzanie czynnosci<br />
ludzkich ze strukturq klasowq ludnosci. Zgadzajqc si~ z Autorem, ze "Polityka<br />
jest nie tyle teoriCj terytorialno-politycznej crganizacji, co g16wnie<br />
i przede wszystkim teoriq spolecznosci", nie mozna zrezygnowac. z pelniejszej<br />
analizy koncepcji dzialalnosci, a w szczeg61nosci pracy u Stagiryty,<br />
bowiem ta koncepcja okresla stosunki gospodarcze polis i lqcz.y<br />
si~ gl~boko z samq strukturq podzialu klasowego polis - calosci spolecznej.<br />
Wydaje si~ , ze Autor przy omawianiu tej problematyki za<br />
malo analizowal greckq t erminologi~ Polityki. lVI6g1by w6wczas wyrainiej<br />
wskazae, ze poj~ci e dzialalnosci u ArystoteJesa jest zagadnieniem<br />
zlozonym. Swiadczy 0 tym choeby wielosc wyr azen oddajqcych
1074 ZDARZENIA - KSIPt2KI - LUDZIE<br />
r6:i:ne odcienie tej samej ludzkiej dzialalnosci. Jest takich wyra:i:en<br />
przynajmniej osiem: Banausia (Banausos), Panos, Kamnein, Poinsis,<br />
Teosia, Ergasia, Praxeis, Energeia, a ka:i:de z nieh w pewnym sensie<br />
stanowi kryterium zar6wno podzialu czynnosci, jak i . ludzi w polis.<br />
Taka analiza prowadzqc do pelniejszego, teoretycznego uj~cia gospodarki<br />
i podzialu czynnosci, rzucilaby te:i: wi ~ cej swiatla na zagadnienie<br />
stan6w i klas w polis. W6wczas mo:i:na by si ~ przekonac, :i:e u Arystotelesa<br />
odgrywajq duzq rol~ ontologiezne podstawy dzialalnosci oraz<br />
wsp61zale:i:nosci kategorii dzialania lu~ zld ego i rodzaj6w zycia (kontemplatywnego,<br />
czynnego), tego co Autor nazywa "dziedzinami dzialania".<br />
Mo:i:na by wtedy zrobic pewien zestaw podzialu dzialalnosci ludzkieh<br />
u Stagiryty, co pozwolilo by pelniej spojrzec na struktur~ klasowq<br />
polis. Zestaw taki w yglqdalby nast~pujqCo:<br />
Dzialalnosc<br />
Prywatna - dla siebie samego: rozwazanie,<br />
wiedza, filozofia<br />
wolnego f<br />
j<br />
Publiczna - dla spolecznosci polis: r6zczlowieka<br />
't<br />
obywatela . norodna dzialalnosc polityezna<br />
IjakO praea<br />
sluzba wojskowa na lq<br />
dzie i morzu, rt';kodziel<br />
nictwo, rzemioslo, sztuki,<br />
handel, rolnictwo,<br />
pasterstwo, hodowla itp.<br />
podjt';ta dla<br />
utrzymania<br />
I<br />
Dla spoleeznosci:<br />
Dla jednostki:<br />
praea w stanie niewolnym<br />
(niewolnictwo).<br />
Wtedy r6wniez to, co Stagiryta nazywa formq spolecznosci, a co jest<br />
okreslonq strukturq ustrojowq, mozna by potraktowac n a szerszej plaszezyi<br />
nie integracji spolecznej polis. Te uwagi weale nie kwestionujq<br />
koncepcji dziela prof. Rybickiego, kt6ry znow u przy omawianiu problemu<br />
urzeczywistniania sit'; spolecznosci w r amach polis, r ozwiqzal szer<br />
eg zagadnien w~zlowych dla teorii spolecznej. Przykladowo wskazac<br />
n~ ozna n a takie kwestie jak zaleznosc prawa od ustroju I jego funkcja<br />
w urzeczywistnianiu spolecznosci, w yodrt';bnienie sfery mysli i czynnosci<br />
kulturowej, koncepcja obywatela u Aryst otelesa, zagadnienie soc<br />
'jalizacji, problem plaszczyzn, w kt6rych dokonuje sit'; integracja spoleczna<br />
i wytwarza si~ wi~i spoleczna, a takze wiele innych.
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
1075<br />
TEORIA SPOLECZNA ARYSTOTELESA I JEJ RECEPCJA <br />
W NOWSZYCH DOKTRYNACH <br />
CZ E;SC trzecia studium, traktujqca 0 takich problemach jak okreslenie<br />
przedmiotu teorii spolecznej, sposoby u j~ ci a tegoz przedmiotu przez opis,<br />
por6wnanie, klasyfikacj~ i typizac j ~ zjawisk, uj~ci e dynam iczne r zeczywistosci<br />
spolecznej, r ola przyczyn owosci w wyjasnianiu wielkosci<br />
i zmiennosci ustroj6w, cztery przyczyny i determinacja zjawisk spolecznych,<br />
- obfituje zn owu w wiele cennych przyczynk6w dla skor ygowania<br />
bl ~ d 6w w interpretacji niekt6rych po j~c Filozofa, jak i wskazania<br />
dr6g do wielu zasadniczych rozwiqzan w procesie tworzenia teorii '0 spoleczenstwie.<br />
Nie wym ieniajqc wszystkich konstruktywnych r ozwiqzan<br />
prof. Rybickiego zwr6cic trzeba uw ag ~ na jego wskazania dotyczqce n p.<br />
specyficznej koncepcji nauki spolecznej u Stagiryty, koncepcji kt6r a wyswietla<br />
zr6dla nieporozumien w pojm owaniu Polityk i przez nowoczesnq<br />
t eori~ nauki, a zwlaszcza jej kierunek pozytywistyczny. Wielu mialo powazne<br />
zastrzeienia do w artosci poznawczych Polityk i z tej racji, ze je j<br />
tresc rna cz ~sto charakter normatywny. A przeciez, jak pisze Autor<br />
"w mysl pozytywistycznych sugestii zadna um iej~t n osc stanowienia<br />
norm nie jest w og6ie naukq. WiE;c tei nie jest naukq nor matywnie rozumiana<br />
Polityka. Ot6z bezposrednie przeniesienie tych kanon6w do staroi<br />
ytnych, a zwlaszcza do Arystotelesa prowadzi do nieporozumien.<br />
Arystoteles bowiem mysli inaczej, n iz pozytyw isci XIX i XX wieku".<br />
Rozr6i nienie m i ~dzy tym, co nazywamy zadaniem n auki, a jej przedmiotern<br />
pozwala zauwazyc, ze Arystoteles za przedmiot swej n auki 0 spolecznosci<br />
bierze to, co miesci s i~ w sferze empirii, a wi~c opis fakt6w ,<br />
zdarzen spolecznych uwarunkowanych historycznie i etnicznie. To nie<br />
przekresla faktu. ze polityka jest dIan naukq naczelnq, kt6rej celem jest<br />
dobro. Realizujqc ten cel polityka nie narzuca n orm, bowiem przedmiot<br />
jej teorii jest r6iny od jej celu. Trudno przedstawic w kilkunastu<br />
slowach ten w ain y pr oblem, stqd dla jego pelnego poznania trzeba wzillC<br />
do r ~k i k s i q z k~ prof. Rybickiego, a wtedy mozna s i~ zgodzic z Autorem,<br />
ze "Polityka Arystotelesa jest pier wszym tworem teorii spolecznej,<br />
kt6rego przedmiot zostal u j~ty - i to w pe~ni swiadomie ujE;ty <br />
empirycznie".<br />
W aine r6wniez jest wykazanie, jak Arystoteles dziE;ki wyrainemu<br />
wyod r~b ni e ni u przedmiotu formalnego teorii spolecznej, kt6rym jest<br />
polis - wsp6lnota samowystarczalna stanowiqca r amy innych zwiqzk6w<br />
i wsp6lnot - ocalil swojq teoriEl spolecznq wlasnie dziElki jednosci<br />
jej pr zedmiotu. I tutaj miesci si~ waina dyrektywa gla tych, kt6rzy<br />
pragnq integracji w nauce 0 spoleczenstwie.<br />
Wsp61czesnemu czlowiekowi, nastawionemu cZElsto negatywnie do<br />
wszelkiej metafizyki, wiele dajq uwagi Autora na temat pojElcia przy
1076 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUD?1E<br />
czyny u Stagiryty, a zwlaszcza - oryginalnej koncepcji Filozofa wyjasniania<br />
zloionej, dynamicznej rzeczywistosci spolecznej popr zez . cztery<br />
przyczyny: materialnq, formalnq, sprawczq, celowq - oraz ich rola przy<br />
wyjasnianiu wielosci i zmiennosci ustroj6w. Wartosci tych uwag nie niweczq<br />
pewne zastrzeienia, jakie moina miee do interpretacji Autora<br />
z. racji moie zbyt funkcjonalnego traktowania przyczynowosci u Stagiryty.<br />
Cz~se czwarta studium 0 recepcji Polityki w p6zniejszych doktrynach,<br />
jest stosunkowo kr6tka i nie wyczerpuje tematu. Trudno si~ temu dziwie<br />
zwaiywszy, i.e zagadnienie to nie zostalo jeszcze dotqd dostatecznie<br />
opracowane, a jego opracowanie daloby w wyniku przynajmniej nowe<br />
studium. Przedmiotem dalszej dyskusji mogq tez bye takie sprawy jail.<br />
powody akceptacji Polityki w Sredniowieczu i uprzedzen do niej w czasach<br />
nowszych, czy tez kwestia, w jakim stopniu wybitni komentatorzy<br />
Polityki w Sredniowieczu prze j~li trese teorii spolecznej Arystotelesa.<br />
Jedno jest pewne - Polityka byla i jest kopalniq mySli, z kt6rej<br />
moina czerpac wiele dla nauki 0 spolecznosci, a jej realizm w rozwiqzaniach<br />
kaze . siE; liczye z tym dzielem niezaleinie od takich czy innych<br />
zastrzezel1. Historia mysli spolecznej wskazuje, jak wielcy tw6rcy nowozytnych<br />
teorii spolecznych si~gali do Arystotelesa, i choe ich rozwiqzania<br />
cz~sto diametralnie r6zniq si~ od Polityki, jednakze dzielo to<br />
dla wielu bylo czyms wi~cej, niz tylko swiadectwem wiek6w. Moina<br />
si~ 0 tym przekonae czytajC!c kr6tki, kOilCOWY rozdzial pracy prof.<br />
Rybickiego.<br />
Na zakonczenie nasuwajq si~ jeszcze drobne uwagi. Szkoda, ze Autor<br />
.malo wykorzystal tekst grecki Polityki. Tlumaczenie L. Piotrowicza nie<br />
zastC!pi niestety oryginalu, zwlaszcza tam, gdzie idzie 0 okreslenie poj~c.<br />
Czytanie pracy utrudnia fakt (zresztq prawdopodobnie niezalezny od<br />
Autora) umieszczenia materialu zr6dlowego i bibliograficznego na koncu<br />
ksiqzki.<br />
Te i inne uwagi nie umniejszajC! bynajmniej przekonania, kt6re si~<br />
rodzi po uwaznym przestudiowaniu dziela prof. .Rybickiego, ze jego<br />
studium to cos wi ~ cej, aniieli jeszcze jedna dobra ksiqzka z dziedziny<br />
spolecznej. Stanowi ona powazny wklad do tego, by poj~cie spoleczellstwa<br />
moglo si~ stae operatywnym w nauce i w i.yciu. Stqd, m6wiqc j~zykiem<br />
Arystotelesa, ksiqzka prof. Rybickiego nalezy do tej kategorii,<br />
dziel, kt6re mogq rzeczywiscie uczynie czlowieka mqdrzejszym. Jest to<br />
gl~boka synteza, wynik chyba wielu lat badan i przemyslen. I byloby<br />
dobrze, ieby to studium przekroczylo sfer~ zasi~gu j~zyka polskiego.<br />
. . ' Wladyslaw Jacher
PYTANIA <br />
6 czerwiec <strong>1965</strong><br />
Umarla Maria Dqbrowska. Krytycy ustawiajq na plycie z jej nazwiskiem<br />
bukiety sl6w zakupione w przycmentarnych straganach oferujqcych<br />
na takie okazje gotowe wiel1ce i odpowiednio dobrane, kwieciste<br />
metafory. Smierc artyst6w jest zazwyczaj ubrana w owe szybko<br />
wi~dnq ce girlandy, szarfy i donice z pr6chnicq. Potem, jezeli Sq bardzo<br />
wybitni, nadchodzi czas wmurowywania tablic \V sciany domow, gdzie<br />
mieszkali, pojawiajq si~ na skrzyzowaniu ulic tabliczki z ich nazwi<br />
. skami, szkoly ich imienia. UCZq si~ w nich dzieci, wsr6d kt61'yeh<br />
jedynie paru prymusow docenia nazw ~ wlasnej "budy". Obyczajowq<br />
litUl'gi~ tyeh smierci znamionuje patos i powaga. Ale obecna jest tu<br />
1'6wniez Ironia. Nie jest ona tak jask1'awa, jak wtedy, gdy umierajq<br />
wladcy. Ale przeciez niezyje odejscie nie jest od niej wolne. Ironia <br />
wielkie slowo. To nie mialki sceptycyzm, to poczucie dysp1'oporeji pomi~dzy<br />
wartosciq, kt6rq jest sam czlowiek, a naigrywajqcym sie; z niego<br />
jego losem wlasnym. Przez cale zycie nosimy w sobie ow zalqzek, nasienie<br />
bezwladu, kto1'e w jakiejs chwili rozpoczyna raptem owocowac<br />
osiqgajqc wreszcie rozmiary pustki, ktora pozostaje w miejscu po<br />
zywych. Ci, ktorzy pozos tali, sta1'ajq sie; t~ proznie; jakos umaic, ozdobic,<br />
zapelnic przem6wieniami, szumem slow i spiewow. To jest nasza osobista<br />
ob1'ona przed ciszq cmentarzy. Ieh smutek plynie z koniecznej<br />
zgody na to, co mialo przyjsc; co roslo tak dlugo niedostrzegane.<br />
Sztuka rna jednak w sobie sile; chronienia tw6rcow przed zapomnieniem.<br />
1m wie;cej w tym, co po nich pozostalo, jest prawdziwego<br />
zycia, tym bardziej ich dziela Sq trwale. 1m bardziej obumarli przedtern,<br />
wcielajqc sie; we wlasnq prace;, tym pi ~kniej zyjq potem. Jest<br />
.chyba zupelnym nieporozumieniem uwazac, ze piszq oni dla posmiertnej<br />
slawy. Zycie tworcow poznawane za posrednictwem ich intymnych<br />
zapiskow jest peIne ne;dzy i 'niepokoju. Wystarczy przeczytac ich<br />
dzienniki, notatki, zbiory rozmaitych listow. Wmyslajqe sie; w sens<br />
egzysteneji, uprawiajqc hazar d tej mia1'Y co ambitna (jak smiesznie<br />
to nazywamy) sztuka, zyjq w stalym na pi~ ciu, ktore jedynie od ezasu<br />
do ezasu slabnie, by ustqpic momentom r zadkiej satysfakcji z UkOlleZl'nia<br />
paru zdaiJ., odegrania roli, wydobyeia ksztalt6w dlugo oezekiwanych,<br />
ale dotqd niemozliw yeh do utrwalenia.<br />
Ironii opiera sie; pie;kno. Simona Weil sqdzila, ze jest ono tym samym<br />
swiatlem, 0 kt6rym J an Ewangelista m owi, ze plonie w ciemnos<br />
cia.ch. Ukryte jest ono wedlug niej nie tylko w sztuee, ale "ve w szystkim,<br />
co jest ladne: przyrodzie, myslaeh, dziaianiu, usyt uowan iu istoty<br />
l udzkiej w swiecie. R olq sztuki jest wyna jdyw ac odblask swiatla, ukla
1078 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
dae w komp ozycje godne jego urody, dawae swiadectwo. Odkrywanie<br />
i po"znaw anie, a poza tym umiej~tnose przek azania tych odkry c i zdobytych<br />
prawd innym, a wi~c r zemieslnicza sprawnosc, kunszt wzbogacajqcy<br />
pr a wd~ bez naruszania jej istoty, bez zamulania wlasnq niedojrzalosciq<br />
i brakiem czci naleinej czlowiekow i, stalemu jego sporowi<br />
o pierwszenstwo; t~sknota do ladu i harmonii wypowiedziana w pelni<br />
raz - szcz~sliwym trafem, drugi - po rozpaczliwej pracy. Ale sztuka<br />
pozostaje zawsze sztukq, czyli rolq, odegranq przez czlowieka. Kreacjq.<br />
Kiedys, pr~dzej czy p6i.niej gra dobiega konca. Rzeczq, kt6rej si~ moina<br />
domagae od artysty, jest to, by swoje iycie rozgrywal z godnosciq,<br />
by ceni! nie tyle dzielo, He jego trese, odbicie swiatla. Zycie jest<br />
pi~lme, mimo (a moie wskutek tego) ie brak mu pelnej harmonii, i e<br />
jest n iedoskonale. Jedni dostrzegajq boskose przenika jqcq pop~kani:\,<br />
a nawet pokruszonq glin ~ , z kt6rej n as ulepiono, inni widzq wylqcznie<br />
blask osamotnionego w walce, heroicznego czlowieczellstwa. Jednych<br />
i drugich spotkae moina razem, gdy w imi~ poczuda wsp61noty gatunku<br />
istot swiadomych swej odr~bnosci we wszechswiede poszukujq<br />
wciqi nieodkrytegosensu naszego tutaj pobytu. Chyba d, ktorzy<br />
twierdzq, ze sens 6w jest im wiadomy, tajemnica rozproszona,<br />
nie wiedzq co m6wiq. Bo gdyby wiedzieli naprawd~, mowa pr;;estalaby<br />
im bye potrzebna. Mowa, system zakl~e do zamawiania tajemnic.<br />
*<br />
Momenty smierci naszych wielkich, tych. kt6rych tw6rczose zywi<br />
nadal krwiobieg kultury, byly W ostatnich dziesiqtkach lat r6zne.·<br />
Ironia zycia, muza nadgrobna nie zawsze stala nad otwartq ziemiq<br />
wsr6d kwiat6w wiellc6w, kt6rych szady trzymajq dziewczyny<br />
yor mundurkach i harcerze. Samob6jstwo Witkacego bylo poczqtkiem<br />
zgon6w urastajqcych potem do rangi symbolu. Rozpocz~la si~ wojna<br />
ciqiqca nad zbiorowq wyobrazniq. Literatura do t ej pory nie potrafi!a<br />
si~ wyzwolie z jej ciemnych uwiklan. Zbiorowe miejsca zaglady, strza!<br />
do idqcego ulicq wsr6d zaryglowanych l~kiem drzwi i okien, jakis<br />
d61 pod miastem posypany wapnem, byly miejscem spoczynku zlych<br />
i dobrych, zdolnych i mniej zdolnych, tych, kt6rzy mysleli, ze majq<br />
'jeszcze duzo czasu, i tych, kt6rym bylo go zawsze za malo. Smiere<br />
Czechowicza, Schulza, Baczynskiego, Boya i tylu innych. przypomina<br />
er~ smierci anonimowych. Mielismy dlugq tradycj~ mogi!y wojskowej<br />
z pustq tabliczkq przystrojonq romantycznie brzozq lub p~kami r62:'.<br />
Jak na imieninowej poczt6wce. Obecnie tradycja ta wzbogacona zostala<br />
widokiem mogi! cY,wilnych otoczonych krajobrazami, kt6re porasta<br />
perz. Wpisane Sq w nie l'6wniei dzieje literatury. Na tym tie<br />
sens jej zabieg6w stal si~ jeszcze bardziej zrozumialy i potrzebny.
ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE 1079<br />
Zawsze by1a ona i jest prostestem przeciwko zacieraniu r6znie pomie:dzy<br />
traWq a cz1owiekiem. Spo1ecznosc bez wlasnej, zywej sztuki<br />
jest poza tym jak cz1owiek, w kt6rym ucicha te:tno. Oczywiscie,<br />
nie tylko sztuka podtrzymuje 6w rytm. lVIitologizowanie zlq oddaje<br />
jej przys1uge:. Istnieje jednak potrzeba ciqglego przypominania, czym<br />
. sztuka jest, uswiadamiania, ze jej rola nie skonczy1a sie: w rzeczywistosci<br />
cybernetycznej.<br />
Dzis znowu zegnamy swoich bliskich kwiatami, spiewem i slowern.<br />
*<br />
Czy kontynuacja tego typu powiesCl, kt6rej przyk1adem Sq. Noce<br />
i dnie, jest mozliwa? Andrzej Kijowski w artykule poswie:conym<br />
~naczeniu tw6rczoSci Zmarlej ("Tygodnik Powszechny", nr 23) pisze,<br />
ze w skrytosci ducha wszystkim pisarzom zdarza sie: marzyc 0 tym,<br />
by tak pisac jak ona. Dqbrowska przechowywala w czasach zmiennych<br />
gust6w i naporu rozmaitych kierunk6w awangardowych "klasyczny<br />
kanon" prozy powiesciowej.<br />
Dlaczego wszyscy 0 to pytajq - czy on przetrwa? Czy dlatego,<br />
ze zmienia sie: wrazliwosc estetyczna odbiorcy, kt6ry zaczyna stronic<br />
od opis6w w literaturze, szukajqc w niej g16wnie intryg~jqcej akcji,<br />
albo interpretacji problem6w zycia podawanej w skr6cie, wprost, bez<br />
posrednik6w, czyli bez bohater6w przemawiajqcych w trzeciej osobie,<br />
C0 W uszach wsp6lczesnych brzmi bezosobowo, budzi podejrzenia,<br />
ze postacie Sq wymyslone, "nieprawdziw e"?<br />
Te: nOWq wrazliwosc niewqtpliwie ksztaltuje film. Ukrad1 on prozie<br />
monopol na obrazy. Sugestywnie je pokazuje stwarzajqc atmosfere:<br />
takiego podobienstwa do rzeczywistosci, ze trudno z nim konkurowac<br />
literom. Nie tylko film, ale r6wniez prasa i telewizja przyzwyczaja<br />
nas do widoku swiata i zycia, kt6ry jest bardziej realny<br />
od najbardziej naturalistycznego realizmu. Obowiqzuje w nich tez<br />
zasada kompozycji przekazywanych informacji i obraz6w. W ilustrowanym<br />
magazynie wszystkb jest" obliczone, kazdy efekt skontrastowany<br />
z namys1em, tytu1 obmyslony, fotografia skadr owana wg pewnych zasad.<br />
R6wniez i wizja na ma1ym ekranie nie jest przypadkowa. I tu<br />
i tu marny do czynienia z rzemios1em, kt6re niekiedy, przy swietnym<br />
jego opanowaniu osia,ga granice sztuki. Nie chodzi 0 tresc owych kompozy~ji,<br />
ale ich oryginalny, w1asny "je:zyk" ksztaltujqcy wyobrainie:<br />
i wyrabiajqcy przyzwyczajenia. Kiedy potem bierze sie: do re:ki ksiqzke:,<br />
imaginacja nasza jest juz obciqzona, a zmys1y nakierowane na pewien<br />
typ odbioru. Nie mozna tych mechanizm6w lekcewazyc. Zresztq i prasa<br />
i telewizja i radio, warsztaty kr6tkich, sqsiadujqcych ze sobq na prawach<br />
kontrastu form, r6wniez pos1ugujq sie: tekstami pisanymi. Slo
1080<br />
ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
worn drukowanym przywracajq dzwi~ki. Powracamy do literatury m6<br />
wionej. Przede wszystkim jednak interesujqce jest owo zapotrzebowanie<br />
na bezposredniq relacjE;. Autobiografie, zbiory korespondencji; pamiE;tniki,<br />
dokumenty cieszq si~ wielkim zainteresowaniem. \V anonimow ym swiecie<br />
szuka si~ os6b 0 wyraznie zarysowanej indywidualnosci, kt6re<br />
potrafiq m6wic wprost, 0 tym, co przeiywajq i co myslq.<br />
*<br />
Powiesc realistyczna ulega wiE;C przemianom pod presjq zmieniajqcej<br />
siE; n aszej wrailiwosci. Ostatnie powiesci Hanny M alewskiej Sq<br />
przykladem charakterystyczne j dekompozycji wewnE;trznej, 0 kt6rej<br />
byla przed chwilq mowa. Nasladujq -one, albo \Vl' E; GZ same si~ stajq<br />
rodzajem diariusz6w, pami~tnik6w, zbudowanych bqdz to na zasadzie<br />
"klocka", czyli wsp610prawnego zbioru dawnej korespondencji, dru- '<br />
kowanych dokument6w, kt6re zostaly opatrzone glosami pisarzy; st
SOMMAIRE<br />
ANTONI GOLUBIEW: Ma grand-mere et rna femme - recit 815 <br />
LETTRES DE KAROL IRZYKOWSKI a K. L. KONINSKI <br />
correspondance entre deux eminents penseurs polonais <br />
(1934-1939) 844 <br />
STANISLAW PIGON: La litterature polonaise - face au mond.e <br />
pays an<br />
903 <br />
~IR ABBE EUGENIUSZ SITARZ, MR ABBE LUDWIK STEFA-<br />
NIAK: Chronique d'archeologie biblique 1962-1964 .<br />
913 <br />
JERZY KALINOWSK I, STEFAN SWIE2AWSKI: Entretien sur la <br />
philosophie a l'heure du Concile (Fragments du livre publie <br />
en fran
.d'B' <br />
Perspektyw y soborowe<br />
Gregory Bourn<br />
W· stron~ iednosci<br />
Co t o jest p owszechnosc Kosciola? J ak pogodzic mocne przekona<br />
nia wlasn e z szacunkiem dla przekonan cudzych? J aki sens mialy <br />
schizmy w dziejach chrzescijanstwa? Co to dzisiaj znaczy "na<br />
wracac"? Oto niekt6re sprawy, jakie w glosnej swojej ksiqzce <br />
rozwaza am erykanski konwertyta, ks. Gr egory Baum. <br />
Str. 235, pl6tno.<br />
Hans Kung<br />
Sober i zjednocze Ie<br />
.<br />
43 zl <br />
Jedna z naj'Vvybitn iejszych w piSmiennictwie swiatowym k siqzek<br />
o reformie K osciola i 0 przemianach wsp61czesnej religijnosci.<br />
Autor w swietle "aggiornamentc" rysuje dzie je Kosciola, przebieg<br />
pierwszych sesji Soboru, rozwaza perspektywy przyszlosci.<br />
SIr. 297, p l6tno.<br />
48 zl<br />
Jaques Leclercq<br />
Katolicy i wo lnosc mysli<br />
Papieze wobec pr oblemu woln osci - K.osci61 i p anstwo - Kosci61<br />
i kult wodza - slowo "tolerancja" - w olnosc i prawda - jednasc<br />
S Ir. 252 , pl6tno.<br />
ludzi dobrej w ali.<br />
Jacek Wozni akowski<br />
Laik w Rzym ie<br />
w Bomba iu<br />
48 zl<br />
Pierwsza w Polsce ksiqzka, zawierajqca dane niezbe:dne dla pel<br />
nie jszego zrozum ienia Soboru: rzut oka na dzieje dwudziestu po<br />
przednich soborow, szczeg6Iowy kalendarz Vat icanum II, spis wIadz <br />
Soboru oraz omowienie jego trudnosci i jego osiqgni~c . W per <br />
spektywie hist orycznej ukazane zostaly zwlaszcza problem laikatu <br />
i problem wolnosci religii. Jednoczesnie ksiqzka jest reportazem <br />
z auli Soboru i szeroko opisuje Kongres Eucharystyczny i podr6z <br />
autora po Indiach. <br />
SIr, 252 pl6tno.<br />
zI48.<br />
}{s i~z ld mozna zamawiac \v administracji 'Vyd. "<strong>Znak</strong>", Krak6w,<br />
Wislna 12, konto PKO nr 4-14-997.
TRESe ZESZYTU<br />
ANTONI GOI..UBIEW: JOANNA I FOTEL<br />
LISTY KAROLA IRZYKOWSKIEGO DO KAROLA LUDWIKA <br />
KONINSKIEGO. PRZYGOTOWAI.. DO DRUKU I PRZY-<br />
PISAMI OPATRZYI.. JERZY KONINSKI.<br />
STANISI..Aw PIGON: UWI..ASZCZENIE LITERACKIE CHI..OPA<br />
JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIE2AWSKI: ROZMOWA <br />
o FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />
815 <br />
844 <br />
903 <br />
KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK: NOTAT-<br />
NIK ARCHEOLOGICZNY - PALESTYNA 1962-1964 913 <br />
OLIVIER LACOMBE: SI..OWO WSTE;PNE<br />
KS. ZYGMUNT MICHELIS: PROLEGOM ENA EKUMENICZNE<br />
KS. ANDRZEJ ZUBERBIER: SWIECCY WIERNI - POWOI..ANIE <br />
I CHARYZMATY<br />
939 <br />
939 <br />
956 <br />
ANNA MORAWSK A: SPOTKANIA - PAUL TILLICH 986 <br />
KARL RAHNER: 0 M02LIWOSCI WIARY DZIS .<br />
HALINA BORTNOWSKA: ROZWA2ANIA 0<br />
RADA I OBOWIL\ZEK .<br />
UB6sTWIE II <br />
ZDARZENIA - KSI1\ZKI - L UDZIE<br />
KS. TADEUSZ STYCZEN: VIII TYDZIEN FILOZOFICZNY KUL<br />
971 <br />
1011 <br />
1029 <br />
1041 <br />
ROBERT ROUQUETTE SJ: ENCYKLIKA ECCLESIAM SUA M . 1053 <br />
WIESI..AW PAWEI.. SZYMANSKI: IRZYKOWSKIEGO GAR<br />
DEROBA DUSZY . 1061 <br />
WI..ADYSI..A W JACHER: ARYSTOTELIZM W TEORII SPO-<br />
I..ECZNEJ<br />
1069 <br />
MAREK SKWARNICKI: PYTANIA<br />
SOMMAIRE<br />
1077 <br />
1081
-'tZ IZ 'Buao<br />
huf9/t'\pod lhZSaz