25.11.2014 Views

Nr 133-134, lipiec-sierpień 1965 - Znak

Nr 133-134, lipiec-sierpień 1965 - Znak

Nr 133-134, lipiec-sierpień 1965 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

MIE8J~CZN I K <br />

Stanisfaw Pigan<br />

Karol Irzykowski<br />

Antoni Gofubiew<br />

Ks. E Sitarz, ks. L. Stefaniak<br />

J. Kalinowski, S. Swiezawski<br />

Ks. Zygmunt Michelis<br />

Ks. Andrzei Zuberbier<br />

Anna Morawska .<br />

Karl Rahner<br />

Halina Bortnowska<br />

UWlASlCZENIE lITERACKIE<br />

CHlOPA<br />

lISTY DO K. L. KONINSKIEGO<br />

JOANNA I FOTEL<br />

NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY:<br />

PALESTYNA 1962·1964<br />

ROZMOWA 0 FILOZOFII<br />

W OKRESIE SOBORU<br />

PROLEGOMENA<br />

EKUMENICZNE<br />

POWOlANIE I CHARYZMATY<br />

SWIECKICH<br />

PAUL TILLICH<br />

o MOZLIWOSCI WIARY OZIS<br />

UB6sTWO-RADA<br />

10BOWIAZEK<br />

VIII T Y 0 Z , E N F' L 0 Z 0 F , C Z N Y K U L<br />

KRAKOW<br />

LlPIEC - SIERPIEN (7-8)<br />

<strong>133</strong>·<strong>134</strong><br />

Rok XVII <strong>1965</strong>


ZESPOL<br />

Hanna Malewska, Maria Morstin-Gorska, Stefan Swie:i:awski, Stanislaw <br />

Stomma., Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woiniakowski, <br />

Jerzy Zawieyski, Wladyslaw Stro:i:ewski, Halina Bortnowska <br />

REDAKCJA <br />

Hanna Malewska (redaktor naczeIny), Halina Bortnowska (sekretarz <br />

redakcji), Wladyslaw Stro:i:ewski, Stanislaw Grygiel <br />

Adres redakcji: Kra kow, Sienna 5, I p., tel. 256-84 <br />

Redakcja przyjmuje w godz. 13-15 <br />

Adres administracji: Krakow, Wi sIn a 12, I p." tel. 213-72 <br />

Administracja przyjmuje w godz. 9- 13 <br />

Prenumerata krajowa: kwartalnie zl 36.-; polrocznie zl 72.-; <br />

rocznie zl 144.-<br />

Prenumerata przez wplaty na konto "Ruchu" Krakow, ul. Worcella 6, <br />

PKO No 4-6-777 albo przez urz~dy pocztowe i listonoszy. <br />

Prenumerata zagraniczna: kwartalnie zl 50.40; polrocznie zl 100.80; <br />

rocznie zl 201.60 <br />

Prenumerata przez wplaty na konto PKWZ "Ruch" Warszawa, <br />

ul. Wilcza 46, PKO 1-6-100024. <br />

Zamowienia i przedplaty przyjmowane sl\ w terminie do dnia 15-go <br />

miesil\Ca poprzedzajl\cego okres prenumeraty <br />

Cena zeszytu zl 12.-<br />

Egzemplarze archiwalne "<strong>Znak</strong>u" nabywac Moina w Administracji<br />

miesi~cznika "<strong>Znak</strong>", Krakow ul. Wislna 12 oraz w nast~pujqcych<br />

ksi~garniach :<br />

Katowice: Ksi~garnia sw. Jacka, ul. 3 maja 18; Krakow: Ksi~garnia<br />

Krakowska, ul. sw. Krzyia 13; Lodz: K si~garnia ."Czytaj", ul. Narutowicza<br />

2; Poznan: Ksi~garnia sw. Wojciecha, PI. Wolnosci 1; Warszawa:<br />

Ksi~garnia sw. Wojciecha, uI. Freta 48; Wroclaw: Ksi~garnia 'ArchidiecezjaIna,<br />

ul. Katedralna 6.<br />

M aszynopis otrzyma no 16. VII. <strong>1965</strong> Druk ukonczono we wrzesniu <strong>1965</strong><br />

Format A-5 P a pfer druk. sat. kl. V 61Xll6 65 g Ark. druk. 16,75<br />

Za m . 266 16. VII. <strong>1965</strong> Nakla d 7.000 + 350 egz. W-38<br />

Krakowskie Z a klady Graficzne, Z a kla d <strong>Nr</strong> I, Krak6w, K azimierza Wfelkiego 95


Rok XVII N r <strong>133</strong>-<strong>134</strong> (7~8)<br />

M I E S lee Z N I Ie<br />

Lipiec.Sierpien <strong>1965</strong><br />

K R 'A K 6 w<br />

ANTONI GOI:..UBIEW<br />

JOANNA<br />

F 0 TEL<br />

PRZED trzema dniami umarla moja ba'bcia. Dzisiaj jq pochowa1em,<br />

bylo z tym strasznie duzo lataniny i wydatk6w; na szcz~scie poratowa1<br />

mnie G6ra. G6ra konczy studia, ale juz dzis dostaje luksusowe<br />

fuchy, umie si~ kolo takich spraw zakr~cic. Bierze si~<br />

zresztq do I'Ozmaitych rzeczy, wiem, ze niedawno przehalndl'Owa1<br />

senvis z jakiejs starej porcelamy i naskoczy1o mu par~ patyk6w.<br />

Robi takZei'nteresy na przemyca'nych z Czechos1owacji d1ugopisach,<br />

sam co prawda Inie szwarouje, ale przynoSZq mu 'koledzy,<br />

kt6rzy korzystajq ze strefy turystycznej; na tamtej stronie ch1opaki<br />

opylajq swetry, czasemz w1asnego karku, takze przywiezione<br />

papierosy i alkohol. Wiadomo, ze 'kazdy lubi powal~sac si~ po<br />

g6rach, a wyciec·zk~ trzeba .sfilllansowac, no i zeby cos zosta1o. Wi~c<br />

przynoszq dlugopisy G6rze, a ten puszcza dalej, chiopaki dobrze<br />

na tym wychodzq, bo nie majq klopotu z opylaniem, a G6ra rna<br />

swoje chody. I tak to leci. G6ra zawsze jest przy forsie, ale to nie<br />

sknera i poratuje w biedzie. Teraz mnie poratowal, inaczej nie<br />

wiem, jakbym sobie poradzil. .<br />

Po pogrzebie poszlismy z Joannq do kina, po kinie zas Ina kaw~,<br />

byl Henlek i Kulawy, gadalismy 0 tym i 0 owym, byro nawet<br />

dosyc wesolo inie pr6bowalem robic karawaniarza: babcia miala,<br />

chwalic Boga, osiemdziesiqt osiem 1at i W ostatnich tygodniach,<br />

kiedy bylo coraz go.rzej, sarna m6wila, ze chciala,by juz pr~dzej.<br />

Musialo tak si ~ skoiiczyc i bylem na to przygotowany. A ot, jak<br />

wr6cilem do mieszkania i w stalem sam, 'nie moglem si ~ polozyc,<br />

sluchalem radia, kiedy zas radio s i~ skonczyio, wyciqgnqlem zeszyt,<br />

siedz ~ przy st o~e i pis z ~ jak idiota. Nie wiadomo dla kogo, bo<br />

przeciez ani dla siebie, ani dla .Joanny, ani dla pot'omnosci, ani<br />

Z'ezbioru opowiadafl, kt6l'Y ukaze si~ w wydawnictwie "<strong>Znak</strong>".


816 ANTONI GOLUBlEW<br />

tym bardziej dla babei. Nigdy tak'ich ~ota-tek nie robilem. Ale<br />

jakos dziwnie zostae tak samemu, polozye siE: i spat.<br />

Wlaseiwie smiere babei rozwiqzuje ~am zyeie. Bo co to za malzenstwo,<br />

kiedy ()Ina u s'Woieh staryeh, a ja 'z babeiq, i trzeba dobrze<br />

nakombinowae, zeby przez kilka dn'i pomieszkae razem. Przez<br />

ostatni rok nieraz myslalem: jak babcia umrze, to wszystko siE:<br />

rozwiqze. Nie to, jakobym eheial, ze'by babcia umarla, bylem do<br />

babei bardzo przywiqzany, wyhddowala mnie od malego i za,wsze<br />

zylismy w najlepszej komitywie. WiE:e nie dziwnego, ze bylem do<br />

niej przywiqzany, tylko z miesz'karniem mialem klopot. Babcia<br />

sarna m6wila, ze jaik umrze, to mnie bE:dzie lepiej, starala si~<br />

nawet dostae do przytulku, ale ja siE: rna to nie zgodzilem, bo to<br />

byloby, jakbym babei~ wYPE:dzal z jej mieszkania; a byla przyzwyczajona<br />

do wyg6d, lubila usiqse w swym fotelu z papierosem,<br />

posluehae koneertu w radio, a takze magazynu z kraju ize swiata,<br />

bo interesowala siE: politykq i wszystkim, co si~ w swiecie dzieje,<br />

lubila tez ukladae pasjansa na stoli'ku, albo pogadae ze mnq, kiedy<br />

bylem zm~eZ'Ony i n'ie mialem pil'nej roboty; byl nawet taki projekt,<br />

zeby zamiesZ'kala w kuehenee, 'kt6rq mozna by przerobiena<br />

pokoirk, ale kuehenkE: mamy zimrnq, a sprowadz,ony speejalista powiedzial,<br />

ze pieea siE: ustawie nie da, poniewaz brak przewodu.<br />

Moze by si~ jakos w koneu dalo, ale widzialem jakby babci bylo<br />

nieprzyjemnie przenosie siE: do kuehni, dla nas znowu byl'O za<br />

ciason 0, bo tam ledwie dziesiE:e metr6w kwadratowyeh, gazowy<br />

pieeyk, szafa, niewielki '8t61 i ani siE: 'pokrE:cie; wiE:C znowu siE:<br />

rozbilo. Akurat babcia zaez~la ehorowae i wtedy juz nie bylo<br />

wyjseia, w koneu i jq i mrnie zmE:ezyla ta ehoreba, totez nieraz<br />

myslalem, zeby pr~dzej. Be gdyby, babeia siE: mogla z tego wylabudae<br />

i dalej zye, to co inneg'O, tak jed~a lk i dla niej i dla mnie<br />

byla jedna mE:ka. Teraz mi tr,ochE: glupio z tego powodu, nawet<br />

z Joa'nnq 0 tym rozmawialem 'i 'o'na siE: zgcdzila. Joa'nna byla bardzo<br />

dobra "dla babei, przyehodzila do niej w ezasie mojej praey, roobila,<br />

co tam bylo trzeba, ezytala babci ksiqzki, i nie mogE: miee do 'l1iej<br />

pretensji, ze ona r6wniez eheiala, zeby to siE: jakos rozwiqzalo;<br />

a rozwiqzae siE: moglo tylko w jeden spos6b. Dzis jednak ani<br />

ja Joannie ~ie zapr o'ponowalem, zeby od razu przeniosla siE: do<br />

mnie, ani OIna tego nie propo'TIoowala, bylo to zupelnie niemozliwe<br />

i nie m6wilismy na ten temat. MyslE:, ze musi uplynqe jakiS<br />

tydzien, trzeba bE:dzie wszystko uporzqdkowae, odmalowae m'ieszkanie<br />

i dopiero w tedy jak gdyby do iIlowego ... Ale ezujE:, ze i potern<br />

bE:dzie na mnie eiqzye, bo przeciez - co tu ukrywae - ezekalem<br />

na tE: smiere.<br />

Na szezE:seie babeia ~ie eierpiala bardzo, tylko' noeami m~ezyly<br />

jq dus2inosei, a ezasem przyehodzily b6le serea. Ostatnieh parE:


JOANNA I FOTEL 817<br />

•<br />

nocy prawie wcale 'l1ie spalem, trzeba byJ.o ciqgle cos podae, poprawie<br />

poduszki i · zmienie oklad; nauc;zylem si~ robie zastrzyki;<br />

co 'l1ie jest ia,dinCj filoiZofi 'l i powinni uczye tego w szkole, nie<br />

zas ieby wtedy, jak jui gwalt. Wym~czylo mnie to wszystko strasznie,<br />

a trzeoo bylo jeszcze ba bci~ oporz'ldzae i tak dalej, musialem<br />

nawet pogodzie si~ z Grub'l , z ktor'l kiedys chodzilem, a ktora<br />

jest wykwa>Jifikowa'll'l piel~gniark'l, ieby czasem zajrzala i pomogla,<br />

wymyia babci~ i zmienila posciel i bielizn~. Joanna troch~<br />

si~ krzywila, ale nie bylo wyjscia i ona to rozumiala. Nie mogiem<br />

tei zaproponowae Grubej forsy, chociai widzialem, ie odgrywa<br />

si~ 'na mnie, ale obok tego odgrywamia si~ r'obila tei z dobrego<br />

serca, bo lub'ila babci~ i babcia j'l lubila; wiem, ie babcia wolala,<br />

iebym si~ z ni'l oOienil, nie z JoannCj. Pewnie spodziewala si~, ie<br />

z Joa1nn'l si~ rO'zchwieje, bo Joanna jest 0 wiele bardziej nowoczesna,<br />

a Gruba to dziewuszka prosta 'i babci byla pod z'lb. Kiedy<br />

teraz. 0 tym wszystkim mysl~, wcale 'nie jestem pew'ien, czy nie<br />

zdecydowalismy si~ na oficjalny slub dlatego wlasnie, ieby caI'l<br />

spraw~ zakli'nowae, 'i:naczej bowiem ani z babci'l, ani 'ze starymi<br />

Joanny nie dalibysmy rady; i tak bylo tyle gadarnia mi~dzy kuzy­<br />

'l1ami i cio t'k a m'i , ie wytrzymae trudno, a starzy do dzis patrz'l na<br />

mnie jak na podrywacza. Bo ani by woleli, iebym byl na stanowisku,<br />

skonczone studia, no i mieszka'nie, meble, forsa w PKO,<br />

wszystkie szyka'ny. A mysmy nie chcieli czekae, bo i na co? Okazalo<br />

si~ na koncu, ie to mysmy mieli racj~, skora rnamy to<br />

mieszkanie. Zreszt'l rowniei stanowisko, ostatecznie jui zarabiam,<br />

dyplom b~d~ mial za par~ miesi~y, a obiecali mi w Zakladach,<br />

ze zaliczq praktyk~ i z miejsca mnie zaangaiuj'l. To jest zreszt'l<br />

tylko gadka, bo zaarngaiowany jestem od pol roku, haruj~ jak<br />

elektronowy robot i S'l ze mnie zadowoleni, wi~c ostatecznie zadnej<br />

laski mi 'l1ie robi'l 'i etat b~dzie tylko formalnoSci'l . Pod tym wzgl~dem<br />

babcia byla 0 wiele bardziej tolerancyjna od rodzicow Joanny,<br />

ie zas wolala Grub'l , tQ jui rzecz gustu, a trudno jest 0 gust<br />

si~ spierae; powiedzialem babci, ie to ja si~ ieni~, nie babcia,<br />

wi~c ja musz~ wybierae, i babcia si~ zgodzila. Z czasem Joann~<br />

polubila i nic 'nie miala przeciw niej. Babcia w ogole byia bardzoO<br />

fajna, tega rodzaju babci ze swiecq bys nie znalazl.<br />

A teraz jui nie iyje. I choe niemal czekalem na to, nie bar,dz'O sobie<br />

wyobrai am, jak b~d~ bez 'l1iej si~ obywal. Mimo ie byla bardzo<br />

stara i z innego pokolenia, wydaje mi si~, jakby cos umarIa takie<br />

we mnie, jakas cZ'lstka. I ie jui zosta'l1~ w czyms zmieniony, nie<br />

zupelnie taki sam, I ie nawet dla Joa-nny b


818 •<br />

ANTONI GOLUBIEW<br />

dyplomowej; prawda, jutro jest niedziela i mjelismy inne plany.<br />

Teraz wszystko to wydaje si


JOANNA I FOTEL 819<br />

doktorem ,i zaspiewal za pok6j, kuchni


820 ANTONI GOLUBIEW<br />

lozkaeh przeelez ollie b~dziemy spali; eheemy tez zafu'ndowac sobie<br />

niski stQliezek i stolk'i, urzqdzic ,cos w tym stylu, jaik jest u Staszka<br />

i Elzbiety Tomaszewskieh. Jezeli mnie pO'ratuje, b~d~ splaeal pO'<br />

sto zlotyeh miesi~eznie, a w kO'neu roku, jak dadzq premip" oddam<br />

wip'eej. I ze malarz zaspiewal mi poltora pa tyka, ale zg'D'dzil si~<br />

za tys'iqe dwieseie, ja jednak ehyba b~d~ remO'ntowal sam, tylko<br />

potrzebuj~ na farby i wyporzqdzenie.<br />

Nie powiem, zebym lubil kog'DS prosic, ale nie mialem wyjseia.<br />

Cora wysluehal mnie jak to Qn, bez slQwa i ze zmruzeniem<br />

oeZlu, a potem z miejsea ,odpowiedzial, ze figa. Tak si~ oezywiscie<br />

nie wyrazil, bo «)in Inie lubi popularnych powiedzanek, jest na<br />

to za wytwO'rny, ale sens byl wlasnie ta'ki. Przy okazji zaz:naczyl,<br />

ze fors~ Ina pO'grzeb dal dlatego, ze babcia byla wielkq damq<br />

w dawnym stylu i ze on jq bardzo cenil; teraz, jeg'o zdan'iem,<br />

juz takich kobiet nie rna . RzeczywisC'ie Cora nieraz przyehodzil,<br />

zeby porozmawiac z babciq, ch~tnie sluchal jej 'Dpowiadan 0 zamierzehlyeh<br />

ezasaeh i zwyczajaeh, wypytywal '0 savoir vivre<br />

i inne bzdury w tym l"odzaju,kiedy si~ wkladalo smoking, kiedy<br />

zas frak ezy zakiet, i ezy ~1a imieniny w'Dlno bylo z zyczeniami<br />

przyjsc w poludnie, :nauczyl babci~ nowego pasjansa, a czasem<br />

grywal z niq w garibaldkE;. Siadywal naprzeeiw babci troeh~ pochylony<br />

do przodu, moz.na by rzee - z rewerencjq, tak przynajmniej<br />

babcia okreslala. "To ehl'opak dobrze ulozony - powiadala<br />

- Qdnosi si~ do starszyeh pan z prawdziwq rewerencjq"<br />

- i okreslenie to wspaniale pasowalo do zaehowania si~<br />

Cory; nawet go ezasami przezywalismy: Rewerans. Kiedy przychodzil,<br />

mnie zaledwie kiwnql glowq i zamruezal: "Czesc", a do<br />

babei zawsze zwraeal si~ w takim stylu: "Moje uszalJ1


JOANNA I FOTEL 821<br />

No, kij go w oko! Kiedy poprosilem 0 pozyczkEl ma mieszkatnie,<br />

powiedzial, ze ,nie moze ,kredytowae i ze powinienem umiee sam<br />

zakrElcie siEl dokola forsy. Nie znoszEl takich pedag'ogicznych kawalk6w,<br />

wiElc odpowiedzialem, ze jak n'ie, to nie, bez laski, i ze<br />

mam go gdzies. Zmruzyl oczy i usmiechnql siEl. "Nie bq-dz wulgarny<br />

- powiedzial - pozyczkq ci nie mogEl sluzye. Ale proponujEl<br />

interes: sprzedaj mi £ootel twojej babcL To jest antyk, nie<br />

myslEl ciEl ll1aibierae, dam ci dwa tysiqce, za tEl sumEl o,pEldzisz najpilniejsze<br />

wydatki. Na amatora wart jes't nawet wiElcej, ale znaleze<br />

takiego nie latwo. Do mojego pokoju fotel bEldzie pasowal,<br />

zawsze chcialem taki dostae." Ostatecznie wyszlo na to, ze i on<br />

ja'k gdyby czekal na smierc babci, zeby dostae fotel. Ale chyba<br />

posqdzam go nieslusznie. Oczywisc'ie zgodzilem siEl od razu, ja<br />

takiego trupa w po'koju trzymal nie bEldEl, interes jest wiElc czysty,<br />

bo i tak wyrzucHbym grat do piwnicy. Wziqlem od G6ry dwa k'ola,<br />

um6wilem siEl z przygod'nq furgonetkq i za trzy dychy odwiozlem<br />

fotel. Na pewno nie 'Pr~dko teraz do niego zajdEl, mam po uszy<br />

jego g6rnych manier i jego kazan.<br />

Ale prawdEl powiedzia'wszy po raz drugi wyciqgnql mnie z biedy.<br />

Taki juz G6ra jest, trochEl dr~twy, ale chlopak szczery,<br />

>I<<br />

Bylem dzisiaj u profesora, kt6ry zwr6cil mi mojq pracEl dyplomOWq<br />

do ostatecznego poprawienia i przepisania. Uwaza, ze jest<br />

na poziomie 'i dosye mnie chwalil. Przyczepil siEl tylko d,o jednego<br />

obIiczenia i kazal je sprawdzic; jestem pewien, ze obliczenie jest<br />

na [Jeto'n, ale stary musial zmaleze dziurEl w calym, zeby wyszlo<br />

prestiz,owo: gdyby tak ni be, ni me, wyglqdaloby, ze nie ma nic<br />

do powiedzenia. WiElc zawraca niepotrzebnie glowEl oj zabiera ludziom<br />

czas,<br />

Okropnie nie lubiEl wazniak6w.<br />

>I<<br />

Od kilku dni usmarowarny jestem farbq, a w miestkaniu straszny<br />

bajzel. Heniek siEl okazal niewqskim specjalistq, doskonale zna<br />

si~ na malowaniu scian, m6glby bye Hitlerem. Przez dwa dni<br />

moczylismy tynk, potem go skrobalismy, pod nogami biale bloto.<br />

Dzisiaj mydIimy sciany i bEldziemy malowali. Przywiezli ze skladu<br />

tapczan, strasznie docgi, dalem swoje dwa tysiqce i jeszcze musialem<br />

dopozyczye u Faliszewskiego; skrElcal siEi jak zmija, ale da!.<br />

Nic nie martwiEl siEl, ze znowu jestem bez forsy, bo ta1pczan jest<br />

wdechowy i b.::dzie na nim luksusowo. Nie moglem wniese go


822 ANTONI GOLUBlEW<br />

do mieszkania i postawilem na schodach, z czeg'o wyszla cala chryja:<br />

przyleciala do ~orczyni, sprowadzila administratora, pokazywali mi<br />

papierki i przepisy, wszystlm dlatego, ze nie wolno trzymae mebli<br />

na schodach; groziIi nawet, ze pojdq po mi1icj~. Admilnistratorow i<br />

powiedzialem do sluchu, co 0 nim mysl~, i siadl zaraz, a dozorczyni<br />

dalem dwie dychy, po ktorych baba si~ uspokoila. Oczywiscie nie<br />

chodzi 0 klatk~ schodO'Wq i tapczan, tylko ze sam maluj~ mieszkalnie,<br />

a tego jej' zakazanego szwagra wystawilem do wiatru 'i n ie<br />

dalem mu zarobie. .<br />

Swojq drogq taki tapczan za stary fotel to warto. Gora jest<br />

duren, chyba ze kupil fotel babci Ina spekulacj~ . Moze posiedzi<br />

na nim t l"och ~ , a potem opyli i zarobi jak na tym serwisie z porcelany<br />

- sam mowil, ze ma amatora fotel wart jest wi~cej.<br />

A Gora si~ na takich rzeczach zna. .<br />

Wczoraj przyszla niespodzia1nie na malowanie Joanna. Bylem<br />

zly, bo chcialem wszystko urzC!dzie na wysoki polysk i sprowadzie<br />

jq do go towego, a zobaczyla caly kram z najgorszej strony. Stalem<br />

na drabin'iei my dlilem slUfit, kiedy uSlyszalem wolanie Henka:<br />

"Zobacz, two-ja babka przyszla". Odwrocilem g l,ow~ i zobaczylem<br />

JoalIln ~ , miala uniesiollC! ku m nie twarz i smiala si~ . Ok wpnie<br />

lubi ~ , k iedy s i ~ tak smieje n a 'calego, z ~by je j wtedy swiec'l,<br />

a W oczach elektryczne skry: az m nie ponosi, zeby wtedy chwycie<br />

j'l i pom i ~t osi c, i zobaczye jak oczy robiq si ~ jej niewidzq ce, ja'k<br />

traci calC! SWq zadzier±ystose, a w takich razach ze mn'l si ~ cos<br />

dzieje, jakbym zapadal si~ , a jednoczesnie kocham j'l i m oglbym<br />

n osic j'l na r~kach n'iczym male dziecko; bo na codzien to my si~<br />

m ow nie rozczulamy, tylko wi~cej tak po kolezensku, jak dwoje<br />

przyjaciol. Ale teraz nie moglem zlezc z drabiny i je j chwycic, bo<br />

bylem strasznie ubabrany, a na dodatek widzialem, ze Heniek si~<br />

podsmiewa. Wi~c krzykn'llem tylko z gory: "Czegos przylazla?<br />

Zabrudzisz si~, a jeszcze zasmar ujesz schody i =ow ' b~d~ mial<br />

c h ry j ~ od tej wiedzmy" - to maczy od dozorczyni. Ale Joanna<br />

nic sobie nie robBa z krzykow, dalej smiala s i~ z mojego wyglqdu,<br />

vveszla gl~ b ie.i i powiedziala: "Przytarabanilam wam zagrych~, ·<br />

zebyscie mieH wi~cej sil, a ten otwiera z miejsca buzk~ n iczym<br />

w loska piosenkarka. Zlaz zaraz, obmyjcie r~c e i wtr'lcimy sobie<br />

razem". Przyniosla gor'lce parowki i dwie butelki piwa, mielismy<br />

uzywanie i bylo bardzo wesoio. Potem r obilismy, dopoki gralo<br />

radio, jutro pevvnie skonczymy. Heniek jest wspanialy kumpel,<br />

a mieszka'nie b ~ dzie na sto dwa .<br />

...<br />

Rozmawialem dzis z Kulikowskim, ktory jest adiunktem przy<br />

naszej katedrze. Kulikowskiego wszyscy lubi 'l , bo jest iyczliwy.


JOANNA I FOTEL<br />

823<br />

nie zadziera nosa, w kazdej trudnej sytuacji dobrze poradzi i pomoze.<br />

A sam jest polamaniec, zamiast stopy rna prote z ~ i brakuje<br />

mu dwoch palcow u prawej r~ki. Zapytalem go, gdzie si~ tak<br />

pochara tal, powiedzial, ze w pO'Wstaniu. Chcialem go tro ch~ poci&gnqc<br />

za j~zyk, ale nachmurzyl si ~ i ollie chcial gadac. Moi koledzy<br />

na ogol mowiq bardzo krytycznie 0 powstarniu, ze t.o byl<br />

brak wyliczenia, trzeba bylo poczekac az armia radziecka przejdzie<br />

Wisli:, anie samym porywac si~ rna iles tam dywizj"i, uzbr o­<br />

jonych po z~by, podczas gdy powstaiicy mieli tylko troch~ karabinow,<br />

pis toletow maszynowych i baniek zapalajqcych. To<br />

wszystko prawda, prawdq tez jest, ze Warszaw a ~ostala niepotrzebnie<br />

zniszezona, mnostw.o llldzi z gi:n ~ lo, i gdyby nie to wszystko,<br />

dzisiaj bylaby odmienna sytuaeja. Z niektoryeh napom k ni~c<br />

Kulikowskiego wyglqda, ze on jednak widzi to· inaczej, mimo ze<br />

straeil stop~ i dwa palce, a z jego oddzialu pewnie co dziesiqty<br />

~ ostal. Koledzy nie mogq tego ani ru sz zrozumiec.<br />

Ja na 'ogol zgadzam si~ z kolegami, ale rozumiem tamtyeh lepiej.<br />

A r02lUmiem d z i ~ki babei, ktora c z ~s to mowila ze mnq 0 P9wstaniu.<br />

W powstaniu zginql moj ojeiee i babcia nieraz plakala, 'opowiadajqc<br />

0 nim , a r ownoczesnie widac bylo, ze uwaza, jakoby<br />

ojeiee nie mogl inaezej postqpic. To znaezy. 'nie magI si ~ uchyIic<br />

od k OlI1spiraeji i walczenia przeciw Niemcom , wyezekiwac k onea<br />

wojny i za jm o wa c' si ~ k omb ~ n aejam i ; bo rani w ezasie wojny strasznie<br />

kombinowali i Gora to jest szczeniak wobec t amtych spekulaeji.<br />

Ojciec i matka byli w podziemiu, m atk~ Gestapo w z i ~ l o<br />

n a uliey z jakimis papierkami, a ojciee zginql w obron ie Star<br />

6wki; babeia ,0powiadala, ze ojciee skoezyl na goliata , to byl<br />

ta ki czolg z materialem wybuehowym zapalany elektrycznie od<br />

tylu, oj ciec przeciql drut n o i w ezasie tego zginql; ale oeahl<br />

zyeie wielu ludziom i umozliwil dalszq obr on~ swego odcinka ­<br />

i babcia byla z tego straszmie dumna. Babcia weale nie byla sentymentalna<br />

i t o m i si~. w niej podobalo, ale kiedy opowiadala<br />

akurat 0 goliacie i jak zginql ojcie, jej drobna figllrka prost o­<br />

wala si~ w fotelu, n:ce zaczynaly trzqsc si~ wi~eej, a w oczach<br />

byly lzy; mimo to m owila r 6wno i r zeczowo, nie zmieniajqe gloSll,<br />

z tymi lzami w ,oczach i r~ka m i p rze bie r a j ~c y m i pasjamsowe k arty<br />

na stoliku, 'opowiadala, jak Niemcy posuwali golia ta w s t r o n~<br />

barykady , za goliatem jechal czolg i strzelal, mury t r z~s l y si~ od<br />

huku i nic nie bylo widac, zewszqd sypal si~ t Y'nk i cegly, goliat<br />

pelzl, i trzeba bylo ogr omnego hartu ducha, ja'k to babcia ,o'kresla1a,<br />

zeby skoczyc i przeciqc drut; niekiedy udawalo si~ rzucic<br />

granat, czasem nawet drut przestrzelic, ale w tamtym wypadku nie<br />

dalo si~ tak zrobic i ojciec musial skoczyc.


824 ANTONI GOLUBIEW<br />

Wszystko bylo we mnie pomieszane, 'kiedy sluchalem takich<br />

rzeczy, bo z jednej strony burzylo si~ we mnie, vkl'opny zal, ie<br />

nie mam ojca - matki rowniei, ale dzi~ki babci nie tak bardz.o<br />

odczuwalem brak matki, a ojca odczuwalem _ okropny bunt,<br />

i gdyby ci, 00 wywolali powstanie, mawi'n~li mi si~ w takiej<br />

chwili, t'o moglbym zrobie nie wiem co. A znowu z drugiej strony,<br />

kiedy babcia mi opowi'adala 0 pierws'zym dniu, jak wszyscy wybiegali<br />

'na ulic~, wywieszali chorqgwie i roine relkwizyty, a przez<br />

glosni'ki ll1adawa'no wiadomosci 0 powstaniu, ludzi pon-osHa woll1ose,<br />

ze dorosli plakali i to nie tylko kobiety, ale i m~iczyzni,<br />

wszyscy, wowczas czulem, ie i mnie dlawi w gardle, bylem nawet<br />

o to pozniej zly na siebie. Nie1'az wi~c mowilem babci, ze to<br />

zawracanie glowy, powstanie bylo zbrodniq i glupotq, a jadziesi~c<br />

tysi~cy razy wolalbym miee ojca, mii zeby byly dni wolnosci,<br />

ktore trw,aly raptem tyl'ko dwa miesiqce i to nie w calym miescie,<br />

za co pogin~lo mnostwo ludzi i zostaly same ruiny. Babci wtedy<br />

obsychaly oczy i patrzyla na mnie jakos obco, myslalem, ie mnie<br />

zlaje, ale jej wqziutkie wargi zaczymaly si~ u~miechae i mowila,<br />

ie przez moj gniew przemawia we mnie Polak. Na to brali mnie<br />

juz naprawd~ diabli, wstawalem i wychodzilem, a w przedpokoju<br />

trzaskalem z calej sily d1'zwiami; kiedy w1'acalem, babcia si~ zachowywala,<br />

jakby nic nie zaszlo, az 1'az, gdy po wyjqtkowo wielkiej<br />

awanturze przep1'osilem jq, powiedziala, ie nie ma do mnie ialu<br />

i ze mmie wzumie, a ta sprawa musi bolee i bylbym kims bezdusZ'nym,<br />

gdyby mnie zupelnie nie bolala. To mnie zamurowalo<br />

i wi;:cej juz nie buszowalem. Ilekroe je:dnak zgadalo si~ 11a te<br />

tematy z kolegami, co zresztq si~ zdarzalo 1'zad'ko, przy okazji, alba<br />

jak ktd powiedzial jakis sl'ogan, wowcza'S zaperzalem si~ i bronilem<br />

powstania, przy taczajqc roine argumenty, 0 ktorych sam<br />

wiedzialem, i e Sq d;:te, ale wlasnie dlatego zapalalem si~ jeszcze<br />

bardziej i wydawalo mi si~, ze czyms si~ przez to rewall1iuj~<br />

babci, a takie jestem sohdamy z ojcem. Co z tego, ze gl() wobec<br />

siebie pot~pialem, ale 'na zewnqtrz nie moglem pozwolie, by tam<br />

jakies kolesie p1'zy wodce alba kawie nabijaly si~ zen i glupio<br />

przesmiewaly. Dlatego tez bylem rad, ze Kulikl(ywski nie pyskuje,<br />

chociaz wlasnie on mialby prawo pyskowae najwi~cej.<br />

Kulikowski rowniez radzil mi sprawdzie tamto obliczenie i pod<br />

tym wzgl~dem jest przyczepski. Oczywiscie, musi trzymac sztam~<br />

ze swoim starym, inaczej moglby miee nieprzyjemnosci. Trzeba<br />

b~dzie chociaz z grubsza to przek,ontrolowae, zeby im pokazae<br />

i obu utrzec 'nosa: jestem pewiem, ze zr,obilem wszystko fest.<br />

*


JOANNA I FOTEr.. 825<br />

Nareszcie zamieszkalismy razem. Oczywiscie starzy Joanny musieli<br />

obejrzee mieszkanie i powiedzieli, ze jest dziwaczne. Nie<br />

podobaly si~ im nisikie mebelki, a takze wsp6lny tapczan. "Ta,k<br />

si~ wam dzis zdaje, ale jezeli jedno z was ~achoruje? .. - powiedziala<br />

matka. - C6Z dopiero m6wieo niewygodzie, skoro zjawi<br />

si~ wam dziecko". - "Narazie 'nie mamy zamiar1u miee dziecka" ­<br />

odpowiedziala ,dose ostr,o J oanDa i widzialem, ze rna tka hyla bardzo<br />

zgorszona, podniosla brwi i powiedziala sucho: "Oczywiscie, teraz<br />

wszystko stawia si~ na glowie. Ale j a teg'o 'nie pochwalam. Malzeilstwo<br />

jest po t{), zeby miee dzieci". Nie rozumiem, po jakieg{)<br />

licha Joanna sit: z nimi kl6ci, niechaj oni myslq po swojemu, a my<br />

p swojemu. Ja na przykbd mysI~, ze malZeilstwo jest po to,<br />

zeby dwoje ludzi bylo z s·obq i zeby zyli razem, bo tak lepiej,<br />

a dzieci to dodatek. Z drugiej strany dzieck,o nie jest wykluczone<br />

i to jest racja, chociaz z dziec'kiem straszny klopot, a pOlnadto ciqgle<br />

z forsq niewyraznie i Joanna b~dzie musiala pr-acowac. N{), ale<br />

Wladkowie majq dziecko i pracujq, podobnie Magda i Drozdowie.<br />

Ojciec znowu powiada, ze te niskie mebelki Sq dobre na niedziel~<br />

albo na zabaw~, jego zda'niem jednak potrzebny jest jakis<br />

stal d{) jedzenia i do pracy, takze krzesla, ll1a kt6rych mozna<br />

siedziee, nawet fotel by si~ przydal... "A wlasnie _ przypomnial<br />

sobie nagle - gdzie si~ podzial fotel twojej babci? To byl cenny<br />

mebel, no i chyba pamiqtka rodzi'nna i jezelis go zmarnowaL." ­<br />

"Opylilem - odpowiedzialem z niezadowD,leniem, bo sam nie pomyslalem,<br />

ze pamiqtka; a przeciez byla to pamiqtka, siedzialo si~<br />

tez na Inim pierwszorz~dnie, G6ra wiedzial, coo robil, kiedy go<br />

bral, wcal"; nie jest taki b~cwal, jak myslalem. "A za ile" ­<br />

zainteresowal si~ ojciec. "Trzy kola" - zelgalem na poczekaniu.<br />

"Tos do,brze wziql - teraz wydawal si~ za dowo,lony i nie m6wil<br />

o pamiqtce rodzinnej - ja bym dal pol-ow~" - czyli ze G6ra<br />

mnie nie :nabral, nawet nadlozyl; ale G6ra jest zbieracz, stare<br />

meble to jego hobby, darowalem mu zresztq niebieski flakonik<br />

z lat osiemdziesiqtych, nie majqc poj~cia, ile taki flakonik wart.<br />

W sumie jednak wyniklo, ze mlode pokolenie wcale nie jest takie<br />

niezaradne w i'nteresach, jak starzy myslq, ja sobie 'doskonale<br />

poradzilem. Ostatecznie jestem czysty, bez zadnych dlug6w, bo<br />

tych kilka setek u Faliszewskiego sit: nie liczq i splac~ je raz dwa,<br />

babci~ pochowalem, ,odmalowalem i umeblowalem mieszkanie, teraz<br />

tylko musimy si~ ubrac. To si~ je'dnak da na pewno zr.abic: skoro<br />

b~d~ mial dyplom, skombi 'nuj~ jakqs chalturk~, J,oanna juz dostala<br />

przepisywainie na maszynie, b~dzie tylko musiala si~ nauczyc, maszyn~<br />

obiecal pozyczyc nam KuJawy, ho wlaSnie jego stary wyjeehal<br />

na dwa tygodnie w teren i maszyna jest w{)lna, ja.kos op~-


826 ANTONI GOLUBIEW<br />

dzimy do zimy; a w grudmiu powinni nam wyplacic premi~, tak<br />

w Zakladach jest co roku, ja wprawdzie 'nie mam jeszcze ,oficjalnego<br />

etatu, ale b(}d~ mial i to jest pewne. Wi~c 0 co ZJnowu gwalt? ..<br />

Mimo wszystko starzy tf'och~ nam zepsuli radosc z wlas·nego<br />

mieszkania, zwlas;;;cza ze - co tu gadac - jakqs jednak racj~<br />

majq. Majq i nie majq - nie mozna miec wszystkiego naraz..<br />

Doskonale wiem, 0 c,o im poszlo: proponowali nam CZE:SC swoich<br />

gratow ("na poczqtek - jak mowili _ potem urzqdzicie si~, jak<br />

zechcecie"), a mysmy nie przyj~1i. Ja nie jestem Gora , a Joanna<br />

nie Gorzyna, mamy wstr~t do tych rupieci. W gruncie rzeczy chodzi<br />

jeszcze () co innego: oni chcq pokazae, ze nie damy sobie sami raciy,<br />

udowodnie, ze za wczesnie, jakos tam obro'nie wlasny sty!. A tu<br />

okazuje si~, ze nie potrzeba i radzimy sobie nie 'najgorzej. Jezeli<br />

chcq nam ' pomoc, prosz~ bardzo, ale niech to zrobiq tak, jak<br />

zrQbil Gora: ten naprawd ~ pomogl. P alnql wprawdzie przy okazji<br />

kazanko, ale siE: ll1ie wtr qcal i uszanowal nasze gusty. J a si~<br />

nie boj~ zadnej pracy, w zeszlym tygodniu rodzicom Heilka wylado,walem<br />

do piwnicy w ~gi e l, a przedtem naprawilem elektryczn<br />

ose. Teraz Heniek pomogl mi m al,owae. My st a1l10wimy zgranq<br />

pac zk ~ i vo jest nasza sila. Ale tego starzy nie rozumiejq, oni<br />

chcieliby, zeby oprzee si ~ na rodzinie, na tych wszystk ich ciotkach,<br />

wujkach, stryjkach i kuzynach, ktorzy czasem nawet Sq<br />

gotowi dac brudasa albo jakis ciuszek dla J oanny, czy wa liz k~<br />

albo termos, ale za to wy magajq uznania przez nas ich opieki<br />

i prawa do wtrqcania si~. A my wlasnie tego nie chcemy i kazdy<br />

n iechaj idzie swojq drugq.<br />

Obejrzeli wi~c mieszkanie, a potem zaprosili nas n a pozegn<br />

alny obiad. Bylo zrazu t roch~ sztywno, ale si~ rozkrochmalilo.<br />

Starzy postawili wino i ojciec wmiosl oczywiscie uroczysty toast<br />

za naSZq przyszlose, matka obj~la Joann~ i ucalowala. Joanna<br />

n ie znosi takich scen, a tym razem k u mojemu zdziwieniu rozplakala<br />

s i~ i .powiedziala, ze przeprasza za wszystkie fochy, jakie<br />

w domu wyczyniala, i ze jest do swoich starych przywiqzana,<br />

ze dzi~kuje i tak dalej. I ze nie zapomni. Mnie rowniez zrobilo<br />

si~ tr och~ ckliwo, ale tr zymalem fason i nic po sDbie nie dalem<br />

poznae. Mimo to starzy byli po raz pierwszy w obec mnie przyjemni<br />

i traktowali jak swojego. W ten sposob wszystko si ~ zalagodzilo.<br />

Po Qbiedzie Joa'11n a p oszla 'pako,wae swoje rzeczy, a ja<br />

pobieglem po t ak sowk~ . Oczywiscie taks6wka czekala niepotrzebnie<br />

dlugo i zegar dowalil dodatk'owq dych~. No, ale za urwa1nie<br />

si~ .od rodzinki wart,o dych~ zapracie, wi~c nie zalowalem.<br />

Wiecz.orem 'nigdziesmy 'nie poszli, cieszylismy si~ naszym nowym<br />

mieszkaniem, jeszcze to i owe uporzqdkowalismy, Joanna si~ roz­


JOANNA I FOTEL 827<br />

pakowala i trzeba bylo gdzies umiescic puste walizki. Bielizniarka<br />

w przedpokoju ,okazala si~ za ciasna, mysl~, ze w przyszlosci wypadnie<br />

zrobic sciennq szaf~ jak u T,omaszewskich; a takze antresol~<br />

na walii ki, ktore 'narazie stojq w kuchni. Przyszedl oczywiscie<br />

Heniek, Joanna zrobila kanapk i i przygotowala herbat~,<br />

Heniek przyniosl alkohol, puscilismy radio, zgasilismy gome<br />

swiatlo i wreszcie czulismy sit: u siebie. Trzeba b~dzie wkrotce<br />

zrobic oblewanie dla calej ferajny, 'na sz c z ~scie do pierwszeg'O<br />

pozosta!o tylko pi~c dni, wi~c mozna b~dzie chocby w przyszlq<br />

s o bot ~ . Omowilismy to dokladnie i kolo jedenastej Heniek poozedl,<br />

a my zostalismy ze sobq juz na zawsze. Podobnego uczucia jeszcze<br />

nigdy !l1ie doznalem, nawet kiedy zeszlismy si~ z Joannq. Moze<br />

w tym jest jakies dr'Obnomieszczanstwo, nie wiem. I prawd~ mowiqc<br />

nic mnie to nie obchodzi.<br />

Jakos ani ram tego wieczoru nie pomyslalem 0 babci. Zasn~lismy<br />

pozno, mimo t'O r'Ozbudzilem 'Si ~ niespodziewanie w nocy<br />

na naszym nowym tapczanie, majqc spiqcq J oann~ obok siebie,<br />

bardz,o, co tu ukrywac, szcz~sliwy, i 'wtedy nie wiadomo dlaczego<br />

poczulem obecnosc babci. Byla t'O doprawdy jakas halucynacja.<br />

Wydawalo mi si~, ze babcia siedzi obok na fotelu, mimo iz zdawalem<br />

sobie spraw~, ze fotel sprzedalem Gorze i ze go tutaj nie<br />

rna, ale to mi nic !l1ie przeszkadzalo, i da'lej wydawalo sit:, ze babda<br />

siedzi wyprostowana, ze swymi starymi pomarszczonymi r~'kami na<br />

kolanach, z siwymi gladko zaczesanymi wlosami, i patrzy poprzez<br />

ciemnosc na mnie, jakby chciala cos powiedziec. Nie moglem si~<br />

poruszyc, niemal gl,osniej odetchnqc, tylko odwr6cilem 'na bok<br />

glow~ i dalej czulem wzrok babci. Nie wiem, jaki byl wtedy wyraz<br />

jej oczu, moze sUfOowy, ja ki bywal, kiedy cos przeskrobalem, na<br />

pew,no nie pr zesloni~ ty lzami, jak w czasie opowiada n 0 ojcu<br />

i powsta1niu warszawskim. Trwalo to tylko ch\Vil~ , bardzo krotko,<br />

zaraz wiedzialem, ze to zaw racanie glowy i pok6j jest zupelnie<br />

pusty, zad'l'lej babci nie rna, ani stolka pod nogi, ani stolika do<br />

pasjansa, wszystk o jest odnowione i odmalowane, a babcia lezy<br />

za'kopana i rozlklada s i~ w swojej trumnie pod kopczykiem. Wtedy<br />

chwycil mnie straszny zal, tak straszny zal, ze n ie p otr a fi~ opowiedziec,<br />

odwr6cilem tw arz do poduszki i za czqlem plakac ja k<br />

nieletni chlopak. Odruchowo wyciqgnqlem r ~ k ~ i objqlem przez<br />

plecy Jo ann ~ , 'on a nie budzq c si~ przyl gn~ l a do m nie , czulem jej<br />

cieply oddech n a policzku , wiedzialem, ze jq kocham i ze jestem<br />

z niq s zcz ~sliwy, i plakalem z tak strasznego zalu, jakiego n igdy<br />

w zyciu nie przezylem.<br />

Babcia miala osiemdziesiqt osiem lat i kiedys w reszcie musiala<br />

umrzec. Ale ja n ie chcialem, zeby umierala, nawet za cen~


828 ANTONI GOLUBIEW<br />

mieszkania i megQ sZcz~scla z Joannq. MimQ to umarla i ja jui<br />

nie mam mQjej babci. Gdy babcia iyla, rnigdy nie czulem si~<br />

sa m{)tny, pO' raz pierwszy PQczulem si~ tej nQcy.<br />

Babcia na pewnO' czegO's ode mnie chciala i dalbym nie wiem<br />

cO', zeby odgadnqe jej zyczenie.<br />

*<br />

OkazalO' si~ jed:nak, ie tamtoO obliczenie, 00 ktorym mowil KulikQwski<br />

i profesor, nie jest dQbre. Nie rozumiem, jak mQglem<br />

taki wazny szczegol przeQczye, tak 'Si~zblai:nie. M'l1sz~ zabrae si~<br />

PQrzqdnie do rO'bQty i jak najpr~dzej naprawie.<br />

Za dwa tyg'Qdnie chcialbym prac~ oddae i wziqe si~ dO' przygQtQwcmia<br />

QstatniegoO egzaminu.<br />

*<br />

Oblewanie udalQ 'Si~ na medal. Byli Tomaszewscy, DrQzdQwie,<br />

Kulawy ze swojq Kasiq, Magda, Heniek, no i oczyvviscie Gora.<br />

Gora obejrzal krytyczmie caly PQkoj i laskawie powiedzial:<br />

- Urzqdziliscie si~ bardzo mHo. Tylko przydalaby si~ warn<br />

scienna szafa.<br />

Oczywiscie mial racj~. Ale ja gO' {) jeszcze jedrnq PQiycz.k~ prosil<br />

nie b~d~, wi~c musz~ poczekae. Portki dla mnie i Qkrycie dla<br />

Joanny Sq wamiejsze. Na to wszystkO' trzeba dudkow, jak powiadajq<br />

gorale.<br />

Heniek tak si~ spil, ze musielismy gO' przenocowae. Kulawy mial<br />

teleronicznie zawiadomie jego rodzin~, bo Qni tam straszuie ner­<br />

WQwL A pijanego nie sposob odstawie dO' tak mieszczanskiego<br />

damu, bylaby T{nroba 'nie z tej ziemi. Wi~c przespalismy si~ na<br />

tapczanie we troje, jakos tam PQszlQ.<br />

*<br />

Jest cieplo i spimy przy ,otwartych oknach. Ktoreg'os ranka<br />

J' o an~a oparla si~ na lQkciu i dlugo sluchala. RQbila wraienie<br />

nieobecnej.<br />

- Kto to? - zapytala.<br />

- SynQgarlica turecka - O'dpowiedzialem, wiedzqc ze jej tym<br />

zaimponuj~. - One zjawily si~ u nas dopiero po wQjnie, a teraz<br />

docierajq juz do Szwecji.<br />

- Ladnie wQla - PO'wiedziala Joarnna, a potem zasmiala si~ ,<br />

przyl,ozyla cz.olQ do mojego czola i spytala :<br />

- KoOchasz mnie?<br />

- Jestes glupia - odpowiedzialem, bo umowilismy si~, ze nie<br />

b~dziemy sobie stawiae takich idiQtycznych pytan.


JOANNA I FOTEr:; 829<br />

Ale


830 ANTONI GOLUBIEW<br />

n aprE;z'ona. Oczywiscie zegara nie powiesilismy, wynieSlismy go<br />

do kuchni i postawilismy na szafie. Nawet go nie nakrE;cilem.<br />

Tak siE; zlozylo , ze z Zakladow akurat odchodzil wtedy Kuzniar.<br />

Byl kiero\'.r:nikiem zaopatrzenia i k azdemu szedl na rElkE; ,<br />

jako najstarszy prac'oW'nik mal wszystkich, nie bylo tez nikogo,<br />

kto by czegos K uzniarowi nie zaw dz·iE;czal. Widac bylo, jak siE;<br />

gryzie, ze odchodzi juz na emeryturE;, chociaz z tego siE; nie zwier<br />

zal i robil dobrq mi'nEl ; tylko ,odkqd siE; dowiedzial, zaczql nazywae<br />

siebie dzia,dziem 'i zartowac, ze jeszcze si t: w zyciu przyda, bEldzie<br />

jezdzil z wnuczusiq na spacer, a wnuczka bE;dzie uczyl siadae na<br />

nocniczek. Gdy tak mowil, czulismy s'i E: trochEl nieprzyjemnie,<br />

chociaz on juz swoje odzyl i po,winien ustqpie miejsca mlodszym;<br />

mimo to bylo niewyraznie, co tu gadae! Otoz w Zakladach postanowi'ono<br />

ZI'obic Kuzniarowi prezent Qwal w stronE: ~ony. Tera'z Jadwiga latala<br />

po Zakladach z listq i zebrala kUPE: forsy; ja tez musialem zadeklarowae<br />

trzy dychy, nie moglem sit: wykrE:cie. Potem byla narada<br />

'i nie wiedzieli, co kUipie. Ktos zaproponowal wozek dla<br />

wnuczqt, ale to bylaby kpina, ktos i'nny wygodny foteJ, alba laskEl<br />

z lad:nq rqcZ'kq, 'nikt nie mogi wpase na dobry pomysl. Wtedy cos<br />

mnie tk'nEllo i powiedzialem, ze jeden m6j kolega ma piElkny zegar<br />

scienny pod blyszczqcy orzech, powinien ta'nia sprzedac, '1 ze taki<br />

zegar bylby w sam raz dla emeryta. Faliszewski loczywiscie z miejsca<br />

zakontraw al, ze to bylyby wyglup y, nikt teraz zegar6w sciennych<br />

nie wiesza i inne takie zalewania; ale reszcie siEl spodobalo.<br />

Spytali, ile ten kolega chcialby, ll1i e mialem pojE;cia, co taki<br />

zegar w art, powiedzialem, ze chyba z siedem setek. Na t o Koc<br />

ielek p odrapal siE: po lysinie i zauwazyl, ze musi bye w tym<br />

jakas lipa , bo za ta'nio, wiE;C powiedzialem, ze tylko tak myslE;<br />

i ze siE: jeszcze dowiem, a zegar m ogE; pr zyniesc i p okazae; wszystk<br />

ich to ucieszylo, ho od razu klopot z glowy , i tak postan owilismy.<br />

Przytaraskalem 'nastE:pnego dnia ten grat, przedtem oblecialem parE:<br />

"Jubilerow " i zaspiew alem tysiqc dwiescie z tym, ze mozna by<br />

s iE: z kolegq p otargowae. J a dwiga obliczyla kas E:, wypadalo kupie<br />

jeszcze wina i ciastek, vvii;C stanE:lo 'na d zi e wi ~ciu setkach. No<br />

i Kuznia r dosta! zegar moich tesci 6w z wygrawerowanq tabliczkq,


JOANNA I FOTEL 831<br />

ze to od kochajqcych go kolegow, dzi~kowal bardzo, ale i usmiechal<br />

si~ troSizeczk~ niewyraznie; jak si~ p6Zniej okazalo, ma juz<br />

jeden scienny zegar, wi~c mu drugi 'nie potrzebny. JezeJ:i jednak<br />

· b~dzie s'prytny, odkr~ci ta b1icZ'k~ i wtryni go iinnemu balwanowi,<br />

a sam b~dzie mial pieniqdze na lekarstwa i na prezenty dla wnuk6w.<br />

Kupilem wi~c sobie eleganckie spodnie i okrycie dla JoafUny<br />

i jeszcze nam ~ostalo kilkadziesiqt zlotych, ktore wydalismy w "Jaskini",<br />

J6zek pozyczyl trzy dychy i tak to poszlo. Bylismy bardzo<br />

radzi az do dzisiaj. Dzisiaj ,odwiedzili nas tesciowie i zara'Z ­<br />

gdzie zegar? Powiedzialem, ze si~ troch~ p6Znil, wi~c dalem go do<br />

wyregulowa·nia. Ale moj tese jest cwany facet, widzia moje spodnie<br />

i plaszcz Joanny, wi~c kapnql si~ raz dwa. "No tak - powiedzial<br />

- dzi~kuj~ wam" - wstal i wyszedl. Matka pozostala<br />

i zacz~la robie familijnq scen~ niby z wl,oskiego filmu. Zeoni<br />

wypruwajq z siebie zyly, ze chcieli, bysmy mieli co,s trwalego,<br />

co 2lOstawimy jeszcze naszym 'dzieciom i co by przypominalo ich,<br />

to znaczy 'kochajqcych nas rodzicow, kiedy oni b~dq lezee na<br />

cmentarzu, ze ojciec zrezygnowal z wyjazdu do Dusznik, ktory<br />

lekarze zalecili mLl na serce, bo chcial inam zegar.. ., ze plaszcz<br />

dla corki mieli kupic jej na irnieniny, wi~c niepotrzebniesmy si~<br />

pospieszyli (w tyrn punkcie miala racj~, moglisrny si~ tego domyslee,<br />

bo wiedzieli, ze Joanna nie rna nic na lato, a Sq przeciez<br />

do swojej corki przywiqzani), i ze, chocby ' si~ narn zegar<br />

nie podobal, takie post~powa ,nie jest bez serca, ich oboje boli<br />

nasze nieliczenie si~ , a ona, to jest rna tka, tyle trudu w}.ozyia<br />

w wychowa1nie corki, tyle nocy, i kiedy Joanna chorowala na<br />

snkarlatyn~, to rnatka wciqz siedziaia przy niej, bo bala si~, zeby<br />

choroba 'nie padia na mozg (padla, ale nie corce) i ze za swojq<br />

rniIose rnajq teraz zapIat~. Bylisrny ,oboje wsciekli, bo wS'zystko<br />

prawda, ale co to rna wspoJnego z fornirowanyrn gratern? Swojq<br />

drogq jakas racja jest, opylenie zegara nie bylo calkiern delikatne<br />

(choe trudno byedeHkatnym, kiedy tyIe'k golyrn swieci), ale przeciez<br />

rowniez niedelikatne bylo prezentowanie nam zegara, ktorego<br />

nie ma jak powiesie i ktory ani rusz do wn~trza nie pasuje. Czyli<br />

jeden do jednego i nie ma powodu, zeby robie sceny i zatruwae<br />

ludziom zycie. Ja milczalern, ale Joanna odgryzaia si~ z~ za zqb,<br />

skonczylo si~ oczywiscie na tym, ze matka si~ poplakala, bylo<br />

nam okropnie rnieprzyjemnie i Joanna zagotowaia wod~ na herbat~,<br />

ale okazalo si~, ze herbaty akurat zabrakIo, wi~c polecialem<br />

za rog d'o sklepu, tam jed,nak byl tylko "Ulung" i matka powiedziaIa,<br />

ze "Ulung" jest farbowany i szkoda wyrzucae pieni~dzy<br />

na takie swiiistwo'. W koncu jednak si~ rnapila, usciskaia Joann~,<br />

<strong>Znak</strong> ' - 2


832 ANTONI GOLUBIEW<br />

Joanna usciskala matk~, potem i ja musialem poddac si~ Usci3kom,<br />

czego lIlie znosz~, i matka powiedzi'ala, ze sk,oro jui Joanna rna<br />

ten plaszcz, to niech nie kupuje nic na nogi, z czego domyslilismy<br />

siG, ze dostanie cos na imieniny. Joanna powiedziala od razu, ie<br />

jej potrzebne szpilki, ale matka uwaiala, ie to wymysl i ie szpilki<br />

tylko wykrzywiaj~ nogi, a Joannie s~ potrzebne praktyczne i ladne<br />

pantofle do chodzenia, nie do balowania (mowi bez poj~cia, jakby<br />

szpilki byly 'czyms do balowania) - i znowu zgoda si~ popsula.<br />

W rezultacie nawet ial mi starych, niewiele rozumiejq, a wtrqcajq<br />

si~, chcq koniecznie postawic na swoim i we wspoliyciu okazali<br />

si~ zupelnie niemoiliwi. Swojq drogq Joa,nna bywa czasem dla<br />

nich za ostra, ta'k do niczeg'o si~ nie dojdzie, mysl~ nawet, ie<br />

wartaloby kupic jakies kwiaty i w ten sposob sytuacj~ zalagodzic,<br />

bo z zegarem wyszl,o jednak nie za bardzo. Ale spodnie i pantofle<br />

Sq, gdybym nie kupil Jo'annie plaszcza, oni nie kupiliby pantofli.<br />

Osobiscie uwazam, ie S'zpilki nie Sq najkonieczniejsze, kiedys si~<br />

jej zafunduje, tymczasem rna tylko sandalki na bosq nog~ i obuwie<br />

na zi m ~, a to mal,o. Wi~c ja nie b~d~ mial pretensji, jeieli<br />

b~dq pantofle, choc Joa1nna uwaia inaczej i jest roznica zdan miGdzy<br />

nami.<br />

• <br />

Bardzo dawno nie pisalem. Na imieniny Joanna dostala jednak<br />

szpilki, byla bardw zadowoloona i zapanowala rodzi,nna atmosfera.<br />

Powoli starych wychowujemy, moze b~dzie wszystko () kej!<br />

Wieczorem urzqdzilismy przyj~cie dla ferajny i bylo luksusowo.<br />

Joanna zrobila malutkie ka'napeczki z zapiekanym moidikiem,<br />

byla wiski i ·reslii'ng. Ni,kt si~ nie upil, bo alkoholu bylo malo,<br />

osobiscie jestem przeciwnikiem grubego ochlaju, iadna zabawa.<br />

Kulawy przyniosl adapter, sluchalismy plyt, tanczylismy. Butelka<br />

wiski k'osztowala dwa i pol dolara w PKO, zalatwil to Staszek<br />

Tomaszewski. Resling wiadomo.<br />

Spotkalem na ulicy Kuiniara, mowil, ie jui si~ ,trochG przyzwyczail<br />

i ie czuje si~ dobrze. BardL'Jo chcialem si~ dowiedziec,<br />

coz zegarem, ale 'nie odwaiylem si~ zapytac. W Zakladach tei<br />

nie wiedzq.<br />

• • •<br />

. Zachorowala corka Magdy. Joanna jui trzeci dzien siedzi tam<br />

przed polud!niem, zanim Magda nie wroci z pracy. Mowi, ie<br />

mala jest bardzo grzeczna i ie lubi J.oan'n~. Wczoraj Joanna pozyczyla<br />

u Henka f'ors~ i kupila malej misia; uwaiam t,o za przesad~ ,<br />

ale dziecko .si~ uCieszy10. J'oanna mowi, ie dzieci Sq przyjemne


JOANNA I FOTEL 833<br />

i ze s 2'Jkoda, ze my nie b~dziemy mieIi dziecka. Ale przeclez rnie<br />

mozemy s-obie brae takiego kramu na gl·ow~, szkoda zycia. Tego<br />

by tyl'ko brakowalo, zebysmy mieli calq kuchni~ zawiesie pieluchami<br />

i zeby Joanna miala zrezygnowae z pracy. A wlasnie Zawadzki<br />

dal przedwcZIOraj cynk, ze CoOS si~ kombinuje.<br />

Gdyby babcia zyla, a my bysmy mieli dziecko, to bylaby prababciq.<br />

Dziwnie pomyslee. Napewno bylaby zadowolona. No i z niq<br />

mozna by sobie na dzie~ko poz"volie, babcia doskonale by dopilnowala,<br />

a one umilaloby jej starose. Po poludniu jakos bysmy<br />

poradzili, pomoglbym oczywiscie, zresztq ,nasze dziecko chowalibysmy<br />

surowo i nie pozwolilibysmy, zeby wlazlo Inam na glow~.<br />

KiUlawy mowi, ze jezeli nigdy dziecka nie brae na r~ce, nie<br />

wozie i nie kolysae, to zasypia wieczorem i nOCq rnie rozrabia.<br />

A on si~ na tym zna, bo jego siostra rna juz dwoje i chowane<br />

pie r wszorz~dnie.<br />

Uwa.zam, ze dawniej zanadto dzieci rozpieszC'za'no. To nie rna<br />

sensu.<br />

•<br />

Faliszewski tw.ierdzi, ze frustratow trzeba p~dzie do roboty,<br />

a ja mu na to, ze jest pozytywny bohater. Okropnie si~ obrazil<br />

i zazqdal zwrotu dlugu. B~d~ musial oddae.<br />

* * *<br />

Poklocilismy si~ z Joannq, bo chciala wieszae repwdukcj~<br />

Matisse'a, a mnie sie: ona nie podoba. Powiedziala, ze jestem<br />

kohun i ze to babcia tak mnie wychowala. p.otem przeprosila<br />

mnie za babcie:, ale nie za koltuilla.<br />

Koltuna mog~ jej darowae, ale tamto mimo przeprosin pozostalo.<br />

Ona bywa czasem niemozliw,a.<br />

*<br />

Mam juz dyplom. Profesor zyczyl pomyslnej pracy i szcz~scia<br />

oSoObistego, a Kulikowski mrnie usciskal i 'Ucalowal Z obu stron.<br />

Nie g;podziewalem si~ takiej serdecznosci i przyznam sie:, ze mnie<br />

to wzruszylo.<br />

Zastanawialem si~, ezy nie zaprosie ich na skromny ochlaj.<br />

Staszek T,omaszewski powiada jednak, ze nie uchodzi. Poradz~<br />

si~ jeszcze Gory.<br />

*


834 ANTONI GOLUBIEW<br />

WlaSciwie to Joanna bardzo jeszcze jest dziecinna, ale mnie si~<br />

to podoba. Z kazdym dniem jestem bardziej do Iniej przywiqzany.<br />

* <br />

Gara twierdzi, ze ochlaj dla profesOTa i adiunkta bylby niewlasciwy.<br />

Chyba zrezygrnuj~, bo on si~ na tym zna.<br />

Napi-saIem, ze Jeoalll'na jest dziecrnna, ale ona jest rawniez bardzo<br />

powama i praktyczna. Podobnie jak Gara Ibyla przeciwko<br />

'ochlajowi, twierdzila, ze nie mozemy na glupstwa si~ zadIuZac.<br />

Przedtem talk nie uwazaIa, ale od pevmego czasp zacz~la robic<br />

rachunki. Powiada, ze za duzo wydajemy i ze nie potrzeba luksiUsowo<br />

si~ o'dzywiac. Co prawda wcale znaw ta'k luksusowo si~<br />

nie odzywiamy, ale przekalklU}.owalismy wszystko i doszlismy do<br />

wniosku, ze to i owo da si~ z·a,oszcz~dzic. Takze na reprezentacji<br />

i dlatego Joanlna byla przeciwko ochlaj,owi. Ja tam nie lubi~ zbytniej<br />

drobiazg'o'Wosci, ale podoba mi si~, ze Joanna jest taka ,odpowiedzialna.<br />

Mysl~, ze teraz b~dzie si~ nam '0 wiele lepiej ukIadalo<br />

zyde. Nie, zeby dotychczas ukIadaIo si~ kiepsko, ale tera'z<br />

jest jeszcze lepiej, niz bylo. Wszystko poszlo inaczej, odkqd mamy<br />

wlasne mieszka'nie, temu nie da si~ zaprzeczyc. Ale ze ta sprawa<br />

wiqze si~ ze wspomnieniem babci, t,o mi psuje.<br />

Ozasami Iapi ~ si~, ze bardZJo do babci t~skni~ i ze mi jej brakuje.<br />

To bardzo dziwene, bo Olna byla z innych czasaw, z dawniejszych<br />

nawet niz rodzice J oapny. Z drugiej jednak str,ony tak<br />

dlugo zylismy z niq razem,ze musialem si~ do babci przyzwyczaic.<br />

Gdyby tak mozna miec i babci~, i mieszkanie!...<br />

Przeciez ja 'nie jestem w niczym winien, ze babcia umarla. 0 00<br />

wi~c chodzi? ...<br />

ZaIuj~, ze sprzedalem Garze tamten zabytkowy fotel. Ostatecznie<br />

jeden taki fotel nie szpeci nowoczesnego wn~trza. To nawet<br />

pozqdany kOll1trast.<br />

*<br />

Okazuje si~, ze jed,nak ojciec jedzie na udop do Dusznik, stara<br />

powiedziala wi~c dla pUC!U. Bardzo mnie ta wiadomosc uspokoila.<br />

Tylko po co byia tamta mowa?...<br />

W ZakIada,ch organizujq brygad~ mlodziezowq i mnie do niej<br />

ciqgnq. Zastanowi~ si~, ja'k b~dzie lepiej. Faliszewski juz si~ zglosil.<br />

*


JOANNA I FOTEL 835<br />

Dzisiaj puscili po miescie konrny tramwaj na jakqs tam rocznict:.<br />

Przejechalismy z Joa1nrnq caly kurs, ubaw nie z tej ziemi.<br />

Jaik bylem w Pradze, widz.ialem mn6stwo samochod6w jeszcze<br />

spTZed wojny, oni lubujq sit: w starzyznie. Jest tam takze stara<br />

uliczka kolo Hradcza'n6w, cos bajecznego! Wiele knajpek niezmienionych<br />

od czas6w Fra'nca J6zefa. Turysci pijq piwo i bulq f{)l's~.<br />

U nas w tych sprawach panuje ogromne zacofaiIlie.<br />

Bt:dt: musial uporzqdkowae stare fotografie babci. Dzis zalujt:,<br />

ze opylilem sztambuch. Ale iIlie mialem wyjscia, musialem to.<br />

zrobic.<br />

*<br />

I<br />

Sztambuch babci sprzedalem po kryjomu antykwadus·zowi<br />

w Rynku, forsy wystarczylo' niemal do kOl1ca choroby, to jest<br />

prawie do smierci. Na pogrzeb jui nic nie zostalo, ale wtedy poratowal<br />

G6ra. Babci byly potrzebne r6zne drogie lekarstwa, ubezpieczenia<br />

nie miala, dokt6r kazal bulic zdrowo,a musialem jq<br />

ratowac: zanim sam si~ ,nauczylem robic zastrzyki, przychodzHa<br />

pielt:gniarka, bo wte'dy jes'zcze z Grubq sit: nie pogodzilem, forsa<br />

leciala jak woda, ja zas bylem goly po slubie i mialem jeszcze<br />

pillne dlugi. Wtedy podw~dzilem sztambuch i poszedlem z nim<br />

zapytac, co dostant:. Antykwariusz oglq'dal i ty,lko cmokal, potern<br />

spytal mnie, Skqd to mam. Powiedzialem, ie pole


836 ANTONI GOLUBIEW<br />

w jasnych. Chociaz smiej'l si~ na tych fotografiach, stale S'l<br />

upo~owani. Nie rozumiem, jak ina codzieil mogli wytrzymac. Byli<br />

tacy, co si~ buntowali, babcia mi opowiadala, zwlaszcza takie<br />

bunty byly modne w czasach secesyjnych. Kiedy taki zbuntow'a'ny<br />

facet chcial si~ wyzbyc filisterstwa (filistrzy byli to burzuje,<br />

roine mieszcZiuchy i tak dalej, takie oczywiscie arystokracja), wkladal<br />

zaraz pelery n~ , zamiast krawata wi'lzal wielk'l kokard~ i zachowywal<br />

siE: wyzywajqco ekscentrycznie. Uwaiam, ie taka rzecz<br />

jest na nic. Babcia opowiadala, ze Przybyszewski ze swojq bandq<br />

strasznie pili i rozrabiali po ulicach, klocili siE: 0 czystq sztukE;<br />

i pokazywali wszystkim swojq Inagq duszE:. Ja lubi~ nawet czytac<br />

o tamtych czasach, Boya Znasz Zi ten kraj i Stowka, takze Estreichera<br />

Nie od razu Krakow zbudowano i roine pamiE;tniki, widac<br />

z tych ksiqzek, ie babcia 'nic nie przesadzala. Tylko ie, babcia<br />

opowiadala zawsze z r'Ozrzewnieniem, czasem smiala siE: i byla podnieco,na,<br />

a ja, gdybym mU'sial wtedy iye, to bym siE: na pewno<br />

wsciekl. ProbujE: sobie czasem wyobrazic, jak to moglo siE: ukladac,<br />

ale napotykam wciqz na slepy mur i ci'lgle czegos Inie rozumiem,<br />

jakbym czytal 0 Tasmanii czy 0 Nowej GwineL A przeciei<br />

bylem z babciq zzyty i ona wiele mi opowiadala, w czas'ie<br />

zas tych opowiadail zdawalo mi siE:, ie cos chwytam.<br />

Babc'ia sarna mi mowila, ze w mlodosci byla Iadnq dzie.wezynq<br />

i miaia powodzenie. To bardzo dziwnie jest pomyslec tak 0 babcL<br />

Znalazlem jednq takq fotografiE: caIej grupy w jakims parku czy<br />

c'os w tym rodzaju, w kazdym razie S'l tam stare ,drzewa i ogrodowa<br />

Iawka z pOfE:CZa mi. Na tej I:iwce w samym srodku siedzi<br />

matka baboi, a wiE:c moja prababcia, bardzo d'ostojna, z szerokimi<br />

na rami'onach rE:kawami i zabawnie wygl'ldajqcq koro'nkq 'Da glowie;<br />

jest wyprostowana i patrzy wprost w obiektyw. Dookoia<br />

kupa mlodych ludzi w st'Udenckich mundurach, jeden z nieh, ten<br />

na prawo, to moj dziadek, wtedy jeszcze narzeezo'DY babeL Przed<br />

prababciq,' na stoleczkach, siedzq dwie dziewczyny, babcia i jej<br />

siostra, zmarla vvczesnie na suchoty czyli na gruzlic~. Babc'ia na<br />

fotogr-afii rzeczywiscie wygl'lda bardzo mlodo i jest ladna, pochyla<br />

trochE: glowE: i spogl'l da spod puszystych uloiJonych w pukle wlosow,<br />

usmiecha si~ i wydaje siE: rozbawiona. A chociai PCltrZE: na<br />

tE: fotografiE: i wiem, kogo przedstawia, nie mogE: siE: pogodzic, ie<br />

to babcia, nie l'lczy mi siE: jakos z wyprostowanq chudziusieilkq<br />

staruszk'l , ktora w tym pokoju siadywala w fotelu i kladla na<br />

stoliku pasjanse; babcia wprawdzie do ostatniego roku wszystko<br />

w miesZlkaniu robila, sprzqtala, gotowaia obiad, szyla , ale w mojej<br />

pamiE:ci pOZiostala przy stohku, przy radilU, z papierosem<br />

w ustach, ze swymi drobnymi, powleczonymi luilnq, pomarszczonq,<br />

suchq skorq rE:kami, kt6re si~ lekko trzE:sIy. Mowila 0 swoim po­


JOANNA I FOTEL<br />

837<br />

vvodzeniu i zawsze si~ wtedy usmiechala, raczej usmiechaly si~<br />

jej oczy, wqskie wargi nie braly w usmiecha'niu si~ udzialu. Patrz~<br />

na mlodych ludzi Z :£otografii, na murndury i wqsiki, jeden<br />

jest z brodq i faworytami, i mysl~, jak z tym moglo byc. Czy<br />

wtedy babci przychodzilo 'do glowy, ze kiedys b


838 ANTONI GOLUBIEW<br />

ealkiem bez mil'Osci, bo babeia mnie koehala. ezy Joanna potrafilaby<br />

tak koehae mnie jak ba'beia? lezy musi si~ do tego zestarzee?<br />

A jednak cos w niej z babei jest - i wbi mi si~ na t~ mysl<br />

niewy'rainie. Gdybym ll1.ie bal si~ przesady, napisalbym, ze troch~<br />

strasznie.<br />

*<br />

Too sztambuch byl pelen autografow roznyeh osobistosei. Nalezal<br />

jeszeze d'O prababei i ba beia go odziedziezyla. Narazie wydawal<br />

mi si~ zwyezajnym zbiorem, tyle ze bardzo starym. Byl<br />

tam autograf Mieroslawskieg'O, Luszczewskiej tj. Deotymy i innych<br />

slaw, '0 ktorych UCZq w szkole. Dziwnie pomyslee, ze o·ni<br />

tak zwyczajnie zyli, podpisywali si~ w sztam1buchach i ze to nie<br />

jest zadna lipa. Byla tam takze kupa sentymentalnyeh a'kwarelek<br />

i kiepskkh wierszy. Ale glownie zapelnila sztambueh babcia.<br />

Miala utwor Asnyka, kilka slow od Sienkiewicza, r6z·nych malarzy<br />

z czas6w Mlodej Polski, Przybyszewskieg'O, Weyssenhoffa<br />

i innych. Miala tez podpis Focha, ktorego poznala, kiedy Foeh<br />

byl w Polsce. Babcia O'braeala si~ w wytwornym towarzystwie,<br />

ale najwi~eej mi~dzy literatami i malarzami, i lubila potem tamte<br />

stare pamiqtki przeglqdae. Opowiadala tez wiele i kiedy sluehalem,<br />

gbupie !nieraz eytaty i sente1ncje w sztambuchu, r6zne takie<br />

ecie-pecie, rysuneezki i wierszyki na bieraly zyeia i nie czulem<br />

si~ wcale na Tasmanii ezy Nowej Gwinei. Nie zdradzalem si~,<br />

ale lubilem bardzo te opowiadania, nawet babci~ na nie naeiqgalem.<br />

I jezeli tamten ezas nie calkiem jest mi obey, to w duzej<br />

mierze dzi~ki sztambuchowi. Lektura ksiqzek to na nie, trzeba<br />

mdee swojq babei~.<br />

Dlatego dziS zaluj~, ze go opylilem. Ale co mialem robie? Joarnna<br />

si~ zgadza, ze szkoda.<br />

*<br />

DziS w Zakladaeh dostalem wezwanie ,od dyrektora, nie mialem<br />

poj~eia, 0 co idzie. Okazalo si~, ze rozmawial z moim profesorem,<br />

ktory bat'dzo mnie chwalil; powiedzial tylko, ze nie zawsze<br />

dopilnowuj~ szczeg6low, bo jestem za pr~dki, ale ze si~ "vyrobi~.<br />

I ze mozna mnie dae odpowiedzialne zadanie. Nie spodziewalem<br />

si~ tego po starym, ktory zawsze okropnie pilooWal, i bylo mi<br />

przyjemnie. Dyrektor zaproponowal >O'pracowanie nowego pojemnika,<br />

zaznaczyl tylk,o, zeby nie byl0 to na lapu-capu i zebym<br />

dopilnowal kazdego detalu. Odpowiedzialem, ze moze bye spo­


JOANNA I FOTEL 839<br />

kojny i ze dopilnuj~. Potem PQslal mnie do personalnego, gdzie<br />

ostatecznie podpisalem etat. Jestem wi~c, jak chcial m6j tese, na<br />

stanQwisku, mam samodzielne zadanie i wszystko leci. Po drodze<br />

zas:koczylem dQ starych, zeby nie mysleli, ze Joanna wyszla za balona.<br />

Byli bardzo ucieszeni i zaprosili nas w niedziel~ na rodzinny<br />

obiad - to jedyny minus calej sytuacji, bo zamierzalismy gdz.ies<br />

prysn~e. Ale starym tez si~ cos nalezy, wi~c przyj~lem zaproszenie<br />

i nawet si~ nie targowalem.<br />

Uwaga 0 szczeg61ach to na pewno skutek tamtego obliczen'i'!<br />

w pracy dyplomowej. Kulikowski by nie wspomnial, jestem tegQ<br />

pewny, ale profesor to ponura zyla. Choe si~ moze dobrze stalQ,<br />

ze dyrektor zwr6cil mi u\Vag~, b~d~ musial si~ pilnowae, a bez tego<br />

oos bym tam nawalil i omin~laby mnie premia. Jezeli zrQbi~ ten<br />

pojemnik, premia murowana. Na swi~ta pojechalibysmy do Zakopanego.<br />

*<br />

Uslyszalem przez radio, ze ja'kiegos tam Kluga skazali w NRF na<br />

trzy lata wi~zienia. Uwazam to za straszne swiilstwo. Ten Klug pwwadzil<br />

.na stracenie k


840 ANTONI GOLUBIEW<br />

sci! sobie przy niej nogi mi~dzy palcami. Wi~c jq zrugalem, ona zas<br />

byla arogancka i bezczelna. Ale p6zniej pogodziliSmy si~ i Joanna<br />

powiedziala, ze po przeczY'taniu zeszytu zrozumiala mnie 0 wiele<br />

lepiej, zrozumiala tez, jak bylo z babciq, i ze mnie szanuje. Dose<br />

to niecodziennie za brzmialo i 'nie wiedzialem, czy tnie kpi. Ale chyba<br />

nie kpila.<br />

Joanna jest czasami dziwna<br />

•<br />

Ch()dz~ z wielkq glowq i ciqgle mysl~ 0 moim pojemniku. Taki<br />

pojemnik, gdyby si~ udal, to bylaby wazna rzecz j mazna by spom<br />

oszcz~dzic smar6w. Tylko kiedy myslE;, ze i tak wszystko rozkradnq,<br />

jakby mnie kto wodq zlal i zaraz we mnie siada. Mimo to chcialbym<br />

zrobie ten pojemnik na sto dwa: Moze si~ uda?...<br />

•<br />

Joanna pojechala na par~ dni do dotki w Krzeszowicach, spodzievvala<br />

si~ naciqgnqc jq na jakies ciuchy, a O'pr6cz tega lubi t~<br />

ciotk~, kt6ra jest duzo swobodniejsza 'niz rodzice. Zamiast ciuch6w<br />

przywiozla starq lamp~ naftowq, bardzo fajnq. Wszyscy koledzy<br />

siE; zlecieli, zeby obejrzee i wszyscy nam jej zazdroscili. Przyszedl<br />

nawet G6ra, oglqdnql i powiedzial, ze to bardzo dobra secesja, i ze<br />

ch~tnie by jq kupil. Ale ,nam t,o ani w glowie - ostatecznie czlowiek<br />

chce miee jakqs rzecz ladnq i wartosci,owq. Taka lampa rna<br />

nawet praktyczne znaczenie, bo jak wylqczq swiaHo, mozna 0jq zapalic<br />

i nie trzeba latac do kiosku po swiece.<br />

Uwazam, ze robi~ si~ coraz bardziej zyciowy.<br />

•<br />

Postanowilismy, ze b ~ d~ Joannie pckazywal te notatki. Ale nie<br />

cz~sciej nii raz na miesiqc. I,naczej by mnie kr~powalo.<br />

I tak nie jestem pewien, czy b~d~ je konty'nouowal. Z chwilq,<br />

kiedy wiem, ze ktos je b~dzie czytal, chocby Joanna, jakos mnie<br />

nie ciqgnie do pisania.<br />

•<br />

Poszedlem do Kulikowskiego poradzic siE; w sprawie mega pojemnika.<br />

Przejrzal rysunki, cos tam troch~ liczyl i powiedzial, ze<br />

z tego moze bye pozytek. Zwr6cil uwag~ na par~ szczeg616w, kt6­<br />

rych nie dostrzeglem - co , u diabla , z tymi szczeg6lami? Czyzbym


JOANNA I FOTEL<br />

841<br />

byl niewydarzony, a moze rzeczywlscle jestem za prc::dki? Bc::dc::<br />

musial zwr6cic na to uwagc::.<br />

• <br />

Joanna powiedziala, ze jej zdaniem powinienem odkupic od G6ry<br />

fotel babcL Ze to pamiqtka i ze mnie b~dzie przyjemnie. Zresztq<br />

fatel pasowalby do naszej lampy.<br />

Uwazam to za doskonaly pomysl. Nie wiem tylko, czy Gora si~<br />

zgodzi.<br />

•<br />

Wybralem si~ do Gory po trzech dniach, ale szedlem bez wielkiej<br />

nadzieL On sam mowil, ze flOtel jest wart wi~cej, tylko trzeba z,nalezc<br />

amatora. A ja nie bard7.Jo moglbym mu doplacic, i tak chcialem<br />

prosic, zeby rozlozyl na raty, bo na razie takiej forsy nie wytrzasn~.<br />

I znow si~ IOkazaIo, ze Gora to swoj chlO'p. Nie tylko zgodzil si~<br />

od razu, 'ale powied7.Jial:<br />

- Spodziewalem si~ tego od poczqtku. Prawd~ m6wiqc kupilem<br />

go glownie dlatego, zebys przypadkiem nie zmarnowal. Do mojego<br />

wn~trza on nie bardzo pasiUje, szukam starego woltera, a to<br />

jest biedermajer. Co zas do splat, nie robi mi roznicy, mozesz<br />

zwracac po stowie, a jesH i to dla was za duzo, to po pi~6dziesiqt.<br />

Chcialem mu podzi~kowac, bo zalatwil spraw~ elega'ncko, na<br />

gwalt k,ombinowalem, jak powie'ciZ'iec, zeby nie myslal, ze si~ I:"OZkleilem,<br />

z drugiej zas str,ony, zeby nie wypadlo zbyt oficjalnie. On<br />

jednak z miejsca wszystklO zepsul: usmiechnql si~, zmruzyl oozy<br />

i powiedzial:<br />

- W gru'ncie rzeczy to ty jestes sentymentalny chlopak, tylko<br />

usilujesz strugac z siebie chojraka.<br />

Bylem tak wsciekly, ze go'tow bylbym rqbnqc w t~ mruzqcq oczy<br />

g~b~. Lecz wycedzHem tylko: ,,Jestes balwan", bo Gora zbyt wiele<br />

dla mnie zrobil, zebym mogl go po chamsku potrakto·wac. A mlOze<br />

to on wlasnie jest sentymentalny i przerzuca na i.nnego, co go gryzie,<br />

chcqc usprawiedliwic si~ we wlasnych ocza·ch? Przy swych<br />

zarobkach moglby 'zbic ci~zkq fors~, kupic mooor czy pojechac na<br />

wycieczk~ zagranic~, tymczasem wszystklO rozpozycza alba nawet<br />

rozdaje kolegom. Moze robi z siebie wai'niaka i chce, zeby cala<br />

balllda mu cos zaw'dzi~czala? Ta mysl jednak wyd.ala mi si


842 ANTONI GOLUBIEW<br />

Nie zlosc sit:, ja to cenit:. I robit: cal'l hect: przez pamit:c two­<br />

JeJ babci. Gdy tkupowalem fotel, mowilem ci, ze j'l lubilem. A nie<br />

wiesz ,nawet, ile jej zaw'dzi~czam.<br />

- Babci? .. - przyznam sit:, ze mnie zatkalo.<br />

Tym razem po swojemu wzruszyl ramionami.<br />

- Swoj'l drog'l to ty jestes cit:zki tuma'n. Widzisz ... jakby ci powiedziec?<br />

.. ana mnie uratowalaod glupiej pozy. Z miejsca jq dojrzala,<br />

oko miala jak teles'k,op, i zajechala mnie jak ty bys nie potram<br />

i ja bym nie potrafil: "M6j chlopcze - powiedziala - nie<br />

udawaj, zostan sob'l " i pogladzila mnie po gl'owie. S~owo dajt:! No<br />

COZ, miala te swoje osiemdziesiqtiles lat i mogla sobie na taki gest<br />

pazwolic, ale 'na1pra'Wdt: to 'nie jej lata si~ liczyly. LiczYlO sit:, ze<br />

byla wielk'l dam'l, umiala tak'l rzecz wykonac i czlowiek nie zostawal<br />

jeszcze przez to pozytywnym bohaterem. A po'tem mi mowila...<br />

mniejsza z tym zreszt'l , co mowila, nie myslt: spowiadac sit:<br />

przed tob'l. To byla osoba twarda, wiedziala, czego chce. I nic nie<br />

bylo w twojej babci drt:twe, r,ozumieSz to? ..<br />

- ezy ja wiem? _ odparlem, choc rozumialem doskonale, 0 czym<br />

mysli. Ale ja 'r6wniez 'nie mialem zamiaru spowiadac sit: przed<br />

Gor'l.<br />

pQdalismy sobie rt:ce i zdalem sobie 3prawt:, ze juz nigdynie<br />

bt:dt: sit: czul wobec niego swobodny, jak wobec kolegi, do ktorego<br />

mO:lJ::lla sit: zwr6cic w ci~zkiej sytuacji, takze pogadac, wYiPic kaw~,<br />

posluchac plyt. No, a z fors'l juz napewno szlus, t.o zrodlo dla mnie<br />

wyschlo. Bt:dt: musial odt'ld radzic sobie sam.<br />

Lecz jednoczesnie stalo si~ dla mnie jas;ne, ze babcia wd'lz jest<br />

ze mn'l. Jak gdyby nie umarla, tylko wyjechala, gdzies tam zyje,<br />

zapala such'l rt:k'l cienkieg'opapierQsa i ' uklada karty na stoliku.<br />

r ze jak dawniej mn'l sit: opiekuje - teraz nie tylko mn'l, r6wniez<br />

Joa'TIIn'l. Nie sarno mieszkanie lOam zostawila, cos znacznie wit:cej.<br />

Zeby mnie ktos zapytal co, nie umialbym powiedziec. Lecz bylem<br />

calkiem pewny, ze tak jest.<br />

*<br />

Tak wi~c od paru dn'i fotel sto,i w naszym pokoju. Na razie nas<br />

kr~powal, wygl'ldal jakos dzikQ, ale teraz juz do niego sit: przyzwyczajamy.<br />

Mimo to przez te part: dni za1dne na nim nie usiadlo. Stoi<br />

ten grat pod radiem, na swoim daWITIym miejscu, trochE: zdaje si~<br />

wyzywaj'lcy. Obchodzimy go, gdy chcemy wl'lczyc radio, potem<br />

siadamy na tapczanie albo na naszych stolkach i r,obimy, co tam<br />

aikurat nam wy'pada. A OITI .'3toi. Patrzt: na niego, myslt: 0 babci, 0 G6­<br />

rze, 0 Joannie i nie wiem co powiedziec tesciom, kiedy tu przyjd'l<br />

i zobacz'l. Znowu wyniknie chryja, 'niech to dTZWi scisn'l!...


JOANNA I FOTEL 843<br />

Az dzis Joanna siE: zbunt,owala. Pomalern po takirn jej ·targniE:ciu<br />

glowq, ze rna dose i ze siE: zdecydoWiala. Zerwala siE: z tapczana,<br />

przeszla przez pok6j, potern z rozmachern, calq antyfaejatq, siadla<br />

na f,otelu, zalpadla wen, schylilasiE:, wlqczyla radio, ale nirn larn~y<br />

siE: zagrzaly, odwr6cila siE: do mnie i wyzywajqco powiedziala:<br />

- Tak 'nie rna za'dnego sensu. Jezeli fotel jest juz w dornu, to po<br />

to, zeby na nirn siedziee. I rnyslE:, ze twoja babcia nic nie rnialaby<br />

przeci"wko temu. A ja nie rnarn zamiaru obs'kakiwae grata, to rni<br />

ubliza. W maim r,ozurnieniu ubliza takze babci.<br />

Tego nie potrafiE: abs·olutnie pojqe, ale po raz pierwszy w ll'aszej<br />

znajomosci zachcialo rni siE: pocalowae JoannE: w r


LlSTY KAROLA IRZYKOWSKIEGO <br />

DO KAROLA LUDWIKA KONINSKIEGO <br />

Przygolowal do druku i przypisami opalrzyl <br />

Jerzy Koninski <br />

Swietlanej pami~ci Ireny Nowotny Klawender,<br />

Przyjaciela Mej Matki<br />

prac~ nad tymi listami poswi~cam<br />

1<br />

Warszawa, 5 lipca 1931<br />

Wielce SzanoWiny Panie!<br />

Namyslam si~ cz~sto, w jaki spos6b pokwitowac Panskq rozpl1aW~<br />

0 Palubie. I R6zne rozprawy 0 ro:inych pisano" ja mialem<br />

ich bardzo niewiele. Li,czq s 'i~ wlasciwie trzy: Lacka, BrzozQlwskiego<br />

2 i Panska. Takiej recenzji, jakiej si~ ja doczekalem od<br />

Pa,na, nie mial chyba zaden polski literat. Nie iQzie mi przeclez<br />

0 .przychylmosc lub nieprzychylnosc, 0 stopien uZyltych pochwal<br />

lub nagan - chwalic si~ musi, chocby po to, zeby uzasaoci'nic<br />

rOZJmiar artykulu, sam to znam --. le


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 845<br />

wypowiedzenia swoich mysli. Pailska rozprawa to rozprawa ze<br />

mnq. C:ZlUlem si~ niejako podglqdni ~ ty, czulem, ze Pan si~ wdarl<br />

w te sfery, 0 ktore, znajqc literatow polskieh, bylem spokojny,<br />

ze ni:kt si~ tam nie po,trudzi: mogq mi z zewnqtrz dokuczye, o'kreslac<br />

kolor moich wlosow, mego talentu ezy beztalentu, ale do<br />

moich mysli si~ nie dobiorq, bo ich by to nawet nie interesowalo.<br />

W Panu poczulem - swiadka. Tak jak Pan, m6g!by w Polsce<br />

na'pisae tylko jeden - IrzY'kowski. Ale niezbyt ez~st, o, raz na<br />

kilka lat. Pan si~ ryehlo wyczeI'pie z sil, jezeli Pan 0 wszystkim<br />

i 0 wszystkich zechce w ten spos6b pisae.<br />

Oezywiscie, ze Panska rehabilitacja Strumienskiego jest s!uszna.<br />

Pa'n obronil go dzis lepiej nii ja, roclzic, ktory s,iE: go wowczas<br />

wstydzilem. Duzo z tego, 0 czym Pan pisze, przychodzilo mi na<br />

mysl dopiero w ostatniej chwili, gdy juz nie moiJna bylo naruszae<br />

ustalonych wynik6w.<br />

Czyta!em Panskq r,ozpraw~ kil'kakrotnie i ja1ko autor, i jako<br />

fachowiee od krytylki. Umiem w niej ocenie nie tylko szlachetnose<br />

uehwyt6w - kt6ra co prawda wymaga zawsze wiele miejsca<br />

- lecz i Panslkq d Oibroe. Bo m6g1 byl Pan si~ obejsc ze mnq<br />

okrutniej, wypo'llinajqc mi nie tylko naiwnosc, i ja bym by! Panu<br />

mus'ial Iprzytwierdzie. Przeciez nie wydaj~ Paluby, choc mi juz<br />

par~ razy to zaproponowano: wyda,dzq jq moze moje corki po<br />

mojej smierei. Dobroe w tych rzeczach jest zawsze polqczO'na<br />

z wnikliwosciq; do im delikatniejszych warstw siE: si~gnie, tym<br />

grzeezniejszym staje si~ i sam krytyk, gdyz i on z kolei potrzebuje<br />

swiadka. (Ale pewien cynizm bywa i wtedy kanieczuy.)<br />

Dopra'wdy, wzrusza mnie zwlaszcza r,odzaj cytat6w Panskich.<br />

Tak mnie Pan umie, jakbym byl jakim Wyspianskim. A przeciez<br />

ranga weale nie jest ust>alo:na. Pan pisze, jakby , to bylo w 50 lat<br />

p6zniej. Nie liczy si~ Pan z tym, ze Paluba jest zapomniana, ze<br />

wbrew Pails'kiej z aeh~cie nikt jej teraz ezytac nie b~dzie - nawet<br />

gdyby wziql do r ~ki. (Mnie nawet dobrze z tym bylo.) Jezeli to<br />

wszystko Panu pisz~ , to dlatego, zeby - koniecznie - pokwitowac,<br />

tak jak Pan mnie pokwitowal. Mog~ zresztq przypuscie, ze Pana<br />

zwiqzaly z Palubq jakies osobis,te niCi, przY'padkowo. Bo skqdze?<br />

Nie rozumiem, co cz!owieka sprowa'dza w te strony.<br />

Ale chc~ tylko jak riaj'Pr~dzej zaznaczye, ku uspokojeniu Panskiemu,<br />

ze Panskie podejrzenia wyrazone na stronie ostatniej<br />

nie Sq plonne, i ddbrze, ze Pan si~ nie da! "zdetonowae", to<br />

znaczy zmylie z drogi. Sprawa Paluby tkwi istotnie we mnie<br />

samym, a co do jej fabu!y - rowniez. Ale pod tym wzgl~dem,<br />

jako cz!owiek starej daty,' nie mam tego ekshibicjonizmu, kt6ry<br />

dzis si~ przyjq! na polski'll parnasie (pod wplywem z Fra'ncji).<br />

Wola!em zacierac Sla'dy, niz je wyjawiae. Fabula - ta fabu!a jest


846 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

dziesiqtq z rz~du tra1nsfarmaejq, transpozyejq zdarzen istotnyeh.<br />

Wskazal Pan na pyriphlegeton 3 - intuieja Panska je'st sluszna.<br />

Co do problematu, kt6ry Pana szezeg61nie zainteresowal, to<br />

widz~ teraz, ie konty,nuowalem go po:nie'kq,d ta'kze w artY'kule<br />

Oealanie istoty rzeczy w Czynie i slowie. Freuida poznalem dapiero<br />

w dwa, trzy lata po wydaniu ksiqz.ki; dobrze, ie nie pierwej,<br />

bo przy mojej 6wezesnej manii wplatania wszelkiej leiktury<br />

w tok swyeh rozumowan, by}bym sobie ksiqiJk~ jeszeze gorzej<br />

zepsul, kto wie nawet, ezy nie bylbym jej tak przerohil, jak<br />

to zrobilem - niepotrze'bnie - pod wplywem le'ktury Macha<br />

i Holzapfla 4, kiedy eh"cialem absolutnie bye "na poziomie".<br />

Z mnastwa kwestyj poru'szonyeh przez Pana, mus'z~ dotknqe<br />

tyl'ko kwestii szezerosei (rozdzial VIII). Bar:dzo eie'kawy jest dla<br />

mnie ten pomysl z "organizaejq szezerosei". Slusznie Pan mowi<br />

o niebezpieezenstwaeh szezerosei i pyta Pan 0 eel. Ale sqdz~, ie<br />

mowi~ do ezlowieka, kt6ry te sprawy osobiscie przemyslal, i nie<br />

potrze'J:juje powtar:zae truizm6w. Paluba. byla pisana w6wezas,<br />

kiedy korzyse z szezerosei rozumiala si~ sarna przez si~, w ezasaeh,<br />

kiedy i w Krakowie - jak sit: p6zniej dowiedzialem ­<br />

byl talki sam kult (spowia'dano si~ Przybyszewskiemu). Jednak<br />

ja (z Womelq 5 we !.iwowie), mysmy ten kult inaezej rozumieli.<br />

Zarysawywal si~ ideal ja1kiejs kalokaga tii, ja'kiejs - sit venia<br />

verbo - religii. Napisalem wtedy wiersz, w kt6rYill nas obu<br />

nazwalem apostolami. (Przepraszam za wspomnienia, ale to Pa,n<br />

sam eofnql mnie gwaltem do tyeh ezas6w.) Pan m6wi slusznie<br />

o eelu i zupel;nie sit: na to prsz~, ehoe jeszeze moze niezupelnie<br />

wyezuwam mysl Pans'kq. Klad~ na to naeisk, ze ll'i~dzy idealem<br />

(eelem) a srod'kami jest pewien tajny, serdeezny kontakt. Gdy<br />

P~n m6wi "eel", "norma", to podejrzywam, ze wiem, co Pan<br />

3 Pyriphlegeton - nowela ze zbioru nowel K. Irzykowskiego Spod<br />

ciemnej gwiazdy (1922).<br />

4 Ernest Mach (1838-1916), fizyk i filozof austriacki; obok R. Avenariusa<br />

tworca tzw. empiriokrytycyzmu. Jego glowne dzielo filozoficzne:<br />

Erkenntnis und Irrtum (1906).<br />

Rudolf Maria Holzapfel, filozof, psycholog, poeta (1874-1930), urodzony<br />

w Krakowie, zmarl w Szwajcarii; pierwsze wydanie jego ksillzki<br />

Panideal. Psychologie der sozialen Gefiihle ukazalo si~ w Lipsku w r.<br />

1901 (z przedm. Ernesta Macha).<br />

K. Irzykowski wymienia Holzapfla w swej ksillzcie Walka 0 tre§c<br />

(1929, s. 102-3), cytujemy fragment: "Wywarlo na mnie wtedy pewien<br />

wplyw dzielo Holzapfla Pan-ideal [...J" Takze wspomina Irzykowski<br />

o Holzapflu w Palubie (Uwagi do Paluby, 1948, s. 333, 350).<br />

5 Stanislaw Womela (zm. 1911), lwowski poeta i krytyk, przyjaciel<br />

Irzykowskiego. Pisal 0 nim Irzykowski w czasopismie "Krokwie" 1920,<br />

nr 1.


Karol Irzykowski<br />

K. L. Koniilski w czasie pobytu Irzykowskiego<br />

w r. 1938 w Zakopanem.


.<br />

;'x4.-:::;:;~ /1/ 1:t.&.. /Al:1~"~ : .' ~i/;t /c. .<br />

J. ' . .' . 4 ••, ..L,·, .$> '. / . ~ / Z ·' ;...i, ··.f '! ~<br />

t.tr:c~>(..t/;1-;1-f,· /t. ('/ )1A:X·'~?~·f>L.'"l~ec.." ~ d(""t..j. 4J , ,r}/""1~ 't.?< .'<br />

V " . i ~<br />

., tf. ':/. ~? l<br />

l<br />

'" ,.,.,<br />

~.,.e .J~I1."~''l.U , '" /1',zh . .... . . :.'"<br />

' ,....... >'/ / ,·i(V . . ,>.<br />

/ ,%


LISTY K. .,IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 847<br />

rna mniej w.i~cej na myslL Co do siebie jedna'k, tb· 'znacznie<br />

si~ pod tym wzglE:dem uspdkoilem, gdy sobie wymyslilem "hierarchi~<br />

ruchomq" a wi~c i idealy ruchorne i przez to ll'niktllqlem<br />

Charybdy wzgl~dnosci i Scylli pragmatyzmu. Sqdz~, ze szczerose<br />

rna zmaczenie, gdy czyui zycie dramatyc7Jnym, - to jest<br />

nowy savoir vivre. Swoimi zastrzezeniami przeciw naduzyciom<br />

i wybrylk.om szczeroSci Pan sam w1asciwie rozbu'dowuje . teehnik~<br />

szezerosci. Przeciez nie ehodzi 0 szezerose na spos6b pijanyeh Rosja'll,<br />

a,ni a la Boy ezy Freud, leez 0 ja'kqs szezero·se immanentnq,<br />

kt6ra moze si~ pos1ugiwae naMTet i "k1amstwem", gdy potrzeba.<br />

Pan powiada, ze katolicyzm hoduje nieszczewse - ale skqdze<br />

instytucja spowiedzi? Bye moze, ze Pan widzia1 ezy zaznal jakkhs<br />

naduzye co do szezerosci, albo tez sparzyl si~ na szezerosei w1asnej<br />

- ja1k ja si~ ez~sto parzy1em - tak ze Pan Qstateez,nie<br />

doszedl do innego i dea1u: "spos'obu takiego 'zamykania si~ '\TV sobie,<br />

azeby nawet wposrod najt'rudniejszJlch okolieznoSei nie dae si~<br />

zetrzee." To jest pi~kna mys1, wa'rto by j"l pokazae w dramaeie.<br />

Higiena milezenia, izo1aeja.<br />

~daje mi si,:, ze to wiqze si~ tez z tJlm, co Pan mowi 0 mo'dlitwie.<br />

Wzruszajq mnie bal'dzo te Panskie u7Jpe1nienia Patuby; z westehnieniem<br />

przypomrnam sobie te ehw~le, kiedy jq pisalem w.srod<br />

zupelnego wyjalowienia w1asnego', ktore udzielilo si~ Str. - ' Ale<br />

pomijam ksiqzkE:, zastanawiam si~ nad Panskq koneepejq mod1itwy.<br />

Wysm8'kowU'j~ - jq az do ostatecznych granic - i poza<br />

granice. Zastrzegam si~ jednak przeoiw religiom istniejqcym.<br />

Religij moze bye nieskonczonose. Od 1at ki]ku:na'sbu snuje si~ we<br />

mnie wqUa mysl: wie ist die Religion moglich? Rozuimiee Boga<br />

mog~ ty1ko w jeden sposob: Bog ja1ko swiade!k 6. Dlatego tez<br />

w tym liscie par~ razy powt6rzy1em slowo: swiade'k, a,lbowiem<br />

czlowie'k, ktory moze i umie bye swiadikiem, 0 tyle tez rna<br />

w sobie cZqst'k~ boskosci, anie1stwa (lecz i szatanstwa). To Sq<br />

nawet rzeczy codzienne, lecz slusznie Pan twierdzi - w uwadze<br />

o Kadenie - ze p0wirrna je otaezae pewna uroczystose.<br />

Chcialbym 0 Panu wiedziee cos wiE:cej i w ogole miee Pana<br />

w ewideneji. 'Moze mi Pan pada spis swoich prac. "Mysl Narodowq"<br />

mog;: latwo otrzymae w bibHotece sejmowej. Czyta1em,<br />

ze niedawno Pan pisal 0 Dniu powrotu Na~kowskiej 7, ale jeszcze<br />

G 0 Bogu jako swiadku mowi Karol Irzykowski takze w swej ksiqzce<br />

L ze jszy k aliber - Warszawa 1938, s. 25/6. - ("Azeby byla pami~c, trzeba<br />

zeby Bog byl - swiadkiem... Czlowiek [...J wszystkiego dokona i wszystko<br />

przecierpi, ale pod jednym warunkiem: zeby mial swiadka").<br />

7 Chodzilo 0 artykul K. L. Koniiiskiego W tajni kach wybaczenia<br />

(0 dramacie Nalkowskiej: D zien j ego powrotu), drukowany w "Mysli<br />

Narodowej" 1931, nr 26. (Przedruk Pisma wybrane, Warszawa 1955) .<br />

•<br />

<strong>Znak</strong> - J<br />

•<br />


848 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L.KONmSKIEGO<br />

nie zajrzalern. Poniewaz znam ternat, b~d~<br />

nasze rnysli.<br />

Wars'zawa 5 lipca 1931.<br />

Serdeczne po~drowienia<br />

mogl skonfro'ntQ\¥ac<br />

lqcz~<br />

Karol Irzykowski<br />

Warszawa, Sejm<br />

2<br />

Warszawa, 25 lipca 19'31<br />

Wielce Szanowny Panie!<br />

Otrzym~lem list i obydwie posyl'ki, za ktore bardzo dzi~lruj~..<br />

Ciekaw bylem zwlaszcza, co Pan pisze 0 Na}kowskiej. Albowiem<br />

obok literatury najnowszej 'zajrnujq mnie zwlaszcza metamorfozy<br />

i - przewaznie - uipadiki, ja'kie pTzechodzq polscy literad przedwojenni,<br />

mniej wi~ej moi rowiesnicy,<br />

Co do Pana - jezeJ.i Pan 'zamierza zarobkowac krytykq, to<br />

jest to rzecz przykra. Nie wiem, ktore pisma Pan rna do dyspozycji.<br />

Moze by si~ Pan postaral nalpisac cos do "WiadomoSci<br />

Liiterackich", kt6re jednal.k teraz nic nie placq, zostajq winne.<br />

Porzq1dnie placi pismo re:dagowane prze Dra Lama (ksi~ga 'r 'nia<br />

Trzaski i ' Everta) 8 - moze by Panu wi~cej przypadlo do gustu,<br />

ale "Wiadomosci" czyta, jalk do,tqd, szersze i wyrobi,one grono<br />

czytelnik6w, i datby si~ Pan poznac talk jak Skiwsiki, kt6ryrn si~<br />

Grydzewski zachwyca (ja nie) 9.<br />

Nie potrzebuj~ Panu chyba rn6wic, ze gdY'by Pan si~ mial zajmowac<br />

krytykq na codzien, to mUisialby Pan zmienic spos6b opracowywania<br />

swych sqd6w. Te obydwie rzeczy napisal Pan ta'k<br />

jak si~ pisywalo dawniej, nlp. za czas6w Lessin-ga, nie zalujqc<br />

sobie miejsca i nie oszcz~dzajqc czytelnikowi czasu. W ten sposob<br />

i ja lubi~ pisac. "Robot,nik" wszystko mi drukuje 10, ale podobno<br />

czyteLnicy ziymajq si~ na moje recenzje. '" Wi~c rnusialby<br />

si~ Pan spr6bowac i w innych formach: kr6tkich wzmia:nek,<br />

w reportazach literackich itd. Ja tego si~ tez uczylem i form~<br />

8 Przypuszczalnie chodzi 0 rni e s i~cznik "Przeglqd Literacki", kt6­<br />

rego redaktorern w latach 1924--1939 byl Stanislaw Lam.<br />

n Jan Emil Skiwski (ur. 1894), publicysta, krytyk literacki,<br />

Mieczyslaw Grydzewski, redaktor i wydawca "Wiadomosci Literackieh".<br />

10 "Robotnik" - organ P. P. S. - 0 kontaktach Irzykowskiego<br />

z "Robotnikiem" wspomina K. Wyka, piszqc 0 Irzykowskim w Polskim<br />

Slowniku Biograficznym.<br />


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 849<br />

t~ opanowuj~, ale teraz nie chce mi si~ juz na:klaidae sobie przymusow.<br />

Przy tym wlasciwie jestem pla i lmy tyJko za teatr - jesli<br />

co pisz~ extra, np. ao "WiaJdomooci", "Pon()lwy", "Europy", to<br />

za da-I"IDo, dla presHz'll.<br />

Wskaz6wki. Tematow jest mnostwo, zadanie ogromne, krYltyki<br />

u 'nas wlasc1wie nie rna (to co ja robi~, jest tylloo dqsalniem<br />

si~ w kqdku), ze sposobnosc1 do importowania id€j przyj~tych<br />

juz dawno na zachodzie mogloby zye 10 krytyk6w. Nie<br />

m6wi~ juz 0 ws'chodzie, kt6ry zmqnopoHzowaIi komwniSC'i, [...]<br />

("Miesi~cznik Literacki"). Ale idzie Panu zapewne 0 temat dorazny.<br />

Ot6z wyszla w Pozmaniu nieduza ksiqzec2Jka Konst. Troczynskiego:<br />

Rozprawa 0 krytyce literackiej. Bardzo uczona, autor ­<br />

podobno uczeil prof. Grabows'kiego - jest oczytany w nowej<br />

teorii niemieckiej. Recenzujqc t~ ksiqzk~, m6glby Pa,n przy tym<br />

poznae nowe wymagania. Ja si~ do niej wezm~, gdy u!koilcz~<br />

duzq prac~ 0 Boyu-Zelenslkirn (przeciw). - Co do Crocego, to<br />

pospiech niepotrzebny - zdaje mi si~, ze wyczerpalem zen to,<br />

co najwazniejsze. Jego krytyki praktyc;me' Sq 0 wiele gorsze<br />

od jego teorii, ktora zwlaszcza przez to jest dobra, ze zawiera<br />

rozne energiczne odtrutlki. Ja czytalem t~ estetY'k~ w przekladzie<br />

niemieckim. Niemcy wydajq calego Crocego, ale jeden taki<br />

tom teraz b. du.io kosztuje (od 30-40 zl). Fredenfelsa 11 estetyk~<br />

pozyczyl mi znajomy, dwa to'misika, przeglqdalem tyle ile mi<br />

bylo potrzeba, ale na tym koniec - nie mog~ studiowae ksiqzki,<br />

ktorej nie mam na wlasnose. Z i:nnych dziel Fr. nie nabralem<br />

do niego 2'lbytniego przekonania. Ale dla nas, biednych Polakow<br />

niefachowych, majq talkie ksiqzki oczywiscie wartose podw6jnq:<br />

w ty,m co saiffie rozwijajq, lecz to nie zawsze jest uzyteczne;<br />

i w info,rmacjach, zaznajamiajq z problemamiodnosnego dzialu. -<br />

W Niemczech jest teraz ogromny nowy ruch filozoficzny, kt6ry<br />

wplywa te± na teori~ literatury i estetyki ~ u Lempic'kiego moze<br />

Pan znalezc wskazowrki bibliograficzne. Ja si~ tym z daleka interesuj~<br />

, ale na starosc ,nie chc ~ si~ zbytnio obkuwac, zwlaszcza<br />

ie mam wrazenie, iz to wszystko jest jalowe. (Ale mimo jalowosci<br />

moze trzeba ;;mac.)<br />

Z temat6w czysto literackich m6glby Pan obrobic 'np. Nalkowskiej<br />

Sciany swiata (nowele wi~zienne), Grabiilskiego Klasztor<br />

i morze (powiesc) Na mi r,tnosc (no,wele), a wkrotce wyjdzie duia<br />

rzecz Woioszy:nowskiego 0 r. 1813. Ale zdaje mi si~, ze tylko<br />

ta pierwsza rzecz nadawalaby si~ Panu. A propos Dnia powrotu<br />

11 Richard Milller-Freienfels, filozof i psycholog niemiecki · (1882­<br />

1949). Irzykowski, przypuszczalnie, mial na mySli jego ksiqzk~ Psychologie<br />

der Kunst ("Psychologia sztuki").


850 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DOR. L. KONINSKIEGO<br />

nie podzielam PanSk;iego uznamia, choCiaz sam pisalem 'na wpol<br />

pochlehnie. Jezeli autor "porusza" jakis problem, powinien zarazem<br />

dkazywae legitymacj~ do tego - w· tym ftkwi najwyzsza<br />

forma. Ja pytam: co jq to wszyst7ko obchodzi? a wskutek tego:co<br />

to nas obchodzi (w postaci podanej przez alUtor'k~)? Jezeli nie<br />

rna serdecznego, tajnego zwiq~ku, pozostaje tylko ciekawose intelektua,j;na,<br />

a potem gorzej: zqdza popisu. - W Pans'kiej rOZlprawie<br />

najzyw,iej mnie obszedl ust~p, gdzie Pain mowi, ze milose do czlowieka<br />

zlego musi psue gl~bolko. W tych uwagach odnajdujq autora<br />

Katastrofy wiernosci. Natomiast owego Domi'nika bierze Pan zbyt<br />

na serio, jego stanowisko nie jest metafizyczne lecz sztuczne.<br />

Wyglqda na kuwad~ 12, tato rna wyrzuty sumienia zamiast syna.<br />

Moglby Pa,n - po dluzszym przygotowa'niu si~ napisae 0 najnowszej<br />

inwazji kO'biet do lit. naS'zej '(zwlaszcza zacz~la si~ w dramacie).<br />

Wi~c 0 Kuncewiczowej, Szczuckiej, Nagler'OIWej, a ta'kie<br />

poetkach. Skqrd to si~ bierze? Lecz nie chc~ si~ 0 tym rozpisywae.<br />

Jes'Zcze co do Kasprowicza zauwaz~, ze nie jestem jego wrogiem.<br />

To tyllko p. Przyibos podchwycil jedno zdanie ze Scowa<br />

i czynu i ciqgle si~ z nim obnosi, a,by mnie czynie wspolnikiem<br />

swoich impertyne:ncji.<br />

Jeszcze chcialem prosie, ieby Pan sobie mnq glo,wy nie zaprzqtal,<br />

nie planowal ja'kichS esejow itp. Jeielj wiem, ' ze taki<br />

zamach ktos na mnie przygotowuje, zawsze go wstrzymuj~. Jui<br />

par~ razy talk si~ stalo. PobU't:lka: 'TIie skromnose lecz sWia'domosc,<br />

ie nie wypowiedzialem si~ zupclnie, ie jeszcze wiele po:nostalo<br />

mi~dzy wierszami, a przygoto 'wuj~ rzeczy najwainiejsze. 0 artystach<br />

moina pisae wedlug tej cZqstki, ktorq dali z siehie, nie<br />

czekajqc na ich sm1ere, ale 0 krytyku nie - zwlaszcza gdy wlasnie<br />

taki krytyk idzie pod gor~ i nie wiadomo z czym wr6ci.<br />

Z Boyem inna . sprawa - on daje wciqz rzeczy jednorodne.<br />

Impresjami mogl nazwae Panskq rozpraw~ ktos, co jej wcale<br />

nie czytal, lub czytal niedokladnie, alho badal tylko jej u'klad<br />

graficz'l1Y. U nas ludzie w ogole czytae nie umiejq, ale tez i nie<br />

chcq. To jest najwi~ksza plaga. Drugq jest - do·wcip - (0 tym<br />

tei &i~ rozpisz~ wart. Koszmar dowcipu nad Polskq.)<br />

Panskie uwagi 0 stosu'n'ku mlodziezy lit. do psychologii ltd.<br />

uwazam za doniosle i zupelnie si~ z nimi sO'lidaryzujE;.· Pozwol~ tez .<br />

sobie je kiedy zacyto'Wae a dotyczqcy Panski art. sobie wyszukam.<br />

Lecz w tej chwili sytuacja si~ zmienila (wplyw Prousta, Witkiewicza<br />

itp.) [...] Jak powier:nchowny byl ten przelom! Bo prze­<br />

12 Kuwada: "zwyczaj praktykowany przez niekt6re plemiona (np.<br />

w Ameryce Poludniowej), poiegajqcy na udawaniu przez ojca, i.e on,<br />

a nie matka odbywa po16g" (fr. cuvade). Slownik j ~zyka potskiego,<br />

W-wa 1961, tom 3.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

851<br />

ciez z wielu punktow widzenia mogli miec racj~ [przeciwnicy<br />

psychologizmu], lecz nie umieli jej pokazac. Poprzestawali na<br />

udanym o'burzeniu: " nie'ciekawe bUrZuazyjne babrania si~ w duszy".<br />

- Zdaje mi si~, ze wyczuwa'Vl PanSkEl lini~, lecz przeczuwarn<br />

tez niebezpieczenstwa, w ktore Pan si~ musi zawi·klac.<br />

W .recenzji swojej 0 Nark. widz~ PanskEl prob~ zastosowania<br />

kryteriow mora'lnych do fo.rmy. Zwlaszcza tam, gdzie Pan mowi<br />

o MOil1ice. Ale brak w tej krytyce je:dnego momentu, bez ktorego<br />

Pan nie trafi takze autorce do duszy: w jej powiesciach bohater'ki<br />

przewaznie kochajEl si~ w byc~a 'ch, drabach, p ,i~knych durniach<br />

itd., bo tak chce - przedwojenny - snobizm irracj()lnalnosci.<br />

Moze si~ to nazywac "pociElg do otchla'ni" ale jest to co,s.<br />

proza i c Z!l1iejszego.<br />

Tymczasem tyle. Pros z~ Pana, zeby Pan pisywal do mnie, ile<br />

razy Pa,n b~dzie potrzebowal - dla siebie czy ze wzgl~du na<br />

swoje 'prace - i zeby Pan si~ nie kr~powal tym, czy ja odpisz~<br />

ezy nie. Z gory moze Pan bycpewny, ze list przyjm ~ w takim<br />

samytm duchu w jakim byl pisany. Niestety, jestesmy obydwaj<br />

zbyt zapracowani i zaczytani.<br />

Warszawa 25 lipca 1931. <br />

Serdeczne pozdwwienia lElc z~ <br />

Karol Irzykowski <br />

3<br />

27. XI. 1931<br />

Wielce Szanowny Panie!<br />

Wina jest wlasciwie po m ojej stronie, gdyz powinienem byl<br />

sam odwiedzic - Pana . I bylbym byl to z pewnosciq zrobil,<br />

gdyby nie to, ze trzeba ju z bylD wy jezd.zac, aby oddac wolny<br />

bilet. Zmarnow alem w K ra'kowie duzo czasu przez u p rzejmosc<br />

nadzwyczajnq m ega pr zyjaciela Srokowskiego ' 3, k t6ry mnie w y­<br />

trzymy'wal do w p61 do 3-e j w n ocy, juz to n a pogada'nk ach juz<br />

to na gr ze w szachy, 'po czym musialem si ~ od sypiac itp. Jednej<br />

za s nocy mialem atak kurcz6w zolEldkowych, w zwiElzku z przypadlosciami<br />

serca , kt6re mnie trapiq od p61 r Oiku. Bylem tez dwa<br />

razy na cmentar ZiU - spMnione . Zadustki - bo po to przyjechalem.<br />

J eden wiecz6r sp~dzilem z Peiperem futurystEl, drugi<br />

w kinie, bo ku mojej r adosci byl film "KOO1iec swiata", kt6rego<br />

18 Konstanty Srokowski (1878-1935), dziennikarz i publicysta krakowski.


852 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

nie widzialem w Warszawie. Choe to [...] kl"zykliwy pacyf,j,zm,<br />

radz~ Panu jednak - jesli Pirn moie - :wbaczye ten film,<br />

a zwlaszcza poprzedzajqcy' go temat filmowy "Jesien" - pierwsza<br />

rzecz, jakq widzialem w tyro gatunku.<br />

Pisz~ to wszystlko, ieby si~ poniekqd usprawiedliwie. Bye moie,<br />

ii jeszcze raz przed 9 grudnia - bo potem jest Sejm - b~d~<br />

w Krakowie i wtedy jui Pana 'na pewne odwiedz~.<br />

Wiadomose, ie Pan napisal cos 0 Wake ° tresc bardzo mnie<br />

wzruszyla 14, - tak nieprzyzwyczajony jestem do tego, ieby bye<br />

w krytyce ta'kie przedmiotem. Gdyby si~ do mnie cz~sciej odnoszono<br />

tak ja'k Pan,' by.fbym i sam lepszy i lepiej bym pisal.<br />

. 2e "Wia'domosci" nie zamiescily wzmialuki 0 Panslkiej rozprawie,<br />

przypisuj~ to ra'czej przeslepieniu nii z.lej wolL Zapewne ich referent<br />

nie mial 0 tym wiadomosci, nie przeglqda1, a ja - wstydzilem<br />

si~ zwrocie reda1ktorow,i na to uwag~. Powinienem to<br />

by1 zmbie, choeby 'ze wzgl~du na Pa'lla, jeieli nie na sie'bie.<br />

A moie to i ta.ktyika - 0 ka:bdym kichni~ciu Boya "Wia1domosci"<br />

donoszq skwapliwie, a Slonimski i Krzywicka urzqdzajq mu dodatkowe<br />

reklamy. W przedostatnim numerze zaczepia mnie Slonimski<br />

15 w sposob k1amliwy i Grydzewski to toleruje. Trudno,<br />

wiem 0 tym, ie nie jestem lubiany i wszyscy mi to potwierdzajq.<br />

- Postaram si~ jednak to zaniedbanie U'zupelnie. 0 tej<br />

roZ'prawie byla wzmianka w . "Pami~tnLku Warszawskim" jako<br />

o -<br />

psychoanalizie!<br />

Serdeezne po·dr·owienia<br />

Koehanemu lazarzowi<br />

przesy1a<br />

Klrzy'kowski<br />

4<br />

Szanowny Panie!<br />

29/ 12 1931<br />

Niestety, nie b~d~ w Zakopanem, srodki ezy raezej ich brak<br />

na to mi nie pozwalajq, a leezye si~ tam jeszeze nie potrzebuj~.<br />

14 Rzecz Koninskiego 0 ksiqice K. Irzykowskiego Walka 0 tre§c<br />

byla drukciwana dopiero p6iniej, mianowieie w artykule Etyzm w krytyee<br />

literaekiej (0 poglqdach krytyckich Karola Irzykowskiego), "Zet",<br />

1935 r.<br />

15 Przypuszczalnie chodzi 0 felieton A. Slonimskiego Kronika tygodniowa<br />

(;,Wiadomosci Literackie", 1931 r., nr 32). W artykule tym<br />

Slonimski ironicznie pisze 0 artykule Irzykowskiego, zamieszczonym<br />

w czasopismie "Nasz Przeglqd", 1931 r.; nr 204 i 205. Niekt6re artykuly<br />

tej polemiki Irzykowski zamieseil w swej ksiqice Beniaminek.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

853<br />

Panu iycz~ ja'k najskuteczniejszej kuracji i pi~k'nych mysli, zsuwajqcych<br />

si~ z Giewontu. Z Panskiego artykuhi 0 sty1u podhalanSlki:m<br />

16 widz~ jednak, ie Pal11 jui zabmql winne regiony.<br />

Moja polemilka byla dluisza, ' posylam Panu par~ ostatnich etapOW.<br />

Zresztq b~d~ pisal 0 Boyu dluiszq rzecz i tam dokumenty<br />

zalqcz~ . W ostatnim czasie 0 .Boyu pisali roini, np. Nowaczynski,<br />

to co bylo w "Gaz. Lit." 17, zalpeWne Pan czytal. Wszystko pow<br />

ierzchowne i boyowskie tzn. w jego poziomie. Ja pozwoIilem<br />

sobie na art. Slonimskiego odpowilMziec z tupete:m i arbitralnie,<br />

co robi~ b. rzadko - ale spodziewa:m si~ w broszurze czy ksiqice<br />

to uzupelniC.<br />

SeI'deczmie pozdrawiam<br />

i iyczenia noworoczne<br />

dolqc,zam<br />

Karol Irzykowski<br />

Kochany Panie Karolu!<br />

Warszawa, 22/IV 1932<br />

Moje usprawie'dliwienie z tego, czemu do Pana nie pisalem, b~dzie<br />

zarazem relacjq. Po'dczas sesji sejmowej, ktora w tym roku<br />

byla bardzo intensywna, pracuj~ jak gornik 18, jestem zasmolony,<br />

przynajmniej na duszy, odczuwam upokorzenie ws'kutek przymusu<br />

pracy pomocniczej i manipulacyjnej dla innych, kt6hy,<br />

b~dq 'c durn~ami , majq 'm'i do rO Zlkazywa'n'ia, napelniaj'l mm e<br />

sw oimi myslami. Da.wniej wychOldzilem z tych potdziemi przynajmmeJ<br />

obladowany "zlotem", mialem doda t'kowyzarobe'k,<br />

ktorzy mi w tym raku ·odebrali "sanatorzy", choc sa'mi dla siebie<br />

wymyslajq rOi ne "doidatki fun'kcyjn e". Tak na wlasnej kieszeni<br />

odczulem politY'k~. Psychologiczny s'kutek mialo to ten, ie<br />

i upokorzenie tym razem odczuwalem jeszcze iywiej, zwlaszcza<br />

ie przymus stal si~ w ty:m roku jlUi nawet wyzyskiem. Wyzyskiwany<br />

bylem w iyc1u calymi la tami, ale tak na starosc jest<br />

16 K. L. Koninski, Polemika 0 styl podhalanski, "Gazeta Literacka"<br />

1932 r. (styczeil) nr 4. (K. L. Koninski mieszkal juz wtedy w Zakopanem).<br />

17 Nowaczynski pisal 0 Boyu w "Gazecie Warszawskiej", 1931 r., nr<br />

389, a w "Gazecie Literackiej"Adam Polewka pt. Boy - flirciarz spoleczny,<br />

1931 r ., nr 2.<br />

18 K. Irzykowski w latach 1919-1933 byl kierownikiem biura stenograf6w<br />

sejmu i senatu.


854<br />

LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

to przy'kre: zadaj~ sobie up. py tanie, czemu ja sam nie jestem<br />

po,slem lub se'natorem, zamiast poprawiae lub streszczae przemowienia<br />

tych durniow. Dose ze b~dq ' c taki za'smo}ony, w tym<br />

stanie prostracji duchowej, nie chdalem pisae do Pana, tak jak<br />

nie zlozylbY'm Mu wizyty', nie b~dqc jako ta1ko odzianym. -<br />

I Jeszcze jede'll powod: rzeczy dla. mnie samego n ajwazniejsze<br />

odkladam zawsze na O'Statek. Zalatwiam to i tamto, aby uporac<br />

si~, aby oczyscie przed sobq pole, i z tego jest taki skutek, ze<br />

dla siebie zaczynam zye okolo 12ej w nocy, wtedy czytam i p i sz~<br />

to, c,o mi najprzyjemniejsze, a wlas·ciwie tylko czytam, zakreslam,<br />

na marginesach rozmawiam z autorem, w mysli pisz~ artykuly,<br />

sumuj~ rezultaity. Jes,t w tym zapewne i wybieg prozniactwa;<br />

narzucone sobie za1da1nie staje mi si~ zawsze ostatecznie uciqzliwym<br />

obowiqi kiem, ktory wprawidzie spelniam, lecz dopiero<br />

w ostatniej chwili; obawiam si~, ze dopiero przed smierciq jeszcze<br />

raz znajd


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

855<br />

kt6re ~bym mial rece·nzowac. Przysylajq mi skrypty do opinii,<br />

narzuca jq zadania, jak gdybym nie mial pelno wlasnych. Zaiste<br />

krytyka po,lslka jest - pod wzgl~dem finansQowym - bardzo niezorganizQ,wana,<br />

jezeli los Iiteratury mialby zalezec od laski takich<br />

krytylkow jak ja. A pr6cz tego trzeba przeciez - i to jest<br />

dla mnie 0 wiele wazniejsze - studiowac zagadnienia socjalizmu,<br />

bolszewizmu, mandzmu, pacyfizmu, kryzysu ekanomicznego (takze) !'<br />

i kulturalnego. Pan to zr


856 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

la morale b.) - w tej ostatniej zwraca si~ on wlasnie przeciw komplika


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. RONINSKIEGO<br />

857<br />

.za jego myslenie b. skomlplikowane, pelnezastrzezen i odcieni ­<br />

ale tez jest m~czqcy ze swojq subrt:elnosciq. Wi~c probka dla Pana.<br />

A zresztq p rosz~ napisac duzo 0 sobie i point mnie, co i gdzie<br />

Pan ostatnio drukowal.<br />

Serdeczny usci


858<br />

•<br />

LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

rZYSClq. W tej chwili jednak nie mam glowy do szczegolowej dyskusji.<br />

Jest 40pcto'VVa nadzieja, ze -od jesieni b~dzie tu wychodzil<br />

dwutygodnik lub dekada dla inteligeneji pt. "Krytylka", pismo literacko-spoleezne<br />

.0 zabarwieniu ra:dykallnym ale z a'keentem na<br />

polityce inteligenckiej, wyosobnionej. Stara si~ 0 to Roman Jaworski,<br />

mialo one wychodzic juz od kwietnia, ale ten kt,o mial je<br />

finans{)wac, cofnql si~ i przeniasl anonse do - "Wiadomosci Lit."<br />

Gdyby nie, juz by Pan byl .otrzymal zalproszenie. Otoz O'd wrzesnia<br />

mialby Pan godzie pisywac.<br />

Jeszcze mU'sz~ si~ usprawiedliwic z teg.o, ze nie wspomnialem<br />

o praey PanSikiej .0 Palubie. Byloby to 'przeeiez na tym wlasnie<br />

miejseu zupelnie mie a propos. I tak juz ludz.ie mowiq - slusznie<br />

ezy nieslusznie - ze weiqz 0 sobie pisz~; zaeytowanie Panskiej<br />

rozprawy, .0 mnie a nie () kim i1nnym, jeszeze Ipowi~kszyloby ten<br />

:za·rzut -a przeeiez tam wlasnie udaj~ skwmnego. Ze kazdego<br />

smal'kaeza, kaildego przy-bosi:a bior~ na serio - to trudno, taka<br />

moja natura, chc~ , podtrzymywae Wiel'kq Dyskusj~ i wciqgac do<br />

niej ludzi, Itak jak to robH Brzozowski - to najlepszy sposob propagowa.nia<br />

literatury wsr6d literat6w. Oczywiscie i na Pana przyjdzie<br />

tez kolej.<br />

Biletow dla Pana bylo w6wezasaz trzy!<br />

Serdeczne podr-owienia tymczasem<br />

aby nie ociqgae<br />

Karol Irzykowski<br />

7<br />

Szano~vny Panie!<br />

15. X I. 193:J<br />

Serdecznie dzi~kuj~ za zyczenia, ale ehcialbym cos wi~ce j slyszee<br />

0 Panu. Teraz mam bilet wolnej jazdy - dotychczas jedyna<br />

korzysc z Akademii - i nie jest wykluczone, ze - 0 ile mi moje<br />

serce pozwoli - skocz~ kiedy na kilka dni do Za!k Olpanego, gdzie<br />

mam znajomego naczelnikiem poczty.<br />

Przebylem w ostatnieh czasach troch~ wstrzqs6w moraInych"<br />

moja konduita' jest zaszargana, ale za to jestem naladowany i interesujqcY'.<br />

Paru ludzi teraz pisalo .0 Palubie, zaden si~ nie umyl do Pana.<br />

Mysl~ tez cos takiego 30-1etrniego 0 sobie napisac i wtedy z osobli­<br />

Wq wdzi~eznosciq wspomn~ 0' Panskiej rozprawce. Lepszej, in-<br />

J


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 859<br />

tymniejs.zej si~ juz nie docze'kam. Konst. Troczynski pisal uczenie<br />

i a tstrakcyjlnie w "Promie" - nie bardz,o ' go ro.zumialem 30.<br />

Czy Pan by nie zechcial pisywae w "Pionie"? Wtedy co prawda<br />

kwita z endecjq, ale moze Panu na tym tak bardzo hie zalezy?<br />

Serdeczne p021drowienia lqcz~<br />

Karol Irzykowski<br />

8<br />

Warszawa, 30 grudnia 1933.<br />

Kochany Panie!<br />

Win a tego, ze nie pisalem - jak z daty widz~ 40 dni - jest<br />

w 15 pct. po Panskiej strOinie. Ma Pan pismo tak niewyrazne, ze<br />

dluzszy czas mija zanim - po kilku pr6bach - rna sic: caloksztalt<br />

przed sobq, a tymczasem impet do odpowiedzi juz wygasl. Ale to<br />

nie jest z mojej strony wezW'anie do wyraznosci - lubi~ Panskie<br />

pismo wlasnie takie, rna one sw·oje wspaniale skr6ty, kt6re umiem<br />

ocenic jako byly stenograf (nie grafolog!). To pi-smo jest jakby<br />

symbolem zaiWartoSci wewn~trznej to znaczy ze jest duzo i mi~dzy<br />

wierszami.<br />

Odpisal Pan bardo wyczerpujqco na moje wezwanie; spodziewam<br />

si~, ze Pan meg.:> milczenia nie wezmie za grubos'k6rnose. Tydzien<br />

Ksiq2lki Polskiej '- nalezalem do Komitetu, no i grudzien, najgorszy<br />

dla mnie miesiqc: bo i sezon wydawniczy wtedy O'siqga<br />

punkt kulminacyjny" ksiqzki masami si~ na mnie cisnq, i w og6le<br />

jest to epdka bilans6w (w styczniu mam urodziny) - nie lubic: tsj<br />

natr~tnej imi-tacji koncow, smierci i sqdu ostatecznego. List do<br />

Pana troch~ mnie wyrywa z tego nast:roju. Ale chc~ troch~ po<br />

kolei odpowiedziec.<br />

Co do mojej obietnicy, ze wsp omln~ 0 Panskiej pracy 0 Palubie,<br />

na razie pozostanie ·ona nie ziszczona. A bylo to tak: w z. m. kiedy<br />

wybuchla ta akademia i dziennikarze za 'k r zqtn~li si~ oko{,o tych<br />

starusik6w, aby cos na nich zarobie, byla mowa i 0 tym, zeby<br />

kazdy z nich opowiedzial, jak napisal swojq pierwszq ksiqzk~. Mialem<br />

juz w glowie dobry artykul autobiograficzny i Panska rozprawka<br />

bylaby tam odegrala pewnq rok Ale jakos zapomniano<br />

o tym projeokcie, a pisac 0 sobie bez zamowienia jakos juz nie wy­<br />

30 Konstanty Troczynski: 0 ar tystycznej elyrektywie. Wyjasnienia<br />

wstfl pne do proby krytyki "Paluby". - "Prom" 1932 r., nr 4.<br />

K. Troczynski: Proba krytyki "Paluby". - "Prom" 1933 r., nr 5, przedruk<br />

Oel formizmu do moraLizmu, Poznan 1935.<br />

,


860 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONI~SKIEGO<br />

pa,da - i tak wciqz 0 sobie pisz~. Rzecz ta jednak juz skonkretyzowala<br />

si~ we mnie i powinna bye na!pisana - trzeba przeciei<br />

zrobie troch~ swoich "po'smiertnych pa'pierow": - W Sloniu, ktorego<br />

Pan w1krobce chyba otrzy.ma, jest 0 Panu wzmianika w notce<br />

do art. 0 realizmie 31.<br />

PanS'kie kfOPoty literaclkie Sq ja,k widz~ b. poddbne do moich.<br />

Z tym wyjqif.lkiem, ze lepiej si~ - dopiero teraz - ulokowalem ­<br />

i wi~ej zarabiam. Ale tez automatyeznie wlciqgam si~ w wir niekonczqcych<br />

si~ nigdy pisanin, polemi'k, oblig6w, wzajemnych wychwalan<br />

i besztan, ze to nie jest zycie. Mam cz~sto ci~zar na<br />

piersiach (serce) i wowczas wydaje mi si~, ze to ten stos ksiqzek,<br />

ktory u'klada si~ nade mnq jak slup powietrza. I od kiedy nalez~<br />

do tej akademii, 7Jdaje si~, ze juz nie rna dla mnie U'cieczki; teraz<br />

obowiqzlkowo, - niby jalko krytyk - musz~ bye au courant.<br />

B~d~ si~ sta'ral wciq-gnqe Pana do "Tyg. Ill." i "Swiata", gdyz<br />

nawiqzalem troeh~ stosunlkow. Jak Pan chyba widzi, i "Pion" nie<br />

jest 'niebezpiec2my, leez bye moze wtedy stracHby PaIn dost~p do<br />

swoieh dotychczasowych odbiorcOw. Ta kategoria ludzi zas nie zasluguje<br />

na to, zeby wobec niej bye niepraktycznym. Z "Wiad. Lit."<br />

zdaje si~, zerwalem zupefnie; tam jest miejsce na lepsze artykuly;<br />

mog~by Pan ofiarowae Grydzewskiemu z gory art. 0 Nietzschem,<br />

on chyba skorzysta, aby bye zabezpieezonym. Przy Pansk'iej sumiennosci<br />

i talk nie wykorzysta Pa'n wszystkich sposobnosci, ktore<br />

si~ Panu pr~dzej czy pozniej otWOfZq. - Niedawno czytalem ladny<br />

Panski art. 0 Kasprowiczu 32 - ale doK. nie mam nabozenstwa;<br />

czytalem goO w czasaeh nieustannego wewn~trzneg ,o opozyejonizmu.<br />

- Z innych Panskich klopotow literaekich do praiktycznego .<br />

zalatwienia nadaje si~ bral'k odpowiednich ksiqze'k - czy nie probo"val<br />

Pan wejse w kontakt z ktorq bibHotekq unhversyteckq, za<br />

WY'pozyczo.ne ksiqi"ki gwarantowalby Zaw. Zw. Lit. T~ kwesti~<br />

moima by Wlprowadzie na tapet, leez malo jest takich potrzebujqcyeh<br />

jak Pan. Tutejsza bib1. uniw. nie rna 'nowych ksiqzek i niewiele<br />

sprowadza, krakoOwska sprowadzala dawniej sporo. - Wiem,<br />

ze w bibhotece sejmu slq'Skiego potrzebujq bibliotekarza, ktory by<br />

faehowo urzqdzil im bibHotek~; ezy nie moglby si~ Pan tam dostae<br />

przez protekej~? Trzeba by dotrzee do marsza ~k a Wolnego, do<br />

Korfantego 33, moze przez ktorego z poslow ehadeckich, moze i do<br />

wojewudy Grazynskiego. Klopot jest w tym, ze za p6ltora roku<br />

b~dq nowe wybory, a wtedy wi~kszose b~dzie miala sanaeja i ona<br />

b~dzie dyspo'nowala posadami. Proez tego: musialby Pan mieszkae<br />

~1 Slon wsr6d porcelany, wyd. 1934, s. 107.<br />

32 Przez szum potoku "Gazeta Literaeka" 1933 r ., nr 1.<br />

83 Wojciech Kodanty (1873-1939), polityk, dzialacz g6rnoslqski, publicysta.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

861<br />

w Katowicach, wdbec niepe'WiIloSci posady ch,Y'ba sam, a zycie tam<br />

dosye drogie. Ocieralem siEl 0 te mozliwoSci po mojej dymi'sji<br />

w Sejmie. Ale czy zdrO'W'ie Panskie pozwoliloby Panu sprawowac<br />

takq posadEl?<br />

Uregulowaniem pracy' taikich izo'lowanych Hterat6w powinna by<br />

siEl zajqe moze a1katdemia, ale ci ludzie majq slabose tylko dla<br />

"tworc6w". Z tego powod'll - ale przede wsz. z wielu innych ­<br />

witam z radosciq PanSk:i zamicrr napisania powiesci. I mysl~, zeby<br />

Pan siEl nie krElPowal zbytnio za'sadq dostatecznego oderwania siEl<br />

od siebie. DziS autdbiografizm 34 jest w modzie i kazdy autor w ten<br />

sposob zaczY'na. Ja wprawdzie p['o.pagujEl innq metodE:, ale moze<br />

przez pr,zekorEl i jako hamulec; SqdrzEl tez, ze kto rna sro.dk'i na to.,<br />

aby pisae inaczej, to zna(:zy' z od!powiednim przefiltrowaniem swego<br />

iycia, ten powienien to robie. Ale ta etyka tyczy siEl calej literatury,<br />

czy jednego jej Oidlamu, a nie poszczeg6lnych autorow. Ci co piszq,<br />

wcale siEl mnie nie PYltajq. Bye moze, ze i ja sobie porzqdnie zaszkodzilem,<br />

Ulniikajqc tej prostej drogi: odpi'sywanill samego siebie.<br />

Ale wowczas pisaTZ wystElpo'Wal jako "ja", dzisiaj wo.lno mu Po.­<br />

trakto.wac siebie w cudzyslo'Wie, np. jako wykwit pewnego sro.dowiska.<br />

SprawEl tEl nieraz rozwazalem i bqdzco bqdz dla wlasnej<br />

prywatnej orientacji nie podzielam talk w zupelnosci poglqdu, Mory'<br />

ze wzglEldow ta!ktycznych oficjalnie gloszEl. Ostatecznie rozstr.zyga<br />

opracowanie.<br />

Pismo, More mial zalozyc R. Jaworski, nie przyszlo do skutku.<br />

Mialo to bye pismo '1lmiarko'Wa'nie lewicowe, tam by Pa'n m6gI<br />

pisywac. Niestety, nikt nigdy w Zyciu nie zwr6cil siEl do mnie z propozycjq<br />

robienia 'pisma [... J. Powodzenie "Wiad. Lit." - 12000 prenumerato-row<br />

- jest klElsf\q k'llHuralnq, one zabraly wszystlkich<br />

pre:numerat,or6w i czytel'nikow jako. tako neutralnych, i juz zdeprawowaly.<br />

Duzy ruch intelektualny jest wsr6d mlodziezy, jednak<br />

rozprasza siEl po r6znych loka'lnych pisemkach, 'kt6re mlodziez sobie<br />

wY'daje. Tam "wyci'ska IpiEltno" sl,onimszczyzna, a tu lit. proletariacka<br />

i kuH metafory. Pozostaje Brawn, ale jego wiedza ezoteryczna<br />

nie budzi we mnie zadnego zaufania. n021umiem zupelnie<br />

Panskie wraienie co do niego; o.n [...J marnuje miejsce, kt6re by<br />

siEl naleialo porzqdnej idei ze talk powiem klerk,oIWskiej. - Jeieli<br />

Pan czytuje "Pion", to zwroc.ilbym uwagEl na dwa art. Skwarczynskiego<br />

35 ; pierwszy balamutny, ale drugi godny uwagi - chce o.n<br />

34 Por. artykul K. Irzykowskiego Autobiografizm, ("Rocznik Literacki"<br />

1936). Przedruk w ksiqice Irzykowskiego Lzejszy kaliber.<br />

35 Adam Skwarczyiiski (1886-1934), publicysta i krytyk literacki,<br />

zwiqzany z obozem legionowym, wsp61pracownik Pilsudskiego, 1922-27<br />

wydawca i redaktor czasopisma "Droga". Irzykowski rna na mysli<br />

jego artykuly z nru 1 i 12 (1933) "Pionu".


862 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

do czegos si~ dogadae, szuka ludzi, snae sarna sanacja mu nie<br />

wystarczy, czuje si~ samotnym i nikt go 'nie rozumie. Biedak, nie<br />

rna dbu 'nog, pisze dose 'nieudolnie, ale to niedobitek Mlodej Pohski,<br />

ktoremu si~ w dzisiejs.zym swiecie robi niesamowicie; on chcialby<br />

ja'kiejs na!dbud'owy nad sa1nacjq. Moze to bylolby dobrze, rozsadzie<br />

sanacj~ przez zas2!czepienie jej wszelikilch plonek; dotychczas najbujniej<br />

prosperuje plonika komunistyczna.<br />

Zaj'll mnie w Pan'skim liscie ust~ ·p 0() tym poe'cie, ktorego Pan [lie<br />

moze w pelni uznae, i Panska rola dwulicowa wdbec tego. Trudnose<br />

zyciorwa straszna, ale swietny w~zel literacki. Takie rzeczy<br />

eheialbym w~dziee w Panskiej po'Wiesci. Mimo post~pow, jakie<br />

zrobila polska pow:iese, niewielu jest auto·rOw ktorzy by u nas na<br />

tym si~ znali. Czasem si~ to trafi Dqibrowskiej - nawet nie czasem,<br />

bo cz~sto; czasem Nalikowskiej (m~Zczyzni - nie!); a'le jako<br />

wtr~t obcy, bez konse'kwencyj, nie dopasowany do eharakteru caf.osci.<br />

Zdumiewajq mnie Panskie zainteresowania uboczme. Niebezpieezenstwo<br />

r-ozproszenia si~ jest wiel1kie. Ale, ja pTzynajmniej, nie<br />

bardtzo b~d~ zalowal, jezeli ba'danie wytworczosci ludowej pozo­<br />

. sta·nie na,dal zaniedbane. Co do dyleta.ntury - ktoz by jak nie<br />

Niemcy zbadali i t~ spraw~, uzmali jej kOiniecznose, wyniesli ten<br />

typ Bawet na tron. ~daje mi si~, ze nawet Brzoz. powoly'Wal.si~ na<br />

jaikqs takq ,prac~ Cassirera 36. - I 2!daje mi si~, ze "przetrawianie<br />

eudzego" ,nie hanbi, ze w tym si~ tez wyzye mozna, samo rozumienie<br />

sprawia kolosalnq przyjemnoSc, wrazenie ws·p6ltw6rc:wsci<br />

i wyzszosci nad tlumem, ktory nie jest wtajemniczony - tylko<br />

jeden warunek: trzeba natrafic na rzeczy najlepsze. Na szcz~scie<br />

poziom pisarzy zagra'n. jest ad ram] b. wysoki. Nk nie pomoze,<br />

trzeba zrozumiee wpolczesnosc. I zwlaszcza Panu, kt6rego jeszcze<br />

zaszezy,tna przyszlose cze'ka, erudycja przyda si~ kolosalnie - to<br />

jedno jeszcze, przed czym literaci polscy majq przynajmniej respekt;<br />

nie lubiq takich, ale respe'kt majq. A ty'mczasem i u nas<br />

zaczyna si~ wyscig wi e d zen i a.<br />

Co do mojej zaszarganej konduity - nie szlo 0 kobiet~, ale<br />

o moje "zdrady" (A'kademia, "Pion"). Ale byly to zmiany pozo,row<br />

jednych na drugie; pomimo estymy jakq majq niektorzy dzisiejsi<br />

mysliciele wlasnie dla pozo.row, nie wstydz~ si~, dzis po 2 miesi'leach<br />

pr6by mam spokojne sumienie, rzadko kiedy miewalem takq<br />

36 Ernest Cassirer (1874-1945), filozof niemiecki ze szkoly marburskiej.<br />

Uczen Cohena.


LlSTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

863<br />

dobrq intuicj~. Ale i sytuacja byla wyjqtkowo korzystna. -..: Pozostaje<br />

mi juz malo miejsca na zyczenia, ale wy'pelniam fe wszelkimi<br />

uprzejmosciami<br />

Karol Irzyko'Wski<br />

9<br />

Wielce SzanQwny Pa'nie!<br />

Warszawa, 26. II.<br />

Po rozmowie z reda,ktorem "Tygodnika Ill." mog~ Panu napisac,<br />

zeby Pan p;raco,wal dla tego pisma, ale ono jest z.nacznie zredukowane,<br />

placi malo i nieregularnie. -<br />

Pr6cz tego zacznie tu wychodzic pismo, z poczqtku miesi~czne,<br />

potem tygoaniowe, nieza,lezne, lewicowe ale ollie s'krajne, W programie<br />

b~dzie mowa '0 idealach chr zesc. Jest to byla "Patria", kt6ra<br />

porzucHa sw6j program monarchistyczny. Redalktor tego pisma R.<br />

• Jaworski rna do Pana napisac. Ja jestem zbyt zaj~tY'<br />

pra'cami dla<br />

;,Pionu", zebym do tego nowego pisrna m6gI wiele dawac, ale co·s<br />

na 'pi'sz~. Wspomi'nalem Pan u juz 0 tej nowej gwiezdzie w liscie,<br />

zdaje si~, grudniowym.<br />

Tymczasem serdeczne pozdrowienia lqcz~<br />

K. IrzY'kowski<br />

•<br />

10<br />

Warszawa, 24. X. 1934<br />

Wie1ce Szanowny Panie!<br />

Stypendia w Min. WR i OP. Sq juz na ten kwartal rozdane; trzeba<br />

si~ b~d'zie zawczasu podacna kwartal 'nast~pny, od Ill, poda·nia do<br />

15 grudnia. Z Zawis,towskim mam dose dobry stosunek; poparlem<br />

tam raz R. Jaworskiego - ze s'kulJkiem, Paolla popr~ QlCzywiscie sto<br />

razy gorc:cej. A poniewaz' jest tam wielki scisk, juz teraz poprosz~<br />

o miejsce dla Pa'na. Ale jezeli Pan rna dostac pieniqdze z Funduszu<br />

Kultury Narodowej, to r6wnoczesnie nie moilna miec od Ministerstwa;<br />

z Fundusm1 dajq wi~cej.<br />

Pytalern tez Zygm. Kisielewskiego 37 0 to sanatorium w Leysin 38,<br />

37 Zygmunt Kisielewski, literat (1882-1942). Ojciec literata, publicysty,<br />

kompozytora, Stefana Kisielewskiego.<br />

38 Leysin. Miejscowosc w Szwajcarii, slawna przed wojnq z leczenia<br />

gruzlicy.<br />

<strong>Znak</strong> - 4


864 LlSTY K. IRZYKOWSKlEGO DO K. L. KONINSKlEGO<br />

bo on siE: tam takze leczyl i bardzo mu pomoglo. Bylo to przed<br />

2 laty, wteay bylo ta,nio ; ChOoromanski 3D zna stan najnowszy.<br />

Zdaje mi siE:, ze kolej pisania listu wypadalana mnie, ale zaniedbalem.<br />

Donosil mi Pan 0 zamiarze napisania powiesci; chcialem<br />

Pana do tego zachE:cic i radzic, zeby nie miec zbytnich skrupu16w,<br />

czy wolno plqdrowac swoje zycie czy nie. Teoretycznie i ja takie<br />

skrupuly wysuwam, ale kto wie, ja!kby bylo, .gdybyrm sam cos pisal.<br />

MyslE: tez, ze juz sarno istnienie tych skmpu16w u Pana pokieruje<br />

powiesciq w odpowiedni spos6b, np. rekompensata za t~<br />

pewn'l zdradE: wewn~trzn'l' ton nie plotlkarS'ki lecz testamentowy<br />

czy spo'vvieciziowy itp. To b~dzie nawet b. cie'kawe po'd w zgl.<br />

etyczno-literackim. Ach, tyle spraw mU'simy zalatwiac sami z sob'l,<br />

b~d'lc ostateczn'l ifnstancj'l, niejako \V zastE:pstwie Boga.<br />

Do Sejmu nie chodzE: i dlatego stracilem z oczu Pansk'l produkcj~<br />

publicystyczn'l.<br />

Chcialem l1ieraz pojechac do Zak. i odwiedzic tam Pana - nigdy<br />

nie wiedzialem dobrze, czy Pan w Kra'k,owie czy w Z. - ale choc<br />

mam wolny bilet, floty mi bra'k, przy tym nie lubiE: Zakopanego<br />

z jego wywalonym na wierzch Giewontem. Trzeba b~dzie jedna,k<br />

wybrac siE:.<br />

Serdeczme pozdro'vvienia lqczE:<br />

Karol Irzykowski<br />

11<br />

Warsz3wa, 15. XI. 1934<br />

Szanowny Panie!<br />

W ubieglym tygodniu bylem na Zjezdzie dzialaczy regionalnyeh<br />

w Wilnie ja'ko delegat i tam mialem sposobnosc dluzej m6wic z naczelni'kiem<br />

wydzialu sztuki w Min. WR i OP. p. Zawistows'kim.<br />

Wspomnialem i 0 Panu, przedstawilem mu Panskie poloienie. Wobee<br />

tego p. Zawistowski zachE:ea Palna, a by Pan wni6s1 podanie<br />

o zasilek a o,trzyma Pan z pewnosci'l , ja'kkolwiek fundusze Ministerstwa<br />

S'l jUz ku koneowi r,oku mniejsze.<br />

Na ur·oezystym posiedze1niu Akademii spotkalem si~ z p. Michalskim,<br />

,dyrektorem FU'nduszu Kultury Narodmvej. Z nim tei m6wilem<br />

0 polozeni1u Panskim, i on tez g,ot6w jest poprzec Pana materialnie,<br />

choc r6wniez wskazuje na wyczerpane juz furndusze. Ma<br />

39 Michal Choromanski (ur. 1904), autor znanej powies(i Zazdrosc<br />

i m edycyna, W-wa 1933, kt6ra .v roku 1933 uzyskala NagrodE: Mlodych<br />

Polskiej Akademii Literatury.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

865<br />

wi~c Pa,n i tutaj wniesc podanie. Wlasciwie nie moina czerpac<br />

z dwoch :i:rodel. Przypuszczam ie Fundusz da Panu wi~cej. Mam'<br />

dla p. Michalskiego napisac 0 Panu obszerniej.<br />

Przez kilka dni bylem talk zaj~ty pisaniem a rtykulow na zamowienie<br />

oraz sprawq sqdoWq, i e nie mogiem odpisac na Panski list.<br />

ZaIqcznik jeszcze nie przeczytany. Gdyby Pan zdqiyl dac mi jeszcze<br />

par~ szczegolow co do Panskich artylk uI6w (ilosc, rozpi~tosc tematow<br />

itp.), byloby to moie dosc wazne.<br />

Tymczasem tyIe<br />

Sciskarn dion<br />

Karol Irzykowski .<br />

12<br />

Sza,nowny Panie!<br />

Warszawa, 9 grudnia 1934<br />

Rezultat dwukrotnego spo-tkania si~ z p. Zawist,owskim: Niech<br />

Pan jedzie bez troski i leczy si ~ ; gdy Pan tam juz b~d z ie, to 1 ° alba<br />

si~ Panu stY'Pendium podwyiszy , 2° a}bo si ~ cos dada , 3° albo wejdzie<br />

si~ w porozumienie z Funduszem K. N. tak i e i on cos wylazy.<br />

Trzeba jednak miec przede wszystikim Wille ZUT Macht 40<br />

i wyjechac.<br />

Ty Ie p. Za wist-ow ski, ktory jednaik dodaje, ie nie r~czy za to,<br />

co moie nastq'pic, gdyby dajmy na to na jego' miejsce kto inny<br />

przyszedl, a to moie si~ zdarzyc. Wspomnial mi jeszcze, i e Pan<br />

w podaniu pisal, jako,by P an sam posiadal swoje 2000 zl. Zda je mi<br />

si~, ze Pan takie kwoty podawal jako wynik skapitalizowania swojej<br />

renty, Ja myslE;, i e byloby dla Pana niekorzystne pozbawiac<br />

si~ tej podstawy na przyszlosc i kapitalizowac. Nie moglem juz zaprzqtac<br />

glowy Z-mu tym, co wlasciwie teraz rna Pan ro,bic, skoro<br />

na podr6z trzeba 200 zl a na pierwszy miesiqc 500? Powinien Pan<br />

cos z domu wyciqgnqc, Stypendia w tym roku Sq po 150 zl,<br />

w przyszlym r Qlku moze Pan miec po 200 zl, i mo'gC! Panu jeszcze<br />

osobno cos dodac.<br />

Zamiast memorialu, ktory mi kazal robic p, Michalski, kazalem<br />

przepisac na maszynie Pailskie cun-iculum vitae, bo jest ciekawe<br />

i wywiera dobre wraienie. Dr ugi egzemplarz dalem Zawistowskiemu,<br />

jako uzupelnienie Pans'kich dokume,ntow.<br />

Nie w,iem, czy w zimie tei mozna jechac; radzilbym jak na jpr E;­<br />

dzej, aby si~ pieniqdze nie rozeszly. Co z pasZ'portem? I czy P a n<br />

40 Wille ZUT Macht ("Wola mocy") - tytul jednego z dziel Nietzschego.


866<br />

LISTY K. IRZYKOWSKlEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

b~dzie mogl sam pojechac? Trzeba sj~ postarac 0 znizk~, a moze<br />

bezplatny pas~port.<br />

Pailski program powiesci przeczytalem. Zdziwilo mnie, ze Pan<br />

tyle razy zaznacza: to z zycia, to nie z zycia. Ze np. urodzenia<br />

dziecka nie moze Pan opisac, bo Pa'n przy tym nie byl. W praktyce<br />

nie warto miec tylu skrupulow, i czy do Pailskich celow ta'k bardno<br />

b~dq Panu potrzebne takie ,opisy? Za glownq spraw~ uwazam<br />

to, co Pan podaje na koilcu: bohater rna 'powzlqc decyzj~. Wi~c<br />

forma decyzji czy namyslu. Stqd rekapitula,cja wydarzen zycia,<br />

ale czy nie mozna by ich ograniczyc do najwazniejszych, czy tez:<br />

do rozstrzygajqcych w danej sprawie, a nie zeby to bylo normalne,<br />

pra,widl:owe cUrTiculum? Bo wtedy - przy normalnym curro v.<br />

forma l1'ie bylaby lIliczym nowym, lecz po prostu zwyklym "rzutem<br />

oka wstecz". A wlasnie dzisiaj dziqki oryginalnej formie rzecz<br />

moglaby miec powodzenie, - jak Boguszewskiej Zycie Sabiny<br />

z formq 0 wiele mniej oryginal.nq ale rzucajqcq si~ w oczy.<br />

13<br />

Sza'l1owny Panie!<br />

Sel'deczne po:zJdrowienia za'sylall11<br />

• <br />

Karol IrzykowS'ki<br />

19. II. 1935<br />

Pailski utwor podobal si~ w l'edalkcji "Pionu" i b~dzie wydrukowany<br />

41, jest odkolwiek za dlugi, musi pojsc na dwa razy i to petitem.<br />

Chwalili go i prof. Antoniewicz, glowny redaktor, i Piwinski,<br />

subredaktor (mowil ze "swleze"). Co do mnie to glownq zalet~<br />

utworu widz~ w odwaz.nym poslugiwaniu si~ dzisiejszym slownictwem<br />

filozoficz,ilym, chociaz jest t.o narduzyte i przechodzi w trawestacj~.<br />

Ale na koilcu efekt 'Z ukazaniem si~ anima nie zostal wyzyskalIlY,<br />

czy nie moina bylo tego pokazac (w TOl'Jdz. II) zamiast<br />

ieby Abr. opo:w ~ adal? Technika relacji lagodzi efekt, odefektowia<br />

go, przycisza, .ale skoro rzecz jest rozpO'cz~ta snem, w czasie teraz­<br />

41 Chodzi 0 nowel~ K. L. Koniilskiego Wyprawa do ziemi Moryja,<br />

drukowanq jednak nie w "Pionie", ale w "Prosto z Mostu" 1935 r.,<br />

nr 32, 33, 34, 35. (przedruk w Pismach wybranych K. L. Konit'lskiego,<br />

1955). W liscie do rodziny z dn. 4/3 35 K. L. Koniilski pisal:. "Poslalem<br />

Irzykowskiemu mojq jednq rzecz do oceny - oddal to do "Pionu» ­<br />

. tam podobalo si ~ - i wzi~li do druku - jak mi 1. 0 tym napisal ­<br />

w tej chwili pisalem do "Pionu», ze nie zezwalam na druk (ale grzecznie)".<br />

Byla to nowela osnuta na motywie biblijnym (0 ofiarowaniu<br />

Izaaka Bogu przez Abrahama).


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

867<br />

niejszym, mysl~, ze jego odpowiednikiem kompozycyjnym w drugiej<br />

cze:sci moglo by'c ziszczenie si~ na jawie, in praesenti. Co do<br />

dialog6w, sqdz~, ze zanadto rozwlekle, motyw zelaznosci wciqz si~<br />

powtarza nie pote:gujqC si~; mozna by z tego troch~ skreslic. Czy<br />

Abr. Iprzez "zdulszczenie" go, nie uCierpial, a Filistyn nie wyr6s1<br />

pOlnad niego? - Redaktorom podobalo, si~ oryginalne nowe uje,cie<br />

tej starej biblijnej historii, pytali mnie, czy nie jest to vv;plyw<br />

T. Manna, ale ja nic nie wiem.<br />

Nie pisalem do Pa'na dlugo, ~ tJ'lmczasem, zdaje sie" i to niebezpieczenstwo<br />

z rentq min~lo, i po pierwszym "kacenjamerze" oswoil<br />

si~ Pan juz ze "zloty'll" deszczem. Ten stan ja'k'by rozczarowania<br />

czy nasycenia ,po tylru staraniach, 0 kt6rym mi Pan pisal, byl bard.zo<br />

cie'kawy.<br />

Do czasu, kiedy Pan wyjedzie, zatpewne jeszcze par~ razy spie,trzq<br />

si~ trudnosci zewn. i wew,n. Dlatego tJ;zeba zaczqc jak najrychle'j,<br />

SkOTO tylko pora rotku pozwoli. Niechze Pan tymczasem utrzymuje<br />

ze sobq przynajmniej status quo ante. Moze pisanie Panu niewiele<br />

w tym zaszkodzi; zdobyte poczucie wewne,trzne zrekompensuje<br />

fizyczne.<br />

Ser,deczne po,zdrowienia lqcze,<br />

Karol Irzykowski<br />

Dyp10m Paii'SKi jest u mnie 42 .<br />

14<br />

Warszawa, 7 sty'Cznia 1936<br />

Szanowny Panie!<br />

Serdeczmie dzi~kuj~ za zyczenia. Nie pisalem do Pana juz ze sto<br />

1a t, wciqz b~dqc pogrqzonym w obawie, ze program Panski co do<br />

uzycia stypendiow si(l nie spelnil, a ja nie chcialem si~ 0 tym dowiedziec.<br />

.<br />

Od czasu do cza'Su spotykam i czytuje: Panskie artykuly. Mam<br />

wrazenie, ze styl Panski znacznie si~ wyrobil - moze 1.0 od tego<br />

czasu, gdy Pan zajmuje siC:l takze beletrystykq. Czy nie obrazam<br />

Pa'na tym, "wywbil siE:". ZalujE:, ze nie jeste'll grafologiem, Szer­<br />

42 Chodzilo przypuszczalnie 0 dyplom pracy doktorskiej K. L. KoniI'lskiego<br />

(Kwestia kultury ludowej - program badan nad umyslowosciq<br />

ludu polskiego - Lw6w 1932).<br />

Koninski rozwinql jedno zagadnienie swej pracy doktorskiej, a mianowicie<br />

zagadnienie pisarstwa ludowego, z czego powstala rozprawa<br />

drukowcma najpierw w "Kulturze i Wychowaniu" 1936 r. 'zeszyt 2,<br />

a n a st~pnic w formie ksiqzkowej (Pisa7'ze ludowi, 1938).


868 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

manem 43, aby w Panskim plsmie wyczytac Panskie dzieje dzisiejsze.<br />

Je>dno widz~, ze Pain pisze jak dawniej, lezqc. A co z powiesciq?<br />

Ja w osta tnich czasach mam klopoty finanso,we z powo:d.u<br />

choroby zony i ksztaicenia dzieci. Pomirno ruchliwosci znovvu nie<br />

p0\s u!11 qlem siEl naprzod. Moze mi Pan przeciez cos 0 sobie napisze,<br />

gdy Pana tonie b~dzie m~czyc, - ja odpisz~ jezeli nie zaraz to<br />

potem.<br />

Z pewnym za'niepokojeniem zycz~ wzajemnie wszystkiego 00­<br />

brego.<br />

Uscisk dloni<br />

Karol frzykowski<br />

Warsza"va, 7 stycznia 1936.<br />

15<br />

7. fIf. 1936<br />

Sza,nowny Panie!<br />

Nareszcie przysylam P a nu Crocego 44 - dzi~ki temu, ze, b~dqc<br />

przed wyjazdem na kiJ.ka dni do Krakowa, chc~ sw-oje niektore<br />

sprawy uporzq,dkowac. Wysyl,ka op6Zniala si~ wskutek tego, ze<br />

w "Pionie" zamie$cil Elzenberg 45 fihp ik~ ' przeciw Crocernu, odpowiedzial<br />

mu Boro\-vy 46 , ale w s.posob, ktory mnie nie zadow alal -­<br />

chcialem si~ w trqcic do tej dyskusji, jako badaj najbardziej kompetentny<br />

w te j wlasnie m a terii, lecz nie mialem cza'su, a dziS juz<br />

chyba za pozno i robot m am peIne l'E~ ce.<br />

Prosz~ Pana, zeby proc'z P a na nikt tej ksiqzki nie bral do r~ki,<br />

p Oiniewaz wykazuje ona rozne moje sekrety warsztatowe: uwagi<br />

11a marginesie, porownywanie stronic itp. Nasi Pola czkowie nie<br />

umiejq tego uszanowac.<br />

4:3 Rafael Schermann, pisarz psycholog, "psychografolog" (interpretator<br />

sklonnosci i losow czlowieka z pisma), ur. w r. 1874 w Krakowie.<br />

Jedna z jego ksiqzek (wyd. 1929) nosi tytul: Die Schrift lugt<br />

nicht (Pismo nie klamie).<br />

44 Chyba Estetyk(!, 0 ktorej Irzykowski pisal.<br />

45 H. Elzenberg: Z ly est et'lk i jego slawa - "Pion", 1935 r., nr 47 (112).<br />

46 W. Borowy: Sl ow kilka 0 postrzelonych plotach (Na marginesie<br />

artykulu H. Elzenberga 0 Crocem) - "P ion", 1935 r. , nr 52 (117) .<br />

Tuz pod artykulem Borowego (s. 18), notatka H. Elzenberga:<br />

"... podkreslam, ie caly m6j atak dotyczy! estetyki Crocego wylqcznie;<br />

Crocego-krytyka nie ruszalem i podstaw do sqdu wlasnego tu nie mam.<br />

Kompetentny a dodatni sqd Borowego moze nie tylko zachp,cic do<br />

jak najrychlejszego przejscia, w tej sprawie. z rz~du ignorant6w do<br />

r z ~du jezeli nie znawc6w to ludzi jako tako poinformowanych".


LISTY. K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

869<br />

Paiisikie perypetie tworcze i kolizje interesujq mnie bardzo, choe<br />

nie reago.walem zaraz, duzo us.t~p6w w liscie zakresIilem sobie.<br />

Ja1kos to "gadulstwo 0 sobie" u Pana nic a nic mnie nie irytuje,<br />

gdy u drugich ogromnie. Moze pewna sohdarnose losu jest w tym,<br />

tudziez dawna gwarancja sympaiii. 0, jezeli si~ chce bye szczerym,<br />

to moi1na bye b. bujnym.<br />

Tylk.o na 'pomkn~ co do powiesci autobiograficznej - wszyscy<br />

to robiq bez zenady., wlasnie Pei'per, moze moje uprzedzenia Sq<br />

nieshuszne i poch~dzq z zaZ'drosci, moze w samej reprodukcji jest.<br />

tez tworczose, i moze ta forma jest bodaj najnaturalniejsza!?<br />

Serdeczny usci~k dloni<br />

Karol Irzykows'ki<br />

16<br />

23. 5. 1936<br />

Kochany Pa1nie!<br />

Natychmiast odpisuj~ . Tele.fonowalem do Czarskiego 47 - on mi<br />

odpowiada, ze zadnego listu od Pana nie otrzymal, bo bylby odpisal.<br />

Moze to nieprawda, ale dobrze ze si~ wypiera. Wobec tego<br />

chyba niech Pan drugi raz na'pisze. Ja jednalk myslalem, ze Pan<br />

mu od razu poszle artykul, bez wst~pnych pertraktacyj.<br />

Ciesz~ si~, ze ktos b~dzie wypoczywal od aktualiow. W og6le<br />

taka pauza przydalaby si~ wszystkim, i calej naszej literaturze,<br />

kt6ra ugina si~ pod "wyscigiem pracy". Maszynki permutacyjne<br />

slow funlkcjonujq u nas coraz to ·pr~dzej i o'bficiej. - Dzi~kuj~ za<br />

of ert~ co do ksiqze.k franc!U'Skich , ale mam lektury dose, a do powiesci<br />

zadnego drygu, raczej do dramatu. - .Gdzie bylo to studium<br />

0 Nocach i dniach? 48<br />

Serdeczne pozdrovvienia!<br />

Kar·ol Irzykowski<br />

Czy Pan si~ juz uporal z tym studium dla Buja1ka? 49<br />

47 Zapewne chodzi 0 Waclawa Czarskiego, redaktora naczelnego<br />

"Tygodnika Ilustrowanego".<br />

48 W "Mysli Narodowej", 1935 r., nr 50, 51, 52, 53 (Przedruk<br />

w Pismach wybranych, W-wa 1955). .<br />

49 Chodzilo 0 rozpraw~ 0 literaturze ludowej i 0 antologi~ przeslanq<br />

przez K. L. Konillskiego prof. Bujakowi, kt6ra si~ potem ukazala<br />

w formie ksiqzkowej Pisarze ludowi.


870 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

17<br />

Warszawa, 2/6 1936<br />

K·ochany Panie!<br />

Duzq przyjemnose sprawH mi Panski ostartni artykul w "Zecie",<br />

zwlaszcza dla tego, ze chociaz i'dealista, spojr.zal Pan na tE; sprawE;<br />

pra'ktyczniej ni'z Braun 50. Panski poglqd, ze idea moze przyjse takze<br />

pozniej a niek


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

871<br />

18<br />

Wa1rszawa, 27. X. 1936<br />

SzanQlW1ny Panie!<br />

Tyle czasu nie pisalem do Pana, a to dlatego, ze po otrzymaniu<br />

Pailsikiego listu 0 Bqku mialem 'napisac ° tej sprawie obszernie<br />

i jak za'Wsze: moje dobre ch~ci udaremniajq moje d()!bre ch~ci.<br />

A jednak zajmowalem si~ Panem i w kilka dni po tym Wide rozma'Wialem<br />

0 Panu z ks. Kornilowiczem w Laskach 51, wyluszczylem<br />

mu calq kwesU~ Bqko'Wskq. Rozmawi'aHsmy tez 0 prawie wlasnosci<br />

i on P()!zyczyl mi to dzielko, kt6re Pan w swej ro~prawie cytuje<br />

(Ho,rvatha) 52.<br />

A z Bqkiem jest taka historia. Troch~ niesprawiedliwie Pan go<br />

potraktowal 53 . Ro,zmowa, kt6rq Pan z nim miaI, wydaje mi si~<br />

echem mojej rozmowy z tymze samym Bq\kiem na temat faszyzmu,<br />

Brzescia 54 i godnosci ludzkiej.<br />

51 Wladyslaw Kornilowicz (ur. 1884, zm, 1946 w Laskach pod<br />

Warszawq). Ksiqdz, pisarz religijny, dzialacz spoleczny, redaktor kwartalnika<br />

"Verbum", wsp6lpracownik zakladu dla ociemnialych w Laskach<br />

[pOl'. artykul 0 ks. Kornilowiczu w "Tygodniku Powszechnym"<br />

1946 r., nr 50 (91)].<br />

52 Dr A. Horvath (dominikanin): Eigentumsrecht nach dem h!.<br />

Thomas von Aquin, 1929, Gral., (Imprim. Graecii 1929).<br />

53 Z Bqkiem rozmawial Koninski w czasie pobytu Bqka w Zakopanem<br />

w r. 1936 (wizytowal on wtedy kilkakrotnie Koninskiego).<br />

W numerze pisma "Odnowa" (1937 r., nr 37) ukazal si~ byl<br />

artykul: Starosta w komorce czyli rozmowa 0 gescie ~ pisany przez<br />

K. L. Koninskiego (pod pseudonimem Cyrano). Moina si~ domyslac,<br />

ii nawiqzuje on do rozmowy z poetq Bqkiem. W kartce z dl]. 20.8. 1936<br />

pisal K. L. Koninski do swego znajomego, bibliotekarza w Zakopanem,<br />

Jerzego Gawlinskiego: "Czy ten p. W. B, jeszcze chodzi do Bibl-i?<br />

Niesamowita wprost dla mnie, niezrozumiala figural Wzniosla wiara,<br />

idealizm, a zarazem najcyniczniejszy kult nagiej brutalnej sily, absolutna<br />

niewiara, zeby idealizm byl jakq realnie dzialajqcq silq! Ostatni<br />

raz, w przeddzien mego odjazdu, byl u mnie i juiem wrzeszczal, nie<br />

moglem dluiej sluchac, choc i ja przeciei nie jestem maksymalistq!n<br />

5-1 We wrzesniu 1930 r . rZqd sanacyjny aresztowal niekt6rych przyw6dc6w<br />

opozycji (tzw. Centrolewu), osadzH ich 'w twierdzy w Brzesciu<br />

n. Bugiem i w r . 1931 wytoczyl im proces, pod zarzutem przygotowan<br />

do zamachu stanu. Brutalne traktowanie wi~zni6w w czasie sledztwa<br />

oraz wyroki wywolaly oburzenie opinii publicznej i liczne protesty<br />

(m. in. protest taki w li§cie otwartym wniesli profesorowie Uniwersytetu<br />

Jagiellonskiego). Karol Ludwik Koninski ostro wystqpil w kilku<br />

artykulach przeciwko hanbie Brzescia (por. m. in. artykul Motywy my­


872 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

Tak byl0. Przeczyt.alem w "Kurierze Pora1nnym" felieton 0 zn~caniu<br />

si~ wlosikich faszystow nad pewnym profesorem, kt6remu<br />

kazali wolae: Niech zyje faszyzm! Bili go pre,tami, nie ulegl, ale<br />

mial dwie c6rki kochane, kto}'e go z placzem prosily aby ustqpil.<br />

Tym dO'Piero naleganiomdal folg~, krzyknql co chciano, i wtedy<br />

kt6rys ze zbir6w zatryumfowal nad nim. Wi~c jeszczeostatkiem<br />

sil odwolal tamto i krzyknql: preci z faszyzmem! po czym go<br />

zaraz obito do nieprzytomnosci. W felietonie ktos nakpiwal sobie<br />

z "inteligentow" przy tej spos·ohnosci, niby ze nie wytrzymujq ­<br />

to mnie irytowalo, ta pretensja zqdajqca, zeby si~ koniecznie bylo<br />

bohaterem, ja~kolwiek wlasciwie - ozyz los samej sprawy zalezy<br />

od okrzyku, od wyznania tzw. wiary. To nalezy ro,zwazye na nowo,<br />

gdyz w taikich wypa!d1kach uwaza si~ za obowiqzek, zeby mimo tartur<br />

wyznae wiar~, nie zaiprzee si~. Z ks. KornHowiczem rozwazalem<br />

wypadki z martyrologii chrzescijanskiej, zydo'wskiej (bracia Machabeusze).<br />

Bqk wtedy wlas·nie bwnil koniecznosci i obowiqzku<br />

wyznania, slowa - wi~c chyba inaczej niz w rozmowie z Panem;<br />

ja wyrazalem wq bpliwosci, kierovvalem si~ poczuciem· 1ego profesora.<br />

Z ks. K . m6wilismy na temat wyt.rzymalosci nerwow, on<br />

uwazal rzecz za "wzgl~dnq": nalezy wyznae, ale nikogo nie mozna<br />

pot


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

873<br />

Stanczyk. Grydzewskl b. si~ przejql tymi zdarzeniami, natomiast<br />

S1. z t~pym uporem twierdzil, ze to bujdy, bes·ztal Gr. ad idiot6w,<br />

ze on g. w'ierzyi ze so>bie z tego ty'le ro


874 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

Prosz~ nadal donosie 0 swoieh myslaeh, artykulaeh itd. Ja jeszeze<br />

ten list p6zniej uzupeIni~.<br />

Myslalem ie list b~dzie musial<br />

bye dlugi, dlatego zwlekalem ­<br />

a wypadl tak kr6tko!<br />

adres Panski nieezytelny<br />

Ser-deozne pozdrowienia Iqcz~<br />

Kaml Irzykowski<br />

19<br />

Warszawa, 20 wrzesnia 1937<br />

Kochany Panie Karolu!<br />

Wzmian-k~ na kopercie zauwazylem dopiero dziS, a wlasnie Sq<br />

debaty nald wawrzy.nami. Trzeba bylo od razu wymienie nazwisko<br />

i kr6tkie uzasadinienie, to jeszeze by poszlo do starost,wa ezy wojew6dz·twa.<br />

Na wszelki wypadek niech Pan to przysle. W sobot~<br />

plename posiedzenie co do ' wawrzynow, na razie komisja obraduje.<br />

Gdyby. teraz nie moina bylo, to zostawi si~ t~ kandydatur ~<br />

na drugi rok Ale zdaje si~, ie sprawa ze srebrnymi wawrzynami<br />

jeszeze si~ trochE: przefd!.uiy.<br />

Crocego moie Pan dalej trzymac~ mam do czytania mn6stwo.<br />

Kridla znam doskonale, Ingardena mniej, z jego ostatniej ksiqiki<br />

tylko ez~sc. Odnosz~ si~ do ni1ch po pmstu wrogo. Primo: z osobistyeh<br />

powod6w, obydwaj mnie z]ekeewazyli swoimi wzmiankami,<br />

kt6re swia'dczyly, ze ksiqiki mojej (W. 0 tresc) weale nie czytali,<br />

zatmiast milezee pozwolili sobie na po]emi lk~ - z tytulem. Ingardena<br />

eheialem popierae, bqdz co bqdz intelektualista i filonof, powi'n-no<br />

by si~ z · tego tytulu stos·owac solidarnosc. zwlaszrza wobee<br />

nieuetwa Sloni~skkh , logicznej megalomanii c;hwistka itp. - ale<br />

nie stac mnie na takq bezinteresownosc. W ostatnim artykule<br />

w "Pionie" kt6ry zalqczam, wyszedlem z rezerwy i nawiasowo<br />

w nith uderzylem 55. Czyby Pan nie napisal 0 Ingar'denie do "Pionu"?<br />

Powinien by Pan przynajmniej dla "Prosto z mostu".<br />

55 Wzmiank~ 0 Wake 0 tresc zrobil Manfred Kridl we W s t~pi e do<br />

badari nad dzielem literacki m, Wilno 1936, s. 156.<br />

W artykule Ostro:i:nie z autentyzm em, zamieszczonym w "Pionie".<br />

z 16 wrzesnia 1937 r ., nr 37, Irzykowski pisze 0 Kridlu i Ingardenie:<br />

,.Tymrzasem Stanislaw Czernik rozwijal i emancypowal sie coraz wiecej.<br />

Z wielkim straehem i ostroinosciami, aby go nie posqdzono, ie nie<br />

wie. naruszyl tabu wsp61czesnej mqdrosci «formalnej», jakoby to wy­


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

875<br />

Zalqczam jeszcze moje dwa artykuly niby-antysemickie, ktore<br />

zrobily wi~ksze wraienie niz cokolwiek innego spod mego piora. -<br />

Moj dramadk Czcowiek z pozaru drukowany w "Prosto z mostu"<br />

zaJpewne Pan czytal, jesli nie, to go Panu przysl~.<br />

Zdaje mi si~, ze nie odpisalem na ostatni ohfity list Panski. Ale<br />

byla mi~dzy nami umowa, ze moz'na nie odpowiadac, a za to pisywac<br />

ot sobie bez powodu zewn~trznego. Teraz trafia mnie, sluszny,<br />

zarzut, ze pisz~ dopiero wtedy, gdy 0 mnie chodzi.<br />

Otoz jest historia z tc} PaIubq. Dowiedzialem si~ 0 niej od Bern.<br />

Szarlitta 56, kt6ry telefonowal do mnie tego samego dnia. Gdyrby<br />

nie on i gdyby nie Pan, n1e bylbym si~ dowiedzial. Musz~ przeczytac<br />

ten "Mer.cure de France", Cenna jest wlasciwie tylko uwaga<br />

p. Therive ,17. Ze Krakowsky 58 napisal, to mnie nie dziwi; jako posrednik<br />

musial ostate'0znie wpasc takze na mnie jako material.<br />

Zaslug~ glownq rna Jan T·opass 59, czlowiek jeszcze z czasow Mlodej<br />

Polski, wsp6lpracownik '"Krytj"ki" Feldma.na, on jakich 10 lat<br />

temu zamiesoil w "Pologne Litteraire" duiy artykul pt. Prekursor<br />

F7'eucla i 'Prousta 0 tresci niezbyt wybrednej, szablonowo m6wi<br />

starczaIo, ze forma jest tresciCl, a tresc formq i ze kto wie, czy by<br />

przeciez nacisku na tresc klasc nie nalezalo. U niego ta wqtpliwosc<br />

wystqpila pod naZWq: autentyzm. I dzialo si~ to wlasnie w tym czasie,<br />

kiedy profesorzy Kridl i Ingarden odbywajq dopiero swoje miodowe<br />

miesiqce z owym tabu i gloszq jego pi~knosc wszystkim, nawet tym,<br />

ktorzy 0 nim od dawna wiedzieli." .<br />

56 Bernard Szarlitt (1877-1946), dziennikarz, literat, publicysta.<br />

Zasluzyl si~ tlumaczeniami na niemiecki Fredry, Wyspianskiego, Zapolskiej<br />

i wyborem 165 listow Chopina (1911).<br />

rn Andre Therive, krytyk literacki i powiesciopisarz francuski,<br />

ur. 1891. W powiesciach swoich obyczajowych stosuje wytyczne tzw.<br />

prqdu populistycznego, ktorego byl zalozycielem (w roku 1929 wraz<br />

z Leonem Lemonnier) i teoretykiem. Jest autorem oryginalnej historii<br />

literatury francuskiej. zrywajqcej z powszechnie uzywanymi szablonami<br />

- przedstawia jq w formie rozmowy mi~dzy osobami rozmaitych<br />

narodowosci i ras. Nie udalo si~ wyjasnic, co to byla za uwaga Therive'a<br />

o Palubie.<br />

58 Edouard Krakowski - ur. w Polsce, zamieszkaly we Francji,<br />

uczen Bergsona - w swej ksiqzce (niewiadomo dlaczego Irzykowski<br />

mowi 0 artykule) La Pologne contemporaine, ou Ie genie d'ttn peuple,<br />

wydanej w roku 1937 przez "Mercure de France", zamiescil (na s. 266)<br />

wzmiank~ 0 Palubie Irzykowskiego: "Peut-etre faudrait-il rattacher<br />

au bergsonisme K. Irzykowski, l'auteur d'un tres curieux roman,<br />

Paluba, dont la version definitive. parut en 1903, qui par sa finesse<br />

d'analyse, poussee jusqu'a la tenuite non sans quelque morbidesse,<br />

precede et annonce Marcel Proust".<br />

59 Jan Topass, Un precurseur de Freud et de Proust, "Pologn~<br />

Litteraire", no 4, przedruk w zbiorze Visages d'ecrivains. Les aspects<br />

dl! roman polonais, Paris 1930.


876 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KO<strong>Nr</strong>NSKIEGO<br />

tam 0 mnie jako 0 tym, ktory odziera (ecorcher), jest bezlitosny,<br />

zimny itp., ale wyz.nacza pewne mi~jsce i to na mapie swiato,wej.<br />

Stq,d Krakowsky mial tez prekursora. Ale d z.i~ki mu i za to.<br />

Jeszcze nie podzi~kowalem . Co z tym fantem robic? MysIe;, ze Krak.<br />

powinien byl do mnie napisae. Zapewne on inspirowal notatk~<br />

dla IKC 60. Moze bym i mogi na tejpodstawie zabiegac w Penclubie<br />

czy MSZ, aby kosztem r zqdowym r obili przeklad. Dotychczasowe<br />

proby z literaturq polskq za granicq zawiodly. Szafy ambasady<br />

polskiej w Paryzu Sq zawalone niesprzedanymi egzempIar<br />

zami jakiejs ksiqzki NaBwwskiej. Nie wier z ~ , zeby Francuzom<br />

mogia si~ podobac Pal. Proust to bqdz co bq,dz elegancja, styl, no<br />

i doswia'dczenie zyciowe, Pal. jest fa bularnie dziecinna. Trze'ba by<br />

jq przedstawic ze sta'nowis'ka historyczno-literackiego. Na to b~dzie<br />

czas po mojej smier::i, moje dzieci wydadzq nowe wydanie.<br />

Po ta1kiej ekshumaeji jak po jubile uszu autor i r zeez jego zostanie<br />

juz ·na dobre zapomnia·na. Oczywiseie gdybym mial teraz forsowac<br />

t ~ palubiczq spraw ~ , P a n mialby pienvszenstwo w przedstawianiu<br />

mega potwo·ra. Tu jednak na razie nikt 0 tym art. Krakowskyego<br />

nie wie, zyj~ wsrod ludzi, ktorzy sami Sq zaeh1anni na slawy, nagrady,<br />

subwencje. Na r azie widze; jedno wyjscie. Jest moja 'nowela,<br />

ktorq Pa,n zna, PyriphLegethon. T e, e e ·ni~ naj'vvl~eej ze wszystkich<br />

moich prob, nie powstydzi si~ ona zestaw ienia z nie·zymkolwiek<br />

w literaturze. Otoz Pans'ki Franeuz Ul moglby jq pod Pans'kim<br />

do zorem Iprzetlumaezyc i posia e do Paryza z powola'niem si~ na<br />

artykul Krako'wskyego. My s l~, ze przyjmq jq wsz~d 'zi e , moze nop.<br />

"Mercure de F rance". Czy ja moglbym cos da e jako zaliezk~ na ten<br />

interes? Jakieh 20 zl, na to mnie stae. Ceni


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

877<br />

testamentowy wyklad "klerkostwa" 62. Kler'k - ta nazwa wprowadzo-na<br />

przez Bend~ przyj~la si~, wi~c tego si~ b~d~ trzymal, ale<br />

wol~ : intelektualista (po prostu), albo: wyspiarz. Mianowicie tytul<br />

ksiqzki rna byc: Wyspa atakujqca, tj: wyspa mi~dzy stronnictwami<br />

polityczmymi, ale nie neutralna lecz nadneutralna, poprawiajqca<br />

i krytyhljqca wszystkich. Chcialbym Pana wciqg,nqc na t~ wysp~,<br />

na kt6rej Pan zresztq i tak si~ zna}duje, bo ta rzecz jest jasna<br />

i zawsze byla uprawiana, lecz ,dzis trzeba jq nazwae i wyodr~bnie.<br />

Lecz zaden iz,m, zadna partia, zadna szkola, zaden ruch, przynajmniej<br />

nie polityczny. Dotychczas, przynajmniej tll w Warszawie,<br />

z wyobraze'niem "klerka" lqczono zawsze niedol~stwo, ch~c<br />

ciszy, umywanie rqk od wszystkiego, pantoflarstwo. Owszem,<br />

ows,zem! - ale w ten spos6b, zeby to bylo grozne dla tych, kt6rzy<br />

, w tym swiecie nie zyjq. Trzeba b~dzie uzasadnic, ie doty,chczasowe<br />

wszystkie zarzuty przeciw intelektualistom oparte byly na niezrozumie-nilU<br />

ich roli (zarzuty zdrady, dwulicowosci, hamletyzmu,<br />

dyskusyjnosci, slabosci), z, tych "zarz,ut6w" trzeba zrobic zalety,<br />

potwierdzie, ze tak bye po-wilnno, ze to jest dobrze, ze oni Sq<br />

na dobrej dwdze a swiat na bl~dnej.<br />

ZJdaje si~, ze za par~ tygodni w ZipOCZnq w "Pionie" drukowac<br />

seri~ artyku16w na ten temat. Trzeba by ksiqzk~ napisae, ale<br />

teraz stae m,nie tyrko na program ksiqzki. Dolqcz~ rozprawy 0 perfidii<br />

i szantazu.<br />

Gdy mi si~ z tym ulZy, to wezm~ si~ jeszcze do jakichs wlasnych<br />

pisanin: dramaty, a moze i Poetyka, do kt6rej m-nie Pan<br />

laskawie namawia.<br />

Ladne i trafne Sq Panskie mysli 0 zludzeniu: ze to nie korzysc<br />

i rozkosz (Pan po.wiada 0 wiele lepiej: przywilej) lecz tragiczny<br />

mus. To powinno bye wlasnie dzis, wobec Krildla i egzageracji<br />

z "fi


878 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

w defensywie, w doda tku zmieszaTIo nas z Boyem. Bronie si~<br />

trzeba, ale to wymaga uczenia si~ od przeciwn1ika, uczenia si~<br />

wielu dr6g jalowych, a ja na to teraz nie mam czasu (64 la t).<br />

Jeszcze co do konkursu na "buty" 64, nie wiem, 0 jakq "pedagogi~<br />

przez konkursy" Panu chodzi. Swego czasu byla mi~dzy<br />

mnq a Grubiiiskim wielka polemika 0 samq mysl takkh konkurs6w.<br />

Konlkurs dal pl,on ciekawy, ale nie mialem juz sil opracowac<br />

go, tyle si~ nawojowalem z tym oslem ze starej Warszawy.<br />

P6zniej pokazalo si~, ze mysl byla bal,dzo nowoczesna,<br />

bli'Ska reportaz6w, st'l1di6w w terenie i innych usilowaii rosyjskich<br />

oraz kadenowskich. Dla tego J . N. Miller, kt6ry znal lit.<br />

rosy.jSkCj, wziql w6wczas uldzial w jury. M6g1bym Panu przyslae<br />

calq paczk~ tej polemlilki, ale na co to Panu, zaopewne nie 0 t·o<br />

chodzi. [...] Wart. 0 autentyzmie wlasciwie zaczepiam 0 t~<br />

spraw~, i to wszystko wiqze si~ z Palubq, talk ja,k caly kleriklizm<br />

(Wyspa). A propos tych kon i kurs6w, mniemam, ze Pan sam to<br />

sabie doskonale pomysli.<br />

. Ser:deczne pozldrowienia i wezwania, zeby nie upa.dae na duchu<br />

- pomimo, malgre, dennoch!<br />

Karol Irzykowski<br />

20<br />

Warszawa, 7 pazdzi~rnika 1937<br />

Kochany Panie Karolu!<br />

Najprz6d 0 wawrzyn~e dla dra Seweryna 65. Wyruszylem z tym<br />

na posiedzeniu sekcji, ale nikt go nie zna i dkazala si~ atmosfera<br />

64 Chodzilo 0 konkurs na nowel~ , ogloszony w "Wiadomosciach<br />

Literackich" (1927 r., nr 3), kt6rego uczestnicy mogli pisac na jeden<br />

z trzech okreslonych temat6w. Jednym z nich byly buty. W jury<br />

konkursu wzi~li udzial: Stanislaw Czosnowski. Karol Irzykowski,<br />

Jan Nepomucen Miller. 0 konkursie pisal Irzykowski w "Wi adomosciach<br />

Literackich" 1927 r., nr 4 (KonkuTs na zadany temat),<br />

a talde w nr 5, 10 (polemizujCjc z Waclawem Grubinskim, kt6ry zaczepil<br />

ide~ konkursu) oraz w nrze 22 z tegoz roku.<br />

w; Polska Akademia Literatury (utworzona w r. 1933 - zasiadal<br />

w niej Karol Il"Zykowski), w 1934 r. ustanowila odznaczenie "Wawrzyn<br />

Akademicki", zloty i. srebrny. Odznaczenie to corocznie nadawal minister<br />

W. R. i O. P. na ",rniosek Akademii.<br />

Tadeusz Seweryn (ur. 1894), znakomity ludoznawca i etnograf, artysta<br />

i krytyk artystyczny, obecnie dyrektor Muzeum Etnograficznego<br />

w Krakowie (przyjaciel Koninskiego).


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 879<br />

- ' - - - . . ( . . ( ..... (<br />

sceptyczna, uzasadmona w wypad1kach wawrzynu zlo·tego. Takie<br />

rzeczy podlegajq wprzod baldaniu przez se'kretariat, starostwa,<br />

wojelWodz1iW~, ewe'nt. odpowiecinie st6Wa .rzy:~;ienia, zwiqzki czy<br />

instytncje. E WO'bec tego odloz,ony, wyruszE: z tym wczas na przyszly<br />

rok. Gdyby byl potem nazajutrz obe'Cny Kleiner na plenum, mozebym<br />

zaryzytkowal, on by mnie poparl. Ale skoro Seweryn jest<br />

tylko asystentem a nie dyrektorem, -to jui' wejdq hu w grE: kliki,<br />

ktore polecajq, zaidrosni 0 te wplywy 'sq kompani. Kadena Prusz,­<br />

kowski, JastrzE:'bowski i Bog wie kto - to jest "sitwa" a Kaden<br />

publicznie oSwiadczyl, ze uznaje tylko ideologtiE: sitwy. Tego roku<br />

i tak ponioslem nOWq klE:sk~: staram siE: od 3 lat dla Julii Wielezyils'kiej<br />

(Dickstei,nowny) 66 0 zloty wawrzyn jako tlumaczce, badaozce<br />

jE:zyka, ale na przekor mnie dali jej sre1'lrny, pnzed


880 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

21<br />

Kochany Panie!<br />

Warszawa, 18 grudnia 1937<br />

Dzis dopiero wysylam paczkE: drUlkow, ktorych dotychczas zgromadzic<br />

nie moglem. Sq one moze juz 'nieaktua'lne, ale sprawa tego<br />

PenklU'bu do ktorego zresztq nie nalezE:, byla dla mnie interesujqca.<br />

Niestety nie mogE: jej Panu opowiedziee ze wszystkimi<br />

szczegolami. Do tego poiniej przyplqtal siE: niezgrabny wypad Skiwskiego<br />

przeciw mn~e 67. Posylam Panu tez dramadk 68. Za kilka<br />

rdni zapewne bE:dE: mogi Panu posiac i ksiqiJkE:, ktora ma 'jU'z<br />

wyjse.<br />

o czym to ostatnio m6wilismy? Zdaje siE:, ze chddzilo 0 antysemityzm.<br />

Mam tu kar l!k~ Pailskq przed oczami. Otoz i ja mam<br />

kilku przyjaciol zydow, nawet bar,dzo wiernych i godnych ludzi.<br />

najblizsze stosunki Iq~ zq mnie z nimi stale, korzYSci Sq przewaznie<br />

po mojej stronie, ale to nie odwiodio mnie od sporadycznego<br />

wyst~pu antysemickiego. [... J<br />

Poza tym - roboty i robotki, polowanie na honOTaria, sla'be<br />

nadzieje, ze w przy'szlym rolku bE:dzie lepiej. W domu klopoty<br />

z ksztalceniem dzieci, ktore coraz wiE:cej kosztuje.<br />

Niech Pa'n nie uwaza z'a swoj obowiqzek reagowae na tE:caIq<br />

paczkE:, ktorq posylam. Czytam teraz intensywnie nowele<br />

"Pionu" 69, bo konkurs przeciez rna bye rozstrzygniE:ty, a "Pion"<br />

wyIazie ma rdalej, redukujqc honoraria. Na Pailslkq jeszcze nie natrafilem.<br />

Moja taktyka i moje sojus,ze zape,wne wydadzq siE: Panu niezrozumiaIe,<br />

ale to wszystiko wy,nika z sytuacji i braku ludzi.<br />

67 Jan Emil Skiwski napisal artykul 0 Irzykowskim Klerk-kibic.<br />

drukowany w czasopismie "Podbipi~ta", z 17 pazdziernika 1937 r. (<strong>Nr</strong> 42).<br />

68 Czlowiek z pozaru. Dramat w I akcie. Drukowany w "Prosto<br />

z mostu", 1937 r., nr 38--43.<br />

60 Redakcja "Pionu" oglosila w 1937 r., (nr 1 i 2) konkurs na nowelE:.<br />

Do jury zaproszono: Z of i~ Nalkowsk


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 881<br />

Gdybym Pana m1al tu pod r~kq jako swiadka, wielu rzeczy mwe<br />

bym nie robH albo robH inaczej.<br />

Se:rdeczne pozdrowienia<br />

i zyczenia Wesolych Swiqt<br />

Karol Irzykowski<br />

22<br />

Warszawa, 3. II. 1938<br />

K,ochany Panie!<br />

Przyslanie dwutomowej ksiqz,ki nie wstrzyma mnie od pisania<br />

do Pana. Przejrzalem jq powierzchownie, widz~ zupelnie oryginalne<br />

wzi~cie si~ do rzeczy, za1pewne b~dq uchybienia w szczeg6lach,<br />

ale zdaje mi si~, ze czegos talkiego jeszcze u nas nie<br />

bylo. "Ludu" nie lubi~, w jego walory ()dr~bne nie wierz~, ale<br />

mysl~, ze ksiqzka Panska wyswietli mi te sprawy. Mam nadziej~,<br />

ze 0 niej cos na 'pisz~, tym baridziej ze mimo rozmiar6w<br />

nie jest Quza, gdy, si~ odliczy teiksty.<br />

Panska nowela zwr6cila uwag~ tych, co przygotowywali. tj.<br />

przesiewali material dla jury. Przypisywali jq - Wit'kiewiczowi.<br />

Jednych bral Slqsk, drugich zagadnienie konsekwencji. Co do<br />

mnie postawilem jq na drugim miejscu, proponujq1c na pierwsze<br />

trzy inne nowele ex aequo. W~daje mi si~ ta nowela zlozona<br />

z dw6ch cz~sci niepolqczonych z sobq. W 'pierwszej jakby poczqtek<br />

powiesci, w drugiej zwiqze'k wypadk6w, kt6,ry moze nie<br />

wymagal takiego przygotowania. Ten zwiqze'k rna kilka deiur:<br />

nie wyjasniona doM: przekonywujqcO smierc syna, i los zony.<br />

Rzecz cala przypomina mi nowel~ Hebbla Die Kuh i m6j przyjaciel<br />

Gross, kt6ry tak sarno jak ja zna troch~ niem·eckq literatur~,<br />

ta'kze od razu wpadl 'na to zestawienie, gdym mu tresc noweli<br />

opowiedzial. Ale Die Kuh. oparta" zresztq r6wniez na fakcie<br />

autentycznym wzi~tym z gazet, dzis dziala na mnie raczej komicznie<br />

swoim prawie mechanicznym zahaczeniem si~ fakt6w .<br />

Zastrzegam si~, ze nie "po,sqdzam" Pana 0 nasladownictwo, zresztq<br />

w z i~cie sobie takiego \>vzoru nie uchybialoby nikomu - ale<br />

bylby Pa'n to zapewne inaczej napisal.<br />

Do Plomienskiego dzis napisalem z warunkowq zgQdq. Znam go<br />

dobrze, swego czasu bardzo narzucal mi si~ na sojusz.ni,ka W walee<br />

z Boyem. Przychodzil do mnie i od razu zachowywal si~ ta'k, jak­


882 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

bySmY obaj cos specjalriego ~viedzieli. C6~, kiedy oil :~~in t,i'k zl~' "<br />

i banalnie pisze, a megalomani~ ma okrutn'l. Klopotliwy jegomose.<br />

[.. J, koniecznie -chcial, zebym mu tu w Warszawie wyrobil posad~<br />

w gimnazjum, a ja ani tyle wplywu nlie mialem ani zadnego przekonania<br />

do lDiego. (Z .pew,nosciq on mnde uwaza za megalqrnana!) [... J<br />

Wysluchalem ze wzruszeniem i symtpatiq Pairskiej autocharakterystyki.<br />

Ale takich rze-czy wlasciwie nie powinno si~ mowie drugi


LISTY K. IRZYKOWS:{I\LEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

883<br />

ue-zye --- a chaosem ,ias~ystow, falangistow ito., kt6rzy zwracajqc<br />

si~ przeciw ta,intym \,,-zi~li na siebie ohowiqzek szu'kania -no'Wych<br />

drog. W jednych i dnigich nie wierz~, ale wol~ juz tych nieokreslonych.<br />

Powiada PaI,l, , ie L. by~by bolszewikiem, _demokratq, dekaderitem<br />

Hip., gdy1by tobylo en vogue. Tak jest, ale', procz "totaInia'ka"<br />

Sq jeszcze inne rzeczy dzis en vogue, i mal'ksizm, i antyfaszyzm<br />

-i na wszyst,k-ich stan{)wiska1ch moina rabie odpowiednie<br />

frazesy i miny i znajd~ 'wae pan-ienki, ktore. za to buzi da~zq.<br />

o tym gd_zie jestesmy, do czego naleiymy, r,ozstrzyga zwykle<br />

przypadek. Gdybym byl mlodszy {) 10 lat i wziql byl udzial<br />

w legionach, nalezalbym dzis do sana.cji, robilbyrn nowy "ustr6j",<br />

ekspe-rymenty, na jalkims naczelnym -stanowisku. Gdybym mial<br />

dobra, bylbym lwnserwatystq lub zakutym ende'kiem. Itak dalej.<br />

I t{) wcale nie jest relatywizm, tylk{) oboj~tnose dla formulki<br />

wyjsCi{)iwej. Nie rna hasla anipartii, kt6ra by byla absolutnie<br />

do ' odrzucenia, a wsz~dzie moina cos dobrego- zrobie, bye twqrczym,<br />

pr,zebie si~ do nowej warstwy dlialania. Lasz_ wybral falang.::,<br />

poniewai zdaje mu si~, ie tam moze "rozwinqe skrzydhi",<br />

rewnowae, robie ideologi~, us,tanawiae, Idajq mu takq kom'binacj~<br />

wolnosci z posluszenstwem, ie poczucie wolno-sci przewaia ­<br />

wolnosci dla niego sameg'o. Zapewne si~ zawiedzie, ale zawiodlby<br />

si~ tak sarno wsz~dzie. Frazeol}.ogia wszyst1kich innych partii jest<br />

jui znana, z'banalizQwana. Nie razumiem, dlaczego Pan go wyklina.<br />

- Niedzialk o-wsk;j dodalby tu: jeieli w szys ~kie partie rowne,<br />

to dlaczego ten pain idzie tam wlasnie, g'd zie jest pelny ilob,<br />

a nie do nas, socjalow, ktorzy nic nie mamy i nic nie damy ­<br />

ergo karierowicz. Tak' jest, dla udowo'dnienia swoje j bezinte-resownosci,<br />

ideowasci, trzeba w Pols'ce bye dziadem, zdychae z glodu,<br />

tkwie w dziurze tj. w partii, do ktorej s i ~ nie rna i adnego<br />

przek


884 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

na'gr'odzie socjalisci nie pomysleli, wymieniali jak,o swoich chor'liych<br />

sytego Boya J sytego Sionimskiego, kt6rzy ich zreszt'l mieli<br />

gdzies. Jest moda, zeby m6wie 0 Sl,on.: wprawdzie Sion. taki<br />

a taki, ale za to ho ho, jego odwaga. cywilna itd. Ta·k pisze<br />

wei'li Cat-Ma1ckiewicz, teraz ·X. Pruszynsrki, i Pa'n tei. Ale gdy<br />

si~ m6wi 0 odwa,dze cywilnej, trzeba zawsze zwaiye, jakie S'l<br />

stosunki materialne danego faceta. Sion. miewal kolosalne zarobki,<br />

jezdzil do Brazylii za cudze pieni'ldze, rna udzial w "W. Lit.",<br />

bierze pieni'lrdze za swoj'l odwag~ eywiln'l , kt6ra ostateeznie polega<br />

tylko na tym, ze ezasem uszc:zypnie Slawka lub Ignacego<br />

Matuszewskiego albo zapyta 0 cos ministra. Tarka standaryzowa'na<br />

odwaga eywilna nie imponuje mi. W tej chwili ci sami ludzie,<br />

kt6rzy wychwalaj'l odwag~ eywiln'l St, w "Epoce" wywlekaj'l na<br />

swiaHo dzienne' moje bl


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

885<br />

mnie - poehloni~ty bywa samq rzeezq, on si~ nie tylko zapala<br />

ale i spala, jalk zyd. To mi s ,i~ w nim nawet podoba, on suehot<br />

dostanie. Trzej ludzie mnie w P,olsee interesujq: on, Pan i Kolaezkowski,<br />

jako pr6by drogi klerkowskiej. Ko!. w tej ehwili jest na<br />

przelomie, terroryzuje minish-a, ehee si~ ezegos doigrae, eksperymentuje,<br />

lewiea bije mu brawo bo niby to waH w rzqd, ale jemu<br />

chodzi 0 spraw~ ezy 0 etyk~. Pisal 0


886 L~TY K. IRZYKOWSKIEGD DO K. L. KONINSKIE90<br />

23<br />

Kochany Panie!<br />

Warszawa, 24. 4. 1938<br />

p<br />

Pomimo nieprzeczytania jeszeze Panskieh ksi


l.,ISTY K IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

887<br />

slalem, ze cos z tych korespondencji, z tego mojegokrzqtania<br />

si~ oko{,o ' wlasnej i 0udzej duszy, bo Sq jeszcze i fragmenty jakichs<br />

pami~tnikow, dzienniki przez ki1-kan'ascie 1at nie prowadzone<br />

i wynurzajqce si


·888<br />

LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

ktore mO'ze tyl-ko ja jeden niesprawiedliwie ja'ko glupstwo odezuwarn<br />

- slysz~ w tym jakby wska 'zowk~: juz si~ wynos.<br />

Ale dlatego tei wydawalo mi si~, ie t~ kwesti~ ezy det. ezy' .<br />

. indet. naleiy weielic do samej ehara,kterologii i ba'dac eharaktery<br />

przy nieustannym utrzymywaniu tego nie .~deeydowania. Ja takie<br />

przeiylem takie waloki rzezbiarskie jak Pan. W swoieh Prolegomenach<br />

do ch-logii sprzed 20 laty 76, jeszcze nie ealkowicie wcielon'ych<br />

do moich nowych wywodow, okreslilem charakter, jako to<br />

wszystko, czego w danym czlowieku nie rozumiemy. - Jeszcze<br />

-co -do . det. i indet., t~ spra'W~ rozstrzyga b. gladko Payot we<br />

wst~pie do swojego zresztq moralizujqcego Wykszt. charakteru:<br />

ie nawet jeieli det., to przeeiei nie wiemy ja,kie one jest, ile<br />

jest w nim moiliwas-ci, maie ukrytych, i zawsze, gdy si~ ktos<br />

zmienil, moiemy powiedziec, wsku tek czego ta'k si~ stalo, ale<br />

nigdy przewidziec. Utitz raldzi 'sobie z tym problemem tak, ie ­<br />

przyjmuje charaktery plastyczne, gi~tkie, i twarde, ale to jest<br />

wybieg formalny.<br />

A co do literackiej strony to' autor moie pisac 1 wg metody<br />

det. i indet. Jeieli det., to jest pra-ktyezne, daje wyrazne kontury<br />

j jest "przekonywajqce" bo "prawdopodobne" nadaje si~ do sZlkolnych<br />

zadaii nip. opisac charakte'r Bog>umila' w Nocach i dniach.<br />

Zwykle Sq ubogie takie charaktery, bez gry antynomicznej. Nazywa<br />

si~ je w krytyce "konsekwentnymi". Ale Szekspir d awal<br />

charakte.ry indeterministyczne, wielo,znaczne, tym si~ roznil ponad<br />

Moliera, ja,k i e ubogiego! Czytalem slusznq obserw a cj ~, ze Szekspir<br />

daje katastrofy charakterow. Otello nie jest w cale za Z!dro­<br />

.snikiem, Hamlet chwiejnikiem. Ale autor w ogole nie jest obow<br />

iqza ny do zgodnosci z za1dnq rzeczywistosciq.<br />

Ale wlasciwie' jui zbieralem s i ~do P ana pisac z powodu Panskiego<br />

artykulu w "Marcholcie" 77, gdy przysze dl list Panski.<br />

D z i ~kuj ~ P anu za zrobienie wyjqtku dla mnie. Styl P anski mocno<br />

si ~ zmieni1 - stal si ~ barwny, zywy , lecz ai zanadto podniecony.<br />

Stylolog policzylby, ile w nim jest cudzyslowow i slow wz i~tych<br />

z gwary codziennej. Daje Pan c i~ g i Hitlerow i. [... J Ja jes tem tak<br />

przeladowany nienaw isciami, i e s i~ des z~ z tego, ie 'nie po t r ze b uj ~<br />

nienawidzic Hitlera. Mam wobec 'niego raczej iyczliwosc neutralnq.<br />

Anschluss wywolal we mnie odruchy melancholijnej syrnpatii, choc<br />

wiem oczywiscie, czym to grozi Polsce. Natomiast w zbiera we mnie<br />

coraz wi~ksza nienawisc do Francji i AngJiii, kt6re si~ tak daly z1a­<br />

76 Por. "Museion", 1913 r., zeszyt VIII. (Fragment tego artykulu<br />

znajduje si~ w ksiqzce Karola Irzykowskiego Slon w§r6d porceLany).<br />

71 W sprawie Ch. O. S. ("Marcholt", 1938 r ., nr 3 i 4).


LTSTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 889<br />

pac.. Okpil kh Hitler, ciekawym czy okpil i Becka. Gdy sO'bie wyobrazam<br />

milny tych pa'now mi:nistrow, jak mUSZq udawac, ze wszystko<br />

wied


890 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

nie bye samym -nie osiqgnqlem tego, w pelni, ale zasad~<br />

w sobie przewalczylem.<br />

Inkryminowanego listu jeszcze dzis nie posyIam, bo chc~ pr~dko<br />

to wyslae<br />

W "Rocznikiu Literackim" za 1936 pisze 0 Pa'nu Zawodzhlski<br />

str. 38: ,,(Wiersze M. SZlUkiewicz'a) i dzis mogq budzie odzew<br />

uczuciowy i bye pun'ktem wyjscia:'refleksji filozoficznej, dow,odem<br />

ohszerne studium 0 kosmog'onii poetyckiej S., 0 micie metafizycz­<br />

. nym stworz.onym w jego poezji, studium napisaneprzez tak gl~b01kiego<br />

mysliciela i wykwintnego znawc~ literatury, jakim jest<br />

K. L. Koninsiki". ·<br />

Serdeczne pozdrowienia<br />

Karol Irzykowski<br />

25<br />

Warszawa, 31. V. 38.<br />

Kochany Panie!<br />

Klocqc si~ ze mnq, przeszkadza mi Pan vv podzi~kowa 'niu za<br />

Pan'ski do b r y - dobry pod kilku wzgl~dami - artY'kul 0 Irzykowskim<br />

78. Czytalem go raz, i nie wi ~ cej, z uczuciem s z cz~s c ia,<br />

bo coi wi~cej moi e uszcz~sliwie autora jak nie to, ie napisal rzecz<br />

pi ~knq. Zresztq wiern, ie Pan jest moim zmawc


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 891<br />

i jndy~vidual;o~ci, koment ~ rz ~ mO:i:etytko. 'Ciik rritiie' - pochlania<br />

t elksty. Nadmiema sklonnosc do tw6rczosci samych metod i zasad<br />

~ czyli filozof. C;zy ju:i: ktospisai' 0 tyro? ~Cos czyt~llem, ale<br />

bylo 10 ' zupelnie szablQlnowe. . . .,<br />

Jesz


892<br />

LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

W tej chwili mam na glowie trzy odczyty, wiE:c taki sam klo-:­<br />

pot ja~ Pan. Dlatego do ksiqzki PailSkiej, po powierzchownym<br />

zaznajomienIru siE: z niq, nie przystE:pujE: jeszcze, ale recenzja<br />

bE:dzi~ na pewno zr.obiona. Tymczasem muszE: jeszcze przeczytae<br />

dwa dramaty, kt6re swiezo wyszly.<br />

Co do Za'kopanego to k,westia Pailskiego dachu komplilkuje siE:, poniewaz<br />

ja przed odczytami muszE: bye zUlpelnie nerwowo wypocz~ty<br />

i spokojny, nie rozkolysany rozunowami itp. Dlatego prOszE: Pal1!a<br />

o pomoc w wyszuka'niu dla mnie poIkoju cichego, w kt6rym bym siE:<br />

• m6g1 do'brze wyspae i rano i po poluidniu, psy, dzieci, koguty,<br />

aeropla'ny, racia it,p. Sq mi bardzo niepozqdane. Cza'sem Sq jakies<br />

lokalne halasy i niepokoje, kt6re przesikadzajq wiE:cej od aut.<br />

Rzadko udaje mi siE: 05iqgnqe ideal. Lirczqc siE: z tym, ze pierwsza<br />

noc jest zawsze niepew,na, przyjezdzam 0 ile moznosci na caly<br />

dzieil przed odczytem. WiE:c chcialibym w Zakopanem spE:'dzie juz<br />

noc z 23 na 24 lipca. Ewentualnie zatrzymal>bym siE: w Z. do koilca<br />

kurs6w.<br />

"Pion" wydal numer specjalnie poswiE:cony mojej osobie 80 •<br />

Przywio'ZE: go Pan'U. Nie rna tam jedna,k ani jednego artykulu, kt6ry<br />

by siE: umyl do Pailskiej rozprawki 0 Palubie. Chcialem zatamowae<br />

wyeanie tego numeru, a.Je juz za p6zno, nie moma bylo<br />

dobrym ludziom robiC przykrosd.<br />

Serdeczne pozdrowienia lqcz~<br />

Karol Irzykowski<br />

27<br />

Kochany Panie!<br />

, Wisla, 22. 7-38<br />

Wg wszelkiego prawdopodobieilstwa i programu riawiedz~ Pana<br />

jutro, tj. w sobot~ okolo 7-ej wiecz6r 81. Tak przynajmniej wyliczam<br />

sobie pociqgi, a rozkla'd jazdy jest dose zagmatwany. Dobrze<br />

mi tu bylo, ale obowiqzki wzywajq. Moze Plomieilski b~dzie wolal,<br />

i KPP, w latach 1918-1925 czlonek kierownictwa KPP. P6zniej, przebywajqc<br />

w Zwiqzku Radzieckim, zajmowal s i ~ gl6wnie krytykq literackq.<br />

W r. 1931 oglosil pr6b~ marksistowSkiej historii literatury polskiej.<br />

80 "Pion", 1938 r., nr 24/25.<br />

81 Karol Irzykowski w Zakopanem w r. 1938 byl jednym z prelegent6w<br />

wakacyjnych kurs6w naukowo-literackich, zorganizowanych<br />

z inicjatywy: Stanislawa 1. Witkiewicza, J . Eug. Plomieilskiego i K. L .<br />

Koninskiego. Pierwszy kurs mial miejsce w 1937 r. K. Irzykowski wyglosil<br />

tam dwa odczyty:<br />

1) 25. VII. (1938 r.) 0 wsp6lczesnej dramaturgii w Polsce<br />

2) 26. VII. 0 plagiacie.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 893<br />

zeby zamiast 0 plagiacie mowic 0- metaforze, ten odczyt tutaj<br />

si~ podQbal. Ciesz~ si~ bardzo ku widzeniu si~ z Panem<br />

Serdecznie p021drawiam<br />

Karol Irzy'kows,ki<br />

28<br />

Kochany Panie!<br />

Warszawa, 8. 8. 38:<br />

Pisarzy ludowych juz przeczytalem, z trudem lecz i z satysfakcjq,<br />

chcialbym 'napisac a tu dzis teilefonuje do mnie Napierski 0 art.<br />

o Swi~tochowskim. Uchylilem . si~, proponuj~ mu 0 Pa'nu. On:<br />

dobrze, bo wlasnie mam j'llZ jeden gotow na ten sam temat, i drugi<br />

jeszcze art. 0 Panskiej ksiqzce jest zapowiedziany, polemika, wi~c<br />

b~dq nawet trzy 82. Nie wiem, czy ta metoda jest dobra dla pisma ­<br />

ja drugiego art. juz nie wytrzymuj~ - ale glowna rzecz, czy dobra<br />

ala Pana. Co Pan na to? Moze nie posylac Nap-mu lecz gdzie indziej?<br />

Jutro jad~ na 10 dni do "MqdraIina" (dom Kasy im. Mianowskiego<br />

pod Otwockiem), tam prosz~ naJpisac. Skrypt 0 met. 83 prosz~<br />

odeslac d


894 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

29<br />

22. ~II, 1938<br />

Kochany Panie Kat~f~~ _<br />

Zadne-przyczyny tego rodzaj-u, ja,kie mi Pan pr,zypisuje, nle zrazily<br />

muie doPana, jest Pan takim samyrm "w zydu" ja1k w listach.<br />

Przyczyny Sq: 1 0 nie }ubi~ teraz pisac iistow, choc niegdys lubilem<br />

bardzo;- 2 5' mialem na'pi'Sac do Pana list specjalny 0 ortografii, wy::' ,­<br />

liczajqcy rrinostw,o wy'pad!kow, kiedy przed ostatniq reformq zacz~to<br />

"pisac rozne slowa razem, ale kSiqzeK u ,mnie siE: namnozylo<br />

takie" mnostwo, .ze szukanie wsrod nich kosztuje mnie potem bolu<br />

serca. :Ale jeszcze nie dajE: za wygranq i ten list napiszE:.' Na razie<br />

zwalilo siE: na mnie duzo roboty, tej bl.()gosla wionej i przeklE:tej ­<br />

pierwsie, ze siE: wygrzebiE: z dlugow nieco, drugie, ze na part: miesiE:cy<br />

jestem zakorkowany. Przy tym widzi Pan zawsze na koncu<br />

roku sq -dla m.nie rozne finisze, ktore zwy,kle_konczq siE: dla mnie<br />

klE:skq; ale juz siE: przyzwycza'ilem. [...] .<br />

Pan oczywiscie posqdzal mnie, ze kocham zydow. Et . co tam,<br />

kochain czy nie. kocham, Gr,oss jest moim przyjacielem,a Taeni­<br />

Feigenbaurn siedzi !pi juz od roku na karku, ciCjgle zajmujE: siE:<br />

wydobywani~m go z Wiednia, juz znienawidzilem go, bo dla niego<br />

tlukE:--glowCj 0 mur, ale robiE: uparcie proby. A Pan sobie tylko<br />

z daleka jest filosemitCj czy humanitarystCj i gderanie na demoralizacjE:<br />

swiata dobrze Panu robi.<br />

Wypadki polityczne malo mnie interesujCj, chyba od tej strony,<br />

ze kazCj OIprMniac strych z papierow i ksiCjzek a maski gazowej nie<br />

dajCj, zresztCj moja ml-odsza cOr'ka, ktora siE: na tym zna, powiada,<br />

ze maska by mi siE: na nic nie przydala. Teraz znow wzyvvajCj mnie<br />

do komisariatu Obrony Przeciwlotniczej. Bardw biufokratyc,zilie<br />

to robiCj. Ale poniewaz Pan mowi 0 gesta,ch, rzeczywiscie brak bylo<br />

ze strony Polski wielkiego jagiellonskiego gestu (podanie rE:ki Czecham).<br />

Czemu? Tajerrinkza przyczyna, minE:la moda na gesty.<br />

Czyn! - realny! -:- Brzozowski zabil gest, niech Pan sprawdzi<br />

w jego Legendzie, co on tam wypisuje '0 gescie. Moze nal\vet mial<br />

racjE:, moze ten gest, '0 jakim mowila Mloda Polska, byl czym innym.<br />

Ale od tego czasu jako's realizm rowna siE: krotkowzrocznosci. Musi<br />

Pan jedna,k takze przyznac, ze do tego gestu, 0 Jakim Pan mysli,<br />

trzeba bylo dwoch.<br />

Tyle na razie, aby dac znak zycia i pr'zy sposobnosci zyczyc Kochanemu<br />

Panstwu Wesolych SWiqt i szczE:sliwego Nowego Roku.<br />

Serdeczne po,zdr,owienia<br />

Karol Irzy,kowski


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

30<br />

895<br />

24. 6. 39<br />

Kochany Panie Karolu! .<br />

W tym wku od samego poczqtku bylem zagwoidiony w niebywaly<br />

sposob, i to beletrysty:kq. Najprzod powiesci kilkanascie dla<br />

czterech wieczorow radiowych, potem dla "Rocznika Literackiego"<br />

tylei dla dzialu przekladow z niemieckiego, ktory w tym roku<br />

opracowalem dodatkowo poza ·moim dzialem dramaturgii, a i ten<br />

wymagal w tym roku czytania wi~kszej ilosci dramatow ksiqilkowych.<br />

Opchalem sip, powiesciami, bez iadnego poiytku dla duszy.<br />

Procz przygodnych artykulow jui prawie nic nie robilem i czulem<br />

si~ zwolniony od pobocznych wyskokow pilnosci. Panskie listy zas<br />

za;dajq mi zawsze pensum. Kwestia byla, kiedy to Pan mi napisze :<br />

jak tam 3est z tq "neutralnq iyczliwosciq" dla Hitlera? - i ja b~d~<br />

musial ·napisae jakqs obron~. czy wytlumaczenie swego stanowiska.<br />

Nie lu'bi~ zas teraz eksplikowae si~, pozosta wiam mysli w stanie<br />

nierozwini~tym. Nie chcp, si~ klocie z Panem, nam obu to szkodzi<br />

na zdrowiu. Ale par~ uwag. Historia nie byla nigdy tak dramatycznq.<br />

Niemcy dylktuJq 8wia tu to co cmi nazywajq das Gesetz des<br />

Handelns i zaczyna si~ gra 0 rzeczy wielkie, ie tak powiem metafizycznie<br />

wielkie. Niemcy nie majq slusznosci co do nas i co do<br />

Czech, ale majq slusznose wobec Anglii i Francji, panstw pasibrzutho,w.<br />

Ale tak jak tragicZ'ny bohater z koniecznooci brnq<br />

w coraz dalsze winy. Summum ius summa iniuria. Sowiety nie skonczyly<br />

swej partii, a moie jq przegraly, wykazujqc, ie klasy odradzajq<br />

si~, teraz grajq Niemcy. W za·sadzie jest to i nasza sprawa,<br />

sprawa rownosci panstw i majqtkow narodowych, ale my z roznych<br />

przyczyn (ukraincy, iydzi) tej sprawy sami rozgrywae nie moiemy.<br />

Dlatego nasza sprawa gdanska jest dziwacznym w~zlem slusznosci<br />

i nieslusznosci. P·od,danie si~ Czechow bylo mistrzowskq sztuczkq<br />

historii. Oczylwiscie i ja stalem na stanowisku: mo·ina bylo bye<br />

wielkodusznym, pomoc Czechom, albo oni mogli nas prosie 0 protektorat.<br />

Nie wiem, kto sobie tam w brod~ pluje. Ale slyszalem<br />

tei takie zdanie, kt6re mi troch~ przemowilo do przekonania: gdyby<br />

nie nasz owczesny sojusz z Niemcami, Hitler zwrocilby si~ przeciw<br />

nam, nie przeciw Czechom.<br />

I teraz nagle ucichly wszystkie sprawy ideologiczne zasadnicze.<br />

Roine moje kampanie literackie i i.deowe, ktore przygotowywalem,<br />

Sq jakby be2lprzedmiotorwe. Chamstwo literackie pozostalo na placu.<br />

Ja, chociai mam sobie wiele do zarzucenia z powodu mego le'nistwa,<br />

umywam r~ce: nie mialem gdzie pisae, wszystkie najlepsze<br />

posady recenzenckie (krytyckie) Sq w r~kach tzw. tworcow (Kaden,<br />

<strong>Znak</strong> - 6


896 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

Wierzynski, Parandowski, Wol-oszynowski, Koloniecki). Pan zas<br />

moze sobie oglqda e zupelne banluuctwo swojej "Ch. O. S." Artykul<br />

s. Teresy w "Verbum" mi.mo komplementow swiadezy, ze i a ni<br />

"majq swoje (t zw .) zdecy:dowane oblieze" 85 .<br />

, Oni juz ni'c na swieeie nie zrnyeh, rojqce si~ od truizmo'vv.<br />

Truizmy nie mogq bye zbawienne. Wsrod mojej najnowszej lektury<br />

byla slawna ksiq~ka slawnej Gertruay von Le Fort Chusta W eroniki.<br />

G. L. F. to pionierka katolicyzmu na Niemey, a Maria Wi­<br />

.nowska jest w Polsce jej ambasadorkq. Znowu ta Laska, Laska!<br />

Laska, ktora i A'ndrzejewskiemu w glowie zawroeila. Poki tego<br />

ewielka si~ nie poz'b~dq, poty b~d~ 'zawsze wolal protestantyzm<br />

obehodzqcy si~ bez Laski. Par~ lat dzi~ki przychylnej dla mnie<br />

atmosferze Lasek ezekalem, co stamtqd wypromieniuje, ale zawiodlem<br />

si~ zU'pelnie. S. Teresa rna nastawienie akuratnie "Wiadomosei<br />

Literackich" i wsze].kie odpowiednie sympatie i orientacje,<br />

kat·olicyzm, Mauriae i Maritain nic jej na to nie po'mogq. Gojawiezynsika<br />

t,o aut.orka dla jej gustu; ks. Kornil,owicz z daleka roztaeza<br />

nad tym wszystkim opiek~ a t q broszurq 86 zdyskredytowal<br />

si~ w moich oezaeh ZJulpelnie. Trzeba b~dzie zdyehae bez tcZw. pociech<br />

religijnyeh, tak jalk si~ zylo.<br />

Powyzsze moje wy,nurzenia wtorujq Panskim rozezar,owaniom<br />

co do Brzozo,wskiego. Wlaseiwie on byl zasadniczym rozczarowaniem<br />

mega zyeia. Ale weale nie dlateg.o, ze zdradzil ezy nie zdradzil.<br />

Sprawa jego zdrady nie jest jeszcze rozstr.zygni~ta. Dokument,<br />

o ktorym Pan slyszal, byl reprodukowany w "Niepodleglosei",<br />

.i byl rozpatrywany przez tutejszy kl'ub polonistow "Klin". Wyrazono<br />

wiel'kie wqtpliwosci co do wartosci dowodowej tego dokumentu,<br />

wobec kpt. Kalinskiego z Arehiwum MSWojsk. Moze to<br />

bye po pro-stu tylko powtor zenie bakajowskich twief>dzen. Ale grzechern<br />

glownym Brz. byl jego spo'Sob pisania, jego huepa 87 na idee,<br />

wywolujqca niesumienno'se, wreszeie obrzydliwe kaznodziejstwo.<br />

Przed x laty pisalem 0 nim jako 0 produeeneie wOdki, wtedy rzucil<br />

si~ na mnie ostro Bleszynski. Zresztq zrobilem dla Brz. tyle ile<br />

8.; Artykul s. Teresy franciszkanki w "Verbum", <strong>Nr</strong> 3, 1938 r. ­<br />

polemizujqcy z rozprawq K. L. KoniI1skiego W sprawie Ch. O. S. , drukowanq<br />

w "IVIarcholcie". .<br />

8" W 1939 r. ukazala si~ w Warszawie (Biblioteka Akcji Katolickiej,<br />

"Nowa Seria", nr 16) broszura ks. KornBowicza - Chrzescijanska odbudowa<br />

swiata w swietle nauki 0 Cie!e Mistycznym. Rozwazani a 1Iad<br />

ro!q duszpast er za w akcji spolecznej.<br />

87 hucpa - oszustwo, 19arstwo, bezczelnosc.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

897<br />

za!den literat polski ella drugiego literata nie zrobil, choc on wyrzqdzil<br />

mi smiertelnq szkod~. Teraz wyjdq jego wyklady Swiatopoglqd<br />

pracy i swobody ste.nografowane przeze mnie. B~d~ si~<br />

staral, zeby Pan jakos otrzymal beZipla tnie tomy dotychczasowe.<br />

Legend~ mog~ Panu poslac w starym wyclaniu juz teraz. Niech Pan<br />

mi la6kawie odesle ksiqzeci ki, kt6re Sq u Pana. "Pion" zapewne<br />

z.ostanie wskrzeszony jako miesi~cznik pod redakcjq Skiwskiego,<br />

moze Pan b~dzie tam pisal. Nie mam jllz teraz tyle cierpliwosci<br />

ella Pailskiego pisma, wi~c moze nie odpisuj ~ na wszystkie punkty<br />

i moze si~ - mijamy. Zarzut "inteligenckiego podejscia" - 3/4 literat6w<br />

pol·skich wychowalo si~ na floskulach bolszewickich,<br />

[.. .] SwiatopogiqdBrz-go (praca) zwyci~zyl i oto jakie skutki. Z tej<br />

strony ja patrz~ na sytuacj~: co on narobil. OczywisC'ie nie on,<br />

tylko jego mistrzQwie Rosjanie (trzeba by zajrzec do Michajlowskiego).<br />

Teraz wyjezdzam na par ~ tygodni do Mqdralina, aby je­<br />

S'zcze przed wojnq odetchnqc sosnami.<br />

Serdeczne pozdr.owienia Panu, zonie i synowi<br />

K.I.<br />

31<br />

Kochany Panie Karolu'<br />

Kaunas, 1929 m. 28 lipca men.<br />

Niespodziewanie pisz~ do Pana z Kowna, dokqd mnie zagnala<br />

wycieczka Z\viqzkll Lit. Pol. Toby bylo cos dla Pana, rozmyslac<br />

J)ad mozliwosciami ugody lub unii polsko-litewskiej, co do kt6rej<br />

wszyscy tlltaj wyrazajq sceptyczne api.nie. Moze by Pan jaki artyklll<br />

0 tym na1pisal, ja za maIo mam danych, dopiero od kilku dni<br />

zajmllj~ si~ tq kwestiq i cZllj~ s i~ za malo patriotq polskim, a by si~<br />

do niej rozpalac. Ale sentymentalizm literacki gra we mnie. Pcniewaz<br />

z ludzmi nie bardzo si~ porozumiec mozna - j~zy ik litewski<br />

jest nam nieskoilczenie bardziej obcy niz rllski, czeski, chorwacl{li<br />

itp. - wi~c kraj·obrazy. Kowno jest male i ladne, "tolnie<br />

w zie'leni". Najpi~kniejsze: z · da-chu kosciola i kolegium Jezuit6w,<br />

gdzie uczyl Mi·ckiewicz, wido·k splywu Wilii z Niemnem, gdzie to<br />

"Niemen w gwaltowne pochwyci ramiona" 88. Wlasnie zach6d sloilca<br />

blyszczqcy i podw6jny - odbity w wodzie - podkreslil to miejsce.<br />

R. DobrowoJs'ki powiedz.ial: Scena erotyczna. Ply .n~lismy tez stat­<br />

88 Por. Piesn 0 Wiliji z Konrada Wallenroda.


898 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

kiem w gore: Niemna, wytrwale po obu stronach doliny pi~kne<br />

lasy, zameczki, ruinki itp. Mialem tez sposobnose jechae lodziq przez<br />

Niemen na drugq stron~, zamaczalem palce, woda byla ciepla od<br />

deszclU z poprzedniej nocy. Psychologia: im bardziej mojej ojczyzny<br />

nie kocham, tym bardziej moglbym pokochae Litw~. Byly<br />

"incydenty", 0 ktorych by dlugo trzeba si~ rozpisywae, chcqc wyluszc·zye<br />

ich przeslanki. Niestety zdrowie mi nie dopisuje, opuszczam<br />

niektore fragmenty wycieczki, 'llie wiem czy jutro zdob~d~ sie: na<br />

jazd~ autOJbusem do Polqgi.<br />

A teraz wracam do Panskiego listu. Panska spowiedz - ze spowiedzi<br />

byla dla mnie "przezyciem", poniewaz uwazam spowiedz za<br />

klerkowskq, utopijnq instytucj~ , ktora nie wiadomo skqd znalazla<br />

si~ w katolicyzmie. Wszystko zalezy od tego, kto spowiada, czy potrafi<br />

bye zast~pcq Boga. Gimnazjalne wspomnienia spowiedzi.owe<br />

zostawily na mnie zle wrazenie. Dzis przylqcza si~ do tego skrupul<br />

inny: co do ekshibicjonizmu, jak to pr·ze~wyci~zye? Ale podziwiam<br />

Panskq odwag~. Chcial Pan bye z sobq w porzqdku. Ale ostatecz.nie<br />

z08tal Pan tym samym. Utwierdzil si~ Pan tylko w swoim, nadal<br />

Pan temu "swoje" wYZSZq sankcje:. B~dzie Pan dalej zjezdzal to,<br />

co Pan zjez'ci-zal, i gotowal w sobie krew. Ja tez nie widz~ innej<br />

drogi. Przebaczenie! - przebaczenie jest zubozeniem duszy, zemsta<br />

jest jej amplifikacj~ metafizycznq, zemsta jest czyms nierealnym,<br />

przebaczenie jest z rz~du k'orzysci praktycznych. 2yli lulCizie,<br />

ktorych kosci wykopalbym z grobu, a by si~ na nich zemscie. (Czy<br />

to ta dzi,ka Litwa mnie tak usposabia?)<br />

29/7 Niemoznose udzialu w zbyt uciqzlivvych wyciec:okach (7 godzin<br />

autobusem do Polqgi) trzyma mnie w hotelu, to samo pp. Galuszkow<br />

·oboje chorych. Brak polskiego slownika, przewodnika,<br />

planu, utrll'dnia mi przechadzki nawet w samym Kownie. Jest tyl'ko<br />

plan litewski, bardzo zle zrobiony. Za to czytam jednq publikacj~<br />

niemieckq, z ktorej dowiaduj~ si~ wielu nowych dla mnie r zec.zy.<br />

Ach, my literaci naprawd~ nic nie wiemy. Moze oso'biscie pomowi~<br />

z Pane'll 0 tych sprawach. Ale w tej chwili juz mnie to wszystko<br />

nic nie obcho,dzi. Niech sobie politycy, dyploma'ci, wojskowi robiq<br />

co chcq. Chcialbym juz wracae. Niczego i z nikim si~ tu nie dogadam.<br />

Moze zainicjuj~ '.Dowarzystwo Polsko-Litewskie w Warszawie,<br />

ale jestem za stary aby si~ tak szaTpae. Na rowni -i'llteresuje mnie<br />

kores'pon'dencja mi~d'Zy Abelardem a Heloizq, ktorq wziqlem tu<br />

z sobq. "<br />

Nie mog~ zakonczye ,nie podzi~kowawszy Pa'nu za rozs'nucie mi<br />

swoi


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO 899<br />

trudniej spowiadac si~ przed zwykIym, cywilnym czfowiekiem.<br />

Tego B. nie uczyni.f! - chociaz cz~sto wbil min~ po temu. - Nie<br />

na wszystkie kwestie listu odpowiadam, bo nie mam go przy sobie.<br />

Rzecz Skwarczyiis,kiej 0 listach moze Pan trzymac u siebie, inne<br />

przy sposobnosci Pan przesle. 2al mi Pana niezmiel'llie, ze Pan tak<br />

przykuty do krzyza, znowu. Trzeba ieby Pan probowal napisac<br />

dramat, to ryzyko, powiesc Iatwiej zbyc, ale dramat daje wi~kszq<br />

satysfakcj~.· Choc rzad'ko, ale b~d~ do Pana wciqz pisywal, tylko<br />

ie nietbyt w zwiq'zJku z Paiiskimi listami.<br />

32<br />

Kochany Panie!<br />

Ser·decznie F.ana sciskam, malZonce serdeczne ukiony<br />

Karol Irzyko·wski<br />

•<br />

Warszawa, 8. III. 40<br />

Paiiskq kartk~ dostalem dopiero wczoraj, corka jq zabraia jadqc<br />

do Krakowa dwa tygodnie temu i teraz przywiozia. Podczas gdy<br />

Pan uratm.val mojq podo,bizn~, ja nie uratowalem, ani nie ra towa­<br />

Iem, Paiiskich listow, sipaJily si~ razem z moimi mebIami, bibliotekq,<br />

obrazami, notatkami mieszkaniem. Dodatnie strony tej zimy<br />

byIy: brak "sezonu", gazet, czasopism lit., odczytow, premier, kryty,k<br />

moze odpoczywac, przeczytac cos mqdrego, grafomania cudza<br />

nie dociera do niego, moze sic: Ciddac grafomanii wlasnej, 0 ile jej<br />

nie stracil razem z 12 kg wlasnej zywej wagi jak ja. Dyskutowa­<br />

Iismy tutaj tylko 0 - jedyna nowalia - ksiqzce Stachniuka Dzieje<br />

bez dziejow 80. Nowa:czyiisk,i uwaza go za olbrzyma, ja nie. Pan dopiero<br />

teraz spisuje swoj swiatopoglqd, a "uczniowie" St., smarkacze<br />

20-letni, juz majq sw-poglqd! mowiq () "postawie Zadmgi".<br />

Wszystk{) malpowanie. Pisz~ rowniez pow{)leiiku kler'kowskq ksiqzk~<br />

(rozdzial: analiza, ro'Zmowy, ukoiiczony), trzeba uporzqdikowac rachunki<br />

z tym swiatem, skoro si~ otrzymalo takie ostrzezenie. Przeciez<br />

taka strata jestpoismierciq, wraca si~ do zycia jak po letargu.<br />

Zresztq jest mi lepiej nizniejednemu. Czqstka emerytury, przez<br />

zim~ zasilki - ktore teraz juz ustaly - utrzymywaly mnie na powierzchni.<br />

Wiosna teraz idzie, to uleczy Pana, jezeli Pan zim~ prze­<br />

89 Jan Stachniuk: Dzieje bez dziej6w (teoria rozwoju wewnc:trznego<br />

Polski, Wydawnictwo "Zadruga", 1939 r.). Ksiqzka wyszla z drukarni<br />

16 sierpnia 1939 r. i zostala "cicho" rozprowadzona w pierwszych miesiqcach<br />

okupacji. 0 "Zadrudze" i 0 "postawie Zadrugi" pisze Jan<br />

Stachniuk we wst~pie do innej swej ksiqiki Czlowieczenstwo i kultura,<br />

Po'znan 1946.


900 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

trzymal. Ciesz~ si~, ze Pan istnieje, zachE}cam do pisania wszechstronnego.<br />

Co za dziwne wakacje dla literatow! Gdy'by jeszcze<br />

wygody byly, ale duzo czasu zabierajq drobpe zabiegi. Polecam<br />

zasad~: zwiezc p aid dach! - chocby nawet w gorszej formie. Ale<br />

ze wszyscy teraz takie piszq, wi~c i czytanie jest Bogu mile. Sciskarn<br />

Pana, uk.lony rodzinie<br />

Karol 1.<br />

33<br />

3. II. 41.<br />

Kochany Panie Karolu!<br />

Dzi~kuj~ Panu za wiadomosc 0 sobie, a jezeli nie zaraz O'dpisywalem,<br />

to dlatego, ze odzwyczailem si~ .(yd tego dzikiego pisma.<br />

Przede wszyst'kim slda dam wyrazy wspolczucia z powodu smierci<br />

0jca Panslkiego, ktorego szk,oda ze nie Zinalem blizej: Te dawne<br />

struktury umyslo,we, pogrobowcow pozytywizmu, szczegolnie mnie<br />

pociqgajq; mierz~ siebie samego nimi. Kol. Czosnowskiego, k rery<br />

mial tescia w Lanckor,onie, prosilem, aby wywiedzial siE: ° Pana;<br />

nie mogi si~ jed'nak nic dowiedziec, jego tesciowie zresztq juz tam<br />

nie mieszkajq. Tymczasem nadchadzi list Panski c- gdy juz Wyka<br />

zawiadomil mnie 0 miejscu Pans,kiego pobytu.<br />

Moje losy' mozna opowiedziec krotko: przez 2 lata biedowalem,<br />

teraz od wrzesnia wiedzie mi siE: lepiej, dajE: lekcje stenografii,<br />

polskiej i niemieckiej, w szkole. J e dna corka jest kelnerkq, druga<br />

rna zajE:cie n a prowincji. Napisalem dramat 1 alktowy wierszem,<br />

za'czqIem diatrybE: klerkowskq "Wyspa" 90, teraz bior~ siE: do Literatury<br />

Polskiej lat 21. Na razie jednak mu sz~ si~ przygotowywac<br />

do lekcji, bo nie mam rutyny w tym fachu i w teorii jestem slaby.<br />

Napisalem dwa dobre wiersze.<br />

Zainteresowalo mnie P anskie za j~cie si~ logikq 91. W ciqgu tych<br />

2 lat bowiem i ja otadem si~ 0 ten przedmiot, mia·nowicie przeczytalem,<br />

z mOllOJem, Logik~ Crocego - jednq z ur,atowanych kSi q­<br />

90 0 tej samei zamierzonej ksiqzce pisze Irzykowski w liscie do<br />

Koniiiskiego z 20. IX. 1937 r.<br />

91 K. L. Koniiiski zajmowal si~ specja1nie 10gikq i pozostawil z tej<br />

dziedziny kilka duzych i niewykoiiczonych rozpraw (pisanych \,v ciqgu<br />

wojny). Oto ich tytuly: Wprowadze nie do lO!liki, Logika formalna, Rachunek<br />

zakreslnik6w, Kwadrat implikacji, Z teorii zbiom, Rozwazania<br />

o sylogizmie, Rzecz, Zbi6r. Wielosc. Pozos tal po nim stos notat do 10­<br />

gi ki, dose znacznej obj~tosci, w arkuszach, w osobnych zeszytach, na.<br />

marginesach ksiqzek.


LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

901<br />

zek - doszedlem w ten sposob do kHku nowych dla mnie zagadnien,<br />

scieielk i wertepow. 0 logistyce wyraia si~ Croce tak ujemnie,<br />

ze mnie brak wiadomosci {) tej dziedzinie przestal martwic.<br />

W kaidym razie nie otrzymam jui na tej drodze tych objawien,<br />

ktorych nie mog~ miec na innej drodze.<br />

Trzy moje ksiq2lki Sq u Pana; gdyby Pan mogl, prosilbym {) ich<br />

zwrot, to da mi zlu'dzenie odrastania mojej biblioteki. Radbyrm tei<br />

miec Panskq ksiqik~ '0 literatur:ze ludowej, lecz jesli Pan nie rna<br />

egzemplarza, to niekoniecznie. Wspomn~ 0 niej w swojej Literatur<br />

ze, ale do tego daleko.<br />

Swoje skrJlpty niech Pan chowa i pisze jak najwi~cej; jesli nie<br />

mozna lepiej, to niech b~dzie gorzej. ZasY'pmy nadchodzqce pokolenie!<br />

SzIwda, ie nie mam czasu wszystkiego gruntownie przeczytac<br />

(s vkola! a procz tego wciqi tu wyrabiajq cuda z oswietleniem<br />

elektr.).<br />

Serdeczne pozdrowienia tymczasem<br />

lqcz~, Pani uklony<br />

Karol Irzy,kowski


902 LISTY K. IRZYKOWSKIEGO DO K. L. KONINSKIEGO<br />

SPIS LISTOW KAROLA IRZYKOWSKIEGO <br />

DO KAROLA LUDWIKA KONINSKIEGO <br />

w porzqdku chronologicz!llym:<br />

1. List: Warszawa 5 lipca 1931.<br />

2. List: Warszawa 25 lipca 1931.<br />

3. List: 27. XI. 1931.<br />

4. List: 29/12 1931.<br />

5. List: Warszawa 22/IV 1932.<br />

Tu: Zalqcznik do listu: Przepisany r~kq Karola Irzykowskiego<br />

wyciqg z dziela: utitz, Charakterologie 1925, s. 263.<br />

6. List: Warszawa 19 maja 1933.<br />

7. List: 15. XI. 1933.<br />

8. List: Warszawa 30 grudnia 1933.<br />

9. Kartka: (Warszawa) 26. II. (1934 r .)<br />

10. List: Warszawa 24. X. 1934.<br />

11. List: Warszawa 15. XI. 1934.<br />

12. List: Warszawa 9 grudnia 1934.<br />

13. List: 19. II. 1935.<br />

14. List: Warszawa 7 stycznia 1936.<br />

15. List: 7. III. 1936.<br />

16. Kartka: 23. 5. 1936.<br />

17. List: Warszawa 2/6 1936.<br />

18. List: Warszawa 27. X. 1936.<br />

19. List: Warszawa 20 wrzesnia 1937.<br />

20. List: Warszawa 7 pazdziernika 1937.<br />

21. List: Warszawa 18 grudnia 1937.<br />

22. List: Warszawa 3. II. 1938.<br />

23. List: Warszawa 24. 4. 1938.<br />

24. List: 7. 5. 38.<br />

25. List: Warszawa 31. V. 38.<br />

26. List: Warszawa 3 lipca 1938.<br />

27. Kartka: Wisla 22. 7. 38.<br />

28. Kartka: 8. 8. 38. (Warszawa).<br />

29. List: 22. XII. 1938.<br />

30. List: 24. 6. 39.<br />

31. List: Kaunas (Kowno) 28 Jipca 1939.<br />

32. Kartka : 8. III. 40.<br />

33. List: 3. II. 41.


STANISlAW PIGON<br />

UWlASZCZENIE LITERACKIE<br />

CHlOPA*<br />

1<br />

ZW8WO pIynq wady w Nidzie i pr~dko zmienia si~ czas; z nim<br />

zas po trosze i struktura aparatu odczuwania. W tym samym<br />

"GIosie", ktory mi~'dzy wspolpracowrnikami Iiczyl takie Dygasinskiego,<br />

u'kazywac si~pocznq niebawem opowiadania Zeromsk'iego,<br />

mi~dzy nimi i takie, co ekstatycznie podnoszq czIowieczq godnosc<br />

chiopa. Zaledwie przewr6ci si~ karta w ' kalendarzu wie'kow, a ludzie<br />

w Polsce czytac b~dq W Toztokach Orkana i Chtop6w Reymanta,<br />

Na potoczne poj~cia sprawliedliwosci spolecznejwplywac<br />

one b~dq wyraznie choc z wolna.<br />

Wzgardliwy, nierzadko niena'wistny stosune:k do chiopa dlugo<br />

jeszcze co prawda snul si~ ja·k dym gryzqcy po uczuciowosci polskiej.<br />

Ja'k dlugo? - unaoczni nam jeden jaskrawy przyklad.<br />

Kiedy Zeromski w tok Wiemej rzeki (a wpierw jeszcze w jednq<br />

ze scen R6zy) wp16tl obraz - nie wiem, zasadny, czy bezzasadny,<br />

w kai'dym razie 'nlie uzasa'dniany - ja'k chiapi powstanca ranrnego<br />

i bezbronnego, wldkqcego s'i~ ku wsi wysmiewajq i obrzucajq<br />

grudami, mlody abiturient jednego z gimnazjow warszawskich<br />

takim p6'kwitowal to odzewem:<br />

"Na widok osleplego, okulalego, ociekajqcego 'krwiq czIowieka ­<br />

w brutalnej lIlaturze chiopstwa nie budzi si~ iaden instJ"nkt wspolczucia<br />

i milosierdzia, 0 kt6rych Z pozonnym przejc:ciem co niedziela<br />

wysluchuje kazan z ambony koscielnej. Ci ludzie Sq calkiem<br />

wyzuci z elementarnych uczuc czlowieczenstwa, Sq to karyka tury<br />

• pod tyrn tytulern prof. Stanislaw Pigon pOlqczyl w jeden szkic - przeznaczony<br />

do nowego zbioru jego prac - rozwazania dl'ukowa ne z okazji pi~l!­<br />

dziesi ~ ciolecia ukazania slEl Chama Orzeszkowej, a takze podsumowanie dyskusji<br />

na ternat wizel'unku chlopa w tw61'czosci Dyg asinskJiego, a zakonczyl<br />

szkic lIwagarni, kt6re tu zarnieszczamy, na m a rginesie powiesci J. G. Pawlikowskiego<br />

Cisonie, (wyd, <strong>Znak</strong>, 1963).


904 STANISLAW PIGON<br />

stworzen bo,skich, doszcz~tnie zmaterial'izowane, pozbawione wszelkich<br />

as'pira,cji, wszelkiej mil'osci sprawy pols'kiej w ogole, tonqce<br />

wylq'czmie vv zwierz~cym egoizmie kastowym". I<br />

Mniejsza 0 razswawolonego lobuza, Mary to na'pisal, boe przecie<br />

nie wziql tego z Zeromsk'iego, lecz z siebie. Wa:ine jest, ze ,v tamtej<br />

stkole ktos musial nastawiae jego. umysl i serce. K iedy zas<br />

w Ksiqzce maturzystow (1913) dru1kowa,n;o t~ jego wypowiedz, ktos<br />

Ksiqzk~ musial redagowae i t~ pozycj~ zaaprobowal. Ktos uwazal,<br />

ze jest w 'porzqdku, gdy si~ na przedprozu niepodleglosci lzy w ten<br />

sposob pddstawowq warstw~ namdu. K tos z elity inteligencji<br />

stolecznej. Musi zainteresowae, kto i po co w ten spos6b nastawial<br />

umysly mlodziezy. Przeciez naovvczas nie tylko w zaborze austriackim<br />

ale i w rosyjs'kim wies uczestniczyla juz szeroko w zyciu<br />

polityczmym a nawet upominala si~ 0 miejsce rownorz~dne w gospo,darstwie<br />

naro'dowym. Z kart "Siewby" i "Zarania" padaly<br />

w tym kierunku twarde postula'ty. No, przejdzmy mim~ .<br />

W Polsce zjednoczonej atmosfera si~ pad tym wzgl~dem zmienila<br />

gruntownie, ale si~ tez i skomplikowala winny sposob. Stronnictwa<br />

chlo'pskie mialy juz duzo do powiedze,nia w grze politycznej.<br />

Bywaly tez ost[.O ata'kiowane. 0 niedojrzalosci chlOlpow<br />

czy tez '0 ich przyrotdzonych przywarach g~sto pisalo si


UWLASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA 905<br />

wiesciowych i nie trudno byloby popodstawiae tu nazwiska<br />

tworcow ezy tytuly utworow.<br />

W ni'niejszej potrzebie wystarczy trzymae si~ toru wytyczo'nego<br />

i wymierzonego w rozwazaniach nad Chamem Orzeszkowej. Wracalmy<br />

do pytania przewodniego, jak w literaturze wspolczesnej ­<br />

poza konfliktami pIyJllq cymi z ta'kiego czy il1inego porzCjdku swiata<br />

- odslania sie. charakter chlopa sam w sobie, w miazdze swego<br />

istnienia, w rdzennej istocie, w jakich wymiarach u,imuje si~<br />

tam lu'dz!kq jego godnose.<br />

2<br />

Zeby pisa rz mogl pokusie sie. ° pol}azanie wierne, 0 "wizerunel{<br />

wla~ny", tzn. vvIasciwy, zywota cz{owie;ka wiejskiego, musi<br />

uczynie zadose elementarnemu, trudnemu warunkowi, winien ustalie<br />

solbie wlasciwy punkt widzenia i potrzebnq odleglose: zdobye<br />

siE: na artystyczne, a wi ~e bezinteresawne, zyczliwe za razem zaciekawienie,<br />

przyjqe nalezy-iq postawe. wyjsciowq: an i powyzej, ani<br />

ponizej, ani o'bok, ale w sam raz. W naszym wypadlku n ie moze<br />

to bye postawa ani tklliwego rozrzewnienia, a'ni gniewnej pasji,<br />

nie rna zmierzae do mentorskiego pociqgania za polE: sukmany<br />

ezy to w tE:, ezy w tamtq stro,nE:. Kategorycznym imperatywem '<br />

musi byc .praw'da, sledzema czujnym i spl~awiedli"jym , ehoc przyja~nym<br />

we'jrzeniem. Najblizszym takiej postawy byl u nas Reymont.<br />

Sposrod pisarzy na m wspolczesnych jednego zwIaszcza mozna<br />

i naleiy ws'kazac, co te. posta we. przyjql najwlaseiwiej. Byl nim<br />

nieda wno zma rly Jan G. H. PawlIkowski (zm . 1962). Pisarz<br />

nierychliwy, rzadko przypomi'nal sie. ozytelnikom, a ie do tego<br />

z upod()lba1niem okrywal sie. zaslonami pseudonim'ow, przeszedl<br />

wir;:c malo zauwazony W sqdaeh literaekich. Ale w sprawie, ktora<br />

, nas tu obchddzi, zajql pozycjE: przodujqcq.<br />

Choc urodzo,ny w ro'dowym gnieidzie PawHkowskich, w Medyce,<br />

wrosl byl jak najgl~biej i najrzetel'niej w goralszczyznE:. Tatei<br />

uwag~ jego ad wezesnych lat skupili na sobie ludzie wiejscy tego<br />

wlasnie regicm'll. Syn ekonomisty, rotkoehanego w przy r odzie,<br />

ale i w ,poezji, zna'komitego wydawcy i k omentato,ra Sliowackiego,<br />

Jana Gwalberta, skoja-rzyl w sobie rowniez glod widzenia<br />

realnego sWiata z wrailiwosciCj poetyekq. W oba te ramiona swego<br />

uposaienia duch1olwego ujql milosciwie wies i ezlowieka prostego.<br />

Wynik'nE:la stqd urocza Bajda a Niemrawcu (1928), a wyniknqc<br />

miala rozlegla saga roldu Cisoniow. Zly los sprawil, ie wiel'kie


906 STANISLAW PIGON<br />

dzie~o to do'Ciqgni~te wcale wysoko, nie doczekalo si~ zakonczenia.<br />

Michal PawHkow·ski wydajqc drukiem to nieukoilczone dzielo<br />

brata pobudza wyoObrazni~ czytel'nika, by szukala satysfakcji<br />

w wypelnianiu luk. "Moze, po'Sifkowarny planem calosci, znajdzie<br />

radoM: wsp6ltwor,czq wlasnej wyobrazni w uzupelnianiu SO'biE;<br />

brakujqcych ust~pow. Bywa przecie ito, ze taka swoboda bard'ziej<br />

jeszcze pocLnosi wa},ory nieukoncwlnego d z iela , troch~ tak, jak<br />

z po,sqgiem starozytnym, nie majqcym rq'k". 2<br />

Nie pojd.ziemy wszelako za tq zachE:tq, nie bE:dziemy dochodzic,<br />

w Jakim gescie mialyby bye splecione braikujqce rE:ce t01'SU. DostE:pny<br />

oku trzon dziela miesci w sobie dostatec7Jny ladunek bogactwa.<br />

ROZlpE:'dem glownego zaciekawienia szu'kae go b~dziemy<br />

w zakresie odslonionej tam psychiki chlopskiej.<br />

Porzq'dkiem naturalnym, na wsi szczeg6lnie stosownym, saga<br />

miala objqc dzieje foO'du w ramach trzech pokolen, a wiE:c tyle,<br />

ile ich ogamia normalnie pamiE:e z osobistego doznarnia i oglqdu:<br />

dziad, ojciec i syn. Cisonie - 'to stary rod goralski. Z dalekiej,<br />

zamgllomej juz przes,zloOSci majacz,eje przodek JoOachim, co jeszcze<br />

za Augusta III uzyskal w tej krolewszczy~n'ie l okacj~ na sadybE:<br />

rodowq. Blizej, ale rowniez przez omglenie tradycji poznajemy<br />

pradziada Bartlomieja, zolnierza austriackiego i dezertera-zbojn~ka<br />

z ,czas6w wojen napoleonskich. Bezposrednio patrzymy na<br />

koleje zycia, fragmelJ1tarycznie odtWiorzone, dziada Mikolaja Warga<br />

tego, takze za ml·CYdu zb6jnika, potem powstanca chocholowskiego,<br />

wreszcie sercem do ziemi przypisaneg.o gazdy-gospodarza.<br />

BeZlposrecinio zas, twarzq w twarz obcujemy z jego synami: J~drzejem,<br />

spadkobiercq ojcowizny, i mlodszym, Wawrzyncem, co przez<br />

szkoly wyszedl ze wsi i jako profesor gimnazjalny wszedl w inteligencj~.<br />

Wnuk Andrzej, syn JE:drzeja, lekarz i rzezbiarz, przewija<br />

siE: raczej jako element posredni. W centrum mieszczq siE: trzy<br />

postaci: Mi1koiaj, JE:drzej i Wawrzyniec, one tez nas tu przede<br />

wszystkim interesujq.<br />

W tych trzech kondygnacjach rodu obchodzq autora fenomeny<br />

indywidualnosci, kazda inna, zaleznie ' oOd warunkow zyciowych,<br />

w jakkh im przyszlo' wewnE:trznie siE: formoOwae, ale tez w granicach<br />

kapitalu rodowo·sci, kt6ry przekaZ'uje siE: prawem d ziedziczenia<br />

i wewnE:trznq wiE:zbCj spaja generacje. Elementem takiego kapitalu<br />

w l'odzie Cisoniow jest uidolnienie artystyczne, wypowiadajqce<br />

siE: u dz:iada i ojca w ciesiolce (budarstwie) i rzezbq w drzewie,<br />

U wlnuka zas w zamHowaniu i uzdolniell'iu rzezbiarskim jui<br />

2 J an G. H . Pawlikowski, C;sonie . Krak6w 1963, przedmowa Micha la P awliJ


UWI,ASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA 907<br />

bez ograniczen. S-paja zas ich wszystkich W1t:Z Jeszcze silniejsza,<br />

przyrodzona i nierozerwalna, ktora w rOinych poloieniach iyciowych<br />

wyraia si~ roinie, ale za fundament rna charakter, kaliber<br />

wewnt:trzny. Wyraia si~ tez wlasnie w chlopskosci.<br />

Co si~ na -ten charakter skla>da, 'W czym jest istota "ci'somiowosci",<br />

ja'k sit: ujawnia wierzytelna chlopskosc tych ludzi? Do<br />

odpowiedzi, ktora stanowi dla nas istotE: sprawy, dojdziemy kolejnymi<br />

za 'kr~garmi.<br />

•<br />

3<br />

Tak si~ wydaje, jakoby autor wziql sabie za za'danie dac ow<br />

"wizerunek wlasny" chl'opa uj~ty nie tyle w ro'dzinnym, zadepta,nym<br />

t,oku i:ywota (choc i tego tam nie bralmie), ile na<br />

wiel'kich zakr~tach losu, kiedy to w samej swej naturze ujawnia<br />

si~ wlasciwy grunt moralny jego chara-kteru, gl~binna jego iscizna.<br />

Jedna zas i druga warstwa ist-nienia miala bye uj~ta przez<br />

pryzmat rzetel'nego .realizmu wY'sokiej proby. Te wlasnie decydujqce<br />

zakr~ty, te w~zlowe pro'cesy potraktowal autor szczegolowo<br />

i starannie i te na ogol powykonczal, :wstawiajqc sobie<br />

obrobienie wiqzqcych je 'prz~sel jako zadanie poi:niejsze. Sq one<br />

i dla nas wagi nieco pom,niejszej, to zas nam pozwala traktowac<br />

wykOl1czoll1e cz~sci ja'ko podstaw~ w da'nym razie wystarczajqcq.<br />

Nie chodzi bowiem 0 analiz~ i ocent: calego dziela, scislej<br />

biorqc, pozostalego torsu, ale wlasnie 0 ow wizerunek chlopskosci.<br />

Rysow jego nie skupil autor na jednej postaci. Takiej postaci<br />

centralnej, jednego bohatera tam nie rna, chodiilo przeciez 0 sag~<br />

nie jednostki lecz rodu. Jezeli nawet jednq z osob wysull1ql na<br />

plan pierwszyi ukazal najszczegolowiej, z gl~bok'l sympatiq, to<br />

wlasnie ujql jej 'owej przedstawicielskiej znamiennosci. Wawrzyniec<br />

Cison jest synem chlopslkim, kt6ry wyszedl ze wsi nie zrywajqc<br />

z niq wi~zow uczuciowych, a wszedl w inteligencj~, stan'll<br />

w szeregu budowniczych kultury umyslowej.<br />

W tym charakterze pdkazal go autor szczegolowo, a uczynil to<br />

ze szczegolnq starannosciq i upo'd,obaniem. Jezeli ktora z postaci<br />

powiesciowych bierze czytelnika .v pDs'iadanie uczuciowe, to wlasnie<br />

on. T~gi fachowiec, nauczyciel swiatly, poc'iqgajqcy wychowawc<br />

a ~ zacny cozlowiek - rna w so·bie urok wybitnej indywidualnosci.<br />

Nie braklo ta'kich iN dziejach na'szego szKolnictwa. "Wawro"<br />

przywoqzi na pami~c czcigddne postaci Jana Czubka, Sta1nislawa<br />

Smreczynskiego, Ja'kuba Za,chemsJkiego, wydaje s ,i~ ich rowiesnikiem<br />

i druhem. Niemniej to juz - chlopslkiego pochodzenia,


908 STANISLAW PIGON<br />

a le zawszec inteligent. Chlopskosc jego odsla'n ia si~ posrednio<br />

w specyficz:l1ym ukla'dzie spolaryzowania wew n ~t'fZnego, skojar<br />

zenia i,ns·tynk1u z intelektem. Znamian istnej chlo'pSlkosci szuka<br />

c b~dzi emy gdzie indziej: u jego ojca i u brata.<br />

Mikolaj Cison , \vciqgni


UWLASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA<br />

909<br />

twiczome Sq w 'Dim gl ~ bok,o , nie pod warstwq spekulacji i rachuby<br />

racjonaj,nej, lecz w insty nkcie prawosci, w spodniej caliznie<br />

charakteru. Kieruje si~ sta tecz:nosciq. Statek - ten wyraz wydaje<br />

si~ \" naszej po'trzebie najwIasciwszy. Stateczny to zr6wnowazony,<br />

rzetelny, niezawo'dny, prawy w z,naczeniu jeszcze staropolskim.<br />

"Sta,tecznose Jego - ta'rcz i pu'klerz mocny".<br />

Oto jedno ze znamion wewn~trznej godnosci chlopa, kt6re autor<br />

Cisoniow dos trzegl', chcia1 wydobye na jaw i uwydatnie. Czyz<br />

powiemy, ze nie rzeczywiste, nie zafchodzqce tam nigdzie, ze<br />

sk1amane?<br />

4<br />

Starszy syn Miko1aja, J~drzej, jest z tego samego pnia, ale<br />

autor o'dkrywa w nim inne sloje. r on repreze


910<br />

STANISLAW PIGON<br />

Zgil1~bionemu d'orzucila mim()chodem: <br />

"Wies co, kieby mie twoj brat fciol, wydalabyk si~ za niego" <br />

~ (193).<br />

Kie'dy to jej s16wko doszlo do J ~drzeja, nie rozprawial i uic<br />

po sobie nie pokazal. "Wyjql tyl1ko fajk~ i zwyklym swym s'pokojnym<br />

glosem o'drzekl:<br />

- No to drobr,ze".<br />

Rozstrzygnql si~ los trojga ludzi. Autor, rownie w slowach powsciqgliwy,<br />

niewiele 00 tym powiedzial. Wi~cej zostawil wnikliwosci<br />

czytel'nika. Zmobilizowawszy jq, nie trudno si~ :wrientowac<br />

w polozeniu. Agniesika J~drzej ,owi niewqtpliwie z dawna nie<br />

byla oboj~tna, a jej to zapewne nie bylo taj'ne. Zwrocenie si~ jej<br />

milO'sne ku bratu, bylo dla J~drzeja bolesne. Stateczna powsoiqgliwlOsc,<br />

wr'odwna dobroc i zyczliwosc dla brata kazaly mu jedna,k<br />

to wszystJko w sobie zamknqc. Kiedy mu brat napomlkll1ql<br />

o ch~ci dziewczyny, o,n "wiedzial juz 0 tym. I jeszcze 0' czym<br />

innym, ·0 czym nie wiedzial Wawrzek: ze jego pierwsze dziecko<br />

b~dzie dzieckiem bra·ta". Wawrzka ta decyzja obojga zabolala,<br />

bo juz gubil rozeznanie w psychice blisbch mu wiejski'ch ludzi.<br />

"A przeciez wlasnie 0 nim przede wszysVki>m mysleli, a braterskie<br />

uczU'cie okazywali mu zaws'ze i wiernie. W mqdrej rozwadze<br />

wypadalo im po'stqpic ja'k z nie roozum'iejqcym zycia chl'opakiem.<br />

Bo UCZ0ll10SC to rzecz wielka i godna powazarnia, ale zycie zmow<br />

co i:n-negro. I talk byl,o dobrze, tak byro slusznie" (194).<br />

Musi impOinowac bystrosc rozeznania autora w tych trudnych<br />

sprawa'Ch. Obyczaj wiejski owoczesny rzeczywiScie nie znal i nie<br />

dopuszczal na tym tIe do rozdarc duchowych. Byl wlasnie drzewniejszy.<br />

Pona·d nim prz.eszly bez slardu za,rowno pailskie wyldziwiania<br />

sentymentalne, jak i roma1ntyczne l~ozpasania uczuciowosci.<br />

Dlugo jeszcze w wiek XIX przechowala si~ na wsi Zidyscyplinowa'na<br />

powsciqgliwosc w wypowiedziach uczuciowych, przystojna<br />

m~s\ka wstydliwosc, wlasnie statecznosc w rzeczach milosci.<br />

Tylko ktos niepili na wsi brac t0' mogl za oschlosc i grubiailstwo.<br />

Ten surowy statek towaTZYszy J~drzejowi przez zycie i nie<br />

opuscil go 'przy smierci. Ujawnil to au.tor w jednej z gl~boko<br />

przejmujqcych scen powiesci. Temu trudnemu momento,wi zegnania<br />

si~ z zyciem przysto( rowniez stateczna 'powsciqgliwo'sc uczuciowa.<br />

Widywac mozna do dzis na wsi takie godne, uro'Czyste<br />

rozstawanie 'Si ~ ze swiatem. Poczucie ladu i tutaj nie opuscilo<br />

od'chodzqcego. J ~drzej w zporzqdzil rottropnie pozostawionq maj~tnosciq,<br />

ustali! sposob swego przyszlego pochowku. Chcial mier<br />

przy sabie i objqc pogo'dnym spojrzeniem swoich bliskich, p0'zegnac<br />

pola i slonce. Wlasnie jak przystalo na odcho'dzqcego go­<br />


UWLASZCZENIE LITERACKIE CHLOPA<br />

911<br />

spodarza. Bo "chlnp nie ucieka od mysli 0 smieroCi, bliis'za m'll<br />

jest niz ludziom cywilizowanym, ja'k i wszystlko co przyro'dzone".<br />

J ~drzej przez.nal s,w6j dzien. Kazal si~ ogolie, ubrae w czarnq<br />

cuh~ i dopro'Wadzie do ga1niku. Rozejrzal si~ po swiecie, pomilczal<br />

chwil~ i powiedzia1 io;nie: "Dzis j'llz na mnie bedzie cas".<br />

Ana jej uwag~, ie przeciez czuje si~ lepiej, objasnil jq dobrotliwie<br />

i spokojnie:<br />

,,- Ba jakoz? Nie lekcejsa bedzie smierze, kie w sobie lepiej<br />

i w zgod'zie z do'pustem bozym?" (212).<br />

W szacunku chlopskim, wzumianym i a'kceptowanym przez auto'ra,<br />

dobra statec~nose to jedna z najwyzszych osobistych wartosci<br />

wewn~trznych, zarazem jelden znajcenniejszych filarow iycia<br />

spolecznego. Jaikie charakterystyczna dla czlowieka, co iycie bierze<br />

na serio. i wypelnia je uczciwq pracq. To. talkie jakby odblask boskosci<br />

w nim. W te war,tosci wprowadza nas autor wypo,saiajqc<br />

w nie slu'Sznie, uczc,iwie i po prost'll czlowieka wiejsikiego. N'ie<br />

bywa ona ponad jego miar~ i jest wyznaczmi'kiem god'nosci. Totei<br />

podana zostala przez powiesciO'pisarza jaiko cos zwyczajnego.<br />

Nie trudno dostrzec, ze idqc w slad za autorem Cisoniow, obracalismy<br />

si~ w tych samych gl~bdkich sferach duchowosci, ktore<br />

odslaniala Orzeszkowa opowiadajq'c d2lieje Pawla Kobec.kiego. Oboje<br />

oni wSJkazujqc fenomeny wznioslosci wewn~trzJnej, odslall1iajq zarazem<br />

jej fundament. Nie jest onczyms sprzecznym z duchowosciq<br />

chlopskq. Nie zaleiy od oglady, nauki, nie jest funkcjq wyos'trzonego<br />

intelek'tu, ni wysubtelnionej psychi'ki, ale spleciony jest<br />

z istotq czlo,wieczenSltwa. Autor Cisoniow za,dajqc si~ wiele z swiatem<br />

ludzi prostych, gdy go odtwarzal w swej pi~knej, gl~boiko<br />

mqdrej i Ulczciwej pO'wiesci, okreslil stan rzeczy jak najcelniej:<br />

"Milosc, mqdrose, szlachetnose i jaikie tam Sq jeszcze wielkie<br />

slowa - to wszystiko bylo u nich tylko prostym chlopsikim instynktem"<br />

(195).<br />

5<br />

Przed blisko stu dwud ZJiestu laty zdarzylo si~, ze Mickiewicz<br />

w zwiqzku z zapowiedziq ksi ~ ga 'rs k q nowego "Slownika j~zyka<br />

polskiego" oprawwal dla przykladu leksykograficznie jeden wyraz:<br />

"Gnota". W opracowanie to wlqczyl sposobem podowcza's<br />

u nas jeszcze niebywalym szkicowe uj ~ cie dziejow tego wyrazu,<br />

tzn. granic i . przemian jego semantycznych w ciqgu lat. Podni6s1<br />

tam, ie okreslenie "onotliwy" stalo si~ w dawnej Polsce<br />

niemal syna.nimem wyrazu: szlachetny i ie bY'fO lliywane wylqcznie<br />

w odniesieniu do lu'cizi pochadzenia szlacheckiego, jeieli<br />

<strong>Znak</strong> - 7


912 STANISLAW PIGOJ:\f<br />

zas do zwierzq,t czy przedmiot6w, to tyllm z ograniczeniem do<br />

tych, co byly uksztaltowane r~kq czy tez staraniem czlowie'ka.<br />

M6wilo si~ wi~c w6wezas: "cnotliwy hetman", mozna bylo powiedziec:<br />

"cnotlliwy kon ezy pies", "enotliwa strzelba ezy szabla",<br />

ale nie mo:i:Jna bylro po,wieciziec tak 0 chlopie, w og61e<br />

o ezlowieku nizszego stainu.<br />

"Nigdy ten wyraz nie s'tosowal si~ do ehlopa (poezeiwy), Zyda<br />

(lebski), Cygana (zmyslny), ani do zadnego ezIowieka obeego<br />

narodu" 3.<br />

Okreslenie zatem: "enotliwy", jak herb, jak klejnot bylo zwiqzane<br />

z przywilejem, mialo znaezenie kastowo ogra>niezone. Dzis<br />

moze si~ narn to wydac osobliwoseiq nie do uwierzenia, a byro<br />

faktem sarno przez si~ zrozumialym, zwyczajo,wb ezy sIownikarsko<br />

ustalotnym, w polowie wieku XIX jeszcze sprawdzalnym ~<br />

Warto sobie to uprzytomnic i zestawic z dzisiejszym stanem<br />

rzeezy, zeby nabrac pojE:cia, ja'kJi to od tamtego ezasu dokonal<br />

siE: w naszej leksyce w obrE:bie tego jednego hasla przewr6t.<br />

Nie trzeba wskazywac, ze przewr6t w slownictwie przyszedl<br />

w slad za przewrotem w stosunkach spoleeznyeh.<br />

Przemiany j~zyf}wwe dokonujq siE: w tempie zna'cznie w,o 1­<br />

niejs'zym niz ekonomiezne, nawet niz obyczajowe. A jedmik rozbicie<br />

ciasnej bariery, ograniczajqcej s'tosowanie 'vvyrazu "cnotliwy"<br />

ezy ,izaeny" do jednego tylko stanu, dokonalo siE: przecie:t<br />

sto,sunlwwo szybko, Z przestawieniem uezuciowosei ezy wyobrazen<br />

bywa niekiedy tmdiniej.<br />

Przeswiadezeniu, ze postac powiesciowq ehlopa mazna UJqC<br />

w kategoriach zacnosci, wznioslosc:i, ze w ehlopie mo,zna dostrzec<br />

nie tylko odrazajqcq dzikosc, ciemnotE: i glupot~, ale takze niewolqcq<br />

wielkod'llszD'osC - przeswiadczeniu takiemu w r. 1886<br />

trzeba bylo u nas toro,wac drog~ silq nieposp01itego talentu. Ale<br />

i pO'tem nie szlo, to latwo, Nalezaloby tedy na odcinku literat~ry<br />

wyznaezyc dwa punkty graniczne w tej sprawie nader mozo]nej.<br />

Mozna je okreslic tytulami: Cham - Cisonie, na'zwiskami: Eliza<br />

Orzesz'kowa - JanG. H. Pawlikowski.<br />

Stanislaw Pigoii<br />

3 A. Mickiewicz, D2iela. Wyd. Jubil. Warszawa 1955, t. VII, s. 265"


Ks. EUGENIUSZ SITARZ, Ks. LUDWIK STEFANIAK<br />

NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY:<br />

PALESTYNA 1962-1964<br />

•<br />

TEREN, umownie okreslany jako Palestyna, obejmujqcy obecnie<br />

obszar pailst\va Izrael oraz zachodmiq cz~se Haszemickiego Kr6­<br />

lestwa Jordalnii, jest z archeolo·gicznego punktu widzenia najbardziej<br />

'na swiecie znanym abszarem. Lecz Z'najomose ta wciq:i: jest<br />

stosunkowo wzgl~dna. Na obszarze 'tym, skroml1'ie liczqc, znajduje<br />

si~ ponad pi~e tysi~cy m'iejsc interesujqcych archeologa, z czego<br />

wokresie prawie stu lat zbadano nie wi~cej nii 50/0. W dalszym<br />

wi~c ciqgu ogromnym nakladem lUd2Jkich sil i koszt6w ekonomicznych<br />

przeprowadza si~ wykopaliska a·rcheologiczne ' . Szczeg6lnie<br />

w ostatnim pi~tnastoleciu notuje si~ znaczne o:i:ywienie prac badawczych.<br />

Wielu, nieobeznanych z bogatymi osiqgni~ciam.i archeologii,<br />

zastanawia si~, czy prace te posiadajq sw6j sens i czy Sq<br />

rentowne? Z drugiej strony dose cz~sto slyszy si~, :i:e Biblia i tak<br />

pozostanie ksi~gq natchnionq, niezaleznie od rezultat6w prac wykopaliskowych.<br />

lruni, doceniajqc wag~ prac vvykopahskowych,<br />

twierdzq, ze prace takie Sq konieczne, ·gdyz one najlepiej udowodniq,<br />

iz "Biblia miala racj~". Ale jed'no i drugie stanowisko<br />

ni.e ujmuje sedna problemu. GI6wnym zadaniem archeologii Palestyny<br />

jest badanie i wyjasnianie stosunk6w spolec2JIlych , gosipodarczych,<br />

kulturalnych, etnicznych istniejqcych tak w czasach<br />

przedhistorycznych jak i historycznych na ziemd palestynskiej;<br />

tego rodzaju prace pozwolq nam w duzej mierze wyjasnie warunki<br />

pOoWstawania jedynej w swoim rodzaju Ksi~gi Objawienia<br />

Bo:i:ego, zwanej Bibliq. Nadrto badania te pozwalajq nam na lepsze<br />

lJrozumienie zawartego w niej on;dZlia Bozego. Biblia bowiem,<br />

zawierajqc nadzwyczaj'nq pelni~ aktualnej tresci, podaje jq w formach<br />

zwyklych, przystosowanych do wymog6w 6wczesnych epok.<br />

Do,tychczas formy te analizowano g16wnie pod wzgl~dem literackim,<br />

co musialo spowodowae jednostronnose wniO'S'k6w. Obecnie<br />

doceniono jednakn!iepospolitq donioslose poznania materialnych<br />

1 P. W. Lapp. Palesti1le: Known but Mostty Unknown, BA 26 (1963) 121 nn.


914 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

pomnik6w kultury i cywilizacj1i . semickiej i w ten spos6b coraz<br />

bardziej pocz~to doceniac dane archeologii, np. w badaniach nad<br />

historiq Izraela. W wielu dotychczasowych opral:Owq.niach tego<br />

tematu kladziano naci&k raq;ej na histori~ biblijnych tra-dycji, lecz<br />

obecnie coraz bardziej zaczyna si~ zwracac' uwag~ i na archeologi~,<br />

a za .hodla pierwszo:rz~dne uwaia si~ jui niE~ tylko literackie swiadectwa<br />

Starego Testamentu, ale takie sprawozda'nia z wykopalisk,<br />

wydania tekst6w orientalnych, badania topograficzne, paleograficzne<br />

itd. Warto za1tem poznac, jakie osiqgni~to rezultaty w czasie<br />

najnowszych prac wykopaliskowych. Niestety nie jestesmy w sta­<br />

'nie, chocby tyIko w telegraficznym skr6cie, wszyst1kich ich om6­<br />

wic, bo jest ich zbyt w'iele. Dlatego przedstawione zostanq tylko<br />

te wykopaliska, kt6rych rezuHaty wprost i bezposrednio dotyczq<br />

Biblii.<br />

1. PAPIRUSY SAMARYJSKIE<br />

W 1962 r . antykwariusz Ka'I1do, znany jui z posrednictwa przy<br />

za·kupie manuskryptow qumrailskich, IzawiadomH dyrektora Palestine<br />

Archaeological Museum - Jusef Sa'ada, ii jest w posiadaniu<br />

stosunkowo znacznej lilosci fragment6w papiruS'Owych 2. Ten<br />

wraz z o. R. de Vaux udal si~ do, dyrektora America'n School of<br />

Oriental Research w Jerozolimie P. W. L appa. Dyr. Lapp po pobieinym<br />

zbadaniu pr6bki papirusow orzekl, ii pochodzq one z ok.<br />

375 r. przed ChI'. Zdecydowano si~ na wykup tych papirus6w dla<br />

Palesti'ne Archaeological Museum. Funduszami zorga'ni'zowanymi<br />

w Stanach Zjednoczonych dysponowal F. M. Cross Jr. Wykupil<br />

on w li'stopadzie 1962 r. pewnq ilosc manuskryptow. Wtedy to<br />

dowiedziano si~ r6wniei 0 pochodzeniu papirus6w. Zostaly one<br />

znalezione w grocie Mugharet Abu Szinje poloionej w Wadi<br />

Daliye, 14 km na pornoc od TeJl es-Sultan (dawne J erycho)<br />

i 12 km . na zach6d 'od J ordanu, w dzikiej i pustynnej okolicy,<br />

dokqd dostac S'i~ moina byl0 jedynie na grzbiecie asIa. P oszukiwimia<br />

archeologicz,ne 2Jostaly jednak przepr owadzone. Dokonaia<br />

ich ekipa America'n School w styczniu 1963 r. pod k ierownictwem<br />

P. W. Lappa. W obszernej gr


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

915<br />

kobiet, mlodych i starych Iudzi. Szkielet6w bylo zadzi­<br />

m~zczyzn,<br />

wia jqco duzo: w czasie pierwszej kampanii InaIiczolno ich pona'd 80,<br />

a beduini twierdzq, ze ma bye ich okol,o 300.<br />

W wynik u poszuk,iwa n Vi gr,ocie oraz zakupu od beduin6w uzyskano<br />

ok. 40 pa'pirus6w, bulle, kawalki ubran'ia , bi z ute r i~ (m. in. dwa<br />

w dobrym stanie zachowane zlolte sygnety), r esZltk i zywnosci, znaczne<br />

ilosci fragment6w ceramiki, m01nety. .<br />

Wszystko to pochodzi z la t ' 375 przed Chr. do 335 przed Chr.,<br />

a wi ~ c<br />

z okresu 40 lat. Wprawdzie poczqtkow o zakladano dawniejsze<br />

pochodzenie papirus6w, k tos bowiem w idzial, iz w jednym<br />

z nich znajduje si~ w zm ia>nka 0 Nehemiaszu. Wzmianka<br />

byla istotnie, . ale miala nieco dziw ne br Zlm ienie: "Nehemiasz...<br />

niewolnik .. . Zia 30 sztuk srebra". Zn i k n ~ l a wi ~c tym r azem n a­<br />

dzieja odnalezienia dokument6w dotyczqcych przyw6dcy zydowskiego<br />

z czas6w powrotu z niewoli babilonskiej i odbudowy<br />

narodowej. P l'aw ie wszystkie papirusy majq char akter pr awnoadministracyjny<br />

. Dotyczq handlu 'niewolnika mi, n ada nia niewolnikom<br />

w olnosci, sprzedazy w z g l ~ d ni e cesji. Majq one nieocenione<br />

wprost znaczenie, b ow iem czwarte stulecie pr zed Chr.<br />

w P alestynie to jeden z n ajmniej znanych okres6w!<br />

Dzi~ki papirusom samaryjskim naj wi~ce j zysk uje paleografia,<br />

boo umozliwiajq one ustalenie scislej chronologii rozwoju aramejskiej<br />

kursywy, co z kolei wplywa n a datowanie r ~kopis 6w qumranskich,<br />

m. in. tekst6w Ks i ~gi Wyjscia i Samuela. Ustalie tez<br />

mozna kolejnose namiestnik6w Samarii (Sanballat I, Delajasz,<br />

• Sanba.llat II, Hanan iasz, Sanballat III). Ponadto poznajemy lepiej<br />

s t ruktur~ socjalnq spoleczenstwa palestynskiego w czasach perskich<br />

, rozw6j poj~e prawnych , rozw6j j~zyka aramejskiego itd.<br />

Warto te.i poznae w jaki spos6b wszystkie te dokumenty zn a­<br />

lazly si~ w niedost~pnej gracie. Ot6z F. M. Cross Jr. wysuwa bardzo<br />

prawdopodobnq hipotez~, iz grota ta posiadala zwiqzek z podbojami<br />

A leksandra Wielkiego. Samarytanie przyj~li bez walk i Aleksandra<br />

W., kt6rego i m i ~ po dokon anej przez niego masakrze w Tyrze<br />

budzilo postrach i szacun ek. Gdy jednak Aleksander odszedl<br />

z wo.iskiem do Egiptu, Samary tanie spalili zywcem Andromacha ,<br />

kit6rego Aleksander ustanowil prefektem Syrii. Macedonezyk n a<br />

wiadomose 0 tym w r6eil do Samarii natyehmiast i zniszczyl miasto.<br />

Na wiese 0 jego zblizaniu sit; ludzie zamieszani w za b6jstwo<br />

Andromaeha wraz z rodzinami szukali schronienia w ucieezce na<br />

pu styn i ~ >i dotarli wlasnie az do Wadi Daliye. Tutaj jednak zostali<br />

wykryei przez Grek6w i wybiei doszcz~tnie 3.<br />

3 F. ill!. Cross, a rt. cy t., s. 11 8 nn.; J6zef Flawiusz. Dawne dzi eje Izrae!a,<br />

przekta d Z. Kub ia k a, poznan 1962, 11 , 8, 3 n s . 551 n . uwaga : Flawiusz opisuje<br />

tlo, a le nie pOdaje opisu sa mego wypadku.


916 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

II. TELL ES-SA'IDIYE (SARTAN, ZARETHAN)<br />

W dolinie Jordanu, na terenie' t2lW. Ghor" krol Salomon z mosiqdzu<br />

i miedzi kazal przygotowae wszysVkie naczynia do swojej<br />

swiqtyn'i. KS'iE:ga 1 Krl 7, 46 'produkcjE: przyborow swiqtynnych<br />

umieszcza m'iE:dzy Sukkot a Sarta'n (Zarethan). Znany archeolog<br />

N. Glueck na podstawie' sWliadectw tylko literackich przypuszczal,<br />

iz Zarethan bylo na miejscu dzisiejszego Tell es-Sa'idiye; inni,<br />

niemniej slawni, jak o. Abel czy Albright sqdzili, iz jest to teren<br />

dawnego Zaphon. "Wszechobecny" prof. Pritchard i na tym tellu<br />

rozpoczql ekspk)racjE:. Odnalezienie wielu 'l1aczyn z brqzu stanow!<br />

istotny argument za hipoltezq N. Gluecka.<br />

Warstwy najblizsze powierzchni, pochO'dzqcez VIII' w. prze1d Chr.,<br />

zachowaly siE: w stanie u'niemozliwiajqcym jakiekolwiek pewniejsze<br />

w,nioski co do historii teg'o ,okresu. Zbyt duze bylo dziala'nie erozji.<br />

Natomiast drugi poziom archeol'ogiczmy przechowal siE: niezle. Pochodz.i<br />

on z poczqtkow ok resu zelaza (jak siE: przyp~szcza z konca<br />

X w.), kiedy to nastqpilo nagle zniszczenie osiedla. Pelno bylo<br />

popiolow, zWE:glonych belek sufitowych, sladow spalenia i gwaltownego<br />

z'burzenia., Moze to bye dzielem faraona Sziszaka, ktory<br />

w 918 r. urzqdzil niszczycielski najazd na PalestynE:. Poznano<br />

tez pla'l1 cZE:Sci miasta. W kierunku z polnocy na poludnie ciqgnie<br />

siE: dluga brukowana uHca. Po stronie wschodniej Sq t,rzy obszerne<br />

domyzbudowa'ne na prawie jednak'Owym planie, 'zas po str,onie<br />

zachodniej, w obrE:bie przestrzeni zamkniE:tej" odkryto wiele piecow.<br />

Dotychczas nie zdolano jeszc'Ze ustalie czy caly tern teren .<br />

pokryty byl dachem.<br />

Na poln'Ocnym stoku tellu odk opano dose sprytnie zamaskowan'l<br />

gaIeriE:-schody (77 stopni) prowa.dzqce do zr6dla, Warto rowniez<br />

wspomniee odk rycie cmentarza z okresu poznego brqzu i z okresu<br />

zelaza. Wazny jest szczeg6lnie, grob zbudowany z niewypalonej<br />

cegly, w ktorym pochowana zostala jakas znaczna os-obistose,<br />

W grobie tym 'znaleziono 5 'naczyn z brqzu, tr6jn6g brqzowy<br />

o typie cypryjskim, cztery pudelka z kosci slonimvej, lyzkG<br />

z kosci sloni'owej z wyrzezbionq ludzkq glow'l, ponad 500 paciorkow,<br />

w tym 75 zlotych, dwie srebrne szpilki, srebrny Iancuch<br />

z dw,oma srebrnymi plytkami o'zd,obionymi wzorem roslinnym,<br />

lampE: z brqzu i piE:e glinianych dzba,now. Grob ten pochodz'i<br />

z lat ok. 1200 przed Chr. i rna bye jednym z najbogatszych<br />

grabow, jakie kiedykolwiek dotqd 'Odkryto w Jordanii. Na podkreslenie<br />

zasIuguje szczeg6lnie doskanale wykonanie robot rzemieslniczych.<br />

,I J. Huesman, A Report on Tel! es-Sa'idi yell, CBQ 26 (1964) 242 n .; J. B. Prit­<br />

chard, TIle F'irst Excavations at Tel! es-Sa'i,diyell, BA Z8 (<strong>1965</strong>) 10-17.


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

917<br />

lII. TA'ANNEK<br />

Biblijne Taanach, dawne krolew,sk,ie miasto kananejskie polozone<br />

w dolin'ie Ezdrelo)n, zillane jest ju:i: z 'inskrypcji z XVI w.<br />

przed Chr. W latach 1902-1904 prowadzil tu badania naukowe<br />

profesor u>niwersytetu wiedenskiego E. Sellin, ale metoda archeologicznych<br />

badan nie byla jeszcze wowczas wypracowana, a sam<br />

Sellin byl bardz,iej teologiem nli:i: archeologiem; nadto nie dysponowal<br />

on odpowiednimi wspolpracownikamL Dlatego tez zaistniala<br />

konieczillosc wyjasnienia oraz weryfikacji pewnych wynikow<br />

jego prac wykopalisko'Wy~h. Totez latem 1963 r. instytucje amerykanskie<br />

podj~ly pierwszq kampailli~ archeolog)icznq, ktorq kierowal<br />

P. W. Lapp 5.<br />

PocZqtki osiedlenia si~ ludzi w Taanach przypadajq na XXVII<br />

i XXVI wiek przed ChI'. Taanach w jakis sposob zwiqzane bylo<br />

z pierwszym systemem miast""panstw w Palestynie. Nie byl,o ono<br />

zamieszka)ne w koncowej fazie okresu wczesneg,o brqzu, w tym<br />

samym niemal czasie co Megiddo i Tell el-Far'a 6. Mias


918 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

IV. CEZAREA NADMORSKA<br />

Mimo braku naturalnej zatoki miasto to stalo si~ najwazmeJszym<br />

portem paiestynskim dzi~ki odpowiednim urzqdzeniom wzniesionym<br />

przez Heroda (Bell. Jud. I i XXI, 5-8). Herod uczynil<br />

wlasciw'ie zen S'Wojq stolic~, osrodek sztuki i k ultur y hellen~stycznej,<br />

ktory tak nie podobal si~ Zydom. Miasto to bylo rown iez<br />

jednym z wazniejszych osrodkow dzialalnosci chrzescijan. Mieszkal<br />

tu diak


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

919<br />

k q doniosiosc majq prace badawcze wak6i 'najstarszego na Srodkowym<br />

Wschodzie teatru. Wiadamo z przekaz6w Uterackiich, iz<br />

w sroctO'\visko orientalne, zdecydowanie wroglie teatrowi, sztuk~<br />

t


920 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

VI. ASZDOD<br />

Miasto to, polozone w polowie drogi mi~dzy Gazq a Jaffq, zamieszkane<br />

byl,o przez FHistynow od XII w. Jest to jeden z najwi~'kszych<br />

Ii najciekawszych tell6w w hraelu. Prace wyko.paliskowe<br />

prowadzq tutaj inSltytucje naukowe amerykanskie i izraelskie,'<br />

a bierze w nich udzial pokazna liczba wspolpracownikow ochotniczych<br />

z calego swiata 14.<br />

Bye moze Aszdod zalozyli faraonowie XVIII dynastii, ktorzy na<br />

poczqtku XVI w. wyp~dziwszy Hyksosow usilowali umocnic kontrol~<br />

nad azjatyck,imi prQwincjami swego imper1ium. Mozliwose<br />

panowania nad wa'znym szla'kiem kQmunikacyjnym tzw. Via Maris,<br />

nad ktorq 'znajduje si~ As'zdod, posiadala istotne znaczenie. To<br />

miasto kananejskie zniszczone 'ZQstalo w XIII w. Kierownicy wykopalisk<br />

M. Dothan, N. D. Freedman i inni sqdzq, ze nie jest wykluczony<br />

nawet ud zial Izrael


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 921<br />

Po piowrocie Zydow z niewoli Bab1lonskiej miasto Aszdod zalicza<br />

hagiograf do wrogow pokolenia Judy (Neh 4, 7). Ostatniq wzmiank~<br />

biblijnq na temat Aszdod mamy u Neh 13, 23 n. Nehemiasz relacjonujqc<br />

tematyk ~ miesza,nych malzenstw Zydow stwierdza, ze Zydzi<br />

poslubiH m. in. kobiety aszdodyckie, ktore to m alzensiwa jak i ich<br />

potomSitwo prz,swoily ·sobie dialekt aSZJdodycki i "nie umieli mowie<br />

po zydo'Wsku". Z okresu perskiego zachowaly si~ bardz·o nikle<br />

slady histOI'ii kultury miasta Aszdod. Istniejq natomiast resztki<br />

mlasta hellenistycznego, w pokladach ktorego napotkano monety<br />

Ahiksandra Janneusza.<br />

VII. TELL NADZILA<br />

Filistynskie miasio Gat WClqZ ukrywa przed archeologami swoje<br />

polozenie. Szulmno g,o w . Tell es-Safy, Tell el-Menszije, Tell Szeich<br />

Ahmed el-Areini i wreszcie ostatnio w Tell Nadzila 15. Bada'nia<br />

powierzchniowe przeprowadzone w 1959 r . wskazywaly na liczne<br />

pozoSitalosci z okresu zelaza. Tymczasem przy blizszym badaniu<br />

oka'zalo si~, ze resztki okazalego budynku, stojqcego w centrum pagorka,<br />

wcale nie pochodzq z czasow izr aelskich, lecz z pMnego sre-dniowiecza<br />

i stanowiq po prostu ara bski chan. Ustalenie stratygrafii<br />

n apotyka na znaczne trudnosci ze wz gl~du na przemieszanie warstw<br />

ziemi. Pewl/e jest jednak, ze Nadzila stanowilo kiedys twierdz~<br />

Hyksosow (1750-1550), za czym przemawia spos6b ufortyfikowania<br />

mia" ta, w tym wypadku dose skomplikawany. Najpierw bowiem<br />

u podnoia gory byla fOoSa, dalej nasyp ziemny, na s t~pnie mur ceglany<br />

szerokosci 2 mi wysokosci ponad 3,5 m, M6ry filial za zadanie<br />

m . in. podtr zymywanie tzw. glacis czyli walow zbudowanych<br />

z ubitej Zliemi (w tym wypadku trzywarstwowych: sHuczka w apniowa,<br />

kurkar, ziemia czarna); nad glacis z k,olei znajdowal si~ wysoki<br />

m ur , z ktor ego pozostaly zaledw ie 2-3 poklady. Bye maze, iz<br />

istnialy jeszcze wieze obronne, b o ,odsloni~to resztki i'zby, k tora<br />

mogla bye c z ~ s ciq w iezy, a na jej podlodze wiele naczyn glinianych<br />

z okresu sr ednieg~ brqzu.<br />

VIII. TELL ARAD<br />

Arad 16 bylo miastem - panstwem, wspomnianym w Biblii<br />

w zwiqz\}{u z przejsciem przez pustyni~ .j podbojami Jozuego. Mianowicie<br />

krol Aradu Izastqpil Izraelitom drog~ kolo gory ROlf, lecz<br />

zostal tam pokonany (Lb 21, 1; 33, 40). Tego krolewskiego miasta<br />

15 R. Amiran, T ell Nagila, RB 70 (1963) 568 n . ; RB 71 (1964) 396--399.<br />

16 Y. Aha roni - R. Amiran, Tell Arad, RB 70 (1963) 565 n . ; RB 71 (1964)<br />

393-396.


922 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

poszukiwano dotychczas w Tell Arad, czego nie potwierdzily jednak<br />

prowadzone tu od 1962 r. izra.elskie prace wykopaliskow e. Miasto<br />

jest wprawdzie bardzo stare, si ~ g ajqc pOCZq tkami k oi:tca chalkolitu<br />

wzgl~dnie pierwszych lat okresu wczesnego brqzu, lecz na<br />

poczqtku tr zeciego t ysiqc1ecia przed Chr. zostalo zn~sz cz one i le- ..­<br />

zalo w gruzach prawie dw a tysiqce lat. A zatem w- czasie podboju<br />

Palestyny pr zez Izraelitow Tell Ar a'd nie bylo zasiedlone, wi~c<br />

krolem kananejskj,m walczqcym z J ozuem mus'ial bye wladca innego<br />

Aradu (odwu m iejscowosci.ach 0 tej samej nazwie wspomina 'oN opisie<br />

swe j kam pa1nii Sziszak). Odkrywcy sugerujq, ie biblijnego<br />

Arad szuk ae naleiy ok. 12 k m na poludniow y zachod, w Tell 'Malhalta,<br />

Dopiero w X w. pojawiajq si~ znow slady za m~eszk ania Tell<br />

Ar ad przez ludzi. P ierwszq fo r te c ~, w dr ugiej polowie X w. zbudow<br />

al tut aj prawdopodobn ie Salomon , k tor q n a s t~pni e p i~ c io k ro tnie<br />

niszczono i odbudowywano przed upadk iem panstwa judzkiego,<br />

5wiadczy to, ii do jej istnienia przywiqzywano wielk q w ag~, Ar ad<br />

stanowilo }jowiem nie tylko osrcdek okr~gu rolniczego, nie tylko<br />

poloione bylo na gran icy panstwa judzkiego, ale n adto w Iadca jego<br />

k ontrolowal d rogi dost~pu do Edomu, ku Arabii i dalej k u zatoce<br />

Aqaba. Pt)d koniec okresu perskiego byl to zn ow teren obr onny.<br />

Ostatniq fortecE:, k t6r a przetrwala nastE:pnie ai do czas6w bizantyjskichzbudowali<br />

jui Rzymianie.<br />

Do najwatniejszych dotychczas odkryc nalezy cz~sciow e odkopanie<br />

sanktuarium, ktorego pJa,n - oczywiscie w minia turz<br />

p odobny jest do planuswiqtyni Salomona. Po bDkach wejscia do<br />

,swiE:tego swiE:tych" znajdowaly si~ dwa oltarze kamienne, z ktorych<br />

wyzszy rna 51 cm wysokosci. W samej zas izbie znajdowalo si~<br />

podwyzs2:enie (bama = wyzyna), otoczone trzema pionowymi stellami<br />

(masse both)." Bylo to wedlug oprnii odkrywcow - krolewskie<br />

sanktuarium izraelskie, co stanowi rzeczywiscie sensacjE:, gdyi dotqd<br />

nigdzie t akiego sanktuarium nie spotkano. Mialoby ono istniec<br />

mi~dzy IX w. a p,ierwszq polowq VII w . Zniszczone zas zostalo<br />

w czasach Ezechiasza, ,ktory " .. .usunql wyzyny, potrzaskal stelle<br />

(masseboth )" (2 K rl 18, 4. 22).<br />

IX. DZEBEL EL-FUREIDIS (HERODIUM)<br />

W przypuszczalnych ruinach Herodium 17, a w iE:c w jednej z najwiE:kszych<br />

fortec Heroda Wielk iego, gdzie zbudowal on sobie mauzoleum,<br />

w k tor ym zos tal 'p'ochowany (Ant. Jud. 17, 8, 3), wloska<br />

ekspedycja archeoJogiczna przystqpila w 1962 r . do przeprowadzenia<br />

prac badawczych. Wprawdzie grobu Heroda do,tqd jeszcze nie<br />

17 V. Corbo, Gebel FllTei dis, RE 71 (19"64) 258-263.


N"OTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

923<br />

odkI'yto, ale wyniki poszukiwan S,! stosunkowo ciekawe. OdsloniE:topI'zede<br />

wszy.stkim mur obwo,dowy fortecy herodianskiej,<br />

maz mury budowane przez powstaiic6w zydowskich tak w czasie<br />

pierwszego (66-73) jak i drugiego ich powstania (135 po<br />

Chr.). Z budownictwa Herodowego odkryto prawie wszystkie sale<br />

term. Na wdelu sC'ianach znajduj,! sie stiuki przypomi'naj,!ce 'W sty1u<br />

i tresci stiuki pompejanskie. Z czasow pierwszego powstania znaleziono<br />

tu kilkanascie monet, maly oltarz ofiarny, ostraka z napisami<br />

greckimi i hebrajskimJ, oraz piec uzywany w czasie obydwu<br />

powstaii do wyrobu grot6w dostrzal. Okolo V w. Her'odium zosta1o<br />

zajE:te przez bizantyjski monaster, 0 istnieniu kt6rego nie posiadalismy<br />

dotqd zadnej wiadomosci.<br />

X. MASADA<br />

Masa


924 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

Skaly" poezynajqc z'budowal groblE: dlugosei 100 m i na mel<br />

umiescil wiei:~ obl~i:niezq. I od tej wlasnie strony - od zachodu -<br />

Rzymianie zdo'byli fortecE: bez walki. Zas Sykaryjezycy widzqc<br />

oczywistose klE:ski, popelinili zbi.orowe samob6jstwo. Z przeszlo<br />

900 ludzi oca'lalo 'przypardkowo tylko piE:cioro dzieci i dwie ko'biety.<br />

Tak skonczyla si~ i:y'dowska waVka 0 ,odzyskanie niepo'dleglosci.<br />

Elksplor acjE: areheologicznq w Masadzie prowadzili Zydzi od<br />

1955 r. Byla to najwi~ksza ekspedycja archeoIogiczna, w ktorej<br />

ob()lk pracownik6wnaukowych brali udzial i:olnierze, mlodziei:<br />

1<br />

kibbuco'Wa 'Oraz ochotniey z 32 kraj6w. Kierownictwo ekspedycji<br />

powierzono prof. Yigae} Yadinowi.<br />

Do na.jwai:niejszych lO :siqgni~e tej ekspedycji za'liczy(; nalei:y odnalezienie<br />

fragment6w ksi~gi Eklezjasty'ka pisanych w jc:zyku hebrajskim<br />

w I w. przed Chr. Znale~iono je w kwaterzezelot6w we<br />

wschodnim wale kazama towym. Dotychczas poslugiwalismy siE:<br />

greckim przekladem tej ksi~gi, dokonanym przez wnuka Ben Siracha.<br />

Wprawidzie jui: w 1896 1". W genizie kairskiej synagogi Karait6w<br />

odlkryto fragmenty piE:ciu manuskrypt6w Eklezjastyka, pocho'dzqcych<br />

z IX-XI w., ale zbyt dui:a istn:iala r6Znica opinii w&rod<br />

uczonych c,o do wlasciwego ich charnajmniej retranslacjq, ale przedstawia oryginalny tekst hebr<br />

aj~ ki.<br />

Ponadto znaleziono fragmenty Ksiqg: Psa1m6w, Rodzaju, Kaplanskie<br />

j oraz fragmenty zwoj6w liturgicznych typu qumranslkiego.<br />

P ragniemy zaZ'naezyc, ze 'zw6j qumranski jest po,srednim dowodem<br />

ehrono1ogicznym dla tekst6w z Qumran, gdyz swiadezy 0 tym, ze<br />

teksty pisane byly przed upadkiem Masa1dy w 73 r . Znaleziono<br />

r6wniez monety z czas6w A1eksandra Janneusza i Heroda oraz<br />

blisko 200 ostrak6w.<br />

Ostatnia ekspedycja archeo1ogiczna, 'Pracujqca w Masadzie odnala'zla<br />

w ruinach synagogi juz w <strong>1965</strong> r. fragmenty manuskrypt6w,<br />

a wsr6d nich jeden zawiera dwa 'pierwsze rozdzialy KsiE:gi Po'wtorzon<br />

ego Prawa, a drugi c:ztery rozdzialy z KsiE:gi Ezechiela. Poza<br />

tym dose sensacyjna wiadomosc: Znaleziono d:ciesiE:e skorup, dlugosci<br />

ok. 3 em, a na kaidej z nieh wypi'sane imiE:. Imiona te mogq<br />

dotyC'zye Elea,zaTa Ben Jair, ostatniego dow6dcy Masady oraz jego


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

925<br />

towarzyszy, ktorych dragq losowania wyznaczono, na wykonawcow<br />

hekatomby 19.<br />

Eksploracje archeologiczne w Masadzie talk w 1955 r. jak i 1964/65<br />

doprowadzily zatem do odkrycia ruin za'budowan z okresu Heroda;<br />

natrafiono Ina freski i mozaiki, pergaminy, waine r~kopisy z okresu<br />

pawstania Bar-Kochby - papirusy, ostraka 'i rzadkie rnonety.<br />

Wsrod 3800 z,n.ale'zi,O'nych manet szczegolnq wartosc TIumizmatycZllq<br />

'posiadajC! srebrne szekle oraz mronety pol-szeklowe, ,ktore S'l prawdziwym<br />

rarytasem. Ponadto maleziolno okolo 700 skoTupek gliniatnych<br />

- ostrakow i ponad poltora m:i1iana r02mego r,oidzflju od­<br />

Iamkow. Jaik dowia'dujemy si~ z prywatnej korespondencji z prof.<br />

Y. Ya'dinern naukol\ve pod'surnowanie calosci 'prac archeo1ogicznych<br />

na Masadzie i przygotowanie publikacji wymagac b~dzie trzyletniego<br />

'okresu czasu. Po zakonc'Zeniu prac badawczych i konserwa-·<br />

torskich Masada 'zosta1a jui w maju <strong>1965</strong> 1'. cz~sci>owo. udo ,st~pniona<br />

turystom.<br />

XI. PETRA<br />

Na zachod od Petry 20, dawnej stolicy Nabatejczykow, znajduje<br />

si~ wysoki rnasyw gorski zwany Umrrn el-Biyara 21 przez wielu<br />

uczonych tj/dentyfikowany z bibIijnym Sela, ktorego n3'ZW~ ­<br />

wedlug tradycji podanej w 2 .Krl 14, 7 Amazjasz po poko1naniu<br />

dziesi~ciotysi~c'znego wojska edomickiego zmienil na Jokteel; natomiast<br />

wedlug tra'dycji przekazanej przez 2 Krn 25, 11-12 wojska<br />

Amazjasza zrzucily tutaj ze skaly 10 tysi~cy jencow edomickich.<br />

Kampania archeologi'czna koierowana przez p. Crystal-M. Bennett<br />

do\viodla, ie dopiero pod koniec VIII w. i w VII w. przed Chr.<br />

bezposrednio Ina skale zbudo/wano kompleks domow, a zatem nie<br />

moglo tutaj bye ,osiedla w czasach Amazjasza, ktory panowal<br />

w pierwszej polowie VIII w. Wydaje si~, ie identyfikacja tego<br />

miejsca Po'zQstanie zawsze problematyczna, gdyi "Sela" to rzeczownik<br />

pospolity o'znaczaj'lcy skal~.<br />

Ostateczne sprawQzdanie IZ wykopalisk przeprowadzonych w Petrze<br />

'przed wojn'l (1934 r.) przez prof. W. F. Albrighta opublikowano<br />

19 R. Lemoine, Des foultles archeologfques confiTment l'h.:!roisme des d e­<br />

1ensellrs de Massada, w: "Le Fi~aro" (9. 02. <strong>1965</strong>) s. 5. Tlo historyczne okresu<br />

herodiarlskiego w spos6b .rader przyst~pny iIustruje praca A. Krawczuka.<br />

Herod - kr6! Judei, Warszawa <strong>1965</strong>.<br />

20 W samej Petrze amerykansko-jordanska ekspedycja archeologiczna zajElla<br />

siEl studiowaniem wylqcznie teatru. Por. P. C. Hammond, The Excavation<br />

of th.e Main Theate'r at Petra, BASOR 174 (1964) 59-66; Tenze, Petra, BA 23 (1960)<br />

29-32; J. Starcky, Nouve![e epltaphe naoateenne donnant Ie nom semitique<br />

de Petra, RB 72 (<strong>1965</strong>) 95-97.<br />

21 Crystal-M. Bennett, Umm eZ-Biyara - Petra, RB 71 (1964) 250-253;<br />

W. H. Morton, Umm e!-Biyara, BA 19 (1956) 26-36.


'926<br />

KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

w 1960 r. 22. W€dlug Albrighta tZW. COIm.vay High Place, wyzyna<br />

Co.nway (nazwa pochodzi .od nazwis'ka wspol:pracowniczki Albrighta)<br />

posiada charakter czysto religijny i jest typowym przylkladem<br />

dawnych sanktuariow arabskich. Na srodlku okrqglej konstrukcji<br />

znajduje si~ "swi~ta skala", wok6l ktorej biegnq dwa kr~te rovvy<br />

posiadajqce stCipnie; mi.aly one pierwotnie odgrywac jakqs r-ol~<br />

w nabatejskim kulcie chtonicoznym. Kiedys p6zniej stopnie wstaly<br />

. wymurowane, przynajmniej w jednym z row6w, zas mur obwodowy<br />

(mur C) w jeszcze pozniejszym cza'sie stanowil "promenad~"<br />

wok6l centr a'l'nej skaly. P. J. Parr 23 calq t~ k'onstrukcj~ uwaza<br />

jednak za budowl~ 0 chara1kterze wylqcznie militarnym. Bylaby to<br />

po pr-ostu okrqgla wieza znaj'dujqca si~ w jednym z zalomow murow<br />

olbronnych Petry, z-budowana w ozasie ·od I w. przed Chr. do<br />

I w. po Chr. Nadto nalezy wspomlniec, ze niedaleko Petry,<br />

w Beidha, odkryto osiedle neolityczne preceramiczne; badania<br />

prowadzily tu instytucje angielsko-jordanskie 24.<br />

XII. ARAQ EL-EMIR (TYROS)<br />

Hirkan, syn arcy kapla·na Jozeia, w Tra'nsjordanii "zbudowal silnq<br />

twierdz~ , {:alq - az do sameg-o dachu - z bialego kamienia, kazal<br />

wyrzezbic na niej postacie zWierzqf ogromnych rozrniaroW i obwi6dl<br />

jq dokola szerokq i gl~bokq £.asq . W ·skale ster'ozqcej n aprzeciw gory<br />

kazal wyqbac 'pieczary 0 dlugosci wielu stadiow i urzqdzil w nich<br />

komnaty, jedne do uczt.QlWania, il1l.1e do spania i mieszkania i doprowadzil<br />

tam obfite strumienie wody" 25. Jest to prawdopodobnie<br />

Araq el-Emir, gdzie amerykanskie instytucje naukowe przeprowadzily<br />

juz kilka kampanii wykopaliskowych 26, potwierdzajqcych<br />

wiaodomosci prze1kazane pr'zez J 6zefa Flawiusza. Szczegolnie interesujqcy<br />

jest t. zw . Qasr (II w. przed Chr.), co do kt6rego coraz bardziej<br />

przewaza opinia, ze jest to swiqtynia Hirkana, jedyny w swoim<br />

rodza ju pomnik sztuki hellenistycznej oraz jedna z dwu z.na'nych<br />

(druga, nieco pozniejsza, w Leo1ntopolrs) swiqtyn pOlZa jerozolimskich.<br />

Albright wpra w dzie sugerowal, iz chodzi tu 0 mauzoleum<br />

Tobiad6w, ze w z gl~du na i mi~ " Tobiasz" wyryte na grotach, lecz<br />

n ie jest wykluczone, 1z jest to po pr-ostu greckie imiE: Hirkana.<br />

22 R . L . C leveland , Th e Excava tion s of the C onway H igh Place (Petra) and<br />

S o undings at Khirbet Ader, A ASO R 34--35 (1 954156), N e w Have n 1960; Par.<br />

takze P. C. H ammond, Excavati ons at P et ra i n 1959, B A SOR 159 (1 960) 26- 31.<br />

23 P. J . P arr, L e "Conway H i g h P lace " Ii P etra . U ne nou velle int erpTiitat<br />

i on, H B 69 ( 1 ~62 ) 64--79. \<br />

24 D . Ki rkb r i d e , Beid/w , RB 69 (1 962) 88-9] ; R B 71 (1 964) 245-250.<br />

25 J o zef Flawius z , Daw n e d zieje. l zraela, p rzekla d Z . Ku b i a ka, P ozn a n 1962,<br />

12. 4, II. <br />

20 P . W. L a p p, 'ATaq el-Emir, RB 69 (1 962) 94-97; R B 70 (1 963) 411-416.


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

927<br />

P.o'na-dto zaproponowano identyfikacjE: Araq el-Emir 'Z Ramat<br />

Mispe, wspomnianym w 'ksiE:dze Jozliego (13, 26), za czym mogloby<br />

przemawiac o dkrycie wielll przedmiotow z XI wzglE:dnie poczqtkow<br />

X stulecia.<br />

XIII. MAKUK<br />

Na polnoCiny zachod od Jerycha, w kierllnku polnocnym od<br />

Gory KlIszenia (Diebel Qarantal) znajduje siE: gora Ma'ku'k 27. Zbadano<br />

kHka grot znajdujqcych siE: w jej obrE:bie. Napot'kano na cerami'kE:<br />

maz 'narz ~dzia 'krzemienne, p oldobne do 'Znale'zionych<br />

w Murabba'at; a pochodzqce z okresu chalk,olitycznego; nadto natrafiono<br />

na w iele czasze'k i kosci bezladnie pomieszanych z okresu<br />

r zymskiego. Cztery czaszki posialdajq znaczne otwory, powstale,<br />

ja'k siE: zdaje, jeszcze za i ycia osobnfkow, wic:c Iperforacje nie zostaly<br />

ehy1ba dokonane w celach rytualnych. Napot'kano ponadto<br />

kilka przedmiot ow z I w. po Chr. Reszt'ki te - zdaniem A. Dajani'ego<br />

- mogly naleiec do Esseil,czykow, k torzy znalezli tu czasowe<br />

schronienie po ucieczce z Qumra n.<br />

XIV. EL-DZIB (GIBEON)<br />

W omawia nym przez :nas okresie podjE:to jedynie w 1962 r. piqtq<br />

kampaniE: wykopaliskowq, ktora jednak nie wniosla nic nowego<br />

do dotychczaspwego stanu badail 28, lecz w tym samym roku ukazala<br />

siE: rozpmwa J. B. Pritcharda, dyrektora wykopalisk, omawiajqca<br />

i pod


928 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

miasta 0 tej nazwie). 0 pamy~k~ byl,o zresztq !l1ietrudno, gdyiZ .<br />

wszystkie te miejscow,osci inajdujq si~ prawie w tej samej okolicy<br />

na p6lnoc od Jerozolimy. Nadw istnialy trudnosci zwiqzane z 10­<br />

kali'Zacjq powooowane tym, ze znani egzegeci 'Zaprzeczali identyfikacji<br />

Gibeon = el-Dzib 32. Kres tej dlugolet'niej dyskusji poiozylo<br />

odnalezienie w el-Dzib bardZio wielu uch od dzba'n6w, na<br />

ktorych wycisni~ta byla nazwa Gi:bean 33. Dibany te sluzyly tak<br />

do przechowy,wania jak i do transportowantia wina, kt6rego olbrzymie<br />

ilosci tJUtaj wytwarzano 34. 'Wystarczy wspomniec, ze urzqdzenia<br />

do skladowania witna wystarczaly na ponad 25 tys. galonow (1 ga­<br />

Ion = 3,79 1). Wydaje si~ rzeCZq diziwnq, ze po epace Dawida Gibean<br />

nie jest w Bi'blii 'wit:cej wzmian'kowane.<br />

Wyjqtko-wo interesujqcy jest system wodny Gibeonu 35. Przeprowadwno<br />

tam dwie instalacje, ,kt6re na czas obl~zenia wzgl~dnie<br />

w ogole dla wygody miesZkanc6w mialy umoZliwic dOiSt~p do wody<br />

z terenu ogranicW'nego murami miasta. Wczesniej wykuto w litej<br />

skale szy b-stu 'dni~ gl~bo.j~osci 11 m (srednica rownie:i ponad 10 m ).<br />

wok61 'ktorego ad wewnqtrz znajdowaly si~ schody. Od tego ,s.zybu<br />

prowa'dzil tunel idqcy nieco w d61 a konczqcy si~ komorq, w kt6I'ej<br />

,vpI'awdzie 'osiqgni~to w,od~,ale w niedostatecznej ilo:§.ci. Poniewaz<br />

to olbrzymie przedsi~wzi~cie nie 'dalo ,odpowie'dnich rezultat6w ~<br />

dlatego p6zniej, tuz obcik wejscia do studmi zbudowano schody<br />

wiodqce w kierunku zI'odla. Droga prawie w calosci wiodla tunelem,<br />

jedYillie tuz 'poza murami ,na krotkim o'dcinku byl gl~bo'k i<br />

wyk Oip przy'kryty plytami skalnymi. Tunel konczy si~ komo'I'q, do<br />

kt6rej w{)d~ sprowadzano z wlasciwego zI'6dla przez kr6tikq poziomq<br />

galeri~. Do komory byl 'r6wniez dost~p Old zewnqtrz, kt6r y<br />

jednak 'na czas wO'jny zamykano specjaJ.nymi blokami kamiennymi.<br />

Kierownik wykopalisk prof. J. Pritchard twieI"dzi, :ie to przy<br />

studni-szybie zmieI'zyly 'si~ wojska Abnera, stronnika dynastii<br />

Saulowej, oraz Joaba, zwolennika Dawida (2 Sm 2, 12-17). PI'zypuszczalnie<br />

staw ten znajdowal si~ jednak poza miastem, gd yz<br />

termin "Bereka" oznacza za'wsze zbiornik wodny, a nie, jak w tym<br />

w ypadku dojscie do wody; wiadomo nadto, :ie kolo Gibeonu znajdowaly<br />

si~ "wielkie wody", przy kt6rych Izmaef po zab6jstwie<br />

Gedaliasza spotkal Jochanana (Jer 41, 12)-<br />

W Gibeonie odkopano tez. tniezliczone wprast figurki k{)biet jak<br />

32 N p. A. Alt. Zob. A. Van Den Born, Haggib'ah et G i b' on, OTS 10 (1 954)­<br />

201- 2.14.<br />

33 J. B. Pritchard, Hebrew Inscriptions and Stamps from Gibeon, Philadelphia<br />

1959.<br />

34 J. B. Pritchard, Indllstry and Trade at Biblical Gibeon, BA 23 (1960).<br />

23-29.<br />

35 J. B. Pritchard, The Water System of Gibeon, Philadelphia 1961.


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

929<br />

r6wniei sta tuet>ki ' Z'Wie-r'z~ce. Ani jedne ani drugie nie stanowiq<br />

prawdOlpodobnie argumentu na to, ie ludnosc Gibeonu pozostawala<br />

w opozycji do jahwizmu (za


930 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

dzi, ze juz za Dawida obj~to murem obyldwa pagorki, a wi~ i zachodni,<br />

lecz nie jest to 'Wcale tak oczywiste z apcheologicznego<br />

punktu wi'dzenia. Doty,chczasowe badania na terenie Ofelu jak<br />

i w kilku innych stanowiskachpozwolily 'na rozstrzygni~cie paru<br />

od dawna dyskutowanych kwestii. Przede wszystkim stwierdzono,<br />

ze mur miasta tak jebuzejskiego jak i z czas6w mOlnarchii izraelskiej<br />

w rzeczywistosci 'znajduje si~ 0 wiele dalej poza hniq dotychczas<br />

przyjmowanq. Powstal on ok. 1800 r. przed Chr. i istmial a:i: do<br />

VII w ., oczywiscie z niemalymi przerobkami. Byl to mur nie tylko<br />

obr,onny, ale jecinoczesnie wspornik()lwy na stromym, do 45° pochylym<br />

zboczu.<br />

Na najstalrszy p6fnocny mur miasta natrafiono nieco na<br />

polnoc ad miejsc ju:i: ba1danych, lecz zle przez R. A. S. Ma,calistera<br />

(1923-1927) zinterpreto'vvanych. Wzdhr:i: wschodniej grani Ofelu<br />

ist'niejq resztki muru kalzamat'owego, ale nie jest to cz~sc fortyfikacji<br />

miasta, a przypuszczalnie tylko granica akropo'lu wzgl~dnie<br />

krolews'kiej dzielnicy, jak nip. w Samarii.<br />

Przy badaniu li:nii wschodniego mU1'U wydobyto na swiatlo<br />

dzienne niezmiernie i'nteresujqcq budowl~ 0 charakterze wyra:i:nie<br />

kultowym. W malenkiej izbie znajdujq si~ dwa monolityczne slupy,<br />

nie b~dqcewspornikami za'dnej budo'\",li. Sq to t. zw. masseboth.<br />

W pobli:i:u znajduje si


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 931<br />

przed Chr. Teren ten [nie zosial pozniej juz zabudowany. Na te<br />

zatem ruiny patrzyl Nehemiasz w 445 r. w czasie nocnego obchodu<br />

walow (Neh 2, 12-15). Przy budowie 'nowych murow nie wlqczono<br />

w obr~b miasta tego obszaru. Innymi slowy, Nehemiasz skrocil<br />

obwod m'UTOW obronnych, a nie odbudowywal ich w calosci, jak<br />

dotychc1zas sqdzono, czyli, ze Jemzolima w czasach powygnaniowych<br />

zajmowala dose wqski pas ziemi na szczycie wschodniego<br />

pagorka.<br />

Prace prowadzone w poblizu sadzawki Siloe, ktorych celem bylo<br />

ustalenie biegu muru zachodnieg,o u polutdniowego kranca wschodniego<br />

pagor'ka, nie daly dotychcZias pozytywnych wynikow. Wszystkie<br />

swiadectwa archeologiczne z tego terenu ,dotyczq clopiero<br />

J w. po Chr. (z wyjqtkiem muru w,poluaniowo-wschodrnim rogu sadzawlki,<br />

pochodzq'cego, bye moze, z epoki machabejskiej czyli<br />

Z okresu 'od'budowy fortyfi'kacji wokol Jerozolimy przez Jonatana<br />

(1 Mch 10, 11), a mur w tej okolicy przynajmniej od lat ok. 700<br />

przed Chr. musial obejmowae sadzawk~ Silo€, od chwili gdy Ezechiasz<br />

ze zr6.dla Gihon tunelem spr,owadzil wod~ w obr~b ,obwarowan<br />

miejski>ch.<br />

Budowla zwa,na wiezq Dawidowq (Salomona) oraz bnstion, majqcy<br />

pochodzie z murow jebuzejskich :lJOstaly w 'wyniku obecnych<br />

prac wykopalisk owych znacznie odmlodzone. R. A. S. Macalister<br />

w ()parciu 0 wy'k0'Palis'ka 1923-27 uznal je za c z ~sc skladowq<br />

wschodniego muru Jewz,oJimy i konsekwen tnie przY'Pisal je X 'vvie­<br />

Iw wi przed Chr. Chronologia ta oka'zala si~ jednak zdecydowa nie<br />

bl~dna . Wieza zbudowana bowiem byla na SZC Zq bkach budowli<br />

z VII w., 'co w asocjacji z ceramikq oraz z mone tami z II w. przed<br />

Chr. dowodzi, ze mogla ona powstac najwczesniej w czasach machabejskich.<br />

Wieza ta stalI1,owi praw dopodobnie cz~sc murow obronnych<br />

JefOlzolimy budowanych 'Przez Jonatana (1 Mch 10, 10-12) na<br />

ruinach miasta izraelskiego iburzonego przez Nabuchodonozora.<br />

P agorek zachodni w c z ~sci polud'niowej zamieszkiwalny byl dopiero<br />

w I w . po Chr. Cz~se natomi'ast p6lnocn'a zabudowana byla<br />

przynajmniej juz od czasow machabejskich, jesli nie wc,zesniej.<br />

Jest zatem pewne, ze Zydzi modlqc si~ dzisiaj przy rzekomym grobie<br />

Dawida na tzw. Syjo.nie skladajq jedynie hold poznej, dwunastowiecZ'nej<br />

tl'adycji.<br />

Nader interesujqce Sq rowniez rozstrzygni~cia dotyczqce rozwiqlZan'ia<br />

dlugo dyskut,owaneg,o prOiblemu murow 'poinocnych Jero­<br />

,z()llimy. Wazne i interesujqce Sq one 'dlatego, ze majq istotne<br />

zmaczenie ,dla 'Ustalenia autentycznosci Gmbu Panskiego. W niewielkiej<br />

odleglosci na poludnieod bazyliki Grolbu w tzw. Moristanie,<br />

a na p61noc od domniemanego pierwszego muru stwier­


932 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

dZlOno, ze teren ten 'nie 'nalezal do miasta w czasach Chrystusa,<br />

a caly po'klad az do litej skaly 'powstal w II w. po Chr., gdy<br />

Rzymianie oczyszczali teren miasta dl'a zalozenia Aelia Ca'Pit'0lina.<br />

Drugi mur p6lnocny musial zatem przebiegae na wsch6d '0d obec­<br />

'nej bazyliki Grobu Paiiskiego. Innymi slowy na podstawie przepDOwadzonych<br />

dotqd prac wykopalislk'0wych, na stosU'nik'0wo ograniczonej<br />

powieTzc'hni, dowie'dziono, ze "polozenie bazyliki Gr'0bu<br />

Panskiego moze bye 'oparte na autentycznej tradycji istniejqcej do<br />

czasow Heleny, ale nie dow,od'zi t'o jeszcze, ze polozenie jej jest<br />

autentyczne" (Kenyon). Jest to jedillak na razie tylko przypuszczenie<br />

dyr. Kenyo'n, gdyz odci'nek dotychczas przebadany jest<br />

za maly, by pr zY'P uszcz~nie t'0 moglo przerodzie si~ juz dzis<br />

w twierdzenie. Natomiast trze:ci mur p61nocny prawdopodobnie<br />

pokrywa si~ z obecnym murem mi'a'Sta.<br />

Ze spraw jerozoli'rnskioch warto r6wniez wspomniec i '0 tym, ze<br />

liczni "uzytkoWinicy" bazyli>ki Grabu Panskiego doszli wreszcie do<br />

porozumienia, kt6re '0d 1961 r. pozwolilo na rozpocz~cie najbardziej<br />

koniecznych remont6w i ba'dan stanu 'konserwacji budynk6w<br />

oraz ich fundament6w.<br />

XVI. AKTUALNY STAN BADAN NAD MANUSKRYPTAMI<br />

Z QUMRAN<br />

R~kopisy z nad Mona Martwego, stanowiqce po dzieii dzisiejszy<br />

najwi~ks'zq zdobycz archeologicZlnq XX stulecia, doczelkaly si~ dalszych<br />

wszechstr,onnych i krytycznych opracowan oraz wyda,n w serii<br />

Discoveries in the Judaean Desert of Jordan ' ZlIla'nego' Wydawnictwa<br />

"Oxford Clarendon Press". Dotq,d, jak wiemy, O'publi'kowano<br />

w pelni trese manU'skryptow groty pierwszej t. zw. Chkbet-Qumran<br />

Cave I (1 Q) 37 po'za tekstami wydanymi przez M. Burrrowsa 38, E. L.<br />

Sukenika 30 publikowanymi poczqtkowo fragmentaryc:zmie, a nast~pnie<br />

w formie calosciowej, '01'a'z Y. Yadi'na 40. Trese zatem tak biblijnych<br />

jak i pozahiblijnych manuskrypt6w z groty I (1 Q) oraz<br />

37 D. Barthelemy - J. 'II. Milik with contrdbutions by R. De Va ux, O . P .,<br />

G . 111. Crowfoot, H. J. Plenderleith, G, L. H ardin g, Discoveri es in the Judaean<br />

Desert I : Qumran Cave I, Oxford: At the Clarendon Press 1955, s, XI +' IV5 +<br />

+ 10 zdjElc i 37 plansz.<br />

38 111. Burrows, TIle Dead Sea SCTolLs of St, MaTk's Monaste7'y I: Tne Isaiah<br />

ManuscTipt and tile H abakkuk Commentary, New Haven 1950; If, 2: PLates<br />

G17d TTansc'ription of tile ManuaL of DiscipLine, New Haven 1951.<br />

30 E. L. Sukendk, OsaT ha-MegiLtot l1a Genuzot, Jerusalem 1954; Tegoz, The<br />

Dead Sea SC1'0t!s of the Hebrew University, Jerusa lem 1955'.<br />

40 Y. Y adin, The Scro!! Of the Wilr of the Sons of Ligl1t against the Sons<br />

Of Darkness, Jel'us


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 933<br />

zw1qZalIla z nimi pmblematyka, jest niemalie powszechnie znanq<br />

ta:kie czyte}nikowi polskiemu 41.<br />

W 1961 r. "Oxford Clarendon Press" dostarcza nam tom drugi 42<br />

z serii Discoveries in the Judaean Desert of Jordan, zavvierajqcy<br />

szczegolowq analiz~ tak 'danych archeologh jak i manus'kryptow<br />

t. zw. czterech grot Wa!di MUTabba'at, poloionych na tereni~<br />

Haszemickiego Krolestwa Jordanii. Ze wzgl~du na fakt, ie<br />

znaczenie archeologiczne or'az 'znalezione r~kopisy grot Murabba'at<br />

Sq zai,nteresowa,nem'll spoleczenst.wu ,polslkiemu stosunkowo malo<br />

ZJ1'ane, wydaje si~ rzeCZq slusznq chociaiby tylko w najogolniejszych<br />

zarysachzrelacjonowac tresc wspomniainego t,omu drugiego<br />

Discoveries in the Judaean Desert of Jordan.<br />

Cz~sc pie r w s 'z a (s. 3-63) niniejszego tomu, piora znakomitego<br />

o. R. 'de Vaux OP, poswi~cona jest histo-rii vdkryc oraz wnikliwym<br />

badani,om da:nych archeoilogii ze szczeg6lnym uwzgl~dnieniem<br />

stratygrafii. Dokladne badania warstwicowe grot Murabba'at<br />

upowainiajq nas do wyroi:nienia epok: chalkolitu, sredniego<br />

brq'Zu, ielaza oraz epoki r zymskiej i arabskiej.<br />

Na podstawie znalezio'nych r~kopisow stwierdzamy, ie jako materialu<br />

pisarskiego uiywano: skory, pa'pirusu i ostra'k.<br />

Cz~ s c d rug a (s. 67-205) zawiera znalezione teksty hebrajskie<br />

i aramejS'kie, odc,zyta,ne oraz w sposob mistrzowski C..in gewohnter<br />

Me isterschaft - jak t,o podkresla szereg recenzentow) ­<br />

k rytycznie omowio ne przez naszego rodaka Ks. J. T. Milika. Wsrod<br />

wspomnianych manuSikryptow znajdujq si~ teksty ta'k biblijne jak<br />

i p.oza biblijne. Sposrod papirusow szczegolne znaczenie dla historii<br />

j~zyka hebrajskiego posiada r~kop is Mur 17, b~dqcy palimpsestem<br />

z VIII w. pr zed Chr. Tresciq jego jest lista pO'ciatkowa. Jest to najstarszy<br />

z dotqd znanych 'papirusDw pisanych w j~zyku zachodniosemick<br />

im.<br />

C z~sc t r z e c i q (s. 209-280) stanowiq r~ko .pisy grecko-rzymskie<br />

W opracowarniu znanego o. P. Beno-it OP. Sposrod ostatnich<br />

szczeg61nq uwag~ zwraca ma'nuskrypt Mur H pisany na skorze<br />

s t e n 0 g r a f i q greckq. TekstyarabS'kie zostaly starannie opra­<br />

41 Por. pra ca zbiorowa OdkT1Icia nad Morzem Martwym 1947-1957, RBL 10<br />

(1 957) 357-506; Ks. E. D


934 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

cowane przez A. Grohmanna i stanowiq cz~sC c z war t q niniejszego<br />

wydania (s. 283-290).<br />

Dzi~ 'ki d,O'starczonym nam przez groty Murabba'at manuskryptom,<br />

pozostajqcym w scislej za1eznosci z tekstami 'Z Qumran, moiemy<br />

o wiele lepiej poznac, dotqd bliiej niesprecytZowane, stosunki spoleczno-po1ityczne<br />

Palestyny w 1atach 132-135 po Chr., kiedy 10<br />

przyw6dca powsta.n'ia iydowskiego SzymO'n Bar Kochba przez kr6tki<br />

okres czasu stal n.a cze1e "Kr6lestwa Mesjanskiego" na obszarze<br />

poludniowej cz~sci Palestyny.<br />

Godnym uwagi jest nadto r~kcYpis Mur 88, stanowiqcy pozostalosc<br />

olbrzymiego 'zwojusk6rzanego. Zawiera on .liczne teksty z kSiqg<br />

12-tu pI'orok6w i znaleziony wstal w 1955 r. Jest to najstarszy<br />

z dotqd nam zn.anych dolkument6w umoil'iwiajqcych nam sprawdzenie<br />

p6Zniejszych darnyc.h Talmudu.<br />

Teksty grot Murabba'at srtanowiq nadto niemalie ostateczne potwiepdzenie<br />

tezy, ii w uiyciu ludnosci Judei byly trzy j~zyki: aramejski,<br />

hebrajski i grec:ki, przy czym - bIorqc pod. uwag;:: bieg<br />

wydarzen histo'rycz,l1ych - pierwszenstwo dac naleiy j~zykowi<br />

aramejskiemu. Szereg qumranist6w z naszym znakomitym ks.<br />

J. T. Milikiem na czele, opierajqc si~ 'na nieu'szkodzonych manuskry,ptach<br />

aramejskich, kt6rych tresciq Sq sprawy zycia c,odziennego<br />

ludnosci, jest nawet zdania, ie Szymon Bar Kochba usilowal<br />

di'alekt judeo-hebrajski uc'zynic j~zykiem urz~dowym. Abstrahujqc<br />

od slusznosci ostatniej tezy fa ktem jest, ie j~zyki aramejski, hebrajslki<br />

i grecki byly w jednako wym stopniu uiywane w iyciu<br />

polityczno-militannym Szymona Bar Kochby. PogJqd ten znajduje<br />

nadto potvvier'cizenie w wiqzce 15-tu list6w Szymo.na Bar Kochby,<br />

znalezionych w 1961 r . w Engeddi przez izraelskq eks 'pedycj~<br />

archeologicznq, kierowanq przez prof. Y. Ya'dina.<br />

Manuskrypty grot Murabba'a t wzbogacajq nadto TIaszq znajomosc<br />

historii pisma, zwlaszcza tzw. "Pisma ksiqikowego" (termin<br />

ten jak'o terminus technicus przyj;::ty zos'tal prze'Z p apirologi~ greck<br />

q) oraz za znajamia jq nas 'z praktykq poszczeg6l'nych szk61 pisarskich.<br />

W 1962 r. opublikowano zawartosc tzw. "Malych Grot" (L es<br />

Petites Grottes) z Qummn czyh grot 2 Q, 3 Q, 5 Q, 7 Q-I0 Q 43.<br />

Dzial archeologii (s. 1-36) tomu trzeciego z serii Discoveri·es in<br />

the Judaean Desert of Jordan opracowal zn6w o. R. ,de Vaux,<br />

43 1. lVI . Baillet - J. T. lVIi lJi k - R . de V aux, Les " Petites Gr ottes" de<br />

Q umran. Explorati on de la jalai se . Les grottes 2 Q, 3 Q, 5 Q , 7 Q d 10 Q,<br />

Avec une contribution de H . VV. B a ker. Oxford: At the Clarendon Press 1962,<br />

s. XIV, 317 + plansze I-LXXI. Pol'. nadto: R. Meyer, DeT gegenwiirtige<br />

Stand deT Erforscllung der in Palltstina neu gefundenen Ileor. Handschriften.<br />

47 . D i e v i er Hiilllen von Murattm'at, Theo!. Ltztg. BB (1963) 19-2B; Tegoz, 4B. Die<br />

sogenannten "kleinen Hiihlen" von Qumran, Theo!. Ltztg. 90 (<strong>1965</strong>) 331-342.


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY<br />

935<br />

szczeg6lowo relacjonujqC histori~ ekspedycji archeologicz.nej pudj~tej<br />

wiosnq 1952 r. w okolice wschodniej cz~sd Pustyni Judzkiej,<br />

gdzie na trafi,ono m. in. na groty 4 Q-10 Q. Topografiaora'z geograficzny<br />

plan 'sytuacyjny opracowany zostal przez J. Zieglera (s. 5).<br />

O. R de Vaux z wlasciwq s,obie wnikliwosc'iq podaje opi's 40-tu przebadanych<br />

przez ekspedycj~ archeologiC'znq gr,ot oraz relacj~ doty­<br />

CZqCq OIkohcznosci znaleZlienia dalszych dwu grot w marcu 1956 r.<br />

Wsroo "zdobyczy" eks:pedycji archeologicznej na pierwszym<br />

miejscu odnotowae lIlaleiy pokaznq iIose przedmiot6w ceramicznych<br />

w postaci skorup, naczyn codziennego uiytku itp., kt6re o. de<br />

Vaux "vedlug okres6w tabelarycZ


'936 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

,gment greckiego Listu Jeremiasza (7 Q 2) czy fragmenty apokryficznej<br />

ksiElgi Jubileuszy (2 Q 19 i 20) itp.<br />

Wspomniane teksty "Malych Grot" nie majq co prawda posmaku<br />

,sensacji, lecz d'osta,rczajq nie.zm'iernie duzo cennego materialu tak<br />

dla paleografii ja'k i krytyki tekstu.<br />

'<br />

Wsr6d 'znalezionych rElk,opis6w unikat sta'nowiq Zwoje Miedziane,<br />

odczyta'ne i opubhkowane przez Ks. Mihka. Biorqc pod<br />

uwagEl ich Ipochodzenie oraz charakter ...:... to nie przynalezq one<br />

do pismiennictwa Essenczyk6w z Qumran. Jedynie miejsce ich<br />

znalezienia pO'zwala [lam na dosztikiwanie siEl pewnego pdkrewien­<br />

.stwa czy powi,no_wactwa. AUlior wspomrni'anych zwoj6w jest nam<br />

blizej z nazwiska nieznany. Ks. Milik przyjmuje jednak, ze byl<br />

nim Zyd, pozbawiony znajomosci klasycznego j~zyka hebrajskiego,<br />

zyjq"cy bq1dz w samym Jerycho, bqdz tez w ,olkolilcy Jerycha, gdyz<br />

doskonale rna ten teren. Tresciq Zwojow Miedzianych jest wyczerpujqcy<br />

opis skarb6w PalestYIllY. Zda'niem Ks. Milika wykaz<br />

ten wcale nie wylicza jaki'Chs realnych skarb6w, a tylko list~<br />

fikcyjnq, majqcq na 'Celu wZibogacenie wyobr:azni.<br />

. XVII. QUMRANS'KI MANUSKRYPT PSALMU 151 (11 Q Pss)<br />

Aczktolwieik manuskrypty qumrailskie grot czwartej (4 Q) i jedenastej<br />

(11 Q) nie doczekaly siEl jeszcze 'pelnego opracowania oraz<br />

nie zostaly dotq d w calosci jeS'zcze opu'blikowane: niemniej ogl,oszo,no<br />

drukiem juz niekt6re fragmenty tych r~ktopis6w 44, a wsr6d<br />

nich tzw. Zwoj Psalmow groty jedenastej (11 Q Pss) 45. Ostatnio<br />

wspomniany zw6j, dlugosci 3,89 ·m. zaWiera .tekst Psalm6w tak<br />

kallionicznych jak i 'apo'kryficznych, przyczym najwi~ksze zainteresowanie<br />

w zbudzil Psalm 151 groty jedenastej. Zainteres,owanie<br />

to jest zupe1nie zrozumiale, gdyz, 'pomijajq'c tra dycjEl talmudycUlq,<br />

utrzymujqcq nie bez podstaw, iz w Psalterzu znajduje siEl 147<br />

utwor6w, powszechnie przyjmuje si~ , ze tekst masorecki (hebrajski)<br />

i lacinskiej Wulgaty zawierajq po 150 Psa'lm6w, zas tekst Septuaginty<br />

(grecki) 151, przy czym Humaczy s'iEl, ze dodalJ1y w Septuagincie<br />

Psalm 151 jest psalmem "poza lictbq" i ze 'nalezy do tzw. judaistycznej<br />

literatury apokryficznej ja,ko "prywatny utw6r Dawida",<br />

4~ 4 Qp Ps 37 = Peszer do Psalmu 37 - H. stegeman. De'r Pe~er zu Psalm 37<br />

aus Hohle 4 von Qu mran, w: "Rev. de Qumran" 4 (1963) 235-270; 4 Q SI 39 ­<br />

por. J. Strugnell, The Angelic Liturgy at Qumran 4 Q-Serek Sirot 'orat<br />

Hassabat, w: SuppLements to Vettls Testamentum VII (1960).<br />

4~ J. A. Sanders, The Scroll Of PsaLms (11 Q Pss) from Cave 11: A Prelim<br />

i nary Report, W: BASOR 165 (1962) 11-15; J. Carmignac, La forme poeti que<br />

du Psaume 151 de - ta grotte 11, w: "Rev. de Qumran" 4 (1963) 371-378; W, H .<br />

Brownlee, Tile 11 Q COtmterpart to PsaLm 151, 1-5, w: "Rev. de Qumran"<br />

-4 (963) 379-387, J. A. Sanders, Pre-Masoretic Psattertexts: BQ 27 (<strong>1965</strong>) 114-123.


NOTATNIK ARCHEOLOGICZNY 937<br />

a to dlatego, ze nie napotkalno dotqd 'na zadne slady tego Psalmu<br />

w oryginale hebrajskim.<br />

Niektorzy uczeni wysun~li jednak nastEi'pujqce przypuszczenie:<br />

Poniewaz Psalm 151 znany jest rowniez w tlumaczeniu syryjskim<br />

ksiqg Starego Testarmentu, tzw. Peszycie, wiEi'c mozliwym jest,<br />

ze przymalezy em do tbioru KsiEi'gi Psalmow. Znaczna jednak<br />

wiEi'kszose bi'blistow Inie podziela tego poglq,du twierdzqc, ze de­<br />

.cydujqcym kryterium jest tekst hebrajs,ki.<br />

Znaleziony .obecnieqk,opis qumranski zawierajqcy tekst<br />

Psalmu 151 czyli Psalmu "poza lictbq" zmusza uczonych do<br />

rewizji swoich do,tychczasowych .pogJq'dow na temat braku sladow<br />

tego psalmu w wersji hebrajskiej.<br />

Trese nowego skrawka pergaminu, ktory tak skrzEi'tnie przechowaly<br />

groty Pustyni Judi kiej, narzuca uczonym problem ustalenia<br />

autorstwa tego psalmu ora'z czasu jego 'pochadzenia. Nie narusza<br />

to w niczym kanonu ksiqg 1;'isma ~w. definitywnie ustalonego<br />

na Soborze Trydenckim. Lecz nie tyH~o na Soborze Tryidendkim,<br />

ale rowniez juz na Syno,dzie Rzymskim w 382 r. za papieza<br />

Dama'Zego oraz na Soborze w Laodycei jasno i wyraznie oswiadczemo,<br />

ze Ksh:ga Psalmow zawiera 150 Psalmow. Zas sw. Atanazy<br />

w jednym z hstow pisanych do pewnego przyjaciela, daj~c<br />

mu pra1ktycZ'ne wskazow'ki ja'k 'na loodzien korzystae z ksi~gi<br />

PsaJmow, daje mu rowniez po'Uczenia odnoonie do Psalmu 151.<br />

Mianowicie okresJa on Psalm 151 jako utwor s'pecjalnie przystosowa1ny<br />

dla czlO'wieka, pragnqcego oddae chwalEi' Bogu i doldaje<br />

jednoczesnie, ze "jest to je-den z prywatnych psalmow Dawida".<br />

Najstarsze kOld eiksy greckie podajq nam roimq liczb~ psalmow.<br />

I tak Kodeiks Wa tykanski zamyka KsiE:g~ Psalmow cyfrq 150<br />

u l,wor ow, Jecz Kodeks Synaicki posi'aocia 151 Psalmow, a Kodeks<br />

Aleksandryjski podaje liczb~ ,,150 plus jeden prywatny". Zas<br />

kodeksy lacinskie talkie, jak Corbiensis, Sangermanensis, przekazujqce<br />

,nam lacinskie pneklady KsiE:gi Psalmow 'Opuszczajq<br />

Psalm 151.<br />

Niektorzy uczeni Sq dzisiaj zldania, ze Psalm 151 "poza liczbq"<br />

jest dzielem Dawida, na'pisa,nym po zwyciE:stwie odniesiOinym nad<br />

,Goliatem.<br />

Nie przesqdzajqc aktualnej konstruktywnej dyskusji na temat<br />

qumranskiego ,Psalmu 151 (11 Q Pss) i jej osta tecznego r ezuItatu<br />

wydaje si~, ze Psalm ten jest nie tyle tworem jakiejs osobistosci<br />

ze 'spcleczntOsci ' qU'mranskiej, ile raclzej przedos,tal si~ do niej za<br />

posrednictwem Zydow 'aleksandryjskich, poslugujqcych si~ przeklaldem<br />

greclkim Ksi


938 KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK<br />

ekspedycji W lataeh 1962-1964, pragniemy ulatwie dokia·dniejsze<br />

poz;nanie histori'i tak Narodu Wybranego jaki samejBiblii 'Oraz<br />

dopom6c W odc,zytywaniu zywych barwnych dziej6w cywilizacji<br />

i epO'k w hist'orii narodu zydowskiego wydobytych na swiaHo<br />

dzienne przez ekspedycje archeologiczne doby nam wsp6lczesnej.<br />

Archeologia wydobywajqc z ziemi zabytki przeszi{)sci, tak bardzo<br />

przemawiajqce do wyQlbra7mi, 'ozywia i przybliza to, co dotychczas<br />

wydawalo si~, bye moze, odlegiq legendq 46.<br />

Ks. Eugeniusz Sitarz, Ks. Ludwik Stefaniak<br />

40 L. Woolley, W pos2ukiwaniu przeszlosci, Warszawa 1964, s. 125.<br />

Skr6ty tytu16w Cytowanych czasopism<br />

AASOR "Annual of the American Schools of Oriental Research",<br />

New Haven, USA.<br />

BA - "Biblical Archaeologist", New Haven, USA.<br />

BASOR - "Bulletin of the American Schools of Oriental Research",<br />

New Haven, USA.<br />

CBQ - "Catholic Biblical Quarterly", Washington.<br />

IEJ - "Israel Exploration Journal" , Jerusalem.<br />

OTS - "Oudtestamentische Studien", Leiden.<br />

RB - "Revue Biblique", Paris.<br />

RBL - "Ruch Biblijny i Liturgiczny", Krak6w.<br />

Theol. Ltztg - "Theologische Literaturzeitung", Berlin.


JERZY KALINOWSKI<br />

STEFAN SWIEZAWSKI<br />

ROZMOWA 0 FILOZOFII<br />

W OKRESIE S O' B 0 R U<br />

(FRAGMENTy)<br />

Olivier Lacombe: Sfowo wstE:pne<br />

Praca, ktora dostanie si~ do rqk czytelnika, z pewnosciq nie<br />

pctrzebuje mojej p07·~ki. Poziom autorow, donioslosc tematu ­<br />

,,filozofia w godzinie Soboru" - wielkie imi~ swi~tego Tomasza,<br />

autorytet mistrzow, ktorym ksiqzka zostala dedykowana, wszystko<br />

to jest dostatecznq gwarancjq jej wielkiej wartosci i jej znaczenia<br />

w obecnej chwili.<br />

Lecz sita przekonania zawm·ta w starej a wiernej przyjaini,<br />

wspolna gorliwosc w sluzbie filozofii chrzescijanskiej wedlug tych<br />

zasad Akwinaty, ktore wydobyli na swiatto dzienne Gilson i Jacques<br />

Maritain, czyz nie wystarczajqce to przyczyny, by dodac<br />

kilka niekoniecznych uwag do wymownych i z rozmachem przedstawionych<br />

wywodow Kalinowskiego i Swiezawskiego.<br />

Sq tacy, co uwazajq, ze filozof nieslusznie wkracza mi~dzy wiar~<br />

a wiedz~, mi~dzy Slowo Boze a doswiadczenie ludzkie. Czemuz<br />

by umysl scisle naukowy nie mial calkowitej syntezy wiedzy ludzkiej<br />

dokonac wlasnymi tylko swoimi srodkami? Czemu obciqzac<br />

or~dzie Boze teologiq i jej zagadnieniami, abstrakcjami, konstT1Lkcjami<br />

poj~ciowymi, obcymi jej istocie, a po ludzku rzecz biorqc ­<br />

niesprawdzalnymi? Wszelako - a filozof wie 0 tym od wewnqtrz:<br />

metafizyka, roumie "nieuzyteczna" i Townie darmo dana jak<br />

poezja, jest w swoim porzqdku Townie niezb~dna jak poezja<br />

w swoim. A to juz wystarcza, by zapewnie met afizyce prawo do<br />

istnienia i nalozye na niq obowiqzek wytrwan'ia.<br />

Przed Ch7'ystusem i przed powstaniem nauki filozofia starozytna<br />

pragn~la przedstawie siebie jako mqdrose totalnq, dqzyla do jasnej<br />

8wiadomosci tego, czym jest religia i poszukiwanie Dob7'a Najwyzszego,<br />

poznanie siebie przez czlowieka i harmonijna wizja wszechfiwiata.<br />

Od przyjscia Chrystusa filozofia, nawet filozofia pierwsza,<br />

nie moze juz absolutnie bye pierwsza. Chrzescijanin-filozof musi<br />

filozofowae w wierze, tym lepiej jednak dostrzega porzqdek ro­


940 OLIVIER LACOMBE - SLOWO WSTE;PNE<br />

zumu w jego autentycznych granicach, w jego istocie i spontanicznosci.<br />

Od pojawienia sic: nauki wspo!czesnej nastqpilo nowe<br />

zblizenie sic: do rzeczywistosci, podlegajqce scislym sprawdzianom,<br />

wielce skuteczne technicznie; rozciqgnc:lo ono nad calq przyrodq<br />

siec obejmujqcq coraz szersze obszary, ktorej oka zaciskajq<br />

sic: coraz bardziej. Niemniej filozofia wyswobodzona z obowiqzkow,<br />

do kt6rych wcale nie byra uprawniona raz na zawsze, uwolniona<br />

od ambicji, kt6rym nie mogla sprostac, wcale przez to " nie zostala<br />

zdyskwalifikowana.<br />

Pierwszq zaslugq niniejszej Rozinowy jest przekonanie, ze epoka<br />

filozofa nie minc:la, oraz ~ykazanie - mocne i jasne - ze chrystianizm,<br />

bez ujmy dla transcendencji filozofii i bez ujmy dla<br />

jakiejkolwiek filozofii, nie tylko uznaje pomoc mqdrosci rozumu<br />

(sagesse rationelle), ale jq przyzywa; zwraca sic: do niej jako do<br />

wlasciwego narzc:dzia dla budowania teologii tak zwanej spekulatywnej,<br />

kt6rq by lepiej bylo nazwdc kontemplacyjnq: fildes quaerens<br />

intellectum; zwraca sic: do niej jak.o do zasady scisle zlqczonej<br />

z kulturq chrzescijanskq, zasady autonomicznej, a jednoczesnie<br />

otwartej na oswiecenie przez Zaskc:; slowem zwraca sic: do mqdrosci<br />

rozumu jako do tej, ktorej czynnosciq jest posrednictwo powszechne<br />

"w jasnosci umyslu"; pokorne posredniczenie rozurnu, ktory<br />

usiluje wznieSc oczy do nieba, ale upadlby oslepiony przez swiatlosc,<br />

gdyby Boski Po srednik, zeslany przez Ojca .swiatlosci, nie<br />

byl uprzedzit jego poruszenia. Podstawowe intuicje filozofii, jej<br />

wyklad porzqdkujqcy, ostra swiadomosc, kt6rej zdobycie umozliwia,<br />

pomagajq czlowiekowi lepiej pojmowac siebie we wlasciwym<br />

stosunku do siebie i do swiata, a zwlaszcza do Tego, kt6ry<br />

jako tworca czlowieka i swiata i jako mistrz historii zeslae nam<br />

su;ego Chrystusa i obd,arza nas nadto jego przyjazniq.<br />

Filczof chrzescijanski zatem, ktorernu obcy jest wszelki imperializm<br />

, nie domaga sic: innej laski, jak tylko tej jednej, by mysli<br />

Kosciola i mysli ludzkiej sluzyc w duchu wlasciwego sobie poslannictwa.<br />

Lecz w tym miejscu wylaniajq sic: trudne zagadnienia<br />

zarowno jednosci i postc:pu filozofii jak i wolnosci filozofa.<br />

Kalinowski i Swiezawski powiedzieli na ten temat to, co,<br />

wedlug rnnie, wlasnie nalezalo powiedziec. Wykazali, ze faktyczna<br />

wic:kszoscintuicji filozoficznych - nazywa sic: je dzisiaj<br />

"opcjami" - wymaga bez wqtpienia wolnoSci poczynan fil"ozofa,<br />

ale nie pociqga za sobq logicznie takiego pluralizmu, "ktoryby<br />

wszelkie poszukiwanie organicznej jednosci filozofii uwazal z koniecznosci<br />

za tyranic: mysli, a za iluzorycznq uwazal troskc: 0 to,<br />

by zapewnic postc:p filozofii pozostajqc w kr/?gu zasadniczej, uprzy- "<br />

wilejowanej intuicji. - "


ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

94l<br />

Prawo do tytulu Doktora Powszechnego, przyznane swi~temu<br />

Tomaszowi z Akwinu nie bez gwaltownych sprzeciw6w i nie bez<br />

przeszkod - Kalinowski i Swiezawski uzasadnili calkowicie, przedstawiajqc<br />

wyjqtkowq oryginalnosc, nieograniczonq rozciqglosci<br />

niezr6wnanq wybitnosc jego wizji bytu, ktora wyrastajqc ponad<br />

istot~ i poj~'cia, ale ich nie niszczqc, wznosi si~ duchowo az do<br />

ajirmacji istnienia, "aktualnosci wszelkiego aktu i doskonalosci<br />

wszelkiej doskonalosci".<br />

Trzeba bylo odwagi, by napisac t~ ksiqzk~, wielkiej milosci do<br />

prawdy, jasnego i przenikliwego spojrzenia. Co do mnie, mog~<br />

tylko wyrazic obu autorom wielkq swojq wdzi~cznosc.<br />

Olivier Lacombe<br />

Dlaczego swil:fy T omasz?<br />

SWIE2AWSKI: Jezeli nauczanie filoz'ofii nie rna bye, ani dogma~<br />

tyczne ani historycys'tyczne (w sensie przesa'dnym) - j a k i e<br />

znaczenie moze miee dla niego filozoficzne<br />

d z i e los w. Tom a s z a z A k win u? Czy Kosci61 slusznie<br />

utrzymuje w swoich szkolach obowiqze'k nauczania teologii i filozofii<br />

ad mentem Sancti Thomae? Czy w dwudziestym wieku powinno<br />

si~ bye tomistq? A jezeli tak, to z jakiej przyczyny i w jaki<br />

spos6b? Na czym polega sZ'tuka "bycia tomistq", 0 kt6rej E. Gilson<br />

m6wi w Le philosophe et la theologie? Czy pewne zastrzezenia<br />

co do tomizmu, ujawnione podczas II Soboru Watykaiiskiego, Sq<br />

llsprawiedliwione? Czy ,tomizm nie zamyka drogi do post


"942 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIE2AWSKI '<br />

rozu'lliemy przez "Swi~tego Tomasza": "Jezel'i przez 'swi~tego<br />

Tomasza' rozumie si~ pewnq aparatur~ zlozonq z abstrakcji, prefabrykowanych<br />

rozwiqzan - pisze znakomity teolog dominikanski ­<br />

w takim wypadku: zgoda, n"iech go b~dzie mniej! Ale to nie jest<br />

prawdziwy swi~ty Tomasz, ktory byl i pazostaje samq otwartosciq<br />

na to co meczywiste, na dialog, na pyta'llia ludzi. Jezeli jednak - .<br />

przez 'swi~tego Tomasza' rozumie si~ to, czY'll on jest naprawd~:<br />

mistrza ktory pomaga ufor>mowac nasz umysl, misltrza uczciwosci,<br />

scislosci, szacunku dla kazdej prawdy czqstkowej w tej mierze w jakiej<br />

zawiera ana prawd~, w takim wypaclJk


ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SQBORU 943<br />

filozofii sw.. Tomasza. Zastanawiajqc si~, jaka jest pr'zyczyna tej<br />

postawy, pomyslalem i dalej mysl~, ze jest niq pewna nieufnose<br />

wobec wszelikiej s.peikulacji, wsze}kiego "filoz.ofizmu", wobec wszystkiego,<br />

co mogloby zaszkodzie czystemu oparciu si~ na Ewangelii,<br />

prawdziwemu powro·towi do zrodel chrzescijanstwa, zarowillo w teologii<br />

jak i w calosci zycia Kosciola.<br />

KALINOWSKI: Sqdz~, ze Pan slusznie zauwazyl te dwie tendencje,<br />

jakie zarysowujq si~ w debade nad Domizmem, a bio·rqc rzecz<br />

ogolniej, w calosci dySikusji sobo1rowych. Jednak zastanawiam si~,<br />

czy. panskie tlUlmaczenie postawy tych najwartosciowszych elementow<br />

wsrod Ojc6w Soborowych, tych najbardziej przeniikliwych,<br />

najmocniej pragnqrcych autentycznej odnowy Kosciola i jego prawdziwego<br />

pO'st~pu, tych "przywadcow Soboru", jesli wolno ich tak<br />

nazwae, jest wysta["c,zajqce. Sqdz~, ze one jest sluszne ale niepelne,<br />

i ze opr6cz przyczyrny pO'da1nej przez Pana istnieje inna, bardziej<br />

istQtna, pod ktorq zresztq i panskie wyjasnienie daje sic: podeiqgnqe.<br />

Bqdzmy realistarmi. Strusia polity


944 JERZY KALINOWSKI, STEFAN ' SWIEZAWSKI<br />

wiado'llo, ze nakazala ona, zeby w sikolach chrzes~ijanskich wykladalno<br />

teolrogi~ i filo 'zofi~ ad mentem sancti Thomae?), niz z uwagi<br />

na wewn~trzme wartosci mysli fi1'ozofic~nej sw. To'llasza, przy czym<br />

najistoUniejszych wsrod tych wartosci ja'k si~ ZJdaje cz~sciowo nie<br />

dostrzegajq. Zresztq czyz O. Fernandez, general do'llinikanow, nie'<br />

pow'ie\:izial na SoJborze: "W to'lliz.mie nalezy szalnowae raczej autorytet<br />

magisterirum niz osobisty autorytet swi~tego To'llasza"? H<br />

W tych warUln'ka'ch zwolennicy pO'st~pu, nawet ci, ktorzy maj~<br />

najlepsze intencje i Sq bardzo ostroimi, zajmujq spontanicznie postaw~<br />

przeciw nq. POiniewaz majq przed slJbq t~ trudnq do pr,ze'kroczenia,<br />

ha'llujqcq poch6d Kosciola przestko 'd~, jakq jest nieu'lliarkowany<br />

k'onserwatyzm, odwracajq si~ ·od wszystkiego, czego ich<br />

przeciwnicy bwniq i czY'll poslrugujq si~ w wake. Bo jestes'llY<br />

swiadka-mi wallki. Nielktorzy nie chcq tego widziee, 'Iub nie ' chcq<br />

-0 tym mowie. Moim zdaniem Sq w bl~dzie. Zycie chr,zescij.anina<br />

jest walkq. Zycie K'osciOla tak samo. Nie ma w tym nk nienormalnego<br />

alni ws-tydliwego. Trzeba tyI1kio uwazae, zeby nie przekroczyc<br />

grani~ roz


ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

945<br />

danej przez nie wizji nie powilnno siE: tracie i oezu, jesli siE: ehee<br />

unilknqe dewiaeji filoz,ofii i wszyst'kiego, ezym w Koseiele i'w swieeie<br />

grozi taka ,dewiaeja.<br />

Nie eheialem twiel'dzie, ja'ko'by sw. Toma!sz mial powiedziec<br />

pierwsze i ostatJnie slowo w filrozofii i ze nalezy juz tyllko powtarzac<br />

po nim, i sqdzE:, ze tego nie powied'zialem. Przeeiwnie, kladE:<br />

naeisk na falkt, ze sw. ' Tomasz, jalk kazdy fno~of, ehoc'by byl nie<br />

wiem jak genia'}


946 JERZY KALIN0WSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />

700 101 melamorlo% lomizmu<br />

SWIEZAWSKI: Tymczaseni sw. Tomaszowi grozi nowa porazka:<br />

porazka na Sobone. Ufam, ze tak Zle nie b~dzie, ze prawda i mqdrosc<br />

zatriumfujq. Kosci01em rzqdzi w koncu Bog a nie ludzie.<br />

Z drugiej strony jest mozliwe, ze Bog obecnie zechce dopuscic porazk~<br />

tomizmu, jak'o ze ostateclmie nie .chodzi tu 0 degmat, i ze<br />

gl~bsze dobro Kosciola i lUldzkosci moze, wedlug Boga, wymagac<br />

tego, co z ludzkiego punktu widzenia wydaje si~ sz'k'odliwe. A wii;C,<br />

jezeli Bog to do'pusci, talk jak w 1277 i 1284 dopuscil pot~pienie tez<br />

Sw. Tomasza, bylaby to jedna wi~cej metamorfoza w siedemsetletniej<br />

historii tomizmu.<br />

Tak jest, chociaz jes1i si~ nie jest dobrze obznajomionym z historiq<br />

filiQzofii, to trudno w to uwierzyc, poniewaz najjawniejsze<br />

i najlepiej zna'ne fa1kty historyczllle pozwalajq na zupelnie odwrotne<br />

przypuszczenia. Imi~ sw. Tamasza ciqgle powraca pod pi6r,o myslicieli<br />

chrzescijanskich. Zawsze byJi tamisci, a od ja'kichs stu 1at sCi<br />

oni licmiejsi niz kiedykolwie'k. Encyklika Aeterni Patris papieza<br />

Leona XIII wywolala ten wie1ki powrot do sw. Tomasza. Doszed1<br />

on do szczytu przed ostatniqwojnq, a abecnie zdaje si~ za,trzymywac<br />

przed pro'giem bazyliki sw. Pi,otra przemienionej na a .u1~<br />

II So>boru Watykanskiego'. Tormasz z Akwinu, domini'kanski mistrz<br />

teologii na uniwersytecie paryskim za czasow sw. Ludwika, zosta1<br />

oglos:wny swi~tym, a talkze Do'ktorem Powszechnyrm i Doktorem<br />

Anie1skirm, "Aniol Szkoly" stal si~ pozniej Patronem wszystkich<br />

szkol chrzescijanskich, w ktorych odtq,d rna si~ nauczac filozofii<br />

i teol.ogii ad suam mentem. Wydawaloby si~, ze sw, Tomasz calkowide<br />

i defi.nitywnie zapanowal nad myslqchrzescijans'kq.<br />

A jednak... Na przekor tej zewll1~trznej · apoteozie, wsrod tego<br />

tlumu uczniow (raczej licznych niz wiernych) paryski Mistrz pozostaje<br />

wlasciwie samdtny,niezrazumia'ny, lub zle zrozumia1ny,<br />

intelektualnie "zdrardzony" przez najbhzszych i najbardziej oddanych.<br />

I jezeli dzisiaj na II Sobarze Watykanskim mozna slyszec<br />

z ust kardYl1a1ow zqdanie "mniej Sw. Tomasza"; jezeli znrowu ­<br />

bo zdarzylo mu si~ to nieraz ,od 127.7 r, - Tomasz w oczach wielu<br />

jest dzis zbyteczny, niewazny a nawet rniepozqdany, dzieje si~ tak<br />

dlatego, ze w rzeczywistosci mys1iciele chrzescijanscy dawne go<br />

juz porzudli, udajqc jednoczesnie, ze Sq mu wierni, i ze idq za jego<br />

myslq. Albo tez, mowiqc scis1ej, mysliciele chrzescijanscy nigdy<br />

naprawd~ nie szli za jego myslq, poniewaz tego co najistotniejsze<br />

w jego mysli nigdy nie zrozumieli - poza paru bar'dzo rzadkimi<br />

wyjqtkami, ja'k Tomasz Sutton na jednym krancu hist'o'rii tomizmu,


ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

947<br />

a na drugim niektorzy wspolczesni metafizycy tomistyczni tacyjak<br />

Jacques Maritain i Etienne Gilson.<br />

Ja1kkolwiek wydaje siE: to sprzeczne z pozorami, nieoczekiwane,<br />

zaskakujc;.-::e, a nawet w pewnym zmaczeniu gorszqce, to w gruncie<br />

rzeczy nie rna w tym fa1kcie nic szczegolnie niezwyikleg'0 ani oburzajq.cego.<br />

KaZ'dy geniusz- wyprzeldza wlas-nq epo lk~. A im jest<br />

wi~kszy, tym . wi~cej antycyrpuje. A wiE:c tym mmiej jest rozumiany.<br />

W oZliedzinie filozofii potrzeba wielkow, zeby dogonic geniusza.<br />

Arystote1es czekal praleSzl'o 1500 lat na to, zeby w koncu zostac<br />

lepiej ·zmzumia·nym i zeby w sobie sw. Tomasza z Akwinu<br />

znalezc nie nasladDw1cE:, ani zwyiklego kontymua,tora, ale podobny<br />

sobie geniusz, absolutnie D·ryginal:ny niezalezlllie od tego·, co zawdzi~czal<br />

poprzedniikowi. Czy brzeba si~ wiE:c dziwic, ze "egzystencjalisci-tomisci"<br />

zrozumieli prawdziwe :zmaczenie i prawdziwq donioslosc<br />

mysli filozof·icznej sw. Tomasza dopiero w 650 lat po jego<br />

smierci?<br />

Czy Bergs-on, ktoreg'0 cytO'walismy juz killkakwtnie, nie powiedzial,<br />

ze filozof, ktory w imtuicji 'pierwotnej (intuition initiale) zobaczyl<br />

to, co rzeczywiste, przez cale zye-ie usiluje bez powodzenia<br />

wypo>wiedziec to, co zobaczyl? Dlatego wlasnie wszystkie jego<br />

dziela Sq kolej'nymi sformul:owaniami, w ktorych stara si~ wyrazic<br />

t~ samq prawd~: to co zobaczyl. Trzeoa jeszcze, zeby sam zrozumial<br />

znaczenie wlasnego "odkrycia". Ale czy moze je zr{)zumiec ten, ktlO<br />

znalazl S~E: tak blisko, ze zo.stal oslepiony? Dobrze jeszcze, jezeli<br />

to o18nienie nie prowadzi go· do tych blE:dnych konceptualizacji,<br />

o ktorych mowi Marita.in. 'Jezeli sprawy tak si ~ majq, mozna przypuscic,<br />

ze sam sw. Tomasz nie zdawal s{)bie w pelni spravvy ze<br />

znaczenia wlasnej mysE dla pMniejszego r ozwoju ·filowfii. Trudno<br />

wi~c miec pretensj~, ze jego ucznio wie, nawet bezposre'dni, tego<br />

nie zro-zumieli. Zresztq ta kZe w nauczaniu filozoficZlnym sprawdza<br />

siE: dawne pDwiedzellie: Quiquid recipitzLT per rnodurn Tecipientis<br />

TecipituT. Sluchacze sw. '.Domas za pr zyjmovvali go na wlasny sposob,<br />

wedlug wlasnej zdol'nosci do przyjmowa nia. A nie trzeba zapominac,<br />

ze sw. Tomasz byl nawatorem przeciwstawiajqcym si~<br />

tradycjom koncepcji bytu: neoplatonskiJm, augustynslkim, awicenizujqcym,<br />

a byly to tradycje , wielowiekowe. Dlatego tez Tomasz<br />

Sutton - ktorego traktat D by1cie i esencji zostal '0statnio odnaleziony<br />

wsr6d rG'kapisow sredniowiecznych przechowainych w krakows'kiej<br />

BiblilOtece JagiellonS'kiej 42 - jest talk nieoczekiwanym<br />

wyjqtikiem i wywoluje ZaraWll'0 podziw jalk zaskoczenie; Sutton<br />

bowiem zachwyca siE: filoz'ofic21nq przenlkli'Nosciq swego mistrza,<br />

42 WI. Senko Un tTaite inconnu .. De esse et essentia" ("Archives d'histoire<br />

doctrinale et litteraire du moyen age", 27, 1960 S. 22!>-266).


948 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />

odkrywcy ontycznej r.oli bytu reaInego zlozenia istmienia istoty<br />

w by,tach przygadnych.<br />

KALINOWSKI: Chociaz faikt, ze sw. Tomasz by! nrezrozumiany<br />

przez swoich bezpo'srednich i dalszych uczmi6w wydaje nam . si~<br />

dz,is w pewnym znaczeniu norma~ny i la twy do wyUumaczenia, to<br />

jednak jego konsekwencje Sq powazne. Bo 0 ile rozumia,no nauk~<br />

mi'strza d,ominikans'kiego, ja'k na przykla,d naU'k~ 0 jedynosci formy<br />

w bycie, to go po;t~pia ' no, poniewaz twieI"cI£il cos odwrotneg-o od<br />

tradycyjnej naulki chrzescijansk'iej, kt6ra w tym wypadku za sw.<br />

Augustynem opowiadala si~ za wielosciq fQUm. A kiedy Sw. Tomasza<br />

nie ro'Zumiano, to go inteI"pretowano bl~dnie . Poczynajqc od<br />

sw. Tomasza historia filozofii chrzescijanskiej jest w duz~j cz~sci<br />

historiq tych falszywych interpretacji: a wicenj.zuj q·cych, s'kotyzujqcych,<br />

kajetanowSkich, molinistyczmych, suarezjanslkich, 'neotomistycznych...<br />

Kazda z nich miala sw6j moment triumfu, po kt6rym<br />

pr~dzej czy p6zniej jq porzucano. Jednakze 0 ile sw. Tomaszowi<br />

przypisywano blc;dy popelni'one przez jego niewiemych kontynuator6w,<br />

to natUiralnie powstawano takze przeciw niemu. Braki<br />

i bl~dy chrzescijanslkiego nauczal!lia filozofii powaznie obciqzajq<br />

takze sw. Tomasza, poniewaz ich przyczyn~ upatruje s!i~ w przedmiocie,<br />

a jest nim z samej defi:nicji tomizm. Tak ze koniec konc6w<br />

Sw. Tomasz placil (i diotqd jeszcze plaid) za bl~dy ty1ch, kt6rzy zarozumiale<br />

nazywali si~ sami "tomistami", a kt6rzy w gruncie rzeczy<br />

byIi nimi tyIko z nazwy. Talk ze na koniec Akwina t~ opuscila<br />

nie tyliko eumpejslka filozofia oficjalnie nie-chrzescijans'ka, kt6ra<br />

jawnie zerwala ze scholastykq od XVI w., ale takze filozofowie<br />

chrzescijanscy. Wplyw chrzescijanstwa i scholastyki na oficjalnie<br />

nie-chrzescijanski.ch filozof6w jest jednakze widoczny, jak to wykazuje<br />

z jednej siro.ny Gusdorf a z drugiej Gilson 4~. Taki stan<br />

rzeczy trwal' az do chwili, w kt6rej papiez Leon XIII uznal, ze<br />

nalezy chrzescijanom przypomniec zywotme dzielo sw, Tomas?a<br />

i zwiqzac z nim chrzescijans'kq mysl wsp6lczesnq po to, zeby jq<br />

zvvyci~sko przeciwsiawic bl~dom intelektualnym drugiej polowy<br />

XIX wielku. E;ncytkliika Aeterni Patris z 4 sierpnia 1897 r., kt6ra<br />

zresztq podikreslala tyl'ko juz wczeSilljej rozpocz~ty powr6t do sw.<br />

Tomasza, wywolala szerolki ruch tomistyczny; przekraczajqc granice<br />

katolicyzmu a nawei chrzescijanstwa, rozprzestrzenil si~ on<br />

na caly swiat.<br />

•<br />

Movna si~ zas'tanawiac, czy pozycja przyznana sw. Tomaszowi ­<br />

43 G, Gusdorf, Traite de metaphys!qlle, Paris 1956, Armand Colin, s. 376;<br />

E. Gilson, Etudes Stir Le roLe de La pensole medievaLe dans La formation du<br />

systeme cartesi en, Panis 1950, Vrin.


ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

949<br />

nie skn:powala zanadto intelektual


950 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />

Plurollzm tomistyczny<br />

SWIEZAWSKI: J ed'l1aikze praowda i sprawiedliwose kaze podkreslie<br />

takze szcz~sliwe konsekwencje ency,kHki Aeterni Patris. Przeciez<br />

powrocono· do dziela sw. Tomasza, za


ROZMOWA 0 FILOZQFII W OKRESIE SOBORU<br />

951<br />

w tej mierze, w jakiej tomisci tradycjOlnaIni utozsamiajq mysl<br />

sw. Tomasza z komentarze-m Kajetana, narazajq si~ 'na f,Qzmini~cie<br />

si~ zar6wno z prawdq historyc'znq jak i z prawdq fiI-ozoficznq. Tak<br />

-ezy inaczej, ich to.mizm, jak si~ wydaje, nie jest calkowide tomizmem<br />

sw. Tomasza, bo odbiega od niego co najmn-iej w jednym<br />

zasadniczym punkcie: co do najbardziej podstawowej dla kazdej<br />

filozofii koncepcji: koncepcji bytu, ktora u Tomasza jest egzystencjalna,<br />

podczas gdy u Kajetana wskutek podwojnego wplywu<br />

Awicenny i Jana Dunsa Szkota, jest ana w pewnej mierze esencjal'na.<br />

Przeciwiens1wem tom'i.zmu tra'dycjonalnego jest tomizm, ktory<br />

nie zapo,znajq'c pewnych wadosci przeszlych, sytuuje si~ jednak<br />

gl6wnie w teraimiejszosci. Narodzil si~ on z niewqtpliwie chwa.,.<br />

lebnej ch~ci nie zapo,znawa'nia fi'lozQfii mowoczesnej i nie ga1'dzenia<br />

niq. Odpowialda on potrzebie wiernosci wobec czlowieka nowoczesnego,<br />

wobec tego, co jest wsp6lczesne i nowe. Cha1'akte1'yzuje<br />

go tendeneja d'0 nie odgranicza1nia nieprzekraczalnymi barierami<br />

terazmiejs.zosci od przeszlosci; sw. Tomasza i tomizmu od filozofii<br />

nowoczesnej, ktora rozwija si~ i idzie naprzod, a szczeg6lnie od<br />

filozofii wspolczesnej. Tomizm ten, dkreslany najcz~sciej nazwq<br />

neotomizmu, blqdzi w dwojaki sposob. Wprawdzie stara si~ un dostrzec<br />

wartosci nowoczesnej i wsp6lcze&nej mysli filozoficznej, ale<br />

nie zawsze zauwaza wS'zystkie wartosci dawnych filozofii, a na<br />

pierwszym miejscu autentycznej mysli sw. Tomasza. Chcialby on<br />

dqzye do syntezy zlozonej z nova et vetera, ale nova gorujq w niej<br />

nad vetera (o


:952 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />

Utczyl w pewnym okreslonym m1eJscu i czasie. Stara si~ wi~c ona<br />

zachowae wiernose teks,tom sw. T,omasza i tomist6w, a nie wiernose<br />

szkole jalko aibsrtrakcji, jako communis opinio Thomistarum,<br />

e:klektycz:nej, bezkrwistej, a nawet nresp6jnej. Ten tomizm dqzy tez<br />

do wiernoSci teikst,om wszyslt'kich innych filowf6w, 'kt6rych studl uje<br />

z niemniejszq uwagq, kr6tiko mowiqc dqzy do wiemosci integralnemu<br />

swiadectwu historii, czy chodzi 0 hi'stori~ sttarozytnq, czy<br />

o sredniowiecze czy ,nowoczesnose i wsp6lczesnosc. N i e c h '0 d z i<br />

t u '0 to, a b y bye tom i s t q, a 1 bon 0 w 0 c z e s n y m,<br />

al e 0 t ,0, a b y Ib Y c f i 1 '0 z,o f e ill i trw a c w p r a w­<br />

d z i e. Na tej' drodze fHowf spotyka sw. Tomasza i czerpie od<br />

niego natchnienie w tej mierze, w jakiej ma ()in rack A jezefi<br />

w pewnym znaczeniu ceni Akwinat~ wi~cej niz innych filozof6w,<br />

to dlateg,o, ze jeg:o 'intuicja ,ontycznej roli egzystencji, i'ntuicja<br />

podstawowa i szczeg6lonie wazna ·d1a filo:wfii i jej rozwoju, jest<br />

fe;nomenem jedy,nym w historii filozofii i sama 'na,daje swemu<br />

aut'or,owi wyjqtk,owe m1eJsce. Tomizm tej trzeciej· tendencji<br />

~wyl'onil si~ z wolna i jak gdy'by sponta'nic ~Zlnie z podw6jnego<br />

Zrodla: z pogl~bionych studi6w nad samym Sw. Tomaszem oraz.<br />

z szerolko zaikrojonego rUichu wspokzesnych ba,dan nad histol'iq<br />

fi1020fii sredniowiec21nej, a ruch ten pObUidzily prowa,dwne od<br />

konca XIX w. prace hi'sto,ryk6w filowfii chrzescijanskiej. To oni<br />

wlasnie w naszych czasach pozwolili zrozumi,ec cale novum, jakim<br />

d1a jego epdki byla mysl sw. Tomasza, oraz cale znaczenie jego<br />

dziela d1a pMniejszej ewolucji refleik'sji filozoficznej, kt6ra oczywiscie<br />

nie konczy si~ z naszq epdkq. Ze wzgl~du na to novum,<br />

jakim jest wlasnie egzystencja'1;na wizja bytu, tomizm tej trzeciej<br />

tendencji jest czasem nazywany tomizmem egzystencjalnym 44 .<br />

KALINOWSKI: Pan oczywiScie troch~<br />

upraszcza<br />

SWIEZAWSKI: OczywiScie. W naszej rozmowie nie rna warunlk6w<br />

do wyczerpujq,cej anaHzy wsp6lczesnego tomizmu i jego te'l1dencji.<br />

Wybieram z nich te trzy,O kt6rych wspomnialem, poniewaz, jak<br />

mi si~ zidaje, majq one najwi~'cej zw01enni'k6w. Jed'l1akze nie<br />

okreslajq one caliko,wi


ROZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

953<br />

riodyki: "Le BU'lletin Tho.miste" i "La Revue des Sciences Philo.­<br />

so.phiques et Theo.lo.giques". Te centra Sq rownie reprez€'ll.tatywne<br />

jalk Rzym, Lo.uvain, To.ronto., Fryburg szwajcarsiki, Lublin czy<br />

karto.lic'kie uniwersytety amerykanskie. Dla pelnego. wyczerpania<br />

tego. tematu nalezaloby dckladnie przeanalizo.wac mysli, po.stawy<br />

i intenpretacje, co. nie da si~ zro.bic bez wchodzenia w szczegoly,<br />

a t,o. w tej chwili 'niemo.zliwe. Oto. przyczyna moich swiadomych<br />

upr.o.szczen.<br />

*<br />

Gzy trzebo bye tomiatq 7<br />

KALINOWSKI: Niejednemu filo.zo.fo.wi chrzescijaIiskiemu nasuwa<br />

:si~py ltanie czy dzisiaj trzeba jes'zcze byc to.mistlj? Odpo.wiedz<br />

jest dwo.jalka. W pewnym znaczeniu, jaik to' slusznie zauwazyl J.<br />

Maritain, nie rna wi~cej przyczyn do. pojsda za sw. To.mas·zem niz<br />

za jakimiko.lwie'k innym filo.zo.fem do.·Sltrzegajljcym pewnlj pra wd~,<br />

Mora i przez innych po.willlna bye po.znana. W d z i e d z i n i e<br />

f i 1{)o Z 0. f i i n i e po. win n 0.' by s i ~ bye aug u sty n is t q,<br />

ani to. m i s t lj, ani k ant y s t q, ani he g 1 i s t lj... t Y 1k 0.<br />

f i 1 0 Z 0. fern. Jednalkze jezeli filo.'zo.fia jest ko.ntemplacjlj bytu,<br />

jezeli by,t jes'1; tym, co. is t n i e j e, jezeli wizja bytu wlasciwa<br />

sw. Tomaszo.wi jest wlasnie egzystencjalna, w ta'kim raz.ie t r z e b a<br />

byc to.mistlj na to., zeby bye filozo.fem. Nie znaczy<br />

tobynajmniej, ze trzeba si~ trzymae do'slo.wnie i literalnie pism<br />

Tomasza z Akwinu, ze trzeba si~ ogra.niczyc do. po.wtarzania za<br />

nim, do. cytowania go. przy kaiJdej okazji, ani zenie trzeba starae<br />

si~ zobaczye tego., czego o.n nie widzial.<br />

SWIEZAWSKI: Tak, nie na tym polega sztu'ka "bycia tomis:tlj".<br />

E. Gilso n mowi 0 tym o.bszernie w Le philosophe et la theo.logie<br />

i slusz,nie kladzie tam nacisk na czyvanie i rO'zwaza.J1Iie dziel sw.<br />

Tomasza.. Nie mozna si~ bez tego. obejse. Ale przede wszystikim<br />

wai ne jest, zeby si~ dae pr,zeniiknljc temu ,duehowi filozo.fic,znemu,<br />

kt6ry ozywial sw. To.masza. Filo.zofo.wac ad mentem S. Thomae,<br />

io. mo.·im 2l?a1niem oznacza' pojmo.wac filozo.fi~ tak ja'k o.n, ezyIi<br />

pojmowae jlj jako k ontempIaej~ bytu, i filo.zo.fi~ bybu wziljc za<br />

po.dstaw~ wszystikich innych dzial6w filo.zo.fii; to. przyjljc jego<br />

w yjsciowe po.zycje w dziedzinie fil0 zobi bytu, przyjqc za swo.jlj<br />

jego. realistycz.nlj in tuicj~ egzys


954 JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIEZAWSKI<br />

tomis,tCj", jezeli sit: ollie chce porzucic filozofii dla dogmatyiki filoz.oficzmej<br />

albod~a histo!rii fHozofiL Ja przynajmniej w te,n sposob<br />

rozumiem "sztukt: bycia tomistCj" i tak jCj opisalem w mojej ost a t­<br />

niej metodologic:zmej pracy Zagadnienie historii filozofii, ktor Cj<br />

pozwalam sobie tu wymienic tylko dlatego, ze udalo mi sit: w niej<br />

ta'kie osiCjg;nit:cie: w tysiCjcstronnicolWej dyskusji z 200 al1torami<br />

wychodzt: z pozycji t'omi'stycznych, ale sw. Toma'Sza nie cytuj~<br />

wi~cej nii cz,'tery czy pit:e razy.<br />

KALINOWSKI: SCjdzt:, ze filozofia chrzescijanslka teraz dopiero<br />

odkrywa prawdziwy sposob "byda tomistCj". "Szt'Uika bycia tomistCj"<br />

jak kaida sztuka wypracowuje sit: wollno, z wysHkiem<br />

i w ciCjgu swej dlugiej his toriiprzeszla r6ime zmienne koleje. Dzis<br />

je'd'naik wy,dajCj sit: one konieczne, a scislej mowiCjc nieuni'knione.<br />

CzlowieJka bowiem chara1kterywje raczej dyskursywmose nii intuicja.<br />

W efekcie prawdt: udaje mu si~ odkrywac etapami, niezaleznie<br />

od tego czy chodzi 0 prawdt: praktycZJnCj czy teoretycnllCj. Ludzkosc<br />

,nie mogla wit:c "za jednym zamachem" uchwycic prawdziwej<br />

metody by,cia tomistCj. Musiala dochodzic do tego stopniowo.<br />

ObserwujCj'c pod tym kCjtem caIosc drogi, ja1kCj filozofia chrzescijanska<br />

przebyla w ciCjgu ostatnich stu lat, moina rozroinic trzy<br />

zasadinicze fazy. Poczejiikowo "bye tomistq" znaczylo bye duchownym,<br />

scholastykiem, profesorem filozofii w szJkole koscielnej,<br />

i w koscielnej lacinie wyraiac nauk~ , tradycyjnie choe nieraz<br />

mylnie uwazanCj za nau k ~ sw. Toma'sza. Dopiero po,dczas drugiego<br />

okresu rozpoczYlllajCjcego si~ od encykIiki A eterni 'Patris ?posob<br />

"bycia tomistq" zaczyna si~ pomalen'ku zmieniae. Jui nie tylko<br />

duchowni Sq tomistami. Liczba swieckich tomistow rosnie stale,<br />

iaci'na przes taje bye naj c z ~ s ci e j uiywanym j ~zyki em studiow filozofii<br />

tom istyczmej. Ale jeszcze nie uda je s i ~ calkO'wicie wyzwolie<br />

z technicznej laci


nOZMOWA 0 FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

955<br />

Zakonczenie. Philosophia perennis<br />

Podczas' tej diugiej rozmowy 0 filOzofii W okresie Soboru poloiylismy<br />

nacisk na pewnq jedynose filozoficZillej mysli sw. Tomasza,<br />

a takle na jej znaczenie dla rozwoju filazofii , dla losu czl,owieka<br />

i jego post~pu i kultury, dla swia'ta i dla Kosciola. Chyba mielismy<br />

slus~nose? .. Nigdy jednak nie powiedzielismy, ie poza sw. Tomaszem<br />

nie ma Iprawdy filozoficznej. Jeieli wlasciwy Tomaszowi<br />

spos6b patrzenia na to, co rzeczywiste, jest najistotniejszy idla<br />

dobrze poj~tej filo·zof1ii, to nie wyklucza on innych spo",{)Ib6w podchodzenia<br />

do byotu. Wiele z nich, jesli nie wszyst:kie, dajq si~ z calq<br />

pewrnoSclq uzasadonie i ujawniajq te aspekty tego co rzeczywiste,<br />

ktorych sw. Tomasz nie poruszyl. 0 ile kaida filozofia zawiera c z ~se<br />

prawdy, to wszystkie s ,i~ dopel'niajq. Dla tego tei tomista moie<br />

tylko skorzystae jezeli po,znaje i studiuje wszelkie dzisiejsze filozofie:<br />

fenomenologie, egzystencjalizm, marksi'zm czy neopozytywizm.<br />

M6wiqc ogolniej: zarowno wielcy filozofowie wspolczesni<br />

jak i mistrzowie przes'zl,osci, wczesniejsi czy pozniejs'i ad sw. Tomasza,<br />

przynoszq wszyscy jakies spostrzeienia tego co rzeczywiste,<br />

z kt6rymi kaildy filozof musi si~ liczye.<br />

I tak przy koncu nas,zej rozmowy dochodzimy do poj~cia philosophia<br />

perennis ,od kt6regosmy zacz~li: Philosophia perennis to<br />

nie filozofia taikiego lub innego filozofa, to nie filozofia sw. Tomasza.<br />

Ana tei nie filozofia chrzescijanska czy filozofi.a scholastyczna,<br />

jesli si~ jq pojmuje jako pewnq wypadkowq ipoglqd6w wyzmawanych<br />

paprzez wieki przez filozofow chrzescijansbch i scholastycznych.<br />

Nie jest 10 'talkie communis opinio, jakis wsp6lny m ianownik<br />

poglqd6w wszystkich filozof6w razem wz.j~tych . Philosophia perenni.<br />

to ta specyficzma refleksja nad bytem, istniejqca odikqd czlowiek<br />

jest czlowiekiem i majqca trwae do konca czas6w, refleksja<br />

okresla,na przez te p y t a ill i a e sen c j a 1 n e, na kt6re kazdy<br />

utalentowany mysliciel daje cZqstk~ odpowiedzi. 'Philosophia perennis<br />

to filozofia uj~ta w je'j wiecznej historycznej ewoilucji. Sw.<br />

Tomasz zajmuje w niej wyjq'tkowe i szczeg61,nie w aine miejsce, ale<br />

jego mysl ani nie utoisamia si~ z philosophia perennis ani nie wyczerpuje<br />

historii f.ilozofii. Gdybysmy cos takiego twierdzili, naleielibysmy<br />

do najgorszej odmiany tomistow.<br />

Jerzy Kalinowski, Stefan Swiezawski<br />

-Hum. A. T.<br />

P rzeklad z jt';zyka francusk iego fragment6w ksiqzki, kt6ra ukaie si t'; pt. Entret<br />

j c n sur La pllHoso phie it !'heu r e dll COllcHe w wyd. "Soc iete d 'Editions Internat<br />

ion ales", P aris <strong>1965</strong> .


Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />

1. ANALIZA PROBLEMU<br />

WIEK XX-ty niewqtpliwie przejdzie do historii Kosciola jako wiek<br />

Ekumenii. Pozornie wyhuchla ona nagle i w niepoj~ty spos6b ogarn~la<br />

szerokie sfery we wszystkich Kosciolach Konfesyjnych niby<br />

pozar suchego stepu. Wytlumaczenie tego zjawiska jest proste.<br />

Jednosc lezy w zalozeniu samego K-osciola i stanowi jeg'o serce. Tak,<br />

jak jeden jest Krol nieba i ziemi, po-dobnie moze bye tylko jeden<br />

Jud bozy tego Krola. Lud ten, choe dzis rozpposwny po calym swiecie,<br />

zwasniony i nieraz walczqcy ze s·abq, stanowi jednak mimo<br />

wszystkie przeszkody i roinice w czasie i przes'trzeni jeden Iud,<br />

poniewai jest ludem jednego Kr6la. Nigdy w dzjejach Kosciola to<br />

cz~stokroe przytlumiane uczucie jednosci i wspolzaleinosci od jedneg'o<br />

Krola i wsp6lnaleznosci do jednego Krolestwa 'nie zanikaly.<br />

Nieraz uj·awnialy si~ na zewnqtrz w pr6bach przywrocenia i realizowania,<br />

choeby w ograniczonym zakresie, tej najbardziej zasadniczej<br />

istoty swojej egzystencji. Jednose le±ala w zaloieniu tego- ludu<br />

i stanowi ostateczny, eschatoJ.ogiczny jego cel. Pielgrzymka ludu<br />

bazega do upragnionego celu odbywa si~ w swietle przewo'dniej '<br />

gwiazdy eschatologicznej nadziei, ie doprowadzi do spotkania z Kr6-<br />

Iem, do wiecznego odpO'czynku przy Jega Stole w Krolestwie Nieb~e<br />

" kim . Nikt nigdy nie twierdzil, bo ni'kt w to nie wierzyl, aby<br />

w tym Krolestwie byly przygotawane rozne stoly dla r6znych<br />

cz~sci pielgrzymujqcych obywateli Kr6lestwa -Boiega. Rzecz wi~c<br />

zr azumiala, ze musiala dojrzee swiadomo·se koniecznosci przygatawania<br />

si~ do tej wsp6lnoty przy Stole Krolewskim jui v" czasie<br />

historyeznej pielgrzymki. A gdy dajrzala, 'ogarn ~la cale chrzescijanstwo<br />

w jega najautentyezniejszych przedstawicielaeh bez rozniey<br />

wyznania. Tylka bawiem ehrzeseijanin zupelnie pazbawiony<br />

Ducha Sw. moze pr zyipuszezae, ie Kr61 Niebieski b~dzie respektowal<br />

nasze ludzkie, ehoeby najbardziej koscielne spory i padzialy,<br />

w wielkiej chwili Wypelnienia Planu Hazega. Kto- wi~e nie b~dzie<br />

przygotowa'ny do tej J ..:dnosc'i przy StCJIle Krolewskim, sam siebie<br />

W n-rze 128/129 Opublikowalismy artykul ks. Zygmunta Michelisa, protestanckiego<br />

teologa-ekumenisty 0 "papiestwie jako pl'Oblemi~ ekumenicznym".<br />

Artykul niniejszy stanowi jego kontynuacj


PROLEGOMENA EKUMENICZNE 957<br />

z tej blogoslawiO'nej spolecznosci (Communio) wylqczy. Trudno.<br />

wi~c zrazumiee, ja1k mozna mowie 0 wypelnieniu nadziei chrzescijanskiej<br />

bez dqzenia do tej Jednosci, ktora plynie z wiary, ze "nie<br />

rna w Nikim i.nnym zbawienia i 'nie rna zadnego innego Imieni1a,<br />

danego ludzicm, w ktorym mogl'ibysmy bye 2'1bawien~" . (Dz 4, 12).<br />

Nowoczesny ruch ekumeniczny we wszystkich Kosciolach wyznaniowych<br />

i u wszystkich szczerych ekumenistow plynie z takiego<br />

wlasnie rozumienia ekumeni'i. Niezaleznie ad listotnych pobudek<br />

i celow rMnych prob unijnych w przeszlosci, dzis z pewnosciq<br />

zradlem podohnych dqzen jest swiadomose, ze mogq one znalezc<br />

swojq realizacj~ tyllro na gruncie Je'dnosci, lezqcej juz w samej<br />

Istocie K·osciola i plY'nqcej z jedynie zbawczej wiary w Zbawiciela.<br />

Bylaby tragicznym nieporoZ'umieniem, gdyby ktokolwiek ocenial<br />

ruch ekumeniczny jako dqienie pewnych i1deowych ludzi W Kosciele<br />

do zreali,z.owania ich szlachet'nych przekonan i praktycznych planow.<br />

Nie naleiy ta:kze myslec, ie ruch ekumeniczny dqiy do przywr6cenia<br />

i ustanowienia kiedys istniejqcej, a potem IUtraconej<br />

Jednosci. Najwyzej moina z wielk~ powsciqgliwosciq i pokorq powiedziec,<br />

ie pragniemy odkopac i na nowo ujawnie zapomn,ianq<br />

i zasypanq J ednosc, lub jeszcze dokl.adniej, ohudzie swiadomosc<br />

w zasadzie wciqi istniejqcej ·Jednosci. Wyrazem tej swiadomosci<br />

bylo chocby isi'nienie wspolnej, pier~otnej nazwy dla wszystklch<br />

\vyzna wcow Chrystusa, ktora powstala na po~zqtku w Antiochii.<br />

Mogly Koscioly odma'wi1ae sobie wzajemnego uznania, mogli si~<br />

chrzescijanie jedni drugich wstydzic i uni'kac wszelk~ch kontakt6w<br />

mi~dzy sobq, ale przeciez 'ni'kt nikomu ochrzczonemu nie odmawial<br />

nazwy chrzescijanina. Tq jednoczqcq nazwq lqczyli si~ chrzescijanie<br />

mimo wszystko woko~o wspolnego Zbawiciela, niq tabe obejmowal<br />

i::h obcy swiat. Dlatego tei jui przed Soborem nie sprawialo<br />

to trudnosci nawet dla najbardziej ekskluzywnego katolika<br />

widziee w "heretykach", acz blqdzqcych i zablqkanych, przeciei<br />

jednak braci w Chrystusie. Nie moina takie zapominae, ie mimo<br />

wszystko istniala pomi~dzy chrzescija'nami zawsze ta swi~ta wi~z<br />

w postaci Pisma Swi~tego. Nie 'naleiy tylko natychmiast pytac,<br />

jakq rol~ zajmuje i jakie zastosowanie znajduje ono w innych<br />

Kosciolach. Dla wszystkich wszak Koscio16w i chrzescijan bylo ono<br />

jedna'k pierwotnym i podstawowym zrodlem ich iyc,ia duchowego,<br />

a poszczeg6lne wersety kanonicznym sercem ich Sluiby Koscielnej.<br />

Takze i przekonanie, ze n'ie tylko przez Pismo· Swi~t ~, lecz i przez<br />

Sakramenty Bog przemawia, bylo jednoczqCq wi~ziq wszystkich<br />

Kosciolow historycznych. Rowniez wszyscy chrzescijanie, ktorzy<br />

w jakikolwiek sposob przyznawali si~ do Chrystusa czynili to tymi<br />

r samymi slowy w Modlitwie P,anskiej i Wyznaniu Apostolskim. I te


'958<br />

Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

wszystkie wsp6lne swi~toscisqnie tylko symbolem, lecz takze<br />

realnq podstawq 'i niewzTusZ!onym fundamentem faktycznej, acz<br />

ograniczonej Jednosci chrzescijailstwa, istniejqcej bez przerwy od<br />

poczqtku jego powstania.<br />

Wszystko to byloby niezrozumiale, a raczej nie istnialoby wcale,<br />

gdyby nie istniala faktyczna, nieprzerwarna , acz utajona Jednose<br />

Kosciola Chrystusowego we wszystkich jego .odlamach i kierunkach.<br />

Wszystko, co si~ nazywa chrzescijailstwem i rna prawro do tej nazwy,<br />

wywodzi si~ z jednego miejsca i z jednego Imienia: z Be·tleemu<br />

i Golgoty, z Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelii. Nie zmienia tego<br />

fakt, ze w pewnych ID'omeniach historii jarkis czlowiek, jakies imi~<br />

ludzkie, jakis pojedynczy werset biblijny, lub twierdzenie dogmatyczne<br />

stawaly si~ punktem wyjscia wyznarnia religijnego. Ale zazwyczaj<br />

ti'zialo si~ tak, ze albo odnalazly one swojq drog~ do Chrystusa,<br />

albo jq tracily lub na wet zapieraly si~ przynaleznosci do<br />

Niego. TeoIogicmy wyraz tej ekumenicznej prawdy znajdujemy<br />

w wypowiedziach prawoslawnego teologa, delegata przy Swiatowej<br />

Radzie Ekumenicznej w Genewie. Wszelkie podzialy i rozdzialy<br />

koscielne ,odbywaly siE: wewnqtrz Kosciola. Nie rna wi~c i nie moze<br />

bye KoscioI6w podzielonych. To Kosci61 znajduje si~ w stanie kl'Yzysu<br />

rozlamowego. To przez grzech ludzki w Kosciele po'wstajq<br />

rowyi mury, dzielqce jeden, Swi~ty Powszechny Kosci61 na poszczeg61ne<br />

wewn~trzne obozy. To w jednej swi~tej SWiqtyni Chrystusowej<br />

'niezgodne grupy budujq swoje kaphczki. To Sq rozlamy<br />

i spory w rodzilnie Bozej, ktore mogq zachwiae jej spoistcSciq i zgodq,<br />

ale nie mogq jej rozerwae na cz~sci,nie mogq jej pozbawie<br />

wspolnego Ojca, wspolnej matki i nierozerwalnego pokre"vienstwa<br />

przez krew ChrystusoWq. To nie jest kryzys Krosciola, to Sq rkryzysy<br />

w Kosciele.<br />

Nie moze wi~c bye mowy 0 zjednoczeniu KoscioJ6w, ani 0 Unii<br />

miE:dzy Kosciolami, lecz tylko 0 pojednaniu zwasni,onych grup<br />

w Kosciele. W tym swietle schizma roku 1054 jest nie podzialem<br />

Kosciola, lecz kI6tniq i roziamem w Kosciele; a Reformacja nie<br />

jest wystqpieniem z Kosci-ola, lecz rutworzeniem grupy 0 nowym<br />

obrzqdku i nowej teologii w Kosciele Zachodnim. Protestanckie<br />

spory z Kosciolem Ka tohckim trwajqce bez przerwy i we wszystkich<br />

odiamach, swiadczq tyl'ko 0 tym, jak gl~boko zwolennicy<br />

Reformacji byli i Sq zwiqza'ni ze swojq zachodniq Macierzq koscielnq.<br />

J ezeli wi~c nie mogly ze sobq zye w zgodzie, to przyna imniej<br />

musialy ze sobq walczye. Ale nie tylko to. Nie ulega zadnej ~qtpliwosci,<br />

ze w wielu wypadkach teo},ogia i poboznose katolicka


PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />

959<br />

naIeiq do Jego oweza'I'lDi. · ByIi, Sq i pozostanq na zawsze dzieemi<br />

tego samego Ojea, wyz.naweami tej samej Ewangelii i tego samego<br />

Zbawieiela. Zeby tym przestae bye, trzeba przestae bye ehrzeseijaninem.<br />

Z powyzszego wyni'ka jeszeze iedna reaIna konsekweneja:<br />

Wielu ehrzeseijari zwlaszeza w obozie ewa'ngeliekim poeiesza s~~<br />

myslq i twierdzeniem, ze owa nierozerwa],na jed'llose istnieje w zakresie<br />

duehowym. Jestesmy jedno przed Bogiem w tduehu wsp6lnej<br />

wiary i to nam musi wysta'rezye. Una Saneta to jest ten niewidzialny,<br />

povvs'zechny Kosei61 sere i dusz przed ~b1iezem Panskim.<br />

Jego ujawnienie i realizo,wa'llie w ezasie i przestrzeni przekraeza<br />

ludzlkie mozliwosei i nie lezy w planaeh Boiyeh. Trzeba wyrainie<br />

i publicznie 'po-wiedziee, ie jest to teologia niezgotdna z realizmem<br />

biblijnym. Jest to takie nieswiadomym leez jaskrawym zaprzeczeniem<br />

faktu i skutk6w inkarnaeji. "Slowo Cialem si~ stalo i zamieszkalo<br />

mi~dzy nami, a mysmy widzieli Chwai~ Jego" (J 1, 14).<br />

Ws zelka pneumatyczna rzeezywistose, jako dzielo Boie, istnie- .<br />

jqee z Jego woli wsr6d lu'dzi i dla 1udzi, musi si~ przyoblec w "Cialo<br />

i Krew", musi si~ ujawnie w maszyeh slowaeh i w naszyeh ezynach.<br />

Kosei61 nie jest Kosciolem aniol6w (tym takie _ ale w niebie),<br />

leez Koseiolem ludzi i dla ludzi na ziemi. I dlatego Jego pneumatyezna<br />

obeenose i rzeczywistose, uj'awniona i realizow?na przez<br />

inkarnaej~, jest wolq Boiq i dzielem ,Ducha Swi~tego. Wyrainie<br />

pragnie tego Chrystus i iqda tego od tnas, gdy modli si~ w Wieczerniku<br />

"aby byli jedno we mnie, jak ja w '.Dobie, aby swiat uwierzy!,<br />

ies Ty mn'ie posla!". (J 17, 23).<br />

I dlatego Dueh Swi~ty wymaga ujawnienia tej jednosci i jej nowego<br />

zademonstrowania Swiatu przez pojednanie i zgodne wsp61­<br />

zyeie w wierze i milosci wszystkieh ehrzeseijan w Jednym Swi~tym<br />

Koseiele Powszeehnym. Zrozumieli to wielcy ekumenisei, od<br />

Papieia Jana XXIII az po najbardziej indywidualnego i 'radykalnego<br />

protestanta i wszyscy t~ologo-wie o-d Congara, Kii'nga i Rahnera<br />

ai po Karola Bartha, Oscara Oul1manna, FrankHna Freya itd.<br />

II. JEDNOSC W PERSPEKTYWIE HISTORII<br />

Zpozumienie ruehu ekumenieznego, jako zobowiqzania do ujawnienia<br />

i realizowania danej nam od poezqtku przez Boga w Chrystusie<br />

Jednosei Koseiola na ziemi, stawia przed nami aktualne zadanie:<br />

znaleic spos6b i drogi uzewn~trznienia od poezqtku istniejqeej,<br />

faktyeznej jedinosci chrzeseijanskiej. Ale w tym miejseu<br />

musimy ustrzee si~ ,nowego b!~du 'i falszywego zrozumienia tego<br />

zadan'ia. Ekumenia nie polega na tym, aby podzielona i rozczlonkowana<br />

rzeczywistose Kosciola w dzisiejszej dobie i w obeenych<br />

granieach zostala przywr6cona przez pojednanie i zgod~ poszezeg6l-<br />

<strong>Znak</strong> - 10


960 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

nych wspolnot koscielnych. Bkumenia bowiem to nie tylko jednosc<br />

z dzisiejszym chrzescijanstwem. To jest takie jednosc z chrzescijailstwem<br />

wczorajszym i dawniejszym, ai do jego poczq1Jkow. Ekumeni~<br />

trzeba widziec nie tyl ko w wymiarach przestrze>ni, lecz takie<br />

i czasu. Prawdziwa i pe~na jednosc poleganie tylko na consensus<br />

fidei z bracmi w Chryst'll'sie XX-go wieku, lecz takie na jednosci<br />

wiary z OJ'cami i praojcami przeszlooci - Refmmacji, sredni'owiecza,<br />

obozu staTokosciel-neg'o - ai po czasy apostolskie. Gdzie wi~c<br />

szukac i na czym budowac Ekumeni~ w perspektywie historycznej?<br />

T,o prowadzi nas do wspolnej konkretnej podstawy, ja'kq jest<br />

niewqtpliwie dla wszystkich chrzescijan, jesli nie w praktyce, to<br />

przynajmn'iej w zasadzie Objawienie Boie, wyraione i przekazane<br />

nam przez pierwotny Kosciol w kanonie biblijnym. I tu staje przed<br />

nami zagadnielnie wzajemnego stosunku mi~dzy BibJiq, a Tradycjq.<br />

Przezwyci~zy1ismy jui w historycznych Kosciolach protestanckich<br />

uprzedzenie do Tradycji i l~k przed jej uzna'niem. Wszak i Biblia<br />

jest pisemnym sfoTmulowaniem 'najstarszej, U'stnej Tradycji Apostolow<br />

i pierwotnej gminy chrzescijanskiej vv Jerozolimie. Swoj<br />

wyjqtkovvy, autorytet ta po raz pierwszy sformulowana i spisana<br />

Tradycja zawdzi~cza szczegolnym okolicznosciom. Chroni jq nie<br />

tylko arutorytet aposto16w, naocZlIlych swiadkow Dziela Chrystusowego,<br />

lecz takze jej wyraine stw'ierdzenie 0 sobie, ze powstala<br />

pod be2'posrednim kierownictwem i kontrolq DuchR Swi~t e go,<br />

I dlatego wszystko, co powstalo przedtem 'i potem, mus~ s'i~ legitymowac<br />

przed jej najwyiszym i bezspornym aut·orytetem. Ale<br />

chrzescijanstwo od poczqtku bylo i poz,ostanie do konca tego eonu<br />

rozwijajqcym si~ i 'dojrzewajqcym Krolestwem Bozym, alba jak<br />

mowi sw. Jan: Winnicq Panslkq. Jest zywym organizmem, ktory<br />

musi przechodz-ic ten prcces rozwoju, jeieli nie rna zwi~dnqc<br />

i przestac owocowac. Tradycja jest wi~c ill mniej ni wi~cej biblijnymi<br />

dziejami pielgrzymujqcego Kos601a do wiecznej ojczyzny<br />

ludu Bozego. Ta pielgrzymka prowadzi przez doliny i gory, przez<br />

puszcze i morza, przez n:iebezpieczenstwa i przeszkody, przez pokusy<br />

i upadki. W tych wanunkach nie trudno 0 zboczenie z tej<br />

najkrotszej, choc nie zawsze 'najwygodniejszej drogi do ostatecznego<br />

celu. I dlateg'o pozy·teczne, a nawet konieczne Sq stale kontrole<br />

z drogowskazami Pisma Sw., oraz konfwntacje z napomnieniem<br />

Ducha Sw. (J 16, 13). Nie l


PROL"EGOMENA EKUMENICZNE<br />

961<br />

cielnej. Apostolicum Niceanum, Atanazjanum, oraz uchwaly pierwszych<br />

czterech Sobor6w Powszechnyeh, Reformacja przyjE:la bez<br />

zastrzezen. Takze i p6zniejsze SoborY,acz juz pow()lane w ()!dmienn)"Ch<br />

warunkach nie byly lekcewaz,one. Uznanie ith bylo jedynie<br />

uwarun'kowane ewentualnq k'onfrlOnta,ejq ieh uehwal z Pismem<br />

SwiE:tym.<br />

W tym miejseu musi zapasc decyzja i wyb6r drogi ekumenieznej.<br />

ezy szukamy realizaeji Ekumenii w przestrzeni, ezyli jedynie<br />

na tIe dzisiejszej rzeczywistosei koscielnej 'na ealym swieeie i obecnego<br />

stanu doktrynalnego we wszystkich Kosciolach, ezy tez wracamy<br />

do pierwotnego zr6dla i stanu rzeczywistosci 'koscielnej<br />

w okresie apostolskim i biblijnym? Mozna by to wyrazic takze<br />

i w ten spos6b: czy szukamy Ekumenii w przestrzeni, ezy w c'Zasie?<br />

S


962 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

uswi~ce­<br />

w swietle EwangeIii odnowy, czyli nowego oczyszczeiIlia<br />

nia naszych Kosciol6w i naszych k,oscielnych Tra'dycji.<br />

III: JEDNOSC DROG! EKUMENICZNEJ<br />

Nie wystarcza zrozumiec istot~ zagadnienia ekumenicznego. Nie<br />

mozna stanqc w pielgrzymce ek,umenicznej na miejscu i kontemplowac<br />

darowanq i odnalezionq Jednosc. Chodzi wszako cel, a nie<br />

o drog~. Aby jednak ZlIlalezc t~ drog~, trzeba miec co najmnief wizj~,<br />

jezeli nie dokladne rozpoZ1nanie celu. Czy wi~c celem jest jeden<br />

wsp61ny Kosci6l? A jezeli tak, t'o jak ten Kosci6l konkretnie rna<br />

wyglqdac, a to znaczy takze jak praktycznie go mo'zna i nalezy<br />

realizowac? W teologii to zagadnienie nazywa si~ eklezjologiq.<br />

I wszyscy teolodzy Sq zgodni, ze to wlasnie jest najtru'dniejsze zagadnienie<br />

ekumeniczne i ze bez jego f'ozwiqzania nie znajdziemy<br />

drogi, ani nie zdolamy osiqgnqc celu Ekumenii. Swiatowy Zwiqzek<br />

Kosciol6w 1 powziql uchwalc:, ze kazdy Kosci6l nalezqcy do<br />

zwiqzku rna prawo do wlasnej eklezj.ologii i u2mawania jej jako<br />

jedynie slusznej, a co najmniej najbardziej slusznej. Nalezenie wraz<br />

z innymi Wsp61notami Koscielnymi do Swiatowego Zwiq1zku Ko.,<br />

sciol6w bynajmniej nie oznacza automatyc~nego uZlIlania ich jako<br />

pelnoprawnych i r6wnorz~dnych Kosciol6w. Jest toO cena, kt6rq<br />

zaplacono za przystq'pienie Prawoslawnych do Zwiqz'ku KosciQl6w.<br />

Swiato.wa Rada Ekumeniczna 2 stala si~ w ten spos6b jedynie swiatowym<br />

klubem dyskusyjnym, nie posiadajq'cym prawa do zadnych<br />

Qg6lnych decyzji, ani IUstalenia drogi dla wsp6lnej pielgrzymki<br />

ekU'menicznej ku jednosci. Stqd stagnacja w wewn~trznym foOZwoju<br />

Swiatowej Rady E~umenic2inej, oraz nie dajqce si~ ukryc zniech~cenie<br />

jej najczynniejszych czlonk6w.<br />

Zacytujemy tu niezwykle szczere i twarde slowa koptyjskiego<br />

biskupa Samuela z Egiptu, wypowiedzia1ne na posiedzeniu Centralnej<br />

Rady Ekumenicznej w Rochester w roku 1964: "Calym sercem<br />

bralem udzial wostatnim lO-leciu w ruchu e'klUmenicznym. Jeieli<br />

jednak Rada Ekumeniczna zechce opraoowac wsp61nq i obowiqzujqCq<br />

wszystkich eklezj{)logi~, b~d~ zmuszony z wielkim smutkiem,<br />

lecz bez wahania opuscic jej szeregi". Slowa te Sq najdl'astyczniejszym<br />

sformufowaniem tragicznej sytuacji w Swiatowej Radzie Ekumenicznej.<br />

Rozumiejq to prz,odujqcy jej dzialacze, ie bez przezwyci~ienia<br />

tej trudnosci nie rna przysz}.osci dla Ruchu Ekumeniczneg'o.<br />

Na ostatnim Swiatowym KO'ngresie w New Delhi szukano rozwiqzania<br />

problemu w nast~pujqcej definicji: "Uznajemy, ze chrzes­<br />

1 World Council of Churches. <br />

2 Organ kierownlczy World Councll of Churches.


PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />

963<br />

cijanie na calym swiecie stanowiq spoleczno.se, ktora czuje si~ powola'nq<br />

do bu'dowania Krolestwa Boiego prze,z glosienie Ewangelii<br />

i sprawowanie sakramentow wedlug nauki Chrystusowej zawartej<br />

w Nowym Testamencie uznajq'c wzajemnie urz~dy koscielne i przynaleinose<br />

,do pows'zechnej wspolnoty chrzescijailskiej".<br />

Uchwala ta zapadla jednomyslnie i zostala przekazana do rozwaienia<br />

i zaj~cia stanowiska wszystkim czlonkowskim Ko,sciolom.<br />

Uchwala w New Delhi nie wydaje si~ jednak bye fO'zwiqzaniem<br />

problemu, lecz tylko jeg.o bardziej do'lda1dnym sformulowaniem. Ma<br />

ona zresztq czysto deklaratywny charakter i jest raczej jedynie<br />

zapytaniem, skierowanym do Kosciolow czlonkowskich, a nie wytyczeniem<br />

drogi. Budzi ona sama szereg nowych pytail, bez dawania<br />

'na nie odpowiedzi. Co oz.nacza gloszenie Ewangelii? Czy odczytanie<br />

te'kstu biblijnego przez przedstawiciela pojedynczego Kosciola<br />

i Jego interpretacja na zgromadzeniu ekumenicznym jest jui naboieilstwem<br />

chrzescijailskim dla wszystkich Kosciol6w zrzeszonych<br />

w Radzie Ekumenicznej?<br />

Jeszcze wi~cej pytail i wqtpliwosci budzi okreslenie "sprawowanie<br />

Sakranrentow". Ktorych Sakramentow? Przez kogo sprawowanych?<br />

Dla kogo sprawowanych? Czy tylko dla czlonkow wlasnego<br />

Kosciola, czy wszystkich Kosciolow w Radzie Ekumenicznej?<br />

A takie trzeeie okreslenie: uzna nie _ w zajemnych ur z ~dow koscielnych.<br />

Czy przez wszystkie Koscioly i wobee wszystkieh Koseiol6w?<br />

Bez iadinych wamnkow, wzgl~dnie pod ja'kimi warunkami? Z sukcesjq<br />

apostolskq i bez sukeesji apostolskit~j? - posiadajqcych stan<br />

kaplailski i nie uznajqcych takiego stanu? I tak moina by jeszcze<br />

wiele pytac. Widzimy tu wielkq trudnosc problemu eklezjologieznego.<br />

Oczywiscie nikt nie potrafi dzis na te pytania dae odpowiedzi.<br />

Istniejq trzy kierunki, w ktorych szuka si~ ieh f(}1zwi qzania:<br />

1 - Kosciol rzymsll{i ma w tej sprawie wyrainq i konkretnq<br />

koncepcj~. Kosciol jest hierarchicznie zbudowanq Wspolnotq, na<br />

czele ktorej iure divino stoi jedncosob'owa nieograniczOlna, autorytatywna<br />

i nieomylna Wladza, w os'obie Papieia, nast~pcy sw. Piotra,<br />

"namiestni,ka", czy "wikariusza" samego Chrystusa. Kosciol<br />

ten posiada wi~c swojq central~ niezmiennq zarowno co do miejsca,<br />

jak i co do wladzy. Nie narus'za w rzeezywistosci tej koncepcji<br />

uchwalony przez ostatni Sobor, a nawet jeszcze nie zrealizowany<br />

"Senat biskupi", ani "kolegializm" zarzqdu Kosciola, ani decentralizacja.<br />

Koncepcja jest prosta, logicma i niewqtpliwie pod wzgl~dem<br />

.organizacyjnym bezko.nkurencyjna. Nie mozna wi~c i nie 'nalezy<br />

przech


964 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

dowa'nia Kr61estwa Bozego, dla szerzenia Ewangelii na calym swiecie<br />

vvsr6d wszystkich narod6w. Nalezy jq obiektywnie i z wielkim<br />

poczuciem odpowiedzial.nosci skonfrontowac z naukq Chrystusa,<br />

z duchem Ewangelii, z postawq Chrystusa wobec Jego Apostol6vv,<br />

w szczeg61nosci sw. Potra, a takze z praktykq czas6w Apostolskich<br />

i poapostolskich. I to wszystko na podstawie nie tylko poszczeg61­<br />

nych werset6w, lecz caloksztaHu Nowego Testamentll: Ewangelii,<br />

Dziej6w Apost·olsKich, List6w Apostolskich, zwlaszcza pastoralnych<br />

sw. Piotra, Pawla Listu ·do Zyd6w i Apokalipsy. I to nie wedlllg<br />

wlas'nych upodoban i wlasnych teologicznych Tradycji konfesyjnych,<br />

lecz obiektywnie, pokornie, rzeczowo, pami ~t ajqc -0 tym, ze<br />

caly Nowy Testament jest k a'no,nem, uznanym bez ograniczen i wartosciowania<br />

przez pierwotny Kosci61, przez Kosci61 Wschodni i Zachodni,<br />

przez Reformacj


PROLEGOMENA EKUMENICZNE 965<br />

widua'l'llym, jak i kO'nfesyjnym. I spr6bujmy wyciCjgnqc z tego odpowiednie<br />

konsekwencje.<br />

2 - luna jest koncepcja Jednosci Kosciala PrawoslavV'nega. Nie<br />

pasiada 'On Papieia, ani tei uswi~conega tradycjq miejsca jako niezmiennej<br />

Stalicy caleg'O swega Kasciala. Posiada kilku Patriarchow<br />

w r6inych krajach i kaidy z tych Patriarchow posiada swojq<br />

tradycyjnq stalicEi. Patrian;:ha Konstantyno'palitanski jest jedynie<br />

patriarchq "ekumenicZ'nym" z tytulu dawnej Stalicy Wschodniega<br />

Cesarstwa praw a,slawnego, jest z tego tytulu hanaro,wym pratektarem<br />

i najwyiszym reprezentantem Kascialow Prawoslawnych.<br />

Jedynym jego przywilejem jest przewodniczenie na rzadkich zresztq<br />

Synodach og6lna-prawaslawnych, kt&re wykonuje asabiscie, lub<br />

przez swego prze-dstaw-


966 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

3 - A jaka jest kO'neepeja protestane~a?<br />

Znajdujemy jq w artykule VII - najwazniejszej reformaeyjnej<br />

Konfesji tzw. "Konfesji Augsburskiej" z roku 1530. Autorem jej<br />

jest 'najblizszy wspolpraeow>nik Ks. Dr Mareina Lutra, prof. teologii<br />

Filip Melal1ehton. Zostala ona zaakeeptO'wana przez Ks. Dr Marcina<br />

Lutra, >oraz podpisana przez siedmiu ksiqzqt germailskich, .Dra z<br />

magistraty dwoch wo}nych miast 'niemieckich. Odczytana publicznie<br />

na Sejmie w Wormacji, zostala dor~c'Zona w j


PROLEGoMENA EKUMENICZNE 967<br />

A 'czy i jakq drogEl do Jednosci wskazuje Swliatowa Rada Ekumeniczna?<br />

•<br />

Przed 50-ciu 1aty w chwi1i swoich narod2!in Ra-da Ekumeniczna,<br />

scis1ej Ruch Ekumeniczny, uwa'zal siebie za jedymq drogEl do J ednosci.<br />

Wykaza1ismy jUz przed tym, ze bylo to zapatrywanie zlud-ne.<br />

Swiatowa Rada Ekumeniczna nie jest, nie moze i nie chce bye<br />

Super-Koscrolem. Nie moze n'·im bye, gdyz nie jest w og61e Kosciolem.<br />

Nie moze odprawiae nabozenstw, gdyz nie posiada Liturgii,<br />

nie moze takze wyswriElcae, czy ordynowae duchownych, gdyz nie<br />

rna do tego zad-nej insta·ncji. J ezeli na zebraniach ekumenicznych<br />

rna siEl odbye nahozenstW'o, odprawia je jeden z Koscio16w czlonkowskich<br />

wed1ug swego rytualu. D1atego tez Swiatowa Rada Ekumeniczna<br />

nie moze i nie chce bye ekumenicznq konkurencjq dla<br />

jakiegoko1wiek innego ruchu ekumenicz'nego, reprezentowanego<br />

przez poszczeg61ny Kosci61 czlonkowski. Chce bye i staia siEl<br />

juz neutra1nym miejscem spotkan i dyskusji d1a wszystkich<br />

Koscio16w, kt6re tego pragnq. Chce teo1ogicznie w spotkaniach<br />

i dyskusjach mie;dzykonfesyjnych wskazywae problemy, sys tematyzowac<br />

nauki zgodne, lub sporne, sluzye radq i wskaz6wkami<br />

wszystkim Kosciolom i grupom, kt6re tego zapragnq przez swoje<br />

konferencje teo1ogicl'Jne, a zwlaszcza departament doktrynab y<br />

"Faith and Order". Ulatwia lW'I1frontowa'nie, celem informacji i poznawania<br />

s'iEl roznych doktryn i ustrojow KO'scio16w Konfesyjnych,<br />

przekazujqc Koscio{.om 0 duchu ekumenicznym swiadomose i przekonanie,<br />

ze bez autoreformy, bez Odnowy przez konfrontacjEl ze<br />

wsp61nym, pierwotnym zrodlem swego zycia duchowego, Koscioly<br />

nigdy nie znajdq wsp61nego je;zyka, ani ws'p61nej drogi. I to jest<br />

najwiElksza i naj~enniejsza przysluga, jakiej w tej chwili n'ikt inny<br />

nie mogiby okazae Sprawie Ekumenicznej. Najwyraz-niej ujawnHo<br />

siEl to w ostatnich czasach, gdy ekumeniczna Genewa stala sic:<br />

nieoma1 automatycznie miejscem najwi ~kszego dotychczasowego<br />

wydarzenia ekumenicznego, jakim bylo symboliczne spotkanie calego<br />

chrzescijanstwa niekato1k'kiego z chrzescijanstwem rzymskokatolickim<br />

na neutra1nym grunc'ie w osobach r6wnouprawnionych<br />

partner6w: kard. Bea i pastora Boegnera, najwybitniejszego s'posrod<br />

bylych prezydentow Swiatowej Rady Ekumenicznej.<br />

A drugim donios1ejszym faktem bylo w 'z\,viqziku z tq ' wizytq tak<br />

szybkie 'i latwe przezwyciElzenie Iicznych procedura1nych trudnosc}<br />

wsze1kiego 'rodzaju i ustanow,iel1'ie roboczej Rady Ekumenicznej,<br />

zloilonej zprzedstawicieli Watykanu i Swiatowej Rady<br />

Ekumenicznej - a wiElc w najszerszym zasiElgu i na najwyzszym<br />

szczelblu (6-ciu przedstawicieli Watykanu i 8-miu Rady Ekumen[cznej).<br />

Szlachetna i ofiarna jest to ro1a, kt6rq speln'ia 8wiatowa


968 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

Rada Ekumeniczna - rola Jana ChrzciC'iela, kt6ry powiedzial: "On<br />

musi rose, a ja zmlliej'Szac si~" (J 3, 30). Moina wi~c patetycznie<br />

powiedziec, ie chwilanarodzin Jednosci b~dzie automatycznie<br />

chwilq 8mierci Swiatowej Rady Ekumenicznej.<br />

IV. EKUMENIA PRZEZ ODNOWI;<br />

Trzeba z radosciq stwierdzic, ie zar6wno dzil:;ki 50-letniej pracy<br />

Ruchu Ekumenicznego i ostatnio dzi~ ki historycznej postaci Pap'ieia<br />

Jana XXIII-go i jego wielkopomne'mu dZ'ielu, jakim jest<br />

Sob~r Watykanski II, cale chrzescijanstwo dzis jui zrozumialo,<br />

ie srodkiem jedynie skutecznym dla osiqgnil:;cia upragnionej Jednosdi<br />

jest kopfrontacja kazdego Kosci,ola konfesyjnego, kazdej<br />

Wspolnoty koscielnej z obrazem pierwotnego KoscioJa z czasow<br />

apostolski'ch 'i poapostolskich. Nie chodz'i oczywiscieo przywrocenie<br />

tamtego obrazu w jego szczegolach. Byloby to prymitywnym<br />

uproszczeniem sprawy. Byl'oby to takie zaprzeczeniem najisto tniejszeg·o<br />

'prawa ewolucji, oraz wyraznej Prawdy biblijnej ,0 kierovvnictwie<br />

i pom-ocy Ducha Swi~tego dla rozwoju i pogl


PROLEGOMENA EKUMENICZNE<br />

969<br />

i biskupi, ale nie Kosc'io1, duchowe wcielen'ie Chrystusa. I tego<br />

twierdzenia nie mozna lekcewazCjco pominCje. Wszak i w Nowym<br />

Testameneie znajdujemy twierdzenie, ze Koseio1 jest zrodlem<br />

i :opokCj Prawdy. Mozna miee wCjtpliwosci, ezy to jest odpowiednie<br />

sl,owo w stosunku do Koscio1a emph'yeznego i jego przesz1osei.<br />

Ale ezy dzisiejszy czlonek K'oscio1a moze si~ czue O'dpowiedzialny<br />

za grzechy swoich oj-cow? Czy to nie jest tylko formalne poczyna'nie<br />

i twierdzenie, ze protestant rna czynie po:kut~ za bh;dy Lutra,<br />

katolik za grzechy Papiezy, prawos1awny za dworackich bi,kupow<br />

Bizancjum? To nas nic nie kosztuje, zeby c'zynie deklaratywnq<br />

pokut ~ za naszyeh Ojcow. Ale w pokucie miesci si~ cos bardziej<br />

istotnego 'i trudnego. Jezeli to slowo traktujemy pC'vvaznie, jak<br />

powinnismy, to trzeba wyraznie i lwnkretnie ckreslie wyda rzenia<br />

i spadek przesz1osci, ktore uwazamy za blqd i grzech naszych<br />

ojeow, a ktore przetrwa1y po dzien dzisiejszy i by1y dotqd<br />

przez ,nas uznawane i konserwowane. TyJko ich prz ezwyei~zeni€'<br />

i usuni~cie, choeby bolesne i upokarzajCjce, b~dzie zas1ugiwalo na<br />

nazw~ p:>kuty, ktora doprowadzi do rzeczywistej Odnowy Koscio1a,<br />

do uswi~cenia serc i zyeia lu'du koscielnego. Ta pokuta zrodZTi si~<br />

jednak tylko ze zrozumienia, ze ta przesz10sc jest i dzis naszym<br />

grzechem, krtlry spowodowal roz1amy koscielne i czyni tak trudnym<br />

ich przezwyci~zenie . Gdyby nie bylo szatana, nie by10by grzeehu,<br />

a gdyby ,n~e bylo grzechu 'nie by10by rozlamu w Koseiele. Ale<br />

przeciez zdarzaly si~ takie rozlamy nie spowodowane tylko przez<br />

grzech, lecz w imi~ i w obron~e niewqupliwych Prawd i swi~tosci<br />

religijnyeh. W uczudowym stosunku protes'tantow do Reformacji,<br />

podobnie jak prawos1awnych do Schiz.my, niewCjtpliwie istnieje<br />

podobne IUczucie i przekonanie i te sluszne powody usprawiedliwiajq<br />

poniekCjd wsz.ystkie smutne i przykre okolicznosci, oraz<br />

grzechy ludzkie, ktore z tymi wydarzeniami byly zwiCjzane.<br />

Iw tym m[ejseu stajemy wobec drugiego i jeszcze trudniejszego<br />

problematu ekumeni'cznego. Jak od'roznie w 'przeszl{)sci Koseiola,<br />

jego podtialow i roz1amow, co bylo wynikiem grzechu, a co obronCj<br />

Prawdy. Kto rna pdnomocnictwo i aut·orytet bye s~dziq naszych<br />

sumien i najswi~tszyeh uezue? Zdaje si~, ze godzimy si~ dzis juz<br />

wszysey, ze s~dziq naszego sum>ienia mo,ze bye tylko sam Chrystus<br />

w naszym sereu, czyli przez Niego zes1any, Duch Swi~ty. Przeto<br />

nie pozostaje nam nie innego, jak ezekae, eze'kae na kola'nach, az<br />

Chrystus, te,n biskup dusz. naszyeh, zeehce wyzwolic sumienia<br />

swO'ieh wiennyeh z ich sla'bosei i niedojrza1osci dueho,wej i udzielic<br />

im pelnej wolnosei dzieci Bozych, aby pomimo wszystko, co nas<br />

rozdzielHo w przeszlosei i moze cz~sciJOw{) jeszcze dzieH i dzis,<br />

podac sobie bratnie d10nie oj zjednoczyc serca ku ehwale Bozej


970 Ks. ZYGMUNT MICHELIS<br />

i pozytkowi ~oseiola Chrystusowego, w milosci, 0 ktorej sw. Pawel<br />

mowi, ze jest cierpliwa, ld~brotliwa, nie nadyma si~, nie szuka<br />

swego, nie jest poryweza do g,niewu, nie raduje si~ z niesprawiedliwosei<br />

ale raduje si~ z prawdy, wszystko okrywa, wszystkiemu<br />

wierzy, wszystkiego si~ spod2liewa, wszystko znosi - ktora nigdy<br />

nie ustaje...<br />

A teraz zostaje: wiara, nadzieja, miloM!, te trzy rzeezy, leez<br />

z nieh najwi~ksza jest m1ilose (1 Kor 13).<br />

Wiara si~ skonezy, gdy przyjdzie oglq-danie. Nadzieja si~ skonezy,<br />

gdy nastqpi wypelnienie, a MHose wtedy doskonala trwae bE;dzie<br />

,na wieki.<br />

Ks. Zygmunt Michelis<br />


KS. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

SWIECCY WIERNI -<br />

I CHARYZMATY<br />

POWOlANIE<br />

Konstytucja 0 Kosciele, uchwalona przez Sobor Watykanski II<br />

dnia 21listopada 1964 r., przywraca doktrynie kato1ickiej wlasciwe<br />

proporcje w traktowaniu mli duchowienstwa i swieckich wiernych.<br />

Widoczne jest to jui: z samego ukladu Konstytucji. W pierwszym<br />

swym ro'Zdziale omawia ona "Tajemnic~ Kosciola". Drugi<br />

rozd2Jial, jak poczqtkowo projektowano, dotyczyc mial hierarchii,<br />

trzeci zas Ludu Boi:ego, a w szczegolnosci swieckich wiernych.<br />

Na wni-osek kardynala Suenensa, jednej z czolowych postaci Soboru,<br />

projektowany trzeci rozdzial podzielono rna dwa, jeden· 0 Ludzie<br />

Boi:ym, 'drugi 0 swiec;kich wiernych i umieszcZO'no w takim<br />

porzqdku, i:e naj-pierw (rozd2Jial 2) mowi si~ 0 Ludzie Boi:ym, nast~pntje<br />

0 hiera ·rch~cznej struktlUrze Kosciola (roz!dzial 3), a wreszcie<br />

'0 swieckich wiernych (rozdzial 4). Uklad taki posiada istotne<br />

znaczenie, swiadczy bowiem 0 przelamani'U klerykalnego instytucjOOlalnego<br />

modelu Kosoiola na rzecz uj~cia Go jako braterskiej<br />

wS'polnoty wiernych, ochrzczonych, tworzqcych jeden Lud Boi:y<br />

Nowego Przym[erza, w stosunku do ktorego czyms wtornym jest<br />

podzial na h'ierarchi~ i swieckich ·wiernych.<br />

Za-nim omowimy dokladniej tresc rozdzialu poswi~conego swieckim<br />

wiemym, czyli laikatowi, trzeba poswi~dic par~ slow samej,<br />

dose: obcej nam nazwie "Jaikat", a ta'ki:e wskazac na te czy,nniki<br />

historyczne, ktore dotychczas utrudn'ialy wlasciwe uj~cie roli<br />

swieckich wiernych w Kosciele i swieoie.<br />

LAIKAT -<br />

SWIECCY WIERNI<br />

Nazwa "laikat", od niedawna ui:ywana w nauczaniu koscielnym,<br />

kojarzy si~ ,nam nieszcz~sliwie ze slO'wem "laik", znaczqcym<br />

popularnie tyle, co "ignorant", czy, ogolniej, czlo·wiek czemus obcy.<br />

Stqd zwracanie si~ do wiernych zambo'll tym imieniem budzi<br />

sprzeciwy. Tymczasem nazwa "laikat" oznacza wlasnie tych jak


972 Ks. ANfniZEJ ZUBERBIER<br />

najbardziej "swoich" i wtajemniczonych. Ma ona swe j~zy'kowe<br />

zr6dlo w greckim laos, znaczqcym tyIe, c'o "Iud, rzesza" i to<br />

w pewnym zorgani:lJQwaniu, a wi~c 'llp. jako formacja wojskowa,<br />

grupa zawodowa , a przynajmniej jako zgromadzenie publiczne.<br />

W literaiurze chrzescijansk,iej, od Pisma svv. pOCZqwszy, uzywa<br />

S'i~ tej nazwy na okreslenie wybranego Lu'du Bozego, najpierw<br />

IzraeIa, pMniej chrzescijan. Choe wszyscy chrzescijanie, nieza­<br />

Ieznie od t ~g o, czy Sq kaplanami czy nie, stanoWiq jeden zgromadzony<br />

przez Boga swi~ty Lud, to jednak nazw~ laos stosowano<br />

w starozytnosci chrzescijansikiej do og61u wiernych w przeciwstawieniu<br />

do kap!a n6w, a to z racji odmiennosei ich funkcji przy<br />

sprawowaniu liturgii.<br />

Wsp6kzesnie nazw c: "Iai'kat" przywr6cil w 'nauczaniu koscielnym<br />

Pius XII. Ma ona, biorqc pod uwag~ jej tradycyjne znaczenie,<br />

swojq celowose. Nazwa "swieccy" nie wska:mJ.je bowiem 'naswi ~t y<br />

charakter kazdeg.o chrzescijanina, a okreslenie "wierni" nie wyodr~bnia<br />

swieckich od kaplanow: przeciez wszyscy Sq wierni czyli<br />

wierzqcy. Z tym, ze w j~zy'ku polskim, z racji ws'pomnlanych<br />

juz skojarzen zmaczeniowych, moz'na mowie "Iaikat", natomiast<br />

trudniej m6wie "laik" czy "Iaicy". Czy wi~c nie trzeba uzywae,<br />

chcqc bye dokladnym, o-'kreslenia : "swieccy wierni"?<br />

"Laikat" ozna'cza wi~c tych wszystk'ich chrzescijan, kt6rzy nie<br />

Sq ducho,wnymi. Ko'nstytucja daje jednak nie tylko ,negatywne, ale<br />

takze pozytywne okresle'nie "statusu" swieckich chrzescijan. "Jako<br />

wcieleni przez chrzest w Chrystusa, ustanowieni jako Lu'd Bozy<br />

i uczynieni 'na sw6j spos6b uczestnikami kaplanskiego, prorockiego<br />

i kr6Iewskiego U1'z~du Chrystusowego ze swej strony sprawu jq<br />

wlasciwe calemu Iudowi chrzeseijanskiemu poslannictwo w Koseiele<br />

i w swiecie" (31).<br />

Ok1'eslenie to nie jest dokladne, nie wskazuje bowiem ani w jaki<br />

spos6b swieccy wiern1 uczestniczq w t1'ojak-iej funkcji Chrystusa,<br />

ani w ja'kiej mierze na nich spoczywa odpowiedzialno.sc za misj~<br />

calego Kosei'ola. Sprecyzowaniu jedlnego i drugiego sluzy wlasnie<br />

1'ozdzial 0 Iaikacie. P.owiemy 0 tym w dalszym ciqgu. Tutaj zas<br />

o i,nnym jeszcze a.spekcie samej nazwy "Iaikat".<br />

Nazwa "Ja.i'ka t" oidnoszqc si~ 'nie do poszczegolnych swieckich<br />

chrzescija'n, ale obejmujqc wszystkich Iqczn1ie, wskazuje na s tan<br />

swiec'ki w Kosciele, analogiczny do stanu duchownego. Jezeli<br />

swieccy wierni two1'z


SWIECCY WIERNI - POWOl.ANIE I CHARYZMATY 973<br />

Wydaje si~ to mijae z prawdq. Widzimy przeciez, ze wszyscy<br />

Sq 'najpierw ochrzczeni, 'bierzmowani, UCZq si~ religii, wszyscy<br />

Sq swieckimi, czyl~ laiikatem, a potem dopiero n~ektorzy sposrod<br />

nich zostanq pQIWolani (nie wchodzimy tu w znaczenie tego okreslenia),<br />

by stae si~ ksiE:iJmi czy zakonnikami. Reszta po,z,ostaje<br />

po pr-ostu "niepow0Iana", jakby na pierwszym pi


974 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

zasmakowac braterstwa, ktore wiqze wsp61nie C'ierpiqcych i przesladowanych.<br />

P,odzial funkcji wewnqtrz wspolnoty chrzescijan na laikat i kaplan6w<br />

nie dz!ielil i'ch mi~dzy sobq. Dos'konale ilustruje to Pawlowe<br />

por6wnanie Kosciola do ciala. Gdyby nie bylo r6znic miE:dzy<br />

poszczeg61nymi czlon1kami Ciala, nie byloby jednego, canwwitego<br />

organizml.l. Zr6znico.wanie funkeji w KoSciele sluzy podobnie calosci<br />

i jednosci Ciala Chrystuso,wego, kt6re stanowiq wszyscy<br />

ochrzczeni. ­<br />

SpolecZ'ny podzial przebiegal miE:dzy chrzescijanami a po.ganami.<br />

Nie w sensie ucieczki chrzeScijan od publicZl1ego zycia<br />

i obcowania z poganami, zyli bowiem i praCQowa1i wsr6d nich nie<br />

zamierzajqc w za'dnym wypadku usU'nqC siE: gromadnie ze spolecznosci,<br />

w kt6rej zastalo ich wezwalnie ewangelkzne. Przeciwnie,<br />

wywalczyli sobie w niej prawo obywatelstwa, jatko wyznaWcy Chrystusa.<br />

J edna'k byli swiadomi swojej odrE:bnosci od pogan, wynikajqcej<br />

z przyjE:cia ewangelii, a co za tym idzie, z odmiennego<br />

poglqdu na ostateczny sell'S zycia.<br />

Przyjmujqc chrzest nie l'iczono siE: z 'korzysciq 'doczesnCj, to.tez<br />

przynaleznosc do Kosci-ola dyktowana byla (bar'dziej, niz kiedykolwiek<br />

indziej w dziejach) motywami czysto re1igijnymi, 'przek()naniem<br />

0 znalezieniu ()statecznej 'prawdy 00 zyciu ludzkim. Przezycie<br />

przynaleznosci do Kosc'iola wiqzalo siE: szczeg6J.nie ze zgromadzeniem<br />

religijnym, na kt6rym sprawowano Eucharysti~. Scisle<br />

. i czynne wsp6luczestnictwo wszystkich wiernych w obrz~dzie<br />

,eucharystycznym, glosne modlitwy zanosz;one przez wszystkich lub<br />

imieniem wszystkich, dawaly swiadomosc, ze to B6g-0jciec gromadzi<br />

ich - bez roznicy: kaplan6w i swieckich - dajCjc ucze­<br />

-stnictwo w swi~tych tajemnicach Chrysbusowych i napelniajqc<br />

swoim Duchem.<br />

ModIono si~ za wszystkich: za tych, kt6rzy znajCj imi~ Pana<br />

Jezusa Chrystusa, a takze za ci:llCj pogans'kCj spolecznosc, wsr6d<br />

kt6rej zyli chrzescijanie, szczeg6lnie za rZCjdzCjcych. Wymieniano,<br />

modlCjc si~ za Kosci6l, r6zne stany: biskupa i wszystkich kaplan6w,<br />

pustelnik6w i dziewice, malZo'llkow i ich dzieci. Niekiedy wymienia'no<br />

tych, ,za kt6rych si~ modlono, ze wzgl~du na ludzkq sytuacj~,<br />

w jakiej siE: znajdowali: wolni i niewol,nicy, m~zczyzni i kobiety,<br />

starcy i dzieci, bogaci i biedni, podr6zujCjcy i ,cierpiCjcy. Tak czy<br />

inaczej kazdy z wiernych ZI!1ajd.owal w liturgii swoje miejsce i doswia<br />

dczal troski ° siebie- ze strony calej spolecznosci.<br />

Listy sw. Pawla swiadczq panadto, ze w czasa,ch


SWIECCY WIERNI - POWOLANIE I CHARYZMATY 975<br />

bqrdz to glosno wypowiadajqc jak!,!s ,natchnionq modlitw~, bqdz to<br />

z pouczeniem wspolwyznawcow.<br />

Udzial laikatu w zyciu Kosciola chara'kteryzuje si~ wi~c w tym<br />

najdawniejszym okresie intensywnym przezyciem przynaleznosci<br />

do braterskiej wspolnoty chrzescijan, ktorej zroznicowanie funkcji<br />

nie bylo odczuwane jako rozntica spoleczna. Wszyscy tez wiemi<br />

byli ,osobiscie zaangazowani w akty religijne calej wspolnoty.<br />

SREDN IOWIECZE<br />

W w. IV polozenie chrzescijan w Cesarstwie Rzymskim radykalnie<br />

si ~ zmienia. Najpierw zyskujq oni swobod~ wyznawania<br />

swej religii, pozniej zas ta religia staje si~ oficjalnq religiq paiJstWOWq.<br />

OdtC)d chrzescijaiJstwo wiqze si~ z pewnym uprzywilej'owaniem<br />

spolecmym, a stC)d motywy wiodqce do chrztu Sq cz ~sto<br />

dalekie od wewn~trznego przekonania religijnego, ad "nawrocenia<br />

serca".<br />

Po upadku Cesarstwa Zachodniego proces cywilizowania si~<br />

ludow barbarzyiJskich dokonuje si~ pod przemoznym wplywem<br />

Kosciola, w \,vyniku czeg.o powstaje swoista unia mi~dzy spoleczn<br />

osciq chrzescijaiJskq i spolecznosciq swieckq: s'polecznosci te utozsamily<br />

si~ ze sobq. Wszyscy Sq chrzescijanami, panstwo znalazlo<br />

si~ jakby wewnqtrz Kosciola, wladza cesarska jest wladzq religij'nq,<br />

choe dotyczy spraw doczesnych.<br />

Jak w tej !lytuaeji przedstawial si~ status laikatu? Chrzescijanie<br />

przezywali SWq przynaleimose do Kosciola jako przynaleznose do<br />

jedynej s,polecznosci, regulujqcej cale ieh zycie, wszystkie sprawy<br />

wieczne i doC'zesne. Wszystkie instytucje, po.ezC)wszy od wladzy<br />

eesarskiej ezy krolewskiej, posiadaly charakter religijny. Brae<br />

udzial w zyciu Kosciola znaczylo tyle, co brae udzial w zyciu<br />

spoleeznym. Nie bye chrzescijaninem (ta'ka byla w6wezas sytuacja<br />

Zyd6w) znaczylo bye tolerowanym na marginesie zycia spolecznego.<br />

Dla ogolu 6wezesnych chrzescijan, bqdz to przyjmujqcych ehrzest<br />

groma dnie za swym wIa'deC), bC)dz to akceptujqcych w iar~, w ktorej<br />

si ~ urodzili, jako oezywisty element ustroju spolecznego, przezycie<br />

religijne ograniczalo S1~ ez~sto do podstawowych obrz~dow,<br />

ktorym nalezalo si~ poddae, ezy tez ktore nalez ~ lo spelnie. Zycie<br />

religijne we vvia sciwym tego slowa znaczeniu rozwija si~ przede<br />

wszystkim po klasztorach, w za'k'o,nach, a co za tym idzie, staje<br />

si~ domenq duchowienstwa i zako,nnik6w. Jezeli jako swi~tyeh ezci<br />

si~ w sredniowieczu wielu wla'dc6w, a wi~e ludzi swieckich, to<br />

najez~sciej porzucajq oni tron, zeby schronie si~ na reszt~ swego<br />

zycia do ufundowanego przez siebie klasztoru. .<br />

<strong>Znak</strong> - 11


976 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

Podzial mi~dzy laikatem z je~nej stwny, a duchowienstwem<br />

i zakonami z drugiej, rysuje si~ dose ostr,o. Nie ·Sq to tylko r6Zne<br />

funkcje w ramach braterskiej wspolnoty, ale jest to pO'dzial spoleczenstwa<br />

na stany, w swieckim znaczeniu tego slowa. Tkwi<br />

w tym zalqzek p6Zniejszeg'o wyobcowania wiernych swieckich z Kosciola.<br />

WISK XVI-')OX<br />

Wraz z post~pujqCq laicyzacjq panstw, lai


SWIECCY WIERNI - POWOLANIE I CHARYZMATY 977<br />

bymi liniami rysowane uj


978 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

przed svvymi czlonkami wymaganie dzialalnosci apostols'kiej. Maj'l<br />

one je'dnak charakter elitarny i nie zmieniajq sytuacji o-golu<br />

wiernych. Swiadczq jednak przynajmniej 0 zywym przekonaniu,<br />

ze zaistniala sytuacja nie jest prawid~owa.<br />

Podzial spoleczny przebiega po linii sWieccy-duchowni, ale ci<br />

"swieccy", to ni.e tyle laikat, co po prostu ludzie swieccy. Dla<br />

wielu przynaleznosc wyznanio;wa staje si~ w znacznej mierze<br />

formalnosci q.<br />

N A DRODZE DO ZMIAN<br />

Za n aszych czasow - mysl~ 0 jakichs ostatnich. stu latach ­<br />

sytuacja swieckich wiernych w kosciele ulega c-oraz szy bszej zmianie.<br />

Ma si~ wrazenie, jakby odna lezli si~ oni \v Kosdele, to znaczy<br />

poczuli s i~ jego swiadomymi i odpowiedzialnymi czlonkami. Zapewne<br />

proces zaangazowania ma jeszcze charak ter elitarny. Niemniej<br />

nawet bE;dqc elitar nym dotyczy ogolu, wszystkim bowiem<br />

wyznacza drogE;, ustalajqc formy dzialania swieckich, ktore umozliwiq<br />

cizialanie wielu grupom i jednostce. Proces awansu laikatu<br />

przebiega pod wieloma wzglE;dami odmie.nuie w roznych krajach.<br />

Pisala na ten temat dwa lata temu w "WiE;Zi" A. Morawska<br />

(Sprawa laikatu, "WiE;Z", 1962). Mimo roinic, sprawa jest jednak<br />

wsz~dzie ta sarna. Zasadnicze jej ramy wyznacza obecnosc swieckiego<br />

chrzescijanina zarazem w Kosciele i w swiecie.<br />

Tak wlasnie ujmuje sytuacjE; swieckich K onstytucja. Swieccy ­<br />

to ci chrzescijanie, ktorzy zyjq w swiecie. "Charakter swiecki ­<br />

czytamy w Konstytucji - jest wiasciwosciq specyficz'l1q laikow. Duchowni<br />

bowiem... chociaz niekiedy mogq sif; zajmowac sprawami<br />

swiec'kimi, nawet wykonujqc zawod swiecki, z racji swego szczegolnego<br />

powolania przeznaczeni Sq... ex professo do kapIans'kiego<br />

poslugiwania, podczas gdy zakonnicy 'ze wzglE;du na swoj sta'n dajq<br />

swiadectwo. temru, ze sWiat nie moze bye przemieniony i ofiarowany<br />

Bogu bez ducha bbgoslawienstw. Obowi(jzkiem swieckich, z 1'acji<br />

wlasciwego im po\volania, jest szukae Kroles twa Bozego przez<br />

kierowa'nie sprawami doczesnymi, pl'zez ukladanie ich zgodnie<br />

z prawem Bozym. Zyjq w swiecie, mianowicie wsrod wszystkich<br />

i poszczeg61nych obowiqzkow i spraw ziemskich, w normalnych<br />

warunkach zycia rodzinnego i spolecz.nego, w ktore ich egzystencja<br />

jest jakby ,wpleciona. W tych warunkach po,wolani Sq przez Boga ...<br />

Do nich nalezy tak naswietlae i u kazywac wszystkie sprawy doczesne,<br />

... a by siE; dzialy i rozwijaly wedlug Chrystusa i a by byly na<br />

chwalE; Stworcy i Zbawiciela" (n. 31, przeklad autora).<br />

Sq wi~c swieccy wierni _ i maj(j bye tego swiadomi - pelnoprawnymi<br />

obywatelami swiata, a ich wiara 'nie wymaga -od nich


SWIECCY WIERNI - POWOLANIE I CHARYZMATY 979<br />

ani .opuszczenia swiata, ani nie usprawiedliwia abawy przed aktywnosciCj<br />

w sprawach doczesnych. . Rzecz rna si~ przeciwnie. Zarowno<br />

obie 'wielkie encykli'ki papieza Jana XXIII, jak i Hczne przemowienia<br />

jego poprzednika, Piusa XII, wyglaszane do przedstawicjeli<br />

wszystkich bodaj nauk i zawodow, kladq zdecydowany nacisk na<br />

moralny Qbowiqzek chrzescijan swieckich angazowania si~ w tak<br />

charakterystyczne dla czasow wspolczesnych wysilki ludzkooci, podejmowane<br />

celem zaprowadzenia doskonalszego ladu na swiecie.<br />

Ale swieccy wierni Sq zarazem pelnoprawnymi obywatelami "spolecznosci<br />

swi~tych " , Kosciola. To znaczy, ze sprawy Boze, reIigijne,<br />

sprawa poslannictwa Kosciola na swiecie, ' swi~tosci Kosciola nie<br />

stanowi wylqcznej dQmeny duchowieilstwa. "Choe niekt6rzy z woli<br />

Chrystusa usta,nawiani sCj nauczycielami, szafarzami tajemnic i pasterzami<br />

innych, to jednak co si~ tyczy' godnosci i vvsp6lnej wszystkim<br />

wiernym dzialalnosci ,okolo budowa nia Ciala Chrystusowego<br />

prawdziwa r6wmose panuje wsrod wszystkich" (32). Swieccy chrzescijanie<br />

majq uczestniczyc w samym zbawczym poslannictwie Kosciola,<br />

do ktorego przeznaczeni Sq wszyscy.<br />

CHARYZMATYCZNE WYMIARY KOSCIOLA<br />

Bardziej szczeg6lowe omowienie zadail swieckich wiernych w Kosciele<br />

i w swiecie zwiqzane jest w Konstytucji z ideq uczestnictwa<br />

w trojakim poslannictwie Chrystusa: kaplailskim, prorockim i krolewskim.<br />

Sposrod wsp6lczesnych piQnierow teologii laikatu w ten<br />

sposob ujmuje rol~ swieckich o. Y. Congar OP. Przywyklismy<br />

m6wie i sluchae 0 uczestnictvvie duchownych, szczegolnie hierarchii<br />

koscielnej W owej trojakiej misji Zbawiciela. Totez zaska'kuje<br />

stwierdzenie, ze we w lasciwy sobie spos6b takze swieccy wierni<br />

majq w niej udzial. Taka jest jednak wlasciwa perspektywa.<br />

Wszyscy ochrzczeni "zanufzeni" zostali w smierci i zmartwychwstaniu<br />

Syna Bozego, by stae si ~ nowym stworzeniem. Wszyscy<br />

ochrzczeni tworzq jeden, nQWY, swi ~ ty Lud Bozy. Wszyscy tez ­<br />

przez sa krament chrztu, a p6Zniej bier zmowa nia - tak wiqzq si~<br />

z Chrystusem i upo'dobniajq do Niego" ze wszelkie ich dzialanie<br />

moze nosie na s{)bie pi ~ tno Jego dzialania. Moze stawae si~ ofiarq<br />

ku uczczeniu Boga, swiadectwem Bozej prawdy i moze przyblizae<br />

ostateczny lad Krolestwa Bozego.<br />

Okreslenie miejsca i roli sWieckich wiernych w tych kateg,oriach<br />

powoduje, ze mysl .0 dzialaniu Kosciola pr,zestaje nam si~<br />

kojarzye wylqcznie z kaplailskim, nauczycielskim i duszpasterskim<br />

dzialaniem ksi~zy i biskup6w. "Dzialanie Kosciola" to takze, a nawet<br />

przede wszystkim zycie wszystkich ochrzczonych. Funkcje


980 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

kaplanskie hierarchiczne Sq w stosunku do niego z iSItoty sluzebne.<br />

Ma to 'Swoje dalsze konsekwencje. Spelnianie funkcji kaplanskich<br />

i hierarchicznych wiqie 8'i~ z powolaniem, z wplywem Ducha<br />

Swi~tego. J esli iycie i dzialanie swieckich w Kosciele jest rowniez<br />

pewnq okreslonq funkcjq, rowniei si~ "liczy" jako wypelnianie<br />

przez Ko-sciol danej mu przez Chrystusa misji, to i zadania<br />

spelniane przez swieckich ukazujq si~ jako powolania, do ktorych<br />

spelnienia uzdaInia Duch Swi~ty. - Poslugujq'C si~ teologiC'znYlm, a co<br />

wazniejsze, biblijnym ckresleniem, zadania spelniane przez swieckich<br />

majq charakter charyzmatow.<br />

"Jaka jest przyczyna tego, 'Pyta H. Kling w artykule 0 charyzmatycznej<br />

strukturze Kosciola ("Concilium" 4), ze po strc;mie<br />

katol'ic'kiej zapo=awanD tak


SWIECCY WIERNI -<br />

POWOLANIE I CHARYZMATY<br />

981<br />

· rzem S'l Duchem Bozym. Wszelkie plyn'lce 'ze szczerego. sumienia<br />

dzialanie chrzescijanina, a nie tylko sprawowanie czynnosci kaplanskich<br />

i wladzy hierarchicznej, jest przejawem teg


fJ82<br />

Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

w swiadomosci charY2'Jmatycznego charakteru swego zycia moze.<br />

znalezc o·parcie dla 'bardziej dojrzalego, osobistego i odpow iedzialnego<br />

traktowa'nia swego chrzescijanstwa.<br />

Jesli teologia charyzmatycznej struktury Koscioia wydaje si~<br />

jeszcze czyms t eo~ etyc'znym, to jednak wytycza ona kierunek<br />

przemian zachodzqcych zar6wno w swiadomosci katolik6w, jak<br />

i w pra'ktyce Koscj.oia. Widoczne jest to w bardziej praktycznych<br />

wskazaniach, 1l!p. Konstytucji 0 Kosciele, dotyczqcych 5t'0­<br />

sU'nku mi~dzy duchownymi a swieckimi. Majq si~ oni wzajemnie<br />

uwazac za braci. Majq pozostawac ze sobq w di alogu. Sob6r zachE:ca<br />

swiec'kich, by ujawniali "duszpasterzom swoje potrzeby i zyczenia<br />

ze swobodq i zaufaniem, jakie przystoi dzieciom Bozym<br />

i bracj.om w Chrystusie". Swieccy posiadajq "prawo a niekiedy·<br />

obowiqzek wypowia'dani,a swego zdania w sprawach odnoszqcych<br />

si~ do dobra Kosciola". "Dus2'Jpasterze zas niech uznajq i podnoszq<br />

godn osc i odpowiedzialnosc swieckich. l\l'iech ch€!tnie korzystajq<br />

z ich rad, niech z zaufaniem powierzajq im ,obowiqzki w sluzbie<br />

Kosciola, niech Lm pozostawiajq swobod€! i szerokie pole dzia­<br />

Iania. Niech im dodajq ducha, by dzialali takze z wIas,nej inicjatywy"<br />

(3 7, przeklad autO'ra).<br />

BOZY SWIAT<br />

2ycie chrzescijan swieckich, w przeciwienstwie do duchownych<br />

zakonnik6vv, cechuje zaangazowanie doczesne. Spr6bujmy z kolei<br />

z tego punk tu widzenia przejrzec dokladniej rozd z.ial K onstytucji<br />

o Kosciele po'swiE:cony laikatowi.<br />

Wid,oczne jest przede wszystkim, ze cal e zycie i wszelkie do-'<br />

czesne zaangazowanie chrzescijanina nabiera pewnego religijnego<br />

charakter u , plynqcego z jego zw iqzku z Chrys tusem. Ofiarq dla<br />

Boga , dZiE:ki zjedncczeniu z Chrystusem-Kaplanem, stajq si€!<br />

"wszystkie czyny" chrzescijanina, .nie tyko "modlitwa i poczynania<br />

a'postolskie", al e takze "zycie malZensk ie i rodzintne, codziEmna praca<br />

i wypoczyne'k, tak umyslowy jak ,i fizyczny , jesli o dbywajq si€!<br />

w Duchu, a n awet i utrapienia zywota, jesli Sq cier pliwie znoszone"<br />

(34). Cale, "e-odzienne zycie rodzLntne i spoleczne" chrzescija.nina<br />

ma byc swiadect wem dawa,nym prawdzie ewangelii. Wszelkie doczesne<br />

zaangazowanie stanowi w reszcie miejs'ce bu'dowania Kr6­<br />

lestwa Chrystusowego. Ludzkie i'nstytucje i warunk i zycia w swiecie<br />

winny bye ustawicznie doskohalone tak, by sprzyjaly mO'ralnemu<br />

f{)zwojowi zyjqcego wsr6d nich czlo,wieka.<br />

Trzeba jednak zwr6cic uwag;:, ze Konstytucja 0 Kosciele nie<br />

traktuje "swiata", spraw doczesnych, kt6rym oddajq si€! chrzesci­


SWIECCY WIERNI -<br />

POWOLANIE I CHARYZMATY<br />

983<br />

janie, jako terenu reJigijnej ekspansji, leez widzi w nim swiat wartosci,<br />

kt6rych pelny wymiar i rozw6j wiqze sie; z zyciem chrzescijanskim<br />

i do niego nalezy.<br />

Zycie ludzkie posiada autentycznq wartosc kuHu, jesli przez<br />

posrednictwo Chrystusa sluzy chwale Boga i zbawieniu ludzi.<br />

Warto, myslqc 0 tym, zdac sobie sprawe;, iz Chrystus spelnil swoje<br />

kaplailstwo przez oddanie Bogu-Ojcu swego zycia, naJplerw<br />

w wieloletniej pracy, p6zniej w trudach dzialalnosci nauczycielskiej,<br />

wreszcie w me;ce i smierci. Nie spelnial zas liturgicznej<br />

sluz.by w swiqtyni, nie be;dqc nawet wedlug prawa mojzeszowego<br />

kaplanem. Udzial w Iiturgii, w .kt6rej obecna jest ofiara zl.ozona<br />

pTzez Chrysbusa ze swego zycia, rna sluzyc, by zycie kazdego wyznawcy<br />

Chrystusa oddae Bogu i ludziom.<br />

Zycie chrzescijanina, jego po s t e; pow ani e rna wartosc<br />

swiadectwa skladanego swojej \vierze. Sob6r m6wi 0 szczeg6lnej<br />

skutecznosci tego wlasnie swia'ciectwa, zwiqzanej z jego zakorzenieniem<br />

w codziennosci. Zwraca przy tym uwage; na rodzi'Ile;, '<br />

w kt6rej "malZonkowie dla siebie n awzajem i dla swych dzieci<br />

majq bye swiad'kami wiary i milosci Chrystusowej". W warunkach<br />

zycia rodzinnego religia moze .ogaI'nqe najwyrazniej cale zycie:<br />

wszystkie jeg'o sprawy i caly jego czas (pOl'. Konstytucja 0 Koscie­<br />

Ie, 35). 2yciechrzescijanina w ten spos6b nabiera wartosci proroctwa,<br />

jak to w bibIijnym je;zyku nazywa Konstytucja, i przypominajq<br />

sie; slowa Falna Jezusa, zwr6cone do apostol6w: "Nie<br />

wierzycie, ze ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie? Chocby dla<br />

samych uczynk6w wierzcie" (J 14, 11).<br />

Budowanie Kr6lestwa Chrystusowego implikuje znow troske;<br />

o wlasciwy, zgodny z immanentnq naturq rzeczy i prawem ewangeIicznym<br />

ukla d stosunk6vv i spra w ludzkich. I tak Konstytucja<br />

domaga s i~, by swieccy chrzescijanie przyczyniali sie; ak tywnie<br />

i kompetentnie, W wewn ~trznym zjednoczeniu z Chrystusem do<br />

tego, aby "dobra materialne, pr odukowane przez ludzkq prac~...<br />

sluzyly, zgodnie z przeznaczeniem Stworcy, dla wszystkich, aby<br />

we wlasciwy s'posob rozdzielane byly mi~dzy ludzi, co rna prowadzic<br />

do prawdziwego poste;pu w ludzkiej i chrzescijanskie j wol­<br />

.nosci" (36, przeklad autora). Choc wiE;c Krolestwo Chrystusa jest<br />

"kr6lestwem prawdy i zycia, swi~tosci i laslki, sprawiedliwosci<br />

milo sci i pokoju", to przeciez nie jest o.no jedynie sprawq wiecznosci,<br />

ale obejmuje sobq te wszystkie, najbardziej doczesne i ziemskie<br />

sprawy, w ktorych prawda, sprawiedliwosc, pokoj, a co z tym<br />

sie; wiqze, i swi


~84 Ks. ANDRZEJ ZUBERBIER<br />

W zwiClZku z doczesnym zaangaz,owaniem chrzescijan Konstytucja<br />

uprzytamnia niezwykIe waznCl spraw~, mianowicie autonomi~<br />

spraw 'doczesnych w stosunku do Kosci01a, a zarazem zaIeznosc<br />

wszyst'kiego od Boga i prawa moralnego, kt6rego jest On zr6dlem.<br />

Doczesna diialalnose wiernych, majClca si~ przyczyniae do ich<br />

swi~tszeg,o zycia, rna apierae si~ na poznaniu natury, vvartosci<br />

i wlasciwego ladu rzeczy stworwnych (por. 36). StCld ply.nie<br />

wymaganie, by w swej dzialalnosci wier.ni po,siadali wlasciwCl dla<br />

swej pracy kompetencj~. MajCl tez do'kladnie rozr6zniae mi~dzy<br />

prawami i obowiClzkami, jakie posiadajCl z racji przynaIeznoscj do<br />

Kosciola, a tymi, jakie posiadajCl z racj'i przynaIeznosci do spolecznosci<br />

Iudzkiej. MajCl si


SWIECCY WIERNI -<br />

POWOLANIE 'l CHARYZMATY<br />

miE:diy jednym a drugim, i z tego, ze swieccy wierni nalezq jednoczesnie<br />

i do Kosci.ola i do swiata. W jaki spos6b rna laikat dokonac<br />

tej misji? Wskaza'nie papiestkie jest pozornie malo atrakcyjne, ale<br />

w gruncie rZECZY gl~boko ewangeliczne i podsta\'-"Owe. Swieccy<br />

wierni majq godzie Kosci61 ze swiatem w sobie. Majq zye konsekwentnie<br />

jak chrzescijanie i majq z przekonaniem angazowae<br />

siE: w sprawy doczesne. CZE:sto bOWie'ffi wa·bec zachodzqcych w zyctu<br />

trudnosci rezygnujq z jednego lub drugiego. Albo rezygnujq<br />

ze swoich ambicji chrzescijanskich, sqdzqc, ze niepodobna w zaangazowanym<br />

VI; doczesnose zyciu zachowae ewangelicznych wymagan<br />

moralnych, albo rezygnujq z pefniejszego zaangazowania<br />

w sprawy doczesne, uczestniczqc w ,nich 0 tyle, 0 ile to nieod2Jowne,<br />

by zye, ale spelnienie swego chrzescijanstwa upatrujqc poza nimi.<br />

Nie wolno - m6wi Papiez - rezygnowae ani z jednego, ani z drugiego.<br />

Trzeba ise trudnq drogq godzenia w sabie, we wlasnym<br />

sumieniu ewangelii i normalnych warunk6w ludzkiego - zycia,<br />

Kosciola i swiata. .<br />

To wskazanie papieskie wydaje siE: dlatego zasadnicze, poniewaz<br />

odwoluje siE: do sprawy elementarnej, a nieodzownej dla rzeczywistego<br />

ro'zwiqzania jakiegokolwiek ludzkiego problemu, mianowicie<br />

do os O'bisteg'o, ,moralnego wysilku po


ANNA MORAWSKA <br />

/<br />

SPOTKANIA<br />

PAUL TILLICH<br />

"NIE MA chyba w j~zy k u religijnym, czy to teologicznym czy potocznym,<br />

slowa, ktore byloby prze'dmiotem tylu n'ieporozumien,<br />

tylu znieksztalcen, tylu wqtpliwych definicji, co slowo »wiara!


•<br />

PAUL TILLICH 987<br />

stw em, miE;cLzy luteranizmem a socjalizmem, mi~dzy idealizmem<br />

a marksiZJmem".2<br />

Sarno zycie i zainteresowalnia umacnialy i wsp6ltworzyly '0 powolanie.<br />

Paul Tillich urodzil: si~ 20 siel pnia 1886 r : (w Starzeddel,<br />

obo'k obecnego Gubina), jako sjlln ew angelickiego pastora<br />

i w jegona wskres wSlp6lczesnej, U'niwersy'te-ckiej kulturze, nawet<br />

w okresie sWloiscie pragmatycznyrn, amer ykanskim, poz,ostaly jak<br />

sam s twier dza pewne slady s'rodo,wiska domow ego: cos z niemieck<br />

iego rom\l ntynmu i cos 'Z niemieokiej, ewangelickiej mistyki 3.<br />

K a ri e r~ naU'kowq r ozpoczql 'Die ja'ko teolog, tylko jako filozof<br />

kultury i relig'ii. W r. 1910 otrzymal do'ktolrat filozofii na uniwersytecie<br />

w rocla w sk i m~ Pierw sza woj,na swia towa r zucila go jako<br />

kapelailla wojskowego w srodow isk o ludzi prestych i w duze j<br />

mierze juz zdechrystianizowanych. Bylo to dosw iadczenie niezwykle<br />

cenne i plodne - dla niego osobiscie, podobnie jak dla wielu<br />

in nych myslicieli chrzescijanskich, kt.6rych ta wojenna konfrontacja<br />

postaw dnpwwadzila do pier wszych gl~b okich rewizji myslenia<br />

0 chr zescijanstw ie i pr ezentowania chrzescijans'twa . Po<br />

woj-nie Tillich przez jak is czas interesowal si~ powaznie katolieyzmem.<br />

W r. 1919, jui ja'ko docent uniwersytetu berlinskiego,<br />

zaloiyl z grupq przyjaci6l protesta.nc:kich kolo "religijonych socjalistaw".<br />

W Marburgu, gdzie wy'kl:adai teologi~, narodzilo si~ (z pasji<br />

do Rei/deggera) 'Zai1nteresowa,nie egzY'stencjaloizmem, kt6ry mial<br />

miec najgl ~bszy i najtrwalszy w plyw na calq dalszq jego tw6rczosc.<br />

Po kiloleu latach wyklad6w w Dreznie i w Liops'ku Tillieh zostal:<br />

na s t~pcq Maxa Sehelera we Fra nkfurcie nad Menem (1929 r.).<br />

W okresie tym w Y'dal jui kilka powainy,eh prac 0 tema tyce filozoficzno-religijlllej<br />

lub z pogra niem tej tematY'ki i budzic zac:t.ynal<br />

coora,z wi ~ks z e zainteresowanie (m. in. Masse und Geist, 1924,<br />

Kirche und Kultur, 1924, Das Damonische, 1929, Kairos I , 1929,<br />

Relig iOse V erwirklichung, 1929. W przeciwienstwie do pewnej<br />

cz~sci "rel'igijnych socjalis t6w" nie dal s i~ uw iesc prqdom rasistows'kim.<br />

Jege zdecydo'wa ne antyfaszystowSlkie sta nowisko (dal<br />

mu wyraz szczeg61nie w bar dzo znanej pracy pt. Die Religiose<br />

Lage der Gegenw art, 1926, or az w ksi,!zce Die sozialistische<br />

Entscheidung, 1933) slpowod,owalo us'U'ni ~0ie go z katedry, gdy<br />

do wladzy do? zedl R itler w rok u 1933. Zmuswny do emigracji,<br />

tJrzenosi si ~ do Stan6w Zje clJnoczonych (1933 r.), gdzie jego gl6wne<br />

zainteresowania przesuw ajq si~ JUZ zdecydowanie od filozofii religii<br />

ku teologii, a obecne za wsze zainteresowalnia pobocnne od<br />

2 A ,;tobi ogl'ap h i cal R efl ect i ons, cy t . za Cha rles W. a nd Ro bert W. BretaIl,<br />

T h e Th eology oj P aul Tilli ch, 1952 .<br />

3 L c.


DBB<br />

ANNA MORAWSKA<br />

spraw kultury i sZltuki ku psychologii gh~bi. Ja1ko pro,fesor Union<br />

Theological Seminary (Nowy Jo,rk), a O'd rdku 1955 Divinity<br />

Schoo'Yw Harvardzie, Paul Tillich zdobywai szybko coraz wi~ksZq<br />

popularnosc. Obo1k powaZnych i trudnych dziei (jak m. in. Systernatic<br />

Theology, 1957, The ·Word Incarnate, 1959, Biblische Religion<br />

und die Frage nach dem Sein, 1956) pisac 1Jaczyna ksiqzkli<br />

znacznie szerzej dost~pne,w pi~knym prostym j~zyk'U, ktorego,<br />

ja1k lubiq twierdzi~ Amerykanie, nauczyl si~dopiero w ich kraju.<br />

Najszerzej znanq z nich byl zbior kazan - The Shaking of<br />

the Foundations ("Wstrzqs fun'darment6w"), ktory stanowil, jak<br />

pisa'Do, '1Jdarzenie "rewelacyjne" w tym sensie, ze byi rpierwszym<br />

od !I1iepami~tnych czas6w "wylamaniem si~ teologii poza zakl~te<br />

kolo 'niezrozumialego zargonu, jej pierwszym przedarciem si~ do<br />

ludzi". Rewelacyjnosc 'nie byla jednak moze tylko kwestiq termi­<br />

Dologii, choe juz samo przetlumaczenie religii na siowa zwykie _<br />

i zywe moze okazae si~ (jak 0 tym Swj.adczq wyroownie teksty<br />

Tillicha) prawidzi'Wym duchowym "trz~sieniem ziemi". Ksiqzka<br />

byia tez owocem typowej dla au1tora i swiadomie przez Diego<br />

za:kla'danej zmia,ny metody i nawet powoiania teologii.<br />

Oto slowa z przedmowy do The Shaking of the Foundations:<br />

"Duza cz~sc moich siuchaczy to luidzie spoza orbity chrzescijan­<br />

Skiej, ooUtSiiderzy w ca~kiem dosiow.nym sensie. Kazanie w tradycyjnej<br />

terminologii nie miaioby dla nich po prostu zadnego<br />

sensu. Dlatego trzeba bylo szukae j~zyka, wyrai"ajqcego jakos<br />

inaczej doswiadczenie ludzkie, ku kt6remu ta biblijna i koscielna<br />

term~nologia naprawd~ wslkazuje. (...) Poniewaz audytorium zlozone<br />

w co,raz wi~kszej mierze z takich outsiderow stanowi, jak<br />

mi si~ zdaje, sytuacj~ typowq, w ktorej coraz cz~sciej przyjdzie<br />

glc'sie przekaz chrzescijanSki, sqozHem, ze 0publikowanie mokh<br />

pr6b moze dkazae si~ uzytectne".<br />

Ksi


PAUL TILLICH<br />

989<br />

1uldzi ", jaik m. in. The Dynamics of Faith, 1957, The Courage<br />

to Be, 1958, The New Being, 1960, The Lost Dimension, 1962.<br />

Wszystikie ksiqzki .s'l 0 tym, bo, zdaniem Tillicha, zaldaniem<br />

teologi1i w ogole jest "znajdywanie koreIacji mit;:dzy pytaniaimi,<br />

ktore st,awia czlowiecza doh, a odpolwiedzi'l zawartq w klasycznych<br />

symbol,ach religijnych". 5<br />

Lecz s'zukanie takiej korelacji "od dolu do gory", jak pisze Tillich,<br />

to znaczy wychO'dz'lc dd czlowielka i tego, co zawsze i nie­<br />

,w'!tpliwie j est jak,o jego sybuacja i pytanie (a nie od abstrakcyjnego<br />

rozwaza1nia tez czy fa'ktow historycznych "danych"<br />

i "samych w sobie") prowadzic musi nieraz do talk wiellkich<br />

przesuni~c proporcji w znajomym od zawsze obrazie tego, czym<br />

w ogole jest religia, ze Tillich, w pierwszym zetJknit;:ciu, mog!<br />

tylko albo olsnic albo przerazic. NeutraIne rea1kcje byly rzadkie.<br />

Trud'no sic; moze dziw,ic. Lata byly czterdzieste, a nie - jak<br />

teraz - szes6dziesiqte, szerdki oddech "wszechrewizjonizimu"<br />

ktory aga1rn'lc mial care chrzescijanstwo w latach sobarowych,<br />

w:1jbierac dapiero zaczynal w malych, odizolowanych od siebie<br />

grupach, i to' przewaz'nie w Europie, granice wyznan, twierd,zen,<br />

stkol pazastawaly jasno za'kreslone, zamkni~te. Tillich, jak pisa!<br />

jego ,protestancki krytY'k A. T. Mollegen, wydawal sit;: wi~c "liberaIny'll<br />

tealagam neo-ortodoksem, a teologom neo-ortodaksyjnym<br />

- liberalem, fundamentaloisci oskarzah gO' 0 madernizm, a madernisei<br />

0 bezkrytyczmy stasunek do Biblii, zw,ole'l1'ni'kam idealizmu<br />

filozaficznega, Iprzeszkadzal jego historyz'll, a wyznawcy skrajnego<br />

histaryzmu t,wierdzili, ze jes.t zanadto idealist'l".6<br />

Rala me'diaiora, ktorej wyraz w dziedzinie teologii polegal na<br />

probie pajedna1nia z pawrotem tego, co dzieje sit;: w ludzkim zyciu<br />

z tym, cO' "stai napisane" w ksiqilkach dO' nabazeilstwa, i ktora<br />

kazala reinterpretawac, "uzdrawiac" coraz wit;:cej paj~c i slow<br />

skastnialych Ieez nietylkalnych, miala jedna'k ceeht;: wszelkich tego<br />

radz'aju ro


•<br />

990 ANNA MORAWSKA<br />

kiwa'ne" 7, gdyz -byly one, jak np. episkopalizm czy katolicyzm, .<br />

bardzo dalekie o·d niektorych ra'dykalillych starnowisk teologa "gl~bi<br />

istnienia". Dose szybko wi~c sytuacja stala si~ taka, ze wprawdzie<br />

malo ktory teolog zgadzal si~ z Tillichem bez zastrzezen,<br />

lecz tez zaden nie mogl sobie pozwolie na to, by go ll1 ie Iz:nae<br />

i by nie brae pod ruwag~ we wlasnych pracach i tezach jego<br />

meto-dy i jego krytyki.- Podobnie moze, tez nawpol "podskornie"<br />

przebiegala przez dlugi czas penetracja teilhardyzmu w mysl thrzescijansk'l.<br />

I bylo to chyba podobnie nieuchronne. Moina bowiem<br />

nie przyjqC wielu szczegolowych tez, More wydaj'l s i~ zbyt skrajne,<br />

lub nie dose uzasadnione, lecz nie da si~ nigdy, w kazdym<br />

razie nie w dzisiejszej, osmotycznej kulturze, zignorowac calkowicie<br />

intuicji i pytan, ktore S'l rzeczywiscie "epolkowe", S'l glosem<br />

czasu.<br />

Os£atnie lata przyniosly chrzescijallstwu dwa zdumiewajqce<br />

i "rewolucyjne" zjawiska. Po pierwsze zywiolowy wybuch szerdkich,<br />

takze laickich zainteresowan teologi'l, dysk urtowan'l dzis<br />

nieraz rzeczywiscie w kawiar.niach, ja'k O'ngis na rynkach. I po<br />

drugie gwaltowny wzrost osmozy mi~dzY'wyznanio w ej, nie tylko<br />

w pracach specjalist6w, lecz takie w "strawie duchowej" chrzescijanskiego<br />

laikabu. Wszystkie chyba ambitniejsze tygodniki<br />

i miesi~czniki zacho'dnie gOSZCZq od czasu do czasu na swych<br />

szpaltach au-torow innych wyznan, publikuje si~ l'lcznie zbiory<br />

prac protestanekich, katolickich i prawoslawnych, a znajomosc<br />

ksiqzek (lub przynajmniej tez) Tillicha, Bultmanna czy Bonhoeffera,<br />

podobnie jak Congara czy Rahnera, traktowana jest w czolowkach<br />

swieckich na Zachodzie jako rzecz sarna przez si~ zro·­<br />

zumiala, choc jeszcze kilka lat temll nie slyszano tam jeszcze<br />

moie, lub w kaidym razie nie mowiono, 0 autorach innych nii<br />

wlasni. Najciekawszych teologow protestanckich spopularyzowala<br />

dodatrkowo w jeszcze szerszej skali slynna ksiqilka A. T. Robinsona<br />

(Honest to God) 8, w ktorej Sq m. in. cytowane duze partie<br />

ze "Wstrzqsu fundamentow" TilJicha.<br />

Na -takim tIe i w takiej atrnosferze kontrowersyjnosc "m~drca<br />

amery,kanskiego" stala si~ oczywiscie znacznie bledsza, choc pozostaje<br />

wci'li wiele zasadniczych roinic zdan mi~dzy nim a na<br />

przyklad katohk am i, glovvnie w kwest ii granic demitologizacji.<br />

Coraz jasniejsze natomiast, na tIe dqien odnowy, wydaje si~ to,<br />

ze sam zasadniczy kierunek, ktory obral, okazal si~ celny, ze jego<br />

metoda i "idea teologii" jest jui dzis wielkim i plodnym wkladem<br />

w chrzescijanstwo i pozostanie nim chyba, bez wzgl~du na<br />

7 L. c.<br />

8 John A. T. Robinson, Hones t to God, 1963.


PAUL TILLICH 991<br />

to, czy pOs21czeg6!ne tezy jego prac zostanq czy nie zostanq<br />

w koncu obalone.<br />

Wyjscie w gloszeniu i interpretowa,niu religii od "doswia-dczenia<br />

iycia", od tego, co jest konkmtnym stanem ducha, iywym pytaniem<br />

czy niedolq egzystencjalnq czlowieka dzisiejszego, rnie jest jui teraz<br />

czyms nowym ani odosohnionym, a przeciwnie, jest jednq z naczelnych<br />

tez "nowej refo,rmacji" i og6lrnochrzescijanskiej i katolickiej.<br />

Jeden z najwybitlniejszych teo'log6w s()Jborowych, Karl<br />

Rahner, w zamieszczonym w niniejszym numerze artykule, pisze<br />

na przyklad wprost, ie "chrzescijanstwo nie jest niczym innym<br />

ja1k wyraz.nym wypowiedzeniem tego, co jest niewyrazmie doswiadczane<br />

prrzez czl()Jwieika w jego kon ~kretnej egzystencji" 9 i k i{)\nsekwentnie<br />

usiluje "zmalezc korelacj~" mi~dzy tym doswiadczeniem,<br />

a tresciami, kt6re "chrzescijanstwo naprawd~ glosi". I on r6wniei,<br />

ja'k Tillich (choc nie idqc o


,92 ANNA MORAWSKA<br />

tendujqc przy tym ani do przekazania calych tokow tej mysli w jej<br />

poszczegolnych 'vvqtka'ch, ani do oddania pelnego, Iagicz,nego obrazu<br />

jej cal-asci.<br />

Jest to niewiele. Lecz jes t mO'ze jakas sluszna'se w ta'kiej wlasnie<br />

prezenta'cji? Maze jest bar-dziej w duchv. glownej,najglE;bszej intencji<br />

tworcy, ktory chcial przede wszystkim "uzdrawiae sl


PAUL TILLICH<br />

993<br />

o sens istnienia i bye gotowym przyjmowae odpowiedzi, nawet<br />

gdy odipawiedzi bolq. Taka idea relJ.igii czyni jq czyms uniwersalnie<br />

ludzkim, choe oczywiscie rozni si~ ad tego, co zwykle religiq<br />

nazywamy. Nie opisuje jej Jako Wierzenia w istmienie bogow czy<br />

jednego BO'ga, ' ani jako systemu czynnosci i instytucji majqcych<br />

na celu nawiqzywanie stos'Unku z tymi istotami, w mysli lub przez<br />

poboznose i 'posluszenstwo. Nie mO'zna za1przeczye, ze religie znane<br />

\v historii byly religiami w tym wlasnie sensie. A jednak religia<br />

w swej najgl~bszej naturze jest czyms wi~cej jeszcze niz religia<br />

w takim w~zszym znaczeniu. Jest stanem czlowieka, ktorego nurtujesprawa<br />

jego 'istnienia, istnienia w ogole.<br />

Wielu ludzi, dla ktorych ta sprawa jest najwazniejszq sprawq<br />

zycia, uwaza si~ jedinak za bardzo dalekich od rreligii w w~zszym<br />

semd~, czyIi odwszelkich reIigii hist'oryczmych. Nieraz na wet<br />

odrzucajq histmyczne religie wlasnie dlatego, ze tak nieskonczenie<br />

serio traktujq 'spraw~ se'nsu istnie'nia. Wydaje im si~, ze konkretne<br />

religie lIlie wyrazajq dobrze tego ich gl~bo 'kiego zaanga:iwwa'Tlia.<br />

Ludzie ta'cy Sq religijni, choe odrzucajq religie. I ten fakt wlasnie<br />

kaze nam odrozniae uniwersalny sens religii jako tego, cO' zyje<br />

w wymiarze w glqb ludzkiej swiadomosci, ,O'd poszczegolnych wyrazow,<br />

jakie czlowiek nadaje swej 'najwazniejszej sprawie zycia,<br />

poslugujqc si~ symbolami i i'nstytucjami konkretnych religii. Jest<br />

oczywiste, ze w analizie sytuacji naszych dni kluczem bye musi<br />

podstawCl'we znaczenie religii, a nie kt6rys z jego poszczeg6lnych<br />

wy,razow, choe-by bylo 'Tlilm chrzescijanstwo".<br />

PrzyczYlnq dzisiejszego zatracania si~ "wymiaru w glqb", slabni~cia<br />

impulsu i ddwagi a'ngazowania si~ wewn~trznego w "Wielkie<br />

Pyta1nie", ezy - jak to cz~sciej nazywa Tillich - w "Trosk~ Osta­<br />

• tecznq", jest jego zdaniem specyficzna sytuacja, 'kt6rq tworzy cywiIizacja<br />

techniczna i naukowa. Zycie w glqb, wymiar piol1owy jest<br />

w niej wY'pierany prze'z poziomy wymiar zycia wszerz. Czytamy:<br />

"Zycie nasze p~dzi naprzod niepO'wstrzymanie, kazda jego<br />

chwila jest 'Pe}na czegos, co wlasnie trzeba zrobie, zo'baczye, zala<br />

twie, za'Plalnowae. Tymczasem aby Idoswiadczye gl~bi, trzeba<br />

zatrzymae si~. Trzeba zatrzymae si~ i uswiadamie sobie - siebie.<br />

Tylko gdy cz{.owiek ma w zyciu chwile, w ktorych nie troszczy si~<br />

juz 0 to' 'co b~dzie zara'z, moze doswiadczye tego, ze chwila jako<br />

taka ma jakis sens i spytae 0 sens calego zycia. P6ki TIie zostanq<br />

ucisz.o.ne troski dorazne, przejsciowe (,nawet najbardziej pasjO'nujqce,<br />

ce'Tlne, wazne) glos TroskiOstatecznej 'l1ie moze Ibye uslyszany.<br />

Ta,ki jest n.ajgl~bszy korzen zatracania si~ wymiaru w glqb<br />

w naszych


994 ANNA MORAWSKA<br />

(...) A jedna'k, czlowiek 'nie przestal bye cz.lowiekiem. Stawia<br />

temu swemu 10sowi op6r odwaznie, 'namiE:tnie, desperadko. Pyta<br />

jedna'k - po co to wszystko? I uswiadamia sobie, ie odpowiedzi<br />

nie rna. Czlowiek dzisiejszy jest swiradomy pus~i kt6rCj kryje<br />

niepowstrzymany l"uch na'prz6d i nieskOl1czona 'prOidukcja srodk6w<br />

dla 'ce16w, kt6re 'Z kolei same stajCj siE: srodJkami, i tak bez kOl1ca.<br />

Nie wiedzCjc dobrze co siE: z nim stalo, czlowiek dzi:siejszy czuje, ie<br />

stracil poczucie sensu zycia i jakis jego is~otny wymiar, wymiar<br />

w glCjb.<br />

Wlasnie z takiej swiadomosci powstaje pytarnie re1igijne, w niej<br />

przyjmuje siE: lub odrZJUca religijne odpowiedzi. Dlatego, O'pisujCjc<br />

wsp6lczesDCj postaWE: wobec religii, musimy najpierw wskazae miejsca,<br />

gdzie swiadomose impasu czlowieka zachodniego wyraza siE:<br />

w spos6b najostrzeJszy. Te miejsca to sztuka, literatura i - w jakiejs<br />

cZE:sci w kaidym razie - filozofia naszych dni. I tematy i sam<br />

styl tych dziel swiadczCj .0 pelnej pasji, tragicznej nieraz walee<br />

o sens zycia w swiecie, w kt6rym czlowiek zatracil wymiar w glCjb.<br />

Ta sztu'ka, ta literatura, ta filozofia stawiajCj religijne pytanie gl~biej<br />

i raldy'kalniej rnii wszystko niemal co jest dzis naszCj ekspresjCj<br />

bel'Jposrednio religij'nCj.<br />

(...) W wielu wypadkach Wzrost :firekwencji w kosciolach i zainteresowan<br />

a'ktywnosciCj religijnCj jest g16wnie konsekracjCj stanu rzeczy,<br />

w kt6rym wymiar religij'ny juz ulegl zanikowi. Jest wyrazem<br />

chE:ci uczestniczenia w akcja'ch, kt6re majCj siInCj, spoleczJnCj aproba tE:<br />

i dajCj poczucie wewnE:trZ'nego, a w jaikiejs mierze tez zewnE:trznego<br />

bezpiec,zenstwa. Nie musi to bye czyms zlym. Lecz z pewnosciCj nie<br />

jest o.dpowiedziCj Ina religijne pyta'nie naszych dJni.<br />

Czy jest taka odpowiedz? Jest oczywiscie zawsze, lecz moze nie<br />

bye dla 'nars osiCjgalna. Czasem tkwi siE: zbyt glE:ooko w sytuacji<br />

impasu, z kt6rej rrOidzi siE: pyta'nie, by bye ZJdolnym nail odtpowiedziee.<br />

I uz,nanie tego jest z pewnosciCj lepszCj drogq ku odpowiedzi<br />

prawdziwej, niz torowanie 'przejscia do niej O'd'poJWied'ziami iluzorycznymi.<br />

Bye moze zresztCj wlasnie w tej postawie jest juz jakas,<br />

ograniczo'na wprawdzie,odpowiedz.<br />

Przeciez sama swiadomose, ze zatracilismy ja'kis istot'ny wymiar<br />

zycia, wymiar w glCj'b, i ie nie rna ia:dnej latwej drogi by go odzyskae,<br />

jest jui stanem glE:ookiego IprzejE:cia siE: tym, co symbolizuje<br />

okreslenie »wymia1r w glCjb «. Ten kto Z'daje sobie spra,wE:, ze<br />

jest odciE:ty o:d jakiego's ostatecZlnego zr6dla, kt6re daje sens wszystkiemu,<br />

sklada dow6d, samCj tCj swiadomoSciCj, ie jest w istocie nie<br />

tylk·o o'ddzieIony leez zarazem jui polqczony znowu. A to wlasnie<br />

jest nasza wlrasna sytuacja. Tymczego przede wszystkim potrzebujemy,<br />

aIe tei jui w ja'kiejs mierze mainly, jest radykalne uswiado­


PAUL TILL!CH 995<br />

mie'nie sobie impa$.l, w ktorym jestesmy, bez zadnych olbslonek<br />

rozmaitych ideologii reUgijnych czy tez swieckich. Odrodzenie<br />

zainteresowan religij'nych, ktorego jestesmy swiadkami, bqdzie<br />

silq tworczq w nas i w naszej kuHurze tylko jesli rozwinie si~ jako<br />

ruch poszukiwania zagub'ionego wymiaru w glqb" 11 .<br />

CO TO JEST SYMBOL RELIGIJNY?<br />

Slowo "symbol" w odniesieniu do religii bywa drazliwe i Tillich<br />

zdaje sdbie z tego s'Pra lw~ dos'konale. W "Dynamice wiary" pisze:<br />

"Pierwsze 'Pytanie, ktorego oczekuj~ zaraz, ilekroe m&wi~, ze j~zyk<br />

religi'i jest symbol'iczny, 'brzmi - jak to, t y I k 0 symbolic7.Jny?<br />

Odpowiadam: 'nie »tylko« wcale, lecz »az« symbol jest jedynym<br />

adekwatny:m j~zykiem 'feligij'nym. Az symbol i nic ponizej niego".<br />

To charalkte'rystyczne .zdanie jest niezmiernie wazne dla zrozumienia<br />

poglqdow a takze samych poszczegolnych tekstow Tillichao<br />

Pr,zeciwnie niz dla wyimaginowanego rozmowcy, ktory wciela<br />

cz~ste potocz;ne reakcje, symbol nie jest dla niego czyms, co obnizaloby<br />

w jakis sposob rang~ przekazywanych tresci, lecz c~yms<br />

co jq podwyzsza nieskonczenie, Jest zjawiskiem z "wymiaru w glqb",<br />

o olbrzymiej powadze religijnej i jest niewspo1mierny pod tym<br />

wzgl~dem z zadnq informacjq faktograficznq z vvymiaru wszerz.<br />

Upraszc zajqc s'Praw~ ma'ksymalnie, moz'na powiedziee, ze symbolew<br />

ustach Tillicha - Sq j~zY'kiem religijnym stokrotnie "lepszym"<br />

czy "wyzszym" niz jakiekolwie-k twferdzenia czy zdarzenia historyczne.<br />

Oto fragmenty wykladu te-orii symbolu z ,pynamiki<br />

wiary":<br />

"Jedna istotna rzecz jest w symfbolach wspolna ' ze 'znakami.<br />

Wskazujq poza siebie, na cos ~nnego. Czerwony znak na skrzyzowani'll<br />

ulic wskazuje na przyklad poza siebie, na przepis drogowy,<br />

zgodnie z ktorym samochody muszq ' zatrzymae si~ co jakis czas.<br />

Roznic~ natomiast miE:dzy znakiem a symbolem stanowi fakt, ze<br />

znaki nie partycypujq w rzeczyvvistosci, na ktorq wskazujq, symbole<br />

natomiast - tak. Flaga narodowa na przyklad rna jakis udzial<br />

w pot~dze i honorze narodu i dlatego moze bye zmieniona tylko<br />

po jakiejshistorycznej katastrofie, zmieniajqcej rzeczywistose kraju,<br />

ktory reprezentowala, Innq cechq sym'bolu jest to, ze otwiera<br />

on ,wymi'aTY rzeczywistosci, ktore bez niego po,zostawalyby zamkni~te.<br />

Tak na przyklad sztuka tworzy symbole ,dla takkh aspektow<br />

c'zy perspektyw swi1ata, ktore nie bylyby 'nam dost~p'ne inaczej.<br />

Symbol otwiera wi~c zara'zem w samym naszym wn~trr zu jakis<br />

wymiar, odpowiadajqcy ujawnianymprzezniego wymiarom<br />

11 The Lost Dimension, 1962.


996 ANNA MORAWSKA<br />

rzeczy,wistosci. Wielki tea tr na przyklad nie tylko pcikazuje swia t<br />

w ja,kiejs nowej perspektywie, lecz takze ,otwiera niemane gl~bie<br />

w naszym jestestwie. Sq w naszym wn~trzu takie wymiary, ktore<br />

otworzyc mozlna tylko i jedynie za pomQcq symboli. (...) Symboli<br />

nie da siE: produkowac swiadomie i to jest ieh eecha chara'kterystycMla.<br />

Powsta jq, gdy d{) jrzeje do tego sytuacja, i przemijajq, to<br />

znaczy przestajq otwierac rzeczywistosc, gdy ·ta sytuacja si~ zmienia.<br />

(.. .) Autentycz'rie symbole istniejq w r6znych dziedzi nach ludzkiej<br />

kultury. Tu jednak naszym tematem b~.dq symbole religijne.<br />

(...) Pow,odem teg,o, ze wdzienne tresci zjawiska mogq si~ zmieniac<br />

w symhole, jest charakter tego co Q


PAUL TILLICH 997<br />

skiej" naszych dni, takze dla tych chrzescijan, ktorzy nie mogq<br />

przyjqc wszystkich jego wnioskow. Oto glowny to,k egzyste


998 ANNA MORAWSKA<br />

meC i z czego chce si~ bye wybawionym. Odpowiedz zachodnia<br />

jest .pozytywna i historycz1na. Egzyste'ncja stworzeniowa p:>winna<br />

istniee i trzeba bye wybawionym nie 'Z niej samej, tylko z jej wewn~trznego<br />

skl6cenia.<br />

Konsekwencjq postawy z'achooniej jest to, ze stworzenie ma<br />

stron~ pozytywnq. Ta jego strona pozytywna wla-snie jest odpowiedziq<br />

na pytanie stawiane prze,z doswiadczenie stanu stworzenioweg-o,<br />

sta'nu skonczonosci. Wyraza siq to w zacho,dniej symboIice<br />

religijnej. Tym, co sta'llowi jej odpowiedz 'dla ludzlkiej do,Ii, nie jest<br />

sama historia 0 tym, ze kiedys ja1kis byt boski czy p6l-boski posta­<br />

'nowi! wyprodukowac inne rzeczy. Stworzenie wyra:i:a symbolicznie<br />

to, ze to co skonczone partycypuje w swym wlasnym, nieskonezonym<br />

juz gruncie. Czy te'z, m6wiqc bardziej egzystencjalnie, symbol<br />

stworzenia ukazuje zrodlo ,ddwagi, aiirmujqcej nasze bycie, przypisujq'cej<br />

mu ,sens i pot~g~ pomimo o'beenego za wsze zagro:i:enia<br />

niebytem. W tej odwadze, odwadze bycia, trwoga stanu stwor'Zenia<br />

nie jest usuni~ta lecz jest w odwag~ wlqcwna. R6wnie:i: l)iepewnosc<br />

egzystencjalna,plynqca z tego, :i:e 'nie mamy zadnego stalego, cstatecznego<br />

ju:i: czasu' ani stalej przestrzeni, jest w symbolu stworzenia<br />

wlq'czona w pewnose, ktora jej nie usuwa lecz daje te:i: bezpieczenstwo<br />

partycypacji w samej podstawowej mocy bycia.<br />

(. ..) W centrum symboliki wielu religii znajdujemy kontrastujqce<br />

zestawienie u1padku i 'zba,v1enia. A'naliza egzystencjalna maze<br />

bye i tu jakims kluczem nawet dla tych ludzi, ,ktorzy majq wyjf} t­<br />

kowo silne opo'ry przeciw symbo1lom teglo wlasnie rod,ca ju.<br />

Istnieje wiele mitow i legend 0 pokU'sie. Najgl~bsza jest prawdopodobnie<br />

()Ipo,wiese bi1blijna, w kt6rej sytuacjq czlowieka, sy.mbolizowanego<br />

przez Adama i Ew~, jest w spo'sob bardzo wyrazny sytuacja<br />

wyboru p()mi~dzy pozostaniem w uspionej niewi'nnosci Raju<br />

a ,osiqg~ciem samo-urzeczywistmienia w wiedzy, wladzy i plci.<br />

Czlowiek wybiera samo-urzeczywistnienie i wpada w stan wewn~trznego<br />

rozdarcia. Mit upaldku Cktorego analogie mamy w wi~kszosci<br />

religii) przedstawia wi~c, w takim pojmowaniu, bardzo srpecjalny<br />

wY'padek przejscia od niewinnosci, kt6rq jest stan czysto<br />

potencjalny, do Inieuniknj,onej winy wszel'kiej samo-aktualizacji.<br />

I ten wypadek jest autentyczillym o.pisem ludzkiej doli tera'z, dzis<br />

i zawsze.<br />

Tradycyjnym terminem ,okreslajqcym stan rozdarcia w czlowieku<br />

jest slowo »grzech«. Termrn ten ule-gal wi~kszym chyba<br />

wy}paczeniom i w konsekweneji byl przedmiotem wi~kszych pro-,<br />

test6w niZ ja,kiekolwiek poj~cie religijne. W swietle a·nalizy egzystencjalnej,<br />

grzech jest oderwaniem czlo"\vie'ka od jego »bytu zasadniczeg-o«,<br />

oderwaniem, kt6re jest zarazem tragicZlnq, nieu'l1iknionq


PAUL TILLICH 999<br />

koniecznosciq i osobistq winq. Niezmiemie wqtpliwe okreslenia<br />

»grzech pierworodny« i »grzech dzie:dziczmy« wyrazajq wlasnie<br />

tragicznose i aktual'nose grzechu, jego element o'Sobisty. Proponowalbym<br />

jednak abysrny porzucili te olkreslenia w og6le, Sq juz<br />

nieuleczalne. Termi'n »grzech pierworadny« powinien bye zastqpiony<br />

egzystencja ~ nymi opis'ami uniwersalnego i tragiczonego charakteru<br />

rozdarcia czl:lo,wieka. Powinien tez jednak bye i'nterpretowany<br />

jako to stadium uniwersalnego rozdarcia, za 'kt6re, mimo<br />

jegonieunikni{)nego charakteru, jestesmy oapowiedzialni osobiscie,<br />

i z kt6rego wynikaj,! kO'nkretne akty skl6cania si~ z salb,!, z sensem.<br />

istnienia. Slowo grzech nie powinno bye nigdy uzywane w liczbie<br />

mnogiej, 'lecz w liczbie pojedynczej, jak u sw. Pawla: grzech ­<br />

sila roZ!dzierajqca.<br />

Coo) Syro'bole takie jak zbawienie, odkupienie, O'drod ze~ie, usprawiedliwienie,<br />

czy Zbawiciel, Posreldnik, Mesjasz (oo .) Z!nane SCI we<br />

wszystkich 'prawie wielkich religiach, choe opisy Slposob6w 'zbawienia<br />

Sq bardzo r6zne. R6wniez tu pewne klucze daje a naliza<br />

egzystencjalna. Niekt6re z nich zaslugujq na szczeg61nq u w a g~ .<br />

Pierwszy wiqze si~ z refleksjq semantycznq , w swietle kt6rej<br />

zbawienie oZ!nacza scalenie tego co bylo r ozp~kn iE; t e . Slowa salvas<br />

i saos znaCZq caly i uzdrowiony. Zbawienie jest wi~c aktem, w k t6­<br />

rym przezwyci~ z one jest rozdarcie pomi~d zy gl~bok CJ istotq czlowieka,<br />

a jego sytuacjq egzystencjalnq. Jest religijml odpowiedziq<br />

na 'niezlicZO'ne anahzy, kt6re reasumuje dobrze tytulksiqzki Menningera<br />

- "Czlowiek 'przecirw sobie".<br />

Drugi klucz pochO'dzi r6wniez zanalizy egzystencjalnej, a mianowicie<br />

z poglqrdu, ze sytuacja istnienia nie moze bye przezwyci~<br />

21ona zadnq mOCq b~dqcq . w ramach tej sytuacji. Wyjscia nie<br />

rna. Huis dos, jak brzmi tytul sztuki Sartre'a. Po tej linii wi~c<br />

rozumiee trzeba symibole religijne, wskazuj'!ce ku :m.ocom zbawicielskim<br />

w osobowych czy nieosobowych wcieleniach. Tragiczne<br />

zniewolenie istnienia oderwanego nydzi poszlUkiwanie czegos, co<br />

jest wobec istnienia transcendentne, choe pojawia si~ wewnqtrz<br />

niego, tworzq'c byt nowy. To i to' jedynie, nie zas po prostu jakies<br />

twierdzenie »Inie-sensowne« logicznie jest »paraldoksem religijnym«.<br />

Trzecim kluczem jest r:ozumienie pojednania w swietle doswiadczen<br />

metodycznej i intuity,wno-poetyckiej psychologii. Stanowi go<br />

stwierdzenie, ze rzeCZq najtrudniejszq dla istoty ludikiej jest przystanie<br />

na siebie, i ze pierwszym krokiem w procesie uzdrowienia<br />

jest w czlowieku poczucie, ze jest przyj~ty i ze przeto moze<br />

przyjq.e, 'zaakceptowae sam siebie. Nilkt juz dzis nie rozumie co<br />

to z!naczy »:uspralWiedliwienie przez wiar~«. Ale kazdy zrozumie<br />

czym jest » przyj~cie samego siebie jako przyj~tego«.


1000 ANNA MORAWSKA<br />

Analiza w


PAT,TL TILLICH 1001<br />

CZYM MOZE Bye DLA CZLOWIEKA SLOWO "BOG"?<br />

Swoj wyrklad symibo,lu "Bog" ja,ko "Samo Bycie", "sarna MC2<br />

Bycia", "sarno Bezwarunkowe" (pojmowane zresztq zawsze w osobowych<br />

kategoriach milosci) Tillich rozwijal, uzupelnial i systerna<br />

tyzowal w niezliczo nych pracach i wykladach. Poniewaz je'dnak<br />

szkice w dziale "Spotkan" Sq spotka niami z typami ducho,wosc i,<br />

a nie ,przede wszystkim z systemami teoretycznymi, majq p okaza'::<br />

raczej "jark wierzq" inni ludzie niz ja~imi sposobami owo wierzenie<br />

argumentujq,najc,dpowied niejszq ilustracjq wydaje siE; tu<br />

nie ktoras z rO ZJpraw Tillicha, lecz jego kaza nie 0 Bogu. Jest one<br />

'Zawarte w zbiorze "WstrZqs fundamentow" i '" csi tytul "Gh;bia<br />

istnienia".<br />

"Zastanovvmy siE; nad slowami, ktore rr. owi sw. Pawel do<br />

Koryntian w wersecie »albowiem Duch wszystko wY'patruje i gh:­<br />

bokie rzeczy boze«. I wybierLmy 'na temat naszych rozwazan<br />

jedno slowo »glE;baki«. Spojrzmy tez jeszcze na werset »Z gl~bok05ci<br />

wolalem do cie'bie, Panie«, z 'psalmu 130. Rozwa:imy z niego<br />

takze jedno slowo: »glE;bokosc«.<br />

Slowa »glE;boki« i »glE;bokO'sc«, czy »gli:bia« uzywa'ne Sq W zy­<br />

Cll! c'odzien'l1ym, w poezji, w f'ilmrofii, W Biblii 'i w wielu innych<br />

religijnych dokumentach, by wyrazic pewnq postawE; duchowq,<br />

choc Sq wziE;te Z doswiadczenia przestrzennego. GIE;bia jest wymiarem<br />

przestrzeni. Lec,z jest je'dnoczesnie symbolem jakiejs duchowej<br />

jakosci. Wi~k ,s2'l0SC naszych sym!boli religijnych rna wlasnie<br />

ta'ki charakter, przypominajq'c nam przez t,o 0 'l1aszej s'konczonasci<br />

i 0 naszym zniewo.Jeniu pTzez to co widziaJ.ne. Jestesmy i'stotami<br />

zmyslowymi i rpO'zostajemy nimi tez grdy zajmujemy siE; sprawami<br />

duchowymi. Z drugiej strony jednak j_est wiel'ka mqdr,osc w ludzkim<br />

jE;zyku. Wciela on nieprzeliczone doswiadC'zenia przeszlosci<br />

i nie jest przypadlkiem to', ze uzywamy rpewnych widzialnych symboli,<br />

a nie uzywamy innych. Dla tego bywa rzeczq pozytecznq zastanowic<br />

siE; na,d przyczynami wyborow, jakie pCoCZynila zbiorowa<br />

swiadomosc porprzednich pokolen. Moze oka'Zac siE; dla nas rzeczq<br />

nieskonczenie waznq przeikonanie siE;, jakie implikacje kryje w sobie<br />

uzycie wIas,nie slow »glE;boki«, »glE;bO'kJosc«, »glE;bia« dla wyrazenia<br />

zycia duchowego. Stanie si


1002<br />

ANNA MORAWSKA<br />

•<br />

z ktorej wola do B{)ga 'Psalmista. Lecz c'Zemu prawda jest gh:­<br />

boka? Czemu gh:bokie jest cierpienie? Czemu ten sam przestrzenny<br />

symbo'l jest uzyty w obu wypadkach? Sprobujemy ['02­<br />

wazyc tu te pytania.<br />

Wszystkie widzialne rzeczy majq powierzchniE:. Jest O'na tCl<br />

stronCl rzeczy, kt6ra ukazuje siE: nam najpierw. Patrzqc na niq<br />

wiemy na 00 wyglqda dana rzecz. Lecz gdy postE:pujemy wedlug<br />

tego, na co wyglqdajq rzeczy i lUldzie, doznajemy zawo·du. Nasze<br />

ocze'kiwania Sq sfrustrowane. Staramy siE: wiE:c przeniknqc pod<br />

powierzchni~, by siE: dowiedziec, czym rzeczy Sq na'PrawdE:. Czemu<br />

ludzie pytali zawsze 0 prawdE:? Czy nie dlatego, ze powierzchnie<br />

sprawialy im 'Zaw6d? I wiedzieli, ze 'Prawda, ktora jest nieZ'awodna,<br />

miesZlka 'Pod powierzchniami, w glE:bi? Ludzie przeko'pywali siE:<br />

wi~c przez kolejne poziomy, coraz gl~biej. To co wydawalo si~<br />

prawdq ktoregos dnia, juz nazajutr,z doswiadczane bylo ja'ko powierzchowne.<br />

(...) W ten sposob przebiega za'Wsze to, co nazywamy<br />

))znajomosciq« drugieg'o czl,owieka. I w ten sposob posuwa siE: naprz6d<br />

nauka. (...) W swietle jej wielkich i smialych wypraw ku<br />

glE:bokim rzecwm swiat-a powirrnismy cza'S€'lTI patrzec na nas samych,<br />

,na poglqdy, ktore traktujemy jako cos sarno przez siE: zrozumialego.<br />

Zobaczymy wtedy, ile jest w nich przesqdow po{;hodzqcych<br />

z indywidualnych 'predylekcji i ze spolecznego swdowiska.<br />

IbE:dziemy wstrzqsniE:ci widzqc jak bardzoniewiele w Inaszym<br />

swiecie duchowym siE:ga pod po,wierzchnie, idqc w glqb, jak bardzo.<br />

malo ,ostalohy siE: w nim w razie powazniejszego dosu.<br />

Cos straszliwie tragicznego dzieje si~ wiE:c zawsze w ludzkim<br />

zyciu duchowym: prawdy, glE:bokie o'ngis i pot~zne, ktore najwiE:ksi<br />

geniusze odkrywali w mE:ce i trudzie, stajq siE: plytkie<br />

i povvierzchowne, gdy zaczynajq bye uzywane na codzien. Zastanowmy<br />

siE: .dlaczego tak siE: dzieje. Czy nie musi to nastE:lpowac<br />

nieuchronnie dlatego, ze nigdy nie rna glE:bokosci bez samej drogi<br />

w glqb? Prawda bez osobistej drogi do prawdy staje siE: martwa.<br />

Jesl'i jest weiqz uzywana, jest juz tylko cu:sciq !powierZ'chni rzeczy.<br />

(...) Czymze jest jedna'k droga w glq!b? Mowi 0 !niej mqdrosc<br />

wszystkich wiekow i wszystkich kontynentow. Opisywano jq<br />

w najrozmaitszy sposob. Wszyscy jednak: mistycy i kaplani, poeci<br />

i filozofowie, prosci ludzie i wyrafi'nowani intelektua'lisci, ktorzy<br />

znali tE: drog~ z kontempla1cji czy z intwspekcji, z rnodlitwy, z wyznan<br />

w konfesjonale, z zewnE:trznych i wewnE:trznych katas.trof<br />

oso'histych, dajq swiadectwo temu sarnemu doswiadczeniu. WS'zyscy<br />

przekonywali siE: wC'iqz na nowo, ze nie 'Sq wcale tyrn, za co siE:<br />

mieli jeszcze wCZlOraj. Ka'zdy kolejny stopi-en rw glq,b Oikazywal<br />

siE: wciqz powierzchniq tylko, i t'ak bylo zawsze, przez cale zycie,<br />

poki szli swojq drogq, drogq ku gle::bokoSci.


PAUL TILLICH 1003<br />

Dzisiaj slynna stala si~ nowa forma tej metody, tak 'zwana psychologia<br />

gl~bi. P,rowadzi ona z 'powierzchni naszej samowiedzy<br />

na poziomy, gdzie zapisujq si~ rzeczy, 0 Iktorych lJ1asza swiadomosc<br />

n'ic nie wiedziala. Uka:zJl.l'je warstrwy charakteru sprzecZlne ze<br />

wszystkim, cosmy 0 sobie sqdzHi. Psychologia gl~bi moze pomoc<br />

w zna1ezieniu drog~ w glqb, choc nie czyni tego w sposob zupelny,<br />

bo nie jest 2ldo1na doprowadzic nas do najgl~bs.zegoO gruntu<br />

naszego bytu i wszech'bytu, doO gl~bi ostatecznej, gdzie jest juz<br />

Samo Zycie.<br />

Ta nieskonczona, niewyczerpana gl~bia i Grunt wsze1kiego istnienia<br />

rna na Iml~ - Bog. SloOwo Bog oznacz'a wlasnie to - t~<br />

gl~bi~. I jesli slowo to mowi ci nielwie1e, przetlumacz je. Pomys1<br />

o gl~biach wlasnego »ja«, 0 zrod1e swego istnienia, 0 tym, co jest<br />

d1a ciebie ostatecznq juz wielkq Sprawq zycia, CO> bierzes'z powaznie,<br />

bez zastrzezen. Moze, by t'o uczynic, musisz najpierw 'ZalpOimniec<br />

wszystko, czego UC2lCl'nO ci~ tradycyjnie 0 Bogu, moze trzeba abys<br />

zapomnial 'nawet sarno, tlo sl,owo. Lecz jeze1i wieS'z, ze Bog z:naczy<br />

gl~bia, wiesz juz o. Nim duiio. I j:uz nie mozesz nazwac si~ ateistq<br />

czy niewierzqcym. Bo gdy zastanowisz si~, nie mozesz przecie<br />

powiedziec: zycie nie ma zadnej gl~bi , zycie jest ,plytkie, istnie;­<br />

nie jest powderzchniq tylk,o. Ten kto wie 0 gl~bi, wie 0 Bogu.<br />

Zastanawialismy si~ nad gl~biq swiata i nad gl~biq w nas samych.<br />

Ale jestesmy w tym swiecie ty1ko przez wspo1not~ 1udzkq.<br />

I mozemy odkrywac swe dusze tylko w 'zwierciedle, ktorym Sq ci<br />

coo na nas patrzq. Nie rna gl~bi zycia bez gl~bi zycia wspo1nego.<br />

(...) JU'zod paru dziesiqtk6w lat, umysly profetyc'zne spo'glqdaly<br />

w spolecZ'nq gl~bin~ . Ma'la.rze wyra'zali swe przeczucie nadchodzqcych<br />

katastrof rozsadzqjqc na swych dbrazach powierzchnie<br />

przyrody i czlowieka. Poeci wynajdywah dziwaczne, gniewne slo­<br />

\Via, a.by wyra-zic kontrast mi~dzy tym, co wydaje si~ ze jest,<br />

a tym co jest nalprawd~. QOOk psychoIo'gii gl~bi p'OI"vstawala socjologia<br />

gl~bi. Dopiero ostatrrio jednak, w 1atach gdy najstraszliwsze<br />

w dziejach spoleezne trz~sienie ziem'i w strzqsn~lo 1udz!lwsciq ,<br />

oczy calych narodow otwarly si~ 'na gl~bi~ w nich samych i na<br />

prawd~ 0 ich egzystencji histmyeznej. Nie trzeba jednak, bysmy<br />

poprzestawali na osiqgni~tej teraz gl~bokoOsci. Mus ielibysmy wpasc<br />

w rD'zpacz i pogard~ sie'bie. Raezej zanurzmy si~ jeszcze gl~biej<br />

w grunt zycia historycznego, w jego o-s tatecznq gl~bin~.<br />

Ten nieskonczony, niewyczer pany Grunt Dziejow nazywa si~<br />

Bog. Slowo Bog znaezy wlasnie Grunt Dziejow i ku temu jego<br />

znaczeniu wskazujq OIkresleni'a ta'kie jalk 'krolest,wo hare ezJ'1<br />

boska opatrzno'sc. A jesli sl()tWa te mowiq ci niewiele, przetlumaez<br />

je. PO'mySl 0 gl~'bi historii, 0 gruncie i eel'll zyeia spolecz­


1004<br />

ANNA MORAWSKA<br />

,nego, 0 tym, coo bierzesz juz bezvvarunkowo serio w swym dziala'niu<br />

moralnym i pohtyeznym. Maze gl~bi~ t~ nazwac trzeba<br />

nadzieja. Tylko nardzieja. JesJi bowiem u dna historii wiodzisz<br />

nadziej~, to jestes juz zjedna.czony z wielkimi pr,orokami, ktorzy<br />

umieJi zdobye si~ na spojrzenie w glqb wlasnyeh ezasow, i ehoeiaz<br />

eheieh niera'z ueiee, nie pa trzec wi~cej, b:l groza tego co<br />

widzieJi przer-astala ich sily, to jednak zrOstawali, patrzyJi dalej,<br />

jeszcze gle,biej, az tam gdzie juz odkrywa si~ - nadziej~.<br />

Nie wstydziJi si~ jej. I nas takze zawstydzae moze tylk,o ta<br />

nadzieja, ktorq znajduje sie, na powierzchniach, gdzie szaleney<br />

kultywujq swe zludne s'pekulaeje. Ta jednak, ktora daje m~st w :J,<br />

w gle,bo'kosci, drZqcemu i skrusZ!onemu sereu czlowieka, ta ':1adzieja<br />

jest prawdq.<br />

ZbJizamy si~ tu do drugiego znaczenia, ktore i w swieckim<br />

i w religijnym j~ z yk u majq slowa » gl~b:lki« i » gJ:~bokosc « . Gle.­<br />

bia cierpienia to jedyne wroOta do gle,bi prawdy. Ten fakt jest<br />

oczywisty. Jest wygod,nie zy e na p:Jwierzehniaeh, pok i te powierzchnie<br />

si~ 'nie zarysujq, Intensywno'sc bolu, jaki sprawia patrzenie<br />

w glq b siebie, jest zbyt wielka dla wie,kszosci sposrod nas. 01­<br />

brzymi opor, ktory stawia ' tu kazda istota ludzka, i ogromna ilosc<br />

pretekstow, wynajdywanych by nie ise gl~b i ej, nie widziee, to<br />

rzeczy powszechnie znane i natural-ne.<br />

Jednym z takich pretekstow i to bardzo powierzchownym jest<br />

twierdzenie, ze rzeczy »gl~bokie« Sq czyms zbyt »intelektualnym«,<br />

niezr ozumialym dla nie dose wyksztalconych ludzi. Lecz przeeie<br />

pierwszq eechq gl~bokosci jest , prostota. J esli wi~c mowisz »to<br />

dla mnie .za gl~bokie, nie 'mog~ tego pojqC«, oszukujesz sam<br />

siebie. Wiesz bowiem dorbrze, ze to co nap r awd~ wazne nie jest<br />

nigdy za gl~bokie dla Inikogo. Niedlateg,o ploszy ci~ pra,wda, ze<br />

jf;st za gl~boka, tylko dlatego, ze jest niewygodna. Nie mieszajmy<br />

nigdy rzeczy »'ucz'o'nyeh« czy »il11telektua'lnyeh« z gl~bokimi sprawami<br />

zycia. Rzeczy »j'ntelektual>ne« nie Sq dla nas wazne w sposob<br />

osta teczny i wS'zystko jedno, czy r-ozumiemy je czy nie. Ale rzeczy<br />

gle,bo'kie mUSZq obchodzic ,nas zawsze, g,dyz to, ezy jestesmy przez<br />

,nie 'porwani czy 'I'1ie, jest wai-ne nieskonezenie.<br />

Ci, co pragnq urniknqe drogi w glqb, uzywajq tez jednaik powazniejszej<br />

wymoWki. Slowo gl~bia w j~zyku religijnym jest<br />

nieraz uzywane ja'koO nazwa miejsca gdzie si~ gn'iezdzq zle sily,<br />

demoniezne mace, smierc, pieklo. Czy wi~e droga w glqb 'I'1ie<br />

jest ezyms wr~cz ehor'obliwym? Czy nie prowadzi tam, gdzie<br />

te sily panujq?<br />

Jako odlpowiedz na to py,tanie przytocze. pie.kny i stary mit.<br />

Kiedy dusza opuszc.z:a 'Cial,o musi przej-se przez wiele stref, w kto­


PAUL TILLICH 1005<br />

rych rzqdzq moce demOOliczne. I tylko jesIi zna slowo wlasciwe<br />

i ,pot~ine, przechodzi Goraz dalej az do gl~bi ostatecznej, do Gruntu<br />

Boskiego. Otoz tych prob zadna dusza uniknqcnie moze. Wystarczy<br />

pomyslec ·0 zmaganiach swi~tych wszystkich czasow, 0 walkach<br />

prorokow, reformatorow, a takze wielkich tworcow wszelkich<br />

dziedzin kultury, aby ~ ae sobie spraw~ z prawdy mitu. Kazdy<br />

musi stawie czolo gl~bokim rzecZlO.m zycia i niebezpieczenstwo nie<br />

jest tu wymow'kq, Niebezpieczenstwo musi bye prze zwyci~zo ne<br />

zna jomosciq wyzwalajqcego slowa.<br />

Nie ma wymowki, ktora pozwolilaby u'niknqc gl~bi prawdy, do<br />

kt6rej jedYIll'a droga pr-owadzi przez gl:~bi~ cierpienia. I jest to droga<br />

z


1006<br />

ANNA MORAWSKA<br />

nasze slowa chrzescijanskie Sq 'istotnie "chore", "oddzielone" od<br />

swych egzystencjalnych treSci, istotnie wymagajq "uzdrowienia"<br />

bysmy je rozpoznah juz nie jako twierdzenia 0 tym co "powinno"<br />

bye i co "powinnismy," uwazae za prawdziwe, lecz co najzwyczajniej<br />

- jest. Jest znajomq rzeczywistosciq, ktora - jak pisze<br />

Tillich - nie tworzy dla nas "stosu'Dku ~owinnosci", tylko "stosunek<br />

uczesbnictwa".<br />

Tak wlasnie, w kategoria'ch uczestnictwa w prawdzie Nowego<br />

Bytu, widzi Tillkh nasz stosunelk do Chrystus'a, 0 ktorym, jak to<br />

nieraz podkresla, Nowy Testament mowi, ze j est Prawdq, j est<br />

Zyciem, a nie ze "rna" prawdE:. Kato'licki te'ol,og, George H. Tavard,<br />

w swej ksiqzce, ktora jest glownie prezentacjq i krytykq chrystologii<br />

Tillicha, tak reas'llmuje jego po'glqdy:<br />

"Na pytanie - »a dJ.a was, kim jestem?« Paul Tillich dal Sw.ojq<br />

odpowiedz. Chrystus jest dla niego odwiecznym bogoczlowieczenstwem,<br />

istotq Czlowieka objawiajqcq siE:, paradoksalnie, w sytuacji<br />

istnienia. W ludzia'ch zawsze zyla aspiracja do takiego objawienia,<br />

tE:sknota do jakiegos przezwyci~zenia dylematu egzystencji,<br />

nigdy 'Die a'dekwatnej do swego bytu zasadniczego. Wszystkie<br />

religie probowaly 'Znaleze dr,ogE: wyjscia z labiryntu ludz,kiej doli.<br />

Wsrod Hebrajczykow ta nadzieja byla baTdziej realistycma niz<br />

u innych narodow. Nie szuikali rozwiqzan filozoficznych, akademickich.<br />

Mieli wizjE:, potem ,nadziejE:, w koncu pewnose moZli­<br />

' wosci pojawienia siE: w czasie i w samej t!kance historii transcendentnego<br />

wyslannika, w kt6rym ludz'kie i Doskie bE:dzie juz polqczone.<br />

Niekt6re z wyobrazen tego idealnego wyslannika zbawienia<br />

(scalenia) to Mesjasz, Chrystus, Sluga Jehowy, Syn Czlowieczy,<br />

Syn Boga. Wiara chrzescijanska polega na wierze, ze takl<br />

wyslannik przyszedl, ze wziql udzial w historii ludzkiej, w okreslonym<br />

miejscu - w Galilei i Judei - i w okreslonym czasie,<br />

za rzqd6w Boncjusza Pilata, i ze Jego ludl'lkie imiE: brzmialo Jezus<br />

z Nazaretu. W Chrystusa wierzq implicite wszyscy ludzie, wszyscy<br />

bowiem Sq mniej lub bardziej sWiadomi, ze istnienie jest problemem,<br />

i wszyscy zywiq nadziejE:, ze jest jakies jego rozwiqzanie.<br />

Tylko chrzescijanie jednak wierzq, ze Chrystus, wieczne bogoczlowieczenstwo,<br />

byl w czlowieku J ezusie, ze J ezus wlasnie byI<br />

objawieniem siE: Chrystusa", 15<br />

"Paradoks religijny" w Jezusie, to ze sam "Grunt Bycia" przejawil<br />

siE: w Nim w war'llnkach istnienia, interpretuje Tillich tak:<br />

"Gdy to, co jest poza istotq i istnieniem, bierze udzial w istnieniu,<br />

nastqpie to moze tylko w tej formie, ze przezwyciE:za rozlam<br />

15 George H, Tavard, Paul Ti/!lch and the Christian Message, 1962.


PAUL TILLICH 1007<br />

mi~dzy nimi. Przezwyci~zenie rozdar,cia, sVworzenie bytu nowego<br />

to jest sposob ws,poludziahi Boga w istnieniu. (...) Wy:nika z tego<br />

dalsze twierdzenie teologiczne, mia'nowicie to, ze dzieje swi~te S'l<br />

~owstawaniem Nowego Bytu i ze S'l w ten sposob najgh:bszym<br />

j'ldrem historii. (...) Sednem przekazu chrzescijanskiego jest wi~c<br />

to, ze byt moze osi'lgn'le uniwersalnose w konkrecie i to osi'lgni~cie<br />

oczekiwane byl,o zawsze i jest wci'lz o C'zekiwa,ne w Judaizmie,<br />

a w chrzescijans\ttvie uwaza'ne jest za juz dokona'ne. Jego nazw'l<br />

jest Mesjasz albc Chrystus.<br />

(...) Punktem centralnym w historii i tak samo punktem centralnym<br />

w historii swi~tej jest wi~c Nowe, i to Nowe polega na<br />

tym, ze to co jest istot'l czlowieczenstwa pojawia si~ w warunkach<br />

skloconej z tc} istotq egzyste ncji i sklocenie przezwyci~za. J ezus<br />

jest Chrystusem, to znaczy jest Nowym Bytem. Obraz, ktory odcisnC}l<br />

s i~ w jego zw01ennikach (...) jest obrazem tak iego 1'eal'nego,<br />

osobistego zycia, ktore czyni IlJowymi tych co w nim uc zestnicz'l,<br />

wciC} ga ich w stref~ Nawego. Jedylnym argumentem praw dziwosci<br />

no winy Nowego Bytu jest to, ze Nowy Byt r zeczywiscie czyni<br />

czlowieka prawdziwym. Tej pewnosci nie mo,ze ani obalie a'ni<br />

potwierdzie krytyka historyczna" 10.<br />

Jezus byl Nowyrn Bytem, przej,awieniem si~ boskosci w warunkach<br />

konkretnego istnienia w ten sposob, ze - jak pisze Tillich<br />

'vV jednym ze swych kazan: "ogolocil siE: ze wszystkieg,o co moze<br />

stawae siE: stare, z wszelkiej pozycj'i spolecznej ezy indywidualnej,<br />

z wszelkiej ludzkiej wielkosci, .potE:gi, i sHy. W swej smierci<br />

oddal to wszystko bez reszty i objawil w bezwarwnlkowej k z:pitu­<br />

:lacji siebie jedynC} nowq rzecz, ktora jest IlJowa wie'kuiscie. To<br />

milose trwa na wieki 'i to milose jest mOCq n01wego w kazdym<br />

czlowieku i w calej ·histO'rii. Milose, kto1'a trwa utajona w mroku<br />

naszych dusz i naszych dziejow" 17.<br />

A w "Nowym Bycie" czytamy: "Nowy Byt okreslie mazna takze<br />

jako byt milosci. Milose jest parciem ku pojednaniu na'Powrot<br />

tego co jest sklocone. I tak poj~ta, jest zjawiskie'll ontologicznyrn,<br />

a 'nie emocjonalnym. Element emocjonalny towarzyszy jej,<br />

ale n ie jest ,podstawowy. Tym co podstawowe i co rna korzenie<br />

w Samyrn Byciu jest parcie, p~d czy takze wola do zjednoczenia.<br />

Nowy Byt, byt milosci jest Prawd'l , bo nalezymy wszyscy do tego<br />

samego dna, do. Gruntu Bycia, choe proces S'kloce,nia nas 1'ozdziela.<br />

Gdy wi


1008<br />

ANNA MORAWSKA<br />

obeeg.o, tylko odnalezieni~ si~ wzajemnie tego, co w najgl~bszej<br />

strukturze bytu juz do siebie nawzajen1 nalezy" 18.<br />

Ko·nkretne ludzkie d·oswiadezenie uc'zestnictwa w Nowym Byeie,<br />

,,2ywot w Prawdzie", ,,2ycie w Chrystusie" opisuje Tillich<br />

jako . rzeczywistosc trojfazowq. Pierwszy krok, to CO nazywa<br />

"laskq", to "przychodzi", jest nam dane, a nie powo'C1owane przez<br />

!I1as dowolnie, sta-nowi wlasnie sta'n "zgody z sobq mimo wszystko",<br />

ezy jak to ez~sto okresla ;po angielsku accepting ~ the acceptance,<br />

przyj~cie tego, ze si ~ jest przyj~tym, takim ja,kim si~ jest i mimo<br />

to. ("Cala religia jest jednym wielkim «MIMO WSZYSTKO,," pis ze<br />

gdzies Tillich). Krdkiem drugim jest metanoia, co oznacza "zmi a n~<br />

kierunk'll". Czytamy: "choldzi 0 cos znacznie bar,dziej zasadniezego<br />

niz nastawienie uC2Juciowe. Cz~st' o czynnika emocjO'nalnego w ogole<br />

nie rna i jest 'nawet bardzo nie wslkazane probowac go wywolywac<br />

sztueznie w celu »nawrocenia«. Metanoia oznaeza zasadnicze pr zestawienie<br />

si~ na to, co stanowi we wszystkim i we wszystkich<br />

pierwotnq jednosc istoty i istnienia, co jest poza skloceniem esencji<br />

z egzystencjq i okresJa'ne bywa jako »dobro« i "prawda« choc<br />

nie jest ja'k qs wartosciq lecz samym byciem i tyl'ko wt6rnie stanowic<br />

moze wartosc dla nas. (...) Taka zmiana kierunku, r eorientacja<br />

wewn~trzna, jest ustanowieniem na nowo st·osunku milosci.<br />

Ten st,osunek w istocie jest zawsze, lecz potencjal1nie tylko, ezy ,<br />

jak to ezasem nazywam, jako »uspiona niewinno.sc«, a nie w r zeczywistosci,<br />

czyli aktualnie. Taki jest krok drugi" 19 .<br />

Kr{ykiem trzecim jest dla Tillkha spelnienie: zagarni~cie w Novvy<br />

Byt liajgl~bszego wn~trza os'obow-osci, wstqpienie czlowieka i hi­<br />

• storii ludzkiej ·"w inny wymiar, ktory nazywamy wiecznosciq, '<br />

lecz '0 ktorym m6wic mozemy tylko symbolicznie, gdyz musimy<br />

mowic tylko ezasowo" 20.<br />

Chrzescijanstwo, w opisie mysliciela, ktory "przelamal zakl~ty<br />

krqg teologii", jest wi~c ,objawieniem w tym sensie mi~dzy innymi,<br />

ze jest w ykladniq doswia,dczenia i pytania 'kazdej ludz.kiej doli.<br />

Dlatego jego tresc egzystencjallJ1a jest prawdq powszechnq, stanowi<br />

rzeczYiWlste >dzieje J.udzkie bez wzgl~du na to ezy czlowiek<br />

uswiadamia sobie te dzieje w kategoriach chrzescijanskiej expli­<br />

'cite terminologii. Najlepiej -chyba z Iicznych tekstow Tillicha<br />

swiadczy 0 tym opis ~darzenia laski.<br />

"W lasee cos jest przezwyci~zone. Wyst~puje ona "pomimo«<br />

ezegos. Mimo oddzielenia, mimo skl6cenia. Laska jest zjednoezeniem<br />

z p '0 w rot e m zyeia z zyciem, jest pojednaniem z po­<br />

18 The New Being, 1955. <br />

19 Das Nelle Sein ats Zentratbegriff etner chrl sttichen Theo!ogie, !. c, <br />

2Q t. C.


PAUL TILLICH 1009<br />

wrotem 'naszej jazni z sob'l. Jest 'Prz yj~ciem tego co bylo odtr'lcone.<br />

Jest przeksztalceniem losu w rpelne sensu przeznaczenie.<br />

L'aska zmienia win~ w ufnose i odwag~. Jest w tym sh)wie cos<br />

triumfalnego: mimo obfito,wania grzechu, las,k a 0 wiele bardziej<br />

obfituje.<br />

C.. ) Czy wiemy jedna ~ co to znaczy bye ugodzonym Iask 'l? Bo<br />

to n i e znaczy w cale, ze nagle zaczynamy wierzye w istnienie<br />

Boga, albo w to, ze Jezus jest Zbawicielem, albo w to, ze Biblia<br />

zawiera prawd~. Wierzye, ie cos j est - jest nieomal sprzeczne<br />

z samym sensem laski. Laska nie znaczy tez po prostu, ze ro·bimy<br />

post~py w naszej moralnej samo-k ontroli, w zwalczaniu jakichs<br />

okreslonych w ad, czy tei w stosunkach z ludzmi i ze spoleczenstwem.<br />

P,ost~p moralny moze bye owocem laski. Ale nie jest<br />

sam'l lask'l i moze nawet przeszkodzie nam w jej p rzy j~ciu . Az<br />

nazbyt c z ~s to zdar za s i~ calkiem po 'zba ~ ion e Iaski przyjmowanie<br />

d'oktryn chr zescijanskich, walka - bez Iaski - z mechanizmami<br />

zla w naszej osobo'Wosci. Tak i stosunek - poza !askil - do Boga<br />

moze prowadzie n ieuchronnie do pychy albo do rozpaczy. Lepie j<br />

by!oby negowac Boga i B ibli ~, nii je przyjmowac, ale bez laski.<br />

Wtedy bowiem jest to pr zyj ~ci e w stanie sk locenia i prowadzi<br />

tylko do jego pogl ~ bie n i a. Nie mozemy przeksztafcic naszego zycia,<br />

poki n ie dopuscimy by przeksztaicilo je uder ze nie laski.<br />

To si ~ Zidarza. Albo s i~ nie zdarza. Z pew nosci q n i e zdarza si ~<br />

gdy probujemy sci'lg'n'lc to sil'l , ani tez nie zdarza si~ poki ­<br />

. . w swym samozadowoleniu - myslimy, ze nie potrzebujemy tego<br />

\Vcale. Laska uderza w nas; gdy jestesmy w wielkim smutku<br />

albo rozterce. Uderza, kiedy idziemy, m rOCZll'l, nisk'l dolinq zycia<br />

pustego i bez sensu, Uderza gdy czujemy, ze nasze odci~cie jest<br />

gl~bsze niz kiedykolwiek, bo zadalismy wlasnie gwaH innemu<br />

zyciu, ktore kochalismy, albo moze takiemu,. z ktorym bylismy<br />

skloceni. Uderza wtedy, gdy odra za do wlasnego istnienia, zoboj~tnienie<br />

, sla'b.osc, wrogosc, brak jakiegokolwiek kierunku czy Iadu<br />

wewn~tTZJ1 ego, staly si~ nam juz n ie do zniesienia. Ude,rza gdy<br />

widzimy, rok po roku, ze Ulpragniona doskonalose zycia nie pojaw<br />

ia si~ , ze te same stare znie'Wolenia r z'ldz'l nami przez dziesi'ltki<br />

lat i gdy wszelk'l radose, wszeJk'l orlwag~ dlawic zaczyna<br />

rozpacz.<br />

Czasem, w takiej chwili, wlewa si~ w nasz'l ciemnosc fala·<br />

swiatla i jest tak jakby jakiS glos mowil: jestes przyj~ty. Jestes<br />

, przyj ~ty .przez oos co jest wi ~ksze niz ty i czego imienia nie<br />

znasz. Nie .pyta-j 0 to imi~ teraz. Moze znajdziesz je kiedys potem.<br />

Nie probuj nle czynic teraz. Moze potem zTobisz duzo. Nie szukaj<br />

niczego, nie rob nic, nic nie zamierzaj. Przyjmij tylko, zwyczajnie,<br />

to ze jestes przyj~ty.


1010 ANNA MORAWSKA<br />

Kiedy z!darza siE: w was to - t,o jest laska. I po takim doswiadczeniu<br />

mozemy weale nie bye lepszymi niz przedtem, rnie wierzye<br />

bardziej niz przedtem. Ale przemienione jest wszystko. Bo w tym<br />

momeneie 1aska przezwyeiE:za grzeeh, przerzuea most pojednania<br />

poprzez przepase naszego o ddzielenia. I jest to doswiadezenie,<br />

w ktorym nie ' jest wymaga'ne nie, zadne przes1anki religijne, moraIne<br />

ezy intelektualne, ni-e proez - akceptaeji.<br />

W jej swietle zaezynamy dostrzegae moe 1aski w n aszyeh stosunkaeh<br />

do innyeh i do .samyeh siebie. Doswiadezamy laski patrzenia<br />

szezerze w oezy dr ugim, laski eudownej, ktorq jest pojednanie<br />

iyeia z zyeiem. Dosvvi adezamy laski rozumienia slow drugiego<br />

ezlowieka, nie tylko ich doslownych znaezen, ale tego, co<br />

jest za nimi, nawet jesli Sq osehle ezy n ieprzyjazne. Bo nawei<br />

w takieh slowaeh jest tE:sk nota do przebieia siE: poprzez mur oddzielenia.<br />

Doswiadezamy laski uzdolnienfa do przy jE:cia zycia<br />

dr ugiego ezlowieka, 'nawet kiedy jest nam wrogie, kiedy sprawia<br />

nam bol, gdyz poprzez laskE: w iemy, ze pl'zynalezy do tego samego<br />

Gruntu, do ktorego my tez nalezymy i przez ktory zostalismy<br />

przyj ~ ei. Dosvviadezamy laski przezwyeiE:zajqcej separaejE: piei,<br />

pokolen, narodow, ras i nawet tej obeosei, ktora stoi miE:dzy ezlow'iekiem<br />

a przyro-dq. Ozasem laska pojawia siE: wlasnie w samyeh<br />

tyeh podzialaeh, aby nas pojednae z tym do czego naleiymy. !3o<br />

zycie przynalezy do iyeia.<br />

W swietle laski zaezynamy widziee jej dzialanie takie w naszym<br />

stosU'nku do nas samyeh. Doswiadczamy chwi1 zgody na<br />

siebie, zgody z sobq, przyj~eia siebie dlatego, ze :wstalismyprzyjE:ei<br />

przez to '00 jest wiE:ksze od nas. Oby wiE:eej takieh ehwil<br />

bylo nam dane. Bo ,o-ne wlasnie ueZqnas koehae zyeie, one nas<br />

godzq z soobq, nie w przekonaniu 0 naszej dohroei, nie w samozadowoleniu,<br />

tylko"w doswiadezeniu pewnosei, ze nasze istnienie<br />

rna sens ostateezny i wieezny. Nie moiemy zmusie siebie do takiej<br />

zgody. Nie mozemy zmusie nikogo, by, si~ na siebie zgodzH. Leez<br />

czasami zdarza s i~, ze jest nam dana moc powiedzenia "tak"<br />

sobie, ze z st~puje na nas po,k oj i ezyni nas jednq ealosciq, ze zmika<br />

nienawise i pogarda sameglo siebie i jazn nasza jest wreszeie zjednoczona<br />

w sobie. Wtedy mowimy, ie doznalismy laski.<br />

»Grzeeh« i »laska« t'o obee sl'owa. Ale 'Die obce rzeczy. Spotkamy<br />

je ilekroe zdeeydujemy siE: spojrzee w siebie przenilk'liwymi<br />

'oezyma i stE:sknio'nym sereem. One wlasnie okreslajq nasze zyeie.<br />

Obfitujq w nas i we wszystkim co istnieje. Oby laska wiE:eej<br />

obfitowala" 21.<br />

Anna Morawska<br />

21 The Shaki.ng of the Foundati ons, 1948.


KARL RAHNER<br />

o M.OZLIWOSCI WIARY DZIS<br />

CHCIALBYM sprobowac pewiedziec c·o'S 0 tej mozliwosci. 0 mozliwesci<br />

wiary w niezgl~bionq, niewypowiedzialnq tajemnic~, kt6rq<br />

nazywamy Bog. 1 Wiary, ze ta tajemnica stala si~ n a sz q, stala<br />

si~ bIiska 'llam nieskmlezenie, w samooddaniu absolutnym, w Jezusie<br />

Chrystusie i J ego lasce, tak ze jest nasza i bliska, nawet gdy<br />

nic si~ 0 tym nie wie, nawet gdy zdaje si~, ze spadamy w otchlan<br />

proimi i n'icosci. I wiary w to rowmiez, ze prawowitq wspolnotq,<br />

ktora calemu swiatu i dla jego zbawienia wyznaje szczodrobliWq<br />

bliskosc Boga w Chrystusie, jest katolicki, apostolski kosciol rzymski.<br />

o mozIiwo,sci takiej wiary dzjs i teraz byloby wiele do powie':<br />

dze.nia. Ja powiedziec mog~ bardzo malo. Musz~ wi~c czynie to<br />

w ciqglym l~ku, ze to wciqz nie to moze, co


1012 KARL RAHNER<br />

To co chcialbym powiedziec 'na ten temat ma byc rowniez odczytem<br />

akademicikim i ten fakt wprawia mnie w pewne zaklopotanie.<br />

Nie c hc~ wyglaszac uczonego wykladu. Chc~ spr6bowac powiedziec<br />

rzeczy najpr,ostsze i jak 'Sqrdz~ najwainiejsoze. A el'udycja<br />

nigdy chyba nie okazu je s i~ czyms az tak d r ugorz ~ dnym jak w chwilach,<br />

gdy t rzeba wyjqkac cos najprootszegoo Bogu. Dlatego mam<br />

nadz iej ~ ze b~d zie mi wybaczone, jesli te slowa nie b ~d q bardzo<br />

pr zypominaly aka:demicklego wykladu.<br />

Od czegoz zaczqc, gdy s i~ chce powiedziec i UdoWlod'nic, ze trzeba<br />

zc10byc si~ na ()dwag~ wiary? Musi si~ wybierac, bo n iepodobna<br />

p{)\viedziec wszystkiego, i musi si~ przeto okreslic punkt wyjscia<br />

. w spos6b dosyc dowolny.<br />

Zaczn~ ,od tego, ze sam osobiscie jestem czlowiekiem wierzqcym<br />

. "od zawsze" i nigdy n ie spotkalem powodu, ktory zmusilby mnie<br />

alba sklonil do niewierzenia. Jestem katolikiem z uf{)dzenia, bo<br />

przyszedlem na swiat i zostalem ochrzczony w wierzqcym srodowisku.<br />

Mam w Bogu nadziej~, ze ta przekaza'na m i przez trady cj ~<br />

wiara przeszla w moj wlasny wybor, w wia r ~ prawdziwq, ze jestem<br />

dzisiaj katolickim chrzescijaninem w samym dnie mega jestestwa.<br />

J est to jednak ost'atecznie -wiadome tylko Bogu, jest ta jemnicq<br />

n ierefleksyjnej jUz gl~b i mega wn~ tr z a , k torej nie m o ,g ~ wyrazic<br />

n aw et sam emu sobie.<br />

Zakladam, ze trzeba by miec 'PolWody, a by si~ zmienic i'dqc przeciw<br />

prawu, zgodnie z ktorym wst~p ow alo s i~ w zycie. K tos k to<br />

zmien'ilby si ~ bez ta'kich powodow, kto nie zamierzalby, poczqtkowo,<br />

poz'ostac wiernym swej danej sytuacji istnienia, temu co<br />

w jego osobie duchovvej juz dolkonane, bylby czlowiekiem lecqcym<br />

w p r ozni~, .z.dolnym stawac si~ ty,lko corazwi~k s zq wewn~trznq<br />

ruinq. Jesli czlowiek nie rna zrzec s 'i~ w koncu samego siebie, to co<br />

jest mu dane musi byc w Izasadzie szanowane jako cos, co naleiy<br />

przyj'lc i strzec, poki nie rna si~ dowodow przeciw temu. 2yc<br />

i rosn'lc mozna tylko od k orzenia, ktory juz zyje i pqczkuje, tylko<br />

od ja kiegos poczqtku, ogniskujqcego elementarne zaufarnie do istnienia.<br />

To, ze ,otrzymany 'przekaz OIbdarrQl\val k'ogos tym co Najwyzsze<br />

i Sw i~te, ze mll ,otworzyl horyzont nieskonczonosci, i e go ugodzB<br />

w ezwani em 'a bsolutnym i w iekuistym, nie stanowi jeszc ze sarno<br />

przez si~ intelektualnego i daj'lcego si~ 'lIdow'odnic u za'sadnienia<br />

tego przekazu , jalJw praw'dziwego bez zast rzezen w oczach krytycznego<br />

sumienia i pytajqcego r,ozumu. A jednak , poprzez wszystkie<br />

zakwestionowa'nia wiary , ktore - jak sqd z~ - z;nalem, jedna rzecz<br />

pozostawala zaw sze jasna, 'trzymala maie, poki ja jej si~ trzymarem.<br />

Bylo n i,! przeswiadczenie, ze 'nie woln o, by to co o·dziedziczone<br />

i przekazane s trawila pustka codiiennosci, gluchota duchowa, t~py,<br />

nic nie rozswietlaj'!cy sceptycyzm,. ze moze to ustqpic cO'najwyzej


o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />

1013<br />

wezwa1niu pot~zniejszemu: w wi~ksz'l wolTIose, w swiatlo bardziej<br />

nieubiagane. Wiara odziedziczona byla oezywiseie za'Wsze ,viar'l<br />

kwes t~ onowan'l i podatn'l na 'Zakwes'tiono'Wanie. Leez - w moim<br />

doswiadeze1niu osobistym - byia zaws'ze ja'k Ten kto pytal "ezy<br />

i ty eheesz odejse", i k toremu mozna bylo powiedziee tylko: "Panie,<br />

do kogoz pojd~ ?" Doswiadezalem jej jako w iary dobrej, pot~znej<br />

wiary, Old k torej odejse w oln o byloby tylko gdyby udowodnione<br />

zostalo jej przeehvienstwo.<br />

A wi ~e "az do udowodnienia p rzeeiwienstwa". Ale dowodu takiego<br />

nie przedstawil mi nigdy nikt, ani tez nie dalo mi go doswiadezenie<br />

zyeia. Przy2lI1 aj ~ zreszt'l : m'Usialby on si~g a e bardzo g i~ boko,<br />

obejmowae bardzo wiele. Istnieje naturalnie mnostwo tru'dnosei<br />

i u dr~k duehowyeh i zyeiowyeh. Leez jest takze jasne, ze trudnose,<br />

k tora moglaby powaznie wejse w gr~ jako argument przeeiw mojej<br />

wierze, musialaby bye rownie radykalna i 0 tej samej ran dze<br />

godnosei, jak to wszystko, co mialaby zaehwiae ezy zmienie.<br />

To prawda, ze w dzi dzinaeh nauk szezegolowyeh, jak na pr zyklad<br />

religioznawstwo, kr y tyka Biblii ezy historia wezesnego chrzescijanstwa,<br />

powstaj'l trudn()sei intelektualne, dla ktory eh n ie :z:najduj~<br />

bezposrednieh i pod kazdym wz gi ~dem przystaj'leyeh rozwi'lzan.<br />

Leez Sq to trudnosei zb~t wlasnie szezeg610we, i w po:­<br />

r ownaniu z powagq ist,n,ienia 0 zbyt malym e i~za rz e ga tul111wwym,<br />

by przesqdzae na ieh podstawie pytania ostateezne, by im po,zwolie<br />

okreslac eal'l niewyslo,wion'l gl~bi~ zyeia. Moja wiara nie zalezy<br />

od tego, ezy zostala juz ezy nie '.z.ostala Z'naleziona najlepsza koseielna<br />

i egzegetyeZ'na intel~pr etaeja pierwszeg.o r,o:z:dzialu Ksi~gi<br />

Genesis, ani od tego, ezy ta lub inna deeyzja Komisji Bibhjnej<br />

lub Swi~tego Ofiejum jest ezy TIie jest osta tnim slowem mqdrosei.<br />

Argumenty tego mdzaju nie wehO'dz'l wi~e po prostu w gr~ , S'l<br />

z g6ry przekreslo '<br />

l1e.<br />

S'l jednak o C'zywiscie tez inne rodzaje zakwestionowa'nia wiary<br />

i id'l one bardziej w glqb. Gdy jednakZe stawia im si~ ezolo uezeiw'ie<br />

i z pokor'l, to wlasnie one wydobywaj'l w nas prawdziwe<br />

ehrzeseijanstwo. Godzq nas w samo seree, w sam naj g l~bszy w~zel<br />

istnienia, stawiajq go w stan zagrozenia, w sta'n ,0sta teC'znego juz<br />

zakwestionowania ezlo,w'ieezenstwa w ogoIe. Ale wlasnie w ten<br />

sposob mogq bye bolem, w ktorym si~ rodzi autentyezne istnienie<br />

ehrzescijanskie.<br />

Zakwestiono,wa'l1ie samego juz -istnienia sprawia, ze ezlowiek pozostaje<br />

sam, jakby w pr6~ni, jakby zagal'l1i ~ ty w bezkresne spadanie<br />

w eiemnosc, pozo.staje w ydany tylko swej ,voinosei, a przeeiez<br />

i jej nawet niepewny, jakby, w morzu 'nieprzejrzanego mrclku noey,<br />

eh\vytajqe si~ juz tylko', jak z'dzbel trawy, wei'lz nowyeh rzeezy<br />

przemijalnyeh, kruehy, bezradny, nawskros strawiony b6Iem przy­


1014 KARL RAHNER<br />

padkowosci, wciqz Illa n'Owo d0'znajqcy swych uzaIez,nieil od czystej<br />

bioIog'ii, od naciskow SpoleclIDych, o d pochodzenia (i t C\o w tym<br />

nawet, w czym siE: temu pochodzeniu sprzeciw'ia.. .). Czlowiek cz;u je<br />

wtedy jak w nim m[eszka, jak siE: IE:gnie w samym wnE:trz u zycia<br />

- smiere, gra'nica ostateczma juz, ktorej przekr·oczye sam z siebie<br />

'Die moze. Widzi jak gasnq i tracq ml,odzienczy blask idealy<br />

istnienia, jak na·dchod2!i zmuzen1ie inteligentnq gadal1'inq jarmarku<br />

zycia i nauki, tak - rowniez nauJki. Praw:dziwym argumentem<br />

przeciw chrzescijanstwu staje siE: doswia'dczenie zycia: to ze jest<br />

ono doswia1dczeniem ciemlnosci. Sam stwierdzalem zawsze, ze za fachowymi<br />

argumenta'mi nauk0'wcow prze'Ciw chrzescijailstwu staly<br />

niezmiennie jakosila nalp ~d owa i aprj,oryc71lle rozstrzygniE:cia ­<br />

wlasnie doswiadczenia istn:ien'ia, ktore .niosq ciemnosc, znuzenie<br />

i zwqtpienie 'duchai serca. 'Do ()\ne 'dqZq zaw5ze do Zlobiektywizowania<br />

siE:; do znalezieni a wyra zu w re£1eksji uczo,nych, w refleksji<br />

nauki, choe refleksje te mogq bye tez same w sobie bardzo wazne<br />

i mUSZq bye - same w sobie - Tozpatrywane z calq ·powagq. Lecz<br />

przeciez t o doswiadiozemie wlasnie jest zara'zem argumentem za<br />

chrzescijailstwem. Coz b owiem chrzesc


o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />

1015<br />

kims sensie nawet zuzye wszystkie sHy ducha i serca, naszej wolnosci,<br />

calej naszej egzystencji.<br />

JakZe jednak zye inac.zej? I czyz zresztq w swiecie i w czlowieku,<br />

ha zewnqtrz i na wewnqtrz, nie rna dose swiatla, ml}.osci, przyjaini,<br />

na1dziei, wspalnialosci, aby moma bylo powiedziee, ze to<br />

wszystko musi sit! tlumaczye absolulmq milosc1q i wspan'ialos~iq,<br />

absolutnym Bystojensbwa, nie stwlierdzajq'c 'zarazem, nieswiadomie, czy si~ chce<br />

czy nie, ie istnieje Dostojenstwo i Wielkose? A Jakie mogly by<br />

istniee w otchlani pust'ki i absurdu? Ten, kto z m~skq odwagq podejmuje<br />

iycie, choeby byl krotkowzrocznym pozytywistq, poprzestajqcym<br />

na pozor cierpl'iwie na ubostW'ie bliskich planow, jui<br />

przyjql Boga takim, jak jest On Sam w sobie, takim jak chce On<br />

bye dla nalS w swej wolnosci i mlilosci, a wi~c przyjql Boga wiecznego<br />

iycia, czyli samoudzielenia si~ bo,s'kosci, przez ktore w najg~~bszym<br />

Wln~trzu czlo,Wieka jest jui sam Bog a fQll'ma ludzka jest<br />

formq samego Boga, ktory stal si~ czlowiekiem.<br />

Kaidy, kto przyjmuje 'naprawd~ samego siebie, przyjmuje wi~c<br />

tym samym tajemnic~ , jako nlieskoncwnq pustk~ , ktorq jest czIowiek.<br />

Przyjmuje bowiem sierbtie wraz 'Z wielkq 'niewiadomq swych<br />

nieobliczaltnych przeznaczen, a wi~c na slepo i w milczeniu przyjmuje<br />

tei Tego, co postanowil napel:nie OWq 'nieskonczonq pustk~ ­<br />

tajemni'c~, zwa'nq czIowiek, nieskonc:zJon{)sciq pe-lini: tajemnicq, ktora<br />

nazywa si~ Bog. Chrzescijanstwo nie jest niczym i'nnym jak wyrainym<br />

wypowiedze:n'iem tego, co jest niewyrazmlie doswiadczane<br />

przez czlow'ieka w jego kon1kretnej egzystencji. Egzystencja ta<br />

bowiem, w porzqd'ku konkretnym, jest zawsze i real-nie czyins wi~cej<br />

nii tyllw duchowq naturq, jest miall'owicie duchem, f{)zswietlanym<br />

od wewnqtrz blaskiem niezasluzonej la'skI Boga. Kie:dy v,ri~c<br />

czlowiek naprawd~ i catkowicie przyjmuje siebie, przyjmuje tez,<br />

choeby w sposab nieuswiadomionyi niewypawiedzia'IlY, OW{) swiatl{):<br />

Wierzy. Jakiz pow6d mialbym tedy, by nie bye chrzescijaninem,<br />

sko~'o chrzescijanstwo jest po prostu wzi~ciem w posiadanie,<br />

w optymizmie absolulnym, tajemnicy czlawieka?<br />

Znarm iylk{) jeden powod, ktory mlnie 'przygntiata. Sq nim zwqt­


1016 KARL RAHNER<br />

pienia, zJnuzenia, grzechy, ktorych 'doswiadczam w sobie, wykruszanie<br />

si~ istnienia w szarym sceptycyzmie codzien:nosci, nieprowa'dzqcym<br />

nawet do protestu przeciw iyciu, tanie odczepianie si~<br />

od milczqco ni e us{ ~pliw e go pyta'ni'a, kl6rym jestesmy, nie wytrzym<br />

u jqc go ani t·ez rue podejmu jqc , lecz uchodzqc przed '!lim kr~to<br />

""'1 ) ic hot~ powszedniosci. Nie ch c ~ przez to zresztq 'negow.ac fak tu,<br />

i e milczqca, uczciwa cierpliwose w tej powszedni1osci maze tez bye<br />

fo rmq a no1nimovvego chr zescijanstwa, w k torej n iejeden czloo wiek<br />

(gdy nie czyni z niej sceptycznie lub przez upor jakiegoo systemu<br />

absolut nego) uchwycie moze to chrzescijaiistwo autentyczmiej n iz<br />

w jego fiormach bardziej u zewn~trzn i ony c h, a tak c z ~ sto pustych<br />

i stanowiqcych raczej srodek uciecz'ki przed ta jemnicq nii wyraz<br />

postawy w obec niej. Nie neguj~ teg


o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />

1017<br />

osiq g nl~cia pmwdy miz pozostajqc -chrzescija'ni'l1em? Nie mialbym<br />

takiej szansy. Sceptycyzm i agnostycyzm bowiem Sq takze poglqdami<br />

wsrod wielu innych, a rnawet Sq wlasciwie 'l1ajtchorzliwszymi<br />

i najubozszymi z nich. Nie da si~ wi~c w ten sposob ujse w ielosci<br />

pogIqd ow w swiecie. Wstr zymanie sip, od wyboru jest takZe wyborem,<br />

i to najgorszym.<br />

Po drugie, nie mam najmniejszego powodu , by uwazae chrz,escijanstwo<br />

za jakis jeden swiatopogIqd obok innych swia topoglqdow.<br />

Zrozumiejmy chrzescijanst wo dokla dnie. P orow nujmy. Wslucha<br />

jmy si~ uwaznie w t o, co n apravld~ m owi i usIyszmy jego<br />

przekaz wyraznie lecz wielkodusznym sercem ! Wtedy juz n ie b~dzie<br />

s i ~ moglo zdarzye, bySmy dostrzegali gdziekolwiek cos, co<br />

byIotby dobre i -prawdziwe, wyzwala jqce i rozjasnia jqce istnienie,<br />

otwarte 'na bezkresy boskie j ta jemnicy i co istnialoby w jakichs<br />

innych swiatorpoglqda'ch , a byloby n ieobecne w chrzescijanstwie.<br />

Spotkamy w prawdzie moze poza n im cos co poruszy nas, pobudzi,<br />

r ozszer zy duchnwe horyzcmty, w zbogaci i oswieci. AlE; b ~d z i e t o albo<br />

cos przemijalnego, co 'l1ie daje odpowiedzi ani rozwiqzan pytaniu<br />

ostatecznemu, w obliczu smierci, i co zresztq moze znaleze swe<br />

miejsce w rozleglych chrzescijanskich horyzon tach (choeby 'I1ie<br />

klylo d otqd faktycZlnie k ulty,wowane przez chr zescijan), a lbo tez<br />

cos co rozpoznamy jako aspekt a utentycznego chrzesci j a n ~ twa jesli<br />

ty1ko patrzee zechcemy uwai;niej, smlielej, w nikliwiej. Zauwazymy<br />

pr zy tym m oze, ze· jakas pelna, sk'onczona synteza spotylka'nych<br />

wiadomosci i doswiadczen, prawd sztuki, fi1 0zofii, poezji , z naszym<br />

p o j ~e iowo uswiadomionym ehrzescijanstwem - 'nigdy nam sii; nie<br />

uaaje. Leez mie znajdz'iemy tez -nigciy ,ostateczneji niemozliwej<br />

do p r z ezwyci~z e.n ia sprzecZ'l1osci mi~'dzy tym wszystkim a chrzeseijanstwem<br />

tCl uteTiitylcznym. I to wystarczy. Gdyz w tym sensie<br />

wlasnie mamy bye ehrzescijanami i "poganami" jednoczesnie:<br />

byloby postawq bar'dzo .nie-katolickq uznawae tylko jedno zrodlo<br />

wiedzy i doswiadezenia, podezas ~dy chrzeseijanstwo katoHekie uezy<br />

si~ przeciez w lasnie prawdzirwego pluralizmru, ktory nigdy n ie moze<br />

bye do konea pr z ezwyci~zony przez czlowieka i winien bye oddany<br />

w n~ee Boga. Sy;nteza wielosei w ist'nieniu Judzkim pozostaje<br />

nigdy .niedokonewnym zaldaniem tego istnienia. Mamy wi ~ e prawo<br />

i obowiqzek bye posluszmymi chrzeScijanstwu jako uniwersalnemu<br />

przekazowi prawdy, ktorego nic zaeiesnie nie moze, i k tory<br />

m owi "nie" jedJ1nie negacjom zaw artym w innyeh swia topoglqdach,<br />

ale nigdy leh pmwdziwym "talk".<br />

Slueha jmy chrzescijanstw a jako poslan1n'ictwa uniwersalnego,<br />

k tore wszystko rnne "wznosi wzwyz" by zachowae, jako poslalnnictvva,<br />

ktore mae zabrania niczego ,proez zamk,ni~cia si~ czlowieka<br />

we wlasnej skonczonosei, n'ic zego procz nie·wiary, ze czlowiek jest<br />

..


1018 KARL RAHNER<br />

oJ:)darZlony nieskonc2!onosciq absolutnego Boga, ze f ion i tum c a­<br />

pax infi 'niti est.<br />

Wiem naturalnie, ze ta w'iese nieskoncz'o'nosci, prawdy i wolnosci,<br />

ktorq jest chrzescijanstwo, wykladana jes't przez jego rabinow<br />

i uczony


o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />

,<br />

1019<br />

-Syna Boga. (Jesli oczywiscie mozna nazwae "latwq" rzecz najbardziej<br />

nieslychanq. Milose jest ll1ajtrudniejsza. A jednak, kiedy<br />

jui j est - wydaje si~ l'atwa). Czemu latwo mi w Niego wierzye?<br />

Po pierwsze doktryna 0 unii hipostatycznej, rozurniana w sposob<br />

naprawd~ 'katolicki, Ito znaczy chalce'd.QIlski, nie ma w sobie absolutnie<br />

nic z mitologii. Nie jest w S'zak rnitologiq twierdzenie, ie<br />

w absolutnej t-ranscendencji ducha dana mi jest nieskOJlczonose<br />

Boga, i ze taka Jeg'o obecnose jest prawdziwsza, realniejsza niz<br />

wszelka rzeczywistosc skonczono-rzecz.owa. Cos jest prawdziwe<br />

bowiem w tej mierze, w jakiej jest prawdziwe w sobie i w absolutnej<br />

nieskonczonosci bytu. Lecz wOlbec teg·o nie jest tez rnitologiq,<br />

gdy powiern: w pewnym okreslonym czlowieku, 'ktory byl<br />

czlowiek·iern w pelnym znaczeniu tego slowa, z ludz'kq swiadomosci<br />

'l , wolnosciq, histmycznosciq, z ludzkim uwielbieniem Boga,<br />

posluszenstwem i m~kq smierci, samotranscendencja, ktora w nas<br />

jest zasadniczo zawsze dopiero w poczqtkach, w trakcie stawania<br />

si~, o s iqgn~la 'punkt :najwyzszy i nieprzescigniony, tak ze samoudzielenie<br />

si~ Boga duchowo'sci stworzenia nastqpilo w sposob jedyny<br />

i nieprzescigniony. I nie jest tez mitologiq zdanie: jest cz!owiek,<br />

ktorego, istnienie pozwala rni Z'dobye si~ ~na odwag~ wiary,<br />

ze Bog przyobiecal mi siebie nieotdwolalnie i ostatecznie. Na tyro<br />

czlow ieku bowiern potwierdzila si~ ta obietnica Boga dla wszelkiego<br />

duchowego stwDrzenia i jej przyj~cie przez stworze'nie. Potwierdzila<br />

si~ tak wyra2m1ie, czytelnie 'i nieodwolaanie, ze stala<br />

mi si~ 'na zawsze wiarygod'na. Gdy si~ jednatk t e w I a s n i e<br />

z da n i a rozumienaprawd~, w calej ich anto1,ogic2mej powardze,<br />

to wypowiadajqc je wyznaje s iE: un!i~ hi'postatycznq, i 'to pojE:tq<br />

jako urzeczywistnienie (jedyne, niepowtarzalne i bE:'dqce cZyl'llern<br />

Boga) tego co oznacza w ogole czlowieczenstwo. Nie znika przez<br />

to tajemnica i woli-lOse Boga w dziele unioi hipostatycznej, lecz<br />

znika wszelki posmak mitologii i wrazenie, ze mamy do czynienia<br />

z ja'kqs analogiq podan greckich czy innych, z jak,ims antropornorfizmern,<br />

wedlug kotorego nieskonc~ony, niepoj~ty Bog mialby<br />

posluzye siE: "Iiberiq ludzkq" po to, by niejako "za drugim zamachern"<br />

osiqgnqe jeszcze to , co 'si~ Mu - regentowi swiata - nie<br />

udalo przy dziele stworzenia.<br />

Po drugie, parniE:tac trzeba zawsze, ze w oczach prawdziwie<br />

chrzescijanskiej ,nauki '0 stosunku swiata do Boga, 'niezaleznosc<br />

stworzenia rosnie w stosunku wprost a nie odwrotnie proporcjo­<br />

,nalnym do jego zaleinosci od Bo-ga i przynaleznosci do Niego. Takze<br />

wi~c Jezus, wlasnie dlatego, ze Jego ludzka rzeczywistosc przyj~ta<br />

byla '\" sposob calkowity i przynalezna do rodwiecZ'nego Logos-a, jest<br />

najprawdziwszym i najsamodzielniejszym z ludzi, jest Tym, ktory<br />

zstqpil najglE:biej w otchlanie czlowieczenstwa, najprawdziwiej


1020 KARL RAHNER<br />

umieral i pozos tal czlowiekiem w najbardziej zasatlniczym sens'ie.<br />

Ot6i jesli, jak to jui byto powiedziane, prawdq jest, ie istnieje<br />

idea bog,oczIowieczeilstwa, dana jui z samq 'istotq czlowieka i jego<br />

samot.ransce:ndencjq (choe moie faktyeznie skrystalizowana w czas'ie<br />

dopiero po dos·wiadezeni·u Weielenia), jesli ezlo.wiek najlepiej<br />

rozum'ie sam siebie, gdy si~ widzi ja'ko IJTI 0 iIi w· q autoekspresj ~<br />

Boga, t,o nie jest weale trudno uzmae wlasnie w Jezusie urzeezywistnienie<br />

tej moiliwosei. Czyi jest bowiem gdziekolwiek ezlowiek<br />

'0 jcrsniej uchvvyt.nym obliczu, kt6ry by twiel':dzil, ie to<br />

urzeczywistniell'ie nast-qpilo w ,nim? Gdziei, opr6cz wlas'nie Jezusa<br />

biblijnego, jest czlowiek, kt6rego iyeie i smiere, a powiedzmy<br />

ta'kie - zmartwychwsta'nie, lOraz kt6rego ukO'chanie przez tak<br />

nieprzeliezone rzesze ludZlkie dawalyby du chowe uzasadnienie tak<br />

odwa:imego ros'zczenia? Jesli w swej iwia1domosei siebie jestem<br />

partnerem w bezwarunkowym w za jemnym stosunku samo-zaangaiowania<br />

Boga iduehowego st.worzenia, to czemui nie mialbym<br />

uznac (gdy Illic wlaseiwie 'llie przemawia p l'lZeciw temu a wszystko<br />

za tym), i'e to partrnerstwo obustrolnnego sam·ozaangaiowania jest<br />

w Jezusie jui od poczqtku radykalne? Tak zupelnie, ie strona ludzka<br />

naleiy w Jego wY'Padk u do Boga jui nie tylko jako do stw6rcy,<br />

stojqcego zdala, lecz tei jako do Tego, kt6ry przez ,niq Sam siebie<br />

w~powiada, i ie odpowiedz czlo·wieka Bogu sta je si~ w obee<br />

tego samym Slowem Boga 'i stanowi tym samym najbardziej<br />

samord z;ielnq odpowiedi czIowiek a jako stwor zenia?<br />

Gdziei poza Jezusem znalazlbym odwag


o MOZLIWOSCI WIARY DZIS<br />

1021<br />

w cos przy.padkowego. Kbo jednak wierzy w powag~ prawdziwose<br />

egzystencjalnq idei dopiero gdy majq one cialo i krew,<br />

temu latwiej jest wierzye w ide~ bogoczrowieczenstwa wierzqc<br />

w Jezusa z Na'zaretu, znajdujqc w ciele to, co jest najsz.cz~sliwjszym<br />

poj~c'iowym zarysem najwyzszej z lurdzJkich mozliwosc'i.<br />

Mozliwosci, kto.ra je'dynie pozwala wiedziec czym wlasciwie i ostatecznie<br />

juz jest czlowiek.<br />

Jedno jeszcze powiedziec trzeba 0 idei bogoczlowieczenstwa<br />

i 0 aspekcie faktograficznym Jezusa jako prawdziwego bogoczlowieka.<br />

Z jednej st1"ony, b~dqc w swej osobie i jako osoba obietnicq<br />

Boga dla swiata i przyj~ciem swiata przez Boga w Niego samego,<br />

Jezus jest zdarzeniem niepowtarzalnym, ostatecznym, eschatologicznym.<br />

Nie moze (gdyz w przeciwnym 1'azie Jezus nie bylby<br />

juz Bogoczlowiekiem) zaistniec juz po Nim zaden prorok, zadne<br />

doswiadczenie religijne, ktore by Go przewyzszalo, nie moze si ~<br />

zdarzyc nic 110wego i lepszego co - zast~pujqC stare - mogloby<br />

wejsc w miejsce tego, co bylo dotY'chczas. Jakze byloby to mozliwe?<br />

Istniejq przecie dwa tylko nieprzewyzszo:ne slowa i rzeczywistosci,<br />

oraz ich zbieznosci: czlowiek jako nieskOl1czone pytanie<br />

ora'z nieskonc2JOna tajemnica jako odpo'wiedz 'Ilieskoncz;ona i absolutna,<br />

choc pozostajqca tajemnicq. Istnieje tylko czlowiek i Bog.<br />

I dlatego Bogoczlowiek jest ,nieprzescignilDny. Za'den n owy prorok<br />

nie moze dodac tu nic vvie:cej, moze tylko co najwyzej pozostawac<br />

ponizej odpowiedzi, k torq jest Bogoczlowiek, lub odpowiedz<br />

te, kopiowae. Lecz przez te, nieprzescig'n~onq fm'mul~ swiata, jego<br />

sensu i jego zadania, swiat doszedl tylko do swego wlasciwego<br />

sensu (tak:i:e w historycznym, stwierdzalnym zna.czeniu), ale nie do<br />

swego 'konca. Nie jest 'tak, by nie moglo juz bye zadnej historii<br />

w dz.iedzinie tego, co jest w nim godne, r02mmne i warte zrohienia.<br />

Przeciwnie, teraz dopiero historia (ktora ma przec,ie dziae<br />

si~~ w wolnosci i wie'dzy) przyj~la SWq wlasciwq zasad~, znalazla<br />

centrum Nadchoclzenia i roz;paznala swe nieskO!1czone przeznaczenie<br />

ja'ko dane jej jui wewn~trznie 'na wlasnose. I dlatego historia<br />

zacz~la sie: naprawde: d0piero po Wcieleniu. Ryzykowna, nieobliczalna<br />

(nawet w sensie swego klOnca nieoblic2'Jalna) przygoda, swiadoma<br />

juz jednak, ze jest spoWlita milosciq Boga. Historia, ktora<br />

juz przerosla wszystkie wlasne sq'dy, ktora wazy s-i~ dz'is na tak<br />

zwyci~skq, tak wSipanialq wizje: siebie, mimo ws'zystkich straszliwosci,<br />

ktore juz si~ w niej staly i jes2'Jcze si~ stanC!, a bye moze<br />

spie:trzq sie: nawet apokaliptycznie. I punktem wyjscia tej ruesionej<br />

przez Boga-czf.o,wieka i zwiqzanej z Nim jako z Posrednikiem<br />

Doskonalym hilstorii jest a'bs'olutna Bliskosc wszystkich ocalonych<br />

duchow . do Bog a , ta sama w swojej istocie jak ta, ktora tworzy<br />

przeb6stwienie Boga-czlowieka w Jego 'lu'dzkiej rzeczywistosci. Jest


1022 KARL RAHNER<br />

wi~c wyrazne t.o, ze c~lem i sensem bogocz1o'Wieczej jednQsci jest<br />

bezposre .dni u 'dzial w BQgu w'Szelkiego stworzen<br />

i a w 10 g ole, ze my wszyscy takze, w sposob ca1kiem prawdziwy,<br />

zamierzeni jestesmy juz z gory jako Ibracia Boga-czloowieka<br />

.i ze .jednora~owq Bliskose Boga i czlowieka w Bogu-czlowieku<br />

rozumiee nalezy ,przede wszystkim jako potwierdzenie tej Bliskosci<br />

i jej ca1kow"icie juz urzeczywistn;i{Ynq ,obietnic~, nie zas jako<br />

"nie" powiedziane wszystJkim i'nnym duchQm stworz,onym i ich<br />

dqzeniu do zblizenia si~ ku tajemlruky absolutnej. Moina wi~<br />

m6wie tez ·0 prawdZliwym bogocz1owieczenstwie ludzkosci jako calosci.<br />

Przejdzmy teraz >do inmego jeszcze zahafnowania i zagrozenia<br />

wiary. Pr6cz przepastnej goryczy istnienia i pr6cz wiellOsci swiatopoglqdow,<br />

wiar~ t~ hamuje i zagraza jej sama wsp61nota wierZqcych:<br />

Kosci61. Oczywiscie, nawet w oczarch n'ieuprzedzonego<br />

obserwatora hist'orii, jes't om Koscio':!em swi~tym, jest znakiem<br />

wyniesi,onym PQnad narody przez swe niepT'zezwyci~2ione owocowanie<br />

wszelkq swi ~t'o ,sciq i stanowi w sobie swiadectwo tego,<br />

ze jest dzie1em Boga.<br />

Lecz Kosci61 jest tez grzesznym koscio1em gl'zeszmik6w, gdyz<br />

my, jego czlonkowie jestesmy grzesznikami. I ta grzesznQse Kosdo1a<br />

rue o'zna,cza tY'lko sumy prYlwa1mych jakby niedostatk6w<br />

jegQ czlO'nk6w, 1qcznie z tymi co dzierzq w n'im najwyzs!ze, swi~te<br />

urz~dy. Grzeszmose, 'niedoS'tatki ludzi odbijajq si~ tez na ca1ym<br />

post~powa ;niu, kt6re w .porzqdk'll l'lldzkiego doswiadcze'nia musi<br />

bye tllazwane post~powa 'niem Ko,sdo1a. Grzeszne czlowieczenstwo,<br />

wi~c niedosk'o'nalose, S'k,onczono'sc, kr6tkowzrocznosc, nie nadqzanie<br />

za wezwaniami czasu i bralk zJfiozumienia dla jego potrzeb,<br />

zadan, tendencji na przysz1ose, wS'zystkie te w1asciwosci ludzkie<br />

Sq tez w1asciwosciami ludzi piastujqcych koscielme urz~dy i wszystkich<br />

cz1onk6w Koscio1a, i znajdujq wyraz, gdyz B6g to dopuszcza,<br />

w tym, czym ten K,osci61 jest i co robi. By10by to Q'bl~dnymwprost<br />

zaslepieniem, pychq kletykalnq, egO'izmem grupowym i kuHem<br />

jednostki niegodnym wsp61noty Jezusovvej, k't6ra ma bye wsp61­<br />

noto! pokorneg.o serca, gdybysmy chcieli przeczyc temu, czy tuszowae<br />

to 'Iub bagateli2lowae, lub wreszcie sqdzie, ie jest to<br />

obciqienie Ko,s601a dawnych czas6w, kt6re dzis z'osta1o mu juz<br />

odj~te. Nie, Kosci61 jest i pOZlOs,taje ,kQscio1em ill~dzm ych grzesznik6w,<br />

jest Koscio1em, kt6ry nieraz nie ma 'nawet odwagi dostrzec,<br />

ze .przysz1ose jest bosika tak jak boska byh przeszlosc,<br />

ktorqprzezy1. Jest Kosdo1em, ,kt6ry cz~sto przeszlose t~ gl'Ofyfikuje,<br />

a na terazniejs2lose, pO'n~ewai to 'nie on jq zrobi1, patrzy<br />

krzywo i pot~pia jq az 'nazbyt 1atwo.


o M02LIWOSCI WIARY DZIS '1023<br />

Jest Kosciolem, ktory w kwestiach nauki nie tylko posuwa<br />

sip, naprzod 'pomalu, baczqc na czystose i ~ ntegralll1o ,se wiary, lecz<br />

c z ~sto czeka '0 wiele za dlugo, lub nawet, jak w dziewiE:tnastym<br />

i dwudziestym wieku, 0 wiele za pochopnie mowi "nie" tam,<br />

gdzie powinien dawno juz powiedziee "tak", z niuansamri, z zastrzezeniami<br />

m'oze, lecz przecie - "tak".<br />

Kosciol cz


1024 KARL RAHNER<br />

i 'llies'kazitelnose Qbyczajowosci, zamiast zqldae m~stwa ducha, k


o MOZLIWOSCI WIARY DZIS 1025<br />

Konkret Kosciola moze za'kwes,tionOlWac lIlaszq wiar~, moze jq<br />

.zmusie do dojrzalosci, lecz nie moze st-ac si~ powodem jej smierci.<br />

Chyba ze 'dopuscilismy, juz przedtem, w naszym serc'll do jej obumierania.<br />

Trudno jest wyrolwwac 0 wlasnych czasach. Wydaje mi si~<br />

jednak, ze dla umys161W mlodych :nie Sq to czasy latwe. Je'dno<br />

,jest bowiem szczeg61nie dzisiaj trudne, a zarazem konieczne:<br />

odr6znienie wlasciwego chrzescijaiJ.stwa, wlasciwej wiary w Jezusa<br />

Chrystusa od tegoo wszystkiego" co stanowie moze dziedzin~<br />

duzych r6i:nic poglqd6w i ci~z'kich nieraz, zacieklych, tragieZ'Ilych<br />

nawet walk. Od spraw nauki, kultury, nOlWych form z,iemskiego<br />

bytowania, spraw poslannictwa Eur01py, czy miejsca Niemiec w nad­<br />

.chodzqcej, jednej juz historii swia tao Nie chc~ przez to oczywiscie<br />

powiedziee, ze nie rna mi~dzy tymi rzeczywistosciami nic<br />

wsp61nego. Przeciwnie, Sq one pov;iqzane, choeby dlatego, ze kazdy<br />

z nas b~dzie odpowiadal: przed sqdem wiecznosci za to, ja1k wypelnil<br />

swe bardzo ziemskie zadania i powolanie, a przede wszystklm<br />

juz czlowiek swiecki wtedy tylko jest dobrym chrzescijaninem,<br />

gdy kocha swiat, ludzi i histori~, a w jej glosie slyszy glos<br />

Boga, stworzyciela nieba i ziemi. Chociaz ject>nak ~ auka chrzescijaiJ.stwa<br />

obejmuje tez porzqdek ziemski i nar>odo1wy, spoleczny<br />

i historyczny, to p'ra'wdq jest i to r6wniez, ie z sam e g {)o jego<br />

przekazu nie moina, i t,o z zasady, wydedulkowae w spo's6b jednoznac:bny<br />

kOinkretnych form, jakie przyjqe .rua przyszlo·se w ziemskich<br />

dziedzilnach. A z tego z 'kolei wynika, ze chrzescijanie mogq<br />

r6znie si~, bardzo nawet gl~boko r6inie si~ mi~dzy sobq co do<br />

spraw ziemskich, ja,kna pr·zy'klad fO'l'my sto'SulJlk6w politycznych,<br />

spolecznych c.zy panstwowych, ja·k da wkowanie wolinosci i porzqdkujqcych<br />

ograniczeiJ., jak kOlnkretne fo·rmy tolera'ncji czy kierunki<br />

rozwoju historycznego ja'kiegos kraju, jak analiza wsp6lczesnej<br />

sytuacj'i i wnioski z tej ana1izy. ChrzeScijanie mO'gq bye<br />

tu bardz·o niezgodni wpO'glqdach i jedyne co im wte'dy pozostaje<br />

to chyba walczye ze s()lbq upralWniOIlq bmniq, kt6rq sam B6g<br />

dal duchowi ludzkiemu. To najzwyczajniej nieprawda,ie my,<br />

chrzescijanie i katoIicy, musimy bye zgddni zaWsze i we wszyst­<br />

,kim, ze nie mozemy inaczej, ie Kosci6i oficjalny rna narzucae<br />

nam wkaidej rzeczy ,obowiqzujqce mormy. Kosci61, w os·olbach<br />

swych konkret1nych przedstawicieli, bywa istotnie ikr6tkowzroczny,<br />

i moie dopuszczae si~ przekracza.nia granic pod tym wzgl~dem<br />

w spos6b 'nieusprawiedliwi,ony przez prawdziwe normy chrzescijanskie<br />

i oskaria1ny potem przez sqd historii. Poniewai fakty<br />

takie Sq mo·iliwe zawsze i wsz


1026 KARL RAHNER<br />

.sqdz~ , oszcz~dzone takze mlodziezy dzisiejszej. Wlasnie dlatego<br />

jedna'k jej zadaniem jest podj~cie i zmoszenie tego rodzaju konfHktow<br />

cierpliwie i lojalnie, z jasnq trzezwosciq sqdow, z milosciq<br />

do Kcsciola i do ludzi Kosci'ola, takze wtedy, gdy w wielu<br />

rzeczach nie jest z nimi zgodma.<br />

Tnne za,dania ludzi mlc,dych tez nie Sq latwe. Muszq czynie<br />

wysilki, by nie tracie 'z oczu krolestwa Boga w swej tak zarliwej<br />

,dzis trosce 0 ziemskie cele. Muszq wiedziec, ze nie drogq zaparcia<br />

si~ przeszlcsci zdo,bywa si~ prawdzi\vq przyszlose, ze Zachod, takze<br />

dzis jeszcze, rna w swiecie do spelnienia misj~ 'Ziemskq i chrzescijanskq,<br />

k,tora polega na przeniesieniu tego co prawdziwe, choc<br />

,stare, IDa dr o g~ ku lepszej, wspalIlialszej, bardziej w olnej przyszlosci.<br />

Muszq zrozumiec, ze ten tylko jest pr awdziwie wierny<br />

przeszlosci, kto si~ stara zdobye dlaniej przyszlose, ze ten tylko<br />

jest w szlachetnym 7,naczeniu 'konsenvatystq, k to wychodzi zdecydowanie<br />

inaprzeciw czasom nowym. Mlo'dzi ludzie mUSZq umiee<br />

O'pr zee si~ goryczy i zniech


o M02LIWOSCI WIARY DZIS<br />

1027<br />

Mojq wiese 0 mo,iliwosci wiary dzis i jutro zrozumie jednak<br />

w koncu ten jedynie, kto nie tylko jej slucha, ale tei jq praktykuje,<br />

czyli spuszcza si~ na 'niq w konkretnej egzystencji. Zrozumie<br />

jq ten, kto mocili si~, t,o znaczy zdobywa si~ na odwag~,<br />

by mowic w -cisz~ tego co niewyslo,wione, w cisz~ milczqcq, a przecie<br />

O'bejmujqcq nas 2ewszq'd z milosciq. By mowie z gl~bokq wolq<br />

zawierzenia si~ jej, z wiarq, ie jest si~ przyj~tym przez swi~tq<br />

tajemnic~, ktora 'na'zywa si~ Bog. Zrozumie jq ten, kto cZY'l1i wysilki,<br />

by zostae wiernym glO'sowi sumienia, kto stawia cz.olo pytaniom<br />

iycia i jednemu, wszechobejmujqcemu pytaniu wlas'l1ego<br />

istnienia, kto nie ucieka przed nim lecz sam je przyzywa, sam<br />

si~ don zwraea, sam otwiera mu sieb'ie, akceptujqc w nim tajem­<br />

,nic~ nieskonczonej milo'sci. I niech 'l1ikt nie mowi, ie moi:na iye<br />

naukq chrzescijanskq tylko gdy jest si~ jui: do niej prz ekona'ny~,<br />

.ie nie da si~ doswiadczye jej prawdy inaczej. Bo sprawy Sq w nas<br />

przecie j u i przesqdwne. I nie rna czlowieka, ktory nie bylby<br />

jui jako·s chrzescijani'nem w tym, co wyprzedza w nim jego \'volnose,<br />

co nie moie nigdy bye 'przez t~ skonczonq wolnose ani doscigni~te<br />

ani tei wyt~pione bez reszty. Kaidy jest jakos ehrzescijaninem,<br />

jest ezlowiekiem t~s lkmoty, czlowiekiem wciqi jeszeze<br />

nievvyczerpanej milosci, czlowiekiem, ktory w rnajgl~bszym wn~trzu<br />

siebie cieszy si~ jednak bardziej prawdq nii: klarnstwem,<br />

widzi jednak wciqi rOi:nice, gdyi najzatwardzials'zy 'nawet pozytywista<br />

i sceptyczny ma terialista 'nie dochodzi nigdy do teg'o, by<br />

nie widziee jui nigdzie i nie szimowae w iyciu iadnego imperatywu,<br />

iadnej sprawy be'zwarun kowej. Ktos mo,ie nie bye pelnym,<br />

dojrzalym chrzeseijaninem, ktory doszedl do refleksyjnej<br />

samowiedzy i przyjql swe dane jui z gory chrzescijanstwo SWL1­<br />

domym i '\volnym wybo,rem. Nikt jednakie nie moie sprawie, by<br />

dynamika samego czlowieczenstwa i Laski Boga nie kieTowala<br />

go ku istnieniu chrzescijanskiemu. Powiedzenie, i e trzeba stwierdzae<br />

na podstawie wlas


1028 KARL RAHNER<br />

wtedy powlmen isc dalej, za swym swiatlem na dnie serca. Jest<br />

juz w .pol'owie dr,ogi do celu. I chocby taki'emu szukajqcemu i pytajqcemu<br />

w~drowcowi nieu1dalo si~ juz, w ziemskirm czasie, wyrazic<br />

w pelni swego anOinimowego chrzescijanstwa w chrzescijanstwie<br />

explicite Kosci.ola, wlqC'zyc g'o w 'nie, to chrzescijanin nie boi<br />

si~ juz, ze nie doj'dzie on wcale. Nie jest to oowiem jakas prawda<br />

filozoficzna tylko prawda chrzescijanska, ze S'zukajqcych juz znalazl<br />

Ten, kt6rego szukajq z ufnym m~sitwem i gotowosciq, choc<br />

nie dajq Mu moze imienia. Ja·kiez Ito s 'zcz~scie: rue da si~ wcale tak<br />

la two przemknqc si~ obok nieskionczonej tajemnicy, ogarniajqcej<br />

nas w milczeniu SWq milosciq, jak to Sqdzq zar6wlllo sceptycy<br />

i ateisci jak tez chrzescijanie 0 ciasnych horYEOntach, wyobrazajqc<br />

sobie Boga na obraz wlasnego, malego seTca. Wlasnie dlatego<br />

jedna'k, ze On mikzqc ogarnia wszystk,o, ze w Nim zY'jemy, poruszamy<br />

si~, jestesmy i w Nim biegnq wszystkie drogi, ze nie jest<br />

daleki nikomu z nas, ze wszystko 'niesie i obejmuje ws,zystko, a nic<br />

nie moze objqC a'ni 'przewyzszyc J ego, dla1ego wlasnie chrzescijanstw,o<br />

i jego wiara Sq najprastsze i zara'zem na'joczywistsze. Nie<br />

mowiq bowiem nic 'panad to, ze jestesmy powolani do bezposredniego<br />

uczestnictwa w tajemnicy Samego Boga, ze tajem­<br />

'nica ta, bHska ponad wszelkie s}.owa, oddaje nam si~ sama<br />

i ze ta Bliskosc, juz 'nieodwracalna, stala si~ jasna i ostatecma<br />

. w Synu czlo\vieczym, ktory jest wsr6d rnas o'becnosciq pl'zedwiecznego<br />

Slowa Boga. I mowiq jeszcze, ze w


• <br />

ROZWAZANIA 0 UBOSTWIE II<br />

HALINA BORTNOWSKA<br />

R A D A<br />

OBOWI 'AZE'K<br />

,.Nikt nie moze dwom panom sluzye, bo albo jednego b~dzie<br />

nienawidzil, a drugiego milowal - albo przy jednym stae<br />

b~dzie, a drugim wzgardzi. Nie mozecie Bogu stuzyc i mamonie"<br />

(Mt 6, 24). "I rzekl do nich: Baczcie a wystrzegajcie<br />

si~ wszelkiej chciwosci, bowiem niczyje zycie nie polega na<br />

objitosci tego, co kto ma... I rzekl do uczniow swoich: Dlatego<br />

powiadam wam: nie troszczcie si~ 0 zycie wasze, co<br />

byscie jedli, ani 0 cialo, czym byscie je przyodziali... I kto<br />

z was rozmyslaniem moze dodae do wzrostu swego lokiec<br />

jeden?... Przeto wy nie pytajcie si~ co b~d zi ecie jese albo<br />

co b~dziecie pic i niech nie ogarnia was niepokoj przewidywan.<br />

Bo 0 to wszystko ubiegajq si~ narody swiata, a OJciec<br />

wasz niebieski wie, ze tego potrzebujecie. Wszakze szukajcie<br />

naprzod Krolestwa Bozego i sprawiedliwosci jego<br />

a to wszystko b ~dzie wam przydane... Sprzedajcie co posiadacie<br />

i dajcie jalmuzn~. Sprawcie sobie trzosy, ktore nie<br />

niszczejq, skarbiec niewyczerpany w niebiesiech, dokqd zlodziej<br />

si~ nie zblizy i gdzie mol nie psuje. A.lbowiem gdzie<br />

jest skarb wasz tam i serce wasze b~dzie" (.f.k 12, 15-34).<br />

"Jezeli chcesz bye doskonalym, idz, sprzedaj wszystko co<br />

masz, i rozdaj ubogim, a b~dziesz mial skatb w niebie;<br />

a przyjdz i pojdz za mnq" (Mt 19, 21).<br />

"Zaprawd~ powiadam wam, ze bogacz z trudnosciq wnijdzie<br />

do Krolestwa Niebieskiego. Poslyszawszy to uczniowie dziwili<br />

si~ bardzo, mowiqc: Ktoz tedy moze bye zbawiony?<br />

A Jezus spojrzawszy rzekl im: U ludzi to niemozliwe, ale<br />

u Boga wszystko jest mozliwe" (Mt 19, 23-26).<br />

TEN kto sprzedal wszyst'ko co mial, by kupic rol~ napelnionq<br />

ukrytym skarbem, ten kt,o wyrzekl si~ calego majqtku dla jednej<br />

perly - jest ubogi: otrzyma Kr61estwo (por. Mt 14, 44-46).<br />

Mi~dzy ub6s,twem a poszuikiwaniem Kr61estwa jest wi~c najscislejszy<br />

zwiq'zek.


1030 HALINA BORTNOWSKA<br />

S)coro' tak, fa Rada ubostwa lezy w samym centrum Ewangelii<br />

i jeT przyj~cienie jest jakims naddatkiem, do ktorego po'VV'olani<br />

Sq ludzie w 'pewnym sensie wyjqtkowi. Krqg zamyka si~: trzeba<br />

bye ubogim aby posiqse blogoslawienstwo.<br />

Mowiqc '0 ,niemoznoSci sluzenia dwom panom Jezus nie udziela<br />

wskazowki, jak zdobye coS "wyzszego" niz zwykle zbawienie.<br />

Najmoc'l1iej ja'k tyl'ko mo:hna potwierdza raz jes'zcze do kogo nalezy<br />

Krolestwo obietnicy; orzeka ktojest z Nim, 'Z Jezusem a kto<br />

przeciw Niemu (Por tez Jk 2, 1-24). Wypowiedz Jezusa skierowana<br />

do uc-z:ni6w (Lk 12, 15-34) jeszoze pogl~bia t~ samq mysl<br />

i poniekqd zaosirza wymaga'nia, ale czyz 'nie 0 to w niej chodzi,<br />

by miee jed neg 0 Pan a - jedlnq nadziej~? W rozmowie<br />

z bogatym mlddziencem jest wprawdzie mowa 0 "doslmnalosci",<br />

ale i ta doslkonalosc jest 'nie czym innym, jak wa'l'unikiem pojscia<br />

za Chrystusem, bycia jego uczniem.<br />

U podstawy OIbu wyrokow Jezusa - "nie mozecie", "jednego nie<br />

dostaje ei" - lezy ta sama mysl 0 przeciwienstwie mi~dzy przylqczeniem<br />

si~ do. Chrys'tusa a Iprzywiqzaniem do posiada!nia. Doradzajqc<br />

u bostwo J ezu'S nie dodaje ogl~dnego zastrzezenia qui<br />

potest capere capiat. Nie mozna bye uczniem Jezusa !l1ie stajqc<br />

si~ ubogim - moze dlatego, ze uczen 'nie rna bye nad mistrza?<br />

Historia ascezy chrzescijanskiej wska'zuje, ze wielekroe probo­<br />

w'ano "zlagodzie" ten twaJ'ldy imperatyw usilujqc ()ddzielic to co <br />

Ewa'ngelia nakazuje wS'zystkim, dd tego co lTIiekonieczne dla iba­<br />

wienia, c·o jakoby "heroicZ'ne", co dla "swi~t'osci". Tak jakby sarna, <br />

swi~tose nie ' Oibowiqzywala! Oczywiscie Sq roime k onkretne dwgi <br />

do Sw i ~tosci. Ale wedlug Ewa'l1gelii kazda z nich, kazda z tych <br />

drog lJTIusi bye drogq u bostwa. <br />

Dzis rozumiemy to coralz lepiej. <br />

Konstytucja ° K osciele z wielkim naciskiem i bardzo jasno mowi<br />

{] p {) W S Z e c h n y m powolaniu do s"vi~t o sci . Coraz bar.dziej<br />

szerzy si~ tei: Iprzekonanie, ze to powolanie jest zarazem powolaniem<br />

do realizacji rad ew angelicznych. Poglqd, ze swi~tosc swiecka,<br />

w ,odroimieniu od zak{]11'nej, rna bye formowana z pOlJTIini~iem<br />

tych rad, nalezy juz do p r zeszl,osci (do pewnego stopnia zo.stal<br />

o,n pr z e zwyci~ zo n y juz w niektorych wypowiedziach Piusa XII ­<br />

np. Konstytucja Apostolska Prov ida Mater).<br />

Sqdzono dawniej, ze w trosce 0 swoje uswi~c e'l1 ie zako'nnicy przestrzegajq<br />

rad ewa ngelicZlTIych dzi~ki slubom - swieccy nat.omiast<br />

majq si~ zadowo,lie pilnowalTIiem "ducha" tych rad - jakims wi~c<br />

Inp. ubostJwem illliedoslowlI1ym, sa'llq tylko "duchkYwq pos ta'Wq"<br />

wobec posiadanych rzeczy, ofiarnosciq na dobroczynne cele, pokonywaniem<br />

nadmiemej chciwosci itp.


UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK<br />

1031<br />

Dzispodkresla Si€) raczej, ie i swieckich i zakonmikow obowiqzuje<br />

z pewnosciq "duch" a nie "litera" - i jednoczesnie zar6"vno<br />

swieccy jak i zakonnicy Sq po'Woiani do czynow, do faktow, a ll1ie<br />

tylko do, dobrych intencji i slownych ZJobowiqzan.<br />

Mo~na przyjqe rad€) ub6stwa ta'k jak czyniq to zalwnnicy i niektorzy<br />

swieccy (srkladajqc sluby, lub rnie) - przez takie ustawienie<br />

calego iycia, by wsrzelka "sluzba mamanie" byla z go r y wykluczona,<br />

przynajmniej w zamierzeniu. Ale t,o nie jest met{)da<br />

jedyna, ani nawet wystar.czajqca: pozostajq kolejne co'd'zienne<br />

decY'lje, w ktorych mo~na iSe za radq, lub przeciw Tliej. "Rozdaj<br />

ubogim" - to jest polecenie, rada nie tylko na jednq godzin€), czy<br />

nawet °na cale iycie raz na 'zawsze uksztaHowane wielkim wyrborem.<br />

To takie program dni, tygodni, miesi~cy. Kaida rzecz, ktorq<br />

dYSiponujemy - nie wylqC'zajqc czasu - moie bye przed'miO'tem<br />

refleksji, zestawienia z ra-d q Chrystusa. J esli rnim nie jest - la two<br />

moiemy stracie blogoslawienstwo. Jesli czegos ko'nkretnego odmawiamy,<br />

;nie chcemy o,ddae, razdae - to jui clow6d, ie nadzieja<br />

nie cala mieszka w Bogu. Nasze swiadectwo - jako ubogich Pana ­<br />

traci jasnose.<br />

N as z e - to znaczy czyje? - Nie wprowadzajmy zbytecznych<br />

i sztucznych podzialow. Tu gdzie mo\va 0 Blogoslawienstwie i Radzie<br />

Chrystusa, to "my" musi miee zasi€)g najszerszy: obejmuje Lud<br />

Boiy w najgl~bszym i najbardziej tajemniczym znaczeniu, ten<br />

Iud, ktorego centr um, o&DOdek promieniowania i punkt odniesienia<br />

stanowi sam Chrystus. W tym sensie do ub6stwa - jak i do sWi€)­<br />

tosci w ogole - powolani Sq chrzescijanie - rozlqczeni bracia<br />

w diasporze, a takie wreszcie cala ta ludzkose, w Iktorej chrzescijanstwo<br />

jest elementem anonim{)wym, nierozpoznanym a przeciei<br />

rzeczywistym. Ubodzy Pana Sq we wszystkich religiach i poza<br />

nimi. I wsz€)dziesq swiadkami, bye moie powolanymi zamiast<br />

"zaproszonych", ktorzy zawiedli.<br />

Lecz z drugiej strony chrzescijans'two swiadome, jawne, uformowane<br />

w strukturach wyzma niowych, gloszqce ewangeli€), powolane<br />

jest do ubostwa w szczegolny sposob, z osobnych jeszcze racji.<br />

Tu juz wchodzi w grEl {)bowiqzek s wi a dec t wa w sensie scislym<br />

- prawdy, zgodrnosci slow i czyn6w. A nawet - i to bardzo<br />

powaina - sankcja za zgOTszenie. Ale przez to stwierdzenie byna<br />

jmrniej nie wszystko zostalo wyjaSnione.<br />

Aby stala si€) czy:ms konkretnym, prawda 0 powoJ:aniu do ub6stwa<br />

rousi si€) rozlamac, rozS'zczepie °na wiele analogicznych prawd dotykajqcych<br />

samej tkarnki iycia. Nato trzeba wyrazniej dostrzec<br />

r6Zne pod m i 0 t y' tego powolania - r6Zne przekroje rzeczywistosci<br />

Kosciola. Z drugiej strcmy zarysowuje si€) odn;bny pr,oblem


1032 HALINA BORTNOWSKA<br />

for lIn 'i 'niejako "sty16w" ub6stwa "dla Ewangelii", zaleznych' od<br />

jego fun k c j i, miejsca w spolecznosci ludzkiej.<br />

*<br />

U pocz'ltlku tych 1'0ZiWaZan 1 widzielismy ub6stwo raczej jako oSoQbi'S<br />

tq postaw~ wobec Boga - choc jednoc'zesnie spojrzenie w glqb<br />

St a:rego Testamentu w poszukiwaniu tla,kont ekstu dla ewangehczneg-a<br />

ub6stwa ujaw:nilo, 'przynajmniej w zarysie, s p ,ole c z n y<br />

w y m i a r tej poS'tawy. Ubodzy Palna - Reszta Izraela to przedstawidele<br />

calego ludu Bozego, kt6ry w nich przygotowuje si~ do<br />

przyj~cia ,obietnk mesjanskich i do ich ziszczenia. W Nowym Testamencie<br />

ten aspe'kt spoleC'zny staje si~ c'oraz wazniejs'Zy w miarc:<br />

rozwoju W'sp61InO't o~artych na Ewa:ngelii i ksztaltowania si~ instytucji<br />

koscie1>ny,ch. K!oscl61 uj~ty w ksz1alt iID'stytucji w ciqgu wiek6w<br />

bardzo r6inie pojmowal i praktykowal s'vV'o,je ub6stwo - od<br />

wS'p61>ll'oty ,d6br w apostol'Skiej gminie Jerozolims'kiej ("A mn6stwo<br />

wierzqcych mialo jedno serce i jednq dusz~ i nikt 'Z nich tego co<br />

mi,al swoim Die nazywal, ale w S'zyst'ko midi wsp6lne" Dz 4 32),<br />

poprzez gmi'ny i 'koscioly domowe, diecezje, parafie, pus'telnie<br />

i klas1ztory daWille i dzisiej's'Ze.<br />

W tym miejscu nie chodzi nam '0 hi 'storyc ~ny przeglqd idei i ich<br />

realiza'cji, zaleznych oczywiscie od pod1oza luci'zkiego, eko'nomicznych,<br />

s'ocjologicz:nY,ch, psychoIogicznych i pol'itycznych stosunk6w,<br />

od sytuacji w teologii i duszpasterstwie, 'Od domi'nuj'lcych postaw<br />

filowficznych i religijnych. To wSlzystko wyznacza tak funkcje<br />

jak i zaleime ,od 'D'kh Sipos o'by, style i formy bycia ubogim "dla<br />

ewangelii". Postawa wobec Boga Z'najduje wyraz w postawie wobec<br />

mozliwosci i fa'ktu posiadania - posiadania d6br materialnych,<br />

wladzy, narz~dz i produkcji, u'miej~tnosci i srodk6w techniczmych<br />

itp.<br />

Przea,naliz'owa'nie wsp6lczEsnego uk1adu wszystkkh tych czynnik6w<br />

daloby mi~dzy hllnymi pods.ta'W~ do odpowiedzi ll1a tak cz~sto<br />

powracajqce pyta'nie: c z y i w j a k i s PI{) S 6 b K I{) sci 61<br />

Chrystu 'sa, a wi~c K o'sci61 Ubogich powinien<br />

d z i s bye K 0 sci 0 I e m !U bog i m (ta'kze jako i'nstytucja).<br />

Juz il1a pierwszy rzut oka widac na jak ogromil1e truci:nosci musi<br />

si~ natk'nqc tego rodzaju analiza. Podejmujqc jq trzeba si~ przedez<br />

liczyc z "wieJosciq swiat6w" i ich wzajemnym oddlZialywa'niem,<br />

z r,ozmaitoodq war'U'nk6w, nacisk6w, oczekirwan i Ipytan, wobec kt6­<br />

rych stojq chrzescija'nie - 'czl


UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK<br />

1033<br />

Prowadzone tu rozwazania Illie Sq odpowiednim terenem takiej analizy.<br />

Powinny one raczej stanowic corollarium, kontemplacyjnq<br />

nadbudow~ Inauikowych badaii. i przemysleii. idqcych w wielu kierunkach<br />

('np. historia funkcji koscielnego i religijillego ub6stwa<br />

w najszerszym sensie, obejmujqca r6z'ne tradycje w skali swiatowej;<br />

przeglqd r6znych koncepcji wyrzeczenia si


1034 , HALINA BORTNOWSKA<br />

W swiecie dzisiejszym przedmioty materialne obok. zwyklej roli<br />

narz~dzi peIniq cz~sto donioslejszq fun 'k c j ~ s y m b 01 i, illaturalnq<br />

i zrozumialq, ale takie ulegajqcq przeros'tom i naiduiyciom.<br />

Jest cos "przeciw 'naturze" w posiadaniu samochodu, ktory' stoi<br />

w ga1raiu, poniewa'z wlasdciele mUSZq pracowae od switu do nocy<br />

na jego utrzyma'nie... Nie jest to zjawisko calkowicie nowe: na<br />

przy,kIad afrykailsey pasterze Masajowie od wieikow trzymajq za<br />

duio bydIa, poniewaz w . ich srodowisku iloSe krow (chocby zaglodZOlIlych)<br />

wyznacza status spoleczny ich posiadacza. Mozna si~<br />

zgodzie, ze symbol spoleczmego sij;a tus'll jest rodzajem naTZ~dzia,<br />

sluzy dalszemu awansowi, i tym samym zaspokaja rzeczywistq<br />

i vvaznq potrzeb~. Oderwanie od rzeczywistosci nast~'Puje wtedy,<br />

gdy symbol staje si~ wartosciq autonomicznq, gdy sluiy psychologicznej<br />

magii: "Jestem kims bo mam slonia" (zamiast: "mog~ zostae<br />

kims poslugujqc si~ moim sloniem"). Oczywiscie iamiast "slonia"<br />

mozna tu postawie niemal wszystko: .od kapitalu po wyksztalcenie,<br />

dobrq opini~, ezy wplywy.<br />

Oderwanie od rzeczywistosci w bardzo istotnym i znamiennym<br />

sensie jest takie oddala,niem si~ od Boga, bo Bog jest rzeczywisty<br />

(choe jedinoczesnie "wi~kszy", 'nie mieszczqcy si~ w tym co potocznie<br />

nazywamy rzec'Zywistosciq). Osobiscie .nie wierz~, by instynktow,ny<br />

"praktyczny materializm" ludziniedoiywiOlnych, bezdomnych,<br />

dosl,ownie niepewnyeh jutra mogl bye slkierowany przeciw<br />

Bogu: na to jest on zbyt ludzki. Trudno go pot~p'i a e w jakimkolwie'k<br />

sensie. 0 chlebna dziS mamy si~ up:ominae, prac,owae nail, waIczye<br />

'0 Si\'Jlojq czqs rk ~. Natomiast pl'awdtiwie sprzechvia s 'i~ Bogu iycie<br />

poz'()rami, oczekiwanie eudu po przedmiotach, tak jakby mogly<br />

nam przydae brakujqcy "lokiec wzrostu". Pokladajqe nadziej~<br />

w rzeczach odchodzimy od zasady jedyrnej nadziei w Bogu (i jednoczes·nie<br />

porzucamy to, co okresla si~ jako humanizm, bo humanizm<br />

za1klada ist,01m q roinic~ mi ~ d'zy cZfowiekiem a rzeCZq - tym samym<br />

ezlowiek nie moie bye pow i ~ksz ony przez posiadanie r zeczy),<br />

W tej sytuacji by e u bog i mt 0 s w i a d c z y e z y e i e m<br />

ore a 1 n y m p 0 r z q d k u war to sci, porzqdku. zwiqza,nym<br />

z faktem, ze jestesmy Iudzmi 'i 0 naszej wartosci stan,owi nie "miee"<br />

ale "bye".<br />

Svviadectwo to ma bye ta,k przekonywajqce, by mogl,o ulatwiac<br />

innym powrot 'do rzeczywi..s;1;osci, by w pewnyrm najszerszym sensie<br />

bylo apostolstwem. J a k to ma wygIqdae w praktyce? Sprawa<br />

nieprosta, bo, ja'kpowiedzielismy, bar,dzo wiele zaIeiy od warunkow,<br />

old pUlnktu startowego, od ukladu odniesienia. Mozna jednak<br />

sformulowae przykladowo pewne ogolne postulaty: ubostwo w sensie<br />

poszan.ow31l1ia wartosci oznacza na przyklad pewien 'prymat<br />

wytwarzania, inwestycji przed kdnsumpcjq przewyzszajq,cq ele­


UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK 1035<br />

mentar,ne potrzeby ~ ale jednoczesnie i ograniczenie i'nwestycji<br />

do napra,:vdE: Sfuzqcych po,trzebom, a Inie prestizowych; zasadniczq<br />

rezygnacjE: z przestrzegania czysto prestiiowych norm i regul, krytyczmy<br />

st'osunek do wlasnych potrzeb (czy hie Sq narzucone przez<br />

reklam~ ? ) szukanie swego spolecznego miejsca przez gl~bsze kontakty<br />

ujawniajqce istotne wartosci, a (nie poleganie wylqcznie na<br />

sYlffibolach takiego czy inn ego sta tusu. Zycie z pracy i S'kupione<br />

na pracy, wolne od przesadnego ,nienaturalnego napiE:cia, ale przeciez<br />

nie rozlaz1e, przeciwnie: intensywne na calym swoim obszar<br />

ze , uporzq dkowane, ale swobodne...<br />

Takie uj~cie ub6stwa - czy raczej t en jego aspekt -- w pewnym<br />

sensie na wiqzuje chy ba do tradycji benedyktynsikiej, a takze do<br />

przyjE:tego w rpodr E:cznikowej teologii moralnej poj~ci a "bona superflua"<br />

(do'h!'a niekonieczme, ponard potrzeby ). Chodzi tylko 0 to,<br />

by .dose m3tro, bezkompromisowo, kry tyczmie oceniae co stanowi dla<br />

mnie, w tej konkretnej sytuacji osobistej i spolecmej prawdziwe<br />

necessarium, a co jest jakos nieaute ntyczne, wlasciwie zbE:dne. Wynikiem<br />

takiego rachunku sumienia bE:dzie powrot do prostoty, vVY""<br />

razniejszy lad, 'przejrzystosc zycia. Kto widzial ludzi w ten spos6b<br />

. ubogich ten potrafi 'ocenic wartose ich przykladu. Konta'kt z nimi<br />

ozywia, przY'nosi wyzwolenie od tak dokuczliwych relikt6w drobnomieszczanstwa.<br />

Jaik ciE:iko por uszae si~ , gdy nas obrosnq przedmioty<br />

- jak i'naczej siE: oddycha, gdy jest ich tylko tyle i takie,<br />

by ,naprawdE; sluzyly. Twarde rozliczenie z "porzqdku wartosci"<br />

wiele mogloby dae wspol'notom szczeg61


\<br />

1036 HALINA BORTNOWSKA<br />

Dla nas Bolak6w z Polski, doro-slych tm wOJme, masowa n~dza jest<br />

dzis faktem egz,otycznym - ha'rdziej nawet niz znany choeby z bna<br />

zhytek i obfitose zachodlnia.<br />

A przeciez skrajna n~dza jest faktem - w wielu krajach trzeciego<br />

swiata, w strefach 'niewygasajqcych konflikt6w zbrojnych, wsr6d<br />

wszellkiego autoramentu ludzi wydziedzkzonych, wykorzenionych<br />

z tradycyjlnego t r yJbu zycia, na rozleglych ohszarach Afryki, Ameryki<br />

Poludniowej, w gettach i "reze'l'watach", na ziemiach niczyich,<br />

nienadajqcych si~ dla czlowieka, gdzienasza cywilizacja tak cz~sto<br />

spychaia najsla'bs'zych i olliepl'zysi,os{)'wanych.<br />

Przed poc:lUciem winy i niepokojem s'Umienia tak zywym u najlepszych<br />

lu'dzizachodu bro1ni nas w Polsce przekonanie, ze sami<br />

jestesmy biedni (a'bso'lutnie niesluszme w tej ska'li por6wnawczej!)<br />

a pana,dtO' pewnose, ze ,;nigdy :nie przykladalismy r~ki do kolonialnego<br />

wyzysku".<br />

Talk ja1kby 'ni'e przyhazye r~ki do zlego to juz bylo ws'zyst!k o, c,zeg'o<br />

i chrzescijaniln i czl'owiek moze od siebie wymagae.<br />

Sytuacja ludzi dzis, aktualnie, teraz umierajqcych z glotlu czy<br />

pozhawi.anych wszelkiej sza1nsy ludzikiego rozwoju nie mbze bye<br />

traktowana j'aiko prohlem rozrachunk6w z przeszlosciq w kategoriach<br />

jakiejs m~t.nej {ydpowiedzialnosci za ewentualne winy przodk6w.<br />

Chrzescijanstwo jako calose jest odpowiedzialne za s w () j q<br />

t era z'n i e j s z 10 Se, 1Ja sw6j faktyczny stosunek do trzech czwartych<br />

ludzkosci.<br />

A blizej - na wlasnY'm podw6z'k'U? tu istmieje prohlem !l1ieczulosci,<br />

hraku uwagi i o'dpowiedzi !l1a pewne dojmujqce potrzeby w najhlizszym<br />

otoczeniu - potrzeby apuszczionych i niekochanych dtieci<br />

i ludzi sta'rych, samotnych, nie radzqcych sobie ze swoim kalectwem,<br />

cholfychpsychic21nie, zagubionych w ·abcym solbie srddowis'ku.<br />

Istnieje w'i~c miejsce lJ:1a milosierdzie - mamy, az ma,dto, ubogich<br />

mi~d z y sobq.<br />

Spotkanie z Chrystusem "w osobie ubogiego" nie jest wyda'rzeniem<br />

wy,iqtkowym, odos,obnionym.<br />

Wyrazenie "w. osolbie" ma tu scisly teologiccny sens lacinslkiego<br />

"in persona": potrzebujqcy reprezentujq wobec nas samego P ana.<br />

Tego, kt6ry b


UBOSTWO: RADA I OBOWIl\ZEK<br />

1037<br />

im: ~dicie w PO''kO'ju, ogrzejcie si~ i 'nasyecie - a nie dalibYScie im <br />

teg.O', czego cialo ich potrzebuje, coz by to' PO'mO'gIO'?" (J'k 2, 15-16). <br />

,ograniczenie wlasnych. PO'trzeb jednO'stki czy grupy, wyrzeczenie <br />

az do gra'nicy ubostwa (a nawet PO'za niq) mO'ze miee ma celu kO'rn ..,. <br />

k'retn~ PO'mO'c innym. MO'ltywem takiego wYlrzeczenia jest milO'se <br />

w jedinym ze swych wie'lu ksztaltow. TO' ona sprawia, ze dDstrze­<br />

gamy cudze PO'trzeby 'i wIas'ne obo,wiqzki, lI1ie daje pogodzie si~ <br />

z fa'ktem, ze swiat jeSit twaI1dy dla siabych. Sprawiedliwose nie <br />

jest czyms ,osDobnym od mirosci: jak bez milDsci mozna by stwier­<br />

dzie CD si~ kDmu Inalezy? A z drugie'j strD'ny ten ktD sitwier'dza "Nie <br />

nalezy ci si~ - ale daj~ ci to' z milDsci" - chyba napra'Wd~ nie kD­<br />

chao MilDSe przyznaje upraw'nienia mDcniejsze niz jakik'Dlwiek <br />

k'odeks. <br />

Czynna milDSe interesuje si~ swO'im przedmi'otem, chce bye sku­<br />

teczna, szuka ciqgle Inowych fonn wY'razu, zd'aje sobie spra w~ z no­<br />

wych wymagan, jakie jej stawia era socjaIiza·cji. Daleka jest O'd <br />

,ozuIostkoweg'o zadDWlolenia ze zgralb.nie przylepionych plaster­<br />

kow - tam gdzie trzeba chirurgii. <br />

Skandalem swiata jest 'niewlasciwy, krzywdzqcy pDdzial zaso1bow <br />

ziemi i zdobyczy czlowieka. Ewa'ngelia narzuca przekonanie, ze <br />

spoieczne mi'nimum zaspokojenia potrzeb nie moze bye ustala'ne <br />

w §ranicach poszczegolnych kr~gow lJl'arooidowych czy kuItural­<br />

.nych - takich. jak Europa czy Ameryka polnD'cna. Nie wystarczy<br />

powiedziee "nie mam wi~cej niz moi sqsie'dzi". Istnieje i ObDIWiqzuje<br />

jakis cal'osciowy u'kiad odniesienia - Sq sytuacje, w ktorych<br />

zaspok.ojenie elementarnych potrzeb 'dalekich nawet bIiinich musi<br />

rostae pDstawione przed dalszY'm wzrDSitem dobroibytu najbIizszych.<br />

I ze w zwiq'zku z tym nalezs "r'Dzdae" wiele z tych rzeczy, kt6re <br />

Sq nawe't bardZ'D potrze'bne. "RDZdae" - Ina tural'nie w sensie prze­<br />

nosnym: ChDdzi 00 D'br6cenie ich na cele sluzqce biudziej wprost <br />

o·golonemu dDbru Cbardziej ogolnemu i). <br />

Nie zawsze tym, co mamy "rDzdac", mogq bye pieniqdze i rzeczy, <br />

More maina za nie na bye. Cz~sto bardziej potrzebni Sq }udzie: <br />

wybitni facha'Wcy, o,rganiza'tarzy, wychowawcy. Niech dziaIajq <br />

tam, gdzie jest najgorzej, chae prawie rownie potrzeibni Sq w da­<br />

mu - najlepsi ludzie wsz~dzie Sq Iniezb~dni. <br />

Ta'k rea}j


1038<br />

HALINA BORTNOWSKA<br />

tywy lokalne wyrastajqce z potrzeb srodowisk. Wchodzqc . w nie<br />

wyrzekamy si~ posiaidania na wlas-nose: nawet form w jakich przych'odzi<br />

sluzye. I te fo-rmy takze ,nie majq bye nasze, i one nalezq<br />

do potrzebujqcych, kt6rzy 0 nich decydujq. Oczywiscie sprawa nie<br />

. jest prosta i nieraz wypada bwnie si~ przed nieslusznymi decyzjami:<br />

kazdy wydwwawca wie, ile wysitku i. autorytetu po!rze-ba,<br />

by naprawd~ pomoc najslabszym dzieciom w danej grupie. Zwykle<br />

silniejsi przechwytujq na swojq wylq·czmie korzys(; to, co bylo<br />

przeznaczone dla wszystkich lub dla najbardziej potrzebujqcych.<br />

Te problemy praktyczne zmus'Zajq ludzi ,ofiarnych do strzezenia<br />

,,,wlasnosci ubogich" przed zachlannosciq silnych. Ale im bardziej<br />

w s p 01 n e to strzezenie, tym lepiej. Kurczy si~ wtedy grozny cien<br />

pelneg.o trzosu kuszqcego J udasza. Dobrze tez, ze jako chrzescijanie<br />

nie jestesmy dzis w stanie prowadzie buchalterii ,,


UBOSTWO: RADA I OBOWIAZEK<br />

1039<br />

dne do przyjE:cia skrajnosci. Zloszczq nas Judymi i silaczki; zwlaszcza<br />

gdy lch "poswiE:cenie" zdaje siE: przestkadzae lub naprawdE:<br />

przeszkadza zwyklemu pomaganiu inny'll, gdy uniemoz1iwia tw6r­<br />

CZq prac


1040 HALINA BORTNOWSKA<br />

ze zdolbyczy ·nauki... Ludzie, ktorzy widzq swoje mle]SCe w zasadniczo<br />

roznych "pionach" ubos'tw a , czasem lJ1ie mogq siE: porozumiec<br />

- tak Sq wewn~trz:nie i zewnE:trzn'ie ilJ1lJ1i. Oczywiscie spotkanie<br />

jest zaws'ze mozliwe - w warstwie najglE:bszej, tam gdzie<br />

powo1anie dotyka ewa'ngelii.<br />

W wyborze stylu wielkq ·rolE: majq czynnilki psychologicZTne ­<br />

ka~dy czlowiek ma jakis wlasny kierum!k reakcji, wlasll1e trudnosci,<br />

opory i pokusy, innq wnizliwosc. Nawet w zlblizonych warUi~'ka<br />

,ch 'nie rna jednej olbowiqzujqcej normy, jednego kanolnu<br />

ubostwa. Niemniej akceptujqc rn'dywiduallne i srodce<br />

nie mozna zapominac


ZDARZENIA KSI1\ZRI LUDZIE <br />

VIII TYDZIEN FILOZOFICZNY RUL<br />

Nie wi~cej ni:i: rok temu "<strong>Znak</strong>owy" sprawozdawca czynil gorzkie<br />

wyrzuty organizatorowi "Tygodnia Filozoficznego", kt6rym jest rokrocznie<br />

Kolo Filozoficzne Student6w KUL, z powodu n i e uwzgl~dnienia<br />

w repertuarze referat6w problematyki aksjologiczno-etycznej. Jak pami~tamy<br />

zeszloroczny "TydzieIl." pos w i~cony byl charakterystyce sytuacji<br />

w polskiej filozofii okresu powojennego. Obraz, w kt6rym zabrakio<br />

problematyki etycznej, zawsze tak zywej i bliskiej nie tylko<br />

zawodowym filozofom, stal si ~ wskutek tego pom i ni ~ cia razl:jCo niepeiny.<br />

Zrozumiaia w i ~c byla skarga wysiannika "<strong>Znak</strong>u" i w pelni<br />

uzasadniony apel 0 uzupeinienie tego braku. Kolo Filozoficzne nie<br />

mogio si~ najwidoczniej oprzec sugestywnej sile jego argument6w,<br />

skoro zaprezentowalo nam w dniach od 8 do 12 marca biezl:jcego roku<br />

program "Tygodnia", w calosci poswi~cony problematyce aksjologicz;no­<br />

-etycznej. Wst~pny zas, wyczerpujl:jco informujl:jcy 0 zagadnieniach i Iderunkach<br />

wsp6lczesnej aksjologii i etyki polskiej referat mgra Jerzego<br />

Galkowskiego, zatytulowany Stan probLematyki etycznej i aksjoLogicznej<br />

w poLskiej Literaturze powojennej, stanowi jednoczesnie uzupelnienie<br />

zeszlorocznego i wprowadzenie do tegorocznego "Tygodnia<br />

Filozoficznego". I Zyczeniom stalo si~ wi~c zadosc.<br />

Szczeg6Iowy program tygodnia przedstawial si~ nast~puj,!co :<br />

1. Mgr J. Galkowski: Stan probLematyki etycznej i aksjoLogicznej<br />

w poLskiej Hteraturze powojennej.<br />

2. O. Prof. Dr A. Krl:jpiec: Warto§6 a byt.<br />

3. Ks. Arcbp Doc. K. Wojtyla: D w a modeLe etyki.<br />

4. Ks. Dr T. Styczen: Tradycyjne i wsp6lczesne uj~cia etyki.<br />

5. Dr S. Grygiel: Intelektualne a antyintelektualne postawy w etyce.<br />

6. Ks. Dr B. Inlender: Etyka a reLigia.<br />

7. Dr A. Rodzinski: Filozofia wattosci a filozofia kultury.<br />

I Referat Mgra J . Galkowskiego drukowany jest w "Ro~znika(!h Filozoftcznych<br />

KUL", dOkqd 'od,sylamy blizej zalnteresowanych jego tre§clq.·


1042 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

8. Mgr A. Stanowski: 0 stalosci i z miennosci w etyce.<br />

9. Ks. Mgr C. Wojtkiewicz: Problematyka logiczno-metodologiczna<br />

w filozofii wartosci.<br />

Terenem eksplorowanym przez wi~kszosc referat6w byla - jak<br />

latwo na podstawie zalqczonego przeglqdu dostrzec ~ dziedzina wartosci<br />

a zwlaszcza jej melior pars: etyka. Rzecz jasna, granice tego<br />

terenu wyznacza centralne dla calej tej dziedziny poj~cie wartosci.<br />

W tej perspektywie okreslenie jego tresci urasta do rangi problemu<br />

podstawowego, ale chyba tez - dodac trzl!ba - najtrudniejszego,<br />

a nadto wielce kontrowersyjnego. Jego rozwia,zaniu sluzyl referat<br />

o. prof. A. Kra,pca pt. Wartosc a byt, referat, kt6ry wykreslil najog61­<br />

niejszy profil tego "Tygodnia". Autor ustosunkowujqc si~ krytycznie do<br />

niekt6rych historycznie danych, klasycznych okreslen wartosci ukazal:<br />

przede wszystkim ich kazdorazowe uzaleznienie od bardziej podstawowych<br />

koncepcji, wsrod ktorych glownq rol~ spelnia okreslenie przedmiotu<br />

filozofii, polqczone najcz~sciej ze sposobem okreslania warunkow<br />

naukowego poznania. W dalszym cUigu Prelegent zauwazyl:, iz spos6b<br />

okreslenia tych dwu elementow w historycznie zaprezentowanych uj~dach<br />

filozofii poda,za - co najmniej od czas6w Kartezjusza - w kierunku<br />

uwzgl~dniania wtornych raczej aspekt6w rzeczywistosci, pomijajqc<br />

bardziej podstawowe. Rezultatem tego jest znamienna jednostronnose<br />

w proponowanych z kolei okreslaniach poj~cia wartosci, wyrazajqca<br />

si~ w pr6bach uj ~c ia jego tresci od strony sposobu jawienia si~<br />

jej w swiadomosci podmiotu. Za wlasciwsze uwaza Autor podejscie<br />

biorqce za punkt wyjscia bardziej podstawowe elementy rzeczywistosci,<br />

gwarantujqce bardziej pel:ne i wszechstronne okreslenie wartosci. Nie<br />

musi uno wykluczae poprzednich. Winno je nawet jakos obejmowac<br />

a zarazem przekraczac. Okreslenia te bowiem mogq bye traine, jakkolwiek<br />

w ograniczonym tylko (chociaz niekiedy bardzo szerokim<br />

nawet) aspekcie, a blqd ich polegalby jedynie i najcz~sciej na absolutyzacji<br />

tego aspektu. Z tego powodu wlasnie nie mozna ich uznac za<br />

najwlasciwsze. W wyniku tych uwag Autor wysunql propozycj~ okreslenia<br />

wartosci (z ontologicznego punktu widzenia) jako jakosci bytu,<br />

o ile byt jest odniesiony do intencyjnych akt6w poznawczo-pozqdawczych.<br />

Podstawowy termin tego okreslenia "jakose" rozumie si~ przy<br />

tym w ten spos6b, ze obejmuje on nie tylko tzw. jakosc kategorialna"<br />

lecz takze tzw. wlasciwosci transcendentalne jak do~ro, prawda, pi~kno.<br />

Wypada podkreslie, ze jakkolwiek okreslenie to wskazuje przede wszystkim<br />

na pewien moment bytowy, przedmiotowy, w strukturze ontycznej<br />

wartosci, to jednak r6wnoczesnie wia,ze go relacja, (transcendentalna,<br />

w dodatku!) z podmiotem zdolnym do jego uj~cia i przezywania<br />

w aktach poznania i milosci. W ten spos6b formula ta odznacza si~<br />

nadrz~dnos


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE 1043<br />

manna), czy to skrajnie sUbiektywistycznych (z nihilizmem aksjologicznym<br />

wl1lcznie). 2<br />

Dyskusja po referacie byla wyj1ltkow.D ozywiona i wykazywala znamiona<br />

rzetelnego, zbiorowego "polowania" na formul~ odpowiedni1l Qla<br />

adekwatnego wyrazenia tresci poj~cia wartosci. Zwr6cono uwagE; na<br />

potrzebE; doprecyzowania terminu "odniesiony do". W zaleznosci bowiem<br />

od sposobu rozumienia odniesienia jakosci do intencjonalnych<br />

akt6w poznania i milosci: pot~ncjalnego tylko, czy tez aktualnego,<br />

r6zny bE;dzie charakter samej formuly. W wypadku pierwszym mozna<br />

by j1l interpretowac obiektywistycznie, w drugim subiektywistycznie.<br />

W zwi1lzku z tym pozostawala r6wniez uwaga, iz mimo na poz6r zrE;cznego<br />

rozwi1lzania w przytoczonym okresleniu kontrowersji obiektywizmu<br />

i subiektywizmu w uj E;ciu wartosci, problem ten nie tyle zostal<br />

rozwi1lzany He raczej ukryty w zwrocie ,,0 ile". Zastrzezenia te dotyczyly<br />

jednak raczej szczeg616w nie kwestionuj1lc zasadniczego, bytowego<br />

profilu samej formuly. W dyskusji ujawnila si~ jednak r6wniez tendencja<br />

odmienna od zaprezentowanej w proponowanym okresleniu<br />

wartos ~ i. Wyr azila siE; ona w obawie, ze przytoczone w referacie okresfe-­<br />

nie pomija wazne aspekty, wypracowywane przez filozofi E; sw iadomosci<br />

pocz1lwszy od Kartezjusza az po wsp61czesnych fen omenolog6w, kt6r ych<br />

nie podobna juz nie uwzgl E;dniac. Dia tej filozofii war tosc to przede<br />

wszystkim t re s cp r z e z y cia sui generis nie zas j a k 0 s c b y t u.<br />

Zagadnienie wartosci jawi siE; w zwi1lzku z czlowiekiem, w szczeg6lnosci<br />

zas z tresci1l jego doswiadczenia wewnE;trznego, m ianowicie z momentem,<br />

kiedy chcemy zdac adekwatnie sprawE; i wyjasnic specyficzne<br />

przezycia r{)zgrywaj1lce siE; w polu jego swiadomosci. Swiadomos c zatem<br />

stanowic winna term inus a quo analizy zmierzaj1lcej do ok reslenia<br />

wartosci, a nie byt. Dopiero przy okazji niejako tego, jak jest nam wartosc<br />

dana i jak jest przezywana, mozna pr6bow a c okreslic czym ona<br />

jest w swej tresci i strukturze ontycznej. Metafizyczna redukcja tak<br />

u jE;tego poj E;cia war t osci do jakosci bytu staje s i ~ niemal likwidacj1l<br />

jego istotnej tresci. Obawa - doda jmy - tym wiE;ksza, jezeli pr zez<br />

jakosc rozumiec siE; bE;dzie jedynie dobro w znaczeniu on tologicznym,<br />

jak to mialo m iejsce, w brew zresztq wyraznie szerszemu okresleniu<br />

znaczenia tego terminu przez Prelegenta. Przedstawione stanowisko nosi<br />

na sobie znamiona uj E;cia wybitnie kontrowersyjnego w stosunku do<br />

uj~cia przedstawionego w referacie. Czy jednak miE;dzy tymi dwoma<br />

uj~ciami wartosci istnieje rzeczywista opozycja? Przedstawione w referacie<br />

okreslenie wartosci wyraznie przeciez uwzglE;dnialo moment odniesienia<br />

jakosci bytu do akt6w poznawczej i poz1ldawczej swiadomosci.<br />

Bylaby to zatem sprawa nie tyle opozycji uj~c, ile moze rozlozenia<br />

2 Tekst odczytu ks. prof. dra M. A. Kr'lpca (pt. Byt a wartosc) zamlescilismy<br />

w hr. w nrze 130 "<strong>Znak</strong>u" (przyp. redakcji).


1044 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

akcent6w w tym · samym uj~ciu. Wyboru dokonac by trzeba w konsekwencji<br />

nie tyle pomi~dzy przeciwstawnymi uj~ciami, ile pomi~dzy<br />

zaakcentowaniem przedmiotow~go, czy tez podmiotowego aspektu tego<br />

sazpego uj~cia. Co jednak moze i winno decydowac 0 wyborze danego<br />

aspektu? Nie podobna tu pominllc innego, waznego i w jakims sensie<br />

pojednawczego glosu na tym etapie dyskusji. Filozofia polega na wyborze<br />

podstawowego aspektu swiata, takiego, kt6ry by pozwolil zrozumiec<br />

wszystkie inne. Ot6z wydaje si~,. iz dla struktury swiata najbardziej<br />

podstawowym, "kapitalnym" aspektem jest aspekt istnienia. Ma<br />

racj~ swiadomosciowe uj~cie wartosci wychodza,c ze slusznego zalozenia,<br />

iz gdybysmy nie mysleli, nie mielibysmy problemu wartosci. Nie<br />

podaje one jednak racji ostatecznej, poniewaz myslenie, swiadomosc,<br />

nie stanowi najbardziej podstawowego aspektu swiata. (Swiadomosc<br />

uswiadamia si~ sobie samej dopiero przy okazji uswiadomienia sobie<br />

bytu). Aspekt ten stanowi istnienie. Mozna bowiem istniec nie mysla,c,<br />

ale nie podobna myslec nie istnieja,c. Ostatecznie wi~c powiedziec trzeba,<br />

ze nie mielibysmy problemu wartosci, gdybysmy nie istnieli. Jesli zatem<br />

wartosc jest poj~ciem filozofieznym, winna zostae okreslona w terminaeh<br />

ujmuja,eych najistotniejsze elementy w strukturze rzeezywistosei.<br />

Filozofia wartosci winna si~ wi~e oprzee na filozofii bytu (jeW<br />

juz nia, wprost jakos nie jest) i w oparciu 0 nis, okresli6 swe podstawowe<br />

poj~cie: \vartos6. lnna juz sprawa ezy pods taws, jej okreslenia ma bye<br />

jakosc - jak to zaproponowano w referacie - ezy tez t~ bytowa, podstaw~<br />

wartosci wyznaezyc inaczej. Zagadnienie jawienia si~ wartosci<br />

w swiadomosci i jej przezywania byloby juz zagadnieniem wt6rnym,<br />

choe moze w innym, szezeg610wym aspekcie, np. w etyee, nawet naczelnym.<br />

W swym koileowym resume, PreIegent - rzee mozna - zaaprobowal<br />

ducha jeW juz nie liter~ tej ostatniej wypowiedzi, podkreslaja,c brak<br />

zasadniczej opozycji pomi~dzy kontrowersyjnymi z pozoru uj~eiami.<br />

Areybiskupowi Wojtyle - gdyz pomi~dzy nim wlasnie a Prof. Kra,peem<br />

dyskusja ta si~ g16wnie toczyla - chodzilo raczej 0 to, jak wartose jest<br />

dana naszej swiadomosei. Prelegentowi zas 0 to, ezym ona jest a parte<br />

rei ukonstytuowana. Gdyby dodatkowo uchylic pewne niejasnosci<br />

w szczeg610wych sformulowaniach i przyja,c, ze wartose jest przedmiotem<br />

aktu intenejonalnego (poznawczo-poza,dawczego), mozna by nawet<br />

m6wic 0 zasadniczej zbieznosci, a w kazdym razie 0 swoistej komplementarnosci<br />

obu tych uj~c wartosci.<br />

Jezeli przy tym referacie i dyskusji nad nim zatrzymalismy si~ nieco<br />

dluzej, to stalo si~ tak zar6wno dlatego, ze chodzilo tu 0 okreslenie najwazniejszego<br />

dla calej problematyki "Tygodnia" poj~cia, jak r6wniez<br />

dlatego, ze przy tej okazji ujawnily si~ tendencje, kt6re staly si~ juz<br />

potem symptomatyczne dla og61nego klimatu tej imprezy. Tendencje<br />

te wyrazily si~ w podkreslaniu potrzeby tw6rczego rozwijania i wzbo­


ZDARZENIA - K8I.I\2KI - LUDZIE 1045<br />

gacania starych prawd przez ich konfrontacj~ z nowymi, odkrywczymi<br />

intuicjami i wreszeie wyrai:ania ich zrozumialym wsp6lczesnie j~zykiem.<br />

Kr6tko mozna by ujqC atmosfer~ i wydzwi~k og6lny, jakimi tchn~ly<br />

i referaty i dyskusje "Tygodnia", klasycznym jui: dzisiaj powiedzeniem<br />

Leona XIII-go vetera navis augere. R6wniez i wtedy, gdy porzucono<br />

juz szerokq dziedzin~ wartosci w og6le i skupiono zainteresowania na<br />

terenie zakreslonym problematykq sciSle etycznq, klimat 6w pozostal<br />

i utrzymywal si~ bez przerwy do konca "Tygodnia". Towarzyszyl on<br />

zwlaszcza rozwazaniom drugiego z kolei w tym dniu Prelegenta, kt6­<br />

rym byl Kierownik Katedry Etyki KUL Doc. Dr K. Wojtyla, Arcybiskup<br />

Krakowski. Referent nawiqzal do wspomnianego ~ui: przewrotu i zmiany ·<br />

orientacji w sposobie uprawiania filozofii, jaka si~ dokonala w czasach<br />

nowozytnych, ukazujqc gl~bokie reperkusje i seisle powiqzania tych<br />

przeobrazen ze stylem uprawiania etyki i wreszeie ich przemozny<br />

wplyw w ksztaltowaniu si~ obrazu problematyki w etyce dnia dzisiejszego.<br />

Obraz ten wykazuje w duzej mierze symptomy stanu kryzysowego.<br />

Przejawia si~ to w rozszczepieniu jednorodnej niegdys problematyki<br />

moralnej. R6wnoczesnie jednak nie jest on pozbawiony element6w<br />

konstruktywnych, wartoseiowych, inspirujqcych i budzqcych<br />

nawet nadzieje na mozliwosc skutecznej homogenizacji "rozproszkowanej"<br />

problematyld. Tym tw6rczym momentem jest "skierowanie swiatel<br />

na podmiot", zwr6cenie uwagi na wn~trze czlowieka, na pole jego najbardziej<br />

intymnych i osobistych przezyc i doswiadczen, w kt6rych<br />

ogniskuje si~ przeeiez istota tego, -co moraIne. Nasuwa to mysl, ze<br />

pretendujqca do adekwatnosei etyka nie moze i absolutnie nie powinna<br />

pominqc tego jedynego w swym rodzaju zr6dla wiedzy etycznej, jakim<br />

jest zawartosc wewn~trznego doswiadczenia moralnosci. Owszem, doswiadczenie<br />

moralnosei stanowi na~et wyjqtkowo dogodne pole startu<br />

dla tak antropologicznie zorientowanej etyki. Nie musi to bynajmniej<br />

oznaczac zarzucenia metafizycznego modelu etyki i odejseia od niego.<br />

Przeeiwnie, jest on zasadniczo trafny i w pelni usprawiedliwiony w swym<br />

wlasnym aspekcie. Lecz aspekt ten stanowi niejako spojrzenie na czlowieka<br />

jako istot~ moralnq "od zewnqtrz", "od g6ry". Dlaczego nie<br />

mozna by uzupelnic tamtego widzenia spojrzeniem na czlowieka wlasriie<br />

od jego wn~trza, "od srodka"? Co wi~cej, wydaje si~, ze dopiero te dwa<br />

spojtzenia lqcznie mogq dac adekwatny obraz calosci. Etyka adekwatna<br />

b~dzie rezultatem udanej pr6by r6wnoczesnego nalozenia na siebie tych<br />

dwu wlasnie jej modeli: metafizycznego i antropologicznego. Pierwszy<br />

z nich otrzymalismy w spadku po tradycji. Drugi trzeba b~dzie dopiero<br />

zbudowac. Zasadnicze etapy w jego konstruowaniu widzi Prelegent<br />

nast~pujqCo. Punkt wyjscia stanowic ma odpowiednio ·rozumiane doswiadczenie<br />

moralnosci. Przez takie postawienie spr


1046 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

tym etapie chodziloby 0 jakies studium "golego faktu". Bylaby to fenomenologia<br />

moralnoSci. nie etyka jeszcze. Aby dojse do etyki, trzeba<br />

postawie w stosunku do tresci doswiadczenia moralnosci pytania wlasciwe<br />

etyce, pytania te zresztq dyktuje sarna potrzeba jego pelnego zrozumienia.<br />

Charakter tych pytan determinowae bE:dzie z kolei profil<br />

wlasciwych na nie odpowiedzi, jak i tych wszystkich pytan pomocniczych,<br />

kt6re dla udzielenia tej odpowiedzi i jej uzasadnienia trzeba b E:­<br />

dzie postawie. Charakter g16wnego pytania w danym zespole pytan<br />

i twierdzen przesqdzae bE:dzie wiE:c 0 metodologicznym charakterze tych<br />

ostatnich. A oto g16wne pytania-problemy, wyznaczajqce zasadnicze etapy<br />

tak rozumianej etyki: 1. Dlaczego czyny ludzkie m 0 g q bye dobre lub<br />

zle? - jest to pytanie 0 ontyczno-strukturalne warunki moralno ~ci<br />

czynu w samym podmiocie moralnosci, osobie. Prowadzi one w kierunku<br />

zbudowania etycznie "ustawionej" antropologii filozoficznej. 2. Dlaczego<br />

czyny ludzkie s q dobre lub zle? - pytamy tu juz nie 0 podmiot, lecz<br />

o przyczyny powodujqce, iz dany czyn jest moralnie dobry czy zly. P y­<br />

tanie to wyznacza swoiScie etyczny charakter dla calego podzespol u<br />

pytan i twierdzen, w wyniku kt6rych uzyskujemy informacje odnosnie<br />

tego, co stanowi kryterium wartosci moralnej czynu ludzkiego, co jest<br />

normq moralnosci. 3. D 1 a c z e go to wlasnie kryterium, d 1 a c z eg o<br />

ta wlasl)ie norma r odzi dobro mora Ine w dzialaniu czlowieka ? - to<br />

pytanie zmierza z kolei do podania uzasadnienia dla przyj E;tego kryterium<br />

wartosci moralnej czynu.<br />

1m pytania bardzie j zasadnicze, og6lne, tym wi ~k sza moiliwosc, ii<br />

odpowiedzi na nie zbiegnq siE: z odpowiednimi twier dzeniami etyki met<br />

afizycznej, czy nawet samej metafizyki. Nakladanie s i ~ obu modeli<br />

etyki: antropologicznego i metafizycznego staje siE: wskutek tego zjawiskiem<br />

calkiem naturalnym z metodologicznego punktu w idzenia.<br />

Jezeli tu przedstawionq pr6 b~ interioryzacji etyki, polegajqcq na<br />

"dowartosciowaniu" podmiotu moralnosci, uznajemy za pozytywne osiqgniE:cie,<br />

to nie moiemy przeoczye fakt u, ii jest ona rezultatem afirmacji<br />

i zasadniczej akceptacji na terenie etyki tych przeobrazen, kt6re s i ~<br />

dokonaly w niej pod wplywem "przewrotu" w dziedzinie filozofii juz<br />

u progu nowozytnosci. P rzy tej okazji zwr6cil Prelegent uw a g~ na<br />

pewne "nienadqzanie" teologii moralnej za etykq i wskazal na przypuszczalne<br />

racje nieudalych w zasadzie a podejmowanych ostatnio pr6b<br />

jej odnowienia czy "unowoczesnienia". Jezeli pr6by te majq bye uwieI'lczone<br />

powodzeniem, jeieli nie majq bye powierzchowne lecz gruntowne<br />

i wszechstronne, mUSZq wyjse od elementu zasadniczego w strukturze<br />

teologii moralnej. Takim elementem jest niewqtpliwie podmiot moraln~sci,<br />

czlowiek." Frontalna odnowa teologii polegalaby 'zatem na jakims<br />

zasadniczym "dowartosciowaniu" podmiotu moralnosci. Czy jednak w takim<br />

razie wlaseiwym sposobem jej odnowienia nie byloby uprawianie<br />

teologii moralnej wychodzqce r6wniez od doswiadczenia moralnosci


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

1047<br />

(tym razem wzbogaconego 0 odpowiednio swoiste elementy religijnomoraIne)<br />

oraz w swietle tych samych pytan, jakie uprzednio juz zaprezentowano,<br />

skoro odpowiedzi na nie uzasadni~ne mogq bye t a k z e<br />

na podstawie danych Objawienia? ezy zatem i samych przyczyn<br />

;,op6::niania" si~ teologii moralnej, jak tez i niepowodzen jej odnowienia,<br />

nie nalezy upatrywae w tym, ze w plaszczyznie teologiczno~moralnej<br />

dotqd jeszcze nie zaafirmowano, a przynajmniej nie dose gruntownie,<br />

tego, co nazwano tu "przewrotem" w etyce?<br />

Bezsprzecznie pionierskie koncepcje i tw6rcze sugestie Kierownika<br />

Katedry etyki wywolaly zrozumialq w tej sytuacji, zYWq reakcj~ audytorium,<br />

po brzegi tym razem wypelniajqcego aul~ uniwersyteckq.<br />

Reakcja ta wyrazila si~ zar6wno glosami afirmacji jak i sprzeciwu. Te<br />

ostatnie (chronologicznie pierwsze) oparte byly jednak na nieporozumieniach,<br />

dla kt6rych zresztq podstaw~ dalo z koniecznosci skr6towe przedstawienie<br />

przez Prelegenta tak obszernej problematyki. Zgloszono mianowicie<br />

obawy co do mozliwosci zbudowania etyki w oparciu 0 doswiadczenie.<br />

Obawy te poparto wskazaniem na niepowodzenia tych, kt6rzy<br />

na naszym polskim terenie pr6bowali stosowac metod~ empiryczno-indukcyjnq<br />

do badania zjawisk m oralnych. Obawa ta wszakze, sluszna<br />

w przypadku, na kt6ry si ~ powolano, okazuje si ~ bezpodstawna w odniesieniu<br />

do zaprezentowanej w referacie koncepcji etyki. wychod zqcej<br />

od doswiadczenia rozumianego zgola odmiennie niz w naukach empiryczno-indukcyjnych.<br />

Wlasciwq metodq dla tej etyki nie bylaby takze<br />

indukcja, leq wyjasnienie innego typu, stosow ane zresztq szeroko w filozofii.<br />

Inna trudnosc, polegajqca podobnie jak poprzednia na niepor o­<br />

zumieniu, dotyczyla sposobu rozumienia terminu "normatywnose", uzywanego<br />

w refer acie.<br />

W slowie koncowym Prelegent, po uchyleniu tr udnosci, om6wil jeszcze<br />

nieco szerzej niektore punk ty wlasnej koncepcji etyld.<br />

Pr6bq ukazania przeobrazen w sposobie ujmowania etyki n a przestrzeni<br />

dzie jow zajql s i ~ w swym referacie zatytulowanym: Trady cy jne<br />

i wsp6lczesne uj ~ ci e etyki Ks. Dr Styczen. Referent wychodzqc z zalozenia,<br />

iz 0 obliczu i char akterze danego ujE;cia etyki decyduje sposob<br />

tr aktowania podstawowego dla nie j zagadnienia, jakim jest kryterium<br />

wartosci moraInej Iudzkiego dzialania, przyjql ten wlasnie sposob za<br />

narz~dzie analizy i charakter ystyki najbardziej reprezentatywnych<br />

w dziejach system6w etyki. W trakcie analizy stwierdzil, iz sposob stawiania<br />

i rozwiqzywania zagadnienia kryterium wartosci post~powania<br />

uwarunkowany jest z kolei sposobem podejscia do filozofii W ogole.<br />

W rezultacie doszedl do wniosku, ze pomimo daleko skqdinqd idqcych<br />

roznic 'mi~dzy nimi daje si~ zaprezentowane w dziejach uj~cia etyki<br />

sprowadzie do trzech g16wnych typ6w: metafizycznego, wlasciwego d'Ia<br />

okresu starozytnosci i sredniowiecza, teoriopoznawczego, charakteryzujqcego<br />

uj~cia nowozytne i niekt6re wsp61czesne, oraz lingwistycznego,


]048 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

znamionujqcego styl uprawiania etyki w neopozytywizmie oraz w angielskiej<br />

szkole analizy j~zyka potocznego. W zakonczeniu Prelegent<br />

podkreslil, ze chociaz de facto uj~cia teoriopoznawcze wykluczaly uj~cia<br />

metafizyczne, a uj~cia ' lingwistyczne oba poprzednie, to jednak de iure<br />

nic nie przesqdza, by tak bye musialo, owszem istniejq podstawy dla<br />

przyznania kazdemu z tych uj~e waznej w lqcznosci z pozostalymi roli<br />

do odegrania w procesie integralnego poznania dziedziny, stanowiqcej<br />

przedmiot etyki.<br />

Dyskusja skoncentrowala si~ g16wnie na zagadnieniu zupelnosci<br />

i rozlqcznosci przedstavvionej systematyki uj~e. Wysuwano pytania ezy<br />

niekt6re uj~cia etyki np. woluntaryzm nie mieszczq si~ poza wymienionymi<br />

typami, czy znowu pewne inne jak np. egzystencjalizm etyczny<br />

nie przynalezq do wi~cej niz jedneg tylko z wyr6znionych typ6w jednoezesnie.<br />

Ukazujqc jak w ciqgu dziej6w linia rozwoju etyki wyznaczona byla<br />

przez drogi i bezdroza mysli filozoficznej, referat Ks. Stycznia stanowil<br />

z jednej strony pewne uszczeg6lowienie problematyki og6Ino-aksjologicznej,<br />

nakreslonej. w historycznej cz~sci referatu o. prof. Krqpca,<br />

z drugiej zas podprowadzal pod "wydarzenia", do kt6rych bezposrednio<br />

nawiqzal juz w swych rozwazaniach Arcybiskup Wojtyla. Przewodnia<br />

ich mysl: "dowartosciowac podmiot moralnosci" znalazla SWq kontynuacj~<br />

w serii nast~pnych referat6w, kt6re mozna by okreslie jako<br />

wariacje - niezmiernie interesujqce - na temat: "swiatla na podmiot<br />

moralnosci". Wyjqtkowo ciekawq, tw6rczq propozycjq rozwiqzania problemu<br />

stosunku tego, co og6lne, do tego, co konkretne w moralnosci<br />

i etyce dal w swym referacie: InteLektuaLne a antyintelektualne postawy<br />

w etyce Dr Stanislaw Grygiel. 3<br />

Reakcja audytorium przejawila si~ g16wnie w uznaniu dla smialej<br />

pr6by zasymilizowania inspirujqcych element6w antropologii Sartre'a<br />

i wzbogacenia nimi wciqz otwartej na uzupelnienia doktryny sw, Tomasza<br />

w omawianym przedmiocie.<br />

I tresciowo i emocjonalnie najbardziej spokrewnione z tym referatern<br />

bylo wystqpienie - (chociaz nalezaloby tu raczej m6wic 0 wystqpieniach<br />

z uwagi na wyjqtkowo aktywne uczestnictwo Prelegenta we<br />

wszystkich dyskusjach "Tygodnia") - Mgra Adama Stanowskiego z prelekcjq<br />

0 stalosci i zmiennosci w etyce. 4<br />

Dziedzinom aksjologii najblizej z etykq zwiqzanym: religii i kulturze<br />

poswi~cono dwa dalsze referaty. Problem wzajemnego sto,sunku religii<br />

i moralnosci jest jednym z w~zlowych zagadnien granicznych aksjologii<br />

szczeg610wej, interesujqcym juz z samych tylko racji teoretycznych,<br />

3 Odczyt st. Grygiela zamiesclmy w nrze 135 "<strong>Znak</strong>u".<br />

4 Odczyt A. S tanowskiego, pt. spoteczno-wychowawcze konsekwencje ~iekto7'ych<br />

sposob6w 1Lprawiania etyki zamiescimy w 135 nrze "<strong>Znak</strong>u".


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 1049<br />

a nadto szczeg6lnie aktualnym obecnie z racji praktyeznych. Pr6b~<br />

okreslenia stosunku tyeh dwu dziedzin z merytorycznego, zasadniczego<br />

punktu widzenia podjql w swym referacie zatytulowanym Etyka a religia<br />

Ks. Dr Boguslaw Inlender. W szczeg6lnosci chodzilo Referentowi<br />

o odpowiedz na pytanie: ezy etyka jest w stosunku do religii w pelni<br />

autonomiczna, czy tez elementy religijne stanowiq jakies nieodzowne<br />

skladniki moralnosci. Poniewaz przez "uzaleznienie" etyki od religii<br />

mozna rozumiec bqdz uzaleznienie 0 charakterze religijnej mot y­<br />

wac j i moralnego p 0 s t ~ pow ani a, bqdz 0 charakterze religijnego<br />

u z a sad n i e n i are g u 1 moralnego dzialania, stqd tez charakterystyk~<br />

stosunku obu wymienionych dziedzin przeprowadza Autor kolejno<br />

na dwu poziomach i stosownie do tego dwoma r6znymi metodami.<br />

Na pierwszym etapie - poprzez analiz~ fenomenologicznq swiadomosci<br />

moralnej i przezycia religijnego, na etapie drugim - poprzez analiz ~<br />

uzasadnien wyst~pujqcych w odpowiednio dla tych cel6w sklasyfikowan<br />

ych "modelach" systefu6w etycznych. Jakkolwiek analizy dokonane<br />

na etapie pierwszym prowadzq do uznania, ze specyficznie etyczne fenomeny,<br />

jak doznanie wartosci i poczucie zobowiqzania, Sq nieodzownle<br />

zwiqzane z autentycznym przezyciem religijnym, to jednak zaleznosci<br />

tej nie odpowiada zaleznosc w odwrotnym kierunku, jest ona asymetryczna.<br />

Istnieje mozliwosc autentycznie moralnych przezyc niezaleznie<br />

od przezyc religijnych. Wniosek na tym poziomie analizy bylby wi~c /<br />

zasadniczo r6wnoznaczny z uznaniem autonomii przezyc moralnych.<br />

Jak na pierwszym etapie badan zasadniczym narz~dziem analizy bylo<br />

poj~ci e motywu w odniesieniu do przezycia moralnego, tak na drugim<br />

staje si~ nim poj~cie "uzasadnienia" w odniesieniu do norm post ~ ~<br />

powania. Autor przyjmuje, ze normy Sq uzasadnialne bqdz: 1. przez<br />

sprowadzenie normy uzasadnianej do normy uznanej za oczywistq, bqdz<br />

2. przez odwolanie si~ do odpowiadajqcych tym normom ocen. Te<br />

ostatnie z kolei uzasadniajq si~ znowu alba dzi ~ ki wlasnej oczywistosci,<br />

alba tez przez sprowadzenie do oceny oezywistej. Po dokonaniu wspomnianego<br />

juz zabiegu klasyfikaeyjnego na wszelkich mozliwych (a wi~c<br />

i faktycznie danych) systemaeh etycznych z punktu widzenia stosowanego<br />

w nich uzasadniania norm i ich wzajemnych relacji w systemie<br />

(Prelegent m6wi tu 0 czterech r6Znych "modelach"), Autor stawta<br />

pytanie, jakie znaczenie w stosunku do wyr6znionych typ6w uzasadnien<br />

mogloby miec "dodanie" lub "odj~cie" momentu religijnego. Konkluzj~<br />

jego wywod6w na tym etapie mozna by chyba wyrazic vv ten spos6b,<br />

ze uzasadnienie religijne wprowadza pewnq uzupelniajqcq modyfikacj~<br />

do uzasadnienia etycznego, kt6rej charakter jednak jest scisle uzalezniony<br />

od charakteru samego zastosowanego w danym przypadku uzasadnienia<br />

etycznego. Jesli to ostatnie ma charakter autentycznie moraIny,<br />

uzasadnienie religijne modyfikuje je wprowadzajqc do niego<br />

moment "ostatecznosciowy". Jesli zas uzasadnienie etyczne ma charakter


1050 ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE<br />

pseudo-moralny (para-'moralny), modyfikacja, jak'l wprowadza "argument"<br />

religijny, polega jedynie na' zmianie w samej tresci argumentu<br />

nie zmieniaj'lc jego metodologicznego charakteru. (Hedonizm religijny<br />

jest na r6wni z hedonizmem "laickim" hedonizmem tylko, niczym wi~ ­<br />

cej), W zakonczeniu Referent podkreslH, iz wbrew pozorom wylaniaj'lcy<br />

si~ z jego rozwazan og6lny wniosek 0 daleko id'lcej autonomii moralnosci<br />

i etyki w stosunku do religii nie tylko dla religii nie jest<br />

"grozny", ale postuluj'lc interioryzacj~ i autentyzm w przezyciu morealnym<br />

przygotowuje tym samym teren dla autentycznej, pogl~bionej<br />

religijnosci.<br />

W dyskusji poruszano takie sprawy, jak koniecznosc doprecyzowania<br />

sensu poj~cia uzasadnienia etycznego oraz jego relacji do poj ~ cia<br />

umotywowania moralnego, potrzeb~ oddzielania r6znych konotacji terminu<br />

"morainosc" (i "etyka", i w zwiqzku z tym r6znych konotacji<br />

terminu "uzasadnienie etY'czne") i "religia", oraz problem wystarczalnosci<br />

ograniczenia si~ do samej tylko metody fenomenologicznej dla<br />

adekwatnego scharakteryzowania reIacji obu wymienionych dziedzin.<br />

Dr Adam Rodzinsk;j postawil sobie za zadanie wyeksponowanie '.'lZajemnych<br />

powiqzan aksjologii i filozofii kuItury, Stosunek wymienio'­<br />

nych dyscyplin do siebie staral si~ uwyraznic poprzez okreslenie reIacji<br />

ich przedmiot6w. Dla jej okreslenia musial si~ oczywiscie podj'lc analizy<br />

obu jej czlon6w: poj~cia wartosci i kultury, Rozwazania analityczne<br />

nad tresci'l tych poj~c wypelnily tez wi ~ksz 'l cz ~s c jego referatu, zatytulowanego:<br />

Filozofi.a wartosc i a filozojia kultury. Uznajqc, Ii<br />

ol


ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

1051<br />

gicznymi czy nawet psychologicznymi, wartosci odpowiadaj~cych jego<br />

seisle duchowym aspiracjom i wlasciwej mu autonomii. Kiedy z kolei<br />

prelegent przyst~pil do drugiego czlonu omawianej relacji: poj~cia<br />

kultury, okaza1o si~, ze jego sens jest juz w og6lnych zarysach wyznaczony<br />

przez sens okreslonego jak wyzej poj~cia wartosci. Wystarczy go<br />

tylko blizej "dokreSlic", aby m6c nast~pnie postawic szereg pytan wytyczaj~cych<br />

og6lny profil problematyki specyficznej dla filozofii kultury.<br />

W tym punkcie jednak okazuje si~, iz tak jak niepodobna bylo okreslic<br />

poj~cia kultury bez poj~cia wartosci, tak sarno niepodobna rozwiqzac<br />

ca1ego szeregu problem6w filozoficzno-kulturowych bez zespolu twierdzen<br />

wyjsciowych, kt6re wszelako formuluje i uzasadnia na swym<br />

w1asnym terenie filozofia wartosci (a nast~pnie antropologia i nawet<br />

metafizyka). Relacja obu dyscyplin jest zatem stosunkiem scis1ej zaleZnosci<br />

metodologicznej, co jednak wcale nie przekresla ich wzajemnej<br />

odr ~bnosci. Uwydatnieniu tego specyficzneg~ odr~bnego pr ofilu metodologicznego<br />

filozofii kultury na tie spokrewnionych z niq najblizej<br />

nauk sluzy1y dalsze, koncowe juz uwagi Prelegenta. Referat sta1 si~<br />

impulsem dla ozywionej wymiany zdan. Dyskusja, obfitujqca tym razem<br />

w wiele humorystycznych akcent6w (sprawa scharakteryzowania wartosci<br />

przyslowiowej "dziury w moscie"), dotyczy1a g16wnie tej cz~sci<br />

wystqpienia, w ktorej Referent ustosunkowuj~c si~ krytycznie do ontologicznego<br />

okreslenia wartosci, proponowal swe wlasne, antropologicznofilozoficzne.<br />

Omawiane dotqd referaty "Tygodnia" dotykaly waznych merytorycznie<br />

problem6w aksjologii og6lnej i szczeg61owej. Nie byly to zresztq<br />

referaty, jesli przez slowo "referat" rozumiec jedynie sprawozdanie<br />

z tego, co inni tylko w omawianej dziedzinie robiq. W czasie "Tygodnia"<br />

bowiem bylismy niejednokrotnie swiadkami dzielenia si~ referenta<br />

z audytorium rezultatami swej wlasnej, tw6rczej pracy w okreslonej<br />

dziedzinie aksjologii i efektywnego niekiedy w niq wkladu. Tym tez<br />

chyba w gl6wnej mierze tlumaczy si~ 6w zaakcentowany juz wyzej<br />

og6lny charakter i wydzwi~k zaprezentowanej w referatach "produkcji",<br />

wyrazajqcy si~ haslem vetera novis augere. Z uwagi na ten moment<br />

jakqs kropk~ nad "i" tego "Tygodnia" byl referat Ks. Mgra Cz. Wojtkiewicza<br />

pod tytu1em Problematyka logiczno-metodologi czna w filozofii<br />

wartosci. Referat da1 nam zarys typologii problem6w meta-aksjologicznych,<br />

ilustrowany formulowaniem niekt6rych problem6w konkretnych,<br />

wskazywal na typowe rozwi~zania oraz klasycznych ich przedstawicieli.<br />

Akcentowal tendencje zaznaczajqce si~ wsp61czesnie w dziedzinie<br />

logicznej refleksji nad filozofiq wartosci. Jako zasad~ porzqdkowania<br />

problem6w Referent przyj~l klasyczne juz dzisiaj rozumienie<br />

trzech sens6w terminu "logika" lub "metodologia": 1. teoria nauki<br />

(~pistemologia), 2. logika j~zyka, 3. metodologia w sensie scislym. Refieksja<br />

epistemologiczna nad filozofiq wartosci dotyczy wyboru samej


1052 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

koncepcji tej "filozofii", a w konsekwencji wyboru metody. Wyb6r ten<br />

jest uwarunkowany og61nie jszymi poglqdami filozoficznymi, g16wnie<br />

teorioznawczymi (aprioryzm, empiryzm itp.). Czy badanie dzied:dny<br />

wartosci moze bye naukq, a jesli tak, to 0 jakiego typu nauce moze tu<br />

bye mowa (ontologia wartosci?, fenomenologia? epistemologia?, socjologia<br />

z psychologiq?) - oto podstawowe zagadnienia epistemologiczne.<br />

Na "logik~ j~zyka" danej dziedziny badanej, w tym przypadku teorii<br />

wartosci, sklada si~ problematyka dotyczqca tzw. aparatury poj ~ ciowej<br />

tej teorii. Idzie tu 0 wybor i dokladnq charakterystyk~ semiotycznq-syntaktycznq,<br />

semantycznq i pragmatycznq - wyrazen aksjologicznych,<br />

glownie terminow, zwlaszcza podstawowych ("wartose", "dobro", "ocena"<br />

itp.). W szczegolnosci: syntaktyka rna uwyraznic w poj~ciach wartosciujqc~ch<br />

wszelkie ukryte r elatywizacje, semantyka rna dostarczyc<br />

blizszej charakterystyki tych poj~c (problem typow znaczen termin6w<br />

wartosciujqcych, wzajemnych zwiqzk6w tych zna czen, sposobow ieh<br />

ustalania: klasyczny problem definiowalnosci, itp.), a takze analiz dotyczqcych<br />

wartosci obiektywnej (w szczegolnosci wartosci logicznej)<br />

calych wypowiedzi wartosciujqcych, g!6wnie ocen (stanowiska przeciw­<br />

.stawne: z jednej strony zwolennicy znaczenia poznawczego ocen, z drugiej<br />

strony przedstawiciele tzw. emotywizmu). Pr agm a tyk~ interesujqcq<br />

pozostale funkcje wypowiedzi wartosciujqcych: rola wyrazania postaw<br />

(przekonan?), rola sugerowania, rola przekazywania zqdan lub tp.<br />

"Metoda" w zastosowaniu do dzialalnosci badawczej, to "metoda uzyskiwania<br />

twierdzei'l poznawczo wartosciowych i ich uzasadniqnia".<br />

Referat wskazywal na zlozonosc problemu uzasadniania aksjologicznego<br />

i jego uwarunkowania w postaci rozwiqzan wielu problem6w semantycznych.<br />

Nie jest rzeCZq latwq, m. in. wobec dotychczasowego braku<br />

zadowalajqcej eksplikacji og61nego poj~cia uzasadniania, rozstrzygnqe<br />

zasadnie takie zagadnienia jak zagadnienie uzasadnialnosci bezposredniej<br />

ocen, zagadnienie uzasadniania or.,en Ua podstawie przekonal1<br />

innego typu, zagadnienie og61nych warun.k6w poprawnosci uzasadniania<br />

aksjologicznego itp. Zwr6cono wreszcie uwag~ na dochodzqcq<br />

coraz bardziej do glosu w literaturze metaaksjologicznej tend e ncj~ do<br />

"liberalizacji" w stosowaniu narz~dzi logiczno-metodologicznych do<br />

d~iedziny wartosci. tendencj~ . ktora jest wynikiem postulatu ogolniejszego,<br />

postulatu respektowania specyfiki roznych dziedzin poznawczych.<br />

Przykladem wspomnianej tendencji jest np. rezygnacja z "uswi~conego"<br />

tradycjq dqzenia do definiowania termin6w za wszelkq c e n~<br />

na rzecz innych rodzaj6w sposob6w ustalania ich znaczenia, lub np.<br />

zarzucenie stosowania schematu "dedukcja-indukcja" tam, gdzie rna<br />

miejsce specyficzny typ uzasadniania i argumentacji - "praktyczny",<br />

"wartosciujqcy", "etyczny". Ujmujqc najkr6cej Referent dal ' przeglqd<br />

postulat6w rzetelnej "roboty" badawczej, jakie stawia przed badaczem<br />

jakiejkolwiek dziedziny wsp61czesna teoria nauki, a kt6rym etyk musi


ZDARZENIA - KSIAZKI ~ LUDZIE 1053<br />

czynie zadose, jezeli uprawiana przezeil dziedzina chce aspirowae do<br />

rangi poznania naukowego. Postulowane tu "novum" jest tym bardziej<br />

doniosle i aktualne, ze na tym odcinku zauwaza si~ pewne "nienadqzanie"<br />

etyki w por6wnaniu ze stopniem dojrzalosci -metodologicznej innych<br />

nauk. PeIne uswiadomienie sobie niedobor6w i op6Znieil w tym zakresie<br />

jest jednak 'niezb~dnym warunldem ich skutecznego przezwyci~zenia<br />

i proby nadania etyce postaci odpowiadajqcej wsp61czesnym wymogom<br />

na tym odcinku. Dla tych wzgl~d6w to perspektywiczne koilcowe<br />

spojrzenie oczyma logika i metodologa na pole "uprawy" etyka - do<br />

!Czego w gruncie rzeczy sprowadzal si~ referat Ks. Wojtkiewicza - sta ­<br />

nowilo wyjqtkowo cennq pozycj ~ ostatniego "Tygodnia" i jeszcze jedno<br />

w cyklu jego wyklad6w wskazanie, gdzie w etyce mo:i.na i trzeba "stare"<br />

"novvym" uzupelnic i wzbogacic.<br />

W swym wst~pnym referacie, otwierajqcym program "Tygodnia"<br />

Mgr Galkowski poinformowal nas, :i.e na terenie polskim reprezentowane<br />

Sq obecnie wszystkie kierunki cieszqce s i ~ aktualnie "w z i~ciem " na<br />

swiatowym rynku aksjologii i etyki. Z obrazu, jaki nam nakreslil,<br />

wynikalo wszelako, :i.e istniejq pomi~dzy nimi duie dysproporcje zarowno<br />

pod ~vzgl~dem ilosci publikacji, jak rowniez pod w zgl~dem ich<br />

wartosci naukowej. Niektore stwierdzenia i oceny Autora dotyczqce<br />

kierunk6w szczeg6lnie nam bliskich mogly nas nawet niepokoic. Nie<br />

wiemy, jak by wyglqdaly oceny Mgra Galkowskiego, gdyby referat<br />

sw6j glosil nie na rozpocz~cie, lecz na zakonczenie "Tygodnia Filozoficznego",<br />

a wi~c w momencie, kiedy ju:i. sam ten Tydzien przeszedl d o<br />

historii polskiej aksjologii i etyki, stajqc si~ jej elementem. Nie sqdzimy,<br />

by oceny te byly radykalnie odmienne, a le wolno nie bez podstawy przypuszczac,<br />

:i.e bylyby bli:i.sze jasniejszym tonacjom. A jezeli tak, to chyba<br />

mo:i.na uznae tegoroczny "Ty~zieil Filozoficzny" za imprez~ udanq i budzqcq<br />

uzasadnione nadzieje na przyszlose.<br />

Ks. Tadeusz Styczen<br />

ENCYKLIKA ECCLESIAM SUAM<br />

"LIST -<br />

ROZMOWA"<br />

Kosci6l katolicki, a takze ludzie spoza Kosciola oczekiwali z zainteresowaniem<br />

na encyklik~ Ecclesiam suam, z 6 sierpnia 1964, pierwszq<br />

encyklik~ pontyfikatu Pawla VI, poniewa:i. ogloszone przez papieia<br />

Jana XXIII listy do wszystkich ludzi dobrej woli, a szczegolnie Pacem<br />

in terris, wywolaly niespotykane do tej pory z7:tinteresowanie dla tego,<br />

co m6wi papiez·. Tak wi~c list Pawla VI zostal zaraz na poczqtku<br />

sievpnia zyczliwie przyj~ty przez pras~ swiatowq; komentowano go<br />

Tlumaczenia artykulu dokonano wed!ug tekstu zamieszczonego w ,,:E:tudes",<br />

Octobre 1964, z pewnym! skr6tainl.


1054 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

i cytowano, a "New York Times" opublikowal go nawet w calosci.<br />

Jednakze, unikajqc pochlebstwa, trzeba przyznae obiektywnie, ze nie<br />

wywolal on tego spontanicznego entuzjazmu, jaki powital Pacem in<br />

terris. A nieuniknione por6wnywanie no~ej encykliki z tamtq z koniecznosci<br />

zafalszowalo nasz poglqd i nie pozwolilo nam dostrzec oryginalnosci<br />

listu Pawla VI. M6wiono, ze nowa encyklika przypomina wi~cej<br />

styl Piusa XII, niz Jana XXIII. To zdanie nie jest sluszne: nie ma<br />

w niej nic z teoretycznych, nieosobistych i mistrzowskich traktatow<br />

Piusa XII. Pawel VI wprowadza do literatury papieskiej zupelnie nowy<br />

rodzaj: po pierwsze dlatego, ze encyklika zostala pomyslana, ulozon~<br />

i napisana przez niego samego - co jest rzadkosciq - a zwlaszcza<br />

dlatego, ze papid stara si~ jq podae w formie prostego "listu - rozmowy",<br />

jakiegos wewn~trznego monologu, wyjawionego swiatu, po to<br />

zeby zapoczqtkowac dialog. Papiez odkrywa wlasne najwRzniejsze troski,<br />

zasadnicze i charakterystyczne cechy wlasnej mysli; nie z gory<br />

ustalony program, ale raczej drogi poszukiwania, na ktore wkracza.<br />

Trudno 0 cos bardziej przejmujqcego niz ten dowod ufnosci, jaki<br />

sklada episkopatowi (bo do niego w pierwszej kolejnosci zwraca si~<br />

ze swymi zwierzeniami), ale takze Kosciolowi i swiatu.<br />

Encyklika ta nie jest jednak dokumentem bardzo przyst~pnym. Nie<br />

z powodu jej stylu: Pawel VI najwidoczniej staral si~ bardzo 0 porzucenie<br />

skomplikowanego sposobu pisania, polegajqcego na dlugich, okresach<br />

najezonych zdaniami podrz~dnymi i warunkowymi, ktory to sposob<br />

dawniej bardzo lubil i ktory odpowiada subtelnosci i precyzji jego<br />

mysli. Jednakze w tych kr6tkich i bardzo oszcz~dnych zdaniach, ktorych<br />

teraz uzywa, widae t~ samq inteligencj~: rzutkq i analitycznq, dostrzegajqcq<br />

zlozonosc problemow w calej jej ostrosci i wyrazajqcq jq zawsze<br />

za pomocq skrupulatnie dobranych odcieni. Tutaj Pawel VI jest naprawd~<br />

bardzo r6Zny od Jana XXIII. Geniusz zmarlego papieza oparty<br />

na intuicji, optymizm polegajqcy na zaufaniu do Boga, lqczyly si~<br />

z ogromnym czasami upraszczaniem problem6w, co umozliwialo mu<br />

podejmowanie opatrznosciowo odwaznych inicjatyw. Jednakze skoro<br />

juz Jan XXIII dal raz impuls, jest rzeczq bardzo szcz~sliwq, ze jego<br />

nast~pca, kt6ry chce kontynuowac to, co zacz~te, jest obdarzony analitycznq,<br />

trzezwq i zr6wnowazonq inteligencjq. Ta sklonnose do analizy<br />

i tak cenny dar wydobywania odciel).i nie zapewnia mu popularnosci<br />

i raczej zadziwia nasze dzisiejsze "stadne" umysly, zanadto przyzwyczajone<br />

do nami~tnych, propagandowych uproszczen.<br />

Zresztq encyklika, kf6ra faktycznie jest zaadresowana w pierwszym<br />

rz~dzie do biskup6w, to dokument dosye dlugi, papiez chcqc mowic<br />

jasno zaczyna od 6bszernego wst~pu, w kt6rym dokonuje syntezy temat6w,<br />

jakie nast~pnie poruszy. Temat6w tych jest wiele i nie zapominajmy,<br />

ze to jest "list-rozmowa", gdzie wiele przedmiot6w b~dzie za­


z r ARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE<br />

1055<br />

ledw ie lekko poruszonych; gdyby to mial bye dydaktyczny trakta t, to<br />

wiele spraw znaiazloby s i ~ w p rzypisach; tutaj cz ~sto jak refren powraca<br />

pragnienie po dsu n i~ ci a t emat6w do pr zemyslen bez pr etensji do<br />

ich r ozwijania. Wreszcie, cZGse najbardziej bezposrednia i n a jprzyst E;pniejsza<br />

dia szerokich m as, czyli cz ~ s e odnoszqca siE; do dia logu, pojaw ia<br />

siG na samym koncu i po wielu r ozwaian iach, kt6re nie n adajq siE; do<br />

wywolania sponta nicznego zainteresowania. Oto pow ody, kt6re Uumaczq<br />

dlaczego ten tekst tak orygin alny, osopisty, przemyslany i sugestywny<br />

nie doznal od r azu rozglos u, na ja ki zaslugujc. K to wie, czy tak n ie jest<br />

lepiej. Pa pieZ pragnie pobudzie osobistq refleksj E; u tych, do kt6rych siE;<br />

zwraca: "Chcemy przygotowae. umysly a nie wyczer p uj '1co traktowac<br />

tem aty"; gwaHowny entuzjazm" jest niewysta r czaj qcy do takich pr zemyslen,<br />

wymagajq one czasu na doj rzewanie.<br />

W tych warunkach nie rna m owy 0 pr6bie streszczenia en cykliki:<br />

nie mielibyfmy innego wyjscia jak uloienie sztywnej t ablicy syn optycznej,<br />

kt6ra musialu by wypaczae m ysl z ist oty swojej giE;tkq i suges<br />

tywnq. Chcialbym tutaj po prostu wykazae, ie P awel VI jest szczery,<br />

kiedy twierdzi, i e k ontynu uje porywy Jana XXIII. P ospieszna i powierzchowna<br />

lektura doprowadzila niekt6rych kom entator6w encykliki<br />

do zobaczenia w Ecc!esiam StLa1n reakcji przeciw Jan owi XXIII. To<br />

prawda, zc "papiez Montini" j "papiez Roncalli" ujawniajq swoje w lasne<br />

i to diamentralnie r6zne osobiste sposoby rcagowania. Co nie znaczy,<br />

ze obaj wychodzqc od odrE;bnych psychologii i niepodobnych doswiadczen<br />

nie mog'1 dqzye do tego samego celu. P6jdE; jeszcze da lej : pow iedzialbym,<br />

ze wyostrzone poczucie trudnosci i moiliwych niebezpieczenstw, utajonych<br />

bl ~ d 6w, 5wiadomose zlozonosci tego, co rzeczywiste' - wszystkie<br />

cechy tak charakterystyczne dla Pawl a VI - dajq mu smialose refor ­<br />

matorsk,! , jeszcze bar dziej a uten tyeznq i odwazn q n iz smialose J ana<br />

XXIII. To nie jest paradoks. ChlDpska r oztropnose Jana XXIII, jego<br />

dobroe nie pozwalajqca na zrobienie komukolw iek przykrosei, sprawialy,<br />

ze w ciekawy spos6b r 6wnowazyl smialose swoich intuieji i iniejatyw;<br />

ta kompensacja nie dzialala poprzez odcienie i zastrzezenia jak u P awla<br />

VI, ale poprzez zaskakujqce decyzj e w przeciwnym kier unku - tak ie<br />

jak obsadzanie kier owniczych stanowisk ludzmi wr ogim i ow em u aggtornamf!nto,<br />

kt6re pa piez glosil. Niezego takiego nie rna u P a wla VI ;<br />

mozna to bylo wyraznie stwierdzie, kiedy wyznaczal moder ator6w i dodatkowych<br />

czlonk6w sobor owych, a zw laszcza po-soborowych komisji.<br />

J ednakze nie m ozna wykluezye, ze pewncgo dnia Pawel VI przyjm ie<br />

postawE; inn'1 od dzisiejszej - 0 ile poczucie odpowiedzialnosci czy<br />

obowiqzku za chowa nia tego, co uwaza za dziedzietwo P iotrowe, wyczucie<br />

niebezpieczenstwa zagrazajqeego wierze, ezy wreszcie odkrycie powaznych<br />

i m ogqcych miee grozne nastE;pstwa blGd6w - kazq m u zareagowac<br />

i wlqczyc hamulce. Inteligencjom r6wnie subtelnym jak jego,<br />

zl'1czonym z wielkq energiq, pr zysluguje prawo r ezygnowania z pier-<br />

Zna k - 16


1056 ZDA RZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

wotnych zamierzen i pozycji - nie dlatego ieby im zaprzeczyc, ale ieby<br />

je dopelnic przez ich przeciwiellstwa. Takie kompensuj1jce przemiany<br />

dziwi1j zwyk le nasze mniej przezorne umysly. Nieza leinie od ti~go, co<br />

b~dzie z ewentualn1j przemian1j - ktorej moiliwosc nie od rzeczy b~dzie<br />

przewidziec - na razie trzeba stwierdzic, ie Pawel VI - uiywaj1jc<br />

wszelkich zastrzeien i niuans6w, ktorymi ubezpiecza swoje mysli ­<br />

cierpliwie, dyskretnie, ze spokojn1j wytrwalosci1j przeprowadza zamysl<br />

reformatorski wyraznie wpisany .w t~ encyklik~.<br />

REFORMA KOSCIOLA<br />

Siowo "reforma", malo uiywane przez Jana XXIII, w encyklice<br />

wraca jako motyw pl'Zewodni. Papiez dodaje, ze oczywiscie nie chodzi<br />

o rewolucj~ maj1jcq podwazac zasadnicze struktury prawa Boiego, ktorp<br />

stanowiGj 0 pelnej autentycznosci Kosciola. Celem tej reformy jest raczej<br />

doprowadzenie Kosciola do wi~ksz e j zgodnosci z zamiarami Bozymi<br />

i uzdolnienie jego zasadniczych struktur do lepszego wykonywania ich<br />

jedynego zadania, jakim jest udzielanie Chrystusa. Moina tu odnalezc<br />

mysl o. Congara zawartGj w jego wielkim dziele Vraie et fausse r ejoTme<br />

de Z'EgZise (Prawdziwa i falszywa reforma Kosciola). KardynalFeltin,<br />

w Iokalu wydawnictwa dominikanskiego du Cerf, publicznie przytoczyl<br />

zdanie Pawla VI, ze dzielo o. Congara jest jednym z tych, ktore staly<br />

si~ natchnieniem dla osobistych przemyslen papieza ; a k ardynal:owie<br />

majGj przywilej autentycznego przekazywania slow papieskich.<br />

Tak wi~c Pawel VI w ielokrotnie nie waha si~ uzy!: dosadnego wyra-·<br />

zenia owinach·Kosciola i propri jalli - wyrazenie dotychczas tak bardzo<br />

rzadko spotykane w oficjalnych dokumentach, ie tlumacze I:acinscy,<br />

uwazajGjc ie naleiy je zlagodzie i uscisli!:, napisali suorum membrorum<br />

errata, a wi~c winy czlonkow Kosciol:a, a nie jego samego.<br />

Reforma owa ma bye przede wszystkim i zasadniczo duchowa, a nie<br />

tylko kanoniczna i instytucjonalna. Chodzi tu 0 nawr6cenie si~ wszyst··<br />

kich i kazdego, usilnGj prob~ odnalezienia na powr6t dwoch cnot ewangelicznych:<br />

ub6stwa i mHosci. Jan XXIII osobiscie przezyl cnot~ ubostwa<br />

i nie wahal: si~ ubolewae publicznie nad grzechami przeciw ubostwu,<br />

jak ie stwierdzal wokol siebie, a zwlaszcza nad ambicjq; nieustannie kladl<br />

nacisk na t~ wainGj postac ubostwa, jak1j jest duch sluiby, a .nie panowania<br />

dla wszystkich, ktorzy sprawujGj urz~dy w Kosciele ; a jednak<br />

nie uwydatnil tak jasno, jak to zrobil Pawel VI, owej koniecznosci<br />

widomego praktykowania ubosiwa dla calego Kosciola. To nie znaczy,<br />

ie obecny papiez widzi jui jasno, w jaki sposob ma kon kretnie wprowadzi!:<br />

ducha ubostwa. I w lasciwie nikt dzisiaj tego tak calkiem jasno<br />

nie widzi. Ale papiez prosi biskupow, zeby razem z nim zatroszczyli si ~<br />

o szukanie rozwiGjzania tego zasadniczego problemu.<br />

Reforma ma bye takie intelektualna; i tutaj Pawei VI idzie dalej nii


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE ' 1057<br />

Jan XXIII. Dobry papiez Jan z calym optymizmem posta wil sobie za<br />

zasad~ dostrzeganie raczej tego, co pozytywne, a nie tego, co pegatywne<br />

'w jednostkach, spoleczenstwach i ruchach. Nie cheial niczego pot~piac,<br />

nie sqdzil, zeby jakies powazniejsze grozby herezji dojrzewaly w Ionie<br />

katolicyzmu. Sam mial wartosciowe o s iqgni~cia , peIne erudycji, na polu<br />

krytycznego wydawania tekstow, ale nie tail wcale, jak malo 'wsp6lnego<br />

z badaniami czysto teologicznymi i spekulatywnymi. Nie pozwalal na<br />

oficjalne za rzqdzenia pot~pi a jqc e , ale nie byl oswojony ' z post~pami<br />

krytyki biblijnej. Pawel VI nie jest oczywiscie zawodowym teologiem,<br />

ale byloby nieslychanie trudno znaleic podobnq kultur~ teologicznq<br />

u kogos, komu jak jemu cale zycie zeszlo na funkcjach administracyjnych<br />

i duszpasterskich. Ogloszone przemowienia swiadczq, ze az do<br />

pocz'ltku swego pontyfikatu orientowal si~ doskonale w pracach teologow<br />

niemieckich i francuskich; ja ko papiez po wielekroc wyjawial swoj&<br />

osobistq s ymp a ti~ dla niekt6rych wsp6Iczesnych wielk ich teologow;<br />

otwarcie zajql stanowisko przychylne zdrowej wolnosci w badaniach<br />

egzegetycznych. W omawianej encyklice wyraza SWq rado§{: z · prac<br />

wielkich wspolczesnych teologow: nie trudno byloby wstawic tutaj<br />

nazwiska ludzi, kt6rzy za poprzednich pon'tyfikatow byli c z ~sto przedmiotem<br />

podejrze11. Papiez w tekscie, kt6ry wlasnor~czni e zredagowal,<br />

daje dowod g l~bokiej , osobistej refleksji teologicznej; proponuje teologi~<br />

Koseiola chrystologicznq i trynitarnq i metod~ eklezjologicznq, kt6rq<br />

moi na nazwac fenomenologicznq i refleksyjnq, pozostajqcq pod wpIywami<br />

niekt6rych swieckich nurtow filozofii wspolczesnej, a nie jest<br />

to bynajmniej metoda klasyczna.<br />

Papiei proponuje OWq podstawowq duchowq, a takie intelektualnq<br />

r eform ~ jako rezulta t scislej wsp6lpracy episkopatu i papiestwa. Tutaj<br />

zasluga inicjatywy naleiy do Jana XXIII, ktory w swej genialnej<br />

prostocie odwaiyl si ~ na prawie rewolucyjny - w 6wczesnym stanie<br />

instytucji koscielnych - pomysl zwolania Soboru Powszechnego; ta<br />

decyzja przerazila przeciei pewnych ludzi, dla kt6rych rutyna byla<br />

rzeczq uswi~conq; historyczne konsekwencje tej decyzji nie dadzq si~<br />

jeszcze przewidziec. Jan XXIII nie m6wil 0 kolegialnosci episkopatu,<br />

ale tchnql ducha w jej rzeczywistosc. Kardynal Montini jako jeden<br />

z pierwszych okreslil jej zasady i wyrazil zyczenie, i eby praktyka<br />

scislej wspolpracy ciaia biskupiego z papiestwem nie ograniczala si~<br />

do c,zasu Soboru, ale i eby si~ staia czyms trwalym, w form ie, ktorq<br />

trzeba stworzyc. J est oczywiste, ie - jesli Kosci61 rna pozostac katolicki<br />

- ta wsp6!praca zaklada zachowanie w calej rozciqglosci prymatu<br />

nast~pcy sw. Piotra ; Pawel VI, stosownie do obowiqzk6w sw ego urz~du<br />

i ze skrupulatnym poczuciem wlasnej odpowiedzialnosci historycznej,<br />

glosi to nieustannie od samego poczqtku swego pontyfikatu i to z takim<br />

naciskiem, ze czasem moi na bylo odniesc wraienie, jakby pr zestraszyl


1058 ' ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

si~ idei, kt6rq sam wylansowal. Jego encyklika wykazuje, :i:e takie wr(A­<br />

:i:enie byloby falszywe. Oczywiscie Pawel VI przypomina, ze jest najwy:i:szym<br />

arbitrem Soboru. W trudnej do przetlumaczenia formule mowi,'<br />

ze "b~dzie si~ cieszyl, kiedy jego zdanie b~dzie zgodne ze zdaniem<br />

Soboru", czym daje do zrozumienia, ze koniec koncow oSqd papie:i:a<br />

moglby bye rozny od osqd6w biskupow. Mo:i:na przcciez latwo przypomniee,<br />

ze byly Sobory, pozornie powszechne, ktorych decyzji Kosciol<br />

i papiez nie oglosili (np. slawne synody w Sirmium albo Sob6r w Konstancji,<br />

niezale:i:nie od tego, jak wyglqda dzisiejsza dyskusja 0 kanonach<br />

tego Soboru). O. Congar pisze, ze wlasciwie jedynym mozliwym probierzem<br />

ekumenicznosci Soboru, to znaczy faktu, :i:e reprezentuje on calose<br />

Kosciola, jest aprobata Stolicy Piotrowej.<br />

W takim kontekscie tym wyrazniej uderza, jak dalece Pawel VI nie<br />

chce sprawowae swego urz~du najwy:i:szego doktora i pasterza w spos6b<br />

nasuwajqcy mysl 0 dyktaturze duchowej i dogmatycznej. W encykliee<br />

kladzie nacisk na swojq deeyzj~ pozostawienia ealkowitej wolnosci<br />

Soborowi; skrupulatnie unika nie tylko traktowania zagadniel'i, nad<br />

kt6rymi Sob6r wlasnie praeuje, leez stale prosi biskup6w, prawie blaga<br />

ieh 0 dor'adzanie papiezowi, 0 pomaganie mu, 0 wsp6lprae~ z nim,<br />

o wskazywanie mu potrzebnyeh reform, a zwlaszeza - sposob6w do<br />

wprowadzenia ub6stwa. Nigdy jeszeze papie:i: nie wykazal tak wyraznie<br />

i na faktaeh, ze jego najwyzszy urzqd nie bywa wykonywany sine<br />

Ecclesia. Sarno wyrazenie "kolegialnosc" nie pojawia sie, jak sqdz~,<br />

w eneykliee wlasnie dlatego, ze nie zostalo one jeszeze przeglosowane,<br />

ale rzeezywistosc kolegialnosei jest w calej tej eneyklice obecna i dzialajqea.<br />

Sarna forma monologu-zwierzenia, jakq encyklika posiada, zaklada<br />

kolegialnosc.<br />

"Zeehciejcie pom6e Nam - pisze Pawel VI - we wprowadzeniu<br />

(programu pontyfikatu) waszq radq, waszym popartiem, waszq wsp61­<br />

praeq... To do was, czcigodni bracia, nalezy wskazanie Nam, co trzeba<br />

zrobic dla oczyszczenia i odmlodzenia oblicza Kosciola. Ale raz jeszcze<br />

cheemy was zapewnic, ze postanowilismy przyezynic si~ do tej reformy".<br />

Wskutek tego samego szacunku dla postanowien ezy sugestii Soboru<br />

nigdzie w encyklice nie rna mowy 0 instytucjach, kt6re po zakonczcniu<br />

Soboru moglyby, wedlug formuly uzytej juz raz przez papieza, utrwalic<br />

6w udzial kolegiuql biskupiego "w odpowiedzialnosci rzqdzenia Kosciolem".<br />

Jednak:i:e ju:i: teraz Pawel VI przewiduje, :i:e dzi~ki komisjom posoborowym<br />

taka praea b~dzie kontynuowana w duchu Soboru tak:i:e<br />

po jego zamkni~ciu. Niekt6re komisje ju:i: dzialajq, a ich mi~dzynarodowy<br />

sklad sprawia, ze one Sq dOkladnq r eprezentaejq calego episkopatu<br />

swiata.<br />

"Naturalnie, pisze papiez, Sob6r wlasnie rna podsunqe te reformy,<br />

jakie nalezy wprowadzic w prawodawstwie koscielnym, a komisje posoborowe<br />

- zwlaszcza te, ktoresmy j uz utworzyli dla przestudiowailia


ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE 1059<br />

prawa kanonicznego - przelozq decyzje zgromadzenia na konkretne<br />

terminy".<br />

Poprzez calq encyklik~ przewija si~ pewien temat, kt6ry jest tr6dlem<br />

postanowienia reformy; to, co Pawel VI nazywa "roztropnym wyczuciem<br />

historii". Oczywiscie nie w znaczeniu materialistycznym i pozytywistycznym,<br />

jakie si~ mu dzis nadaje; tutaj jest to punkt widzenia<br />

wiary, przekonanie, ze "B6g wspomaga Kosci6l i prowadzi go nawet<br />

wtedy, kiedy pozwala slabosci ludzkiej znieksztalcac mniej lub wi~cej<br />

czystosc jego rysow i pi~kno jego czyn6w". Jednakze ten punkt widzenia<br />

wiary uznaje . za rzecz zdrowq i normalnq 6w nieprzerwany rozw6j<br />

wynikajqcy z pogl~biania doktryn i adaptacji instytucji. Wlasnie to wyczucie<br />

rozwoju okresla wymiary i granice reformy podj~tej przez Pawla<br />

VI; ta reforma nie jest archaizowaniem, jakims powrotem do instytucji<br />

pierwotnych i do chwiejnych sformulowan poczqtkowych, "jak gdyby,<br />

m6wi Papiez, tylko 6wczesne miary byly sluszne i dobre"; reforma nie jest<br />

tez owocem jakiegos subiektywnego iluminizmu, nie jest charyzmatyczna<br />

w zlym znaczeniu tego slowa, ale jest wysilkiem dqzqcym do odszukania<br />

w konkretnych warunkach terazniejszosci calej czystosci pierwotnego<br />

porywu, kt6ry prowadzil caly rozw6j, az do naszych czas6w. Takie wyczucie<br />

rozwoju nie wyrazalo si~ dotqd zbyt cz~sto w oficjalnych dokumentach<br />

Kosciola, wskutek reakcji przeciw naduzyciom, jakie w tej<br />

dziedzinie wprowadzil modernizm.<br />

TRAKTAT 0 DIALOGU<br />

Wlasnie to roztropne wyczucie historii cechuje najbardziej nowatorskq<br />

cz~sc dlugiego refleksyjnego monologu Pawla VI, cz~sc, kt6ra<br />

najmocniej zafrapowala komentator6w, to znaczy traktat 0 dialogu.<br />

Swiadomie uzywam tu wyrazenia "traktat", poniewaz tutaj Papiez nie<br />

ogranicza si~, tak jak w calosci swego listu, do aluzji i delikatnych<br />

sugestii. I znowu Pawel VI idqc po tej samej linii posuwa si~ dalej niz<br />

jedno z najowocniejszych natchniefl optymizmu Jana XXIII, wedlug<br />

• ktorego Kosci6l powinien podjqc to, co jest dobre w niezwyklym post~pie<br />

wsp61czesnej cywilizacji. Zrozumienie tego dialogu jest 0 tyle gl~bsze<br />

u Pawla VI, ze nie wynika ono z instynktownego optymizmu, ale<br />

z bardzo trzezwej wiary i z wolnego od naiwnosci realizmu. Pawel VI<br />

zach~ca pasterzy do czujnosci; z calq energiq ujawnia niebezpieczenstwo<br />

cywilizacji hedonistycznej, kt6ra dqzy do balwochwalczego uwielbienia<br />

czlowieka. Jednakze, tak jak Jan XXIII nie uwaza, zeby aktualnym<br />

zadaniem Kosciola mialy bye w pierwszym rz~dzie pot~pienia, by<br />

mial on rzucac anatemy, glosie systematyczne powstrzymywanie si~<br />

od wszelkich stosunkow ze §wiatem czy wzywac pod sztandary krucjaty.<br />

Papiez chce rozpoczqC dialog z ulegaj qcym gl~bokim i gwaltownym<br />

przemianom laickim §wiatem, w kt6rym dzisiejszy Kosci6l prowadzi


1060 ZDARZENIA - KSLf\ZKI - LUDZIE<br />

swoje samoistne zycie. Ta postawa nie jest ta k zupelnie nowa; to punkt<br />

dojscia powolne j ewolucji zainicjowan.ej przez Leona XIII, potem zahamowanej<br />

w okresie nieuniknionej reakcji anty-modernistyeznej i rozpoez~tej<br />

na nowo za Piusa XI a nawet Piusa XII, kt6ry w swoich star annie<br />

przygotowanych mowach tak si ~ troszczyl 0 wykazanie, ze Kosci61<br />

interesuje s i~ wszystkim co ludzkie.<br />

Jan XXIII w coraz wyrazniejszej afirmacji godnosci ludzkiej dostrzegal<br />

post~p nowoezesnej swiadomosei moralnej; P awel VI mowi<br />

o konieeznym dialogu 'ze wspolczesnym swiatem, takim jaki on jest.<br />

Nie b~d~ streszczal tyeh wypracowanyeh i subtelnyeh stronie, na ktoryeh<br />

papiez okresla ducha tego dialogu. Moze nieswiadomie spotyka s i ~ on<br />

tutaj z filozofem dialogu, Zydem Martinem Buberem: dialog zaklada<br />

wysilek, zrozumienia drugiego czlowieka, widzenie trzezwe - jego bh;­<br />

dow, ale - peIne sympatii - jego stara n, pragnienie skutecznej pomoey,<br />

zeby m6g1 urzeezywistnic to, co w nim najlepsze.<br />

Pawel VI stwierdza, ze taki dialog, 0 jaki mu chodzi, nie jest moiliwy<br />

z "wojujqcym ateizmem". Niekt6rzy cheq widziec w tej postawie r e akej~·<br />

przeeiw Janowi XXIII. Zauwazmy jednak, ze Pawel VI, tak sarno jak<br />

jego poprzednik, odrzuca jawnie wszelkq id e ~ 'krucja ty; jezeli stwierdza,<br />

ze nie mozna prowadzic dialogu z przeciwnikiem, ktory z zasady nie<br />

chee rozmawiac, to. nie odmawia dialogu z jednostkami, kt6re cheq<br />

rozmawiac, nawet gdy Sq to ateisei. A nawet wobec samego ateizmu papiez<br />

popiera zasa d~ zrozumienia, sympatii i - wierny zanalizowanemu<br />

przez siebie poprzednio duehowi dialogu - kai e si~ star ac 0 z'tozumienie<br />

n a jgl~b szych przyczyn tego zjawiska historycznego, jakim jest<br />

rozpowszechnianie si~ ateizmu za naszych dni ; kaze starac s i~ 0 rozpoznanie<br />

tyeh znieksztalcen ehrzescijanskich, kt6re oddalajq ludzi od<br />

osobistego odkryeia Boga; jest sklonny uznac wielkodusznosc ludzkq<br />

i dqzenie do sprawiedliwosci i po s t~pu czerpiqce nieraz natchnienie<br />

z ateizmu; nie waha si~ dostrzec w tych dqzeniach "pochodnych tego,<br />

co absolutne i konieezne". Nawet w racjonalizmie at eisty P awel VI<br />

dostrzega normalny bieg mysli zatrzymanej po prostu w swym rozp~dzi e .<br />

Jest jasne, ze Jan XXIII nigdy nie okazywal sympatii doktrynom<br />

materializmu marksistowskiego; jego pragnieniem bylo stac si ~ otwartym<br />

dla ludzi. Czy nie taka sam a - bardziej tylko wycieniowana, sprecyzowana<br />

i pogl~biona intelektualnie - jest postawa Pawla VI. W kazdym<br />

razie Pawel VI, tak samo jak J a n XXIII, i na zasadzie wlasciwego mu<br />

wyezucia histor ii, osmiela s i ~ przewidywac mozliwose ewolueji i zlagodzenia,<br />

nie tyle teoretycznego systemu ateizmu marksistowskiego ile<br />

zmniejszenia s i ~ wplywu tego ~ y s temu na caly rueh, co bye moze<br />

mogloby otworzyc d r o g~ dla dialogu:<br />

Robert Rouquette, SJ<br />

t lum. A. T.


ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIE 1061<br />

IRZYKOWSKIEGO GARDEROBA DUSZY<br />

Mam tr o ch ~ pretensji do Andrzeja Kijowskiego. Jego om6wienie<br />

dziennik6w Irzykowskiego (Irzykowski bezbronny, "Tw6rczose" <strong>1965</strong>,<br />

nr 1) jest bardzo wnikliwe i w analizie i we wnioskach koncowych,<br />

zwlaszcza kapitalne Sq uwagi Kijowskiego 0 problemie szczeroSci. Ale<br />

mimo to jest to om6wienie jednostronne, bo na prawach zaimprowizowanego<br />

eseju. Irzykowski j est be z b ron n y nie dlatego, ze odkryl<br />

s i ~ w swoich dziennikach, w tym wypadku jest bezbronny dlatego, ze<br />

Kijowski go sobie ustawil w · najdogodniejszej dla siebie pozycji ­<br />

potem wystar


1062 ZDARZENIA KSL!\ZKI - LUDZIE<br />

calf} r ze czywist osc w e "vn ~ t r z nq, ze n a wet najbardziej bolesne przezycia<br />

tkwHyby jakos obok doznajf}cego, moze nieco pr zerazae racjonalizmem.<br />

P r zywolujf}c lemowskq science-fiction m ozna by tu powiedziee, ze ta<br />

wlasnie struktur alizacja zatarlaby m ozliwose rozr6i.niania czlowieka od<br />

robota. Ale to w k0l1CU dygresja - najlepiej pow iedziee, ze wspolczesna<br />

psych ologia nie upowai.nia n as jeszcze do w ydawania sqd6w 0 tego<br />

rodzaju szczerosci. W pozost alych zeszyt ach obejmujqcych okres mlodosci<br />

Irzyk owskiego, dwudziestolecie m i ~ dzyw oj enne i cz~ s e okupaeji<br />

(do kOllca pow stan ia w arszawskiego) a utor ich cz~ sto "robi mi n ~ " ­<br />

sygnalizuje, od czasu do czasu, ze nie pisze tego wszystkiego na serio.<br />

" Obi ec u j ~ warn potem [tu raczej bl~dn a ort ografia, z sensu informacji<br />

wyn ika, i.e powinno bye po tym] ir on i ~ wlasnych dziel" - pisze<br />

Irzykow ski jui. w r oku 1891, ' a w rok u 1937 powtar za wlasciwie to<br />

sarno z 0 wiele wi~ksz q jedyn ie dozq ironii. "Zapiski niektorych ludzi<br />

w pam iE;tnikach (i m oje) m a jq tylko wartosc poskrobania si~ w sw ~­<br />

dzqce miejsce". Z zagadnieniem tym lqczy si c:; pr oblem inny: ezy<br />

Irzykowski chcial w przyszlosci opublik ow ae swoje dzienn iki. P roblemu<br />

t ego wlasciwie n ie da si~ . r ozs irzygnqc. Zastanawial s i ~ wielokrotnie<br />

n ad nim w dzienn ikach, liczyl s i ~ z takq moi.liwosciq, ale wyraznej<br />

zgody sobie sam emu n ie dal nigdzie. Mozna r aczej pr zypuszczae, . ze<br />

dzienniki te posluzylyby mu do n apisania aut obiografii. Jedno jest<br />

pew ne: cos tu jest nie t ak . Wyda je s i ~ , ze dzienniki te p owinno si ~<br />

• opublikowac dopiero po wydaniu cale j spuscizny kr ytycznej Irzykowskiego.<br />

Niezaleznie od tego, co t utaj juz powiedzialem , istnieje klucz do<br />

zagadn ienia dziennik6w zr obion y przez samego Ir zykowskiego. Wspolczesna<br />

kr ytyka jakos 0 nim zapomniala. Irzykow sk i pod koniec swoich<br />

dziennik6w dose c z~s to zaznacza, ze pisze k si q zk~ 0 klerkizmie. Fragm<br />

ent y jej, te k tore s i ~ zachowaly, opublik owala Halina Maria Dqbrow<br />

olsk a w ksiqzce pt. 0 Karolu Irzy kowskim . Mozn a tam znalezc rozdzialik<br />

pt. "Dziennik" - oto co pisze Irzyk owski n a ten wlasnie temat:<br />

"Sw iadectwem bylaby jedna f orma samotnosci, ktor ej nar z ~ dzi em jest<br />

dziennik, pisemny swiadek i.ycia. Dziennik m ozna za pelniae samymi<br />

zda rzeniami zewn ~ t r z n y mi (diariu3z, itiner arium .. .) - gdy s iE: jest<br />

podroznikiem , dyplom at q, uczestnik iem wojny ; t akie notatki m ogq<br />

p otem sluzyc jak o m ater ial dla historyka, dziennikarza, powiesciopisarza.<br />

Albo pisze s i ~ go dla' siebie i 0 sobie, tudziei. 0 zdarzeniach<br />

osobistych do n ajosobistszych wlqcznie (..) Idealny dziennik klerkowski<br />

bylby taki, ktory by towarzyszyl autor owi na drodze do jakiegos<br />

udoskonalenia s i ~ , lub do jakiegos innego celu, ktory mu zycie<br />

jego duszy w yznaczy, i zarazem byl mu w tym dqzeniu instrumentem ,<br />

tak zeby popr zez niego czy z jego pomocq s i~ uszlachetnial czy tonql<br />

ai. do grzechu, lub do smier ci. (...) Kler k ostwo pow inn o bye bezinter<br />

csownc osobiste .i ak religia, unikac rozglosu, jego czyny i gesty


ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE<br />

1063<br />

majq ginqc w nieskonczonosc. Zupeinie jak w religii katolickiej: ofiarowane<br />

Bogu. Sama jU;?; mysl 0 publikacji i publicznosci falszuje i paralizuje<br />

samotnosc, albo tez wywoluje osobliwe pasowania siEl z sobq. (...)<br />

Zasadnicza i tragiczna "kolizja miEldzy zyciem praktycznym, a zyciem<br />

sztuki w zyciu klerka objawia siEl w powyzszej kwestii, kwestii dziennika,<br />

najsilniej. Tragiczna - to nie znaczy smiertelna, beznadziejna,<br />

lecz w spos6b lagodny - zwiaszcza dzis nieaktualna, kiedy los jednostki<br />

nic nie znaczy, kiedy jednostka, jakby uciekajqc przed sobq,<br />

rozplynElia s iEl dobrowolnie i samob6jczo w gromadzie, w spoleczenstw<br />

ie, w uniwersalnosci - zgubHa siEl, zamiast stanqc wobec niej<br />

oko w oko." Cytat oczywiscie przydiugi, ale niezbEldny, aby spraw~<br />

dziennik6w Irzykowskiego ustawic we wiasciwym swietle. Jest to<br />

informacja zobiektywizowana, nie ma w niej mowy 0 wiasnej tw6rczosci<br />

Irzykowskiego - co w niej jest zatem wazne na tIe do tej<br />

pory poruszanych zagadnien? Po pierwsze, ze Irzykowski, konsekwentnie<br />

r ealizujqc ideal klerkowskiej samotnosci, nie pozwolilby na<br />

opublikowanie dziennik6w. Po drugie: ze na ten najwyzszy ideal·<br />

dziennika, dziennik klerka, patrzyi niezmiernie powaznie - stosunek<br />

ten wybiega w og6le poza problem slowa pisanego. Irzykowski nada<br />

je tu dziennikowi klerka jakies znaczenie aktu moralnego. Dziennik<br />

taki jest wiasciwie jedynym kontaktem ze swiatem zewnEltrznym, kontaktem<br />

jednostronnym, bo n ieprzekazywalnym. Dziennik to jak gdyby<br />

alter ego, wewnEltrzny sEldzia, a takze narzEldzie do doskonalosci, to ko'­<br />

munia, us tawiczny sprawdzian siebie samego. Do tak rozumianego dziennika<br />

nie mozna stosowac praw estetycznych, praw literatury, jest poza<br />

literaturq, bo stanowi stajqcq siEl normEl etycznq. A w takim razie, jesli<br />

z tej wysokiej perspektywy spojrzymy na dzienniki Irzykowskiego,<br />

ezym wytlumaczyc niekonsekwencjEl : ze ich tworca jak gdyby odcina<br />

siEl od nich, ze w przeciwiellstwie do tej zobiektywizowanej refleksji<br />

o zagadnieniu dziennika, sw6j wlasny dziennik uznaje za cos p6lserio,<br />

za "garderob El i wychodek duszy"?<br />

Z jednej strony takie 'autoironizujqce wstawki Sq bezpiecznikami<br />

na wszelki wypadek, takze bezpiecznikami przed samym sobq. Ta<br />

druga funkcja jest 0 wiele wazniejsza - poglElbiajqc jq od strony psychologicznej,<br />

zaczniemy si~ zblizac do sedna. Dramatem zycia Irzykowskiego<br />

bylo to, co zauwazyl bardzo trafnie Kijowski: "nie mial<br />

wyob\azn i". Irzykowski zdavval sobie i nie zdawal z tego sprawy.<br />

By nie bylo nieporozum ieil, trzeba wyjasnic 0 jakq wyobrazni~ tutaj<br />

chodzi - 0 tEl, ktora przetwarza w tw6rczym akcie rzeczywistosc<br />

(Kijowski zapomnial tu 0 jcdnym wyjqtku: ' 0 Palt!oie). Nie umial<br />

Irzykowski tej rzeczywistosci przetw arzac w swoich dramatach, choc<br />

ludzil si ~. ze potrafi, i n ie umial tak:i:e w dziennikach, tutaj siEl jednak<br />

n ie ludzil, wielokrotnie wyznajqc, ze nie potrafi opisywac (jedynq<br />

pro bq. ze potTafi OpiSYW8c-. byl. wydaie si~. dziennik zwiqzany z Basiq).


1064 ./ ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

Ale mial organicznq po tr zeb~ pisania dzi'ennik a, to byla jego ucieczka<br />

przed samotnosciq. J ak z tego dylem atu wybrnqc?<br />

Odpowiedz b Eidzie r6w noczesnie bardzo znacznym· przyblizeniem s i ~<br />

do sedna calego zagadnien ia. P oczu cie samotnosci i klerkowstwa powstalo<br />

u Irzyk owskiego z dwu wzajemnie z sobq powiqzanych przeslanek:<br />

z pr zeswiadczenia, ze rzeczywistosc w k t6rej iyje, a wiEic<br />

ludzie i otaczajqcy ich swiat jest g o t 0 w q s t r u k t u r q a jedynie<br />

on sam czyms innym , niekoherentnym , nieprzystajqcym do tej rzeczywistosci.<br />

P rzeswiadczen iu iemu daje jui wyraz w dziennikach<br />

7. okresu mlodzienczego, gdy m6w i: "n ie piszEi 0 sobie, ale piszEl dla<br />

ludzk osci 0 jakims dziwnym czlow iek u, k t6r ym ja sam jestem ". To<br />

podzielenie siebie samego na k ogos, k to nie twor zy w stosunku do<br />

wlasn ej osoby dystansu i n a k ogos u jrzanego w per spektywie takiego<br />

wlasnie dystansu, pozw olHo Irzykowskiem u n a zapisyw anie, jak<br />

gdyby n a praw ach stenografii, co wielokrotnie w dziennikach podkr<br />

esla, wszelkich obserwacji, ale wla'snie obserw acji nie przetw orzonych<br />

pr zez k reacyjny akt wyobrazni. Dziennik Ir zykowskiego jest nie<br />

czym innym, jak sten ogram em z doznal1 i odczuc, takie obserwacji<br />

wypreparowanego jak gdyby d rug i e g o j a - ja oddzielonego,<br />

struktury niegotowej, st a jqcej siEi. Czyli mamy tutaj do czynienia<br />

z pr ocesem czysto r a c jon a I n y m , nie kreacy jnym. "W opisach<br />

nie jestem silny, w iE\c siEl cwicz~ "...<br />

lVIowi si ~, ie Ir zykowski to jak gdyby model czystego r acjonalisty.<br />

Sam Irzyk owski za r acjon alistEi siEi jedyni e uwaial. P ost aw a r acjonalistyczna<br />

jui z gory jak gdyby zaklada analityczno-refleksyjny stos<br />

unek do r zeczyw istosci. Ale czy jest to postawa "wrodzona" czy nabyta?<br />

W jaki spos6b p r zy l gn ~l a ona t ak silnie i calk owicie do Irzykowski.ego?<br />

W Irzykowskim, w yda je siEi, bylo bardzo malo odpornosci<br />

n a t o, co otacza jqcy jednostk Ei sw iat przynosi w .aspekcie jak<br />

gdyby negatywn ym . Nie um ial s i ~ tym negatywnym bodi com przeciwstawiac<br />

nie w alczyl z nimi, ucieka! w sam otnosc, poddawal s i ~<br />

procesowi alien acji - jakby s i ~ dzisiaj powiedzialo. ., Odstr ~cz ano<br />

mnie od patr iotyzmu, od socjalizmu, od patosu , od poezji itd. ­<br />

pisal. - W s z ~dzie przych odzilem za pai n o lub zastaw alem l a wk ~<br />

w jak is spos6b zapasku dzonq. Najprz6d czulem s i ~ szataFlem lub<br />

w yrodkiem, poiniej tylko intruzem. J ak podr6iny, kt6r y otwiera<br />

drzwi pr zedzial6w w agonowych i wszystk ie zna jduje zajEite lub \VSZEidzie<br />

widzi n iec h ~tn yc h m u pasazer6w". A wi ~c tak i racjonalistyczny<br />

k ontakt z r zeczywistosciq zewnE:trznq, jej negatywami, jest post awq<br />

n abytq. "Wrodzone" n atom iast wyda jq s i~ byc sklonnosci do autoanalizy;<br />

autoan alizy, kt6ra takie operu jc w plaszczyznie negatywnej.<br />

"Nie jestem ci Eity, choe st udi u j~ k omizm i dowcip, choe oswa jam<br />

s iEi z rozn ymi chw ytam i. w praktyce n ie potraf iE: ich zastosowac;


ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE 1065<br />

moze to brak rutyny towarzysldej, nieelastycznose umyslu w takich<br />

sytuacjaeh".<br />

Bye moze, ze Irzykowski jak os by przewalczyl w sobie to uczulenie<br />

na negatywne bodice zewnE;trznej rzeczywistosci i wlasnego ja,<br />

wlasnej osobowosci, gdyby nie jeszcze jeden konf likt, od niego jui<br />

niezalezny. Formacja umyslowa Irzykowskiego ksztaltowa!a si~ w czasach,<br />

kiedy znaeznie bardziej zywotna byla jeszcze mechanistyczno­<br />

-pozytywistyczna koncepcja rzeczywistosci niz jaskolki filozofii egzystencjalnej.<br />

BE;dqc racjonalistq, a wiE;C umys!em. ktory uogolnia i syntetyzuje,<br />

pa trzy! zatem Irzykowski na rzeczywistosc, jak juz powiedzielismy,<br />

jako na cos gotowego, zastanego. Ludzie, z ktorymi s i~ spotykal,<br />

byli zawsze dla niego w uog6lnieniu gotowymi strukturami.<br />

Dawal temu wyraz na przestrzeni ca1ego swego zycia. "Sqdz~ w ogole,<br />

ze wiele ludzkich czynow nie wynika z POPE;du fub zamiaru, lecz po<br />

prostu z konwencjonaln osci, z musu, bo w dzisiejszych ciasnych stosunkach<br />

jest zakres czyn6w cz10wieka prawie z g6ry okreslony prawem<br />

i zwyczajem. Doprawdy, azeby zye, mozna by nic nie myslee, trzeba<br />

si~ tylko poddae maszynie, to ona juz nami pokieruje" - pisal juz<br />

w roku 1893. "W zyciu czlowieka Sq posady otwarte do wypelnienia:<br />

kO'chanka, zona, przyjaciel..." (rok 1916). "To, co krytykujemy u ludzi,<br />

to jest ieh kreacja artystyczna. Kazdy czlowiek wciela si~ jakos,<br />

wciela swoje ja aktorskie, rzezbiarskie, kinowe i umys1owe. Krytykujemy<br />

nie ich samych, lecz ich wyobrazenia 0 sobie" (rok 1937).<br />

Jesli patrzy1 na r zeczywistose, wsp6lczesnq sobie historiE;, takze patrzy1<br />

podobnie : jak na szablon, gotowe juz w zory. Mia! zrozumienie<br />

dla dqznosci do kostnienia spolecznej psychologii, dla tego, ze ludzie<br />

lubiq si~ trzymae r az wytwor zonych schemat6w, przyzwyczajen, model6w<br />

post~pow a n ia, Bardzo tu znamienna jest refleksja Irzykowskiego<br />

po smierci P i1s udskiego: "Mysl ~, ze miwet jego przeciwnicy<br />

zalujq w nim - za wrogiem.• Jest to inercja, juz si~ cz10wiek nastawil,<br />

przyzwyczail do pewnych gr6ib i gest6w wewn~trznych: teraz<br />

trzeba si ~ przestawie, rozluznie tamten system, a utworzye noW-e.<br />

To jest zawsze pOlqezone z. trudem, juz pa r ~ razy to przezylem... "<br />

Nawet na wazkie poczynania dziejowe patrzy Irzykowski tylko jako<br />

na powtarzanie szablon6w. Kiedy zastanawia si~ nad barykadami,<br />

jakie wzniesli mieszkancy Warszawy w roku 1939 pisze: "Zapewne<br />

ehciano nasladowae Madryt -' zawsze jakis szablon, wz6r obcy..."<br />

Podobnie jak rzeezywistosci, nie aprobuje Irzykowski siebie. Mozna<br />

powiedziee, ze po to pisal okresami dzienniki, aby sprawdzie, czy<br />

nie kostnieje, ezy nie jest gotOWq strukturq, jak otaczajqca go rzeczywistose.<br />

Gdy zbyt ulegle poddawa1 si ~ pesymizmowi, zatracal poczueie<br />

' wyjqtkowosci swojej osob1. "To zycie moje, czuj ~, ze jest tylko<br />

rutynq: wiem, ze ter az s i ~ robi to a to, m6wi si ~ to a to, i wykonuj ~


1066 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

t o jak aktor". I dopiero na tym tle jakze prawdziwe i szczer e wydaje<br />

si~ wyznanie Irzykowskiego z roku 1941, a wi~c u schylku jego zycia.<br />

Mial w6wczas szesedziesia.t osiem lat, zyl ,\;v jakze pnerazliwym czasie,<br />

niechze wi~c nie nie przyslania nam jego wielkosci: ,.... m ysl plugawa<br />

powstala we mnie: oby s i ~ wojna Zle skOllczyla, aby w tej powszechnej<br />

konflagracji zaszly wielkie wym ieszania i rekompensaty, aby si~ zniwelowala<br />

literatura i k ultura polska, aby nie trzeba juz bylo bye<br />

wielkim, brae udzial w tej rywalizacji, do kt6rej nie mam serca ani fizycznego,<br />

ani moralnego. Zostae ~obie nadal malym profesorzyna. stenografii<br />

polskiej i niemieckiej, grae czasem w szachy, czytae duzo ksia.zek ­<br />

i tak az do konca zycia, kt6ry si~ jawnie zbliza ". Mial ju:!: w6wczas<br />

Irzykowski za soba. wszystkie wielkie batalie literackie, w!asciwie<br />

cale zycie, czul si~ zapewne napr a wd ~ zm~czony i ta ujawniona chwila<br />

zm~czenia tylko uczlowiecza jego ideal klerkowsk i a nie zaprzecza<br />

mu. M6wi jednak 0 czyms jeszcze wi~cej. Ze zycie Irzykow.skiego bylo<br />

chyba takze oparte na jakiejs nieujawnianej wyraznie i e:t:presis verbi.s<br />

sprzetznosci: mi~dz y ch~cia. spokojnego, cichego zycia a pragnieniem'<br />

wielkosci.<br />

Gdyby w dziennikach Irzykowskiego bylo tylko tyle: ogla.d r zeczywistosci<br />

- ludzkosci i swiata zewn~trznego, a takze od czasu do czasu<br />

siebie, jako gotowych podobnych do siebie struktur, gdzie wszystko<br />

jest jak gdyby z g6ry dane, albo jak gotowa rola, w kt6ra. wchodzimy<br />

i powtarzamy od dawna ustalone gesty i zachowania, mozna by zapytac<br />

z pewnym powa.tpiewan iem: na czym wobec tego polega pot~ga tw6rczosci<br />

Irzykowskiegq? T tu wreszcie w odpowiedzi ujawni si~ sedno.<br />

Wielkose ta polega na jednym, na jeszcze jednej sprzecznosci: ten<br />

racjonalista w osa.dzie zastanej rzeczywistosci, poza ta. rzeczywistoscia.<br />

ustawicznie poszukiwal pie r w i a s t It a i l' r a c jon a I neg o. Poza,<br />

to znaczy gdzie? W lit era t u r z e. Literatura dla Irzykowskiego<br />

to bylo nie tylko pole jego dzialalnosci krytycznej. Literatura dla<br />

Irzykowskiego to bylo r emedium. Irzykowski swoim zyciem potwierdzal<br />

nierozwiqzywalny dotychczas konflikt - konflikt mi~dzy zyciem<br />

a sztuka.. Z y c i e to byla dla niego dziedzina z i' a c jon a li z o­<br />

wan a tak dalece, ze spotykal si~ w swoim odczuciu niemal<br />

wyla.cznie z wzorami: s z t u k a natomiast, 1 i t era t u l' a, to<br />

bylo to wszystko n i e s pod z i e wan e, n i e pow tar z a 1 n e,<br />

i r r a c jon a I n e. "Brzozowski zarzuca! mi racjonalizm mimo Paluby.<br />

Nie rozumial. Wlasnie jako tw6rca szukam w pozornymporza.dku<br />

nieporza.dk6w, irracjonalnosci, palubicznosci..." - pisal w roku<br />

1934. Nie b~d~ si~ nad tym pierwiastkiem pa!ubicznym. irracjonalnym<br />

dluzej tutaj zatrzymywal - choe jesli si~' chce m6wie w pelni<br />

o Irzykowskim tw6rcy, trzeba si~gnqc do tej prekursorskiej powiesci.<br />

W og61e zreszta. jest wielkim nieporozumieniem odczytywanie Irzykowskiego<br />

na podstawie ieCl ynie jego dzi ennik6,:v (przestrzega takze


ZDARZENIA - KSI1\:lKI - LUDZIE 1067<br />

przed tll jednostronnoscill stefan Kisielewski we wnikliwej przedmowie).<br />

Z dziennikow, jak to caly czas ukazywalem, wychodzi Irzykowski<br />

racjonalista, analityk i pesymista. Dopiero przez zestawienie tej cze;sci<br />

osobowosci z drugq, irracjonalnq, z osobowosciq krytyka literackiego,<br />

moze powstac calosc. Trzeba by w takim razie sie;gnllc do jego ksillzek.<br />

Bo w dziennikach Irzykowskiego-krytyka prawie nie mao Dlatego<br />

Irzykowski jest bezbronny, przypomniano go, ale z jednej jak gdyby<br />

strony. Co wie;cej: wykorzystujemy to i zne;camy sie; nad nim.<br />

Literatura byla dla Irzykowskiego nieporzlldkiem, chaosem, czyms<br />

irracjonalnym, rzeczywistoscill, w ktorej porzlldek dopiero wprowadza<br />

racjonalistyczny umysl - krytyka. Zetknie;cia sie; tych dwu sil w dziennikach<br />

prawie nie ma sladu. Nie udalo sie; tego dokonac Irzykowskiemu.<br />

Nastqpila tu jakas zdrada, z d r a d a lit era t u l' y, ezy wytlumaczalna?<br />

Bye moze dlatego nie znalazlo si~ dla niej miejsce w dzienikach, ii<br />

stanowila niejako chleb powszedni Irzykowskiego. Prawdopodobnie<br />

dlatego. Nie ma literatury, ale mimo to jest w dziennikach bardzo silne<br />

akcentowanie pierwiastka irracjonalnego. Dotychczasowa krytyka zupelnie<br />

na to nie zwrocila uwagi.<br />

Przedtem jednak zahaczenia Irzykowskiego c irracjonalizm w innych<br />

dziedzinach. Trudno mi powiedziee, jaki byl stosunek Irzykowskiego<br />

do religi!. ale oczywiste jest, i e od czasu do czasu interesowala<br />

go ona jako przeciwstawienie zestrukturalizow anej rzeczywistosci. Na<br />

marginesie przeczytanej ksiqiki Jamesa pt. Wielosc §wiat6w Irzykowski<br />

zanotowal: "Bog staje sie; i trzeba mu dopomagac. Jest to<br />

bardzo ne;Cllce". Gdzie indziej sygnalizuje Irzykowski, ie zainteresowaly<br />

go nowe, dzisiaj wiemy juz ze egzystencjalne, tendencje w fiIozofii.<br />

Podobnie jak stawanie siE; Boga zainteresowalo go tutaj to, ze swiat<br />

"stwarzamy, rozszerzamy".<br />

Gdzie indziej, w innej zupeinie pIaszczyznie wy!adowa!o sie; przede<br />

wszystkim irracjonalne poczucie Irzykowskiego. Jesli tak malo w dziennikach<br />

opisu swiata, ingerowania . w niego - to wynika to stlld, ze<br />

racjonalista Irzykowski zdajllc sobie sprawe; ze statycznosci swiata,<br />

czy lepiej rzeczywistosci, tym samym uwazal, ze bezcelowe jest inge:"<br />

rowanie w jej prawa, rzeczywistose jest gotowa, nic sie; w niej nie<br />

da zmienie. A jednak znalazl Irzykowski dziedzine;, caly mikrokosmos,<br />

(pamie;tajmy poza tym caly czas 0 nie istniejllcej tutaj literaturze),<br />

w kt6ry mogi ingerowae - kontrolowae prawa, wnosic poprawki,<br />

burzye i znowu budowac od nowa. Tym mikrokosmosem - rzeczywistoscill<br />

irracjonalnll, w ktorej jakis lad moze dopiero wprowadzie<br />

umys! racjonalisty by!y dla Irzykowskiego... szachy. Dziwne, ze<br />

nikt jakos ' tego nie zauwazyl, ze wszyscy ten mikrokosmos, kt6ry<br />

przeciez w dziennikach wiele miejsca zajmuje, zlel;:cewazyli. A przeciez<br />

drugiego analogicznego zjawiska w literaturze swiatowej nie ma na


1068 ZDARZENIA - KSlr\ZKI - LUDZlE .<br />

pewno - nikt nie ujawnil, :i.e gr~ w szachy traktuje jako pewnego<br />

rodzaju rekompensat~ niemoznosci ingerencji w rzeczywistosc, ktora<br />

nas otacza. Najlepiej b~dzie jeSJi t~ nieb1ahq s praw~ zreferuje sam<br />

Irzykowski, tym bardziej, ze stronice poswi~cone szachom nalezq dC!<br />

najpi~kniejszych w ca1ym dzienniku. "Symbolika szachow. Ze w tym<br />

zaluesie mozna cos poprawic, zbadac, miec cos pewnego. W zyciu<br />

normalnym nie kr~cq s i~ po swiecie ci, ktorzy na wojnie zgin~li czy<br />

przegrali; szachy Sq rzeczywistosciq ubocznq, w ktorej ta mQzliwosc<br />

jest otwarta" (rok 1934); "Szachy - zycie, ktore si~ toczy z nieustannym<br />

komentarzem i sprawdzianem" (rol{ 1936); "Umysl rzucil si~<br />

na drog~ najlatwiejszq, zaczqlem uprawiac szachy. Nie zebym teraz<br />

pot~pial szachy, nie. One Sq dla mnie dziedzinq - mikrokosmosem<br />

sprawiedliwosci, namiastkq tego, co mi si ~ nie udalo osiqgnqc w literaturze<br />

i w zyciu" (ro]{ . 1938); "Jako arcyracjonalista potrzebuj~ tego<br />

mikrokosmosu, gdzie irracjonalnosc jest wprawdzie koniecznym warunkiem,<br />

lecz po to, aby byc pokonana w kr6tkiej drodze, z takq<br />

ewidencjq jak nigdzie indziej na swiecie, a to wlaspie mnie wabi.<br />

Tu mog~ czynic i dzialac, i zaraz wiedziec, czy czyni ~ dobrze, a jezeli<br />

tIe, to dlaczego ile. Jako etyka zadowala mnie ta dziedzina sprawiedliwosci,<br />

bo choc i tu szcz ~ scie gra rol~ - szcz~scie do siebie samego<br />

przede wszystkim, a nie powini~cie nogi u partnera - jednak swiat<br />

scislosci i prawdy racjonalisty nie maskuje s i ~ . A na jbardz'iej uroczq<br />

stronq w szachach jest to, co s i~ rozgrywa "mi~dzy wierszami", to,<br />

co w samych ruchach nie zawsze si ~ objaw ia, lecz dopiero w analizie<br />

- jezeli s i ~ to chocby w cz ~ sci opanowalo podczas samej gry,<br />

tym wyt~zeniem pami~ ci i fantazji, jakie jest w1asciwe szachom, jakaz<br />

satysfakcja, jezeli si~ to potem sprawdza w analizie rozk1adajqcej rownoczesnosc<br />

na poszczegolne elementy. Wymyslanie ruch6w subtelnych,<br />

"g~stych" jak metafory, tzn. majqcych kilka znaczen i cel6w, jest<br />

tak wielkq przyjemnosciq, ze wynagradza czas - duzo tu jest analogii<br />

z poezjq". - Znowu duzy cytat, ale jakze go nie przytoczyc, jeSli<br />

jest niemal syntezq osobowosci Irzykowskiego? Zamknijmy wi ~c na<br />

nim analiz~.<br />

Bruno Schulz pisal, ze niektore jego postacie majq jednq nog~,<br />

jednq r~ k ~, lub jedn q polow ~ twarzy - czyJi tylko ten element, kt6ry<br />

jest potrzebny do przekazania jakiegos znaczenia. Tw6rca stosowa1 tu<br />

swiadomy zamysl artystyczny. Jesli jednak zatrzymamy si~ w odczytywaniu<br />

dziennik6w Irzykowskiego jedynie nad tym, co on sam nazwal<br />

wychodkiem, na pewno nie b~dzie to zgodne z tym calym wielkim<br />

• z amy s 1 e m, ktory mu towarzyszyl w ich pisaniu. Wiele w tych<br />

dziennikach grafomanstwa, wiele niepotrzebnej plotki, wiele zawisci,<br />

moze· nawet infantylizmu, to prawda. Nie ujawnia si~ w nich tworcza<br />

wyobrainia, choc, gdyby si ~ tak zastanowic co to w ogole jest wyobrainia,<br />

jakie Sq jej rodzaje, moze bysmy doszli do wniosku, ze


ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE 1069<br />

moina m6wic i 0 jakiejs wyobrazni s tenogr aficzno-intelelctualnej ­<br />

mniejsza. Chcielismy ulcazac, ze mimo to wszystko jest w tych Notatk<br />

ach z zyda, obserwacjac/t i m utyw Qch, na calcj ich przestrzeni.<br />

od r oku 189 1 do 1944, wyr azna, k onsekwentn a i jednak bardzo ciekawa<br />

c z low i e c z a 0 s ob 0 w 0 S C. Techn ikq sten ogr aficznq u trwalona,<br />

bez upi ~ks z e n , raczej przeciwn ie, bez hagiografii, czasami pelna<br />

brutalizmu, moze nawet chams twa, ale i wznioslosci i liryzmu, za ­<br />

wieszona czy r aczej r oz pi ~ ta mi ~dz y racjonalizmem a irr acjonalnosciq.<br />

"Duchy przedm iot6w, np. for tepia nu", notuje gdzies luznie Irzy ­<br />

kowski jak gdyby adresu jqc t ~ r e fl e k sj~ Bialoszewskiemu.<br />

Wies/aw Pawel Szym aiz.ski<br />

ARYSTOTELIZM W TEORII SPOLECZNEJ<br />

. U ZRODEI:.. TEORII SPOI:..ECZNEJ<br />

P omimo ogromnego r ozw oju na uk 0 spoleczell stw ie, a przede 'wszysikim<br />

socjologii, slychac cz~ s t o pytania powaznych m yslicieli, czy w powodzi<br />

zagadnien szczeg610wych nie zagubiono podstawowego problemu,<br />

samego p oj~ci a spoleczenstwa. Wsp61czesne teor ie i kontr owersje<br />

w dziedzin ie mysli spolecznej bynajmniej nie n a paw a jq optymizmemo<br />

Stqd tez nawolywania pojedynczych uczonych, a nawet calych<br />

szkol do pf;!wnej integracji w tej dziedzin ie nie nalezq dzis do r zadkosci.<br />

Dodatkowo s pr aw~ kompliku jq problem y zwillzane z w ieloznacznosciq<br />

poj ~ c i j ~ z yka w t eorii spo!ecznej. J ednq z dr ag do p rze zwyc~~ze nia<br />

tyeh trudnos ci jest niewlltpliw ie powrot do :hodel teorii spolecznej,<br />

z jednej strony by mac nagr omadzic dostatecznll ilose wiedzy 0 poszczegolnych<br />

dziedzinach zycia spolecznego, a z drugie j strony dla konfrontacji<br />

p o j ~ c. MySliciele zainter esow ani zagadnieniam i spolecznymi,<br />

lctorzy po s t ~p u jq t q drogq, bardzo szybko doehodzq do wniosku, ze<br />

problemy spoleczne por uszane setki lat tem u zdeaktualizow aly s i~<br />

w znacznie mniejszy m st opniu, niz nie jedna teoria wspolczesna tworzona<br />

na okreslony uzytek.<br />

Praca prof. Pawl a Rybickiego pt. Arystotetes. Poczqtki i podstawy<br />

nauki 0 spoleczenstwie 1, prowadzi do takich wlasnie r efleksji i moze<br />

w pelni usatysfakcjonowac zarowno znawc ~. jak i amatora w dziedzinie<br />

nauki 0 spoleczei1stw ie. P rzyn ajmniej z dwoch pow odow nalezy s i ~<br />

Autorow i duza wd z i ~cz n osc za to, ze podjill s i ~ analizy ar ystotelizmu<br />

w dziedzinie mysli spolecznej zawartej vv PoWyce. Na jpierw dlatego,<br />

ze znany ogolnie fakt w plywu pogilldow spolecznych Stagiryty na<br />

1 Wroclaw 1963, Ossoline um, S . 330, (Z a klad Histoi'ii Nau k T e chniki P A N )


1070 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE<br />

ksztaltowanie siE; teorii spolecznych filozof6w arabskich, iydowskich<br />

i chrzescijansldch rna swoje reperkusje i w teoriach nowozy tnych.<br />

Po wt6re dlatego, ze przedstawil nauk~ Arystotelesa obiektywnie, co<br />

jest niema!ym i nielatwym sukcesem Autora. - Bo choc to si~ moze<br />

wydawac truizmem, arystoteJizm jako calosc, a zwlaszcza w swej<br />

"warstwie" spo!ecznej jest teoriq tylko pozornie jasnq i 0 wyraznych<br />

konturach. Stqd tez wielki walor ksiqzki prof. R ybickiego tkw i wlasnie<br />

w tym, ze prac.a jego dzi E;ki obiektywizmowi w przedstawianiu talc<br />

problem6w, jak i pojE;c usuwa, bqdi wskazuje dr ogE; do usuni~cia wielu<br />

nieporozumieJl wyroslych alba ze zbyt powierzchownego, czysto sIownego<br />

i bezkontekstowego rozumienia niektorych pojE;c czy zjawisk,<br />

alba tei, co niestety cz~sciej si~ zdarza, ze zbyt intuicyjnego interpretowania<br />

mysJi spolecznej Stagiryty; z tego, co moina by okreslic jako<br />

tendencj~ wcisni~cia do takiej czy innej szufladki nielctorych kategorii<br />

spolecznych Arystotelesa . . Prof. Rybicki dziE;ki maximum rzeteln~sci,<br />

z jakq traktuje tekst Polityki, uniknql tych niebezpieczeJlstw,<br />

co wiE;cej, dzi ~ ki temu, ze m ysl Arystotelesa zawartq w Po!i.tyce ujmowal<br />

cz~sto lqcznie z myslq jego zawartq w Etyce, mogl niektore<br />

poglqdy spoleczne Stagiryty ujqC na szerszej platformie caIej jego<br />

filozofii praktycznej, co pozwolilo uniknqc zar6wno absolutyzowania<br />

niektorych tez, jak i zbytniego ich parafrazowania. Na plus Autora<br />

zaliczmy i tE; wainq spraWE;, ie dziE;ki umiejE;tnemu i konsekwentnemu<br />

przeprowadzeniu glownego zadania swego studium - kt6rym bylo<br />

przede wszystkim .,nie tyle dociekanie historycznych okolicznosci<br />

i przedstawianie doktrynalnego oblicza Arystotelesowskiej nauki 0 spoleczenstwie,<br />

ale ukazanie teorii jej zalozen, jej problematyki; wyrazajqcych<br />

siE; w niej i przez niq sposobow uj~cia rzeczywistosci spolecznej"<br />

- uniknql niebezpieczenstwa zalewu faktow, rozplyniE;cia siE;<br />

teorii i jej przedmiotu w mn6stwie opis6w konkretnych zbiorowosci<br />

i konkretnych zdarzeJl. Nie bez znaczenia jest j~zyk ksiqzki, prosty,<br />

jasny, potoczysty i wolny zar6wno od przeladowania terminami abstrakcyjnymi<br />

jak i od zargonu socjologicznego. Nielatwe od strony problematyki<br />

dzielo prof. Rybickiego cechuje pewna elegancja wyraiania<br />

mySli.<br />

PODSTAWY ONTOLOGICZNE ARYSTOTELESOWSKIEJ NAUKI<br />

o SPOLECZENSTWIE<br />

Dlaczego ontologiczne podstawy? Prof. Rybicki pisze w swej ksiqzce,<br />

ze zasadnfczym p:czedmiotem jego pracy 'bE;dzie analiza teorii spolecznej<br />

Arystotelesa z pominiE;ciem m. in. jej warstwy filozoficznej. R6wnoczesnie<br />

jednak zaznacza, ze "teoria spoleczna" niezupelnie jasno i wystarczajqco<br />

ujmuje tresciowq zawartosc PoLityki, bo na tE; zawartosc


ZDARZENIA --,- KSIAZKI - LUDZIE 1071<br />

skladajq si ~ elernenty ernpiryczne, filozoficzne, doktrynalne... Choc zrozurniale<br />

jest, ze Autor pragnie zajqc si~ tylko warstwq spolecznq<br />

Polity1ci, jednakze nawet w tyrn uj~ciu .nie rnozna porninqc - i faktycznie<br />

prof. Rybicki tego nie robi - zespolu zalozen-tez, ktore stojq<br />

u podstaw teorii 0 spolecznosci i rnajq - niezaleznie od tego czy si~<br />

to tak okresli - charakter ontologiczny. COZ to Sq te zalozenia? Sq<br />

to, jak stwierdza Autor, "twierdzeniaogolne, ktore Arystoteles przyjrnowal<br />

jako prawdziwe i oczywiste i na rzecz ktorych nie rozwijal<br />

szerszej i bar dziej szczegolowej argurnentacji". Sq to wi~c zalozenia<br />

natury ontologicznej, orzekajqce 0 tyrn, jaka jest istota rzeczywistosci<br />

spolecznej. Z nich wyplywajq pewne ogolne dyrektywy rnetodologiczne.<br />

Autor wytypowal bardzo slusznie szesc takich podstawowych twierdzen-tez:<br />

1. Czlowiek jest istotq spolecznq; 2. Polis jest calosciq spolecznq;<br />

3. Poli:s jako sarnowystarczalna wspolnota istnieje z natury;<br />

4. Celern spolecznosci jest dobro, z ktoryrn utozsarnia si~ dobro jed-'<br />

nostki; 5. PoUs-wspolnota sklada si~ z ludzi wolnych i niewolnych,<br />

rownych i nierownych z natury i nie tylko z natury, kt6rzy w r6znyrn<br />

stopniu uczestniczq w spolecznosci; 6. Kazde polis ' jest spolecznosciq<br />

ograniczonq. Prof. Rybicki poswi~ca stosunkowo dl:lzo uwagi ornowieniu<br />

tych zalozen dajqc przy tej okazji szereg niezrniernie cennych<br />

naswietlen, rozgraniczen poj~ciowych i nowych prob rozwiqzan, zwlaszcza<br />

tam, gdzie rnysl Stagiryty brana literalriie prowadzHa kornentatorow<br />

do wielu nieporozurnien. Do takich wazkich przyczynkow nalezy<br />

rn. in. podkreslenie przez Autora znaczenia analogii w rozurnieniu poj~c<br />

i kategorii spolecznych Polityki. Dotyczy to np. pojrnowania "taldch<br />

wyrazen jak arystotelesowskie i nowozytne rozurnienie poj~cia fisis­<br />

-natura, przyr6wnanie polis do organizrnu bez podkladania organicystycznego<br />

sensu klasycznej socjologii, zrozurnienie wyrazenia Arystotelesa,<br />

ze "z natury swojej polis jest pie r w e j anizeli rodzina i ka7.dy<br />

z nas"... i caly szereg innych. Nie rnniejsze znaczenie rna spostrzezenie<br />

Autora dotyczqce teleologicznego aspektu w ujrnowaniu polis i zjawisk<br />

spolecznych, uwaga, ze rnyslenie Stagiryty cechuje wlasnie 6w rys<br />

teleologiczny i wykazanie jak niezauwazanie tego aspektu stalo si~<br />

zrodlern wypaczen i nieporozurnien w p6iniejszych interpretacjach jego<br />

filozofii i teorii spolecznej. Podkreslenie tego rysu rnyslenia Arystotelesa<br />

jest niezrniernie wazne przy ko.nfrontaeji z nowszyrni teoriarni<br />

soejologicznyrni XIX i poczqtkow XX wieku, kt6re z reguly wykluczaly<br />

poj~eie celu i przyczyny eelowej z pola dociekan teorii spoleeznej.<br />

Nieporozurnienie zas poehodzHo stqd, ze nowozytne teorie inaczej<br />

pojrnowaly eel - najcz~sciej w kontekscie wartosciowania, kt6re jest<br />

wykluczane z ernpiryeznej nauki spoleeznej - a nie w sensie telos­<br />

-celu u Arystotelesa, ktory w koncepeji Stagiryty nalezy do samej<br />

rzeczywistosci spolecznej, do natury zjawisk spolecznyeh, jest bowiern<br />

<strong>Znak</strong> - 17


1072 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

k resern, jest spelnieniern, do ktorego to, co si ~ sta je, zrnierza w swoim<br />

rozwoju.<br />

Z pojGciem celu WlqZe si ~ problem dobra s zcz ~s ci a . Arystotele£<br />

wia,ze te p oj ~ cia zarowno ze wsp6lnotq jak i z jednostkq. Mysl jego<br />

na ten temat, zwlaszcza jeSli chodzi 0 P olity k fI . nie jest bynajmniej<br />

wyrazona Iatwo. Stqd tym w i~ks z e uznanie dla prof. Rybickiego, kt6ry<br />

to zagadnienie stara s i ~ rozwiqzae obiektywnie przy pomocy analizy<br />

wieloaspektowej. Ten r odzaj analizy pozwala Autorowi dowiese prze:"<br />

konywajqco, i e polis Arystotelesa powstaje i istnieje nie tylko dla<br />

umoi liwienia zycia ludzkiego, ale tez aby to i ycie dobr ze ksztaltowac.<br />

Kwestia bene vivere rna w poglqdach Stagiryty na spolecznose zasadnicze<br />

z n a~ze ni e . Okazuje si~ to przede wszystkim w6wczas. gdy siE'l<br />

zwr6ci uw ag~ na zwiqzek, jaki istnieje mi ~ d zy dobrem a s z cz~sci em,<br />

oraz zwiqzek mi~d z y rodzajem dobra a s z cz~s ciem. Stqd wazne jest<br />

tu odr6i nienie tego, co s i ~ nazywa szc z ~ s c iem w sensie psychologiczn ym,<br />

od s zcz ~ scia w sensie ontologicznym , kt6re jest zwiqzane z tym, co<br />

Ar ystoteles nazywa bene vivere, a co polega na tym, by zy e cnotliwie<br />

i rozumnie. "Kazdemu przypada w udziale tyle szcz~scia , ile wykazuje<br />

cnoty i rozumu" - pisze Stagiryta. Dla tak poj ~tego dobra i s zc z ~ scia<br />

ramami. k t6re pozwalajq, jakbysmy dzis powiedzieli - na rozw6j osobowosci<br />

spoleczne j, jest wlasnie spolecznos c. W zwiqzku z poruszanq<br />

problematykq Autor zanotowal cenne uwagi na temat tego, co tradycyjnie<br />

tlumaczy s i~ slowem cnota, a co po grecku brzmi arete. Podkreslajqc,<br />

ie w ciqgu ostatnich stuleci poj ~ci e cnot y-arete zostalo zw ~ ­<br />

zone - przez od j ~ cie od niego elementu dzialania - tylko do sfer y<br />

czystej dyspozycji, co spow Q.dowa!o, ze cnota by!aby domenq ludzi<br />

biern ych, prof. Rybicki wykazuje, jak obca jest taka koncepcja Arystotelesowi,<br />

u k t6rego arete to dyspozycja wlasnie do dzialania rozumnego<br />

i dzielnego. Trzeba przypom niec, ze sw. Tomasz z Akwinu<br />

tak r ozumie arete tlum aczonq n a l a c in~ przez virtus, skoro cnot ~ definiuje<br />

m. in . jako habitus operativ u s bon us - sprawnose do dobrego<br />

dzialania, co tlumaczy jako sprawnose dzialania rozumnego, dzielnego<br />

i konsekwentnego.<br />

Takich wazn ych wyjasniel'l i rozgr aniczen popartych rzetelnym<br />

materialem dowodowym zawicra studium prof. Rybickiego bardzo wiele<br />

i nie spos6b je wszystkie w yliczac.<br />

Trudno jednak pominqe przyna jmniej jeszcte jeden wainy problem,<br />

na kt6ry Autor r zucil nowe swiatlo. Brzmi on: jak pogodzie<br />

t ez ~, ie dobro polis jest dobrem jednostki. z nier6wnosciq ludzi, z niewolnictwem.<br />

Zagadnienie t o dotqd jest dyskutowane I chociaz moze<br />

prof. Rybicki nie rozwiqzal go w calosci, niemniej wskaza! wainq<br />

dyrek tyw ~ metodologicznq - pr zestrzegl mianowicie, by w odniesieniu<br />

do tej kwestii nie myslec schematami wyksztalconymi przez nowozytnq


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - L UDZIE 1073<br />

teo ri ~ panstwa. Wskazal r6wnoczesnie platform ~ , na kt6rej oalezy to<br />

zagadnienie rozpatrywac. Tq platformq jest stosunek, jaki lqczyl niewolnika,<br />

zar6wno ze spolecznosciq jak i z wlascicielem niewolnika,<br />

kt6ry nie tyle. by! cZqstkq polis, co cZqstkq domu i stqd char akter<br />

stosunku spolecznego glowy domu i niewolnika. Na tym tle wyrasta inne'<br />

waine spostrzeienie szerEej zresztq potraktowane w dalszej cz~sci pracy,<br />

ze stopien uczestnictwa jednostki w spolecznosci jest uwarunkowany<br />

szeregiem cech i czynnik6w. I tu prof. Rybicki ustrzegl si ~ b l~du<br />

wielu interpretator6w Stagiryty polegajqcego na sztywnym przykladaniu<br />

schematu dzisiejszych poj ~ e do mysli zawartej w PoLityce.<br />

PROBLElVIATYKA NAUKI 0 SPOLECZNOSCI<br />

Tak zatytulowal Autor drugq cz~se swej pracy, kt6ra omawia w na­<br />

\viqzaniu do filozoficznych kategorii Stagiryty, jakimi Sq materia,<br />

forma i akt, problemy skladajqce si~ na trese, ksztalt i dyna!pik~<br />

spolecznosci. W sklad materii, jak wynika z analizy, wchodzi oprocz<br />

tego, co moina by dziS okreSlie jako mOl'fologi~ spolecznq, cos w i~cej<br />

jeszcze, bo r6wniez ludnose, rodzina i r6zne grupy spoleczne. W o br~b ie<br />

materii spolecznosci jest tez miejsce na zagadnienie genezy zw iqzk6w<br />

i wsp61not ludzkich. Analiza materii spolecznosci pokazuje niedwuznacznie<br />

aktualnose wielu zagadnien rozpatrywanych przez Stag iry t ~ .<br />

Wystarczy wspomniec jego poglqdy dotyczCjce problematyki populacyjnej,<br />

fakt, ze Polityka interesuje si~ i dzis aktualnCj kwestiq wieku<br />

zawierania malzellstw, przy czym kryterium dojrzalosci zyciowej jest<br />

mocno akcentowane. Uwagi po sw i~con e w Polityce terytor ium polis,<br />

w szczeg6lnosci zas obszarowi miejskiemu i jego urzqdzeniu, pozwalajq<br />

widziee w Arystotelesie prekursora urbanistyki.<br />

Wydaje s i ~ jednak, .ze prof. Rybicki nie dosc os tro sformulowal<br />

swoje uwagi na temat gospodarki polis. Chodzi tu g16wnie 0 wazne<br />

zagadnienie koncepcji dzialania w og6le, a pracy w szczeg61nosci, co<br />

wyrainie wyst~p u je w Polityce, oraz 0 scislejsze powiqzanie czynnosci<br />

ludzkich ze strukturq klasowq ludnosci. Zgadzajqc si~ z Autorem, ze "Polityka<br />

jest nie tyle teoriCj terytorialno-politycznej crganizacji, co g16wnie<br />

i przede wszystkim teoriq spolecznosci", nie mozna zrezygnowac. z pelniejszej<br />

analizy koncepcji dzialalnosci, a w szczeg61nosci pracy u Stagiryty,<br />

bowiem ta koncepcja okresla stosunki gospodarcze polis i lqcz.y<br />

si~ gl~boko z samq strukturq podzialu klasowego polis - calosci spolecznej.<br />

Wydaje si~ , ze Autor przy omawianiu tej problematyki za<br />

malo analizowal greckq t erminologi~ Polityki. lVI6g1by w6wczas wyrainiej<br />

wskazae, ze poj~ci e dzialalnosci u ArystoteJesa jest zagadnieniem<br />

zlozonym. Swiadczy 0 tym choeby wielosc wyr azen oddajqcych


1074 ZDARZENIA - KSIPt2KI - LUDZIE<br />

r6:i:ne odcienie tej samej ludzkiej dzialalnosci. Jest takich wyra:i:en<br />

przynajmniej osiem: Banausia (Banausos), Panos, Kamnein, Poinsis,<br />

Teosia, Ergasia, Praxeis, Energeia, a ka:i:de z nieh w pewnym sensie<br />

stanowi kryterium zar6wno podzialu czynnosci, jak i . ludzi w polis.<br />

Taka analiza prowadzqc do pelniejszego, teoretycznego uj~cia gospodarki<br />

i podzialu czynnosci, rzucilaby te:i: wi ~ cej swiatla na zagadnienie<br />

stan6w i klas w polis. W6wczas mo:i:na by si ~ przekonac, :i:e u Arystotelesa<br />

odgrywajq duzq rol~ ontologiezne podstawy dzialalnosci oraz<br />

wsp61zale:i:nosci kategorii dzialania lu~ zld ego i rodzaj6w zycia (kontemplatywnego,<br />

czynnego), tego co Autor nazywa "dziedzinami dzialania".<br />

Mo:i:na by wtedy zrobic pewien zestaw podzialu dzialalnosci ludzkieh<br />

u Stagiryty, co pozwolilo by pelniej spojrzec na struktur~ klasowq<br />

polis. Zestaw taki w yglqdalby nast~pujqCo:<br />

Dzialalnosc<br />

Prywatna - dla siebie samego: rozwazanie,<br />

wiedza, filozofia<br />

wolnego f<br />

j<br />

Publiczna - dla spolecznosci polis: r6zczlowieka<br />

't<br />

obywatela . norodna dzialalnosc polityezna<br />

IjakO praea<br />

sluzba wojskowa na lq­<br />

dzie i morzu, rt';kodziel­<br />

nictwo, rzemioslo, sztuki,<br />

handel, rolnictwo,<br />

pasterstwo, hodowla itp.<br />

podjt';ta dla<br />

utrzymania<br />

I<br />

Dla spoleeznosci:<br />

Dla jednostki:<br />

praea w stanie niewolnym<br />

(niewolnictwo).<br />

Wtedy r6wniez to, co Stagiryta nazywa formq spolecznosci, a co jest<br />

okreslonq strukturq ustrojowq, mozna by potraktowac n a szerszej plaszezyi<br />

nie integracji spolecznej polis. Te uwagi weale nie kwestionujq<br />

koncepcji dziela prof. Rybickiego, kt6ry znow u przy omawianiu problemu<br />

urzeczywistniania sit'; spolecznosci w r amach polis, r ozwiqzal szer<br />

eg zagadnien w~zlowych dla teorii spolecznej. Przykladowo wskazac<br />

n~ ozna n a takie kwestie jak zaleznosc prawa od ustroju I jego funkcja<br />

w urzeczywistnianiu spolecznosci, w yodrt';bnienie sfery mysli i czynnosci<br />

kulturowej, koncepcja obywatela u Aryst otelesa, zagadnienie soc­<br />

'jalizacji, problem plaszczyzn, w kt6rych dokonuje sit'; integracja spoleczna<br />

i wytwarza si~ wi~i spoleczna, a takze wiele innych.


ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

1075<br />

TEORIA SPOLECZNA ARYSTOTELESA I JEJ RECEPCJA <br />

W NOWSZYCH DOKTRYNACH <br />

CZ E;SC trzecia studium, traktujqca 0 takich problemach jak okreslenie<br />

przedmiotu teorii spolecznej, sposoby u j~ ci a tegoz przedmiotu przez opis,<br />

por6wnanie, klasyfikacj~ i typizac j ~ zjawisk, uj~ci e dynam iczne r zeczywistosci<br />

spolecznej, r ola przyczyn owosci w wyjasnianiu wielkosci<br />

i zmiennosci ustroj6w, cztery przyczyny i determinacja zjawisk spolecznych,<br />

- obfituje zn owu w wiele cennych przyczynk6w dla skor ygowania<br />

bl ~ d 6w w interpretacji niekt6rych po j~c Filozofa, jak i wskazania<br />

dr6g do wielu zasadniczych rozwiqzan w procesie tworzenia teorii '0 spoleczenstwie.<br />

Nie wym ieniajqc wszystkich konstruktywnych r ozwiqzan<br />

prof. Rybickiego zwr6cic trzeba uw ag ~ na jego wskazania dotyczqce n p.<br />

specyficznej koncepcji nauki spolecznej u Stagiryty, koncepcji kt6r a wyswietla<br />

zr6dla nieporozumien w pojm owaniu Polityk i przez nowoczesnq<br />

t eori~ nauki, a zwlaszcza jej kierunek pozytywistyczny. Wielu mialo powazne<br />

zastrzeienia do w artosci poznawczych Polityk i z tej racji, ze je j<br />

tresc rna cz ~sto charakter normatywny. A przeciez, jak pisze Autor<br />

"w mysl pozytywistycznych sugestii zadna um iej~t n osc stanowienia<br />

norm nie jest w og6ie naukq. WiE;c tei nie jest naukq nor matywnie rozumiana<br />

Polityka. Ot6z bezposrednie przeniesienie tych kanon6w do staroi<br />

ytnych, a zwlaszcza do Arystotelesa prowadzi do nieporozumien.<br />

Arystoteles bowiem mysli inaczej, n iz pozytyw isci XIX i XX wieku".<br />

Rozr6i nienie m i ~dzy tym, co nazywamy zadaniem n auki, a jej przedmiotern<br />

pozwala zauwazyc, ze Arystoteles za przedmiot swej n auki 0 spolecznosci<br />

bierze to, co miesci s i~ w sferze empirii, a wi~c opis fakt6w ,<br />

zdarzen spolecznych uwarunkowanych historycznie i etnicznie. To nie<br />

przekresla faktu. ze polityka jest dIan naukq naczelnq, kt6rej celem jest<br />

dobro. Realizujqc ten cel polityka nie narzuca n orm, bowiem przedmiot<br />

jej teorii jest r6iny od jej celu. Trudno przedstawic w kilkunastu<br />

slowach ten w ain y pr oblem, stqd dla jego pelnego poznania trzeba wzillC<br />

do r ~k i k s i q z k~ prof. Rybickiego, a wtedy mozna s i~ zgodzic z Autorem,<br />

ze "Polityka Arystotelesa jest pier wszym tworem teorii spolecznej,<br />

kt6rego przedmiot zostal u j~ty - i to w pe~ni swiadomie ujE;ty ­<br />

empirycznie".<br />

W aine r6wniez jest wykazanie, jak Arystoteles dziE;ki wyrainemu<br />

wyod r~b ni e ni u przedmiotu formalnego teorii spolecznej, kt6rym jest<br />

polis - wsp6lnota samowystarczalna stanowiqca r amy innych zwiqzk6w<br />

i wsp6lnot - ocalil swojq teoriEl spolecznq wlasnie dziElki jednosci<br />

jej pr zedmiotu. I tutaj miesci si~ waina dyrektywa gla tych, kt6rzy<br />

pragnq integracji w nauce 0 spoleczenstwie.<br />

Wsp61czesnemu czlowiekowi, nastawionemu cZElsto negatywnie do<br />

wszelkiej metafizyki, wiele dajq uwagi Autora na temat pojElcia przy­


1076 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUD?1E<br />

czyny u Stagiryty, a zwlaszcza - oryginalnej koncepcji Filozofa wyjasniania<br />

zloionej, dynamicznej rzeczywistosci spolecznej popr zez . cztery<br />

przyczyny: materialnq, formalnq, sprawczq, celowq - oraz ich rola przy<br />

wyjasnianiu wielosci i zmiennosci ustroj6w. Wartosci tych uwag nie niweczq<br />

pewne zastrzeienia, jakie moina miee do interpretacji Autora<br />

z. racji moie zbyt funkcjonalnego traktowania przyczynowosci u Stagiryty.<br />

Cz~se czwarta studium 0 recepcji Polityki w p6zniejszych doktrynach,<br />

jest stosunkowo kr6tka i nie wyczerpuje tematu. Trudno si~ temu dziwie<br />

zwaiywszy, i.e zagadnienie to nie zostalo jeszcze dotqd dostatecznie<br />

opracowane, a jego opracowanie daloby w wyniku przynajmniej nowe<br />

studium. Przedmiotem dalszej dyskusji mogq tez bye takie sprawy jail.<br />

powody akceptacji Polityki w Sredniowieczu i uprzedzen do niej w czasach<br />

nowszych, czy tez kwestia, w jakim stopniu wybitni komentatorzy<br />

Polityki w Sredniowieczu prze j~li trese teorii spolecznej Arystotelesa.<br />

Jedno jest pewne - Polityka byla i jest kopalniq mySli, z kt6rej<br />

moina czerpac wiele dla nauki 0 spolecznosci, a jej realizm w rozwiqzaniach<br />

kaze . siE; liczye z tym dzielem niezaleinie od takich czy innych<br />

zastrzezel1. Historia mysli spolecznej wskazuje, jak wielcy tw6rcy nowozytnych<br />

teorii spolecznych si~gali do Arystotelesa, i choe ich rozwiqzania<br />

cz~sto diametralnie r6zniq si~ od Polityki, jednakze dzielo to<br />

dla wielu bylo czyms wi~cej, niz tylko swiadectwem wiek6w. Moina<br />

si~ 0 tym przekonae czytajC!c kr6tki, kOilCOWY rozdzial pracy prof.<br />

Rybickiego.<br />

Na zakonczenie nasuwajq si~ jeszcze drobne uwagi. Szkoda, ze Autor<br />

.malo wykorzystal tekst grecki Polityki. Tlumaczenie L. Piotrowicza nie<br />

zastC!pi niestety oryginalu, zwlaszcza tam, gdzie idzie 0 okreslenie poj~c.<br />

Czytanie pracy utrudnia fakt (zresztq prawdopodobnie niezalezny od<br />

Autora) umieszczenia materialu zr6dlowego i bibliograficznego na koncu<br />

ksiqzki.<br />

Te i inne uwagi nie umniejszajC! bynajmniej przekonania, kt6re si~<br />

rodzi po uwaznym przestudiowaniu dziela prof. .Rybickiego, ze jego<br />

studium to cos wi ~ cej, aniieli jeszcze jedna dobra ksiqzka z dziedziny<br />

spolecznej. Stanowi ona powazny wklad do tego, by poj~cie spoleczellstwa<br />

moglo si~ stae operatywnym w nauce i w i.yciu. Stqd, m6wiqc j~zykiem<br />

Arystotelesa, ksiqzka prof. Rybickiego nalezy do tej kategorii,<br />

dziel, kt6re mogq rzeczywiscie uczynie czlowieka mqdrzejszym. Jest to<br />

gl~boka synteza, wynik chyba wielu lat badan i przemyslen. I byloby<br />

dobrze, ieby to studium przekroczylo sfer~ zasi~gu j~zyka polskiego.<br />

. . ' Wladyslaw Jacher


PYTANIA <br />

6 czerwiec <strong>1965</strong><br />

Umarla Maria Dqbrowska. Krytycy ustawiajq na plycie z jej nazwiskiem<br />

bukiety sl6w zakupione w przycmentarnych straganach oferujqcych<br />

na takie okazje gotowe wiel1ce i odpowiednio dobrane, kwieciste<br />

metafory. Smierc artyst6w jest zazwyczaj ubrana w owe szybko<br />

wi~dnq ce girlandy, szarfy i donice z pr6chnicq. Potem, jezeli Sq bardzo<br />

wybitni, nadchodzi czas wmurowywania tablic \V sciany domow, gdzie<br />

mieszkali, pojawiajq si~ na skrzyzowaniu ulic tabliczki z ich nazwi­<br />

. skami, szkoly ich imienia. UCZq si~ w nich dzieci, wsr6d kt61'yeh<br />

jedynie paru prymusow docenia nazw ~ wlasnej "budy". Obyczajowq<br />

litUl'gi~ tyeh smierci znamionuje patos i powaga. Ale obecna jest tu<br />

1'6wniez Ironia. Nie jest ona tak jask1'awa, jak wtedy, gdy umierajq<br />

wladcy. Ale przeciez niezyje odejscie nie jest od niej wolne. Ironia ­<br />

wielkie slowo. To nie mialki sceptycyzm, to poczucie dysp1'oporeji pomi~dzy<br />

wartosciq, kt6rq jest sam czlowiek, a naigrywajqcym sie; z niego<br />

jego losem wlasnym. Przez cale zycie nosimy w sobie ow zalqzek, nasienie<br />

bezwladu, kto1'e w jakiejs chwili rozpoczyna raptem owocowac<br />

osiqgajqc wreszcie rozmiary pustki, ktora pozostaje w miejscu po<br />

zywych. Ci, ktorzy pozos tali, sta1'ajq sie; t~ proznie; jakos umaic, ozdobic,<br />

zapelnic przem6wieniami, szumem slow i spiewow. To jest nasza osobista<br />

ob1'ona przed ciszq cmentarzy. Ieh smutek plynie z koniecznej<br />

zgody na to, co mialo przyjsc; co roslo tak dlugo niedostrzegane.<br />

Sztuka rna jednak w sobie sile; chronienia tw6rcow przed zapomnieniem.<br />

1m wie;cej w tym, co po nich pozostalo, jest prawdziwego<br />

zycia, tym bardziej ich dziela Sq trwale. 1m bardziej obumarli przedtern,<br />

wcielajqc sie; we wlasnq prace;, tym pi ~kniej zyjq potem. Jest<br />

.chyba zupelnym nieporozumieniem uwazac, ze piszq oni dla posmiertnej<br />

slawy. Zycie tworcow poznawane za posrednictwem ich intymnych<br />

zapiskow jest peIne ne;dzy i 'niepokoju. Wystarczy przeczytac ich<br />

dzienniki, notatki, zbiory rozmaitych listow. Wmyslajqe sie; w sens<br />

egzysteneji, uprawiajqc hazar d tej mia1'Y co ambitna (jak smiesznie<br />

to nazywamy) sztuka, zyjq w stalym na pi~ ciu, ktore jedynie od ezasu<br />

do ezasu slabnie, by ustqpic momentom r zadkiej satysfakcji z UkOlleZl'nia<br />

paru zdaiJ., odegrania roli, wydobyeia ksztalt6w dlugo oezekiwanych,<br />

ale dotqd niemozliw yeh do utrwalenia.<br />

Ironii opiera sie; pie;kno. Simona Weil sqdzila, ze jest ono tym samym<br />

swiatlem, 0 kt6rym J an Ewangelista m owi, ze plonie w ciemnos<br />

cia.ch. Ukryte jest ono wedlug niej nie tylko w sztuee, ale "ve w szystkim,<br />

co jest ladne: przyrodzie, myslaeh, dziaianiu, usyt uowan iu istoty<br />

l udzkiej w swiecie. R olq sztuki jest wyna jdyw ac odblask swiatla, ukla­


1078 ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

dae w komp ozycje godne jego urody, dawae swiadectwo. Odkrywanie<br />

i po"znaw anie, a poza tym umiej~tnose przek azania tych odkry c i zdobytych<br />

prawd innym, a wi~c r zemieslnicza sprawnosc, kunszt wzbogacajqcy<br />

pr a wd~ bez naruszania jej istoty, bez zamulania wlasnq niedojrzalosciq<br />

i brakiem czci naleinej czlowiekow i, stalemu jego sporowi<br />

o pierwszenstwo; t~sknota do ladu i harmonii wypowiedziana w pelni<br />

raz - szcz~sliwym trafem, drugi - po rozpaczliwej pracy. Ale sztuka<br />

pozostaje zawsze sztukq, czyli rolq, odegranq przez czlowieka. Kreacjq.<br />

Kiedys, pr~dzej czy p6i.niej gra dobiega konca. Rzeczq, kt6rej si~ moina<br />

domagae od artysty, jest to, by swoje iycie rozgrywal z godnosciq,<br />

by ceni! nie tyle dzielo, He jego trese, odbicie swiatla. Zycie jest<br />

pi~lme, mimo (a moie wskutek tego) ie brak mu pelnej harmonii, i e<br />

jest n iedoskonale. Jedni dostrzegajq boskose przenika jqcq pop~kani:\,<br />

a nawet pokruszonq glin ~ , z kt6rej n as ulepiono, inni widzq wylqcznie<br />

blask osamotnionego w walce, heroicznego czlowieczellstwa. Jednych<br />

i drugich spotkae moina razem, gdy w imi~ poczuda wsp61noty gatunku<br />

istot swiadomych swej odr~bnosci we wszechswiede poszukujq<br />

wciqi nieodkrytegosensu naszego tutaj pobytu. Chyba d, ktorzy<br />

twierdzq, ze sens 6w jest im wiadomy, tajemnica rozproszona,<br />

nie wiedzq co m6wiq. Bo gdyby wiedzieli naprawd~, mowa pr;;estalaby<br />

im bye potrzebna. Mowa, system zakl~e do zamawiania tajemnic.<br />

*<br />

Momenty smierci naszych wielkich, tych. kt6rych tw6rczose zywi<br />

nadal krwiobieg kultury, byly W ostatnich dziesiqtkach lat r6zne.·<br />

Ironia zycia, muza nadgrobna nie zawsze stala nad otwartq ziemiq<br />

wsr6d kwiat6w wiellc6w, kt6rych szady trzymajq dziewczyny<br />

yor mundurkach i harcerze. Samob6jstwo Witkacego bylo poczqtkiem<br />

zgon6w urastajqcych potem do rangi symbolu. Rozpocz~la si~ wojna<br />

ciqiqca nad zbiorowq wyobrazniq. Literatura do t ej pory nie potrafi!a<br />

si~ wyzwolie z jej ciemnych uwiklan. Zbiorowe miejsca zaglady, strza!<br />

do idqcego ulicq wsr6d zaryglowanych l~kiem drzwi i okien, jakis<br />

d61 pod miastem posypany wapnem, byly miejscem spoczynku zlych<br />

i dobrych, zdolnych i mniej zdolnych, tych, kt6rzy mysleli, ze majq<br />

'jeszcze duzo czasu, i tych, kt6rym bylo go zawsze za malo. Smiere<br />

Czechowicza, Schulza, Baczynskiego, Boya i tylu innych. przypomina<br />

er~ smierci anonimowych. Mielismy dlugq tradycj~ mogi!y wojskowej<br />

z pustq tabliczkq przystrojonq romantycznie brzozq lub p~kami r62:'.<br />

Jak na imieninowej poczt6wce. Obecnie tradycja ta wzbogacona zostala<br />

widokiem mogi! cY,wilnych otoczonych krajobrazami, kt6re porasta<br />

perz. Wpisane Sq w nie l'6wniei dzieje literatury. Na tym tie<br />

sens jej zabieg6w stal si~ jeszcze bardziej zrozumialy i potrzebny.


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE 1079<br />

Zawsze by1a ona i jest prostestem przeciwko zacieraniu r6znie pomie:dzy<br />

traWq a cz1owiekiem. Spo1ecznosc bez wlasnej, zywej sztuki<br />

jest poza tym jak cz1owiek, w kt6rym ucicha te:tno. Oczywiscie,<br />

nie tylko sztuka podtrzymuje 6w rytm. lVIitologizowanie zlq oddaje<br />

jej przys1uge:. Istnieje jednak potrzeba ciqglego przypominania, czym<br />

. sztuka jest, uswiadamiania, ze jej rola nie skonczy1a sie: w rzeczywistosci<br />

cybernetycznej.<br />

Dzis znowu zegnamy swoich bliskich kwiatami, spiewem i slowern.<br />

*<br />

Czy kontynuacja tego typu powiesCl, kt6rej przyk1adem Sq. Noce<br />

i dnie, jest mozliwa? Andrzej Kijowski w artykule poswie:conym<br />

~naczeniu tw6rczoSci Zmarlej ("Tygodnik Powszechny", nr 23) pisze,<br />

ze w skrytosci ducha wszystkim pisarzom zdarza sie: marzyc 0 tym,<br />

by tak pisac jak ona. Dqbrowska przechowywala w czasach zmiennych<br />

gust6w i naporu rozmaitych kierunk6w awangardowych "klasyczny<br />

kanon" prozy powiesciowej.<br />

Dlaczego wszyscy 0 to pytajq - czy on przetrwa? Czy dlatego,<br />

ze zmienia sie: wrazliwosc estetyczna odbiorcy, kt6ry zaczyna stronic<br />

od opis6w w literaturze, szukajqc w niej g16wnie intryg~jqcej akcji,<br />

albo interpretacji problem6w zycia podawanej w skr6cie, wprost, bez<br />

posrednik6w, czyli bez bohater6w przemawiajqcych w trzeciej osobie,<br />

C0 W uszach wsp6lczesnych brzmi bezosobowo, budzi podejrzenia,<br />

ze postacie Sq wymyslone, "nieprawdziw e"?<br />

Te: nOWq wrazliwosc niewqtpliwie ksztaltuje film. Ukrad1 on prozie<br />

monopol na obrazy. Sugestywnie je pokazuje stwarzajqc atmosfere:<br />

takiego podobienstwa do rzeczywistosci, ze trudno z nim konkurowac<br />

literom. Nie tylko film, ale r6wniez prasa i telewizja przyzwyczaja<br />

nas do widoku swiata i zycia, kt6ry jest bardziej realny<br />

od najbardziej naturalistycznego realizmu. Obowiqzuje w nich tez<br />

zasada kompozycji przekazywanych informacji i obraz6w. W ilustrowanym<br />

magazynie wszystkb jest" obliczone, kazdy efekt skontrastowany<br />

z namys1em, tytu1 obmyslony, fotografia skadr owana wg pewnych zasad.<br />

R6wniez i wizja na ma1ym ekranie nie jest przypadkowa. I tu<br />

i tu marny do czynienia z rzemios1em, kt6re niekiedy, przy swietnym<br />

jego opanowaniu osia,ga granice sztuki. Nie chodzi 0 tresc owych kompozy~ji,<br />

ale ich oryginalny, w1asny "je:zyk" ksztaltujqcy wyobrainie:<br />

i wyrabiajqcy przyzwyczajenia. Kiedy potem bierze sie: do re:ki ksiqzke:,<br />

imaginacja nasza jest juz obciqzona, a zmys1y nakierowane na pewien<br />

typ odbioru. Nie mozna tych mechanizm6w lekcewazyc. Zresztq i prasa<br />

i telewizja i radio, warsztaty kr6tkich, sqsiadujqcych ze sobq na prawach<br />

kontrastu form, r6wniez pos1ugujq sie: tekstami pisanymi. Slo­


1080<br />

ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

worn drukowanym przywracajq dzwi~ki. Powracamy do literatury m6­<br />

wionej. Przede wszystkim jednak interesujqce jest owo zapotrzebowanie<br />

na bezposredniq relacjE;. Autobiografie, zbiory korespondencji; pamiE;tniki,<br />

dokumenty cieszq si~ wielkim zainteresowaniem. \V anonimow ym swiecie<br />

szuka si~ os6b 0 wyraznie zarysowanej indywidualnosci, kt6re<br />

potrafiq m6wic wprost, 0 tym, co przeiywajq i co myslq.<br />

*<br />

Powiesc realistyczna ulega wiE;C przemianom pod presjq zmieniajqcej<br />

siE; n aszej wrailiwosci. Ostatnie powiesci Hanny M alewskiej Sq<br />

przykladem charakterystyczne j dekompozycji wewnE;trznej, 0 kt6rej<br />

byla przed chwilq mowa. Nasladujq -one, albo \Vl' E; GZ same si~ stajq<br />

rodzajem diariusz6w, pami~tnik6w, zbudowanych bqdz to na zasadzie<br />

"klocka", czyli wsp610prawnego zbioru dawnej korespondencji, dru- '<br />

kowanych dokument6w, kt6re zostaly opatrzone glosami pisarzy; st


SOMMAIRE<br />

ANTONI GOLUBIEW: Ma grand-mere et rna femme - recit 815 <br />

LETTRES DE KAROL IRZYKOWSKI a K. L. KONINSKI <br />

correspondance entre deux eminents penseurs polonais <br />

(1934-1939) 844 <br />

STANISLAW PIGON: La litterature polonaise - face au mond.e <br />

pays an<br />

903 <br />

~IR ABBE EUGENIUSZ SITARZ, MR ABBE LUDWIK STEFA-<br />

NIAK: Chronique d'archeologie biblique 1962-1964 .<br />

913 <br />

JERZY KALINOWSK I, STEFAN SWIE2AWSKI: Entretien sur la <br />

philosophie a l'heure du Concile (Fragments du livre publie <br />

en fran


.d'B' <br />

Perspektyw y soborowe<br />

Gregory Bourn<br />

W· stron~ iednosci<br />

Co t o jest p owszechnosc Kosciola? J ak pogodzic mocne przekona­<br />

nia wlasn e z szacunkiem dla przekonan cudzych? J aki sens mialy <br />

schizmy w dziejach chrzescijanstwa? Co to dzisiaj znaczy "na­<br />

wracac"? Oto niekt6re sprawy, jakie w glosnej swojej ksiqzce <br />

rozwaza am erykanski konwertyta, ks. Gr egory Baum. <br />

Str. 235, pl6tno.<br />

Hans Kung<br />

Sober i zjednocze Ie<br />

.<br />

43 zl <br />

Jedna z naj'Vvybitn iejszych w piSmiennictwie swiatowym k siqzek<br />

o reformie K osciola i 0 przemianach wsp61czesnej religijnosci.<br />

Autor w swietle "aggiornamentc" rysuje dzie je Kosciola, przebieg<br />

pierwszych sesji Soboru, rozwaza perspektywy przyszlosci.<br />

SIr. 297, p l6tno.<br />

48 zl<br />

Jaques Leclercq<br />

Katolicy i wo lnosc mysli<br />

Papieze wobec pr oblemu woln osci - K.osci61 i p anstwo - Kosci61<br />

i kult wodza - slowo "tolerancja" - w olnosc i prawda - jednasc<br />

S Ir. 252 , pl6tno.<br />

ludzi dobrej w ali.<br />

Jacek Wozni akowski<br />

Laik w Rzym ie<br />

w Bomba iu<br />

48 zl<br />

Pierwsza w Polsce ksiqzka, zawierajqca dane niezbe:dne dla pel­<br />

nie jszego zrozum ienia Soboru: rzut oka na dzieje dwudziestu po­<br />

przednich soborow, szczeg6Iowy kalendarz Vat icanum II, spis wIadz <br />

Soboru oraz omowienie jego trudnosci i jego osiqgni~c . W per ­<br />

spektywie hist orycznej ukazane zostaly zwlaszcza problem laikatu <br />

i problem wolnosci religii. Jednoczesnie ksiqzka jest reportazem <br />

z auli Soboru i szeroko opisuje Kongres Eucharystyczny i podr6z <br />

autora po Indiach. <br />

SIr, 252 pl6tno.<br />

zI48.­<br />

}{s i~z ld mozna zamawiac \v administracji 'Vyd. "<strong>Znak</strong>", Krak6w,<br />

Wislna 12, konto PKO nr 4-14-997.


TRESe ZESZYTU<br />

ANTONI GOI..UBIEW: JOANNA I FOTEL<br />

LISTY KAROLA IRZYKOWSKIEGO DO KAROLA LUDWIKA <br />

KONINSKIEGO. PRZYGOTOWAI.. DO DRUKU I PRZY-<br />

PISAMI OPATRZYI.. JERZY KONINSKI.<br />

STANISI..Aw PIGON: UWI..ASZCZENIE LITERACKIE CHI..OPA<br />

JERZY KALINOWSKI, STEFAN SWIE2AWSKI: ROZMOWA <br />

o FILOZOFII W OKRESIE SOBORU<br />

815 <br />

844 <br />

903 <br />

KS. EUGENIUSZ SITARZ, KS. LUDWIK STEFANIAK: NOTAT-<br />

NIK ARCHEOLOGICZNY - PALESTYNA 1962-1964 913 <br />

OLIVIER LACOMBE: SI..OWO WSTE;PNE<br />

KS. ZYGMUNT MICHELIS: PROLEGOM ENA EKUMENICZNE<br />

KS. ANDRZEJ ZUBERBIER: SWIECCY WIERNI - POWOI..ANIE <br />

I CHARYZMATY<br />

939 <br />

939 <br />

956 <br />

ANNA MORAWSK A: SPOTKANIA - PAUL TILLICH 986 <br />

KARL RAHNER: 0 M02LIWOSCI WIARY DZIS .<br />

HALINA BORTNOWSKA: ROZWA2ANIA 0<br />

RADA I OBOWIL\ZEK .<br />

UB6sTWIE II <br />

ZDARZENIA - KSI1\ZKI - L UDZIE<br />

KS. TADEUSZ STYCZEN: VIII TYDZIEN FILOZOFICZNY KUL<br />

971 <br />

1011 <br />

1029 <br />

1041 <br />

ROBERT ROUQUETTE SJ: ENCYKLIKA ECCLESIAM SUA M . 1053 <br />

WIESI..AW PAWEI.. SZYMANSKI: IRZYKOWSKIEGO GAR­<br />

DEROBA DUSZY . 1061 <br />

WI..ADYSI..A W JACHER: ARYSTOTELIZM W TEORII SPO-<br />

I..ECZNEJ<br />

1069 <br />

MAREK SKWARNICKI: PYTANIA<br />

SOMMAIRE<br />

1077 <br />

1081


-'tZ IZ 'Buao<br />

huf9/t'\pod lhZSaz

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!