10.07.2015 Views

Nr 322-323, kwiecień-maj 1981 - Znak

Nr 322-323, kwiecień-maj 1981 - Znak

Nr 322-323, kwiecień-maj 1981 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Biskup Stefan Wyszynski ,,0 chrzescijanskim wyzwoleniu cztowieka"list pasterskiStefan Wilkanowlcz: Program I testamentDokument Duszposterskiego Synodu Archiediecezjl Krakowskiej pI. "Odpowie~ zlalnosc chrzescljan za budowQ i odnowienie swiota". Dokument - nawiqzujqcydo Soborowej "Konstytucji duszpasterskle' 0 Kosciele w swieciewspofczesnym" traktuje 0 chrzescijanskim obowiqzku angazowania siQ w dziefobudowy, odnowy i doskonolenia swiata oraz rozwoza spofeczne nledomoglwystQPujqce na terenle Archidiecezjl Krakowsklej 1 srodkl do . ich przezwyciQzenia.*Ks. Antoni Dunajski w artykule pt. "Chrzescljanska obecnosc" wydobywaz mys" Cyprian a Norwlda tresci uniwersalne, a szczegolnia aktualna w dzislejszejpolskiej sytuacji. " Dopefniac obowiqzkow aby obowiqzywac" , "Gdziewltcej wolnosci tam I pracy wlQcej", "Roznlc siQ piQknie I mocno" - oto'ormufy Norwldowskie, kt6re jako tytufy rozdziaf6w rysujq IiniQ rozwozonautora."Polityczna niewola Polski sprawia, *iZ jej gfos nabiera szczeg61nego, proraczegoznaczenia - jest swiodectwern jej zycia, nadziejq wyzwolenia, a rownoczesnienoukq dla swiata (...) Norwid postuluje stworzenie sztuki narodowej,kt6ra wfqczajqc · 'postaciujqcq' mysl ludu w krwioobieg cafago spofeczenstwa(...) bQdzie wyrazem oplnli, gfosem, kt6ry jesl 10 - co gfos Boga",- plsze Henryk Siewierski w szklcu pI. "Ludzkoscl wslrzqsniQte sumienie."* "Czesfawa Mifosza dialog wewnQtrzny" - to florilegium cytatow na temathlstorii i cywilizacji, chrzescljanstwa, literatury I wfasnego "ja", zaczerpniQtychz esej6w poety i zestawionych przez Aleksandra Fiuto."Dolino Issy - przypowiesc 0 wtajemniczeniu" *- asaj Aleksandra Fiutao powiesci Czeslawa Mifosza bQdqcej niezwykfq drogq literackiego odkrywaniaobiektywnego i mityc znego zorazem obrozu dziecinstwa.Tw6rczosc Mariana Zdziechowsklego *(1861-1938), wybitnego mysllclela, moralistyi pisarza, autora, prac z dziedziny historii literatury, 'ilozofii, mysli religljneji polityki jest mafo znana, a wciqz zywa I aktualna. Niniejszy numerprzynosi materiafy z sesji KIK-u warszowskiego (Iuty 1980) - poswlQconejtemu pisorzowi, w kt6rej udziaf wziQIi m. in. Krzysztof Dybciak, Marcin Krol,Zofia Mocarska, Jan Skoczynski, Andrzej Walicki, oraz przypomina dwa tekstyZdziechowskiego."Religijnosc Zdziechowskiego" to szklc Czesfawa Mifosza naplsany w 1943 r.* Jakie postacie przybierof I jak funkcjonowaf temat smierci w lIteraturzeromantycznej7 - na to pylanie odpowiada Marian Sliwinski w eseju '"Romantyzmi przemijanie".••Stanisfaw laranczak zamieszcza szkic 0 poezji G. M. Hopkinsa (1844­1889) oraz przekfody religijnych i kontemplocyjnych wierszy tego poety •"Poezja uniwersali6w" - to esej Janusza St. Paslerba 0 tw6rczoscl lIteracki.jKarola Wojtyfy.


ZNAKMIES'~CZN'KTREse ZESZVTUKRAKOWROK XXXIIINR <strong>322</strong>-<strong>323</strong> (4-5)KWIECIEN-MAJ <strong>1981</strong>383 • Biskup Stefan WyszynSlkJiLIST PASTERSKI NA NOWY ROK KOSCIELNYo CHRZESCIJAt'lSKIM WYZWOLENIU CZlOWIEKA403 .• Stefan WilkanowiczPROGRAM I TESTAMENT414 • ODPOWIEDZIALNOSC CHRZESCIJANZA BUDOWfi I ODNOWIENIE SWIATA.DOKUMENT DUS:ZPASTERSKIEGO SYNODUARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJ427 • ks. A,ntoni DunajskiCHRZESCIJAt'lSKA OBECNOSC(NA,D WYBRAiNYMI TEKSTAMI CYP,RIANANORWIDA)441 • Henryk Siewierski"LUDZKOSCI WSTRZJ\SNlfiTE SUMIENIE"(NORWID 0 OPINII)454 • CZESlAWA MllOSZA DIALOG WEWNfiTRZNY470 • Aleksander Fiut486 •494 •498 •506 •508 •512 •514 •DOLINA ISSY -PRZYlPOWIESCo WTAJEMNICZENIUo MARIANIE ZDZIECHOWSKIMStanislaw Stomma .MARIAN ZOZIECHOWSKI -POSTAC I OZIElOJon Skoczynskl PESYMIZM ZOZIECHOWSKIEGO Zolia Mocarska WOKOl MYSLI RELlGIJNO-ETYCZNEJ MARIANA ZOZIECHOWSKIEGO Marcin Kr61 ZOZI ECHOWSKI: H ISTORIOZOFICZN E PRZEWIOYWANIE PRZYSZlOSCI Andrzej WalickiZDZIECHOWSKI: ESCHATOLOGIA A MILLENARYZMKrzyszto! Oybclak ZDZIECHOWSKI WOBEC KOSCIOlA Czeslaw M lIosz RELIGIJNOSC ZDZIECHOWSKIEGO 381


BISKUP STEFAN WYSZYNSKILIST PASTERSKI NA NOWY ROK KOSCIELNYo CHRZESCIJANSKIM WYZWOLENIUCZlOWIEKAAdwent Ponski, dzis rozpocz~ty, zwroco mysli, wol~ i uczucio, duszeI cioto nosze, cote cztowieczenstwo ku Bogu Ojcu, kt6ry posyto Synoswego no Bozq ziemi~. Od czosu pierwszego odwentu, gotujqcego ludzkoscno przyjscie Zbowicielo swioto, uptyn~ty w ieki. Pan Jezus przyszedtno z i emi~ joko B6g-Cztowiek, pojednot jq z niebem, zgtodzit grzechyswioto, wlot do dusz wroz z toskq nodziej~, podzwignqt nos z upodku.Od szeregu wiek6w przezywomy rok w rok tojemnic~ wcielenio SynoBozego i odkupienio swioto. Kosci6t s wi ~ty koze nom rozwozoc je kolejnow ciqgu roku liturgicznego. Kozde tokie przezycie p ogt~b i o w noszrozumienie dziet Bozych. Sam Ouch Swi~ty rzqdzqcy Kosciotem, uswi~cojqcygo, wptywo no coroz to lepsze zrozumienie prowd Bozych.Adwent kozdorazowo budzi w nos t~ skn o t~ do Bogo: "Przyjdz, juz niezwlekoj, rozwiqz wi ~zy Twego ludu" (Antyfono odwentowo).Kozde s wi ~ to Bozego Narodzenio ukozuje nom cud mitosci Bogo kucztowiekowi ; cud zjednoczenio notury Bozej i ludzkiej, budzqc w nosprognienie trwotego z Nim zwiqzku. Kozdy okres W ielkiego Postu przezswoje " obmycie odrodzajqce" (n 3,5) oczyszcza nos i rodzi prognieniewolnosci od zlo. S wi~ to wielkonocne, ukozujqc ostoteczne zw yci~s twomitosc i nod nienowisciq, nod stobosciq i ztem - ilez wlewojq w nossit do wolki i woli zwyc i~s two ! M ~zowi e golilejscy potrzqcy w niebo zoChrystusem ws t ~pu j qc y m do Ojco swego i Ojco noszego, ozywiojqw nos prognienie ojczyzny niebieskiej. A· dziel1 Z estonio Oucho S w i ~ t eg orozpolo w nos gorejqcy ogien mi!osci Bogo, mocq kt6rej dqzym y doNiego w szystkimi drogomi sw i~tych Ponskich, ubogacojqcych przyktodomiswego zycio coty rok koscielny.Ozi ~ ki temu rok koscielny, kt6ry dzis od nowo zoczynomy, jest dlo nosnojskuteczniejszym przewodnikiem wychowonio. Noszym pedogogiemjest sam Ouch Swi ~ty, a Kosci6t cz ujnym kierownikiem.Rozpoczynajqc dzis kolejny Adwent oczekujemy przyjScia Po nskiego.Nigdy bowiem cztowiek nie czut si~ tok bardzo pogrqzony w ciemnoscii w cieniu smierci, jok w czasach bezposrednio powojennych. Bo chociozswiat juz dawno jest odkupiony przez Chrystusa Pono, to jednakgrzech mo tylu wyznawc6w, rodzi .tak gorzkie owoce, iz od nich scierpty383


BISKUP S! EFAN WYSZYNSKInam wszystkim z~by, stwardnialy serca, a ziemia splyn~la krwiq niewinniepomordowanych oraz Izami dr~czonych i przesladowanych, tonqcw mglawicach nienawisci i w dymach pozarow. Wojna napetrlila oczynasze obrazami apokaliptycznymi, niejednokrotnie 'mielismy przedsmakkonca swiata i doznalismy m~ki piekiel. Niejedni twierdzq, ze w opraweachswoieh ujrzeli oblicze wcielonego szatana. Obrazy te pozostalyw oczach naszych, budzq I~k i trwog~ przed przyszlosciq swiata.Nawel obywatele najpot~zniejszych narod6w czujq si~ zaniepokojeni.Z tego lez padolu wolamy dzis tym natarczywiej do Boga, oczekujqr;taski odrodzenia swiala, nowego adwenlu Pan skiego.Rorate coel; - "Spusccie ros~ niebiosa z wysokosci, a obloki niechzlejq z deszczem Sprawiedliwego: niech si~ rozewrze ziemia i zrodziZbawiciela, a sprawiedliwosc niechaj wzejdzie spolem" (lz 45,8). ,,0 korzeniuJessego, klory sloisz na znak narodow, przed klorymi krolowiezamilknq, do klorego narody modlic si~ b~dq, przyjdz, uwolnij nas i juznie zwlekaj" (Wielka anlyfona adwenlowa z 19 grudnia).,,0 kluczu Dawidowy i berlo domu izraelskiego, klory otwierasz, a nieb~dzie nikogo, klo by zamykat, i zamykasz, a nie b~dzie nikogo, klo byolworzyt, przyjdz i wyprowadz zwiqzanyeh z domu wi~zienia, siedzqcychw ciemnosci i cieniu smierci" (Wielka anlyfona adwentowa z 20 grudnia).I. WSPOtCZESNE UPODLENIE CZtOWIEKA NA SWIECIEBog w cie'e ludzkim przyszedl na swiat, aby odkupic um~czonegoztosciq czlowieka, bezsilnego juz w walce ze sobq. Jak przed wiekami,tak i dzis - do pelnego wyzwolenia ludzkosci potrzeba pomocy Boga.Nieszez~sciem lego swiala jest, ze pragnie on wyzwolenia czlowieka,ale bez Boga. Zdaje si~ 0 jednym zapominac, co mowi Pan: "Bogasprawiedliwego i zbawiajqcego nie masz oprocz mnie. Nawroccie si~do mnie, a b~dq zbawione wszystkie krOl1ce ziemi; bom ja Bog, a niemasz innego" (Iz 45,22). Obraz wspolczesnego upodlenia czlowieka,na calym niemal swiecie, jest lak beznadziejnie Iragiczny, ze Iylko nadprzyrodzonamoc moze" nas uchronic od zwqlpienia i rozpaczy.Rzucmy okiem na to powojenne Ezeehielowe pole, na klorym pi~lrzqsi~ kosci samobojcow i bankrutow moralnych, co sami udusili si~w swoich nieprawosciach. Palrzmy na slosy Irupow zagazowanych,pobitych, um~czonych w lagrach i wi~zieniach. Rzucmy okiem na niewolnikowfabryk, na Ie mary snujqce si~ bezdusznie urz~dnikow .biur.Jak Iwarde jest niemal w calym swiecie zycie czlowieka wyzwolonego,tak twarde, ze nikogo nie oszcz~dza, nawet tworcow i organizatorowtego raju bez Boga. 010 niedola czasow dzisiejszych, klora nie oszcz~-384


o CHRZESCIJANSKIM WYZWOLENIU CZtOWIEKA------------------------------------dza rzqdzqcych i rzqdzonych, wielkich i matych, pierwszych i ostatnich,w kazdym niemal narodzie i panstwie, w catym swiecie! Jest to wr6gpierwszej klasy catej ludzkosci, cztowieczenstwa, jego godnosci, wr6g,kt6rego nie zdota zwalczyc jed en nar6d, ale tylko wsp61ny wysitek.1. SPONIEWIERANIE OSOBOWOSCI CZtOWIEKAWsp6tczesne zycie publiczne narod6w, zar6wno w dziedzinie ich poj~cjak i w for mach ustrojowych, odnosi si~ nieufnie do cztowieka, zwtaszczado jego istotnych wartosci - rozumu i woli obywate-'a. Wyczuwa si~niemal I~k przed rozumem i wolq cztowieka: bodajby cztowiek niemyslat i nie pragnqt; lepiej, aby raczej byt zwierz~ciem, gtazem, rzeczqniz osobq. Stqd nieufnosc do cztowieka, do jego mysli, uczuc, pragnien.Cztowiek dojrzaty, wyksztatcony, z dyplomem, uwazany byt za dziecko,kt6remu trzeba dac wszystko gotowe - i mysl, i ksiqzk~, i gazet~. Moznabyto m6wic mu w oczy najbardziej grube ktamstwa, propagandowekomunaty, w kt6re dobry obywatel miat obowiqzek wierzyc, chocbyzdrowy rozsqdek w nim si~ buntowal. Zorganizowane ktamstwo stuzytohitlerowskiej propagandzie do kpin z obywatela: uznano, ze cztowieknie ma prawa do prawdy, kt6ra jest monopolem kilku wielkich wtajemniczonych.Panstwo hitlerowskie do arsenatu srodk6w rzqdzeniaobywatelem wprowadzito ktamstwo, uderzajqc nim w najwi~ksze z prawcztowieka, prawo rozumnej istoty do prawdy. Gorzkim odwetem tejnieufnosci panstwa do obywateli byta nieufnosc cztowieka do wtasnegopanstwa i obnizenie jego wysokiej godnosci.W stosunku do woli cztowieka stosowano te same gwatty. Panstwoma prawo naginac wol~ obywateli do granic zakreslonych potrzebamipowszechnego dobra spoteczenstwa. To prawo zbytnio rozszerzano.Panstwo ma prawo naginac, ale nie tamac; dzis ~ zyjemy wsr6d kalek,kt6rym zlamano wol~. W praktyce byl to powr6t do niewolnictwa, dalszymjego ciqgiem jest wi~zien obozu, cztowiek-numer bez nazwiska,bez praw, bez godnosci, w stadzie podobnych sobie, smagany plugawymislowami, kopany i bity bez konca, policzkowany bez powodu,oboj~tniejqcy na wszystko, nawet na swq czesc ludzkq, konczqcy n~dznieswe zhanbione zycie. Oto nowa kultura Oswi~cimia, Sachsenhausen,Dachau, Majdanka. Pomyslmy, ile milion6w ludzi doswiadczylo tegona sobie?2. SPONIEWIBRANIE RELlGIJNYCH DJ\lEN CZt:OWIEKAKrzywda wyrzqdzona religijnej duszy czlowieka jest nie mniejsza. Rodzisi~ ona z ch~ci przewagi panstwa nad Kosciolem, cezara nad Bogiem.Do dzisiejszego dnia msci si~ na nas luteranska zasada - cuiusregia eius religia - kto ma wladz~, ten narzuca swq wiar~. Zasada to31S


BISKUP STEFAN W YSZYNSKInojbordziej brutal no. Wydolo Dna ongis chlopow niemieckich no lupodpodlych od Kosciola ksiqzqt i panow. A przeciez tok post~powan ow wielu panstwach, siejqc kqkol niepokoju w uczciwych i spokojnychrodzinach, ktorych ojcowie sumiennie placili podatki, podczas gdy synowiegin~1i w okopach frontow, dzwigajqc wszystkie ci~z ar y absolutnych,totalnych rzqd6w.Ale to tylko poczqtki bolesci. Zwyrodnialcy moralni poszli dalej. Calabrzydota spustoszenia ich dusz wyszla na jaw dopiero w lagrach. To,co ongis czynili z Boga kpiorze w swoich ulotkach, br oszurach, czy tei:ich noiwni wychowankowie w muzeach bezbozniczych, bylo za ledwie"zobowkq w bezbozniko". Dopiero lagier pokazal naszy m zdumionymoczom calq ohy d ~ bezboznej duszy. Tam bowiem oprawcy pienili s i~na widok krzyi:yka na szyi swej ofiary, wpadali w szal pr4ed modlitewnymszeptem ust, I~ k o li si~ tajemnicy konfesjonalu, mocy odrodzenczejCiala Panskiego. Mobilizow ali calq brutalnose swej bfednej duszy, byokozae p o g ar d~ k si ~ d z u-wi~zniowi, a z biskupa w pasiakach czynilisobie przedmiot zl osliwej i okrutnej igraszki.Zdarzenie z rozancem w logrze Sachsenhausen, opisane przez jednegoz profesorow krokowskiej w szechnicy, jest dowodem, do czegodoprowadzie moze tak zw ana neutrolna niewiara. o to w czasie przeglqdurzeczy wi ~ z n i ow obozowych oficerowie SS znalezli r6i:aniec. Todalo powod do straszliwej sceny. Ofi cer SS po omotaniu rozancem swegobuta, pytal w i~zn i o w czy sq katolikami. Gdy odpowiedz byla twierdzqca - pisze swiodek tej sceny - kazal r6i:aniec pocalowae, lokozd ym zas pocalunkiem bil pi ~ s ci q w twarz, gdy lOS dony wi~ziennie chcial pocalowae, byl bity za to, ze nie wykonuje rozkozow. Z koleiu p at rzo nym wi~znio m ok r ~cal r6i:ancem szyj~ i zaciskal do utraty tchu.Po tyom wst~pie sprowadzono staruszka ksi~d za, ktoremu polecono wyjosnie,czym jest r6i:aniec dla kotolikow. Gdy ksiqdz udzielil wyjas nien,- ofi cer SS rzucil krzyi: rozoncowy do bIota, w bil go butem w ziemi ~, poczym wywroci l k si~dz o, kozqc mu w pozycji lezqcej podniese ow krzyzz bIota z~bami.Staruszek ksiqdz, ktory poczqtkowo odmowil w ykonania rozkazu, zostoltak okrutnie zbity, skopony i zlany w koncu wodq przez SS-manai blokowego, ze wreszcie skrwawiony, posiniaczony i na pol zywy rozkazwykonof. Nie koniec na tym, oficer ponownie rzucil krzyz do bIotai kozal go na pol przytomnemu koplanowi podeptae (zob. W. Wnuk,Ob6z kwarantonny, s. 44, 45).Oto przyklad, jak nisko upada czlowiek bez religii. Biado obywatelom,gdy dostanq si~ w r~ce takich ludzi, gdy b~dq zmuszeni do niewiaryi szargania swych swi~tosci, dlatego ze przestoly one bye swi~tosciom idla oprowcow. Oto nowoczesny czlowiek, wychowany w duchu rozdzialuKOSciola i ponstwo, w szkole bez Boga. Tocy ludzie organizowoli wi~-386


o CHRZESelJANSKIM WYZWOLENIU CZtOWIEKAzienia w Rzeszy, a bluznierstwami swymi dr~czyli wi~zni6w na Pawiaku,no Montelupich, w OswiElcimiu, Dachau, no Majdanku.Pq:erazajqce to odkrycie! Straszliwy upadek czlowieka! Co b~dziedalej?3. $PONIEWIERANIE CIAtA CZtOWIEKABy to pojqe, znowu musimy si~gnqc do lagr6w niemieckich, do obyezaj6wnaszych okupant6w.Pierwszy przyklad z dziej6w lagru w Oswi~cimiu. Ob6z dla kobietwybudowano tam no polu, zaj~tym uprzednio przez jenc6w sowieckich." Ponad piEledziesiqt fysiElcy krasnoarmiejc6w - pisze autorka, kt6rawr6cila z «Otchianio> - Niemcy zamkn~1i w ogradzeniu z drut6w kolczastych i skazali no smiere glodowq. Przydzial zywnosci dla jenc6wwynosit dziennie po trzy ziemniaki surowe no glow~ . Przywozono ci~ ­zar 6wkq owq «zywnosc» i zwalano przez druty no kup~ . Zglodniali skazaneyrzucali siEl chciwie, walczyli pomiEldzy sobq, odpychali slabszych.Stojgc za drutami, Niemcy smiali s i ~ z tych tragicznych zmagan glodomor6w.W ciqgu ki lku miesiElcy jency wymarli. Koszty poch6wku bylyzmniejszone, gd yz w grzqskim gruncie, rozrobionym stopami, zywi wdeptywalizmartych w bloto coraz gl~bie j i gl~biej. Bagno wchlonEllo ciala,wessalo je... Gdziekolwiek w Birkenau zacz~to kopae - no gl~boko sc idw6ch lopat natrafiano no ciala w rozkladzie, kosci i resztki mundurow."Oto jeden przyklad sponiewieronio godnosci ludzkiej tych, ktorzy pel ­nili obowiqzek obrony swojej ojczyzny. To juz nie jest zagadnienie jednegonarodu - to problem czlowieczenstwa w og6!e!A oto przyklad drugi, tym razem z lagru niemieckiego w Sachsenhausen."Blokowy - iscie sataniczna postac - kozal najpierw w i ~zni o mpolozyc s i~ no ziemi, po czym skakol z calq silq i wscieklosciq po brzuchach,plecach, szyjach nieszcz~ s n ik6w, lamiqc butami zebra i odbijajqcnerki, n as t~pnie zas wylewal no lezqcych wiadra zimnej w ody, lub tei:polewal ich z sikawek" (W. Wnuk, dz. cyl. s. 39). Ten spos6b znElca niasi El nod zywymi ludzmi uprawialo wielu.A teraz przyklad z bruku powstanczej Warszawy. Zolnierze niemieecyprowadzili ulicami miasta starszego m~zczyzn~, chlopca i kob i et~, dzwigajqcychwalizy: "Podoficer uderzyl owego pono kolbq rewolweruw twarz, poczem lezqcego no ziemi zabit kilku okropnymi uderzeniamibuta w glow~. Przez ten czas towarzyszqcy nieszcz~sliwemu .chlopiecIrzymany byl za gardlo przez i:oldaka, a kobieto za wlosy. Po zabicium ~zczyzny chlopiec i I kobiela zostali zasirzeleni wystrzalem w Iyl glowy"(zob. Zbrodnia niemiecka w Worszawie, 1944, s. 86).387


BISKUP STEFAN WYSZYNSKINa polach Majdanka do dzis leiq g6ry kompostu - tysiqc trzystametr6w szesciennych z popiol6w i kosci ludzkich, przemieszanych z nawozem,jako odiywka dla p61 warzywnych. oto znak przezornoscigospodarczej materialistycznych pogan hitlerowskich. Oto slup granicznydw6ch kultur: tej starej - podobno wstecznej, rzekomo wrogiejlud.zkosci kultury katolickiej, kt6ra jednak "strzeie wszystkich kostekczlowieka", sklada je w relikwiarzach, w portotylach oltarzowych naposwi~conych miejscach; i tej kultury nowej - ponoe post~powej, w y­zwolonej, co to wolnych ludzi zamienia na naw6z. Tragiczny to znakczasu! Czyi jest on naleiycie przemyslany?Obozy smierci, piece, komory gazowe, oto arsenal srodk6w do walkiz czlowiekiem. A przy tym caly system poniewierania, bicia, udr~ki,katowania, tortur wymyslnych, stloczenie zaglodzonych, obdartych, niemalnagich ludzi, cale 10 brulalne chamslwo, ziejqce wyzwiskami, klqtwq,groiqce pi~sciq, palkq gumowq, ordynarne mordowanie milion6w,dzieci wpadajqcych w r~ce herod6w wprost z lona rodzqcych w wi~zieniach~atek - to znak czasu, to groiba dla ludzkosci. Wi~iniowieumierajqcy w ust~pach, wsrod kalu i nieczystosci, posiadacze zlotychz~b6w dobijani dla ordynarnego rabunku, bici kijami przez oficer6w ­wi~c ludzi kulturalnych, przy trzydziestopi~ciostopniowym mrozie - otosrodki krwawe na no~oczesnego czlowieka.4. NASZ OBOWIJ\ZEK WOBEC CZlOWIEKAPo c6i wywolywae na jaw te zmory przeszlosci? Uciekamy przednimi myslq, zamierajqcym sercem!A jednak nie moiemy uciekae ani milczee! Nie moiemy nie wolae,pelni I~ku, by ta poniewierka czlowieka nie stala si~ obyczajem naszegowieku, by nie weszla nam w krew, bysmy jej nie pochwalili i nienasladowali!Sprawa jest wsp6lna! I tych sowieckich iolnierzy z p61 Birkenau,i tych polskich kobiet, kt6re zaj~ly ich miejsca. I naszych pol skich dziecideptanych butami. I tych milion6w ludzi ze wszystkich lud6w i narod6w.Jest to sprawa czlowieka. Bez roinicy j~zyka, wyznania, plci,stanu, przynaleinosci partyjnej.Wsp61nota ludzi przez natur~ czlowieka jest tak silna, ie w ko'gokolwiekugodzq, w nas uderzajq. Gdy palkq gumowq bity jest jedenczlewiek - cios godzi w cale czlowieczenslwo. W skopanym, zawieszonymna slupku, torturowanym bracie naszym, krzywdzona jest colaludzkose. Skrzywdzona podw6jnie. Nie tylko w cierpiqcych przesladowaniedla sprawiedliwoSci, ale bardziej jeszcze w oprawcach, ie do takiegoupodlenia doszli':311


o CHRZE$CIJANSKIM WYZWOlENIU CZlOWIEKA 'I dlatego, no progu nowego roku koscielnego, wofamy 0 czesC" dlakazdego czfowieka, dla kazdego brata naszego, bez roinicy wyznania,j~zyka, munduru i partii. Szukamy takich sif, ktore mogfyby przywrocienom sponiewieranq czese. Wofamy sfowami staroiytnej modlitwy Kosciofa:,,0 korzeniu Jessego, ktory stoisz no znak narodow, przed ktorymkrolowie zamilknq, do ktorego narody modlie si~ b~dq, przyjdz,uwolnij nos i juz nie zwlekaj" (Wielka antyfona adwentowa z 19 grudnia).KtM jak Bog? Wszak to stworca czfowieka. Przed Nim skfadamy naszetroski i skargi!II. CHRZESCIJANSKIE WYZWOLENIE CZlOWIEKAoW przededniu Boiego Narodzenia Kosciof Powszechny modli si~:,,0 Krolu narodow, poiqdany przez nich, kamieniu w~gielny, ktoryz dwojga jedno czynisz, przyjdi i zbaw czfowieka, ktorego z mufuuksztaftowafes" (Wielka antyfona adwentowa z 22 grudnia).Gorqca to prosba zostafa jui przed wiekami wysfuchana przez Ojcaludzi. Bo oto "ukazafa si~ dobrotliwose i ludzkose Zbawiciela naszegoBoga" (T!, 3,4). W dniu narodzenia Zbawiciela wzywa nos Kosciof sfowamiopasterzy: "Pojdzmy ai do Betiejem, 'a oglqdajmy to sfowo, ktores i ~ stafo, ktore nom Pan objawif" (lk 2,15). Aby ujrzee niemowl~, zbieglisi~ do ifobka aniofowie, Iud pasterski i m~drcy. Widzq czfowieka ­wiarq wyczuwajq Boga. Za przykfadem pasterzy i my oglqdajmy "toSfowo", podziwiajmy "czfowieczenstwo Zbawiciela naszego 80ga", bysmypoznali wysokq god nose czfowieka, ktory zjednoczyf si~ z Bogiem.Tu, w Betlejem, rodzi si~ nowa era ludzkosci, od Betlejem zaczniemyprac~ nod odrodzeniem czfowieka i nod przywroceniem mu jego krolewskiejgodnoSci.1. OJCIEC NIEBIESKI - PIERWSZY DOBROCZYNCA · CZtOWIEKAWierny jest Bog w obietnicach swoich. Gdy raz przed wiekami "uczynifczfowieka no wyobrazenie i podobienstwo swoje" (Rdz 1,26), zostafOjcem czfowieka, najwi~kszym dobroczyncq czfowieka, najwierniejszymprzyjacielem ludzkosci. Bo nie tylko wywiodf czfowieka z niebytu, aleuczynif to najbardziej bezposrednio. "R~ce Twoje uczynify mi~ cafegowokofo" (Job 10,8). Nie powstydzif si~ Bog-Ojciec dziefa swego, aleodtworzyf nos no obraz i podobienstwo swoje przez rozum i wol~, ktoryminos obdarzyf. SwiaHose oblicza Jego spfyn~fa no nos (zob. Ps 4,7):Od tej odwiecznej chwili sam Bog jest naszym Ojcem, a z tego zrodzeniaspfywa no nos godnose dzieci Boiych. Bog-Ojciec ukazaf nomw stajence Syna swego jako Dzieciqtko, aby czfowiek naocznie prze­389


BISKUP STEFAN WYSZYNSKIkonat si~, ze Bog przede wszystkim jest Ojcem naszym, a my Jegodzieemi.Z tego boskiego pochodzenia cztowieka plynie cala dostojnose nasza,tak wielka, ze nic na ziemi dorownae jej nie zdota. Bog sam z wielkimszacunkiem rozrzqdza sprawami cztowieka (zob. Mdr 12,18), a jakoOjciec najlepszy otacza nas bardziej milosciq niz gniewem, bardziejkieruje s i~ milosierdziem niz sprawiedliwosciq. Ta ojcowska mitose najsilniejwyraia si~ w tym, ze Bog nigdy nie unicestwia czlowieka, niepozbawia go istnienia i bytu, boe sam b~dqc wiecznq miloSciq, nigdynie umiera. Milosciq tq nas uwiecznia. Nawet przez smiere nie przecinaiycia ludzkiego, jedynie odmienia je i wiecznie w niebiosach mieszkaniesposobi. .Iiez z tych prawd ptynie radosnych mysli i najlepszych nadziei? Bojesli Bog sam tyle mitosci ukazuje czlowiekowi, to czyz moze czl owieknienawidzie brcita swego? Z dziec i~ ctwa naszego w Bogu w ydobywamykamien w~gi elny naszego wspolzycia spolecznego w ·milosci, wypiastowanejna ojcowskim lonie Boga.2. SOG-CZlOWIEK NA ZIEM INowy dowod tej milos ci Boga ku cztowiekowi widzimy w dziele wcieh;miaSyna Bozego, a szczyt w dziele odkupienia czlowieka. " Tak Bogumilowat swiat, ie Syno swego Jednorodzonego dal, aby swiat bylzbawiony przezen" (J 3,16).Czl owiek, mimo ie popodl w grzech pierworodny, nie przestat byedzieckiem Boga. Milosc Ojca ku dziecku nie mogto dopllscie, by czlowiekutracit, uszcz~ sliw iaj qc q go jednosc z Bogiem. I dlatego przychodzina sw iat Bo.g-Syn, aby naprawie dzieto grzechu synow cztowieczychi aby pokazac im, jak iye na ziemi po Boiemu i jak w ciele dojsc doszcz~scia niebieskiego.Bozy Syn tqczy w sobie, w cu downy sposob, odwieczne swoje Bostwoz doskonalym czlowieczenstwem, zrodzonym w czasie, za sprawq DuchaSwi~tego, z Maryi Dziewicy. W Synu Boga i siostry noszej Maryi jednoczysi~ natura boska i ludzka, i ycie taski i natury, zycie nodprzyrodzonei przyrodzone, niebo i ziemia.Zadziwia nas ten ogrom i ta pot~ga, zniiajqca si~ ai do czlowieka,wielkose mitosci Boga i dostojnose cztowieka. "Bog si~ rodzi, moctruchleje / Pan niebiosow obnaiony / Ogien krzepnie, blask ciemnieje /ma granice - Nieskoriczony / Wzgardzony, okryty chwatq / Smiertelny,Krol nad wiekami / A slowo ciatem si~ stalo / i mieszkato m i ~dzy nami"(Kol~da).Nie moiemy ludzkim rozumem pojqe, jak tono Dziewicy obj~to Tego,ktorego caty okr~g ziemski objqc nie zdota. Pytajq od wiek6w wybitniI390


o CHRZE5CIJANSKIM WYZWOLENIU CZlOW IE KAteolpgowie: "Czemuz B6g stat si~ czlowiekiem?'" Pyla dzis wierny Iud:" Ach m6j Jezu drogi, c6zes lak ubogi? Opusciles sliczne niebo, obralesbarlogi!" ( K ol ~ d a ).Mamy jednq odpowiedz na te pytania: "Tak B6g umilowal swiat, zeSyna swego Jednorodzonego dal, aby swiat byt zbawiony przezer'i"(J 3,16). A wiElc mitose ku czlowiekowi sprawia, ze B6g-0jciec przysposobil cialo Synowi swemu, z.e B6g-Syn "nie wzgardzil lonem Dziewicy".B6g. Dobro najwyzsze, pragnie udzielae swych dar6w laski i chwalywiecznej czlowiekowi. Dlatego daje nam siebie samego, jednoczy w sobieto, ' co boskie, i to, co ludzkie, zamieszkuje mi~d zy nami i staje s i ~widzialnym czlonkiem spolecznosc;i ludzkiej. Wcielenie Syna Bozego,zamieszkania Boga w ciele ludzkim, jest dowodem, ze pragnienia i tElsknotyczlowieka do SzczElscia, do oglqdanio Boga, nie sq zludq. Jakbardzo pragniemy tego SzczElscia ! IIez w nas jest sn6w 0 p ot~dze, tElsknotza wielkosciq, pragnienia szacunku, czci! Nie mogq one bye bez podslaw w naturze i godnosci ludzkiej. Mamy do nich prawo, wszczepionew czlowi eczenslwie naszym.B6g jednoczqcy siEl z czlowiekiem poucza nas, ze wszystkie te naszepragnienia sq mozliwe do osiqgni ~ cia, dostElpne dla czlowieka, godziwe.Bo gdy raz natura Boza polqczyla si ~ z ludzkq, odtqd juz nie madla nas zadnych niemozliwosci. Wolno czlowiekowi pragnqe najscislejszegozjednoczenia z Bogiem, gdyz jest one mozliwe, co wiElcej - sa mB6g pragnie go dla nas: "Jesli B6g z nami, kt6z przeciwko nam?"(Rz 8,31 ».3. WIELKA GODNOSC CZtOWIECZENSTWATo ' zjednoczenie B6stwa z czlowieczenstwem wskazuje nam wysokqgodnose natury ludzkiej. Jesli B6g nie wzgardzit czl owiekiem, kt6z mialbyprawo nim gardzic? Jesli B6g postanowil go ratowae z ponizenia grzechu,kt6z m6glby poniewierac czlowieka?W dziele zjednoczenia czlowieczer'istwo Jezusa bylo poddane calkowicieb6stwu. Wlasnie przez nie czlowieczenstwo zostalo uwielbionei uswiElcone. W idzimy w tym wzor dla czlowieka. 1m bardziej czlowiekjest oddany Bogu, na tym wyzszy wchodzi stopien doskonalosci, tymbardziej wolny jest wewn~trznie, tym silniej panuje. nad materiq, nadcialem, nad swialem. Czlowiek nie bEldzie niewolnikiem rzeczy, jak dlugoBogu jest ulegly. Przykladem - zycie swi~tych, kt6rzy byli prawdziwymiwladcami swiata. Kr61em stworzenia i swiata zostaje czlowiek przezswe zjednoczenie z Bogiem.Wiedzq 0 tym dobrze ci, kt6rym ta wysoka godnose i wolnose "syn6wBozych" nie dogadza. I dlatego slarajq si~ oderwae czlowieka od Boga.391


BISKUP STEFAN WYSZYNSKIDepiere wtedy bewiem zdelajq z eseby ludzkiej uczynie bezwelne stwerzenie,przedmiet, peddae czlewieka w niewel~ rzeczy, eglesie begiemmarlwq materi~, webec ktorej czlewiek staje si~ slugq i niewelnikiem.Depiere wtedy ludzie zestanq stadem, gdy zerwq Iqcznese z Begiem.Krolewanie materii dlatege dzis tak grezne jest dla czlewieka, peniewoijest en daleki ed Bega. Ratunek zsyla nam wcielenie Syna Beiege,peddanie czlewieczenstwa Begu.Stajenka betlejemska ukazuje nam Czlewieka newege, przed ktorymswiat, z calym begactwem swych stwerzen, upada na kelana. Czlewiekten zjedneczeny jest z Begiem i dlatege swiat materii zgina przed Nimkolana. Ote wielka destejnesc czlewieczenstwa, edredzenege w JezusieChrystusie, Brocie naszym!4. WYSOKA GODNOSC CIAtA LUDZKIEGOZjedneczenie Bostwa z czlewieczenstwem ukazuje nam nadte wysekqgednese ludzkiege ciala. Jake Beie dziele, ciale ludzkie nie meie byewzgardzene i speniewierane, sam bewiem Syn Beiy stal si~ czlewiekiemi przyjql ludzkie ciale de zaszczytnege wspoliycia z Bostwem.I to. nie tylke na czas w~drowki po. ziemi, nie tylke na gedziny kenoniana krzyzu, ale na wiecznese calq. Ote zasiadl po. prawicy Bega-Ojcowszechmogqcego wraz z cialem swoim. CM to za niewymowne wyniesienieczlowieka! Jakiei to krzepiqca swiadomose, ie w najbliiszymsqsiedztwie Boga jest czlowieczenstwo! Jakichie to dodaje nam sil dowalki 0 zachowanie naszej godnosci! Jak bprdzo sklania do wypelnieniaobowiqzkow wobec ciala! Jak oslrzega wszystkich, ktorzy podnoszqpi~se na czlowieka, si~gajqcq ai do tronu Boiego!Raz zapewniwszy nam niesmierlelnose ciala w zmartwychwstaniu,Chrystus Pan stale b~dzie nas upominal, jak powinnismy roztropnieobchodzic si~ z cialem, by nie popsue wspanialych planow Boiych.Mamy bowiem w sobie odtworzye obraz Boiy. Polqczone w ChrystusiePanu cialo z bostwem ma bye wzorem, jak my w iyciu naszym mamytego dokonae. B~dzie nam dopomagal do tego sam Pan Jezus. Przezcale iycie nasze b~dzie On eucharystycznym Cialem balsamowal cialanasze, b~dzie je iywil, by zdobye dla nich prawo do wskrzeszenia."Kto pozywa Cialo moje i pije Krew mojq, ma iywot wieczny, i ja gowskrzesz~ w ostatni dt ien" (J 6,54). Kto peiywa niesmiertelnose, tenumrzee nie moie, bo w nim zloione sq moce Ciala Chryslusowego, a coz Boga jest - nie umiera. To najwspanialsza ubezpieczalnia na iyciewieczne!Stqd tak bliskie jest miejsce Eucharystii wzgl~dem prawa zmartwychwstanianaszych cial na iywot wieczny. Stqd tei plynie tak wielka wiaraw czlowieka. Kosciol nigdy nie wqtpi we wszystkie moiliwosci czlowie­392


o CHRZESCIJANSKIM WYZWOLENI U CZtQWIEKAnowego iycia i wychowania dzieci w duchu zgodnym z wlasnymi przekonaniamireligijnymi" (Pius XII). Naleiy tworzyc oddzielne ogniska domowe,by nie stlaczac rodzin no gromad~ w przeludnionych izbach,gdzie trudno zachowac spokoj, zgod~, cierpliwosc i wzajemny szacunek.W wieku iycia spolecznego nie wolno zapominac, ie najwi~kszy wplywno to iycie ma rodzina, ktorej prawa sq swi~te i pierwszorz~dne .3. CZEGO OCZEKUJEMY 00 PANSTWA NA RZECZ POONIESIENIAGOONOSCI CZtOWIEKA?Chcemy tu zaznaczyc no wst~pie, ie podniesienie godnosci czlowiekaprzysparzaczci samemu panstwu: im wyiej bowiem stawiany jestczlowiek, tym wi~kszy zaszczyt dla rzqdzqcego nim panstwa; czlowieksponiewierany, zepchni~ty do roli bezdusznej rzeczy, nierozumnego zwierz~ci a, nie przynosi ani poiytku, ani zaszczytu panstwu.Zbyt wielka jest godnosc panstwa, by mialo rzqdzic tylko rzeczami,a nie ludimi. U pods taw tego diwigania wzwyi czlowieka stanqc powinnazasada, ie panstwa nie <strong>maj</strong>q bezwzgl~dnej wladzy nad czlowiekiem.Najwyisze prawo nod nim ma tylko Bog, w ktorego wladzy uczestniczqwszyscy inni. Stqd "swi~te prawo jednostki - mowi Pius 'XII ­musi byc uszanowane zarowno przez przyjaciol, jak i przez wrogow"(Przemowienie z 24 grudnia 1942 r.).Panstwa nie istniejq dla siebie, tylko dla sluienia dobru ludzi. "A ktokolwiekby mi~dzy wami chcial byc pierwszy, b~dzie slugq wszystkich"(Mk 10,44). Nie obawiajmy si~, ie to sluiba ludziom obniiy powag~pans twa. Wszyscy bowiem obywatele swym zmyslem spolecznym, przezBoga zaszczepionym, uznajq wielkq dostojnosc i donioslosc panstwa.1m bardziej sq przez nie uszanowani, tym wi~kszq odwdzi~czajq si~ milosciqi gotowosciq obrony. A ktOi z nos dzis tego nie pragnie?Panstwa muszq otoczyc czlowieka zaufaniem, uznaniem prow jegorozumu, zwlaszcza prawa do prawdy. "A przeto zloiywszy klamstwo,mowcie kaidy prawd~ z bliinim swoim, bo jestesmy czlonkami jednidrugich" (Ef 4,25). Ponstwa nie mogq wi~c, jak to czynilo propagandahitlerowska, organizowac oklamywania swych obywateli za ich wlasnepieniqdz-e. Takie panstwa godzilyby same w sieble, bo ostatecznie ludzienie sq dziecmi i na klamstwie si~ znajq.Pans twa muszq uznac prawa woli ludzkiej - zwlaszcza prawa dodobra. Kaidy czlowiek z natury swej pragnie dobra, a panstwa mogqmu ulatwic jego osiqgni~cie. Dlatego to panstwo z woli Soiej jest stroiemdobra powszechnego, ma obowiqzek 0 nie walczyc i obywatelomje zapewnic. 0 tyle tylko jest zgodne ze swym przeznaczeniem, 0 ilepragnie tego dobra dla wszystkich. Z istoty swej i przeznaczenia panstwoma byc dobre, ma dobrze czynic i ochraniac dobra czlowieka2 - ZNAK 397


BISKUP STEFAN WYSZYNSKI... "'1przed zniszczeniem. Gdy lak czynie b~dzie, spokojnie moze zaufacswym obywalelom. Gdy lego zaniecha, obywalele - zamiasl bye bronieniprzez panstwo - sami przed nim bronie si~ b~dq. Byloby 10 najwi~kszymnieszcz~sciem zyGia publicznego.Panstwa <strong>maj</strong>q uznae prawa czlowieka do zachowania i rozwoju i.yciafizycznego, umyslowego i moralnego (Pius XII, Przem6wienie z dnia24 grudnia 1942 r .). Jesl to najbardziej podstawowe i niezaprzeczalneprawo czlowieka, wzi~le z woli dawcy zycia - Boga. Prawo 10 jeslwyzsze ponad wszelkie inne prawa ludzi. Tylko potrzeba obrony dobrapowszechnego daje panslwu prawo do zycia obywaleli, ilekroc innq drogqnie moi.na zabezpieczye porzqdku publicznego, zawsze jednak mocqsprawiedliwego wyroku sqdowego. Nie wolno jednak zapominae, i.e czlowiek,kt6ry slanql w sprzecznosci z prawem, nie przeslal bye czlowiekiem.Dochodzqc sprawiedliwosci, wymierzajqc slusznq kar~, pOilstwanie mogq stosowae srodk6w, kl6re krzywdzq i poniewierajq wi~i.niow,nie mogq, oddawae ich na fup dzikich inslynkt6w ludzkich, nie mogq ichkrzywdzie fizycznie, kaleczye ciala.Do panstwa, postawionego na strai.y zycia ludzkiego, zwracajq si~z ufnosciq oczy wszystkich ucisnionych, przesladowanych, zagroi.onych.Panslwo ma bronie i.ycia w lonie matki, ma karae zlose m~z6w krwawych.Do swego trybunalu ma odwolae wszystkie zatargi obywateli, byz broniq w r~ku nie rozstrzygali, kainowym obyczajem, swych sporow.Ktokolwiek inaczej by post~powal, naruszalby prawo do zycia, choebydzialaf w imieniu partii, organizacji politycznych czy wojskowych, dopuszczalbysi~ zwyklego morderstwa, godzilby w prawa i czese obywatelioraz podcinalby lad w panstwie.Panstwa muszq stanqe w obronie praw obywateli do srodk6w i.yciowych.B6g i Ojciec nasz, udzieliwszy nam daru i.ycia, "daje pokarmwszelkiemu cialu" (Ps 136,25); skoro troszczy si~ 0 lilie polne i 0 ptakiniebieskie, 0 ilei. bardziej 0 nas - malej wiary? (zob. Mt 6,30). Trosk~I~ zlozyl w r~ce czlowieka, "kt6ry sam sobie jest rzqdcq i opatrznosciq"(encyklika Rerum Novorum),. a gdy czlowiek sam sobie zarodzie niemoze - w r~ce spolecznosci publicznej. Kazdy c~lowiek ma prawo dosrodk6w zyciowych; pozbawienie go tych srodk6w, skazanie caiychwarstw ludzi na wymarcie, jest niesprawiedliwosGiq . . Walczqc wi~c 0 podniesieniegodnosci cziowieka, nalezy uiatwie mu dost~p do koniecznychdian srodk6w, by nie p~dzil zycia niegodnego czlowieka, by posiadoina wiasnose skromne bodaj mien ie, by miai prawo uzywania swej wlosnosciw granicach obowiqzkow spoiecznych, by mial dost~p do godziwej·pracy i sprawiedliwej zaplaty.Panstwa powinny szczeg61nie uznae wrodzone prawo czlowieka doprywatnej i publicznej czci Bozej, do wyznawania swej wiary swi~teji przekazywania jej dziatwie, w drodze wychowania rodzinnego czy398


o CHRZESCIJANSKIM WYZWOLENIU CZtOWIEKio.szkolnego. Zbliienie bowiem ludzi do Boga nie Iylko podnosi god noseobywaleli, ale i panslwu samemu dodaje blasku, jako sprawujqcemuswq wtadz~ nad. dzieemi Boiymi. Niech panslwa nie wyrzekajq si~ legozaszczylu wiedzqc, ie wtadza opromieniona wolq Boiq, wi~kszq cieszysi~ powagq u ludzi nii wtadza bezboinicza.Gdy panslwa lak uszanujq prawa cztowieka, Qdy zwalczq wszelkigwaH i okrucienslwo, paslwienie si~ nad ludimi, gdy slanq w ich obronie- wydzwignq ludzi z niedoli, zdob~dq sobie zaufanie, czesc, mHosci okryjq s i ~ chwatq stug Bozych.4. OBRONA GODNOSCI CZtOWIEKA W ZVCIU SPOtECZNVM.Powszechne jesl dqzenie cztowieka do posl~pu spotecznego, pragnieniezdobycia sobie szacunku, bez wzgl~du na sian, zaw6d, rodzaj pracy,wykszlakenia i <strong>maj</strong>qlek. Jesl one zdrowe, stuszne i godne po par cia.Ptynie przeciez z samej natury cztowieka jako dziecka Bozego i z wysokichjego przeznaczen. Odpowiada dq±eniom Kosciota, kl6ry od wiek6wm6wi nam 0 wysokiej godnosci najdrobniejszego dzieci~cia . Wszyslko,co w lej dziedzinie cztowiek moze uczynic sam dla siebie, jesl matqczqslkq w por6wnaniu z Bozymi darami rozumu, woli i niesmierlelnoSci.Od wiek6w wota Kosci6t do ludzi : sursum corda - w g6r~ serca!Od wiek6w ktadzie im w uszy: "Wy zas jeslescie rodzajem wybranym,··.r6Iewskim kaptanslwem, narodem swi~lym, ludem nabylym, abyscieopowiadali wielkie sprawy lego, klory z ciemnosci wezwat was do swegoprzedziwnego swiala. Wy, coscio niegdys byli nie ludem Bozym, a lerazludem Boiym" (1 P 2,9-10).Od wiek6w Kosci6t zach~cat do posl~pu w swi~losci, w zyciu spotecznymi gospodarczym. Kosci6t nie uznaje zasloju. Nawel swi~lymprzypomina stowS!: "A sprawiedliwy niech jeszcze czyni sprawiedliwosc,a swi~ly niech jeszcze si~ uswi~ca" (Ap 22,11). Nie gorszmy si~ wi~cludzmi, kl6rzy chcq, by ich szanowano, by ich nie poniewierano, nie policzkowano,nie kopano, nie bilo po gtowie patkami - jak 10 czynili najezdzcy.Przeciwnie, slarajmy si~ wszelkie Ie naleciafosci powojenne, kl6regodzq w czesc cztowieka, usunqc z naszego zycia. A wi~c Irzeba zerwacz obrzydliwym obyczajem przeklinania ludzi, ordynarnych wyzwisk,kpin i zarl6w, paslwienia si~ stowem i pi6rem. Przez lyle lal niewolikrzyczano na nas brulalnie, ze dzis juz bardzo pragniemy, by nie krzyczatna nas urz~dnik w biurze, kierownik pracy, milicjanl na ulicy. M6wmydo siebie ludzkim j~zykiem!Przyktad w lej dziedzinie niech da nam prasa. Niech zerwie z obyczajemuiywania brukowych, ulicznych st6w, zn~cania si~ nad przeciw­399


BISKUP STEFAN WYSZYNSKInikiem. Nowet nieprzyjoci61 momy milowae, (J przeclez nie moina zoliczoedo nich ludzi odmiennych przekonan czy poglqd6w polilycznych.Mamy prowo zwalczoe bl~dy ludzkie, ale nie pogrqioe, nie poniewierae~zlowieko.Nojwyiszy czas, by po Iylu wiekoch walk; 0 wyzwolenie ludzi procy,czlowiek nie byl poniewierony z powodu wykonywonia swej procy zaleir'lej.W fobryce, w warszlocie, w biurze rzqdzie si~ naleiy zasodq: "Milos'ciqbrolerskq jedni drugich milujcie, uszonowaniem wzajemnie si~uprzedzojcie" (Rz 12,10). No ludzi zoleinych od nos w pracy chciejmypotrzee oczymo chrzescijanskimi, joko no pomocnik6w noszych w dzie­Ie wyiywienio dzieci Bozych. Zniknqe musi przemoc i I~k, rozsiewoneprzez pracodowc6w wszelkiego typu, zwloszcza wol:ec kobiet pracujqcych,wyzyskiwanych w procy i w zoplacie, lerroryzowanych poniiojqcymiiqdaniami zepsutych zwierzchnik6w.No szczeg61nq uwog~ zasluguje los sluiby domowej, kt6rej nie chroniskulecznie uslowodawstwo pracy. Skozona jest Dna no ciqglq poslug~i czuwanie, dzien i noc, swiqlek i piqtek.•I ci nojbliisi r,lm procownicy mojq prowo do szacunku, do przyzwoilegokqta w mieszkaniu, do udzialu w szcz~Sciu i dobrobycie rodzinnym.Nie wolno ich skozywoe no nielilosciwe jorzmo kaprys6w i lajon, jeslichcemy, by nie slali si~ "nieprzyjaci6lmi czlowieko domownicy jego"(Mt 10,36).Chcqc podniese czlowieko z upodlenia i poniienia w pracy, naleiypami~tae, ie stosunek procodawcy i procowniko - 10 stosunek czlowiekado czlowieko. Nie wolno wi~c Irocie z oczu dobra ,ciala i dobraduszy procowniko do czlowieka. Nie wolno wi~c tracie z oczu dobra cia­10 i dobra duszy procownika, nie wolno zapominoe, ie pracq swojq zyskujesobie szocunek, uznonie i prawo do godziwego zycia. Oczekujqcod slug, procownik6w, robolnik6w posluszenslwa, uleglosci, milosci i uczciwosciw procy, Irzebo im okozoe poszanowanie i milose, "odsl~pujqcgroiby, wiedzqc, ie i ich, i wosz Pan jesl w niebiesiech, a nie ma u niegowzgl~du no osoby" (Ef 6,9).5. _KOSCIOt W WALCE 0 GODNOSC CZtOWIEKA.Czyi po rozwoianioch w cz~sci drugiej noszego listu do Was, ukochoniBrocia, noleiy cos jeszcze dodawoe 0 roli Kosciola w zobezpieczeniuczlowiekowi naleiylej mu godnosci? Przeciei Kosci61, jako dzielo Ojcawszystkich ludzi, powolony do milowonia i zbawienia ich, nie moie nikogoponiiae.Kosci61 zawsze byl opiekunem ubogich i n~dzarzy, zawsze byl obroncqprolelariotu, ci tylko zlosliwose szatonsko zdola myslee inoczej. Wyzwolenieczlowieka zoczyno Kosci61 od wydobycio ludzi z nojokrutniej­4GO


o CHRZESCIJANSKIM WYZWOLENIU CZlOWIEKAszej niewoli grzechu, od wskrzeszenia do nowego iycia. Raz tego dokonawszy,miluje bordziej syn6w marnotrawnych, owce odnalezione, :lIesi~ <strong>maj</strong>Qcych nii tych, co nie potrzebujQ lekarza, nii dziewi~edziesi~ciudziewi~ciu sprawiedliwych. Taka juz jest nieuleczalna slabose Kosciola,przej~ta w spadku po Dobrym Pasterzu.MocQ tej slabosci ku maluczkim Kosci61 stoi silnie na straiy godnosciczlowieka; w bramach jego zawsze znajdQ przytulek, oparcie, pociech~i obron~ ·placzQcy i obciQzeni. Najzagorzalsi wrogowie Kosciolanie zaprzeczQ, ie dzis tylko w swiQtyniach uslyszee moina slowa stanowczejobrony zycia ludzkiego.Tylko w swiQtyni moina widziee, jak ubodzy i prosci bez I~ku i niesmialosciprzyst~pujQ do tego samego Stolu Ponskiego, z ktorego poiywajQmoini i uczeni. Tylko w Kosciele Iud jest zmieszany bez roinicystanu, zawodu, <strong>maj</strong>Qtku. Oczy bogatych i biednych <strong>maj</strong>Q to samo prawopatrzee w oblicze Boze, uszy ich slyszQ te same slowa prowdy, dost~pnedla wszystkich, glowy sklaniajQ si~ po to samo rozgrzeszeniei blogoslawienstwo, worgi otrzymujQ to samo Cialo Chrystusowe, a laskasplywa do duszy bez wzgl~du na osob~. Nigdzie nie ujrzysz wspanialszejrownosci jak przed oltorzami Panskimi. Kosciol dawno jui wykonalprogram zrownania czlowieka, uwazany za odkrycie naszych czasow.A czese czlowieka? SwiQtynie katolickie sQ nie tylko miejscem uwielbieniaBoga, ale tei i miejscem uczczenio czlowieka. oto aniolowie Panscyno usludze oketo zbawienia ludzkiego! 010 na kamiennej plycie 01­tarza, kryjqcej prochy swi~tych ludzi, spoczywa Cialo Boga-Czlowieka!010 w oltorzach - oblicza swi~tych, prawdziwy triumf wszystkich swi~­Iych ludzi! A wsrod nich uwielbiona, blogoslawiona mi~dzy niewiastami,swi~la Boia Rodzicielka Maryja, w chwale swego dziewiczego macierzynstwa.Sam Bog nawet pochyla si~ ku nam w postaci ludzkiej. Zaprawd~:"nie masz innego norodu tak wielkiego, ktory by mial bogi takprzybliiajqce si~ do niego, jako Pan Bog nasz przytomny jest na wszystkiepros by nasze" (Pwt 4,7).A kaplan przy o/torzu, "z ludzi wzi~ty, dla ludzi postawiony wtym,co do Bogo naleiy, aby ofiorowal dory i ofiory za grzechy" (Hbr 5,1),<strong>maj</strong>qcy wladz~ odpuszczae i zatrzymywae grzechy, sprdwadzae Bogano o/tarze i rozdzielae Go ludziom, czyi nie jest to cud wyniesienia czlowiekado godnosci wyiszej ponod anielskQ? A przeciei to syn i bratnasz!Zaprawd~! Swiqlynio katolicka jest miejscem duchoweg~ podniesieniaczlowieka. Wychodzimy z niej godniejsi, zapaleni pragnieniem jednoczeniasi~ w swi~tosci, uczestniczenia w tajemnicy bostwa Tego, ktorychcial bye uczestnikiem naszego czlowieczenstwa. Tu zbieramy sily dowalki z tym, co w nas ~iskie, co sciQga nas w bloto grzechu. W swiq­40. ,


BISKUP STEFAN wVSZVtilSKItyni rodzi si~ prognienie Jepszego jutro dlo cztowieko, tu jest poczqtekodmiony, reformy swioto. I dlotego Kosciol zoszczepiojqc to pragnieniezawsze kroczy no czele wszelkiego post~pu za Chrystusem, ktoregojuz prorocy zwoli "Ojcem przysztego wieku" (lz 9,5).Chrzescij0l1stwo jest btogoslawienstwem swiata wyzwalajqcym goz zastoju i spiqezki. Dopiero na progu odst~pstwa od Boga, poganstwazaezyna si~ prowdziwe wstecznictwo. Bez Kosciola nie zdola nikt uratowacczlowieka z ponizenia wieku dzisiejszego.ZAKOKlCZENIEUmilowani w Chrystusie Panu Bracia! Przebieglismy myslq dalekqdrog~. W swietle adwentowych nadziei wyruszylismy ku lepszej dla czlowiekaprzyszlosci. Przerozil nos obraz piekla XX wieku, ktorego plomienieporazily miliony naszyeh braci i siostr, niemowlqt i stare ow. Niechcemy grozy tego widma nad swiatem! Zbyt koehamy braci naszyehw Panu, bysmy mogli bye oboj~tni na losy czlowieka na ziemi. I dlategoeheemy przystqpit do praey nad odnowieniem oblicza ziemi.Wraeajmy wi~e do Betlejem, gdzie rodzi si~ Zbawiciel swiata, oczekiwaniei jedyna nadzieja narodow. Upadnijmy tu z pokornq prosbq:"Boze, Ty jeszeze raz ozywisz nas, a Iud Twoj rozweseli si~ w Tobie.Okaz nom, Panie, milosierdzie Twoje i daj nam zbawiemie Twoje" (Ps85,7-8.)Niech Adwent ten i nowy rok koscielny b~dzie poczqtkiem pracy nadpodi:wigni~ciem czlowieezenstwa naszego z nizin i bIota, w ktore zostaloone wepchni~te.Zaeznijmy od siebie. Naprawiajmy naprzod w sobie pogwalcone ezlowieezenstwo.Wszak Pan rzekl: "Bogami jesteseie i synami Najwyzszegowszysey" (Ps 82,6).Nieeh kaplani w swiqtyniaeh przypominajq nam nieustannie wysokqgod nose czlowieka, nieeh przykladem zyeia swego stajq no ezele tych,ktorym Bog "dal moc, aby si~ stali synami Bozymi, ktorzy nie z krwi aniz woli ciala, ani z woli m~za, ale z Boga si~ narodzili" (J 1,13)."A' sam Bog pokoju niech was we wszystkim uswi~ca, aby ealy waszduch, dusza i cialo bez nagany byly zachowane na przyj~eie Pana naszegoJezusa Chrystusa. taska Pana naszego Jezusa Chrystusa z wami.Amen" (1 Tes 5,23-28).Biskup Slefan WyszynskiLublin, I Niedziela Adw,entu 1946 r .• 402


STEFAN WILKANOWICZPROGRAM I TESTAMENTW swojej homilii odczytanej w czasie pogrzebu Ksi~dza PrymasaOjciec Swi~ty wezwal nas do modlitwy i medytacji, do gl~bokiej narodowejmedytacji. "Szczeg6lnym przedmiotem takiej medytacjiuczyitcie postae niezapomnianego Prymasa, swi~tej pami~ci KardynalaStefana Wyszynskiego, Jego Osob~ , Jego nauk~, Jego rol~w jakze trudnym okresie naszej historii... i podejmujcie to wielkiei trudne dzielo, dziedzictwo przeszlo tysiqc1etniej historii, na kt6rymOn~ Kardynal Stefan, Prymas Polski, wycisnql trwale, niezatartepi~tno.. . Niech podejmuje je caly Kosci61 i caly Nar6d. Kazdy nasw6j spos6b, tak jak B6g i wlasne sumienie mu wskazuje. Podejmujciei prowadzcie je ku przyszlosci. B6l wasz niech przemieniasi ~ w nadziej~ . "Przedmiotem naszej refleksji czynimy list pasterski, kt6ry mlodybiskup lubelski skierowal do wiernych w pierwszych miesiqcachswej biskupiej pracy. Jest to list szczeg6lny, wyr6znia si~ rozmia­. rami i zakresem tematyczllym - traktuje bowiem 0 chrzescijanskimwyzwoleniu czIowieka. Bez obawy popelnienia bl~du mozna powiedziee,ze zawiera on moralno-spoleczny program przyszlego PrymasaPolski, zas lektura tego tekstu po 35 prawie latach wskazuje, ze niejest to jedynie dokument historyczny, ale w wielkiej mierze programnadal aktualny. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby go wi~c uznac takzeza testament czy drogowskaz, kt6~y zmarly Prymas nam pozostawia.Dokument ten zasluguje wi~c na skupionq lektur~; nie dlazaspokojenia ciekawosci, ale jako pomoc dla spolecznego rachunkusumienia.KONTEKST LlSTUPisany byl na Adwent 1946 roku, a wi~c kr6tko po zakonczeniuwojny. Jej okropnosci Sq w nim obecne, nawet w formie dluzszychopis6w. Autor bynajmniej si~ w nich nie lubuje: "uciekamy przednimi myslq, zamierajqcym sercem!" - pisze, "A jednak nie mozemyuciekae ani milczec! Nie mozemy nie wolae, pelni l~ku, by ta poniewierkaczlowieka nie stala si~ obyczajem naszego wieku, by nieweszla nam w krew, bysmy jej nie pochwalali i ni'e nasladowali!"Nie rna ludzi, kt6rzy by opisane w Liscie _formy upodlenia czlowiekapublicznie pochwalali alba oficjalnie stosowali. Ale wiemy,403


STEFAN WILKANOWICZze obawy Jego nie byly bezzasadne. Wiemy, ze fizyczne i moraInedeptanie ludzi nie nalezaly do rzadkosci w pierwszych latach Jegobiskupiej poslugi. Bylo juz po koszmarze, ale nOWq rzeczywistosczaprowadzano bez zbytniej troski 0 prawa czlowieka, 0 wolnosci. obywate1skie, opini~ publicznq czy najbardziej elementarnq sprawiedliwosc.Czlowiek, kt6ry przez calq wojn~ walczyl z hitlerowcami,m6g1 latwo znalezc si~ w celi razem z volksdeutschami czy esesmanami...P6:hniej rozwin~ly si~ subtelniejsze formy niewoleniaczlowieka, kt6re troch~ nam w krew weszly, nawet tym, ktorzyz nimi odwaznie, nieraz bohatersko walczyli. Bosmy si~ juzzacz~li przyzwyczajac, ze taki jest czas czy los czlowieka, ze wprawdzietrzeba dawac swiadectwo, ale na istotne zmiany zbytnio liczycnie mozna. Zacz~lismy si~ juz przyzwyczajac, ze prawda jest niebezpiecznymluksusem, podw6jnie niebezpiecznym: dla tego, kto osmielasi~ jq glosic i dla tych, dla kt6rych jej unikanie i zatajanie stalo si~drugq naturq, dla tych, ktorzy na jej ukrywaniu i deformowaniu budowaliswojq wladz~ i swoje przywileje.Dzis mamy takze do czynienia ze zjawiskami, ktore dawniej nie ·mialy takiego zasi~gu i znaczenia, z nowoczesnymi formami terroryzmuze strony fanatykow czy platnych mordercow w sluzbie ciemnychmocy. Zacz~liSmy si~ juz tez do tego przyzwyczajac - przed.13 <strong>maj</strong>a..."Wspolnota ludzi przez natur~ czlowieka jest tak siIna, ze w kogokolwiekugodzq, w nas uderzajq. Gdy palkq gumowq bity jest jedenczlowiek - cios godzi w cale czlowieczenstwo" - pisal biskup StefanWyszynski w 1946 roku. "W skopanym, zawieszonym na slupku,torturowanym bracie naszym krzywdzona jest cala ludzkosc.Skrzywdzona podw6jnie. Nie tylko w cierpiqcych przesladowaniadla sprawiedliwosci, ale bardziej jeszcze w oprawcach, ze do takiegoupodlenia doszli."FUNDAMENT WYZWOLENIA"Za przykladem pasterzy i my oglqdajmy 'to Slowo', podziwiajmy'czlowieczenstwo Zbawiciela naszego Boga', bysmy poznali wysokqgodnosc czlowieka, kt6ry zjednoczyl si~ z Bogiem... Z tego boskiegopochodzenia czlowieka plynie cala dostojnosc nasza, tak wielka, zenic na ziemi dorownac jej nie zdola..." List jest takze przygotowaniemdo Bozego Narodzenia, zatem Autor godnosc i powolanie czlowiekarozwaza w swietle betIejemskiego -wydarzenia: "Tutaj bowiemB6g-Czlowiek, ukazujqc B6stwo zjednoczone z czlowieczen­404


PROGRAM I TESTAMENTstwem, nie tylko pol1\czyl niebo z ziemi1\, ale zwi1\zal w sobie calyrodzaj ludzki. Czyz swiadomosc tej prawdy nie wplynie na odnowieniemilo sci mi~dzy narodami i wsr6d czlonkow jednej rodzinyludzkiej ?"Znamy dobrze znaczenie Bozego Narodzenia dla polskiej kultury,znamy wartosc tego swi~ta dla rodziny i calego spoleczenstwa.Trudno sobie Polsk~ wyobrazic bez wszystkich zwyczaj6w z tymswi~tem zwi1\zanych. Nie mog~ si~ jednak oprzec przekonaniu, ze.stopniowo, powoli post~powal proces laicyzacji i tej naszej swi~tosci,jakas jej "folkloryzacja", a jesli nawet nie ona, to przynajrnniejprzesuwanie akcentu na sentymentalne, czulostkowe przezywanietego najbardziej polskiego swi~ta. Splycal si~ jego religijny sens,teologiczna gl~bia i powaga. I nie wydaje mi si~, zeby w duszpasterstwiemocno 11\czono Boze Narodzenie z przezyciem godnosci i dostojenstwakazdego czlowieka a jednoczesnie gl~bokiego zwi1\zkupomi~dzy wszystkimi ludzmi. Wielka szkoda, ze to tak duszpasterskom1\dre uj~cie nie rozpowszechnilo si~ szeroko.Wspomniany proces splycania Bozego Narodzenia chyba si~ juzzatrzymal, alba i odwrocil. Zapewne jest to zwi1\zane z og6lnymozywieniem zycia religijnego, z zawaleniem si~ laicyzacyjnych wysilk6w,z upadkiem pr6b folkloryzacji religii i usuwania jej z zyciapUblicznego. Od pewnego czasu slowo "godnosc", dawniej rzadziejuzywane, nalezy do obowi1\zuj1\cego slownika, nie mozna si~ bezniego obejsc. Brak poszanowania godnosci zrodzil na ni1\ zapotrzebowanie.Ale pozostaje -otwarta sprawa jej rozumienia, uzasadnienia.I st1\d to jej uj~cie, na ktore nam zwraca uwag~ Ksi1\dz Prymas,ma duz1\ aktualnosc.JAK PRZYWROCIC GODNOSC CZlOWIEKOWI?"Zadna deklaracja praw czlowieka i obywatela, zadna konstytucja,zaden ustroj spoleczny, zadne przywileje polityczne nie pomog1\nam do zachowania swej godnosci, nie uzyskaj1\ dla nas szacunkutak wi1\z1\co jak prawda, ze jestesmy dziecmi Boiymi...""Niejeden rozprawia 0 wyzwoleniu, a jest starym czlowiekiem,niewolnikiem swoich grzech6w i nalog6w, przez ktore kuje sobielancuch niewoli..."Slowa te mialy w6wczas podw6jne znaczenie. Oczywiscie bylyprostym przypomnieniem starej nauki Kosciola, przypomnieniemprawd intelektualnie banalnych, lecz zyciowo koniecznych i ustawiczniezapominanych. Ale r6wnoczesnie byly to slowa ostrzezenia.405


STEFAN WILKANOWICZ--M6wilo si~ wtedy bowiem bez ustanku 0 post~pie i wyzwoleniu,czlowiek mial bye wyzwolony (czyIi wykorzeniony) z wi~z6w tradycji,uwolniony od ucisku klasowego (i poddany wszechwladzypanstwa).Dalszy bieg wypadk6w jest wszystkim znany. Ostrzezenia sprawdzilysi~ niestety co do joty, dla wszystkich dziedzin zycia. Dzis juzostatni apologeci 6wczesnej koncepcji wyzwolenia dokonujq ideowychprzewartosciowan albo schodzCl, na pozycje wulgarnego i cynicznegooportunizmu.Ale ostrzezenia pozostajq nadal w mocy. Jestesmy w okresie budowaniainstytucjonalnych gwarancji dla odzyskiwanych praw i dlaposzanowania naszej godnosci. Budujemy sil~ spolecznq, kt6ra ichb ~ d z ie strzec. Uczymy si ~ demokracji i samorzCl,dnosci. I to jest niezmierniewazne. Ale jednoczesnie jestesmy "starymi ludzmi", niewolnikamiswoich nalog6w, przyiwyczajen, swego egocentryzmui nieumiej ~ tnosci wsp61pracy, swoich alergii i kompleksaw - zrozumialych,nieraz wybaczalnych, ale jakze niebezpiecznych! Zwlaszczaw okresie, w ktorym musimy wykazae, ze jestesmy nie tylko"wielkim sztandarem narodowym", ale zorganizowanym, solidarnymi sprawnie funkcjonujqcym spoleczenstwem.Istnieje wsp61zaleznose pomi~dzy wyzwoleniem spolecznym i wyzwoleniemkazdego z jego egoizmu, strachu i slabosci. J ednego oddrugiego nie mozna oddzielae. Walka z wlasnymi nalogami nie zast~pujewalki 'o sprawiedliwose spoleczn1:l. Ale sprawiedliwosci nieustrzegq ludzie obciqzeni wadami. Widzielismy plomiennych rewolucjonist6wwalczCl,cych 0 prawa Ludu, ale nielitosciwych wobec ludzi.I widzielismy bezinteresownych i milosiernych ale slepych nakrzywd~ i niesprawiedliwose zinstytucjonalizowanq, alba zbyt poczciwychzeby walczyc. Owi rewolucjonisci konczyli jako tyrani, a cipoczciwi jako ich narz~ dzia ."Cala wsp6lczesna walka 0 wyniesienie 'czlowieka, 0 pierwszenstwoi znaczenie powinna miee na celu nie tylko zdobywanie praw,ale zdobywanie cn6t i pelnienie obowi1:lzk6w."W calym nauczaniu Ksi~dza Prymasa uwidocznia s i~ stala troskai 0 prawa i 0 obowi1:lzki czlowieka. Jest w tym nowoczesny i tradycyjnyzarazem: poniek1:ld wyprzedza niedawne "odkrycie" prawczlowieka, a jednoczesnie stawia mu wysokie wymagania, jakbyuprzedzajqc grozb~ biernosci, zniech~cenia i nieodpowiedzialnosci.Zdobywanie cn6t... Prawda zawsze aktualna, ale slowa brzmiCl,staroswiecko. To brzmienie sygnalizuje nam nawarstwiajCl,ce si~zmiany. Najpierw sprawa podstawowa: sarno poj ~cie cnoty potocznienie jest wlasciwie rozumiane. Trzeba przyznae, ze wielka pracamyslowa i pisarska o. Jacka W oro nieckiego nie oddzialala na sze­406


STEFAN WILKANOWICZoraz spoleczni dzialacze, nieliczni i nie zawsze powamie traktowaniprzez og6!. Sytuacja spoleczna. i mechanizmy gospodarcze dzialalyw przeciwnym kierunku. Dzis stopien samorzqdnosci spoleczeilstwajest tego rodzaju, ze moze ono doprowadzic do skutecznych decyzjii moze kontrolowac ich realizacj~. Jednoczesnie rosnie swiadomosczagrozenia. Pojawiajq si~ zatem mozliwosci, kt6rych dotqd nie bylo.Dzis moma przeprowadzic og6lnospolecznq dyskusj~, moma podejmowacdecyzje drogq referend6w 0 zasi~gu lokalnym czy krajowym,mozna zmieniac dzialania bodzc6w ekonomicznych, moma regulowacsprzedaz alkoholu, zmienic ceny, skuteczniej wykrywac bimbrowniei pijackie meliny. Nie mozf:my si~ wi~c tlumaczyc bezsilnosciq.Wszystko to jest do z1'obienia, wymaga jedynie energicznegoi wytrwalego dzialania. 'Kto rna to dzialanie podjqc? Nie tylkoantyalkoholowi dzialacze i nie tylko ksi~za, ale po prostu przedstawicielespoleczenstwa.ROLA I PRAW A RODZINY"Rodzina jest osrodkiem wychowania, kt6re najgl~biej ksztaltujedusz~. Urzqdzona po chrzescijailsku, jest szkolq niemal religijnejczci wzajemnej malzonk6w i dzieci. Malzenstwo, zbudowane na wz6rzwiqzku Chrystusa z Kosciolem, kaze m~zowi milowac zon~, jakChrystus umBowal Kosci61 i wydal zan samego siebie."W ciqgu ostatnich trzech dziesiqtk6w lat szereg czynnik6w, zazw)ltzajsterowanych, dzialal przeciwko rodzinie, oslabiajqc jq i laicyzujqc.Wyrazib si~ to w zmniejszaniu si~ swiadomosci jej religijnegocharRkteru, we wzroscie ilosci rozwod6w i sierot spolecznych,wzroscie praktyki przerywania ciqzy, oslabieniu roli wychowawczej.R6wnoczesnie, w miar~ przezwyci~zania przez Kosci61 podstawowychograniczen i zagrozen, rozwijalo si~ duszpasterstwo 1'0-'dzin i przygotowanie do malzenstwa. Czy proces laicyzacji i oslabianiarodziny zostal zahamowany? Trudno to orzec. Niewqtpliwiezawalily si~ koncepcje wychowania bez rodziny, uznaje si~ juz powszechnie,ze dalsze dzialania przeciw rodzinie prowadzq do spolecznejkatastrofy. Wprowadza si~ - choc dosc niesmialo i niekonsekwentnie- elementy prorodzinnej polityki. R6wnoczesnie obserwujesi~ pogl~bienie zycia religijnego wielu rodzin, 1'ozw6j formwsp61pracy mi~dzy rodzinami katolickimi, stopniowe wprowadzaniedo program6w katechizacji przygotowania do malzenstwa, rozw6jporadnictwa rodzinnego. Ale wszystkie te pozytywne dzialanianie zasp ~kajajq wzra1?tajqcych potrzeb. Wydaje si~, ze przygo­401


PROGRAM I TESTAMENTtowanie do malzenstwa jeszcze nie osi


STEFAN WILKANOWICZ·wyZej uczyli dzieci udawania. 0 skutkach lepiej nie mowie. DzisprzeksztalcajCl si~ programy szkolne i podr~czniki, zmienia si~ takiestyl szkolnego wychowania, ale niezbyt szybko i nie wsz~dzie. Dlauzdrowienia sytuacji sami rodzice muszCl odzyskae podmiotowosei niezalemose wobec instytucji wychowujClcych, a dalej muszCl uzyskaerealny wplyw na prac~ tych instytucji. Najlepszym srodkiemdla realizacji tych celow byloby powstanie samorzCldnego i niezalemegostowarzyszenia rodzicow, organizacji, ktora by mogla byepowamym partnerem romych wladz i instytucji, a rownoczesniemialaby mozliwose prowadzenia szerokiej pracy samowychowawczejwsrod rodzicow, ktorym na ogol riie dostaje wiedzy i umiej~tnosciwychowawczych.RANSTWO, OBVWATELE, SPOlECZENSTWO"Panstwa nie istniejCl dla siebie, tylko dla sluzenia dobru ludzi. ..panstwo z woli Bozej jest strozem dobra powszechnego, rna obowiClzek0 nie walczye i obywatelom je zapewnie. 0 tyle tylko jestzgodne ze swym przeznaczeniem, 0 He pragnie tego dobra dla wszystkich.Z Lstoty swej i przeznaczenia panstwo rna bye dobre, ma dobrzeczynic i ochraniac dobra czlowieka przed zniszczeniem. Gdytak czynic b~dzie, spokojnie moze zaufac sWYffi obywatelom. Gdytego zaniecha, obywatele - zamiast bye bronieni przez panstwo ­sami przed nim bronic si~ b~dq."Do tego wlasnie doszlo. Rozrastajqcy si~ aparat panstwowy us i­lawai podporzqdkowac sobie calosc zycia spolecznego, odebrac podmiotowoscosobom i. spolecznosciom, up a n s two w i C s pol e­c zen s two. Nie dla prawdziwego dobra wspolnego, ale dla interesowklasy wlascicieli naszej ojczyzny. Dzisiaj wi~c stajq przednami cztery zadania : oczyscic aparat panstwowy, poddac go skutecznejkontroli, ograniczyc jego kompetencje do tego, co moze i powinienwykonywae, rozwinqc samorzqdowe formy zycia spolecznego.Zwlaszcza to ostatnie zadanie jest szczegolnie . wazne. Samorzqdbowiem jest podstawowCl ' formq demokracji, gwarantem rozwoj uspolecznego, skutecznym narz~dziem kontroli aparatu panstwowego,czynnikiem prawdziwego wychowania spolecznego. Polska zmierzaw kierunku ustroju samorzqdowego - jego rozw6j zgodny z potrzebamii moZliwosciami naszego spoleczenstwa wymagac b~d zienieraz wielkiej inwencji, odwagi i wytrwalosci."Panstwa muszCl otoczyc czlowieka zaufaniem, uznaniem praw jegorozumu, zwlaszcza prawa do prawdy... Panstwa nie mogq wi~c...organizowac oklamywania swych obywateli za ich wlasne pieni~dze. "410


PROGRAM I TESTAMENTTo si~ tez stalo. Jesli jednak nie osiqgni~to ostatecznych cel6wtego oklamywania to zawdzi~czamy to w wielkiej mierze Ksi~dzuPrymasowi, kt6ry nie dal si~ nigdy zmusie do milczenia, kt6ry m6­wit prawd~ i innym dodawal odwagi do jej wypowiadania. Mialoto ogromne znaczenie dla calego narodu.Ale falsz wniknql jednak gl~boko w nasze zycie, wszyscy jakos jestesmynim zakazeni. Przeciez zmieniono nawet pojmowanie prawdyi nauki. Przestala obowiqzywae zgodnose sqd6w z rzeczywistosciq,na plan pierwszy wysun~la si~ Dziejowa Koniecznose alba gospodarczauzytecznose - zaleznie od etapu i punktu widzenia.Rozpocz~lo si~ juz wielkie odklamywanie historii. Nie mamy natomiastjasnego obrazu stanu naszej gospodarki i szeregu dziedzinzycia spolecznego. System wzajemnego oszukiwania si~ tak si~ rozwinql,ze rzeczywiscie trudno miee prawdziwy obraz calosci na podstawiemasy sfalszowanych szczeg616w.Ten falsz wniknql takze w dusze wielu ludzi, oglupionych i zastraszonych.Mamy do czynienia z powaznym problemem podw6jnegoZycia, prowadzonego latami przez wielu. Ci ludzie prywatf!ieuczestniczyli w praktykach religijnych a sluzbowo nieraz laicyzowali.Nie jest rzeCZq uczciwq i bezpiecznq latwe i sumaryczne pot~pianieinnych, kiedy si~ samemu bylo w sytuacji latwiejszej, kiedyszef nie zmuszal do klamania i udawania. Ne jednak problem pozostaje:jak mozna bye swiadkiem Chrystusa - incognito?Ten falsz jest takze pomi~dzy nami w postaci wytwor6w naszejpracy, kt6re bardzo cz~sto nie Sq tym, czym bye powinny. Kupujemyje i sprzedajemy <strong>maj</strong>qc przeswiadczenie, ze jestesmy oszukiwanii ze sami oszukujemy innych.Stoi wi~c przed nami zadanie takiego ustawienia mechanizm6wgospodarczych, aby oplacalo si~ solidnie pracowae a jednoczesniemusimy podjqe wielkq prac~ wychowawczq i samowychowawczq,pogl~hiC nasze poczucie odpowiedzialnosci, sprawiedliwosci i solidarnosciz innymi."Chcqc podniese czlowieka z upodlenia i ponizenia w pracy, nalezypami.~taj, ze stosunek pracodawcy i pracownika - to stosunek czlowiekado czlowieka. Nie wolno wi~c tracie z oczu dobra ciala i dobraduszy pracownika, nie wolno zapominae, ze pracq swojq zyskujesobie szacunek, uznanie, i prawo do godziwego zycia."W sierpniowym protescie robotniczym ujawnily si~ potrzeby duchowepracownik6w, nie tylko ich rewindykacje materialne. Obronagodnosci, prawa do prawdy i do publicznego wyznawania wiary.Niewqtpliwie uwidocznila si~ tu wytrwala praca Kosciola, ustawiczniepowracajqcego do podstawowych praw czlowieka i podkreslajqcegojego godnose.411


STEFAN WILKANOWICZStworzony zostal pot~Zny ruch stoja,cy na strazy tych praw. Terazchodzi 0 to, aby ten ruch nie zatracil pocza,tkowej pasji moralnej,zeby umial ja, wcielae w codzienna, obyczajowose. Nie jest to wcalelatwe - stare slabosci i nawyki daja, 0 sobie znae. Wymaga to odnas wszystkich swego rodzaju nawr6cenia, a takze oddzialywaniana innych: post~powaniem, slowem m6wionym i pisanym. Jest tozadanie przede wszystkim dla swieckich, bezposrednio zaangazowanychw ruch spolecznej odnowy. Do duszpasterzy nalezy teologicznepogl~bienie tej problematyki i wprowadzenie jej takze dozwyczajnego duszpasterstwa.KOSCIOt W W ALCE 0 GODNOSC CZlOWIErKA"Wyzwolenie czlowieka zaczyna Kosci61 od wydobycia ludzi i najokrutniejszejniewoli grzechu, od wskrzeszenia do nowego zycia.Raz tego dokonawszy, miluje bardziej syn6w marnotrawnych, owceodnalezione, zle si~ <strong>maj</strong>qcych niz tych, co nie potrzebujq lekarza,niz dziewi~edziesi~ciu dziewi~ciu sprawiedliwych. Taka juz jest nieuleczalnaslabose Kosciola, przyj~ta w spadku po Dobrym Pasterzu.Mocq tej slabosci ku maluczkim Kosci61 stoi pilnie na strazy godnosciczlowieka; w bramach jego zawsze znajda, przytulek, oparcie,pociech~ i obron~ placza,cy i obcia,zeni."Taka jest tradycja Kosciola i Prymas byl jej wierny, wytrwaleupominal si~ 0 prawa ubogich, · ponizonych, ubezwlasnowolnionych,upodlonych. Wydalo to swoje owoce. Dzis te same zadania stojqi przed nami. Ale akcent si~ przesuwa: chodzi 0 uzdolnienie slabychdo podzwigni~cia si~ i obrony, do wspierania si~ wzajemnego, dospolecznego dzialania. Kosci61 powinien bye szkola, takiego dzialania,miejscem, gdzie czlowiek odzyskuje godnose i podmiotowose,miejsce w spolecznosci, przestrzen do wsp6ldzialania z innymi.1stnieje uderzajqca r6wnoleglose i wzajemne zwia,zki mi~dzy Kosciolemi spoleczenstwem. 1m bardziej Kosci61 przezywany jest jakowsp6lnota, tym lepiej przygotowuje ludzi do zycia w spoleczenstwie.1m wi~ksze w nim pole do aktywnosci wszystkich, tym wi~ksze poczuciewsp6lodpowiedzialnosci za Kosci61 a takze latwose podejmowaniawsp6lodpowiedzialnosci za spoleczenstwo. 1m bogatsze zyciespoleczne, im wi~cej form wsp6ldzialania i zaangazowania, tymwi~ksza zdolnose czlonk6w tego spoleczenstwa do b y cia K 0 s­c i ole m tzn. do bycia takze religijnq wsp61notq. Kosci61 walnie .przyczynil si~ do ewolucji spoleczenstwa, do odzyskiwania przez nie. podmiotowosci. Nowe spoleczenstwo b~dzie takze oddzialywalo naKosci61.412


PROGRAM I TESTAMENTPluralizm i jawnose b~dq przeksztalcaly stosunki mi~dzy ludzmi:oficjalne podzialy "partyjni - bezpartyjni" czy "wierzqcy - niewierZqcy"stracq swojq schematycznose, b~dzie si~ bowiem codzienniedoswiadczalo kontaktow z ro:i:nego rodzaju partyjnymi i r6Znegostopnia wierzqcymi, z ludzmi w rozny sposob szukajqcymi dobrai w rozny sposob slabymi.Nie b~d z ie mozliwy panstwowy autokratyzm. Straci takze mozliwoseegzystencji ciasny klerykalizm , powi~ks zq s i ~ n atomiast bardzomozliwosci pracy duszpasterskiej apostolskiej .•"...nie pisz~ testamentu pastoralnego. Przyjdq nowe czasy, wymagajqnowych swiatel, nowych mocy, Bog je da w swoim czasie" ­pisal Ksiqdz Prymas 16 m aja. A jednak jego program , zarysowanyprzed trzydziestu pi~ciu laty, moze nam n adal sluzye. Ksiqdz Prymasosiqgnql wi~cej niz m ogli s i ~ spodziewae najwi ~ks i optymisci. Jestemg l~ boko przekonany, ze uratowal Kosciol w n aszym kraju i Polsk~.Wol~ nie wyobrazae sobie, co by bylo bez Niego.Podejmujqc Jego dziel0 widzimy przed nami ogrom pracy. Nowaepoka daje nam moznose pelniejszego powrotu do tradycji, lepszegoprzyswojenia sobie dorobku naszych poprzednikow, a jednoczesniestawia wysokie wymagania naszej odwadze myslowej i wyobrazni.Wymaga otr z q s ni~ cia s i~ z biernosci wobec zlych tradycji, szukaniarozwiqzan na mi a r ~ wielkosci czasu, ktory przezywamy i ktory jestnam dany.Nowa epoka wymaga od n as w rownej mierze i wiernosci i tworczosci.Krakow, czerwiec <strong>1981</strong>.Stefan Wilkanowicz'l - ZNAK 41 3


ODPOWIEDZIALNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ I ODNOWIEN IE SWIATA DOKUMENT DUSZPASTERSKIEGO SYNODU ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJ UCHW ALONV W MOGILE 8 MAJA 1979 ROKU I ODNOWA I BUDOW A SWIAT A W PLANACH BOZYCH 1. Jednym z wamych punkt6w nauki II So'boru Watyk ailskiegoSq wskazania i upomnienia dotycz~ce odpowied.ziaInoSci KoSciola,czyli calego Ludu Bozego i poszczeg6Iny,ch jego czlonk6w, za swiat.Soboro'wa Konstytucja duszpasterska 0 Kosciele w swiecie wspotczesnyrnprzypomina, ze nauka chrzescijanska nie odwraca czlowiekaod budowania swiata i rue zach~ go do zaniedbywania dobrablizn:1ch, ~ecz raczej 'silniej ~ go obowiqzkiem wypetmania tychrzeczy. "Czlowiek bo.wiem, stworzony na obraz Boga, otrzymal zlecenie,aby iJ.'IZqd2il Swiatem w sprawiedliwosci i SwiE:tosci, podporZqdkowuj~csobie ziemif; ze wszystkim, 00 w n'iej jest, oraz zeby,uznaj~c Boga Stworcq wszystlciego odnosil do Niego siebie samegoi wszystkie rzeczy, -tak aby przez poddanie czlowiekow.i wszystkiegoprzedziwne bylo po calej ziemi imi ~ Boze (... ) 1m zas bardziej p ot ~g aludzi rosrue, tyro .szerzej si~ga odpowiedzialnose 'Zarowno jednoStek ,jak i ,spoleczenstw" (KDK 34).Dlatego tez chrzescijanie podejmujq odpowiedzi::11nosc za bu d8w~swiata i odnowienie go wedlug zbawczego , zamys1u Bozego. WedleJego zamierzenia swiat nie zosta1 utworzony jako statyczny, dok0l1­czony i niewzruszony, lecz jako rzeczywistose dynamiczna, podlegajqcanieustannemu procesowi stawania si ~.Poniewaz przez swiat rozumie Sob6r mi~dzy innymi ludzi z wszystkimiich uwarunkowaniami i zaleznosciami zyciowymi oraz ca1e sro-.dowisko spoleczne i naturalne, w kt6rym ludzie zyjq 1 (por. KDK 2;22), zatem przeksztalcanie swiata sprowadza si~ do przemiany cztowiekaoraz jego srodowiska spoleczno-kulturowego i naturalnego.Niniejszy dokument pragnie om6wie odpowiedzialnose chrzescijanza srodowisko zar6wno spo1eczno-kulturowe jak i naturalne oraz podaezasady ich ksztaltowania.2. Odpowiedziamooc ta stanowi istotnq CZf;sC chrzescijaD5kiegopowolania, kazdy bowiem chrzeScijlanin ma bye ..czynnym uczestnikiemdziel Boga Stworcy i Zbawcy zarazem, ktory zachowuje w i8tnieniustwol'ZOnyprzez stebie swiat, kieruje rum wedlug niezgl~bio -1 Inne rozumienie .swiata (jaka przeciwstawieaie Krolest\va Baze.go) \Vyst~puj ew niekt6rych tekstach Pis.na sw.414


O DPOWIEDZIALNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ IODNOWIENIE ~ W IA T Anych planow sWQjej bpatrmosci a itakze miltvje go : "Tak Bog umi­Iowal swiat, ie Syna swego Jednorodzonego dal, aby ka2xiy, k tow Niego wierzy nie zginql, ale mial Zycie wieczne" (J 3,16) .Obecnooc chrzescijrun w swtiec1e nie maze Ibye oboj~tnym pielgrzymowaniemprzez doczesnosc z oczyma utJkwionymi tylko w ostatecznq,zapowiedzianq przyszlosc es chatologicznq, lecz tez 'czynnym zaanga.zowaniemw sprawy doczesnego swiata, w r6:illle jego dzieciziny,potrzeby czy niedostatki. Chara'lcter i zalues tego zaangazowaniazale±ne Sq oczywiscie od warunk6w poszczegolnych ludzi, kh uzdolruen,lzawodow, stanowiska spolecznego itp.Autentyczni .chr zescijanie nie mogq realizowac swajego powolania"V sposob indywidualis tyczny, dbajqc tylko 0 wlasne dobro, choebyto 'bylo dobro najwy7.sze - zfuawienie. "GI~bdka i szybka przemianarzeczywistosci - upomLna So.bol' - naglqco domaga si~ , zeby nicbylo nikogo, k10 by - nie zwracajqc uwagi na bieg wydarzen lubod r~twialy w bezczynnosci - sprzyjal etyce czysto indywidua!J.i.styczl'iej. Obowiqze'k &prawiedliwosci i milosci coraz lepiej jest wypelnianyprzez to, ze ikazdy, przyczyniajqc si~ do wspolnego dobra wedlewlalSnych uzdoflnien i potrzeb innych ludzi, przyczyrna .s:i ~ Towniezdo Il"


DU SZPASTERSKI SYNOD ARCHIDIECEZJI KR A KOWSKIEJwlasnej i wprzqglIlqWSZY wszystkie sily ziemi dla Zycia ludiliego ­nastawiali Sil'; na przy;szlose, kiedy to luclzJkosc sama stanie '8i~ oiiarllmilq Bogu" (KDK 38). .4. Obowiqzek apostolskdego zaangaiowania w doczesne sprawyswiata ciqZy szczegolnie na katolikach swiecklch, albowiem - jakzn6w zauwaza Sob6r - "zyjq oni w swiecie, tzn. posrod wszystkichrazem i rposzczego1nych spraw Ii obowiqzkow sw,j,ata, w zwyczajnychwarunlkach zycia rooziJnnego i spoleczn.ego, z kJt6rych niej'aiko utkanajest kh egzystencja. Tam ich Bog powoluje, aby wyikonujqc wfasciwewbie zadania, ·kierowani duchem ewangelicznym, przy,czynialis i~ do uswi~enia swiata na kBztalt zaczynu od wewnqt r.z niejako".Totez zadaniem ludzi swiec1cioh z tytulu wlasOiwego im powolania,jest szukac Kr6le stwa Bozego za,jmujqc sil'; sprawami Swieckimii kicrujqc nimi po mysli Bozej" (KK 31 ; por. DA 2). "Swieccy, ktorzy<strong>maj</strong>q do odegrania .czynnq rol~ w caloSci ZyGia KOSciola, nie tylkoSq obowiqzani przepajac swiat duchem ,chrzeScij'anskim, lecz 5q tezpowolani i do tego, aby we wszysbkim posrod wsp6lnoty IUtdzkiejbyli swiadkami Chrystusa" (KDK 43).5. Wszelki postl';P doczesny w swiecie nie jest n ajwyZs:zq wa,I1;osciqi calem samym dla siebie, niemniej mme miee wartosc dla realizacjiostatecznych celow czlowieka i swiata."Choe naleZy starannie odr6Zniac post~p ziemski od wzrosi u KrolestwaChrystusowego - czytamy w K onstytucji 0 Kosciele w swieciew sp6lczesn ym - to przeciez dla Krolestwa Bozego nie jest obojl';tne,jak dalece post~p ten moze przyczynic si~ do lepszego UTZqdzeniaspolecznosci ludzkiej. Jezeli krzewic b~dziemy n a ziemli w duchuPan a i wedle J ego zlecenia godnose ludzk q, wsp 61not~ br a tersk qi woInose, to znaczy wszysekie dobra natury oraz owoce n aszej zapobiegliwosci,to odnajdEiemy je potem na nowo, ale oczyszczoneze wszystkiego brudu, rOzSw,ietlone i przemienione, gdy Chrystusodda Ojcu "wieczne i powszechne :krolestwo : krolestwo prawcly i zycia,krolestwo swi~to sci i laski, k rolestwo sprawiedliwosci, miloscii pokoju'. Na tej ziemi Krolestwo obecne jest juz w tajemnicy, dokonanierzas jego nastqpi z przyjsciem Pana" (KDK 39).6. To d qzenie do lepszego urzqdzenia spolecznosci ludzkiej, w ktorejrosnie godnosc, w sp6Inota i wolnoSe, rna kierow ae dzialaniernchrzescijan w rom ych dziedzinach zycia, zarowno w Zyciu rodzinyjak i w zyciu gospodar czo-spolecznym i politycznym oraz w stosunkachmi ~ dzy narodam i.Sluszne i kon ieczne Sq d qzenia do wzrostu produkcji i rozwojuuslug, aby sprostae potrzeborn wzrastajqcej liczby ludnosoi i jej ~'osnqcympotrzebom, ale pdstawowym celem tej produkcji m e Jestjedynie wzrost ilosci towar ow, ani zysk lub zdobycie wplyw6w, lecz416


ODPOWIEDZI ALNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ I«ODNOWIENIE SWIATA"slU'zenie czlowiekowi i to calemu czlowiekowi, z uW2lglE;dnieniemporzqdku jego potrzeb materialnych i wymog6w jego 'iycia umyslowego,moralnego, duchowego i religijnego" (KDK 64).Poczude wsp6lodpowiedziamosci rza nar6d prowadzic ma do 1'zeteLnegowypelniania obowiqZk.6w obywatelskich i pracy na rzeczdobra wsp6lnego ; jednoczesnie chrzescijanie swojq opiniq powinniwywierae nacisk "by wladza swiecka byla sprawiedliwie wykonywana,a prawa odpowiadaly wymogom prawa moralnego i wsp61­nego dobra" (DA 14), "Tylko wowczas bowiem owo ,dobro wsp6Ine,kt6remu sluzy w panstwie wladza, jest w pelni urzeczywistniane,kiedy wszyscy obywatele <strong>maj</strong>q pewnose swoich praw" (Redemptorhominis, TPV 1979, n. 17).Wielkim zadaniem chrzescijan jest praca na rzecz budowy takiegoporzqdku mi~dzynarodowego, w kt6rym "Tzeczywiscie przestrzeganoby swolbod i przyjaznego brat erstwa w ZJgIE;dem wszystkicha to tym barciziej, iz Wi~SZH cz~se swiata cierpi jeszcze takq n~dz~ ,ze sam Chrystus w ubogich niejako pelnym glosem odwoluje s i~ domilosci swoich uczni6w" (KDK 88).7. ChrzescijalIlin uczestnicz~cy jako pieIgrzym w hLStori.i zhaw ienia, m.in. w kr6I€wsko~a.sterskim poslannictwie Ghrystusa, uczestniczy2lar azem w doczesnej hisiorli .swiata i iyje w warunkach ziemskriegosrodowis.ka. Dlatego tez ma realizowac we'd Ie swych mozliwosciwyraZOllq w Biblii wol~ Stw6rcy, a:by panowal Jlad ziemiq,czynil jq soIbie poddanq (par. Rdz 1, 28) , wladal sWliatem i wszystkim,co w nim jest "w swi~tosci i sprawi


DUSZPASTERSKI SYNOD ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJmy ·ksztaltowae. Rzeczywistose ta w Archidiecezji Krakowskiej m achar akiter Ibar dzo zloiony.iN ostatnich kilku dziesiqtkach lat cala Polska a takze nasza ArchidiecezjaKrakowska podlegala gl~bokim i wielostronnym przemianomw dziedzinie politycznej, gospodarczej i kulturalnej. Przyspieszoneprocesy uprzemyslowienia i urbanizacji wywolywaly przeksztalceniesrodowiska naturalnego i spolecznego: wielu ludzi przenosilosiE; ze wsi do miast zmieniajqc sw6j styl zycia. Wiele wsi zmieniler6wniez sw6j charakter. Przemiany polityczne, gospodar czei kulturalne w plywaly w istotny spos6b na przeksztalcanie si ~ stosunkow mi


ODPOWIEDZIA LNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ IODNOWIENIE SWIATAzerw-mocy prooukcyjnych, aby moc mniejlszym wysilkiem wyiko+t-acplan lu


DUSZPASTERSKI SYNOD ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJstrzegane. W r6wnosci wobec prawa i w przestrzeganiu praw czlowiekawyraza si~ 'limcunek w6bec niego, uznanie jego godnosoi.Rzeczywisty zakres wolnosci jest 'W naszym spoleczenstwie stanowczoniewystarczajll


ODPOWIEDZIALNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ IODNOWIENIE SWIATA12. Dzialalnosc wychowawcza Kosoiola rna duze znaczeni:e rowniezw odniesieniu do Zyda spolecznego. Kosci61 oddzialywuje tu zarownoprzez treSci, lkt6re glosi, j'ak i rprzez to jaki sam jest, jak ·dziala.Uksztaltowana pmez tradycj~ wiara 'W Ibardzo niejednakowy sposobwplywa na rOZne dziedziny Zycia. Silny jest jej zwiqzek z wartoSciarninarodowymi (wolinosc, ku'ltura naradowa) i z dzielami rnilosierdzia,znacznie ,slabszy ze sprawiedliwoscill spolecznq. ZwlaszczaokrBS niewo1i wyksztakil sklonnoSc do niekonsekwencji, przYhierajqcejnieraz fOl"TIIlY "podw6jnego Zycia". Zjawisko to przybraloobecnie baI"dzo niepokojq,ce rozmiaTY.Od szeregu lat treSci spolecznego lIlauczama Kosciola Sq w s}.abymstopniu ohecne w duszpastenstwie powszechnym, na ogol zawierajqsi~ w listach rpasterskich episkopatu i niektorych wystqpieniach biskupow.Przyczyny tegostanu rzeczy si~gajq jBSzczedo okresu sprzed.1956 T., kiedy to bylo rzeczll bardw trudnq poruszanie na ambanie(a takze w ramaeh Ika-techlzacji mlod:ziezy) zagadnien zyeia spoleez··nego i lkaZlIlodzieja ryzykowal ostre represje ze strony wladz albautrat~ zaufania ze strony sluchaczy. Ponadto raoczej zmniejszala si~wsrod ksi~Zy znajomosc wsp61czesnych proble:m6w zycia spoleczno­-gospodarczego, zaT6wno w dziedzinie t eerii jak i codziennej praktyki.W rezultacie wierni stopniowo odzwyczajali si~ ad lqezenia swojejwiary z wieloma sprawami zycia zawodowego, spolecznego czypolitycznego. .Nierzadko ludzie uwazajll religi~ za cos tak bardzo prywatnego, zejuz 0 niej nie mowJq nawet z najbli:iszymi osobami, alba sprowadzajlljq nie:mal wylqcznie do pewnych form kultu.Od pewnego czasu stan ten ulega poprawie, gl6wnie dzi~ki listompasters kim i lic:zmym glosnym wystqpieniom biskup6w, ni emniejdokonywuje si~ to powolL Rozpoczynajq si~ wylklady z tej dziedzinydla niektoryeh grup wiernych (studenci, inteJigencja) czy pr6byrekolekcji a. tematyce ZWiiqzanej ze spoleeznq postawq i spolecznymizagadnieniarni, ale S,! to dopiero poczqtkL13. R6wlIlie wainy, a moze waZniejszy ,dla wychowania spoleeznegojest "sposob Zycia" Kosciola - zachowanie sj~ duszpasterzy,sposob fuThkcjonowania 'instytueji, ,stopien rzeczywLScie realizowanejwspolnoty. Obraz jest tu dosc zr6Znicowany.N a ogol parafie wiejskie wykazujq wyzszy stopien zwartoscii solida rnosci , przynajmniej w niektOrych sprawach.W duzych parafiach wielkomiejskich zwi/lZek wi~'kszosci parafianz kosciolem parafialnym czy kosciolami rekioralnymi jest zazwyczajbaTdzo slaby. Wielu z nich ,chodzi do innych koscio16w, ogro.mnawi~ksZ{)sc n ie zna si~ osdbiscie. Wynjka to z mozliwo.sci wybaru odpowiedniegoikosciola, w za1eZnosci ad potrzeb duehowyeh, odleglos­41.1


DUSZPASTERSK I SYNOD ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJd , czy pory JIaboienstw. Cz~sto jednak mamy do czynieilla z jakby,Iklientami religijny'oh sotacji obslug.i." Il'liZ ze WispolnO'tami parafialnymi.DoSwiadczenie jednak uczy, ze ttakie w waru:fik.ach wielkomiejskiehmozliwe jest osia,gni~cie stosunkowo duzej solidarnosci i wspoldzialaniaze s trony zna.cznej cZ~Sci pamfian. Najlatwiej dolkonyw~jesi~ 10 ,dziE?ki budowie ikosdola, jesli. jest ona pon1y;slruna i realizowana}ako budowa ikosciola...lbudynku i Kosciola-wspolnoty. Takapra,ca moze si~ stac znakomirta, szkola, zyda spolecznego i autentycznejtworza,cej wspo;lnot~ pracy spolecznej, k,torej spoleczenstwo potrzebujewe wszy.stkich dziedzlm.ach Zycia.Podobna, rol~ moze spelniae praca charytatywna, jesli kladzie si~w niej nacisk na rozwoj roznych form sa,siedzkiej czy kolezenskiejpomocy przeciwstawiaja,c si~ procesowi przesuwania odpowiedzialnosciza bliskich z osob, rodzin i grup na wyspecjalizowane instytucje,niezclolne do zaspokojenia wzrastajqcych tym sposobem potrzeb.Kazdy zr eszta, rodzaj pracy duszpasterBlKiej j aposto1skiej ma aspektspoleczmo-wychowawczy.Wzrost wspolnO'ty, godnO'sci i wolnO'Sci w KO'sciele zaleiy w wielklejmierze od stosunikow pomi~dzy ksiE;i;mi oraz miE;)dzy ksi~Zmi i swiec,.Ikimi. Ksi.~Za <strong>maj</strong>a, oQz~to duze trudnosC'i w rO'zwijanciu w~6bdzialarnami~dzy soba,. Sa, przyzwyczajeni do pracyindywidualnej, dO' 'I'ealizowaniana wlasny spos6b otrzymywanych z osrO'd:kow d!iecezjalnychdyrektyw. W dziedzlm.ie w Sip6lpracy iksi~zy ~e swieckimi do­8wiadczenia, jaki'ch dostarcza'ja, SynO'dalne Ze.spoly Studyjne, pokazuja"ze choe na ogol is1lnieje tu obustronna dobra wO'1a, to jednakcz~stO'bralku:je umiej~tnosci wspolpracy. Cd kilku dziesia,tk6w latnie istnieja, o!'garrizacje katoli


ODPOWIEDZIALNOS(; CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ IODNOWIENIE SWIATA(wody, powietrza i gleby). Notuje si~ przy tym bardzo niewystarczajqcewyposazenie zaklad6w przemyslowych w urzqdzenia ochronne(filtry, oczyszczalnie sciek6w). Szczeg61nie dram atyczna jest tusytuacja samego Krakowa ze wzgl~du na bardzo niekorzystny klimatl okalny (slaba cyrkulacja powietrza) i otoczenie (bardzo szkodliwiedzialajqce zaklady przemyslowe: Nowa Huta, Skawina). Krak6wnalezy obecnie do najbardziej niezdrowych miast swiata. R6wnoczesniei jego bezcenne zabytki niszczejq. na skutek skazenia powietrzaw szybkim tempie. Ilose zieleni jest zbyt mala i zmniejsza si~ stale.W bardzo powaznym stopniu zagroi ony jest Ojcowski Park Narodo­\vy (m. in. wplyw Huty Katowice) oraz Puszcza Niepolomicka. Zagadnieniate om 6wiono dokladniej w aneksie 0 ochronie srodowiska.IIIK!ERUNKI DZIAtANIA I ZALECENIA15. Synod wzywa w8zystkich czlonk6w Kosciola -Krakow,sk iegodo wysilku zmierzajqcego do osiqgni~cia we wla,snym \ zyciu wyzszegostopnia prawdy, wolnosci, sprawiedliwosci i milosci; do wi~k­. szej rzetelnosci w oOEmie siebie samego, odwagi w wypowiadaniuswych przekonan i upomilnaniu si~ 0 prawo do prawdy; wi~kszejni,ezalemosci od wlasnych sfaboSci i od narzucanych Oipinii; rezygnacji z krzywdzqcych innych przywilej6w i troski 0 uprawnieniazwlaszcza tych, kt6rzy Sq lekcewaieni, odsuwani, zapomruarni ; dowi~kszej zyczH


DUSZPASTERSKI SYNOD ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJ17. Synod wzywa wszystJkie kompetentne osoby i srodowiska doprzeciwdzialania nieodpowiedzialnemu mnozeniu ustaw i przepis6w,formularzy, zarswiadczen itp., do pracy na rzecz przywracania zasadyzaufania w stoounkach pomi~ in.stytucjami i ooobami oraz dopraw i dzialan :Glllierzajqcych do przebu{)owy systemu prawa w duchuzabezpieczenia praw osoby rludmtiej, zgodnosci prawa z zasadamimoralnymi ipow~~szan.ia jego roli wychowawczej.18. Biora.c pod uwag~ fakt, ze niedostatek i znieksztalcenie informacjistanowi jedno z najwi~kszych zagrozen dla wychowania, wyksztalceniai rozwoju spoleczno-gospodarczego, Synod zwraca si~ donauczycieli i wychowawc6w, pracownik6w prasy, radia i telewizji,do publicyst6w, pisarzy, artyst6w i pracownik6w nauki z apelemo zwi~kszenie wysilk6w na rzecz poszerzania strefy wolnosci w tejdziedzinie, zapewnienia wi~kszej obiektywnosci informacji, rzetelnoscibadan i upowszechnienia ich wynik6w, pluralizmu w dziedzinie artystyczneji ideowej. Obowillzek romzerzenia strefy'prawdy spoczywana wszysbkich: Opinia publiczna tworzy lSi~ dzi~ki odwainie i odpowiedzialniewypowiadanym opilnlom poozczeg6lnych ludzi i srodawisk.Glosne mowienie prawdy pomaga 'iJlmym, nie wiedza.cym lubzal~ionym, tworzy zdrowy klima1: spoleczny, utrudnia narzucaniefalszywych poglqd6wczy naduzywanie wladzy. Synod wzy-..,va wi~cwszyrS1ikich do wysilku poznawania prawdy - zar6wno dotyczqcejsensu ludzkiego iBbnienia, jak i rSZczegolowych zagadnien z roinychdziedzin zycia - do dzielenia si~ Ilia. z innymi i przez-vryci~zanial~ku przed jej publkznym gloszeni.em.19. Ze wzgl~du na 'bardzo ograniczone ilosci i llaklady publikacjikatoliokich, ikoniecMe jest jak najlepsze ich wykorzystanie poprzezzbiork~ egzemplarzy, organizowanie czytelni i bibliotek, wywieszanieodpowjednich frragmentow ina tab'licach ogloszen itp. Jednoczesnienalezy syst-ematycznie powi~kszae ilose i zakres tematyczny wykl-ad6wi konferencji przeMa,ezonych dla ro:i:nych grup duchowienstwai wiernych oraz popierae i inicjowae rozwoj rozmaitych grupsamoiksztalceniowych.Synod zaleca Wydzialowi Duszpasterskiemu regularne przygot-owywanieinformacji 0 zyciu Kosciola, kt6re moglyby bye przekazywaneprzy r6:i:nych dkazjach wszystkim ucz~szczaja.cym do ikosciolow.20. Nalezy z wielkim uznnniem odnosie si ~ do wszystkich tych,I]~torzy pracuja. dla wsp6lnc:go dobra w ramach roznych organizacji.spolecMych starajqf' si~, aby ich dzialani e odpowiadalo r zeczywistympotrzeoomspDlecznym, a ~po.,,6b pracy przyczynial si~ do WZlI'08­tu godnosci czlow:ek-.:t i mi~dlyludzkiej wspolnoty. Rozwoj au ten­424


ODPOWIEDZIALNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~ IODNOWIENIE SWIATAtyeznie spolecznyeh, niezalemyeh stowarzyszeii, jest jednym z warunk6wuzdrowienia spoleezeiistwa, naleZy zatem popierac ieh powstawaniei prae~. Jednoezemue Synod zaleca osrod'kom duszpasterskimwspolprae~ z tymi stowarzyszeniami, ktoryeh dzralalnoscmoina uznae za pozytecznq. Za71wyezaj nie jest' mozliwa instytucjonalnaforma takiego wsp61dzialania, ale nieraz bardziej po'Zyteeznajest nieoficjama wsp6fpraca lud.zi d.obrej woH w imi~ wspolnychwaI1tosci.21. Wychowanie do odpowiedzialnosci za swiat \:vymaga 8zerokiegowprowadzen ia do duszpasterstwa spolecznego nauczania Kosciola.Podstawy i nielkt6re elementy etyIki .spolecznej winny byeporuszane w ramach katechiza-oji dzieci i mlodzieZy, w kazaniachi konferencjach rekolekcyjnych. Przede wszysVkim jednak nalezyw wi~kszych osrodkach duszpasrerskich organizowae cyikle wYlklad6wlub konferencji, \:vygla·szane przez odpowiednio dobranych prelegentow.Teksty tych wyklad6w pOwinny bye udos tE;pnione innymosrodkom.22. Wyksztalcenie wsr6d szerdkich kr~g6w katoltk6w poczuciaodpowiedzialnosci za Kosci61 i za swiat wymaga tworzenia liczmychgrup apostolskich <strong>maj</strong>qcych na celu m.in. pogl~bienie wi~zi i budzenieinicjatywy w r6inych srodowiska·ch. Lq-cznikiem i koordyna-toremich pracy powinna stac si~ w k aZdej parafii Duszpasterska RadaParafialna. Synod podkresla Ikoniecznosc tworzenia tych Rad. w kazdejparafii i zapewnienie im odpowiednich warunk6w pracy.Koniecznose prawa, organimcji i wladzy w Kosciele nie powinnaprzeslan iac faktu, ze jest on przede wszystkim wsp6lnotq a nie urzE;­dem , bardziej d uchoWq rodzinq niz instytucjq. Wszyscy piastujqcyjakiekolwiek u rz~ dy koscielne winni wi~c szczeg6lnie dbac 0 to, abysposob ieh pemienia przyczynial s i~ do wzrostu br aterstwa i wspolnotyoraz byl przyk.l:adem poszanowania godnosci ·kazdego czIow ieka.23. Na terenie Archidieeezji Krakowskiej mieszkajq nieliezniwprawdzie ale nalezqcy do Kosciola przedstawiciele innych narodowosei(takze innych obrzqdk6w) oraz czIonkowie innych wsp61notchrzescijaiiskieh. Stosunki z niekt6rymi z nich obciqzon e Sq smutnymdziedzictwem wasni, a nawet walk, jakkolwiek od wielu lat m . in.dzialalnose ekumeniezna chrzescijan dqZy do zatarcia tego dziedzictwa.Synod zaleea wi~c powolanie odpowiednich zespol6w, zlozonyehz przedstawicieli roinyeh narodowosci, obrzqdkow czy wyznaii, kt6remialyby na celu powaznie obiektywne przestudiowanie istniejqcychproblem6w i zaproponowanie krokow zmierzajqcyeh do osiqgni~ci awe wzajemnyeh stosunkaeh zgody i chrzescijaiiskiego braterstwa.24. Realnym wkladem na rzecz budowy bardziej sprawiedliweji braterS'kiej wspolnoty mi~dzynarodowej jest wspolpraca chrzes­425


DUSZPASTERSKI SYNOD ARCHIDIECEZJI KRAKOWSKIEJcijan z roinych k'rajow. Synod zaleoa w sllczegolnosci s tale wspoldzialaniez grupami chrzeScijan w ubogich krajach misyjnych i innychoczekujqcych naszej pomocy. Wspolpraca taka jest rowniezbardzo potTzebna pomi~zy przedstawicielami narod6w, ktore dzielqsmutne doswiadczenia przeszlosci, a talkze pomi~dzy s rodow~skamikrajowymi i ·polonijnyn1'i: Moze ona przybrac form~ partner&twapomi ~ dzy parafial11i (parafie blizniacze) czy innYl11i grupal11i ch rzescijanchcqcych dzielie si~ swymi d()lbrarmi duchowymi i wspom agaemateria1rrie.25. Stan zagrozenia srodowiska na'turalnego, a przez to zdrowialu dzi oraz trwalosci dziedziotwa kultturalnego, jest tak wiel!ki, zedomaga si~ energicznego i szeroko zakrojonego dzialania. Synodwzywa wszyst'kich, ktorzy <strong>maj</strong>q jakikolwiek. wplyw na czynnikisz!kodzqce srodowis'ku jak tez na jego ochron~, do odpowiedziallnegoi odwainego dzialani,a zapobiegawczego i ratowniczego. Synod zobowiqzujeWydzial Duszpastenstwa do opracowania i rozpowszechni:eniaodpowiednich materialow dla uzybku dus~asterzy. BliZszeinfarmacje i wskazania dotyczqce tej dziedziny znajdujq si~ w aneksie0 ochronie srodowiska natural.nego.26. Warunkiem pelnej Skutecznosci pracy nad przebudowq i prawdziwymodnowieniem swiata jest odnowi.enie tych, Morry t ~ prac~prowadzq. Wtedy cQrzescijanie mogq bye "solq ziemi" i "swiatlosciqswiata" (pOI'. Mt 5, 13-14), jesli sami odrodzq sie, i stale be,dq odradzaesi~ w Chr ystusie. Wtedy tez swiadectwo ich zycia moze przekonaeinnych, ze Moc Chrystusowa istnieje, ze r6wniez ich i yciemoze ulec odmianie, ze moze zmienie siE: swiat. N ajwi~kszym owocerntego odrodzenia jest milose b~dqca podobiel1stwem milosci Bogado ludzi. Jej swiatlo pozwala dostrzec kazde dobro i przeciwstawiaesi~ zlu kochajqc czlowieka, ktory je czyni. Pozwala tez -przemieniaczlo w dobro, wyprowadzae z rozpaczy i dawac nad z i ej ~.Taka milose sprawia, ze podejmowane przez chrzescijan dzielo odnowyswiata nie jest obciqzone goryczq, pot~pieniem innych a usprawiedliwieniemi chwaleniem siebie, ze jest to dzielo peIne mocy, pokoju,zyczliwosci i przebaczenia.426


KS. ANTONI DUNAJSKICH RZESCIJANSKA OBECNOSCNAD WYBRANYMI TEKSTAMI CYPRIANA NORWIDAObecnyTydxien Eklezjologiczny i jego my§l przewodnia: "Imlonachrzesci:jailskiego uczestnidtwa" 1 - zwlaSlZc~ w lkontekscie tego, COprzym.i6sl Polsce sierpien i nast~pujqce po nim wydarzenia - zooowiqzujenas wszystkich, by mowic 0 'rzeczach aktualnych, 0 tym,czym iyje chrzescijatrli.n wpisany w po1skq rzeczywistosc. Jestem tegow pelni swiadomy i chcialbym z gory zastrzec, ze przywolanie w tymmiejscu postaci Cypriana Norwida i jego tekst6w napisanych z gorqsto lat 'temu nie jest pr6bq uciec:zJld od spraw aktualnych za Ikotar~prze.szlosci. Chcialibym, 'a'by moja wypow~edz przybrala fo['m~ swobodnej"rozmowy" z Norwidem na tematy dzisie}sze. Jestem OOwiemprzekonamy, ze na wiele pytan, :kIt6re stawiamy wbie dzisiaj, odpowiedzpadla juz sto lart temu.Wypowiedzi m ojej dalem podtytul: "Zamyslenia nad wybranymitekistami...". Nie jest io aselmracja, pr6ba zabezpieczenia si~ przedzarzutem, ii wUaczam w teksty wielikiego pisarza mysli, kt6re bylymu obce. Chc~ porostac wierny poglqdom No'l"W'ida, c'hoc prow{)lkuj~go do ,vypowiedzi na tematy aktuaIne wlaSnle dzis. I jestem przekonany,ze rowniez w zalozeniach metodologicznych pbzootaj~ wiernyhermeneut)"cznym postulatom samego Norwi


KS, ANTON I DUN AJSKIlepiej od Norwida wychowywal ludzi do dojrzalosci, Iktory by gl~bieji szczytniej pojmowal zadania czlowie~a, jako tworcy historii".Wyrazit przy t ym wziwienie, ie Illie zainteresowala si~ ad iej S'tronyNorwidem wystarczaja,oo "mysl lka'to%dka". Nie ulega bowti.em wa,tpliwosci,ze Norwidowa kategoria obecnosci jako formy "uczestnictwa"posiada daleko idl\ce, chrzescijoailskie implikacje. Moina nawert zaryzykowactwieI'dzenie, ze w rozumleniu Norwida "uczestnictwo"do "absencji" i "maksymalizm" do "minimaIWmu" <strong>maj</strong>a, si~ tak, jak,,'chrzescijanstwo" do "poganstwa". Ostatnie przeciwstawienie wyst~puje u p


NAD V/YBRANYMI TEKSTAMI NORWIDA- -----zerowie wygodnie rozsiadajqcy si~ w pociqgu skazanym na wykolejenie.·Czy rnamy coS na usprawiedliwienie? Chcioaloby si~ w tymmiejscu zacytowae Norwida: "Polityka biezqca rna do siebie, ze nieb ~dqc w niczym uzasadnionq, niszczy i falszuje ludzi, tak ze nawetmogq nie wiedziee, 0 ile falszowi uczesbniczq - kiedy? -- jak? ­dlaczego lZ q?" (IX, 140). Ale "rnogq nie wiedziee" tylko d, kt6rzyzawierzyli czysto ludzkim ideologiorn. Oni ad biedy mogq bye usprawiedliwieni.Nie ma natomiast I}sprawiedliwienia dla tych, ktorzyzawierzyli Ewangelii i Norwid wiedzial 0 tyro najlepiej. On, ktoryme umial "ewangelii brae pI'zez r~kawiczk~", po


KS. ANTONI DUNAJSKIm i robie, 0 He si~ istomq wielkosc poniiylo bylo" (X, 163). W tymsensie ikl~q dla Polski jest Milosz, kl~q jest licz:na grupa ludzi,ikt6rzy <strong>maj</strong>qc od lat jasne widzenie spraw polskich nie mogli praktycznienk skrutecznego dla ojczyzny uczynic. Kl~q ISq te wszystJki.eniesprawiedliwie poniwne wie11k.oSci, po kt6rych deptajq,c mali stalisi~ wiel:k!imi.Kanonem wi~c U'czestnirtwa w naszej rzeczyw'istosci sitala si~ przeci~tnosc,tbliZniacza siostra nieobecnosci. Aktua1ne .powstalo ulbolewanieNOI'wida: ."Jak :nrl.ewiele jest ludzi i jak nie rna prawiePragnqcych ,si~ 0 b j arw i c 1..." '(II, 84).Chrzescijanin, w ktorym zatarte ZOBtanie pragnienie owego "objawieniasi~", bycia sobq w mozliwie pelnym wymiarze swej :chrzescijanskiejosobowosci, traci zdolnosc do uczestnictwa w tworzeniulepszego Swiata i praiktycznie stade si~ w nim niedbecny. Aby czlowiekm6gtSkutecznie wplywae lIla bieg dziej6w i odnosic historyczne~d~stwa, mum bye - w sensie ewangelicznym - maksymalistq.Nie wystarcza tu jakies jedno szczeg61ne uzdolnienie, lecz mUSZqza tyro stat wysokie kwalifillmcje mora1ne "uczesmiczqoogo". BardzowyraZnie id.ea :ta wy~lilkowana zostala rw ld.Scie do Joanny Kuczynskiej(z jesieni 1862 r.):"Mam przekonanie, ze nic pi~kniejszego nie ma nard 'to, k i e d yjed en czlowiek wzywa caty chocby sw~at do walki. (...) .Na to~eba, aWby to me byla rtylJko jedna jaka facuLtas czliowieka - jedna jego mysl-':'" uczucie jedno - wladza jedna - organjeden - Wyt~enie si.~ j:edno - idea fixe jedno... ty11ro n a rt 0trzeba, azeby to byl caly-czlowielk - od st6p-do ,gl6w - caly!Od sirwych wlos6w Sokiratesa az do ka'jdan na ,gE:d.ziwych nogachjego - od wytartego atksam'ituczapk i Kolumba a'z do wqtpliwegojego obuwia.Wtedy - dobrze - - wtedy niech ,gi~ takowy pojedynek chocbyz ,calym globem zagai - -Czlowiek jed.en zwyd~Zy i wygra.Wygra


NAD WYBRANYMI TEKSTAMI NORWIDATo ruc - to Msza-wieczna - tak wszystko zwyci~zalo: ( ... ) Toruc! - to talk zawsze lud2ikosc i OJ,czy:zmy, i spoleczenslJwa placq ­to Msza-wieczna" (IX, 59 nn).Ii. "DOPEtNIAC OBOWIAZKOW ABY OBOWIAZYWAC"Mysl~ 0 ofiarach krwawego Grudl1ia i 0 bezkrwawej juz pamiqtcetamtych OOi, sprawowanej po dziesiE:Ciu latach sier;pniowej "rnszydzi,ej6w". Tyro, kt6rym w6wczas odm6wiono prawa do godziJWegopogrzebu - dzhVstawia si~ ponlnmt. Tych, ktorych wowczas wyrzucanoz pracy - dzliS narod wysuwa jako swych najbardziej autentycznyclJ.reprezentbalnt6w. "To nie! - to talk zawsze ludzlkosc i OJczyzny,i spoleczenslJwa placq...". Tak ,si~ zawsze zwyci~zalo. TakzwycH~za s i~ nie silq, ideologiq, administracjq, lecz "czlowiekiemcalym". Te;~t POwyZszy odslania wi~c jeszcze jeden aspelktchrzescijar1skiego maksymalizmu: zrozurrnienie potrzeby ofiaryi zdolno.§ci do ponoozenia ofiar, chocby nawet rrie mialy one przynosicdorainych, natychmiastowych rezulta:t6w. Norwid byl przeciwnikiem,,niewczesnych poswi~oen", ofiar Ibezse:nsownych, nieprzemyslanych- zwlaszcza,· gdy wyma:gaty one duzej daniny knvi.M6wiqc () !llieustannej Mszy Dziej6w pisarz domaga si~ pn~ede wszystkiimofia:r Ibeikr'Wawych : "nie rna najmn1ejoszej wq1lpliwosci - pisal- iZspolecznosci skqpe w ofiarowan1u krwawych ofiar, a pieczofowite0 wszystko, co slabe, cierpiqce i szlachetnie bolesne, Sf\" towlatinie ·spolec:zmosci za,.pisuj'l'ce na wield wiek6w przyszlosc swojc,w nast~pstwach 'zwyai~Skkh dla P.rawdy" (VII, 124), bowiem - pisalw innym !ffiiej,scu - od czas6w Chrystusa przyszlosc "zdobywajq tetrzy rzeczy: duch, cierpliwosc i dopelnienie", a nie sama krew. W tymIkonrtekscie cierpie.nie jawi ,si~ jako szczeg6lna forma obecnosci, jakojedna z postaci chrzescijafukiego uczesinictwa, pod jednymwsza'lcie warunkiem: "Cierpiec - Illie jest gnusniee, ,ale w zmanymkierwnku ze Swiadomoociq rzeczy walczyc" (VII, 24). Konsekwe.ntniewi~c . - jako kres poswi~enia - na r6wni z m~czenstwem postawiNorwid wypeIrrianie oIbowiq:?Jk:6w. Uzna w tyro rue ty1!ko form~ ,ale i w a'l'UIllek skutecznego uczestnictwa w rzeczy t zw. "Salkramentu-Narooowego". Pisal wi~c: ,,- trzeba swoich d o pelni acobo w i q zk 6 w, aby o'h owi q zyw ·ac... Tu jest interes wla ­dzy - pracy ~ i poswi~cenia . eM nad to wamiejszego? .." (VII, 114).Jest to chyba niezwykle aktuama formula, nieodzowna dla przela:maniatrawiqcego nasz nar6d lbra'ku zaufalll1a do wladzy i nieobowiq:clwwosciprzejawiajqcej si~ na wielu stanowis'kach pr acy. Je ~tto


KS . ANTC N I DUNAJSKIpr zez Chrystusa koncepcji wladzy jako sluzby (t k 22, 24-27), czylimaksimum wladzy zooowia,zuje do maksimum sluzby. 000 jeszczejedno imi~ ch1'zescijansldego maksymaliZilTIu.ii I. "GDZIE W!~CEJWOLNOSCI TAM I PRACY WI~CEJ"Szczeg6lna, f00ma, sluzebnej obeano.soi jest wedlug Nor'wida p r a­ca. W niej wypowia.d.a s i~ osoba lud2lka i wyraza si~ czlowiecza indywidualnosc,owa blogoslawiona "rMmo.sc", czy - jak poeta 'cz~stomawial - "O'ryginalnosc". I pod tyro w~gl~dem Norwi,d jestm a ksymalista,: "Pra'ca jest tak dalece samodzielnoscia" iz najernnikuli c~ brukuja,cy, jesli tylko ta:k jak drudzy T~a, rusza, a nie wkladaw robot~ swego oryginalnego akcentu... to pr6±nia'k. .. i doSwiadczonydozorca pracy oddala go" (VI, 641). Przywolaj:my jesZlCze znanyfragment Promethidiona, wyra±ajq.cy ustawkzn e pragnieniepoety, by praca stawala si~ oo1'az bardziej sztuka" a sztuka liturgia, :"O! gdybym jedna, kaplic~ zo'baczyl,Chocby ja'k pdk6j ten, wie'likoSci taikiej,Gdzie by si~ ,polski duch raz wytlumaczyl,Usymbolicznil rOZlkwiilymi znalki ,Gdzie by kamiemiarz, cieSla, mularz, snycerz,Poeta - wreszcie M~zennik i r'ycerz°d p 0 c z a,l w pmcy, 'Czy!llie i w modlitwie... (...)I talk ja widz~ przyszla, w Polsce SZltu!k~,Jako c hora,giew na prac ludz!kich wiezy,Nie jaik zabawk~ ani jak n a uk ~,L e c z j a k n t \ j W Y zs z e z r z e m i 0 s 1 a p 0 s t 0 1aI jak n ajnizsza, modlitw~ ,aniola" (III, 444n).Aby jednak czlowiek pracy mial szans~ wtorenia w swoja, ·rooot~owego "oryginalnego akcemtu", a!by magI si~ "wyUumaczyc", czyliwypowiedziec przez swoje ·dzielo, potrzebuje do tego konie~ e j miarywol:nosci. Gdy tej wolnosci zabraknie, czlowiek nabiem "panszczyznianego"stosunku do pracy i rdbi to jedynie, 'co musi, "coze wstr~tem naturalnym czlowiekO'Wi przychodzi przechsi~wzia,sc , poczynaci .dopelniac. (...) A jakko}wiek postawisz talka, pmcq piramidy(vide Hurta Katowice - A. D.) (...) jednakowoz nie post aWliszt akq pra,ca, na nogi chromego narodu" (VI, 640 nn).Dlatego nie mo.zna skute~ie m6wic i nawolywac do pracy niewolniczej.Musialy spalie na panewce podejmowane n ajpierw przezwladze pr6by taikrtycznego rozdzielania w ramach og6lnonarodowejdysputy spraw tzw. ekonomicZll1Y'ch (zwiqzanych z warunkami pracy)i spraw tzw. polity·czmych (dotychcza,cych swob6d obywatels:kich,wolnosci slowa, z;izeszania si~, pI'"lJekonan religijnych itp.). Jak wie­432


NAD WYBRANYMI TEKSTAMI NOR'NID.\my, przez pewien czas lansowano uparcie tez~, ze kryzys w Polscerna P0'dloze wyla,cznie ekonomiczn-e. I dlateg0' jedyna, recepta, ku "naprawieRzeczypospolitej" miala bye wydajniejsza, bardziej efektywnapraca. T'ak to przedstawiciele coraz wyz.szych instaincji nawoly­"vali do pracy, ale byl0' 10 jak grochem 0 scian~. Rozszerzala si~fala strajkow.Jaki e alktualna w tym kontekscie staje si~ kro!lka rozprarwa Norwida,zaty>tulowana Do Spartakusa (0 pracy). Tytul nie jest tLl przypadkowy.EwokujqC postae Spartakusa pisarz daje wyraz przekonaniu,ze ina temat pracy moina seiJ.sownie rozmawiae tylko z czlowiekiemwolnym. Tlumaczyl: "Wiadomo jest wszystkim na swiecie,ze praca odnosi si~ swojq dzielnoscia, i obfit0'sciq do miar y wolnosci :gdzie wi~cej wolnosci, tam i pracy wi~cej, i 0 ile wolniejszym spoleczenstwo,0 tyle dziemiejszq jest i praca" (VI, 640). W jednymz poiniejszych utworow dodal jeszcze, ze "dzielnose" jakiegos narodu,to jego pmca plus "naoozenstwo" (VI, 505). Praca oddzielonaod naboze11stwa oslabia nar6d i dewaluuje sama, prac~. Potwierdzilato lansowana od lat prakty'ka spektakularnyeh, orgaiIlizorwanychwla§nie w iniedziel~ tzw. czynow spoleeznych, oblkzonyeh na efektyjedynie propagandowe, bowiem faktyczna wartose tej pracy ­wszyscy d0'brze 0 tym wiedzq - byla nikla, CZE?Sto tylko pozorna.Dla Norwida w ten sposob poj~ty "e z y n znaczy nieDibeenose idealnejpracy!" (IX, 121). Jest to raczej szkola pracy nie-dzielnej, w sensie"pozbawiOiIlej dzielnosci", oderwanej od "nabozens.twa".W kon tekscie wypowiedzi Norwida nasuwa 'Si~ podejrzeni-e, a mozei wniosek dotyczqcy naszej a1ktualnej,polskiej sytuaeji. Jesli jestfaktem, z-e spoleczefurtrwo P0'lskie pracuje :lIe, jezeli na kazdym niemaltkroku Polak demonstruje swoj "panszczyzniany" stosunek dopracy, to znaczy, ze spoleczenstwo to wciqz jeszcze nie ezuje s i~wome, ze nie dysponuje jeszeze wystarc:oaja,cq miarq swobod obywatelskieh,aby bylo w stanie swoj niewlasciwy stosunek do pracyzmienic, bo - powtorzmy za Norwidem - "gdzie wolnoSci wl~cej ,tam i pracy wit'}cej, i 0 He wolniejszym spoleczenstw0', 0' tyle dzielniejszqjest i praea". B~da,c bliskim swiadkieni sierpniowyeh wydar-zenna Wy'brzezu i <strong>maj</strong>qc moZliwosc sledzenia wielogodzinnych·rozm6w mi~dzy k0'misja, rzqdowq, Ikt6rej przewodniczyl wicepremierMieczystaw Jagielski i prezydium MZKS, ktoremu przewodniezylLech Wal~a, odnosHem wrazenie, ze z dnia na dzien coraz lepiejrozumiano nierozlqcznosc tych spraw: wolnosci i pracy. Nie jestwiEi!e przypadkiem, ze ludzie ci~zkiej pra-cy w swych ezolowych postulataehuj~li takie kwestie, jak wolnosc zrzeszania si~, wolnoscslowa, wolnose re1igijnyeh przekonan itp., a wi~c kwesti~ tzw. swobodpo litycznych. Byloby jednak wielikq niesprawiedliwoscia" gdybysmydla niewlaseiwego st0's~nku Pola'ka do pracy szukali przy­433


K S. ANTONI DUNAJSKIczyn wyla,cznie politycznych. Kry~czna refleksja


NAD WYBRANYMI TEKSTAMI NORWIDAtentyzmu i OiSdb:istylc'h rozoza,rowan. Jego tw6rcza wyobrafuia ~prawila,ze poeta zasypywal swoich wsp6'lczesnych najromiejszymi pomyslamii prOipOzytcjami rozwiqzania wielu trudnych problem6ww zakresie iycia artystycm ego, ,gospociarczego, a nawet politycznego.WysUllql np. projekt, by 'Vi kraju powolac do istnienia specjalneTowarzystwa-Przyjaci61 - Pracy, kt6re - odzegnujqcsi~ od kwestii politycznych - "czlowieka jedynie na celu miee powinny".Zadaniem ich mialo Ibye wyzwa}anie drzem'i ~cY'ch w narodziemozliwoSci :tw6rczych, p otencjamych energii i inicjatyw; przerz:organizowanie kas, oglaszanie ~onkurs6w "w przedmiota'ch pracywszelak'iej", jak np. : 0 wypalaniu cegly architektonicznej; 0 sz,tucekrycia dach6w, ogrodJrictwa; ikonkurs olla "erementarnq-geodetycznqks'iqzk~ z rozumu chlops'kiego wywini~tq " ; olla "elernentarnq mechanik~zchlops'kiego rozumu i 'bradycyjnej-pr aktycznosci ludu wywini~tq ", aile taikie - 'co znamienne - "na Zywota swi~tych-polskich- i zywo>ta uczciwe dobrodziej6w - i przypowiesci uczciwez iyc'ia i prawdy wzi~te , a stylem 'ludowym okre§101!le" - by ollieposzla w niepami~e zadna ikruszyna zreali7Jowaollego dobr a i zac1natworcza -iinicjatywa najprostszego Iczlowieka (VII, 112). Norwid Sqdzil,ze tq drogq inkjatywa - jako przejaw chrzescijanskiego m a­ksymalizmu i aktywnej obecnoSci - zostanle podniesiona do roli"czynni'k'a spr awy historyc:zmej". Niestety, parnysly Norwida nieznalazly uznania w spoleczenstwie, w czy;m widzial on dramat nietylko oodbisty. "Nieuszanowanie 'iniC'jaitywy - p1sal w tiScie do J . B.Zaleski ego - i nieuszanowanie osob wlasciwe jest spoleczenstwomupadlym, a ze inicjatywa z Duchowego 1dzie pierwiastku, przeto jejn ieuszanowan'ie i niq pom ia tanie karane bywa surowo. Czyli, ilekroes i~ inicjatywy nie uzna, tylekroe :ladne przedsi~wzi~cie ciqgumiec nie mme i 0 d p o w i e d z i a 1 nos e znika. A gdz'ie -ollie rnaciqgu i odpawiedzialnoSci, tam nie ma s e r i o - a gdzie nie m aserio, tam jest nieszcz~cie (...). A TO NIE JEST DDBRZE I SWIE£­TY DUCH INACZEJ TWDRZY I NAUCZA" (IX, 395) .. 'Przyznajmy, ze w kontekScie osta'Unich wydarzen slowa te brzmiqj~ p roroctwo, Teportaz i oska'rZenie zarazem.V. "WALCZVC" A -NIE "WOJOWAC"Innq forrnq aktywnej obecnosci, czyH uczestnictwa w d ziejach jestwedlug Norwida w a 1 k a. Nie ollaleiy jej utoisamiae z wojnq.W rO:?Jprawie p t. La philosophie de la guerre pisarz· wprowadzHstaranne rozromienie takich poj~ e, jak woj'l1a (la gu~rr e) i walka(la lutte), wr6g (l'ennemi, l'oppresseur) i przeciwnik (l'adversaire,l'opposant). Dtoz wojn~ Norwid pot~p ia jednoznac:?Jnie. Widzi w niejjawne naruszenie praw i demaskuje j,ej amor?1ne oblicze. Wojn a, to435


KS. ANTONI DUNAJSKInaruszenie ladu i rozwojowego ciqgu. Jest owocem klamstwa i jegosiewcq. Z przeciwnika czyni wroga i zmierza do jego zniszczenia.Wygrywajqcy wojn~ wrogstaje si~ ciemi~zcq, .przemOcq mirzuca p{)­kon.anemu 5W{)jq wlasnq natu~. Moma takq wojn~ prowadzie nieuci~kajqc si~ do srodk6w militarnych - wystarczy jaJkakolwiek for- ·ma przymusu. I moma takq wojn~ prowadzie niekoniecznie z ja'kimsobcym paristwem. WystaI'czy jakas grupa ludzi, nawet jeden czlowiek.Inaczej walka. Ta stanowi naturalny wym'iar ludikiego ,zyda,zwiqzana jest z pra>Cq i wszelkq tw6rcZ'O,sciq. Wa1czqcy nie widzi pD. drugiej stronie wroga, lecz "przeciwnika", "oponenta", albo przynajmniejchce go takirn widziee. Znaczy to, ze czlowiek walczqcynie chce opDnenta zni.szczye, lecz pokonae, "zmierzye si~" z n iriJ..Stqd zwyci~stwo w walce nie unicestwia przeciwnika, lecz go podnosi.Ust~pstwo zas w walce nie haiibi, bowiem wyplywa z uznaniaistotnej wyZszoSci przeciwnika, jego "prawdy", uznania wartosci,ktore on reprezentuje. Istoma roinica mi~dzy wojnq a walkq polegana tym, ze zwyci~zajqcy przewyzsza pokonanego "w Prawdzie"(depasse en Verite). Co wi~cej, dopiero StajqC si~ ,;opDnentem" zwyci~iprzeciwrri'k, jaiko "wsp61dzialacz prawdziwe aJktywny" mazestae si~ przyczynq ipOSt~pu. ,,oponent w takim rozumieniu - komentujeWanda Achremowiczowa - to wewn ~trz ny czynnik dynamiczny,b~dqcy zrodlem ruchu i przemiany, kt6ra dokonywa si~ niedrogq «zaprzeczenia» wartosci dawnych, ale drogq wymiany, podnoszeniasi~, doskonalenia. Zetkni~cie si~ z oponentem musi bye opartena jakichS elementach wsp61nych, 'aby prowadzilo do ha-rmonii nawyZszym stopniu".Jakie stqd wyplywajq wnioski? Jesli przyjqe zaproponowane p rzezNorwida rozromienia, to ,chrzescijanskq formq uczesbnictwa moiebye tylko walka , w zadnym wypad'ku 'wojna, choe - jak wiemyz hisfm"ii Kosciola - byly takie czasy, w kt6rych i wojn~ usilowanochrzcie. Co wi~cej: chrzescijanin ipso facto skazany jest na walk~(por. Ef 6, 10-18) i jeSli tylko b~ie wierny sobie i Ewangelii,szybko znajdzie pTzeciwnik6w i uznany zostanie .za oponenta. W tyrosensie - powie Norwid - "pdk.6j Chrystusowy to punkt wyjscia. do walki, to pierwszy !krok w szrankach, to podstawa z granitu, nakt6rej gladiator osobq ducha wsparty wola: Morituri te salutant,Veritas" (VIII, 115). Chc~ powiedziee, ze chrzescijanstwo zos talopomyslane jako opozycja dla swiata i jako "znak, kt6remu sprzeciwiaesi~ b~q" - i to po to, by ten swiat ocalie. Takie jest rowniezmiejsce Kosciola w naszej ojczyinie. Kosci61 jako "oponent", czyli"wspoldzialacz prawdziwie a:ktywny" nie ma prawa wojowae z tym,co chrzescijaiiskie nie jest lub jest chrzescijaiistwu wrogie. Ma jedna'kprawo i dbowiqzek z tyro "waIczye". Nie na zasadzie pros·tego,,zaprzecZJenia", lecz wymiany wartosci.436


NAD WYBRANYMI TEKSTAMI NORWIDAW kontekscie Norwidowego rozroznienia pami~tny Grudzien bylwojnq, zas tegoroczny Sierpien - waikq. I jesli prawdq jest, zew ·wypadkach sierpniowy·ch jako n ar6d odslonilismy wyrainiej naszechrzescijanskie ~blicze , to - ,gq.dz~ - nie dlatego, ze zaro'ilo si~od religijnych symboli, obrazow Maryi i portretow papieia, aledlatego, ze w sierpniu stlumilismy w sobie nienawisc, ze nie poprzestaliSffiyna samym protescie, lecz wyszliSmY z konkretnymprogramem. W tym wzgl~dzie stanowisko Norwida bylo zupelniejasne. Sam protest, rtzn. sarno powiedzenie "nie" bez jakiejs kOa1.­struktywnej propozycji nie jest ani wystarczaja.ca" ani wlasciwq forma,uczestniCitwa, zwlasz-cza dla chrzeScijanina. W liscie do W. MazurkieWiczapisal: "protestuje 'si~ tylko wtedy, k i e d y s i ~ n atym samym co przeciwnik stan~lo gruncie ­i 10 wszech-rzeczywisty jest pewnik. Stan wyzej niz przeciwnik, a niezapotrzebujesz protestacji - stanqc zas wyzej jest to wlasnie stanqtnie przez n'i e ale przez t a k . (...). Albowiem z negatywnychprotestacji nie przychodzi si~ nigdy do czynow post~powych , (...).Sqd z~ wi~ c , iZ nie nalezy oswiecac rzqdy swiatlem rownym ichswiatlu, ale swiatlejszym niz ten mrok (VIII, 234). Wydaje mi s'i ~,ze ,t~ wlaSnie ide~ w 'naszej polsk'iej rzeczywistosci w spos6b niezwykleskuteczny realizuje ruch Swiatlo--Zycie ze swoim na wskrosmaksymalistycznym programem nowego, odrodz{mego w Chrystusiezycia.VI. RaiNie SI!; PI!;KNIE I MOCNONa tym wszystkUn, 00 zostalo wyiej powiedziane, zasadza si~drazliwy problemat tzw. "opozycji". W rozumieniu NoTWida normalnqrzecZq jest walika z oporLY'cja" zgUlbnq ms - wojowanie z niq.Oponent u nas, takze w spolecznooci ikatolidkiej, zbyt cz~sto jeszczetraktowany jest jako "wrog", a nie jako "przeciwnik". Stqd w spotkaniuz opozycja, wciqz jeszcze wi~cej wojny niZ walki. Pf'zy takimstanie rzeczy ugrupowania konstytuuja,ce narod, Kosciol, i rozneorganizacje, zanliast si~ wzajemnie uOOgacac, dqza, do wzajemnegowynisz


KS. ANTONI DUNAJSKINorwidowi nie chodzi jednak tylko 0 to, by si~ ramie, ale ­by si~ "pi~knie raznie". Takiemu "raznieniu si~" z pewnosciqnie sprzyjajq okolicznosci w ktarych tkwimy, ale jest to takZe naszanarodowa choroba dziedziczna. Nieumiej~tn o se raznienia si~ stanow'ilazawsze ' slalbEl stron~ Polalk6w i Norwi{i wtiedzial 0 tymddbrze. Patrz "jalk Bi~ Toz-klada NAROD od rroz-paczy - (...),patrz, jak "Si~, r 6 z n i e rue umiejqc, bijq" - pisal we wierszuDo Mieczy-slawa (I, 247), opatrzonym IPrOlWdkacyjnym moVtem :"R6znie, a nie calowae!". Sam poeta trnym:al s'i.~ powyiszej maiksymybal'cizo kOlIlsekwentnie. Wiemy, ze rue jeden raz poro±nil si~ zeZygmuntem Kr asiIWkim, a jednak po smierci autora Nieboskiej Komediizwierzyl s'i~ w liscie do Karola KrasiThs:kiego : "Zgon wielkiegopoety i wielkiego swiecznilka zac.nego Todu Waszego byl zarazemdla mm e i ·ciosem rownie Vvri.elkim - ill a j r z a tl s z a, alOOwiem dziSstrac'ilem r zecz: , rzadszegojest ? - ktarzy zawsze 0 niezgod~ bywamy pomawiami, a ·wgrunde rzeczy zupelnie ze co innego zbywa nam - to jest: umiemysi~ i1'}ko k l ac i e alb 0 k 0 c h a e, ale nie umiemy si ~ r az n i ep i ~ k nl i e i m 0 c n o - a on t ak umial te Tzeczy!" (VIII, 429)..W sierpn iu za~liSmy si~ ,,'P'i~e 'r6mie" jako narad i w lonienarodu . JeSli chcemy bye obeani w Zyciu tego n arodu, jesli chcemyaiktywnie uczestniczye w jego rozwoju i odnowie, musimy 'har,dziejniZ dotqd "r6Znie si~ pi~ie i m ocno" jako chrzescijamie. Tyro wi~kszyb¢zie nasz wklad w spraw~ narodowa" im lepiej zachowamynaszq chrzescijanskEl toZiSamoSc.V II. KU "IDEI REPREZENTACJI"l~a koii.cu mojej wypowiedzi chcia~bym nawiqzae do kwestii najistdtniejszej,a zarazem najgl~biej zakorzenione j w mysli chrze.scijal1,skiej.N'ie ulega juz dzis wqtpliwoSci, Ze zasadni


NAD WYBRANYMI TEKSTAMI NORWIDAZdajl\c sdbie spraw~, ze nie WSZ':fscy ludz'ie <strong>maj</strong>a, takie same szansepraktycznego zaangawwania si~ w IIlUlI't histor ycznych wydarzen,'bowiem rue rwszys1Jkim dalIle des!; spraIWffiWlc w ~leczenstwie rownie "reprezentacyjlIle" fU'IJik1Cj'e, 'bl~em 'bylOiby - Ibwierdzil NOTwid- o cen:iac hliStOTyczne znaoczenrie OSOIby czlowieika" wy­!qczrrle n a podstaw'ie ,tego, "czego OIn praiktyrczrue dQPina" w WymiarzezeWlIl~trzJlym. Hi,stOTyczne bowiem i spoleC7Jlle odniesieniepooiada ro"wruiei to., QO dany czlOlWlieik "il'eprezentuje" samw oobie w fakcie swej dbecnosci w SwieC'i.e, w swoim OSO'bowymludZkim bycie, w swoich weWln~ trznych a-spiracjach i najgl~bszycht ~s'kno tach - jako obr az Boga i Jego dzi.ecko. W tym .sensi~ ­pisal - "n ajpoziomszy ,ezlowieik, ktory dajmy na to, ie mc rue ZT{)­bU, tyllko u.szanowal goclmosc niesmierielnego stwOTzenia w sdb'ie ­k tory, zgrzybialych lat d oozedlszy, uniedol~iniolIlq ma wszelkq pr akrtycznqen ergi ~, je.st p o m n i k i em, i wcale ie rue pr ochnem tylko,ale pomn'iJkiem w sklad en ergii ,calego spoleczenstwa tak wymowniew chodzqcym, jak wymOWllq Sq r zecza, Q.d.st~py i periooy w mowie(...)". CZyZby wi~c przejaw jakiegos rchrzescijanSkiego minimalizmu ? Blogoslawiona rbezczymnosc? Ale sluchajmy da/lej Norwida :"Na pol u wiedzy ten prawdziwie m ~dI1cem jest, ezyje nioe tylko slowai otkrzyki, a1e i milczenie naw et gloo llJ.a i m o."Vii... Na polu zasZy"cia i politycznych dzialan ten tylko cos znarczy, czyje nie tylkow spoldzialanie, ale i us un i~cie s i~ jest czynem" (VII, 52-54). Mysl~o ludziach ci ~2lki e j praey, k torzy dopiero "llSuwajqC si~" na pewienokres ze .stanow iSk przy d o'kach, portach i kop a1niach zdolaliwypowiedziec swoj trud , a zarazem s'il ~, z 'kt6rl\ wszelka sensownapolityka m u.si .s i ~ liczyc. Sierpniowe stra jk i byly znalkiem obeoooSci,i to obecnooci znaczqcej. My Sl~ 0 pami~ tnym glosow aniu _w sejmie,kiedy to podczas vmoozenia popraw ek do "Konstytucji" jeden tylkoposel wstrzymal si~ od gloou, i ten jeden tylko glos przeszedl dohistorE. Tak, bywajl:\ sytuacje, w k torych " u.suni~ci e .si~ jest czynero".A jednak nasza najnowsza historla PolSki nie zna przypadku,by jakis polityk czy dygnitar z, swiadom y swej nieudolnosci, dladobra Ojczyzny sam si~ w czas usunl\l.Idea reprezentacji, zdaniem Norwida "stanowczo przez r~ce Kosciotaotrzymana, nieroz!a,cZllq jest od rposad ChrzeScijanstwa" . !stotajej streszcza si~ w stwierdzeniu, Ze nie tylko jeden jakiS r od, stan,warstwa .spoIeczna lub partia, ale "kazdy wolny czlowiek reprezentantemjest calooci, W kt6rej energia jego - jatkiejkolwiek trescijest ona - ma swoje pole, obr6t .sw6j, i jest przykladern". Wymaczato specyficZIlI:\, wlasciwa, nauce chrzescijansk iej relacj~ pomi~osoba, a wsp6lnota, w histor'iozbaw


KS . A NTONI OUNAJSKIscijanSka, jest, iZ przez niq c a I y - c z low i e k zyskany jest dlaspoleczenstwa i c a I e - s pol e c 'z e il s two dla czlowie-ka" (VII,51-53).W taki oto sposob, ubogaceni gl~bia, mysli Norwida, dotarlismydo miejsca, kt6re stanowilo punkt wyjscia naszych TOzwaZan. I ­reasumuja,c - mooemy soble powiedziee, ze szanse naszego u czestnictwazaleza, od tego, co - wlasnie jako chrzescijanie - wszyscyrazem i kazdy z osobna b~dzj.emy w naszej rzeczywiS'tosci reprezentowac.Chodzi 0 nasza, chrzescijanS'kq "obecnosc". Chcqc czegokolwiek"dopia,c", winnismy nieustann"ie samemu w naszym chrzescijailstwie'kwiatem wzrastac ku prawdzie ewan{{elic:ruego pierwowzoru"i w zyciu chrzescijanskim "pelnosc samoisertej energii do jejnajsrebrniejszego diwi~ku doprowa'dzic". A na pytanie: "Minimalizm,czy maksymalWn chrzescijanski?" odpowiedz Norwida brzmi:"Chrzescijanin polow~ robi, jezeli robi to, co m 0 z e; nie swoje tylkosHy <strong>maj</strong>a,c, powinien robic i 00 m 6 g I by" (VIII, 148), tzn. 00m6g~by uczyn"ic, gdyby wspolpracowal z laska, Chrystusa.Ks. Antoni DunajskiReferat wygloszony podczas XVI Tygodnia Eklezjologiczneg'o na KUL -uw Lublinie dnia 11 paidziernioka 1980 r.440


HENRYK SIEWIERSKI"LUDZKOSC I WSTRZASNI~TE SUMIENIE"NORWID 0 OPINII"Opinia publ'iczna» jest wy'raZeniem obcego pochod~enia, a wchodzido j~zyka polskiego w tym czas'ie, gdy jego europejska karieraobjawia s i~ nie tylko poprzezszerokie wykorzy.stani€ wynalaZlkuGutenberga, ale przede wszys~kirn jako sila, kt6ra Rewolucjq Francuskqzapoczqtkowala gl~bokie przerniany spoleczne i polityczne,1U Lindego nie znajdzierny jeszcze jej definicji - jednq z pierwszychda Adam Mickiewicz w roku 1820: "Opinia publiczna jest to zbi6rwielu szczeg6Inych mniernan" .2 Definicja ta nie zwraca wprawdzieuwagi na to, co dla wsp6lczesnego znawcy przedrmiotu T6zni opini~publicznq od opinii indY\"lidualny·ch - nie jest ona lumym zbiorernposzczeg6lnych opinii, ale ich zjbiorem zorganizowanyrn. 3 Jednakzeprzy definiowaniu ta'kiego poj~da bezpiecmiejszy jest wiE;!kszy stopien'Uog61nienia, bow iern his toria dostarcza wielu przykladow takiego"zorganizowania", !kt61'e rna niewiele wsp6lnego Z 1'zeczyw istqOIpiniq publicznq.Nie znaczy to jec1nak, ze skutecznosc opinii publicznej nie zalezyod stopnia jej zorganizO'Wania. Zasada divide et impera okreslaprzeciez stra teg i ~ wsze1kich rza,d6w absolutystycznych, dla ktorychnajwiE;!b;zym niebezpieczenstwem byla konsolidacja poddanych. Nicwi~c dziwnego, ze rozw6j poczty i kornunikacji, gospodarki i handIu,sztuki d1'ukarSkiej i dziennikarstwa idzie w parze z integracjqopini i pubIicznej i post~pem dernok1'atyzacji, Post~p to jednak nieaz talk szybki, .iakby si~ wydawalo, gdyz doskonalenie srodk6w 01'­ganiza'cji opinii jes t zarazern dos konaleniem srodk6w manipulacjiniq i zniewalan.ia jej przez aparaity wladzy. Oto dla PI'lZY'kladuwnioski, do jakich p1'owadzi histo1'yka analiza Toli opinii publicznejw epoce ro2Jkwit u kapitalizmu: "decydujqce w panstwie czynnikialbo usilujq uformowac opini~ publicznq w rnysl swoich ce16wi dqzen. albo nie mogqc juz Iiczyc na jej poparcie, postanawiajq nieI Zob.: F. P eplows ld, Slownlctwo I frazeoZogla poZsklej pubZicystykl ok)," S"lOswiecenla I Romantyzmu, Warszawa 1961, s. 252-252.'A. Mickiewi cz, (Uwagl 0 pismle perl odycznym), w: Dziela" Wal'sza W[l lD j :;.t. v , cz. I, s. 108.I J . Stoetzel, Th~orle des opinions, Paris 1943, S. 165. Z nowszych prac 'n e tel\1~'opinii publlczn ej :A. S auvy, L'Op!nlon publique, Paris 1961; F. G. Wilson. .'\ TILeU,. "of Public Opini on, Chicago 1962.441


HENRYK SIEWIERSKIdopuszczac dO' swdbodnegO' fO'rmO'wania Si~ opilIlti i paralizu'jq tqdrO'gq 'jej niekorzyslm.y dla siebie wtplyw na zycie pubHcZIlle".4Nobilitowana w Oswieceniu, rue tract bynajrnruej opinia swej wysQkiej'I"angi. w epoce nast~pnej. Romantycy jednak, lqczqc dialeiktyczniemdyw'idualizm z koleiktywizmem,5 interesujq si~ niq naj~SciejJako polem '5wego dzialania i oddzialywania: "Obu


NORWID 0 OPINII~c'O tyJik'O slU'Zy IJru zespolecznieniu Rom'Owyramych ak'Ordow w Sumieniu), Ale LudzkoSci, iile jej doljrrzewa Co 'wiele, 00 wiek.u mqZ, 00 cud, co dziel'O, J esli si~ w Boga 'Obliczu rpocz~I'O! [. . . . . . .] Opini'O! '0 j c Z y z n '0 j C Z Y Z!Il '0 - twe sHy Sq z g I '0 S u Iudu... gloo ten wszakze woody ;pozarastane 'Otwiera m'Ogily I jest 'Ogr'Omnym gl'Osem Boga, kiedy JuZ tyl'k'O gl'Osem i 'bez sw'Ojej sily, K i e d y '0 Ir z e ik a . II> [' a w d~, Ib y j q '0 r Z e c, Ja'k w n:ieczl'Ow.ieczym uj~ciu t'Opol"Zec... [III, 451, 455]Pr'Or'Oczy .charakter 'Opilnii polega rrownie:i !Ila tym, ze z trudemtoruje sobie dr'Og~, b~dqc ja:lci;ecz~sto przyslowi'Owym wolaniem napuszczy. Jest najrwyiszq, ponadnar'Odowq insta:n..cjq moramq i glosemprawdy, 00 wyraia te wartosci, ktore Sq Iwsp6lne dla wszystkich!ludzi, nliezaleZnie od kulttU'r'Owych d fPOlity1cznyoh przed:zi.alow.PO!Ili.ewaz obce jej Sq jakiekolwiek. determilnistyczne k'Oncepcjeprawdy, me godzi s'i~ na gwalcenie ludzkiej god!Il'Osci pod jak.ilm­'k'Olwiek pozorem, a tam, tgldzie d'O takic'h ,gwa~ow d'Och'Odzi, WZJffiagasi~ j~j rezonujqcy gl'Os. .o lP'01sko! granic twych nie wi.~ 'linii, Nic nie masz 'Oprocz . g I '0 S U - ta:k u'ooga! Istniejesz przeci.e - tys c 6'1' q '0 pin ii, Tys gl'Osem, kt6ry jelst rt'O - c'O gl'Os B'Oga o P'O'Jslk'O! - tw'Oim proTO'c'bw'O wyznaniem,Eo jednas dzisiaj !Ila ipus z ,CZY wola:niem... ­[III, 459]Polit yczma niewola Polski sprawia, iZ jej gl'Os nabiera sZC2eg61­neg'O, p roroczeg'O znaczenia - jest swiadectwem jej :iycia, iJ.adziejqwyzwolen'ia, a r6wn'OczeSnie naukq dla Iswiata. Dia N'Orwida, przeciwnikapostawy mesjanistycznej i wszelldch :nacjonaiisty'cznych,czy emoc€!l1tryczn ych dewiacji, k'Oncepcja uprzywilej'Owania ' narodupolskieg'O mlala ,charakter negatywny. Proroczy glos u jarzm'ionejP'Olski nie 'byl wi~c dla swiaita nau'kq'W sensie MiCkiewi0zowskim("zaprawd~ powiadarn warn: !Ilie wy made uczyc si~ cywilizaC'ji odcudz'Oziemcow, ale made uczyc i-ch prawdziwej cywilIzacji Chrzescijails'kiej"8), ale :naukq w sensie przestr'Ogi.• Ksiqgi naroclu t pielgrzymstwa polskiego (v:r) , w: A. Mickiewicz, D zteta po­.etyckie, Nowogr6dek 1933, S. 226.443


HENRYK SIEWIERSKIWarunikiem post~pu jest zebezpieczenie tego glosu OPlllll poprzezspateczne formy instytucjOlIlalne, aby byt on wyrazisty: "oczyszczacglos 0 pin i i, ta'k ,±Zby przeczysto si~ dal slyszec - tra,b~ jakbysprawuja,c ku wystuchiwaniu wolan Pana" [III, 469] . Gdy jednakutrudniona jest ms.tytucjonalizacja opinii podbitego narodu, wtedyw a:ma jest kazda forma jej zorganizowania i uwydatDienia. W PromethidionieNOl'wid PoslJuluje stworzenie sztuki narociowej, ktorawla,czaja,c "postaduja,ca," mysl ludu w krwiODbieg calego spoleczenstwa(jak muzyka Chopina, ktora podniosia "ludowe do Ludl'Jkosci"),b~dme wyr~m opin:ii, glosem, "ktory jest to - co glos Boga" (voxpopuli, vox Dei).W Promethidionie mowa jest 0 ponadnarodowej opinii jaiko najwy±Szejinstancji moralnej, kt6ra jest forma, bookiego objawienia.Ale Norwi,d wycia,ga tez praktyczne wnioski z tej prawdy, wyst~pujqCwielokrotnie 0 dopelnienie przez spoteczenstwo "ludzkiego"warunku, aby glos opinii mogi si~ rozlegac z nalei nym sobie rezonansem.Zwro6my uwag~ na ki1ka takich wysta,pien.Gdy w czasie wojny r03yjsko-1ureckiej w roku 1877 zaswitala nadziejapolepszenia sytuacji PolSki poprzez stworzenie po stronietureakiej polskiego legionu, Norwid zabiera glos, aby wykazac w tejsytuacji koniecznosc "ogioszenia narodowej opinii":"Wielkie i bliskie Tzeczy dzieja, si~ - nie mamy ambasadorowi floty - mamy opini~ - trzeba w a 1n y m man i f est e mogiosicopini~ narodowa, w spra\.vach zag aj o­nyc h, aby przeto uprzedzone byly rokowania i Tozwia,zane T~cepojedynczym zachodom, i stan£;la ikonllI'ola. Bez kOlIlDroli 'i steru opiniimozna bye podchwyconym ja'ka, Tar go w i c a, - r z e z i ­g' a li c y j s ki e j ..." [VII, 179].Dalej daje konkretne wskaz6wtki 00 do ogioszenia owego manifestu,powoluja,c niejakonarodowa, reprezentacj£;: "Manifest powinienbye wystosowany jawnie z ur~czeniem .iednego posta poznanskiego(z parlamentu Niemiec), jednego z parlan1entu AusiJrii, jednegoczlonka Towarzystwa Rolniczego Warszawskiego, jednego nauczycielawiejskiego i jednego ikmieci>a" [VII, 180].Nie jest to pierwsze wysta,pienie Norwida postulujqce zorganizowanieopinii narodowej, uj~cie jej w ramy instytucjOlIlalnej reprezentacji.Ide~ reprezentaocji wywodzi Norwid z chrzescijaruskiej koncepcji osoby ludzkiej.'CzIowiek, b~da,c jednos1:lka, podporza,dkowana, spoleczenstwu, jestzarazem osO'ba" podporza,dkowana, bezposrednio Bogu. Dlatego pelnia,cjako jednostka funkcje sluzebne dla zbiorowosci, jako oSO'ba m aprawo wymagae, by zbio'l'owose ta sluZyla czlowiekowi, umoi liwiaja,crozw6j jegoosobowosci, gl6wn'ie poprzez stwarzanie warunkewzycia moralnego i du-chowego. Okreslaja,c ojczyzn~ jako "wielki-.444


NORWID 0 OPIN II '-2lbiorawy-Obowiqzek, un devoir coHectif..." [VII, 109], :Norwid w:iernyjest chrzescijan,skiemu personafumlowi. Obowi&zek ten "dzielisi~ , albo raczej s k tad a s 'i ~ w nartulrze l1Zeczy z dwoch: z Or b 0­wi&zuj&cego Ojczyzll1~ dlaczlowieka i ~ obowi q z u j q c ego c z low i e k a .d 1 a 0 j c z y z n y" [VII, 113] .Nie moina wi~c dostrzegac w czlowieku jedynie jednootki, krtOrasIuzy, zapominaj&c 0 osdbie, kt6ra wymaga. Czlowieka nie dkreslawyl&cznie jego miejsce w spoleczenstwie i jego indywidualne dzialarue--.:.. jest on rowniez reprezell1Jtantem czlowieczenstwa i jako takizobowi&zany jest walczyc 0 uszanowanie czlowieka _w spolecrenstwie.Gdy mowimy 0 akrtualnosci Norwida trzeba tez pami~tac, zewsrOd jego pism wszystkich jest rowniez memorial w 'sprawie zalozenia"Towarzystwa Uszanowania Czlowieka" Z Toku 1875 .. "Gdyiby albowiem od osoby ozlowielka oddzielic przyszl:o wszystkoto, coo n r e rp r e z e IJ1 t u j e, a przyjqc to jedyn:ie, dz eg oo n pTa Ik t Y c z n i e do rp ina - tedy ani czlowiek taki rue bylbycaly, ani spoleczenstwo takie calosci miec by nie rooglo [...].Czlowiek zas, ktory by Zadnej reprezentacyjnej nie podejmowal pracy,musialiby pehlic tylko to, co rpraktycznie 'i faktycznie do k a z u­j e s i ~, d 0 P 'i 111 a i z y s'k u j e, ale musial'by calkiem zapomnieestarania si~ 0 to, cos i ~ god z i, i z ty;m, cos i ~ n i egod z i w a 1 c zeni a. Z tego to wzgl~du (a ze wzgl~du najdrozszejwolnoSci) idea reprezentacyjna i spoleczenstwu, i czlowiekowicalo-istnosci 'chor&giew dala w r~ce" [VII, 52] .Idea reprezentacji to swiadomosc ponadinstytucjonalnej wi~zi mi~dzyludZkiej,opartej na bookich podstawach, ktora inspiruje jednostik~do dzialania na TzecZ umacniania tej wi~zi. Dzialanie talkie,sluzqc integracjispolecznej, sluzy tei integracji osobowosci pojedynczegoczlowieka, gdyZ stwarza prze.strzeii. dla jej rozwoju. Uc:restnictwow zyciu zbiorowosci poprzez wnoszenie wlasnego wkl:adu narzecz tak rozumianej integracji jest wi~ nakazem moralnym - boslu;iy dobru czlowieka.Zakorzeniona w czlowieku ja'ko imperatyw rooralny ~dea reptezentacjijest zrodlem jego aktywnoSci tworzqcej opini~ , poprzezkt6rq przemawia Bog. W tym 2lbiorze reprezentacji, jakim jest opinia,jest miejsce dla 'kazdego odpowiedzialnego czlonlka danej zbiorawoSci.Wyhrallla reprezentacja tej "reprezentacji" tworzy parlamentarny organ wladzy, Iktorej afirmacja ' jest u Norwida zarazeTl}afirmacjq pluralizmu spolecznegO.9Polacy, ktorzy przez "dlugi b e z - b y t pol i t y c z n y zatracilisztuk~ parlamentarnq" [VII, 161], zatracili tez uszanowanie dla wla­• Zob. Z . Lapinski, "Sp6lczesny ekstrem", W: ClIpnan Norw-Ld w 150-lecie 1£rodzin.Matertaly Konferencjt Na1£kowej.. ~ Pod red. M. Zmigrodzkiej, Warszawa1973, s. 11(1-123.5 - ZNAK445,


H 'O NRYK SIEWI E R~K Idzy prawowitej, co prowadzi do politycznej demoralirocji i zagubienia'sensu na


NORWID 0 OPINIIwydarzeniach lat 1846-48 mlodej emigracji polskiej, by 2'JWrocie .uwag~ na jej tragicZIlq sytuacj~ i uSwiadomie odpowiedzialnose calegonarodu za jej 10.>: ."Jeieli bowiem qpmia illarodowa illie ,po1:~ia powod6W, ilia Ik!torychr02lbitki te iSUniejq, troy czemu rue wplywa na powrocenie ich !krajo:'wi pnzez uZyttecznooe pO'jedynczq - ipI'zez tpOdbrzymanie az do czasu,pokqd jedni j~zyka illie nabioTq, drudzy sobie ll'ie ~jdq specjalnosci?"[VII, 18].Emi:gracja, kt6rej ipOwod6w illar6d rue kwestionuje, bo Sq konsekwencjqzlozonej mu ofiary, illie przestaje bye jego CZqstkq. Norwid,domagajqc si~ konkre'tnej pomocy narodudla 'tycp "r02lbitikow".("Czemoz sildadk'i na to przyzwdide @'Tgan:i.zowanej datqd me rna[...]?" - VII, 18), nie 'bierze pod iU\Wag~ 'Zadnych okolicznosc'i mogqcychusprawiedliwic jej ,brak. Na urtrzymanq w duchu mesjanizmlJusprawieci'liw'iajqcq odpowiedi Lilbe1ta, zareaguje ootrq kryty!kq tpOstawy"zastawiania si~ krzyi;em [...], tiIleklroe idzie 0 mO':le'bne, 0 doczesne,o Swieaki:e, 0 nie-apoieotyczne mtteresa" [Vn, 21].Waniem N


HENRYK SIEWIERSK Iko, CO publicznosc (1bchodzi, ale i co winno ja, obchodzic - z tegooow'iem 0 pin i i m 0 cur a s t a" [VII, 19].W czasie powstania styczniowego Norwid podejmuje kroki celemzalozenia "Dziennika, kt6ry Iby godnie wielkiej Epoce Narodu wtorzyli odpowiadal" [VII, 135]. Dzialaniom militarnym powinna wtorowacpresja moralna walczqcego narodu, gdyz bez niej mo,zna conajwyzej wygrac bitwy, ale nie zwyci~zac, "tej zas 'presji moraInejna elementa skladowe pans1Jwa [rosyjskiego] wywierac n i e m 0 z­nab e z s w 0 j ego urn y s lowe goo r g a:n u, w wolnym powietrzuutworzonego i zO'rganizowanego" [VII, 131]. Przez presj~morah1a, na "elementa skladowe" pal1stwa rosyjskiego rozumie Norwidzdemaskowanie memO'ralnosci w :poSt~powa:niu W(1bec Pokiki"Rza,d u Petersburskiego, Pal'lstwa Petersburskiego" i "InteligencjiPetersbu1'skiej prywatnej", kt61'ych nie moma identyfikowac z cala,Rosja,. Taika iden:tyfikacja, nie tylko, ze nie rna pokrycia w rzeczywistooci,ale jes't szkociliwa, b~da,c "\voda, na mlyn 1'osyj Slkiego nacjorializmu:."K'iedy albowiem nasta'je ikto na R 0 s j ~ "IN 0 go ,I e, wi~c wywol'lljeo g 61 n y - r 0 s y j ski - pat '1' i 0 t Y z m , czyl'i. p1'acuj.e DLA NICH ... Cesarz Aleksalnde1' to mawi w osta'trriej mowie sWO'jelj: "Jedna rzecz mi~ pociesza, 'to jest, ze 0 d 'c z a s u w YIP ad k 0 W w Polsce patdotyzm Tosyjslki si ~ 'Podnosi" [VII, 133-134]. Postuluja,c modyfikacj~ te1'minologiczJl1a, wymierzo,nq p1'zeciwkoidentyfikacji zla z calosciq Rosji, dokonuje Norwid p1'zeciwstawieniaMos'kwy Pete1'sbUirgowi, a'by p61n0Cl1q stolk~ car6w u'WZsamicz 'bl~dem, kt6ry jest zrodl'effi zla ("Do slowa M 0 s Ik a 1, do slowaM 0 s k w a przywiqzywanie ohydy jest zarazem przeciw-historycznqi przeciw-politycz:nq dzialamosciq. Zdaje s'i~, 'iz natomiast ooowiqzanijestesmy uiywae okreslnlk6w, jako to : R z q d Pet er sb u r­ski, Par'i.stwo PetersbUl1'skie,' ludnosc Panstwa Petersburskiego, pon:ieika,drosyjlSka, zwana... rpaitI'iotyzm Pal1stwa PetersburSk'iego itp.",VII, 136). M6wia,c w ten s'pos6b 0 TO'zbiJciu 1'osyjs'kiej kultury, wyrazilNO'1'w1d znanq mysli i literaturze rosyjskiej praw.d~: "Od tegobrzemie:nnego w skutki


NORWID 0 OPINIIlern nie jest rownoznacZll1e z po'konaniem go ; srod'kiem po'ko;na'l1iadu


HENRYK SIEWIERSKICofnij si~! - wolam - giucha lodu"':bryIO': Dopak'i:Z b~d~ po ,d to' b a, umieral?... [Do wroga. Piesii, I, 373] Dzialalnosc NorwiJda w okresie powstania styozniowego nie og,raniczala,si~ tylko 'dO' mobil'izowama polskiej opinii. RownoczeSniew lista'ch kierowany\vynu, kt6re je wyr6zniaj!j od narod6w innycl1,ale zarazem tyml Ich skladowymi zywiolami, kt6re je z lIUlyml narodami lileZq.Ze przeto mozna by powledziec, Ii. narody europejskie wyzej nii. kt6re inne posiqscpowinny cale osobistoscl wlasne, albowiem osoblsto s~ na samotnosc wydalona.nle jest jeszcze pelnq I doplero przez obcowanle Z osobistosclaml innym lwydojrzewa na wlasciwq Istotnosc" - Znicestwienie narodu. VIT, 86." 0 ,zwiqzkach Norwlda ze wspolczesnymi mu kierunkami mysll spolecznej.1 fIlozoficzn ej piszq m. In.: E. Feliksiak, Norwidowsk! swiat mysli, w; Polska my ~ lfilozoficzna ! spoieczna. Pod red. A . Wallckiego, t. I, Wa r szawa 1973, s. 545-592;·z. Lapinski, jw. oraz Norwid, Krak6w 1971 (Hozdz. lillI: Motywy, tenia ty, idee);Z. Stefanowska, Norwtda sp6,. 0 powstalli.e. w: Dtiedzictwo lite,.acki.e pOlVstaniastyczniowego. W a rszawa 1954, s. 68-89.450


NORWID 0 OPINIIkirecycznej mys1'i nadaje swoiste, indyw'idualne pi~tno, jest irZucajqcesi~ w oczy podkresl'anie 0 Ib 0 w i q Z k 0 w czlowielka, gdy tamg'lowny nacisk polowny byl na zq'daniu realiza'cji jego lIlaturalnychpraw. Dla Norw~da warUilikiem podstawowym .spol:ecznego wspolistnieniajest spelnianie oOOwi.qzkow - nie w sensie prawnym leczmora1nym - zawaa:tych w dekalogu i !Z lIliego wynikaljq.cych. Bpgnie dal Moj'z€Szowi ikB.l'ty praw czlowieka, ale dwi,e "karty" 000­wiq:lkow i dlatego imperatyw aktywnosC'i spolecznej jest imperatywernspelniania obowiqzku walki 0 dObro.Sledzqc wqtek mi~yludzkiego obcowania w rOZnorodnych wypowi~achNorwida, dochodzirrny ,do prrelkona'l11a, Ze od lirycznegowiersza do publicystycznej rozprarwy wiedzie konsekwem.rtII1y myslowytrakit, 'ktOry ze szczego1nq intensywnosciq akcentuje I'lpoleczn.ywymiar oezlowie'ka. "C6Z j.est czlowiek?" - ,pyta autor Quidama ­i oopowiada, ze jest dzieci~ciem "na Boga wystrojonym", wystrojonymna obmz i podobienstwo rswego stworcy. Ale pierwsze, ' coromi czlowi,eka ad fuga jest to, ze j e s rj; jed en Bog, podczasgdy czlowiek jest jednym z Wiel'kiej liczby ludzkich istruen. Bog.stwClJrzajq'c czlowieka powoluje go do iycia we wspolnocie - wpisu1qcgo w najszersze jej kr~gi (ogolnoludzki, narooowy), pozostawiajego decyzji uczestnictwo w kr~gach w~Zszych. Czyniqc czlowiekaswym partnerem w procesie tworzenia iycia i 'ksztaUowaniahistorii, ozyni .go Itez Bog odpowiedti'alnym lIlie ,tylko rza s.iebie, alerowniez za drugich i za histori~ . Otwiera przed nim lI1iezgl~bionebogactwo swej obecnosci w drugim czlowieku, w historii i Kulturze,'ale tez wylnaga od niego podobnego 0 b jawian i a si~ dladrugich. Bez zywego uczestnictwa w procesie bosk'iego o'bjawiania·rrie moze bye mowy 0 nawiqzaniu opartej na gl~OOkilffi po·ziOlffiieswiadomosci wi~zi spolecznej - nie moze bye _wlSpolnoty, lecz tyl­'ko Zlbior jeoooste'k, masa. Przeksztalcanie wrogiej azlowiekowi masyludzkiej w .ludzkq wspolnot~ jest wi~c dalszym ciqgiem procesustwarzania czlowieka, 00 jest twoTZeniem srodowiSka, w Iktorymmoz,e si~ rozwijae jako wol:ny, czyli panujqcy nard zbiorowosciq,a nie zniewolOillY i podporzqrdkowany masie.Nie lIliewola ni wolnose Sq w stanie Uszcz~sliwic ci~.,. nie! - tys os()bq : Udzialem twym - wi~cej !.~. pan 0 wan i e N ad w s z y s t kim n a s w i e c i e, ina d sob q. [K1"olestwo , II, 64]Panowae "nad wszystkilm na swiecie, i nad sobq" zmaczy tei ­nie dopuscie do wlasnego uprzedmiotowienia i zniewolenia. Zadaniemczlowieka jest zClJrowno panowae nad wlasnymi 2'Jffiyslami i nami~bn{)sciami,jak i nard zbiorowoociq, ktorej jest czlon'kiem - nie451


HENRYK SIEWIERSKIdO'puscic, 'by c.zlO'wiek stracil kO'ntrO'l~ nad spoleczenstWem, to rowrueznalezy dO' warunk6w prawdziwej w rozumieniu Norwida wolno.sci.W wyildadach 0 Juliuszu Slowackim pokazuje, do


NORWID 0 OPI NIIna t~ prootq rzale±nose, jaka istnieje mit2dzy glosem opinii a glosemjednostki, czyli na f.akt, ze opinia spoleczna, by nie bye poj~ciemabstrakcyjnym, musi posiadae instytucjona1ne zabezpieczenie, zar6wnotarn, gdzie wyraza s'i~ glosem 2Jbiorowyrm - jak ch6r w tragediigreooej, jalk. i tam,gdcie jest glosem pajedynczym - jalk. vetoiJrybuna w czasach rzymskiej r-epublilki.Moina nie zgodzie si~ z taka, interpreta'cja, liberum veto, ale niemOOna zaprzeczye, iZ dla Norwida owa zasada stala si~ niejalko symbolemtych eech chara:kteru IIlaTodowego Polak6w, krt6re sprawiaja"ze godnose i prawa osoby ludzldej <strong>maj</strong>a, dla nich szczeg6lmie wysokqcen~.luty, 1979Henryk Siewierski453


CZESlA W A MllOSZA DIALOG WEWN~TRZNY Jan: Powolnie dzialajqcy czas wystawia na pr6b~ kaide slowo,Ja!kie wyszlo narn z ust al]OO ipOwstalo pod pi6rem. Ale Sq okresy,Ikiedy n .'ie czas przepI'owadza pr6b~: same wyda'I"zen;ia spi~trzajq ' si~w w'iel'kq naglq fal~, po prze10cie ilct6rej zostajq z tego cosrny glosUi,polarnane szoje losy we wlasner~ce i USUllqC przypadek. Ukorzyl si~ przed Historiq - a Hisrtariajest okrutny;m bOstwem. Roz'kazy ja:k,i,e padajq z jego ust Sq glosemsprytnych lkaplan6w uklrytych w jego pustym wn~1Jrzu. (ZnU)Ale 'czlowiek uie moze -bye zredukowany do swego udtialu w historii;ta niezddlna jest do W)"pTodukowania mar.alneg·o Sqou. Gdybytbyra 'zddlna, trzeba !by 'bylo przypisae jej wlasciwosci rnagiczne,454


CZESlAWA MltOSZA DIALOG WEWN~TRZNYnikt jedna'k rue rozumie" dlaczego materia mJialaby bye "maszynl:ldo faibrylkowani.a dobra" jak m6wi Simone Wei!. Ta 'sprzecznose ~jest 'w'Sp6lczesna i nie tda si~ jej om'inl:lc. (K)Zeby !bye historycznyrrn, irzeba Ibye ponad...Jhistorycznym. Ale tozdan'ie, odwr6cone, tez jest prawdziwe: nie 2lddb~dzie Iperspektywywiek6w kto !!'lie t'kwi w swojej 'epoce, godzqc si~ nawet na artystycznqprzegl'a!l'lq, bo nagroda me zalezy od nas, bo ,;kto straci dusz~ :zyska jq". (K)Nigdy nie nale±y twieTidzie, ze to co male jest bez znaczeTIia dlaprzeobra:zen swiata poddaneg0' "historycmemu przyspies.ze:niu". WieleSip-raw zaczyna sit; od prostych s16w : ,,1alk rue P0'winno :byc", ruepolC\!czo!!'lych z mdnq nadz'iejq !!'la ,dolhro'tliwose moinych tego globu.(K)P0'przez kl~ski 'i :katas trofy lud.Zkose szuka eliksiTu mlodosci czyliufilozoficznie:nia, zaru ja'ki. podtrzymuje wiara 'W powszechnl:l uzytecznoscnaszego mdyw'idualnego rWysilku, chocby z pozoru nie zmierualnic w zelaznych trybach swiata. Nie jest wykluczone, ze namz Europy wschooniej przypadlo !byc w tym awangaI"tdl:l. Wybiera:jqc,musielismy poswit;cac jedne wa'roosci w imi~ innych, 'co jest istotl:ltragizmu. Tylko jednaik za cent; tak wyostrzajl:l'cego doswi:adczeniaw nowym blasku ukazujl:l si~ staTe prawdy. Kiedy ambicja doradzanam w2ll1iesc sit; ponad proste zasady :moralne, strzewne przezuibogich duC'hem, zamiast obrac je WSTOO mniennosci za igl~ kom­• pasu, niszczeje 'to'; co jedynie moze okupic nasze szalenstwa i bl~dy,milooc. (RE)Kiedy nasi potomni 'b~dl:l szukac okreslenia dla naszych czas6w,prawdopoddbnie ,pos];uzl:l si~ slowem »ne


CZEStAWA MltQSZA DIALCJG WEWN~TRZNYWiek dwudziesty Gombrowkza potwiepdza. Nic 'bardziej przygn~biajqce.go,rili: wido:k ludzi, iktorym wydaje si~, ze idq za zbiorowymimaniami z samych siehie, ie nawiedzeni zosta1'i przez ichwlasnq, najwIasniejBzq rewe1a1Cjq, po:dazas ikiedy zU'Pelna kh malpiazaleinoSc 00 propagandy i reklamy 'daIalby si~ dbliczyc przy pomocyudoskonalonych komputerow. Zg~szczaja,cy ludzkosc oboz koncentracyjny jest wzorem i sprawdzianem naszej pi~kJ.lej epo'ki. (PO)Spol:eczenstwo i cywilizacja trwaja" iwier,dz~, dzi~ki nieslychaniedrO'bnym cZqsteczkom Cll


CZESlAWA MltOSZA DIALOG WEWN~TRZNYZ porDYI'U otrzy.rnaly nazw~ w haslach dYlktatorow i demagogkznychtry'bunow.Jalki ootrOj polityczny wtedy b~dZli.e wyhrany, n'ie sta~'am si~ odgadywac.Gdyby byla to teokracja idllca w parze z dale'ko posuni~­U! decentralizaejll, wcale bym si~ rue zdziwil. A ito przyjazne wspolzawodnktwona'I'odow z ktorych kaZely, nawet najnnriejszy, jest 'POtrzebny,bo razem SIl niby barwy t~czy - jak to roiJ'i polscy romantycy- musi przecie kiedys wyjsc poza faz~ dzisiejszej parodii. Nieb~zie wi~c nam poczytane za blCjrd, ze umieliSmy czy tez chcieliSmYurrriec pisac tylko po polsku, w~giersku albo czesku, i niespodziewane·bogactwa b~dll w kazdej z tych literatur odnalezione. (ZU)* Nie bez powodu Kosciol katoliCki zazarcie bronil w 'poczqtJkachReformacji struktury feudalnej przeciwko rodzllcemu si~ kapitalizmowi:kapitalizm stworzyl naukowe myslenie, ktore zadalo w Europiecios religii, poniewaZ usun~lo najlepsze umysly z zasi~gu teolo.gii.(ZnU)W istocie tajemniczy jest opor wewn ~ trzny okazywany przezczlowieka wobec rozumnego tlumaczenia zjawisk. Tak slaby jestrynsztunek logiczny chrzescijanstwa w dwudziestym wieku i takmocno dziecko w szkole nasiqka nowy:m sposobem myslenia, a mimoto cillgle jeszcze trwa strefa cienia, niedost~pna swiatlom -1'0­zumu. (2nU)Moe katolicyzmu zawarta jest w wielosci jego aspektow, ktoreodslaniajll si~ i w biegu historii i w kolejnych fazach indywidualnegoiycia. Utrzymujllce si~ od kilku stuleci nap'i~cie pomi~dzy nimi "sw.i.artopogllldem naukowym", chociaz powoduje kryzys wierzenw masa·ch, raczej sprzyja abu antagonistom. Ostatecznie nowoczesnanauka jest tworem judeochrzeScijanskim i chyba dlatego tylkomogla dojsc do poj~c 0 wszechSwiecie, nieprzetlumaczalnych na zadenjasny i oczywisty obraz, wyrazalnych jedynie przy pomocy2ll1ak6w. Ktokolwiek mial okazj~ sledzic na sobie samym ten s por,zgodzi si~, ze .sprzeczm.osc jest p1:odna. (RE)Mllz pdboZn.y i bogobojny jest, smiem twierdzic, wyiszym okazemczlowieka rniZ ruchJiwy 'szyderca, 'ch~tn.ie nazywajqcy siehie "intelektuaHstq"i dumny ze swojej zr~zn;; sci w poslugiwaniu si~ ideami,ktOre bierze za swoje wlasne, choc otrzymal je w lombardzie ,zastawiajqc prostot~ serca. Wydaje mi si~ zresztll, ze rodzimy si~a"llbo pobomi a1bo niepobo·:i:ni i by~bym rad gdyby walno roi bylosiehie zaliczyc do tych pierwszych. Pdbo;i;nosc zresztll Illie potrze­457


ClESlAWA MllOSlA DIALOG WEWN~TRZNYbuje oOkresleil, albo jest albo jej nie rna. Trwa niezaleZn:ie od podzialuna wieTZC\cych i a'teiEt6w, pocizialu, przynajmniej dzis, zludnego, skoroO wia,ra jest podminoOwana niewiarq w wiar~, a niewiaraniewiarq w niewiar~. Is1mieje sakramoOSC, mocniejsza od wszelkichnaszych bunt6w, .chleba na stole, chropowategoO dr zewnegoO pnia,kt6ry jest, odgadywana intuicyjrrie glE;lbJ.a "bycia" w tym noiu doOroz.cina'l1ia papieru, kt6ry tutaj przede mnq leZy, caly pogrqZo.ny,osiadly w SWoOim "byciu". Moja poboZnoSc wstydzila:by mnie gdyibybyla r6wnoOznaana z posia,daniem ·czegoS, czegoO nie posiadajq inni.Jest toO jednak pOIbomosc beZldoOmna, oOcalajqca siebie wbrew 'l1atr~nym,ZlIlicestwiajqcym ' obraZJOm powszechnegoO nie-ustalenia i , naszcz~scie, nie pozwala mi na be1lpieCZIlq wyZsZJoSc. (W)Ciepla, lud2Jka obecnosc Boga, kt6ry si~ wcielil alby zaznac naszegoOglodu i 'l1aszegoO b61u, aJbysmy nle byli skazani na wysilO'nezwra{All1ie OOCZU ku g6rze ale mogli k armic si~ slowem wym6Wii.onymprzez usta ta'kie jak nasze. I B6g-czlowiek nie jest jednym z nasw chwilach na·szej pychy i chwaly ale ,jednym z nas w n:ieszcz~sciu ,w niewolnictwie, w strachu przed smierciq. Godzina 'kiedy Zlgodzils i~ przyjqc tortur~ pokoOnuje czas, wieki przemian, mijajqocecywilizacjeSq droObne, kr6tkotrwale, i jakiekolwiek jaloOwizny z cementu,szJkla i mErtalu Die uczyniq czloOwieka r6imym od tegoO, do jakiegokierowal wezwanie w Galilei. On ma prawoO nadal glosic : "jestemmiloOsciq" : Syn, a obolk niegoO Mabka, matka odwieczna, zawsze bolejqcanad cierpien:iem swegoO dziecka, opiekunka, oOr ~downkzka ­i tak dogmat Tr6jcy niepostrzezenie przeplywa w wyobra Zm.1 w iIllny , nie.sformulowany d ogmart, Tr6jcy Ojca, Matki i Syna. Jej b'laskutwierdza wsp6lZyde Zywy·ch i umarlych, swie;tych OIbcowanie, dialog,wstawierrnictwo. W ten spos6b obok fizykalnej przestrzeni budoOwanajest przest rzeil czysto ludzka vvypeln~oOna promienJiami ktore przebiegajq o d oczu doO oO CZU, o d r qk doO rq'k, glosami pr6sb i modlitw.Cala ludzkosc, mirriona i terainiejsza, jest zaiste Kosciolen1utrzymujqcym si~ po:z;a zwyIkiq przestrzeniq i czaoom, KoSciolemprzeciwst awioOnym konie cznoOsci wpisanej we wszechswiat. Katolicyzmjest najlbar.dziej antropocenh"ycznq z religii i nieja'ko p rzezsw6j nadri'tiar boskiego czlowieczeilstwa opiera s i~ unicestwiajqcymposzczeg6lneg oO czlowieka nauk om scislym, paradoksalnie wti.E;c mniejjest narazon y niz inne wyznania n a rozkladajqcy wplyw naukii techniki. Nawet Ziemia i. Niebo, Zstqpienie :i Wniebows tqpienie,m ajq w n:im w lasciwosci S'tosu'l11k6w nie pomie;dzy Swiatami ale ludzkimipostadami.R6wno czeSnie jednak, pon iewaz katechi2lm ikatoliclti, twiel1dza naskale, jest nie do ugryzienia , co stanoOwi silE; jest zaorazem slahoOsciq.DIllY'sl jest z g6ry uprzedwny, Ze nie powinien zapuszczac siE;pozamur dogmat6w 1. tajemnk wiary, z pdkorq .sklaniajq'c si~ przed tym458


CZ EStAWA M lt OSZA DIALOG W ~ W N~TRZNYco, nawet jereli sam wyrzeka si~ siebie, nie przestaje Ibye dla niegoabsurdem. JBStsluS2lllosc w tyro zakrBSie, lho 'katolicyzm oznaczaudzial w uczoie ,podcza.s ktorej zgromadzeni spoiywajq chl~b p1'zemienionyw prawdziwe cialo Chryst usa. (W)W polsce w ciqgu dwudziestolecia nie ukazala s i ~ bodaj ani jednaksiqZka religijna napisana przez ortodoiksyjnego ka·tollka. Oczywiscierelig'ijny w tyro znaczeniu w jalkim m6wimy 0 Pasca'lu, czyo kal1dynale Newmanie. Aby odnaleze 'Zywy "nurt metafizyezIDY",trzeba zwrocic si~ do auto1'ow stoj'tcyoh alho :poza dbr~bem ikatolicyzmu,a1ho w ogole poza orbn~bem wszel'kiej religii. ZdziechO'Wski,~6ry Iprzyszedl w dwudziestolecie ze swojq wiarq przeiZywanq !llawlasny, a rue na cudzy, rachunek naleZY do wyjqtk6w i pozostaniejako przyklad 1ej ostrooci wewn~trznej, ja!kq mieli nami~tni ateiscialho zrozpaoczeni wyznawcy. (PO)Frzyznajqc si~ do chr'zeSctjaiusJQego dziedzictwa 'bier~y na siebie'tez oale wieki duchowej i cielesnej opresji, przymierzy ipOmi~­'dzy ol1arzem i tronem allbo oltcU'ZeIll i wladzq pieniqdza. Ale chrzescijails'kieSq rowniez lorkomotywa ri 'za!rowka elek'tryczma i ibombaawmowa i laser czylicala teclmika, 'ktora opanowala ziemi~. Niejest to oczywrscie pewne, bo rue wiemy co ,dzialoby si~ z imperiumrzymskim gdyby nie pojawilo si~ chrzesci:janstwo, ale ponliewazznamy cywilizacj e nier uchome Chin i In.dii, podobnq nieruchomoscw Europie mozemy sobie wyorbrazic - gdyiby me zdurmiewajqC€s p rz~Zenie pierwiaS'tkow zydowskich, greckich i rzymskich o1'az wynikajqcestqd Cwriczenie umyslu w spekulacji teologiC1ll1ej, bez czegom e byloby nastlilpnrie 'spekulacji filozofic2'll1ej i naukowej hi.potez.Nikt ,dzis juz nie powoluje si~ dumnie, jak w uhieglym stuleclu,n a , ;brzemi~ bialego czlowieka", a jednak jest niezbitq prawdq, Zenowoczesna Illauk a i technika, ktorej UCZq si~ luwe wszystkich ziemskich['as i plemion, jest tworem malutkiej Europy zachodniej, 0 granicachmniej wi~cej pdkrywajq,cych si~ z zas


CZEStAWA MltOSZA DIALOG WEWN~TRZNYchroniqce ludzkoSe od ostatecznych 'katasbrof ;i nieszcz~se. Nawetdroga naukowoom pasj'a rpos.zuikiwania prawdy, zupelnie niewyltlumaczalna,na niczym rue jest ugruntowana. Prawdzi,"'Y, raldyikalnya teizm w naszym stuleciu romi si~ znaczn:ie ad swoich poprzednik6w,a przyczyu:rita 'Si~ do tego niemalo wla'Snie anlJropologia w najszerszymsensie tego slowa, obejmujqca histori~ religii i sztuki. Boprzecie, kiedy z dooiatecznq uwagq podda'jerny ireflelk!sj'i samotno'scczlowieka we wszeohSwiecie, jego zasadariczq "nienaturalnose", zeszlowiecznipost~powcy-ateisci przedstawiajq si~ na1ffi jako ikontynuatorzy:zmanejreligijnej :triady: Raj, Raj utracony, Raj odzyskany: po prostu rprzenosili dynamizm Historii Swi~tej do historii ludzkioh spoleczen8tw. Ja'kiekolwiek t ez postulowanie zyaia ludz'kiegow harrrnonii z Naturq, z kosmosern czy z uniwersalnym rozumemjest tyleZ warte co wiara w TUISaNd i dziwoWny czyli jest przei:ytkiem"tradycji animimycznej". Czlowd:ek jest sam - a jezeli istniejqna jakichS planetach istoty obdarZQllleinteligencjq, tak sarno pojawilysi~ mOCq przypadilm Ii tak sarno Sq wlSzechswi'3ltowi o'bce. I tos 2lCZegolne wyo'Ocowanie czlow'ieka ja'ko umyslu n alklada na nasn:iezwykle obowiqiki.Na ezas mega zycia przypadlo nagte runi~cie wielu rpr~sel i filar6wchrzescijal'lskiej 'budowli. Przygotowywalo si~ to dllllgo i calyproces podlegal w oiq"gu pam stuleci stalernu przyspieszeniu ale duchowniistaTali si~ przynajrnniej zachowywac pozory. Nie 1ffioZmaoczywiSoie pomijac niemiedkiej rteologii liberaLnej ubieglego stulecia[dokonanych przez niq spustoszen, nigdy j'ednak rzeczy nie zaszlytak daleko jak w latach po drugiej woj:nie, zwlaszcza w latach szescdziesiqtych,kiedy teologowie, tyro' Tazem r6wniez katoliccy, wystqpiliw roli c1own6w, glupkh August6w z mqki, radosnie obwieszczajqC,ze chrzescijanstwo, kt6re dotychczas sprzeoiwialo si~ swiatuteraz b~zie ze Swiartem i w swiecie, co, jak widzowie 1ego bardziejponurego niz Smiesznego wLdowis'ka dobrze rozumieli, znaczylo, zechrzeScijanie chCq bye "jak inni" lCzyli


CZEStAWA MltOSZA DIALOG WEWN~TRZNYwiernych, tb~dzie w Polsce gruntem albo przynajmniej Hem wszelidchumystowych przeds'i~wzi~(\ i ze w n ~m zawiera si~ obietnicapols'k!iej kulturalnej oryginalnosci. (ZU)* Mysl~, ze Iklucz do pvzyszlosd znalazloby si~ w ,rozwazania,ch 0 1roniiarty.s'tycznej, 0 persyflci.zu, 0 dramaty'czoych formaoh poezji. Jezelirna mnie spotkac zaTzut, ze nawoluj ~ -do ~iarstwa i lekkiegotonu, to wlasciwie szkoda ,dalej .mowiC. Ironia artystyc:ma tak, jakjq rozumiem, polega pI'Z,ede w:szystikim !Ila zdol!!1oSci autora do przybieraniask6ry romych ludzli i, 'kiedy pisze w pierwszej osdbie, doprzemawiania tak, j,a'J


CZESLAWA MltOSZA. D!ALOG WEWN~TRZNYTajemniey naleiy sit:; szacunek. Gdylby czlowiek nie Ibyl swiadomyprzeinijania i swego iyoia i wszystlkich rzeczy ludzkioh, nie bylbyczlowiekiem. Nie byloby mu tez d o st~pne pi~kno, kt6rego samqistotq jest i lllie


CZESlAWA MltOSZA DIALOG WEWN~TRZNYnosc. W dwudziestym wieku mit jest juz dobrze zakorzerUony,wsparty legendq Jozefa PilsudsJdego, a wskazujq na t liczne wierszepoetow Skamandra, auwbiografia Gombrowicz.a (Rozmowy z Dominikiemde Roux) szczycqcego siE: swoim zmudzkim pochodzeniem,czy LiltJwa groteSko\'J'a, 'basmowa w utwOTach &t. Ign. Witildewicza.Wy;glqda na to, ze jak centralnym a niedo.si~Znym lITliejscem w PanuTadeuszu jest Mateczriik, talk .wydbraZrria pol.sk!i.ej lirteratury cal'!Liil:w~ za swoj Ma tecznik olbrala... (ON)* W pewnym sensie mog~ siebie uwazac za typowego wschodniegoEUTopejczyka. Ja'k si~ zdaje jest prawdq, ze jego diffe1'entia specificadalY'by si.~ sprowadzic do bra'kll fO'l'my - zewn~tr:zmej i w e­WllE:trznej. Jego zalety: lapczywosc zmyslowa, nam'i~tnosc w dyskusji,zmysl ironii, swieiosc uczuc, wydbrazI1'ia przestrzenna czy geograficznapochodzq z zasadniczej wady: pozostaje zawsze niedorootkiem,Tzqdzi rum nagly przyplyw alba odplyw wewnE:tr~egochaoou. (RE)Ciqgle przeginanie si~ zanardt rw jednq czy w drugq stronE:, ciqgleskoki z rpozycji historycznej w "wiecznosciowq" i odwrotnie,z tE:S'knO'tq do ia'kiego ich polqCzenia, ze obie znajdq swoj wlasciwywymiar -- to byl i jest dla mnie ll1ajwaZ:niejszy pDwod do :muactwien.(K)Wo bec sosen 'przy Feather River czy na skalistych cyplaoh oIbryzgiwanychw yibuchami oceanicznej Ibiehl, dokqd wiatr przynosi rykilw6w mOfskich, czy na Zlbocza·ch gOTY TamaIpais, skCfd poszarpanyw przylqd'ki kr lqdu!i mor-za je.s.t pierWlSzyIll dniem sDwor:renia,stojE: odaI"ty, pOZlbawiony. Nie osiqg1Ilqlem nic, nie uczestniczytemw zadnej ewoluc.ii czy rewolucji, nie mogE: poszczycic s i~ niczym,be upada cala ztbiorowa zwbawa wYWYZszan siE: i' poniZen. Obcosc,oIbaj ~ tno.sc, wiecznotrwalosc kamienna czy kamieniopodobna i ja,w rpo rownaniu z niq blysk ulam'ka sekundy, tkan'ki, nerwy, pompaserca, poddane, co n ajgorsza, tej samej niepoj~tej zasaclzie, Morariqdzi tym co. p rzede mnq i co jest dla mnie tyllko. samowystar czalnymp r-zeciwsen sem . (W)Drogie mi jest, jak kazdemu, moje slO'dkie "ja" i naprawd~ p rzejmujemnie tylko. nieublagalnosc czasu i smier,ei. Jestem jednak zanurzony w ludzkosc, jej po.ddany, przez niq stwarzany co. dzien n anowo, talk ze wymyka mi siE: mO'j:a ledwo wyczuta esenC'ja. SkO'ro.moje zachwyt.y, zzyrnania si~ , gniewy tutaj, nie gdzie indziej, <strong>maj</strong>qsied zLb~ , s koro tutaj sqdzE: i jesten1 sqdzony przez wrogow i przyjadol,nic baI1dziej oczywisiego. ruz uznarue tej ludzkooc1, jaka mnieotacza, za o.gnisko. naciSkow i wplywow, za j.edyny mozliwy dla463


CZESlAWA MllOSZA DIAL0G WEWNETRZNYmnie przedmiot refleksji i ulegajqcego i broniqcego si~ podmiotu.CzyiJby wi~c wszystko co datychcZ'a,s si~ rzeklo zmieTZalo do jeszczejednego tra'k:tatu 0 pewnym ,spoleczer1stwie? Nie jestem tak naiwnyi odsylam tarn, gdzie przytllalezq, stare wzory pozostawione przez .podrozujqcych filozofOw. Ich upraWi'..:ienia zagarn~la socjologia, antropoiogi-a,psychologia, ale be dyscypliny mnie nie ,bawiq i chocprzeniJmjq we mnie, jak dziS w kaz,dego, bezposrednio lub posrednio,niewiele wyciqgnqlem i n!ich dla siebie poi;ytku. I, czy mam zdobycsi~ na lbezcze1nosc?, SOl dla mnie tyro samym co kroj sulmi, upodobaniedo takiego a nie 'innego 'Todzaju Ikolczykow, co kolory ogloszeni recepty wedlug ktorych Sq przyrzq,dzane telewizyjne obrazki;wi~c przynaleZnosciq stylu, struktury jednoczqcej gesty wsp61czesnych,i moze zadowolilwby mnie tyJ'ko socjologia tej za,dufanejw ISdbie oocjologii, gdY'bym mial zamilowan'ia nauiko"ve. Nie mamich Illa szcz~scie , bo ui;ywal!bym 'Stroju naukowego szamana do ukrywailliawlasnych pr,eferencji i uprzedzen. (W)W ocenie zycia, 'kitore sklada si~ przewazrue z balu i strachu p-rzedsmierciq, jestem wi~c otwarcie pesymistyczny i wydaje mi si~ , zeza doskonale s zcz~slri.wego powinien uwazac si~ czlowiek, ktoremuudalo si~ przezyc dzien bez fizycznych ciel'pien. Ksiqz~ Tego 5wiatajest 'tez Ksi~ciem Klamstwa i Ksi~ciem Ciemnosci. S tare iranskiemi:ty 0 walce Ciemnosci ze 5w'iatlem, Arymana z Ormuzdem, najzupelniejmi odpowliadajq. CZyrnZe w ta'kim razie j.est sw'iatlo? To,co bosko-Iudzkie, zwracajqce si~ przeciw ludzko-przyrocliniczemu.Innymi slowy, rozum !TIie zgadzajqcy si~ n a rprzec'iw-sens i dCjzCjcydo sensu, zas zczepiony na oiemnosci ja'k szlachetna latorosl na dzikimdrZiewie, wzras'tajqcy, wzmacniajqcy si~ tylko w cZfowie'ku i poprzezczlowieka.5wiadomosc, rozum, Sw'iatlo; laska: m'il~¢ d


CZEStAWA MltOSZA DIALOG W EW N~TRZNYgo gdzies w bldtach, 0 dwadziescia mil od najbJlizszego m1asteczka,jak bije muchy i 'l'ozmysla nad tym, ze Zona dwadziescia lai temupodala mu pierogi ze sliWkami zamiast pierogow z wiSniami, !i coto znaczy". Pewn'ie utrafil. A niezdrowo dla rownie melancholicznego,a i cholerycznego, temperamel1'DU :przebywae wsrod Tozmaitychhistorycznych strasznosci, bo pomiej nie tylko czuje si~ bol prywatnychuchybien, takze dopadajq nas kolelclywne hanby. (ZU)Bardzo dawno to dzialo si~, nie rna juz ani tamtego klraju ani tamtychludzi ani mnie takiego, ja'kim bylem. A jednak nie uciec namod danych wlasnego losu i w jakims sensie cale zycie polZostalem"k atastrofistq" . Postawa taka daje t~ przynajl1lr.iej korzyse, ze staleoczekujemy najgorszego, jezeli wi~c najgorsze przyjdzie, nie jestrriespodziankq i jako tako mozemy w nowych wanmkach funkcjonowae.Zarazem nie opuszcza nas oczekiwanie eschatologliczne nowej powszechnej harmonii, "wieku wiary i sHy". (ZU)* Tylko Bog mo?€ mnie ocalie, bo wzbijajqc si~ ku niemu wznosz~_s i~ ponad siebie, & prawdziwa moja esencja jest rrie we mnie aleponade mnq. Jak pajqczelk wspinam si~ po nitce i ta nitka jest najniewqtpliwieji wylqczme moja, zaczepiona tamS'kqd pTzyszedlemi gdzie przebywa Ty przemawiajqce do mme na Ty. Co nazywa si~odrodzeniem religijnym w Ameryce nie podlega zasadom przyj ~tymdla Tolniczych, przed~przemyslowych wspolnot. Niewiele iei potrafili!byz niego zrozumiee ciponurzy ateisoi, religijni fanaiycy naodwrot, k torzy w tylu krajach dr~czq prostych ludzi za to, ze ci chcql1'auczye swoje dzieci jak zegnae si~ znalkiem krzyza. Zresztq wieloznacznoseuzywanych poj~e jest tak duZa, ze sam ich zam~t powinienby zapraszae do analizy, jednak uprawia si~ jq rzadko, Sq przeszkody,i zgodnie ze swoim postanowieniem Zapuszczam si~ w niejasne,gdzie moma poruszae si~ tylko na oslep. (W)Nie m a trudnosci kiedy zagadni~ty 0 wyznan'ie, odpow'iaidam, zerzymsko-katoliokrie. Tak jak to robiq moi kolecizy Irlandczycy i Wlosi.J akiegoz Wloch mOQ:e bye wyznania je:i:eJi nie rzymSko-lkatowckie:go? Ale wsr6d nieakreslonosci i plynnosci amerykanskiej, gdzie,gdybym dodal, ze na


CZESl AWA MllOSZA DIALOG WEWN~TRZNYstwa. 0 m o.im konflikcie z polsk


CZESlAWA MllOSZA DIALOG WEWN~TRZNVNie jestem zwolennikiem 2Jbytt sU!b iektywnej sztu'ki. Moja poezjabyla dla nmie srodkiem samdkonrtroli. Moglem Ina niej Ibad ae gdzieIprzebieg'a lmia, za Mora, fatszywose lonu aowodii falszywosci postawy- i s'tarae si~ linii tej nie przekroczye. Doswl3!ckzenia latwojny nauczyly mnie, ze nie na'leZ"y brae do r~ki piora po to t y]ko,zeby innym komunikowae sw oja, 1T0Zlpacz i swoje wewn~'tJrnne 1'OZ ­bicie - rho jest to iowar tant, na wy;produkowan'ie ktorego trzebaza malo wysil'ku, alby wykonuja,c rpodobna,' czynnose czue do siebieszacunek; (...) (ZnU)S.wia t jeS't z'byt p:i~kny, zebym nie odczuwal potrzeby uchwycenia'go 'bezposredn:io, b ez u cie'ka!Ilia si~ do podS't~pow pisarstwa. Co ro'kumysl~, ze nast~pnego Toku znajd~ S'poSab i j-estem zaw'iediiony. Tat~ota do wyjscia poza wymogi gatunkow literackich jest mozesmieszna, ale '''Y'daje mi si~ czasem, Ze tyJlko ona potrafi z;burzyeprzegrody, zza ktorych przez selkund~ iTzucamy spojrzenie n a to , conam ucieka. (K)Ocalie cos czy 'kogos? Chyba tyJlko przez swiatdomose k1~k, przeznago:se, Iklt&ra sprawia, ~ f


CZESlAWA MILOSZA DIA LOG WEWN~TRZNYja'bl'ka w swiadomosd. Prawdopodobrue te dwa usposobierua wyznaczaj!\za'sadrniczy podzial Y! dziejach ludzkiej mYsli. Ale u Gombrowiezabylo tei dl\gle wyrwanie si~ poza sw:iadomosc - samoczynna,pulpak~. (PO)Raz tyl!ko rodzimy si~ na ziemi i sp~zamy mnostwo czasu na 1'oznyehblazenstwaeh i malpiarstwaeh, na wpol domyslaja,e si~ co onenatprawd~ wal'te, ale trudno ,trzy<strong>maj</strong>a,e piaro Behodzie


CZESlAWA MllOSZA DIALOG WEWN~TRZNYSwnujqC, bun'towalem si~ w mlOOOOci przeci;w!ko po!litretowi ar,tystyjalk'i znalazlem w opowiadalIriu Tonio Kroger Toma&za MaI1illa, prredw!kolqczeniu dzialalnosci twoocwj z neurOZq i wewn~trZ1l1.ym s'pustoszeni€m. Ale Wi; :inaczej niz dzisia:j poIjmowalem t~ wsp6lzaleznoSc,a Talczej co Z illiej wy;ni'k:a, w czym 2lI"esztq moee byl€m w zgodziez Manna daWillq !i:ntencjq. Przed pierwszq wojnq swiarowq wyjqukowosca


ALEKSANDER FIUTDOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZENIU Kiedy poeta po>rzuca sbrofy i zaczyna pisac proza,? Naj-cz~.§ciejchyba w6wczas, gdy jakies doswiadczenie,. wizja czy obsesja domagaja,S'i~ rw nim cia,glegO ponalWiania; gdy W odrnie1U1ym materiale,w innej kO'!lwencji chce s prarwdz:i.c ich prawid~,gl~bi~ Ii. trwaloSc,Iu b - ,po prostu - nie moga,c si~ od nich uwolni.c pisze pod wewn~trznymprzymlliSem. ZazwY'czaj jest to pro'blem kluczowy calejtw6rczosci, a ni,erzadko - i rue bez powodu - odsyla do dziecinnejprehilStorii autora. R6zewicz w :kolej:nych wmach poezji, prozyi dmma't6w upa~cie kresli obraz zalarnywania si~ a'ksjologkznegoun'iwersuan naszej kultury; powtarZa aikt sam()lb6jstwa poezji, bytym gestem o stateC7ID.ego przecze:nia wyra:zic niegasna,ca, potrzeb~jej trwalej obecnooci, totez karoe :napisane przezen slowo brzmija'k glos dochodza,cy zza sciany smiertelnego milczenia. Bialoszewski,w~ruja,c przez gatUiIlki, dosluchuje si~ ludikiego sensu w kalekich"zlepach" mowy codiiennej, nobilituje bel!kotliwa, potocznoscoraz sfer~ prywatnej egzy;stencji, przeciwstawiaja,c je - jako auientyc:m1ei Zywe - zakrzeplym wzorom kultury wysdldej. Poczq-tkiemtych wizji bylo - jak wia-domo - poraienie ok'rucienstwemwoj:ny i wC'.zesne tprzeZycie rozpadu SiWiata poj~go jaXo SeI1SO'WIlacalosc. Poddbne doSwiadczenie rozpadu ugQdzilo C2leslawa Milosza.Stalo 'Si~ to przeciez wczeS:niej i me w z€ltkni~ciu z hwtoria" leczz natura,.Roz.siane w calej tw6rczoSci Milosza reminiscencje lat dz:i.eci:nnychi mlodzi'enczych, 7.a!Zl1aczaj


DOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZ ~ NIUW snach biegnie maly, pO cieTIlI1ym ogrodzie,Osobny zeszyt tW tym±e wieI'Szu ¢.iawia si~ dZiadek, przywodzq,cy na mysl postacsympatyczmego i dobrotliwego pana SUl'konta z Doliny Issy.Czy przez pTZY'pade!k? Z >calq pewnosciq - rue. Lal1Jwo bowiem zauwaiyc,i e tejpowiesci przypadlo miejsce szczegolne - z niej 1'Ozbiegajqsi~ promien'iscie myslowe wqtki i o'brazy, ktore trafiajqpoZniej do esej6w i wierszy. W niektorych utworach zjawiajq si~nawetpostacie i wydarzenia przedstawione w Dolinie: wstyd mysliwsk'iejporaZki (Album sn6w UP 238) oraz ocalenie dziecka przezma tk~ (Gdzie wschodzi slonce... UP 384). A ,zatem j·eszcze jednoswiadectwo autobiograficznych oOd:niesien powiesci? Wolno tak jedynieprzypuszczac, bo coi p ewnego da s i~ rzec na ten temat p ozastwiel'dzeniem , ie - wedle slow autora - swe dzieciilstwo sp~dzilan nad brzegiem Niewiazy, w domu' dziactkow, ie mies:zJkancow tegodomu cZE:sciowo sportretowal, a postaci Romualda i J 03e fa P O"; Cjdajqswe rzeczywi,ste pier w0w w ry? CO2 z tegoO, iz h'istO'ria Magodaleny- 'choc trudno w to uwterzyc - miala miejs ce naprawdE:? Tak,jeszcze n a poczqtku tego s tulecia odJwpywano na Litwie groby, byrozprawic siE: z Ulpiorami! ZnajoOmosc t ych falkt ow mewiele zalistepomaga w zrozumieniu symbolicznego sensu prezentowanych w Doliniewypadkow. Ich osadzenie w autobiogrilfii Milosza, tylei oczywistecoo trudne' do dokumentalnej egzemplifikacji - rtak dalece zamaskowane,utajone, przetopione w nierozkladamy stoOP fikcji titerackieji prawdy osO'bistej - s pelnia raczej innq ftmk.cj~: por~czazasadniczq wainosc po'fUs zanych problemow, pozwalajqc przy tymauttorowi zawrzec z 'czy,teln'i!kiem swoisty ,,!pa'k!t" zaufama. 2 A zwtem,doO ukrytych znaczen pOwiesci nie moma si~ wlamywac wprost, pTZezj.ej genetyczne oOdniesienia, lecz stopniowo i drogq nieco o'kTr~:imq.P oOmoOcne dkazujq siE: ttutaj - wSkazane wyi ej - wielorakie powiqzaniaDoliny z calq poezjq Milosza. Wydobywajq ()IIle przeciezna jaw ite aspelkty faibuly, lkt6Te '\vydajq SlE: autocowi .szczeg61niebliskie i zasadnicze, totei wymag,ajqce PoOgl~bienia i weryftkacjiw j~ku 0 odmiennym stanie &emantycmegoO skupienia. Na pa/falelizmniektorych uj~c w powiesci i w wierszach 'zwrocila juz uwag~Lillian Vallee uwydatniajqc - ja'kZe ala Milosza charakterystyczne- przyj~cie pers.pektywy "owa,dziej" WoObec oooerwowanychobie'ktow, zwiqza:ne z tyro proby przekroczenia naturalnych oOgra­I (Paryz). 1979. . fume cytaty utwor6w Czesla wa Milosza, pozbawione osobnejadno tacji, pochodz& z: Utwory poetycleie. Poems, Michigan Slavic PublicationsAnn Ar·bor 1976 - skr6t UP oraz Dolina I ssy, Londyn 1966 - D (cyfra pooajes trQni c ~).• Zob.: P. Lejeune, Palet autobiograflczny, trum. A. W. Labuda, "Teksty", t975,.nr 5.47f


ALEKSANDER FIUTniczen ludZk'iego pozna!l1ia i wdarcia si~ w llitnien:ie, przyrod~ zwlaszcza,00 niedost~pnej czIowiekowi strony. Uj~cia te wyst~uj'l zwIaszczaw Przypowiesci 0 maku, Co bylo wieLkie 'i Guciu zaczarowanym.3 Nie kwestionuj'lc trafnosci tych spostrzezen, chcialbym wskazacna zaw~zlenia :macznie sci.Slejsze, POsu!l1i~te do granie parafrazy.Narrator Doliny snuje w pewnym miejscu tak'l ref1eksj~:W pta'lmch wszystko wlasciwie sklania do niepokoju: do'hrze, oneS'l, ale czy moma ty1ko to stwiel'dzic i dalej ruc? Swiatlo mieni s i~na kh p'i6rachkiedy lec'l, od z6ltego, cieplego wn~tma dziob6w, kt6­re mlode otwieraj'l w gniezdzie utajonym w g'lS2CZU, przenika naspr'l't1 milosnej wsp6lnoty.D 138Tymczasem poeta - kt6ry, {)d .swiata poczynaj'lc, poSwi~ca ptakomtyle Zyczhwej uwagi - pisze Od~ do ptaka, gdzie rozwija i wszechstronniejmotywuje zanotowane w powiesciach spostrzeZenia:o nkzemu niepooOlbny, dboktny Na dzwi~ pta, pte'I"OIl, fvgls, brd. Poza nazw'l, bez !I1azwy, Ruch nienaganny w ogromnym bursztynie. Abym poj'll w biciu skrzydel co mnie dzieli Od rzeczy kt6rym co dzien nadaj~ imiona I od mojej postaci pionowej Choc przedIuza siebie do zenitu. Ale dzi6b tw6j p6Iotwarty zawsze ze mn'l. J ego wn~ trze tak cielesne i milosne, Ze na karku wlOlS ml jezy drzenie Pokrewienstwa i twojej ekstazy. Oda do ptaka UP 212-213Bliskosc tych wypowiedzi jest doprawdy uderzaj'lca! Operuj'l onepodobnym t.okiem rozumowania oraz identycznymi dbrazami, przyczym tekst poetycki uwyrainia i precyzuje znaczenia zawal"te implicitew tekscie prozatorskim. W uproszczeniu 'j dUZym skr6¢iemozna je sformulawac nast~puj'lco : najbardziej elementarne doswiadcZleniepoucza 0 istnieniu ostra zarysowanej granicy mi~zyswiatem ludzkim i sWlatem przyrody, szerzej rzecz ujmuj'lc - mi~dzykultur'l i Natur'l. Obaczaj'l'ca nas przyrooa rpo7J


DOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZENIUstosunek oraz skuiec:zm.ie opierajqcq si~ wszelikim prooom jej zhu­manizowania. Ale zarazem - owa granica nie jest ostateczna, gdyZ ezl()fWiek - przez SWq cielesnosc - stanm·vi cz~sc N artury i choc , goruje nad niq SWq swiadomoSciq zostaje poddany jej bezwzgl~d­nym prawom: uczestn'iczy w nieusta:rl!uymi bujnym rozwoju wszech­is tnienia, jego wiecznym rytmie unicestwien i salnoodnowy, smierci i pro~reacji.8wiadomosc jednostki podlega wszak:iie innym jeszcze OIgraniczen'iom:zniewala jq nie tylko przykucie do kITIqbrnego ciala, lecztakze - zaleznosc od lud2jkiej gromady; to ona jq przeci.ez ksZltaltuje,napelnia wartOOciami i znaaeniami. Moma stqd wYPI."O'wadzicwniosek pozytywny: wlqczerue si~ w wielowiekowy pochod ludzkichpokolen zdaje si~ ob'iecywac oparcie w konfl."Ontacji z nieuchr(JJl[J.osciqprzemijania i w obliczu smier ci. J ak powiada narratorDoLiny Issy:Nikt nie zyje sam: rozmawia z tymi. co przemin~li, ich zycie w niegosi~ wciela, wst~puje po stopniach i zwiedza idqc ich sladem zc:­kitorzyc. To mnie ponizal{).Ze got6w bylbym krzyezec: Wy, odpowiedzialni,Przez wa's nie 'ffiog~ zos-tac kim chc~, ty1k{) sobq.Nauki UP 210473


ALEKSANDER FIUTA ~tem - przechadzka !pO domu historii odkrywa tylei swiadectwwielkosci i chwaly, co bl~d6w i wyst~k6w; obdarza spokojem,ale i napawa If:ldem. To prawda, ie nie jesteSmy


DOLINA ISSY -,PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZENIUIsamym alkcie ipOznania. W tJrakcie procesu !pozna'WczegD - nawettak potocznego jak obserwacja lee,ewego ptaka - poznajqcy uswiadamiasdbie wlaSil1q niekompetencj~ i rozliczne zaleZnosci, czynnoscepi:s'temologiC!ZTla dbnaZa SWq hipotetycznosc, niekompletnooc orazwn0W!l10SC ZIIlak6w, kt6ryrni si~ posluguje, wreszcie rzeczywistoscsarna - ;pD'I"aia 'ro.8J1qcym, w miar~ wnikania w niq, stopniem zl()­zonosei i rozleglosciq obszar6w niezbadanych. Zaiste, swiadomoscwy::nOO'i czIowieka ponad Swiat zwierz~cy, "przedluza go do zenitu",by zepclmqc pMmiej w jeszcze dotkli,ws ze poniieni.e; jest ona bezcennymdarem, ale i przeklen.stwem.Czy m()'ze zatem dziwiC - stale u Milosza obeene, a w DolinieIssy wysl()wione najwym:lJniej - .pragnienie dotarda, powrotu ehO


ALEKSANDER FIUTniami narmtora, ktory ba,!Cli przyjmuje peI'spektyw~ personalnq:zJbliZaja,c si~ - ale rue u1;ozsamiaja"c - 'Ze sposobem widzenia mlO'­dO'cianyeh 'bohaterow, ba,dz - rzadziej - dysponuja,c wszeehwiedzqwyprzedZ'a TO'zgrywaja,ce si~ wydaT~enia. Ale i wOwczas zaI'tobliwie-Hrycznyton opo.wiadania pozwala mu na zaehO'wanie dystansuwO'bee swiata pr'ZedstawiO'negO'. Dolina Issy zajmuje tu jakby miejseepO'srednie: zaroWil1o wszechrwiedza jak subi€ktywi-.mn nanacjizO'staly w niej powairrie O'graniczone.NalI'ratorem pO'wiesci jest - wymieniO'ny z nazwy - Ikronikarz,,kt6ry Tela'ej.o'nuje iperypetie glow:negO' bohatera, Tomasza, kresla,cprzy oka'ZJi mala, mO'nografi~ s>polecznO'sci doliny Imy. Jego relacjaO'scyluje mi~'ZY punlktern widZienia z!bli~O'ny;m dO' O'pinii ZJbiowwosci,a mO'iliwO'sciami percepcyjnymi boha'terow: nigdy pTZeciez nie naruszaich psyehicznej auitO'nO'mii i nie przekracza bariery mowy powrniezaleinej. W t~ narra ,ej~ wla,czaja, si~ jakby inne glosy, wykraczaja.cepoza ikO'mpetencje :krO'nikarza: narratoTa auktO'rialnegO',ktory wyglasza 'budruja.ce sentencje, wybiega w pI'zy'szlO'sc poza opisanew powlesclZidaTzenia i w to'k fabularny wplarta h istO'ri~ MichalaServetusa, oraz badacza, dla MoregO' spolecznosc Imy stajes i~ przedmiO'tem socjO'-psychO'lO'gicznegO' studium. Wia,ie s i~z tymszerokie uzycie zwrotow Itypmvych dla vvywodu naukO'wegO', a wi~clijawniaja.cych da.zenie dO' precyzji wypO'wiedzi O'raz hipotetycznO'sczawartych w niej sC\!dow. Dla przykladu: "jak to si~ okresla" (25),"nalezy zrO'zumiec" (47), "nie dO' nas nalezy sa,dzic" (71) , "nie jestbynajmn'iej wykluczone" (84) , ,',powstaje podejrzenie" (91) , "chcialobys i ~ znalezc porownanie" (105) itp. Tym zwrotom towarzyszycz~te poslugiwanie si~ fO'rmami bezO'sobowymi widO'czne zwlaszczaw opisach powtalI'zaja,cych si~ zvvyczajow ludowy'ch, Swia.f religijnychi O'brz~d6w. Ta forma posiada zreszta, swe uzasadnienie wyraionewprost w powiesci: "O'pO'wiadaja.c nie wie si~ , jaki wybracCZ'as, terazniejszy czy IPTzeszly, jaklby 'to 'CO' mim.~IO' tiie bylO' calkO'wi:ciemin'ione .dO'pOki trwa w pami ~ci pO'kO'len - czy tylkO' jednegD krO'n1kar za." (D 9). Oprocz uniesmiertelniaja.cej fum.kcj i pami~ciodgry;wa tutaj rO'l~ 'ch~c przeniesienia dawnych przeiyc w bezcza'sodwiecznego rytualu, gdzie Jlas t~pstwO' por rO'ku i swia.t k0'8­cielnych, prac rO'lniczych i pO'lO'wan splataja, si~ ze sO'ba. nierO'ZJerwalnie.Temu tez sluza. pewnie rOZJS'ia;ne w powiesci sentencje, ktoreo'bok przesa,dow chara'kterystycznych dla ar,chaiczn.ej :z!biorO'wO'sci:"wa,.,z wO'dny jast swi~ty i kto gO' zabije przywola na siebie ni es zcz~scie"(D 87). - zawieraja, tr,esci 0' zasi~gu uniwersalny;m ;np.: "BO'nadmiar swiatla umniejsul istni!enie" (109), albo: "Dopoki skladamydowod, ze pamujemy nad faktem wlasnej zagla,dy mowia,c 0' lIl.im,zdaje si~ nam, ze nigdy nie nasta,pi" (188).MO'ina by rzec, i.z w powiesci Milosza zderzaja, si~ z'e sO'ba. - 'I"e- ,476


DOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZENIUalizowane w najrozmaitszy spos6b - dllzenie do maiksymalnej obi~tywizacjize sklonnoscia, do mi1ologiza , cj'i. Wystarczy pod tym ka,tempr2'ieczytac pierW,sze zdania Doliny Issy. Rozpoczyna sil;l ona slowami:"Naleiy zaoCZa,e od opisu Kraju Jezior, w kt6rym miesikal Tomasz"(D 5). Po podaniu garsci informacji ~ polozeniu geografkznym,uksztaltowan,iu terenu, opisu flory i fauny oraz poziomu cywilizacyj:negoludnosci na st~puj e akapii, gdzie 'czytamy: "Owbliwosciqdoliny Issy jest wi~za niZ gdzie indziej ilose diab16w" (D 7).Oczywiscie, narrato-ra auktorialnego za,czyna wyr~c opowiadaczprzyjmujqcy za'kras wiedzy i mentalnosc pierwotnej spolecznosci,orue kronikarz, ktory gdzie indziej stwievdzi, iZ do jego 6bowi_6w,,rue nalezy dostarczanie szczeg610w 0 wszysbkich pos·tacia.ch, jarkiepojawiaj a, sil;l w polu wtdzenia" (D 26). Ale rownoczesnie - tyrosamym zobiektywizowany:m stylem ja'klby z przewodnika tmystycznego- wprowadzony zostaje do powiesci, !l1ie bez przymruzeniaaka, 8wiait fantastyk i ludowej.Niebezpieczm.a, s'klon:nose do mitologizacyjnych przeksztaker'i. wlasnejprzeSzloSci zauwa!Zyl Milosz u siebie doSC w czes'l1.ie i od poczqtkuusilowal jq mvakzyc dystansem i autoironiq. W zapomnia'l1.ymobecnie, a kiedys nagrodzonym n a konkursie "Pionu" opowiadaniupisal m . in. :"Wielu lud:zi. za'chowuje dla swego d:zi.eciiLstwa uczucie :zJbliZoine doadora'cji, nosza,c (je) wsdbie ruby kapliC7Jk1;l POSw1l;loonq tajemnemuku1towi (...) Ale ja w imil;l tego :nieskawnego swiata ' buntowalemsil;l przeciw'ko porzq


ALEKSANDER FJUTwn~trznych. Kaidy z tych tbohater6w jest w jakiS spos6b be:lJdQmny,przynajmniej wewn~trznie. Utraciwszy Qjoca bohater Machabl/lka si~ po dbcych mieB1Jk:ania'ch i niegoscinnym mias't~u , rugdziernie znajdujqc Qparcia. Chlopcy z Dziury w niebie toczq '0 terenswych zabaw nieustannq i zaci~tq batali~. KaiJda 'z tych w izjiodslania osobhstq, a zarazem ponadjednostkowq prawd~: rozbita. przestrzen '0 ~achwianych gra,Il!i'each Ii ruestalbilnym centrum je.s:tw istocie ftmk:cjq, Ib~di symbolicznl:} reprezentacjq przestrzeni prawdziwej,tej, kt6ra Qbjawia si~ momenta1rnie w sferze mi~dzylu&'kichstosunk6w. Dla Macha podstaWQWq !spraw~ stan'Owi okreslenie stosunkuchlopca do wlasnego ojca i do kdbiety: szukanie oparcia iwylarnianie~razem wlalSllej niezaieimoSci. UtraciwfiZY duchowo Qjcajego bohater - nie tylko w tej powiesci - me potrafi zb1i:i;yc s i~do plci odmiennej; tylez go ona fa


DOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZE ~I Uinaczej" (D 146). Ten nadrz~dny porz'ldek, kt6rego geneza i skutkiwymykaj'l si~ rozumieniu, wlada Zalf(JWllO przyrod'l jak ,czlowiekiem."JeSli Natura ,jest naszym wrogiem, a my jestesmy jej cz ~ ­sci'l, to ten wrog jest w nas i ja:k'l'kolwiek wybierzemy bron b~dziemynosioielami naszej wlasnej 'zag~arly".G To z grtmltu manichejskie- ja'k slusznie dowod:zi Vallee - przekonanie prowadziMilasza do wyodT~bmenia 'brzech moiiliwych iP'OStaw wdbec rta'k 1'0­zumianej koniecZlloSci.Piervvszq jest podporzq.dikowanie si~ i uleglosc wobec nadrz~'dnegoporz'l


ALEKSANDER FIUTszej od prawdziwej, a przy tym - lbaI1dziej wozumialej, gdyz mieszcZqcejsiE; w moiliwoscia'ch u:myslowY'ch dziecka.. Ka'iJdy z mlodocianych'boha'terow m ~tologizuje, dopehlia zmysleniem - lakInqcymdobra, prawdy, jasnosd - te miejsca, ktore w otaczajqcym swieciew ydajq siE; wrogie, ciemne ,zagadkowe. Chlopcy z Dziury w niebiepoozu'kujq niezwyiklych przybyszOw, ~torzy aktem magiaznym l111ajqzmienic Zyde mieszkancow. Dolny'ch Mlynow na dostojniej


DOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZENIUgdzie chronil si~ przed nieprzytulnoScl/l Swiata. PI"Zy~pu do tegoKrolestwa Ibronily pU'S2lcze i trz~awiBlka, a 'Wst~p mieli tyl:k.o uprzywilejowani- ci, co poSwi~cili iycie bezinteresownej pasj'i. Ale dzieci~cefantazje l~cz/l sic: Z oalkiem ,powamym zaj~iem: chlopiec7Jbiera rosmy, o'bserwuje przyl"odc:, zapisuje ladiiskie iIla~ ptak6w. Ulotnq wieloksztaltIlose Natury usiluje przyszpilie nazwaniemgatunku, zamieniaj/lc jednostkowe w ogolne, niepowtarzalne ­w schema'tyc:zme, reaLne - w j~zyQtowe. Poddbnie jak sam Milo.sz,ktory wspomina po latacl1: "W tej woH klasyfikacji byl wscieklyarystotelizm, .powtarza'lem wczesne procedery porzqdkowania otaczaj/lcegonasswiata, jakby prawd/l bylo, Ze dziecm,gj;wo, chlopi~c ­two, dorjrzalosc odpowiadaj/l fazom przez jakie przechodzi ludz­[kose".8Innq drog/l w glqb ,przyrody bylo ilia Tomasza polowanie. Stanowione - ja'k kiedys zauwaiyl Jan Blol1slki - "symbol poznaniaM tury. Inaczej : me wynik po:zma!l1ia, ale sam akt 'poznawania interesuje Milosza - przecLstawia on iprzyrod~, nierozerwalnie zlqczonqz jej odkrywc/l".9 Ale i ten rodzaj !pOlZllania NatIJury, jalkze doskonaly,'bo pozwalajqcy dostrzec i nasladowae rZq(]zll'oo ruq pl'awa,takZe n a'trafia !l1a nieprzekraozalnq barier~. Ch~e posiada!l1!ia, pragniem.iezatrzymania zmiennego pi~a mogq lbye spel:ni.one ty1'ko zacen~ uI'lZeezowienia : "Miee. Gdyby w r~ku tr zymal strzelb~, strzelilby,bo nie moma t alk 1n.-wae, kiedy podziw wzywa, zeby to, eo gowywoluje za,chowae iIla ,zawsze. Ale 00 by s i~ wtedy stalo? Ani lasicy,ani podziwu, Tzeoz martwa !l1a ziemi (...)" (D 24). Czy nie polowaniemna umykaj~cy sens zjawiSk i nietrwale pi~o swia


AlEKSANDER FIUTmentem WeJSCla W spolecznoSc doroolych. Wyj1\ltkowo trafna intuicja,poparta peW!l1ie etnografkllI1.yun'i ,zaini ereoowaniami, podszepn~laMiloszowi, iz inkjacja sta'l1owi przekroczenie trzech pOOsta'Wowych kr~gow poznania: erosu, sacrum i praxis. Jak wiadomo, sferyte, wyst~pujqC w 6brz~dach ludow pIerwotnych, nakladaly &i~ nasiebie i tworzyly magiczny krqg sensow i dzialan, More adept musialsoble przyswoic. Rytual inicjacyjny Ryl pollI1.awaniem - podkierunkiem prowadzq.cego - utrwalOlIly;ch' przez tradycj~ regul post~powania, kt6re miaty za'Pewnic osobiste p0wodzernie, opie:k~ booVwi udane lowy. Slowem - uozyly jak iycie pTzedluZac, jaik je zachowaci ja'ki mu nadac sens. Bettelheim - jak ~uwaza Danuta Danek- interpretuje Oibrz~dy inicja,cyjne "jako symbolicZll1Y WYl'azd qZnoSci czlowleka do OOOibowosciowej peW. Pehri, 'M6ta dIa czlowieka pi'erwobnego ma zara:zem nieodlqcznie wymiar koomogo'l1iozny".10Wlbrew porlorom, to wcale nie jest odlegle Old Doliny Issy. Tomaszr6wniei pTZechodzi i rzy ikr~gi wtaj.emruczeni,a. W sekirety c.ielesnegopoZqdania wprowadza go Magdalena, kobieta w oozach opiniigrzeszna i upadla. Jako kochanka k5i~dza bud.Zti powszechne 2lgorszenie,ktore doprow:adza w koncu do wygnania jej ze wsi. Nie mogqCzniesc rozstarnia Magdalena popelnia rsamob6js two. Jej losy todzieje nieokielZll1anej nami~tnosci, nie liczqcej ,si~ ,z prawami ludzkimii boskimi, si ~gajqc e.i az za gr6b, bo i po smier ci duch Magdalenyodwiedza miejsca gdzie byla szrcz~s'liwa. Ale jest to rowniezwslkazan'ie na diWUZlIlaczny zw1qzeik erdtylki z roZkladem. Ten wqtelk:wystqpi w koozma;rze serunym Tomasza:• Wid:zial Magdalen~ w ziemi, w samotnoSci olbrzymiej memi 'i przebywalatam od lat i na zawsze. Jej suknia 1"oZipadla sif; i pla'tki mater ii mieszaly si~ 'z suchymi kosemi a kosmyik wlosOw, Mory wysl'izgiwalsi~ na poliozek nad lmchennq plytq, rprzylegal do WuipiejczasZJki. A r6wnoczeSn~e byla przy nian taka sama jak wtedy kiedyw cho dzila w wod~ rzeki i w tej rownooze&D.oSci zawieralo si~ po­ZIlanie innego Czasu nii ten jaki jest nam zrwyczajnie doot~pny. (...)Wlasciwie mozeto rue byl nawet sen, bo lezqc na najgl~bszym dnie,pod powierzchniq realnych zjawisk, czul cielesnego ruehie, skazanego,rozpadajqcego sif;, juz po smierci, a za:ra,zem biorCltc udzial w tymunices'Uwieniu, ~a,choWywal zdoInoSc stwierdizenia, ze on tu jest tensam 00 0lIl tam.D 53-54Fascyrnacja erotyczna, 'jes~cze niejasna, lIla poly swiadoma, kojarzys i~ z refleksjq 0 nieuchronny;m koncu i biologicznym rozkla.dzie" D. Danek, WstliP do : B , Bettelheim, Rany symboltczne. Rytualy Inlcjacjlt zazdl'osC m 'lslw (1), tlum., D. Danek, " T eksty", 1978, nr 3.482


DOLINA ISSY -PRZYPOWl cSC 0 WTAJ EMNICZENIUciala. Ruch wydbraZni pozwala przekroozyc czas filzykamy i ujrzecsiebie jednoczefulie w wymiall1Ze iycia i smierci. Czy trzeba przy­~inac, ze erotyka w rpoezji Milosza pogra.Zi ptaik6w oraz w aI"kana sztuki lowieclriejwprowad,za Tomasza pan Romuald. Ale mimo swych najlepszych


ALEKSANDER FIUTseIlS bytu, wreszcie Natura rue pozwoli mu sobq zawladnqc. Przegranarodzi - w Tomaszu, ezy samym Miloszu? - l~k przed fundamenta'lnqodr~bnoSciq, nie.cdtonczonoSciq, nieobliczamoSciq. StrachAbsolutu. Strach Natury. Stra,eh ikdbiety.o dwu ostatnich Milosz pisze wprost w Widzeniach nad zatokqSan Francisco.Ale gdyby'i to moma bylo oadac si~, powierzyc mebie, zgmqcw tym ,drugfun z dwoch. J'aJk mOOna, jezeli to jest inne i tpOclobniejalk tamto 'inne, Natury, wabi wymykajqc si~, a choc Ibudzi pragnieniepozbyda si~ swiadomoSci, me b~dzie posia,dane inaczej Inii przezgwalt ,swiadomy. Rajska dolina, zanU!I1ZyC si~ w ruej, zapomniee, nie,ona czeka na wloC?JIli~ mysliwca, na radIo ikaI'cwwniika, na groteskowyakt zdobywcy, kt6remu, kiedy dqZy w pierwotnq szaz~sliwoScpoza myslq i kontrolq, nie wolno pozbyc si~ mysli i Ikontroli. llInicjacja jest - ostateC2ID.ym - wygnaniem z raju, ujaWiIlia onabowliem podstawowe p~i~e , manichej~ie r o:z;darcie , kt6re przebiegaswiat i ludzkq istot~. J edynie powr6t do stanu ruewinnoScimoze pl'zywr6cic poczucie pehri, 'calosci, zadomowienia i toisamosci.M'ilosz nie rna 'zludzen. 00 do mozliw osci talkiego powrotu, choenie przestaje 0 nUn marzyc. Ostateczne schronienie znajdzie wi~Tomasz 'w ramionach m~tiki 00 ma wymow~ symboliC2ID.q.Wypada w ikoncu przypomniec jeszcze raz cytowane wyzej fragmentyDoliny Issy, ,gldyz formulujq one fUilldamentalne przeSwiadczeniafilowfic:z;ne Milosza. Pierwsza korustatacja brzmi. : swiadomoScmusi si~ uporac IZ problemem rueuchronnosci Smierci. Druga kOillstatacja: ,czlowiek zostal wrzuoony w istnienie bez pytania 0 zgodE:i postawiony y; miejscu, kt6rego nie wybieral. Trzecia konstatacja :is tlIli~je zasadniczy ro:z;dZwi~ mi~dzy naszyrn 0 sobie wydbrazeniem,a "nie-ja". Byt Iku Smier ci, byt i konieC2lIlosc, stosunek byttu i swiadomosci- czy triZeba dowod2Jic, ze Sq to problemy rw pisar stwieMilosza podstawowe? Pisze przeciez :Gdybym chcial 1byc ruesprzeazm.y. Ale nie.Co znaczy UP 217Gdzie indziej:Sw6j wlasny a jeden z wielaNie manl w sdbie przyjadela,Czas mnie na dwoje rozdziela.Miasto bez imienia UP 282A1bo:Pisane bylo, iajnym pismem gen6w.Albo diabel ~ad Niewiaiy, niedochmczony,11 Op. cit., s. 25--26... 484


DOLINA ISSY -PRZYPOWIESC 0 WTAJEMNICZENIUZe mTI1\ szlachcicern gral w szachy, plenipotentBlizej rueznanych tellurycmych rnocy.Gdzie wschodzi sloiice ... UP 364Takie pr:zy'ldady moZna ,by mnoZyc. Bo poeta przystaje Il1a aW1\spi'zecmoSc i rozdarcie, a w osi~~aiu, chocby zast~pczo, kosmic:unegowlSp61uczestnictwa, lub przynajrnniej w wyslowieniu jego dotkliwegobra!lru - upatruje jeden. a; ,g16wnych ce'l6w swej tw6rczosci.Sarnego zas sensu szuka w historycmosci i eschatologii. Nie rnaprzecieZ zauianlia - jak zauwaZyl Blonski - do praw rzqdz1\'cychhistori1\ ;12 one go przeraZajl\ swym bezwzgl~ym akrucienstwem:w Traktacie poetyckim Duch Ziemi i Duch Dziej6w wiOO1\ si~ zgodniepod r~ce W tancu srnierci. Natomiam "otuch~ czerpie z dorabkuhistorii, tradycji wsp6lZycia lud.zk~ego, iklt6rej szuka ch~tniej w codziennooci,niZ w wrielkicl1 wydarzenia'ch".13Oparcia poszukuje takze w wymiarze eschatologicznym: w nieustannie- mimo tylu zaprzeczen - ponawianej nadziei w ostatecznewypelnienieczasow, w zwyai~kie apokatastaSis.Lartwiej teraz zrozumiec, dlaczego uniwersum poezji Milosza takdalece romi si~ od poetyckiego Swiata Rozewioza, kt6ry jest pl"zeoiezjego uc2ll'liem. Ot6z dla R6rewicza wymiar eschatologicznyw og61e nie istnieje, poeta odrzuca go jaJko 'ldamliw1\ ulu d~ swiadornoSci,nie mog~cej ,si~ uporac z !k:oni,eC2lIlooci1\ umierania. Zqdazas by 'czlowie'k !lffiztaltowal sw6j system wartosci 'bez gwar ancjiw ponadczasowq sankcj~ i w s.przeciwie wobec historii, kt6ra przyni


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIM W dniu 29 lutego 1980 0 godz. 18 w sali warszawskiego Klubu InteligencjiKatolickiej przy ul. Kopernika odbylo s~ spotkanie poswi~conepami~ci zmarlego przed 42 laty Mariana Zdziechowskiego- mysliciela i pisarza, profesora Wszechnicy Jagielloiiskiej i rektoraUniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie; autora pracz dziedziny historii literatury, jilozojii, mysLi religijnej i polityki.Skladalo s~ ono z dwu cz~§ci: w pierwszej, cztery kr6tkie referatywyglosili w kolejnosci - prof. Stanislaw Stomma, Jan Skoczynski,Zofia Tyc-Mocarska oraz Marcin Kr6l. W cz~sci d1'Ugiej wywiqzalasi~ ozywiona dyskusja, w kt6re{ wzi~li udzial: prof. Andrzej Walicki,PTO.f. Andrzej Grzegorczyk, K'fZysztof Dybciak, prof. Irena Slawinskai Irena Burzacka. .Poniiej publikujemy wypowi.edzi rejerent6w, a takie glosy niekt6­rych dyskutant6w. DolqczyliSmy do nich napisany w latach wojnyi wydrukowany w tomie Brywatne ooowiqzki esej Czeslawa Miloszaomz dwa teksty samego Zdziechowskieg~. Mamy nadziej~, ze publikacjanasza p.rzyczyni si~ do wzrostu zainteresowania osobowosciqi duchowq spusciznq przedwczemie zapomnianego humanisty i wielkiegoczlowieka, kt6rego dorobek powinien znaleic wlasciwe miejscew kulturze polskiej.(Tytuly referat6w pochodzq od red~kcji).STANISLAW STOMMAMARIAN ZDZIECHOWSKI - POSTAC I DZIElO Postawilem sobie zadanie przYlpomnlienia oooby Mariana Zdzie­ChowiSkiego. W miar~ moZnosci b¢~ \Si~ starnl zarrysowac jego portretduchowy, trze'ba b~ie w t)'lffi ~lu si~gnqc takze do, jegQ tw6rczosci.Zdziechowski zmarl W, roku 1938. Od jego Smierci uplyn~y 42lata. Niedlugi to ok-res, wystar·czyl jedJnak, by jego 'osoba i tw6rczosculegly zapomnieniu. Dlatego za'C2l11~ od kr6ciutlci!ch danychbiograficzmych.Marian Zdziechowski urodzil: si~ w ,roku 1861 w Nowosi6lkachw Ziemi Mi.D.skiej. ~marl 5 paidziernika 1938 w Wilnie. StudiQwalw PeterSburgu Ii. Dorpacte. W latach 1899-1914


STANISlAW STOMMA : MARIAN ZDZIECHOWSKI -POSTAC I DZIElOwer,sytetu JagielloJlslkiego ·w ~rakowie, w latach 1919-1938 profe­SOTem, a w Toku 'aJkademickim 1925/26 Tektorem Uniwel'sytetu St e­fana Batorego w Wilnie. Wykladal li:teratU!r~ powszechnq - francuskq,angie1s'kq, rosyjs.'kq. Wyklady jego uj~te byly zawsze monograilicznie.DoTzuemy do tego prOb~ naszkicowaatia zewn~trmego 'WizerunkuZdziechowskiego. Poznalern go jako czlowie'ka w starszym juz wieku.Sylwetka jego dobrze mana byla Wilnu, 'WileIlsikiej ulky. Siwy,sz'czuply, niewysoki pan, ° charruotery,stycmej nerwowosci Tuch6w.W istodie byl czlowiekiem 0 wielkim spokoju wewn~trznym i szczeg6Jnymdarze skupienia. Rrof. Stanislaw-Swianiewicz - przed wojnqdocent ekonomii na USB - tak charakteryzowal sylwetkt=; Zdziechowskiego,piszqc ° nim Z okazji jubileuszu 50-1ecia tw6rczosci literackiej:"Zdziechowski jest ,czlawie'kiem ° sercu rycerskim. Ten szczuply,wyprostowany starzec, codzier1!Ilie zwawo wspinajqcy si~ w mrokuzimowych popoludni na strome zbocza lesistych wzg6rz Antokola,m a w sobie


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIMi oderwaniu Sudet6w. PrzeZywal to ruemliernle moano, ikierujllcsWllgorqcq sympati~ do Czech6w - poleeil slac depesze PJ~bne wsp6lczuciai lsolidarnosci do zaprzyjamionych profesorow cmskkh.Gdy w TOku akademidkim 1930/31 wylbuchly w Wilnie ootre rozruchyanty:i:ydowskie i rnlodziez studencka wzi~a w nieh czynnyudzial, Zdziecho~ski zareagowal gorqeym protestem. Wracal i poimejdo tej sprawy. Swemu dburzeniu dal wyraz przemawiaj!\cw auli USB,z okazji uroczystOOci ju'bileuszowej, urzq.dzonej na jegoczesc przez Uniwersytet i polqcwnej IZ ll1adaniem doktroratu honoriscausa. Obeany na sali rabin senator Izaak. Rubinsitejn dzi.~kowal muza to w slowach czulych i uroczystych.Talkie jego niezwykle ostry i negatyWlny stosune!k do komunizrnu,ktory z uplywem lat 'coraz bardziej si~ pogl~bial i coraz mocn.iejabsorOOwal jego mysl, 'byl nast~pstwem reaikcji mora1nej. W komurrizmiewidztal Zdziechowski groZine nie'belZpieczenstwo dehumaruzacjlikrultury, rriezaleZm.ie od niego zas przeslado~ala go wizja terraru,rozp~tanego w na.st~stwie Tewolueji. Z patosem i uporemKassandry przepowiadal zwyciE?Stwo ikomwnizmu rw Europie.Niezwykle silne wy'CZUlenie ITa zlo mora1ne i Ibragtozne jego prze­Zywanie stalo si~ u Zdtziechows'k!iego rgloWlll.q iIl1spiraejq myslow!\i motorycznym irupulsem, ikierujltcym reakcjami. To ta'k-ie stanowipunkt wyjscia jego mysli filozoficmej ri., jak twierdz~, genez~ filozofkznegopesyrnizmu, kt6try glooil. Nie byla to umyslowo \vypraoowanaani teoretycz:nie tylko przyj~ta teoria, ale re7JUltat wlas.nych,dramatycznyeh prze:i:yc uj~'tych w ogolne wnioski. Ten ogromnypesymirzan b ral s i~ z poczucia ogrom u zla, zla bezmiel'Ulego, przed!lctorym nie rna uciecziki, '00 czlowiek po ludiku ,czujqcy nie moZesi~ z iydia wylqczyc i odi2lOlowac. Zdziechowski rczul lS i~ sam przytloczony stra,szliwym br:zJemieniem zla, panujetoego w Swtecie.Jecl!I1q z pierwszych pY:zJeczytanych przeze mni.e jego pme bylaprzytlaczajltca ISWq tresciq broozuI1ka 0 okrucienstw ie. Liczy QiIlatylko 60 strOll1 i IZawiera opisy illajWi.~ch w hi,s torti, masowostosowanyrch okruci.erustw. Inkwi'Zy.cja, procesy czarownic, okrucienstwaTewolueji - to jej ternaty. Konczy jq rO:zJdzial, zatytulowaillYCzlowiek a zwierz ~ . Chc~ na ten ,To2ldzial zwrocic s:zJc2legoJmq uwag~,00 wiem, jalk moano odczuwal ZdztechoWiski poruszony w nim problem,jak bolal go on i pnzerazal. Okrucienstwo wo'bec ludzi mozebye czyms t!uma,cwne. Wiqzae si~ moie z w alko. przeciw przemocy,mo'ie !bye odruchem zemsty za dOZll1a!lle krzywdy. Okrucienstwowdbec zwierzqt jest ruewytluma'cza1ne - to J.Ulksus dkrucienstwa,okrucienstwo dla przyjemnosci.K 1;o ta:k szeroko wtdzi zlo i :tak gl~boko je prze:i:ywa, dla tegoobmz 8wia,ta musi byc przeraiajetcy. Talk nieprzebrane zlo moraIne488


STANISLAW STOMMA: MARIAN ZDZIECHOWSKI -POSTAC I DZIElOsuponowae musi istnierue zla metafi:zycznego. Wrriosek taki narzucarez obraz przyrody - bruta1lIla walka 0 byt, 2ll1is21cza1nose istnien.Totez mysl ZdziechowSkllego pochlania problem IZla mebafizy,cznego ,ir6del zla. Zdziechowski wci~z szuka jego wytlumaczenia - problemten przewija s i~ przez l'iczne pisma - ale szuka. nadar errmie! Wytlumaczenianie zna:jduje - pot~ga zla jest niewytlumaczalna. Od­Tzuca tome filozoficzne proby wyjaSnienia rtego problemu, tlumaozeniechrzescijanskie, II1p. w wersji sw. Tomasza, uwaza za naiWll1e,nieporadn e i lI1ieprzekonywujq,ce.Pesymizro p rowad~i go do Schopenhauera, poprzez tego filozofam s do mysIi buddyjskiej i morofii lndii. W filorom Wschodu podkreslaZdziechowslki twier:dzenie, Ze Swia,t z natwry Iswojej jest zly,i ze nak azem mq,drosci wiI!1no bye tego zla przezwyci~zanie, uwalnianiesi~ od pozq,ctl!i.w(}sci dOO2leSll1Y'ch .1 zd~ia!nie do nirwany, doprzezwyci~zenia bytu.Ale bieg jego mysli i tu si~ rue zatrzymuje, prowatdzi dalej, doostatecznego kresu. Jawi mu ,si~ wizja 'straszliwej otchlani, przedkt6r~ staje Komad w Improwizacji z Dziad6w Cz~§ci III. Protestuj~c przeciw mocy zla, Konrad w ll!Il:iesieniu wy;powiadae zaczYnamysl n ajokropniejsz~ . Wola do Boga : "powiem , zeS ty rue Olcemlud6w ale... " Konrad nie ikonezy. Dopowliada za mego smtan. KOII1radpada zemdlany, ratuje go X. Piotr.Scenie t ej nadaje Zdziechowski sens filoroficzny, widz~c w niejostateczny kres prometejskiegobuntu przeciw mocy zla. Konradomal nie powied2lial, Ze praprzyczyn~ swiata jest zlo, Ze ~d:zi nimabsolut IZla. Zatrzymal ,si~ jednalk nad brzegiem przepa§CL Zdziechowsk!i.wie, ze prometejSki bUll1t ku ruej prowa,dzi, 5. dlatego niedaje si~ uwieSe siiraszliwej logke tej mysli. Filozo fi~ SchopenhaueraU2lIlaje za ostatnie ogni'Wo wnioskowania, ale jej nie przyjmuje.Znajduje ocalenie - ale rue w porzq,dlm rorumowania 'i nie w po-I rz~dku ontologicznym. Znajduje je we wlasnym przeswiadczeniuwewn~trznym , ratuje go swiat wewn~ego 'PTzeZyocia, wewn~trzna. duchowa pewnosc. Gloo wewn~t1'"Zlny m 6wi mu, ze iStIIlieje tratnScerldeMII1YSwiat ducha. Na rtej subiek!tywnej peW!l1osci opiera si~dIan afirmacja Istoty Najwyilszej, kt6ra jest Absolutem i Milo sci~.W cytowanej juz rozprawce 0 okrucienstwie Zdziechowski streszczazwi~zle swoje filoroficzne stanoWlisko wobec religi'i. Czyni to,odpowiadaj ~ c na broszurik~ prof. Baudouin de Courtenay, w kt6rejuczony ten gj;wieroza, Ze poczucie mOTalnosci k aie mu odrzuciewszelk~ reHgi~ i przejsc na staI!1owiBko 2ldecydowanego ateizmu.Zdziechows'ki pisze:"Ro2lpraw~ swoj~ prof. Baudouin de Courtenay byl las!kaw mnieprzyslac. Dzi~kuj~


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIMrzeczy, ktore tam se"Gali~euszowSk:immuove ma podstaw~tylko inny wydqgam WIlliosek, podyktowanye pur si muove. Wprawd2Jie moje e pur siSW()Ijq nie w nauce, lecz W potrzebie serea,!!liemniej jednak jest moooe. Rozmyslania !!lad mgadlIlieniem religiidoprowa,c1zaly mn'ie zawsze i taik sa'mo utwiel'rlzajq d.7Jis we wn'iosku,ze w'iara jest gwaltem zardanym rozwnowi; :zJbyt gloSno to, ill sil;na swiecie dzieje, s-wiadczy, krzyczy przeciw Bogu. Silniejsza. jednaknad ,to wszytJko jest t~ota za Pi~ern przed.wiec2JIlym, 'aboolut­!!lym, ik!t6n!'go blaSki pooieche, sa. nam i otuche, w zyciu: gl6d ll'Zeczywiec2JIlych, gl6d Boga, w kt6rym t~ota nasza rna ujscie, stajesil; fundamentem wiar y. ReHgia rzas !!lie ,daje ,si~ pomyslec bez spolecwoodreligij!!lej, bez Kosciola, Kosci61 bez w.sp6lnej modlibwyi kultu."Przeb'ija w tym kantyZIDl. OczywiScie, ZdziechowSki przejmujemetod~ Ka!!lta; twieI'dz~ jedma'k, ze je8't.to ,kantyzm "ex post". Trzebaw :awiq:ziku z tym podikresl'ic szc2iegolne znami{)il1a postawy rrelig>ijnejZd:ziechowskiego.W kr6tkim ust~pie , przed chwila. tu cytowcmym, mowi Zdziechowski,ze t~sknO'ta rzeczy wieC'llIlych i glOd Boga s e, fUJIldamentemwiCilry. I zaraz dodaje: "Religia nie rdaje sil; pomyslec bez spoleC2JIloScireli


STANISlAW STOMMA: MARIAN ZDZIECHOWSKI -POSTAC I DZIElOsli, skierowanq w r02mych kierunk:ach. Nie1cl6re z tych mysli potwierdzajqsi~, TySUjqC posta'W~ autora, ale Il'lie ma proby zamkni~ciaich syrrtezq. "Nie byl filozofem sikolnym" - mowi 0 Zdziechowskimprof. Tatal'kiewicz. Sedno rzeczyj g.dy chodzi 0 jego filQzofi~religii, streszcza ()[1 sam, przyta'czajq'c powiedzenie szwajocarskiegofilozofa ChaTIes Secretana: "Le monde 'est 'iITa:1Jionel - Dieu estun mirac1e". Jest OlIlO mdtt~ gloWlIlej kBiqiJki Zdziechow.sikie.g() -Pesymizm, romantyzm a podstawy chrzescijanstwa. Bog jest cudem;ThuOno orzec,czy po8tawa jego 'byla rprzejawem roekonsekwencji,aleznalifuny go ja!ko gorliweg() · ikatolika, Iktory sw6j Kosciolgl~bdk() kochal. We wspomnianej pawyZej ksiq.:ZJoe wyznaje Zdziech()ws'ki,:he najpi~kn.iejsze ,chwile' swojegozyda .sp~dzil: na na00­zenstwach nieszpornych. DQbrze go pami~tam w tailGm wlasnle otoczerriu- mam go nieomal rprzed oczami, jaik w Kalj;edrze wi'lenSkiej,z grubym mszalem w r~ku, zimq ubrany w grube futro, 00 I]wsciolywilenskie nie byly ogrzewane i 'bywaly lodowato zim:ne, nerwowokrqZy wokol SJtall, w kt6rych kanonicy Spiewajq psal:my nieszporne,jakby s:zlUkal wciqz lepszego miej.sca dla pelniejszego wlqczenia si~w naoozeilstw(). Jak sam wy:z<strong>maj</strong>e, wtopienie si~ w psalmy i uniesienieduchowe, ikt6re wtedy przezywal, wiodly go do Kosciola i kazalypodpoTZqodk:owac si~ Jego autorytetowi. .Dla uzupelnienia tego portretu dodam jeszcze par~ uwag 0 Zdziechowskimjako p


o MARIAN IE ZOZIECHOWSKIMz postaWa, Zygmunta Krasinskiego. Ltberalny konserwatyzm Zdziechowskiegowi~l si~ z wiMa, w :sil~ tradycji i jej Iagodzq{:e dzia­Ianie przy przechod:zeniu od foI'!ffi starych do nowy;ch. Moma 'by tuml.OW widziec mekO'!lSekwencj~ - u ,czfowieka, ktory ta.k pesymistyczniew idzial Swiat. Jednaik pod wpIywem mysli, wywolanyffip rzebiegiem rewolucji rosyjskIiej, pesymizm Zdziechowskiego pogl~bial1Si~ i dominowac za~lo w n1m widzenie ikatasUro:ficzne.W jednej z ostatnich swoich ksia,zek ,p ilsal Zdziechowski ,,(...) przezylemrw moim iyciu jeden (dzien zgola ni'espodziewany, w ktorymimip, moje zootalo wymienione Jako ka!ll'dydata na najwyilsze w panstw:ies,tan owis'ko (oo.)". Bylo to w <strong>maj</strong>u 1926, po zama:chu staJI1UPdlsudskiego. Prezydenrt Wojciechowski musial ustqpic i na jegoUTzq.d Zgromadzenie Narodowe wyhralo Jozefa Pilsuds kiego. Pitsudski zgodzil si~ na postawienie swojej k andydatury, Ibo chodzilomu 0 legalizacjp' przewrotu. Po wyborze j~dnalk zrezyg1l1owal, tlumaczq.c, ze Konst ytucj azana,dto og.ra,ci~ wIadz~ Prezydenta i zedo tak biemej roli O!l'l si~ nie nadaje. PrzedstawLcie1e ZgromadzeniaNarodm vego pytali IgO, czy moZe zaproponowac nowego ka:ndydata.Pilsudski odpowiedzial wtedy: Albo prof. Igna{;y Mosckki z Krakowa,alOO prof. Marian Zdzli.echowski z Wilna. Jak wiadomo, Zgroma,dzenie wybralo Mosciclciego. Wysuni~ cie kandydaltury Zdziechowskiegobylo za:Skoczeniem dla opin.ii. Mialo wszelako swoje uzasadnieniew stosunkach, 1Jcl6re lqczyly te dwie mezwyJd e postacie : MarszalkaJozefa Pilsudskiego i Rek:tora Mariana Zdziechows>kiego.Wybu{;h I wojny swiatow ej zastat Zdziechowskiego na ter€1lieza'boru rosyjskiego . Jako poddan y rosyj.ski me m6gI wr6aic w czasiewojny do K rakowa , ina UJ. Wiadomooc 0 utworzeniu LegiO!11ow i ichwkroczemu -do Kr6lestwa przyjql rrie ·tylko z uznarriem, ale wr~czz entuzjazmem. Rzecz znamienna - w lutym 1915 wy;glosil Zdziechowski w Moskwie konferencj~, w 1kt6rej slaW'il Legiony i czynzbrojny P Hsudskie go, tlumaczqc go jako odruch wolnosci uoiSnionego n arodu. Mowil Rosjanom otwarcie, ze przyczynq 1ego odruchubyla i ch ciem'i~ska, rusyfikacyjna polity'ka i ze nie <strong>maj</strong>q illlO'ra1negopr arwa, by pot~pia c walk~ Legion6w pr:zeciw Rosji.Prosz~ zwr6cic uwag~: kDn serwartysta z Ikrwi i kooci wielbi BrygadieraPilisu cWkiego, !kt6ry do rolru 1914 Ibyt czlonkJiem PPS, w lata'ch1905-1907 byt rewolu.cjOlltistq, a i stajq.c na czele Legionowzachowal m ocne zwiqzki z lewic q. Zwalczano go. wszak jako "socjala".Zd..zli.echowSki w2lIlosil si~ ponad uprzedzenia partyjne, '00 czuli r ozumial, kim w r:zeczywistosci byt J6zef P ilsudski. Legiony bytydla mego symOOlem wolnoSci d ucha, wyzwaniem rzuconym zaborcomi zahorom. P ilsudski stawal si~ przeto uOSdbieniem hO!11or u Polskii polskich i'ropondera'bUi6w.492


STA NISlAW STOMMA: MARIAN Z DZIE CHOWSK I -POSTAC I DZIElOTen sam stoounek, pelen czoi i umania, zachowal Wl:)bec pOZniejszegoNaczelniika Panstwa, !pOmimo Ze uwaZano go za IewicowlCai z tego rtytulu zwalczala· go prawica (endecja) 'a popierala Iewica,do elementow moClIlO radykalnych wlq'CZIlie. Gdy Marszalek mies2Jkalw Sulejowku i {!Z~to odwied:zal Wilno, Zdziechowski zarwsze odprowardzalgo na dworzec - a trzeba dodac, ze Ii


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIMJAN SKOCZY!ilSKIPESYMIZM ZDZIECHOWSKIEGOKiedy Si~ Z81Stanawiam nad "zwornikiem" catej, tak romoroclnejtrworazx>Sci Mariana Zdziechowskiego, doch~ do wni~u, ze je.st·nim pesyrni7Jm; me jako nastr6j, stan psychiki, choc moie i to dawalosi~ ooczuc W oboowaruu Z lIlim na 00 dzien, ale jako wew.n~eprze'kona!O'ie, sposob widzeniaswiata. Ten pesymizm, 1ctorego natur~pootarann si~ bliZej okreSlic, pozornie jest w spmeczIl'osci z gl~bokq Il'eligijnoocil\ Zdziechowslciego, z chrzeScijatlskl\ wi:zje, Swiata,optymistyCZiIlI\ przez 'SWI\ lIladziej~. Jaik pogodzic te przooiwienstwa,wszak pesymi7Jm ikojarzy si~ z bra'kiem wyjscia , zbeznadziejnoSc~?Twol'CzoSC Zelziechowskiego zamyka wielka pesymisty,cma klarnxa.UPOCZl\tkow jego ikariery pisalIlskiej klamr~ t~ otwieraje, wielokrotmepowtarzane slowa z listu Sw. Jatna: "Swiat w zlem leZy:'. U schylku'iycia zamyka. j8, nast~puje,ca wypowiedi na uroczy;s'toSci 50-le


JAN SKOCZYt\lSKI: PESYMIZM ZDZIECHOWSKIEGOale powodowany wyZszq ikoniecznoSci&. Zajmowaly Zdziechowskiegota'kZe inlne propozycje Schell:inga, kt6re szly w lkierunku wyodr~bnieniaw Bogu dwu sit: negartyw:nej i rpozytywtnej, duszy SwiataIi. boskiej SofH, wiecznie si~ ·scierajqcych. W tej wake pokladyzla obecnego w naiurze byly n:iszczone przez to, '00 w ruej najwyisze,zapatrzone w hookq Mq:droSc.Inmq, mteresujqcq Zdziechowskiego 'Prbb~ rozwtldania 'zagad'ki zJ:apodjql szwaj'carski mysliciel religijny, przyjaciel Mic:kiewicza z czasujego pobY'tu w Lozannie - Karol Secretan. Zlo wy;wodzil: onz pierwotnego fakrtu metafiZYC7l11.ego, jak!i.m byl bunlt stworzenia,poprzedzajqcy pojawienie si~ Swiata i czlowieka. Stwor'Zenie (creature)pojmowal QIll jako iJd~, zar6d wszystkiego, 00 19·tnieje, tworwolnej wali Bog a , kt6ra wylania z siebie ,cal& rzeczywistooc. Nie Ibyla .to 'Schellingiaooka "natura w Bogu " , lecz pier-wotna sila, porosbajqcapoza Bogtiem.Rozwiqzan nurtujqcegO go problemu szukal Zdziechowski rue'tylko u myslicieli z3:chodnkh. Jego bliskie zwiqzki z wybitnymiprzedstawid~latm'i 'rosyj.skiego odrodzenia religijnego oraz wyjqtkowerozeznanie w mysLi rosyjskiej przelomu XIX i XX w. sklonilygo do zaj~ia si~ rpropozycjq Sotowjowa. I choc Solowjow, podobniejak wymienieni tu jego ipoprzednicy, m-6dlo zla dostrzegal w sprzeciwietmqodrosci stworzonej (zawartej w 'Swiecie) wobec M~drosc:i Bozelj(stworczej), to jednak wy!k!I'a


o MARI A NIE ZDZIECHOWSKIMz dwu powod6w: po pierwsze d1attego, ze przeni6s1 zagadniemie zlan a grunt "rozumu praktycznego" Ol'llZ po wtor e, ze ~ od el p esymizmudopatrywal sip, w uczuciu sprzecZll1osoi mip,dzy marze:nnem 0 Bogua bolesnie odczuwanq rzeczywhstosciq. Podobnie Tyvrell; wypr01\vadzalz10 z lud~iego rozumu, lct6ry nie jest zdolmy 'pojqC prawd serca,a nie rozumiejqc ich - neguje i odrzu ca. Obaj ci mysliaiele pytaniom0 poczqlki zla przeciwstaWiajq plynq:ce z wiary przeswiad­C7.enie 0 koniecznosci sprzeciwu wobec zla.Zauwazmy, ze wraz z wymie:niony;rni amorami takre Zdziechowskisklaillia s i~ ku stanowiSku ~tywnego oporu wobee zla igbniejqeegotu i teraz. Potwierdzenie talkiej postawy znalazl w Blondelowskiejiilozofii ezynu, podejmowanego z pobudek r eli.gijll1o-moralnych.Blondelowi wlasnie przypisal autor zaslug~ przeformulowania pesymizrnu - z bezwzgl~dnego, buc1dyjskiego, t~skin:iqcego doNirwany - na wzgl~y, ehrzeseijallski , poszukujqcy Boga. Tend rugi jest trudniejszy, ale wartoociowszy ze wzgl~du n a imm anerutnemu a~lwizm . i heroizm.Rozwazania Zdziechowskiego nad tradyejq ehr2lesoijanskq, 'ktor


J AN SKOCZYNSKI : PESYMIZM ZDZIECHOWSKI EGOtycy polscy, SitajqC n iejednokrotnie !l1a gruncie here2lji, nie ~my'kalijedn.alk oczu n a zlo ,codziennooci. Nie uzyskali wprawdzie odpowiedzin a pyta'nie 0 prap rzyczyn.~ zla, lecz 'Za to pel!l1iej p02lllali jegoprzejawy.Jak z rtego widac, Zdziechowski by! wrogiem wszelkich "mesjanizmow",ktore szerzyly utop'ijl!le nadzieje i rodzily I!liebezp'ieczens1Jwo~s tqpienia w iarry w Boga - wiarq w czlow ieka, religiq naroduczy pailstwa. Szczegolnie !krytycmie odnios! si~ w dojr zalymwieku do slowianofilitwa, k toremu w swych m!odzienczych pracachprzypisywa! wzni{)sle iIlltencje i motywy.Ze studiow Zdziechowskiego nad roma.nt yzmem w ynika, ze epokata wyksztalcila 'model w ramwoSc1 na z!o obecne w swiecie orazsposoby rwalki ze zlem. Nie 'byla to jeclna!k Wlrazliwosc czysto rea!kitywna;u jej podloZa 'legla sWiwdomosc r021darcia istoty lu dzkiej mic;dzydOCZeSIl


o MARIAN IE ZDZIECHOWSKIMZdziechowSlciego na na'SZq wqtpliwoSC jest naS't~pujq


ZOFIA MOCARSKA: MY~L RELlGIJNO-ETYCZNA M. ZOZIECHOWSKIEGOta - stosUlIlku uc:ronego i ,czlowieka - domilnowalapstawa ety'eznai jej tei: byla podprzqd:lmwana postawa poznaweza. Uj~e IX>znawezesluzylo Zdziechowskiemu zawsze do UlSY'tuowarnila po~awanegozjawiska wobec biegunow dynamilki ,swiata - dobra i zlaiootateCZlIlie do ooczytarua wyn.ik'll'jqoogo stqd dla Iczlowieka zadanramoramego. Czlowiek w refleksji Zdziechowsk'ieg jest i.s1;Q:tqetyCZlllq, jego reakeje na swiat Sq realkcjami etyc:zm.ymi, doSwiarlczaon swiata w kat€Ig'Tiach etyCZlIlych. Stqd - czlowieczeilstwo ptwierdzasi~ w etyc:zm.ych za·chowaniach czlowi~a, w etycznym jegodzialaniu.Refleksja p


o MARIANIE Z DZIECHOWSKIMWszystkie najwazmeJsze studia pisane przed I wojUq swiatowq,n iezalemie od ich tematY'cznej romorodnosci, ogtn.iSkujq si~ wokolwsp6mej problematyki, wyrastajq 'bowiem z r ozpoznania gl~bokiegororoarcia w kulturze europejskiej, wynikajqcego z konfliktll m'i~dzy - jak si~ sam Zdziechowski wyraZaI - "zmyslern n ieskonczonoscia Zllllyslem miary !i. d YiscYIPliny", mi~y romantyzmem a klasycY'zmem,mi~ relig'iq i filozofiq a naukq, mi~ przeZywa:niema 'l.'acjonalizowaniem, wolicjonaliZllllem a auiorytaryzmem; ostatecznie- mi~d.zy "gl~binowym" a "naskoI'lkowym" w iJdzeniem rzeczywistosci,czyli mi~dzy p esymizmem filozoficzno-religijnym a optymizmemscjentY'styczno-pragmat Y'cznym.ALnalizujqc stan oWCzesnej kultury europejskiej Istwierdzil: Zdziechowski,:i.Z rczyrn.nikiem sprawujqcym w niej deaporycznq w1adz~stala siC;] n~uka . Scjentysty'czny obiektywi:zm poz!bawil !kulturC;] wymiar,upersonamego, warunkujqcego przeciez jej rozwoj, degradowalbowiern walor przeZycia i su'hielctywnego doswiadrczenia waw;rH~ ­trznego, ina kt6rych opier ajq si~ wszelkie 'akty pe1'cepcyjne 'i. rtworczeczlowieka . Zdziechow6rki uwaZal, Ii 6w wymiar personalny najpelniej uzewnC;1trznia si~ w religii. PrzeZycie rel~gijn e okreSlal onjako osooowe milosne ,spotkanie Boga z 'czlowiekiem - stqd wyjq1Jkowardla religii w kulturze. Wsp6lczes:ny !krryzys chrzeScijans twabyl dla Zdz:iechowskiego ~utkiem zracjonalizowania rreligii i prob"naukowego" jej dowanosciowania. Broruqc religii przedscjentystycznymoskarieniem 0 irraocjonaliZllll dokonano pomieszania ikompetencji i degradacji religi'i., poniewai jej prawdom, ,z oczywistqszkodq, usilowano prZY'dawac naukowe uzasardinienia, a podstawywiary budowano na ra,cjona1I),.ych dowodach na istnienie Boga i autoryrtaiywny,ch orzeczeniach Kosciola - rpomijajqc przeZycie wak ciewiary, jako rczynniJk niegodny uwagi, bo amtelakbua1ny. Broces owuwazal Zelziechowslki w rownej mierze 2)a 'rezulbart poZY'tywistycznego"ducha czasu", 00 i za wynik ciqzqcej nad myslq drrzescijan­Skq tradycji. grecko-rzymSk'iej,bud.zqcej w niej zawsze s1cl:ol1it1oscido rintelektualizacji i racjonalizowania. Tymczasern prze:iywanie i poznawanieswiata, jakie iprzYlllosi ludzkie Zycie, k16ci rSi~ z logicznieula,dzonym obra'zem ;,dobrego tworu" potwierdzaj qcego istnienieDobrego Stworzyciela. Swiat !bowiem, wbrew Itemu, co gloSi optymristyczna,zrarci-onalizowana, tradycyjna teologia, :nie potwierdzar zeczywistosCi. Boga. 1m fbardziej 1 dojrzalej po<strong>maj</strong>emy swtat, tymostrzej ujawniajq si~ jego dyoonanse, przeI'la'iajq'Ce mroki, sprzeczne'Oblicza, ,co w ikonsekwencji prowadzi. do stwierdzenia toialnegoabsurdu, a ostatecznie - do zaprzeczenia i.stnienia Boga."...sw'iat ten, gdy 'go mY'slq, ja!k.o calo§c, objqc, ibezladem jest i bezrozumem,nie mS, jalk nas UCZq, dzielem rozumu; nie z rC;]ki Bogaon wyszedl. Nie ma Boga - Iglosem wie1kim wolajq i natura i hi­500


ZOFIA M OCARSKA: MVSL RELlGIJNO-ETYCZNA M. ZDZIECHOWSKIEGOstoria..." 1 Przeciwko rOZUJInOWej ·akceptacji Boga swiadczy wi~ cprzeraza'iqcy Ogrom zla w swieai.e Illiezgodny Z lud2Jkim poczuciemsprawiedliwosci i logikq. Ostatecznie proba ZTozumien:ia dysonans6wswiata, b6lu istnie!llia i cier pien zamyka si.~ a!l1.tychrzescijalWk qalternatYWq: - albo Boga rue ma,albo jest On zlem; a wi~ c - takczy dnaczej - konkluzjq nihilistycZlIlq: ontologicznq aLbo etycZlIlq.Sladem jednaik. polskiej mygli romantycznej, a W opozycji do Schopenhauera,Zdziechowski odTzuca owo s1Jm'ajne wnioSkowa!l1.ie. Nihilizmibowiem, jego zdarniem, wyplywa os1Ja.tecznie z ruem


o MAR1AN1E ZDZ1ECHOWSK1Mdanie dobra wtbrew zIu Sw"iata uwaZa Zdziechow


-ZOFIA MOCARSKA: MYSL RELlGIJNO-ETYCZNA M. ZDZIECHOWSKIEGOmizmu zySkiwalopod pi6re:m Zd:ziechowskiego ISwoj gl~boki, dynamiczny,hero1czny wymiar, swoj ZaI11iwie uezudowy, etyC2llly, per.SOnalisty


o MARIAN IE ZDZIECHOWSKIM" Nie przenvarZq ziemi wszystikie usilowania nasze - i w przededntiujej konca nie b~dq ludzie tonqc w dobrO'bycie cywiliza'cji, jakglupio sqcizi socjaIizrn, lecz schnqc 'b~dq , jak. PO'wiedziano, z u ciskui strachu. Nie ujrzymy r aju ani my, ani potomkowie nasi ; nie mniejjednalk wsr6d t rageci'ii, jalkq jest byt dO'czesny, podnosi si~ prO'testnasz przeoiw bezrO'zumowi sW±atta - i walczyrny ze zlymi jegO' mocami,nie -pytajqC jaki t ej wa'l.ki b~dzie wynik, wierzltc natomiast,2Je tak czyniqc, jestesmy w zgod:me z Tym, lct6ry wszystkO' w iJdzi." 4Walka ze zlem jest wi~ c powolam.iem czlO'wieka i w iernO'sciq swemu czlowieczerustwu, jest ,czynem z plaszczy>my maralnej i nie moZebyc fspl'OwaJdzam.a na plaszczyZll1~ czysto pragmatycznq.Zdziechowl9ki m ial odwag~ przy.pom:im.ac WiSp61czesnym prawdytradycyjne, wtedy, a zapewne i teraz traktowane ja'ko k()fIlSerwatywne- !ffioZe dlategO', iZ Sq maiksyroa1istYlczne i wymagajq od czlowie'kaewa'l1geIicznegO' zaparda si~ s iebie. Maksymali~ etycznyZdzLechO'wskiego PO'zostawal w odpowiedniej o:-elacji dO' pesymizmlU,do widlzenia ogrO'rnu zla w swiecie. Konsekwen cjq ow ego pesymizmubylo czlO'wieczenstwo herO'iCZll1e, bo ty1ko tak~e umozliwia podj~ciew alki zezlem. Napraw~ swiata zaCZJ'l!l1a si~ ad slebie. Dziela zhawiamiaswiat a mO'ze, 2Jdam.iem ZdziechowskiegO', dokO'nywac czlO'wieikwomy , a wdmosc jest wolnosciq od 'siebie, 'czyli od wlasnegO' zla, zlab~qcego istotnq 'cz~sc'iq ludzkiej nattury. HerO'iczne cz!o'WieczenstwoZdziechO'wskiegO' jest swiadO'mym podj ~ciem zrnagania z ludzlcimrO'zdwojen1em, przezwyc:i~zanym 'i nigdy do konca n ie przezwyci~Zonym;jest przyj ~ ciem , z calq sw iaidomO'sciq przezywanegO', prze­Swiadczenia, iz zrOOlem ludzJlciego 1b61u i denpien'ia, ale t eZ radoocii 'ZaJchwyt6w j,egt ten sam ,swiat rzeczy i iksztaftow przemij'alnych ­a przemijalnosc ta jest tyl ez 'powodem smubku i l~ku , 00 i r a:dosnegooczekiwa'l1ia na spotkanie z Panem. Czlowieczellstwo herokzme realizrujesi~ w stalym czuwaniu i wysWm, dlatego ZelziiechO'wski wymagal od chrzescijaniua swi:anomosci eschatolo.gicznej, ktora utrzymuje j'ego Zycie w najwyZszyro napi~ciu , w stalej gotowO'sci !Ilaprzyjscie Pana, Zycia "n a progu", w gran~CZ!Ilym momencie skrzyZowania si~ dwoch pOl'zqdk6w: doczeS!Ilego i wie()21llegO'. Zr6dlo silyupatrywal ·w modlitwie. I i u pesymizrn uwazal za oezynll'i!k. alktywizujlloCYmodlitw~. 1m gl~bsze jest lWidzenie zla i n~dzy vvlasnej i Swiata,t yro moaniejsza rodzi si~ poirzeba zjednoczenia z Bogiem, Najdoskonalszqformq modlrtwy pozostawala dla Zdziechowskiego liturgia;- stllod tez uwazal, ze refO'I"IIla Kosciola ipOwiJnna s'i~ !l"ozpo­CZqC od reformy litu~gii; zwaZmY, ze pisal to okolo rdku 1910. JednoczeSnieZdziechowski uwa,zal za fal:szywe takq freligijnO'sc i t alkqmO'dlitw~, kt6re prowadzq do ·izolacji od rzeczywistosci, dO' wzgavdli­504• Ibid. s. XXVI.


ZOFI A MOCA RSKA: MYSL RELlGIJNO-ETYCZNA M, ZDZIECHOWSKIEGOwego oderwania si~ od "brudnego i grzesznego" swiata. Dla ZdziechowSkiegopostawa taka byla zdradq czlowieczeilstwa i Boga. Powolaniem,czlowieka jest bowiem przetwa


o MARIANIE ZOZIECHOWSKIMddlronarua wy'boru ten:dencji najwa-zruejszej ISpoiSr6d rozmaitychmo.zliwy{!h ikierunk6w rozwoju, wyodr~bnienia tego, lCO rna w danejepoce charakter "wst~uj~{!y". Tak wlaSnie Tocqueville potrafil dos~ec'Olbrzyroia, ,sil~ i T02lp~d rtendencji demo'kratyczmej w epace,w ktOrej powszechlnie jeszcze s~no, ze demokracjla nie jest nieunikilli'Oala.Realizm, zmysl TZeczywistooci -;- latwo to oczywiscie powiedzJieetalk og61nie, duro tl'udlniej wyikonac - polegaly na zaniechamuwsze1ildch wyobra.zen wynilkaj~cY'Ch z WiShful thinking.W drugim przypadku, a jest to wlalSnie {!asus Zd:2Ji~howskiego.trafne przewtdywanie mie opiera lsi~ lila :zinmej analizie mechalllizm6wspolecznych, lecz na 7Jd'Olinooci uproszcronego widzenia dozi'ej6w w kategoritalchwalki ddbl'a 're zl;em oraz przYJphsywania dobra i zla 00­powiednim ,gilom czy narodom d?Jial:aj~cym na tereni'e histocii. Trafnoscprzewidywml apartych. n'a 'ilntuicji socjologiczmej wynika z dostrnegania7Jlliien:nosci, natomiast trafnosc przewidywan odwolujqcylchsi~ do iIntuicjli. hi..storiozoficznej wyn.i!ka z dostrzegania niezmiennosci.A zatem z cal!k.ow'1tego zaufania do elementa11l1ych acen. .Do tego, ie ze zla nie moze wym:ImqC idobro, nawm j-ezeli Sq poWbdydo taikich zludnYJch nadziei; Ze dzielo roZlpocz~te przy pomocysrodlk6w zlych, zostaje zlem ~aZo!Ile mieodwolalnie. PesymizmZdzi~howtSkiego, pesy:mi?Jm wyniikajq,cy z poznawczego iI1ralcjO!Ilalizmu,byl wl:alSnie taikim pesymizruem elementarnym, ;pe.syroi:zmemmysliciela gl~boko przekonalllego ° tym, 'ze reg.uly, prawidlowoScimoraline, ik'ierujq:ce przebiegiem dziej6w, zo.staly ra:z na zawlsze okresloneprzez Opat rznosc. I ze wobec tego ,bezsen80wna bylaby nadziejana to, ze zlo, zlo tryrumfujq1ce, 2Jdaniem Zd2Jiechowskiego, w latachtrzydziest y'ch, jakos obr6ci si~ na lepsze. Nie, Swiat i<strong>maj</strong>qcysi~ zlych metod i srodik6w dzialania sam wydal na ·siebie wyrokSila i trafnosc ta::Iciego ,rprzewidywania wyn.i;ka z a'bstrah{)wania odutrudrr~ajqcych o.cen~ ISZlczeg610wych dkoliczmosci i 'Z d{)strzeganiatego, 'co niezmien:ne, niezaleilne od dkol!icznosci uspraWied1hW'iajqcych,t ego l{X) rue podlega ludzJkim wyrokom.Dla,czego jednalk n'ikt nie slucha, nie bierze pod uwag~ trafnychprzepowiedni? Dlaczego precyzyjna wizja ZdziechowskJego w zadenwlasciwiesposob rue wplyn~a na postawy Polak6w zl1.'ajdujqcychsi~ prZleciez trzeczywiScie w pMmych lat a1ch ctrzydzi:estych "w obliczukoli.ca"? Przewidywania i wizje Zdziechowskiego podzielali nieliczniintelektua:lisci, ale ruc z nich nie wyrrikalo - 'rpodohnie ja'k z innychtrainych przepowiedni - dla rpolittyk6w, dla tych wszystikich, Ikt6rzymieIi wplyw na losy 'spot~czenstwa polskiego. Nie lbylo w tyro ruczyjejwilny, po prostu wizja historiozoficzna jest w na,szy·ch czasachnie przekladalna na j~zyk polityiki. W naszych czasach, bowiemnie zawsze tak bylo. Polity'ka, kt6ra prowadzila -do wypraw krzywwych,do ZJdobywania !l1{)wych terytori6w na innych konrtynentach,506


MARCIN KROL: ZDZIECHOWSKI: HISTORIOZOFICZNE PRZEWI['YWANIE PR 'ZYSZlOSCIdo wojen .~ligijnyeh mebyla lIlaturalnie eamtowici.e tidealis'tyrezna.n:ie wynikala Ii tyllko z motywacji historiozoficznych i mOl'a'linych,lecz autentycznosc ty'Ch matywaeji byla niew~tpliwa. Kiedy matywacjete 7JOStaly zas~piane przez za:sad~ rOWl11owa'gi sil, przez ideekompromisu i stabiJ:ilzaJcji wdaduSwiatowego, przez ~aly sferrwptywow, to znaczy od 00 najmniej stu 'Pi~6dziec;;i~iill lat, politykatracila stapniowo uzasadJnieni'a historiozofirezne i morame, czego najlepiejdowiodla ipostawa panstw europejSlcich wobec hltleryzmu..Dopiero bezpoSredl11iaagresja :na me ,game 2Jmusila je do podj~ciaW'alki z talk oczywi5tyIm i bezwstydnym, rue kryj~cy;m si~ zlem.Najtbardziej precyzyjllle i trafl11e przewidywania pol1tyrezne opartena hislioriozoficznych podstawach i odwoluj~ce si.~ do teodyeei il1iemog~ wobec ta'kiego ,charakter'll dziewi~asto- i dwudziestowiecznejpolirtyki miee zadnego wplywu na jej praactyk.~. Politylka bowiemostatecznie......utracila wszelkie fHozoficzne za'P1ecze, z crego wynikaprzestroga dta historiozof6w i moralistow; me :by pol'zucili swe zaip.teresowania,lecz by rue liezyli na to, ze 7Jostan~ przez polityJkow ."Iysluchani.* Przy okazji dyskusji 0 Zdziechowskim chciatbym pOl'Uszye spraw~nie dQtycz~'cq juz b~io tego mysHctela. A mianowiciespraw~ irracjonaLizmu w mysleniu 0 swiecie i przede wszystlkimw mysleniu religijil1ym. Otoz, jak si~ wydaje, prze:i:ywamy obecniekolejny ZWTOt ku 1r.ra-cjQiI1ali:zmowi, iJmlejny atak na racjonalizmi scjentyzm, na uproszczony, pozytywistyczny opty:mizm. Potrzebai autentyreznoSe tej antyra,cjonalistycznej reakcji wydaj~ si~ niewqtpliwei Zdziechowski ddbrym tu jest przewodnikiem. Wart jednakpami~tae, ze istmejq takze mebe2pieczenstwa wymkajqce z irracjonali~u,niebezpiec:rerustwa ISzczegolmie grroine dla mySli religijnej.W-"pomnial t> tym niedaWl110 Alain Besan~on, kiedy pisal 0 tanimi plytJrnn senrtymentalizmie i wieloslowiu religijnego romail1ltyzmu.Irracjona1izm w dziedzinie religijnej jest WI"Ogiem wszelikiej teolog'iii jednym ze ISIDutk6w jego upowszechnien'ia moze bye ,rozwoj postaw,jaik Ito o'k:reiilal Maurice Clavel, neo-,poganSkich, to zna,czy intuicyjnej i og6lnikowej wrary w ja:kiegos Boga, iktory jakos tstnieje,bo ja to jakos odczuwam. OczywiScie, womo ta:k rnyslec i talk odczuwae,warto jedm.aik zdawac -sobie s:praw~, ja'k


o MAR IA NI E ZDZIECHOWSKIMANDRZEJ WALICKIZD ZIECHOWSKI: ESCH ATOLOGIA A MILLENARYZM POZWQi Ei! sobie zaCZqC od killku slow '0 mQUn QwbiJStym stoounkudQ MaTiana Z,dziechQwskiegQ.PQczqtkQWQ interesawal nnie 'On rue "sam w sobie", jako orYginalnymysliciel r·el1gijny, lecz jakQ historyk ridej, 'badacz mysli rosyjskieji polskiej. JaJk.wiadomQ, jedna z pierwszych iks'iqzek Zd2liech'OwskiegQnQsi tytul Mesjanisci i slowianojile (Krakow 1888). Taksi~ zl'Ozyl'O, :he jecma z glownY'ch m'Okh Iksiqzek poSwi~oona jest- wlasnie :rooyjsik!iemru sl'OwianQfli.Jstwu i poohslQwianQfilskierj mysli rosyjskiejdQ Wlod:zJimieI"Z'a Solowj'Owa wl&:cznie. W nast~ych latach-wiele prac poswiEi!c'il:em po~emu rQmantycZJllemu m esjallll:zmO'Wi,cle 'Omirjajqc r6wniez problemu, ktory podjql Zdziechowskli, a mia.'lOwiciepr'Oblemu poddbienstw i romic miE:d:zy rosyijSkim romantycznymslowian'Ofilstwem a mesjarl'izimem po:wk:im (zwlas:lJcza m esjaIl'izmemMickiewicza). ZTozurniale wi~c, ze musialem wowczas siE:gna,cdo prac.ZdziechowslkiegQ. Nie illcrywam, ze 'ksiqZka '0 slQWlian'Ofilachi mesjanistach byla dla 111.I1'ie duZym roZJczalI"owaniem. ZupelJnie mew razenie wywarly rna mnie p6Zniejsze prace Zdziech'Owskiego,z dkresu ostateCZJllegQ wykrystalizowania jeg'O my§li. Prace te, zwlaszczaWizja Krasiiiskiego (Kr akow 1912) 'Ota'Z, 'OczywiScie , Pesymizm,1·omantyzm a podstawy chrzescijanstwa, byly dla mni.e inspirujqce,wyrobily we mme Wielki szaounek dla d'Orobku Zd:ziech'Owsikiegoj-akQ ucr;onego i j aikQ myslidela. DlategQ tez uwaZaill za swoj Qbowiqzekpowiedziee '0 tym rna dzilsiejszytm zebrallliu. Dodaro, Ze przedtemju z mialem 'O'kazj~ wlSpomn1ec '0 swoim, dose trudrno wprawdzieu chwytnym, ri:n'telelktua1nym dlugu w(jbec :Gd:zi.eCh'OW5kiego. Ame:rykanskiewy;danie m 'Ojej :k:siq:iik.i Rosyjska jilozofia i mys~ spalecznaad Oswiecenia do marksizmu opatrzylem przedmowq, w ktorejzwr6oile:m uwag~ angl'Oj~zy,cznych czytelnik6w na li5tnienie w P'OlscetJradycji uwamegQ i ZyczliwegQ mirnteresowarnia !lru'lwrq i mysIC!ro.syj&kq. Wym1ie:nilem w tyro ikOll1teiksCie (IWraz ze StarnislawemBrzorow Skim 'i Ludwlkiern Ku ~czyclcim) Ma'l'iana Zdziechowsldeg'O,nazwawszy go p'ierwszym obork Masarytka m yslicielem eurQpejsk'im,M6ry powamie za'interesowal si~ rooyjlskq myslq fi,l'Ozofriczn'O-religijnC!Qraz nalciycie 'Ocenil jej domosl'Ose. 11 A. Wallcld, A History ot Russian T hought: From the Enlightenment t oM arxism. Stanford Univ. Press 1979, S. IX-X.508


ANDRZEJ WALICKI : ZDZIECHOWSKI : ESCHATOLOGIA I MILLENARYZMA teraz hllka uwag 0 ZWiqMU mi¢zy Zdziechowskim jako mySlimelema Zd:ziechowsktilm jako hisiJorylkiem 'i:dej. Wiadomo, ze ruemozna przeprowadzic wyraznego rozgraniczenia mi~dzy tymi dwomawcieleniami jednej osoby. Zdziechowski pisal 0 karoynale Newmanie,poniewai sympatyzowal z lIlim,poniewaz widzial w jego mysliOWOCllq pr6b~ modernizar


0, MARIAN IE ZDZIECHOWSKIM"wbrew nadziei" - Ze pO Illieuchronnyrn koncu swiata, p O definitywnymzakonczeniu ziemsk1ch przeznaczen ludzikoSci, n ast!lpic {) S w Ii ~ c e j niZ tysiqc1etnie :krolestwo spmwiedliwoSci i dobrobybuna ziem'i: ze na-stqpi wowczas urzeczywi'sllnienie apokaliptycznejwizji sw. Jana, a wi~ zwyci~two nald Smierciq, pojednanie Boga...stworzyiCielaze s-wiatem stwOTizonym w ostatecZlllYlffi akcie .Boskiegosamoo'bjawienia. Dlatego wlasnie cenii Krasinskiego za nieustanneprzypominanie Cieszowskiemu 0 "es.chaiologii absolutnej" ;dlatego tez szedl w · tyro 'lcierunJku jeszcze dalej niZ Krasi nski, odrzucajqcwszelkq " eschatologi~ wzgl~q", wsze1kq optymistyCZI1qterrestraliz a cj~ esch atologii, w rodzaju. mi1lenarystycznej historiozofiiCieszJkowskiego. Wierzyl w paruzj ~ po konau Swiata, nie m6gtnatomiast wierzyc w jednostkowego lub zbiorowego mesjasza, ktoryrn:ialby odrodzic rady,kalnie zle zyde ziemskie. Byl przeto myslicielem0 orientacji eschatolog1cznej, katastroficznej; ale rue mi11enarystq,:nie mesjanhstq. Przek'onany byl, ze Krolestwo Boze zawieszonejest III a d historiq, ze na:leiy go szuk ac na osi wertJl1kalnej:"Bog - Qusl'ja ludzka", ze nie moZna 'i me naleiy


ANDRZEJ WALI CKI: Z DZIECHOWSKI : ESCH ATOLOGIA I M ILLENA RY ZMKonoepcja Lowitha byla reakcj!\ '11a okropnosci Trzeciej Rzeszyi inne rtragicmle wydarzenia naszego w ieku. Analogi cznq reak cj~znajdujemy w praoach niektorych hlstorykow 1. socjologow zajmuj!\­cych ,gi~ m illenaryzmami. CharalkrterystyC7IDym p l'zy1lda.dem jest klasYC2ll1.ej uz d zis dzielo Normana Cohna 0 sred'11iowiec2ll1.ym chiliazmiejalko archaicznej antycy:pacji w spolczesnych r uchow tota'l.1tarnych. 3Istnieje jedna'k rownici ilnna t endencja, r ownie, a m oze jeszczebardziej char8.Jkterystyczna dla naszej wspotczesnosci. Coraz wi~ c ej-badaczy (E. J . Hobsbawm, P. Worsley, H. Desroche, V. Lanternari,.i in.) rehab'i1ituje millenaryzm, widzqc w nim religijny r ady'kaliam,"re ligi~ uciSnionych", nieznis.zcza1ny archetyp h is to.rycznej n adziei.Coraz wi~ cej teologow - ad o. Teilhard a d e Char d'iIll do "teologiiwyzwolenia" - glosi, jak niegdys Cieszkowski, ze chrzescijanst;wornie ma praw a U2ll1.ae spraw tego sw iata za domen~ nienaprawialnegozia, ze lI1aleiy uswi~cie trosk~ {) rzeczy doczesne, Ze pot~g a wiarypowinna bye uzyba rdla ulepsza'11ia zyda n a ziemi, ze jednos tronny"werty'kaliZll11" m usi b ye uzupeW-ony "horyzontalnq", historycznqperspektywq soteriologicZTIq.'Zabieram tu glos nie jako ,;inteligent 'ka bolidki", ll1ie moglbymbowiern zaliczye s i~ do tej ikategorii, ale ja.ko badacz ide j, przywi q­zany do chrzescijailskiego dziedzictwa naszej k ultury. Gdyby zadanami pytanie: "Zdziechow ski czy Cieszkowski?", troska 0 dalszelosy chrzescijanskiego dziedzictwa kazalaby m i odpowiedZiee: obaj.MySlid ele ci uzupeJniajq s i~ i korygujq ll1awzajem, a pytania o ,dzielqceich roZni


'0 MARIANIE ZDZIECHOWSKIMno - w wielu dzieclzill'a1ch p~rstwa a.I1cy:konsel"Waty;sta by! zarazemgwaltownikiem Bozym, nowa:tJonskim mysli.cielem religijnymi zwolenn:i.kiem przemialllY Zycia lmoolidkiego. By! w Iswojej epocebodaj najrady(kalniejszym kryrf;ykiem Kosciola XIX-wiecznego sposrad:zm.ajdujqcy1ch si~ wewnqttz wspalnoty ikoSoiemej. Co ,go ~czeg6lnierazilo? Centrali:mn tadils'kiego Kosciola, odziedziczony poaII1ty;c:zm.ym Rzymie, podporza,dkowujq


KRZYSZTOF DYBCIAK: ZDZIECHOWSKI WOBEC KOSCIOtA.w Koociele rposoborowym i odczytujemy je dzis historyC7ll1ie. Jakieinaczejbylo ki:lkadziesia.t lat temu. N'ic wi~ dzi'WlIlego, ze talk QrYgirnalne,a w wie1u miej-scach skrajne pogl~dy rnu,gi>aly spotkac si~z rnech~tnym przyj~ciem wpo1sk.im Ikatolicyzmie pierwszych dziesi~cioleciXX wielk.u. Chc~ PI"ZYIpomniec Paiistwu, jak zareagowalwybitny rnySltoie1 ktatdlklki O. Ja'ceik Woronieoki lIla Pesymizm...W 1916ro1ku opublilkowal w lwowskim piSrntie teologicznym rniaQ;­dZa,ca, (w jego anniernaniu) Il'ecenzj~ g16W1Ilego dziela Zdziechowskiego.Przyzwycza:ilisrny si~ wi~ec w Jacku Woroniecldm sw~atlegoi nowoczesnego przedstawiciela polskiej mysli kartolickiej, rnoze wi~ci dlatego czyta si~ ow te'kst e; lIliedowierzam.iern. Nieprzyjemne pisarue.BrzydkiartylkuL. Recenzja 'ZOSta'hi nap1sana Z61da, i winlkwi­~rskim rtonie... Zreszta, ;po killlmmastu latach nasta,pilo wydarzerue,wswietle Iktorego rtamto tropienie herezji !I1a'bralo merna! humorys'tycznegowymiaru. Kiedy profesor Zdziechowski obchodziljubileusz 50-lec~a pracy twor,czej,wsr6d lic2lIlych Zyc~en !I1adszedlrOWlIlleZ telegrram od pryrnasa Hlonda, seroeczny i Zyczliwy.Trzebajednaik przy2lIlac, ze rw tym stuleciu polskirn k>atolilk.om poszcz~sdlos:i~ z prymasami - byli rbal'dziej dalelkowzroczni i wiellkddusmi nietylko ~d og61u wierz


o M ARIA N IE Z DZI ECH OWSK IMepdki. Naszy:m 2Jdarriem - mOlm i moich rowie.snikow, ktorzy w latach1930-34 zajmowali si~ odkryrwaniem Ameryk - staTUlSZ$ ruemial poj ~cia 0 talk zwanyeh problema'ch dnia, a jego nawolywaniao n ie'bel!pieczeilstwie grOZqcym swiatu ze strOJly komunizmu i nacjonalizmu odm acezaly si~ zabarwieniem ialoSliwie iIllalIlialkalnym.Jego wizja eschatologkZll1a "ijblizall1ia si~ czeges n'ieurniknionegoa strasznego traf iala w mgli.ste odczuda jego czyte1nik6w i sluchaczy,zgadzala s i ~ z atmosfeTqCZasu. Ale tylko wi'zja. Cale rozrumowanie. wni-oski, WiSkazarua - rozmij'aly si~ z dqzen:iami mlodych,ktorzy wlaSnie w prqda·ch uznanych przez profesora za dzielo S1jatana dopatrywali si~ ztbawienia, ito, 00 bylo dla niego !l1OCq brali za"promien:ne olblicze ws'chodzqcego OOia". Dopiero patem, po 18.­t ach, Wielu z ruch mialo drogq goorZlkkh doswiadcczen poW:r6cic donielktoTych prawd , ~ loszonych przez ZdziechowSkiego i uznae, ze tesame po'Cis tawy mogq s i~ na oos przydae, chociai zmien'ilo s i~ "niebohistoryeZll1e".Przyklad t en dose dobrze p rzedstawia wzajemny stosunek dwochodr~bnych poikoleil. UCWiJ1.0 na,s, ze wtnieje jakie.s stale pr awo, namocy 'kt6rego ",dzieci" mUSZq zawsze bun1:.owae 'si~ pTZeciwko "ojcom",pogardliwie tra:ktowae ich mySli 'i pmce - i dopiero gdy same stanq si~ "ojcall1'i" i zo.stalllq zaplaOO!l1.e przez swo1ch nast~p c 6wt q samq m iarq obcosci i nieZrozumienia - od:dadzq sprawiedliwoscprzeszloSC'i. Prawo takie jest chyba urojeniem plyn qcym, jak wieleinnych urojel1, z uznaWiania zjawlis'k. powszechnych w clqgU jedll1egoczy paru 'stuleci za zas ad~ niezffi'iennq lud:zkiej natury. Prawa takiegonie ma - jest natomiClSlt rzeczywiscie wrogose wzajemna po'kolen,ale wlaamiajqpomE:p sro dik6w i form z pos;t~ em prawdy i narai:ajq si~ naryzyko, ze juz rue 00 kil'ka lat, ale co roIk i co par~ Iffiiesi~cy O'boWiqzujenowe T02JW'iqzanie zagadek Swia1;a. Mnozq si~ w tedy "szkoly""prqd;y", a spisywan ie ich kr6tkotrwalej historii wymaga co naj­5~ 4


CZEStAW MltOSZ: RELlGIJNOSC ZDZIECHOWSKIEGOnmiej takiego samego wysil1ku jalk spisywanie historii daWlllych kr6­lestw. Ozlowiek nie jest juz wtedy oceniany na podstaW'ie dqzeni prac calego zycia - ale wedl:ug tego jak ootaJtnio pastc¥pil, albo coostatnio oglosil drulkiem - bo dqglosc jego rozwoju jest podzielonana male odcinki, z kt6rych kaildy bywa rOZiWaZa!I1y rue W proporcjido calosci, ale w proporcji do otaczaj/:lcych mOd umyslowych. ezymo±na sobie pl'zedstalW'ic inny porzqdek, w Ikt6rym wrogose pokoleii.U8tqpila'by miejsca swiadomej korrtynuacji? Moma - ale ddkoo.alobllsi~to dopiero wtedy, gdyby wygasl do reszty mit samoczynnejewolucji. Poot~p byl1by W1tedy wypelinianiem jed!I1ej prawdy ludZkiejw £oraz to nowych waru.nlkach i ksztalta'ch. Nie bylby natomiast pogoniqza coraz to !I1owym objawieniem. Jednak myslenie ewolucyjnejest ta.k zaikoT"zerl'ione w umyslowosci mas, Ze przetrwa nawetupadek wiary w "progres" i dopiero powoli miknie'- jezeli pokoleniapolqczq si~ w przyj~ciu jakichS powszechnie dbowiqzujqcychzasad.Przyklad ZdziechowSkiego Slclama do rozmyslan Itego ;rodzadu, alemusialby to bye oor~bny rozdzial. Tutaj ,chciatbym tylko oddacZdziechowslJdemu co rnu Isi~ nalei:y, uiScic Isi~ z dl:ugu, ja'ki zadqgn~lywobec n'iego "dzieci" i to "straszm.e dzieci" - przyznajmy si~sz,czerze.Na tIe dwurdziestoJecia jego postac wyr6i:rri:a si~ rzad!kq cechq ­zupelnym br alkiem Ikokieterii w stosU!l1lku do mlodej generacji. Kometeria u pisany chcqcych dOltrzymac k'roltJu Ii me stracic znaczeniastaje s1~ nieikiedy naczelnym prawidl:em ich ;pracy. Mo±na odr6±nickilka stopni iko'kieterii


o MARIANIE ZOZIECHOWSKIMjuz na wiele lat przed Itym. lmlq: odmianq ikokieterii jest ikokieteriaslowni,ctwa, wyobraien i dkreSlen. 0 wielu starszych pisarzach zwyklo8i~ mowie, ie poSiedli taje:mni:~ wiecznej mJ:odooci. Jallcie cz~jedna'k nie jEm to ml'Od'Osc prawdziwa (t~ poznaje lSi~ po zdolnoscido 'Wewn~trznych przem'irun, po ia'l"liwoScl) - jailde cz~ bywa totyllko 7lr~e podchwycenie 'Obiegowego j~ka i obiegowych tematOw.Sprytnestaruchy swoje wiOOzq, ale piszq '0 brourach interesujq:cychotoczenie, udajq na'iwnych, bo rozumiejq, ie peWiIle slowai okreSlenia 8q: ta'bu dla wsp61czesnYlch i moglyby sciqgnqe na ichglow~ to uSmiercajq:


CZEStAW MltOSZ: RELIGIJNOSC ZOZIECHOWSKIEGOsladu, Sq jednor8!ZOwe jak ludzie, Iktorzy kh doznali - i to prze­Sqd.za spor naitch niekorzySc - a rnygliciellkroczy datlej, poza graniceSmierci.W Zdziechowskim splatajq si~ dwa zjawiska: pesymi2Jm ,religijnyi historiO'roficmy Ikatastromm. Pierwszym z cich chctalbym si~ nachwil~ zajqc.* OkreSlie Ikogoo jako pisarza katolicldego znaczy rue okreSlie goweale - bo ikatoli


o MARIAN IE Z OZI ECHOWSKIMpo dziS dzien. Ruch religijny zabrz~dow. Ddko!!lYwalysi~ riczne namocenia wsrod poetow, maicrrzy, muzykow. Negacjawydawala si~ czymS zbyt prostacldm i ~byt malo liczqcym siE:z calym Skomplikowaniem kultury. Rownoczesn:ie burzuazja i klerwidzialy w religii najlepsza, odtrubk~ na socjaHzm, anarchii:ml i widmorewolU'cji - wi~c ustami swoich pisarzy nawolywaly jesli !!liedo s2lczerej i pra~wej wia'I"Y, to pTzynajl11lTl!iej do za,chowywaniagestu religijnego, do przestrzegania form. Ale gest zmienia aktoragraja,cego rol~ - wi~c "przechodzono jak Brunetiere od gestu dosentyme11ltu i od sen'tymentu do wierzema".4 Sarna nauika przyszlatU'taj z pomoca" 'ito w jej rdw6ch n ajmlodszych i znakornicie rozwijaja,cych,s i~ dyscyplinach - psychologii i socj ologi~ . W psychologiina1:Jkni~to s i~ na przezyda 'l"eligijne, jako fa'lcly, ktorym lItiespos6bzaprzeczyc. William James wywarl silny wplyw, ustalajB,


CZES t AW MltOSZ: RElIGIJNOSC ZDZIECHOWSKI EGOpozytywistycme ro~dwojenie poami~dzy wiant i 1'ozumem, a wi~styl myslenia sprzed przelomu 1885 roku. Zdziechowski samego rozumunie p


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIMry by sobie pozwalal na cos podobnego, by~by U2llUUly za zbrodiIliarza,a1e Bog jest czczony rwlaSnie za to, ze jest Bog'1em zemsty".1 oCzyz ton W)"powiedzi Zdziechowskiego i Courtenay'a rue jest poddbny?Jest podobny, bo tlem jest rto \Samo rprzekananie 0 'bezrozum­Illosci wiary - a Illawet wi~cej - 0 niemomosci pogodzenia wiaryz poczudiem etyemym. "Wszak B6g jest miloSci~, wi~ skqdze cierpieniei zlo - zapytuje Zdziechowski. - Tlumaczq to iIlam grzechemprarodzic6w. Ale


CZESlAW MltOSZ: RELI GIJNOSC ZDZIECHOWSKIEGOwplywem J amesa zapomnieli, ze wiara jest aktem rozumu i r atuj~csi~ przed po'kus~ pozytywi2mu wpadli w mistycy:zm religii serca."Senltyllentalnl sq pr,ze:to 0'Wi mysliciele, gdy jako najgIQ'bIsz~ podstaw~religii wysuwaja, to, 'CO jest najciemn:iejsze w dulSZY, II1ajrnruejznane, a tkwi gdzieS na dalie, pod po'ldadem swiadomosci - sentymentalnisa" gdy podnosza, w religii ~ierwia s tek OISObi


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIM/Mysl~, ze w k ulturze polskiej najlepiej rO'ZUmIeJq niebe2lpieczenstWO' Wschodu ludzie,kt6rzy Wsch6d w sobie przei.yli, ludzie, dlak to1'ych slowO' ,;psychlka ,rosyjska" !l1ie jest tylkO' pustym dZwi~ ­!J.dem albo "\vysmiewanym uproszcze:n:iem. Aby uzyskac intuicj ~ ,,1'0­sy}skO'sci" trzeba zapla'Cic 'cen~ : trzeba chO'ciai.by w cz~sc'i ulec jejpok usom. ZdziechO'wski mial t~ 'intuicj~ w wielkim stopniu i dlategowolnO' przypusc1c, ze poddawal si~ nieraz urokom m ysli vvschodniegoch rzescijanstwa - 'CO potwierdzajq jegO' k Siqzki. Nie darmO'ksztalcil s i~ w RO'sji, nie da-rmO' .roial szczery kult dla PO'staci filozofow-mistykow 1'osy'jsikich, dla TrubeckiegO', So:tow jowa. Nie chodzitu moze nawet 0' ich wplywy - ale 0' t~ zbiei:nO'sc pomyslow,ktora pows,taje na grunC'ie wew!l1~trzmegO' pokrewienstwa. RO'zdwojeniepomi~dzy zlym swiatem i dO'brym BO'giem nigdzie lI1ie doszlodO' takiej skrajnosci, jalk w chrzescijanstwie w schO'dnim. Ja'k wykazalw sW'ojej ksiqi.ce BO'gumil JasinowSiki 15 , duch gmO'zy i.yje dotychczasw mysli religijnej Rosjan i m02ma gO' odkryc nie tylko w sekciarst-wie spI'zed rewolucji, ale r6wniei. u SO'IO'wjowa i Bier diajewa.Przepasc mi~dzy Bogiem i swiatem "ktory nie z 1'~i Boga wy8 ze~:U"si ~ga gloswnej przez gnosty'k6w lIlauki 0' hierarch icl'JIlej budowieBostwa. Swiat jest zly, poniewaz jest dzielem nii.szegO' d emiurga.Wedlug SO'lowjO'wa powstal on przez odpadni~ci e duszy swia1a O'dd ob!"OCi i mqdrO'sci boi.ej - p1'zy czym Dusza Swiata byla'by tutajn izszym elementem Bostwa , t~skniqcym dO' zlania si~ z jednO'sciq.ChO'ciai. "mO'zemy, m amy prawo, nawet powinnismy wierzyc, i.e zes tanowiska wszechSwiatO'wegO' pI'zedwiecl'JIlego pDrzqdiku, jakiejprzewodniczqcej jemu wyilszej, a n am niedost ~pn ej 1dei w szystkocO' n a t ym a tomie 8' i ~ dzieje, ma jakies -gl~bsze zna'czen'ie" 16 - to'znaczenia tego nie :21dolaJITIY nigdy wytropic, Bog jes t n ajz;upelniejniewspalmierny ze swiatem i nawet oswieCOlIlY laskq r O'zum niezdola zblii,yc S'i~ dO' poznania jegO' przymiO't6w . ROWilloczesrue cierpienie nahieora wymiarow kO'smiczny ch - prze.staje byc lud-zkimt ylko sposobem przezywania swiata - Iudikim, h o tylko ' czlO'wiekumie wadosc'iowac i cierpiec z powO'd u dosrrzeganegO' wdkO'IO' cierpienia,Akt oskarzerua s'kierowany pr zeciw'kO' bytowi w og61e obejmuje.rownie dobrze cierpienie p1'zydeptanej dbcasem mrow!ki. jakcierpie:n:ie Iudzkie, 1'6wnie dobrze m~ C'Za!I"nie drobnoustrO'j6w, jakk rzywdy spoleczne . Stqd musi narodzic si~ T021pacz - bo ani jednegO'ruchu, ani. jednego czynu nie mmemy dokonac bez za-dawiliniainnym is'totO'm balu - a doskonalym altruizmem bylO'by chyba samobOjstwo - chot nie wiadomo, cO' 'by 0' ,ty;m powledz'ialy komor:kinaszegO' O'rganizmu. Zdziechowski nie glosil n aturalmie ami samO'bojstwa,ani powrotu do Ni.rwamy. Nie glooili tego r6wniez teolO'gowie1! Wschodnie chl'zescija1istwo a. R.osja, Wilno 1933. " EUI'opa, Rosja , Azja.. 522


CZEStAW MltOSZ: RELlGIJNOSC ZDZIEC HOWSKIEGOrosyjscy. Ale dla nich, jak np. dla So1:owjowa, ChIJlistus by! zasad!\kosmic11l1q - nie tylko odlrupicie'lem lud:zkosci, ale wszelkiego stworzenia,a "W'i~ i muchy i mrowki. A Zdziechowski chcia! wlqczycw katolicyun wp!ywy filozofii peflyrnistycznej i lIla audiencji u PapiezaPiusa X bronil jej ddbroczynlllych skutkow, gdyz dzi~ki niej"Zywiej Uczymy si~ czuc istot~chrnes cijanskiego poglqdu n a swiat,'ktorq wyrazamy w 'coozi€ll1llej modlitwie, n azywajqc ziem i ~ padolemplaczu".1 7W wielikiej debacle, jaka TozwiIl1~la si~ wok61 moderni2mu, Kosci61encyIkl:i&q Pascendi pot~pil tych rwiernych, ktOTZY usilowalifilozofiE;l katolick q budowac na dziedzktwie pozostawionym p rzezKanta. Stwierdzil on wyrainie, ze karrtowski i pokallltowski irrnmanentyzm,subie1ctywi:zm i agnostycyzm Sq nie do pogodzenia z do­IktrYll1q. Zalecil, jako joedynq podstaw~ dla metafizyk6w katol'ickich- filozo fi~ scholastycZl1q. Tyro sam ym zakreslil wyrawq granic~ffiIllozqcym si~ P!obom pogodzenia wiary z filozofiq. Ale do tegomomentu pole 'l;Jadan Ibylo otwcwte - zaToWillo ilia tych, k tOTZYz nowych ~obY'czy teorii p011l1ania czerpali al'gumenty przeciwkoscholastykom, jak i dla tych, iktorzy, jak ZdziechowSiki, zbliiali s i~do Kanta poprzez Schopenhauera i filozofi~ Wschodu.Zestawiony ze strukturq umys!owq dkresu 1918-1939 Zdz'iechowskijest gruntowrnie anachroniczny. Najbardziej anCl!chroniczne jestjego zamyslenie nad "bolem 'istnien'ia", wyraZane w zdaniach, ik,toredla nowych rpdkolen Illic rue znaCZq - tak sq mgliste i talk dbce wszelkiej ostrO'mooci w atakowaniu ostatecznych, najwi~kszych spraw.Dzieli n as od mego to sarno, co dzieli n as ad Hymn6w Kasprowicza,Pr6chna Berenta czy wtworow Tadeusza Micinskiego - a co, napeWillo nie da si~ pdkrotce okreSlic. Choaiaz bardziej czytelny adautorow Mlodej Polski, rna t~ samq 00 oni zachlannosc i zdaje. s l~miec to samo prze'konanie, ze slowom przez n as uZywanyrn zawszeodpow iadajq jak ies byty, a"przynajmniej ze "problemy" wiodq zywoltoderwany. Poeztja Mlodej Polski jest 'talk zra, 00 poe'ta rnawiqc"Duch" czy "B6g" m ial poczuaie, ze uZywa wyrazow r 6wnie kOIIlkretnychjak "st6l", 'CZY "wierzba", a m6wiqc ,,'stol" czy "wierzba"p rzYPilllzcza!, ze jest to Townie tkonkreTIne jak ,;czerwony s t61" i"kw1tnqca wierzba". P rzenoszqc te cechy stylu w sfer~ m ysleniamoma 80bie wytluma,czyc d laczego kilka pokolen odnosilo si~ z wielkq powagq do takich poj~c jak Ab sOlut, Wola ZY'cia czy Naga Dusza.Podobn.ie Zdziechowski nigdy nie .sprowadzal dotylkalnoSci uiywa11ychprzez siebie t emninow: podr6Zowal po morzu "wielkich koncepcyj",Z'biera! i rozwazal pomY'sly filozofow jaklby 'to byly tworyniezaleime od miejrsca i czasu. Kiedy s1Jarnq! przed audytorium mlodzie~~p ierwszej wojnie Sw:iatowej,to wlasnie stalo s i~ g16wnq17 Europa, Rasja, Azj a.523


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIMprzyczyIlq rozdiwi~ku. Mlodzici ta 'Czcna zupetn:ie inny gatunek poj~c,jej zdaniem ZIIlaczme ba'rdziej sprawdzJalny i Zywy. Gal'!Il~la si~do !lla'CjOlnalizmu i KOIffiurtizmU, poniewaz nacjonali:znn wywodzil sw~je hasla z Irzekomo rniew~r'li'smlnych praw biologicznej waJiki, a komtmizmsprowadzal cale zagadnienie prawdy do 'Zmian ekonomicznegopodloZa. Zdziechowski rue wykraczal p®a dialektYlk~ samyeh~d e i i nie przelbieral tych idei w nowe ogolniki, uznane przez mlodyehza cos bardzo wamego i rzeczywistego. Gdyby to uczyn.il, m6glbyosiqgrt1qc niewielllcim ikosztem popu-lamosc np. Bierd1ajewa. Zmianyhistorii trraktowal jako odchylenie s'i~od peWillego WZOT'U: It en wz6rpr6bowal odk;ryc, opieraj C]:c si~ na 'chrzescijanskim sumieniu - i niegodzi si~ rue ty1lko na opin.i~ , ze taikiego wzoru WlCale me rna, alenie cheial rowniez uznac, ze ten sam wz6r mQma dostrzegae w coraztQ nQwych ks2ltaltach, PQd powierzchnia, jaslkrawo odmiennyehstylow zyciowyeh.KatolkYLJID noo-tomistyczny wyznawany w mi~dzywojennymdkresie przez pewne kola literacko-polityczne szedl w parze z 1XlwszechnieQdczuwanq niech~iq do mglistoSci rozwaZan 0 istociebytu, z QdWl'O'tem od metafizyki. o'dpowiadal potrzebie uchwytu zaziemskosc - nawet kwestia religijna zaoezyna~a s i~ od pytan dortycZqcycho~ganizacji zycia ziems'kiego, stosunku jednostki do zbiorowosciitd. S~czegolniej w Polsce, gdzie religijnose rzad'ko wywodzisi~ 'Z Zycia wewn~'trZII1egQ a cz~to z 't~.knQt poliltyczny,ch - tenproces osiqgal duze nat~zen'ie. Wi~kszosc katolrkow , reklallTIujqcychsw. Tomasza u~asadniala Iswoj Katolicyzm przy pomocy wniosk6wpolityczmo -;spole~ych, przy pomocy w;izji nowego sredn.iowiecza,kt6rq moma ucieleSniac tylko w oparciu 01 swiatopoghtd ikatoliaki.Nast~powalo zupelne odwr6ceriie -calej sprawy religijnej : skutki mi:alyuspr'awiedliwiac i twoI-zyc wewn~trzna, wiar~ , ikt6rq zajmowacsi~ lIlikt rue mial odwagi. Nk dziwnego, ze d katolicy lqczyli Tomaszaz 'P0myslami wzi~tymi 'Z faszywnu - bo w gl~bi, me zdaaqC &0­hie z tego sprawy, braH 'katolicy,zm za jesZicze jednq fikcj~ , wygodnq dla ce16w politycznej budowy. Tak to upi6r dowolnosci i praktyczmoociw 'Przyjmowaniu 'Prawdy, 1lct6ry nawiedzal juz modernist6w,powraocal z mnej strony i to w maoe=ie wulgal'!Iliejszej postaci.Zarzutu taikiego me moma C>ostawic tomistom francusikim. Jednaki w i'ch pismach bardzo malo bylo nurtu metafizycznego , Iktory.cokolwiek by si~ powiedzialo, s taiIlowi pl"awdziwe zycie r eligii.Zamkni~ty ulklad zdan, zaczerpni~tych z Sumy t eologicznej wchodziljako artykul zast~pczy, ratowal od zabrni~ia w otwartq walk~z tajemnicq. Niezlkzona Hooe subij;~lnych TOm-Oinien wznosila s i~jaik wygodna sciana mi~ czlowiekiem i nagim, jezeli tak wolnos i~ wyrazie, istnieniem.Zr~czni iScholastycy wygrywali zamilowanie wsp6k zesnych do524


CZEStAW MltOSZ: RELlGIJNOSC ZDZIECHOWSKIEGOscislej terminologii i !ku ruej ipTzede IWszystkim !lcierowalrl. uwag ~.Pom tym wladali swietnie wiedz~ 0 zmiennoSci historycznej, (lSwajalihistoryzm, zuiywaj~c go do swoich celow. W tej odm~anie katolicyzm,wenowany i zintelektrualizowany, zaj~y Swiatem ludzkim,a nie swia'tem w ogole, byl do przyj~ia dla umyslow, ktoreoddalily sit: niemriemie od troslki. 0 Dusz~ Swiata, Absolut, Ormuzdai Arymana.Czy jednalk cena, ja!k:~ mpladc przyszlo za odwrot od ducha modemizmunie byla az nadto wysdka? To, co !ku niernupopychalo,ta chciwoSc, ten niepok6j s~ czegos warte, jeieli w ogole religia rnabyc czegos warta. J eZeli iktos nie zgadza si~ ze Zd:ziechows1cim, zetylko glos wewn~trzny, na przeik.6r wszystkiernu co wiemy 0 Swiecie,uchyla bramy n'iebio'S, nie znaczy to jeszcze, ze 6w glos wewn~trZI1Y da s'i~ za'st~pic sylogimlami udawadniaj~cymi kOniecZlloSCistnienia Boga. A b1¥dz 'co be,dz modemiSci i ich sympaty;cy, jakZdziechowski, byli ostatrrim'i my;sUcielami 'religijnymi: rue filozofamikatolicldmi - bo tych ,przyszlo po nich melu - ale wlaSnie myslicielami,ktorzy si~gali w sens reHgii. ~wanie podgwiazdzistymniebem, ,czy wsp6lczucie derpieniom muchy jest zjawiskiem, ktoreleiy u narodzin wiaT i obrz~d6w - podczas gdy s~dy sw. Tomaszasq ,tylko 'jednym rze spooob6w skodyfikowania metafi.zy;cznego l~u.Kiedy si~ powra,ca do Zdziechowskiego poprzez tyle warstw namesionychprzez 'czas i uprzedzeil - jedno trzeba tam dostrzec: rzadlkoSlpOtykane nasilenie mistycznej grozy. Natturalnie moma zaraz zapytacco to jest i czy przypadkiem nie wy;nika rt;o z warun!k6w epoki,w Iktorej iyl Zdriechowski, z jej poj~c i z uiywanego przez niq jt:­zyka. OSmielam s'i~ jednak twiel1d:ti.c, ze nie - i ze gdy odrzucicwszysbkie nalecialosci stylu historycznego - pozostaillie czlowiekzr{)~aczony, samotny w obliczu Boga unoszqcego sit: nad swiatern"ikt6ry rue z r~ld jego wyszedl". I rue tyl!k:o czlowisk jalko do:kument'Swojej epoki -ale raoczej ja'ko ddkument pewnych odwiecznychspraw dzisiaj przy6mitrzemit:z1iwosc i zahamo":'Vanian aszych srodlkow wy;powiedzi.Zestawilern dwie formacje katolicYZJIllU: modernistycznq, w Iktorejbylo miejsce na w~tpliwosci, t1'apiqce Zdziechowskiego - i neo- .-tomi:stYC?lnq, ikt6ra li!k:widuje podobne ruepokoje przy pomocy badaniascislosci ternnin6w i 'ch~tniej zajmuje si~ czlowiekiern, !Ili.Z bytemw ogole. Ktoo rno:ie d{)patrzyc sit: tutaj niekonsekwencji: bo jezeliszczeg6lnq religijnosc Zdziechowskiego przypisuj~ przezwy;cit:zonejjuz sklonn{)sci do mglistych a wielkich slow i minionemu bogoiskatielstwu,dlaczego powiadam, ze ten typ religijnosci jest czyms wiecznym,sza,coWiIlym, wyiszym nawet niZ ldopoty zadowolony,ch ze 'Swojejm teligencji tomistow?Czym innym jednaik sq peWiIle stale elementy ludzkiej natury,10 - ZNAK 525


o MARIANIE ZDZIECHOWSKIMa 'czym 'irulym sposoby ich wypow'iedZi, lIlarzuoone przez epok~. HistoryCZlllYC2l8B WiIlosi i 7mierria wiele pierwia.s1ikow, ruemniej niewszystko, jak ~dz~, jest jego wyrtworem. Na przylldad "pos~ukiwaniea'bsolutu" jest dkiresleniem starej, wciq'z odnawianej przez 1udzipotrzeIby - ale okreSlen'iem w ramach peWiIlego s tylru. Gdybystyl ten odf7JUcic i mliczyc do spraw juz pr?Jezwy;ci~ZonY'ch .­rue Illlll& t o proward21ic dozapT'zeczenia samej potrnebie, ktora 'PI"ZYobleklai przyoblekac 1lll00ze na'jrozmai tsze Ik!sztalty, ulegajqrc ws.kutelktego modalnosc'iom, IPrzeoibraZeniom, nie do otego ,stO[Jnia jednatk,aby przestae bye t1\ sam1\ polJrzeb1\. Moina podac w w1\tpliwosctwierdzenie Zdziechowskiego, ze gloo weWiIl~nmy Illlowi nwn z oczywistosci1\0 istnieniu BOstwa. Gdy;i: t en sam Igloo wewn~trzny jestu zrOdel religii 'bez B6.stwa, jak buddyzm i religijnego ateizmu, ja'ku prof. Baudouin. de Courtenay'a. A przeciez owo pragnienioe metafizyczne,z taikqsil:q przemawiajqce z !k.siqzek Zdziechow-skiego, jestczyms rzec:zywiJsty;m 'i trwalym, n ie tylkoczystq llllodalnoSciq historti.Cala trrudnose !p{ilega Illa tyro, ze nazywajqc j e 4lIladajemy muirrni~ zapozyczone z j~zyka danego o~resu , z fPOj~e filozofiC2lJ1ych danemuokresowi wlasciwych. To, 'co u Zdziechowskiego bylo 'i dealn~czq,stkq dUlSzy ludzkiej, t~skllliqc'i:i do Boga, u nalezqcego ido 11'ast ~priejgenemcji Staruslawa Igna'cego Witkiewicza Illooilo juz n a2.W~ MetafizycznegoPoczuc'ia Diiwnosci Istnienia i 2ll1a.jdowalo wylaidowanienie w religii, a w sztuce i dociekaniach ontologicznych.Wspomnialem 0 mozliwosci Zblizema si~ ,poikolen na gruncie wspolnieprzyjmowanych zaiad. Dlatego staram si~ si~gnqc p oza to, cow Zdzieohowskim 'bylo chwilowe, co ibylo Illa'lecialosc'iq idealizmuniemieck ieg'o, romanty-kow ,czy rosyjskich crnistylkow. Zdziechowski- to na.gosc uczuda religijnego (czy jak je nazwiemy) - tor6wniez Ibezikomprom'isowo'sc atyczma, wo'bec Iktorej zlo jest nie dO'usprawiedliwJenia, Illawet gdy wezwac do 'pomocy najszczytniejszehasla. To spojrzenie na labsolutnll ,granic~, ikt6ra odzieli do'bro odzla - rz·ecz bardzo rzadka w czasach daleko pos uni~tej wzgl~dn05c i.MoZe katolicy nowszej forma'cji r6wnieZ zas tanawi~li lSi~ nad is tot~zla alba czytajqc pierwszy tom Sum y badali "czy Bog jest tymsamym czym jego essencja czyli natura". Bye m oZe t alk . Bywa jedna!k, Ze cz~sc jakiejs doktryny jest przyjmowailla jaiko koniecmeuzupelnienie 'cruo§ci, chociaz wraziiwosc na ito, co ta cz~sc reprezentuje,zanllda. Budzi si~ podejrzenie, ze ipOClolbnie staJo si~ z metafizycznq,cz~sdiq do'ktryny ikatolic'kiej i ze podczas gdy lkatOlicyzmwi~kszosc swych sit zuiywal na odnie.sienie si~ do systemow zapr zqtni~tychziemSkosciq, prawow'ierlll'i stra:aili ch~c do zapuszczania s i ~n a itereri.y zawsze grozqce herezjq. Ostatnim 'bylo 'Po!kolenie modernistow.Jakub Maritain moze 'bye zna'komitym filozofem - jednak·jego pro'by zbllienia do 111M sw . Tomasza dobre wyniki daly tylko526


CZESlAW MltOSZ: RElIGIJNOSC ZDZIECHOWSKIE GOw zakresie estetyki, etyki cry spraw sp&eC2lIlych, ale me tam, gdzienajlepszy nawet aparat intele'ktualilly pl"alCUje w pr6Zn:i, jeieli w czlowiekuwsp61czes.nym braik 'I'Zeczywistych iprzeZyc, Ipo.rtlISzajqcych wyobraZni~.W Polsce w dqgu dwudziestolecia nie ukazala si~ bodaj ani jednaksiq2ika religijna napis'ana przez ortOiddkSyjnego katolika. Oczywisc:ie;religijrra w tym znaczeniu, w jaikim m6wimy 0 Pascalu, czyo kardynale Newmanie. Aby odIllalezc Zywy "nurt metafizyczny" ,trzeba zwr6cic si~ do autor6w stojqcych albo poza obr~'bem k a 1Jolicyzmu,albo W Qg61e poza obr~bem wszelkiej religii. ZdziechowSki,ktory przyszecU w dwudziestolecie ze swojq wiaTq p rzezywan q nawlasny, a nie na cudzy, rachunek naleZy do wyjqtlk6w i pozostaniejako przyklad tej ostrosci wewn~rmej, jakq mieli nami~tn i ateiscialbo zrozpaC2Jeni wyznawcy.Czeslaw MHoszEsej pow yzszy n apisany zostal w WaI15Zawie w 1943 r"w t omie Pryw atne obowiqzki, Paryz 1972.a wydrukowany527


MARIAN ZDZIECHOWSKI"OJCZE NASZ" W ftlozofii Augusta Cieszlkowskiego odibilo si~ iIlajwydatnioej to,00 cech~ znamien!l11l ducha po1:skiego, przede wszystikim zas poezjipolskiej w pierwszej polow1e uhieglego stulecia etam.owi, tj. marzycielsctw0mesjamczne. T~s'kiIlota m jaikims Tajem zierIl8'kim, przezPols'k~ urzeczywis1miOiIlyrrn, ogartna,wszy go ,gl~biej jeszcze i silniejniz TreiIltowskiego Iub Libelta, przybrala postac iIl'iezachwianej wiary,ze cwo najgor~ze pra:gnienie jego serca spelini s'i~ wkr6tce. Wiar~t~ powia,zal OiIlZ filozofia, HegIa, aby Z jej pomoca, przeks.ztalcicja, w wiedz~ przyszlooci, oparta, na mocnych podstawach nauki.I tym wlasnie - pozorami sdslooci - dzialal on na wsp6lczesnych:Mlck'iewkz go cenil, Kl'asiihslki jego wptywowi w :niejednym ulegal.W rolku 1838 wydal on rozpraw~: Prolegomena zur Historiosophie,na ws'kros od pocza,i!ku a'z do ikorica przej~ta, U'cmlciem ruezrozumialejjuz dzis dla nas :bezgranircznej 'czci dla RegIa, w Ikt6rymupatrywal najwspanialsze objawienie pot~gi umyslu lud2Jk.iego. Odkrydeprawa ctiaIe'ktycmego, Ikojarzltcego przeciW'ienstwa w wyzszejjed:nooci - teza, antyteza, ' symrt;eza - mialo 'rozwiqzywac zagadk~dziej6w, 'bylo najwi~kszyrrn mysliciela niemieakiego dzielem.Ml()ldz~utiki jednak uczen, pomimo uwie~b'ienia, w ikt6Te go wigl~bieniesi~ w mysl milStrza pogrqzalo, o4mielal \Si~ go poprawic i uzupeln'ic, jak'by rrie zdajqc sobie spraWY,ze tyro samym oslabial 2ll1aczeniefilO'zofH, M6rq za absolu'Unq poczytywal. BlSid RegIa polegacmial, wedlug Cieszkowskiego, na ttym, ze dialeiktyki swojej ll1ie umiaton zastosowac do dziej6w; dOiIlioslosc ,tego zasadnkzego faiktu, ja­.kim by~o przyjscie Chrystusa, me zostala przezen naIei;ycie oCeiIlionq;me ,poloZyI on dostat~cZillego nacisiJm na to, Ze Chrystus rozdzielah'isbori~ na dwie epoki, pozostaja,ce mi~y ooba, w s'tosun.kutezy dO' antytezy; me wyprowadzil sta,d kOn'ieCZ!l1osC'i trzeciej wyz:szej epoki, obejmujqcej obie po'PrzediIlie w dookonalej syntezie.Ot6z synteza ta miala nastqpic niebawem, wyffikalO' to stqd , ' Zep rzeciwienstwa swiat6w poganskiego i chrzescijarlslkd.ego - tezai a'l1tyteza - doszedtszy do swoich !k::res6w, wyczer:paly si~ juz ostatecZlllie.528


"OJCZE NASZ"IIMysl ta me OpUlS2Jcza odtq.d Oieszkowskiego 'aZ do funierci. Udowodnieniujej i rozwini~ci:u poSwi~cil .g16wne dzielo swoje Ojczenasz. 1Za rpllIlkt wyjsoia wzi~l on me filozofii~ Hegla,jak w Prolegomenach,'lecz objawienie Chrystusowe. Ale soosunek Obj.awieniado dziej6w tlumaczyl jedm.alk rue inaczej, jaOk w Swietle dialektykiHegJ:a.Isoota lIlaukti Zbawiciela zawar ta jest w Modlitw1e Panskiej. B~d~cprosb~, 1kt6rej 'sam Chrystus nauczyl, rstaje si~ ona rprzez to samewyra:liem d~zen Chrzescijansrtwa, objawien.iem jego hl.stOryC2lllejprzyszlosci, slowem modl:i:tw~ pro r 0 ,c z~, wi~c ~z~ -od zwyczajnegoproroctwa. Proroctwo lbowiem objawia, ze Ijx) a to b~dzie ,gdyz tak si~ Bogu podobalo, modlitwa zas - ze to a to byc powinno,gdyi jest lud:zJkosci lIliezb~dn~ potrzeb~, ikt6rej dopi~c'1e leZy w istodeIIlaszej. Wzgl~dem proroctwa zachowujemy si~ rbiernie, gloszqc:lias slowa modlitwy proroczej, zaczynamy juz czynnie na przysz{)SCdzialac.Wobec rtego, ze Modlitwa Panska jest gwia:lid~ przewodni~ ludzkosoii ze w niej jest wskazall1e wszystko, do czego lud~sc d~Zycpowinna i ,czego dostC!,pi, wi~c ikoniecznym si~ staje oparte na n iejwytlumaczenie dziej6w. Streszcza'j~ si~ one w przeciwienstwareh poganstwai chrzescijanstwa, ezyli natury i ducha, bytu i mysli, jakwyraza si~ Cie.s7JkoW5ki. Przed Chrystusem czlowiek ll1:ie przeciwstawiasiehie lIlaturze, jest on "ja'kby accidensem przemo:i:nej subsitancji",Ist~d drzemanie rpierwiastku indywidualistycznego, pante­'izrn w religiach, despotyzm zas w ustroju spoleczenstw i panstw.Dopiero Chrystus wywoluje oderwanie si~ czlowieka od rnatury, odziemi, dajqc mu swiadomosc jrego wyiszych, ll1adziemSkich przeznaezen.Ale skutki tego s~ ll1a razie straszrne. Odkrywszy bowiem lIlieboi tam przeni6s1szy prawd~, dobro i lad swiata, tym Isamym czlowie'kziemi~ poniZyl i pot~pil.. "i mala si~ ona pastw~ lIlieladu".Slowem, pogalls'ka absorpcja jednoouki pr zez spoleczenstwo zastctpionGlzostala, wedlug CiesZkowskiego, chrzescijansk~ absorpcj~spoleczenstwa przez jednosilk~. Rozdy<strong>maj</strong>ctc fakt ten i upatrujqcw rum przede wszystk i:m jego ciemnq stron~, mysliciel niesluszmieooenil w niejedi11ym m iejscu czasy ipOChrystusowe, zwlaszcza wieldsrednie.Patrzy on na wszystiko przez pryzmat Heglowskiego prawa dial~ycmegoi dlatego nie doSc rou jest stwierdzic rprzeciwienstwo1 Za zycia Cieszkowskiego wyszla tylko cz~M wst~pna w r. 1848. Nast~pne trzytomy w ydane 'Zostaly staraniem i pod redakcjq jego syna w r . 1899, 1903 i 1907.Obejmuj'l l'ozbi6r wezwanla i obu plerwszych pr6sb.529


MARIAN ZDZIECHOWSKIpogan.skiej i chrzescijaoo'kiej epo'ki, trzeba mu jes~cze wy'kazac, zewlasrue, 'jako przeciwierusbwo poganstwa, Swiat chrzescijanski byli jest 'czyms niedosbatecznym, jednostTonnym. StaroZybnosc ograniczalarpragtrrienia swoje zakresem ziemi; zapa,trrone w niebo chrzescijanstvv'()stwo'I"zylo ideal ascetyzmu, b~dq,cy 'I1ega'cjq ziemi; musi0'11 prlJeto ustqp'ic miejsca nowemu idealowi, stawiajqcemu za cellIlie uciecz\k~ od ziemi, lecz przoobrazeme jej w niebo.I i!ciea! t en urzeczywistni s'i~ w najbliiszej przyszlosci, w nadchodzqcejjui epoce trzeciej, w swiecie Czynu, ~tory w haI11Iloni.'i Kr6­lestwa Bozego slrojar zy przeciwiensUwa rpo:przedn'kh epok . Ale s>kqdzeto wia,domo, ze ow blogoslawiony 'dzien rna ariebawem przyjsc.Stqd - odpofW'iadal CieSZlkowski - ie za'ga


"OJCZE NASZ"znaczy tej absolu1mej filozofii, kt6rl.\ dal Hegel. NaleZalo wi~c przyszlqepok~ syntezy dialektycznie wyprowadzic z obu pierwszych.I tl.\ drogq poszedl Ale rue ;b~dl.\'c w ·stalIli.e stlumic w sobie uczucia,kt6re bym :nazwal nam i~tnoSCi I.\ mesjanriBtycznl.\, zl.\Ozq ogll.\'dall1iaKr61ffitwa Bozego, popadl on w wewn~trz:n l.\ s,przecznooc, kt6ra 001abila,niemal zniweczyla caly jego pomysl. Albowiem z iPrawa dialektycznegowypadalo, Ze epoka rtrzecia, bli'dl.\c w 'istocie swojej harmoniq,nie zas walkl.\ przeoiw temu, co prze


MARIAN ZDZIECHOWSKIgi~. DoSe, Ze wi e d z i al: i Ze wyikazal; jak mu m~ 2ldawalo, ze juzwst~ujemy w podwoje owej 'W)"Zszej epoIki. Wi~c 'I'aidu:jmy si~, przyspieszmyczynem jej przyjsci.e, a nie rtraemy czasu tna daremne rozmyslooia,co potem b~dzie; to ikraina zamk!nic:ta dla nas, morna tusi~ baw'ie w ,przypuszc:zenia, ale nie nadszedl ems dowiedziee si~ 00­lrolw'iek b~dz stanowczego - 'W 'ty.ch slowach moma s trescie m y!;lfilozofa.To wyczekiwanie doskonalej szcz~s1iwooci na 'ziemi swiadczyloo materiali'Stycznym - ze si~ tak wyraZ~ - ikierunlku wyobrafuiC'ies:zJk.owskiego, lecz k'ierunek ten wypl:ynql z iywego przej~Cia si~sprawami ziemi, byl: wyrazem mlodosci duszy. T~ ,cech~ mlial Cieszkows.iciwspo1nq z ogolem mySlicieli i pisarzy po1Ski:ch 'i slowiansldch,zwlaszcza w owej epoce, to ,go tez spokrewnia z odbywajqcymsi~ za dni naszych 'W Hosji TUchem ireligijnyro, tkt6rego byljaikby zwiastunem. Bliskim mu ,bowiem jest mistyczny Mere:iikowski,wpatrzony, jalk on, w !I1adchodzqcy Dzien Ducha Sw. - i r6wrriezbliskim stojqcy wobec Mereikowskiego na przeciwleglym biegU!l1iera'cj{)!l1alista Lew Tolstoj, Iktory, odrzucaj~c wszelki mistycyzmi wszelkie dialektyczne triady, a <strong>maj</strong>qc mysl zaprzqtni~tq wylqcznketyro, 00 jest bezposrednie i !I1ajwamiejsze, tj. ziemiq i praCq nadziemskim urzeczywistIlien:iem ddbra i szcz~cia, s tararulie U!I1ikalwsze1k.i:ch rozpraw 0 niesmiertelnosci, 0 Zydu 'ZaJgrdb0iWYIIl, jakostraty czasu i grzesznego odwr6cenia mysli od rzeczy najwai:niejszej,najlbliZszej, tj. milosci bliZ!l1iego.Cieszkowski chcial byc w :zgodzie z !I1aukq Kosciola Katoliakiego,wi~c oczywiScie tyro 'bardziej z naukq Chrystusa; w sciSlej


.. OJCZE NASZ "przetworzye, - slowem nalei:alo zrozurniec, czego Cieszkowski zrozumiecnie chcial, ze rSWiat jest nieskonczenie daleki od idealu chrzescijanSkiego.IIIN ast~pne tomyswiadcz!\, ze w miar~ lat i w miar~ zawod6wi kl~, spaaaj!\cych na nar6d polSki, coraz gwaUowniej zapalal si~Cieszkowslki z!\a2:!\ ogl!\dania Itryumfu Ispraw'iedliwosci, 'co:raz gl~biejpochla!lliala go nami~tnose mesjanistyczna. I nioola go ona w dalszcz~sliwych ,czrusow, a slepym nieraz czynila na ota,czajqcq go nieprawosei n~dz~. Zastanawial si~ on nad przeszlosci!\ i teramiejsZoSciq,nad Pimnem Sw. i nad rultur!\ ludzkq, ale fakty naginal docelu swojego i rozkazywal im Sw'iadczye, ze ote juz idzie Duch PocieszycieI;zarumienilo si~ mebo swirtem Mia; jes:lJcze chwila, a sloncewejrdzie... "Wezwanie : 0 j c zen a s z, Ik ,t 6 r y s j est w N i e b i e ­jest przedmiotem tomu arugiego, a pierwsze trzy jego dzialy po­Swi~ne Sq rozbiorowi slow 0 j 'C ze N a s z. Sq O!lle w tw6r czosciCieszkowskiego !llajp i~kniejszym jej kWiatem. IIe w !llim bylo sHyliryzmu, wszysbko tam Iswoj wyra'z silny i pi"kny znalazlo, irrn bowiemgl~b iej w trese slow owych wnikal, tym go~t.szym plonql dlanich :llachwytem. "Zar~zamy warn - wolal - zeSmY przy zdrowych2lIllysla'ch i trzeZwyim umysle, a n ie w zachwyceniu Zacinym, ­zeSmy nie tylko dnie i lI1oce, ale nawet miesi!\ce i lata, ale szeregilat lI1ad tym rozmyslali, u wsze1ki.ch m~drcow Swiata tego rady i poradyzasi~gali , zadnej umiej~tIIloSci lI1ie mniechali - a nigdzie , aniu nikogo nic m~drszego, doskona1szego i !blogoslaWiIliejszego nieobrzymali nad to, ,czym 111M 'przed lat ,blisko dwoma tys'h:~cami SynBoZy obdarzyl". - Najwyisze umysly staroiytnoSci zaledwie s~wznosily do rprzeczucia mozliwoSci okreslenia Boga, Jako Ojca. Slowate przeto, odrywajqc swiat chrzescijanski "od wsze'lkich iywioloww Swiecie przedchrzescijarlskim", rozgraniczaj!\ dzieje na dwaodr~ bne ' okresy. Rozwiqzuj!\ one wszysiJkie 'zagadnienia trapiqceludZkose, albowiem o'bjawienie Boga, jaJko Ojca, odslania solidarnoserodu ludzkiego, zbliza wszystlkich ludzi, jako dzieci do wspolnegoOjca, dalej ,,~ownaj!\c mi~dzy sob!\ i spOlupraWlIliaj!\c wszelkiestany i stanow'iska spoleczne, dop6ty odr~bne i mi~dzy sob!\ odporne,dop6ki \Si~ za wyisze lub niZsze przed Bogiem poczytywaly,uszlachetnia Itym samym Ikazde powolanie, nie poniZaj!\C wSZaJk'zezadnego, jedno owszem podnoszqc wesp61 wszystkie, i znosi zaporypomi~zy nim'i wyroole"! Slowem, wy<strong>maj</strong>l'lc Boga Ojcem nal'lzym,wyznajemy wszys1ilcich ludzi i Iud6w W 0 I nos e, R 6 w nos ei Bra t er s two. "Wezwanle w Modlitwie PaMkiej rna si~ donastwnych pr6Sb TOzwOju, jak si~ maprzeczucie do poj~ia - jark533


MARlAN ZDZIECHOWSKImO:lnoSe do rzeczywiswsci - zalozenie do wylkonania - pow6d dodowodu - t


"OJCZE NASZ"cios Smiertelny zadala". Ty;mcza.sem z tej prO-by ognistej, z tych"wrot piekielnych n a ziemi" on. wyszedl ~ci~ko . A ' zat em ,,>id ood Kosciola odpada, sam sobie tylko s:zJlrod:zi, sam w sob'ie si~ r ozpada,sam w sob'ie wi~c ponosi Gt'a:r~ \Swego oderwania - kar~ zrrik.­czemnienia, albo zlnicestwicenia". Ten, Mo ipOwstaje przeciw Koociolowi"ezy;ni to nie ,z nadmiaru sily,ani z butnej przek()ry, jalk si~ totzw. si1nym duehom wydaje, lecz owszem ze slalboSci 'i. ll1iedOSlta:~u,a co wi~za , z b1"aku UZIl1ania owej slabosci i hl'aGtu pokory".W i~c do glc:bi duszy umial Cieszkowski przejqc si~ przeswiadczeniem;ze oderwac s i~ od in:stytucji, kt61'a poj ~dI!1anie Iudzi z Bogiemza eel sobie wytIkIl1~la , to ZIl1aozy oddac s'i~ swemu J a i .p6jsc w ll1iewol ~ egoizlIIm , czyli "uIec temu, 00 w Zyciu najmocniej ci~Zy i dolega,a wyzwolic si~ jedno z tego, 00 wlalsnie poctnosi i UiIlosi ".I im wyzej porywala go wiara w Ojcootwo Boze, tym :nami~tniej ­szym gorzal oburzeniem na wszelkie tej prawdy gwalcenie, na niewolnictwo,na ucislkanie na:rod6w, na utrzymanie w upoSledzeniuniZszych w arstw. Swi~y gniew czynil go wymownym. Caly, obejmujqcy300 stron rozbi6r wezwania 0 j c zeN a s z moze bye zaliezonydo najpi~iejszych , na wywkosc poetYidkiego ll1atchnieniaWZTIoszqcych s i~ wywod6w wielGtiego (pOslannictwa i wielkich powinnosci,spadajqcych na czlowieka przez, to, ze Boga swym Ojcemnazywa.IVAle wywody te, ubolewania i gmiewy sq w filozod'ii Cieszkowskiegojakby odskokiem od zwyklego toku rozUmowania. Niszczqca krytyka'dawniejszych i t>boony:ch naduZyc ipOj~ ia Ojocostwa BoZego dowodzi,ie umial 0iIl jasnym okiem pairzeC na rzeczywistoSc, ty1koz umiej~tno s ci tej nie korzystal i si~gaj qc w czasy przyszle, wolal jewysnuwac z premis filozofii RegIa, niZ z zycia rzeczywistego i jego"mqk i Ib616w i l:ez mn6stwa". Tortez przechodzqc w IV dziale tegoztomu do rozmyslan nad dalszym ciqgiem wezwania, 'tj. nad sl:owami"Kt6ry§ jest w Niebie", dawal ()Ill ~owu doot~p m ysli, olSnioneji zaemiOiIlej marzeniem 0 raju Kr61estwa Bozego.Przybytkiem Boga jest niebo, ale gdziei mamy szukac tego domuOjea Illaszego. Oto .pytaillie zasadnicze, ktoce post;anawial tu 'l"OZwiqzac.Punlkt wyjscia dbieral najtrafniejszy. Slowa "Kt6rys jest w Niebie"nalezalo, zdaniem jego, pogodzic z poj ~ciem wszech()lbeanosciBoga."B6g jest w Niebie, na ziemi ina kaM ym miejscu" - twierdzenieto stanowi podstaw~ religii. Znajdujemy je w !kazdym katechizmie,ale zapominamy 0 nim w Zy'ciu rpotocznym. Zanoszqc modl:ynasze do Boga, usadowionego na tranie manarszym w jakims nie­535


MARI AN ZDZIECHOWSKIskonczen'ie odleglym paiistwie, oddalamy go 'tyro samym z tego Jegosiedli:ska, More dla nas jest najdoot~pniejsze i mogloby bye najlepiejznam.e, tj. z gl~bin duszy naszej. Niestety, talk latwo przyjmuja,ces'i~ na nislcich pozioma'ch mysl'i ipOj~cie Bo.ga, jako. monarchyNieba, sprawuja,cego rza,dy !Ilad ziem'ia, ~a posrednictwem 'calej hierarehiiIkaplails'ko-uTZ~dniczej, illioodl:~czne jest od wsze1!kiej pr6byracjonailoowania wiary, a do.sko.nale dogadza zasadzie autorytetuwladz koscielnych, i ma,d pochodzi, ze stalo 'sili panuj&!cym; zaswlatowy"tl'a!ll:Scendentalilly" Bog zaslonil Boga ,,'immanentnego", mieszkaj~cegow semu czlowielka. Dopiero w czasa'ch ostatnich nasta,pilzWiastuja,cy pogl~bienie stosunku IStworzenia do StwOl'cy i wrazz tym jutrzen:k~ nowego iyc'ia fW Kosciele zwrot o.d racjonalizmuteologiczm.ego, od rozumowych podstaw wiary do jejpodstaw moraluych,do mistyiki iycia wewn~trmego .Otoz Cieszkowski, 'chwytaja,c si~ s ila, cala, poj~c'ia wszechobec:nosciBog.a i nie daja,ce'j si~ od 'tego odl~czyc Jego immarrmencji, m6glbystac ,si~ 'poprzedrrilkiem tego dzisiejszego zwrotu w Kosdele,w tzw. mebodzie immam.eneji swoja, moe czerpia,cego. Tym jednakn ie by!. Zwiq:zany diaIe'ktyka, RegIa, z niej tbliskose trzeciej epokiWY'prowadzaja,c i patrza,c tylko w epdld t ej pro.miennosc, materializowalon Boza, wszechobecnosc. WyHuma'czywszy, ze przybytkiemBoga sa, niebiosa, jako calosc wszysbkkh swiatow, dochodzil do oczywistegownioSku, ze niebo rue moie byc pomyslane bez ziemi bE;­d~ cej 'tez jego ·czqsl1ka,. Ula'coogoz wi~c Boga nie wid1!imy na ziemi?Bosmy niegodni ttego. Ale oto p~dem szybkim :1fuliZa si ~ chwila,w ktorej ziemia nasza 'b~dzie "zbawiona, - przemieniona, - wnielbows'ta,piona,- slowem taka" jak a, dzis wbie wyolbra'zamy ziemi~opieoana," - i wtedy to w tej tblogoolawionej epoce ujrzymywsr6d siebie Boga "przez oswiecenie i pocieszenie Ducha Sw. zdolarmymi'esc to spel!rJ.e Oblicze Jego".Ma si~ T{)zlUniec, nie oznaczalo >to, ze B6g wowczas chodzic poziemi b~dzie i objaw'iac si~ ludziom w jakiejs materialnej postaci.Nie, B6g, wedlug slow sw. Pawla, Ib~ie "wszyst kim we wszystkich".Ale i t~ wszystikosc materialiwwal Oieszikowski, 'czego zreszta, unikIna,c nie mogl, przenosza,c do muyslowej r~eczyWiSJ1Jo s ci poza­Sw iato'\~ e, pozafenomenalne tlis1rn.oty. Popiemja,c 'Przebo POwYZszeslowa apostola iunymi t ekstami z pism jego wyj~ty;m'i - "w Nimiyjemy, ,ruszamy s'ili 'i jesteSmy ...", "jestesmy swia,tyn'iq Jego SwiE;­tego Ducha" - wyprowadzal s ta,.d wruosek, Ze w rzeczy samej stanowimy"organicme ,czlonki Istoty Boga". Porriewaz zas wszelkiepoj~cie trzeba umiec sobie wyobrazic, 'albowiem 'skoro "wyobTazicsili n ie da, b~d:hcie 'peWilli, iz pomimo pozornej gl~bokoSci swojej,jest pr6imym", wi~c doslownie biorqc wyraienia sw. F.awla, pl-zedstarwialCiesZkowski Boga, jako rozlanego w tej przyszlej luw kosci,536


"OJCZE NASZ "!cl6ra b¢Zie Jego "BoZym Oialem nie m i sty IC Z 11'1 1. e tylko, ja!k si~dotqd prawdziwi Chrzescijanie za idealne cialo Chrystusa poczytywali,lecz w a'bsolutll'lej rzeczywistosci, ja'ko Cia 10 'i S p e 111'1 i aT e go, ikt6ry wszystiko we wlSzystlk'im spelnia".(Pawel Ephes. I. 23). Slowem, to Bog-ludz1kosc, B6g, 0 'lct6rym dalobyiSi~ powiedziec, ze bez lud:zkosci o!bejsc si~ nie more, bo "my go 'egzaltujemy oraz wieczne 2mlartwychwstanie Jego odprawiamyprzez wlasne nasze .podnoszerueSi~ i Q'JIllartwychwstanie". Zdawalobysi~, ze Cieszko'Wski postawil iu za eel oZyw'ic abstrakcyjnq ludZkoscCom te'a (Grand etre Humanite), przenoszqc jq do panteistycZlIlej fil1lwy P.aMkiej, uzupellniajq'S'i~ . wzaj~mnie obejmujqcych obie sfery zyda czlowieczego: s10­suneik do Boga i stosunek do bli:lmiego. :tq.czmosc naszq z Bogiemuznajemy, s wi~ c q c J ego Imi~ - a tym imieniem - Duch; lqcznoscz Iudimi uznajemy, proSZqC Boga 0 Kr61estwo Jego, ktore przyjdzie,gdy B6g si~ nam objawi, jako DuchSwi~ty, Duch Pocieszyciel,"Duch Wszechswiata i Krol Wszechlud6w" (IV, 138),537


MARIAN ZDZ IECHOWSKIDo okreslenia Boga, jako Ducha, dochodzil Cieszikowski, jalk zwy­'Ide, drogCl ,prawa dia'Jekty


"OJCZE NASZ'o byt prawem mooniejszego - w Kr61estwie BoZytffi Kosciol ludzkosciogarrnie rwszystlde ludy i polq,czy jeZyciem organi-cznym w wie­~u istej ha1'IIlOl11ii, - !Il:ar~driem zas BoZym w spelnierriu tego, narodem,;z. Morego wyjsc musi dobra Illowina 0 nastamu KrolestwaBozego na ziemi, jaik. z narodu Zydowskiego wyjsc musiala dobranowina 0 jego przylbliZeniu" b~e nar6d PolSki, poniewaz jeden,wsr6d cnarod6w, me 'holdowal on egoizmowi, lecz sluZyI sprawie ludow.Nard pokojowym zag IOZ'Wojem ha1'IIlOl11ii czuwacb~da, Rza,dcentrailly, ja!ko cnajwy2ls7ia wladza wykonawcza - !pOwszechny LuidzkosciSdb6r (concilium oecumenicum humanitatis), jako 'I1ajwy:iszawladza prawodawom - i Powszechny Trybunal Narodow , jako najwy2Ezawfadza sBidownicza ti wykonawcza. - Wewn~trnny za:S ustrojika 21dego panstwa okre.slac b~q dwa salkramenta:lcne wyrazy: W 0 I­n o s c i P o r z a, de k , :iJnnyrni slowy, iI1asta,pi r6wnowaga mi~dzyinst ytucjarmi samorzqdu i wlad~mi centralnymi. LU!dzie, pclni~cys luz b~ publ'iczna" poczytywac jq b~da, za sluzb~ .'Bozq, za k aplanstwoDucha.Kt6z Zlaprzeczy, ze rten obraz 1:'rneciej epdki cnacechowany ·byl wielka, :podniosloscia, i s~la-che'tnoScia, mys:]!i - i 'Ze rmstalenie cna .swiecieporzq;dku, <strong>maj</strong>q:cego sprawiedliwosc za 'podstaW~ swojq, :bylOiby wielkims z·cz ~ciem ella roelu lud7Jktiego. Ale .czyZby pa!l1owanie ~prawiedliwo.sci,·chocby ochrzczone mianem okresu Ducha Swi~ego, bylojuz Krolestwem BoZym? Czyzby odpowiadalo rtej t~knocie za absolutna,szcz~ liwo ·s ci a" 1kt6ra mies2lka w sercu ·chrzescijanina i 'ktora,on n ier-ozerwaln'ie Iq1czy z ma~em '0 Kr61estw1e BoZym? Czy"Zwraz z nastqpieniem zgody m i~dzy Kosciolem a Panstwem, Z uZil1a­'I1iem zasady iI1arodowoki w pofitY'ce, Z lTozbrojeniem powszecooym,Z rpoprawa, stosunlk6w spoleCZil1y.ch - slowem Z urzeczy!W'.istn!ieniemSkre.slonego w 0 j C 'Z e N a s z idealu spolecznosci ludzkiej grzechi Smierc mialylby t ez pr zest ac szerzyc spulStoszen'ia '8woje, a slepytraf ur a,gac ra


MARIAN ZDZIECHOWSKIotwieracie je, a'by wypuscic pogardliwie slowo S z ale n s two ­slowo, ktorym po wszystk1e wieki p'i«:tmowano zrazu wszystko, coswi~tym jest"... ale "mpra'Wd«: powiadam warn, Illie jest to ani !Il1Ill.iejsze,ani wi~ze szalenstwo, IriZ ,to, lkit6re tprzed 18 wiekami uslyszano,gdy po raz pierwszy odezwal si~ glos, wzyWaja,cy ludii do braterstwa".- "Sza'lenstwo" to bylo dbjawieniem, w Morym Bog przezusta slugi oSwego przemawial: "Wiara nasza bymZywa, i wielka" wi~cdane Illam 'zostalo zrozumiec, wyrozumowac i jawnie objawic; ­a jesli dosc sily mamy, aby was przekonac, to wlaSnie wierzymyi ze do was przepel!nionym sercem wraz z Pawlem 8w. wotamy :"M 0 w i ~ ,p rawd ~ w C h r y s tu s i e, ani e ik. lam i~, b 0swiadectwo daje m'i sumielllie moje wDuehuSwi~tym". .* • Diale1ktyka RegIa skula skrzydla duszy Cies2Jkowskiego, jego umyslszlachetny i siJlny, jego serce gora,ce ogniem idealnych pragnien zapalone.I zuZyl on mySl swoja, w jalowym usilowaniu zamIrni~ciaaspiracji, w nieskoirczonosc Boza, si~gaja,cych, w ()ibr~bie filozofii,ktoea rue WYZszego we wszechSwiecie Illad mySl IU~q maleic rueumiala.Dla czegoz - moma tu zapytac - Cieszkowski talk ealkowicie si~przeja,l naukq RegIa? Bylo to przede wszysfirim w duchu epoki,ikt6ra wiedzy absolutnej zqdala, a pozory rtalk.iej wiedzy umial wlasnieRegel filozofii swojej Illadac. Nast~e, bylo to w duchu narodupolskiego, ktory u'PB:dlszy .politycznie, nie upadl moralnie, leczdqZyl do odrodzenia, wi~c calq dusza, pragnql posiadac pewnosc, zeZidola ,powstac. Pewnosc zas t~ mogla mu ·dac Itylko filozofia absolutna,gdyz tylko z niej mozliwym stawalo si~ wyprowadzenie wiedzyprzyszlosci. Wreszcie - i ,to najwazruejsze - optymizm, tklWiqcyw is


..OJCZE NASZ"wyobraZml swej wpatrzonej w przyszlq epok~ Ducha Sw., zbliZonydo CiesikowSlciego. Ale, roztaczajqC w pismach i wykladach histori~wszechswiata w obrazie h'zech okresOw, b~dqcyeh trzema manifestacjamijedynego w tro}cy Bog-a nie !poprzestawal O'll na samymItylko zaZiIla'czeniu niezgodnosci idealu z rzeczywistoSciq ­owszem - dbejmowal on i odczuwal ogrm lpot~gi zlego i liczylsi~ z nim. I zapeW!lle to w nim odpychalo Cies2ikowskiego. Myslicielpolski nie zechd al zmierzyc gl~bin mysli Schellinga, nie poruszyla go kreslona przezen epopea wal!k swiatla z mrokiem, za'kon­CZJO!l1.a tryumferrn sw ia,ua, po ktorym nigdzie nic procz Boga meb~dzie. Nie poruszyla, bo nie lubil i nie chcial, jalk si~ sam wyrazal,wlkraczae w dziedz in~ eschatologii, - i nie n~cil go Dzien DuchaSw. przenie.siony w jalkqs niedosciglq dal pozazmyslowego :bytu.To ostatnie, to wyczekiwanie r aju n a ziemi, zaraz, to n aginaniei tlumaczenie falktow w rtaiki sposob, aieby wynikala z nkh p ew ­nose bliskiego zwyci~a prawdy, p rzY'Pisalem m ateriali:sty,cznemukierunkowi wyobrami Cie.s2ikowskiego. Nie tylko Schelling, ikazdy,kto si~ gl~b i ej n ad rzeczami ost ateC2lIlymi zastanowi, nad t q wiekuistqszcz~sliwosciq , kt ora ikre.sem rna bye trud6w i walk duchai ktor ej "ani oko rue widzialo, 'ani ucho nie slyszalo", sl!claniae s'i ~b~dz'ie do wyOibrazania jej, ja'ko aIIltytezy swia,ta, co nas ot a,cza i wistocie swej jest cierpieniem - do przenoszenia jej poza sfer ~ zjawiskzmysl'OWemu dku dOS't/?pnych, rpoza przestrzen i ezas. TymczasemCies2ikowsllci zapragnql lroniec7lIlie ujrzec Boga tu, na ziemi."Niebo - pisal QIIl - (II, 394) pomyslane bez ziemi, zaswiatprzeciwlegly ["ealnemu Swiatu - SIl to oderwane twory atbstralkcyjnejmysli"; rpodobniez wiecZiIlosc bez iatdinego czasu jest rpoj~ciembez tre§ci Ii. Zycia - i "wszelkie mniernallle uwolnienie Istoty Bozejod ikategOTii miejs.ca i c~asu jest zaprzeczne, ujemne, jednostronnei dla Boga m e przystojne... "Odmawiae Bogu miejsca i czasu jestto ,ponie'kqd znrzac Go do znaczenia martwego tr6jikqta".Ale - odpowiemy na to - umieszczac Boga n a ziemi, w ciasnychgranica{!h zmystowego i zn'ilromego Ibytu to ZiIlaczy dopus2lczac s i~wol::iec idei 'immanencji Boga takiej samej jej m aterializacji, jakqjest sadowienie Boga n a tronie w jakiJrns nieSkonczenie oc1dalonymNiebie wobec idei ,transcen:dencji Boga. Gl~boko, jak widzielismy,przejql s i~ byl Cieszkowski - ito jest jego zaslug~ - zapominanllw Zyciu codzienJl1ym katechizmow~ prawd~, iZ Bog jest nie tylkow Niebie, ale i na ziemi i na ikaZdym miej'Scu, lecz Humacz~c jll,popadl, w por6wnaniu do zwyfttlego jej rozumienia, w przeciw:nllostatecznosc: z zaSwiatowego Nieba przeni6s1 on Boga do przyszlejziemi.Pod w2lg1~dern tego materiallistycznego kierunku wyobraZni, wylqcznieprzej ~tej idealern dobra i szcz~scia na ziemi Cies2Jkowsk i11 - ZNA K 541


MARIAN ZDZIECHOWSKIwyprzedzil, jalk nadmienillimy, d2iisiejszyeh przecistawicieli myslirel1gij'l'1ej w Rosji. Tylko d :z1dolali utrzymac swojq ma'terialistycznoscw okreslonych grrunica'ch. Jedni, lj.aJk Solowjow , Buligaikow,Merei!kowski, Bie1'diajew, t~qC za rajem na ziemi, w ktorymBog b~dzie "WSZYIS1lk.i.m we wszys'tbch", przeniesli raj ten w s£er~eschah)logii i zddby,eie z i e,ffi i 0 b i e


MARIAN ZDZIECHOWSKI...WyiEJ NADZIEJE NASZE ZlOiyc...(...) Nie w istecie ISwojej irr~'cjon:a1nym jest swiat, lecz w wyobraze:niunaszym, jake zjawisko, na ktore 'pa'trzymy, ktore 'badamy;w istocie swojej jest on ponad rozumem i a'by go pozmac, rozumprzekroczyc mus'i swoja, wla&na, gralll'i.c~, za przewodnilka biora,c ow 'zroSni~ty 'Z duszq nie;pokoj, iktary w pogoni za absolutem szcz~ ­scira 'p~i czlowieka przez la,dy i morza, nigdzie tulaczej jego mysliwytcimienia n ie dajqc. Wgl~bia;my si~ w zrodla ll'iepokoju tego i widzimywowozas - wytkazal to jeden z przednich myslkieli czasownaszych 1 - z'e sam pryncyp woli


MARIAN ZDZIECHOWSKINic dziwnego. Dow6d bowiem uczuciowy, zwykle moralnym zwany,bo na m oralnej stronie uczucia stoi, mozn a by r 6w-nie dobrzenazwae dowodem romantycznym, z romantycznego zmyslu nieskonczonoociplyn!:l;cym. Z romanty2lIIlem zas w'kracza niebezpiecznypierwiastek indywidua]IIlY, aIIla'l'chiczm.y, kt6ry wsz~dzie , tym bardziejw spoistej organizacji koscielnej, przesiqkniE;tej od dolu dog6ry duchem rzymsikiej panstwowosci, stae siE; moze czynni1demrozluznienia. Dlatego to bunt romantyzmu przeciw klasycyzmowiz dziedziny form literackich przeniesiony w zakres najgl E;bszych zagadniei1religii pr zejql t aka. grozq tych wszystkich, kt6rzy ideE; Kosciolazwykli lqczye z ideq 'P0sluszenstwa ze slepej, nie rozumujqcejwiary (foi du charbonnier) wynikajl\'cego . .Ale topniej a. szer egi owych p rostaczk6w - "w E;glarzy" i trzymacs i~ tylko ich, rachujqc n ao ich automatycznq uleglosc, a odpychaeelit ~ umyslowq, byloby ze str ony Kosciola sprzeniewierzeniems i ~ wlasnemu poslannictwu, opuszczeniem rqk i leniwym wyczekiwaniemcudu. P oslannictwem Kosciola jest apostolstwo - .i niechcemy dopuscic, aby kultura i Kosci61 stanowic mialy dwa wrogieobozy ; k ultura ochrzczon q by e musi przez Kosci61 i SItae si~ srodkiemdo urzeczywhstnienia la,CZIlosci mi~dzy doczesnoscia, a p:orza,dkiemwyzszyrrn. I jesli kiedy , to wlaSnie w epoce naszej mialoby tonastqpic. Dlaczego? Wsr6d idei przewodniczqcych dziejowemu rozwojowilu dzkosci wysun~la si~ na pierwsze miejsce id ea e wolucjii post~pu , wznoszqcego s i~ na podstawach szerokiej wolnos.ci. Id eata jedJIlak, p omimo iz z ro:mlaitych stron usilowano ja. pogodzicz chrzescijai1stwem , jest w istocie swojej aIlltychrzesaijail8ka., boidealowi kr61estwa Bozego, M6re me jest z tego Swiata, przeciwstawila pr zyszly r aj jak iS ziemski, mniej lub wi~ cej marzeniamisocjalizmu zabarwiony. P od oszalamiajqcym wrazeniem nieslychanychzdobyczy mysli, wiedzy i pomyslowosci ludzkiej w zakresiepoznawania i ujarzmiania przyrody powstawala on a w upojeniu niezmiel'l1qmOCq czlowieka, kt6re z ust Feuerbach a wyrywalo slowa,ze "nad p o t ~ gq wsze chp o t~ gi Boga stoi wyzsza jeszcze pot~ga rozumu zakazujqca Bogu dzialae przeciw rozumowi" 2 - a temu romantyczm.emuaU'tot eizmowi,


"WVZEJ NADZIEJE NASZE ZlOZVC"UipOSledzonych Zyc b~d!l w ci~ tej ehwili., ~orq jest Zycie Ina ziemi,w warunk1\cll lepszych niZ dzisiejsze. 1m w'i~ze sq wysilki i naw etpowodzenia nasze, tyro silniej czujemy nralosc osi!lgn1~ych wynik6ww fPOrownaniu z Jistotnymi a na!jgl~bszy;mi pragnieniami, t ymwyrainiej i boleSniej zdajemy sdbie s'Praw~ z 'l'liemocy Ina.szej wobecr 21eczyw'istej tragtcznosci iycia, !kJt6rej i adne odilcr"ycia i 2Jdobyczepogt~pu rue usunq. Slowem romantycrm.a, bo romantycz:nie wyolbrzymiaja"caS'il~ czlQWlieka Teligia pC:21nego za tqpicdogmaty:zrrnem moralnym. Wi ~ c WOIDO i ywie nadzi ej~, ze usilowan~aich IPrzyniOsq nowe zasoby mocy Kosciolowi w wie1ikim poslannkrtWie prowadzenia swiata.To jedna!k daloby si~ 1m zarzucie, iZ stojqC na gruncie Kosciola,nie uwzg l~dni li dostatecmie, ze w SipOleczmosci ikatoliCkliej, jako nie­~bt:; dnq i skuteezmq przeciwwag ~ pierwiastJka in d y w i d u a 1 n e­go, ilct;6ry s i~ 2ldusie d llis nie da, a rna swojl! dobroczynnq i w ielkqwartosG, nalezaloby z calq silq podniesc pierwiastek s oc j a 1 n yw mist ycznej jego postaci, czyli li'tu rgi ~. Li1nJ.rgia jednoczy Ikatoliikoww Ikulci.e, ~t6ry Kosciol lsiklada Bogu, OIIla jest wytwo:rem wie­Ikow ,pierwszych chrzescijanstwa, Ikiedy pobom osc na jpi~kniejszewydawala kwiaty, owocern jest wspo1ny>rn usilowan najglt:;bszychi najwznioslejszych umyslow reHgijny>ch. Celem Kosciola ow tkres,u k t6rego B6g 'staje s it:; "wszysbkim w e wszyst:ki.ch" - i sluszrrie545


MARIAN ZDZIECHOWSKInazwano litU!rgi~ ze stanowi:ska celu Itego "jedyn'l autenJtycZ'll'l przezKo-sciol ustaInowi{)!l1.'l metod'l do upodo.bnienia dusz z Chp>'sbusem".4Ale t~ jedyn'l, a na oocjalnym p'ier~astku duszy opar.t'l metod~usLlwal stopniowo indywiduallizim, ikttory wnosil do kato}kyzrrnu jakbyodbide d'lzeil prmestanckioh, a zazna'czal si~ w sferze mod11twystale i silnie. TOItez pOCZ'lwszy od refo-nmacji wie!ku XVI ikrokiemooraz l'lzylbSzym 'P()st~powal spadek gorliwosci htur,gicznej, CO'raz baTdziejzapomiinalTl{) , ze wraz z jej Ziill1'iIkiem usycha istoiJne zrodlo sHyZywobnej w Kosciele.•Pami~talffi jalk ' przed laty uderzyly mnie .trafnoSci'l swoj'l i pobudzilydo myslenia slowa ikardynala Svampa wygloszone w l'OZmowie z jednym Z pu!bl~ 'cys1:6w katolidmch, ze wiele jest rzeczyw Ko.sdele domagaj'lcY'ch si~ naprawy, lecz za-cz'le trzeba nd naprawymodli'twy. Modlie si~ l!1ie u!llliemy. (...)Modlitwa' - powiedzial X . Gratty - jest oddechem duszy; gdziejej nie rna, tam zycie duchowezamiera. Ten falkt, ze czlowie'k jestistotq, ktora si~ modli, przewyZ.sza rwedlug wspo1czeSl!1ego myslicielapozytywi


"WViEJ NADZIEJE NASZE Zloivc"turq? Ozy znajdziemy w nich podniosloSc mysli, szerdkoSc Ipogl~dui :ndrQWY IkrY'tycyun odroZniajqCY wi~~ od zaJbdbonu?" {...)I jeszcze t.o dodac rtrzeba, ze teksty li:tU'rgiczne oparte Sq przewaz­!I1ie na BilbI'ii, slusne zas tpO'W'iedzi


MARIAN ZDZIECHOWSKImienia. Dla ,prymatu zas sumienia 'szukajqc teoretY{!Zlllej podstawyi zmrl.a:zl:szy jq w idei Boga, Ilctory nie w niebie tylko pTzebywa,ale Ii w sumieniu czlowieka, lIliektorzy z wybitny


" WVZEJ NADZIEJE NASZE ZlOZvC"obr6cimy, wyjscia s~jllc wsz~e, wyrasta przed nami napis tensam "tu me rna lIladmei". Przygnidtla nas troska 0 jU'tro - i Ij;a!ktrudno, ,talk. nieskonczenie trudno z lIliej powBtac. Wstajemy jednak,aby na szerokiej widownis-wiata, W sferze najgl~bszych zaga'.chrienducha, dotJrzyimac Ikroku szcz~liwszym od lIlas,bo wolnym ad 'Ci~­Zaru gn~billcych lIlas mysli... (...) Mea religijna mliesci w sob'ie wszystikiemne. Od niej szly i do ruej wracaly natchnienia poet6w lIlaszychi mysLicie1i. Im objawiala 'si~ ona w swiecie mesjanicz:nychnadziei; my, "po kt6rych d epce, jaiko 1kr61, zginienie", spojrzeliSmyna mil przez clunur~ pesymistyC1lIU\ ,Swjadomosc tomamosci cierp'iernad Zycia. Ale me jest pesYlJIrmn nasz skargll rozpa,czy; slyszymyw lIlim Igloo lIlakazujllcy nam wyZej nadzieje nasze zloZyc i wyzejskierowac czyny; contra spem speramus.Marian ZdziechowskiPesymizm, romo.ntyzm a podstawll chrzescijanstwa, t. I, Krak6w 1914,fragmenty Przedmowy, wybral H. W.549


MARIAN SLIWINSKIROMANTYZM I PRZEMIJANIEI. UNICESTWIENIE REAL.NOSCI. 0 ROMANTYCZNEJ .METAFORZE SMIERCI .W r'Ozprawie '0 tragizmie przyta'Cza Wlady~·aw Tatar1kiewicrz aforystYCZIDiebrzmiqcy sqd S~mmla, iZ zadziwiajq'c'O malo z cierpienlu'dZlklkh weszlo do fi'lozofi~. Mysl europejska w epoce staroiy1m.oscii sredniowieeza w niewielkiim jak'Oby stopniu zajmowala si~jednos ekq ludZkq, gloW!I1q uwag~ poSwi~eajq'c teorii bytu, Ikosmosu.Dopier'O w cZa'salch nowQzytnyeh czlO'W'ie'k l?lIlalazJ: si~ w polu zain­.tere.sowania fil020fow i po raz pierwszy pelniej-szym glosem wypowidzianezosraly jeg'O niedole i aieTlP'ienia, jego przemijanie. 1AprobowaIlY przez Ta,tarkiewicza 'Sqd ni,ern.1eoklieg'O filo!l:'Ofa niewydaje Sli ~ naj,bandziej sprawiedliwy wobee tradyeyjll1ej refleksjoi. Ta'~ajm'Owala s i~ cz:fowiekiem, tyle ze czyIl1ila 1Jo zawsze w scislymp'Owiqzaniu z ogolll1q teO'niq bytu. Bud'Owala koneepeje wszechswiata,bynajmniej jedna!k 'I1!ie za een~ rnilczenia '0 dramatycznym charakterzelud-akiego l'Osu. Docielkai11ia !k.oomologiczne i medytacja nadczlow1ekiem szly ze 's'Obq w parze.Natorniast odmiennoocaniJropologiJi. filozoficznej ezasow ll1'Owoiytnyeh.i najll1:oWlSzych polega na zajm'Owaniu si~ ezlowie'kiem, rotoryzawieszony jest w metafizyelffiej prom. B~dq'e stru!k.turq monardyczniq,z calolksztaltu zjawi,sk czlowiek rna 0'0 czynteni'a jedynie ze swojq~ndywidu alnq egzystencjq, maozonq perlSIpektYWq przemijaruai smierd. Swia't zewn~y me dstrrieje, jest tylik'O p l''Ojek'ejq i Vlryobra'ieniemjednos1llmwej swiad'Om'Osei.Wlspominajqe S'WQje mlodzien'cze falseYll1aroje mteleldua,lIl1e, LewTolstoj pisal: "Ale zarde.n kienmek fJil'Ozofii m e pociqgal muie talk,jaik soeptyc~m , Ik!tOry pewneg'O razu ooprowadzli'l mnie do S'tanubliSkieg'O szalens twa. Wy'Obrazalem sobie, 2le n:a ,ealym swieeie OIproezmnie nie 'isbnieje ndikt i nie, ze przedrlllimy rue Sq pr zedmiotaml, zedbraz kh poja'Wia si~ tylk'O wtedy, g.dy 2'JWraoam ll1a nie uwag ~, i zegdy t ylko przestaj~ '0 n'ich myslec - zm'i!ka n atychmialst. Slowem - .zgodzilem si~ callkowide z Schel.lingiem


ROMANTYZM I PRZEMIJANIEze niekiedy sZ)'Ibko ogll:\'dalem s'it; za siebie w n ad7li.ei, iZ 2:askoczt;Z!l1ienadka mcose (neant) rtarn, gdZ'ie mnie nie bylo".2Zakwestiouowanie realnosci Ibyltu, ddkonane przez filowd'it; poorniotowq,na kt6rej romantycZll1.Y etap wska'zuje Tolstoj, strunowi Ill'iemniej zna'cZqcy i istotny problem Ill.iz sarna swtadomoSe czlowiekapostawionego w obliczu smierci. W te!kstach r omanrtycznych dootrzecmo:ima ZIl1.amienne oscylowanie fenomenu srnierci mit;dzy sferq podmiotui sferq przedmiotu. Sprzt;rona z wymiarem jaZni, bez resztyod mej uzaleiZrriona Tzeczywistose sarna na'pit;tnowana zootaje wiekocrotnie zna'kiem smierci. Fa'kt to paradoksaIny i charakterystycz­Illy dla f;ilozofii suhie1clywistycznej: smierc, bt;dqca fenomenem ludzkiejegzyst encji, przenika r6wniez rz,eczywistose, s tanowi jej parsdestn Lens, nils2Jczy jej db'iektywnq reaInose, jej lad i pi~o.Proces UIllicestwienia Tealnosci ,p-ozootaje w bezposrednim zwi~uz romantyczllym s tosunkiem do smierci. Wyr6Znie mozemy w r o­manty:mnie dwa rodzaje postawy wobec przemijania. W pieI'lwszejz nlich podmiotowoSe, odlkrywajqca s.wojq odmiennose od swiat a rzeczy,swojq lJdollllosc do samo1'eflelksjd i uchwycenia samej siebie jakobytu swia,domego, stwiel'dza za1'azem, ze istnielll.ie jej naZil1.aCWlll.e jestnieuchronnie perspektywq .sm'ier,ci, Ze rna charaikter 'kruchy i Skonczony.Smierc konstytuuje egzystenojt;, ale jednoczeSmlie oIkarzujesit; 'czynnikiem destrukcyjlll.ym, ikwestionuje swiadomose w oomychjej podstawaoh. Roma'I1ltyczna literatu1'a p1'zylllosi az nadto czt;S'toohraz czlow:ie'ka pogrqZonego wpoczudu absurdu smieI'ci, owladnit;­t ego myslq 0 samob6jstw'ie lub :zJma.gaj~cego .sit; bezskut ecznie z problememJlIiesmie1'teIDosci. Z drugiej jednalk strony wyst~puje w 1'0­mantyzmie s'kradnie o dmi elllllle rozurmielll.ie smier ei, wyzwalajqcew jednostce rniozym nie zachWialllq wiaTt; w lffioZliwosc przezwy'C'it;­zenia konczonosc.i swego rtrwama, 1ranscendowffi1ii,a emp.h'yezmej,zanurzonej \V czasie egzym'e!llcji, wyzwol-en


MARIAN SLIWINSKImi~dzy wieczmosciq i doczesnosciq, iktorego zresztq pierwszym nowo­Zybnym, dobitmym wyrazi!cielem !byl Pasca1. 4 Sformulowany przezn'iego ,dylemat rbos'lmsci i !l1:icOOci czlowieka zdaje rsi~ sbanowic dobryiklucz do antropologii romantyCZiIlej. Jalk stwieI1dza jeden z badaczy:"Romantyczny ikult ,geniusza wyhodowal fiikcj~ wszechoPOt~Zn1ejjaZni oscylujetcej mi~d:iy czlowiekiern-Bog:iem a rczlowiekiem-prochern,rskazal indywiduum na


ROMANTYZM I PRZEMIJANIE"A byt m 6j jest d~zarem po dzJis ad pawicia,Jeno smierci wyglqdam - nienawi,dz~ iycia!"(Goethe, Faust, przel. E. Zegadtowicz)"Zaw sze OIk!rutnej smierci gorejqce tclmienieW lliStach moich Zywotne niszczyro strumienie".(Lamartine, Dumania poety, przel. D. Lisiecki)"iyj ~Po to, by umrzec: iyjqC, me m e widz ~,Smierc nienaw.istnq '00 by mi czy;nilo,Pr6cz wroclzonego do iycia pooi~ ,Wstr~tnego , przecie ruepdkanalnegoInstynktu zycia, kt6ry mi obmierzly .Tyle, co wtasne ja; zm6c go iIl~e zdol~ ,Zyj~ wi~c .Obymre iIligdy rue zyl!"(Byron , Kain, przel. Z. Reu ut-W.i:tkowska)"Urod~em siE;l z pragnieniem smierci. Nic nie wyclawatomi siE;l 1T6wnie glupie jaik iycie i haniebniejsze jak pr agnienie urtrzymal!1ia siE;l przy nlilm".(Flaubert, Listopad, przel. W. Miltarski)G. K. Chesterton wyra~ siE;l, ze sw . Toma'Sz na slynne pytanieHamleta "To be or iIlOt to be" odpov.ried:ciec m6g~by wy1ltczniew twierdzqcy sposab, zgola obce jest 'bowiem umyslowooci sred:niiowiecznejil1.owoiytne powqiJpiewanie w wartoSc istnie:n.ia. 6 W romantyzmie6w nowoiytny sceptycyzm zostaje poglEilbi


MARIAN SLIWINSKItel' stara si~ przezwyd~zyc Smierc: wydostac si ~ z W.JklEi'tego kr~gupadmidtowosci, polqczyc skonczOinooc z nie8k:oilCzonosciq, wlqczyclud7Jk'i~ 'istnienie w plan wioczny. Mysl 0 ahsolucie staje :si~ jednalktyllko dodartkowym .sklad!l1 ~kiem jego zdezi!l1tegrrowanej jaZni,nada1 otacza go wtdrrnowa rzeczywistoSc, pej'zaz maTtwy i jal:owy:"Umieram smierciq. C6Z mogloby odmien:ic ten m6j stan.? Gdybymujrzal cos pewn~go, zeby to byla jak.as proba, ja'kies natch:niooie,jaka's Wliara, co .gory prz€iIllosi; gdybym Iznalazl mysl, (ktora by ~­zala SkonCZOlIle Z !l1ieSkonczonosciq. Ale zatrute wqupienie m~j duszypozera wszystko. Dusza moja jest jak Morze Martwe, nad kt6rymme moze rprzel~ieC zaden p-balk; w rpo1:owie drogi opada w Smierci mcose" (Kierlkegaard, Diapsalmata, rprzet J . Iwas7Jkri.ewti.'cz).Natura, za kt6rej wielkich miloSniik6w Sq zwyikle romanty,cy uwa­:lam, dotkrri~ta rostaje :;makiem unicest wienia i sm~erci. Najch~tniejlqczq romantycy smierc z pejzazem jesiennyrn. Lamartine w MedytacjachuczynH jesien porq zaloby i konania. "Jesieniq wszystkopozqda smierci'! - rplsal Flau'bent w Listopadzie. Poodbnie widzijes'iennq na'tur~ KOl1d'ian, opa!l1owany przez "mysl smierci" :"Ta cicha jesi~n, co dT:lJew trz~ie szczyrt~m, Co na dr:lJewach liiScie truje I rowm rozwiewa oCzola, Podobna do smierd aIIliola, Cich~ wyr:lJekla slowa do dl'zew: "Gincie drzewa 1" Zwi~dly - opadly. Mysl smierci z przyrodzenia w , dusz~ si~ przelewa -" Oozywilscie "mysl smierd" rna swoje irodto nie w rpejzazu, t ylkow duszy romantycznego Iboha1tem. Zyrgmunt KrasinSki wpisywal!l1ajcz~ciej "mysl Smierci" w pejzaz zimowy. Dla poety otego 7lima. oznarcza rprzede wszyrstkim sm'ierc, ust anie zyDia i ll1a,dziei,' bralkwszelikiej wiary, dkreslany dosad!l1ie jalko "zarparcie si~ Boga", "ateitm1","smiere wieCZlI1a", ,,nicose". W liScie z 4 grudnia 1837 r. pi­Sa!l1ym Z W~ ed!l1ia do Konstantego Ga:szynSk'iego zawal'ta jest jednaz wainiejszych wypowiedzi po~ty na temat ziroy: "Obrzydlirwq jestzima. Za dni jej pos~pnych zarwsze mi si~ vyY'daje, j


ROMANTYZM I PRZEMIJANIEPesymiJzm i fatali2lm nie jest j,ednaik w romantyzmie jedynl:\ postaWqwohec smieI'Ci. W mysl drugiej J>OStawy smien~ otwli:eraemoze per&pektyw~ meta:fiizylcznq i wlctczae dusz~ w plalI1 absolumy.Ta!kZe ten drugi warialIl!t romanty>CZ11ej poslJawy wdhec przeffiijaniaprzynosi negacjE; i unicestwienie rzeczywisto$ci. WystE;puje w nim"ja" Zidolne opr2lee si~ smierd czy 2;gola jl:\ L'JbagateJrizowae, wyposazonew krea'borsikq moc, krtora czyIl1i je ".miarq wszechrzeczy".W Powolaniu czlowieka Fkhtego na drodze a,bso'lutY2lacji i dywinizacj'i"ja" dochod2li. do ja'wn~go za,pl'zecZiffil!ia smierci. Nie rna smierci,albowiem "ja" stalJ1.owi zrodlo icentrum bytu. Chrzescijanskiepoj~cie smierd jalko kary za grzech pierworodny 2lOstaje cabkowidepomini.~te. ThcMe odwoluje S'i~ do wyZszej, mebafizycz,nej plaszczyzn.yhytu, iktorej ,ja" ma bye przynaloe:1me, trudno witdziecw . tym jednalk jakikolwiek. gl~hszy zwil:llzek z chrzescijanstwem lubplp.tonizmem. Ca~kO'Wide subiektywna j.est ins·talI1,cj.a orzekarua 0 meta:fiizycznymwymi-arze, calkowiCie ro:i:ny jest tez sto sulJ1.ek do realnejrzeczywistoSci. J.eden z baida'czy w nast~pujl:\cy sp0iS6b wydobywar oimice mi~dzy P}atonem a ·Fichtem: "Wedlug Platona islniej,e zewn~trZJnyswiat materii ora'z zeWll1~tr2lIlY, obiekitywny swia1 idej.U Fi·chtego nie islniejl:\ am li,dee, ani t~z materia".1 Podobnie przedslJawiasi~ ro:i:nica mi~y Fichtem a filozofi~ chrzescijanSkI:\. Su ~biektywizm odrozni et romantycznq wizj~ swiata i czlowieka od wiz,iitradycyjnej.Odwolujq,ca .si~ do ty.a.nscelJ1.den1nej sfe1'Y .rzeczywistosci jazIl 1'0­manty,czna znajduje s i~ w ostrej opozycji do calego otaczajl:\cego jqswiaita zewn~·trzn.eg-o, talk swiaiJa cielesno-materiaLneg-o, jalk Swiataludzkiej zlbi-o'rOwosci, j,alk: wresZicie Swia1a symboli i form kultury.PrZlekolJ1.anie 0 radJikalnej -odmiennoSci sfery podmiotowej :i sferyprzedmi-otowej staj-e si~ podstawl:\ za:negowamia tej ostatniej. RomalI1tycznaliterature dostar.cza wielu kont1'astowy'ch ' ob1'azow nie­. pOOlegleg-o przemijamiu, nieSmiertel.rn.eg-o "ja" OI'az do'1Jkni~tej destruk'cjq,mricestwi


MARIAN SLlWIr'JSKInajpot~Znlej urzeczywistmia .si~ duch, 'ho okazuje niestosoWiIloSC, kt6­ra si~ w IkO!l,CU rodzi z polqczenia jego z cielesnoSciq".BPo'dobnie pi:sze NO'~id 'W Slowie i Literze: "CzloWiiek. w osobieswojej d W'Oist y jest: mysl Solml'tesa Zyje do dzis, a z Smiertelnejosoby jego prochow nie rna. Mi~d:zy t res c Ii q, ikJtora np.przezyla Sokra tesa, a for m q jego nieharmoniq - dala smien::umarl: on dla niepropol'ejonamej wielkosci mysli, Morej swiadczyl".Smie1'c zatem przynosi dysharmoni~, gl~bok.i Tozziew mi~dzy dusz~i cialem. Cie'kawe jest wprowadzone przez poet~ rozr6imienie mi~dzysmierciq zwierz~cq (L'Jdominowanie ducha przez dalo) i smierciqheroicznq (L'Jdominowalllie ciala przez ducha) : ,;00 jalk ciatemstlum ~emy ducha, ezek.a nas smierc zwi er z ~ 'C a, jalk duchemcialo - smierc p 0 1- b 0 S Ik a (heroiczna). W oaly;m wi~c zyaiuczleka jest ta n'ieharmonia .t res ,e i z f 0 ,r Iffi q, i. dlartego konczys i ~ zyQie taikq lub owakq smierciq".Ciala ujawnia calikowide swojq w2'Jgl~clniQSC i niedoskonaloscw chwUi, gdy zostaje O'PuszCZOl!le przez ducha. ZWlas?:oza cial'O mlode,pi~ne , pr2'Jez krt6re duch m6gl emanowac w najbal'dziej doskonaly sposab. Traflllie zdaje Isi~ interp~wac I.;ibelt intencj~ Malczew5kiegopiszCl'c, ze w dotlkn'i~tylffi Srnierciq ciele Ma'rii bylo coSszczeg6iJn:ie "odraiajq'cegO''' : "Mniej odraiajq:cym jest trup starca,00 jU'z za Zyda trupialO' clalo jego, ale przerazajqcym jest vvidokmlodych zwlok6w, z 1ktt6rych zycie za wczeSnie ulecialo, bo duchzostawil pU'stkami ,to mies2'Jkame, kt6re m~ QO d O'piero wszystkimiwdzi~kami roZkwi:trujqcegO' wieku pysznilo, i porzucil je n.a pastvv~brzydldegO' rO'bactwa". Wi


ROMANTYZM I PRZEMIJANI Etrupimi", on sam natomiast wyznaje "raj8k.iej dziedzia1:ie uludy"przynalem y 'ideal "lIlllodosci". Podobnie tez w odzie Slowa


MARIAN SlIWIi!SKIOkreslen.ie swiata jako "lkolowrotu planet i gwiazrl" oznacza zakwesbionowaniego, Ikojarzqc si~ nieod'Parcie z ,,maszynq" :i "mechanizlInem"poiZbawionyroi "duoha". Tylko jedm.os1Jlmwej sWiiadomoSciprzysluguje prawdziwe, 'autenrtY'CZlIle i:stnienie, lMiomiaist oba.czajqcajq rzeczyw~tosc jest "he:zJduszna" i "mal1twa", pozbawiOlla ,;zycia".OwszeID, mOCq swego jednosrtkowego fiat bohater maze nadacswiatu cl1arakter spirytualny, boski, Z "maszy!l1Y" 0. "kosdobrupa"uczy;nic "i()rganizm" <strong>maj</strong>~cy ".ausz~". Wszysbko to 'jednalk patwierdzatylko t~ 2J8.ISadin'i~ 'Prawd~, r2: TZeczywirsbosc pozostaje w zupelnymuzaleim.ieniu od indywiauail!nej,suib'ie'kitywnej jaim.'i Tomantycznej.Poddbn!ie draistycm1:iJe iksztaUuje !si~ r6w:rui.ez asymetria ipOdmiotui wiorowosci. Brreswiaaczen'iu, ze prawda i,stnienia more ,byc rtylkowlasnosciq jedinos1J'ki, w 'chavalkterystyczny spos6b towa>rzyszy metaforasmiercl. W Odzie do mlodosci zbiorowosc rto "szikri.elet6w ludy",pozbawiOiIle "serc" i "ducha", i!1'Lgdy bowiem prawda, b~dqcaekskluzywnq, jeclrnos tkowq wartosciq, nie wsbanie pO'ZlI1ana przezog6l. 0 niemo:zliwosci dOitarcia do prawdy przez zibiorowosc m6wiwieJ."lSz Miok;iewi~a Gdy tu m6j trup. Bohater jest "trupem" tylkopowrnie, w taiJdm mialfiowicie lSensie, ze wsr6d grona rozm6wc6wobecny jest tyLko "dalem", podozas gldy dusza jego pr2eI1osi si~w nieooi~ga1ne dlainInych rejony prawdziwego ]stmenia. Zbiorowoscrugdy nie ,poZll1a najistotniejszych prawd, rna do czyniema tylkoZ ,,'cielesnym", zludnym zatem 0. pozornym,. 1stnJieniem ibohatera,z jego "rb:lupem". Talk. sarno ,,'trupem" i "lln1arlym dla sw1a ta" jestGustaw, przen:iJk.nql howiem w sposob tak gl~boki i lI1iepowtaTZalnyme'tafizyk~ lutci:zJlkiego bytu, ze niemozliwe stali() sit:: jego dalszeuczestm:i'Ctwo w .zbiorowosci. Dogl~bne i dramatY'CZll1e pOmlanie prawdy0 lud?Jkim byde staj-e iSi~ tez udzialem oohatera Spartakusa Norw'ida.Gladd.arror pogardza tlumem widz6w, ktt6rzy ze smieI'ci, tegoil1ajdonioslejszego Z ludzkkh dos'\viadC2eil., uczyrnli sobie spekt.a'kli w1dowiosko, nigdy iIlatomia.st il1ie potrafiq prrezyc jej naprawd~.. Kaze to uzmac ich za duchowo i moralnie mar twych, nie <strong>maj</strong>q oniwi~cej "serca" 'i "duszy" niZ kamienie amfiteatni. "Zycie" i "prawda"po ,mOllie Ikonaj9/cego gladiatora, D-ta1czajqcy go Hum Illapi~tnowany'zootaje "kamJiennq martwotq" :,,- SiedliScie, glazy, w glaz6w kole:Cale jui zyc'ie wasze - smierc!"Doswi'a1cl,czenie smierci czyni romant yoznego bohatera samotnym,u jawnia przepasc istniejqcq mi~dzy rum a spolecznosciq. Bohat€rheroicznie dqzy do pOZll1'ania prawdy, najcz~sciej o'kupujqC to 000­bistym dramatem, spolecznoSc na'tomiast pogrqZolI1a jest w falszui niebycie. "Kami,enny" Hum nie rozumie jednostki, nie Irozumiefeno'l1.1enu smierci:558


ROMANTYZM I PRZEMIJANIE"Kamienn:i. 'luldzie! wy me w:iecie,Jak ci~:h~a smierc pustelm.iJkla !Konaj~c patrzy Illa swiatt, sam jeden na swiecie!moil rou przychy'lna powi€lk rue ~mylk'a!- Zaldbne grOlllO loza rue OItoczy,Nilkt me p6jdzie za trumnq do wie OZlIl'Osoi domu,Garsteczkd. 'Piasku nie rzuci iI1a oczy,Zaplalkac nie masz Ikomu!"(Middewicz, Dziady, Cz~sc IV)Pisal Norwid 0 Illiezrozumianym przez spoleczmosc Gustawie-PusteIni'ku:"O! jaikzez musial klqc serca i m6ZJgi ·z kamienia".(Psalm6w-Psalm)Do wqlJku 'samomej smierci jednostiki i do metafory "lkamienriego"tlumu narwiqZJuje Lenarro'Wicz. Bohater umiem w zupe~nym osamotnien:iu,bez pogll"W'bu, ibez g;robu. Z perspektywy doswiadezeil calegoZycia z goryCZq i 'ironiq ocen'ia b1i:lm..ioh, Ikit6rzy wszak nigdy niepotrafiq poj~c fenomenu indywidurunej egzystencjii kooajqcemuzaofiarowac mogq tyliko "kamieil sere":"NiIkt nie zatroszczy ffi~ 0 biedne ilrosci. O! bo ja Ibl:izruch tylko :zmam po bHful'ie I serca ludzkie zmam po bezmilosci. Grab wit;)c mnie ,cze'ka j'aik ziemia obszerny, Nie o:zJddbiony wymownym wSPQmnieniem -I tak do konca brad mojej wi,erny, Na wielJkii spocznt;) pod ich ,serc ikamien'iem". (Trzy kamienie)W gTunlCi.e rrzeczy jednak ~r6dlem nieulecza1nego lronflilktu jestromantyczma ikoncephja jednostilci jalko m and a tar iusm prawd n ajwyzszych.Moment smierd ujarwnia samotnosc jako niezbywalnqdetemninant~ egzystencji, ulkazuje ca~kmvite wyizolowarnie jednosbkowegobytu z .ram r zeczywistosci. Przez oale zycie ozlowie'k jestzamkni~tq w sobie monadq, po:zJbawLonq moz1iwosci ikontalktu z o taczajqcymswiatem. Nieauterrtyczme i nieskuteczne dkazujq si~ f{)Tmyi symbole . k ulturowe, wszelkie tradycyjne 8poSQIby komunikacjii integra cji spolec:anej. Rozpada .si~ O'broaz swiata, spoleczenstwa ,k ultury.. Wspomnijmy 'tyllko w tym miejscu slynnq romall1tyoznq !lG-ytyk~j~ zY'ka jaiko z gruntu nie nadajqoego 'si~ do przek azywania treScip odmiotowyoh. "Zywa " p ralW'da jednosbki w procesie ikomuuilkacjistaje si~ lIlatychmifuSit "m a,r twa " : "Obraz, stat ua,slowo, zn~ to zaws:rerto sarno : moment zycia w.strzymany w pochodzie Ii 1Jknit;)ty na­559


M ARIAN SLIWINSKItychmiast znieruchmnieniem i .Smier


ROMANTYZM I PRZEM IJANIEsrnierci ootrego przeciw ienstwa, wyrazajqcego si~ W twiercizEmiu,ze w antycznej forma'Cji rue rna iadnej gl~bszej .r efleksj'i nadsmierciq'i ze dopiero chrzescijanstwo zrozumialo tragizm prze:mijania.Sqd teJki wydae si~ musi z grU!Iltu niesluszny gdy zwaiye, ze chrzescijanstwow swym pojmowaniu smieroi znajduje gl~bdkie OIParciew antylku, w medytacji Sokratesa, Platona, Cycerona, stanOw1qCejdoniosly \vlld a,d do skaribnicy europej ik'iej tanatologii. ll Wszelakoroman tyzm iywi szczeg61m.e upodobanie do opozycji i antynomii ;obok przeciwstawienia antyk - chrzescij anstwo swiadomosc romantYCZl1qokreslajq ,talkie m ane pary dycho'tom'kznych poj~t\ jak naiwnosei .sentymerrtalnose, klasycyzm i romantyzm, Poludnie i P 6rnoc.W przeciwstaw ienie antylku i chrzeScijanstwa wpisujq romamtycydwoja'kq tema tyza C'j~ =amiennego dla filozofii podmiotowej konfliktum i~dzy swiadomosciq ti. rzeczywistosciq, podmiotem i p rzedmiotem.12 Antyk to ones panowania harmorujnej jedno'sci podmiotui przedmiotu, ich dookonalej adeh.-watnosci. W greckim etapie pochodud ucha przez dzieje swiadomose wchodzi w zw1qzek tozsamosci z cielesno-m aterialnym iksztalte:m i z otaczajqcym s,wiatem.Natomiast cnrzescijanstwo (notabene rozciqgajqce s i~ az po romantYCZl1qwsp6lczesnosc) stanowi epok~, w ktorej dochodzi do gloouostry kantrast mi~y podmiotem i przedmiotem . U"volniona odzwiqiku z rzeczyw:istosciq swiadomose skierowana jest iku swemuwn~trzu, skupiona na sobie samej i w przeciwienstw ie do okresupoprzedmiego swiadoma samej siebie i swego czysto duchawegotrwamia.Stosunek do smIeroi ()Ik azuje si~ glownym kryterium przeciwstawieniaantyku i chrzescijanstwa. Poniewaz w starozy;tInosci swiadomasenie wyodr~bni a si ~ z 'Cielesno-


MARIAN SLIWINSKIw chrzeScijansko-ro:manty.cznym etarpie histol'ii, :Jciedy to swiadomosc.emancypuje 'S'i~ ~ rzJWfi.a,MU toZsamosci z przedmito tez opowiadajq si~ ,tylko 'Za jednym z nich. Bliskieim jest przypisane chrzescijailstw u rozdarcie swiadomosci, ruepeWJlOSCi roopacz iprzemJi.jania, ruektiedy bliskie im jest rowIDeitrwanie 'PeIne spokoju i haT1Il'Onii rwicrzane z anty\kiem. W ,chrzescijailskimbiegunie a11 tYl1o:mii widzq rueodpartq waTtosc w poBtaciafirmacji podmiotowosci 'i wSlZystikiego co duchowe, t ranscendentne.w biegunie antycznym ceniq sobie afirmacj~ przedmi'Otowosci, naturalnego,ziemskdego istnienia, wszysiJkiego C'O oCielesne, zmyslowe.W syntezie antyku i chrzescijailstwa mogloby si~ w przyszlosci ­sqdzq romantycy - dolkonac ootateczne 2'illiesicenie przeciwiefutwi sprzeczm()sci wypelniajq.cych t~ antynomi~ .Fascynafcja· epoki antycznq o dmianq ipOstawy wo'bec Smierci m~sw'Oje zr6dlo w tym nurcie ro:mantyzmu, Ikt6ry Johann HuizingaO'kreslil jako "pObOCZJly".14 Windkelmann opisywal sta)rmytmy kamien iI1agrobny, na kt&rym "wyrzeibiono Smierc i Sen jallw pi~knychm lod Zlienc6w z opuszczonymi W d6l pochodni.arrni. 15 Zapoczq


ROMANTYZM I PRZEMIJANIE"Zaden koSciotrup, gdy czlowielk umiera1:,W domu go rue odwiedzal, lecz lagodnieOalUlS z warg reszt~ iyda mu zabieral,GenilliSz oplliSzczal gasn~c~ ,pochOOini~".(przet W. Slobod!n±k)Przykladu zafascynowania smierciq antycznq dostarczajq Szkicepodroznego piMa nieznanego autOl'a podpisujqcego si~ inicjalamiS. 0 . 16 Brze'bywajqrc w dniu Swi~ta Zilllarlyich w Wliedniu ll1arratorzas'ko czo!l1y zostal niezwylklq obfitosciq zielerri i kwiatow 7Jdobiq'Cychcmentail"Ze. Pi~y wyglqrd cmen.tarzy sprawia, ze I!1ad myslq 0 przemijrurriubierze gor~ stan estetycznego za1chwytu. "Maj gi!l"land, k~-zewowi 'k,wiatow" powoduj~ , !fZ ",cmenrtarz Ikazdy w ~·oZkosm.ej Elizej­>ikie Pole pTzemien101l1. Wliebrzy!k wzdycha tu woniq kwiat6w, krzyze,mogily i groby lsruq s i~ rozami, 'cYIPrysem, georgiJn:iami, a ll1adewszyst'ko tym astrem, ilctorego sam 'ksztalt i lllazwiSko :ada'je si~ juzobcowae z gwiazdarrni. - 0 jakZe wdelbi~ ten. zwyczaj! - '}lou Ilmzdy,zdobiqc grob swoj Ilxxizill1ny, TO!llmawia tklilW'ie z milymi Ul'kochanymiosoby, dowodzi i OfiaTq i limmi, ze 0 mch pornn,j, ze Illigdy w sercujego nie 'POmrq". Cale pi~o obrzqdiku czczenia zmarlych uwazapodromy za d2li.edzictwo stail"OZytI!1osci, wp-ra,wdzie przej~te przezchrzescijarustwo, ale w grunde rzeozy sprzeczne z j·ego listotq. Chrzescijatisk:.is tosUll1ek do smierci zamy'ka si~ w wyobrazeniu ikosciotrupai w slawe1mym "memento mori": "Lecz i te kWiaty, i ten ll1awetodblask pi~knq jest tyliko zdobyczq chrzeScijanstwa na Gre'ka'Ch.U ruj,ch smiere nie o'kropnego nie miala. ThaIIlatos Illie byl potworemz klepsydrq i 'kosq w lr~lm... ThaIIlatos byl wdzi~c=ym hujllloloKimmlodziencem, co glow~ w lubej melancholii ll1a piers uroniwszy, wywracali gasil pochodniq zycia, lecz l'kolo grobowca, na ktorym si~wspieral, tanczylyiwarwe 'bachantiki, imaly si~ w sploty ikiwieciste,nalewaly faumom puchary, ozmaczaly spiewem weso{ym., Ze zgonjest tyN


MARIAN SLIWINSKIa wsr6d n:ich to osta:tnie, 0 milosci i smier c:i: "staj~ przed UrTIq grobow!\Ii wzywam geniusza ze zgaszonq pochodni!\: on talk dalecejest podobnym do syna Aphrodite, iZ czatsami rue wiem, kt6ry z nichdyrMuje mi moj'e slowa... Milose!... Smiere!..."Przeciwstawienie SmieI'ci antycznej i smierci chrzescijanskiej zawieraPogan ka Narcyzy Zmichowskiej. Skontrastowania dwoch wizjiSmierci dokonuje Cyprian, iaJ:1liwy zwolenn1k pogailstwa , upatrujq:cyw sztuce 'i milosci illajwy:Z.


ROMANTYZM I PRZEMIJANIE"Sztukmisbrz mys!il 'sobieo staroZybnejrzezbie d.dealnej, Kt6ra 'czlowieka stawia dUM lIla grobIe, S-lkompletolWany smierciq i reamy -Spokojny - !bialy - cichy - w :ks21ta~cie onym, Kt6ry za Zycia Ibyl mu zakreslolIlym, Kiedy lIlajwyzej stanql prawdq bytu I juz ipOczynal si~ miec do przekwitu". Antyczny stosunek do smierci wyraza si ~ w absolutyzo waniu pelniduchowo-oOielesnej i podniesieniu jej do


MARIAN SLIWINSKI- trwog~ i poploch, wydaje si~ wylqczn:ie fatalistycznym, n


ROMANTYZM I PRZEMIJANIEciq pierwiastka chr~escijarnkiego. Dia lI'"ornant-yka bowiem - rn6­wdqc slowami Norwida -- "w lka:lJdym ideale jest smi ere". St qd tezta:k gustowala lI'"OIl1lanty>czna epOika w pi~ie Meduzy, "przesiqlkni~tymcierpieniern, zepsuciern i srnierciq".18 Mlodzieniec z Niedokoiiczonegopoematu Krasinskiego tak oto rn6wi 0 swej ukochanej :"Wystaw rSOlbie rnaprnm najruepdkalanszy, pwryj~ki, ,blaskooiejnyrnarnmr - napisu zadnego - 'a wtem znowu spojrZ)'lSz i patrzysz,az to kamien grobowy juz i pod tq brylq swiaHa - Smierc!" Romantycz'l1eg()kochanka najbal,dziej przyc'iqga wlaSnie 6w p'ierwliastekduchowy, zwiqzany ze Swiadomosciq przemijania: "A c6z ja rpoczn~,k iedy rmi si~ smiere kochae kaze?" W liSoie do Adarna Softanaz 1 sty>czrua 1839 r. pisze KrarsiilSkri.: "nie ,c:zJuj~ iadnej Zq


MARIAN SLIWINSKIprzymglOllle. Gdzlie wzrok 'rosci oobie rpretensje pozmania i n arzucaumyslowi 'sw6j spoo6b rpoznawania, gdzie d rzewo oliwne na 'brzeguk amiennego usypis'ka albo wody jest oczyw'iscie archetyrpem drzewaoliwnego. Od tej chwili zdaje si~ [lam, ze doty'kamy juz tego, coniepoj ~te 'i ledwo 1I'0~proszone przez maie ri~, ze znaj dujemy lsi~ naszla'ku szyb'lciego rpowrotu do 'domu Idei". Romantyczme Poludniet o zgod[loSC idei z mat eriq, toZsamosc podmiotu z przedmiO'tem, tomit ikrainy 'Wiecznego pi~'kina i szcz~scia, w kt6rej nie hsbnieje przemijanie. Goethe przakseJtalcll PoussIDowski ,topos Arka,dii n awiedzonej przez Sm:ierc. "W zdaniu 'Et in 4 rcadia ego', tak ja'k uZyI goGoethe, idea smierci zostala (...) callkowJ.cie wyeliminowana".19P6linoc romantyczma jest p ejzazem m glistym, m rocznym, niej,asnymw ikonturach, przesyconym groz~ i tajemnicq ludzikiej egzystencji,skazanej na przypadek, absurtd, p rzemijanie. Slonecznej pelnii tdoskonale Skonczon emu pi~u Poludnia zaprzecza ikrajobrazubogi, poszarpany, tchnqcy p ustkq i zniszozeniem . Zamiast trwaniaw perspekotywie wi~os oi - t rwanJe zanurzon e w czas i 'W [licosc,,;byt, Ikt6ry si~ [larodzil, byt unoszony przez czas, i 'kt6ry umrze.Byt w danym, okreslonym m iejscu. To d rze'Wo oliwne, tak, takieto ,drzewo oliwne, ale 'W swojej n aj gl~bsz ej odr~bnos ci , w swaimistnieniu hic et nunc,. w swoim by towanJu, k:t6re znajdzie ikoniecpod siekierq albo w ploroien iach".2o P6lnoc to swiadomoSc przemijania.Mme de Stael rprzypisywala P6lnocy dosWiadczenie smierci,m6wiqc 0 Szeksp irze, uznanym za jednego z przedstawicieli p6lnocnejlit eratury, ze w dziele swym _ukazal "wszechstronnie l~k przedsmierciq, to przera :zaj~ce u


ROMANTYZM I PRZEMIJANIE"Bujno rosnie, ocfludzie, kwia't st~owy g1nie;I wzrok daleko, promo 'bll\dzi po >rownmu.e ;A w niez;b~dnej zgryzocie jesli chcesz oslody,Chmume na palu niebo i oierp'kie jagody.Idz raczej w pi~e miich waw rzyny rosnl\; i m eba pogodne,I ziemia ubaTWion a, i mysli swobodne".J ednakZe dla czlowielm, ilm6ry przemyslal i. przeZyl prawdy antropoIogHchrzeScijans'kiej, Poludnie jest juz rty~ka "rajem utraconym",prawdy te bowiem <strong>maj</strong>q to do siebie, ze ani odwrocic, an iUikryc ich nie podo'bna. Nastl\pic musi inny proces: zdemaskOlWania"ntu Poludnia", w)'lkazania jega zludnego i nieostartecznego charak teru. Jakoi: wspaniale m armurowe budowle i posl\gi Oikazujq s i~d{)tlkni~te bezlit()snym dzialaniem czasu :"A n a iksztalbnych 'budowlach m~ze wiekow dawnych Stojq w bieli - i pyszni z swokh imion slawnych, Zapra'szajq z daleka w czaI"OWllle zwa.liska; Bog6w i 'bohatyr6w - pajqlk6w siedliSka. Tam , jesli d awnych Tzeczy m ysl w tobie gl~boko, Maze, w ten SliC7lllY bl~kit wpabrzywsZy twe dIm, Slo'dycz w rOZipaczy znajdziesz i Iubosc w zalob'ie, J a'k usmiech ust lkocha!l1ych w smiertelnej choI"obie". M i~dzy Poludniem i P6hlOCq, m i~dzy antykiem i chrzescijantwemzachodzi n ie d ajqca sie,' usm'ierzyc sprzecznosc. Szcze,scie, p i~o ,haTIllonia pTZesun~e,te 'Zostajq w sfer~ utmconego iidealu, a bohateraokresla j ui: tyl'ko Sw'iadomasc "ro:abrzruskanego w sobie i przepolowionegoczloWiek a".21 .Marian Sliwinski11 A . Cieszkowski, Oj c;!e nasz, Pozna n 1922, t. I , s. 69.569


STANIStAW BARAN(:ZAKNIESMIERTELNY DIAMENT:o POEZJI HOPKINSAW drugiej :pololWie dziewi~tnastego wieku zylo w wi:.kfurianskiejAngllidtw6ch za.przyjaZnionych blisko ze lSobq poet6w. Byli ro\vieSnikami.Jeden z nich zmarl w wieku 45 lat, nie roolawszy za zyciaopubltkowac ani jednego wiersza. Drugi dozyl pi~k:nego w ie!ku 86. la:t, oglos.il liczne :ksiqiki 1 osicl,g!nql najWY7Jszq godnoSc \w swiecieliteraC'kim owczesnej Anglii - tytul ,,~ty laurea,ta". Dzisiaj ­pierw-szy .cieszy si~ mianem geniusza i przelmnowego nowatora, drugiZM wSipominany je.st z wdzi~oSciq, ale g16wnie jako wydawcau,llworow swego 2illlarlego w-czeSrriej przylja-ciela ... Taka bywa ironiapoSmiertnego losu poet6w.Gerard ManJey Hoplci'IliS i Robem Bridges - bo 0 nich tu mowa ­byli, jruk si~ rzeklo, bliskimi przyjad6lmi. Co wi~cej, Bridges bylwra,i;liwym poetq i wyrasl .z tego samego intelektualnego podloza coHopkins. A jednak 'Il.awet on, <strong>maj</strong>qcy - 'dzi~'k:i dbfitej obustronnejkores;pondencji --- staly dost~ do swiata mysli swego przyjaciela,na-wet on me ,potrafil 2lI'Ozumiec wiEilkszosci jego wierszy, zma leicwytlumaczenia dla tego, 'co nazywal w nich dziwactwe:m i niejasnosciq.Plel'wszy wyb6r poezji H~ 0publikowal Brtidges (jui: jako,poeta-laureat) dopiero w roku 1918, prawie trzydziesci lat pojego smierci. I jeszcze w roku 1918 czuje si~ zmuszony odnotowacwe wst~pie, ze IWedlug niego jest to poe21ja pelna "rzadkiego pi~kn ai nristrzos-twa" , nie wolna wszakie od ,,'niejasnosci", "udziwnlen","afektacji" i " bl~dow s.rna:ku".Dalszy ciqg, zwlaswza POCZqwszy od lat dwudziestych, to t riumfaInypochOd ,poezji Hopkinsa, uznawanego dziS rownoczeSilie zajedmego z naj gl~bszych poetOw religijnych, jednego z n ajw:i~kszychmisllrzow j~zyka i nowaJtorow poetyakiej tech:n:ilci, wreszcie - zaprekul'sora, ktorego nasladowac nie spos6b, ale ktory mimo to wywar!decydujqcy wplyw na rozwoj nowoczesnej poezji angieh9kiegoobszaru j~zykowego . A mimo to zastr.ze.zenia Bridgesa rue dziwiq.Hopkins i dzisiaj jest poetq trudnym . Podobnie jak u nas Nor wid(porownanie, ktore stale si~ narzuca polkiemu czytelnikowi),- wyprzedzil nie tylko swojq wlaSiIlq epok~. J est to jeden z,najjaskrawszjchprzykladow triumfu ludzkiegQ geniuszu, ktory


o POEZJI O. M. HOPKINSAtyro wi~kszy podziw ~tomnych. JeSli oczywiscie znajdzie si~ OWnieodwwny przyjadiel, j.alk:iS Rdbert Bridges czy Max Brod, kttoryprzechowa T~kopisy i uratuje od zapomnienia...IIGerard Manley Hopk'i:ns urodzil si~ w Stratfordzie w hrabstwieEssex rw roku 1844. Byl <strong>maj</strong>starszym z oSmiorga dzied Manleya Hopkin:sa,wyzszego urz~a i zamoriJnego przed:stawidiela klasy sredniej,ktoryrwOilne Ichiwile !p08wi~l rozleglym lekturom naukowymi pracom liIterackim. Przyszly ipOOta wyni6s1 z domu rodzinrnego odziedziczonqpo matce religijnosc rodzice byli anglikanami) i przej~tqpo ojcu wszechstrornnosc zainteTes0wail ~tystYC2lI1.ych (jill w rnlodoociGerard byl Swietnym rysowrokiem, w pOz.niejs.zych latach zy- /cia zajmOiwal si~ teZ z za'palem 1lworczoSci.q kompozytorSikq).Hopkins ukonczyl z dosk:onalymi wynikami Highgalte School (gdziemi~dzy .innymL <strong>maj</strong>qc lat szesn.ascie, :zxlobyl Nagrod~ Poetyakq) i wroku 1863 r02lpOczql studia firlorofii iklasycznej w Balliol Colllegew Oxfordzie. Jego kolegq jest tutaj wlaSnie Bridges, zas preceptoramiludzie tak slynni jak Walter Pater, John Ruskin 'czy MatthewArmold. Wkrotce teZ Hopk'iru; staje si~ zagorzalym zwolennikiemtZJW. Ruchu Oksfol'd2Jkiego i dostaje si~ pod silny wplyw JohnaHenry'ego Newmana, ktory w roku 1845 podjql: byl glosnq wtedydecyzj~ przejsciil na ka:tolicyzm. W roku 1866 Hopk1ns decyduje si~pojse w Slady rnistJrza, zeci po ukonczeniu studi6w wstEWuje w rOiku1868 do nowicjatu zakonu jezuitow.~est to wleciciwie jedna z zaledwie dwu Inaprawd~ przelomowychdat ,w jego krobkirrn zyciu. Przelomowa rownieZ dla jego rpoezji.gdyi ws t~pujqC do zakonu Hopki:ns pali caly .swoj dotychczasowydorobek poetycki (ocalaly, bez jego wiedzy, tylko cztery mlodzien czewiersze) i 'Postanawia ,,'Die za'jmowae si~ pisaniem, jaiko nie na1ez,,­Cynl do mego zawodu, chyba ze na zyczenie przetazonych" . R02ipoczynasi~ dziewi~cioletni okres stum6w (w St. Be-uno's Colleg~ 'w polrJ:ocnej Walii), przyg()l:\:owujqcych do kaplansbwa. Dla Hopkilnsajest to dkres duchowego dojrzewania, formowania si~ Swiatopoglqdu,M orego :pierwsze zarysy tworzyly si~ juZ w okresie wczesnejmlodosd.Zachowal si~ niezmier.Irie interesujqcy dziennik IPrzyszlego poety,db ejmuj~cy o'kres od <strong>maj</strong>a 1866 do hitegro 1875, a wi~c czas,kt6ry w tej chwili nas interesuje. Jedno zwraca w tych zapisrkachod r azu uwag~ : dbfitosc ob.serwacji, szczegolowych notatek i refleksji dotyczqcych swiata 'I1atury. Dociekajqc istoty pi~kna zaw~tegow drzewie, pagorku, chmw-ze, Hopkins buduje stoprniowo swojpoglqd n a zewn ~trzmq rzeczywistaSc, wedle ktorego ka:ixIy przedmi.otjest indyw::idualny i n iepowtarzalny, zawiera w sobie swoistq, tylko571


STANISlAW BARANCZAKS()bie wlaSciw~ wewn~trznCl jakose; zara.zem zaS wlaSnie dzi~ ~mustanowi konkre1me odbicie obeanoSci Boga w swiecie. Aby OkreSlict~ wewtn~ 1Jrzn~ jalkosc przed.miotu, Hopki'IlS tworzy w d%iennikachtrudno rprzetlumaczalny lIleologiizm "inscape", oznaczajClcy tyle, CQzloZo:n~ z danych zmyslowydh poszczegolnoSc i niepowtarzalnoscprzedmiotu, Mora sklada .gi~ na jego wew.n~trznq jednose; z koleitermin "iIIlstress" (doslownie: nacisk, ciSnienie skierowane do we­WiIlqtrz) oznacza komplementame poj~ie energii egzystencjalnej,ktora okresla i pdbudza do iycia "inscape". Te dwa terminy odegraj~podstawow~ rol~ .nie tylko dla ksztattowania si~ poj~c HopkinsanC;l temat swiata natury,ale takie dla formowania si~ jegoteorii poetyakiej. .To ostatnie dokonalo "liE; jednak dopiero po kilku latach, dokladniej- rw roku 1872, kiedy to Hop!tilns, studiuj~c filozofi~ sredniowiecZllCl,n atlknql si~ lIla pisma Dunsa Szkota i, 'wedlug wlasnychslow, "zostal zaIany przyplywem lIlow ego entw:jazmu". Jak to okre­Sla, moze z 'pewnq przesad q rpOZniejszy ibiograf, W. H. Gardner, decydujqcywplyw mySli Dunsa Szkdta ,polegal na tyro, Ze "teolog tenjak gdy'by cial mu (Hopkinsowi) pozytywn~ sankcj~ na ujawnienie!>Wej indywidualnoSci - czego Hopkins nie mogI zadnq miarq uczyniejako jezuita, ale co mogl uczynie jako poeta chrzescijanski".Cwiczenia duchowne sw. Ignacego Loyoli pozostajq oczywiscie nadaIdrogowskazem dla p rzyszlego poety - czego Sw!iadectwem bt;­dzie juz wkrr-6tce m. in. olSniewaja;cy sonet ·Sok6l. K at egol'ie DunsaSikota nadajq jednak tej ascetYcmlej religijnoSel nowy wymiar.W opozycji do sw. Tomasza z Akwinu, "oficjalnego" teologa k atolicyzmu,Doctor Subtilissimus przywiqzywal wielkq w ag~ do zasadyniepowtarzalnej jednostkowosci lOOzi i rzeczy, zwanej przez lIliego"haecceitas". "Haecceitas" (o d lac. "haec" : ta) to wlasnie Hopkinsowski"in.scape" - "wewn~trzna fonna" przedntiotu, k tora sprawia,ze jest on wlasnie tym, czyro jest, a nie czym innym. Gdy Sw.Tomasz z Akwinu, "ofkjalny" filozof katolicyzmu, utrzymywal, ze"jednositkowe" 'w przeciwienstwtie do "uniwersalnego" jest .w zasadziedla .rozumu niepoznawalne, Duns Szkotpodkreslal w swychpismach, ze wlaSnie jednostkowosc daje si~ bezpo.srednio pomacprzez oparty na zmyslach intele'k:t. Dopiero wt6Imy proces abstrahowaniarpozwala umyslowi przejse od ",pos21czeg6lnego" do "og61­nego".F'ilozofia Sredniowiecznego myMldiela (lctoremu Hopkins zlozy pOzniejh old w sonecie O XfOTd Dtmsa Szkota) na r azie formuje og61nyswiatopoglqd mlodego jezuity: wkr6tce jui wplynie takie lIla ksztaltowaniesiE; jego .poetyki, na manifestujqC8, si~ w wierszach niepor6wnanC\ zmyslowoSe i konkretnosc wizji zewn~trZllego swiata. Jakto ujql w trafnej formule juz Bridges, poezja Hop'kinsa to "nagie572/'


o POEZJI G. M. HOPKINSAzderzenie sensualizmu z ascettYZlInem" - ' i jakkolwiek takie polqczemiewydaje si~ nieprarwdopodobne, autor Sokola istotnie umialw swoich poematach lqczyc niepoiW'tarzalnq "samoSowojosc" (selfhood)rzeezy tego s-wiata ze stale dl::iecnym dqzeniem umyslu' dowyi:szych ,celow 8wiata nadJprzyrodzonego.Wrocmy jedna'k do zy'Ciorysu, gdyi: oto druga ,przelomowa dataw biografrii Hopkinsa: rok 1875. W grudniu otego roku przerywa onna zyczenie 'S.wego rektora siedmioletmie rrrilczenie i w gwaltownymwybuchu zmagazYlnowanej energii 'bworczej pisze swe naj>wi~szedzielo: genialny poemat Katastrofa statku "Deutschland". Poematjest w swojej genezie okolicznoociowy : chodzi 0 uczczenie pami~cipi~ciu zakonnic niemieckich, ktore uton~ly rw ' glosnej katamrofiemorskiej. Ale Hopkins wklada w ten utwor od razu wszysbko: swojquksztartowanq juz chrzescijanskq koncepcj~ losu ludzkiego, swojegl~bdkie iprzemyslemia na temat paradoksalnej nartury Boga, swojq. "skotystows!\j:q" filozofi~ natury i j~zyka, 'swoj il1Qwy styl poetyc'ki,lIlawet swojq nowatorskq koncepcj~ rytmu wie.rszowego. W tympiepwszym - :po (tak juz da.'Wil1.ych mlodzienczych prabach - utworzeprezentuje si~ jalko poeta w pemi dojrzaly. I tak oryginalny, zerue mieszczqcy si~ w zadtnych wspolczesnych konwencjach. Nie dziwnego,ze miesi~cznik jezuicki The Month odrzuca poemat, a najbHzszyprzyjadel - Bridges !pO pierwszej lekturze nie umie ukryc swegozdeg,ustowania.Hopkins jest rozgoryezony, ale nie PQrzuca juz poezji. W rolm1877, kiedy topodejmuje sluZlb~ kaplanskq, 'powstaje seria wspanialychtZJw. "sonetow na'bury": ~lask Boga, Gwiaidzista noe, Wiosna,Radosc w porze iniw i inne. lch jooynym czytelni.kiem jestwciqz Bridges, po:furiej tahe R. W. DixQn i Coventry Patmore, z Iktorymipoeta koresponduje, niesbrudzenie tlumaczqc im zasady swojejteorii i prak'tyiki tworczej. Do ro'ku 1881 Hopkills petru slu.:l'b~ duszpasterskqa zwlaszcza rekolek,cyjnq w roznych miastach Angliii Szkocji; pracuje wiele zwlaszoza w n~dznych dzielnicach wielkichcent.row 'przemyslowych, 00 wywieranan przygn~biajqcy wplywi oslabia jego - i tak wqtle - sily fizyczne. Obserwacje, wyniesionez rol'ootniczych s!I'odowisk, Sq tez przyczynq gwaltownej radykalizacjijego poglq!d6.w spoleczr{ych. Caly ten splot czynnrkow spraJWi!,ze wJ:adze zakonne wycofujq Hopkinsa z pracy duszpasterskiej i skie-.rowujq na drog~ dzialallnooCi uniwersyteckiej. Od rdku 1882 do 1884poeta uczy lac:iJny i grek:i w college'u Stonyhurst w Bla~bur,n, nast~pniezas abejmuje katedre, filologii klasycznej na Uniwersyteciew Dublirue. Jedna'kze jego zdrowie nadal szYbko podupada, mnoiqsi~ tragiczme r{)zterki wewn~trzme, wyczerpujq si~ te:i: sHy


STANISLAW BARANCZAKil1ak Ipisze W. H. Gardner, ze naw€it w tych utworach wi~cej jestheroicznej akceptacji wla


o POEZJI G. M. HOPKINSA~zej swojej CZqstce skladowej .poezja powinna zawierac indywi,dualizujqcqdomieszk~" - wyklada Hopkins przy jakiejs okazji swojetwoI'cze credo.Zaczy;na' si~ ta tendencja oczywiscie ad doboru slownictwa. P~e ­tycka leksyka Hopldnsa ohfituje w wyrazenia niecodzienne, rzadkie,raz jeden 'tylko uzyte, za to zwracajqce lIla siebie natychmiast UlWag ~konkretnosciq, utrafieniem w cech~ dla przec1miotu najistotnJejsza.;cz~sto wyrazy takie wyeksponowanesq dodatkowo dzi~ki umieszczemiuw 'pozycji rymowej. Komentarze Hopldnsa do wlasnego dziela,zawarte w esejach, czy - bal'dzi,ej bezposrednio - w listach do przyjaciol,stanowia. swiadectwo j·ego uporu w poszukiwaniu slow, ktoreoddawalytby najtrafniej zmyslowq jakooc przeclmiotu. T3Jk n.p. zaskaJkujqceuZycie slowa " foil " (doslownie "folia", "listek", ,Iplatek" ,,!blas:zJk.a", "starmal") w drugiej linijce Blasku Boga :The world is charged with the grandeur of God. It wi'll flame out, like shining from shoock foil; poeta uzasadnia obszernie w liScie do Br1dgesa, powialdajqc, ie.ohodzi mu wlasnie 0 nic i'l1!Ilego jak 0 efe'kJt swietlny, ktory wydajez sierbie zlota folia, gdy nIq rpotrza,snqc - migoczqcy bIaS\{ przypomilnajqcy bly s'kawic~. Poddbnie 'poprawia swojego adresata, kieclyten bl~dnie zacytowal fragment Oxfordu Dunsa Szkota: nie "airybetween towers" - :prot,estuje Hopkins - lecz "branchy beitwe€lIltOlWers"; albowiem Oxford w jego wspomnieniu charakteryzuje si~wlasnie g~stwa, drze


STANISlAW BARANCZAKi woLny.ch, slodikich i slonych, mO'ooych i mi~kkich" z wie.rsza Pstre~~: _. .Za IWszystko, CO pstro~ate, chwala niech b~dzie Panu -Za ll1ielbo wieldbarwne jak laciate ciel~;Za grzbiety ;pstrqgaw, ,razem nal\{lrapiane w c~iJki;Za skrzydla zi~b; zar sikarlatny rozlupanych ikas2Jtanow;Za ziemi~ w dzialkach, w Ikawallkach - za ugor i za zielen;I za rzemioslo w:szetkie, jego narz~dZia i soprz~ty.Bodaj najbardziej ddbitmy.m wyrazem IPrzekonarria poety 0 istnieniuanalogii Ipomi~dzy :na1iurCl,swiata a naturCl, j~zy'ka jest sonetAs kingfishe·rs catch fire ... Przytoczmy jego poczqtikowy fragmentw brzmieniu oryginalny.m:As kingfishers catch, dragonflies draw flame;As tumbled over rim in roundy wellsStones ring; lrke each Itucked. str.ling tells, each hung bell'sBo


o POEZJl G. M. HOPKINSAza sdbq plomien" lIlie tyllko dl?J1;ego, ze metafory te <strong>maj</strong>q rprzekOll1ujqCqpodstaw~ wizualnq, ale rowrllci z tego powodu, ie kaida z nichoparta jest na aliteracyjnym ipOdobienstwie wyrazow ("kilIlgfisherscatchfir,e", "dragonflies - draw flame"), tworzctcym jalkby dodatkowqwi~z pomiE}dzy ' czlonami przenoSni. Zwiqzek we:wll1E;trznego"ja" przedrriiotu z jego zewrn~trznym oddzialywarni,em zmyslowym.w tym takze z jego n a z w q - zostaj'e "udowodniony" samymitytko srodkami j~zykowymi.Doty,kamy w ten spos&.b jednocze.snie drugiego podstawowegoprolblemu, oCilnoszqcego si~ do relaoji ,,model swiata a j~zy!k lpoetycki".Drugim bowiem elementa;rnym skladlni!ldem filozofii Hopkinsajest rprze'konanie 0 rtym, ze swirut widzialny stanowi od:bicie Boskiejhwmonii wszechrzeczy. Wiele wierszy - chooby cytolWane juz Pstrepie,kno alba Blask Boga - mowi 0 tym be2lposredmio. Ale wlSzystkieubwory rpoety, nawet te lIlajbardziej tragiczne i wewn~trzoie rozdante,dokumentujq owo IPrzeikonanie rownieri: drogq posredrniq : poprzeztakie ksztaltowanie j~zyka ' poetyckiego, aby stawal si~ onmodelem i namacalnym dowodem harmonii Stworzenia. Przedewszystkim harmonii pomi~dzy slowem a rzeCZq: wybrana przez poet~nazwa, rnigdy - jak widzielismy - rnieprzypadlrowa, musi nietylko .kafnie okreSlae zmyslowy aspe!i{Jt


STANISLAW BARAKlCZAKutworo. W ten 'S.pos6b i wiersz jako calosc 'staje si~ odlbiciem tegoutajonego pIa-nu , wedlug 1lcl6rego stworzona zosta1a harmonia swiata: jak w rzeczywistosci, talk i w wierszu wszystko jest koniecznei wiSzys tko isbnieje we wzaje.mnym :powia,zan·iu.Hopkins rnie ibyllby jedlnak wie:tkim 'Poeta" gdyby do aspektu harmonUnie dadal jego 'Przeciwienstwa. Fllozofia iej ,poezji jest 'bowiemantropocentryczna: a skoro tak, mus'i zawierac w sdbie elementtrag'izmu, gdy.z, w 'Przeciwienstwie do harmonijnego swiat anatury, 1stota ludzka skazana jest na nierozwiCl,zywalne sprzecznosci,na swiadomosc paradoksalnosci wlasnej egzystencji. Juz w Katastrofiestatku "Deutschland" doszlo do glosu przeK:onanie, ze Bogjest nie tyTko Stworca, harm


o POEZJI G. M . HOPKINSA•niku niepowtarzalne n a'Pi~de. "Sprung Rhytlun" , wiel.kie i najzupelniej samoozielne odkrycie Hopkinsa, to rytrrn burzliwych emocji:euforycznego zachwytu (jak w Radosci w porze iniw), zwqtJp'ieniai rozpa-czy (jak w Trupiej otusze), do.gl~bnego ludzkiego wspolczuciai nadprzyrodzonej iluminacji (jak w Katast7'Ofie statku )) Deutschland«). Ten "rytm wybuchowy" (bo i tak mozna by tlumaczyca'l1gielski tenmin) lqczy w sdbie, jak to okreslal sam poeta, "przeciwstawnei, zdawaloby sip" wyikluczaj1l!ce si~ nawzajem zalety: dobibnoscrytmu i 'Oaturalnosc e'k.s.presji". 2inamienne, ze nawet tewiersze, ktore Hopkins pisal "rytmem sta:ndardowym", tj . wier·szemsylabicznym lub sylabotO


STANISLAW BARANCZAKtomiast ·dokonana. w innym j~zyku rekonstrukeja. tego modelu swiata,jalki m tekscie oryginalu jest zawarty. Nie zawsze jedna'k pamiE;!tas i~ 0 tym, ze liryka - sztuka slowa - kanstruuje s.woj modelswiata nie tylko tpOp1'zez bezposrec1nie stwierdzenia ; rownie wazne,a kto wIe, ezy nie waZniejsze, sa. w niej implikaeje swiatopogla.dowe,wynikaja.-ee z takiego a nie innego uformowania poetyckiegoIbudulca - j~zyka.Hopkins jest skrajnym tego przyklardem, gdyz w jego poezji 00­sloWll1i.e wszystko, nawet -najdro'b.niejszy altom materii j ~ zyika, stanowielement i'stotny i :przemyslany, podporza.,dkowany poetydk1ejlogice, naladowany znaczeniami. (Ska.d:ima.d chyiba wlasnie ta skrajnakonsekwencja 'i. [koncentracja jest iprzyezyna., ze autor Blasku Bogapozostawil po sobie tak niewiel'ki ilosciowo dorobek). Tlumacz musiwyciqgna.e z tego fa/ktu odpowiednie wnioski. Jesli na przykladw pierwszyeh linijkach Katast1'ofy statku »Deutschland" ezyta:Thou mastering me God! giver of breath and bread ; musi zdawae so'bie Sipraw~, ze w slowach ,,'breath" (odde'Ch)i "bread" (ehlelb) wazne s a. wprawdzie ich doslowne sensy, ale conajmniej rownie ,wa:ine jest to, iz sa. to wyrazy spi~te, jak klamra..dobitna. aliteraeja. i dzi~ki t emu spi~ciu tworza.ee razem pewna. nowa.jakose znaczen'iowa.. Totez prze'klad piora jednego z pelsldehtlumaczy:Wladaja.cy mna. Boze,dawoo chleba i tchu;- jaklkdlwiek filologicznie doskonale Ipoprawny, wydaje mi si~ chybiony.Istotne u Hopkinsa jest nie tylko to, co Bog daje; istotnyjest rowniez fakt, ie jego dary, mimo swej roznorodnosci, stanO'wia.jaik ,g\dyiby je-dnose (wlasnie t~ .iednose lpodkresla zagUlbio:na przezHumacza al'iteracja). Totez ja sam wybieram wyjscie inne:Wladco moj, Boze,Mory karcisz i karmisz;- b~da.ce przekladem nie /l,doslownym", ma si


o POEZJI G. M. HOPKINSAformacji stematyzowanej" (zawartej we wprost wypowiadanychtwierdzeniach) z "informacjq funplilkowalI1q" (zawartq ipOsrednio w takima nie innym U'ksztaltowaniu i wybocze znakow j~zy'kowych).Skoro interpr·etacja tej poezji doprowadza do wnio&ku, ze tworzonyOWq podwojll1q drogq poetycki model swiata Hopkinsa opiera si~ nakO'l1cepcji indywidua1nego "inscape" kazdej Tzeczy, Boskiej harmoniipanujqcej w swiecie natU'ry i trag'icznego r021da1'cia ludz1dej egzystencji- skoro ta'k, obO'wiqikiem tlumacza jest m. in. !poszukLwaniew j~zy'ku polskim styli&tycznych odpowiednikow dla wszysrkichtych elementow sty'lu poety, ktOl'Ych funkcjq jest wlaSnie indywidualizacjana21wy i dbrazu o1'az komfrontowanie hamnronli z dramatycZJlymnapi~ciem. To jasne, ie w niek.to1'ych wypadkach elementarneroznice mozliwosci j~zyka angie1&kiego i pohkiego zmuszajqdo poszu'kiwamia rozwiqzan zast~pczych (tak np. wielowyrazowe zlozeniaHopkinsa w 'Polszczy~nie s,prawialyiby znac2mie ba1'dziej \'>ztucznewrraienie nii w oryginale, totei na ogol zast~puj~ je - na coz kolei pozwala mi wi~'ksza ·elastyc21nosc ipOlskiej Isk1adni - odpowiednimicalostkami zdaniowymi; rowrniez ten polsiki odpo,wiednik"Sprung Rhythm", jaki staralem si~ strwo1'zyc, roini 'Si~ rnieco od angie}ooejwersj'i z uwagi na odmiennosci pr02lOdyczne obu j~zy'kow).N'igdy jednak tlumaczowi Hopikinsa 'I1ie wolno rezy,g1Ilowac z poszukiwania·stylistycznych ·ekwiwalentow, nigdy nie womo mu uwazacwyst~pujqcy.ch w tej poezji srodko.w orga:nizacji j~zy'ka za ze&p61"ozdobnikow", kJt6re mozna smialo pominqc w imi~ "tresci". Prosi~bymczytelnika ll1.iniejszej garsci prwkladow, aby zechcial miec to. na U'wadze; i aby, dostrzegajqcpozorne dowolnosci i od.st~pstwaw 'prze'kazywaruu "doslownych" znaczen orygina1u, zastanowil si~za kazdym razem, czy na odst~pstwach tych nie zysikujq znaczeniagl~bo'kiej ukryte i istotrniejsze.Nie znaczy to, ze piszqcy te slowa pewien jest swego translatorskiegosukcesu. Jesli jedna:k uda mu si~ choc w niewielkiej mierzeprzeikonac pol&kiego czytelnika, ze Hopkins to nie filozofujqcy rezoner,ale ,wielki artysta &lowa i k{)llstruklcji, "niesmiertelny diament"europe'jskiej liryki - ryzy.ko przekladu b~dzie moroa u2'll1acza o·placal'ne.Stanislaw BarOl1czak~wiecien 1978/581


STANISLAW BARANCZAKSPIS PUBLIKOWANYCH PRZEKLADOW Z G. M. HOPKINSATygodnik Powszechny 1976, nr 47:- Gwiazdzista noc- Sok6l- Drzewa w Binsey- FeHks Randal- Ze przyroda jest Heraklitejskim og1Liem...Przewodnik Katolicki 1976, nr 50:Pstre pi~kno- Wiosna i jesien- Budz~ si~, lecz nie w swietle...Wi~i 1977, nr 2:- Katastrofa statku "Deutschland"<strong>Znak</strong> 1977, nr 274:- Radose w porze zniw- Wiosna- Oxford Dunsa Szkota- I wazek wartkie ·wrzenia...- Blask Boga582


GERARD MANLEY HOPKINSWIERSZELATARNIA NA DWORZECzasem latamia sunie wSrod nocy gl~bokiej,A za ru'l wzrok nasz. Kto to? Skqd - coS pyta we mnie -Przylbyl? Jakie go ,cele wzywajq tajemne,Gdy swiatelko toruje fiU drog ~ przez mroki?Obdk mnie ludzie idq ; w Ikaidym z nich umkiUrody czy umyslu Sq inne, bezcen/J1e:Przez naszego po'wietrza zaduchy bagienneSlq swiatlo, aZ smierc albo dal zgluszy ich kroki.Smierc lub dal ich pochlania po chwiti: nie dotrze. Wzrok taik daleko, choc si~ sill biec za nimiDo konoa; a kto z oczu, ten i z mysli odszedl.Lecz Chrystus mysli; czuwa, lpragnie ich o~brzymimSercem, sciga oczyma, kroczy w slad ; ich odsiecz,Odkupienie ; druh lPierwszy, wiemy i jedyny.MORZE I SKOWRONEKDwud~wi~k naz'byt jui dawny, by mogl byc skonczony,Wdziera si~ w moje uszy - z rprawej, ryk przyboju,Co fal naplyw z napasciq, grZJllot z chwilq spokojuPrzeplata, 'p6ki Iksi~iyc ll1ie wstanie znad toni.Z lewej strony skowronek - slysz~ - nad zagonyWzbil 'si~: nuty z beztrosko n amotanych zwoj6wW spiramy wir rozwija, rozw'iewa , i swojqMuzyk~ spiewnie sieje, ai tony roztrwoni.Ja'k te dwa diwi ~ki plytkq ptochooc miasta tlumiq !Jakim podzwonnym n~dznych i m~hl1ych stuleciJest ta czystosc! My, zycia korona i duma,Stracilismy 6w szczery czar pierwotnych rzeczy:Nasze dziela, dzialania lamiq si~ , by runqcW ostatni proch, by splYl1qC w pierwszy mul czlowieczy.583


GERARD M. HOPKINSSKOWRONEK W KLATCEfw klatkiwi~zienie,Jak skowronek, z wietrznej wyiyny sclqgni~tyTak g6my duch ludZ!ki w k{lstnym domostwie tkwi, w claIaruderze -Ptalk, M6ry juz nie ipami~ta swobodnych skrzydlami uderzen;Duch w mowle zywota, W har6wce zamkni~ty oodziennej.Choc na swym 'SkraWku darni, na drqzku, na n~dznej scenieOba si~ czasem oddadzq najslQdszej spiewu uciesze,Jednalk nieraz te.Z mdlejq, 'bolesnie sniqc 0 ucieczce,Lub tlucze nimi okraty wscieklosc czy przeraz·enie.Nie ze'by ptak spiewny, zwiewny nie pragnql nigdy odpoczqc -Owszem, sp6jrz, sp6jrz, jak Ispiew sw6j urywa, by ow gniezdzieosiClSC,Lecz w gniezdzie wlasnym, dzikim, na wolnosci.Najswietni-ej'szego ducha tez .kiatny daIa otOCZq,Lecz go me {lgraniczq: jak t~cza, nad lq.kq si~ wzn{lSZqC,Nie ciqzy jej, talk i jemu TIie ciqzq wzniesi{lne 'kosci.SPOK6JKiedyz, gol~biu dziki, Spokoju, skrzydla twe drzec Przestanq, lot sw6j przerwiesz i siqdziesz w deniu mych Iisci? Kiooyz, kiedy, Spokoju, zrobisz tak, ikiedy? Nie b~dc:: KIa.mal wIasnemu sercu: tak, czasem przybywasz; lecz Ta szczy;pta - ,czyz to spok6j? Czysty 'spok6j czyz si~ zisci Gdy trwa zgiebk wojen, wojenna trwo.ga i Smierci t~ent? Wi€m, grabiezczy Spokoju: PalIl zawsze w miejsce twe wstawi JakieS dobro! Zaiste: daje Cierpliwosc, 'po.t~g~, Co chce przewyzszyc Spok6j. Lecz on, .gdy w gnie:hdzie si~ zjawi, Przylbywa dla wi~k'szej sprawy, nie dla gruchania, zabawy -W jego cieple zycie si~ l~gnie.~Twarzy 'pod rz~s trzepotemRumieniec, 'kr~ty zarysUst, zloto lok6w, lotneOko, wszystko to naraz -CaIq zywosc tych zar6w,584OFIARA 0 PORANKU, W POlUDNIE I WIECZOREM


WIERSZECala, czystosc tych czarow, Poki czas, Bogu daruj . Mozg i muskuli gdzie szczodra Natura ma swoj palac; Piers i pi~s c, bark i biodro, Moc, co dyszy i ciziala -Ten szczyt, ten kwiat, ,to szcz ~Scie Niech nie za:bawka, b~dzie, Lecz Chrystusa n arz~dziem. Ma,drosc, co swiat przeniknie Wz-rokiem wladczym, w!!likliwym, Dojrzalosc, co !!lie stygnie, Jak zar w po;piele siwym -To, z .czego zycie :zJbiec chce, To, z czym pieklo chce miec ci~, Masz ofiarowac - spiesz si~! SWI ECA WE WN ~TRZUPlomien swiecy za sZy1b~ mijam poSr6d mroku. i s1edz~, jak kra,g blogi zoltawej wilgoci Ws trzymuje czarny napor cmia,cej wszystko nocy, Ja!k si~ migot promieni mi~kko mieill w oku. Jakich to palcow prac~ ukrywa ten pokoj, Pytam sam siebie, z :braku odpowiedzi oczy Tym ch~ t niej t am kieruja,c, gdzie czyjes si~ toczy Zycie / na chwal~ Boga, na s.wiadectwo Bogu. -Wejdz w dom, we W!Il~tTze: swiec~ zycia popraw swoja, Wrpierw - niech ciemna, komor~ serca rozplomienia. Jestes tu !panem, zyj wi~c zgodnie ze swa, wola,; COZ? CzyS jest Islepcem, ktory me widzi [prornienia, A bla,d Iblizniego Ikard? obludnikiem? sola, Zwietr~alq, wyrzucona, z nakazu sumienia? ECHO OlOWIANE I ECHO ZlOTE(Piesn dzieweczek ze "Studni sw. Winefredy")ECHO OtOWIANEJa:k wstriymac -czy jest cos takiego, ezy nie rna, ezy nie zna niktezegos,585


GERARD M . HOPKINSzapi:nki, zatrzasku, przepaski, przewiqiki czy w stqzki czy sprzqczki,kokardy czy klamry czy klucza, CO urrrieWstrzymae urod~, zatrzymae jq, mlo dq urod~ , urod~, urod~". aby nieznikla,bezcenna?0, czy ruc nie odsl:raszy ,tych mnarszczek, tych zmarszczek tloczqcychsi~ tlumnie,Nid nic nie przegllla poslalk6w :posfilpny,ch, skradajq;cych si~ skryciezwiadowc6w, smutnych zwlastun6w siwienia?Nie, nie rna nic, nic nie rna, 0 nie, rue ma ruc,Wkr6tce juz n'ikt na ciebie z zachwytem, jak dzis, nie popatrzy,Wi~c uczyn co jeszcze mozesz, co jeszcze mas z do zrobienia,MC\;drose jest ws.t~pem do l''Ozpa·czy: Bqdi tyro w,stlilpem; bo nie da si~, .nie, dluzej nie cia sj~ snie, Snie, ze nic si~ nie zrnienia,Ze strach staros ci, zmora zmarszczek nic rue znaczy,To wi~dnif:de, wiotczenie, zm~czen ie, zamieranie, umieranie, roba;tgrobu, gnicia, zniszczenia:Bqdi wi~c wst~pem, bqdi wst~pem do rozpaczy.0 , nic nie ma; nie, ni e, nie ma nic:R~zpaczy, pozpaczy, rozpaczy, roZipaczy.ECHO ZtOTEStarczy!Jest cos, tak, znam 'cos ta1ki·ego ~pst, dose!);Tyle, ze nie w zasit~gu slonca, co:na nas pa,trzy,Nie w zasi~gu pot~gi slonca, co parzy i paczy,Nie pod wysokim sloncem osmaiajqcym, me w zdradliwY'm, mezdrowympowi'etrzu - lecz r aczejGdzies tam, gdzie il1Jdziej jest, ach gdzie:i:! jest cos,Cos. Tak, mog ~ klucz taki wskazac, talk, umiem nazwae swiat taki.Gdzie wszystko, co uciechGl jest i ucietka nam, to, co pi~kne jest leczpr~dkQ p~ka w nas, to, co w nas swieze i swiebne ale chyio ulotne,lIliszczejC\:ce, zniweczone, na wskrosZnicestwiolJ1e, znikajqce tak wczeSnie, a przeciez serdecznie, nie'hezpieczniemile • IW nas - Uwarz z dolecz'kami jak wodne wiry i brwiami jak poranneptaki,Ta r6za, runG urody, zbyt, zbyt sklonne, by runqe w ruin~,Nigdy nie runie, nie umkiIlie, umocnione wiernosciq wieczystqWobec swego najlepszego w,cielenia, tak przepi~ie mlodego: '0 tak,to sama mlodosc, mlodosc co przebrwa wszystk'0!586


WIERSlEDalej wi~c, zbierz swe dziewcz~ce nuruence, dziewicze war'kocze,kroki i loki, sw6j wyglqd i wykwint, wesolosc i wdzi~'k,Sw6j usmiech ujmujqcy, czar czuly, figlame -fochy, slodkie uroki,, loki luine, loki lotne, loki zalome, gl~bi~ irenic i glosu diwi~k -I zrzeknij si~ ich, wyrzeknij, przyrzeknij podrpisem i piecz~ciq oddechu,Ze je od€iSlesz wzlotem westchnien, jasnym j~kiemTam; pi~knosc w ducha wcielonq dziS jui oddaj, choc smierc dalelko,Oddaj urod~, urod~, urod~, oddaj Bogu, dawcy pi~kna, kt6ry sam jestpi~knem.Wiedz: ani wlosa z glowy, ani rz~sy l!1ajmniejszej nie stracisz;Wszystkie Sq policzone.Wi~cej : to, cosmy lekkq r~kq skazali 'n~ gnicie w pleSni,Moglo wstac, wzrosc i wzleciec z wiatrem, kiedysmy spali,Kiedysmy -glow~ ci~zkil ciskali po stokroc we snieTo w t~, to w tamtq strOTI!~. '0, po coi zatem nasze zm~zone zachody? Czemu serca w nas takSq wyn~dzniale, tak opieki i opOki wyzbyte, tak strU!dzone, stra­. pione, tak okpione i obarczone,Skoro to, co tracimy, trwonimy, trw.alsza, czulsza opieka otacza,Trwalsza opieka niz nasza, opieka, co trwalej ocaliTo, co my bysmy strwonili, opieka, co czulej namSprzyja. - Czyja? Gdzie ona? M6w, mowze, gdzie jq moma wbaczyc.-Tam. - Ai tak wysoko! Idziemy w slad za niq", idziemy, () talc. ­Wi~c tam, wi~c tam, .wi~c tam,Tam.WYCZYTANE Z KART SYBILLIPowazny, pot~Zny, podniebny, rpodmosly,- I osklepiony, swym ogromemoslepiony,Wiecz6r wyt~za si~ w nocnieg;koncronq, I chce byc noanym wszechlonem,wszechdomem, wszechtrumnq.Mi~kki schron swiatla opu.scil juz ziemi~, 'bl~nyszron swiattlaopr6szyl juz lunqWyZyny ciemne; raj gwiazd wiecwrnych, wielmoinych, ksiq;l~cychnad nami si~ kloni,Niebios ognista gra. Oto ziemia I rozluznila swoje trwanie, juztrwoniOstatnie barwy, zblqkane, splqtane, I zespol


GERARD M. HOPKINSTakq : Zmierzch trwa nad nami; noc b~dzieI wciqz nas wchlaniac,az przyniesie nam koniec. .Tylko gal~zie na gladkiej stall zmierzchu I grawerujq wz6r drapiei­'ny lI1agqCzerniq liSci. Och, oto nasza przypowiesc I i wr6zba! Niech zycie,ipelne przewin, przewinieCale sw'e gwarne i barwne zgmatwanie I na dwie szpule; zagarnij,zagnaj, zagonCale zycie w dwie zagIXldy, dwie trzody - czern i biel; I zlo i dobro;dbaj, Ibacz, troszcz si~ jedynie° te dwie rzeczy, tw6r swiata, gdzie tylko lone trwajq, osobne;gdzie ,wsr6d tortur i zmaganS~r~cone , skr~powane, bez oslon i ochrDn, mysli I nawzajem miaZdiqsi~ w zgrzytliwym mlynie.(TRUPIA OTUCHA)Nie, trupia OHICho, Rozpaczy, ja nie, ja lI1'ie b~d~ si~ sycilTWq pad'linq; ostatnich - niechby wiotkich - splot6w m~stwa w so.­bieNierozplqcz~, ani, znuzony, rue j~kn~ Nie mog~ jut. Mog~;Mog~ cos: miee nadziej~, swit witae, rue szukae wyjscia w niebyde.Lecz och, lecz ,czemu, stTaszliwa, zgniataIaS mnie tak ,calkowicie 'SWq stopq swiat miaziliqcq, SWq Iapq lwiq? czemu rwwgie,Mroczne oczy titkwiIaS w poharata:nych mych kosciach? i ogniemPiorun6w, wicrrrern smagaIas, gdym pragnql uciec i skrye si~?Czemu? By ulecialy plewy; by ziarno we mnie czyste zostalo.Wi~cej: gdym ;r6zg~, czy T~k~ Taczej, w calym tym znoju i bojuUcaIowal -serce rwe mnie zacz~lo moc spijae, krase radose, okrywacchwalq.Kogo ? HerDsa, 'CD z nie:ba na ziemi~ mnie cisnql, rozbroil,Zdeptal? Czy mnie, 'com z nim walczyl? 0, kogo? Czy obu? T~ calqNoc, ten rok mroczny wa1czyIem, ja ll1~dzarz, z (m6j Boie!) Bogiemmoim.** *Nie rna dna udr~k. Miota si~ za metq m~kiM~ka gorsza: przez tamtq szkoIona iswieziJ..Gdzie, gdzie ten pocieszyciel, ktOTY b61 usmi'erza?Gdzie, MariD, mWbko nasza, rq'k Twych doty'k mi~kki?Stade.m, s wsem wci¥ wi~'kszym g~stniejq me j~kiWe rwsz€chb61, wszechZal; mlot w nie odwieczny uderza,Ai j~ cichnie i niknie. Furia wyje: "Nie ialMi ciebie! B~~ sroga: cios musi !bye pr~dki."588


WIERSZE0, mySl, !Il1ySl w sobie g6ry ma: jeSli na szczycieStaniesz, pod toba, urwisk stro"l'IlOOc niezg1~biona .Jak straszna - wie ten tylko, k.to z nich zwisal. Czy si~Dlugo da w dloniach otchlan utrzymac? OslonaCzeka, nieszcz~sny, schron si~ przed wichura,: zycieWszelkie 'konczy si~ w smierci, kaZdy dzien w snie kona.*.• *Justus quidem tu es, Domine, si disputem tecum: VertLmtamen jnsta loquaT ad te: Quare via impiorum p'l"Osperatur? etc. Zaiste prawy ,byl!bys w naszych s.porach wielu,o Panie ; lecz i ja mam prawo do pyta;nia.Czemu drogi grzeszni,k6w kw.iJtna, - a staraniaMo je z przegrana, musza, spotkac si~ u celu?Gdybys byl. moim wrogiem, Ty, moj przyjacielu,M6glZe:§l plodzi - tego sobie zyczyMoja dusza: jedneg


KS. JANUSZ ST. PASIERBPOEZJA UNIWERSAL6wTradycyjnie lirylka miala s i~ zajmowac ty1ko tYID1, co jednost1wwe,jednorazowe, p rzemijajqce. Jej zadaniem mialo byc utrwalacchwH~ , ocalac od zapomnienia pr zeiycie, dawac wyraz wzrusz6l1iu.Ale lirylka nie jest calq poezjq. I liryka wsp6lczesna nie jest lirykqdawnq. A zresztq i dawlITiej ... pomyslmy tylko 0 poetY'ckich ksi~gachb ilblijnych: m oWi.q O'l1e 0 sprawach wiecznych, 0 czlowieku i Bogu,a przywolywanie swia1a widzialnego sluiy temu oelowi, ma za zadanieO'bja'W"iac Boga i cz1owieka.Majqc moino-sc po raz pierwszy ogarnqc calosc dorob'ku literackiego,poetydkiego i d ramaturgicznego ks..i~za Kapola Woj tyly,czlowieka, Udory zas'ia da dziS na &tolicy P iotro,wej, ' ll1ie moma si~oprzec wrazeniu , ie jest to poetyka C{) do mebody bardzo bliskClBi,blLi, ie jest to twor czOsc zwiqzana nie tyle z historiq, (.'() z wartosciamiWiiecznym'i, ie jes t to poezja uniwersali6w. Nie m{)ma tu ruepomyslec, ie poezja, ktorq dzi~k i pracy J erzego TUTowicza i Ma1'ka. Skwa I"Ilickieg{) dz'is po raz pierwszy ogarnia.my jako calosc odeg1'alawieiikq ro l ~ W przygotowa.niu oota tecznego powolan'ia A'Ultora napasterza powszechnego. OczyWiiscie te Siprawy wieczne i uniwersalnez{)s taly historycznie p1'zeiyte i osotbiScie poswiadczone p rzez Autora,Przy calej dY\Skrecji o dczuwalny jest zwiqzek tej poezji z Jego i y­ciem, zwlasz,cza z biograi.iq wewn~trznq. 0 .ile pona,dcza&Cl'woSc nadajeim si l~ , 0 tyle owej "historycznosci" zaWidzi ~czajq one ludzJkieciep1o. Z peWnOSclq tei nie byh z tq poezjq talk, ja'k z malars twemw iy'C'iu Adama Chmielowskiego, ° Ikrt;orym w dra'l11acie Brat naszegoBoga roznlawiajq przyjaciele, a jeden z nieh, Lucjan, powia


PO EZJ A UNIWERSALIOWzjq z przedstawienia A ktorzy w ElzynoTze zbudowanym pr zez 'Mieozysla'Wa KoHar czyka z r oim.ych sztuk Szekspiora (jak widac Hanus:zJkiewicz'ilwoczqc swoje w,~ehlrie lIUont.aze rOillall1.tYC2llle mial rporprzedrrika),j est na wS't~pie mowa 0 "s tcmowisku" slowa w teatrzew ogole i w Teatrze Rapsodycznym, gdzle wyst~puje ()IllO jako,"piesn" 1, wyodJr~bnion e, samodzielne, :przezrna.czone tyhko do zawieraniam ysli i jej g1oszenia, do "ogaTmiania pe'\ViJlej Wizji umyslowej".W t eatrze tym 'istotny jest p r o b 1 em "w jego abstrakcyjnejpostad, nie 'W o bslon:kach fabuly", ktora jesli w ogole wy­S't~puje to na marginesie i w cha·rakterze "ilusbracji problemu". Towlasnie "problem gm , on 'zaciekawia, on niepokoi, wywoluje wspolodczucie,domaga si~ ZJOOZU!Ill.Iienia i TOZJStrzygmi ~ cia. I ten wlasnierys Tealtru RapsodyC2ll1ego nalezaldby nazwac intelektualistycznym,bowiem intelekt, rm;um jes t wladzq a:bstraikC'j'i, sferq poj~c," SqczyteLnky powiesci, k t&rzy szukajq fa'bu1y, op.i>sow , dTalma'tycZnegowqtku - powiada dalej Autor - ale Sq ludzie, co zajmujq si~ przedewszysi'kim sironq tdeowq ut worn [ "pasjonujq si~ wizjq umysl-o­Wq, element.ami abstra'kcyjnymi utworu". Talk jest w Tea.tJrze RapsodYC2ll1ym,gdzie dociera s i~ do "samej umyslo'Wej Wi!z,ji autora",g1d~ie musi wystqpic "oszcz~dJnosc wmzen teatrahnyah " gdzie "slo'­wo doj ~'Z ewa w gest", gdzie "najbal'dziej odpowiednrim d


K S. JA NU SZ ST. PA SIERBzwolilyby przetworzyc si~ w taiki (tj. ,rapsodyczny - przY'P. JSlP)sposob n a pD.zytek przynajrrmiej pewnych odbiorc6w" . .Zacybowalem te zdania, gdyz wydajemi s i~, ze jestesmy tu u korzeni"metodologic;;mych" poetyki i dramaturgii Autora. Na pOczqtlku j€lj jest mysl, "a'le poniew az - czytamy w &ZJk.iou RapsodyTysiqclecia - slowo poetydkie me moze pom starwac w czysteja bst ra'k'cji, lecz musi szukac ja'kiejs przeklardrri wyobrai amej, przemawiajqcejnie tylJko do umysIu, ale t alkie do zmyslow i serca", powolaniemnie -tylko Tea'tru RaJpsodycznego, ale i podobnie mysl'lcegoP,oety jest ula twic too ,proces dosi~gan;ia odbiorcy. Nie jest tolat-we, gdyz idt ie 0 "slowo 0 baJrdziej wie l!ktim i zupelnie specyficznymladunku m yslo wYm " . W tym samym eseju sfo l'unulo~'la'l1e zostalopoj~ci e bohat era dr amatycznego, 'ba'rdzo w ame, gdyz t alkiep ostaci znajdziemy w Hiobie, Jeremiaszu, a po'tem w Przed sklepemjubilera i w Pl'om ieniowaniu ojcostwa. Mowiqc 0 ulScen'iczn.i'oil1ymw Tea1trze Rap.s.od ycZ'nym Slowadk i:rn powia,da Andrzej J aw:ien, ze"Boleslaw Smialy jes t Taczej modele.m, n a ktorym pokazuje Slowa'ok:i6w p odstawowy wlawe w uj~ciu 'cnrzescijanSkim problemzycia duchowego, a [lie jedynym ti ·callwwrtym jego podmiotem".Gdy w ZalkOll. CZeniu t eg'o s.2ikicu Au'tor zapytuje "ezy 'grac' pDst aci,czy tylko je zazna'Czy c, zarrysorwac lub rwrE;cz symbolizowac" i gdyzwraca uwag E;, ze tak wlasrrie d zie joe siE; w t eatTze MieczyslawaKo tlar czyk a , p osrednjo odpowiada, ze talk: r6wniez je.9t w j ego wlasnych dramatach , gdzie Ibohaterowie w "Pos6b sWliadomy zostalizbudow m i nie "z kTWi i ik.osci", Iecz z ·iJdei i Sq wyraziC'ielaml dkreslonyeh moralnych postaw.W swdim odezycie wy;gloszonym w wal"szawskim PEN-Cl>ubiewlkrotce po wyborze J ana Pawla II, w grudrriu 1978 rok u 2, mowi'lco drama'oie Pl'zed sklepem jubilem wyorazilem przypusZiczen'ie oparte ina pewnym podo l bie11S'i-wie formalnYlffi, ze takie 21W'iqzanie poezjiz dramatem mO'ze przywod'zic na mys} teoretyczny szJkiic T. S. Eliotapt. Poezja i dmmat, ogloszony w 1951 roku, :j przyswojony czy­,telntkowi pol:skiemu przez mies'i~ c Zll1.i:k "Dia.log" w rdku 1957 (nr12), a ik.()'Ils tJruikcja tego utworu przypomina form~ 'Zastosowanq przezEno ta juz w d ramacie The Rock w 1934 rdku i TOZ)winiE;tq w pelnym symhollilk li, moralnej i rehgijnej Zab6jstwie w katedrze (rok1935), p isanym wolnym wietrSzem , 'przeplat anym pro'Zq.3 Po zaz.najomienius i~ z ar tyk ulami, UtJtore dolqczono do rwydanej wlasnie'ks iq21ki, s qdz~ , ze t rzeba ten poglqod zmodyfikowac. Rzeezywisoie p{)­, Odczyt ten p owt6rzylem z p ewnyml zmia na mi w kilku miasta ch Polski, a ta]{­ze w L ondy n ie j P a ryzu w 1979 roku ., Polsl,j p rzekla d ogloszono w L ondyni e w r oku 1954, fragm enty ukazaly si~w "Tygodni]{u Powszechnym" w rok u 1957 (nr 50), calosc wreszcie oglosil J . S.Sito.592


ddbienstwo to istnieje, jest anD chyba raczej przypad'lwwe :i. mozelqczyc si~ z ,bliskq ZarOWiTIO Eliotowi, jalk i krakowSkiemu "rapsodyzmowi"ideq teabru rehigtijnego i mo ralnego. P iszqc 0 Dziadachi dwudziestoleciu w IToiku 1961, AutoT powiada w zwiqzJku z wystawieniemmickiew::LczowSkiego al'cY'dziela przez tea tr MieczyslawaKotlaI'czyka na dwuchicstolecie jego istnienia (in:wguru:iqc:t i'3t nienieTeatru premiera KTo la Ducha miala micjsce 1 listOiJc1da 1941 w podziemnymK r ::,kowie), :~c 'OW Dziadach je3t ukryta sama islota rapsodyzmu,sam rdzen jego koncepcji" ze utw or ten stan-owi "jedynywlasciwie mic:kie \VJi'czowSld ':vyraz m i c k i e w i c Z 0' W s Ik i e jkoncerpcji teatru pols 'k iego i slowianslki eg o(podkr . JSt P.) MOZna by wr~cz powiedziec, ze Teatr Rapsodycz:nypawstal po to, aby zrealizowac Dziady, Dziady zas zostaly napisanepo to, a'by wzbud:mc ~kiedys do_zycia talki wlaSnie tect'vr. J ezeli w tY'mz:naczeniu uzyjemy '\Yyrazu 'kongenialnosC', to ana tu wlasnie zachodzi".W swietle tych cyta1taw widac wyraznie, ja'ka jest genezatea tru Karola Wajtyly: ze jest ona mickiewiczowska, rpolslka, slowiar'l.skai - w tym uj~ciu - romanty


KS. JANUSZ ST. PASIER Bwnnia, blagania 0 sEld , CZRSU tGsknoty za testamentem Chrystusowym".W Jeremiaszu glownyroi osobami dramatu Sq proroik Jerem'iaszi Ojciec Pio1r - to mic!kd:ewicrow.slkie imit; nOiS'i ks ~ Piotr Skarga,prorok przedrozbiorowej ojczyzny. W1asciwa jednalk personadramatis w obu tych utw()Ifach jest Po1slka, a mo·ze na'Wet polsikosc,jako moralny i religijny o'bowiqze'k. Hioba ,konczq sfowa 0 nadziei,Jeremiasza 0 przezyCliu:"Do'tiknijcie trumny! w niej jest zycie1. z trumny wezcie plod pod ser oe"i 0 tyro., ie trzeba zlo pomscic i zabic - 'W sobie samym!Tematowi ojczyzny poswiQcona zostala Wigi lia pa]ch'llna w mi.lerrijnym roku 1966. Autor by1 juz metropolitq Ikra'kowskirrn. Symbolerospajajqcym 'ten utwor jest Drzewo, kltore wysotCl;pi tak'ze w poamadeMy§la,c ojczyzna. Jest ono symbolem zyc'ia, trwa


POEZJA UNIW t RSf, LlO\\1Czasu ostatniej wojny pisal Slonims ki 0 s waim pragn'ieniu "PalSki fslabef', leez n a talk·im swiecie, "gdzie slabasc nie jest w inq" ; AreybiSkupKTafJwwa piszqe swoj poemat pod koniee 1at szes6dzieslqtyehwie jU'z, ze nie rna taikiega swiata ~ dlatega "nie mazemy gadzic s i ~ .na sla:oosc. Slaby jest Iud, jeSli gadzi si ~ ze s wajq kI ~q" , ,gdy zapomina,ie zmtal poslany, 'by czuWlac, ai przY'jdzie jego godzina. Godzlinyweiqz p o'Wraeajq na wielkiej ta·rezy historii" .. A wi~e czlow ie


KS. JANUSZ ST. PASIER B------ - - - ------------------~ -z fabryki broui" i "DZ'iec:i", "Mysl 'czIowielka", "RYSOlpJS czIowieka",i "Magdalena".Kazdy liryczny'boha'ter tej poezji jest wi~c ,,'ka~dym" - "Jedermannem".Mieczyslaw Kotlar


POEZJ A UN IWERSALIOWkt6ry jest jedn'l iSkierk'l, a cal'l 8woiartlosci'l. Ogarniaj'lc sob'l rt;~ i.skr~, juz nie crzujesz nie i nie cwjesz, jalk'l jeS'tes o'bkty Milosci'l". Jest tu nawet ta iskra, seintiUa, jak'l spotylkamy u dawnych wie1­kich mistyk6w, jest ponadczasowosc ("juz nie tro3kam si ~ · 0 zadenz urpadaj'lcych dni"), a zarazem wyraZine osadzenie w ezasie ri miejseu,pami~c "tego poranka zim'l" kiedy'"Pochylony nad lamp'l,w snopie swiatla wysoko zwi'lzanym, nie poonosz'lc swej 'twarzy, bo po co ­i juz 'l1ie wiesz, czy tam, tam daleko widzia'l1Y, czy ,tu w gl~bi zamkni~tych OCZU -Jest tam". Poeta mOwi nam, ze w ()wej chwili zamies.Zlkalo w nim "Mofze",w kt6rym zaczyna tonqc.:"TOl1'le, ton'le! Przechylie si~, pa tem obsuwac 5i~ zw01na, nie odczuwac w .tym odplywie stopni, po Ik!t6rych zbiega si~ drz'l~" . Zap'isane zostalo dOSwiardczenie "nachylenia si~ Boga", dOZJnanie",,j-alkby mu sni~cia po twany", przyj~cie .dzialania i obecnosci Bogaprzy uCLszeniu sie!b'ie, ogoloceniu wewn~trznym:Poeta


KS. JANUSZ ST. PASIERSKaiJdy z Ibohaterow tych poematow do:z<strong>maj</strong>e przeZycia w istooie rzeczym'1styczznego: pr,zezywa "przeiburlzenie", wejscie Boga w swojezycie. Co wi~cej: w podolbny sposOb odlbywa si~ z et!kni~cie z drugimczlowiekiem, z ludzmi. W Piesni a blasku wady jest mowa 0 t Yli1.ze 1u d z i m 0 Z n asp 0 oS t r z e c z amy ik a j q e 0 c z y, a wi~cw sytuacji mistYCZlrlego "zmI"U'zenia". 'I1alkie znaoC:renie rn a greckiczasowiIlik myein, od kot&rego wywodzi si~ slowo mistyika. Chcqcsti~ spatlcae, -trze'ba rue iylko dostrozec, ale i zostae dostrzeionym,chclj:c kogos uslyszee, tr'Zeba samemu zam'ilknqe.P()wiedz:iall1.o w Starym Test-amencie, ze rniara czloW'ieka jest miarqalIliola. W tej poezji - jest ana miarq s amego Boga. Zelanie 0 podobnymbr:mnieniu wypoW'iedzial w czasie swego pobytu w Paryzuna Wii.osn~ 1980 rolku - Jan Pawel II. Nie jes t to jedYll1.Y dowod, zetw6rczose lilterac!ka nie byla czyms, co odlbywalo s ip, n a marginesieZycia, pracy, tworcvosci naukowej ksilidza, profesora, biskupa, kardynala- jalk nie pozostaje w oderwaniu od dzialalnosci i nauczaniaPa:p'ieza. Bye moie wlasnlie poe:z:ja niosla tr esci najgl~bsze i bylawyrazem najiIJa!rdZ'iej oSQrbilSItych przemysleI1 i doSwiadrczen. Przemyslenprzede wszySlt!kim - i chwilami mozna by ordniese wrazenie,ze Autor sam jq oskadal 0 chlod:,,0 Pauie, prze'ba:cz mej mysli, ze nie dose jeszcze miluje,przebacz milosci mej PaIlie, ze taik strasznie przykuta do rriysliAle 'P'rzyjmij,Panie, ten podzirw, ktory w sereu si~ zrywa, jak zrywa si~ potok w swym zrodle ­- zna!k, ze stamtqd przyplynie zar ­. i nie odtr:waj Pan~e, lI1awet tego chlodnego podziwu, ktory nasycisz kiedys kam'i€lliem planqcyun u waTg" . . Czytajqc te wiersze odikrywamy jedna1k, ze mysl nie tylllw posiacl.aswoj wewilwtrznych ruchi dmmatyzm, ale i wlasne cieplo. Jest toniewqbpliwie poetyka nalezqca do nurtuo jakim :..-. w zv-riqikuz Rilkem - pisal Mieczyslaw J astf'un 5 ze przyswieca mu "idealartystycznego obiektywizmu, rzeczowosci i daleko posunilitego zintelektualizowaniawidzeti. poetyckich". Mozna tu wskazae na Eliota,a zwtaszcza, ze wzgl~du na podobienstwo "metody", na jeZluitli angielskiego,ks. Gerarda Hoplcinsa. NUf't tych poetydkich rozwazailjest oczywiscie bardziej rozlew:ny, przypomina zarowno "przyblizenia"Norwida, jaik dynamizm i plynnosc znamienne dla mysli MaxaSchelera. Najlatwiej przes!edziC to na przykladzie Piesni a blaslelLwady. gdzie motyw wody przeistacza s i~ w rnotyw st udni, zw i~ r­ciadla, od'bi'Cia, z,renicy, rybiej lusiki, a wszystko zaiopione jest w bla­, W p oslowiu d o Poezji R. M. Rill{e g'o , Krak6w 1974.598


~Ut;LJ~\UI'lIVVt;t'(~ALIUVVsku i d:rze!Iliu taik, ze pm:Y'Porn ilI1a si~ definkja czlO'Wielka z dzdelaSehelera Yom Umsturz del' Werte, ze jes t on "O'bjawieniem si~ BogavVs brumieniu zyC'ia" .."Owa plynnosc w polqczeniu z dyscyplinq jest j·ec1nym z se'kretowtej tw6rcrosci, Idora choc "u'WomJiollla od sZlcZiegolow h'istoryremycb"podejmowala n aja1ktualniejsze w qtJki: mowila 0 doswiadczen:iu oIkupacyjnym(wczesne drama:ty i Kamieniolom, 0 sobO'rowych przemianachKosciola (Na1'Odiziny wyznawcow, a zwlaszcza Kosciot), 0 przezywaniuprzez narod swego Tysiqclecia (Wigilia wiellwnocna, Myslqcojczyzna), 0 rocznicy sw. Stanislawa, kiedy w poe111acie Stanislawpodpisanym wlasnym imieniem i ,nazwiskiem z dodall11em tytulukardynalskliego Autor 1110wil 0 ojczyznie, w 'ktorej zaftwrzeruonyje.st Kosciol, jaiko 0 "zie'l11i trudnej jednosci". Najwi~cej aktuainosc1jedna'k 1!kwHo w ro-zwazaniu spraw ponadczasowych : wiecmy Bogi "niewymienny czlo'Wi.ek" , jego goc1nosc, jego umie!n:ie, jego wymagajqcabohaters:n'lCcl wolnosc - te sprawy wlasnie wypow~adall1ez S'ilq olbrzymiego przelkonania byly - i Sq - wailkim glosem w dohienie ryllko poetyCkiego pO'l11ieszania j~zykow.Jest to przeciwstawiajqcy si~ deter111inizmow,i glos lllac1ziei. Uderzajqfakt, ze Poeh bal!1dzo cz~to oc1wraca znaczenie mit6w, obrazow:Samary.tanlka pochylona nad s tuc1niq Jakubowq przezywa swojeuozestnictwo w Iosach iamych Iudzi jakby w przeO'iwienstwie doprzeglqdajqce-go si~ w zr6dle samotnego Narcyza j wieza Babel zostajeunicestwiona przez Boga, ktory - jale czytamy VI Wigilii wielkanocnej- "wielosci slow przywraca jednosc". To wlasnie dzi~kiBogu ozlowiek nie Jest s'kazany na pelzanie, nie jest ~az any w og6le,nawelt na smierc. W Rozwazaniu 0 smierci' Poeta przywolujedogmat egzysctencjaIizmu: "istnieje.sz stale ku smierci" , !lIe "mijanie",przechodze.nie od zycia ku sffiieTci pI'zeci , wsta1,via "tajemlllicy",misterium paschalne'l11u J ezusa, 'kt6ry"prze.5zedl w po pI'ze'k wszystkich nui'tmv mijaniai zmienil kierunek pola",.p~zechO'dzctc od smierd do zycia. Zmartwychwstanie Chrystusa pI'zeci'Wstawiasi~ "wzJbiera'lliu swiata" nad czlo wiekiem, kl~sce osobyw stardu ze swiatem, sumiem.ia w konfli'kcie z "historiq".To uniwersalne prz€slanie polskiego P{)ety brilmi dzis nad swiaternjaleo przesianie BLskupa Rzymu.ks. Janusz 51. Pasierb6 Gesammelte Werke, B ern 1955, s. 186.599


POLEMIKI -IIKS. BOLESlA W MICEWSKIUWAGI 0 ARTYKULE S. ALiNY MERDAS RSCJPT. "BOGDAN JANSKI" (ZNAK NR 310 S. 446-475)Jaiko au·tor obszernej i zr6dlowej monografii 0 Bogdanie Janskim,rOZ'prawydoktorsikiej i szeregu artykut6w na ten t emat (w Hagiografiipolskiej, "<strong>Znak</strong>u", "Chrze3cijaninie w Swiccie", Homo Dei")czuj~ si~ zdbowiqzany prz-eslac do zamieszczenia to sprostowaniedosyc licz:nych bl~6w i niescislosci autorki artyikulu. R6wniez redakcjamiesi~cZlllika w reklamowym streszczeniu bl~dnie infonmujejakoby Jarlski byl "najpierw ... kosmopolitq, p6zniej saintsimoni, tq".Tymczasem wlasnie saintsimonizm usilowal uczynic.go kosmopolitq,lecz rbezs'k:utecznie. Podobnie ,dohrq z<strong>maj</strong>omosc poziomu moralnegoJanskiego i wsp6kzesnych mu student6w warszawskich oraz uczestni'k6wwojaiu nau'kowego w Paryzui w Londynie wy'klucza stosowa!11iedo niego okreslenia "liJbertyn". Janski w tym okresie bylraczej a'teuszem i materialistq na pr6zno usilujqcym zachowac zasa·dymoralnosci chrzescijanskiej.Przec'hodzqc do artYlkulu s. A1iny lVIerdas najpierw jest-em zmuszonywyraz,iC zdziwienie, ze nie zna nowszych artykut6w 0 J ~11 ­skim i !11ie slyszala 0 napisaniu 0 nim obszernych prac (0 czym p.JdawalapTasa ·i 'biuletyn uczelni), a w zwiqz·ku z tyn1 ubo1ewa, zeja'kdby ",dzieje duszy J anskiego nie zos taly jeszcze n apisane, nienapisano ... jego zyciorysu ... powiqzan J anskiego z epokq" ! -W sprawie Dziennika Janskiego wyjasniam, ze paginacja jego r~kopisubynajmniej nie za·czyna si~ od 1, lecz wlasnie od strony oko10setnej. Dotyczy ona :bowiem calego 'pudla a nie ty1ko zlownegow nim Dzienni'ka. A wi~c wszysbkie insynuacje i podejrzenia snutena tle rzekomo !11i-e udost~pnianych stron Sq bardzo nie na miejscu .Wal'to tez dodac, ze tzw. Dzienni'k Jaiiskiego jest w wi~kszej cz~sc irachunkiem sumienia i zawiera bardz·o duzo kartek z fa'ktycznieodbytych spowiedzi. Udost~pniajqc go czyni s i~ wi~c bardzo 000­sobniony wyjqtek w og6lnie przyj ~ te.i praktyce. M6wi~ to z wlasnegodoswiadczenia, zdobytego podczas szeroko zakroj-onej kwerendypo archiwach i bibliotekach krajovvych i zagranicznych. Przy okazjiinformuj~ autork~ , ze Dziennik Jans'kiego kilkanascie lat temu przepisalemi opracowalem wedlugwsze1kich wymagan n aukmvych.S Z)koda wi ~c, .ze korzystala z odpisu niefach ow ego z 1941 r., W kt6­rym nie zasto&owano dawnego 'kalendarza do uporzqdko wan ia 1uz­6?!l


KS. BOL: StAW M ICEVv SK I CR -UWAGI 0 ARTYKULE AliNY M ERD AS RS CJnych, bez autorskiej paginacji i sla·bo daiowanych kart


POLEM IK IP'0hskim" '0d -kwietnia d'0 ezerwea 1833 T . , a redaktorem byl najpierwE. Ja[l1uszkiewiez z Janskim, pozn'iej sam arpostol tufaezy. ZnajqCnOWSZq litel' atur~, autorka artykulu nie powtarzalaby za W. Wie­Ioglowskim bl~dn ej informacji jakoby Mickiewicz nawroeil Janskieg'0.Wieloglowski przybyl d'0 FraJncji 1836 r ., z Janskim zetkna,lsi ~ po raz pierwszy 1838, n ie byl wi~ c swiudkiem zdarzen z Iat1832-1834. InteIektualne i mo raine nawroeenie Janskiego '0dbylDsi~ bez udzialu wieszcza. J ans'ki nie ezul s i~ tylko osamatniony natrudnej drodze, po przybyciu Mickiewicza z przyjaciolmi, ktorzy poparlijeg'0 katoIickq p'0staw~ i apost'01skie zaibiegi.Cia.gnqC dalej dlugi szereg nieseislosei s. Aliny, nalezy uznaczaanaehronizm wzmiall'k~ '0 rzekomej mozliwosei "uniwersyteckiej kariery"Jansk.iego, w zywanego d'0 kraju p'0 1831 r., gdyz wlasniew tym czas ie zwyci~ski ca1rat zamknql lmiwersytety w Warszawiei w Wilnie, a nawet Liceum Krzemienieckie i lie:;me gimnazja. Niebezpiecznejest tez powtarzanie bez komentarza 0 tzw. n'pierwszejKonmnii sw." Jal'tskiego w Paryzu, jak'0by w '0go1e dota.d nigdy jejnie przyjmowal! A przeeiez wiadomo, ze byl ministrantem w Pultusleu,praktykujqcym katolikiem do 1823 r. i w przeddzien slubu bylu Komunii (22 X 1828). Ograniezajqc swoje -oezytanie w bezposrednichzrodlaeh prawie wylqcznie do Dziennika Jal1skiego, s. Alina dala 's i~ zasugerowac zbytniej surowosci jego w ocenie siebie, stqd zbytd'0s1ownie wzi~la uskarzanie s i~ na slabosc w'0li co d'0 k'0respondencji,kontynuowanie Dzie.n.rlika czy realizo wania codziermych zaj~cwg nakreSl'0neg'0 planu. Zaprzeezajq temu juz same obszeme notaikiDziennika i liezne listy. A 2lbyt mn'0gie zaj~cia na kazdy dzien trudneSq d'0 zreal.izowania n awet dzis przy nowoezesnej k'0munikacjiparyski·ej. Wi-dac s tqd jak byl dla siebie wymagajqey i pr21epraeowany.Warto tez wspomniec,-ze opoznienie korespondencji wynikal'0 nietyIk'0 z nawalu wazniejszych zaj ~c, Iecz z winy biednych przyjaci6l,ktorzy chcieli dQlqczyc swoj dopisek Iub list, dla UIIlikni~cia wysokichoplat pocztowych. Zdarzal'0 s i ~ t'0 ez~sto Micki·ewicwwi, ktoryzJbyt dlugo kazal czekac na zqdane przez Zaleskich wiadomosci Iubposwiadczenia odebranych '0fiar. Janski zas bral win~ na sie-bie, bynie '0skarza'c bliinich. Apostol tulaczy w Trape kolo Mortagne utrzymywalkontakty z przeorem B. Dugue, pozniejszym zal'0zycielemkIaszt'0ru w Bretonii, a nie z opatem Harselin (zadna wybitnos~).Ks. L. Auge byl rekto'rem Koleg.ium im. Stanislawa Leszczyilskiego,a nie "sw. Stanislawa". Wart'0 tez wiedziec, ze bibliO'tek~ JailslJdegotylko cz~sciow'0 przewieziono do Rzymu, reszt~ przejql J . K'0zmian,by pod koniec zycia przekazac jq (wraz ze SW'0jq) TowarzystwuPrzyjaciol Nauk w Poznaniu, ktore pow stalo dzi~ki jego inicjatywie: ,Niewqtpliwie bl~ dn 2 yes'c twierdzenie s. il.liny, ze jakoby J anski602


KS. BOLESlAW MICEW SKI CR -UWAG I 0 ARTYKULE ALiNY MERDAS RSCJpo nawroeeniu "zgubil swoj patrioty~", gdyz bliski byl tego jedy-­nie w okresie saintsimonistyeznym ; ale oeaHl go odehodzqe definitywnie19 XI 1831 r. OcaIony w ten sposob patriotyzm przyprowadzilgo znow d·o katolicyzmu, dzi~ki kt6rernu wZlffiocnH si~i oczyscil.W swietle papierow J anskiego bl~dne tez jest twierdzetn.i"e jako byTvIi '2kiewiez byl ini c j atol'(~ m Braci Zjednoczonych czyli Bogomodlcow.Inicjatywa wyszla od Janskiego, jak swiadczq 0 tyro jego postanowieniaaktu zalozenia Brad Zjednoczon.ych, spisaneg.o przes)Jomiesiqc p6zn iej 19 XII przez S. Witwkkiego oraz korespo'lldencjaJ. B. Zaleskiego i 1. Domeyki. Mickiewicz podJpisal s i~ na akciena dalszej pozycji i zaden wspolczesny prze'kaz nie wyroznia go.Zresztq poeta nigdy nie tworzyl nowych zespol6w, przylqczajqc si ~do istniejqcych (fil omac-i, towia rJ szczyzna), a IIV t ylt11 czasie mmlatzajmowac s i ~ raczej brzemiEmnq zonq, po niedawnym ozenku. J ailskiaktu nie podpisal, gdyz slusznie uwazal, ze ta kie rzeczy si~ "robia nie pisze". I mial racj~, gdyi akcja szla a 0 istnieniu akt u przypadkowodowiedzieli si~ uczruowie Janskiego dopiero 1869! GdyJ a r'tski po 1icznych z abiega~h zebral grup~ ddbrych tlumaczy w koncu1837 r ., S. Witwic'ki znOw spisal statut Towarzystwa sw. StanislawaB. M. Tlumaczy Dobrych Dziel Obcyoh.B. J ailski zaczql zyeie wspolne z pierwszymi uczniami, zakladajqcw ten sposob nowq k()ngr eg acj~ koseielnq, nie w Popielec 17 II, lecz21 II 1836 r. w I ni e dziel~ Wielkiego Postu. Bl~a data rozpowszechnilas i~ po oglo.'3zeniu Pam i f; tnika 0 Zgromadzeniu przezks. Kajsiewicza (1 872). Nie jest to bynajmniej odosobniony wYlpadek,ie pa mi~ c zawiodla pami ~tn i'k a rza , piszqcego wiele lat p6z-niej. Alekorzystajqcy z Dziennika Jailskiego , prowadzonego na biezqco, <strong>maj</strong>qmoz-nosc i obowiqzek skorygowac t~ pomylk~. Uczniowie Janskiegodonoszqc 3 VII 1840 r . z Rzymu 0 jego smierci w komunikaeiedia sprawy nazwali go swoim Ojce:m, wi~c mieli s-wiado'l11o,sc, ze Sqjego duchownymi synami i ws polbracmi jego nowej wspolnoty koscielnej.Potwierdzili to 27 III 1842 r. sldadajqc bardziej fOI"malnesluby zakonne. W dniu tym kaplanami byli : J . Bube, H. Kajsiewiez,P . Semenenko i E. Dunski. A wi~c razem byl·o 4 ksi~ zy a nie2. Ks. A. Jelowic'k i faktycznie wroeil do kongregacji w r. 1843, gdyzwiosnq 1839 r . Janski go wydalil (wraz z M. Kamookim) za prob~zamiany jego dziela na monarchiczny klub polityczny A. J. Czartoryskiego.Ale ok reslarnie go "wybitny student Uniwersytetu JagielJoilskiego"jest niescislosciq, gdyz zglosil si~ na uczelni~ bez matury i w tym czasie niczym s ~ nie wyroZnial.Na przelomie stron 468/469. ba 1 dzo razi zlqczen'ie w jedno ~danie2 ezasowo odleglych wypowiedzi w tendencyjnych skroceniach,a szczeg6lnie opusz·ezetnie istotnego zdarnia koncowego w odnosnikunr 71, w ktorym Jails'ki :po.stanawiacze11pac wzory dla swej akcji603


PC L ° M IK Iodrodzen;ia religijnego w dzialalnosci swi~tych - Grzegorza VII,Franciszka z Asyzu ind. JeSli zas 'chodzi 0' ks. Lamennais i lamenenizm(rue "menezjanizm" !) to wartQ wiedziee, ze w Dzienmiku Janskiego,od chwili blizszego zapoznania sil;, ten wybitny kaplan wys


KS. [JOL EStAW MICEWSKI CR -UWAGI 0 ARTYKULE ALiNY MERDAS RSCJw paragrafy wol~, rnysli i zwyczaje zaloiy


PC'I. :: M !KInie, ktoregQ IDS. dr Micewski w Qgole rue dQtyka, zargadnie:rui'a sto­SUJ1


ALINA MERDAS RSCJ - J ESZCZE 0 BOGDANI C: JANSKIMsiety archlwUID ·rzyrn.sik:ie w rdku 1977 go nie pooiadalo. Nie Sqdz~ bowiem,by ks. Jerzy Mr6wczynski, kt6rych~tnie i uprzejmie sluZylswoim czasem i wiedzq ja:k i z·awartosciq archiwum, wlasnie ten tekstprzede ffiTIq ukryl. Nie zauwazylam tez, by c~ul siE; dotlrn.i~ty stwierdzeniem,iZ XIX-wieczni historycy jego ZgromadzeDia dopasowywaHcytaty i sam zwr6cil mi uwag~ na fakt, ze niekt6re opus~czeniapodyktowane byly wzgl~dami na cenzur~ zaborc6w.4. Jesli ,chodzi 0 ,sam dziennlk JaiiSkiego, sprawa wygIqda nast~ ­pujqco: kSJ Jerzy Mrowczyiisiki, dajqc mi do r~i przepisany na maszynie6w dziennik poprosil, by nie korzystac z pierwszych stu stron,ate s f;rvny, w oprawionym maszynopisie, byly zaklejone. U historyk6wZgromadzenia: 'ks. Smolikowskiego i ks. Kwiatkowskiego spotkalam'cytaty, kt6re niepochodzily z d{)lS t ~pnej cZE;Sc-i dziem1ika.Da ty, rodzaj wypoJWiedzi i przypisy mowiqce 0 dzienniku jako 21'6­dIe swiadczq 0 tym, ze pochodzq one z poczqbkowej, nie udos tf;pnionejcz ~sci dzie1lI1!i'ka, a nie czegos, ·co zlowno do pudla "Jaiiski".­5. ChE;tnie wierzE; we wszystkie sprostowania i uzupelnienia dotycZqceiyciorysu Jaiiskiego, artYkul m6j jedna'k Die joot biografi ~ ,a prostowane fakty w niczym nie zmie<strong>maj</strong>q 'P0ruszanego zagadniema.Za luj~ tylko, ze piszq~ 0 powtaTZaniu IblE;d6w za Dictionaire despiritualite 'ks. dr Micews:ki nie 'podalL ze haslo "Bogdan Jaiiski"jest tam podpisane jego nazwiskiem. Nie rozumiem ,tez, dlaczego~danie "stypend:iu'l11 zarbezpieczalo byt materialny" ZOiStalo o dczytanejako "zapewnienie czyteJnilka 0 'rzekomej dostatnosci Tzqdowegostypendium Jaiiskiego".6. Czytanie cudzych tekst6w nie jest jednak moooq stronq 'ks. draMicewskiego: "Autorka nie powt6rzyla,by za W. Wieloglowskimbl~ dn e j inform acji jakoby Mickiewicz nawrocil JaI1skiego". Autorkanapisala: "Wskaza:nie jedynie na Mickiewicza byloby zbytw ieIkim uproszczeniem. P.rzyjazii z poetq byla waZnym, ale nie jedynym'i nie pierwszym ,czynn'ikiem pG'Wrotu J aiiSikiego do Boga"­str. 454, oraz "Wyklady Gerbeta, 0 kt6rym z taikim erubuzjazmempisal Ozanam, kontaikty OS()lbiste z Lacovda:irem, Iektura Lamen ­naisgo W ifdku 1832, jeszcze przed !po;znaniem Miakiewicza czynilyJ aiis'kiego Ika~oli'kiem". Co do Miokiewicza (i kis. Jelow ieckiego) ­ffim e ks. d:r Micewski r~zqdza innymi materialanl'i zr6cUowym'irui Kronika zycia i tworczosci Adama Mickiewicza i Nowy Korbut- trzeba by wielkich .wywod6w w zwiqZlku z podanymi przezniego fakitami. Zauwa'zyl chyba jednalk sam, ze Mickiewicz i Jaookicenili siE; wzajemnie - Jaiisiki w oczach poety veprezentowal najwy7szypoz.iom wal'itosci moralnych, a sam j


.... ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE "IMIONA CH RZESCIJANSKIEGOUCZESTNICTWA" 1XVI TYDZIEN EKLEZJOLOGICZNY NA KUL-u"Radose i nadzieja, smutek i t rwoga ludzi wsp6lczesnych, zwlaszczaubogich i cierpictcych, sa, tez Tadoscia, i nadzieja" smutkiemi trwoga, uczni6w Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludikiego, 'co nie mialoby oddZwi~ku w ich sercu. Ich bowiem' wsp61nota(...) czujoe si~ na'Prawd~ sCisl€ zla,czona z Todzajem ludzkim i jej histOOa,".2Zdania te TozpoczynaJa, jeden z najwazniejszych dokument6wSoboru Watykalls'kiego II, Kqnstytucj~ Duszpasterskq 0 Koseidewswieeie wsp6lczesnym. Ogloszono ja, 'PiE:tnascie lat ternu ­7 grudnia 1965 TO'kU. Ale to nie kolejille Tocznioe powinny nam 0 niejp rzy:pomilnae - to raczej jej trese, wraz i calym d 1Jielem Sdboru,powinna bye ala nas przedmiotem nieustannej refleksji, niewyczerpanymzr6dlem inspira,cji, s talym punJctoem odni'es'ioenia. Powinnabye dbecna w na'SzyrrD Zyciu, Ilie spos6b howiem przeceIl'ie znaczeniatego aokumentu dla nas jako Kosciola SW€go ,czasu. Na He jednakte powinnooci opisuja, nasza, Tzeczywistose? Co ZTobilismy z Soborem,z bogactwem jego mysli i z zawartym w jego nauczaniu swia­Hem Ducha Swi~t€go? Czy w p'i~tnascie lat po Soborze jestesmyKosciolem Posdborowym? Pytania te staly s i~ motywem przewodnim tegorocznego Tygodn'ia Eklezjologicznego, kt6ry juz po razszesnasty zorganizowany zostal przez Kolo Nau kowe TeologowKUL-u.Pi~nascie lat min~lo od ,dnia, w ktorym Papiez Pawel VI zakonczylo'brardy Soboru - Waty'kansk'iego II. Pi~bnctscie lat t e.rnu odbylsi~ r6wniez pierws zy Ty:dzien Eklezjologiczny. J ego ol'ganizatorzycheie]i si~ wlqczye w TealizaoCj~ uchwal soborowych popTzez ichnaukowe komentowan'ie. I zn6w nie chodzi tu 0 jubileusze - waznejes t, ze 'kilka tygodni 'przed 'Za1kon'czeni€m Soboru podj~ta zostalacenna inicjatyvva, i ze konty:nuuje si~ ja, do dzisiaj. Od listopacia1 Tytul ca!ego sprawozdania jak i tytuly poszczeg61nych podpunkt6w, z wyjqtklemostatniego pochodzq' od organizator6w Tygodnia, natomiast wszelkle cytatyz referat6w pochodzq z zapisu magnetofonowego.• Sob6r Watyka11s ki II, Konstytucja DUSZpasterska 0 KoSciele w swiec!e wsp6!­czesnym n r 1 w : SObOl' Waty kmiski II, Konst,yt1lcje, Dek1'et y, D ek.laracje, Pozna]'!1968, S. 537.610 '


ZDARZENIA - KS II\i:KI - LUDZIE1965 wiele ;:;i~ zmienilo - przedmiotem kawego z Tygodni byl innyproblem, ka2Jdy z nich 'stanowil pewna, odr~bna, ,calooc, o'kreslonC\konkretnym haslem. Zmienial si~ ich proHl, inaczej stawiano akcenty- jednak w tym, ()() dzialQ si~ w Lublinie w jesienne ani tychkolejnych lat byl wspolny nurt; konsekwentnie TOZibudowywanywsp61ny mianownik. Najlepiej odzwierciedla go sama nazwa - TydzieiiBklezjolog'iczny. Z siedmioma dniami tych Tygodni bywalor6we, wszysekie jednak 'byly- na pewno "eklezjologiC2ll1e". Eklezjologiczneczyli zalkoTzeruQne w KoSciele - powszechnyun i lokalnym- ogamiajqce SWq refleksja, rzeczywistosc swiata j'alko SrodQw'iSkazycia i dzialalInosci tego Kosciola.Tak rozumiana eklezjalnosc wiqzala kolejne Tygodnie z naszC\>Konkretnq, polskq sytuacjq spolecZlIlq .i histo:rycznq. Rozmaite for- Imy uzaleznienia, zewn~trznego nacisk'll i zagrozenia okreslaly granIcemozl'iwosd rea1izowania uchwal soborowych. Tygodnie lubelskie,z wszyst!dmi swymi zaletami i wadami, nabieraly znaczeniajaiko jeden z nielicznych wolnych i. putblicznych osrodkow rozwo jumysli sobo:rowej, jako miejsoe d1alogu mlodych polskich !kat6lik6w.Tegoroczny Tydzieii Eklezjologiczny odbywal si~ pod haslem ImionachrzeSci.iansldego uczestnictwa. W XV lat po Soborze~ Jego cha- _rakter i przebieg byly w znacznym stopniu wypadkowq wymienionychwczesniej element6w. I on pozostawal "dzieckiem Soboru" .Byl z pewnosciq "eklezjologiczny" i za;:,lZem 3akorzeniony w konkretnejsytuacji .':.)olecznej i h istorycznej. Tym razeD; jednak to zakorzenienipprzcc0310 ja~by to, co bylo przez nie \Ydr unkowane.Wydarze nia sir2 rpniowe, m imo ze tro ch~ juz oddalone w czasie,(XVl T. E. odbywal si~ w dniach od 9 do 12 paidziernika) bardzosilnie wplyn~ly na jego ·przebieg. ."Cien burzliwego sierpnia" padali na sa l~ , w kt6rej odbywala s1~ wi~kszoSc imprez. Pot~gowaly gowypadki, dziejqce si~ wlasnie na KUL-u: strajk w TowarzystwieNaukowym, pOIwstawanie nowych zwiqzk6w zawodowych i nowycho rganizacji studenckich. W tej atmosferze wszystko zmienial() swojezn aczenie, dokonywalQ si~ w niej przewartosc1owail1ie


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE"OBECNOSC CHRZESCIJANINA W KOSCIELE"RO'zwazanie w 15 la't po SobO'TZe p1'oblemu zaangazowania w Kosci61eks. dr Roman R 0 g 0 w ski - Kosci6l a zaangazowanie.W 15 lat po Soborze) kieruje naSZq uwag~ ku trzem drO'gom uczestnictwai O'dpowiedzialnosci, zgodnym z rpotr6jnym wymiarem zyciachrzescijanskiegO'. Z w r 0 tk u B 0' g U O'znacza przyj~ie misjiewangelizacj"i, "udh1'ystusO'wiania", wlqczania w Kosci6l kazdegoczlowieka: JegO' nast~twem jest z a an g a Z0 w a nie w 0 d­now ~ K 0 sci 0 1 a, a1by w Bozej wsp6lrnocie podjqc odpowiedzialnoscdojrzalegO"zaangazO'wania w zycie wielkiej 1'0­dziny ludz'kiej, O'jczyzny.Rozwazajqc POwyZszy temat red. Andrzej Wi e low i e y IS k istwieI1dzil w ISWO'im referacie (Jan Pawel II - program polskiegozaangazowania katoHckiego), iz "program zaangazowania chrzescijanskiegO'i wynikajq·ce z niegO' WInioslki praktyczne dla swieckich katolik6wi duszpasterstwa byly i musialy byc inne ·kilka miesi~cy temu,a jrme sq i mUSZq byc dzisiaj, pomewaz inlna j'est sytU'acja, a zasadypozostajq taki,e same". Dla Jana Pawla II tymi podstawO'wymi zasadamiSq : katecheza, teolO'gia dla czlowieka, integralnO'sc widzeniaspraw ludZkich, podkreslanie znaczenia kultury narodowej oraz sluzebnoscKosciola. W 8wietle tych zasad nasze za-dania powinny koncenurowacsi~ przede w8zystkim wok61 ochrony i rozwO'ju ,]wlturynarooowej, poglE;lbian'ia swiadomosci histO'rycznej oraz wdk61 tW{)­rzenia kultury etycznej i wi~zi srpolecznej.Jednak . tlWO'rzenie Wi~zi spolecznej to nie tylkO' jednO' z naszychzadan. Jest ~to r6wniez pewna aktualnie dziejq·ca si~ rzeczywistO'sc ­po prostu -sO'Hdamosc. Dlatego tei red. WieloWieySki m6glpolqczychasta O'g6lne z odwolaniem si~ dO' aktualnej sytuacji, zwlaszcza doniedawnych wydarzen w Stoczni Gdanskiej, kt6rych byl bezposrednimuczestn ~kiem. Terainiejswsc nie byla tylkO' ilustracjq jegO' tez,lecz pokazywala konkretne zadania.Odpowiedz na tytulO'we pytaTI'ie referatu red. Mal'ka S k w a r­n i c'k i egO' Czy spelnione nadzieje na obecnosc i podmiotowoscchrzescijanina w Kosciele? nie jest, jak zauwazyl auto:r, latwa bezsprecYZlOwania, 'w ja'kim zakn~sie nad21ieje te mogly byc speln;iO'ne.W sferze doktrynalnej spelTI'il je (zwlaszcza gdy chodzi 0' sta t.usswiealdch) SOlb6T, lecz wcielenie w zycie .na'ulki sooorO'wej poWlStajeproblemem. Zdaniem ref.erenta "katO'licyzm ludO'wy" lepiej przygotowalwewil~trznie Kosci6l: polSki dO' jej przyj~cia od wielu innychKoociO'l6w, takze zachO'dnkh. "Katolicyzm ludO'wy" ni·e ozna'cza ludowosciale zaangazowarue, oibeanO'sc, podJrniotowO'SC - O'dczuwalijq strajkujl\cy w walce 0' prawa czlO'wieka roootnicy - swia-domoSc612


• ZOARZENIA - KSII\ZKI - LUOZIEeklezjaml:\, poczucie si~ KaSciolem (doSwiadczane talkze w 'cza'sie pielgrzymkiJana Pawla II do Polski).SpostrzeZentie ·to nie pomniejsza wagi wielu problemow Kosciolapolskiego: niedoksztakenia tegoz kabolicyzmu ludowego, niedookresleniaroll laika'tu i funkcji ipOwszedlll1.ego kaplanstwa wiernych.Drugi z nich jest trudnoSciq ty\POWq dla' Kosciola Powszechnegow okTesie posoborowym. Nauka Soboru okreSla bowiem wiernych• nie jalko przedmiot lecz podmiot duszpasterstwa, co rodzi pytanieo rol~ hierarchii w Kosciele - podczas gdy w prZledsoborowej wizjiKoscioia problemem byla ro1a swieckich. Dowartosciowanie swieckichwywolalo kryzys toi.sallnosci i swieckich i duchownych, powsta­10 w zwiqzku z nim wiele e'klezjologii niezgodnych z Magisterium(wymieniC tu moma pew.ne aspekty teologii wyzwolenia czy tez teologiiHansa Kunga). W Polsce sytuacj~ komplikuje znacznie WpI'()~wadzony przed 40 laty zakaz stowarzyszania si~ (De~ret 0 Apostolsllwie8wieck'ich bal,dzo akcentuje rol~ stowarzyszen w wyrabianiuswiadomosci eklezjalnej). Probq pozytywnego Tozwiqzania tych problem6wSq u nas oazy, duszpaS'terstwa a'kademic'kie, pielgrzymki,Sacrooong, odnowiony ruch liburgiczny. Istrue:iq wi~c mimo wszys t- .ko przeslan'ki, by zgodzic si~ z odpowiedziq autora na tytulo we pytanie,w kt6rej stwierdzH, ze "prawdziiwa, podstawowa na,dzieja plynqcaw istocie rzeczy z milosci do Boga - , by pelniej, z poczuciemwlasnych praw i obowiqzk6w przyjmowanych z chTztem, bier:omowaniem,salkramentem malzenstwa czy kaplanstwa, pelnic wol~ Bogaw odnawiajqcym si~ wewn~tTzn1e Kosciele, a przez Kosci61 i wswiecie - speltnia si~ ooraz bardziej".Tego samego dnia, po Tefera


ZDARZENIA - KS!!>,ZKI - LUDZltsytuacji "uprzywilejowanej", a nawet w fUll'lkcji przywodczej - cobudzi tendencje :n:ierzClld\ko odmienne od postu1owanych przez Sob6rprzemian ku dowaT'tosciowaniu swieckich.Religijnosc polska styka si~ z -r z e c z y w i s t os C 'i q soc j a 1istyc z n q. W okresie "tbl~dow i W)'lpa-czeu" wa1cZOTIo u nas z religiqmetodami mec'hatl11cznymi, pomiej psyooologicznymi. W wyniku tego zderzenia pojawily si~ 111 0 w.e s c hem a t y d z i a 1 ani ai my S 1 e n i a: kryptochrzescijanstwo, re1a:tywizm prawdy, po- .w.s.taly zagrozenia d1a: hieral'chicznej struiktury Kosciola.Cz~o :powracaj~c.e w rOl'JWazaniach Tygodnia pytanie 0 stan zaangaiJowaniaSwieckioh w Zycie Kosciola w Polsce postaWil red. JanT urn au (Dlaczego tak malo si~ angazujemy?) , Dpierajqc si~ nawielu przykladach wy'kazal on, iz mimo TOZWOjU Tozmai'tych grupi wspo1not zbyt m ale jest zaangazowanie swieckich w w ewn ~ trzn estruktury Kosciola (rady 'paraf'ialne, funkcjoe Ftul1gkzne, pomoc katechetom) or az w zycie par afii potrzebuj Cjcych spolecznego aktywu,Ten brakzaangaw wania domaga si~ pozytywnych wskaza l1 co do.sposobu jego rO Zibudzenia. W odpowiedzi na t~ p()trzeb ~ red. Tumau- przedstawil "de'ka1og dzialacza spolecznego".Kosciol wpisany w 'polskq rzeczywistosc pyta rowniez. 0 ObliczachTzescijanskiej obecnosci w zyciu na1'Odu (tytul refer atu ks. draMieczyslaw a B r z 0 z to ws k i e go). Poniewaz 0 trwaniu n arodulub jego zamieraniu de cydujq liczne wi~zi ku1turowe (a uie tylkoj~ zyk czy tery'torium) - czyli to wszystko "czym nar od zyje, cokoch a, co 'ksztaltuje jego sposab mys1enia i dzialall1'ia", je~t to pytanie0 zaan gazowanie w pogl~bienie wi~zi narodowych. Ks. drBrzozowski uwypuklil t u znaczenie n as t ~ pu.iCjcych czynnik6w :- wiara katolicka, zwlas ~cza n a prrestrzeni ostatni:ch 200 lat ,pemila rowniez fU'nkcj~ zasadniczej wi~zi ,kulturowej, · byla osiojqn arodu, czego swoistym potwierdzeniembyl krzyz postaWion yw sierpni u w S'tO'czni Gcianskiej im. LeDina ;- h aslo w alki 0 niepodleglosc zawsze jedno czylo iI1arod , a pragnienie W'OlnOS c1 n iw elowalo ro:i!nice mi~dzy Polakam i. W zwiqzkuz t ym potrzebq chwili jest po gl~bienie szacun'lm dla wolnosci" innychn arod6w . To, co prowadzi do nienawisci polsko-ukrainskiej, polsko­-m iemieckiej i po1.s'ko-litewslkiej budzi niepokoj' 0 l{)sy n aszeg-o n a­r odu ;- zyde narodu zale±y Qd poziom u swiadomosci historyczne j. Niebez powodu w okresie zaborow t ~piono swiadomosc hi'St {)r ycznq(przede ws zystkim za pomOCq cenzury i sikolnicliwa).- t!f{)ska 0 pozi{)m moralny; zasady mora]posc1 chrzescijan.skiejst all1o'Wiq in tegmlnq 'cz~ s c ikultury polSkiej;614


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZ iE--'- tworczosc artystyczna: przyktadem Sq utwory Czeslawa Miloozaz uwagi na kh charalkter i wY'l~i'a 'r moralny; - wiellki szacuneik dla pracy jest 1a'kZe elemente:rn kOJ1S'tytu'tywnym kultury polskiej. Pra-ca, 0 He nie tracila charakteru sakraln-ego sta­jqC si~ tyliko produkcjq, zawsze lezala u podstaw narodowej wi~zi. Poszu'k'iwanie miejsca pmcy w ludz!kiej drod2ie do Boga wiqze s i~ w Polsce z walkq 0 uczestnictJwo pra-cujqcych w podziale wytwo­rzonych dabr. Dlatego a'ktywnoSc w!ll:owych zwiqzlmch zawodowych j p..st te:i: ikonkretnym zaangaiowaniem w :i:yde narodu. "MINIMALIZM CZY MAKSYMALIZM CHRZESCIJANSK I"Odwolanie si~ do mysli Norwida okazalo si~ odkrydem znajdujqcychsi~ w niej rozwiqzan problem6w, kt6re.dzis odZywajq. Glos ks.dra Antoniego Dun a j Ii k i ego - Ch1'zescijaiiska obecnosc -­zamyslenia nad wybranymi tekstami C. K. Norwida - !byl wi~cwye


lOARlENIA - KSI..,ZKI - LUOllEjest rozwiqzywany w poezji, wiele !I1'liejsca poswi~cajqc osobie i dzie­Iu Czeslawa MilOlSZa ({)Ig10szenie 0 przyznaniu mu literackiej nagrodyN{)Ibla mialo miejsce wlasnie w czasie trwania Tygodnia). Nast~pnieks. Pas ierb przedstawil wlasne wi,ersze, cz~sciowo dotq.d nie publi'kowane."AULA Ivi !:.CDYCH CHRZESCI~AN"Niedzielna Aula MI{)ldych Chrzescijan byla mle]s~em w ymianyd{)lswiadcz;en r6mych grup ukazujqcych swoje drogi zaangazowaniachrzescijailskiego. Uczestnicy Tyg{)ldnia zaipoznali si~ z pr{)lgTamamii dzialalnoSciq duszpasterstw a'kademiok'ich, oaz, nedkatechu:menatu,Towarzys twa Przyjaci61 KUL-u, grup: "Troska 0 Zycie" (akcja przeciwkoprzerywaniu ciqzy) , "Muminki" (duszpasters two chorychi uposledzonych (a takie grupy skupionej wok61 pisma Spot kania),Od s tylu prezentacji tych grup odbiegalo wyrainie wystqpienie mlodychprzedstawicieli srodowiska PAX, sfol'mul{)lwane w 'Postaci deklaracjiwlasnego stall10wiska w sytuacji posierpni{)lwej. Ktos z ucz;estnik6wTygodnia dkreslil ich, za Stefanem Kisielewskim, mianem"opozycj{)lni!S't6w ostatniej go.dziny". M{)Ima by poprzestac lI1a samymodnotowaniu ich wystqpienia, gdyby nie zawarte w nim wiekmnaczneh'e-sci i poj~cia. Abstrahujqc od przeslanek z jakich ' wyni'kajqprzedstawione przez nich wnioski i Old bardziej analitycznej ocenyzaangaiowania PAX-u, kt6ra pozwolilaby na te wnioski spojrzecgl~~iej, nie moma nie zglosic zastrzeiel1 do szeregu uzytych w nichsformulowan. Nie ba1 1 dzo wiadomo, na czym polegac ma nadal postulowanapre:ez PAX "w i e los w i at 0 po g 1 q dow 0 s c". Poj~cieto, ja\k uczy {)Ist a'hri-ch z g6rq tTzydziesci lat, nigdy nie zostal{)l jasno{)Ikreslone, a w sensie doslow:nym jest raczej firazesem niz noSnikiemtresci. Trudno bowiem wyobrazic sobie, jak moi na postulowac cos,co jest fakt,em i niekwestionowanq rzeczywistosciq. Natomiast w tymznaczeniu, na jakie zwr6cil uwag~ Andrzej Micewski, tj. "uznaniar6inic sWiatopoglqdowych za g16wny podzial ideowy w spoleczenstwie"jest ono utopijne i pozbawi~ ne sensu. R6wnie trudno uzmyslowicsobie, na czym ma polegac "chrzescijanstwo inspirowane socjalizmem".Wewn~trznq sprzecznosc zawiera w sobie tei kolejnehaslo mlodych przedstawicieli PAX-u: "nacisku na wlad~, ale niewbrew wladzy". Poprzestajqc na tej wzmiance trzeba stwierdzic, ietaki program zaangaiowania, zwlaszcza na tle dyskusji 0 zaangaiowaniuprowadzonych w ciqgu calego Tygodnia, szczeg6lnie zas natIe wystqpien innych grup mlodych katolik6w, takich jak grupa"Spotkan", byl wyrainym dysonansem - tym bardziej przykrym,ze powstalym w finale powainej refleksji nad istotnymi problemamiKosciola "tu i teraz".616


ZDARZENIA - KSll\iKI - LUDZIENAZWAN IE CHRZESCIJANSKIEJ OBECNOSCI"Lud Bozy poIbudza!llY wiarq w to, ze prowadzi go'· Duch Pari.skinapelniajqcy oik'rC¥g ziemi, stam si~ w wyda:rz.eniach, potrze bachi pragnieniaC'h, w ktoryC'h uczeslmkzy z re.sztq ludzi naszej doby,razpo:mac, jalk.ie w n'ich mies:zczq si~ pmwdzlwe znaiki obecno,sci lubzamys10w Bozych. Wiarabowiem r


ZD.'· R Z ~ NI A - KSIp) Zf( ' - LUDZ'EDrugi paraddks wiqzal si~ z tym, ze gwaltownose ostatn'ich wydarzeil(si~gajqc wstecz 'co najrnniej paidziernfka 1978 l'oku) stworzyladla Kosciola w Polsce sytuacj~ stawiajqcq opol' wszelkiej refleksji,wymykajqcq si~ stosowanym dot1td kategoriom poznawczym.Sytuacja po prostu nas przerosla. Rzeczywistose zyskala jakbynowy wym'iar, nieuchwytny, a dajqcy nowe doswiadczenie naszejwisamosci jako Kosciola i ja'ko narodu. Wydarzenia, ktore tak zasadniczozmienily Swiadomose lud'li Kosciola w PoJs.ce, nalezy z calqpewnosciq zaliczye do t ych, "More mies21CQ;q w wbie prawd21iwe znakio becnosci lub zamyslow Bozych". Dla'bego tez praba kh opis u.odwolania si~ do nich im bardziej w zamierzeniu autor6w wystqpienmiala bye usystema'tyzowana i calosciowa, tym bar dz'iej chybialacelu.Nie tylko ogolne opraoowanie ks. Rogows'kiego, lecz takiereferaty ks. dra Kazimierza Ryczana - SpoZeczno-kultumlny kontekstzaangazowania chrzeScijaiiskiego i ks. dra Mieczyslawa Brzozowskiego- Oblicza chrzescijaiiskiej obecnosci w zyciu narodu,aci'kolwiek bogat e w tresci i zaslugujqce na miano om6wiell. gruntownych,w calosci rozczarowaly. Odnosilo sip, wrazenie, Ze odslaniajqone prawdy juz 'PQwszechnie znane, wywaia:jqdawno otwarted rzwi -


ZDARZENIA - ' KSII\ZKI - LU DZIEstrajkujqcych robotnikow. $olidarnose strajkujqcych zakorzenionabyla w gl~bszym jeszcze doswiadczeniu wi~zi okreslonym przez red.Skwarnickiego jako "poczticie si~ Kosciolem, swiadomosc eklezjalna",czego wyrazem byla Msza sw. odprawiana w stoczni. Poszuiktiwan:iedr og rpogl~bienia 'sOlidaTIlosci okazalo si~ istotnym motywemczwartkowych dysku.sji w grupach. Ujawnila si~ np. potrzebaznalezienia fo'l"IllY du~asterstwa akademickiego bardziejsprzyjajqcej ooobowym spotkaniom, a takile stworzenia forum kontaktowmi~dzy seminariami duchownymi.Solidarnos6 wyrazac si~ moze pelniejszym z a a n g a z 0 wan i e ms wieckich w wewn~trzne sprawy koscielne. Dotego zach~ca Sohorowa nauka 0 KoSciele (red. Skwarnicki).NajpeWejsze okreslenie


ZDARZ ENIA - KSIAZKI - LUDZIECZlOWIEK JAKO PODMIOT ezy CZlOWIEK JAKO FUNKCJA? Ostatnio wytdana ksiqzka profesora Uniwe:rsytetu im. Ma'fii Curie­-Sklod,owslkiej w LU'blinie, Zdzislawa CackowSkiego, jest najnowszqpozycjq z dziedziny antropologii filozoficznej polskiego marksizmu *.Jest to r6wnoczefulie najpowamiejsza - jak dotqd - praca Autoratmanego dotqd 'Przewaznie z aprac{)'wail typu podr ~cZ!1 ik O'\ve6o. 1Czlowiek jako podmiot dzialania... jest bard-w obszernq monografiqna temat bytu ludl7.!kiego oglq,danego w aspekcie Swo~sc1e pojmowanegoaktywizmu. KSiq':iJka ta jest 'Pr6bq odSwiezenia tradycyjnychtez maf'ksisww:s!kkh przy ipomocy behawiornlno-cytbernetyzujqcegosposobu podejscia do prolblemow aniJropologicznych, uwidoczniata'kz€ duzq, choc wyb'iO'I'czq co do orienta'cji erudycj~ Au'\;ora; jednakzestaranna l


ZDA RZ ENIA - KS '"ZKI - LUD ~ I=bardziej irustrumentalnie. RO"z:patruje je po przedstawieniu rpoglq·dowsamego autoM monografii oraz w wietle tych poglqd6w ; systemyhistO'ryc2lllie dane pelniq wteely funk.cj~ jawnie sfuiebnq : j ui to' popierajqcpozytywnie .system mysii auttora, jui to' W pos6b inegatywny(przez 'P()lemiik~) sluzqc wypn~cyzowa'l1iu i wyO's1Jrzeniu tegO' systemu.Pierwsza szilwla jest charakterystyczma dla anal'HycmegO' nurtu pisarstwafhl.O'zO'ficzn.egO', takze dla dbalycn 0' metodologicZill.q pOIprawnosereprezentant6w to'mizmu; druga wiqze si~ z silnq 1IT00rmatywnO'­sciq teoretyc2lllq poglqdow. W tym drugim nUl'cie Ibu:dowy mO!l1O'gra...fii znajduje si~ najnowsza ksiqzka Zdzislawa Cackowskiego..Skla~a si~ ona z .brzech cz~sd. C 'z ~ s e 'p i e r w s z a i najo.lbszerniejsza(410 strOll) j·es·t wykladem tez marksistO'wskich z dziedziny2.nVopologii · filozoficznej przeprowadzonym w dw6ch aspektach:epistemolO'gkz:nym O'raz onoo1ogicZill.ym. Zna!l1e O'pozycje lpojawiajqcesi~ w ·tych sferach filozO'fili czlO'wieka: pralktyka----"teoria, przedmiO'tpedmiot,SwiadO'me-nieswiado me, psychiczne--£izyczne itp. pr6lbujes i~ tutaj zunifilkO'wae za pomocq swO'h,tegO' hO'lizanu, na lk,tory skladajqsi~ reguly d'i:alelktyczne o:raz opis .:roarzen i fenO'men6w przyuzyciu ebplikujqcegO' j~zyika cY'bemetyikJi, teorii informacji i . kO'­• munikacji, psy-dhO'logiri, eksperymentalnej i 'behaIWioramej. Glownezagadnienia IWczeg61owO' O'marwill'ne tutaj to: autokreacja i samO'­poznanie, poz'I1a!I1ie Ipraik'tyczne a rteoretyczne, rpozmanie a Swiat mateI1ialny,pomanie rpotoczne a nau:kowe, 'istO'ta psychiki i czlowielka,na'tura a Ikultura. C z ~ sedrug a rposwi~cona jest talk eksponowarrejdbecnie w epistemologi~ i metO'dologi:i Iteorii tworczosci (problemheurezy, adlkrycia nauikowego itp.). Cz~sc ta w ooro:i:nien:iu odpoprzedn:iej, smnowiqcej pTob~ Qlrytgina1Jnej -


ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIEwiajq,cego si.~ rw dziala1nosci symbolkznej; naSlt~pnie koncepC'j~ M. A./' Krqpca, kt6ra ,czlowieka traktuje jako byt 'specyficzny posrod inny{!hbyt6w realnie istniejqcy{!h; :hr6dla tejkoncepcji iJkW'iq w filozofiiTomasza z Akwinu. 3 Caclmwslki dySk"uituje z tymi dwoma blokamipoglqd6w, przy ,czym - jall< sam p'1sze (s. 24) - "polemika ~est szczeg6l1Ilieosbra w rozdziale ostatnim"; rOZldzial ten poswi~oony jest tomistycznejfilozofii czlowieka M. A. Krqpoa (OWq polemikq zajrnujes i~ ostatnia czp,sc niniiejszej r ecenzj'i).Ksiqzka Cackowskiego nosi w sobie rezuHaty dlugoletn\:h d~ciekani osobistych nieraz przemysl'en epistemologa 'i filorofa czlowiekai , mimo seisle markisistowSkiego kontekstu wszysbkich I'ozpatrywanychproblem6w, 'ZiIla'jdujq si ~ w niej twierdzenia Ii ikonswtacje,nad k t6I'ymi warto si~ tw6I'czo pochylic, a nawet pod ktorymi wartosi~ podpisac nie bp,dqc ma'rksistq. Do takich naleiy roronal 7 "Praktyczne.i pozapraktyczne poznan'ie", a zwlasz'cza jego paragraf dotYCZqcyfil o zofic z n ego poz nan i a (ss. 340-344) . RyspraksistycznyrnarksistowSkiego n astaw'ienia p OZlillawczego w tyro wypadku znacznie usprawnia analiz~ i uwrailiwia na istot~ zagadnierna.Dobrze uwyramiona zostaje rnqdrosciowa funkcja wiedzy filozoficznej; ciekawosc i przekQnanie 00 slusznQsci budzi zaI'yso'\vaniepraktycznej 'roli filozofii jakQ zaleZnej od "slkali ludikiego dzialania"(s. 340). Podobn ie ciekawie i oryginaLnie przedstawia s i~ rozdzial 8,refeI'ujqcy i prQponujqcy - Cackows1ci jest tu bQdaj ,pierwszymw polskiej literaturze maTiksistowskiej, ktory tworczo rpodszedl dotegQ problemu - na tema1t k


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIEzachodzq pomif;dzy czlowiekiem a jego otoczeniem przyrodniczymi kulturowym (rozdzial 3 "Srodowisko naturalne a srodowisko Iudzkie",zwlaszcza ss. 122-143).Na tIe tych tw6rczych rozwazan systematycznych 'zdecydowaniegorzej wypada cZf;se (druga) refenljqca ksiqzki. Zwlaszcza preze tacjafrancuskiej szkoly determiniz111U historycznego (ss. 521-604)obciqzona szczeg61ami empirycznych opisow kuIt6w i zachowan kulturotw6rczych,historycznych przyklad6w, barwnych i plastycznychdetali obyczajowych, zawierajqca wielose cZqstkowych konkluzjii czysto ilustracyjnych s.:ytat6w - wydaje sif; bye zbyt malo se­Iektywna, a przez to niefunkcjonalna teoretycznie w kontekscie tej ­filozoficznej wszakze - ksiqzki. Istota mysli fllozoficznej, kt6rejweryfikacja byla celem rozdzialow cZf;sei drugiej, rozplywa sit:w szczeg61ach i litera]nych dlugich przytoczeniach, ktore przewazajqna tych przeszlo 80 stronach pracy Caciwwskiego.J nk wspomnielismy j uz, systemowa sirona rzeczonej ksiqzki wykladasiE;) w dwu plaszczyznach : teoriopoznawczej i ontologicznej.Chcemy


ZDA RZE N rA - KSr"ZKr - L UDZr E-------emisja, 'Pas-ma czynnosci, tiklady samosterujqce, obwody peryferyj·nei centralne itp:' Pomijajqc fakt, ii wi~kszo sc tych termin6w funkcjonujew Iksiqzce bez dej1inicj'i czy 'Cho6by s precywwan kOlITtekstDWych(a przeoiez ze wzgl~du na roznk~ aspektow nie mozna uiywac 3ensowtechnicznych teorii informacji oraz psychologii w systemie filozofircznymteorii poznania cz,:/ dzialania), to n asuwajq si~ dwiep ~" zynajmniej wqtpliwosci co do celu tego zabiegu. Pierwsza wiqzC'si~ z grozbq petiUo principii tak zbudowanej teorii poznania. TvI acksistowskaepisternologia Ca~kowSkiego ja:ko rpodstaw~ metodologiCZillqpos iada nie tyliko sime zalozenia ,,pozabazowe z plaszczymyontologi'i (materialna jecinosc sWiata, dialektycznosc zmian w rzeczyw'isto5ciitJd.), ale t akze zalozenia Tzeozowe i "oozieciziC00nq" metod~'cY'bernetyki i behawJ.oryzmu. A wO'bec tego gnozeolO'gia b~dqcafilozofiq i <strong>maj</strong>qca uzasadniac i usprawiedJ.iwiac celowosc poznaw­CZq rnaulk sZ'czeg61owych (CaokO'wski mowi !I1a stronie 11: "filozoficzna'teoria :po-mania docieika zr6dcl kO'nieoznosci poznania") - przejmujei opiera si~ na przesl'anikach rrie'lctorych z owych nauk. Petitioprindpii rw po·Sltad "ikolowacizny", jaik mOwil Sextus Empiry1k. Staryzarzut IngaI'dena i Alnt


ZDARZENIA - KSIAZK I - LUDZIEMowa w,reszcie IffiOWIC 0 metaforycZill.o-unaO'czniajqcym chaTaikte­.rze j~zy'ka "cybernetaidaJnego", 0 wielofunikcyjnosci jego zna,ezen,o jego relewaIl1tnosci w stosuniku do r02mO'raiko zloiO'nej rzeczywistoscipo:roawczej. Nalezy przyznac, Iz opis za pomOCq Itego j~zy'ika sferdzialania czlO'wie'ka wymagajq.cych w s'P 0 sob is tot n y podejscia calO'sciowegO' {ho1istycz.nego) - jak 1l1iP, w swoiscie, praksisty,czniepojmO'wanej fiJozofii 'zycia - okazuje pewne pozytywne wyniki.Okazuje si~ to' takze w ksiqZce Czlowiek jako podmiot dzialania...Jednalkie w Wi~'k.s2osCii zagadnien gnozeolO'gic:.mych cybernettyczno­-behawioralne podejscie nadaje tekstowi posmak scjentystycznejher:metycznosci oraz zaciera linie granicznc pomic;c!zy t:l'm, co istatneepistemologicznie, a tym co w tym aspe'kcie mniej warne.PROBLEM PODMIOTU I PRZEDMIOTUKlasycznemu przeciwienstwu teori'opoznawczemu pod m i 0 t ui p r zed m i 0 t u Zdzislaw Cackowski zarzuca statycznosc; sampostuguje sic; dialektycznq opozycjq: podmiot poznajqcy - prz2dmiotpoznania. Podmiot w systemie tradycyjnym - mowl (S3. 5-6)oznaczal duchowosc, przedmiot zas - rze:::z; w uj ~c iu dialektycznymopozycja ta' ma wymiar funkcjonalny: podmiot to instrument dzialaniaresp. pozmania 'I1ie zrnuszajq.cy do samozwrotnosci ("prze:broczysty"poznawczo); przecimiot to ibyt stawilljqcy "opor" poznawczy,zwracajqcy na siebie uwagt:: ("nieprzezroczysty"). Stqd wszy&tko mozebye - mowi Auto r - podmiotem 1Llb przedmiotem poznania;czloWliek howiem jest j.ed


ZDARZENIA - KSllliKI - LUDZIEny "osiq poznawczq" (Krqpiec) Z'aiklada element reamej infO'nnacjiodprzedmiotowej, mO'ment asercji O'd strony pocimiotu oraz refleksyjnO'se,w jake, wyposazony jest podmiO't lpoz<strong>maj</strong>g,cy. To wlasniedzi~i refleksji nazywanej pTzez IScholastykow' reflexio 'ilIl actu eXeTcitO'podmiO't poznajqcy jest dO'st~p.ny pozmawcw samemu so"oie i mozeuczynic siebie w Ika:ildej chwili przedmiotem odr~bnego aiktu poznawc21ego; te, refleksjq "zywi si~" epilStemologia. PO' drugie rO'zroznienieCa'ckO'wskiego : przezroczysty inatrumen't - .rzecz (zatrzymujqca,"stawiajqca opor" im:tencji poznaw czej) i teza : wszystko mozebye przedmiO'tem lub podm iO'tem dmplikujq 00 n ajrnniej dwa zalozenia.Pierwsze z rrich : ikazdy byt mO'ze stae si~ p rzedmiO'tem dzialam.ia(mater iaInego); drugie to' konseikwencja pierwszegO': zaloieme morristyczno-materialistyczne i sensualistyczne. 7Nie zatrzymujqc si ~ nad kwestiq startJu:su m etodO'logiczmego i heurystycznegO'tych zalO'zen, naleiy zauwaiye, I i w ta'kiej supozycji niemieszczq si~ pewne przedmiO'ty stanO'wiq'ce dose dbszemq dziedzin~;Sq to' przedmioty odkrywane w sposob poSredni: przez znak, przezftmkcj~ , wresZ'C'ie pOiprzez swoiste uniesprzeczmenie istnieni'a jakiejssfery bytowej. Wypadajq z reg10nu ow ej dychotom ii Cackmvskiegolu'b ulegajq daleko idqcej defO'rmacji ontolO'gicm ej talkie przedmiotyjak. wartosci : estetyczne, moraIne, prawda 0' w alorze niezmiennO'sci,nie mowig,c 0' ByCie AbsO'lutnym. PO'trzecie wreszcie efektywn{)sedystynlkcji: podmiO't (narz~ie) - :przedmiot ("opo,r") zalezy,jak si~ wydaje, O'd takiej interpretacji rzeczywistO'sci poznawczej,k t6rej zasadniczym "tizon em" jest dychotO'mia klasycznej teorii poznania: podmiot - przedmiot. Bez zrelacj{)nowani,a bowiem calegoskomplikO'wanegO' (w O'pisiepomieszcwnynu w ksiqz~e Czlowiek jakopodmiot dzialania...) procesu oddzialywan pO'zmawczych do 'centrumep'istemO'lO'giczmegO', ktore stanowi pie r w O't n a receptywnO'se(biernO'se) i wybor kqta w1dzenia (a!ktywnose) podmiO'tu poznajg,cegO'oraz r6wnie pie r w 0 t n e oddzialywanie reamq fa!ktycznosciqi ThClJrzucanie si~ struktury 'Sensu przedm'iO'tu poznawanegO' ­ni'e zdO'la si~ uniknqe relatywizmu teoriopo:w.aw


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIEon, "jest 0 rtyle irodlem wiecizy, 0 .tyle t ylko doswiadozeniem poznawczym,0 ile jest doSwiadczeniem ,Zyciowym, 0 11e jest ~viqzanez bolem lub satysfaikcjq, przykrosciq lub zadowoleniem" (s. 13).W innym miejscu zas : "Podmiot !p02lIlania (...) jest przede wszyst­'kim podmiotem dzialalnosci pralciy>C2lIl~Zyciowej. Nad t q dopieTodzialalno.sciq nadbudowana jest, t ej dzialalnosci sluzy, ,z n iej os'tatecznieczerpie SWq t resc dzialalnosc poznawcza" (13. 30). Te ·twierdzeniaprzywolujqce na mysl Pawlowa, ale iakZe Watsona i Selye'go,Sq transfO'rmacjq maIiksistowSkiej tezy 0 immanentnym chara!MerzepTaktylki w stosunku do wszel:lciego poznania. Ohara'Merimmanentny w niektt6rych uj~iach d ecyduje takZe 0 normatywnoscipraktyki w()lba: poznania; tak jest w koncepcji Cadkowskiego. Pomanie jest 0 tyle sohq, 0 ile orientuje czlowieka w j ego srooowisku,° He wiqze si~ z zachO'wallliem przynoszqcym korzysc aLba s:zJkod ~,r esp. w wykladni hedomstycznej : przyjemnosc albo p rzylkrosc ("poparzoillepalus:zJk:i"). Co wi~cej : behaw ior czl()lwieka jest czynnilkiem. prymaITlym w aspekcie w al'tosci poznawczej. po.znanie -("kanar o d­dziarywail. slabych" wg terminologii tej ksiqZki) jest podporzqdk o­w ane dzialalnosci praktycznej ("kanalowi oddzialywan mocny'ch") 8,"tej dzialalnos ci sluZy".J ak si


Z JARZENIA - KSIIjZKI - lUDZIEKONCEPCJA EPISTEMOLOGIINarzuca si~ pytam:ie: jakq koncepcj~ teoTii poznaniarealizuje Z. Cadkowslki 'budujqc swojq ,;gn.ozeologi~ obwodowq (dwufazowq)"?Naleiy takZe zapytac 0 epistemologkznq wartooc tej koncepcji.Sam Autor pisze, iz "przedmiotem teorii poznania jest procespoz;nania,jego konieczne i wystal'{:zajq,oe warunki, jego przebiegoraz wyni:ki wraz z ich zastosowanlami" (s. 29). Celem tak poj~tejepistemolog,ii jest zrozum'ienie swoistosci owego procesu poznawczegojako "pewnego rodm1ju dziala:1nooci" (s. 29).9 Ta a~ty\Vistycznapenspektywa 'Wiqze si~ z ·tra'ktowanIem rp6znania jako fenomenu"na przeci~ciu". Poznanie me jest u Ca'ckowSkiego wyodrEilbnionqanal'ity-cznie lub fenomenologic=ie strulkturq swoistq,. kt6rej wlasnie6w sui generis spos6b istnieni-a zapewnia aurtonomi~ zar6wnow aspekcie ontologicznym (intelektualnosc) jak i gnozeologicznym(prawdziwosc). p.oznanie jest rozumiane tll'taj jaiko "w~zel" aktywnosciczlowielka "zawiqzany" na przeci~ciu "mocnych oddzialywan"oraz "slabych oddzialywan" intelektualno-teoretycznych; "substratemmateriamym ludzJkiego myslenia - pisze profesor UMCS ­j·est ludzki swia't biologiczno-spoleczny" (s. 91). Poznanie jest zatemfunkcjq 0 wielu zn1iennych; zmienne teposiaodajq w wi~szosci walorpra'ktyczny. Jak s'i~ wydaje, teoria tak poj~tego ,poznania, poslugujqcasi~ mieszanq aparaturq filozoficzno-cylbe:metyczno-lbehawiorystycZTIq,moZe pelnic rol~ dobrze wyjasniajqcej nauki w odniesieniudo odziedziny po z nan i a Zy c i 0 w 0 - p r a Ik t y c z n e­g {l lub po z nan i a co oct z ieh neg o. W tych szczeg6lowychobszarach poznania mamy do czynienia z p 0 z nan i e m - a m a 1­g a rna t em lqczqcym w sobie w spos6b istotny rnomen'ty praktyczne,teoretyczne, biologiczne, kulturowe, swiatopoglqdowe, racjonalne,irracjonalne 'iud. Talka interpreta-cja gnozeologii Zdzislawa Cackowskiegokaze odostrzec w niej oryginalnq i - 'po Ikorygujqcychdyskusjach - wal'tosciowq pr6b~ o'bj~cia teoriopoznawczq penetracjqsfer dziala.hlO'sci ludzkiej, kt6re dotC\'d rzadko tylko - ze wzgl~duna ich zlowny i skomplikowany charakter - poddawaly s'i~ ana- •lizie fil~zoficzn.ej.Jednakze tClika szczeg610wa


ZDARZENI A - KS IAZKI - LUDZIElecznych ; fUll1.kcjonalistyczne t raiktowanie naczelnej war to'sci poznawczej- pra wdy oraz jej kryteri6w i inTIe.HOLIZM ONTOLCGICZNYEp'ist emologia zawarta w !ksiqzce Czlowiek jako podmiot dzialania...posiada silnq podstaw~ zalozen 0111 to log i c z nyc h. Zgodnie z wykladniq ma-r1kshsltowSkq oraz ze specyficznq optykq przyj~tqprzez Autora, m6w,i 0Il1 0 onrtologii czlovd eka, iz jeS't to "e1w'logi'Cznyobraz ma·terialnej struMury .padmioilu ludZkiego" (s. 100). Jalk wspominalismyjuz w niniejszym ·arrtykule, ow abraz od strony metodologkznej oha


ZDARZCNIA - KSIIIZKI - LUDZIE•Nasuwa si~ pytanie 0 efek tywnosc podejscia holistyc:zm.ego w poszczeg6b1ychdziedzinach filozofii, I'esp. filozofii czlowie'ka. Na terenierealizmu ontologicz:nego 'calosciowe podejscie jest korzystnet eoretycznie i wskazane. Daje ono efeikty w pootaci twierdzen 0 jedil10scii sp6jnosci swiata realnego, wzajemnym zwiqzku rzeczy (analogiabytowa), wsp6lnej zasad:uie bytowosci ~paTtycypa' cja) i 0 racjonalnejstrukturze r2)€-czywistosci. Przy tym nie jest ikonieczne, abyholizm talk poj~ty lqczyl si~ z moffi2)mem. Warto przypomniec w tyromiejscu dwa dziela filO'Zof6w francuSikich wyzillajqcy;ch w ontologiipoglqd p lur alistycz:ny: ' J-acquesa MaTittaina DzieLic aby lqczyci Btienne Gihsona Jednosc doswiadczenia jiLozojicznego. Szczegolnejnatomiast' ostroZnosci wymaga calosciowe i wieloaspektowe podejsciedo fa'ktu poznania. Wtopienie specyfilki pomania w romo­Todnq i heterogenicz:nq s truktur ~ p otrzeb, motywacji, uwarunkowanbiologiczn ych, spolecznych i ,kultUTowych jest redukcjonizmem.Wszak 'potrzeba psychiczna ezy element tradycji kulturowej 0 tyleposiadajq walor ludzki, 0 i1e ulegly poznawczemu uj~ciu ,i hom i­nizacyjnej integracji.W tym miejscu rozwazania nasze kontaktujq si~ z pr{)!blen1emi s t o t y c z lowi elk a. Problem ten w !ksiqzce Caolw ws.'kiego wiqzesi~ sill1ie z polemik q ze stanowiSkiem Krpca zawartym w monografiiz roku 1974 pt. Ja-czlowiek.spaR 0 ISTOT!; CZtOWIEKA"Polemika jest koniecznosciq badawczq, a w pewnym sensie nawet moralnym obowiq2Jki"em - pisze Autor na stronie 25. - Oczywisciepolemika rzetelna, oparta na rzetelny;ch pr6baeh pozytywnegorozwiqzania problemu, nie b~dqca tylko odrzucaniem, ale sluzqcapomnozeniu wiedzy i zgl~bieniu pmwdy" - dodaje. Polemiikaz M. A. Krqpcem, czolowy;m filozofem czlowie'ka na tere:nie polskiego tomizmu stanowi wa2mq cz~sc ~i q:ifid Czlowiek jako podmiotdzialania... .1 3 Sw.iadczy 0 tym wielosc i r6inorodinosc aspekt6


lOARlENIA - KSI."IZKI - LUOllENajwi~za, rangE; filozofkzma, posiada na planszy tej polemikiproblem is tot y c Z low i e k a. "Ja-czlowiek czy ja beZJtr.esciowe"?- brzmi tytul r02'Jdzialu pol.emilki. Cadwwski zarzuca kOl)cep.,.cji I{jra,pca, iZ oddziela ona duchowo-'intelektualna, zawartose struk­. tury czlowie!ka od jego sfery utylitarnej (techniczno.;praktycznej)ogolacajqc tym samyrrn 1stotE; ludzka, z wszelkich tresci. Jest to za­TZUt na tkanwie znanego nam juz holizmu materialiS'tyczno~cjentystycznego."Nie moina realizowae wartosci n a jwyz.szych, nie r ealizuja,ci nie ~uZywaja, c waTtosci ni:Zszych, podstawowych" (s. 670) .A gdzie indziej: "Ka2ldy pTGCeS psychiczny musi mi·ee jakies materialne oparcie" (s. 366). Sta,d istota ludzka wyposazona "ramowo"w cechy rozumnosci, spoleczmego chara!kteru i zdolnosci swiadmnegouiywania n arzE;d:zi j.est kategoria, zmien:na" zalema, od' ludzkiej pra'ksis.Pytanie : czym istota czlowieka jest? nalezy za.stqpie pytaniemw dwojakiej supozycji: genety,cznej oraz funkcjoillalnej (s. 240) . Odpowiedzna pierwsze jest taka: "Mat eriama dzialalnose 'kulturotw6rezaczlowieka Ie 0 n i e c z n i e pocia,ga za soba, r·ozw6j duchowejdzialalnosci kulturotworczej" (s. <strong>323</strong>); odpowiedzia, na pytanie funkcjop alne jest wskazanie na dynamik~ uwarunkowan spoleczn o-biologicznych.Powstawmy na marginesie tej' dyskusji sprawE; logiczn o­-r.zeczowej interpretacji tych dwu odpowiedzi 14, 2JWr6cmy uwag E; narozejscie si~ w tym miejscu dwoch ipOrzqdkow.Jest rbowiem niepoT'Ozurnieniem zarzucanie Kra,pco'Wi, jalkoby zaniedbywalist.otny chalfa'kter genetyc2lnY lub flin'kcjonalny fizjologii,(kultury ·czy praktyki czlowieka. Punktem wyjscia analiz autoTa Ja­-czlowiek jest samoSwiadomo·se wszysbkich akt6w "moich",' swiadomoseza1em rejestr uja,ca wszystkie pojawiaja,ce siE; w polu swi'adomoscitypy akt.ywnosci ludzkiej. Kr~piec rue raz atk:centuje : "Danebezposredniego doswiadczenia infarrmujq nieustannie 0 jaini jako,podmiocie, spelniaczu i jedynym '.centrum' czynnosci moich zarownowegeta'tywnych, zwierzE;cych, jak duchowo pozuawczych" (Ja­-czlowiek, s. 108), w innym miej.scu zas: "Cialo jest realnym wsp6l'··czynnikiem czlowielka, a rue tylko miejscem, g1dzie odgrywa 'S'i.~ dramatswiadomooci" (tamie, s. 121). Jedna'kie inny jest porzqdekfunkcjonaJno-gene'tyczny tego wszystllci.ego, co stanowi czlowieka,a inny 'porzqde'k 0 n t y c z n y bytu ludzkiego. · Cab sfera zmiennych,nietrwalych, zdeterminowanych akolicznosciami (akcydentalnych,ja!kby 'powiedzial metafizy'k) elerp.entow zyda i funikcj


ZDARZENIA - KSlfjZKI - LUDZIEgo - 'braci swoja, autonomi~, trwalose i moc byt


ZOARZENIA - KSI"ZKI - LUOZIEsformulowamy na podstawie specyfi~ej i nieprzerwanej refleksj i'wlasnego "ja" - j'est pun!ktem wyjscia anrtro.po1ogii filozofkznej.J est to sa"d odnoszqcy S'i~ do najbardziej nasyconej Iron'kretnq tresciq, swiadomosci: swiadomosci sarmego speln!ia'cza tego sqdu,17 Niestety,profesor Cackows"ki w minimalnyrm stopniu uwzg1~dn'a w slwej po­Lemice egzystencja1izm Krqipca usuwajqcy przy metooologicznejsw~adomosci tego a'spektu sprawy - takie zarzuty jak beZJtresoiowose,niekonlkrebnose czy izolowanie ad rzeczywistoS'Ci torllistycznegopoj~ci a czlowieka. &tro:ny 709 i 710 ksiqzki swiadczq 0 rozumieniu'istnie:nia w tomizmie przez autora po1emilki jalko swoiSciemistyczlIlej pustki bytJowej; abso1ut:nie beztresciowej, a wi~c tez merytorycv.nieniewa1e:ntmej. 'Drudlno 0 wi~~sze nieporozumienie w tyrokonteksc'ie filozoficznym.Cz~ym zarzutem marksistow wobec systemu tomistycznego ­cz~styrm i w tej klSiq:ix:e - jest teza 0 "gldbamej drwoistosci bytu"w metafizyce. Jest to zarwt :notory,czny b~dqcy notorycznym niepOTozumieniem."Globalna dwoistose bytu" wspierana u Krqpca 10­kalnymi dwoistosciami to wg Cadkowskiego ~ss. 222 nn, 722-724)w pieI"WSZ€Ij mierze d'U a 1 izm ducha i malterii Tesp. poz'l1'ania :in.­teJektualnego i zmyslowego; a'le talkze wszyS'tkie :ndwoje:nia su'bbyto,we:isth'ienia i istoty, fomny i materii iud. Sqd-0 dualizmie, a przezto u'to'i.:samiall'l'ie tom:istycznej teorii czlowielka z biegunowo rOZnq kOil1­cepcjq'platolls'kq, ma swoje zrodl:a w lI1ierozroZn..ianiu dwochporzqdkowmetado1ogkznych. Jeden ,to porzqdek j~zY'ka, drugi to porzqdekrzeczy. Przynajmniej od Quine'a glosne stalo si€ tw\erdze:nie, IZontologia j~zylka nie mUlSi bye tozsama z ontolog,iq sw'iata rzeczywistego.By't w uj~iu z'a'rOwn.o Tomasza z Akwinu, jalk i Kirqpca,to konkret; ,byt lud2!ki to konkretna jedll10se psych 0 f i z Y c z n a. ,;Nie moze bye sbuszna - pisze autor Ja-czlowielc(s. 120) - teo·ria Arysto1eresa, ze czlowiek ist:nieje, bytuje w rezultaciezlo2enia z niesamodzielll1ych czynnikow: duszy i elala. P'rzeczytemu samowiedza",18 SamoswiadOll'l1ose, bt;dqca empirycznym punktemwyj'scia fi'lowfi'i czlowie:ka, iJrnplilkuje teori~, iktorej zada:niemjes t wyjasnie w sposab najistotniejszy dla aSipektu bytowosci calosefenumenu 1udzkJego. Teo-ria - tomistyczna dochodzi do wyroznieniaw czlowieku dwoch sfer: duchowej i materia1nej (rasp. duszy i cia­11 Oto strony Ja - czlowtek akcentujllce rolE: istnienia w bycie: 109, 111-112.i \ poznaniu: 147-149, 158--161.11 Ocinosnie zas do dystynkcji: poznanie Intelektualne - zmyslowe pisze: " Chociazdla lepszeg{) zrozumlenia proeesu naszego poznania potrzebna I konieczna jestanaliza poszczeg61nych struktur poznawczych, to jednak ezyms niepomiernle wa


ZDARZENIA - KSIAZKI - lUDZIEla), nie Sq to jedilak elementyistniejqce w 1Jr


ZDARZENIA - KSIJ\L:KI - LUDZIEskiego to d z i a I ani e b~dzie zasadq i ir6dlem podmio1owosciczlowieka. Dla Krqpca to pod m i 0 t, "ja" jest centrum i zr 6dlem,z !ld6rego tryskaj ~ ~y "moje". Czlowiek jest tu su'bstancja,. W propozycjiZdzislawa Cackowskiego jest funkcjq.Woj-;iech Chl!dlLMllOSZ W W ARSZAWIE(KONFERENCJA INSTYTUTU BADAN LlTERAC KIC!-! PANW DNIACH 15- 16 GRUDNI A 1980)Niewiele Ikonferencji naukowych odbywalo si~ ostatnimi latyw takiej oprawie, wsr6d wydarzen, kt6rych promieniowanie tak wysdkotpOdnosilo temper atur~ obrad. MiloszowSika sesja odbywala Bi~przeciei Ikil!ka dni po sztokholmskich uroc:zystosciach zwia,zanychz wr~czeniem literackiej Nagrody Nobla, ikiedy jeszcze diw i~czalynam w uszach s!:owa przem6wien Laureata. On sam byl juz wtedyw Rzymie, gdzie zos.tal przyj ~ty na prywa tn ej au diencji przez OjcaSwi~tego - co za spotJkanie dw u wielk,ich Polak6w i... dwu poet6w.R6wnoczesnie na Wy:brzezu dokonywano odsloni~cia i poswi ~ ­cenia pomnika ofiar grudnia 1970, na kt6rym wyryto slowa wier­15m Kt6ry skrzytvdziles. Byl moment podczas tkonferencji szczeg61­nie przejmuja,cy, ikiedy w~wtorek 16 grudnia 0 godz.· 12.00 przewodniczqcydbradom profesor CzeSl:aw Zgorzelsk'i przerwal


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEpoety w ikilku perSipektywach, umO'zliwiajqc }ej 'Precyzyjnq lokalizacjE:w procesie literackim. Wiele miejsca poswiE:cil autor Miloszowejmoralistyce opartej na ideach prawdy i sprawiedliw0sci.Szerokosc problematyki etycznej idzie w parze z ewangeliczn'lprostotq 1'ozwiqzan. W Tmktacie poetyckim doszla do glosu polemikaz heglizmem - w tym utwo1'ze najsilniej ujawnHy sit:zW'iqziki z Narwirdem. Sparp mi€'j-sca poza bHz.sza jes>t IbiegU!Ila religijnoscl niz metJaJizyki.Wysuil1ql rtei 'tez~ nasrt~pujqiegO' eseju (cO' chyba jednakza ba:ndzo przesuwa w czaSiie narodziny ttegO' gabul1lku). BardzO' wysolkO'ocenil k'l'alkawslki 'krytylk 'PrO'z~ aurora Rodzinnej EUTOPY, uwajqCgo za najwybttniej'Szego - dbok GOIITIbro'wi>C'l)a - prLJed:9tawidelaeseju a'utobiografkznego 'i in,telektua;lnego w naszym pismiennictwie.Kwia,ekowski wprO'wadzil bardzo rtlrafne aneta,foryc:ane okreslenieMilol>Z'a, syntetyzujqce jegO' r0'1~ w his'torti nOlWej 'poezj'i poJskiej.Nazwal go Poszerzyd ele m ddkonujq'cym rewO'.Juoji a rebours, TOZwijajqcymSWq tw6rczO'sc po &pi'l'al:i. MiloSz oc1nO'wil Itrakrtat dyskuTsywny,a reha 1 bi1ilta-cja dyslkumu pozwO'tila mu p6miej wikr oczyc nat ereny Nlowf:ii i 'teO'logii Zanegowal romantyczne 'pojmowa:nie poezji,zwi~ksz'ajqc dysrtans autora dO' podmiO'!tu lirteradk!iego i WpTOwadzajqcfmgmen'ty rozwaian. Widac w tyro wrplyw AngJ.o,sasOwi - Norwida. O'baj nasi poeci przyznawali duzq rolE: irO'nii - u autoraTraktatu momlnego jest O'na jed:naik ootrzejsza. MilO'sz zalinicjowalr6wniei ZWT'{)It ku k1asycyzmO'wi, lecz UJprawiallkil-alsycyzm innynii ten, 'kitory 'poj-awil si~ w olStaJtni'ch dziesi~c'io.Jeciach ·W po,ezjikrajowej: szerszy, bal'dziej swiadO'my, traiMujq;cy wrprost 0 historiiz wi~klSZq dO'zq konii. W kO'iwO'wej paTitii referartu .scharaMeryzO'walKwlatlkO'wsiki oddzialywall1ie Milosza na nalS1;~pne pdkolenira literackie.Tomasz Burek Z'ajql si~ zagad:n:ieniem stosuniku MilosLJa dO' hist-orii.Wslkazal na rOZn?rodne i'r6dla araz 'Paralele ~¢zy jego dziel'amii 'Pismami innych dwurdziesWw'iecznyrch 'Pisarzy, m. in. SimoneWeil i Orwella. Referent u!ffii'ej~tn:ie , hezU(p1'OMJczen, wsk,azal nabjografic:ane wyznaczniki historyzmu Milooza (,choc srama nazwastanowiska swiatopoglqrdowego autO"m Miasta bez imienia wydaje636


ZDARZENIA - KSI,i\2KI - lUDZIEs.i~ nie najszcz~sJiiw.sza). W wielu jego dZ'ielach 'UjaWiIlia si~ brakwia~ w trwalooc, poczucie lP,rzernijainoSci 1uclzildch wyttworow, na00 wska'zu'jq c'hocby lic:me ,a'1uzje do Gihboma. Czasem poj'awia si~"psycholog:ia nomady": roTownO w wyznaniach pol~tY1cznY1ch jaki metafizyc=.ych. M'ilooz podIkreS1a ,element pesym1styczny w hi­~ii - sj;u~y temu chwyt biologizacji, wtopienie ludzi w procesyprzyrody. A1€ p'isaTZ wslkazuje 'talkie na drugq twarz hiSltorii, ikt6rqstanowi womosc. M'ilosz stale IPrzeciwstawia'l si~ faltalizmowi 1'02­strzygni~c dziejOlWYch, "v;idoczne byro to zwlaszcza w Swietle dziennym.Obronq ,czlowieka jest mozl'iwoSc wydawania fS


ZDARZENIA - KSI,/\iKI - LUDZIEmana Zimanda. W sW'ietnie napisanym s~kicu rpo'kazal Ziimand rootywacjeri cele decytji IMilosza - silru,pienia uwagi na zagadnieniachnajnowszej hi.storii. Sprzedi.w Milosza przeciw naja\tr~cyjniejszejwowczasideologii wyplywal z (pdbu'dek indywidualistycznych: istniejetyl:ko to, 'co poszczegoJne. Waina, rol~ ooegrala ttei w iernosc etycezawooowej,


ZDARZENIA - KSI."IZKI - LUDZIEstaje s iE; wtedy palkt ze z1em. 5ta,d obecnose u Milooza problem6wi zalklE;e fausty cznych. Co robie, zeby epifal!1!ie ~ly oca'lone? MOOeje ochroniC wyobraznia, ale wyobraznia usytuowana po stronie milosciswiE;tej. Ocalenie moiliwe staje siE; za spmwa, prordk6w i ci zjawiaja,siE; coraz czE;sciej w ostatnich ksiqilm ch ·auror a Ziemi Ulro.Rozwazania 0 apokatastasis rue Sq 'PTZYIPatdlkowe - do tego zmierzalacala jego poezja - Ilmn.1clud uje BloMici.W ikxE;gu zagadnien m etafizyczno-religijny ch pozost awal [las t~pny1'eferat Krzyszto£a Dybciaka zatytulowany ~troch E; 7Jby t Hteraakojak na aikademidkq timpr ezE;) Poezja pelni istnienia. Referent om6­wil n a POCZq1!ku bogactwo temartyczne tw6r czoSci Milooza, wieloocstyl6w i gattunk6w przez lIliego upr awianych. To ,peline, wieloglooowem6Wienie sluZylo pisarww'i do wyrazania calosci ludtkiego do­S-Wiadczenia. Poezja MilQSZa wykazala SWq w a:rtoSc zwlaszcza powajnie przezmyciE;zaja,c jec1nootronnose EWielu n urt6w literaokich ­staja,c s i ~ czynnikiem lqcznosci m iE;dzygrupowej i cia,glosci t radycji.W poezji autora Miasta bez imienia wyslov:iona zootala nietylko pelnia zycia iu


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEPmblem r()?)urmienia jest ZapeWlne jednym z cenLralnych zagadmentwarczosci Milooza. D(JIbrze si~ wi~ malo, iZ sw6j 'troch~ myl~·cozatytulowany (Hermeneutyka i poezja) refemt 'PoSwi~il AleksanderFhlft naswietleniu tego ziilgadnienia. Refere.'rlt staral si~ przedstawicpoety;cikq strategi~ Milosza. Sklada si~ na mq mi~ innymiro~pi~toSc sty16w m6wierria, s'klonnosc do styliza.cj~, budiawan'ie rzeozywisto&ciiprze~tawionej "utkanej z symboli i mi't6w". Nast~pnieom6wil Fiui Mi!oszowskq iko;ncepcj~ znaiku i zna,czenia, rzwracajqcuwag~ na to, ze znaczone ,jest" w tej liryce wyraziste. Referat kot'lczylsi~ ref1~j q tY'CZqCq pami~ci :ziliiorowej.M:iBbrzjowskq lekcj~ ekSiplilkacji tekis>t6w poetydk'ich i dysikunsywnychWiellJciego poety przedsta\Wl w swym WystClpieniu ZdzislawLapinski. Rozpoczql od analizy utwor6w nazwanych przez MiloszaOdami. Wsr6d wielu slusznych wniosk6w jeden tylko wydal mi si~niedosta'teczny, nie uzaiSadnlony; LapiJ1slk!i ,sbwierdzil mianowicie,yz Milosz uprawial jedyn:i,e ody sparodiowane, a przeciei przynajmniejt e z Traktatu poetyckiego czyta si~ powa'zrrie, czasem z gardIemsciSrri~tym wZI'uszeruem. Referent dolkonal TI'a\St~pnie 'precyzyjnejanalizy 'poglqd6w teoretY'cznych i praacty:ki libemclkiej Miloszaw drugiej polowie lat 'czteI1dziiestych. Poslugiwal si~ wymyslo'l1qprzez KaTo,la lJi.'bel'ta ika:tegoriq ,,'cierpkoscti estety;cznej", zas tosowanqdo poezj-i Mibsza pTzez ZMv:ieyskiego. Owa "cierp'kosc" pl'zydaLnabYfa Miloszowi jako jeden z e1ement6w polemiiki Z Tomantyzmemprowadzo!l1ej na wilelu pozioma'ch: filozof-ii, e.stetylki, wi~jizycia c


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIEPSYCHIATRIA FENOMENOLOGICZNA CZYLI SZTUKA ROZUMIENIA CZtOWIEiKAI. WST~PW kraju, w ktorym psych6Iogia ~ rpsychiatrj,a WClqZ Jeszcze Sqzmonopolizowane przez oriem.bcj~ biologicmo-'behawioramq a innepodejscioa bada;wcze i terapeutycme prawie nieobecne (z niel1cZIlychpublilkacji klSiqikowych Ia·t o


lOARlENIA - KSII\ZKI - LUOllEpr6b~ powolanda do istnienia psychologii fenomenologkZiIlej w Polscepodjql wywodzq·cy tSi~ z fenomenologii Husserla i Ingardenai 'Wciqz pozostaj&!cy rw klimacie fenomenologicznego myslenia J. Tisohnerw ariykule W kr~ gu spraw psychologii i filozofii. 2 Od czasuUlkazall'lia s i~ 1ego ariy'kulu mija 12 lat, a n aszJkicowall'ly w rum puP..ktwyjscia, <strong>maj</strong>~cy stanorwic po dstaw~ dla 'budQIWy psychologii fenomenologicznej,n'ie zootal przez p olslcich psycholog6w tw6rczo rozwiln:i~ty.Ksiq:ika van d en Berga jest d la nas na.st~nq BZanSq, jeZeli juznie twOl'czego uprawiania psychologii i psychiatrii f.enom€lIlologicznej,to przynajmniej otwar cia s i~ kultury polskiej na jaden z odmiennychod naturaThstycznego spowb6w rozumienia czlowieka chorego.Van den Berg w ~oil'cowej cz~s ci swej iksiqZeczJki zatytulowalIlejHistoryczny przegla,d. Kr6tkie om6wienie literatu7·y przedmi.otuwymienia i ~om entuj e pon~d 50 fundamentalnyah prac, Iktoreodegraly =aCZqCq ['ol~ w historii fenomenologicznej psychapatologiii psychia'trii, wsroo n ich dzie1a rtalk waine, ze bez 'ic'h znajomosci niemoina dzis bye dobrym psychologiem, psychiat rq ezy psychoterapeutq. Kiedy zdamy sobie sp raw ~, ie sposroo tych Jd&l\ldziesi~ c iuprac, kt6re jakos przeoraly myslenie psychiatrii europejsldej a wS2lczeg6lnosci niem ieckiej, ale takie f.ran cuslk:iej i holendersk,iej,Statnio zas am er~aiiSkiej, [przelozona na j~:k polski jedynie fragmerrtydziel paru autoT6w i to n ie naj.bardziej znaczqcych, momapopase, jesli nie w przeraienie, to w najlepszym raz'ie w n astrojpolskiej melancholii. N'ie trac~ jednaJk nadziei, i.e p rzynajmniej ele­. m ent arne luki w t ej dziedzinie wstanq wypelnione.II. METODA: ROZUMIEJACY OPI S FENOM ENOLOGICZN YOmawiana ksiqzeczka prezen'ruje pewJen s'pos6b ipodejscia badawczego1 t erapeutycznego do czlowieka 'Z za,burzeniami pSY'chicznymi.Autor okTresla je jalko fen 0 me n 0 1 0 g i ,c z n e, przy czym pojmuje fenomenologi~ ba!l"'dzo szeroko, szerzej niZ czyniq 1;0 zaz,wyezajfilozof{Jwie mianuj3icy s i~ fenomenologami.Poj~de "fenomenologia" wystE;lpuje dziS w k i1k1\1 :zmaczen1ach.Przypomnijmy najwainiejsze sposr&:l n1ch :1. Fenomenologia 'to odr~bny s 'P 0 S 6 b ip 0 d e j s c i a do zagadnieiifli'lozoficznych, nowy sposob ich opr acowywania i nowat e c h n i lk a j~zylkowego przecistawienia vfyn.ik6w uzysikanych dz i~k'itemu podejsciu. Kr6tk9 m6wiqe: jest to pewna ill e t o d a b a­• J6zef Tischner, W k rt:gu spraw psycn.ologLt t ttlozofLt, <strong>Znak</strong> 1967, nr 1 (151),s. 80-105. 0 zwll\zkach mI~ zy fenomenologiq a psycho1ogil\ pisa! tet u nas ks. W.Szewczyk. POf. jego artykul pt. Czy tenomenologta moze sit: przyda.c psy cn.ologliwsp61czesnej?, <strong>Znak</strong> 1977, nr 1 (271), s. 35-44.642


ZOARZENIA - KSlflZKI - LUOZIEd a w c z a. MoZn.a


ZDARZENIA - KSllltKI - LUDZIETotez powie van ,den Bellg - "poeci i malaTZe 'to urodzen.i. fenomenolddzy,'lulb ra'czej my wszyscy jesteSrnY urodzonymi fenornenologami.Poeci zals 'i malarze wyrozruajq si~ wsrod n&


ZOARZENIA - KSIi\ZKI - LUOZIEstwa, maZna jq traktowac jako pomoc na drQdze stawania si~ ooobq.Analiz VClJIl den Berga nie more r6wniez nie zaurwa.zyc filozof, kt6rydokonuje namyslu nad doswiadczen!iem drugiego czlorwieka. W poniiszychnota1tka.ch chcialbym z jednej strony pokazac j a k VClJIl denBerg 'Stosuje w swojej pralktyce badawczej metod~ fenomenologicznq,z drugiiej - zwr6cic uwag~ na wynikajqce z talkiego podejsciaI'ozumienie drugiego czlowieka, w tym zyjqcego "innym istnieniem",a talkie sieb'ie.1. PACJEtNT WCHODZI DO GABltNETU PSYCHOTERAPEUTYDto przychodti do PSYlch>


ZDARZENIA - KSIIIZKI - LUDZIE{cieiesne wca~e n ie udaje, a z druglej strony wie, ie organ:izlm pacjentajest 'zu;pelnie OOrowy, jego sytua·cj ~ t lumaczy w ten sposob,ze c!horo b~ JPSychk:znq przenosi pa'cjent n a organy cielesne. Mechanizrn ten 2JWie s i~ k 0 n w e:r s j q. Zaburzenie stoou.nikow z 'imlymilu dZmi wyjasnia psychoterapeuta mechanizmem . p r zen i e s i e­n i a, iktory polega na prnenoszeniu u czuc z jednej OS


ZDARZEN IA - KSIt>,ZKI - LUDZIEcym ciele, kt6re z kolei. otoczone jest obcymi przedmiotami. Poniewazowa koncepcja jest teorJ.a, niezgodna, z doswiaciczeniem, uttrudiliaja,ca,-m'o:oumienie -cz!owielka, rowniez chorego, trzeba ja, po prostuodrzucie, poidejmuj a,c na jpierw fenomenologiczny opis czlowieika,,normalinego" - zanurzonego w swiat, oibdarzonego c:ialein, zyja,cegoz iniIlymi ludZmi, zyja,cego przeszloscia, i przyszloscia, ­i u fajq


ZDARZENIA - KS!ljZKI - LUDZIEprzedmiatami. Swia't rzeczy nie jawi mi si~ jako :zJbiorowisko przedmiotow,'!dor e m oma opisae naukowo, leez jalko po s i a ,d a j q C Ydla mnie wartose i znaczenie. "JeslilI1iewidzimytegoznaezenia - ipOwle van den Ber.g - to nie nie w hdzimy" (s. 41).Mo:ma by wi~e powiedziee: moj swiat jest moim slowem. A jeSlitalk, to drogq prowadzqcq do zrozumienia drugiego czlowieka jestwsluchiwanie si ~ w mow~ jego swiata. Powiedz mi, ja'ki jest twoJswiat, a powiem ci kim jes tes!Swiatka:iJdego z nas nosi na sobie pi~trlO n aszej n i e pow t a­r z a 1 n e j w r a z 1 i w 0 s ci. Jesh ta wrazliwose, czyl'i syt uacjapodmiotowa, romi si~ od "normalnej", a w konsekwencji roZni si~odslaniajqcy si~ w niej swiat od swiata ludn "noJ:'lIIlalnyeh", mowimy0 ezlowieku o'bda'rzonyrn takq wrazliwosci'il, ,iz jest ehofy psyehicznie.Graniea mi~dzy ludz.mi "normamyrni" a ohorym'i psychiezniez jedne j strony oraz wielkimi indyw1dualnosciami 'i geniuszamiz dll'ugiej, rna charakrter bardzo plynny. "Bye chorym -'powiadavan den Berg _ . bez wzgl~du na to, czy jest to choroba bana1na, czy t ei smiertelna, to znaczy przede wszys-tkim miec odmiennedoznania, bye kims innym, zyc w innyrn, moZe nieznacznie,moze eallkowicie odmiennym swiecie" (s. 49). Pytanie 0 to, co sprawilo,ze swiat paejenta stal si~ inny, inaczej mowiqc: jakie Sq ikorzeniete j zm'iany, na razie powstawimy bez odpowiedzi, przechodza,cdo omowienia r eJa cji IPOdmiot - cia10 .2. JEST5M CI,AtEMWyjasniaja,c zalburzenia cielesne u chorego psyc.hicznie mechanizmemkonwensji psy-choterapeuta vradyeyjny pos'iada pewienOIbraz czlowieika jak o istaty zloionej z dwu nieredukowalnyeh dosiebie elenmtow: duszy i ciala, przy czym dusz~ uwaza za istot~czlowieka, cialo zas za cos w s-tosunku do niej nieistotnego i zewn~tl'znego, s tanowiqcego jej /. 'Powlok~ .Auto r om awianej ksiqZki. pokazuje na liczny-oh przyikladach, Zepierwo mie jestesmy n aszym cialem. Cialo jawi s'i~ !I1am jalko naszedo piero wowezas, grdy zdobywamy wobec niego pewien dystans,ina ezej mowiqc - gdy zostaje w pewnym sensie pOTZueone. "J akieszaburzenie, jakas chorOiba musi ddtkna,e cialo,


ZDARZENIA - KSI AZKI - LUDZIECi:alo - ovgani:2lm, ktorym zajmuje si~ anatQlffiia i fujologia niejest t ym cialern, ktorym jestes ty i ja. Czym innym \Sq organy dlarnedycyny, a czym innym dla chorego. Serce, 0 ktorym mowi lekarzrue jest


ZDARZENIA - KSIf\2KI - LUDZIEmnie odczucie przychy1nosci swiata, swiata, :ktory mi sprzyja. Na­. tomiast ibrak bl1s'kooci drugiego czlowie'ka objawia si~ w pustych,zimnych domach, dbcych zakladach pracy, obcych mia.stach. Bliskosci przychylnoSc drugiego dosw iadczam nie tyliko w bliskosciprzedmiotow mnie otaczajqcych, ale rOwniez w Iblistkosci wlasnegociala. P rawd~ t~ ilusiJruje van den Berg opisem p ie s z c z 0 t y.Cialo p ierwotnie doswiadczane jako przypad kowe w swych ksztaltach, nieokre§lone, budzqce niepewnoSc i niepo'koj pod wplywemm ilosci i pieszaaty par mera ulega akceptacji. Owa alkceptacja zostajemi n iejalko ?rzyniesiona w darze przez ukochanego. W tensposob wC'hod:z~ w posiadanie wlasnego d ala i otrzymuj~ zach~t~,by bye tym dalem. Pieszcwta - slowo milosci kochajqcej mnieistoty m owi mi: dome, ze jeste§ t akim dalem! Wlrumie taki powinienesbye! Nie bez rpowddu rnowl lS i~, ze kOibieta p'i~iej e podwplywem miloSci, ze m~zcZY2ll1a wyczarowuje pi~o kobieoego cialanadajqc m u swoistq h armoni~ i dOskonalose, a nieoikreslone, k anciastem ~k.i. e cialo staj.e si~ oobq dopiero w byciu z kochan q i kochajqcqikobietq, co opisal rowniei A. K~iIlski w jedinej -ze swychksiqzek. Podsumowujqc powiemy: blisikooe drugiego cz£owieka objawiami si~ w bliskosci otaczajqcego mnie Swia'ta oraz w bliskosci,w jakq ja sam wchodz~ wzg l~dem siebie, cZujqC Si~ u siEfuie w domu,pogod:zony z wlasnym cialem. .Zagrazajqcy, daleki, obcy swiat naszego rpacjenta, jego 1clopotyz wlasnym cialem ujawntajq, ze jego sWsunki z ludZmi sa. zachwiane.W poglqdzie, ze irodio zaburzen psychicznych tkwi w zaburzeniustosunkow inte1'personalnych van den Berg nie j,est odosobniony.Na podobnym s tanowis'ku stojq m . in. ,,kulturalisci" amerykailseytacy jak E. F'iromm, K. Horney i H. S. Sulivan.Zanim zajmienlY si~ istotq zaburzen psychiczny.ch, musimy jeszczepoSwi~e troch~ uwagi stosunkoWi czlowie'ka doczasu.4. TWORZY NAS PRZYSZtOSCNasz pacjent - jak pam'i~y - rna zaklocone przeZywanieczasu. Przysz£ooc rna twarz zagrozerua i braku nadziei, przeszloscjawi mu si~ jako "zly czas". Tradycyjny t erapeuta wyjasnta prz€­Zywany przez pacjenta sposob widzenia przeszlosci m echan izmemrnityza'cji. Ty1ko odrzucajqc hipot~ mityzacji jako fatszujqcq rzeczywistose- twierdzi van den Berg - i wni:kajqc w istot~ "zdroweru;>"doswiadczenia czasu moZemy zrozumiec stosunclt pacjenta doczasu.Czas, ldory nale:i:y do naj'bardziej elementarnych fenomenow naszegoZyda, jest czyms na'j:prostszym 1. narn naj'bliZszym. Gdy pr6­bujemy poddac go refleksji, staje si~ czyms nieprzeniknionym i tajemniczym.Fenornenologia - 2Jdaniem van den Berga - ·powolana650


ZDARZENIA - KSI,


ZDARZENIA - KSIf1ZKI - LUDZIEV. PSYCHOPATOLOGIA NAUKI\ 0 SAMOTNOSCI JAKO PODSTAWOWEJ SYTUACJI CHOREGO Tak wi~c zrodlO' zaburzen dO'tyczqcych swiata, wlasnegO' ciata,wlasnej przeszlO'sci i przyszlO'sci lezy - zdanlem van den Berga ­w zaklocO'nych stosunkach pacjenta z ludZffii, w tmdnosci zaspokO'jenianaszej - mowiqc j~zykiem F,romma - tpodstawowej, specyficznieludikiej, potrzeby - pdkO'nania O'dr~bnoSci i sam 0' t n 0­sci. PlOdlStawO'wym problemem czlO'wieka chO'regO' psychicznie jestosamotnienie, bralk IbliSkO'sci drugiegO' czlO'wieka. "Pacjent psychiatrycznyjest samO'tny, ma niericzne kO'ntCllkty z ludirrni aLba nie rnaich w O'g6le. Zyje w izolacji. C~uje si~ osarmO'tmiony. (...) Pacjentpsychiatryczmy stoi z dala ad reszty swiata. OtO' dlaczego ma swojwlasny swiat, w jegO' swiecie dO'my mO'gq pochylac si~ dO' przodu,kwiaty mogq miec wyglClid splO'wialy i bezbarwny. DlategO" tez rnaspecjalny rodzaj ciala, boli gO' serce, nO'gi Sq sla:be i bezsilne. JegO'przeszlO'sc jest takie inna. JegO' wy,chO'wanie ZakOl1.czylO' s i~ niepowodzeniem,cO' z kO'lei powoduje u'trudiniO'rw kO'ntakt z ludZffii ­ta trudnO'sc stanowi niejaiko podsurmO'wanie wszysbkich innych dO'legliwosci.Jest sam. Jest czlO'wiekiem O'sarmO'tniO'nyrm. OsamOitnienietkwi u zr6dla jegO' ChO'rOiby, bez wzgl~du na to', ja'ka tIO chO'rO''ba''(s. l13). P ,S y c h O'P a t 0' I O'.g i ~ mO'ma wi~c - nvierdzi van denBerg - nazw1:\c !l1 a u Ik q 0' sam 0' t n O'S c i i w y i z 0' 10' wan i u.JClIk to' si~ dzieje, ze niekt6Tym spoSr6d nas udaje si~ rO'zwiqzacproblem samO'itnO'sci, a :innym - nie, to nO'wy problem. Van denBerg Iby1by sklOiImy przyznac, ze odpowiedzialna za to' jest strukturaosO'bawO'scimva , w jakq jestesmy wYPO'sazeni. SkO'rO' jestesmyniejakO' wtrqceni przez niq w samotnosc, ktorastaje s i~ dla naspulapkq, prolblemem nier,ozwiqzalnym, nie ponO'simy za to' O'dtpowiediialnosci.J es teSmY bez wi!l1y. "Slowa wina i O'dpowiedzia1noscSq zawodne, jesli chO'dzi 0' neurO'z~ i psychO'terapi~. One w O'gale nie<strong>maj</strong>q prawa bytu w psychia


ZDARZENIA - KSIAL:KI - LUDZIEzawartych, ale z podejscia, o.ct6re pragnie zauwaZyc to, co wame,istotne, godne namyslu, co dac nam powi=o do myslenia, a co z r6znychpowod6w jest zaporoniane i nieobecne. Przy talki.m podejsciubraiki, z jrukimi ze11kn.ie is!i~ czytelnilk 'PoLslkiego wydania Innego istnienia,a dotyczqce m . in. nienajlepszego przekladu, mUSZq okazacsi~ drugorz!i)dne w()Ibec walor6w, jakie Istaralem si ~ wydobyc w nin'iejszymom6wieniu.Jan GalarowK:zMICHAt STRZEMSKIWSZYSCY SA WIERZACYKtos wierzy w ,istnienie Boga, a ktos inny wierzy w nieistnienieBoga. Ale z wiarq przekracz'ajqcq wiedz~ mamy do czynienia t akzepoza teizmem, ateizmem i antyteizmem. Przy tym Towniez wszelkaswiecka wiedza przeplata si~ zawsze z jakq.§ Swieckq wiarq.Wszyscy obra'cajq si~ w ikr~gu hermeneutycznym: "trzeiba rozumiec,zEfuy wierzyc, ale trzeba wierzyc, zeby rozumiec".Jesli ktos twieI1dzi, ie wszystkie swoje poglq.cty Oipiem wylctczniena tym co wie, daje jaslkrawy wyraz ruezrozumienia siebie, Swiatai wszechnauik w sw'iecie. M6gllby bowiem opierac wszystlkie swojepoglqdy na tym ,co wie, tyJlko w tym przypad'lm, gdyiby rozporzqdzalwszechw'i:edzq. A we w szechwiedz!i) czlowieka nie wierzq am fideisci,ani antyfideisci.Najsklroroniejsza pozycja wiary sprowadz8. si~ do odgrywania roliwy;pehriacza i spolwa, Ibez ktorego elementy wiedzy uleglyby TOZSypaniu.Wypemiacz-spoiwoawansuje zazwyczaj z biegiem czasu do rangis7Jkieletu poglq,d6w. Nast!i)puje to w wytIl!iku spehliania si~ pierwszegowa'I'Ulliku kr~gu hermeneutycznego: "trzeba rozumiec, ze'bywierzyc".Dalsze stadium TOZWOjU i uma'Cll.iania si~ wiedzy zalezy od spel­Inlania si~ drugiego warunkutego kr~gu : "trzeba wierzyc, ieby ['0­zumiec".Kolejnosc spel:nian1ia si~ tych warun'k6w moi e bye odwr6cona.Talkie jest prawo kr~gu.Krqg hermeneutyczny dbejmu'je spe'kulacje myslowe wszystkichludzi. Nawe't tych, kt6rzy nie chcq uwierzye we wlasnq wiaT~. Jednakswiadomosc w'iary doskonali wiedz~.Wszy'scy 'Sq wierzqcy.Tyliko n'ie wszyscy 0 tym wiedzq.18 - ZNAK 653


ZDARZENIA - KSIIli.KI - LUDZIE/'POMI~DZY ATEIZMEM A PANTEIZMEM Cz~to spotylkam si~ z pytaniem - dlaczego drrzesdjanie, a takzebaI1dzo liczni wy7m.a ' wcy innych religii monoteistycznych, odno­SZq si~ do pantei'zmu jeszcze baI'dziej negatywnie, ni'Z do ateizmu.Chciatbym na "to pytanie odpowiedziee.Do wieIkich sy'stemow filozofkznych i teologicznych nie b~d~ si~jednaik odwolywae. Byloby to be:ocelowe. Ludzie, kWrzy zadajq mipO\vy~ze pytani:e, reprezell'tujq wprawdzie cz~sciowo tzw. elit~ inteleJ.dualnq,ale systemow tych albo nie znajq, 'aLbo znajq je powierzchowniez Utera'tury 21blizonej dopopularnej. Odjpow'iedz musibye wi~ c takze ra-czej popularna.Zajmijmy si~ naprzod ateizmem. Otoz lu¢ie wierzqcy w n ieistnienieBoga wyznajq z reguly (ale nie zawsze) ma'terializm i monizm.Wedlug ich eschatologii czlowiek - jako istota przyrodnicza ­rozprasza s'i~ po smierci w przyrodzie, pozerany cz~to przez swiatzWierz~cy i roslinny. Jaiko istot a spoleczna moze liczye n a kr otkienibyzycie pozagrdbowe


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIETRESURA I WYCHOWANIE Tresura i wychowatnie. Zar6wno 'W jednym; jak i w drugim przypadkumamy do czynienia z jak ims nauczaniem. Ale tresura ograniczasi~ w tym zalkresie do tworzenia u 'kogos skojarzen i nawyk6w,a z poj~ciem wychowania lqczy si~ 'koniec:mlosc udzielania komuspewnego zasobu wiadornosci.Wychowanie czlowieka na s t ~ puj e po wczesn o d z i e ci ~ cym okresiejego wylqC:mlej tresury. Polega ona na uzasadnianiu wdr azanych muregul i norm . Wyis'Z1e stadium rozwojowe za-biegu wychowawczegoto przekazywanie wychowankowi samej tylko wiedzy warunkujqcejtresc 'i formy etoou. To wyisze stacl:ium 'jest tr udm.o ooiqgalne, bostawia wychowawcy duze wymagania w za'kresie umyslowym, etycznymi pedagogicZIlo-dydaktycznym i wymaga od wychowan'ka du­Zych zdolnosci percepcyjnych. Zjawiskiern powszechnym jest oscylacjapomi~dzy tresurq i wychowaniem.Tresur a czlowiek a jest dla tresera zabiegiem bardzo mozoliIlym.Wyklucza ona czas woliIly w pelnym znaczeniu tego slowa. StosujqCtres ur~ trzeba czlowieka intensy wnie zapracowywac,' a w czasiewo1nym od pmcy pTodukcyjnej trzeba go nieustannie za'bawiac.W tresurze dbowiqzuje scisla normalizacja sposobu zycia.Wychowanie czlowieka jest zabiegiem mniej m ~cz qcym. Pozostawiaono bowiem wychowan'kowi sporo czasu doslownie womego,'kt6rego n i ezb~dnosc zwiqzana jest z potrzebq nauczania samodzielnegomyslenia i wyzwalania swoboclnej inicjatywy. .W wychowaniu nietresenskim wyklucZ'ona jest scisla normali},acjaspos{Jbu Zycia.Tresura daje cz~sto efekty nietrwale. Pobudza 'Prz e'ko r~ i przyczyn'ias i~ nierzadko do rozwoju chuhganstwa.J esli uda si~ je s toso'Wac dlugo i m asowo, prowadzi do zlbiorowychkontestacji, polqczon ych zazwyczaj z ;terroryzmern, stanow iqcymzresztq cz~sto w swej istocie kontrterror yzm w stosunku do terroryzmutresury.Dbok pospolitych chuligan6w, ,dzialajqcych w sposob nieskoordynowany,rodzi t resura strukturalne grupy epi- i panopozycyjne mlodzieiy0 spoiwie Tozrnaitej tresci i formy (np. niedawni hippisi i gitowcy).Tresura ludzi miewa na celu m. in. zapewnienie spo]wju i stabilizacji.I rzeczywiscie zapewnia cz~sto spok 6j, ale tylko pozomy, boulegajqcy podminowaniu przez flustracj~ ofiar tresera, pozbawionychmozliwosci wy,bor u.Wychow anie - w przeciwiensbwie do tresury - pozostawia zawszewychowalllkom jakies drogi wyborn, co prowadzi nie tyl'kodo ich O'twartego r6:i:nkowania si~, ale i do jawnych k


ZDARZENIA - KSlfjZKI - LUDZIEktOre nie stwarzajqc pozorow spdkoju, wykluczajq jednoczesnie samozaminowywaniesi~ terenow bU'l"Zliwej wyrniany niespokoj!I1ychffiySli.Sprawy tresury i wychowania rue ogran1czajq si~ do kr~gu zarysowanegoprzez etyk~. Poj~cia te (nie tylko same ternniny) obejrnujqta'kze cz~sciowo przystosowywanie uczniow do przyswajania sobiewiedzy (nie chodzi 1u 0 'beZlposreooie nauczanie poszczegolnych'PTZedmiotow).I tutaj zaznaczajq si~ diametralne rozbieimosci pomi~zy tre.~urqi wychowaniem.Tresura wpycha nachalnie do mozgu ucznia o]brzyrni ladU!I1ek gotowychWiadomosci rozmaitej rangi. Wychowan'ie odgrywa natomiastw procesie erudycji Tol~ styrnulatora i regula>tora TOzWOjUumiej~tnosci samodzielnego myslenia i sarnonauczania. Autentycznqodpowiedzlalnosc utwie:rdzajq w uczniu takze kOlIlikrebne zabiegiwyehowawcze, nle tresura.Wyohowanie, nie-tresura, moze zapewnic jednostkom i Slpoleczenstwornodpornosc na przeciwienstwa.W realnej oscylacji pomi~dzy tresurq i wychowaniem >trzeba nauczycsi~ pozroiniac elementy breserskie 'i wychawawcze. SarnaSwiadomosc w tym za'kresie stworzy pTzywilej dla wychowania.Michal Slrzemski~56


o OCHRONIE SRODOWrSKAAneks do dokumentu synodalnego ODPOWIEDZIALNOSC CHRZESCIJAN ZA BUDOW~I ODNOWIENIE SWIAT A 1. Majqc na wzgl~dzie dobro osoby ludzkiej Synod nie mo.ze pominqcpmblemu zagro:ienia i OChTony srodowiska na terenie ArchidiecezjiKrakowskiej.Trze ba z naciskiem stwievdzic, ze zagro.zenie sro.dow,islka jest r6wniezprdblemem mO'ralnym i w twkim uj~ciu must znajdowac si~w polu widzenia Kosciola. Stanowi bowiem zagrozeme czlowieka,szkodzqc przede wszystkim jego zdrowiu i 'zyciu juz teraz, w dbecnympdkoleniu. Zanieczyszczenie srodowiska wyniS2lcza zdrowie fizyczneczlowieka, a T6wnoczesnie godzi w jego zdrowie psychicznepoprzez poczucie zagro.zenia, rosnqcy stress sTodowiSkowy, dewastacj~krajobrazu i ·na wiele innych sposob6w. Zagrozenie srodowiskajest ta'kze zagroieniem dla iycia rprzyszly~h po'koleii - zar6wnopoprzez zmiany genetyczne jak i pr,zez ogrankzenie zas6 b6wnaturalnych, nie71bE;)dnych dla iycia naszych dzieci i wnu'k6w. Wrreszciezagrozenie srodo.wislka stanowi zagrozenie 'istotnych element6wnaszej narodowej 1:o±SamoSci: zabybk6w historii i ,kultury 'oraz krajo'brazu.Znajomosc tych zagrozeii i ieh znaczenia mO'ramego Sq przeci~ienada'l znikO'me. Synod uwaza wi~c za ikonieczne wlqczenie ich do.pracy wychowawczej Kosciola Kralkowskiego.2. Jak wyfkazujq Zlgodnie wyniki liczmych opracowaii i analiz naukowych, rejon Kralko.wa i samo. miasto KrakOw stanolWiq drugiw kolejnosci po G6rnoslqskim Okre:gu Przemyslowym - najbardzi~jnasycony zanieczyszczeniami rejon Polski. Powody tego stanurzeczy Sq trojakie: 1. wyso.ka i stale rosnqca koncentracja uciqzliwychform przemyslu, komunikacji i urbanizacji, 2. niekorzystne(z punktu widzenia zdolnosci samooczyszczania) wa'runki geograficzno.Jkltmatyczneoraz 3. oddzialywanie sqsiednkh rejon6w miej'sko­-przemyslo.wych, przede wszystkim skupis'ka g6r.noslqskiego. W wynikutego na obszarze Kra'kowa i w sqsiednich rejonach wyst~pujebar.dzo duze zanieczyszczenie powiebrza zar6wno. gazami jak pylall11i,silne zanieczyszozenie i slkazenie wad powierzchniowych oraz podziemnychpolqczone z zatburzeniem naturamych sbosunk6w Wo.dnych,degradacja i skazenie gleb oraz zniszczenia szaty roslinnej,wyso'kie nat~zenie halasu i dTigaii, a takze inne rodzaje skaZeii i za­657


o OCHRONIE SRODO WI SKAgroien. Ich Ikoncentracja - w tyro licznych substancji silnie brujqcych- osiqga tu rozmiary niespotykane w innych ,cz~sciach Polski,a nawet Eurapy. MiaTq dramatycznosci sytuacji moze bye fakt, ie nacalym obszarze Krakowa, WielkZki i Skawiny st~ienie trujqcychzwiq:cll:6w siarld w powietrzu sta'le znacl'JIlie przekracza najwyiszewartosci dopuszczalne wedlug stosunkowo malo rygorystycznychnorm polskich. Obszar zas, na kt6rym st~zeni a te cz~sto przekraczajqnajwyZ.sze dopuszczalne wartosci obejmuje szerokinn pasemokolice KTa'kowa, ,si~ga j qc _na p6lnocy po Michalowice, na polucmiepo Mogilany, a na za,chodzie lqczqc s i~ ze strefq zan ieezyszczen rejonuslqskiego.3. Zagroienie zycia i zdrow'ia ludnosci zwiqzane jest przede wszys1Jkimz obecnosciq w atmosferze szkodliwych py16w i gaz6w, wydzielanych przez zaklady przemyslowe i energetyczne oraz pojazdyn a g16wnyeh szlakaeh 'komunik'aeyjny ch. Nas t~pnym zrodlem zagrozeniaSq zanieczyszczenia wody pitnej, spowodowane splywem dor zek sciekow z zaklad6w przemyslowych i hodowlanych, a takiewyplukiwan iem n awoz6w Sl'ltucznyeh i srodk6w oehrony roslin. Niekontrolowane scieki powodO'Waly jui Ikilkak wtnie Ikoniecznose wylqezeniadoplywu wody do s ieei wodoeiqgow ej w Krakow ie na przeciqg,kilku lub k ilkunastu godzin. Zanieezyszczenia atmosfery, wodyi gleby, a 'takze n iepraw idlowosCi w stosowaniu nawoz6w sztuczny


A NEKS po DOKUMENTU SYNODALNEGOcam.osci p roces n iszczenia zar6wno calych obiekt6w zabytkowychjak i lch detali architektonicznych. Ulegly juz zniszczeniu w 80%elementy kamienne kosciola sw. Andrzeja, lieme elementy kosciolaMariackiego, attyki Sukiennic,rze:hby Katedry Wawelskiej, kosciolasw. Barbary i wiele 'inny.ch. lrunym zagrozeniem dla zabytikowychb udow li sa, dr gania pochodza.:ce od nasilonego ruchu kolowego.Sprywodowalyone juz na przy'klad sp~anie scian i uszkodzenie fundament6wkosciolo'W 00. Frq.nciszkan6w i 00. Domi!l1ikan6w orazBa·-vbakanu. Istnieja, r6wniez obawy, ze zmiany poziomu 'Woo gruntowychspowodowane pr ze d s i~wzi~ ci a m i hydrotechnicznymi w ko­. rycie Wisly, oddzialywuja, niebezpiecznie na fundament y calego zespoluzabudowy Starego Miasta.Wszystkie te fakty <strong>maj</strong>a, dramatyczna, wymow~ na tIe decyzjiUNESCO z r. 1978 0 wpisaniu Kr akowa na Lis t~ Dziedziclwa Swiatowegooraz na tIe podj~ej przez Wladze og6manarodowej akcjizmierzaja,cej do odno'Wienia i ochrony zaby tfK6w Kr akowa. Lstmieja,cezagrozenie srodow iska stawia pod znakiem za.pytania Skut eemosctych ak cji, efekt wielkich lIla'ld1lid6w i wysilk6w . Akcja r ewaloryzacji-musi bowiem uwzgl~dnia c problemy ochrony srodowiska, jeslito, co odnow ione zostanie dz'is, n ie rna ulec zniszczeniu j uz jutro. .5. Zagrozenie krajdbrazu i zasob6w przyrodniczych rejo!llu Krakowawyst~puje przede wszystkim w postad zn' zczenia szaty roslinnejpr 21ez pyly i gazy przemyslowe. Powa2me zniszczenia wys ta,­pily juz w Ojoowskim Parku Narodowym, po st ~pu j a,cej degradacjiulega historyczny Kompleks lem y Puszczy Niepolomickiej, eksploatowanejr6wnoczesnie jako zrodlo surowca drzewnego. Niezale:l:nieod zniszczen spowodowanych zan ieczyszczeniem atmosfery, lasy niszczonesa, p rzez eksploatacj ~ m aja,ca, charakter rabuaillw wy. Zmniejszaona drastycznie zasoby leSne naruszaja,c r 6wnoczeSnie prawidlowa,strUk t UT~ drzewostaTIu , co zmniejsza jego naiturama, odpornosci utrudnia odnaw ianie si~ lasu.Zielen wewna,iJrz mialsta, tak potrzebna dla fizycznego i psychlcznegozdrowia mieszkanc6w, nararona jest lIla niszczenie nie tylkow wyniku diialan ia dymow i gaz6w przemyslowych ale takze skoncentrowanychspaHn pojazd6w samochodowych, oraz na dewastac j ~przy wszelkiego rodzaju pracach budowlano-remorrtQwych, czywreszcie 'W wynik u zwyklej bezmysmosci. Otoczenie wie'lu osiedlistaje siE; przystowiowa, 'kamienn(l pustyni(l, oddzialuj(lc(l destrukcyjniena psychik~ m ieszkancow. Co w i~cej, nawet w tak Ibezcennymkrajobrazowo rejonie, jakim jest Podhale, zdarzaj(l siE; przypadkiplanowej likwidacji duzych partii zadrzewien, aby :stworzyc m iejseedla nieprzemyslanych ilIlwestycji.659


o OCHRONIE SRODOWISKA6. 1stnieja,ce plany w zakresie inwestycji rprzemyslowych w okr~gach krakowskim i slqs'kim, a ta1cie na wschOd od Kra'kowa, wSikazujqna to, ze w najlblizszej przyszlosci nastqpi dalsze powamezwit;kszenie zagToZenia s1'odO'wiSka w rejonie Krakowa. Nie hczqesi~ z istniejqcym stanem rpowi~ksza si~ Illardal koncentracj~ przemysluna obszara·ch, na 'kt6rych juz obecnie zostaly prz;e!kroczone wszelkiedopuszczalne normy st~iJen sulbstancji s2'lkodliwydh w po'vvietrzui w wodzie. Na najrbardziej nie!be~iecz:nym dla KrakO'Wa kieru.n:kuzachodnim, ska,d wi~je przewazaja,ca 110'sc wiatr6w, rpowstajq lub Sqw fazie uruchamiania liczne zaklady (e1ekbrownia Jaworzno III, koksowniaRuty Katowi.ce, cemenbownia rkolo NiegO'szO'wic, zakladychemiczne przeralJki w~gla 'kolo Oswi~cimia i in.), kt6rych lqcznaemisja surbstancji sZJkodliwych prz;ekroczy dbecnq emisj~ zaklad6waglomeracj'i krakowslldej. Na drurgim z uprzywilejowaillych kierunk6wwiatru - na wschOd od Kra'kowa - opr6cz TO'zbudO'wy kombina'tuHuty ilm. Lenillla (juz dzi.s wydzielajqcej ok. 60% szkodliwyehpyl6w i gaz6w Krakowa), buduje si~ m. i1n. eleJctroWllli~ cieplnq w Polan,Oli.Choc w projekltach tyoh wszysbkioh zaklad6w przewi!duje si~urza,dzenia sluzqce do zmn'iejszenia szkodliwych emisji, to jednakdO'swiadczenie dotychcza'sowyeh inwestycji uezy, ie urza,drzenia takiew pierwszym rz~dzie padajq ofia'rq pociqgni~c oszcz~osciowyohi najcz~sci:ej Sq realizowane tylko cz~sdowo lub nawet wealesi~ ic'b rue bu!duje. Poro tym nie dysponujemy w naszym rkraju urZqdzeniamii metodarmi w pelni i s'kutecznie zarpobiegajqcymi szkodliwymeIl).'isjam przemyslowym, zwlaszcza gaz6w. Sytuacja zmierzawi~c szyb'ko do d:alsz;ego 'pogl~bienia kryzysu srodowiSka i do kata'sbrofyekologi


ANEKS DO DOKUMENTU SYNODALNEGOpracownie, placowki naUlkowe i techniczne. Odbywajq si~ setkispotJkan, konferencji i seminar'i6w naukowych,konczqcych si~ deklaracjarrni,uchwalami, zaleceniami i WIl1.ioskami.W jaskmwej sprzecznosci z tq powodziq slow pozostaje katastrofaInyi stale pogarszajqcy si~ starn srodowis'ka w aglomeracj,i kra'kowskiej.Ustawy riie Sq przestrzegane, wnioski i 'zalecenia nie Sq realizowane,diagnozy i proje'My nie Sq brane pod uwa.g~ w dzialalnosciprak'tycznej .i przy podejmowaniu decyzji gospodarczych.8. Brzyczyny istniejqcego rOZidzialu pomi~dzy znajomosciq sytuacjii wyni'J


o OCHRONIE SRODOWISKAczy. Al1gumentacja taka cdzenia prac badawczychi oglaszania kh wymilkow. Przy podejmowaniu decyzji w zakresie;plcrnowania przes'trzenm.ego, lokalizacji pr2lemysJu i osiedli mieszkaniowych,opinie specjalist6w z za!kresu ochrony srddowisk a, Sqnaj cz~ sciej pomijane. Pod nac.iSkiem za'rzqdzen oszcz~dnosciowychs'kresla si~ fundusze zaplanowane na realiza'cj~ przewidzianych usta­Wq i projektowanych urzqdzen


AN EKS . DO DOKUMENTU SYNODALNEGOtoruowego, Tozne sprawy zwi'lzane z eksploataej'l pojazdow (parkowaniena zielencach, myC'ie w rze'lmch, spuszczanie oleju do kanal6w,halas, regulacja silnikow) , zachow'arrrie '8i~ na wycieczkach(zaS:rrdecanie, zagrozerue pozarowe lasow) - ato przyklady spraw,kt6re pomijane S'l w rachun!ku sumienia przeci~tnego katolika, a powinnysi.~ w nim znaleze, gdyi - w skali masowej - dose powazruewplywaj'l lIla stopien n1szczenia . srodowiska. Oddzielny zespotzagadnien dotyezy Tolnikow .i zanieczyszczania 'strumieni i pdtok owprzez wyrzucanie tam smieci i odpad6w, przez nieumiej~tne gospodarowanienawozami i srodkami ochrony roslin, przez szkodliwyzwyczaj palenia traw itd.Zargadnienia te mOZlIla by poruszae w ramach katechizaoji mlodzie­Zy i doroslych, pona'dto celowe byloby przygatowanie zwi~zlej iniormacji pisemnej.13. Szczegolna rola przypada pracownikom nauki, k torzy POWll1.­ni rzetelnie dochodzie praw dy 0 zagrozeniu srodowiska i t t=; prawd~SZeTzyc, n ie ulegaj&:c naciskom ze s trOll1Y ty,ch, k t6lrzy woleliby jqukrywae. Praeown'icy lIlauki powinni rozJbudzac w swoim srodow iskuswiadomosc o d,pow tedzialnosci moralnej za sk u-bki osobi.stej dzialalnooci,ikt6ra to odpowiedzialnosc l'lezy si~ w tym wypadku z wlasci­Wq kazdemu nauikowcowi odpow iedzialnosciq za prawd~ . Tam zas,gdzie przedmiotem badan naukowy,ch Sq metody ochtony srodow i­s'ka przed zatruciem i dewasta,cjq, pracownicy nauki p owinni doikladaestaran - do czego zresztq Sq uprawnieni j.i lIlaw et zobowi'lzani- aby wyn'iki ich opracowan Ibyly p raktycznie w ykorzystywane.Ludzie nauki winni pamit=;tac, ze S'l obarczeni wielk'l odp o­wiedzialnoSci'l, gdyz w skomplikowanych zagadnieniach inZYIIlieriii ochrony Srodow iska ich 2'Jdanie stanowi. drogowskaz dla spoleczenstwa,kt6re domagaj'lc sit=; dzialan, m usi miee przekonan'ie 0 ich skutecznooci.Naleiy wystrzegae s it=; wysuwania postulat6w niedostateczni,e umotyWowanychnaukowo a p rzez to mog'lcych przyniesc sZ'kodt=; sprawie ochrOll1Y srodow iska.14. AU'1;orzy plan6w przestrzeimych, projektanci zaklad6w przemyslowychi osiedli, urbanisc1 oraz rrealiza torzy '1;ychplanow· i projekt6wwinni bye swiado i, ze to w wi~zosci przez nich dokolIlY~wane S'l fakty tworz'lce zIq lub dobr 'l sytua cj~ w dzied2Jin.ie zagrozeniasrodowis'ka. Powinni wiE:c W pierwszym rz~dzie starac si~, byich wiedza w tej dzie d.zi.n:ie odpoWiada1:a n ajnowszym zdobyczomnauki. Nast~pnie winni czynie z tej w iedzy w1:asciwy uiytek w swojejpracy. Jesli zas ~da sit=; od nich prr&cy ruezgodnej z ich sumie­663


o OCHRONIE SRODOWISKAniem, powinni wyjaSniac sz'kodliwosc takich nakaz6w oraz - jeSlitrzeba - prdtestowac przeciw narzucaniu rozwiqzan sprzecznychz inieresem spoleczenstwa:15. Istnieje jeszoze wiele innych ka'tegorii os6b mogqcych powodowac,daleko idqce skultki w tdziedzinie zagrozenia srodowlska przezuchylbienia w wykonywarniu swej tpracy zawodowej. Sq to np. prevcownicy O'dpowiedziami za dzialalnosc. urzqdzen odpylajqcych, zagospodaI1k~ odpadami i scie'kami, za regulacj~ silnilk6w i in'Ilych urZqdzen(mogqcych wydzielac szkodliwe gazy), za organizacj~ masowychwycieczek i turystylki itp. Trudno wymienic wszyst'kie 'kategorieos6b, do 'kt6rych naleiy kierowac apel 0 dokonanie szczeg6lnegorachu:n:ku sumienia z dlbalosci 0 spraw~ ochrony srodowiska.A jednak trzeba 'starac si~ do tych ludzi docierac i tlumaczyc im,jak wiele zlego moze spowodowac kh chwilowe nawet niedbalstwoczy bezmyslnosc (np. jedna beczka smaru wylanego na pole kolorzeki pozbawia cale miastO' wody wodO'ciqgO'wej na przeciqg doby).Nalezy szu'kac sposob6w ustaJenia wlasciwych os6b na terenach parafiii dotarcia do nich z rzeczowq infO'rmacjq i perswazjq moraLnq.16. Synod apeluje do wszystkich, O'd kt6rych zalezq decyzje doty­CZqce stanu zagrozenia srO'dowil


JEDENASTA WIECZOREM... . MATKA TERESA"CokO'lwiek uczymicie jednemu z tych bradmO'ich najmniej-szych, Mille to uczyIl'icie"Bylem glodny, a dales Mi j,esc. Byl€m spragmiO'ny, a dales Mi p'iC. CXYkO'lwiek uczynLcie jednemu z tych brad mO'ich ll1.ajmniejszych, Mnie to' uczynicie. Wejd:ildie teraz dO' dO'mu Ojca MO'jegO'. Bylem bezdO'mny, a nie zarmmqles iprzede Mnq drzwi. Bylem nagi, a przYQdzialeS Mnie. Bylem znuwny, a O'fiaTO'Wales Mi wytchnienie. Bylem nieSPO'ikojny, a ukO'iles mO'jq udr~t;. Gdy bylem maly, nauczyles Mnie czytac. Gdy Ibylem SaIDO'tny, otO'czyles MnLe miloSciq. Gdy bylem w wit;:zJieniu, przyszedles dO' mQjej celL Gdy bylem dhQlI'Y, zaQpiekO'wales sit; Minq. W dbcym kTaju przyjqles Mnie serdeczmie. Bylem :bezrobo:tny, a znalazleS Mi pra,ct;. Bylem ranny w wake, a ty udz'ieliles Mi pamO'cy. PO'szukiwalem dobra i ty wyciqgnqles dO' Mnie T~kt;. Bylem czarny, zatty i bialy, zelZo'l1y i wysm1any - ty niO'sleS moj Krzyz. Bylem stary, a znalazles dla Mn'ie uSmiech. Bylem strapiony, a rpodjqles illlO'je cierpienie. WidzialeS Mnie Qplutego i SkrwawiQnegO'. Rozpoznales Mnie, chO'C pOit zalewal mO'je rysy. Stanqles iprzy Mnie, gdy bylem prze


JEDENASTA WIECZOREM ..."NOCE -SWIECKIE"Droga Z.!Gdy rozwazalam "noc oCzekania", uparcie nasuwala mi si~ inna,przy /kItorej tei; rooma 'by rlac znalk r6wnooci z poj~ciem "iyc1a". Nocsamomosci. ~Jest inna od "nocy przyjafuli" - jest tak bardzo wlasciwa naszymczasom. Coraz nas wi.~cej , ale wskutek warun:k6w cywilizacyjnych,kt6re zaistnialy - coraz s taranniej oddzielamy siE;! cieniut!kimisciankami naszych "m" od innyeh.Pami~tasz , ezytalysmy razern Kry s tyn~ Sigridy Undset. Wtedyw jednej izbie koncentrowalo si ~ zycie .calego dworzyszeza. Kobietygotowaly, prz~dly , szyly, doglqdaly dzieci, rn~zezyini <strong>maj</strong>sterkowali;nOCq, loza od.grodzone zaledwie oponami sluiyly rnalZenskim parom.K'ilkaselt latbenm, maze nawet 1cllkadziesiqt, mialaby;m "na oku"zycie romych ludzi z ich codziennymi troskami, latwymi i trudnymichara'kterami, zimq - ok utana futrern odganialaby;m laszqce si~psy... dzis siedz~ w jasnym, ezysciut'kirn pokoiku i w tzw. wolnychchwila'ch ro~p ras zam mojq samotnoSc obrazem telewizyjnym.Przed paTU tygodniami bylam na podwieczorlm Unieninowymu naszej wsp6lnej znajomej pam B. Zebralo siE;! osiem kobiet: trzywdowy i pi~c pan :i:yjqcych w separacji. Osiem samotnych w wiekuod 30-80 lat. Powiesz, ze 'tak si~ przypadkowo zloiylto? ale statysty'kajest zwykle wyni!kiern przypad'kowych zestaWien.Noc samomosci. I to nie zawsze dobrowolnej.Wyszlisrny z duzych wsp6lnych mb i weale n ie dalo to oczekiwanego·zadowolenia. Panie latwo ZllDien:iajq si~ w drepcz~ce wkolosiebie Marty, panoWie w ponurych i nieuprzejrnych anachorei6w(jezeli oczyvviscie nie wchodzq w nowe i najcz~sciej' coraz plytszeu'klady).Trudno cytowac wielkq improwiz aoCj~: "Samotnosc. C6Z po ludziach,czyrn spiewak dla ludzi?.;." - Wspaniale, ale zanadto patetycznei elitarne (bo gdzieZ ten moj "spiew"?).Musimy to jeszcze przedyskutowac: jak j a mam zyc w samotnoscin a co dzier'l , bo "od swi~t a " , wiern, ze "nikt nie jest sarnotny".Co jest bardziej ddkuczliwe: czy stale przebywanie wsr6d ludii, czyodwrotnie, oddzielenie siE;! od nich? Czy stale przelbywanie w towarzysiwiezapdbiega uczudu sarnotnosci? Moze tylko {:zasami.A wi~c brak optyrn a Jnego rozwiqzrunia ? .Jednak trzeba przebTDqc przez t~ ,,noc" - mysl~, ze dla wierZqcegodroga jest latwiejsza, paniewaz moze ddbrowolnie, swiadorniepodjqc ten ciE;!zar (jak mE;!czenstwo) - a takze pozostaje znakomiltaf~rma rozrrnowy : Iffiodl'i!twa.Moze zechdalabys vtr6cic do tego tematu, jak si~ spotkarny?. Twoja M.666


DANS CE NUMERO Nous honorons la memoire du Cardinal Stefan Wyszynski, Primatde Pologne (3 Aout 1901 - 28 Mai <strong>1981</strong>), en pUbliant l'une de ses.premieres lettres pastorales sur "la liberation chretienne del'homme". Ecrite en 1946, elle constitue tout un programme socialdont Stefan Wilkanowicz, apres en avoir montre l'actualite, releveles taches qui restent a achever ou a realiser.C'est dans la: meme perspective que nous pOl'tons a la connaissancede nos lecteurs l'un, des documents du Synode pastoral del' Archidiocese de Cracovie, vote il y a trois ans. Ce documenttraite de la responsabilite des chrHiens sur Ie mondeet comporte entre autres une analyse de la sLtuatiOlIl sociale, economiqueet politique de' la Pologne, ce q'lli rendai>t sa publication impossibleavanlt Aout 1980. 11 se penche en prjorirte sur Ie milieu social,tandis Que les problemes de l'environnement naturel sont evoquesdans un texte conjoint, detaille et montrant la situation dramatiquede Cracovie, la sante de ses habitants menacee par lapollution atmospheriqueet l'erosion de ses monuments.La responsabil:1te des chretiens trouve son expression dans leurengagement: et ce sont les deux themes abo,rdes a l'Universite Catholiquede Lublin durant la "Semaine d'ecclesiologie" organise en octobre1980. G, Dobroczynski SJ et p, Jasinski SJ en font un compterendudetaille. Il est interessant alors de Ie comparer avec l'artic1e del'abbe Dunajski sur les idees de Norwid, poete du 19-e siec1e, espritreligieux , l'un des penseurs polonais les plus profonds des temps modernes- idees mises en parallele avec les problemes actuels de notresociete. Henryk Siewierski releve, quant a lui, les reflexions decet ecrivan sur Ie role et l'importance de l'opinion publique dans lavie de la nation: theme d'actualite.Aleksander Fiut cherche les ratines du cheminement de Miloszdans cette paraoo1e de I'wtiation qu'est Ie rec1t autdbiographiquedu poete, "Dolina Issy". Il a egalement choisi a l'intention du lecteurdes extraits d es'differentes oeuvres. de Milosz qui refletent son dialoguemterieUT, son conlba.t avec les interrogations fondamenfbailesde l'homme: la foi, Ie sens de la vie, l'art.L'ensemble des texl!;es qui strivenrt, provient d'un symposium regroupantnotamment S. Stomma, J . Skoczyilski, Z. Mocars'ka,M. KTol, A. Walicki et K. Dybcialk et consacre it Marian Zdziechowski,ecrivain mort dans les annees trente, historien de la litterature,penseur religieux originaiJ., fin connaisseur de la culture russe. Fidelea l'Eglise, mais professant des sympathies poUT Ie modern:is.rne, con­.servateur en matiere sociale mads radical moralement paT'lant, un667


DANS CE NUMIOROadversaire intransigean't du nrationalisme et du oommunisme, unefigure representative du pessimisrne chretien, un "cataSitrophiste"amlOnc;ant dans la solitude l':imrninence d'Une crise de notre civilisation.Etudiant, Milosz avaj't frequente ses COUTS et rejete oos idees,rna-is aujourd'hui Q'l1. peut .remarquer entre euX une certaine parentenon denuee de s1g.rrlfica'tion. EvoquaiI1It son anci.en professeur, Miloszreleve Ies pTmcipaux aspects de sa spirirtua'li'te. Enfin, quelquespassages choisis de ses textes cl6wTent pOUlr afulsi dire 'ce sympoSiumconsacre a Zdziechowski,M. Sliwinski apporte sa voix au dialogue entre l'optimisme et lescourants litteraires classique et romantiq"ue, et i1 rnontre au passageIe combat du pessimisme c~ntrel'optimisme chretien mene par lesromantiques polonais du 19-e s.Nous entrons effectivement dans Ie domaine de Ia poesie, avec cetesprit religieux que fut Hopkins, dont Ie portrtait et l'oeuvre fontl'objet d'une etude de S. Baranczak illustres par quelques-uns de sespoem-es.Avec J . Pas'ierb, nous retrouvons las poemes et les dJrames de KarolWojtyla, parus recemment en edition complete. Pasierb en tenteune interpretation philosophique et artistique.Les pmblemes oo:nternporailIls de la phiiosophie sont tTaites parW. Chudy a l'occasion. de la parution a.u livre de Z. Oa'dkowSki SUlla conception marxiste de l'homme dans une forme moderniseereliee a la cybernetique et au structuralisme. J. Galarowicz se base,quant a lui, mJ"r l'ouVTage en vens:iO'Il polonaise de J. H. VJan del' Bergpour faire Ie poinrt sur la prdblemart'ique de la pBytC'ho:kllgie phenornenologique.Enffun, Ie carner Be referme sur Ie reu'illeton philooophique deStrzemski, les meditations de Mere Therese de Calcutta et des reflexionsaillonymes sur la solirtude.668


ZESPOt • HANNA MALEWSKA, STEFAN SWIEZAWSKI, STANI­SLAW STOMMA, JERZY TUROWICZ, STEFAN WILKA­NOWICZ, JACEK WOZNIAKOW SKI, BOHDAN CY­WINSKI, HALINA BORTNOWSKA, STANISLAW GRY­GIEL, MAREK SKWARNICKIREDAKCJA• FRANCISZEK BLAJDA, HALINA BORTNOWSKA,BO HDAN CYWINSKI, STANISlAW GRYGI EL, STE­FAN WILKANOWICZ (redaklor naczelny), HENRYKWOZNIAKOWSKIadresredakcji• 31-041 Krakow, Sienna 5, I p., tel. 271-84adresadminlsfracji• 31-007 Krakow, Wislna 12, I p., tel. 245-48prenumerata• krajowa: kworlolna zl 105.-, p61raczno 210.-, raczno420.-. Termin skladania zam6wien i wplol: do 25lislopada no I kwartal, I p61rocze i coly noslElpny rok,w innych lerminach do 10 kaidego miesiqco poprzedzajqcegookres prenumeraty. Prenumerat~ przyjmujq:odministracja miesiElcznika "<strong>Znak</strong>" ul. Wislno 1231-007 Krok6w, konlo PKO I/O Krok6w 35510-25058­-136, urzEldy poczlowe, dorElczyciele oroz OddziolyRSW "Praso-Ksiqiko-Ruch" konlo Krak6w 31-548, AI.Pokoju 5, konlo: PKO i O/M Krok6w 35510-707.zagraniczna: p61roczna zl 315.-, cJOczna 630.-.PrenumerotElprzyjmuje: RSW "Proso-Ksiqiko-Ruch",Centro Kolp. Prosy i Wydownictw, Worszawo, ul. Towarowo28, Konto NBP XV Oddziol w Worszowienr 1553-201045-139-11Poprzednie numery "Znoku" n·obywoc moina w AdminislrocjimiesiElczn ika "<strong>Znak</strong>", Krak6w, ul. Wislno12 oraz w naslElPujqcych ksiElgarniach: Kalowice:KsiElgarnia sw. Jacka, ul. 3 Mojo 18; Krakow:Ksi~g ·arnia Krokowska, ul. Sw. Krzyia 13; Poznan:Ksi~garnia sw. Wojciecho, PI. Wolnosci 1; Warszawa:Ksi~gornia sw. Wojciecho, ul. Frela 48; Wrocfaw:Ksi~garnio Archidiecezjolno, ul. Kaledralna 6.Drukarnla Wydawnlcza, Krak6w, uI. Wadowlcka 8. Naklad 7000 + 350 + 100 egz. Ark. druk. 18. Moszynopis olrzymono 13 slycznio <strong>1981</strong> , druk u k o~ c zono we wrzesnlu <strong>1981</strong> . Zorn. nr 2562/81 . cena zeszytu 1135.- INDEKS 31371 - F-4 ISSN 0044-448 X

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!