Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie
Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie
Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
SENTYMENTY<br />
przemyślnie skonstruowane grzybki, wuzetki, stefanki.<br />
Z napojów dominowała woda sodowa, podawana<br />
w syfonach, które wyczyniały przedziwne harce,<br />
rozpryskując wydobywającą się z nich wodę po<br />
wszystkich zgromadzonych przy stoliku, lub kapiąc<br />
w sposób niekontrolowany aż do ostatka, podtapiając<br />
siedzących. Syfony wydawały też liczne odgłosy,<br />
od cichego świstu przez długotrwałe bulgoty, aż po łoskot<br />
wodospadu. Drugim podstawowym napojem była<br />
słodka, sztucznie barwiona oranżada w jakże modnym<br />
dziś kolorze oranż.<br />
Przy wejściu na główną sale była obowiązkowa<br />
szatnia a dalej ogromny bufet, gdzie w szklanych<br />
gablotach chroniono przed kawiarnianym dymem<br />
wyroby cukiernicze. Na szklanych półkach stały butelki<br />
z rożnymi trunkami, wśród których od czasu do czasu<br />
pojawiała się nawet brendy. W rogu sali, nie zawsze<br />
bezwonna ale zawsze płatna, toaleta.<br />
Kawiarniana moda kwitła przez kilka sezonów,<br />
popularny w pewnym okresie był nawet kawiarniany<br />
szlak: „Teatralna” – „Petek” – „Kryształowa”. Najdłużej<br />
działał - pod zmienioną nazwą - sprywatyzowany<br />
„Petek”, ale i on zniknął w końcu z mapy częstochowskich<br />
Państwo Janikowscy na balu gałganiarzy w Studni, ok. 1970<br />
lokali. A było tam rojno i gwarno. Już od wejścia witał<br />
gości Pan Henryk, szatniarz i cerber oraz inkasent toalety.<br />
Sala przypominała z grubsza potwornie zadymioną<br />
poczekalnię dworcową, ale trzeba przyznać, że przed<br />
każdymi świętami tak jak w domu zdejmowano<br />
do prania, a następnie wieszano czyste wykrochmalone<br />
firany. Od rana do wieczora trudno było o wolny stolik,<br />
a nawet wolne krzesło. Wysiadywało się tu godzinami,<br />
spędzając czas na dyskusjach, plotkach i grze w domino,<br />
które za skromną opłatą wypożyczał Pan Henryk, lub<br />
grze w zapałki, które znajdowały się bez dodatkowych<br />
opłat w każdej kieszeni. Tu czasami pojawiało się piwo<br />
i to nie byle jakie, bo „Żywiec”.<br />
Najkrócej działała i najmniej wyrazistą była<br />
„Kryształowa”, mimo że staranie urządzona, z ładnym<br />
wystrojem, nie zapisała się specjalnie w pamięci. Inne<br />
częstochowskie kawiarnie nie były tak popularne, i choć<br />
miały swoją klientelę, swoich bywalców, jednak<br />
wyraźnie odstawały od czołówki.<br />
Zupełnie inna atmosfera panowała w studenckich<br />
„Filutku” i „Kiksie”. Tam chodziło się na „ubawy”,<br />
tam grały w każdą sobotę i niedzielę zespoły muzyczne,<br />
tam piło się wino marki „wino” lub nielegalnie<br />
przyniesioną wódeczkę, a w okresie snobistycznej mody<br />
na francuszczyznę – niczym u popularnej wtedy<br />
„Saganki” – krajowe, aperitify. Stamtąd wracało się nad<br />
ranem, często przy wschodzącym porannym słońcu,<br />
ścieżką przedeptaną przez wielkie pole kapusty, gdzie<br />
dziś obiekty Politechniki i Akademii.<br />
Ale to jeszcze nie koniec rozrywek i atrakcji. W mieście<br />
pojawiły się liczne kluby, z których najpopularniejsza<br />
i najznamienitsza była „Studnia” na Jaskrowskiej.<br />
W sali, jak na owe czasy wspaniale urządzonej przez<br />
właściciela „Wodociągi”, pod wirującymi lustrzanymi<br />
kulami, odbijającymi rzucone z reflektorów światło,<br />
trwały całonocne upojne zabawy, co ułatwiał doskonale<br />
zaopatrzony bar. Tam odbywały się niezrównane „bale<br />
gałganiarzy” i zwykłe niedzielne „fajfy”. Stamtąd<br />
wędrowało się przez całe nocne miasto, bo własne nogi<br />
były tańsze niż taksówki. Gdy droga wypadała przez<br />
Krótką, a rozbawieni rozrywkowicze mieli jeszcze ochotę<br />
na „rozchodniaczka”, pukano w znajome okno<br />
piwnicznej meliny i za kwotę nieznacznie przekraczającą<br />
oficjalną cenę, nabywało się to, o co chodziło.<br />
Odwiedzało się również częstochowskie knajpy<br />
noszące dumne miano „restauracji” lub „lokali”. Wszystkie,<br />
niezależnie od położenia, miały swoich bywalców,<br />
wszystkie prosperowały doskonale, wszystkie oferowały<br />
potrawy przyrządzane według obowiązującej jednolitej<br />
receptury. Kto wtedy nie jadł „ostrygi po polsku”?<br />
Ale to już zupełnie inna bajka.<br />
Zbisław Janikowski<br />
aleje III 41 I-II 2006