Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie
Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie
Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
SENTYMENTY<br />
Zbisław Janikowski<br />
Wyścigi i kawiarnie<br />
Wielu uważało, że miasto odwiedzane latem przez<br />
tysiące przybyszów przysypia w okresie jesiennozimowym.<br />
Pozornie, rozpoczynała się pora właściwego<br />
miejskiego życia i rytmu, nie zakłócanego pielgrzymkami,<br />
odpustami czy procesjami.<br />
<strong>Aleje</strong> wracały we władanie młodzieży, siedzącej<br />
na ławkach, szwendające się godzinami po szerokich<br />
wygodnych chodnikach aż do pierwszego śniegu. Wtedy<br />
to na środku „trzeciej” z godziny na godzinę pojawiały<br />
się ślizgawki, po których można było w olimpijskim stylu<br />
i czasie pokonać trasę od parku do placu, przebiegając<br />
kilka metrów między, a następnie sunąc na butach przez<br />
kilkanaście następnych, po idealnie gładkie lodowej<br />
powierzchni.<br />
Ślizgawki spędzały sen z oczu redaktorom gazet,<br />
wyrażającymi święte oburzenie. Celowało w tym<br />
„Życie”, piórem red. Janusz Płoweckiego. Interwencje<br />
odnosiły częściowy skutek, przeważnie zbierało się<br />
Plenum Komitetu Miejskiego albo Egzekutywa,<br />
zobowiązywano władze miasta do podjęcia stosownych<br />
działań, o ile wcześniejsza odwilż nie rozwiązywała<br />
problemu. Jeżeli zaś Matka Natura nie była litościwa,<br />
znajdowała się niewidzialna ręka sprawiedliwości,<br />
która kupioną za 1 złoty i 10 groszy papierową torebką<br />
soli likwidowała zło.<br />
Częściowo, bo Aleja Sienkiewicza, brukowana drobnym<br />
wapiennym tłuczniem, poprzecinana mniejszymi lub<br />
większymi rowkami wypłukanymi przez deszcze,<br />
dopiero przy dużych opadach śniegu nabierała gładkości<br />
śnieżnego toru. Tu koncentrowały się zimowe szaleństwa,<br />
ślizgawki na całej jej długości, tory do jazdy na „bobslejach”<br />
– przemyślnym urządzeniu zbudowanym ze starych<br />
łyżew, do których przytwierdzano drewniane siedzenie,<br />
dla wygody obite często ceratą. Ten dziwaczny sportowy<br />
przyrząd osiągał zawrotne szybkości, pędowi towarzyszył<br />
wydawany przez płozy-łyżwy hurkot, a że ruchu<br />
samochodowego nie było prawie wcale, bezkarnie<br />
i bezpiecznie przekraczało się skrzyżowanie Alei,<br />
Pułaskiego i Ochotników Wojennych (Popiełuszki),<br />
zatrzymując się w „trzeciej”, na wysokości obecnego<br />
postoju taksówek.<br />
III Aleja była też miejscem imprez gromadzących<br />
liczną publiczność żądną mocnych wrażeń. Dostarczali<br />
ich mistrzowi motocyklowej kierownicy, uprawiający<br />
- legalnie - zimowe wyścigi na lodzie pokrywającym<br />
jezdnię, a także motoskiring. Narciarz na zwykłych,<br />
drewnianych przeważnie nieokantowanych deskach,<br />
jechał na linie za motocyklem. „Trup” słał się gęsto,<br />
a że głównymi środkami lokomocji były wtedy koniki,<br />
to i jezdnia nie była wolna od charakterystycznych<br />
końskich śladów, na czym cierpieli nie tylko sportowi<br />
herosi. Żałośnie wyglądał sportowy kostium, czyli<br />
codzienna wiatrówka lub kurtka, po ślizgu po pozostawionej<br />
przez konika częściowo przetrawioną owsianą przeszkodę.<br />
Nagrodą było jednak uznanie tłumów i dziewczyn<br />
rozkochanych w swych bohaterach. Innego zdania były<br />
matki i żony, którym przypadał zaszczyt usuwania<br />
końskich śladów. Na tymże wyścigowym torze w Alejach,<br />
przedłużanym w różnych latach o Śląską, Waszyngtona,<br />
Aleję Wolności i Kościuszki, Jasnogórską, Kilińskiego<br />
do Placu, przez ileś tam okrążeń szaleli nieustraszeni<br />
mistrzowie kierownicy. Z hukiem, w kłębach dymu<br />
i pary, mknęły rasowe bugatti, hispanosuizy, mercedesy<br />
a nawet dekawki, niektóre wyprodukowane jeszcze<br />
w latach trzydziestych, remontowane, odbudowywane<br />
nie wiadomo jak i czym. Taką przedpotopową sportową<br />
maszynę charakteryzowała bardzo długa maska spięta<br />
metalowymi pasami, za nią był kokpit z kierowcą<br />
siedzącym niemal na tylnej osi. Całości dopełniały<br />
przeważnie nieproporcjonalnie duże i cienkie koła.<br />
Kierowca, najczęściej w skórzanym kombinezonie<br />
i obcisłej skórzanej „pilotce” na głowie z oczami<br />
osłoniętymi potężnymi lotniczymi okularami, jedną ręka<br />
trzymał kierownicę, a drugą zmieniał biegi, dźwignią<br />
umieszczoną na zewnątrz kabiny. Z każdym następnym<br />
wyścigiem pojawiały się coraz nowsze modele, dla<br />
których miejski tor już nie wystarczał. Wśród asów<br />
kierownicy nie brakowało naszych częstochowskich<br />
mistrzów, o których niejednokrotnie pisali w codziennych<br />
gazetach znawcy tematu. Ważne, że nasi nie byli w tych<br />
wyścigach tylko tłem dla innych.<br />
Podobne igrzyska urządzali motocykliści. Ci dosiadali<br />
najczęściej poniemieckich bmw i nsu, zindapów, dekawek,<br />
z wojennego demobilu amerykańskich nortonów<br />
i naszych rodzimych pierwszych shl-ek. Maszyny<br />
przystosowane i podrasowane wyglądały bardzo bojowo,<br />
tym bardziej, że szkło reflektora zastępowała biała<br />
plakietka z wielkim czarnym numerem zawodnika.<br />
Wyruszali z Placu, by pokazać się częstochowianom,<br />
po czym udawali się na rajdowe trasy w jaskrowskie<br />
laski i bezdroża. W tych zawodach brylowała<br />
częstochowska amazonka – Ewa Calewska, która gromiła<br />
najlepszych i najsławniejszych.<br />
aleje III 38 I-II 2006